fakty Białystok 005

Page 1

ISSN 2299-4580

bezpłatny magazyn mieszkańców

nR 5

Białystok

weronika marczuk dusza tego miasta jest mi bliska facebook.com/fakty.Bialystok faktyBiałystok 1



Strony internetowe za 1zł WWW.TWOJASTRONKA.PL

W czterech prostych krokach załóż i wypromuj swoją stronę internetową CMS - panel administracyjny

Dodatkowa przestrzeń dyskowa

Zarządzalne konta mailowe

5 dni testowania za darmo

facebook.com/fakty.Bialystok faktyBiałystok 3


nr 5 listopad 2012

6

12

5 6 8 11 12 14 16 18 19 20 22 24 25 26 27 28 28 30

ISSN 2299-4580

spis treści

Adres redakcji ul. Ciepła 1 lok. 16, 15-472 Białystok, tel. 85 87 121 80

WSTĘPNIAK I move you i weronika marczuk w dramacie caffÉ divertimento

redaktor prowadzący Andrzej Matys Sekretarz redakcji Magdalena Szewczuwianiec projekt graficzny layoutu i skład Łukasz Słupski, Magdalena Szewczuwianiec

Kontakt

białostockie duchy to piękne kobiety

Biuro: biuro@grupa-optima.pl redakcja: redakcja@grupa-optima.pl Marketing i DTP: marketing@grupa-optima.pl reklama: reklama@grupa-optima.pl

dobra dieta czyni mistrza

druk: Buniak Druk

opel mokka depresja hipstera miód, czosnek, cytryna. Przeciw grypie…

bądźmy zdrowi i cieszmy się dobrym… piątka ćwiartka czyli lepsze, bo tańsze nie szmata, ale modowy skarb mali ciałem, wielcy duchem polska B jest naprawdę nieźle rozwinięta shortlist po pierwsze, zimą magazyny zimowe

Redakcja nie odpowiada za treść publikowanych reklam. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych i zastrzega sobie prawo do skracania oraz redakcyjnego opracowania tekstów przyjętych do druku. Opinie i poglądy autorów nie zawsze są zbieżne z opiniami i poglądami Redakcji. Copyright © Grupa Optima Sp. z o.o. Wszelkie prawa zastrzeżone. Przedruk materiałów w jakiejkolwiek formie i w jakimkolwiek języku bez pisemnej zgody Wydawcy jest zabroniony. Fotografia na okładce: Iza Grzybowska/Move

bez bariery całkiem fajne miejsce na ziemi

Reklamy nieoznaczone w numerze na str: 2, 3, 13, 18, 19, 31, 32

tu nas znajdziesz wydawca Grupa Optima Sp. z o.o. ul. Ciepła 1 lok. 16, 15-472 Białystok

16 reklama

Dołącz do nas na facebooku Fanpage Fakty Białystok, to miejsce, gdzie każdy może brać czynny udział w tworzeniu naszego magazynu. Decyduj o czym chcesz czytać, daj znać czego ci brakuje, komentuj, dziel się i kreuj. Informuj innych o tym, co dzieje się w mieście, organizuj spotkania. Bądź z nami :)

facebook.pl/fakty.Bialystok

4 faktyBiałystok facebook.com/fakty.Bialystok


wstępniak

Smacznego No i mamy mały jubileusz, czyli Fakty Białystok z numerem 5. Łatwo nie było, bo – przyznajmy to bez bicia – na pewien czas popadliśmy w stupor. Stało się to zaraz po tym, gdy przeczytaliśmy na tzw. pasku w pewnym programie informacyjnym, że gdzieś tam policja zatrzymała: dwóch Polaków, dwóch Nigeryjczyków i dwóch kurierów. Rzuciliśmy się do nowej mapy, starego globusa, Internetu i atlasu samochodowego, żeby sprawdzić, gdzie też leży państwo Kurierów. Czy to federacja jakaś, republika, może cesarstwo lub choćby królestwo? Szukaliśmy, dociekaliśmy, wertowaliśmy, a nawet zasięgaliśmy języka. I nic. Doszliśmy więc do wniosku, że z państwem Kurierów jest jak z Yeti, czyli wielu o nim słyszało, ale nikt go jeszcze (na trzeźwo) nie widział. Skonstatowawszy to, postanowiliśmy wziąć się za coś bardziej konkretnego i wróciliśmy do redagowania, tudzież wydawania numeru 5 FB. W końcu nie po to namówiliśmy baristów do wyjawienia jak zaparzyć dobrą kawę, by porady te zachować dla siebie. Kawę taką czy inną pijemy wszyscy, warto więc wiedzieć, że słynna mała czarna to nie tylko filiżanka, woda i instant kawy. To cały rytuał i trochę eksperymentów, które oznaczają zupełnie nowe smaki. Zupełnie nowy smak, tym razem artystyczny, zapewni na pewno wizyta Weroniki Marczuk w naszym teatrze. I to nie w roli widza, a producenta. Dzięki niej nasz Dramat wystawi „I Move You” – spektakl, w którym wystąpi m.in. Anna Głogowska, Jan Kliment czy Stefano Terrazzino, znani z „Tańca z Gwiazdami”. Zaciekawił nas też inny smak, znów na bazie kawy, tyle że na czterech kółkach. Co to takiego? Mokka, Opel nawiązujący nazwą do latte z czekoladą. Na dłuższe smakowanie nie mieliśmy czasu, bo musieliśmy zajrzeć do kilku białostockich sklepów z odzieżą używaną. Tam, jak wiadomo, można się ubrać ciekawie i taniej niż w wielu sklepach markowych. Niby to żadna nowość, ale okazuje się, że wiadomości o śmierci szmateksów były mocno przesadzone i warto tam zaglądać, by pobuszować trochę w koszach i między wieszakami. Przy okazji rozglądaliśmy się bacznie, licząc, że może między ubraniami trafimy na jakiegoś hipstera, czyli mniej więcej dwudziestolatka w masywnych okularach, swetrze i dżinsach, które można kupić zarówno w markowym butiku, jak i w second handzie. Niestety, nie spotkaliśmy owego niszowca. Możliwe, że zapadł na grypę. Jeśli tak, informujemy, że najlepiej wyleczyć ją czosnkiem, cytryną, nalewkami i naparami, czyli domowymi sposobami, które stosowały nasze prababcie, babcie, mamy i teraz my. Jeśli nasz hipster ich nie zna, może popaść w depresję. No chyba, że spróbuje policzków. Proponuje je mistrz Grzegorz. I nie do nadstawiania, a do zjedzenia. Są to bowiem policzki cielęce na karmelizowanej marchewce i purée z selera z pianą chrzanową. Nie wiemy, czy próbowała ich na przykład Zofia z Pałacu Lubomirskich w Dojlidach albo Izabela Branicka. Jeśli nie, nie dziwi nas, że teraz ponoć obie błąkają się po pałacowych korytarzach i straszą (z głodu). My nikogo straszyć nie zamierzamy. Przypominamy jedynie, że lepiej już zmienić opony letnie na zimowe. Miłej lektury. Pozdrawiamy, Fakty . Białystok Team

facebook.com/fakty.Bialystok faktyBiałystok 5


temat n umeru

Ii Weronika MoveMarczuk You w Dramacie TEKST Agata Woźniak FOTO Marek Mytnick

Ania Głogowska, Jan Kliment czy Stefano Terrazzino są Wam znani z telewizji. Najpewniej z programu „Taniec z Gwiazdami”. Mnie też… Ostatnio poznawałam ich z zupełnie innej strony. Od strony widowni teatralnej, bo znalazłam się tam dzięki ludziom, których dane mi było poznać w ostatnim czasie. Uczestniczyłam w próbach do nowego i bardzo oryginalnego projektu, z udziałem tych tancerzy. Zaczęło się od podróży do Białegostoku, bo właśnie tu, na deskach Teatru Dramatycznego im. Aleksandra Węgierki odbywały się próby do spektaklu „I MOVE YOU”.

N

ajpierw krótka rozgrzewka, a po chwili z głośników wydobywają się pierwsze dźwięki muzyki. Za kurtyną dostrzegłam jakieś ruchy. Zaciekawiona i bardzo zniecierpliwiona patrzę na scenę, na której pojawiają się trzy piękne kobiety. Rozpoznaję Anię Głogowską, Paulinę Biernat i Janiję. Zaczyna się! Jak zaczarowana nie mogę oderwać od nich oczu, a to dopiero początek przedstawienia. Zaczynam się zastanawiać, co będzie dalej! I wtedy na scenę wbiega Jan Kliment, Stefano i Krzysztof. Chłopcy porywają swoje partnerki i wspólnie wykonują kolejny układ. Ponownie następuje zmiana muzyki. Na deskach sceny zostaje tylko Paulina i trzech tancerzy. Tańczą przy niej, jakby każdy chciał ją mieć; czuć w powietrzu pożądanie. Czy dobrze zinterpretowałam ten układ? Paulina w tym tańcu jest bardzo zmysłowa i namiętna. Wodzi na pokuszenie otaczających ją mężczyzn. Jest intrygująca i niedostępna zarazem. Przychodzą mi do głowy pew6 faktyBiałystok facebook.com/fakty.Bialystok

ne skojarzenia – myślę, że znam tę scenę, chyba z jakiegoś filmu. Po chwili znowu zmienia się muzyka. Tym razem jest bardzo mroczna i utrzymana w tonie znanym z filmów grozy. Ponownie w pamięci próbuję znaleźć pierwowzór, ale nie to jest najważniejsze – tylko taniec. Na scenę wchodzą wszyscy tancerze i zaczyna się magia ciał i ruchu. Po kilku minutach oglądam kolejną choreografię i kolejną, i kolejną. Wpatrując się w tancerzy, czuję jak po plechach przechodzą mi ciarki, a serce zaczyna mocniej bić. Widzę na scenie cierpienie, miłość, radość i rozpacz jednocześnie. Nie wiem jak teraz reagować, a jedyne, co czuję to przepełniającą mnie nostalgię. Na szczęście, mój stan emocjonalny szybko się zmienia, bowiem kolejny taniec jest wesoły i zabawny, a potem jeszcze jeden układ i… zapalają się wszystkie światła, powoli cichnie muzyka. Z żalem patrzę na scenę. Jak bez użycia słów można wyrazić tyle emocji i pokazać różne uczucia. Wychodzę z teatru, a w sercu pozostaje niedosyt. A co dopiero będzie na premierze, wow…


temat n umeru

Weronika Marczuk – aktorka, producentka i prawnik. Członek jury pierwszych czterech edycji You Can Dance, uczestniczka Tańca z Gwiazdami, a także prowadząca programy telewizyjne, m.in. Miasto Kobiet (wraz z Pauliną Młynarską). Członek Akademii Finansowej, Prezes Towarzystwa Przyjaciół Ukrainy TPU w Polsce. Autorka książki „Chcę Być jak Agent”. Producent spektaklu taneczno-aktorskiego I MOVE YOU, wystawianego na deskachbiałostockiego Teatru Dramatycznego im. A. Węgierki.

Rozmawiamy z Weroniką Marczuk o spektaklu I MOVE YOU, którego premiera odbędzie się 25 listopada w Teatrze Dramatycznym im. A. Węgierki

Dlaczego Białystok? To chyba nie był przypadek, że padło akurat na Białystok. Przede wszystkim to piękne miasto. Odwiedzałam je już wiele razy, również w trakcie castingów do „You Can Dance”. Mam tu również kilku dobrych, bliskich znajomych. Nie mogę też nie wspomnieć o wschodniej duszy tego miasta, która jest mi wyjątkowo bliska. Spektakl taneczny, który właśnie powstaje, był już na początku roku konsultowany przez świetną reżyser Agnieszkę Korytkowską-Mazur, która niedawno wygrała konkurs na dyrektora Dramatycznego. Dla nas wszystkich to był znak, że powinnyśmy wystawić spektakl właśnie na deskach tego teatru. Skąd pomysł na sztukę akurat o takiej tematyce? Od czasu „Tańca z Gwiazdami” pozwoliłam ponieść się swojej dawnej pasji i taniec towarzyszy mi dziś na co dzień. Ogromnie lubię pracować z tancerzami, jak również sama wylewać z siebie siódme poty na próbach. Przez ostatnie lata, dzięki pracy przy programie „You Can Dance”, a później udziale w „Tańcu z Gwiazdami” pozyskałam grono przyjaciół, z którymi dziś dzielę tę pasję. Tancerze biorący udział w spektaklu sami zwrócili się do mnie z pomysłem oraz propozycją opieki producenckiej. Nie musiałam się długo zastanawiać. To pierwsza Pani przygoda z teatrem? Nie. Pracowałam wcześniej przy kilku różnych projektach teatralnych, m.in. przy Tygodniu Teatru Ukraińskiego, który odbywał się w ramach obchodów jubileuszu 50-lecia Teatru Dramatycznego w Warszawie. A czy nie myślała Pani o tym, aby samej wystąpić w spektaklu? Myślę, że ciężko byłoby mi pogodzić rolę sceniczną z rolą producenta. Gdybym występowała w tym spektaklu, ktoś inny musiałby się zająć jego produkcją. To, co robię sprawia mi ogromną satysfakcję, a spektakl ma już swoje znakomite gwiazdy.

