Antologia Poezji Młodych Twórców
II Michałowo, kwiecień 2009
„Ważna jest mądrość, to jak to brzmi” Szczerze mówiąc nie potrafię czytać poezji. Do tego trzeba jakiegoś niesamowitego przygotowania. Po pierwsze, muszę znać autora. Muszę wiedzieć kiedy tworzył, co tworzył, co na niego wpłynęło i dlaczego. Szare kartki w starych antologiach z nieznanymi nazwiskami przerzucam od razu. Kiedy nie mam w głowie życia autora, z którego wyrasta pęd poezji, wiersz znaczy niewiele. Po drugie, nie posiadłem sztuki kontemplacji. Jak to powinno wyglądać? Czytanie powoli? Przeczytanie raz, potem wers po wersie z rozmyślaniem? Nie umiem... Jeśli wolę prozę, to znaczy, że jestem bardziej leniwy? Proza tworzy w pocie czoła świat, pełen zdarzeń, bohaterów, portretów i problemów. Nie napisałem w życiu książki, ale niesamowitą pracą wydaje mi się utrzymanie dzieła w temacie. Dobrnięcie do celu, który pragnie się uzyskać, trafienie do czytelnika z tym co autor pragnie przekazać. Wręcz rzemieślnicza praca. Dziwi mnie pisanie książek przez gwiazdy showbiznesu. Ostatnio każdy to robi! Dlatego to jest krąg który wykluczam z pisarstwa. Proza właściwa kojarzy mi się więc z rzemieślniczą pracą. A co z poezją? Parę wersów potrafi skondensować problem dzieła książkowego. To się zdarza. Skoro więc pisarz jawi się jako żmudnie pracujący rzemieślnik w swoim warsztacie, tak poeta analogicznie kojarzy się z ...właśnie, kim? Z malarzem? Przecież obraz maluje się nie raz długie dni. Chociaż taki „Czarny kwadrat” Malewicza... Więc poezja to w końcu lekka sprawa kilku wersów późnym popołudniem? Raczej nie. W ogóle porównywanie jej z prozą jest bezsensu, proszę wybaczyć powyższy akapit. Pewnych rzeczy się nie porównuje z ocenianiem. To nie to samo co porównywanie na czysto. Powiedzmy, że dwaj bracia, jeden prozaik, drugi poeta, opisują swój dom rodzinny. Możemy porównać ich utwory, ale wydać wyrok, który lepszy...? Wszystko zawiera się w tych delikatnych granicach ludzkiej wrażliwości. Nie powiem, że do poezji potrzeba jej więcej. Potrzeba innej, takiej która syntezuje ogrom uczuć, która łączy w atomie wiersza cząsteczki najpotrzebniejsze. STR. 2
Trzeba tu zawrzeć odpowiednie narzędzia, które uderzą w struny ludzkich dusz. I tu zahaczam temat rzemiosła poetyckiego. Istnieje takowe. Istnieje doskonalenie i poskramianie uczuć, które szczególnie w młodości walą w nas od wewnątrz. Poryw taki tworzy często wersy emocjonalne, ale wysoce niezrozumiałe. Poeta musi je przelać w formę, bo potrzebuje chociaż „rządka dusz”. Będzie mi smutno jeśli przestanę pisać, jeśli to co widzę i jak widzę straci ten papierowo-długopisowy odpływ. Może stanie się tak z powodu dojrzałości, która podpowie dla Szymona: koniec zaspokajania ego, pisz w szufladzie, formy brak. Podpowie mi też, że to co chcę napisać, już było, ludzie przeżywali to milion razy. To może być smutne, ale ważne, bo poezja musi mieć odbiorcę. Oby było to już nie „ja”, ale „moje dla was”.
STR. 3
JA
Szymon Trusewicz kl.IIIa
Najważniejsze w życiu jest być człowiekiem. Chodzi mi o to najgłębsze, najlepsze i najważniejsze znaczenie słowa „człowiek”. Wierzę, że droga do bycia w pełni człowiekiem jest właściwa w Bogu i przez Niego prowadzi. Moje pisanie to często ten sens, prośby, ale nieraz przykłady błądzenia człowieka i tego, co nie powinno być życiem. Lubię, gdy wiersz jest obrazem. To także piękne obrazy, namiętności i często cienie, które zalegają duszę.
Relaks Dobry wieczór Witam serdecznie, co też pan lubi robić w wolnych chwilach? A lubię sobie czasem codziennie nie wstawać z łóżka i modlić się żeby nie budzić się więcej. To bardzo ciekawe, proszę dalej. Oczywiście. Więc co jakiś czas gdy co dzień zażywam rozpaczy i sklejam co mogę w puchu kołdry lubię sobie wstać i uzupełnić płyny. Ależ to niemądrze. Bez wody byłoby łatwiej. STR. 4
Tak rzeczywiście he he, ale taki jestem zwariowany, gdy skaczę z progu nadziei i nie mogę tam z powrotem wejść. Męczę się spadając. Co jeszcze Panu towarzyszy? Poda Pan łyżeczkę? A tak, proszę. Może ciasteczko? Więc Zajmuję się wtedy, cały czas najważniejszymi sprawami, oddycham, łykam tabletki, prócz tego oddycham, a także pazury ciemności chwytają mnie, zaczepiają się o policzki, usta, powieki i rozrywają co mogą. Gdy białość kości i czerwień mięśni roszę słonymi kroplami to ciekawie się czuję. I jak już mówiłem, piję wodę. Szklankę Szklankę? Oho ho, to sobie Pan widzę pozwala. No tak, nie żałuję sobie. Często biję się w piersi i żałuję, że jestem głupcem, który nosi kamień w bucie, a zapomina że ma buty i zamiast głazu na plecach koszulę. Wtedy czasem sobie wychodzę, podskakuję i całuję słońce w policzek jakby był to mój Ojciec.
STR. 5
Mój ‘Pan Cogito’ Bohater z ‘kuchni’, czy bohater ‘wędrowiec’ jest bohaterem bo dostał się aż tu. Poślizgnął się na paru śliskich kamieniach. Jadał z paru zajazdów zbyt słonej dla niego liryki. Ale pan wędrowiec, zwolennik białych koszul wziął swoje doświadczenia na serio. Gdy zamyka oczy i myśli o wojnach, w których brał udział jest mu przykro, że polegli przy kartach, przy ruletce w portowym barze przy dymie. Karta idzie albo nie idzie, losują nastrój na kolejny dzień. Weź ich wyprowadź, wiem że Ty możesz. Niech chociaż pójdą na wyprawę jak on.
Jej niedopałki W klitce paliła papierosa Poszukiwała źrenic w szarości okna Błądziła po pokoju duchem Bezruch rozkładał jej ciało na pościeli Papieros, wdech, wydech, popielniczka Seks, wdech wydech, popielniczka Zgasiła miłość przez te lata Za mało jej dostała na starcie Coś z tym zrobi Jutro zamieni świat w bajkę z ogrodem Jutro wróci do… Zgasiła papierosa ‘Kochajmy się’ Kochać? STR. 6
Wiśnie rewolucyjnie Przełożę wiśnie ze słoika na chleb Niech czują się swobodniej Już nie cisną się na chama w słoiku Jedna drugiej nie musi całować Tej samej galaretki dzielić Teraz większość oddzielnie leży Jedna ma więcej, druga mniej W tej radości wisienki moje zapomniały O jednym. Na chlebie nie poleżą długo i spokojnie Jak w słoiku Kra Moje ‘człowiek’ płynie gdzieś na krze Napisane palcem na śniegu Oglądają je białe misie z dziwnymi minami bez przyszłości Dryfuje gdzieś z prądem Próbuje przyłączyć się do jakiegoś lądu Nie dużo czasu zostało Lodowce topnieją Oszczędzajmy prąd, wyłączmy maszyny Popatrzymy sobie mocno w oczy i usta
STR. 7
Żartowałem Byłem poetą Teraz w sarkofag składam oka wędrówkę Oddaję pióro, cylinder, metrówkę Tę do mierzenia odległości między sylabami i ludźmi Przekazuję szpadel do kopania dla pomysłów grobu Zwijam sznurek dla nitki od kłębka Jestem poetą. Czas na miłość
*** Całkowicie niekompatybilny. Całkowicie poobrywany, gdy inni w całości. Całkowicie w całości, gdy inni daleko. Całkowicie daleko, gdy ktoś chwyta za dłoń. Odwraca mocno mocno głowę gdy ktoś jest blisko. Leży mocno z rękami szeroko gdy ktoś pali. Pyta siostrę o przyjaciół gdy ktoś pije. Pyta siostrę o sens gdy ktoś bije chłopców. Uśmiecha się w zielone oczy gdy ich nie widzi. Rozmawia o wczorajszych liściach i jutrzejszych chmurach Gdy ktoś o rąbaniu drzewa i wczorajszym narąbaniu. Rozmawia sam.
STR. 8
Czary-Szary Tatuś chyba bardzo polubił chlapę Cały czas wygląda za okno Podoba mu się bardzo liściasto-śnieżny szlam Tylko teraz się patrzy Tatuś wcale nie goli brody Jestem duży i wiem, że to dla mnie Na święta będzie Mikołajem To też powód, dla którego Nie przeszkadzam mu w nieczesaniu się i niemyciu Tato jest skoncentrowany na słojach dębowego biurka Więc nie wołamy go już na obiad Dobrze, że tato czerpie z tego siłę na kolejne dni A wszystko robi tylko dla nas I przypieczętowuje genami moją przyszłość Podróż na północ Odkaszlnął parę razy, chuchał na szyby w przedziale Swej pełnej miłości do królestwa w niebie duszy Jednostajny rytm pociągu, będzie jak rytm tych dusz Tych, do których jedzie One trwają w mrozie i śniegu północy, nie czekają na niego Nikt po niego nie wyszedł On za to nie wchodzi do wioski po miesiącach marszu W skórach wilków, skórzanych butach z metalowymi podbiciami Teraz nie ćmi papierosa i nie spluwa z rudej twarzy Nie chowa w walizce osikowych kołków Choć też patrzą na niego plugawe serca Prychają na jego czarną suknię
STR. 9
Wśród piasków i traw Stał długo wiatr zwiewał wszystko z jego twarzy. Między północą a południem. Nie ma szans żeby poszedł w tę stronę gdzie słońce nadgryzało góry, albo w tę gdzie słońce zapanuje nad równiną rano. Północ - południe to jego droga. Cofnie się z kamieniem twarzy owiewanym przez zimny wiatr, albo pójdzie w drugą stronę z przeprosinami na ustach, by grzać się w cieple idącym z najwyższego punktu nieba. Tylko dwa wyjścia, chłód z honorem i ciepło z pokorą. Na prawo i lewo nic nie ma.
STR. 10
STR. 11
JA
Dorota Gryka kl.IIIa
Czasem po prostu patrzę na coś i w myślach układają mi się gotowe rzeczy. Zapisuję je potem, żeby nie zapomnieć. To jak robienie zdjęć - po prostu chcę uwiecznić coś, do czego będę mogła wrócić, nawet jak się zmienię. To ważne, żeby nie zapomnieć, kim się było, bo wtedy lepiej się wie, kim zamierza być. Jednak dla mnie najważniejsze w życiu jest, żeby się nie męczyć i nie męczyć sobą innych.
Hulajnoga pod słońcem Pod optymistycznym słońcem: Hulajnoga jedzie. - O! jak to! Taki duży koń Na hulajnodze! Oh! Kółeczko hulajnodze odpadło. - O! jak to! Taki duży koń To kółeczko odpadło! Oh! Hulajnoga czeka na strychu. - O! jak to! Już ten koń Hulajnogę rzucił! Pod optymistycznym słońcem: Koń miał dwanaście lat A koniki (w głowie) Mieszkańców ulicy Po której jeździła hulajnoga Siedem STR. 12
Ciepło ognia Skupienie Nie Nie Nie mogę skupić się Bo ogień jest ciepły A ciepła każdy chce Bo ogień jest ciepły Bo ogień nawet parzy Byli tacy co przy ogniu piekli mięso I śpiewali piosenki Są tacy co przy ogniu pieką mięso I śpiewają piosenki Są tacy Są różni tacy Są rożni tacy mądrzy Bo gdy poparzysz się to od razu jesteś mądrzejszy Skupienie Nie Nie Nie mogę skupić się Mądrość przeszkadza skupieniu
Myślisz, że jesteś bardziej wolny niż ja? Człowiek nie jest wolny nawet gdy jest na wolności Wyjdzie na podwórko i oblepi go śnieg A potem będzie leżał krwią przyklejony do prześcieradła Bo śnieg z natury jest topiący się Zostań dzisiaj w domu Poleżysz przyklejony do prześcieradła wolnością
STR. 13
Święte matki boskie. Oh! Matka boska za kratami trójwymiarowości Z walentynkowym sercem promieniuje miłością. Prom Prom Promyki Płomyki Promyki – płomyki łaski: Matki boskiej cygańskiej Matki boskiej więziennej Matki boskiej strażackiej I każdej matki, która jeszcze kiedyś się przyda: Politycznie Taktycznie Psychicznie – wspomagająco I każdej matki, która ma serce jak walentynkowy naszyjnik I każdej ubranej w szaty Coś na wzór prześcieradła z kwieciem na głowie Oh! Matki boskie Głowokwietne! Prześcieradłowe! Szatne – nie ubraniowe! Czemu tworząc coraz to nowe trójwymiarowe Oblicza łaski Nie można was ubrać? Można przyodziać. Nie ubrać! Gdzie świętość? Można wymyślać! Nie można wymyślać! Można – Nie można? Świętości nikt nie rozumie. Bo świętość była pierwsza przed człowiekiem. Bo ktoś w wymyślaniu wymyślania był pierwszym pokoleniem. Bo wraz ze słowem nie przyszło jeszcze jego znaczenie – profanacja. To rozwój buduje granice. STR. 14
Twarda deska podniebnej krainy Sześć kilometrów i trzydzieści minut. Usiądę na miękkim krześle. Wstanę. Usiądę na twardej desce Podniebnej leśnej drabiny. Znowu będę bała się spaść. Noc będzie jaśniejsza. Ja nieruchoma. O trzeciej nad ranem korzystający z wolności Przeleci żuraw rycerz jednej gwiazdy. W podniebnej samotności. Też jest już za nim Sześć kilometrów i trzydzieści minut. Spadłam. A pod drabiną rosła sosna. Wiszę sześć kilometrów i trzydzieści minut. A ona nie znika. Znowu boję się spaść. Podciągam się na podniebnej drabinie. Sześć kilometrów i trzydzieści minut Znowu przeżyłam. Ja nieruchoma i nieruchomy rycerz. Życie nocne Życie nocne Jest pomocne W zdobywaniu snu. Łajzo! Idź spać. STR. 15
Nie na grunt A ja bym chciała uciec stąd. Wysoko, ale na zawsze. Usiąść w przestrzeni, Wstać, Przebiec, Przefarbować skrzydła Lotną barwą denaturatu. Anielską. I polerować metalową obrączkę Gołębia. A potem spaść z wysoka Nie na grunt. Gruntem jest lotnym skrzydłem lecieć. Na zawsze gołębia nie spotkać- Metalicznej łapy W metalicznym śnie Wysoko, ale na zawsze. Na zawsze, ale na pewno. Farba Farba „Erytrocyt” maluje ciapki. Jaki wybitny artysta! Czarowna sztuko trwaj dalej. Idziesz na wojnę? To idź. Ja poczekam. Może tu w fotelu. Sztuka pochłania.
STR. 16
STR. 17
JA
Elżbieta Szycik kl.IIIa
Nie napiszę raczej niczego oryginalnego, bo czasem po prostu wiem, że wszystko już było. Piszę wtedy, kiedy mam coś istotnego do przekazania, a wokół pusto, jest lżej, jak się myśli w dobrym kierunku. W życiu ważne jest życie, bo nie chodzi o to, żeby przeżyć, ale żyć. Chcę zwyczajnie wykorzystać mój czas. Teraz albo jutro. -....-
Nie wiem czego chciała tego dnia dzień szczególny przyszła wzrok tępy oczy schowane za kolorem zgaduję, że to było jesieni czasu poza odmierzaniem zegarów wypowiedziała jedyne blade słowa -oblicze zwrócone do boga, prawda minęło tyle czasu nieludzkie uczucia na jej twarzy skóra zdarta z dzikiego zwierzęcia punkt starannie wybrany nie zrozumiałam stała się przedmiotem za który wzięłam zbyt STR. 18
-PoczekajZ kiczu wyjdzie sztuka Zobaczysz. Powiem, że nigdy się tak nie czułam. Będą bzdury o gadających ścianach, o sekretach, o miłości. To coś innego. Będzie poranek, stracę kontrolę. Schowasz moje blizny. Powiem, że chcę więcej nie słońca, zgniecione kości na fakty i pokorę. Nie napiszę listu, pustymi oczami zdławię kartkę obojętnie. Spojrzysz na moje stopy stworzysz niewysławialne opisy przeżyć. Nie zajdę ci drogi w żelaznych butach. To piękne uczucie.
STR. 19
-ParyPęknięte usta i szczelina przez którą widać słońce. Kwadratowe koła i okrągłe kwadraty, nędzny człowiek jako ogromna siła łącząca niebo i ziemię. Nie mam na to czasu. Bo. Moja dziewczyna i mój chłopak wkładają mi w dłonie pomarańcze. Ich kolorowymi oczami patrzę na świat. Smarują mnie miętową maścią i nakładają bandaże za każdym razem kiedy upadnę. Mój chłopak nie znęca się nade mną nie mówi mi o farbowaniu włosów. Nie relaksuje się przyklejając mi sztuczne paznokcie. Patetycznym oddechem dmucha w moje żagle, pokonujemy coraz to nowe ziarenka piasku. Kiedy użalam się nad sobą przychodzi moja dziewczyna i włącza mi telewizor. Polegam na niej. Dużo mi opowiada o miłości. Oglądamy telenowele czasem gramy telenowele. Paradoksalnie ona gra mną.
STR. 20
Czasami daje mi zegarek i mówi, że mam władzę nad czasem pozwala mi być cymbałem brzmiącym i niczym. Mój chłopak i moja ... Siedzą na łóżku układają mi rewolucyjne plany dni na najbliższe lata umierania. Przez pęknięte usta widać słońce walczę z protestem kurzu na moich dłoniach szydzę z bożka uspołecznienia. Jestem człowiekiem, który łączy światy.
STR. 21
Czas odrodzenia Leży diabeł w szpitalu, Może i wcześniej nie żył Ale teraz to jest jego czas umierania. To przykre nawet jeżeli chodzi o zło. Ktoś musi być zły. Diabeł nie chce iść do nieba Tak jak ludzie do piekła. Stereotyp i strach człowieczy. Czas leci, jest duszno. Zło dyszy, Bezradnie wyciąga ręce do mijających tłumów. Ludzie tańczą, dumnie głodują, grają instrumenty. Nie ma dumy, za późno znalezione Klucze do zgubionych zamków. Już czas. Diabeł nie mówi o godnej śmierci, nie prosi. Umiera. A Bóg we własnej osobie zjawiony Zamyka bezbronne zło w mocarnych dłoniach. Teraz już tylko wieczność. Niebo wybieli, wypcha, odrodzi.
.
STR. 22
STR. 23
JA
Agnieszka Jarocka kl.IIIa
Pisanie wierszy jest dla mnie jak ukrywanie własnych myśli w słowa, wrzucanie ich po kolei do głowy, a następnie wyciąganie i tworzenie wierszy. Piszę tylko to, co myślę, nic nie dodając, nic nie odejmując. W moim życiu jest wiele ważnych rzeczy. Jednak ostatnio pewne zdarzenia przywiązały mnie do dwóch wartości- wiary i bezpieczeństwa. Chyba jestem jeszcze dzieckiem.
"Deszcz" A: Kochanie, czym dla Ciebie jest deszcz? B: Chwilą, kroplą smutku, Odrobiną namiętności Zamkniętą w sekundzie życia. Spływem przygnębienia Przypływem radości. Burzą myśli i chwilą rozmyślań, Pożegnaniem z Tobą... A: A dla mnie kochanie to tylko deszcz...
STR. 24
"Zupa" Zjadłam wczoraj pomarańczę Zagryzłam winogronem i popiłam marchewką Ręce umyłam gruszką a nogi rzodkiewką Wysłuchałam arbuza powąchałam pomidor ugotowałam całkiem niezłą zupę więc idę spać.
***** Samotnym nikt nie był Nie znał uczucia pchniętego w kamień Duszącego duszę... Samotnym nikt nie był Bo radość w koło rośnie na łące Przygląda życiu... Samotnym nikt nie był Poranki wciąż grają nam tajemniczością Noce słoneczne... Samotnym nikt nie był Ulicami chodzą szczęśliwe duszyczki Nikt płacze... Samotnym nikt nie był Witamy się uściskiem, pocałunkiem Dopóki był
STR. 25
***** Dziś na pewno zrobię wszystko Nauczę się, odrobię lekcje Posprzątam w domu, ugotuję obiad zadzwonię do niego, napiszę maila do niej Pomogę babci, porozmawiam z dziadkiem Rozpalę w piecu, porąbię drewno Zjem coś, wypiję kawę lub herbatę Poczytam książkę i obejrzę tv Zrobię zakupy, zamówię coś na allegro Wejdę na neostradę, ułożę pasjansa Pocieszę mamę, podenerwuję siostrę Wezmę prysznic, przygotuję kąpiel Pomodlę się, pójdę spać Szkoda tylko, że zrobiłam nic Dnia zabrakło Cała Ja !!!?
STR. 26
STR. 27
Emilia Gryniewicz kl.Ia Kiedy dopadają mnie czarne myśli, zaczynam (z różnym skutkiem) tworzyć. Kiedy trudno jest powiedzieć wprost coś, co dusi mnie w środku, mówią o tym za mnie moje wiersze. Poezja pomaga mi, gdy jestem zła i przybita, jest odskocznią od ty i mniejszych problemów. Pozwala spojrzeć na pewne sprawy z innej perspektywy oraz lepiej zrozumieć Tchórz Jestem do niczego boję się wszystkiego nie patrzę, nie rozmawiam ja tylko się obawiam. Zawsze sztywno stoję nie drgnę bo się boję boję się oddychać bo jeszcze będzie mnie słychać. Unikam byle spojrzenia unikam nawet myślenia uciekam w krainę tchórzy uciekam aż się kurzy Kurz się za mną unosi ktoś wzrok na chmurę podnosi co to? ktoś tu był? nie nie to tylko pył. STR. 28
Życzenie Dzień się po nocy zbudził wyciągnął z domów ludzi słońce promieniem ogrzało twe zimne i sztywne już ciało. Leżysz spokojna na wieki zamknięte masz powieki a rana wlotowa na plecach tak pięknie cię oszpeca. Odganiam ci muchy z czoła odpędzam gapiów dokoła donikąd się nie spiesząc i w głębi duszy się ciesząc. Bo ty tak wiele razy malując łzami obrazy w tym swoim malowaniu marzyłaś o umieraniu. Spełniłem twoje życzenie i mam spokojne sumienie ja nie zabiłem ze złości pomogłem ci odejść z litości.
STR. 29
Doskonali Wyciągnęli mnie siłą a tak było miło uczesali, ubrali wyśmiali ludzie doskonali. Pod stopami pustka a na oczach chustka iść każą chyba pójdę bo się obrażą. Patrzcie jak się chwieje! ktoś się śmieje szydzi tłum zaczerwieniłam się, zbladłam upadłam bum. Płaszczę się na podłodze kopią mnie ku przestrodze innym niewinnym czarnym i białym niedoskonałym.
STR. 30
.... Na podłodze, w łazience leżą czerwone ręce. Czerwień. Krew. Krew. Zabryzgany cały zlew. Umazana krwią sukienka Po głowie chodzi jej piosenka ,,Tępe szkło, ostre szkło..." - jak to dalej szło...? Stoi nad nią cała biała. - czy przedtem też tu stała...? Wyciąga białą dłoń i przemawia doń ,,Na cierpienie mam dziś chęć, ponieś więc bolesną śmierć." Gdyby przyszła, kiedy spała może mniej by się bała... Może szybciej by się stało Może by nie bolało... - czy to mi w czymś pomoże gdy cię przeproszę, Boże...? Modli się w duszy a Bóg zatyka uszy. Gdyby nie toksyczna miłość tak by się to nie skończyło... Tylko myśli suchy trzask. Ostry ból. Potem blask. - czy to była konieczność...? Koniec. Wieczność. STR. 31
Przypadek Poszarzało niebo i opadły liście. To było jesienią, oczywiście. Pękło moje serce na drobne okruszki i długo płakałam co noc do poduszki. I przyszła zima, i zrobiło się biało, a mnie nadal płakać się chciało... Była choinka, opłatek, prezenty, był też Mikołaj, bynajmniej nie święty. Były życzenia i gwiazdka na niebie. Było wszystko. Oprócz Ciebie. Czekałam długo aż słońce stopi śniegi, a na wuefie każą nam zaliczać biegi. Aż wiosną się wszystko wokół zazieleni i zapomnę o tamtej feralnej jesieni... Czekałam. Patrzyłam. Płakałam. Ale ciągle pamiętałam. I pamiętałabym dalej, gdyby nie przypadek, że zdarzył mi się latem śmiertelny wypadek. Włożyli mnie do trumny, zakopali w grobie i zapomniałam nareszcie o Tobie.
STR. 32
STR. 33
Poniedziałek Ja Wtorek Ja Środa Ja Czwartek Ja Piątek Ja (Pierwsze zdanie z „Dziennika” Witolda Gombrowicza 1953 rok)
Pomysłodawca i wydawca Koło Młodych Twórców w Zespole Szkół w Michałowie. Rysunki– Aneta Kardasz Opiekun– Dorota Sulżyk
STR. 34