11 minute read

Ślimaki nagoskrzelne

z wodnicze cuda natury

Małgorzata Sobońska-Szylińska

foto: Jacek Bugajski i Małgorzata Sobońska-Szylińska

Nasza nurkowa wyprawa na Raja Ampat zaczyna się w Ambon w Indonezji. Ambon jest miastem portowym leżącym na wyspie o tej samej nazwie należącej do archipelagu Moluków.

To tętniące życiem i kolorami miasto, w którym jest tyle samo meczetów co chrześcijańskich kościołów, wydaje się przyjazne i otwarte. Nikt już nie pamięta krwawych walk religijnych, jakie spustoszyły je na początku XXI wieku, popychając tysiące mieszkańców regionu do wzmożonej emigracji do Holandii.

Zamieszki na tle religijnym, które szybko przeniosły się na inne wyspy archipelagu, pochłonęły łącznie od 5 do 10 tys. ofiar. Przez długi czas wyspa zamknięta była dla cudzoziemców.

Po 20 latach od tamtych wydarzeń jest już spokojnie, ruch turystyczny działa regularnie (wyłączając oczywiście ograniczenia związane z pandemią) i, co najważniejsze, okalające wyspę wody oceanu są już dostępne dla nurków.

Teraz, oprócz tego, że jest głównym miastem uniwersyteckim i ośrodkiem przemysłu w regionie, Ambon jest również punktem wypadowym dla coraz większych grup pasjonatów nurkowania i podwodnej fotografii przybywających tu z całego świata. Wielkie łodzie motorowe lub żaglowe przyjmują ich na swój pokład i w atmosferze wielkiej przygody zabierają ich w podróż, która znacznie wykracza poza ramy zwykłej wyobraźni.

Jakież jest nasze zdziwienie, gdy dowiadujemy się, że nasz check dive odbędzie się w najbardziej zaśmieconym sąsiedztwie miasta. Będziemy nurkować w morzu rojącym się od plastikowych butelek, zardzewiałych puszek i porzuconych konstrukcji budowlanych. Podchodzimy do tego z niedowierzaniem. Jednocześnie jest to najlepsze miejsce na makrofotografię, więc przyjmujemy wyzwanie z mieszanką dystansu i ekscytacji. Nurkowa-

nie jest płytkie, dzięki czemu wszystkie elementy podwodnego świata są rewelacyjnie oświetlone. Miejsce roi się od ławic drobnych ryb, które odwracają uwagę od zaśmieconego dna. Już wkrótce jednak zapowiedzi potwierdzają się z nawiązką. Zza puszki leżącej na dnie wyłania się dorodna ośmiornica, a w samej puszce baraszkuje para niezwykłej urody nagoskrzelnych ślimaków. Od razu trafiają nam się najpiękniejsze okazy. Spotykamy parkę maleńkich mięczaków, których czarne ciałka pokryte są wystającymi zielonymi guzkami, a z dolnej części korpusów wyrastają efektowne zielone pióropusze delikatnie „rozwiewane” morskimi pływami. Jeśli dodamy do tego małe różki z czerwonymi wykończeniami na szczycie głowotułowia – mamy pełen obraz gatunku, który po łacinie nazywa się Nembrotha kubaryana. Gatunków ślimaków nagoskrzelnych jest przeszło 3.000, pewnie to jest przyczyną tego, że ogromna większość z nich funkcjonuje jedynie pod łacińskimi nazwami, które nie są łatwe do zapamiętania. Za to ich wygląd już tak. Ich uroda jest subtelna jak najpiękniejsza biżuteria zagubiona wśród rafy porastającej odpady ludzkiej cywilizacji. Tuż obok ktoś dostrzega malutkie stworzonko odziane w zupełnie inne barwy, które wydają się wręcz niewiarygodne w takim miejscu. Tym razem drobne czarne ciałko ślimaka pokrywają podłużne żółte paski. Dwa gałęziowate pióropusze przyozdobione są natomiast dodatkowymi szarymi ornamentami. Gdy przyjrzeć się bliżej pomiędzy żółtymi paskami buszuje mikroskopijna czerwono biała krewetka. Z zapamiętaniem czyści ona zdobną skórę zwierzątka. Ten osobnik to Nembrotha milleri.

Okazuje się, że przedstawicieli nagoskrzelnych w tym swoistym śmietniku jest wręcz zatrzęsienie. Nie wszystkie mają pióropusze. Niektóre ma-

ją kształt owalny i są pokryte jedynie wyrostkami. Trudno zorientować się, z której strony stworzenie ma głowę, a z której odwłok. Wygląd niektórych przywodzi na myśl łaciate holenderskie krowy, oczywiście tu odwzorowane są one w mikroskali. Jest i taki, nieco większy, który wisi w toni i faluję swoim białym welonem wykończonym czarną lamówką. Nie można od niego oderwać wzroku. Jego taniec jest hipnotyzujący…

Ekscytacja narasta, bo obiektów do fotografowania jest coraz więcej. Każdemu odkryciu nowego osobnika towarzyszą rodzące się w głowie pytania: Jak to możliwe, że takie cuda natury występują w takiej różnorodności? Po co tym stworzeniom tak spektakularne pióropusze? Czym się bronią przed okrutną naturą podwodnego świata? Czy dobierają się w pary, czy preferują inne relacje? Skąd się biorą ich barwy? Dlaczego nie mają muszli? I tu pojawia się pierwsza niespodzianka. W pierwszym, larwalnym okresie swojego życia ślimaki nagoskrzelne mają muszle, ale dość szybko je porzucają. Może robią tak dlatego, że są po prostu piękne i nie chcą ukrywać swej urody w muszli? Stworzenia te są uważane za najbardziej kolorowe na ziemi. Czasem ich barwy upodabniają się do otoczenia, dzięki czemu łatwiej im ukrywać się przed wrogami, ale częściej są one krzykliwie jaskrawe. To z kolei w podwodnym świecie oznacza zazwyczaj jedno: „uwaga, nie jedz mnie – jestem trujący! Albo przynajmniej – wyjątkowo niesmaczny!”

Ślimaki nagoskrzelne różnią się od swoich pobratymców dźwigających na grzbietach domy w postaci muszli przede wszystkim tym, że są idealnie

symetryczne i brakuje im wnęki na płaszcz. Ich naga skóra, która wydaje się bezbronna, wyposażona została przez naturę w wiele mechanizmów odstraszających i zaradczych. Jest gruba, szorstka i często wyposażona w komórki parzydełkowe. Wiele gatunków wytworzyło u siebie zdolność do samodzielnej produkcji trujących toksyn, inne nauczyły się pozyskiwać je z pożywienia. Żywią się bowiem organizmami, które dla innych są szkodliwe, a wręcz zabójcze i w ten sposób pozyskują toksyny, z których pomocą same mogą bronić się przed pożarciem. Skóra niektórych nagoskrzelnych wydziela paraliżujący jad lub jest wyposażona w parzydełka, a dodatkowo wydziela ostry zapach, który skutecznie odstrasza potencjalnych drapieżników. Dzięki temu, w środowisku, w którym każdy na kogoś ciągle poluje, mogą żyć we względnym spokoju i w poczuciu swoistej wolności, której nie krępuję ciasna muszla.

Najczęściej spotyka się je w parach, co może dziwić, zważywszy, że są one hermafrodytami, a więc posiadają pakiet narządów rozrodczych charakterystycznych dla obu płci. A jednak jeśli chodzi o rozmnażanie trudno uznać je za samowystarczalne. Nie są przeważnie w stanie zapłodnić się bez pomocy drugiego osobnika. Dlatego łączą się w pary, pokazując, że w naturze można spotkać najróżniejsze miłosne relacje, które wymykają się schematom. Zapłodnienie w takim wypadku ma charakter krzyżowy i sprowadza się do wymiany porcji spermy.

Co ciekawe, zdolności wzrokowe tych zwierząt są bardzo ograniczone. Przeprowadzone badania wykazały, że zwierzęta te są w stanie rozróżniać jedynie jasne i ciemne barwy. Cała paleta neonowych kolorów, która zdobi ich ciała, pozostaje dla nich niewidzialna. Inaczej więc niż zwykle ma to miejsce w świecie przyrody, gdzie jaskrawe ubarwienie ma za zadanie przyciągnąć uwagę partnera, dla ślimaków nagoskrzelnych ich niezwykła uroda pozostaje obojętna. Najwyraźniej są piękne głównie po to, by wprawiać w zachwyt obserwatora takiego jak my.

Inną kwestią jest to, jak doskonale radzą sobie w życiu te półślepe stworzenia. Można się domyślić, że łaskawa Matka Natura zrekompensowała im słaby wzrok z nawiązką. Charakterystyczne różki w kształcie maczug na czubku głowy (rhinofory) nie służą im jedynie do ozdoby. To skomplikowane receptory, za pomocą których ślimak odbiera sygnały z otoczenia. Odbiór bodźców następuje głównie na płaszczyźnie węchowej i smakowej. Różki wrażliwe są też na ruchy prądów morskich, ale nie tylko. Reagują również na zmiany natężenia światła, a także pomagają wyczuć skład chemiczny oraz temperaturę wody. Zatem charakterystyczne antenki na głowie ślimaka to najcenniejszy narząd, który pozwala im utrzymywać kontakt ze światem i odbierać ogromną ilość informacji z otoczenia. Jeśli tylko pojawi się niebezpieczeństwo ataku ze strony jakiejś niedoświadczonej ryby, która jeszcze nie zetknęła się z mocą oddziaływania jadu lub parzydełek ze strony takiego ślimaka – chowa on swoje cenne różki w specjalnych kieszonkach w skórze. W takiej sytuacji ślimakowi, który ukrył swoje rhinofory, przychodzą z odsieczą macki zlokalizowane w okolicach jamy ustnej. Zasadniczo są one zdolne do odbioru tej samej palety bodźców

co różki, poza tym, że ślimak wykorzystuje je również do innych celów, np. przytrzymuje nimi ofiarę w czasie ataku, by móc w tym czasie miażdżyć ją i ścierać za pomocą chitynowych szczęk i wyposażonego w tarkę języka. Można więc powiedzieć, że nagi, półślepy ślimak jest w istocie zabezpieczony na każdą okoliczność.

To, co sprawia największą radość dla oka, gdy przyglądamy się ślimakowi pełzającemu po dnie, to jego podwójny pióropusz umieszczony w tylnej części korpusu. Można powiedzieć, że to on odpowiedzialny jest za nazwę ślimaków nagoskrzelnych, gdyż w tym właśnie pióropuszu mieszczą się skrzela zwierzęcia. Za ich pomocą ślimak filtruje wodę. Ich ewentualna utrata mogłaby zatem okazać się ryzykowna. Utrzymanie ich w dobrym stanie to zatem dla ślimaka kwestia życia i śmierci. Stąd w ich przypadku mięczak również ma możliwość ich błyskawicznego schowania w fałdach skóry. System strategii obronnych ślimaków nagoskrzelnych przywodzi na myśl najlepiej wyposażonego i wyszkolonego żołnierza jednostki specjalnej komandosów. Wszystkie te złożone mechanizmy mogą się wydawać skonstruowane na wyrost, gdy uświadomimy sobie, jak krótki jest żywot tych stworzeń. Zasadniczo cykl życia ślimaka składa się z kilku etapów. Po wzajemnym zapłodnieniu kopulujące ślimaki rozdzielają się, a w ich ciałach rozwijają się jajeczka. Gdy są wystarczająco dojrzałe, ślimak wypycha je na zewnątrz przez otwór kopulacyjny. Ich liczba dochodzi czasami do kilku milionów, w ten sposób ślimaki zabezpieczają się przed ewentualnym wyginięciem. Jaja otoczone są śluzem, a ich zbitka przypomina wstążkę lub sznur. Gdy młode wykluwają się po ok. 10 dniach, mają postać larwy wyposażonej jeszcze w muszlę. Muszla ta jest wkrótce przez nie odrzucana, one same zaś przekształcają się w dorosłe osobniki,

które żyją zaledwie… kilkanaście lub co najwyżej kilkadziesiąt dni. Tylko bardzo nieliczne gatunki są w stanie przeżyć kilka miesięcy.

Choć życie nagoskrzelnego ślimaka może wydawać się zaledwie niezauważalnym błyskiem w porównaniu do np. nieśmiertelnego trwania koralowców, jest ono bardzo intensywne i efektowne. Małe ślimaczki potrafią nieźle nabroić w ekosystemie. Zaczepiają, a nawet pożerają stworzenia dużo większe od siebie i robią to w iście wyrafinowany sposób. Atakują np. meduzy, a wśród nich ich ofiarą pada tak jadowite zwierzę, jak żeglarz portugalski, którego jad jest tak silny, że może spowodować śmierć człowieka. Drapieżnym ślimakiem, który upodobał sobie ten gatunek meduzy, jako składnik swojej diety jest np. Glaucus atlanticus. Proces polowania, ze względu na różnicę w rozmiarach jest bardzo przemyślany i sprytny. Ponieważ meduzy pływają blisko powierzchni wody, ślimak zaś zazwyczaj pełza po dnie, aby zrównać się poziomem dryfu z ofiarą, ślimak zasysa powietrze do żołądka, by w ten sposób unieść się w toń wody. A gdy już znajdzie się na poziomie meduzy – przywiera swoją stopą do jej błony, po czym odgryza jej macki z silnie jadowitymi parzydełkami. Jakby tego było mało, mięczak wykorzystuje je następnie do swoich celów obronnych. Przemieszcza je do swoich jelit, nie trawi ich, ale przemieszcza je w pobliże swojej skóry, by zwiększyć jej jadowitość. A zatem, żeby samemu odstraszać wrogów, ślimak pożycza niejako śmiercionośną broń od swojej ofiary. Podobny arsenał gromadzą w sobie ślimaki, które żywią się toksycznymi gąbkami, ukwiałami, czy mszywiołami. Zdarzają się nawet przypadki ka-

nibalizmu wśród ślimaków tego samego gatunku. Skoro bowiem poszczególne osobniki są odporne na własne toksyny – nie ryzykują niczym, przyswajając je od przedstawicieli własnej rodziny. Najbardziej niebezpiecznym i zarazem najbardziej jadowitym ślimakiem nagoskrzelnym jest niebieski smok, zwany również jaskółka morską. Ślimak ten często unosi się w wodzie w charakterystycznej pozie głową w dół. Jego sześć „odnóży” z rozcapierzonymi mackami idealnie pomaga mu w przeprowadzeniu skomplikowanego morderstwa na żeglarzu portugalskim.

Nie wszystkie ślimaki nagoskrzelne są mięsożerne. Niektóre odżywiają się roślinami. Ciekawym stworzeniem w tej grupie jest zielony ślimak w kształcie liścia Elysia chlorotica. Odżywia się on algami morskimi, ale to nie wszystko. Potrafi on wchłaniać z nich chloroplasty i dzięki energii słonecznej przeprowadzać samodzielną fotosyntezę, przyswajając jej produkty. Nagoskrzelne najczęściej zauważymy pełzające po dnie lub po elementach rafy koralowej. Do wykonywania ruchu używają swojej mięsistej nogi. Żeby łatwiej suwać nią po dnie, ślimaki posługują się smarem ze wytwarzanego przez siebie śluzu. Na piasku ta technika się nie sprawdza, w związku z tym po tych powierzchniach poruszają się te spośród ślimaków, których noga wyposażona jest w baterie specjalnych rzęsek. Żeby je dojrzeć obiektywem aparatu, potrzebny jest zestaw do bardzo zaawansowanego makro.

Nie wszystkie ślimaki nagoskrzelne są niewielkich rozmiarów. Przeważnie ich długość nie przekracza 5 mm. Zdarzają się jednak i takie gatunki, których co bardziej dorodne osobniki osiągają długość 0,5 metra. Przykładem takiego dużego ślima-

ka jest hiszpańska tancerka. Spotkanie z nią jest marzeniem każdego nurka. Jej nazwa pochodzi od jaskrawo czerwonego ubarwienia i widowiskowych ruchów w toni przypominających wachlowanie spódnicą w rytm hiszpańskiego flamenco. Można ją np. spotkać w trakcie nocnego nurkowania w Morzu Czerwonym. Równie efektownie prezentują się jaja złożone przez tancerkę. Wyglądają jak czerwony tiul zawiązany w kokardę i często są mylone z gąbkami.

Ślimaki nagoskrzelne, wiedzą jak urządzić się najlepiej w podwodnym świecie. Wchodzą w różne sojusze, z których wyciągają maksimum korzyści. Często obserwując te drobne stworzenia, możemy dostrzec krzątające się wokół nich mikroskopijne czerwono-białe krewetki Perichimenus imperator. Krewetki czyszczą skórę ślimaków, zyskując w zamian ochronę przed drapieżnikami.

Nurkowanie w śmieciach w okolicach indonezyjskiego Ambon okazuje się zatem wyjątkowo interesujące. Do tego stopnia, że jednogłośnie chcemy je powtórzyć. Takiego nagromadzenia tak różnych kolorystycznie ślimaków nagoskrzelnych nie widzieliśmy dotąd nigdzie. Uważamy jednak by przypadkiem żadnego nie dotknąć. Z respektem przyjmujemy do wiadomości fakt, że takie spotkania mogłoby skończyć się dla nas równie źle, jak dla żeglarza portugalskiego.

JUŻ W SPRZEDAŻY!

Najnowsza książka Kariny Kowalskiej

Kustoszki Muzeum Nurkowania

Sklep DIVERS24 to nie tylko magazyn!

W naszej ofercie posiadamy jedną z największych kolekcji książek nurkowych dostępnych od ręki, w której każda miłośnikcza i każdy miłośnik podwodnej lektury znajdzie coś dla siebie!

This article is from: