ISSN 2299-4580
bezpłatny magazyn mieszkańców
NR 22
Białystok fakty.bialystok.pl
ALLELUJA!
SPIS TREŚCI
6
14
5 6 8 9 10 12 14 16 18 19 20 21 22 24 26 27 30
WIELKA MAJÓWKA RZUCILI WYZWANIE GRAWITACJI SMACZNEGO JAJKA I NIE TYLKO UŚMIECH – CZY TO BOLI? CRUST&DUST W POGONI ZA MODĄ, CZYLI WIOSENNE TRENDY 2014 KOSZYKÓWKA PO GODZINACH FASHION MY PASSION STUDENT TEŻ CZŁOWIEK! CABARETOWY BAR TAJEMNIC JAK EKSPRESOWO ZGUBIĆ NADMIAR TŁUSZCZU? DIALOG SPOŁECZNY BUDUJE POROZUMIENIE BIAŁYSTOK KOJARZY MI SIĘ Z WIELOKULTUROWOŚCIĄ METAL NIE BOI SIĘ PODEJMOWAĆ TRUDNYCH TEMATÓW CZY WARTO PIĆ KAWĘ? BLOG KULINARNY Z ZAKUPAMI INTERNETOWYMI? FELIETONY
faktyBiałystok NR 22 KWIECIEŃ 2014 ISSN 2299-4580
ADRES REDAKCJI ul. Ciepła 1 lok. 16, 15-472 Białystok, tel. 85 87 121 80 www.fakty.bialystok.pl KOORDYNATORZY PROJEKTU Maciej Słupski Paweł Waliński P. O. SEKRETARZA REDAKCJI Marta Starzyńska FOTO BI-FOTO SKŁAD SOBO Paweł Sobolewski biuro@sobo.pl ONLINE Paweł Waliński online@fakty.bialystok.pl ZESPÓŁ Grzegorz Grzybek, Justyna Kozicka, Łukasz Kozłowski, Radek Oryszczyszyn, Radek Puśko, Karol Rutkowski, Joanna Sasinowska, Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska, Krzysztof Szubzda, Ewa Szyłko, Paweł Waliński REKLAMA reklama@grupa-optima.pl Maria Snarska BIURO Urszula Bondaruk biuro@grupa-optima.pl DRUK: Buniak Druk Redakcja nie odpowiada za treść publikowanych reklam. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych i zastrzega sobie prawo do skracania oraz redakcyjnego opracowania tekstów przyjętych do druku. Opinie i poglądy autorów nie zawsze są zbieżne z opiniami i poglądami Redakcji. Copyright © Grupa Optima Sp. z o.o. Wszelkie prawa zastrzeżone Przedruk materiałów w jakiejkolwiek formie i w jakimkolwiek języku bez pisemnej zgody Wydawcy jest zabroniony.
Foto na okładce: istock.com Treści reklamowe w numerze na stronach: 2, 3, 4, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17, 18, 19, 20, 21, 22, 23, 25, 26, 27, 28, 29, 31, 32
WYDAWCA Grupa Optima Sp. z o.o. ul. Ciepła 1 lok. 16 15-472 Białystok
18 REKLAMA
4 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
Wielka majówka WIOSNA
TEKST Sławek Mojsiuszko
Maj to od zawsze najbardziej wyczekiwany miesiąc. Choć jego nazwę zapożyczono od Mai, matki Merkurego, to staropolska nazwa „trawień” lepiej oddaje powód wyczekiwania. Początek maja – majówka, swobodne wylegiwanie się na trawie, tradycy jny czas wycieczek za miasto zamieniający statecznych obywateli w naród piknikujących na kocykach, niczym na latających dywanach, zastawionych dobrami jak z Sezamu Ali Baby.
FOTO Z ARCH. AUTORA
O
dleglejsza historia obdarzyła nasze społeczeństwo wolnym dniem 1 maja, a bliższa – dołożyła doń szczodrze 3 maja, wytwarzając w ten sposób jeden z najbardziej oczekiwanych okresów świątecznych w roku. Dziś nazywany najczęściej „długim weekendem”, za PRL-u nieodłącznie określany był „majówką”, synonimem wolności uwiecznionym w tytule legendarnego filmu Krzysztofa Rogulskiego. Na majówkę właśnie, „za komuny”, najbardziej czekała młodzież. Czas uczynił z obowiązkowego Święta Pracy, z jego radosno-przygnębiającym pochodem przemierzającym każde miasteczko w Polsce – dzień swobody i wolności, rozpoczynający się zaraz po porzuceniu czerwonych szturmówek (każdy unikał jak mógł niesienia flagi, bo to nie pozwalało „urwać się” z manifestacji), i przenoszący się do parków. Władze dbały o pozytywne spędzanie popochodowej części dnia. W Białymstoku, specjalnie z tej okazji, na drewnianej scenie tuż przy głównym spacerniaku Zwierzyńca (gdzie skądinąd silnie śmierdziało z pobliskiej toalety), organizowano festyn, który
był rzadką okazją do publicznych występów lokalnych zespołów rockowych. Na dechach grała więc Atlantyda, Syberia, a nawet legendarny ełcki Ogród Wyobraźni – zwycięzca pierwszego Jarocina! Drugim obowiązkowym punktem majówki były pokazy białostockich sekcji sztuk walki, z legendarną konkurencją zwalczających się szkół pod wodzą Jerzego Motolki (kyokushin) i Sławka Romańczuka (shotokan). Na scenie można było zobaczyć mistrzów i wspaniałą młodzież, na czele z Arturem Kuleszyńskim (kyokushin) i Krzysztofem Daniłowskim (shotokan). Swoją drogą – gdzież oni wszyscy teraz..?
Od piwa do mąki Poza tą niewątpliwą rozrywką – majówka stawała się czasoprzestrzenią spożywania przez młodzież piwa, które kiedyś nie było tak swobodnie dostępne. Czasem trzeba było po nie jeździć aż do firmowego kiosku browaru Dojlidy, za którym cały teren był wyzłocony kapslami z napojów spożytych zaraz po zakupieniu. Amatorzy trunków mocniejszych udawali się do legendarnych „babć”. Jedna z bardziej znanych prowadziła anty-
monopolistyczną działalność handlową przy ulicy Młynowej, na hasło „Studenci!” ujawniając asortyment oferowanych napojów… spod spódnicy! Stopniowo oficjalne obchody majówki stawały się coraz mniej popularne, pochody jakoś mniej entuzjastyczne, a i scena w parku spowszedniała wraz z działalnością pierwszych klubów koncertowych, takich jak Herkulesy czy prowadzony przez Związek Socjalistycznej Młodzieży Polskiej lokal przy Lipowej. Za to rosła swoboda ekspresji młodzieży. Z czasem przedbiegiem majówki stał się Dzień Wagarowicza, potem – także lany poniedziałek, zapamiętywany przez lecące z okiem i balkonów foliowe torebki z wodą, rozbryzgujące się tuż przy nieszczęsnym przechodniu reagującym niezmiennie okrzykiem „Ja wam dam szczeniaki!”. Z kronikarskiego obowiązku odnotowuję innowację, którą wprowadził mój kolega Leszek. Oto – zamiast tradycyjnych torebek z wodą zaczął miotać torebki z mąką, które wybuchały jak prawdziwe bomby zabielając wszystko i wszystkich w promieniu kilku metrów! No, ale to już były czasy, kiedy na półki sklepowe powróciła mąka…
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 5
HOBBY
----------------------------------------------------------------------------------------
REKLAMA
TEKST Karol Rutkowski FOTO BI-FOTO
K
ultowe filmy niejednokrotnie stawały się źródłem inspiracji dla wielu wybitnych twórców oraz sportowców. Nie inaczej było w przypadku miłośników parkouru i freerunningu. Kiedy w 2001 roku na ekranach kin zagościli „Yamakasi” wielu młodych ludzi postanowiło pójść śladami „siedmiu współczesnych samurajów”. Magia filmu osadzonego w realiach francuskich blokowisk porwała także mieszkańców Podlasia. W różnych miejscach regionu pasjonaci parkouru oraz freerunningu zaczęli spotykać się, aby wspólnie potrenować. Wszyscy, którzy pamiętają pierwszą połowę ubiegłej dekady z sentymentem wspominają treningi takich ekip jak Mickiewicza HardCore, Urban Jungle, P4e, czy Mickey Mouse Friends. To właśnie wtedy, w sercach wielu młodych ludzi, zrodziła się pasja do sportów miejskich.
Czas zmian Po kilku latach nieoficjalnej działalności freerunnerzy, akrobaci, b-boye oraz traceu- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -rzy [adepci parkouru – red.] postanowili po- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -łączyć siły. W efekcie zrodził się pomysł na sformalizowanie działań. Tym sposobem w marcu 2013 roku został powołany Podlaski Klub Sportowy Parkour Białystok. – Chcieliśmy działać legalnie – mówi Mariusz Pieńczykowski, prezes organizacji. – Dzięki osobowości prawnej możemy ła6 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
twiej dotrzeć do władz, czy postarać się o dofinansowanie. Zależy nam również na promowaniu w społeczeństwie aktywnego trybu życia. Ludzie często nie zdają sobie sprawy, jak interesujące są sporty miejskie – dodaje. Już na starcie grupa liczyła blisko 70 członków. Znaleźli się w niej pasjonaci z różnych zakątków naszego województwa. Treningi odbywały się w bardzo różnorodnej scenerii. Miłośników niekonwencjonalnego pokonywania miejskich przestrzeni często można było spotkać na stacji PKP Białystok Fabryczny, murkach Pałacu Branickich czy osiedlach mieszkaniowych. Nasze miasto zaczęli regularnie odwiedzać, z myślą o wspólnym szlifowaniu umiejętności, goście z innych miejscowości, takich jak Suwałki, Kleszczele, Ełk czy Biskupiec. W celu lepszej integracji całego środowiska, jeszcze w listopadzie 2013 roku, zostały zorganizowane weekendowe warsztaty pod nazwą „3run & Street Workout z Parkour Białystok”. Stolica Podlasia stała się centrum spotkań i ćwiczeń adeptów sportów miejskich. Z miesiąca na miesiąc społeczność skupiona wokół młodej organizacji rozrosła się, udowadniając, że parkour, freerunning, akrobatyka oraz street workout rozwijają nie tylko ciało, ale też ducha.
Siła, jedność, społeczeństwo obywatelskie Ubiegłoroczną edycję białostockiego Budżetu Obywatelskiego śmiało można zaliczyć do najlepszych „prospołecznych” inicjatyw ostatnich lat. Mieszkańcy naszego miasta w końcu, po raz pierwszy w historii, zyskali możliwość realnego wpływu wydatkowania specjalnej puli środków wydzielonej z miejskiego budżetu. Miłośnicy ekstremalnego pokonywania miejskich przestrzeni postanowili zgłosić swój postulat budowy Centrum Sportów Miejskich na terenie powojskowego kompleksu przy ul. Węglowej. Projekt zyskał aprobatę specjalnej komisji do spraw budżetu obywatelskiego. Był to jednak dopiero początek walki o stworzenie profesjonalnego obiektu do treningów. Siłę i jedność całego środowiska pokazało głosowanie, które odbyło się pomiędzy 7 a 25 października 2013 roku. Idea stworzenia CSM uzyskała 3009 głosów, dzięki czemu znalazła się na liście pięciu kluczowych przedsięwzięć, które zostaną zrealizowane przez władze Białegostoku. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem cały kompleks zacznie działać 30 września tego roku. Co ważne – stolica Podlasia będzie pierwszym miastem w Polsce posiadającym specjalną strefę dla osób trenujących parkour, freerunning, street workout, breakdance, kalistenikę, cross fit oraz akrobatykę.
HOBBY
Zaszczepiamy zajawkę Parkour Białystok nie lubi się nudzić. Stowarzyszenie stara się, na wszelkie możliwe sposoby, promować szeroko rozumianą aktywność fizyczną. Dotychczas udało się mu nawiązać współpracę m.in. z ruchem „Próg Nadziei”, a także Niezależnym Zrzeszeniem Studentów. Członkowie SPKB tylko w ciągu minionego roku wzięli udział w imprezach sportowych, jak Międzynarodowy Festiwal Parkour w Gdańsku, Urodziny Majestic Gravity, 3run gathering 2013, I Can’t Wait w Łodzi, otwarcie Parkour Parku w Ełku, Suwalskich Warsztatach Parkour oraz warsztatach parkour na AWF-ie w Białej Podlaskiej. To tylko kilka pozycji z długiej listy imprez, na których zaznaczyli swoją obecność. Warto zauważyć, że zarówno lokalne warsztaty, jak i spotkania „parkourowców” z młodzieżą szkolną cieszą się rosnąca popularnością. Nie pozostaje nam nic innego, prócz oczekiwania na budowę nowoczesnego Centrum Sportów Miejskich. Wówczas zarówno starzy wyjadacze, jak i młodzi amatorzy zyskają profesjonalną przestrzeń do rozwijania swoich umiejętności.
REKLAMA
CZYTELNIA
SMACZNEGO JAJKA I NIE TYLKO TEKST Joanna Sasinowska
Co roku przed Wielkanocą życzymy sobie smacznego jajka. Do polskiej tradycji należy świąteczne objadanie się. Szukałam książek, które w całości opowiadają o potrawach świątecznych. Nie znalazłam nic ciekawego. Ostatecznie postanowiłam sięgnąć po bardziej uniwersalne teksty. Wybrałam tradycyjną kuchnię dla niewprawionych i pragnących szybko opanować temat świąt, sentymentalną historię tradycji rodzinnej opisywaną poprzez smaki oraz sensualną ucztę dla nowoczesnych sybarytów.
„Kuchnia polska dla każdego” Opracowanie zbiorowe Wydawca: Bellona S.A. oprawa miękka „Kuchnia polska dla każdego” to jedno z typowych opracowań dotyczących rodzimej kuchni. Ma jednak przewagę nad książkami z półek naszych mam i babć – wiele z przepisów zawartych w książce jest uproszczonych. Szata graficzna nawiązuje do modnych ostatnio inspiracji okresem PRL-u. W „Kuchni polskiej dla każdego” znajdziecie kilka przepisów na żurek oraz na barszcz biały. Dlatego, jeśli jeszcze nie wiecie, na czym polega różnica, polecam.
„Pasja pokoleń. 100 lat kuchni rodziny Mannów” Bożenna Mann Wydawnictwo Muza S.A. oprawa twarda To książka dla miłośników pozytywnego snobizmu w kuchni. Ponad stuletnie przepisy nie pozwolą na przyrządzenie dania w ciągu piętnastu minut. Pomogą za to przywołać „dawnych wspomnień czar”. Bardzo przyjemne jest zaglądanie do cudzej kuchni. Zwłaszcza, jeżeli są to znane osoby i możemy robić to bezkarnie. Polecam fanom nietypowych biografii i osobom, które nawet w kuchni pragną doznawać intelektualnych rozrywek. REKLAMA
8 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
„Nigella ucztuje” Nigella Lawson Wydawnictwo Filo oprawa twarda „Nigella ucztuje” to książka skierowana do prawdziwych miłośników świętowania. Jestem fanką Nigelli i uważam, że mało kto opowiada o jedzeniu tak seksualnie jak ona. Przepisy, które znajdziecie w tej książce przygotowane są na bardzo różne okazje, niekoniecznie odpowiadające polskim zwyczajom świątecznym. Myślę jednak, że osoby z mniej konserwatywnym podejściem do wielkanocnego menu znajdą u Nigelli coś dla siebie.
OBYC Z AJ E
Uśmiech czy to boli?
TEKST Justyna Kozicka FOTO Paweł Sobolewski
K
ilka lat temu pojechałam na obóz międzynarodowy. Obecni na nim obcokrajowcy, w tym przede wszystkim Francuzi, zarażali wszystkich wokół swoim uśmiechem i pozytywnym nastawieniem do życia. Na pytanie „co słychać?” zawsze odpowiadali, że „wszystko jest w porządku”, „dobrze”, „ok”. Po powrocie z obozu pierwsze, co uderzyło mnie w moim ukochanym Białymstoku, to smutek i skrzywione miny przechodniów. Po kilku dniach wróciłam do zgorzkniałej, smutnej rzeczywistości i musiałam żyć w niej dalej. Myśl o braku uśmiechu w Polsce powracała do mnie i nie dawała mi spokoju przez dłuższy czas. W końcu wpadłam na pomysł przeprowadzenia pewnego eksperymentu. Postanowiłam przez dwie godziny chodzić po centrum Białegostoku i uśmiechać się do mijających mnie przechodniów – z zastrzeżeniem – żadnych gestów, min, „puszczania oczek” itp. – sam uśmiech. Wierzyłam, a może chciałam wierzyć, że moje „badania” obalą mit smutnego Polaka. W efekcie po dwóch godzinach czułam, jakby przejechał po mnie walec, albo, co gorsza, stratowało mnie stado słoni. Po pierwszych dziesięciu minutach uśmiechania się odnotowałam taki oto wynik: - jeden odwzajemniony uśmiech, - osiem dziwnych spojrzeń w stylu „Czy ona jest normalna?” Pozostali uciekali wzrokiem udając, że nie widzą mojego uśmiechu. Niezrażona, aczkolwiek zmartwiona, kontynuowałam dalej swoje obserwacje. Po dwóch godzinach byłam zmęczona i przerażona. Mój uśmiech odwzajemniło zaledwie kilkanaście osób! Kolejnych pięć popukało się w czoło sądząc, że brakuje mi którejś
klepki, niektórzy patrzyli z politowaniem sądząc chyba, że jestem „pod wpływem”, a może chora na coś… Trzech chłopaków poprosiło mnie o numer telefonu (byli przekonani, że skoro się uśmiecham, to chcę ich poderwać i na nic zdały się moje późniejsze tłumaczenia). Najbardziej zasmuciła mnie jednak sytuacja z pewną starszą panią. Kobieta w beżowym berecie, na moje oko około siedemdziesięcioletnia, zwyzywała mnie od gówniar i niewychowanych pannic. Próbowałam z nią porozmawiać i dowiedzieć się czym aż tak ją uraziłam, jednak rozmowa spełzła na niczym – ja swoje, kobieta swoje. Z obraźliwych epitetów skierowanych w moją stronę wywnioskowałam, iż uśmiech uznała jako „wyśmiewanie się ze starszych ludzi”. Jedno muszę przyznać - słownictwa, jakiego używała podczas swojego monologu, mógłby pozazdrościć jej niejeden „gentelman” w dresie. Znacząca większość mijanych przeze mnie osób widząc, że się do nich uśmiecham, uciekała wzrokiem gdzieś w bok. Ewidentnie nie wiedzieli, jak mają się zachować, jakby byli zażenowani, wstydzili się uśmiech odwzajemnić. Okazało się, że społeczeństwo w jakim żyję faktycznie unika uśmiechu, nie wie nawet, jak ma na niego reagować. Dotyczy to zarówno starszych, jak i młodszych. Z takim podejściem do życia nie ma co się dziwić, że pod gabinetami psychologów stoją coraz większe kolejki… A przecież uśmiech nie boli, prawda? Za to może sprawić, że dzień stanie się przyjemniejszy. Dlatego tej wiosny schowajmy swoje kwaśne miny do kieszeni i zacznijmy się w końcu cieszyć z życia!
REKLAMA
Wielokrotnie słyszałam od obcokrajowców, że w Polsce ludzie prawie nigdy się nie uśmiechają, rzadko patrzą nieznajomym w oczy – chyba, że w jakimś konkretnym, niekoniecznie dobrym, celu. Przez wiele lat się nad tym nie zastanawiałam i puszczałam te komentarze mimo uszu. Do czasu…
HOBBY
Crust&Dust Magda i Adam Gendźwiłłowie są młodzi, mądrzy, zdolni, przebojowi i kreatywni – typowi podlascy emigranci w stolicy. Wyróżnia ich jednak pasja do gotowania i sukcesy, które odnoszą na tym polu. Niedawno miałam przyjemność spędzić z nimi wieczór i zjeść kolację. Niemały to przywilej zwłaszcza, że zostałam ugoszczona po podlasku – babką ziemniaczaną z prażonymi jabłkami i wędzonym boczkiem oraz białysami. W takich okolicznościach nasza rozmowa niemal od razu zeszła na jedzenie. Kiedy odkryliście, że Waszą wspólną pasją jest gotowanie? M: Jeść i gotować lubiliśmy od zawsze. Każ-
de z nas od czasu do czasu gotowało różne przysmaki. Kiedyś dostałam w ramach prezentu samodzielnie wykonane przez Adama praliny. Przesłał mi je do Barcelony. A: To, że jest to nasza wspólna pasja uświadomiliśmy sobie podczas wyprawy do Ikei po specjalne naczynie do zapiekania. Byliśmy wtedy jeszcze na studiach, a to nie jest wyposażenie typowego studenta.
Kiedy odczuliście pierwsze sukcesy? M: Myślę, że wraz ze zwycięstwem w kon-
kursie na najlepszego bloga kulinarnego 2012 roku. A: Tak. Zwycięstwo było ogromnym sukcesem, ale już pierwsze pozytywnie ocenione zadania przyniosły nam dużo miłych emocji. Konkurs trwał przez rok i cały ten czas musieliśmy wykonywać zadania. Było to duże wyzwanie, ale się udało. Później podczas audycji „Dzień Dobry TVN”, w której gotowaliśmy na żywo z Piotrem Bikontem, usłyszeliśmy od niego miłe słowa. Po spróbowaniu jednej z naszych potraw przeprosił nas, że nie głosował na to danie. To było niezwykłe.
Kiedy uświadomiliście sobie, że prowadzenie bloga to nie tylko pasja? M: Dla nas to jest przede wszystkim pasja.
Chociaż znam blogerów, którzy się z tego utrzymują. A: Z drugiej jednak strony coraz częściej dzięki blogowi mamy zlecenia. Jest w tym duża zasługa Magdy, która bardzo profesjonalnie zajęła się organizacją. Wciąż na pierwszym miejscu pozostaje hobby przyjemność z gotowania, ale doceniamy wpływy finansowe. Często odkładamy zarobione w ten sposób pieniądze na książki kulinarne, wizyty w restauracjach i degustacje.
Czy można powiedzieć, że reprezentujecie jakąś filozofię gotowania lub jakiś określony rodzaj kuchni? M: Raczej nie. Przy dzieciach i szybkim
tempie życia jesteśmy zmuszeni do ograniczenia czasu poświęcanego na gotowanie. Staramy się jednak udowodnić, że nawet w takich warunkach możemy smacznie i zdrowo jeść. A: Pokazujemy, że są potrawy, które da się przygotować w maksimum 30 minut i nie muszą pochodzić z mrożonek. M: W naszej kuchni jest dużo przepisów międzynarodowych, coraz częściej jednak staramy się sięgać po rodzime potrawy.
FOTO CRUSTANDDUST.BLOGSPOT.COM, ISTOCK.COM
REKLAMA
TEKST Joanna Sasinowska
HOBBY
rza nam się zabierać z domu własnoręcznie przygotowane przez rodziców wędliny. M: Bogactwem Podlasia są oczywiście ziemniaki, ser koryciński, ogórki kiszone.... Jest to prosta kuchnia, ale my lubimy prostotę. Myślę, że wartością są naturalne składniki dobrej jakości, a takie właśnie możemy znaleźć w naszym regionie. Lubimy ser koryciński, naszym zdaniem jest równie cenny, co oscypek.
Magdo, w Warszawie często organizujesz wycieczki kulinarne dla obcokrajowców. Jeśli miałabyś poprowadzić taką wycieczkę w Białymstoku, co zjedliby Twoi goście? M: Nie obeszłoby się bez babki ziemnia-
czanej. Z tego co wiem, dobrą można zjeść w Esperanto Caffe. Do tego oczywiście taka „jak przedwojenna” buza. Myślę, że punktem obowiązkowym byłyby również serniczki, moje wspomnienie z liceum, w barze mlecznym „Podlasie” – nazywanym przez mieszkańców Podlasiakiem. Nie jestem pewna czy to danie jest popularne gdziekolwiek, poza Białymstokiem. Na naszej trasie nie zabrakłoby również Łukaszówki. Gość musiałby spróbować pączków, które smakują dokładnie tak samo, jak te robione przez moją babcię.
Jakie potrawy z regionalnej kuchni sami najczęściej przygotowujecie? M: Z całą pewnością babkę ziemniaczaną. A: Wydaje mi się, że przygotowujemy wie-
le potraw, które kojarzą nam się z Podlasiem, a które po prostu jedliśmy w domach. Oczywiście są podlaskie, ale są też po prostu polskie, litewskie, białoruskie.
M: Cepeliny zwane też kartaczami nie są
przecież bardziej podlaskie czy bardziej litewskie? Podobnie z kumpiakiem czy kindziukiem. Naszym bogactwem jest stykanie się wpływów różnych kuchni. A: Myślę, że nasza kuchnia też się zmieniła. Nasze babcie i rodzice doskonale pamiętali czym jest buza. Dla naszego pokolenia są to zupełnie egzotyczne smaki. Po wojnie zabrakło dawnych mieszkańców i zanikło wiele zwyczajów. Białusy odkryliśmy przez przypadek, będąc w Stanach Zjednoczonych. Ogromnym zaskoczeniem było dla nas pochodzenie tych bułeczek. Nie mieliśmy pojęcia, że ich nazwa wskazuje właśnie na Białystok.
Czy macie swoich ulubionych „mistrzów” kuchni, na kim się wzorujecie? A: Na pewno jest nią Agata Wojda z Opa-
słego Tomu Piwu – bo jej kuchnia nie jest tylko eksperymentem. To potrawy ciekawe, ale przygotowywane z prostych składników, takie, do których chce się wracać. Kasia Marcinkiewicz z Chilli Bite. Twardy Szparag z Białegostoku. Z aptekarską precyzją przygotowuje torty i inne słodkości. W jego wykonaniu są sztuką, o którą trudno w czasach przemysłowych cukierni. M: No i Baked NYC – nowojorscy cukiernicy odtwarzający klasyczne amerykańskie przepisy z niezwykłą śmiałością eksperymentowania. Czasami przygotowują tę samą potrawę wiele razy, poszukując najlepszych proporcji i produktów.
REKLAMA
Pochodzicie z Białegostoku, jednak na stałe mieszkacie w Warszawie. Jakich smaków, produktów i potraw najbardziej Wam brakuje w stolicy? A: Całe szczęście, mamy blisko. Często zda-
Rozmowa trwała jeszcze długo, bo po babce nieoczekiwanie na stół wkroczyło ciasto czekoladowe z karmelowo-kokosową polewą. Niebo w gębie dla łasuchów. Polecam http://www.crustanddust.pl
KRS 0000360501
www.polskapomoc.sos.pl
STYL
W POGONI ZA MODĄ, CZYLI WIOSENNE TRENDY 2014 TEKST Justyna Kozicka
Wiosna to czas, kiedy każda kobieta robi przegląd swojej szafy. Wiele ubrań trafia wówczas do foliowych worków. Są już niemodne i nosić ich nie wypada! W co zatem powinna zaopatrzyć się płeć piękna, by dobrze wyglądać tej wiosny?
REKLAMA
ak wiadomo, pogoda płata figle i bez okrycia wierzchniego ani rusz. Tegorocznym hitem są pikowane kurtki i ramoneski. Prezentują je cenione marki jak Barbour oraz znane wszystkim sieciówki typu Mango czy C&A. Na swojej popularności nie tracą również bomber jackets, czyli modne już w zeszłym sezonie bejsbolówki. Można je nosić w kilku wydaniach, dobrze prezentują się zarówno te w kolorze khaki jak i ozdobione cekinami, dżetami czy kolorowymi szkiełkami. Paniom, które preferują bardziej elegancki styl ubierania, proponujemy kolorowe płaszcze. Pamiętajmy, że czarne i w odcieniach szarości będą modowym faux pas! Osoby, które lubią spokojniejszy wizerunek, powinny zdecydować się na okrycia w pastelowych barwach. Prawdziwe fashionistki stawiają w tym roku na pomarańcz i żółć. Jeśli jednak dla kogoś jest to zbyt ostry i wyzywający styl, nie powinien się zmuszać, przecież ubrania są naszą drugą skórą i przede wszystkim musimy się w nich dobrze czuć! Kolejnym wiosennym trendem są spódnice. Tu mamy duże pole do popisu, gdyż projektanci przygotowali nam aż pięć różnych modeli. Fasonem proponowanym przez najlepsze domy mody typu McQueen, Carven czy Christopher Kane są solejki – plisowane spódnice midi. Najlepiej, by były w pudrowych kolorach, choć tu panuje dowolność. Z piedestału, jak co roku, nie schodzą spódnice ołówkowe, które pasują niemalże zawsze i wszędzie. Tegorocznym modowym wymogiem jest wysoki stan. Dior i Versace proponują, by łączyć je z crop topami i dopasowanymi żakietami. Większą ekstrawagancją wykazali się projektanci promując przezroczyste spódnice midi. Ten fason jest skierowany do pań, które
FOTO Z ARCH. FIRM ZARA I STRADIVARIUS
J
STYL
chciałyby wyeksponować swoje zgrabne nogi. Należy pamiętać, że cieniutki tiul i koronki odkryją wszystkie niedoskonałości! Kolejnym modelem królującym tej wiosny będą spódnice z falbaną pod biodrami. Taki pomysł zaprezentowała na swoim pokazie m.in. Victoria Beckham. Dowodem na to, iż będzie to absolutny hit, jest chociażby fakt, że taki fason już pojawił się w większości sieciówek. Nie trzeba aż nazbyt interesować się modą, by zauważyć, że trapezowe tuniki czy bluzki są ostatnim krzykiem mody. Dlatego nikogo nie powinien dziwić fakt, że w tym sezonie pojawią się także trapezowe spódnice. I tu w końcu jakaś odmiana – zamiast popularnej ostatnimi czasy długości midi, pojawi się krój mini. Paniom, które nie lubią spódnic, proponujemy dekatyzowane jeansy i wzorzyste legginsy. Modne będą wzory kwiatowe, azteckie czy psychodeliczne. Ma być przede wszystkim kolorowo i wesoło! W szafie każdej fashionistki nie może również zabraknąć dodatków. Projektanci, w tym Karl Lagerfeld, zapowiadają, iż absolutnym hitem będą miniaturowe torebki, w których zmieścimy jedynie telefon, i to o niezbyt dużych gabarytach. Mało praktycznie, ale za to modnie. Do tego duże, ciężkie bransolety i masywne paski imitujące np. bokserskie pasy mistrzowskie. A na głowę daszki, opaski i wstążki. Jak widać wybór jest ogromny, więc każda kobieta czy dziewczyna, na pewno znajdzie coś dla siebie.
REKLAMA
SPORT
KOSZYKÓWKA PO GODZINACH TEKST Radek Puśko FOTO BI-FOTO
Co może łączyć handlowca z hurtowni sanitarno-budowlanej, marketingowca zajmującego się badaniem rynku, architekta wnętrz, informatyka i inżyniera budującego drogi? Coś, co urozmaica prozę życia – sport, a dokładniej dzielenie wspólnej pasji, jaką jest koszykówka.
W
spólne cotygodniowe treningi i mecze w Białostockiej Lidze Sportu sprawiają, że grupa obcych sobie ludzi, będących przy okazji w różnym wieku, staje się na dwie godziny całkiem zgraną ekipą. Nic tak nie bawi i nie cieszy jak ciekawa akcja, udany rzut albo dobre podanie. Są oczywiście kłótnie, ale po skończonej grze wszyscy kulturalnie przybijają sobie piątkę. Co skłania, bądź co bądź, dorosłych facetów do takiej aktywności? - Pierwszy raz piłkę do kosza trzymałem w wieku sześciu lat. Nauczył mnie mój starszy brat. Zaczynałem na koszu zrobionym z krzesła z dziurą, przymocowanym do stodoły na wsi u moich dziadków. Później krzesło przekształciło się w obręcz rowerową – bez szprych, też przymocowaną do stodoły. Piłki były różne i najważniejsze było, żeby się odbijały. Dawaliśmy radę – mówi Kamil Trojniel, trzydziestoletni mgr inż. architekt. - Było to mniej więcej w czwartej klasie podstawówki. Jak każdy mały chłopak chciałem kopać piłkę, ale nauczyciel WF-u zauważył mój wzrost i predyspozycje do kozłowania i dobrego rzutu. Zaciągnął mnie na trening sekcji koszykówki w podstawówce i tak zostałem – dodaje Emil Kalinowski. Jeśli spytać kogokolwiek o początki przygody z koszykówką to zdecydowana większość odpowie, że pierwszy kontakt z piłką miała jeszcze w podstawówce. A już absolutnie każdy powie, że ich marzeniem była amerykańska zawodowa liga koszykówki NBA. Obecnie to panowie w okolicach trzydziestki, często z „brzuszkiem”, ale chęci i młodzieńczy entuzjazm zostały im do dziś.
REKLAMA
Ratunek od codziennej monotonii Monotonia to nie wszystko. Koszykówka to pasja, hobby, w dodatku bardzo praktyczne – pozwala utrzymać przyzwoitą kondycję fizyczną i psychiczną. - Gdybym nie przyszedł tutaj – uzupełnia Emil Kalinowski – i nie wyżył się z piłką, przebiegł się kilka razy na pełnym gazie w tę i z powrotem, nie potrafiłbym funkcjonować prawidłowo. Monotonia pracy jest straszliwa, a koszykówka pozwala to wszystko urozmaicić. Jak mówi Tomek Waleszczyk, cotygodniowe rekreacyjnie spotykanie się z kolegami pozwala utrzymać cykl treningowy. Do tego, również co tydzień, rozgrywane są mecze Białostockiej Ligi Sportu. Wydawać się może, że panowie z dziecięcymi marzeniami, chcą tylko i wyłącznie odpocząć po pracy. Nic bardziej mylnego. Wystarczy spojrzeć na hektolitry potu wylewane w czasie treningu lub meczu. - Aktualnie gramy w drugiej lidze, która swoje mecze rozgrywa w piątkowe wieczory. Gramy dla spełnienia swoich marzeń i pasji. Dla każdego z nas koszykówka to hobby. Lepiej pójść na mecz, pograć, spocić się, niż iść wypić piwo. Na piwo zawsze się zdąży – dodaje Waleszczyk. Piszący te słowa również ma przyjemność uczestniczyć w rozgrywkach Białostockiej Ligi Sportu. Osoby, z którymi udało mi się porozmawiać można zobaczyć na parkiecie w drużynach „Sami Swoi” i „The Spartans” występujących w rozgrywkach BLS, której organizatorem jest Białostocki Ośrodek Sportu i Rekreacji. Więcej informacji o BLS można znaleźć na stronie www.bls.bialystok.pl.
STYL
FASHION MY PASSION TEKST Ewa Szyłko FOTO Anna Dalidutko, Marta Galik, Łukasz Górski, Paweł Poznański
Gdy dwa lata temu założyłam bloga szezelle.blogspot.com, jeszcze nie do końca zdawałam sobie sprawę z potencjału drzemiącego w polskiej branży modowej. Może dlatego, że moja strona powstała z potrzeby eksponowania pasji, co nie miało charakteru czysto utylitarnego, czytaj: komercyjnego. Podobnie podchodzi do tematu Justyna z juszes.blogspot.com i Kamila z pastel-market.blogspot.com. Oczywiście wszystkie trzy piszemy stylowe posty prosto z Białegostoku. Pozwólcie, że się Wam przedstawimy.
szezelle.blogspot.com Każdy z nas ma jakieś hobby, Internet wydaje się być idealnym miejscem do prezentowania naszych zainteresowań, więc postanowiłam z niego skorzystać i pokazać, jak bardzo fascynuję się modą. Przy czym przesłanie mojego bloga to promowanie inności i kreowanie indywidualnego stylu, który nie nawiązuje do propozycji z sieciówek. Nie lubię sztampowego podejścia do trendów, nie jestem też fashion victim, jestem natomiast wielką fanką klimatów vintage, co umożliwia czerpanie z historii mody. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że spora część społeczeństwa nie przywiązuje zbytniej uwagi do stroju, stąd moje stylizacje mogą jawić się jako ekscentryczne. Jednak taki był zamysł mojego bloga – nie chciałam pokazywać standardowych outfitów i sugerować się kolorowymi magazynami. Mój blog ma zadziwiać i inspirować innych. Wolę kreować trendy i być trendsetterką, niż powielać czyjeś pomysły. Moim modowym guru jest Jean Charles de Castelbajac, który jest projektantem i francuskim markizem. Uwielbiam jego styl, bo jest mocno osadzony w barwnej popkulturze. Ponadto moim znakiem rozpoznawczym są fascynatory i kapelusze, które według mnie są nieco zapomniane. Chciałabym to zmienić. Prowadząc bloga staram się nigdy nie zapominać, że moda to przede wszystkim świetna zabawa!
juszes.blogspot.com Prowadzę vloga o modzie i urodzie, który z czasem stał się również blogiem. Odkąd odkryłam sekcję „beauty” na portalu Youtube, od razu wiedziałam, że to coś dla mnie. Kręcenie filmików okazało się świetną zabawą i okazją by dać upust swojej kreatywności. Moje uploady mają bardzo luźną formę. Zdecydowanie nie chciałam wchodzić w rolę jakiegoś modowo-urodowego znawcy czy mentora, a raczej zachowywać się przed kamerą tak, jakbym mówiła do siedzącej przede mną przyjaciółki. Wszystko dzieje się naturalnie i spontanicznie. Tematyka filmów jest dość różnorodna. Głowę mam zawsze pełną pomysłów na nowe stylizacje, makijaże, fryzury, vlogi czy filmiki z serii „zrób to sam”... Najchętniej oglądane są jednak te produkcje, w których prezentuję stylizacje z ubraniami z second handów, które pomagają przełamywać stereotypy związane z kupowaniem używanych ubrań. W Białymstoku mamy wiele świetnie zaopatrzonych sklepów tego typu. Odwiedzenie ich to nie tylko sposób na zaoszczędzenie kilku groszy, ale i odkopanie niepowtarzalnych ciuchów, które zasługują na drugie życie. Domeną mojego stylu jest niewielki nakład finansowy, a większe zaangażowanie własnej kreatywności – tu coś przeszyję, tu przefarbuję i gotowe. Kanał „Juszes” istnieje już ponad dwa lata i każdego dnia przynosi mi wiele przyjemności. Przede wszystkim cieszy mnie stały kontakt z widzami oraz innymi youtuberkami, z którymi tworzymy zgraną społeczność. REKLAMA
8 NA 10 KOBIET NOSI ZŁY ROZMIAR BIUSTONOSZA I NAWET O TYM NIE WIE!!! Piersi w źle dobranym staniku ulegają zniekształceniom, rozciągają się i pomału tracą jędrność. Co ważne, absolutnie nie ma tu znaczenia jakiej wielkości mamy piersi - panujące przekonanie, że tylko kobiety z dużym biustem potrzebują właściwego dopasowania biustonosza jest BARDZO MYLNE. Każda kobieta, bez względu na wiek, figurę oraz rozmiar swojego biustu, potrzebuje stanika indywidualnie dobranego do jej potrzeb - każdy biust potrzebuje odpowiedniego wsparcia. Dlatego też w Salonie BRABIRDS każda kobieta zawsze znajdziesz coś dla siebie, niezależnie od tego, czy masz mały, czy duży biust oraz może liczyć na fachową pomoc brafitterki.
SALON BRABIRDS
ul. Krakowska 17, Białystok, tel. 730 939 777 www.brabirds.pl i www.facebook.pl/Brabirds
STYL
Swoją przygodę z blogowaniem rozpoczęłam dwa lata temu, kiedy to pewnego zimowego wieczoru, popijając grzane wino z koleżanką z roku, postanowiłam zrealizować jedno ze swoich marzeń. Tak powstał mój „pastelowy targ”. Tworzenie bloga potraktowałam jako hobby i odskocznię od problemów. Staram się, aby posty nie obfitowały tylko i wyłącznie w zdjęcia. Pastel-market to swoisty pamiętnik. Znajdziemy na nim felietony, historie powstawania konkretnych części garderoby, relacje z podróży, czy też recenzje książek lub filmów. Pragnę, aby moi czytelnicy nie patrzyli na mojego bloga tylko i wyłącznie przez pryzmat „ładnych zdjęć”. Blogowanie daje mi spokój. Lubię czas, gdy piszę notki. Wkładam wtedy słuchawki na uszy, włączam muzykę i zatapiam się w innym świecie. Wymyślam stylizacje i tematy kolejnych postów. W sprawie doboru miejsc, w których mają być wykonywane zdjęcia konsultuję się z Anią Dalidutko – moją „naczelną fotograf”. Staramy się wszystko idealnie ze sobą zgrać. Dzięki temu odkrywamy ciekawe zakamarki Białegostoku. Czasami zdarza nam się pojechać gdzieś poza granice naszego miasta – na przykład do Supraśla czy Choroszczy. Tam odnajdujemy bliskość natury, która staje się tłem dla stylizacji w klimatach hippie i boho, które tak uwielbiam. Dla mnie moda to zabawa i idealny sposób na wyrażenie siebie. Strój może stanowić integralną część nas samych.
REKLAMA
pastel-market.blogspot.com
ul. Żelazna 7 lok. 5U, Bialystok Godziny otwarcia: pon.-pt. 9:00-19:00 sob. 10:00-15:00 www.ladies-studiourody.pl/ tel. 085-744-17-62 tel. kom. 509-79-66-95 faktyBiałystok 17 fakty.bialystok.pl
STUDENT TEŻ CZŁOWIEK! TEKST Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska FOTO Karol Rutkowski
Skoro w Białymstoku jest ich ponad 40 tysięcy, a część z nich może się przydać w przyszłości, warto jest znieść kilka dni głośniejszych zabaw. Mowa o białostockich studentach, którzy już w maju będą świętować po swojemu. Pozwólmy im się wyszumieć.
C
o roku na wszystkich internetowych portalach można poczytać, jak to kwiat młodzieży polskiej leży nieprzytomny w krzakach. Na forach roi się od wpisów o chamstwie i pijaństwie studentów. Mnie osobiście najbardziej denerwują wpisy o hałasie. Naprawdę? Czy ci, co tak narzekają, mają absolutną pewność, że przez kilka dni w roku nie wzbudzali morderczych instynktów u rodziny lub znajomych, bo komuś się zdarzyło przeholować z alkoholem, albo bawić wiertarką?
REKLAMA
Młodość ma się wyszumieć Jak się młodość nie wyszumi, to na stare lata będzie zgorzkniała i pełna złych emocji. Jeśli ktoś studiował – wie, że studia są najfajniejszym okresem w życiu i nic, absolutnie nic, nie może się z nimi równać. Co człowiek wówczas przeżył i doświadczył, to jego. Hipokrytą albo wyjątkowym nudziarzem jest ten, kto narzeka. - To najbardziej znane i wyczekiwane święto studentów z całą masą imprez rozgrzewkowych i wydarzeń towarzyszących. Pokazujemy kulturę hip-hopową, dajemy szansę młodym zespołom wystąpić na scenie głównej, aktywizujemy ludzi do działania na wszelkich polach kultury. Otwieramy przed Wami operę, teatry i najbardziej znane kabarety. Juwenalia to też sport. Biegi, liczne turnieje i zawody CrossFit. Pocieszające jest to, że z roku na rok przybywa nam wydarzeń i rośnie ich popularność. Pamiętajcie, ruszamy już w kwietniu! – zaprasza Marta Bokun ze sztabu juwenaliowego. I niech się bawią, póki są młodzi. Kiedy skończą studia, do śmiechu im nie będzie. Zwłaszcza, kiedy trzeba będzie zadbać o swoje cztery litery. Jeśli ktoś z was jeszcze nie wie, jak wyglądają zamknięte imprezy poważnych prawników lub lekarzy, polecam kiedyś zajrzeć. Studenckie imprezy to przy tym pikuś. Zanim zaczniecie narzekanie pomyślcie, czy na pewno nie chciałoby się wam być znowu młodym i pobawić się, choć jeden raz tak, jak wtedy, gdy mieliście dwadzieścia lat.
Organizacja Juwenaliów to cenna wiedza na przyszłość Ciągle mam kontakt z osobami, które Juwenalia miały okazję robić lub pomagały przy różnych częściach składowych całej imprezy. To cenna wiedza, której nie dadzą najlepsze praktyki świata. Zdecydowana większość z nich nie miała żadnych problemów ze znalezieniem pracy. Niektórzy prowadzą swoje firmy, bo… nabyli doświadczenie. Jakie? Choćby odpowiedzialność za wydawane pieniądze. Zarządzanie budżetem wielkości kilkuset tysięcy złotych, który ma się zgadzać co do złotówki, proste nie jest. Zwłaszcza, kiedy nie wiadomo, czy coś się nie zepsuje lub nie podrożeje. - Zdobyłem przede wszystkim doświadczenie w zarządzaniu projektami o wartości prawie pół miliona złotych oraz w pracy z różnymi podmiotami, instytucjami na wielu płaszczyznach – mówi Robert Matyszewski, koordynator Juwenaliów z 2011 roku. Praca zespołowa to słowo klucz. Bez niej nic by się nie udało. Wszystkie elementy poszczególnych puzzli muszą do siebie idealnie pasować. Ale jakoś, co roku, mimo mniejszych czy większych wpadek, studenci dają radę. Bo potrafią współpracować i działać zespołowo. Logistyka, negocjacje, marketing, praca fizyczna, grafika komputerowa, znajomość prawa. Wszystko się przydaje. Bez tych umiejętności i wiedzy nic by nie wyszło. A przecież nie zdobyliby ich leżąc w krzakach, prawda? Więcej luzu kochani, a wszystkim nam będzie się żyło znacznie przyjemniej.
SMAKI
Cabaretowy bar tajemnic TEKST Karol Rutkowski
Każdy zakątek kuli ziemskiej ma swój niepowtarzalny smak. Nic nie oddaje go lepiej, niż subtelny aromat lokalnych eliksirów, które stały się przedmiotem legend. Dzięki ich unikatowej kolekcji dostępnej w Le Cabaret wszyscy spragnieni mają szansę wybrać się w niezwykłą podróż szlakiem wyborowych trunków.
Kraina Smaków Wśród szerokiej gamy oferowanych napojów procentowych znajdziemy takie rarytasy jak: francuski Pernod Absinthe, rum Bacardi 151 z Portoryko, produkowany w Anglii Beefeater 24 (jedyny w Białymstoku) czy pochodzącą z Meksyku tequilę Olmeca Altos. Nie jest to jednak nawet skromna część bogatej listy trunków, których możemy skosztować w Le Cabaret. W lokalu możemy również spróbować różnego rodzaju wódek czystych zaczynając od marki Absolut, poprzez rosyjską Stolicznaya, do klasy super premium jak Greey Goose i Belvedere. Z kolei fani dobrego piwa znajdą tu zarówno lokalne, jak i zagraniczne napoje chmielowe – niepasteryzowane, ciemne, pszeniczne, smakowe. Koneserzy wybornych win również nie mają powodów do narzekań, bowiem w menu dostępna jest między innymi japońska Choya oraz wyroby z dalekiej Gruzji. Do każdej butelki wina w okazjonalnej cenie, sympatyczna kelnerka poda nam dzban wody, aby można było przepłukać kubki smakowe. Jak na lokal w paryskim klimacie przystało, największy nacisk położono na wyroby znad Sekwany. Ogrom wyjątkowych smaków dosłownie przyprawia o zawrót głowy. To jednak nie dzieło przypadku. Cabaretowy kontuar to istny raj dla smakoszy wszelkiego rodzaju wy-
skokowych specjałów. Już niedługo w lokalu będą też organizowane degustacje najlepszych whisky, prowadzone przez specjalistów w tej dziedzinie. – Propagujemy kulturę spożywania alkoholu – mówi Łukasz Prusiński, właściciel firmy TASTE EVENT BAR, współpracującej z lokalem. – Chcemy pokazać, że mocniejszymi trunkami można się delektować. Panująca wiosna to świetna okazja do popularyzacji nowych trendów. Cocktail club i restauracja w jednym nie rzuca słów na wiatr. Z myślą o rozpowszechnianiu zamiłowania do wykwintnych napojów przygotowano nawet „happy hours”. Dzięki nim od poniedziałku do czwartku w określonych godzinach na wszystkie drinki z karty obowiązuje trzydziestoprocentowy rabat. Ponadto długa lista została dobrana tak, aby nawet kompletny laik mógł znaleźć interesującą go kompozycję.
Poczuj aromat wiosny Zbiór najlepszych marek na barowych półkach to tylko jeden z atutów lokalu. Jego wyskokowe menu uzależnione jest od aktualnej pory roku, bowiem barmani bardzo chętnie sięgają po świeże owoce i zioła. Spragnieni orzeźwiających miksów zawsze mogą liczyć na ekspercką pomoc. Załoga TASTE EVENT BAR jak nikt inny zna się na niepowtarzalnych recepturach. „Le Cabaret Coffe” będący wariacją na temat kawy z whisky czy „Zielona Wróżka” to tylko dwie z całej palety tajemniczo brzmiących nazw pozycji, których koniecznie trzeba skosztować. Część drinków przyrządzana jest w oparciu o syropy smakowe i cukry własnej produkcji. Obecna za oknami wiosna to najlepszy moment na odwiedziny dekadenckiego klubu przy ul. Kilińskiego. W tym sezonie będzie się w nim działo wiele. Nie tylko przy barowym kontuarze.
FOTO Z ARCH. KLUBU
U
lica Kilińskiego to wyjątkowa część Białegostoku. Atmosfera tego miejsca na każdym kroku przypomina o historii naszego miasta. Pośród zabytkowych kamienic znajdziemy jednak lokal, w którym dekadencki klimat dawnego Paryża z początków XIX-wieku w gustowny sposób przeplata się z nowoczesnym designem. Niewątpliwie jednym z najbardziej rzucających się w oczy elementem wystroju jest bar, a właściwie jego zawartość.
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 19
U RO DA
Jak ekspresowo zgubić nadmiar tłuszczu? Próbowałaś już niezliczonych diet? Ciągle chodziłaś głodna i, co za tym idzie, zła? Gubiłaś niepotrzebny naddatek, by chwilę później, na zasadzie efektu jojo ów powrócił? Może warto poradzić się specjalisty i wezwać na pomoc pewną technologiczną nowinkę? Słyszałaś kiedykolwiek o Med 2 Contour?
Zalety zabiegu Med 2 Contour:
REKLAMA
natychmiastowy efekt widoczny po pierwszym zabiegu poprawa wyglądu skóry odczuwalna jędrność skóry nie musisz stosować diety żywieniowej nie musisz ćwiczyć – czas spędzony na siłowni możesz poświęcić na przyjemności zabieg trwa 45 - 60 min. z czasem emisji US – 20-30 min. efekt jest stały i widoczny natychmiast po zabiegu: np. zmniejszenie obwodu w talii o 3-5 cm kuracja obejmuje od 4 do 8 zabiegów, raz w tygodniu prowadzi do zmniejszenia wagi o 2-10 kg i obwodu np. w talii o 5-12 cm tłuszcz usuwany jest przez wątrobę, stąd ograniczona częstotliwość zabiegów komórki tłuszczowe na obszarze zabiegu są upłynnione w sposób mechaniczny i ostateczny skóra po zabiegach nie jest podrażniona, można się więc opalać bez groźby powstania przebarwień głowica aparatu wystarcza na 450 godz. pracy i można ją regenerować min. 2 razy
M
ed 2 Contour jest najnowocześniejszym, całkowicie bezpiecznym aparatem do szybkiego usuwania nadmiaru tkanki tłuszczowej i cellulitu. Przy pomocy głowicy kawitacyjnej, wytwarzającej dwie nakładające się wiązki ultradźwięków, tłuszcz jest upłynniany szybko i trwale. Dzięki wielu programom możemy dobrać parametry do każdej sylwetki. Zabiegi są całkowicie bezbolesne, a efekty widoczne już po pierwszej sesji. Med 2 Contour to alternatywa dla długich godzin spędzonych na mozolnych ćwiczeniach na siłowni. A wizyty w owych do najtańszych nie należą. Korzystając z niego masz też gwarancję, że – jak bywa w przypadku nieodpowiednich diet – nie zasiejesz w swoim organizmie spustoszenia.
Jak to działa? Dzięki specjalnej opatentowanej głowicy, dynamiczna kawitacja wywołana dwiema interferującymi i wzmacniającymi się wiązkami, szybko i trwale upłynnia tłuszcz w sposób precyzyjny i kontrolowany. Med 2 Contour jest pierwszym na rynku urządzeniem działającym za pomocą dwóch nakładających się i wzmac-
niających fal ultradźwięków, modulowanych dodatkowo niską częstotliwością. Umożliwia to bardzo efektywne działanie, ograniczone tylko do planowanego pola zabiegu. Aparat w ykorzystuje interferencję i wzmacnianie nakładających się fal ultradźwiękowych na głębokości 1-4 cm pod skórą. Głowica zabiegowa zasysa fałd skóry i przyciska go do powierzchni dwóch nachylonych przetworników piezoelektrycznych – światowy patent firmy GP. Stwarza to optymalne warunki do wnikania fal ultradźwiękowych, a następnie ich wzmacniania w obszarze tkanki tłuszczowej. Wiązki ultradźwiękowe są skolimowane (równoległe), a obszarem aktywnym nie jest małe ognisko (jak w innych aparatach ultradźwiękowych), lecz szeroka strefa nakładających się dwóch strumieni ultradźwięków. Zabieg jest całkowicie bezbolesny, pacjent czuje przyjemne ciepło i często w trakcie zasypia. Objawem zewnętrznym jest zaczerwienienie i przejściowy wzrost temperatury powierzchni skóry do 42-44 stopni Celsjusza. Wskazania: miejscowa otyłość i cellulit na całej powierzchni ciała, poza szyją i twarzą.
R O Z M O WA
DIALOG SPOŁECZNY BUDUJE POROZUMIENIE
Czym jest dialog społeczny? EM: Dialog społeczny jest całokształtem re-
lacji pomiędzy partnerami społecznymi, tj. związkami zawodowymi i organizacjami pracodawców oraz ich stosunków (dwustronnych lub trójstronnych) z organami państwowymi tj. rządem i jego agendami, a także władzami komunalnymi, samorządem lokalnym i innymi organizacjami. Dialog społeczny jest narzędziem łączenia i godzenia interesów rozmaitych grup społecznych. Celem nadrzędnym staje się zaś budowa ładu społeczno-gospodarczego, legitymizowanego przez jak najszersze kręgi społeczeństwa.
FOTO ISTOCK.COM
Dlaczego promocja dialogu społecznego jest taka istotna? EM: Stosunek pracy nie jest symetryczny. Już
z samego założenia to pracodawca stoi wyżej niż pracownik. Dlatego też często pracownicy organizują się w związki zawodowe, aby mieć mocniejszą pozycję w negocjacjach z pracodawcą np. w kwestiach warunków płacy i pracy. Dialog społeczny jest możliwy tylko przy odpowiednim społecznym zaangażowaniu ze strony związków zawodowych i pracodawców. W wyniku trudnej sytuacji, jaka panuje obecnie na rynku pracy, pracownicy często godzą się na zajęcie poniżej ich kwalifikacji i nie są w stanie indywidualnie bronić własnych interesów. Zrzeszanie się w związki zawodowe i zakładowe organizacje związkowe znacznie wzmacnia ich pozycję w negocjacjach z pracodawcami i umożliwia prowadzenie dialogu społecznego na równych zasadach.
Dialog społeczny ma niezwykle istotne znaczenie w ochronie zdrowia. Żyjemy w dobie ciągłych przemian w systemie opieki zdrowotnej i w czasach narastającego niezadowolenia pacjentów. Dlatego dialog pomiędzy pracodawcami, a pracownikami służby zdrowia sprzyja lepszemu, bardziej efektywnemu wykorzystaniu zasobów ludzkich oraz znacznie poprawia jakość świadczonych usług. Artykuł powstał w ramach projektu Akademia Rozwoju Dialogu Społecznego realizowanego przez Podlaską Federację Związków Zawodowych Pracowników Ochrony Zdrowia oraz Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych – Regionu Białystok w partnerstwie ze Stowarzyszeniem Europartner AKIE. Projekt obejmuje wsparciem członków oraz działaczy związków. Otrzymają oni możliwość uczestniczenia w bezpłatnych, eksperckich szkoleniach grupowych, korzystania z indywidualnego doradztwa eksperckiego oraz seminariów merytorycznych. Rangę inicjatywy podkreśla otworzenie Podlaskiego Centrum Dialogu Społecznego w Białymstoku, dzięki któremu członkowie związków zawodowych mają możliwość zasięgnięcia bezpłatnych porad prawnych i ekonomicznych u dyżurujących specjalistów. Dzięki realizacji projektu wzrośnie świadomość działaczy związkowych w obszarze prowadzenia dialogu społecznego z pracodawcami. Dodatkowo wymiana wzajemnych doświadczeń na tym polu pozwoli na wzrost liczby członków związków zawodowych. Więcej na stronie www.podlaskidialog.pl
REKLAMA
Czym jest dialog społeczny i jaka jest jego rola w relacjach pomiędzy związkami zawodowymi i organizacjami pracodawców? Rozmawiamy z Panem Eugeniuszem Muszycem – Przewodniczącym Podlaskiej Federacji Związków Zawodowych Pracowników Ochrony Zdrowia.
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 21
Białystok kojarzy mi się z wielokulturowością K U LT U R A
TEKST Joanna Sasinowska
Jak odbieracie białostocką publiczność? BD: Bardzo dobrze. Zanim weszłam na sce-
nę dostałam kwiatka, jak wszystkie panie na sali. To było bardzo miłe. A sam Białystok kojarzy mi się z piękną wielokulturowością. Jako, że sama pochodzę ze wschodu Polski bardzo dużym sentymentem darzę architekturę i kulturę prawosławia. Tylko w wielokulturowym mieście mógł się zrodzić pomysł na stworzenie esperanto. I płyta Karoliny Cichej „Wieloma językami”, na której wybrzmiewa „Bialystok mein hejm” w jidysz.
Czy to był Wasz pierwszy występ w Białymstoku? BD: Nie. Po raz pierwszy graliśmy w amfi-
teatrze podczas Festiwalu Halfway. W Centrum im. Ludwika Zamenhofa daliśmy jednak pierwszy pełnometrażowy koncert w Waszym mieście i publiczność nam dopisała. Co ciekawe, tego samego dnia grały w Białymstoku inne zespoły - w tym Dagadana. Kiedy rozmawialiśmy z nimi po koncercie, okazało się, że i oni nie mogli narzekać na publiczność. Zresztą spotkanie z Dagadaną było niemal mistyczne, siedzieliśmy w knajpie i śpiewaliśmy ludowe pieśni: polskie i ukraińskie.
Skąd się wziął pomysł na zespół? BD: Kiedy przeprowadziłam się do Krakowa
na studia, postanowiłam zająć się muzyką. Zaczęłam przez Internet szukać kontrabasisty. Na moje ogłoszenie odpowiedział Marcin, który był wówczas pochłonięty jazREKLAMA
Studio
ZDROWIA I URODY
Makijaż permanentny Mezoterapia Dermoestetyczna - Wypełnianie zmarszczek czołowych, wokół oczu i ust Mikroigłowa Mezoterapia Frakcyjna - jest bezpieczną i skuteczną metodą poprawiającą wygląd i kondycję skóry. Wykorzystuje technikę podciśnienia i mikronakłuć, dzięki której składniki aktywne, zawarte w odżywczym koktajlu, dostarczane są bezpośrednio w głąb skóry. Igły w trakcie zabiegu wspomagają procesy regeneracyjne i pobudzają odnowę włókien kolagenowych. Fotoodmładzanie twarzy - terapia światłem. To nowa i skuteczna metoda walcząca z niedoskonałościami twarzy - pomaga w leczeniu trądziku, alergii, łagodzi ból i stany zapalne. Mięśni wykorzystywana w żelazku przeciwzmarszczkowym, TENS czyli Przezskórna Elektryczna Stymulacja Nerwów i Mięśni, wzmacnia mięśnie twarzy, zwiększa elastyczność skóry, polepsza jej koloryt i stan oraz zmniejsza zmarszczki. Połączenie 3 zabiegów daje widoczny efekt liftingu twarzy, podniesienie jej owalu oraz wygładzenie bruzd w okolicach ust, oczu i czoła. Jest to alternatywa dla ostrzykiwania i botoxu. Warto wykonać go przed weselem bądź inną uroczystością, podczas której zależy Paniom na idealnym wyglądzie. Zabiegi są bezpieczne i bezbolesne.
www.studiourodybialystok.pl
zem. Dwa miesiące potem dołączył do nas Tomasz.
Czy możesz mi powiedzieć co oznacza nazwa zespołu? BD: Początkowo była to nazwa robocza, w której miał się zawierać kontrabas i skład osobowy grupy. Nazwa zaczęła jednak nabierać nowych znaczeń. Okazało się, że nasza muzyka powstaje jako twórczy konflikt pomiędzy muzyką ludową i jazzem. Nasza praca nad materiałem często wygląda tak, że ja przynoszę na próby nowy tekst napisany na podstawie ludowej ballady, a chłopcy kontrują ludowość swoimi partiami osadzonymi w jazzie.
Czyli teksty piszesz Ty? BD: Tak. Dużo czytam i często słucham ludo-
wych pieśni. Sama też staram się je śpiewać. Poprzez to osłuchanie, kiedy siadam do pisania, naturalnie opisuję moje emocje i przeżycia stosując sposob opowiadania, jaki znam z tych ludowych tekstów. W efekcie powstają utwory stylizowane na pieśni tradycyjne. Nowe utwory, nad którymi pracujemy, będą z kolei nawiązywały do baśni i legend.
Kiedy możemy spodziewać się kolejnej płyty? BD: Najprawdopodobniej już w przyszłym
roku. Ponieważ nasze utwory będą odwoływały się do dawnych obrzędów, będziemy starali się zdążyć na początek roku obrzędowego – czyli na wiosnę.
FOTO Z ARCH. ZESPOŁU
Chłopcy kontra Basia miesiąc temu wystąpili w Centrum im. Ludwika Zamenhofa. Koncert zorganizowany z okazji Dnia Kobiet był pretekstem do ponownej wizyty zespołu w Białymstoku. Młodzi muzycy mają już na swoim koncie wiele sukcesów. Zdobyli między innymi II nagrodę na XIII Folkowym Festiwalu Polskiego Radia „Nowa Tradycja” w 2010 roku i I nagrodę Sceny Otwartej Mikołajków Folkowych w Lublinie w 2011 roku. Wystąpili też w III edycji popularnego programu „Must Be The Music”. Rozmawialiśmy z Basią Derlak, założycielką zespołu, wokalistką i autorką tekstów.
Św. Rocha 13/15 lok. 127 15-879 Białystok tel. 505 514 664
3 ZABIEGI W CENIE 1! W cenie mezoterapii mikroigłowej mają Panie 3 zabiegi. Zamiast 500 zł płacą Panie 300 zł.
iedzenia ż do odwiedzenia ie n w ó r w diego my ok ols Po Zapraszamy rm ad żż ównęie kaie uzeu Or ls ngao Ma o P m Zaprasz a ff ż o ę r ego H rzO ze. u Jem na a Mu m im ff o oH im. Jerzeg
Wystawiają się producenci naturalnie zdrowej żywności: -Wystawiają mięs wszelakich się producenci naturalnie zdrowej żywności: - serów białych, żółtych i kolorowych mięs wszelakich - pieczywa białego i razowego serów białych, żółtych i kolorowych - ciast różnorakich pieczywa białego i razowego - piw, miodów syconych i naturalnych ciastwin, różnorakich - domowych przetworów z warzyw i owoców piw, win, miodów syconych i naturalnych - zapomnianych przysmaków regionalnych domowych przetworów z warzyw i owoców - zapomnianych przysmaków regionalnych Głównym prowadzącym będzie Jan Onufry Zagłoba Herbu Wczele, który będzie wodził rej na czarciej polanie. Głównym prowadzącym będzie Jan Onufry Zagłoba Herbu Wczele, który będzie wodził rej na czarciej polanie. Jarmarczną atmosferę umilą ludowe kapele. Jarmarczną atmosferę umilą ludowe kapele. A po udanych zakupach zapraszamy do jedynego w polsce muezum oręża polskiego im. jerzego hoffmana. A po udanych zakupach zapraszamy do jedynego w polsce muezum oręża polskiego im. jerzego hoffmana.
Chętni do wystawienia i do zakupów zasięgną wszelkich informacji Chętni do wystawienia i do zakupów zasięgną wszelkich informacji pod numerem tel: 85 742 16 70 pod numerem tel: 85 742 16 70 www.kiermusy.com.pl www.kiermusy.com.pl
MUZYKA
METAL NIE BOI SIĘ PODEJMOWAĆ TRUDNYCH TEMATÓW FOTO PIELA, BI-FOTO
O białostockiej scenie ciężkiego grania, biznesie muzycznym i o tym, jak to jest, kiedy ma się osiemnaście lat... scenicznego stażu, z Maryem, liderem death metalowej załogi In Extremis rozmawiał Paweł Waliński. Gracie już kawał czasu, dlaczego debiutancką płytę nagraliście dopiero rok temu? M: Zespół przez wszystkie te lata przechodził niekończące się trans-
formacje, zmiany personalne i w pewnym sensie narodził się na nowo. Skład skurczył się z pięciu osób do czterech, a ja przejąłem rolę wokalisty. Zamknęliśmy też tym ruchem pewien etap swojej działalności. Słowo „debiut” jest więc całkiem uzasadnione. Bo raz: ja debiutowałem wokalnie, dwa: zespół de facto odrodził się z popiołów.
Oprócz tego, że grasz w In Extremis, jesteś też na lokalnej scenie aktywistą – organizowałeś festiwal Blackstok. Jak przez ostatnie dwadzieścia lat zmieniała się białostocka scena metalowa? M: Najsilniejszą sceną jest oczywiście śląska. Ale my nie byliśmy da-
leko w tyle. Mamy mnóstwo dobrych kapel i doskonałych muzyków, wspomnieć choćby Dead Infection, którzy zrobili chyba największą, choć niszową, karierę i zagrali niejedną zagraniczną trasę. Widząc, że jest tu mnóstwo zdolnych ludzi postanowiłem nie stać obojętnie i narzekać, tylko wziąć sprawy we własne ręce. I tak to, od 1999 roku, udało się zorganizować kilka edycji Blackstoku. W pewnym momencie z przeglądu kapel festiwal przerodził się w rodzaj musicalu. Połączyliśmy siły z bractwem historycznym „Winland” [którego Mariusz jest prominentnym członkiem – red.]. Wymyśliliśmy hasło „metal na metal” – czyli metal fizyczny ścierający się z muzycznym. Do tego scenariusz teatralny o odwiecznym starciu dobra ze złem plus scenografia, kostiumy, wątki aktorskie. I w tę narrację wkomponowane zespoły. Fantasy, magia... Forma się spodobała, festiwal zamykał się z pełną salą. Problem tylko w tym, że to potworny wy24 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
siłek logistyczno-organizacyjny. Planuję jeszcze co najmniej jedną edycję, ze scenariuszem pisanym wraz z moim nieżyjącym już przyjacielem Wojciechem „Olafem” Swidziniewskim.
Różnica wieku między nami nie jest wielka. Pamiętam, że kiedy szedłem do liceum, wybór był binarny – albo słuchałeś grunge’u, albo metalu. Czy metalowa publiczność nadal jest duża? Młodzi słuchają ciężarowców? Grają metal? M: Z tego, co obserwuję, jest dużo młodzieży, która takich rzeczy
słucha. Zabawne jest to, że mając lat 36 widzę, jak młodzież w wieku licealnym chodzi ubrana praktycznie tak samo, jak ja dwadzieścia lat temu (śmiech). Młodzi, długowłosi, w glanach, czarne bojówki, ramoneski, plecaki „kwadraty” z naszywkami... Moda niby się dynamicznie zmienia, kultura ewoluuje, a w metalu wizualnie pewne rzeczy są niezmienne. Ostatnio znowu w modzie są też flanelowe koszule w kratę. Wyjąłem więc jedną taką, pochodzącą z epoki, z szafy. A żona na to: „O, jaką masz modną koszulę!” (śmiech)... Kontynuacja jest. A i młode zespoły mamy mocne, więc metal w narodzie nie ginie!
Mamy w mieście najważniejsze metalowe studio nagraniowe w kraju. Nagrywali tu Behemoth, Vader czy goście z zagranicy… M: Vader właśnie w tej chwili się tam nagrywa (śmiech). I Quo Vadis. ...Jednocześnie poza Dead Infection nie mamy jakichś sław rodem z Białegostoku, które podbijałyby krajową albo międzynarodową scenę. Czy stąd trudniej wystartować?
MUZYKA
M: Jest Squash Bowels, jest Hermh. Są też pojedynczy muzycy, któ-
rzy przebili się do polskiej ekstraklasy i grają w takich gigantach, jak Tomasz Halicki z Hermha grający obecnie w Vaderze. Ale myślę, że metal jest dosyć specyficzny. Recepta jest prosta – determinacja. Trzeba też postawić wszystko na jedną kartę. Dać w zastaw cały swój sklep i wszystkie swoje konie. Bo wielkie gwiazdy nie zabierają w trasę mniej znanych kapel tylko dlatego, że podoba im się ich muzyka. To jest biznes. Żeby zagrać u boku dużej nazwy trzeba zapłacić dobrych parę patyków – kupić sobie bilet. Do tego transport i zakwaterowanie na własny koszt. I albo ktoś cię przy okazji występu przed koncertem gwiazdy zauważy, albo nie. Albo się uda, albo nie uda. Amatorsko, traktując muzykę jako hobby, daleko nie zajdziesz. Inna kwestia to koszta studia, miksu, masteringu, wydanie płyty, layout, promocja... To ciężkie pieniądze. Trzeba naprawdę dużo wsadzić, żeby mieć blady cień nadziei, że później się wyjmie.
A nie ma tu czegoś do rzeczy konserwatyzm i katolicyzm Podlasia? M: Ja lubię fakt, że Podlasie w niektórych kwestiach jest swojego rodzaju skansenem. A problem nie jest lokalny. W całej Polsce jest tak, że docenią cię dopiero jak zrobisz karierę za granicą. Vader, Behemoth... Bierze się to z tego, że po wojnie byliśmy krajem zamkniętym, nie przeszliśmy rewolucji seksualnej, z całą otoczką muzycznego buntu, rock and rolla. I jesteśmy zacofani. Spójrz na Skandynawię – mają setki eksportowych metalowych grup. I ci muzycy promują Szwecję, czy Norwegię, a w zamian dostają stypendia, wsparcie państwa, hulają po listach przebojów sąsiadując z muzyką pop...
A Ihsahn z Emperora, oficjalnie deklarujący się jako satanista, uczy dzieci muzyki w domu kultury w swoim miasteczku i jest owego honorowym obywatelem... M: ...u nas w kraju fajnym przykładem, jest Hunter, który organizacją
„Hunterfestu” i własną działalnością tak rozpromował Szczytno, że chcieli im postawić na rynku pomnik...
...No, ale oni mają też dosyć bezpieczne poglądy... M: ...i wysokiego oficera policji za perkusją (śmiech). Jakie macie plany na najbliższy czas? M: Promocja płyty. Właśnie realizujemy teledysk. Ukaże się niedłu-
go. A że muzyka metalowa nie boi się podejmować trudnych tematów, weźmiemy się za problemy... społeczne. Bo wszak takim jest pedofilia... REKLAMA
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 25
Czy warto pić kawę?
Z DROW I E
Kofeina zawarta w kawie pobudza ośrodkowy układ nerwowy, przyspiesza przemianę materii, zwiększając tym samym zapotrzebowanie na tlen, zmniejsza napięcie mięśni gładkich naczyń krwionośnych. Ponadto pobudza wydzielanie soku żołądkowego, zwiększa sprawność myślenia, zmniejsza zmęczenie psychiczne i fizyczne oraz wykazuje działanie moczopędne.
P
o przyjęciu kofeiny przez ludzki organizm jest ona w 99% wchłaniana w układzie pokarmowym, skąd trafia do krwioobiegu. Najwyższe stężenie kofeiny we krwi obserwuje się 30-60 min. od momentu przyjęcia. Co interesujące, z łatwością przenika ona przez błony biologiczne i bariery: krew – mózg czy łożysko. W wyniku jej przekształcenia powstają trzy metabolity: paraksantyna, teofilina i teobromina. Paraksantyna zwiększa rozkład zmagazynowanych tłuszczów, prowadzi do podniesienia poziomu glicerolu i wolnych kwasów tłuszczowych we krwi. Teobromina rozszerza naczynia krwionośne i zwiększa objętość moczu. Kofeina wpływa na wiele aspektów funkcjonowania układu nerwowego, a tym samym
psychiki – stymuluje aktywność ruchową, zwiększoną motywację i popęd ruchowy. Równocześnie zmniejsza uczucie zmęczenia i znużenia. Nawet w niewielkich dawkach może podnosić czujność, co szczególnie wyraźnie widać przy wykonywaniu monotonnych zadań. Poprawia czas reakcji na bodziec, prawdopodobnie skracając czas analizy informacji związanych z reakcją. Kofeina ma niewielkie zdolności do wywoływania uzależnienia (w porównaniu z innymi substancjami neuroaktywnymi), dlatego nie jest uznawana za substancję silnie uzależniającą, choć jest to kwestia dyskusyjna. Przyjmowanie większych dawek nie powoduje przyjemniejszych doznań, a wręcz przeciwnie, zwiększa subiektywne odczucia negatywne, m.in. lęk, niepokój, zdenerwowanie i ogólne pogorszenie nastroju. Pojawianie się tolerancji organizmu na kofeinę następuje bardzo szybko (szczególnie przy podaży wysokich dawek). Zaprzestanie pobierania kofeiny, po wcześniejszym intensywnym poborze, wywołuje objawy abstynencyjne, takie jak: bóle głowy, drażliwość, ospałość, zmęczenie, REKLAMA
spadek koncentracji. Efekty mogą utrzymywać się do około pięciu dni. Kofeina powoduje zwiększenie stężenia insuliny, zmniejszenie wrażliwości tkanek na działanie tego hormonu oraz upośledzenie tolerancji glukozy. Warto podkreślić, że kofeina w połączeniu z cukrem (np. kawa ze słodką przekąską) bardzo podnosi poziom cukru we krwi. Istnieją jednak inne doniesienia epidemiologiczne wskazujące, że picie kawy może zmniejszać ryzyko rozwoju cukrzycy typu II. Z jednej strony kawa jest bogatym źródłem antyoksydantów, chroniących m.in. układ krążenia, z drugiej jednak podnosi poziom homocysteiny odpowiedzialnej za rozwój choroby niedokrwiennej serca i łączonej ze zwiększonym ryzykiem rozwoju choroby Alzheimera. Kawa w umiarkowanych ilościach może korzystnie wpływać na nasze zdrowie. Należy jednak pamiętać, aby nie pić jej w nadmiarze, zwłaszcza, jeśli jesteśmy nadwrażliwi na kofeinę lub inne składniki kawy oraz by nie łączyć jej ze słodkimi przekąskami.
FOTO ISTOCK.COM
TEKST mgr dietetyki Angelika Mantur
INTERNET
Z początkiem 2014 r., wiodący e-sklep z produktami codziennego użytku – bdsklep.pl, wspólnie z portalem o gotowaniu WrzacaKuchnia.pl, jako pierwsi w Polsce wprowadzili na rynek rewolucyjną usługę „+składniki”, umożliwiającą każdemu natychmiastowe zakupy brakujących składników do potraw.
FOTO DEPOSITPHOTOS.COM
S
erwisy i blogi kulinarne są obecnie niezwykle popularne. Podążając za trendem zdrowego, zrównoważonego trybu życia, staramy się ograniczać do minimum spożycie fast-foodów i coraz więcej uwagi przykładamy do jakości naszych posiłków. Gotujemy, bo chcemy być zdrowsi i dlatego, że po prostu sprawia nam to przyjemność. Oddając się pasji gotowania, mamy nieprzebrany wybór wszelkiej maści przepisów, a w nich niezliczoną pulę składników do wyboru. Jednak niewiele serwisów kulinarnych wykracza w swych działaniach poza prezentację receptur. Stajemy przed odwiecznym pytaniem: „Skąd wziąć te wszystkie składniki?”. Wiodące serwisy online na świecie rozwiązują problem brakujących składników poprzez inteligentne usługi, rekomendujące zakupy wybranych produktów. bdsklep.pl oraz WrzacaKuchnia.pl, jako pierwsi w Polsce, uruchamiają usługę +składniki, pełniącą rolę „codziennego asystenta” gotowania. Rozwiązanie, w niewidoczny dla użytkownika sposób, w pełni integruje wszelkie przepisy zamieszczane w serwisie Wrzacakuchnia.pl z produktami dostępnymi online w bdsklep.pl. Proces zakupowy przebiega całkiem intuicyjnie. Nie trzeba przekopywać się przez dziesiątki kategorii, aplikacja +składniki automa-
tycznie wskazuje wybrane, dostępne artykuły. Wszystkie potrzebne składniki nabyć można nie ruszając się z domu. Unikalność rozwiązania +składniki polega nie tylko na możliwości szybkiego dodania potrzebnych produktów do koszyka zakupowego, ale również na możliwości wyboru ulubionej marki spośród szerokiego asortymentu w konkurencyjnych cenach, oferowanego przez bdsklep.pl. W aplikacji przewidziana została integracja listy składników z kilku przepisów w ramach jednego, zbiorczego zamówienia w bdsklep.pl. Jedyne, co trzeba zrobić, to złożyć zamówienie, otworzyć drzwi kurierowi i oddać się pasji gotowania. – Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o tym projekcie, od razu wiedziałem, że bdsklep.pl weźmie w nim udział. Na rynku brakowało takiego rozwiązania, które nie tylko zachęcałoby do gotowania i zdrowego odżywiania, ale również w prosty sposób pozwalałoby zamienić przepis na listę zakupową. Wpasowuje się to idealnie w naszą misję, którą jest pokazanie konsumentom korzyści z codziennych zakupów internetowych i z tego, że dzięki ich regularności oszczędzają nie tylko pieniądze, ale przede wszystkim czas, który mogą poświęcić na rzeczy dla nich ważne – mówi Paweł Paszkowski, dyrektor generalny bdsklep.pl.
REKLAMA
Jak połączyć blog kulinarny z zakupami internetowymi?
28 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 29
FELIETON
PRZECHADZKI EKSTREMALNE
PARASOLKI TEKST Radek Oryszczyszyn
TEKST Krzysztof Szubzda
N
adeszła wiosna, czas wybrać się na trekking (zwany niegdyś spacerem). Odkąd odkryto oddychające skarpety, bezwonne majtki i plastikowy łyżkonóż, uprawianie sportów ekstremalnych jest dużo prostsze niż dawniej. Ja zaliczyłem już tej wiosny ekstremalny, nocny trekking do całodobowego. Dokonałem tego zupełnie pozbawiony GPS-u, Endomondo, wodoszczelnego softshella, a nawet trzeźwości. I nie dość, że doszedłem do wspomnianego sklepu, to również do następujących lirycznych wniosków: Sześciu odważnych surwiwali dopadła raz ochota, że może by strawersowali na wskroś biebrzańskie błota. Wszak wszyscy mieli werwy sporo, niektórzy nawet kaski. A jeden nawet spodnie moro z rozporkiem na zatrzaski. Więc wzięli grzałkę, laptop (taki mały-pięć i pół cala), scyzoryk z korkociągiem, raki i przewodniki Pascala. Obóz w warunkach ekstremalnych: ot, pole namiotowe, wspólna łazienka, wygód żadnych; dziesięć złotych za dobę! By zmusić serca swe do lęku, adrenalinę do skoku poszli nie w sześciu ale w pięciu, bez nakryć głowy, po zmroku. Wciąż gubił się wśród trzciny szlak i groźnie szumiał tatarak, żab rechot, ciemność, dziwnie tak – postanowili iść w parach. Lecz trzęsawisko wrzało wciąż... I słychać było ludzkie głosy. Z bagien parował dziwny swąd... coś jakby …. papierosy. To chłopcy z nieodległych siół wracali skrótem z dyskoteki. Tak się spotkali w drogi pół miejscowi i pogromcy rzeki. Kto wie czy Everest, Mont Blanc lub innych szczytów tyle, nie zdobył pierwszy, z głupia frant skądś wracający tubylec? 30 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
P
rzechadzają się po rynku. Zazwyczaj frywolnie wymachują parasolkami. Różowymi. Chodzą i chodzą. I w mróz i w chłód. Kiedy zobaczą mężczyznę, chytrze szykują się do ataku, precyzyjnie oceniają trajektorię trasy ofiary i bezbłędnie ustawiają kurs tak, aby w odpowiednim momencie przeciąć jej drogę. Zapraszają do siebie, obiecują atrakcje, zachęcają i kuszą. Kto za tym stoi? W czyim to interesie? Jaki jest tego cel? Na krakowskim rynku i przylegających ulicach ludzie zachęcający do wejścia do klubu na darmowego drinka są zjawiskiem znanym i akceptowanym. Dostałem raz takie zaproszenie. Wszedłem. Wyszedłem. Nic się nie stało. Sprawa słodkich dziewcząt z różowymi parasolami wydaje mi się jednak dziwna. W Białymstoku – podobnie jak w stolicy – przyzwyczaiłem się u wejść do klubów widzieć wielkich misiów dokonujących czegoś, co nazywa się „selekcją”. Selekcja zawsze budziła we mnie skojarzenia z ubojnią albo masarnią i wolałbym poprzestać na wędliniarskich porównaniach, nie wchodząc w historię i politykę. Przechodząc obok miśka czujesz się jak intruz, jak wróg, jak ktoś, kto chciałby pałać agresją. Kiedy ja, z moją posturą, mógłbym pałać wobec tych panów tylko lękiem i trwogą. To wspaniale, że i u nas jest teraz jak w Krakowie. Nie dość, że nie trzeba się bać o wejście, to do źródła tej atrakcji przyprowadzi cię jeszcze przystojna blondynka. No, ok, z tą urodą to trochę przesadziłem. Dyplomatycznie powiem: urodą oryginalną. Nie dalej jak wczoraj, namierzony przez taką jedną w białych kozaczkach, cekinowej kurteczce i przylepianych srebrnych anielskich włoskach, zbliżyłem się nieopacznie na krytyczne kilka metrów, po czym - oceniwszy właściwie zagrożenie, które było nade wszystko zagrożeniem estetycznym – oddaliłem się szybkim krokiem na z góry upatrzone pozycje. Schroniłem się w bankomacie, jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało. Żałuję tylko, że się nie dowiedziałem, do czego miałem być zachęcany? Po co był ten uśmiech i zalotne spojrzenia? Czy ktoś z Państwa wie, do czego te dziewczęta tak desperacko nakłaniają? Sądząc po ich determinacji, musi być to atrakcja warta świeczki. Białostoccy mężczyźni – tak jak i ja – nie grzeszą odwagą, bo zazwyczaj – o ile nie ośmieliła ich odpowiednia zawartość krwi w alkoholu – pozostają czujni i dziewczęta z parasolkami omijają łukiem. Czasami uciekają, czasami udają, że nie widzą. Sposobów jest wiele, ale mało który facet unika spotkania z przeznaczeniem. Po mieście krążą plotki, że te dziewczęta to ruscy szpiedzy, którzy pod pozorem namawiania do czegoś (no właśnie, do czego?), podsłuchują, o czym rozmawiają mieszkańcy, badają nastroje, sondują na zlecenie Kremla i Putina. W Internecie piszą, że charakterystyczne różowe parasolki pojawiły się już w wielu innych miastach naszego kraju. Ci, którzy odważyli się porozmawiać, donoszą o wschodnim akcencie niektórych z tych pań. Sprawa jest więc prawie na pewno polityczna. Oczami wyobraźni widzę, jak w pewnym momencie wszystkie te dziewczęta wzlecą nad rynek, nad ratusz, nad Planty i, trzymając te wirujące parasolki nad sobą, będą – jak drony – wskazywać tych, którzy narazili się idei Autonomicznej Republiki Podlasia, Mazowsza, Podhala. A potem już sąd polowy wyda wyrok w trybie doraźnym. Do wykonania – natychmiast.