Europejski Stadion Kultury
Honorowy Patronat Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Bronisława Komorowskiego
Spis treści
Powitanie Bogdana Zdrojewskiego, Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Rzeczypospolitej Polskiej Powitanie Mychajła Kułyniaka, Ministra Kultury i Turystyki Ukrainy Powitanie Tadeusza Ferenca, Prezydenta Miasta Rzeszowa Idea Program Europejskiego Stadionu Kultury Felieton: Trening snu, Michał Okoński Akcje Wywiad: Jestem tak samo związana z jednym i z drugim krajem Z Olgą Pasiecznik rozmawia Eliza Orzechowska Strefa muzyki Wywiad: Jest wiele tematów, które mogą jednoczyć Z Jerzym Hoffmanem rozmawia Iryna Kołodijczyk Sztuki performatywne Felieton: Kronika jednego zboczenia, Jurij Andruchowycz Sztuka na terenie Felieton: Dusza czy duszaaa, czyli podwórko – świat, Olena Leonenko Teatr Felieton: Od Pawłyczki do?, Bohdan Zadura Spotkania i debaty Miejsca festiwalowe Organizatorzy Polsko-ukraińskie projekty Narodowego Centrum Kultury
5 7 9 11 13 19 23 29 35 47 53 61 65 69 73 79 83 88 90 94
3
fot.: arch. WWAA
Powitanie
Szanowni Państwo, ogromnie się cieszę, że już dziś – rok przed rozpoczęciem Euro 2012 – inaugurujemy wspólnie ze Stroną Ukraińską projekt Europejski Stadion Kultury, którego celem jest przybliżenie bogactwa i różnorodności naszych kultur oraz uwypuklenie ich cech wspólnych. Europejski Stadion Kultury to program budowy partnerstwa między Polską i Ukrainą poprzez popularyzację wspólnego dziedzictwa kulturowego. Program obejmuje działania społeczne i kulturalne, a także wydarzenia artystyczne przedstawiające różnorodność i atrakcyjność dorobku kulturowego naszych krajów złączonych tak piękną, choć momentami niełatwą historią. Wzmocnienie współpracy między Polską i Ukrainą, budowanie wizerunku naszych krajów, a także stworzenie wspólnej przestrzeni do wymiany doświadczeń i inspiracji to kolejne ważne cele, jakie stawiają sobie organizatorzy Europejskiego Stadionu Kultury. Dlatego w programie znalazły się polsko-ukraińskie projekty artystyczne, społeczne i edukacyjne – w tym projekty integrujące młodzież z Polski, Ukrainy i innych krajów Europy Wschodniej. Liczę, że Europejski Stadion Kultury stanie się impulsem, który pobudzi jeszcze większe zainteresowanie polską i ukraińską kulturą gości, którzy przyjadą z całego świata na rozgrywki Euro 2012, przełamie stereotypy i pomoże budować szacunek i tolerancję dla innych kultur. Poprzez swój potencjał, zakres zaangażowania i zasięg działań będzie platformą wymiany poglądów i umiejętności, wpisującą się w hasło mistrzostw: „Razem tworzymy przyszłość”, a także stanie się rozpoznawalnym znakiem rozgrywek Euro 2012. Jestem szczerze przekonany, że Europejski Stadion Kultury stanowi istotne dopełnienie działań realizowanych w ramach przygotowań do Euro 2012, a także, że jego efekty będą trwałe i widoczne również po zakończeniu mistrzostw. Pawilon polski na EXPO 2010 w Szanghaju
Bogdan Zdrojewski Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP
4
5
fot.: arch. organizatora
Powitanie
Szanowni Państwo, mam wielki zaszczyt i przyjemność powitać Państwa z okazji rozpoczęcia tego wspaniałego i nieprzeciętnego projektu – Europejskiego Stadionu Kultury!
nych wrażeń podczas imprez zorganizowanych po to, byśmy połączyli się w ramach tego Europejskiego Stadionu Kultury. Mychajło Kułyniak Minister Kultury i Turystyki Ukrainy
Ukrainę i Polskę od pradawnych czasów nierozerwalnie łączą duchowe i kulturalne związki. W ciągu wielu wieków nasze kultury wzbogacały się nawzajem, były natchnieniem dla kolejnych pokoleń artystów, tworzyły unikalny w swej istocie dialog kulturalny, który dotyczył najlepszych osiągnięć naszych narodów. Jestem przekonany, że dzisiejsza Polska nie byłaby możliwa bez Ukrainy, a dzisiejsza Ukraina – bez Polski. Bóg wyznaczył naszym narodom wspólne życie, wspólną historię, wspólne pragnienia, wspólną przestrzeń kulturalną. Teraz, w XXI wieku, odwołując się do tych wspólnych korzeni historycznych i duchowych, mogę stwierdzić, że nasze narody – to dwaj bracia, którzy już nigdy nie będą mogli podążać różnymi drogami. Czasy szybko się zmieniają i te wyzwania, które stoją przed naszymi narodami, szczególnie odnośnie do zagadnień współpracy kulturalnej, wymagają nowego podejścia i rozwiązań. Jestem przekonany, że takie projekty, jak Europejski Stadion Kultury, mogą z godnością podjąć to zadanie i dać impuls do rozwoju współpracy kulturalnej naszych bratnich narodów. Jestem głęboko przekonany, że kluczowym słowem we współpracy między Ukrainą i Polską jest zjednoczenie. Zjednoczone wysiłki sprawiły, że zostaliśmy gospodarzami Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej Euro 2012, a wspólny projekt Europejski Stadion Kultury umożliwi nam zaprezentowanie społeczności europejskiej i międzynarodowej współczesnych osiągnięć kultury ukraińskiej i polskiej. Sobór Św. Zofii, Kijów
6
Pragnę z całego serca przywitać wszystkich organizatorów projektu, uczestników i zwiedzających, życzyć twórczego natchnienia i przyjem-
7
fot.: T. Poźniak
Powitanie
Szanowni Państwo, to wielki zaszczyt dla Rzeszowa, że może zaprezentować się na arenie międzynarodowej podczas Europejskiego Stadionu Kultury. Rzeszów – stolica województwa podkarpackiego, największy ośrodek przemysłowy, kulturalny i akademicki południowo-wschodniej Polski, w wyniku prowadzonego od siedmiu lat procesu poszerzania granic, zwiększył swoją powierzchnię z 53 km2 do 117 km2.
nych wrażeń z pięknego Rzeszowa, do którego już dziś niezwykle serdecznie zapraszam. Tadeusz Ferenc Prezydent Miasta Rzeszowa
Jego położenie geofizyczne na transeuropejskich szlakach komunikacyjnych, bliskość Międzynarodowego Portu Lotniczego oraz powiększająca się baza hotelowa, stwarzają dogodne warunki dla turystów odwiedzających ten region Polski. Dużą atrakcją w ostatnich latach jest jedyne w Polsce Muzeum Dobranocek oraz Podziemna Trasa Turystyczna, którą w ostatnich czterech latach zwiedziło ponad 200 tysięcy osób. Okoliczne malownicze wzgórza, ośrodki SPA, stadniny koni, ścieżki rowerowe, baseny, stadiony i korty tenisowe zachęcają do aktywnego spędzania czasu. Rzeszów ma znakomity – światowy – potencjał, tworzony przez ludzi pochodzących z naszego miasta i regionu, jak np.: Adam Harasiewicz, Wojciech Kilar, Józef Szajna, Jerzy Grotowski, Tadeusz Kantor, Franciszek Starowieyski, Zdzisław Beksiński, Tadeusz Nalepa, Stan Borys, Zygmunt Kukla, Tomasz Stańko. Obecnie, w dobie społeczeństwa konsumpcyjnego, kultura stanowi o dużej atrakcyjności miasta. Wpływa bowiem na poczucie więzi, wartości i tradycji, podkreśla jego charakter i tożsamość. Rzeszów to bezpieczne, atrakcyjne, dynamicznie rozwijające się miasto młodych, przedsiębiorczych ludzi. Na dziewięciu rzeszowskich wyższych uczelniach zdobywa wiedzę ponad 60 tysięcy studentów.
Mapping na Ratuszu w Rzeszowie Sylwester 2010/2011
8
Otwartość, gościnność i zamiłowanie rzeszowian do nowych przedsięwzięć znakomicie pasuje do niezwykłego widowiska artystycznego, jakim jest Europejski Stadion Kultury. Staromiejski Rynek będzie przez trzy dni wielką multimedialną areną, a udział międzynarodowych artystów sztuk wizualnych, muzyków i performerów dostarczy każdemu niezapomnia-
9
Idea
POLSKA – UKRAINA TOŻSAMOŚĆ KULTURY
Wybór Polski i Ukrainy do organizacji mistrzostw jest szansą na promocję tej części Europy. Wspólne, zintegrowane działanie przełoży się na korzyści nie tylko związane z przeprowadzeniem tak dużego wydarzenia, ale pozwoli zwrócić uwagę Europy na nasze kraje, naszą kulturę, historię, gospodarkę i politykę. Wszędzie tam, gdzie jest to możliwe, oba kraje powinny działać wspólnie. Wykorzystując czas zainteresowania oboma krajami, możemy upowszechniać i zaszczepiać idee aktywności i wspólnego działania wśród młodych ludzi, umożliwiając im nie tylko sportowe doznania, ale dając również szansę na poznanie kultury i historii sąsiadujących ze sobą krajów, które łączy znacznie więcej niż tylko wspólna organizacja mistrzostw. Ideą Europejskiego Stadionu Kultury jest zainicjowanie działań zmierzających do promocji kultur obu państw, przy podkreśleniu wspólnego dziedzictwa kulturowego i wspieraniu wzajemnej współpracy, która powinna koncentrować się na pogłębianiu znajomości i upowszechnianiu kultury, a także na tworzeniu wspólnych projektów artystycznych. Działania te należy realizować, wzmacniając współpracę animatorów kultury z sektora prywatnego i publicznego, sieci kulturalnych oraz innych partnerów, a także instytucji kulturalnych państw i miast uczestniczących w projekcie Europejski Stadion Kultury. Głównym celem programu jest ustanowienie wspólnej przestrzeni kulturowej, umożliwienie realizacji wspólnych projektów w dziedzinie kultury i promowanie poczucia wspólnoty między obywatelami. Europejski Stadion Kultury zainicjowany przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a realizowany przez Narodowe Centrum Kultury jest odpowiedzią na porozumienie o współpracy między rządami polskim i ukraińskim, w którym strony zadeklarowały wsparcie dla przedsięwzięć kulturalnych i artystycznych z udziałem przedstawicieli obu państw, w ramach przygotowań do prestiżowego przedsięwzięcia – organizacji Euro 2012. Współorganizatorami inauguracji projektu w dniach 12–14 sierpnia 2011 roku są Miasto Rzeszów oraz Estrada Rzeszowska.
10
11
fot.: arch. organizatora
Program Europejskiego Stadionu Kultury Rzeszów // 12–14 sierpnia 2011
fot.: R. Milach
12 sierpnia // piątek OFICJALNE OTWARCIE EUROPEJSKIEGO STADIONU KULTURY czas: 12:00 miejsce: Biuro festiwalowe (BWA)
Sport/akcja GRA MIEJSKA ROWER POWER kurator: Katarzyna Roj czas: 16:00 miejsce: Stacja nr 02 ścieżki rowerowej (przy BWA)
Muzyka/akcja ORKIESTRA SZAŁAMAISTEK I ZESPÓŁ MAŻORETEK „INCANTO” czas: 12:30 miejsce: plac przed BWA, Rynek
Warsztaty ETNODESIGN prowadzenie: Katarzyna Kuta, Paulina Dębosz czas: 16:00–18:30 miejsce: park przed BWA
Warsztaty WARSZTATY OKOŁOFOTOGRAFICZNE prowadzenie: Tomasz Kaczor, Kamila Szuba czas: 13:00–15:30, 16:00–18:30 miejsce: park przed BWA
Spotkanie HISTORIA PEWNEGO FESTIWALU – SPOTKANIE Z ARTPOLE prowadzenie: Myrosława Haniuszkina, Ola Mychajluk czas: 17:00–18:00 miejsce: Biuro festiwalowe (BWA)
Warsztaty WARSZTATY PLAKATU prowadzenie: Katarzyna Kuta, Paulina Dębosz czas: 13:30–15:30 miejsce: park przed BWA Teatr AMBASADA – TEATR REPUBLIKA USTA USTA reżyseria: Wojciech Wiński czas: 15:00–24:00 miejsce: Trasa Podziemna
Agencja ArtPole (góra) Projekt U – kolektyw Sputnik Photos (dół)
12
PROLOG / WORK IN PROGRESS reżyseria: Wojtek Ziemilski czas: 15:00–18:00 miejsce: Teatr Maska
Wernisaż STADIO.UA–194 METRY SZTUKI kurator: Stowarzyszenie Artystów „Dzyga” (Lwów) Wystawa zdjęć „Ostatnie Imperium. 20 lat później” Serhija Maksymiszyna oraz „Universal Spaces” Konstatyna Smoljaninowa czas: wernisaż 18:00 miejsce: Biuro festiwalowe (BWA) Akcja w mieście Serhija Petluka, stypendysty programu Gaude Polonia „194 metry sztuki” – wystawa kolektywu Photo-club „5x5” miejsce: Letni Pałac Lubomirskich
13
Program Europejskiego Stadionu Kultury Rzeszów // 12–14 sierpnia 2011
Wernisaż PROJEKT U – KOLEKTYW SPUTNIK PHOTOS kierownik projektu: Christine Medycky (Altemus) edycja: Maria Mann (Senior Managing Editor, European Press Photo Agency) czas: 18:00 miejsce: Biuro festiwalowe (BWA) Film/teatr/akcja ZNAK ZORRO – NIEMY MOVIE / PREMIERA reżyseria: Fred Niblo, USA 1920, 85 min realizacja: Grzegorz Drojewski, Maciej Zych, Janek Jędrzejczyk, Wojtek Błażejczyk czas: 19:30–21:00 miejsce: Teatr Maska
Muzyka SILENT DISCO czas: 23:00–02:00 miejsce: Klub festiwalowy (przed BWA) Akcja OPOWIADANIA W GODZINIE DUCHÓW / OPOWIEŚCI FUTBOLOWE prowadzenie: Jarek Kaczmarek czas: 24:00–01:00 miejsce: park przed BWA
13 sierpnia // sobota Muzyka GRAMY RAZEM! – KONCERT INAUGURACYJNY / PREMIERA dyrektor muzyczny: Krzesimir Dębski czas: 20:20 miejsce: Rynek Kino pod gwiazdą PRZEGLĄD FILMOWY KINOUKRAINA kuratorzy: Myrosława Haniuszkina, Ola Mychajluk, Tania Kuszka (Agencja ArtPole) czas: 22:30–24:00 miejsce: Podzamcze Muzyka NOBORDER MUSIC kurator: Łukasz Osowicz, Aleksander Rusin czas: 22:30–03:00 miejsce: teren przy Hali Obrabiarek
14
Akcja/sport GLOBALL ADVENTURE CAMP prowadzenie: Stowarzyszenie „Dookoła” czas: 10.00–18.00 miejsce: park przed BWA Teatr AMBASADA – TEATR REPUBLIKA USTA USTA reżyseria: Wojciech Wiński czas: 11:00–14:00 miejsce: Trasa Podziemna Warsztaty RECY-KUKŁA prowadzenie: Ewa Mrówczyńska, Kamil Dobrowolski czas: 11:00–13:00 miejsce: park przed BWA
Teatr PROLOG / WORK IN PROGRESS reżyseria: Wojtek Ziemilski czas: 12:00–15:00 miejsce: Teatr Maska Warsztaty WARSZTATY OKOŁOFOTOGRAFICZNE prowadzenie: Tomasz Kaczor, Kamila Szuba czas: 12:00–15:00 miejsce: Biuro festiwalowe (BWA) Muzyka ŚNIADANIE KLASYKÓW kwintet Kameraliści Rzeszowscy czas: 12:00–13:00 miejsce: Park Jedności Polonii z Macierzą Warsztaty WARSZTATY WLEPKARSKIE prowadzenie: Tomasz Rolniak czas: 13:30–15:00 miejsce: park przed BWA Spotkanie DEBATA: EURO W MIEŚCIE prowadzenie: Krytyka Polityczna czas: 14:00 miejsce: Biuro festiwalowe (BWA) Spotkanie/film ŚRODEK KWIETNIA, UKRAINA uczestnicy: Jurij Andruchowycz, Bohdan Zadura przed dyskusją projekcja filmu Ostatnia Granica reżyseria: Bartosz Blaschke, Polska/Ukraina 2011
czas: 17:00 miejsce: Teatr Maska Muzyka KONCERT ART.BOX UA/PL kuratorzy: maot, Tomasz Sikora (Karbido / Fundacja „Hermetyczny Garaż”) czas: 18:00–01:00 miejsce: Rynek Kino pod gwiazdą BOISKO BEZDOMNYCH reżyseria: Kasia Adamik, Polska 2008, 126 min czas: 22:00–24:00 miejsce: Podzamcze Muzyka SILENT DISCO czas: 23:00–02:00 miejsce: Klub festiwalowy (przed BWA) Akcja OPOWIADANIA W GODZINIE DUCHÓW / GARRINCHA – SAMBA I ŚMIERĆ prowadzenie: Jarek Kaczmarek czas: 24:00–01:00 miejsce: park przed BWA Muzyka NOBORDER MUSIC kuratorzy: Łukasz Osowicz, Aleksander Rusin czas: 24:00–03:00 miejsce: teren przy Hali Obrabiarek
15
Program Europejskiego Stadionu Kultury Rzeszów // 12–14 sierpnia 2011
14 sierpnia // niedziela Film NIEDZIELA FILMOWA DLA DZIECI czas: 10:00–18:00 miejsce: Muzeum Dobranocek Akcja/sport GLOBALL ADVENTURE CAMP prowadzenie: Stowarzyszenie „Dookoła”. czas: 10.00–18.00 miejsce: park przed BWA Warsztaty TAJNIKI TEATRU CIENI prowadzenie: Ewa Mrówczyńska, Kamil Dobrowolski czas: 11:00–13:00 miejsce: park przed BWA Muzyka ŚNIADANIE KLASYKÓW orkiestra dęta Da Camera czas: 12:00–13:00 miejsce: Park Jedności Polonii z Macierzą Warsztaty EKOART prowadzenie: Katarzyna Kuta, Paulina Dębosz czas: 13:30–16:00 miejsce: park przed BWA Spotkanie DEBATA: CZY PIŁKA NOŻNA TO SPORT? prowadzenie: Krytyka Polityczna
16
czas: 14:00 miejsce: Biuro festiwalowe (BWA) Warsztaty WARSZTATY BĘBNIARSKIE DLA DZIECI prowadzenie: Dominik Muszyński czas: 14:00–14:45 miejsce: park przed BWA Muzyka WADADA – KONCERT Z UDZIAŁEM UCZESTNIKÓW WARSZTATÓW czas: 15:00 miejsce: Klub festiwalowy (przed BWA) Muzyka JAZZ ETHNO FUSION kurator: Ihor Hnydyn, Stowarzyszenie Artystów „Dzyga” (Lwów) czas: 18:00–23:30 miejsce: Klub festiwalowy (przed BWA) Teatr GLORIA – TEATR WOSKRESINNIA ZE LWOWA reżyseria: Jarosław Fedoryszyn czas: 22:00–23:00 miejsce: parking przy Hali Podpromie Kino pod gwiazdą KRÓL ROGER – OPERA KAROLA SZYMANOWSKIEGO produkcja: Narodowy Instytut Audiowizualny czas: 21:00–23:00 miejsce: Podzamcze
Akcja LAMPART – FINAŁ EUROPEJSKIEGO STADIONU KULTURY czas: 23:30 miejsce: bulwary nad Wisłokiem przy Hali Podpromie
Wydarzenia stałe
Warsztaty/akcja KUBIKART – INTERAKTYWNA AKCJA ARTYSTYCZNA kurator: Tomasz Rolniak czas: piątek–niedziela 13:00–18:00 miejsce: park przed BWA Warsztaty/akcja EUGENIUSZ – PRZESTRZEŃ DZIAŁAŃ TWÓRCZYCH SKIEROWANA DO NAJMŁODSZYCH czas: piątek–niedziela miejsce: przy BWA
Wystawa DZISIAJ POLSKA – PRACE 11. EDYCJI KONKURSU GALERII PLAKATU AMS czas: piątek 12.00–22.00, sobota–niedziela 10.00–22.00 miejsce: Klub festiwalowy (przed BWA) Wystawa PROJEKT U – KOLEKTYW SPUTNIK PHOTOS kierownik projektu: Christine Medycky (Altemus) czas: piątek 18.00 (wernisaż), sobota–niedziela 10.00–22.00 miejsce: Biuro festiwalowe (BWA) Wystawa/akcja/muzyka STADIO.UA–194 METRY SZTUKI kurator: Stowarzyszenie Artystów „Dzyga” (Lwów) czas: piątek 18.00 (wernisaż), sobota–niedziela 10.00–22.00 miejsce: Biuro festiwalowe (BWA), przestrzeń miejska Akcja PODWIDOKI – INSTALACJE ARTYSTYCZNE W PRZESTRZENI MIEJSKIEJ kurator: Tomasz Rolniak czas: piątek–niedziela miejsce: przestrzeń miejska
17
fot.: arch. organizatora
Trening snu
Michał Okoński
Sometimes in football, you have to score goals* Thierry Henry 1. Są oczywiście tacy, którzy uważają, że piłka nożna jest nauką ścisłą. Chcą przewidzieć i skontrolować wszystko. W swoich laptopach mają nie tylko szczegółowe dossier każdego piłkarza: ile kilometrów przebiegł podczas meczu, ile razy blokował strzał rywala, a ile razy sam strzelał, w dodatku którą nogą i z jakiej odległości – podobną wiedzę gromadzą na temat przeciwników, zarówno o każdym z osobna, jak i o całej drużynie. Jakie są najczęstsze schematy wykonywania stałych fragmentów gry? W której minucie zwykle strzelają gole i jak często dekoncentrują się przed przerwą? Ilu piłkarzy ustawiają w murze, jeżeli rzut wolny wykonywany jest z lewej strony boiska, w odległości 35 metrów od bramki? W tym świecie iPod, na którym przed serią rzutów karnych bramkarz ogląda, jak jedenastki wykonują ci, którzy za chwilę staną naprzeciwko niego, jest obowiązkowym elementem wyposażenia trenera. W tym świecie nie do pomyślenia jest, aby boisko treningowe różniło się choćby centymetrem długości lub szerokości od tego, na którym zespół rozgrywa mecze ligowe. W tym świecie kwestią miesięcy jest wyposażenie koszulek piłkarzy w chipy, zbierające na bieżąco informacje o ich tętnie i poziomie zmęczenia. O takich detalach jak specjalnie dobrana dieta (zakaz słodzenia herbaty albo używania keczupu, a na pociechę specjalnie przyrządzone warzywne papki), stałe wizyty w ośrodku treningowym osteopatów czy specjalistów od akupresury nie chce mi się nawet pisać, skoro co więksi maniacy (powinienem napisać: profesjonaliści?) potrafią do pomocy piłkarzom zatrudnić specjalistę od... zdrowego snu.
Michał Okoński
18
2. Opowiem tę historię, bo sam – jako bramkarz redakcyjnej drużyny – wielokrotnie budziłem się w nocy z poczuciem, że oto leci w moją stronę piłka, kopnięta z nadludzką siłą przez Redaktora Naczelne-
go. Cóż dopiero musi przeżywać reprezentant Polski po meczu inaugurującym Mistrzostwa Europy, po raz pierwszy w historii organizowane w jego kraju... Wyobrażacie sobie tę dawkę niepokoju i adrenaliny, jaka mu towarzyszy? Te wszystkie pytania: Jak wypadłem? Co powiedzieli o mnie w telewizji, a co napisało „Z czuba”? Jak naprawdę wyglądała ta sytuacja z 78. minuty, w której tak fatalnie spudłowałem? Czy przy rzucie rożnym mogliśmy ustawić się lepiej? Był karny, czy nie było? Ależ mi pięknie siadła: kiedy przymykam oczy, wciąż widzę, jak leci w okienko... Na skargi piłkarzy, że kiepsko radzą sobie z wyciszeniem po meczu, natrafiałem wielokrotnie: jedni potrafili siedzieć przed telewizorem do czwartej rano, oglądając stare filmy, inni z kolei musieli natychmiast obejrzeć rozegrane właśnie spotkanie – i to również przyprawiało ich o bezsenność. Rozładowywanie adrenaliny to zresztą jedna kwestia – drugą są wszystkie te utrudniające zaśnięcie stłuczenia i siniaki. Opowiem tę historię także dlatego, że przeczytałem swego czasu w „Daily Telegraph” rozmowę z Nickiem Littlehalesem, który jest... trenerem snu. Przeczytałem i od tamtej pory marzę o poduszkach wyposażonych w głośniczki i serwujących przez całą noc rozmaite uspokajające dźwięki (Wayne Rooney lubi zasypiać przy szumie odkurzacza). O materacach zaprojektowanych z uwzględnieniem wzrostu, wagi i historii kontuzji zasypiającego. O kolorze ścian i pościeli w sypialni (najlepszy biały, odsyłający do bezkresu śnieżnej równiny). O zakazie picia kawy, odpowiedniej temperaturze otoczenia itd., itp. Littlehales przez kilkanaście lat pracował dla Manchesteru United (Ryanowi Giggsowi kazał zrezygnować z łóżka odziedziczonego po siostrze; jaka szkoda, że Walijczyk pakował się potem do łóżka brata...), później także dla Arsenalu i Chelsea. Mówi, że jednym z najbardziej stresujących okresów w życiu piłkarzy jest zima, kiedy rozgrywki ligowe przeplatają się z pucharowymi i mecze odbywają się nawet trzy razy w tygodniu – ale myślę, że wielka piłkarska impreza, jak mistrzostwa świata czy Europy, poziom stresu jeszcze podnosi. Littlehales opowiada wprawdzie o dystansie, jaki musi zazwyczaj pokonać w dotarciu do facetów starannie kreujących swój wizerunek macho
19
Trening snu
(„Jestem mocnym gościem, na boisku nikt mi nie podskoczy, a tu przychodzi jakiś koleś z poduchą”), ale z całego wywiadu wynika jasno, że kiedy już uda się ten dystans skrócić, wygodny materac staje się najważniejszym elementem wyposażenia pokoju kandydata na mistrza Europy. 3. Dajmy jednak spokój krotochwilom: najwybitniejsi na świecie wyznawcy teorii futbolu jako nauki ścisłej będą nas przekonywać, że o zwycięstwie bądź przegranej decydują właśnie najdrobniejsze detale (choć są i tacy, którzy – jak Harry Redknapp – upierać się będą, że wybór sosu do makaronu nie spowoduje, że piłkarz nauczy się lepiej podawać, albo tacy, którzy – jak Franciszek Smuda – mówić będą, że laptopa używają jako podstawki do herbaty). Nie żeby to lubili: zamieniać sport niegdyś ukochany w kaskady liczb, wykresy i diagramy, po prostu są przekonani, że bez sięgnięcia po zdobycze techniki i nauki nie mają w piłce nożnej czego szukać. A przecież może być i wciąż jest inaczej. Wciąż oglądamy mecze, w których drużyna przegrywająca w 90. minucie 1:0 strzela dwa gole w doliczonym czasie gry i wygrywa Ligę Mistrzów, żeby schrypnięty do nieprzytomności Alex Ferguson mógł wypowiedzieć słynne: „Football, bloody hell”... Wtedy, w 1999 roku, Bayern przegrał z Manchesterem United, ale dziewięć lat później wymazał starą traumę w Pucharze UEFA: na początku dogrywki pozwolił Getafe strzelić dwa gole, ale w samej końcówce odrobił straty (gol Toniego w ostatniej minucie) i awansował do półfinału. A cóż powiedzieć o meczu Tottenhamu z Manchesterem United, w którym drużyna z Londynu prowadziła do przerwy 3:0, żeby przegrać 3:5? A o meczu Arsenalu z Newcastle, w którym piłkarze Arsène’a Wengera do 68. minuty prowadzili 4:0, żeby zremisować 4:4? Gdzie się podziała precyzyjnie obmyślona przez Francuza taktyka, strategia opracowana w najdrobniejszych szczegółach, aż po diagramy rozgrywania kolejnych akcji, zwłaszcza kiedy drużyna broni wypracowanej przewagi? Zabawne skądinąd, że jeden z największych ścisłowców współczesnej piłki, Hiszpan Rafa Benítez, jako trener Liverpoolu i Interu był widzem i uczestnikiem trzech co najmniej spektakli, które były zaprzeczeniem
20
wszystkich jego teorii. Najpierw finał Ligi Mistrzów z Milanem, od 3:0 w pierwszej połowie do 3:3 i rehabilitacji niepewnego wcześniej Dudka w dogrywce (podwójna obrona strzału Szewczenki), a zwłaszcza podczas rzutów karnych. Później finał Pucharu Anglii i kolejne 3:3, tym razem z West Hamem, prowadzącym już dwiema bramkami i będącym kilkanaście sekund od zwycięstwa, które wydarł mu Steven Gerrard jednym z najpiękniejszych uderzeń z woleja w historii piłki nożnej. Wreszcie, już w Mediolanie, bezpieczne czterobramkowe prowadzenie nad grającym w dziesiątkę Tottenhamem, a potem trzy rajdy i hat-trick Garetha Bale’a – a dwa tygodnie później klęska w Londynie. Futbol jako nauka ścisła, w której decydują najdrobniejsze detale? Raczą państwo żartować. 4. Oto, dlaczego o tym sporcie mówi się nie tylko w metrze czy w pubie, ale i na uniwersyteckim seminarium, festiwalu literackim lub nawet w kurii biskupiej. Oto, dlaczego na jego temat głos zabierali nie tylko prezydenci i premierzy (najczęściej zresztą niezbyt kompetentnie), ale także filozofowie i poeci. Wśród pisarzy, którzy poświęcili mu mniejszą lub większą część swojej twórczości, byli Camus, Nabokow, Amis, Merrill, Rushdie, Eco, Vargas Llosa, a u nas oczywiście Bieńczyk i Pilch, ale bodaj nikt nie zbliżył się do prawdy o piłce nożnej równie blisko, jak Nick Hornby. Autor Futbolowej gorączki pisze, że podczas pierwszej wizyty na stadionie największe wrażenie zrobiło na nim to, jak bardzo większość mężczyzn wokół nienawidziła tej rozrywki. „Już parę minut po rozpoczęciu meczu trybuny ogarnął gniew (»Hańba, Gould, to HAŃBA!«. »Sto funtów tygodniowo? STO FUNTÓW TYGODNIOWO! Tyle powinni mi płacić za patrzenie na ciebie«)”. Były to czasy, gdy napastnik Arsenalu zarabiał sto funtów tygodniowo – dziś dostaje kilkaset razy więcej, wróćmy jednak do głównej myśli Hornby’ego. Przecież wszyscy znamy to uczucie. Gdyby ktoś nas zapytał, czy lubimy piłkę nożną, odpowiedzielibyśmy, że tysiące razy woleliśmy o niej nie myśleć. Setki razy widzieliśmy rozczarowanych i wściekłych kibiców wychodzących ze stadionu przed ostatnim gwizdkiem (choć sami uważamy, że trzeba siedzieć do końca), dziesiątki razy obmyślaliśmy decyzję o znale-
zieniu sobie innego zespołu do kibicowania, raz czy drugi odchorowaliśmy odejście z drużyny naszego ulubionego piłkarza, że o tak banalnych historiach, jak niesprawiedliwie podyktowany karny albo blamaż w meczu derbowym, nie wspomnę.
polski w kategorii „Dziennikarz Internetowy – publicystyka”, za prowadzony przez siebie blog „Futbol jest okrutny” (www.okonski.blog.onet.pl).
Otóż tak właśnie: wszyscy kibicujemy drużynom, które marnotrawią wysiłek całego sezonu porażką z beniaminkiem poniesioną na własnym boisku. Drużynom, którym sędzia nie uznał prawidłowo strzelonej bramki albo nie podyktował karnego w ostatniej minucie. Które dziesiątkują kontuzje. Które tracą gola w ostatniej minucie dogrywki. Żeby sięgnąć w końcu po przykład z naszego podwórka: jakże inaczej mogły się potoczyć losy reprezentacji Polski na ostatnich mistrzostwach Europy, gdyby Howard Webb nie odgwizdał przewinienia Mariusza Lewandowskiego, mimo iż podobnych incydentów w każdym meczu zdarza się kilkanaście... Naturalny stan kibica to gorzkie rozczarowanie – twierdzi Hornby. Dlatego z ogromną przyjemnością myślę o przyszłorocznych mistrzostwach Europy dziś, w czerwcu 2011 roku. Zanim będę musiał pogodzić się z kolejnym niepowodzeniem, mogę śnić o tym, że ci, którzy od lat nie spełniają nadziei, zaczną je wreszcie spełniać. Zwłaszcza że historia futbolu zna takie przypadki. Doprawdy, piłka nożna nie jest nauką ścisłą. Następnym razem wygramy z Hiszpanią. *Czasem w piłce nożnej trzeba strzelić bramkę (wolne tlumaczenie)
MICHAŁ OKOŃSKI (ur. 1971) jest dziennikarzem, sekretarzem redakcji „Tygodnika Powszechnego” i miłośnikiem piłki nożnej. Pierwsze kroki w kibicowaniu stawiał na stadionie Okocimskiego, kolejne na Cracovii. Od 1987 roku związany jest emocjonalnie z londyńskim Tottenhamem. W latach 2005–2008 na łamach krakowskiego wydania „Gazety Wyborczej” ukazywały się jego felietony piłkarskie „Anglia jest wyspą”. W 2011 roku został laureatem Nagrody Dziennikarzy Mało-
21
ilustr.: arch. organizatora
Akcje
GAUDE POLONIA NA EUROPEJSKIM STADIONIE KULTURY W projekcie Europejskiego Stadionu Kultury zaangażowani są stypendyści programu „Gaude Polonia”. Jest to program stypendialny polskiego Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego służący budowaniu płaszczyzny zrozumienia i dobrych kontaktów na gruncie współpracy kulturalnej między Polską a krajami Europy Środkowo-Wschodniej, a szczególnie Białorusi i Ukrainy. Stypendia skierowane są do młodych twórców kultury oraz tłumaczy literatury polskiej.
ilustr.: arch. organizatora
STYPENDYŚCI PROGRAMU Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Gaude Polonia” zaangażowani w projekt Europejski Stadion Kultury: Serhij Petluk, Anastasija Litvinyuk, Ihor Hnydyn, Roman Bardun, Oleksij Radynski, Kateryna Zawołoka, Bohdana Wynnycka, Natałka Rymska, Iryna Kołodijczyk.
ORKIESTRA SZAŁAMAISTEK I ZESPÓŁ MAŻORETEK „INCANTO” Trzydniowe święto Europejskiego Stadionu Kultury w Rzeszowie inauguruje Orkiestra Szałamaistek donośnym dźwiękiem swoich instrumentów. Od 35 lat szałamaje – średniowieczne instrumenty dęte – rozbrzmiewają właśnie dzięki tej orkiestrze. Orkiestrze towarzyszy Zespół Mażoretek ,,Incanto”, dziewczęca grupa artystyczna, wykonująca układy marszowo-taneczne i prezentująca efektowne popisy żonglerskie z batonami (pałeczkami marszowymi). czas: piątek 12:30 miejsce: plac przed BWA, Rynek
Europejskiego Stadionu Kultury ma możliwość dodania własnego motywu do tego tworzącego się na żywo obrazu. czas: piątek–niedziela 13:00–18:00 miejsce: park przed BWA
GRA MIEJSKA ROWER POWER
Bicycle races are coming your way So forget all your duties, oh yeah!* Jazda na rowerze – jak zwykło się mawiać – jest umiejętnością, którą nabywamy na całe życie. Z jej nauką kojarzą się przyjemne wspomnienia z dzieciństwa, pierwszy rower jest też początkiem swobodnego przemieszczania się. Historia roweru sięga co najmniej czasów Leonarda da Vinci; z wieku na wiek ulepszany, w XX wieku wszedł z impetem do dyscyplin sportu wyczynowego, okazując się jednocześnie najbardziej popularnym środkiem transportu, symbolem emancypacji i ekologii. Projekt ROWER POWER, wykorzystujący istniejącą infrastrukturę ścieżek rowerowych w Rzeszowie, afirmuje swobodny sposób poruszania się po mieście i ekologiczny tryb życia. „Rowerowy prąd” płynie przez miasto trasą zaprojektowaną przez Jakuba Stępnia aka Hakobo. Finał akcji to DOKUMENTA CYCLISTA – słynny projekt fotograficzny dokumentujący rowerzystów z całego świata. *Zbliża się rowerowy prąd / Porzuć więc swoją powinność! – wolne tłumaczenie piosenki zespołu Queen, pt. Bicycle Race
KUBIKART – INTERAKTYWNA AKCJA ARTYSTYCZNA logo Rower Power (góra) KubikArt — interaktywna akcja artystyczna (dół)
24
czas: piątek 16:00 miejsce: Stacja nr 02 ścieżki rowerowej (przy BWA)
KubikArt – ,,mobilny billboard” to projekt organizowany we współpracy z Wydziałem Sztuki Uniwersytetu Rzeszowskiego. Każdy z uczestników
25
fot.: arch. organizatora
Akcje
GLOBALL ADVENTURE CAMP Obóz GloBall Adventure Camp to gry i zabawy sportowo-geograficzne, których zwycięzcy otrzymują piłki GloBall – prezenty dla dzieci w Afryce – oraz specjalne dyplomy potwierdzające ich osobiste zaangażowanie w ideę GloBall. Każdy wybiera kraj, do którego trafi wygrana przez nich piłka. Dyscypliny konkursowe: podbijanie piłki, strzelanie rzutów karnych i minimecze. Podczas imprezy sprzedawane są piłki-cegiełki, wspierające wyprawę GloBall 2012 do Afryki. W programie także projekcje filmów, pokazy, prezentacje i wysłuchanie opowieści o wyprawie GloBall 2012. Na zakończenie Europejskiego Stadionu Kultury ekspedycja GloBall wyrusza do Afryki. GloBall to projekt mający na celu łączenie ludzi ponad podziałami, kolorem skóry i wyznaniami. Symbolem akcji jest piłka – pretekst do przełamywania granic międzykulturowych i międzyludzkich. Pomysł polega na przewiezieniu z Republiki Południowej Afryki do Europy piłki z podpisami znanych piłkarzy, artystów i polityków. Piłkę tę podczas zeszłorocznego Mundialu podpisali m.in. Emmanuel Ebué, Alexandre Song i Abou Diaby. Uczestnicy projektu GloBall 2012 mają do pokonania 23 000 kilometrów – cały kontynent afrykański, z południa na północ, Azję i Europę – i mają dotrzeć z piłką do Polski i na Ukrainę na Euro 2012. Po drodze planują rozegrać kilkadziesiąt meczów z dziećmi i rozdać tysiąc piłek. czas: sobota–niedziela 10.00–18.00 miejsce: park przed BWA
GloBall Adventure Camp
26
27
fot.: B. Wielgosz
Jestem tak samo związana z jednym i z drugim krajem
Z Olgą Pasiecznik rozmawia Eliza Orzechowska
Urodziła się Pani na Ukrainie, wiele lat spędziła Pani w Polsce. Jakie są Pani korzenie? Pochodzę z rodziny polsko-ukraińskiej, co moi rodzice zawsze podkreślali. Rodzina mojego ojca, która ma korzenie ukraińskie, od wieków zamieszkiwała tereny Polesia i Wołynia. Krewni mojej mamy to Polacy, częściowo mieszkający w Polsce, częściowo na terenie dzisiejszej Ukrainy. Urodziłam się w Równem, w mieście, którego nazwa zmieniała się w zależności od tego, pod jaką było władzą i okupacją. Po ukraińsku – Riwne, ale w Polsce jest znane pod nazwą Równe. Przyjechałam do Polski mając lat 22, teraz mam prawie 43, więc mogę powiedzieć, że dokładnie pół życia spędziłam na Ukrainie, a pół życia w Polsce. Pisownia Pani nazwiska nie jest oczywista. Najczęściej występuje Pani jako Olga Pasiecznik, ale czasami w programach koncertowych pojawia się nazwisko Pasichnyk. To długa historia. To nie jest nazwisko polskie, to nazwisko mojego ojca. Występowałam pod tym nazwiskiem już na Ukrainie i postanowiłam później je zostawić. Kiedy przyjechałam do Polski, miałam ze sobą paszport Związku Radzieckiego, w którym transliteracja wszystkich nazwisk pisanych cyrylicą była przerabiana z pisowni rosyjskiej. I tak oryginalne nazwisko ukraińskie Pasicznyk, w wariancie rosyjskim i transliteracji angielskiej brzmiało – Pasiechnik. Pani w Akademii Muzycznej w Warszawie przełożyła je z kolei na polski i wyszło bardzo polskie nazwisko: Pasiecznik. Tak już zostało. Za granicą występuję pod nazwiskiem, jakie mam w paszporcie, czyli przez „ch”, w Polsce – pod nazwiskiem Pasiecznik. Nie mam zamiaru tego zmieniać, ale jeśli mogę, dodaję w nawiasie oryginalną pisownię ukraińską.
Olga Pasiecznik (Pasichnyk)
28
Jak zaczęła się Pani przygoda ze śpiewem? Dla osób urodzonych na Ukrainie, które mają tak śpiewny język, śpiewanie wydaje się rzeczą naturalną.
To prawda. Śpiewanie jest jak oddychanie, to nieodłączna część mojego życia. Pochodzę z rodziny naukowców, gdzie lekcje muzyki były w dobrym tonie i były częścią wychowania dziecka. Zresztą cała rodzina była rozśpiewana. Krewni ze strony ojca wyrośli w tradycji śpiewania w cerkwi prawosławnej. Z kolei krewni ze strony mamy lubili po prostu muzykować na różnych instrumentach. Dziadek grał nawet w orkiestrze, na klarnecie, mimo że nie był zawodowym muzykiem. Wszyscy mieli piękne barwy głosu, dobry słuch. Często śpiewano w domu, a także u sąsiadów i przyjaciół – przy akompaniamencie lub a cappella. Dlatego śpiew był dla mnie rzeczą tak naturalną, że myślenie o nim w kategoriach zawodowych przez długi czas nie przychodziło mi po prostu do głowy. Początkowo zajęłam się grą na fortepianie i pedagogiką muzyczną. Kiedy zdecydowałam się na śpiew solowy, mój wybór spotkał się z pewną dezaprobatą: przecież wszyscy na Ukrainie śpiewają, więc co to za zawód? Teraz, na szczęście, przekonali się, że to była słuszna decyzja. Jak wyglądała edukacja muzyczna w Związku Radzieckim? Byłam uczona według systemu, który obowiązywał w Związku Radzieckim. Pomijając minusy związane z otoczką ideologiczną, uważam, że był bardzo dobry. Opłata w szkołach muzycznych była niewielka, a przy drugim lub trzecim dziecku jeszcze mniejsza. Taki system dawał więc szansę zdobycia wykształcenia przez dzieci z bardzo biednych rodzin. Poziom edukacji był bardzo wysoki. Od pierwszej do ostatniej klasy mieliśmy regularne zajęcia z głównego instrumentu, instrumentu dodatkowego, solfeżu, harmonii, historii muzyki, słuchania muzyki i orkiestry. Jeżeli więc ktoś skończył muzyczną szkołę podstawową, to zapewniam, że muzyka pozostawała bardzo ważną częścią jego życia. Na studia podyplomowe przyjechała Pani do Polski. Dlaczego akurat tutaj? Moją przygodę z Polską odbieram jak jakiś znak [tzn. w kategoriach przeznaczenia – przyp. red.]. Wcale tego nie planowałam. Ale było to jedyne miejsce poza Ukrainą, gdzie, jako osoba o polskich korzeniach, mogłam
29
Jestem tak samo związana z jednym i z drugim krajem
się ubiegać o stypendium polonijne, a potem – Ministerstwa Kultury. Zdałam egzaminy i czekając na decyzję w sprawie stypendium, podeszłam również do egzaminów na Ukrainie: do Kijowa dostałam się na II rok, do Lwowa na III i przez pierwsze pół roku studiowałam na trzech uczelniach. Później zrezygnowałam ze studiów we Lwowie, w Kijowie zaśpiewałam dyplom, a w Warszawie skończyłam studia podyplomowe. Tutaj zetknęłam się z cudowną, śp. prof. Aliną Bolechowską, miałam zajęcia z kameralistyki z prof. Władysławem Kłosiewiczem, który potem zaprowadził mnie, niemalże za rękę, do Warszawskiej Opery Kameralnej. I nagle okazało się, że Polska, o której myślałam, że będzie krajem moich studiów, stała się miejscem moich debiutów i moich pierwszych scenicznych sukcesów. Jak wspomina Pani przekraczanie granicy z ZSRR i pierwszy kontakt z Polską? W tamtych czasach przekraczanie granicy było prawdziwym koszmarem. Najpierw trzeba było jechać do Chełma. Tam stać w kolejce ponad dwadzieścia godzin po bilet do Kowla. Potem czekało się parę godzin na pociąg, który mógł przyjechać lub nie. Podejrzenia wzbudzał mój bagaż, który zazwyczaj stanowiły nuty, suknia koncertowa, dwa lub trzy słoiki dżemu od mamy. Pewien polski celnik zapytał mnie: „No, ale co pani robi? Po co pani jedzie? Gdzie są papierosy, gdzie są dolary, gdzie jest wódka?”. Odpowiedziałam, że jestem śpiewaczką. On spojrzał na mnie i rzekł: „znamy tu takie śpiewaczki”. Ale nie to było najważniejsze. Dla mnie szczególnie cenny był dostęp do uczelnianej biblioteki i fonoteki. W owych czasach nie mieliśmy takich zbiorów na Ukrainie, to było dla mnie niewyobrażalne. Kupowałam więc kasety i przegrywałam materiały dla siebie i znajomych, robiłam odbitki ksero z partytur i nut. Na pewno nie były to łatwe czasy, ale wspominam je ciepło, bo wiele się nauczyłam i właśnie to mnie zahartowało.
30
mnie pod uwagę. Każde nowe wyzwanie, każda nowa propozycja były dla mnie ogromnym stresem, bo wiedziałam, z czym się to wiąże. W codziennym życiu spotykałam się z bardzo różnymi reakcjami: od bardzo ciepłych i serdecznych po wręcz niemiłe. Czasami słyszałam zgryźliwe komentarze, że jestem „ruska” lub że mam „ruski” paszport. To było bardzo przykre, tym bardziej, że wiedziałam, jakie znaczenie przywiązują do tego Polacy. Nigdy nie zapomnę też słów kolegi, który, gdy dowiedział się, że mam śpiewać główną partię, rzucił: „A co? To w Polsce nie ma już kto śpiewać?”. Trochę czasu zajęło mi tłumaczenie, że jestem z Ukrainy, z rodziny ukraińsko-polskiej, że Ukraina to nie Rosja, że to nie to samo… Co ciekawe, u młodszych ludzi moje pochodzenie nie wzbudzało żadnych kontrowersji, takie komentarze słyszałam raczej od osób starszych. Ale nie ukrywam: były one bolesne. Za to moi profesorowie nigdy nie pozwalali sobie na żadne złośliwości. To były osoby o niezwykłej kulturze wewnętrznej, osobistej i zawodowej. Jak ukraińskie korzenie wpłynęły na Pani karierę wokalistki? Na pewno nie miała Pani problemów z Rachmaninowem i pieśniami w języku rosyjskim. Oczywiście, ale nie z powodu podobieństwa tych języków, lecz dlatego, że uczyłam się rosyjskiego przez wiele lat. Fonetyka języka ukraińskiego jest najbardziej zbliżona do fonetyki włoskiej, więc to bardzo mi pomogło. Szkoła angielska, którą skończyłam na Ukrainie, pozwoliła mi na dobry start w Europie. Ale wiele przeszłam, pracując nad repertuarem niemieckim i francuskim. Pamiętam czasy, kiedy pieśni Schumana i Schuberta wykonywano w tłumaczeniach, rzadko kto odważył się śpiewać po niemiecku. Brzmiało to dziwnie. Jedynym kompozytorem, którego „nie tykano”, był Bach. Na szczęście.
Jak w tamtych czasach Polskie środowisko przyjmowało ludzi z zewnątrz? Jak była Pani odbierana przez profesorów i kolegów?
Podczas pobytu w Polsce na pewno tęskniła Pani za Ukrainą. Jakich smaków, zapachów szczególnie Pani brakowało?
Wiedziałam, że nie jestem stąd i że nie będę miała taryfy ulgowej, którą mają ludzie urodzeni w Polsce. Musiałam być lepsza, aby w ogóle brano
To, oczywiście, wiąże się z rodzinnym domem. Czasami na studiach gotowałam i zapraszałam kolegów, aby spróbowali naszych potraw: śledzia
w futerku, barszczu ukraińskiego czy zawijańców. Ale na początku brakowało mi nie tyle smaków, ile kontaktów z ludźmi, tej ukraińskiej wylewności, sentymentalności. Jak Ukraińcy kogoś kochają, to kochają na zawsze, jak kogoś nie lubią, to nie lubią na całego. Na przełomie lat 80. i 90. było bardzo ciężko – wyłączano prąd, wodę, były kartki. Pamiętam, jak ludzie sobie wtedy pomagali. Nigdy nie zamykały się drzwi do sąsiadów, wszyscy żyli w atmosferze życzliwości i wsparcia. W takim cieple. I za tym na początku tęskniłam – do czasu, kiedy spotkałam w Polsce prawdziwych przyjaciół, na których mogę liczyć. Występuje Pani we wszystkich niemal krajach Europy, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Japonii. Jak jest Pani postrzegana? Gdy mam wpływ na to, co pisze się na mój temat, to wtedy pilnuję, żeby pojawiło się sformułowanie: śpiewaczka polsko-ukraińska lub ukraińsko-polska. I właśnie tak jestem tam postrzegana. W kręgu Pani zainteresowań jest głównie opera. Do tego repertuar oratoryjny, kameralny, ale też tradycyjne i stylizowane pieśni ukraińskie. Czy chce Pani być propagatorką tej muzyki na świecie? Myślę, że nią jestem. Gdy mam wpływ na kształt mojego recitalu, to wiem, że na pewno znajdzie się tam Szymanowski, Lutosławski i muzyka ukraińska. Muszę powiedzieć, że ta muzyka wciąż jest mało znana na świecie. Jeśli chodzi o repertuar ukraiński, to wybieram nie tylko pieśni ludowe (najczęściej w opracowaniu Mykoły Łysenki), ale również muzykę współczesną. Uważam, że kultura Polski i Ukrainy XX wieku jest najciekawsza i najbogatsza, i że szczególnie zasługuje na promocję w świecie. Czy często wraca Pani na Ukrainę? Nie tak często, jak bym chciała. Ale staram się tak planować, aby choć dwa razy w roku pojechać do rodziców. Od bardzo wielu lat konsekwentnie odmawiam śpiewania w sylwestra. To dlatego, że sylwestra zawsze
spędzam z rodzicami. W czasie letnich wakacji też staram się znaleźć taki czas, żeby ich odwiedzić. Nie bywam zbyt często na Ukrainie, dużo wyjeżdżam, dużo pracuję. Może za dużo. Pół życia minęło Pani w Warszawie. Czy odnalazła tu Pani dom? Kim się Pani czuje? Dziś mój dom jest w Polsce, zdecydowanie. Mieszkam w Warszawie, tu jest moje miejsce. Natomiast pytanie, kim się bardziej czuję – Polką czy Ukrainką, przypomina mi pytanie w stylu: kogo kochasz bardziej – mamusię czy tatusia? Ostatnio podczas spisu powszechnego ankieterka miała problem – okazało się, że takiego przypadku, że rodzina rozmawia w języku ukraińskim, a drugim jest język polski w ankiecie nie przewidziano. Dopuszczano tylko sytuację, że pierwszy jest język polski, a drugi ukraiński. Tymczasem u mnie jest odwrotnie. Mam męża z Ukrainy, więc w domu rozmawiamy po ukraińsku. Z kolei gdy wychodzimy, rozmawiamy po polsku. I tak nasze dziecko jest dwujęzyczne. Myślę, że jestem tak samo związana z jednym i z drugim krajem. Tak samo serce mnie boli, gdy coś złego dzieje się i w jednym, i w drugim kraju; w przypadku obu krajów tak samo się raduje. Mam obywatelstwo ukraińskie i kartę stałego pobytu w Polsce, już od ponad 15 lat. Mam takie same prawa, jak inni mieszkający tu ludzie – z wyjątkiem jednego: nie mogę wybierać prezydenta.
OLGA PASIECZNIK (PASICHNYK) jest śpiewaczką. Studiowała fortepian i pedagogikę muzyczną w Równem na Ukrainie oraz śpiew w Konserwatorium Kijowskim. W czasie studiów podyplomowych w Warszawskiej Akademii Muzycznej w 1992 roku zadebiutowała na scenie Warszawskiej Opery Kameralnej, z którą od tego czasu jest związana. Śpiewała na prestiżowych scenach operowych, m.in. Opéra Bastille, Théâtre Châtelet (Paryż), Théâtre Royal de la Monnaie (Bruksela), Teatro Real (Madryt), Bayerische Staatsoper (Monachium), Theater an der Wien (Wiedeń), Grand Théâtre de Geneve (Genewa), Flamandzkiej Operze, Operach Narodowych
31
w Helsinkach i Warszawie. W repertuarze kameralnym, koncertach oratoryjnych i symfonicznych występowała w: Salle Pleyel (Paryż), Concertgebouw (Amsterdam), Palais des Beaux-Arts (Bruksela), Auditorio Nacional de Música (Madryt), Berliner Konzerthaus, Wiener Konzerthaus, Filharmonii Monachijskiej, Lincoln Center (Nowy Jork), Santory Hall (Tokio). Jest laureatką konkursów wokalnych: s’Hertogenbosch w Holandii, Królowej Elżbiety w Brukseli i Mirjam Helin w Helsinkach. Otrzymała m.in.: Münchner Opernfestspiele Prize (2006), „Paszport Polityki” (1997), dwukrotnie Nagrodę Muzyczną Fryderyk, Nagrodę Orfeusz („Warszawska Jesień”, 1999) i Złoty Krzyż Zasługi (2001). ELIZA ORZECHOWSKA – warszawianka – jest z wykształcenia muzykologiem, z zawodu dziennikarką, od kilku lat związaną z TVP Kultura. Jest autorką reportaży o tematyce muzycznej i relacji z XVI Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. F. Chopina. Współpracuje z Narodowym Instytutem Audiowizualnym i Polskim Radiem. Dla Fundacji 4.99 organizowała koncerty i warsztaty w ramach „Półwyspu Nowej Muzyki” w Domu Pracy Twórczej na Wigrach. W wolnych chwilach promuje magazyn o muzyce współczesnej „Glissando” i chodzi po górach.
32
fot.: arch. organizatora
Strefa muzyki
ART.BOX UA/PL Projekt artystyczny, który pierwotnie miał łączyć działania kilkunastu osób z różnych krajów, z czasem stał się dobrym pretekstem do zderzenia postaw, słów, obrazów i dźwięków. ART.BOX okazał się mentalną skrzynką pocztową dla korespondencji w obszarze aktualnej sztuki – i w efekcie dla wymiany kultur bazującej na nowych konstrukcjach wzajemnych relacji, wrażliwości i poetyki. ART.BOX nieregularnie (od 2000 r.) ujawnia się pod postacią spotkań, wystaw, publikacji i wydarzeń scenicznych. Obejmuje rozmaite media, jest niejednoznaczny geograficznie i wolny – w sensie niepodległości myśli, oczu i uszu.
je, aby zaśpiewały swoje pieśni. Nagrywamy je i używamy w naszych kompozycjach” – mówi zespół. Ukraińskie motywy ludowe łączą się w nich z muzyką Afryki, motywami arabskimi, bułgarskimi i węgierskimi. PORT MONE – białoruskie trio (akordeon, bas i perkusja) powstało z inspiracji minimalizmem awangardowego muzyka francuskiego Yanna Tiersena (m.in. autora muzyki do filmu Amelia). Trio z Mińska wyrusza w muzyczną podróż do świata realizmu magicznego, czerpiąc zarówno z rodzimego folkloru, jak i muzyki bliskowschodniej. Lubią improwizować, ale równie chętnie dają się ponieść melodii.
ZAVOLOKA (UA) & VJ LAETITIA MORAIS (P)
fot.: arch. organizatora
ART.BOX UA/PL to swoista mieszanka alternatywnej i niezależnej muzyki ukraińskiej, czerpiącej w równym stopniu ze źródeł tradycji, jak i z doświadczeń kultury cyfrowej. To unikalny, estetyczny collage muzyki skrajnie różnych twórców, po zmroku wzbogacony o wyjątkowe wizualizacje i scenografie wideo. Wśród artystów m.in.: Dakha Brakha & Port Mone, Zavoloka & VJ Laetitia Morais, Jurij Andruchowycz & Karbido, R.U.T.A. NA USCHOD, Perkalaba, Anniebri, Zapaska, VJ Groupe Cube. Wydarzeniem specjalnym na zakończenie koncertu jest projekt dźwiękowy „Music 4 Buildings vol. 07 Podziemne Miasto Rzeszów” formacji Karbido, podczas którego nad nocnym miastem zabrzmi muzyczna improwizacja generowana w korytarzach Podziemnej Trasy Turystycznej.
ZAVOLOKA (a.k.a. Kateryna Zavoloka) – to pochodząca z Kijowa kompozytorka i wykonawczyni muzyki elektronicznej, stypendystka programu „Gaude Polonia”. Tworzy brzmienia laptopowe – minimal techno, ambient, muzykę o odczuwalnym kobiecym charakterze. Zavoloka bada przede wszystkim możliwości cyfrowej syntezy, wykorzystuje nagrane pieśni, zdania, słowa, sample instrumentów; poszukuje w obszarach powiązań elektronicznego kontekstu i surowości ludzkiego głosu. Jej główną inspiracją jest tradycyjna kultura ukraińska, którą bada i nagrywa podróżując po kraju. Muzyka Zavoloki składa się z różnych dźwiękowych zwrotów i niespodziewanych kombinacji wdrożonych w subtelnie kontrolowane sekwencje. W ramach ART.BOX-u zaprezentuje materiał z najnowszej płyty Vedana razem z interaktywnymi, dedykowanymi wizualizacjami portugalskiej artystki wideo Laetitii Morais.
DAKHA BRAKHA (UA) & PORT MONE (BL) JURIJ ANDRUCHOWYCZ (UA) & KARBIDO (PL) / PREMIERA POLSKA Dakha Brakha i Port Mone przygotowali specjalny wspólny program okraszony wizualizacjami – prosto z największego ukraińskiego festiwalu etno ArtPole 2011.
Dakha Brakha i Port Mone (góra) Zavoloka (dół)
36
DAKHA BRAKHA – powstała w 2004 roku w Kijowskim Centrum Sztuki Współczesnej „Dach”. Nazwa zespołu pochodzi od staroukraińskich słów „dawać” i „brać”. To pierwsze jest jasne – dawać muzykę, radość, święto, całą gamę emocji i uczuć, które wnosi żywa muzyka i śpiew. A co z „brać”? Dakha Brakha czerpie pełnymi garściami z ukraińskiego folkloru, poznając go podczas wypraw. „Udajemy się do wiosek, stawiamy namioty i odwiedzamy miejscowe babuszki, prosząc
Premiera polska multimedialnego projektu „Aperitif” ze specjalną oprawą scenograficzną autorstwa ukraińskich twórców wideo-artu VJ Group Cube oraz ArtPole z Kijowa. JURIJ ANDRUCHOWYCZ & KARBIDO – współpraca artystów została zainicjowana podczas Portu Literackiego 2005 we Wrocławiu, gdzie wykonali improwizowany koncert. Od tego czasu wydali (w Polsce i na Ukrainie) dwa tytuły: Samogon (2006) oraz Cynamon (z dodatkiem Indii) (2009/2010); w przygotowaniu jest trzecia część tryptyku – Absynt.
37
fot.: arch. organizatora
Strefa muzyki
fot.: arch. zespołu
Ich twórczość nie ma charakteru okazjonalnego, trwa nieprzerwanie od 2005 roku – co na dzisiejszej mapie artystycznej współpracy polsko-ukraińskiej jest ewenementem samym w sobie – Karbido pojawia się na kartach książek Andruchowycza, zaś teksty Jurija Andruchowycza są inspiracją dla muzycznych poszukiwań zespołu.
R.U.T.A. (góra) Music 4 Buildings (dół)
38
ANNIEBRI (UA) – właściwie Anna Bryżataja – śpiewająca i akompaniująca na fortepianie artystka z Odessy. Anniebri jest jedną z tych wokalistek, których głos urzeka i hipnotyzuje od pierwszych chwil. Pełne czułości, odważnie proste i głębokie zarazem piosenki, mając w sobie coś bajkowego, zaskakują niespodziewanie mocnym i energetycznym wyrazem.
Wokół aktywności autorów z biegiem lat zbudowała się swoista sieć współpracujących z nimi artystów polskich i ukraińskich – VJ DaPix, VJ Glow, twórców związanych z agencją ArtPole, ludzi teatrów DAX z Kijowa, Arabesky z Charkowa, muzyków z grup Perkalaba, Martvyi Piven, pisarzy, poetów, wydawców i producentów sztuki. Dodatkowym, paneuropejskim smakiem jest obecność w zespole Karbido perkusisty Petera Conradina Zumthora, szwajcarskiego wirtuoza muzyki improwizowanej, z którym grupa pracuje od 2009 roku.
ZAPASKA (UA) – jedna z najciekawszych ukraińskich formacji muzycznych. Duet tworzą wokalista grupy Propala Gramota Pawło Neczytajło i jego żona Jana Szpaczyńska, wokalistka zespołu Cze Cze. Muzyka Zapaski powstaje przy pomocy tradycyjnych instrumentów, urządzeń zapętlających dźwięk (loopstation) oraz żywego samplingu. W ich utworach zamieszkują francuskie skrzaty, afrykańscy Pigmeje, starzy mistrzowie dżudo i królowa liści.
R.U.T.A. NA USCHOD – PIEŚNI BUNTÓW POLSKI, BIAŁORUSI, UKRAINY, ROSJI / PREMIERA
Na zakończenie koncertu ART.BOX UA/PL – wydarzenie specjalne: unikalny projekt dźwiękowy MUSIC 4 BUILDINGS formacji Karbido.
R.U.T.A. to projekt muzyczny stanowiący pionierskie połączenie archaicznych, antyfeudalnych tekstów ludowych i muzyki wykonywanej na akustycznych, tradycyjnych instrumentach, utrzymanej w estetyce hardcore i punk. Obok czołowych postaci polskiego undergroundu: Gumy (Moskwa), Robala (Dezerter), Niki (Post Regiment), Spiętego (Lao Che), w projekcie bierze udział czołówka sceny etno/folk, z zespołów: Kapela ze Wsi Warszawa, Orkiestra Rivendell, Maćko Korba, Mosaic, RD&K. Rezultatem ich współpracy jest płyta GORE – Pieśni Buntu i Niedoli XVI–XX wieku oparta na pieśniach pochodzących m.in. ze zbiorów Oskara Kolberga. Podczas rzeszowskiego koncertu oprócz muzyków związanych z R.U.T.A. wystąpią też artyści z Białorusi: Nasta Niakrasava (głos), Igor Znyk (technika) i z Ukrainy – Zespół Hulajhorod.
MUSIC 4 BUILDINGS VOL. 07 PODZIEMNE MIASTO RZESZÓW
PERKALABA (UA) – zespół powstał kilka lat temu w Iwano-Frankowsku; to 7-osobowa grupa, której muzykę określa się jako „huculski punk-folk”. Perkalaba to przede wszystkim mistrzowska mieszanka gatunków folk, punk, rock, ska, reggae... Huculscy żonglerzy malują nimi swój niepowtarzalny, tryskający energią barwny kolaż, zmieniając koncerty w „muzyczne show-spektakle”. To szalony, na znakomitym poziomie artystycznym „muzyczny cyrk”, który nikogo nie pozostawi obojętnym.
Muzyka to zamrożona architektura Johann Wolfgang von Goethe „Music 4 Buildings” to nomadyczny projekt muzyków interdyscyplinarnej awangardowej grupy artystycznej Karbido, którego główną inspiracją i zarazem dźwiękotwórczym tworzywem jest architektura. Każda kolejna odsłona M4B ma inny charakter, sposób uprawiania muzyki zależy od warunków, jakie stwarza wybrany obiekt. Podstawowym narzędziem artystów jest Spider – wielokanałowy system rejestrowania i przetwarzania dźwięków architektury. Rzeszowska odsłona cyklu (M4B vol. 07) ma charakter zupełnie wyjątkowy – po raz pierwszy w historii projektu, grupa Karbido, wraz z zaproszonymi gośćmi, gra improwizowany koncert pozostając w podziemiach – dla widowni „naziemnej”. Muzycy rozmieszczeni na przestrzeni niemal 200 metrów, pozostają ze sobą jedynie w kontakcie akustycznym. W „Music 4 Buildings” oprócz grupy Karbido biorą udział Dakha Brakha (w składzie: Irina Kowalenko, Olena Cybulska, Nina Harenecka, Marko Halanewycz), Jurij Andruchowycz i Zavoloka, a wizuali-
39
fot.: arch. organizatora
Strefa muzyki
zacje live przygotowuje grupa CUBE (w składzie VJ Glow, VJ DaPix, VJ Ra) i VJ Laetitia Morais. Karbido w składzie: Tomasz Sikora, Peter Conradin Zumthor, Igor Gawlikowski oraz maot (Marek Otwinowski). czas: sobota 18.00–01.00 miejsce: Rynek
JAZZ ETHNO FUSION
fot.: arch. organizatora
Projekt tworzy JazzClub.Lviv, który zrzesza ponad dwustu muzyków, fanów i krytyków muzycznych, organizuje koncerty jazzowe, lekcje mistrzowskie, spotkania, wspólne improwizacje i prowadzi Ethno Club Nabutkiv – pełniący rolę ideowego centrum twórczego, łączącego muzyków, naukowców i miłośników kultury etnicznej. W koncercie biorą udział: ShockoLaD (Lwów), Tatosh Banda (Lwów – Kijów), Fusion Jam Session (Jurij Jaremczuk, Roman Bardun, Daga Dana, ShockoLaD, Tatosh Banda), Live Elektronic Project, Dj Binghi & Banda Arkan (Lwów – Kijów). Organizatorem jest Stowarzyszenie Artystów „Dzyga” ze Lwowa. KURATOR: Ihor Hnydyn
czas: niedziela 18:00–23:30 miejsce: Klub festiwalowy (przed BWA)
w bliskiej odległości od Rynku, przy dworcu PKP. Główną areną wydarzenia są stare, nieużywane hale. NoBorder zapraszają artystów wykonujących energetyczne live acty. W projekcie biorą udział zarówno młode zespoły, m.in. Rebeka & B Szczęsny, Rubber Dots, AXMusique, jak i „weterani” światowej i polskiej sceny elektronicznej: Igor Boxx, związany z wytwórnią Ninja Tunes, czy Pati Yang, jak i najlepsze polskie i ukraińskie kolektywy DJ-skie. PATI YANG to polska artystka, która większość swojej pracy artystycznej realizuje w Londynie. Każdy album Pati Yang jest mieszanką osobistych refleksji połączonych z obserwacją świata. Jej debiutancki album Jaszczurki powstał w Polsce w 1998 roku. Po przeprowadzeniu się do Anglii Pati Yang zajął się słynny management, który uwierzył w jej ogromny potencjał. Big Life Management Jazza Summersa wydaje płyty m.in. takich zespołów, jak: The Verve, La Roux, Badly Drawn Boy, Klaxons czy The Futureheads. Pati Yang: „To właśnie ‚egzotyka’ mojego pochodzenia, historia mojego dzieciństwa i mojego życia zafascynowała ludzi z Big Life Management, którzy zajęli się mną jako artystą”. Pati Yang przy okazji tworzenia najnowszego albumu przyjechała do Polski odnaleźć ten kawałek siebie, który zgubiła wyjeżdżając w 2001 roku. Faith Hope & Fury, ostatni album wydany w 2009 roku, powstawał w legendarnym londyńskim Air Studios. Tytuł albumu – w tłumaczeniu samej artystki – to trzy elementy napędzające: wiara, nadzieja oraz nieustający niepokój wewnętrzny – to w jaki sposób mieszają się ze sobą i tworzą dziwną rzeczywistość emocjonalną, w której, jak mówi sama artystka, codziennie budzi się zmuszona, by się na nowo odnaleźć i z której nieustannie czerpie inspiracje. IGOR BOXX to pseudonim sceniczny Igora Pudło z wrocławskiego duetu Skalpel, który w londyńskiej wytwórni Ninja Tune wydał dwie płyty (Skalpel 2004, Konfusion 2005), bardzo dobrze przyjęte na świecie, a w Polsce zaliczane do najważniejszych wydawnictw ubiegłego dziesięciolecia (m.in. „Paszport Polityki” w 2005 r.).
NOBORDER MUSIC
Igor Boxx (góra) Pati Yang (dół)
40
NoBorder Music Festival to elektroniczne dźwięki i muzyka alternatywna w wykonaniu czołowych przedstawicieli europejskich scen klubowych. Projekt realizowany jest na postindustrialnym terenie w centrum Rzeszowa,
Nową dekadę Igor Boxx otworzył solowym albumem pt. Breslau. Bohaterem tej płyty jest rodzinne miasto Igora – Wrocław i jego nieodległa historia. Na świecie krążek wychodzi nakładem prestiżowej londyńskiej wytwórnii Ninja Tune, a Igor Boxx tworzył go także z myślą o zachodnich słuchaczach. Najistotniejszy jest zatem
41
fot.: arch. organizatora
Strefa muzyki
sam przekaz muzyczny, atrakcyjny i zrozumiały także dla europejskiego odbiorcy, niewtajemniczonego w dzieje rodzinnego miasta twórcy. To niezwykle sugestywny, różnorodny, muzycznie bogaty instrumentalny krążek, który prowokuje słuchacza to tworzenia własnych fantazji. Doskonała synteza kilku z najciekawszych wątków współczesnej muzyki.
fot.: br-winnowphotoagency
AXMUSIQUE – choć ich brzmienie sugerowałoby raczej wpływ electro z dużą domieszką break beatu, to inspiracje muzyków wypływają z zupełnie nieoczywistych fascynacji. Z jednej strony jest to rock’n’roll wraz z charakterystycznym dla niego zamiłowaniem do energetycznych riffów i porywających partii wokalnych. Z drugiej jest to bezkompromisowa miłość do mocnych i łamanych beatów oraz głębokiego bassu. To energetyczny i taneczny miks nowej elektroniki z pasją muzyki gitarowej i breakbeatowej. REBEKA & B. SZCZĘSNY – muzyka Rebeki to mieszanka eksperymentalnego popu i elektroniki. Za tymi określeniami kryją się różnorodne kompozycje: dynamiczne, czasem liryczne, koniecznie zadziorne. Artyści starają się połączyć zabawkowe brzmienia klawisza Casio z poważnymi syntezatorami. Rebeka to przede wszystkim niesamowity głos i naturalna sceniczna charyzma. Rebeka początkowo istniała jako solowy projekt Iwony Skwarek. W 2010 roku Iwona postanowiła zaproponować współpracę Bartoszowi Szczęsnemu, który miał spełniać funkcję producenta, osoby katalizującej pomysły, ale także kompana na scenie. Od tego momentu projekt Rebeka staje się duetem. RUBBER DOTS to nowy, dwuosobowy zespół stworzony przez Anię Iwanek i Stefana Głowackiego. Ania Iwanek jako wokalistka zespołów takich jak: 6t’s Club, Funktor, Purple Chocolate, Stefan Głowacki jako klawiszowiec formacji: Afro Kolektyw, Kolorofon, Bauagan Mistrzów, Phantom Taxi Ride czy Newest Zealand. Rubber Dots to pomysł na nowoczesny i inteligentny electropop – muzykę, która nie uznaje podziału na alternatywę i mainstream, nie boi się chwytliwych melodii i tanecznych rytmów; muzykę, która na przekór obecnym trendom czerpie inspiracje raczej ze współczesnego electro i house’u. Morcheeba (góra) Krzesimir Dębski (dół)
42
czas: piątek 22:30–03:00, sobota 24:00–03:00 miejsce: teren przy Hali Obrabiarek
GRAMY RAZEM! – KONCERT INAUGURACYJNY / PREMIERA Prawykonanie kantaty Krzesimira Dębskiego i Romana Drozda, specjalnie skomponowanej na Europejski Stadion Kultury. Gościem specjalnym koncertu Gramy Razem! jest brytyjski zespół Morcheeba. Ponadto w programie występ perkusistów z wielu krajów, mapping 3D ukazujący magiczne miejsca Polski i Ukrainy, flash mob angażujący całą widownię, połączone polsko-ukraińskie orkiestry i chóry, a także wykonawcy muzyki folk, pop i rockowej wykonujący najpopularniejsze przeboje stadionowe. W tle, wokół Rynku, multimedialne projekcje stadionu piłkarskiego. Występujący to m.in.: Orkiestra Filharmonii Podkarpackiej im. Artura Malawskiego w Rzeszowie, Lwowska Orkiestra Kameralna i Chór „Leopolis” ze Lwowa, Chór Warszawskiej Opery Kameralnej, Chóry Ogólnopolskiego Programu Rozwoju Chórów Szkolnych „Śpiewająca Polska”, Grupo Puja! Transmisja na żywo w TVP 1, Narodowej Telewizji Ukrainy NTU. Kierownictwo muzyczne nad imprezą sprawuje Krzesimir Dębski. KRZESIMIR DĘBSKI jest kompozytorem, dyrygentem, skrzypkiem jazzowym, aranżerem i producentem muzycznym. Ukończył kompozycję i dyrygenturę w Poznańskiej Akademii Muzycznej. Jako lider jazzowego zespołu String Connection, a także solista koncertował w Europie, Stanach Zjednoczonych i Kanadzie. Skomponował ponad 60 utworów symfonicznych i kameralnych, m.in.: dwie symfonie, operę, oratoria, koncerty instrumentalne. Stworzył muzykę do 50 filmów fabularnych, m.in.: Kingsajz, Ogniem i mieczem, W pustyni i w puszczy, Stara Baśń, Ranczo Wilkowyje, a także seriali telewizyjnych (Klan, Złotopolscy, Na dobre i na złe, Sfora, Na Wspólnej, Ranczo). Na zamówienie LimeLight Films skomponował muzykę do niemych filmów Charliego Chaplina. Jako dyrygent prowadził koncerty z José Carrerasem, José Curą, Ewą Małas-Godlewską, Adamem Makowiczem, Wadimem Riepinem, Jeanem-Lukiem Pontym, Markiem O’Connorem, Reginą Carter, Johnem Blakiem i Nigelem Kennedym. Prowadził polskie orkiestry: Sinfonii Varsovii, Filharmonii Narodowej i NOSPR, a także Irish BBC Orchestra, Moskiewską Orkiestrę Symfoniczną, orkiestrę Filharmonii w Guadalajarze, Orchestra Teatro Municipal Rio de Janeiro, Wind Orchestra Los Angeles, Südwestfunk-Orchester. Jest laureatem I nagrody Konkursu Jazzowego w Hoeillart w Belgii (1983), Nagrody im. Stanisława Wyspiańskiego (1985), Fryderyka w kategorii „Kompozytor Roku” (2000), nagrody Philip Award za muzykę do Ogniem i mieczem (2000), nagrody na Mię-
43
fot.:DAGIO.CBA.PL
Strefa muzyki
dzynarodowym Festiwalu Filmowym w Pyrgos (2001) za muzykę do W pustyni i w puszczy, Złotej Kaczki 2003 za muzykę do Starej Baśni.
fot.: arch. organizatora
ROMAN I. DROZD to urodzony w Polsce syn ukraińskich przesiedleńców z akcji „Wisła”. Kulturowo i konfesyjnie związany z Ukrainą. Jest dyrygentem, kompozytorem, aranżerem i producentem muzycznym. Był stypendystą w Pontificio Istituto di Musica Sacra w Rzymie, Istituto Musicale „Cherubini” i Collegio „Russicum”. W 2000 roku uzyskał tytuł doktora sztuki w Akademii Muzycznej w Łodzi. Obecnie jest adiunktem w Instytucie Muzyki Akademii Pomorskiej w Słupsku. Współpracuje m.in. z Filharmonią Polską Sinfonia Baltica w Słupsku i Filharmonią Szczecińską przy realizacji form wokalno-instrumentalnych jako chórmistrz lub dyrygent oraz z Teatrem Muzycznym Vladimira Nazarova w Moskwie. Jako dyrygent poprowadził ponad 150 koncertów w Austrii, Niemczech i Szwajcarii. Pod jego batutą śpiewało wiele chórów: Chór Akademicki Politechniki Szczecińskiej im. prof. Jana Szyrockiego, Męski Chór Muzyki Sakralnej Synthagma, Chór Kameralny im. Zofii Kurowskiej, Chór Akademicki AP Iuventus Cantans. Jest autorem muzyki sakralnej (m.in. znany CD album Liturgii Pontyfikalnej Św. Jana Chryzostoma), filmowej, multimedialnej, reklamowej. Z wielką pasją prowadzi własne studio muzyczne RoMan Studio – New Music Creative Technology, w którym wyprodukował albumy muzyczne m.in. dla kanadyjskiego kwartetu Pid Oblachkom, Nadii z Toronto czy wraz z Aleksiejem Sakharovem album dla Poliny Kozhikovej z Moskwy. Za swoją działalność artystyczną, jako dyrygent, kompozytor i pedagog, otrzymał wiele krajowych i zagranicznych nagród i wyróżnień.
Camera w składzie: Bogusław Kołcz, Janusz Szczęch (trąbki), Robert Mosior, Henryk Bobulski (klarnety), Andrzej Kundys, Krzysztof Ogorzelec (rogi), Mariusz Kozak (saksofon tenorowy, puzon), Jan Miłek (tuba), Marian Rzym (perkusja), Jacek Rzym (instrumenty perkusyjne), grającej słynne marsze, walce i polki. czas: sobota, niedziela 12:00–13:00 miejsce: Park Jedności Polonii z Macierzą
WADADA – KONCERT Z UDZIAŁEM UCZESTNIKÓW WARSZTATÓW Projekt Wadada powstał w 1996 roku z inicjatywy Dominika Muszyńskiego i był kontynuacją działań zespołu G’RASSTA. W języku amharskim „wadada” oznacza „pokój i miłość”. Obecnie zespół, liczący 9 osób, gra muzykę inspirowaną tradycyjnymi rytmami Afryki, Kuby i Brazylii ze sporą domieszką słowiańskiego ducha. Instrumentarium stanowią przede wszystkim bębny: afrykańskie djembe i dunduny, kubańskie conga, agogo, cowbell, shekere i cała masa rozmaitych perkusjonaliów, oraz puzon i trąbka. czas: niedziela 15:00 miejsce: Klub festiwalowy (przed BWA)
czas: piątek 20:20 miejsce: Rynek SILENT DISCO
Wadada (góra) Silent Disco (dół)
44
ŚNIADANIE KLASYKÓW
Cicha impreza – nowy i jedyny w swoim rodzaju pomysł na projekt muzyczny.
Występ kwintetu smyczkowego Kameraliści Rzeszowscy w składzie: Robert Naściszewski, Orest Telwach (skrzypce), Elena Perepeluk (altówka), Anna Naściszewska (wiolonczela) i Sławomir Ujek (kontrabas). Prezentacja utworów mistrzów muzyki klasycznej: Wolfganga Amadeusza Mozarta, Johannesa Brahmsa, Johanna Straussa. W programie również koncert orkiestry dętej Da
czas: piątek, sobota, 23:00–02:00 miejsce: Klub festiwalowy (przed BWA)
45
fot.: arch. organizatora
Jest wiele tematów, które mogą jednoczyć
Z Jerzym Hoffmanem rozmawia Iryna Kołodijczyk
Wychowywał się Pan na pograniczu polsko-ukraińskim w latach 30. XX wieku, w Gorlicach. Jakie są Pana wspomnienia związane z tym regionem? Moi dziadowie ze strony matki mieszkali w Gorlicach. Mój ojciec urodził się na wschodzie Polski, na terenie dzisiejszej Ukrainy. Po skończonych studiach w Pradze, gdzie poznał moją matkę, osiedlił się w Gorlicach. Ja urodziłem się w Krakowie. Byłem dość późnym dzieckiem i obawiano się, że będzie to trudny poród, matka pojechała więc rodzić do Krakowa, a po porodzie wróciła do Gorlic. Poszedłem do szkoły mając lat sześć i pamiętam Gorlice z tamtego okresu widziane oczami dziecka. Moi rodzice byli lekarzami. Ojciec znał język ukraiński i bardzo często jeździł na wezwanie do okolicznych wsi, w których mieszkali Łemkowie. Przysyłano po niego konie. Jesienią i wiosną ubierał bundę – nieprzemakalną pelerynę z wielbłądziej wełny, zimą – baranicę. Łemkowie w swych barwnych strojach co tydzień pojawiali się na gorlickim rynku, gdzie odbywały się jarmarki. Dziś niestety pozostały po nich tylko cerkiewki i resztki cmentarzy. Pamięta Pan jarmarki łemkowskie? Co na nich sprzedawano? Oczywiście, że pamiętam, są to jednak takie wyspy wspomnień. Dziś, gdyby mnie Pani spytała, co jest moim wspomnieniem, a co pochodzi z opowieści rodziców, miałbym trudności z oddzieleniem jednego od drugiego. Na jarmarki przywożono wszystkie możliwe produkty rolne. Pamiętam też handel końmi, ale chyba odbywał się oddzielnie. Jarmarki te były niesłychanie barwne i wielokulturowe: uczestniczyli w nich Polacy, Żydzi, Łemkowie, zdaje się, że było też trochę kolonistów niemieckich. Jerzy Hoffman
Jakie były relacje między tymi społecznościami?
46
Jako dzieci nie bawiliśmy się z dziećmi łemkowskimi, ponieważ nie bawiliśmy się z dziećmi wiejskimi. Moimi kolegami były dzieci z sąsiednich domów, z tego samego albo sąsiedniego podwórka. Łemkowie w Gorlicach pojawiali się właściwie tylko w dni targowe – gdy przyjeżdżali coś kupić albo wtedy, gdy musieli wezwać lekarza czy załatwić jakąś sprawę, której nie mogli załatwić na wsi. W latach 30. w województwie krakowskim pojawiły się pierwsze kina. Czy w Gorlicach było kino? Gorlice, były niewielkim miasteczkiem. Okres prosperity związany z naftą miały już za sobą. Były tam dwa kina: jedno w samych Gorlicach, a drugie – w Gliniku Mariampolskim, oddalonym o około dwa kilometry. Do kina chodziliśmy całą rodziną: ojciec, matka, ja, czasem też przyjaciele rodziców. Urodziłem się w 1932 roku, a do kina pierwszy raz trafiłem w wieku 5–6 lat. Pamiętam Shirley Temple i scenę z filmu z jej udziałem, z kryształową kulą, którą dostała od dziadka. W środku kuli był domek, na który padał śnieg. Z Gorlic pamiętam przepiękny park, w którym jako dzieci bawiliśmy się w wojsko. Stojący w parku pawilon, z papierowymi lampionami – tu rodzice chodzili na dancingi. Z okolic pamiętam Magurę z pięknymi cmentarzykami z czasów I wojny światowej i czystą rzekę Ropę, w której kąpaliśmy się jako dzieci. Po latach nad zalewem, który powstał na Ropie, po tym, jak zbudowano na niej zaporę, kręciłem sceny znad Dniepru do Ogniem i mieczem. Jakie były Pana pierwsze wrażenia związane z Ukrainą? Pierwszy raz na tereny dzisiejszej Ukrainy trafiłem w 1939 roku, w czasie ucieczki przed Niemcami na wschód Polski. Z Gorlic furmanką do Zagórzan, potem pociągiem pod bombami do Tarnopola. Tu 17 września wkroczyła Armia Czerwona. Zamieszkaliśmy w Daszawie koło Stryja, ale ukraińskiego nie zdążyłem się nauczyć bo wywieziono mnie z dziadkami i rodzicami na Syberię. Szczerze mówiąc, na dobre z Ukrainą związała mnie
47
Jest wiele tematów, które mogą jednoczyć
moja żona Walentyna, która była kijowianką. Z Walą byliśmy razem przez 33 lata, niestety przegrała walkę z rakiem.
kę autora pięknego filmu Kamienny Krzyż oraz Jurija Illenko, z którym potem nasze drogi się rozeszły.
To dzięki Walentynie trafił Pan do Kijowa?
Z tamtych czasów datuje się moją przyjaźń z Romanem Bałajanem, Borysem Sawczenko, Wołodymirem Kniazjewem i Aleksandrem Kuczeriawym.
Od czasu, jak pobraliśmy się z Walą, zacząłem wyjeżdżać do Kijowa. Pierwszy raz byłem tam w 1962 albo 1963 roku. Potem pod Kijowem kręciłem Potop, a następnie, jako kierownik artystyczny, z ukraińską ekipą robiłem Trudno być bogiem. Mam tam przyjaciół, mam tam też rodzinę ze strony Wali. Matka Wali była śpiewaczką operową, zmarła, gdy Wala miała 6 lat, ojciec jej zginął w Babim Jarze. Żyją natomiast cioteczny brat Wali – profesor Trachtenberg wraz z żoną. Ich córka Oksana jest bardzo zdolną malarką i scenografką, jak również ich zięć – Serhij Khotimskij. Po dzień dzisiejszy utrzymuję kontakt z profesorem Ponomarenko – pierwszym Ambasadorem Ukrainy w Wielkiej Brytanii i jego żoną. Z Kijowa lat 60. pamiętam knajpy: Restoran przy Spartaku, Poplawok na statku na Dnieprze i Ochotniczui restoran serwujący dania z dziczyzną. Pamiętam daczę naszych przyjaciół Jeremowych za Dnieprem, bo były to czasy, gdy nie było tam jeszcze osiedli-sypialni. Oczywiście, pamiętam starą część, która teraz została tak pięknie odrestaurowana, a wtedy, w latach 60., była w takim stanie, w jakim była – Kijewo-Pieczerską Ławrę, sobór Sofijski... Czy słyszało się wtedy ukraiński na ulicach? Teraz się trochę słyszy, ale wtedy prawie wcale się go nie słyszało.
Jak wyglądały spotkania intelektualistów w Kijowie lat 60.? Spotykaliśmy się po domach, były przyjęcia, bardzo wesołe i gwarne. Był to okres po XX zjeździe KPZR i strach przed „ojcem narodów” nieco zelżał. W Polsce w owym czasie wciąż rozmawiano o polityce, jednak w Kijowie tematów politycznych nie poruszano, bo ludzie mieli zakodowane w głowach, że lepiej o nich nie wspominać. Skoro w środowisku filmowców nie rozmawialiście o polityce, to co w takim razie omawialiście? Filmy? Scenariusze? Dyskutowaliście o kinie europejskim? Nie omawialiśmy scenariuszy. Może filmowcy dyskutowali między sobą, tak jak u nas w zespołach. Nie pamiętam też, żebyśmy dużo rozmawiali o filmach, to były raczej spotkania towarzyskie. W owym czasie Polska była oknem na świat – oknem ze Związku Radzieckiego na Europę. Teraz cały świat jest otwarty, ale wtedy był niedostępny. My byliśmy, jak mówiliśmy sami o sobie, „najweselszym barakiem w obozie”. Polskie filmy cieszyły się na wschodzie ogromnym powodzeniem. Nazwisko Wajdy było znane nie tylko filmowcom. Pamiętam jak z Edwardem Skórzewskim, z naszym filmem Gangsterzy i filantropi przejechaliśmy prawie cały Związek Radziecki. Po filmach Pan Wołodyjowski i Znachor dostałem masę listów od widzów.
Kogo z ukraińskich filmowców poznał Pan wtedy? Bohdana Stupkę poznałem dość późno, przy okazji uroczystości odsłonięcia pomnika ofiar w Babim Jarze, na początku lat 90. Znałem Siergieja Paradżanowa, ale nie przypadliśmy sobie do gustu, jako ludzie. Zachwycił mnie jego film Cienie zapomnianych przodków. Nie odpowiadała mi atmosfera dworu, którym się otaczał. Poznałem też wtedy Leonida Osy-
48
Jakie zmiany nastąpiły w branży filmowej po upadku komunizmu w Polsce, po 1989 roku? Co stało się impulsem dla rozwoju polskiego filmu? Polskie kino już wcześniej się rozwijało, bo znajdowało się pod mecenatem państwa. To paradoks, ale najlepsze filmy Andrzeja Wajdy, i nie tyl-
ko jego, powstały przed rokiem 1989. Państwo dawało pieniądze. Cenzura – owszem była. Kiedy wiceminister kultury i szef kinematografii Mieczysław Wojtczak, wprowadził na ekrany kin film Wajdy Człowiek z żelaza stracił stanowisko, ale film trafił do widza. Natomiast pierwszy okres po upadku reżimu doprowadził do całkowitego krachu polskiej kinematografii. Widz przestał chodzić do kina. W pewnym momencie wydawało się, że telewizja wygrała z filmem. Zaczęto masowo zamykać kina, dopiero potem, w drugiej fazie, nastąpiło odbicie. Co spowodowało to odbicie? Sami artyści? W dużym stopniu artyści, ale nie tylko. W naszym środowisku byli też ekonomiści, producenci filmów itd. Stowarzyszenie Filmowców Polskich po długiej walce przeforsowało ustawę sejmową, która opodatkowała nadawców telewizyjnych z reklamy na rzecz kina. Filmem Ogniem i mieczem przywróciliśmy masowego widza polskiemu kinu. Mój współproducent Jerzy Michaluk i ja jako pierwsi wzięliśmy kredyt bankowy na film. Ostatni raz bank udzielał kredytu na produkcję polskiego filmu przed wojną, w 1939 roku. Od tego czasu nigdy. Zastawiliśmy bankowi nasze mieszkania w Warszawie i domy na Mazurach. W środowisku patrzono na nas jak na idiotów.
widza. Najbardziej ambitny film problemowy też musi mieć atrakcyjną formę, inaczej nie będzie miał wielkiej widowni i zostanie zdjęty z ekranu. Takie są niestety prawa rynku. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i stwierdzić, że dzisiejsza kinematografia ukraińska musi zaczynać wszystko od zera. Nie ma tak zwanego „nowego ukraińskiego filmu”, bo filmów się po prostu nie robi z braku pieniędzy. Trzeba dopiero przekonać publiczność, aby zaczęła na ukraińskie filmy chodzić. Widziałem taką szansę. Chciałem zrobić Tarasa Bulbę, ale doszło do nieporozumień i takich kłótni, że zrezygnowałem i w efekcie film zrobili Rosjanie. Jeśli chodzi o tematy związane z Ukrainą, czy miał Pan jeszcze jakiś pomysł?
Czy istniało duże ryzyko, że pożyczone pieniądze się nie zwrócą?
Zrealizowałem film dokumentalny Ukraina – narodziny narodu, który w czterech godzinnych odcinkach ukazuje historię Ukrainy od chrztu Rusi Kijowskiej niemal po dzień dzisiejszy. Film rzetelnie udokumentowany historycznie. Unikalne sensacyjne wręcz materiały ściągnęliśmy z filmotek i archiwów całego świata. Pokazałem film we Lwowie, Żytomierzu, Odessie i Kijowie. Przyjęcie przez widzów fantastyczne. Miał wejść do programów szkół, na ekrany telewizji, być wypuszczony na DVD. Nic z tego nie wyszło. Film leży i czeka.
Tak, ale zaryzykowaliśmy. Postawiliśmy wszystko na jedna kartę i wygraliśmy.
Pracowaliśmy nad Rozbójnikiem Dowbuszem, ale stan zdrowia nie pozwolił mi doprowadzić tego projektu do końca.
Jakie, Pana zdaniem, tematy mogą jednoczyć ludzi mieszkających na Ukrainie? Jaka epoka historyczna może być atrakcyjnym tematem filmowym, który przyciągnie ukraińskich widzów do kin?
Ostatnio przesłano mi książkę Wasyla Szklara Czornyj Woron – niestety zieje z niej nienawiść i ksenofobia. Jak mogę czuć sympatię do bohaterów, którzy odrąbują głowy „kitajcam po oczeriedzi”? Poza tym ciągoty do mistycyzmu są mi obce.
Nie sądzę aby należało rozdrapywać dawne zabliźnione rany między wschodem a zachodem. Epoka nie ma znaczenia. Każdy film, jeśli jest dobrze zrobiony, ma żywych ciekawych bohaterów i mówi o wiecznych namiętnościach, takich jak miłość i zdrada, przyjaźń i nienawiść, będzie miał
Mistycyzm wywodzi się z folkloru ukraińskiego i tradycyjnej kultury ukraińskiej, ale współcześnie nie jest to temat aktualny i należałoby go przełamać.
49
W Polsce równym zainteresowaniem cieszy się kino amerykańskie, jak i polskie. Na Ukrainie, która notabene jest dwujęzyczna, króluje kino amerykańskie i rosyjskie. To, że film rosyjski cieszy się na Ukrainie popularnością, wiąże się z kondycją kinematografii ukraińskiej – ostatnie filmy, na przykład Modlitwa za hetmana Mazepę Jurija Illienko, były bardzo złej jakości. Pojęcie „kino ukraińskie” stało się synonimem złej jakości, zacofania i archaicznej stylistyki. Co, Pana zdaniem, może pomóc kinematografii ukraińskiej wyjść z kryzysu i przekształcić się w dobrze prosperującą branżę? Nie jestem krytykiem i nie mam prawa oceniać poszczególnych filmów. Na Ukrainie filmów fabularnych się nie kręci, bo nie ma na nie pieniędzy. Jeśli Ukraina chce mieć swoją narodową kinematografię Wierchowna Rada musi stworzyć ustawę, która zapewni finansowanie kinematografii poza budżetem państwa. My mamy taką ustawę wzorowaną na krajach Unii Europejskiej, zwłaszcza na Francji. Opodatkowuje ona nadawców telewizyjnych z nadawanych reklam na rzecz rodzimego kina. Niełatwo będzie przeforsować taką ustawę, bo nadawcy telewizyjni będą się bronić, a politycy będą bali się z telewizją zadzierać. Ale bez takiej ustawy kina narodowego nie będzie. Pieniądze, które się pojawią nie mogą utonąć w budżecie Ministerstwa Kultury. Muszą być przeznaczone wyłącznie na powstawanie scenariuszy i realizację filmu. Nie będę tu opisywał całej struktury instytucji filmowej. Nie należy odkrywać Ameryki. Są dobre wzorce, rekomenduję Francję albo Polskę. Trzeba stworzyć kursy i stypendia dla scenarzystów, stypendia na praktyki zagraniczne dla młodych twórców. Nie należy oczekiwać natychmiastowego pojawienia się filmów wybitnych. Ale im więcej będzie powstawać filmów, tym większa szansa na hit. Widz zacznie chodzić na ukraińskie filmy. Gdy kapitał prywatny zobaczy, że na filmie można zarobić zacznie wchodzić w produkcję. Im więcej będzie widzów na rodzimych filmach, im więcej będzie pieniędzy, tym łatwiej będzie można dotować pozycje ważne dla kultury, dające szanse na kino znaczące.
50
JERZY HOFFMAN (ur. 1932) jest reżyserem filmowym, scenarzystą i producentem filmowym. Zadebiutował wraz z Edwardem Skórzewskim krótkometrażowym filmem dokumentalnym Czy jesteś wśród nich? Obaj twórcy pracowali razem do 1966 roku, realizując wiele filmów dokumentalnych i trzy pełnometrażowe fabuły. Od 1967 roku pracuje sam. Zrealizował m.in. takie filmy fabularne i telewizyjne jak Pan Wołodyjowski, Potop, Ogniem i mieczem, Stara Baśń – kiedy słońce było bogiem oraz film dokumentalny Ukraina – narodziny narodu. Jego filmy zdobywały nagrody na festiwalach filmowych w: Oberhausen, Mannheim, Wenecji, Florencji, Moskwie. Obecnie pracuje nad fabularnym filmem historycznym 1920 Bitwa Warszawska, którego premiera planowana jest we wrześniu 2011 roku. IRYNA KOŁODIJCZYK jest dziennikarką i dokumentalistką. Ukończyła Kijowsko-Mohylańską Szkołę Dziennikarską. Jest stypendystką programu stypendialnego Ministra Kultury RP „Gaude Polonia” w Szkole Reżyserii Filmowej Andrzeja Wajdy. Entuzjastka i uczestniczka międzynarodowych projektów kulturalnych na styku literatury, filmu i teatru. Inspiruje się kulturą polsko-ukraińskiego pogranicza, współczesną literaturą ukraińską i filmem europejskim. Jest w trakcie realizacji dokumentu o migrantach ukraińskich.
fot.: arch. organizatora
Sztuki performatywne
KINO POD GWIAZDĄ Przegląd nowej fali w kinie ukraińskim, prezentacja filmów polskich i ukraińskich, a także spektakli operowych. Przed projekcjami prezentacja filmu Land Art – sztuka na granicy Jarosława Koziary. czas: piątek 22.30, sobota 22:00, niedziela 21:00 miejsce: Podzamcze
bohaterem jest czterdziestoletni Jacek Mróz, były zawodnik reprezentacji piłkarskiej Polski, obecnie życiowy rozbitek i mieszkaniec warszawskiego Dworca Centralnego. Postanawia skompletować drużynę piłkarską złożoną z towarzyszy niedoli. Gdy udaje mu się tego dokonać, zespół zaczyna treningi. Tymczasem Jacek się zakochuje. Niebawem jego drużyna ma reprezentować Polskę w mistrzostwach świata bezdomnych... czas: sobota 22:00–24:00 miejsce: Podzamcze
PRZEGLĄD FILMOWY KINOUKRAINA
KRÓL ROGER, reż. M. Treliński, PL, 112 min fot.: Z. Kaczmarek
Dzięki tegorocznej ukraińskiej edycji ART.BOX, podczas Europejskiego Stadionu Kultury, powstał dobry grunt dla premierowego przeglądu ukraińskiej twórczości filmowej. Rzeszowski pokaz obejmuje filmy krótkie i średniometrażowe, składające się na skondensowaną kolażową projekcję: film animowany Twerdyj (reż. Stepan Kowal, 2009, 17 min), dokument Radunycia (reż. Roman Bondarczuk, 2010, 15 min), dokument Na bagnach (reż. Maksym Surkow, 2003, 25 min), seria animacji Moja kraina – Ukraina (różni reż. ze studia NovatorFilm, 2010–2011). Przewidziana jest też prapremiera dokumentu Ostatnia granica (reż. Bartosz Blaschke, 2011, 15 min) podejmującego temat wolności w sztuce, snuty wokół ukraińskiej trasy koncertowej polsko-szwajcarskiego zespołu Karbido i Jurija Andruchowycza. Pokaz odbywa się we współpracy z Myrosławą Haniuszkiną i Olą Mychajluk z ArtPola. czas: piątek 22:30–24:00 miejsce: Podzamcze
Jest to pokaz filmowy opery Król Roger Karola Szymanowskiego, do libretta Jarosława Iwaszkiewicza, w reżyserii Mariusza Trelińskiego, zarejestrowany podczas premiery spektaklu w Operze Wrocławskiej. Opera ta jest przejawem fascynacji polskiego kompozytora kulturą śródziemnomorską. Tytuł dzieła nawiązuje do historycznego władcy Sycylii w XII wieku, Rogera II. Centralne miejsce w opowieści zajmują bogowie: Dionizos i Apollo, którzy są archetypami pasterza i sycylijskiego władcy. Ich perypetie zmuszają do filozoficznej refleksji nad istotą wiary i relacjami między Bogiem a człowiekiem. Prezentacja odbywa się we współpracy z Narodowym Instytutem Audiowizualnym. czas: niedziela 21:00–23:00 miejsce: Podzamcze
ZNAK ZORRO – NIEMY MOVIE / PREMIERA BOISKO BEZDOMNYCH, reż. K. Adamik, PL, 2008, 126 min Przegląd filmowy Kinoukraina (góra) Niemy Movie (dół)
Film w reżyserii Katarzyny Adamik to opowieść o grupie nieoszczędzanych przez los ludzi, których łączy zamiłowanie do piłki nożnej. Głównym
Niemy Movie to zespół młodych artystów, którzy wykonują muzykę i dubbingi na żywo do starych niemych filmów. Bawią się konwencjami i stylami, konstruują całą ścieżkę dźwiękową filmu – od muzyki, przez efek-
55
fot.: arch. organizatora
Sztuki performatywne
ty specjalne, do zabawnych i zaskakujących dialogów. Projekt powstał w 2008 roku z inicjatywy Michała Koncy. W programie Europejskiego Stadionu Kultury znajduje się wykonanie przez zespół Niemy Movie muzyki i dubbingu do filmu Znak Zorro (reż. Fred Niblo, 1920). To opowieść o pierwszym amerykańskim superbohaterze, który pomagał biednym. Znakiem rozpoznawczym Zorro było zamaszyste „Z” wycinane szpadą na twarzach przeciwników. Wersja z 1920 roku to pierwsza z wielu ekranizacji jego losów. W skład zespołu wchodzą: Wojtek Błażejczyk (gitara meksykańska, gitara klasyczna, bas, perkusjonalia), Grzegorz Drojewski (dialogi, dubbing, śpiew), Janek Jędrzejczyk (gitara klasyczna, bas, perkusjonalia), Maciej Zych (gitara akustyczna, saksofon tenorowy).
fot.: arch. organizatora
czas: piątek 19:30–21:00 miejsce: Teatr Maska
OSTATNIA GRANICA / PREMIERA, reż. B. Blaschke, PL, 2011, 15 min
Ostatnia granica (góra) Land Art – sztuka na granicy (dół)
56
Jest to dokument nakręcony podczas trasy koncertowej „Aperitif” grupy Karbido i Jurija Andruchowycza po Ukrainie w kwietniu 2011 roku. Film nie jest tylko zapisem przebiegu trasy koncertowej, ale opowiada o wolności w sztuce i fenomenie wspólnego działania artystów z różnych kręgów kulturowych. Jest opowieścią o granicach, które trzeba przekraczać, aby móc działać wspólnie. W filmie dochodzi do zderzenia trzech percepcji: świata zachodniego, środkowoeuropejskiego i wschodnioeuropejskiego. Ostatnia granica mówi m.in. o tym, że nie tylko narodowość, polityka i geografia wyznaczają bariery naszej wolności, ale przede wszystkim wyznaczamy je my sami – naszą świadomością, determinacją i wolą. Całość, uzupełniona fragmentami koncertów i scenami „życia w trasie”, nadaje dokumentowi charakter muzycznego filmu drogi z socjologiczno-filozoficznym podtekstem. Producentem filmu jest Narodowe Centrum Kultury i Hermetyczny Garaż.
Prezentacja dwukrotna: piątek 17:00, miejsce: Teatr Maska (podczas spotkania Jurija Andruchowycza i Bohdana Zadury) oraz niedziela 22:00, miejsce: Podzamcze.
LAND ART – SZTUKA NA GRANICY / PREMIERA, reż. J. Koziara, PL, 2011, 30 min Land Art – sztuka na granicy to wielowątkowa opowieść filmowa o przekraczaniu granic: państwowych, narodowościowych, społecznych i mentalnych. Reportaż pokazuje powstawanie monumentalnego land artu na granicy polsko-ukraińskiej. Projekt, którego celem jest zbliżenie i wypracowanie nowego oblicza kulturowo-duchowego obszarów pogranicza, powstał z inicjatywy o. Stefana Batrucha, zaś ideą przewodnią realizacji Jarosława Koziary jest sztuka, która wychodzi w pozamuzealną przestrzeń i angażuje się w szerzenie wartości społecznych i duchowych. Pierwsza część filmu pokazuje niepełną realizację land artu w 2008 roku w przygranicznych miejscowościach Dołhobyczów (PL) i Uhryniw (UA). Druga część filmu to dokumentacja wyprawy w 2011 roku i realizacji w miejscowościach Horodyszcze (PL) i Waręż (UA). Koncepcja filmu zakłada, że land art jest nie tylko znakiem artystycznym, symbolicznie znoszącym granice, ale także przekazem społecznym, jaki niesie za sobą realizacja projektu w tak szczególnym miejscu. czas: piątek 22:30 i sobota 22:00 miejsce: Podzamcze
STADIO.UA–194 METRY SZTUKI Stadio.UA–194 metry sztuki to prezentacje artystów ukraińskich skupionych w legendarnym Stowarzyszeniu Artystów „Dzyga”. „Dzyga” od dwóch dekad jest generatorem awangardowej sztuki, w unikalny sposób
57
fot.: arch. organizatora
Sztuki performatywne
łącząc różne jej gatunki w największym niezależnym centrum kultury we Lwowie. W ramach projektu odbędą się: Akcja w mieście Serhija Petluka, stypendysty programu „Gaude Polonia”
łego dzięki pomysłowi kolekcjonera Wojciecha Jamy. Wystawa towarzysząca „Dobranocka na sportowo”, przygotowana z okazji Europejskiego Stadionu Kultury. czas: niedziela 10:00–18:00 miejsce: Muzeum Dobranocek
„Ostatnie Imperium. 20 lat później” – wystawa zdjęć Serhija Maksymiszyna miejsce: Biuro festiwalowe (BWA) WARSZTATY DLA CAŁEJ RODZINY „Universal Spaces” – wystawa zdjęć Konstatyna Smoljaninowa miejsce: Biuro festiwalowe (BWA) „194 metry sztuki” – wystawa kolektywu Photo-club „5x5” największego nieformalnego stowarzyszenia fotografów ze Lwowa, organizującego wystawy, konkursy fotograficzne, warsztaty i wykłady dotyczące zagadnień współczesnej fotografii światowej. miejsce: Letni Pałac Lubomirskich
Cykl warsztatów plastycznych, teatralnych, muzycznych i fotograficznych dla dzieci i dorosłych: warsztaty okołofotograficzne, recy-kukła, wlepkarskie, tajniki teatru cieni, plakatu, etnodesign, ekoart, warsztaty bębniarskie. czas: piątek–niedziela (patrz program) miejsce: park przed BWA, Biuro festiwalowe (BWA)
Jazz Ethno Fusion to projekt muzyczny JazzClub.Lviv (zrzesza ponad dwustu muzyków, fanów i krytyków muzycznych oraz prowadzi Ethno Club Nabutkiv – centrum warsztatu twórczego, które łączy muzyków, naukowców i miłośników kultury etnicznej). Więcej o koncercie w strefie muzyki. czas: niedziela, 14 sierpnia, godz. 18:00–23:30 miejsce: Klub festiwalowy (przed BWA)
NIEDZIELA FILMOWA DLA DZIECI
Jazz Ethno Fusion
58
Prezentacja bajek z ulubionymi bohaterami polskich filmów dla dzieci: Jackiem i Agatką, Gąską Balbinką, Kotem Filemonem, Pingwinem Pik-Pokiem, Misiem Uszatkiem, Bolkiem i Lolkiem oraz Koziołkiem Matołkiem. Po projekcji możliwość zwiedzania Muzeum Dobranocek, powsta-
59
fot.: arch. organizatora
Kronika jednego zboczenia
Jurij Andruchowycz (tekst przełożyła Natałka Rymska)
Moja współpraca z Karbido zaczęła się jakby przez przypadek. Nikt z nas nie miał wrażenia, że będzie ona trwać i rozwijać się. Tymczasem w kwietniu ubiegłego roku minęło już sześć lat. Jest to duży kawał życia, zgodzicie się chyba. We Wrocławiu co roku odbywa się festiwal poezji Port Literacki Wrocław – wydaje się, że to największe tego typu wydarzenie w Polsce. Jego niezmienny szef i inicjator, Artur Burszta, w kwietniu 2005 roku wydał antologię współczesnej poezji ukraińskiej Wiersze zawsze są wolne i mój ostatni w tym czasie (i teraz, w końcu, też) tomik Piosenki dla martwego koguta – obie książki w tłumaczeniu Bohdana Zadury. Do programu został też szczęśliwie dodany opublikowany w innym miejscu tomik Andrija Bondara Jogging. Tak więc, na wrocławskiej scenie niespodziewanie pojawiło się dużo poezji ukraińskiej – tak w wersji oryginalnej, jak w polskim przekładzie. Przy tym oryginalne teksty czytane były przez samych autorów – ukraińskich poetów Mykołę Riabczuka, Nazara Honczara, Ostapa Sływynskiego, Andrija Bondara, Serhija Żadana. Ktoś jeszcze? Artur Burszta prosił, żebym przyjechał dzień wcześniej na próbę czytania wierszy do muzyki grających razem wrocławskich zespołów Karbido i Kormorany. W końcu, formacja ta miała towarzyszyć występom wszystkich poetów. Ale w moim przypadku miał to być nie tylko „podkład dźwiękowy”, a mniej lub bardziej pełne, choć improwizowane, kompozycje. Muzykom i mnie od razu spodobało się to, co robimy. Publiczności, wydaje się, też. Na pożegnanie powiedzieliśmy sobie: „Dobrze byłoby kiedyś razem nagrać płytę”.
Jurij Andruchowycz
60
Artur Burszta nigdy nie zaproponowałby mi „pośpiewać” z Karbido, gdyby nie „Andruchoid” – polsko-ukraiński projekt muzyczno-poetycki, którego efektem była płyta. Nagrano na niej muzykę Mikołaja Trzaski (saksofony, klarnet basowy), Wojtka Mazolewskiego (bas, gitara) i Macia Moret-
tiego (perkusja, zabawki) oraz moje wiersze w moim wykonaniu. Samego zaś „Andruchoida” nie byłoby, gdyby nie moje występy z Trzaską, grupą Łoskot i Andrzejem Stasiukiem w ramach literacko-muzycznego projektu „Moja Europa 2” (Kijów i Lwów, 2001) oraz – znów – z Trzaską i braćmi Olesiami (bas i perkusja) w ramach projektu „Maskult” (Kijów i Charków, 2003; ze strony ukraińskiej, oprócz mnie, udział wzięli poeci Serhij Żadan i Andrij Bondar). Płyta Andruchoid została nagrana w ciągu dwóch dni we wrześniu 2003 roku we Lwowie. W lutym 2005 roku, od razu po pomarańczowej rewolucji i innych cudownych zmianach, wreszcie ujrzała światło dzienne, czemu towarzyszyło tournée przy wypełnionych salach w Kijowie, Charkowie, Dniepropietrowsku i Lwowie. Kiedy więc w kwietniu tego samego roku zgodziłem się na propozycję Artura Burszty „wyśpiewania” swoich wierszy z „Karbidokormoranami”, miałem już pewne doświadczenie w wykonywaniu własnych wierszy do muzyki granej na żywo. A muzyka ta powstawała przy mnie, tzn. stawała się też moją. W styczniu 2006 roku Artur Burszta zorganizował dla nas we Wrocławiu sesję nagraniową. W tym czasie ustalił się skład muzyków – Karbido w czystej postaci: Paweł Czepułkowski (perkusja), Igor Gawlikowski (gitara), Marek „maot” Otwinowski (bas, wokal), na końcu dołączył do nas Michał „Michael” Litwiniec (saksofony i inne, w tym egzotyczne, instrumenty). Teksty sześciu wierszy z tomiku Piosenki dla martwego koguta wybrałem wcześniej, chyba jeszcze jesienią. Kiedy przyjechałem na sesję, „Karbidy” już nagrały muzyczne wersje każdego z nich. Pozostało tylko nagrać mój głos i partię Michaela, a następnie wszystko wyszlifować. Pierwsze dwa dni właśnie tym się zajmowaliśmy. W ciągu ostatnich dwóch dni nagrane zostały jeszcze trzy utwory, w tym Kozak Jamajka, od którego, tak naprawdę, na naszym pierwszym wspólnym wystąpieniu wszystko się zaczęło. Nagraliśmy wtedy też dawną piosenkę kozacką Zielona leszczynońka – „Karbidy” jakby ją w locie podchwyciły, ułożywszy z mojego zaśpiewu dość skomplikowaną melodię. Bez tych dwóch kawałków wciąż nie możemy sobie wyobrazić żadnego z naszych koncertów. Tak więc do albumu weszło dziewięć utworów, o łącznej długości nieco ponad 40 minut.
61
Kronika jednego zboczenia
Nad nazwą albumu długo się nie zastanawiałem. Pierwsze skojarzenie, które przychodzi mi do głowy w związku z „Karbidami” – to skojarzenie alkoholowe. Dawno, dawno temu, czyli jeszcze w 1984 roku, byłem żołnierzem radzieckiej armii w rejonie Winnicy. Ludność tamtejsza na masową skalę pędziła samogon, który to my, wojskowi, potajemnie i bardzo chętnie kupowaliśmy. Był on obrzydliwy w smaku i dosłownie walił z nóg. Potem dowiedziałem się, że aby osiągnąć właśnie te dwie unikalne cechy bimbru, dodawano do niego karbid. Płytę nazwaliśmy więc Samogon. Taka sobie mocna substancja duchowa, wyprodukowana w domu i własnymi rękoma. W kwietniu tegoż 2006 roku Artur Burszta wydał polską wersję albumu, nad którą bardzo starannie pracował Tomek Sikora i ją remasterował. Od tego czasu stał się on jednym z członków Karbido. Premierowy koncert zagraliśmy na następnym Porcie Wrocław – dokładnie rok po tym, jak się poznaliśmy. Nasza współpraca nie byłaby możliwa, gdyby moje wiersze nie znalazły dla siebie świetnych polskich tłumaczy. „Karbidzi” jako muzycy są bardzo wnikliwi i perfekcyjni. Teksty, za które się biorą, chcą rozumieć aż po najdrobniejsze niuanse. I nie tylko rozumieć, ale również odczuwać do najgłębszych cząstek elementarnych. Dlatego chcę tutaj wyrazić szczególne uznanie i podziękowanie dla Bohdana Zadury, który przetłumaczył Piosenki dla martwego koguta, i Jacka Podsiadły, który przetłumaczył Egzotyczne ptaki i rośliny. Mając tak genialnych tłumaczy, jestem bardzo szczęśliwym autorem. Drugi z wymienionych przekładów umożliwił nam pracę nad nowym albumem – Cynamon. Miejsce urodzenia Cynamonu to Drohobycz, mała ojczyzna Brunona Schulza. Właśnie jemu poświęcony jest festiwal, który odbywa się tam co dwa lata. Organizatorką i duszą festiwalu jest dyrektorka lokalnego centrum polonistycznego, Wiera Meniok. To ona zaprosiła nas z Karbido na występ festiwalowy z Schulzowskim spektaklem poetycko-muzycznym. Koncert odbył się w maju 2008 roku na wewnętrznym dziedzińcu ratusza drohobyckiego, w bardzo skupionej, przedwieczornej atmosferze. Pier-
62
wotnie Cynamon brzmiał nieco łagodniej i o wiele bardziej lapidarnie niż to, co teraz można usłyszeć w albumie o tej samej nazwie. Swym elektronicznym brzmieniem „Pra-Cynamon” mógł budzić skojarzenia z małomiasteczkową kafejką internetową, gdzie zamiast instrumentów słychać dźwięki komputerowe. W tym samym roku, ale już we wrześniu, świat wreszcie ujrzała ukraińska wersja Samogonu, a my ruszyliśmy w trasę promocyjną po Ukrainie i zagraliśmy pięć koncertów (Użgorod, Lwów, Kijów, Dniepropietrowsk, Tarnopol). Od tego czasu rozpoczęła się nasza współpraca z kijowską agencją artystycznną Art-Pole i grupą VJ „KUB” z Iwano-Frankowska. Dzięki tym partnerom nasze koncerty wzbogaciły się o elementy wizualne. Projekcje wideo na dużym ekranie, które towarzyszyły naszym występom w „Samogon-tournée”, nie były jeszcze pracami autorskimi w pełnym sensie – był to raczej VJ-ing połączony z fragmentami wideo i nagrywanymi na żywo. Jednak w ten sposób udało się znaleźć trójjedyną formułę dla naszych następnych koncertów: muzyka – słowo – wizja. Wspominając „Samogon-tournée”, warto zauważyć, że w jego trakcie zaczęliśmy systematycznie pracować nad nowym cyklem moich wierszy – India. Pierwsze trzy części Indii powstały w trasie podczas koncertów. Następnie przetestowaliśmy na publiczności kilka nowych rzeczy z przygotowywanego albumu. Nagraliśmy go w Warszawie w marcu 2009 roku i zatytułowaliśmy go Cynamon (z dodatkiem Indii). W rzeczywistości było to przetworzenie materiału, który został wykonany w Drohobyczu. Dźwięk został wzbogacony o partię perkusji wykonywaną przez Szwajcara Petera Conradina Zumthora. W ten sposób w naszym projekcie polsko-ukraińskim pojawił się ważki dodatek szwajcarski. Koncertowa premiera programu Cynamon (z dodatkiem Indii) odbyła się w sierpniu 2009 roku w Kazimierzu Dolnym na festiwalu filmowym Dwa brzegi. Jesienią pojawiła się polska wersja płyty, a w kwietniu następnego roku ukraińska. Obie były promowane przez tournée – na Ukrainie w kwietniu (Iwano-Frankowsk, Lwów, Winnica, Odessa, Dniepropietrowsk, Kijów) i w Polsce w maju (Jelenia Góra, Ostrów Wielkopolski,
Zielona Góra, Poznań, Warszawa, Łódź, Katowice, Krasnystaw, Lublin). Punktem kulminacyjnym trasy był koncert na kolejnym festiwalu Brunona Schulza w Drohobyczu – jako swoisty powrót do cynamonowych źródeł. Właśnie w trakcie tournée 2010 roku zaczęła powstawać następna, trzecia część trylogii – Absynt. Projekt odwołuje się do mojej powieści Perwersja, dobrze znanej zarówno czytelnikom ukraińskim, jak i polskim. Powieść skupia się na tajemniczej historii poety i podróżnika Stanisława Perfeckiego, który w marcu 1993 roku pojawia się w mieście widziadeł, Wenecji, a następnie, przeżywszy tam wiele fantastycznych przygód i bez pamięci zakochawszy się, na zawsze znika z „widocznej powierzchni świata”.
Duża, epicka premiera Absyntu odbędzie się w końcu bieżącego roku, 18 grudnia, w hali kijowskiego konserwatorium. Na koniec zdradzę jeden sekret: bardzo bym nie chciał, by na tym wszystko się skończyło.
Na razie wyobrażamy sobie Absynt jak oryginalną, trwającą od 60 do 80 minut, ścieżkę dźwiękową do filmu, kręconego przez nieznanego reżysera (przez samego Perfeckiego?) na podstawie Perwersji, nigdy jednak niezrealizowanego. Wszystko czym dysponujemy, to fragmenty, pozostałości, epizody, urywki, aluzje do dawnej całości, pojedyncze utwory, suity, melodeklamacyjne monologi i dialogi, wersje instrumentalne zapomnianych oper i kantat. Wielojęzyczność i wieloznaczeniowość – zarówno w odniesieniu realnym, jak i w przenośni. Nazwa Absynt jest aluzją do ulubionego napoju dekadentów, która to nazwa, załamując się w pryzmacie „tekstów Perfeckiego”, niesie w sobie wieść z Kraju Piołunowego (Ukraina po katastrofie w Czarnobylu – bo „czarnobyl” to inna nazwa piołunu) i wyraża bolesny jego brak w nowoczesnej Europie (angielskie „absinth” współgra tutaj z „absent”). Nasza współpraca artystyczna przy tym projekcie sama w sobie staje się zaprzeczeniem tej nieobecności. Ostatecznym celem jest stworzenie wielopoziomowej, skomplikowanej i pasjonującej akcji złożonej ze słów, intonacji, muzyki, światła, klipów wideo. Tymczasem, póki Absynt się destyluje, chcemy zaoferować szerokiej publiczności nasz „Aperitif” – rodzaj mieszanki „the best of” wszystkich naszych wcześniejszych prac i kilku premier absyntowych.
63
ilustr.: M. Wosik, 2011
Sztuka na terenie
DZISIAJ POLSKA – PRACE 11. EDYCJI KONKURSU GALERII PLAKATU AMS
PODWIDOKI – INSTALACJE ARTYSTYCZNE W PRZESTRZENI MIEJSKIEJ
Konkurs na plakat organizowany jest od 2004 roku przez firmę reklamy zewnętrznej AMS. W tym roku zadaniem uczestników było zaprojektowanie plakatu, który będzie promował Polskę podczas prezydencji w Unii Europejskiej. Hasło konkursowe brzmiało: „Dzisiaj Polska”.
Podwidoki to spotkanie młodych twórców działań ulicznych w przestrzeni miejskiej i fuzja na symbolicznym moście Lwowskim w Rzeszowie młodych artystów z Polski i Ukrainy. Twórcy projektu anektują ulice Rzeszowa i rzekę Wisłok przez cały festiwalowy weekend. W ramach sztuki ulicy (street artu) sięgają po odpowiednie środki artystycznego wyrazu: murale na filarach kładek i mostów, schodach, studzienkach, a także przemiana rzeki poprzez realizacje artystyczne.
czas: piątek 12.00–22.00, sobota–niedziela 10.00–22.00 miejsce: Klub festiwalowy (przed BWA)
czas: piątek–niedziela miejsce: przestrzeń miejska PROJEKT U – KOLEKTYW SPUTNIK PHOTOS Projekt U to inicjatywa członków Sputnik Photos, międzynarodowego kolektywu fotograficznego zrzeszającego artystów z Europy Środkowo-Wschodniej. Na wystawę złożyło się 45 zdjęć, którym towarzyszą krótkie eseje, składające się na niezwykłą opowieść o Ukrainie, kraju wciąż poszukującym własnej tożsamości. Prezentując ludzi i miejsca, od kopalni Donbasu do górskich wiosek w Karpatach i osad tatarskich na Krymie, Projekt U opowiada o skomplikowanym procesie poszukiwania swojego miejsca w świecie. Twórczość artystów ze Sputnik Photos koncentruje się wokół ważnych problemów współczesności. Kolektyw zrealizował m.in. projekt „At the Border”, dotyczący nielegalnego rynku pracy w krajach Unii Europejskiej, oraz album IS(not), prezentujący sytuację Islandii, państwa o pięknych krajobrazach, które – w obliczu międzynarodowej recesji – stanęło na krawędzi bankructwa.
EUGENIUSZ – PRZESTRZEŃ DZIAŁAŃ TWÓRCZYCH SKIEROWANA DO NAJMŁODSZYCH Instalacje zaprojektowane przez polskich artystów, w całości przedstawiające twarz EUgeniusza. Można wspinać się po jego NOSIE, pociągnąć za WŁOSY, pomalować USTA i sprawdzić, czy dobrze patrzy mu z OCZU, a po krótkim odpoczynku w wielkich DŁONIACH, wpaść do UCHA i posłuchać muzyki. EUgeniusz to interdyscyplinarny projekt dla dzieci spajający działania stymulujące wyobraźnię, łączące muzykę, teatr, sztuki wizualne i naukę. Instalacje angażujące nie tylko wzrok, ale także węch, słuch, dotyk i smak. Program EUgeniusza wypełniają interaktywne działania warsztatowe. EUgeniusz jest częścią Krajowego Programu Kulturalnego Polskiej Prezydencji 2011 – uwaga na kulturę!, na który składa się półroczny cykl wyjątkowych wydarzeń i projektów artystycznych (w tym Europejski Stadion Kultury), prezentowanych w ramach przewodnictwa Polski w Radzie Unii Europejskiej.
FOTOGRAFOWIE: Jan Brykczyński (Polska), Andrej Balco (Słowacja), Andrei Liankevich (Białoruś), Agnieszka Rayss (Polska), Rafał Milach (Polska), Filip Singer (Czechy), Ivan Kurinnoy (Rosja), Janis Pipars (Łotwa), Justyna Mielnikiewicz (Gruzja) KIEROWNIK PROJEKTU: Christine Medycky (Altemus) EDYCJA: Maria Mann (Senior Managing Editor, European Press Photo Agency)
PRODUCENT WYKONAWCZY SCENY: Fundacja Form i Kształtów
czas: piątek 18.00 (wernisaż), sobota–niedziela 10.00–22.00 miejsce: Biuro festiwalowe (BWA)
czas: piątek–niedziela miejsce: przy BWA
Dzisiaj Polska
66
67
fot.: H. Prus
Dusza czy duszaaa, czyli podwórko – świat
Olena Leonenko
zatrzymał się i umarł. Zgasło światło. Odebrano nam dokumenty, a bez dokumentów w Związku Radzieckim, nawet w czasach „pierestrojki”... tego nikomu nie życzę. Długi cień gułagu.
Urodziłam się na Ukrainie, w Kijowie, ale tak naprawdę pochodzę z podwórka-studni przy ulicy Michajłowskaja 24. W dniu urodzin za plecami miałam plac Rewolucji Październikowej, teraz Majdan Nezależności, czyli Niepodległości; przed sobą – pomnik Bohdana Chmielnickiego, oczywiście na koniu; po lewej – sobór św. Zofii („zofia” znaczy mądrość; świątynię zbudowano za czasów Jarosława Mądrego, około 1037 roku; jest to zabytek klasy zero, wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO); a po prawej – duży szary budynek Centralnego Komitetu Komsomołu Ukrainy (dziś Ministerstwo Spraw Zagranicznych).
W moim przedziale zapanował strach... Ktoś się modlił, ktoś zawijał wódkę w dziecięce ubranka, ktoś chował pierścionki we włosach, zegarki w majtkach, a papierosy w biustonoszach. Pociąg przestawiano na inne tory – „europejskie”. Więc wagony ruszyły ku górze i zaczęliśmy lewitować. Była druga w nocy. Dla dodania sobie odwagi pociągnęłam łyk samogonu z butelki – made by my father – przeznaczonego na prezent i zaczęłam odmawiać piosenkę, którą moja mama zawsze śpiewała, kiedy była przerażona. Lelum Polelum. Znam tę pieśń od czwartego roku życia, czyli od czasu, kiedy nauczyłam się, co to strach.
Jako Rosjanka jestem patetyczna (mam to po ojcu Rosjaninie).
Myślałam, że jadę na miesiąc, a wyszło wiele lat. Strach, rzecz jasna, zabrałam ze sobą, zawinęłam go w długą kolorową spódnicę, którą specjalnie uszyłam na drogę, wcisnęłam między dwa czarne T-shirty z krótkim rękawem, kurtkę i kilka książek: Idiotę Dostojewskiego, Medytacje dynamiczne Osho, Zbiór wybranych opowiadań Czechowa, Martwe dusze Gogola. No i bajki, wierzenia, rytuały wschodnich Słowian, które udało mi się wydostać z niedostępnych archiwów w Kijowie. Wiozłam też skrzypce ręcznej roboty, teksty i nuty kilkuset unikalnych pieśni ukraińskich.
Jako Ukrainka bardzo się tego wstydzę (wstyd mam po matce Ukraince). Jako od pewnego czasu Polka – próbuję złapać do tego dystans. Dystans! To słowo istniało dla mnie tylko w sensie terytorialnym, geograficznym itd. Dopiero w Polsce zaczęło nabierać nowych, nieoczekiwanych i ważnych znaczeń. Wracając do dystansu po ukraińsku – w mojej kamienicy ludzie żyli bardzo blisko siebie. Głośno, tłocznie i czujnie. Wszyscy uważnie przyglądali się sobie nawzajem, ściany miały uszy, a termin „prywatność” nie istniał w naszym podwórkowym słowniku. Za to trwała bezwzględna walka o sznur do suszenia bielizny. Oczywiście bieliznę sąsiadów znało się na pamięć. Każdą plamę, cerę i łatę. Olena Leonenko
68
Dystans po polsku zaczęłam ćwiczyć już na przejściu granicznym w Brześciu, wiosną 1990 roku. To był mój pierwszy wyskok z „obozu”. Pociąg
Za sobą zostawiłam szkołę baletową, szkołę muzyczną, pantomimę, ucieczkę z domu do cyrku (marzyłam o tym, żeby zostać klownem, a przydzielono mi numer „kobieta guma”). Z cyrku do teatru, no i pierwszą, nieudaną próbę miłości z długonogim malarzem Kostią, który palił dwie paczki Biełomorów dziennie i nosił welwetowe spodnie w kolorze nieba... Kostia twierdził, że jest z pochodzenia Polakiem i był z tego bardzo dumny. Ponieważ odwagi mi nie przybywało, pociągnęłam jeszcze kilka łyków „prezentu” i, nie bardzo wiedząc kiedy, zamieniłam się w emigrantkę, czyli displaced person. A im bardziej byłam displaced, tym bardziej hałaśliwe stawało się podwórko przy ulicy Michajłowskaja 24. Podwórko-studnia, na którym się wszystko zaczęło...
69
Dusza czy duszaaa, czyli podwórko – świat
Pięciopiętrowa kamienica, w stylu neoklasycystycznym, odrobinę zniszczona przez wojnę i czas. Mieszkali w niej Rosjanie, Ukraińcy, Gruzini, Ormianie, rodziny mieszane, Żydzi, antysemici, kilka psów i dużo kotów. Jedni truli psy, inni koty. Z okien mieszkań płynęła muzyka. Pieśni. Różne. Na przykład: Nese Gala wodu, Oj moroz – moroz, Oj czyjeż to żyto, Tiomnaja noc, Serce, Lekko jest na sercu od pieśni wesołej albo List do przyjaciół Bułata Okudżawy: „Mówmy sobie nawzajem komplementy, rozpieszczajmy się, przecież życie jest takie krótkie”.
„Szkołę Salomona, szkołę tańców balowych”. O miłości córki pana Joffe śpiewały wyłącznie w jidysz. Pamiętam jedną z piosenek, której nauczyła mnie Tatiana, najstarsza córka Joffów – Papir is dokh vais. To opowieść o młodzieńcu, który pisze list do swojej ukochanej: „Moja jedyna, ten papier jest nie dość biały, żeby opisać biel Twojej skóry. Ten atrament, nie jest dość czarny, żeby opisać czerń Twoich pięknych włosów. A moja miłość do Ciebie jest wieczna. A nasze życie i nasza śmierć, spoczywają tylko w rękach Boga”.
Mój ojciec najbardziej kochał piosenki, tzw. „blatnyje”, a bezwzględnym mistrzem dla niego był Włodzimierz Wysocki. Codziennie wynosił na balkon wielki magnetofon szpulowy, nastawiał go na pełny regulator i ogłuszał całe podwórko słowami Wysockiego „tak to się jakoś porobiło, chłopaki, że teraz ani w cerkwi ani w knajpie nie znajdziesz już Boga”.
Piętro pod nami mieszkali Gruzini. Oczywiście prócz znanej na całym świecie ulubionej piosenki Stalina Suliko śpiewali też Tbiliso i Czita drita, czita margarita z filmu Kin-dza-dza, a także inne piosenki z filmów reżysera Georgia Danelii.
Sąsiedzi protestowali, ale ojca się bali, milicji na tatę się nie skarżyli, bo jej bali się jeszcze bardziej. Ojciec jedną ręką podnosił sto kilogramów, też bardzo dobrze wiedział, co to strach. Lekcje życia brał w poprawczaku, gdzie dostał ksywkę „Figa”. Figa stała się jego życiowym drogowskazem. Pokazywał ją całemu światu – „tyle od was dostałem, tyle wam daję”. Na obu udach własnoręcznie wydziergał sobie tatuaże. Na lewym, od strony serca: „Nie zapomnę matki rodzonej”, na prawym, ozdobiony grobowym wieńcem: „Nie mam szczęścia od dzieciństwa”. Oba z błędami ortograficznymi. Miesiąc temu, opiekując się moim teraz już ciężko chorym ojcem, odkryłam jeszcze jeden zamaskowany tatuaż. Ukrywał go przed wszystkimi prócz żony: „Nigdy nie zapomnę zamordowanego przez Stalina ojca”. Piętro nad nami mieszkał Iosif Rówimowicz Joffe. Dentysta. Jego piękna żona Nina, była o głowę wyższa od męża, poza tym urodziła mu cztery córki i uczyła śpiewu. Pochodzili z Odessy. Od dziesięciu lat nieustannie powtarzali, że w Kijowie są tylko przejazdem, że za chwilę, no najpóźniej – za rok, wrócą do Odessy! Wieczorami brali się za ręce i tańczyli
70
Z okna naprzeciwko, Lusine, Ormianka, średnia córka państwa Petrosyan, próbowała zagłuszyć Wysockiego, śpiewając głośno Jerevan dartsac im Erebuni. Emigracja... Dopiero kiedy znalazłam się w Polsce na dobre i zostałam oficjalną emigrantką, zaczęłam się zastanawiać, czy nasi sąsiedzi przypadkiem też nie byli emigrantami? Czy czuli się na naszym podwórku obcy? Przeniesieni w inny język, inną kulturę, wymieszani i rozpuszczeni w kombinacji prawosławia, stalinizmu i ukraińskości, która w Związku Radzieckim wcale nie była dobrze widziana. Kiedy miałam pięć lat, ciocia Wiera – siostra mamy, ze wsi Nowosełytsja (Winnicka obłaść, Żmeryńskij rajon), przywiozła mi w prezencie małą szarą książeczkę: Zbiór ludowych pieśni ukraińskich. Ojciec wyrwał mi ją z rąk, krzycząc: „Dawaj etu gadość!”, czyli „Dawaj to paskudztwo!”. I wyrzucił... Potem długo szukałam jej w śmietniku. Mam tę książeczkę do dziś. Wtedy właśnie dowiedziałam się, że w Związku Radzieckim, w Kijowie, język ukraiński jest nie całkiem legalny i zrozumiałam, dlaczego mama gotując, zawsze tak cichutko śpiewała „Bożesz że mój Boże! cóż ja narobiłam...”.
Jakiś czas temu w kinie Kultura na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, zobaczyłam na ekranie sąsiada – pana Joffe. To był film o żydowskiej emigracji i rozpaczliwej tęsknocie za Odessą. Film dokumentalny. Nazywał się Odessa, Odessa. Pan Joffe siedział na ławeczce i patrzył na ocean. Był sam. Bardzo się postarzał. To było w Nowym Jorku, na Brooklynie, w dzielnicy, którą wszyscy nazywają „Małą Odessą”. Dopiero w Warszawie zaczęłam czytać eseje i wiersze Josifa Brodskiego, poety, noblisty, wyrzuconego ze Związku Radzieckiego. Dowiedziałam się też, że jego ulubionym poetą był Wystan Hugh Auden, który napisał, że: „kiedy się raz zacznie uciekać, to potem już nie ma ucieczki od ucieczki”. Uciekałam wiele razy. Nie ma już przy mnie rodziców, pana Joffe, Ormian, Gruzinów i Ukraińców. Są Polacy, z którymi próbujemy zasypać i zapomnieć przeklęte dziedzictwo, otrzymane w prezencie od historii. Nie wiem, czy na zawsze zostanę w Polsce. Historia ciągle sobie z nas wszystkich żartuje.
A spotkanie z Gustawem Holoubkiem zmieniło całkowicie moje życie. Chciał, żebym grała w Teatrze Ateneum, patronował kilku spektaklom: Noc z Wertyńskim, Podwórko – świat, Jesienin. Tymi spektaklami próbowałam budować mosty, zamiast je burzyć. Łączyć to, co najlepsze we wrażliwości ukraińskiej i rosyjskiej – z polską. Po premierze spektaklu Podwórko – świat, którego akcja rozgrywa się na ulicy Michajłowskaja w Kijowie, Gustaw Holoubek powiedział: „Mam nadzieję, Olenko, że dobrze się czujesz w swoim nowym domu. Bo przecież teatr jest Twoim domem”.
OLENA LEONENKO, urodzona w Kijowie, jest pieśniarką, kompozytorką, aktorką teatralną i filmową. Od 1990 roku na stałe mieszka i pracuje w Polsce. Skomponowała muzykę do ponad 20 przedstawień teatralnych i telewizyjnych. Od 2004 roku, jako aktorka, związana jest z warszawską sceną teatru Ateneum. W 2005 roku została odznaczona przez Ministra Kultury medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.
W Polsce mówi się „dusza”, na Ukrainie „duszaaa”. To robi ogromną różnicę. Kiedy raz na miesiąc płacę rachunki za mieszkanie, telefon, gaz i elektryczność, z reguły robię też rachunek życiowych zysków i strat, zwycięstw i upokorzeń. Po stronie upokorzeń wyskakują mi filmowe propozycje zagrania niemal wyłącznie ról prostytutek i sprzątaczek (ach, czemu nie Soni ze Zbrodni i kary ). Po stronie zysków uzupełnienie „duszeszczipatelnej” ukraińskości polskim dystansem, ironią i autoironią. Miałam znakomitych nauczycieli – Gustawa Holoubka, Kazimierza Kutza, Janusza Głowackiego. Kilkanaście lat temu zobaczyłam w Petersburgu w Teatrze Leninowskiego Komsomołu sztukę Kopciuch Głowackiego. Tragiczną i ironiczną, okrutną i boleśnie śmieszną. Kiedy Agnieszka Glińska zaproponowała mi skomponowanie muzyki do Czwartej siostry Głowackiego we Wrocławiu, byłam szczęśliwa.
71
fot.: M. Bruszewska
Teatr
AMBASADA – TEATR REPUBLIKA USTA USTA
fot.: z archiwum Stowarzyszenia „Grupa Studnia O”
Sztuka Ambasada w wykonaniu poznańskiego Teatru Republika Usta Usta to eksperyment z otaczającą nas przestrzenią, projekt ukazujący złożoność ucieczki ze świata zewnętrznego. Tytułowa ambasada to miejsce, gdzie życie – w oderwaniu od rzeczywistości – toczy się własnym rytmem. Trafiają do niej osoby, które szukają schronienia. Aby uzyskać prawo do pobytu w ambasadzie, należy wypełnić stosowny wniosek. Ucieczka od świata zewnętrznego okazuje się jednak złudna. Postępująca izolacja, kontakt ze zdegenerowanymi mieszkańcami i pracownikami placówki mogą przynieść nieoczekiwane skutki. Podczas spektaklu widz zostaje wciągnięty w nie do końca jasne sytuacje. Jego celem jest dotarcie do wspomnianej placówki, gdzie następnie zostaje poddany biurokratycznym procedurom. Odpowiedzi, jakich udziela na zadawane pytania, mają wpływ na dalszy przebieg wydarzeń. Dyrektorem, założonego w 2000 roku, Teatru Usta Usta jest Wojciech Wiński, który jest też współtwórcą tego spektaklu (reżyseria, scenariusz). W przygotowaniu przedstawienia wzięli również udział: Ewa Kaczmarek (scenariusz), Kamil Macejko (scenariusz), Ilona Binarsch (scenariusz i kostiumy), Sebastian Zieliński (scenariusz), Arek Kos (scenariusz), SNOWMAN (muzyka).
Prolog jest kontynuacją poszukiwań reżysera Wojtka Ziemilskiego w zakresie choreografii społecznej. Po Mapie (2010), gdzie podstawą była jednostka, a społeczność pozostawała odległym wyobrażeniem lub utopią, ten projekt podejmuje pracę w chwili spotkania. Jak tworzyć wspólnotę? Jak ją negocjować? Jakie są możliwości choreografii społecznej, jeśli wróci ona na scenę? I czy „choreografia” nie może być rozumiana jako ruch wyobraźni? A więc: jeśli zmiana rodzi się wewnątrz, co powoduje, że tak uparcie szukamy jej gdzie indziej? Punktem wyjścia dla tych pytań są osobiste historie twórcy przedstawienia, niektóre prawdziwe, niektóre zmyślone – wszystkie związane z wpisywaniem się w jakąś tożsamość i z wyobrażaniem sobie siebie jako części czegoś większego. To wydarzenie z pogranicza instalacji performatywnej i spektaklu nie jest jednak możliwe bez udziału publiczności. To po części kontemplacja, po części gra. Od początku do końca spektakl. REŻYSERIA: Wojtek Ziemilski PRODUKCJA: Krakowskie Reminiscencje Teatralne i Teatr Ochoty w Warszawie PARTNER: Narodowe Centrum Kultury
czas: piątek 15:00–18:00, sobota 12:00–15:00 miejsce: Teatr Maska
czas: piątek 15:00–24:00, sobota 11:00–14:00 miejsce: Trasa Podziemna OPOWIADANIA W GODZINIE DUCHÓW OPOWIEŚCI FUTBOLOWE I GARRINCHA – SAMBA I ŚMIERĆ
PROLOG / WORK IN PROGRESS
Ambasada – Teatr Republika Usta Usta (góra) Opowieści futbolowe (dół)
74
Postaw na środku placu słup cały w kwiatach, zbierz wokół ludzi, a będzie zabawa. Zrób jeszcze lepiej: zrób z widzów spektakl; spraw, żeby się stali aktorami; zrób tak, by każdy się widział i sobie podobał w innych, tak, by wszyscy byli lepiej zjednoczeni. Jean-Jacques Rousseau
Opowiadania w godzinie duchów to spotkanie z dziejami piłki nożnej utrzymane w konwencji transmisji i komentarzy z czasów, gdy relacji z meczów słuchało się przy radiowych odbiornikach. Opowieści o piłkarskich meczach snuje Jarek Kaczmarek, opowiadacz ze Stowarzyszenia „Grupa Studnia O.”. czas: piątek, sobota 24:00–01:00 miejsce: park przed BWA
75
fot.: arch. organizatora
Teatr
GLORIA – TEATR WOSKRESINNIA ZE LWOWA Gloria to opowieść o rytuałach i obyczajach towarzyszących człowiekowi od zarania dziejów. Lwowski Teatr Woskresinnia, używając właściwych sobie środków teatralnej ekspresji, pokazuje, jak ważną rolę w życiu człowieka pełnił ogień. Przy dźwiękach muzyki symfonicznej aktorzy i szczudlarze wyczarowują niebywałe sceny, rodem z apokaliptycznych wizji. W warstwie estetycznej spektakl odwołuje się do ukraińskiego folkloru. W partiach tanecznych, wykonywanych na szczudłach, wykorzystano muzykę laureatki Festiwalu Eurowizji – ukraińskiej artystki Rusłany. TEATR WOSKRESINNIA, lider teatru ulicznego Ukrainy, powstał w 1990 roku pod dyrekcją Jarosława Fedoryszyna, absolwenta reżyserii Instytutu Teatralnego w Charkowie i moskiewskiego GITIS.
czas: niedziela 22:00–23:00 miejsce: parking przy Hali Podpromie
Gloria – Teatr Woskresinnia ze Lwowa
76
77
fot.: arch. organizatora
Od Pawłyczki do?
Bohdan Zadura
Pierwszy raz przez Ukrainę jechałem w późnych latach 70. Tranzytem. W drodze powrotnej z Sozopola zatrzymaliśmy się w Czerniowcach. Nagabywani o gumę do żucia, dżinsy i kobiecą bieliznę, nie mieliśmy nic do sprzedania, sami chcieliśmy kupić złoty pierścionek lub łańcuszek. Kiedy już dotarliśmy do przeciwległego krańca tego miasta, zdesperowany zapytałem milicjanta o sklep jubilerski. Przedstawiciel radzieckiej władzy rozejrzał się wokół, włożył do ust gwizdek, w który dmuchnął, co sił miał w płucach. Spośród ludzi, którzy się zatrzymali, przywołał ruchem ręki jakiegoś młodego mężczyznę i nakazał, by ten zaprowadził nas do jubilera. Częstując nas suszoną rybą z gazetowej tutki, młody człowiek opowiadał, że właśnie pierwszy raz zobaczył swoją dwuletnią córeczkę, bo urodziła się, kiedy on budował BAM. Pokazując kościół, wspomniał o problemach z młodzieżą, na które pomysłem są organizowane tu dyskoteki, i wciąż pytał, gdzie stoi nasz autokar, bo za nic nie przyjmował do wiadomości, że podróżujemy prywatnym samochodem. Gdy wróciliśmy do auta, przy którym zostali teściowie z naszym dwuipółletnim synem, podniosło się okienko w suterenie i kobieca ręka wyrzuciła z niego na chodnik blaszane kolorowe wiadereczko i łopatkę i dobiegły nas słowa „eto dla rebionka”. Po upokarzających granicznych procedurach w Szeginiach obiecałem sobie, że moja noga nigdy więcej w Związku Radzieckim nie postanie. Nigdy nie mów nigdy, choć niewiele brakowało, by te słowa się sprawdziły.
Bohdan Zadura
78
Na Ukrainę pojechałem dopiero w 1989 roku po tym, jak w Lublinie ukazał się wybór wierszy Dmytra Pawłyczki Tajemnica twojej twarzy w moim przekładzie. Tym razem nie było to latem, a pod koniec listopada, tak naprawdę zimą, bo mróz dochodził do 20 stopni. Pilotkę tej grupy pisarzy, do której na prośbę Pawłyczki mnie dokooptowano, bardzo dziwiło, że nie mówię po ukraińsku. Nie chodziło jej o to, że tłumaczyłem z języka, którego w ogóle nie znam, chodziło jej o coś więcej. Jak panu nie wstyd, mówiła, przecież to nie te czasy co dawniej i kultywowanie tradycji w Polsce niczym już nie grozi. Troszeczkę mnie to bawiło, choć tak w ogóle to
nie jest specjalnie miłe, gdy biorą cię za kogoś, kim nie jesteś. Nie mam ukraińskich korzeni, a od czasu do czasu na ukraińskich portalach czytam o sobie jako o polskim poecie ukraińskiego pochodzenia. To z powodu „h” w moim imieniu zamiast „g”? A może to podświadome przeświadczenie, że literatura ukraińska nie jest dość ciekawa, żeby ktoś rodzinnie niezwiązany z Ukrainą ją tłumaczył? Sam miałem do niej dość lekceważący stosunek, znałem nazwiska Łesi Ukrainki i Tarasa Szewczenki, ukraińska poezja współczesna kojarzyła mi się z duchem socrealizmu, patosem, ludowością i tradycyjną formą, peryferiami imperium, co może w tamtych latach nie odbiegało znowu aż tak bardzo od prawdy. Tamtą mroźną jesienią na Ukrainie panował już ferment. Pawłyczko zaangażował się w działania Ruchu, nie spotkałem go ani we Lwowie, gdzie w jego imieniu witał nas Roman Łubkiwskij, ani w Kijowie. Może dlatego poznałem Mykołę Riabczuka, a on wprowadził mnie w Ukrainę, jakiej nie znałem. Kiedy byłem u niego w mieszkaniu, wpadł tam Jurij Andruchowycz. Mykoła opowiadał mi o ukraińskim undergroundzie, prowadzał na jakieś półlegalne mityngi, mówił o Czubaju i Stusie, grupie Bu-Ba-Bu, Andruchowyczu, Irwanciu i Neboraku. Dał mi mnóstwo tomików, w tym swoją Zimę we Lwowie. Pamiętam, jak wracałem od niego do hotelu Łabędź karetką pogotowia za rubla, bo nie było taksówki. Tak to się zaczęło i coś, o czym myślałem jako o jednorazowym epizodzie, przemieniło się w trwającą już ponad dwie dekady przygodę. Jeździłem do Krzemieńca na ukraińsko-polskie spotkania pisarzy i badaczy literatury, tam zaczęła się moja znajomość, a potem przyjaźń, z Wasylem Machno, choć bywało, że pisarzy ukraińskich reprezentowała tylko Tamara Sinina, kierowniczka miejscowego muzeum. Tam doświadczyłem troskliwości Mariana Grześczaka, który wytropił mnie w egipskich ciemnościach, gdy zgubiłem „grupę”, zapomniałem adresu i nazwiska ludzi, u których miałem nocować, i odwieziono mnie na drugi koniec Krzemieńca. Tam na górze Królowej Bony jacyś nowożeńcy częstowali nas wódką, innym razem schodząc nocą z tej góry, wstąpiliśmy do zamkniętej już restauracji i najadłem się wstydu, gdy poeci – nieważne, że prawicowi, ważne, że Polacy – zaczęli pokazywać pańską wyższość, poniżając miłe kelnerki, które dla nas tę knajpę otworzyły. W Krzemieńcu z okazji otwarcia dworku Sło-
79
Od Pawłyczki do?
wackiego i odsłonięcia pomnika Salomei Słowackiej wyrwany zostałem do przecinania wstęgi („naszą, naszą – szeptał mi polski konsul generalny ze Lwowa, gdy zacząłem ciąć niebiesko-żółtą taśmę, która była niżej, a potem machnął ręką: „a zresztą wszystko jedno”) i co gorsze – do słowa (ja i przemawianie, i to po Pawłyczce, który mówił tak, że słychać go było w Poczajowie). Miałem dla niego jakieś książki i butelkę żubrówki (wozić wódkę na Ukrainę może chyba tylko poeta). Myślałem, że porozmawiamy przy kolacji, ale okazało się, że kolacje były dwie, jedna z władzami, druga organizowana przez muzeum. Pawłyczko był na tej pierwszej; niewielka pociecha, że podobno się wściekał, że przyjechał spotkać się z Zadurą, a nie z urzędnikami. Po tych emocjach wypiłem może trochę za dużo i spałem kamiennym snem. Mariusz Olbromski, z którym dzieliłem pokój, pojechał z tymi, którzy byli pierwszy raz w Krzemieńcu, oglądać wschód słońca z góry Bony i nie zamknął pokoju na klucz. Kiedy wrócił, wszystko miałem, prócz portfela z pieniędzmi, paszportu i innych dokumentów, które, jak głupi, zabrałem w tę podróż. Przedstawiam się podpułkownikowi milicji, który przyjechał z grupą dochodzeniową, a on mówi, że mnie zna, był wczoraj pod pomnikiem, gdzie przemawiałem. Telefon do konsulatu we Lwowie, konsul wyjedzie i w połowie drogi wystawi mi jednorazowy paszport; jeśli mogę, to powinienem zrobić sobie w Krzemieńcu zdjęcie. Do Krzemieńca wkroczył postęp, fotograf ma cyfrówkę. Staram się ustawić tak, żeby widać mi było lewe ucho, a on przekręca mi głowę mówiąc, że dobrze wie, jak się robi zdjęcia do paszportu. Pod Oleskiem scena jak z sensacyjnego filmu: z przeciwka jedzie samochód na dyplomatycznych numerach, mruga światłami, nasz autokar także, samochód zawraca, oba pojazdy zjeżdżają na parking. „Ma pan zdjęcia?” – pyta konsul. Podaję mu je. „Na nic” – mówi, wraca do samochodu i wyciąga polaroid z czterema obiektywami. Stawia mnie pod płotem i pstryk. A potem w jakimś przydrożnym barze wypisuje mi dokument, który pozwoli mi wrócić do kraju. Jeździłem do Krzemieńca, a potem wyjazdy te jakoś się urwały. Pojechałem na Festiwal Schulzowski do Drohobycza i poznałem Wierę Meniok, która potem postanowiła, wykorzystując mój pobyt na lwowskim Forum Wydawców, zaprosić mnie do Drohobycza na ukraińsko-polskie spotka-
80
nie pisarzy. Z Polski był Jerzy Jarzębski i ja, z Ukrainy – Jurij Andruchowycz i Andrij Bondar. Mieszkaliśmy w hotelu o wdzięcznej nazwie Fatamorgana. Z Bondarem od chwili poznania (w Kazimierzu zresztą) miałem świetny kontakt, przy Andruchowyczu czułem się zawsze nieco skrępowany, może onieśmielony; wydawało mi się, że niespecjalnie mnie lubi. A w Fatamorganie przegadaliśmy niemal całą noc przy koniaku zakarpackim i zrozumiałem, że miałem jakieś urojenia co do jego stosunku do mnie. Gdy się pakowałem w przeddzień wyjazdu, zauważyłem, że nie mam spodni od garnituru. Spodnie nie paszport (paszportu po krzemienieckiej przygodzie pilnowałem jak źrenicy oka), ale wracać do domu bez spodni? Po chwili osłupienia wydedukowałem, że zostały one w szafie hotelu we Lwowie i odzyskałem je w drodze na lotnisko. Przygoda translatorska przygodą translatorską, ale w każdej podróży działo się coś nieprzewidywalnego. W zeszłym roku jechałem pociągiem na festiwal „Kijowskie Laury” z Andrijem Lubką. Nagle w okolicach Chełma do przedziału zaczął wdzierać się dym. Andrij otworzył drzwi, żeby zobaczyć, co się dzieje na korytarzu. Na korytarzu nic nie było widać. Dym nie pachniał spalenizną, miał w sobie coś gryzącego i chemicznego. Żartowaliśmy, że to islandzki wulkan, tylko czemu pyły koncentrują się właśnie w naszym pociągu? Zacząłem kaszleć i dusić się, otworzyłem okno (to był polski wagon, więc się ono otwierało), wystawiłem głowę na zewnątrz. Dowiedzieliśmy się potem, że jakiś idiota odpalił gaśnicę proszkową. Wszystko było w pyle. A mniej więcej po pół roku dostałem wezwanie z policji w Puławach. Prowadzili śledztwo, jak mi powiedziano, na zlecenie innej jednostki. Przy torach znaleziono zwłoki obywatela Ukrainy, Wiaczesława Orłowa, to pewnie on zajrzał do naszego przedziału, z obłędem w oczach pytając o kierownika pociągu. Ukraińska milicja przesłuchała Lubkę parę miesięcy później. Lubka zapytał mnie w mailu, czy nie napisałem wiersza o tym pociągowym incydencie, bo tak o nim mówiliśmy, zanim poznaliśmy jego finał. Pisze o tym esej i chciałby wykorzystać mój wiersz. Na festiwalu „Marcowe koty” w Użhorodzie, kiedy występowałem w trakcie jakiejś zbiorówki, wdziera się na estradę miejscowy poeta i rusza z pięściami do obsługującego oświetlenie i nagłośnienie. Przerywam, napastnika obezwładniają i wyprowadzają z sali. Kończę wiersz,
zaczynam drugi, mniej więcej po jednej trzeciej rozlega się straszliwy huk, gaśnie światło i siada mikrofon. Kiedy szef festiwalu wręcza mi metalowe koty na dużej ciężkiej desce, dodaje do nich kopertę, mówiąc, że to honorarium. Honorarium się nie spodziewałem. Parę godzin później, późnym wieczorem zaglądam do koperty, a tam certyfikat uprawniający do wyboru dowolnych przedmiotów w sklepie Win i wona. Pytam, czy to żart? Nie, nie żart. Ale bladym świtem wyjeżdżam, a sklep już jest zamknięty. Szef festiwalu dzwoni do właściciela, nikt nie odbiera telefonu. Niech pan da Lubce, szkoda, żeby się zmarnowało. Ale Lubka wyjeżdża razem ze mną. I certyfikat wraca do tych rąk, z których go otrzymałem, a ja tracę szansę przestąpienia pierwszy raz progu sex-shopu. To były niektóre z moich przygód. Ukraińcom przyjeżdżającym do Polski też się one przydarzały. W 2005 roku Stowarzyszenie Pisarzy Polskich zaprosiło kilka osób z Ukrainy. Przyjeżdżali rankiem, więc zaprosiłem ich do siebie. Był wśród nich Wołodymyr Jaworski, autor Półsennych listów z Diamentowego Cesarstwa i Królestwa Ziemi Północnej. To był jego pierwszy wyjazd za granicę. Zrobiłem im kawę, podałem śniadanie i nagle Wołodymyr zaczyna nerwowo obmacywać kieszenie, przetrząsać bagaż. Nie ma piterka, zostawił go najprawdopodobniej w pociągu. Telefony do PKP: pociąg stoi już w Szczęśliwicach. Zamówiliśmy taksówkę, ujechaliśmy może dwieście metrów, taksówka się popsuła. Ale wszystko dobrze się skończyło, dojechaliśmy, znaleźliśmy na bocznicy ten „ruski” pociąg, a Jaworski odzyskał paszport i niebagatelną kwotę pieniędzy.
wiedzieć kilkadziesiąt innych zabawnych, dziwnych lub wzruszających historii, ale i tak już przekroczyłem rozmiary tego tekstu. Zaczęło się od Dmytra Pawłyczki, nie wiem, na kim się skończy.
BOHDAN ZADURA (ur. 1945) jest poetą, prozaikiem, tłumaczem i krytykiem literackim. Jest autorem blisko 20 tomów wierszy, trzech powieści, dwóch zbiorów opowiadań, kilku książek krytyczno-literackich. Otrzymał Wrocławską Nagrodę Poetycką „Silesius” (2011) za tom Nocne życie (2010). Z języka ukraińskiego przełożył wiersze, które weszły do antologii Wiersze zawsze są wolne, a także tomy poezji Jurija Andruchowycza, Natałki Biłocerkiweć, Wasyla Machny, Dmytra Pawłyczki, Ostapa Sływynskiego, Serhija Żadana oraz wiersze i zbiór opowiadań Andrija Bondara. Od 2004 roku jest redaktorem naczelnym „Twórczości”.
Kiedy zaczynałem tłumaczyć Ukraińców, nie myślałem, że sprawi mi to taką przyjemność i że poznam tylu świetnych ludzi. Zaczynałem z poczuciem niekompetencji. Czytając ukraińską poezję i prozę, nieoczekiwanie dla samego siebie nauczyłem się, chyba całkiem nieźle, języka, choć nadal w nim nie mówię. Część tych przyjaźni zawdzięczam programowi „Gaude Polonia”, to w Warszawie poznałem Hałynę Kruk, Ostapa Sływynskiego, Ołeksandra Bojczenkę (z Czerniowców, w których przed laty pytałem milicjanta o drogę), wtedy też stypendystą był Andrij Bondar. Byłem tutorem Serhija Żadana, Lubow Jakymczuk, Pawła Szczyryci, Andrija Lubki. Powinienem jeszcze wymienić ze dwadzieścia innych nazwisk i mógłbym opo-
81
fot.: J. Szafrański
Spotkania i debaty
DEBATA: EURO W MIEŚCIE
ŚRODEK KWIETNIA, UKRAINA
Wpływ Euro na przestrzeń miasta jest ogromny. Miasto zmienia się przed rozpoczęciem mistrzostw – powstają stadiony, budowane są drogi, tworzy się infrastrukturę dla gości tego wydarzenia sportowego. Miasto zmienia się w trakcie trwania mistrzostw – tętni życiem, sportem, odwiedzane jest przez turystów i kibiców z całego świata. Miasto zmienia się po zakończeniu mistrzostw – stadiony zostają, szuka się nowego przeznaczenia dla powstałej przed Euro infrastruktury. Euro zmienia miasto. Jak? Czy są to zmiany na lepsze? Czy są to zmiany trwałe?
Dyskusja Jurija Andruchowycza i Bohdana Zadury na temat literatury polskiej i ukraińskiej, jej roli i miejsca w kulturze Europy Środkowo-Wschodniej, znaczenia osobistych kontaktów i instytucjonalnej współpracy oraz wymiany kulturalnej. Na zakończenie spotkania odbędzie się autorskie czytanie wierszy.
fot.: K. Pijarski
czas: sobota 14:00 miejsce: Biuro festiwalowe (BWA)
Felietony uczestników dyskusji, patrz: s. 51 i s. 65 czas: sobota 17:00 miejsce: Teatr Maska
HISTORIA PEWNEGO FESTIWALU – SPOTKANIE Z ARTPOLE DEBATA: CZY PIŁKA NOŻNA TO SPORT? Piłka nożna to sport, ale piłka nożna to także biznes, ideologia, przemoc, ksenofobia. Działacze sportowi starają się przekonywać o rozdzielności tych zagadnień – publicyści i kibice widzą ich wzajemne przenikanie się i swoistą symbiozę. W dyskusji na temat zależności między sportem a miastem, polityką, biznesem i innymi dziedzinami życia społecznego biorą udział goście z Polski, Ukrainy i Niemiec. Organizatorem debat jest Krytyka Polityczna – środowisko społeczno-polityczne ożywiające tradycje inteligencji zaangażowanej.
czas: niedziela 14:00 miejsce: Biuro festiwalowe (BWA)
ArtPole to grupa artystyczna i producencka z Kijowa, którą ponad dziesięć lat temu założyły i prowadzą Myrosława Haniuszkina i Ola Mychajluk. Grupa skupia wokół siebie artystów różnych dziedzin, nie tylko z Ukrainy, i jest organizatorem największego na Ukrainie, międzynarodowego festiwalu sztuki i muzyki etno, ArtPole, festiwalu szczególnego, bo bez stałej lokalizacji. W ramach festiwalu organizowane są m.in.: wystawy sztuki współczesnej i przedsięwzięcia artystyczne z pogranicza sztuki ziemi, landscape design, environment art, a także prezentowane działania site-specific, filmy, sztuka wideo, wystawy fotografii. Artyści z nim powiązani realizują swoje prace często poza wielkimi miastami, w zakarpackich wsiach czy nieturystycznych osadach na Krymie. czas: piątek 17:00–18:00 miejsce: Biuro festiwalowe (BWA)
Debata, Krytyka Polityczna (góra) Środek kwietnia, Ukraina (dół)
84
85
fot.: arch. organizatora
Spotkania i debaty
LAMPART 1000 lampionów w kolorach polskiej i ukraińskiej flagi – na zamknięcie Europejskiego Stadionu Kultury. Każdy z uczestników ma możliwość współtworzyć niezwykłe widowisko „światło i dźwięk”. Latające lampiony są wykorzystywane od wieków w kulturach azjatyckich podczas świąt. Papierowe, podświetlone ogniem lampiony/lamparty, unoszą się wtedy w niebo. Ogień wewnątrz papierowej konstrukcji ogrzewa powietrze i sprawia, że lampiony unoszą się w górę. czas: niedziela 23:30 miejsce: bulwary nad Wisłokiem przy Hali Podpromie
Lampart
86
87
Miejsca festiwalowe 12
3 11
5 2
1
6
1
BIURO FESTIWALOWE
2
KLUB FESTIWALOWY
3
PARK PRZY BWA
4
RYNEK (RYNEK STAREGO MIASTA W RZESZOWIE)
4
TRASA PODZIEMNA
5
TEATR MASKA
5
MUZEUM DOBRANOCEK ZE ZBIORÓW WOJCIECHA JAMY
6
STACJA NR 02 ŚCIEŻKI ROWEROWEJ (BWA)
7
PODZAMCZE
8
BULWARY NAD WISŁOKIEM PRZY HALI PODPROMIE
9
LETNI PAŁAC LUBOMIRSKICH W RZESZOWIE
10
PARKING PRZY HALI PODPROMIE
11
PARK JEDNOŚCI POLONII Z MACIERZĄ
12
TEREN PRZY HALI OBRABIAREK/OBOK DWORCA PKP
BIURO FESTIWALOWE (1) czas: piątek 12:00–22:00, sobota–niedziela 10:00–22:00 miejsce: Biuro Wystaw Artystycznych (BWA), ul. Jana III Sobieskiego 18 35-064 Rzeszów
PODZAMCZE (7) Fosa Zamku w Rzeszowie (pomiędzy al. Lubomirskich a al. Pod Kasztanami) pl. Śreniawitów 3 35-959 Rzeszów
KLUB FESTIWALOWY (2) czas: piątek 12:00–2:00, sobota–niedziela 10:00–2:00 miejsce: przed Biurem Wystaw Artystycznych, ul. Jana III Sobieskiego 18 35-064 Rzeszów
BULWARY NAD WISŁOKIEM PRZY HALI PODPROMIE (8)
PARK PRZY BWA (3)
PARKING PRZY HALI PODPROMIE (REGIONALNE CENTRUM WIDOWISKOWO-SPORTOWE IM. JANA STRZELCZYKA) (10) ul. Podpromie 10 35-045 Rzeszów
RYNEK (RYNEK STAREGO MIASTA W RZESZOWIE) (4) 4
TRASA PODZIEMNA (4) ul. Rynek 26 35-064 Rzeszów TEATR MASKA (5) ul. Mickiewicza 13 35-064 Rzeszów
9
LETNI PAŁAC LUBOMIRSKICH W RZESZOWIE (9) ul. Dekerta 2 35-040 Rzeszów
PARK JEDNOŚCI POLONII Z MACIERZĄ (11) al. Ł. Cieplińskiego 35-010 Rzeszów TEREN PRZY HALI OBRABIAREK/OBOK DWORCA PKP (12) pl. Dworcowy 1 (wejście od ul. Kochanowskiego) 35-201 Rzeszów
MUZEUM DOBRANOCEK ZE ZBIORÓW WOJCIECHA JAMY (5) ul. Mickiewicza 13 35-064 Rzeszów
7
10
STACJA NR 02 ŚCIEŻKI ROWEROWEJ (BIURO WYSTAW ARTYSTYCZNYCH) (6) ul. Gałęzowskiego przy BWA 35-064 Rzeszów
8
88
89
Organizatorzy
Organizatorzy:
Współpraca:
Podziękowania za wsparcie nadobowiązkowe:
Organizatorzy:
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego Departament Mecenatu Państwa dr Zina Jarmoszuk – dyrektor Departament Współpracy z Zagranicą dr Ewa Ger – dyrektor
Aleksandra Chrzanowska Dominika Cieślak Anna Desponds Marta Hekselman Radosław Kabulski Michał Laszczkowski Anna Rogozińska Aleksandra Stańczuk
Beata Ambrożkiewicz Bogumiła Berdychowska Bogumiła Wiesiołek Dorota Wysocka oraz Marcin Rossa, MyWorks Studio – wsparcie graficzne Mediapunto Sp. z o.o. – social media Artur Chmielewski – Multikino Sp. z o.o.
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego ul. Krakowskie Przedmieście 15/17 00-071 Warszawa
Narodowe Centrum Kultury Krzysztof Dudek – dyrektor Urząd Miasta Rzeszowa Wydział Kultury, Sportu i Turystyki Katarzyna Olesiak – dyrektor Estrada Rzeszowska Karolina Kędra – dyrektor Europejski Stadion Kultury Katarzyna Mazurkiewicz – kurator Europejskiego Stadionu Kultury Izabela Żerek – koordynator Europejskiego Stadionu Kultury Agnieszka Kielar – koordynator Europejskiego Stadionu Kultury (Rzeszów)
Narodowe Centrum Kultury ul. Płocka 13 01-231 Warszawa Katalog:
Stażyści:
Katarzyna Mazurkiewicz – koncepcja Kamila Pawluś – kurator merytoryczny Sylwia Melanowicz – koordynacja Matylda Gadomska – koordynacja Tomasz Kalitko – projekt graficzny Miłosz Wiesiołek – skład katalogu Edyta Tomczyk – redakcja Natałka Rymska – tłumaczenia
Susan Dolacki Olga Głowacka Waldemar Kowalski
Zespół programowy: Specjalne podziękowania: Kamila Rogowska – koordynacja PR Taida Szopa – koordynacja produkcji Sylwia Melanowicz-Kiełbiewska – koordynacja oprawy
90
Urząd Miasta Rzeszowa Rynek 1 35-064 Rzeszów
Bogdan Zdrojewski – Minister Kultury I Dziedzictwa Narodowego Tadeusz Ferenc – Prezydent Miasta Rzeszowa Jacek Weksler – inicjator projektu Stanisław Sienko – Zastępca Prezydenta Rzeszowa Jarosław Godun – Dyrektor Instytutu Polskiego w Kijowie Pracownicy Instytutu Polskiego w Kijowie
Estrada Rzeszowska ul. Jagiellońska 24 35-025 Rzeszów
Wolontariusze: Sławomir Andres i uczniowie IV Liceum Ogólnokształcącego w Rzeszowie: Anna Pado, Brygida Pieczonka, Monika Piechocińska, Magdalena Kogut, Paweł Piotrowski, Ilona Pietrzyk, Aleksandra Niedziela, Nina Walkiewicz, Melanie Gajecka, Jakub Lasota, Marcela Burek, Katarzyna Kamycka, Adrianna Sołtys, Patrycja Muciek, Izabela Machowska, Marta Matłosz, Ewa Chanas, Katarzyna Wiśniak, Dominika Szczypek
ISBN: 978-83-61587-55-2
91
Polsko-ukraińskie projekty Narodowego Centrum Kultury
GAUDE POLONIA
Cele operacyjne programu:
Program Stypendialny Ministra Kultury „Gaude Polonia” przeznaczony jest dla młodych twórców kultury oraz tłumaczy literatury polskiej z krajów Europy Środkowo-Wschodniej, w pierwszej kolejności z Białorusi i Ukrainy.
Wzajemne poznanie się młodych Polaków i Ukraińców oraz nabycie wiedzy na temat współczesnej Polski i Ukrainy.
O półroczne stypendium w Polsce mogą ubiegać się twórcy reprezentujący następujące dziedziny:
Zapoznanie młodzieży z historią lokalną.
• film, • fotografia, • konserwacja zabytków, • literatura/przekład, • muzyka, • sztuki wizualne, • teatr, • krytyka sztuki, teatru i filmu. Program służy budowaniu płaszczyzny zrozumienia i dobrych kontaktów na gruncie współpracy kulturalnej pomiędzy Polską a jej bliskimi sąsiadami. Pobyt w Polsce ma umożliwić stypendystom poznanie współczesnej kultury polskiej oraz doskonalenie warsztatu twórczego pod opieką uznanych twórców oraz instytucji w największych i najważniejszych ośrodkach kultury polskiej. Od roku 2003 ponad 286 osób otrzymało stypendium.
Pokazanie podobieństw i odmienności kulturowych.
Nawiązanie indywidualnych przyjaźni między młodymi Polakami i Ukraińcami, które będą trwać po zakończeniu projektu. W ramach programu możliwe jest współfinansowanie projektów obejmujących pobyt w Polsce grup młodzieży ukraińskiej lub pobyt na Ukrainie grup młodzieży polskiej, wraz z opiekunami.
94
Partnerzy:
Szczegółowy program projektów samodzielnie kształtują polscy organizatorzy w porozumieniu z partnerami ukraińskimi, niemniej warunkiem otrzymania wsparcia będzie włączenie do programu projektu następujących komponentów: „Historia lokalna”. Młodzież polska przygotowuje zajęcia z historii własnej miejscowości. „Kultura regionu”. Prezentacja kultury danego regionu na kulturalnej mapie Polski. „Poznajemy język sąsiada”. Młodzi ludzie, w lekkiej formie poznają podstawy języka sąsiada.
POLSKO-UKRAIŃSKA WYMIANA MŁODZIEŻY Program skierowany jest do dzieci i młodzieży w wieku 12–18 lat. Podmiotami mogącymi ubiegać się o współfinansowanie projektów są: szkoły, samorządowe instytucje kultury prowadzące zajęcia z dziećmi i młodzieżą, organizacje pozarządowe.
Organizatorzy:
Patroni medialni: