30 minute read

MODA

Next Article
URODZINY

URODZINY

Moda vintage – oszczędność, ekologia czy popularny trend?

Kupowanie używanych ubrań dawniej było uważane za obciach, ale na szczęście się to zmieniło. Dzisiaj nie możemy już ignorować ubrań z drugiej ręki. Czy moda vintage pozwoli nam jedynie oszczędzić, ocalić trochę środowisko, czy stanie się bardziej popularnym trendem?

Advertisement

CZYM JEST VINTAGE?

Warto zacząć od samego pojęcia vintage. Jest to idea, która zmienia branżę mody w każdym jej aspekcie. Dzisiaj możemy vintage nazwać wszystko, co jest stare i używane; określa odzież, akcesoria czy biżuterię, które nie są nowe, ale także nie można ich nazwać mianem zabytków. Słowo vintage pochodzi z terminologii winiarskiej, gdzie vintage wine określa wino pochodzące z konkretnego rocznika.

Słowo vintage zostało po raz pierwszy użyte na początku XV wieku i pochodzi z języka starofrancuskiego. Zaczęło być używane w stosunku do mody, gdyż od początku w kształtowaniu się mody vintage kluczowe było pochodzenie ubrań z konkretnych

dekad. Vintage zatem będzie określać rzeczy, które mają od 20 do 100 lat, co znaczy, że będą to ubrania, które powstały zarówno w 1920 roku, jak i w 2000.

DLACZEGO WARTO KUPOWAĆ UBRANIA Z DRUGIEJ RĘKI?

sięciu złotych w zależności od systemu cenowego. Często też możemy znaleźć oryginalne ubrania, których nie miał nikt inny, gdyż dostępne były tylko w pojedynczych egzemplarzach. Second handy pozwalają nie tylko na zakup ubrań od projektantów w niskich cenach, ale też na znalezienie takich marek, które nie są sprowadzane do Polski. To właśnie w lumpeksach najczęściej możemy spotkać ubrania zawierające w składzie wełnę, kaszmir, jedwab czy inne wartościowe materiały bez żadnych domieszek w tańszej cenie. Dzięki kupowaniu takich ubrań ratujemy je przed wyrzuceniem na śmietnik, jednocześnie możemy także wspomóc nimi potrzebujących, gdyż część pieniędzy z ich sprzedaży trafia do różnych Lumpeksy to nie tylko ubrania, bowiem w wielu znajdziemy też organizaksiążki, płyty winylowe czy dodatki do wnętrz, które możemy cji. W lum peksach zakupić już za kilka groszy. możemy zakupić także różne tkaniny, z których później możemy sami stworzyć wyjątkowe projekty. Lumpeksy to nie tylko ubrania, bowiem w wielu znajdziemy też książki, płyty winylowe czy dodatki do wnętrz, które możemy zakupić już za kilka groszy.

Kupując ubrania z drugiej ręki, potrzeba trochę czasu, pewnej otwartości na zmianę i świadomości poglądów. Jednak kupowanie odzieży używanej przynosi wiele korzyści.

Dzięki temu nasza planeta może przynajmniej w części odetchnąć, zmniejsza się zanieczyszczenie środowiska, ogranicza toksyny i oszczędza wodę. Jest to zatem sposób na prowadzenie bardziej ekologicznego stylu życia poprzez noszenie tego, co już zostało wyprodukowane.

Ubrania z drugiej ręki pozwolą nam również zaoszczędzić, gdyż mogą one kosztować od kilku do kilkudziepewną historię. W latach 60. i 70. do noszenia używanych ubrań namawiali aktywiści-aktorzy z grupy Diggers oraz ruchy feministyczne. Tej modzie sprzyjała także telewizja i popularne seriale.

Jednak to w 1990 roku moda vintage rozkwitła razem z rosnącą popularnością stylu grunge. Na początku lat 2000 noszenie ubrań z drugiej ręki stawało się coraz bardziej popularne. W czasie kryzysu finansowego lat 2008 i 2009 kupowanie odzieży używanej przez społeczeństwo rozwinęło się bardzo szybko, a dla wielu osób second handy stały się koniecznością, a nie tylko alternatywą.

OD KIEDY ISTNIEJE VINTAGE I JAK SIĘ KSZTAŁTOWAŁO?

Badacze kultury materialnej za konkretną datę narodzin mody vintage przyjmują rok 1956, gdy nastąpił wielki powrót futer. Domy towarowe, które chciały w szybkim tempie zaspokoić potrzeby konsumentów, rozpoczęły przerabianie starych niesprzedanych futer pozostałych po modzie lat 20. na nakrycia głowy.

Vintage różni się od odzieży używanej sposobem sprzedaży, gdyż są to ubrania traktowane jak skarby, które mają swoje daty i opowiadają

JAK KUPOWAĆ W LUMPEKSACH?

Kupując ubrania używane, warto kierować się pewnymi zasadami. Jedną z nich jest zabranie płóciennej torby na ubrania, a także zaopatrzenie się w rękawiczki i płyn do dezynfekcji, wygodne buty i telefon. Warto chodzić do lumpeksu w różne dni, nie tylko gdy pojawi się nowy towar czy wyprzedaż, przydatne jest także zapisywanie własnych pomysłów na stylizacje oraz śledzenie trendów.

Podczas zakupów zwracajmy uwagę na skład i skupiajmy się na naturalnych materiałach oraz metkach, a także sprawdzajmy w internecie informacje na temat marek ubrań. Kupujmy ubrania zarówno w małych miejscowościach, jaki w dużych miastach. Warto przeglądać rzeczy w wybranych działach wieszak po wieszaku i wybierać ubrania ze względu na to, jak leżą, a nie jaki mają rozmiar. Nie zniechęcajmy się pewnymi wadami ubrań, które trzeba będzie przerobić. Dokładnie sprawdzajmy także kieszenie, rękawy i poszewki i nie rezygnujmy z kupowania butów, gdyż te również można spokojnie wyczyścić lub naprawić.

Edyta Śpiewak

Cyberbullying – jak zapobiegać przemocy w sieci?

Życie w sieci internetowej daje wiele możliwości. Z jednej strony może stanowić doskonałe źródło wiedzy, a z drugiej nieść ze sobą ogromne niebezpieczeństwo. Niestety obecnie media społecznościowe nie są już tylko przestrzenią do nauki i rozrywki, lecz również swoistą platformą cyberprzemocy, która przejawia się w różnych formach.

JAK ROZPOZNAĆ CYBERPRZEMOC?

Cyberprzemoc (z ang. cyberbullying) to rodzaj przemocy wykorzystujący nowoczesne technologie informacyjne oraz komunikacyjne, głównie internet oraz urządzenia cyfrowe, takie jak smartfony, komputery czy tablety. To jedna z najgroźniejszych form ataków internetowych, ponieważ wykorzystuje brak pewności siebie lub kompleksy ofiary w celu jej psychicznego upokorzenia. Ofiarami takich zachowań są już nie tylko młodzi ludzie, lecz coraz częściej także osoby dorosłe.

Cyberbullying odbywa się

z reguły za pośrednictwem mediów społecznościowych, wiadomości tekstowych, forów internetowych, gdzie internauci mogą przeglądać i udostępniać różne treści.

Przykładami takich ataków są: publikowanie cudzych zdjęć i filmów bez zgody, nękanie, grożenie, szantażowanie, wykluczanie z grup online, stosowanie mowy nienawiści czy podszywanie się pod kogoś. Wirtualni napastnicy ukrywają się zwykle pod pseudonimami, choć niekiedy zdarza się, że nie kryją się ze swoją tożsamością, bo wiedzą, że ofiara ze strachu nic nie będzie w stanie im zrobić. Z reguły napastnicy publikują treści, których w rzeczywistości nie odważyliby się poruszyć.

SKUTKI WIRTUALNEJ PRZEMOCY

Rozwój technologii oraz swobodny dostęp do internetu często skutkują zaburzeniem proporcji pomiędzy relacjami budowanymi w realnym życiu a tym wirtualnym. Ta nowoczesna forma przemocy może zostawiać po sobie rany w psychice, które goją się znacznie trudniej niż rany na ciele. Osoba nękana nigdzie nie czuje się bezpiecznie. Cyberbullying potrafi być bardzo szkodliwy, a w najgorszym wypadku doprowadzić nawet do śmierci ofiary.

Do najbardziej widocznych objawów cyberprzemocy zalicza

się: brak kontaktów towarzyskich, ciągłe zamyślenie, bezsenność, niewyjaśniony lęk, utratę poczucia własnej wartości, brak zainteresowania czymkolwiek, ataki paniki czy strach widoczny na twarzy ofiary.

Całkowite powstrzymanie internetowej agresji jest praktycznie niemożliwe. Trudno powstrzymać opublikowane treści szkodzące ofierze, ponieważ procedura ich usunięcia przez administratorów jest czasochłonna i złożona. Zanim zostaną one usunięte, istnieje ryzyko, że ktoś je już skopiował i rozpowszechnił dalej, a to oznacza, że nadal krążą w sieci i ich trwałe usunięcie jest w zasadzie niemożliwe.

Przykładami takich ataków są: publikowanie cudzych zdjęć i filmów bez zgody, nękanie, grożenie, szantażowanie, wykluczanie z grup online, stosowanie mowy nienawiści czy podszywanie się pod kogoś.

JAK NIE ZOSTAĆ OFIARĄ AGRESJI?

Każdy użytkownik urządzeń cyfrowych oraz internetu może stać się ofiarą cyberprzemocy. Najprostszym rozwiązaniem uniknięcia tego zjawiska byłoby całkowite zrezygnowanie z mediów społecznościowych i wszelkich komunikatorów, jednak jest to bardzo skrajne rozwiązanie. Szczególnie ważne jest to, by osobie dotkniętej taką formą przemocy udzielić odpowiedniego wsparcia, np. w postaci szczerej, bezpośredniej rozmowy.

W razie potrzeby warto skorzystać z pomocy psychologa, który pomoże poradzić sobie ze spadkiem samooceny lub lękami. Nie można bagatelizować problemu, gdyż pozostawienie ofiary bez wsparcia może mieć dramatyczne skutki.

Jeśli sytuacja nie ulegnie poprawie, to sprawę należy zgłosić na policję, ponieważ cyberprzemoc jest karalna. Zgromadzenie dowodów takich jak maile, SMS-y, zrzuty ekranu czy filmy mogą być pomocne w szybszym ustaleniu sprawcy. Trzeba także powstrzymać ofiarę od próby odwetu, gdyż mogłoby to pogorszyć sytuację. Na przemoc nie wolno odpowiadać tym samym.

Z pozoru niewinny żart może stać się cyberprzemocą, dlatego trzeba uważać na treści publikowane w internecie. Warto pamiętać o tym, że każdy człowiek ma inny poziom wrażliwości i to, że dla jednej osoby jakiś komentarz jest śmieszny, nie oznacza, że dla innej nie będzie obraźliwy.

Oskar Górecki –

młody przedsiębiorca na rynku nieruchomości komercyjnych

Oskar Górecki udowadnia, że już w trakcie studiowania z powodzeniem można zacząć budować własną markę i założyć dobrze prosperującą działalność biznesową. Od kilku lat prężnie działa na wrocławskim rynku nieruchomości komercyjnych.

Patryk Kijanka: Jakie ukończyłeś kierunki studiów?

Oskar Górecki: Ukończyłem dwa kierunki studiów: logistykę na wrocławskiej Wyższej Szkole Bankowej – były to studia inżynieryjne ze specjalizacją obejmującą zarządzanie projektami systemów transportowych – oraz jednolite studia magisterskie prawnicze na Uniwersytecie Wrocławskim – gdzie specjalizowałem się w prawie handlowym.

Czym się obecnie zajmujesz w konkteście biznesowym?

Jestem członkiem zarządu w firmie House Biznes sp. z o.o., gdzie działamy na wrocławskim rynku nieruchomości komercyjnych. Jeśli ktoś potrzebuje otworzyć siedzibę we Wrocławiu lub chce zmienić np. lokalizację swojego biura czy magazynu – umożliwiamy mu to, świadcząc usługi doradcze.

Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z własnym biznesem?

Niestety jak pewnie większości osób studiujących prawo – na początku mojej pracy w kancelarii zetknąłem się z problemem wynikającym z braku uzyskiwanych przychodów, ponieważ w tej branży praktyki i staże są z reguły darmowe. Z tego powodu szukałem alternatyw i zatrudniłem się w biurze nieruchomości. Tam jednak szybko okazało się, że rozwijanie własnej marki, jak i sieci partnerów biznesowych stanowi mój główny cel.

Z jakimi problemami mierzyłeś się na początku swojej ścieżki zawodowej?

Myślę, że największy problem wynikał z braku dostępności wiedzy prawno-podatkowej. Dziś w moim odzczuciu jest dużo łatwiej, ponieważ chociażby na YouTubie powstaje wiele kanałów promujących wiedzę z tego zakresu. Co prawda interesowałem się tą tematyką już w trakcie studiów, ale muszę podkreślić, że częste zmiany chociażby w prawie podatkowym utrudniają na początku założenie własnego biznesu.

Czy miałeś jakieś obawy przy zakładaniu własnej firmy?

Nie miałem większych obaw. Wychodzę z założenia, że nie trzeba wymyślać koła na nowo – należy po prostu bazować na czymś, co już dobrze funkcjonuje, aby móc odnieść sukces. Oczywiście trzeba jednak dołożyć do danej usługi wartość dodaną – mam na myśli pracę z jeszcze większym zaangażowaniem niż konkurencja – właśnie po to, by zapewnić jeszcze lepszą jakość usług. Zrobienie czegoś na wyższym poziomie i zbudowanie jeszcze większego zaufania wśród ludzi, z którymi chce się współpracować, w mojej opinii decyduje, czy nowa firma zaistnieje na rynku. Sądzę jednak, że dziś możliwości są naprawdę spore.

Jakich rad udzieliłbyś młodym osobom, które chciałyby podążać Twoim śladem?

Na pewno doradziłbym młodym ludziom, aby jak najwcześniej próbowali swoich sił w różnych branżach – po to, by znaleźli jak najszybciej dziedzinę, w której będą chcieli się rozwijać. Zaleciłbym, aby nie skupiali się tylko na uczelni, gdzie głównie przekazywana jest wiedza teoretyczna. Oczywiście nie można zaniedbywać edukacji, ale myślę, że poświęcanie większości swojego czasu na uczenie się materiału na pamięć, który i tak szybko zapomnimy, nie powinno być ważniejsze niż nabywanie praktycznych umiejętności.

Wielokrotnie dostrzegałem ten problem chociażby u swoich młodych pracowników. Myślę też, że warto na początkowym etapie kariery relatywnie często zmieniać pracę, po to by nabywać empirycznego doświadczenia w różnych miejscach. Ponadto każdy, kto chce dziś założyć własny biznes, powinien korzystać z praktycznej wiedzy, która jest na wyciągnięcie ręki. Kiedyś szukanie mentora stanowiło problem – dziś mamy naprawdę wielu specjalistów, którzy za darmo i chętnie dzielą się swoją wiedzą, używając internetowych źródeł przekazu.

Nieustanne rozwijanie umiejętności i powiększanie zasobów swojej wiedzy pozwoli w późniejszym etapie szerzej patrzeć na działalność, którą będziemy prowadzić w przyszłości.

Kinga Czapska-

Koziarska – na podbój branży beauty

Kinga Czapska-Koziarska to absolwentka Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i właścicielka marki O! nails. Firmę, która dziś może poszczycić się ogólnopolskim zasięgiem, założyła, będąc jeszcze studentką. W rozmowie z nami opowiedziała o swoich początkach i szczegółach prowadzonego biznesu.

Kamil Kijanka: Czym dokładnie zajmuje się O! nails?

Kinga Czapska-Koziarska: Zaczęliśmy od otworzenia salonu zajmującego się pielęgnacją paznokci. Mniej więcej pół roku później było tyle zleceń, że zatrudniłam pierwszą stylistkę. Dziś mogę z dumą powiedzieć, że O! nails to nie tylko bardzo dobrze prosperujący salon we Wrocławiu, ale także sklep stacjonarny i online.

Mamy w ofercie produkty do stylizacji paznokci, suplementy i towary z branży beauty. Od czterech lat funkcjonuje również centrum szkoleń, które osobiście prowadzę. Jestem instruktorem, edukuję w zakresie stylizacji paznokci. Można więc powiedzieć, że O! nails staje się coraz poważniejszą marką na rynku. Nie przesadzę, mówiąc, że zainteresowanie naszą ofertą sięga już w tej chwili także poza granice Polski. Na szkolenia przyjeżdżają również kursantki z innych krajów, np. Niemiec i Holandii.

Czym charakteryzują się te szkolenia?

Szkolenia dotyczą sposobów wykonywania stylizacji paznokci. Są przeznaczone zarówno dla osób początkujących, które dopiero mają w planach rozpocząć swoją przygodę z paznokciami, jak i dla kursantek posiadających już wiedzę. Uczymy, jak wykonać manicure hybrydowy, żelowy.

Zapraszamy serdecznie każdego, kto chce zacząć działać z paznokciami – bez względu na to, czy chce posiąść tę wiedzę na własny użytek, czy się przebranżowić. Poruszamy techniczne aspekty, jak również niezbędną teorię – od obieranych technik, po budowę paznokcia, chemię wykorzystywanych produktów czy fizykę zachodzących procesów podczas stylizacji.

Podejrzewam, że Ty także musisz nieustannie podążać za trendami i analizować rynek.

Oczywiście, że tak. Średnio raz na trzy miesiące wyjeżdżam na nowe szkolenia, które pozwolą mi zdobyć nową wiedzę i doświadczenia. W tak prężnie rozwijającej się branży trzeba być cały czas na bieżąco. Jeśli chodzi o trendy, nieustannie analizujemy to, co dzieje się w social mediach – Tik Tok i Instagram są bardzo użyteczne i inspirujące w tej kwestii.

A skąd właściwie wziął się u Ciebie pomysł na własny biznes?

Tak naprawdę od dawna interesowałam się stylizacją paznokci. Najpierw pracowałam u kogoś w salonie. Poszłam na swoje pierwsze szkolenie i tam od razu otrzymałam propozycję pracy. Zostałam wrzucona na głęboką wodę. Były to trudne, ale i bardzo owocne trzy lata, które ukształtowały mnie biznesowo i technicznie. Nabierając doświadczenia i widząc coraz lepsze efekty, utwierdzałam się w przekonaniu, że to jest moja wymarzona droga.

Po mamie odziedziczyłam chyba smykałkę do biznesu. Po niej mam chyba coś z businesswoman. Dlatego też zaczęłam myśleć o założeniu własnego salonu. Jestem osobą, która bardzo chce coś zrobić i lubi ryzykować, ale też ma jednocześnie mnóstwo obaw. Bardzo mocno dopingował mnie jednak mój ówczesny narzeczony, a obecnie mąż, by podążać za marzeniem. Studiowałam dziennie gospodarkę przestrzenną, pracowałam w salonie i zaczęłam tworzyć własny biznesplan…

Czy początki były bardzo trudne?

Jestem osobą, która uwielbia planować, rozpisywać i działać. Sprawiało mi to wielką frajdę. Swój notes, w którym opracowałam pierwszy biznesplan, mam zachowany do dziś. Jeśli chodzi o pozyskanie środków finansowych na rozkręcenie firmy, niezbędną wiedzę otrzymałam od najbliższych i znajomych. Wiedziałam, że istnieją dofinansowania na założenie firmy dla młodych osób, ale bez szczegółów. Napisanie tego wniosku było chyba trudniejsze niż napisanie całej pracy inżynierskiej! Dziś jednak uważam, że jest to bardzo dobre przygotowanie przed rozpoczęciem własnej działalności.

Co mogłabyś poradzić czytającym nas studentom, którzy także chcieliby założyć własną firmę?

Zdecydowanie najpierw polecam rozwój w dziedzinie, która nas interesuje. Jest mnóstwo dobrych szkoleń, które potrafią przygotować do nowej roli. Ja także jestem współautorem e-booka biznesowego, który jest przeznaczony dla osób pracujących i początkujących.

Po drugie – nie bać się działać. Myśleć o tym, co trzeba zrobić, by zrealizować cele. Najtrudniej jest czasem znaleźć swoją niszę. Warto jednak pamięć, że wcale nie trzeba wymyślać czegoś nowego. Ważne, by robić to jednak dobrze. To jest złota myśl, którą kiedyś ktoś mi powiedział i wzięłam ją sobie do serca.

Sascia Dhea –

zarządzanie firmą na Bali z Polski

Sascia Dhea pochodzi z Indonezji, ale od dwóch lat mieszka w Polsce i kontynuuje studia magisterskie z zarządzania marketingiem. Razem z siostrą od sześciu lat prowadzi własną firmę odzieżową z siedzibą na Bali.

Marta Dąbrowska: Sascio, kiedy i dlaczego zdecydowałaś się otworzyć własną firmę?

Sascia Dhea: Dorastałam w rodzinie, w której niczego nie brakowało. Byłam przyzwyczajona do dobrobytu. Niestety w 2015 roku sytuacja finansowa w mojej rodzinie drastycznie się zmieniła – nie otrzymywałam już kieszonkowego, musieliśmy obniżyć swój standard życia.

Byłam wtedy w ostatniej klasie liceum, a moi rodzice nie byli w stanie zapłacić za moje wymarzone studia. Razem z siostrą marzyłyśmy o firmie, chciałyśmy pomóc rodzicom, ale żadna z nas nie miała żadnego doświadczenia w tej dziedzinie.

Skąd zrodził się pomysł na firmę odzieżową?

Mieszkałam na Bali, gdzie na wakacje przyjeżdża wielu turystów z całego świata. Zauważyłam, że wielu z nich kupuje lokalne produkty, najczęściej ekologiczne. Ponieważ i ja, i moja siostra interesowałyśmy się modą, stwierdziłyśmy, że możemy sprzedawać miejscową odzież uszytą z naturalnych materiałów.

Zaczęłyście szyć ubrania same?

Nie. To był kolejny problem, ponieważ nie miałyśmy takich umiejętności. Zaczęłam analizować koszty produkcji i materiałów, ale niestety przewyższały one budżet. Mimo to zaryzykowałam i zleciłam uszycie 10 projektów lokalnemu krawcowi.

Jak wyglądał pierwszy okres Twojej firmy?

Było trudno, ale musiałam działać zadaniowo. Postanowiłam zminimalizować koszty, dlatego zrobiłam zdjęcia uszytym ubraniom, opublikowałam je na Instagramie, a jedyną promocją były udostępnienia znajomych w ich mediach społecznościowych. Pamiętam moją radość, gdy pojawił się pierwszy kupiec. Była to Australijka mieszkająca na Bali. To była największa motywacja do dalszej pracy.

Prowadzisz firmę już sześć lat. Jak teraz wygląda jej funkcjonowanie?

Zajęło mi wiele pracy, żeby dojść do momentu, w którym teraz się znajduje. Od początku firma miała dużą konkurencję na rynku. Zależało mi jednak, żeby ubrania wykonywano z dobrej jakości produktów, ale przez to były one dość drogie. Dlatego głównymi klientami są zagraniczni turyści, którzy mogą kupować ubrania na Bali lub za pośrednictwem platform społecznościowych.

Dzięki wytrwałości i ambicji obecnie mam 14 sklepów na wyspie i współpracuję z międzynarodowymi sklepami zlokalizowanymi w Londynie, Nowym Jorku i Los Angeles. Zatrudniam ponad 200 pracowników, a co najlepsze – od dwóch lat mieszkam w Polsce, więc zarządzam wszystkim zdalnie.

Jeśli Twoja firma mieści się na Bali, dlaczego zdecydowałaś się zamieszkać w Polsce? Bali to wymarzony kierunek niejednego turysty.

Gdy ukończyłam studia licencjackie, postanowiłam podróżować. Wtedy poznałam Polaka, w którym się zakochałam. Był to czas pandemii, dlatego przeprowadziłam się do Polski i postanowiłam kontynuować studia magisterskie. Mimo że nasz związek nie przetrwał, poznałam tu wiele osób i zyskałam nowe możliwości.

Jak zmieniło się Twoje życie, kiedy Twoja firma już efektywnie działała?

Nie raz patrzyłam pesymistyczne na pomysł własnego biznesu. Ale czułam, że robię to, co sprawia mi przyjemność, dlatego się nie poddałam. Ta decyzja dała mi przede wszystkim wolność – finansową i w sposobie myślenia. Dostałam lekcję życia, ale dzięki temu mogę podróżować, gdzie tylko chcę, i żyć, nie martwiąc się o przyszłość. Dzięki temu mogę teraz wspierać mieszkańców Bali, zatrudniając ich.

Masz jakieś plany na dalszy rozwój firmy?

Chciałabym rozszerzyć asortyment o odzież męską i stroje kąpielowe. Moim celem jest także rozwój w sektorze spożywczym – założenie koreańskich restauracji.

Co doradziłabyś młodym osobom, które myślą o założeniu działalności gospodarczej? Wiele osób boi się, ponieważ nie ma doświadczenia.

Tak, przede wszystkim nikt nie może pozwolić, żeby strach powstrzymał go przed założeniem firmy. Strach przed porażką to naturalna rzecz, ale trzeba być zdeterminowanym i dążyć do celu. Sukces nagrodzi wszystkie wyrzeczenia. Myślę też, że każdy potencjalny właściciel firmy powinien się stale uczyć.

Sascia, bardzo dziękuję za wywiad. Powodzenia w rozwijaniu się!

Karol Chojnacki –

próbowanie swoich umiejętności w wielu branżach

Przedsiębiorczość to w obecnych czasach kluczowa cecha. Doskonale wie o tym Karol Chojnacki, który mimo swojego młodego wieku ma na swoim koncie wiele sukcesów biznesowych.

Edyta Śpiewak: Twoja styczność z przedsiębiorczością rozpoczęła się, gdy miałeś zaledwie 16 lat. Czym się wtedy zajmowałeś?

Od czasów dzieciństwa, mimo że nie mam w rodzinie przedsiębiorców, ciągnęło mnie do tego świata. Dlatego, aby nie zwlekać, już wtedy próbowałem swoich sił w biznesie. Na początku handlowałem na Allegro używanym sprzętem Apple, punktami w różnych grach online, a później tworzyłem kursy dla maturzystów we współpracy z nauczycielką i egzaminatorką CKE. Przez pewien czas działałem także w MLM.

Potem nadszedł czas studiów, w trakcie których już prowadziłeś swój biznes. Na czym on dokładnie polegał?

Po 18. roku życia zaczęły się już poważniejsze biznesy. Pierwszym znaczącym była organizacja konferencji dla przedsiębiorców w Lublinie. To właśnie spotkania z przedsiębiorczymi ludźmi zainspirowały mnie do założenia biznesu stacjonarnego.

W wieku 20 lat przejąłem lokalną pizzerię, którą prowadziłem wraz ze wspólnikiem. To właśnie tam zdobyłem doświadczenie, które pozwoliło mi na stworzenie nowego biznesu w stylu Uber Eats (chociaż wtedy nie było jeszcze Ubera). Realizowaliśmy dowozy posiłków z różnych lokali do klientów.

Później zaangażowałem się także w startup technologiczny, w którym tworzyliśmy system dla restauracji pozwalający m.in. zamówić posiłek do stolika bez kontaktu z kelnerem lub z wyprzedzeniem za pomocą aplikacji, by nie czekać na jedzenie.

Co studiowałeś i czy uważasz, że studia pomogły Ci w tamtym czasie w prowadzeniu biznesu?

Studiowałem kierunek prawno-biznesowy, jednak rok w biznesie uczy więcej praktyki niż pięć lat na tego typu studiach. Mimo to uważam, że warto studiować, a w międzyczasie rozwijać coś swojego. Gdy to, co się robi, po pewnym czasie okaże się sukcesem, będzie przynosić pieniądze i perspektywa rozwoju będzie obiecująca – wtedy w każdym momencie można zakończyć studia, jeśli przeszkadzają.

Czym aktualnie się zajmujesz?

Od kilku lat zajmuję się marketingiem i rozwojem m.in. wydawnictwa biznesowego Expertia oraz platformy dla przedsiębiorców Nowoczesna Firma.

Dlaczego zdecydowałeś się na własny biznes, a nie etat?

Chociaż pracuję zapewne więcej niż na etacie, to mogę realizować swoje pomysły tak jak chcę. Ponadto wiem, że buduję coś swojego, co często porównuję do własnej fortecy w grze typu Settlers, która widzę, jak ciągle się rozwija, a to daje ogromną satysfakcję. Pracując na etacie, buduje się cudzą osadę, a po zmianie pracy zaczyna się budować inną i to na nowo.

Czy miałeś jakieś kryzysowe sytuacje, przez które chciałeś zrezygnować ze swojego biznesu i zająć się czymś innym?

Statystyki są bezlitosne – mówi się, że nawet 9/10 biznesów upada. I właśnie strach przed porażką sprawia, że wiele osób nie chce nawet spróbować. Ja patrzę na to jednak zupełnie inaczej. Skoro co dziesiąta firma odnosi sukces, to trzeba próbować aż do skutku. Szansa na sukces rośnie z każdą kolejną podjętą próbą.

Większość moich poprzednich biznesów już nie istnieje, ale na szczęście nigdy nie zbankrutowałem. Po prostu na niektórych pomysłach zarobiłem niewiele lub wcale.

Z jakimi trudnościami może spotkać się młody przedsiębiorca?

Według mnie najczęstszym problemem jest brak wsparcia ze strony bliskich. Rodzice z reguły chcą dobrze i trzeba pamiętać, że dorastali oni w zupełnie innych czasach, dlatego często nie wierzą w sukces i chcą uchronić przed porażką. Nie powinno to jednak zniechęcać do realizowania się w biznesie – trzeba iść własną drogą, czasami na przekór innym.

Jak wyobrażałeś sobie bycie przedsiębiorcą, zanim się nim stałeś?

Dość standardowo – drink z palemką na plaży. A tak na poważnie, to wyobrażałem sobie, że będę podróżował i pracował zdalnie. Gdy już jednak mogłem zrealizować to marzenie, uświadomiłem sobie, że ono wcale nie jest moje – to społeczeństwo wmawia nam, że fajnie jest żyć w ten sposób. W praktyce oznacza to jednak często samotne podróżowanie i zostawienie bliskich. A to już takie fajne nie jest.

Kamil Kijanka

Matematyczka mistrzynią świata w trójboju Wywiad z Agatą Sitko

Agata Sitko to studentka matematyki na Politechnice Śląskiej, która mimo młodego wieku może pochwalić się wieloma sukcesami sportowymi. Mistrzyni świata w trójboju siłowym ostatnie zmagania w igrzyskach sportów nieolimpijskich (The World Games) zakończyła nie tylko ze złotym medalem, ale i dwoma rekordami świata.

Kamil Kijanka: Czy emocje po niezwykle udanych zawodach w USA już opadły?

Agata Sitko: Szczerze mówiąc… tak. Nie ma czasu na ekscytację. Teraz zbliżają się kolejne zawody, więc skupiam się wyłącznie na nich.

A jakie wrażenie zrobiło na Tobie The World Games w amerykańskim Birmingham?

Przede wszystkim była tam bardzo zorganizowana hala startów. Wszystko odbywało się na hali koncertowej, więc miejsca było dużo. Każdy zawodnik miał na rozgrzewce swój pomost. Nie trzeba było więc stać w kolejce, by przygotować się do rozgrzewki. Nie jest to normą podczas takich zawodów. Było to duże ułatwienie.

Mieliśmy do dyspozycji nowy sprzęt, tak więc bardzo dobrze się dźwigało. Pod względem wizualnym wszystko także pięknie wyglądało. Żyło się w trochę innym świecie. Poznałam zawodników z różnych dyscyplin sportowych. Organizacyjnie wszystko było na najwyższym poziomie.

Był także czas na zwiedzanie?

Żałuję, ale nie za bardzo. Jedyne, co udało nam się zobaczyć, to muzeum NASA. To było bardzo fajnie doświadczenie. Znajdowały się tam różne modele rakiet. Mogliśmy się przekonać, jak wyglądają realia na statku kosmicznym, podejrzeć, jak wygląda życie pilota. Był to jednak wyjątek, bo większość czasu podczas pobytu w USA spędziliśmy jednak na hali.

Czy nie brak Ci motywacji, skoro w tak młodym wieku bijesz rekordy i zdobywasz medale?

Bywają takie momenty. Szczególnie w “sprzęcie”, gdzie ta rywalizacja jest mniejsza. Jest to trochę smutne, że nie ma za bardzo z kim rywalizować. W “klasyku” jest jednak trochę inaczej. Tu jest pole do popisu i jest z kim, i o co walczyć. Ostatecznie mogę walczyć sama ze sobą i podnosić poprzeczkę coraz wyżej.

Wspomniałaś o dwóch odmianach dyscypliny sportowej, którą uprawiasz. Czy mogłabyś wyjaśnić naszym czytelnikom, czym one się od siebie różnią, i co składa się właśnie na trójbój siłowy?

Trójbój składa się z przysiadu, który wykonuje się ze sztangą na plecach. Zdecydowanie łatwiej byłoby to zobaczyć, niż opisać. Najważniejsze w przysiadzie jest to, by zejść ze sztangą wystarczająco nisko, a następnie wstać. Trzeba przy tym pamiętać o odpowiednim zgięciu w kolanach i biodrach.

Następna konkurencja to wyciskanie w pozycji leżącej. Musimy się położyć na ławce, sztangę przyłożyć do klatki, a następnie wycisnąć do wyprostowanych, zablokowanych łokci.

Następny jest martwy ciąg, w którym chodzi o to, by podejść do sztangi leżącej na ziemi i ją podnieść do wyprostowanych nóg, łokci i bioder.

Sam trójbój dzieli się z kolei na klasyczny i sprzętowy. O ile mi wiadomo, podział ten został wprowadzony stosunkowo niedawno. Wcześniej był tylko trójbój sprzętowy.

W "sprzęcie" chodzi o to, że można w nim korzystać z dodatkowego… sprzętu. Jest to kostium, taśmy na kolanach czy koszula do wyciskania, w zależności od konkurencji. Są one wytwarzane ze specjalnego materiału, który pod wpływem ciężaru się naciąga i pomaga więcej podnieść.

W klasycznej odmianie nie można z tego wszystkiego korzystać.

Jak zaczęła się u Ciebie przygoda z tym sportem?

W gimnazjum podpatrywałam moje siostry, które ćwiczyły w domu z użyciem hantli. W końcu do nich dołączyłam i jak się okazało, szybko zabrakło mi ciężarów. Stwierdziłam, że spróbuję z większym obciążeniem na siłowni. Miesiąc później zapisałam się do klubu. W internecie zobaczyłam pewną dziewczynę, która uprawiała trójbój siłowy, co dało mi pewną inspirację. Tak to się zaczęło.

Matematyczka mistrzynią świata w trójboju siłowym.

W jaki sposób odkryłaś, że masz predyspozycje, by zająć się trójbojem profesjonalnie?

Pierwszego dnia, gdy przyszłam do klubu, usłyszałam od trenera, że mam wystąpić w zawodach, które miały odbyć się zaledwie miesiąc później. Poszło mi nie najgorzej, dlatego nie miałam wątpliwości, że to dobry kierunek.

To właśnie po tym pierwszym sukcesie postanowiłam jeszcze bardziej się zaangażować. Były to mistrzostwa Polski w wyciskaniu w pozycji leżącej, które odbyły się w Kielcach w 2019 roku. Wycisnęłam chyba 65 kg i zajęłam pierwsze miejsce w juniorach i drugie w seniorach w swojej kategorii wagowej.

Dlaczego Twoim zdaniem trójbój siłowy nie jest dyscypliną olimpijską?

Przede wszystkim dlatego, że mamy na igrzyskach już jedną dyscyplinę tego typu, czyli podnoszenie ciężarów. Trójbój jest stosunkowo młodą dyscypliną, niezbyt popularną, tak więc zainteresowanie mogłoby nie być aż tak duże. Mamy, tak jak już wspominaliśmy, dwie odmiany trójboju, więc też trudno by było wybrać, która z nich lepiej by się sprawdziła. Jest przy tym wiele komplikacji ze względu na liczbę federacji skupionych wokół podnoszenia ciężarów. Nie ma jednej organizacji, która by skupiała to wszystko.

Czy jako utytułowana zawodniczka igrzysk sportów nieolimpijskich masz możliwość rywalizacji w podnoszeniu ciężarów?

Teoretycznie jest to możliwe. Nie wiem jednak jak to wygląda w naszym związku. W podnoszeniu ciężarów pewnie jest większy nacisk na technikę i rodzaj treningu też zapewne się różni. Trudno mi jednoznacznie powiedzieć, jak by to wyglądało, ale nie wydaje mi się to niemożliwe.

W Polsce można utrzymać się z uprawiania trójboju?

Nie. Zdecydowanie nie jest to zbyt dochodowy sport w naszym kraju. Oczywiście zaczynają się pojawiać jakieś pieniądze, ale jeżeli nie ma się jakichś umów sponsorskich, to nie jest łatwo z tego wyżyć.

Dlatego też oprócz sportu trzeba szukać innego zajęcia. Ty zdecydowałaś się studiować matematykę...

Tak, to prawda. Ja jednak matematykę lubiłam już od dziecka. Będąc już w podstawówce, myślałam o tych studiach. Moje siostry także ukończyły ten kierunek. To także była moja pasja. Trójbój doszedł później.

Nie jest łatwo to wszystko pogodzić, ale na razie udało mi się przetrwać pierwszy rok. Wykładowcy są zazwyczaj wyrozumiali. Przez zawody w Stanach ominęło mnie właśnie jedno kolokwium, dlatego będę miała dodatkowy termin na jego zaliczenie. Gdybym jednak mogła dziś wybrać, chciałabym, by to trójbój stał się bardziej dochodowy. Tak, by można było z tego wyżyć. Co nie znaczy, że straciłam zamiłowanie do liczb.

Jak wyglądają Twoje treningi?

Od marca korzystam z porad trenera. Wcześniej trenowałam przede wszystkim sama. Na początku tego roku zaczęłam trenować sześć razy w tygodniu, od dwóch do sześciu godzin. Wszystko w zależności od tego, co sobie zaplanowałam w danym dniu. Zwykle wykonuję trójbój siłowy w różnych wariacjach. Dodatkowo pompki, hantle i inne ćwiczenia wzmacniające mięśnie. Ból i zmęczenie po dobrym treningu to przepiękne uczucie.

Czy dieta jest również istotna?

Oczywiście, że tak. Kluczowe jest, by dostarczać organizmowi odpowiednią ilość białka niezbędnego do regeneracji mięśni. Na to zwracam największą uwagę. Trzeba jeść w miarę zdrowo i liczyć kalorie. Wszystko zależy od tego, czy chcemy utrzymać, zwiększyć lub zmniejszyć naszą masę.

Jakie masz plany na najbliższe miesiące?

Przede mną mistrzostwa świata juniorów w trójboju siłowym klasycznym. Następnie Arnold Classic w UK, gdzie będą rywalizowali najlepsi zawodnicy z całej Europy.

Co doradziłabyś studentom, którzy chcieliby pójść w swoje ślady?

Myślę, że w przypadku tej dyscypliny sportowej nie jest wcale za późno, by rozpocząć przygodę ze sztangą w wieku studenckim. Potrzebne jest samozaparcie i cierpliwość. Niektórzy szybko rezygnują, bo nie widzą pierwszych efektów w ciągu kilku tygodni, a to podstawowy błąd. Wszystko wymaga czasu.

Masz już parę lat, czujesz, w co się Tomasz Rykaczewski gra. Pokolenie Z na rynku pracy

Masz już parę lat, czujesz, w co się gra. Pokolenie Z na rynku pracy

Następnym pokoleniem młodych Polaków, które właśnie wchodzi na rynek pracy, to osoby urodzone między 1998 a 2010 rokiem. To pokolenie charakteryzuje się bardzo wysoką otwartością na nowe technologie oraz podatnością na trendy.

Są to osoby często wychowane w wyższym standardzie niż poprzednie pokolenia, co sprawia, że mogą cechować się wyższymi oczekiwaniami materialnymi. Wyróżniają się również wysokim multitaskingiem i podobnie jak pokolenie Y cenią sobie pasję, work-life balance oraz otwartość na świat.

Na rynku pracy pokolenie Z cechuje się wysoką elastycznością i gotowością na wyzwania oraz pewną dozą odpowiedzialności za swój kierunek rozwoju. W badaniu pokolenia Z przeprowadzonego przez firmę Accenture zdecydowana większość świeżo upieczonych absolwentów (88%) przy wyborze studiów brała pod uwagę zapotrzebowanie na określone kwalifikacje na rynku pracy. Co więcej, 75% z nich bierze pod uwagę przeprowadzkę ze względu na pracę. Są pewni swoich kompetencji i aż 78% deklaruje, że czuje się dobrze przygotowana na wyzwania współczesnego, cyfrowego rynku pracy.

Dla pokolenia Z bardzo atrakcyjnym miejscem pracy są korporacje, zasad. Wielu z tych cech nie spotka się we własnej działalności gospodarczej lub w małych, dopiero budujących swoją pozycję na rynku organizacjach; dlatego też duże przedsiębiorstwa są ciekawszym miejscem pracy dla tego pokolenia niż własna firma.

Ta obserwacja powinna wzbudzić zaciekawienie głównie osób odpowiedzialnych za rozwój przedsiębiorstw oraz rekruterów w korporacjach.

RODZISZ SIĘ, TO ZNAK. POKOLENIE ALPHA

Najmłodsze pokolenie dopiero formułowane i odkrywane w ramach badań socjologicznych zaczyna się umownie w okolicy rocznika 2010. Konkretniejsze lata nie są jeszcze znane, ponieważ są to dopiero uczniowie szkół podstawowych, którzy jeszcze nie zaczęli pracy i ich stosunek do rynku pracy jeszcze nie został zdiagnozowany przez badaczy. Obecnie stawia się tezy, że będą to osoby jeszcze mocniej zaangażowaNa rynku pracy pokolenie Z cechuje się ne w wirtualną rzeczywistość oraz z wyższymi oczekiwaniami wysoką elastycznością i gotowością na wyzwania. wobec pracy i rozwoju swojej kariery, jednak na chwilę obecną są to tylko przypuszczenia.

z racji wysokiej potrzeby utrzymywania standardów pracy. Ceni sobie tradycyjne wartości w miejscu pracy, takie jak: jasno określoną ścieżkę kariery, stabilność zatrudnienia, możliwość doszkalania się oraz atrakcyjne wynagrodzenie.

Wyraźne jest również dbanie o swój dobrostan i przestrzeganie ustalonych

KAŻDE POKOLENIE ODEJDZIE W CIEŃ

Istotnym dla odpowiedniego podejścia do rynku pracy jest fakt liczebności przedstawicieli pokoleń Y i Z w ogólnej ludności Polski. Przyjmując uproszczenie, że Zetki to wszystkie osoby urodzone po 1995 roku, stanowią one 23,4% ludności Polski. Drugie co do wielkości pokolenie to Y-ki z wynikiem 22,8%, Baby boomersi stanowią 22,7% populacji, a pokolenie X 20,5%.

Wniosek jest oczywisty, ludzie młodzi z pokoleń Z i Y to łącznie obecnie największa grupa w Polsce. Pokolenia zżyte z internetem oraz z zupełnie innymi oczekiwaniami względem rynku pracy niż ich rodzice i dziadkowie.

I TA MYŚL, BY TO GODNIE PRZEŻYĆ

Odpowiednie kształtowanie polityki kadrowej i zarządzanie ludźmi powinno opierać się na dogłębnym poznaniu i przeanalizowaniu postaw konkretnych pokoleń i ich oczekiwań względem pracy. Wszelkie badania na ten temat są zbiorem niezwykle ciekawej wiedzy dla władz państwowych pod kątem prowadzenia polityki młodzieżowej i wychodzenia naprzeciw potrzebom młodych ludzi i pracodawców.

Część aspektów można próbować kształtować i na nie wpływać, co obecnie realizują m.in. poszczególne przedsiębiorstwa czy też urzędy.

Aby tworzyć efektywną współpracę na rynku pracy, warto na bieżąco zwracać uwagę na dane socjologiczne i wyciągać z nich wnioski na przyszłość.

Edyta Śpiewak

Jak pandemia zmieniła rynek pracy?

Do wielu zmian i przewartościowań na rynku pracy przyczyniła się pandemia koronawirusa. Sporo branż przeszło znaczne transformacje, niektóre dostrzegły rozwój, a jeszcze inne niestety straciły na znaczeniu. Zmieniły się m.in. formy zatrudnienia i świadczenia pracy, a także wzrosło zapotrzebowanie na określone zawody czy kompetencje, czego rezultaty można obserwować na co dzień.

PRACA ZDALNA

Sytuacja epidemiczna w Polsce, która rozpoczęła się w marcu 2020 r., znacznie ograniczyła dotychczasową działalność krajowych podmiotów gospodarczych. Z jednej strony nastąpiła likwidacja wielu miejsc pracy, ale z drugiej pracodawcy otworzyli się nowe formy zatrudnienia umożliwiające zachowanie dystansu społecznego, szczególnie na pracę zdalną. Takie rozwiązanie było i nadal jest popularne wśród pracowników biurowych z branż takich jak IT, e-commerce, marketing, PR, szkolnictwo czy administracja.

O ile początkowo praca zdalna budziła sporo wątpliwości i kontrowersji, to po pewnym czasie wielu pracowników przekonało się do niej, zauważając, że pozwala ona m.in. zaoszczędzić sporo czasu na dojazdy do i z pracy. Natomiast pracodawcy zauważyli np. zwiększenie wydajności pracowników czy spadek kosztów utrzymania biur. Przejście na tryb pracy zdalnej przyczyniło się do wzrostu znaczenia kompetencji pracowniczych, takich jak: odpowiednia organizacja własnej pracy, samodyscyplina, umiejętne łączenie obowiązków zawodowych i domowych. To od osobowości pracownika zależało, czy takie rozwiązanie zwiększy jego efektywność i kreatywność, czy też nie.

Wraz ze znoszeniem covidowych obostrzeń przedsiębiorstwa stopniowo podejmowały decyzje o wprowadzeniu tzw. pracy hybrydowej, a więc częściowym powrocie do biur. Pracownicy rotacyjnie pojawiali się w biurach, przestrzegając określonych zasad oraz reżimu sanitarnego.

DYNAMICZNE PROCESY AUTOMATYZACJI

W obliczu pandemii, która przyspieszyła procesy automatyzacji, przedsiębiorcy stanęli przed nowymi wyzwaniami. Część firm zdecydowała się zastąpić ludzką pracę rozwiązaniami technologicznymi na skutek mniejszej dostępności pracowników (efekt trendu demograficznego) oraz rosnących kosztów pracy (wzrost płacy minimalnej, większe oczekiwania płacowe pracowników).

Trzeba jednak mieć na uwadze to, że obecne zmiany zachodzące na rynku pracy mogą nasilić zjawisko tzw. bezrobocia technologicznego. Polega ono na tym, że osobom bez odpowiednich zdolności umożliwiających odnalezienie się w zautomatyzowanym zakładzie pracy będzie grozić utrata pracy bądź jej wykonywanie poniżej wymaganych kwalifikacji, czego skutkiem będzie niższe wynagrodzenie. Kwestia ta powinna być uwzględniona w szkoleniach oraz procesie outplacement.

WPŁYW PANDEMII NA KLUCZOWE BRANŻE

Nie wszędzie możliwa jest praca zdalna. Niektóre branże, np. gastronomia czy hotelarstwo, przeżyły spory kryzys z powodu pandemii. O ile gastronomia mogła ratować się dostawami na wynos, tak hotelarstwo miało całkowicie związane ręce. Jednak są też branże, które mimo pandemii, a wręcz dzięki niej, rozwinęły się, np. IT, logistyka, telekomunikacja, e-commerce, marketing czy branża medyczna. Warto rozważyć w nich zatrudnienie, ale trzeba liczyć się z koniecznością uzyskania nowych kwalifikacji.

Działania pomocowe od rządu w postaci tzw. tarcz antykryzysowych, których celem była ochrona miejsc i zakładów pracy, pomogły tylko częściowo. Spora część przedsiębiorców bez względu na tarczę była zmuszona zakończyć działalność i zwolnić pracowników.

Obecnie można zauważyć, że rynek pracy stopniowo się odbudowuje. Kluczem do sukcesu wydaje się być zbudowanie odpowiedniej relacji pracownik-pracodawca, opartej na podobnych wartościach. Oznacza to angażowanie pracowników w nowe, atrakcyjne role i jednocześnie zautomatyzowanie czynności rutynowych i powtarzalnych. Ważne jest, by obie strony wyraziły chęć na wprowadzenie zmian, co pozwoli im rozwijać się na ścieżce zawodowej.

This article is from: