KRZYŻÓWKA W ŚRODKU!
WinyLOVE SZALEŃSTWO Czarne płyty wracają na salony!
JERZY DUDEK
Rozmowa z ostatnim polskim zwycięzcą Ligi Mistrzów
BEZDOMNI
Jak możemy im pomóc?
ISSN 2450-7512 nr 70 KWIECIEŃ 2019
Odkryj w sobie
LIDERA! ZDOBĄDŹ Kompetencje do bycia liderem
POZNAJ swoje mocne strony
PODZIEL SIĘ swoimi pomysłami i doświadczeniem
SPOTKAJ ludzi do współpracy
NAUCZ SIĘ ekonomicznych aspektów prowadzenia projektów
SZKOLENIA I STOPNIA
SZKOLENIA II STOPNIA
13.04 – Lubin | 14.04 - Opole | 11.05 - Wrocław 12.05 – Katowice | 18.05 - Łódź | 19.05 - Warszawa Organizator
14-16 czerwca 2019 – Warszawa Partnerzy strategiczni
Mateusz Zardzewiały
„Koncept” magazyn akademicki
Ja klikam, ciebie nie ma ytuacja jest taka, że zagrożenia czają się wszędzie. A jedną z najgroźniejszych pułapek, które rozstawiła współczesność na cywilizowanego człowieka, jest FOMO – fear of missing out, „syndrom pojawiający się u użytkowników mediów społecznościowych, lękających się, że przegapią coś istotnego i ominie ich to bezpowrotnie” (za Wikipedią). To właśnie FOMO sprawia, że za chwilę rzucisz okiem na swój smartfon, a zanim skończysz czytać ten tekst, wciśniesz jeszcze kilka serduszek na Instagramie, podasz dalej jakiegoś Tweeta albo chociaż odświeżysz listę facebookowych aktywności. I ja tego nie krytykuję, przyznam nawet, że sam lubię „lajkować” wakacyjne zdjęcia koleżanek z roku i trollować co głupsze tweety polityków. Traktuję to jako rodzaj sportu. Jednak co powiecie na to, że jedno pstryknięcie może spowodować, że to wszystko trafi w niebyt? Co więcej, nie dość, że pstrykających nikt nie kontroluje, to nie mają żadnych obiektywnych wytycznych, kogo „pstrykają”, a jakby tego było mało, to jeszcze na dodatek nie mają też pojęcia, co w ogóle robią! To trochę tak jak trzylatek z pudełkiem zapałek. Przekonał się o tym donGURALesko, weteran polskiej sceny rapowej i Matheo, jeden z czołowych polskich producentów. Oto algorytmy YouTube’a – a więc serwisu stanowiącego podstawowy kanał promocji muzyki rap w Polsce – mocno obcinały zasięgi singli zapowiadających najnowsze wydawnictwo artystów. Okazuje się, że jeśli chcecie opublikować coś, co w nazwie bądź tagu będzie miało „Gural”, to Youtube automatycznie wam obetnie zasięgi, a o karcie na czasie możecie zapomnieć. Zapewne powodem tego jest pewien patostreamer […]. Okazuje się, że w każdym mo-
Wydawca: Fundacja Inicjatyw Młodzieżowych Adres: ul. Solec 81b; lok. 73A, 00-382 Warszawa Strona: www.FundacjaInicjatyw Mlodziezowych.pl www.gazetakoncept.pl E-mail: redakcja@gazetakoncept.pl Redakcja: Mateusz Zardzewiały (red. nacz.), Dominika Palcar, Wiktor Świetlik, Monika Wiśniowska, Tomasz Lachowski, Marcin Malec i inni. Projekt, skład i łamanie: Shine Art Studio
S
Korekta: Aleksandra Klimkowska Druk prasowy wykonuje Drukarnia Art Kazimierz Jannasz z siedzibą w Warszawie. Aby poznać ofertę reklamową, prosimy o kontakt pod adresem: redakcja@gazetakoncept.pl Chcesz dystrybuować „Koncept” na swojej uczelni? -> PISZ: redakcja@gazetakoncept.pl
mencie YT może ocenzurować was, niekoniecznie mając do tego powód, a to jest trochę alarmujące, chyba że się mylę i padliśmy ofiarą źle działającego algorytmu… co w sumie też jest beznadziejne – napisał producent płyty Matheo. Źródłem całego zamieszania jest (skądinąd słuszna) walka serwisu YouTube ze zjawiskiem patostreamerów, a w tym konkretnym przypadku – Guralem, czyli użytkownikiem posługującym się pseudonimiem bliźniaczo podobnym do poznańskiego rapera. Patostreamer Gural jakiś czas temu został zatrzymany przez policję, zarzucającą mu między innymi nakłanianie nieletnich dziewczynek do rozbierania się przed kamerą internetową. W konsekwencji całej sprawy niedoskonałe algorytmy obcinają zasięgi artyście posługującemu się pseudonimem donGURALesko. Choć wszystko wskazuje na to, że w tym konkretnym przypadku mamy do czynienia ze zwykłym nieporozumieniem, to jednak nie łudźmy się – perspektywa wolności, jaką roztacza przed nami technologia XXI wieku, to tylko fatamorgana. Bo zasięgi można obciąć każdemu – i nawet nie zdążycie anulować subskrypcji.
ZNAJDŹ NAS: @GazetaKoncept @FundacjaFIM /fundacja inicjatyw mlodziezowych
koncept 3
Spis treści 5-7 3 // NA POCZĄTEK
Ja klikam, ciebie nie ma Mateusz Zardzewiały
20-21 // RELIGIA
Bóg i studia, czyli czym są duszpasterstwa akademickie Hubert Kowalski
5-7 // WYWIAD NUMERU
Z Liverpoolem do końca życia Z Jerzym Dudkiem rozmawia Jerzy Chwałek
22-23 // LAJFSTAJL
Liga Mistrzów w lataniu na miotle Filip Cieśliński
8-9 // TOTALIZATOR
15-17
„Szóstka z LOTTO” – projekt wsparcia utalentowanych polskich sportowców
10-11 // SPOŁECZEŃSTWO Ich domem jest ulica
24-25 // HISTORIA
Ci niedocenieni Słowianie Bartłomiej Nersewicz
26-27 // OTO POLSKA!
Ziemia obiecana. Z wizytą w Łodzi Hubert Kowalski
Hubert Kowalski
12-13 // MUZYKA
WinyLOVE szaleństwo, czyli powrót czarnych płyt
Czym jest komunikacja w nauce i dlaczego warto studiować tę dziedzinę?
Kamil Kijanka
Karolina Krupa
14 // KULTURA
Instynkt sztuki. Piękno, zachwyt i ewolucja człowieka
24-25
III Kongres Edukacji Finansowej i Przedsiębiorczości
15-17 // FOTOREPORTAŻ
31 // FELIETON
Joanna Proskień
Wiktor Świetlik
18-19 // ISTOTNIE
Jak reagować na stalking? Piotr Gutowski
4 kwiecień 2019
30 // EKONOMIA
Mateusz Kuczmierowski
Dawno temu w samo południe
26-27
28-29 // NAUKA
Big Trup
Jerzy Chwałek
Z Liverpoolem do końca życia
Jerzy Dudek pozostaje ostatnim Polakiem, który wzniósł puchar Ligi Mistrzów. Zrobił to po jednym z najbardziej spektakularnych finałów w historii tych rozgrywek, gdy w 2005 roku jego FC Liverpool pokonał AC Milan, a on został bohaterem meczu. Co ciekawe, Dudek kilka tygodni temu znów grał przeciwko Milanowi w meczu piłkarskich legend. Mecze Liverpoolu często śledzi z loży honorowej dla byłych piłkarzy i czeka na kolejny triumf zespołu „The Reds” w Lidze Mistrzów. Jerzy Chwałek: Humor ci chyba dopisuje, bo w kilku wywiadach nie ukrywałeś sympatii dla Liverpoolu w tej edycji LM, mimo że grał z drużynami mającymi Polaków w składzie. Mowa o Napoli czy Bayernie. Jerzy Dudek: Tak, nawet przed dwumeczem z Bayernem mówiłem, że nie widzę Liverpoolu jako faworyta, choć to raczej z sympatii dla Roberta Lewandowskiego tak szacowałem szanse. W duchu liczyłem, że Liverpool będzie górą. I wydaje mi się, że jednak angielski klub był minimalnie lepszy i zasłużenie wyeliminował Bayern. Chyba nawet bardziej niż minimalnie. Zwycięstwo 3:1 w rewanżu w Monachium nie pozostawiło złudzeń, komu należał się awans. Moim zdaniem trochę paradoksalnie Liverpool pierwszym meczem wygrał rywalizację, choć tylko w nim zremisował [0:0 –przyp. red.]. Drużyna grała bez kluczowych obrońców, a mimo tego zagrała na zero z tyłu. Natomiast przewidywałem, że w Monachium może wygrać lub zremisować bramkowo, bo ma świetnych piłkarzy ofensywnych i zawodnicy udowodnili to w ostatnich 30 minutach meczu. W pierwszej połowie ich gra pozostawiała dużo do życzenia, bo mieli koncept 5
Fot: photo-oxser / Shutterstock.com
problemy w środku pola. Natomiast Jurgen Klopp przewidział trochę przebieg rywalizacji, mówiąc, że trzeba zaczekać, aż rywale się „otworzą”. No i w końcu Bayern się otworzył, bo musiał strzelić, i popełnił błąd przy golu Virgila Van Dijka. Ta bramka na 2:1 zakończyła rywalizację. Cztery drużyny z angielskiej Premier League awansowały do ćwierćfinału, co chyba nie pozostawia wątpliwości, która liga jest najsilniejsza na świecie? Mimo wszystko wstrzymałbym się z taką oceną do decydujących meczów w tej edycji, i wówczas okaże się, kto jest najmocniejszy. Na pewno można powiedzieć, że zespoły z Premier League obudziły się po latach kryzysu. W ostatnich pięciu czy sześciu latach mieliśmy okres dominacji zespołów z ligi hiszpańskiej, przede wszystkim Realu i Barcelony. Teraz kluby z Anglii się wzmocniły, bo są tam duże pieniądze, dzięki czemu transfery piłkarzy można przeprowadzać skuteczniej niż choćby w Niemczech, gdzie nie ma szejków arabskich czy kapitału chińskich inwestorów. A jak tobie, byłemu piłkarzowi, podoba się formuła, że w Lidze Mistrzów grają na przykład cztery drużyny z Premier League i dochodzą do ćwierćfinału, a z wielu krajów, choćby z Polski, żaden zespół nie potrafi dostać się nawet do fazy grupowej? Taka formuła jest od dawna i faworyzuje silne piłkarsko kraje. Różnica poziomu jest duża i będzie jeszcze się powiększać. Nasze kluby, a szczególnie Legia, miały szansę i namiastkę, żeby zaistnieć w LM, ale nie zostało to wykorzystane. My możemy sobie jedynie pograć najwyżej w Lidze Europejskiej, a nawet w III lidze, bo UEFA intensywnie myśli i organizuje ligę dla klubów, które nie potrafią się ogarnąć, właśnie takich jak polskie. Zresztą nie tylko dla naszych, ale również czeskich, węgierskich czy bułgarskich, aby miały okazję „wyrwać” trochę kasy, bo UEFA ma pieniądze i chce je dać klubom, ale na razie idą one wciąż do tych samych, najbogatszych drużyn. W tamtym roku Liverpool zarobił około 100 mln euro, a Real nawet 150 mln euro za grę w LM. Jeśli nie ma cię w LM, to nie egzystujesz, nie masz szans na rywalizację na rynku transferowym, a w następstwie tego sportowym. Używasz sformułowań: „Musimy zaczekać”, „musimy strzelić”… a więc cały czas identyfikujesz się z Liverpoolem. Jakie masz obecnie kontakty z klubem z Anfield Road? Wciąż bardzo częste i ścisłe. Wiadomo, że nie aż takie jak Ian Rush, Phil Thompson czy Phil Neal, bo oni mieszkają w Liverpoolu i są na każdym meczu. Jeżdżę tam regularnie na mecze zespołu, a poza tym gram w drużynie legend piłkarski, dzięki czemu mam okazję przypomnieć się młodszym kibicom. Feyenoord i Liverpool to drużyny, w których dorastałem piłkarsko, i sentyment do nich pozostanie do końca życia.
6 kwiecień 2019
Nie wiem jaka katastrofa musiałby się wydarzyć, żebyśmy nie awansowali do EURO 2020.
Nasze kluby, a szczególnie Legia Warszawa, miały szansę, żeby zaistnieć w Lidze Mistrzów, ale jej nie wykorzystały.
Kiedy byłeś ostatni raz na meczu? Byłem w grudniu na meczu Liverpoolu z Napoli, a później jeszcze na spotkaniu ligowym. Całkiem niedawno grałem w meczu legend przeciwko AC Milan na rzecz fundacji charytatywnej. Na takie mecze przychodzi po 50 tysięcy ludzi. Liverpool jest chyba specyficznym klubem pod względem atmosfery. Widziałem filmik, na którym Jurgen Klopp po powrocie z wakacji wita się serdecznie ze wszystkimi pracownikami klubu, włącznie z paniami, które tam sprzątają. Jurgena Kloppa nie znam aż tak dobrze, ale Liverpool jest klubem – nazwałbym – bardzo socjalnym, bardzo bliskim kibicom. Wszyscy, którzy w nim pracują, są też kibicami zespołu, i każdemu zależy, żeby piłkarzom szło dobrze. Ci pracujący na niższych stanowiskach też czują się dowartościowani. Zawsze była taka atmosfera. Za moich czasów mieliśmy wspólny obiad świąteczny, na którym byli wszyscy pracownicy, włącznie z tymi dbającymi o murawę. Każdy kolejny menedżer pielęgnuje tę tradycję, a że Klopp wcześniej był w FSV Mainz, gdzie też wszyscy bardzo ciężko pracowali dla klubu, to mentalnie pasuje idealnie do The Reds. Czekam na któryś z wygranych przez niego finałów, byłaby to kontynuacja jego wielkich poprzedników. W Liverpoolu wszyscy kochają Kloppa. Czekasz na zwycięski finał, a komu dajesz największe szanse w tej edycji Ligi Mistrzów? Zespołom doświadczonym, umiejącym grać pod presją, a więc Barcelona, Manchester City, Liverpool, któremu niewiele zabrakło do triumfu w ubiegłym sezonie. No i oczywiście Juventusowi mającemu w składzie Cristiano Ronaldo, który lepiej niż ktokolwiek inny potrafi grać pod wielką presją. Wówczas Polak miałby szansę na wygranie Ligi Mistrzów. Myślę o Wojtku Szczęsnym. Nie pomyślałem o tym, ale faktycznie Wojtek miałby szansę powtórzenia mojego sukcesu. Choć ja miałbym dylemat, komu kibicować, jeśli Polak zagrałby przeciwko Liverpoolowi. Fajnie jednak, że ktoś z rodaków jeszcze się liczy w grze o najwyższe trofeum w klubowej piłce. Czy Robert Lewandowski ma problem ze strzelaniem goli w ważnych meczach? Taki zarzut stawia mu coraz więcej ekspertów. Najwięksi zawodnicy mają ten geniusz magicznego dotknięcia piłki, co pokazali w meczach 1/8 Ligi Mistrzów tej edycji Mane, Messi i przede wszystkim Cristiano Ronaldo. Portugalczyk wydaje się być arogancki, ale to jest pozytywna pewność siebie, taka, którą zaraża resztę kolegów, gdy wchodzi do szatni. To nie jest wymuszanie na kolegach dobrych podań, ale jakby chęć prze-
kazania innym komunikatu: Zrobimy to wszyscy razem. Robert ma z tym problem, ale musi się z tym zmierzyć on i cały Bayern. Trudno wymagać od 34-letnich piłkarzy jak Ribery i Robben, żeby grali na poziomie z najlepszych lat kariery. Ich nazwiska już tylko straszą, ale to nie jest to, co pomaga Lewemu strzelać ważne bramki dla Bayernu. Czyli Ronaldo jest kimś wyjątkowym w światowej piłce? Bywałeś z nim w jednej szatni. Ma cechy lidera i gen zwycięskiego przywódcy. Zawsze chce wygrać, ale wymaga i zaczyna pracę na boisku od siebie. To on bierze piłkę, chce zrobić najważniejszą akcję meczu, a nie czeka na innych. Bierze odpowiedzialność na siebie. Nie widzę u niego granicy wieku, bo przecież skończył już 34 lata, ale jego profesjonalizm pozwala mu być w znakomitej formie. Pod tym względem jest wyjątkowy. W ubiegłym sezonie zabrakło Liverpoolowi solidnego bramkarza. Czy po ściągnięciu Alissona Beckera problem został rozwiązany? Klopp był pod dużą presją związaną z brakiem bramkarza i musiał ściągnąć nowego, za bardzo duże pieniądze, bo Becker jest najdroższym bramkarzem na świecie po Kepie (gra w Chelsea – przyp. red.). Wydaje się, że to odpowiedni bramkarz – bardzo mocny mentalnie, solidny, nie robi dziwnych wycieczek przed bramkę. Wzbudza szacunek i zaufanie. Jedynie bywa trochę nonszalancki w rozegraniu piłki. Jest w twoim TOP 5 najlepszych bramkarzy na świecie? Tak, i to bardzo wysoko. Oprócz niego są David de Gea, Brazylijczyk Ederson, Francuz Areola oraz Niemiec Marc-Andre ter Stegen, który idealnie pasuje do stylu gry Barcelony. Wypożyczenie Kamila Grabary z Liverpoolu do duńskiego Aarhus to dobry ruch? To bardzo dobry ruch. Bramkarze w wieku 19–22 lat muszą grać, żeby nabierać doświadczenia i pewności siebie. Ciężko to zdobywać, grając tylko w rezerwach, a nie w meczach pod presją. Młodzi chłopcy muszą szukać szczęścia i swojej drogi, żeby trafić na tak zwany top. To był dobry moment na wypożyczenie, bo skoro Klopp ściągnął bramkarza za 70 mln euro, to trudno, żeby stawiał na trzeciego bramkarza, jakim był Grabara. Od Liverpoolu przejdę do reprezentacji Polski, ale nie bez powodu. Jurgen Klopp nie boi się wystawiać w składzie trzech napastników: Salaha, Firmino i Mane. Może to wskazówka dla selekcjonera Jerzego Brzęczka, żeby w drużynie narodowej znalazł miejsce dla R. Lewandowskiego, A. Milika i K. Piątka?
Jeśli będziemy na siłę dla nich szukać miejsca w jednej drużynie, to może z tego nic nie wyjść. Selekcjoner musi mieć pomysł i być do niego przekonany. Wydaje mi się, że jest to do zrobienia, bo Lewy jest w stanie grać podobnie jak Firmino. Ma tendencje do rozgrywania piłki, do podejścia pod grę. Z kolei Piątek i Milik muszą grać w świetle bramki, więc nie wiem, czy można ich przerzucić na skrzydła. Mane i Salah są jednak trochę innymi napastnikami. Ważne jest, jaką koncepcję będzie miał trener Brzęczek, czy chce grać trzema czy czterema obrońcami, jak ma wyglądać linia pomocy. Byłeś zaskoczony zmianą na stanowisku selekcjonera po mundialu w Rosji? Powiem w ten sposób – za moich czasów w kadrze nie była potrzebna zmiana trenera Jerzego Engela na Zbigniewa Bońka, tak i teraz nie była potrzebna zmiana Nawałki. Wydawało mi się, że warto dać mu szansę, bogatszemu o doświadczenia z mundialu. Ale nie znam szczegółów i nie wiem, czy Nawałka czuł się już wypalony i chciał odpocząć, czy nie dogadał się z prezesem Bońkiem. Myślę, że zarówno Engel, jak i Nawałka z pokorą przyjęli porażkę na mundialach i chcieliby się pokazać z lepszej strony w dalszej pracy, ale to jest tylko moje gdybanie. Dzisiaj mamy trenera Brzęczka i trzeba go wspierać. Jakie szanse dajesz reprezentacji na awans do finałów Euro? Nie wiem, jaka katastrofa musiałby się wydarzyć, żebyśmy nie awansowali do finałów. Biorąc pod uwagę, że z grupy awansują dwie drużyny, a trzecia będzie miała jeszcze szansę w barażu, jak również ze względu na przeciwników w grupie, to awans jest naszym obowiązkiem. Mając nawet na uwadze słabszą ostatnio formę i zmianę trenera, to spokojnie powinniśmy dać sobie radę. Natomiast piłkarze i trenerzy muszą bardzo serio podchodzić do wszystkich meczów, bo piłka i sport w ogóle nie lubią nonszalancji albo lekceważenia rywali. Nie tęsknisz za pracą jeszcze bliżej profesjonalnej piłki? Na razie jest mi dobrze. Jeżdżę na mecze, gram w drużynie legend Liverpoolu, należę do elitarnego klubu byłych piłkarzy przy UEFA. Mam sporo czasu dla rodziny, którego brakowało, gdy byłem piłkarzem. Nie porzuciłem udziału w wyścigach samochodowych i raz do roku biorę udział w 24-godzinnych zawodach. Miałem na myśli stanowisko we władzach PZPN, z funkcją prezesa włącznie. Raczej nie. Problemy polskiej piłki nożnej są mi dobrze znane, ale myślę, że inni mają chrapkę na schedę po Zbyszku Bońku. Jednak nie wykluczam pracy blisko piłki w przyszłości.
koncept 7
„Szóstka z LOTTO”
– projekt wsparcia utalentowanych polskich sportowców
W sierpniu 2018 roku Totalizator Sportowy, właściciel marki LOTTO, objął patronatem wsparciem sześcioro utalentowanych sportowców. Inicjatywa zrodziła się w wyniku współpracy z Ministerstwem Sportu i Turystyki. W ramach projektu „Szóstka z LOTTO” dofinansowanie otrzymali Patrycja Maliszewska (short track) i Sebastian Kłosiński (łyżwiarstwo szybkie), a także wioślarska czwórka podwójna: Agnieszka Kobus-Zawojska, Maria Springwald, Marta Wieliczko i Katarzyna Zillmann. To prawdziwa kumulacja utalentowanych zawodników!
W Fotografie: Andrzej Kowalczyk
8 kwiecień 2019
spółpraca z wioślarkami będzie trwała do rozpoczęcia Letnich Igrzysk Olimpijskich w Tokio w 2020 roku, a z przedstawicielami short track’u i łyżwiarstwa szybkiego – do Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pekinie w 2022 roku. Totalizator Sportowy jest Oficjalnym Partnerem wymienionych wyżej zawodników. Wszyscy otrzymują przewidziane umową finansowanie, które daje im możliwość realizowania najważniejszych celów sportowych. Jest także znaczącą pomocą w szlifowaniu formy i pozwala na optymalne przygotowania do kolejnych wydarzeń sportowych. Jak mówi Patrycja Maliszewska: „Wsparcie, które otrzymuję od Totalizatora Sportowego pozwala mi na bezstresowe treningi, co przekłada się na profesjonalne przygotowania do sezonu. Jestem bardzo wdzięczna za otrzymaną pomoc, którą traktuję jako wyróżnienie, szansę, ale i zobowiązanie”.
W podobnym tonie wypowiada się drugi reprezentant zimowej dyscypliny z projektu „Szóstka z LOTTO” – łyżwiarz szybki Sebastian Kłosiński. Jak podkreślał w rozmowach z dziennikarzami, wsparcie oznacza dla niego tzw. spokojną głowę sportowca, dzięki czemu na każdy trening idzie z uśmiechem na twarzy. Swój cel określa jasno – chce powtórzyć historyczny sukces złotego medalisty z Soczi, Zbigniewa Bródki. Wsparcie marki LOTTO może mu pomóc w osiągnięciu tego ambitnego celu, a także przynieść potrzebne każdemu sportowcowi szczęście. Pozostali sportowcy objęci wsparciem to wioślarska czwórka podwójna kobiet w składzie: Agnieszka Kobus-Zawojska, Maria Springwald, Marta Wieliczko i Katarzyna Zillmann, które parę tygodni po konferencji otwierającej projekt „Szóstki z LOTTO” zdobyły mistrzostwo świata w Plovdiv. Jak zgodnie powta-
rzają, wioślarstwo to mało medialny sport, w którym nie zarabia się tyle, co w innych, bardziej popularnych dyscyplinach sportowych. Dlatego tak ważne jest wsparcie Totalizatora Sportowego, dzięki któremu mogą się w spokoju przygotowywać do Igrzysk Olimpijskich w Tokio. „Wierzymy, że nasza pomoc pozwoli im osiągnąć jeszcze lepsze wyniki, wzmocni pozycję polskiego sportu na arenie międzynarodowej, a kibicom da więcej powodów do radości i przeżycia fantastycznych sportowych emocji” – powiedział Olgierd Cieślik, Prezes Zarządu Totalizatora Sportowego. Totalizator Sportowy pełnił i nadal pełni szczególną rolę w dziele wspierania polskiego sportu i jest jednym z najważniejszych filarów jego finansowania. Wynika to z faktu, że działa na rzecz tej niezwykle ważnej społecznie dziedziny nieprzerwanie od ponad 60 lat. Tylko w 2018 roku z tytułu dopłat do gier LOTTO odprowadzono do Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej 770 mln zł. Do tego należy doliczyć projekty finansowane ze środków własnych, jak chociażby realizowaną od 1994 roku współpracę z PKOl. Warto pamiętać, że każda złotówka, którą gracze przeznaczają na gry liczbowe LOTTO, to 19 groszy dla polskiego sportu i kultury. Wygrywa polski sport i kultura, wygrywają nasi gracze – wygrywamy razem! W kwietniu 2017 roku spółka zyskała nowe możliwości rozwoju, w tym prawo do uruchomienia znanej międzynarodowej gry Eurojackpot, sieci salonów gier na automatach poza kasynami, kasyno online i wejścia ze sprzedażą gier liczbowych do internetu. To najważniejsze zmiany w całej ponad 60-letniej historii spółki, które pchnęły ją na nowe tory błyskawicznego technologicznego rozwoju. Zachęcamy do śledzenia wyników sportowców objętych wsparciem marki LOTTO. Patrycja Maliszewska i Sebastian Kłosiński niedawno zakończyli sezon startowy a już niebawem rozpoczną przygotowania do kolejnego. Pod koniec kwietnia sezon rozpoczną nasze złote wioślarki. Jeśli jesteście ciekawi jak radzą sobie z przygotowaniami do sezonu, które zdobywają miejsca na zawodach, a także jak wygląda życie profesjonalnego sportowca na co dzień, zaglądajcie na media społecznościowe marki LOTTO oraz wyżej wymienionych sportowców!
Mężczyźni stanowią ponad 80 proc. bezdomnych w Polsce
Ich domem jest ulica
Hubert Kowalski
Widzimy ich każdego dnia. Niektórzy z nas okazują im współczucie, inni przeganiają. Warto się zastanowić, skąd bierze się problem bezdomności oraz jak pomóc osobom, które straciły dach nad głową i trafiły na bruk. 10 kwiecień 2019
K
im są bezdomni? Za osobę bezdomną uważa się osobę niezamieszkującą w lokalu mieszkalnym w rozumieniu przepisów o ochronie praw lokatorów i mieszkaniowym zasobie gminy i niezameldowaną na pobyt stały, w rozumieniu przepisów o ewidencji ludności, a także osobę niezamieszkującą w lokalu mieszkalnym i zameldowaną na pobyt stały w lokalu, w którym nie ma możliwości zamieszkania – czytamy w Ustawie o pomocy społecznej. Jednak należy podkreślić, że bezdomność jest przede wszystkim zjawiskiem społecznym, którego nie da się wyczerpująco opisać kategoriami czysto prawnymi. Według danych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej w 2017 r. w Polsce żyło ponad 33 tys. bezdomnych. Okazuje się również, że 83,55 proc. stanowili mężczyźni (27 911 osób), natomiast 16,45 proc. – kobiety (5 497 osób).
NA DNIE BUTELKI I NIE TYLKO
Marian jest bezdomny od 10 lat. Jego domem są warszawskie ulice, stacje metra, parki, klatki schodowe, noclegownie. Kiedyś miał rodzinę, mieszkanie i pracę. Lubił drogie ubrania, dalekie podróże, ale jednocześnie nie stronił od alkoholu. By żyć na wysokim poziomie, brał pożyczki. Udawało mu się je spłacać terminowo, dopóki kontrolował swoje zamiłowanie do alkoholi. Jednak gdy jego żona straciła pracę, a w ich domu pojawiły się pierwsze poważne kłótnie, Marian zaczął coraz częściej wychodzić z kolegami na całonocne imprezy. Po kilku miesiącach jego żona znalazła nową pracę, ale mąż nie był już w stanie kontrolować swojego życia. Rzadko można było go zobaczyć trzeźwego i po pewnym czasie sam został wyrzucony z firmy, w której pracował od ponad 5 lat, ciesząc się dużym zaufaniem szefa. Długi rosły, a Marian pił bez przerwy. Nie był w stanie szukać nowego zatrudnienia. Ostatecznie żona Mariana wyprowadziła się, zostawiając go z długami i chorobą alkoholową. Mieszkali w wynajmowanym mieszkaniu, więc mężczyzna szybko musiał je opuścić. Nie miał nikogo, kto mógłby mu pomóc. Znajomi „od kieliszka”, którzy towarzyszyli mu przez długi czas, odwrócili się od niego, gdy ten nie miał już pieniędzy. W ten sposób jego domem stała się ulica. Mimo że na początku było mu bardzo ciężko, to z czasem przywykł. Zaprzyjaźnił się z innymi bezdom-
Bezdomność jest przede wszystkim zjawiskiem społecznym, którego nie da się wyczerpująco opisać kategoriami czysto prawnymi. nymi. Przyzwyczaił się nawet do jedzenia czerstwego chleba, który stał się jego najczęstszym posiłkiem. W najbardziej mroźne dni ratuje się ciepłymi zupami, które można zjeść w jadłodajniach dla bezdomnych. Jednocześnie prawie zawsze jest pod wpływem alkoholu, dzięki któremu jest mu lżej. Żebrze na warszawskich ulicach, by móc kupić najtańszą wódkę lub piwo. To właśnie alkohol jest główną przyczyną, która nie pozwala mu wyjść z bezdomności, ale paradoksalnie dzięki niemu jest w stanie przetrwać. Jednak są osoby, które mimo beznadziejnej sytuacji odbiły się od dna i wyszły z bezdomności. Najlepszym przykładem jest historia Pawła Ileckiego. Mimo że początkowo wiódł bardzo dobre życie, pracując m.in. jako rzecznik prasowy i będąc kustoszem muzeum, trafił na ulicę. Nie widząc dla siebie żadnych perspektyw, próbował popełnić samobójstwo, na szczęście nieskutecznie. Jednak dzięki samozaparciu i pomocy otoczenia stanął na nogi. Obecnie sam pomaga osobom bezdomnym, a także działa naukowo. Paweł Ilecki, w ramach pracy naukowej w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego, bada przyczyny bezdomności w Polsce i zachęca do wspierania potrzebujących. Okazuje się również, że to nie pieniądze są tym, czego bezdomni najbardziej potrzebują, by móc stanąć na nogi. – Dawanie pieniędzy bezdomnym na pewno im nie pomoże, jeśli spojrzymy na to szerzej. W większości przypadków te pieniądze są przeznaczane na alkohol, który jest jednym z głównym problemów uniemożliwiających wyjście z bezdomności. Przez upojenie uzależnieni nie są w stanie logicznie myśleć, nie mają żadnej motywacji. Nie ma również szans, by ktoś przyjął ich do pracy. Jeżeli chcemy pomóc, lepiej podarować coś do jedzenia – mówią eksperci.
POMAGAJĄ…
Foodsharing, czyli dzielenie się nadmiarowym jedzeniem, narodziło się w 2011 r. w Niemczech. W Polsce także powstaje coraz więcej tzw.
jadłodzielni, czyli miejsc, w których każdy może zostawić nadmiarowe produkty żywnościowe. Pozostawioną żywność może zabrać każdy, kto tego potrzebuje, często robią to również bezdomni. Innym przykładem oddolnej pomocy potrzebującym jest Skrzynka Domni–Bezdomni. To organizacja zrzeszająca ludzi pomagających osobom bezdomnym… w wyjściu z bezdomności. Celem członków jest m.in. wsparcie w spełnianiu podstawowych potrzeb ludzi, którzy dążą do życiowej stabilizacji. – Dlaczego pomagamy? Odpowiedzi jest wiele, gdyż każdy z naszych wolontariuszy ma swo-
Alkohol jest główną przyczyną, która nie pozwala mu wyjść z bezdomności, ale paradoksalnie dzięki niemu jest w stanie przetrwać. je indywidualne podejście do tego typu pomocy. Jednakże wszyscy wychodzimy z założenia, że dobro, które czynimy, do nas wraca. Współpraca z naszymi uczestnikami (osobami bezdomnymi) daje nam poczucie, że chociaż w małym stopniu możemy uczynić świat lepszym
– mówi Aleksandra Wróbel, koordynatorka działań Skrzynki Domni– Bezdomni w Łodzi. – Nasza pomoc nie opiera się wyłącznie na zaspokajaniu potrzeb materialnych, lecz na motywacji, wsparciu oraz towarzyszeniu w procesie wychodzenia z bezdomności. Każdy sukces, nawet ten najmniejszy, udowadnia nam, że należy wierzyć w ludzi – podkreśla działaczka.
…ALE NIE WSZYSCY…
Duże kontrowersje budzi obecność bezdomnych na klatkach schodowych. Szukają oni schronienia zwłaszcza zimą, kiedy długotrwałe pozostawanie na zewnątrz może ich kosztować nawet utratę życia. Z różnych powodów bezdomni nie chcą udać się do noclegowni, m.in. ze względu na to, że są pod wpływem alkoholu, czego nie akceptują pracownicy schronisk. Potrzebujący narzekają również na wszy w noclegowniach. Mieszkańcy bloków bardzo różnie reagują na obecność bezdomnego. Większość nie życzy sobie, by obcy nocowali pod ich drzwiami. Skarżą się na nieprzyjemny zapach oraz na przypadki agresji. Okazuje się, że nie zawsze można skutecznie wyprosić bezdomnego z klatki schodowej. Strażnicy miejscy podkreślają, że mogą usunąć niechcianych lokatorów, jeśli ci zachowują się
agresywnie lub są pod wpływem alkoholu. Jednak funkcjonariusze nie mają podstaw do wypraszania bezdomnych wyłącznie ze względu na nieprzyjemny zapach. Nie mogą tego zrobić także, gdy potrzebujący został wpuszczony do budynku przez mieszkańca bloku.
ODBIĆ SIĘ OD DNA
Eksperci szczególnie podkreślają potrzebę rozwijania inicjatyw zapobiegawczych. Przykładem takich działań są państwowe systemy pomocy i doradztwa mieszkaniowego, kierowanych np. do więźniów i innych grup szczególnie zagrożonych bezdomnością. Mimo że większość z nas postrzega bezdomnych jako intruzów, którzy drażnią swoim nieprzyjemnym zapachem, to okazuje się, że bezdomność jest problemem bardzo złożonym. Historia życiowa każdego, kto żyje na ulicy, jest inna, różne są przyczyny znalezienia się na samym dnie. Widząc bezdomnych, którzy żebrzą lub nocują na klatkach schodowych, powinniśmy pamiętać, że nie należy ich potępiać, ponieważ istnieje szansa, że kiedyś staną na nogi. Warto im pomagać w sposób efektywny, aby nie pogłębiać nałogów, które w istocie trzymają ich na samym dnie. koncept 11
Kamil Kijanka
WinyLOVE szaleństwo, czyli powrót czarnych płyt Witamy w 2019 roku. Są to czasy wyjątkowo przyjemne dla melomanów. Dostęp do źródeł muzycznych z całego świata jest łatwy i powszechny jak nigdy dotąd. Co więcej, gigantyczne liczby płyt możemy zdobyć za pomocą kilku kliknięć i w okamgnieniu będą znajdować się w naszych odtwarzaczach czy smartfonach. Mimo to, coraz większą popularnością ponownie cieszą się płyty gramofonowe. W ostatnich latach możemy mówić o prawdziwym renesansie winyli.
12 kwiecień 2019
D
o pierwszych prób graficznego zobrazowania dźwięku dochodziło już na początku XIX wieku, jednak bez powodzenia. W latach 70. dziewiętnastego stulecia sztuka ta udała się słynnemu wynalazcy żarówki, Thomasowi Edisonowi. Stworzony przez niego fonograf nie był jednak pozbawiony wad. Miał zdolność odtwarzania dźwięku na woskowych cylindrach, nie dało się ich jednak produkować w sposób masowy. Za twórcę gramofonu uznaje się niemieckiego przedsiębiorcę Emila Berlinera, który od 1887 roku konsekwentnie prowadził badania nad poprawą jakości produkcji płyt. Przełom nastąpił jednak wiele lat później, bo w 1946 roku, kiedy to amerykańska wytwórnia RCA zaczęła wykorzystywać nowy materiał do ich produkcji, czyli poli, inaczej nazywany chlorkiem winylu. Pierwszy longplay ukazał się z inicjatywy słynnego wydawnictwa Columbia Records już dwa lata później.
LICZBY NIE KŁAMIĄ
Nie powinno być dla nikogo większym zaskoczeniem, że w naszym kraju w ostatnich latach dostrzega się ponowny wzrost zainteresowania płytami winylowymi. W sklepach muzycznych czy marketach pojawia się coraz więcej stoisk z czarnymi krążkami. W działach elektronicznych proponuje się kolejne modele gramofonów, od nowoczesnych po te stylizowane na sprzęt retro. Odbywa się sporo wydarzeń, kiermaszów, pojawia się coraz więcej stoisk przeznaczonych dla miłośników winyli. Jest to trend, którego naprawdę trudno nie zauważyć. Pytanie, czy istnieje świadomość dotycząca skali tego
zjawiska. Związek Producentów Audio-Video nie ukrywa, że sytuacja na polskim rynku muzycznym jest naprawdę dobra. Największy progres dotyczy właśnie płyt winylowych. Ich wartość sprzedaży w pierwszym półroczu 2016 roku wyniosła ponad 7,2 mln złotych, czyli jak na „relikt przeszłości” jest to naprawdę niezły wynik. Jeśli jednak zestawimy ten rezultat z pierwszym półroczem roku następnego, może się okazać, że był to zaledwie początek prawdziwego boomu. Po pierwszych sześciu miesiącach 2017 roku sprzedaż wzrosła o ponad 70%, przekraczając wartość 12,3 mln zł. Największym zainteresowaniem cieszą się artyści zagraniczni, których udział procentowy w całkowitej sprzedaży wyniósł 63,5%, podczas gdy w przypadku polskich wykonawców było to 26,5%. Trend wzrostowy utrzymywał się także w roku 2018. Niestety dotyczyło to również cen. Trudno sobie wyobrazić, że kilka ładnych lat temu ludzie masowo pozbywali się płyt winylowych. Wiele z nich lądowało na śmietniku. Obecnie w żaden sposób nie powinno zaskakiwać to, jak wiele stoisk z czarnymi płytami zaczęło się pojawiać w sklepach ponownie. W samym Empiku można znaleźć blisko sześć tysięcy różnych tytułów. – Mnie to za bardzo nie zaskakuje, bo zdaję sobie sprawę, że jest wielu ludzi, którzy z szacunkiem podchodzą do muzyki, a słuchanie jej na winylach jest najlepszą formą. Spotkałem się z opinią, że to jeszcze nie jest prawdziwy boom. Ma być lepiej. Według statystyk winyli słucha blisko 0,2%
Wśród kupujących winyle są również kolekcjonerzy, którzy przywiązują bardzo dużą wagę do tego, jakie płyty nabywają. Polaków, czyli niemal 80 tysięcy osób. Jak na dzisiejsze czasy to bardzo dobry rezultat – mówi Paweł Janiszewski, twórca cyklu imprez „Tysiąc Winyli”. Co ciekawe, prognozuje się, że nakłady wydań czarnych płyt w Polsce mają być większe niż ich następców, czyli CD.
DROGA ZABAWA
Jak już zostało wspomniane, wiele osób ponownie kupuje płyty winylowe ze względu na senty-
ment lub przez otaczającą je swego rodzaju kultowość. Wśród kupców są również kolekcjonerzy, którzy przywiązują bardzo dużą wagę do tego, jakie płyty nabywają. Niektóre ceny potrafią być zawrotne. Może to wynikać zarówno ze względu na wartość muzyczną danego krążka, jak i fakt, że niektóre płyty są bardzo trudno dostępne i mogą nie doczekać się wznowień już nigdy. Największe rarytasy mogą kosztować więcej, niż jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. W 2015 roku pierwsze wydanie tzw. „Białego Albumu” The Beatles, okraszone numerem 0000001, zostało sprzedane za – uwaga – 790 tysięcy dolarów! Płyta, która miała być wcześniej własnością Johna Lennona, była przechowywana w skarbcu Ringo Starra przez wiele lat. Album z 1968 roku wylicytowany w domu aukcyjnym Julien’s stał się tym samym najdroższym w historii. Na naszym podwórku również można zaobserwować winyle szczególnie cenione przez kolekcjonerów. Nie są to może tak imponujące kwoty jak ta wymieniona przed chwilą, niemniej za niektóre rodzime albumy należy wydać od kilkuset od dwóch tysięcy złotych. Przypomnijmy, że rozmawiamy o używanych, wieloletnich płytach, które całkiem niedawno miały bezpowrotnie odejść do lamusa. Wśród najbardziej pożądanych polskich winyli wyróżnia się m.in. singiel Michała Urbaniaka i Czesława Niemena „Extravaganza”, solową produkcję Kazika „Spalam się”, wydany wraz z Kultem krążek „Tata Kazika” czy hip-hopowy klasyk od Tedego „S.P.O.R.T”.
WADY, ZALETY I PRZYCZYNY RENESANSU
Kolekcjonowanie płyt winylowych, choć ma przede wszystkim wiele zalet, niesie ze sobą sporo trudności. Krążki zajmują bardzo dużo miejsca, wymagają dbałości i niejednokrotnie, o czym nie powinno się zapominać, potrafią sporo kosztować. Szczególnie jeśli chcemy cieszyć uszy używanymi, ale oryginalnymi czarnymi płytami sprzed lat. Niby można nabyć w sklepach muzycznych nowiutkie egzemplarze, często kilkukrotnie tańsze, jednak to nie to samo. – Nowe wydania to w głównej mierze nic innego jak dźwięki przerobione cyfrowo, tyle że przeniesione na płytę gramofonową. Używane, starsze płyty są cenne nie tylko dlatego, że trudniej je dostać, ale również ze względu na zupełnie inny dźwięk – podkreśla dr Krzysztof Stangierski, właściciel sklepu muzycznego „Winyl Love” w Łodzi. Trudno określić jednoznacznie, co zadecydowało o powrocie do łask płyt winylowych i czy rzeczywiście jest to gra warta świeczki. Ich powtórne „odkurzenie”, zwłaszcza przy wykorzystaniu starych gramofonów, to swego rodzaju celebracja. – Winyle wybiera słuchacz świadomy, dla którego muzyka jest rzeczą istotną, bez której nie może żyć. Wie, że płyt należy słuchać całościowo, a nie pobieżnie, zmieniając po paru sekundach na następny utwór. To tak, jakby czytać gazetę, przerzucając co kilka stron – dodaje Paweł Janiszewski, twórca cyklu „Tysiąc Winyli”. Niektórzy upatrują w tym rene-
sansie płyt winylowych chęć powrotu do beztroskich czasów dzieciństwa, inni uważają to za mit. – Nie sądzę, żeby nostalgia przyczyniła się do tego nagłego zainteresowania winylami. Do mojego sklepu dużo częściej przychodzą ludzie bardzo młodzi. Miarą wartości jest rzadkość. Jak w ekonomii. Zewsząd otacza nas masa bezwartościowej muzyki, na którą niektórzy słuchacze się nie godzą. Dlatego też dokonują świadomego wyboru płyt w określonej jakości – zwraca uwagę dr Krzysztof Stangierski, właściciel sklepu muzycznego „Winyl Love” w Łodzi.
Wśród najbardziej pożądanych polskich winyli wyróżnia się m.in. singiel Michała Urbaniaka i Czesława Niemena „Extravaganza”. Pewnych rzeczy wyjaśnić się do końca nie da. Być może tak jest i w tym przypadku. Do jednych trafią te argumenty, do drugich nie. Jedni uznają to za przejściową fanaberię. Drudzy będą zaciekle bronić przewagi płyt winylowych nad nowymi rozwiązaniami technologicznymi. Zakończę ten wywód dyplomatycznie, bez próby rozstrzygania, kto ma rację. Z miłością jest tak, że kocha się i już. Po prostu. Dlatego zostawiam Państwu miejsce do polemiki, a sam, cichutko, skieruję się w stronę swojego gramofonu i rozpocznę własną celebrację… koncept 13
Mateusz Kuczmierowski
KSIĄŻKA INSTYNKT SZTUKI. PIĘKNO, ZACHWYT I EWOLUCJA CZŁOWIEKA, DENIS DUTTON, COPERNICUS CENTER PRESS, 430 STRON Psychologia ewolucyjna to dziedzina badań, która zaciekawi laików do czasu, aż nie odstraszy ich ilość krytyki, z którą spotykają się jej hipotezy. Historia ewolucji gatunku ludzkiego – zgodnie z założeniami tejże psychologii – ma dostarczać wyjaśnień współczesnych ludzkich
14 kwiecień 2019
zachowań. Według jej przeciwników jest jednak zbyt spekulatywna, a dyskusja ta zahacza o wiele trudnych zagadnień, żeby można było łatwo wyrobić sobie opinię, zwłaszcza że w sporze „kultura kontra natura” prawda wydaje się leżeć gdzieś pomiędzy. Denis Dutton był profesorem filozofii na uniwersytecie w Canterbury w Nowej Zelandii. W swojej książce opisywał istnienie wrodzonych instynktów, które odpowiadają za równoległe funkcjonowanie sztuki w kulturach na całym świecie. Teza ta wydaje się być zupełnie rozsądna. Już Arystoteles i Hume wiązali artystyczną wrażliwość i działalność człowieka z jego naturą. Mogą tego dowodzić chociażby dzieła sztuki, które przetrwały próbę czasu i są doceniane po tysiącach lat. Słynnym przykładem eksperymentu z tej dziedziny są badania dotyczące gustów malarskich ludzi z całego świata, ich efektem miało być stworzenie obrazu, który spodoba się największej liczbie osób. Badania te wykazały powszechną atrakcyj-
ność specyficznej formy krajobrazu – kojarzącej się z czasami, w których mogli żyć nasi pradawni przodkowie. Zaobserwowano już, że węży boją się nawet ptaki, które nie miały z nimi styczności i być może podobne atawizmy występują także u człowieka. Obrazy, które stworzono zgodnie z wynikami badań, nikogo jednak nie zachwyciły. Dutton zaczyna swoją książkę, opisując stan tych dociekań i tłumacząc ich wyniki. Sztuka przetrwała wszystkie ataki, które kiedykolwiek skierowano w jej kierunku. Jeśli faktycznie byłaby zbędna, artyści nie należeliby do najsłynniejszych ludzi w historii, a estetyczne kryteria nie miałyby zastosowania w życiu codziennym. Badanie ewolucyjnych podstaw zachowań nigdy nie będzie proste ze względu na długotrwałość procesów, dlatego na dowody Duttona też jeszcze długo poczekamy. Jeśli jednak chcemy dowiedzieć się, dlaczego zawieszenie niewiary może być przydatne w życiu codziennym, Instynkt sztuki dostarcza nam prawdopodobnych odpowiedzi.
Chyba każdy, kto choć raz oglądał western, marzył o tym, by kiedyś trafić do miasteczka, w którym szeryf czuwa nad porządkiem, w saloonach można wszcząć bójkę, a po ulicach przechadzają się kolorowo ubrane panie. Marzenie z dzieciństwa można spełnić w niewielkim Pioneer Town położonym w samym sercu kalifornijskiej pustyni.
Dawno temu w samo południe Joanna Proskień
Dzięki świetnie oddanym realiom w atmosferę panującą w miasteczku bardzo szybko wczuwają się odwiedzający je turyści.
Jedną z wielu przygotowanych dla turystów atrakcji jest przejażdżka po bezkresnych pustyniach Kalifornii. Oczywiście w siodle!
Oczywiście w takim miejscu nie może zabraknąć szeryfa, który pilnuje porządku z grzbietu swojego konia. Typowy pejzaż Dzikiego Zachodu, po który warto przejechać ten ogromny kawałek świata.
Jak reagować na stalking?
Piotr Gutowski
18 kwiecień 2019
Żyjemy w czasach dzielenia się ze światem praktycznie wszystkim, co nas dotyczy. Prywatność jest coraz bardziej mglistym i obcym pojęciem, nierzadko luksusem, którego coraz trudniej bronić nawet w dotyczącej każdego człowieka mikroskali. Setki osobistych zdjęć publikowanych na portalach społecznościowych, dzielenie się informacjami o miejscach pobytu, śledzenie tras przez dziesiątki aplikacji, publikowanie mnóstwa danych o gronie najbliższych przyjaciół to tylko przykłady powyższego zjawiska.
N
iestety obok niegroźnych efektów dzielenia się swoim życiem pojawiły się bardzo niebezpiecznie przykłady zachowań patologicznych, wykorzystujących łatwość zdobycia praktycznie każdej informacji. Jednym z nich jest stalking, czyli uporczywe nękanie. Chociaż znany jest już od starożytności, dopiero od kilku lat penalizowany w polskim kodeksie karnym (przestępstwo stalkingu zostało dodane do kodeksu karnego przez art. 1 pkt. 2 ustawy z 25.02.2011 r. o zmianie ustawy – Kodeks karny [Dz.U. poz. 381], która weszła w życie 6.06.2011 r.). Zgodnie z art. 190a. kodeksu karnego: § 1. Kto przez uporczywe nękanie innej osoby lub osoby jej najbliższej wzbudza u niej uzasadnione okolicznościami poczucie zagrożenia lub istotnie narusza jej prywatność, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. § 2. Tej samej karze podlega, kto, podszywając się pod inną osobę, wykorzystuje jej wizerunek lub inne jej dane osobowe w celu wyrządzenia jej szkody majątkowej lub osobistej. § 3. Jeżeli następstwem czynu określonego w § 1 lub 2 jest targnięcie się pokrzywdzonego na własne życie, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10. Kodeks kodeksem, ale najważniejsze jest określenie, czym owo nękanie jest oraz jakie formy stalking najczęściej przyjmuje, i na jakie zachowania należy jak najszybciej reagować. Samo pojęcie nękania nie jest określone w kodeksie karnym, co usprawiedliwia pomocnicze skorzystanie z definicji
występującej w słowniku języka polskiego. Otóż zgodnie z jego treścią nękanie jest utożsamiane z ustawicznym dręczeniem kogoś. Możemy tym samym założyć, że chodzi o działanie wywołujące u ofiary jakiekolwiek formy obawy, strachu, niepokoju itp. I nie może być to jednorazowe działanie. Ustawiczność nękania objawia się w pewnej ciągłości czy powtarzalności zachowań stalkera, który działa na przestrzeni określonego czasu, również poprzez różne formy o różnym charakterze czy też stopniu dolegliwości. O tym, czy w danym przypadku mamy do czynienia ze stalkingiem, każdorazowo decydowały będą oczywiście okoliczności danej sprawy. Nękanie może zaistnieć już nawet na przestrzeni kilku dni, w przypadku niespotykanej w normalnych stosunkach intensywności działań stalkera. Z drugiej zaś strony ze stalkingiem można mieć do czynienia dopiero po kilku miesiącach w sytuacji, kiedy ofiara jest dręczona w większych odstępach czasu. Niemniej najistotniejsza jest obiektywna możliwość udowodnienia, że działanie stalkera, niezależenie od czasu jego trwania, wzbudza uzasadnione poczucie zagrożenia. Nie istnieją żadne uzasadnione przesłanki, które mogłyby wskazać, iż ze stalkingiem mamy do czynienia dopiero po roku wysyłania kilku SMS-ów dziennie. Idąc dalej, należy zaznaczyć, że wobec ogólnej dostępności mnóstwa informacji dotyczących praktycznie każdej osoby, uporczywe nękanie stanowi niezwykle uciążliwe
KRÓTKI INSTRUKTAŻ • Jeżeli kiedykolwiek spotkamy się z przestępstwem uporczywego nękania, nie możemy zapominać, że jest to czyn karalny, coraz skuteczniej ścigany przez policję i prokuraturę. Przy czym ściganie stalkera następuje dopiero na wniosek pokrzywdzonego.
obciążenie dla ofiary i to z użyciem bardzo prostych środków. Wystarczy kilka informacji, by sprawić, iż poczujemy się zaszczuci we własnym domu. Najczęstszymi przykładami zachowania wyczerpującego znamiona przestępstwa stalkingu jest m.in. wystawanie przez stalkera pod domem czy miejscem pracy, pisanie listów, zasypywanie SMS-ami, telefonami czy mailami, przy czym wskazane zachowania mogą występować i najczęściej występują łącznie. Co niezwykle istotne, doktryna wskazuje, że stalking może również zaistnieć poprzez pośrednie działania stalkera za pomocą osób trzecich. Najlepszym przykładem jest spowodowanie „natrętnego kontaktowania się z pokrzywdzonym wielu osób” (np. poprzez udzielanie fałszywych informacji o sytuacji, w jakiej znajduje się pokrzywdzony, wzywanie na jego adres pogotowia, policji, zamawianie taksówek, pizzy itp.). Również policja coraz częściej otrzymuje sygnały o niepokojących zachowaniach mogących zostać uznanymi za stalking i przedstawia, które zachowania należy uznać za uporczywe nękanie. Są to przede wszystkim: wydzwanianie (szczególnie w nocy); wysyłanie listów, SMS-ów oraz e-maili; wręczanie lub wysyłanie ofierze różnorakich niechcianych prezentów (od wulgarnych po te nieprzyzwoicie drogie); nieustające składanie propozycji spotkań o różnym charakterze i zaczepianie w miejscach publicznych; śledzenie i podglądanie ofiary, robienie jej
zdjęć oraz przeszukiwanie rzeczy osobistych; poniżanie ofiary, manipulowanie jej przyjaciółmi oraz bliskimi; szantaż emocjonalny; groźby i obelgi pod adresem ofiary.
SPOSOBY OBRONY PRZED STALKINGIEM
Na początek trochę liczb. Już w pierwszym roku obowiązywania znowelizowanego kodeksu karnego z uwzględnioną kryminalizacją przestępstwa stalkingu liczba zarejestrowanych przestępstw w tego typu sprawach osiągnęła kilka tysięcy przypadków. Według dalszych szacunków najczęstszą przyczyną nękania jest rozstanie się z dotychczasowym partnerem. Takie nękanie trwa zwykle od 1 do 6 miesięcy i objawia się przede wszystkim w formie uporczywego wydzwaniania do ofiary. Oskarżonym jest najczęściej niekarany mężczyzna w przedziale wiekowym między 22 a 40 lat, stanu wolnego, zazwyczaj pracujący, nieposiadający dzieci. Co niezwykle interesujące, praktycznie w każdym przypadku sprawca zna ofiarę, a w zdecydowanej większości był z nią w bliskich związkach uczuciowych. Biorąc pod uwagę powyższe, ofiarą stalkingu może stać się każdy z nas, a z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy przypuścić, że każdy z nas zna kogoś, kto stał się ofiarą tego przestępstwa. Jeżeli niestety już doświadczymy uporczywego nękania, powinniśmy pamiętać o kilku najważniejszych regułach zachowania, przede wszystkim:
• Wszelkie informacje, które udostępnimy w sieci, mogą być wykorzystane przez stalkera. W obliczu doświadczania nękania należy tym samym ograniczyć ilość danych, którymi dzielimy się z bliżej nieokreśloną liczbą osób, lub przynajmniej kontrolować naszą aktywność w sieci. • Nie należy odpowiadać na telefony, listy, SMS-y stalkera oraz wyraźnie zaznaczyć brak zgody na tego typu kontakt i wyrazić swój sprzeciw przeciwko takiemu zachowaniu. Jeżeli nie przynosi to skutku, należy zawiadomić policję, gromadząc wcześniej wszystkie potencjalne dowody mogące uwiarygodnić i potwierdzić nasze stanowisko oraz faktyczne i realne poczucie zagrożenia ze strony stalkera. • Dobrym rozwiązaniem jest też poszukanie pomocy w wyspecjalizowanych organizacjach pomagających ofiarom stalkingu. Jest ich coraz więcej, a zapewniają tak niezbędną pomoc prawną i psychologiczną w takiej sytuacji.
koncept 19
Hubert Kowalski
Bóg i studia, czyli czym są duszpasterstwa akademickie
Życie większości polskich studentów kręci się głównie wokół uczelni, imprez, ewentualnie pracy. Ale istnieje duża grupa żaków, dla których czas studiów to również… Bóg i wspólnota. Właśnie dla nich stworzono duszpasterstwa akademickie, które mimo ogólnego spadku poziomu religijności wśród młodych, wciąż są bardzo popularne. Warto odpowiedzieć na pytania: czym są i skąd się wzięły duszpasterstwa akademickie? A także – a może przede wszystkim – kim są ludzie, którzy je tworzą?
D
uszpasterstwo akademickie to jedna z form społecznej działalności Kościoła, która jest przeznaczona dla młodzieży akademickiej. Na czele wspólnoty duszpasterskiej stoi duszpasterz, czyli kapłan diecezjalny lub zakonny. Większość polskich duszpasterstw posiada własne kościoły 20 kwiecień 2019
akademickie. Kolebką duchowych wspólnot dla studentów jest Kraków. Młodzież akademicka z Uniwersytetu Jagiellońskiego była objęta opieką duszpasterską już w XIV w. Pierwszy oficjalny duszpasterz został powołany 21 września 1927 r. w Krakowie przez arcybiskupa Adama Stefana Sapiehę, co było odpowiedzią na prośby różnych środowisk akademickich z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Został nim ks. Stanisław Sapiński, który – oprócz pracy duchowej – organizował liczne akcje charytatywne, a także pomoc lokalową dla studentów mających problemy ze znalezieniem mieszkania. Na terenie całej Polski zaczęły powstawać kolejne duszpasterstwa. W czasie II wojny światowej katolickie wspólnoty studenckie działały w konspiracji. W 1946 r. Episkopat Polski zdecydował, że duszpasterstwa będą funkcjonować jako odrębna instytucja Kościoła. Niestety komuniści, którzy sprawowali władzę w Polsce po II wojnie światowej, dążyli do „przejęcia kontroli” nad duszami młodych. Aby to osiągnąć, musieli zmarginalizować wpływy Kościoła katolickiego i zastąpić je własną ideologią. Elementem szczególnie niewygodnym dla
komunistów były popularne wśród młodzieży duszpasterstwa akademickie. Władza nie zdecydowała się na wprowadzenie zakazu ich działania, jednak próbowano zniechęcać studentów, stosując różnego rodzaju represje. Reżim, chcąc kontrolować działalność młodych ludzi, posługiwał się tzw. osobowymi źródłami
Rozwój duchowy sprawia, że ludzie wznoszą się ponad błahostki. informacji, czyli agentami, którzy angażowali się we wspólnoty religijne, aby przekazywać informacje służbom bezpieczeństwa. Stosowano również metody administracyjne, np. pozbawiając żaków stypendiów czy uniemożliwiając im prowadzenie prac naukowych. Agenci dopuszczali się również działań dezintegracyjnych, których celem było skłócenie środowiska. Mimo to duszpasterstwa wciąż funkcjonowały, czego najlepszym przykładem były wspólnoty krakowskie, bardzo rozwijające się w latach siedemdziesiątych m.in. za sprawą ogromnego zaangażowania Karola Wojtyły, późniejszego
papieża. W 1973 r. władza utworzyła Socjalistyczny Związek Studentów Polskich, który miał zagospodarować wspólnotę akademicką i odciągnąć młodzież od Kościoła. Jednak duszpasterstwa okazały się swoistymi enklawami, które były wolne od wpływów władzy komunistycznej, co pozwalało na tworzenie wspólnoty wolnej od propagandy. Po 1989 r. władza przestała utrudniać działalność wspólnotom katolickim, a to dało szansę na ich rozwój.
POLSKA BASTIONEM, ALE…
Większość statystyk wskazuje, że coraz więcej młodych Europejczyków uważa się za osoby niewierzące. Jednak okazuje się, że Polska stanowi zdecydowaną przeciwwagę dla ogólnoeuropejskiej tendencji, czego najlepszym unaocznieniem był sukces Światowych Dni Młodzieży w Krakowie w 2016 r. To właśnie w naszym kraju – na tle pozostałych państw – jest najwięcej wierzących w wieku od 16. do 29. roku życia. Co ciekawe, najmniej religijni w tej grupie wiekowej są nasi sąsiedzi Czesi. Jednak poziom religijności wśród młodych spada również w Polsce. Na przestrzeni lat coraz mniej osób deklaruje się jako osoby wierzące. Wśród młodzieży polskiej zmienia się także postrzeganie religii. Okazuje się, że sama wiara w Boga nie zawsze idzie w parze z praktykowaniem religij-
nym i przekonaniami moralnymi. Religijność czasami łączy się również z krytyczną postawą wobec Kościoła jako instytucji. „Potrzeba dziś mężczyzn i kobiet mocnych, wspaniałomyślnych, doskonale dwujęzycznych, to znaczy zdolnych mówić językiem Boga w języku ludzkim, podwójnie biegłych, to znaczy kontemplujących Boga i biegłych w ludzkości, zakochanych w Bogu i ludziach” – mówił kardynał Paul Poupard. Wygląda na to, że duszpasterstwa akademickie podążają właśnie tą drogą, starając się łączyć sferę sacrum z tym, co ludzkie.
Na przestrzeni lat coraz mniej osób deklaruje się jako osoby wierzące. Wśród polskiej młodzieży zmienia się także postrzeganie religii. DUSZPASTERSTWA XXI WIEKU
Kościół często jest kojarzony z miejscem, gdzie spotykamy głównie osoby starsze, modlące się w tęsknocie za zmarłymi bliskimi i w trosce o swoje dzieci, wnuki. Dla niektórych widok kościoła pełnego studentów może być sporym zaskoczeniem, ale – jak się okazuje – nie są to odosobnione przypadki, ponieważ mszy akademickich w największych miastach Polski nie brakuje. Mimo że życie religijne w XXI w. nie jest łatwe, to członkowie duszpasterstw niezmiennie stawiają Boga zawsze na pierwszym miejscu, każde ich spotkanie rozpoczyna się od modlitwy. Ich działalność skupia się przede wszystkim na mszach akademicki, które gromadzą i integrują wielu studentów. W duszpasterstwach odbywają się również spotkania modlitewne i dyskusje. Studenci utrzymują także żywe kontakty z podobnymi wspólnotami z zagranicy, niejednokrotnie podróżując do różnych państw, żeby modlić się we wspólnocie. Sfera religijna jest dopełniania przez akcje charytatywne, a także liczne integracje, m.in. wspólne pieczenie ciasta, dyskoteki bez alkoholu czy kursy tańca. Duszpasterstwa funkcjonują w polskich miastach akademickich. W każdym z nich działa od kilku-
nastu do kilkudziesięciu studentów, którzy formują się pod okiem swoich kapłanów. Jak podkreślają sami członkowie, ich wspólnoty są otwarte nie tylko dla głęboko wierzących, ale również dla tych, którymi targają liczne wątpliwości. – Tutaj nie ma osób idealnych, każdy z nas jest w drodze do Boga – mówi Natalia Piesiewicz z Duszpasterstwa Akademickiego „Piątka” w Łodzi. – Bóg jest nieskończony i powinniśmy się Go uczyć całe życie. Nigdy nie dojdziemy do momentu, w którym moglibyśmy rzec, że jesteśmy tak blisko Boga, że bliżej się nie da, osiągnęliśmy szczyt. Należy stale szukać – podkreśla studentka. – Wspólnota to droga, podczas wędrówki zasiewamy drobne nasionka, przy każdym spotkaniu niewielką garstkę. Te nasionka przyniosą plon za parę lat i to jest piękne. Warto próbować, szukać i pukać do drzwi Pana. Bo gdzie Bóg jest na pierwszym miejscu, tam wszystko jest na swoim miejscu, a modlitwa sprawia, że Pan w nas oddycha. On widzi, że Go szukamy. Nie pozostanie obojętny, odpowie. Zawsze – mówi Natalia Piesiewicz. Członkowie duszpasterstw mocno podkreślają formację duchową jako bardzo ważny element swojej codzienności, pozwalający im zmieniać się na lepsze poprzez obcowanie z Bogiem i pracę na rzecz drugiego człowieka. – Jesteśmy jak glina, którą formuje Bóg – mówią.
WSPÓLNOTA DAJE IM SIŁĘ
Gdy część polskich studentów skupia się wyłącznie na rzeczach materialnych, życiu konsumpcyjnym, inni przeżywają swoją wiarę. Jak podkreślają wierzący, rozwój duchowy sprawia, że wznoszą się ponad błahostki, jednocześnie ucząc się zrozumienia dla drugiego człowieka. Drugim – choć również bardzo ważnym – efektem ich działalności jest siła do życia codziennego, którą zyskują dzięki uczestniczeniu we wspólnocie. Dzięki tej sile czują się lepiej, mogą czasami skupić się na modlitwie – obcowaniu z Bogiem w zintegrowanym gronie. Formując się wewnątrz wspólnoty, ale jednocześnie będąc otwartymi, duszpasterstwa przetrwały trudne czasy komunizmu. Dziś stoją przed nimi nieco inne wyzwania. Czy również im sprostają?
Filip Cieśliński
Liga Mistrzów w lataniu na miotle
G
dy Joanne Kathleen Rowling, tworząc hitową serię powieści o Harrym Potterze, zabierała się do opisania głównej dyscypliny sportowej przewijającej się w książce – czarodziejskich zmagań w quidditcha – bynajmniej nie ograniczała swojej fantazji. Jest latanie na miotłach, wiszące w powietrzu poręcze pełniące rolę bramek, skomplikowany podział na role w drużynie i zasada, że mecz kończy się dopiero, gdy zawodnicy złapią pędzący, ledwo zauważalny złoty znicz. Gdyby brytyjska pisarka wiedziała, że kiedyś ktoś spróbuje odtworzyć jej grę w prawdziwym świecie, być może w porę powiedziałaby sobie dość
48 drużyn występuje w tegorocznej edycji EQC. Podzielono je na dwie dywizje. W Warszawie będzie rywalizować 16 z nich. Kolejne 32 zmierzą się w maju w Belgii.
i powstrzymała jeden z kolejnych szalonych pomysłów dotyczących tej rozgrywki. Ostatecznie poszła na całość, a późniejszych twórców tzw. „mugolskiego quiddicha”… zupełnie to nie zniechęciło.
ODTWORZYĆ CZARY
„Mugolski quidditch”, czyli dostosowana do ludzkich ograniczeń wersja książkowej rywalizacji, powstał w 2005 roku w Stanach Zjednoczonych. Studenci Alex Benepe i Xander Manshel zdołali przełożyć zasady pochodzące z fantastyki Rowling na zbiór reguł, który będą mogły odtworzyć drużyny wyzbyte wszystkich magicznych przymiotów, a jednocześnie wciąż mocno nawiązujących do pierwowzoru. – Jest 22 kwiecień 2019
kilka znaczących różnic. I nie chodzi tu tylko o to, że nie latamy – śmieje się Katarzyna Skibińska, reprezentująca jedną z ośmiu polskich ekip uprawiających tę szaloną dyscyplinę – Warsaw Mermaids. Rozgrywka, która początkowo może wydawać się zupełnie chaotyczna, po krótkim wytłumaczeniu reguł traci aurę tajemniczości i powinna spodobać się nie tylko fanom Harry’ego Pottera. Na dwóch końcach boiska ustawia się po trzy pętle umieszczone na różnej wysokości słupkach. Punkty zdobywa się za przerzucenie przez jedną z pętli rywali piłki, zwanej tu „kaflem”. Zawodnicy przyporządkowani są do czterech boiskowych ról (powiązanych z zakładanymi przez nich opaskami), od których zależą ich zadania. Ścigający (biała opaska) mają po prostu przerzucić „kafla” przez obręcz; pałkarze (czarne opaski) jedną z trzech piłek do zbijaka znajdujących się na boisku muszą trafiać rozgrywających rywali, tym samym wyłączając ich z danej akcji; obrońcy (zielone) są zaś ścigającymi, których głównym zadaniem jest jednak chronienie swoich obręczy. Największym wyzwaniem było odtworzenie kończącego całe spotkanie clue rozgrywki – tj. łapania znicza. W „mugolskiej” wersji nie jest nim przedmiot, a ubrany na żółto człowiek, z przyczepioną do spodni małą piłeczką. Mecz kończy się, gdy szukający (żółte opaski) zdołają ją odczepić. Co z lataniem na magicznej miotle? Twórcy gry, mimo optymistycznego podejścia do całego wyzwania, postanowili, słusznie, porzucić próbę odtworzenia tego pomysłu. Nie przeszkodziło im to jednak w stworzeniu innego utrudnienia. Wszystkie, niebrzmiące wyjątkowo skomplikowanie zadania opisane powyżej,
16 drużyn z całej Europy, ponad 300 zawodników, kilkudziesięcioosobowa ekipa techniczna i setki krzesełek czekających na zaciekawionych kibiców – to nie zapowiedź międzynarodowego lekkoatletycznego mityngu czy finału kluczowych piłkarskich zmagań, a wielkiego turnieju… quidditcha. Dyscyplina, którą większość kojarzy z sagą o Harrym Potterze i lataniem na czarodziejskich miotłach, w prawdziwym świecie znalazła już tysiące entuzjastów. W kwietniu najlepsi z nich zmierzą się w Warszawie.
należy bowiem wykonywać z… kijem między nogami. W praktyce oznacza to, że do gry używa się niemal wyłącznie jednej ręki. Jeśli upuści się kij – trzeba wracać aż do swoich obręczy. Dopiero po ich dotknięciu można kontynuować grę. Wizja kilkunastu osób biegających po boisku, udających latanie na czarodziejskich miotłach przestaje bawić, gdy zobaczy się, jak wyglądają spotkania „mugolskiego quidditcha”. Podczas nich wszyscy na boisku zapominają o filmowym pierwowzorze i skupiają się wyłącznie na walce o zwycięstwo. Jako że w dyscyplinie tej możliwe jest „fizyczne” utrudnianie rywalom zdobywania kolejnych punktów, walka ta szybko staje się nie tylko dynamiczna i emocjonująca, ale i delikatnie rzecz ujmując, niezbyt delikatna. – To bardzo kontaktowy sport. Żeby zdobyć punkty, często trzeba przebiec całe boisko. Przeszkadzają w tym „pałkarze”, ale i „ściągający” rywali, którzy mogą zatrzymywać przeciwników siłą, złapać ich i powalić – tłumaczy Skibińska.
MISTRZOWIE CAŁKIEM NA SERIO
Zawodnicy grający w quidditcha nie mają co marzyć o intratnych kontraktach reklamowych i wielotysięcznych pensjach spływających na konto po ich sportowych sukcesach. Nijak nie przeszkadza to im jednak w ciągłym rozwijaniu dyscypliny i stawianiu przed sobą nowych, coraz bardziej ambitnych wyzwań. Stopień profesjonalizacji dyscypliny, która zaczynała jako próba odwzorowania wyimaginowanego książkowego sportu, może imponować. Na całym świecie istnieje szereg turniejów międzynarodowych. Stworzono rywalizujące ze sobą reprezentacje narodowe. Zawody toczą się pod okiem przeszkolonych, certyfikowanych sędziów. W Polsce, gdzie dyscyplina ma już kilka lat, sprawnie funkcjonują rozgrywki ligowe i rokrocznie wyłaniani są krajowi mistrzowie. Ci zaś, bez kompleksów, stawiają czoła najlepszym ekipom z całej Europy. Teraz będą to mogli zrobić na oczach polskich kibiców.
54 minuty trwał najdłuższy
mecz w historii European Quidditch Cup [METU Unicorns (Turcja) vs Nottingham Nightmares Quidditch Club (Wlk. Brytania)] To o pół godziny więcej niż standardowe spotkanie. Oznacza to, że „znicz” nie dał się złapać ścigającym obu ekip przez 36 minut (wbiegł na boisko w 18. minucie meczu). W dniach 13–14 kwietnia na obiektach bemowskiego OSiR-u przy ul. Obrońców Tobruku w Warszawie, gdzie na co dzień odbywają się spotkania zawodników piłki nożnej czy futbolu amerykańskiego, zostanie zorganizowany quidditchowy odpowiednik Ligi Mistrzów – European Quidditch Cup. Do Polski zjedzie 15 ekip z Niemiec, Austrii, Wielkiej Brytanii, Czech, Irlandii, Holandii, Szwecji czy Szwajcarii. Skład ten uzupełnią ubiegłoroczni mistrzowie naszego kraju – Wrocław Wanderers. Turniej jest szykowany z pompą. – Będzie strefa dla kibiców, trybuny, foodtrucki i wolontariusze gotowi wytłumaczyć wszystkim zainteresowanym zasady rozgrywki. Mamy przygotowane gadżety związane ze zmaganiami, które będą sprzedawane na specjalnych
stoiskach. Mecze będą streamowane na żywo w internecie dzięki współpracy z serwisem, który powstał w Niemczech właśnie na potrzeby pokazywania w sieci meczów quidditcha – opowiada z pasją Skibińska. Organizatorów nie zniechęca fakt, że przy pierwszym kontakcie z ich dyscypliną ludzie często reagują całkowitym niezrozumieniem. – Nasze treningi odbywają się zazwyczaj na Polu Mokotowskim. Zdarza się, że ludzie się zatrzymują, zaczynają nas nagrywać. Zawsze staramy się zachęcić ich wtedy, by podeszli i przybili piątkę, opowiedzieć im coś o naszym sporcie. Reakcje bardzo często zmieniają się wtedy z totalnego zdziwienia w zaciekawienie – tłumaczą zawodnicy Warsaw Mermaids, którzy przy okazji turnieju EQC chcą zorganizować dzień otwarty i rekrutować nowych zawodników.
Z PASJI DO SPORTU
O książkowych fundamentach „mugolskiego quidditcha” większość z graczy już niemal nie pamięta. Dyscyplina, która w skali świata będzie wkrótce obchodziła swoje 15. urodziny, żyje swoim życiem i od dawna funkcjonuje jako autonomiczny byt. – Chciałam po prostu sprawdzić się w nowej dyscyplinie. Nie chodziło o to, czy jestem fanką Harry’ego, czy nie. Przeważyła chęć stawienia czoła nowym wyzwaniom i aspekt sportowy – przyznaje Katarzyna Skibińska. Takich jak ona jest znacznie więcej. W warszawskiej drużynie jest obecnie około 30 zawodników. To głównie studenci. Najstarsi podchodzą pod trzydziestkę, za granicą można jednak spotkać nawet 10 lat starszych zawodników. Jak wynika z samych zasad gry, w kadrze i na boisku muszą być zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Gdy dodamy do tego różnorodność boiskowych zadań, okazuje się, że quidditch rzeczywiście jest sportem praktycznie dla wszystkich. – Niedługo kończę studia i myślę o wyjeździe z Warszawy na stałe. To może oznaczać, że przestanę regularnie grać. Nie zmieni się jednak najważniejsze, co wyniosłam z tych wszystkich lat, czyli fantastyczne przyjaźnie i wspomnienia. Byliśmy z Mermaids na zawodach we Włoszech, Słowenii, Niemczech i Norwegii. Poznaliśmy setki pozytywnie zakręconych ludzi z całego świata. Tego nikt mi nie zabierze.
Fotografie: QuidPic.be
koncept 23
Bartłomiej Nersewicz
Ci niedocenieni Słowianie Historię piszą zwycięzcy. Narzucają swoją wersję interpretacji dziejów słabym i pokonanym, nie przejmując się stanem faktycznym; w myśl zasady, że jeśli fakty są przeciwko nam, to tym gorzej dla faktów. Dominująca obecnie wokół Słowian narracja historyczna wydaje się być w dużej mierze tego przykładem.
W
iele wskazuje na to, że nasi antenaci odegrali w dziejach człowieka i cywilizacji o wiele większą rolę, niż się im dziś przypisuje. Co gorsza, wiedza o tym nie jest powszechna nawet w Polsce. Powinno zależeć nam na poznaniu prawdy, ponieważ bez tego poddajemy się biernie wpływom tych, w których interesie leży jej nieujawnianie. Gustaf Kossina (1858–1931), zgermanizowany Mazur, lingwista i profesor archeologii zajmujący się problematyką pochodzenia i rozprzestrzeniania się Germanów, przyczynił się do rozwoju wcielanej w czyn przez wąsatego Adolfa teorii o nadludziach i podludziach. Twierdził, co następuje: Według Kossinny, plemiona germańskie miały w starożytności zasiedlać znaczne obszary środkowej Europy, włącznie z Polską, prasłowiańskie zaś, a później słowiańskie – błota Prypeci. Według niego Słowianie, odcięci od wszelkich prądów wyższej kultury, biedni i prymitywni, dopiero w VI wieku, wykorzystując sprzyjającą chwilę dziejową, zajęli dzisiejsze siedziby ku wschodowi i zachodowi, wtedy, gdy ludy germańskie stworzyły już bogatą cywilizację, niezależną od wpływów świata śródziemnomorskiego lub orientalnego [za Wikipedią]. Kiedy pojawili się Słowianie, wszystko było już ucywilizowane przez Greków, Rzymian, Celtów i naturalnie Germanów. Barbarzyńscy Słowianie przegnali kulturalnych Niemców z ziem dzisiejszej Polski...
CO NA TO GENETYKA?
Całe szczęście rozwój nauki dał naukowcom narzędzia do – w miarę precyzyjnego – określania, jakie terytoria zasiedlał poszczególny etnos w danym momencie. Łącząc interdyscyplinarne badania z zakresu 24 kwiecień 2019
genetyki, archeologii czy lingwistyki, historia Słowian jawi się zupełnie inaczej. Ważnego odkrycia dokonał zespół naukowców z uniwersytetu Princeton w latach 2009–2015. Wyszczególniona przezeń polska haplogrupa Y – fragment kodu genetycznego przekazywanego z ojca na syna – dominuje w Polsce od 10 700 lat. Jest ona mutacją głównej haplogrupy R1a, zwanej ario-słowiańską. Udział tej grupy u dzisiejszych Polaków sięga prawie 60 procent. Co ciekawe, u indyjskich braminów wynosi ponad 70 proc. z uwagi na niemieszanie się w systemie kastowym warstw wyższych i niższych. Wynika więc z tego, że genetyczni Polacy zasiedlają swoje tereny od tysięcy lat, zaś nauki ścisłe i analizy antropologów fizycznych każą sądzić, że kierunek ich ekspansji wiódł z Europy przez Rosję i Kaukaz do Iranu i Indii. W Europie Zachodniej żyje największy odsetek posiadaczy haplogrupy R1b, która nazywana jest celtycką. Posiada ją także 12,5 proc. Polaków.
FILISTYNI
Innym ważnym odkryciem jest słowiańska geneza ludu Filistynów, który sam, będąc zaawansowany technologicznie i cywilizacyjnie, nauczył Żydów budować łodzie, domy, pisać czy kuć żelazo. Polski badacz Słowiańszczyzny Czesław Białczyński upowszechnił relację z odszyfrowania przez Reinhardta S. Steina i Giancarla T. Tomezzoliego pisma Filistynów znajdującego się na ceramice wydobytej w mieście Aszkelon leżącym na południu Izraela. Naukowcy ci odczytali z ceramiki napisy pochodzące z ok. 1200 r. p.n.e. przy użyciu słowiańskiego słownictwa i zawyrokowali: Filistynowie starożytnego Aszkelonu, albo po prostu Filistynowie w ogóle, byli
plemieniem prasłowiańskim lub ludem, który mówił językiem prasłowiańskim i osiadł w południowej części obecnego Izraela w epoce żelaza, tj. na długo przed VII wiekiem naszej ery, który jest ogólnie przyjętym okresem przybycia Słowian do Europy Wschodniej. Aby w pełni ukazać jak ważne jest to odkrycie, przypomnijmy, że Filistyni w odróżnieniu od plemion koczowniczych, jakim wówczas byli Żydzi, budowali domy z cegły na planie prostokąta, mieli monopol na kucie
Dawni Słowianie jako pierwsi na świecie produkują na Kujawach sery i jako pierwsi na Starym Kontynencie uprawiają żyto. żelaza, pracowali na roli, konstruowali statki morskie, a ich świątynie, w których czczono boginię Isztar, mogły pomieścić nawet 3 tys. osób. Z boginią tą wiązał się kult płodności symbolizowany przez jajko, a jej święto obchodzono z początkiem wiosny. Biblijny wojownik Goliat także był Filistynem. Skąd ów lud wziął się na tych ziemiach? Filistyni byli ludem morza. Kolebka Ludów Morza mieści się w basenie Dunaju, a wcześniej rozwijała się na terenach Czech, Słowacji, Polski, Niemiec, Ukrainy, skąd przez Bałkany było blisko nad Nil i Kanaan.
CZY GERMANIE TO NIEMCY?
Wilhelm Bogusławski w „Dziejach Słowiańszczyzny Północno-Zachodniej” analizuje silny lud Słewów, czyli ludzi słowa (Swowi). Przekłamania związane z tym, kto zamieszkiwał Germanię, związane
Fot: Ryszard Filipowicz / Shutterstock.com są z XV-wiecznym cesarzem Maksymilianem I, koronowanym na króla Germanii. Wtedy też zrównano to pojęcie z Niemcami. Do tamtej pory praktycznie w ogóle nie utożsamiano Niemców z Germanami. Starożytne opisy Tacyta i Cezara donoszą o różnych ludach zamieszkujących Germanię, ale z dominującą rolą Słe-
Ok 5600 r. p.n.e. Starčevo i Vinča, bałkańscy osadnicy udają się na północ do Polski przez Bramę Morawską. wów. Następnie wschodnie granice Germanii przesuwano od Wisły po Ural, ale zachodnie i południowe pozostawały niezmienne, i ten obszar potwierdzają ustalenia genetyków. Innym ludem zamieszkującym te tereny, a wywodzącym się ze Skandynawii, byli Teutonowie, co również udowadnia XXI-wieczna genetyka. Ich wędrówka utorowała drogę Saksonom i Frankom do osiedlenia się w tych rejonach. Niektórzy historycy posiadłości Słewów nazywali scytyjskimi. Mylna interpretacja może też wynikać z pomieszania przez niemieckich historyków Swewów ze Szwabami. Jeszcze w czasach Bogusławskiego (wiek XIX) Kaszubi określali Słowian Słewami, czyli tak jak Cezar i Tacyt w klasycznej łacinie. Wiedzie to do wniosków o tym, że to
Słowianie łupili Cesarstwo Rzymskie oraz pobili Rzymian, chociażby w słynnej bitwie w lesie Teutoborskim w IX w.
SŁOWIAŃSCY WIKINGOWIE
Wzrost zainteresowania Wikingami za sprawą serialu wyprodukowanego dla kanału History przybliża widowni codzienność i wyprawy wojenne, choć może to jedno i to samo, nordyckich wojowników. Fabuła mówi, że prowadzeni przez duńskiego Jarla Ragnara Lodbroka, zamiast jak zawsze atakować i łupić biednych Słowian na południu, ruszą w niezbadane tereny na zachód i dotrą do nowych ziem, czyli Anglii. Jest to prawda, ale połowiczna, bowiem Wikingowie raczej zmienili kierunek, z uwagi na silny opór stawiany przez Słowian, w konfliktach z którymi wcale nie byli dominującą stroną. Oba ludy zarówno walczyły ze sobą, podbijały wzajemnie, handlowały, jak i ramię w ramię wyprawiały się na podboje. Termin „Wiking” można tłumaczyć też jako wilk morski, pirat. Faktem jest, że łodzie Słowian (korabie), choć wolniejsze od nordyckich drakkarów, były w stanie obrócić je w pył przy zderzeniu, z uwagi na swoją masywną konstrukcję. Sam Juliusz Cezar w „Komentarzach o wojnie galijskiej” opisywał Wenetów, czyli Słowian, tak: Plemię to cieszy się bezsprzecznie najwięk-
szym znaczeniem na całym morskim wybrzeżu w tych stronach, ponieważ Wenetowie mają bardzo wiele okrętów, na których zwykli żeglować do Brytanii, a wiedzą i doświadczeniem żeglarskim przewyższają pozostałe plemiona (…).
OSADNICTWO NA ZIEMIACH POLSKI
Ok 5600 r. p.n.e. Starčevo i Vinča, bałkańscy osadnicy udają się na północ do Polski przez Bramę Morawską. Ich lud nazywany jest neolityczną kulturą ceramiki wstęgowej rytej. Od tamtej pory w wykopaliskach można odnaleźć ślady osad czy glinianych naczyń do składowania żywności. W tamtym czasie dawni Słowianie jako pierwsi na świecie produkują na Kujawach sery i jako pierwsi na Starym Kontynencie uprawiają żyto. Ludzi chowano wtedy w większości poprzez całopalenie, szlak spoczynku ciągnie się wzdłuż Wisły, gdzie okolice Krakowa to praktycznie wyłącznie ten sposób pochówku, zaś im dalej na północ, tym więcej odnaleźć można szkieletów. Kolejna fala osadnicza napłynęła na tereny Polski z Panonii i wiąże się z kulturą lendzielską. Był to ok 5000 r. p.n.e.; tworzyła ona ogromne, drewniano-ziemne konstrukcje zwane rondelami. Były to aglomeracje rozlokowane wzdłuż linii Odry. Także to nasi antenaci, jako pierwsi na świecie, korzystają z czterokołowych wozów ciągniętych przez woły. koncept 25
Hubert Kowalski
Jeszcze w połowie XIX w. było nie do pomyślenia, żeby pomiędzy Warszawą a Poznaniem znalazło się miejsce dla kolejnego dużego miasta. A jednak! Według oficjalnych danych w Łodzi mieszka obecnie około 700 tys. osób, co oznacza, że jest to jedno z największych miast w Polsce. Mimo że ojczyzna „krańcówek” i „migawek” zmienia się dynamicznie, to wciąż pozostaje w cieniu innych polskich aglomeracji. Czy słusznie?
Ł
ódź początkowo była niewielką wsią położoną w granicach historycznej ziemi łęczyckiej. Pierwszą wzmiankę o tej miejscowości odnaleziono w dokumencie z 1332 r. Prawa miejskie zostały nadane dopiero 29 lipca 1423 r. w Przedborzu nad Pilicą przez króla Władysława Jagiełłę. Do końca XVII w. miejscowość była niewielkim miasteczkiem rolniczym, będącym własnością biskupstwa włocławskiego. Rozwój Łodzi dodatkowo opóźniły najazdy szwedzkie. Po II rozbiorze Polski w 1793 r. Łódź znalazła się w zaborze pruskim, jednak w 1807 r. weszła w skład Księstwa Warszawskiego, a od 1815 r. do Królestwa Polskiego, które było częścią imperium carskiej Rosji. W 1820 r. Łódź włączono do grona osad przemysłowych w kalisko-mazowieckim okręgu przemysłowym. Miastu przeznaczono rolę ośrodka tkackiego i sukienniczego. Za przekształceniem osady przemawiały głównie warunki naturalne, m.in. duże zalesienie, dzięki któremu można było zapewnić stałe dostawy drewna jako materiału budowlanego i opałowego, a także obecność niewielkich rzek o dużym spadku, 26 kwiecień 2019
Ziemia obiecana. Z wizytą w Łodzi
którą można było wykorzystać do napędu maszyn. Łódź przekształciła się w miasto fabryczne, do którego zaczęli przybywać tkacze z różnych stron Europy, byli to głównie Niemcy i Żydzi. W 1828 r. powstał m.in. kompleks fabryczny Ludwika Geyera, dziś znany jako „Biała Fabryka”, który obecnie jest siedzibą Centralnego Muzeum Włókiennictwa. W drugiej połowie XIX w. wzrastały fortuny przemysłowe rodzin Scheiblerów, Grohmanów i Poznańskich. Właśnie wtedy Łódź ukształtowała się jako miasto czterech kultur: Polaków, Żydów, Niemców i Rosjan, co zostało opisane w powieści „Ziema obiecana” Władysława Reymonta. W 1914 r. w mieście włókniarzy mieszkało około 500 tys. osób. Prawdziwą hekatombą dla Łodzi był okres II wojny światowej, podczas którego niemieccy okupanci wymordowali prawie całą społeczność żydowską w mieście oraz wielu Polaków i przedstawicieli innych narodowości.
W latach 90. XX w. nastąpił upadek łódzkiego przemysłu. Fabryki, które przez ponad sto lat stanowiły o sile ekonomicznej miasta, bezpowrotnie upadły, powodując poważny kryzys społeczny. A KOLOR JEGO JEST… BIAŁO-CZERWONY?
Warszawa ma swoje powstanie, Poznań i cała Wielkopolska również. Okazuje się, że Łódź także ma w swojej historii istotny zryw, choć jest on mniej znany, ale jednocześnie budzi pewne kontrowersje. Chodzi o rewolucję 1905 r., którą część historyków nazywa powstaniem łódzkim.
W dniach 22–24 czerwca 1905 r. łódzcy robotnicy wystąpili zbrojnie przeciwko oddziałom carskim, domagając się m.in. poprawy warunków pracy i zaprzestania rusyfikacji. Łodzianie walczyli z żołnierzami rosyjskimi, budując barykady na ulicach i próbując przejąć kontrolę nad jak największym obszarem. Jednak walczący zostali brutalnie spacyfikowani przez przeważające siły wojsk zaborcy, co skutkowało późniejszymi represjami. Mimo to okazało się, że łódzka rewolucja przyniosła również pozytywne skutki. Jednym z nich była zgoda władz carskich na utworzenie pierwszej polskiej szkoły. 17 października 1906 r. otwarto Prywatne Progimnazjum Męskie J. Radwańskiego, w którym nauczano w języku polskim. Obecnie w miejscu dawnego progimnazjum mieści się II LO im. Gabriela Narutowicza. Łodzianie są dziś podzieleni co do oceny wydarzeń z czerwca 1905 r. Część z nich uważa, że rewolucja nie powinna być nazywana powstaniem, ponieważ miała charakter robotniczy, była inspirowana głównie przez Polską Partię Socjalistyczną. Inni natomiast podkreślają, że żądania socjalne były wyrażane na równi z dążeniami niepodległościowymi. Nie ma wątpliwości, że walka łodzian z początku XX w. była oryginalną formą sprzeciwu, która miała nieco inny charakter niż powstania, o których można przeczytać w podręcznikach szkolnych. Jednak rewolucja 1905 r. stała się ważnym elementem łódzkiej tożsamości i historii lokalnej walki o niepodległość Polski oraz prawa społeczne.
Z FABRYKI DO MARKETU
Łódź rozwinęła się dzięki wielkim fabrykom. Robotnicy, którzy w nich pracowali w XIX w. i na początku XX w., nie mogli liczyć na prawa socjalne, które dziś są standardem, co stanowiło bazę dla rozwoju ruchów socjalistycznych. Po II wojnie światowej, kiedy radykalnie zmieniła się struktura narodowościowa miasta, Łódź stała się miejscem monoetnicznym, w którym zdecydowaną większość stanowili Polacy, głównie robotnicy. Ta sytuacja stała się z kolei dobrą podstawą dla władz komunistycznej Polski, które w swojej propagandzie przedstawiały Łódź jako pięknie rozwijające się miasto polskiej klasy robotniczej. Wszystko zmieniło się po 1989 r., kiedy zaczęto zamykać nierentowne łódzkie fabryki. W latach 90. XX w. nastąpił upadek łódzkiego przemysłu. Fabryki, które przez ponad sto lat stanowiły o sile ekonomicznej miasta, bezpowrotnie upadły, powodując poważny kryzys społeczny związany z rosnącym bezrobociem. Ani władze państwowe, ani samorządowe nie były w stanie szybko poradzić sobie z kryzysem związanym z transformacją gospodarczą. Dopiero po kilku latach sytuacja zaczęła się poprawiać. Do Łodzi stopniowo zaczęli przybywać zagraniczni inwestorzy, którzy stworzyli nowe miejsca pracy. Obecnie Łódź jest kojarzona głównie z marketami i centrami handlowymi. Stało się tak ze względu na ciągle rosnącą liczbę dyskontów i hipermarketów, a także powstaniem „Manufaktury”, czyli jednego z największych centrów handlowych
w Europie, który został utworzony na terenie dawnego kompleksu fabrycznego Izraela Poznańskiego.
FOOTBALL FACTORY PO ŁÓDZKU
Kolorytu, ale i kontrowersji dodaje walka lokalnych grup kibicowskich Widzewa i Łódzkiego Klubu Sportowego. Trwający od lat 80. konflikt spowodował, że wśród mieszkańców Łodzi widać wyraźny podział, zauważalny na poszczególnych osiedlach w postaci np. napisów na murach. Niektóre z nich mają postać profesjonalnych graffiti, które urozmaicają łódzkie blokowiska, jednak niektóre straszą swoim wyglądem i nienawistnym przekazem. Mimo że konflikt kibicowski często przybiera brutalną formę, to ogromna część łodzian kocha piłkę nożną, co potwierdzają m.in. rekordowe liczby karnetów, które sprzedaje Widzew przed rozpoczęciem każdego sezonu ligowego. Mimo że łódzka drużyna obecnie występuje w II lidze piłkarskiej, to na jej mecze za każdym razem przychodzi około 15 tys. kibiców.
WÓDKI I PACIERZA NIE ODMAWIAJĄ?
Obecnie Łódź jest miastem kontrastów, gdzie obok straszącej kamienicy stoi nowoczesny biurowiec, naprzeciwko którego mieści się piękne centrum handlowe, a tłumy kibiców skandują swoje hasła, przechodząc obok instytucji kultury. Ciekawostką jest, że to właśnie w tym mieście każdego roku notuje się naj-
niższe w Polsce wskaźniki uczestniczenia w mszach świętych. Możliwe, że jest to związane z trudną historią Łodzi, która w okresie rozkwitu była miastem wielokulturowym, a następnie monoetnicznym pod szczególnym wpływem propagandy komunistycz-
W drugiej połowie XIX w. Łódź ukształtowała się jako miasto czterech nacji: Polaków, Żydów, Niemców i Rosjan. nej, by ostatecznie stać się miejscem kapitalistycznych kontrastów. Mimo że Łódź zawsze była miastem niejednorodnym, w którym często zachodziły radykalne zmiany, to do dziś zachowały się elementy gwary łódzkiej. Poza mieszkańcami Łodzi mało kto wie, że słowo „krańcówka” oznacza pętlę tramwajową, „migawka” bilet miesięczny, „angielka” bułkę paryską, a „ekspres” zamek błyskawiczny. Jeszcze do niedawna opisywane przeze mnie miasto powszechnie było uznawane za bardzo szare i smutne miejsce, które kojarzyło się głównie z upadkiem i patologiami. Łódź również dziś nie jest miejscem idealnym i nie kojarzy się wyłącznie pozytywnie, jednak, zgodnie ze swoją tradycją, ciągle się zmienia, tym razem na lepsze. Mimo że dla wielu łodzian jest to niezrozumiałe, miasto faktycznie przyciąga coraz więcej turystów, którzy chwalą łódzkie puby, kluby nocne i zachwycają się postindustrialnym klimatem. koncept 27
Filip Cieśliński Karolina Krupa
Czym jest komunikacja w nauce i dlaczego warto studiować tę dziedzinę? Jak społeczeństwo wykorzystuje naukę, jak rozwijać narzędzia, które pośredniczą między ekspertami i publicznością oraz jak rozumienie nauki wpływa na jej miejsce w kulturze? Na te i inne pytania starają się odpowiedzieć badacze komunikacji w nauce. Studiowane są postawy, zachowania, opinie oraz interakcje pomiędzy społeczeństwem a organizacjami i „ludźmi nauki”. Nauka ta obejmuje więc zagadnienia związane z instytucjami, ale także psychologią, socjologią, kulturą i ekonomią. Stąd spotyka się też nazwy: społeczne zaangażowanie w naukę i technologię, społeczna świadomość nauki lub publiczne rozumienie nauki. Od kilku lat obserwuje się rosnący nacisk na uniwersytety i instytuty badawcze, by angażowały szerszą publikę w naukę, dlatego komunikacja w nauce może stać się dla młodych obiecującą ścieżką kariery.
T
radycyjne metody promocji nauki to oprowadzanie po wystawach w muzeach i centrach nauki, obecnie coraz częściej pojawiają się w tym zakresie prezentacje, występy na żywo, festiwale, większą wagę przywiązuje się także do kontaktów ośrodków naukowych lub ich „pośredników” z mediami, do public relations i dziennikarstwa naukowego. W takich przedsięwzięciach bierna dotąd publiczność ma szansę aktywnej partycypacji w nauce dzięki debatom i dialogowi. Skutkują one tworzeniem opinii, które biorą pod uwagę różne perspektywy, nierzadko dostarczają też cennej wiedzy samym badaczom. Zwolennicy angażowania publiczności w naukę są zdania, że nauka pomoże ludziom docenić życie, wszechświat i wszystko, co się z tym wiąże, począwszy od kształtu chmur po naturę umysłu (motywy altruistyczne i kulturowe). W politycznym uzasadnieniu dobrze naukowo poinformowane społeczeństwo wspiera politykę opartą na faktach (ang.
28 kwiecień 2019
evidence based), przykładowo w tak kontrowersyjnych dziedzinach jak np. zmiany klimatyczne, inżynieria genetyczna czy szczepienia. Zarówno rządy, jak i organizacje charytatywne powinny wspierać aktywność społeczeństwa w nauce, np. nawiązując relacje z instytucjami szkolnictwa wyższego. To właśnie uniwersytety wraz z sieciami powiązań i infrastrukturą spełniały rolę łącznika rządu z zatrudnionymi w przemyśle, rolnikami, mniejszościami narodowymi itd. Innymi słowy to szkoły i uniwersytety budowały powiązania społeczeństwa z władzą, oparte na zaufaniu, zrozumieniu i bezstronności w konfliktach np. politycznych. Powszechnie uważa się, iż wzrost umiejętności społecznych związanych z nauką wzmacnia kulturowe znaczenie nauki, stąd naukowcy zyskują większy wpływ na ważne decyzje polityczne. Niektóre z uniwersytetów na świecie przyznają nawet nagrody naukowcom za skuteczne szerzenie i wyjaśnianie swych prac właśnie publiczności. Sponsorzy
badań biznesowych nalegają zaś, by każdy program badawczy zawierał też element „komunikacji publicznej”, np. by było na niego przeznaczone 3% grantu. Wiele europejskich uniwersytetów oferuje też kursy i kierunki studiów w zakresie komunikacji w nauce.
Zarówno rządy, jak i organizacje charytatywne powinny wspierać aktywność społeczeństwa w nauce, np. nawiązując relacje z instytucjami szkolnictwa wyższego. ZROZUMIEĆ DYSCYPLINĘ
Komunikacja w nauce jako dziedzina nauki urosła jednak w bardzo zróżnicowany sektor, dlatego to, jak ją interpretujemy, ma strategiczne znaczenie i wpływa na kierunki stu-
diów (kursów) zawodowych w tym obszarze. By zrozumieć dyscyplinę komunikacji w nauce, o jakiej mówimy, należy dokonać jej konceptualizacji oraz podziału na obszary, jakimi się ona zajmuje. Trzeba dążyć do odpowiedzi na pytanie: gdzie skupia się zaufanie i dialog, bo to jest przecież głównym celem pracy w komunikacji w nauce. Matt Nisbet wyróżnia następujące jej dziedziny: Umiejętności instytucjonalne nauki to obszar, w którym bada się, kto finansuje i reguluje badania naukowe, np. jak regulowane jest klonowanie, jak funkcjonuje ocenianie prac naukowych (ang. peer-review work), czy nauka dostarcza informacji decydentom politycznym oraz czy obywatele umieją zidentyfikować liderów najważniejszych instytucji naukowych. Poza wyidealizowanym obrazem badań naukowych, socjologowie studiujący naukę (jak również obywatele), powinni zrozumieć, iż naukowcy podlegają także wpływom społecznym, do których należy współzawodnictwo, uprzedzenia, błędy i problem rozwoju karier naukowych. Nauka także podlega „czynnikowi ludzkiemu”, tak jak każda inna profesja. Brytyjscy naukowcy Patrick Sturgis i Nick Allum dowodzą, że gdy coś idzie w nauce źle, jak np. widoczny przypadek oszustwa, nieetycznego zachowania lub korupcji, obywatele z lepszym rozumieniem nauki jako instytucji częściej wskazują, iż zdarzenie jest związane z bardziej złożonymi politycznymi i społecznymi czynnikami, a nie złą instytucją lub złą grupą społeczną. Inną dziedziną badań jest tzw. „mobilizacja informacji”: jeśli obywatele chcą uczestniczyć w decyzjach politycznych związanych z nauką, muszą wiedzieć, z kim się skontaktować, kogo „lobbować” i gdzie skupić swoje działania polityczne. Obywatelskie umiejętności w nauce oznaczają poziom rozumienia nazewnictwa i zwrotów naukowych, wystarczających do zrozumienia wiadomości i/lub interpretacji
rywalizujących ze sobą argumentów (poglądów) nt. złożonych spraw politycznych. Inną częścią obywatelskich umiejętności jest zrozumienie, jak funkcjonują i działają badania naukowe, w jaki sposób buduje się teorię i schematy testów badawczych. Jon Miller zadawał przykładowo pytania: Co oznacza naukowe studiowanie czegoś? Jak publiczność rozumie logikę planu eksperymentu? Dużą pomoc w badaniach odgrywają na pewno wyspecjalizowane organizacje, jak np. The National Center for Science and Engeenering Statistics. Praktyczne umiejętności naukowe odnoszą się do wiedzy, którą można zastosować w rozwiązywaniu codziennych, osobistych problemów, np. związanych z decyzjami konsumenckimi lub finansowymi, naprawą sprzętu domowego czy samochodu. Komentatorzy, wydawcy, przemysł filmowy, muzea i centra nauki są organizacjami z własnymi programami, które – z racji celu swojego istnienia – muszą zawierać element komunikacji nauki w społeczeństwie. Niewątpliwie wiedza w zakresie przyznawania grantów, instytucji, procedur i powiązań przyda się osobie chcącej „wejść” w sektor publiczno-prawny z ideami poprawy jego działania lub z własnymi pomysłami badawczymi. Zebranie informacji na ten temat mogłoby zaowocować w serię bardzo ciekawych spotkań i wystąpień na terenie uczelni, a także artykułów prasowych.
GDZIE PO GRANT?
Niska racjonalność informacyjna (termin z nauk politycznych) kwestionuje zdolność i motywację publiczności w dziedzinie nauki, ponieważ obywatele używają wartości w percepcji obrazów dostarczanych przez media. Dlatego kampanie polityczne są dużo bardziej efektywne w kształtowaniu opinii publicznej niż tradycyjne źródła komunikacji w nauce. W odpowiedzi komunikacja w nauce staje się coraz częściej dyscypliną wiążącą różne dziedziny
nauki i jej promocji. Przez to uznaje ważność wielu perspektyw i dziedzin nauki. Przykładowo coraz częściej sztuka jest używana w komunikacji w nauce. W Science Gallery London „komunikatorzy nauki” zbierają razem naukowców, studentów, lokalne społeczności i artystów w różnych przedsięwzięciach, czy to seriach
Obywatele z lepszym rozumieniem nauki jako instytucji częściej wskazują, iż zdarzenie jest związane z bardziej złożonymi politycznymi i społecznymi czynnikami, a nie złą instytucją lub złą grupą społeczną. instalacji ulicznych, w teatrze lub w ramach obszaru samej wystawy. Nacisk na kontekst społeczny podkreśla wpływ grupowy społecznej tożsamości i zaufania w przypadku promowania nauki. Brian Wynne dowodzi, że sposób wykorzystania wiedzy naukowej przez daną grupę społeczną zależy od tego, jak interpretuje ona motywy działań naukowców i zatrudniających ich instytucji. Przykładowo w przypadku żywności genetycznie modyfikowanej czy teorii ewolucji duże znaczenie ma, jaka instytucja głosi daną wiedzę. Wkład publiczności w politykę związaną z nauką wiąże się z interakcjami, dlatego ważne jest długookresowe planowanie i wyznaczenie perspektyw, ciągłe konsultacje publiczne, instytucjonalna samorefleksja i korekty w odpowiedzi na wkład publiczności. Najpierw trzeba jednak wiedzieć, gdzie, jak i co promować ciekawymi metodami, do kogo się zwrócić o grant czy współpracę. Do instytucji prywatnej czy publicznej? Na te pytania odpowiada właściwie też komunikacja w nauce.
koncept 29
III Kongres Edukacji Finansowej i Przedsiębiorczości Blisko pół tysiąca osób reprezentujących różne środowiska wzięło udział w III Kongresie Edukacji Finansowej i Przedsiębiorczości – największym dorocznym spotkaniu w Polsce poświęconym dyskusji, wymianie doświadczeń i nawiązaniu współpracy w obszarze edukacji ekonomicznej wśród różnych grup społecznych. Kongres odbywał się pod patronatami ministerstw: Finansów, Przedsiębiorczości i Technologii oraz Cyfryzacji, a także Narodowego Banku Polskiego i Komisji Nadzoru Finansowego.
K
ongres zainaugurował Prezes Związku Banków Polskich – Krzysztof Pietraszkiewicz, który podziękował za dotychczasowe zaangażowanie wielu środowisk w proces podnoszenia poziomu świadomości ekonomicznej Polaków. W części otwierającej, miało miejsce również wystąpienie Z-cy Przewodniczącego KNF – prof. dr hab. Małgorzaty Iwanicz-Drozdowskiej. 30 kwiecień 2019
W debacie inauguracyjnej pt. „Kierunki rozwoju edukacji finansowej i postaw przedsiębiorczych w świecie nowoczesnych technologii” uczestnicy oprócz Prezesa ZBP, również Prezes Zarządu Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie S.A. – Marek Dietl oraz Przewodniczący Zespołu roboczego ds. działań edukacyjnych w zakresie rynku finansowego – Krzysztof Grad. W części przedpołudniowej zaprezentowano wyniki badań „Poziom wiedzy finansowej Polaków 2019. Prawie połowa z nas (49%) deklaruje, że ich wiedza o finansach jest mała lub bardzo mała. Szczególnie nisko swoje podstawy znajomości
ekonomii, oceniają młodzi w wieku 18-34 lata (57% wskazań). Dla 65% badanych najtrudniejszym do przyswojenia tematem jest cyberbezpieczeństwo, a także kredyty i pożyczki, co deklaruje 44% z nas. Pozytywnie wyglądają wyniki dotyczące oszczędzania długoterminowego. 40% badanych zna kilka narzędzi służących odkładaniu pieniędzy na cele emerytalne i - co ważniejsze - planuje ich stosowanie w przyszłości. Wśród osób w wieku 18-34 lat ten odsetek wynosi aż 66%. Przy okazji Kongresu funkcjonowała również Studencka Strefa Medialna, w której aktywnie uczestniczyli dziennikarze studenccy. W jej ramach mieli możliwość m.in. przeprowadzenia wywiadów z Prezesem ZBP oraz Prezesem GPW, a także spotkania z dziennikarzem ekonomicznym RMF FM – Krzysztofem Berendą. PARTNERZY MERYTORYCZNI
Wiktor Świetlik
Big Trup Ależ to było wydarzenie. Przez kilka miesięcy Polska żyła nim bardziej niż dziś awanturą o LGBT+. Siedem lasek i ośmiu facetów zamkniętych w baraku w Sękocinie, wszystko obwieszone kamerami, dokładnie według instrukcji przesłanej przez Holendrów. rowadziły to istne tuzy dziennikarstwa: Martyna Wojciechowska i Grzegorz Miecugow. – To wielka naukowa lekcja – przekonywał „naukowy opiekun” programu, dziś już mocno zapomniany, a wówczas topowy autor podręczników z tak zwanej psychologii stosowanej Jacek Santorski. Pierwszą edycję Big Brothera i przygotowania do niej, osiemnaście lat temu, śledziłem bardzo uważnie. Nie żeby mnie to jakoś szczególnie kręciło, ale pisałem o tym jako młody dziennikarz. Raczej krytycznie, a przynajmniej z mocnym powątpiewaniem w owe szczególnie terapeutyczne efekty spektaklu. Pan Jacek nawet powiedział mi kiedyś przez telefon, że rozmawia ze mną w obecności prawnika, który domaga się ode mnie „autoryzacji kontekstualnej” mojej rozmowy. Nie ma w prawie prasowym czegoś takiego jak autoryzacja kontekstualna, a narodowa lekcja sprowadziła się do tego, że lud wyczekiwał, aż wreszcie któraś z którymś. Ponieważ uczestniczki pierwszej edycji programu zawarły złowrogo rozczarowującą zmowę, że żadna z żadnym do końca trwania audycji, wygłodniałe społeczeństwo musiało się zadowolić scenami spod prysznica i pikantnymi nocnymi rozmowami w sypialni. Dopiero potem – w którejś z kolejnych audycji – niejaka Frytka i Ken poszli na całość. Ona zrobiła dalszą karierę, a on nie. Jest to dowód na to, że nie wystarczy bzyknąć się w jacuzzi na oczach milionów ludzi, by potem się utrzymać na topie, ale dobrze przy okazji pochodzić ze znanej i poustawianej w biznesie rodziny. Bohaterowie pierwszej serii zostali bohaterami narodowymi, co prawda na krótki czas. Zwycięski Janusz został posłem. Klaudiusz prowadził programy w TVN-ie. O Gulczasie reżyser kultowego „Czterdziestolatka” nakręcił film, a potem kolejne. Byli znani jak dziś ekipa Abstrachuje albo Maffashion. Dziś, mówiąc za klasykiem Muńkiem - nikt o nich już nie mówi, nikt o nich nie pamięta. Nieco zdziwiło mnie, że po prawie dwu-
P Byli znani jak dziś ekipa Abstrachuje albo Maffashion. Dziś, mówiąc za Muńkiem – nikt o nich już nie mówi, nikt o nich nie pamięta.
dziestu latach, TVN-owski koncern znowu zdecydował się na powtórkę cokolwiek żenującego show. W 2001 roku nie było jutiubów, instagramów, fejsbooków, internet był w powijakach, nie było smartfonów. Ale teraz? Są ludzie, którzy z upodobaniem informują cały świat, co zjedli na śniadanie, co mają w lodówce, i na co cierpi ich kot. Sławę robi się, porywając ludzi kanałami tematycznymi w internecie, ale nie w baraku w Sękocinie. A fani mocniejszych wrażeń mają miliony stron xxx i sekskamerki, których pracownice w niektórych krajach założyły już związki zawodowe. W pierwszym odcinku najnowszej serii Big Brothera zagłosowało 750 osób. Tyle przyciąga sonda tłiterowa wrzucona przez przeciętnego użytkownika. Big Brother zmarł. Nie płaczę po nim. A zombiak okazuje się niestraszny.
koncept 31
dołącz do klubu
i działaj lokalnie zespół aktywizacja
wartości
społeczność
przedsiębiorczość
edukacja
liderzy kompetencje Więcej na www.KlubLideraRP.pl
Organizator
Projekt dofinansowany ze środków Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich