Hoł, hoł, hoł – święta zbliżają się wielkimi krokami. Za oknami prawie biało od prawie padającego śniegu, dzieci już prawie ulepiły bałwana, a my mamy zmienione prawie wszystkie drzwi w naszej ukochanej szkole. Niestety, „prawie” robi wielką różnicę. Nie jest tak różowo jak w naszej gazetce. Dziś oferujemy wam świąteczną sałatkę z felietonów, reportaży i wywiadów. Oczywiście wszystko podane w formie wegetariańskiej, gdyż mamy obecnie post (a w dni postu parówkożercom mówimy – nie!!!). W tym numerze znajdziemy coś o naszych szkolnych talentach, które się niedawno ujawniły ujawniając światu swoje prace (artystyczne i poetyckie) na Wystawie Młodych Twórców – „Wyrazić siebie”. Wytaczamy też nowe działa, czyli nowa rubryka, w której to będziemy przeprowadzać wywiady z weteranami naszego liceum. Pierwszy pod gradem pytań stanął pan profesor Marciniak. Zawitał też do nas Ignacy Karpowicz. Ignacy Karpowicz, którego książki znalazły wielu zwolenników w tej szkole, jak i poza nią ( przy okazji Elżbieto – pozdrawiam Cię, tak jak o to prosiłaś). A wszystko to zostanie uwiecznione na naszych nowych kamerach, które zostały zainstalowane dla bezpieczeństwa uczniów. Niestety, my tego nie obejrzymy, ale pan Dyrektor nam chętnie o tym opowie. Wiedząc, że i tak nikt tego nie czyta, o czym kiedyś już pisał mój brat, zakończę to przepisem na wigilijnego karpia w galarecie: Składniki: - karp o wadze około 1.3 kg - 3 średnie cebule - 25 dag marchewki - 1 łyżeczka pieprzu - 1 płaska łyżka soli - 2 łyżki cukru
Sposób przyrządzania: Potrawę przygotowujemy przynajmniej 12 godzin przed planowanym podaniem jej do stołu. Rybę patroszymy, płuczemy, odcinamy głowę, ogon i płetwy boczne, resztę kroimy w dzwonka. Głowę i ogon karpia wykorzystamy do przygotowania wywaru: wkładamy je do specjalnego, podłużnego naczynia do gotowania ryby, razem z dokładnie umytą i pokrojoną cebulą w łupinie (z wyjątkiem zewnętrznej, nie dającej się odczyścić warstwy) i obraną, pokrojoną w talarki marchewką. Wsypujemy sól, pieprz i jedną łyżkę cukru, zalewamy wodą, tak by wszystko przykryła, i doprowadzamy do wrzenia. Dokładamy resztę ryby, zmniejszamy ogień do minimum i gotujemy pod przykryciem przez mniej więcej godzinę, od czasu do czasu potrząsając całym garnkiem. Uwaga! Gotującego się karpia nie mieszamy - w przeciwnym razie może się zdarzyć, iż poszczególne kawałki ryby rozpadną się. Po upływie godziny dodajemy jeszcze jedną łyżkę stołową cukru, rybę zdejmujemy z ognia, odkrywamy i pozostawiamy w wywarze do ostygnięcia, po czym ostrożnie wykładamy ją na półmisek, dekorujemy gotowaną marchewką i zalewamy wywarem, cedząc go przez sito. Wstawiamy do lodówki - wyjmujemy bezpośrednio przed podaniem, nie wcześniej. Podajemy z chrzanem. Dziękuję, życzę smacznego! Życzymy smacznego karpia i innych rybek na wigilijnym stole oraz śniegu, kolorowej choinki, pomysłowych prezentów, dużo spokoju. A w nowym roku wiary w miłość i cuda. STR. 2
Z ŻYCIA SZKOŁY To niesamowite, jak szybko i niepostrzeżenie leci ten czas. Jeszcze wczoraj pierwszaki stawiały swoje pierwsze kroki w tej szkole, a tu już minęło niemal całe półrocze. Telewizja znowu zasypuje nas tuzinami reklam dudniących: „Idą święta”, a perspektywa nadchodzących wolnych dni umila nam każdą możliwą chwilę. To oczywiście nie znaczy, że w szkole nic się nie dzieje, spójrzcie sami… 12 października odbyła niezapomniana dwudniowa wycieczka do woj. wielkopolskiego, która obejmowała pierwszą stolicę Polski Gniezno, miasto osadnicze Biskupin oraz monumentalny Licheń ze złotą Bazyliką Najświętszej Marii Panny, Golgotą, a także świętym źródłem. Na wycieczkę wyruszyło około 20 osób, były to osoby o najwyższych średnich w Zespole Szkół. Opiekunami wycieczki byli: pani profesor Janina Lewszuk i pani profesor Irena Kulesza. 24 października miał miejsce wyjazd do Supraśla i Kopnej Góry. Celem wycieczki było poznanie wielokulturowości i wielowyznaniowości Podlasia prawosławia, historii ikony - przedmiotu kultu wyznawców prawosławia, zwiedzanie Muzeum Ikon w Supraślu, pogłębienie wiedzy z ekologii i ochrony środowiska, poznanie flory Puszczy Knyszyńskiej- obejrzenie arboretum w Kopnej Górze, propagowanie zdrowego stylu życia i aktywnego spędzania wolnego czasu - zajęcia w ośrodku jeździeckim. Po zajęciach zorganizowano ognisko. 27 listopada, czyli tego samego dnia, odbyła się wycieczka do Urzędu Statystycznego i Skarbowego w Białymstoku. 20- osobowa grupa pod wodzą pani profesor Julity Bajgus i pani profesor Agnieszki Pogorzelskiej nareszcie zrozumiała, co to znaczy Przedsiębiorczość”. Wszyscy uczestnicy wyjazdu wzięli
udział w seansie filmowym w kinie "Pokój". Wszystkie wycieczki zostały zorganizowane w ramach projektu realizowanego przez nasza szkołę” Jak wyrazić siebie.... 14 listopada w Białymstoku miał miejsce ćwierćfinał rozgrywek eliminacyjnych w piłce siatkowej mężczyzn woj. podlaskiego. Męska drużyna z naszej szkoły na tym etapie zakończyła rozgrywki. 15 listopada w Łapach odbyły się rozgrywki eliminacyjne w piłce siatkowej dziewcząt woj. podlaskiego. W drużynie były: Katarzyna Nikołajuk IIIa, Luiza Gobiec IIIa, Sylwia Salmanowicz IIIa, Dorota Wawreniuk IIIe, Magda Kazberuk IIa, Anna Bura Ia. Dziewczyny awansowały do półfinału. 23 listopada również w Łapach miało miejsce zakończenie roku sportowego, na które wyruszyła z Zespołu Szkół w Michałowie specjalna delegacja. Nasza szkoła zajęła wysokie 5 miejsce. Zostaliśmy nagrodzeni pucharem, dyplomem i licznymi nagrodami. Brawo Michałowo. 27 listopada nasze dziewczyny znowu wzięły udział w meczu siatkówki, tym razem w Niećkowie. Rywalizacja była naprawdę zacięta. Niestety, nie dostałyśmy się do półfinału, wielka szkoda. 28 listopada w Zespole Szkół Mechanicznych w Białymstoku Adam Czaban i Dariusz Charyło z kl. II a (przygotowywani przez panią profesor Dorotę Sulżyk) reprezentowali naszą szkołę w międzyszkolnym konkursie
STR. 3
wiedzy o życiu i twórczości S. Wyspiańskiego. Bardzo miło nam donieść, że Adam Czaban zajął w nim I miejsce. 12 listopada odbył się szkolny etap Olimpiady Języka Angielskiego organizowanej przez Uniwersytet im. A. Mickiewicza w Poznaniu. Wzięło w nim udział 9 uczniów LO. 21 listopada odbył się w szkole konkurs języka angielskiego ENGLISH HIGH FLIER organizowany przez firmę JERSZ - Łowcy Talentów z Wrocławia. Wzięło w nim udział 15 osób ze wszystkich klas LO. 7 grudnia czterech uczniów LO uczestniczyło w konkursie j. angielskiego "Master of Grammar", który był zorganizowany przez Wyższą Szkołę Finansów i Zarządzania w Białymstoku i odbył się w auli głównej tej uczelni. Do konkursów z języka angielskiego młodzież przygotowała pani profesor Edyta Rosiak. Sześciu uczniów z LO wzięło udział w ogólnopolskim konkursie na opowiadanie inspirowane Dekalogiem. Literackie teksty napisali: Jakub Olszewski (III a), Luiza Gobiec (III a), Dorota Gryka (II a), Agnieszka Jarocka (II a), Szymon Trusewicz (II a) (opieka - pani
Dorota Sulżyk) i Emilia Gryniewicz (I a) (opieka – pani Urszula Kaczmarek). 30 listopada w naszej szkole miało miejsce nad wyraz ważne wydarzenie. Był to wernisaż wystawy prac naszych uczniów, a także niektórych nauczycieli. Wystawa zorganizowana przez Koło Młodych Twórców nosiła wdzięczną nazwę: „Wyrazić siebie”. Towarzyszyło jej również wydanie Antologii Poezji Młodych Twórców – wierszy naszych szkolnych poetów. Wernisaż zgromadził naprawdę wielu zainteresowanych uczniów, nauczycieli i gości, a to wszystko dzięki inicjatywie pani profesor Doroty Sulżyk – opiekuna Koła Młodych Twórców, która zmotywowała naszą butną młodzież do czynu. Od końca listopada budynek szkolny przy ulicy Sienkiewicza jest pod czujną opieką oka monitoringu. 14 grudnia nasza szkoła z inicjatywy Koła Młodych Twórców gościła pisarza Ignacego Karpowicza. Spotkanie poprowadziła pani profesor Dorota Sulżyk. Odbyła się zbiórka pieniędzy na „Górę Grosza” uczniowie samorządu szkolnego uzbierali łącznie 148,75zł.
MONITORING W SZKOLE Jak wiecie i widzicie, od niedawna patrzą na nas małe czerwone oczka zainstalowane na ścianach naszej szkoły. Na pewno każdego interesuje, kto tym steruje, ile wynosił koszt i jak to wszystko w ogóle działa. Redakcja „Suma Różowego” postanowiła zapytać o to dyrektora Edwarda Godlewskiego, który zgodził się odpowiedzieć na nasze pytania - zwięźle, wystarczająco, aby rozwiać nasze wszelkie wątpliwości na temat monitoringu. Sum Różowy: Co Pan Dyrektor sądzi o monitoringu? Czy jest potrzebny w naszej szkole? Dyrektor: Monitoring wizyjny w szkole ma poprawić bezpieczeństwo uczniów i zapewnić bezpieczne warunki nauki. Potrzeba uzasadniająca konieczność założenia monitoringu została pozytywnie STR. 4
zopiniowana przez Komisariat Policji w Michałowie. Zgodnie z Rządowym Programem -Monitoring wizyjny w szkołach - w latach 2007-2009 we wszystkich szkołach zostanie zainstalowany monitoring. SR: Kto jest za to odpowiedzialny? Kto tym steruje?
D: Zadanie powyższe spoczywa na organach prowadzących i dyrektorze szkoły. SR: Ile wynosił koszt założenia monitoringu? I kto jest jego sponsorem? D: Ogólny koszt wynosił 20 112zł. Na złożony przez szkołę wniosek do Starostwa Powiatowegow Białymstoku, Pan Wojewoda Podlaski zakwalifikował naszą szkołę i przyznał dotację na zakup urządzeń i instalację monitoringu. Dofinansowanie dotyczy szkół liczących ponad 200 czniów. S.R: Czy planuje się założenie monitoringu w szkole przy ul. Gródeckiej? D: W budynku przy ul. Gródeckiej w bieżącym roku szkolnym nie przewiduje się zakładania monitoringu. Oprac. Magda
SPRAWOZDANIE Z PROJEKTU Od września do listopada w ramach programu: Wyrównywanie szans edukacyjnych młodzieży Powiatu Białostockiego II w Zespole Szkół w Michałowie był realizowany projekt: Jak wyrazić własne ja obcując z różnorodnością świata? 209 uczniów naszej szkoły miało możliwość wzięcia udziału w realizowanych przedsięwzięciach. Młodzież uczestniczyła w wycieczkach, zajęciach pozalekcyjnych i zajęciach dodatkowych mających na celu rozwinięcie wiadomości i umiejętności. Koordynatorem projektu była pani Janina Lewszuk. Dodatkowe zajęcia rozwijające wiedzę i umiejętności: Współczesny angielski z wykorzystaniem interaktywnych stron internetowych BBC Word - E Rosiak Fakultety z biologii - J. Lewszuk Zajęcia rozwijające zainteresowania, zamiłowania i uzdolnienia: Koło Młodych Twórców _ D. Sulżyk Koło Miłośników Historii- I. Kulesza Zajęcia kształtujące postawy przedsiębiorczości: Koło Młodego Przedsiębiorcy-J. Bajgus Dodatkowe zajęcia dydaktyczno- wyrównawcze: Spotkanie z literaturą i sztuką oświecenia K.Monach Spotkanie z literaturą i sztuką romantyzmuA.Pogorzelska
Wycieczki: 2.10.07 – wycieczka do Warszawy (40 uczniów). Główny cel to spotkania z kulturą wysoką. 12. 10.07 - wycieczka do woj. wielkopolskiego (20 uczniów). Głównym celem były spotkania z historycznymi miejscami – Biskupinem, Gnieznem, Licheniem. 24.10.07-wyjazd do Supraśla i Kopnej Góry (20 uczniów) Celem wycieczki było poznanie wielokulturowości i wielowyznaniowości Podlasia. 27.11.07 – wyjazd do Białegostoku (20uczniów). Głównym celem było zapoznania się z zasadami funkcjonowania, strukturą i dokumentacją Urzędu Statystycznego i Urzędu Skarbowego w Białymstoku.
STR. 5
SONDA
WYRAZIĆ SIEBIE Sonda ta jest uzupełnieniem tematu związanego z zapewne jednym z najbardziej zapadających w pamięć i oryginalnych przedsięwzięć w naszej szkole. Temat dość trudny (jak stwierdziła większość), ale jak widać znalazły się sensowne odpowiedzi (całkiem sporo). I czego było tak krzyczeć w niebogłosy, że pytania za trudne i uciekać na widok dyktafonu?! Co to znaczy wyrazić siebie? Marta: Pokazać światu swoje wnętrze. Anka: Pokazać swoje ja, swoją osobowość. Kaśka: Ujawnić to, co gra nam w duszy. Justyna: Pokazać się wszystkim takim, jakim się jest naprawdę. Anka: Iść spać. Dorota: Nie udawać nikogo innego, być sobą. Anka: Nie bać się wyrażać swoich poglądów. Ola: Pokazać, jakim się jest, nie bać się reakcji innych na nasz styl bycia. Sylwia: Pokazać wszystkie emocje, które są w nas. Agata: Odkryć swoje wnętrze przed innymi. Ewa: Ukazać swoje wnętrze, uczucia, emocje, osobowość. Iza: Wyrazić swoje uczucia. Ania: Być sobą. W jaki sposób wyrażasz siebie? Marta: Maluję (rzadko, ale się zdarza), piszę (coś, np. pamiętnik), ja wyraziłam siebie poprzez swoje zielone włosy. Anka: Piszę pamiętnik. Dorota: Jestem po prostu sobą! Anka: Piszę wiersze. Ola: Poprzez wygląd, charakter, zachowanie, stosunek do innych ludzi. Emila: Nie wyrażam siebie. Sylwia: Poprzez taniec. Ewa: Nie wyrażam siebie. Ci, którzy mnie znają, wiedzą, jaka jestem. Iza: Nie ukrywam tego, co myślę. STR. 6
Anka: Zawsze wyrażam swoje zdanie, chociaż często mam przez to kłopoty. Czy starasz się wyróżniać? Marta: Uważam, że każdy jest inny, ale zdarza mi się. Dorota: Nie zależy mi na tym. Marlena: Nie. Anka: Nie, każdy żyje dla siebie, a nie dla innych. Ola: Nie staram się, ale chyba to robię poprzez swoje zachowanie. Sylwia: Szczególnie się nie staram, ale fajnie by było. Ewa: Nie lubię się wyłamywać, ale wyróżnianie się jest fajne. Emila: Nie lubię się wyróżniać, jestem taka, jaka jestem. Iza: Nie staram się, chcę, żeby ludzie poznawali mnie taką, jaką jestem naprawdę. Ania: Tak, zawsze staram się łamać schematy, chodzę własnymi drogami. Na dłużej zapamiętuje się oryginały. Konsumentka_rozumow
FELIETON
WYRAZIĆ SIEBIE, CZYLI KOGO?
Od bardzo dawna zastanawiam się, czy bycie sobą to taka łatwa sprawa. Czy przypadkiem w wielu okolicznościach do czegoś tak na pozór banalnego jak właśnie bycie sobą, nie potrzeba ogromnej odwagi. I co jest ważniejsze, co powinno stać na wyższej półce w hierarchii naszej mentalności – czy bycie w stu procentach sobą i często, co się z tym wiąże – brak akceptacji innychbo nie jesteśmy tacy jak oni sami, bo mamy inne wartości, inaczej wyglądamy, czy też bycie akceptowanym, ale życie w niezgodzie ze sobą, konformizm, gubienie samego siebie pod presją innych? Zofia Nałkowska stawiała ponadczasowe pytanie: „ Jakimi ludźmi jesteśmy naprawdę? Czy takimi, jakimi nas widzą inni, czy też takimi, za jakich sami się uważamy?”. I faktycznie: kim właściwie jesteśmy? Kim ja jestem? Kim jesteś Ty? Chyba każdy z was zadawał sobie to pytanie przynajmniej raz w życiu. W naszym liceum przygotowano wystawę prac artystycznych. Kto umie malować - namalował obrazy, kto umie pisać – napisał wiersze. W tym projekcie wzięli udział ci, którzy nie wstydzili się pokazać innym (a ci inni często są bardzo krytyczni, nawet bezpodstawnie) kawałeczka siebie i swojego prawdziwego oblicza. Oho, pominęłam bardzo ważną sprawę, gdyż zapo-
mniałam napisać o nazwie naszego przedsięwzięcia. Ale wy i tak na pewno wiecie cóż to za nazwa. „Wyrazić siebie”. Tu nie było wątpliwości – było wiadome, że kto bierze udział w tej wystawie, nikogo nie udaje, nie robi niczego na pokaz i wystawia na widok publiczny swoje własne „ja”. Muszę napisać, iż moim zdaniem, te osoby, które brały w wystawie udział, są bardzo odważne. Zwłaszcza ci, którzy napisali wiersze – bo wiersze od zawsze były uważane za coś bardziej skrytego i intymnego niż dzieła plastyczne. Sama też brałam w tym udział i napisałam parę wierszy. Nie chcę, żeby wyszło, że pisząc o odwadze uczestników, pochlebiam sama sobie. Nie uważam, żeby moje wiersze były bardzo dobre, ale są moje i to jest najważniejsze. Chcę tu jednak napisać o swoich doświadczeniach z tym związanych. Na początku nawet nie chciałam słyszeć o jakimkolwiek pokazywaniu innym tego, co wypociłam na kartkach, bo cały czas powtarzałam, że się wstydzę. Ale kiedy to zrobiłam, czułam satysfakcję – mimo, że na pewno niejedna osoba pomyślała „jakie to głupie”. Nie wiem, czy reszta osób, które napisały wiersze, miała takie same odczucia, bo nie rozmawiałam z nimi na ten temat. Chcę jedynie powiedzieć Wam, że warto czasem pokazać innym siebie takimi, „za jakich sami siebie uważamy”. Nawet, jeśli ktoś was skrytykuje, to potem możecie mieć taką świetną satysfakcję, że na nikogo się nie kreujecie, że nie gracie, nie nosicie żadnej maski. Z racji tego, że jest to numer świąteczny, chcę wszystkim życzyć mnóstwa odwagi do bycia sobą. M.
STR. 7
REPOTRAŻ
NASZE (ARCY)DZIEŁA Teraz to wisi i się prezentuje. Ludzie przychodzą i jedzą ciastka, albo jedzą ciastka i oglądają. Albo tylko jedzą ciastka. Wernisaż zaczął się o 12:35. Powoli przychodzi coraz więcej ludzi. Jest naprawdę tłoczno. Po sali wystawowej biega prawdziwy pies Ani Modzelewskiej – absolwentki naszego LO. Pani profesor Dorota Sulżyk (opiekun Koła Młodych Twórców) zaczyna od wstępu. Kto, jak i co Nie wiadomo, kiedy dokładnie padł pomysł wystawy „Wyrazić siebie”. Pani profesor znała osoby, który były skłonne wystawić swoje prace, ale było wiadomo, że to jeszcze nie wszyscy. Więc drogą ustną i plakatową ogłoszono, zachęcono (nie zmuszono) do wzięcia udziału jeszcze inne osoby. Choć to pewnie i tak nie wszyscy, którzy mają cos do zaprezentowania. Pani profesor tworzyła listę uczestników. Kto i ile prac, jak dużych, czym robionych. Przez listopad dyskutowano, gdzie odbędzie się wystawa i jak to wszystko urządzić. Jakich sznurków użyć i jakiej taśmy. Prace właściwe, czyli przygotowanie sali nr 24 do metamorfozy rozpoczęły się tydzień przed wernisażem. Zaczęło się od przyklejenia szarego papieru na szafkach i regałach. Teraz papier nie jest już taki szary. Pośrodku widać napis: „Jak wyrażasz siebie? Te ściany są dla ciebie!” Każdy pisze, co chce i jak chce. Po małym wprowadzeniu pani profesor, ja i Agnieszka czytamy wiersze szkolnych poetów. Adam gra na gitarze. On
wyraża siebie poprzez muzykę. JA. Antologia Poezji Młodych Twórców Pomysł tego wydawnictwa pojawił się równolegle z wystawą. Można powiedzieć, że to jej część. To chyba pisanie wierszy spowodowało wydanie antologii, a nie na odwrót. Wierszy jest sporo. Wspólnie z panią profesor rozmawialiśmy o nich, wyjaśnialiśmy, wyjaśniano nam. Opracowaliśmy styl i formę, w jakiej wydana miała być antologia, a Marek odwalił kawał porządnej roboty składając to w całość. Problem pojawił się przy kserowaniu, a raczej niemożliwości wykonania tego. Przy ul. Sienkiewicza nie znalazło się ksero, którego moglibyśmy użyć. Rozwiązaliśmy to kserując antologię we własnym zakresie (Urząd Gminy – dziękujemy) i dzięki uprzejmości gabinetu pana Dyrektora w szkole przy ul. Gródeckiej. W antologii pojawiły się wiersze moje, Moniki Spiczyńskiej i Emilii Gryniewicz i dziewczyn, które prócz poezji wyraziły siebie przez obrazy: Doroty Gryki, Agnieszki Jarockiej i Elżbiety Szycik. Wernisaż Prace dziewczyn (żaden chłopak się nie zgłosił) wiszą lub stoją teraz wokół nas. Dzięki antyramom z GOK-u i innych źródeł prace prezentują się bardzo dobrze. Obrazy olejne stoją na małych sztalugach. Pani profesor D. Sulżyk przyniosła swoje gobeliny, a pani profesor E. Rosiak fotografie kwiatów.
STR. 8
Za to kwiaty z parapetów zostały tymczasowo przeniesione. Tak samo jak ławki. Został stolik, gdzie schowane były ciasteczka, które roznosi Agata w sukni z czasów baronowej Olgi Ramm i biurko, na którym leżą antologie. Ludzie zapisują swoje wrażenia na kartkach. Większości się podoba. Tak jak na prawdziwym wernisażu, przez pracownię nr 24, która tymczasowo zmieniła się w salę wystawową, przewijały się tłumy. I tak, jak na prawdziwy wernisaż przystało, swoją obecnością zaszczycili go goście zaproszeni – rodziców reprezentowała pani G. Trusewicz (niestety, pozostali rodzice uczniów biorących udział w wystawie nie mogli być obecni), pani dyrektor GOK– u w Michałowie – A. Dobrowolska, pani plastyczka z GOK- u - M. Tarasewicz, nauczycielka sztuki z miejscowej szkoły podstawowej – p. E. Januszkiewicz, nauczyciele z naszej szkoły, mąż pani D. Sulżyk z córeczkami, absolwentki naszej szkoły – m.in. Pola Tarasewicz i Ania Modzelewska (z psem). W niewielu szkołach organizowane są takie przedsięwzięcia. Pola Tarasewicz nie chciała zabrzmieć patetycznie oceniając wystawę. Powiedziała : „Jestem dumna, że jestem absolwentką tej szkoły”. Nie wiadomo, czy brzmi to patetycznie, ale wiadomo, że wernisaż odniósł sukces. To był ważny piątek, jeśli chodzi o wyrażenie swojego „ja” w naszej szkole i żeby to poczuć, trzeba tu było po prostu być, albo chociaż zobaczyć rysunki, obrazy, zdjęcia, prace w sali nr 24, która przez tydzień była dostępna dla zwiedzających. Potem wyrzucono nasze artystyczne pomarańczowe drzwi (wymiana drzwi w szkole) i urok wystawy na chwilę prysł. Szymon Trusewicz
W wystawie „Wyrazić siebie” udział wzięli: Dorota Sulżyk – nauczycielka języka polskiego – gobeliny i opieka nad wystawą Edyta Rosiak – nauczycielka języka angielskiego - zdjęcia Agnieszka Bogdanowicz – II a – obrazy i rysunki Anna Bura – I a - obrazy Marek Bura- II a – składanie antologii Natalia Busłowska – I e – obrazy, rysunki Adam Czaban – II a - gitara Luiza Gobiec – III a - rysunki Joanna Gryniewicz – III a - rysunki Emilia Gryniwicz – I a – wiersze Dorota Gryka – II a - zdjęcia Agnieszka Jarocka – II a – wiersze, rysunki, obrazy Aneta Kardasz - I a - rysunki Elżbieta Szycik – II a – wiersze, rysunki do antologii i na wystawę Sylwia Salwanowicz – III a - rysunki Monika Stpiczyńska – III a - wiersze Szymon Trusewicz II a – wiersze oraz pomocą służyli pozostali członkowie Koła Młodych Twórców Więcej zdjęć na: www.mlodzitworcy.republika.pl
STR. 9
TWORZAC ZAPOMINAM O BOŻYM ŚWIECIE Wystawa „Wyrazić siebie” odsłoniła wiele talentów artystycznych. Poprosiliśmy uczniów (a właściwie uczennice), aby opowiedzieli o swojej pasji. Luiza Gobiec – kl. 323 III a Artystą być...to trudne. Nie zawsze to sprawia przyjemność. Czasami to impuls, czasami przymus, ale zawsze to ciężka praca. Rysuję to, co widzę i to, co próbuję zobaczyć. Dlatego swoim pracom nadałabym tytuł „Widzę”. Z rzeczy zwykłych wykrzesać iskrę niezwykłości. Nadać sens temu, co jest nam bliskie, bo zobaczyć, nie zawsze znaczy zrozumieć. Czasem w portrecie (lubię je rysować) jest więcej prawdy o człowieku, niż gdy spogląda się na niego w rzeczywistości. Ołówek, fajna sprawa, cienkopis, jeszcze lepsza. Cóż, tworzymy, jak chcemy, co chcemy, to nie ulega wątpliwości. Jesteśmy indywidualistami sami w sobie, pozwólmy się rozpłynąć w swych talentach. Agnieszka Jarocka – kl. II a Lubię rysować ludzi, krajobrazy, owoce, figury – wszystko, co wpada w oko. Najlepiej czuję się, gdy w ręku mam ołówek, a jeszcze lepiej, gdy jest ich 10. Na kartce mogę się wyżyć, pokazać emocje. Rysuję szybko, parę minut. Nie lubię ...............Bo taka jestem- trochę szalona i niedokładna (tak jak zresztą mój charakter pisma).
STR. 10
Joanna Gryniewicz – kl. III a Moje prace to szkice ołówkiem. Lubię tę technikę, gdyż daje możliwość zmiany. Gdy coś mi się nie podoba, po prostu wycieram to gumką. Sztuka jest dla mnie uzupełnieniem codzienności, sposobem wyrażania swoich pasji, ale przede wszystkim rozrywką i zabiciem nudy. Tematem moich rysunków są ludzie związani z futbolem oraz ich emocje. Dlatego ich tytuł sam się nasuwa – „Oczami kibica”. Nie mam ulubionego malarza, ale zawsze podobały mi się prace Leonarda da Vinci, ze względu na geniusz artysty i ponadczasowość jego obrazów. Dorota Gryka – II a Robię zdjęcia chmurom, żeby nigdy nie zapomnieć, jak pięknie potrafią wyglądać. Są niezwykłe, bo niezwykłe jest to, że para wodna osadzona na jądrach kondensacji tworzy kształty. Te kształty potem zmieniają kolory. Najpiękniejsze zjawisko na świecie! Nawet, gdy na ziemi są wojny, kataklizmy, one pozostają tak samo doskonałe. Doskonale się czuję, fotografując coś doskonałego. Doskonałe obłoki dodają trochę doskonałości moim zdjęciom.
Elżbieta Szycik – kl. II a Czasem maluję. Maluję, a to z nudów, a to, bo mi się po prostu chce. Nie uważam w żadnym wypadku, że jestem dobra w tym, co robię, średnia – to dobre słowo. Choć lubię eksperymentować i „tworzyć” różne dziwne obrazy na papierze. Tak z malarzy, to lubię W. Sasnala. Fajnie maluje. A ja po prostu maluję i nie ma w tym żadnej filozofii.
320
Aneta Kardasz – kl. I a Maluję głównie ołówkiem i kredkami wodnymi. Cykl, który przygotowałam na wystawę można byłoby zatytułować „Twarze”. W moich pracach często odwołuję się do śmierci. Inspiracją dla mnie jest muzyka zespołu My Chemical Romance, który nie boi się wyrażać swoich obaw dotyczących ludzkiego przemijania.
328
Agnieszka Bogdanowicz – kl. II a Juz od najmłodszych lat lubiłam malować. Czym jest dla mnie malowanie? Zatrzymaniem czasu w świecie ciągłej bieganiny. Czymś, co będzie trwać dłużej niż chwilę. Malowanie jest czasem, kiedy wyciszam się, kiedy mogę pobyć sama. Lubię zamknąć się w czterech ścianach, włączyć muzykę i przelać na kartkę moje wyobrażenie świata. Tematyka moich prac jest różna. Ostatnio skupiłam się na martwej naturze. Techniki, którymi maluję, to przede wszystkim farby olejne, ale maluję też techniką łączoną: farby plakatowe lub akwarele z kredką. Anna Bura – kl. I a Tworząc zapominam o bożym świecie, wkraczam w swoją własną krainę. Izoluję się. Lubię mieć pełną kontrolę nad wszystkim, ale tylko moje prace zależą wyłącznie ode mnie. Nie mogę zmienić rzeczywistości, więc tworzę własną. Wykorzystuję różne techniki, lubię eksperymentować i w niebanalny sposób łączyć je ze sobą. Jednak najczęściej są to suche pastele i farby olejne.
Natalia Busłowska – kl. I e Sylwia Salwanowicz – kl. III a
STR. 11
JA PISZĘ WIERSZE Tak powiedziało kilka osób w naszej szkole. I tak powstała „Antologia Poezji Młodych Twórców”.
JA
Szymon Trusewicz kl.IIa Nie mam motta życiowego, ale staram się wybierać trudniejsze rozwiązania i pamiętać, aby nie robić niczego na pokaz. Piszę, "bo nerwy studzi pisak". To naprawdę przyjemność. Poezja, to dla mnie świat osobowości, rozmyślań i piękna. Nie ogranicza się ona dla mnie tylko do kartki. Dlatego wśród ludzi, którzy tworzą poezję, cenię Leszka Kaźmierczaka, Bartosza Waglewskiego, Pabla Nerudę. Poza tym interesuję się sportem, hip-hopem, czytam książki, oglądam filmy. Normalny człowiek…
JA
Emilia Gryniewicz kl.Ia Moje motto: „Zawsze istnieje człowiek bardziej cierpiący od 323 ciebie.” Piszę, ponieważ wyładowuję w ten sposób swoja frustracje i złość, przelewam na kartki swoje smutki i radości. Daje mi to wytchnienie i podnosi mnie to na duchu. Poezja jest dla mnie oderwaniem od codziennej gonitwy, nauki i niesprawiedliwości życia. Moim ulubionym poetą jest K.K. Baczyński. Interesuję się kryminalistyką, ciekawymi książkami i amerykańskimi serialami.
JA
Monika Stpiczyńska kl.IIIa Moje motto? Nie mam jednego zdania przewodniego na całe życie, ostatnio to chyba „bądź sobą”. Dlaczego piszę? Czasem z nudów, czasem ze złości, ze szczęścia, a czasem, żeby lepiej poznać siebie. Czym jest dla mnie poezja? Najświetniejszym sposobem na wyrażanie własnego „ja”. Moi ulubieni poeci? Wielu. Grochowiak, Barańczak, Herbert, Świetlicki, Stachura. Co mnie interesuje? Nie mam sprecyzowanych zainteresowań, ale zamierzam je kiedyś sprecyzować…
STR. 12
JA
Agnieszka Jarocka IIa Mam takie dwie złote myśli, które są dla mnie ważne: "Kochaj ludzi, wszystko jest takie bez sensu" oraz "Spełniaj marzenia, bo są jedyne, nieśmiertelne- Twoje”. Najczęściej piszę, bo muszę, mam postawiony jakiś cel i moje ambicje nie pozwalają mi zostawić tego w spokoju oraz by utrwalić przemyślenia. Czym dla mnie jest poezja? Tajemniczością- głębią, tak wiele można z niej odczytać, a tak niewiele tego widać. Moje poetyckie wzory to wiersze współczesnych polskich poetów. Czym się interesuję? Interesuję się egzystencją ludzką, a szczególnie, o czym jeszcze nie wspomniałam, jej końcem- śmiercią.
JA
Elżbieta Szycik kl.IIa Moje motto życiowe mówi, żeby brać, ile się da i niczego nie oddawać. Piszę, kiedy nie mogę mówić, a muszę coś zrobić z myślami. Poezja jest dla mnie sposobem wyrażania siebie, pisanie jest w pewnym sensie ucieczką, jak boli. Lubię wiersze Stanisława Barańczaka. Interesuję się sobą, codziennie się czegoś uczę o sobie.
JA
Dorota Gryka kl.IIa „Niefart i niefart to fart, bo dwa minusy to plus” – nie jest to najmądrzejsze motto życiowe, ale bardzo optymistyczne. Wymyśliłam to, żeby kogoś pocieszyć, potem sama uwierzyłam. Automatycznie zapisuję słowa, żeby nie zapomnieć o tym, o czym czasami zdarza mi się pomyśleć. To jest właśnie moja poezja. Moje myśli to zwykle obrazy, skojarzenia, dlatego łatwiej zapisać je wierszem niż prozą. Poezja jest też bardziej pojemna. Właśnie za te dwie rzeczy ją lubię. Nie jest jednak dla mnie ważna, traktuję ją po prostu jako gałąź literatury. Nawet nie mam ulubionego poety, ale jeżeli musiałabym koniecznie kogoś wybrać, byłby to Władimir Majakowski. Uwielbiam chmury. Robię im zdjęcia, które potem nazywam po łacinie. Interesuję się mitologią skandynawską, futharkiem i geografią.
SPOTKANIA Z CIEKAWYMI LUDŹMI
FAJNIE JEST BYĆ Z PODLASIA Jak się okazuje, sala nr 24 może nie tylko służyć za miejsce wernisażu wystawy, ale i spotkania z pisarzem (poprowadziła je pani profesor Dorota Sulżyk). W piątek zgromadziła bardzo liczne grono zainteresowanych osobą Ignacego Karpowicza. Pisarza (wydał trzy książki – „Niehalo”, za którą był nominowany do „Paszportu Polityki”, „Cud”, „Nowy kwiat cesarza”), tłumacza (język hiszpański, angielski, amharski), podróżnika. I jak się okazało, młodego człowieka (31 lat), który miał dużo ciekawego do powiedzenia. Na dodatek coś go łączy z naszą szkołą. Jego mama uczyła się w naszym LO.
Agnieszka: Czy Pan się rzeczywiście urodził w Słuczance, jak informuje nas notka na obwolucie „Niehalo”. Ignacy Karpowicz: Urodziłem się w Białymstoku. Ale przez pierwsze lata (do zerówki) mieszkałem w Słuczance. Potem rodzice przenieśli się do Białegostoku i tam mieszkałem do ukończenia liceum, dalej studia w Warszawie, a ostatnie lata spędziłem w Ameryce Środkowej na przemian z Etiopią. Ta Słuczanka jako miejsce urodzenia pojawiła się, ponieważ żona Stasiuka – właścicielka wydawnictwa źle zapamiętała, a potem, jak się dowiedziała o błędzie, to powiedziała, że może tak zostać. Tomek: Jak Pan debiutował? Zaczynał Pan od razu od powieści? Już w liceum zacząłem pisać jakieś nieudane opowiadania. Pisałem coraz dłuższe formy w czasie studiów, ciągle nieudane, a potem przy „Niehalo” uznałem, że przyszedł czas, żeby po tylu latach pisania coś opublikować. Byłem wtedy w Etiopii i wysłałem mailowo „Niehalo” do wydawnictwa „Czarne” i to był cud, ze to w ogóle dotarło. Po tygodniu dostałem odpowiedź, że wydajemy. Te trzy książki, które się ukazały to był efekt kilku lat pisania. I W zasadzie one wszystkie były równole-
gle pisane. Zacząłem od „Nowego kwiatu...”, a przecież ją wydałem jako trzecią. To 5 lat ciężkiej orki na ugorze. To się wydaje, że, jak ktoś pisze, to tak fajnie, bo pracuje głową, a tak naprawdę, jak ktoś pisze, to pracuje dupą, bo ciągle siedzi. To jest ciągłe poprawianie, przepisywanie, to ciężka praca i jedno z najnudniejszych zajęć, jakie mogę sobie wyobrazić. Dominika: To, jeśli to jest takie nudne, to dlaczego Pan pisze? To jest dobre pytanie. Po pierwsze, to jest sposób na to, aby odpowiedzieć sobie na ważne pytania. Taka dłuższa i bardziej mozolna wersja sprawdzenia, jak działa świat. A po drugie piszę, bo wydaje mi się, że mam coś do powiedzenia i wydaje mi się, że to może być interesujące dla innych. I nie wiem, co to jest dokładnie, bo gdybym wiedział, to pisałbym podręczniki. Jest to dla mnie zawsze pewna niespodzianka, jaką formę przybierze ostatecznie tekst. Jakub: Co Pan robi w trakcie swoich podróży? Jako kto Pan podróżuje? Pracowałem w przez 4 lata w Ameryce Środkowej jako tłumacz. Podróżowałem, gdy miałem przerwę w swej pracy. A w Etiopii byłem przez to, że studiowałem etiopistykę na Uniwersytecie Warszawskim. To jest kierunek na orientalistyce w Zakładzie Języków i Kultur Afryki. Uczyłem się m.in. języka amharskiego. Pojechałem do Etiopii, żeby sprawdzić, jak ma się to, czego nauczyłem się na studiach do rzeczywistości. Zbierałem tam materiały do mojej pracy magisterskiej o malarstwie etiopskim. W książce „Nowy kwiat cesarza” jest trochę reportażowych rzeczy,
STR. 13
ale to nie są czyste reportaże. Pola: Chciałam zapytać o inspiracje literackie. Co Pan czytał będąc w wieku licealnym i studenckim. I czy to wpłynęło na Pański sposób pisania? U mnie inspiracje były z dwóch stron. Z jednej strony ważne było to, czego nienawidziłem w czasie liceum. Jak człowiek czegoś nie znosi, to stara się tego unikać. Z bardzo złych: „Cierpienia młodego Wertera”, „Zbrodnia i kara” (w szkole powinno się omawiać jakąś inną powieść Dostojewskiego), z trudem znosiłem Żeromskiego. A z książek, które mnie zainteresowały, to była „Ferdydurke” Gombrowicza, książki Lema, i mój ulubiony pisarz, czyli Nabokov. Ze współczesnych polskich autorów lubię Łozińskiego, Masłowską. Czytam Pilcha, Rylskiego, Myśliwskiego. To jest solidna proza, ale nie powiem, żeby mnie w szczególny sposób wzruszyła. Ostatnio czytałem ciekawe reportaże M. Szczygła „Gottland” i W. Nowaka „Obwód głowy”. Kolegów trzeba czytać, bo potem kolegów się ciągle spotyka. Bo ten świat jest taki mały, że po jakimś czasie wszyscy się niestety lub stety znają. I potrafią zapytać, czy czytałem , co ostatnio napisali. Trzeba czytać, żeby nie pochwalić, kiedy coś jest niedobre. Pola: Czy lubi Pan poezję? Czy jacyś polscy poeci są dla Pana interesujący? Ja poezji czytałem mało. Zawsze lubiłem Szymborską i Herberta. Z młodszych podoba mi się to, co pisze T. Różycki. Teraz myślę, czy ja czegoś nie znoszę z poezji… Dorota Sulżyk: Może poezja romantyczna, od której bohater „Niehalo” dostaje wysypki? Romantyzm był ciekawy w momencie powstania tych utworów. Ale teraz, to jest wielkie nieszczęście, kiedy katuje się nim uczniów w takim wymiarze godzin. Tak naprawdę to, co można wynieść ze szkoły, to zdolność czytania ze zrozumieniem i samodzielnego myślenia oraz wykorzystanie okazji nauczenia się bezpłatnie języków obcych. Ja skończyłem I LO w Białymstoku i przyznaję, że moja szkoła nie uczyła logicznego myślenia. Agnieszka Tarasiuk: Czy bycie pisarzem to jest misja? Ja mam alergię z powodu edukacji na romantyzm i pozytywizm, a tam najwięcej się o tym mówiło. Więc nie mam zamiaru realizować żadnej misji, nawet nie mam zamiaru wypowiadać się w imieniu mojego pokolenia, jeśli w ogóle można mówić o jakimś pokoleniu. Tomek: Czyli jako kto się Pan wypowiada?
STR. 14
Wyłącznie we własnym imieniu, jako Ignacy Karpowicz. To nie jest egoizm. Ale, jak ktoś ma misję, to pisze podręczniki. Żeby mieć misję, to trzeba mieć jasno zdefiniowane założone, co chcecie zrobić, ja natomiast wychodzę z założenia, że każdy ma swój rozum i sam podejmuje decyzje. Misja to jest coś, co jest obce mojej osobie. Edyta Rosiak: Mam pytanie o proces pisarski. Jak Pan znajduje tematy? Czy jakaś książka za Panem chodzi? Przy „Niehalo” wiedziałem, że to będzie Białystok, student polonistyki (chociaż ja w Białymstoku nie studiowałem), że chcę zrobić młodszą wersję „Dnia świra”. Tylko w filmie frustracja bohatera niczemu nie służy. A ja chciałem przełamać frustrację. To był pomysł do „Niehalo”. Przy „Cudzie” miałem tylko pierwszą scenę – śmierci bohatera i byłem ciekaw, co z tego wyjdzie, czy np. w takim trupie można się zakochać. Agnieszka Tarasiuk: Mam w związku z tym pytanie o rzeczywistość. Na ile rzeczywistość jest ważna w Pana twórczości i na ile ta twórczość zmienia rzeczywistość? Chciałbym, żeby moje książki pobudziły u czytelnika chęć do myślenia i nie zgadzania się. Niech on ma własne zdanie. Nie zgadzanie się prowadzi często do dobrych rzeczy. Maciek z „Niehalo” to jest postać, którą ja nigdy nie byłem – ciągle narzekający, mieszkający w Białymstoku, wszystko, co najgorsze Maćka spotkało. Maciek leży na antypodach mnie samego. Ja bardzo nie lubię narzekać. Największy splot rzeczywistości z fikcją jest w „Nowym kwiecie...”. Tu jest najwięcej autora w narratorze. Teraz piszę książkę o bohaterach, których w ogóle nie znam. Akcja dzieje się podczas II wojny światowej. W Zarzeczanach koło Gródka do dziś mieszka taka pani, którą nazywają Sonia i ona zakochała się podczas wojny w okupancie. Uważam, że głupotą jest nie korzystać z tego, co się zna. Ja Białystok oraz Gródek i okoliczne wsie znam dość dobrze. W związku z tym nie ma powodu, żebym wymyślał wsie pod Bydgoszczą czy pod Lublinem. Dobra książka musi w jakimś stopniu być zakorzeniona w rzeczywistości. To Podlasie daje taki plus, że tu wymieszały się przez setki lat różne krwie, a wielokulturowość i wielonarodowość to jest zawsze wartość dodatnia. Fajnie jest być z Podlasia. Tomek: Czyli Polski B? Tak naprawdę ta Polska będzie taka, jak zechcecie. Leon Tarasewicz opowiadał mi, że urodził się na Wysrance. Jego dom był na granicy wsi. Najpierw wstyd mu było mówić o tym, bo to takie nie-
zręczne. Ale potem wpadł na taki pomysł, że to tylko od niego zależy, czy ta Wysranka będzie powodem do wstydu. I on zaczął wszystkim o niej mówić. I to jest przykład przekuwania czegoś niefajnego w coś fajnego. Wszystko zależy od was. Pewne rzeczy są od was niezależne, np. to, gdzie się urodziliście. Debilizmem jest więc wstydzenie się tego. Dorota Sulżyk: Czy te miejsca – Białystok, Gródek, Słuczanka, są miejscami atrakcyjnymi dla literatury? Krytycy twierdzą, że tak. Podlasie jest o tyle fajne,
to Pan napisał tę książkę o tym że Białystok jest beznadziejny, a jeśli tak, to już wszystko w porządku, nie trzeba dokumentów”. Marzena: Proszę opowiedzieć o swoich przygodach w Afryce i Ameryce. Jak pracowałem w Kostaryce, odwiedziła mnie koleżanka, z którą jechaliśmy samochodem. W pewnym momencie mówię do niej: „Aniu, potrąciłem krokodyla”. Nie chciała na początku uwierzyć, ale gdy się zatrzymaliśmy i zobaczyła tego potrąconego, ale ciągle ożywionego krokodyla (dwumetrowego), zaproponowała, żebyśmy zabrali
że jest nieobecne w literaturze. Białystok to z jednej strony miasto niezwykle wkurzające. A to dlatego, że tam różne rzeczy docierają z zewnątrz. Dopiero jak docenią Ciebie, gdzie indziej, to Białystok doceni swego twórcę. To na przykład Leona Tarasewicza spotkało. Dorota Sulżyk: Jak przyjęto „Niehalo” w Białymstoku? O dziwo bardzo dobrze. Pojawili się tacy, którzy obrazili się, obrazili się oczywiście członkowie Kapituły przyznającej nagrodę im. W. Kazaneckiego i taki białostocki światek literacki, którego ja w ogóle nie znam. Uznano mnie za takiego ptaka, co własne gniazdo kale. Ale nikt mnie nie pobił. Przyznam się też Wam do czegoś. Po pewnym spotkaniu ze znajomymi na piwie, po tym jak ukazało się „Niehalo”, potrzebowaliśmy na gwałt toalety na powietrzu . W parku nietrudno o drzewo, ale na nieszczęście niedaleko stał pan policjant, który od razu poprosił mnie o dokumenty przy okazji pytając, co robię w Białymstoku. Więc gdy powiedziałem, że przyjechałem na spotkanie, stwierdził: „A,
go do weterynarza.Po dwóch, trzech miesiącach pobytu w świecie latynowskim czy afrykańskim, czujecie się jak po obozie koncentracyjnym. To strasznie męczy i wyczerpuje. Zamówiłem kiedyś w Etiopii samochód, jedyny w okolicy, i kiedy kierowca spóźnił się trzy dni wcale nie przepraszał mnie, tylko powiedział: „wiesz, wesele mi po drodze wypadło”. Tam się generalnie ciągle na coś czeka. A na dodatek człowiek biały nigdy nie jest sam, co jest niezwykle męczące. Tomek: Ale inny świat jest przecież interesujący. Tak, interesujący, ale nie da się tam odpocząć. Jedynie w drogich hotelach można odczuć samotność. A to nie o to chodzi. Bo wszystkie drogie hotele są do siebie podobne. Kiedyś myślałem, że w Polsce wszystko źle działa, ale jak pomieszkałem pięć, sześć lat za granicą, okazało się, że w Polsce nie jest tak źle. Tu w urzędzie czekam godzinę, tam dwa tygodnie.
STR. 15
Tomek: Ale inny świat jest przecież interesujący. Tak, interesujący, ale nie da się tam odpocząć. Jedynie w drogich hotelach można odczuć samotność. A to nie o to chodzi. Bo wszystkie drogie hotele są do siebie podobne. Kiedyś myślałem, że w Polsce wszystko źle działa, ale jak pomieszkałem pięć, sześć lat za granicą, okazało się, że w Polsce nie jest tak źle. Tu w urzędzie czekam godzinę, tam dwa tygodnie. Edyta Rosiak: Dlaczego Etiopia? Ja zaczynałem studia od iberystyki. Etiopia to był zupełny przypadek. Któregoś razu padał deszcz i znalazłem się na wykładzie o historii Etiopii. I okazało się, że to jest kraj, który ma własny język, własne pismo, ma 3 tysiące lat ciągłości państwa i zacząłem się coraz bardziej tym interesować. Nasz nauczyciel od języka amharskiego był przekonany, że świetnie mówi po polsku, co nam bardzo komplikowało zajęcia. Po semestrze nikt nie zdał egzaminu z tego języka. Nie umieliśmy powiedzieć „dzień dobry”, ale potrafiliśmy: „podaj mi mój kołczan i strzałę”. Bardzo użyteczne, prawda? To był cytat z poezji. (Pan Karpowicz poproszony o powiedzenie czegoś w tym karkołomnym języku, zaklął po amharsku, oczywiście nikt nie wiedział o jakie przekleństwa chodzi). Edyta Rosiak: Co Pan robi, jak Pan nie pisze książek? Ja lubię też nic nie robić. To jedna z moich ulubionych czynności. Niestety, mam na to ostatnio mało czasu. Ostatnio męczę się nad scenariuszem do filmu na podstawie „Cudu”, do którego zdjęcia prawdopodobnie ruszą w następnym roku. Szymon: Co dalej z Mikołajem (bohaterem „Cudu”)? Piszę dalszy ciąg. Bo mam zamiar stworzyć trylogię. Piszę równocześnie dwie wersje: w jednej się ocknął, ale nie potrafi już dalej żyć tak jak żył, a w drugiej dochodzi do wyprodukowania cudu na podstawie tych zwłok niestygnących. Ale na razie się zawiesiłem. Doszedłem do pewnego punktu i nie wiem, co ma się zdarzyć. W „Niehalo” takim punktem była ta ciemna iluminacja, w której Piłsudski zwinął rzeczywistość. Odłożyłem po tym tę książkę na pół roku. Magda: Chciałam zapytać o okładki. Wiadomo, że do „Cudu” okładkę zaprojektował Leon Tarasewicz, a inne? Nie miałem pomysłu na okładkę do „Niehalo” i poprosiłem o pomoc kolegę. I on zrobił bardzo udaną okładkę. Jako że główny bohater skleja modele, to tu pojawiła się wersja modelu katopolki – babci do sklejenia. Okładkę do „Nowego....” zrobi-
STR. 16
ła koleżanka, chodziło nam o efekt bajkowo – kolażowy, taki adekwatny do tekstu. Jakub: Nie myślał Pan o tym, żeby zostać dziennikarzem? Dziennikarz to jest zawód, który daje dużo mniej wolności niż pisanie książek. Zawsze ci coś wykreślą. Nie ma już niezależnej prasy. Zawsze są jakieś naciski. Praca dziennikarza jest bardzo interesująca, ale nikomu z was jej nie życzę. Szymon: Czy Pan też patrzy na świat z humorem i dystansem, które są dostrzegalne w Pana powieściach? Uważam, że aby przetrwać jakoś to życie, musi być coś, co pozwala nie zwariować. Dla niektórych jest to religia. Dla mnie jest to poczucie humoru. Uważam, ze należy śmiać się ze wszystkiego absolutnie. Chociaż nie zawsze publicznie i nie w każdym gronie.
Na koniec były brawa, wybuchy śmiechu, których nie brakowało podczas całego spotkania. Autografy. No i skromny upominek. Aneta Kardasz z kl. I a narysowała portret pisarza. Bardzo realistycznie, aczkolwiek fotografia z Internetu, z której korzystała, pokazywała nieco pełniejszą twarz. Ignacy Karpowicz stwierdził jednak, że akurat z tego powodu mama bardzo się ucieszy z portretu. Dał nam nadzieję, że kiedyś się jeszcze spotkamy w naszej szkole przy okazji jego kolejnych książek. Aha, i dorzucił jeszcze, że bardziej woli takie kameralne prowincjonalne spotkania od tych wielkomiejskich.
REPORTAŻ
HISTORIA NA CELOWNIKU To było jak bajka. Słyszę: " Czeka nas 8 godzin drogi, więc spokojnie idźcie spać". Podróżując nigdy nie mogłam- spać spokojnie. Jak mogę spokojnie spać, gdy zobaczę dziś tereny zachodniej Polski, które do tej pory stały dla mnie za zamkniętą bramą. Mały, wygodny autokar. Młodzieży 20 osób, dorosłych 5, w tym 2 opiekunów (pani profesor Janina Lewszuk i pani profesor Irena Kulesza) i jedna pani przewodnik. Wycieczka dla osób o najwyższych średnich z poszczególnych klas Zespołu Szkół w Michałowie powoli docierała do celu. Biskupin, Kruszwica, Mielno, Gniezno, Licheń - te miasta zawsze popisywały się barwną i ciekawą historią Polski. To od nich się wszystko zaczęło, jeżeli powrócimy do historii. Pierwszy cel zdobyty. Jesteśmy w Biskupinie. Obok parkingu dużo drewnianych sklepików z pamiątkami, łukami, drewnianymi ludzikami. - Kupię sobie biskupińskie koraliki. - Dla pani Sulżyk to miejsce by się z pewnością spodobało. Do Biskupina wchodzimy dużą, drewnianą bramą. Przy okazji dołącza się do nas pani przewodnik, zdobyta nie bez problemu. Mieliśmy dwugodzinne opóźnienie. W drodze do grodu biskupińskiego mijamy po kolei: stare domy, drewniane szałasy, szopy pokryte trzciną. Wreszcie dotarliśmy do celu Biskupin wyłaniał się zza drzew. Kilka słów o wystających z bagna otaczającego gród gnijących palach z VIII w p.n.e i jesteśmy w środku. Zauważam brak innych materiałów budulcowych oprócz
drewna. Nawet gwoździe łączące niektóre elementy są drewniane. Most, falochron, ulice, domy, wszystko. Mieszkania są takie jak wszystkie w osadzie, stanowią tak samo miejsce pracy jak odpoczynku. Bardzo ciemne. W wiosce panowała równość wszystkich. - Sam fakt, że jest to wioska z VIII w n.e czyni to miejsce niezwykłym. - Biskupin najbardziej mi się podobał. - Jest spoko. Na koniec oglądamy "ramkę" biskupińską, czyli muzeum. Podzielone na dwie części: z zabytkami wykopaliskowymi z różnych epok oraz biskupińską. Dodatkowe informacje, podsumowujące wszystko. Mysiej wieży, niestety, nie zobaczyliśmy od kuchni. Zadowoliliśmy się widokiem z zewnątrz. Nocleg w Mielnie. Cóż, niesamowite doświadczenie życia razem w Drewnianym Dworku. To tylko wspomnienie, tak jak wieczorna nestea. Punkt 7: pobudka i wspólne śniadanie, a po nim ciekawe pomysły. - Moja fabryka będzie się nazywać: " Fabryka Cegieł Smakata". Zainspirowane albo tradycyjnością fabryk na tych terenach, albo porannym posiłkiem.
STR. 17
Katedra Gnieźnieńska była ogromna, majestatyczna, a jednocześnie skromna. Drzwi Gnieźnieńskie wyglądają tak jakby powstały wczoraj, aż człowiek chce się upewnić, dotknąć. Niestety, wrót strzegł,
nie smok, a nasz przewodnik, tym razem cierpliwy i na czas. Opowiedział historię św. Wojciecha, a następnie przeszliśmy do środka katedry. Zdobione złotem organy oraz relikwiarz świętego świeciły się już od wyjścia. - Cudeńko. 10 różnych ołtarzy, różnych autorów, sponsorów, z różnych epok. Na koniec wspinaczka na wieżę o 260 stopniach. Piękny widok i znów wspomnienia. Wchodząc do muzeum Gnieźnieńskiego początków państwa polskiego dostrzegam spokój. - za pusto. - Oryginalne to muzeum, niskie, czyste, jakby czegoś w nim brakowało. Pod szkłem świecą się skarby Polski: miecze, korony, makiety, księgi. W białym korytarzu znajdują się rekonstrukcje dzieł, również tych, które widzieliśmy. W piwnicy muzeum znajdowała się bardzo oryginalna wystawa. Wkoło ciemność, jeden biały
STR. 18
rzutnik. Głos komentatora odkrywał kolejno, chronologicznie różne dzieła, podobne do tych ze zwykłej wystawy. Bazylika- miejsce święte, przepełnione patosem, ludzkim cierpieniem i bezgraniczną nadzieją. Taka jest również Bazylika Licheńska. Na placu wiele niezwykłych miejsc: golgota tak piękna, że szczerze mnie wzruszyła, święta woda, cudotwórcza ikona Matki Boskiej Licheńskiej. Bazylika opleciona złotem i dźwiękiem spokojnych dzwonów odsłoniła się nam po wyjściu z cichej alei. - Dziwnie się czuję, tak spokojnie, jakbym stanęła w miejscu , tak spokojnie, nie wracam. - Ogromne. - Druga ciekawa rzecz. Do środka prowadziły schody, u góry błyszczały w słońcu złote kopuły. Wewnątrz dużo światła, przestrzeni ubranej w złoto, na ścianie fragm. Psalmów Pielgrzymkowych, w końcu to miejsce ich spotkań. Ogromne organy, witraże, dużo ławeczek do siedzenia. Ludzi na przedzie nie widzę. Taka przestrzeń. Po przejściu 260 stopni zwiększamy poprzeczkę : 767 stopni. Kolejna wieża zdobyta. Tym razem (przynajmniej przeze mnie) windą. Jestem na górze. Marzenia. Widzę wszystko, nie tylko miasto, całą gminę. Oprócz Michałowa, które gdzieś tam hen, za górami, za lasami żyje swoim rytmem z dala od średniowiecznej historii. Agnieszka Jarocka
FELIETON
MAGIA ŚWIĄT Wydaje się, że dopiero niedawno zaczął się rok szkolny, a tu już zaraz koniec pierwszego półrocza, a jeszcze wcześniej…święta. Chociaż za oknem na razie nic na to nie wskazuje, to jednak dni, na które czekamy cały rok są już tuż tuż…Rodzinne wycieczki po sklepach, koszyki zapakowane dosłownie wszystkim i gonitwy za prezentami: laptopami, ipod-ami i lalkami baby-born - tak właśnie wygląda nasze świąteczne szaleństwo. Z własnego doświadczenia wiem, że kiedyś Bożego Narodzenia wyczekiwało się z ogromną niecierpliwością. Już miesiąc wcześniej pisanie listów do Św. Mikołaja, strach przed tym, że przyniesie rózgę-przeżywają to chyba wszystkie maluchy. A my licealiści też przywiązujemy do tego aż tak dużą uwagę? Mimo, że większość z nas nie wierzy już w Św. Mikołaja, to na prezenty czekamy tak samo jak małe dzieci. No bo przecież, kto nie lubi ich dostawać. Nawet najmniejszy podarek potrafi wywołać radość na twarzach…dorosłych ludzi. Ile osób z nas chciałoby się przenieść w wieczną krainę zabawy i beztroskiego życia. Wyczekiwanie przez okna Mikołaja i wiara w to, że przyniesie to, na co się czeka. Taka wiara jest chyba tylko w małych dzieciach… Teraz pod koniec 2007 roku wszyscy czekamy na Mikołaja z pierwszego białostockiego Media Markt (w końcu, nie dla idiotów). Prezenty poniżej tysiąca nie wchodzą w grę. Ale poza prezentami jest coś ważniej-
szego…Magia świąt zdarza się raz do roku. Nawet te wszystkie porządki, których na co dzień tak nie lubimy, mogą sprawiać przyjemność, ubieranie choinki, kolędy i uśmiech na twarzach bliskich, to wszystko sprawia, że warto czekać na te dni tyle czasu. Sama wigilia, to dla mnie największy urok Bożego Narodzenia…Mimo ze w dzisiejszym świecie wszystko jest nowoczesne, to tradycja będzie zawsze tradycją.12 potraw na stole, opłatek i cała rodzina razem przy jednym stole. W normalne dni nikt nie ma czasu, żeby usiąść i razem zjeść kolację, m.in. dlatego wieczerza wigilijna ma tak wielkie znaczenie…Za to w święta zapominamy o wszystkich dietach, bo stoły uginają się od pyszności. No, ale to końcu zdarza się tylko w Boże Narodzenie. Korzystając z okazji życzę Wam wszystkim dużo prezentów i wymarzonych świąt… Asia
STR. 19
SONDA
UWIERZYĆ W ŚWIĘTEGO MIKOŁAJA Powróćmy do czasów, gdy byliśmy dziećmi. Jak reagowaliśmy, gdy przychodził niejaki pan Mikołaj z workiem na plecach i rózgą w ręku? Co czuliśmy dowiadując się, że to tylko nasz sąsiad- pan Józek z pierwszej klatki? Czego szukaliśmy wywracając garderobę mamy do góry nogami i znajdując jedynie jeszcze nie rozpakowany prezent świąteczny z tamtego roku? Na kilka podobnych pytań odpowiedzieli nam uczniowie/uczennice naszej szkoły. Brzmiały one tak: Co chcielibyście dostać pod choinkę w tym roku? Ania: Konia... Kasia: Konia...prawdziwego (to siostry bliźniaczki, więc mają takie same marzenia). Ela: Chciałabym, aby w tym roku na święta ktoś mi uświadomił, że moje życie ma jeszcze jakiś sens. Nie jest wcale do niczego. Piotrek: Motocykl, Kawasaki ninjia. 100 litrów pojemności. Mateusz: Gwiazdkę z nieba, a czym ona jest, to moja słodka tajemnica... Marlena i Justyna: Konserwę. Paulina: Pod choinkę chciałabym dostać nowy rower, bo nie mam czym dojeżdżać do sklepu. Justyna: No więc tak: chciałabym dostać na święta dużo spokoju i ciepła rodzinnego – nic więcej! Czy wierzyliście w świętego Mikołaja i gdzie szukaliście prezentów od niego? Piotrek: Oczywiście, że wierzyłem, a prezent zawsze znajdywałem pod choinką. Nie było w domu żadnej innej skrytki. Kasia: Ja już nie pamiętam czasów, kiedy wierzyłam w Mikołaja. Miejscem znajdywania prezentów była tylko choinka. Marlena i Justyna: Oczywiście, że kiedyś wierzyłyśmy. Ale zawsze prezentów szukałyśmy w najwyższych szafkach. Paulina: Tak. Prezentów szukałam przede wszystkim w szafkach. Mateusz: No wierzyłem, a mój prezent zawSTR. 20
sze znajdował się pod choinką. Ela: Ja nigdy nie wierzyłam w Mikołaja i zawsze wiedziałam, że rodzice kupują mi upominki. Ania: Wierzyłam, jak każde dziecko. A prezentów szukałam tylko pod choinką. Jak zareagowaliście, gdy dowiedzieliście się, że Mikołaja nie ma? Paulina: Normalnie, przestałam w niego wierzyć. Marlena i Justyna: Po prostu się dowiedziałyśmy. Mateusz: Zawsze się domyślałem, że go jednak nie ma. Ela: Rodzice od razu mi powiedzieli: " Dziecko, nie ma świętego Mikołaja!". Ania: Zwyczajnie. Kasia: Ja wiedziałam od początku, że go nie ma. Piotrek: A on nie istnieje?
WSPOMNIENIA JECHAŁEM TRAMWAJEM I ZOSTAŁEM NAUCZYCIELEM
Nasze Liceum Ogólnokształcące niedługo skończy 60 lat! Pracował tu nauczyciel, o którym nie sposób zapomnieć. Starsze pokolenie uśmiecha się, kiedy o nim słyszy. Młodsze kojarzy ze szkolnych wspomnień swoich rodziców. On sam powiedział mi, że ciągle dostaje kartki świąteczne od absolwentów. Pan profesor Wiesław Marciniak przepracował tu aż 46 lat. Sum Różowy: Skąd Pan pochodzi? Pan Marciniak: Urodziłem się w Lublinie, potem zacząłem uczyć się w Gdańsku. Najpierw skończyłem podstawówkę, potem czteroletnie gimnazjum, dwuletnie liceum i studia w Gdańsku, po których zacząłem tutaj pracować. Jak to się stało, że przyjechał Pan aż do Michałowa? Wtedy jeszcze były nakazy pracy. Polegało to na tym, że po zdobyciu wykształcenia trzeba było podjąć pracę i ileś lat przepracować. Kuratoria kierowały do różnych placówek, a mnie było wszystko jedno, gdzie się dostanę. Tak trafiłem do Michałowa. Podczas pracy czas płynął bardzo szybko i tak już tu osiadłem. Zawsze chciał Pan zostać nauczycielem,
czy po prostu był problem ze znalezieniem innej pracy? Jechałem w tramwaju i kolega mnie namówił (śmiech). W tym samym tramwaju wypełniłem też ankietę na egzamin wstępny do WSP (Wyższa Szkoła Pedagogiczna - przyp. red.) Był pan nauczycielem fizyki, czy zawsze Pan lubił ten przedmiot? Słyszałam, że ma Pan wiele zainteresowań... Zawsze lubiłem technikę, a fizyka jest z nią bardzo związana. Poza tym mam inne zainteresowania typowo fizyczne: astrofizyka, fizyka cząstek elementarnych. To się rodziło, kiedy już pracowałem. Wtedy dużo czytałem na te tematy, co mi zostało do dzisiejszego dnia. Nawet teraz, kiedy znajduję o tym jakieś ciekawe książki, to je kupuję. Ale czytam też inne, ostatnio Kapuścińskiego. Bardzo mi się podobały „Podróże z Herodotem”. Wiem, że uprawiał Pan też ogród... Tak, jednak w tamtym roku już zrezygnowałem. Bardzo ciężko jest mi się z nim rozstać, ale niestety, zdrowie mi nie dopisuje. W ilu klasach był Pan wychowawcą? Nigdy tego nie liczyłem. Pracuję tutaj od 1955 roku, ale w pierwszym roku nie miałem wychowawstwa. Potem miałem zawsze, co cztery lata aż do emerytury, także zebrało się tych kilkadziesiąt klas. To może Pan jakąś szczególnie zapamiętał, któraś była szczególnie nieznośna albo uzdolniona? Nie, ja miałem dobre klasy, jakoś zawsze takie się trafiały (śmiech). A zdolna, to ta, gdzie był pan Gryko, który jest teraz profesorem w Stanach. W tej klasie dużo osób brało udział w różnych olimpiadach wiedzowych, pięknie zdawali egzaminy . Jednak wszędzie znajdzie się kilka osób, które są bardzo uzdolnione i kilka, które trochę mniej. STR. 21
Czy są wśród Pana uczniów tacy, którzy mają jakieś wielkie osiągnięcia? Kiedyś z żoną zaczęliśmy liczyć naszych uczniów, którzy skończyli Akademię Medyczną, okazało się, że jest ich ponad 50. Zajkowski i Kardasz są dziekanami na Politechnice w Białymstoku , Gryko, o którym już wspominałem, już dawno zdobył profesurę w Stanach, Charyło nie wiem, co dokładnie robi, ale jest po szkole ekonomicznej (dofinansowuje naszą szkołę – przyp. red.)
Były jakieś ograniczenia, co do sposobu ubierania się? Kiedyś pan Nazarczuk – dawny dyrektor Liceum prowadził wojnę o pończochy i o spodnie. Było to tak, że na zebraniu non stop siadał i wstawał, żeby zabronić dziewczynom chodzić w spodniach i kolorowych pończochach, które bardzo mu się nie podobały. Było również kilku nauczycieli, którzy sprzeciwiali się wyróżniającemu się strojowi. Nie można było się też malować. Z chłopakami nie było takiego problemu.
Jakie były pańskie najlepsze lata pracy w szkole? Najlepszy okres pracy w szkole to lata 70, kiedy klasy były podzielone na grupy. Pamiętam, że tak było z fizyką, chemią i językami obcymi. Ja prowadziłem trzy fizyki w tygodniu, najpierw w jednej, potem w drugiej grupie. Trzecia lekcja była wspólna. Bardzo dobrze się wtedy pracowało.
Czy młodzież, tak jak do niedawna u nas, chodziła za szkołę palić papierosy? Złapał Pan kiedyś kogoś na paleniu? Papierosy w naszej szkole chyba były od zawsze, ale młodzież bardziej się ukrywała. Pamiętam taki wypadek w internacie: pewien chłopak powiedział mi, że nigdy go nie złapię przy papierosie, a ja mu na to „jak będę chciał, to cię w każdej chwili złapię”. Od tamtej chwili minął może tydzień, przechodziłem wtedy wieczorem po lekcjach i zauważyłem, jak w korytarzu stoi, około dziesięcioosobowa grupka chłopców i podają sobie papierosa, bo nie każdy wtedy miał. Oni nie zauważyli, że wszedłem, więc dołączyłem do nich, wtedy jeszcze sam paliłem, i stanąłem przy tym chłopaku, który mówił, że go nigdy nie złapię. Po jakimś czasie on mówi, żeby dać mu zapalić, wtedy ja podałem mu tego papierosa i mówię: „masz!”. Zauważył, że to ja i zrobił takie wielkie oczy (śmiech). Jednak za palenie nie było żadnych poważnych konsekwencji, najwyżej któryś nauczyciel powiedział to dla rodziców i na tym się kończyło.
Jak wyglądało liceum na początku? Klasy były bardzo przeładowane - po 43, 45 osób. Trzeba było dostawiać krzesła w klasach. Teraz to trudno sobie nawet wyobrazić. Na korytarzach też był tłok, bo w tym samym budynku mieściła się podstawówka. Był jeszcze internat - dwie klasy na samej górze, jedna dla chłopców, druga dla dziewcząt. W każdej z nich stało dwadzieścia łóżek. Było tak ciasno, że uczniowie odrabiali lekcje w klasach. Przed reformą wolna była tylko niedziela, ale i tak uczniowie mieli wtedy dużo nauki, bo nauczyciele mówili: „macie dużo czasu, to możecie dużo się nauczyć” (śmiech). Na początku nie było jeszcze parkietu, podłoga była pociągnięta czarnym olejem wyglądającym jak smoła. Jakie były języki w liceum? Łacina, niemiecki, rosyjski, angielski, białoruski. Różne języki były w różnych latach, z tym, że łacina tylko na samym początku.
STR. 22
Słyszałam, że trzymał Pan na lekcjach dyscyplinę, była taka konieczność? Jak wtedy zachowywała się młodzież? Uczniowie musieli uważać, jeżeli mieli coś wiedzieć. Na lekcjach musiała być przynajmniej cisza. Starałem się nauczyć i to
było najważniejsze w tamtych czasach. Wtedy młodzież bardzo chciała się uczyć, pamiętam jak w internacie podczas katolickich świąt, kiedy wszyscy pojechali do domu, o suchym prowiancie został jeden chłopiec. On był prawosławny, ale i tak mógł jechać, jak wszyscy, jednak został i uczył się. Ogólnie uczniowie byli bardzo zorganizowani i zdyscyplinowani, przez te wszystkie lata nie miałem z nikim problemów. Pracował Pan w naszym liceum wiele lat. Jak można ocenić zmiany, które zaszły w naszej szkole? Mogę tylko powiedzieć, że bardzo poprawiły się warunki materialne. Jakie zdarzenie związane z pracą w szkole zapadło Panu najbardziej w pamięć? Było to wiosną, podczas obozu wędrownego, kiedy pojechaliśmy chyba do Krakowa. We wsi Kamienica, kiedy było jeszcze jasno, młodzież rozeszła się obejrzeć okolicę. Po pewnym czasie przybiegł do mnie jakiś pan i mówi oburzony, że kradną jego truskawki. Poszedłem z nim to sprawdzić i faktycznie, stały tam dwie dziewczyny z takimi zmaltretowanymi minami. Ten pan powiedział mi, że to one, a ja, że z nimi porozmawiam. Normalnie każdy by uciekł, a one tam stały zbiedzone, bo ten właściciel kazał im czekać. Potem zabrałem je ze sobą, ale nic im nie mówiłem, chciało mi się tylko śmiać z tej sytuacji. Poza tym nie mogły wziąć dużo tych truskawek, tylko trochę w garść, bo rosły przy drodze.
chłopaków zgodził się tego dopilnować. Zatkał on zlew, a woda lała się przez całą noc z 2-go piętra do parteru. Na drugi dzień ktoś to zauważył i poszliśmy po pana Jarmocika – nauczyciela PO, bo to jemu najbardziej zamókł magazyn, gdzie były jakieś mundury i kombinezony (śmiech), a do suszenia było jeszcze więcej, bo zalane były 3 magazyny. Wtedy ja do tego chłopaka zażartowałem, że jego ojciec będzie musiał sprzedać krowę, żeby to wszystko odnowić i zaśmiałem się. Myślałem, że to tak minie. Dopiero po latach, na zjeździe absolwentów dowiedziałem się, że on przez kilka dni chodził zmartwiony, że faktycznie będzie musiał płacić za to wszystko. Ja nawet nie przypuszczałem, że on to weźmie na poważnie (śmiech). Kiedy wspomina się o panu profesorze Marciniaku, każdy, kto pana zna, uśmiecha się. Dobrze wspomina to, że była dyscyplina i świetnie pan uczył. Jest pan jakby legendą starszych pokoleń naszego Liceum, ale słyszały o panu też młodsze. Wiedział pan o tym? Nie, ale to były inne czasy i inna młodzież.
Dorota
A może pamięta Pan jakąś zabawną sytuację, która wydarzyła się w budynku naszego liceum? Kiedy jeszcze prowadziłem kółko fotograficzne, wywoływaliśmy zdjęcia, które trzeba było potem moczyć przez całą noc. Odkręciliśmy trochę kran, bo zdjęcia musiały pływać w wodzie. Reszta poszła, a jeden z
STR. 23
Fahrenheit 451 Have you ever seen burning paper (at temperature of 451°F)? I think you have. Have you ever seen burning thoughts??? I have seen paper and thoughts burn together. I saw lots of books being burnt one Friday afternoon! No - not in reality, of course, but on the screen of a TV in one of the meetings of the School Film Club. So, I saw the books burn and I asked myself a question what would I do if this was real? The main character of “Fahrenheit 451” remains calm while looking at fire made from books he finds in people’s houses. This is his job. He lives in the future where books are prohibited and firemen do not put out fires but burn books. He does this although he doesn’t know books. But then, this one time he decides to take one of the books he should destroy, hides it and reads it at home. He falls in love with this book and with all the others he manages to save. Now, he’s torn between his work and the world of outcasts who read great novels. And this is an end and a new beginning for him. Have you ever read a book? I think you have. Maybe even a few books on the school reading list. Come on, get interested and read more, discover new worlds for yourself and let them live within your mind! Unless you want to become like the fireman and let the thoughts on paper die! By Szymon Trusewicz
HAIKU Haiku is one of the most important forms of traditional Japanese poetry. It is very short poetic form consisting of three lines of 5, 7, and 5 units each. It should register or indicate a moment (“Aha!” moment), sensation, impression or drama of a specific fact of nature. Anyone can write HAIKU! haikumichalowo.webpark.pl Basho (1664-1694) * Cloud appear and bring to men a chance to rest from looking at the moon * An old pond A frog jumps in The sound of water. A deserted cat Nobody to dream about Loneliness of silence Ewa Gąsowska
Kobayashi Issa (1763-1827) * Right at my feet and when did you get here, snail? * A lovely thing to see: through the paper window’s hole, the Galaxy. cool water in the clear river waiting for me Adam i Tomek
A lonely crow wet in the rain under my umbrella Dorota Bajko
I say „come back” but she goes away again. Przemek Laskowski Karol Borowski
The moon is shining children are dreaming monsters in their heads Kamil Dołżyński Hubert Samojlik
I’m alone the crowd is taking my hope My shadow is crying. Joanna Gryniewicz
STR. 24
KWESTIONARIUSZ PROUSTA W dzisiejszym numerze gościem naszego kwestionariusza jest ks. Andrzej Walendziuk, który z chęcią zgodził się na odkrycie przed nami kilku swoich tajemnic. 1. GŁÓWNA CECHA MOJEGO CHARAKTERU: Nie jest to tajemnicą – powolność (czasem to lubię, a czasem mi to przeszkadza). 2. CECHY, KTÓRYCH SZUKAM U MĘŻCZYZN: Odpowiedzialność, wierność i odwaga w opowiadaniu się po stronie dobra (co nie jest takie oczywiste). 3. CECHY, KTÓRYCH SZUKAM U KOBIET: Dobroć, umiejętność wprowadzania ciepła, serdeczność i … wyrozumiałość. 4. CO CENIĘ U PRZYJACIÓŁ: U przyjaciół cenię to, że są i w ogóle chcą być przyjaciółmi. 5. MOJA GŁÓWNA WADA: Wad mam wiele! Co jest główną? Najlepiej ocenią to inni, wiec Wy wiecie lepiej ode mnie, co jest tą wadą. 6. MOJE ULUBIONE ZAJĘCIE: Oprócz bycia księdzem bardzo lubię sport (szczególnie Siatkówkę, jazdę na rowerze i tenis stołowy), fotografowanie i…spanie. 7. MOJE MARZENIE O SZCZĘŚCIU: Niebo! Niebo! Niebo! A tu na ziemi byłbym szczęśliwy, gdybym umiał prawdziwie uszczęśliwiać innych. 8. CO WZBUDZA WE MNIE OBSESYJNY LĘK: Nic mnie nie paraliżuje. A jeśli czegoś się obawiam, to mam na to sposób – modlitwę! Po modlitwie wszystko jest możliwe. 9. CO BYŁOBY DLA MNIE PRAWDZIWYM NIESZCZĘŚCIEM: Prawdziwe nieszczęście to być otoczonym samymi nieszczęśliwymi ludźmi tu na ziemi i potem, w wieczności. 10. KIM ( LUB, CZYM ) CHIAŁBYM BYĆ, GDYBYM NIE BYŁ TYM, KIM JESTEM: Nie muszę się na szczęście nad tym zastanawiać,
bo lubię swoje życie i bycie księdzem. 11. KIEDY KŁAMIĘ: Gdy nie mówię prawdy. Gdy się boję! A tak w ogóle, to nie lubię kłamstwa u siebie i u innych. 12. SŁOWA, KTÓRYCH NADUŻYWAM: Nie zwracałem na to uwagi. Może powiedzenie „ o ludzie”? Młodzi najszybciej wyłapują takie rzeczy, więc mi powiedzcie. 13. ULUBIENI BOHATEROWIE LITERACCY: Wstyd się przyznać, ale oprócz książek teologicznych dawno nie czytałem powieści. Kilka lat temu przeczytałem pewną trylogię o chrześcijance, niewolnicy, która swoją postawą sprawiła, że zakochany w niej chłopak nawrócił się. Nie pamiętam jednak tytułu książki, ani imienia bohaterki. Oczywiście także Winicjusz i Ligia. W dzieciństwie ( VI, VII klasa) lubiłem czytać książki przygodowe. 14. ULUBIENI BOHATEROWIE ŻYCIA CODZIENNEGO: Papież Jan Paweł II, Daniel Ange ( twórca wspólnot młodzieżowych we Francji), Bernard Natanson ( obrońca życia w USA). 15. CZEGO NIE CIERPIĘ PONAD WSZYSTKO: Nie znoszę gotowanych płucek i móżdżku, a u ludzi: arogancji, zakłamania, wywyższania się. 16. DAR NATURY, KTÓRY CHCIAŁBYM POSIADAĆ: Chciałbym mieć skrzydła… 17. JAK CHCIAŁBYM UMRZEĆ: Dobrze byłoby odchodzić z tego świata z pokojem w sercu. 18. BŁĘDY, KTÓRE NAJŁATWIEJ WYBACZAM: Najłatwiej wybaczam sobie błędy, których skutki mogę odwrócić, a ludziom błędy, do których się przyznają. Dość łatwo wybaczam też błędy
STR. 25
POPATRZ NA ŻUCZKA Z GNOJOWĄ KULKĄ Na zimowe wieczory… Kiedy wieczory stają się coraz dłuższe i niebezpiecznie wzrasta ilość wolnego czasu, należy pomyśleć o sposobie na zabicie nudy. Dla tych, których już ona dopadła i nie mają siły na myślenie, zamieszczamy kilka propozycji. 1) Dla głodnych wiedzy. Wyjazd do Zakopanego, czyli zakopanie się w książkach i zeszytach. W końcu od przybytku głowa nie boli (podobno boli od czegoś innego, czego nie popieram). A tak na marginesie, to książki z biologii i polskiego są naprawdę wciągające. Mają takie ładne, kolorowe obrazki. 2) Dla głodnych (ogólnie). Wolny czas można wykorzystać na doskonalenie talentów kulinarnych. Tylko ostrożnie z eksperymentami. Wszystkie dziwnie wyglądające efekty naszej pracy przed spożyciem lepiej przetestować najpierw na młodszym bracie lub siostrze, w ostateczności na kocie albo psie. Odradzam chomiki, gdyż w workach policzkowych mogą ukryć niebezpieczną substancję i wykorzystać ją potem przeciwko nam. Albo połknąć ją po północy i zmutować w Gremlina. 3) Dla mających kompleks mniejszości. Polecam film „Mikrokosmos”. Bardzo podnosi na duchu, szczególnie moment, w którym żuczek toczy wielką gnojową kulę. Uświadamia to, jakimi wspaniałymi i wielkimi istotami są ludzie, bo nie muszą szarpać się z kawałkiem kupy. Babrają się za to w innych śmierdzących sprawach… 4) Dla sportowców. Można jeździć na STR. 26
rowerze i cieszyć się, że kółka się kręcą. Albo pograć w siatkówkę piłką lekarską. Wysiłek fizyczny podnosi poziom endorfin odpowiedzialnych za nasz dobry humor. Po takim treningu będziemy więc szczęśliwi, że hej! (Tak po góralsku) 5) Dla wszystkich. W ramach przygotowań do matury polecam książkę J. Słowackiego pt. „Kołdrian”. Jest to dramat poruszający drażliwy temat wczesnego wstawania do szkoły. Kiedy główny bohater postanawia wreszcie sprzeciwić się narzuconemu obowiązkowi śpiąc do południa, spotyka go okrutna kara- zostaje żywcem przyszyty do kołdry. Jego krzyki nie robią wrażenia na oprawcach z Ministerstwa Edukacji Narodowej. Nieszczęśnik kona w męczarniach, żałując swego czynu. Przestroga dla wszystkich śpiochów! Emilia
”MONITORING” Żeby być sobą, trzeba być kimś. To znaczy, że nigdy nie będę sobą. Świat doby kamer nie pozwoli mi być sobą. Nie zdołam mu wydrzeć własnych Słów, myśli, gestów, uśmiechu... Wszystko mamy wspólne. Dzielimy każdy oddech – wdech, wydech. Jeżeli oddycham inaczej, to mnie po prostu nie ma. A składam – literka po literce Własną tożsamość. Żeby nie pisać, że to już było. Ela Szycik
CO JEST TRENDY Postanowiłam przeprowadzić sondę na temat „co jest dziś trendy?” . Z takim oto pytaniem na ustach wyruszyłam na nasz szkolny korytarz. Niektórym przychodziły na myśl modne ciuchy, innym styl bycia, a jeszcze inni po prostu mówili, co im na myśl przyszło. I tak oto powstała cała lista modnych na dzień dzisiejszy rożnorodności. - paski (noszone w pasie i na biodrach) - groszki (jako wzór, nie do jedzenia) - moherowe berety - arafatki - trampki - duże kolczyki - czarne spodnie („rurki”) - krótkie włosy - kolor fioletowy - ostry makijaż - styl emo - być wyluzowanym - być indywidualnym - nie mieć żadnych nałogów (palenie papierosów i inne używki) - przesiadywanie w parku
- zdawanie egzaminu na prawo jazdy - taniec (wiąże się z tym program „You Can Dance”) - programy telewizyjne z gwiazdami - strona internetowa www.fotka.pl - rozmowy na Gadu-Gadu - gry „On-line” - firma kosmetyczna AVON - niedawno otwarta w Białymstoku „Galeria Biała” - mandarynki Oraz najgłówniejszymi postaciami na naszych językach są: Doda i Czesio. Magda STR. 27
Siemandero! Ostatnio Henio poznał mnie z ciekawą dziewczyną. Przedtem proponował mi tylko „laski” czy „dupy”, do których dodawał odpowiednie epitety. Tym razem Henio podał imię. Kamila. Pomyślałem, że skoro aura zimowa dopisuje, pójdę z Kamilą na sanki. Cóż, dziewczyna to subtelna istota, więc mróz, śnieg i bolesne upadki mogły odstraszyć od mojej sankowej jazdy, co mi subtelnie zasugerowała: „Zgłupiałeś? Sanki?!". Poszliśmy więc na spacer, a w efekcie znaleźliśmy się na ślizgawce. Poznałem prostotę ślizgania się, jak i prostotę samej ślizgawki na własnej...skórze. Kamili podobało się, ale wolała iść w ciepłe miejsce. Poszliśmy do jakiejś kawiarni. Zamówiliśmy herbatę. Rozmawialiśmy o filmach. Dokładnie o jednym, bo Kamila nie znała „Mulholland Drive" ani „Hannibal". Stwierdziła, że nie lubi wyścigów ani mangi. Chyba wybrałem mało romantyczny temat. Rozmawialiśmy także o dyskotekach i piątkowych wieczorach. Dobrze nam szło, Kamila licznie wymieniała nazwy klubów, a ja znajdowałem liczne synonimy do wyrażenia "nie byłem". Fajnie, gdy uczymy się nowych rzeczy dzięki innym. Słońce zachodzi zimą bardzo wcześnie. Aż dziw, że między budynkami i sklepami zobaczyliśmy ten zachód słońca. Niebo było różowo-pomarańczowo-fioletowe. Teraz - pomyślałem -jeszcze może być dobrze, powiem coś, co ją ucieszy. Przygotowany do prawienia komplementu na temat rozmowy z Karoliną i jej nieprzeciętnego lica, zostałem wyprzedzony rezolutnym zdaniem dziewczyny, podobnie jak ja zafascynowanej tym pięknym, nastrojowym widokiem: „No chyba jutro włożę pomarańczową bluzkę z takimi..., a do tego założę takie... Słuchaj jaką fazę ostatnio z ciuchami miałam...” . Zrobiłem tak jak poprosiła (wymusiła) Kamila i wysłuchałem jej fazy. Wyszliśmy, a ja już tylko prosiłem o (żądałem) jak najszybszy powrót do domu. Andrzej Perełka
Redakcja: Luiza Gobiec (redaktor naczelna), Monika Stpiczyńska, Agnieszka Jarocka, Joanna Romańczuk, Elżbieta Szycik, Dorota Gryka, Justyna Małaszewska, Szymon Trusewicz, Marek Bura, Magda Kazberuk, Anna Bura, Emilia Gryniewicz Opiekun gazetki: Dorota Sulżyk Strona angielska: Edyta Rosiak Email: sumrozowy@wp.pl Adres: LO w Michałowie ul. Sienkiewicza 5