W
12 stycznia 1924 roku. W rodzinie Kończykowskich wielka radość. Na świat przychodzi przecież drugi syn – Henryk, urodzony w tak wyczekanej, niepodległej Polsce. Nikt z bliskich jednak nawet nie przypuszcza, jak bardzo dramatyczne będą jego losy, splecione z historią miasta, w którym będzie dorastał, walczył pod pseudonimem „Halicz” i cierpiał po wojnie w więzieniach. Tymczasem bardzo cieszy się z narodzin syna ojciec Stanisław – ochotnik wojny polsko-bolszewickiej, wykładowca Politechniki Warszawskiej. Jest inżynierem-elektrykiem, pracuje w koncernie „Siła i Światło”, o którym można dziś powiedzieć, że łączył nowoczesną myśl i patriotyzm. To dzięki niemu powstały przecież w kraju od podstaw nowe elektrownie. Matka Helena opiekuje się domem. Mieszkają przy ul. Mochnackiego przy Politechnice. Warszawska elita, inteligencki i zamożny dom. To synowie z takich rodzin pójdą na barykady za 20 lat bić się o wolną Warszawę. Profesorskie dzieci, jak Aleksander Zawadzki „Zośka”, Jan Rodowicz „Anoda”, bracia Romoccy... Na ich młodych barkach spocznie walka z Niemcami. Nie odpuszczą jej. Ojciec Henryka dużo i ciężko pracuje, rodzina się powiększa, więc buduje upragniony dom na Ochocie. Niedaleko Filtrów mieści się ulica Dantyszka. Przebiega dziś wśród wysokich drzew i wspaniałych domów. Robi wrażenie przedwojennym stylem. Pod numerem 12 staje w roku 1929 jednorodzinny dom państwa Kończykowskich. Po sąsiedzku, pod numerem 10, w domu Państwa Mierzejewskich w czasie okupacji będzie działać tajna chemigrafia, zakład przygotowujący klisze drukarskie dla podziemnej prasy oraz fałszywe dokumenty. Nowy dom państwa Kończykowskich, jak na tamte czasy, jest astronomicznie drogi, ale i wspaniale wykończony. Fornirowane, dobierane słojami boazerie, eleganckie stylowe łazienki. Meble, zamawiane w zakładzie przemysłu drzewnego w Hajnówku. Na trzech kondygnacjach mieści się siedem dużych pokoi, na parterze salon i pokój jadalny, z którego było wyjście na ogród. Na pierwszym piętrze pokoje synów i sypialnia rodziców z balkonem. Ostatnie piętro zajmował gabinet ojca, z wyjściem na dwa tarasy. W domu jest również garaż na dwa arszawa,
3
4
ko r z e n i e
Rodzina Kończykowskich Ludwik Kończykowski z żoną Marią Olgą i dziećmi: Ignacym, Stanisławem i Janiną
Po mieczu i po kądzieli
samochody. Cena za ten luksus wyniosła 93 tys. zł. Podczas okupacji to tutaj będą odbywały się tajne spotkania i koncerty. A teraz? Hucznie obchodzone są w domu imieniny ojca. Z tego powodu nawet kilka dni wcześniej zjawia się kucharka, przygotowując mięsne potrawy. Lampiony w ogródku z iluminacją świetlną instaluje elektryk. Z firmy cukrowniczej „Cukropol”, która od lat dostarcza swoje specjały do innego domu Kończykowskich w Śródmieściu, przywożone są wypieki. W rodzinnych opowieściach wspominany jest pradziadek Ignacy Kończykowski, który był prezesem Banku Polskiego, a jego syn Ludwik – kierownikiem działu prawnego banku. Mieli duży, czteropiętrowy dom z oficynami na Żurawiej. Tam dzieciństwo spędził ojciec Henryka. Niestety, dom zostanie zniszczony przez niemiecki nalot we wrześniu 1939 roku.
Po mieczu i po kądzieli Na przyszłego żołnierza Batalionu „Zośka” bez wątpienia wielki wpływ miał ojciec. Z jego wspomnień, przekazywanych ustnie i spisanych, wynika, że był to wielki autorytet i przyjaciel. Człowiek, który swoją nauką i pracą budował po latach niewoli na nowo Polskę. Stanisław Kończykowski uroMój ojciec, prof. dr inż. Stanisław Kończydził się 1 kwietnia 1891 roku w bękowski, potrafił łączyć w sposób doskonały dącej pod zaborem rosyjskim Warpracę naukowo-dydaktyczną z szeroką praszawie, w domu przy ulicy Żurawiej cą inżynierską dla elektroenergetyki polskiej. 24, która – tak jak i sąsiednia ulica Dzięki niemu, w okresie międzywojennym, Wspólna – były wówczas ulicami zostało wybudowanych w kraju pięć dużych peryferyjnymi, z rzadko zabudoelektrowni okręgowych, a kilka miast zostawanymi licznymi placami, ogroło zelektryfikowanych. Z całą odpowiedzialdzonymi drewnianymi płotami nością można stwierdzić, że był czołową i wybrukowane, podobnie jak sąpostacią, wpływającą na gospodarkę elektrosiednia ulica Marszałkowska, „koenergetyki w Polsce. W okresie czarnej nocy cimi łbami”. Dom przy Żurawiej okupacji niemieckiej z całą energią włączył 24 górował jednak nad całą okolisię do pracy konspiracyjnej Polskiego Pańcą, bowiem była to okazała kamiestwa Podziemnego, działając w Delegaturze nica, jedna z najwyższych w tym Rządu. czasie kamienic warszawskich – miała 4-piętrową część frontową i dwie boczne 3-piętrowe oficyny.
5
6
ko r z e n i e Posesja ta należała do Ludwika i Marii Olgi Kończykowskich, rodziców mojego ojca. Moja babka otrzymała ją od swego ojca, a mojego pradziadka, Mikołaja Klawera. Istnienie domu rodzinnego rodziny Kończykowskich zakończyła II wojna światowa. We wrześniu 1939 roku bomby niemieckie zamieniły dom w stertę gruzów. Nie został odbudowany. Dzisiaj na jego miejscu stoją garaże hotelu „Forum” i przebiega część końcowa ulicy Parkingowej.
Bracia Kończykowscy – Stanisław i Ignacy
Testament biskupa Łaskiego
7
Jego dziadkowie zajmowali wówczas duże wielopokojowe mieszkanie na pierwszym piętrze frontowej części, obejmujące całą kondygnację. Tam przyszedł na świat Stanisław. Jego życie przebiegało w czasach niezwykle ciekawych i tragicznych, w rozdartej między zaborców Polsce. Stanisław miał starszego brata Ignacego, urodzonego w 1889 roku i młodszą siostrę Janinę, urodzoną w 1900 roku. Cała ta trójka przyszła na świat w domu rodziny Kończykowskich przy ulicy Żurawiej i zamieszkiwali w nim do czasu zawarcia związków małżeńskich. Dziadek Ludwik Kończykowski, urodzony w 1861 roku, pochodził z rodziny ziemiańskiej, a z wykształcenia był prawnikiem, absolwentem Uniwersytetu Warszawskiego i zajmował stanowisko naczelnika Wydziału Sądowego w Banku Polskim. Administrował kamienicą Kończykowskich i kamienicą swojej siostry Zofii, żony właściciela dużego majątku ziemskiego Życzyn w Lubelskim, Michała Ostrowskiego, jednak obce były mu zagadnienia agrarne. Po odziedziczeniu majątku ziemskiego Politów w Radomskim rozparcelował go i sprzedał. Natomiast pradziadek – Ignacy Kończykowski urodził się w 1882 roku, z zawodu był prawnikiem, zajmującym się zagadnieniami finansowymi, dyrektorem Banku Polskiego w Warszawie. Z kolei prapradziadek, Norbert Kończykowski, który urodził się w 1793 roku, był prawnikiem i prezesem Trybunału Kaliskiego, właścicielem dóbr ziemskich Busino w Łęczyckim.
Testament biskupa Łaskiego Matka ojca, Maria Olga Kończykowska z domu Klawer, była córką Mikołaja Klawera i Józefy z Łaskich. Ród Łaskich, z którego pochodziła Józefa Klawer, wywodził się ze staropolskiego rodu, do którego należał znany z historii Jan Łaski, żyjący w latach 1456-1531, arcybiskup gnieźnieński i prymas Polski, z którego inicjatywy wydano zbiór statutów i przywilejów. Ojciec „Halicza” odziedziczył jako pamiątkę – rodzinny skarb – oryginalne średniowieczne dokumenty prymasa, który był jednym z najwybitniejszych polityków i mężów stanu I Rzeczypospolitej. Przechowywano więc w domu wielostronicowy, pisany na pergaminie, opatrzony pieczęciami z laku testament Jana Łaskiego.
8
ko r z e n i e „Najbardziej mi się podobało podarowanie klasztorowi całego miasta” – wspomina dziś „Halicz”. Te bezcenne pamiątki spłonęły podczas Powstania Warszawskiego.
Dziadek Mikołaj – Polak, rosyjski generał, ewangelik
Mikołaj Klawer
Mój pradziadek Mikołaj Klawer był generałem carskim. Kiedy wybuchło Powstanie Styczniowe, to on powiedział, że nie może już dalej służyć w rosyjskiej armii. Miał problem, bo wiązała go przysięga wierności carowi, więc nie włączył się jako polski żołnierz do walki z Rosjanami, ale wspierał powstańców finansowo. On przewidział, że będzie żył 100 lat. Kupił więc sobie okazały grób z płytą, aby rodzina nie miała kłopotu i kazał wyryć na nim datę urodzin. Nie napisał daty śmierci, ale… że będzie żył 100 lat. Rodzina miała problem – bo żył lat…101. Ale na jego życzenie tego już nie zmieniono. On był ewangelikiem. Na tym cmentarzu walczył później w Powstaniu Warszawskim pluton „Alek” z „Zośki”. My byliśmy kilkakrotnie na cmentarzu ewangelickim, jak było natarcie. W Powstaniu byłem głównie na cmentarzu żydowskim. Żona pradziadka była katoliczką, ona jest pochowana na Powązkach. Siostry pradziadka były jednak też rzymskimi katoliczkami. Dziadek miał wnuków ewangelików, stryjka – brata ojca – przekonał, ale mojego ojca nie, choć zabierał ojca co tydzień do tzw. kirchy za Zachętą. Kircha to była potoczna wtedy nazwa kościoła protestanckiego za Zachętą.
– Mikołaj Klawer z żoną Józefą Dziadek Mikołaj –Rodzina Polak, Klawerów rosyjski generał, ewangelik 9
10
ko r z e n i e Warto wspomnieć, że Mikołaj Klawer pochodził z kurlandzkiej rodziny ziemiańskiej, kształcił się w korpusie kadetów w Petersburgu, a następnie ukończył wyższe studia wojskowe również w Petersburgu. Józefa Klawer z domu Łaska miała siostrę, Marię Bzowską, właścicielkę dużego majątku Lipnicz w Sandomierskim, gdzie Kończykowscy z Warszawy spędzali wakacje. Młody Stanisław został tam obdarowany przez babcię wierzchowcem, na którym jeździł po okolicy.
Co płomienieć miało, zgasło Ludwik i Maria mieli troje dzieci. Najstarszy syn – Ignacy ukończył Instytut Rolnictwa w Petersburgu i po i wojnie światowej został wykładowcą w Wyższej Szkole Rolniczej w Cieszynie, a po ii wojnie był profesorem w Wyższej Szkole Rolniczej w Olsztynie. Zmarł bezdzietny. Córka państwa Kończykowskich – Janina ukończyła Wyższą Szkołę Rolniczą w Warszawie i wyszła za mąż za Józefa Alkiewicza, kolegę z uczelni. Po ślubie gospodarowali majątkiem Piotrkówko w Bydgoskim. Mieli troje dzieci – córka Krystyna wyszła za mąż za Janusza Mondalskiego, natomiast bracia, żołnierze Armii Krajowej, zginęli – Stanisław ps. „Kniaź” w 1943 roku w lasach świętokrzyskich, a Bogdan – w Powstaniu Warszawskim. Drugi syn państwa Kończykowskich – Stanisław będzie miał również trzech synów: Witolda, Henryka i Jerzego. Dwóch ostatnich weźmie udział w Powstaniu Warszawskim, najmłodszy zaginie bez wieści. Na grobie rodzinnym przy jego imieniu napisano: „Co płomienieć miało, zgasło”.
Edukacja elity W czasach młodości Stanisława Kończykowskiego nie istniały przedszkola, a nawet szkoły podstawowe były rzadkością. W wieku szkolnym młodzież uczyła się w domu, przeważnie prywatnie, a następnie wstępowała do szkoły średniej. Aby zostać uczniem szkoły średniej, należało zdać egzamin konkursowy, liczba bowiem kandydatów przewyższała ilość miejsc. Szkoły w Warszawie miały jako wykładowy język – rosyjski, a nauka religii była prowadzona oddzielnie dla katolików i oddzielnie dla prawosławnych. Stanisław naukę rozpoczął pod nadzorem bony, początkowo Polki, a następnie Niemki, która świetnie wpoiła mu język niemiecki. Do końca życia językiem niemieckim władał biegle, podobnie jak rosyjskim czy francuskim; nieco gorzej było z angielskim. Następnym etapem edukacji były komplety prywatne, których głównym celem było przygotowanie do szkoły średniej, a wreszcie egzamin do szkoły
Edukacja elity
11
12
ko r z e n i e średniej i szkoła. W roku 1900, po pomyślnie zdanym egzaminie, został uczniem Państwowej Szkoły Realnej w Warszawie przy ul. Świętojańskiej. Nauczycielami byli w większości Rosjanie, językiem wykładowym był tylko rosyjski. Rozmawianie w szkole po polsku było zabronione, ale uczniowie nagminnie łamali ten zakaz. W szkołach rosyjskich był też zwyczaj niepodawania przez polskich uczniów ręki Rosjanom. Henryk Kończykowski zapamiętał z opowieści ojca, że szkoła była oddalona dość znacznie od ul. Żurawiej, mieściła się bowiem na Starym Mieście.
Uczniowie korzystali z tramwajów. Były ich dwa rodzaje: jednokonne miały 12 miejsc do siedzenia i kilka miejsc do stania na platformie oraz dwukonne o większej powierzchni. Linie tramwajowe były oznaczone nie jak dziś – numerami, ale kolorami – ze względu na dość znaczną liczbę analfabetów, mieszkających w Warszawie. Młodzi uczniowie wskakiwali lub wyskakiwali w biegu do wolno jadącego tramwaju, natomiast panie zatrzymywały tramwaje przez kiwanie parasolkami.
Poza nauką w szkole uczniowie i uczennice z tak zwanych „dobrych domów” pobierali lekcje tańca i wychowania towarzyskiego. Lekcje te odbywały się w kompletach co niedziela w innym domu. Nauczycielami byli znani baletmistrzowie, a pianistami niewidomi ze Związku Niewidomych przy ul. Piwnej.
Tragedia Mój ojciec również pobierał takie lekcje, Baletmistrzowie byli bardzo suroa mając dobry słuch, pięknie grał na fortewi – za niewłaściwe zachowanie, pianie; w szczególności lubił grać na skrzypa w szczególności nieodpowiedni cach. Jako dorosły często chodził do filharsposób siedzenia udzielali surowej monii na koncerty, a po powrocie do domu nagany. Na lekcjach byli obecni robrał skrzypce i odtwarzał zasłyszany koncert. dzice. Lekcje rozpoczynały się od ukłonu poszczególnych dziewcząt i chłopców w stronę rodziców, siedzących wokół salonu lekcyjnego. Błędny ukłon musiał być powtarzany tak długo, dopóki nie był właściwy. Również wskazane było, aby młodzież szkolna pobierała lekcje muzyki, a zwłaszcza gry na pianinie lub innym instrumencie. Po wybuchu rewolucji w 1905 roku i zdziesiątkowaniu manifestacji w Petersburgu wybuchły zamieszki. W Warszawie miały miejsce strajki, do których przyłączyła się młodzież, domagając się spolonizowania szkolnictwa. Warszawa stała się wówczas miejscem antyrosyjskich protestów. Bojkotowano rosyjskie szkoły. Rozpoczął się strajk szkolny; wówczas szkoły zastąpiono kompletami prywatnymi. Uczyli na nich nauczyciele zawodowi i studenci szkół wyższych. Jesienią można było zdawać egzaminy, niestety – w języku rosyjskim. Władze rosyjskie w październiku 1905 roku wyraziły zgodę na zakładanie w Królestwie Polskim prywatnych polskich szkół elementarnych i średnich z wykładowym językiem polskim, za wyjątkiem lekcji historii i geografii, które miały być nadal wykładane po rosyjsku. Jednak szkołom tym nie przyznano żadnych praw W czasie wybuchu strajku szkolnego Stanipaństwowych, a matura uzyskana sław Kończykowski był uczniem piątej klasy. w takiej szkole, nie dawała prawa do Szóstą klasę ukończył na kompletach prywatstudiowania w wyższych uczelniach. nych, a następnie zdał egzamin eksternistyczZnakiem czasu był zakaz nauczania ny z tej klasy w szkole rosyjskiej. Po otwarchemii, traktowanej jako dziedzina ciu polskich szkół został uczniem prywatnej wiedzy pomocna rewolucjonistom Szkoły Realnej Witolda Wróblewskiego, która mieściła się przy ul. Złotej 30. W Warszawie na przełomie wieków nastąpił też wielki przełom techniki. Wybudowana została elektrownia, która zrewolucjonizowała życie mieszkańców. Pojawiły się również elektryczne tramwaje. W prywatnych domach zaczęły się pojawiać aparaty telefoniczne. Polska jednak nadal nie była niepodległa.
Tragedia Państwo Kończykowscy, chcąc kształcić dalej swojego syna, wysłali go na dalszą naukę do Petersburga. W rodzinie zdarzył się jednak zupełnie nieoczekiwany tragiczny wypadek.
13
14
ko r z e n i e W lecie 1906 roku, kiedy wszyscy prócz mojego dziadka Ludwika byli na letnisku, przyjmował on w swojej kancelarii, przynoszony przez dozorców, czynsz mieszkaniowy za lokale zajmowane w kamienicach, należących do rodziny. Nagle wtargnęło do kancelarii dwóch ludzi uzbrojonych w żelazne pręty i, podając się za socjalistów, zażądali wydania pieniędzy. Dziadek odmówił i starał się nawet wyrzucić napastników, ci jednak dziadka pobili do nieprzytomności i zabrali całą gotówkę. Skutki napadu były tragiczne – wylew do mózgu, a w konsekwencji paraliż, który przykuł dziadka do łóżka oraz jego przedwczesna śmierć. Pieniądze, które zrabowali bandyci, nie odgrywały znaczącej roli w budżecie rodzinnym, a skutki napadu były katastrofalne.
Nauka w Petersburgu Stanisława oddano pod opiekę dobrego znajomego rodziny siostrzeńca księżnej Radziwiłłowej. Zamieszkał w dużym mieszkaniu, w dzielnicy położonej na jednej z wielu wysp Petersburga, zwanej wyspą Aptekarską i rozpoczął naukę w prywatnej rosyjskiej szkole, posiadającej wszelkie prawa szkół państwowych. W Petersburgu nie odczuwało się tak bardzo dążenia Rosjan do rusyfikacji Polaków, jak w Warszawie. Działała tam nawet oficjalnie niepodległościowa partia o nazwie Stronnictwo Popisową częścią koncertu Polityki Realnej. Kończykowski przyjaźnił się był duet skrzypcowy mojego z rosyjskimi kolegami, był zapraszany do ich ojca z synem dyrektora szkodomów i nawet grał w zespole muzycznym na ły, będącego również uczniem skrzypcach. tej szkoły. Jego ojciec po nagłej śmierci dwuletniego synka swoich opiekunów zmienił miejsce zamieszkania, bowiem postanowili oni opuścić swoje miejsce pobytu. Stanisław zamieszkał więc u państwa Walickich, spowinowaconych z poprzednią rodziną. Pan Walicki prowadził prywatną klinikę stomatologiczną. Jego doświadczenie uchroniło mieszkających w domu od epidemii cholery.
Choroba ta dziennie pochłaniała wiele istnień ludzkich. Petersburg położony jest na terenie bagnistym, na wielu wysepkach. Miasto przecina mnóstwo kanałów, kanalików, rzek i rzeczułek, do których ze wspaniałych, bogatych, kapiących od złota pałaców wyprowadzano bezpośrednio wszelkie ścieki. Również wodę pitną pobierano z tych kanałów. Nic więc dziwnego, że natura dala o sobie znać wybuchem groźnej
15 epidemii. Mieszkańcy Petersburga żyli w ciągłym strachu przed zarażeniem się tą straszną chorobą. Dzięki zastosowaniu przez pana Walickiego, jako lekarza, wszelkich środków ostrożności i środków antyseptycznych szczęśliwie nikt w tym domu nie zachorował.
Jego ojciec zdał pomyślnie egzamin maturalny. Przystąpił też udanie do trudnego egzaminu na studia w Instytucie Elektrotechnicznym im. Aleksandra III w Petersburgu, gdy na 520 zdających było tylko 60 miejsc. Elektrotechnika była wówczas nową dziedziną i modną dyscypliną nauk, a wśród grona profesorów Instytutu Elektrotechniki ważną rolę odgrywali Polacy. Prof. Żurawski czy prof. Staniewicz po I wojnie światowej powrócili do Polski i przyczynili się do rozwoju gospodarki. Przyczynili się również do powołania Wydziału Elektrycznego na Politechnice Warszawskiej. Byli oni pierwszymi nauczycielami zawodu mojego ojca, a z czasem stali się jego kolegami, nawet przyjaciółmi. Ojciec mój potrafił wejść w nowy system nauki i studia przebiegały sprawnie i bez zakłóceń. Jako już dojrzały student wynajął samodzielne, wygodne kilkupokojowe mieszkanie, położone w pobliżu Instytutu. Dni wolne od nauki wykorzystywał na dalekie wycieczki. Szczególnie zachwycony był Finlandią, wysoką kulturą ludności i pięknem tego kraju. Podróżował statkiem po jeziorach i kanałach wyposażonych w nowoczesne śluzy, które łączyły grupy jezior. Wielką atrakcją były bufety na stacjach kolejowych bez obsługi. Stał olbrzymi, długi stół z przeróżnymi przekąskami i piękną dekoracją. Za skorzystanie ze stołu płaciło się 1 koronę i można było jeść do syta bez żadnej kontroli, tylko nie wolno było nic wynosić.