ISSN 2299-4580
bezpłatny magazyn mieszkańców
NR 20
Białystok fakty.bialystok.pl
ZIMĄ W SWOIM ŻYWIOLE!
SPIS TREŚCI
10
12
5 6 8 10 12 14 15 16 18 20 22 24 25 26 28 30 31 32 34 36 38
INSTALACJA GAZOWA W TWOIM AUCIE? CHYTRZE PRZEZ ZIMĘ DZIEŃ KOBIET DZWONIĄ DZWONECZKI SAŃ… ZIMNA WODA ZDROWIA DODA LECZ SIĘ DIETĄ! ZIMOWA PIELĘGNACJA DWA KOLORY TO CZASEM ZA MAŁO WŁOSY DA SIĘ OPANOWAĆ MOKRA FRAJDA NIEPODLEGŁOŚĆ SPÓŹNIONA O KWARTAŁ KSIĄŻKI, KTÓRE PRZENOSZĄ DO CZASU MŁODOŚCI… KUPUJĘ BEZPIECZNIE PRZEZ INTERNET NA TROPIE NIEWIERNEGO KOCHANKA ROZGRZEJ SIĘ! KOCHAMY TAKIE KALORIE FABRYKA MŁODYCH BIZNESÓW ZNAJDŹ WŁAŚCIWY LOKAL. CZAS – START! NOWE TECHNOLOGIE W BRANŻY OZE MĘŻCZYZNA JAKI JEST, KAŻDY WIDZI... FELIETONY
faktyBiałystok NR 20 LUTY 2014 ISSN 2299-4580
ADRES REDAKCJI ul. Ciepła 1 lok. 16, 15-472 Białystok, tel. 85 87 121 80 www.fakty.bialystok.pl KOORDYNATORZY PROJEKTU Maciej Słupski Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska P. O. SEKRETARZA REDAKCJI Marta Starzyńska FOTO BI-FOTO SKŁAD SOBO Paweł Sobolewski biuro@sobo.pl ONLINE Paweł Waliński online@fakty.bialystok.pl ZESPÓŁ Grzegorz Grzybek, Radek Oryszczyszyn, Radek Puśko, Karol Rutkowski, Krzysztof Szubzda, Paweł Waliński REKLAMA reklama@grupa-optima.pl Maria Snarska BIURO Urszula Bondaruk biuro@grupa-optima.pl DRUK: Buniak Druk Redakcja nie odpowiada za treść publikowanych reklam. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych i zastrzega sobie prawo do skracania oraz redakcyjnego opracowania tekstów przyjętych do druku. Opinie i poglądy autorów nie zawsze są zbieżne z opiniami i poglądami Redakcji. Copyright © Grupa Optima Sp. z o.o. Wszelkie prawa zastrzeżone Przedruk materiałów w jakiejkolwiek formie i w jakimkolwiek języku bez pisemnej zgody Wydawcy jest zabroniony.
Foto na okładce: Andrzej Peszek Treści reklamowe w numerze na stronach: 2, 3, 4, 5, 7, 9, 11, 13, 14, 15, 16, 17, 18, 19, 21, 22, 23, 25, 27, 29, 30, 31, 33, 34, 35, 37, 39, 40
WYDAWCA Grupa Optima Sp. z o.o. ul. Ciepła 1 lok. 16 15-472 Białystok
16 REKLAMA
4 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
MOTO
INSTALACJA GAZOWA W TWOIM AUCIE? TYLKO W LPGTECH Masz samochód i zaczynają przerażać Cię ceny paliwa? Szukasz oszczędności? Jeżeli kiedykolwiek rozważałeś przejście na paliwo gazowe, powinieneś odwiedzić Firmowy Warsztat LPGTECH – lokalnego producenta i dostawcy Perfekcyjnych Instalacji Autogazu.
FOT. Z ARCH. FIRMY
B
iałostocka firma LPGTECH Sp. z o.o. zyskała już uznanie nie tylko na rynku krajowym, ale również w najdalszych zakątkach naszego globu – jest obecna nawet w tak egzotycznych krajach, jak Peru, Kolumbia czy Tajlandia. W swojej działalności kładziemy bardzo duży nacisk na własne konstrukcje i opracowania poszczególnych komponentów instalacji autogazu – od układów elektronicznych wspomaganych autorskim oprogramowaniem, przez opatentowane układy wtryskiwaczy, na innowacyjnych filtrach gazu fazy lotnej kończąc. Dysponujemy własnymi biurami konstrukcyjnymi w dziedzinie elektroniki oraz mechaniki, dzięki czemu jesteśmy w stanie błyskawicznie dostosowywać instalacje do najnowocześniejszych i najbardziej wymagających aut. Jako pierwsi na rynku stworzyliśmy aplikację dedykowaną urządzeniom mobilnym opartym na systemie operacyjnym Android, która służy do kalibracji instalacji autogazu. W ramach dbałości o kompleksową obsługę naszych klientów otworzyliśmy Firmowy Warsztat, w którym zespół wykwalifikowanych doradców technicznych dobierze odpowiednie komponenty instalacji tak, aby spełniała oczekiwania nawet najbardziej wymagających odbiorców. Doświadczona kadra montażystów oferuje profesjonalne po-
dejście z najwyższą dbałością o najmniejsze szczegóły i detale. W Firmowym Warsztacie LPGTECH na klientów czekają dwa kompleksowo wyposażone stanowiska montażowe, analizator spalin, dymomierz, hamownia podwoziowa aut ciężarowych MAHA LPS 3000 PKW oraz hamownia podwoziowa aut osobowych z napędem na cztery koła. Korzystając z usług naszego Firmowego Warsztatu otrzymujesz perfekcyjną instalację autogazu opartą o najbardziej zaawansowane technicznie rozwiązania, pochodzącą od wiodącego na rynku producenta. Montując instalację przykładamy dużą uwagę do szybkiej obsługi klientów. Użytkownicy naszych instalacji mogą też liczyć na błyskawiczne przeglądy techniczne, które należy przeprowadzać co 10 tysięcy kilometrów (w tym pierwszy przegląd, po tysiącu kilometrów, wykonujemy bezpłatnie). Klienci, którzy zaufali naszym rozwiązaniom, otrzymują pięć lat gwarancji na sterownik wtrysku gazu oraz dwa lata na pozostałe elementy instalacji. Chcesz przekonać się, jak łatwo i szybko można zacząć oszczędzać jeżdżąc na paliwie gazowym? Odwiedź nas w Białymstoku na ul. Dojnowskiej 67 lub zadzwoń pod numer (85) 734 13 86. Wszelkie informacje znajdziesz również na stronie www.lpgtech.pl.
REKLAMA
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 5
Chytrze przez zimę MOTO
TEKST Paweł „Felix” Danilczuk OPRACOWAŁ Karol Rutkowski FOTO BI-FOTO
Polscy kierowcy są najwierniejszymi spadkobiercami pychy legendarnych Sarmatów. Każdy z naszych krajanów (bez względu na staż jazdy) uważa, że prowadzi nie gorzej niż sam Sébastien Ogier. Niestety, kapryśna aura niezwykle często weryfikuje umiejętności zbyt pewnych siebie „szoferów”. O tym, jak poruszać się po śliskiej nawierzchni opowiedział nam Paweł „Felix” Danilczuk – wicemistrz Polski Rajdowej Grupy N.
P
oprawne ustawienie fotela kierowcy może nie tylko ułatwić wyczucie pojazdu, ale też pomóc zaoszczędzić cenne sekundy w nagłych sytuacjach, jak np. niespodziewane pojawienie się na jezdni pieszego. Przy nieprawidłowej sylwetce w fotelu nie mamy poczucia toru jazdy. Nasza pozycja ma być wygodna, jednak powinniśmy przy tym pamiętać o pewnych regułach. Ręce mają być lekko ugięte w łokciach, tak byśmy mogli założyć nadgarstki na górną część kierownicy bez potrzeby odrywania łopatek od oparcia siedzenia. Podobnie sprawa ma się z kończynami dolnymi. Przy wciśniętym do końca pedale sprzęgła lewa noga również musi pozostać ugięta. W przeciwnym wypadku, w razie potencjalnej kolizji siła uderzenia przeniesiona na wyprostowaną nogę może zmiażdżyć nam miednicę. Trzymanie sterów oburącz także jest niezwykle ważne. Niektórzy obejmują lewą dłonią obręcz, a drugą obsługują dźwignię zmiany bie6 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
gów. Takie ułożenie sprawia, że w przypadku poślizgu możemy nie mieć możliwości prawidłowej reakcji. Często kierowcy jadą na „zimny łokieć”. To fajne, jeśli podróżujemy z prędkością patrolową. Problem zaczyna się przy szybszej jeździe, kiedy musimy wykonać szybki manewr, jak np. wyminięcie słupka. Wówczas tracimy czas na zajęcie właściwej pozycji, podciągamy się używając do tego kierownicy i w pewnym momencie siedzimy jak na stołku. Wówczas samochód się buja, a kierowca nie może wyczuć jego zachowania. Piloci rajdowi czytając mapy nie patrzą na drogę, ponieważ ich receptorami ruchu są plecy. Warto brać przykład z ich nawyków.
Cztery punkty Dobór właściwego ogumienia jest kolejnym niezwykle ważnym tematem. Opony zimowe odróżnia od letnich nie tylko bieżnik, ale też skład mieszanki gumy użytej przy ich produkcji. Kiedy temperatura po-
wietrza spada do 5 stopni Celsjusza, letnie opony stają się nieplastyczne, tracąc jednocześnie swoje właściwości jezdne. Warto więc zadbać o wymianę „kapci” jeszcze przed pierwszymi opadami białego puchu. Wśród kierowców rajdowych krąży powiedzenie: „Opony muszą być jak mięso – zawsze świeże, żeby były dobre”. Osobiście jestem zdania, że lepiej kupić niemarkowy, ale nowy komplet i przejeździć na nim dwa sezony niż dalej poruszać się na sfatygowanych oponach renomowanej firmy. Takie ogumienie będzie gatunkowo gorsze, ale za to świetnie wgryzie się w pokrytą śniegiem nawierzchnię. Pamiętajmy, że koła naszego samochodu są jego jedynymi punktami odpowiadającymi za kontakt z nawierzchnią. Radziłbym również zwrócić uwagę na łączniki stabilizatorów i wahacze. Zły stan tych elementów może nam przeszkodzić w precyzyjnym sterowaniu pojazdem. Przy niskiej prędkości w mieście tego nie
Z hamulcem obchodź się delikatnie Zimowe warunki nieraz weryfikują umiejętności i opanowanie kierowcy. Startując ze śliskiej nawierzchni musimy bardzo delikatnie dodawać gazu, tak by nie stracić przyczepności. W przypadku aut z napędem na tylną oś sprawy wyglądają jednak nieco inaczej. Przede wszystkim ruszając wykorzystujemy wyższe biegi (o ile posiadamy manualną skrzynię biegów). Generalnie zasada jest podobna jak w autach napędzanych na oś przednią. Im płynniejsze operowanie gazem, tym auto szybciej przyspieszy i odjedzie ze skrzyżowania. Zupełnie inną kwestię stanowi wytracanie prędkości. Tutaj podstawą jest zimna krew. Jeśli czujemy, że straciliśmy kontrolę nad autem, nigdy nie blokujmy kół do końca (brak ABS). Zwolnienie i odblokowanie kół daje oponom szansę złapania przyczepności, a co za tym idzie – odzyskania możliwości sterowania. Czując niechybnie zbliżające się kłopoty, musimy wykonać jak najwięcej manewrów, które pozwolą nam wyjść cało z opresji. Takie reakcje można ćwiczyć. Wystarczy w wolnej chwili pojeździć na dużej otwartej przestrzeni (np. płyta lotniska)
pokrytej śniegiem, gdzie wprowadzenie naszych ukochanych „czterech kółek” w poślizg nikomu nie zaszkodzi. Proste treningi, jak slalom z kilkoma słupkami lub awaryjne hamowanie również wiele uczą i pozwalają wyczuć pojazd. Prędzej czy później nowe umiejętności przydadzą się w codziennej jeździe. Bywa, że służby drogowe nie wyrabiają się z odśnieżaniem i sypaniem soli. Wówczas na pokrytych śniegiem ulicach tworzą się tzw. koleiny. Wielu kierowców uważa, że podążanie wyjeżdżonymi śladami uchroni ich przed niespodziankami. Kiedy w godzinach porannych, świeżo po opadach, musimy zatrzymać się na nieodśnieżonym skrzyżowaniu, przez które przejechało kilkaset aut, śnieg w wyżłobieniu może zamienić się w niewidoczny lód. Jeśli w momencie hamowania widzimy, że straciliśmy przyczepność, radzę spróbować wyjechać z koleiny i odzyskać ją na nieubitym jeszcze śniegu. Pamiętajmy jednak, że nic nie zastąpi umiejętności przewidywania. Podczas zimowych podróży nie wstydźmy się ostrożności. Wolny podjazd do skrzyżowań to nie wstyd. Zachowanie zimnej krwi jest o wiele bardziej wskazane niż zbędna brawura. Możecie się śmiać, ale w rajdach często mówimy: wolno znaczy szybko.
REKLAMA
MOTO
odczujemy, ale gdy rozpędzimy się na trasie, auto może zacząć „zjeżdżać” z powodu braku zbieżności.
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 7
Ś W I Ę T O PA Ń
Dzień Kobiet TEKST Sławek Mojsiuszko
Ósmy marca. Przez lata kojarzył się z obowiązkowymi goździkami i matkami napominającymi dzieci, by wręczając pani nauczycielce bukiet obracały go kwieciem do góry. Co zresztą nie zawsze odnosiło skutek, bo przykład szedł z wysokich sfer – telewizja pełna była migawek kwiatów wręczanych przez oficjeli jak walizki. Nawet w legendarnym „Czterdziestolatku” Jerzego Gruzy zachowała się taka scena.
P
odobno Dzień Kobiet ustanowiono na pamiątkę strajkujących pracownic nowojorskiej fabryki Triangle Shirtwaist, które zamknięte wewnątrz przez właściciela zakładu, spłonęły w przypadkowo wywołanym pożarze. Ale to przecież było 25 marca. Za to 8 marca 1908 roku na ulicach Nowego Jorku odbył się marsz 15 tys. pracownic zakładów odzieżowych, domagających się dla kobiet praw politycznych i ekonomicznych. Międzynarodowy Dzień Kobiet ma więc rodowód amerykański, ale prawdziwą „karierę” zrobił dzięki Aleksandrze Kołłontaj, rosyjskiej rewolucjonistce, pierwszej w świecie kobiecie pełniącej funkcję ministra i ambasadora. To właśnie Aleksandra Michajłowna, twórczyni Żenotdiełu, zwanego Ministerstwem Kobiet, socjalistyczna feministka opisywana przez Normana Daviesa jako „apostołka wolnej miłości”, przekonała wodza rewolucji Włodzimierza Iljicza Lenina do ustanowienia tego dnia oficjalnym świętem w całej Rosji Rad… Potem było już „z górki”.
FOT. SXC.HU
Feministki, sufrażystki, traktorzystki...
Chyba nie tak wyobrażały sobie ten dzień maszerujące sufrażystki, feministki, apostołki. Kobiety zyskały prawo wyborcze, możliwość awansu zawodowego – także w dziedzinach męskich, jak Magdalena Figur, szefowa pierwszej brygady traktorzystek w Błotniku, która stała się twarzą całej pracującej Polski, pozując do socjalistycznego plakatu na traktorze firmy John Deere, made in USA. To zdobywanie „męskich” pozycji odbywało się zresztą bardzo długo. 8 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
Dopiero w 1984 r. pierwsza kobieta usiadła za sterami samolotu pasażerskiego, a i dziś dzieje się to nie bez przeszkód – w 2011 roku jeden z pasażerów indyjskich linii lotniczych przez półtorej godziny opierał się przed wejściem na pokład samolotu pilotowanego przez kobietę. Kobiety osiągnęły swoje cele – i wtedy Dzień Kobiet upaństwowiono. Stał się świętem goździków, całowania w rękę, portretów kobiet różnych sektorów życia gospodarczego publikowanych w ogólnopolskiej prasie, zgodnie z opinią Władysława Gomułki, że: „nie ma dziś w Polsce dziedziny, w której kobiety nie odgrywałyby ważnej roli”. Dzień Kobiet w PRL-u obchodzony był obowiązkowo w każdym zakładzie pracy, instytucji, szkole. Były kwiaty, przemowy, akademie, nagrody. Te nagrody zresztą bywały różne, w zależności od czasów. W latach pięćdziesiątych „nagrodami” były głównie uchwały Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, np. taka: „Ósmy marca jest dla kobiet polskich dniem mobilizacji sił do dalszej twórczej pracy dla rozkwitu kraju i szybkiego wzrostu dobrobytu społeczeństwa”. Z czasem do uchwał dołączyły liczone na sztuki kwiaty i jakiś deficytowy towar, np. rajstopy lub puszka prawdziwej kawy (bo zbożowa Inka w sklepach była). Obchody Dnia Kobiet często kończyły się uroczystymi bankietami, jednak w tych uczestniczyły tylko wybrane, przodujące w pracy panie (taki jest bowiem właściwy sens nagrody), podczas gdy przedstawiciele płci brzydszej masowo opuszczali miejsce uroczystości kompletnie zalani, z trudem targając zabrane z bankietowych stołów kwiaty dla swych czekających w domach małżonek.
Ś W I Ę T O PA Ń
Obchody Dnia Kobiet w Białymstoku były szczególnie zauważalne. Miasto aspirowało do miana włókienniczej stolicy Polski. Zakłady Przemysłu Włókienniczego im. Sierżana, Fabryka Wyrobów Runowych „Biruna”, Zakłady Przemysłu Bawełnianego „Fasty” zatrudniały tysiące kobiet, aktywnie działających nawet w przyzakładowej jednostce Ochotniczej Straży Pożarnej, dumie „Sierżana”. Nic więc dziwnego, że kwiaciarnie przygotowywały wcześniej zapas kwiatów: tulipanów, żonkili, oczywiście goździków oraz – specyfika Białegostoku – gałązek bzu. Były również kwiaty w doniczkach. Te doniczki zresztą okazywały się często najpożyteczniejszym prezentem. Hiacynty i azalie przekwitały, a w ceramicznych skorupkach lądowały rozrastające się na lastrykowych parapetach wiecznie zielone paprotki. Najwyższe władze jeszcze bardziej uprzyjemniały kobietom ich dzień. W budynku Miejskiej Rady Narodowej odbywały się uroczyste akademie, Wojewódzki Ośrodek Kultury organizował kuligi z bigosem (kiedyś to były zimy!), a kto żyw, publikował w gazetach najserdeczniejsze życzenia. Czytając je dziś można poczuć skalę zwycięstwa kobiet – np. Wojewódzki Sztab Wojskowy w Białymstoku w 1965 r. życzył „pomyślności w pracy i życiu osobistym wszystkim członkiniom drużyn Terenowej Obrony Przeciwlotniczej, oddziałów samoobrony oraz aktywistkom społecznym, które poza pracą zawodową wkładają wiele wysiłku w szerzenie idei społecznej obronności kraju”. Gdzie dziś można spotkać panie broniące domów przed nalotami? Ale i tak wszystkie kobiety na pewno najbardziej czekały na życzenia z kosmosu. 8 marca 1988 r. z pokładu orbitalnej stacji MIR przekazali im je dzielni kosmonauci – Musa Manarow i Władimir Titow. Kosmonauci czują się dobrze, lot przebiega zgodnie z programem.
REKLAMA
Ósmy marca u nas
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 9
T ŚRW AD I ĘYTCO JA
DZWONIĄ DZWONECZKI SAŃ… TEKST Renata Czyżewska-Siewko Kto z nas nie chciałby się poczuć jak Andrzej Kmicic lub Oleńka Bilewiczówna – pędzić saniami po ośnieżonych polach i trzaskającym lodzie? Wkoło tęgi mróz, a za nami może wilcy? Mieszkamy w takiej części Polski, że wszystko może się zdarzyć… Miejmy nadzieję, że tegoroczna zima przyniesie nam jeszcze dużo śniegu i będziemy mogli korzystać z dobrodziejstw zimowych zabaw – na przykład kuligów.
T
ę rozrywkę uprawiali już nasi pradziadowie. Właściwie nie wiadomo, od kiedy można mówić o tradycji konnej sanny. Ale zawsze jest to zabawa zarówno dla tych najmłodszych, jak i najstarszych. Nie każdy lubi się męczyć na łyżwach lub nartach, marznąć i nie mieć z tego przyjemności. Na kulig możemy się wybrać z całą rodziną – każdy znajdzie coś dla siebie. Dzieci – będą zaciekawione końmi, dorośli – poczują zapach lasu i radość ze wspólnego biesiadowania. A gdy razem w puszczy zaśpiewamy wszyscy głośno „Hej sokoły!” – dobra zabawa murowana.
FOT. SXC.HU
Jak się przygotować? Do kuligu musimy się wcześniej odpowiednio przygotować. Pamiętajmy, jaka jest temperatura na zewnątrz. Jeśli mocno ujemna – to nie żarty. Uważajmy zwłaszcza na dzieci – one nie czują, że mogą sobie odmrozić to i owo. Sprawdzajmy co jakiś czas, jak wyglądają ich rączki i noski. Niezbędny jest tłusty krem i ochronna pomadka na usta, która przyda się zwłaszcza podczas suchych, słonecznych i mroźnych dni. 10 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
Podstawowa zasada to ubieranie się „na cebulkę”. Kilka cienkich warstw odzieży ochroni nas bardziej przed niskimi temperaturami niż jeden gruby sweter. Rolę izolatora pełni bowiem samo powietrze. Poza tym gdy zrobi nam się gorąco po wejściu do ciepłego pomieszczenia, zawsze możemy zdjąć jedną czy dwie warstwy. – Na kulig trzeba się ubrać ciepło i bezpiecznie; bez sznurków przy ubraniu, bez długich sznurowadeł – radzi pan Zenon, organizator kuligów. – Także bez zbędnych obciążników typu butelki piwa w kieszeniach. Ubrania, które nie będą ci służyły jako wyjściowe. Na kuligu łatwo je pobrudzić czy uszkodzić, na przykład przy ognisku.
Bandytka i nieprzemakalne buty Dobrze sprawdza się tzw. odzież funkcyjna – która odprowadza nam wilgoć z ciała, nie przepuszczając jednocześnie wiatru. Prócz zimnego powietrza dochodzi także prędkość, która będzie zwiększała odczuwanie zimna. Po godzinie nie będziemy marzli, ale już dwie na na dziesięciostopniowym mrozie na pewno odczujemy. Ogól-
na zasada: tam, gdzie mamy wystające części ciała i słabsze ukrwienie, nakładamy po dwie pary „ochraniaczy” – skarpetek, rękawiczek. Pamiętajmy też, że najwięcej ciepła (przeszło 30 proc.) ucieka nam przez głowę – więc obowiązkowo: czapka i szalik. Czapka – najlepiej z nausznikami, lub na ekstremalny mróz czapka „bandytka”, czyli kominiarka. Podczas przejażdżki zaopatrzmy się w ciepłe napoje, najlepiej w plastikowych kubkach. Szklane lub metalowe mogą okazać się bardzo niebezpieczne podczas szybkiej jazdy. Chcemy wrócić przecież do domu z tą samą liczbą zębów co przed wyjazdem, prawda? – Podczas sanny najlepszy jest grzaniec – wyjaśnia pan Zenon. – Bo nie jest to alkohol mocno procentowy, ciężko się nim upić, a rozgrzewa i wprawia w dobry nastrój. Podkreślam – mocny alkohol powoduje, że wzrasta znacznie ryzyko jakiegoś urazu.
Bezpieczeństwo przede wszystkim Podróżując saniami, musimy zachować ostrożność. Ponieważ jazda odbywa się leśnymi drogami, które nie są asfaltowymi au-
T R A DYCJA
tostradami, możemy odczuwać niewygody z powodu wybojów czy kamieni. – Podczas kuligu wstawanie, wygłupianie się to przyczynek do wielkiej tragedii – mówi pan Zenon. – Zawsze uważamy na takie sprawy. Gdy ktoś spadnie z sań, może nawet połamać żebra. Jeśli siedzi się blisko koni, można wypaść z sań pod nie. Wszystko to trudno przewidzieć – dodaje. Pilnujemy naszych pociech. Nie pozwalamy na podchodzenie do koni bez naszej wiedzy. Konie używane do przejażdżek są z reguły do tego przyzwyczajone, ale warto uważać: – Dzieci nie puszczamy do koni – radzi pani Ewa. – Jedynie pod opieką dorosłych i w obecności przewodnika. – Do koni nie podchodzi się od tyłu, tylko od przodu, i nie gwałtownie, bez stresu dla konia – dodaje pan Zenon. – Na dzieci trzeba uważać przez cały czas. Optymalny wiek to ok. dziesięć lat, wtedy są już odpowiedzialne i spokojnie możemy je zabrać na kulig.
Koń staje dęba Czy takie zimowe kuligi są uciążliwe dla zwierząt? – Jeśli koń się przestraszy, stanie dęba, to znaczy, że jednak jest uciążliwe – śmieje się pan Zenon. – Ale raczej koniom to nie przeszkadza. Na kuligu są pochodnie, śpiewają ludzie, konie z reguły są tego nauczone. Wiedzą, co się dzieje. Naj-
gorsze są niespodzianki, np. gdy znienacka wyskoczy nam sarna. To, czy konie np. boją się krzyków, petard czy pochodni – zależy od zwierząt. Ale lepiej zawsze uważać. – Gdy koń się spłoszy, może nawet położyć sanie – dodaje pani Ewa. – Trzeba mieć dystans do tego, jak się zachować na saniach – zaznacza pan Zenon. – Po pierwsze: trzeba siedzieć wygodnie. Nie tylko na małej powierzchni, trzeba jeszcze mieć jakiś punkt zaparcia, czyli chwycenia się czegoś – deski czy nawet sąsiada. W czasie jazdy nie można wstawać, bo koń szarpnie – i wypadasz z sań. Z reguły jednak kuligi organizowane są po drogach leśnych, ale bezpiecznych. I pamiętajmy – każdy koń ma swoją wytrzymałość. Nie wsiadajmy na sanie w ilości „do oporu”. To niebezpieczne zarówno dla koni, jak i nas samych…
REKLAMA
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 11
HOBBY
ZIMNA WODA ZDROWIA DODA TEKST Radek Puśko FOTO BI-FOTO
Spoglądając za okno, większości z nas marzy się podróż do egzotycznych krajów. Na samą myśl o ciepłym morzu, palmach i złotych piaskach, z utęsknieniem wyczekujemy wiosny. Ciężko pogodzić się z faktem, że przez pół roku w naszym kraju jest po prostu zimno. Są jednak ludzie, którzy postrzegają świat wprost przeciwnie, z niecierpliwością czekając na zimowe miesiące, śnieg i lód. Dopiero wtedy czują się jak ryba w wodzie. Dosłownie. Morsy, bo o nich mowa, kąpiel zaczynają w momencie, gdy woda w rzekach i jeziorach ma kilka stopni Celsjusza.
P
odlaskie morsy mają swój oficjalny klub i spotkać ich możemy co tydzień, kiedy to w niedzielne wczesne popołudnie na zalewie w Wasilkowie, tuż za tamą, oddają się swojej pasji. Jest to miejsce, gdzie woda przeważnie nie zamarza, a jeśli nawet, to nie ma większego problemu z wycięciem odpowiedniego przerębla. A o tym, jak duży musi być, niech świadczy fakt, że co tydzień kąpie się tam około 150 osób. O co chodzi w byciu morsem? Zadałem to pytanie Mariuszowi Wróblowi, wiceprezesowi Podlaskiego Klubu Morsów. – Po pierwsze: zdrowie. Poprawia się krążenie. Niektórzy mówią, że jesteśmy szaleni i mamy nie po kolei w głowie, że wchodzimy do zimnej wody, ale to naprawdę daje zdrowie – mówi z pełnym przekonaniem prezes Wróbel. – Po drugie organizm ma większą odporność na choroby. Nie jest też tak, że w ogóle nie chorujemy. Choroby się nas imają. Jak to się mówi – katar leczony trwa siedem dni, a nieleczony tydzień. W naszym przypadku są to dwa dni. Inny przykład. Próbuje nas „złamać” choroba, jesteśmy osłabieni, ale po krótkim czasie nam przechodzi. Ogólnie stan zdrowia morsów jest dużo, dużo lepszy i morsowanie pomaga nam w tym, żebyśmy się bardziej przygotowali do tej zimnej pory roku. Nie odczuwamy chłodu aż tak mocno.
12 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
Popularnie nazywa się to hartowaniem organizmu. Zdania w tej kwestii są mocno podzielone, jednak prawdziwe morsy z uporem maniaka twierdzą, że kąpiel w lodowatej wodzie to sama przyjemność. Dla ciała i przede wszystkim dla ducha. Na spotkaniach morsów atmosfera potrafi być naprawdę wyśmienita. – Jest ciepła herbata, rozpalamy do tego ognisko i zanim wszyscy się zbiorą, rozmawiamy. Wstępnie już ludzie biegają i przygotowują się do wejścia do wody. Na pięć, dziesięć minut przed godziną trzynastą jest oficjalna, wspólna rozgrzewka, czyli pajacyki, skoki, wymachy ramion, przysiady, pompki. Przychodzi godzina trzynasta i wszyscy z niesamowitym uśmiechem i wielką radością wbiegają do wody, która obecnie ma około trzy-cztery stopnie – mówi prezes Wróbel. O skali zjawiska morsowania i znaczeniu podlaskiego środowiska morsów świadczy fakt, że pod koniec stycznia w Białymstoku odbył się Ogólnopolski Zjazd Morsów. Nasze lokalne zimnoluby po wielu wyprawach i wspólnych kąpielach z innymi morsami postanowiły zorganizować spotkanie w Wasilkowie. – Jeździmy na różne zloty, spotkania, do różnych klubów i różnych miast. Byliśmy w Mielnie, Kołobrzegu, Augustowie czy Su-
HOBBY
Podlaskie morsy Patrząc z boku wydawać by się mogło, że bycie morsem to pewna fanaberia. Ot, grupka ludzi dla własnego widzimisię postanawia zbiorowo wykąpać się w lodowatej wodzie (pamiętać trzeba, że temperatura wody ma cztery stopnie, a powietrza jest przeważnie dużo na minusie). Nic bardziej mylnego. Kiedy wchodzimy do wody fizycznie cieplejszej, pojawia się wrażenie (co prawda bardzo krótkotrwałe), że jest nam po prostu ciepło. Jak mówi prezes Wróbel, pierwszą i najważniejszą rzeczą jest to, że po wyjściu z wody wszyscy są szczęśliwi i radośni. Na wspólnych spotkaniach oczywiście nikt nikogo do niczego nie zmusza. Jest dokładnie odwrotnie. Wszyscy ochoczo wchodzą – wręcz wbiegają – do wody. Co więcej, w morsowym środowisku zawiązały się znajomości, które z czasem przeszły w przyjaźnie.
Obecnie morsują całe wielopokoleniowe rodziny. Najstarszy mors ma blisko osiemdziesiąt lat i mówi, że krótko wchodzi do zimnej wody, „bo tylko pół wieku”. Kąpią się również ośmio- i dziewięcioletnie dzieci. Wszystko, jak mówią, dla zdrowia i dobrej zabawy. Jak długo można przebywać w tak zimnej wodzie? – Wszystko zależy oczywiście od -------------------------------------------organizmu – mówi prezes Wróbel. – Podlaskie morsy nie zajmują się biciem rekordów. Jedna osoba potrafi wejść do wody na dwie, trzy minuty, a są też tacy, którzy potrafią wytrzymać nawet pięć, dziesięć minut. Każdy reaguje inaczej. Każdy mors zna swój organizm i reguluje czas oraz liczbę kąpieli. Zimna woda zdrowia doda. Jak widać, doda także mnóstwo radości w życiu. Wielu morsów mówi, że tydzień zaczyna się dla nich od niedzieli, od godziny trzynastej – od wspólnej kąpieli. Warto więc przyjechać do Wasilkowa i przynajmniej zobaczyć, jak wygląda ta grupa uśmiechniętych osób. Może przy okazji ktoś się skusi, by wejść razem z morsami do tej lodowatej wody.
REKLAMA
wałkach i w tym roku zarząd klubu postanowił zorganizować ogólnopolski zlot morsów i ich przyjaciół. Głównym jego zadaniem będzie propagowanie zdrowego stylu życia – mówi nasz morsowy prezes.
---------------------------------------------
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 13
ZŚDWRIOĘW TO IE
Lecz się dietą!
TEKST Mgr dietetyk Angelika Mantur
Skutkiem niewłaściwego odżywiania może być rozwój chorób dietozależnych, i chociaż niewłaściwie zbilansowana dieta nie jest bezpośrednią przyczyną ich wystąpienia, to zasadniczo zwiększa ryzyko zapadnięcia na nie. Choroby te są coraz większym problemem zarówno na całym świecie, jak i w Polsce. Obecnie do najbardziej rozpowszechnionych chorób związanych z nieprawidłowym żywieniem należą choroby układu krążenia.
D
la osób ze schorzeniami sercowo-naczyniowymi opracowano specjalną dietę – dietę Polymeal, która opiera się na kilku naturalnych produktach żywnościowych przyjaznych sercu. Dużą zaletą tej diety jest to, że jest efektywna, bezpieczna i smaczna, a jej składniki można przyjmować łącznie w menu albo indywidualnie przez cały dzień. Oto, co należy spożywać, aby zadbać o zdrowie układu krążenia: – czosnek – jest prawdziwym sprzymierzeńcem serca, gdyż powstrzymuje proces zarastania naczyń krwionośnych blaszką miażdżycową, wzmacnia je oraz pobudza krążenie. Według Polymeal codziennie powinno się „zażyć” jeden ząbek czosnku (ok. 2 g) – tłuste ryby morskie – zmniejszają ryzyko choroby wieńcowej poprzez hamowanie procesu tworzenia się skrzeplin. Polymeal zaleca jadać je cztery razy w tygodniu w ilości ok. 100 g – ciemna gorzka czekolada (najlepiej o zawartości kakao minimum 70 proc.) – zawiera specjalne substancje, dzięki którym krew
łatwiej przepływa przez naczynia. W tym przypadku autorzy Polymeal nie nakazują zachowania umiaru, gdyż zalecają „dawkę” aż 100 g codziennie (cała tabliczka!) – warzywa i owoce – zawierają antyoksydanty, takie jak witaminy C i E oraz beta-karoten, które zmniejszają ryzyko powstawania zakrzepów. Codziennie powinno się je jadać łącznie w ilości ok. 400 g – orzechy włoskie i migdały – stanowią bogate źródło nienasyconych kwasów tłuszczowych, wykazujących działanie antymiażdżycorodne. Zalecenia Polymeal: 40-60 g na dobę (łącznie).
Uroki Śródziemnomorza
Podobne zalecenia obowiązują w tzw. diecie śródziemnomorskiej, którą obecnie uważa się za najzdrowszą na świecie i również poleca w schorzeniach kardiologicznych. Dieta śródziemnomorska łączy w sobie tradycje kulinarne greckie, tureckie, sycylijskie, hiszpańskie, portugalskie, tunezyjskie, marokańskie i inne. Jest to dieta prawie wegetariańska, oparta na REKLAMA
spożywaniu pokarmów sezonowych, pozyskiwanych z upraw miejscowych, w minimalnym stopniu przetwarzanych oraz ryb i owoców morza. Potrawy przygotowywane są z użyciem dużej ilości oliwy, cebuli, czosnku i aromatycznych ziół. Nieodłącznym składnikiem diety śródziemnomorskiej jest czerwone wino, bogate w przyjazny sercu resweratrol – składnik żywności wykazujący aktywność biologiczną. Ma on szeroki zakres działania na organizm człowieka, zarówno w zapobieganiu, jak i leczeniu różnych chorób. Wywiera korzystny wpływ na układ krążenia, hamuje utlenianie frakcji LDL cholesterolu i zmniejsza ich wnikanie w ściany naczyń krwionośnych, co chroni przed miażdżycą. Obniża też agregację (zlepianie) płytek krwi i tworzenie zakrzepów. Należy jednak pamiętać, aby zachować umiar w spożyciu wina, zwłaszcza jeśli występują choroby wątroby! Lampka wina na dzień, ok. 150 ml, w zupełności wystarczy. Wielu naukowców uważa, że także dieta wegetariańska jest wysoce skuteczna w zwalczaniu chorób sercowo-naczyniowych.
U RO DA
ZIMOWA PIELĘGNACJA FOTO BI-FOTO
Zima jest czasem, kiedy nasza skóra potrzebuje szczególnej troski nie tylko w trakcie uprawiania sportu, ale także na co dzień. Działanie czynników zewnętrznych, takich jak mroźny wiatr, suche powietrze w ogrzewanych pomieszczeniach, a także duże kontrasty temperatur nie są obojętne dla naszej cery. Zimą skóra dwukrotnie szybciej traci wilgoć niż latem – przyczynia się to między innymi do jej szorstkości i degradacji. Receptą na utrzymanie cery w dobrej kondycji w okresie zimowym będą indywidualnie dobrane zabiegi kosmetyczne oraz odpowiednia pielęgnacja. C
M
CM
MY
REKLAMA
Y
CY
CMY
S
alon Ralf&Jack oferuje szereg zabiegów kosmetycznych, m.in. na twarz, szyję, dekolt, a także na okolice oczu. Są to np. zabiegi kolagenowe, nawilżające, relaksujące oraz oczyszczające z wykorzystaniem ultradźwięków czy kwasów AHA. Polecamy też zabieg z wykorzystaniem przeciwzmarszczkowej maski bicelulozowej, która niewątpliwie uznawana jest za hit tej zimy, a także produkt przełomowy na rynku światowym. Rewelacyjnie napina – daje efekt „drugiej skóry’’, redukuje zmarszczki, wygładza, łagodzi podrażnienia, poprawia elastyczność skóry, a co najważniejsze – jest w 100 proc. naturalnym produktem. Składa się z włókien organicznych oraz ekstraktu z komórek macierzystych jabłka szwajcarskiego. Po zabiegu na twarzy pojawia się ochronna membrana, zaś cenne składniki zawarte w masce wnikają w najgłębsze warstwy skóry. Nie można też zapominać o codziennej ochronie skóry przed czynnikami zewnętrznymi. Nie zapominajmy o stosowaniu natłuszczających kremów z filtrami ochronnymi przed każdym wyjściem z domu. W przypadku cer tłustych warto stosować kremy odżywcze, półtłuste, natomiast osoby
K
o cerze wrażliwej albo suchej powinny korzystać z kremów tłustych. Istotne jest również dbanie o skórę wokół oczu, która jest szczególnie wrażliwą partią twarzy. W tym celu powinniśmy aplikować specjalne natłuszczająco-odżywcze kremy, przeznaczone dla tych okolic. Reasumując: starajmy się dostosować do wyżej wymienionych zaleceń, a piękna, zdrowa cera będzie nam towarzyszyć przez cały rok.
z tym kuponem
RABAT -20% na usługi kosmetyczne fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 15
DWA KOLORY TO CZASEM ZA MAŁO
STYL
TEKST Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska FOTO Studio Wasabi
Nad rzeczką opodal krzaczka mieszkała… pani grafik komputerowa. A jak w tym zawodzie bywa, albo (szarą) myszką się jest, albo się jej używa. Nasza ekipa ratunkowa pod dowództwem Elwiry Horosz pospieszyła na pomoc Anecie i tak dokonała się kolejna transformacja.
Uczestniczka Transformacji: Aneta Perkowska, 28 lat
”
Chodź, pomaluj swój świat!” – tym hasłem kierowała się cała ekipa, kiedy przeczytała e-maila od Anety, 28-letniej graficzki komputerowej. Dziewczyna chciała porzucić swój nudny wizerunek. A skoro Aneta bawi się kolorami, drużyna Elwiry Horosz jednogłośnie podjęła decyzję, że należy postawić na kolor i nie mieszać stylów. Na początek stylista Piotr Mordas zaproponował radykalną zmianę w postaci skrócenia włosów. Następnie zabrał się za kolorowanie i asymetrię fryzury. – Pomimo obaw, Aneta dała się przekonać. Pracuje jako grafik, więc jest osobą kreatywną i otwartą na zmiany – podsumował Piotr. – Baza nowej fryzury jest linią boba z lekką asymetrią boczną i wycieniowanymi końcami, co nadaje lekkości przy tak gęstych włosach. Przedziałek na boku oraz lekko wydłużona jedna ze stron optycznie wysmuklają twarz, nadając jej formę owalu. Odważne, kontrastujące pasma podkreślają piękny kształt oczu. Całość to popielato opalizujący brąz z metalicznym połyskiem.
16 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
STYL
Kiedy specjalistka od makijażu – Julita Oleńska-Karwowska zobaczyła efekt osiągnięty przez stylistę fryzur, nie miała wątpliwości, że Aneta świetnie będzie prezentowała się w fiolecie i zieleni. – Dynamiczny makijaż podkreślił oryginalny kolor tęczówki. Ładnie zarysowane brwi oraz wymodelowanie bronzerem sprawiło, że jej twarz nabrała wyraźniejszych rysów. Aneta wyglądała w końcu na radosną osobę – podsumowała. To, w co Aneta powinna się ubrać, zaproponowała oczywiście Elwira Horosz, która zawsze wie, jak sprawić, by kobieta wyglądała zjawiskowo. – Ubraliśmy „osobowość” Anety w kolor i wyraźne printy. Uczestniczka transformacji pokazała tym samym swoje kreatywne oblicze. Świetnie jej i w wężowej luźnej kreacji, i – dla kontrastu – w kwiatowej, opływającej sylwetkę sukience, która podkreśliła jej kobiecość i wydłużyła optycznie figurę. Całość kreacji pokazała charakter i siłę osobowości Anety. Nowe oblicze uczestniczki transformacji jest przykładem tego, że warto łamać własne bariery, aby pokazać siłę własnego „ja”.
REKLAMA
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 17
U RO DA
WŁOSY DA SIĘ OPANOWAĆ TEKST Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska
Każdy zna to uczucie, kiedy zdejmując ubrania słyszy delikatne strzelanie, a po zgaszeniu światła nawet widzi iskry. A co z włosami? Każdy stoi w inną stronę i po spojrzeniu w lustro ma się wrażenie, że właśnie strzelił piorun. Wcale tak nie musi być! To wszystko jest do ogarnięcia!
N
a początek trochę fizyki. Włosy naładowane są jonami dodatnimi, tak jak cząsteczki włókien tkanin, drobinki kurzu w ciepłym powietrzu, w suchych pomieszczeniach. Te niewidoczne gołym okiem cząsteczki wnikają w strukturę włosa i pojawia się problem. Jaki? Każdy włos stoi w inną stronę. W tym momencie działają prawa fizyki, bo jony o tym samym ładunku odpychają się. Nie ma się więc co się dziwić, że i włosy odpychają się od siebie. Dlatego właśnie, kiedy patrzymy w lustro wyglądamy jakby ktoś nas podłączył do prądu. Niestety, zima to pora roku, kiedy włosy łatwiej się elektryzują. Głównie ze względu na centralne ogrzewanie i noszenie czapki. Najbardziej podatne są włosy suche, czyste i mniej obciążone. Czy da się coś z tym zrobić?
FOT. SXC.HU
Zgodnie z prawami natury Jak to mówią: „z naturą jeszcze nikt nie wygrał”. I bardzo dobrze, bo to nie wojna. Trzeba popatrzeć, co natura ma do zaoferowania w kwestii sterczących włosów. Po pierwsze: najprościej nosić jest czapkę z naturalnych włókien. Tak samo najlepiej, aby szczotka była z naturalnego włosia. Żadne plastiki, żadne metale, bo to tylko jeszcze bardziej rozjuszy nas przed lustrem. Natura i jeszcze raz natura! Po drugie: trzeba pić dużo wody. Tak! Wody i to zimą! Przebywając w przegrzanych pomieszczeniach, łatwo traci się wilgoć z organizmu, a to sprzyja elektryzowaniu się włosów. I po trzecie: podczas mycia włosów trzeba zafundować sobie odrobinę luksusu. Jaki to luksus? Masaż skóry głowy. Do tego akurat wcale nie jest potrzebny masażysta, bo tę czynność każdy może wykonać w wannie, nad wanną, pod prysznicem, a nawet nad zlewem. Kiedy głowa będzie już wymasowana warto także spłukać ją chłodną wodą. Chłodna woda zamknie cebulki włosów, które nie będą łykały dodatnich jonów powodujących sterczenie każdego włosa w innym kierunku. 18 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
Kiedy wszystko zawiedzie Nie ma co panikować. Nie takie rzeczy i dramaty się zdarzają, ponieważ na wszystko są sposoby. Dlatego skuteczną metodą na elektryzujące się włosy jest regularne używanie kosmetyków nawilżających. Mogą być to specjalne szampony oraz odżywki. Należy wybierać produkty, które po użyciu spłukuje się z włosów. Specjalista z pewnością doradzi, które z kosmetyków do elektryzujących się włosów są najlepsze. Szampony oraz odżywki i maseczki powinny skutecznie zapobiec ponownemu elektryzowaniu się. Trzeba tylko pamiętać, aby produkty zawierały ceramidy, proteiny i aminokwasy. Warto również nawilżać włosy kosmetykami na bazie jedwabiu, które mają działanie antystatyczne. Warto też o podpowiedzi spytać Waszego stalego stylistę.
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 19
Mokra frajda Z DROW I E
TEKST Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska
Już Platon w swoim „Państwie” pisał, że: „kto ani czytać, ani pływać nie potraf i, ten urzędu państwowego nie może piastować”. A gdyby tak sprawdzić naszych rządzących różnej maści? To zadanie dla specjalistów. R eszta społeczeństwa może zająć się wychowaniem przyszłych kadr, i to z korzyścią dla zdrowia.
FOT. Z ARCH. FIRMY
P
ływanie to metoda poruszania się w wodzie wykorzystywana przez człowieka, zwierzęta, a nawet maszyny. Jest popularną aktywnością rekreacyjną. W naszym klimacie nie da się okrągły rok harcować na otwartych akwenach, choć i takich śmiałków mamy coraz więcej. Jeśli zaś kogoś odrzuca od mrozu i śniegu, i nie życzy sobie latać w portkach z innymi morsami, zawsze może pójść na basen. Tam zawsze jest ciepło, a warunki idealne bez względu na porę roku. Po co? Już starożytni wiedzieli, że dla zdrowia – salus per aquam. Umiejętność pływania stawiali na równi z umiejętnościami pisania i czytania. W końcu w zdrowym ciele – zdrowy duch.
Kiedy te dwie czynności zostaną opanowane, można przystąpić do kolejnego etapu szkolenia. Małe dzieci znacznie szybciej niż dorośli instynktownie łapią o co chodzi z utrzymywaniem się na wodzie. Świetnie sobie radzą i w pionie, i w poziomie, na brzuszku i plecach. Poza tym należy pamiętać, że tego typu ćwiczenia doskonale wpływają na samopoczucie – i jak twierdzą specjaliści, dziecko znacznie lepiej śpi, je i nie dostaje bolesnych kolek. A co z rodzicami? W pierwszych miesiącach życia zazwyczaj są tak zaabsorbowani nowym członkiem rodziny, że nie mają czasu dla siebie. Chodząc do szkoły pływania z maluchem, mają doskonałą okazję rozruszać kości, pobawić się i być razem z dzieckiem.
Najlepiej zacząć od razu
Trening czyni mistrza
Wiecie, że im człowiek starszy, tym trudniej nauczyć się pływać? Dlatego jeśli ktoś ma ochotę dożyć w zdrowiu sędziwego wieku, powinien zacząć od niemowlaka. Dorosły już czasu nie cofnie, ale maluchy mają wszystko przed sobą. Nie ma sensu czekać, aż pociecha dorośnie i martwić się, czy wróci z biwaku. W Białymstoku pływania można uczyć nawet dziecko, które ma pięć miesięcy. W szkole pływania „Na fali” fachowcy zrazu zabiorą się za malucha i na początek postarają się oswoić go ze środowiskiem wodnym. Później przychodzi czas na nieco trudniejsze zadania, bowiem tak małe dziecko trzeba nauczyć prawidłowego oddychania.
To stare powiedzenie doskonale sprawdza się w praktyce. Bowiem każdy wie, że im więcej treningów, tym lepsze efekty. Kto z Was będąc dzieckiem nie lubił chlapać się w wodzie? Wiadomo: każdy lubił! Ale jeśli chcecie, by Wasze dziecko zdawało sobie sprawę i było świadome poruszania się w wodzie, umiejętność nabytą w pierwszych miesiącach życia należy podtrzymać. Białostocka szkoła „Na fali” nauczy nawet jedno- czy dwulatka bezpiecznych skoków do wody. Nie, nie na główkę, ale na nogi z brzegu basenu. Ostrożnie i bez zbędnych wybryków. W tym wieku dziecko jeszcze nie wie, że można popisywać się przed innymi. Nauczy się zatem bezpiecznych zachowań i dobrych manier.
20 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
Z DROW I E
Kiedy pociecha będzie starsza, fachowcy nauczą ją nurkować i bezpiecznie skakać z nurkowaniem. Przecież jeśli dziecko posiadło wcześniej wiedzę o właściwym oddychaniu oraz unoszeniu się na wodzie, pod okiem fachowca tylko nabierze wprawy. A rodzice? Znów mogą być z synem lub córką, nadrobić zaległości w ćwiczeniach sportowych. W końcu Wam też powinno zależeć, abyście byli sprawni i zdrowi jak najdłużej. Szczególnie mamy powinny być zainteresowane zajęciami na basenie, bowiem po ciąży woda świetnie wyciąga to, czego tak bardzo chcecie się pozbyć.
W zdrowym ciele zdrowy duch Dziś największym zagrożeniem dla człowieka jest sam człowiek. Nasze społeczeństwo coraz rzadziej korzysta z ruchu, czego efektem są choroby cywilizacyjne. Oczywiście składa się na nie cała masa innych czynników, ale skoro można poprawić choć kondycję, zadbać o siebie i najbliższych, na pewno warto spróbować. Jeśli dziecko będzie uczęszczało na zajęcia pływania od niemowlaka, to nawet w wieku czterech lat będzie potrafiło pływać samodzielnie na dłuższe dystanse, nurkować i skakać bezpiecznie do wody. To chyba lepsze niż siedzenie przed komputerem i Playstation, a zarazem niszczenie sobie wzroku oraz kręgosłupa? Ćwiczenia w wodzie i samo pływanie doskonale poprawiają mięśnie brzucha, świetnie wpływają na układ krążeniowo-oddechowy oraz wytrzymałość i zapobiegają wadom postawy. Jak? A tak, że podczas pływania kręgosłup jest równomiernie obciążony. Szkoła pływania „Na fali” została stworzona z myślą o najmłodszych dzieciach. Właśnie dlatego, że mają one szansę na prawidłowy rozwój fizyczny i psychiczny. Zajęcia są realizowane przez absolwenta Wyższej Szkoły Wychowania Fizycznego i Turystyki, mgr. wychowania fizycznego, doświadczonego instruktora, ratownika WOPR, który jest członkiem Polskiego Stowarzyszenia Pływania Niemowląt i posiada certyfikat do prowadzenia zajęć w wodzie z niemowlakami. Ważne jest to, że ćwiczenia są prowadzone przy aktywnym udziale rodzica lub opiekuna. A na tym może skorzystać już tylko sam rodzic. Jeśli nie macie pewności, że to dobry pomysł, wystarczy pokusić się o próbę choć raz. Można wybrać się na trzydziestominutowe zajęcia w wodzie. Wówczas sami będziecie mieli możliwość oceny, na ile znacie świat własnego dziecka. A poza tym te trzydzieści minut na początek to i tak świetna zabawa w wodzie razem z ukochaną pociechą. Jak to zrobić? Wystarczy wejść na stronę www.na-fali.com.pl lub zadzwonić 695 164 465. REKLAMA
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 21
HISTORIA
Rynek Kościuszki w Białymstoku w pierwszych latach Wielkiej Wojny
NIEPODLEGŁOŚĆ SPÓŹNIONA O KWARTAŁ Narodowe Święto Niepodległości obchodzimy co roku 11 listopada – i właśnie tę datę zwykle kojarzy się z odrodzeniem polskiej państwowości po zaborach. Tego dnia Rada Regencyjna „dla ujednostajnienia wszelkich zarządzeń wojskowych i utrzymania porządku w kraju” przekazała Józefowi Piłsudskiemu naczelne dowództwo wojskowe. Dlaczego więc Białystok odzyskanie niepodległości świętuje 19 lutego?
K
iedy w czerwcu 1914 r. w zamachu sarajewskim zginął arcyksiążę Franciszek Ferdynand Habsburg i miesiąc później wybuchła Wielka Wojna, Białystok stał się dla armii rosyjskiej zapleczem frontu. Latem 1915 r., z polecenia wycofującej się carskiej administracji, miasto i jego przemysł zostały dosłownie ogołocone. Ponadto w ramach „bieżeństwa” wyjechała na wschód część mieszkańców. Przełomowym dniem był 13 sierpnia 1915 r., kiedy do opuszczonego przez Rosjan Białegostoku wkroczyły pierwsze oddziały niemieckie.
Pod niemieckimi rządami W opuszczonym mieście władzę objął społeczny Komitet Obywatelski. Został on jednak szybko zmarginalizowany przez wojskowego komendanta miasta, a potem przez „Cesarsko-Niemieckiego Nadburmistrza”. Okres niemieckiej okupacji był dla białostoczan niełatwy. Wojna, która w efekcie carskiej grabieży sparaliżowała lokalną gospodarkę, oznaczała wszechobecne ograniczenia i niedobory podstawowych produktów. Już jesienią 1915 r. Niemcy wprowadzili racjonowanie żywności, w tym kartki na chleb i kaszę. Nałożyli też na miasto kontrybucję, a niedobór pieniądza próbowali opanować specjalnymi bonami miejskimi. Jesienią 1916 r. władze wydały proklamację zapowiadającą utworzenie Królestwa Polskiego. Odezwa ta – znana jako „Akt 5 li-
stopada” – nie spowodowała w Białymstoku złagodzenia reżimu okupacyjnego. Wręcz przeciwnie, w lutym 1917 r. Niemcy zreorganizowali administrację Ober Ostu, czyli terenów do niedawna carskich, a teraz znajdujących się w rękach państw centralnych. W mieście polityka zmieniła się w kierunku germanizacji. Sprzyjała temu obecność księcia Augusta Wilhelma, syna niemieckiego cesarza. Osobiście kierował on władzami Ober Ostu, rezydując w Białymstoku – w pałacu Rüdygierów w Dojlidach (dziś znanym jako pałac Lubomirskich). Świętowany dziś powszechnie 11 listopada nie przyniósł w Białymstoku A.D. 1918 trwałej zmiany. Tego dnia w mieście powstała niemiecka rada żołnierska, białostoczanie zawiązali natomiast społeczny Centralny Komitet Obywatelski. W nocy z 11 na 12 listopada obie strony porozumiały się – niemieccy żołnierze mieli spokojnie opuścić miasto, w zamian strona polska została wyposażona w kilkaset sztuk broni. Polacy wystawili warty przy głównych budynkach, luzując opuszczane przez Niemców posterunki. 14 listopada do Białegostoku przyjechało 150 polskich żołnierzy. Jednak lokalne niemieckie władze wojskowe stłumiły rewolucyjne nastroje w armii. W tej sytuacji polscy żołnierze wycofali się do Łap, a miasto wróciło pod zarząd okupacyjny. W końcu listopada 1918 r. armie polska i niemiecka zawarły dwa porozumienia.
FOT. ZBIORY URZĘDU MIEJSKIEGO W BIAŁYMSTOKU
REKLAMA
TEKST Piotr Jać
HISTORIA
Uczestnicy oficjalnych uroczystości przejęcia Białegostoku przez polską administrację 22 lutego 1919 r.
18 listopada w Łukowie podpisano układ o linii demarkacyjnej, a 24 listopada tzw. umowę kowieńską. Na mocy pierwszego z tych aktów wyznaczono granicę stref polskiej i niemieckiej. Na mocy drugiego Polacy zobowiązywali się do umożliwienia ewakuacji wojsk niemieckich szlakiem kolejowym prowadzącym przez Białystok do Grajewa. W rezultacie ruchy niepodległościowe musiały na tych terenach poczekać na zakończenie exodusu Niemców.
Wynegocjowana niepodległość Rozmowy polsko-niemieckie, które w listopadzie 1918 r. toczyły się w Kownie, po zawarciu umowy przeniesiono do Warszawy. W nowym roku wznowiono je w Grodnie, a od 19 stycznia w Białymstoku. Negocjacje doprowadziły do zawarcia 5 lutego 1919 r. tzw. umowy białostockiej. Regulowała ona zmieniony przebieg linii demarkacyjnej i ustalała zasady dalszej ewakuacji Niemców. Polacy zyskali prawo kierowania przez Białystok transportów kolejowych na wschód, co pozwoliło na dowożenie polskiego wojska na Wileńszczyznę. 8 lutego 1919 r. po raz ostatni zebrała się okupacyjna rada miejska. W trakcie jej obrad przemówienie pożegnalne wygłosił niemiecki komendant miasta. Równolegle, niezależnie od ustaleń z niemieckim sztabem, Polacy pertraktowali w Białymstoku z lokalną radą żołnierską. Ostatecznie uzgodniono z nią,
że w nocy z 18 na 19 lutego ostatni Niemcy mają opuścić miasto. 17 lutego 1919 r. do Białegostoku przyjechali polscy dowódcy wojskowi, w tym pułkownik Stanisław Dziewulski, który miał zostać nowym komendantem miasta. Dzień później utworzono cywilny Tymczasowy Komitet Miejski. Najważniejsze, choć symboliczne wydarzenia, miały dopiero nadejść. W czwartek 19 lutego 1919 r. zakończyła się – opóźniona wobec zawartego porozumienia – ewakuacja oddziałów okupacyjnych. W tym samym czasie, kiedy trwał jeszcze załadunek ostatnich niemieckich składów, na główny dworzec kolejowy przyjechali polscy żołnierze. Zostali oni entuzjastycznie powitani przez lokalną społeczność, która tłumnie wyległa na białostockie ulice. 22 lutego 1919 r. – w pierwszą niedzielę po przyjeździe oddziałów polskiej armii – odbyły się oficjalne uroczystości przejęcia Białegostoku od Niemców. Została odprawiona polowa msza, po której płk. Dziewulskiego powitał tymczasowy prezydent miasta Józef Karol Puchalski. W przejęciu miasta uczestniczył niemiecki oficer łącznikowy, który symbolicznie przekazał władzę Polakom. W ten uroczysty sposób zakończył się 123-letni etap pozostawania Białegostoku pod zaborami i okupacją. Rozpoczął się okres „radości z odzyskanego śmietnika” – budowania fundamentów nowoczesnego, niepodległego państwa.
REKLAMA
Żołnierze i białostoczanie zgromadzeni w niedzielę 22 lutego 1919 r. pod katolicką katedrą w centrum Białegostoku
KRS 0000360501
www.polskapomoc.sos.pl fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 23
KSIĄŻKI
Książki, które przenoszą do czasu młodości i dzieciństwa naszych dziadków Fascynacja kulturą lat 30. i 40. kilka lat temu ogarnęła projektantów mody i twórców popkultury. Wkrótce w ślad za nimi poszli inni artyści. Być może upłynęło już wystarczająco dużo czasu, by realia tamtych epok zasnuła lekka mgiełka tajemnicy – potrzebna, by rozbudzać wyobraźnię. Choć ten okres jest jednym z najtragiczniejszych w dziejach ludzkości, pisarze coraz częściej decydują się opisywać go w nieco lżejszej niż kronikarska formule. Poznajcie trzy książki, których akcja przenosi czytelników do czasu triumfu ideologii nazistowskiej. Śpiewaj ogrody Paweł Huelle Wyd. Społeczny Instytut Wydawniczy Znak Premiera: 15 stycznia 2014 r. Oprawa twarda „Śpiewaj ogrody” to misternie skonstruowana powieść o Wolnym Mieście Gdańsku, czyli o nieistniejącym już dzisiaj wielokulturowym świecie. To również historia o muzyce, literaturze, miłości w czasie chaosu i w cieniu wojennych zbrodni oraz o niezwykłej przyjaźni małego chłopca ze starą Gretą. Więź, która połączyła tych dwoje zaczyna na nowo stwarzać świat, który już dawno odszedł w zapomnienie. Myślę, że warto zajrzeć do tej książki nie tylko, by przekonać się, co się stało pierwszego dnia, kiedy Rosjanie zajęli Gdańsk – warto dowiedzieć się, jak życie potoczyło się dalej. Polecam! Hiszpański smyczek Andromeda Romano-Lax Wyd. Nasza Księgarnia Premiera: 6 października 2010 r. Oprawa twarda Książka opowiada historię genialnego muzyka, który w wyniku historycznych zawieruch musi dokonywać trudnych wyborów i walczyć o przetrwanie. Opowieść rozpoczyna się pod koniec XIX wieku w miasteczku Campo Seco, gdzie nikt nie podejrzewa, że nowo narodzony chłopiec wkrótce zostanie okrzyknięty największym wiolonczelistą w Hiszpanii. Szczęście młodzieńca, który debiutuje i zyskuje przychylność chylącego się ku upadkowi dworu królewskiego w Madrycie, nie trwa długo. Po dojściu do władzy faszystów musi dokonać wyboru pomiędzy osobistym szczęściem a nienawiścią do reżimu. Czy ratowanie ukochanej będzie wymagało poświęcenia kariery i zhańbienia nazwiska? Powieść dotyka problemu poświęcenia własnej twórczości i samorealizacji dla wartości jeszcze wyższej – życia najbliższych osób. Książkę czyta się dobrze, choć autorce nie udało się uniknąć ckliwości. Przemilczenia Sue Eckstein Wyd. Prószyński i S-ka Premiera: 4 czerwca 2013 r. Oprawa miękka „Przemilczenia” to powieść o relacjach rodzinnych dotkniętych piętnem wojny. Kolejne pokolenia kobiet z rodziny Rosenthal usiłują w różny sposób poukładać swój świat. Z czasem okazuje się, że wojenna trauma dotknęła nie tylko babkę, ale wpłynęła na urodzone później córkę i wnuczkę. Akcja rozpoczyna się, gdy Julia Rosenthal wraca do rodzinnego domu. Wizyta wywołuje bolesne wspomnienie matki przebywającej w szpitalu psychiatrycznym oraz jej tajemniczego zniknięcia. Jednocześnie śledzimy rozmowę pewnej kobiety z psychiatrą, któremu opowiada ona o młodości spędzonej w Niemczech lat 30. oraz o bolesnych doświadczeniach tamtego czasu. Książka jest studium pamięci i piętna wojny, które jest tak silne, że odciska się głęboko na całych rodzinach i pokoleniach. Powieść nie jest łatwa w odbiorze i nie przynosi gotowych rozwiązań, mimo to warto pokusić się o lekturę. 24 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
INTERNET
ZNAM SWOJE PRAWA – KUPUJĘ BEZPIECZNIE PRZEZ INTERNET
Atutami zakupów internetowych wskazywanymi przez miliony osób kupujących online na całym świecie są przede wszystkim: szeroka oferta, możliwość sprawdzenia ceny w dziesiątkach sklepów, szybkość zakupów i wygoda. Pamiętajmy, że aby czerpać w pełni z komfortu kupowania w sieci, dobrze jest znać swoje prawa, które w większym stopniu chronią kupujących w internecie niż w sklepach tradycyjnych.
FOT. DEPOSITPHOTOS.COM
Mogę zwrócić towar bez podania przyczyny i dostanę pieniądze z powrotem W terminie dziesięciu dni kalendarzowych masz prawo zwrócić towar bez podania przyczyny rezygnacji. Pamiętaj: ten czas rozpoczyna się w momencie dostarczenia towaru, a nie zakupu. Dzięki temu nie musisz się spieszyć, możesz w komfortowych, domowych warunkach sprawdzić produkt. Tego prawa nie mamy kupując w sklepie stacjonarnym, gdzie tylko od nastawienia sklepu zależy, czy przyjmie on towar z powrotem, czy nie. Jeśli zmienisz zdanie i będziesz chciał zwrócić towar kupiony w sklepie internetowym, wystarczy poinformować o tym sprzedawcę. Nie musisz podawać przyczyny. Sprzedawca nie naliczy dodatkowych opłat za zwrot towaru. Po poinformowaniu sklepu o chęci zwrotu wystarczy odesłać towar w ciągu czternastu dni. Otrzymasz zwrot pieniędzy zarówno za produkty, jak i koszt dostawy pod wskazany w zamówieniu adres. Dziesięć dni to minimum ustawowe na zwrot bez podania przyczyny, jednak są sklepy internetowe, które zwiększają ten czas. Bdsklep.pl – supermarket on-line wydłużył prawo zwrotu do trzydziestu dni. – Sprzedajemy tylko markowe produkty najlepszych marek, dlatego nie ma powodu,
dla którego mielibyśmy ograniczać czas na ewentualny zwrot do minimum ustawowego. Klienci ufają naszej jakości – zdradza Rafał Jackiewicz, kierownik ds. marketingu w bdsklep.pl.
Mam prawo do reklamacji Czasami zdarza się, że produkt jest uszkodzony już w momencie dostarczenia, bądź próby uruchomienia. – Nie ma tutaj różnicy, czy został nabyty przez internet, czy w sklepie stacjonarnym. Jest to wada produktu, która uniemożliwia jego wykorzystanie w celu, w jakim został wyprodukowany – podkreśla Jackiewicz. Prawo do reklamacji wynika w tym przypadku z niezgodności towaru z umową. Sprzedający odpowiada z tego tytułu przez dwa lata od chwili zakupu. Nie zwlekaj – gdy tylko zauważysz, że produkt jest uszkodzony, zgłoś to. Mimo że masz dwa miesiące od dnia wykrycia niezgodności, zrób to niezwłocznie, bo po przekroczeniu tego czasu stracisz prawo do tego rodzaju reklamacji. Sprzedawca ustosunkuje się do reklamacji w terminie do czternastu dni kalendarzowych; jeśli tego nie zrobi, reklamację automatycznie traktuje się jako uzasadnioną. – Pamiętajmy, że nie musimy posiadać paragonu fiskalnego. Wystarczy np. wyciąg z rachunku bankowego czy e-mail potwierdzający przyjęcie pieniędzy. Zakupy internetowe pozostawiają więcej śladów transakcji niż zakupy tradycyjne – komentuje kierownik marketingu bdsklep.pl. Sprzedawca naprawi lub wymieni produkt bezpłatnie. Kiedy nie jest w stanie spełnić tych wymagań, możemy ubiegać się o zwrot pieniędzy. Pamiętajmy: jeśli reklamujemy towar i wysyłamy go do sprzedawcy, to on pokrywa koszty przesyłki w obie strony.
REKLAMA
P
rzed dokonaniem zapłaty zostaniesz poinformowany przez sprzedawcę o całkowitej cenie, jaką zapłacisz za zakupy bądź usługę. Nie chodzi tylko o cenę produktu, również o pozostałe koszty, m.in. koszt dostawy czy należny podatek. Sprzedawca nie obciąży Cię dodatkowymi opłatami, o których nie zostałeś poinformowany przed zakupem. Dodatkowo powinieneś otrzymać informację o miejscu i sposobie składania reklamacji, a także prawie odstąpienia od umowy.
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 25
Z AW Ó D
NA TROPIE NIEWIERNEGO KOCHANKA TEKST Marcin Silwanow FOTO DreamLightz Studio
Jeszcze do niedawna detektyw kojarzył nam się głównie z Sherlockiem Holmesem lub Herculesem Poirot. Stereotyp ten skutecznie podtrzymywały amerykańskie filmy kryminalne ukazujące detektywa jako „ostatniego sprawiedliwego”, który często w sposób dwuznaczny moralnie skuteczniej niż policja odnajdował mordercę. A jak jest naprawdę? Kim właściwie jest detektyw i czym się zajmuje?
Z
naczny odsetek zleceń na usługi detektywistyczne stanowią poszukiwania dowodów zdrady. W branżowym żargonie nazywa się to „rogacizną”. Jeden z małżonków podejrzewa, że jest zdradzany i szuka na to dowodów. Drugą najczęściej występującą kategorią są usługi dla biznesu, czyli weryfikacja kontrahenta, wywiad gospodarczy, ustalanie składników majątkowych firmy. – Ponadto zdarzają się poszukiwania osób i mienia, sprawy kryminalne, ale też konsultacje prawne – mówi Z.M., detektyw z Warszawy, który poprosił mnie o dyskrecję i nieujawnianie personaliów. W dzisiejszych czasach pracy dla detektywów nie brakuje.
Polowanie na rogacza Do agencji detektywistycznych w sprawach małżeńskich przychodzą najczęściej ludzie młodzi i w średnim wieku. Znakiem czasu jest stale rosnąca liczba takich zgłoszeń. Detektyw zaczyna rozmowę od prośby o… szczerość. Musi być jak na spowiedzi. – Nie można niczego zataić, a każdy najdrobniejszy szczegół może być istotny dla rozwikłania sprawy – wyjaśnia Jacek Jankowski, prowadzący w Białymstoku Biuro Detektywistyczne „Solkan”. Podczas opisywania sytuacji przez klienta detektyw sporządza notatki, ogląda zdjęcia osoby, której sprawa dotyczy,
26 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
Z AW Ó D
szkicuje plan działania. Potem przychodzi czas na wycenę zlecenia. Jeśli klientowi odpowiadają określone warunki, podpisywana jest umowa, z której detektyw musi złożyć końcowe sprawozdanie. Tyle teoria. A jak wygląda praktyka? Bywa, że na obserwacji detektyw spędza kilka, a nawet kilkanaście godzin dziennie. Niezależnie od pory roku. W ukryciu, czasem w samochodzie, czeka pod domem czy miejscem pracy z przygotowanym aparatem fotograficznym i kamerą. Zdarza mu się udawać kuriera albo kolegę ze szkoły. Każdy sposób jest dobry, aby uzyskać to, czego potrzebuje. Dziś nieodłączny jest też internet. Portale społecznościowe potrafią nieraz zaoszczędzić czasu i wysiłku, zwłaszcza gdy niefrasobliwy mąż czy żona umieszczają na nich materiały związane z życiem prywatnym. Zdarza się, że w ramach tzw. czynności operacyjnych detektyw musi pójść do kina, kawiarni, a nawet na dyskotekę. Przydaje się więc umiejętność elastycznego dopasowywania się do zmieniających się sytuacji. W zależności od stopnia skomplikowania zlecenia, praca taka może potrwać kilka dni, a nawet kilka tygodni. Nie zawsze jednak z pozytywnym efektem. Z kolei czasem osiągany efekt przerasta oczekiwania samego detektywa. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy małżeństwo właśnie poprzez zdobyte dowody niewierności porozumiewa się, a sprawa kończy się oczyszczającą rozmową i odbudowywaniem zaufania. Jak mówi Z.M., detektyw z Warszawy – dla niego największą radością jest, kiedy ludzie mimo różnych, przykrych nieraz sytuacji, potrafią się pogodzić. Niestety takie zdarzenia są rzadkością. Najczęściej praca detektywa znajduje swój finał w sądzie.
Na kłopoty... śledziciel śladów Społeczeństwo polskie coraz bardziej oswaja się z osobą detektywa. Rosnąca świadomość powoduje, że w różnych kłopotliwych sytuacjach szukamy profesjonalnej pomocy. Bywa też tak, że nie możemy zainteresować swoim problemem policji czy innych służb. Wtedy z pomocą przychodzi nam detektyw. Mocą ustawy zobowiązany do zachowania
dyskrecji, wyposażony w odpowiedni sprzęt i umiejętności pomoże rozwiązać nasze problemy. Dla firm bywa pomocny sprawdzając wiarygodność kontrahentów. Na przykład firma X chce się dowiedzieć, czy firma Y jest godna zaufania. Często zdarza się tak, że pod adresem podanym przez firmę Y znajduje się mieszkanie prywatne, a majątek stanowią niespłacone wierzytelności. Czasem rodzina osoby zaginionej szuka u detektywa wsparcia i nadziei na jej odnalezienie. To trudne sprawy, w których swoje działania prowadzi policja, ale i tu pomoc detektywa okazuje się niejednokrotnie skuteczna. W ostatnich latach coraz większą popularnością cieszy się usługa weryfikacji opiekunek dziecięcych. Nic w tym dziwnego, zwłaszcza że podmiotem troski klientów jest ukochana latorośl, a medialne doniesienia pokazują czasem, że taka może nieco przesadna troska ma swoje uzasadnienie.
Na tropie detektywa Gdy nasza sytuacja życiowa podpowiada, że czas zwrócić się po pomoc do biura detektywistycznego, pamiętajmy o kilku sprawach. Po pierwsze: że pomoc ta będzie o tyle skuteczna, o ile będziemy w stanie zaufać detektywowi. Nie ma takiej informacji, którą uznać można za nieistotną lub zbyt wstydliwą. Po drugie: poszukajmy informacji o wybranym przez nas biurze. Jak w każdym zawodzie i tu bywają „rzemieślnicy” i „wirtuozi”, zaś fakt posiadania licencji przez wybranego detektywa jest w tym przypadku kwestią absolutnie elementarną. Podobnie jak w każdym innym fachu, opinie klientów i ich liczba stanowią właściwą rekomendację. W żartobliwy sposób ujął to Jacek Jankowski z biura „Solkan”. Kiedy przygotowywałem materiał do tego artykułu, powiedział: „Ilość spotkań z klientami uniemożliwia mi przeprowadzanie prac, które mi zlecają”. W rozwiązanie naszych newralgicznych spraw warto więc zaangażować sprawdzone osoby. A spraw takich, w których niezbędny staje się detektyw – jak pokazuje życie – wciąż przybywa.
REKLAMA
RELAKS
ROZGRZEJ SIĘ! TEKST Ula Bykowska
Kiedy na dworze trzaska mróz, mamy ochotę nałożyć na grzbiet kolejny sweter i owinąć się kocem. A gdybyśmy mieli wyskoczyć na śnieg w samej bieliźnie? Ten tekst wbrew pozorom nie będzie o morsach. Mimo to, postaram się przekonać Was, że latanie w majtkach po śniegu może być niesłychanie przyjemne. Będzie o fantastycznej tradycji ruskiej bani!
28 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
B
ania to nic innego jak rosyjska odmiana sauny. Bania – słowo staroruskie, oznacza tyle, co kopulasty kształt pomieszczenia. Pradawni Słowianie uważali, że odpowiednio wykonane czynności obrzędowe w łaźni dają nie tylko krzepę, ale przynoszą też uzdrowienie duszy i ciału. Wierzono, że banią opiekuje się specjalne bóstwo – Bannik. Był on gospodarzem przestrzeni łaźni. Aby Bannik dobrze nam służył, należało go obłaskawić. W tym celu przynoszono mu specjalne dary. Bania w Polsce to drewniany domek z dwoma izbami. W jednej mieści się wypoczywalnia, czyli miejsce do odpoczynku i odprężenia po wyparzeniu się. Druga izba, pariłka (parzelnia) – to pomieszczenie z ławkami dla
baniowiczów, na których można usiąść lub położyć się, a także urządzenie ogrzewające izbę, czyli piec opalany drewnem. Do bani przychodzi się podczas rozpalania ognia w piecu. Czekając na kąpiel, pije się gorące ziołowe herbaty z miodem lub innymi dodatkami. Gdy kamienie rozgrzeją się, zostają polane wodą. Następnie ciało chłosta się witkami (najczęściej brzozowymi, pokrzywowymi lub jałowcowymi). W bani przebywa się do czasu, aż ma się już ochotę z niej wyjść. Ciało powinno zostać schłodzone zimną wodą. – Mamy jedną ulubioną banię na Suwalszczyźnie – mówi Paweł Kowalczuk. – Najfajniejsze jest w niej to, że wychodzi prosto na jezioro. Prosto z gorącej parzelni można do niego wsko-
czyć. W styczniu przy minus dwudziestu stopniach to prosto w przerębel – śmieje się chłopak.
Gotowanie na parze Temperatura i wilgotność w łaźni rosyjskiej różnią się znacząco od tych, jakie panują np. w klasycznej saunie suchej czy saunie parowej. Średnia wilgotność powietrza w łaźni rosyjskiej wynosi 25-50 proc., czyli znacznie więcej niż w przypadku sauny suchej (ok. 10 proc.). Z sauny czy bani korzysta się raz, czasami dwa razy w tygodniu. Tak spędzony czas przynosi nieocenione korzyści dla organizmu. Już jedna wizyta w bani poprawia samopoczucie i odpręża. Jednocześnie daje potężny zastrzyk energii i pozwala na szybką regenerację. Korzystanie z bani ma
RELAKS
znaczenie higieniczne, zdrowotne, hartuje organizm oraz pozwala na odprężenie i relaks. – Nigdy nie śpi się tak dobrze, jak po sesji w bani – mówi Paweł. – Człowiek jest tak odprężony i wypoczęty, jakby był tydzień na wakacjach. Podczas pobytu w parzelni używa się dodatkowo witek brzozowych, dębowych lub nawet eukaliptusowych, czyli gałązek z liśćmi zielonymi w czasie lata lub suszonymi zimą. Suszone witki potrzebują jednak odpowiedniego przygotowania przed ich użyciem, aby liście nie odpadły. Lepiej jednak od świeżych uwalniają olejki eteryczne. Witki służą do lekkiego masowania całego ciała od stóp do ramion przy wysokiej temperaturze i wilgotności. Używanie witek powoduje lepsze rozgrzanie ciała. Uważa się, że ciepło jest „wbijane” w ciało za pomocą witek na ok. 3-4 cm w głąb. Rozszerzają się naczynia podskórne, uwalniają toksyny i skóra oraz ciało samoistnie oczyszczają się. Po takim rozgrzaniu ciało powinno się dobrze schłodzić, najlepiej w zimnej wodzie rzeki, jeziora lub w śniegu. Ma to m.in. na celu wywołanie skurczu naczyń krwionośnych, co poprawia wydolność sercowo-naczyniową, a zarazem spowodować, że poczujemy się jak „nowo narodzeni”. Chłodzenie zawsze należy prowadzić od dołu ku górze. Następują wtedy duże skoki ciśnienia krwi oraz akcji serca.
REKLAMA
Schładzanie stosuje się do momentu wystąpienia szczypania skóry. Następnie proces nagrzewania powtarza się. – Sam wiem, kiedy powinienem wyjść – opowiada Paweł Kowalczuk. – Jest taki moment, kiedy czuję, że nie wytrzymam ani sekundy dłużej. Wtedy właśnie nacieranie ciała śniegiem wydaje się niezwykle kuszące. Kiedy zaczyna się robić chłodno, z przyjemnością wracamy do parzelni.
Zabawa nie dla każdego Niestety nie każdy może korzystać z dobrodziejstw ruskiej bani. Nigdy, pod żadnym pozorem, nie mogą z niej korzystać kobiety w ciąży i małe dzieci. Z bani nie powinny korzystać także osoby cierpiące na choroby układu krążenia (nadciśnienie, choroba wieńcowa), mające kruche, skłonne do pękania naczynka krwionośne, stany zapalne skóry oraz choroby przewlekłe (cukrzyca, padaczka, nowotwory). Nie powinniśmy też w saunie pić napojów wyskokowych. Alkohol działa rozkurczająco na naczynia krwionośne skóry i potęguje działanie ciepła. Akcja serca ulega znacznemu przyśpieszeniu. Alkohol zmniejsza też samokontrolę i wyzwala ducha współzawodnictwa w przedłużaniu pobytu w saunie. Wpływa także depresyjnie na hormon antydiuretyczny, działając moczopędnie i nasilając efekt odwodnienia.
K A R N AWA Ł
Kochamy takie kalorie
Kuchnia regionalna
FOTO Ania Dowgier
REKLAMA
Dobrze wysmażona, lekko spłaszczona kulka z ciasta drożdżowego, najczęściej z nadzieniem różanym lub wieloowocowym, często oprószona cukrem pudrem lub polana lukrem. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że głównym bohaterem jest tutaj pączek.
100% Ręczna
naturalne składniki!
produkcja!
Restauracja Supraśl • ul. Nowy Świat 2 tel. 85 718 37 08
Sklepy firmowe Białystok • ul. Białówny 2/22 • ul. Czesława Miłosza 2 „C.H. Atrium-Biała”
www.lukaszowka.pl 30 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
J
est to jeden z najbardziej popularnych deserów i wbrew pozorom jeden z najtrudniejszych produktów cukierniczych do wykonania, oczywiście o ile chcemy go zrobić w sposób naprawdę mistrzowski. Dzisiaj trudno kupić prawdziwe pączki domowe. Na szczęście istnieją jeszcze miejsca, gdzie wypieka się je według tradycyjnych babcinych receptur. Tak oto w niedaleko położonym od Białegostoku Supraślu – w Łukaszówce każdej nocy powstaje około siedmiuset ręcznie robionych pączków. Podstawa to dobre fundamenty; nie ma mowy, żeby używać do pączków gotowych proszków i wody. – Trzymamy się starych przepisów rodziny. Stosujemy odpowiednie ilości cukru, jaj, margaryny, drożdży, mąki i oczywiście alkoholu – mówią właściciele Łukaszówki. – Wszystko wymaga czasu, więc po zagnieceniu należy cierpliwie odczekać, aż ciasto drożdżowe nabierze godnych rozmiarów. Następnie dokładnie wydzielamy kęsy ciasta, ponieważ każda następna porcja musi ważyć dokładnie tyle samo co poprzednia. Tradycyjnie napełnia się pączka nadzieniem przed smażeniem i najlepiej sprawdza się tutaj mała łyżeczka. Kolejnym etapem jest smażenie na rozgrzanym smalcu. To nie taka prosta sprawa: trzeba dokładnie wiedzieć, kiedy przewrócić pączek na drugi boczek. Dobrze wysmażona kulka nie powinna posiadać białej obwódki, tzw. obrączki. Można jej uniknąć lekko dociskając pączek
podczas smażenia. Tak przygotowany z pewnością sprosta gustom koneserów o bardzo wymagającym podniebieniu. Prawdziwy pączek domowy posiada nadzwyczajną moc, swoim smakiem potrafi przenosić w przeszłość, do czasów dzieciństwa, kiedy to nasze babcie serwowały takie rarytasy spod swojej ręki. W tłusty czwartek chętnie jemy także faworki. To druga słodycz, której kalorie w żaden sposób nie spędzają nam snu z powiek w ten wyjątkowy dzień.
Faworki błyskawiczne
2 szklanki mąki 4 żółtka 1 łyżka spirytusu/octu pół łyżeczki soli i cukru 1 mały kubek gęstej kwaśnej śmietany olej lub smalec do smażenia cukier puder do posypania Mąkę przesiać, wysypać na stolnicę i zrobić dołek, dodać żółtka, sól, cukier i spirytus. Wymieszaną śmietanę dodać do ciasta. Dobrze wyrobić, następnie ubić drewnianym wałkiem. Podzielić na cztery części, rozwałkować jedną część, pozostałe przykryć lnianą ściereczką. Po kolei wałkować wszystkie części jak najcieniej i kroić pasy ciasta o szerokości kilku centymetrów. Każdy pas ciasta naciąć pośrodku i przełożyć przez przecięcie. Smażyć w gorącym oleju/smalcu, odsączyć na papierowym ręczniku. Gotowe. Oprószyć cukrem pudrem. Smacznego!
INTERESY
FABRYKA MŁODYCH BIZNESÓW TEKST i FOTO Karol Rutkowski
Biurokracja oraz koszta prowadzenia własnej firmy potrafią zniechęcić autorów nawet najlepszych pomysłów. Fundacja Rozwoju Społeczeństwa Innowacyjnego nie tylko ułatwia start początkującym przedsiębiorcom, ale oferuje im również swoje wsparcie doradcze i wygodne miejsce do pracy.
K
ażda przedsiębiorcza jednostka prędzej czy później zaczyna zastanawiać się nad założeniem własnego biznesu. Niestety, niekiedy wydatki związane ze składkami ZUS, księgowością czy wynajmem nawet małego lokalu już na starcie stanowią sporą barierę. Działająca w Białymstoku Fundacja Rozwoju Społeczeństwa Innowacyjnego postanowiła jednak wyciągnąć dłoń do zainteresowanych wejściem na rynek usług (nie tylko tych innowacyjnych).
Z profesjonalistami raźniej Fundacja chętnie użycza tzw. osobowości prawnej wszystkim chętnym do rozwijania biznesu pod jej skrzydłami. Korzystając z tego rozwiązania przedsiębiorca zyskuje obsługę księgową i administracyjną, indywidualne subkonto, a także coworkingową
przestrzeń biurową. Koszt takiego pakietu to kwota rzędu 250 zł miesięcznie. Organizacja pomaga też w otrzymaniu ubezpieczenia zdrowotnego. Ponadto jej pracownicy zawsze służą swoją wiedzą i doświadczeniem. Jednocześnie rozwijając swoją działalność w tej formie, jesteśmy zwolnieni ze składek ZUS. Nie musimy również ponosić dodatkowych nakładów związanych chociażby z księgowością czy doradztwem. FRSI jest jedną z trzech działających w Polsce instytucji wdrażających Program Preinkubacji (poza akademickimi inkubatorami przedsiębiorczości), w ramach którego wspomagane są różnego rodzaju inicjatywy biznesowe. – Stanowimy część grupy Eepic – mówi Łukasz Skrzypkowski, prezes FRSI. – Wspólnie staramy się działać w sferze tzw. nowych mediów, skupiając różnego rodzaju przed-
siębiorstwa. Coraz więcej słychać też o idei STE economics, którą się kierujemy. Chcemy w ten sposób umożliwić osobom kreatywnym i przedsiębiorczym rozwój własnych działalności. Od początku nie brakowało chętnych do skorzystania z inkubacji. Pod skrzydłami organizacji funkcjonują firmy o zróżnicowanym profilu działalności; od specjalistów z zakresu poligrafii, przez programistów, po fryzjera. Jedyne ograniczenie w przypadku niektórych pomysłów stanowi wymóg posiadania specjalnych zezwoleń. Jeśli nasza koncepcja na życie nie wymaga żadnych licencji, możemy bez przeszkód korzystać ze wsparcia fundacji. Jest też świetną opcją dla freelancerów, przedstawicieli wolnych zawodów oraz tych, którzy chcą pracować na własny rachunek.
Strefa kreatywnych rozwiązań FRSI uruchomiła również coworkingowe biuro przy ul. Reymonta 1A (wjazd od ul. Promiennej). W Fabryce – bo pod taką „roboczą” nazwą funkcjonuje openspace – wolni strzelcy znajdą wszystko, co potrzebne do efektywnej pracy. Lokal wyposażono w dostęp do sieci, kącik rekreacyjny z pufami oraz miejsce do prowadzenia negocjacji biznesowych czy szkoleń. Pierwsi chętni już korzystają z zalet tego wyjątkowego miejsca. Ponadto fundacja zdecydowała się nie pobierać opłaty od użytkowników coworku aż do odwołania. Wszystkie informacje dla zainteresowanych są dostępne na stronie www.fundacjarsi.pl. fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 31
MIASTO
ZNAJDŹ WŁAŚCIWY LOKAL. CZAS – START! TEKST Urszula Kochanowska FOTO BI-FOTO
To, co dzieje się na elewacjach wielu punktów handlowo-usługowych poza centrum miasta, przyprawia o mdłości. Chociaż to cały czas Białystok, niektóre budynki wyglądają dosłownie jak blaszaki w Tajlandii.
Z
nalezienie lokalu, którego szukamy, może zająć sporo czasu. W gąszczu szyldów i reklam trudno się połapać i odszukać to, czego akurat potrzebujemy. Przedsiębiorcy wieszający swoje reklamy nie mają chyba świadomości, że nie ma to większego sensu. Wydaje im się, że powieszenie szyldu przy szyldzie zapewni im przychylność klientów, tymczasem dzieje się dokładnie odwrotnie. Ludzie coraz częściej omijają takie śmietniki, bo skoro przód jest w nieładzie, z tyłu raczej nie można się spodziewać czegokolwiek lepszego.
Czuję się jak w bazarowej gazetce Drobn i prz ed siębiorc y z naszego miasta marketing i reklamę odkładają na koniec. Większości wydaje się, że jeśli powieszą szyld, wszyscy go zobaczą. Podobnie jest ze stroną internetową. Skoro jest, to znaczy, że cały świat o niej wie, a jak 32 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
nie wie, to trzeba poinformować o tym na ścianie przy wejściu do firmy. Niestety to tak nie działa. Wizerunek jest bardzo ważną częścią działań marketingowych i wypadałoby zadbać o nie już na samym początku. Podobnie zresztą uważa dziennikarz i znany felietonista – Wojciech Koronkiewicz, który od kilku lat podnosi społeczne dyskusje w tym temacie. – To jest zwykłe zaśmiecanie przestrzeni publicznej. Reklam jest za dużo i żaden normalny człowiek nie ma szans ich wszystkich zauważyć. Ja się czuję jak w gazetce bazarowej. Wszędzie jest normalnie: czysto i bez śmieci, np. w Niemczech czy Czechach. A tutaj ludzie nie mają żadnej wyobraźni wieszając te swoje szyldy. O poczuciu estetyki nie wspomnę.
Porządek musi być Na wielu budynkach w ścisłym centrum Białegostoku nie
można już wieszać czegokolwiek i przypadkowo, ponieważ te sprawy porządkuje plan zagospodarowania przestrzennego. Jednak na lokalnych osiedlach takich planów nie ma. Za ich wprowadzeniem opowiada się Piotr Kempisty, który jest jednym z prowadzących fan page „Przestrzeń Publiczna” na Facebooku. – Reklamy i szyldy wcale nie muszą być chaotyczne i nieestetyczne. Można wszystko uporządkować i sprawić, by było czytelne. Przedsiębiorcy nie mają świadomości, że taki tygiel to antyreklama i wygląda to tak, jakby chwytali się ostatniej deski ratunku. Przedsiębiorcy powinni zrozumieć, że bałagan na elewacji budynku działa na klienta tak samo, jak towar porozrzucany w sklepie. Chyba nikomu nie pasowałoby szukanie wiertarek na stoisku spożywczym, a bielizny na półkach ze sprzętem
rowerowym. Niektórzy nadal tego nie rozumieją i zaśmiecają swoją własną wizytówkę. Czy da się im przetłumaczyć, że bałagan na elewacji klientów im nie sprowadzi? – A czy sami przedsiębiorcy lubią, jak im się zaśmieca ulotkami i gazetkami klatki schodowe? Na pewno nie – mówi Kempisty. – Na budynku wygląda to dokładnie tak, jak na takiej zaśmieconej klatce. To iluzoryczny marketing. Tak naprawdę antymarketing, bo te wszystkie szyldy i reklamy umocowane chaotycznie na budynkach nie są ani ładne, ani mądre. Podobne budynki jak ten na zdjęciu można bez trudu znaleźć w krajach takich, jak Tajlandia czy Bangladesz. Czy do tego chcemy równać? Na to pytanie muszą sobie odpowiedzieć sami przedsiębiorcy.
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 33
E KOL OGI A
NOWE TECHNOLOGIE W BRANŻY ODNAWIALNYCH ŹRÓDEŁ ENERGII W maju 2013 r. firma OPTIMA POLSKA, lider podlaskiego rynku energii odnawialnej, wprowadziła do sprzedaży urządzenie służące do monitoringu instalacji fotowoltaicznych oraz małych elektrowni wiatrowych wytwarzających energię elektryczną.
Paweł Wyszyński, OPTIMA POLSKA: Wprowadzenie do oferty naszej firmy produktów sygnowanych marką SMA nie jest działaniem przypadkowym. Od wielu lat cieszą się one uznaniem branży, o czym najlepiej świadczą nagroda Smart Energy Award oraz wyróżnienie Intersolar Award za najlepszy eksponat targów Intersolar (Sunny Boy Smart Energy) w kategorii Fotowoltaika. Jako pierwsi w Polsce wprowadziliśmy również do naszej oferty model rejestratora danych Sunalyzer Web PR firmy Schüco, który prezentowaliśmy na targach jesienią ubiegłego roku.
W
yprodukowany przez firmę Schüco i oferowany przez OPTIMĘ model rejestratora danych Sunalyzer Web PR to urządzenie z dostępem do internetu, przeznaczone do analizy danych pochodzących z maksymalnie stu inwerterów. Do urządzenia równocześnie można podłączyć inwertery SGI, IPE i SMA marki Schüco. Koncepcja Plug&Play-RS485 zapewnia wyjątkowo prostą instalację, a zintegrowany ekran dotykowy wyświetla dane na temat bieżącego zużycia prądu i wartości mocy wytwarzanej przez system przy zachowaniu optymalnego poziomu zużycia energii przez analizator. Dodatkowo urządzenie umożliwia bezpośrednie sterowanie nim przez użytkownika. Po podłączeniu do komputera PC rejestrator prowadzi analizę lokalną instalacji za pośrednictwem interfejsu WWW. Rejestrator danych Sunalyzer Web PR jest dostępny na rynku w trzech wariantach: z dołączonym modemem GSM, modemem analogowym oraz bez modemu. We wszystkich dostępnych wariantach dane przekazywane są do portalu Sunalyzer Schüco. 34 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
Urządzenie ma również możliwość wysyłania sygnałów alarmowych w postaci wiadomości SMS lub e-mail. Najważniejsze zalety Sunalyzera to prosta, niezawodna i szybka instalacja, możliwa dzięki zastosowaniu koncepcji Plug&Play, monitorowanie pracy do stu inwerterów, możliwość sterowania urządzeniem przez użytkownika, prosta obsługa za pośrednictwem ekranu dotykowego i interfejsu PC, a także opcjonalnie wyświetlanie bieżącego zużycia energii i wytwarzanej mocy.
Podłączenie do inteligentnej sieci Kolejne oferowane przez OPTIMĘ nowoczesne rozwiązanie to SMA Smart Home – moduł systemowy dla zmian energii, dzięki któremu gospodarstwa domowe mogą nie tylko zmniejszyć swoją zależność od konwencjonalnych źródeł energii, których cena nieustannie wzrasta, lecz także zmniejszyć obciążenie sieci dystrybucyjnej – wytwarzany prąd jest bowiem zużywany od razu na miejscu. Produkt firmy SMA składa się z jednej strony ze sterownika Sunny Home Manager, który planuje wytwarzanie i zu-
życie energii w domu na podstawie prognozy pogody i standardowego zużycia przez sprzęt domowy, a z drugiej strony z elastycznego systemu akumulatorów, w które można dodatkowo wyposażyć istniejące przydomowe elektrownie fotowoltaiczne. Jednym z elementów urządzenia jest falownik fotowoltaiczny Sunny Boy ze zintegrowanym akumulatorem litowo-jonowym, który zapewnia maksymalną wydajność energetyczną modułów słonecznych i z największą efektywnością zmienia wyprodukowany prąd stały na zwykły prąd zmienny, a także monitoruje cały system fotowoltaiczny oraz stan sieci. Co ciekawe, falownik może zwiększyć zużycie wyprodukowanej energii słonecznej w gospodarstwie domowym aż o ok. 50 proc. Pojemność użytkowa zintegrowanej baterii litowo-jonowej, która wynosi około dwóch kilowatogodzin, umożliwia optymalne, ekonomiczne działanie w typowych domach mieszkalnych, a jej wielkość została bardzo dokładnie obliczona. Dalsze podnoszenie własnego zużycia w stosunku do ewentualnej większej pojemności akumu-
EKOLOGI A
latora byłoby już tylko nieznaczne, a wręcz obniżyłby się w ten sposób współczynnik eksploatacji akumulatora. Energia zgromadzona z pomocą falownika Sunny Boy Smart Energy wystarcza na zaopatrzenie czteroosobowej rodziny w prąd na wieczór, na czas około trzech godzin.
Nowoczesne rozwiązanie SMA Smart Home jest więc swego rodzaju centralą sterowniczą do inteligentnego zarządzania systemem. Jako jedyne rozwiązanie na rynku decyduje nie tylko na podstawie aktualnych wartości zużycia i produkcji, ale prowadzi także bieżące aktualizowane planowanie, które uwzględnia prognozę wytwarzania i zużycia. Decydujące dane dla potrzeb planowania pochodzą z różnych źródeł: prognoza zużycia jest oparta na samouczącym się algorytmie, który bez przerwy analizuje zużycie energii elektrycznej pojedynczych urządzeń, biorąc przy tym pod uwagę okres kilku tygodni. Prognoza miejscowej produkcji energii słonecznej jest oparta na aktualnych danych dotyczących produkcji energii słonecznej, pochodzących z około 30 tys. systemów fotowoltaicznych w Niemczech, które przy pomocy kompleksowych modeli obliczeniowych połączone są z prognozą pogody. Innymi zmiennymi wejściowymi są: stan naładowania istniejących
akumulatorów, wprowadzone wymagania użytkownika odnośnie funkcjonowania poszczególnych urządzeń, jak również zmienna cena za prąd pobierany z sieci. Na podstawie tych wszystkich informacji Sunny Home Manager wytworzy zoptymalizowane plany – z jednej strony dla urządzeń, których zapotrzebowanie jest zmienne w czasie, a z drugiej dla systemu akumulatorów. Automatyczne zarządzanie urządzeniami przebiega za pośrednictwem bezprzewodowych gniazd SMA z komunikacją Bluetooth Lu bezpośrednio w oparciu o standard Miele@Home. Oprócz tego urządzenie jest przystosowane do technologii EEBus, która będzie służyć koncepcji Smart Home jako standard komunikacyjny. Dzięki temu odpowiednie urządzenia domowe, tak jak w przyszłości klimatyzację i wentylację, można nastawić i integrować bezpośrednio z systemem zarządzania energią elektryczną. Urządzeniem Sunny Home Manager można sterować i konfigurować je za pośrednictwem jakiejkolwiek przeglądarki internetowej z podłączeniem do internetu – czy to przy pomocy smartfona, czy PC, z domu lub z podróży. Bezprzewodowe gniazda SMA do zarządzania zużyciem energii działają także jako routery i zapewniają bezproblemową komunikację sieciową w domu lub mieszkaniu. REKLAMA
SPOŁECZNOŚĆ
MĘŻCZYZNA JAKI JEST, KAŻDY WIDZI... TEKST Ula Bykowska FOTO Paweł Sobolewski
Kiedy naczelna zleciła mi ten tekst, pomyślałam, że nie dam rady. Portret białostockiego mężczyzny... Czyli czyj? Mam wbite głęboko w mózg, że każdy z nas – niezależnie od płci – jest odrębną, wyjątkową jednostką. I jak tu nagle wrzucić połowę mieszkańców miasta do jednego wora i zmiksować? W dodatku to takie niegenderowe...
36 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
Nie widać zbytniej ekstrawagancji czy pogoni za modą. Nie wszystkim kobietom to odpowiada. – Chciałabym, żeby mój Marek czasem ubrał się jakoś inaczej – narzeka Marta. – Jakiś modny krój koszuli czy szalony kapelusz... A on nie, tylko te swoje skórzane kurtki i koszule w kratkę nosi. Rzeczywiście, Tomasz Jacyków nad białostocką ulicą załamałby ręce. Konserwatyzm panów ze stolicy Podlasia objawia się także w wyborze auta. Na ulicach widać przeważnie samochody praktyczne i solidne. Nie uświadczysz u nas ociekających testosteronem sportowych bryk, zupełnie bezsensownych na dziurawych, podlaskich drogach. Solidna, konkretna terenówka – to co innego. Tych jeździ po ulicach całkiem sporo.
– Podobno samochód to przedłużenie męskości – śmieje się Ania. – Widocznie nasi panowie swojej męskości przedłużać nie muszą.
Kibic tak, kibol nie Panowie z Białegostoku od lat kibicują lokalnej drużynie. Jednak kiboli szczęśliwie nie przybywa. Na mecze Jagiellonii coraz częściej zamiast agresywnych chłopaczków chodzą dorośli kibice, którzy nieraz przyprowadzają swoje rodziny. – Zanim poznałam Karola, nigdy nie byłam na meczu piłki nożnej – mówi Ania. – Mecze kojarzyły mi się ze spędem dresiarzy w szalikach, którzy tylko się wydzierają i szukają okazji, żeby sobie obić gęby. Nagle okazało się, że Jagiellonia ma sporo normal-
FOT. SXC.HU
M
yślałam nad tym tematem ze trzy tygodnie. Wymyśliłam sobie, że tego białostockiego mężczyznę poznam od podszewki, czyli od strony żony. W trakcie badań wypiłam z koleżankami całe morze kawy i nie tylko. Wszystko oczywiście w szczytnym celu. W końcu deadline zaczął cisnąć i trzeba było napisać, jaki ten białostocki mężczyzna jest. – Myślę, że białostocki mężczyzna jest przede wszystkim bezpretensjonalny – stwierdziła moja koleżanka Kasia. – Nie ma tu tej całej hipsterki i innych yuppie. Jak nosi ray bany, to dlatego, że ładne. Jak używa iPhone’a, to dlatego, że funkcjonalny. Żadnego snobizmu. Faktycznie, panowie na białostockich ulicach wyglądają raczej konserwatywnie.
SPOŁECZNOŚĆ
Miły, dobry, niepantoflarz A co z charakterem panów ze stolicy Podlasia? Czy w ogóle istnieje coś takiego jak „charakter białostockiego mężczyzny”? – Trudno powiedzieć – mówi Ania. – Myślę, że ten cały konserwatyzm naszych panów działa nie tylko na wygląd, ale też na zachowanie. Panowie chętnie przepuszczają kobiety w drzwiach, ustępują miejsca ciężarnym i starszym w autobusach, często spotyka się jeszcze całowanie w rękę. To na szczęście tylko u starszego pokolenia – śmieje się dziewczyna. Ten podlaski konserwatyzm widać również w modelu rodziny. Nie wszyscy panowie decydują się na urlop tacierzyński, a niemal żaden nie zostaje z dzieckiem na urlopie wychowawczym. Jeżeli już rodziny decydują się na takie rozwiązanie, to z maluchem prawie zawsze zostaje mama. – I tak dużo się w tej materii zmieniło – uważa Kasia. – Kiedyś nawet spacer z dzieckiem czy przewinięcie malucha było uważane za niemęskie. Teraz coraz częściej widzi się facetów z dzieciakami, bez asysty stada kobiet. Kabaret Starszych Panów miał kiedyś taki skecz: „Dziecko można zostawić z babcią, ciocią, sąsiadką, kuzynką, nianią... Ale
w żadnym wypadku nie można go zostawić bez opieki, czyli z ojcem”. Takie myślenie to na szczęście już przeżytek, nawet na nienowoczesnym wschodzie. Faktycznie, mimo konserwatywnych, tradycyjnych zasad, panowie zaczynają coraz częściej uczestniczyć w pracach domowych. Do lamusa odchodzi stwierdzenie „pomagać w domu”. – Oznacza to, że ja się zajmuję wszystkim, a mąż od czasu do czasu wytrzepie dywan – z przekąsem stwierdza Ania. – U nas tak nie jest. Mamy obowiązki domowe podzielone mniej więcej po równo. Ja gotuję, bo lubię i umiem, ale już na przykład pranie i prasowanie to domena mojego męża. Mężczyźni coraz częściej gotują i się tym gotowaniem chwalą. Modne zrobiły się przyjęcia, na których to właśnie pan domu pokazuje gościom swoje kulinarne zdolności.
Testosteron i silne ramiona Wygląda na to, że litry kawy z koleżankami przyniosły jednak jakiś efekt. Pewnie te nasze rozważania na temat facetów są płytkie, uogólniające i w ogóle to wszystko nieprawda. Jednak z naszych rozmów wynikła jedna konkluzja. Białostockie kobiety cenią sobie w białostockich mężczyznach przede wszystkim jedną rzecz – poczucie bezpieczeństwa. Bo białostocki facet to równy gość i o swoją kobietę dba!
REKLAMA
nych kibiców. Dorosłych mężczyzn, którzy są fanami drużyny od dziecka, na mecze przychodzili ze swoimi ojcami, a teraz przyprowadzają własne dzieci.
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 37
FELIETON
FOTKI ŁĄKOTKI
STUDNIÓWKOWY FEJK TEKST Radek Oryszczyszyn
TEKST Krzysztof Szubzda
B
yłem wczoraj u ortopedy. Od razu uspokajam, że wszystko w porządku. Chodziło tylko o kwitek, inaczej bym nie ryzykował z publiczną służbą zdrowia. W rejestracji dowiedziałem się, że polecany przez wszystkich ortopeda może mnie przyjąć dopiero późnym latem, chyba że za sto złotych. Wtedy – już jutro. – A w kwietniu za pięć dych? – wrzuciłem propozycję. Niestety nie chcieli negocjować. Udało mi się jednak dowiedzieć, że jest jeden ortopeda, do którego nie ma kolejek. Najprawdopodobniej leczy upuszczaniem krwi i nastawianiem kości bez znieczulenia, skoro pacjenci wolą czekać do sierpnia, niż korzystać z jego usług. Ale że chodziło mi tylko o kwitek, to się odważyłem. – Kolano mi się zacina – oświadczyłem ponuremu panu w szarawym kitlu. – W jakich sytuacjach? – zainteresował się doktor. – Ostatnio jak na sylwestra wystukiwałem rytm pod Farną. – Pod farą? – No... Niedaleko. Doktor zamyślił się, wytarł nos i postawił diagnozę: – Ma pan latającą łąkotkę. Wyślę pana na rentgen, na którym co prawda i tak łąkotki nie będzie widać, ale nic innego na dzień dzisiejszy nie możemy zrobić. No to poszedłem. Pracownia RTG była tuż obok, więc dwadzieścia minut później byłem już z powrotem. I tu pierwsza niespodzianka. Ponuremu w szarym kitlu skończył się w międzyczasie dyżur, na szczęście zastąpił go łysy w drewniakach. Zerknął na mój rentgen pod światło i powiada: – Łąkotki to tu nie widać. Było to jak najbardziej zgodne z przepowiednią poprzednika. Moja terapia zaczęła się więc układać w jakąś tam jednak logiczną całość. – Musimy zrobić rezonans – zawyrokował. – Co prawda rezonans w pana przypadku niewiele nam da, bo ma pan implant, który zamaże nam obraz, no ale nie będziemy bezczynnie czekać. Wracając z rezonansu obawiałem się, że zastanę następnego zmiennika: rudego w fartuchu z krwawym zaciekiem, który wyśle mnie na mammografię, która też nie naświetli nam sprawy łąkotki, ale przynajmniej potwierdzi brak piersi, a co za tym idzie wyeliminuje możliwość chorób piersi. Co zawsze jest jednak dobrą wiadomością. Siedział jednak dalej łysy w drewniakach, który powiedział, że artroskopię można zrobić dopiero we wrześniu, bo jest długa kolejka, a na razie trzeba unikać jazdy na nartach. A może zamiast bezczynnie czekać na wrzesień, może skorzystać z jakiegoś zabiegu, na który nie ma kolejek. Na przykład wyciąć sobie wyrostek robaczkowy. Lepiej przecież zawczasu wyciąć wyrostek niż żyć przez całe życie w lęku, że kiedyś zaatakuje i wtedy będą kolejki. I opcja druga (z niej chyba skorzystam): przerwać leczenie i zaczekać, aż się sprawa rozejdzie po kościach, co akurat w przypadku schorzeń ortopedycznych jest dość prawdopodobne.
38 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
O
statnio z przejęciem oglądam relacje zdjęciowe z tych imprez, które – o czym już mało kto pamięta – odbywały się tradycyjnie w murach szkoły. Studniówki na sali miały klimat, którego próżno szukać na obecnych, stanowiących raczej manifestację taniego blichtru i prymitywnego efekciarstwa wzorowanego na amerykańskich serialach dla dzieciaków. Podróbka, fałsz, imitacja należą do tych aspektów rzeczywistości, które fascynują mnie najbardziej. Uwielbiam przedzierać się przez te maskujące prawdę brokaty, błyszczyki i inne sztuczności w poszukiwaniu tego, co pod tym wszystkim poukrywane. Dlatego z rozkoszą oglądam zdjęcia z imprez studniówkowych. Te zdjęcia, na których młodzi, pełni świeżości i chłonący świat jak gąbka ludzie przywdziewają efektowne uniformy i odgrywają nieśmiertelny rytuał zakończony równie tradycyjną „najebką” do nieprzytomności. Przepraszam za coś na kształt wulgaryzmu, ale nie znajduję innych słów, które mogą to oddać. Chłopcy są na tych studniówkach poubierani w nierzadko pierwsze w swoim życiu garnitury. W tych zazwyczaj zbyt dużych spodniach i marynarkach stoją jakby w rozkroku między pierwszą komunią a ślubem. Pomiędzy inaugurującym polonezem a pierwszą flaszką wypitą chyłkiem w toalecie są jeszcze onieśmieleni tą całą poważną sytuacją i chaotycznie biegają w kilkuosobowych watahach z kąta w kąt. Patrzę na zdjęcia z tych studniówkowych balów. Chłopcy wyglądają jak z obrazków pierwszokomunijnych. Osiemnastolatkowie jak gimnazjaliści. Z rumieńcami na policzkach pełnych nastoletnich pryszczy ukradkiem spoglądają w kierunku dziewcząt. Studniówkowe uniformy dziewcząt to imitacja dokładnie odwrotna. Nastoletni urok ukryty jest w pokrytych brokatem i litrami lakieru misternie przygotowywanych fryzurach, które już nie wyglądają, ale tylko błyszczą. Ich buzie pokrywa warstwa tuszów, podkładów, szminek (koniecznie russian – red). Kontrast „czarne-czerwone” obowiązuje od sukienki, przez majtki, podwiązki, pończochy, po szpilki – nieudolne, tanie podróbki Louboutina. Dlaczego, wbrew odwiecznej ewolucyjnej logice, studniówkowi chłopcy się odmładzają, a studniówkowe dziewczęta chcą wyglądać prawie tak staro, jak ich czterdziestoletnie matki? Czy to jest ta ich dojrzałość? Czy właśnie tak rozumieją dorosłość? Spektakl pełen udawanej powagi i dostojności to tylko przykład, incydent, chwila. Moment przełomowy, umowna granica, które tą całą swoją nieprawdziwością i udawaniem dorosłości pokazują rzecz w istocie straszną. Dla tych dzieciaków symboliczne wejście w dorosłość to właśnie ta udawana napinka przed ciałem pedagogicznym, rozładowywana alkoholami pitymi w restauracyjnej toalecie. To warstwy brokatu, tuszu, błyszczyku, to te nieporadnie noszone garnitury i tradycyjne zdjęcia czerwonych podwiązek, to – wreszcie – nieświadomie urwany film gdzieś między tradycyjnymi kwiatami dla belfrów a mroźnym świtem, który powitają z bólem głowy i suchością w ustach. Tegorocznym hitem studniówek jest piosenka Daft Punk, w której podmiot liryczny nawołuje do klaskania, skakania i zachęca do odkrycia szczęśliwości w każdym z nas. Już prawie wszystkie polskie miasta na prawach powiatu nakręciły teledysk, w którym tańczą w rytm tej skocznej melodii. Co tam bezrobocie, co tam smutne twarze na ulicach. Co nas obchodzi bieda, brud i polska przaśność. Załóżmy podwiązki, szpilki z czerwoną podeszwą, garnitury za sto pięćdziesiąt udające takie za tysiąc pięćset, i może po raz ostatni poudawajmy naprawdę szczęśliwych.
Na spotkanie z nowym Leonem i niezapomniane wraĹźenia z jazdy zaprasza Biacomex S.A. Dealer SEAT-a.
Biacomex S. A. ul. Elewatorska 39, 15-620 Białystok tel. (85) 66 444 83 www.seat.biacomex.pl