ISSN 2299-4580
bezpłatny magazyn mieszkańców
NR 14
Białystok fakty.bialystok.pl
„Oto ich zew, bym zajął wśród nich miejsce w Valhalli, gdzie bohaterowie żyją wiecznie”
6
10
16
5 6 8 10 12 14 16 18 20 22 23 24 26 28 30 31 32 33 34 35 36 38 40 42 44
spis treści BASOWISZCZA 2013 – FOTORELACJA Winlandia LARP – parada szaleńców Pamięć najlepszym świadectwem Hejnał słychać daleko od Ojczyzny Zakręcony MARATOŃCZYK W stronę Świętej Góry
faktyBiałystok nr 14 SIERPIEŃ 2013 ISSN 2299-4580
Adres redakcji ul. Ciepła 1 lok. 16, 15-472 Białystok, tel. 85 87 121 80 www.fakty.bialystok.pl KOORDYNATORZY PROJEKTU Maciej Słupski Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska P. O. SEKRETARZA REDAKCJI Marta Starzyńska FOTO DreamLightz Studio Maciej Słupski, Piotr Narewski
SUPRAŚL – miasteczko magiczne
SKŁAD SOBO Paweł Sobolewski biuro@sobo.pl
Nic się u nas nie dzieje
ONLINE Ewelina Oszmian online@fakty.bialystok.pl
Uzdrawianie i upiększanie dotykiem
ZESPÓŁ Iwona i Rafał Bortniczukowie (Mr & Mrs Sandman), Grzegorz Grzybek, Radosław Puśko, Karol Rutkowski, Agnieszka Sienkiewicz (aga’s stuff), Krzysztof Szubzda, Paweł Waliński
Pierogi z kurczakiem i brokułami ROMET – Powód do dumy Wyjątkowo brzydka egzotyka Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o Białce
REKLAMA reklama@grupa-optima.pl Maria Snarska
Synergia oraz bliskość z naturą
BIURO Urszula Bondaruk biuro@grupa-optima.pl
The Waxing Bar, pierwszy salon depilacji Argon&Budyń – symbioza mocnego brzmienia PIĘKNE WŁOSY to zadbane włosy Białostocka pustynia koncertowa Kawiarnia z pieczonym chlebem Energia odnawialna szansą dla naszego regionu Najważniejszy mebel w domu Spacerowy survival po białostocku
druk: Buniak Druk Redakcja nie odpowiada za treść publikowanych reklam. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych i zastrzega sobie prawo do skracania oraz redakcyjnego opracowania tekstów przyjętych do druku. Opinie i poglądy autorów nie zawsze są zbieżne z opiniami i poglądami Redakcji. Copyright © Grupa Optima Sp. z o.o. Wszelkie prawa zastrzeżone Przedruk materiałów w jakiejkolwiek formie i w jakimkolwiek języku bez pisemnej zgody Wydawcy jest zabroniony.
Foto na okładce: DreamLightz Studio Treści reklamowe w numerze na stronach: 2, 3, 7, 9, 13, 15, 19, 20, 21, 22, 23, 24, 25, 27, 29, 30, 31, 33, 35, 36, 37, 39, 41, 42, 43, 45, 47, 48.
WYDAWCA
akademia nauki zaprasza na dni otwartych drzwi
Grupa Optima Sp. z o.o. ul. Ciepła 1 lok. 16 15-472 Białystok
FELIETONY
AutoPROMOCJA
Sprostowanie Informujemy, że Autorem zdjęcia z okładki poprzedniego numeru jest
Ariel Adrian Lech
Serdecznie przepraszamy za błędną informację!
ISSN 2299-4580
Białystok Białystok k o st Biały bezpłatny magazyn mieszkańców
ISSN 2299-4580
bezpłatn y magazy n mieszka ńców
.pl fakty.bialystok
NR 13
fakty.bialystok.pl
NR 13
ISSN
2299
-4580
tny bez pła yn ma gazańc ów mie szk
NR 13
fakty.b
ialysto
k.pl
budzi respekt ekt respHYPERION HYPERION bukdzt i e p s e r zi
REKLAMA
F O T OR E L AC JA
Basowiszcza 2013
FOTO BI-FOTO
Winlandia HOBBY
TEKST Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska FOTO DreamLightz Studio
Gromowładni bogowie i Matka Ziemia są dla nich najważniejsi podczas obrzędów przesileń letniego i zimowego. Słowiańscy bogowie Perun, Mokosz i Weles decydują o plonach, zdrowiu oraz bogactwie. Potomkowie Słowian i wikingów, kapłani, kowale i rzemieślnicy są nadal w świetnej formie. Ż y ją wśród nas, skrywając swe oblicza w bractwie „Winland”.
N
a początku lat 90. do Białegostoku przybył Dariusz zwany Thorolfem. Chciał wskrzesić ducha dawnych wojowników z okresu wczesnego średniowiecza parających się „vikingiem”, co w ich języku znaczyło łupienie. W 2002 r. wraz z zafascynowanym klimatami indiańskimi przyjacielem – „Wodzem” postanowili połączyć wspólną pasję odtwórstwa historycznego. Łącznikiem okazała się Winlandia, czyli Ameryka Północna, do której wikingowie przybyli czterysta lat przez Krzysztofem Kolumbem, ale zostali wyparci przez plemiona czerwonoskórych, którzy pod osłoną nocy zdjęli im skalpy i pozostawili na śmierć. Tak pokrótce wyglądał początek Bractwa Historycznego „Winland”, które liczy dziś blisko trzydzieści osób i jest najliczniejszym bractwem wojowników wczesnośredniowiecznych na Podlasiu.
Pamięć o przodkach zobowiązuje Historia naszych pogańskich przodków jest równie ciekawa, co czasy po przyjęciu chrześcijaństwa. Wiele się zmieniło w nazewnictwie, ale nie w obrzędach. Członkowie bractwa „Winland” zimą obchodzą święto Szczodrych Godów, czyli święto przesilenia zimowego, dzisiaj nazywane Bożym Narodzeniem. Latem zaś święto przesilenia letniego zwane Kupałą, które jest pierwowzorem dzisiejszej nocy świętojańskiej. Podczas swoich spotkań wojowie nie celebrują świąt katolickich, ale właśnie ich pogańskie pier-
6 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
wowzory. Kościół, zwłaszcza katolicki, nie jest szczęśliwy z powodu powrotu do korzeni przedchrześcijańskich. Bywa czasem, że festiwale wczesnośredniowieczne są sabotowane przez różne instytucje i trzeba intelektem oraz kunsztem rekonstrukcyjnym walczyć o możliwość pielęgnacji historii naszych przodków. Niebawem, w Zbuczu i Mielniku, kolejne duże pokazy i spotkania wprawionych w bojach potomków wielkich wojowników. Pasjonaci historii przygotowują się do takich wydarzeń przez długie miesiące.
Zawsze honorowi Zdarza się, że dołączyć do wojów chcą chuligani, czy żądne adrenaliny gołowąsy. Bractwo sprawdza i odsiewa ziarno od plew. Zasady przede wszystkim! Wewnętrznym prawem ustanowiono, że nie każdy może być członkiem bractwa. Najpierw następuje zgłoszenie, potem „okres niewolnictwa”. W tym czasie kandydat musi wykazać się znajomością historii, pasją do niej, sumiennością, posłuszeństwem i pracowitością. Nie każdemu łatwo przyjdzie napisanie artykułu naukowego o średniowieczu. A jest to obowiązkiem „niewolnika”. Oddanie „głowizny” także nie każdemu w smak. Trzeba się nauczyć trudnej sztuki rzemiosła, którą spożytkuje cała drużyna. Szycie butów ze skóry, lepienie garnków, struganie łyżek – to pracochłonne zadania. Na koniec okresu inicjacji należy dodatkowo wykazać się sprawnością fizyczną i twardością charakteru.
Pokazy i rekonstrukcje bitew to sport ekstremalny. Niejeden członek bractw rekonstrukcyjnych szukał już na polu bitewnym odciętego palca, czy leczył w szpitalu ranę po włóczni lub toporze. Ćwiczyć trzeba co najmniej dwa razy w tygodniu, głównie po to, by samemu sobie nie zrobić krzywdy. Kobiety – łuczniczki lub wojowniczki – również nie mają taryfy ulgowej: – Jeśli chcesz walczyć, to miej świadomość, że w pełnym uzbrojeniu nie widać, że jesteś kobietą – mówi nam Maryo z bractwa „Winland”. Panie częściej więc zajmują się gotowaniem i organizacją obozów, szyją ubrania czy podają napitki podczas uczt po zaciętych bojach. Podstawową zasadą członków bractwa „Winland” jest to, że większość ekwipunku robią sami. Począwszy od obuwia i strojów, po miski, łyżki, meble, namioty, broń i tarcze. Wszystko musi być wykonane z największą precyzją, oddającą najwierniej wygląd z minionych wieków. Bractwo ma własnego kowala i drobnych rzemieślników, choć każdy z drużyny musi sam umieć zrobić podstawowe narzędzia.
Nieustraszeni Wikingom zależało na tym, by przeciwnik się ich bał. Dlatego szybkie statki wikińskie zwane drakkarami miały dzioby zdobne w smoczą głowę – miały budzić postrach na lądzie. Wikingowie atakowali szybko z łodzi o bardzo niskim poziomie zanurzenia. Błyskawicznie ustawiali się na brzegu w bojowym szyku.
HOBBY
Małe grupki świetnie wyszkolonych wojowników, dość pokaźnego – jak na tamte czasy – wzrostu, w skórach i z ogromnymi tarczami zawsze budziły przerażenie, które paraliżowało nawet doświadczonych przeciwników. Tak wikingowie walczą i dziś. Nic się nie zmieniło. Nadal są dobrze wyszkolonymi wojownikami, którzy wierzą, że ginąc na polu walki pójdą do raju zaprawionych w boju – mitycznych Valhalli czy Nawii. W Kosmatym Borku pod Czarną Białostocką Winland posiada własnoręcznie wybudowane grodzisko zwane Helluborgiem. Tam wikingowie organizują imprezy, odprawiają obrzędy świąteczne i ślubne, ale przede wszystkim integrują się ucztując. Czasami muszą bronić grodu przed najeźdźcami z innych bractw w wirtualnej wojnie zwanej Midgardem. W ten sposób ćwiczą refleks, czujność i sztukę wojenną.
Dlaczego bractwo „Winland”? Maryo i jego żona Milena kochają podróże. Te zaś kosztują. Można połączyć pasję do historii z zarobkiem. Jeździć na pokazy, zarabiając tym samym na utrzymanie grodu oraz zakup niezbędnych produktów. A jednocześnie bawić się zwiedzając Polskę i różne kraje Europy. – Jeździmy po świecie i ciągle nam mało. Poznajemy przy tym nowych wspaniałych ludzi, z którymi nawiązujemy przyjaźnie. Zgodnie z zasadami pomagamy sobie w życiu codziennym, jesteśmy niemal rodziną, a przede wszystkim przyjaciółmi. Każdy może liczyć na każdego. Nasze motto jest takie: „Nieważne, co drużyna może zrobić dla Ciebie, ważne jest, co Ty możesz zrobić dla drużyny!”. Więcej na www.winland.pl i profilu na Facebooku. REKLAMA
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 7
ROZRY W K A
LparadaAszaleńców RP TEKST i FOTO Karol Rutkowski Każdy z nas marzył kiedyś, by chociaż raz wcielić się w rolę fikcyjnej postaci, jednocześnie samemu nadając kształt historii, w której ów bohater uczestniczy. Jak pokazuje przykład członków białostockiego klubu „Żywia”, aby wybrać się w podróż do świata niezwykłych rozgrywek fabularnych, wystarczy odrobina kreatywności i grupa pozytywnych ludzi z pasją.
C
iężko w kilku słowach zdefiniować LARP (z ang. live-action role playing). Ta niezwykła sztuka w wyjątkowy sposób łączy ze sobą cechy teatru improwizowanego i psychodramy. Każdego bohatera charakteryzuje określony wcześniej rys psychologiczny. Uczestnik wcielając się w daną postać przeżywa emocje razem z nią. Udział w kilkugodzinnym spektaklu „na żywo” niesie za sobą nie tylko całą masę pozytywnych wrażeń, ale też niejednokrotnie doprowadza graczy do przeżycia swoistego katharsis. Niesamowitego efektu zabawie często dodają również oryginalne stroje. Niebanalne kreacje potrafią nadać całemu widowisku atmosferę znaną z bestsellerowych powieści science-fiction czy klasyków komputerowych RPG.
8 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
Autorów historii ogranicza tylko ich wyobraźnia. Pośród realizowanych do tej pory pomysłów znalazły się zarówno wątki w całości wymyślone przez „mistrzów gry”, jak i adaptacje dzieł literackich. W latach 90. Białystok był jednym z pierwszych miast w Polsce, w którym odbywały się LARP-y. Po dość długim okresie stagnacji, znowu zaczynają cieszyć się one coraz większą popularnością.
Van Helsing dyskutuje z Edisonem Wszystko zaczęło się dość niewinnie, kiedy to w styczniu 2013 r. kilku przyjaciół zebrało się, by wspólnie zrealizować przygotowany wcześniej scenariusz. Następnego dnia ci sami znajomi ponownie dali się ponieść magii zabawy. Na początku w rozgrywkach brało udział zaledwie
ROZRY W K A
sześć osób. Z czasem dołączyli kolejni chętni. W marcu postanowili razem nadać konkretny kierunek swoim działaniom, zakładając Białostocki Klub LARP-owy „Żywia”. Pomocną dłoń do nowo powstałej grupy wyciągnęły władze Wydziału Kulturoznawstwa Uniwersytetu w Białymstoku. Dzięki tej współpracy miłośnicy gry mogli spotykać się w salach udostępnionych przez uczelnię. Do tej pory odbyło się łącznie 13 LARP-ów, podczas których uczestnicy wcielali się w pasażerów Orient Expressu, ostatnich ocalałych z postapokaliptycznej zagłady czy mafijnych bossów, dzielących swoje strefy wpływów. Praktycznie każda sytuacja może stać się przedmiotem scenariusza. Autorzy bardzo często sięgają po motywy znane z książek lub filmów. Jeden z najważniejszych elementów całej układanki stanowi charakterystyka bohaterów. Pikanterii spotkaniom niewątpliwie dodaje też garderoba, chociaż w tym temacie opinie są podzielone.
– Niektórym stroje pomagają wczuć się w odgrywaną postać – uważa Piotr Kudłaczow, jeden z członków klubu „Żywia”. – Najważniejsze są jednak emocje, których można doświadczyć w trakcie rozgrywki. Trzeba przyznać, że magia tej sztuki przyciąga. Poza uniwersyteckim gmachem miłośnicy spotykają się również w ramach LARP-ów terenowych. Jeden z najbardziej widowiskowych odbył się na zamku w Tykocinie. Pośród murów legendarnej twierdzy członkowie Ligi Niezwykłych Dam i Dżentelmenów odkrywali tajemnice Loży Miedzianego Słońca. Naukowiec Thomas Edison, łowca wampirów Van Helsing, księżna węgierska Elżbieta Batory czy poeta Oscar Wilde to tylko niektórzy z całego wachlarza obecnych wówczas gości. Cała zabawa trwała przez kilka godzin, budząc zaciekawienie turystów i przypadkowych widzów. Bez wątpienia jeden z największych atutów wyprawy stanowiły steampunkowe kreacje i perfekcyjnie dopracowana hi-
storia. Najważniejsze były jednak emocje. One za każdym razem pozostają w graczach. Czasem przez kilka dni. – Po LARP-ach ludzie długo jeszcze żyją swoją postacią – mówi Agata Godunow, jedna z założycielek „Żywii”. – Czasem w rozmowie zwracają się do siebie używając imion odgrywanych bohaterów – dodaje. Podczas jednej z weekendowych rozgrywek uczestnicy grali nawet w momencie rozmowy z funkcjonariuszami straży miejskiej. Panowie byli niezwykle zaskoczeni spotkanymi nieopodal Pałacu Branickich gośćmi.
Sprostać kolejnym wyzwaniom Inicjatywa nieustannie się rozwija. Dziś cała grupa liczy już kilkunastu członków. Znajdują się w niej zarówno licealiści, studenci, jak i nieco starsi gracze. Niektórzy, by wziąć udział w zabawie, przyjeżdżają do naszego miasta z odległych zakątków Polski. Białostoczanie współpracują też z innymi stowarzyszeniami na terenie całego kraju.
Reprezentanci Podlasia byli obecni m.in. na „Hardkonie” – jednym z najpopularniejszych konwentów poświęconych terenowym grom fabularnym i RPG. Ponadto „Żywia” stara się przybliżyć LARP-y tym, którzy nie mieli okazji wcześniej się z nimi zetknąć. Regularnie organizowane są warsztaty tematyczne poświęcone tej sztuce. Cały czas trwają też prace na kolejnymi scenariuszami. Nowych pomysłów i chętnych do ich realizacji nie brakuje. Tak więc jeśli dane nam będzie gdzieś spotkać grupę sympatycznych ludzi kreujących się na bohaterów rodem z innego wymiaru, pamiętajmy – to nie parada szaleńców, lecz kolejne spotkanie miłośników niezwykłej gry.
REKLAMA
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 9
HISTORIA
Pamięć najlepszym świadectwem TEKST Radek Puśko Białystok przed wojną był miastem autentycznie wielokulturowym, a sąsiadem Polaka nierzadko był Żyd, Białorusin, Rosjanin czy członek innej nacji. Warto wiedzieć, że w tamtym okresie przynajmniej połowę ludności miasta stanowili Żydzi. Wszyscy razem mieszkali, kłócili się, pracowali – słowem Białystok był typowym przedwojennym polskim miastem o zróżnicowanej kulturze, bogatej historii i tradycjach, które tak nagle przerwała wojenna zawierucha.
N
ajbardziej ucierpiała oczywiście społeczność żydowska. Świat białostockich Żydów przed II wojną światową był naprawdę barwny, ze wszystkimi zaletami i przywarami cechującymi każdą lokalną społeczność. Wszystko to umarło wraz z wkroczeniem na nasze tereny wojsk niemieckich, a gwoździem do trumny stał się zryw żydowskiej społeczności białostockiego getta. Szesnastego sierpnia obchodzić będziemy siedemdziesiątą rocznicę tego wydarzenia. „Fakty Białystok” chciałyby pokrótce opowiedzieć Wam o świecie i ludziach, którzy mieli wielki wpływ na losy naszego miasta, którym naprawdę wiele zawdzięczamy i których już niestety z nami nie ma..
fot. Reprodukcja pocztówEK ze zbioru T. Wiśniewskiego
Sąsiad i przyjaciel z ulicy Lipowej Opowieść zaczniemy od mało znanej, być może nawet zapomnianej, a bardzo wybitnej postaci doktora Gedalii Rozenmana – ostatniego głównego rabina Białegostoku. Funkcję swoją pełnił od roku 1920. Mieszkał w nieistniejącym budynku przy ulicy Lipowej 41. Cieszył się sławą wybitnego uczonego. Jako autor wielu rozpraw naukowych, był także niezwykle szanowany przez białostoczan. Zwyczajem rabina Rozenmana było uczestnictwo we wszystkich uroczystościach państwowych. Wiąże się z tym 10 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
pewna ciekawostka. Otóż gdy w 1921 r. nasze miasto odwiedził marszałek Piłsudski, w trakcie ceremonii zorganizowanej na Rynku Kościuszki rabin pobłogosławił Naczelnika, a zdjęcie dokumentujące ten moment obiegło wszystkie ówczesne serwisy prasowe. Jeśli już jesteśmy przy ulicy Lipowej – na tej głównej arterii przedwojennego Białegostoku naprawdę kwitło życie. Co ważne dla obecnych mieszkańców miasta, wiele budynków, w których tworzyła się żydowska historia miasta, ocalało lub zostało odbudowanych. Ludność żydowska na przestrzeni dziejów odegrała bardzo pozytywną rolę w rozwoju ekonomicznym i kulturalnym Białegostoku i okolic. Żydzi odnosili sukcesy na polach rzemiosła, przemysłu, szkolnictwa i oczywiście handlu, z czym również wiążą się ciekawe historie. Przykładem niech będzie budynek przy Lipowej 23, wzniesiony jeszcze w XIX wieku. Należał do białostockiego kupca Lejby Raszkiesa, którego dziś nazwalibyśmy biznesmenem i przedsiębiorcą. Przy okazji udzielał się on w Towarzystwie Wzajemnego Ubezpieczenia od Ognia (tak, tak – były przed wojną takie organizacje!). Brat Lejby, Aron, był członkiem komitetu zarządzającego żydowskim przytułkiem. W latach międzywojnia w budynku funkcjonował skład materiałów budowlanych, a sama rodzi-
HISTORIA
na Raszkiesów utrzymywała się z handlu suknem. Oprócz tego przy Lipowej 23 działała znana kawiarnia Mikołaja Murawiejskiego – „Buzna”. Przyciągała ona wszystkich białostoczan napisem: „Cukiernia, buza, woda sodowa”. To właśnie tam podawano przed wojną najlepszą w całym Białymstoku buzę – gazowany napój z kaszy jaglanej. Przy okazji – czy ktoś z Was, Drodzy Czytelnicy, wie gdzie obecnie można dostać w Białymstoku buzę? Idąc dalej ulicą Lipową w kierunku kościoła św. Rocha, natrafiamy na numer 33. W okresie międzywojennym na parterze mieściły się sklepy: spożywczy Hepnera, z suknem Kahana i Agurtina oraz piekarnia Likiera. Kamienica ta związana jest jednak z postacią Jakuba Szapiro, najwybitniejszego białostockiego esperantysty. Przez cały okres dwudziestolecia międzywojennego pracował również jako dziennikarz – współpracował z „Das Noje Łebn”, „Dziennikiem Białostockim” oraz niezwykle popularnym „Ilustrowanym Kurierem Codziennym”. Szapiro był postacią znaną i niezwykle lubianą, a w jego mieszkaniu zbierała się białostocka intelektualna elita. To oczywiście tylko maleńki ułamek tego, jak wyglądał Białystok przed wojną. Między innymi właśnie dzięki naszym Żydom o stolicy ówczesnego województwa białostockiego autentycznie mogliśmy mówić jako o mieście niezwykle zróżnicowanym i wielokulturowym. A pamiętajmy, że dziedzictwo białostockich Żydów nie kończy się tylko na ulicy Lipowej...
Der Ojfsztand in Bialystoker getto* Po wkroczeniu armii niemieckiej, życie społeczności żydowskiej uległo pogorszeniu. Zarówno w getcie, jak i poza jego murami mieszkańcy próbowali układać sobie życie tak, aby płynęło swoim torem. Świadczy o tym np. literacka twórczość Felicji Raszkin-Nowak (rocznik 1924), która ukrywając się w jednej z podbiałostockich wiosek pisała… wiersze. Jeden jakże wymowny, niewojenny tytuł – „Oda do młodości”.
„Młodości, wzmocnij me serce, Spraw, bym w niewoli udręce Duszę wciąż hartowała, Lęku w cierpieniach nie znała, Wzmocnij me serce!” 16 sierpnia 1943 r. Niemcy postanowili wkroczyć do getta z zamiarem jego likwidacji – mieszkańcy chwycili za broń, pisząc piękną i tragiczną zarazem kartę historii walki z niemieckim okupantem. Powstanie w getcie było szczytowym punktem zbrojnego oporu naszych Żydów. Zryw z góry skazany był na niepowodzenie, ale pozwolił bojownikom umrzeć z godnością. Redakcja „Faktów Białystok” pamięta o tym doniosłym wydarzeniu. Powyższy tekst poświęcamy białostockim Żydom w 70. rocznicę powstania w getcie. Bo pamięć jest najlepszym świadectwem.
*w jidysz: „powstanie w getcie białostockim” Autor tekstu za pomoc i merytoryczną opiekę serdecznie dziękuje dyrektorowi Muzeum Podlaskiego Panu Andrzejowi Lechowskiemu. Autor korzystał z następujących pozycji: 1. „Białystok. Przewodnik historyczny”, Andrzej Lechowski, Benkowski Publishing 2. „Getto białostockie”, Ewa Rogalewska, Instytut Pamięci Narodowej, Białystok 2008 3. „Studia i materiały do dziejów miasta Białegostoku”, pod red. Jerzego Antoniewicza i Jerzego Joka, Białostockie Towarzystwo Naukowe, Białystok 1970 4. „Białostoccy Żydzi” (tomy I-IV), Adam Dobroński, Instytut Historii, Filia UW w Białymstoku, Białystok 1993-2002 fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 11
HISTORIA
Hejnał słychać
daleko od Ojczyzny TEKST Karol Rutkowski
Wspominając artystów związanych z Białymstokiem często zapominamy o tych, którzy swoją twórczością nieustannie przysparzają powodów do dumy naszemu miastu. Pan Robert Panek na Podlasiu mieszka od przeszło pół wieku. Jego utwory regularnie wykonywane są w różnych zakątkach świata, od Watykanu po Nikaraguę.
C
ała historia rozpoczęła się zaraz po II wojnie światowej. Właśnie wtedy w Staszowie nieopodal Kielc przyszły kompozytor pierwszy raz zetknął się z werblem. Komplet instrumentów ojciec – komendant straży pożarnej – ukrywał w obawie przed rabunkami niemieckich żołnierzy. Młodzieńcza pasja z czasem stała się nieodłączną częścią życia twórcy. W 1947 r. pan Robert wstąpił jako ochotnik do orkiestry 41. Pułku Piechoty. Następnie po odbyciu służby czynnej szlifował swój talent w Szkole Oficerskiej Kapelmistrzów Wojskowych w Rembertowie. Muzyczną edukację kontynuował pod okiem profesora Ludwika Kurkiewicza w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Warszawie. Studiował też filologię polską na Uniwersytecie Wrocławskim. Nabyta wiedza, a także znajomość języków obcych okazały się nieocenione, szczególnie podczas dalekich wojaży. Po zakończeniu edukacji młody magister sztuki postanowił przyjechać do Białegostoku. Na początku pracował jako klarnecista w Państwowej Orkiestrze Symfonicznej. Umiejętności absolwenta na długo utkwiły w pamięci niedawnych wykładowców. To właśnie władze uczelni wyszły z propozycją wyjazdu do krainy najlepszych cygar i dobrego rumu. Niestety pierwsza podróż w 1963 r. nie doszła do skutku z powodu napiętej sytuacji międzynarodowej. Pan Robert znalazł się jednak w Hawanie już dwa lata później. Po raz pierwszy spędził tam dwa i pół roku. Podczas jednej z wizyt poznał Jolantę Hernandez, którą później zaprosił do wykonania jednej z partii w operze „Halka”. Czarnoskóra śpiewaczka kreowała rolę polskiej dziewczyny również w trakcie wielu występów od Meksyku po kraje bloku wschodniego. Ponadto kompozytor pomagał w tworzeniu Reprezentacyjnej Orkiestry Armii Ku-
12 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
fot. Z prywatnych zbiorów Roberta Panka
Obywatel świata
bańskiej. W tej sprawie spotkał się z Fidelem Castro. Na wspólnej pogawędce panowie spędzili ponad pięć godzin. Po powrocie do ojczyzny nasz bohater rozpoczął służbę w milicji, gdzie sprawował funkcję kapelmistrza orkiestry dętej. W latach 80. organizował Orkiestrę Sił Zbrojnych Nikaragui. Wraz ze swoimi podopiecznymi miał okazję witać na lotnisku samego Jana Pawła II. Odegrany wówczas „Mazurek Dąbrowskiego” niezwykle wzruszył Papieża. Po uroczystej inauguracji pielgrzymki Karol Wojtyła poprosił o rozmowę z tajemniczym dyrygentem. Nie ukrywał przy tym swojego wzruszenia niespodzianką w postaci ojczystego hymnu. Przez pół wieku Robert Panek odwiedził przeszło 45 państw – zarówno w Ameryce Łacińskiej, Azji, jak i Europie. Komitet Olimpijski również dostrzegł jego niezwykły talent. Dwadzieścia cztery marsze dyrygenta Panka wykonywano podczas igrzysk w Atlancie. Z kolei w 2008 r. brzmienie jego „Chińskich akwareli” zakończyło olimpiadę w Chinach.
łów Miejskich w Lublinie. Podobnego typu kompozycje jego autorstwa są wykonywane przez klikonów [hejnalistów – red.] w miejscowościach takich jak rodzinny Staszów lub Wolin. Muzyka nie jest jedyną pasją twórcy. Studia na filologii polskiej pomogły mu lepiej poznać literaturę. Jak dotąd światło dzienne ujrzało pięć poetyckich tomów napisanych piórem artysty. Wiele ze swoich wspomnień uwiecznił na zdjęciach, które białostoczanie mieli okazję podziwiać podczas licznych wystaw. Pośród kadrów znalazły się zarówno obrazy z dalekich wypraw do Ameryki Łacińskiej, jak i fotografie przedstawiające piękno podlaskiej fauny. Chociaż Robert Panek stroni od blasku fleszy, swoją osobą urzekł wielu młodych ludzi. Studenci z Krakowa i Olsztyna poświęcili mu prace magisterskie. Z kolei dr Adam Sznajderski przybliżył sylwetkę naszego bohatera na łamach tomu „Niezwykli”, gdzie opisał szereg wyjątkowych Polaków oraz i ich zasługi.
Człowiek renesansu
Mimo upływu lat, pan Robert nie zamierza przejść na artystyczną emeryturę. Jak sam mówi, w dalszym ciągu jest muzykiem. Pośród pamiątek zebranych w jego mieszkaniu znajdują się nie tylko liczne wyróżnienia, ale i cały szereg podziękowań za dedykowane utwory. Pośród nadesłanej korespondencji znajdują się listy od monarchów, arabskich szejków, duchownych, sportowców czy polityków. W planach ma również kolejne podróże. Nieustannie utrzymuje też kontakt z orkiestrami, w których pracował. Historia Roberta Panka to nie tylko wiele niezwykłych kompozycji, fotografii czy utworów poetyckich. To też świetny przykład człowieka z ideałami, ciągle spragnionego nowych wrażeń.
Artysta w swoim dorobku ma przeszło 150 różnych dzieł. Niektóre można usłyszeć przy okazji wyjątkowych uroczystości na wielu królewskich dworach. Inne zostały zadedykowane konkretnym postaciom. Pośród wyróżnionego grona oprócz monarchów znaleźli się także wybitni sportowcy: Adam Małysz, Otylia Jędrzejczak oraz Irena Szewińska. – Wiele kompozycji powstaje pod wpływem emocji, kiedy dowiaduję się o określonych wydarzeniach – mówi Panek. – Inni wysyłają listy, a ja wysyłam życzenia muzyczne. Hejnał Białegostoku również jest zasługą pana Roberta. Co roku prezentuje utwór podczas Ogólnopolskiego Przeglądu Hejna-
REKLAMA
HISTORIA
Przygoda trwa dalej
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 13
c ę o r n k y a MA Z SPORT
RATOŃCZYK
TEKST Paweł Waliński „Zakręcony marat ończ yk – zw ycięż aj lub giń!” – śpiew Łapuć niejedno już ał w latach 80. Ka wygrał i próżno szu pitan Nemo. Edmu kać ludzi bardzie nd j od niego pozy ty do życia i pełnych wnie nastawionyc niczym nieskręp h owanej energii. – Minęło 28 lat, a cz uję, jak
fot. Z prywatnych zbiorów Edmunda Łapucia
by to było wczoraj. Na początku lud tak, że człowiek się zie patrzyli i puka „napali” i coś mus li się z marszu, i, tylko w głowę. Teraz patrz przez przypadek. Ni ą i zazdroszczą, że e były drogie. mam Zacząłem siłę biegać – wyznaje jeździć. Patrzę – ba pan Edmund. – Za jerancka zabaczą- wa. I zaczęły łem w 1985. roku się zawody. Trzeba . Dlaczego? Po stu jednak padiach miętać, że rozpocząłem prac do jazdy na rolkach ę w Białostockim po trzebne są Ko mbi- dobry sprzę nacie Budowlanym t i do perfekcji opan . Będąc inżynierem ow an a równobu - waga. Jeśli się jej dowy miałem pod nie wyćwiczy, to się sobą 150 pracowni leż kó y. Sam w i przez pięć lat ni się o tym kilkakrot e miałem czasu na nie przekonałem. urlop. przy tym Tr zeba Zauważyłem, że ro być bystr ym, mieć bię się nerwowy, za refleks, omijać czyna przeszkod mną trząść. Podcza y. s wizyty lekarskiej usłyszałem, że wszystk ie wyniki mam supe r i po- D em on pr wodem takiego sa ęd ko śc i mopoczucia było pr ze ciążenie pracą. Lekark Edmund Łapuć om a zasugerowała sp ija je na tyle skutec acer y. że odnosi po znie, I tak się zaczęło. Za ważne sportowe su cząłem biegać. Po kcesy. V Bieg dwóch Ursynowa latach biegania, po na rolkach w 2011 dczas zawodów w r. na dystansie Kole na 10 km po 10 km miałem najle konał w 22 minuty pszy wynik w swoje i 8 sekund. Nie j karie- dość, że wy rze. Później przyszł grał w swojej kateg y maratony. Przebie or ii wiekowej, głe m to jeszcze ustan ich trzynaście. A jeś owił rekord Polski. li zliczyć wszystkie Co oznasta rty w zawodach, wych cza, że jego średnia odzi ich ok. sześci prędkość wynosiła uset na 30 km na prawie dystansach od 5 do godzinę. Niejeden 42 km. W bieganie młokos spuchłby wsią- jadąc na rolka kłem na tyle, że w ch tak szybko. latach 90. przy spółd zielni mieszkaniowej „Zac Smak zwycięstwa hęta” prowadziliśm pan Edmund zna y z ko- nie przymier jak – legą klub biegacza „C zając – my znamy sm hrobry”, z którym cz ak herbaty. tero- Startując w krotnie zdobyliśm triathlonach nieraz y drużynowe mist swoimi wyrzostwo czynami Polski amatorów na zadziwiał nawet o dystansie 20 km. połowę młodszych uczestników, zmuszając ich, by wąGr un t to pr zy go to chali za nim kurz. Ale nawet na najle w an ie pszych czyhają niebezpiecz Pan Edmund przeko nuje, że do maraton eństwa: – W triath ów, ważna jest po lonie jak i innych zawo goda. Kiedy tempe dów – ogólnie do ratura jest za sportu niska, wo – należy podchodz da jest zimna, człowiek ić z szacunkiem. Tr się wychłazeba dza. Kilkana swoje wybiegać, wy ście lat temu starto ćwiczyć, dbać o di wałem w Mietę, strzostwach sen i ogólną życio Polski w triathlonie wą higienę. Wtedy w Suszu [1,5 wyni- km pływa ki powoli przychod nie, 40 km rower, 10 zą. W ramach tre km bieg – red.]. ningu Przepłyn w ciągu roku poko ąłem 750 metrów i nuje biegiem dwa za cz ęły tys mnie łaiąc e pać skurcze. W kilometrów. ostatniej chwili wy ciągnęli mnie z wody. – Najtrudniej prze pracować zimę. Jeś li temperatura jest niż sza niż 10-12 stopn i, orga- N ie w ol nizm się wychładza no si ę za sk le pi ać i człowiek łapie zapa lenia płuc, oskrzeli... Tego Pasja sportowa nie się nie da oszukać. jest jedyną u pana Orga- munda. Jes Ednizm broni się do t wielkim fanem kla czasu. Więc kiedy sycznego roctempe- ka – co jak ratura spada, biega o dziennikarz główn nie zamieniam na ie muzyczny marsze. mogę potw Przed zawodami ierdzić. Nieraz w tra maratończyk wzm kcie rozmowy aga zawstydzał m odrobinę swoje tre nie swoją wiedzą, ningi. A te do nu jak z pepednych szy sypiąc nie należą, bo pan z pamięci nazwiskam Edmund poza ucze i m uzyków. – stnic- W życiu nie twem w biegach ul można się zasklepiać icznych doskonale i za jmować ra dzi się tylko jedny sobie także w biega m. Muzyką pasjonu ch narciarskich, wy ję ści się od ga ch wielu lat. Niest kolarskich, triathlon ety nie mam słuch ach, ale i w jeździe na u m uz ro yczlkach. – Zacząłem nego, więc nie potra uprawiać ją przez fię grać. Do dziś ws przypa- nam swój po midek. Wszedłem do pierwszy koncert – sklepu, popatrzyłe w nieistniejącej m na już hali Jagiel rolki i pomyślałem lonii. Grał i śpiewał : „Cholera, kupuję! Marino Ma”. Nie rini, a konf eransjerem był Lucja n Kydryński.
14 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
REKLAMA
SPORT
łem tak blisko, że adzieścia metrów! By dw pra cia cio bo adkiem, zczki – ze śmiechem Dostałem się tam przyp widziałem jego zmars yła ob zd m , przez de cu ś jakim Edmund. – Stojąc tam cująca w pasmanterii że wspomina pan ała ow czy to on a, rop jaw zap , to jść szczypałem: czy bilety, a że nie mogła pó rzeczy cały czas się ors ych Do e wn Th Pe o. na ie zęł aw zac rsz je odda. Od tego się sen?. Byłem też w Wa ... 59 19 e. rok rpl to Pu ł by ep A De . się nie zapomina of the 21st Century i czył, ale za najważh był pan Edmund, Niejeden koncert zoba Koncerty, na któryc nie je na uz ń ie marze nieskończoność. Pasji niejszy, istne spełnien można by wyliczać w go ne bio ulu go oje sw dzi, że muzyka w trakdawny polski koncert jednak nie łączy. Twier 07 20 ł by mniej, To – s: ne Sto dekoncentruje. Tym nie zespołu The Rolling ego cie biegania go wn tiwape fes nie z ch y wy ko ion ies roc teście bywalcami jes rok, koncert przen li jeś y. aw rsz Kijowa do Wa go pana w starszym wówczas politycznie uważajcie na zażywne li, . ów dz wi . tys jakieś 80 rolkach. Jeśli jesteście I poszedłem. Przyszło wieku pędzącego na Za a. aw spr ita samow ujcie podczas zawodów Wielkie przeżycie, nie sportowcami, nasłuch ich już ma nie a , esami sją opowiada anegdoty czynali karierę z Beatl o facecie, który z pa ch rka rie ba y . prz tuż łem może być właśnie on od czterdziestu lat! Sta wnie muzyczne. To sło do ie mn iło iel dz i od Micka Jaggera fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 15
R ELIGIA
W stronę
Świętej Góry
…czyli w 1710 r., kiedy to epidemia cholery dziesiątkowała ludność Podlasia. Panaceum „powstało” w ubogim domu w Siemiatyczach. Według legendy pewnemu starcowi objawiono, że tylko ten, który odbędzie pielgrzymkę na pobliską górę, zostanie uratowany. Ponoć po wkopaniu w ziemię pierwszych krzyży niesionych przez wiernych epidemia ustała. Odtąd pielgrzymów z roku na rok przybywa, Grabarka zdążyła zasłynąć jako największe w Polsce prawosławne sanktuarium, góra krzyży, miejsce cudów o niewytłumaczalnej, ale wyraźnie wyczuwalnej energii. W ciągu tych trzystu lat założono tu cmentarz, zbudowano (niejedną) cerkiew, stworzono żeński monastyr i wniesiono tysiące, dziesiątki tysięcy, a może i miliony krzyży. Najwięcej z nich wierni przynoszą podczas Święta Przemienienia Pańskiego, które uważa się za metaforę duchowości i ludzkiego życia. O co bowiem chodzi w wierze, jeśli nie o duchowe doskonalenie, zdobywanie kolejnych „leveli” wtajemniczenia, odkrywanie prawd – także o sobie – zmienianie się, przemienianie, wewnętrzną ewolucję?
Spasa
TEKST Iwona i Rafał Bortniczukowie/Mr.&Mrs. Sandman FOTO Jakub Gwiazdkowski, Aleksandra Kuźmiuk
Przemienienie Pańskie to jedno z dwunastu wielkich świąt dorocznych Kościoła prawosławnego. Ustanowiono je na pamiątkę Przemienienia Pańskiego na górze Tabor, kiedy to „twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło”, po czym Jezusowi objawili się Mojżesz i Eliasz. Według kalendarza gregoriańskiego obchodzi się je 19 sierpnia. Wśród wiernych jednak określenie „święto Przemienienia” pojawia się rzadko, a funkcjonuje raczej jego ludowa forma – Spasa, czyli Zbawiciela. Czasami też usłyszeć można „Spas jabłkowy”, w Spasa bowiem święci się jabłka, którymi wierni następnie dzielą się z rodziną.
Życie – pielgrzymowanie?
Pielgrzymowanie na Świętą Górę Grabarkę ma w sobie coś z zaklinania rzeczywistości. Niezależnie od tego, jaki środek lokomocji wybierzemy – samochód, pociąg czy może siłę swoich własnych nóg – z każdym kilometrem, obrotem kół czy krokiem stajemy się trybikiem innego, wyższego porządku. Zaś wraz z każdym słowem wypisywanym na drewnianym krzyżu nasze barki coraz mniej uginają się od metaforycznych ciężarów. A zaczęło się to dawno, dawno temu… 16 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
Jeśli Spasa, to Grabarka – to chyba najszybsze skojarzenie wiernych tej części Polski i Europy. Kiedy zbliża się 19 sierpnia, Święta Góra Grabarka przyciąga tłumy. Nabożeństwa prowadzą najwyżsi dostojnicy Cerkwi, najpiękniejszymi i czystymi głosami seminarzystów wyśpiewywane są tropariony, do sanktuarium zmierzają tysiące pielgrzymów. Część z nich idzie pieszo, przez dziesiątki kilometrów niosąc na barkach krzyże, na których wypisali modlitwy o zdrowie – swoje i swoich bliskich. Ostatni odcinek drogi wielu pątni-
RELIGIA
ków przebywa na kolanach. Na kolanach też trzykrotnie okrążają cerkiew. Następnie pielgrzymi wkopują krzyże w zagajnikach wśród rosnących tu sosen, które, nie wiedzieć czemu, jak jeden mąż pochylają się ku cerkwi... Część z nich już dawno zbutwiała, a napisy i modlitwy przykrył mech. Część musiała zostać usunięta przez wolontariuszy. Niektóre mają kilka metrów wysokości (ilu ludzi było trzeba, by je unieść?), inne są malutkie i lekkie – najwidoczniej niosły je dzieci. Potem pielgrzymi idą do pobliskiego źródełka, gdzie zgodnie z tradycją obmywają twarz. Chorzy okładają zmoczoną w źródełku chusteczką także nogi, serce, czoło (czyli każde miejsce, które boli lub dokucza), po czym zostawiają chustkę na trawie, pozostawiając tam tym samym chorobę, troski i kłopoty. Nie można także zapomnieć o napiciu się wprost ze studni ze świętą wodą. Ustawiają się do niej długie kolejki, i to nie tylko dzięki uroczym wolontariuszkom ubranym w odpowiedni dla miejsca i okazji outfit w stylu „less is more”, czyli długie spódnice, bluzki obowiązko-
wo zakrywające ramiona i chustki na głowie. Następnie, mimo zmęczenia i wielodniowego wędrowania, wierni uczestniczą w nocnych nabożeństwach, idą do spowiedzi, czekając z przyjęciem Eucharystii na świąteczny dzień, i modlą się w lesie rozświetlonym przez setki zapalonych świec. Niektórzy przyjeżdżają na Górę Grabarkę pociągami, autokarami i własnymi samochodami (święto Spasa to dla właścicieli okolicznych łąk niezły interes – parkingów nie brakuje). Kiedyś – pamiętamy jak przez mgłę – pielgrzymowano też traktorami i wozami zaprzęgniętymi w konie. Jechały na nich całe rodziny. Po nabożeństwie zaś rozkładano się przy wozie na kocach i spożywano świąteczne śniadanie.
Sacrum i profanum Teraz w miejscu, gdzie kiedyś „parkowano” wspomniane konie i traktory, tuż za murami klasztoru co roku rozstawia się wielki jarmark. Lody, lody dla ochłody, wata cukrowa, maczki, a obok komplety pościeli i kołder, ubrania, buty i czapki. Tandet-
ne koguciki, wiatraczki i gumowe pająki, a nawet zestawy garnków. Przeciskając się przez tłum w drodze do samochodu pielgrzymi mogą posilić się kiełbaską z grilla, przymierzyć perukę, kupić chrześniaczce lalkę, a prawdopodobnie także polisę na życie bądź zarezerwować sobie tydzień wakacji w Turcji na kolejny sezon. A to wszystko przy akompaniamencie wdzięcznych dźwięków muzyki disco-polo i słodkich głosików chłopaków z polskich boysbandów wyśpiewujących, że: „majteczki w kropeczki, a Ty kochaj tylko mnie”. Jeśli przedarliśmy się przez ten nowy Jarmark Europa, niemal uciekliśmy z czyśćca i przeszliśmy przez wszystkie kręgi piekielne, jeśli przy okazji Boysi nie zagłuszyli nam nabożnego „Hospodi pomiłuj”, możliwe, że z tą naszą duchowością nadal nie jest najgorzej i że szukamy czegoś więcej. Jeśli pomóc mogą nam w tym szumiące na Górze sosny i głosy mniszek czytających modlitwy – to dobrze. Może poczujemy się lepsi. Choć trochę. Może to będzie nasze małe przemienienie.
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 17
Supraśl
MIEJSCE
miasteczko magiczne TEKST Radek Puśko FOTO Karol Rutkowski
Czasami nie zdajemy sobie sprawy, ile dobra jest bezpośrednio obok nas. Pewne rzeczy, ludzie i miejsca stały się tak oczywiste, powszechne i łatwo dostępne, że w ogóle nie dostrzegamy ich obecności. Miejscem takim jest niewątpliwie Supraśl. Miasteczko tuż za miedzą. Tak pozornie banalne, że zdarza nam się nie dostrzegać jego piękna.
C
o z nadmiarem wolnego czasu może zrobić mieszkaniec Białegostoku? „Fakty Białystok” proponują, wyjątkowo, wycieczkę poza miasto. Kierunek: Supraśl. Autobus, samochód, rower – tymi środkami lokomocji możemy dostać się do serca Puszczy Knyszyńskiej, w której jest położony. Szczególnie polecamy wycieczkę jednośladem, najlepiej w dobrym towarzystwie. Wyprawa ścieżką rowerową przez Puszczę Knyszyńską to niezapomniane wrażenia. Dla mieszkańca Białegostoku i okolic może i oczywistość, dla turysty – ogromna atrakcja.
Krzyż puszczony przez mnichów Wedle starych opowieści Supraśl powstał ponad pięćset lat temu, kiedy na brzegu skarpy, gdzie obecnie stoi klasztor, zatrzymał się krzyż puszczony rzeką przez prawosławnych mnichów z pobliskiego Gródka. Zakonnicy potrzebowali cichej przystani do życia monastycznego i duchowego. I tu ją znaleźli. Tak zaczyna się historia Supraśla. Jego gwałtowny rozwój przypadł na wiek XIX, kiedy w mieście, głównie za sprawą Wilhelma Fryderyka Zacherta, rozwinął się przemysł włókienniczy. Zachert w dwie zaledwie dekady z miasteczka klasztornego, liczącego niewiele ponad trzystu mieszkańców, zrobił miasto „z prawdziwego zdarzenia”, liczące w 1857 r. aż 3450 obywateli. W ślad za Zachertem pojawili się inni przemysłowcy: Buchholzowie, Reichowie, Jansenowie, Aunertowie, Altowie, Koszadowie, Tebusowie. Pamiątki po nich do dziś świadczą o wspaniałej wielokulturowości Supraśla, gdzie przed wiekiem obok siebie w wielkiej przyjaźni żyła niezwykle zróżnicowana społeczność. Najliczniejsi, wedle spisu sprzed ponad 150 lat, byli katolicy, następnie ewangelicy, prawosławni i Żydzi. 18 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
Kultura na europejskim poziomie Miasteczko to może i małe, ale z wielką instytucją kulturalną. Wielką nie znaczy, że gabarytami bliską Operze. O wielkości Wierszalina, bo o nim mowa, świadczą prezentowane w nim spektakle. Teatr wielokrotnie był przez krytyków i widzów porównywany do takich światowych zjawisk, jak Teatr Laboratorium Jerzego Grotowskiego czy Cricot 2 Tadeusza Kantora. Wszystkim, którzy interesują się teatrem współczesnym, te marki jednoznacznie kojarzą się z teatrem przez wielkie „T”. Dyrektorowi Tomaszukowi, dosłownie w centrum Puszczy, udało się stworzyć miejsce bez precedensu w skali naszego województwa. Miejsce, do którego widzowie przyjeżdżają z przeróżnych zakątków naszego kraju i nie tylko. Wierszalin wraz z Muzeum Ikon są obecnie niekwestionowanymi ośrodkami kultury województwa podlaskiego.
MIEJSCE
Jak by tego było mało, tuż pod bokiem Wierszalina znajduje się Alkierz, czyli jak mówi Wojtek Łasiewicki, syn właścicieli – „pierwszy na Podlasiu prywatny dom kultury”. O magii Alkierza stanowi budynek, w którym się mieści – przedwojenny, będący już zabytkiem dom ludowy. Jeszcze do niedawna dodatkowo działało tu kino Jutrzenka, obecnie zamienione na przestrzeń koncertowo-widowiskową. Ale Alkierz to nie tylko kultura. W niesamowitej atmosferze możemy tu skosztować podlaskich specjałów z ręcznie wyrabianymi pierogami na czele. To oczywiście nie koniec niezwykle bogatego supraskiego życia kulturalnego. Z Supraślem życie i twórczość związał niezwykle popularny artysta fotografik, pejzażysta Wiktor Wołkow. To dzięki niemu, jego pasji i poświęceniu wszyscy możemy podziwiać niezwykłe przyrodnicze walory Polski północno-wschodniej. Stała ekspozycja zdjęć Wołkowa znajduje się w Centrum Kultury i Rekreacji. Chłodnik litewski, solanka petersburska czy barszcz ukraiński. Te potrawy również znajdziemy w Alkierzu. Wiele mówi się o wielokulturowych korzeniach naszych ziem, zwłaszcza na poziomie kulinariów. Właściciele Alkierza ochoczo podtrzymują wielowiekową, bogatą kulinarną tradycję. Ale naszych regionalnych potraw spróbować możemy nie tylko w tym miejscu. Jako że Podlasie ziemniakiem stoi, to na znakomitą kiszkę i babkę zapraszają również Łukaszówka i Jarzębinka. Co więcej – na przysmaki tatarskie, z kołdunami na czele, zapraszają nas… „Przysmaki tatarskie” – bo tak dokładnie brzmi nazwa lokalu mieszczącego się w supraskim Centrum Kultury i Rekreacji. Przy okazji – kto z Was, drodzy Czytelnicy, kojarzy Centrum z trylogią „U Pana Boga za…”? Tak, zgadliście! Budynek Centrum w filmach Jacka Bromskiego „grał” posterunek policji.
REKLAMA
Podlaskie przysmaki – prawdziwa wielokulturowość
Wsi spokojna, wsi wesoła Supraśl, liczący obecnie prawie pięć tysięcy mieszkańców, zachował pomimo to niepowtarzalny klimat podlaskiej wsi i jest to jego ogromna zaleta. Dziesięć kilometrów od centrum Białegostoku znajdziemy więc czyste powietrze i specyficzny mikroklimat. Do tego zespół klasztorny wraz z Muzeum Ikon... Jest co zwiedzać. A kiedy zmęczymy się turystyką pieszą lub rowerową, możemy wypocząć na plaży i ochłodzić się w miejscowym zalewie. To wszystko, wraz z bogatymi złożami borowin sprawiło, że Supraśl doczekał się miana uzdrowiska. Tyle atrakcji, a wszystko dosłownie pod naszym nosem.
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 19
MIASTO
Nic się u nas nie dzieje TEKST Grzegorz Grzybek, bloger citybranding.natemat.pl
„Nic się u nas nie dzieje” – tak o szeroko rozumianej kulturze w swoim mieście bardzo często mówią mieszkańcy. Białegostoku? Też. Dlaczego? Bo miasto skąpi na kulturę? Też. Dlatego, że nie mają pojęcia o tym, jak wiele się dzieje i jak wiele pieniędzy z ich podatków na to idzie? Też. Dlaczego jeszcze? Dlatego, że miasto inwestuje w kulturę, ale zapomina, czemu to służy.
C
oraz częściej najważniejsz jest, aby zadowolić wszystkich. Dać trochę wszystkim organizacjom, po trosze wszystkim instytucjom miejskim, po trosze mniejszościom, Kościołowi… Dla poprawności politycznej i świętego spokoju. Po trosze to rozumiem. Urzędnicy chcą wszystkich uszczęśliwić. To, co za chwilę przeczytacie Drodzy Czytelnicy, pokazuje, że nie jest to możliwe. Niezadowoleni są ci, którzy nie spróbowali tortu, ale też ci, którzy dostali tylko mały kawałek nie czując pełni satysfakcji. Rozwiązaniem może być stworzenie w mieście markowego wydarzenia pod patronatem miasta. Po co? Oto odpowiedź.
fot. ISTOCK.COM
Jak to robią w Łodzi? W latach 2014-2016 łódzki urząd miasta ma przeznaczyć dwa miliony złotych rocznie na promocję Łodzi podczas FashionPhilosophy Fashion Week Poland. Siedemset tysięcy złotych ma trafić do organizatorów Łódź Design Festival. Miasto będzie też przyciągać turystów i organizatorów konferencji. Władze Łodzi chcą też nadal promować miasto jako centrum przemysłów kreatywnych, czyli miejsce łączące pomysły twórców i naukowców z przedsiębiorczością. W 2013 i 2014 r. chce wydać na ten cel 2,6 mln zł. To wszystko, by Łódź była postrzegana jako dobre miejsce do planowania inwestycji, a więc i dające pracę – szczególnie w sektorach IT i BPO. Na promocję Łodzi gospodarczej w najbliższych dwóch latach zarezerwowano w budżecie 1,7 mln zł. W ten sposób Łódź dzięki konsekwencji i strategii może służyć jako wzór godny naśladowania. Miasto najhojniej wspiera wydarzenia zbliżone do jednej dziedziny, tematu. W ten sposób buduje przemyślany wizerunek – wie, kto jest grupą docelową wydarzenia i jak owa grupa może przyczynić się do rozwoju miasta. Łódź staje się polską stolicą mody i designu. To tematy, które łatwo przyciągają sponsorów, inwestorów, kreatywne młode umysły, służące radą międzynarodowe autorytety. Wreszcie uwagę mediów i samych mieszkańców. Dalece ważniejsza od tematu jest wspomniana konsekwencja, tworzenie poprzez wydarzenia, eventy spójnego obrazu danego miejsca. Mieszkańcy są świadomi, co odróżnia ich miasto od innych, w czym są lepsi, czym mogą się pochwalić. Dzięki markowym wydarzeniom dostrzegają nowe perspektywy, by rozwijać się w mieście, w którym się urodzili. Choć dziś Łódź notuje największy odpływ mieszkańców, jestem przekonany, że praca nad budowaniem czytelnej marki się opłaci, i za kilka lat trend się odwróci lub przynajmniej znacząco zwolni tempo. 20 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
Co organizatorowi wydarzenia daje wieloletni plan finansowania? Jędrzej Dondziło, organizator festiwalu Up To Date Już dziś moglibyśmy rozmawiać z artystami, których chcielibyśmy zaprosić w roku 2014. W lutym nie będzie sensu już z nimi rozmawiać, bo albo będą zajęci, albo uznają naszą ofertę za niepoważną. Proces promocji mógłby być zdecydowanie lepiej przygotowany, a większa liczba szalonych, nietypowych pomysłów zrealizowana. Z finansowaniem od miasta na poziomie pół miliona złotych rocznie moglibyśmy wykonać gigantyczny skok skalowy i jakościowy festiwalu. Dzięki temu sponsorzy finansowi i medialni traktowaliby nas jeszcze poważniej. Nasz festiwal doskonale promuje miasto. Frekwencja regularnie rośnie, a połowa publiczności pochodzi już z regionów innych niż Podlasie oraz z zagranicy.
MIASTO
Widz poszukiwany = widz ukształtowany Kto jest najważniejszym klientem marki miasta? Przedsiębiorcy? Studenci? Turyści? Nie. Są nim mieszkańcy. Szczególnego znaczenia nabiera to w czasach, gdy polskie miasta – w tym Białystok – borykają się z problemem uciekających na przedmieścia lub do większych metropolii obywateli. Kultura i rozrywka mogą być bez wątpienia lekarstwem na to zjawisko, ale tylko wówczas, gdy będą budowały markę miasta i tożsamość mieszkańców.
Eryk Mistewicz w książce „Marketing narracyjny. Jak budować historie, które sprzedają?” niewielki dział poświęca właśnie miastom: „Najgorsze są miasta bez opowieści. Miasta nijakie. Miasta, w których żyją ludzie, ale chętnie się z nich wyprowadzają, jeśli tylko nadarza się taka okazja. […] We Francji, w której także pracuję, jest normą: promowanie się nie tylko w celach turystycznych czy inwestycyjnych, ale także w celu budowania tożsamości ich mieszkańców, tak aby byli najlepszymi ambasadorami swych małych ojczyzn”.
Zeskanuj i Zobacz
szczegółowe dane o finansowaniu wydarzeń kulturalnych w mieście
Miejskie Biuro Komunikacji Społecznej przesłało mi listę wydarzeń, na które miasto przez ostatnie trzy lata wydawało kwoty nie mniejsze niż dziesięć tysięcy złotych oraz budżety trzech największych instytucji kulturalnych w Białymstoku. Warto dodać, że miasto dofinansowało w tym roku również instytucję urzędu marszałkowskiego – Operę i Filharmonię Podlaską (2 mln zł). Po przejrzeniu listy widzę trzy solidne porażki urzędu miasta. Pierwsza to brak festiwali: „Filmvisage” (powyżej 500 tys. zł) i „Pozytywne Wibracje” (1,5-2 mln zł). Porażką nie jest ich brak, a w ogóle pojawienie się na liście. Oba miały ogromne budżety, ale żaden nie rysował spójnego, powszechnie jasnego wizerunku miasta. Poza tym miasto wydając na te imprezy pieniądze zainwestowało w zewnętrzną markę i dziś nic z tego nie ma, i nic mieć w przyszłości nie będzie. My zainwestowaliśmy w cudze, komercyjne marki, a dziś nie mamy do nich żadnych praw. Porażka numer dwa to budżet Białostockiego Teatru Lalek i imprez powiązanych z tą instytucją. Przy takich wydatkach teatr powinien być pełen widzów i mieć wizerunek lalkarskiej stolicy. BTL to bez wątpienia wybitna instytucja, ale mocno zasiedziała i nie zabiegająca skutecznie o widza. Pieniądze ją rozleniwiają. Tylko lenie mogą używać zdania: „Kultura obroni się sama, ale u nas nie mamy ukształtowanych odbiorców”. Podobnie jest z Galerią Arsenał. Na pochwałę zasługują Opera i Filharmonia Podlaska oraz posiadające stosunkowo niewielki budżet Muzeum Wojska. Trzecia porażka to brak – choćby jednej – imprezy, która co roku ma stałe, wysokie finansowanie. Wyjątkiem mogłyby być Dni Miasta Białegostoku – seria niepowiązanych ze sobą corocznych wydarzeń kulturalnych. Zamiast co roku zmniejszać ich budżet, należałoby albo wymyśleć to wydarzenie na nowo i dofinansować, albo zupełnie z niego zrezygnować. W mieście sporo się dzieje. Białostoczanie nie wszystko dostrzegają, ponieważ wśród urzędników i instytucji kulturalnych brakuje zapału do nawracania mieszkańców na kulturę. Wszystkie istniejące instytucje są potrzebne. To jasne. Może jednak nadszedł czas, aby nagradzane wysokimi dotacjami były tylko te, którym skutecznie udaje się pozyskać nowych „klientów”?
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 21
Z DROW I E
Uzdrawianie i upiększanie dotykiem TEKST Agnieszka Sienkiewicz
Istnieje niezliczona ilość technik masażu: od relaksujących, poprzez lecznicze i sportowe, na erotycznych kończąc (i jest to bardzo uproszczone zestawienie). Nie każdy masaż jest rozkoszą, wręcz przeciwnie – prawdziwe, fachowe ugniatanie bywa dość bolesne i może skutkować licznymi siniakami. Szczególnie narażone na zsinienia są osoby poddające swe ciała masażom redukującym cellulit, które często są wykonywane z użyciem chińskich baniek. Gumowe cylindry zasysając skórę powodują efekt tzw. malinki, doskonale znany szaleńczo zakochanym. Czasami jednak warto pocierpieć, bo skóra staje się gładsza już po kilku takich zabiegach. Odpowiednio wykonywany masaż modelujący rozbija i rozdrabnia podskórną tkankę tłuszczową, powodując redukcję skórki pomarańczowej. Regularne masaże sprawią, że skóra stanie się elastyczna i pozbawiona jakichkolwiek nierówności. Masaż chińskimi bańkami można z powodzeniem wykonywać w domu, nie jest on szczególnie skomplikowany, ale z pewnością warto wcześniej podpatrzeć profesjonalistę. Do masaży poprawiających wygląd ciała zaliczają się też wszelkie masaże wodne. Fantastycznie uelastycznia skórę naprzemienne polewanie się zimną i ciepłą wodą. Szczególnie zaleca się stosowanie takich zabiegów na dekolt i piersi. Drugą opcją są bicze wodne, które z kolei nadają się do poprawy krążenia w dolnej części ciała – udach i pośladkach.
Egzotycznie, erotycznie
Z decydowany dotyk jest nie tylko przyjemny, ale i w niektórych przypadkach zbawienny. Prawdziwy masaż to coś więcej niż drapanie po plecach w domowym zaciszu. Profesjonalny zabieg może okazać się najskuteczniejszym działaniem leczniczym.
22 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
W ostatnim czasie rekordy popularności bije, nieznana dotąd w Polsce, egzotyczna metoda masażu zwana Lomi Lomi. Charakterystyczne dla tej techniki jest masowanie nie tylko dłońmi, ale i przedramionami, przy jednoczesnym wykonywaniu tanecznych, pełnych gracji ruchów. Lomi Lomi jest kwintesencją harmonii. Postanowiłam sprawdzić, czy w Białymstoku można skorzystać z tego typu relaksu. Szybko trafiłam na pewien salon, który w swojej ofercie ma nie tylko masaż Lomi Lomi, ale także masaż tantryczny. W ciągu krótkiej rozmowy dowiedziałam się, że mogę tam skorzystać z usług masażysty (lub masażystki), którzy delikatnymi ruchami dadzą upust mojej skumulowanej energii... Trzeba przyznać, że sformułowanie to jest dość dwuznaczne i choć zachęcająco brzmią obietnice ożywienia energii seksual-
nej i usunięcia wszelkich blokad, to na masaż się jednak nie wybiorę. Czy we wspomnianym salonie masaż jest rzeczywiście tylko masażem, wiedzą jedynie osoby odwiedzające wspomniane miejsce. Równie egzotyczny, choć popularny już od lat, jest masaż kamieniami. Takiemu zabiegowi można poddać się w wielu salonach kosmetycznych, ale jeśli liczymy na totalny relaks, warto wybrać miejsce nastrojowe, gwarantujące maksymalne odprężenie. Do masażu najczęściej wykorzystuje się kamienie bazaltowe, tzw. wulkaniczne, które się podgrzewa, oraz biały marmur, który wcześniej chłodzi się w kostkach lodu. Ciepło i zimno wpływają na pobudzenie krążenia, niwelowanie napięć mięśniowych i emocjonalnych. Masaż kamieniami ma także działanie przeciwzapalne i przeciwbólowe oraz poprawia dotlenienie skóry.
Ręce, które leczą Masaż to nie tylko idealny sposób na odprężenie, relaks i piękną sylwetkę. Dotyk może przynieść ulgę w wielu dolegliwościach, m.in. w bólach korzonków, dyskopatiach i nerwobólach. Kiedy doskwiera kręgosłup, warto skorzystać z masażu, który poprawi jego ukrwienie, zwiększy elastyczność więzadeł i mięśni przykręgosłupowych. Osoby zainteresowane leczniczymi masażami bardzo często korzystają z usług osób niewidomych, posiadających szczególnie wyczulony zmysł dotyku. W naszym mieście takie usługi oferuje pan Artur Kaczanowski, który jest dyplomowanym masażystą i pracuje w zawodzie już ćwierć wieku. – Regularnie odwiedzam gabinet pana Artura – mówi Adam, trzydziestolatek mający problem z kręgosłupem. – Po każdej wizycie czuję się jak nowo narodzony, a ból daje spokój na dłuższy czas. Mam swojego sprawdzonego masażystę i nie zamieniłbym go na żaden modny salon SPA – stwierdza. Warto zaznaczyć, że masaż leczniczy powinien być wykonywany przez osobę, która wie co robi. Lepiej unikać niepewnych miejsc, a tym bardziej nie próbować masować się na własną rękę. Nieprawidłowo wykonywane ruchy mogą pogorszyć nasz stan i spotęgować ból. Masaż, zarówno ten przyjemny i ten mniej, może zdziałać wiele dobrego – pod warunkiem, że będzie wykonany z głową. Zatem masujmy się zdrowo i na zdrowie!
FOT. ISTOCK.COM
Czasem rozkosz, czasem ból
Pierogi z kurczakiem i brokułami
COŚ NA ZĄB
B
istro „Między Zębami” jest propozycją dla wszystkich, którzy wciąż poszukują lokalu dla siebie. Oryginalna aranżacja, siedziska z poduch, które można dowolnie układać, niekomercyjna muzyka i dyskretne oświetlenie pozwalają rozkoszować się smakiem domowego rosołku podawanego z wołowiną, czy kilkunastoma rodzajami pierogów. W arsenale są: gotowane, w cieście francuskim i drożdżowym. Podawane z dipami, na bazie wytwarzanego na miejscu majonezu. Niespotykaną dotąd propozycją w Białymstoku są langosze, rarytas kuchni węgierskiej i słowackiej: złociste placki z gotowanych ziemniaków, serwowane na pięć
sposobów. Nowością są też pochodzące z łąckiej Tłoczni Maurera ekosoki. Codziennie można też liczyć na deser – pyszne ciasto. A porcje serwowane w „Między Zębami” są solidne. Nawet mała może być dla niejednego gościa sporym wyzwaniem. Lokal, choć działa zaledwie miesiąc, zyskał już wielu stałych bywalców. Każdy gość otrzymuje kartę rabatową, na której za każdą zakupioną potrawę z menu stawiane są pieczątki – „emzetki”. Dziewięć pieczątek to mała porcja pierogów lub langosze gratis. Dwanaście to duża porcja obu dań. Odwiedzenie tego miejsca winno być obowiązkiem każdego szanującego się smakosza.
Ciasto:
Drożdże wymieszać z ciepłym mlekiem oraz cukrem i pozostawić do wyrośnięcia. Mąkę • 350 g mąki przesiać. Dodać sól, margarynę, • 20 g drożdży drożdże, jajko i śmietanę. Za• 1/3 szklanki mleka gnieść ciasto, następnie rozwał• 1 łyżka cukru kować na grubość około pięciu • 1 jajko milimetrów. Wykrawać kwa• 2-3 łyżki kwaśnej draty o ok. dziesięciocentymeśmietany trowych bokach. Nałożyć farsz, • 1/2 kostki margaryny zlepić w trójkąty. Piec w temperaturze 180 stopni przez około • sól (do smaku) pół godziny.
FOT. MIĘDZY ZĘBAMI zE ZBIORÓW FIRMY
Farsz:
Kurczaka lekko obsmażyć na małej ilości tłuszczu. Po przestudzeniu – zmielić. Brokuł • 1 podwójna pierś obgotować, podzielić na różyczkurczaka • 1/4 kostki margaryny ki, wymieszać ze zmielonym kurczakiem. Dodać roztopioną • 1/2 średniego brokułu margarynę. Doprawić solą, pie• sól przem i curry. Smacznego! • pieprz • curry
REKLAMA
TEKST Anna Jasińska i Małgorzata Turosieńska z Bistro „Między Zębami”
MO T ORY Z AC JA
ROMET
Powód do dumy TEKST Jakub Foter
Nie ma w Polsce rodziny, która nie miałaby w swoim garażu chociaż jednego pojazdu, wyprodukowanego przez legendarną fabrykę z Bydgoszczy. Mimo upływu lat marka nie straciła ani trochę ze swojej atrakcyjności. Dzisiaj pośród całej palety różnorodnych produktów znalazły się tak skutery, jak i nowoczesne motocykle.
Przyszedł czas na przełom Zapotrzebowanie na produkty polskiej marki przerosło najśmielsze oczekiwania. Firma bardzo szybko stała się rozpoznawalna również w innych krajach Europy. Systematycznie zwiększano też paletę dostępnych modeli. Wypuszczony w 1988 roku Chart 210 dzięki swojej stylistyce i nowoczesnym rozwiązaniom śmiało mógł konkurować z maszynami największych światowych koncernów. Motorowery świetnie sprawdzały się nawet w tak miło przez wielu wspominanych latach 90. Dobra jakość wykonania oraz funkcjonalność konstrukcji sprawiły, że młodzi ludzie chęt24 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
nie wybierali dobrze znanego Ogara 200 czy Motorynkę. Rok 2006 przyniósł marce duże zmiany. Wszystko za sprawą spółki ARKUS & ROMET GROUP, która zdecydowała się kontynuować wieloletnią tradycję ikony motoryzacji.
Nowe możliwości Dziś pojazdy z dobrze znanym logo przedstawiającym pegaza budują swoją pozycję nie tylko na europejskich, ale też światowych rynkach. Inżynierowie nieustannie pracują nad ciekawym charakterem nowych produktów. W bogatym katalogu stajni każdy znajdzie coś dla siebie – nie tylko rowery, z których Romet słynie od dawna, ale także skutery, motorowery i motocykle o sportowym designie oraz w modnym ostatnio stylu retro. Wszystko to w pełnej palecie pojemności. Od popularnych „pięćdziesiątek” aż po 250 ccm. Chłodzone powietrzem, cieczą, a nawet te z silnikiem elektrycznym. Całkowitym novum jest elektryczne auto E4. Pierwsza transza produkcyjna, która wyjechała w Polskę, cieszy się ogromną popularnością. Zwłaszcza że auto to ładuje się jak każdy telefon komórkowy – wprost z gniazdka. A ma zasięg ponad 100 km. Wszystkie modele są oparte na innowacyjnych rozwiązaniach technicznych. Są też stale ulepszane, bo Romet ceni sobie i bierze pod uwagę opinie swoich klientów. Marka, podobnie jak przed laty, cieszy dużą się popularnością pośród miłośników motoryzacji. Sprawdzone konstrukcje nieustannie zdobywają szacunek użytkowników. Mimo osiągniętych dotychczas sukcesów Romet nie spoczywa jednak na laurach. W końcu tradycja zobowiązuje.
FOT. ze zbiorów FIRMY GRAFIX
P
oczątki marki sięgają końca pierwszej połowy ubiegłego wieku. Właśnie wtedy zapadła decyzja o powołaniu do życia Zjednoczonych Zakładów Rowerowych. Wyroby firmy bardzo szybko zyskały na popularności. Pomimo problemów z pozyskaniem surowców i brakiem profesjonalnego ośrodka testowego, modele polskich konstruktorów cieszyły się uznaniem szerokiej rzeszy klientów. Wiele z nich, jak np. kultowego Komara, mimo upływu lat, wciąż możemy spotkać na polskich drogach. Szkoliły się na nich kolejne pokolenia motocyklistów. Do dziś w wielu garażach znajdziemy świetnie zachowane egzemplarze, które wciąż dają satysfakcję z jazdy. Trzeba też przyznać, że popularne jednoślady w dużym stopniu zrewolucjonizowały ówczesny rynek motoryzacyjny.
MOTORYZ AC JA
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 25
P R Z Y RO DA
Wyjątkowo brzydka egzotyka TEKST Paweł Waliński FOTO Grzegorz Grzybek
Można mieć psa, można kota, a można coś naprawdę nieładnego wprost z głębin meksykańskiej pieczary. Czy posiadanie aksolotla stanie się modne? – Pierwszego aksolotla kupiłem siostrze. Chciała rybkę, więc poszliśmy do sklepu ją kupić. Była ładna, mała. A my byliśmy zachwyceni. Pan nam to sprzedał wraz z małym akwarium. W domku siostra, oczywiście też zachwycona prezentem rybnym, postanowiła poczytać o aksolotlach w sieci. I wyczytała – na początku że „rybka” pochodzi z Meksyku, co skomentowaliśmy gromkim: „Wow!”. Potem, że „rybka” je mięso, co sprawiło, że siostra cofnęła się na dwa metry od akwarium. Kolejnym zaskoczeniem okazała się informacja, że „rybka” rośnie nawet do 40 centymetrów. Na końcu dowiedzieliśmy się, że na posiadanie aksolotla trzeba mieć pozwolenie. Pan w sklepie o żadnej z tych dosyć ważnych informacji nie wspomniał – ze śmiechem opowiada nam Grzesiek, posiadacz aż dwóch aksolotli.
Naukowy skarb I faktycznie. Aksolotl rybką nie jest. Jest mięsożernym płazem ogoniastym, którego powszechnie zalicza się do dziesięciu najbrzydszych zwierząt świata. Większość czasu spędza w wodzie, w stanie wolnym jednak zdarza mu się nocami buszować w szuwarach i wśród korzeni. Jego nazwa pochodzi z języka nahuatl [czyt. nawatl – przyp. red.], którym posługiwali się rdzenni mieszkańcy Meksyku Aztekowie. Aksolotle na wolności żyją w jednym jeziorze na świecie – położonym na południe od miasta Meksyk Xochimilco. Są gatunkiem krytycznie zagrożonym wyginięciem – w stanie wolnym pozostało ich już tylko 700-1200 sztuk. Na szczęście brzydki płaz znalazł niemało entuzjastów, dzięki czemu nasze wodne przyjemniaczki w najlepsze namnażają się w hodowlach. 26 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
Aksolotle mają niebagatelne znaczenie dla medycyny. Z uwagi na niezwykłe możliwości regeneracyjne, prowadzi się na nich szerokie badania genetyczne, które mogą znaleźć zastosowanie w transplantologii, kardiologii i endokrynologii. Nasz rozmówca potwierdza ową aksolotlową właściwość: – Jeden z moich aksolotli odgryzł drugiemu nogę. Cóż – jak są młode, często się gryzą... Odrosła w ciągu dwóch tygodni. Kiedy aksolotl choruje, a łatwo to zauważyć, bo wtedy nie ma apetytu i dosyć szybko chudnie, trzeba go włożyć do pojemniczka wypełnionego płynem fizjologicznym i... umieścić w lodówce. W niskiej temperaturze spokojnie będzie się regenerował i szybko wyzdrowieje.
Do serca przytul psa, weź na kolana aksolotla Aksolotl to nie pies. Nawet jeśli jego pozornie uśmiechnięta buzia sprawia wrażenie, że między skrzelami zachodzą niebanalne i skomplikowane procesy intelektualne, należy pamiętać, że płaz to trochę więcej niż ryba, ale trochę mniej niż gad. Trudno się po owym spodziewać inteligencji godnej naszych podopiecznych z gromady ssaków. Siłą rzeczy zakres interakcji z naszym aksolotlem nie będzie tak szeroki, jak w wypadku Reksa czy Mruczka. – Niektórzy, głównie panie, stwierdzają że aksolotle są „tak brzydkie, że aż ładne”. Więc mimo że urodą nie grzeszy, a w dodatku żywi się mięsem i jest niemile oślizły, chciałoby się go wziąć na ręce. Można. Należy jednak pamiętać, że to, co dla nas jest jakąś atrakcją, niekoniecznie musi sprawiać przyjemność samemu aksolotlowi. Więcej – może go stresować, a to z kolei jest niebezpieczne dla jego zdrowia – przestrzega Grzesiek.
PR Z Y RODA
Faktycznie – nikogo nie dziwi fakt, że ptaki, choćby kura, mogą zejść z tego łez padołu wskutek zawału serca. Aksolotl podobnie. A niebezpieczeństw czyha na naszego maluszka niemało. Nasz rozmówca daje przykład: – Trzeba dbać o odpowiednią temperaturę w akwarium i czystość wody. To niełatwe. Bo jeśli za szybko doleje się czystej wody, która ma inną temperaturę niż stara, aksolotl czuje mocny dyskomfort. Trzeba też uważać na filtr do akwarium. Jeśli ustawimy zbyt mocny, aksolotl czuje się jak człowiek w trakcie wichury. Kolejna rzecz to kosmetyki – wszystko ma jakichś zapach. To wszystko powoduje stres. A stres powoduje zawały. Jeśli aksolotla nie stresować, może dożyć sędziwego wieku 10-15 lat. Hodowlany. Bo te, które żyją w warunkach naturalnych, umierają jako osobniki pełnoletnie. W sensie ludzkim, bo ich długość życia wynosi nawet 18-20 lat. Opieka nad nim jest stosunkowo prosta. Można go karmić raz na trzy dni. Minusem jest to, że nasz pupil nie gustuje w czekoladowych muffinach. Ambrozją dla niego są na przykład dżdżownice i drobiowa wątróbka. Na szczęście nie trzeba kopać robali w przydomowym ogródku, z powodzeniem można je
nabyć w lokalnym sklepie zoologicznym. Podobnie jak same aksolotle, które pojawiają się nie tylko w wielkich, mocno wyspecjalizowanych sklepach, ale i w „zoologikach” w galeriach handlowych.
Ratunku! Aksolotl mnie ugryzł! – Potrafi ugryźć. Aksolotle mają bardzo umięśniony długi ogon. Mimo że na co dzień wydają się ociężałe, poruszają się dzięki niemu w wodzie zadziwiająco szybko. Zatem kiedy gryzą, wygląda to bardzo spektakularnie – wiją się wokół dłoni i z zapałem ją „capią”. Na szczęście, niezależnie od wieku, nie mają zębów, więc nie czuć tego specjalnie. Coś, jakby człowiek delikatnie złapał się za palec – ze śmiechem opowiada Grzesiek. Jakkolwiek miły i słodki nie wydawałby się aksolotl, pozostaje płazem. Ciężko nawiązać z nim bliższą relację emocjonalną. Nasz rozmówca wyznaje: – Prawda jest taka, że prędzej niż jako zwierzę domowe, wypadałoby traktować aksolotla jak swego rodzaju egzotyczny mebel. Niedrogi egzotyczny mebel. Do patrzenia. Raczej na pewno nie do zabawy.
REKLAMA
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 27
P R Z Y RO DA
Wszystko co chcielibyście wiedzieć o Białce, a boicie się zapytać TEKST i FOTO Krzysztof Romaniuk Z dr. Włodzimierzem Kwiatkowskim, głównym specjalistą ds. ochrony przyrody Parku Krajobrazowego Puszczy Knyszyńskiej oraz autorem opracowań przyrodniczych dla doliny rzeki Białej rozmawia Krzysztof Romaniuk.
Rzeka Biała jest kręgosłupem naszego miasta. Zgadza się Pan z tym stwierdzeniem? WK: Jak najbardziej. Białystok jest ściśle z nią związany. To właśnie od niej miasto wzięło swoją nazwę – „biały stok”, czyli „czysty strumień”. Przed wiekami osady budowano wzdłuż rzek. Z Białej czerpano wodę, w dolinie pasano bydło. Dookoła były grunty rolne, więc rzeka miała swobodne połączenie z wodami gruntowymi. Stąd też poziom Białej był dość wysoki i stabilny. Dziś jest niski, bo zmieniły się warunki hydrologiczne. Otoczenie i sama dolina rzeki zaczęły się stopniowo zabudowywać. Przez to deszczówka zamiast wsiąkać w ziemię i powoli poprzez wody gruntowe przenikać do rzeki, zaczęła szybko do niej spływać po powierzchni terenu.
Dlatego więc w czasie większej ulewy widzimy, że studzienki na ulicach nie są w stanie odebrać nadmiaru wody? WK: System odprowadzania wód jest niewydolny. Szybko się wypełnia lub zatyka. Woda zamiast wsiąkać w grunt, spływa do Białej. Przy naprawdę intensywnych opadach może dojść do sytuacji, takiej jak oglądamy nieraz w telewizji, że oto strumyczek zamienił się nagle w rwący potok i zalał pół miasta. U nas skala byłaby mniejsza, ale podtopienia są faktem.
Trzeba przyznać, że stan rzeki się ostatnio poprawił. Jeszcze na początku lat 90. była cuchnącą breją. WK: Choć część ścieków trafia teraz do oczyszczalni, są jeszcze kanały i otwarte rowy, którymi wpływają one do Białej. W latach 70., przez różnego rodzaju skażenia, zimą rzeka nie zamarzała. Tafla wody była czarna. Unosiły się nad nią opary. Rzekę patrolowały gawrony, które wyłapywały stamtąd pożywienie. Wszystko zmieniło się w latach 90., kiedy wybudowano kolektory sanitarne. Woda zamiast do rzeki, płynie obecnie w kierunku oczyszczalni. Biała stała się bardziej biała, ale z ko28 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
ryta znacząco ubyło wody. Rzeka zmieniła się w rachityczny strumyczek z poziomem wody na wysokości dziesięciu-dwudziestu centymetrów, podczas gdy kiedyś można było mówić o dwóch metrach.
Często zwraca Pan uwagę na zgubny wpływ wchodzenia wysokiej zabudowy w dolinę rzeki. Kiedy to się zaczęło? WK: Jeśli weźmiemy mapy miasta z lat 60. i 70., zobaczymy, że w dolinie projektowane były zbiorniki wodne i parki. Uważano wówczas, że otoczenie Białej nigdy nie będzie znacząco zmieniane. Wyjątkiem była ul. Tysiąclecia, którą zbudowano praktycznie w dolinie, podobnie jak okoliczne bloki czy stacje benzynowe. W latach 60. nie stanowiło to jednak większego problemu, bo wtedy jeszcze dolina była w zasadzie wolna od zabudowy. W czasach PRL-u nie opłacało się tu inwestować, bo koszty były ogromne. Poza tym do miasta przyłączano wtedy wsie. Na peryferiach Białegostoku było więc sporo terenu do zabudowania. Zmiana polityki nastąpiła wraz z nastaniem nowego ustroju. Dziś energia wszelkiej maści projektantów i deweloperów skupiona jest na okolicach Białej. Technika poszła do przodu. Da się już budować na podmokłych terenach. Chociaż najczęściej stosuje się bardzo prymitywny sposób, który polega na zasypywaniu doliny nasypami gruzowo-ziemnymi. Dzieje się tak niestety również w najbardziej wartościowym fragmencie doliny, który rozciąga się od Antoniuka do ujścia rz. Białej do Supraśli, ostatnio przy ulicy Jarzębinowej. W swoich opracowaniach wskazywałem np., aby w rejonie połączonych dolin Białej i Bażantarki stworzyć park ekologiczno-krajobrazowy. Tymczasem na części tego terenu zbudowano m.in. nowy market Auchan. Zresztą ten przy ul. Produkcyjnej też stoi w dolinie. Mieszkam w domu niedaleko ul. Bacieczki. Kiedy się tu wprowadzałem, dookoła były pola. Tymczasem przez ostatnie kilkanaście lat okolice zostały szczelnie zabudowane.
PR Z Y RODA
Załóżmy, że za pięćdziesiąt lat dolina zostanie całkowicie zabudowana. Co się wtedy stanie? WK: Zginą cenne gatunki zwierząt, zmniejszy się bioróżnorodność, pogorszy jakość powietrza. Utracone zostaną potencjalne tereny parków i terenów rekreacyjnych. Często byłem świadkiem, jak wzdłuż doliny, w sąsiedztwie Lasu Bacieczki spacerują okoliczni mieszkańcy. Kiedyś, w ramach zajęć terenowych ze studentami architektury, byłem świadkiem scenki rodzajowej. Kilku panów przyniosło jakieś deski, cegły, płyty betonowe jako materiał do budowy prostej ławeczki, bo piwo im lepiej smakowało, gdy patrzyli na panoramę doliny Bażantarki. Sądzę, że każdy człowiek ma wpisaną potrzebę kontaktu z naturą i lubi przebywać w otoczeniu zieleni.
Może więc warto dawać dobry przykład i zazielenić swoją posesję? WK: Gdy sąsiad zobaczy, że posadziliśmy drzewo, czasem zrobi to też na swoim podwórku. Pomyśli, że tak wypada, bo: „inni mają, to dlaczego ja nie będą miał?”. Takie dobre wzory
powinny też dawać władze miasta. W latach 70. w Białymstoku sadzono mnóstwo drzew, a przy ulicach stawiano gazony. Fakty są takie, że znaczna część białostoczan ma korzenie na wsi. Tam przyrodę traktuje się często jako coś uciążliwego, z czym należy walczyć. I w pewnym sensie można to zrozumieć. Rolnik na pewno nie jest zadowolony, gdy dziki zryją mu ziemniaki, albo gdy na podwórku rozpleniają się chwasty. Taki stosunek do przyrody może być przenoszony do miasta. Jeśli dolina nie jest strzyżona jak trawnik, uważa się, że naturalna roślinność to jakieś chaszcze, które trzeba wykosić lub postawić w tym miejscu budynek, hipermarket, bo tak ostatnio buduje się w Białymstoku. Istnienie tych „chaszczy” jest jednak podstawą egzystencji licznej grupy zwierząt i roślin. Wśród nich jest derkacz – ptak, którego występowanie jest często istotnym kryterium przy wyznaczaniu obszarów Natura 2000. W przypadku doliny Białej proponuje się tylko wyznaczenie „Obszaru Chronionego Krajobrazu”. W dolinie, w kilku miejscach przetrwały także storczyki, jest ich nawet kilka gatunków. REKLAMA
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 29
U RO DA
The Waxing Bar, pierwszy salon depilacji w Białymstoku, został już otwarty! Mieści się przy ulicy Przygodnej 14 w lok. nr 3 – w samym sercu Bojar. TEKST Ewa Leszczyńska FOTO Agnieszka Korzeniecka-Czaban Pomysł narodził się z pasji. Od dwunastu lat jestem kosmetyczką. Swoje pierwsze kroki w depilacji stawiałam w Stanach Zjednoczonych, gdzie usługi takie oferowane są na bardzo wysokim poziomie. Pracowałam w salonach SPA oraz gabinecie depilacji. Praca w tych miejscach dawała mi wiele satysfakcji, co przyczyniło się do ukierunkowania mojej dalszej kariery zawodowej. Po powrocie do Polski przez dwa lata pracowałam jako kosmetyczka w jednym z białostockich salonów. Woski dostępne na naszym rynku nie do końca spełniały moje oczekiwania. Szukając lepszych produktów, natknęłam się na artykuł przedstawiający firmę „Lycon”. „Lycon” to australijski producent najwyższej jakości wosków, znany na całym świecie od ponad trzydziestu lat. Do Polski marka „Lycon” dotarła w maju 2011 r. Już od września tegoż roku, po odbyciu szkolenia w Warszawie, zostałam pierwszą kosmetyczką w naszym mieście, która oferowała klientom owe woski. Najlepszymi recenzentkami jakości depilacji były dla mnie zatem moje klientki, które po zmianie wosków na „Lycon” nie chciały słyszeć o starych metodach usuwania włosów. Bardzo szybko przekonały się, że właśnie ta metoda depilacji jest dla nich najmniej bolesna i najskuteczniejsza.
W
arto odpowiedzieć sobie na pytanie: dlaczego woski „Lycon” są tak wyjątkowe? Dlatego, że stanowią kombinację najwyższej jakości naturalnych żywic i pszczelego wosku. Ponadto mają niepowtarzalny zapach, dzięki czemu są również elementem zmysłowej aromaterapii. Doskonała jakość produktów w połączeniu z umiejętnościami profesjonalnego i wykwalifikowanego personelu autoryzowanych gabinetów kosmetycznych czynią depilację tym woskiem wyjątkowym rytuałem pielęgnacyjnym i relaksacyjnym. Fenomen polega na tym, iż przed zabiegiem, tuż po dezynfekcji, aplikuje się na skórę oliwkę, która tworzy barierę ochronną przed podrażnieniem. Dzięki temu wosk nie przykleja się do skóry oraz bardzo precyzyjnie chwyta nawet najkrótsze, milimetrowe włoski. W związku z tym skóra po zabiegu jest wyjątkowo gładka, miękka i bez podrażnień. Z całą pewnością mogę stwierdzić, iż pracując na woskach „Lycon”, jestem w stanie zapewnić najwyższy poziom usług nawet najbardziej wymagającym klientom. Co ważne: jest to nie tylko bardzo bezpieczny rodzaj depilacji, 30 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
ale również wyjątkowo bezpieczne narzędzie pracy dla mnie – kosmetyczki. Rok efektywnej współpracy z „Lycon Polska” i wyjątkowa technika mojej pracy wpłynęły na decyzję dystrybutora firmy „Lycon” o zaproponowaniu mi stanowiska trenera „Lycon” na terenie północno-wschodniej Polski. Bez wątpienia jest to dla mnie wyjątkowe wyróżnienie, zwłaszcza że poza siedzibą w Warszawie na terenie naszego kraju funkcjonuje jedynie dwóch takich szkoleniowców. Prowadzone przeze mnie szkolenia przeznaczone są dla salonów kosmetycznych, które chcą pracować z produktami firmy „Lycon”. Warto podkreślić, iż woski „Lycon” nie są dostępne w hurtowniach kosmetycznych czy Internecie, a ich zamówienie jest możliwe wyłącznie po odbyciu szkolenia. Oferowane przeze mnie specjalistyczne kursy w tym zakresie zapewnią zatem kosmetyczkom wszelkie umiejętności, niezbędne do wykonywania szybkiego, wydajnego i dokładnego zabiegu depilacji. Dzięki depilacji „Lycon” zarówno kobiety, jak i mężczyźni mogą uzyskać efekt jedwabiście gładkiej i miękkiej skóry w bardzo ele-
ganckim, ciepłym i przytulnym The Waxing Bar. Nazwa gabinetu nie jest przypadkowa, tę nazwę noszą wyłącznie modelowe salony wykonujące depilację „Lycon”. Mam nadzieje, że udało mi się zachęcić Państwa do odwiedzenia mojego salonu. W mojej pracy, oprócz przeprowadzania szkoleń i wykonywania zabiegów depilacji, staram się także przełamywać stereotypy oraz bariery związane z depilacją. Ponadto moim celem jest skierowanie jej do szerszego grona odbiorców niż wyłącznie kobiety, a także pokazanie, iż istnieją mniej bolesne i bardziej skuteczne metody niż te znane i stosowane dotychczas. Wierzę, że to, co do tej pory osiągnęłam w Polsce oraz moje długoletnie doświadczenie w salonach w Nowym Jorku zapewnią najwyższą jakość oraz efektywność oferowanych przeze mnie usług nawet najbardziej wymagającym klientkom i klientom. Ewa Leszczyński Centrum Depilacji The Waxing Bar 15-032 Białystok, ul. Przygodna 14 lok.3 tel. 085 732 00 80, www.waxtrim.pl
STYL
Synergia oraz bliskość z naturą w modzie i życiu codziennym TEKST Małgorzata Bezubik-Ciborowska, Rafał Więcławski
O inspiracji naturą opowiadają eksperci salonu fryzjerskiego Ralf&Jack Hair Spa Salon Małgorzata Bezubik-Ciborowska oraz Rafał Więcławski
Tak jak w architekturze na wyobraźnię działają głównie kształty, tak we fryzjerstwie, makijażu czy modzie zwraca się również uwagę na barwę i jej połączenia. Zrozumienie i nauka odczytywania wskazanych przez naturę znaków pozwalają nam na nieograniczone czerpanie z bogactw, jakie nam daje, podczas kreowania fryzur czy efektów kolorystycznych. Kombinacje mocnych kolorów nikogo w naturze nie dziwią, tak samo jak różnorodność kształtów czy form: ostrzejszych, miękkich... Ale umiejętne przełożenie ich na język fryzjerski, choć gwarantuje kreatywny indywidualny wizerunek, jest nie lada wyzwaniem technicznym i artystycznym. Trendy we fryzjerstwie, pielęgnacji i zdobieniu paznokci łączą
się z trendami w modzie – czy to haute couture, czy prêt à porter – i bazują na identycznych inspiracjach, co pozwala na stworzenie komplementarnej oferty dla klientów: produktowej i usługowej oraz zabiegowej.
Naturalne jest piękne , zdrowe i pożądane... Cenionym przez zwolenniczki naturalności zabiegiem odżywczym przywracającym kondycję oraz zdrowy wygląd nawet najbardziej osłabionym paznokciom jest tzw. manicure japoński – P.Shine. Składniki użyte przy tym zabiegu: witamina A, E i H, keratyna, prowitamina B5, krzemionka z Morza Japońskiego oraz pyłek pszczeli nie tylko zasilają płytkę paznokciową, ale dodatkowo wybielają wolny brzeg paznokcia i nadają mu piękny połysk. W rezultacie dłonie cieszą naturalnym frenchem bez użycia syntetycznym emalii, a już po trzecim zabiegu klientki obserwują widoczne wzmocnienie paznokci, wzrost ich elastyczności oraz brak rozwarstwień. W celu całkowitego zregenerowania płytki zaleca się serię sześciu zabiegów w odstępach dwu-, trzytygodniowych. Manicure japoński dostępny jest w salonie fryzjerskim Ralf&Jack Hair Spa Salon.
C
M
Y
CM
MY
REKLAMA
N
atura jest źródłem nieograniczonej inspiracji w wielu dziedzinach naszego życia: architekturze, modzie, makijażu i oczywiście także we fryzjerstwie. Warto włożyć trochę energii w zrozumienie zasad, jakimi kieruje się natura, tworząc określone formy czy barwy. A owych jest całe mnóstwo; wystarczy rozejrzeć się wokół nas – dostrzec zmieniające się pory roku, roślinność, ptaki, owady...
CY
CMY
K
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 31
MUZYKA
Argon&Budyń – symbioza mocnego brzmienia TEKST i FOTO Karol Rutkowski
Życie muzyka, wbrew pozorom, do łatwych nie należy. Godziny prób czy szukanie artystycznych kompromisów to tylko niektóre z wyzwań, z jakimi musi się mierzyć. Nic nie daje jednak większej satysfakcji niż widok energii emanującej z publiczności pod sceną. Każda historia ma swój początek. Kiedy zaczęliście nie tylko słuchać, ale też grać? Budyń: Pierwszy kontakt z instrumentem miałem w wieku szesnastu lat. Po długich namowach ojciec w końcu zasponsorował mi gitarę. Jak widać, przygoda trwa do dziś. Argon: Chciałem grać od najmłodszych lat. W trzeciej klasie szkoły podstawowej kupiłem sobie pałeczki do bębnów. Niestety nikt nie zauważył moich zainteresowań. Na perkusji zacząłem grać dopiero, kiedy trafiłem do poprawczaka. Tam miałem sprzęt i czas, aby szlifować swoje umiejętności. Dlaczego właśnie bas i perkusja? B: Mieszkałem na przedmieściach Białej Podlaskiej. Razem z kumplami inspirowaliśmy się nieco mocniejszym brzmieniem. W pewnym momencie zrodził się pomysł założenia własnej kapeli. Byliśmy kompletnymi samoukami. Wtedy właśnie padł wybór na bas. A: Szczerze mówiąc, chciałem grać na gitarze. Nieustannie jednak ciągnęło mnie do perkusji. Mogę śmiało powiedzieć, że siedziało to we mnie od samego początku. Od jakiegoś czasu obaj gracie w Jestak i Viadro? Pamiętacie swoje pierwsze spotkanie? A: Poszedłem do jednego z salonów piercingu przekłuć nos. Złożyło się tak, że pracował tam Budyń. Już wtedy powiedziałem mu, że od zawsze chciałem założyć hardcore’ową kapelę. B: Później spotkaliśmy się w lokalu, gdzie stałem za barem. Zaczęła się rozmowa o muzyce i inspiracjach. Okazało się, że mamy podobną wizję i wszystko potoczyło się dalej. Składy wielu grup nieustannie się zmieniają z powodu braku chemii pomiędzy artystami. W jaki sposób udało się Wam złapać wspólny język? B: W zespole jak w rodzinie – trzeba się jakoś dogadać. W końcu razem pracujemy 32 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
nad pewną formą sztuki. Różnie bywa. Zawsze jednak staramy się znaleźć kompromis. Wiele nad sobą pracowaliśmy. Dziś podczas wspólnych koncertów czy prób potrafimy porozumieć się jednym spojrzeniem. A: W kapelach niekomercyjnych najważniejsza jest właśnie ta chemia. Dopiero później liczą się umiejętności. Jeśli poszczególni ludzie dobrze się dogadują, będą trzymać się razem bez względu na kłótnie. Na co dzień mieszkacie i tworzycie w Białymstoku. Nie chcieliście nigdy spakować walizek i ruszyć w świat? B: Trafiłem tu przypadkowo, przez studia. Nie miałem wówczas bladego pojęcia o tym mieście. Później poznałem pewną kobietę i zostałem. A: Szczerze mówiąc, nie planowałem przyjazdu do Białegostoku. Gdyby nie pobyt w poprawczaku, nigdy bym się tu nie znalazł. Mimo to nie żałuję. Trzyma mnie tu grupa naprawdę wspaniałych ludzi. W wolnych chwilach pracujecie jako barmani. Klienci wiedzą, czym zajmujecie się poza godzinami pracy? B: Stali goście doskonale wiedzą, co robię. Czasem nawet dostaję dzięki temu większe napiwki. Poza tym ich słowa często motywują. A: Niejednokrotnie słyszałem komplementy. Wiem jednak, że nawet jeśli koncert nie wyjdzie, ludzie zawsze powiedzą, że zagraliśmy dobrze. Jak się mają Wasze projekty muzyczne? Kiedy usłyszymy Was na oficjalnym albumie? B: Praca nad krążkiem to bardzo ciekawe doświadczenie, ale też dużo nauki. Ciągle pracuję nad materiałem. A: Płyta Viadra ciągle się nagrywa. Jako Jestak będziemy koncertować wspólnie z Monilove. W odległych planach mamy też zamiar dograć swoje partie na jej kolejny album.
Z D ROW I E i U RO DA
Piękne włosy to zadbane włosy
TEKST Agnieszka Sienkiewicz
Włosy to wizytówka człowieka – cieszą, kiedy są zadbane i lśniące. Jednak jeśli nie do końca jesteśmy zadowoleni z ich wyglądu i kondycji, warto wybrać się do sklepu fryzjerskiego Fryzela i zaopatrzyć się w produkty, które z pewnością poprawią ich stan! Od czego zacząć?
Marzysz o włosach w kolorze płomiennej czerwieni, intensywnie rudych czy w odcieniu chłodnego brązu? Największe możliwości kolorystyczne dają profesjonalne farby fryzjerskie. Dzięki dużemu wyborowi barw oraz możliwości ich mieszania, jedynym ograniczeniem w doborze koloru jest wyobraźnia! Mało tego – najtańsza farba fryzjerska jest z pewnością skuteczniejsza i bezpieczniejsza
od najdroższej farby dostępnej w drogeriach. Za przykład może posłużyć przystępna cenowo farba Milaton (firma Mila). Jest ona nie tylko trwała, ale także nabłyszcza i pielęgnuje włosy, natomiast jej cena jest jeszcze atrakcyjniejsza, gdy zdamy sobie sprawę z tego, że jedna tuba takiego specyfiku wystarczy na kilka koloryzacji włosów średniej długości. Kolejnym produktem wartym uwagi jest farba Oalia z firmy Montibello – środek bez amoniaku, gwarantujący maksymalną delikatność dla włosów i skóry głowy. Oalia, mimo swojej formuły, nadaje trwały i intensywny kolor (jest z czego wybierać: gama kolorystyczna farby liczy 52 odcienie). Należy pamiętać o tym, że koloryzacja jest zabiegiem zasadowym, dlatego jeżeli chcemy uzyskać trwały efekt, po każdym farbowaniu włosów trzeba je umyć specjalnym szamponem zakwaszającym (np. Artègo Magical Color). Taki produkt domyka łuski włosa, dzięki czemu pigment jest zatrzymywany na dłużej. Fryzela jest firmą rodzinną, która dzięki profesjonalnemu zarządzaniu i umiejętnościom dostosowania się do zmian na rynku, funkcjonuje w Białymstoku już od 17 lat. Fryzela należy do ogólnopolskiej sieci hurtowni fryzjerskich Grupa Polwell – Fale Loki Koki, a zatem dysponuje imponującym asortymentem. W punktach sprzedaży Fryzeli można zaopatrzyć się nie tylko w kosmetyki, ale także w sprzęt elektryczny, meble, akcesoria oraz narzędzia fryzjerskie i kosmetyczne. Na Podlasiu Fryzela jest jedynym dystrybutorem takich marek, jak Artègo, Montibello i Mila. Więcej na www.fryzela.pl, zapraszamy też na nasz fanpage na Facebooku (FRYZELA SKLEP).
HURTOWNIA/SKLEP FRYZELA ul. Pińska 2, 15-379 Białystok tel. (85) 745 56 20, (85) 744 48 22, fax. (85) 744 48 22 e-mail fryzela@grupa.polwell.pl Zapraszamy w godzinach: pn.-pt. 8-17, sobota 8-13
SKLEP FRYZELA ul. Wyszyńskiego 2/1 lok 9, 15-888 Białystok tel. (85) 745 13 97 e-mail fryzela1@gmail.com Zapraszamy w godzinach: pn.-pt. 9-17, sobota 9-14
Chęć posiadania pięknych włosów oznacza konieczność ich systematycznej pielęgnacji. Kluczem do sukcesu jest dopasowanie właściwego rodzaju kosmetyków do danego typu włosów. Nieodpowiednio dobrane środki mogą bardziej zaszkodzić niż pomóc. Po poradę najlepiej udać się do fryzjera lub sprzedawcy sklepu oferującego profesjonalne kosmetyki fryzjerskie. Najwięcej trudności przysparza pielęgnacja problematycznej skóry głowy. Kiedy potrzeby włosów znacznie różnią się od potrzeb skóry głowy, najlepszym rozwiązaniem jest dobranie szamponu do danego typu skóry (np. do tłustej – Montibello Balance), a odżywki do rodzaju włosów (np. do suchych – Montibello Total Repair). Jednocześnie trzeba pamiętać, że nie warto ślepo wierzyć reklamom – szampon, który ma nadawać się do każdego rodzaju włosów, najpewniej nie sprawdzi się na większości głów. Jest to kolejny argument za kupowaniem kosmetyków fryzjerskich. Pośród nich można bez najmniejszego trudu odnaleźć preparaty odpowiadające sprecyzowanym potrzebom, np. firma Montibello oferuje szampony i odżywki dopasowane do każdego typu włosów: od słabych i cienkich, poprzez farbowane, na zniszczonych kończąc.
fot. FRYZELA - ze zbiorów FIRMY
Kolorowy zawrót głowy
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 33
K U LT U R A L N E M I A S T O
Białostocka TEKST Konrad Sikora, dyrektor muzyczny Radia Akadera
Nie tak dawno odbywała się „Białostocka Pustynia Kabaretowa”, która cieszyła się sporym uznaniem publiczności. Teraz mamy nową pustynię. Koncertową. Z tym, że tutaj powodów do radości raczej nie ma.
L
iczba wydarzeń muzycznych, którymi kuszą różne miasta, jest w tym roku ogromna. Wybierać możemy do woli: blues w Suwałkach, rock w Węgorzewie, reggae w Ostródzie, a do tego niemal raz w tygodniu w jakimś mieście gra gwiazda światowego formatu. Jedyne, czego trzeba, to mieć dużo pieniędzy i czas, by wybierać się w różne zakątki kraju. A wyjeżdżać niestety trzeba, bo w Białymstoku żadnego poważnego wydarzenia muzycznego nie doświadczymy. Wakacje powoli dobiegają końca, a w 2013 roku największą gwiazdą, która odwiedziła stolicę województwa podlaskiego wydaje się być zespół Hey. No, ewentualnie również występująca na Dniach Miasta Y’akoto. A poza tym? Pustynia. I pomyśleć, że w poprzednich trzech latach w Białymstoku w wakacje występowali tacy artyści, jak Seal, Angie Stone, US3, Raphael Saadiq i wielu innych, a Białystok był jasno świecącym
34 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
punktem na koncertowej mapie Polski. Być może jest tak, że po prostu w naszym mieście nie potrzebujemy wielkich koncertów, wystarczą nam występy dla kilkudziesięciu lub kilkuset osób w klubie czy sali którejś z instytucji kultury, skierowane do specyficznej grupy docelowej albo darmowe zbiegowiska na rynku. Tyle że nie bardzo chce mi się wierzyć w to, iż białostoczanie nie chcieliby, żeby wystąpiła u nas Alicia Keys, Iron Maiden, Bon Jovi, czy chociażby Green Day, System of a Down lub Eric Clapton. Zamiast tego na pożegnanie wakacji zagrają Monika Brodka i Łukasz Zagrobelny. No, ale na bezrybiu podobno i rak ryba. Dlaczego tak jest? Bo górę wzięła białostocka rzeczywistość i mentalność psa ogrodnika. Zazwyczaj jest tak, że gdzie dwóch się kłóci, tam trzeci korzysta. Tym razem jednak stracili wszyscy, a najbardziej mieszkańcy Białegostoku. Sprawdziły się prorocze słowa klasyka: „nie będzie niczego”.
Oczywiście zupełnie inną kwestią jest to, że stolica województwa podlaskiego jest uboga w infrastrukturę koncertową. Brakuje hali widowiskowej, brakuje klubu, do którego na koncert mógłby przyjść tysiąc osób. O lotnisku nie wspominając. Mając wielką nadzieję, że sytuacja za rok jednak się zmieni, idę szykować się do podróży. Trzeba pokonać pięćset kilometrów w jedną stronę, żeby zobaczyć swojego ulubionego artystę. Lekko licząc, tej jesieni będę musiał przejechać – korzystając z usług PKP – blisko 6 tysięcy kilometrów, bo nikt z artystów, na których koncerty się wybieram, nie zawita do Białegostoku. Zagrają w Krakowie, Zabrzu, Poznaniu... Dobrze, że chociaż John Scofield do nas dotrze. Może na tej koncertowej pustyni trochę radości dostarczą nam występy w ramach projektu Bez Hologramu/Białystok Muzyczny, które jesienią organizować będą wspólnie Radio Akadera, Fakty Białystok i zaprzyjaźnione kluby.
KUCHNIA
Kawiarnia z pieczonym chlebem TEKST Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska FOTO DreamLightz Studio Wyśmienitą kawę w Białymstoku parzono jeszcze w XVIII wieku. O jej doskonały smak i aromat zawsze dbała służba Jana Klemensa Branickiego. Z całej Europy zjeżdżali tu goście, by spróbować idealnie zaparzonej „czarnej” oraz skosztować lokalnych przysmaków. Minęły wieki, a mistrzowie zwani dziś baristami nadal rozwijają kunszt w parzeniu używki, z której słynęło niegdyś nasze miasto. Jedni z najlepszych podają ją w Baristacji.
B
aristacja mieści się na niespełna czterdziestu metrach kwadratowych. Jest przytulna, wnętrze zaś jest jasne poprzez zastosowanie dużych okiennych witryn, przestronne i ciekawie zaaranżowane ze skandynawskim, designerskim smakiem. Założyli ją doświadczeni bariści, którzy umiłowali sobie rozpieszczanie naszych kubków smakowych różnymi gatunkami kaw. Zgodnie z duchem miejsca, skosztować można przede wszystkim kawy wypalanej w Polsce lub Szwecji. Bo przecież sterylne wnętrza wzorem ze Skandynawii muszą się także odbijać w smaku podawanego napoju. Emilia i Marcin to młodzi ludzie, pełni optymizmu. Postanowili, że chcą swoją pasją dzielić się z innymi. Dlatego w Baristacji można nie tylko dostać świetną kawę, ale także dowiedzieć się, jak ją właściwie przyrządzić, z czym podać i jak spożywać.
Kawa to jednak nie wszystko
Wyróżnik Baristacji to także świeże pieczywo wypiekane na miejscu, z mąki żytniej na zakwasie i bez sztucznych spulchniaczy. Właściciele podkreślają, że wszystko powstaje z surowców jak najbardziej ekologicznych. Nie ma tu miejsca na półprodukty czy mrożenie. Sekretem wypieku jest mąka z Ciechanowca, którą – jeśli pieczywo z niej upieczone nam posmakuje – możemy w Baristacji kupić. A jak może nie smakować? Skoro wszystko świeże, pachnące i kuszące swoim zapachem nawet przechodniów z przeciwnej strony ulicy Sienkiewicza. Nie dziwi więc, że lokal zazwyczaj jest pełny. Są chleby, bułki, bagietki, bajgle, rogale – wszystkie można kupić na wynos albo
na miejscu zamówić z nimi kanapkę. W menu nie brakuje ciast, tart, granoli czy deserów. Do picia świeżo wyciskane soki lub właśnie doskonała kawa. Baristacja to świetne miejsce na lunch, spotkanie biznesowe czy po prostu przerwę podczas spaceru po mieście. Nawet wychodząc wieczorem z pieskiem – o ile piesek nie jest zbyt agresywny – można spokojnie zajść na co nieco. Latem natomiast warto skorzystać z darów natury i spróbować sałatek lub pożywnych śniadań z rukolą lub serem korycińskim.
Zatrzymaj się na chwilkę
Pomysł na nazwę lokalu nie wziął się znikąd. „Bari” to oczywiście kawałek „baristy”, czyli osoby, która zna się na kawie. Zostaje jeszcze „stacja”, co jest już oczywiste. Ulica Sienkiewicza, przy której mieści się lokal, jest niczym potok płynących wolniej lub szybciej ludzi. To właśnie w Baristacji można przycupnąć na chwilkę, odpocząć, zjeść, wypić, naładować się energią. To jak kolejowa stacja na drodze do następnego punktu. Szczególnie teraz, kiedy niełatwo przejść rozkopanymi ulicami i chodnikami, warto zatrzymać się w miejscu, które wewnątrz tak bardzo odbiega klimatem od widoku remontowanej właśnie ulicy. Jasne stoliki i krzesła, przy których można w spokoju zjeść pyszne desery lub sałatki, są miłym akcentem. Klimatu dodają dębowy bar i białe kafelki przypominające stary piec. Kolorowe poduchy na parapecie wywołują skojarzenie z domem. Jest też sporo jasnego, niemalowanego drewna, co podkreśla naturalność. Tak. Baristacja to zdecydowanie dobre miejsce o każdej porze roku. fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 35
Energia odnawialna szansą dla naszego regionu O odnawialnych źródłach energii i ich praktycznym zastosowaniu w województwie podlaskim rozmawiamy z Pawłem Wyszyńskim, właścicielem firmy OPTIMA POLSKA. systemu, który zliczałby każde nowo podłączane źródło energii w Polsce, po prostu nie ma.
Czy wobec tego odnawialne ź r ó d ł a en er g i i w n a s z y m województwie mają rację bytu?
Pańska firma jest obecnie uznawana za jednego z liderów rynku odnawialnych źródeł energii w Polsce. Jakie były początki Pana kariery? PW: Pod koniec lat 90. nawiązaliśmy współpracę z Mirosławem Zawadzkim, właścicielem firmy Polska Ekologia, zajmującej się produkcją kolektorów słonecznych. Niedługo później związaliśmy się z firmą Schüco (www.schueco.com/web/pl) – niemieckim producentem z branży energii odnawialnej o ponad trzydziestoletniej tradycji, z którym współpracujemy do dziś.
fot. Z ARCH. FIRMY OPTIMA
Czym tak naprawdę jest energia odnaw ialna? P opr osim y o krótką definicję tego pojęcia. PW: Energia odnawialna, a właściwie energia pozyskiwana ze źródeł odnawialnych (w skrócie: OZE) to energia produkowana z zasobów, które można łatwo i szybko uzupełnić. Często mówi się o niej, że jest to energia czy36 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
sta, która nie emituje gazów cieplarnianych i zanieczyszczeń. Do zasobów OZE zalicza się energię słoneczną, energię wiatru, wody, biomasę, biogaz i energię geotermalną. Przeciwieństwem energii ze źródeł odnawialnych jest energia ze źródeł nieodnawialnych i trudno odnawialnych, takich jak ropa naftowa, gaz ziemny, węgiel kamienny i brunatny czy torf.
Czy w Polsce odnawialne źródła energii mają zastosowanie na szeroką skalę? PW: Na chwilę obecną Polska może pochwalić się dużą ilością inwestycji OZE. Nie są to jednak inwestycje na skalę światową – zostały bowiem zrealizowane bez uprzednio przygotowanego planu inwestycyjnego. Na dzień dzisiejszy tak naprawdę nie jesteśmy w stanie policzyć, ile z nich zostało faktycznie zrealizowanych. Mało tego, nie możemy również określić ich uzysku energetycznego, ponieważ elektronicznego
PW: Oczywiście, że tak. Jak wynika z badań Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej, warunki solarne w województwie podlaskim są z punktu widzenia energetyki korzystne i uzasadniają rozwijanie w tym regionie instalacji wykorzystujących efektywnie energię Słońca jako źródła energii odnawialnej. Co prawda na Podlasiu nie mamy jeszcze wielu spektakularnych realizacji, ale wszystko jest jeszcze przed nami. Niestety, wiele z przeprowadzonych do tej pory w naszym regionie inwestycji zakończyło się fiaskiem – często były realizowane w oparciu o produkty, których głównym kryterium zakupu w przetargach była niska cena.
Rozumiem, że ze względu na specyficzny klimat naszego regionu najszersze zastosowanie znajdują kolektory słoneczne? PW: Zgadza się. Rozkład promieniowania słonecznego w cyklu rocznym oraz specyfika tutejszego klimatu powodują, że szczególnie zalecane jest tu wykorzystanie energii słonecznej w sezonie letnim, zwłaszcza do podgrzewania wody użytkowej i w suszarnictwie. Co prawda zimą energia
słoneczna dostępna w naszym regionie nie jest wystarczająca do pokrycia potrzeb cieplnych w całości, ale może przynieść wymierne korzyści jako źródło uzupełniające brakujące ciepło. Z ekologicznego punktu widzenia energia promieniowania słonecznego jest najbardziej atrakcyjna spośród energii odnawialnych, ponieważ jej pozyskiwanie nie powoduje żadnych efektów ubocznych, szkodliwych emisji, czy zubożenia zasobów naturalnych. Ponadto instalowanie kolektorów słonecznych nie wpływa zasadniczo na krajobraz. A przecież nam wszystkim zależy na tym, by wszelkiego rodzaju urządzenia nie szpeciły miejsca, w którym żyjemy – zwłaszcza tak wyjątkowego jak Podlasie.
Porozmawiajmy o ustawie o odna w ialn y c h ź r ód ł ac h energii. Dlaczego jest ona taka ważna i co jej wejście w życie będzie oznaczało dla przeciętnego Kowalskiego?
PW: Będąc członkiem Unii Europejskiej, Polska podpisała dokument, w którym zobowiązuje się do zapewnienia bezpieczeństwa dostaw energii w Europie oraz wspierania wykorzystywania odnawialnych i konkurencyjnych źródeł energii. W momencie, gdy ustawa o OZE wejdzie w życie, praktycznie każda osoba posiadająca gospodarstwo – czy to domowe, czy rolne – będzie mogła stać się producentem energii odnawialnej, a więc założyć instalację i samodzielnie czerpać z niej
korzyści. Mało tego, będzie mogła sprzedawać nadwyżkę produkowanej przez siebie energii elektrycznej do sieci! Taka osoba zyska miano prosumenta – stanie się więc aktywnym konsumentem wytwarzającym energię w mikroinstalacjach.
Pomijając aspekt biznesowy, jaki jest Pana osobisty s tosunek do odnawialnych źródeł energii? PW: Uważam, że każdy cywilizowany kraj powinien posia-
dać różne źródła energii. Jest to wręcz koniecznością, ponieważ konwencjonalne źródła, takie jak węgiel, ropa czy gaz wyczerpują się i nie wystarczy ich na długo. O tym, że warto korzystać z takich dobrodziejstw natury, jaką są wiatr, słońce czy woda, nikogo chyba specjalnie przekonywać nie trzeba. Chciałbym również zwrócić Państwa uwagę na fakt, że do połowy 2020 r. nasz kraj musi spełnić wymagania określone w dyrektywie europejskiej z 2010 r. w sprawie emisji dwu-
tlenku siarki, tlenków azotu oraz pyłu. Jeśli wspólnymi siłami uda nam się wdrożyć te przepisy, korzyści odczuje każdy z nas. Już teraz uchwalenie przez parlament ustawy o OZE mogłoby skutkować utworzeniem dodatkowych czterdziestu tysięcy miejsc pracy oraz poprawieniem bilansu finansowego Polski. Dlatego też należy wprowadzić ją w życie możliwie jak najszybciej. Skutki jej niewdrożenia mogą być nieodwracalne, zwłaszcza dla kolejnych pokoleń.
REKLAMA
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 37
Z DROW Y SE N
Najważniejszy mebel w domu TEKST Ewelina Oszmian
Każdy z nas je ma. Szerokie lub wąskie. Twarde lub miękkie. Tylko dla siebie lub radośnie dzielone z innymi. Łóżko. Jakie powinno być to idealne?
C
zasami nie poświęcamy specjalnej uwagi miejscu do spania. Śpimy na starych wersalkach w wynajmowanych mieszkaniach, kupujemy mebel najtańszy lub taki, który zmieści się w maleńkiej sypialni. Jeśli pozwalają na to nasze osobiste możliwości, warto jednak poświęcić trochę uwagi wyborowi odpowiedniego łóżka. Jaką będziemy mieli z tego korzyść? Oprócz oczywistego większego komfortu snu, dobre łóżko to coś zdecydowanie ważniejszego – zdrowy kręgosłup.
FOT. ISTOCK.COM
Sprężynki, pianki i kieszonki Wybór materaca to dość indywidualna sprawa. Nie należy oszczędzać przy wyborze, gdyż statystycznie spędza się w łóżku jedną trzecią życia. Najpopularniejsze są cztery rodzaje materaców: kieszonkowe, lateksowe, wysokoelastyczne oraz termoelastyczne. Materace kieszonkowe są zbudowane ze sprężyn, każda z nich znajduje się w osobnej kieszonce. Średnica sprężynki to około czterech centymetrów, w materacu o rozmiarze 100/200 cm znajduje się ich około pięciuset, ułożonych w stosy, z których każdy tworzy oddzielny punkt podparcia. Materace lateksowe zrobione są z mieszaniny mleczka kauczukowego i lateksu syntetycznego. Są bardzo plastyczne i elastyczne; gąbczasta struktura lateksu podpiera nasze ciało bardzo precyzyjnie, dlatego materac prawie idealnie dopasowuje się do naszego ciała. W tych materacach nie mamy możliwości wyboru twardości. Materace wysokoelastyczne są – zgodnie z nazwą – zbudowane z pianki wysokoelastycznej. Materace te są bardzo lekkie i ich struktura umożliwia równie precyzyjne dopasowanie jak 38 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
w materacach lateksowych. Materace termoelastyczne zbudowane są z pianki o wysokiej elastyczności połączonej z pianką termoelastyczną, która dopasowuje się do naszego ciała pod wpływem temperatury. Ta wierzchnia warstwa termoreagującej pianki jest bardzo łagodna dla naszego ciała – nie powoduje nawet ucisków skóry, materac idealnie opływa sylwetkę.
Prześpij się z wyborem Każdy z nas ma inne „materacowe” potrzeby. Wybór zależy od wagi, wieku czy stanu zdrowia. Idealny materac musi podtrzymywać kręgosłup w naturalnej pozycji, dopasowywać się do kształtu ciała, relaksować. Zbyt twardy może uciskać naczynia krwionośne, wywoływać skurcze i drętwienie mięśni. Zbyt miękki materac prowadzi często do nienaturalnego wygięcia kręgosłupa, bólu pleców, problemów z oddychaniem. Twardość materaca dobieramy do wagi ciała. Ogólna zasada jest taka: jeżeli ważymy do 80 kg, wybieramy twardość średnią, jeżeli ważymy powyżej 80 kg – wybieramy wyższą. W jakiej pozycji śpisz? Jeśli na boku, to potrzebujesz materaca, który dobrze podtrzymuje ciało, dopasowuje się do jego naturalnych krzywizn, utrzymuje kręgosłup w linii prostej. Najlepiej sprawdzi się materac sprężynowy kieszonkowy oraz grubszy materac lateksowy. Śpisz na wznak? Ciężar ciała rozkłada się równomiernie, możesz więc dowolnie wybierać materace. Gdy często zmieniasz pozycję podczas snu, polecamy materace szybko dopasowujące się do kształtu ciała. Alergikom zaleca się te z wkładem lateksowym lub piankowym, bo świetnie przepuszczają powietrze oraz
wilgoć, stanowią niekorzystne środowisko do rozwoju mikroorganizmów. Nie spiesz się w sklepie. Warto przełamać nieśmiałość i przez pięć minut poleżeć na materacu. Gdy leżysz na wznak, kręgosłup przyjmie kształt lekko wygiętej litery S, gdy na boku – linii prostej; kiedy poczujesz odprężenie, rozluźnienie mięśni – to znak, że materac jest odpowiedni. Sprawdź grubość, twardość i wkład materaca. Połóż się na nim na wznak, poproś kogoś o wsunięcie dłoni pod Twoje plecy w części lędźwiowej. Zadanie okazuje się niewykonalne? Materac jest za miękki. Pod lędźwiami jest dużo miejsca? Masz za twardy materac. Dłoń czuje lekki opór? Materac jest dobrany właściwie. Zwróć uwagę na pokrowiec. Praktyczniejsze są te zasuwane na zamek błyskawiczny, które w każdej chwili można zdjąć i wyczyścić albo nawet wymienić. Pokrowce różnią się składem tkaniny i rodzajem pikowania. Większość wykazuje odporność na zabrudzenia, ścieranie, wsiąkanie wody. Niektóre mają atest trudnopalności. Osoby uczulone na kurz powinny wybierać pokrowce z niepylącej tkaniny (włókna sztuczne, bawełna o gęstym splocie), utrudniającej rozwój roztoczy. Najlepiej, by pokrowiec materaca nadawał się do prania w gorącej wodzie.
Materac to jeszcze nie wszystko Kupując łóżka do sypialni, musimy wziąć pod uwagę wielkość przestrzeni, jaką mamy do zagospodarowania, a także to, czy szukamy łóżka jedno-, czy dwuosobowego. Łóżka jednoosobowe standardowo produkowane są w rozmiarze 90x200 cm. W przypadku łóżka dwuosobowego mamy do wyboru najczę-
ściej trzy szerokości: 140, 160 i 180 cm. Łóżko o szerokości 140 cm to dwuosobowe minimum. Śpi się na nim bardzo blisko siebie, co – choć przyjemne – niekoniecznie musi być wygodne. Dlatego też na jego zakup powinniśmy zdecydować się tylko wówczas, gdy nasze możliwości lokalowe są naprawdę skromne. Najpopularniejsze i bardzo wygodne są łóżka o szerokości 160 cm. Zapewniają sporo miejsca śpiącym, a jednocześnie mieszczą się w większości sypialni. Niektórzy wybierają także łóżka o szerokości 180 cm. W takim łóżku każdy ma dla siebie dużo miejsca. Zmieścimy się tam nie tylko w dwie osoby, ale całą rodziną!
Z DROW Y SE N
REKLAMA
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 39
R E K R E AC JA
Spacerowy survival TEKST Anna Szczurak, dziennikarka portalu „Młody Wschód” FOTO DreamLightz Studio
Zdawałoby się, że nasze miasto stworzone jest do tego, aby przemierzać je pieszo. Czy aby na pewno?
N
iezbyt duże, ale na tyle rozległe, żeby wciąż odkrywać nowe ścieżki. Nadal bardzo zielone, pomimo prób zabetonowania centrum. Zapach spalin rzadko kłuje w nozdrza. Latem dominuje raczej aromat skoszonej trawy i kwitnących drzew. Bywają jednak miejsca mniej i bardziej przyjazne spacerowiczom. Jaką trasę wybrać na przechadzkę po sercu Białegostoku? Których ścieżek unikać?
u k c o t os po biał
Do Zwierzyńca po święty spokój Nakreślam trasę. Startuję w okolicach Placu Katyńskiego, czyli ronda, które znajduje się tuż obok starej filharmonii przy ul. Podleśnej. Mijam parki – po prawej Zwierzyniec, oficjalnie zwany Parkiem Konstytucji 3 Maja, po lewej Planty. Jeśli ktoś szuka spokoju i chciałby odetchnąć od zgiełku okolicznych ulic, niech wybierze ten pierwszy. To park rzadziej uczęszczany i mniej wybetonowany niż wiecznie tętniące życiem Planty. Nikt nie zawraca nam tu głowy stoiskami pełnymi kiczowatych balonów, kolorowymi lodami z automatu ani cukrową watą. W gorące dni białostoczanie szukają tutaj orzeźwienia – drzemią pod drzewami, grają w karty, czytają książki. Kiedy człowiek rozłoży się wśród tych traw na kocu i zamknie na chwilę oczy, miejskość Białegostoku odchodzi w niepamięć, a myśli krążą gdzieś wokół beztroskich wakacji na wsi. A niech ktoś się zapuści głębiej, w leśną część parku – wieś, dzicz pełną gębą! Warto wspomnieć, że w Zwierzyńcu można bezkarnie wylegiwać się na piknikowych posłaniach, a nie we wszystkich białostockich parkach jest to możliwe.
Trochę miasta, trochę wsi Idę ulicą Podleśną i skręcam w Mickiewicza. W okolicach Atrium Biała jest dosyć gwarno. Zaczynają się godziny szczytu. Ruch uliczny da się jednak znieść dzięki otoczeniu. Stawy, krzaki czy szuwary wskazywałyby raczej na Mazury niż centrum dużego wojewódzkiego miasta. W tym rewirze niewskazane jest jednak poruszanie się grupami, szczególnie w zwartym szyku. Choć chodniki są szerokie, rezolutni kierowcy samochodów zajmują trzy czwarte przestrzeni przeznaczonej dla pieszych. Co parę kroków stoi auto, a przy jego masce kolejeczka spacerowiczów, ustępujących sobie nawzajem drogi. Przecinamy ulicę Świętojańską i dalej maszerujemy wzdłuż Mickiewicza. Nagle gwar silników milknie. Okazuje się, że rozkopane miasto ma swoje plusy. Kiedy zmotoryzowani klną pod nosem na remonty centrum, piesi w najlepsze delektują się przechadzkami, bo śródmieście stało się spokojniejsze. Jak by komuś dopiekł skwar, warto zatrzymać się w którymś z parków położonych w okolicy Wydziału Prawa UwB i Teatru Dramatycznego. Orzeźwić się porcją lodów, uciąć drzemkę. Jest tam teraz nadzwyczajnie cicho. Żadnego warkotu silników i wycia karetek pogotowia.
Wydmy, rowy i pustynie z betonu Z Mickiewicza skręcam w Piłsudskiego. Tutaj spacer może przybrać najbardziej dramatyczny wymiar. Ulica zamieniła się w wielkie 40 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
R E K R E AC JA
wykopalisko. Tu rów, tu góra, tam dziura. Na Sienkiewicza to samo. Zdecydowanie odradzam zapuszczanie się w tym miejscu paniom w szpilkach i innych średnio wygodnych butach. O ile jeszcze będziemy się poruszać wzdłuż remontowanej jezdni i trzymać chodnika, nie zginiemy. Kiedy jednak zechcemy przejść na drugą stronę ulicy, natkniemy się na piaskowe wydmy, panów wymachujących żwawo łopatami i wesoło podskakujące młoty pneumatyczne. Jeśli komuś marzą się gorące plaże, polecam skrócić w tym miejscu trasę spaceru i zaczekać na autobus. Przystanki zastępcze ulokowane wśród przepastnych piasków rozkopanej alei nie mają zadaszenia. Biada więc temu, kto stoi tam w lipcowe południe albo komu nad głową urwie się chmura. Ale jeśli szanowny spacerowicz postanowi nadal iść przed siebie i o ile będzie grzecznie podążał lewą stroną alei Piłsudskiego, powinien znaleźć się w okolicy kościoła św. Rocha bez większych uszczerbków na zdrowiu. Tak oto dotarliśmy do głównej ulicy miasta – Lipowej (choć lip tu dziś raczej nie uświadczysz). Szczerze? Miejsce to polecam wyłącznie tym, którzy w Białymstoku są po raz pierwszy albo bywają tu rzadko i stęsknili się za widokiem centrum. Dzisiejsza Lipowa nie sprzyja odprężeniu. Ilość zieleni: szczątkowa. Przytulnych kawiarni: brak. Temperatura tuż nad ziemią: wystarczająco wysoka, żeby na płycie chodnikowej usmażyć jajko. Najbardziej reprezentacyjna
(podobno) ulica miasta mówi o białostoczanach tyle, że to ludzie bogaci, wciąż zakochani i schorowani. Banki, salony ślubne i apteki występują tu w liczbie wręcz trudnej do oszacowania. Gdzie nie sięgnąć wzrokiem, widać pustynię szarego betonu, przeciętą sznurem pędzących samochodów, klekocących na eleganckiej brukowej kostce. Jeśli więc nic specjalnego nie sprowadza nas w te rewiry, lepiej odbić w prawo, w okolice Parku Centralnego. Można tu odetchnąć, zajrzeć na zielony dach pobliskiej Opery i Filharmonii Podlaskiej (pod warunkiem, że trafimy na weekend i mamy w kieszeni 3 złote – tyle kosztuje wejście na dach gmachu).
Daj się zaczarować Wychodzę na Młynową. Mijam szereg klimatycznych budynków pamiętających czasy Chanajek, żydowskiej dzielnicy. W końcu kieruję kroki w stronę Rynku Kościuszki. Odkąd przeszedł on gruntowny remont, a wokół Ratusza pojawił się deptak, centrum Białegostoku ożyło. Od maja do końca lata panuje tu absolutnie magiczna atmosfera. Setki ludzi okupują kawiarniane ogródki, kamienne schody i ławeczki. Gdzieniegdzie pojawiają się uliczni artyści. Kurtyny wodne chłodzą rozgrzanych, studzą rozgorączkowanych. Tutaj warto przerwać spacer, przysiąść i jak najdłużej napawać się esencją Białegostoku.
REKLAMA
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 41
42 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 43
FELIETON
Wszyscyśmy ze wsi! TEKST Paweł Waliński
W
Białymstoku co chwila dzieje się coś „kulturalnego”. Koncert. Impreza. Prężnie działa nasza Galeria Arsenał. Aktywiści się starają. Problem tylko w tym, że to głos wołającego na puszczy. Za nami (a i przed nami) kilka akcji, które mają przekonać białostoczan, że oto miastem wojewódzkim jesteśmy, że oto w regionie nie ma większego, lepszego, wspanialszego. To dobrze. Warto zrywać z łatką Polski B, walczyć z kompleksami, warto inwestować w zmianę wizerunku Białegostoku jako miejsca, gdzie jedzie się zobaczyć żubra, zjeść babkę ziemniaczaną i ponapawać się okolicznościami przyrody. Problem w tym, że aby ziarno kiełkowało, winno padać na podatny grunt. Z tym gorzej. Bo – spójrzmy prawdzie w oczy – białostoczanie kulturę i sztukę mają tam, gdzie i rzeczonemu żubrowi zagląda tylko weterynarz. Powodów jest wiele. Region mamy historycznie rolniczy. Białystok metropolią nigdy nie był, ściana wschodnia nie słynęła z prężnej klasy średniej, nie było tu żadnego centrum handlowo-rzemieślniczego. Ot,majątki i folwarki szlecheckie, zboże, ziemniaki i co tam jeszcze. Że Białystok akurat stał się regionu centrum – rzecz raczej przypadku lub widzimisię tego czy innego magnata, niż konkretnych procesów społecznych. Potem z kolei zabór rosyjski. A w nim – wiadomo – gorzej niż pod innymi zaborami. Szczególnie jeśli chodzi o infrastrukturę – starczy spojrzeć na archiwalne mapy sieci kolejowych. Znowu – rolnictwem region stał. Urbanizacja Podlasia to rzecz tak naprawdę dwudziestowieczna. Daleko nam do miast w takim znaczeniu jak w zachodniej Polsce, jak na wybrzeżu. Aż człowiek myśli sobie, że nie przed tym, co trzeba najeźdźcą kark zginał. Owoce zbieramy do dziś. Owoce takie, że miasto, w którym nigdy tak naprawdę nie kształtowała i nie ukształtowała się klasa średnia, nie ma też ani wyższych ambicji, ani – poza przyziemnym aspektem finansowym – nie aspiruje do czegoś lepszego. Publiczność koncertowa to w kółko te same twarze. Lokale prowadzące pozaalkoholową działalność są kółkiem wzajemnej adoracji. Bywalcy teatrów i galerii w zacnej większości znają się po imieniu. Obok nich zupełnie niezainteresowana kulturalnym obiegiem tłuszcza. I fajnie, że kultura u nas działa. Fajnie, że ludzie odpowiedzialni za nią starają się coś robić. Ale nie zmienia faktu, że to wożenie drewna do lasu, przekonywanie przekonanych, pokazywanie interesujących zjawisk tym, którzy dawno je widzieli, bo dokopali się sami. Apel: nie róbmy elitarnych imprez dla tysiąca osób. Nie oni potrzebują ich najbardziej. Nie chodzi nawet o to, że idą na nie publiczne pieniądze. Chodzi o to, że ci, którzy wiedzą – wtajemniczeni, lokalni iluminaci, podlascy jedi – powinni zrobić coś, żeby w dyskurs wciągać szeroko pojętą ludzką mierzwę. Nie róbmy albo wernisażu w galerii, albo plenerówki z kiełbasą. Spróbujmy połączyć jedno z drugim (wiem – niełatwe; wiem – łatwo powiedzieć). Pod akcję masową podłączmy kulturę wysoką, a kulturę wysoką uczyńmy bardziej przystępną, by ten, który na co dzień nie ma z nią nic wspólnego, nie czuł się jak sanacyjny chłop na tureckim nabożeństwie. Inaczej będziemy mieli to, co mamy. Pieniądze i wysiłek wyrzucone w błoto. Jak wtedy, gdy szerząc tolerancję organizuje się koncert z tak dobranymi gwiazdami, żeby przyszli na niego tylko ci tolerancyjni. Nie przekonujmy przekonanych. Nie próbujmy zainteresować zainteresowanych. Zgrillujmy kiełbasę, zaprośmy Beatę i Bajm. I poprośmy, żeby ona – między owej kiełbasy chapnięciami – powiedziała coś tym, którzy jej słuchają, a do których na co dzień podobne komunikaty nie docierają. Dialog. Nie monolog wewnętrzny. 44 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
POLSKIE MAJTKI
J
TEKST Krzysztof Szubzda
uż po dwóch tygodniach wakacji utwierdziłem się w przekonaniu, że każdą nację można poznać na plaży po majtkach. Niemcy mają takie gacie z wysokim stanem, jest to tak zwany stan wyższej konieczności. Trzeba zakryć fałdy, opony i inne wysokie stany po Oktoberfeście. Jak się żyje ponad stan, żre ponad stan, to i trzeba nosić majtki ponad stan. Grubi Francuzi – to znaczy Francuzi o figurze typu „logo Michelina” – stawiają nie na stan, tylko na fason „la fasą de la pantalą”, dokładnie chodzi o „fasą de la krocze”; część kroczowa jest tak wyfasonowana, żeby stworzyć iluzję znaczącego wolumenu, tzw. „la ilusią de la grądissimą”. Bracia Moskale, którzy nierzadko charakteryzują się figurą morświna, też mają sprytne sposoby. Idzie sobie taki Morświn z Moskwy z Morświnią, też z Moskwy, i od razu widać, że nie zjedli w życiu ani jednego otręba, ani jednej otręby, ani jednej otrąby, mają tylko brzuchy jak trąby, więc ratują się tak zwanym szerokim krojem. Pan Rosjanin robi majtki ze spodni, odkrawa nogawki i już. Nie wiem, co robi z resztkami nogawek, może szyje kominiarki albo uszczelnia zepsuty termos – to nieważne. Morświnia ma majtki zrobione z obciętej sukienki, pod którą też ukrywa korpulencję, odstępy, występy, ustępy; no widać, że są proste podstępy na różne rozstępy. Skandynawowie zakrywają swoją tuszę tatuażem. Wystarczy, że Szwed walnie sobie na brzuchu kolorowego smoka z wielkim ryjem i długim ogonem, i z biegiem lat ma się wrażenie, że Szwed nie tyje, tylko szwedzki smok rośnie, paszcza mu się rozwiera, ogon pęcznieje i oczy na wierzch wychodzą. Szwedka tatuuje sobie serce przebite finką, Finka marynarza w kurtce szwedce, Norweg tatuuje Szwedkę w szwedce, Norweżka Estonkę, Estonka stonkę, no i jakoś się tam odwraca uwagę od brzucha. Ale jak widzę na horyzoncie rozciągnięte slipy z poluzowaną gumką, obwisłym tyłem i wyeksponowanymi trzema podbrzuszami z przodu oraz dwoma zabrzuszami z tyłu, to od razu wiem, że zaraz usłyszę: „K***a, co za skwar” albo „Ja pier***ę, jakie tu drogie piwo”. Otóż takie właśnie majtki dojrzałem tego lata nad Atlantykiem. Oczywiście nie same majtki. Nad nimi była górna część pana Janusza, a poniżej nogi pana Janusza. Czyli w sumie taka trzyczęściowa konstrukcja sandwiczowa: Janusz-majtki-Janusz. Najsłabszym jej ogniwem były majtki. Koloru brudnej jesieni. Tzn. z tyłu taka listopadowa szaruga, a z przodu „żółty jesienny liść tyle mi opowiedział”. W kroju najbardziej przypominały worek do odkurzacza, z tą różnicą, że miały nie jeden, ale trzy wyloty i rzadziej były wymieniane. Człowiek w wielorazowym worku udającym majtki przemówił po polsku. – Słuchaj Teresa, przeszedłem tu od tej boi, aż tam – prawie do falochronu, i nie wiem czemu, ale wszystkie baby leżą bez tych... no, bez staników leżą... Ja nie wiem, Teresa... Może zdejmij, czy jak..? Może wstyd tu tak z zakrytymi cyckami leżeć? Teresa najpierw zbladła, potem pokraśniała, potem chyba podniosła brwi, tzn. głowy nie dam, bo brwi miała tak wydepilowane, że nie było widać, czy je podnosi czy opuszcza, krótko mówiąc Teresa poczuła, że nadchodzi jej chwila prawdy, jej test na nowoczesność: desperacko uniosła się na leżaku i brawurowym ruchem pozbyła się kołtunerii, zacofania i mieszczańskiej moralności, a mówiąc konkretnie – biustonosza, i legli jak dwoje wyzwolonych obywateli świata. Niestety jednak niektórych rzeczy nie da się oszukać, gacie Janusza przepojone były polskością, bardziej niż walce Szopena, kiełbasa żywiecka i klaskanie przy lądowaniu razem wzięte. I dlatego mam do rodaków apel. Jeżeli chcecie ukryć na zagranicznej plaży elementy polskości, to trzeba pozbyć się nie stanika, ale majtek – i nie damskich, ale męskich.
FELIETON
SPOTTED TEKST Radek Oryszczyszyn
F
ascynuje mnie fenomen profili typu Spotted, które zakładane są w coraz mniejszych gronach: wsiach, liceach, gimnazjach, zakładach pracy. Na pewno wszyscy wiedzą, o co chodzi, ale na wszelki wypadek wytłumaczę: jeśli spodobał Ci się – na ulicy, w szkole, klubie albo dyskotece – chłopak lub dziewczyna, ale bałaś/eś się podejść, zapomniałaś/eś numeru telefonu, wtedy zwyczajnie piszesz na Spotted coś w tym rodzaju: On: „Widziałem Cię dzisiaj wieczorem przy fontannie, szłaś z dwiema przyjaciółkami, jedna miała przy sobie torebkę z Bershki, a Ty byłaś ubrana w zielony sweterek, czarne rurki i air maxy. Uśmiechnąłem się do Ciebie, ale chyba nie zauważyłaś. Masz śliczny uśmiech, powinnaś się częściej uśmiechać. Napisz, jeśli chcesz mnie poznać i pójść na kawę. Przystojny brunet w koszulce Nirvany”.
Poetyka tych wpisów jest wprost przeurocza i nigdy nie przestanie mnie zachwycać, mimo że większość z nich jest wariacją przedstawionego wyżej, w stu procentach wymyślonego przykładu (dziewczyno w czarnych rurkach, żaden przystojny brunet nie uśmiechał się do Ciebie pod fontanną!). Większość moich znajomych gnije (tłum. „śmieje się”) z portali Spotted, a dla mnie jest to dowód na gigantyczne pokłady pragnienia miłości, tkwiące w ludziach. Miłości najfajniejszej, bo ukrytej pod równie gigantycznymi pokładami braku pewności siebie, nieśmiałości, strachu przed odrzuceniem i różnych innych lęków, bo tych przecież zawsze jest pod dostatkiem. Nie dajmy się zwieść milionom różnym konwenansów, nie pozwalających dziewczętom patrzeć prosto w oczy chłopcom i vice – choć w mniejszym stopniu – versa. Konwenansów, które tylko ci najodważniejsi są w stanie przełamać, mówiąc publicznie to, co im leży na sercu i czego pragną. Rynek, klub, kawiarnia, parkiet do tańca – to wszystko miejsca, gdzie odbywa się intensywny festiwal spojrzeń, ocen i decyzji. Podoba mi się? Nie podoba? Jest ładny? Zajęta? Pięknie się uśmiecha? Nie zwraca na mnie uwagi? Dobra, idę. Jutro napiszę na Spotted.
REKLAMA
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 45
TU NAS ZNAJDZIESZ
6-ŚCIAN PUB
SZKOŁA JĘZYKÓW OBCYCH
KAMELEON
Warszawska 30
Św. Rocha 14a lok. 11 Lipowa 37
Białówny 4 lok. 19 Białówny 5 lok. 11 Malmeda 13 lok. 25
ABC szko ła języków obcych
FUKS PIZZERIA
KAWELIN
Grochowa 3
Legionowa 10
KEN 52 lok. 2
AKCENT
FUTU SUSHI
Rynek Kościuszki 17
Lipowa 12
alfa centrum
GOSPODA PODLASKA
GUNGA CAFE p. 0 lok. 13 ESPRESSO BAR p. 2 lok. 27
Żelazna 9
POLIKLINIKA ARCISZEWSCY Zamenhofa 19
PRUSZYNKA Grochowa 3 Berlinga 17a
KIERMUSY Dworek nad Łąkami
QMEDICA Waszyngtona 30/1U
Kiermusy 12 Legionowa 30 lok. 103
QUATTRO PIZZERIA
KPKM Składowa 11
Wysoki Stoczek 54
KSIĄŻNICA PODLASKA
Aristo HOTEL
GRAM OFF ON
Kilinskiego 15
Malmeda 17
Trattoria Czarna owca
GRAN VIA
KULA HULA
SPONTI
Lipowa 6
Jurowiecka 31
Alfa Centrum
GRODNO
LABALBAL
STUDIO LINE
Sienkiewicza 28
Warszawska 21 lok. 3
Słonimska 12
SUPERNOVA DENTAL CLINIC
Lipowa 24
BTL
FREE – WAY
Białostocki Teatr Lalek Kalinowskiego 1
BOK
GRYFAN
LATIN STUDIO
Lipowa 6
Choroszczańska 33
Centrum zdrowia
GUSTO ITA LIANO
TCHIBO
Starobojarska 12 lok. 8u
Alfa Centrum, parter, lok. 24
COLOSSEUM
HIALURON
LITTLE HELL
Kopernika 5
Słonimska 2
Lipowa 4
LONDON ACADEMY
Country Avenue
HOMESCHOOL
Malmeda 29
Żelazna 9 lok. 12a
CZARCI PUB&JADŁO
HOTEL 3 TRIO
MANIAC GYM
Hurtowa 3
Warszawska 79a
Skłodowskiej-Curie 3
Jurowiecka 52
Kilińskiego 16
Legionowa 5
KEN 50/U4 Mickiewicza 39/U7
SFERA TAŃCA
Warszawska 39 lok. 8
TAKE2GO Atrium Biała
TEATR DRAMATYCZNY Elektryczna 12
TOKAJ Malmeda 7
Hetmańska 8
TOTEM STUDIO 27 lipca 30 TOTEM STUDIO
D3 STUDIO
HOTEL BRANICKI
Jaroszówka 63
Zamenhofa 25
Efekt Proffessional Częstochowska 3 Św. Mikołaja 1 lok. 7
HOTEL POD HERBEM Wiejska 49
EMPIK Sienkiewicza 3 Świętojańska 15 Miłosza 2 Hetmańska 16
ESKULAP Nowy Świat 11c Malmeda 6 Białówny 9/1
FITNESS PLACE PEJO Leszczynowa 25
46 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
HOTEL PODLASIE 27 Lipca 24/1
INSTYTUT ZDROWEGO ODŻYWIANIA Częstochowska 18 lok U1
OPERA I FILHARMONIA PODLASKA Odeska 1
OPRAWA OBRAZÓW RAMKO
VILLA TRADYCJA Włókiennicza 5
VOC SZKOŁA DŹWIĘKÓW Elektryczna 1
WARSZAWSKA 39 Warszawska 39
Ciepła 1
INSTYTUT URODY
PIZZA HUT
WILLA PASTEL
Warszawska 57 lok. 4
Sienkiewicza 3
Waszyngtona 24a
JUBILECH Słonecznikowa 21
PIZZA SAVONA Rynek Kościuszki 8 Pogodna 11F Legionowa 9/1
WINOTEKA SAMI SWOI Alfa Centrum
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 47
48 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl