1 minute read
Fallout Equestria: I’m sorry
W świecie Fallout: Equestria nie jest łatwo być bohaterem. A już na pewno nie ma w nim postaci o krystalicznie czystej przeszłości, każdy ma na sumieniu większe czy mniejsze grzechy. Są i tacy którzy uważają, że noszą na sobie winę za zniszczenie świata i o kimś takim opowiada ten fanfik.
Advertisement
~Dolar84
Bohatera opowiadania poznajemy od razu z jak najlepszej strony. Widząc kuca walczącego z przeważającą liczbą łupieżców bez wahania postanawia mu pomóc. Łapie za wierny harpun, wpada w środek walki i po chwili wszyscy źli zostają szybko, sprawnie i krwawo zdemontowani. Brzmi jak wysokopoziomowa postać z gry, prawda? Cóż, jako że nasz bohater jest ghoulem, to czasu na zbieranie doświadczenia mu odmówić nie można. Co jednak ciekawsze, Kujuta jest zebrą, ostatnim z żeglarskiego klanu Samaki. Cóż więc robi w postapokaliptycznej Equestrii, gdzie może się spodziewać ostracyzmu i nienawiści? Odpowiedź jest prosta – w Zebrice, brutalnie zniszczonej megaczarami nie występuje promieniowanie, niezbędne mu do życia. Czyni więc dobro na terenach dawnego wroga, aż los doprowadza go do uratowania Salsy, kuca jakby żywcem wyjętego z dzikiego zachodu. Potem robi się ciekawiej…
Dobrze napisany fanfik z uniwersum Fallout: Equestria to zawsze przyjemna lektura. Tutaj na początku też wszystko było dobrze. Walki opisane dynamicznie, bohaterowie ciekawi, a na dodatek twórca pokusił się o wrzucenie w krótkie opowiadanie sporej ilości światotworzenia. Nie trzymał się przy tym idealnie kanonu, ale to naturalnie bez trudu można wybaczyć, gdyż pisał naprawdę interesująco. Szczególnie przypadł mi do gustu pomysł, iż kucowe megaczary nie zostawiały opadu promieniotwórczego, przez co Zebrica, choć w czasie wojny ucierpiała okrutnie, z powodzeniem, choć powoli, odbudowywała swoją populację. Bardzo sugestywny był też opis tego jak Kujuta tygodniami szukał ruin przedwojennego miasta, zanim zorientował się, iż jest w dobrym miejscu, ale metropolia, która posiadała milionową populację, zwyczajnie rozwiała się w pył. I wszystko byłoby cacy, gdyby nagle nie zastosowano zagrywki rodem z anime, czyli przerwania walki w celu wygłoszenia monologu do przeciwnika. To był wyjątkowo nieprzyjemny zgrzyt podczas lektury. Ale sama historia? Naprawdę palce lizać, widać że autor nieźle się bawił przy jej wymyślaniu.
Podsumowując, mamy tu krótką, kompletną historię ze świetnymi pomysłami, dobrze zrobionymi postaciami i stosowną dynamiką akcji. Poza wymienionym zgrzytem więcej dużych potknięć nie widziałem, więc mogę Wam to opowiadanie z całego serca polecić.
Żródło grafiki tytułowej: https://www.deviantart.com/yakovlev-vad/art/peaceful-place-request-367969466