4 minute read

Wolfwalkers

Next Article
Komiks

Komiks

Uczta dla duszy i oczu

Jeśli jesteście już starymi babami lub chłopami, znacie języki obce i lubicie bajki dla dzieci, to znalazłam idealny film dla Was. Mimo że jest to produkcja dla dzieci, to nie drwi z waszej inteligencji, nie zasypuje głupawym humorem, irytującymi postaciami i naiwną fabułą. Ba! To ręcznie rysowana, pięknie stylizowana baśniowa przygoda, która zachwyca pod wieloma względami. A co jest z nią nie tak? W sumie niewiele, ale tego też dowiecie się z tej recenzji!

Advertisement

~Cahan

„Wolfwalkers“ powstało w 2020 roku dzięki studiu Cartoon Saloon, które możecie znać z produkcji takich jak „Song of the Sea“ oraz „The Secret of Kells“. Film jest inspirowany irlandzkim folklorem, co widać nie tylko w samej historii, ale i oprawie audiowizualnej. Twórcy wykorzystali tradycyjną animację i operują tu dość ciekawym, pięknym, a jednocześnie niechlujnym stylem. Zanim ktoś mi coś zarzuci – pozostawienie linii pomocniczych, zarysów brył i poszarpanych, szkicowych konturów ma w sobie wiele uroku, ale zastanawiam się, na ile wynika to z ograniczeń budżetowych. Ale nawet jeśli jest to kwestia pieniędzy, to Cartoon Saloon postąpiło bardzo mądrze – animacja jest płynna, projekty postaci oraz otoczenia wyraziste i charakterystyczne, a bryła wyraża więcej niż tysiąc słów. Czas trwania filmu wynosi 103 minuty. Był nominowany do Oscara i Złotego Globu.

Pewnie część z Was zastanawia się, czemu nie użyłam polskiego tytułu filmu i dedykuję ten tekst tak specyficznej grupie odbiorców… Odpowiedź jest brutalnie prosta – „Wolfwalkers“ może i nazywa się w Polsce „Sekrety wilczej gromady“, ale i tak nie ma polskiej wersji językowej, a ponieważ bohaterowie mówią z dość silnymi akcentami, to nie wyobrażam sobie oglądania tego z przeciętnym dzieckiem. Wielka szkoda. A gdzie to cudo można w ogóle legalnie obejrzeć? Na AppleTV+. Spokojnie, pierwszy tydzień jest darmowy, potem można zrezygnować z subskrypcji.

A o czym to w ogóle jest? Do małej mieściny w siedemnastowiecznej Irlandii przybywają ojciec z córką (Anglicy), by na zlecenie Lorda Protektora pozbyć się wilków z okolicznych lasów. Miało być pięknie, a wyszło jak zawsze – Lord Protektor to menda i tyran, Robyn Goodfellowe nie wolno wychodzić poza miejskie mury, jej ojciec (Bill Goodfellowe) stara się ją chronić za wszelką cenę, ale nie jest mu lekko, a irlandzkie dzieci nie lubią Anglików (bo ci ich podbili i okupują). Aż w pewnym momencie Robyn wymyka się z miasta, próbuje zabić wilka, zamiast tego rani swojego sokoła i odkrywa, że wieśniacy opowiadający o wolfwalkersach (to słowo nie ma polskiego odpowiednika, bo nie jest to wilkołak) jednak mieli rację. Aż w końcu główna bohaterka zaprzyjaźnia się z Mebh – dziką dziewczynką z lasu, która staje się wilkiem, gdy śpi.

Miasto jest ostre i kanciaste, tak jak i jego mieszkańcy, bojący się natury oraz tego, czego nie można ujarzmić.

Tymczasem las charakteryzuje się krzywymi, falistymi, pełnymi harmonii liniami.

Dalej nie chcę spoilerować, ale powiem Wam, że to nie jest historia o złych ludziach i dobrych pieskach, która skończy się tym, że antagonista zostanie pokonany, a wszyscy będą się kochać i trzymać za łapki. Nie ma wielkich plot twistów, a całość, choć przez większość czasu dość przewidywalna, to jednak potrafi zaskoczyć. To opowieść o podejmowaniu wyborów i ponoszeniu ich konsekwencji w świecie, w którym bycie dobrym i prawym nie zawsze się opłaca. „Wolfwalkers“ porusza problemy, takie jak to, że dobrzy ludzie pod wpływem strachu robią czasami bardzo złe rzeczy, których robić absolutnie nie chcą i nie jest to lęk, który można odrzucić, bo jest jak najbardziej racjonalny i słuszny. Że źli ludzie wierzą, że to oni są tymi dobrymi. I że dobre czyny nie zawsze zostaną nagrodzone, a bycie lojalnym nie zawsze jest możliwe. Niektórzy powiedzieliby, że to brutalne i mało wychowawcze, ale ja się nie zgodzę. Nawet dla małego dziecka ten film może być ważną, życiową i dostosowaną do wieku lekcją, bo choć sama fabuła jest prosta, to nie jest naiwna, stanowiąc dobre pole do dyskusji. Głównym atutem „Wolfwalkers“ są bohaterowie i relacje między nimi, które są skomplikowane. Na szczególne wyróżnienie zasługuje relacja Robyn Goodfellowe z jej ojcem Billem. Jest ciepła, urocza i pozbawiona sztucznie pompowanych konfliktów oraz krindżu, tak typowych w produkcjach dla dzieci. Postaci dziecięce wypadają naturalnie i wiarygodnie, nawet Mebh. Nikt nie jest irytujący, nawet główny zły, który jest zresztą postacią historyczną, a zakończenie jego wątku jest naprawdę… interesujące. Nie sposób też nie wspomnieć o designie – zarówno pod względem rysunku, kształtów i sposobu poruszania się różnych postaci, ale i pracy aktorów głosowych. I tak: ludzie z miasta są kanciaści, a wolfwalkerzy okrągli, zaś wilcza wataha przywodzi na myśl płynącą rzekę. Anglicy brzmią jak Anglicy, a Irlandczycy jak Irlandczycy. Imiona też mają odpowiednie.

Co mogę powiedzieć więcej? Oglądajcie, bo świetne, naprawdę. Dowiedzcie się sami, czy Sean Bean znowu będzie człowiekiem spoilerem, posłuchajcie pięknej muzyki i zobaczcie piękną animację! Niech urok tej opowieści was porwie i wzbudzi w was nostalgię za pięknym dzieciństwem, które być może mieliście, a być może nie i zawsze chcieliście je mieć. To trochę jak podróż do starych filmów Disney’a, ale może nawet trochę lepiej. Naprawdę, Oscar był bardzo blisko i szkoda, że się nie udało, bo Cartoon Saloon zdecydowanie zasługuje na większy rozgłos i czekam z niecierpliwością na ich kolejne produkcje.

Baner: https://wolfwalkers.fandom.com/wiki/Wolfwalkers

This article is from: