ISSN 2299-4580
bezpłatny magazyn mieszkańców
NR 19
Białystok fakty.bialystok.pl
KOBIETA JEST TAJEMNICĄ
SPIS TREŚCI
12
14
6 8 10 12 14 16 17 18 20 22 23 24 26 28 30 32 34 36 38
TRANSFORMACJE WALENTYNKOWE CZAS ZACZĄĆ PAN WODZIREJ WPROST SZALAŁ PO SALI EPIDEMIA W BIAŁYMSTOKU TO NIE JEST MIŚ NA MIARĘ NASZYCH MOŻLIWOŚCI SŁABA SILNA WOLA POZBĄDŹ SIĘ FAŁDEK ABY BAL BYŁ UDANY METAMORFOZA WNĘTRZA – TO TAKIE ŁATWE! BIAŁYSTOK 2020. NARESZCIE WIELKA ZMIANA? O KOBIETACH DLA KOBIET 72% POLAKÓW WYBRAŁO ZAKUPY INTERNETOWE KAŻDA RODZINA TO INNA HISTORIA JAPONIA JEST BLIŻEJ NIŻ MYŚLISZ MAŁA ENERGETYKA WIATROWA DLA POLAKÓW NA WSCHODZIE WIEDUNI NIE MOGĄ ZDRADZAĆ PRZYSZŁOŚCI BATMAN BYŁBY DUMNY NIE MOGĘ SPAĆ, BO SĄSIAD TRZYMA KREDENS FELIETONY
faktyBiałystok NR 19 STYCZEŃ 2014 ISSN 2299-4580
ADRES REDAKCJI ul. Ciepła 1 lok. 16, 15-472 Białystok, tel. 85 87 121 80 www.fakty.bialystok.pl KOORDYNATORZY PROJEKTU Maciej Słupski Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska P. O. SEKRETARZA REDAKCJI Marta Starzyńska FOTO BI-FOTO SKŁAD SOBO Paweł Sobolewski biuro@sobo.pl ONLINE Paweł Waliński online@fakty.bialystok.pl ZESPÓŁ Grzegorz Grzybek, Radek Oryszczyszyn, Radek Puśko, Karol Rutkowski, Krzysztof Szubzda, Paweł Waliński REKLAMA reklama@grupa-optima.pl Maria Snarska BIURO Urszula Bondaruk biuro@grupa-optima.pl DRUK: Buniak Druk Redakcja nie odpowiada za treść publikowanych reklam. Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych i zastrzega sobie prawo do skracania oraz redakcyjnego opracowania tekstów przyjętych do druku. Opinie i poglądy autorów nie zawsze są zbieżne z opiniami i poglądami Redakcji. Copyright © Grupa Optima Sp. z o.o. Wszelkie prawa zastrzeżone Przedruk materiałów w jakiejkolwiek formie i w jakimkolwiek języku bez pisemnej zgody Wydawcy jest zabroniony.
Foto na okładce: Studio Wasabi Treści reklamowe w numerze na stronach: 2, 3, 4, 5, 7, 9, 11, 13, 15, 16, 17, 19, 21, 23, 25, 27, 28, 29, 31, 33, 34, 35, 37, 39, 40
WYDAWCA Grupa Optima Sp. z o.o. ul. Ciepła 1 lok. 16 15-472 Białystok
36 REKLAMA
4 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
Transformacje walentynkowe czas zacząć
U RO DA
TEKST Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska FOTO Studio Wasabi
Choćby na ten jeden dzień warto olśnić swojego partnera. Wieczór tylko we dwoje ma być niezapomniany i pełen wrażeń. Specjaliści od kreowania, stylu i wizażu przygotowali propozycję Karolinie Choińskiej. Po takich zmianach na pewno zrobi wrażenie na swoim mężczyźnie.
K
arolina ma dwadzieścia lat i jeszcze się uczy. Nigdy wcześniej nie miała okazji wypróbowania własnych sił w profesjonalnym studiu. Była nieśmiała i skrępowana. Wystarczyło jednak posłuchać kilku rad fotografa – Przemysława Sejwy ze Studia Wasabi, a pozowanie stało się przyjemnością. Karolina bowiem nie powinna mieć kompleksów. Bije z niej naturalne piękno. Grunt to dobrze zacząć dzień. A nic tak kobiecie humoru nie poprawia, jak masaż głowy u stylisty i fryzjera. Piotr Mordas z salonu Kameleon widział, że Karolina ma ładne, gęste włosy, więc aby nadać im lekkości i przestrzeni wpuścił subtelne złociste pasemka. Jednak najważniejszym zabiegiem był rytuał pielęgnacyjny Kerastase, wydobywający blask i naturalne piękno włosów. – Karolina ma wyraźne rysy twarzy, więc na walentynkową randkę złagodziliśmy je feerią loków i fal – mówi Piotr Mordas z salonu Kameleon. – Loki kojarzą nam się z czymś miękkim i romantycznym, a te wystylizowane specjalnie dla niej dają w całości efekt drapieżny, jak i kobiecy zarazem. Razem z kreacją przygotowaną przez Elwirę Horosz stanowią mocny look, który jest wyzwaniem dla potencjalnego kandydata.
6 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
Karolina następnie trafiła w ręce wizażystki i specjalistki od makijażu. Julita Oleńska-Karwowska przygotowała make-up, który podkreślił jej piękne oczy. – Smoky eyes jest makijażem, który idealnie pasuje do stylizacji rockowej. Do romantycznej stylizacji, oprócz podkreślonego oka, pięknie wyglądają usta w kolorze fuksji – podsumowała Julita z Pracowni Wizażu. – Karolina jest odważną, piękną dziewczyną, która świetnie wygląda w wieczorowym makijażu.
U RODA
Elwira Horosz, odpowiedzialna za całość transformacji, nie miała zamiaru prezentować kolejnej cukierkowej kreacji. – Propozycja dla Karoliny, młodej dziewczyny, to spora dawka optymizmu w kolorze: różu, amarantu, elektrycznego niebieskiego w oryginalnych kwiatowych pintach – oznajmia stylistka Elwira Horosz. – W lutym te kolory osłodzą i rozgrzeją mroźną aurę. Poza tym jest tak kobieco! Karolina świetnie sprawdziła się w stylizacji rockowej. Randka na pewno będzie niezapomniana, bo jest zarazem i ostro, i kobieco. – Staraliśmy się sprawić, żeby ten styl stał się prowokująco kobiecy – mówi Elwira Horosz. – Spodnie rurki w kwiatowe wzory, skórzana kurtka i botki na obcasie – w takim wydaniu Karolina może ruszać na walentynkową imprezę. Postawiliśmy na młodość! Nietypowa transformacja walentynkowa z pewnością urzeknie mężczyznę, z którym Karolina wybierze się na randkę. Mimo że dziewczyna nie ma na sobie obcisłej sukienki, wszystko, co miało zostać wyeksponowane, doskonale widać.
REKLAMA
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 7
K A R N AWA Ł
PAN WODZIREJ WPROST SZALAŁ PO SALI TEKST Krzysztof Szubzda
Na balu karnawałowym rej wodził zawsze wodzirej. Wykonywał przy tym jakieś tajemnicze ewolucje typu „koszyk – raz, kółko – dwa”. Przynajmniej coś takiego zachowało się w piosence „Cała sala śpiewa z nami”. Koszyk i kółko zniknęły na pewno z parkietu historii wraz z radiem Wilga i kolorofonami z reflektorów Stara. Ale gdzie jest wodzirej?
FOT. SXC.HU
N
a pewno zamienił się trochę w didżeja i prosi nas teraz o „troszeczkę hałasu”, ma nieustanną nadzieję, że „za chwileczkę wszyscy pojawimy się na parkiecie”, no i oczywiście stręczy nas do podnoszenia rączek w górę. No wiadomo, takie gesty od zawsze były wyrazem niekłamanej radości. No, może z wyjątkiem okresu 1939-1945.
Mniej więcej kilkanaście lat temu didżeje zaczęli nas prosić również o wkręcanie żaróweczek. Pomysł był tak rozbrajająco ludyczny, szczery i prosty, że głupio było odmówić. Potem zaczęło się robienie wycieraczek. Na bazie tego tanecznego trendu imitowania drobnych prac fizycznych spodziewałem się dalszego ciągu w stylu: „A teraz... Przepychamy wannę, wy-
mieniamy dolnopłuk, trzepiemy chodnik”. Być może na thrashmetalowych imprezach didżej wrzuca tę zajawkę z trzepaniem. Na pewno jest tam robienie pałowstrząsa (z ang. headbanging), ściany śmierci, młynu i gonisza. Ale takich ciekawych figur jest dużo więcej. Na pewnych obchodach Dnia Wiertnika didżej zapraszał do tańca o nazwie „rzut babą”. I nie było w tym ani krzty metaforyki. Taniec polegał dokładnie na tym, na co wskazuje nazwa.
Wodzirej 2.0 No, niestety idzie nowe, nikt już nas nie będzie zachęcał do „koszyka – raz, kółka – dwa”. W ogóle nie wiadomo, do czego zachęca teraz didżej, bo gdy mówi, skupia się bardziej na modulacji głosu niż na słowach. Przypomina to trochę okrzyki aborygeńskiego szamana. No, ale nie od dziś wiadomo, że muzyka zatacza koło i wraca on do swoich korzeni, czyli odgłosu plemiennych nawoływań. Wodzirej zamienił się też trochę w animatora imprez styli8 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
zowanych. Trudno powiedzieć czemu, ale jest w Polsce ogromna moda na to, żeby zejść do sali bankietowej w przebraniu mafijnym lub latynoskim i odbyć imprezę w pewnym stylu. Styl nie jest zbyt określony, bo w prawie każdym przypadku za przebranie robią cygaro i kapelusz, zestaw piosenek jest identyczny, a głównym napojem stylizującym jest zawsze wódka. Musi być jednak ktoś, kto na początku zakrzyknie: „Mi casa es tu casa” lub „Ore-ore”, żeby przynajmniej dział marketingu był w stanie rozróżnić imprezę. Wodzireje ostali się również jako prowadzący imprezy integracyjne, zwane coraz częściej teambuildingowymi. Tam wymyślają przeróżne gry i zabawy, które mają przekonać, że pracownicy korporacji to precyzyjnie dobrana załoga. By wdrożyć takie iluzje, nie wystarczy zwykłe przeciąganie liny. Ludzie muszą przeżyć mrożący krew w żyłach kulig, czasem nawet z imitacją porwania przez zbójców. Sam kiedyś pracowałem jako wódz porywaczy, ale słabo
K A R N AWA Ł
nam to szło. Czasem musiałem po trzy razy dzwonić do woźnicy, by zawrócił zaprzęgiem, bo nam się kolejne porwania nie udawały. Proste to nie jest. Każda babka przed porwaniem musi schować komórkę i poprawić włosy, a facet musiał zdążyć zrobić zdjęcie, kiedy uciekam w las z jego żoną przewieszoną przez ramię. A żeby zdjęcia wyszły dobrze, pozostali złoczyńcy muszą sprytnie i nastrojowo doświecać sceny pochodniami.
Nie każdy może być Strasburgerem Niegdysiejszego wodzireja można też odnaleźć w tak zwanym animatorze konkursowym. Jest to niezwykle kreatywne zajęcie. Nie każdy z nas potrafiłby urządzić sześć godzin pasjonujących konkursów przy pomocy patyka i sznurka. Animator za to bez namysłu zrobił konkurs na nawijanie sznurka na patyk, następnie korzystając z tego, że sznurki są nawinięte, zaanonsował kolejne niezwykłe zawo-
dy: odwijanie sznurka z patyka. Następnie nawijano i odwijano sznurek parami, sołectwami, rodzinami... Konkurs można zrobić ze wszystkiego. Szczególnie na wsi jest dużo rekwizytów ułatwiających to zadanie. Moim hitem konkursowym były zawody w naparzaniu się workiem siana po głowie. Koniec zawodów wyznaczał moment, gdy któryś z uczestników padał. W ostateczności można zrobić konkurs nawet bez rekwizytów. Ludzie uwielbiają zawody w stylu: najbardziej owłosione plecy, najdłuższy nos, albo najciekawsza rzecz, którą masz w kieszeni. Kiedyś zrobiłem taki konkurs w białostockim kinie i wygrał niepozorny, nieco skrępowany mężczyzna, który wyjął z kieszeni mokre majtki kąpielowe. Damskie! Dwukrotnie przydarzyło mi się w być też wodzirejem weselnym. Ale odechciało mi się, kiedy się dowiedziałem, że ludzkość nie potrzebuje nic nowego
ponad rytualną śpiewogrę: „Kto urodzony w styczniu?”. Takich rytualnych zachowań jest dużo więcej: magia biała, magia kolorowa. Niektórzy potrafią na imprezie osiągnąć odmienny stan świadomości, odmienny stan cywilny, w skrajnych przypadkach nawet odmienny stan skupienia. Rytualną biesiadę kończą obrzędy przejścia. Z miejsca wesela do domu. W wielu przypadkach są to obrzędy przepełźnięcia lub nawet przeniesienia. Naprawdę po takich weselach czułem, jakbym był jakimś szamanem kultu voo-doo i bimb-roo jednocześnie. A jeśli chodzi o słynne laleczki voo-doo, to muszę powiedzieć, że najlepsze śpiewają w zespołach ludowych. Żeby uruchomić ich działanie, niekonieczne jest nakłucie szpilką, wystarczy szczypnięcie w pośladek, a ostatnio nawet – dwa drinki. Żeby odwołać działanie, powinno wystarczyć krótkie zaklęcie: „No to ja już będę leciał”.
REKLAMA
R ADIO
EPIDEMIA W BIAŁYMSTOKU TEKST Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska FOTO Jakub Tomasz Gwiazdowski
W internecie szaleje wirus. Nieocenzurowany spot Radia Akadera. Już ponad 30 tysięcy osób zostało zainfekowanych. Jeśli włączysz Akaderę, prawdopodobnie już z nią zostaniesz. Słupek słuchalności pnie się w górę, a to dopiero początek. W czym tkwi magia? O Akaderze Agnieszce Siewiereniuk-Maciorowskiej opowiadała szefowa rozgłośni – Julitta Grzywa. Radio Akadera ma nowe logo. Czy to znaczy, że jest też zupełnie inną stacją? JG: Nie, Akadera zawsze była stacją kultową i taką pozostała, co
nie znaczy, że poza nowym logo nic się nie zmieniło. Mamy przede wszystkim nowych ludzi: błyskotliwych, inteligentnych prezenterów, którzy bezkompromisowo komentują rzeczywistość. Jest zabawnie i inspirująco, naprawdę dbamy o to, co i jak mówimy. Muzyka także jest dynamiczna, świeża i zupełnie inna, niż w pozostałych rozgłośniach.
Czyli nie da się u Was posłuchać muzyki z gatunku disco banjo? JG: Zależy, co masz na myśli, ponieważ gramy przeróżne gatunki. Niezależnie, czy usłyszysz u nas rock, pop, czy muzykę klubową, będą to dźwięki z najwyższej półki.
Donatana gracie? JG: Nie, ale nic nie jest wykluczone. Gramy na przykład Lukasyno
i inne lokalne składy, nie tylko hiphopowe. To jedyna rozgłośnia w mieście, która naprawdę promuje białostockich artystów – możecie ich usłyszeć nie tylko w audycjach autorskich, ale przez cały dzień.
Ponadto macie audycje choćby Sylwii Łuniewskiej czy Konrada Sikory. Tam można posłuchać dość mocnego brzmienia. JG: Promujemy młode zespoły rockowe w „Bez hologramu”, pusz-
czamy też absolutnie zakręconą muzykę rockową w „Lekko przed Zmrockiem”. I oczywiście niemal od ćwierćwiecza Krzysztof Sadowski w niedzielne wieczory zaprasza na „Granicę Cienia”, i tam można znaleźć dużo mroku. To są oczywiście wybrane audycje wieczorne, bo w ciągu dnia gramy muzykę bardziej słoneczną. 10 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
Słuchając Was na przykład w samochodzie nie można się nudzić? JG: Oczywiście, że nie! To zasługa Konrada Sikory. Stworzył jedną
z najszerszych playlist w kraju. Jeśli inne stacje grają ok. trzystu kawałków, u nas są to dwa tysiące i ta lista ciągle się poszerza. W najbliższym czasie usłyszycie mnóstwo świetnych nowych utworów, w tym piękne klasyczne kawałki rockowe.
Może masz rację, bo faktycznie, lubiłam Eskę Rock, ale przestawiałam na inne fale, bo gdy słyszałam już dziesiąty raz kawałek Slasha… No właśnie! Bo skoro nie ma już w Białymstoku żadnego radia, które grałoby muzykę rockową, wszystkich zrozpaczonych zapraszamy na fale 87,7 FM. Szczególnie polecam sobotnie popołudnia i wieczory, kiedy możecie usłyszeć jazzowy „Audioroom” na zmianę z „Kultową Akaderą”, w której gramy tylko rockowe hity.
Macie też bardzo fajny mobilny GPS, który zawsze wie, co i gdzie się dzieje na mieście, praktycznie na każdej ulicy. Skąd wytrzasnęliście odpowiedzialnego za niego człowieka? JG: Jurek Krupicki. To nasze odkrycie. Znaleźliśmy go w ramach współpracy z radiem Taxi 919. Okazało się, że Jurek jest samorodnym talentem radiowym. Ma świetny głos, jest wszędzie i wszystko widzi. Dzięki niemu mamy najświeższe informacje z białostockich ulic, a to przecież rola stacji lokalnej, aby mówić o tym, co najważniejsze w mieście.
A może znajdziecie też lokalnego Kubę Wojewódzkiego czy Michała Figurskiego? JG: Myślę, że już znaleźliśmy... Po prostu włączcie Akaderę.
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 11
MIASTO
TO NIE JEST MIŚ NA MIARĘ NASZYCH MOŻLIWOŚCI TEKST Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska FOTO BI-FOTO
Białystok to miasto, gdzie na jednym kilometrze kwadratowym mieszka ponad 2800 ludzi. Każdy z nich potrzebuje przestrzeni do życia, poruszania się i oddychania. Jak się nie udusić?
W
ystarczy odrobinę oddalić się od centrum Białegostoku, by trafić na blokowiska. Część z nich powstała jeszcze w starych czasach. Budowano wieżowce z wielkiej płyty; budowano z niej również i niższe bloki. Nikt nie dbał wówczas o ogólny wygląd osiedli. Najważniejsze, aby blisko były szkoła, przedszkole, jakiś sklep i ewentualnie przychodnia. Niepotrzebne było projektowanie zieleni miejskiej, zupełnie nie dbano o miejsca do wypoczynku poza mieszkalnymi murami, a strefa gastronomiczna istniała wyłącznie w centrum miasta. Dziś wiadomo, że to nie był dobry pomysł.
Blokowiska i sypialnie Kiedy nadszedł czas dzikiego kapitalizmu, okazało się, że równie ważne są blaszane budki, w których trzymane są auta. Wystarczyło kilka kolejnych lat, aby niemal cały Białystok był podporządkowany mechanicznym pojazdom. I tym razem ktoś zapomniał, że ludzie potrzebują swojej przestrzeni do życia. – Tego, co składa się na jakość funkcjonowania w nowoczesnym mieście, nie da się wyrazić prostym i zarazem uniwersalnym wzorem. Istotne jest aktywne społeczeństwo, sprawne instytucje publiczne, 12 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
rozwijające się życie gospodarcze, przyjazna przestrzeń – mówi Piotr Jać ze Stowarzyszenia Kreatywne Podlasie. – W sferze miejskiej infrastruktury ważne jest nie tylko to, żeby była ona nowoczesna i dobrze zarządzana, ale przede wszystkim zaprojektowana w interesie i zgodnie z potrzebami mieszkańców. Dobrze pomyślane i zlokalizowane „blokowisko” nie musi być gorszym miejscem do życia niż dzielnica byle jakich domów jednorodzinnych czy nieprzyjaźnie zorganizowanej zabudowy szeregowej. Planiści oraz architekci wielu firm budowlanych zapominają chyba, że człowiek jest stworzeniem stadnym. Widać to zwłaszcza przy oglądaniu zamkniętych osiedli, w których największy nacisk położony został na odgradzanie się od reszty sąsiadów i świata. Ci ludzie muszą wybrać się do centrum miasta, aby tam poobcować z innymi osobnikami tego samego gatunku.
Tymczasem w centrum Białegostoku Wybudowano całkiem niedawno i oddano do użytku dwa przejścia podziemne. Tym samym planiści uznali, że samochody są ważniejsze od człowieka. Od takich rozwiązań odchodzi się od wielu lat w krajach,
MIASTO
w taki sposób miasto będzie żyło, będzie się chciało przyjechać do centrum, bo tu mimo zgiełku da się odpocząć i pobawić. Samochód, który służy w pracy, ma służyć w pracy, a nie temu, by podjeżdżać pod drzwi biura. Kto nie musi, nie jedzie do centrum, bo mamy też bardzo drogie parkingi dla samochodów cywilnych, które nie świadczą usług dostawczych.
Jaki będzie Białystok przyszłości? Wszystko wskazuje na to, że idziemy w kierunku wylewania kolejnych porcji asfaltu. Centrum miasta żyje wiosną i latem, kiedy można spacerować, kiedy otwarte są ogródki i kiedy coś ciekawego dzieje się na Rynku Kościuszki. Ulica Lipowa jest praktycznie martwa. Niegdyś było tam serce miasta, a dziś nie ma po co tam iść. Bo czy interesujące są apteki i sznur samochodów? A gdyby tak deptak wydłużyć aż do kościoła św. Rocha? Gdyby cały ruch puścić wyłącznie aleją Piłsudskiego? Wielka szkoda, że nie mamy planistów takich jak ma Perth. W samym centrum miasta wznosi się właśnie jedna z największych galerii handlowych. Co prawda mają tam być miejsca rozrywki, ale chyba nic nie zastąpi spacerów i wspólnych spotkań na świeżym powietrzu. – Życie w śródmieściu zmieni się – prorokuje Piotr Jać ze Stowarzyszenia Kreatywne Podlasie. – Mam nadzieję, że teren wokół galerii będzie zorganizowany z myślą o mieszkańcach, bez barier architektonicznych, wypełniony zielenią, obiektami rekreacyjnymi i atrakcyjną małą architekturą. Jeśli tak się stanie, ta część śródmieścia stanie się atrakcyjna i będzie przyciągała białostoczan. O tym, czy w Białymstoku są potrzebne miejsca do wypoczynku, niech świadczy Park Zwierzyniecki. Wystarczy zajść tam choć raz i zobaczyć, jak długa jest kolejka chętnych do skorzystania z tamtejszych atrakcji.
REKLAMA
w których ktoś też kiedyś błędnie uznał, że oznaką cywilizacji jest duża liczba samochodów. W dużych miastach, jak Londyn, Barcelona czy Neapol, z centrów miast wygania się samochody, a przestrzeń organizuje pod potrzeby rekreacyjne ludzi. Podziemne przejścia albo się zasypuje, albo przebudowuje tak, by mieściły się w nich przejazdy i parkingi. Nigdy odwrotnie. Nasi włodarze i planiści nigdy chyba nie bywali w podobnych miastach, skoro uważają, że miejsce ludzi jest pod ziemią. Poza tym duże place modne były w czasach komuny. W końcu gdzieś trzeba było robić defilady i pochody. Dziś tego typu przestrzenie funkcjonują doskonale w Korei Północnej. Zupełnie inaczej wygląda zaś jedno z najszybciej rozwijających się miast na świecie – australijskie Perth. – Władze zainwestowały w transport publiczny – bardziej opłaca się zostawić auto pod miastem i przesiąść się do pociągu lub autobusu – mówi Rocky Anderson z Invest in Perth. – W ścisłym centrum mamy kilka podziemnych parkingów, głównie dla pracowników i klientów biur. Praktycznie wszystkie parkingi naziemne zostały zlikwidowane. Ludzie chętnie korzystają z komunikacji zbiorowej, bo jest na bardzo wysokim poziomie. Na obrzeżach Perth parkingów też jest mniej niż kilkanaście lat temu. Dlaczego parkingów buduje się mniej? Zdaniem architekta przestrzeni publicznej z Perth dlatego, że wbrew pozorom trzem osobom wygodniej wsiąść we trójkę do jednego samochodu i znaleźć jedno miejsce, niż jechać trzema oddzielnymi pojazdami i dla każdego szukać oddzielnego miejsca. Kiedy ludzie się do tego przyzwyczają, wszystkim będzie wygodniej. Buduje się więc mniej parkingów, ale za to sytuuje się je w dogodnych miejscach, by zachęcić do korzystania z transportu publicznego. – Miasto ma być dla ludzi, nie dla samochodów – mówi Anderson. – Tylko
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 13
NOW Y ROK
SŁABA SILNA WOLA TEKST Ula Bykowska
„Schudnę”, „Będę mniej pracować”, „Rzucę palenie” – to jedne z najczęstszych postanowień, które obiecujemy sobie podjąć w nowym roku. Jednak większości z nas zapału do ich realizacji wystarczy jedynie na kilka tygodni stycznia.
P
rzez całe życie ciągle coś zaczynamy – naukę, pracę, związki. Nieustannie też coś planujemy, często jedno i to samo. W snuciu planów jesteśmy świetni, w ich realizacji już niestety nie. – Od stycznia zapiszę się na aerobik, schudnę do rozmiaru sprzed ciąży – zarzeka się Kasia Ostrowska, białostocka młoda mama. – Już w zeszłym roku sobie to postanowiłam i nawet schudłam, ale potem przyszedł karnawał, wiosna i kilogramy wróciły. Ale tym razem na pewno mi się uda!
FOT. SXC.HU
Plany vs życie Dlaczego tylko 8% ludzi zrealizuje swoje postanowienia noworoczne? Chcesz rzucić palenie, zapisać się na siłownię albo schudnąć. Przestaniesz jeść słodycze, zajmiesz się nauką lub zmienisz pracę. A może zamierzasz zająć się sprawami rodzinnymi lub zmienić tryb życia? Nie będziesz jedyny – blisko połowa Polaków zdecyduje się w tym roku „już na pewno” zmienić swoje życie za pomocą postanowień noworocznych. W styczniu niektóre centra fitness będą miały o jedną trzecią więcej klientów. Jednak 25% z tych osób zrezygnuje już po pierwszym tygodniu, 29% po dwóch, 36% podda się po miesiącu, a 50% w ciągu pół roku. Ostatecznie aż 92% tych postanowień spełznie na niczym. Jednak robienie noworocznych postanowień ma swoje plusy. Nowy Rok ma symboliczną moc oddzielania przeszłości – której zmienić już nie można – i przyszłości, na jaką mamy wpływ. Badania pokazują, że zmiana zachowania za pomocą postanowień noworocznych jest dziesięciokrotnie skuteczniejsza niż bez plano14 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
wania. Będzie nam dodatkowo sprzyjał społeczny trend (połowa Polaków zrobi to samo), podniosły nastrój związany ze świętami (zwiększa motywację) i większa ilość czasu wolnego (sprzyja zastanawianiu się nad sobą).
Odrobina dyscypliny Dotrzymanie każdego postanowienia wymaga samokontroli. To zdanie ociera się o banał, ale właśnie dlatego plany noworocznej zmiany życia często kończą się porażką. Czasem nawet przynoszą skutek odwrotny do zamierzonego, ponieważ są albo zbyt ogólnie sformułowane, albo zbyt rygorystyczne, by udało się w nich wytrwać. Często dotyczą takich detali, że negatywnie odbijają się na innych aspektach życia. Równie trudne w realizacji, jak niejasne postanowienia, są plany zbyt restrykcyjne. Nie wystarczy siła woli. Gdy słuszny będzie tylko jeden tryb postępowania, jedno niepowodzenie zniweczy cały proces i zniszczy nasze postanowienie. Nie angażujmy się w abstrakcyjne idee, tylko obierzmy sobie realny cel i podzielmy jego realizację na łatwiejsze etapy, by był mniej przytłaczający. Nie zrealizujemy postanowienia: „Będę oszczędzać”, ponieważ jest ono zbyt mgliste, by można je wprowadzić w życie. Zamiast tego postanówmy sobie, że co miesiąc będziemy odkładać jakąś określoną kwotę na rachunku oszczędnościowym. Zamiast powiedzieć: „Przestanę być palaczem”, powiedz: „Przestanę palić jednego papierosa do porannej kawy”. Nie planuj: „zdrowo się odżywiać”, ale dokładnie określ cel: „zamienię ciastko na banana”. Nie licz na to, że plan pt. „zmniejszyć wagę” zostanie zrealizowany,
NOW Y ROK
lepiej zaplanuj wchodzenie po schodach zamiast używania windy. – Na razie chcę schudnąć pięć kilogramów – mówi Kasia. – Zacznę chodzić na basen dwa razy w tygodniu. Schudnięcie o piętnaście kilogramów do walentynek jest raczej nierealne – śmieje się dziewczyna.
Ćwicz wolę W przypadku porażki tłumaczymy się najczęściej brakiem silnej woli. Badania Uniwersytetu Stanforda obalają ten mit – okazuje się, że nasze przekonanie o własnej woli decyduje o tym, jakie wyniki osiągamy. Jednym słowem mamy jej tyle, ile uważamy, że mamy. Okazuje się także, że wola jest jak mięsień, który można ćwiczyć.
Im częściej wystawiamy się więc na pokusę i jej nie ulegamy, tym silniejszą wolę budujemy. Z czasem coraz łatwiej jest się kontrolować i decydować na podejmowanie bądź niepodejmowanie określonych działań. I tak jak z każdym mięśniem, nie należy go ani przeforsowywać (to dlatego chęć zmiany kilkunastu negatywnych nawyków najpewniej spełznie na niczym), ani nie traktować zbyt pobłażliwie (zmiana nawyku wstawania dziesięć minut wcześniej może być dla niektórych osób zbyt małym wyzwaniem). Dlatego właśnie powinniśmy robić postanowienia noworoczne – choćby po to, by trochę poćwiczyć naszą wolę.
Zrób plan Usiądź z kartką papieru i odpowiedz sobie na następujące pytania: Co konkretnie chcę osiągnąć? Do kiedy? Po czym poznam, że to osiągnąłem? Jak to osiągnę? Jakie zasoby są mi potrzebne, by to osiągnąć? Kiedy konkretnie będę to robił? Gdzie konkretnie będę to robił? Z jakich zachowań zrezygnuję, by to osiągnąć? Na jakie etapy podzielę mój cel?
FOTO WWW.SXC.HU
REKLAMA
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 15
Z DROW I E
Pozbądź się fałdek
TEKST Dr Joanna Zapolska i mgr Angelika Mantur – klub Maniac Gym
Wielu z nas chciałoby na zawsze pozbyć się nadmiaru kilogramów czy też widocznych i przeszkadzających fałdów tłuszczowych. Życzylibyśmy sobie, aby nasza kondycja fizyczna była na wysokim poziomie i byśmy bez względu na wiek czuli się młodo i zdrowo. Jak to zrobić?
D
użo osób popełnia błąd, jedząc dwa czy trzy posiłki dziennie. Oddala ich to od poprawy sylwetki i samopoczucia. Lepiej spożywać 4-5 niewielkich posiłków. Dobrze, jeśli robimy to o jednakowych porach. Stałe godziny sprzyjają polepszeniu procesów trawienia, wchłaniania i wykorzystywania składników pokarmowych. Zalecane przerwy między posiłkami nie powinny być dłuższe niż 3-3,5 godziny. Kiedy jemy nieregularnie, nasz organizm aktywuje swoje mechanizmy obronne, które powodują nadmierne odkładanie się tkanki tłuszczowej. Nie mając czasu na konkretne posiłki, sięgamy po rozmaite przekąski. Najczęściej są to cukierki, ciasteczka, batoniki czy szybkie zupki. Nie dość, że produkty te są jedynie źródłem pustych kalorii, to jeszcze ze względu na zbyt małe przerwy między posiłkami nie pozwalają na uruchamianie rezerw tłuszczowych. Nasze podstawowe posiłki nie zawsze są poprawne i dostarczają więcej kalorii niż potrzebujemy. Jeśli do tego dodamy przekąski, których kaloryczność często przerasta podstawowy posiłek, mamy sporą nadwyżkę dostarczanej energii. Pamiętajmy, że obniżenie wartości kalorycznych spożywanych posiłków spowoduje obniżenie tempa metabolizmu. Aby tego uniknąć, należy redukować liczbę spożywanych kalorii w ciągu tygodnia, a nie z dnia na dzień, co mogłoby spowodować uruchomienie mechanizmów obniżających tempo metabolizmu. Możemy redukować wartości kaloryczne, ale w sposób nieregularny, aby nie zwalniać procesu przemiany materii. Wiele osób będących na diecie popełnia duży błąd, kompletnie rezygnując z tłuszczu. To błąd, bo tłuszcz jest niezbędny do prawidłowego REKLAMA
16 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
funkcjonowania organizmu. Należy jednak wybierać jego zdrowe rodzaje i nie przesadzać z ilością. Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, dlaczego macie ochotę na tłuste jedzenie, produkty typu fast food? Takie zachcianki są objawem niedoboru nienasyconych kwasów tłuszczowych. Nasz organizm się ich domaga, ponieważ są mu potrzebne do prawidłowego funkcjonowania. Dlatego od razu myślimy o potrawach bogatych w tłuszcz. Te jednak są zwykle źródłem tłuszczów nasyconych lub tłuszczów trans; sięgając po nie – nie zaspokoimy naszego zapotrzebowania. Zalecane są oleje roślinne (m.in. słonecznikowy, rzepakowy, lniany, wiesiołkowy, z pestek dyni) oraz tłuszcze w innej postaci, jak np. orzechy włoskie, laskowe, pekan, pestki dyni czy słonecznika, tłuste ryby morskie. Bardzo modne stały się diety niskowęglowodanowe lub zupełnie wykluczające węglowodany. Niestety, diety te prowadzą do spalania glikogenu (z wątroby i mięśni) jako źródła energii, a wraz z tym do utraty wody związanej w mięśniach. Szybka utrata masy ciała na takiej diecie jest wynikiem utraty głównie tkanki mięśniowej i wody, a tylko w nieznacznym stopniu tkanki tłuszczowej. Węglowodany są jak najbardziej zalecane przy zdrowym, zbilansowanym odżywianiu. Należy tylko wybierać ich najbardziej naturalne, nieprzetworzone warianty, bogate w błonnik, i ograniczyć ich spożycie wieczorem. Stosowanie drakońskich, niskokalorycznych diet przyniesie krótkotrwałe efekty odchudzające i w następstwie wtórne przybieranie kilogramów. Dlatego też zamiast męczyć się na głodówkach czy bardzo restrykcyjnych dietach, polecamy wprowadzenie zasad zdrowego odżywiania oraz aktywności fizycznej do swojego codziennego życia.
U RO DA
Aby bal był udany TEKST Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska FOTO BI-FOTO
K
obiety mają to do siebie, że gdy posiadają proste włosy, chcą by w tym ważnym dniu ich głowa ozdobiona była bujnymi lokami. Zaś panie, które mają burzę loków, sięgają po prostownicę. Wydawałoby się, że trudno to pogodzić. Propozycja stylisty z salonu Ralf&Jack powinna zadowolić jedne i drugie. Oto dość proste uczesania, które nadadzą szyku i elegancji podczas niezapomnianego wieczoru.
Fryzura karnawałowa musi się różnić od codziennej W obecnym sezonie nadal modne są koki i wszelkie wysokie upięcia, ale pojawiają się również skromne, gładkie wiązania. Stylista radzi, by skorzystać z jego propozycji i wybrać gładko zaczesane włosy z bombką umieszczoną asymetrycznie. Do tego świetnie wyglądać będzie kokarda lub opaska z błyszczącym akcentem, ponieważ czas karnawału to również czas na eksperymenty z dodatkami. Atutem takiej fryzury jest uniwersalność – mogą ją nosić panie, które mają włosy proste lub kręcone. Uczesanie trzyma się stosunkowo
REKLAMA
Prawda stara jak świat głosi, że nie szata zdobi człowieka. I sporo w tym racji, ponieważ do szaty należy dobrać odpowiednie dodatki. Jednym z nich jest fryzura. Dobrze dopasowana potrafi niezwykle przyozdobić kobietę, tak by wyglądała naprawdę olśniewająco, zwłaszcza jeśli wychodzi na bal. długo i nie ma obawy, że rozpadnie się podczas gorętszych wygibasów na parkiecie.
Mężczyźni wolą kobiety z długimi włosami To oczywiste, że mężczyźni lubią kobiety z długimi włosami. Kolor przy tym ma mniejsze znaczenie, bowiem dla nich najważniejsze jest to, że mogą się nimi bawić, dotykać i wąchać. Większość filmów erotycznych pełna jest kobiet z długimi włosami, rzadko zaś spotyka się panie z krótką fryzurą. Korzystając z rad stylisty z salonu Ralf&Jack można stworzyć sobie burzę loków. Jeśli takich brakuje, zawsze istnieje coś takiego, jak dopinka lub peruka. Loki i fale pojawiające się w 2013 roku zostają w tym sezonie zastąpione gładkimi uczesaniami lub tylko lekko zaakcentowanymi, falowanymi pasmami. Choć wcale nie ma co się wzdragać przed gęstymi falami. Te są ozdobą każdej kobiety, która lubi eksponować długość włosów. W tym przypadku też nie można zapominać o dodatkach do włosów: głównie opaskach, choć modne są też i drobne warkoczyki uplecione z przodu i po bokach.
MIESZKANIE
Metamorfoza wnętrza – to takie łatwe!
TEKST Antracyt – Anita Bieniek
Czasem bywa tak, że po zakończeniu prac remontowych nagle zdajemy sobie sprawę, że nasze wnętrze nie wygląda tak, jak sobie wymarzyliśmy. Częstym problemem jest zbytnia monotonia kolorystyczna. Może być też tak, że po około pięciu latach nasze mieszkanie potrzebuje odświeżenia albo po prostu potrzebujemy zmienić coś we własnym otoczeniu. Co zrobić, aby za pomocą niewielu zabiegów ożywić wnętrze, nadać mu charakter i zmienić panujący w nim nastrój?
FOT. SXC.HU
Z
acznijmy od metamorfozy ścian. Przede wszystkim warto wyróżnić te najważniejsze w mieszkaniu. Powinny być zaakcentowane kolorem farby bądź innym materiałem wykończeniowym, np. tapetą. Jej cena za rolkę dobrej jakości waha się w granicach od 150 do 400 zł. To niemało, zwłaszcza gdy chcemy wytapetować dużą powierzchnię. W takim przypadku do pokrycia nią polecam wybranie jednej ściany, np. w salonie za kanapą. Do upatrzonej przez nas tapety powinniśmy dobrać kolory farb. Gdy tapeta jest wzorzysta, warto kolorystycznie nawiązać do motywów, które się na niej pojawiają. Musimy pamiętać
o pewnych zasadach. Jasne kolory powiększają i wydłużają, a ciemne skracają i pomniejszają. Gdy koszt wytapetowania okazuje się zbyt duży, ściany, na których miałaby być tapeta, proponuję pomalować wyrazistym kolorem. Bardzo ciekawym i praktycznym rozwiązaniem są farby kredowe i magnetyczne. Pokrycie nimi ścian na korytarzu może uchronić nas przed zapominalstwem, a w kuchni pozwoli na zapisanie ulubionych przepisów. Możemy również zdecydować się na inne materiały wykończeniowe, na przykład płytki z cegły lub tynki strukturalne. Jeśli chodzi o te drugie, polecałabym tynki imitujące beton.
Na wykończonych ścianach warto odpowiednio wyeksponować dodatki, które przykują uwagę, a także będą odzwierciedleniem naszych upodobań. Mogą to być obrazy, grafiki i fotografie w ładnych oprawach. Praktycznymi i pięknymi dekoracjami naściennymi są zegary i lustra, których wybór w sklepach internetowych jest ogromny.
Ściany to nie wszystko Gdy mamy już wybrany sposób wykończenia ścian, skupmy się na pozostałych, łatwych do zmian elementach wnętrza. Wyobraźmy sobie, że dywan, poduszki i zasłony to elementy naszego ubrania. Skomponujmy
MIESZKANIE
je tak, by idealnie do siebie pasowały i jednocześnie nawiązywały do kolorystyki ścian. Tkaniny we wnętrzu to elementy łatwe do wymiany, więc nie bójmy się zabawy w łączenie faktur, wzorów i kolorów. Elementy wzorzyste, w kratkę, kwiaty i paski mogą do siebie pasować – pod warunkiem, że będą miały wspólny mianownik kolorystyczny. Na ożywienie naszych wnętrz niezwykły wpływ mają oprawy oświetleniowe. Lampy wiszące, stojące lub podłogowe z dużymi designerskimi abażurami tworzą we wnętrzu rodzaj przestrzennych rzeźb. Nie dość, że mają piękne formy, to klimat, jaki zapewniają wieczorem, wpływa pozytywnie na nasz nastrój. Umieszczenie odpowiedniego oświe-
tlenia w ciemnych kątach pomieszczenia ma zbawienne właściwości podczas tej pory roku, gdy dzień jest stanowczo zbyt krótki. Jeżeli chodzi o meble, to wymiana wszystkich wiąże się z dużymi kosztami. Skupmy się na tych, które przestały nam się podobać lub po prostu służyć. Możemy zmienić im tapicerki i przemalować stelaże na inny kolor. Możemy też zamienić się w poszukiwaczy skarbów na aukcjach internetowych i przy niewielkich środkach finansowych zafundować sobie prezent, który stanie się w naszym wnętrzu istną wisienką na torcie. W nowym roku proponuję wziąć w rękę pędzel i wymalować sobie bardziej kolorowy i optymistyczny – własny – świat. REKLAMA
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 19
MIASTO
BIAŁYSTOK 2020. NARESZCIE WIELKA ZMIANA? TEKST Grzegorz Grzybek FOTO ARCH-DECO, INNO-EKO-TECH
Zamknąć oczy i zobaczyć przyszłość. Wielu z nas wiele by za taką umiejętność dało. Taka perspektywa może też – co zrozumiałe – przerażać. Po prezydenckiej debacie „Białystok 2020” zastanawiam się, gdzie mógłbym obudzić się po takiej podróży. Podróży w „następny wiek” mojego miasta. Przyglądam się realizowanym i planowanym inwestycjom, i czuję, że czekają nas wielkie zmiany. Szymon Hołownia i Tomasz Bagiński wyraźnie podkreślali w debacie, że pragną, aby Białystok był „jakiś”. Twierdzili, że sukces gospodarczy może zapewnić miastu budowanie komunikacji z klientem opartej na wyraźnym skojarzeniu z… czymś. Oto rezultaty mojego poszukiwania tego „czegoś”. BIAŁYSTOK 2020 A. NOWOCZESNY TRANSPORT MIEJSKI Białystok ma rower miejski i sieć dobrze skomunikowanych dróg rowerowych, łączących wszystkie osiedla. Jazda rowerem elektrycznym staje się szybsza i bardziej opłacalna niż autem, czy nawet autobusem. Mimo to miasto nadal inwestuje w autobusowy transport miejski i tworzy kolejne buspasy. Robi wszystko, by zmniejszyć opłacalność jazdy nieekologicznym, drogim samochodem. W ten sposób ogranicza ogromne wydatki na utrzymanie infrastruktury drogowej. Białystok łączy ze stolicą Polski szybka kolej. Lokalni przedsiębiorcy we współpracy z miastem w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego wybudowali pas startowy na istniejącym lotnisku Krywlany, przeznaczony dla niewielkich maszyn i lotów biznesowych.
FOT. SXC.HU
B. TURYSTYKA MEDYCZNA Uniwersytet Medyczny jest wiodącą placówką naukową i liderem rankingów najlepszych polskich uczelni. Z ogólnopolskich badań wynika, że mieszkańcy Polski kojarzą Białystok z: - biotechnologią - turystyką medyczną - turystyką sanatoryjną - ośrodkiem naukowym 20 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
Nowoczesny szpital uniwersytecki to inwestycja unikalna w skali kraju, ale niespotykana dziś także w całej Unii Europejskiej. Zapewnia mieszkańcom usługi medyczne na bardzo wysokim poziomie, tworzy dobre warunki dla pracy naukowej i badawczej. Przebudowa i rozbudowa Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego to warta w sumie ponad 500 mln zł inwestycja. Rozpoczęła się w 2008 roku. Swój finał będzie miała w roku 2017. Po rozbudowie szpital przy ul. Skłodowskiej ma 56 tys. mkw. powierzchni (niemal dwukrotnie więcej niż przed przebudową). Z każdym dniem przybywa chętnych do leczenia się w białostockim szpitalu. Placówkę odwiedzają kilka razy w roku delegacje dziennikarzy i lekarzy z całej Europy. Białystok coraz częściej jest atrakcyjną lokalizacją dla turystyki kongresowej.
C. CENTRUM INNOWACJI MEDYCZNEJ Białostocki Park Naukowo-Technologiczny od początku swojego istnienia zaznacza wyraźnie – również ustami prezydenta Truskolaskiego – że na tle innych krajowych parków wyróżniać go będzie sfokusowanie na technologie biomedyczne. 19 grudnia 2013 roku prezydent Białegostoku podpisał z firmą Siemens umowę o wartości ponad 20 milionów złotych na utworzenie w BPN-T Laboratorium Obrazowania Medycznego i dostarczenie tomografu komputerowego z rezonansem magnetycznym. Białystok jako drugie miasto w kraju i jedno z nielicznych w całej Europie weszło w posiadanie najnowocześniejszego sprzętu do diagnozowania m.in. nowotworów czy neuroboreliozy.
MIASTO
D. TURYSTYKA SANATORYJNA Znajdujące się w aglomeracji białostockiej uzdrowisko Supraśl od lat zabiega o przeobrażenie się w miejscowość sanatoryjną. Sprzyjają temu bogate złoża borowin i lokalizacja w unikalnym ekosystemie Puszczy Knyszyńskiej. Nie bez znaczenia jest również coraz bogatsza oferta noclegowa, realizująca zarówno zapotrzebowanie agroturystyczne oraz noclegi w ekskluzywnych SPA. Najazdowi turystów medycznych z kraju i zza wschodniej granicy sprzyja bliskość wielu parków narodowych.
E. ENERGIA ODNAWIALNA Słyszeliście o inwestycji Podlasie Solar Park? To największa elektrownia słoneczna w Polsce. Powstała w 2014 roku w Lip-
sku, Jedwabnem i Kolnie. Wiele mówiło się ostatnio również o pierwszym w Polsce samowystarczalnym energetycznie osiedlu mieszkaniowym. Ono również powstało niedaleko Białegostoku. Nowoczesna fabryka budująca średniej wielkości elektrownie wiatrowe to inwestycja już zrealizowana. Na Podlasiu. Dodając do tego sprzyjające warunki dla elektrowni wiatrowych na północy województwa, uzyskujemy obraz miejsca, w którym mogą odbywać się najważniejsze debaty o krajowej energetyce odnawialnej. Na miejsce debaty można zaproponować – bez kompleksów – budynek Opery i Filharmonii Podlaskiej. Ponad 40 proc. z 16 tys. mkw. całkowitej powierzchni tej instytucji to „przestrzeń zielona” – ogrody i parki. Budynek pozyskuje energię m.in. z 19 paneli
solarnych. Wisienką na torcie i jednocześnie fundamentem w temacie jest jednak INNO-EKO-TECH. Innowacyjne centrum dydaktyczno-badawcze alternatywnych źródeł energii, budownictwa energooszczędnego i ochrony środowiska Politechniki Białostockiej zostało otwarte pod koniec 2014 roku. Kosztowało przeszło 88 mln zł, z czego ok. 87 mln 663 tys. zł stanowiło dofinansowanie z Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko. Dzięki niemu studenci zdobywają praktyczne umiejętności przydatne w pracy inżynierskiej. Jak podoba się Wam taka wizja? Zapraszam do dyskusji na: http://fakty.bialystok.pl/styl-zycia/ bialystok-2020-nareszcie-wielka-zmiana
REKLAMA
DLACZEGO BILETY NA ELEKTRONICZNEJ KARCIE MIEJSKIEJ TO ROZWI¥ZANIE OSZCZÊDNE, WYGODNE I £ATWO DOSTÊPNE?
PUNKTY DO£ADOWANIA PORTMONETKI
OSZCZÊDNOŒÆ
Bilety kupione za pomoc¹ portmonetki s¹ tañsze od kupionych w kiosku lub u kierowcy w autobusie. Kupuj¹c bilet w kasowniku mo¿na zaoszczêdziæ od 10 groszy do nawet 7 z³otych na jednym przejeŸdzie! TO SIÊ OP£ACA! WYGODA
Jedna karta zastêpuje wszystkie bilety papierowe. Mo¿na na niej zakodowaæ bilet trzymiesiêczny, miesiêczny i dekadowy oraz zakupiæ bilet 3-dniowy weekendowy, 24-godzinny i jednorazowy na wszystkie strefy taryfowe. DOSTÊPNOŒÆ
W jednym z 24 punktów sprzeda¿y biletów mo¿na wgraæ na kartê bilet okresowy lub do³adowaæ portmonetkê. Do³adowanie portmonetki jest równie¿ mo¿liwe w jednym z 50 punktów do³adowania portmonetki. Bilet okresowy mo¿na równie¿ zakupiæ przez Internet, za pomoc¹ strony www.ekarta.bialystok.pl PUNKTY SPRZEDA¯Y BILETÓW BKM 1. Antoniukowska 24/1 2. Boh. Monte Cassino 5 lok. U-2 3. Gajowa 68a p.1 4. Kolejowa 12 5. Ko³³¹taja 75 6. Mickiewicza 14 7. Pozioma 2 8. Rumiankowa 21
9. Rzymowskiego 22 10. Sienkiewicza 1/1 - budynek BCMB 11. Sienkiewicza 5 12. Sienkiewicza 55A 13. Sienkiewicza 81/3 lok. 14 14. Sk³adowa 11 15. Sk³odowskiej 2/1 Central 16. S³onimska 6
17. Swobodna 54 18. Upalna 1A lok. 6 19. Wasilkowska 49A 20. Wiejska 60 lok. 4 21. Zagumienna 7A 22. Zaœcianki 1 23. KLEOSIN, ul. Ojca Tarasiuka 2 24. WASILKÓW, ul. Koœcielna 69
Kolporter S.A. 1. 42. Pu³ku Piechoty 2 2. Boles³awa Chrobrego 16A 3. Choroszczañska 24 4. Dubois 6/5 5. Klepacka 4 6. Kolejowa - dworzec PKP 7. Legionowa 28 8. Ryska 1 9. Sienkiewicza 81 10. Œwiêtojañska 15/46 CH ALFA, poziom 0 11. Œwiêtojañska 15/46 CH ALFA, poziom 1 12. Wysoki Stoczek 54 13. Upalna 3 14. Zwierzyniecka 19/1 15. ¯abia 20
PSS Spo³em Bia³ystok 16. Bema 89/2 17. Brzechwy 3 18. Dojlidy Fabryczne 8 19. Gajowa 68 20. Ko³³¹taja 50 21. Mieszka I 6 22. Pietrasze 2 23. Rynek Koœciuszki 15 24. Warszawska 79 25. Wroc³awska 5 26. Wyszyñskiego 6 27. Sk³odowskiej 6 28. S³onimska 2/1 29. Traugutta 1 30. Wiejska 70a
TRAFIKA-NORD 31. Andersa 38 32. Wyszyñskiego 6 33. Lipowa34 34. Mickiewicza 15 35. Wasilkowska 4 36. Tysi¹clecia Pañstwa Polskiego 8C
INNE 37. Antoniukowska 1 38. Antoniukowska 56 39. Boh. Monte Cassino 8: na dworcu PKS 40. Boh. Monte Cassino 8: przed dworcem PKS 41. Edukacyjna 1 42. Pogodna 11A/1U 43. Rzymowskiego 22 44. Sienkiewicza 5 45. Warszawska 16-18 46. Choroszcz, Sienkiewicza 29A 47. Choroszcz, Powstania Styczniowego 8C 48. Juchnowiec, Klonowa 2 49. Wasilków, Plater 2 50. Wasilków, Bia³ostocka 7A
www.komunikacja.bialystok.pl fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 21
CZYTELNIA
O kobietach dla kobiet TEKST Joanna Sasinowska
Książki o kobietach dla kobiet już dawno okrzyknięto literaturą śmieciową, porównując je z poziomem popularnych „Harlequinów”. Jednak to panie królują w statystykach czytelnictwa i to one najczęściej kupują książki. Przedstawiam trzy niebanalne historie, które inspirują, uczą, niosą nadzieję i są ciekawymi lekturami. To opowieści stworzone z myślą o kobietach.
Flirtując z życiem Danuta Stenka, Łukasz Maciejewski Wyd.: Społeczny Instytut Wydawniczy Znak Premiera: 20 listopada 2013 r. „Flirtując z życiem” to zapis pełnych szczerości i ciepła rozmów, jakie Łukasz Maciejewski przeprowadził z Danutą Stenką. Aktorka znana jest nie tylko z popularnych seriali, ale przede wszystkim z wybitnych kreacji teatralnych i filmowych. Na portalach plotkarskich prawie nie pojawiają się „newsy” na jej temat. Może to dowód, że jest jedną z niewielu już gwiazd na miarę tego słowa? Media wykreowały jej wizerunek jako kobiety sukcesu, niezależnie od wieku nieskazitelnie pięknej i pełnej temperamentu. Danuta Stenka w najnowszej książce pokazuje swoje pełne oblicze. Opowiada o dzieciństwie spędzonym w małej kaszubskiej wsi oraz o krętej ścieżce, która zaprowadziła ją na szczyt. Przedstawia anegdoty z życia kina i teatru. Nie waha się przed wyznaniami na temat prywatnych spraw i, co szczególnie cenne, wspomina koszta, jakie musiała ponieść. Myślę, że „Flirtując z życiem” to opowieść o przezwyciężaniu trudności, walce o niezależność oraz spełnienie w życiu. Polecam wszystkim miłośnikom mądrych biografii.
22 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
Helena Rubinstein. Kobieta, która wymyśliła piękno Michele Fitoussi Wyd.: Muza SA Premiera: 1 lipca 2013 r. Rubinstein, nazywana „cesarzową piękna”, zmieniała wizerunek kobiet na całym świecie. Nieustannie powtarzała, że nie ma kobiet brzydkich – są tylko leniwe. Wielbicielka nauki, obdarzona niezwykłym zmysłem marketingu, z determinacją wprowadzała swoje kolejne pomysły na rynek. Stworzyła ogromne kosmetyczne imperium i zrewolucjonizowała sposób myślenia o urodzie, udowadniając, że zwykłe kobiety powinny dbać o siebie. Czy wiecie, że Helena Rubinstein naprawdę nazywała się Chaja Rubinstein i była najstarszą z siedmiu sióstr w rodzinie ubogiego żydowskiego sklepikarza z krakowskiego Kazimierza? Ta błyskotliwa dziewczyna udowodniła, że dzięki determinacji i pracowitości kariera „od pucybuta do milionera” jest możliwa. Mimo niskiego wzrostu i niewyróżniającej się urody, Helena Rubinstein miała „to coś”. Najwięksi artyści jej czasów, jak Pablo Picasso i Salvador Dali, przedstawiali ją na swoich obrazach. Przez całe burzliwe życie przyciągała do siebie wybitne postaci. Myślę, że tę historię mogło napisać tylko życie, jestem jednak wdzięczna Michele Fitoussi za słowa, w jakich ją opowiedziała.
Wariatka tańczy Maryla Rodowicz, Jarek Szbrycht Wyd.: G+J Gruner&Jahr Premiera: 6 listopada 2013 r. W dzieciństwie bardzo lubiłam Marylę Rodowicz, podobały mi się jej kolorowe stroje i wpadające w ucho piosenki. Jako nastolatce zaczęła mi się kojarzyć, jak wiele rzeczy i osób z młodości rodziców, z kiczem i tandetą. Z ciekawości sięgnęłam po książkę „Wariatka tańczy”. Nie zachwyciła mnie, mimo to uważam, że warto do niej zajrzeć. Znajdziecie w niej historię budowania kariery w trudnych czasach, w których świat polityki, ubeków, dziennikarzy, wojskowych i rewolucjonistów tworzył niezwykłą mozaikę. Jest w niej sporo pikantnych anegdot o trudnych facetach, zazdrosnych koleżankach i balujących kolegach. Czego więcej potrzeba, by uczynić lekturę smakowitą?
72%
INTERNET
Polaków wybrało zakupy internetowe
I
nternauci cenią zakupy online za niskie ceny i wygodę. Jak wynika z badań przeprowadzonych przez wiodący supermarket online – bdsklep.pl – przeszło 76 proc. internautów jako najważniejszy czynnik decydujący o wyborze zakupów przez internet wskazało niskie ceny. Kupując w internecie mamy możliwość skorzystania z nieograniczonej ilości sklepów i asortymentu. Według 70 proc. ankietowanych w badaniu bdsklep.pl – to właśnie duży wybór asortymentu jest jednym z najważniejszych wyróżników i atutów zakupów internetowych na tle tradycyjnych sklepów. Towar otrzymamy do domu, do pracy, pod adres który wpiszemy w formularzu już nawet w ciągu 24 godzin od chwili zarejestrowania zamówienia. Odzyskane chwile, które przy zakupach tradycyjnych spędzilibyśmy w drodze do i z centrum handlowego, na wędrówce pomiędzy regałami czy czekaniu w kolejce do kasy, możemy poświęcić na własny odpoczynek, pasje, albo spędzić go z rodziną.
FOT. Z ARCH. AUTORA
Za co lubimy zakupy tradycyjne? Tradycjonaliści, bo tak można nazwać 28 proc. Polaków, którzy nie dokonali jeszcze transakcji internetowej, jako najczęstszy powód niekupowania w internecie podają brak możliwości dotknięcia produktu. Jest to powód wskazywany przez 49 proc. osób niekupujących online.
– Widzimy w bdsklep.pl bardzo wyraźnie potrzebę poznania produktu oraz jego cech przez klientów. Ponad 61 proc. biorących udział w badaniu wskazało szczegółowe opisy produktów jako główny czynnik wyboru zakupów online. Należy zwrócić uwagę, że bardzo często opisy i specyfikacja techniczna produktu w internecie są dokładniejsze niż w tradycyjnym sklepie. Obserwujemy również trend, w którym sklepy stacjonarne stają się „przymierzalnią” do zakupów online. Oznacza to, że klient najpierw poszukuje produktu w internecie, później sprawdza go w sklepie tradycyjnym, po czym wraca i kupuje online. Dotyczy to głównie droższych produktów: RTV/AGD, ale jest powszechne – dodaje Jackiewicz. – Żyjemy w takich czasach, gdzie każdy może wybrać taki sposób zakupów, jaki mu się tylko podoba, i to jest najważniejsze. W bdsklep.pl obserwujemy systematyczny rozwój zarówno rynku zakupów internetowych, ale również zdecydowany wzrost świadomości kupujących, którzy znają swoje prawa jako konsumenci, wiedzą, jak kupować w internecie oraz czego oczekiwać od sklepów. To bardzo dobrze, bo dzięki temu jesteśmy w stanie w jeszcze lepszy sposób realizować swoją misję, czyli „odzyskiwać czas naszych klientów” – podsumowuje kierownik ds. marketingu bdsklep.pl.
REKLAMA
Postęp technologiczny daje Polakom coraz większą swobodę w wyborze optymalnej i wygodnej formy kupowania. Zakupy internetowe to wygoda i oszczędność czasu. Z drugiej strony są z kolei zakupy tradycyjne, których największą zaletą jest możliwość dotknięcia produktu przed jego nabyciem. Popularność zakupów online potwierdzają statystyki – aż 72 proc. Polaków kupiło „coś” w internecie według badania Gemius. Co zatem sprawia, że z jednej strony zakupy online są coraz bardziej popularne, a z drugiej 28 proc. Polaków jeszcze z nich nie skorzystało?
Rafał Jackiewicz, kierownik ds. marketingu w bdsklep.pl Zakładając, że polska rodzina robi domowe zakupy w supermarkecie co tydzień, a co drugi dzień kupuje w sklepie niedaleko miejsca zamieszkania produkty świeże, takie jak warzywa, może się okazać, że każdego miesiąca traci w ten sposób od 12 do 16 godzin. Dzięki technologii odzyskujemy czas, pomaga nam ona w codziennym życiu. fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 23
R ELIGIA
Każda rodzina to inna historia
TEKST Radek Puśko FOTO Ks. Jarosław Jabłoński
24 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
Przełom roku, tuż po świętach Bożego Narodzenia, to czas wizyt duszpasterskich zwanych potocznie kolędą. O tym, jak wyglądają takie odwiedziny i czy mieszkańcy Białegostoku chętnie zapraszają kapłana pod swój dach, rozmawiamy z rzecznikiem prasowym Archidiecezji Białostockiej ks. Andrzejem Dębskim.
RELIGIA
ma kilka zadań. Przede wszystkim jest to okazja do wspólnej modlitwy kapłana z domownikami. Modlitwy o pomyślność i Boże błogosławieństwo dla danej rodziny w nowym roku oraz pokropienie ich domu wodą święconą. Wizyta to też możliwość zorientowania się duszpasterza w życiu religijnym wiernych. Taka rozmowa często ułatwia rozwiązanie problemów. Na przykład dotyczących nieuregulowanego życia sakramentalnego. Wreszcie jest to okazja do wzajemnego poznania się i zamienienia kilku słów. Księża na ogół znają „z twarzy” wiernych, którzy chodzą do kościoła regularnie; tych, którzy pojawiają się tam okazyjnie zaś – nie zawsze.
Jak wyglądają takie odwiedziny? AD: Pozornie każde odwiedziny w rodzinie są
podobne, jednak życie jest znacznie bogatsze, niż nasze kalkulacje. Czasami podczas rozmowy wychodzą i zabawne, i bardzo poważne sytuacje. Można dzielić radość danej rodziny, że wszystko im się układa, ale często jest się świadkiem ludzkich dramatów, braku pracy, emigracji zarobkowej, choroby, cierpienia, rozpadów małżeństw.
Ilu wiernych liczy obecnie Białystok i czy białostoczanie chętnie wpuszczają księży do swoich domów? AD: Nie znam dokładnej liczby wiernych we wszystkich 35 parafiach Białegostoku, natomiast jeśli chodzi o odwiedziny duszpasterskie, to na podstawie rozmów z kilkoma proboszczami można stwierdzić, że kapłana po kolędzie przyjmuje ponad dziewięćdziesiąt procent wiernych.
FOT. SXC.HU
Czy do wizyty księdza należy się jakoś szczególnie przygotować? AD: Najważniejsza jest obecność domowni-
ków, w miarę możliwości najlepiej wszystkich, i nastawienie się, że kapłan przychodzi w imię Chrystusa, aby pobłogosławić mieszkanie, w którym żyjemy na co dzień.
Gorzej, jeśli na księdza patrzy się jak na zło konieczne i czeka, kiedy sobie pójdzie. To zawsze jakiś sprawdzian naszego życia religijnego i osobistego poczucia przynależności do parafii. Domownicy są zazwyczaj przygotowani na wizytę kapłana. Jest stół, biały obrus, świece, krzyżyk, Pismo Święte, woda święcona i kropidło, zeszyty do religii dzieci.
Ksiądz wybaczy pytanie – jak to jest z kwestią ofiary? Niektórzy księża wprost domagają się określonej kwoty? Co na to kuria? AD: Ofiara składana podczas kolędy w naszym zwyczaju to jakaś suma pieniędzy przeznaczona na potrzeby parafii, najczęściej związana z inwestycjami przy kościele. Jej złożenie to wyraz współodpowiedzialności za parafię. Na co dzień mamy przecież prawo korzystać z sakramentów, kościoła, kancelarii parafialnej. Wszystko to wymaga utrzymania, konserwacji i podczas kolędy jest okazja do wsparcia. Niektóre parafie wyznaczają jakąś orientacyjną kwotę, która ułatwi planowanie inwestycji, np. budowy kościoła, inne pozostawiają taki wybór wiernym. Nie słyszałem, aby gdziekolwiek brak ofiary był powodem odmowy wizyty księdza. W czasie kolędowania – mało o tym mówi się w mediach – w wielu rodzinach sytuacja jest odwrotna: to kapłan widząc trudną sytuację materialną rodziny sam zostawia jej ofiarę i nie jest to dziś zjawisko rzadkie.
REKLAMA
W jakim celu duchowni chodzą po kolędzie? AD: Wizyta duszpasterska, zwana kolędą,
Zdradzi Ksiądz, co jest najczęstszym tematem rozmów z wiernymi? AD: Każda rodzina to inna historia, inny
bagaż doświadczeń. Domownicy gdzie indziej pracują, ich dzieci uczą się w innych miejscach. Najczęściej zaczyna się od spraw życia religijnego, ich praktykowania wiary, a rozmowa przechodzi też na inne tematy. Młodzi często mówią o braku perspektyw, ludzie pracujący o strachu przed utratą zatrudnienia, najstarsi często użalają się na dolegliwości zdrowotne. W znacznej większości podczas kolędy panuje bardzo sympatyczna atmosfera, czasami jednak nie jest tak kolorowo… Bywa, że ludzie, którzy sami nie są święci, chcą po swojemu reformować Kościół czy parafię.
Czy zauważył Ksiądz – lub zna opowieści – dotyczące różnic między kolędowaniem dziś a np. w latach 80-tych? AD: Istota kolędy dziś i wówczas jest taka sama. Jednak dziś zmiany, które zaszły w Polsce spowodowały, że wiele osób wyemigrowało w celach zarobkowych, stąd nie można spotkać wszystkich domowników razem. Do dziś widać różnicę między kolędowaniem na wsi, kiedy ludzie przyjeżdżają po księdza, odprowadzają go do kolejnych sąsiadów. W mieście, szczególnie w dzielnicach blokowisk, wygląda to już inaczej.
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 25
HOBBY
A
nia i Ada to niezwykły duet. Oprócz siostrzanych więzi łączy je wspólna pasja do niezwykłych strojów i wszystkiego, co związane z anime i mangą. W pełen magii świat fantastyki i nietuzinkowych postaci z kart kultowych komiksów oraz legendarnych powieści wprowadził je starszy brat. Z czasem jednak przejęły pałeczkę. Jeszcze w dzieciństwie obejrzały film „Mulan” – wyreżyserowany przez studio Walta Disneya. Chociaż nie miał on zbyt wiele wspólnego z Japonią, nasze bohaterki postanowiły nieco bliżej przyjrzeć się pozostałym skarbom Dalekiego Wschodu. Później przyszła kolej na produkcje naszkicowane kreską twórców znanych od Okinawy po Warszawę. „Vampire Knight”, „Kuroshitsuji” czy „Karin” – to tylko kilka z długiej listy obejrzanych dotychczas pozycji. Na kinematografii się jednak nie skończyło. – W pewnym momencie zaczęłyśmy się interesować językiem japońskim – wspomina Ania. – Przez pewien czas uczyłyśmy się samodzielnie. Co prawda znamy go w stopniu podstawowym, ale dzięki temu potrafimy na przykład wyłapać błędne tłumaczenia filmów. Odkrywanie zwyczajów i tradycji potomków legendarnych samurajów stało się dla dziewczyn pasją. Z pomocą przyszedł im internet. W dobie superłączy i globalnych portali społecznościowych nietrudno nawiązać kontakt z osobami mieszkającymi na odległych wyspach. Nowe znajomości z czasem przerodziły się w co najmniej koleżeńskie relacje. Ponadto okazały się skuteczną lekcją geografii.
JAPONIA JEST BLIŻEJ NIŻ MYŚLISZ TEKST Karol Rutkowski
Ruszamy w Polskę
FOT. Z ARCH. AUTORA
Kultura Kraju Kwitnącej Wiśni wciąż skrywa wiele zagadek. W dobie szerokopasmowego internetu i powszechnego dostępu do różnorodnych źródeł, wcale nie trzeba jednak podróżować do krainy samurajów, aby odkrywać intrygujące nas tajemnice.
Pierwszą dużą imprezą poświęconą mandze i anime, w której Ania i Ada miały okazję brać udział, był warszawski „Hellcon”. Przed wyjazdem na jednej ze stron internetowych znalazły sukienkę w stylu „kuro Lolita”, charakteryzującym się maksymalną wręcz ekspozycją czarnych barw. Niestety jej cena i koszty przesyłki były wręcz astronomiczne. Postanowiły więc specjalnie na tę okazję sa-
HOBBY
modzielnie uszyć upragnioną kieckę. Pomogły im w tym zdolności krawieckie odziedziczone po babci. Po kilku przymiarkach i cięciach cel został osiągnięty. W 2012 roku trafiły na pierwszą edycję Podlaskiego Festiwalu Anime. Tym razem postawiły na fason „kodona Lolita”, wyróżniający się galowymi elementami, takimi jak koszule, muszki czy kamizelki. Od razu zostały dostrzeżone przez wszystkich obecnych. Po namowie jednego z organizatorów zdecydowały się wziąć udział w cosplayu – konkurencji na najlepszy strój oraz odegranie sceny związanej z prezentowaną postacią. Występ został bardzo wysoko oceniony, a opowieści o dwóch siostrach jeszcze długo po zakończeniu imprezy krążyły pośród panów zafascynowanych ich niezwykłą charakteryzacją. Na kolejny „Hellcon” ponownie pojechały w starannie zaplanowanych strojach. Źródłem krawieckich pomysłów była postać, którą dostrzegły w jednej z anime. Podczas wypadu na obiad do Złotych Tarasów stały się obiektem uwagi wszystkich obecnych w galerii. Prośby o wspólną fotkę i pytania: „Co wy tu robicie?” nie miały końca. Do drugiej edycji PFA przygotowały się już perfekcyjnie. W pierwszej kolejności sięgnęły po fachową literaturę. Uzyskana wiedza i wskazówki pozwoliły naszym bohaterkom stworzyć
wierne odwzorowanie strojów japońskich gejszy. – Nigdy wcześniej nie miałyśmy okazji zobaczyć oryginalnego kimona – wspomina Ania. – W ogromnym stopniu musiałyśmy bazować na naszej wyobraźni. Nie było to łatwe. W końcu się jednak udało. Po raz kolejny wzbudziły zainteresowanie festiwalowej publiczności. Dziś w swojej szafie siostry mają całą serię unikatowych strojów. Wszystkie stworzyły samodzielnie, podpatrując bohaterów anime. Niekiedy dały się ponieść kreatywności, wychodząc poza obowiązujące kanony. Pomimo licznych obowiązków związanych z nauką, w dalszym ciągu znajdują czas na realizację swoich pasji. Jednym z ich największych marzeń jest po-
dróż do kraju samurajów. Taka wyprawa nie należy jednak do najtańszych. Mimo to wierzą, że znajdą sposób, by w końcu odwiedzić tę niezwykłą krainę. Jak dotąd podążając szlakiem swoich marzeń dotarły niezwykle daleko.
Anime w naszym wydaniu Lokalni miłośnicy największych skarbów japońskiej kultury nie powinni narzekać na nudę. Za sprawą Stowarzyszenia „Sakura no Ki” w Białymstoku od dwóch lat odbywa się Podlaski Festiwal Anime. Dzięki dotychczasowym edycjom mieszkańcy naszego regionu mieli okazję bliżej poznać kulturę, obyczaje oraz sztukę Kraju Kwitnącej Wiśni. Pośród harmonogramu imprezy znalazły się m.in. lekcje języka japońskiego czy wykłady
tematyczne. Organizatorzy pamiętali także o miłośnikach popularnych „planszówek” i gier przeznaczonych na konsolę Xbox. Oczywiście jak na event poświęcony anime i mandze przystało, pośród prelekcji i wykładów położono też nacisk na panele poświęcone sztuce animowanych filmów i komiksów.
Nie bójmy się marzeń Zarówno pasja naszych bohaterek, jak i działania członków Stowarzyszenia „Sakura no Ki” są najlepszym dowodem na to, że nawet żyjąc w Białymstoku możemy chociaż przez chwilę poczuć się jak na ulicach Tokio. Spełnianie naszych fantazji, nawet tych najbardziej utopijnych, nie jest trudne. Wystarczy odrobina dobrych chęci i japońskiej pracowitości.
REKLAMA
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 27
MAŁA ENERGETYKA WIATROWA SZANSĄ DLA WOJEWÓDZTWA PODLASKIEGO
ENERGIA
O możliwościach zastosowania małych turbin wiatrowych na Podlasiu rozmawiamy z Pawłem Wyszyńskim, właścicielem firmy OPTIMA POLSKA, zajmującej się implementacją odnawialnych źródeł energii. Dlaczego Pana zdaniem małe turbiny powietrzne są szansą na rozwój naszego województwa? PW: Zacznijmy od tego, że Podlasie jest jed-
nym z największych skupisk obszaru Natura 2000. Region, w którym mieszkamy, cechuje głębokie uprzemysłowienie rolnicze, możemy tu nawet mówić o swoistym zagłębiu mleczarskim. Z moich obserwacji wynika, że podlascy rolnicy nie są – na szczęście – skłonni podpisywać „dzikich” umów z wielkimi koncernami wiatrowymi, proponującymi przysłowiowe gruszki na wierzbie. Takie rozwiązanie w wielu wypadkach powodowałoby konieczność przeniesienia własności dużych połaci ziemskich. Nieruchomości te są często przekazywane w rodzinach z pokolenia na pokolenie. Rolnicy co prawda chcą produkować energię elektryczną, ale na własnym podwórku i na potrzeby prowadzonych przez siebie gospodarstw, a ewentualne nadwyżki oddawać do zakładu energetycznego dzięki połączeniu z tzw. siecią zawodową. Takie rozwiązanie jest już możliwe dzięki podpisanemu przez Prezydenta RP w sierpniu ubiegłego roku „małemu trójpakowi”, czyli ustawie, która stanowi nowelizację prawa energetycznego.
Kto, według Pana, może zająć się produkcją energii elektrycznej pochodzącej z tych powietrznych cudów techniki? PW: Z tego rozwiązania może korzystać prak-
tycznie każde gospodarstwo domowe miejskie lub wiejskie, jeśli tylko ma taką możliwość. Wiele zależy tu od stopnia zapotrzebowania 28 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
gospodarstw na tego typu energię. Oczywiście nie każdy będzie montował turbiny o mocy 10 kW, jeśli jego przyłącze energetyczne będzie mieściło się w przedziale 1-5 kW. Ponadto istnieje wiele czynników, które muszą być spełnione, by korzystanie z tego rodzaju instalacji było skuteczne i opłacalne. Nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że w dzisiejszych czasach prąd stanowi podstawę naszej egzystencji. Wystarczy rozejrzeć się dookoła, by znaleźć jakiekolwiek urządzenie, które potrzebuje prądu – jeśli nie na stałe, to od czasu do czasu. Przykładem mogą być chociażby tysiące oświetlonych choinek, które mogliśmy podziwiać podczas ostatnich świąt.
Ale przecież dużo mówi się o tym, że siła wiatru na Podlasiu jest bardzo słaba. Z oficjalnych danych Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej wynika, że wynosi ona około 5 m/s. Czy wobec tego warto w coś takiego inwestować?
PW: To bardzo dobre pytanie i cieszę się, że
ono tu padło. Najważniejszą kwestią jest odpowiedni dobór turbiny i prędkości startowej urządzenia. Jeden z moich podlaskich klientów miał wątpliwości, czy taka turbina w ogóle będzie się tutaj kręcić. Odpowiadam więc z całą odpowiedzialnością: tak! Urządzenie zaczyna działać już przy wietrze o sile 1 m/s. Przy średniej prędkości wiatru 5 m/s, o których wspomniał Pan wcześniej, turbina 5 kW działa już z mocą 36 proc. i daje uzysk roczny około 7185 kWh, zaś jej całkowita możliwość to nawet 19718 kWh rocznie. Dodam jeszcze, że w naszej ofercie znajdują się również turbiny o mocy 1 i 10 kW. Uzyski są więc zaskakujące. Mało tego; jest to polska myśl techniczna – siedziba naszego partnera biznesowego, którym jest firma POLBUD EKOENERGIA, mieści się w Bielsku Podlaskim. Nie będzie więc przesadą jeśli powiem, że wspólnie wdrażamy innowacyjne, podlaskie rozwiązanie.
ENERGIA
Co więc należy zrobić, by takie kręcące się pionowo śmigło mogło stanąć na naszym podwórku? I jeszcze jedno – co z sąsiadami, którym nie spodoba się to, że na sąsiadującej z nimi nieruchomości postawimy sobie wiatrak? PW: Po pierwsze chciałbym zwrócić Państwa
uwagę na to, by nie mylić ze sobą pojęć. Rozmawiamy w tej chwili nie o dużych wiatrakach, ale o małych turbinach powietrznych. O zaletach i wadach wiatraków, łącznie z informacjami o tym, ile ptaków zabijają i w jaki sposób skutecznie wypędzają dżdżownice z gleby, słyszeliśmy już chyba wszyscy. Wymagania dla małych turbin wiatrowych zostały zaś określone w normie PN-EN 61400-11. Przy prędkości 8 m/s i w odległości 60 m od budynków urządzenia te nie generują hałasu do poziomu 50 dB. Tego typu instalacje nie kolidują pod kątem prawnym z żadnymi przepisami, nie wymagają ani zezwolenia na budowę, ani zamiaru jej zgłoszenia. Mało tego, nie wymagają posiadania koncesji na wytwarzanie energii elektrycznej ani prowadzenia działalności gospodarczej. Te kwestie i wiele innych, takich jak odbiór energii przez zakład energetyczny, reguluje wspomniany już „mały trójpak”.
Widzę tu duży potencjał, jeśli chodzi o nasz region, a także o technologie, które Pańska firma oferuje. Zgadzamy się co do tego, że wiatr jest jednym z tzw. zasobów niewyczerpalnych. Co jednak stanie się w momencie, gdy ten przestanie wiać? PW: W tym miejscu muszę przyznać Panu rację. Praktycznie każde źródło odnawialne, jakimi są wiatr, woda czy słońce, jest kapryśne, a może raczej: nieprzewidywalne. Wszyscy wiemy, że gdy wieje mocny wiatr, promienie słoneczne nie grzeją tak mocno jak zazwyczaj. W drugą stronę działa to podobnie – gdy słońce grzeje mocno, wiatru praktycz-
nie nie ma. Z tych i wielu innych względów idealnym uzupełnieniem dla energii wiatrowej jest energia pochodząca z innych źródeł. Źródła te można ze sobą łączyć dzięki zastosowaniu tzw. urządzeń hybrydowych. Mieszkam na Podlasiu od urodzenia, znam więc siłę tutejszego wiatru, słońca i wody. Nie dajmy się wielkim światowym koncernom – weźmy sprawy w nasze ręce i zacznijmy od naszych własnych, domowych inwestycji. Dzięki temu nikt ich nam nie odbierze, a my nie będziemy energetycznie uzależnieni od łaski arabskich szejków czy polityki Władimira Putina.
REKLAMA
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 29
RO DAC Y
Dla Polaków na Wschodzie TEKST Sławomir Mojsiuszko FOTO Karol Rutkowski
Rada Naczelna nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi apelowała o przekazanie białoruskiej Polonii podręczników do nauki języka polskiego. To bardzo ważne, by dzieci i młodzież za granicą miały kontakt z językiem ojczystym. Polacy mieszkają w większości krajów powstałych po rozpadzie Związku Sowieckiego – na Białorusi, Litwie, Ukrainie, w Kazachstanie, Gruzji, Armenii, Azerbejdżanie. Zawiodła ich tam pogmatwana historia regionu. Jednak w żadnym z tych państw sytuacja Polaków nie jest tak trudna jak na Białorusi.
N
a Litwie mieszka około dwustu tysięcy Polaków, i choć tylko 77 proc. z nich deklaruje język polski jako język ojczysty, to przecież działa tam ponad 130 szkół z tym językiem, działają dziesiątki polonijnych organizacji, Domy Polskie, legalna polska prasa, publikująca nieraz artykuły niezgodne z polityczną linią państwa litewskiego. Pomimo tarć i konfliktów, jak np. spór o litewskojęzyczną maturę, polska edukacja na Litwie nie napotyka przeszkód. Podobnie na Ukrainie – pomimo pamięci o przelanej krwi dzielącej oba narody, działają tam setki polskich organizacji, wzorowo współpracujących zarówno z organizacjami, jak i samorządami ukraińskimi. Rozwija się polskie szkolnictwo, choć wobec liczby Polaków (ocenianej na 144 tysiące do prawie 900 tysięcy osób, według różnych danych), polskich szkół jest wciąż za mało. Tymczasem wśród 295 tysięcy Polaków mieszkających na Białorusi działają trzy organizacje polonijne, w tym jedna nieuznawana przez władze białoruskie. Istnieją tylko dwie szkoły polskie (w Grodnie 30 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
i Wołkowysku), wybudowane zresztą za polskie pieniądze, poddane ścisłej kontroli państwowej i stałej ingerencji w programy nauczania oraz proces edukacyjny. W państwowym systemie oświaty nasila się tendencja do ograniczania i likwidacji nauczania języka polskiego. Jeśli w roku szkolnym 2002/3 języka polskiego w różnych formach uczyło się 16 105 osób, w roku szkolnym 2006/7 – 11 954 osoby, to w roku szkolnym 2011/12 – już tylko 8 362 osoby. Trudniej niż kiedyś spotkać na Białorusi nauczycieli z Polski, a dzieci w polskich szkołach uczą się z rosyjskojęzycznych podręczników. Nieliczne polskie organizacje – Związek Polaków na Białorusi, Polska Macierz Szkolna oraz mniejsze inicjatywy podtrzymywane przez Kościół katolicki i konsulaty RP na Białorusi – poszerzają możliwości nauczania języka polskiego oraz w języku polskim. Liczba uczniów pobierających naukę w ośrodkach działających poza systemem oświaty stale rośnie. W roku szkolnym 2011/12 tylko Związek Polaków na Białorusi prowadził nauczanie w dwudziestu punktach, w których pracowało pięćdziesięciu
nauczycieli. Ta praca wymaga wsparcia, zwłaszcza od rodaków z ojczyzny. Wsparcia oferowanego nie tylko przez dedykowane instytucje, takie jak Ministerstwo Spraw Zagranicznych, ale też przez samorząd, instytucje kultury, organizacje pozarządowe i zwykłych obywateli. Współpracując z białostockim Regionalnym Ośrodkiem Debaty Międzynarodowej Urząd Marszałkowski Województwa Kujawsko-Pomorskiego przekazał ponad osiem tysięcy książek, zebranych z przeznaczeniem dla szkół polskich na Białorusi i Ukrainie. To olbrzymi i piękny dar – kilkanaście metrów sześciennych podręczników i literatury pięknej, wypełniających szczelnie ciężarówkę, dotarło do Białegostoku, gdzie Transgraniczne Centrum Kultury Węglowa udostępniło na ich potrzeby przestrzeń magazynową. Książki niebawem trafią do Związku Polaków na Białorusi, a stamtąd – do polskich szkół na Wschodzie. To początek współpracy Regionalnego Ośrodka Debaty Międzynarodowej w Białymstoku z organizacjami polonijnymi.
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 31
WRÓŻBY
Wieduni nie mogą zdradzać przyszłości
TEKST Agnieszka Siewiereniuk-Maciorowska
Każdy początek czegoś nowego wiąże się z niewiadomą. Chętnie sięgamy po horoskopy w nadziei znalezienia dla siebie pozytywnych informacji. Ale u nas ich nie będzie, bo jak powiada Wiedun, przyszłości znać nie można.
FOT. SXC.HU
K
to z nas chociaż raz nie sięgnął po informację dotyczącą przyszłości? Jeden na poważnie, inni dla zabawy. Tym niemniej chęć poznania nowego zawsze była silniejsza od racjonalnego rozumowania, choć na chwilę. W kolorowych pismach roi się od wskazówek na bieżący rok. Wydawcy gazet licytują się, kto znalazł lepsze wróżki, astrologów czy magów. A najczęściej jest tak, że wszystkim chodzi wyłącznie o to, by gazetę sprzedać. Na szczęście nasz magazyn jest bezpłatny i licytować się nie trzeba. 32 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
Kto mówi o przyszłości, poniesie karę Wróżek na Podlasiu jest pod dostatkiem. Wszystkie zapewniają o swoim darze od Boga i zachęcają do korzystania z ich usług. Kto im wierzy, jego sprawa. My zaś znaleźliśmy wróża, który zwykł o sobie mawiać Wiedun. W przeciwieństwie do innych tej maści specjalistów, Wiedun Cezary nie będzie zdradzał przyszłości. Mówi wręcz, że jest to zakazane i każdy, kto ma pojęcie o tego typu sprawach, nigdy jej zdradzać nie powinien. – Dar widzenia przyszłości może pochodzić z mocy ciemnej lub mocy białej. Jeśli
pochodzi z mocy białej, to przecież gdyby nasz Stwórca chciał, byśmy znali swoje przeznaczenie, takimi właśnie by nas stworzył. A skoro tak się nie stało, to nie mamy prawa wtrącać się w plany boskie. To nie zostało nam przeznaczone. Mało kto zdaje sobie sprawę, że poznanie przyszłości automatycznie zmienia dalsze koleje losu. Skoro wiemy, co się wydarzy, przyszłość musi ulec zmianie, bo człowiek ma się rozwijać poprzez pokonywanie różnych trudności. Wiedun Cezary twierdzi, że przyszłość zna, ale bardzo rzadko ją ujawnia. Nigdy nie mówi wprost, co się wydarzy, ale raczej
WRÓŻBY
Przeszłości nie da się zmienić Prawda stara jak świat, a mimo wszystko mało kto z niej zdaje sobie sprawę. Nosimy w sobie wiele negatywnych wspomnień, czasami wręcz je pielęgnujemy. A skoro dużo wysiłku idzie nam na rozpamiętywanie minionych wydarzeń, analizowanie ich i przeżywanie w głębi serca, nie ma co się dziwić, że brakuje siły na kreowanie przyszłości. – Mogę to porównać do worka wypełnionego np. gruzem – mówi Wiedun Cezary. – Ten gruz to nasza przeszłość, ciągniemy ją nie wiadomo po co. Taki worek najlepiej
zrzucić i od razu odczujemy lekkość, ulgę, radość. Podobnie jest z miłością. Jeśli w naszym sercu, a raczej w naszych myślach, ktoś siedzi – nie ma szans, że będzie tam miejsce dla kogoś innego. Przychodzą do mnie kobiety i mężczyźni, którzy szukają swoich drugich połówek. Ale jak mają znaleźć, skoro myślami wracają do przeszłości i trzymają swoich byłych partnerów w miejscu, które powinno być przeznaczone na nową osobę? Dopóki sami się nie uporają z takimi myślami i nie pożegnają się z przeszłością, nie ma co liczyć na nową miłość. Można się domyślić, że to, co powiedział Wiedun Cezary nie jest łatwe do zrobienia w pewnych sytuacjach, ale przy odrobinie konsekwencji jest możliwe. Trzeba się postarać odciąć od przeszłości, pozwolić jej odejść, a skupić się na kreowaniu tego, co chcemy osiągnąć; tego, w jakim kierunku należy dalej zmierzać.
oraz
Produkty Benedyktyńskie Białystok, ul. Słonimska 5/5 tel. 85/7411135 lub 668111336 tradycyjne.bialystok@wp.pl
W naszej ofercie posiadamy wysokiej jakoiści tradycyjne wyroby:
Horoskopy to bujda Nie zachęcam do tego, by ich w ogóle nie czytać. Ale należy mieć do nich bardzo duży dystans. Ludzie, którzy mają większe życiowe kłopoty, bardzo często ulegają sugestiom, zawartym w horoskopach. Zgodnie z tym, co mówił Wiedun Cezary, pozbawia nas to mocy działania, które powinno mieć miejsce, aby zadziało się coś dobrego. – Ludzie czasami są tak naiwni, że ręce opadają. Powiedzmy, że horoskop przepowiedział zmianę pracy. Więc człowiek, którego to dotyczy, powinien tylko siedzieć i czekać, aż się sama znajdzie. Ale tak się nie dzieje. Zazwyczaj trzeba samemu wykonać pewne kroki w tym kierunku. Samo z siebie nie dzieje się nic. Najlepiej brać życie we własne ręce, nie czekając na wróżbę czy horoskop. Ludzka intuicja jest zawsze i w każdej sytuacji najlepszą wróżką i horoskopem w jednym. Trzeba jej tylko posłuchać. Znaleźć czas na wyciszenie się i posłuchanie wewnętrznego „ja”. Ono zawsze wie i podpowiada to, co najlepsze.
REKLAMA
stara się przekazać, że zmierzamy we właściwym lub niewłaściwym kierunku. Widzi także, czy zadajemy się z odpowiednimi ludźmi, czy podejmujemy właściwe życiowe decyzje. O wróżach i wróżkach z branży wypowiada się nie najlepiej. Jego zdaniem to z reguły naciągacze, którzy zarabiają tak na życie, niekiedy niszcząc je innym. – Jakiś czas temu przyszła do mnie pewna kobieta, która bardzo chciała wyjść za mąż za mężczyznę, z którym się spotykała. On był niezdecydowany, a ona koniecznie chciała być mężatką. Powiedziałem jej, że takimi rzeczami się nie zajmuję, bo nie wolno. Nikt nie powinien wpływać na losy drugiego człowieka odbierając mu jego własną wolę. A ta kobieta właśnie tego chciała. Odmówiłem jej i powiedziałem, aby nie szła z tym do nikogo innego. Ale była zdeterminowana i poszła. Zapłaciła za magię przywróżenia i dosłownie po kilku tygodniach była już mężatką. Dziś ten człowiek bardzo mocno choruje. I co jej z męża, którego niebawem będzie musiała pochować? Ona wraz z wróżką, która wykonała odpowiedni rytuał, zabrały mu jego przyszłość. Jak ten mężczyzna miał się dalej rozwijać? Został pozbawiony mocy kreowania swego dalszego życia. Teraz to ta kobieta poniesie konsekwencje swojej niemądrej decyzji. Wróżka potrafi się obronić przed negatywnymi skutkami takich działań, po prostu przerzuca je na innych klientów.
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 33
MOTO
Batman byłby dumny TEKST Karol Rutkowski
Czy w dobie popularności miejskich terenówek auto klasy biznes ma szansę stać się źródłem niezapomnianych emocji? Wbrew pozorom jest to możliwe. Limuzyna Opla nie tylko cieszy jakością wykonania czy designem, ale dostarcza też masę wrażeń z codziennych podróży. Przekonaliśmy się o tym na własnej skórze, testując poddaną liftingowi wersję Cosmo.
FOT. Z ARCH. FIRMY
I
nsignia praktycznie od chwili pojawienia się na rynku w 2008 roku miała niezwykle wysoko zawieszoną poprzeczkę. Rola następcy Vectry, której wszystkie generacje zyskały uznanie kierowców na całym świecie, nie należy do najłatwiejszych. Pierwszy sukces przyszedł jednak już w 2009 roku, kiedy to świeżutkie jeszcze auto zdobyło tytuł „Car of the Year”. W kolejnych latach było tylko lepiej. – Od momentu rozpoczęcia produkcji, z fabryki wyjechało ponad 600 tys. egzemplarzy Insigni – mówi Daniel Kojło, dyrektor salonu Opel Mega. – To świetny wynik, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę dość krótką historię tego modelu. 34 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
W ubiegłym roku flagowa limuzyna Opla przeszła gruntowny facelifting. O tym, na co ją stać, przekonaliśmy się na naszym własnym podwórku.
Szyk, styl i moc Auto już na etapie planów koncepcyjnych wzbudzało duże zainteresowanie. Trzeba przyznać, że projektantom niezwykle skutecznie udało się skomponować linię nadwozia tak, aby stanowiła kompromis między – mówiąc metaforycznie – gentlemanem wyciągniętym prosto z biznesowych salonów i prężącym muskuły atletą. Agresywnego przodu nie da się z niczym pomylić. A to za sprawą ogromnej atrapy grilla i cha-
rakterystycznych reflektorów. Zapewne sam Batman chętnie zamieniłby swój dotychczasowy pojazd na Insignię. Chociaż to typowo europejska limuzyna, na ulicach Gotham City prezentowałaby się dobrze zarówno pod osłoną nocy, jak i w blasku dnia. Jeśli dodamy do tego odpowiedniej wielkości aluminiowe obręcze, śmiało możemy poczuć się za kierownicą niczym sam Bruce Wayne. Stylistyka auta ma w sobie pewien niepowtarzalny urok, stanowiący połączenie nowoczesnego designu i klasycznych kształtów. Pomimo kilkuletniej obecności na drogach, auto wciąż prezentuje się niezwykle atrakcyjnie i świeżo.
MOTO
Prawie jak smartphone Na pochwałę zasługuje system IntelliLink TouchR700, który potrafi zintegrować się z osobistymi urządzeniami mobilnymi. Wszystkimi funkcjami multimediów możemy sterować za pomocą ośmiocalowego ekranu dotykowego. Ciekawym smaczkiem okazał się „touchpad” umieszczony za lewarkiem skrzyni biegów. Z pozoru niewinne urządzenie znacznie ułatwia obsługę zestawu audio czy nawigacji. Wszystkie ustawienia możemy dostosować do własnych potrzeb i gustu. Nie jest to trudniejsze niż obsługa telefonu działającego na sofcie Androida. Świetnie spisuje się też nagłośnienie. Nawet wybredny meloman doceni jakość dźwięku płynącą z głośników – o akustyczne doznania dba cyfrowy system BOSE.
Wciskamy start Pośród gamy jednostek napędowych znalazło się: sześć silników wysokoprężnych i pięć benzynowych o mocy od 110, przez 250, do 325 KM. Pod maską testowanego przez nas egzemplarza w wersji Cosmo biło 160-konne serce CDTI współpracujące z sześciostopniową, manualną skrzynią biegów i systemem Start/Stop. Na miejsce testów tradycyjnie wybraliśmy podlaskie szlaki. W pierwszej kolejności sprawdziliśmy działanie układu kierowniczego. Pośród ciasnych alejek parkingowych i wąskich uliczek białostockich osiedli to dość spore auto poradziło sobie wzorowo. Jeśli ktoś boi się, że w sobotnie
popołudnie ciężko będzie mu znaleźć miejsce pod zatłoczonym supermarketem, nie powinien mieć powodów do obaw. Czasem trzeba jednak wybrać się też poza granice miasta. Nie mogliśmy się oprzeć pokusie, by zobaczyć, jak zadziorna limuzyna zachowa się na nieco dłuższym dystansie. Pokonanie fragmentu ekspresowej S8 minęło nam dość szybko. Auto płynnie przyśpiesza i zachowuje się pewnie nawet przy prędkościach rzędu 200 km/h, czego oczywiście – oficjalnie – nigdy nie sprawdziliśmy w praktyce. Prawdziwą próbą okazał się jednak nocny powrót do Białegostoku krętymi, mglistymi drogami dojazdowymi. Tutaj dopiero, na zróżnicowanej nawierzchni, mogliśmy w pełni zweryfikować możliwości zawieszenia i pracę skrzyni biegów. Samochód prowadzi się niezwykle komfortowo, pewnie pokonując zakręty i wszelkiego rodzaju nierówności. Bezapelacyjnie niezastąpiony okazał się system automatycznego sterowania światłami drogowymi. Podróże Insignią są wyjątkowe również z innego względu – praktycznie każdy kierowca, któremu „siadaliśmy na ogonie” zwalniał i ustępował nam drogi, jakbyśmy jechali nieoznakowanym radiowozem drogówki.
Wrócę tu... Po kilku dniach spędzonych za kierownicą flagowej limuzyny Opla naprawdę ciężko było nam odstawić ją do salonu. Chociaż w porównaniu do konkurencyjnych modeli z segmentu D jest ona autem dość młodym, niezwykle szybko zyskała popularność. Po gruntownym faceliftingu auto jeszcze bardziej przykuwa uwagę i kusi swoimi możliwościami. Jeśli ktoś szuka samochodu łączącego w sobie nowoczesne rozwiązania, komfort, bezpieczeństwo, dobrą jakość i ciekawą stylistykę – powinien sprawdzić, co oferuje mu nowa Insignia.
REKLAMA
Wnętrze Insigni jest świetnym połączeniem dobrego wykonania, ergonomii, funkcjonalności i dobrze rozplanowanej przestrzeni. Chociaż największa przyjemność płynie z jazdy, pasażerowie również nie powinni narzekać na dyskomfort.
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 35
MIASTO
Nie mogę spać, bo sąsiad trzyma kredens TEKST Paweł Waliński FOTO BI-FOTO
Śnieg jest, czy go nie ma, styczniowa temperatura niekoniecznie zachęca do opuszczania domowych pieleszy. A kiedy więcej czasu spędzamy w czterech ścianach, częściej mamy do czynienia z nimi – sąsiadami. I wszystkim, co się z tym wiąże. A sąsiedzi z różnych miejsc się biorą. Niektórzy rodem bywają nawet z piekła.
B
loki to rozsądne ekonomicznie rozwiązanie. Kiedy mieszkania są w kupie, łatwiej je ogrzewać. Rozbudowa wzwyż kosztuje mniej niż wszerz. A możliwość poproszenia sąsiada o pożyczkę soli czy mąki wiele ułatwia. Sęk w tym, że wybierając sobie lokum nigdy nie mamy pewności, na kogo trafimy. Bloki, szczególnie te z czasów gierkowszczyzny, zbudowane z tak zwanej wielkiej płyty, rzadko gwarantują dźwiękową intymność. – Co niedzielę piętro wyżej tłuką mięcho! Ile można w kółko jeść schabowe? – skarży się Adrian. – Obok jeszcze remont, więc wiercą. Nawet po godz. 22. Ale pół biedy, że wiercą. Nie wiem, z czego są ściany w łazience, ale co weekend, regularnie, słychać jak wymiotują! Sekunduje mu Adam: – Sąsiad z góry jest miłym człowiekiem, ale ma jakieś zaburzenia gastryczne. Robi to w wannie, więc wszystko słychać, a jeden taki koncert może trwać nawet i dziesięć minut. Co ciekawe – to fakt, że zaczyna zawsze równo o 8.30. Można zegarek ustawiać. A w wannie można wszak hałasować nie tylko gastrycznie, i nie tylko solo. – Mój sąsiad, p. Raduj, uwielbiał długie erotyczne sesje w wannie z profesjonalistkami. Jedna sesja trwała zwykle trzy-cztery godziny – relacjonuje Michalina. – I tak się w swojej namiętnej zapalczywości zapominał, że zalewał klatkę schodową. Skąd wiem, że te panie były profesjonalistkami? Bo kiedy mieliśmy remont, między naszymi łazienkami w ścianie była dziura. Co się robiąca ten remont ukraińska ekipa napatrzyła, to ich. Zresztą „jakie życie, taki zgon”, bo Raduj zmarł na zawał. W wannie. A że ciało znaleziono 36 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
niemały kawałek czasu po śmierci, zdążył już nie dźwiękowo, ale zapachowo uprzykrzyć nam życie. – Ciekawy był mój sąsiad, który – widocznie wskutek jakiejś społecznej fobii – mieszkał sam i nie lubił wychodzić z domu. Zakupy robił zawsze na zapas, nikt go nie odwiedzał, itd. – zdradza Mariusz. – Któregoś razu zalał klatkę. I to nie wodą. Okazało się, że wylał mu sedes, bo stał się niedrożny. Niedrożny stał się dlatego, że sąsiad chcąc uniknąć wychodzenia do śmietnika, wszystkie odpady ciął na małe kawałki nożyczkami i spuszczał w klozecie.
Sekcja BHP informuje, że niebezpieczna jest nie tylko łazienka – Miałam też sąsiada, który w przypływie ojcowskich uczuć zaprosił do siebie syna. Latorośl bardzo chciała zostać piosenkarzem, więc nocami zakładała słuchawki i wyła niebotycznie, zupełnie siebie nie słysząc – opowiada Michalina. – W tym samym mieszkaniu miałam sąsiadkę z piekła rodem. Przeszkadzało jej wszystko. Spuszczana w nocy woda, suszarka do włosów w niedzielny poranek. Wszystko. Pech chciał, że złamałam nogę i musiałam poruszać się w gipsie. Więc siłą rzeczy pukałam w parkiet. Baba kilka minut po 22 wezwała policję i właściciela lokalu. Podchodząc do drzwi słyszałam jej gderanie, że złośliwie chodzę po domu w nocy na obcasach. Kiedy otworzyłam, a ona, właściciel mieszkania i policjant zobaczyli gips - miny mieli bezcenne. – Moja sąsiadka cierpi na zespół zbieractwa. Nie wyrzuca niczego. W domu ma jakieś absurdalne labirynty ze stosów gazet. Nieraz znosi rzeczy ze śmietników. Jak się można domyślać, z jej mieszka-
MIASTO
nia dobiega niezły fetorek. Ale pół biedy fetor. Kiedy otwiera latem okna, ja muszę zamykać swoje, bo już dwa razy zdarzyło się, że naleciało mi od niej pluskiew i karaluchów. Musiałem przeprowadzać dezynsekcję – załamuje ręce Mikołaj. – Mój sąsiad zmarł na zawał – relacjonuje Piotr. – Sęk w tym, że jego rodzina była akurat na wakacjach w Egipcie, więc nikt nie wiedział, że nie żyje, póki nie wrócili. Był sierpień. Czyli można sobie wyobrazić, jaki smród rozszedł się po klatce. Poza tym mieli kota. A ten, biedne bydlę, był głodny, więc niestety odrobinę sąsiada napoczął...
Człowiek człowiekowi wilkiem – Był taki sąsiad, Mietek, który bił każdą babę, z którą mieszkał. Nie pomagały interwencje policji. Nie pomogło, gdy zamieszkał u niego kolega, bo z kolegą też się bił. Ale któregoś pięknego dnia złamał swojej ówczesnej dziewczynie rękę – opowiada Katarzyna. – Następnego dnia pojawiła się w mieszkaniu niewysoka, acz pulchna mama rzeczonej białogłowy i spuściła Mietkowi taki łomot, że przez ponad tydzień chodził siny i opuchnięty. Wprowadziła się do nich. I odtąd u Mietka panował spokój. – Sąsiad miał fioła na punkcie militariów. Naoglądał się „Rambo”, kupił jeepa i jeździł nim po mieście ubrany w mundur. Na broń ostrą pozwolenia nie miał, ale posiadał wiatrówkę. Owa wpadła w ręce jego nie do końca rozgarniętego syna. Postanowił postrzelać sobie do ludzi. Trafił jednego faceta w rękę tak niefortunnie, że uszkodził mu nerw w dłoni. Wiem, że to bardzo czarny humor, ale facet skończył ze sparaliżowanym palcem. Środkowym. Dokładnie tym, którym pokazuje się... – śmieje się Paweł. – A to wcale nie koniec opowieści, bo w tym mieszkaniu non stop były awantury. Kiedyś przez okno wyleciał nawet stół. Trafił w stojący poniżej samochód. Mojego ojca kilkakrotnie wzywano na policję albo do sądu, żeby składał w ich sprawie zeznania. Któregoś razu okazało się, że zawiadomienie traktuje o próbie zabójstwa. Niby poważna sprawa, ale... Wedle słów sąsiadki, jej mąż dosyć oryginalnie do tej próby zabójstwa podszedł. Otóż nasmarował podeszwy jej klapek olejem spożywczym w nadziei, że poślizgnie się na schodach i zabije... Głosy głosami, zaburzenia gastryczne zaburzeniami. W bloku, kamienicy, szeregówce... Żyjemy w mieście. Skupisku ludzkim. Ludzie otaczają nas z każdej strony. W tym sezonie grzewczym, ale i w kolejnych, życzę Państwu wszystkim, żeby to otaczanie nie przerodziło się w podduszanie. Nieważne, czy fetorem, czy ręczne.
*Imiona bohaterów w tekście zostały zmienione. Więc nie ma sensu węszyć wśród swoich sąsiadów.
REKLAMA
fakty.bialystok.pl
faktyBiałystok 37
FELIETON
REFLEKSJE PRZY PAŚNIKU
ZMIANY, ZMIANY, ZMIANY... TEKST Paweł Waliński
TEKST Krzysztof Szubzda
P
o sylwestrowych szaleństwach (które w naszych stronach wydłużają się niebezpiecznie do dwóch tygodni) postanowiłem po raz kolejny podjąć trud bardziej sportowego trybu życia. Nie są to dla mnie kwestie zupełnie obce, bo jestem w końcu byłym zawodnikiem III ligi brydża SPORTOWEGO. Dyscyplina dość ekstremalna, bo na papierosa trzeba było wychodzić na zewnątrz. A że za spóźniony powrót przyznawano punkty karne, wychodziliśmy na mróz bez kurtek i czapek. Napoje mocniejsze od herbaty też trzeba było rozlewać poza czujnym okiem sędziego; no, ale w końcu wszyscy mieliśmy świadomość, że sport wymaga od nas wyrzeczeń. Nie będąc gotowy na takie ekstrema, wybrałem tym razem aktywność mniej forsującą, czyli spacer w lesie koło Cieliczanki, gdzie zresztą momentalnie się zgubiłem. Umiejętność momentalnego gubienia się nabyłem za czasów pracy jako pilot wycieczek. I właśnie w podcieliczańskim lesie po raz pierwszy w życiu zobaczyłem sarnę przy paśniku. W pierwszym odruchu wzruszyłem się, poczułem szczerą miłość człowieka do zwierzyny, ale chwilę później pomyślałem, że myśliwi karmią te wszystkie łosie, żeby później zapolować na grubego zwierza. Na chudego polować pewnie trudniej i mniej atrakcyjnie. Dokarmianie ptaków też służy bardziej ludziom niż ptakom. Dawno już na przykład stwierdzono, że łabędzie dostają od pieczywa rozwolnienia, ale przecież nie powiemy tego emerytowanemu panu Władkowi, który z pajdą suchego chleba rusza do parku i aż go ściska w przełyku, gdy widzi, jak chwalebnie służy przyrodzie. Łabędziowi przekręca się w jelitach, a Władkowi rośnie ego. Kto tu komu służy? Hodowcy tuczą świnie, żeby je drożej i szybciej sprzedać. Słyszałem, że gęsi tuczono tak intensywnie, że nawet obrońcy praw zwierząt apelowali, by zwolnić. Krótko mówiąc – dokarmiamy po to, byśmy się sami poczuli lepiej; dokarmiamy to, co i tak później zjemy, dokarmiamy to, co sympatycznie wygląda i to, co łatwo dokarmić. Odruch serca każe nam raczej dać ziarenko jemiołuszce niż podrzucić wołowinę z kością wilkowi. Mało popularne jest też dokarmianie sów myszami, wrzucanie robaków do przerębli czy karmienie leśnych grzybów gnijącymi kawałkami drzew. Nie dokarmiamy karaluchów, chyba że mimowolnie, ani stonki, ani mszyc. Żałujemy jedzenia naszym przyjaciołom kornikom, braciom gzom, głodującym kleszczom. Wniosek jest prosty: podobnie jak w życiu ludzi, tak i wśród zwierząt liczy się przede wszystkim medialność. Uroczej sikoreczce bez względu na to, czy ma na imię bogatka czy Agatka, prędzej trafi się w życiu kawałek słoninki niż jakiemuś Ryśkowi czy nawet rysiowi. Jak zgodnie powiadają wschodni mędrcy i zachodni żywieniowcy: taka karma.
38 faktyBiałystok fakty.bialystok.pl
N
owy rok. Noworoczne postanowienia. Zmiany. Tekst ten piszę jeszcze przed Wigilią, ale pod znakiem zmian – lub chęci zmian – stoi zwykle początek roku. Jedni mówią, że rzeczywistość jest bardzo zmienna, inni że zmiany wprowadza się z trudem. Nie dalej jak wczoraj mieliśmy dowód na tę pierwszą tezę. Justine Sacco, szefowa PR potężnego koncernu InterActiveCorp, właściciela portali takich jak Vimeo, Ask.com, czy About.com, wybierała się w podróż do Afryki. Podróż miała trwać dwanaście godzin. Na pokładzie samolotu nie można korzystać z telefonu i tabletu. Tuż przed startem Sacco rozsiadła się więc w fotelu i zatweetowała: „Jadę do Afryki. Mam nadzieję, że nie złapię AIDS. Och, żartowałam. Jestem biała!”. Wyłączyła telefon i tablet. Dwanaście godzin później, kiedy lądowała na afrykańskim lotnisku, jej świat wyglądał zupełnie inaczej niż przed startem. O czym zainteresowana nie miała pojęcia. Kiedy tylko włączyła swoje elektroniczne urządzenia, padł na nią blady strach. Pierwszym, co zrobiła, było usunięcie konta na Twitterze. Że naszą bohaterkę zhejtowano – wiadomo, wszak powód ku temu był. I to niemały. Że (w tej chwili nie wiadomo jeszcze na 100 proc.) straci pracę – wiadomo. Dziwią za to dwie rzeczy. Że taki PR-owy strzał w stopę zaliczyła szefowa PR-u wielkiej firmy. I to, że zmianę – w dodatku polegającą na zniszczeniu sobie dwudziestu lat kariery – można przeprowadzić na przestrzeni zaledwie 140 znaków. Inny dowód na powyższą tezę dostarczył wypuszczony niedawno z łagru Michaił Chodorkowski. Pomijając wszelkie polityczne kwestie, w pierwszym wywiadzie, jakiego udzielił, zauważył że kiedy szedł do więzienia, nie było jeszcze Twittera i Facebooka. Przypominam: facet zajmował się polityką i biznesem. Więc świat, do którego właśnie wrócił, to kompletnie inny świat niż ten, który opuszczał. Czego my nie zauważamy, bo dzieje się nie skokowo, a progresywnie, to obiektywnie zmiana ogromna. Wczoraj po raz n-ty oglądałem „Notting Hill”. Julia Roberts dzwoniła do Hugh Granta. Na stacjonarny! Aż mnie zatkało. A przecież to nie jakiś „Ben Hur” z lat pięćdziesiątych, tylko w miarę nowy klasyk. No, ale z epoki przedkomórkowej. Do poważnych zmian nie trzeba ani wojen, ani pożogi. Nie muszą się dziać kataklizmy, wybuchać wulkany. Niepotrzebny Nostradamus, wróżby Majów. Zmiana dzieje się wszędzie wokół nas, jednak – paradoksalnie – często poza zasięgiem naszego wzroku. Macie w telefonie synchro z Gmailem? Appsy do Fejsa, banku, treningu cardio, pracy jednego albo drugiego jelita? Nie znacie wykonawcy albo tytułu piosenki, która właśnie leci? Kiedyś pytalibyście znajomych. Teraz odpalacie Soundhounda. Jakiś czas temu słyszałem od znajomego historię o dzieciaku jego znajomych. Trzylatek od dłuższego już czasu szaleje na tablecie. Niedawno rodzice zaczęli mu czytać bajki. Kiedy dorwał w łapska książeczkę, kompletnie nie mógł zrozumieć, dlaczego ilustracja w owej nie powiększa się, kiedy stosuje na niej multitoucha. O tempora, o mores. Prawda jest taka, że świat jest dynamicznym i zmiennym miejscem. Nawet jeśli narzekamy na nudę, funkcjonujemy w środowisku politycznym ciepłej wody w kranie, a wszelakie wojny i inne kołmotochy dzieją się gdzieś daleko, to – cytując Natanka – wiedzcie, że coś się dzieje. Stale. Choć czasem niezauważalnie. Co przyniesie ten rok? Oczywiście zmiany. Pytanie tylko: jakie?