Życzymy tego zarówno sobie, jak i Teatrowi. Na razie koncentrujemy swoje wysiłki nad sztuką „I MOVE YOU”, bo wszystkim nam bardzo zależy, żeby odniosła sukces. Jeśli tak się stanie i za jakiś czas pojawi się kolejny, równie dobry pomysł, z pewnością weźmiemy pod uwagę scenę białostocką. Dziękujemy za rozmowę i życzymy powodzenia! facebook.com/fakty.Bialystok faktyBiałystok 7

Fot. 1 od góry: Iza Grzybowska/Move

Po „I MOVE YOU” możemy liczyć w przyszłości na długofalową współpracę z naszym teatrem?


har mon ia smaków

Tajemnice espresso • do przyrządzenia kawy wykorzystujemy tylko świeżo zmielone ziarna w systematycznie konserwowanym młynku żarnowym • dbamy, by ekspres ciśnieniowy, w którym przygotowujemy espresso był czysty • do espresso potrzebujemy 6,5-8,5 g kawy (ok. 50-60 ziarenek) • ciśnienie wody w ekspresie profesjonalnym powinno wynosić 8,2-9 bar, w ekspresie domowym 12-13 bar • do przyrządzenia dobrego espresso potrzeba 25 ml wody • espresso zaparzamy w temp. 86-96 st. C przez 25 sek.; min. czas parzenia – 20 sek., maks. – 30 sek. • espresso podajemy w małych filiżankach z grubej porcelany napełnionych do połowy

Włoska zasada 4xM 1. La Miscela (mieszanka) – dobór najlepszego surowca, czyli ziaren kawy 2. Macinadosatore (młynek) – właściwie zmielone ziarna kawy 3. La Macchina (ekspres do kawy) – wykorzystanie urządzeń najwyższej jakości 4. La Mano (dłoń – technika) – wiedza o kawie i baristyczna umiejętność jej parzenia


Café divertimento Tekst Ewa Sosnowska Foto Angelika Zaczeniuk

W jesienne i zimowe chłody wzrasta nam apetyt na dobre espresso oraz wszelkie koktajlowe wariacje na jego temat, bo potrzebujemy większej dawki orzeźwienia i energii. Dlatego w tym wydaniu „FB” podpowiadamy jak urozmaicić swoje kawowe menu, by przetrwać mroczne poranki i równie ponure popołudnia.

D

la wielu z nas dzień bez filiżanki dobrej kawy bywa dniem straconym. Miłośników prawdziwego espresso i wszelkich jego odmian, w tym także koktajli, są dziś rzesze. Niestety, nawet smakosze skazują się często na picie tego, co mają pod ręką w biurowych lub domowych zasobach – najczęściej na kawy instant. Dlatego namawiamy do większej dyscypliny względem kawowych nawyków. Alternatywą może być częstsze bywanie w kawiarniach lub uznanych coffee barach, gdzie możemy zaufać umiejętnościom baristów. Przyda się też samodzielna nauka przyrządzania dobrej kawy i koktajli kawowych.

Sposób na małą czarną Przygotowanie w miarę dobrej kawy wymaga podstawowej wiedzy o sposobach parzenia idealnego espresso i innych napojów na jego bazie, jak np. latte, latte macchiato czy cappuccino. Espresso parzy się ze świeżo zmielonych ziaren, najczęściej mieszanek od kilku do kilkunastu rodzajów arabiki, ale też z domieszką (od kilku do kilkudziesięciu procent) robusty, która łagodzi kwaskowość oraz goryczkowość 100-procentowej arabiki. Warto pamiętać, że jedna filiżanka espresso zaparzonego w ekspresie ciśnieniowym, za sprawą krótkiego czasu ekstrakcji, będzie zawierać mniej kofeiny niż filiżanka kawy z ekspresu przelewowego. Uzyskanie idealnego smaku i konsystencji espresso jest wynikiem trzech zmiennych – temperatury i czasu parzenia oraz ciśnienia w ekspresie. Prawidłowo zaparzone espresso cechuje między innymi powstała na powierzchni napoju orzechowo-brązowa pianka, zwana cremą. Zbyt jasna pianka lub zbyt spalona świadczą o złym zaparzeniu espresso. Do podstawowych rodzajów kawy na bazie espresso należą ristretto, espresso lungo, corretto, espresso doppio i espresso macchiato. Ristretto to mocniejsza odmiana espresso, podawana w porcjach 15 ml. Espresso lungo ma więcej wody, a corretto jest kawą wzmocnioną dodatkiem alkoholu, najczęściej grappy, brandy lub whisky. Espresso doppio to podwójne espresso, podawane w większej filiżance, a popularne espresso macchiato – to porcja espresso z niewielkim dodatkiem spienionego mleka. Espresso stanowi bazę dla wielu napojów kawowych, głównie tzw. mlecznych, a także koktajli z dodatkiem alkoholi, czekolady, owoców czy aromatycznych przypraw.

Kawka z mlekiem Najbardziej znaną kawą mleczną jest latte macchiato (z wł. – splamione mleko). czyli napój sporządzany poprzez po-

wolne dolewanie espresso do gorącego mleka z warstwą mlecznej piany na wierzchu. Idealna wersja tego napoju składa się z trzech wyraźnych warstw: mleka, espresso i piany na górze. Latte macchiato podaje się w przezroczystych, grubych szklankach o pojemności ok. 250 ml. Można je dekorować wiórkami czekolady, kakao lub cynamonem i pić przez słomkę. Bariści polecają też dodawanie do latte macchiato różnych syropów smakowych, według gustów. Kolejny popularny napój kawowy to cappuccino, które składa się z 1/3 espresso, 1/3 mleka i 1/3 mlecznej piany. Technika jego wykonania jest podobna do latte macchiato, lecz kolejność napełniania naczynia inna. Do filiżanki wlewamy najpierw kawę, następnie świeżo spienione mleko, a na końcu posypujemy napój szczyptą kakao. W przyrządzaniu tzw. kaw mlecznych liczy się jakość mleka i technika jego spieniania – w pianie nie może być zbyt dużych pęcherzyków powietrza, a jej warstwa ma być zwarta i puszysta. Dlatego najlepiej stosować świeże mleko niż UHT. Umiejętność spieniania mleka jest podstawą przyrządzania kawy latte art. Jeśli tekstura mleka przypomina jogurt, można nim (przy pewnej wprawie) na espresso rysować wzory, np. rosettę, serce, tulipan, itp.

Koktajle na chłody Przyrządzenie koktajli kawowych wymaga nie tylko wiedzy o sposobie parzenia kawy, ale i nieco fantazji. Są bowiem koktajle, które pobudzą nas w mroźny poranek i takie, które pozwolą zrelaksować się w mroczne popołudnie. Są wśród nich propozycje dla wytrawnych smakoszy, tzw. purystów, którzy stronią od mieszania szlachetnego trunku z byle czym, bo kawa sama w sobie jest wartością, jak np. koniak czy whisky. Inne są z pogranicza fusion, adresowane do konsumentów liberalnie nastawionych do tematu kawy i poszukujących nowych smaków. facebook.com/fakty.Bialystok faktyBiałystok 9


Katarzyna Hanusz-Oleksy, współwłaścicielka fotokawiarni Oki Doki przy ul. Nowy Świat oraz Tomasz Prokop, barista i barman w Oki Doki Na poranne orzeźwienie proponujemy kawę z dodatkiem chili, przyrządzaną na wzór czekolady po meksykańsku, z dodatkiem czekolady. Na „dzień dobry” doskonała jest też kawa mrożona z miodem – ten rodzaj mrożonej kawy doskonale rozgrzewa i pobudza. Szczególną ofertą, adresowaną do smakoszy, którzy uwielbiają wyostrzone smaki jest kawa z whisky i z likierem Baileys. Jest to propozycja na popołudnie, w dwóch wariantach – na gorąco oraz mrożona. Jeśli ktoś zechce samodzielnie przygotowywać koktajl kawowy, musi trzymać się podstawowych zasad postępowania, np. z mlekiem. Żeby przygotować kawę z mlekiem 30 proc., czyli ciężkim, trzeba mieć barmański shaker, w którym miesza się mleko i kawę. Mleko 0 proc. też świetnie ubija się w shakerze. Jeśli robimy koktajle warstwowe z dodatkiem likierów, pamiętajmy, że alkohol jako cięższy składnik zawsze utworzy dolną warstwę napoju. W przypadku cappuccino, najpierw do filiżanki wlewamy kawę, a potem spienione mleko, zaś w przypadku latte – najpierw ubite mleko, a potem kawę. Mając dobry ekspres i np. shaker oraz ćwicząc, każdy może nauczyć się techniki parzenia dobrej kawy i przyrządzania smacznych koktajli.

Kawa Oki Doki Do filiżanki o pojemności 200 ml wlewamy 20 ml 40 % likieru pomarańczowego Cointreau, a następnie 150 ml kawy i warstwę bitej śmietany, którą posypujemy startą skórką pomarańczy. Kawę można słodzić lub nie. Jest doskonałą propozycją na chłodne popołudnia.

Kawa z chili i gorzką czekoladą Do szklanki typu longer o pojemności ok. 300 ml wlewamy 250 ml spienionego mleka. Dolewamy 20 ml espresso. Dodajemy pół łyżeczki sproszkowanego chili. Ozdabiamy koktajl fragmentami owocu chili i wiórkami (paseczkami) gorzkiej czekolady. Taka kawa doskonale rozgrzewa i stanowi doskonałą porcję orzeźwienia o poranku.

Paulina Metejczuk – baristka w Gram Off onie

Magda i Marcin Matejczuk, właściciele klubokawiarni Gram Off on przy ul. Malmeda

Najlepszą propozycją na chłodny poranek jest podwójne espresso z dobrze spienionym, nieodtłuszczonym mlekiem, opcjonalnie ze skondensowanym. O poranku idealne może być też cappuccino. Naturalną fantazją na temat kawy i w sam raz na rozpoczęcie dnia jest energetyzująca mokka. My podajemy dwa rodzaje mokki – tradycyjną i naszą autorską wersję z dodatkiem grenadyny. Atrakcyjną propozycją na popołudnie może być kawa z dodatkiem odpowiednio dobranego alkoholu, np. szlachetnych gatunki brandy, whisky czy koniaku. Interesującym dodatkiem, który stosujemy jest wykwintny włoski likier Galliano (kompozycja destylatów i nalewów z ponad 30 różnych ziół oraz korzeni, w których przeważają wanilia i anyż). Natomiast nietypową alternatywą dla tradycyjnej kawy jest nasz napar Cacara z suszonych łupin kawowca z plantacji w Boliwii. Bardzo ważnym elementem procesu przyrządzania kawy jest użycie świeżo zmielonych ziaren, w naprawdę dobrym młynku. My posiadamy młynek żarnowy, z ostrymi ostrzami, które zapewniają właściwy proces obróbki. Ostre ostrza najpierw rozbijają ziarna, a potem je mielą. Przy tępych ostrzach może nastąpić proces termiczny, na skutek czego zmielona kawa będzie nosiła posmak spalenizny. Hot shot Do kieliszka typu shooter wlewamy 1/3 część likieru Galliano. Następnie: stopniowo dodajemy 1/3 część kawy espresso, a na koniec delikatnie układamy na wierzchu różyczkę z ubitej śmietanki. Istotnym atrybutem smaku tego rozgrzewającego napoju jest wykwintny włoski likier Galliano.

Cascara, czyli kawowy „sabotage” Specjalny napar z suszonych łupin kawowca z plantacji w Boliwii. Zaparzamy go jak herbatę. Do dzbanuszka wsypujemy 3 łyżki suszu i zalewamy wrzątkiem. Trzymamy pod przykryciem przez 7 min., podajemy w porcelanowych filiżankach. Do przyrządzenia naparu bezpośrednio w filiżance potrzeba dosłownie szczypty suszu.

Do szklanki o pojemności 300 ml wlewamy 200 mln kawy, a następnie 20 ml whiskey i 20 ml irlandzkiego likieru Baileys (trunku tworzonego na bazie śmietanki i whiskey z wanilią i kakao). Ten wzmocniony kawowy koktajl rozgrzewa i odpręża. Idealny w zimowe popołudnie.

Przyrządzamy go w wysokiej szklance typu tumbler (szklanka do drinków z grubego szkła). Najpierw wlewamy do szklanki 40 ml czekolady, następnie delikatnie dodajemy 20 ml espresso. Na wierzchu układamy grubą warstwę bitej śmietany. Koktajl możemy podawać ze słomką. Kawa z czekoladą stanowi doskonałą porcję energii i orzeźwienia o każdej porze dnia. Idealna jest na zimowy poranek.

Kawa mrożona z miodem Mieszamy w shakerze do drinków 40 ml płynnego miodu, 200 ml mleka, 20 ml espresso i kilka kostek lodu. Tak przyrządzony trunek podajemy w szklance typu longer (300 ml). To doskonała wersja koktajlu na każdy poranek, czy to latem, czy zimą. 10 faktyBiałystok facebook.com/fakty.Bialystok

Caffe GramOffon Do szklanki typu caffe latte (na nóżce i z uszkiem) wlewamy 20 ml mleka skondensowanego, następnie 200 ml dokładnie spienionego mleka, a na koniec 20 ml espresso. Wszystkie składniki koktajlu ułożą się w miłą dla oka kompozycję.

fot 1,2,3,4 po lewej Kasia hanusz-oleksy; fot 5 po lewej flickr.com snowpea&bokchoi

Mokka – koktajl z czekoladą Kawa z whiskey i z likierem Baileys


Opel Mokka TEKST Paweł Mierzejewski

M

okka jest pierwszym, SUV-em Opla w segmencie B (czyli Corsy). Zadebiutowała wiosną w Genewie. Wcześniej, w styczniu podczas salonu w Detroit poznaliśmy Buicka Encore, a we wrześniu w Paryżu Chevroleta Trax. Teoretycznie to trzy różne auta, a tak naprawdę – jedno, tyle że pod różnymi markami (należącymi do GM). Dlatego korzystają z tej samej platformy Gamma II, którą opracowano w zakładach Opla w Rüsselsheim. Zresztą Niemcy chętnie podkreślają, że auto najbardziej odpowiada europejskim gustom. Prawdopodobnie dlatego, że np. zawieszenie Mokki przejęto z Zafiry, a hamulce z Astry. Sylwetka zaś wyraźnie nawiązuje do większej Antary, co oznacza, że mamy do czynienia z dość dynamicznym i „mięsistym” nadwoziem ustawionym na 18-calowych kołach (w planach są też 19-calowe). Jeśli chodzi o silniki Mokki, najciekawszym jest benzynowy 1.4 Turbo/140 KM, współpracujący z 6-biegową skrzynią mechaniczną i napędem 4x4. Steruje nim zamontowane przy tylnej osi elektromagnetycznie sprzęgło wielopłytkowe. Normalnie cały napęd przenosi na przednią oś,

ale gdy jest ślisko lub grząsko system płynnie dołącza koła tylne – maks. do proporcji 50:50. Gamę jednostek nowego SUV-a Opla uzupełniają: – 1.7 CDTI/130 KM (z napędem na przód lub płatną opcją 4x4) – bazowy motor benzynowy 1.6/115 KM (5-biegowa skrzynia manual. i przedni napęd). Dodajmy, że wszystkie wersje ze skrzyniami mechanicznymi mają system start/stop. Oczywiście, zgodnie z dzisiejszymi wymogami, kierowca Mokki korzysta z pomocy licznych układów elektronicznych (standard lub opcja), takich jak: – kamera cofania, ABS, ESP Plus, EBD, LDW, HDC (ułatwia zjazd), HSA (ułatwia podjazd) czy biksenonowe światła adaptacyjne AFL+ (z 11 wariantami modyfikacji strumienia światła i doświetlaniem zakrętów). Mokkę (tak jak Golfa VII) można jeszcze doposażyć w przednią kamerę Opel Eye, która czy­ta znaki drogowe i ostrzega przed zagrożeniem kolizją z autem z przodu. Tradycyjnie też dla Opla mały SUV ma chowany stelaż na rowery FlexFix.

reklama

Do salonów Opla trafił pierwszy mały SUV tej firmy. Debiutant, a właściwie debiutantka, nazywa się Mokka i na jej zakup trzeba wydać minimum 67.900 zł.

fot mat. prasowe opel

Opel Mokka •  •  •  •  •  •

dł./szer./wys. – 4278/1777/1646 mm rozstaw osi – 2555 mm poj. bagażnika – 365/1372 l zbiornik paliwa – 53 l liczba drzwi/miejsc – 5/5 cena (zł) – od 67.900 (115 KM) do 99.000 (130 KM 4x4)

facebook.com/fakty.Bialystok faktyBiałystok 11


Depresja

styl życia

hipstera

TEKST Marta Drozdowska-Bednarz illustracja Piotr Ciereszyński

M

a około dwudziestu lat. Nosi charakterystyczne okulary, najczęściej w czarnych, masywnych oprawkach. Słucha niszowej muzyki. Nie obejrzy filmu bez oznaczenia „kino offowe”. Pogardzając jazdą samochodem, korzysta z roweru, o którym z satysfakcja mówi, że jest oldschoolowy. O jego dżinsach, podobnie jak swetrze, trudno powiedzieć czy pochodzą z second handu czy z europejskiego butiku. Robi wszystko, żeby uchodzić za przeciwnika mainstreamu. A tymczasem korzysta z popularnych portali społecznościowych włączając co rano iPada.

Nie jest pierwszy. Nie pojawił się znikąd. Przed nim byli już hippisi czy punkowcy. Ale pomiędzy hipsterem a Woodstokowiczami istnieje zasadnicza różnica.

Oh Lord won’t you buy me… Wielbiciele Janis Joplin i The Clash walczyli z systemem, podczas gdy współczesna awangarda konsumuje ile się da. I tak, dzisiaj Mercedes Benz, nie będzie się kojarzył z tytułem ironicznej piosenki, a ze znakiem kapitalistycznych czasów i konsumpcyjnego świata. Świata, z którym hipster, jak się okazuje, żyje swobodnie i z którym mierzyć się w żaden sposób nie będzie. Chyba, że za jego walkę z systemem uznamy pogardliwe: – Nie lubię korporacji – wypowiedziane z nad kawiarnianego stolika, zaraz po tym, gdy nasz rozmówca posmakuje odpowiednio podanej Mochacinno.

Jest różnica Żyje w symbiozie z rzeczywistością, choć 12 faktyBiałystok facebook.com/fakty.Bialystok

lekceważąco powie o niej – system. Aby nie być gołosłownym, dokona wszelkich niezbędnych starań, żeby odróżnić się od tak zwanej całej reszty. Przyznajmy, wysiłek to niemały, gdy awangarda wciąż chce pozostawać awangardą. Hipster bez względu na wszystko będzie hołdował zasadzie, że to, co niszowe nie może stać się trendem. Ale bądźmy realistami, wszędzie czyhają potencjalni naśladowcy. A co, jeśli osobliwy styl współczesnej bohemy będzie się upowszechniał? Co, jeśli świat rzekomych przeciwników mainstreamu zatrzęsie się w posadach? Opowieść o hipsterze to opowieść o życiu w permanentnym poczuciu zagrożenia. Ba, o życiu w obliczu zagłady. A stąd już tylko krok do ciężkiej depresji.

Ten, którego nie ma Hipsterowi potrzeba zatem emocjonalnego wsparcia. I fachowej pomocy. Ale komu mielibyśmy jej udzielić? Znawcy tematu dobrze wiedzą, że o ile człowieka w niebanalnych (a jakże!) okularach i w za dużym swetrze nietrudno spotkać w stylowej kawiarni, o tyle ze świecą trzeba szukać tego, o którym jest ten tekst. Lepiej już wybrać się do ogrodu na poszukiwania królewskiej pary. A to dlatego, że hipster oficjalnie nie istnieje. I, jak się zapewne domyślacie, wcale nie chodzi o to, że się ukrywa. W grę wchodzi niezgoda na wszelkiego rodzaju definiowanie, typologie i generalizacje. – Prawdziwy hipster zapytany o to, czy jest

hipsterem, nigdy się do tego nie przyzna. Ktoś, kto za wszelką cenę stawia na odróżnianie się od tłumu współobywateli, jak ognia będzie unikał sytuacji, w których można byłoby posądzić go o przynależność do jakiejkolwiek grupy czy subkultury – podkreśla Jakub Macewicz, socjolog z Uniwersytetu w Białymstoku.

A perspektyw brak Załóżmy jednak, że mieliśmy szczęście spotkać naszego nonkonformistę. Co wtedy, jak pomóc osobie, której los jest przesądzony? – Hipster to postać tragiczna. A to, że dokłada wszelkich starań, żeby konsumować inne produkty niż większość ludzi, jest źródłem jego dramatu. Ciągła pogoń hipstera za odróżnianiem się od reszty, w gruncie rzeczy podszyta jest lękiem o przetrwanie. Hipster żyje w ciągłej obawie przed pojawieniem się naśladowców. Sytuacja jest od początku przegrana, bo, jak wiadomo, nie sposób ich uniknąć – Jakub Macewicz nie pozostawia złudzeń.

*** Miota się wiec nasz bohater w tej nierównej walce, odbijając się od ścian. A jednocześnie łaknie, biedaczyna, publiczności jak kania dżdżu. Łaknie, bo bez niej nie istnieje. I tak jak diabeł tkwi w szczegółach, tak hipster tkwi w zamkniętym kole. Dlatego, niestety, nie mamy dlań dobrych wiadomości: jeśli dziś jest źle, jutro będzie gorzej. Gdyby więc nasz nonkonformista zechciał zastanowić się nad sensem istnienia, służymy pomocą i wskazaniem odpowiedniego terapeuty. Trzeba się jednak liczyć z tym, że na pewno należałoby wtedy przemyśleć dotychczasowe nawyki i postawy. A to wymagałoby odłożenia na półkę i do szafy stylowych okularów, sweterków, trampek. iPad, ewentualnie, mógłby pozostać. Publiczność zapewne zechce poznać nowe oblicze hipstera.


facebook.com/fakty.Bialystok faktyBiałystok 13


zdrowie

, , Przeciw grypie wykorzystuj naturę

. .

TEKST Tomasz Mikulicz FOTO Angelika Zaczeniuk Pierwsze skojarzenie, gdy myślimy o jesieni, to spacery w parku pełnym żółtych liści. Są jednak i tacy, którym jesień kojarzy się wyłącznie z gorączką, bólem gardła i garściami łykanych leków. Co zrobić, żeby tak nie było? Oczywiście nie ma idealnej recepty, ale możemy skorzystać z mądrości wieków i walczyć z przeziębieniem tradycyjnymi, czyli domowymi sposobami.

preparatów z cebuli. Najbardziej znany jest ten z użyciem cukru. Szatkujemy drobno cebulę, po czym bierzemy słoik i robimy tzw. przeplatańca. Pierwsza warstwa – cebula, druga – cukier i tak do końca. Zostawiamy ów zdrowotny słoik w ciepłym miejscu na 24 godziny. Tak stworzony syrop możemy pić 3-4 dziennie. Są też bardziej wyszurazy kane sposoby, np. wino cebulowe.

Czosnek można zabić… – Wystarczy zjeść natkę pietruszki lub pogryźć ziarno kawy – mówi Ewa Przewłocka ze sklepu zielarsko-medycznego Aronia w Białymstoku. Wspomina, że kiedyś mama leczyła ją w ten sposób, że kroiła czosnek, dodawała do niego miód i masło, a potem zalewała gorącym mlekiem. – Tak powstawała naturalna mikstura na przeziębienie – podkreśla. Musimy jednak wiedzieć, że część z nas nie powinna jeść zbyt dużo czosnku. Chodzi o to, że obniża on ciśnienie i może działać drażniąco na jelita. Aby czosnek mógł działać, muszą zostać uwolnione zawarte w nim związki siarki. Nie osiągniemy tego inaczej, jak przez rozdrobnienie ząbka – twierdzi pani Ewa.

…albo zrobić korale Ci, którzy mimo wszystko nie zamierzają jeść czosnku mogą sobie zrobić z niego korale. Nie, to nie żart. Wystarczy kilka ząbków pokroić, po czym położyć je na bandażu, który następnie trzeba zwinąć. Takie „czosnkowe korale” zawieszamy sobie na szyi i inhalujemy się nimi przez całą noc.

Metody na cebulę Kolejnym sposobem, który stosowały nasze mamy i bacie to przygotowywanie różnych 14 faktyBiałystok facebook.com/fakty.Bialystok

WINO CEBULOWE Do 300 g miazgi z utartej cebuli dodajemy 100 g miodu i 700 ml wytrawnego białego wina. Całość dokładnie mieszamy i zostawiamy w chłodnym pomieszczeniu na 4-5 dni. Wino pijemy 2-3 razy dziennie po małym kieliszeczku. To idealny środek na podniesienie odporności.

Miód działa i nie śmierdzi To kolejny z „pewniaków” w walce z chorobą. Ma działanie wykrztuśne oraz zmniejsza ból gardła i głowy. Nie odsądzając od czci i wiary miodów z naszych pasiek, stwierdzamy, że najwięcej właściwości zdrowotnych ma tzw. miód Manuka. Nazwa wzięła się od krzewu występującego na terenie Nowej Zelandii. Jedynie na cztery tygodnie w roku pokrywa się on pięknymi, białymi kwiatami. Ich nektar to prawdziwe dobro natury.

– Jego skuteczność jest wielokrotnie wyższa niż tradycyjnych miodów. Działa przeciwwirusowo i antybakteryjnie – tłumaczy Ewa Przewłocka.

Wdychać, smarować, pić Medycyna naturalna oferuje nam też szereg inhalacji. Na grypę najlepsze jest wdychanie oparów z olejków sosnowych i eukaliptusowych. Bardzo skuteczne są też nalewki bursztynowe. Ci z nas, którzy lubią jeździć nad Bałtyk wiedzą, o co chodzi. Na niemal każdym stoisku z pamiątkami można kupić niewielkie piersiówki z bursztynem w środku. Taką nadmorską butelkę należy zalać alkoholem i lekarstwo mamy gotowe. Najskuteczniejsze jest na samym początku choroby. Nalewką należy posmarować klatkę piersiową, stopy, przeguby rąk i okolice pod kolanami. Oczywiście, podczas walki z przeziębieniem pomocne są również zioła. A jest ich niemało. – Można pić herbatki z lipy, maliny, czy czarnego bzu. Wszystkie działają napotnie i przeciwgorączkowo. Na grypę polecane też są zioła zawierające tzw. salicylany. Chodzi o korę wierzby i kwiat wiązówki. Zioła te mają właściwości przeciwzapalne. Pomagają szczególnie przy bólu gardła. Nie mogą ich stosować jedynie osoby mające dolegliwości żołądkowe. Nie są też zalecane dzieciom – opowiada Ewa Przewłocka. Jako farmaceutka jest zwolenniczką mieszania ziół. – Wtedy lepsza jest ich siła działania. Jest np. taka herbatka, którą nazywam bombą witaminową. W jej skład wchodzą m.in. owoce dzikiej róży, tarniny, porzeczki, berberysu i buraka ćwikłowego. Polecam też wyciąg z aceroli. To odmiana rosnącej w Brazylii wiśni, która uznawana jest za najbogatsze źródło witaminy C na świecie – dodaje pani Ewa.

fot 1 123rf; 4 six.hu

A

bsolutnym numerem jeden w walce z chorobą jest czosnek – naturalny antybiotyk, który działa bakteriobójczo. Jest tylko jedno „ale”, czyli nieprzyjemny zapach. Czosnek czuć nawet następnego dnia po zjedzeniu, a trudno wymagać od choroby, by chciała atakować tylko podczas weekendów i świąt, kiedy nie musimy np. iść do pracy. Okazuje się, że i na to jest rada.


Antybiotyk nie tylko leczy Ktoś może jednak powiedzieć, że herbatka herbatką, ale aby się wyleczyć, musimy mimo wszystko zażyć antybiotyk. – Nic bardziej mylnego. Antybiotyki podaje się wtedy, gdy mamy do czynienia z poważnym schorzeniem, a organizm jest atakowany przez bakterie. Przeziębienie i grypa są związane jedynie z wirusami. Dlatego też w tych przypadkach wskazane jest korzystanie z metod naturalnych. Antybiotyk nawet jeśli nas wyleczy, to przy okazji znacznie obniży naszą odporność, przez co będziemy bardziej podatni na nawroty choroby. Poza tym, leczenie się antybiotykami to jak gra w chybił trafił. Pacjentom nie robi się antybiogramów, stąd też lekarz nie wie, czy dany antybiotyk zadziała akurat na tę bakterię – wyjaśnia Ewa Przewłocka. Bez względu jednak na to, czym będziemy się leczyć, musimy pamiętać o kilku podstawowych zasadach. Wielu z nas robi ten błąd, że niepotrzebnie zbija gorączkę. Wysoka temperatura to naturalna obrona organizmu. Jeśli mamy do 38 stopni, nie ma powodów do niepokoju. Sztuczne zbijanie gorączki sprawi, że nasze zdrowienie będzie trwało dłużej. Niektórzy myślą też, że podczas choroby nasz organizm jest na tyle osłabiony, że trzeba mu dostarczać jak najwięcej jedzenia. A biorąc pod uwagę fakt, że mamy wtedy mniejsze łaknienie, jemy nieraz na siłę, byle tylko sobie pomóc. To kolejny błąd. Obniżone łaknienie to sygnał, który dostajemy od naszego organizmu. Jest on tak bardzo zajęty walką z chorobą, że nie może tracić sił na trawienie pokarmu. Dlatego też jedzenie na siłę tylko pogarsza sytuację. Wprost przeciwnie jest natomiast z piciem. Jeżeli chcemy pomóc naszemu organizmowi, musimy przyjmować jak najwięcej płynów, głównie wody z cytryną. reklama

Teraz zarobisz do 1000 zł więcej!

Nr certyfikatu 6837

reklama

Praca w Niemczech

Opieka nad osobami starszymi Znasz język niemiecki?

Legalna forma współpracy

Masz doświadczenie?

Atrakcyjne zarobki

Skontaktuj się z nami: tel. +48 514 780 927, e-mail: praca@promedica24.pl Odwiedź nasz oddział: Białystok, Św. Mikołaja 1, lok. 13 www.promedica24.pl


historie n iesamowite

Białostockie duchy to piękne kobiety TEKST i FOTO Tomasz Mikulicz Ilustracja Piotr Ciereszyński 16 faktyBiałystok facebook.com/fakty.Bialystok


– To oczywiście tylko legenda. Pomijając już nawet fakt, że Pałacyk Gościnny został oddany do użytku już po śmierci hetmana Branickiego, romans Izabeli i Andrzeja nie był żadną tajemnicą. Wiedział o nim doskonale Jan Klemens, który sam też miewał różne inne związki. Pamiętajmy, że obyczajowość połowy XVIII wieku była inna niż dziś – podkreśla Andrzej Lechowski. Po śmierci męża, Izabela Branicka wzięła potajemny ślub z Andrzejem Mokronowskim. Oczywiście, nie chodziło o to, by o małżeństwie nikt się nie dowiedział, bo wiedzieli wszyscy. Kiedy Mokronowski umarł, Izabela po raz drugi została wdową. Wtedy pozostała jej tylko matczyna wręcz miłość do swego brata, króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. To ona żegnała go, kiedy opuszczał nieistniejącą już Polskę i udał się do Petersburga. – Izabela była świadkiem zmierzchu kilku epok. Najpierw pożegnała swego męża, typowego przedstawiciela sarmackiej RzeczyAndrzej Lechowski, dyrektor Muzeum Podlaskiego pospolitej. Potem rozstała się z (reprezentowaną przez Andrzeja Mokronowskiego) Romansowa Izabela B. epoką oświecenia i libertynizmu. Na koniec Kolejną duszą (i to znów kobiecą), którą przyszedł czas na ostatniego króla. Można pochciałby wywołać jest duch Izabeli Branickiej. wiedzieć, że Izabela miała okazję pożegnać Żona słynnego hetmana również wyprzedzała cały, odchodzący w niebyt, ówczesny świat swoją epokę i nie żyła w cieniu swego męża. – mówi Andrzej Lechowski. – Pod koniec życia lubiła spacerować po swych przepięknych ogrodach, a potem dłu- A może 900 duchów z teatru gie godziny spędzała przy filiżance herbaty Zupełnie inna atmosfera niż na dworze Brai wspominała. Bardzo chciałbym się do niej nickich, panowała zaś w Pałacu Hasbacha. – Wywołując duchy w tym miejscu moprzysiąść. Mniej bym pytał, a więcej słuchał. Interesowałoby mnie codzienne życie pałacu, glibyśmy co najwyżej obejrzeć sobie życie np. to, co jedzono. Pewnie poprosiłbym, by statecznej, ewangelickiej rodziny. O charakIzabela oprowadziła mnie po pałacu i opo- terze tego miejsca wiele mówi znajdujący się wiedziała o jego poszczególnych częściach zaraz przy wejściu kominek. Na jednym z kafli – mówi Andrzej Lechowski. narysowano scenę przybicia słynnych 95 tez Z pewnością Izabela miałaby sporo do Marcina Lutra – tłumaczy Andrzej Lechowski. opowiadania. Tym, co przez lata podsycało Idąc dalej tropem białostockich duchów zainteresowanie białostoczan był jej gorący pałacowych udajemy się do Pałacyku Goromans ze słynnym Andrzejem Mokronow- ścinnego, w którym znaleźlibyśmy pewnie skim. ich całe zastępy. – Pamiętajmy, – Na początku XX Proponuję więc zabawić że Izabela miała zawieku i w 20-leciu się swoisty, mentalny seans ledwie 18 lat, kiedy międzywojennym bawyszła za mąż za wił się w jego pokojach spirytualistyczny i salach cały ówczesny 59-letniego Jana Klemensa. Ślub był wyłącznie elementem gry elegancki Białystok. Powstawały tam – zmiepolitycznej. Andrzej Mokronowski pojawił niające często swe nazwy – restauracje i kasię w życiu Izabeli dość wcześnie. Był przyja- wiarnie. Orkiestra grała do bladego świtu. Za cielem jej rodziców, którzy do Białegostoku pałacykiem zlokalizowany był zaś „Teatr Pawysłali go właśnie po to, by opiekował się ich lace”. To tutaj występowały największe gwiazcórką – wyjaśnia Andrzej Lechowski. dy, na czele z Hanką Ordonówną i rosyjskim Białostoczanie od lat powtarzają legendy bardem Aleksandrem Werdyńskim. Możeo skrytej miłości kochanków. Izabela miała się my więc sobie wyobrazić teatr pełen duchów. potajemnie spotykać z Andrzejem w Pałacyku Na widowni mieściło się prawie 900 osób. Gościnnym. Aby tam dotrzeć, musiała prze- Właśnie tę publiczność chciałbym zobaczyć. chodzić, prowadzącym z Pałacu Branickich, Ludzie ci pewnie bardzo dużo powiedzieliby podziemnym przejściem. nam o Białymstoku.

„Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Co to będzie, co to będzie?” Ten fragment „Dziadów cz. II” Adama Mickiewicza zna chyba każdy z nas. Przewodniczący obrzędowi Guślarz wywoływał duchy zmarłych, by pomóc im osiągnąć spokój. Niektórzy wierzą, że dusze osób, które popełniły w życiu jakieś ciężkie przewinienia błąkają się po świecie i nieraz widzą je żyjący. Takich opowieści są setki – najczęściej bywają związane z zamkami i pałacami, w których „straszą” dawni domownicy.

W

naszym mieście nigdy nie wytworzyła się żadna taka legenda. Może jest to związane z tym, że nasze pałace są stosunkowo młode. Z duchami kojarzą się raczej średniowieczne zamczyska. To wtedy powstawały takie opowieści. Mówiło się np. o duszach niepokalanych dziewic, które zostały ścięte przez kata i do dziś „wyją” po nocach – mówi Andrzej Lechowski, dyrektor Muzeum Podlaskiego.

Zofia z Dojlid Proponuje więc zabawić się swoisty, mentalny seans spirytualistyczny i powspominać dawnych mieszkańców białostockich pałaców, tak jak byśmy widzieli dziś ich duchy. – Zaczynając od Pałacu Lubomirskich na Dojlidach próbowałbym wywołać ducha Zofii Rüdiger. Jej postać przeczy głównemu hasłu współczesnych feministek, że kobiety zawsze były w cieniu mężczyzn. Te, które miały charakter i determinację na pewno nie zostawały w tyle. Jedną z takich kobiet była właśnie nasza Zofia. Gdybyśmy mogli zobaczyć jej ducha, przed oczami stanęłaby nam piękna, dystyngowana dama. Chciałbym z nią jednak porozmawiać nie o balach i krynolinach, ale… o finansach. To właśnie z jej inicjatywy w 1897 roku powstał pierwszy w Białymstoku bank z polskim kapitałem założycielskim. Co ciekawe, chodziło o zrobienie przeciwwagi dla kapitału żydowskiego, a bank działał przy ul. Lipowej, w żydowskiej kamienicy. Inicjatywa cieszyła się na początku wielkim ożywieniem, ale ostatecznie w 1911 bank wykupili Żydzi – opowiada Andrzej Lechowski.

facebook.com/fakty.Bialystok faktyBiałystok 17


rozmowa

Dobra dieta czyni mistrza Rozmawiamy z Adamem Kosackim, białostockim kulturystą, twarzą brytyjskiej marki Vision Nutrition, obecnym mistrzem Polski i wicemistrzem świata w kategorii Body Man 1

Adam Kosacki Rzeczywiście, ostatnie sporto-

we osiągnięcia – najpierw w kraju, a potem za granicą otworzyły przede mną nowe perspektywy i możliwości. Marka Vision nawiązała ze mną kontakt po tym, gdy wygrałem tegoroczne Mistrzostwa Polski w Kulturystyce i Fitness Federacji NAC w Świeciu i zakwalifikowałem się do Mistrzostw Świata w Kazaniu. Na mistrzostwach Polski wygrałem dwie kategorie: Body Man 1 i Open, a z Kazania przywiozłem tytuł wicemistrza świata. Właśnie tam poznałem Dariusza Cymmermana, prezesa Energy-Zone, który zaproponował mi współpracę. Jego firma jest wyłącznym dystrybutorem odżywek Vision. Stale z nich korzystam i szczególnie sobie cenię, bo są smaczne i zdrowsze niż amerykańskie suplementy. Są produkowane wyłącznie na bazie naturalnych, a nie chemicznych, składników. Ostatnie, prestiżowe, osiągnięcia nie są jedynymi w Pana karierze. Co wydarzyło się w drodze na mistrzowskie podium? AK Moje pierwsze sukcesy sięgają 2003 i 2004

roku, gdy w Łodzi zdobyłem Grand Prix. Ważnym wydarzeniem był też start w Mistrzostwach Polski 2009 w Ostrołęce, gdzie zostałem mistrzem Polski w kategorii 90 kg. Potem miałem kilkuletnią przerwę, ponieważ emigrowałem do USA. Wróciłem w tym roku i stanąłem do mistrzowskiej rywalizacji. Czas spędzony w Ameryce, kolebce kulturystyki, dostarczył mi wielu cennych doświadczeń. Trenowałem w prestiżowych siłowniach, m.in. na Florydzie w Clearwater, u sławnego wrestlera i aktora Hulka Hogana oraz u innych znanych postaci amerykańskiego wrestlingu i ekranu. 18 faktyBiałystok facebook.com/fakty.Bialystok

Kiedy i dlaczego rozpoczęła się Pańska przygoda z kulturystyką?

Jaki jest Pana zwykły rozkład dnia? Przy ogromnym wysiłku potrzebny jest chyba regularny tryb życia.

AK Minęło 16 lat od chwili, gdy podjąłem de-

AK Sen, trening, zdrowa dieta, praca i relaks –

cyzję o kształtowaniu swojej sylwetki i siły. Zabrałem się za kulturystykę, bo uważałem, że jestem zbyt wątły i chudy. Zawsze byłem niejadkiem. Ta niechęć do jedzenia tkwi we mnie do dziś i cały ten ceremoniał „jadania” jest nie dla mnie. Nie ciągnie mnie ani do słodyczy, ani do tłustej tradycyjnej kuchni. Stosuję wyłącznie sportową dietę, właściwą suplementację i systematycznie trenuję. Wymaga to dyscypliny i hartu. Kulturystyka to sport bardzo wymagający, ale też moja pasja i styl życia. Jaką stosuje Pan dietę? AK Trening, dieta i właściwa suplementacja – to wszystko razem czyni mistrza. Moja dieta nie jest spisana na kartce, mam ją cały czas w głowie. Wiem, czego potrzebuje mój organizm po wzmożonym wysiłku w trakcie przygotowań do mistrzostw, a czego w czasie wolnym od intensywnych ćwiczeń. Dlatego, zależnie od kalendarza zmagań sportowych stosuję dwa rodzaje diety: przedstartową i pozastartową. Organizm kulturysty, po codziennym wysiłku na siłowni, wymaga właściwej, uzupełniającej dawki cennych wartości odżywczych, czyli minerałów, witamin, węglowodanów, białka i zdrowych tłuszczów roślinnych. Wiele z tego dostarczają dobre odżywki oraz, co oczywiste, zdrowe codzienne menu. Przed zawodami, gdy intensywnie ćwiczę, jem sześć posiłków dziennie. Nie ma tu miejsca na szkodliwie tłuszcze zwierzęce, więc unikam wieprzowiny. W rachubę wchodzą tylko chude mięsa, np. wołowina, cielęcina, indyk i chude ryby. Przygotowania i specjalna dieta przedstartowa muszą trwać nie krócej niż dwa tygodnie.

wszystko musi mieć właściwe proporcje. Zwykle nie wstaję zbyt wcześnie. Śniadanie jadam więc o godz.10 i składają się nań np. płatki owsiane, białka jajek, stek wołowy, chuda ryba lub pierś z kurczaka. Potem mam trening na siłowni, który trwa około 2 godzin. Potem jest czas na suplementację. Intensywny wysiłek zwiększa zapotrzebowanie organizmu na energię. Każdy sportowiec potrzebuje średnio o 30 proc. więcej kalorii w diecie niż zwykły człowiek. W czasie długich treningów musimy pamiętać, by składniki diety dostarczające energię organizm łatwo trawił, spalał i odpowiednio magazynował. Dlatego sięgam po odżywki białkowe i węglowodany. Najlepsze są węglowodany szybkowchłanialne Carbo firmy Vision. Po suplementacji jem obiad, złożony zwykle z ryżu, chudych mięs czy ryb. Potem mam czas na relaks i inne obowiązki, do których ostatnio należą konsultacje z początkującymi kulturystami. Trenuję bowiem innych i przygotowuję debiutantów do zawodów. Cieszy mnie, gdy ich pierwsze starty na ogólnopolskiej arenie przynoszą efekty. Mój pierwszy podopieczny zdobył 4. miejsce w kategorii Debiuty w mistrzostwach w Ostrowi Mazowieckiej. Inni, młodsi, przygotowywali się pod moim okiem do ostatnich eliminacji ogólnopolskich i do prezentacji na zawodach w Niemczech. Z trenowaniem i szkoleniem kulturystów poważnie wiążę swoją przyszłość. Czy sportowa dyscyplina i codzienny wysiłek dają się pogodzić z życiem osobistym? AK Ja mam wyjątkowe szczęście. Mam dziew-

czynę, która mnie rozumie i wspiera. Sama trenuje fitness. Wie, co oznacza ciężka praca na siłowni, właściwy tryb życia i ścisła dieta. Wzajemnie się wspieramy.

fot arch. adama kosackiego

Możemy Pana teraz oglądać w reklamach Vision, znanej brytyjskiej marki odżywek dla sportowców. Nawiązał Pan też współpracę z Energy-Zone, białostockim potentatem w dystrybucji suplementów. To chyba nie przypadek?


promocja

Bądźmy zdrowi i cieszmy się dobrym samopoczuciem Medicover skupia się na jednym obszarze biznesu – opiece medycznej. Zapewnia kompleksową opiekę zdrowotną – od profilaktyki, opieki podstawowej i medycyny pracy, poprzez specjalistyczne konsultacje, zaawansowaną diagnostykę, stomatologię i rehabilitację, aż po leczenie szpitalne. Oferuje pacjentom opiekę zmieniającą ich życie na lepsze. Medicover, lider na rynku opieki medycznej w Europie Środkowo-Wschodniej, swoją białostocką placówkę otworzył w 2010 roku.

fot materiały medicover

– Oferta Medicover dostosowana jest do potrzeb naszych klientów, zarówno firm, jak i pacjentów indywidualnych. Mamy szereg rozwiązań w zakresie opieki medycznej dla firm dbających o zdrowie swoich pracowników, a zdrowy pracownik – to inwestycja, która przynosi pracodawcy wymierne korzyści – mówi Agnieszka Krzewska zarządzająca białostockim Centrum Medicover.

W swojej ofercie Medicover posiada również opiekę dla klientów indywidualnych, ceniących wysoką jakość i łatwość dostępu do usług medycznych. – Spełniamy oczekiwania najbardziej wymagających pacjentów, oczekujących kompleksowej opieki medycznej, w tym również opieki szpitalnej za granicą – dodaje Krzewska. Przychodnie Medicover są zlokalizowane na terenie całego kraju, każdy pacjent może umówić się na wizytę u lekarza w dogodnym dla niego miejscu i czasie. Znając potrzeby pacjentów, Medicover wprowadził program „Pacjent w Centrum Opieki”, jedyny taki na polskim rynku. Program umożliwia wybór lekarza prowadzącego, który zna historię i choroby pacjenta. Lekarz prowadzący kontaktuje się z pacjentem w przypadku nieprawidłowych wyników badań, zleca konsultacje u specjalistów, udziela porad i odpowiada na pytania telefoniczne lub przez system Medicover OnLine. Jest do dyspozycji pacjentów w godzinach pracy Centrum. – Bliska więź między lekarzem a pacjentem jest istotą skutecznego leczenia. Wiemy to i dbamy o komfort naszych pacjentów na każdym etapie usługi – wyjaśnia Krzewska.

– Uwzględniając potrzeby i oczekiwania pacjentów uruchomiliśmy Centrum Zabiegowe Q Medica, działające przy białostockim oddziale firmy Medicover. Dzięki funduszom Unii Europejskiej urządziliśmy nowoczesną salę operacyjną wyposażoną w wysokiej jakości aparaturę medyczną. Q Medica proponuje swoim pacjentom zabiegi z zakresu: chirurgii ogólnej, chirurgii naczyniowej, laryngologii, urologii, dermatologii i medycyny estetycznej, ginekologii i ginekologii estetycznej. – Idąc z duchem naszych czasów wprowadzamy coraz nowsze metody leczenia i diagnostyki – dodaje Agnieszka Krzewska. Nowością są zabiegi radiochirurgiczne w laryngologii. I tu dużą popularnością cieszy się zabieg eliminujący chrapanie, problem dotykający tak wielu pacjentów. Jako jeden z niewielu ośrodków medycznych w Polsce – a jedyny na Podlasiu – Q Medica diagnozuje niedrożność jajowodów metodą HyCoSy, która jest jednym z podstawowych testów w ocenie płodności kobiety. Polega to na sprawdzaniu jamy macicy i jajowodów. Badanie takie jest wykonywane m.in. przed rozpoczęciem leczenia z inseminacją. Jest bezpieczne, trwa około dziesięciu minut i nie wymaga znieczulenia, pobytu w szpitalu ani użycia promieni rentgenowskich. Ponadto placówka specjalizuje się w laserowym leczeniu żylaków kończyn dolnych, leczeniu żylaków odbytu (hemoroidów). Swoim pacjentom Q Medica oferuje również szereg profesjonalnych zabiegów z zakresu medycyny estetycznej. – Staramy się, żeby wykonywane zabiegi nie były tylko środkiem do osiągnięcia wymarzonego wizerunku, ale by przede wszystkim, pozwalały naszym pacjentom zachować młodość i dobre samopoczucie. Centrum czynne jest od poniedziałku do piątku, w godz. od 8. do 20., a w soboty od godz. 9. do 14. facebook.com/fakty.Bialystok faktyBiałystok 19


na taler zu

Policzki cielęce na karmelizowanęj marchewce i purée z selera z pianą chrzanową

Piątka ćwiartka, czyli lepsze, bo tańsze

foto arch autora

TEKST szef kuchni Grzegorz Chlebowicz

Piąta ćwiartka to termin, którego niegdyś powszechnie używali… rzeźnicy i smakosze. Określał on fragmenty tuszy, które zostawały po rozbiorze mięsa na tzw. ćwiartki. Innymi słowy chodzi o podroby, krew, głowy, nogi i ogony. Te często niedoceniane części tuszy. Po odpowiednim przyrządzeniu mogą być prawdziwymi przysmakami. Kuchnia polska znana jest z kaszanek, salcesonów i flaków, a nasze babcie wywar na kapuśniak gotowały na świńskich łbach. Francuzi zaś słyną z kreatywnego wykorzystywania podrobów, w szczególności upodobali sobie wątroby, na czele z foie gras. Jednak ten kontrowersyjny przysmak to już temat na odrębny tekst. Tańsze kawałki świnek i krówek zyskują coraz większe uznanie w Warszawce – przepraszam, chciałem powiedzieć w Warszawie. Menu wielu stołecznych przybytków kulinarnych obfituje w ogony wołowe, szpik kostny, policzki czy grasice. My w naszym ukochanym Białymstoku możemy co najwyżej kupić krokiet z podrobami w barze mlecznym. Nie ma co jednak załamywać rąk, przecież „piąte ćwiartki” są tanie, a w przyrządzeniu ich pomoże mistrz kuchni, czyli Grzegorz Chlebowicz. Dziś na stół wykładamy policzki cielęce, ale, aby je zdobyć musimy poprosić rzeźnika, bo inaczej trafią do karmy dla naszych czworonogów. 20 faktyBiałystok facebook.com/fakty.Bialystok


składniki Na danie dla czterech osób potrzebujemy • 4 duże lub 8 małych policzków cielęcych (mogą być też wieprzowe lub wołowe) • 4 marchewki • 3 cebule • seler korzenny

• butelka czerwonego wytrawnego wina • 500 ml wywaru wołowego (lub wody) • ziemniaki lub inny dodatek skrobiowy • olej rzepakowy, masło

Na purée z selera • 800 g selera korzennego • 100 ml śmietanki 30 % • 100 ml mleka 3,2 % • 30 g masła • sól • pieprz

Na karmelizowaną marchewkę • 8 marchewek • 5 łyżeczek cukru • 200 ml białego wytrawnego wina • szczypta soli

Na pianę chrzanową • 250 ml mleka 3,2 % • 200 g chrzanu ze słoiczka • 1000 mg lecytyny sojowej (opcjonalnie) • sól do smaku

przygotowanie Policzki Mięso trzeba zalać połową wina, dodać połowę pokrojonych warzyw i odstawić policzki w marynacie na dobę lub dwie. Zamarynowane policzki odsączyć na papierowych ręcznikach, doprawić solą i pieprzem, delikatnie oprószyć mąką. Mięso obsmażyć na oleju z dwóch stron i zdjąć z patelni, następnie zlać tłuszcz i na świeżym maśle podsmażyć pozostałe, pokrojone w kostkę warzywa. Do półtwardych warzyw przełożyć policzki, zalać wszystko resztą wina i dusić pod przykryciem przez 3 godz. dolewając w miarę potrzeby wywar lub wodę.

Marchew Marchewki obrać, przekroić wzdłuż. Cukier wysypać na suchą patelnię i podgrzać aż zamieni się w karmel, następnie dodać wino i marchewki. Gotować aż marchewki zmiękną, dolewając wodę. Na końcu dodać łyżkę świeżego masła.

PurÉe Seler obrany i pokrojony w kostkę podsmażyć na maśle. Dodać śmietanę i mleko, gotować aż zmięknie, następnie zmiksować dodając zimne masło, doprawić solą i pieprzem.

Piana chrzanowa Używając tetrowej pieluchy lub wygotowanej ścierki odcisnąć cały sok z chrzanu, dodać do mleka, posolić do smaku, dodać lecytynę. Mleko podgrzać (ma być ciepłe, ale nie gorące), następnie spienić mleko tak jak do cappuccino – można użyć ręcznego blendera. Pianę zebrać i przenieść na mięso oraz talerz. facebook.com/fakty.Bialystok faktyBiałystok 21


moda

N bluzka — Philosophy di Alberta Ferretti 12 zł pasek — Vintage 3 zł

spódnica — Kenzo 16 zł

buty — Bally 16 zł

Nie szmata, ale modowy skarb TEKST Paweł Waliński foto Monika Wasilewska/Mad Alice Przywykliśmy myśleć, że tzw. szmateksy, lumpeksy czy – zwyczajnie – sklepy z używaną odzieżą to mekka pań w średnim i starszym wieku, które z brutalnością rugbisty, mordem w oczach i moralnymi oporami godnymi seryjnego mordercy, wydzierają sobie ubrania. Właściwie, nawet nie ubrania, a nieświeżo (w najlepszym wypadku naftalino-podobnie) pachnące szmaty, na które przeciętny członek miejskiej klasy średniej nie chciałby nawet splunąć. To mit. Szmateksy w dużych miastach stały się już elementem lifestyle’u. Szczególnie wśród młodych i lubiących wyglądać nietypowo czy nawet ekscentrycznie. Postanowiliśmy więc sprawdzić jak sprawy mają się u nas. 22 faktyBiałystok facebook.com/fakty.Bialystok

oszenie używanych ubrań i nadawanie im przez to drugiej młodości nie jest zjawiskiem nowym. Kwitło wraz z rozwojem prêt-à-porter, rozszerzaniem się rynku modowego i kręciło się na ogół wokół światowych centrów mody. Niekoniecznie dobrze opłacane modelki często wynagradzane ubraniami z kolekcji projektantów, dla których pracowały, z chęcią dorabiały do pensji sprzedając co bardziej wartościowe ciuchy, na które – dostępne po niższej niż sklepowa cena – rzucały się zachodnie modowe aspirantki. U nas szansa, że załapiemy się na sukienkę po Heidi Klum czy bluzkę po Kate Moss, jest niewielka, co swoją drogą w tym drugim przypadku może i nawet cieszy, szczególnie dbających o higienę. Nie znaczy to jednak, że po naszych szmateksach zalegają rzeczy bezwartościowe. Owszem, to, co w nich znajdziemy, to często owoc opróżniania zachodniej – na przykład brytyjskiej – szafy z tego, co zbierało się tam przez ostatnie dwie dekady. Czasem (nie oszukujmy się) trafimy też na ubrania, z których właściciel ma nikły pożytek, bo nie ma go już wśród nas lub w lepszym przypadku, przykładowo, przeprowadzając się pokusił się o inwentaryzację szafy. Jednak w czasach, gdy mody przeżywają swoje revivale i co sezon projektanci puszczają oko do przeszłości, taką wadę można z łatwością przekuć w zaletę. Bo gdzież indziej znaleźć oryginalną, pięknie szytą i zupełnie niezniszczoną koszulę Hugo Bossa za siedem złotych czy Marks & Spencer za osiem? A zapytajcie się sami, czy w świecie męskich koszul w ciągu ostatnich dwóch dekad zmieniło się tak wiele? – Białystok nie ma zbyt wielu sklepów firmowych, więc ludzie nie znają bardziej designerskich marek. A z racji, że przy zakupach kierują się właśnie markami, to wiedząc o modzie ciut więcej za naprawdę małe pieniądze można kupić rzeczy, które są firmowe, ale dla przeciętnego zjadacza chleba mogą wydawać się odrobinę dziwne – mówi nam Monika Wasilewska „Mad Alice”, fotograficzka i modowa blogerka. I rzeczywiście. Ze szmateksowych półek najprędzej znikają te rzeczy, które noszą na sobie metki większych sieci, szczególnie tych, które białostoczanie znają z wnętrz handlowych galerii, jak Zara czy H&M. – Mam na przykład marynarkę Terry’ego Muglera. To dom mody, który teraz wspiera Lady Gagę. Kupiłam ją przy okazji dostawy i kosztowała… trzy złote. W lumpeksach pojawiają się ciuchy designerskie, ale nikt ich nie kupuje, bo są dla białostoczan chyba zbyt szalone. Spódnicę Kenzo kupiłam dwa dni po dostawie za 16 złotych – Mad Alice wymienia


moda

swoje zdobycze. – Wcale nie żaden vintage, tylko całkiem niedawna kolekcja. Nikt jej nie chciał. Wszystko rozbija się o to, że ludzie tego nie znają i łatwo to znaleźć, jeśli sie wie, czego się szuka. Podobnie zdobyłam marynarkę Yoshiego Yamamoto, inną – Paco Rabanne. Pozostałe osiągnięcia naszej rozmówczyni to trencz Burberry za 20 złotych, Albo skórzane kozaki Bally za 16 złotych, a normalnie kosztują tysiąc! Vintage’owe, ale w doskonałym stanie. Dużo spódnic D&G, czyli młodzieżowej linii Dolce & Gabbana. W second handach jest też, na przykład, dużo Armatniego – dodaje blogerka. W czasach, kiedy modowe topy okupują hipsterzy, o których mawia się, że wydają mnóstwo pieniędzy, by wyglądać, jakby wydawali bardzo mało, second handy mogą więc być rozwiązaniem nie tylko dla tych z nas, którzy dysponują mniejszymi funduszami. Oczywiście, każda moneta ma dwie strony. Mody jednak trochę się zmieniają i coś, co było na porządku dziennym w latach osiemdziesiątych dziś może wyglądać groteskowo. Spróbujcie na przykład będąc szczupłym mężczyzną kupić w lumpeksie spodnie od garnituru. Idę w zakład, że we wszystkich będziecie

wyglądać jak spieszący się na kinderbal clown. Według Mad Alice, szperanie po second handach może być też sposobem na dorobienie do pensji czy kieszonkowego. – Jest taka grupa, Białystok Garage Sale, liczy sobie około pięciu tysięcy osób. Robisz ciuchowi zdjęcie i wystawiasz. Tam albo na

Allegro – opowiada dziewczyna. – Ludzie się na to rzucają, bo albo nie mają czasu, albo ochoty samemu szperać po szmateksach, a widzą, że to coś innego niż to, co znajdziesz w sklepach, a w czym chodzi pół miasta.

*** I faktycznie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Białystok modowo się zmienia. Może nie tak szybko i skutecznie jak byśmy chcieli. Na warszawskim dworcu centralnym trudno dziś dostrzec białostockie modnisie wracające z torbami wypchanymi zakupami z H&M. Nie muszą jeździć. Mają to u siebie. Podobnie inne popularne marki: Zarę, Bershkę, Pull & Bear. Nie zmienia to jednak faktu, że nasze miasto nadal wygląda pod tym względem nudno i przewidywalnie, a ludzie ubierają się jak swoje własne kopie. Dlatego warto zaszaleć i pokusić się o jakieś niecodzienne zestawienie. Jakiś element wyjęty z innej epoki. Coś rzucającego się w oczy i ekscentrycznego. W końcu, nawet jeśli nie osiągniemy zamierzonego celu, nie będziemy sobie pluć w brodę. Przecież za naszą stylizację zapłaciliśmy ledwie kilka złotych.

reklama

facebook.com/fakty.Bialystok faktyBiałystok 23


muzyk a

Mali ciałem, wielcy duchem tekst Paweł Waliński Foto Piotr Narewski

Za nami pierwsza edycja rockowego festiwalu Mystage. Jako patron medialny i chwalimy, i łajamy, a raczej zwracamy uwagę na niedociągnięcia.

I

dea bardzo, bardzo słuszna. Mystage Rock Festival miał połączyć w jedno dwie koncepcje: przeglądu młodych zdolnych, mającego na celu wyłonienie z rzeszy podlaskich szarpidrutów tych, którym wieszczy się karierę na szczeblu wyższym niż lokalny oraz występu znanych i uznanych, wspólnego koncertu, który miałby się dla młodzieży stać trampoliną na szczyt, to jest do pełnych blichtru salonów światowej muzycznej ekstraklasy. Cel to wyjątkowo zbożny, bo mało wszak na polskiej festiwalowej mapie imprez, które mają ambicje większe niż zarobienie na siebie jednocześnie nie umoczywszy facjaty w pseudoartystycznym błocku. Organizatorom chwali się to, szczególnie, że niżej podpisany został zaproszony do festiwalowego jury, co przekładało się na niereglamentowaną ilość kanapek, wiśniowe delicje, a ostatniego dnia nawet i mniej grzeczne, a darmowe frukta. Ze zgłoszonych 36 kapel przez eliminacje (tu w roli jury Paweł Małaszyński i zespół Cochise) przedarło się 18, z czego finalnie zagrało 17. Cóż rzec o poziomie? Wykonawczo było nieźle. Nikt prawie nie ustrzegł się drobnych wpadek, a to sekcja walnęła się na synkopie, a to wokalista fałszem zaniepokoił rzesze pomieszkujących nieopodal kotów, a to padł prąd czy inny mikrofon. Jednak po amatorach nikt nie wymagał perfekcji, co więcej – stosunkowo wysoki poziom wykonawczy okazał się miłym zaskoczeniem. Ale miodu dosyć, czas czego innego dołożyć do beczki. Zespoły, które prezentowały się na Mystage skutecznie przekonywały, że Podlasie ze wszech miar nadal jest muzycznym skansenem, a młodzi ludzie i grają, i słuchają dokładnie tego, czego w – nie przymierzając – 1995 roku. Z coraz słabszą nadzieją oczekiwałem więc na polskich The Smiths, na gitary jak w The Cure albo porządny odjazd folk-rockowy. Nic z tego. Metal, grunge albo punk. Często dodatkowo z przedrostkiem „-alko”, jak choćby przy okazji występu zespołu D’Dorsh, który czarował wersami w stylu: „Idziemy na browara, szczęście nam przez palce spie***la” albo Grave in Your Garden, którzy z minami dwunastolatków, co to właśnie coś zbroili wycharczeli „Szatan w odbyt gwałci cię, nie Szatanie, proszę, nie (…) Szatan wkłada ci do buzi. Nie szatanie! On za duży!”. Przyznam, że toporne to jak rzeczony diabeł, ale w natłoku nudnawych muzycznych antyków stanowiło zabawny przerywnik. Triumfował przypominający odrobinę Huntera zespół Polska B, który jako jeden z nielicznych miał w repertuarze piosenki różniące się jedna od drugiej, a i instrumentów umiał użyć zgodnie z przezna24 faktyBiałystok facebook.com/fakty.Bialystok

czeniem, nie do prac gospodarskich na przykład. Nagrodą były trzy wspólne koncerty z gwiazdą festiwalu, zespołem Luxtorpeda. Drugie miejsce (realizacja teledysku) przypadło warszawskiej formacji Straight Minds, która w ramach wszelakich podgatunków punka wykazała się imponującą erudycją. Mieli też dobre piosenki, fajnego frontmana i jako jedyni otarli się o nerwową post punkową pulsację. Ostatni na pudle byli Idee Fixe (realizacja płyty), którzy z powodzeniem połączyli progresywne granie z grindcore’ową brutalnością. Nadmienić należy, że był to ich – uwaga – drugi koncert w tym składzie i pod tą nazwą. Kompletnym zaskoczeniem okazał się za to koncert finałowy. Węglówka, na której się odbywał to nie Narodowy, a Luxtorpeda to nie U2, a jednak frekwencja była powalająca. Mimo solidnej ceny biletów fani rzetelnego łojenia stawili się karnie i w większej, niż oczekiwana liczbie. Przybyli reprezentanci wszystkich pokoleń, od tych, co to ledwie od ziemi odrośli, a na chleb mówią „pep”, po tych ze skrońmi osypanymi siwizną, którzy chleb nazywają podobnie, ale już z innego powodu. Choć znaczna większość publiczności przyszła zobaczyć gwiazdę wieczoru, support przyjęto bardzo sympatycznie, a temperatura na sali – mimo listopadowego chłodu – rosła z minuty na minutę aż po moment, kiedy co bardziej hardzi fani postanowili poświecić nagimi (i w ich przypadku anemicznymi) klatami. Były skoki, okrzyki, crowd surfing i wszelakie rockowe swawole. Było też to, co bardzo często okazuje się mroczną stroną rockowych koncertów, a mianowicie gęsty, kłujący w nozdrza zapach rozgrzanego potu. Kilkudniowego. Stąd nasz apel: fanie rocka, higiena osobista podstawą harmonijnego życia społecznego Podsumowując: trudno było oczekiwać po debiutującej imprezie, w dodatku borykającej się z problemami finansowymi gwiazd formatu stadionowego albo ilościowego ich zatrzęsienia. Jednak w ramach możliwości organizatorzy przygotowali imprezę sprawną, ze zbożnym celem w postaci promocji młodych zdolnych i frekwencyjnie udaną. Tegoroczna edycja to więc całkiem sensowny rozbieg. Rozbieg, bo plany na kolejne edycje są i są imponujące. MyStage ma bowiem otwierać się na ludzi i brzmienia zza naszej wschodniej granicy, a później także i na Zachód. Impreza o formacie europejskim w niewielkim wszakże Białymstoku? Ja jestem za. Ale to już zależy od szczodrości i chęci sponsorów. A tych festiwalowi życzę w wielkiej obfitości. Trzymam kciuki. Także te u stóp.


muzyk a Zespół Polska B tworzą Marcin Aniśko wokal, bas Marek Ksepko gitara Rafał Zalewski perkusja

Polska B jest naprawdę nieźle rozwinięta Z Marcinem Aniśko, wokalistą Polski B rozmawia Tomasz Mikulicz

Jak udało się wam dostać na support do Kazika Na Żywo? Marcin Aniśko Może to się wydać zabawne, ale z ogłoszenia. Agencja artystyczna, która organizuje tej jesieni serię koncertów w Hali Mięsnej szukała supportów. Wysłaliśmy nasze nagrania w niedzielę. Następnego dnia dostaliśmy odpowiedź, że gramy przed Kazikiem. Byliśmy mile zaskoczeni. Należą się wam gratulacje. Przed białostockimi występami Kazika czy też innych gwiazd tego formatu raczej nie było przedskoczków. MA To prawda. Też nie przypominam sobie, bym słyszał białostockie

grupy występujące przed gwiazdami. Dobrze, że w tym roku to się zmieniło. Myślę, że w naszym mieście jest tak dużo ciekawych kapel, że przy supportowaniu jest z czego wybierać.

Ostatnio wygraliście MyStage Festival. Jak wrażenia? MA To chyba pierwszy taki konkurs rockowy na Podlasiu, na pewno pierwszy w Białymstoku i niespotykana nagroda główna, czyli dwa występy na trasie przed kapelą Luxtorpeda. To nas bardzo zachęciło do udziału w przeglądzie kapel. A rywalizacja była ogromna, naprawdę wysoki poziom zespołów. I udało się, Polska B zwyciężyła – ogromna radość i niesamowite uczucie zwycięstwa.

fot Piotr Narewski

Wcześniej KNŻ. Teraz Luxtorpeda. Pozostaje tylko spytać, jak się grało? MA To był nasz najlepszy koncert. Przyszło bardzo dużo ludzi, fakt że na koncert Luxtorpedy, ale byli też tacy, którzy już znali nasze teksty i śpiewali razem z nami. My się bawiliśmy świetnie i widać było jak to nasze granie porusza ludzi. Natomiast chłopaki z Luxtorpedy to bardzo pozytywni ludzie, przyjemnie się z nimi gadało za kulisami. A po naszym koncercie usłyszeliśmy od nich kilka pozytywnych opinii. Wyróżnia was chwytliwa nazwa. Skąd pomysł na Polskę B? MA To taki nasz protest przeciwko myśleniu niektórych, że Polska B to totalny syf. Prawda jest taka, że jeżdżąc po kraju nie widać jakiejś diametralnej różnicy między terenami na wschód i zachód od Wisły. Białystok jest naprawdę nieźle rozwiniętym miastem.

Wszystkie wasze teksty są w języku polskim. Kto zajmuje się ich pisaniem? MA Czuwa nad tym Rafał, ale staramy się to robić wszyscy. Każdy z nas daje jakieś zaczątki tekstów. Działa to trochę na zasadzie burzy mózgów. Rafał ma możliwości, by sam pisać, ale woli, jak podrzuci się mu kilka pomysłów. Dlatego też teksty są najczęściej o tym, z czym się spotykamy na co dzień. Trzeba przyznać, że w większości traktują one o stosunkach damsko-męskich. Chociaż jest np. jeden tekst o śmierci i końcu świata. A jakie kapele są dla was inspiracją? MA Gramy surowego rocka z elementami grunge’u. Myślę, że sporo czerpiemy z twórczości wielkiej czwórki z Seattle, czyli Pearl Jam, Nirvany, Soundgarden i Alice in Chains. Na pewno takie sławy jak Led Zeppelin, Hendrix czy Bugdie miały ogromny wpływ na naszą twórczość. Z polskich zespołów bardzo lubimy Illusion i Acid Drinkers. Ja osobiście inspiruję się stylem śpiewu nieżyjącego już Layne’a, który był wokalistą Alice in Chains. W czerwcu tego roku zdobyliście pierwsze miejsce na festiwalu bluesowym w Siemiatyczach. To trochę dziwne, bo z bluesem to raczej wiele wspólnego nie macie. MA To prawda. Sami się zdziwiliśmy. Z drugiej strony patrząc, każdy rodzaj muzyki ma coś z bluesa. Oceniali nas sławni bluesmani – Sławek Wierzcholski i Jan Błędowski. I wydaje mi się, że chodziło im bardziej o przekaz energetyczny niż o surowego bluesa. Bo z tego, co widziałem – jak Panowie z Nocną Zmianą Bluesa skaczą po scenie – przekaz energii był ogromny. Poza Siemiatyczami zdobyliśmy też trzecie miejsce na festiwalu Rock Master Reaktywacja w Pabianicach.

Supraślu graliście z zespołem Cochise Pawła Małaszyńskiego. Jak to jest spotkać na żywo kogoś, kogo ogląda się na kinowym ekranie? MA Bardzo przyjemnie. Cochise to fajne chłopaki. Grają świetną muzykę. A Paweł Małaszyński to równy gość. Szczególnie podobała mi się jego rola w filmie „Skrzydlate świnie”. Tym bardziej było mi miło zamienić z nim kilka zdań. facebook.com/fakty.Bialystok faktyBiałystok 25


shortlist patronat

dzieje się w mieście

I MOVE YOU Teatr Dramatyczny im. A. Węgierki ­25 listopada, godz. 19. – PREMIERA

Spektakl taneczno–aktorski, którego motywem przewodnim będzie zaprezentowanie w niekonwencjonalny sposób trzech niezwykłych miłości, ich dramatyzmu, poświęcenia i pasji, jakie towarzyszą kobiecie i mężczyźnie. Zobaczymy walkę o miłość przepełnioną emocjami, namiętną, pasjonującą, wyrażoną za pomocą ruchu ciał i słowa. Za reżyserię oraz choreografię odpowiada Maciej Zakliczyński, a konsultację artystyczną – Agnieszka Korytkowska-Mazur. Kostiumy zaprojektuje osobiście Stefano Terrazzino.

Ani mru mru – nuda rutyna i odcinanie kuponów Wyższa Szkoła Finansów i Zarządzania 2 grudnia, godz. 16. i 19.

Kabaret Ani Mru Mru z nowym programem „Nuda, rutyna i odcinanie kuponów”, czyli Marcin Wójcik, Michał Wójcik i Waldemar Wilkołek po raz kolejny przyprawiają publiczność o bóle brzucha ze śmiechu.

Sarakina – Dance of fire BOK, klub Fama 16 listopada, godz. 20.

Jesień z Bluesem BOK, kino Forum i klub Fama 22, 23, 24, listopada

W trakcie trzech dni tegorocznej edycji zobaczymy i usłyszymy wiele znakomitych osobowości. W kinie Forum m.in. The Jackson Singers (USA), Magda Piskorczyk – w hołdzie Mahalii Jackson, Big Daddy Wilson (USA), Sławek Wierzcholski i Nocna Zmiana Bluesa, Jan Błędowski, Boogie Boys, Romek Puchowski Plus Keith Dunn (USA), Grzegorz Grzyb, Wojtek Garwoliński oraz Moreland & Arbuckle (USA). Zaś w Famie – Around the blues, Tomek Kamiński i przyjaciele. Festiwalowi będzie towarzyszyć wystawa Krzysztofa Szafrańca JAZZ Landscape.

Żubroffka – VII Międzynarodowy Festiwal Filmów Krótkometrażowych Kino Forum 5 – 9 grudnia

Wyjedź zostań – wystawa w ramach cyklu Wyjechani (na marginesie fot. Rafał Siderski)

Wystawa Rafała Siderskiego, fotografa pochodzącego z Białegostoku, dzięki której próbuje poznać swojego tatę, którego zna tylko ze zdjęć. „Kim był? Jak wyglądał? Co lubił, a czego nie? I wiele więcej pytań.”

26 faktyBiałystok facebook.com/fakty.Bialystok

Koncert promujący najnowszą płytę polsko-bułgarsko-czeskiej grupy Sarakina, która tworzy bałkańską muzykę etniczną. Kompozycje z najnowszej płyty wciągają słuchacza w intrygującą muzyczną podróż po Bałkanach. Pełne ekspresji ogniste tańce z wyeksponowanym iskrzącym brzmieniem dud, ludowych skrzypiec gadułki czy klarnetu kontrastują z lirycznymi i nostalgicznymi balladami o melodyce okraszonej nutą akordeonu i bałkańskiego fletu kaval.

Jest imprezą otwartą i bez granic, szanującą odmienność oraz różnorodność, tak charakterystyczną dla podlaskiej ziemi, miejscem spotkań twórców otwartych na ŚWIAT, LUDZI, posiadających poczucie HUMORU oraz ceniących NATURĘ i jej wytwory. Festiwal stara się być platformą wymiany nowoczesnych idei i myśli, która umożliwia kreatywne spotkania twórców ze Wschodu i Zachodu.

materiały prasowe organizatorów

Centrum im. Ludwika Zamenhofa 9 listopada – 5 grudnia


moto

Po pierwsze, zimą opony zimowe TEKST Paweł Mierzejewski Aby ponownie nie zaskoczył nas pierwszy atak śniegu i mrozu, warto przygotować samochód, który – tak jak i my – potrzebuje odpowiedniego „obuwia” na zimę. Czyli właściwych opon.

fot mat prasowe continental

P

rzygotowania do zimy powinniśmy zacząć od najważniejszego elementu, decydującego o przyczepności na jezdni. Wbrew powszechnym sugestiom, opon nie trzeba wymieniać, gdy spadł pierwszy śnieg, a na trawnikach pojawił się szron. Dopiero dłuższy spadek temperatury do 6-7 stopni Celsjusza to znak, że czas na zmianę ogumienia. Od tej temperatury struktura letnich opon zaczyna twardnieć, skutkując zagrożeniem na drodze. Tymczasem zimówkom mróz nie czyni żadnych szkód, są bowiem wystarczająco miękkie, nawet przy kilkunastostopniowym mrozie. Tak naprawdę opona zimowa to nazwa marketingowa. W rzeczywistości trzeba raczej mówić o oponach śniegowych. Wzór bieżnika i lameli(specjalne nacięcia na klockach bież-

nika) zaprojektowano w nich tak, by opona miała jak najlepszy kontakt z podłożem pokrytym śniegiem lub błotem pośniegowym. Wybierając opony na zimę musimy wiedzieć w jakich warunkach będziemy jeździć najczęściej. Są opony przystosowane do lodu lub głębokich zasp, ale do jazdy głównie w mieście wystarczy ogumienie, które radzi sobie ze średnim oblodzeniem. To z kolei oznacza, że nawet zimą na suchej i bezśnieżnej drodze lepsze są opony letnie. Tak samo jest w przypadku deszczu i tzw. aquaplaning. Na mokrym opony letnie zapewniają większą stabilność niż zimówki. Dlatego decydując się na wyminę powinniśmy więc kierować się zmianą pogody (obserwujmy prognozy), a nie konkretną datą. Wybierając opony zimowe pamiętajmy, że

powinny one być o jeden rozmiar węższe niż letnie. Przy mniejszej przyczepności i podczas jazdy po sypkim śniegu ważny jest bowiem nacisk samochodu na jednostkę powierzchni. Im węższa opona, tym mniejsza powierzchnia styku z nawierzchnią, ale większy nacisk jednostkowy. To pozwala lamelkom z zimówek lepiej „wgryzać się” w śnieg, czyli zwiększać przyczepność. Jeśli więc opony letnie mają rozmiar np. 205/55, to zimówki powinny być 195/60 (wyższy profil, który oznacza stosunek wysokości opony do szerokości, czyli 60 proc. ze 195 mm). Najtańsze opony kupimy już od 150 zł/szt., a te z segmentu premium przekraczają i 1200 zł/szt. Jeśli opony zimowe już mamy ich montaż z wyważeniem kosztuje od 70 do 100 zł. Przechowanie kompletu opon w serwisie to wydatek rzędu 60 – 80 zł.

WAŻNY TIP Jeśli mamy tylko dwie opony zimowe – bez względu na to czy napędzany jest tył, czy przód auta – zakładajmy je wyłącznie na tylną oś! reklama


felieton

Tekst Krzysztof Szubzda

C

o roku o tej porze szkoły językowe przypominają nam, że po raz piętnasty trzeba wreszcie, raz a dobrze, wziąć się za angielski, odświeżyć niemiecki albo zupełnie od początku przyswoić sobie francuszczyznę. I chyba jest taka potrzeba – pomyślałem sobie widząc na jednym z warszawskich pubów szyld „Feel yourself at home!”. Miało to chyba znaczyć: „Czuj się, jak u siebie w domu”, wyszło „Obmacuj się u siebie w domu!” Co może nie jest głupim apelem, ale trudno sądzić, że zamierzonym. Jeszcze bardziej niezamierzony napis widział mój kumpel w moskiewskim hotelu. „You are invited to take advantage of the chambermaid”, czyli: „Zachęcamy do wykorzystania pokojówki.” Nie wiem, czy takiego napisu nie było w hotelu, gdzie nocował niegdyś Dominik Strauss Kahn. To by mogło być okolicznością łagodzącą. Pomyślałem sobie, że nie ma co przyganiać niczym kocioł garnkowi lub – jak mówią Anglicy – garnek kotłowi i trzeba samemu zabrać się za naukę. Ruszyłem zatem do księgarni językowej. Z półek krzyczały do mnie kolorowe okładki i optymistyczne tytuły. Najbardziej optymistyczny brzmiał: „Chiński w miesiąc” Nie wiem, jak to możliwe. Mój znajomy po pół roku nauki chińskiego potrafił napisać jedynie „Pan Tama ma krosno”. Może metody są teraz skuteczniejsze. Wybrałem sobie kurs arabskiego i po tygodniu ugrzęzłem na etapie artykułowania czterech różnych gardłowych głosek „h”. Jak powiada instrukcja, jedno „h” jest podobne do charczenia Lorda Vadera, drugie – do odgłosu konającego astmatyka, trzecie to buczenia kanalizacji, a czwarte (to, którego używa się do wyznania miłości „ana habik”) ma naśladować charczenie zmęczonego psa. Z tego co wiem, w Polsce naśladowanie charczącego psa przy wyznawaniu miłości nie należy do dobrego tonu. Ale co kraj, to obyczaj. Gdy moja przyjaciółka z Opola żegnając 28 faktyBiałystok facebook.com/fakty.Bialystok

się w strugach deszczu szepnęła mi po niemiecku: „Immer wann es regnet, denke ich nur an dich” 1, to też najpierw przypomniała mi się okupacja, a dopiero później pomyślałem, jakie to było słodkie. Groźnie brzmiąca kołysanka„Schlaf, Kindchen, schlaf! / Und blök nicht wie ein Schaf ” 2 też musi być na swój sposób miła, bo niemieckie niemowlęta jednak od tego usypiają. Ech, obcy język, to prawdziwa puszka Pandory lub jak mówią Czesi: Pandořina skříňka. Pewien znajomy w zeszłym roku zdając ustny egzamin z rosyjskiego poległ na pierwszym pytaniu: „Kak wasza familia?” 3. Odpowiedział grzecznie: „Haraszo, spasiba” 4. Mam też kolegę, który poległ na niwie romansowej, gdyż używał wobec partnerki słów obcych, których nie rozumiał. A partnerka nawet nie rozumiała, że on ich nie rozumie. Otóż w trakcie czułego tańca dziewczynie przypomniało się nagle, że ma chłopaka. Mój znajomy poczuł więc, że musi powiedzieć coś, co sprawi, że znów o nim zapomni. Nie znalazł nic stosownego w języku polskim, więc syknął jej kusząco: „Daj spokój. Memento mori!” 5. I zanim się spostrzegł, jak się wygłupił, dziewczyna przytuliła się bliżej i z zachwytem odparła: „Wow, jeszcze nikt nie podrywał mnie po niemiecku”. Jakoś mu się udało. Czego nie można powiedzieć o innym znajomym, który ściskając się w tańcu z powabną Rosjanką usłyszał jej krótkie: „Nie stisniajsa” 6 i… poluzował uścisk.

1  Zawsze kiedy pada deszcz, myślę tylko o Tobie. (niem.) 2  Śpij dziecię, śpij. Już nie becz jak owieczka. (niem.) 3  Jak ma Pan na nazwisko? (ros.) 4  W porządku. Dziękuję. (ros.) 5  Pamiętaj o śmierci! (łac.) 6  Nie krępuj się. (ros.)

Całkiem fajne miejsce na Ziemi TEKST: Paweł Waliński

P

anta rhei. Wszystko płynie. Płynie i nasze życie, często więc opuszczając rodzinne miasto, żeby studiować albo za pracą nie zakładamy, że oto czas koło zatoczy. I znajdziemy się znowu w znanych z młodości stronach. Winien temu jest coraz częściej świadomy wybór. Bo Białystok nie jest już miastem „B”, jak wydawało się jeszcze dekadę temu. Wtedy obraz Białegostoku w umysłach mieszkańców reszty Polski był jednoznaczny: ot lud prosty, co ze Wschodu – jak nie przymierzając bolszewiki – do miasta zjechał. Po polsku mówią, ale nie do końca. Zaciągają jak kacap i śledziem od nich na kilometr jedzie, a jak coś jedzą, to ze skwarkami albo z ziemniaków. Część moich znajomych trafiwszy do stolicy uginała kark pod zmasowanym atakiem stereotypów. Niektórzy zaś głośno, z ironią i żartem, walczyliśmy o dobre imię Podlasia. Bo dlaczegóż nie? Wszak węglem utytłani nie chodzimy (Śląsk), nie krążą legendy o naszym skąpstwie (Kraków, Poznań) albo o zwiększonym udziale chłopów w społeczeństwie (Warszawa). Ofensywa białostoczan na uczelnie innych miast przyniosła pozytywne skutki. Jako ambitni i zaradni, nie ustępowaliśmy tym z Polski „A”. Mit o ludziach z miasta, gdzie kozy wypasa się na ulicach, a nocą pali ogniska, by owych kóz nie rozszarpały polarne niedźwiedzie padł. I dobrze, bo i samo miasto poczęło się zmieniać, a ci wyjechani stanęli przed nowym wyborem. Zostać czy jednak wrócić. Część z was pewnie stuka się

fot. z arch. autorów

BEZ BARIERY


felieton

w czoło: Po cóż wracać zaznawszy upragnionego awansu? Odpowiadam tedy: Nie dosyć, że ów awans jest dziś kwestią mocno dyskusyjną, to w dodatku Białystok stał się fajnym miejscem. Z powodów, których rezydenci mogą ze swej perspektywy nie dostrzegać. Raz – wielkość. Pomieszkawszy w stolicy dekadę, przyzwyczaiłem się do takich odległości, że przejechanie Białego wydaje się wycieczką do toalety na wieczorne siusiu. Czyli oszczędzamy czas, a przeciętna rodzina nie musi szukać ciszy i spokoju wiele kilometrów za miastem, co bije po kieszeni, bo trzeba samochodu, a paliwo drogie. Może więc znaleźć swój kąt na ziemi w obrębie miasta i I strefy publicznej komunikacji. Dwa – ceny. Jako wolny strzelec mogę sobie pozwolić na komfort pracy zdalnej. To oznacza, że zlecenia mogę przyjmować także z redakcji warszawskich. Zarabiam tam, wydaję tu, a różnica w stawkach i cenach jest zauważalna. Nie mówię tylko o cenach mieszkań, chodzi mi o najprostsze rudymenty: jedzenie, ubranie (o Białymstoku jako Edenie lumpek-

sów piszemy na str. – red.) czy agd. Trzy – zieleń. Podlasie zwie się Zielonymi Płucami Polski, bo nagromadzenie parków, skwerów czy małych rabatopodobnych połaci roślinności jest tu niespotykane. Nieważne, w jakiej części miasta się mieszka, zawsze jest jakiś skrawek trawy w pobliżu. A jeśli brak zieleni, to do centrum blisko, a tam Planty z wielkim placem zabaw za unijne dotacje. Cztery – czystość. Im częściej ostatnio krążyłem na trasie Białystok-Warszawa tym bardziej uderzał mnie warszawski brud. W stosunku do stolicy i większości innych miast w kraju jesteśmy oazą czystości i porządku. Odświeżone elewacje, eleganckie choć nadal nieco małomiasteczkowe centrum, schludna kostka. Wszystko jak pod linijkę i często sprzątane. Pięć – coraz lepsza edukacja. Z całkowitych nizin UwB podnosi się i ma pewne sukcesy – np. wydział prawa, który w tegorocznych rankingach pobił i UW, i Jagiellonkę. Mało? Jasne, że stolicą rozrywki i zagłębiem koncertowym Białystok raczej nie będzie. Ale jak często cho-

dzicie na koncerty? Wieczór spędzić macie gdzie, muzyki na żywo też w naszym mieście nie brakuje, a raz na jakiś czas można pojechać do Warszawy czy innych Katowic. Zrozumieć trzeba tylko jedno. Powyższa wyliczanka może nie mieć szczególnego znaczenia dla dwudziestolatka, który chętnie rzuci się w wielkomiejski wir imprezowy. Może natomiast być zachętą dla tych, którzy się już wybawili, a chcą przyjaznego środowiska dla swoich dzieci. Tych, którzy cenią spokój, ale nie odmówią sobie kilku procentowych szaleństw w miesiącu i wrócą do domu taksówką. To idealne miasto dla trzydziestolatków. W nich upatrujmy nowej miejskiej klasy średniej, im kibicujmy. I ze wszech miar strzeżmy się pomysłów, by Białystok zrobić metropolią, molochem. Ceńmy to, co mamy, bo niektórzy nam tego zazdroszczą. I gdy staniecie w korku gotowi kląć jak szewc, pomyślcie, że oto żyjemy w mieście, które (choć ma swoje wady) jest całkiem fajnym miejscem na Ziemi.

reklama

OSIEDLE W DOLINIE ul. Produkcyjna

Mama, Tata, ja i Mieszkanko! czyli program RODZINA NA SWOIM

yp.com.pl

od

3.800 zł/m2

facebook.com/fakty.Bialystok faktyBiałystok 29


tu nas znajdziesz

7 POKUS

FENIKS CAFE

Słonimska 2

ABC AUTO Pogodna 63/1

AGNES Pogodna 11g lok. 1

AKCENT

PRUSZYNKA

KAMELEON

Grochowa 3

św. Mikołaja 1 lok. 4

Białówny 4 lok. 19 Białówny 5 lok. 11 Malmeda 13 lok. 25

FIRE STEP STUDIO TAŃCA

KAWELIN

Waszyngtona 30/1U

Wasilkowska 85/1

FITNESS PLACE PEJO Leszczynowa 25

FREE – WAY

QMEDICA Legionowa 10

SALON FRYZJERSKI MASS

KLUB ROTUNDA

Wiadukt 5 lok H3

Żelazna 9

SATINELLE studio kosmetyczne

KPKM

Rynek Kościuszki 17

Malmeda 19 lok. 25 św. Rocha 14a lok. 11

Składowa 11

ALCHEMIA PUB

FUKS PIZZERIA

Lipowa 4

Grochowa 3

KSIĄŻNICA PODLASKA

BIERHALLE

FUTU SUSHI

KULA HULA

Rynek Kościuszki 11

Lipowa 12

Jurowiecka 31

BOK

GOSPODA PODLASKA

Wrocławska 49a lok. 1a

STUDIO kOMNATA FRYZUR 27 Lipca 24/1

Kilińskiego 16

STUDIO LINE

Legionowa 5

Żelazna 9

LABALBAL

care line

GRAM OFF ON

LATIN STUDIO

Malmeda 17

Choroszczańska 23

CENTRUM COSMETICA

GRODNO

LIPCOWY OGRÓD

Sienkiewicza 28

27 Lipca 24/1

GUNGA CAFE

LONDON ACADEMY

CENTRUM NAUKI I BIZNESU ŻAK św. Rocha 6 lok. 15

COLOSSEUM

Alfa Centrum, poziom 0 lok. 13

HIALURON

Hetmańska 8

Warszawska 79a

CZARCI PUB&JADŁO

HOTEL 3 TRIO

OLIVIERO AUTO HANDEL

Hutowa 3

D3STUDIO

HOTEL BRANICKI

Jaroszówka 63

Zamenhofa 25

ENERGY ZONE

HOTEL PODLASIE

Kawaleryjska 22a

27 Lipca 24/1

OPERA I FILHARMONIA PODLASKA OPRAWA OBRAZÓW RAMKO Ciepła 1

ESPRESSO BAR Alfa Centrum, poziom 2 lok. 27

E-SZLUGI Wyszyńskiego 6a lok. 26

Warszawska 39 lok. 8

INSTYTUT URODY Warszawska 57 lok. 4

INWERSJA DECORATORIUM Składowa 11

JUBILECH Słonecznikowa 21

Atrium Biała

TOTEM STUDIO 27 lipca 30 TOTEM STUDIO

Włókiennicza 5

WARSZAWSKA 39 Warszawska 39

Składowa 11

Odeska 1

ESKULAP

SUPERNOVA DENTAL CLINIC

VILLA TRADYCJA MANIAC GYM

Starobojarska 12 lok. 8u

Nowy Świat 11c Malmeda 6 Białówny 9/1

27 Lipca 24/1

TAKE2GO

Kopernika 5

Skłodowskiej-Curie 3

STUDIO WIZAŻU I KOSMETYKI BUDUAR

Warszawska 21 lok. 3

Zagumienna 9/1 lok.1

Wesoła 16

Słonimska 12

PIZZA SAVONA Rynek Kościuszki 8 Pogodna 11F Legionowa 9/1

PLANETA URWISA Galeria Biała lok. 203

POKLINIKA ARCISZEWSCY Zamenhofa 19

WILLA PASTEL Waszyngtona 24a


facebook.com/fakty.Bialystok faktyBiałystok 31


32 faktyBiałystok facebook.com/fakty.Bialystok


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.