22 minute read

Relacje z pracy kapelanów ewangelickich i działalności EDW

chłopak Z MaRSa

NAVAL

Advertisement

Rozmowa z Navalem, byłym operatorem Jednostki GROM, uczestnikiem wielu operacji bojowych poza granicami Polski, instruktorem, wykładowcą i autorem cyklu książek o tematyce wojskowej.

Na ten wywiad czekałam prawie 10 lat. Na wszelkie, nieśmiałe prośby opisania niesamowitych historii znajomych operatorów, jeszcze w służbie, dostawałam zawsze jedną odpowiedź „Ania, nie mogę”. To, z jednej strony, zrozumiałe, a z drugiej, jako dla czytelnika i słuchacza, trudne do pogodzenia. Powstaje tyle nudnych opowieści o przewidywalnej akcji, tony papieru zadrukowuje się tandetnymi opowieściami o poszukiwaniach samego siebie i często na końcu okazuje się, że niczego nie znaleziono, albo historiami pt. „posłuchajcie, co mi się przytrafiło…”, opisującymi banalne lub często zbyt intymne wynurzenia „ludzi o przewidywalnych życiorysach”, jak określa to polska noblistka Olga Tokarczuk.

Niewielu cywili wie, że istnieje spora grupa fantastycznych ludzi, pracująca i współpracująca z Jednostką GROM, która jest kontynuatorem najlepszych tradycji szkoleniowych legendarnych żołnierzy Cichociemnych. Ze względu na rodzaj powierzanych im zadań, ich wagę oraz ryzyko, nasza wiedza o tych wyjątkowych ludziach jest niestety niewielka. Ponadto, jak wszystko, co bywa owiane tajemnicą, stanowi pożywkę dla wielu teorii spiskowych albo kanwę dla scenariuszy seriali sensacyjnych, niemających z rzeczywistością wiele wspólnego.

Kiedy więc wreszcie ukazała się książka pt. Przetrwać Belize, autorstwa Navala, postanowiłam spotkać się z nim. Naval to żołnierz, szturmowiec, były operator GROM-u, najbardziej elitarnej jednostki wojsk specjalnych w Polsce, a także jednej z najbardziej docenianych na świecie. Człowiek o fantastycznym poczuciu humoru, niezwykle skromny, piszący w sposób porywający czytelnika. Swoje książki dedykuje poległym kolegom, darując im pamięć i nieśmiertelność. Jako nieliczny, wskazuje i podkreśla, że żołnierz jest szkolony do zwyciężania oraz że siła drużyny tkwi nie w ego dowódcy, ale w umiejętnościach, wiedzy, taktyce, a także w przyjaźni oraz we wzajemnym zaufaniu.

Chłopaki z Marsa to tytuł jego najnowszej opowieści.

Dlaczego zacząłeś pisać książki?

Odpowiedź jest bardzo prosta – bo lubię czytać dobre książki. Kiedy byłem na początku służby, podczas jednej z pierwszych misji, w Kuwejcie, kiedy wszyscy rozpakowaliśmy swoje skrzynie, to okazało się, że oprócz standardowego wyposażenia, broni, rzeczy osobistych, każdy z nas przywiózł ze sobą mnóstwo książek. Trzeba czymś wypełnić czas między zadaniami, i zwykle, oprócz siłowni czy biegania, jest to literatura…

Drugi powód to konstatacja, że brakowało mi książek i bohaterów, na których ja sam wyrastałem. Po Czterech pancernych i psie jest duża luka. Wprawdzie powstawały filmy akcji, takie wiesz, z Jamesem Bondem albo Tomem Cruisem. Ty oglądasz je z zapartym tchem, a ja stwierdzam: „Ok, to i to zrobilibyśmy z chłopakami inaczej, reszta jest wyobrażalna”. Poza tym, nie takie sytuacje się nam zdarzały. Ale do podsumowań tego typu dochodzi się z czasem, mając do opowiedzenia coś, co potocznie określane jest umiejętnościami, obeznaniem i wiedzą. To proces.

Trzeci powód to wspomnienia. Pamięta się przygodę a nie wojnę i dlatego zacząłem pisać coś w stylu pamiętnika. W 2012 roku zaniosłem to do wydawnictwa, trochę z ciekawości, ale i trochę ostrożnie, bo to nie był materiał w stylu sensacyjnym, tam trup się nie ścielił i nie ociekaliśmy krwią (śmiech). Pisząc, staram się pokazać sposób myślenia, według którego działaliśmy, i to, że dobrze wyszkolony człowiek jest bardziej wartościowy niż czołg.

Podoba mi się, że nie wstydzisz się mówić o tym, skąd pochodzisz oraz o drodze, jaką przeszedłeś. Znam wielu ludzi, którzy taki niewygodny fragment życia usunęli z biografii, aby zgrabnie przejść do hagiografii… Jak, taki „zwykły” chłopak, jak o sobie mówisz, znalazł się w formacji GROM?

Pochodzę z Raciborza i od zawsze bardzo chciałem być żołnierzem, takim zadaniowym. Byłem sprawny, szybko biegałem, więc poszedłem na ochotnika do wojska w czasach, gdy większość robiła wszystko, by się tam nie znaleźć. Jesienią 1993 roku stawiłem się jako ochotnik do 1. Pułku Specjalnego w Lublińcu. To była wymagająca służba, ale też dzięki niej wyjechałem na misję zagraniczną ONZ do Libanu, służąc dumnie pod błękitną flagą. No i z większą wiarą w siebie myślałem o dostaniu się do Jednostki GROM.

Po Lublińcu nadszedł trudny dla mnie czas. By móc aplikować do GROM-u musiałem nadrobić wykształcenie. Pracowałem w RAFAKO, w straży przemysłowej, dziś byśmy to nazwali ochroną. Komendant tej formacji ucieszył się, że będzie mieć w robocie takiego nocnego stróża, byłego komandosa. Ciężko pracowałem, ale miałem wytyczony cel. Po trzech latach ukończyłem szkołę średnią. Na pożyczonej wtedy maszynie do pisania napisałem podanie z prośbą o przyjęcie mnie do jednostki specjalnej GROM. List wysłałem, bo tak to się wtedy robiło, i czekałem. Biegałem codziennie do skrzynki i sprawdzałem czy odpisali, bo pewności nie miałem żadnej. Gdy wreszcie przyszła koperta z czerwoną pieczątką, miałem „ciary”, jakbym wygrał w totolotka. Jest! Zaproszenie na WF do Legionowa.

A tam, brak krzyku jest zaskoczeniem dla kogoś, kto przychodzi z tradycyjnego wojska. Przyzwyczaiłeś się do presji, krzyków przełożonych dyscyplinujących podwładnych, a tu cisza. Taka jest różnica w prowadzeniu grupy ludzi, która czegoś chce, jest zmotywowana. Nikogo nie trzeba zmuszać do wysiłku. Nie ma napięcia, nie ma agresji słownej. Polecenia wydają spokojnie stonowani ludzie. Mówią raz. Nie usłyszałeś? Trudno. Chcesz ćwiczyć? Ćwiczysz. Nie chcesz? Wracaj do domu. Byłem zafascynowany, ciekawy, kogo spotkam i z kim będę pracować. Już w jednostce, na pierwszym spotkaniu z kadrowcem, do mnie – kaprala – podszedł major. Tłumaczył wszystko spokojnie i dokładnie a także zaproponował kawę. Była to normalna rozmowa, bo liczy się człowiek. To był nowy sposób myślenia.

Rozwiń, proszę, myśl, która w zasadzie jest ideą przewodnią Twoich opowieści i wspomnień – dlaczego doświadczony i dobrze wyszkolony człowiek jest bardziej wartościowy niż czołg oraz dlaczego ważne jest przysłowie, że nie zmienia się koni w biegu. Dla mnie są to przemyślenia bardzo aktualne oraz w pewien sposób uniwersalne.

Zacznę od tego, że w naszej strukturze nigdy nie ma zazdrości o umiejętności kolegi. Nie ma miejsca na gwiazdorstwo, bo nie może być. Im lepiej coś umie ktoś, kto jest obok ciebie, tym korzystniej dla ciebie, tym bardziej jesteś bezpieczny. Krótko mówiąc, im lepsi ludzie dookoła ciebie, lepsi w sensie wyszkolenia, przygotowania, tym masz większą szansę na wykonanie zadania i bezpieczny powrót o własnych siłach.

W walce z terroryzmem, na wojnie liczą się tylko twoje umiejętności i gotowość do współdziałania. Nie to, jak wyglądasz, jaki masz mundur, stopień, tylko to, co umiesz, i jaką wartość wnosisz do sekcji. Sprzęt można wymienić, kupić nowy, a człowieka nie. On jest niepowtarzalny ze swoją wiedzą oraz doświadczeniem. Dlatego najlepszymi i szanowanymi w zespole dowódcami są ci, którzy przeszli całą drogę, tak zwaną drabinę – od szeregowca do generała. Oni czują to samo, co ty czujesz, będąc na dole tej drabiny. W tej robocie nie ma miejsca na pomyłkę, więc naszymi operacjami nie mogą dowodzić niedoświadczeni żołnierze.

Współpraca, szacunek, honor, zaufanie, przyjaźń. To duże słowa i podstawa tak zwanego mentalnego pojmowania działania. Nie rzucasz ich na wiatr i nie obdarzasz nimi byle kogo. Dlaczego zaufanie jest tak ważne? Po czym poznaje się, że ktoś jest warty zaufania?

Przede wszystkim po doświadczeniu. Podam Ci mój ulubiony przykład. Oddajesz samochód do warsztatu bo masz do wymiany klocki hamulcowe i trzeba też przykręcić śruby w kole. Komu ufasz bardziej: właścicielowi warsztatu czy uczniowi po rocznej praktyce? Odpowiedź powinna nasuwać się sama. Od tego, komu zaufasz, może zależeć wiele zdarzeń na drodze i to, jak z nich wyjdziesz i czy nie zawiodą cię te naprawione przez ucznia hamulce, kiedy będą najbardziej potrzebne.

Po przejściu selekcji i przyjęciu do GROM-u idziesz na szkolenie, roczny kurs podstawowy, trwający w zasadzie 24 godziny na dobę. Trafiają tam ludzie najróżniejszych profesji. Ja jestem ślusarzem-spawaczem, ale był wśród nas też filozof. Najlepiej jest, jeżeli ludzie nie mają utrwalonych tak zwanych złych nawyków z wojska i jednocześnie są już w takim wieku, że mają rodziny, są za kogoś odpowiedzialni i nie „kozaczą”, krótko mówiąc.

Szkoleni jesteśmy od podstaw – strzelanie, taktyka w każdej z nowoczesnych odsłon, ratownictwo medyczne, sposoby przerzutu takie jak desant z powietrza i z wody. Stajemy się uniwersalnymi żołnierzami w dosłownym tego słowa znaczeniu. Po ukończeniu takiego szkolenia masz dosłownie wrażenie, że niewiele umiesz, że przed tobą do zdobycia ocean wiedzy, a przede wszystkim zdobycie doświadczenia. Na szary beret długo się pracuje. Kiedyś to była bezcenna wartość.

My nazywamy się operatorami i działamy jak chirurg. Nie ma gotowego scenariusza operacji, ponieważ każda operacja jest inna i każdy scenariusz trzeba opracować od nowa. Jej powodzenie zależy od doświadczenia i współpracy twojego partnera, całej sekcji i komórek wsparcia, bo bez nich też żadna operacja by się nie odbyła. Musimy sobie ufać, często bezgranicznie, i wiedzieć, co potrafimy, bo od tego zależy nasze życie. Podczas operacji nie ma miejsca na pomyłki, naprawę błędów. Jest działanie i jego konsekwencja albo brak działania i też konsekwencja.

Jak długo można pracować w ten sposób, że jesteś w pełni gotowy do zadania w ciągu półtorej godziny, która mija od wezwania do stawienia się w jednostce?

Tak długo, jak chcesz, nie ma limitu. Ale bądźmy realistami. Jak długo trwa wyczynowa kariera profesjonalnego sportowca? Nasza praca to codzienny, wielogodzinny, potężny wysiłek fizyczny. Po dwunastu latach bycia na szturmie to czasami ma się kręgosłup jak u sześćdziesięcioletniego człowieka. Na głowie przez osiem-dziesięć godzin masz hełm. Do niego z tyłu mocujesz amunicję jako przeciwwagę do noktowizora i całość to pewnie ze trzy kilogramy, a może i więcej. Do tego sprzęt, plecak, kamizelka. Wszystko łącznie może ważyć około 40 kilogramów. W tym skaczesz, biegasz, wspinasz się. Dziesięć lat to naprawdę wystarczy. W filmach fabularnych może to wyglądać atrakcyjnie, ale rzeczywistość to przede wszystkim ogromny wysiłek. Podobnie rzecz się ma w przypadku snajperów, których prawdziwa praca to głównie wielogodzinne leżenie w pełnym skupieniu, bez ruchu, na różnym podłożu i w różnych temperaturach (w upale i na mrozie).

Czy trudno zamyka się tak ważny rozdział w życiu?

Wielokrotnie rozmawialiśmy z kolegami z USA o tak zwanej „second career”. Dla mnie było kiedyś nie do pomyślenia, żeby robić coś innego. Dziś wiem, że przechodząc na emeryturę, jest się jeszcze młodym człowiekiem o ogromnym potencjale do zagospodarowania i jeżeli tak się o osobie myśli, to się nie starzeje. Sposób na życie to wstać z kanapy i zrobić coś ze sobą i dla siebie. To zawsze ma sens.

Pisząc pierwszą książkę, nie miałem pewności, jaki będzie jej odbiór. Mogło być różnie. Okazało się, że czytelnicy chcieli więcej i więcej. Dopytywali się, kiedy będzie kolejna część, co było dalej… I tak to się kręci, i bardzo fajnie mi z tym.

Oprócz pisania biorę udział w wielu projektach, nie licząc tych znanych chociażby z TV czy konsultacji przy powstawaniu gier na konsole. Jestem wolontariuszem.

Ratuję ludzkie życie, mówiąc w przenośni, w inny, niestandardowy sposób, bo mogę i chcę. Razem z chłopakami, między innymi znanymi aktorami z filmów Vegi, jeździmy na spotkania z chłopcami w domach poprawczych. Dla obu stron to mnóstwo frajdy i za każdym razem niepowtarzalne doświadczenie. To dzieciaki, na których w zasadzie nikomu nie zależy, z ogromnymi deficytami rozwojowymi. Uczymy ich na własnym przykładzie odróżniać sportową i honorową walkę od ulicznej bijatyki, zwykłą kibolską chuligankę od umiejętności sportowych. Pokazujemy, że zawsze możesz zacząć coś od nowa, jeżeli chcesz i będziesz uczciwie i solidnie pracował. Jeżeli uda się z tej przegranej grupy wyłuskać choćby jednego, dwóch, to już jest sukces, i dla tych dzieciaków naprawdę warto to robić.

Rozmawiała Anna Hopfer-Wola

wydaRZeNia Z kościoła ewaNgelicko-aUgSBURSkiego w polSce

www.luteranie.pl

Mateusz Jelinek

Żegnamy zmarłych

16 lutego w wieku 71 lat zmarł biskup Jan Niedoba, w latach 2000-2018 zwierzchnik Luterańskiego Ewangelickiego Kościoła Augsburskiego Wyznania w Republice Czeskiej. Ostatnio biskup Niedoba pełnił służbę proboszcza w parafii w Bystrzycy. Pogrzeb odbył się 22 lutego w bystrzyckim kościele ewangelickim. 20 lutego po długiej chorobie, w wieku 63 lat, zmarł ks. Cezary Jordan, proboszcz parafii w Zduńskiej Woli i w Wieluniu. Nabożeństwo żałobne odbyło się 27 lutego w kościele ewangelickim w Zduńskiej Woli. Wsparcie dla uchodźców na wyspie Lesbos

Konsystorz Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce zakończył zbiórkę funduszy dla uchodźców na wyspie Lesbos, w szczególności dla tych, którzy ucierpieli po pożarze w obozie Moria. Dzięki wsparciu wielu osób udało się zebrać kwotę 36 962,52 zł. To ważny znak solidarności dla wolontariuszy i osób zaangażowanych w niesienie pomocy na Lesbos, jak i dla partnerskiego Kościoła Hesji i Nassau, który współpracuje przy realizacji prowadzonych tam projektów. Zebrane środki przekazano na konto Kościoła Hesji i Nassau, skąd trafiły do organizacji Lesvossolidarity (LeSol), która dzięki wolontariuszom oraz darowiznom stworzyła na wyspie przyjazne i humanitarne miejsce pomocy uchodźcom.

Fot. luteranie.pl

Nowy członek Prezydium WKEE

Rada Wspólnoty Kościołów Ewangelickich w Europie, czyli organ kierujący pracami tej organizacji pomiędzy Zgromadzeniami, wybrała w wyborach uzupełniających do prezydium WKEE księdza Marcina Brzóskę z Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP. Wcześniej, w 2018 roku, proboszcz parafii ewangelickiej w Cieszynie został wybrany do Rady Wspólnoty i obecnie, w czasie jej kadencji (do 2024 roku) jest zaangażowany między innymi w proces roboczy powstania dokumentu Konsekwencje przynależności do kościelnej wspólnoty. Wspólnota Kościołów Ewangelickich w Europie zrzesza 95 europejskich Kościołów protestanckich. Została założona 1 października 1974 roku w związku z podpisaniem Konkordii Leuenberskiej – dokumentu ekumenicznego umożliwiającego wprowadzenie wspólnoty ołtarza i ambony pomiędzy Kościołami ewangelickimi w Europie.

Finał akcji „Fundusz dla żywych” 5 lutego podczas wizyty w Szpitalu Śląskim w Cieszynie biskup Adrian Korczago w imieniu diecezji cieszyńskiej przekazał dyrektorowi placówki Czesławowi Płygawce sprzęt medyczny zakupiony w ramach akcji „Fundusz dla żywych”. W październiku ubiegłego roku biskup Korczago zaapelował do wiernych, aby środki, które planowali przeznaczyć na zakup zniczy i kwiatów, przekazali na pomoc szpitalom, które potrzebują wsparcia w czasie walki z epidemią

