Koncept nr 66

Page 1

BOŻE NARODZENIE Niezawodny poradnik prezentowy

WIELKI POWRÓT Robert Kubica znów w F1

STAN LEE

Pożegnanie superbohatera popkultury ISSN 2450-7512 nr 66 GRUDZIEŃ 2018



Mateusz Zardzewiały

„Koncept” magazyn akademicki

Nawzajem!

Wydawca: Fundacja Inicjatyw Młodzieżowych Adres: ul. Solec 81b; lok. 73A, 00-382 Warszawa Strona: www.FundacjaInicjatyw Mlodziezowych.pl www.gazetakoncept.pl E-mail: redakcja@gazetakoncept.pl Redakcja: Mateusz Zardzewiały (red. nacz.), Dominika Palcar, Wiktor Świetlik, Monika Wiśniowska, Tomasz Lachowski, Marcin Malec i inni. Projekt, skład i łamanie: Shine Art Studio Korekta: Mirosława Lenart

znów święta! Zbliżające się wielkimi krokami Boże Narodzenie to chwile bez precedensu. „Było to wydarzenie tak wielkiej rangi, że liczymy od niego czas” – przypomina w rozmowie z „Konceptem” ojciec Jan Maria Szewek. W specjalnym wywiadzie opowiada on o religijnym znaczeniu nadchodzących świąt, o tym, czym powinny być dla wierzących. Jednak ten wyjątkowy czas jest ważny nie tylko z religijnego punktu widzenia. W końcu Bożemu Narodzeniu nie można odmówić również wielkiej rangi kulturowej. W telewizji Kevin znów będzie stawiał czoła bezwzględnym rabusiom, a my po raz kolejny będziemy życzyć sobie „nawzajem” przy świątecznym stole. Jednak zanim do tego dojdzie, czeka nas coroczna proza przedświątecznych przygotowań. Dlatego spiesząc Wam z odsieczą, przygotowaliśmy praktyczny poradnik prezentowy – dzięki niemu będziecie mogli pomóc Mikołajowi bez przesadnego nadwyrężania i tak już napiętych studenckich budżetów. Książki, film i muzyka – to prezenty niemal tak pewne, jak kolejny sweter od niewidzianej od wieków ciotki. Jednak święta Bożego Narodzenia to nie tylko radosne chwile spędzane przy świątecznym stole, a poprzedzające jeszcze radośniejsze powroty z pasterki. Nie każdy wypatruje pierwszej gwiazdki w pełnym emocji oczekiwaniu. Wręcz przeciwnie: dla niektórych bywa to wyjątkowo trudny okres. Symbolem tej dwoistości niech będzie tragedia górników z Kopalni Węgla Kamiennego „Wujek”. Chwilę przed Bożym Narodzeniem 1981 roku komuniści spacyfikowali strajk górników – poległo

I

Druk prasowy wykonuje Drukarnia Kolumb z siedzibą w Chorzowie. Aby poznać ofertę reklamową, prosimy o kontakt pod adresem: redakcja@gazetakoncept.pl Chcesz dystrybuować „Koncept” na swojej uczelni? -> PISZ: redakcja@gazetakoncept.pl

dziewięciu robotników, o czym więcej przeczytacie w bieżącym wydaniu „Konceptu”. Od tamtych wydarzeń upłynęło już tak dużo czasu, że rany w duszach rodzin poległych górników już dawno zdążyły się zagoić. Dziś nie mamy nad sobą opresyjnego aparatu państwa, które gotowe jest strzelać do własnych obywateli i możemy świętować spokojniej. Jednak czasem nawet nasza codzienność – wydawałoby się wygładzona i ugrzeczniona do granic możliwości – bywa trudna, choćby na rynku pracy. Co prawda sytuacja pracowników z roku na rok staje się coraz lepsza, ale nie łudźmy się, do ideału jeszcze daleko. Wiedzą to wszyscy ci, którzy na święta zabrali do domu pracę, za którą z pewnością nie dostaną pochwały po powrocie do biura. Czy to już mobbing? Jak się przed nim bronić?Jak reagować? Ten ważny temat również postanowiliśmy poruszyć na naszych łamach. A teraz nie pozostaje mi już nic innego, jak zaprosić Was do lektury naszego magazynu, życząc przy tej okazji wesołych i rodzinnych świąt Bożego Narodzenia! A najlepiej – również białych!

ZNAJDŹ NAS: @GazetaKoncept @FundacjaFIM /fundacja inicjatyw mlodziezowych

koncept 3


Spis treści 8-9 3 // NA POCZĄTEK Nawzajem!

Mateusz Zardzewiały

22 // FIO

Czy pieniądze mogą spadać z nieba? O helicopter money. Grzegorz Kowalczyk

5-7 // WYWIAD NUMERU

Dając prezent pod choinkę, naśladujemy Boga Ojca

24-25 // HISTORIA

Z ojcem Janem Marią Szewek rozmawia Antoni Zankowicz

Szymon Kozieja

8-9 // SYLWETKA

29-31

Stan Lee

Puste miejsce przy stole

26-27 // SPORT

W osiem lat do cudu Filip Cieśliński

Kamil Kijanka

10-11 // TECHNOLOGIE

W poszukiwaniu jednorożca Janusz Podlaski

12 // MNiSW 13-19 // EDUKACJA EKONOMICZNA Pierwsze kroki na rynku pracy

28 // WIB

Lokalni liderzy „Aktywny Student” na polskich uczelniach

29-31 // KULTURA

Świąteczny poradnik Świętego Mikołaja Mateusz Kuczmierowski

Marcin Malec

Chcę znaleźć pracę! Ale jak?

26-27

Marcin Malec

W końcu „na swoim”! Ale jak zatrudnić innych? Janusz Podlaski

Co robić, by nie wypaść z obiegu?

32-33 // ORANGE

O co chodzi z tym światłowodem?

34 // PZU

„Blask orderów w 100-lecie odzyskania niepodległości”

Janusz Podlaski

20-21 // PRACA

Nie daj się mobbingowi! Hubert Kowalski

10-11 4 grudzień 2018

35 // FELIETON

Święty Mikołaj i jego wrogowie Wiktor Świetlik


Antoni Zankowicz

Antoni Zankowicz: – Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Dla większości z nas to czas spotkania z rodziną, niezwykła atmosfera ciepła i miłości. Jednak narodziny Jezusa Chrystusa są faktem historycznym. Jakie jest znaczenie tego wydarzenia w historii świata i ludzkości?

Dając prezent pod choinkę, naśladujemy Boga Ojca

Ojciec Jan Maria Szewek: – Było to wydarzenie tak wielkiej rangi, że liczymy od niego czas. U nas się mówi Nasza Era, w języku angielskim „Po Chrystusie”. I właśnie czas dzielimy na czas przed i na czas po Narodzeniu Chrystusa. Był to czas przełomowy. Bóg, Syn Boży przyjął ludzkie ciało i stał się człowiekiem. Chrześcijanie patrzą nie tylko jako na urodziny Jezusa, ale znacznie głębiej. Adam Mickiewicz pisał: „Wierzysz, że się Bóg zrodził w betlejemskim żłobie, lecz biada ci, jeżeli nie zrodził się w tobie”. Tu nasz narodowy wieszcz doskonale uchwycił sens Bożego Narodzenia. A jest nim to, by każdy z nas na nowo narodził się do nowego życia, do życia z Bogiem. Każde święta Bożego Narodzenia powinny być takimi właśnie narodzinami. – Same święta to w naszej tradycji wieczerza wigilijna, tradycyjnie postna, po niej pasterka, i oczywiście pierwszy dzień świąteczny. Utarło się, że jest także drugi dzień świąt. Ostatnio w kościele słyszałem jednak, że każdy dzień okresu Bożego Narodzenia po pierwszym dniu świąt jest w zasadzie tak samo ważny, nie ma tu większej hierarchii. Jak to jest z tym okresem Bożego Narodzenia? – Drugi dzień świąt Bożego Narodzenia to swego rodzaju poprawiny. Nowożeńcy na drugi dzień po ślubie zapraszają gości do dalszego świętowania. W ten sposób przedłużają swój najważniejszy dzień w życiu i zapraszają do radości najbliższych ich sercu. Chcą, aby to ich szczęście nieustannie trwało. Ze świętami jest podobnie. Mamy drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Co więcej, mamy oktawę Bożego Narodzenia. Krótko mówiąc, jedno wielkie ośmiodniowe święto.

koncept 5


‒ Są w czasie bożonarodzeniowym dwa ważne katolickie święta – Objawienia Pańskiego, czyli Trzech Króli 6 stycznia i uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki 1 stycznia. To drugie święto przypada w Nowy Rok. Wywiad ukaże się w gazecie akademickiej, wielu studentów zastanawia się, czy w Nowy Rok, po sylwestrowej imprezie muszą iść na mszę do świątyni. Czy jest to święto nakazane? ‒ Tak. To są święta nakazane, które mogą przypaść poza niedzielą. Wtedy nas, jako ludzi wierzących, obowiązują dwie rzeczy – udział we mszy świętej oraz powstrzymanie się od prac niekoniecznych. To znaczy, że nie powinniśmy tego dnia pracować zarobkowo ani wykonywać niepotrzebnych prac domowych. To są te rzeczy, które są ściśle związane ze świętami nakazanymi. ‒ W Nowy Rok, po całonocnej imprezie sylwestrowej, do świątyni zebrać się może być trudno. Radą dla imprezowiczów jest to, by jeśli chcą bardziej poimprezować w noc sylwestrową, uczestniczyli we mszy świętej wigilijnej poprzedniego dnia? ‒ Ale to akurat jest sylwester, którego niektórzy bardzo wcześnie zaczynają. Ale moim zdaniem nie ma żadnego problemu, by we mszy świętej uczestniczyć w Nowy Rok. Msze są dziś odprawiane do bardzo późnych godzin wieczornych. A już na pewno w miastach. Dlatego tak ważne jest, aby nie udzielać sobie samemu łatwo dyspensy. By nie tłumaczyć sobie: „całą noc tańczyłem, bawiłem się, jestem zmęczony, muszę odpocząć, a nie iść do kościoła”. W takich sytuacjach warto pamiętać, że im trudniej nam coś przychodzi, a to jest rzecz dobra, jak w tym wypadku msza św. i modlitwa, tym większa jest ofiara z naszej strony i tym milsze jest to Panu Bogu. To tak jak z prezentem – zdecydowanie bardziej doceniamy ten, o którym wiemy, że kogoś bardzo dużo kosztował. Jak ktoś jest biedny i da nam kosztowny prezent, to bardziej to doceniamy, bo wiemy, że dla tego człowieka było to spore wyzwanie. Inaczej podejdziemy do podarunku bogacza, dla którego wydanie nawet większej sumy nie stanowi większego problemu. ‒ I można to przenieść na życie duchowe? ‒ Oczywiście, że tak. Im bardziej coś nas kosztuje, tym bardziej pokazujemy nasz stosunek do Boga. Jeżeli nie chce ci się wstać, mówisz ojej, nie chce mi się iść na tę mszę, tym bardziej 6 grudzień 2018

wstań i idź. Będzie to wielki dowód miłości Boga. Tak samo spotykam się z ludźmi, którzy mówią – proszę ojca, a u mnie w parafii to jest ksiądz, który mówi nudne kazania, praktycznie nie da się ich słuchać. Ja mówię takiej osobie – tym bardziej idź. Pokaż Bogu, że choć nie podoba ci się sposób odprawiania mszy świętej, kazania tego księdza, to idziesz do świątyni, bo nie jesteś w niej dla księdza, ale właśnie dla Pana Boga. Podobnie jest z tym pójściem do świątyni w Nowy Rok, czyli święto Matki Bożej Rodzicielki. Pomimo zmęczenia po całonocnej zabawie, idąc do kościoła oddajesz większą miłość Panu Bogu. Im większa ofiara, tym większy dar.

Był to czas przełomowy. Bóg, Syn Boży przyjął ludzkie ciało i stał się człowiekiem.

‒ A w kwestii Bożego Narodzenia i okresu po nim. Jak należy przeżywać czas świąteczny? ‒ Najlepszą receptą na spędzenie świąt jest przykazanie miłości, które jednocześnie odnosi się do Boga, bliźniego i nas samych. Należy w te dni znaleźć czas dla Boga, na modlitwę, na mszę świętą. Także dla rodziny – męża, żony, dzieci, rodziców i innych krewnych. By ich odwiedzić, porozmawiać. Mieć dla nich czas. Także należy znaleźć czas dla samego siebie. Na to, by pójść na spacer, wyspać się, posiedzieć z książką. ‒ Wróćmy do tematu świąt nakazanych. Wspomniał ojciec, że w dni te oprócz mszy świętych powinniśmy się powstrzymać od zbędnych prac. Przyznam się, że sam wykonuję zawód dziennikarza, w którym praca w niedzielę jest bardzo częsta. Jak należy postępować w takich sytuacjach – stawiać się pracodawcy i ryzykować utratę pracy, czy może uznać, że trudno, wina nie nasza, ale szefów, którzy ustalają grafik dyżurów? ‒ To sytuacja, w której są zawody tzw. służebne. Gdy ktoś jest policjantem, wojskowym, strażakiem, lekarzem czy właśnie dziennikarzem, to jest sprawą normalną, że od czasu do czasu musi pracować. Że przełożony ustala mu dyżury, i choć dany pracownik nie chciałby pracować w niedzielę bądź święto, czasem musi. Rzecz w tym, by to właśnie wynikało z dyżuru, konieczności, a nie z tego, że ktoś dobrowolnie bierze dyżur w dzień świąteczny, wręcz szuka pracy, bo chce więcej zarobić pieniędzy. ‒ Czyli nie należy samemu brać takich dyżurów, tylko traktować je jak zło konieczne? ‒ Jeżeli w miejscu, w którym pracujemy,

Im większa ofiara, tym większy dar.


‒ Święto Objawienia Pańskiego, czyli Trzech Króli od niedawna jest ponownie w kalendarzu dni wolnych od pracy. Mocno wiąże się z Bożym Narodzeniem. Jakie jest znaczenie teologiczne tego święta? ‒ Nowo narodzony Jezus jako pierwszy objawił się pastuszkom w Betlejem. Oni są przedstawicielami narodu wybranego, Żydów. Z kolei trzej królowie symbolizują resztę świata. W mędrcach, których do Betlejem przywiodła gwiazda, cześć i hołd Jezus odbiera od pogan, czyli od tych, którzy pochodzą spoza Izraela. Zatem w Boże Narodzenie Bóg objawia się narodowi wybranemu, a w święto Trzech Króli – całemu światu. Dzięki temu świętu poznajemy lepiej tajemnicę tego, że Bóg objawił się nam wszystkim, nie tylko wybranym. Bo wszyscy jesteśmy dziećmi bożymi i Bogu zależy na zbawieniu nas wszystkich.

poprzedzający święta. To czas właśnie na zwrócenie się ku Bogu, radosne oczekiwanie, ale też pojednanie się z innymi ludźmi, zgłębianie Pisma Świętego, wyciszenie. A potem spotkanie z Chrystusem eucharystycznym. Święta Bożego Narodzenia przeżyte z Panem Bogiem. Dobrze jest nie ulegać tej gorączce. Bo oczywiste jest, że ludzie od świątecznych promocji, sklepy, markety mają interes w tym, by przy okazji świąt jak najwięcej zarobić. Dlatego uprzedzają ten czas, atmosferę świąt tworzą już przed świętami. Ale my nie powinniśmy temu ulegać. Wiadomo, że inny cel mamy my – właściwie przeżyć święta Bożego Narodzenia. Inny sklepy, które chcą zarobić. ‒ W naszej tradycji przyjęło się obdarowywanie nawzajem prezentami pod choinką. Czy ma jakieś uzasadnienie religijne, czy to świecki, a może pogański zwyczaj? ‒ Mało kto o tym wie, ale dawanie prezentów pod choinkę jest naśladowaniem Boga Ojca. ‒ Jak to? ‒ Bóg Ojciec dał ludziom, swoim stworzeniom, własnego syna, Jezusa Chrystusa jako Zbawiciela. My też, tych, których kochamy, obdarowujemy prezentami.

‒ Mniej więcej z okresem Trzech Króli zbiega się Boże Narodzenie w kościołach wschodnich. Skąd różnica w dacie obchodów Bożego Narodzenia? ‒ Wynika to z tego, że prawosławni i kościoły wschodnie wciąż korzystają z kalendarza juliańskiego. A my z gregoriańskiego. Wracając jednak do symboliki Trzech Króli, czyli Objawienia Pańskiego, to jest pokazanie tej postawy pokory, potrzebnej do poznania Boga. I właśnie trzej mędrcy są symbolem tej pokory i hojności, ofiarności. Bo pycha była pierwszym grzechem, który oddalił człowieka od Boga, a trzej mędrcy pokazują, że postawą pełną pokory, uniżenia można się do Boga zbliżyć.

‒ W polskiej tradycji istnieją zwyczaje typowe tylko dla naszego kraju. To dzielenie się opłatkiem czy piękny zwyczaj nakrycia dla wędrowca bądź osoby ubogiej. Skąd się wziął i jak katolicy dziś powinni dbać o pomoc bliźnim w ich otoczeniu? ‒ Ten talerz jest symboliczny. Tak jak mężczyźnie bądź kobiecie obrączka ma przypominać, do czego zobowiązali się wstępując w sakramentalny związek małżeński, tak talerz dla wędrowca ma przypominać, że mamy pomagać nie tylko bliskim, spokrewnionym z nami, ale również innym ludziom, zwłaszcza tym, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji, są potrzebującymi. Jezus bowiem przyszedł do każdego człowieka, nie tylko do wybranych. Mamy pamiętać o ludziach odrzuconych, zmarginalizowanych, którzy się pogubili, którzy są słabi, ubodzy. O tych, którzy z różnych powodów cierpią niedostatek. Ten talerz ma być dla nas takim rachunkiem sumienia, jak wygląda nasza miłość bliźniego. I to ważne nie tylko w wigilię i Boże Narodzenie, ale przez cały rok.

‒ Od lat trwa pewien proces laicyzacji i komercjalizacji świąt. Ledwo minęły zaduszki i nachalne reklamowanie Halloween, a już w listopadzie mamy świąteczne dekoracje, reklamy, promocje w marketach. W radiu i telewizji słyszymy już kolędy, a sklepy kuszą kolejnymi promocjami. Jakieś zakupy zrobić jednak trzeba. Jak współczesny człowiek ma znaleźć złoty środek między rzeczami w sumie dobrymi – tradycja, choinka, prezenty, dobre jedzenie, a duchowym przeżyciem zbliżających się świątecznych dni? ‒ Na pewno najlepiej postępować zgodnie z kalendarzem liturgicznym, w ten sposób budować swoje życie. A więc jest adwent, czyli okres

‒ Przy okazji pomocy bliźnim należy jednak zachować roztropność – nie brak naciągaczy, którzy wykorzystują czyjeś dobre serce? ‒ Niektórzy się obawiają pomagać przypadkowym osobom, mówią, że różnie to bywa, nie mają pewności, w jakie ręce trafia ich pomoc. Ostrożnym chcę powiedzieć, żeby w takiej sytuacji wspierali organizacje charytatywne, które mają narzędzia do weryfikacji ludzi potrzebujących. Żeby zbyt łatwo się nie zwalniali ze świadczenia miłosierdzia. Wsparcie takich organizacji, czy to materialne, czy poprzez zaangażowanie się w wolontariat, jest naszym dowodem miłości bliźniego. Pomagać w miarę możliwości powinniśmy przez cały rok.

Talerz dla wędrowca ma przypominać, że mamy pomagać nie tylko bliskim, spokrewnionym z nami, ale również innym ludziom.

Fot. Piotr Idem

wszyscy zatrudnieni są chrześcijanami, to możemy sami sobie wyznaczyć danego dnia dyżur, by dać możliwość spędzenia niedzieli koledze bądź koleżance z pracy. Mając świadomość, że za tydzień to kolega bądź koleżanka wezmą ten dyżur i odciążą z kolei nas. Ważna jest intencja. Jeżeli pan chętnie zostałby w domu, ale musi iść do pracy, bo pracodawca nie chce dać panu każdej wolnej niedzieli, wyznacza panu dyżur, to za bardzo nie ma innego wyjścia. Gorzej, gdy ktoś sam garnie się do pracy, bo dla niego pieniądz jest najważniejszy. Wtedy te intencje nie są czyste. Istotną sprawą jest też to, by pomimo pracy w dniu świątecznym znaleźć czas na pójście do kościoła na Eucharystię, modlitwę, na to, by choć chwilę spędzić z rodziną.

O. Jan Maria Szewek, franciszkanin koncept 7


Kamil Kijanka

12 listopada miliony osób na całym świecie poczuły się tak, jakby straciły kochanego wujka. Wujka towarzyszącego im w okresie dorastania, pokazującego, czym różni się dobro od zła i kim są prawdziwi bohaterowie. Mowa o Stanie Lee, legendzie Marvela.

N

ie ma drugiej takiej osoby, która tak jednoznacznie kojarzyłaby się ze światem komiksów. Jego rola w kształtowaniu światowej popkultury jest nieoceniona. Stana Lee utożsamia się jako ojca superbohaterów – Spider-Mana, X-Menów, Fantastycznej Czwórki, Hulka i wielu, wielu innych. I choć faktem jest, że bez znakomitych współpracowników nie byłoby tych wielkich postaci ani samej legendy scenarzysty i producenta, to trudno go nie doceniać. Bez niego Marvel nie byłby tym, czym jest dziś. Zwłaszcza że jego historia przypomina prawdziwy amerykański sen.

TRUDNA DROGA NA SZCZYT

Życie pisze przeróżne scenariusze. Stanley Martin Lieber, którego cały świat pozna jako Stana Lee, marzył o tym, by pióro stało się jego narzędziem pracy. Chciał zostać pisarzem. Zdawał sobie zapewne sprawę z tego, jak trudno będzie mu zrealizować zawodowe cele. Pochodził z biednej rodziny, był potomkiem rumuńskich Żydów. Wychowywał się w Nowym Jorku, na słynnym Bronksie. Początkowo imał się różnych zajęć – pisał nekrologi do gazet, roznosił kanapki czy był zwykłym chłopcem na posyłki. Przez cały ten czas nie przestawał pisać

Stan Lee

ojciec superbohaterów i legenda komiksu

i obiecał sobie, że pewnego dnia napisze wspaniałą powieść. Najlepszą w historii Stanów Zjednoczonych. Jak wiemy, niczego takiego nie dokonał. Los wyznaczył mu zupełnie inną drogę, z której, cóż za ironia, nie był początkowo zachwycony.

WSTYDLIWA POMYŁKA

Jeszcze jako nastolatek nawiązał współpracę z wydawnictwem Timely Comics, które z czasem przekształciło się w znane do dziś studio Marvel. Zapewne sądził, że wszystko idzie w dobrym kierunku i pozwoli mu na zrealizowanie marzeń o pracy pisarza. Znacząco się jednak przeliczył. Początkowo zajmował się pracami biurowo-administracyjnymi i pomagał pracującym rysownikom przy prostszych czynnościach. Z czasem otrzymał pierwsze szanse na pisanie nieskomplikowanych historii. Podobno był bardzo sfrustrowany i rozczarowany faktem, iż jego praca miała skupiać się na komiksach, a nie pisaniu poważniejszych dzieł. W tym czasie miał też powstać znany dziś wszystkim fanom superbohaterów pseudonim Stan Lee. Nastoletni Stanley wstydził się podpisywać własnym nazwiskiem pod komiksami, które uważał za niezbyt znaczące.

WOJNA I BOHATEROWIE

Niezadowolony ze swojej sytuacji zawodowej Stan Lee postanowił skorzystać z okazji i zaciągnąć się do wojska jako ochotnik podczas II wojny światowej. Życie żołnierza nie oznaczało jednoznacznego zerwania z pasją. W czasie służby wojskowej w latach 1942‒1945 zajmował się pisaniem scenariuszy na potrzeby filmów szkoleniowych i propagan-

dowych, a także sloganów reklamowych. Po zawieszeniu broni wrócił do swojego pracodawcy i zajął się pisaniem prostych historyjek dla dzieci. Powrót wynikał z potrzeby zarabiania pieniędzy, a nie zmiany nastawienia do wykonywanego zajęcia. Po pewnym czasie nastąpił przełom. Zwierzchnicy postanowili, że Stanley zajmie się komiksami o superbohaterach. Podjął się tego zadania, choć niechętnie. Miał w tamtym czasie w planach pożegnać się z wydawnictwem. Od tego zamysłu miała go odwieść żona. Małżonka miała także nakłonić zdolnego scenarzystę, by stworzył ten projekt w sposób nietypowy. Jak? By opisywani herosi byli bliżsi czytelnikowi. Skoro i tak chciał odejść, w najgorszym wypadku czekałaby go utrata pracy, za którą i tak nie przepadał. Postaci tworzone przez Stana Lee różniło od konkurencyjnych herosów studia DC to, że sprawiały wrażenie bardziej ludzkich. Pomimo codziennej walki ze złem i przestępcami, nie

Podobno był bardzo sfrustrowany i rozczarowany faktem, iż jego praca miała skupiać się na komiksach, a nie pisaniu poważniejszych dzieł. byli pozbawieni wad ani typowych, często prozaicznych problemów dnia codziennego. Ponadto ich życie toczyło się w głównej mierze w miejskim zgiełku Nowego Jorku, a nie odrealnionym fikcyjnym mieście Gotham ze świata Człowieka Nietoperza. Te wszystkie mniejsze lub większe czynniki spowodowały, że wydawnictwo DC, pomimo sukcesu


związanego z Ligą Sprawiedliwych, zaczęło odczuwać pierwszy oddech ze strony konkurenta.

CIEMNIEJSZA STRONA SUKCESU

Każdy, nawet niezbyt dobrze zorientowany miłośnik komiksów i kina, wie, kim są Spider-Man, X-Meni, Iron Man czy Fantastyczna Czwórka. Przyszło nam żyć w czasach, kiedy studio Marvel dosłownie rozpieszcza nas kolejnymi produkcjami z udziałem superbohaterów. Dzięki temu na pierwszy plan wracają także inni wielcy herosi, tacy jak Czarna Pantera czy Ant-Man. To czołowe postaci ze stajni Marvela, które przede wszystkim kojarzone są z dorobkiem Stana Lee. Czy słusznie? Tu zdania są podzielone. Jak już zostało wspomniane, nie byłoby legendy Marvela, gdyby nie wielu wspaniałych rysowników i innych współpracowników, którzy wcielali pomysły producenta i scenarzysty w życie. Warto wśród nich wymienić przede wszystkim dwa nazwiska – Steve Ditko i Jack Kirby. Nietrudno się domyślić, że sam Stan Lee nie mógł stworzyć samotnie tak wielkiego biznesowego potwora, jakim dziś jest Marvel. A bez tych dwóch rysowników z pewnością nie byłoby wielu kultowych superherosów. Łatwo również sobie wyobrazić, jak uboższy byłby świat komiksów, gdyby zabrakło w nim choćby Człowieka Pająka. Spider-Man to postać kultowa, wielbiona od wielu pokoleń po dziś dzień przez dzieci na całym świecie. Niewiele jednak brakowało, a Peter Parker nigdy nie zawisłby na pajęczynie wśród nowojorskich

wieżowców. Ówczesny wydawca był sceptycznie nastawiony do tego pomysłu, gdyż jak dosyć rozsądnie przekonywał, dzieci boją się pająków. W jego mniemaniu projekt mógł więc się nie przyjąć. Jak bardzo się pomylił – wiemy to wszyscy. Faktem jest jednak, że Spider-Man powstał nie tylko dzięki Stanowi Lee, ale i Steve’owi Ditko, który nazywany jest „drugim ojcem” Człowieka Pająka. „Z wielką mocą wiąże się także wielka odpowiedzialność” – to zdanie, które kojarzone jest jednoznacznie z tą postacią. Szkoda, że sam autor nie wziął tych słów tak całkiem do serca. Najbardziej ucierpiał z tego powodu Jack Kirby – rysownik nazywany „Królem”. I bez cienia przesady należy przyznać, że na tytuł ten zasłużył. Wystarczy wspomnieć,

wiele. Wszystko to spowodowało, że między twórcami narodził się konflikt. Panowie nie rozmawiali ze sobą przez kilka lat, a Kirby odszedł do konkurencyjnego DC, by po jakimś czasie wrócić do Marvela. Sam Stan Lee miał po czasie zrozumieć swój błąd i żałować, że dał się wpuścić w bezlitosny wir świata biznesu. O sprawiedliwą ocenę wkładu „Króla” walczyła także rodzina rysownika po jego śmierci.

KONIEC EPOKI

Stan Lee niemal do końca aktywnie udzielał się zawodowo. Epizody z jego udziałem w ekranizacjach Marvela wesoło przypominały, kto jest ojcem sukcesu uniwersum. Ostatnie chwile legendy komiksu na tym świecie nie były jednak usłane różami. W zeStana Lee utożsamia się jako ojca suszłym roku odeszła żona perbohaterów – Spider-Mana, X-Menów, Stana Lee. 95-latek podupadł na zdrowiu, co niFantastycznej Czwórki, Hulka i wielu, kogo nie powinno dziwić. wielu innych. Wokół staruszka zaczęły pojawiać się coraz bardziej niepokojące informacje. Miał być on wykorzystywany przez że współtworzył takie postaci, jak: Kapitan Ameryka, Fantastyczna opiekunów i najbliższych, którzy Czwórka czy Hulk. Stan Lee wręcz go chcieli położyć ręce na jego majątku. W tym roku wycofał się również ubóstwiał. Kirby jednak nie zabiegał o blask fleszy i sławę, przez co z udziału w oficjalnych konwentach dla fanów komiksu. W listopadzie zasługi za stworzenie uniwersum przypisywano przede wszystkim świat obiegła informacja, że Stan Lee Stanowi Lee. Scenarzysta wspinał zmarł. Wraz z nim, bez wątpienia, skończyła się pewna era. Epoka, się po szczeblach kariery, zajmował coraz poważniejsze kierownicze w której przez kilka dekad dzieci na całym świecie wychowywały się stanowiska i zarabiał ogromne pieniądze. Wydawał się przy tym wśród bohaterów pokroju Spider-Mazapominać o swoich współpracowna, Fantastycznej Czwórki i innych. I będą wychowywać się kolejne. nikach, bez których nie zyskałby tak koncept 9


Janusz Podlaski

W poszukiwaniu jednorożca Czym żyje świat i gdzie na tej mapie znajdują się nasze firmy i polski kapitał. Czy nasze marzenie o byciu pionierami w jakiejś mocno zaawansowanej technicznie dziedzinie jest realne? Co z trwającym od pewnego czasu poszukiwaniem polskiego „jednorożca” – czyli młodej firmy, której wycena giełdowa osiągnęła przysłowiowy miliard USD.

K

onieczne staje się przyjrzenie szeroko rozumianemu rynkowi medycznemu. Dziś na całym świecie na służbę zdrowia wydaje się rocznie około 8 bilionów dolarów. Raport firmy Deloitte „2017 global life sciences outlook. Thriving in today’s uncertain market”, omówiony szczegółowo przez Deloitte Polska, jest optymistyczny i przewiduje, że do 2020 roku wzrosną one nawet do 8,7 bln. Eksperci obliczyli, że to nawet 10,5 proc. światowego PKB. I jak twierdzą, połowa pieniędzy będzie przeznaczana na choroby, które są najbardziej śmiertelne: nowotwory, choroby układu krążenia i układu oddechowego. Według Deloitte, i to jest dla naszych rozważań najbardziej interesujące, „W 2016 roku przychody firm farmaceutycznych osiągnęły wartość 1,04 biliona USD. Około 35 proc. tej sumy przypadło na 10 największych firm farmaceutycznych”. Zatrzymajmy się 10 grudzień 2018

na tym ostatnim zdaniu. Zobaczmy zatem, że tort wart ponad 300 mld USD podzieliło pomiędzy siebie dziesięciu graczy. Gdyby w przyszłości polskiej firmie udało się wejść do tej dziesiątki, a nawet dwudziestki, to mielibyśmy przedsiębiorstwo o globalnym zasięgu, marce, przychodach, potencjale rozwojowym i podmiot w bardzo istotny sposób wpływający na nasz świat nauki i innowacji (nie wspominając o podatkach wpłacanych do polskiego budżetu). Mielibyśmy firmę, która liczyłaby się na jednym z najważniejszych pól rywalizacji współczesnego świata: własności intelektualnej i przemysłowej, przekuwanej w patenty, znaki towarowe, wynalazki.

TRUDNA SZTUKA

Dlaczego pokonanie takiej drogi jest bardzo trudne? Bo wymaga wielkich nakładów, czasu (tu akurat

w praktyce sprawdza się powiedzenie, że czas to pieniądz), infrastruktury, wiedzy, sztabu naukowców i menedżerów. Polskich firm nie stać, by rozwijać leczniczy czy medyczny produkt przez 7‒8 lat, wydając przy tym miliony dolarów. Na tym rynku, by wejść z „produktem” na przysłowiowe półki, potrzeba wielu kosztownych badań. Wielki gracz pracuje równolegle nad kilkoma projektami i wie, że wypali mu jeden na osiem. Siedem zostanie po prostu wyrzuconych do kosza po wydaniu mnóstwa pieniędzy.

INNE DROGI DOJŚCIA DO CELU

Szukać trzeba zatem innych sposobów. Aleksander Kłósek w artykule „Innowacje lekowe – czy tylko za miliardy dolarów?” opublikowanym na portalu mamstartup.pl w lipcu 2018 roku dowodzi, że dobrym kierunkiem dla innowacji mniejszych


firm jest praca nad tzw. produktami łączonymi i poszukiwanie nowych zastosowań dla znanych substancji, które są już obecne na rynku, ale mogą być zastosowane w leczeniu innych schorzeń (tzw. reinkarnacja leków). Jak zauważa, dobrym rozwiązaniem jest zainteresowanie dużego gracza wynikami po pierwszej fazie badań przedklinicznych i klinicznych. One weryfikują logikę i potencjał innowacyjnego pomysłu, a duża firma chętniej zaproponuje wtedy zakup wyników naszej pracy lub biznesowe partnerstwo. Małopolska Selvita funkcjonuje właśnie w modelu, który w dużym skrócie polega na sprzedaży licencji dużym koncernom farmaceutycznym po tym, gdy projekt doprowadzony zostanie siłami zespołu do etapu badań klinicznych. Firma ta, jak donosi portal businessinsider.com.pl, pracuje aktualnie nad lekami na białaczkę szpikową. To także pierwszy podmiot, w którego akcje zainwestował Polski Fundusz Rozwoju (PFR), w ramach funduszu inwestycyjnego PFR Life Science, który jest instrumentem rządu do budowania potencjału polskich firm medycznych i farmaceutycznych. Strategia firmy nie jest taka zła, skoro w 2019 roku planuje ona otwarcie Centrum Badawczo-Rozwojowego Leków w Krakowie, gdzie docelowo pracę ma znaleźć około 1000 osób.

POLPHARMA LIDEREM

Z kolei Polpharma to największa polska firma z rynku medycznego. Działania oparła o tzw. leki generyczne, czyli odpowiedniki leków oryginalnych, które można produkować, dopiero gdy wygaśnie na nie

Polpharma dokonała najwięcej zgłoszeń patentowych na poziomie europejskim ze wszystkich polskich przedsiębiorstw. ochrona patentowa (20 lat). Leki te zawierają takie same czynne substancje i muszą spełniać identyczne wymogi bezpieczeństwa i jakości. Firma ta w roku 2016 dokonała najwięcej zgłoszeń patentowych na poziomie europejskim ze wszystkich

polskich przedsiębiorstw. To najlepszy obiektywny wskaźnik świadczący o innowacyjności, jak i potencjale działów badawczo-rozwojowych. Firma chce wejść mocno w rynek leków biologicznych. Pod Warszawą buduje właśnie nową fabrykę, a niedawno uruchomiła w Gdańsku nowoczesny ośrodek biotechnologii. W 2020 roku Polpharma planuje wprowadzić swój pierwszy produkt na rynek amerykański. To jak na polskie warunki gigantyczne nakłady, a perspektywa sprzedaży za oceanem może dać impuls, który pchnie firmę o kilka poziomów wyżej.

MABION Z WIELKIMI PERSPEKTYWAMI

Kochana przez giełdowych inwestorów jest także inna polska ambitna firma – Mabion. W dniu debiutu na parkiecie w 2011 roku cena za jedną akcję wynosiła mniej więcej 10 zł, a dziś, by je kupić, trzeba liczyć się z wydatkiem 120 zł za sztukę. Sztandarowym produktem Mabionu jest MabionCD20, mający pomóc w walce z jednym z rodzajów nowotworów: chłoniakiem ziarniczym, a także być remedium na przewlekłą białaczkę limfocytową oraz reumatoidalne zapalenia stawów. Roczna sprzedaż konkurencyjnego światowego giganta – firmy Roche – oscyluje w granicach 7 mld USD. Mabion, będący na ostatniej prostej do rejestracji leku w Europejskiej Agencji Leków, ma szansę wejść z produktem na zasobny rynek. Ale zwróćmy uwagę, że na dziś nie jest prowadzona jeszcze sprzedaż, a mimo to firma wyceniana jest przez inwestorów tak wysoko. To pokazuje, jak silna jest wiara i chęć wykreowania polskiego produktu o naprawdę globalnym zasięgu.

CO DALEJ

W Polsce są dobre pomysły, ale za mało jeszcze kapitału i możliwości wsparcia. Duże firmy, widząc nasz potencjał, są tu aktywne, tworzą działy badawcze i centra rozwojowe, wychwytując przy okazji zdolnych naukowców, a także inwestują kapitał w ciekawe innowacyjne projekty. Dużo dobrego dzieje się w ostatnim czasie ze strony państwa, bo branża medyczna jest jedną z głównych branż innowacyjnych, a na te tory przestawia je Strategia

Odpowiedzialnego Rozwoju, czyli wielka agenda działań i narzędzi stworzona przez Mateusza Morawieckiego. Jarosław Oleszczuk z AstraZeneca w wywiadzie, którego udzielił portalowi mamstartup.pl w maju 2018 roku, powiedział, że „Polska ma szansę w ciągu 15 lat na stanie się potentatem biotechnologicznym. Jeśli popatrzymy na brytyjskie i amerykańskie start-upy, to zauważymy, że zwykle uruchamiają je młodzi naukowcy, których profesor-mentor zachęcił do stworzenia pierwszego spin-off. W Polsce dla naukowców najważniejsze są publikacje naukowe, bo ich liczba ma wpływ na ocenę ich dorobku zawodowego, zatem potrzebna jest też zmiana generalnego podejścia do rozwoju i oceny myśli naukowej”.

Własność intelektualna i przemysłowa to jedno z najważniejszych pól rywalizacji współczesnego świata Z kolei Paweł Przybyszewski z firmy BT Progress, pracujący od wielu lat ze start-upami i będący jednocześnie brokerem technologii, w rozmowie z „Konceptem” jest zdania, że warto także rozważyć pójście w kierunku urządzeń medycznych czy diagnostycznych. Jako budujący przykład podaje firmę Medicalgorithmics, która około 90 proc. sprzedaży prowadzi na rynku amerykańskim, ma bardzo dobre wyniki i wypłaca regularnie dywidendę, a był nawet moment w 2016 roku, że wartość jej akcji na giełdzie wynosiła prawie 1 mld PLN. ‒ Skomercjalizowanie leku, czyli doprowadzenie do jego sprzedaży od momentu odkrycia, to szalenie trudna i długa droga. Patent przyznaje się na 20 lat. Często formalności (procedury, badania kliniczne itp.) trwają ponad połowę tego czasu. Dlatego w przypadku leków możliwe jest wydłużenie ochrony o 5 lat. Na to, by odzyskać zainwestowane w badania, prawników i zezwolenia potężne pieniądze, zostaje wtedy niewiele czasu – dodaje Paweł Przybyszewski. – Zauważam coraz większe zainteresowanie zagranicznego kapitału naszym rynkiem leków i urządzeń medycznych, który szuka ciekawych projektów.

koncept 11


Jak tworzyliśmy reformę? ponad 7 tys. osób zaangażowanychw konsultacje – największe po 1989 r.

2 lata dialogu ze środowiskiem akademickim szeroka akceptacja większości organizacji akademickich

Jakie zmiany przynosi reforma? doceniamy jakość, nie ilość w badaniach naukowych sprawiedliwe wsparcie dla uczelni w całej Polsce prestiżowe szkoły doktorskie i stypendium dla każdego doktoranta

Co osiągniemy dzięki reformie? szybszy rozwój Polski młode talenty pozostaną w kraju lepsza praca dla absolwentów podnosimy jakość studiów i wartość dyplomu

konstytucjadlanauki.gov.pl


Cykl: Pewnym krokiem na rynek pracy

Marcin Malec

Pierwsze kroki na rynku pracy Niektórzy robią to od razu, inni dają sobie czas. Są tacy, którzy zadowolą się pierwszą propozycją, ale są też tacy, którzy przebierają w ofertach i ciągle wypatrują lepszej propozycji. Na próżno szukać schematu. I o ile moment podjęcia pierwszej pracy to kwestia indywidualna, zależna od wielu czynników, o tyle sposób, w jaki warto się do tego zabrać, można spróbować wypracować. I właśnie to mam zamiar teraz zrobić.

J

uż od pierwszego dnia studiów warto się starać. Owszem, gdzieś tam z tyłu głowy trzeba pamiętać o sentencji, którą niejednokrotnie zapewne każdy z nas słyszał, iż nauka to potęgi klucz. Ale niech książki nie będą jedyną rzeczą, której poświęcicie swój cenny i mocno ograniczony czas. Pamiętajcie o tym, że studia są dla was, a nie wy dla studiów. To, ile z nich wyciągniecie, zależy tylko od was. Wiele zależy od uczelni i wybranego kierunku. Dlatego, aby być jak najbardziej obiektywnym, postaram się pójść dwoma drogami i dla każdej z nich znaleźć kilka najciekawszych rozwiązań na to, jak rozpocząć przygodę z pierwszą pracą. Skupię się głównie na obszarze stricte biznesowym, bo w nim mam doświadczenie. Nie należę do grona osób „nie znam się, to się wypowiem”, dlatego nie będę dotykał tematów medycznych czy technicznych. Jednak zanim rzucisz gazetą po przeczytaniu poprzedniego zdania, wstrzymaj się jeszcze chwilę, bo nawet jeśli praca w marketingu jest ci obca, to myślę, że i tak wiele wyniesiesz.

WYKORZYSTAJ WOLNOŚĆ!

Niektóre uczelnie i kierunki nie wymagają zbyt wiele od studenta. Czy to dobrze, czy źle, pozostawiam do waszej oceny. Wybierając takie zestawienie, łatwo jest się rozleniwić. Aby tak nie było, wykorzystaj czas, który oferują ci studia. Nie na marnowanie czasu, ale na pierwszą pracę. Zacznij od stażu. Masz tę przewagę, że nie jesteś uwiązany dużą liczbą zajęć i czasem, który musisz poświęcić na naukę. Jesteś dyspozycyjny. A to

jest ogromna zaleta podczas szukania pierwszego stażu. Może się okazać tak, że masz za mało doświadczenia. Zamiast załamywać ręce, znowu, tak jak wyżej, wykorzystaj czas wolny. Jak? Zacznij uczyć się tego, na czym rzeczywiście ci zależy i co sprawia ci przyjemność. Interesujesz się programowaniem, ale nikt nie chce cię przyjąć na staż? Zrób kilka kursów, wykonaj kilka projektów i z takim bagażem ruszaj na poszukiwania pracy. Gwarantuję ci, że twoje szanse wzrosną diametralnie. Kluczem do sukcesu jest praca, którą wykonujemy z pasją. Jest to trudne, ale jakże opłacalne!

Zacznij uczyć się tego, na czym rzeczywiście ci zależy i co sprawia ci przyjemność. WYKORZYSTAJ NAPIĘTY GRAFIK!

Są też jednak takie kierunki, gdzie nauka jest priorytetem. Zajmuje większość naszego wolnego czasu. Czy taki student jest skazany na szukanie pracy dopiero po uzyskaniu dyplomu? Oczywiście, że nie! Z pomocą przychodzą wszelakie organizacje studenckie i koła naukowe. Nie wymagają tyle czasu co staże, a mogą dać tyle samo doświadczenia, jak nie więcej. To, co koła naukowe i organizacje mają jeszcze do zaoferowania – i to jest absolutnie bezcenne – to przyjaźnie. Pamiętajmy o tym, że jeśli ktoś wie, w jaki sposób pracujemy i w czym jesteśmy dobrzy, to w przyszłości z łatwością może nas polecić jako sprawdzonego pracownika. koncept 13


Marcin Malec

Chcę znaleźć pracę!

Ale jak?

Poszukiwania idealnej pracy można śmiało przyrównać do poszukiwań Świętego Graala – ktoś gdzieś kiedyś o niej słyszał, ale do dzisiaj nikt jej nie odnalazł.

C

zy rzeczywiście tak trudno znaleźć pracę? Jak się do tego zabrać i na co zwracać uwagę, aby rzeczywiście utrzeć nosa sceptykom i udowodnić, że praca marzeń istnieje?

QUO VADIS?

Szukanie pracy już samo w sobie jest pracą, którą trzeba zaplanować, wdrożyć i zweryfikować. Bywa to proces żmudny, dołujący i frustrujący. Wymaga wiele odwagi, samozaparcia i niestety, jak to w życiu bywa, odrobiny szczęścia. Aby jak najbardziej zredukować rolę czynników losowych, to trzeba świadomie podejść do tego procesu. Nie na zasadzie, co ma być, to będzie, ale na zasadzie – wiem, czego chcę i wiem, do czego dążę. I zanim w ogóle przejdziesz do etapu wertowania ofert, chodzenia na rozmowy kwalifikacyjne, musisz odpowiedzieć sobie na trzy bardzo ważne pytania: „Po co?” Po co szukam pracy? Czy chcę po prostu zarabiać pieniądze, nie patrząc na to, co robię? Czy chcę się jednak realizować w swojej pasji (ewentualnie rozwijać), nawet jeśli miałbym zarabiać mniej?

1.

14 grudzień 2018

2. na dobrym dojeździe do pracy?

„Czego oczekuję?” Czy zależy mi

Czy ważne są dla mnie benefity pozapłacowe? Czy cenię sobie atmosferę nieformalną, czy formalną? „W czym jestem mocny?” Czy lubię social media i chcę iść do marketingu? Czy jestem mocny w cyfrach i liczeniu, to spróbuję swoich sił w finansach? Bez odpowiedzi na te trzy pytania nie zaczynaj swoich poszukiwań. Dlaczego? Szkoda twojego czasu. Nawet jeśli na samym początku wszystko pięknie się ułoży, to po kilku miesiącach w pracy dopadnie cię frustracja i cały proces będzie trzeba zaczynać od nowa. A chyba nikt z nas nie potrzebuje dodatkowych zmartwień, szczególnie że można im zapobiec.

3.

SIŁA PERSONAL BRANDINGU

Praca domowa odrobiona – wiesz, czego szukasz, wiesz, na czym ci zależy i w czym jesteś mocny. Z takim przygotowaniem śmiało możesz rozpocząć maraton, pieszczotliwie zwany poszukiwaniem pracy. Pewnie zadajesz sobie pytanie – jaki jest następny krok? Czy od razu trzeba rzucić się na pierwsze lepsze ogłoszenia, wysłać


setki CV, chodzić na kilka rozmów dziennie i przez to wszystko mieć koszmary nocne? Nie. Zanim się do tego zabierzesz, jest jeszcze jeden bardzo ważny krok, o którym wielu ludzi zapomina – prezencja w internecie! Idąc na rozmowę, nie pójdziesz w dresie, prawda? To dlaczego robisz to w świecie wirtualnym? Pamiętaj, że to, co robisz w internecie, świadczy o tobie. Zanim wejdziesz na portale z ogłoszeniami, ogarnij swoje social media. Zadbaj o swoje profile w social mediach i jeśli bardzo zależy ci na jakimś zdjęciu prywatnym, to je ukryj i zostaw widoczne tylko dla znajomych. Pomyśl może o założeniu innego profilu na serwisie społecznościowym, który ma opcję mikroblogowania i tam dziel się wiedzą ekspercką? Fotograficzny serwis społecznościowy wykorzystaj do pokazania swojej kreatywności. W tym zakresie social media dają ogromne pole do popisu. Dlatego ten etap można by ogólnie określić jako personal branding. Najpierw zadbaj o swoją markę, a dopiero potem ruszaj na rynek pracy.

PRACA SAMA CIĘ ZNAJDZIE

W dbaniu o swoją markę i przy okazji w szukaniu pracy (zarówno aktywnym poszukiwaniu, jak i biernym) nieocenionym wsparciem okaże się międzynarodowy serwis społecznościowy, specjalizujący się w kontaktach zawodowo-biznesowych. To on jest zdecydowanie bardziej ukierunkowany na relacje zawodowe. A to oznacza, że jest narzędziem, z którego wręcz trzeba skorzystać. Fundamentem w przypadku tego portalu jest twój osobisty profil. Co to oznacza w praktyce? Poniżej znajdziesz 5 wskazówek, które sprawią, że będzie on znacznie chętniej odwiedzany: Profesjonalne zdjęcie, które pokaże, że jesteś osobą pozytywną, odważną, ale też dbającą o detale. Dlatego warto zainwestować w sesję z fotografem, zamiast wrzucać zdjęcie z wakacji, bo może i ono będzie pozytywne, ale na pewno nie profesjonalne. Dokładnie uzupełnij zajmowane przez ciebie stanowiska. Firma, stanowisko i obowiązki. Warto pokusić się o krótkie przedstawienie efektów twojej pracy.

1.

2.

3. umiejętności, które posiadasz. Dodaj do profilu wszystkie

Pochwal się znajomością języków obcych czy dodatkową działalnością – organizacje, działania charytatywne. Poproś współpracowników o referencje, sam również je wystawiaj. Publikuj jak najwięcej. Dzięki temu pokażesz się w roli eksperta w danej dziedzinie i zwiększysz dotarcie do nowych ludzi, wśród których może być twój potencjalny pracodawca. Oprócz tego, że ten serwis oferuje dedykowaną, spersonalizowaną strefę z ofertami pracy, to rekruterzy bardzo często korzystają z wyszukiwarki. Możliwe więc jest, że nie będziesz musiał nic robić, a praca sama cię znajdzie. Dlatego tak ważny jest aktualny profil, bo rekruter wyszukuje po słowach kluczowych. Zadbaj o to, aby znalazły się one w twoim wirtualnym resume. Na przykład: masz doświadczenie w marketingu i lubisz social media. Niech słowa: marketing, digital, social media, content marketing itp. znajdą się na twoim profilu. Im szerzej (oczywiście z rozsądkiem), tym lepiej.

4. 5.

KTO SZUKA, NIE BŁĄDZI

Fundamenty zostały solidnie postawione, czas zacząć aktywnie szukać pracy. Jak się do tego zabrać? Tutaj zapewne cię rozczaruję, bo nie istnieje żadna magiczna metoda na skuteczne i szybkie zatrudnienie. Trzeba znaleźć czas, przysiąść i konsekwentnie, tutaj regularność i wytrwałość jest kluczowa, przeglądać oferty pracy. Dzisiaj jest to o wiele łatwiejsze niż kiedyś, bo znowu z pomocą przychodzi internet. Do dyspozycji mamy portale do wyszukiwania ofert pracy oraz serwis specjalizujący się w kontaktach zawodowo-biznesowych wspomniany już wcześniej. Są też bardziej wyspecjalizowane kanały, gdzie znajdują się głównie ogłoszenia dla marketerów. Warto korzystać z zaawansowanych wyszukiwarek w ramach każdego z portali, gdzie możesz określić miasto, branże, a nawet stanowiska, jakie cię interesują. Inną metodą na szukanie pracy jest rozmowa. Tak, stara, dobra i niezawodna metoda. Nie ma co się wstydzić tego, że szukasz pracy. Wrzuć na swój profil informację, że

obecnie szukasz zatrudnienia. Odezwij się do kilku znajomych, zapytaj, czy nie szukają albo czy nie słyszeli, że ktoś szuka pracownika? Od słowa do słowa i nagle okaże się, że twoim największym problemem jest to, że nie wiesz, którą ofertę masz wybrać.

Pamiętaj, że to, co robisz w internecie, świadczy o tobie. TWARZĄ W TWARZ

Połowa sukcesu za tobą. Znalazłeś idealne stanowisko, pracodawca jest tobą zainteresowany. To może oznaczać tylko jedno – czas na rozmowę kwalifikacyjną. Wielu ludziom dokładnie w tym momencie zapiera dech w piersi. Z drugiej strony można spotkać też takich, co uwielbiają takie wyzwania i nawet hobbystycznie chodzą na rozmowy w celu sprawdzenia się. Czy istnieje jedna uniwersalna metoda na pozytywne przejście rozmowy kwalifikacyjnej? Poradników na ten temat powstało dziesiątki. Schludny wygląd, dobre przygotowanie merytoryczne (żeby potem nie okazało się, że idziesz na rozmowę do firmy motoryzacyjnej, a chwalisz ich za świetny szampon do włosów) czy rzecz tak podstawowa, jak uśmiech i pozytywne nastawienie. Oczywiście nie wolno negatywnie wypowiadać się o swoim byłym pracodawcy, nie wolno się spóźniać i najlepiej zadać kilka przemyślanych pytań na koniec spotkania. Tylko czy to jest najważniejsze? Kluczem do sukcesu jest autentyczność. O tym bardzo często zapominamy, a ma to niesamowicie duży wpływ nie tylko na przebieg i wynik rozmowy kwalifikacyjnej, ale i na późniejszą pracę w danej firmie. Bo w sytuacji, kiedy udajesz kogoś, kim nie jesteś, i jeśli nawet zmylisz rekrutera, to wyobraź sobie, że będziesz musiał udawać codziennie. Bo właśnie takiej osoby firma potrzebowała. Takiej osoby szukali. Rekruter wiedział, że taka osoba będzie się dobrze czuła w zespole. A jak mówi przysłowie „kłamstwo ma krótkie nogi”. Dlatego bądź sobą, uwierz w swoje siły i zdobywaj świat.

koncept 15


Janusz Podlaski

W końcu „na Ale jak zatrudnić innych?

Z

ałożyliście z przyjaciółmi spółkę? Zarejestrowałeś działalność gospodarczą? Z pewnością dołączyłeś do grona tych odważnych ludzi, którzy prowadząc tzw. mikrofirmy (czyli niezatrudniające więcej niż 9 osób), odpowiadają – jak podaje „Raport o stanie sektora MSP” Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości z 2018 r. – za: • 30 proc. polskiego PKB; zatrudnienie 4 mln Polaków; • 3 proc. polskiego eksportu. W Polsce, według oficjalnych danych Głównego Urzędu Statystycznego z 2017 roku, liczba firm wynosi około 2 mln, z czego 96 proc. to właśnie mikrofirmy. Z myślą o tych firmach od 2019 r. przedsiębiorcy, których miesięczne przychody nie przekraczają 2,5-krotności minimalnego wynagrodzenia, będą płacić obniżone składki na ubezpieczenia społeczne (czyli ZUS). Od 1 stycznia 2018 r. płaca minimalna dla osób pracujących na podstawie umowy o pracę wynosi 2100 zł brutto, czyli około 1530 zł netto (na rękę). Wysokość płacy minimalnej stanowi ok. 47 proc. przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce krajowej. I o tym trzeba koniecznie pamiętać, gdy rozważa się zatrudnienie innych osób, by pomagały nam prowadzić firmę i ją rozwijać.

CO W PRZYPADKU UMOWY O PRACĘ

Gdy chcecie związać się z kimś umową o pracę, czyli bardziej trwałą relacją, to formalnie stajecie się w myśl prawa pracodawcą. I obowiązuje was ustawa potocznie nazywana Kodeksem pracy. Konieczne jest, by umowa z pracownikiem zawarta była na piśmie, i by określała wynagrodzenie brutto lub netto, zakres zadań, ewentualną nazwę stanowiska, czas w którym obowiązuje. Jako pracodawca zobowiązani jesteście do opłacania wszystkich składowych wynagrodzenia, czyli składek na ubezpieczenie zdrowotne, emerytalne, chorobowe, 16 grudzień 2018

rentowe. Warto zrobić sobie ćwiczenie i korzystając z licznych darmowych kalkulatorów w internecie, wpisać kwotę 2100 zł brutto jako wysokość wynagrodzenia dla pracownika i zobaczyć, ile daje to netto, czyli na rękę i w jakiej wysokości składki musicie opłacić. Pracodawca musi patrzeć na pełne koszty zatrudnienia pracownika, czyli tak zwane brutto brutto. Warto w wolnej chwili zrobić krótki eksperyment w jednym z ogólnodostępnych „kalkulatorów wynagrodzeń” w internecie i sprawdzić, ile wynosi nasza pensja brutto, netto i właśnie „brutto brutto”. Pokazuje ona cały koszt wynagrodzenia i zatrudnienia osoby, jaki się ponosi. Klasyczny podział umów o pracę brzmi: a) umowa na czas nieokreślony; b) umowa na okres próbny; c) umowa na czas określony (w tym umowa na zastępstwo). Relacja zawarta na czas nieokreślony to taka bezterminowa umowa pomiędzy wami, ze standardowym

podpisać umowę na okres próbny z tą samą osobą: jeżeli minęły trzy lata od dnia zakończenia poprzedniej umowy o pracę, jeżeli osoba ma być zatrudniona w celu wykonywania tego samego rodzaju pracy. Wtedy dopuszczalne jest jednokrotne ponowne zawarcie umowy na okres próbny. Jeszcze innym przypadkiem, coraz powszechniejszym, jest zawieranie umowy na czas określony – na przykład rok lub dwa lata. Związane jest to często z kontraktem, umową handlową lub dotacją. I jednoznacznie powiązane z terminem obowiązywania umowy, która zapewnia pracodawcy określoną wysokość przychodów w danym czasie i pozwala na zatrudnienie na etat kolejnej osoby.

Wady i zalety powyższych rozwiązań można przeanalizować, przyjmując perspektywę obu stron, czyli zatrudnionego i pracodawcy. Umowy na czas określony pozwalają stronom na zbadanie się, sprawdzenie, czy dany zakres obowiązków jest odpowiedni, poznać specyfikę danego miejsca czy branży, jak i „dotrzeć” sposób współpracy. Minusem jest pewna tymczasowość, swoisty „stan Umowa o dzieło wiąże się zawieszenia”, który powoduje dyskomfort – nawet większy z większym wynagrodzeniem u pracownika. Związanie się netto dla pracownika. umową na czas nieokreślony powinno – w ujęciu modelowym – skutkować zwiększetrzymiesięcznym okresem wypowieniem wynagrodzenia dla pracownika, ale także jego zwiększeniem poczucia dzenia dla obu stron. Z kolei umowa próbna to taka konstrukcja, w której odpowiedzialności za firmę. Daje czas zgodnie z prawem nie może podstawę do budowania długotrwałej przekraczać trzech miesięcy. Jest to relacji opartej na szacunku, dialogu, taki rodzaj testu, weryfikacji tego, jak prawidłowej komunikacji. Z perspektywy pracodawcy ważna jest także wam się współpracuje przed ewentualnym związaniem się umową stałą kwestia zwolnienia pracownika. Przy (na czas nieokreślony). A jak możemy umowie na czas nieokreślony ochrona wyczytać w ustawie, ponowne zawarpracownika jest stosunkowo duża. cie z tą samą osobą umowy na okres próbny będzie możliwe tylko w dwóch przypadkach. Gdy pracownik ma być ŚWIAT UMÓW CYWILNOPRAWNYCH zatrudniony w celu wykonywania Mówiliśmy o formach, które innego rodzaju pracy niż do tej pory. gwarantowały pełnię praw pracowniDrugi przypadek, kiedy będziesz mógł czych, w tym ubezpieczenie zdrowot-


swoim”! ne i społeczne. Konieczne jest baczne zwrócenie uwagi na to, co ustawodawca pozwala ubrać w formę przy umowach cywilnoprawnych – czyli umowy-zlecenia i o dzieło. Co do zasady obowiązkowo ubezpieczeniom emerytalnemu i rentowym podlegają umowy-zlecenia, jednak osoby do ukończenia 26 lat, które są uczniami, studentami, nie podlegają ubezpieczeniom społecznym. Nieco inaczej wygląda to w przypadku umowy o dzieło, gdzie umowa o dzieło zawarta z innym podmiotem niż pracodawca, a także jeśli praca w ramach tej umowy nie jest wykonywana na rzecz pracodawcy, nie rodzi obowiązku ubezpieczeń społecznych.

UMAWIAMY SIĘ NA KONKRETNE DZIEŁO

Czym ma być to dzieło, musimy precyzyjnie określić w umowie. Tak by brzmiało to jednoznacznie i zdroworozsądkowo. Może mieć postać fizyczną lub niematerialną – jak artykuł, opracowanie czy grafika komputerowa. Dla lubiących poszperać w przepisach można podpowiedzieć, że do tego typu umowy odnoszą się artykuły od 627 do 646 Kodeksu cywilnego. Pracodawca jest tu określany mianem zlecającego, a zatrudniany jest w tym układzie przyjmującym zlecenie. Jeżeli zlecacie wykonanie konkretnego, wymiernego rezultatu, zobowiązujecie się w umowie do wypłaty określonego wynagrodzenia. Liczy się efekt końcowy, to co powstaje. To, co dzieje się po drodze, to, co prowadzi do stworzenia dzieła, leży zupełnie w gestii wykonawcy. I co ważne, to pracownik będzie odpowiadał za wszelkie wady, prawne i związane z samym wykonaniem. W przeciwieństwie do umowy o pracę i umowy-zlecenia pracownikowi nie przysługują praktycznie żadne dodatkowe świadczenia. Z reguły dlatego umowa o dzieło wiąże się z większym wynagrodzeniem netto dla pracowni-

ka niż te pozostałe. Ale dzieje się to kosztem rezygnacji z ubezpieczenia emerytalnego, wypadkowego, rentowego, ubezpieczenia zdrowotnego. Powody, dla których pracownik może przystać na taki typ umowy, są następujące: można pracę wykonywać poza siedzibą firmy, brak nadzoru i „kierownictwa”, samodzielne regulowanie czasu i pory dnia (nocy), nastawienie na efekt końcowy, czyli dzieło/rezultat, większe wynagrodzenie na rękę niż przy umowie o pracę i umowie-zleceniu. Pracodawca z kolei także nie musi poświęcać czasu na organizację pracy i nadzór, nie odpowiada za wady wykonanego rezultatu, w razie wyrządzenia szkody pracodawcy czy osobie trzeciej zatrudniony na podstawie umowy o dzieło odpowiada całym swoim majątkiem w pełnej wysokości, dopóki dzieło nie zostało ukończone. Ponadto pracodawca nie musi odprowadzać składek do ZUS i na ubezpieczenia społeczne/zdrowotne. Na koniec pamiętajmy o tym, że miarą kondycji zdrowej gospodarki jest niski wskaźnik osób, które przez długi czas zarabiają pieniądze w ramach umów o dzieło, zlecenie czy nawet w ramach działalności gospodarczej. Teza ta nie dotyczy oczywiście specjalistów reprezentujących wolne zawody typu IT czy lekarze. Według raportów OECD im państwo bardziej rozwinięte, a PKB na głowę wyższy, tym odsetek samozatrudnionych niższy. W Belgii czy Holandii pracuje tak około 15 proc. obywateli, a w takiej Kolumbii już 50 proc.

A GDYBY TAK NA ZLECENIE

Umowy cywilnoprawne z reguły stosuje się w momencie, w którym spółka czy osoba prowadząca działalność gospodarczą nie planuje zatrudniać pracownika, a zależy jej na wykonaniu określonych zadań. Pracodawca jest tutaj nazwany zleceniodawcą, a pracownik zleceniobiorcą. Umowa-zlecenie jest relacją prowa-

dzącą do wykonania określonych czynności. Prawnie uregulowana jest artykułami 734–751 Kodeksu cywilnego. Zleceniobiorca zobowiązuje się do dokonania określonych czynności dla zleceniodawcy. W umowie określa się umowy, co to za czynności, zakres, wynagrodzenie, ramy organizacyjne. Warto podkreślić, że zleceniobiorca nie ponosi odpowiedzialności za bezpośredni efekt wykonanego zlecenia. Bezwzględnie wszyscy muszą pamiętać, że od stycznia 2018 r. minimalna stawka za godzinę pracy przy umowie-zleceniu wynosi 13,70 zł brutto. Osoba wykonująca pracę na podstawie umowy-zlecenia podlega obowiązkowo ubezpieczeniom emerytalnemu, rentowemu i wypadkowemu od dnia oznaczonego w umowie jako dzień rozpoczęcia jej wykonywania do dnia rozwiązania lub wygaśnięcia. Jakie są wady i zalety dla pracownika-zleceniobiorcy i pracodawcy-zleceniodawcy? Do tych drugich z pewnością zaliczyć należy brak konieczności ciągłego nadzoru ze strony pracodawcy. Po drugie jest nią możliwość samodzielnego wykonywania pracy w dowolnym miejscu. Ponadto możliwość zastąpienia w wykonywaniu pracy przez osobę trzecią. A gdy coś się nie układa lub pojawiają się nowe okoliczności, to można taką umowę wypowiedzieć w każdym czasie (o ile zapisy umowy nie stanowiły inaczej). Były atuty, to teraz czas na wady. Umowa ta nie uprawnia do płatnych urlopów, płatnych zwolnień chorobowych czy świadczeń socjalnych. Dodatkowo nie występuje tutaj obowiązek opłacania składki chorobowej – to sytuacja niekorzystna dla osób, które nie podlegają ubezpieczeniu chorobowemu z innych tytułów, np. umowy o pracę czy nauki w szkole czy na uczelni. Ponieważ poruszamy się wtedy na gruncie prawa cywilnego, to w przypadku zaistnienia szkody pracownik odpowiada całym swoim majątkiem. I niestety nie mamy prawa do odszkodowania za wypadek przy pracy. koncept 17


Janusz Podlaski

Co robić, by nie wypaść z obiegu? Czyli o mobilności zawodowej we współczesnym świecie Mobilność… Z pewnością przynajmniej raz każdy z nas zetknął się z tym pojęciem, czy to w trakcie nauki, pracy lub lektury współczesnych gazet czy portali internetowych. To kolejne sformułowanie, które weszło do naszego języka i którego korzenie sięgają zagranicy: bo słowo to pochodzi od anglosaskiego „mobility”.

M

obilność zawodowa i edukacyjna jest jednym z głównych przedmiotów troski i zainteresowania europejskich (a ściślej unijnych) polityk, instytucji i programów dotacyjnych. Słownik języka polskiego, do którego warto się odwołać, by spróbować jasno uchwycić istotę sprawy, by potem łatwiej brnąć w dalsze dywagacje, mówi nam, że „mobilny” to znaczy: a) taki, który łatwo daje się wprawić w ruch; b) zdolny do sprawnego, elastycznego działania; c) często zmieniający miejsce pobytu lub miejsce pracy.

MOBILNOŚĆ OK, ALE ZAWODOWA?

A teraz przyjrzyjmy się temu, co definiowane jest jako mobilność zawodowa (za Wikipedią). To umiejętność dostosowania się pracownika do wymogów rynku pracy poprzez: • gotowość do zmiany pracy, zawodu; • doskonalenie i poszerzanie swoich kwalifikacji zawodowych; • dostosowywanie się do ustawowych wymogów pracodawcy. Co takiego może dziać się w naszym otoczeniu, że wymusza ono poniekąd na nas konieczność zmian miejsca i ewentualnie sposobu zarobkowania, a co nie jest związane z naszą w pełni przemyślaną i kontrolowaną sytuacją zmiany zawodu czy pracodawcy? Otóż takimi czynnikami w skali makro, które oddziałują na wszystkich – bez względu, czy tego chcą czy nie – są między innymi: rozwój i postęp technologiczny, zmiany prawne o fundamentalnym znaczeniu, zmiana regulacji prawa pracy, bezro18 grudzień 2018

bocie, demografia. Przykład? Internet, który w ostatnim dwudziestoleciu zmienił nie tylko polski rynek pracy, gdzieś pracę zabierając, ale też w innych miejscach ją tworząc (kto 15 lat temu słyszał o redaktorze webowym czy specjaliście od mediów społecznościowych). Drugim ciekawym wątkiem jest deregulacja prawna dotycząca poszczególnych grup zawodowych lub wyśrubowanie wymagań, jakie ustawodawca nakłada na tych, którzy chcą pracować w danym zawodzie. W Polsce w ostatnich latach zderegulowano ponad 100 różnych zawodów i dziś to w większym stopniu popyt, cena i jakość decydują o wyborze np. księgowego, bo nie tylko jego formalne uprawnienia. Również stosowne regulacje prawa pracy mają proste i bezpośrednie przełożenie na mobilność zawodową części społeczeństwa. Trzeba pamiętać, że zbyt często eufemistycznie zwane „elastyczne formy pracy” wymuszały i wymuszają „mobilność” ludzi, ale nie dlatego, że dzieje się to niejako naturalnie, lecz dlatego, że zmuszają ich do tego wynagrodzenia i realny brak ochrony. Warto pamiętać także, że w Polsce podniesiono ostatnio płacę minimalną, stawki godzinowe w ramach czasowych form pracy, jak i wzrost wynagrodzeń poprzez uruchomienie wielkiego społecznego programu transferu finansowego, czyli 500+. Jednym z kluczowych warunków umożliwiających mobilność zawodową jest dobry, czyli w miarę nasycony rynek nieruchomości. Zbyt mała podaż mieszkań mocno tej mobilności przeszkadza i czyni ją mniej opłacalną.

TECHNOLOGIA I KONKURENCJA

Konkurencja, zwłaszcza w sektorze średnich, małych i dużych firm jest tak duża, że zachęca osoby funkcjonujące na rynku pracy do dokształcania się, po to by zwiększyć swoje szanse na w miarę łatwą zmianę pracy. Ponadto nieuchronnie wraz z postępem technologicznym spada zapotrzebowanie na mniej wykwalifikowanych. Jesteśmy w przededniu dużych zmian w sposobie pracy i jej organizacji, w związku z postępującym powoli zjawiskiem robotyzacji, automatyzacji czy zjawiskiem przemysłu 4.0. Przykład? Największy polski bank, tak samo jak i światowi giganci, realnie ocenia, że w perspektywie 10–15 lat do minimum ograniczona zostanie liczba pracowników „call center” czy placówek sprzedażowych. Właśnie ze względu na nowe i ulep-

szane rozwiązania technologiczne. Jak widać, konieczne staje się śledzenie trendów gospodarczych i technologicznych tych w skali makro, by móc przygotować się do zmian i być po prostu mobilnym zawodowo.

MY A RESZTA ŚWIATA

W Europie, jak i w Polsce, mobilność osiąga zupełnie inne rozmiary i liczby niż w Azji czy USA. Powodów jest sporo, ale nie wolno lekceważyć tych kulturowych i aksjologicznych. Dla nas, Polaków, jedną z najważniejszych wartości jest rodzina, a w wymiarze materialnym o statusie (także w warstwie emocjonalnej) decyduje posiadanie mieszkania czy domu. A mając taką własność, trudniej o decyzje zmieniające na dłużej miejsce zamieszkania i oddalające od bliskich. Także rynek wynajmu mieszkań z racji na ciągle za małą liczbę nie jest tak rozwinięty jak w innych krajach. Według danych CBOS w ostatnich pięciu latach co trzeci aktywny zawodowo Polak zmienił miejsce pracy (informacja została podana w komunikacie CBOS w 2013 roku), co plasuje nas w dolnych rejonach średniej dla krajów UE. Z badań wynika, że jest z reguły to osoba młoda w wieku od 18 do 34 lat. Częściej mieszka w dużym mieście, bo tu podaż pracy jest większa niż gdzie indziej. Także miasto, jako przestrzeń zwiększonej aktywności gospodarczej i społecznej, stwarza duże zapotrzebowanie na pracę (tworzy na nią popyt). Częściej pracę zmieniają ci uzyskujący niskie zarobki, źle postrzegający własną sytuację materialną. Z danych CBOS wynika, że najczęściej pracę zmieniają pracownicy sektora szeroko rozumianych usług i robotnicy niewykwalifikowani. Mobilność jest ważna dla agendy działań instytucji europejskich, co ma odzwierciedlenie w poszczególnych programach ramowych i operacyjnych. Na programy wspierające mobilność na poziomie międzynarodowym – tą zawodową, jak i edukacyjną – w samym programie Erasmus+ przewidziano do końca 2020 aż 15 mld EUR, z czego ponad 100 mln jest w gestii Polski. Ponadto jeden z sześciu filarów funduszy UE w Polsce, czyli program operacyjny POWER, oprócz tego, że w samej nazwie nawiązuje do mobilności „Wiedza, Edukacja, Rozwój” – to dysponuje ponad 4,7 mld EUR, z czego gros przypada na działania zwiększające ruchliwość zawodową poszczególnych grup społecznych czy geograficznych.


Przedsiębiorczy Żak Poznaj cykl artykułów ekonomicznych w „Koncepcie”! • • • • • • • • • • • •

Gdy mało staje się dużo… czyli oszczędzanie się opłaca Różne oblicza patriotyzmu gospodarczego Ryzyka kryptowaluty Moja przyszłość finansowa, czyli o emeryturach i nie tylko Pewnym krokiem na rynek pracy Jak zapanować nad domowym budżetem Przedsiębiorczość w pigułce, czyli o działalności gospodarczej słów kilka Bezpieczeństwo na finansowej drodze Funkcje i zadania NBP Głowa z kredytem czy kredyt z głową? Pieniądz wczoraj i dziś System bankowy i jego funkcje, czyli o tym, że banki są przydatne

Organizator:


Hubert Kowalski

Nie daj się

mobbingowi!

Mobbing to zjawisko, o którym mówi się coraz więcej, jednak wciąż niewielu potrafi sobie z nim radzić. Nękanie, zastraszanie, stosowanie przemocy psychicznej.

20 grudzień 2018

M

łodzi, którzy dopiero wkraczają na rynek pracy, często spotykają się z tym każdego dnia. Stają przed poważnym dylematem. Zacisnąć zęby, robić karierę i zarabiać? Czy może walczyć o swoje i nie pozwolić na poniżanie? Rozmawiać czy pozywać do sądu? Warto się zastanowić, jak skutecznie zapobiegać mobbingowi oraz jak odpowiednio reagować, gdy do zjawiska już dojdzie. Izabela rok temu zakończyła studia i niedawno rozpoczęła pracę w dużej firmie konsultingowej. Była szczęściarą, ponieważ okazało się, że jako jedyna z grona swoich znajomych ze studiów w stosunkowo krótkim czasie znalazła zajęcie, do którego dążyła. Od razu rzucono ją na głęboką wodę, jednak nie narzekała, robiła wszystko. Im więcej pracowała, tym więcej otrzymywała zadań. Mimo wszystko była zadowolona, podejmowała kolejne wyzwania i sprostała im wszystkim. Problem pojawił się, gdy granica między jej życiem prywatnym a zawodowym zaczęła się zacierać. Mimo że Izabela przesiadywała w biurze około 10 godzin dziennie. Jednak nawet moment wyjścia z budynku firmy nie oznaczał końca pracy. Przełożeni dzwonili do niej nawet późnymi wieczorami, udzielając kolejnych instrukcji, domagając się wykonania następnych, niby drobnych zadań w domu. Po pewnym czasie młoda pracownica przestała odbierać wieczorne telefony. – Ledwo zaczęłaś, a już luzujesz? Myślałam, że jesteś silniejsza. A mówili, że taka zdolna nam się trafiła. Lepiej udowodnij, że do czegoś się nadajesz, bo na twoje miejsce czeka stu innych – pisała w nocnym esemesie przełożona. Izabela poszła do dyrektora i przedstawiła mu problem, opowiedziała o ciągłym nękaniu po godzinach i wyznaczaniu zadań, których nie da się wykonać bez zabierania pracy do domu. – Żarty sobie robisz? Ktoś cię pobił? Molestował? Podobno wzięłaś kredyt na mieszkanie, więc radziłbym ci zająć się pracą, a nie wymyślaniem problemów. Spróbuj tylko komuś opowiedzieć o wewnętrznych sprawach firmy – powiedział dyrektor. Izabela zacisnęła zęby i wróciła do pracy.

CO NA TO PRAWO?

Inaczej było w przypadku pewnego byłego pracownika poczty, który doświadczył mobbingu ze strony

szefowej. Nie otrzymywał premii, bardzo często pracował na nocne zmiany. Był przenoszony na coraz gorzej wynagradzane stanowiska. Szefowa często krzyczała i klęła. Mężczyzna po pewnym czasie musiał poddać się leczeniu psychiatrycznemu, ponieważ rozpoznano u niego zespół depresyjny. Pracownik poczty wybrał drogę sądową i wygrał. Sąd Najwyższy orzekł, że mężczyźnie przysługuje zadośćuczynienie w wysokości 20 tys. zł. Czym zatem jest mobbing na gruncie przepisów Kodeksu pracy? Według art. 94 (3) § 2. „Mobbing oznacza działania lub zachowania dotyczące pracownika lub skierowa-

Nie można stosować przepisów mobbingowych wobec osób wykonujących czynności na podstawie umów-zleceń czy umów o dzieło. Takie osoby nie podlegają rygorom prawa pracy, jednak nie oznacza to, że pozostają bez ochrony. ne przeciwko pracownikowi, polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu pracownika, wywołujące u niego zaniżoną ocenę przydatności zawodowej, powodujące lub mające na celu poniżenie lub ośmieszenie pracownika, izolowanie go lub wyeliminowanie z zespołu współpracowników”. Jednak należy pamiętać, że zagadnienie mobbingu jest opisane w Kodeksie pracy, więc odnosi się wyłącznie do stosunku pracy. Nie można stosować przepisów mobbingowych wobec osób wykonujących czynności na podstawie umów-zleceń czy umów o dzieło. Takie osoby nie podlegają rygorom prawa pracy, jednak nie oznacza to, że pozostają bez ochrony. Jeżeli określone zjawisko wyczerpuje znamiona mobbingu, to wówczas ochrony należy szukać na gruncie Kodeksu cywilnego, w przepisach dotyczących ochrony dóbr osobistych, dzięki którym również możliwe jest uzyskanie odszkodowania lub zadośćuczynienia. Jednak na gruncie prawa cywilnego nie wchodzi w grę obowiązek pracodawcy przeciwdziałania mobbingowi, w odróżnieniu od przepisów Kodeksu pracy, które nakładają taki obowiązek.


DO SĄDU?

‒ Sprawy dotyczące mobbingu bez wątpienia nie należą do prostych. Odmiennie bowiem niż w przypadku spraw dotyczących dyskryminacji ciężar dowodu spoczywa na pracowniku. To on będzie musiał wykazać przed sądem, iż mobbing rzeczywiście miał miejsce. Istotne jest więc, aby pracownik, który nosi się z zamiarem dochodzenia roszczeń, starał się zebrać jak najwięcej dowodów świadczących o stosowaniu wobec niego mobbingu. Zanim jednak dojdzie do ewentualnego procesu, warto skorzystać z możliwości, jakie stwarzają przepisy Kodeksu pracy. Po pierwsze, istotne jest, by o wystąpieniu mobbingu poinformować pracodawcę. W świetle obowiązujących przepisów, czyli art. 94 (3) § 1. to na nim spoczywa obowiązek przeciwdziałania mobbingowi. Odpowiedzialność zawsze spoczywa na pracodawcy, nawet wtedy, gdy to nie on jest mobberem. Pracodawca powinien zapobiegać występowaniu takich praktyk, a jeśli działania o charakterze prewencyjnym nie odniosły skutku – wyeliminować te, które już zaistniały. Warto zatem, by każdy przypadek zachowań, które budzą niepokój pracowników, sygnalizować pracodawcy. W wielu przypadkach pozwoli to uniknąć konieczności wystąpienia na drogę sądową – mówi Magdalena Gajderowicz z Katedry Prawa Pracy Uniwersytetu Łódzkiego. ‒ Jeżeli jednak, mimo poinformowania o wystąpieniu mobbingu w zakładzie pracy, nie podejmie on stosownych działań bądź te podjęte nie odniosą skutków, pracownik będzie mógł dochodzić roszczeń przed sądem – podkreśla ekspertka. Podjęcie próby pozasądowego rozwiązania problemu wydaje się korzystne dla obu stron, w szczególności dla pracownika, dla którego niejednokrotnie konieczność stawienia się w sądzie wiąże się z dodatkowym stresem. Należy również pamiętać, że pracownikowi, który padł ofiarą mobbingu, przysługuje prawo do rozwiązania umowy o pracę. ‒ Oświadczenie o rozwiązaniu takiej umowy powinno nastąpić na piśmie i zawierać informację o jego przyczynie. Jest to o tyle istotne, że pracownik, który wskutek mobbingu rozwiązał umowę o pracę, może dochodzić odszkodowania w wysokości nie niższej niż minimalne wynagrodzenie za pracę. W przypadku, gdy mobbing wywołał u pracownika rozstrój zdrowia, ofiara może dochodzić od pracodawcy

zadośćuczynienia za doznaną krzywdę. Jednak aby sąd uznał zasadność takiego roszczenia, pracownik będzie musiał wykazać związek między mobbingiem a pogorszeniem stanu jego zdrowia ‒ dodaje mgr Magdalena Gajderowicz.

CZYM JEST, A CZYM NIE JEST MOBBING

Przede wszystkim należy odpowiedzieć na pytanie, jakie zachowania w istocie będą mogły prowadzić do mobbingu. Może to być np. ciągłe przerywanie wypowiedzi, krzyk, nagminne i nieuzasadnione krytykowanie, upokarzanie, ośmieszanie,

Odpowiedzialność zawsze spoczywa na pracodawcy, nawet wtedy, gdy to nie on jest mobberem. nieuzasadnione wprowadzenie zakazu rozmów, a nawet skierowanie do prac poniżej kwalifikacji. Zdarza się, iż pracownicy rozumieją mobbing zbyt szeroko, natomiast pracodawcy czasami nie zdają sobie sprawy z obowiązków, które na nich ciążą. Bardzo istotna jest kwestia uporczywości i długotrwałości działań. Warto podkreślić, że ocena negatywnych zachowań musi być obiektywna. Oznacza to, że subiektywne odczucia pracownika nie mogą być podstawą odpowiedzialności mobbingowej. Za mobbing nie będą uznane zachowania, które wynikają z przyznanych uprawnień. Chodzi m.in. o obserwowanie pracowników, ale również o niekulturalną, a nawet wulgarną krytykę, jednak pod warunkiem, że jest ona merytoryczna. Także wydawanie poleceń czy kontrolowanie pracownika co do zasady nie stanowi mobbingu. Przypadków mobbingu jest bardzo wiele i prawdopodobnie będzie ich coraz więcej. Sprzyja temu tendencja do zacierania granicy między życiem prywatnym a zawodowym. Należy odróżnić mobbing od pojedynczych, nieeleganckich zachowań występujących w miejscu pracy. Okazuje się, że droga sądowa nie zawsze będzie koniecznością. Stanowi ostateczność w sytuacji, kiedy pracodawca nie reaguje na opisywane zjawisko.

koncept 21


Grzegorz Kowalczyk

Co zrobić, gdy gospodarka wchodzi w fazę kryzysu, a standardowe działania okazują się niewystarczające? Niektórzy ekonomiści sądzą, że dobrym rozwiązaniem mogłoby okazać się zrzucenie pieniędzy z helikoptera. Co to właściwie znaczy?

A

utorem tego pojęcia był, co ciekawe, Milton Friedman – klasyk ekonomicznego liberalizmu, laureat Nagrody Nobla, który w 1969 roku w jednym z artykułów nakreślił taką hipotetyczną sytuację: „Przypuśćmy, że pewnego dnia nad daną społecznością przelatuje helikopter, zrzucając 1000-dolarowe banknoty, pośpiesznie zbierane przez mieszkańców. Następnie przypuśćmy, że każdy z nich jest przekonany, że to wyjątkowa sytuacja, która już nigdy się nie powtórzy” – pisał Friedman. I choć w rozumieniu autora, ta historia nie miała stanowić realnego postulatu politycznego, to wielu późniejszych ekonomistów zaczęło o niej myśleć właśnie w ten sposób. Opowiastka Friedmana została rozwinięta dalej, m.in. przez późniejszego przewodniczącego Rady Gubernatorów Systemu Rezerwy Federalnej Stanów Zjednoczonych Bena Bernanke, który w 2002 roku postulował, aby bank centralny kupował za dodrukowane pieniądze krótkoterminowe obligacje państwowe. Dzięki temu rząd mógłby przekazać dalej te środki obywatelom np. poprzez obniżkę podatków – co odczuliby bezpośrednio zwykli ludzie – i tym samym pobudzali inwestycje1. Jak zaznaczył w swoim słynnym przemówieniu – „finansowanie podatkowe byłoby w swej esencji równoznaczne ze słynnym zrzutem z helikoptera autorstwa Friedmana”. Kluczowym elementem helicopter money odróżniającym ten pomysł od popularnego w dobie kryzysu luzowania ilościowego (quantitative 1

Czy pieniądze mogą spadać z nieba? O helicopter money. easing) jest fakt, że pieniądze te muszą trafić bezpośrednio do obywateli z pominięciem pośredniczących instytucji finansowych (przede wszystkim banków). Wówczas ludzie, którzy zaczną konsumować, napędzą gospodarkę na nowo. Co prawda wywołają przy tym spadek wartości pieniądza, czyli inflację, jednak zwolennicy teorii pieniędzy z helikoptera uważają ją za nieodłączny element dobrze rozwijającej się gospodarki. Zdaniem zwolenników tej teorii działania charakterystyczne dla luzowania ilościowego, czyli obniżanie stóp procentowych i tym samym

Finansowanie podatkowe byłoby w swej esencji równoznaczne ze słynnym zrzutem z helikoptera autorstwa Friedmana. zmniejszanie kosztów, dostępności kredytów, jest niewystarczające, gdyż powoduje jedynie polepszenie sytuacji sektora bankowego, nie zaś obywateli, którzy wciąż mogą być pełni obaw o swoje finanse. Tymczasem, gdy zobaczą pieniądze bezpośrednio w swoich portfelach, będą mogli przystąpić do konsumpcji. Wymagałoby to jednak bliskiej współpracy między podmiotem kreującym politykę monetarną (bankiem centralnym) a instytucją decydującą o podatkach (rząd), co często może okazać się sporym problemem, a także naruszyć apolityczność banku centralnego, która generalnie jest czymś korzystnym dla stabilności finansowej państwa. Ponadto wielu ekspertów wskazuje, że jednokrotne użycie pieniędzy z helikoptera może rodzić kolejne podobne pokusy w przyszłości, a co za tym idzie doprowadzić do utraty kontroli nad podażą pieniądza i hiperinflacji znanej niegdyś z Republiki Weimarskiej bądź Zimbabwe.

www.federalreserve.gov/boarddocs/Speeches/2002/20021121/default.htm

Artykuł powstał w ramach projektu Akademia Bezpieczeństwa Ekonomiczno-Prawnego 22 grudzień 2018



Szymon Kozieja

Jest grudzień – zbliżają się kolejne święta Bożego Narodzenia, kiedy będziemy zasiadali z rodziną do wigilijnej wieczerzy. Przy stołach pojawi się też puste miejsce – jakże wymowne musiało być ono dla rodzin górników z kopalni „Wujek” zastrzelonych podczas wigilii w 1981 roku…

Puste miejsce przy stole I

Sekretarz KC PZPR Stanisław Kania w grudniu 1980 roku podczas szczytu państw Układu Warszawskiego przedstawił plan zdławienia rosnącej w siłę opozycji poprzez działalność operacyjną – agenci SB mieli doprowadzić do konfliktów wewnętrznych w Solidarności. Wojciech Jaruzelski przedstawił także alternatywę na wypadek niepowodzenia pierwszej opcji – siłowa rozprawa poprzez wprowadzenie stanu wojennego. 12 grudnia 1981 roku około północy odbyło się posiedzenie Rady Państwa. Podczas niego na wniosek Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego podjęto niezgodną z Konstytucją PRL uchwałę o wprowadzeniu stanu wojennego na terenie całego kraju. Była ona jednak decyzją niejednogłośną – sprzeciwił się jej Ryszard Reiff, członek świeckiego katolickiego stowarzyszenia PAX, za co usunięto go ze stanowiska państwowego. W nocy z 12 na 13 grudnia oddziały ZOMO prowadziły w całej Polsce akcję aresztowań osób uznanych „za groźne dla bezpieczeństwa państwa”. Wśród nich znalazł się Jan Ludwiczak, przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” w Kopalni Węgla Kamiennego „Wujek” w Katowicach, który w dniach 1‒3 września 1980 roku był wiceprzewodniczącym komitetu strajkowego. Po latach tamte wydarzenia wspominał w audycji »Za tych co na „Wujku”« jeden z przywódców strajku – górnik Adam Skwira:

24 grudzień 2018

„13 grudnia żona obudziła mnie o godz. 1 po północy. Pojechałem na kopalnię o godz. 3. Na powierzchnię już wyjechała cała trzecia sobotnia zmiana zaalarmowana aresztowaniem przewodniczącego Solidarności Jana Ludwiczaka. Wzburzenie załogi było dość duże”.

OKUPACJA KOPALNI

Po porannym przemówieniu telewizyjnym Wojciecha Jaruzelskiego oraz mszy świętej odprawionej przez ks. Henryka Bolczyka postanowiono poczekać do kolejnego dnia. 14 grudnia w czasie porannej masówki górnicy podjęli decyzję o strajku, który miał trwać aż do momentu powrotu Jana Ludwiczaka. Prowadzono także rozmowy z dyrektorem zakładu oraz z komisarzem wojskowym, które jednak nic nie wniosły. W ich trakcie górników reprezentowali: Stanisław Płatek, Adam Skwira i Jerzy Wartak. Oprócz kopalni „Wujek” stanęły także inne zakłady pracy na terenie województwa katowickiego – było ich około 50. Odpowiedź władzy była natychmiastowa – tego samego dnia podczas pacyfikacji kopalni „Manifest Lipcowy” w Jastrzębiu-Zdroju postrzelono czterech członków załogi. Brutalny atak został przypuszczony także na kopalnię „Staszic”. Górnicy „Wujka” świadomi, że także i na nich przyjdzie pora, zaczęli przygotowywać obronę. Nie pomylili się – wieczorem, podczas narady

Wojewódzkiego Komitetu Obrony, zapadała decyzja o pacyfikacji kopalni. Podobnym planem objęto też inne kopalnie: „Andaluzję i „Juliana”. 16 grudnia przygotowano szpital na przyjęcie rannych.

Przeciwko strajkującym górnikom skierowano 1471 funkcjonariuszy MO i ZOMO oraz 760 żołnierzy, dysponujących 22 czołgami i 44 wozami bojowymi. „NASTAŁA GROBOWA CISZA”

Akcję „odblokowania” zaplanowano na 16 grudnia. Przeciwko strajkującym górnikom skierowano 1471 funkcjonariuszy MO i ZOMO oraz 760 żołnierzy, dysponujących 22 czołgami i 44 wozami bojowymi. Na teren kopalni przybył dyrektor Maciej Zaręba oraz wiceprezydent Katowic Jerzy Cyran, płk Piotr Gębka oraz płk Czesław Piekarski. Podczas przemówienia jednego z dowódców sił państwowych ostrzegano o tym, że wobec tych, którzy się nie rozejdą, zostanie użyta przemoc. Górnicy zagłuszali je śpiewaniem hymnu narodowego oraz „Boże coś Polskę”. Doszło więc do ataku – całą akcją dowodził płk Kazimierz Wilczyński. Nadzór ze strony Komendy Wojewódzkiej MO pełnili płk Jerzy Gruba i ppłk Marian Okrutny.


fot. Archiwum IPN

WYROKI PRL

a wobec kolejnych jedenastu sprawę umorzono. To nie był jednak koniec batalii sądowej – wręcz przeciwnie. Wyrok został uchylony przez Sąd Apelacyjny w Katowicach – w 1998 roku. Sąd Okręgowy w 2001 roku stwierdził jednak, że materiał dowodowy jest

Po tragicznych w skutkach wydarzeniach w kopalni „Wujek” SB rozpoczęło zatrzymywanie osób kierujących strajkiem. Zatrzymano siedem osób, a w tym cztery usłyszało wyroki. Stanisław Płatek został skazany na cztery lata pozbawienia wolności – był on przewodniczącym komitetu strajkowego, a podczas samego starcia został ranny. Jerzy Wartak został skazany na trzy i pół roku, zaś Adam Skwirz i Marian Głuch dostali po trzy lata więzienia. Sprawa śmierci górników z „Wujka” została umorzona przez Prokuraturę Garnizonową w Gliwicach, ponieważ w jej opinii członkowie plutonu specjalnego nie przekroczyli warunków obrony koniecznej.

Po przemianach ustrojowych członkowie ZOMO wielokrotnie stawali przed sądem w sprawie pacyfikacji kopalni. niejednoznaczny i wydał wyrok uniewinniający, co spowodowało wzburzenie górników. W 2003 roku Sąd Apelacyjny po raz kolejny uchylił wyrok. Dopiero trzeci proces skazał 17 osób winnych zbrodni komunistycznej. Dwóch oskarżonych we wcześniejszych rozprawach nie dożyło finału tego procesu. 22 kwietnia 2009 roku Sąd Najwyższy oddalił kasację od wyroków Sądu Apelacyjnego. Batalia sądowa trwała 28 lat.

PROCESY W III RP

Po przemianach ustrojowych członkowie ZOMO wielokrotnie stawali przed sądem w sprawie pacyfikacji kopalni. Stało się to dzięki działaniu specjalnej komisji sejmowej – tzw. komisji Rokity, która działała na rzecz zbadania zbrodni komunistycznych. Komisja uznała, że sprawa „Wujka” prowadzona była z naruszeniem prawa. 21 grudnia 1991 roku prokurator skierował do sądu akt oskarżenia wobec dwudziestu czterech osób. Proces rozpoczął się w marcu 1993 roku. Z procesu wyłączono płk. Kazimierza Wilczyńskiego, który dowodził akcją pacyfikacji kopalni, ze względu na stan zdrowia. Zaś sprawa Czesława Kiszczaka, byłego szefa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, została przeniesiona do Warszawy z podobnych względów – a w 2011 roku został on uniewinniony przez Sąd Okręgowy w Warszawie. W czasie procesu sądowi zarzucono stronniczość – miał on sprzyjać oskarżonym. Wniosek o zmianę składu sędziowskiego został odrzucony. Jedenastu zomowców zostało uniewinnionych, fot. Archiwum IPN

Zgodnie z zapowiedzią użyto wobec strajkujących armatek wodnych i rozpoczęto szturm na kopalnię, której załoga rozpoczęła obronę. Do walki wkroczyły czołgi i pojazdy bojowe, taranując mury, dzięki czemu siły państwowe miały otwartą drogę. Trwał ostrzał granatami hukowymi i łzawiącymi. Strajkujący obrzucali milicję kamieniami i śrubami oraz tworzyli na szybko barykady – jednej z nich udało się nawet powstrzymać czołg. Górnicy stawiali zaciekły opór, pojmali nawet trzech milicjantów. Do akcji wkroczyły oddziały specjalne ZOMO uzbrojone w pistolety maszynowe. Padły strzały, zabito sześciu górników – pięciu z nich zginęło na miejscu, a ostatni nie dożył doniesienia na posterunek opatrunkowy. Trzech kolejnych zmarło od poniesionych ran już w szpitalu. Co więcej, siły rządu blokowały ambulanse podczas przeprowadzania pacyfikacji. „Na terenie kopalni po użyciu broni nastała grobowa cisza, tak jak to się dzieje po wielkiej tragedii. I wówczas do bramy wejściowej przyszli oficerowie. Obaj w mundurach polowych, jeden w randze pułkownika, drugi – podpułkownik, nowi, których przedtem nie widziałem. Zażądano tylko od nich, aby przeszli na punkt sanitarny zobaczyć, co zrobili. Poszli w obecności dyrektora kopalni zobaczyć swoje zwycięstwo. A to ich zwycięstwo wyglądało tak, że siedmiu naszych kolegów leżało już martwych w stacji ratownictwa. Leżeli jeden obok drugiego, pokotem, położeni już na wieczność. Nie byli przykryci” ‒ wspominał Adam Skwira. Polegli w tym starciu górnicy to: Jan Stawisiński, Joachim Józef Gnida, Józef Czekalski, Józef Krzysztof Giza, Ryszard Józef Gzik, Bogusław Kopczak, Andrzej Pełka, Zbigniew Wilk, Zenon Zając. Rannych zostało 21 osób z załogi kopalni. Po stronie sił państwowych liczba rannych to 41 osób, w tym 11 ciężko.


Filip Cieśliński

Z Krakowa do Los Angeles jeszcze nigdy nie było tak blisko. Rafał Zawierucha, aktor, który w dawnej stolicy przyszedł na świat w 1986 roku, zagra Romana Polańskiego w superprodukcji Quentina Tarantino – „Once upon time in Hollywood”. Filmowe centrum wszechświata powinno tymczasem zapędzić scenarzystów do pracy nad filmem o bodaj największym powrocie w historii sportu. Pewnego razu w Hollywood będą przecież musieli opowiedzieć o tym, co zrobił właśnie inny krakowianin – Robert Kubica.

T

e osiem lat męki nie zwiastowało happy endu. Robert Kubica, pierwszy polski kierowca w najbardziej prestiżowych wyścigach samochodowych świata – Formule 1, nawet teraz nie potrafi poruszać się bez kuśtykania. Wygląd jego chudej, pozbawionej mięśni, prawej ręki jeszcze do niedawna komentowały media na całym świecie. Człowiek, którego straszny wypadek miał pozbawić wszystkich sportowych marzeń, udowadnia, że niemożliwe nie istnieje. Osiem lat po tym, jak ledwo uszedł z życiem i na zawsze już został obciążony statusem osoby niepełnosprawnej, znów wystartuje w zmaganiach królowej motorsportu.

OSTATNI RAJD W DAWNYM ŻYCIU

– Faktem jest, że to był ostatni rajd, który miałem przejechać w swoim życiu – mówił po latach o starcie w pamiętnym Ronde di Andora Robert Kubica. W lutym 2011 roku stanął na starcie mało znanych, włoskich zmagań niemal przez przypadek. Start zaoferowano mu, bo zespół Polaka czuł się winny, że dotychczas musiał się on zmagać z licznymi awariami samochodu. Sukces

w tym rajdzie miał mu wszystko wynagrodzić. Potem Kubica chciał porzucić rajdy samochodowe, które traktował jako uzupełnienie kariery na torze F1 i rozpocząć wyśnione starty w bolidzie Ferrari u boku legendarnego Fernando Alonso. Los brutalnie zweryfikował te plany. – Pamiętam, jak obudziłem się w środę w Walencji, testowaliśmy i powiedziałem: „Nie chcę jechać na ten rajd”. Zadzwoniłem do gościa, a on był tak szczęśliwy, że wszystko zorganizował, że nie powiedziałem mu, że nie chcę wystartować – wspomina Kubica w podcaście „Beyond the Grid”. Ostatecznie wystartował. Jego Skoda Fabia S2000 wypadła z trasy na jednym z zakrętów. Źle zabezpieczona stalowa bariera przeszyła samochód na wylot. Na jej drodze były też prawa noga i ręka Roberta. „Wyhamowany sezon. A kariera?” – pytał kolejnego dnia ostrożnie „Przegląd Sportowy”. Sytuacja była jednak znacznie bardziej dramatyczna, a gra toczyła się nie o sezon czy karierę, a sprawy zdecydowanie ważniejsze. Kubica po wypadku walczył o życie. Gdy lekarze poradzili sobie z największym zagrożeniem, realnie groziła mu amputacja. Jak pisze Aldona Marciniak z „PS”, Robert po latach sugerował, że gdyby nie był kierowcą F1, lekarze nie wstrzymaliby się z tak dramatyczną decyzją. Fakt, że ostatecznie nie stracił żadnej z kończyn, nie zmieniał jednak tego, że marzenia o powrocie do stanu zdrowia sprzed wypadku wydawały się być tylko mrzonkami. Są takimi zresztą do dziś. Po przejściu 20 operacji Robert wciąż utyka, a jego prawa ręka zawsze będzie już częściowo niesprawna. Kubica w porę

zorientował się jednak, że drogą do wielkiego powrotu nie będzie odtworzenie tego, co robił przed wypadkiem, a nauczenie się funkcjonowania w nowej rzeczywistości.

OSZUKAĆ PRZEZNACZENIE

Nasz kierowca nie sięgnie prawą ręką po kubek z kawą. Nie jest też w stanie utrzymać w niej ciężkich przedmiotów. Utytułowany Felipe Massa w 2017 roku wściekał się, że nie jest w stanie pojąć, jak można w ogóle myśleć o przywróceniu Polaka do zmagań Formuły 1. Jak to możliwe, że człowiek, który po wypadku stał się po prostu niepełnosprawny, może z sukcesami prowadzić potwora rozpędzającego się do 350 km/h? – Z moimi ograniczeniami nie byłbym w stanie robić wielu rzeczy tak, jak kiedyś. Dotyczy to życia codziennego, ale i jazdy. Wszystko, co próbowałem robić po staremu, sprawiało mi wielki zawód. Ale wtedy zdałem sobie sprawę, że mogę przecież robić te rzeczy w inny sposób – opowiada Kubica w rozmowie

Człowiek, którego straszny wypadek miał pozbawić wszystkich sportowych marzeń, udowadnia, że niemożliwe nie istnieje. z magazynem „Autosport”. Robert stał się leworęczny. Zmusił ciało, by dostosowało się do sytuacji, w jakiej pozostawił go los. Jak sam przyznaje, w 70 proc. kieruje teraz właśnie tą, niegdyś słabszą, kończyną. Specjalistyczne badania, które przeszedł przed rokiem w centrum medycznym


W osiem lat do cudu Renault, wykazały, że jego wyniki dotyczące precyzji, szybkości i siły lewej ręki są o co najmniej 35 proc. lepsze od najlepszych, jakie kiedykolwiek wcześniej tam widziano. Nowemu sposobowi prowadzenia bolidu przez Kubicę przyjrzeli się specjaliści ze stacji Sky Sports. Manetki do zmiany biegów umieszczono u niego po lewej stronie. Nie jest to jednak w świecie Formuły 1 nic nadzwyczajnego – zespoły same decydują, czy rozkładać je równomiernie – po obu stronach kierownicy, czy decydować się na ich umieszczenie tylko po jednej z nich. Znacznie ciekawsza jest za to obserwacja zachowania Kubicy przy ciasnych zakrętach w lewo. Polak zwalnia podczas nich uchwyt, popycha kierownicę od spodu i stara się prawą, niemal niesprawną ręką, pomóc w wykonaniu skrętu. Ze względu na ciasny kokpit nie może jednak skręcić kół wystarczająco mocno. By poradzić sobie z tym problemem, Kubica… zmienił więc styl swojej jazdy! – Znajduje sposoby i zaadaptował swój styl oraz technikę. To fascynujące, jak ludzkie ciało umie obchodzić różne ograniczenia. Widać, że znalazł swój rytm i nie dziwi mnie to, że jest tak pewny swoich umiejętności – mówi ekspert Sky Sports.

NOWY POCZĄTEK

– Przyszłam, aby powiedzieć, kto dołączy do naszego składu obok George’a Russella. Z radością mogę ogłosić, że będzie to Robert Kubica – wygłosiła Claire Williams, zdradzając skład na przyszły sezon zespołu ochrzczonego od nazwiska jej ojca. Słowa wypowiedziane po godzinie 13.00 na dachu siedziby teamu,

w padoku toru Yas Marina, choć spodziewane, błyskawicznie rozniosły się po całym świecie, wywołując jedyną właściwą reakcję – uznanie wyczynu Roberta Kubicy za urzeczywistnienie się scenariusza rodem z najwspanialszych filmów. Na ostateczną decyzję o powrocie Polaka do wielkiego ścigania złożyło się kilka czynników. Po pierwsze, przez rok współpracy z Williamsem w roli kierowcy testowego Kubica udowodnił wszystkim niedowiarkom, że potrafi jeździć szybko i bezpiecznie. Polak zdał wszystkie testy i regularnie, bez strachu wsiadał do bolidu. Choć wydaje się to niesamowite, przygotował swoje ciało do wyzwań, które stawia przed nim Formuła 1. W świecie wielkich pieniędzy, jakim niewątpliwie są realia królowej sportów motorowych, nie do przecenienia jest też wsparcie, które zaofiarował Kubicy Orlen. Spółka Skarbu Państwa ma wesprzeć zespół Williamsa ok. 10 mln euro. Płocki koncern tym samym nie tylko ułatwił Polakowi powrót do Formuły 1, ale również znalazł sposób na uwiarygodnienie swoich aspiracji do zostania jedną z czołowych globalnych firm paliwowych.Wreszcie, w trwającym sezonie, marniutko prezentującego się Williamsa, zawiedli sami zawodnicy. Lance Stroll ma przenieść się do zespołu Raicing Point Force India, gdzie będzie mógł współpracować ze swoim ojcem, a Siergiej Sirotkin całkowicie pożegna się z F1.

KUBICOMANIA 2

Polakowi w nowym sezonie towarzyszyć będzie wspomniany George Russell. Utalentowany 20-let-

ni Brytyjczyk dopiero co wygrał zmagania Formuły 2 i u boku Kubicy może zostać jedną z nowych gwiazd królewskich zmagań.– Zestawienie z Robertem George’a Russella, nowej wschodzącej gwiazdy, to także ekscytująca sprawa. Bardzo ciekawe będzie to porównanie, czy Robert może pokonać kolejną młodszą gwiazdę, czy nie, i to George naprawdę ma potencjał. Jeśli Robert w Williamsie zdmuchnie George’a w każdej sesji

Przez rok współpracy z Williamsem w roli kierowcy testowego Kubica udowodnił wszystkim niedowiarkom, że potrafi jeździć szybko i bezpiecznie. i nagle Williams będzie na ósmej pozycji, a nie na osiemnastej, to zapewniam was, że każdy duży zespół popatrzy na Roberta i spyta, czy chcesz dla nas jeździć – powiedział Toto Wolf, szef Mercedesa, w rozmowie z Eleven Sports. Kubicomania ruszyła na nowo. Były szef całych zmagań, Bernie Ecclestone, twierdzi nawet, że Polska powinna zorganizować jeden z wyścigów. Niezależnie jednak od tego, czy nowy bolid pozwoli polskiemu zawodnikowi raz jeszcze zaistnieć w Formule 1, czy będzie on tylko barwnym tłem dla jej najjaśniejszych gwiazd, jedno pozostanie pewne – iście hollywoodzka historia Kubicy zostanie zapamiętana. Lepszego dowodu na to, że niemożliwe nie istnieje, nie przedstawiono jeszcze w żadnej superprodukcji. Najlepsze scenariusze, jak zawsze, pisze życie.

koncept 27


Lokalni liderzy

B

anki spółdzielcze istnieją na ziemiach polskich od 150 lat. I do tej pory są istotnym elementem polskiego systemu finansowego. Według danych Komisji Nadzoru Finansowego na koniec 2017 roku działały w naszym kraju 553 banki spółdzielcze. Aż 352 banki spółdzielcze są zrzeszone z Bankiem Polskiej Spółdzielczości SA w Warszawie, a 199 ze Spółdzielczą Grupą Bankową, czyli SGB-Bankiem SA w Poznaniu. Dwa banki są niezrzeszone ‒ jeden z nich to Krakowski Bank Spółdzielczy, a drugi to Bank Spółdzielczy w Brodnicy, najstarszy bank spółdzielczy w naszym kraju. Powstał w 1862 roku.

„AKTYWNY STUDENT” – NAJWAŻNIEJSZE LICZBY:

• Blisko 20 000 – studentów bezpośrednio uczestniczących w wykładach informacyjno-edukacyjnych • 10 000 – egzemplarzy biuletynu projektowego „Aktywny Student”, który trafił na co 4. uczelnię w kraju • Ponad 150 – publikacji medialnych • Blisko 100 – uczelni uczestniczących w projekcie w różnym zakresie • Blisko 40 – instytucji z otoczenia społeczno-gospodarczego uczestniczących w projekcie

28 grudzień 2018

Banki spółdzielcze mają ok. 8-procentowy udział w aktywach sektora bankowego w naszym kraju. Do nich należy ok. 40% placówek bankowych, w których pracuje ok. 20% pracowników ogółu sektora bankowego.

NIE TYLKO ZYSK SIĘ LICZY

Banki spółdzielcze w środowiskach lokalnych mają istotne przewagi konkurencyjne nad bankami komercyjnymi. Fakt, że celem ich działalności jest nie tylko zysk, ale działanie na rzecz społeczności lokalnych powoduje, że są w stanie udzielać kredytów podmiotom gospodarczym, które mogłyby mieć

problemy z uzyskaniem finansowania w bankach komercyjnych. Banki spółdzielcze, tak jak banki komercyjne znajdują się pod nadzorem Komisji Nadzoru Finansowego, i tak jak w bankach komercyjnych wkłady klientów w bankach spółdzielczych są objęte gwarancjami Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Fakt, że banki spółdzielcze działają lokalnie i są słabsze finansowo niż wielkie banki komercyjne, nie oznacza wcale, że nie są nowoczesne. Pierwsze bankomaty biometryczne w Polsce, które identyfikują klienta przez zeskanowanie jego linii papilarnych wprowadził Podkarpacki Bank Spółdzielczy w Sanoku (Grupa BPS). Łącki Bank Spółdzielczy (Grupa BPS) wraz ze stacjami paliw uruchomił tzw. podjazdowe bankomaty (bank drive). W ostatnim czasie banki spółdzielcze zaangażowały się również w finansowanie zakupu odnawialnych źródeł energii przez samorządy i mieszkańców gmin.

„Aktywny Student” na polskich uczelniach

W

ykłady, materiały prasowe, audycje radiowe, raporty i broszury edukacyjne – skala pierwszej edycji kampanii informacyjnej realizowanej w ramach działań Ogólnopolskiego Forum Mediów Akademickich (OFMA) objęła blisko 100 polskich uczelni. Projekt był realizowany we współpracy z Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego przez Warszawski Instytut Bankowości – operatora ogólnopolskich programów edukacji ekonomicznych, powołanych z inicjatywy Związku Banków Polskich.

Celem projektu było dotarcie w okresie październik - grudzień do środowiska studenckiego z podstawami wiedzy z zakresu finansów, cyberbezpieczeństwa, rynku pracy czy nauki, a także promowanie kultury i działalności studenckiej. Podsumowaniem kampanii była IV Krajowa Konferencja OFMA, która w dniach 30 listopada – 2 grudnia br. odbyła się w Krakowie, a udział w niej wzięło ponad 60 dziennikarzy z 25 redakcji studenckich w całej Polsce. Więcej szczegółów na stronie: www.ofma.info.pl/as


Mateusz Kuczmierowski

Świąteczny poradnik Świętego Mikołaja KRÓTKA HISTORIA CZASU, STEPHEN HAWKING, WYDAWNICTWO ZYSK I S-KA, S. 296

DOKTOR DOLITTLE I JEGO ZWIERZĘTA, HUGH LOFTING, KOLOROWA KLASYKA, S. 112

Osiadły w mieście człowiek niezmiennie szuka odpoczynku na łonie natury. Jak się okazuje, relaksujące może być także czytanie o naturze. Czym jest biocenoza, jak komunikują się rośliny i dlaczego drzewa rosną dziś szybciej? Lektura Sekretnego życia drzew uświadomi nas, że wiedzieliśmy o tych roślinach zbyt mało i zbyt mało je docenialiśmy. Ciepły ton książki ukoi i pouczy czytelnika w każdym wieku.

O ile samego doktora Dolittle nie trzeba nikomu przedstawiać, to jego przygody już tak. Przez kilkadziesiąt lat wydawania oryginalnej serii kochający zwierzęta lekarz zwiedził cały glob, w tym dno oceanu, i dotarł nawet na Księżyc. Historie te nadal są zaskakująco barwne i dlatego w dalszym ciągu jest to jedna z najciekawszych lektur dla młodego czytelnika.

W POSZUKIWANIU STRACONEGO CZASU. TOM 1. W STRONĘ SWANNA, MARCEL PROUST, WYDAWNICTWO MG, S. 480

PUŁAPKI MYŚLENIA. O MYŚLENIU SZYBKIM I WOLNYM, DANIEL KAHNEMAN, MEDIA RODZINA, S. 672

ELON MUSK. BIOGRAFIA TWÓRCY PAYPALA, TESLI, SPACEX, ASHLEE VANCE, SPOŁECZNY INSTYTUT WYDAWNICZY ZNAK, S. 408

Powieść, która sprawi, że miłośnicy literatury pięknej zastanowią się, czy na pewno muszą czytać coś jeszcze. Nie należy zniechęcać się długością siedmiotomowego cyklu. Wystarczy zacząć od pierwszego tomu, czyli „W stronę Swanna”, a apetyt na więcej sam się pojawi. Poznamy tutaj wspomnienia z dzieciństwa narratora przywołane w słynnym epizodzie z zamoczoną w herbacie magdalenką, a także historię miłości Charlesa Swanna, która sama w sobie jest wybitnym dziełem i może być czytana osobno.

Osoby, które znają renomę powyższej książki, zdziwi fakt, że ukazała się ona dopiero 7 lat temu. Od tego czasu zaprezentowany w niej model myślenia stał się dla wielu fundamentalny i stale przydatny. Jak wiadomo, jesteśmy w stanie myśleć świadomie, powolnie i dogłębnie, ale przecież stale działamy także automatycznie i myślimy na skróty, często błędnie. Daniel Kahneman to psycholog i laureat Nagrody Nobla z ekonomii, który swoją karierę poświęcił na badanie ludzkich błędów poznawczych i ich wrodzonych przyczyn. Jego książkę będziemy chcieli przeczytać powolnie i dogłębnie.

Elon Musk, jego innowacyjne przedsięwzięcia, a także wielokrotnie skandaliczne tweety są stałym tematem w prasie i internecie. Wszyscy wiemy o jego planach kolonizacji Marsa i elektrycznych samochodach, ale gdy dochodzą do tego inwestycje w podziemne sieci tuneli, neurotechnologie i internet satelitarny, można się pogubić. Dlatego aby w przyszłości ze zrozumieniem śledzić rozwój tych projektów, warto poznać historię Muska od początku. Niemniej nawet z pomocą faktów biograficznych, ta postać nie przestanie nas zadziwiać.

SEKRETNE ŻYCIE DRZEW, PETER WOHLLEBEN, WYDAWNICTWO OTWARTE, S. 256

MAUS, ART SPIEGELMAN, WYDAWNICTWO KOMIKSOWE, S. 298

SAPIENS. OD ZWIERZĄT DO BOGÓW, YUVAL NOAH HARARI, WYDAWNICTWO LITERACKIE, 528

Osiadły w mieście człowiek niezmiennie szuka odpoczynku na łonie natury. Jak się okazuje, relaksujące może być także czytanie o naturze. Czym jest biocenoza, jak komunikują się rośliny i dlaczego drzewa rosną dziś szybciej? Lektura Sekretnego życia drzew uświadomi nas, że wiedzieliśmy o tych roślinach zbyt mało i zbyt mało je docenialiśmy. Ciepły ton książki ukoi i pouczy czytelnika w każdym wieku.

Jeden z największych klasyków komiksu, który trzydzieści lat temu sprawił, że termin powieść graficzna stał się potrzebny prasie. Bo jak wytłumaczyć czytelnikowi, które rysunki z dymkami spotyka najczęściej na tak zwanych śmiesznych stronach gazet, że komiks może opowiadać także o Holokauście? Z kolei młody rysownik Art Spiegelman po prostu musiał podjąć ten temat. Przeżycia jego ojca, Władka, z czasów wojny na zawsze ukształtowały ich rodzinę. Lektura obowiązkowa dla fanów komiksu.

Izraelski historyk i myśliciel swoje książki wydaje coraz szybciej. Dwie najnowsze dotyczą przyszłości gatunku ludzkiego i być może stąd ten pośpiech, w końcu na pewno czeka nas wiele zaskoczeń. Ci, którzy słyszą o Hararim po raz pierwszy, powinni jednak zacząć od jego wersji minionych dziejów ludzkości. Skupia się ona na przełomowych ideach, wynalazkach oraz zdolnościach homo sapiens. Przedstawia fakty znane uczonym, a przez nas rzadziej rozważane. Zima to dobry moment na to, by zastanowić się, czy rewolucja neolityczna wyszła nam na zdrowie.

KSIĄŻKA

koncept 29


Świąteczny poradnik INIEMAMOCNI 2, REŻ. BRAD BIRD, PROD. USA, 118 MIN

FILM ŻĄDŁO, REŻ. GEORGE ROY HILL, PROD. USA, 129 MIN Niesamowicie przystępny klasyk kina gatunkowego, który zachował cały swój urok. Opowiada o wielkim przekręcie w czasach wielkiego kryzysu. Dwójka charyzmatycznych oszustów, weteran i ambitny młodzik planują zemstę na trzęsącym Chicago mafiosie. Duet Roberta Redforda i Paula Newmana, stylizacja retro filmu z hitami ragtime i kartami tytułowymi przed kolejnymi etapami planu oraz świetnie skonstruowana intryga oczarowują nowe pokolenia widzów i nie wymagają dodatkowych wyjaśnień. „Żądło” to wzorcowy film rozrywkowy i doskonała propozycja na zimowy rodzinny wieczór.

OSTRE PRZEDMIOTY, REŻ. JEAN-MARC VALLÉE, PROD. USA, 8 ODCINKÓW PO 60 MIN Kolejny po „Wielkich małych kłamstewkach” serial HBO wyreżyserowany przez Jeana-Marca Vallée. Oparty został na debiutanckiej powieści Gillian Flynn, autorki „Zaginionej dziewczyny”. Uzależniona od alkoholu, niestabilna psychicznie Camille, reporterka odgrywana przez Amy Adams, zostaje oddelegowana do swojego rodzinnego miasta na południu Stanów, gdzie zostały zamordowane dwie nastoletnie dziewczyny. Jest tam także zmuszona skonfrontować się ze swoją dominującą matką. Serial to powolna, mroczna i klimatyczna gratka dla fanów gatunku. 30 grudzień 2018

Filmów wytwórni Pixar nie trzeba przedstawiać wielu rodzicom. Animowane logo wytwórni ze skaczącą lampką od lat gwarantuje pouczającą i wzruszającą rozrywkę. Długo oczekiwana kontynuacja hitu sprzed ponad dekady skupia się na przygodach Pani Iniemamocnej, Elastyny. Gdy pojawia się nadzieja na legalizację działalności superbohaterów, zostaje ona ambasadorem swojej uzdolnionej społeczności i wraz z pomocą rodziny oraz przyjaciół musi zmierzyć się z kontrolującym umysły złoczyńcą.

ŚLEPNĄC OD ŚWIATEŁ, REŻ. KRZYSZTOF SKONIECZNY, PROD. POLSKA, 8 ODCINKÓW PO 60 MIN Szeroko dyskutowany polski serial na podstawie powieści Jakuba Żulczyka. Opowiada o siedmiu dniach z życia warszawskiego ekskluzywnego dilera, który próbuje porzucić swój fach. Oczywiście nie jest to proste. Poznajemy wyjątkowo bogate i wyjątkowo zepsute kręgi społeczeństwa stolicy, która widziana z ich perspektywy może przerażać i obrzydzać. „Ślepnąc od świateł” to przemyślana produkcja, która polaryzuje widzów. Odpowiedni prezent dla wszystkich, którzy lubią mieć opinię na bieżące kulturalne tematy.

AVENGERS: WOJNA BEZ GRANIC, REŻ. ANTHONY I JOE RUSSO, PROD. USA, 149 MIN

NIĆ WIDMO, REŻ. PAUL THOMAS ANDERSON, PROD. USA, 130 MIN

Największy światowy hit tego roku, który wśród fanów serii z miejsca stał się kultowy. Jest to pierwsza część kulminacji 10-letniego cyklu osadzonych we wspólnym świecie filmów. Liczba pojawiających się w filmie bohaterów, a zatem także gwiazd, jest imponująca. Żonglerka kilkudziesięcioma postaciami udała się twórcom, przynajmniej z punktu widzenia osób zaznajomionych z prawie dwudziestoma poprzednimi odsłonami kinowego serialu. Dla młodego pokolenia jest to współczesny odpowiednik „Gwiezdnych wojen” i mile widziany prezent.

Najnowszy film Paula Thomasa Andersona, reżysera i scenarzysty „Boogie Nights”, „Aż poleje się krew” i „Mistrza”. W roli głównej powraca Daniel Day-Lewis, który po skończeniu pracy nad filmem ogłosił przejście na emeryturę. Odgrywa wybitnego londyńskiego projektanta mody, który jak przystało na artystę wielkiego formatu jest obarczony poważnymi i na swój sposób bardzo zabawnymi neurozami. Gdy uwodzi Almę, prostą dziewczynę z małej miejscowości, niespodziewanie natrafia na równego sobie przeciwnika, który spróbuje zmienić jego życie.

MAMMA MIA: HERE WE GO AGAIN, REŻ. OL PARKER, PROD. USA, 114 MIN Sequel Mamma Mia, musicalu zbudowanego wokół piosenek Abby, został przyjęty przez publiczność oraz krytykę równie dobrze jak oryginał. Być może mógłby to być wystarczający opis tego filmu. Akcja ponownie toczy się na małej greckiej wyspie, wracają znane z poprzedniego filmu postacie i pojawia się kilka nowych. Tym razem film łączy osadzony współcześnie wątek ponownego otwarcia hotelu przez główną bohaterkę oraz retrospekcje z przyjazdu jej matki na wyspę. Na pewno ucieszy fanów oryginału oraz samej Abby.

ZIMNA WOJNA, REŻ. PAWEŁ PAWLIKOWSKI, PROD. USA, 84 MIN Najgłośniejszy w tym roku polski film za granicą, którego wiele osób nie zdążyło jeszcze zobaczyć. Przyniósł Pawłowi Pawlikowskiemu nagrodę za reżyserię w Cannes, a wkrótce będziemy mu kibicować w wyścigu oscarowym. To, co ujmuje krytyków na całym świecie, wielu przypadnie do gustu: piękne zdjęcia i scenografia przenoszące nas w czasy powojenne, zagadkowe postacie i obecna w filmie muzyka ludowa i jazzowa. Śledzimy losy burzliwego romansu dwójki artystów i podążamy za nimi z kraju do kraju i z dekady do dekady.


Świętego Mikołaja

MUZYKA BACH: SONATAS PARTITAS, JAN SEBASTIAN BACH, WYK. GIULIANO CARMIGNOLA, UNIVERSAL MUSIC POLSKA Sonaty i partity Bacha to zbiór sześciu utworów nazywanych przez George’a Enescu „Himalajami dla skrzypków”. Są to utwory solowe, w tym wydaniu wykonane przez Giuliano Carmignole, światowej sławy skrzypka, znanego zwłaszcza jako interpretator Vivaldiego. Jak sugeruje nam logo Deutsche Grammophon, jest to wydawnictwo na najwyższym poziomie. Muzyka klasyczna w takiej formie jest bardzo przystępna. Można łatwo skupić się na pojedynczym instrumencie i kontemplować elegancję kompozycji niezależnie od wieku, osłuchania i wiedzy muzycznej.

WHITE ALBUM (50TH ANNIVERSARY REISSUE DELUXE EDITION), THE BEATLES, UNIVERSAL MUSIC POLSKA Kolejny po sierżancie Pepperze album The Beatles ponownie zmiksowany w stereo zgodnie ze współczesnymi standardami. Jest to prawdopodobnie najciekawsze wydawnictwo związane z grupą od czasu Anthology w latach dziewięćdziesiątych. Wydanie trzypłytowe poza oryginalnym albumem zawiera także premierowo oficjalne wydanie legendarnych dem z Esher, czyli pierwszych domowych nagrań przywiezionych z Indii piosenek, w tym także kilku niewykorzystanych na białym albumie.

CONFESSIN’ THE BLUES, RÓŻNI ARTYŚCI, WARNER MUSIC POLAND

LAMP LIT PROSE, DIRTY PROJECTORS, SONIC

Powstała pod kuratelą The Rolling Stones bluesowa składanka to świetny wstęp do fundamentalnego dla muzyki popularnej gatunku. Pojawią się na niej kompozycje Roberta Johnsona, Howlin Wolfa, Muddy’ego Watersa, Johna Lee Hookera, Elmore’a Jamesa i wielu innych, którzy pomogli stworzyć gitarowy elementarz. Wydawnictwo to jest bardzo estetyczne. Wizualnie imituje oryginalny format publikacji szelakowych krążków, a ponadto jest wzbogacone o krótkie, pomocne eseje i liczne ilustracje.

Drugi album Dirty Projectors po odejściu Amber Coffman, która rozpoczęła karierę solową. Poprzedni, pozbawiony tytułu krążek nowojorskiej grupy opowiadał o rozpadzie związku i tak też brzmiał. Na nowym projekcie powracają jednak wesołe, optymistyczne brzmienia. Brzmi banalnie? Nikt, kto posłucha Lamp Lit Prose, nie odniesie takiego wrażenia. Jego produkcja jest niesamowicie drobiazgowa, aranżacje brzmią eksperymentalnie, a melodie stale zaskakują. Innymi słowy jest to dzieło godne renomy zespołu i świetny prezent dla fanów alternatywnego rocka.

OXNARD, ANDERSON .PAAK, WARNER Tym razem zaskoczy nas nie to, jak dużo czasu minęło, ale to jak niewiele. Zaledwie dwa lata temu szeroka publiczność usłyszała o Andersonie .Paaku przy okazji wydania Malibu, a dziś wydaje się on rozwiniętym artystą o ugruntowanej pozycji. Zupełnie nie dziwi nas, że na jego nowym albumie pojawią się Kendrick Lamar, J. Cole czy Snoop Dogg. Oxnard jest jeszcze bardziej różnorodny niż jego poprzednik i być może w związku z tym zauważalnie mniej spójny, ale poziom dalej jest wysoki. Zadowoli fanów funku i hip-hopu w każdym wieku.

THE GREATEST HITS I, II & III, QUEEN, UNIVERSAL MUSIC POLSKA Za sprawą premiery biograficznego filmu „Bohemian Rhapsody” o Queen znów zrobiło się głośno, a utwory grupy powróciły na listy przebojów. Powyższa składanka to właściwie trzy albumy. Jak wiadomo, Queen wypuściło kilkadziesiąt słynnych singli. Dzięki temu, że zostały one skutecznie zebrane w jednym miejscu, powstał idealny prezent dla nowych fanów, których stale przybywa.

ULTIMATE COLLECTION, KATIE MELUA, WARNER MUSIC POLAND

ELVIS’ CHRISTMAS ALBUM, ELVIS PRESLEY, SONY MUSIC ENTERTAINMENT

Powyższy album to nic innego niż kompilacja największych hitów brytyjskiej piosenkarki. Dla wszystkich, którzy pamiętają początki kariery Melua, może być zaskoczeniem, że w tym roku mija 15 lat od jej debiutu i 13 od wydania przebojowego Nine Million Bicycles. Faktycznie jednak minęło wystarczająco dużo czasu, aby zasłużyć sobie na tego typu kompilację, więc jest to dobra okazja zarówno do wspomnień, jak i zapoznania się z kojącą, melancholijną twórczością artystki.

Elvisa nie trzeba nikomu przedstawiać, ale czy dużo osób wie, że jego świąteczny album to jedna z najlepiej sprzedających się płyt w dziejach? Wydany w 1957 roku, był to zaledwie trzeci z 24 nagranych przez artystę. Mamy zatem do czynienia z Elvisem w najlepszej formie. Jego silny, niewinny głos doskonale pasuje do tego typu repertuaru. Na płycie znajdziemy wykonania klasycznych świątecznych hitów, kilku piosenek oryginalnych oraz kilku kolęd.

koncept 31


O co chodzi z tym światłowodem?

S

potkać studenta bez telefonu komórkowego to trudna sztuka, a znaleźć takiego, który nie korzysta z internetu to już raczej niemożliwe. To cecha charakterystyczna tzw. digital natives, czyli cyfrowych tubylców, urodzonych w czasach, gdy internet i multimedia były już szeroko dostępne.

STUDENT W CYFROWYM ŚWIECIE

Szybkie WiFi w całym mieszkaniu to podstawa, bo studenci – jak na cyfrowych tubylców przystało – korzystają z sieci na różnych urządzeniach . Pokolenie to czerpie z możliwości oferowanych przez nowoczesne technologie pełnymi garściami. Obsługa urządzeń nie sprawia im absolutnie żadnego kłopotu, korzystają z technologii nie tylko biernie – grając online, oglądając w sieci seriale, filmy czy filmiki instruktażowe, ale także aktywnie – nagrywając własne wideo, blogując, tworząc aplikacje 32 grudzień 2018

czy animacje. Do tego oczywiście chcą być w ciągłym kontakcie ze znajomymi na portalach społecznościowych. Szybki i wydajny internet jest dla nich tak samo ważny jak prąd w gniazdku i ciepła woda w kranie. Trudno się więc dziwić, że przy wyborze studenckiego mieszkania, które ma służyć przez lata nauki, jednym z podstawowych kryteriów jest dostępność wydajnego i stabilnego łącza internetowego. Tym bardziej że często jest to mieszkanie dzielone z kilkoma osobami – i wszyscy chcą wygodnie korzystać z sieci wtedy, kiedy tego potrzebują. Jedno łącze musi spełnić wymagania wielu użytkowników, nawet jeśli korzystają z internetu w tym samym czasie. Szybkie WiFi w całym mieszkaniu to podstawa, bo studenci – jak na cyfrowych tubylców przystało – korzystają z sieci na różnych urządzeniach – komputerach, laptopach, smartfonach i tabletach. Tak wysokim wymaganiom jest w stanie sprostać światłowód. To najbardziej zaawansowana obecnie technologia domowego internetu, która jest w stanie zapewnić najszybsze i najbardziej niezawodne połączenie. Już dziś na

dość dużą skalę w Polsce dostępny jest internet o prędkości nawet 1 Gb/s. Studenckie potrzeby z powodzeniem jednak spełni też łącze o prędkości stu lub kilkuset Mb/s.

ŚWIATŁOWÓD – JAK TO DZIAŁA

W bardzo dużym uproszczeniu – światłowód to cieniutka jak włos kwarcowa żyłka, przez którą z olbrzymią prędkością, sięgającą setek milionów kilometrów na godzinę, pędzi wiązka fotonów. Dzięki zasadzie całkowitego wewnętrznego odbicia, odbija się ona od ścianek tak długo, aż dotrze do urządzenia, które pozwala ten sygnał przetworzyć na użyteczną informację. Co ciekawe, wbrew nazwie światłowodem nie biegnie światło widzialne, ale pasmo o długości zbliżonej do podczerwieni. Choć światłowód stworzony jest z kwarcu, posiada dość dużą elastyczność – można go do pewnego stopnia zginać. Światłowód wykorzystywany jest w wielu sytuacjach – oplata planetę w formie podmorskich kabli, które zapewniają globalną łączność. Tworzy sieć łączności między miastami,


fot. Orange/iStock by Getty

służy do podłączania stacji bazowych sieci komórkowych, a także coraz częściej dociera do mieszkań i domów jednorodzinnych. Choć zasada działania każdego z tych rodzajów światłowodów jest taka sama, to ilość danych oraz inne szczegóły mocno się różnią. Oczywiście najpotężniejsze z tych łączy nie dochodzą do mieszkań. Gdyby dochodziły, do ich obsługi potrzebne byłyby komputery zajmujące całe pokoje.

BEZ LAGÓW I Z NISKIMI PINGAMI

Tyle technologii. Jak to się przekłada na doświadczenie internauty? Po pierwsze, w przypadku światłowodu nie ma ograniczeń transferu danych. Internet w tej technologii jest oferowany bez limitu danych, które można przesłać, oraz ze stałą, bardzo wysoką prędkością pobierania i wysyłania danych. Mówiąc językiem graczy – światłowód to brak lagów i niskie pingi. Po drugie, światłowód nie jest podatny na zakłócenia czy złą pogodę. Najlepiej jeśli światłowód doprowadzony jest bezpośrednio do domu czy mieszkania (czyli w technologii FTTH: Fiber-To-The-Home, światłowód do domu). Wtedy wszyscy domownicy mogą korzystać z maksymalnych prędkości oferowanych przez łącze.

ŚWIATŁOWÓD DLA STUDENTA

Skoro prędkość internetu światłowodowego robi wrażenie, to czy cena jest też na studencką kieszeń?

fot. Orange/PeopleImages

Specjalnie z myślą o studentach, którzy nie chcą decydować się na długoterminowe umowy, powstały oferty na superszybki internet bez lojalki i w korzystnej cenie. Taką propozycję ma na przykład Orange, który oferuje światłowód w 116 miastach w całym kraju. W zasięgu ma już ponad 3 mln gospodarstw domowych. Miesięczny koszt we wspomnianej ofercie to 59 zł za internet światłowodowy o prędkości do 100 Mb/s. O 10 zł drożej zapłacimy za światłowód o prędkości do 300 Mb/s. Jeśli potrzebujemy najwyższej prędkości – do 1 Gb/s, to nasz rachunek wyniesie niecałe 90 zł. Co ważne, z usługi można w każdej chwili zrezygnować, np. w przypadku przeprowadzki, wyjazdu na studencką wymianę czy po prostu wakacji. Jeśli elastyczność nie jest dla nas aż tak bardzo ważna, można zdecydować się na umowę na czas określony, cena będzie nieco niższa. Warto sprawdzić, co oferują operatorzy w naszej okolicy. W przypadku Orange, światłowodowy internet o prędkości pobierania do 100 Mb/s i prędkości wysyłania do 10 Mb/s kosztuje 39,99 zł miesięcznie przez pierwszy rok umowy. Opłaty za kolejne 12 miesięcy wynoszą 69,99, co oznacza średnią cenę 55 zł miesięcznie przez cały okres 2-letniej umowy. Co istotne wraz z umową na światłowód Orange otrzymamy najnowszy modem Funbox 3.0, dzięki któremu będziemy mogli wykorzystać wszystkie zalety tego szybkiego łącza. Umożliwia bezprzewodowy transfer

fot. Orange/ImYanis

danych z szybkością osiągalną dotąd jedynie przy połączeniu przewodowym. To pozwoli wszystkim domownikom cieszyć się superszybkim WiFi . Modem można obsługiwać za pomocą aplikacji Mój FunBox, wykorzystując do tego smartfon lub tablet z systemem Android. W ofercie jest także internet o prędkości do 300 Mb/s i nawet 1 Gb/s. A jeśli potrzebujemy więcej usług, być może dobrym rozwiązaniem jest pakiet Orange Love, w którym za 99 zł miesięcz-

Mówiąc językiem graczy – światłowód to brak lagów i niskie pingi. nie dostaniemy 4 usługi: komórkę z nielimitowanymi połączeniami i 5GB internetu, 103 kanały telewizyjne w tym w jakości 4K, internet światłowodowy i telefon stacjonarny z nielimitowanymi rozmowami w całej UE. Za podobny pakiet „rozbity” na poszczególne usługi u różnych operatorów często zapłacimy dużo więcej.


Polskie ordery i odznaczenia prezentowane będą od 9 listopada 2018 r. w Muzeum Łazienki Królewskie w Warszawie. Wystawa przygotowana została z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości i obejmuje blisko tysiąc obiektów, w tym mundury i dokumenty.

PZU mecenasem wystawy

O

„Blask orderów w 100-lecie odzyskania niepodległości”

rdery i odznaczenia są najwyższą formą honorowej nagrody, którą obywatel może otrzymać od ojczyzny lub władcy. Przez stulecia towarzyszyły one dziejom państwa i narodu, świadcząc o ich aspiracjach i dążeniach. W ramach mecenatu wystawy ze środków PZU został sfinansowany zakup gablot, które spełniają najwyższe wymogi pod względem zabezpieczenia przed uszkodzeniem czy kradzieżą cennych eksponatów, a także zapewniają optymalne warunki do przechowywania i prezentacji odznaczeń. Na potrzeby wystawy został również przekonfigurowany obecny system monitoringu, a także wprowadzono dodatkowe zabezpieczenia w pałacu Na Wyspie, Pałacu Myślewickim oraz Podchorążówce.

Wystawa przybliży również historię poszczególnych znaków zaszczytnych: krzyży, gwiazd orderowych i medali. Rozpoczynająca się ekspozycja w przekrojowy sposób ukazuje historię polskich orderów i odznaczeń od XVIII wieku do współczesności. W przestrzeniach pałacu Na Wyspie,

Pałacu Myślewickiego i Podchorążówki od 9 listopada 2018 r. do 3 lutego 2019 r. ( w godz. 10.00–18.00) zaprezentowanych zostanie blisko tysiąc obiektów pochodzących z polskich i zagranicznych zbiorów, w tym ze słynnych europejskich muzeów, m.in. ze Staatliche Kunstsammlungen w Dreźnie, Muzeum Armii oraz Muzeum Legii Honorowej w Paryżu, Królewskiego Muzeum Armii i Historii Wojskowości w Brukseli, Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie, Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie, Muzeum Narodowego w Krakowie oraz Muzeum Narodowego w Warszawie. Eksponowane będą ordery i odznaczenia, mundury, dokumenty oraz portrety wybitnych Polaków, uhonorowanych za zasługi dla Polski. Na wystawie zaprezentowane będą eksponaty od czasów króla polskiego, elektora saskiego, Augusta II. Najcenniejszymi prezentowanymi na wystawie eksponatami będą: Ordery Orła Białego, należące do garnituru diamentowego i rubinowego Augusta II, oraz szpada pochodząca z tegoż garnituru rubinowego, a także Order Orła Białego Józefa Wybickiego, twórcy Mazurka Dąbrowskiego, krzyż Orderu Virtuti Militari z nu-

merem „1”, którym marszałek Józef Piłsudski odznaczył Lwów, oraz ordery po marszałku Ferdynandzie Fochu i Order Orła Białego papieża Jana Pawła II ze zbiorów Ośrodka Dokumentacji i Studium Pontyfikatu Jana Pawła II w Rzymie. Będzie można prześledzić także, jak zmieniające się odznaki orderowe i okoliczności ich nadawania dokumentowały skomplikowane dzieje Polski: od czasów zaborów i walki o niepodległość poprzez II RP, działalność władz polskich na obczyźnie i narzucony krajowi rząd komunistyczny, aż po odzyskanie niepodległości, której symbolem stało się przekazanie przez ostatniego prezydenta RP na uchodźstwie demokratycznie wybranemu prezydentowi RP insygniów Wielkiego Mistrza Orderu Orła Białego i Orderu Odrodzenia Polski. Wystawa przybliży również historię poszczególnych znaków zaszczytnych: krzyży, gwiazd orderowych i medali. Znajdą się na niej także elementy strojów orderowych, dyplomy, legitymacje, oryginalne pudła i etui oraz zdjęcia i filmy. Wydarzeniu towarzyszyć będzie bogaty program edukacyjny skierowany do wszystkich grup odbiorców, w tym m.in. niedzielne warsztaty dyskusyjne, zajęcia edukacyjne dla szkół i przedszkoli oraz cykl wykładów. Bezpłatne oprowadzanie po ekspozycji odbywać się będzie w trzy kolejne soboty listopada, rozpoczynając od 10 listopada (godz. 11.00, spotkanie przed pałacem Na Wyspie). Projekt „Blask orderów w 100-lecie odzyskania niepodległości” otrzymał Patronat Narodowy Prezydenta Rzeczpospolitej Polski Andrzeja Dudy w Stulecie Odzyskania Niepodległości oraz Patronat Honorowy Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.


Wiktor Świetlik

Święty Mikołaj i jego wrogowie ilozof Popper napisał kiedyś taką ważną książkę „Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie”. Na jej bazie, a raczej bazie jej tytułu, bo kto takie nudziarstwa czyta, zwolennicy tak zwanego społeczeństwa otwartego, czyli między innymi tolerancyjnego, zajmowali się tropieniem, ściganiem i prześladowaniem jego autentycznych i domniemanych wrogów. Robili to z pasją godną średniowiecznych inkwizytorów, udowadniając, że społeczeństwo otwarte nie istnieje, a jego największymi wrogami są ci, którzy je promują. Mogą istnieć za to udane święta Bożego Narodzenia. Ale by tak się stało, nie tylko trzeba trzymać zimne ognie z daleka od choinki, sprawdzić termin ważności makowca, a suszone grzybki jeść tylko te, które zbierała ciocia profesjonalistka, a nie kuzyn amator. Trzeba także z pełną determinacją wyeliminować wrogów świąt z naszego życia na kilka dni, najlepiej na tydzień. Największym wrogiem świąt są chyba nasze telefony. „Insta”, „Fejs”, dla dziennikarzy i uzależnionych od polityki „Tłiter”. Do tego jakaś nowa muzyka wpadła na „Spotifaju” lub „Tajndalu”, a może kolejna niedoszła wir-

F

Znowu te święta, ta cała rodzina, jedzenie, komercja, nieekologiczno-sadystyczny karp z ryby, a nie z soi. Jak tak można?

tualna miłość na „Tinderze”? Serwisy informacyjne krajowe są trochę monotematyczne, ale przecież nasz „smarciak” przypięty jest do całego świata, a do tego można na nim zagrać w czołgi, simsów lub kupić akcje, bo przecież Wall Street otwierają właśnie o tej porze, kiedy u nas siada się do stołu. Smarciak zabije święta, a może nawet odbierze nam całe życie. Na górnym rozwinięciu ekran ma dwa symbole, jeden to wi-fi, drugi do internetu w sieci. Oba muszą przestać się świecić w święta. SMS-y z życzeniami raz na godzinę można przejrzeć. Ale to koniec oczywiście. Mogą dopaść nas media próbujące psuć nam ten czas. ‒ Nie znoszę świąt – wyznała anonimowa bohaterka artykułu w portalu internetowym, który jest na temat tego, że bohaterowie jego artykułów społecznych z reguły są anonimowi. – Święta to okazja do kłótni. Polskie rodziny siadają do stołu i się kłócą – wtóruje portalowi wysokonakładowy tygodnik, którego naczelny słynie z tego, że oprócz własnego odbicia w lustrze nie lubi niczego i jest chodzącą frustracją i nienawiścią. Jeszcze jest postępowy dziennik, który namawia, by w święta Polacy chodzili na demonstracje polityczne, zamiast siedzieć z rodziną, a w ogóle to ci, którzy świąt nie obchodzą, są w święta prześladowani, bo inni obchodzą. Ale nawet jak wyłączymy internet i będziemy z daleka omijać kiosk i telewizor, wróg może wedrzeć się w nasze szeregi. To znajome marudy. Znowu te święta, ta cała rodzina, jedzenie, komercja, nieekologiczno-sadystyczny karp z ryby, a nie z soi. Jak tak można? Do marud dołączają nawet niebezpieczniejsi zawodnicy. Pracoholicy, korporacyjni psychopaci. „Sorry, że przeszkadzam w święta, ale…” – znacie to? „Ale jestem pracoholikiem, mam przez to zaburzone więzi z bliskimi, a poprzez nieustanne myślenie o pracy uciekam od innych życiowych problemów. W dodatku pożytek ze mnie żaden, bo człowiek, który ciągle pracuje, ma beznadziejną efektywność pracy”. Tak powinna brzmieć reszta tej wiadomości, ale przeważnie brzmi inaczej. I z tym trzeba sobie jakoś poradzić, choć bywa nieco trudne, gdy pracoholikiem okazuje się na przykład przełożony. Jak się ich wszystkich pozbyć? Oczywiście nie mamy ich rozstrzeliwać, więzić, nawet unikać nie zawsze się da. Możemy ich nawet kochać, ale na tych kilka dni musimy ich zignorować. Ewentualnie niektórym możemy wysłać prezenty lub SMS-y. koncept 35



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.