5 minute read

Slay the Spire

Zimowa wyprzedaż Steam nie bierze jeńców. Skoro Gaben tak łaknął mojej gotówki, uznałem, że dodam do biblioteki coś, na co ostrzyłem zęby od dłuższego czasu – grę „Slay the Spire“ z 2019 roku produkcji studia MegaCrit. I żałuję jednego – że tyle czekałem.

~SoulsTornado

Advertisement

„Slay the Spire“ jest połączeniem gatunku roguelike i karcianki. Gra opiera się na prostym zamyśle – wybieramy jedną z postaci (w praktyce różniących się dostępną talią, początkowym artefaktem i w małym stopniu wytrzymałością) i wspinamy się po tytułowej Iglicy, walcząc z przeciwnikami, by zniszczyć jej spaczenie. Twórcy nie bawią się zbytnio w samouczki czy głaskanie gracza – masz karty, idź mordować w imię Neow (głównego dobrego, który przywołuje nas do życia i pomaga w wędrówce). Wybieramy jedną ze ścieżek i pniemy się w górę po trupach przeciwników. Drogi często się rozwidlają i przeplatają, co pozwala na strategiczny dobór kolejnych kroków – czy mogę iść na wzmocnionego wroga i walczyć o artefakt, czy wolę odpocząć w obozowisku? Przechodzimy przez trzy losowo generowane akty, a każdy z nich kończy się walką z bossem (możemy też odblokować czwarty akt i końcowych, tajnych wrogów, ale więcej na ten temat nie powiem, kto jest ciekaw, niech zagra sam). Na mapie oprócz bossa możemy spotkać zwykłe walki, przeciwników elitarnych, którzy zostawiają po sobie przedmiot, który nas wesprze w dalszej podróży, sprzedawcę, który chętnie nas wspomoże we wspinaczce w zamian za zdobyte z trupów złoto, skrzynie, nagradzające nas artefaktem, pola nieznane, które oprócz szansy na powyższe (zwykle bez elitek) mogą nas uraczyć losowym wydarzeniem, które może nas wzmocnić, osłabić lub zmodyfikować naszą rozgrywkę, oraz obozowiska, które pozwalają nam odpocząć i odnowić punkty zdrowia lub ulepszyć kartę.

Sama walka jest turowa i w założeniu naprawdę prosta – mamy określoną talię kart, gdzie każda ma koszt i dany efekt – atak, obronę lub działanie swoiste. Co turę dobieramy (domyślnie) pięć kart, które możemy zagrać, wykorzystując energię. Nasi przeciwnicy prezentują swój zamiar, wokół którego planujemy swoje postępowanie. Po zakończeniu tury, gdy zabraknie nam kart, energii lub spasujemy, wrogowie wykonują swój ruch, po czym cykl się powtarza. Gdy nasza talia się skończy, karty wracają do rotacji. Rozgrywkę utrudnia brak bazowego leczenia po walce, więc o ile gracz nie posiada artefaktów lub ruchów, które przywracają PŻ, każdy niezablokowany punkt obrażeń zostaje z nami do odpoczynku lub zakończenia aktu. Część przeciwników pasywnie reaguje na nasze poczynania – otrzymuje bonusy lub kary za nasze ruchy, ogranicza ilość rzuconych kart i tak dalej, dlatego zawsze warto przy pierwszych podejściach poświęcić chwilę, by spojrzeć na wroga i poczytać o jego umiejętnościach i efektach.

Twórcy oddali nam do dyspozycji cztery archetypy decków – Ironclada (blokującego obrażenia i wzmacniającego swoje ataki, często kosztem zdrowia), Silent (która atakuje szybko, jednocześnie osłabiając i zatruwając swoich wrogów oraz kumulując blok na przyszłe tury), Defecta (postać skupiającą się na efektach pasywnych oraz kartach darmowych) i dodaną w aktualizacji, a odblokowywaną przez jednokrotne przejście gry Watcher, która opiera się na balansowaniu między postawą defensywną a ofensywną. Każdy z nich zaczyna z kilkoma atakami i obronami oraz kartami klasy. Po każdej walce dostajemy możliwość dodania do talii wybranej spośród kilku karty oraz złoto, które możemy wykorzystać u handlarza lub w losowym wydarzeniu. Nagrody są zależne od trudności przeciwnika, więc jeśli wiemy, że damy sobie radę z elitarnym wrogiem, warto się do niego przymierzyć – oprócz dodatkowej waluty i rzadszej karty, otrzymujemy wyżej wspomniane artefakty, których efekt potrafi zaważyć o wyniku całej rozgrywki. Jednak nie wszystko w Iglicy chce nas wspomóc – niektóre przedmioty i pola specjalne wrzucają nam do talii klątwy, które w najlepszym wypadku zabierają miejsce na ręce, a w najgorszym rzucają na nas osłabienia (bez obaw, sprzedawca chętnie nas uwolni od niechcianej karty, oczywiście za opłatą). Każda rozgrywka w podstawowym trybie zwiększa nasz postęp w opanowaniu danej postaci, odblokowując kolejne karty lub przedmioty, a wygrane zwiększają nasz poziom Wyniesienia, które sprawia, że kolejna wyprawa będzie trudniejsza. Wyniesienie można kontrolować przy rozpoczęciu podejścia, więc nie jesteśmy skazani na drogę przez mękę, jeśli po prostu chcemy potłuc gadziny i nabić osiągnięcia.

Właśnie, wspomniałem o trybach gry. Do wyboru mamy trzy – Wyprawę, czyli podstawową rozgrywkę, Wyzwanie Dnia, które narzuca nam odgórnie postać i modyfikatory rozgrywki, oraz Tryb Dowolny – tryb najbardziej elastyczny, w którym możemy wybrać nasz archetyp oraz efekty zmieniające podejście. Dzięki temu każdy znajdzie coś dla siebie – Wyprawa pozwala na odblokowanie kontentu i osiągnięć, Wyzwanie stawia nas naprzeciw graczy z całego świata w walce o wymarzoną pierwszą pozycję w rankingu, a Tryb Dowolny umożliwia, zgodnie z nazwą, dowolną, nieokiełznaną rozwałkę. Macie ochotę na niezobowiązujące nawalanie przeciwników, a może wolicie prawdziwą ścieżkę zdrowia? Załączcie odpowiednie modyfikatory i miłej zabawy.

Oprawa audiowizualna jest w punkt. Grafiki i animacje pojedynczo może by nie powalały, ale idealnie wpasowują się w styl całej gry, a podniosła muzyka zostaje z nami na dłużej, daje nam uczucie epickości całej wyprawy i przyprawia o dreszcze, gdy usłyszymy ścieżkę dźwiękową bossa. To jeden z tych elementów, na które często nie zwracamy uwagi, ale bez których rozgrywka nie byłaby taka sama. Co do wersji językowej – polskie tłumaczenie było robione z miłością i to widać, więc choć zdarzają się literówki, zaszłości z poprzednich wersji i błędy, wciąż warto dać szansę swojskim napisom.

Jakieś wady? Jak to w rogalikach, RNG potrafi nam spartolić podejście po całości. Nagła zasadzka na nieznanym polu, kiepskie nagrody, ręka złożona z samych kart obrażeń, gdy przeciwnik chce nam zrobić brzydko. Grając zachowawczo, najpewniej unikniemy tych problemów, ale gra aktywnie nas zachęca do podejmowania ryzyka, więc łatwo możemy się znaleźć w sytuacji, gdzie pora co najwyżej sczeznąć. Wciąż często lepiej zagrać agresywnie i liczyć na łut szczęścia, niż bronić się i nagle stanąć przed murem, bo pasywne podejście doprowadziło do tego, że nie mamy opcji przebić się przez pancerz i zdrowie trudniejszych wrogów. Jak się nie uda, rozgrywka nie jest długa – na partię średnio można przeznaczyć około godziny.

„Slay the Spire“ wciąż jest rozwijane i otrzymuje zarówno oficjalne aktualizacje, jak i masę miłości od graczy. Podstawowe postacie Wam się znudziły (choć ze względu na ilość możliwych planszy i budowanych talii jest to mało prawdopodobne)? Wystarczy pobrać nową. Chcecie innego punktu widzenia? Łapcie, mod „Downfall“ pozwala Wam zagrać jednym z bossów, który zstępuje z Iglicy, by ją ochronić. Możliwości jest tyle, ilu graczy, a graczy jest wielu, co szczególnie uwidaczniają statystyki po przejściu gry oraz Wyzwania Dnia.

Jeśli pozycja po recenzji Was nie zainteresowała, nie wiem, co mogę więcej napisać. W przeciwnym wypadku napinajcie bicepsy, łapcie za noże, przywołujcie burzę, szturmujcie Iglicę i nie łamcie się, jeśli za pierwszym razem Wam się nie uda. Neow będzie nad Wami czuwać.

Źródło grafiki tytułowej: https://www.gry-online.pl/i/h/1/9080412.jpg

This article is from: