Koncept nr 74

Page 1

Napisz artykuł - WYGRAJ iPada!

SKROJONY NA EUROPEJSKĄ MIARĘ Grzegorz Krychowiak w specjalnej rozmowie z Konceptem

r. 2

1

Nadworny produkt eksportowy

OD KU

st

ZAMEK GRODNO ZY

ŻÓ WK

AW

ŚR

Historia pełna tajemnic

KR

ISSN 2450-7512 nr 74 LISTOPAD 2019

GRY KOMPUTEROWE Z POLSKI


Dołącz do zespołu „Konceptu”

i wygraj iPada!

Chcesz rozpocząć dziennikarską przygodę? Masz dużo do powiedzenia, lekkie pióro i szerokie zainteresowania? Nie zwlekaj, napisz artykuł i dołącz do redakcji naszego magazynu!

Temat pracy konkursowej:

WARUNKI

„Wąska specjalizacja czy szerokie horyzonty? Jaki powinien być cel kształcenia studentów?” 1. Prześlij tekst na adres REDAKCJA@GAZETAKONCEPT.PL w temacie wpisując: Praca konkursowa. 2. Tekst powinien mieć od 3 500 do 4 000 znaków (ze spacjami) 3. Termin nadsyłania prac konkursowych: 23 grudnia 2019 roku 4. Ogłoszenie wyników: 15.01.2020 roku na naszym Facebooku i w styczniowym wydaniu „Konceptu”


Mateusz Zardzewiały

Polexit a Lewy ak się szczęśliwie składa, że mamy już listopad. A to oznacza jedno – menadżerowie sieci handlowych przebierają nogami, z niecierpliwością czekając na chwilę, w której będą mogli włączyć świąteczną muzykę, zawiesić bożonarodzeniowe dekoracje i po raz kolejny spróbować przerobić święta Bożego Narodzenia w festiwal szalonego konsumpcjonizmu. Jednak przecież nie może tak być, żeby byle galeria handlowa popsuła listopadową nostalgię swoim pretensjonalnym narzucaniem świątecznego nastroju. Dlatego postanowiłem, że tym razem zrobię to ja. I to nie dlatego, że jakoś szczególnie zależy mi na rozkręceniu świątecznej gorączki. Po prostu muszę przywołać jeden z wigilijnych symboli – kultową komedię „Kevin sam w domu”. Każdy z Was widział ją już setki tysięcy razy, dlatego daruję sobie przybliżanie fabuły i od razu przejdę do rzeczy. A rzecz w tym, że jakiś czas temu część środowisk polityczno-publicystycznych postanowiła wcielić się w rolę Harry’ego i Marva – filmowych złodziei-nieudaczników. W ich wykonaniu „włam” polegał na próbie medialnej wrzutki o nazwie Polexit. Oczywiście nikt, kto ma trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość, nie mógł uznać, że Polska zmierza ku wyjściu z Unii Europejskiej. Dlatego nie dziwi mnie aż tak bardzo fakt, że na tak brawurowy pomysł wpadli akurat politycy (za to niepokojące jest, że niektórzy dziennikarze podchwycili tę bzdurę…). Na szczęście prawa wszechświata są nieubłagane – człowiek to jednak istota rozumna. Dlatego Polacy nie uwierzyli w rzekomy Polexit i przepadł on niezauważony. A wszystko przez ten upływający czas! Jeszcze 10 lat temu sugestie tego typu wywołałyby prawdziwą burzę. Jednak dziś Polacy czują się już pełnoprawnym członkiem zglobalizowanego świata. I już dawno pozbyli się wszelkich kompleksów. Choćby nasz wkład w kulturę, rzecz niepodważalna, co kilka tygodni temu potwierdziła Olga Tokarczuk, zdobywając literackiego Nobla (i tym

„Koncept” magazyn akademicki Wydawca: Fundacja Inicjatyw Młodzieżowych Adres: ul. Solec 81b; lok. 73A, 00-382 Warszawa Strona: www.fim.edu.pl www.gazetakoncept.pl

T

E-mail: redakcja@gazetakoncept.pl Redakcja: Mateusz Zardzewiały (red. nacz.), Dominika Palcar, Wiktor Świetlik, Hubert Kowalski, Filip Cieśliński, Mateusz Kuczmierowski i inni Projekt, skład i łamanie: Henryk Prokop Korekta: Aleksandra Klimkowska

samym cementując mniej więcej dwudziestoletnie odstępy w zdobywaniu najważniejszej literackiej nagrody świata przez Polaków) (więcej na ten temat na str. 24). Przy czym literatura to jednak rozrywka elitarna. Tymczasem Polacy doczekali się wreszcie również wielkich gwiazd masowej wyobraźni – z fenomenalnym Robertem Lewandowskim na czele (str. 32). A syntezą tych pozytywnych trendów jest prężnie rozwijająca się nad Wisłą branża elektronicznej rozrywki. To gałąź nowoczesnej gospodarki, w której osiągnięcie sukcesu wymaga zarówno niezwykłej siły intelektualnej, jak i zawładnięcia serc szerokich mas (str. 10). Jednak jak to wszystko osiągnąć? Jak dojść do takiej pozycji, by dumnie reprezentując biało-czerwone barwy, odnieść sukces na międzynarodowym poziomie? To nie poradnik coachingu, więc prostych recept próżno szukać. Jednak warto posłuchać, co na ten temat sądzi Grzegorz Krychowiak (str. 5), jeden z najlepszych piłkarzy reprezentacji Polski, który ma na swoim koncie m. in. zwycięstwo w Lidze Europy. A wisienką na torcie pozostaje fakt, że o tym wszystkim przeczytać możecie w listopadowym wydaniu naszego magazynu – a więc w okolicach kolejnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości.

Druk prasowy wykonuje Drukarnia Art Kazimierz Jannasz z siedzibą w Warszawie. Aby poznać ofertę reklamową, prosimy o kontakt pod adresem: redakcja@gazetakoncept.pl Chcesz dystrybuować „Koncept” na swojej uczelni? -> PISZ: redakcja@gazetakoncept.pl

ZNAJDŹ NAS: @GazetaKoncept

Sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności - Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030

@FundacjaFIM /fundacja inicjatyw mlodziezowych

koncept 3


Spis treści 5–7 3 // NA POCZĄTEK Polexit a Lewy

Mateusz Zardzewiały

22-23 // ŚWIAT

Mnemotechniki – jak poprawić pamięć? Hubert Kowalski

5–7 // WYWIAD NUMERU

Skrojony na europejską miarę

24-25 // KULTURA

Z Grzegorzem Krychowiakiem rozmawia Jerzy Chwałek

Literacki Nobel dla Polaków Mateusz Kuczmierowski

8–9 // TECHNOLOGIA

26-28 // KARIERA

Bartłomiej Nersewicz

Karolina Krupa

Gry komputerowe made in Poland

8– 9

10–11 // ŚWIAT

Światowe manewry gospodarcze

Branża IT dla każdego Konflikt w pracy Karolina Krupa

Janusz Podlaski

12 // WIB

Nasza tożsamość jest bardzo cenna… również dla przestępców

13-15 // FOTOREPORTAŻ Joanna Proksien

29-31 // PODRÓŻE

Grodno – sekretny sąsiad zamku Książ Kamil Kijanka

32-33 // SPORT C’est la vie

Filip Cieśliński

29–31

16 // ISTOTNIE

Skąpstwo poznawcze

17-21 // NBP

Mieszkanie dla studenta – lepiej kupić czy wynająć? Piotr Gozdowski

[Tytuł] [autor]

32–33 4 listopad 2019

35 // FELIETONY

Będąc młodym intelektualistą Jakub Greloff

Ajerkoniak władzy Wiktor Świetlik


Jerzy Chwałek

Skrojony na europejską miarę Grzegorz Krychowiak to jeden z kluczowych piłkarzy reprezentacji Polski. Brał udział w dwóch turniejach finałowych – Euro 2016 i ubiegłorocznych mistrzostwach świata w Rosji. Po słabszym okresie w karierze klubowej we francuskim Paris Saint Germain znakomicie odnalazł się w Lokomotiwie Moskwa, z którym w tym sezonie występuje w Lidze Mistrzów. „Krycha” to również poliglota władający czterema językami obcymi oraz człowiek próbujący sił w biznesie modowym. Jest współwłaścicielem butiku marki „Balamonte” w Warszawie, a niebawem kolejnego w Poznaniu. Z Krychowiakiem porozmawialiśmy o piłce, garniturach, życiu w Moskwie i jaką ma radę dla młodych ludzi, próbujących zrobić karierę za granicą.


Wróćmy do momentu, gdy w lipcu ubiegłego roku przenosił się pan z PSG do Lokomotiwu Moskwa. Myślę, że dla wielu osób było zaskoczeniem, że po 12 latach życia i kariery na zachodzie przeniósł się pan na wschód Europy, do kraju zupełnie innego pod względem kulturowym. Jakie były kulisy tej decyzji? Przede wszystkim dostałem propozycję z klubu, który był aktualnym mistrzem Rosji i miał grać w Lidze Mistrzów. W planie była walka o najwyższe cele. Oczywiście liga rosyjska była dla mnie czymś nowym, ale od początku byłem nastawiony bardzo pozytywnie. Grę w Lokomotiwie traktowałem jako zdobycie nowego doświadczenia, ale w takim miejscu, w którym będę mógł dalej rozwijać się piłkarsko, a jednocześnie zdobywać trofea i grać w europejskich pucharach. Sprawy czysto piłkarskie decydowały o przenosinach do Moskwy. Były problemy z aklimatyzacją, bo języka rosyjskiego akurat pan nie znał? Rosyjskiego nie znałem, ale nie było żadnych problemów z aklimatyzacją w nowym otoczeniu. Najważniejsza jest dyspozycja na boisku i regularna gra, co ułatwia wprowadzenie się do nowego zespołu. Później są inne czynniki, takie jak znajomość języka. Ważne jest, żeby nauczyć się jak najszybciej, by móc komunikować się z trenerem i kolegami z zespołu, ale również po to, żeby móc funkcjonować w codziennym życiu. W jakim języku prowadzone są odprawy przez trenera Jurija Siomina i porozumiewacie się podczas treningów? Trener prowadzi wszystkie zajęcia w języku rosyjskim. Natomiast w drużynie jest wielu cudzoziemców [13 w kadrze Lokomotiwu – przyp. red.] mówiących po hiszpańsku, angielsku i francusku, więc codziennie używam również tych języków.

Mamy za sobą dwie imprezy, na jednej z nich nam wyszło, a na drugiej nie.

Iloma językami pan włada? Nie licząc polskiego, to czterema – francuskim, angielskim, hiszpańskim i rosyjskim. Najpierw nauczyłem się francuskiego, zaraz po wyjeździe do Francji i pobycie w szkółce Bordeaux. Ma pan smykałkę do języków obcych, czy kariera piłkarska i przemieszczanie się po Europie było ważniejsze? Najważniejsze są dobre chęci. Jeśli ktoś chce się nauczyć języka, to go opanuje. Nie ukrywam, że mieszkając w jakimś kraju, dużo łatwiej nauczyć się miejscowego języka. Może słowiańskie pochodzenie sprawiło, że nie miał pan od początku żadnych problemów z życiem w Rosji. A jak w przypadku pana narzeczonej Celii, która jest rodowitą Francuzką? Rosja jej nie zaskoczyła? Nie, było wręcz przeciwnie. Może Rosję wyobrażamy sobie inaczej, ale sama Moskwa niczym nie różniła się dla nas od Paryża czy Londynu. Na Twitterze istnieje konto pod nazwą „Only In Russia” pokazujące niecodzienne,

6 listopad 2019

zabawne, choć i może przejaskrawione sytuacje z życia Rosjan. Pana zaskoczyło coś w tym kraju? Każdy z nas trafia w internecie na mniej czy bardziej śmieszne filmy o Rosji, ale trzeba pamiętać, że jest to największy kraj na świecie. Tutaj można zobaczyć wszystko – piękne miasta jak Moskwa czy Sankt Petersburg, ale wjeżdżając w głąb Rosji, wygląda ona już inaczej. Ten kraj ma zarówno góry, i morze, więc jest tutaj dużo do zobaczenia i zwiedzania. Natomiast nic szczególnego mnie nie zdziwiło w trakcie tych piętnastu miesięcy życia tutaj. Jakie jest postrzeganie Polaków w Rosji? Mogę mówić tylko za siebie. Nigdy nie miałem problemów w Rosji z tego powodu, że jestem Polakiem. Bardzo ciepło mnie przyjęto, podobnie jak w krajach, w których grałem wcześniej. Staram się rozmawiać tutaj po rosyjsku i myślę, że ludzie też to doceniają. Wyjechał pan z Polski – najpierw do Francji – bardzo wcześnie, bo mając 16 lat, i zrobił dużą karierę. Co radziłby pan młodym ludziom, nie tylko sportowcom, którzy wyjeżdżają na zachód na studia czy do pracy? Trzeba dążyć do realizacji swoich celów poprzez ciężką pracę. Myślę, że nie tylko w piłce nożnej, ale w innych zawodach, czy zaczynając studia za granicą, tylko poprzez wysiłek i ciężką pracę można osiągać sukcesy. Trzeba mieć tę świadomość już w momencie, gdy się wyjeżdża. Nie miałem jakichś chwil zwątpienia, że chciałem wracać do Polski. Choć w sporcie jest tak, że gdy się wygrywa, to jest OK, w przypadku porażek bywa o wiele trudniej. Od samego początku byłem pozytywnie nastawiony do wyjazdu. Wszystko dla mnie było nowe i odbierałem to jako możliwość poznania nowej kultury, języka i nowych miejsc. Traktowałem to jako szczęście, które mnie spotkało, a nie jak coś, co stresowało czy paraliżowało. Niektórych polskich piłkarzy, i to nawet o wysokich umiejętnościach, blokuje chociażby brak znajomości języka… Komunikacja to jest podstawa. W każdym gronie, nie tylko piłkarskim, musisz się czuć odpowiednio dobrze. Później przekłada się to na wyniki sportowe. Żeby wejść do grupy i zaaklimatyzować się w niej, trzeba znać język, żeby tak po ludzku porozmawiać. Uważam, że angielski w obecnych czasach to podstawa nie tylko w zawodzie, który się wykonuje. Przecież wyjeżdżając na wakacje z rodziną, trzeba znać ten język w przypadku jakichś problemów, choćby z rezerwacją hotelu. Posługiwanie się tym językiem jest niezbędne, żeby normalnie funkcjonować w Europie i na świecie. Muszę spytać o jednego piłkarza, byłego kolegę z reprezentacji juniorskich, który również grał w klubie z Moskwy – chodzi o Dawida Janczyka. Nie poradził sobie w karierze sportowej ani w życiu, bo nie może wyjść z alkoholizmu. Dlaczego tak się stało w jego przypadku?


Różne są charaktery młodych ludzi i różne sytuacje, w których mogą się znaleźć. Kiedy jest się młodym i czyha wiele pokus w takim mieście jak Moskwa, bo tutaj zaczęło się zło w przypadku Janczyka, to młodzi ludzie nie podejmują właściwych decyzji. Ważne jest, jak zostałeś wychowany w domu. Kontakt z rodziną po wyjeździe, nawet telefoniczny, jest bardzo ważny, żeby odczuwać wsparcie najbliższych. Gdy wyjechałem do Francji, to kilka razy w tygodniu dzwoniłem do domu, bo tak chciałem i tak byłem wychowany, tego nie można się nauczyć. Zresztą teraz, gdy jestem starszy, również często dzwonię do rodziców. W ubiegłym roku otworzył pan butik „Balamonte” z odzieżą męską w Warszawie. Jak idą interesy w tej branży, która jest też w pewnym sensie pana pasją? Jesteśmy bardzo zadowoleni z wyników i działalności butiku, stąd decyzja o otwarciu drugiego, w Poznaniu. Myślę, że do końca stycznia przyszłego roku powinien już normalnie funkcjonować. Nasz salon to miejsce, w którym każdy klient może znaleźć coś dla siebie. Począwszy od garnituru, który może nabyć od ręki, ale też taki, który szyjemy od podstaw. Dla mnie największą frajdą jest uszycie dla siebie garnituru na miarę. Wybierając materiał, krój, podszewkę i guziki można stworzyć produkt, który jest skrojony tylko dla ciebie i wyróżni cię w tłumie, a jednocześnie pozwoli ci być projektantem. Użył pan liczby mnogiej, że „jesteśmy zadowoleni”. Kto jest wspólnikiem w prowadzeniu tych salonów? Wspólnikami są moi bracia. Natomiast w tym projekcie jest sporo osób, bo uważam, że do odpowiedniego funkcjonowania takiego biznesu potrzeba ludzi, którzy się na tym znają. Coś podobnego do zespołu piłkarskiego, w którym każdy ma swoją rolę i zadanie. Pozostajecie przy modzie męskiej, czy będzie również oferta dla pań? Właśnie od stycznia wypuszczamy nową linię garniturów dla kobiet, która będzie dostępna w obu butikach. Panie będą mogły uszyć u nas

garnitury i wierzymy w ten projekt, bo jest dużo businesswomen, które chętnie tak się ubierają. Pan też wyróżnia się nieraz odważnym stylem ubioru. Jak to jest w waszym związku z Celią? Sugerujecie sobie nawzajem, jak ma się ubrać druga strona? To nie są sugestie, ale raczej opinie. Każdy z nas wie, jak ma się ubrać, ale czasami są pewne stylizacje, które wymagają opinii Celii na mój temat albo w drugą stronę. A kobiety powinny grać w piłkę? Bo zdania są nieco podzielone. Oczywiście. Piłka nożna to piękny sport i nie widzę powodów, żeby kobiety nie mogły mieć z tego korzyści i przyjemności. To wróćmy do reprezentacyjnej piłki. Spadł kamień z serca po wygranej z Macedonią i przypieczętowaniu awansu na Euro 2020? Zrealizowaliśmy cel, który był przed nami postawiony. Pracowaliśmy ciężko, żeby pojechać na finały trzeciej wielkiej imprezy z rzędu. Wielu z nas gra ze sobą długo. Mamy za sobą dwie imprezy, na jednej z nich nam wyszło, a na drugiej nie. Mamy takie doświadczenie i zrobimy wszystko, żeby wykorzystać nasz potencjał i osiągnąć najlepszy wynik, jaki się tylko da. Powiedział pan, że wielu z was gra ze sobą długo, czy to może oznaczać, że niektórzy po Euro zakończą grę w reprezentacji? Nie to miałem na myśli. Ja na przykład nie wiem i nie rozmyślam, co będzie za 2 albo 4 lata. Moim celem jest zagrać za 7 miesięcy jak najlepszy turniej, a co będzie później, to już inna sprawa.

Grę w Lokomotiwie traktowałem jako zdobycie nowego doświadczenia, ale w takim miejscu, w którym będę mógł dalej rozwijać się piłkarsko, a jednocześnie zdobywać trofea i grać w europejskich pucharach.

Jest jakaś konkretna liga, w której chciałby pan w przyszłości grać i poznać jakiś nowy kraj? Nie ma takiego miejsca. Nigdy nie zakładałem, gdzie chciałbym grać i w jakim klubie. Jest tyle niewiadomych nie tylko w karierze piłkarza, ale w całym naszym życiu, że nie ma co się zastanawiać i planować. Lubię niespodzianki, które przynosi życie. Staram się, żeby gra sprawiała mi przyjemność na co dzień. koncept 7


Bartłomiej Nersewicz

Gry komputerowe

made in Poland

Modne hasło „Możesz być, kim chcesz” chyba najpełniej wdrażane jest przez przemysł gier komputerowych. To właśnie gry umożliwiają dokonywanie rzeczy, o których w świecie realnym można jedynie marzyć. A na tym polu Polska staje się powoli swoistą fabryką snów.

O

statnie dekady to niezwykle dynamiczny okres w rozwoju stosunkowo nowej formy rozrywki, jaką są gry wideo. Proces ten ani na chwilę nie zwalnia, wręcz przeciwnie – nabiera tempa i urasta obecnie do rangi najistotniejszego sektora rozrywki na świecie, wyprzedzając przemysł filmowy czy muzyczny. Portal Gamesindustry. biz podaje, że wartość sektora gier w 2018 r. wyniosła prawie 135 mld dolarów. Grami pasjonują się ludzie pod każdą szerokością geograficzną, bez względu na wiek czy płeć. Raport sporządzony na zlecenie funduszu inwestycyjnego GAMR szacuje przeciętny wiek amerykańskiego gracza na 38 lat. Na świecie niemal połowa dorosłych oddaje się elektronicznej rozrywce. To ponad 2 mld ludzi, z których połowa zamieszkuje Azję oraz Australię i Oceanię.

O CO CAŁE TO ZAMIESZANIE?

Gry komputerowe zadebiutowały w naszej rzeczywistości w latach pięćdziesiątych XX wieku. Za pierwszą grę uważa się kółko i krzyżyk stworzone na Uniwersytecie Cambridge. Kolejne dekady i rozwój 8 listopad 2019

technologii przyniosły prawdziwy przełom. W latach siedemdziesiątych firma ATARI wydała grę o nazwie Pong, dziś uważaną za kultową. Wydanie PacMana w latach osiemdziesiątych zbiegło się z czasem, kiedy pierwsze komputery i konsole znalazły się w zasięgu odbiorców z klasy średniej. Prawdziwym ak-

tytułem Bajtek, który później stał się samodzielnym czasopismem. Wtedy też zaczęły ukazywać się pierwsze rodzime produkcje. Za pewien przełom uznać można pierwszą połowę lat dziewięćdziesiątych i wypuszczenie przez studio Metropolis tytułów Tajemnica Statuetki oraz Teenagent. W tym samym czasie na

Branża gier wideo urasta do rangi najistotniejszego sektora rozrywki, wyprzedzając przemysł filmowy czy muzyczny. celeratorem było stworzenie przez firmę Intel procesorów Pentium, które umożliwiły wdrażanie jeszcze bardziej zaawansowanych rozwiązań. Gry przestały być poletkiem dla wąskiej grupy geeków, lecz stały się przynoszącym krociowe zyski polem dla inwestorów. Jednoczesny rozwój Internetu jeszcze bardziej przyspieszył ten proces, umożliwiając graczom rywalizację z żywym przeciwnikiem. Polska perspektywa z racji zapóźnień technologicznych spowodowanych komunizmem sięga lat osiemdziesiątych. 1985 rok to początek dodatku do Sztandaru Młodych pod

rynek wkroczyła firma CD Projekt, zajmując się wówczas dystrybucją gier zagranicznych. To jej spółka córka – CD Projekt RED – prawdziwie zrewolucjonizowała status polskich produkcji, odnosząc na światowym rynku spektakularny sukces dzięki wydaniu trzech części gier (oraz kilku dodatków) z serii o wiedźminie Geralcie, zainspirowanych prozą Andrzeja Sapkowskiego.

JESTEŚMY NAJLEPSI

Pierwsza część gry wydana przez CD Projekt RED w 2007 roku pod tytułem Wiedźmin odniosła duży


fot. Carlizz, flickr.com

westorzy, kupując akcje CD Projekt, gdyż ze znanej tylko pasjonatom marki, firma ta (notując nieustanne zyski), wdarła się w końcu przebojem do WIG 20.

DOBRY PR

CD Projekt RED to także wzorcowy przykład skutecznego marketingu. Gry o Wiedźminie doczekały się wielu edycji kolekcjonerskich, w których skład wchodziły różne gadżety związane z fabułą czy wydanie jako osobny twór gry karcianej „Gwint”, która towarzyszy graczom podczas realizacji wielu zadań w grze na PC. Polski wydawca wystrzegł się też procederu, który stanowi sól w oku każdego gracza, a jest nim praktyka stosowana przez największych światowych wydawców, np. EA Games. Chodzi o DLC (downloadable content), czyli możliwość rozszerzania gry o rozmaite płatne dodatki czy ulepszenia. Z pewnością sprzężeniem zwrotnym popularności okaże się też serial Netflixa na podstawie dorobku Sapkowskiego. Nie jest tajemnicą,

NIE TYLKO WIEDŹMIN

Kolejnym przykładem spektakularnego sukcesu i dowodem na to, że „Polak potrafi” jest przypadek CI Games. Firma ta początkowo oparła swój model biznesowy na niskobudżetowych produkcjach dostępnych dla wszystkich, w salonach prasowych czy kioskach. Kiedy w końcu w 2010 roku wypuściła grę Sniper: Ghost Warrior, pomimo wad, projekt odniósł finansowy sukces. Do 2013 roku rozeszło się 3,5 mln egzemplarzy, a wartość akcji poszybowała w górę. Pozwoliło to na skoncentrowanie się na jakości i tworzeniu gier klasy premium. Można wśród nich wymienić gry Sniper 2 i 3 oraz Lord of The Fallen. Rekordowy okres notuje ostatnio warszawskie 11 bit studios. Wydany w kwietniu 2018 roku Frostpunk osiągnął sprzedaż na poziomie 250 tys. kopii już 66 godzin po premierze. Jest to gra strategiczno-przygodowa z elementami survivalu, której akcja dzieje się w fikcyjnym, mroźnym świecie. 11 bit studios ma na swo-

Polska perspektywa z racji zapóźnień technologicznych spowodowanych komunizmem sięga lat osiemdziesiątych. sukces, ale dopiero jej sequel z 2011 roku: Wiedźmin 2: Zabójca Królów przyniósł firmie światowy rozgłos. Ta produkcja zdobyła ok. 50 nagród i wyróżnień, w tym za najlepszą grę roku na prestiżowych European Games Awards w Kolonii. Nim w 2015 roku wydano Wiedźmina 3, sprzedaż dwóch poprzednich części sięgnęła 8 mln egzemplarzy. Dziki Gon, bo tak nazwana została trzecia część wiedźmińskiego cyklu, stał się z marszu światowym bestsellerem. „Redzi” stworzyli arcydzieło, które przejdzie do historii gier wideo. Dziki Gon wyprzedził, uzyskując średnią ocen 9,3, legendarną grę Portal 2, która przez lata utrzymywała się na topie rankingu tworzonego przez najważniejszy portal o grach Metacritic. Sama gra, jak i wydane w chwilę później dodatki: Krew i Wino oraz Serca z Kamienia zebrały wyłącznie pozytywne recenzje, co przełożyło się na uzyskanie ponad 250 rozmaitych wyróżnień i dostarczenie graczom setek godzin rozrywki. Na tę chwilę wszystkie z gier o przygodach łowcy potworów sprzedały się w liczbie ponad 40 milionów kopii, z czego za ponad połowę odpowiada trzecia część. Złoty interes zbić mogli in-

że choć jego bazą ma być twórczość polskiego pisarza, to aby ten światowy potentat skusił się na bliską nam tematykę produkcji, konieczny był sukces Dzikiego Gonu. Aktualny przykład promocyjnego rozmachu CD Projekt RED oglądamy w związku z nadchodzącą wielkimi krokami premierą gry Cyberpunk 2077. Z tej okazji polscy twórcy nawiązali współpracę z Keanu Reevesem i to on zaskoczył oniemiałych pasjonatów elektronicznej rozgrywki, wychodząc na scenę i prezentując najnowszy materiał dotyczący tej produkcji na targach E3. Aktor znany z „Matrixa” czy „Johna Wicka” wcieli się w grze w jedną z postaci, o której losach gracz będzie mógł decydować – Johnny’ego Silverhanda, gwiazdę rocka i buntownika chcącego obalić korporacyjny reżim. Sama gra ma wielkie szanse uzyskać status superprodukcji już w dniu premiery, gdyż już teraz w ramach przedsprzedaży rozchodzi się jak świeże bułeczki. Cyberpunk 2077 to komputerowa adaptacja gry fabularnej Cyberpunk 2020. Rozgrywka potoczy się w dystopijnym Night City, położonym u wybrzeży Kalifornii.

im koncie także inne szanowane produkcje np. This War of Mine czy Moonlighter. Liczby nie kłamią. Branżę elektronicznej rozrywki czeka w najbliższych latach nieustająca hossa i nie chodzi jedynie o gry komputerowe i konsolowe. Szacuje się, że w 2019 r. wygeneruje ona przychody na poziomie 152 mld dolarów. Lwia część tej sumy pochodzi z gier mobilnych. Zatem myli się Prezes Zbigniew Boniek, pisząc na Twitterze do Bogusława Leśniodorskiego, który zainwestował w e-sportową drużynę AGO Gaming: „Boguś bez jaj, e-sport to jest i będzie duża kasa, ale to także świadectwo pewnej patologii. Siedzieć godzinami i walić w joystick?”. Przecież w końcu do dyspozycji jest niezwykle szerokie spektrum narzędzi – myszy, pady, czujniki, kierownice etc. A kasa? Chyba będzie się zgadzać, skoro w obecnych czasach szanujący się klub sportowy częstokroć rozszerza swą działalność także na e-sport, zaś portal sportowy, przykładem niech będzie Weszło, powołuje do życia swojego e-sportowego imiennika – e-Weszło. Do czego to doszło? koncept 9


Janusz Podlaski

Światowe manewry gospodarcze Rywalizacja jest immanentną cechą świata przyrody, a więc też ludzi i instytucji, które stwarza człowiek. Co więcej, również państwa walczą ze sobą na polu gospodarczym, chcąc zająć lepszą pozycję i wspomagać swoich obywateli prowadzących biznes.

Z

apraszamy na krótki przegląd światowych trendów w zakresie polityk gospodarczych i rozwojowych. Przyjrzymy się, jakie rozwiązania regulacyjne stosują w ostatnim czasie najbardziej zaawansowane technologicznie kraje. Na jakie branże stawiają? Gdzie widzą przyszłość? I jak wypada na tym tle Polska? Za źródło wiedzy posłuży między innymi Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości i jej wydawany cyklicznie co sześć miesięcy raport: „Monitoring trendów krajowych i światowych”. Choć międzynarodowa rywalizacja w obszarze ochrony wynalazków trwa od lat, to kilka państw postanowiło mocniej zainwestować w zachęcanie finansowe naukowców i firm do przygotowywania większej liczby zgłoszeń patentowych. Takich, które od razu mają zasięg globalny. To sprytne podejście, bo zabezpiecza przedpole i pozwala zarabiać w przyszłości na odsprzedaży praw do korzystania z wynalazków. Stawia na to Izrael, stawiają i Niemcy. Dość powiedzieć, że ci pierwsi awansowali w rankingu Bloomberg Innovation Index na 4. miejsce z 19., właśnie dzięki tego rodzaju wysiłkom.

GOSPODARKA JEST KOBIETĄ

Warte podkreślenia są działania Szwedów, Irlandczyków i (znów) Izraela wspierające kobiety we wchodzeniu na rynek pracy i uruchamianiu własnych przedsię10 listopad 2019

biorstw. Izraelski urząd odpowiedzialny za innowacje wprowadza duży program motywacyjny dla pań chcących zaryzykować własnym startupem. Takie firmy wejdą na specjalną ścieżkę finansową, umożliwiającą sięgnięcie do skarb-

SREBRNA GOSPODARKA, CZYLI NIEUBŁAGANA DEMOGRAFIA

Dla północnej części świata, a zwłaszcza dla kilku miejsc na mapie Europy i Azji, jednym z największych wyzwań strukturalnych jest starzejące się społeczeństwo. Ludzie pracują dłu-

Dla północnej części świata, a zwłaszcza dla kilku miejsc na mapie Europy i Azji, jednym z największych wyzwań strukturalnych jest starzejące się społeczeństwo. ca z publicznym groszem: dotacja do 75% kosztów działalności badawczo-rozwojowej w pierwszym roku, a w drugim nawet do 70% na dalsze wydatki. Ponadto wspierane finansowo będą działania łączące doświadczone już biznesowo kobiety z tymi, które stawiają pierwsze kroki. Z kolei w Dublinie wpadli na pomysł uruchomienia programu grantowego kierowanego wprost do niezależnych badaczy i naukowców. Do tych, którzy pracują nad czymś wielce niepewnym i ryzykownym. Nad czymś, co ma potencjał do bycia tzw. technologią przełomową i przynieść może duże zyski. Powstała osobna szuflada przeznaczona tylko dla kobiet. Zgodnie z ideą jednego z ojców Doliny Krzemowej – Rona Conwaya – który ukuł powiedzenie spray and pray, rząd liczy, że rozsiewając szeroko finansowe ziarna, gdzieś wykiełkuje coś, co przyniesie wielkie żniwa.

żej, ale też dłużej korzystają z usług publicznych i żyją dłużej w bardzo dobrej formie fizycznej i umysłowej, co pozwala korzystać im w pełni z różnych dóbr czy form spędzania czasu. Wysokiej jakości opieka medyczna, odpowiadająca na spersonalizowane potrzeby, a także wyposażenie przestrzeni życiowej osób starszych w rozwiązania ułatwiające korzystanie z opieki lekarskiej czy usług medycznych, to problemy do rozwiązania, które przyciągają technologię. Stawiają na to Finowie czy Japończycy. Nie tylko poprzez wspieranie ekosystemów innowacji, centrów badawczych i rozwojowych działań firm high-tech. Ważna jest dla nich także współpraca, inspiracja i wymiana doświadczeń z innymi krajami. Dlatego spore środki przeznaczane będą na działania międzynarodowe: wspólne programy, wizyty studyjne, analizy case’ów, staże czy konferencje. Rząd norweski z kolei, za pomocą instytucji takich jak Innovation Norway, stara


się wdrażać ich programy gospodarcze w krajach UE tak, by segment „silver economy” był w pełni zabezpieczony i wspierał ekspansję międzynarodową rozwiązań firm z kraju fiordów. Polska też zaczyna wchodzić na poważnie w zbliżone działania, czego najlepszym przykład jest uchwalona niedawno ustawa o tzw. „dostępności”, a spore środki kierowane są poprzez programy rządowe czy europejskie na opracowywanie przez firmy i uczelnie produktów i usług ułatwiających funkcjonowanie osobom starszy czy niepełnosprawnym w zbliżony sposób, co osobom zdrowym.

STYMULACJA REGULACJAMI PRAWNYMI I PODATKAMI

Na tym polu aktywne są praktycznie wszystkie kraje. Z różnym skutkiem. Ale aktywna legislacja i rozwiązania fiskalne stały się w zasadzie podstawowym orężem polityków w bitwie o inwestycje i innowacyjny rozwój. Estonia integruje usługi podatkowe z bankowymi, Duńczycy obniżają wymagania kapitałowe dla utworzenia

chody oparte na własności intelektualnej. Szwedzi od dłuższego czasu do kodeksu pracy wprowadzili zjawisko „urlopu na założenie firmy”. Polega on na 6-miesięcznym bezpłatnym urlopie w miejscu pracy na założenie działalności gospodarczej.

BITWA O TALENTY

Drenaż mózgów to nie chwytliwe medialnie hasło, lecz brutalna rzeczywistość naszego świata. O długim historycznym rodowodzie. Dziś, w dobie tak zaawansowanych urządzeń i technik komunikacyjnych, internetu, a także gęstej jak sieć pająka siatce połączeń lotnicznych, jeszcze łatwiej jest zamożnym krajom podbierać zdolnych ludzi z całego świata. Ciekawych obserwacji dostarcza analizowanie różnych metod i narzędzi, stosowanych przez poszczególne kraje w przyciąganiu talentów do ekosystemów innowacji startupowych. Świetni są w tym Amerykanie, nie ustępują pola Koreańczycy z Seulu, a na potęgę wyrastać zaczyna świat półwyspu arabskiego.

Na potęgę wyrasta świat półwyspu arabskiego. Dziś czołowi programiści korzystają z gościnności Dubaju, Dohy lub Abu Dhabi. spółek handlowych, w Wiedniu rząd udzielać będzie gwarancji bankom na wczesnym etapie rozwoju innowacyjnych startupów, Izrael udzieli specjalnych dofinansowań dla firm, które zdecydują się zwiększyć nakłady w zatrudnienie i centra badawcze na północy kraju. Nowa Zelandia kusi przedsiębiorców 15% ulgą podatkową, by wydawali ponad 50 tys. USD rocznie na prace badawcze i rozwojowe. Polacy od roku stosują tzw. „IP box”, czyli zaledwie pięcioprocentową stawkę podatku dla firm, które czerpią przy-

Dziś czołowi programiści korzystają z gościnności Dubaju, Dohy lub Abu Dhabi. Francuzi, trochę zazdroszcząc Estończykom sprawnie działającego programu ściągania zagranicznych talentów, wprowadzili na początku 2019 własny, ale podobny nawet w nazwie French Tech Visa. Program to tak naprawdę szybka i prosta ścieżka proceduralna obejmująca pozwolenie na pracę i pobyt. Polska też stawia pierwsze kroki na tym polu – sektor komercyjny zaczął robić to już trochę wcześniej – czego przykładem jest

wzorowany na zagranicznych formatach program „Poland Prize”.

KOSMOS, KOSMOS

Obrazy niczym z „Gwiezdnych wojen” Lucasa co prawda nam nie grożą, ale badania i sektor kosmiczny napędza światowa rywalizacja USA i Chin o bycie niekwestionowanym liderem. Testem będzie to, kto jako pierwszy z załogą dotrze na Marsa. Ale też inne kraje starają się nie wypaść z obiegu i wskoczyć na dobre miejsce w „łańcuchu dostaw” w tej branży. Na przykład Australia ogłosiła strategię, z której wynika, że do 2030 roku chce potroić udział sektora kosmicznego w swoim PKB, a także spowodować, by o 20 tys. Australijczyków więcej pracowało dla firm z tego segmentu. To tylko garść przykładów. Branż, krajów i różnych koncepcji, o których warto wspomnieć, jest jeszcze wiele. Cieszy z pewnością aktywność Polski, zarówno w obszarze legislacji, jak i kierowania pieniędzy w konkretne inicjatywy i sektory gospodarki. W tekście nie padło słowo o naszych południowych czy wschodnich sąsiadach, a można by im poświęcić osobny artykuł. Czesi chcą stawiać mocno na sztuczną inteligencję, a Mińsk to z kolei gamingowa stolica naszej części Europy. Jak widać, nawet na naszym podwórku trzeba rywalizować z trudnym przeciwnikiem. Profesor Bryła, słynny na cały świat inżynier i konstruktor (jego dziełem był warszawski Prudential oraz pierwszy na świecie most spawany, ulokowany niedaleko Łowicza), wypowiedział kiedyś znamienne słowa: „Trzeba myśleć i trzeba pracować”. A zatem myślmy, zmuszajmy naszych reprezentantów w parlamencie i samorządzie do myślenia i pracujmy. A efekty przyjdą na pewno. koncept 11


Nasza tożsamość jest bardzo cenna… również dla przestępców Będąc zabieganymi na uczelni, zdenerwowanymi w urzędzie czy zamyślonymi w tramwaju, możemy łatwo zgubić portfel lub po prostu paść ofiarą kradzieży. Niejednokrotnie nie wiemy, jaka była przyczyna utraty naszych dokumentów. Niezależnie jednak od powodu, gdy tylko zorientujemy się, że utraciliśmy swoje dokumenty, bezwzględnie i niezwłocznie należy je zastrzec w najbliższej placówce banku.

N

iech na naszą wyobraźnię działają liczby. Jedynie w kilku pierwszych miesiącach 2019 r. bankom udało się zablokować próby wyłudzeń na cudze dokumenty tożsamości na łączną kwotę 92 mln złotych. Łącznie od 2008 r. banki udaremniły ponad 82 tys. przestępstw na kwotę ponad 4,5 mld zł – za taką kwotę można wybudować kolejne dwa Stadiony Narodowe! Liczba przestępstw związanych z wykorzystaniem cudzej tożsamości stale wzrasta. Niestety nie można tego powiedzieć o naszej świadomości dotyczącej ochrony danych osobowych. Zagubienie dowodu tożsamości lub też utrata paszportu za granicą to nie tylko problemy związane z koniecznością ich ponownego wyrobienia. Dlatego też, jeśli podejrzewamy kradzież, należy to również zgłosić na policję. Doniesienie może przyjąć każda jednostka policji, niezależnie od tego, gdzie mogło dojść do kradzieży. W przypadku utraty należy zastrzec takie dokumenty jak dowód osobisty, paszport, prawo jazdy, książeczkę wojskową,

kartę pobytu, a także karty płatnicze i dowody rejestracyjne. Powinniśmy mieć świadomość, że nie tylko zagubienie dowodu tożsamości, ale również jego czasowa strata może przyczynić się do naszych problemów w przyszłości. Niejednokrotnie przestępcom nie jest potrzebny oryginał dowodu – wystarczy jego ksero lub dane, na podstawie których mogą oni wyrobić repliki dokumentu. Nie należy więc pozostawiać dokumentów bez opieki czy też jako zastaw np. w wypożyczalni. Dokumenty lub dane z nich pochodzące mogą posłużyć w wielu sytuacjach, a wyobraźnia i scenariusze działań przestępców w tym zakresie są niezwykle rozwinięte. Przestępcy posiadający nasze dane osobowe mogą przykładowo wyłudzić kredyt, używając do tego cudzego nazwiska, czy też wziąć tzw. chwilówkę w firmie pożyczkowej. Skradziona tożsamość może posłużyć też do prowadzenia fałszywej działalności biznesowej lub wyłudzenia towaru od innych przedsiębiorców, a także pieniędzy od klientów

pod pretekstem wykonania usługi. Przestępcy na nasze nazwisko mogą wypożyczyć i sprzedać samochód lub podpisać kilka umów z operatorem telekomunikacyjnym, dostając w zamian markowe telefony komórkowe. Problemy związane z wykorzystaniem naszej tożsamości mogą do nas dotrzeć po kilku miesiącach lub nawet latach. Niestety udowodnienie przestępstwa jest niezwykle uciążliwe i długotrwałe. Gdy zastrzegasz dowód, zgłaszasz go do systemu DOKUMENTY ZASTRZEŻONE prowadzonego przez Związek Banków Polskich. W kilka minut informacja dotrze do wszystkich banków w Polsce, Poczty Polskiej oraz operatorów telefonii komórkowej. Twoja tożsamość jest bezpieczna i nikt nie będzie mógł już potwierdzić tożsamości na podstawie twojego dokumentu. Dla przezornych: warto również zastanowić się nad uruchomieniem usługi Alerty BIK, która dodatkowo powiadomi nas o próbach wykorzystania naszej tożsamości do celów kredytowych.


Soce, Trześcianka i Puchły to trzy podlaskie wsie, które najczęściej kojarzone są z Krainą Otwartych Okiennic. Te niezwykłe zdobienia snycerskie i kolory domów są pamiątką po dawnym osadnictwie rosyjskim.

Kraina otwartych okiennic

Joanna Proskień

koncept 13


1

2

3

14 listopad 2019


1. Skit w Odrynkach to najbardziej intrygujące miejsce w okolicy. Pośród bagien, daleko od ciekawskich oczu, nawiązując do dawnych tradycji, pewien prawosławny mnich założył tu pustelnię. Obecnie jest to niezwykle ważne dla prawosławnych miejsce pielgrzymkowe. 2. Puchły, cerkiew pw. opieki Matki Bożej. Te okolice to nie tylko kolorowe, bajkowe domy. To również szlak kolorowej, niezwykle pięknej, drewnianej architektury sakralnej. 3. Bociany spotyka się tu prawie przy każdym domu. Założenie przez bociana gniazda niedaleko gospodarstwa to dla mieszkańców symbol urodzaju i dostatku w nadchodzącym roku. 4. Jest takie miejsce w Polsce, gdzie czas biegnie odrobinę wolniej. Miejsce pełne magii i urokliwych kolorowych domków pośród kwiatów. Domków, przed którymi zawsze stoi ławeczka – tutejsze centrum życia, z którego ulicę obserwują mieszkańcy.

4


Skąpstwo poznawcze Skąpstwo poznawcze jest zmorą nie tylko naszego codziennego życia, ale może wpłynąć także na pracę zawodową. Przypadłość ta jest jedną z najgroźniejszych, jaka może spotkać badacza.

C

zym jest skąpstwo poznawcze? Człowiek naturalnie korzysta z prostych dróg rozumowania i objaśniania świata wokół nas. Dzięki temu ustalamy związki między faktami nazywane heurystykami. Nasze wrodzone skąpstwo, nawyk upraszczania sytuacji i brak możności rozważania za i przeciw powoduje, że ulegamy przesądom, postrzegamy grupy społeczne przez pryzmat pozytywnych i negatywnych stereotypów. Temu zjawisku sprzyja też mnogość czynników, które trzeba wziąć pod uwagę wbrew swoim przyzwyczajeniom – często ich liczba, konieczność weryfikacji informacji w bardzo wielu źródłach po prostu nas przytłacza i zajmuje niewspółmiernie dużo czasu. Choć skąpstwo poznawcze jest w nas głęboko zakorzenione i niemożliwym jest wyzbycie się go w każdym względzie, trzeba z nim walczyć także, a może przede wszystkim, w pracy badawczej. Jest wówczas szczególnie groźne. Dlaczego? Gdy w dużej mierze liczy się częstotliwość publikacji, łatwo o pójście na skróty – zamiast dogłębnie przeanalizować temat, tylko się po nim prześlizgnąć. Dotyczy to zarówno starszych, jak i młodych badaczy. Zwłaszcza w przypadku tych drugich powodem takiej sytuacji może być

16 listopad 2019

wcześniejsze zaniedbanie podczas procesu kształcenia. Dydaktycy powinni zwracać szczególną uwagę na sięganie po pozainternetowe źródła informacji, wykształcenie u studentów nawyku sięgania do książek i publikacji zagranicznych. Równie

cenie zmieniającego się postrzegania danej dyscypliny czy nowych trendów. Dlatego tak ważny jest udział w konferencjach i sympozjach naukowych, wymiany międzynarodowe czy publikacje zbiorowe. W ten sposób nieustannie podnosimy swoje

Dydaktycy powinni zwracać szczególną uwagę na sięganie po pozainternetowe źródła informacji, wykształcenie u studentów nawyku sięgania do książek i publikacji zagranicznych. istotne jest nieustanne przekonywanie o konieczności krytycznego podejścia do źródła. W przeciwnym razie, bez umiejętności konstruktywnej, opartej o racjonalną argumentację polemiki z tezami przekazywanymi przez innych autorów, późniejszy badacz stanie się bezrefleksyjnym potakiwaczem. Innym czynnikiem powodującym wpadanie w utarte schematy jest monotonia prowadząca do niedostrzegania nowych zjawisk – niechęć do ustawicznego kształcenia i bazowanie wyłącznie na tej wiedzy, którą posiedliśmy wcześniej. Jak walczyć ze zjawiskiem skąpstwa poznawczego? Najprostszym rozwiązaniem może być kontakt z innymi badaczami czy z własnymi studentami. Pozwoli to na uchwy-

kwalifikacje. Inną metodą na walkę ze skąpstwem poznawczym jest po prostu lektura prac z innych dziedzin bądź tekstów naukowców analizujących daną kwestię inaczej niż my. Należy pamiętać, że prace polemiczne również stanowią istotny element literatury naukowej i jednocześnie pogłębiają merytoryczne dyskusje. Pierwszym krokiem do poradzenia sobie z wrodzonym skąpstwem poznawczym jest świadomość, że ono naprawdę istnieje. Samodoskonalenie, jakie podejmiemy w celu walki z nim, zaprocentuje nie tylko rozwojem zawodowym i wyższym poziomem prac badawczych, ale również rozwojem osobistym w postaci zdolności do samodyscypliny przydającej się przecież także w prywatnym, codziennym życiu.


Piotr Gozdowski

Mieszkanie dla studenta

– lepiej kupić czy wynająć? Wywiadu udziela dr hab. Aneta Hryckiewicz-Gontarczyk, prof. Akademii Leona Koźmińskiego, kierowniczka Zakładu Ekonomicznych Analiz Empirycznych ALK. koncept 17


ST

N

UD E N T

A R NKU Y

Czy studenci myślą o hipotece? Studenci to bardzo zróżnicowana grupa, jeśli chodzi zarówno o sytuację mieszkaniową, jak i potencjał jej zmian w bliskiej przyszłości. Nie tylko status i możliwości studiujących się zmieniają, obserwujemy też nowe wzory zachowań i nawyki, które wpływają na ich styl życia, który bywa diametralnie inny niż choćby dekadę wcześniej. Równocześnie są atrakcyjną grupą klientów dla instytucji finansowych: nie dość że bardzo często dysponują już własnym dochodem, to także ich sytuacja finansowa i potrzeby mieszkaniowe mogą się dynamicznie zmienić. O rynku mieszkaniowym studentów, jego wyzwaniach i barierach rozmawia Piotr Gozdowski z dr hab. Anetą Hryckiewicz-Gontarczyk, prof. Akademii Leona Koźmińskiego, kierowniczką Zakładu Ekonomicznych Analiz Empirycznych ALK. Jak się ma sytuacja na rynku pracy młodych, niestabilność zatrudnienia, prekariat i niejasna przyszłość zawodowa do kwestii zdolności kredytowej studentów? Studenci pod kątem możliwości kredytowych, zarówno obecnych, jak i potencjalnych, nie są jednolitą grupą do oceny. Nie można w tym przypadku generalizować, gdyż wszystko zależy od kierunków studiów. Absolwenci różnych wydziałów i specjalizacji osiągają różne widełki płacowe i mają skrajnie różne ścieżki awansu, czyli widoku na wyższe zarobki w przyszłości. Wpływ na zarobki i późniejszy potencjał kredytowy absolwentów ma również w wielu przypadkach nazwa uczelni, jaką skończyli, np. magistrowie uczelni znajdujących się w czołówce rankingów mogą liczyć na blisko dwukrotnie wyższą pensję niż posiadacze dyplomu uczelni podkarpackich, jak wynika z Ogólnopolskiego Badania Wynagrodzeń firmy Sedlak&Sedlak. Studenci kierunków ścisłych, takich jak IT, sztuczna inteligencja, automatyzacja procesów, matematyka, big data są obecnie i będą nadal na rynku pracy rozchwytywani, a ich pensje początkowe często przewyższają pensje osób z doświadczeniem. Jednak zawody tego typu mają swoją specyfikę, która odbija się na decyzjach zakupowych. Niestety jest to grupa osób, która ceni sobie elastyczny czas pracy, możliwość pracy zdalnej i jest otwarta na propozycje z różnych krajów. Dlatego oni nie są do końca zainteresowani kupnem mieszkania w Polsce w dużym mieście, bo prawdopodobieństwo relokacji jest duże. To, co studentów dopiero wiąże, to życie osobiste, a małżeństwo to ogromny impuls do myśli o stabilizacji i kupnie mieszkania. Z punktu widzenia banku są to dobrzy klienci i bardzo perspektywiczni. Nie grozi im brak zatrudnienia, a wszelkie zawirowania na rynku pracy będą ich omijać. Czy studenci są grupą docelową produktów finansowych o dłuższym terminie spłaty? Teoretycznie studenci są zainteresowani tego typu produktami, ale należy bardzo wyraźnie określić, o jakich produktach piszemy. Jeżeli chodzi o karty kredytowe, to myślę, że studenci mogą chętnie skorzystać z tego typu rozwiązań, jeżeli im się zaoferuje dłuższy okres spłaty czy też płatności 18 listopad 2019

na raty, czy inne udogodnienia. Natomiast jeżeli chodzi o kredyty hipoteczne, to już w mniejszym stopniu cieszą się zainteresowaniem studentów. Zgodnie z informacjami z Biura Informacji Kredytowej, zobowiązania młodych Polaków rosną z roku na rok, ale jednocześnie też zaległe zobowiązania. W Polsce grupa między 18 a 24 lata liczy 3,1 miliona osób, z czego ponad połowa to studenci. Przez rok w tej grupie wiekowej przybyło 33 tysiące kredytobiorców, a generalnie jest już ponad 630 tysięcy. Ich zobowiązania to 7,3 miliarda złotych, co stanowi jednak 1 proc. zobowiązań Polaków. Jednak już prawie co czwarty student ma problem z terminową spłatą zobowiązań. Jak wygląda sytuacja mieszkaniowa osób studiujących? Czy nadal są to wspólne wynajmy mieszkań, czy też studenci preferują dziś życie na swoim? Jak popularne są dziś akademiki? Domy studenckie nie cieszą się największą popularnością, ponieważ większość studentów obecnie mieszka w wynajmowanych mieszkaniach. Mając do dyspozycji dane zebrane podczas badań Warszawskiego Instytutu Bankowości i Centrum AMRON, przytłaczająca większości lokali wynajmowana przez studentów to mieszkania. Zazwyczaj dzielą je z innymi studentami, przeważnie w więcej niż 2 osoby. Jak wynika z przytoczonego badania, 33 proc. dzieli mieszkanie z 1 współlokatorem, niewiele więcej, czyli ok. 35 proc., dzieli przestrzeń z 2 kolegami czy koleżankami. Co piąty student (22 proc.) mieszka na co dzień z trójką osób. Natomiast w akademiku mieszka co 10 student. Sytuacja ta wynika raczej z braku miejsc w akademikach, aniżeli braku chęci ze strony studenta. Wciąż mamy więcej studentów niż miejsc w akademiku. Powyższa sytuacja powoduje, że większość dochodu, którym dysponują studenci, wydają na wynajem i inne koszty zakwaterowania. Dlatego studenci mieszkający w akademiku stanowią najniższy odsetek grupy, raptem 7 proc. Oprócz najmu, na który decyduje się 38 proc. studiujących, podobny odsetek można odnotować wśród osób mieszkających u rodziny bądź znajomych i w związku z tym nie ponoszący kosztów zakwaterowania: tak mieszka 4 na 10 studentów. Posiadaniem własnej nieruchomości może pochwalić się 15 proc. kształcących się na uczelniach wyższych. Pod względem popularności najczęściej wynajmowane przez studentów są


korzysta w ograniczonym zakresie. Z takiej możliwości skorzystał co drugi badany, a studenci mogli liczyć przeciętnie na aż 40–60 proc. zniżki w tym okresie.

domy wielo- bądź jednorodzinne i mieszkania co najmniej trzypokojowe, tak wybierała ponad połowa ankietowanych. Na drugim miejscu znalazły się nieruchomości dwupokojowe, na które decyduje się jeden na trzech zainteresowanych, a kawalerki wynajęło 13 proc. studentów. W przypadku nieruchomości wynajmowanych coraz rzadsze jest współdzielenie pokoi, co w przypadku akademików jest normą: dzielenie pokoju z jednym (51 proc.) bądź dwoma współlokatorami (47 proc.), bardzo rzadko z trzema. Jak przyjmują się nowe formy wynajmu, np. mikroapartamenty czy prywatne domy studenckie? O wyborze zakwaterowania decyduje cena. To powoduje, że większość studentów wciąż szuka mieszkań, które mogą współdzielić z innymi osobami. Rzadko korzystają z lokali, które można zaliczyć do segmentu luksusu, a na taki z perspektywy studenta może wyglądać mikroapartament. A to dlatego, że koszta jego najmu są wyższe aniżeli pokoju w mieszkaniu współdzielonym, a wedle wspomnianego badania WIB i Amron cena to wciąż dominujący czynnik wpływający na finalne wybory mieszkaniowe studentów, kieruje się nią aż 28 proc., jako głównym aspektem. Obecnie studenci nie są zainteresowani zakupem mieszkania, chyba że robią to dla nich rodzice. Istnieje grupa studentów, którym rodzice zapewniają mieszkanie w momencie rozpoczęcia studiów. Jednak jest to dość mała grupa i najczęściej są to studenci studiów prywatnych. Ciekawy trend można zauważyć wśród uczestników studiów licencjackich, gdzie na pierwszym roku 13 proc. posiadało własną nieruchomość, a drugim: aż 25 proc. Zmianę podejścia co do trybu wyboru nieruchomości do zamieszkania na czas studiów ma zmiana kryteriów, mających wpływ na decyzje. Mimo że więcej niż czterech na dziesięciu studentów kieruje się przede wszystkim ceną, to dla 20 proc. najważniejsza jest odległość od uczelni, dla 16 proc. standard lokalu, a dla 15 proc. stopień rozwoju infrastruktury komunikacyjnej okolicy. Blisko jedna na dziesięć osób ceni najwyżej ofertę handlową i usługową w najbliższym otoczeniu, a podobny odsetek poziom bezpieczeństwa zamieszkiwanej dzielnicy. Istotne jest także możliwość zmniejszenia czynszu na okres wakacji, podczas których z lokalu się nie korzysta, bądź

Jak sytuacja na rynkach finansowych, związana z nieruchomościami, wpływa na stosunek studentów do korzystania z oferty kredytowej banków? Aktualnie bardziej niż zmiana oferty kredytowej banków na decyzje mieszkaniowe studentów ma wpływ chęć przeznaczania określonej kwoty. Jak wynika z przytaczanej analizy w skali całego kraju, aż 62 proc. ankietowanych wskazało, że nie przeznacza na te cele więcej niż 750 zł, a tylko co piąty student i studentka w zeszłym roku wydali miesięcznie na koszty związane z najmem pomiędzy 750–1 250 zł. Raptem niecałe 10 proc. studentów wydaje więcej, a średnie wysokości rat kredytu hipotecznego plasują się właśnie w takim przedziale cenowym. Jest też inny czynnik, który ma olbrzymi wpływ na decyzje studentów, zarówno jeśli chodzi o zakup mieszkania, jak i chęć starania się o kredyt hipoteczny. Dzisiaj plany życiowe i zawodowe studentów nie są związane z jednym miejscem, są świadomi, że po skończeniu studiów mogą zmieniać miejsce pobytu wielokrotnie. Co za tym idzie, nie chcą się wiązać z jednym miejscem, ani wchodzić w długotrwałe zobowiązania względem banków. Są otwarci, zainteresowani podróżami, a ich relokacja jest dużo częstsza, niż to było wcześniej. Sprzedaż mieszkania z obciążoną hipoteką jest bardziej skomplikowana i czasochłonna, a dzisiejsza rzeczywistość świata pracy wygląda tak, że wyjazdy za pracą są stosunkowe szybkie i trwają zazwyczaj kilka lat, a nie kilka miesięcy, jak dawniej trwały delegacje. Stąd też jest brak zainteresowania własnym „M2” podczas studiów. Czy w najbliższym czasie możemy oczekiwać nowego, innowacyjnego rozwiązania dla studentów, zarówno jeśli chodzi o kwestie wynajmu/kupna nieruchomości, jak i kredytów mieszkaniowych? Nie sądzę. Uważam raczej, że będziemy się zbliżać do modelu zachodniego, gdzie studenci będą współdzielić mieszkania, a nie będą zainteresowani ich kupnem z racji możliwości częstych relokacji, podróży, pracy za granicą itp. W obecnych czasach młodzi ludzie cenią sobie brak zobowiązań, wolność, podróże, a także wielu z nich zależy na pracy jako freelancer i mają możliwości to robić, nawet poza granicami: nie muszą mieszkać na terenie państw, na których ich siedzibę ma pracodawca. W takim wypadku wiązanie się z jednym miejscem nie będzie dla nich nie tylko atrakcyjne, ale również praktyczne. Dlatego brak podaży mieszkań przeznaczonych dla studentów będzie pewnie wynikał z braku dużego popytu ze strony tejże grupy. Większą podatność na decyzję o zakupie będzie miał, jak wspomniałam, czynnik rodzinny, czyli kiedy pojawi się decyzja o założeniu rodziny. koncept 19


Łukasz Samborski

Gdzie mieszkają studenci? A może – gdzie będą mieszkać studenci?

W

Polsce coraz bardziej odczuwalna jest dosyć mała dostępność miejsc w domach studenckich, co jest dodatkowym bodźcem dla wielu rodziców, którzy decydują się na zakup mieszkania dla swojego dziecka (nawet przed rozpoczęciem studiów). Ważnym argumentem, który pojawia się przy takiej decyzji, jest to, że przez 5 lat studiów czynsz idzie do cudzej kieszeni, a studenci już po zakończeniu edukacji i tak ostatecznie decydują się na kredyt, aby mieszkanie zakupić. Decyzja o zakupie mieszkania wiążę się więc z prostą kalkulacją – po 5 latach miejsce, w którym mieszkam, będzie chociaż trochę bardziej moje niż to wynajmowane. W miastach akademickich wynajem mieszkania jest zazwyczaj dosyć drogi, często sięgając około 2 tysięcy złotych miesięcznie, co daje w perspektywie 5 lat około 120 tys. złotych. Dodatkowym utrudnieniem może być konieczność wyprowadzki w okresie wakacyjnym – wielu właścicieli np. w Gdańsku bądź Krakowie wynajmuje mieszkania turystom, przez co wynajem jest możliwy jedynie przez 9 lub 10 miesięcy. W wakacje student jest zmuszony wrócić do rodziców lub szukać innego lokum. Pozostaje pytanie – skąd pozyskać pieniądze na zakup choćby małego mieszkania? Może to być pomoc

rodziców, ale również, co prawda nieliczni, studenci mogą uzyskać kredyt na zakup mieszkania. Niestety nie ma takiego produktu bankowego jak „kredyt hipoteczny dla studentów”, z którym wiązałyby się jakieś zniżki lub ułatwienia, dlatego też należy mieć stałe źródło dochodu lub np. jakąś inną nieruchomość jako zabezpieczenie. Inną, wciąż bardzo niszową, alternatywą dla zakupu czy wynajmu mieszkań stają się coraz częściej akademiki prywatne. Według raportu „Student Housing in Poland” łączna liczba prywatnych akademików w Polsce sięga około 40. Można je znaleźć m.in. w Poznaniu, Warszawie, Wrocławiu i Gdańsku. Coraz większe zapotrzebowanie na mieszkania dla studentów ma dwa główne źródła. Jednym z nich jest to, że zarówno uczelnie publiczne, jak i te prywatne dysponują niewystarczającą liczbą miejsc w akademikach. Według raportu „Polski rynek nieruchomości” w 2017 roku uczelnie publiczne i prywatne udostępniły studentom jedynie 484 domy studenckie i 126 tysięcy miejsc noclegowych. Ponadto przy przyznawaniu miejsc w domach studenckich pod uwagę bierze się status materialny studenta oraz odległość uczelni od miejsca zamieszkania, a część miejsc jest zarezerwowana dla doktorantów oraz pracowników uczelni. Z kolei liczba studentów w Polsce

oscyluje w okolicach 1,35 miliona, co oznacza, że na zakwaterowanie w akademikach może liczyć jedynie co dziesiąty student! Dodatkowo, w ostatnich latach, liczba miejsc w akademikach maleje w związku z remontami i podwyższaniem standardu tych dotychczas istniejących (m.in. poprzez ograniczanie pokoi 3-osobowych). Drugi powód to dynamicznie rosnąca liczba studentów zagranicznych w Polsce, którzy, według prognoz, już w 2021 roku mogą stanowić grupę nawet około 100 tys. osób. Coraz większa popularność uczelni w Polsce wśród studentów z innych krajów jest efektem stałego poszerzania oferty studiów w języku angielskim. W porównaniu do krajów Europy Zachodniej, w Polsce udział kursów prowadzonych po angielsku jest na stosunkowo niskim poziomie i wynosi około 3,5% kierunków, jednakże trwają obecnie prace nad wdrożeniem programu, który ma zachęcać obcokrajowców do studiów w Polsce. Uczelnie publiczne też zauważają pojawiające się braki miejsc, stąd wiele z nich zaczęło, bądź rozważa rozbudowę bazy noclegowej. W dużych miastach liczba podań o miejsce w akademikach często przekracza 2-3 krotnie możliwości pomieszczenia studentów. Z kolei, paradoksalnie, niektóre akademiki stoją puste, ze względu na niski standard i przenosiny studentów w trakcie roku akademickiego.

POZIOMO:

trwałych i obrotowych zaangażowanych w przedsiębiorstwie.

3. Umowa zawarta w formie pisemnej pomiędzy bankiem a kredytobiorcą.

1. Okres w dziejach Ziemi. 4. Przedsiębiorstwo, którego zadaniem jest gromadzenie, integrowanie i udostępnianie danych dotyczących historii kredytowej klientów banków (skrót). 6. Papier wartościowy dający posiadaczowi prawo do otrzymania stałego, z góry określonego dochodu, stanowiący dowód wierzytelności. 9. ... budżetowy - występuje gdy wydatki w budżecie danej instytucji (np. państwa) są wyższe niż jej przychody. 10. Kredyt … długoterminowy kredyt bankowy, którego zabezpieczeniem jest nieruchomość. 11.listopad ... procentowa to procentowy 20 2019 stosunek zysku do wartości środków

14. Płatność dokonywana na niewielkie kwoty. 16. Karta … to karta płatnicza, której wydanie jest związane z przyznaniem limitu kredytowego przez wydawcę karty, np. bank. 17. Część ceny detalicznej pokrywająca koszty własne działalności przedsiębiorstwa handlowego i jego zysk. 18. Świadectwo kontroli towaru. 19. Koszt, naliczany za używanie pożyczonego kapitału jego właścicielowi.

PIONOWO: 2. Sprzedaż, w której nabywcą danej rzeczy zostaje ten, kto ofiaruje najwyższą sumę; przetarg, licytacja.

5. Państwo z New Delhi. 7. Oznacza wzrost ceny towaru lub dobra. 8. Friedrich … - żyjący w XIX wieku niemiecki filozof, filolog klasyczny, prozaik i poeta. 12. Równowartość; towar w którym jest wyrażona wartość innego towaru. 13. ... gospodarczy - nagły wzrost koniunktury gospodarczej państwa. 15. Osoba zawodowo zajmująca się pośrednictwem w transakcjach kupna i sprzedaży papierów wartościowych dla klienta. 20. Zaciągnięta pieniężna pożyczka w banku.


Sprawdzaj swoją wiedzę w quizach ekonomicznych

i zdobywaj nagrody! Co musisz zrobić? - Zapoznaj się z cyklem ekonomicznym projektu „Student na rynku” - Zarejestruj się na stronie www.Quiz.gazetakoncept.pl - Rozwiąż dostępne Mini Quizy Ekonomiczne - Raz na 3 miesiące weź udział w Quizie Ekonomicznym z nagrodami - Rozwiązuj quizy i weź udział w Wielkim Quizie Ekonomicznym - Ciesz się zdobytą wiedzą i nagrodami!

Kolejny mini quiz do rozwiązania

jest już dostępny! W każdym numerze Konceptu nowy

Do wygrania:

dodatek ekonomiczny

9 x tablet 3 x laptop

Regulamin Konkursu: www.quiz.gazetakoncept.pl

1

2

3 4

19 18 5

4

13 6

20 1

8

7

9

9

2 10 11

12 14

KRZYÓWKA

15

12

13

8

5

10

7

4 21

11

22

16

17

15 18

6 19

14

20

17

Rozwiązanie: 1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

koncept 21


Hubert Kowalski

Mnemotechniki – jak poprawić pamięć? Notatek przybywa, pojawiają się pierwsze kolokwia, a już niedługo nadejdzie owiana złą sławą sesja. Warto zatem wiedzieć, jak efektywnie zapamiętać zgromadzony materiał, który będzie trzeba wykorzystać podczas zaliczeń. W tym właśnie pomogą mnemotechniki.

M

nemotechniki to inaczej sposoby zapamiętywania. Są to techniki, które ułatwiają i przyspieszają przyswajanie informacji. Nazwa ta została zaczerpnięta od greckiego słowa mneme, które oznacza pamięć. – Prawdopodobnie większość studentów uczy się, poprzestając na wielokrotnym czytaniu materiału. Warto jednak pamiętać, że sposób ten nie należy do najskuteczniejszych. Niewiele z zapamiętanych w ten sposób informacji pozostaje w naszej pamięci na dłużej – mówi Wiktor Barwiński, coach i ekspert ds. efektywnej nauki.

PRAWY DO LEWEGO

Zadaniem mnemotechnik jest połączenie działania lewej półkuli mózgu, która odpowiada za logikę, i prawej, która odpowiada za kreatywność. – Wielokrotne czytanie na ogół angażuje tylko lewą stronę, natomiast prawa pozostaje bierna. To powoduje, że proces zapamiętywania

skojarzenie – radzi ekspert. Wykorzystywanie skojarzeń bardzo przydaje się również podczas nauki języków obcych. – Polecam, aby obce słówko, które chcemy zapamiętać, starać się kojarzyć z innym słowem ojczystym, które naprowadzi nas na znaczenie wyrazu obcego – poleca Wiktor Barwiński.

PAMIĘTAJ, STUDENCIE MŁODY…

Mnemotechniką jest także stosowanie rymowanek. Pewnie większość czytelników pamięta z lekcji chemii formułkę: „Pamiętaj, chemiku młody, zawsze wlewaj kwas do wody”. Warto poświęcić chwilę na ułożenie takiej rymowanki. – Wielu zapewne stwierdzi, że taka technika zajmuje zbyt wiele czasu, jednak pamiętajmy, że wielokrotne czytanie materiału również zabiera czas, ale zdobyta tak wiedza nie pozostaje w naszej pamięci na tyle długo, na ile byśmy tego oczekiwali. Warto poświęcić czas skutecznie, bo jest on zwracalny – zauważa ekspert.

Zadaniem mnemotechnik jest połączenie działania lewej półkuli mózgu, która odpowiada za logikę, i prawej, która odpowiada za kreatywność. jest ograniczony. Mnemotechnik jest bardzo wiele, jednak najskuteczniejsze opierają się na skojarzeniach. Najpopularniejszymi są akronimy, czyli tzw. skrótowce. Polegają one na stworzeniu nowego słowa z pierwszych liter słów, które mamy zapamiętać. Metoda ta bardzo przydaje się, gdy mamy do zapamiętania listę wymienionych pojęć. Warto stworzyć akronim z pierwszych liter tych pojęć, co ułatwi nam późniejsze 22 listopad 2019

Popularnym i efektywnym sposobem nauki jest również łańcuchowa metoda skojarzeń. Polega ona na łączeniu w jedną całość szeregu elementów. – Kwestią kluczową dla tej metody jest stworzenie historii, która ułatwi nam zapamiętanie istotnych dla nas części. Gdy ucząc się danego materiału, mamy zapamiętać jakiś cel, do którego dążymy, np. cel tworzonego projektu, możemy wyobrazić sobie

kolej, która prowadzi do pożądanego miejsca. Kiedy trzeba odpowiedzieć na pytanie, kogo zaangażować w projekt, możemy sobie wyobrazić dyrektorów, którzy są pasażerami pociągu. Korzystajmy z naszej kreatywności – mówi Wiktor Barwiński.

PAŁAC PAMIĘCI

Pierwsza wzmianka o pałacu pamięci pojawiła się w dziełach Cycerona. Według jednego z utworów grecki liryk Symonides zapamiętał układ pomieszczenia, w którym odbywała się uczta mająca miejsce w budynku, który następnie się zawalił. Osoby będące wewnątrz zginęły, jednak Symonides wskazał miejsca, na których siedzieli uczestnicy uczty, dzięki czemu można było ich zidentyfikować. – Aby zastosować pałac pamięci, należy wyobrazić sobie jakieś wnętrze, które jest nam dobrze znane, np. mieszkanie. Można zacząć od strony prawej lub lewej, kojarząc następnie poszczególne rzeczy z tego mieszkania z elementami, które mamy zapamiętać. Wchodząc do mieszkania, widzimy wieszak, który może nam się skojarzyć ze słowem, którego się uczymy, następnie widzimy łóżko, które kojarzymy z następnym słowem czy definicją itd. W ten sposób wizualizujemy sobie poszczególne elementy z dobrze znanym nam miejscem. Im bardziej abstrakcyjnie, tym lepiej – radzi ekspert. Warto zatem wykorzystywać naszą wyobraźnię, bawiąc się nawet bardzo abstrakcyjnymi skojarzeniami, które połączą działanie prawej oraz lewej półkuli mózgu. Mnemotechniki mogą sprawić, że nauka stanie się przyjemnym zajęciem i przestanie stanowić widmo mozolnego czytania notatek.


Zanim sesja zaskoczy studentów… czyli

poradnik efektywnej nauki 1. Notuj kreatywnie! „Koncept” nr 73 2. Mnemotechniki – jak poprawić pamięć? 3. Pokonaj prokrastynację – jak nie odkładać wszystkiego na później? „Koncept” nr 75 4. Techniki szybkiego czytania „Koncept” nr 76 5. Smartfon studenta – przegląd aplikacji pomocnych w nauce „Koncept” nr 77 6. Styl życia a edukacja „Koncept” nr 78 7. Znów to samo, czyli skuteczne powtarzanie materiału „Koncept” nr 79 Cykl edukacyjny „Konceptu”

koncept 23


Mateusz Kuczmierowski

Literacki Nobel dla Polaków 10 października 2019 roku Akademia Szwedzka ogłosiła, że Olga Tokarczuk otrzyma nagrodę Nobla w dziedzinie Literatury. Co warto zaznaczyć, nagrodę tę otrzyma za rok 2018, w którym uwagę światowych krytyków zwróciło wydanie anglojęzycznego tłumaczenia „Biegunów” Tokarczuk, zatytułowane „Flights”. Książka ta przyniosła autorce już nagrodę Bookera.

Odnotujemy odstępy: 19, 16 i 22 lub 23 lata między Noblami dla polskich literatów.

W

arto dodać parę szczegółów w encyklopedycznym stylu stosowanym czasem przez autorkę. W stosunkowo młodym jak na Noblistę wieku 57 lat, 40 lat od czasu swojego literackiego debiutu, Tokarczuk została sto piętnastym laureatem literackiego Nobla, a piątym piszącym po polsku. W ostatnim wyliczeniu pominięty został przypadek Izaaka Singera, laureta z roku 1978, który w Polsce spędził jedynie młodość, a pisał

24 listopad 2019

w języku jidysz. Jako powiązanych z Polską wymienić można Henriego Bergsona i Johna Maxwella Coetzeego, których dziadkowie lub ojcowie mieszkali w Polsce i mówili po polsku, oraz Guntera Grassa szczycącego się pochodzeniem kaszubskim. Chociaż nagrody, zwłaszcza tego kalibru, spotykają się ze sceptycznymi komentarzami, niezwykle skutecznie promują literaturę. W dniu ogłoszenia laureatów po książkach Tokarczuk pozostały puste miejsca na księgar-


nianych półkach, a w mniejszym stopniu spotkało to także dzieła Petera Handke, równocześnie ogłoszonego, austriackiego laureata. Dużą zaletą nagrody Nobla jest jej międzynarodowy charakter pozwalający rywalizować pisarzom z całego świata, jeśli nie na równych warunkach, to przynajmniej w tej samej kategorii. Inaczej wygląda to w przypadku nagrody Bookera, która od 2016 przyznawana jest osobno w wersji międzynarodowej dla najlepszego tłumaczenia i w wersji najsłynniejszej, dla literatury napisanej oryginalnie w języku angielskim. Nagroda ta dzielona jest po równo między autora i tłumacza. Za „Biegunów” razem z Tokarczuk nagrodzona została Jennifer Croft, obecnie tłumacząca jej „Księgi Jakubowe”. Jest to dosyć mądre rozwiązanie, adekwatne dla zasług tłumaczy, a sam podział nie jest wsteczny, jak chociażby oscarowa kategoria dla filmów obcojęzycznych, dzieląca świat kina na Hollywood i „całą resztę”.

HISTORIA

Gdy w 1905 roku swojego Nobla dostał Henryk Sienkiewicz, minęło zaledwie kilka lat od zgonu samego Alfreda Nobla, a ustanowiona przez niego nagroda dopiero raczkowała. Faktem jest, że niewielu z wczesnych laureatów jest współcześnie szeroko pamiętanych i docenianych, a jednocześnie ich koledzy po fachu, których dzieła w dalszym ciągu są szeroko omawiane, nie spotkali się z uznaniem akademii. Taki los spotkał chociażby Lwa Tołstoja i Jamesa Joyce’a. Z perspektywy międzynarodowej Henryk Sienkiewicz jest mniej pamiętnym twórcą, ale każdemu laureatowi można życzyć równie dużej poczytności we własnej ojczyźnie i takiej miłości rodaków. W końcu za bohaterów „Trylogii” ponoć zamawiano czasem msze. Faktem jest, że wystarczyło, aby Sienkiewicz odszedł od tematyki historii Polski, żeby zasłynął poza jej granicami. „Quo Vadis” doskonale sprzedawało się we Francji, a ponadto dorobiło się kilku ekranizacji. Ostatnia adaptacja hollywoodzka, dźwiękowa i kolorowa z Robertem Tylorem, osiągnęła tak duży sukces, że przypisuje się jej uratowanie od bankructwa wytwórni MGM, rozpoznawanej po logo z ryczącym lwem. Mniej znany jest fakt, że na fali popularności amerykańskiego hitu, we Włoszech powstało aż dziewięć fil-

mów o przygodach Ursusa, współcześnie mówiąc „spin-offów”. W jednym z nich bohater ten walczy u boku Herkulesa i Samsona, a w innym zmienia się w wilkołaka… O filmach tych w Polsce nikt nie słyszał, ale serię tę zna zapewne wielbiciel włoskiego kina, Quentin Tarantino. Nagrodzoną przez szwedów sienkiewiczowską zdolność do tworzenia epiki łatwo poprzeć dowodami.

19 LAT PÓŹNIEJ

Już 19 lat później nagrodę przyznano Władysławowi Reymontowi. Szwedzkich akademików zachwyciła w szczególności powieść „Chłopi”. Opasłe dzieło Reymonta pokrzepiało serca nie mniej niż dzieła Sienkiewicza. To właśnie w niesplamionej dekadencją, bliskiej naturze i zdrowej, ale niewystarczająco wykorzystanej wsi, którą Reymont idealizował w swojej powieści, wielu dopatrywało się przyszłości Polski. Idealizowani, a wręcz mitologizowani byli także jej bohaterowie. Reymont był przy tym przekonujący, być może dlatego, że sam pochodził ze wsi. Zboczenie z utartej ścieżki, podjęcie ryzyka i odrzucenie cudzych pomysłów na życie opłaciło się jak rzadko. Na następnego laureata przyszło Polakom długo czekać. Chociaż od kilku dekad bliscy mówili Czesławowi Miłoszowi, że pewnego dnia dołączy do korowodu noblistów, on twierdził, że nie wyczekiwał tego dnia i nie skupiał się na tego typu honorach. Jego ideały uosabiał Hokusai, który uważał, że nauczył się malować dopiero w wieku 90 lat, mimo że od bardzo dawna uznawany był za mistrza. Uznanie jakiejkolwiek nagrody za zwieńczenie kariery jest sprzeczne z ciągłym dążeniem do doskonałości. Twórczość ekspatrianta Miłosza objęta była cenzurą, a ogłoszony w 1980 roku werdykt szwedzkiej Akademii zmusił władze PRL do zmiany polityki. Los się odwrócił i przed księgarniami ustawiały się kolejki po tomiki poezji autora „Zniewolonego umysłu”. To pewnie nie przypadek, że w trudnych czasach w Polsce pojawiło się tylu wybitnych poetów. Wkrótce znów nagrodzono Polaka właśnie za twórczość poetycką. Nobel dla Wisławy Szymborskiej nadszedł jednak już w lepszym klimacie, w roku 1996. Twórczość noblistki jest bardziej przystępna niż dzieła Miłosza. Polscy uczniowie szybko doceniają jej ironiczny humor i inteligent-

ne gry słowne, które sprawnie budzą refleksję prawie przy każdym tekście. Wszystko się zgadza, gdyż szwedzka akademia nagrodziła „poezję, która z ironiczną precyzją pozwala historycznemu i biologicznemu kontekstowi wyjść na światło we fragmentach ludzkiej rzeczywistości”. Jeżeli można pisać wiersze jednocześnie o kotach i śmierci, to rola poety staje się zrozumiała, dyskusję na niezwykle trudny temat łatwiej podjąć, a i wypracowanie łatwiej jest napisać. W statystycznych wyliczeniach można zignorować zbyt długą, uzasadnioną kolejami historii, przerwę pomiędzy nagrodami Reymonta i Miłosza. Odnotujemy odstępy: 19, 16 i 22 lub 23 lata między Noblami dla polskich literatów. Uśredniając, wyjdzie nam wtedy, że na następnego polskiego Nobla poczekamy jakieś 19 lat. Ponieważ ostatnią nagrodę przyznano Oldze Tokarczuk za rok 2018, to można powiedzieć, że odliczanie już się zaczęło… Jednak młody literat, zabierając się do pracy, powinien pamiętać, że bez dobrego anglojęzycznego tłumaczenia nie może na wiele liczyć. Wracając do samej nagrody, którą dopiero co przyznano, powieści Tokarczuk zdradzają sporo informacji o autorce. „Prowadź swój pług przez kości umarłych”, krótka i dosyć przystępna książka znana dodatkowo dzięki ekranizacji filmowej – „Pokotowi” Agnieszki Holland, mocno wskazuje na fakt, że autorka jest wegetarianką i nie brakuje jej empatii. Czytając historię narratorki „Biegunów”, wiele osób sprawdzi, czy przypadkiem sama autorka nie studiowała psychologii. W szkołach uczą, aby oddzielać każdego narratora od osoby podpisującej się pod utworem, ale gdy potwierdzimy podejrzenie, że Tokarczuk faktycznie ukończyła studia z psychologii, wiele z wyznań narratorki „Biegunów” zlepi się z naszym wyobrażeniem o autorce. Narratorka „Biegunów” opowiada m. in. o potrzebie ciągłego podróżowania, obsesyjnym podejściu do pracy twórczej i zamiłowaniu do rzeczy dziwnych i niepowtarzalnych. To ostatnie potwierdza zresztą jej dobór wyjątkowych postaci i wątków historycznych, o których pisze. Niczym kurator gabinetu dziwactw, decyduje ona, że „przetrwa tylko to, co inne”. W gruncie rzeczy jednak dziwny jest cały świat, którego chaos odzwierciedlają „Bieguni” i „Księgi jakubowe”, łączące w unikalny sposób wyjątkowe postacie i punkty w historii. koncept 25

fot. Martin Kraft, Wikimedia Commons

„Quo Vadis” Sienkiewicza doskonale sprzedawało się we Francji, a ponadto dorobiło się kilku ekranizacji.


Karolina Krupa

Płace w sektorze IT rosną skokowo i żeby dobrze zarabiać, trzeba po prostu wejść w tę branżę.

Branża IT

dla każdego Branża IT kojarzyła się dotąd z trochę zakręconymi na punkcie nowych technologii, gier czy fantastyki zdolnymi introwertykami o ścisłych umysłach. Jednak czasy się zmieniły, a wraz z nimi rynek usług informatycznych. Dziś nie trzeba już iść na studia informatyczne, by zostać programistą czy menadżerem projektu IT.


Promocję nauki programowania wspiera Ministerstwo Cyfryzacji, wprowadziło ono obecnie zajęcia do szkół, począwszy od gier i zabaw (łamigłówek), które są związane z logicznym rozwiązywaniem problemów.

N

iektórzy młodzi ludzie z premedytacją wybierają te studia, które ich interesują, czy też z innych powodów, nie wiążąc ich zbytnio z przyszłą pracą. W międzyczasie poszerzają swoją wiedzę z zakresu nowych technologii, robiąc kolejne kursy IT. Co więcej, dzisiejsi studenci również dorabiają w tej branży, choćby projektując strony w HTML. A humaniści wcale nie są tu na przegranej pozycji! Wbrew pozorom np. historycy mają dużo wspólnego z naukami ścisłymi, bo przecież w obu przypadkach liczy się przede wszystkim logiczne myślenie. Najwięcej przekwalifikowań można zaś zaobserwować wśród lingwistów. Zmiana branży w dzisiejszych czasach nikogo już nie dziwi. Co mamy zatem do wyboru w ramach szkoleń IT i od czego zacząć?

CZY MNIE TO INTERESUJE?

Jeśli nie jesteśmy pewni, czy np. kodowanie jest dla nas, możemy najpierw sami spróbować nauczyć się podstaw. Co więcej, firmy czasem przyjmują początkujących programistów i potem szkolą ich na własny koszt. Na bezpłatnych stronach do nauki kodowania (np. http://apki. org/) można znaleźć nie tylko kursy, ale też informacje o konkursach i projektach. Na forach internauci wymieniają się doświadczeniami, a nawet wspólnie rozwiązują programistyczne problemy. Do dyspozycji uczestników kursów IT są mentorzy – doświadczeni programiści, służący wsparciem i pomocą. Na stronach internetowych łatwo można znaleźć konkursy dla „kodujących”. Przykładowo ideą konkursu na społeczną aplikację mobilną lub webową dla uczestników i uczestniczek szkolnych klubów Lab 3.0, biorących udział w projekcie „Akademia 3.0 – apki.org”, było promowanie partycypacji młodych ludzi w życiu społecznym poprzez tworzenie aplikacji webowych lub mobilnych służących celom społecznym. Inny konkurs dotyczył redukcji poziomu zanieczyszczeń niskoemisyjnych w oparciu o innowacyjne rozwiązanie software’owe. Warto też dodać, że rząd bardzo inwestuje w startupy nowych technologii, więc na pewno możliwości rozwoju zawodowego dla pasjonatów programowania są spore.

JAKI KURS WYBRAĆ?

Programiści dzielą się na front- i backendowców. Zajmują się tworzeniem różnych części aplikacji

webowych, ale warto dopasować swoje cechy charakteru i umiejętności do danej specjalizacji. Frontend to ta część strony lub aplikacji webowej, którą można zobaczyć na monitorze. Programiści frontend dbają, aby strona była dla użytkowników czytelna i intuicyjna. Jeśli masz zmysł estetyczny, dbałość o szczegóły, cechuje cię kreatywność i lubisz tworzyć przyjemne dla oka rzeczy – frontend będzie dla ciebie idealnym rozwiązaniem. Backend to z kolei część aplikacji, która działa „z tyłu”, np. na serwerze. Jest odpowiedzialna za logikę systemu oraz to, aby część frontendowa dostała odpowiednie informacje do wyświetlenia. Jeśli wolisz dostać konkretne zero-jedynkowe zadanie i pracować nad nim, aż Ci wyjdzie – jesteś backendowcem. Pożądane cechy to analityczne podejście do problemów, systematyczność oraz chęć rozwiązywania logicznych problemów. Jeśli masz wątpliwości, który kurs jest dla Ciebie, możesz wejść na strony z darmowymi kursami on-line. Jeśli chcesz sprawdzić, czy jesteś frontendowcem, zrób zadania z HTML, CSS i JavaScript. Jeśli interesuje cię backend, zrób zadania z PHP, Python lub Ruby i Java. Na rynku istnieje ogromna oferta szkoleń, wśród nich są stacjonarne weekendowe, które trwają semestr lub dwa (w szkole Software Development Academy zapłacimy przykładowo ok 10 tys. zł). Należy sprawdzić, czy liczba godzin w ofercie rzeczywiście dotyczy kursu stacjonarnego, a nie np. część godzin to twoja samodzielna wirtualna praca nad rozwiązaniem ćwiczeń. Na polskim rynku mamy też wiele firm oferujących kursy online z opieką mentora (koszt to ok. 2–5 tys. zł). Przykładowe z nich to: http://coderslab.pl/, https:// coderstrust.pl/, https://kodilla.com/ pl/ i dla znających angielski https:// www.codecaemy.com/.

PŁACA RÓWNA WYSIŁKOWI

Płace w sektorze IT rosną skokowo i żeby dobrze zarabiać, trzeba po prostu wejść w tę branżę. Początki to typowa płaca korporacyjna zaczynająca się od min. 3 tys netto, potem 5–6 tys., jeśli nie rozwijasz swoich umiejętności, jest to tak naprawdę zwrot za staż pracy, następnie z paroletnim doświadczeniem i włożonym wysiłkiem w rozwój możesz już liczyć na powyżej 10 tys. zł/mies. na

rękę, nie rzadko widzi się też oferty pracy z 6–8 tys. zł netto dziennie dla specjalisty Java, SAP itp. Jeśli chcesz być po prostu menadżerem w firmie zajmującej się świadczeniem usług IT, oczywiście nie musisz znać się na kodowaniu, ale wypadałoby mieć przynajmniej minimalne wyobrażenie o tym, co robi twój zespół. Najpopularniejszym językiem jest Java, ale też Python, C++, PHP, Unix… Zgodnie z zapewnieniami praktyków opanowanie jednego języka programowania sprawia, że innych uczymy się już w ekspresowym tempie. Zaczynając od najniższej pozycji w branży IT, sprawdź w swojej firmie, jakie ma ona możliwości szkoleń. Przykładowo możesz zrobi learningi z portalu twojego przedsiębiorstwa: ITIL, Prince, Scrum master, a potem zdać certyfikowany egzamin. Dlatego warto zapytać o dostępność wewnętrznych stron learningowych, które niejednokrotnie bywają bezpłatnie oferowane pracownikom. Bo każde z takich szkoleń na rynku kosztuje co najmniej kilkaset złotych. Nierzadko przedsiębiorstwa z branży IT partycypują też w kosztach studiów i kursów zewnętrznych oraz egzaminów.

SPOŁECZEŃSTWO INFORMACYJNE

Promocję nauki programowania wspiera Ministerstwo Cyfryzacji, wprowadziło ono obecnie zajęcia do szkół, począwszy od gier i zabaw (łamigłówek), które są związane z logicznym rozwiązywaniem problemów. Lab-y 3.0 będą prowadzone w aż 50 szkołach w całej Polsce [Projekt „Apki++” uzyskał dofinansowanie Ministerstwa Cyfryzacji. Od ubiegłego roku rozwój platformy wspiera również SAP SE. – przyp. red]. Od 2013 r. organizowana jest tzw. Godzina Kodowania w ramach Tygodnia Edukacji Informatycznej (Computer Science Education Week), która jest największą inicjatywą edukacyjną w historii, adresowaną do uczniów z całego świata. Jeszcze inny projekt Centrum Edukacji Obywatelskiej pt. Mistrzowie Kodowania uruchomiony przez firmę Samsung Electronics Polska wspólnie z partnerami obejmie swoim zasięgiem szkoły podstawowe. Jak widać, dostępność szkoleń z zakresu IT jest szeroka i z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że będzie stale rosła. W końcu branża nowych technologii jest wciąż na fali. koncept 27


Karolina Krupa

Konflikt w pracy Jak zarządzać zasobami ludzkimi? Jak radzić sobie z konfliktami interesów w pracy i komunikować swoje potrzeby w miejscu pracy? Oto trzy książki, które powinny być lekturą obowiązkową dla młodych ludzi wchodzących na rynek pracy. SZEF W RELACJI Z ZESPOŁEM – JAK PROCES GRUPOWY WPŁYWA NA PSYCHOLOGIĘ TEAMU WYDAWNICTWO KONTRAKT OSH, 2017, GRUPA SZKOLENIOWA, AGNIESZKA ZYCH, ROBERT ZYCH Książka pokazuje mechanizmy procesu grupowego, czyli fazy rozwoju, przez które przechodzi każdy zespół, przyrównując zespół w biznesie do zespołu w drużynie sportowej. Ciekawym zabiegiem autorów są wstawki opisujące zmagania grupy uczestników adventure race oraz refleksje z tym związane. Proces wzrostu zespołu ukazano jako rozwój młodego człowieka w postaci faz: zależności, różnicowania, kryzysu odpowiedzialności, ataku na lidera, nadzwyczajnej mocy grupy i realnych możliwości grupy. Szef to też człowiek, ale szef musi umieć stawiać granice, motywować i pomagać w rozwiązywaniu konfliktów. „Nie będę akceptował narzekania bez podania propozycji rozwiązań” (odtruwanie) – to pierwsza zasada budowy zdrowego, odnoszącego sukcesy zespołu.

SZEF TO ZAWÓD WYDAWNICTWO ONE PRESS, 2017 (WYDANIE III ROZSZERZONE), JERZY GUT, WOJCIECH HAMAN Autorzy książki pokazują konkretne sposoby zachowania (co mówić i co robić) pomagającego radzić sobie z trudnymi sytuacjami w zarządzaniu zespołem. Ciekawym narzędziem jest expose szefa, w którym (przed objęciem zespołu oraz przy okazji powitania każdego nowego pracownika) przedstawia on za co i jak nagradza oraz za co i jak karze. Drugą sprawą, jaką porusza ta książka, jest umiejętność osiągania kompromisu w zespole. Cenną nauką, jaką powinni wziąć sobie do serca managerowie, jest to, że szef jest mediatorem, nie sędzią, innymi słowy jest od definiowania 28 listopad 2019

problemów podwładnych, a nie ich rozwiązywania. Gdy szef w konflikcie stanie po jednej ze stron i ukarze drugą, zawsze wcześniej czy później obróci się to przeciwko niemu. Wskazane jest, by nakazał podwładnym znalezienie wspólnego rozwiązania. Książka ta pokazuje też standardy zwalniania pracownika, jak się targować (coś za coś), by nie stracić, i by firma nie straciła dobrej reputacji.

PSYCHOLOGIA KONFLIKTÓW WYDAWNICTWO BEZ MASKI, 2015, STANISŁAW CHEŁPA, TOMASZ WITKOWSKI. Ta pozycja dowodzi, że konflikty są prawie zawsze powiązane z poczuciem własnych wartości i/ lub niezaspokojonymi potrzebami, np. awansu, szacunku, podnoszenia samooceny, a nie z konkretnym zdarzaniem. Warto pamiętać, że konflikt jest niczym innym jak bardziej gwałtowną formą kontaktów pomiędzy ludźmi, jednak podstawową zasadą relacji jest unikanie nadmiernej generalizacji, a więc wskazywanie konkretnego zachowania. Konflikty są potrzebne, nieuniknione i naturalne, a celem książki jest pomoc w lepszym komunikowaniu się, poszerzaniu autonomii i samowiedzy wśród partnerów. Autorzy pokazują różne techniki, wspomagające efektywne zarządzanie konfliktami i ich rozwiązywanie. Opisano też metody rozwiązywania sporów przez osoby neutralne, np. mediację, arbitraż, admonicję czy koncyliację itd. Autorzy wskazują też, jak „wywoływać” konflikty w zarządzaniu i życiu społecznym, by przyniosły one korzyści. Autorzy opisują też różne typy osobowości w radzeniu sobie z konfliktami (+ test), przedstawiają pseudorozwiązania konfliktów, jakimi są np. ignorowanie, odwlekanie, pokojowe współistnienie, deprecjonowanie, eskalacja czy walka.


fot. Danapass, Wikimedia Commons

Kamil Kijanka

Grodno

– sekretny sąsiad zamku Książ Dolny Śląsk oferuje miłośnikom turystyki wiele atrakcji. Coś dla siebie znajdą tu zarówno sympatycy pieszych górskich wędrówek, jak i pasjonaci historii czy architektury. Książ należy do najpopularniejszych obiektów regionu. Co ciekawe, niedaleko niego znajduje się inny, równie tajemniczy zamek. Podobno w nim straszy! Poznajcie historię Grodna. koncept 29


fot. Grzegorz Senkowski, Wikimedia Commons

30 listopad 2019

okresie wielu zamków na terenie Dolnego Śląska. Pewne jest to, że warownia została rozbudowana za czasów Bolka II Małego. Najprawdopodobniej powstanie zamku wiązało się z ochroną ówczesnego szlaku handlowego znajdującego się w obrębie Bystrzycy.

Z RĄK DO RĄK

Zamek, znany na początku jako Kybsurg lub Königsberg, przez lata stawał się własnością różnych panów. Pod koniec XIV wieku został przejęty przez Czechów. W następnym stuleciu próby zdobycia warowni podejmowało wielu śmiałków, w tym rycerze o wątpliwej reputacji, trudniący się rabunkiem. Jednym z nich, znanym dziś z imienia, był Jerzy Muhlheim zwany Puschke, który przejął przyszłe Grodno na niespełna dekadę (1443–1450). Piętnaście lat później forteca trafiła w ręce słynnego na tych terenach rodu Czettritzów. Uznawani za potomków słowiańskich książąt cieszyli się powszechnym szacunkiem. W 1545 roku cesarz Ferdynand I powierzył zamek Maciejowi z Łagowa (von Longau). Dolnośląski szlachcic przywrócił chwilowy blask fortecy, która w tamtym czasie popadała w ruinę. Warownia została odrestaurowana w renesansowym stylu. Za czasów Macieja wybudowano dolny dziedziniec z murami obronnymi, łaźnię i szereg innym budynków w obrębie fortyfikacji. W tym okresie powstały piękne zdobienia pomieszczeń zamkowych. Dzieło Macieja von Longau kontynuował także jego syn Jerzy. Niestety, po jego śmierci ród szlachecki stracił prawa do zamku, który w kolejnych latach ulegał stopniowemu zniszczeniu.

POWOLNA DEGRADACJA

W latach 1618–1648 trwał konflikt zbrojny znany w historii jako wojna trzydziestoletnia. Po jednej stronie opowiedzieli się protestanci pod przewodnictwem Świętego Cesarstwa Rzymskiego, po drugiej katolicka dynastia Habsburgów. W wojnie brała udział także Szwecja, której oddziały przejęły w tamtym czasie Grodno. Warownia również ucierpiała na skutek działań wojennych. W zasadzie od tego okresu można powiedzieć o stopniowej utracie pozycji zamku w stosunku do lat poprzednich. W 1680 roku doszło do buntu chłopskiego przeciwko panującemu wówczas na zamku baronowi. Dziewięć lat później na skutek uderzenia pioruna zawaliła się wieża warowni. W XVIII wieku Grodno nie było już tylko miejscem dla szlachetnie urodzonych – mieszkała tu służba. Jego ostatnimi właścicielami był ród Zedlitzów. Mało brakowało, aby kompletnie zniszczony zamek przestał istnieć. W 1823 roku grupa okolicznych chłopów nabyła prawa do ruin na drodze licytacji w celu jego rozbiórki i pozyskania materiałów budowlanych. Na szczęście znaleźli się ludzie, którym dobro zamku leżało na sercu i nie doszło do wymazania Grodna z kart historii. Wśród nich należy wymienić Johanna Gustava Buschinga, wrocławskiego profesora, który nie dopuścił do rozebrania fortecy.

LEGENDY MAŁE I DUŻE

Wokół Grodna przez lata narosło wiele ciekawych legend i opowieści. Jedna z nich dotyczy okoliczności, w jakich zamek trafił w ręce Czechów. W czasie, gdy tereny te były wła-

fot. Barbara Maliszewska, Wikimedia Commons

G

óry Czarne stanowią część Gór Wałbrzyskich w Sudetach Środkowych. Obejmują wschodnie tereny tego pasma. Na tym malowniczym terenie znajduje się także rezerwat przyrody Góra Choina, wznoszący się nad lewym brzegiem rzeki Bystrzycy. Dolina u jej podnóża stanowi naturalną granicę między pasmem Gór Sowich i Wałbrzyskich. Na szczycie Choiny można dostrzec zamek Grodno, który pięknie prezentuje się na tle gór i Jeziora Bystrzyckiego. Warownia znajduje się na terenie Zagórza Śląskiego – maleńkiej wsi na Dolnym Śląsku. Jej powstanie bezpośrednio związane jest z wybudowaniem fortecy. Dokumenty z drugiej połowy XIV wieku potwierdzają, że u podnóża warowni istniał folwark. Znajdujący się na samym wzgórzu zamek był swego czasu największą tego typu budowlą na Śląsku. Był otoczony murami obronnymi i skarpami. W części południowej widniała mała wieża, a nieco bardziej od strony zachodniej wieża bramna z drewnianą kratą. Z czasem warownia została poszerzona o ośmiokątną część wieży, rozległe przedzamcze czy pięknie udekorowany budynek bramny. Na skutek licznych zmian właścicieli i renowacji można dziś dostrzec tu wpływy architektury gotyckiej i renesansowej. Trudno jednoznacznie powiedzieć, kiedy oficjalnie powstała ta warownia. Pierwszy autentyczny dokument potwierdzający istnienie Grodna pochodzi z początku XIV wieku. Przypuszcza się, że mógł zostać jednak wybudowany jeszcze pod koniec trzynastego stulecia, z inicjatywy Bolka I Surowego. To właśnie ten książę jaworski, lwówecki i świdnicki przyczynił się do powstania w tamtym


W 1823 roku grupa okolicznych chłopów nabyła prawa do ruin na drodze licytacji w celu jego rozbiórki i pozyskania materiałów budowlanych. snością książąt świdnickich, panem warowni był pewien zapomniany dziś kasztelan. Czescy rycerze próbowali przejąć fortecę, ale wszystkie działania kończyły się niepowodzeniem. Postanowili więc zdobyć Grodno podstępem. Nie był to może pomysł na miarę konia trojańskiego, ale wywołał także spore poruszenie. Z dnia na dzień, na znajdującej się nieopodal Kruczej Skale, zaczęła pojawiać się tajemnicza postać, która posępnie spoglądała na zamek. Kiedy zwiadowcy próbowali skontaktować się z nieproszonym gościem, ten znikał niepostrzeżenie. W końcu zaczęto przypisywać mu zdolności nadprzyrodzone, co potęgowało lęk wśród okolicznych mieszkańców. W końcu „zjawa” przemówiła do tłumu, że porozmawia wyłącznie na osobności z władcą zamku i zdradzi tajemnicę rzekomo ukrytych skarbów. W ten oto sposób wybawiono z warowni kasztelana, który bardzo szybko został pojmany przez czeskie wojska. Tajemniczy jegomość był wyłącznie wytworem wyobraźni lub jednym z przebranych rycerzy. To ponoć na pamiątkę tego wydarzenia Kruczą Skałę zdobi dziś krzyż. Jedną z największych „atrakcji” Grodna jest biała dama, która od lat podobno nawiedza zamek. Do dziś nikt nie wie, kim jest i w jakich okolicznościach zadomowiła się w tej warowni. Jedne legendy powiadają, że

jest to dusza kobiety, która niesłusznie została wtrącana do zamkowego lochu i tam pozostała do końca swoich dni. Druga wersja mówi o tym, iż jest to duch niewierzącej księżniczki, która nie chciała przejść na katolicyzm i dopuściła się morderstwa na pewnym misjonarzu. Trzecia historia opowiada o jednej z dawnych właścicielek Grodna, która z rozpaczy po utracie ukochanego małżonka popełniła samobójstwo, skacząc do głębokiej studni. Inna legenda związana z tym dolnośląskim zamkiem także mrozi krew w żyłach. W tajemniczych zakamarkach Grodna, w lochach, można dostrzec... ludzkie kości. Jest to podobno szkielet córki pewnego kasztelana. Małgorzata, bo tak jej było na imię, była szalenie zakochana w pewnym giermku, co, jak można się domyślić, było nie do zaakceptowania przez ojca dziewczyny. Kasztelan miał wobec niej zupełnie inne plany. Chciał wydać ją za mąż za o wiele starszego szlachcica. Ślub, mimo sprzeciwów Małgosi, doszedł do skutku. Panna młoda, nie mogąc pogodzić się z tym stanem rzeczy, uknuła pewną intrygę. Podczas wesela zaprowadziła swojego męża na skarpę, by „zaczerpnąć świeżego powietrza”. Wykorzystując jego nieuwagę – zepchnęła go w przepaść. Małgorzata planowała upozorować nieszczęśliwy wypadek. Ten niecny

plan nie powiódł się, gdyż całe zajście dokładnie widział kasztelan. Mimo ogromnej rozpaczy, postanowił zamknąć córkę w lochu, by tam umarła z głodu.

TAJEMNICE ZAMKU

Zamek Grodno do dziś niesie ze sobą wiele sekretów. Mówi się o tajemniczych tunelach wykutych w górze Choina, które dziś, z nieznanych powodów, zostały skutecznie zamaskowane. Inna, równie ciekawa tajemnica dotyczy skarbu, który miał zostać ukryty na terenie warowni przez SS-Hauptsturmfuhrera Leonarda von Schrecka pod koniec II wojny światowej. Podobno do dziś zachowały się listy pisane przez niemieckiego żołnierza potwierdzające te rewelacje. Sam zamek pozostaje w kręgu zainteresowań badaczy i poszukiwaczy skarbów. Obecnie właścicielem Grodna jest gmina Walim, która w obrębie fortecy stworzyła warunki przyjazne turystom. Na terenie zamkowym znajdują się m.in. restauracja i hotel. Z pewnością warto odwiedzić to miejsce i przekonać się, czy biała dama rzeczywiście straszy w tym miejscu. Warownia znajduje się bardzo blisko sławniejszego Książa: wybierając się na Dolny Śląsk warto odwiedzić obie fortece

W tajemniczych zakamarkach Grodna, w lochach, można dostrzec... ludzkie kości. Jest to podobno szkielet córki pewnego kasztelana. koncept 31


Filip Cieśliński

C’est la vie Le cabaret – to określenie, które na stałe wpisało się już w kanon rodzimego futbolu. Bynajmniej nie dotyczy ono poziomu polskiej piłki klubowej czy kolejnych nieudanych prób zawojowania Ligi Mistrzów i Ligi Europy. To słowa, którymi w 2016 roku wyniki plebiscytu „France Football” na najlepszego piłkarza globu skwitował Robert Lewandowski.

M

32 listopad 2019

fot. TheTank, Wikimedia Commons

imo genialnego sezonu, zajął wtedy odległe 16. miejsce. Tej jesieni robi absolutnie wszystko, żeby nie dać głosującym innego wyboru i siłą wedrzeć się na podium. Ale wiecie co? Pierwsza trójka znów nie będzie dla niego. Tak już działa ten piłkarski świat. C’est la vie. Tej jesieni pewne właściwie są tylko trzy rzeczy. Wiadomo, podatki, spadające z drzew liście i gole Roberta Lewandowskiego. Jeśli co weekend nie siadacie do telewizorów, by śledzić kolejne spotkania niemieckiej Bundesligi, to… właściwie nie musicie. Wszystkie portale w kraju i na świecie i tak poinformują o tym, co od początku sezonu w barwach Bayernu Monachium wyczynia Robert Lewandowski. Gdy powstaje ten tekst, nasz napastnik ma na koncie 20 goli w 16 meczach swojego klubu. Co najbardziej imponujące – w lidze trafiał już 14 razy, przynajmniej jednokrotnie w każdym z dziesięciu dotychczasowych spotkań. W Bundeslidze ma więcej goli niż wszyscy jego koledzy z drużyny razem wzięci. Niesamowita forma Lewandowskiego skutkuje tym, że teksty o jego kolejnych wyczynach zazwyczaj można poznać po jednym, powtarzającym się słowie: „rekord”. Polak jako pierwszy w historii strzelił 10 goli w pierwszych 6 spotkaniach ligowych. Jest też rekordzistą, jeśli chodzi o najdłuższą serię spotkań z golem – wcześniej liderem w tej

klasyfikacji był Pierre-Emerick Aubemayang z 8 kolejnymi meczami okraszonymi bramką. Polak awansował na 5. miejsce najskuteczniejszych graczy w historii Ligi Mistrzów. Coraz więcej mówi się też o jego szansach na to, by pobić pochodzący z 1972 roku wyczyn legendarnego Gerda Muellera, który w 34 spotkaniach Bundesligi wpisywał się na listę strzelców 40 razy. Jeśli Lewy nie zwolni tempa, powinien osiągnąć ten wynik bez większych problemów. Rekordowy Lewandowski nie ma sobie równych i z wyższością może patrzeć nawet na piłkarskich „nadludzi” – Cristiano Ronaldo i Leo Messiego. Tym boleśniejsze jest graniczące z pewnością przeczucie, że gdy przyjdzie do podsumowań, o Lewandowskim znów się zapomni. Złota Piłka rządzi się swoimi prawami. Zamiast podium znów będzie Kabaret.

AWANTURA O ZŁOTO

„Złota Piłka FIFA” jako nagroda dla bezapelacyjnie najlepszego zawodnika globu istniała w latach 2010–2015. Potem nastąpił rozłam i dwa współtworzące te plebiscyt byty – FIFA i prestiżowy magazyn „France Football” – wróciły do dawnego porządku. Teraz znów każdy sobie rzepkę skrobię. Plus jest taki, że aby za bardzo nie wchodzić sobie w drogę, Złota Piłka „FF” wciąż jest przyznawana w grudniu, a nowa „The Best FIFA Football Awards” we wrześniu. Ta pierwsza, przynajmniej w teorii, należy się najlepszemu graczowi danego roku kalendarzowego (teraz 2019), a druga temu, który najlepiej spisywał się w konkretnym sezonie (ostatnio 18/19). Różnią się też kryteria wyboru. W przypadku Złotej Piłki specjaliści wybierają 30 zawodników. Potem głos wędruje w ręce dziennikarzy z całego świata, którzy z tej puli muszą wybrać swoich faworytów. W przypadku nagród FIFA mamy

cztery kategorie jurorów – kapitanowie reprezentacji, ich selekcjonerzy, przedstawiciele mediów i kibice. Głosy każdej z grup stanowią proporcjonalne 25% wyników końcowego głosowania. Zmierzając jednak do pointy – podział ten daje Robertowi Lewandowskiemu dwie szanse wdrapania się na szczyt rankingu najlepszych piłkarzy świata w skali roku. Mimo tej multiplikacji, szanse te pozostają niewykorzystane. I to coraz mniej z winy Lewego. By wyjaśnić ten mechanizm, wróćmy na moment do wspomnianego już roku 2016. Warto wcześniej wspomnieć, że prawo głosu w plebiscycie Złotej Piłki mają dziennikarze ze wszystkich krajów zrzeszonych w FIFA. Taką samą wagę ma głos hiszpańskiego dziennikarza topowego medium, docierającego właściwie w każdy zakątek globu, i przedstawiciela niewielkiego rynku mediów sportowych z Wysp Cooka. W głosowaniu biorą udział ci, którzy w swoich krajach mają dostęp do pięciu największych lig świata, zmagań Ligi Mistrzów czy długo analizowanych transmisji najważniejszych turniejów, ale także ci, u których transmitowane są tylko skróty Premier League. Gdy oczekuje się fachowej decyzji dotyczącej futbolu z Cape Verde, Beninu, Komorów, Saint Kitts i Nevis czy Dżibutti trzeba przewidzieć ryzyko, że będzie ona wypadkową wyłącznie tego, co dociera do tych krajów, a nie fachową analizą całego rynku piłkarskiego. I tak, w rzeczonym 2016 roku, genialny sezon Lewandowskiego (ćwierćfinał Euro z Polską, król strzelców Bundesligi, trzeci najlepszy wynik strzelecki na świecie) przyćmiły takie oto dziennikarskie wybory: Namibijczyk na pierwszym miejscu umieścił portugalskiego obrońcę Pepe, żurnalista z Vanuatu wskazał tam brytyjczyka Jamiego Vardy’ego, o którym jeszcze rok wcześniej nie słyszał praktycznie nikt, a przedstawiciel Republiki Zielonego Przy-


W 2016 roku wyczyny Lewandowskiego przyćmiły takie oto dziennikarskie wybory: Namibijczyk na pierwszym miejscu umieścił portugalskiego obrońcę Pepe, żurnalista z Vanuatu wskazał tam brytyjczyka Jamiego Vardy’ego, o którym jeszcze rok wcześniej nie słyszał praktycznie nikt.

lądka postawił na bramkarza Rui Patricio, reprezentującego wtedy barwy Sportingu Lizbona. Wszyscy ci piłkarze, przez tym podobne wybory, znaleźli się ostatecznie przed Robertem Lewandowskim.

WALCZĄC O SPRAWIEDLIWOŚĆ

– Lewandowski jest najlepszym środkowym napastnikiem świata i zdążył zyskać ogromny szacunek. Dajcie mu tę Złotą Piłkę! – zaapelował ostatnio dziennikarz niemieckiego portalu SPORT1 Maximilian Miguletz. To głos potrzebny, bo uświadamia nam, że nie tkwimy w ogólnonarodowym absurdzie, każącym przeszacowywać osiągnięcia naszego snajpera. Ten sam głos zmieni się jednak lada moment w przeciągły okrzyk zawodu. Polski napastnik ma pecha – żyje w czasach dwóch „kosmitów” – Leo Messiego i Cristiano Ronaldo. Ostatnimi czasy piłkarsko je w tej samej knajpie, co oni. Co więcej, wybiera potrawy z droższej części karty. W opinii piłkarskich fanów z całego świata, kolejność jeszcze przez jakiś czas będzie wyglądała jednak tak: „kosmici” i długo za nimi ktoś trzeci, kto aktualnie notuje świetne wyniki. Zeszłoroczne zwycięstwo w walce o Złotą Piłkę Luki Modricia było wypadkiem przy pracy i reperkusją świetnych

występów Chorwatów na Mundialu. Tego werdyktu dziś chyba wszyscy się zresztą trochę wstydzą… „Kosmitów” zdetronizować może tylko emerytura lub gigantyczny kryzys. To drugie hasło właściwie można jednak skreślić. Perfekcyjne jednostki, jakimi są Portugalczyk i Argentyńczyk, zdają się nie zmagać z ludzkimi problemami. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Gdy się przyjrzymy, okaże się, że Ronaldo w Juventusie nie spisuje się już tak dobrze jak w barwach Królewskich, a Messiemu sporą część roku zabrały kontuzje. „Kosmici” umiejętnie to jednak przykryli – Portugalczyk wygrał premierową edycję Ligi Narodów, nowego międzynarodowego turnieju reprezentacyjnego, a Argentyńczyk, gdy tylko pojawia się na boisku, jest do bólu skuteczny i podobnie jak Lewy sięga po kolejne, zakurzone rekordy. Oni w tym roku są więc nie do ruszenia. Może więc Lewandowskiemu przypadnie trzecie miejsce? Niestety nie. Najpopularniejszymi klubowymi rozgrywkami świata są oczywiście Liga Mistrzów, ale i brytyjska Premier League, którą śledzi się absolutnie wszędzie. Te pierwsze rozgrywki w tym roku dość zaskakująco wygrał Liverpool. W tych drugich sięgnął po wicemistrzostwo (a teraz genialnie zaczął sezon

18/19). Już nagrody FIFA pokazały, że choć w „The Reds” najmocniejszy jest kolektyw i trudno wskazać indywidualności mające tak potężny wpływ na grę jak Ronaldo i Messi w swoich klubach, ankietowani czują potrzebę wyróżnienia tego klubu także w nagrodach dla konkretnych graczy. I tak wskazują jednego z liderów – świetnego strzelca Salaha, genialnego obrońcę Van Dijka (to on był w trójce nagród FIFA) czy trudnego do pokonania bramkarza Allisona. Nawet jeśli dziennikarskie głosy rozproszą się między tę trójkę, ten, który uzbiera ich najwięcej, niemal na pewno i tak znajdzie się przed Robertem Lewandowskim. Polskiemu graczowi przeszkadza epoka „kosmitów”, w której musi grać w piłkę. Przeszkadza mu międzynarodowy zasięg Bayernu Monachium, ustępujący najmocniejszym ekipom Premier League czy Primera Division. Nie pomagają wyniki reprezentacji, która nigdy nie będzie miała takiego potencjału jak Portugalia, Argentyna, Francja czy Brazylia. Istnieje realne ryzyko, że najlepszy piłkarz na świecie, który nigdy nie stanął na podium wielkich plebiscytów, będzie z Polski. Pozostaje liczyć, że szacowną komisję wreszcie ruszy sumienie. I w tym oczekiwaniu… cierpieć. Wszak w tym zawsze byliśmy dobrzy. koncept 33


Niezbędnik intelektualisty

Będąc młodym intelektualistą

Jakub Greloff

34 listopad 2019

ak wiadomo intelektualista, człowiek odznaczający się kulturą umysłową, ale i przewagą intelektu nad temperamentem, nieustępliwy w dochodzeniu prawdy, sympatyk nauki, sztuki i pokoju, przede wszystkim zaś świadomy twórca, czynnym przykładem promujący wartości, najlepiej najwyższe, a przy tym o dużej wiedzy, oksfordzkim sposobie dyskutowania, w obyciu uprzejmy, umiarkowany, roztropny, w postępowaniu sprawiedliwy, w sporach uczciwy, a w ocenie siebie skromny, z jakichś względów nie jest i chyba nigdy nie był modnym sposobem na życie. Niezbędnik intelektualisty to wybrane zagadnienia polityczne, społeczne, obyczajowe i kulturalne, które cyklicznie dostarczą olśnień niezbędnych w prężnej formacji intelektualnej. Udowodnię, że choć może niemodne, to bycie intelektualistą jest niewymownie zajmującym i społecznie pożytecznym stylem życia dla wybranych. Dlaczego dla wybranych? Ponieważ wybór należy do nas! Intelektualistą nie zostaje się przypadkiem, w sposób niezamierzony i bezrefleksyjny. Dobre postanowienia, uczucia i natchnienia, które płyną z rozważań, to jedno, trzeba jeszcze pomóc w ich urzeczywistnieniu. Chodzi tu zatem o udzielanie odpowiedzi na nurtujące współczesne pytania w taki sposób, by miało to walory nie tylko poznawcze [episteme], ale i użyteczności praktycznej [techne]. Intelekt to duchowa władza poznawcza, zdolna do ujmowania spraw w sposób pozaempiryczny, nienaoczny. Bywa zaskakujące, jak ta niematerialna sfera naszego życia determinuje tę widzialną. Jakże wobec tego intelektualista miałby się zgodzić z tezą, że byt określa świadomość? Już choćby dobro, prawda i piękno podpowiadają nam, że to, co w najgłębszych warstwach definiuje dążność człowieka, jest nienamacalne. Prawda czeka na nas w konkretnym i właściwym sobie miejscu. Intelektualista wyrusza w drogę, by ją znaleźć. Kiedy tylko uświadamia sobie, że jego celem jest pokonać dystans dzielący go od prawdy, chce ruszyć bez zbędnej zwłoki! Choć czekają na niego znój, łzy i pot, to prawda mieniąca się na ho-

J

ryzoncie wszystko mu wynagrodzi. Pokonuje kolejne odcinki, zakresy, poszerza zasięgi, przekracza dotychczasowe granice swojej wiedzy, zainteresowań, wykracza poza środowisko, w którym się obracał, odsłania zasłony rzucające cienie, kuje w ścianach i przebija mury. Każdy kolejny krok wywołuje w nim wrażenie głębi, złudzenie nieskończoności, tak jakby cel był już w zasięgu ręki. Nieustająco skraca dystans, powinien być już coraz bliżej, ale prawda jak linia, wzdłuż której niebo wydaje się stykać z powierzchnią ziemi, pozostaje w oddali na horyzoncie. Postprawda [post-truth] – ten termin kilka lat temu zwyciężył w rankingu redaktorów słowników oksfordzkich w kategorii słowo roku. To znamię naszej epoki czy tylko nazwanie czegoś od zawsze znanego? Subiektywność wydaje się atrakcyjnym prądem myślowym, bo wymaga niewiele myślenia. Kto ma dziś czas na stawianie istotnych ludzkich i życiowych pytań? Wystarczy odpowiednio się rozpędzić, pogłośnić szum informacyjny mediów, wykorzystać do tego zdobycze technologii: komunikatory nonsensu i sieci społecznościowego tracenia czasu, a złudzenie pracy mózgu gwarantowane. Od panta rhei po liquid modernity, wszystko woła, że nie ma nic pewnego, że człowiek jest bytem całkowicie autonomicznym, kreatorem prawdy, norm i wartości. Jaki kierunek wybrać: jakiś fundamentalny wzorzec, jedną metodę, wyłączną drogę, jeden punkt oparcia, wiedzę absolutną, czy raczej w pierwszym kroku uznać, że nic nie jest pewne, że o wszystkim można wątpić, a obowiązujące reguły, normy są względne i relatywne? Na początek jedno jest jednak pewne, stojąca woda gnije. Trzeba się ruszyć! Prawda nie istnieje jedynie jako treść ludzkiej świadomości, istnieje niezależnie od niej. Z wielu stron dochodzą głosy, że czas na powtórny przewrót kopernikański. Jaki? Pod znakiem zapytania stoi założenie o bezpośredniości, przezroczystości i oczywistości Cogito. Podmiot nawet samego siebie nie pozna bezpośrednio. Ego cogito nie jest punktem wyjścia, jeśli już to dojścia. Chodzi o to, by wyjść od siebie, by po przebyciu całej drogi wrócić do zrozumienia siebie. O tej drodze właśnie będzie tu mowa.


Wiktor Świetlik

Bej grochowski, jak mawia się u nas na żula, ma więcej władzy niż niejeden prezes.

Ajerkoniak władzy żydowskim Talmudzie zauważono, że ludzie, którzy chcą władzy, w nieskończoność za nią gonią, a tych, co jej nie chcą, w końcu ona dopada. Czytając to, na początku pomyślałem, że to kompletna brednia, a po namyśle doszedłem do wniosku, że czasem prawda, przypominając sobie losy ludzi, których znam, a którzy do władzy bardzo się zawsze rwali. Czasem, bo przecież nie zawsze. Hitler i Stalin chcieli mieć władzę i ją mieli, choć ten pierwszy marnie skończył. Ale w naszych czasach różnie z tym bywa. Przykład pierwszy z brzegu. Jeden z wysokich menadżerów polskich, których znam. Na wizytówce po polsku „prezes”, po angielsku „president”. Z tysiąc pracowników pod nim lekko. Jakieś ciężkie setki milionów obrotu. Facet uwielbia brylować, przemawiać, spotykać się z ważnymi ludźmi, choć przecież czapkują mu tylko dlatego, że zawsze liczą, że trochę go naciągną. I co? Gość, kiedy go trochę lepiej poznałem, okazał się kompletnie zablokowany, rozedrgany. – A co o mnie mówi ten, a co o mnie mówi tamten? – dopytuje z lękiem w oczach. Nocami chyba nie śpi ze strachu przed właścicielami firmy, radą nadzorczą i tak dalej. Bo go wyrzucą. Bo się zestarzeje, nie będzie nadążał, wszystko straci. Gdzie on wtedy pójdzie. Jak to będzie bez tego. Bez tego gabinetu, samochodu z kierowcą, ludzi, którzy są mili, bo doceniają pozycję i zasób portfela, ale nie człowieka

W

z nimi związanego. Co to za władza? To zwykłe niewolnictwo. Bej grochowski, jak mawia się tu na żula, ma więcej władzy niż taki prezes, choć panem własnego losu nie jest, bo jego losem rządzi alkohol. Rzeczywiście, ludzie, którzy bardzo rwą się do władzy, często szybko źle kończą. Gdy piszę te słowa, w telewizji właśnie mówią o burmistrzu, którego złapało CBA na łapówkarstwie. Trudno, żeby go nie złapali, skoro facet, samorządowiec zarabiający kilka tysięcy złotych, woził się maserati. Po co to robił? Pewnie bardzo chciał, bez względu na konsekwencje. Tak jest też z częścią tych, którzy strasznie chcą rządzić. Tak bardzo chcą, aż wszystko grzebią. Ale ci, którzy się nie rwą do rządzenia, też mają niewesoło. Taki Romuald Traugutt nie rwał się do tego, by stanąć na czele powstania styczniowego, ale wiedział, że musi, choć wiedział też, że w końcu go to zaprowadzi na szubienicę. W polskich korporacjach i tacy się zdarzają. Odchodzi menadżer, ludzie proszą kogoś z zespołu, by wziął robotę, bo inaczej „przyślą kogoś z zewnątrz”. To dopiero sztuka, nauczyć się wydawać polecenia swoim kolegom i koleżankom. Z jednej strony nie zachowywać się jak kretyn, który na chwilę dostał władzę, z drugiej potrafić wymusić swoje decyzje na innych. Isaac Asimov, pisarz nie tylko książek fantastycznych, napisał, że dobrzy liderzy to ci, którzy wcale nie chcą być tymi liderami. Coś w tym jest. Ale jest w tym coś jeszcze. Stare dobre prawa Murphy’ego. Jak nie znosisz jajek, a w pudełku pełnym czekoladek jedna jest z ajerkoniakiem, to na pewno na nią trafisz. Można albo wypluć, albo ajerkoniak polubić. W końcu władza bywa też bardzo przyjemna. koncept 35


Dołącz do Klubu i działaj lokalnie

REKLAMA

Dowiedz się więcej

www.KlubLideraRP.pl

Organizator

Sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności - Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.