Fot. Beata Sikora-Małyjurek COVID-19. Udało się zebrać 19 834,20 zł. Za tę kwotę diecezja cieszyńska nabyła: aparat HNFC do terapii wysokoprzepływowej, dwa układy oddechowe do aparatu Humid, trzy kaniule donosowe oraz adapter do tracheostomii. Urządzenia te służą do nieinwazyjnego wspomagania oddychania. Zwiększają komfort pacjentów z niewydolnością oddechową oraz przyczyniają się do szybszej rekonwalescencji w przebiegu COVID-19. Nowy kanał na YouTube Ogólnopolskiego Duszpasterstwa Młodzieży

1 stycznia powierzono Centrum Misji i Ewangelizacji prowadzenie ogólnopolskiej działalności młodzieżowej w Kościele Ewangelicko-Augsburskim, a księdza Tymoteusza Bujoka (zastępca dyrektora CME ds. ewangelizacji) mianowano Ogólnopolskim Duszpasterzem Młodzieży. Został również gospodarzem nowego kanału na YouTube: #MŁODZI luteranie. Są na nim publikowane konferencje, rozmowy i rozważania skierowane do młodzieży. Pierwszy live Młodzi pytają, a Tymek odpowiada odbył się już 10 lutego. Pytania przygotowała młodzież w wieku od 13 do 18 lat. Inauguracja Wspólnoty Sumienia – Koalicji Wzajemnego Szacunku

22 lutego odbyło się wirtualne spotkanie inauguracyjne Wspólnoty Sumienia – Koalicji Wzajemnego Szacunku, czyli grupy dwunastu osób wywodzących się z różnych wspólnot religijnych i organizacji reprezentujących mniejszości, która stawia sobie za cel przeciwstawianie się wykluczaniu i dyskryminacji ze względu na tożsamość religijną, etniczną czy kulturową. W skład grupy wchodzą osoby należące do trzech religii abrahamowych – chrześcijaństwa, judaizmu i islamu oraz liderzy organizacji mniejszościowych i akademicy. I chociaż pochodzą z różnych środowisk, to w Deklaracji podkreślają, że chcą, aby ich głos wyrażał jedność w trosce o podstawowe prawa człowieka i obywatela: „Nasza współpraca opiera się na wzajemnym poszanowaniu tożsamości wspólnot religijnych, etnicznych i kulturowych, do których należymy oraz na szacunku dla godności każdego człowieka, bez względu na jego pochodzenie, wyznanie czy poglądy” – piszą dalej w Deklaracji. Członkowie Wspólnoty, wśród nich biskup Kościoła Jerzy Samiec, zgadzają się, że w obliczu pandemii, postępowanie zgodnie z zaleceniami lekarzy i instytucji powołanych do zwalczania zagrożeń biologicznych jest imperatywem moralnym. W ich przekonaniu, szczepienia są najbardziej racjonalnym aktem odpowiedzialności wobec samego siebie i bliźnich. Ekumeniczny Lublin 2021

22 lutego odbyła się konferencja prasowa dotycząca programu Ekumeniczny Lublin 2021. Ludzie i formy dialogu. Ku Jerozolimie. Parafia Ewangelicko-Augsburska w Lublinie wraz z partnerami ekumenicznymi zainaugurowała tym samym kolejny rok współpracy w ramach projektu Ekumeniczny Lublin. Tegoroczny cykl spotkań rozpoczął się 24 lutego w Jesziwie Mędrców Lublina – żydowskiej szkole talmudycznej, największej na świecie przed II wojną światową. Odbyło się tam międzyreligijne nabożeństwo oraz debata trzech rabinów: Michaela Schudricha – Naczelnego Rabina RP, Stasa Wojciechowicza z Warszawy i Dawida Szychowskiego z Łodzi. W program wydarzeń, który zakończy się 15 grudnia został wpisany także II Międzynarodowy Kongres Ekumeniczny Jerozolima i Lublin – miasta dialogu. Ze względu na sytuację pandemiczną, wszystkie wydarzenia transmitowane są poprzez media społecznościowe. Światowy Dzień Modlitwy 2021 5 marca obchodzony był Światowy Dzień Modlitwy. W tym roku liturgię przygotowały chrześcijanki z Republiki Vanuatu (kraju położonego na 83 wyspach w południowej części Oceanu Spokojnego), które na hasło przewodnie wybrały słowa: „Buduj na mocnym fundamencie”, wypływające z Ewangelii Mateusza (7,24-27). Ze względu na pandemię COVID-19, ekumenicznych nabożeństw było mniej niż zwykle, jednak w kilkunastu parafiach ewangelickich udało się przeprowadzić transmisje online lub przygotować specjalne nagrania. Należą do nich parafie między innymi parafie w: Bełchatowie, Kleszczowie, Cieszynie, Wrocławiu, Jaworzu, Katowicach, Poznaniu, Szczecinie, Ustroniu, Bielsku-Białej, Żorach czy Zgierzu.

Światowy Dzień Modlitwy skupia wokół siebie chrześcijanki różnych wyznań. Jest to ruch ekumeniczny o ponad 130-letniej tradycji. Co roku, w pierwszy piątek marca, przedstawiciele różnych wyznań na całym świecie spotykają się na wspólnej modlitwie. Za każdym razem, liturgię oraz przydatne materiały przygotowują chrześcijanki z innego kraju.

Fot. parafiajaworze.pl

Jak radzić sobie z sytuacjami trudnymi w Kościele?

Ukazała się nowa publikacja wydana przez Kościół. Podręcznik Wskazówki, jak radzić sobie z sytuacjami trudnymi w Kościele Ewangelicko-Augsburskim w RP przedstawia możliwe rozwiązania w sytuacji konfliktów, mobbingu, naruszania granic, pedofilii, alkoholizmu oraz wypalenia zawodowego. Wskazane problemy dotyczą także Kościoła jako miejsca pracy dla ludzi, którzy go tworzą i o niego się troszczą. Książka została przygotowana na rzecz sprawiedliwego i dobrego współdziałania oraz poszanowania godności osób funkcjonujących we wspólnocie. Nad książką pracował zespół redakcyjny, w którym znaleźli się duchowni, prawnicy, psycholodzy, pedagodzy i psychoterapeuci. Aby zwiększyć dostępność książki, wydano ją zarówno w formie drukowanej, jak i w pdf. Ordynacja duchownych w Drogomyślu

6 marca w kościele ewangelickim w Drogomyślu odbyła się ordynacja na duchownych Kościoła czterech magistrów teologii pochodzących ze Śląska Cieszyńskiego. Ordynowani zostali magistrowie teologii: Grzegorz Fryda – służący obecnie w parafii Wniebowstąpienia Pańskiego w Warszawie, Sebastian Madejski – obecnie w parafii Świętej Trójcy w Warszawie, Mateusz Mendroch – obecnie w parafii w Cieszynie oraz Bartłomiej Polok – obecnie w parafii w Piszu. Ordynacji dokonał biskup Kościoła Jerzy Samiec. Wraz z dniem ordynacji duchowni zostali skierowani na wikariat do dotychczasowych miejsc służby.

Fot. Hanna Sokólska Odbyła się 9. nadzwyczajna sesja Synodu Kościoła

13 marca odbyła się w formie zdalnej nadzwyczajna sesja Synodu Kościoła. Synodałowie zdecydowali o przedłużeniu o jeden rok obecnej kadencji zwierzchnich władz Kościoła, kończących się w 2021 roku. Przesunięcie terminu wyborów delegatów do synodów diecezjalnych i do Synodu Kościoła oraz wyborów radców Konsystorza nastąpiło ze względu na trwającą epidemię, w czasie której niemożliwym jest zwoływanie stacjonarnych sesji, a tylko w takim trybie mogą odbywać się wybory władz Kościoła. Kadencje rad parafialnych i pozostałych gremiów kościelnych nie ulegają zmianie, choć i one, zgodnie z prawem, również mogą być przedłużone ze względu na sytuację epidemiczną.

okieM cywila

Marek Hause

Rafał Ćwikowski

Zaufanie

śmierć jako właściwość ludzkiego życia

Jeśli do kogoś lub do czegoś mamy zaufanie, to czujemy się bezpieczni. Jednak nieraz to bezpieczeństwo jest tylko pozorne. Na przykład, surfując po sieci internetowej, większość jej użytkowników czuje się bezpiecznie, myśląc że program antywirusowy ochroni ich komputer. Tymczasem wszyscy jesteśmy, w większym lub mniejszym stopniu, inwigilowani przez programy, za które sami płacimy. To żadna nowość i mało kto się tym przejmuje, uważając że dzieje się to dla naszego bezpieczeństwa.

Taki sam schemat działa podczas podróży lotniczych, gdy dla wspólnego dobra i bezpieczeństwa kontrolowane są nie tylko nasze bagaże. Z jednej strony zasłaniamy się rozporządzeniem o ochronie danych osobowych, a z drugiej świadomie i nieświadomie pozostawiamy nasze dane podczas zakupów w sieci i w realu. Mamy po prostu zaufanie do tego rozporządzenia, po którego podpisaniu czujemy się bezpieczni.

Chcąc skorzystać z jakiejkolwiek strony internetowej, cookies zatwierdzamy automatycznie, bez większego zastanowienia. Mamy więc zaufanie do administratorów tych stron, ale czy jest to mądre? Na tym właśnie polega zaufanie, że liczymy na uczciwość innych. Są i tacy, którzy twierdzą, że zaufanie jest dobre, ale kontrola lepsza. Podczas gdy dla niektórych, obytych z techniką komputerową i programowaniem, taka kontrola jest możliwa a nawet realna, to gorzej wygląda sprawa z wszechobecnym przekazem medialnym.

