4 minute read
Na duchowym froncie
Poczucie wolności
ks. prof. Marek Jerzy Uglorz
Advertisement
Na początek zapytajmy, czy stanowczy sprzeciw wobec czegoś, od czego pragniemy się uwolnić, a co najogólniej nazwiemy przeszłością, jest rzeczywistą wolnością? Próba uwolnienia się od czegoś w najlepszym wypadku jest tylko odreagowaniem, a w najgorszym – wejściem w podobny rodzaj niewoli. To podążanie tym samym torem i tworzenie mniej więcej tych samych projektów. Naprawdę warto szczerze i pokornie przyznać, aby oszczędzić sobie rozczarowań, że walcząc z kimś, stajemy się albo kopiami naszych wrogów i prześladowców, niestety zawsze gorszymi, bo silniejszymi i lepiej wyedukowanymi, czyli bardziej perfidnymi, ponieważ tylko w ten sposób możemy ich pokonać, albo ich przeciwieństwem. Walcząc nigdy nie jesteśmy sobą, ani nie docieramy do bardziej prawdziwego obrazu siebie. Dlatego pierwszy wniosek nie jest specjalnie pozytywny.
Zajmijmy się teraz wolnością do czegoś. Wiele szkół filozoficznych i duchowych ceni ją wyżej od wolności od czegoś, co na przysłowiowy pierwszy rzut oka wygląda na uzasadnione, bo bardziej szlachetne. Skoro z niczym i nikim nie walczymy, a szczerze pragniemy czegoś, czemu chcemy się oddać i temu służyć, więc jakbyśmy wykonywali jakąś pracę, która nas rozwija i uszlachetnia.
Czy na pewno? Jak można szukać czegoś, czego się nie zna? Jak można znaleźć to, czego oczy do tej pory nie widziały i uszy o tym nie słyszały? Jeśli próbujemy znaleźć coś, czego nie znamy, doprawdy nie szukamy niczego konkretnego. Jeśli natomiast szukamy konkretów, w istocie szukamy tylko tego, co już znamy, a więc przeszłości w przyszłości. Nie znając niczego więcej poza tym, w czym do tej pory uczestniczyliśmy, czego zdołaliśmy się nauczyć i do czego przyzwyczaić, w jaki sposób i na podstawie czego mielibyśmy wyobrazić sobie lepszą przyszłość i to coś, do czego zdążamy? Skoro znamy jedynie przeżytą przeszłość, intelekt nie zaproponuje nam niczego nowego. Przyszłość najprawdopodobniej wyobrażamy sobie jedynie jako marną kopię przeszłości. Co z tego, że może lekko poprawioną i przypudrowaną, skoro i tak nie radykalnie nową?
Dlatego kolejny wniosek jest równie negatywny. Wynika z niego, że jak w wolności od czegoś pozostajemy niewolnikami przeszłości, tak w wolności do czegoś pozostajemy ślepymi ignorantami, którzy miotają się pomiędzy kolejnymi formami niewoli. Co z tego, że z biegiem czasu stają bardziej wysublimowane, skoro kosztują wiele cierpienia i życiowej energii? Więc najprawdopodobniej wyrazem życiowej mądrości byłoby w ogóle nie opuszczać pierwszej niewoli i spokojnie w niej trwać bez walki, ran, stresu i niepotrzebnej frustracji.
Trzeci wniosek będzie tylko nieznacznie bardziej pozytywny. Gdyby mianowicie założyć, że do dyspozycji mamy 100% energii, dzięki której możemy wyjść z niewoli i doświadczyć wolności, to, aby doświadczyć zmiany, powinniśmy mądrze podzielić jej zasoby i odpowiednio nią zarządzać. Zdecydowana większość wykorzystuje ją natychmiast, w fazie sprzeciwu, czyli wypowiadania NIE, nie mając jakiejkolwiek wizji nowego. Na szalę zwycięstwa momentalnie rzucają 100% energii, więc wyrywają się z niewoli, nie osiągając wolności.
Czy na pewno powinno zaczynać się od NIE? Otóż NIE jest sprzeciwem i niczym więcej. Na sam sprzeciw nie warto przeznaczać całej energii, ponieważ wówczas przygoda z wolnością szybko kończy się na łańcuchu kolejnych prześladowców i ciemiężycieli. Skutecznego wyjścia z niewoli można spodziewać się wyłącznie wtedy, gdy mniej więcej wiemy, czemu chcemy powiedzieć TAK. Wolność od czegoś jest tylko sztuką dla sztuki. Wolność do czegoś jest już próbą osiągnięcia celu. Życiową energię trzeba więc mądrze wydatkować. Wypowiadając TAK wykorzystujemy od 60 do 70% energii. Reszta jest energią NIE. Co więcej, należy ją uruchamiać, gdy jesteśmy pewni swego TAK. Zaczynanie od NIE, bez wewnętrznej zgody na TAK, jest marnowaniem życiowej energii. Rozpaczliwy krzyk niezgody na bycie ofiarą i cierpienie co prawda psychologicznie jest uzasadniony, jednak życiowo kończy się większą ofiarą i większym cierpieniem.
Na skutek dotychczasowej lektury, może pojawić się pytanie, czy o dążeniu do wolności da się powiedzieć cokolwiek optymistycznego? Oczywiście, że tak i będzie to nie arytmetyczna suma trzech pierwszych wniosków, które po zsumowaniu tworzą zupełnie nową jakość.
Skoro nasze NIE, czyli wolność od czegoś, powinno być konsekwencją naszego TAK, czyli wolności do czegoś, jednak w naszej ignorancji nie potrafimy wyobrazić sobie ani stworzyć niczego radykalnie nowego, co nie byłoby marną kopią starego, więc podstawowym warunkiem poczucia wolności jest wiara i zgoda na nieprzewidywalność zmian.
Osiąganie wolności zawsze połączone jest z szokiem i zadziwieniem. Wewnętrznie czy zewnętrznie możemy ją poczuć, gdy ufnie i z nadzieją wypowiadamy TAK przyszłości, której nie projektujemy i nie tworzymy ani nie próbujemy zarządzać procesem zmian. Wystarczy oczekiwać czegoś naprawdę nowego, o czym dotąd nie mieliśmy pojęcia. Wolność zaczyna się w chwili, w której z naszej strony kończy się jakakolwiek kontrola. To tłumaczy, dlaczego po stracie wszystkiego, albo przynajmniej poczucia bezpieczeństwa, wielu doświadcza prawdziwego uwolnienia i lekkości życia.
W oczekiwaniu na wolność wpierw trzeba umieć i chcieć przyznać się do ignorancji, ponieważ iluzje przyszłości tworzą kolejne kopie przeszłości, z których nie sposób się wyrwać. Natomiast zaufanie życiu i świadoma zgoda na nieprzewidywalność rozwiązań, których autorem jest Źródło, otwiera perspektywę życia, w którym to, czego nie znamy, z czym się nie spotkaliśmy, czego do tej pory nie widzieliśmy i o czym nie słyszeliśmy, wydarzy się jako dar absolutnej, czystej i niczym nieuwarunkowanej wolności. Nie doświadczymy w niej uwolnienia ani od czegoś, ani przeznaczenia do czegoś. W poczuciu wolności najważniejsze jest przecież to, że dzięki niej niczego nie musimy. Po prostu stajemy się sobą, aby swobodnie płynąć rzeką życia bez oczekiwań i rozczarowań; bez pożądliwości i cierpienia; bez napięcia i chorób; bez konieczności powrotów i powtórzeń.