Koncept wydanie specjalne lipiec 2019

Page 1

WYDANIE SPECJALNE

BORY TUCHOLSKIE

Zielona oaza spokoju

WACŁAW SEWERYN RZEWUSKI Awanturnik i łowca przygód

JAK WYPROMOWAĆ ARTYKUŁ NAUKOWY? Wyciśnij wszystko ze swojej pracy

LIPIEC 2019


Mateusz Zardzewiały

Wyluzujcie

„Koncept” magazyn akademicki

z tym all inclusive

Wydawca: Fundacja Inicjatyw Młodzieżowych Adres: ul. Solec 81b; lok. 73A, 00-382 Warszawa Strona: www.FundacjaInicjatyw Mlodziezowych.pl www.gazetakoncept.pl

wakacyjnym wydaniu „Konceptu” nie może zabraknąć inspiracji do rozpoczęcia przygody! Bo właśnie jako motywator do wyjścia w świat trzeba potraktować życiową epopeję Wacława Seweryna Rzewuskiego (więcej w tekście „Sarmata i Beduin” Bartłomieja Nersewicza). Jednak nie jest to żaden tani coaching z podręcznika uśmiechniętego człowieka, tylko prawdziwa przygoda i kwintesencja podróży. A oba te słowa niestety mocno ucierpiały przez panoszącą się po Instagramie plastikową odsłonę masowej turystyki. Przetaczający się przez Internet zalew zdjęć zrobionych pod palmami, na egzotycznych ulicach czy deskach windsurfingowych wygląda jak odbity od jednej sztancy wzór udanego lata. Każdy robił to samo, choć w przekonaniu o wyjątkowości doświadczenia. I może nie byłoby w tym nic złego. W końcu wakacje to czas odpoczynku, a prawdziwa podróż – wbrew fałszywemu obrazowi z mediów społecznościowych – wymaga dużego wysiłku i nie mniejszych poświęceń. To nie są drinki z palemką serwowane bez ograniczeń w jednym z hoteli położonych gdziekolwiek. Ale nie wdając się w filozoficzne rozważania na temat natury podróżowania, wszyscy się chyba zgodzimy, że poznanie świata byłoby niepełne bez poznania zamieszkujących go ludzi. Dla Japończyka świętością jest to, by nie przeszkadzać drugiemu człowiekowi. Z kolei statystyczny Kolumbijczyk – nawet drzemiąc w autobusie – wesoło zagaduje przez sen współpasażerów. I chodzi o to, by te spojrze-

W

E-mail: redakcja@gazetakoncept.pl Redakcja: Mateusz Zardzewiały (red. nacz.), Dominika Palcar, Wiktor Świetlik, Hubert Kowalski, Filip Cieśliński, Mateusz Kuczmierowski i inni

nia zrozumieć, a potem skonfrontować z własnymi przyzwyczajeniami. Dlatego z tego miejsca gorąco zachęcam, byście nawet w epicentrum masowej turystyki, spróbowali choć na chwilę wymiksować się z miejsc wypełnionych napływowym tłumem i wyruszyli na poszukiwanie ścieżek wydeptywanych przez lokalsów. Wskazówką niech będą właśnie losy Rzewuskiego: „Jeszcze ważniejsza była przyjaźń, jaką zawarł z plemionami beduińskimi, o czym świadczy fakt, że został przyjęty do 13 z nich, otrzymał tytuł emira i imiona: Tadż al-Fahr (Korona sławy), Abd al-Niszan (Sługa znaku). Żył wraz z nimi, przyjmując ich zwyczaje. Odznaczył się mądrością, odwagą i wspaniałomyślnością, o których śpiewano i opowiadano historie. Z przywódcą rodu Roualla Edre ibn Shalanem zawarł przymierze krwi. Nazywali go też Złotobrodym Emirem” – pisze Bartłomiej Nersewicz. Dla bardziej zaawansowanych jest też druga droga, czyli wybór mniej obleganego miejsca wakacyjnych wypadków. A co najlepsze – by trafić w przestrzeń z zatrzymanym czasem, wcale nie trzeba wyjeżdżać na krańce świata. Tego z kolei dowodzi Hubert Kowalski, zachęcając nas do wybrania się w Bory Tucholskie. Jednak niezależnie od tego, gdzie ostatecznie traficie – zamiast nielimitowanego internetu w smartfonach, używajcie szeroko otwartych oczu. Choć serduszek na Insta będzie pewnie mniej.

Projekt, skład i łamanie: Shine Art Studio Korekta: Aleksandra Klimkowska Aby poznać ofertę reklamową, prosimy o kontakt pod adresem: redakcja@gazetakoncept.pl Chcesz dystrybuować „Koncept” na swojej uczelni? -> PISZ: redakcja@gazetakoncept.pl

ZNAJDŹ NAS: @GazetaKoncept

Sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności - Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018 – 2030

2 lipiec 2019

@FundacjaFIM /fundacja inicjatyw mlodziezowych


Grzegorz Kowalczyk

Nowoczesne technologie a zmiany konsumenckie Nowe technologie, z których wszyscy korzystamy, nie tylko ułatwiają codzienne życie, ale także mają niebagatelny wpływ na nasze zwyczaje konsumenckie.

I

nternet powoduje, że można znacznie łatwiej niż wcześniej znaleźć niszowe, niedostępne na co dzień w naszej szerokości geograficznej produkty. Niewątpliwie dzięki niemu ludzie stali się bardziej wybredni – mają wiedzę i ułatwiony dostęp do dóbr, o których wcześniej w ogóle nie słyszeli, np. do lokalnych artykułów spożywczych pochodzących nawet z innych kontynentów. Blogi czy fora internetowe to również pole do wymiany doświadczeń w zakresie nowego zastosowania produktów. Nic zatem dziwnego, że komunikacja międzyludzka zmienia nasze preferencje zakupowe.

JESZCZE LEPIEJ

Innym przejawem wpływu technologii na kupowanie jest wszechobecna łatwość optymalizacji oferty. Polega to nie tylko na możliwie szczegółowym dopasowaniu produktu – niekiedy wręcz tworzonego online przez przyszłego użytkownika – do oczekiwań klienta, ale również stworzeniu zupełnie nowego dobra. Tworzenie materiałów na zamówienie jeszcze nigdy nie było tak łatwe. Drugą stroną tego samego medalu jest możliwość zapoznania się nie tylko z najwyższą jakościowo

Blogi czy fora internetowe to również pole do wymiany doświadczeń w zakresie nowego zastosowania produktów. propozycją, ale także najlepszą cenowo. Wszechobecne porównywarki czy możliwość wirtualnego przejrzenia ofert wielu sklepów z pewnością jest nie do przecenienia i wzmaga

jednocześnie rywalizację o klienta ze strony poszczególnych przedsiębiorstw. Stąd tak ważne stają się procesy rozpoczynające się już po dokonaniu zakupu – błyskawiczna płatność, bezproblemowa i czasowa dostawa, łatwy zwrot w przypadku braku satysfakcji.

JESZCZE TANIEJ

Co jednak zrobić, gdy nie mamy pieniędzy na skorzystanie ze specjalnej oferty? Wówczas można przemierzać internet w poszukiwaniu opcji zastępczej. Służą temu powszechne aukcje internetowe, na których sprzedać bądź kupić można praktycznie wszystko. Znacznie bardziej interesujący wydaje się jednak fenomen sharing economy – ludzie za pośrednictwem aplikacji wymieniają się zasobami, które posiadają, a których nie są w stanie samodzielnie zużyć. I tak oto możemy np. skorzystać z ogłoszenia, w którym kierowca deklaruje, że ma wolne miejsca w samochodzie i zmierza do wybranego przez nas miasta czy zabookować nocleg w pustym na okres wakacyjny mieszkaniu. W ten sposób można sobie pozwolić na usługi, które wcześniej były zarezerwowane dla relatywnie drogich przewoźników czy hoteli. Zwyczaje konsumenckie zmieniają się wraz z odbywająca się na naszych oczach ewolucją modeli marketingowych. Reklamowanie w internecie znacznie odbiega od znanych wcześniej telewizyjnych czy radiowych standardów. Na portalach społecznościowych kluczową rolę odgrywają opinie użytkowników lub influencerów znanych z testowania ubrań, kosmetyków. Choć trudno bezpośrednio zmierzyć ich rolę w zachęcaniu do nabywania produktów, firmy decydują się ich nie lekcewa-

żyć, oferując często intratne porozumienia. To nowa odsłona marketingu szeptanego rozwijającego się dziś na niespotykaną wcześniej skalę. Oczywiście technologia wciąż ma pewne ograniczenia, które być może w przyszłości zostaną przezwyciężone. Dzięki rozwojowi wirtualnej rzeczywistości możliwe będzie przymierzenie ubrań bez wychodzenia z domu za pośrednictwem oprogramowania producenta bądź też, dzięki upowszechnieniu drukarek 3D, zapoznanie się z fizycznymi cechami produktu. Niewątpliwie największe firmy już dziś zastanawiają się nad tym, jak jeszcze można zachęcić nas do nabywania elementów składowych ich oferty. Usprawnienia będą zatem wyłącznie kwestią czasu.

koncept 3


Karolina Krupa

Jak wypromować swój artykuł naukowy? Liczba artykułów naukowych jest ogromna i nierzadko bardzo dobre artykuły przechodzą niezauważone. By nagłośnić wyniki badań, pomocni będą wydawcy i edytorzy, ale to autor artykułu najlepiej wie, jak wyjaśnić innym, że opisywane odkrycia są ważne lub nowatorskie. Jednak jak to zrobić?

B

ardzo ważne jest, by znaleźć odpowiedniego wydawcę artykułu, najlepiej takiego, który pozwoli zdobyć dużą grupę odbiorców. Wydawcy mają swoją rangę w międzynarodowych rankingach, więc jeśli twoje badania są wystarczająco dobre, warto zastanowić się nad publikacją w anglojęzycznym magazynie. Ranga pisma w zestawieniach międzynarodowych, w jakim ukaże się twój artykuł, jest zwłaszcza istotna przy przyznawaniu grantów i stypendiów. Największym zainteresowaniem cieszą się prace innowacyjne, napisane np. na podstawie eksperymentu przeprowadzonego przez ciebie lub grupę badawczą (zwłaszcza w przypadku nauk ścisłych) lub chociażby ankiet czy eksperymentów dotyczących zachowań ludzi – jeśli dotyczą nauk społecznych. 4 lipiec 2019

Gdy publikujesz swój artykuł lub wyniki badań online, ważne jest, by posiadał on odpowiednią, ciekawą wizualizację, streszczającą jego zawartość (video, w którym wyjaśniasz, dlaczego twoje badania są ważne, na pewno zwróci uwagę). Następnie warto promować go np. poprzez tweetowanie, pokazywanie w mediach społecznych i wysyłanie do wpływowych blogerów. Zawsze dodawaj link do całego artykułu, nawet jeśli zamieszczasz tylko jego kluczowy, zrozumiały dla szerokiej publiczności fragment. Dzięki temu dane z twojego artykułu będą mogły być użyte, ponownie przeanalizowane i zreprodukowane przez innych. Będzie on cytowany w innych pracach, co może ułatwić nawiązanie nowych kontaktów i współpracy. Przykładowo narzędzie SEO (Search Engine Optimization) pomaga twojemu artykułowi znaleźć się wyżej w rezultatach wyszukiwania przez Google. Używaj słów kluczowych i metadanych (metadata) zwłaszcza w tytule i streszczeniu, dodawaj podpisy z kluczowymi słowami pod wszystkimi zdjęciami, grafikami i tabelkami, dodawaj podtytuły do poszczególnych części artykułu, upewnij się, że linki do twojego artykułu znajdują się na znaczących stronach, np. twojego instytutu na uczelni, Wikipedii, na LinkedIn, blogach i mediach społecznościowych.

KONFERENCJE I WYSTĄPIENIA PUBLICZNE

Prezentowanie i zdobywanie kontaktów na konferencjach personalizuje twoją pracę, dając jej „twarz i głos”, może też stworzyć nowe możliwości współpracy. Upewnij się, że połączyłeś się z innymi delegatami konferencji poprzez Facebook lub

LinkedIn i wskaż im twoja stronę lub blog. Jeśli stworzyłeś plakat na konferencję (z ulotkami), możesz wkleić go na swoją stronę wraz z linkiem do własnego artykułu, umieścić go na swoim blogu, w mediach społecznościowych, udostępnić swoje CV online lub stronę swojej instytucji. Warto też zwracać uwagę na ogłaszane konkursy, tzw. call for papers na stronach organizacji pozarządowych, np. fundacji, stowarzyszeń, organizacji naukowych i rządowych: polskich i zagranicznych, np. PAN. Przypadkiem znalazłam ogłoszenie i zgłosiłam swoją pracę na konferencję organizowaną przez PAN i EUROFRAME. Komisja z Francji oceniająca prace, składająca

Prezentowanie i zdobywanie kontaktów na konferencjach personalizuje twoją pracę, dając jej „twarz i głos”, może też stworzyć nowe możliwości współpracy. się z członków z jednostek organizujących konferencję, na moje pytanie, czy przy ocenie jest brany pod uwagę stopień naukowy, odpisała mi, że ocenie podlega moja praca, nie stopień, więc nie ma się czego bać. Jeśli Twoje badanie jest ciekawe, nie powinno być problemu z jego przyjęciem, konferencji, na których można wygłosić referaty, jest bardzo dużo: warto szukać ich na uczelni, śledząc strony Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego, sprawdzając maile grup studenckich. Wystąpienia na konferencjach pro publico bono (czy udział w nich) powinny być chlebem


powszechnym naukowca czy jakiegokolwiek działacza społecznego.

RELACJE Z MEDIAMI

Jeśli chcesz upublicznić swoje badania dla mediów, przygotuj krótki opis, wyjaśniający prostym językiem, dlaczego twoja praca jest ważna. Będzie on bazą dla komunikatów prasowych i mediów społecznych. Wykorzystaj kanały komunikacji swojej instytucji, ona też może wysłać komunikat prasowy do lokalnych mediów, wydawców lub do wewnętrznych biuletynów, może też opublikować na swoich stronach link do twojego artykułu. Instytucje mają zazwyczaj swoje własne biuro prasowe i pracowników ds. PR/mediów. Napisz sam do gazet lub portali o odpowiednim profilu, może ktoś zechce przeprowadzić z tobą wywiad, możesz też sam napisać artykuł. Przy pisaniu kieruj się zasadą odpowiedź, przyczyna, przykład (jest to rada stosowana do odpowiedzi na egzaminach: answear, reason, example). Bezpiecznej przy pierwszym kontakcie zachować umiar i elegancję, bo twój artykuł będzie też czytany przez konkretnego człowieka.

PROMOCJA W SIECI

Załóż własny blog np. na blogger. com, wordpress.com, typepad. com, movabletype.com. Pozwoli ci to na nauczenie się „komunikacji w nauce”. Musisz jednak regularnie dokonywać wpisów wraz z linkami do twoich badań. Zaproś znajomych do śledzenia twojego bloga. Możesz założyć też na Facebooku tzw. profil osoby publicznej, dołączyć do grup na FB w twojej dziedzinie zainteresowań. Inne media społecznościowe to Twitter, chińskie WeChat lub Webo, lub Reddit do dzielenia się artykułami w danej dziedzinie. Pamiętaj, że Google jest połączone z Gmailem i serwisem YouTube. Nie każdy może

mieć swój profil na Wikipedii (musisz mieć opublikowanych wiele artykułów i książki), ale link do twojego artykułu w Wikipedii istotnie zwiększy twoje SEO. Gdy oglądalność twojej strony lub filmiku na YouTube przekroczy pewną wartość, zgłoszą się reklamodawcy.

CYTOWANIA

Zapytaj się profesora na uczelni, jak sprawdzić cytowanie twoich publikacji. Zajmująca się tym osoba może zweryfikować, gdzie pojawiły się odwołania do twoich prac za ciebie np. używając aplikacji Publish lub Perish. By samemu kontrolować liczbę cytowań swoich prac, możesz założyć sobie profil na stronach Google Scholar. Powinieneś/powinnaś wiedzieć, że indeks Hirscha (HI) odzwierciedla dystrybucję cytowań

Ranga pisma w zestawieniach międzynarodowych, w jakim ukaże się twój artykuł, jest zwłaszcza istotna przy przyznawaniu grantów i stypendiów. publikacji określonego naukowca i liczbę jego najlepszych publikacji. Do sprawdzenia, kto cytuje cię online, służy article metrics, sprawdza on np. Twitter, Facebook, Google+, blogi naukowe, media (gazety) głównego nurtu. Istnieje też wiele produktów komercyjnych pomocnych w promocji, publikacji czy sprawdzaniu cytowań, np. Thomson Reuters oferował ostatnio bezpłatne szkolenie dot. swojej platformy Web of Science, m.in. ułatwiającej przeszukiwanie baz artykułów naukowych. Poszukaj webinara lub konferencji na temat promocji nauki. Jeśli chcesz skorzystać z płatnych usług firmy zajmującej się sektorem

nauki, upewnij się, że firma jest wiarygodna, znana i nie jest zwykłym naciągaczem (przeanalizuj koszty z oczekiwanymi wynikami). Pamiętaj, że promocja wyników badań umożliwi ci dyskusję nad nimi, poszerzenie własnej wiedzy, zdobycie kontaktów, być może nawet pracy. Nie licz jednak na wielkie pieniądze z tego tytułu. Działalność ta służy głównie własnemu rozwojowi (po prostu musisz to wszystko lubić), dobru publicznemu (są wśród nas idealiści, szukający ciekawej pracy, a nie tylko przynoszącej pieniędzy) i zdobyciu kontaktów (tak, chodzi tu trochę o szczęście). Jeśli masz na to czas i chcesz się sprawdzić, droga do przyszłości stoi otworem.


Kamil Kijanka

Co grało w duszach łódzkiej młodzieży? W latach 60. i 70. XX wieku Łódź – mimo PRL-owskiej szarości – mieniła się od barw. Kolorów nadawały dźwięki muzyki tworzone przez liczne zespoły młodzieżowe. Jak pokazał czas, w tych studenckich grupach pojawiło się wiele interesujących postaci, w tym przyszłe gwiazdy estrady. Niebawem ukaże się wyjątkowa książka opisująca ich historie. Łódzka scena młodzieżowa to wyjątkowa pozycja także ze względu na jej autora – wieloletniego dziennikarza sportowego Radia Łódź Dariusza Postolskiego.

J

edne grupy istniały zaledwie kilka lat, inne znacznie dłużej. Dla niektórych była to trampolina do prawdziwej kariery, dla pozostałych miłe młodzieńcze wspomnienie. Losy poszczególnych bohaterów tej książki to wspaniałe świadectwo realiów tamtych czasów, a niekiedy scenariusz na nie najgorszy film. Zespoły młodzieżowe to był prawdziwy fenomen Łodzi lat 60. Wyrastały niczym grzyby po deszczu, a niejednokrotnie, gdy jakiś band przestawał istnieć, w jego miejsce zaraz pojawiał się nowy – ze zmienioną nazwą lub/ i nieco zmodyfikowanym składem. Zespoły studenckie z tego włókienniczego miasta z sukcesami rywalizowały na arenie ogólnopolskiej, a także poza granicami kraju. Niektóre z nich cieszyły się dużą popularnością i to nie tylko ze względu na interesujące nazwy – Cykady, Komety, Śliwki, Pro Contra, Vox Gentis, Trubadurzy i wiele, wiele innych. W sumie zebrało się ich osiemdziesiąt osiem. Każdy zespół to inna historia i wspomnienia. Wszystkie te opowieści w jedną całość zebrał jeden człowiek – świadek tamtych wydarzeń.

O AUTORZE SŁÓW KILKA

Dariusz Postolski to prawdziwa ikona łódzkiego dziennikarstwa sportowego. Każdy łodzianin zna ten głos. Wieloletni dziennikarz Radia 6 lipiec 2019

Łódź przez wiele lat relacjonował mecze z udziałem Widzewa i ŁKS-u, a także największe imprezy sportowe dla Polskiego Radia – m.in. mistrzostwa Europy w pływaniu w Atenach czy Igrzyska Olimpijskie w Barcelonie. Pracował także dla słynnego studia S-13 i przy zimowych Igrzyskach Olimpijskich. Co więc skłoniło go do napisania książki o takiej tematyce? Okazuje się, że pierwszy raz mikrofon w dłoń chwycił na długo przed rozpoczęciem pracy w radiu. Przed laty występował w młodzieżowym

Kajtek Wojciechowski to były saksofonista Świerszczy. Po wyjeździe z kraju grał razem ze słynną szwedzką grupą ABBA. zespole Ab Ovo. Muzyka od zawsze była bliska jego sercu. Napisanie tej pozycji miało więc nie tylko wymiar edukacyjny, ale i dużą wartość sentymentalną. Tak wspomina swoje początki związane z muzykowaniem: Będąc na kursie doszkalającym dla nauczycieli [Pan Postolski przed rozpoczęciem pracy w radiu był nauczycielem wychowania fizycznego – [przyp.aut.] jeden chłopak zaczął grać na pianinie. Nazywał się Stanisław Kościński. Ja zacząłem podśpiewywać i wyszło mi chyba całkiem nieźle, bo za-

proponował, żebyśmy zaczęli coś razem tworzyć. Jego brat Grzegorz był poetą. Mieliśmy więc muzykę i tekst. Dwa utwory zaprezentowałem na Festiwalu Muzyki Młodzieżowej w Łodzi. Zająłem czwarte miejsce – przede mną były same Panie. Tak to się zaczęło – mówi Dariusz Postolski. Jak przyznaje sam autor, proces powstawania książki był bardzo trudny. Dotarcie do wielu muzyków, rozproszonych po całym świecie (dosłownie), było zadaniem wymagającym ogromnego wysiłku. Pisał maile i wykonywał telefony w różne strony świata – od Kanady i Stanów Zjednoczonych, przez Szwecję, Finlandię, aż po Australię. Co więcej, niektórzy nie pamiętali szczegółów. Minęło w końcu wiele, wiele lat. Gromadzenie materiałów i zdjęć, niezliczone godziny rozmów i weryfikowanie faktów – wszystko to zajęło dziennikarzowi pięć lat. Pięć lat bardzo ciężkiej, ale owocnej pracy. Niestety, nie wszyscy rozmówcy doczekali momentu wydania tej książki. Na szczęście pozostała ich muzyka, a do tego wspomnienia, skrupulatnie spisane na kartkach papieru.

PRZYSZŁE GWIAZDY I CIEKAWE HISTORIE

W łódzkich zespołach młodzieżowych swoją przygodę z muzyką rozpoczęło wielu wyśmienitych artystów. Wystarczy wymienić takie


W łódzkich zespołach młodzieżowych swoją przygodę z muzyką rozpoczęło wielu wyśmienitych artystów. Wystarczy wymienić takie nazwiska jak Krzysztof Krawczyk, Andrzej Rybiński, czy Marek Jackowski.

nazwiska jak Krzysztof Krawczyk, Andrzej Rybiński czy Marek Jackowski, by zrozumieć, o jakiej skali jest mowa. Niektórzy, choć dziś nieco zapomniani, również mogą poszczycić się bardzo bogatą karierą muzyczną. W znanym przed laty zespole Pro Contra występowała Elżbieta Ostojska, której mężem został Andrzej Mozgawa – jeden z założycieli zespołu Dżem. Ich córka Stella występuje z kolei w indie-rockowej grupie Warpaint z Los Angeles, znanej z kooperacji z Joshem Klinghofferem z Red Hot Chilli Peppers. To właśnie on miał odkryć Stellę i zaprosić do współpracy. Kajtek Wojciechowski to były saksofonista Świerszczy. Po wyjeździe z kraju grał razem ze słynną szwedzką grupą ABBA. Występujący w Apropos Piotr Bartczak po emigracji do Anglii miał przez pewien czas być muzykiem sesyjnym

prekursorów hardrockowej sceny brytyjskiej – Black Sabbath. To tylko jedne z wielu opowieści, które mają wspólny początek na łódzkiej scenie amatorskiej lat sześćdziesiątych.

REALIA TAMTYCH LAT

Przyszli artyści nie mieli w tamtych czasach zbyt łatwo. Kolega Krzysztofa Krawczyka z Trubadurów Sławek Kowalewski prosił wszystkich członków swojej rodziny, by złożyli się dla nich na gitary – czeskie Jolany. Chłopcy, gdy udało im się w końcu zebrać pieniądze na upragnione instrumenty, byli tak zaaferowani, że zostawili je w tramwaju. Na szczęście zdołali dogonić pędzący pojazd na następnym przystanku i odzyskali zguby. Członkowie zespołu Dandysi nie mieli gitar basowych, więc poradzili sobie w iście innowa-

cyjny sposób. Skonstruowali je sami, wykorzystując linki hamulcowe z samochodów. W grupie Demony występował Tadeusz Szewczyk. Nie miał swojej gitary. Nauczył się ponoć grać „na sucho” – podpatrując grających kolegów w parku i rysując na kartkach papieru, jak należy ułożyć palce. Takich ciekawych historii, ukazujących realia PRL-u, jest w książce o wiele więcej. Łódzka scena młodzieżowa to książka niesamowita pod wieloma względami. Jest to zbiór wielu bardzo ciekawych historii, które mogłyby nigdy nie ujrzeć światła dziennego lub odejść w zapomnienie. Dla starszych czytelników jest to z pewnością pozycja pełna wspomnień. Dla młodych – skarbnica wiedzy, w której każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Książka z ramienia wydawnictwa Księży Młyn ukaże się w listopadzie. koncept 7


Filip Cieśliński

Mistrzostwa

w sportowej promocji Przerwa między piłkarskimi sezonami to totalna posucha? Niekoniecznie. Okazuje się, że zawodnicy, czekając na start rozgrywek, poza smażeniem się na plażach bliskowschodnich kurortów, mogą stać się bohaterami serialu czy… pomóc policji w odnalezieniu osób zaginionych. I to wszystko na oczach kamer.

G

dy rozlega się końcowy gwizdek ostatniego spotkania sezonu, piłkarze schodzą z boisk i myślami mogą już wędrować w kierunku wakacyjnych wypraw czy przyszłych ruchów transferowych. Trenerzy ostatni raz wygłaszają w szatni przemowę, po czym zamykają jej drzwi z poczuciem lepiej lub gorzej wykonanego zadania. Kibice opuszczają trybuny, kombinując, co zrobić z czasem wolnym, który nieoczekiwanie pojawi się w ich terminarzach podczas kilku nadchodzących weekendów. Są jednak i tacy, dla których początek piłkarskich wakacji oznacza konieczność wskoczenia na najwyższe obroty. Klubowe działy marketingu mają za zadanie zrobić wszystko, aby latem fanów nie czekała nawet krótka chwila nudy. Dla nich koniec sezonu to jednocześnie start szalonego wyścigu na najbardziej kreatywne przedstawienie nowych strojów, 8 lipiec 2019

piłkarzy przychodzących do drużyny czy terminarza na nadchodzący sezon. O tych najlepszych mówić będzie się latami. Czas – start!

WPASOWAĆ SIĘ W TRENDY

Czasy, gdy przychodzących do klubu piłkarzy można było prezentować, zwołując zwyczajną konferencję, czy wrzucając suchą informację na stronę internetową, już dawno minęły. Teraz jedynym ograniczeniem na zrobienie hałasu wokół transferu nie jest już liczba krzesełek na stadionie, tylko kreatywność pracujących w klubie marketingowców. Gdyby spytać miłośników Netflixa o najlepszy serial umieszczony na platformie, otrzymalibyśmy całą masę głosów wskazujących Stranger Things lub Narcos. Wkręceni w politykę pewnie dorzuciliby House of Cards. Nie brakowałoby głosów na BoJacka Horsemana czy Dark. Niewykluczone, że obecnie najwięcej osób wskazałoby jednak znakomity Dom z Papieru. Serial ten, chcąc czy nie chcąc, w ostatnich latach musieli poznać też piłkarscy kibice. Bodaj jako pierwszy zaczerpnął z niego turecki Konyaspor. W mediach społecznościowych klubu, latem 2018 roku pojawiło się wideo, w którym grupka zamaskowanych postaci przemierza miasto w rytm znanego z serialu utworu Bella ciao. Wreszcie bohaterowie włamują się na stadion, by wykraść z niego… koszulki przygotowane przez klub na nowy sezon. Zaskakująca pointa czy, w zasadzie, jakikolwiek sens całego nagrania nie były tu potrzebne. Wykorzystanie znanego motywu wystarczyło, by nagranie wygenerowało ponad milion wyświetleń, a o niezbyt znanym w skali Europy klubie rozpisywały się media z całego świata.

Przy okazji wywołało też lawinę nawiązań do tego serialu w materiałach sportowych ekip z różnych zakątków globu. Jedną z nich, kilka tygodni temu, była Pogoń Szczecin, która przebierając swoich piłkarzy i trenera za bohaterów La casa de papel, podgrzewała atmosferę przed startem sezonu. Szczęśliwie, relacja ta nie jest jednostronna i producenci hiszpańskiego serialu nie powinni czuć się okradani z koncepcji. Do promocji nowego sezonu hitowej serii Netflix wykorzystał… Krzysztofa Piątka, który krył się pod jedną z masek na trailerze umieszczonym w sieci. Bilans wychodzi więc na zero i żadna ze stron nie jest stratna. Tym bardziej, gdy ów lokowania robione są z klasą. Tego niestety nie można powiedzieć o wszystkich… Dobrymi chęciami, jak mawia przysłowie, wybrukowane jest samo piekło. Powiedzenie sprawdza się szczególnie, gdy do chęci dołożymy pośpiech i niezbyt wykwalifikowanego grafika. Brutalnie przekonał się o tym Michał Pazdan, który zimą zamieniał Legię Warszawa na Ankaragucu. Klub ze stolicy Turcji postanowił obwieścić światu transfer, wklejając twarz polskiego obrońcy w postać jednego z Avengersów. I mniej ważne jest tu nawet to, że wszystko działo się, gdy o serii tej w mediach nie mówiło się wiele (kilka ładnych miesięcy po premierze Wojny bez granic i kilka kolejnych przed debiutem Końca gry), a sam Pazdan do postaci Dr. Strange’a pasuje jak wół do karety. Czarę goryczy przelała tu niezbyt ambitna forma graficzna i fakt, że klub przerabianie nowych zawodników na Avengersów bez ładu i składu przeplatał z przedstawianiem ich w formie postaci z Gwiezdnych Wojen czy po prostu


przypadkowego zlepku piłkarskich zdjęć. To nie mogło się udać…

SENTYMENTY TWOJĄ SIŁĄ

Gonienie za trendami pozostaje jednak daleko w tyle, gdy zestawimy je z dobrze zrealizowaną aluzją do klasyki. Z iście niemiecką sumiennością do tej zasady zastosowali się w tym roku marketingowcy Bayernu Monachium, którzy terminarz na nowy sezon postanowili przedstawić w formie przygody hydraulika Mario znanego z hitowych gier naszej młodości. Zamiast klasycznego pola gry – mapa Niemiec. Na niej Mario, wytyczający sobie trasę między miastami, zbierający kolejne punkty i żywo podskakujący, tak jak to zwykł robić podczas niezliczonych popołudni spędzanych przed Nintendo. Są nawet rury, do których co jakiś czas wskakuje bohater, żeby przenieść się z okolic Bawarii do Nadrenii czy Zagłębia Ruhry. Sprawdzony motyw można czasem odgrzać drugi raz. Najlepiej szybko i na innej szerokości geograficznej, tak by nie wszyscy zdążyli się zorientować, że czujność wygrała u ciebie z kreatywnością. Turecki Basaksehir postanowił właściwie zmałpować pomysł Bayernu zaledwie dwa tygodnie po niemieckim gigancie. Zamiast Mario wykorzystał jednak Pacmana. Żółta główka wędruje sobie na ich filmiku po mapie kraju i pożera białe kulki umiejscowione w miejscach, które w kolejnych ligowych kolejkach odwiedzać będzie klub. Niby inspiracja Bayernem jest bardzo widoczna, ale lepiej dobrze ściągnąć, niż postawić na mierność i powielanie wyblakłych schematów. Tak przynajmniej twierdzi ponad 300 tys. użytkowników, którzy wyświetlili nagranie na samym Twitterze.

PREZENTACJE NA SZÓSTKĘ

Zabawa w wyścig na kreatywność może czasem otrzeć się o artyzm lub nawet bezpośrednio przyczynić się do uratowania komuś życia. Szczęśliwie, podczas trwającej przerwy w piłkarskich rozgrywkach, czołowe kluby świata dostarczyły nam na to znakomite dowody. Statuetka za najbardziej chwytający za serce sposób na przedstawienie nowych piłkarzy bez wątpienia powinna tego lata powędrować do włoskiej Romy. Klub z Rzymu, świa-

domy, jak wielką popularnością będą cieszyć się w sieci filmiki ogłaszające kolejne przeprowadzone przez niego transfery, postanowił wykorzystać ją do czynienia dobra. Pomysł jest prosty, ale absolutnie genialny – w nagraniach prezentujących nowe nabytki AS Romy ekran został podzielony na pół. Na jednej części, klasycznie, pokazywane jest wideo promujące piłkarza przechodzącego do włoskiego klubu. Na drugiej zaś, w tym samym czasie, wyświetlane są zdjęcia osób zaginionych. Dzięki temu fotografie te docierają do tysięcy fanów z całego świata, realnie zwiększając szansę na to, że komuś uda się rozpoznać jedną z poszukiwanych osób i połączyć ją z rodziną. Ideę tę oklaskiwali nie tylko kibice, ale i inne kluby. W Polsce, Cracovia, przekazując gratulacje Rzymianom, postanowiła włączyć się w akcję. Klub nawiązał współpracę z Fundacją ITAKA i na swoich kanałach wspiera teraz poszukiwanie osób zaginionych. Pięknych emocji dostarczać może jednak nie tylko łączenie prezentacji z działaniami dobroczynnymi, ale także – po prostu – świetnie wykonana filmowa robota. Pod tym względem kibiców z całego świata wbił w fotele Trabzonspor, który w krótkim

Cracovia nawiązała współpracę z Fundacją ITAKA i na swoich kanałach wspiera teraz poszukiwanie osób zaginionych. nagraniu umieszczonym w mediach społecznościowych, prezentującym stroje na kolejny sezon, opowiedział historię biednego chłopca, który nie może grać z bogatszymi kolegami w piłkę. Młodzieniec próbuje zaimponować towarzystwu, własnoręcznie przygotowując piłkarską koszulkę. Widząc jego zaangażowanie, ukochana babcia siada do maszyny i przerabia ją na piękny trykot, który chłopiec może nosić z dumą. Tak zaczyna się jego droga do wcielenia w życie marzeń o zostaniu piłkarzem. Zgrabne przejście pokazuje nam, że chłopiec ten dorósł i jest obecnie jednym z najlepszych zawodników ekipy Trabzonsporu. Łzy same cisną się do oczu. Kino! I to przy takiej błahostce jak prezentowanie trykotów, które zawodnicy włożą na siebie zaledwie kilkanaście razy, a potem znikną z linii produkcyjnej raz na zawsze. Na szczęście takie nagrania pozostaną z nami znacznie dłużej.


Bartłomiej Nersewicz

Sarmata i Beduin Życie Wacława Seweryna Rzewuskiego obfituje w przygody, których pozazdrościć mógłby mu zarówno Indiana Jones, jak i Lawrence z Arabii. Ten drugi zresztą otrzymał po prostu lepszy PR w postaci oscarowego filmu w reżyserii Davida Leana, z czego wynika prymat jego popularności.

C

hociaż dokonania i zasługi na rzecz ludów pustyni są u każdego z nich bezsprzecznie wielkie, to Polak podróżował tam sto lat wcześniej. W czasach, kiedy tereny Półwyspu Arabskiego stanowiły dla Europejczyków całkowitą terra incognita. Lawrence pozostawił wybitną beletrystykę, Rzewuski manuskrypt, którego waga dla kulturowego dziedzictwa młodych (z naszej perspektywy) państw arabskich pozostaje nieoceniona. Wyobraźmy sobie, że oto odnajdujemy księgę, gdzie opisane są zwyczaje, przedmioty codziennego użytku, broń, muzyka dawnych Słowian z czasów przed Mieszkiem, a w dodatku to wszystko napisane jest w całkiem obcym języku. Podróżnik taki walnie przyczyniłby się do pogłębienia wiedzy o naszej historii, a gdyby przykładowo, na wzór Rzewuskiego, dzielił się swoim innowacyjnym wyszkoleniem wojskowym, wówczas mógłby nawet bieg tejże historii wykoleić. Jednak w tym miejscu przerwijmy gdybanie i zajmijmy się losami postaci żyjącej naprawdę, czyli Wacławem Rzewuskim.

POTOMEK ZDRAJCY

Przyszedł na świat we Lwowie w 1784 roku, tuż przed ostatnimi rozbiorami. Umarł prawdopodobnie w 1831 r. jako powstaniec listopadowy w bitwie pod Daszowem, w której dowodził oddziałem wyposażonym w jego konie arabskie. Ciała Rzewuskiego nigdy nie odnaleziono, a jego los był odtąd nieznany – stąd domniemanie, że poległ. Krążyły też pogłoski, jakoby przeżył i porzucił wszystko, by potajemnie powrócić do uwielbianej Arabii i pustynnej egzystencji wśród Beduinów. Ponoć 10 lipiec 2019

spotkano tam jakiś czas później człowieka przedstawiającego się jego nazwiskiem. Życiorys Rzewuskiego stawia szereg pytań o przeplatające się w nim fakty i mity. Spowija go nimb tajemniczego mistycyzmu okraszony orientem oddziałującym na wyobraźnię współczesnych mu ludzi. Zresztą to zapewne rodzinna przypadłość, ponieważ podobnie enigmatycznie przedstawiały się dzieje Jana Potockiego, autora Rękopisu znalezionego w Saragossie, a prywatnie wuja Rzewuskiego. W końcu, jak rzecze sienkiewiczowski Roch Kowalski: „Wuj – to wuj”. O ile naszych sarmackich literatów i obieżyświatów cechowała niespotykana, wręcz ułańska fantazja, o tyle nie można określić ich stereotypowymi dla tego stanu przymiotami, jak np. szowiniści czy ksenofobowie. Obaj pisali głównie po francusku i byli kosmopolitami. W domu Rzewuskiego, na Wołyniu, na eksponowanym miejscu spoczy-

Żywot „awanturnika” zainspirował wieszczy. Mickiewicz napisał o nim Farysa, Słowacki Dumę o Wacławie Rzewuskim. Malowali go Piotr Michałowski i Juliusz Kossak. Był też teatralnym natchnieniem dla Jerzego Grotowskiego. wał Koran (choć prawdopodobnie nie przyjął islamu), a on sam nosił stroje arabskie, dlatego adekwatnym określeniem będzie ukuty przez Jacka Kaczmarskiego termin „Kosmopo-


lak”, czyli Polak, który potrafi żyć na świecie, nie tracąc polskości, potrafi żyć w Polsce, nie tracąc światowej perspektywy, wartości, które daje wiedza o ludziach z całego świata. Pierwszym kierunkiem emigracji Wacława Rzewuskiego był Wiedeń. Rodzina Rzewuskich znalazła się tam z uwagi na „być albo nie być” jego ojca. Bowiem Seweryn Rzewuski, hetman polny koronny i targowiczanin został skazany na karę śmierci za zdradę i chęć obalenia reżimu Konstytucji 3 Maja. Z oczywistych więc względów powstańcy kościuszkowscy mogli wieszać na szubienicy jedynie ekwiwalent w postaci kukły zdrajcy. Uważa się, że jego syn pragnął przysłużyć się ojczyźnie, by zmazać winy ojca. Być może to tutaj trzeba doszukiwać się źródeł jego postawy wobec beduińskich plemion, którym służył radą i pomocą w sprawach codziennych jak i gardłowych. Ludy te znajdowały się wówczas pod jarzmem tureckim, spod którego usiłowały się wyzwolić ogniem i mieczem. W duszy romantyka z pewnością budziło to skojarzenia z sytuacją Polski wymazanej z map.

TADŻ AL-FAHR

Swoją fascynację orientem zawdzięcza wspomnianemu stryjowi Potockiemu, którego spotkał w Wiedniu, gdzie nauczył się też języka arabskiego. Założył nawet Towarzystwo Orientalistyczne, a także finansował wydanie i pisał do pierwszego na świecie czasopisma orientalistycznego – „Mines d’Orient. Fundgruben des Orients. Fontes Rerum Orientalium”, co można tłumaczyć jako „Kopalnię wiedzy na temat Bliskiego Wschodu”. Rzewuski uczęszczał tam do elitarnej szkoły wojskowej Theresianum, założonej przez Marię Teresę i dosłużył się stopnia rotmistrza, biorąc udział w kilku bitwach. W 1805 roku ożenił się z Rozalią Aleksandrą Lubomirską, którą opuścił w 1811 roku, aby osiąść w rodzinnym majątku na Wołyniu – Sawraniu, gdzie później założy słynną hodowlę konia arabskiego. Około 1817 roku opuścił kraj i udał się na wschód pod pretekstem zlecenia od Cara Aleksandra I pole-

gającego na zakupie koni arabskich. Priorytetem podróży faktycznie były konie i wiedza na temat ich hodowli, którą szczegółowo zgłębił i opisał w swym manuskrypcie „O koniach wschodnich i wywodzących się z ras orientalnych”, ale interesowały go również studia etnograficzne i poznanie mieszkańców pustyni. Między 1818 a 1820 rokiem przemierzał Bliski Wschód – dzisiejszą Syrię, Palestynę, Irak, Liban, Arabię. Dotarł do bram Mekki, której mapa jego autorstwa wchodzi w skład manuskryptu. Rzewuski to po prostu bardzo utalentowany i wykształcony jegomość, o czym świadczyć mogą zawarte w manuskrypcie profesjonalne rysunki koni arabskich oraz ich dokładne opisy, ale też beduińskie zwyczaje lub wiersz napisany wedle opinii badaczy arcymistrzowskim językiem arabskim czy nutowy zapis muzyki nomadów, którego aranżację można usłyszeć na YouTube. Do Polski zabrał ze sobą ponad sto

Zebrane na wschodzie minerały przekazał w celach badawczych Stanisławowi Staszicowi. Konspirował też w ramach Towarzystwa Patriotycznego. sztuk koni arabskich, pośród których najcenniejszy był egzemplarz wywodzący się w prostej linii ze stada Mahometa. Jeszcze ważniejsza była przyjaźń, jaką zawarł z plemionami beduińskimi, o czym świadczy fakt, że został przyjęty do 13 z nich, otrzymał tytuł emira i imiona: Tadż al-Fahr („Korona sławy”), Abd al-Niszan („Sługa znaku”). Żył wraz z nimi, przyjmując ich zwyczaje. Odznaczył się mądrością, odwagą i wspaniałomyślnością, o których śpiewano i opowiadano historie. Z przywódcą rodu Roualla Edre ibn Shalanem zawarł przymierze krwi. Nazywali go też Złotobrodym Emirem. Emirem kazał tytułować się również w Polsce.

W 1920 roku zachwyt jego osobą wyrażał w liście do Joachima Lelewela Józef Sękowski: „Muszę ci powiedzieć, że ten człowiek czyni zaszczyt naszemu imieniu w stronach tak dalekich od naszej ojczyzny. Zawsze jednostajnie utrzymany charakter i szlachetność narodowa i kilka prawdziwie wspaniałomyślnych postępków jednają mu słuszne uważanie i poszanowanie dla uczuć narodowych, które nam smutnym zbiegiem okoliczności wielka część Europy za zbrodnie poczytuje”.

SPUŚCIZNA

Wróciwszy w 1820 r., zakotwiczył w rodzinnym Sawraniu, gdzie otaczał się licznymi orientalnymi trofeami i pamiątkami ze swojej podróży. Zgromadził na przykład imponującą kolekcję fajek. Zebrane na wschodzie minerały przekazał w celach badawczych Stanisławowi Staszicowi. Konspirował też w ramach Towarzystwa Patriotycznego. Zżył się z Kozakami i zyskał wśród nich sławę tak, że śpiewali: „Hej, pane Hetmane Zołotaja Boroda (…) Hej pane Hetmane, hej pane Rewuckij, Prijdy nuże miłyj Lasze (…)”. Żywot „awanturnika” zainspirował wieszczy. Mickiewicz napisał o nim Farysa, Słowacki Dumę o Wacławie Rzewuskim. Malowali go Piotr Michałowski i Juliusz Kossak. Był też teatralnym natchnieniem dla Jerzego Grotowskiego. W manuskrypcie nazwy swoich rodów odnajdują dzisiaj członkowie rodzin królewskich z Półwyspu Arabskiego. Wydanie dzieła i zaprezentowanie go na arabskich targach książki wzbudziło ogromną sensację i zainteresowanie. Między innymi dlatego postać Rzewuskiego może zostać wykorzysta jako kamień węgielny w rozwoju pozytywnych stosunków polsko-arabskich. Manuskrypt liczy niemal 800 stron i zawiera ponad 400 kolorowych rysunków, stanowiąc tym samym nietypowy jak na tamte czasy dokument będący syntezą ugruntowanej, pragmatycznej wiedzy i fascynacji życiem nomadów. Jego oryginał znajduje się dziś w zbiorach Biblioteki Narodowej.

koncept 11


Hubert Kowalski

Bory Tucholskie czyli urlop nad leśnym jeziorem

Wielu nie wyobraża sobie wakacji bez szumu fal. Inni nie mogą żyć bez górskich wędrówek, a jeszcze inni bez żagli na dużych mazurskich jeziorach. Jednak to nie jedyne formy spędzania urlopu, które proponuje Polska turystyka. Bo równie dobrze można wybrać się na pieszą wycieczkę, odpoczywać na leśnych plażach przy brzegu jeziora, a następnie płynąć łódką na drugą stronę akwenu. Tak jest w Borach Tucholskich.

H

istorycznie Bory Tucholskie związane są z Pomorzem – wchodziły w skład księstwa Pomorza Gdańskiego. W 1309 r. Bory Tucholskie weszły we władanie Zakonu Krzyżackiego, w którego rękach znajdowały się przez prawie 160 lat. Wtedy nastąpił 12 lipiec 2019

rozkwit regionu, ale przez tę okolicę przetoczyło się również wiele wojen. Historyczną stolicą Borów Tucholskich jest miasto Tuchola, które otrzymało lokację miejską w 1346 r. To właśnie z Tucholi pochodzą znane nam z Krzyżaków dwa nagie miecze, które Wielki Mistrz Krzyżacki

Ulrich von Jungingen podarował pod Grunwaldem Królowi Polski Władysławowi Jagielle. Na mocy II pokoju toruńskiego z 1466 r. Bory weszły w skład województwa pomorskiego Królestwa Polskiego. Pierwszy rozbiór Polski spowodował, że tereny te znalazły się w zaborze pruskim, co


wiązało się ze wzmożonym osadnictwem niemieckim. Bory wróciły do Polski dopiero w 1920 r. II wojna światowa przyniosła walkę partyzancką, której sprzyjał leśny, trudno dostępny teren. Walczyły tam m.in. Tajna Organizacja Wojskowa „Gryf Pomorski”, Armia Krajowa i inne. Obszar Borów Tucholskich to jeden z tych zakątków Polski, będący mocno zróżnicowany etnicznie. Część tych terenów zamieszkują bowiem Zaboracy, czyli ci, którzy mieszkają „za Borami Tucholskimi” pomiędzy Dziemianami, Leśnem, Karsinem, Czerskiem i Rytlem. Okolice m.in. Czarnej Wody, Osówka, Osiecznej i Śliwic zamieszkują Borowiacy Tucholscy, a północno-wschodnie tereny Borów zajmują Kociewiacy. Można spotkać także Borowiaków Kaszubskich, ci mieszkają głównie w Chojnicach. Występowanie zwartych grup etnicznych miało ogromne znaczenie w czasie silnej germanizacji. Szczególnie Borowiacy zdecydowanie podkreślali swoją odrębność od osadników. Przez wieki na tych terenach wykształciła się wyraźna odrębność miejscowej ludności, która do dziś jest widoczna w obyczajach, gwarze, stroju, architekturze i potrawach. Warto zwrócić uwagę, że mieszkańcy Borów uchodzą za ludzi szczególnie kochających wolność. „Lud sam kocha wolność i niezależność. Na piaskach Borów Tucholskich nie zaznał poddaństwa, siedzi od wieków na swych zagrodach. Nie całuje nikogo w rękę, widać w Borowiaku dumę, pewność siebie i szacunek dla własnej osoby”. – pisze dr Kazimierz Karasiewicz w książce Bory Tucholskie. Borowiacy posługują się gwarą przejściową pomiędzy gwarą wielkopolską a językiem kaszubskim. Mieszkańcy pielęgnują własną tożsamość poprzez działanie np. w Borowiackim Towarzystwie Kultury, zajmującym się ochroną dziedzictwa kulturalnego i promocją regionu.

SOSNY, BAGNA, WRZOSOWISKA

Obecnie Bory Tucholskie to jeden z największych kompleksów borów sosnowych w Polsce. Znajdują się one w dorzeczu Brdy i Wdy oraz na terenach Równiny Tucholskiej i Równiny Charzykowskiej. Na obszarze Borów znajdują się różne formy ochrony przyrody m.in. park narodowy, rezerwat biosfery, obszar Natura 2000. Bory są obecnie obszarem prawie monokulturowym sosny. Na

okolicznych terenach wylesionych znajdują się natomiast wrzosowiska i torfowiska, na których występuje żurawina błotna, bagna zwyczajne i mchy. W Borach Tucholskich można spotkać m.in. jelenie, sar-

To właśnie z Tucholi pochodzą znane nam z Krzyżaków dwa nagie miecze, które Wielki Mistrz Krzyżacki Ulrich von Jungingen podarował pod Grunwaldem Królowi Polski Władysławowi Jagielle. ny, dziki, lisy, a także wilki i bobry. Spośród ptaków warto wypatrywać bielika, żurawia zwyczajnego, łabędzia, sokoła wędrownego, czaplę siwą, puchacza i bociana czarnego. To właśnie tam żył wymarły już tur. Na terenie Borów utworzono kilka parków krajobrazowych: Tucholski Park Krajobrazowy, Wdecki Park Krajobrazowy, Wdzydzki Park Krajobrazowy i Zaborski Park Krajobra-

zowy. Najbardziej znanym miejscem i jednocześnie centralnym punktem Borów jest Park Narodowy „Bory Tucholskie”, który został utworzony w 1996 r. Zajmuje on powierzchnię 4613,04 ha. Park wchodzi w skład Rezerwatu Biosfery „Bory Tucholskie”. Elementem charakterystycznym Borów są jeziora lobeliowe. Są to jeziora o małej twardości wody, a także niskiej trofii i kwaśnym odczynie. Swą nazwę zawdzięczają roślinie wodnej lobelii jeziornej. Niska trofia powoduje, że woda ma dużą przezroczystość i piaszczysto dno.

CMENTARZYSKO

Popularnym miejscem w Borach Tucholskich jest m.in. cmentarzysko Gotów w okolicach wsi Odry. Goci wędrowali ze Skandynawii przez tereny dzisiejszej Polski nad Morze Czarne. Na cmentarzysku znajduje się 10 kręgów kamiennych i 29 kurhanów, a także liczne groby różnego rodzaju. W przeszłości było ono uznawane za swoiste obserwatorium astronomiczne. Miejsce to jest popularne również wśród amatorów ezoteryki, którzy uznają owe kręgi za punkty mocy, które koncept 13


Przez wieki na tych terenach wykształciła się wyraźna odrębność miejscowej ludności, która do dziś jest widoczna w obyczajach, gwarze, stroju, architekturze i potrawach.

emitują pozytywną energię. Dziś wiadomo, że cmentarzysko pochodzi z ok. 70 r. n.e. i było miejscem zwoływania wieców plemiennych.

LEŚNA WĘDRÓWKA NA PLAŻĘ

Popularną, choć niewielką miejscowością turystyczną w Borach Tucholskich jest Ocypel. To wieś położona pośród lasu, w której panuje niepowtarzalny klimat staropolski z widocznymi wpływami kaszubskimi, a także klimatycznymi pozostałościami PRL-u. Tradycyjne chaty Ocypla, których jest we wsi bardzo wiele, tworzą wrażenie, że przenie-

śliśmy się do początków XX w., by za rogiem przenieść się do bliższych nam lat 70., wchodząc do oldschoolowego baru z bilardem, gdzie można napić się coli ze szklanej buteleczki. Przechadzając się uliczkami Ocypla, musimy trafić w końcu na ścieżkę, która zaprowadzi nas do lasu, by ostatecznie dotrzeć nad jezioro Wielki Ocypel. Pagórkowate ukształtowanie terenu sprawia, że czujemy się jak w polskich górach. Jednak ze skarpy widzimy błyszczącą się wodę jeziora, przebijającą się pomiędzy drzewami. Leśna ścieżka prowadzi na plażę, na której znajdziemy opalających się turystów. Przy plaży znajdziemy również miejsca, gdzie będziemy mogli wypożyczyć łódki, rowery wodne czy kajaki, aby móc udać się na drugą stronę akwenu. Ci, którzy nie przepadają za dryfowaniem na wodzie, mogą udać się na długi spacer dookoła jeziora, podziwiając malownicze skarpy leśne. Wędrówka wzdłuż brzegu Wielkiego Ocypla to również gratka dla miłośników opuszczonych

budynków. Nad jeziorem można spotkać bowiem nieco mroczne ruiny peerelowskich ośrodków wczasowych, które jeszcze nie zostały odpowiednio zagospodarowane, mimo dużego potencjału turystycznego. Życie turystyczne wsi Ocypel skupia się wokół największego jeziora, jednak w tamtejszych okolicach można znaleźć więcej akwenów leśnych, choć nieco mniejszych od Ocypla Wielkiego. Jeziorka te przyciągają m.in. wielu zapalonych wędkarzy. Leśne wędrówki, spacery wokół wód, kajakarstwo i plażowanie mogą być męczące, zatem idealnym odpoczynkiem na koniec dnia jest grillowanie na skarpie. Grille są udostępnianie turystom w praktycznie wszystkich ośrodkach, które funkcjonują nad brzegiem Ocypla.

LEŚNA PLAŻA LEPSZA OD NADMORSKIEJ

Gdy mowa o plażowaniu w Polsce, od razu przychodzi nam na myśl wybrzeże Bałtyku. Jednak okazuje się, że są w naszym kraju mało znane zakątki, gdzie również można korzystać z promieni słonecznych nad wodą, a także pływać, wędrować po leśnych pagórkach i dobrze się bawić, poznając przy tym kulturę bliskich nam ziem, które wciąż pozostają na uboczu. Śpieszmy się zatem, by je odwiedzić, bo niedługo mogą już nie być tak ciche i pełne natury.


Wiktor Świetlik

rzynajmniej mam takie wrażenie, że nauczyciel, lekarz, naukowiec powinni w swoich dziedzinach śledzić, co się dzieje na bieżąco. Mogą używać Nokii 6310, grać w drugą część Simsów lub Cywilizacji, używać papierowej mapy zamiast nawigacji. Jednak w swoich zawodach powinni się rozwijać. Nie jestem przekonany, czy większymi problemami jest to, czy szkoła podstawowa ma mieć sześć czy osiem lat, jak jest dzielona kasa z NFZ, jak buduje się sylabus, niż to, że duża część przedstawicieli kluczowych zawodów swoją edukację kończy na zakuciu do ostatniego egzaminu na studiach. Wtedy się zaczyna problem, bo rzetelną wiedzę i rozwój zaczynają zastępować trendy. Weźmy za przykład lekarzy. Kilkanaście lat temu zdiagnozowano u mnie rzadko wówczas rozpoznawaną, a dziś powszechnie, nietolerancję pokarmową – celiakię. Nie mogę jeść glutenu. Wtedy informacji na temat tej choroby było jak na lekarstwo (choć lekarstwa na nią nie ma), podobnie jak nie było produktów bezglutenowych. Kilka lat później półki sklepów zaroiły się od chleba bezglutenowego, makaronu, jest nawet piwo. Dla mnie świetnie, gorzej, że okazało się, że cała rzesza ludzi nagle zaczęła chorować na nietolerancję glutenu. Jak tłumaczy znajomy lekarz, jego koledzy po fachu zaczęli „naddiagnozować” celiakię. Teraz wiele osób nagle odkrywa, że cierpiało na całkiem inną chorobę, jak choćby nadwrażliwość jelita, ale ponieważ modna była kilka lat temu dieta bezglutenowa, mówił o niej i tenisista Djokovic, i aktorka Goldie Hawn, i były prezydent USA Clinton, nastąpił wysyp zachorowań, przynajmniej na papierku od lekarza. Nie inaczej jest w innych obszarach. Pewien znany komentator, profesor kilku war-

P

Doktorat z mody

Ludzie z wiekiem przestają nadążać za niektórymi aspektami rzeczywistości i trudno mieć do nich o to pretensje. Nawet nie tacy bardzo starzy. Ja na przykład nie korzystałem z aplikacji, która śmiesznie zmieniała twarze, a potem zapisywała dane na rosyjskich serwerach. Nie mogę przekonać się do wypożyczanych samochodów elektrycznych i hipsterskich napojów. Gorzej jest jednak, kiedy profesjonaliści przestają nadążać za tym, co się dzieje w ich profesjach.

szawskich uczelni, ba, nawet doradca byłego premiera, stwierdził ostatnio, że powinniśmy odrzucać to, co polskie, a czerpać zza granicy, np. idee, technologie i tym podobne. Jako przykład pan Radosław podał odkurzacz Zelmer. Problem w tym, że odkurzacz Zelmer był akurat polskim produktem, dopiero potem firmę z Rzeszowa wykupili Niemcy. Nie inaczej było z podpiaseczyńskim Polkorem, który na początku lat 90. był jednym ze światowych pionierów w badaniach nad ekranami ciekłokrystalicznymi. Po wykupieniu przez kapitał zagraniczny fabryka została zamknięta, a kno-

W pewnym momencie lekarze zaczęli „naddiagnozować” celiakię. Nic dziwnego, skoro miała ją Goldie Hawn i były prezydent USA. w-how powędrował do Francji, Indii, Chin. Po dziesiątkach takich historii powstały, głównie w Azji, rozliczne opracowania krytykujące wyprzedaż przemysłu przez Polskę, Rosję i inne kraje w latach 90. Dziś rozwinięte państwa dbają jak o oko w głowie, by idee i projekty rodziły się właśnie na miejscu, i – co więcej – by nikt ich nie ukradł. A dlaczego rząd amerykański tak angażuje się w walkę z technologiami rozwijanymi przez konkurencyjnego dla Apple Huawei’a? A dlaczego niemieckie koncerny wydawnicze walczą na śmierć i życie z Google’m? To wszystko jest poza zasięgiem pana profesora. Zapamiętał sprzed 30. lat, że wtedy mówiono, iż polskość to obciach. I tak mu zostało. Niestety, smutno to wygląda, kiedy ludzie na siłę podążają za trendami, które tak przyspieszają, że już i tak nadążyć nie mogą. Jeszcze smutniejsze, jak niektórzy gonitwą za trendami starają się przykryć własną ignorancję. koncept 15


dołącz do klubu

i działaj lokalnie zespół aktywizacja

wartości

społeczność

przedsiębiorczość

edukacja

liderzy kompetencje Więcej na www.KlubLideraRP.pl

Organizator

Projekt dofinansowany ze środków Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.