1 minute read

Z pamiętnika Mistrza Gry

Hefajstos – Mający trzy dekady na karku cynik. Kinowy fanatyk, miłośnik lukrecji, drugi redakcyjny mistrz sucharów. Zbieracz konsol, które na ogół same zbierają kurz. Jeśli chodzi o fandom MLP, wie, jak Applejack wygrała wojnę.

Z pamiętnika Mistrza Gry #2

Advertisement

Czyli dlaczego wyobraźnia to nie wszystko

Czynnik ludzki to uroczo makabryczna rzecz. A może makabrycznie urocza? Jakoś tak, na pewno. No bo jak opisać inaczej fakt, że nawet najlepiej zaplanowane sesje i scenariusze nie są w stanie przewidzieć (nie raz abstrakcyjnych) zachowań graczy.

Zakończenie pierwszego scenariusza było okazją do – a jakże – rozpoczęcia kolejnego. Tym razem jednak, by celebrować sukces, spotkaliśmy się w moim lochu (zwanym kawalerką), aby na żywo przemierzać lochy i pokonywać smoki. I tu zaskoczenie (niczym Pikachu w pamiętnym memie z nieco mniej pamiętnego odcinka) – jest łatwiej. Jest łatwiej kontrolować co się dzieje, jest też łatwiej uprzykrzać życie moim graczom. Nie ma już strzelania przez towarzyszy, nie ma chaotycznego ustawiania i przerzucania goblinów, a i odległości w czasie walki wymagają pomyślunku. Ale jest też trudniej, bo kolejne sesje są standardowo online, a to oznacza dodatkowy nakład pracy (bo mapki same się nie zrobią).

Oczywiście wiem, że powinienem był przygotowywać je od początku, by obopólne wrażenia były zawsze pozytywne. Brak doświadczenia, brak czasu, jakieś 80 kilo lenistwa – to wszystko złożyło się na sytuację która w mniejszym stopniu eksplodowała w moją starzejącą się twarz. Tak bywa. Ale w tych (póki jeszcze sporadycznych) momentach rysowania i planowania czuję radość i oczekiwanie. Bo choć dobrze życzę moim graczom, muszę im rzucać kłody pod nogi – te metaforyczne, i te zadające 4k6 obrażeń.

Drogi pamiętniczku, przeszedłem pierwszy korytarz na drodze Mistrza Lochów. Rzuty wciąż niskie, procenty nieco większe. Bawię się przednie i czekam na kolejną (tym razem regularną, yay) sesję. Ave!

This article is from: