1
NR
106
zły dzień Agnieszki Chylińskiej
08
FOTO MIESIĄCA 6 GOŚĆ WYDANIA 8
Zły dzień Agnieszki Chylińskiej
ART&DESIGN 10
DAgArt. Z Francji do Polski z siedzibą w Rzeszowie
PO RZESZOWSKU 12
Sad Pamięci. Jedyne takie miejsce w Polsce. Święta Bożego Narodzenia. Popatrzmy na nie inaczej
4
SAD PAMIĘCI
12
CZAS NA PUCH
SPORT 16
Anna Węklar. Mistrzyni Świata w Akrobatyce Powietrznej w „Mam Talent". Delfina&Bartek: „Nasze 5 minut przekuliśmy w 6 lat"
MODA 24
Czas na puch Prezent czy klątwa?
ZDROWIE&URODA 26
Influencer z Rzeszowa: @mamawswieciemody
24
iNFLUENCER Z RZESZOWA
LIFESTYLE 28 Zero waste
RECENZJE 30 Płyta, książka
KALENDARZ 32 GRATISY 34
26
Redaktor naczelna mariola szopińska-SĄDEK
Gdy ogłosiła za sprawą napisu na t-shircie i nowej płyty, że ma zły dzień, zelektryzowała przemysł muzyczny i zaintrygowała swoich odbiorców. Goszcząc na naszej #106 okładce, spowodowała jednak, że nasz dzień był wyjątkowo dobry. Kobieta-charyzma, emocjonalny rollercoaster i… nowa płyta, o której Agnieszka Chylińska opowiedziała w wywiadzie specjalnym dla Day&Night (str. 8). Już 30 listopada artystka wystąpi na rzeszowskiej scenie LUKR. Tak charakterystyczny gość wydania zobowiązuje i inspiruje. Dlatego w #106 wydaniu Day&Night aż roi się od wyjątkowych osobowości. Delfina i Bartek, duet w życiu prywatnym i zawodowym, a także uzdolnieni zwycięzcy programu „Mam Talent” zdradzili, jak przekuć sławę w sposób na życie (str. 20), Mistrzyni Świata w Akrobatyce Powietrznej Anna Węklar opowiedziała o rozwoju swojej kariery i szkoły, w której kształci swoich następców (str. 16), a Dagmara Kowal-Hazuka w trzylecie działalności DAgArtu wyjawiła, jak z sukcesem przenieść galerię sztuki z Francji, kolebki sztuki, miłości i mody do stolicy Podkarpacia (str. 10). W kolejnej części cyklu wciąż przyglądamy się zdolnym influencerom z Rzeszowa (str. 26), robimy 10 kroków w stronę bycia bardziej eko (str. 26), otulamy się modnym puchem (str. 24), zastanawiamy się jak wybrać trafione prezenty dla najbliższych (str. 25) i powoli przygotowujemy się do najbardziej magicznego czasu w roku, czyli świąt Bożego Narodzenia (str. 14), które właśnie nadchodzą.
NA OKŁADCE: AGNIESZKA CHYLIŃSKA FOT. SORRY ADAM PLUCIŃSKI /MOVE PICTURE DLA TOP MANAGEMENT EDYCJA: MARIUSZ UCHMAN
Snapchat: twitter.com/ youtube.com/ dayandnight_pl dayandnight_pl DayAndNightMagazyn www.dayandnight.pl facebook.com/ Issuu.com/ Instagram: DayAndNightMagazyn dayandnight dayandnight_pl
REDAKCJA
ZESPÓŁ REDAKCYJNY
FOTOGRAFIE
WYDAWCA
al. Kopisto 1, 35-315 Rzeszów Millenium Hall, II p., tel. 17 770 07 15 redakcja@dayandnight.pl www.dayandnight.pl www.facebook.com/DayAndNightMagazyn
Bartłomiej Skubisz Katarzyna Micał Kaja Kustra Jakub Pawłowski Daniel Kowalczyk Magdalena Sączawa
Paweł Dubiel
Media Show al. Kopisto 1 35-315 Rzeszów
REDAKTOR NACZELNA Mariola Szopińska-Sądek
BIURO MARKETINGU I REKLAMY marketing@dayandnight.pl tel. 661 852 710
SKŁAD Daniel Porada
KOREKTA Hanna Olejniczak
MAGAZYN BEZPŁATNY NR 106 ISSN 1689 - 6610 www.dayandnight.pl
WSPÓŁPRACA Anna Tomczyk
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych i zastrzega sobie prawo adiustacji i skracania tekstów. Wydawca zastrzega sobie prawo odmowy zamieszczenia reklamy lub ogłoszenia, jeżeli ich treść lub forma będzie sprzeczna z linią programową i interesem pisma (art. 36 pkt. 4 prawa prasowego). Wszelkie prawa zastrzeżone.
5
DZIAŁO SIĘ
Koncert Organka w LUKR 26 października Wielu muzycznych emocji dostarczył rzeszowskiej publiczności Tomasz Organek, który wystąpił na żywo na scenie LUKR. Podczas koncertu gościa #105 okładki i wydania Day&Night nie zabrakło najbardziej popularnych przebojów artysty, m.in. „Głupi ja” czy „Mississippi w Ogniu” . fot. Marcin Fiń
Widowisko historyczno-muzyczne „Rzeszów Niepodległy” 31 października
Podczas widowiska zaprezentowana została historia miasta w kontekście dziejów powszechnych, z wykorzystaniem nowoczesnych technik multimedialnych, w połączeniu z występami arty-
stycznymi rzeszowskich zespołów oraz solistów. W trakcie pokazu przybliżone zostały postacie wybitnych rzeszowian, dawnych włodarzy miasta oraz dowódców wojskowych, którzy przyczynili się do odzyskania niepodległości.
Koncert Taco Hemingwaya na skwerze Millenium Hall 21 października
Dwugodzinne widowisko muzyczne zgromadziło na skwerze Millenium Hall rekordową liczbę fanów twórczości Taco Hemingwaya. Artysta pojawił się w Rzeszowie w ramach trasy koncertowej promującej jego najnowszy album „Café Belga”.
Istnienie poszczególne. Tomasz Stańko. In Memoriam w Filharmonii Podkarpackiej 12 listopada Koncert upamiętniający Tomasza Stańko – światowej klasy trębacza jazzowego, rzeszowianina, Honorowego Obywatela Miasta Rzeszowa i autora hejnału miasta – zgromadził tłumy publiczności w Filharmonii Podkarpackiej. Na scenie pojawili się m.in. Vitold Rek, wieloletni członek zespołów Tomasza Stańki (Freelectronic, C.O.C.X.), pianista Dominik Wania, saksofonista Adam Pierończyk, perkusista Cezary Konrad oraz trębacze: Tomasz Dąbrowski, Dominik Mietła i Tomasz Nowak. fot. sebastian stankiewicz/ Estrada Rzeszowska
6. PKO Bieg NIEPODLEGŁOŚCI 11 LISTOPADA
Zawodnicy w białych i czerwonych koszulkach z charakterystycznym logo z napisem: „niepodległa” wystartowali o symbolicznej godzinie 11:11, tworząc „żywą” flagę Polski. Uczestnicy Biegu Niepodległości pokonali dystans 10-kilometrowej trasy.
Dzwon Niepodległości wybił po raz pierwszy 11 LISTOPADA
Uroczystości w związku ze świętowaniem 100. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości rozpoczęły się od odsłonięcia „Dzwonu Niepodległości”, który ufundował samorząd wojewódzki. Dzwon ważący tonę został odlany w pracowni ludwisarskiej Jana Felczyńskiego w Przemyślu. Znajduje się na nim godło Polski, herb Podkarpacia oraz tekst „Roty” Marii Konopnickiej.
Fot . To pM an ag em ent
MUZYKA
Nie sposób nie zapytać dzisiaj, „czy warto było szaleć tak", skoro teraz masz „zły dzień”? No pewnie, że warto było! I jakie to będzie piękne, gdy znowu otrzepię kolanka po tych swoich życiowych i muzycznych pierepałkach i znowu pobiegnę na łeb, na szyję, zastanawiając się, co też mnie tym razem spotka za zakrętem. Czy podczas tworzenia tekstu utworu właśnie tak wyobrażałaś sobie do niego obraz? Jak narodził się koncept tego klipu? Pomysł na klip omawialiśmy wspólnie z reżyserem Tadeuszem Śliwą. Z Tadkiem znamy się dobrze. Podobają się nam te same kolory, obrazy. Spotkaliśmy się w tym pomyśle od razu. Osobą, która urzeczywistniła naszą pokręconą wizję, była moja nieoceniona i wieloletnia agentka Joasia. Darzy mnie dużym zaufaniem. Czasem i ja zastanawiam się nad tym, czy jest taka odważna, czy szalona, że od lat realizuje i daje życie wszystkim moim zwariowanym pomysłom. Dziękuję Ci Joasiu z tego miejsca. Byłaś Królową Łez, która miała w sobie wiele bólu i żalu. Było to też swoistym rozliczeniem tamtego czasu. Mam wrażenie, że na Pink Punk prezentujesz postawę stoicką, mimo że nie brak tam
8
tekstów przepełnionych ironią, ale również humorem… Zdecydowanie tak, choć stan stoickiego spokoju jest dla mnie wiecznym emocjonalnym Mount Everestem. Dystans i poczucie humoru. Świat nie drgnął po moich łzach. To może ja po prostu wzruszę ramionami i pójdę sobie dalej, pogwizdując łobuzersko. Na nowym krążku pojawiają się bardzo mocne wyznania; „Rodzę dzieci, staram się. Jestem kiedy tylko chcesz. Rzygasz na mnie, jeśli chcesz. Ty po domu snujesz się, ciągle nie wiesz, czego chcesz. Sama nie wiem, czy choć raz powiedziałeś do mnie tak: Jesteś piękna, kocham cię” – czy tego typu przekaz powinien wstrząsnąć odbiorcą, czy może skłonić do refleksji? Ja najpierw wstrząsam sobą, bo życie mną wstrząsa. A potem ludzie się wstrząsają, bo się okazuje, że my homo sapiens czujemy i cierpimy tak samo bez względu na pozycję społeczną, stan cywilny i stan konta. „Tapeta” to mocny brzmieniowo i dźwiękowo utwór, jednak na płycie udowadniasz, że równie mocny przekaz może być zawarty także w subtelnej rockowej balladzie takiej jak „Utopie”… Myślę, że „Utopie” to nie jest pierwsza ballada, którą w życiu zaśpiewałam. Czasem chcę się wykrzyczeć, a czasem słuchaczowi coś wyznać, przyznać się. Zawsze bardzo dobrze czułam się w jednej i drugiej formie wypowiedzi.
W sieci pojawiły się elektryzujące informacje odnośnie Twojego własnego talk show. Już wiadomo, że to genialne rozmowy z Edwardem Miszczakiem, Kubą Wojewódzkim i Marcinem Prokopem. Możesz zdradzić kilka szczegółów dotyczących tej produkcji? Dlaczego właśnie ci panowie i właśnie taka forma? Zanim Państwo wydrukują ten wywiad, to już będzie wiadomo, że medialne spekulacje to jedno, a prawda jest taka, że to Panowie przeprowadzają wywiad ze mną. Jestem zaszczycona, że Panowie przyjęli nasze zaproszenie (agentka wpadła na ten wyśmienity pomysł). Chciałam w bezpiecznych dla siebie warunkach opowiedzieć o sobie, o płycie, o tym, co dzisiaj u mnie. Wiedziałam, że trzej wspaniali rozmówcy wykażą się taktem i zaprezentują stary dobry dziennikarski styl, gdzie to osoba udzielająca wywiadu ma możliwość odpowiedzi na mądre i przemyślane pytania i nie czuje się jak na przesłuchaniu komisji śledczej. Czy to prawda, że Twoją drugą po muzyce wielką pasją jest piłka nożna? Kibicujesz polskiej reprezentacji czy konkretnym piłkarzom? Muzyka i piłka nożna. Swoją drogą, gratuluję Resovii Rzeszów strzelenia bramki w rozgrywkach Pucharu Polski ekstraklasowemu asowi, jakim obecnie jest Lechia Gdańsk. Nie udało się to wielu tak zwanym topowym drużynom, a tu proszę!
MUZYKA Fo t. T op M an ag em en t
Wraz z nową płytą zmienił się także Twój wizerunek. Widzieliśmy już sporo Twoich wcieleń, ale turkusowy irokez to zupełna nowość. Czy każda wersja Twojej stylizacji to właśnie odrębna całość zamknięta w poszczególnym albumie? W której wersji siebie czułaś się najlepiej? Ja jak kobita prawdziwa. Jak ma focha albo doła, to sobie coś zmienia, coś przy sobie kombinuje. Lubię to. Zawsze lubiłam. Lubię się zmieniać, lubię szukać siebie w nowym klimacie, odsłonie. Nie chcę się sobie znudzić. Jestem zmienna. Ale to chyba też babska cecha, nieprawdaż?
Trasa koncertowa Pink Punk trwa i już 30 listopada wystąpisz w rzeszowskim klubie Lukr. Czego możemy się spodziewać podczas koncertu? Czy to będzie 100% Pink Punk? Uwielbiam to miejsce, uwielbiam ludzi z Rzeszowa. Zawsze czuję się tam jak w domu. Zawdzięczam taki obraz Rzeszowa fantastycznej i charyzmatycznej postaci Roberta Wróbla, z którym znam się ponad 20 lat. Będziemy grać i wariować. Liczę, że rzeszowska publiczność po prostu do nas dołączy. Rozmawiała MARIOLA SZOPIŃSKA-SĄDEK
Jak rozpoczęła się działalność Galerie DAgArt? Początkowo galeria działała za granicą… Tak. Początek DAgArtu to lata 2004-2005, kiedy mieszkałam we Francji, rozpoczynałam swoją przygodę ze sztuką dzięki Jackowi Hazuce, mojemu byłemu mężowi. Właśnie wtedy wpadłam na pomysł, by zająć się promocją tego, co on robi. Początkowo moja galeria promowała tylko i wyłącznie malarstwo Jacka. Kiedy jednak okazało się, że wpasowałam się z tym, co robię, w rynek francuski, postanowiłam pokazywać artystów z Polski, przywoziłam do Francji prace twórców z Warszawy, Gdańska, Poznania, Katowic, Opola, Łodzi, Rzeszowa, Wrocławia, tak naprawdę z całej Polski. Wtedy współpracowałam z kilkudziesięcioma artystami, teraz ta lista jest tak długa, że nie kończy się na stu nazwiskach. Jeśli chodzi o wystawy, na swoim koncie mamy ich ponad sto. W samym Millenium Hall zorganizowaliśmy dwadzieścia wystaw w ciągu trzech lat. Rok 2006 to oficjalne otwarcie Galerie DAgArt, wtedy jeszcze Promotion Artistique. Później nazwa ewoluowała, dzisiaj mamy Galerie DAgArt. A od 2015 roku w Rzeszowie, w Millenium Hall, czyli tak naprawdę mamy galerię w galerii… Dokładnie – w przeciwieństwie do Francji, gdzie moje galerie były usytuowane w miejscach uczęszczanych przez turystów. Czy to było w sercu Arras, czy na starówce Lille na wprost katedry Notre Dame de la Treille, to zawsze były miejsca wyjątkowe. Szczerze mówiąc, we Francji nigdy nie odważyłabym się otworzyć galerii w centrum handlowym. Kiedy jednak przyjechałam do Polski i wzięłam pod uwagę specyfikę miasta, tak piękny budynek jak Millenium Hall wydał mi się świetnym pomysłem na miejsce dla mojej galerii sztuki. Swoją wizję zaprezentowałam zarządzającym Millenium Hall i wszystko natychmiast poukładało się bardzo pozytywnie. Przeniesienie galerii sztuki z Francji do Polski wydaje się dużym wyzwaniem, a co dopiero do Rzeszowa… Nie ukrywam, że na pierwszy rzut oka może się to wydawać szalenie karkołomne. Długo zastanawiałam się, gdzie w Polsce powinnam otworzyć galerię sztuki. Na korzyść Rzeszowa przeważyło to, że to miasto bardzo dynamicznie się rozwijające, już w latach 2012-2013 Rzeszów był opisywany w prasie ekonomicznej jako jeden z najszybciej rozwijających się ośrodków w Polsce. Do tego brak konkurencji na rynku sztuki wręcz gwarantował powodzenie. Sądzę, że żaden marszand sztuki nie potrafi sobie wyobrazić tak dużego miasta jak Rzeszów bez galerii sztuki. Analizując te mniej zachęcające czynniki, zastanawiałam się, jaki jest powód braku komercyjnych galerii sztuki? Brak odbiorców, brak zainteresowania, brak „kultury zakupu sztuki”? To był najryzykowniejszy aspekt całego przedsięwzięcia. Na szczęście okazało się, że otwarcie galerii w Millenium Hall było strzałem w dziesiątkę i przekonaliśmy się o tym naprawdę szybko. Pozostał wniosek, że dotychczasowy brak galerii był po prostu zaniedbaniem, brakiem oferty na rynku. Nie ukrywam jednak, że najbardziej spektakularne sprzedaże to wciąż te do dużych miast Polski lub za granicę. Sprzedajemy do Australii, Kanady, Anglii, na Ukrainę, nawet do Japonii. Jakie są największe podobieństwa i różnice prowadzenia galerii sztuki w Polsce i za granicą? To akurat trudne pytanie. Zaczynając od różnic, na pewno francuska publiczność jest uczestnikiem życia kulturalnego tak po prostu, jakby to miała w ge-
10
Fot. Rafał Jedynak-Dagart
ART&DESIGN
ROZMOWA Z DAGMARĄ KOWAL-HAZUKĄ, MARSZANDEM, ZAŁOŻYCIELKĄ PIERWSZEJ W RZESZOWIE GALERII SZTUKI DAGART, KTÓRA W TYM ROKU OBCHODZI SWOJE 3-LECIE ISTNIENIA W STOLICY PODKARPACIA, GDZIE ZOSTAŁA SPROWADZONA Z FRANCJI, KOLEBKI SZTUKI, MIŁOŚCI I MODY.
z frANCJI DO POLSKI Z SIEDZIBĄ W RZESZOWIE
nach. Francuzi są wychowywani w konieczności świadomego uczestnictwa w kulturze. Daje im to swobodę przebywania ze sztuką, otaczania się nią czy rozmawiania o niej. Wszystko to przekłada się na szacunek dla świata artystycznego. Sztuka współczesna traktowana jest jako ważna część dziedzictwa narodowego. Państwo francuskie metodycznie reguluje rynek sztuki współczesnej, proponując wiele mechanizmów wspierających obrót dziełami sztuki, kładąc nacisk na promocję sztuki współczesnej. Tak więc umożliwia firmom odpisywanie od podatku zakupów dzieł sztuki współczesnej, artyści zwolnieni są z podatku VAT, a ci, którzy przekraczają określony próg podatkowy, płacą jedynie 5,5%. Wszystko to sprzyja pozytywnej atmosferze wokół świata sztuki, który nie tylko jest odskocznią od szarej codzienności, ale poważnym biznesem oraz najbardziej wysublimowanym produktem wśród luksusowych dóbr materialnych. Francuskie galerie to wielopokoleniowe instytucje, mające swe siedziby na całym świecie, a inwestowanie w sztukę współczesną, tworzenie kolekcji prywatnych czy publicznych nie jest tematem tabu. Mało tego, spotkałam się z sytuacją, gdy na konferencji prasowej międzynarodowych targów sztuki, w których moja galeria brała udział, przedstawiciele banków sponsorujących organizację targów byli rozliczani z budżetów przeznaczonych na budowanie kolekcji sztuki. Padały precyzyjne pytania o kwoty przeznaczone w danym roku na zakup dzieł sztuki, żądano dokładnych wyjaśnień, czym podyktowane było ewentualne zmniejszenie budżetu przeznaczonego na ten cel. U nas tego nie ma. My, przez lata perturbacji politycznych, nie jesteśmy przystosowani do takiego podejścia do sprawy. To jednak się zmienia. Warszawscy biznesmeni coraz chętniej inwestują w sztukę oraz upubliczniają swe kolekcje. W większości warszawskich budynków w holach witają nas dzieła sztuki. Kolejną istotną różnicą jest to, że we Francji przede wszystkim podczas wernisaży kupuje się dzieła sztuki, a w Polsce przychodzi się tylko towarzysko. Oczywiście nie ma w tym nic złego, choć to trochę smutne. Kiedy pracowałam za granicą, zdarzało mi się sprzedawać kilkanaście obrazów na wernisażu. Do dziś pamiętam kolejkę osób kłócących się między sobą, kto który obraz kupi. Natomiast u nas artystów wciąż traktuje się trochę z przymrużeniem oka, tak, jakby im i ich bliskim nie należały się wygody tego świata. Jeśli chodzi o podobieństwa, zarówno w Polsce, jak i we Francji, trzy pierwsze lata działalności są strategiczne dla galerii sztuki. DAgArtowi w Rzeszowie te trzy lata minęły w tym roku. Właśnie szykuję się do szczegółowych podsumowań działalności galerii. Mam nadzieję, że wypracowane strategie zaczną przynosić plony. Czyli za granicą sprzedaż obrazów to niezły biznes, a Rzeszów jeszcze nie jest gotowy na inwestowanie w sztukę… Rzeszów nie jest jeszcze idealnym gruntem pod sprzedaż sztuki, ale muszę się pochwalić, że prowadzę kilka kolekcji sztuki współczesnej dla podkarpackich biznesmenów. Są to osoby z elity biznesu, które regularnie przeznaczają określony budżet na sztukę. Ja natomiast apeluję do wszystkich, moja galeria w ramach konceptu „Sztuka do Kwadratu", proponuje unikatowe dzieła sztuki znanych artystów już od 250 zł. Można więc nabyć bardzo dobre nazwisko za niewielkie pieniądze i utworzyć sobie prywatną kolekcję miniatur, a kiedyś podarować je dzieciom lub wnukom, albo cieszyć się wzrostem ich wartości rynkowej. Która z dotychczasowych wystaw cieszyła się największą popularnością? Bezwzględnie naszymi hitami oglądalności i popularności są wystawy związane z Pop Artem, czyli Pop Now 1 i Pop Now 2. W przyszłym roku planu-
Wernisaże w DagArt wiążą się z przepełnioną galerią. To chyba rodzaj pozytywnego snobizmu, który się tutaj wykształcił… Tak, lubię myśleć sobie, że to jest pozytywny snobizm i że potrzebujemy właśnie takich pozytywnych snobizmów w życiu codziennym i jego pędzie. Sztuka daje nam wytchnienie, moment zastanowienia się, kontemplację. Zwłaszcza w przypadku tak dobrych nazwisk jak Fogtt i Zoladek, gdzie mamy okazję zetknąć się z tak fascynującym myśleniem abstrakcyjnym. Zachęcam, bo są to artyści światowego formatu, należący do kanonu najważniejszych artystów w Europie. Na jakiej podstawie dobierani są artyści, których prace prezentujecie? Powiem szczerze, że jest to bardzo ciężki kawałek chleba, za który jestem odpowiedzialna. Bardzo trudno jest dostać się do mojej galerii. Codziennie mam propozycje od różnych artystów i to nie tylko z Polski. Jednak mając na barkach ciężar francuskiego doświadczenia uczestnictwa w europejskim rynku sztuki oraz udziału w kilkudziesięciu międzynarodowych targach sztuki współczesnej, mam świadomość wysokiej jakości, którą DAgArt musi prezentować. Staram się, by wybierani byli artyści najlepsi z najlepszych, niepowtarzalni, kontrowersyjni, wzbudzający emocje, a jednocześnie z uniwersalnym, zrozumiałym na całym świecie przesłaniem płynącym z ich sztuki. Nie dyplom jest dla mnie głównym wyznacznikiem, a profesjonalizm, z jakim artyści podchodzą do swojego fachu oraz to „coś” czego nie da się wypowiedzieć żadnymi słowami, „coś”, co sprawia, że nie można przestać myśleć o ich twórczości. Jak można by urozmaicić przestrzeń Rzeszowa, wykorzystując sztukę? Murale to na pewno świetny pomysł, ale to trochę za mało. Wciąż brakuje dobrej rzeźby, która budowałoby przestrzeń, która naznaczałaby nasze czasy i to, co dzisiaj, a nie tylko to, co było. Ubolewam też, że tak rzadko orga-
ART&DESIGN
jemy kolejną odsłonę. Te wystawy organizujemy co dwa lata i zapraszamy na nie największych artystów popartowych z całego świata. Każdorazowo pokazujemy największych mistrzów światowej klasy. W 2015 roku były to prace Andy’ego Warhola, w 2017 – dzieła Keiha Haringa. Jest to więc czołówka twórców, brakuje nam tylko Basquiata albo Lichtensteina w kolejnej odsłonie (śmiech). Ta wystawa to nasz największy hit. Odwiedza nas ponad 50 tys. osób, od przedszkolaków, przez studentów, po emerytów.
„Sądzę, że żaden marszand sztuki nie potrafi sobie wyobrazić miasta, tak dużego jak Rzeszów,
bez galerii sztuki.”
nizowane są mappingi, które są naprawdę fenomenalną formą spektaklu, interakcji sztuki z architekturą miasta. Chciałam kiedyś zrealizować projekt samodzielnie stojących witryn przeznaczonych do prezentacji dzieł sztuki: obrazów, fotografii, w przestrzeni miasta, na ulicach, deptakach, skwerach, itd. Byłaby to idealna sytuacja, kiedy sztuka dostępna byłaby na każdym kroku. Marzyło mi się również, aby Rzeszów jako ostatnie miasto Unii Europejskiej został kolebką, ambasadorem europejskiej sztuki współczesnej. Jak wyobrażasz sobie DAgArt za 5 i za 10 lat? Za 5 lat – bardzo chciałabym, aby koncept „Sztuka do Kwadratu” rozwinął się do tego stopnia, by można było realizować go w innych miastach niż Rzeszów. Myślę o przynajmniej pięciu minigaleriach, które będą sprzedawały tylko i wyłącznie „Sztuka do Kwadratu”. Natomiast DAgArt powinien mieć swe godne reprezentacje w najważniejszych ośrodkach kulturalnych w Polsce, mam tu na myśli Poznań, Wrocław i Warszawę. Do pięciu lat chciałabym również wystawić swą galerię na FIACu (Foire International d’Art Contemporain, czyli najważniejsze europejskie targi sztuki) w Paryżu. I kupić ciężarówkę do przewozu wielkoformatowych prac. Natomiast za 10 lat pozostanie mi do zrealizowania największe marzenie – siedziba DAgArtu w Chinach. I tak jak moja prywatna idolka, francuska marszandka polskiego pochodzenia, Magda Danysz, chciałabym sprzedawać sztukę w Szanghaju, Singapurze i Hong-Kongu, bo dobra sztuka nie zna granic, a moi artyści: Andrzej Fogtt, Maciek Wieczerzak, Ramona Zoladek i inni, dobrze komponują się z tym, co dzieje się na najważniejszej scenie sztuki współczesnej jaką stanowi obecnie Azja. Rozmawiała MARIOLA SZOPIŃSKA-SĄDEK PLATYNOWY SPONSOR GŁÓWNY PARTNER STRATEGICZNY
8 grudnia, po zamknięciu Millenium Hall
premierowY pokaz kolekcji Basi Olearki
UNITY
FELIETON
Niepodległość 10 dni wcześniej! JA TEŻ
jakub pawłowski 100 lat temu Polska odzyskała niepodległość po 123 lata bycia pod zaborami i nieistnienia na mapach Europy. Jesienią 1918 r. po przeszło 4 latach Wielkiej Wojny, która objęła i nasze tereny, rozpoczął się ogromny ruch społeczny zmierzający do odzyskania upragnionej niepodległości. Wielka Wojna szczęśliwie dogasała, a jak to było w Rzeszowie? Otóż końcem października 1918 r. z miasta pouciekali najważniejsi urzędnicy austriaccy, dawny obszerny garnizon wojskowy też już nie był tak licznie obsadzony, a ci, którzy zostali, w gruncie rzeczy byli Polakami. Jeszcze około połowy października 1918 r. burmistrz Rzeszowa, pan Roman Krogulski wystosował list do Najjaśniejszej Rady Regencyjnej w Warszawie, w którym pisał m.in. że „…imieniem mieszkańców miasta Rzeszowa – składa ślubowanie wierności, posłuszeństwa i gotowości oddawania swego życia i mienia Zmartwychwstałej Ojczyźnie”. 1 listopada 1918 r. w garnizonie zebrali się oficerowie polskiego pochodzenia. Zaczęli deliberować, a w rezultacie mobilizować i formować Wojsko Polskie. W garnizonie do końca, jak przystało na Niemców, stacjonował 4. pułk piechoty niemieckiej. Stawili czynny opór, ale nic to nie dało, Polacy ich rozbroili i wzięli do niewoli. Miasto było już kontrolowane przez żołnierzy polskich pod dowództwem por. Włodzimierza Babki. W rzeszowskim magistracie odebrano przysięgę wierności Państwu Polskiemu, złożoną przez pierwszą grupę urzędników. Rzeszów stał się wolnym miastem, niepodległym, gotowym na nowe, a dopiero po ponad tygodniu doszło do wiekopomnych wydarzeń, bo oto naród, który przez tyle pokoleń był zniewolony, został pełnoprawnym państwem, z własnym rządem, wojskiem, urzędami, językiem… Rozpoczęła się epoka II Rzeczpospolitej, z hymnem, godłem, barwami narodowymi, własną tradycją, kulturą i historią o 1000-letnim trwaniu. Dziś, kiedy od wielu miesięcy przygotowywaliśmy się do oficjalnych obchodów 100-lecia niepodległości, kiedy też wreszcie przeżyliśmy te wyjątkowe chwile, które przecież co roku napawają nas dumą – choćby wtedy, kiedy oglądamy o 12:00 transmisję z defilady wojskowej przed Grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie – w tym roku szczególnie pomyślmy o tym, co działo się w Rzeszowie 100 lat temu. Bo 10 dekad temu działo się to, że już 10 dni wcześniej żyliśmy w Polsce niepodległej!
12
W PODŁAŃCUCKIEJ MARKOWEJ, W BEZPOŚREDNIEJ BLISKOŚCI MUZEUM POLAKÓW RATUJĄCYCH ŻYDÓW ZOSTAŁ NIEDAWNO OTWARTY OFICJALNIE SAD PAMIĘCI DEDYKOWANY POLAKOM, KTÓRZY W TRAGICZNYCH LATACH II WOJNY ŚWIATOWEJ, BARDZO CZĘSTO Z NARAŻENIEM ŻYCIA, RATOWALI PRZEDSTAWICIELI SPOŁECZNOŚCI ŻYDOWSKIEJ. TO JEDYNE W KRAJU TEGO TYPU MIEJSCE UPAMIĘTNIENIA.
SAD
W MARKOWEJ Jedyne takie miejsce w Polsce
Sad powinien nam się kojarzyć przede wszystkim z okresem wiosenno-letnim, kiedy jego drzewostan cieszy oko, a niekiedy i ucho, szczególnie w pełni rozkwitu. Tym razem jednak czujemy się w pełni usprawiedliwieni, aby to w okresie jesienno-zimowym pisać o pewnym nietuzinkowym sadzie, który właśnie pojawił się na mapie województwa podkarpackiego. Mowa o Sadzie Pamięci w Markowej, który stał się częścią ekspozycji i formą upamiętnienia w Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej. O oryginalności świadczy wiele faktów odnoszących się do tego miejsca. Przede wszystkim to, że nie ma w Polsce podobnego obiektu, a on sam nawiązuje do dwóch motywów przewijających się w narracji o Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Po pierwsze Sad Pamięci w Markowej to bezpośrednie nawiązanie do pasji sadowniczej polskiego Sprawiedliwego, jednego z patronów muzeum w Markowej – Józefa Ulmy. Po drugie podkarpacki Sad Pamięci w Markowej to mała wersja Sadu Sprawiedliwych, który rośnie na wzgórzach okalających Jerozolimę w Izraelu, w bezpośredniej bliskości Instytutu Yad Vashem – miejsca, w którym nadaje się honorowe wyróżnienie Chasid Umot ha-Olam.
CZYM JEST SAD PAMIĘCI W MARKOWEJ?
Założenia Sadu Pamięci pod Muzeum Polaków Ratujących Żydów pojawiły się już od samego początku tworzenia muzealnej placówki. Jednakże dopiero półtora roku temu podjęto się stworzenia tego obiektu. Prac nad przygotowaniem materiału merytorycznego podjęli się pracownicy muzeum. Po wielu rozmowach, w których brane były pod uwagę różnego rodzaju koncepcje upamiętnienia faktu, że Polacy ratowali Żydów, zwyciężyła ta, w której wzięto na warsztat miejscowości z dawnej II Rzeczpospolitej. Stworzona i opracowana została lista blisko 1500 wiosek, miasteczek i miast Polski z podziałem administracyjnym obowiązującym
REKORDZIŚCI Z TYTUŁEM „SPRAWIEDLIWY WŚRÓD NARODÓW ŚWIATA"
znak czasu
daniel kowalczyk
W centralnej części Sadu Pamięci w Markowej znajduje się pomnik poświęcony rodzinie Ulmów, która w latach 1942-1944 ratowała osiem osób pochodzenia żydowskiego. Niestety nie udało im się. I polska rodzina, i wszyscy Żydzi zostali zamordowani przez niemiecką żandarmerię z pobliskiego Łańcuta. Polska rodzina z Markowej stała się swoistym symbolem
Fot. Muzeum Polaków Ratujących Żydów
motywu poświęcenia sprawie żydowskiej podczas okupacji niemieckiej w Polsce. To w naszym kraju okupowanym przez Niemców funkcjonowała polityka represji Żydów, istniały getta, obozy przymusowej pracy i obozy zagłady zakładane oraz prowadzone przez okupanta. Spośród 3,5 mln polskich Żydów z okresu przedwojennego podczas wojny śmierć poniosły 3 mln. W Polsce, i właściwie nigdzie indziej w Europie, za ratowanie Żydów groziła kara śmierci. Mimo tych przeciwności losu, tych czasów terroru i represji, spośród 27 tys. tytułów Sprawiedliwy wśród Narodów Świata przyznanych przez Żydów w okresie powojennym, Polacy otrzymali ich do dzisiaj najwięcej, bo blisko 7 tys., a zatem co czwarty Sprawiedliwy to Polak.
SAD PAMIĘCI JAKO MIEJSCE SPOTKAŃ
Miejsce to istnieje już od przeszło roku, ale dopiero kilka tygodni temu oficjalnie zostało oddane do użytku. Okazja ku temu była nie byle jaka; w Rzeszowie i Markowej w połowie października odbył się III Zjazd Polaków Ratujących Żydów. To Polscy Sprawiedliwi odsłonili to miejsce i to oni jako pierwsi oficjalnie przeszli jego alejkami i wyszukiwali znane im miejscowości, często rodzinne, gdzie sami podejmowali się trudu ratowania komuś życia, gdzie na własnej skórze poznali, jak należy być człowiekiem w nieludzkich czasach. Sielankowa atmosfera panująca w Sadzie Pamięci w Markowej sprawia, że stał się on już teraz częstym miejscem spotkań. Z radością należy też stwierdzić, że bardzo licznie przybywają tam grupy z Izraela, które poznają historie Polaków ratujących podczas wojny ich ojców, dziadków i pradziadków. Oby miejsce to przyczyniło się do załagodzenia wcale nielekkich relacji polsko-żydowskich.
JAKUB PAWŁOWSKI
Na zdjęciu bardzo atrakcyjna dziewczyna w stroju kąpielowym. Stoi w błękitnej wodzie i karmi marchewką świnię. Cięcie. Z tego idyllicznego obrazka przenosimy się wprost w dzieciństwo autora niniejszej pisaniny. Kiedy miałem dziesięć lat, miałem tylko jedno marzenie. Otóż chciałem zostać traktorzystą. Moi ówcześni idole byli bardzo realni, rzec można, że dostępni na wyciagnięcie ręki. Mam na myśli Pana Rogala oraz Pana Fikacza. Obydwaj Panowie byli – co chyba nie powinno już nikogo zaskoczyć – traktorzystami zatrudnionymi w Spółdzielni Kółek Rolniczych. Moi idole pachnieli mieszaniną smaru, potu oraz papierosowego dymu i byli dla mnie archetypem męskości. Nie marzyłem o niczym innym, jak tylko o tym, że kiedyś, w bliżej nieokreślonej przyszłości, zasiądę w kabinie Ursusa i, trzymając nonszalancko „Klubowego” w kąciku ust, będę orał, siał oraz nawoził pole obornikiem. Pan Rogal i Pan Fikacz byli Klintami Istłudami mojego chłopięcego świata. Cięcie. Niedawno dziesięcioletnia córka moich znajomych oświadczyła rodzicom, że kiedy będzie dorosła, zostanie influencerką. Kiedy byłem w jej wieku, moje rówieśniczki z klasy chciały zostać pielęgniarkami, ekspedientkami w GS-owskim spożywczaku oraz krawcowymi. Wizja ich dorosłego życia harmonijnie korespondowała z moim pragnieniem bycia traktorzystą, co automatycznie czyniło je idealnymi kandydatkami na żonę w tym bezpiecznym i poukładanym świecie. Tymczasem dziewczynka, o której mowa powyżej, marzy o byciu influencerką, co wprawiło jej rodziców w konfuzję. Po sprawdzeniu okazało się, że influencer to osoba, która zamieszczając swoje zdjęcia na pewnym portalu społecznościowym, po osiągnięciu liczby miliona obserwujących zdobywa ten upragniony status. Czyli dokładnie tak, jak to miało miejsce w przypadku dziewczyny z początku felietonu. Przez rok zamieszczania na owym portalu swoich roznegliżowanych zdjęć, dorobiła się statusu influencerki i teraz wiedzie życie pełne blichtru, podróżując po świecie na koszt sponsorów, którzy wojaże uprzyjemniają jej kosztownymi upominkami. A ona w zamian za to oznacza sponsorów pod kolejnymi roznegliżowanymi fotkami. I tu dochodzimy do sedna zagadnienia. W zamierzchłych czasach mojego pacholęctwa dzieciaki marzyły o wykonywaniu pożytecznych społecznie zawodów i w większości przypadków marzenia te miały szansę się ziścić. Natomiast teraz dzieciaki śnią na jawie sny o taniej sławie, która (jedynie pozornie) nic nie kosztuje. „Tempora mutantur”, jak mawiali starożytni. Witajcie w cynicznym świecie bolesnych rozczarowań.
13
FELIETON
w okresie dwudziestolecia międzywojennego. W każdej miejscowości wymienionej w Sadzie Pamięci doszło do ratowania Żydów podczas II wojny światowej i te przypadki zakończyły się nadaniem tytułu Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Niektóre z miejscowości zapisane są w pierwotnej formie, inne zaś już nie istnieją bądź zostały wchłonięte przez ośrodki miejskie. Ważnym źródłem informacji dla muzealników z Markowej okazała się lista Yad Vashem polskich przypadków ratowania Żydów podczas okupacji niemieckiej. Sad Pamięci w Markowej jest miejscem odpoczynku, refleksji i zebrania myśli po zapoznaniu się z historią prezentowaną na wystawie stałej Muzeum Polaków Ratujących Żydów. Drzewka owocowe – w tym przypadku rajskie jabłka – to nawiązanie do jednej z pasji Józefa Ulmy, ale też powinny być pojmowanie w symbolicznym ujęciu, o wiele szerszym. Wszak osobom uratowanym podczas okupacji dane było po wojnie zakładać rodziny, mieć dzieci, wnuki i prawnuki. Tak jak drzewo, które co roku rozwija się, kwitnie, wydając nowe owoce, liście i gałęzie.
FELIETON
NIECH ŻYJE nam!
Święta Popatrzmy na nie
inaczej
Anna tomczyk 100 lat niepodległej Ojczyzny! To naprawdę niezwykły przywilej – żyć w czasach pokoju w kraju wyzwolonym, nietarganym wojnami, strzelaniną, eksplozjami pocisków. Niepodległa, biało-czerwona, wolna Polska! Jedyny taki okrągły jubileusz stulecia mieszkańcy Podkarpacia świętowali na tysiące sposobów. W wiosce Gorajec stanął krzyż na pamiątkę stulecia niepodległości, w Cieszanowie zakopano kapsułę czasu z wieloma listami do przyszłych pokoleń, w Karolówce powstał park pamięci ku czci miejscowych bohaterów – legionistów. W Przeworsku floryści ułożyli sto bukietów na stulecie. Miałam okazję tuż po obchodach Święta Niepodległości zawitać do stolicy. Wyobrażam sobie jak Warszawa musiała pięknie wyglądać przed II wojną światową. Spacerowi po Starym Mieście poświęciłam kilka godzin. Po drodze dałam się zaprosić instytucjom, które wołały do mnie z plakatów i banerów. Tym razem były to krypty z Kościoła Św. Jana Chrzciciela – archikatedry warszawskiej oraz Muzeum Archidiecezjalne. Pobyt tam to żywa lekcja historii naszej niepodległości. Mistrz pióra – Henryk Sienkiewicz - piewca wielowiekowej walki o tożsamość i suwerenność - w podziemiach archikatedry spoczywa w doborowym towarzystwie: najwyższych dostojników państwowych, kościelnych, książąt z rodu Piastów, prezydentów II Rzeczypospolitej, arcybiskupów Warszawy, generała Kazimierza Sosnkowskiego. Tu w krypcie grobowej można przystanąć przy grobie pierwszego prezydenta Gabriela Narutowicza, premiera i wybitnego pianisty Ignacego Jana Paderewskiego , prezydenta Ignacego Mościckiego, ale też ostatniego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. To tutaj swoją kaplicę grobową ma również Prymas Tysiąclecia – kard. Stefan Wyszyński. Miejsce to kilka razy odwiedzał święty papież Jan Paweł II. Dziesiątki tablic pamiątkowych polskich bohaterów, obrońców Warszawy, Kresów, polskich dzielnic stąd właśnie wołają o chwilę modlitwy. Z kolei w pobliskim muzeum archidiecezjalnym na widzów czekają arcydzieła sztuki sakralnej, m.in. obraz „Samarytanka” Jacka Malczewskiego i motywy Apokalipsy św. Jana pędzla Jan Lebensteina. W tym szczególnym roku stulecia niepodległości zapraszam wszystkich rzeszowian do pokochania stolicy wolnej Ojczyzny. Nie ma się co uprzedzać do Warszawy. Tu naprawdę żywa lekcja historii wciąż trwa!
BOŻE NARODZENIA aut. Robert Campina
POPATRZMY NA ŚWIĘTA BOŻEGO NARODZENIA NIECO INACZEJ. W SPOSÓB BARDZIEJ DOKŁADNY, PRZYZIEMNY WRĘCZ, ZNACZENIOWY, PRZYGLĄDNIJMY SIĘ SYMBOLICE TEGO CZASU, ZWYCZAJOM, RYTUAŁOM I GESTOM STOSOWANYM W TYM OKRESIE. WYDAJE SIĘ, ŻE CORAZ CZĘŚCIEJ DNI TE, KTÓRE SĄ TAK BARDZO WAŻNE I DLA OSÓB WIERZĄCYCH ZI DLA NIEWIERZĄCYCH, STAJĄ SIĘ PUSTYM ODBĘBNIENIEM PEWNEGO RYTUAŁU, NIEZBĘDNEGO W KAŻDYM ROKU.
Święta Bożego Narodzenia są drugim co do ważności świętem w Kościołach rytu zachodniego i wschodniego, choć niektórym wydaje się, że jest to najistotniejsze święto w całym roku. Powtórzyć należy, że jest ono bardzo ważne, ale nie najważniejsze niestety, a wskazują na to pewne zasady, które w swych doktrynach wykazywały najbardziej tęgie głowy obydwu Kościołów chrześcijańskich. Istotne jest to, że w przeddzień Święta Bożego Narodzenia odbywa się wigilia, a więc nie tylko uroczysta wieczerza, ale przede wszystkim w dzień ten, wieczorem lub w nocy, przybywa na świat Syn Boży, którego zadaniem jest zmycie grzechu pierworodnego praludzi, czyli Adama i Ewy, a także objawienie się w charakterze Mesjasza. Dopiero później, przez dwa dni, celebruje się moment przybycia na Ziemię Jezusa Chrystusa.
NAJWAŻNIEJSZE SPOTKANIE W KRĘGU RODZINNYM W ROKU
Jest nim wigilia, albo wilia, obiad, pośnik lub kutia w zależności od tego, w jakim regionie Polski jesteśmy. To uroczysta obiadokolacja najczęściej ze ściśle określoną liczbą dań, raczej o charakterze postnym, gdzie podawane są przede wszystkim potrawy jarskie – warzywne lub mączne, a jedynym mięsem jest ryba. W przeważającej ilości je się dania, w których dominuje groch, kapusta, grzyby, mak, bakalie… strawa, którą spożywa się w sezonie jesienno-zimowym, w sam raz na okres odbywającego się święta. Niemal każdy z tych składników ma jakieś znaczenie, np. mak symbolizuje sen, a gdybyśmy bardziej przyglądnęli się znaczeniu snu, doszukalibyśmy się terminu „półśmierć”, co akurat w okresie Świąt Bożego Narodzenia i poprzedzającej je wigilii ma kolosalne znaczenie, dziś już niemal nieprzyswajane. Otóż 21 grudnia, na trzy dni przed wigilią, występuje przesilenie jesienno-zimowe. Każde takie zjawisko, a w ciągu roku występuje dwukrotnie (drugie 21 czerwca), powiązane jest z momentem przejścia, przekroczenia granicy, a te z kultem zmarłych. Ponadto powszechnym zwyczajem w trakcie wigilii jest pozostawienie pustego nakrycia dla tzw. wędrowca. To nie włóczęga czy osoba bezdomna potrzebująca wsparcia. W powszechnym rozumieniu „wędrowiec” to dusza zmarłego, która przecież ma potrzebę bycia ze swoimi bliskimi, ogrzania się przy ognisku doWĘDROWIEC aut. Hieronim Bosch
14
winie, niejedzeniu lodów i marnowaniu czasu
kaja kustra
SATURNALIA aut. Antoine Callet
DWA DNI BOŻEGO NARODZENIA
25 i 26 grudnia to dni celebrowania przyjścia w wigilię Jezusa Chrystusa, które ma dla chrześcijan obrządku wschodniego i zachodniego wiele znaczeń. Najważniejsze jest to, że pod postacią oczekiwanego przez wiele stuleci (od czasów Starego Testamentu) Mesjasza, Chrystus odkupi grzechy wszystkich ludzi. To z kolei będzie niezbędne, abyśmy po śmierci mogli dostąpić zaszczytu życia w wieczności. Tyle z teologii. Wyprawianie Świąt Bożego Narodzenia wcale nie było takie oczywiste od samego początku chrześcijaństwa. Tak na dobrą sprawę upowszechniło się gdzieś mniej więcej między II a III w. n.e., a sam wybór okresu w kalendarzu był intencjonalny, bo kojarzony z dawnymi rytami, które niekoniecznie miały związek z nową wiarą. Powszechnie uznaje się w nauce fakt, że 25 grudnia wybrano dlatego, że wówczas wśród antycznych Rzymian, stosunkowo blisko tej daty obchodzono Saturnalia, święta ku czci boga Saturna, opiekuna rolnictwa, podczas których głównym celem była miłość i pojednanie. Takie też znaczenie mają Święta Bożego Narodzenia, a fakt ten odkreślany jest zarówno przez Kościół w rycie wschodnim, jak i zachodnim. Nawet niewierzący, wykorzystują ten czas na przebywanie we wspólnym rodzinnym gronie, pośród najbliższych, przyjaciół i znajomych. Dodatkowym akcentem są prezenty, które rozdaje się tym, na których nam najbardziej zależy. Chce się jednocześnie powiedzieć za pośrednictwem tych upominków, że zależy nam na nich. A jak się doda do tego dobre słowa, życzenia i wróżbę pomyślności – kolejny bardzo archaiczny akcent, uchwytny szczególnie wśród Słowian – to czas ten mija nam jak najmilej.
POD DRZEWKIEM CHOINKOWYM, CHOĆ NIE TYLKO
Prezenty odnaleźć powinniśmy pod pachnącą choinką, strojnie udekorowaną, ustawioną w widocznym, niemal honorowym miejscu. Z tą choinką sprawa wygląda tak, że przybyła ona na ziemie polskie z Niemiec, gdyż to właśnie tamtejszy zwyczaj. Inna kwestia, że sam kształt drzewka choinkowego, jego zieloność i żywość, przypomina pradawny motyw osi świata (axis mundi). Można powiedzieć, że choinka wyparła typowo polski zwyczaj ludowy pięknych stroików, podłaźników, czy wreszcie pająków podwieszanych nad stołem, gdzie domownicy spożywali uroczyście podane potrawy. Na ten przykład choinka na Podkarpacie przybyła i rozpowszechniła się po I wojnie światowej. Osobą, która przybywała wówczas by podarować prezenty domownikom, był to Święty Mikołaj, a w okresie PRL Dziadek Mróz. W niektórych domach zwyczajowo przybywał Gwiazdor albo Aniołek.
DOBRY CZAS
Okres bożonarodzeniowy ma upływać w sielskiej i rodzinnej atmosferze, w gronie najbliższych, przyjaciół i znajomych, bo to jedyny taki moment w roku. To też czas odpuszczania sobie niesnasek, zapominania o kłótniach, złych słowach i czynach. Być może dlatego tak bardzo wszyscy lubimy Święta… no właśnie, o wyjątkowości tego czasu świadczy fakt, że wystarczy, iż padnie jeden termin: ŚWIĘTA. Wszyscy, bez wyjątku, wiemy o co chodzi. Wszystkiego najlepszego dla wszystkich.
Ostatnio trafiłam na cytat, który zapadł mi w pamięć. „Życie jest zbyt krótkie, aby pić niedobre wino, nie jeść lodów i marnować czas na ludzi, którzy nie przeskoczyliby dla nas kałuży” – jakie to prawdziwe! Jak często tracimy swój czas na robienie rzeczy, na które nie mamy do końca ochoty i poświęcamy go tym, którzy niekoniecznie na to zasługują? Z drugiej strony, czy nie zdarza nam się odmawiać propozycji, z których w głębi duszy chcielibyśmy skorzystać i czy w codziennym pędzie nie zapominamy o sobie i swoich potrzebach? Zdrowy egoizm jest dobry, dobre i właściwe jest też stawianie granic w odpowiednich miejscach, bycie asertywnym oraz dbanie o siebie poprzez robienie rzeczy, które sprawiają radość i dają poczucie spełnienia. Przykład? Kiedy byłam dzieckiem, powodem do radości było dla mnie spędzenie dnia na zajadaniu się z siostrą ciastkami podczas oglądania ulubionych bajek z kaset VHS, niespodziewana wycieczka do babci, zjedzenie ukradkiem podwójnej porcji deseru przed obiadem czy spędzenie popołudnia na beztroskim bieganiu po podwórku i graniu w podchody. Dzisiaj dla wielu z nas powodem do radości (a czasem wręcz luksusem!) jest możliwość wzięcia kilku dni nieplanowanego urlopu, leniwe popołudnie z książką czy spędzenie beztroskiego wieczoru w towarzystwie przyjaciół – bez myślenia o wszystkich obowiązkach, które czekają na nas następnego dnia. Powodem do radości jest brak wiszącego nad głową widma deadline’u, możliwość robienia tego, co chcemy, a nie tego, co musimy i nastawienie budzika na późniejszą godzinę. Dajmy sobie prawo do popełniania błędów, odmawiania zaproszeń, których nie chcemy przyjmować i pozwólmy sobie na beztroskie spędzenie wieczoru na nicnierobieniu. O czym nie należy zapominać w codziennej gonitwie? O tym, żeby każdego dnia potrafić na chwilę zatrzymać się i odetchnąć. Nie zapominać o sobie i swoich potrzebach, szanując przy tym czas i potrzeby innych. Nie odmawiać dokładki dobrego ciasta, potrafić jednak odmówić zrobienia czegoś, czego nie mamy ochoty robić. Pić dobre wino, jeść pyszne lody i nie marnować czasu na ludzi, którzy nie przeskoczyliby dla nas kałuży.
JAKUB PAWŁOWSKI CHOINKA fot. Malena Thyssen
15
FELIETON
O niedobrym
mowym, wsparcia w modlitwie i dobrym słowie. Przecież nie tak dawno obchodzone było Święto Zmarłych i Zaduszki. Zmarli przez cały okres jesienno-zimowy są „razem z nami”. Wigilia pojawiła się w Polsce w okresie średniowiecznym i nowożytnym. Wyprawiana była pierwotnie wśród duchowieństwa i w kręgach dworskich. Dopiero w XVIII w. pojawiła się w obrzędowości ludowej i w każdym chrześcijańskim domu. Sam motyw kultywowania w rodzinnym gronie najważniejszej wieczerzy w roku pochodzi najpewniej z antycznej Grecji, gdzie wyprawiano agape, która symbolizowała braterstwo i miłość pośród ludzi.
Anna Węklar: „Stres mnie
nie paraliżuje, tylko
An na Wę kla r
buduje w um
SPORT
MISTRZYNI ŚWIATA W AKROBATYCE POWIETRZNEJ, ZAŁOŻYCIELKA PIERWSZEJ NA PODKARPACIU SZKOŁY AKROBATYCZNEJ, A OSTATNIO TAKŻE PÓŁFINALISTKA PROGRAMU „MAM TALENT”. W ROZMOWIE Z DAY&NIGHT ANIA OPOWIADA O ROZWOJU SWOJEJ KARIERY.
hi rc t. A o F
Nasze ostatnie spotkanie zbiegło się w czasie z 9. urodzinami Day&Night i Twoim ogromnym sukcesem otrzymania tytułu Mistrzyni Świata w Akrobatyce Powietrznej. Opowiadaj, co u Ciebie się zmieniło od tamtej pory. Po tych wszystkich grudniowych wydarzeniach, okładce i mistrzostwach świata miałam bardzo dużo różnych propozycji, zostałam zauważona i doceniona. Po mistrzostwach na pewno rozwinęła się też moja szkoła. Dołączyło do niej zarówno sporo dzieci, jak również dorosłych. Otworzyłam nowe zajęcia, sporo dziewczynek zapragnęło też zostać mistrzyniami świata, tak że mam dużo pracy z przygotowaniem ich pod poszczególne zawody. Nieustannie się rozwijasz. Jak miewa się Aerial Studio? Grafik obfituje w bogatą ofertę... Tak, teraz mamy zajęcia tak naprawdę dla każdego, dla dzieci od 4 roku życia, a górna granica praktycznie nie istnieje. Dla osób dorosłych mamy też zajęcia rehabilitacyjne na hamaku. Prowadzi je pani Magdalena Stypek-Kleiba, która jest cenionym w Rzeszowie fizjoterapeutą z wieloletnim doświadczeniem. Dużą popularnością cieszy się u nas joga na hamakach, która jest zupełną nowością, nie ma jej nigdzie indziej w Rzeszowie ani na Podkarpaciu, natomiast w Warszawie jest to bardzo popularne. Ja prowadzę zajęcia na szarfach i kołach, na różnych poziomach zaawansowania. Ostatnio mogliśmy Cię podziwiać w „Mam Talent”, znalazłaś się w półfinale... Tak. Na castingu byłam już w czerwcu w Katowicach, jego efekty można było zobaczyć właśnie na ekranach. Udało mi się dojść do półfinałowej 40-tki i wystąpić w drugim odcinku na żywo. Jestem bardzo zadowolona ze swojego występu półfinałowego na no-
16
wym rekwizycie, jakim jest serce. Program na żywo to dodatkowy stres, ale, jak wcześniej wspominałam, motywujący. Bez problemu udało mi się wykonać mój cały układ, którego premiera była w programie. Jest to dla mnie kolejna niesamowita przygoda. Mimo tego że nie zakwalifikowałam się do finału, jestem szczęśliwa, że mogłam pokazać się przed milionową publicznością. Aż trudno nie zapytać – dlaczego dopiero teraz? To już 11. edycja programu, oczywiście gdy byłam młodsza, myślałam o wzięciu udziału, ale jakoś zawsze obawiałam się, że mi się nie uda i po prostu nie byłam na to gotowa. Teraz, gdy zrezygnowałam z zagranicznych kontraktów i mam swoją szkołę tutaj w Rzeszowie, chciałabym występować właśnie w tym mieście, w Polsce, chociaż nie jest to łatwe, gdy nie ma się pewnego rodzaju zaplecza, np. w postaci rozpoznawalności, jaką daje program telewizyjny „Mam Talent”, który jest dla mnie świetną reklamą i ogromną motywacją dla uczniów mojej szkoły. Dla mnie to taki pozytywny kop do działania. Jak wyglądają kulisy udziału w takiej produkcji? Na początku są precastingi, prawdopodobnie też organizowane w Rzeszowie. Podczas takich precastingów nie ma jednak sceny ani możliwości podwieszenia. Takie osoby jak ja, akrobaci, mogą wysłać filmik promujący w ramach właśnie tego precastingu. Już w Katowicach, na castingu, wystąpiłam przed jury. Na miejscu było mnóstwo osób, utalentowanych, czasami dziwnych, na pewno kreatywnych. Przez cały dzień byliśmy na miejscu w teatrze, nie można było wychodzić. W tym czasie podobnie jak inni uczestnicy udzieliłam wielu wywiadów, opowiadałam o tym, co robię i co pokażę. Później wystąpiłam przed jury. Czułam się zadowolona ze swojego występu. Mina Agustina Egurroli wyrażała zdumienie i zachwyt w jednym... To prawda, Agustin był zachwycony moim występem castingowym.
Twoje występy są dopracowane nie tylko pod względem artystycznym, ale także wizualnym. Zachwycasz strojem, makijażem i fryzurą. Jak dobierane są te elementy? Jeśli chodzi o program, to strój, fryzura i makijaż leżą po stronie „Mam Talent”, aczkolwiek ja oczywiście mogę zaproponować, w czym bym się widziała. Reżyser akceptuje pomysły uczestników. Jeśli chodzi o choreografię, to całość zawdzięczam Agnieszce Wójcik-Dziadosz, chciałabym jej bardzo podziękować za cierpliwość i pomoc w przygotowaniu do programu. Mój kostium został stworzony przez Kaję Jandziś. Jak chciałabyś spożytkować popularność, którą może Ci przynieść program? Oczywiście niezmiennie zależy mi na promowaniu akrobatyki powietrznej, ponieważ jest to wyjątkowy i artystyczny sport, który nie jest jeszcze dostatecznie spopularyzowany w Polsce i na świecie. Dla mnie to również duża promocja, zarówno pod względem osobistym, jak również pod kątem mojej szkoły i jej uczniów. Niestety na ten moment
muszę powiedzieć, że zagraniczna publiczność znacznie bardziej docenia występy artystyczne, dlatego zależy mi na promocji w Polsce. Co jeszcze chciałabyś osiągnąć w swojej sportowej karierze? Jestem już mistrzynią świata, dlatego jeśli chodzi o moją karierę zawodniczki, to tak naprawdę na tym koniec, nie będę już startować w kolejnych zawodach. Teraz przygotowuję swoje uczennice do mistrzostw Europy i świata, w tym roku był to pierwszy raz i udało nam się zdobyć dwa złote medale na mistrzostwach Polski oraz dwa wicemistrzostwa Europy. Chciałabym na kolejny sezon przygotować jak najwięcej zawodniczek. Ile lat ma Twoja najmłodsza uczennica? Cztery. Przyjmujemy od 4. roku życia. Dzieciaki mają sporo odwagi i może więcej śmiałości. Dzięki temu nie martwią się na zapas tym, co mogłoby pójść nie tak podczas prób. Jakie są Twoje zawodowe plany na 2019 rok? Jak najwięcej pokazów, jak największy rozwój mojej szkoły, marzę o otworzeniu kolejnych placówek w Krakowie i Warszawie, muszę jednak wyszkolić więcej trenerów. Dlatego mam zamiar na tym właśnie się skupić na razie tutaj w Rzeszowie i oczywiście przygotować swoich uczniów na mistrzostwa Polski i Europy. Rozmawiała MARIOLA SZOPIŃSKA-SĄDEK
SPORT
W Twoim przypadku pytanie o stres jest chyba nie do końca zasadne, bo występy przed kamerami lub publicznością to Twoja codzienność... Zazwyczaj odczuwam ten pozytywny rodzaj stresu, kiedy jestem bardzo zmotywowana i daję z siebie jeszcze więcej niż myślałam, że mi się uda. Bardzo lubię ten dreszczyk emocji przed występem. Stres mnie nie paraliżuje, tylko buduje.
PROMOCJA
PRZEDSZKOLE I SZKOŁA PODSTAWOWA JAKICH JESZCZE W RZESZOWIE NIE BYŁO!
SZKOŁA PODSTAWOWA MONTESSORI IM. PILOTA PIRXA – REWOLUCJA W EDUKACJI DZIECI
DLA ŚWIADOMYCH RODZICÓW → → → → → →
Jeśli uważasz, że tradycyjny system edukacji nie jest dopasowany do potrzeb dzisiejszego świata. Jeśli nie zgadzasz się na uśrednianie Twojego dziecka i jego szablonowy rozwój. Jeśli masz świadomość potrzeby zrównoważonego rozwoju (praca – zabawa – odpoczynek). Jeśli wzajemny szacunek dzieci i dorosłych jest dla Ciebie istotną wartością. Jeśli chcesz, aby szkoła nie tylko próbowała przekazać Twojemu dziecku wiedzę książkową, lecz także starała się rozwijać jego indywidualne zainteresowania oraz odkrywała przed nim nowe horyzonty (sztuka, kultura, technika, hobby, praca zespołowa, działalność prospołeczna, itd.). Jeśli chcesz, aby Twoje dziecko nie uczyło się tylko i wyłącznie po to, aby zdać kolejny egzamin i zapomnieć.
SKORZYSTAJ Z OKAZJI I PRZYJDŹ DO NAS NA NIEZOBOWIĄZUJĄCĄ WIZYTĘ PRÓBNĄ. Nasze przedszkole oraz szkoła podstawowa są tworzone przez doświadczoną kadrę wraz z rodzicami, którzy chcą dać swoim dzieciom szansę odnalezienia się w świecie przyszłości oraz bycia szczęśliwymi ludźmi.
Nasza kadra jest młodym zespołem pedagogów montessoriańskich, z których każdy ma formalne wykształcenie oraz kilkuletnie doświadczenie w pracy z dziećmi i nie został „skażony” mentalnością pracy w szkołach publicznych.
Tworzymy wspólnotę, dla której najważniejsze jest szczęście dziecka i jego potrzeby, zainteresowania, samodzielność oraz holistyczny rozwój. I nie są to jedynie puste hasła marketingowe, za którymi nic nie stoi - robimy to dla swoich własnych dzieci.
W każdej grupie pracuje na stałe nauczyciel języka angielskiego – tzw. „native speaker”, dzięki czemu dzieci mają codzienny kontakt z tym językiem i w sposób naturalny go przyswajają. W naszym gronie mamy także terapeutę pedagogicznego i stale współpracujemy ze specjalistą logopedą a większość kadry jest przeszkolona z zakresu pomocy dzieciom z cukrzycą.
Jako niepubliczna szkoła podstawowa na prawach szkoły publicznej, z oddziałem przedszkolnym, realizujemy pełną podstawę programową zatwierdzoną przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. Metodologia, którą wykorzystujemy w naszej codziennej pracy, jest uzupełnieniem najlepszych praktyk MONTESSORI o elementy takie jak S.T.E.A.M., MusicOn czy rozbudowany program zajęć dodatkowych, prowadzonych zarówno w placówce jak i na zewnątrz. Nie oceniamy a opisujemy - oceny są szablonami, do których nikt nie pasuje. Nie zadajemy zadań domowych – dzieci potrzebują mieć czas na odpoczynek, zabawę i kontakt z rodziną (zachęcamy Rodziców do wspólnej pracy nad okazjonalnymi projektami). Nie mamy typowych 45-minutowych lekcji czy przerw – zajęcia trwają przez cały czas i naturalnie się przenikają. Zgodnie z metodą Montessori, zajęcia są prowadzone w grupach różnorodnych wiekowo i z zastosowaniem profesjonalnych pomocy montessoriańskich. Takie podejście pozwala nam na znaczne wykroczenie poza ramy podstawy programowej, zaangażowanie dzieci w naukę i wspieranie ich naturalnej ciekawości świata.
Lokal szkoły został zaprojektowany i wykonany zgodnie z najlepszymi praktykami oraz zaleceniami dotyczącymi nowoczesnej i bezpiecznej edukacji. Wnętrza są jasne, stonowane, schludne i innowacyjne, meble ergonomiczne, zaplecze sanitarne dostosowane do wieku użytkowników a zastosowane materiały nie będą powodować problemów zdrowotnych w przyszłości. Wszystko to bardzo pozytywnie wpływa na samopoczucie dzieci i atmosferę pracy kadry szkolnej. Dzięki współpracy z zewnętrznymi doradcami dietetycznymi, profesjonalnym cateringiem oraz własnym doświadczeniem w zakresie zdrowego odżywiania, oferujemy naszym uczniom najlepsze wyżywienie poprzez zdrową i zbilansowaną dietę. Nasi podopieczni mają: śniadania, samodzielnie wypiekany chleb, przekąski (sezonowe owoce i warzywa), dwudaniowe obiady, nieograniczony dostęp do świeżej wody, mleko oraz samodzielnie przygotowywane koktajle owocowo-warzywne.
NABÓR TRWA PRZEZ CAŁY ROK
SERDECZNIE ZAPRASZAMY NA ROZMOWĘ I WIZYTĘ PRÓBNĄ.
NASZ ADRES: Szkoła Podstawowa Montessori im. Pilota Pirxa ul. Strażacka 54F • 35-312 Rzeszów • montessorirzeszow.pl facebook.com/SzkolaMontessoriPilotaPirxa • #szkolapirxa tel. 601 154 993 • tel. 17 710 17 73
PROMCJA
CO NAS WYRÓŻNIA →
uczymy samodzielności, ponieważ doświadczanie radości z samodzielnie wykonanego zadania wzmacnia wiarę w siebie
→ dzieci samodzielnie podejmują decyzję dotyczącą miejsca, rodzaju i czasu pracy - w ten sposób kształcą swoje indywidualne zdolności i nabierają doświadczenia w prawdziwej ocenie własnych umiejętności →
pracujemy w grupach zróżnicowanych wiekowo – umożliwia to wzajemne uczenie się od siebie; starsi dbają o młodszych a młodsze dzieci wzorują się na zachowaniu starszych
→
pracujemy w grupach także po to, by praca z innymi i rozwiązywanie konfliktów nie sprawiały problemów w przyszłości
→
uczymy koncentracji i wyciszenia - dzięki lekcjom ciszy oraz wiedzy, która angażuje
→
nie narzucamy dziecku tego, czym powinno się interesować; podąża ono własną ścieżką a nauczyciel służy jako przewodnik w tej podróży
→
pomagamy dzieciom przyzwyczajać się do wystąpień publicznych, aby te były naturalne i przyjemne
→
starannie dobrane pomoce edukacyjne zachęcają uczniów do eksperymentowania
→
nie karzemy za popełnione błędy. Są one naturalną częścią procesu uczenia się, więc dzieci nie boją się ich popełniać. Motywacja płynie z możliwości ich poprawienia i radości z sukcesu
→
chętnie zapraszamy wyjątkowych ludzi, aby mogli zainspirować naszych uczniów swoim doświadczeniem i pasją
→
ciągle poszukujemy i jesteśmy otwarci na ciekawe pomysły
→
uczymy szacunku do przyrody, między innymi poprzez uczestnictwo w „Leśnej szkole”
→
nie zadajemy zadań domowych, gdyż wierzymy, że równie ważne dla rozwoju dziecka są odpoczynek, zabawa oraz spędzanie czasu z rodziną
→
nie mamy typowych, 45-minutowych lekcji i przerw; zajęcia trwają przez cały czas i naturalnie się przenikają
→ →
nie oceniamy - opisujemy
codziennie przez 5 godzin prowadzimy zajęcia równolegle w języku polskim i angielskim - z native speaker’em
→
poprzez wizyty w instytucjach kultury, uczestnictwo w warsztatach teatralnych, zajęciach muzycznych, tanecznych oraz plastycznych uwrażliwiamy naszych uczniów na szeroko pojętą sztukę
→
uczniowie każdego dnia uczestniczą w zajęciach dodatkowych, m.in. takich jak taniec, karate, basen, robotyka, plastyka, które są wliczone w czesne
→
staramy się uświadamiać i zakorzeniać w uczniach zdrowe nawyki żywieniowe - wspólnie gotujemy i pieczemy używając ekologicznych produktów, m.in. zastępując cukier jego zdrowszymi odpowiednikami
→
zapewniamy codzienny ruch na świeżym powietrzu, gdyż wierzymy, że dotlenione umysły pracują sprawniej i chętniej
→
codziennie czytamy na głos, gdyż jesteśmy przekonani, że czytanie wspiera rozwój psychiczny, emocjonalny, intelektualny i społeczny
→
nasi nauczyciele to kompetentni pedagodzy, pasjonaci, opiekunowie i przewodnicy, będący cudownymi ludźmi, wrażliwymi na indywidualne potrzeby oraz zainteresowania swoich podopiecznych
→
w pełni wykorzystujemy prawdziwe pomoce Montessori w naszej codziennej pracy
→ jako jedyna szkoła na Podkarpaciu współpracujemy z MusicOn – twórcami innowacyjnego i wielokrotnie nagradzanego na świecie instrumentu, który w szeroki sposób pomaga rozwijać dzieci →
nie uznajemy mundurków - dzieci powinny móc eksperymentować ze swoim wyglądem, popełniać błędy i rozwijać swój styl oraz empatię
SPORT
Delfina i Bartek: nasze minut przekuliśmy w
lat
PARTNERZY W ŻYCIU I NA SCENIE, ZWYCIĘZCY 5. EDYCJI PROGRAMU „MAM TALENT”, TRENERZY AKROBATYKI, CZYNNI BYWALCY SCENY, RZESZOWIANIE. DELFINA I BARTEK W ROZMOWIE Z DAY&NIGHT ZDRADZAJĄ KULISY PROGRAMU, SWOICH WYSTĘPÓW, PLANÓW NA NADCHODZĄCY ROK I NIE TYLKO.
Od Waszego zwycięstwa w programie „Mam Talent” minęło już 6 lat. Od tego czasu sporo się u Was zmieniło, zostaliście małżeństwem. Jak rozwinęliście swoją karierę od tamtego czasu? Tak naprawdę zmieniło się wszystko, ale w pozytywnym sensie. Przede wszystkim uwierzyliśmy w siebie i w to, co robimy, przekonaliśmy się o tym, że nasze występy nie tylko nam sprawiają radość, ale są doceniane i podziwiane przez publiczność. Udział w programie „Mam Talent” to naprawdę świetne przeżycie. Bezpośrednio po nim postawiliśmy na rozwój siebie i naszego baletu, stąd też naszych występów jest coraz więcej. Czyli można powiedzieć, że Wasze przysłowiowe 5 minut trwa już 6 lat? Dokładnie. Nasze „5 minut” przekuliśmy w 6 lat. Jesteśmy z tego mega dumni. Zwłaszcza że tuż po zwycięstwie sporo osób mówiło nam, żebyśmy korzystali z sukcesu, bo ten czas szybko się skończy. A my cieszymy się, że z roku na rok jest coraz lepiej, a ludzie po występach ciągle do nas podchodzą, mówią, że na nas głosowali i że pamiętają nasze pokazy z telewizji. Dlatego do dziś zdarza się, że występujemy z wykonami z „Mam Talent”. Poza tym zmieniło się też nasze doświadczenie sceniczne. W aktualnej edycji programu również mamy reprezentantkę z Rzeszowa. Kibicowaliście Ani Węklar? Jakich rad udzielilibyście finalistom programu? Jak oczarować jury? Trzeba być sobą, bo to też taki program, że nie można udawać – widownia i jurorzy szybko to wychwycą. Trzeba być szczerym,
uśmiechniętym i zrobić swoje jak najlepiej (śmiech). Nie warto też na nic się nastawiać, bo byli tacy, którzy mieli ogromne oczekiwania i bardzo się zawiedli. To jest program na żywo, a ludzie nie lubią być oszukiwani. Ważne są szczere emocje i prawdziwa osobowość. Co w takim programie jest najtrudniejsze? Na występ w końcu składa się nie tylko wykon, ale też pełne poddanie się ocenie, zarówno ze strony jury, jak też publiczności… Tak, właśnie to poddanie się ocenie jest bardzo trudne. Nigdy nie wiadomo, jak zostaniemy odebrani, mimo największych nawet starań. I jest to element, na który nie mamy wpływu. Tak naprawdę, każdy człowiek boi się ocenienia, a tutaj mówimy jeszcze o transmisji na całą Polskę… Stres jest nieunikniony, ale jeśli ma się coś do zaoferowania, to warto. W momencie, kiedy jesteście duetem nie tylko w życiu prywatnym, ale i zawodowym, chyba trudno rozdzielić te dwa światy w życiu codziennym. Macie na to jakieś patenty? To prawda, jest to trudne, ale na szczęście od samego początku wychodzi nam to sprawnie. To, co dzieje się na sali, staramy się tam zostawić, natomiast domowych spraw staramy się nie zabierać ze sobą na salę. Nie zawsze nam to w 100% wychodzi, ale da się (śmiech). Na szczęście tak dobrze się dobraliśmy, że naprawdę bardzo rzadko się kłócimy o cokolwiek. Nie zdarza Wam się chcieć od siebie odpocząć? Raczej nie, aczkolwiek wszyscy jesteśmy ludźmi i wiadomo, że
„Razem jeździmy, razem ćwiczymy, razem mieszkamy, razem robimy tak naprawdę wszystko. Nie funkcjonujemy osobno”. ot it Sho Fot.
20
SPORT
czasami trzeba złapać oddech. Razem jeździmy, razem ćwiczymy, razem mieszkamy, razem robimy tak naprawdę wszystko. Nie funkcjonujemy osobno. Chyba że Delfina siedzi w innym pokoju. Na przykład (śmiech). Wtedy z godzinkę od siebie odpoczniemy (śmiech). A tak naprawdę, nie nudzimy się sobą. Jesteśmy dobrze dobrani i zawsze mamy coś do obgadania. Nasze charaktery są kompatybilne. A co jest dla Was najtrudniejsze podczas występów? Tak naprawdę, panujące warunki. Może być bardzo zimno, lub odwrotnie, za gorąco, czasami jest ślisko, nierówno, brudno, zdarzało się, że na podłodze było szkło. Ze szkłem akurat mieliśmy nieprzyjemną sytuację, kiedy Delfina musiała wytrzymać dwa występy ze szkłem w palcu. Bywa różnie, wiadomo, że był to przypadek, a takie mniej szczęśliwe też się zdarzają. Zawsze pytamy o warunki, bo właśnie pod tym kątem przygotowujemy swoje występy. Ale nie wszystko da się przewidzieć i niektórych sytuacji nie da się uniknąć. Zawsze mamy ze sobą dodatkowe stroje. Ostatnio nawet usłyszeliśmy, że dobrze, że jesteśmy niscy, to zmieścimy nasz występ na niskiej sali (śmiech). Najbardziej jednak męczące są kilometry. Czasami musimy ich pokonać naprawdę setki. Trwa to np. 7 godzin, a sam występ – 7 minut, po czym trzeba wracać przez kolejne 7 godzin. To jest mega ciężkie i daje popalić. Podczas występów narażacie się również na krytykę. Zdarzały Wam się przypadki negatywnych ocen? Na szczęście nie, chociaż wiemy, że panuje teraz stereotyp hejtu i ludzie czasami nie liczą się z uczuciami drugiej osoby. Nas to na szczęście nie dotyka. Jakich rad udzielilibyście początkującym lub aspirującym akrobatom? Przede wszystkim trzeba mieć chęci. Ja bardzo późno zaczęłam się realizować w akrobatyce, bo wcześniej byłam tancerką. Nigdy bym nie pomyślała, że kiedyś będę w akrobatycznym duo, nagle zacznę łączyć taniec z akrobatyką i występować dodatkowo na takich dużych scenach i eventach. Jednak moja zaciętość doprowadziła mnie tu, gdzie jestem teraz. Nie ma bariery wiekowej, chociaż, jak wiadomo, liczą się też predyspozycje organizmu. Jeśli ktoś jest zbudowany do koszykówki, nie będzie się realizował jako akrobata, to są czynniki, na które nie mamy wpływu. Mamy jednak do czynienia również z przypadkami, na przykład podczas zajęć, że są dzieciaki super zbudowane do akrobatyki, mają predyspozycje, ale nie mają chęci. Są też dzieci mniej skoordynowane, może nawet cięższe, a osiągają większe progresy właśnie za sprawą chęci. Trzeba też pamiętać, że w akrobatyce nic nie przychodzi od razu. Trzeba poświęcić jej czas i wiele ćwiczyć. Planujecie poszerzenie swojej działalności, np. o własną szkołę? Mamy dużo pomysłów. Na chwilę obecną możemy zdradzić, że na przełomie roku mamy do zrealizowania projekt, w ramach którego chcemy jeździć po szkołach i organizować spotkania motywacyjne
Fot. Tomasz Gas
dla dzieci. Do tej pory zrobiliśmy takie dwa, zupełnie spontanicznie i okazało się, że musimy robić to dalej i to koniecznie, bo takie jest zapotrzebowanie. Trzeba pomóc dzieciom pokonać niepewność i zachęcić je do sportu. Czasami brakuje im wzorców w domu, gdzie rodzice spędzają czas przed telewizorem. Natomiast zauważyliśmy, że dzieci bardzo chętnie się angażują, jeśli się je odpowiednio zainteresuje. Żyjemy z tego, że spełniliśmy swoje marzenie i chcemy pokazać innym, że tak można. Myślę, że za kilka lat otworzymy szkołę akrobatyczno-artystyczną. Jakie są Wasze zawodowe cele na 2019 rok? Przede wszystkim jak najwięcej występów. Jeździmy po szkołach, przedszkolach, spełniamy się w swojej pasji i pracy jednocześnie. Tak naprawdę, brakuje nam czasu na realizację wszystkich pomysłów. Cieszymy się, że w osiąganiu naszych celów pomagają nam: SpokoBox – czyli pyszny catering dietetyczny, Cuna, która dba o nasze stroje, Salon Manimi, dbający o paznokcie Delfiny i Kosmetologia Profesjonalna, która dba o to, byśmy „z twarzą” wyszli na scenę (śmiech). Jesteśmy bardzo wdzięczni i zmotywowani do dalszego rozwoju. Rozmawiała MARIOLA SZOPIŃSKA-SĄDEK
Fot. Archiwum Day&Night
SPORT
barcelonajakojedyna
pewna awansu - co wiemy po czwartej kolejce fazy grupowej Ligi Mistrzów?
Czwarta seria gier zebrała swoje żniwa. Borussia, Barcelona i Juventus podchodziły do niej jako jedyne zespoły, które miały na koncie komplet zwycięstw. Tymczasem Atletico wzięło srogi rewanż na Niemcach, pokonując ich pewnie 2:0 i doprowadzając do pierwszej porażki podopiecznych Tuchela we wszystkich rrozgrywkach. Mistrz Hiszpanii stracił prowadzenie z Interem w ostatnich minutach meczu, a Juventus poszedł nawet o krok dalej, bowiem pozwolił Manchesterowi United nie tylko odrobić straty, ale też wywieźć z Turynu zwycięstwo. Pomimo przerwanych serii, Barcelona jako jedyny zespół w całej stawce jest już pewny awansu do 1/8 finału, a Borussia i Juventus są tego bardzo bliskie – obu ekipom wystarczy remis w spotkaniach u siebie w ramach piątej kolejki, odpowiednio z Club Brugge i Valencią. W podobnej sytuacji znajdują się drużyny Manchesteru City i Bayernu Monachium. We wspomnianej, nadchodzącej serii spotkań miejsce będzie miało kilka kluczowych w kwestii awansu meczów: Tottenham podejmie u siebie Inter w desperackiej próbie wywalczenia awansu z drugiego miejsca, a Real pojedzie do Rzymu na walkę o prymat w grupie G. Osobną kwestią jest sytuacja, z jaką zmierzyć się muszą zawodnicy Liverpoolu, Napoli, PSG i Crveny Zvezdy, bowiem w grupie C pomiędzy pierwszą a ostatnią drużyną są zaledwie dwa oczka różnicy i każde ze spotkań będzie małym finałem dla każdej z ekip – aktualnie poza Ligą Mistrzów znajdują się paryżanie, dla których triumf w Lidze Mistrzów od kilku lat jest priorytetem. Bez szans na awans pozostają dwa kluby zatrudniające reprezentantów Polski, bowiem zarówno Monaco, jak i Lokomotiw dostały srogie lekcje futbolu w czwartej kolejce i matematycznie mogą powalczyć jedynie o
Nieudane dla Polaków mistrzostwa świata zadecydowały o podpisaniu kontraktu z nowym selekcjonerem. Jerzy Brzęczek jest wyborem nieoczywistym, ale z drugiej strony – to samo mówiono, gdy reprezentację przejmował Adam Nawałka i summa summarum okazało się to strzałem w dziesiątkę.
trzecie miejsce, gwarantujące grę na wiosnę w mniej prestiżowej Lidze Europy. Z polskich akcentów warto wspomnieć, że dzięki spotkaniu z Atletico Łukasz Piszczek wyrównał rekord występów w Lidze Mistrzów dla klubu z Dortmundu, który od teraz dzieli ze Stefanem Reuterem (44 mecze), a dwa gole zdobyte przez Roberta Lewandowskiego w starciu z AEK Ateny sprawiły, że wysforował się na siódme miejsce w rankingu strzelców Ligi Mistrzów – przed kapitanem biało-czerwonych znajdują się już jedynie takie tuzy jak: Henry (50 bramek), van Nistelrooy (56), Benzema (59), Raul (71), Messi (105) i Cristiano Ronaldo (121). Rzecz jasna, Liga Mistrzów wraz z wielkimi emocjami gwarantuje też stały dopływ kontrowersji i w ostatniej serii gier również ich nie zabrakło. Najwięcej mówiono o prowokacji ze strony Mourinho, który po wywalczonym w ostatnich minutach zwycięstwie swojej drużyny przyłożył rękę do ucha i namawiał kibiców Juventusu, by nadal wykrzykiwali obelgi, jakich ofiarą był przez cały wieczór. Poza tym Sergio Ramos po raz kolejny pokazał się ze strony brutala, łamiąc nos zawodnikowi Viktorii Pilzno, Havelowi, za co jednak hiszpański defensor nie otrzymał choćby żółtej kartki. Najbardziej kuriozalna jednak wydaje się sytuacja związana z Raheemem Sterlingiem, który w dwudziestej siódmej minucie spotkania z Szachtarem wpadł w pole karne i usiłował podciąć piłkę nad bramkarzem, ale potknął się o kępkę trawy i upadł. Choć w odległości metra od Anglika nie znajdował się żaden z rywali, arbiter postanowił wskazać na jedenasty metr od bramki, a stały fragment gry na drugiego gola dla Manchesteru City zmienił Gabriel Jesus. Za ową sytuację Anglik został mocno zbesztany w światowej prasie, która stwierdziła, że zawodnik powinien sam zgłosić arbitrowi brak przewinienia. Pytanie brzmi: czy to zawodnicy są od pilnowania sędziów, czy odwrotnie?
PAWEŁ PACZOCHA
22
MODA
Każdy od zawsze doceniał ją za wygodę, praktyczność i ciepło, jakie zapewnia podczas noszenia, ale jeszcze do niedawna nikt nie nazywał jej stylowym elementem
czas na
garderoby. Dzisiaj wariantów kurtki puchowej jest bardzo wiele i wcale nie wymagają sportowej oprawy. Jak kurtki puchowe podbiły świat mody i jaka jest ich historia?
ZARA, 299 zł SAMSOE&SAMSOE, 1169 zł
PATRIZIA PEPE, 1029 zł VERSACE
ESPRIT, 379 zł
TOMMY HILFIGER, 1399 zł Kurtka ocieplana puchem ma już prawie sto lat i została spopularyzowana przez francuską markę Moncler. Pomysłodawcą tego elementu garderoby jest George Finch, alpinista, chemik i twórca maski tlenowej, który próbował zdobyć Mount Everest w kurtce własnego projektu. Kurtka puchowa miała chronić pracowników fabryki Moncler przed mrozem. Właśnie te puchówki przykuły uwagę alpinisty Lionela Terraya, który w efekcie rozpoczął długofalową współpracę z firmą Moncler. Ta współpraca zaowocowała zwiększeniem zainteresowania puchówką, która noszona była podczas wielu słynnych wspinaczek w latach 50. Swoją popularność puchówki zyskały w dużej mierze właśnie za sprawą obecności na górskich szczytach, później zdobyły uznanie wśród sportowców. W latach 80. kurtka puchowa wyszła na ulice. Wytrzymałość i lekkość, przy jednoczesnym zatrzymywaniu ciepła, uczyniły z kurtki puchowej idealną alternatywę na zimę, którą doceniły nie tylko największe domy mody, proponując na wybiegach różne warianty tego ciepłego okrycia, ale również sieciówki, kuszące witrynami mieniącymi się różnymi odcieniami charakterystycznej kurtki z segmentacją, ocieplanej puchem.
24
Kiedy temperatura spada poniżej zera, moda powinna iść w parze z praktycznością. Segmenty w kroju puchówki bywają jednak mało łaskawe dla kobiecej sylwetki, dlatego odpowiedni krój ma znaczenie. Ten model kurtki w eleganckim wydaniu? Grunt to odpowiedni materiał i kolor. Puchówkę ze stylowego weluru, np. w kolorze granatu z powodzeniem zestawisz z cygaretkami, szykowną torebką i botkami na wysokim obcasie. Odpowiedni dla siebie model z łatwością znajdą miłośniczki sportowego luzu. Wyrazisty kolor i długość przed kolano świetnie sprawdzą się w towarzystwie mocnych traperów, sportowych trampek lub nonszalanckich sztylbetów. Miłośniczki sportowej elegancji z pewnością zwrócą uwagę na puchówkę o kroju oversize, która świetnie sprawdzi się w wersji z futerkowym kapturem i w zestawieniu z klasycznymi czarnymi rurkami i botkami na szpilce z noskiem w szpic. Puchówka w wersji awangardowej? Warto zagrać kolorem, a konkretniej – błyskiem. Metaliczny odcień złota lub srebra połączony ze skórzanymi lub woskowanymi rurkami i wiązanymi botkami na płaskiej podeszwie dodadzą puchówce zadziornego, a zarazem stylowego charakteru. Biel doskonale uzupełni streetstylowy look. Krótszy, pudełkowy krój świetnie sprawdzi się w zestawieniu ze sportowymi trampkami na koturnie w tym samym kolorze, a także rurkami i czapką bosmanką w kontrastowej czerni. Kurtka puchowa to wbrew pozorom bardzo uniwersalne okrycie, które nie zawiedzie ani w przypadku casualowych stylizacji ze zwykłymi jeansami w roli głównej, ani sukienki zestawionej z wysokimi kozakami za kolano.
MARIOLA SZOPIŃSKA-SĄDEK
ZANIM WYBIERZESZ SIĘ PO PREZENTY, SPRAWDŹ CZYM ABSOLUTNIE NIE MOŻESZ OBDAROWAĆ BLISKICH CI OSÓB. NIEKTÓRE PODARUNKI ZAMIAST SPRAWIĆ RADOŚĆ, MOGĄ PRZYNIEŚĆ PECHA
e z nt e r p Fot . Arc hiwum Day&Night
czy
k l ąt w a? Choć większość osób deklaruje, że nie wierzy w przesądy, to niektóre z tych prezentów budzą strach i grozę.
Odejdzie w siną dal Ponoć największym obciachem jest kupić komuś… buty. Przesąd mówi, że obdarowana nimi osoba wkrótce może odejść. No, chyba że chcesz się rozstać ze swoim partnerem/partnerką – wtedy zakup choćby kapci może okazać się trafiony.
Czas się rozstać Pewnie nie jeden raz korciło was, by kupić żonie/mężowi stylowy zegarek. Jednak, jak mówi przesąd, zakup takiego prezentu oznacza, że będzie on odmierzał czas do waszego rozstania. Aby jednak przełamać tę klątwę, podobno wystarczy, aby obdarowana przez nas osoba „wykupiła” od nas prezent za symboliczną złotówkę.
Dając perły – dajesz łzy… Ten przesąd odnosi się do prezentów jubilerskich. Każda błyskotka, która zawiera perły, może ściągnąć na obdarowanego same nieszczęścia. Jeśli jednak chcemy kupić żonie/partnerce czy babci biżuterię z perłami, możemy sprezentować imitację „białego kruka”. Będzie taniej i bezpieczniej.
Kilka groszy za pupila Mały piesek lub kotek – o tym najczęściej marzą dzieci, czekając na prezenty. I na tym podarunku ciąży klątwa. Jak wieść niesie, podarowanego zwierzaka czeka rychła śmierć. Aby odwrócić zły urok, trzeba za pupila zapłacić chociaż kilka groszy.
Postawić krzyżyk? Przywieszka do łańcuszka w kształcie krzyżyka to chyba najgorszy prezent, jaki można dostać. Według przesądów osoba, która ci go podaruje stawia na tobie krzyżyk i wykreśla z życia. Ale to nie koniec nieszczęść. Krzyżyk to także oznaka, że życzymy komuś rychłej śmierci i narzucamy mu na plecy ciężki bagaż. Oczywiście przesąd ten nie działa, kiedy kupujemy krzyżyk dla chrzestnej lub chrzestnego z okazji I Komunii Świętej.
Lepsza będzie łyżeczka Reklamy renomowanych noży kuchennych kuszą, aby to właśnie je podarować kochanej osobie pod choinkę. Absolutnie tego nie róbcie! Ten prezent to oznaka przecięcia, zakończenia dobrych relacji. Ponoć przesąd ten dotyczy także scyzoryków i całych zestawów ze sztućcami. Lepiej zatem kupić srebrną ozdobną łyżeczkę do cukru.
KATARZYNA MICAŁ
mamawswieciemody
W DOBIE INTERNETU JUŻ DAWNO NIKT NIE PODWAŻA WPŁYWU INFLUENCERÓW W SIECI. ŚWIETNE ZDJĘCIA, WSPÓŁPRACA ZE ZNANYMI MARKAMI, PROMOWANIE PRODUKTÓW I USŁUG I OCZYWIŚCIE – MASA FOLLOWERSÓW NA KONCIE. PASJA CZY ZAWÓD MARZEŃ? W DRUGIEJ CZĘŚCI CYKLU ROZMAWIAMY ZE STYLISTKĄ. Jesteś stylistką, wielbicielką mody i urządzania wnętrz, instagramerką, a przede wszystkim mamą. Twoje konto na Instagramie obserwuje już ponad 20 tysięcy użytkowników. Jak udaje Ci się łączyć wszystkie te pasje? Nigdy nie robiłam czegoś specjalnie pod Instagram, wręcz odwrotnie. Zdjęcia, które znajdują się na moim profilu, są robione przy okazji, są uchwyceniem chwili. Organizacja życia i pracy nie jest łatwa, ale dzięki pomocy najbliższych bez problemu łączę wszystkie obowiązki. Instagram to tylko Twoja pasja czy też praca? Częściowo praca, częściowo pasja. Staram się nie podporządkowywać i nie uzależniać swojego życia od Instagrama, chociaż czasem bardzo ciężko jest zachować zdrowy rozsądek, gdy spływa duża ilość propozycji biznesowych. Staram się selekcjonować oferty i wiele razy zdarzyło mi się odrzucić propozycje, ponieważ kłóciły się z moim wizerunkiem. Czym zajmujesz się zawodowo? Zawodowo jestem managerem w salonie beauty, ale nie zrezygnowałam całkowicie z pracy stylistki, jest to również moja wielka pasja, tylko teraz jest moim dodatkowym zajęciem. Obecnie działając na większą lub mniejszą skalę w sieci, najczęściej niestety trzeba liczyć się z krytyką i hejtem. Czy dotknął Cię ten problem? Jak sobie z nim radzić?
aw sw iec iem ody
Elżbieta Wesołowska, CZYLI @
Z RZESZOWA
ZDROWIE&URAODA
Influencer
am m .@ t o F
Oczywiście. Spotkałam się z hejtem, gdy jeszcze prowadziłam bloga. Ludzie błędnie interpretują i nadużywają pojęcia "„wolność słowa". Obrażają innych, hejtują w wulgarny sposób, przekraczając niejednokrotnie wszelkie granice. W ten sposób próbują leczyć się kosztem innych ze swoich kompleksów. Nie ma to nic wspólnego z konstruktywną krytyką. Uważam, że mój profil jest moją własnością oraz moim wizerunkiem, dlatego wszelkie treści obrażające usuwam, blokuję. Mam do tego prawo. To tak, jak gdyby ktoś na ulicy podszedł do mnie i zaczął mnie wyzywać, a ja nie zareagowałabym w ogóle. Bo ktoś ma do tego prawo? Błędne myślenie. Nie ma takiego prawa. Jakie masz patenty na przyciąganie odbiorców? W końcu Instagram to cała skarbnica pięknych zdjęć. Jest kilka sprawdzonych sposobów, tricków pomocnych w prowadzeniu Instagrama. Ale tak naprawdę trzeba znaleźć swój styl, robić to, co się robi najlepiej, być szczerym i autentycznym. Mam wrażenie, że obecnie Instagram pochłonął blogi. Jak to wygląda u Ciebie? Blog czy Instagram? Na której platformie bardziej się realizujesz? Prowadziłam kilka lat temu bloga, ale organizacja przy jego prowadzeniu pochłania mi za dużo czasu. Całkowicie odnalazłam się w Instagramie, dlatego właśnie tutaj przerzuciłam swoją aktywność i czuję, że w ten sposób realizuję się najbardziej. Właśnie za sprawą Instagrama skontaktowano się z Tobą ze stacji TVN… Właśnie ta sytuacja pokazuje, jakim silnym i wpływowym medium jest Instagram. Można robić coś w zaciszu domowym, dzielić się realizowanymi pasjami, a później może się okazać, że to co robisz, zauważają i doceniają profesjonaliści. Dzięki mojej pasji do projektowania wnętrz i dzieleniu się nią na Instagramie nie tylko zauważył mnie TVN, ale dostałam też wiele propozycji współpracy od firm związanych z wnętrzami, otrzymałam również propozycje projektowania od osób prywatnych i udało mi się zrealizować kilka wnętrz. Czy „życie w sieci” nie zakłóca tego rodzinnego? Różnie z tym bywa, są plusy i minusy prowadzenia Instagrama. Wiem, że nie poradziłabym sobie bez pomocy osób bliskich, którym bardzo dziękuję za ogromne wsparcie. Co uważasz za swój największy zawodowy sukces? Na pewno to, że tak naprawdę swoje hobby i pasję przekształciłam w swoje życie zawodowe. Zrealizowałam wiele marzeń, które jeszcze niedawno wydawały się poza moim zasięgiem. Dlatego teraz wiem, że nie ma rzeczy niemożliwych i marzę dalej :). Rozmawiała MARIOLA SZOPIŃSKA-SĄDEK
26
Noszenie na zakupy własnej, materiałowej torby zamiast kupowania każdorazowo plastikowych reklamówek to jeden z najprostszych kroków, a zarazem symbol stylu zero waste. Złożona płócienna torba zajmuje mało miejsca, a na dodatek jest lekka i poręczna, dzięki czemu możemy ją mieć zawsze pod ręką – w plecaku, kieszeni kurtki lub torebce.
Nie pij przez słomkę
Naprawiaj, nie wyrzucaj Unikaj jednorazowych rozwiązań. Używaj wielorazowych opakowań, wykorzystuj ponownie to, co na pierwszy rzut oka może wydawać się niepotrzebne albo zużyte. Nadaj drugie życie przedmiotom, które przestały pełnić swoją pierwotną funkcję. Suszone pomarańcze zamiast plastikowych bombek na choince? A może dziurawe garnki przerobione na donice ogrodowe, za mały sweter zmieniony w stylową poszewkę na poduszki lub stare jeansy przerobione na szorty? Czemu nie – kreatywność i bycie eko idą ze sobą w parze!
Ogranicz zużycie plastiku Robiąc zakupy online, poproś obsługę sklepu internetowego o zapakowanie towaru bez użycia zbędnego plastiku. Zamówiona kurtka lub książka na pewno dotrze bezpiecznie pomimo braku potrójnej warstwy folii bąbelkowej, taśmy klejącej i dodatkowych wypełniaczy. Nie bierz niepotrzebnych ulotek i gazetek reklamowych, robiąc zakupy, nie pakuj każdego owocu czy warzywa do osobnego woreczka, a wybierając pieczywo, staraj się w miarę możliwości pakować je do papierowych,
28
a nie plastikowych toreb. Kupując w sklepie spożywczym rzeczy na wagę, zapytaj o możliwość zapakowania produktów do własnych, wielorazowych woreczków lub pojemników.
10 KROKÓW
do bycia bardziej
EKO
Odmawianie w barze jednorazowych słomek to kolejny przykład ograniczania zużycia plastiku. Zamawiając w barze mrożoną kawę czy drinka, poproś obsługę o niedodawanie do napoju plastikowej słomki. Część rzeszowskich barów zrezygnowała z serwowania gościom napojów z jednorazowymi rurkami, zastępując je wielorazowymi szklanymi lub jednorazowymi ekologicznymi słomkami (np. z mączki kukurydzianej), a nawet… makaronem w kształcie rurek. Dla chcącego nic trudnego!
Rób przemyślane zakupy Przed pójściem do sklepu zrób listę rzeczy, które chcesz kupić. Pozwoli to na uniknięcie pochopnych, niepotrzebnych zakupów i kupna produktów, które się zepsują, zeschną, zwiędną lub przeterminują się. Plusy przemyślanych zakupów to nie tylko generowanie mniejszej ilości śmieci i niemarnowanie jedzenia, ale i oszczędność czasu oraz pieniędzy.
Pij ze swojego kubka Unikaj picia w kawiarniach z jednorazowych, plastikowych kubków. Jeżeli często pijesz kawę poza domem, zastanów się nad kupnem składanego silikonowego kubka, termosu lub kubka termicznego. W niektórych rzeszowskich kawiarniach kupując napój na wynos i przynosząc własny kubek – zapłacisz mniej!
Fot. Archiwum Day&Night
Noś na zakupy swoją TORBĘ
WASTE
LIFESTYLE
POZOROM ŁATWE, A PRZY TYM EKOLOGICZNE I OSZCZĘDNE. SPROWADZA SIĘ DO WCIELANIA W ŻYCIE PEWNYCH NAWYKÓW, UTRWALENIA ZASAD ORAZ WYROBIENIA W SOBIE ZDROWYCH PRZYZWYCZAJEŃ. CO ROBIĆ, ŻEBY STAĆ SIĘ BARDZIEJ EKO I JAKIE PROSTE ZMIANY MOŻEMY WPROWADZIĆ W ŻYCIE JESZCZE DZISIAJ?
ZERO WASTE W DOSŁOWNYM TŁUMACZENIU OZNACZA „ZERO MARNOWANIA”. TO STYL ŻYCIA, ZGODNIE Z KTÓRYM CZŁOWIEK STARA SIĘ GENEROWAĆ JAK NAJMNIEJ ODPADÓW, ŻYĆ W TROSCE O ŚRODOWISKO NATURALNE ORAZ OGRANICZAĆ DZIAŁANIA, KTÓRE MU SZKODZĄ. ŻYCIE W STYLU ZERO WASTE, LUB PRZYNAJMNIEJ LESS WASTE, JEST WBREW
W coraz większej ilości lokali gastronomicznych ciekawą alternatywą dla plastikowych sztućców są drewniane lub bambusowe łyżki, noże i widelce. Jeśli często jesz poza domem, noś ze sobą własny, składany minizestaw sztućców. Są one poręczne i zajmują naprawdę niewiele miejsca. Jeśli zamawiasz jedzenie z dowozem do domu, poproś o niedołączanie do posiłku jednorazowych widelców i noży.
Segreguj śmieci W dzisiejszych czasach nasza świadomość ekologiczna jest na tyle duża, że większość zdaje sobie sprawę z konieczności segregowania odpadów. Proces recyklingu pozwala na ograniczenie ilości śmieci i zmniejszenie korzystania ze złóż naturalnych. Dla przykładu – papier można przetwarzać nawet 6-krotnie! Nie zapominaj o segregacji odpadów mokrych i suchych, jeśli masz taką możliwość, kompostuj odpady organiczne.
Ogranicz butelkowaną wodę Zamiast kupować kolejną zgrzewkę wody mineralnej, zastanów się nad kupnem wielorazowej butelki z wymiennym filtrem. Plusy? Przede wszystkim wygoda, możliwość napełnienia butelki wodą z kranu lub innego źródła, zauważalna w skali roku, spora oszczędność pieniędzy, a przy tym dbałość o środowisko naturalne poprzez generowanie mniejszej ilości plastiku. Alternatywą dla kupowania kolejnych zgrzewek wody są też dzbanki filtrujące.
Zadbaj o pielęgnację w stylu zero waste
„życie w stylu
zero waste sprowadza się do wcielania w życie pewnych nawyków i zasad oraz wyrobienia w sobie zdrowych przyzwyczajeń".
Pielęgnacja w stylu zero waste jest ekologiczna, oszczędna, a ostatnio – bardzo modna. Czytaj uważnie etykiety kosmetyków i staraj się wybierać produkty z możliwie najlepszym i najbardziej naturalnym składem. Dobrym pomysłem jest wykonywanie kosmetyków samodzielnie. Hydrolat roślinny zamiast toniku? Domowy peeling kawowy zamiast kupnego? Olej kokosowy do demakijażu zamiast płynu micelarnego? To jedynie kilka przykładów. Myśląc o pielęgnacji w duchu zero waste, można iść krok dalej i wypróbować szampon w kostce, orzechy piorące czy bambusowe szczoteczki do zębów zamiast plastikowych. Życie w stylu zero waste może wydawać się w obecnych czasach niemożliwe. Trudno samodzielnie coś wyhodować, wytworzyć lub przerobić, z rozwagą robić każde zakupy, kupować wyłącznie ekologiczną żywność prosto od rolnika i z dnia na dzień odrzucić wszystkie niezdrowe przyzwyczajenia. Odmawiaj, ograniczaj, segreguj, kompostuj, używaj ponownie – to hasła będące jednocześnie pięcioma przykładami i praktycznymi wskazówkami, jak w prosty sposób wcielić w życie podstawowe zasady i filozofię zero waste. Początek drogi do bycia bardziej eko może nie być najłatwiejszy, z czasem jednak pewne zachowania zaczną wchodzić w nawyk, a my zaczniemy żyć oszczędniej, bardziej ekologicznie, a co za tym idzie – świadomiej. KAJA KUSTRA
LIFESTYLE
Używaj sztućców wielorazowego użytku
NOW0ŚĆ
ALICE IN CHAINS BMG, 2018
Alice In Chains byli jednymi z moich największych muzycznych bohaterów lat 90. Dorobek tego legendarnego zespołu z tamtego czasu obejmujący sztandarowe płyty Dirt (1992) oraz Alice In Chains (1995), zaliczany jest do kanonu rocka nie tylko tamtego czasu, lecz także zapisał się złotymi zgłoskami w historii muzyki rockowej w ogóle. Alice In Chains będący przedstawicielami rockowej sceny Seattle, zostali wrzuceni przez media do jednego worka razem z Soundgarden, Pearl Jam oraz Nirvaną, a całe to muzyczne zjawisko zostało określone jako grunge. Nazwa ta przyjęła się na całym świecie, chociaż trzeba mieć na uwadze, że muzyka grunge jako taka właściwie nie istniała, bo grupy jakie przynależały do ówczesnej sceny muzycznej deszczowego Seattle, tak naprawdę wywodziły się z różnych tradycji rockowego dziedzictwa. W tym gronie Alicja była najbardziej metalowa, ale klasyczne inspiracje zostały przekute w całkowicie unikalny styl, którego częściami składowymi były kunsztowne harmonie wokalne duetu Staley/Cantrell, posępna melodyka, niezwykle charakterystyczna gra Jerry Cantrella na gitarze oraz specyficzne brzmienie. Alice In Chains dysponowali danym niewielu, ogromnym potencjałem talentu, jednak pogłębiające się uzależnienie wokalisty Layne Staleya od heroiny mające swój finał w postaci śmierci wokalisty w 2002 roku, zdawało się definitywnie zakończyć działalność zespołu. Tymczasem Rainier Fog To już trzeci album Alice In Chains nagrany po reaktywacji w 2005 roku z nowym frontmanem Williamem DuVall. Płyta przynosi dziesięć premierowych kompozycji, balansujących gdzieś pomiędzy klasycznymi dokonaniami Alice In Chains, a muzyką zawartą na solowych albumach Cantrella. Utrzymany w charakterystycznym stylu zespołu jest otwierający płytę, oparty na kroczącym riffie The One You Know. Skojarzenia z dawnym klimatem przynoszą także opatrzony typowymi patentami Alicji Red Giant, powolny, osadzony na bluesującym podkładzie Drone, oraz So Far Under z bardzo typowym dla Cantrella „falującym” riffem i charakterystycznym przeciąganiem fraz. I tak się składa, że są to najjaśniejsze punkty programu. Uwagę na dłużej przykuwa jeszcze zamykający album, przepełniony delikatnym śpiewem Cantrella All I Am. Poza tym jest po prostu przeciętnie. Oczywiście Rainier Fog nie przynosi zespołowi ujmy, ale także niewiele wnosi do muzycznego wizerunku grupy.
DANIEL KOWALCZYK
30
KSIĄŻKA
RECENZJE
płyta cZYLI
RAINIER FOG
cZYLI
WSZYSTKIE MOJE MAMY
Renata Piątkowska Wydawnictwo Literatura (2018)
Przyglądnijmy się, dla odmiany – a co! – literaturze skierowanej do dzieci. Przecież to dokładnie taka sama literatura jak dla dorosłych, tylko z tą różnicą, że skierowana do dzieci. Proste. Zabrzmiało to niemal jakby to Janusz Korczak powiedział. Tak, drodzy rodzice, niniejszy tekst skierowany jest bezpośrednio do Was. W tym roku swoją premierę miała książeczka autorstwa Renaty Piątkowskiej pt. „Wszystkie moje mamy”, inspirowana życiem Ireny Sendlerowej. O Irenie Sendlerowej, szczególnie w tym roku, należy mówić, bo mamy, jeszcze, Rok Ireny Sendlerowej, najbardziej znanej w kraju i za granicą polskiej Sprawiedliwej wśród Narodów Świata. Sendlerowa była kwintesencją dobroci w najczystszej postaci. Osoba o tak wielkim sercu i takim zapale do pomocy innym, potrzebującym, najsłabszym, najbardziej pokrzywdzonym przez los, że powinna być (i jest!) wzorem postaw, choć sama, jak to zwykle bywa w przypadku takich osób, była jednocześnie przykładem skromności. Irena Sendlerowa podczas II wojny światowej ratowała najmłodsze ofiary tego konfliktu – dzieci. Według szacunkowych obliczeń, kierując specjalnym referatem działającym pod auspicjami słynnej „Żegoty”, uratowała wraz ze współpracownikami 2500 żydowskich dzieci. Renata Piątkowska podjęła się wybitnego zagadnienia przedstawienia dzieciom Ireny Sendlerowej. Bohaterem książki jest starzec Szymon Bauman, który… został jako dziecko uratowany przez Sendlerową! To on przybliża meandry swojej historii, a jednocześnie wyjawia, kim była Sendlerowa dla żydowskich dzieci. Renata Piątkowska dzięki swej wyjątkowej i niepowtarzalnej wrażliwości przedstawia te tragiczne czasy w taki sposób, że to zło przejawiające się wtedy, nie przeraża tak bardzo, jest mocno zasygnalizowane, ale z całą stanowczością możemy tę książkę oddać w ręce dzieci. Książeczka Piątkowskiej uczy wrażliwości na los drugiego człowieka, uczy też tolerancji, ale nie tylko dlatego, że Sendlerowa ratowała Żydów; uczy tolerancji względem Żydów ogólnie, bo informuje za pomocą bardzo prostych trików o ich kulturze i tradycji. Atutem książeczki są przepiękne ilustracje autorstwa Macieja Szymanowicza, które pozwalają na popuszczenie wodzy fantazji, nie tylko dzieciom mierzącym się z tą pracą, ale także rodzicom zagłębiającym się w jej treść. Drodzy rodzice, zabrzmi to jak typowy frazes pojawiający się folderach pedagogicznych, na stronach lub dobrych forach specjalistycznych poświęconych wychowywaniu dzieci, ale naprawdę, czytajcie swym dzieciom codziennie. Dosłownie, zmuszajcie je też do tego, by sięgały po książki, a zobaczycie, że od pacholęcia będzie to dla nich zupełną normą, że książka nie parzy, nie oślepia, nie powoduje też suchot. Wy sami bądźcie dla siebie surowsi i sami się zmuszajcie, by choć pół rozdziału przeczytać z pociechą. Książka Renaty Piątkowskiej wam w tym tylko pomoże. Pamiętajcie też o tym, że już niebawem mikołajki, choinka stanie w waszych salonach, a dzieciaki po Wigilii mało nie rozsadzą waszych mieszkań na kredytach hipotecznych, bo będą domagały się prezentów. Książka „Wszystkie moje matki”, będzie jednym z waszych strzałów w dziesiątkę w tym roku. Na Irenę Sendlerową zawsze jest czas!
JAKUB PAWŁOWSKI
23.11
PIĄTEK
28.11
Kula Bowling&Club Andrzejki w Kuli. Start godz. 21:00.
ŚRODA Teatr Maska Koncert "Kobiety Kobietom" z okazji 100. rocznicy uzyskania praw. Start godz. 18:15.
Teatr Maska Spektakl "Zemsta". Początek godz. 19:00.
24.11
30.11
PIĄTEK LUKR Koncert: Agnieszka Chylińska w ramach trasy koncertowej Pink Punk. Start 21:00.
SOBOTA
Piekiełko Sex On Fire / Andrzejki w Piekiełku. Start godz. 21:00.
24.11
24.11
SOBOTA
Millenium Hall Spotkanie autorskie z Joanną Brodzik i Radosławem Figurą. "Magda M" powraca w nowej części książki. Start godz. 14:00.
SOBOTA
Niezła sztuka Kiermasz ubrań. Niezła szmata w niezłej sztuce. Początek godz. 12:00.
29.11
PIĄTEK
Grand Club Studenckie Andrzejki w Grand Club. Start 21:00.
8.12
SOBOTA Millenium Hall UNITY by Basia Olearka. Na co dzień ogromne skupisko ludzi chodzących po sklepach, kawiarniach czy restauracjach, tej nocy po zamknięciu przeistoczy się w wielki wybieg i miejsce spotkania ze sztuką. Połączenie fotografii i mody, dwóch światów Olearków - Basi i Pawła. Pokaz w DAgArt Galerie, wernisaż stworzony specjalnie na tę okazję.
7-9.12
PIĄTEK - NIEDZIELA G2A Arena 10. Podkarpacki Kalejdoskop Podróżnicy. Start godz. 9:00.
8-21.12
SOBOTA Rzeszowski Rynek Świąteczne Miasteczko. Jarmark Bożonarodzeniowy.
15.12
Pod Palmą Paluch x Złota Owca start godz. 18:00.
16.12
NIEDZIELARynek rzeszowski Świąteczna ciężarówka Coca - Cola Rzeszów na rzeszowskim Rynku. Początek godz. 16:00.
19.12
ŚRODA Filharmonia Podkarpacka "Dziadek do orzechów" 19.12 , środa, godz. 19:00
7-21.12 SOBOTA
PIĄTEK - NIEDZIELA Rzeszowski Inkubator Kultury Adventures in Wonderland. Wystawa Zdjęć Zaczarowanych. Start godz. 18:00.
33
gratisy
JEDNA OSOBA MOŻE WZIĄĆ UDZIAŁ TYLKO W JEDNYM KONKURSIE RAZ NA KWARTAŁ. W CELU ODBIORU DANEGO GRATISU NALEŻY PRZEDSTAWIĆ DOWÓD TOŻSAMOŚCI.
17 77 00 715
tel.
Dla 2 osób podwójne zaproszenia do kina Helios ul. Powstańców Warszawy oraz dla 2 osób podwójne zaproszenia do kina Helios w Galerii Rzeszów. Zadzwoń 10 grudnia o 12:00.
Dla 2 osób dowolna duża pizza (do odbioru w lokalu). Zadzwoń 11 grudnia o godz. 12:00.
Dla 4 osób pojedyncze zaproszenia na dowolny seans. Zadzwoń 12 grudnia o 12:00.
Dla 5 osób vouchery na godzinę gry w kręgle oraz dla 5 osób vouchery na godzinę gry w bilard. Zadzwoń 10 grudnia o 12:00.
Dla 3 osób sałatka Lwowska. Zadzwoń 11 grudnia o 12:00.
Dla 3 osób wejście na zajęcia na trampolinach. Zadzwoń 12 grudnia o 12:00.
36