Ufamy tym bądź innym programom telewizyjnym lub radiowym i informacjom prasowym, a czasem, wyśmiewając je wszystkie, powołujemy się na „wolne media” twierdząc, że bezgranicznie ufamy im, a nie ufamy którymś z pozostałych. Również w tym przypadku nie jesteśmy w stanie sprawdzić prawdziwości wszystkich informacji i nasze zaufanie w ich rzetelność jest pozorne i naiwne. Tak więc nasuwa się pytanie, czy w takim razie można komuś ufać?

Postawa wobec śmierci, w jakimś sensie, decyduje o postawie wobec życia. Współczesny człowiek niechętnie porusza tę problematykę. Często w swoich myślach neguje fakt śmierci i próbuje zagłuszyć, nieuchronne w gruncie rzeczy, pytania. A jednak wydaje się, że spojrzenie na życie jest spojrzeniem na śmierć. Pesymizm i zniechęcenie są czynnikami najbardziej zgubnymi dla głębokiej świadomości życia i śmierci. Luc Estang, pisarz i poeta, wyznał w wywiadzie: „Nigdy nie chodzę na groby osób ongiś kochanych z tej przyczyny, że to co tam jest i o czym wolę nie myśleć, nie ma nic wspólnego z tymi, których kochałem. Ich grób mieści się w moim sercu, w moim umyśle. Myślę wiele o tych kochanych, których już nie ma, ale wspominam ich jako osoby żyjące. Nie mogę o nich myśleć jak o zmarłych. Pozostają dla mnie nadal żywi”.

Akceptowanie śmierci własnej czy też bliskich osób jest umiejętnością niewielu. Jednak w godności człowieka mieści się również postawa nieunikania odpowiedzi, stawania twarzą w twarz z tym, co konieczne. Przy głębszym zastanowieniu wydaje się, że nieśmiertelność tu, na ziemi, mogłaby okazać się koszmarem, niemal zwycięstwem piekła. Śmierć pokonana przez zmartwychwstałego Chrystusa pozostaje paradoksalnie jednym z największych darów Boga. Kiedy spogląda się na śmierć z perspektywy teraźniejszości, można odnieść wrażenie, że jest się jej ofiarą. Przestać istnieć wydaje się największym absurdem. Ale śmierć, jako zadanie konieczne, jest aktem dopełniającym życie. Śmierć jest tym uprzywilejowanym momentem, w którym formuje się w pełni wolność, a w wolności prawdziwe spotkanie z Bogiem. Wolność ta to wielki dar.

W obliczu śmierci człowiek jest najbardziej prawdziwy. Dla pełnego spotkania z Bogiem przejście przez śmierć jest nieuniknione. Wiąże się z tym wyzbycie się swoich nadziei, marzeń, w końcu samego siebie. Śmierć może być rozczarowaniem lub spełnieniem. Wspólnota z Bogiem może być silniejsza niż fizyczna śmierć. Życie, w prawdziwym tego słowa znaczeniu, ma moc trwania poza fizycznymi ograniczeniami. Nie uciekniemy od realności śmierci. Należy śmierć uczynić faktem na tyle oczywistym, „aby przestała budzić lęk”.

Na celowniku ewangelika

Łukasz Cieślak

Zaufaj nowym drogom, czas nowy zbliża się

„Oto idą dni – mówi Wszechmogący Pan – że ześlę głód na ziemię, nie głód chleba ani pragnienie wody, lecz słuchania słów Pana. I wlec się będą od morza do morza, i tułać się z północy na wschód, szukając słowa Pana, lecz nie znajdą” (Am 8, 11-12). Cóż to za okropny głód! Gorszy niż ten, który odczuwamy z braku wody czy posiłku. Głód słowa Pana. I co za straszna zapowiedź – sam Pan, ustami proroka Amosa, przepowiada swojemu ludowi takie niedobre czasy. Proroctwo niepokoi, każe postawić pytanie o naturę Boga, który objawia ludowi, że przyśle mu głód jego własnego słowa. Taki wstrząsający charakter mają proroctwa Amosa i trudno w nich szukać optymistycznego przesłania.

Kiedy myślę o głodzie, który zwiastuje Amos, myślę o tym uczuciu, które nosi wielu z nas. O głodzie tego, żeby jakieś słowo było skierowane dokładnie do mnie. Słowa, które nas otaczają, rzadko mają taki konkretny i osobisty charakter. Reklamy, artykuły w internecie, wykłady online, dyskusje i konferencje, seriale i filmy… To wszystko są słowa kierowane do nas, ale także do milionów innych odbiorców. A kiedy usłyszę słowo od początku do końca przeznaczone dla mnie? Kto je do mnie wypowie?

Oczywiście, rozmawiamy z rodziną, przyjaciółmi, znajomymi – często twarzą w twarz i bez świadków. Czy jednak słowa, które wymieniamy w trakcie rozmów przy śniadaniu albo po kolacji lub przy piwie są naprawdę przeznaczone tylko dla naszego rozmówcy? Czy on mówi do nas i tylko do nas? Myślę, że często, nawet w sytuacjach intymnych, pozostajemy więźniami językowej czy społecznej konwencji, i nasze słowa nie są wcale przeznaczone wyłącznie dla rozmówcy. Czy czynię z tego zarzut? Bynajmniej. Bez konwencji i schematów komunikacji żylibyśmy w wielkim chaosie. Cenimy porządek. Jednak w takim uporządkowanym świecie wymiany słów narażeni jesteśmy na głód słowa, na głód wyjścia poza schemat i konwenans, na głód powiedzenia lub usłyszenia czegoś, co tylko my możemy powiedzieć lub usłyszeć.

Sądzę, że na takie słowa, skierowane tylko do nas, możemy sobie pozwolić wyłącznie wobec osób, do których mamy zaufanie. I nie chodzi mi o to, że mamy im zaufać, że nie ujawnią innym treści rozmowy, ale że powinniśmy im ufać, że nas dobrze zrozumieją. I oczywiście powinniśmy ufać, że jeśli do nas mówią, to dlatego, że rozumieją i chcą być rozumiani. Wzajemnie rozumienie i zrozumienie drugiego człowieka to oczywiście bardzo trudne zadanie, ale to jest właśnie istota zaufania. Bez niego pozostaje czysta komunikacja, pełna słów i przekazów, ale jednak brak jej intymności płynącej z rozumienia się adresatów i chęci wzajemnego poznania.

Kiedy myślę o takiej komunikacji, która obrazuje zrozumienie między dwiema stronami, przychodzą mi na myśl słowa Jezusa o owczarni i pasterzu, do którego sam siebie porównuje i zauważa, że owce idą za pasterzem, gdyż znają jego głos (J 10, 4-5). Ta metafora świetnie pokazuje ten głód słuchania słów skierowanych wyłącznie do mnie. Owce znalazły taki głos i takiego pasterza. Poszły za tym głosem, który mówił do nich, który budził zaufanie.

Wspomniany na początku Amos zwiastował głód słowa Pana. Czy dziś możemy go odczuwać? W domach mamy Biblię w różnych tłumaczeniach, aplikacje w telefonie dostarczają cytatów na każdy dzień, pobożne newslettery nie przestają przesyłać kolejnych wersetów. Możemy nosić na ręce opaski z cytatami, cytaty możemy naklejać na szyby samochodów, umieszczać na lodówce, na długopisach… Ale czy tak podane słowo zaspokaja głód? Czy jest skierowane wyłącznie do mnie i wypowiedziane w zaufaniu? Trudno mi tak je odbierać.

Sądzę, że ulegając pokusie „bycia wszędzie”, łatwo można Słowo Boże pozbawić komunikacyjnego sensu i zamienić je w motywacyjne cytaty na każdą okazję. To trochę tak, jak z paradoksem niedożywionych, lecz otyłych mieszkańców półkuli północnej – mamy dostęp do masy jedzenia, ciągle jemy, ale coraz bardziej brak nam składników odżywczych. I tak samo jest ze Słowem Bożym, które rzucane w formie cytatów i wersetów może nie mieć prawdziwej wartości – pozostajemy głodni mimo obcowania z nim.

Co więc pozostaje? Jak się nasycić, by nie być głodnym? To trudne i proste zarazem. Otóż pozostaje zaufanie, że Słowo Boże jest kierowane do mnie w każdej sytuacji, w której jestem, i w taki sposób, w jaki jestem w stanie je przyjąć. I dalej: zaufanie, że ten, kto Słowo posyła, chce być przeze mnie zrozumiany. Dopiero, gdy pojawi się takie zaufanie – taka relacja ze Słowem Bożym – można mówić o jego rozumieniu. Bo nie chodzi tylko o słuchanie, ale o rozumienie i zrozumienie: „Spraw, bym zrozumiał drogi wskazane przez postanowienia twoje, a będę rozmyślał o cudach twoich!” (Ps 119, 27).

PS. Żegnając się tym tekstem z Czytelnikami „Wiary i Munduru” życzę, aby nigdy nie brakowało Państwu zaufania i zrozumienia dla słów i Słowa.

This article is from: