Koncept nr 59

Page 1

nr 59 luty 2018

TAJEMNICA PRZEŁĘCZY DIATŁOWA PIOTR LESZCZYŃSKI

ARMIA MOŻE SIĘ OD STUDENTÓW UCZYĆ

BYŁY DOWÓDCA GROM GEN. ROMAN POLKO

DROGA DO OSCARÓW NATALIA MITUNIEWICZ

SARMACKI GRAND TOUR, CZYLI STAROPOLSKI ERASMUS? JAN ROJEWSKI

CHWILO TRWAJ!

POLSKI STUDENT NA TLE EUROPY MICHAŁ POLAK


ODKRYJ W SOBIE

LIDERA!

PRZEKONAJ SIĘ w jaki sposób możesz wpłynąć na wzrost gospodarczy kraju

NAUCZ SIĘ

metod kreowania wizerunku i skutecznej komunikacji

DOWIEDZ SIĘ

jaką rolę w działaniu lidera pełni digital marketing i praca projektowa

POZNAJ

swoje mocne strony

HARMONOGRAM SZKOLEŃ 2018 03.03 – Białystok – zgłoszenia do 25.02 03.03 – Lublin – zgłoszenia do 25.02 04.03 – Rzeszów – zgłoszenia do 25.02 04.03 – Olsztyn – zgłoszenia do 25.02 21.04 – Bydgoszcz – zgłoszenia do 15.04 21.04 – Łódź – zgłoszenia do 15.04 22.04 – Toruń – zgłoszenia do 15.04

Zapisz się na stronie www.akademialiderowrp.pl Znajdź nas na Facebooku @AkademiaLierowRP

22.04 – Gdańsk – zgłoszenia do 15.04 28.04 - Wrocław – zgłoszenia do 22.04 29.04 - Poznań – zgłoszenia do 22.04 12.05 – Warszawa – zgłoszenia do 6.05 12.05 – Kraków – zgłoszenia do 6.05 13.05 – Radom – zgłoszenia do 6.05 13.05 – Katowice – zgłoszenia do 6.05

Organizator:


NA POCZĄTEK

Młody Polak potrafi! stem dręczony przez nieustającą ciągotę ku rzeczom odległym, kocham żeglować przez zakazane morza”. Ale właściwie dlaczego takim zainteresowaniem obdarzam nagle marynistyczno-inspiracyjne cytaty? Otóż, czytając dane o polskich studentach na tle ich kolegów i koleżanek z Europy, doszedłem nagle do wniosku, że młode pokolenie już „odwiązało liny”, „złapało w żagle pomyślne wiatry” i „żegluje przez zakazane morza”. Nie dość, że Polacy studiują na potęgę i są z tych studiów zadowoleni, to jeszcze chętnie wyprowadzają się z rodzinnych domów, podejmują pracę albo wyjeżdżają na zagraniczne studia. Wprawdzie w rozmowie z Mikołajem Różyckim socjolog i szef projektu „Start na rynku pracy” Karol Leszczyński zauważa, że problemem kolejnych pokoleń będzie: „niemożność zaspokojenia aspiracji i trudnej rozmowy o tym z samym sobą”, to jednak żakom nie sposób odmówić optymizmu. Czyżby wyłamali się oni z naszego narodowego sportu, czyli narzekactwa? Po pół wieku izolacji w komunistycznym grajdole, a potem po gorączkowej pogoni za wszystkim co opatrzone etykietą mitycznego Zachodu powoli wychodzimy chyba na psychologiczną prostą. Pokolenie urodzone już w wolnej Polsce wyzbywa się kompleksów i traktuje swoich europejskich rówieśników jak równych sobie, jednocześnie nie zamykając się na świat. A jak pisze Jan Rojewski w artykule „Sarmacki Grand Tour, czyli staropolski Erasmus?” tradycja naukowych (i nie tylko) peregrynacji po Europie w naszym przypadku sięga

TOMASZ GRZYWACZEWSKI

redak tor naczelny „konceptu”

B

łękitny ocean, górskie szczyty, romantyczny zachód słońca albo para skacząca ze spadochronem, a obok napis: „Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj”. Przypisywany Markowi Twainowi cytat perfekcyjnie nadaje się do tworzenia kolejnych obrazków motywujących nas do pełniejszego, ciekawszego i ogólnie wspanialszego życia w zgodzie z samym sobą. Co ciekawe, ten zgrabny passus wbrew temu, co przeważnie twierdzi wujek Google, nie pochodzi jednak z ust wybitnego amerykańskiego powieściopisarza. Po raz pierwszy pojawił się bowiem w książce z początku lat 90. ubiegłego wieku autorstwa H. Jackson Brown Jr. „P.S. I love you” będącej zbiorem złotych myśli autorki. Wychodzi więc na to, że radę o wypłynięciu na pełne morze daje nam nie Mark Twain, ale zapewne przeurocza, mama Jacksona Browna Jr. Tak czy inaczej, o ile osobiście nie cierpię wszelkiej maści sprzedawców motywacyjnych dyrdymałów, o tyle jednak do tego cytatu mam wielki sentyment. Jest w nim to magiczne zaproszenie do wyruszenia w nieznane, poddania się nurtowi przygody, mierzenia się z nieodkrytym. Jak pisał w „Moby Dicku” Herman Melville: „Je-

aż czasów Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Gorącymi zwolennikami takich eskapad byli m.in. Mikołaj Rej i Andrzej Frycz Modrzewski. A młodym Polakom nie sposób odmówić nie tylko dynamizmu, ale także iście ułańsko-husarskiej fantazji. Ot dwie dziewczyny na stopa docierają do Iranu, a potem, łapiąc okazję, zjeżdżają wzdłuż i wszerz, podobno tak niebezpieczny, kraj Ajatollahów. Adrian Meronek po maturze wyjeżdża do USA i tam zostaje objęty specjalnym programem stypendialnym dla najbardziej zdolnych golfistów. Dzisiaj w wieku 24 lat ma szansę napisać nowy rozdział w historii polskiego golfa. Wreszcie świeżo upieczony absolwent finansów Piotr Leszczyński wraz z dwoma towarzyszami postanawia zorganizować wyprawę na owianą mroczną tajemnicą przełęcz Diatłowa na Uralu, która od lat rozpala wyobraźnię tropicieli teorii spiskowych, naukowców i dziennikarzy. Ich wyprawa to nie tylko tak modny dzisiaj „projekt podróżniczy” pokazywany na kolejnym „(v)blogu o podróżach”, ale przede wszystkim świetnie przygotowane przedsięwzięcie badawcze. To połączenie pasji podróży z reportersko-naukowym zacięciem odkrywania świata. W dobie obsesji zdobywania lajków podróżnicy pokazują, że liczy się przede wszystkim treść, a nie tylko błyszczące opakowanie. Jako redakcja „Konceptu” nie tylko trzymamy za nich kciuki, ale również zachęcamy do wsparcia ich projektu na PolakPotrafi. W końcu kto jak kto, ale my, młodzi Polacy, naprawdę potrafimy!

„KONCEPT” MAGAZYN AKADEMICKI Wydawca: Fundacja Inicjatyw Młodzieżowych Adres: ul. Solec 81b; lok. 73A, 00-382 Warszawa Strona: www.FundacjaInicjatywMlodziezowych.pl www.gazetakoncept.pl E-mail: redakcja@gazetakoncept.pl Redakcja: Tomasz Grzywaczewski (red. nacz.), Mikołaj Różycki (zast. red. nacz.), Marta Rybicka (sekr. red.), Dominika Palcar, Wiktor Świetlik, Mateusz Zardzewiały, Monika Wiśniowska, Tomasz Lachowski, Marcin Malec i inni. Skład i łamanie: Shine Art Studio | Korekta: Ewa Rżysko Druk prasowy wykonuje Drukarnia Kolumb z siedzibą w Chorzowie. Aby poznać ofertę reklamową prosimy o kontakt pod adresem: redakcja@gazetakoncept.pl Chcesz dystrybuować „Koncept” na swojej uczelni? -> PISZ: redakcja@gazetakoncept.pl ZNAJDŹ NAS:

@GazetaKoncept

@FundacjaFIM

/fundacjainicjatywmlodziezowych

3


SPIS TREŚCI

NR 59 luty 2018

TEMAT NUMERU 6 |  CHWILO TRWAJ! POLSKI STUDENT NA TLE EUROPY MICHAŁ POLAK

8 |  TRUDNA ROZMOWA Z SAMYM SOBĄ

Z KAROLEM LESZCZYŃSKIM ROZMAWIA MIKOŁAJ RÓŻYCKI

SPOŁECZEŃSTWO

MNISW

EDUKACJA EKONOMICZNA

8 |  AFRYKAŃSKIE MARZENIA

17 |  PIOTR MÜLLER – NOWY MINISTER DLA STUDENTÓW

27 |  ROLA PLANOWANIA I ANALIZY CODZIENNYCH WYDATKÓW

Z HAROUNA DOLO ROZMAWIA AGNIESZKA MADYS

KULTURA 12 |  DROGA DO OSCARÓW NATALIA MITUNIEWICZ

HISTORIA 14 |  SARMACKI GRAND TOUR, CZYLI STAROPOLSKI ERASMUS? JAN ROJEWSKI

WYWIAD Z PIOTREM MÜLLEREM

GRZEGORZ KOWALCZYK

PRACA 18 |  PRACA I NAUKA – JAK TO POGODZIĆ? MONIKA WIŚNIOWSKA

ŚWIAT 19 |  TEN SZALONY DUTERTE KORDIAN KUCZMA

EDUKACJA EKONOMICZNA 20 |  SPECJALISTA DS. CYBERBEZPIECZEŃSTWA POTRZEBNY OD ZARAZ

WYWIAD NUMERU 10 |  ARMIA MOŻE SIĘ OD STUDENTÓW UCZYĆ

Z GEN. ROMANEM POLKO ROZMAWIA MATEUSZ ZARDZEWIAŁY

28 |  SPOSOBY POMNAŻANIA DROBNYCH OSZCZĘDNOŚCI MONIKA WIŚNIOWSKA

29 |  MOŻLIWOŚCI I KORZYŚCI OSZCZĘDZANIA MONIKA WIŚNIOWSKA

30 |  POSTANOWIENIE NOWOROCZNE: LICZĘ NA SIEBIE AGATA WOŹNIAK

PODRÓŻE 32 |  TAJEMNICA PRZEŁĘCZY DIATŁOWA

21 |  BEZGOTÓWKOWO ZNACZY SZYBCIEJ, TANIEJ I BEZPIECZNIEJ

PIOTR LESZCZYŃSKI

FOTOREPORTAŻ

33 |  WYPRZEDZAJĄC TO, CO ŚWIADOME

22 |  WYSPA TUTI

KULTURA

MARTA RYBICKA

Z HENRY DAVID’S GUN ROZMAWIA ALEXANDRA KOZOWICZ

PODRÓŻE

FELIETON

24 |  AUTOSTOPEM PRZEZ KRAJ PARADOKSÓW MONIKA PIETRASIK

34 |  FULL BAJER WIKTOR ŚWIETLIK


RECENZJA aranżacjach podkreśla autentyczność i intymność wypowiadanych słów, jak choćby miało to miejsce w utworze „Relations”.

Dźwięki Islandii KAMIL KIJANKA

dziennik arz, miłośnik kultury hip-hopu i historii futbolu

Ragnar Olafsson to człowiek orkiestra z odległej Islandii. Występował już w kilku zespołach, odnajdując się w wielu odmiennych gatunkach muzycznych. Tym razem debiutuje ze swoim solowym projektem – płytą „Urges”.

W

szechstronny multiinstrumentalista znany jest przede wszystkim z występów w grupie Arstoir. Dwa albumy wydane z tym zespołem znalazły się na liście najpopularniejszych

płyt w jego rodzinnym kraju. Olafsson nie boi się muzycznych eksperymentów – w dotychczasowej karierze muzycznej można go było usłyszeć w kompozycjach jazzowych, operowych, popowych, rockowych, a nawet metalowych. Trudno więc było przewidzieć, czym artysta zaskoczy nas w swoim pierwszym solowym albumie. Warto nadmienić, że wydaje go polska wytwórnia – Borówka Music. „Urges” wydaje się bardzo dobrze przemyślanym albumem. Jest to przede wszystkim zbiór nastrojowych utworów, pełnych nostalgii, a niekiedy także smutnych uniesień. Możemy w niej dostrzec dużą dojrzałość i wrażliwość autora. Z każdym kolejnym utworem autor otwiera się przed nami coraz bardziej. Nie brakuje aluzji i wspomnień dotyczących lat młodości, problemów z przeszłości, goryczy rozstania czy rozczarowań wynikających z życia codziennego. Islandzki wokalista wydaje się być w tym prawdziwy. Oszczędna narracja w niektórych

Comiesięcznik grantowy Na co?

„Urges” to album przesiąknięty refleksyjnym, intymnym klimatem. W kompozycjach przeważają delikatne dźwięki gitarowe. Bardzo dobrze współgrają z pojawiającymi się w niektórych utworach smaczkami w postaci skrzypiec czy melodii fortepianu. Przejmujący głos wokalisty wydaje się być stworzony do nastrojowych, naznaczonych emocjami utworów. Kiedy trzeba, potrafi zrobić jednak z niego użytek i zaśpiewać zdecydowanie „mocniej”, czemu dał wyraz chociażby w „A Prayer”. Pojawiające się w niektórych utworach wokale kobiece to także bardzo trafiony pomysł, który w połączeniu ze śpiewem Olafssona prezentuje się bardzo ciekawie. „Urges” to album przesiąknięty refleksyjnym, intymnym klimatem. By go poczuć, nie można przejść obok niego obojętnie, a jedynie zamknąć oczy i po prostu słuchać. Ze zrozumieniem. Islandzki artysta chce nas zaprosić do swojego świata. Tylko od naszej wrażliwości zależy, czy zechcemy do niego wejść.

Opracował: Janusz Wdzięczak. Masz pytanie? Pisz: js.wdzieczak@vp.pl

Kto daje?

Ile?

Termin?

Na projekty badawcze i staże naukowe

Narodowe Centrum Nauki w ramach programów Etiuda 6, Sonatina 2, Uwertura 2

Łączna kwota przeznaczona na te programy to ponad 100 milionów złotych

do 15 marca

Na tworzenie zespołów badawczych i granty „powrotowe”

Fundacja na rzecz Nauki Polskiej w ramach programów FIRST TEAM, HOMING oraz POWROTY

Łączna kwota przeznaczona na te programy to 37 milionów złotych

do 5 marca

Konkurs na prace inżynierskie z energetyki

Veolia

Sfinansowanie wyjazdów do Francji oraz stażów

do 20 marca

Uczestnictwo w Collegium Invisibile

Collegium Invisibile

Pokrycie kosztów

do 1 marca

Na najlepsze prace z zakresu prawa rolnego

Polskie Stowarzyszenie Prawników Agrarystów w ramach Konkursu im. prof. Stelmachowskiego

Nagroda 10 tysięcy złotych

do 28 lutego

5


TEMAT NUMERU

Chwilo trwaj!

Polski student na tle Europy MICHAŁ POLAK

koordynator projek tów eduk acyjnych w Związku Banków Polskich, Centrum Prawa Bankowego i Informacji oraz Warszawskim Inst y tucie Bankowości

Studiować każdy może – w dzisiejszych czasach oferta edukacyjna skierowana do chętnych na podjęcie studiów jest przebogata. W Polsce działa ponad 400 uczelni publicznych i prywatnych różnej wielkości, o różnych profilach i uprawnieniach. Dziś jednak, podobnie jak w przypadku rynku pracy, problemem nie jest liczba miejsc, a wyraźnie spadająca liczba chętnych i w konsekwencji liczba studentów.

G

łównym powodem takiego stanu rzeczy jest oczywiście czynnik demograficzny i stale malejąca liczba ludności w wieku 19-24 lat. Mimo że z roku na rok polskich studentów jest coraz mniej, to wciąż stanowią oni czwartą siłę pod względem liczebności w Europie, ustępując jedynie Niemcom (ponad 2,5 miliona), Francuzom (blisko 2,2 miliona) i Włochom

6 | koncept | luty 2018

(ponad 1,8 miliona). Różnica pomiędzy Polską z ponad 1,4 miliona studentów a resztą stawki jest już znacząca – jedynym krajem, w którym liczba studiujących przekracza jeszcze pół miliona jest Rumunia. Na drugim biegunie tego zestawienia są oczywiście najmniejsze państwa Unii Europejskiej z zamykającą stawkę Maltą (nieco ponad 12 tys. osób).

Wśród tej rzeszy europejskich studentów zdecydowanie dominują przedstawicielki płci żeńskiej. W zaledwie dwóch krajach stanowią one nieznaczną mniejszość. Jest tak w Niemczech (47,8 proc. ogółu studiujących) i w Irlandii (49 proc.). W pozostałych krajach proporcje są odwrotne, a studentki stanowią zdecydowaną większość na przykład w Norwegii (60 proc.), na Łotwie i w Polsce (prawie 59 proc.).

POLSKI STUDENT RACZEJ SKROMNY, PO KRÓLEWSKU W SZWECJI Wiele krajowych i europejskich regulacji ma na celu poprawę sytuacji osób dotkniętych niepełnosprawnościami. W przypadku studentów dotyczą one przede wszystkim dostępności do placówek edukacyjnych oraz udogodnień w ogólnym poruszaniu się po kampusach czy uczestniczeniu w zajęciach i egzaminach. Najliczniej z tych ułatwień korzystają studenci w Holandii (ok. 33 proc. ogółu studiujących to osoby niepełnosprawne), na Litwie (ponad 32 proc.) i Ukrainie (ponad 25 proc.). Najmniej osób z ograniczeniami studiuje na Węgrzech (7,8 proc.), w Rumunii i Serbii (po 6,8 proc.), natomiast w Polsce ponad dwukrotnie więcej, bo 16,7 proc. Dla każdego studenta ważną kwestią jest budżet, a w szczególności dwie pozycje – wydatki i dochody. Jak wskazują dane z zestawienia na stronie Eurostudent.eu, miesięczny rachunek polskiego studenta po przeliczeniu z waluty europejskiej na rodzimą daje kwotę 1600 zł (371,78 euro). W skali europejskiej to jednak niewiele. W tym zestawieniu miesięcznie od polskiego studenta mieszkającego bez rodziców mniej musi wydać jedynie mieszkaniec lub mieszkanka Serbii (ok. 288 euro) i Rumunii (ok. 184 euro).


TEMAT NUMERU Z kolei blisko dwukrotnie więcej przez miesiąc wydaje studiujący we Włoszech (ok. 728 euro). Prawdziwymi rekordzistami są jednak Holendrzy i studenci z Europy Północnej. I tak przeciętny fiński żak musi liczyć się z kosztami rzędu 1091 euro, a jego holenderski rówieśnik blisko 1120 euro. Na samym szczycie tego zestawienia królują Skandynawowie – Szwedzi (ok. 1312 euro) i Duńczycy (ok. 1222 euro).

MAMMA MIA! CZYLI U RODZICÓW NAJCHĘTNIEJ WE WŁOSZECH Autorzy raportu „Portfel Studenta” wskazują, że bez względu na kraj, w którym się studiuje, jednym z naczelnych kosztów ponoszonych przez studenta jest ten związany z zakwaterowaniem. Proporcje w stosunku do innych wydatków układają się różnie, ale nie ulega wątpliwości, że w przypadku mieszkania poza domem rodzinnym kwestia czynszu za wynajmowane mieszkanie czy opłaty za akademik może spędzać sen z powiek. W Polsce aż 41 proc. osób studiujących mieszka z rodzicami – to poziom podobny do tego deklarowanego na Węgrzech, Łotwie oraz w Rumunii i Słowenii. Daleko nam jednak do absolutnych rekordzistów, czyli Włoch, gdzie aż 3 na 4 studentów decyzji o rozpoczęciu studiów nie utożsamia z wyprowadzką z domu. Na drugim biegunie ponownie mieszkańcy szeroko rozumianej Skandynawii, gdzie procent mieszkających z rodzicami wynosi odpowiednio dla: Finlandii – 4 proc., Danii – 6 proc. i Norwegii – 12 proc.

W odróżnieniu od ich kolegów z wielu krajów Unii Europejskiej młodzi Polacy nie mogą narzekać na bezrobocie. Co ciekawe fakt, że w wymienionych krajach skandynawskich dominują studenci mieszkający poza domem rodzinnym, nie jest tożsamy z niższymi kosztami mieszkania. Jak wynika z danych Eurostudent.eu, procentowy udział wydatków na zakwaterowanie w miesięcznym budżecie jest najmniejszy w przypadku Rumunii (21,5 proc.), Malty (22,7 proc.) i krajów nadbałtyckich – Łotwy i Litwy (oba po 24,8 proc.). Przeciętny polski student, płacąc za dach nad głową, przeznacza prawie 36 proc. miesięcznego budżetu. Daleko mu jednak do Francuzów, którzy jako jedyni w Europie muszą na ten cel wygospodarować ponad połowę środków (53,7 proc.).

CHORWACI NIEZADOWOLENI ZE STUDIÓW Warto przyjrzeć się również temu, co jest istotą studiowania, szczególnie w kontekście przyszłej aktywności zawodowej, czyli jakości kształcenia. Trudno porównywać oczekiwania studentów w poszczególnych krajach, zwłaszcza biorąc pod uwagę różne wskaźniki dotyczące poszczególnych uczelni funkcjonujących w różnych systemach nauczania. Niemniej, ciekawymi danymi są te odnoszące się do subiektywnych odczuć studentów. Najwięcej uwag co do wartości studiowanego kierunku i oceny procesu kształcenia mają studenci z Chorwacji (ponad 20 proc.) i Finlandii (15,3 proc.). Negatywne oceny są za to w zdecydowanej mniejszości wśród studentów czeskich, estońskich (po 4,7 proc.) oraz łotewskich (nieco ponad 5 proc.). Studiujący Polacy są niewiele bardziej surowi w swoich odczuciach w tym obszarze (8 proc.). Wartość praktyczna i merytoryczna studiów bezpośrednio wpływa na początek i rozwój kariery zawodowej mło-

dych osób. Jak wskazują dane, wydatki studentów na szczęście mogą bilansować ich dochody, zwłaszcza w kontekście sytuacji na polskim rynku pracy, która jest najlepsza od lat. To przekłada się także na pozycję studiujących. W odróżnieniu od ich kolegów z wielu krajów Unii Europejskiej, młodzi Polacy nie mogą narzekać na bezrobocie. Wprowadzenie minimalnej płacy godzinowej poprawiło również poziom zarobków w najgorzej opłacanych branżach. Z kolei zaczynając pracę na stanowiskach specjalistycznych, absolwenci kierunków inżynieryjnych mogą liczyć na pensje nawet przewyższające średnią krajową. KOLEDZY Z EUROPY ZAZDROSZCZĄ POLAKOM RĄK PEŁNYCH ROBOTY Pomimo spadku aktywności zawodowej zatrudnienie wśród osób do 24 roku życia rosło w ostatnich czterech latach. Obecnie pracuje 1 mln 45 tys. studentów. Na tle innych państw europejskich jest to relatywnie wysoki poziom. W Polsce wciąż wielu młodych ludzi gotowych jest pracować więcej godzin miesięcznie, niż oferuje pracodawca. W grupie wiekowej 15-24 mowa jest o 37,5 tys. osób. Pewnym zaskoczeniem może być poziom wynagrodzeń dla absolwentów uczelni na stanowiskach specjalistycznych w naszym kraju. Nierzadko osiągają one poziom przeciętnej płacy krajowej, a czasami go przekraczają. W najlepszej sytuacji znajdują się informatycy. Ich zarobki na początku kariery zawodowej (tzw. pozycje entry level) to 5500-7500 zł brutto. Branża IT zapewnia zdecydowanie najwyższe zarobki. W pozostałych branżach poziom pierwszej pensji brutto przy umowie o pracę oscyluje wokół 3000-4500 zł brutto. Pozytywnie wyróżnia się farmacja, handel detaliczny oraz branża dóbr szybko zbywalnych, gdzie pracodawcy są w stanie zapłacić więcej za umiejętności sprzedażowe potencjalnych pracowników.

Zaledwie 8 proc. polskich studentów deklaruje uwagi co do programów kształcenia. Przywołane dane pozwalają zaledwie na zarysowanie sytuacji polskich studentów na tle ich europejskich kolegów. Jednak pomimo przeciętnego miesięcznego budżetu czy sytuacji mieszkaniowej, z optymizmem w przyszłość pozwalają spojrzeć przede wszystkim dane dotyczące rynku pracy i sytuacji zawodowej młodych Polaków. Aż chciałoby się powiedzieć: chwilo trwaj!

7


TEMAT NUMERU

Trudna rozmowa z samym sobą O tym, jaka jest kondycja w zakresie postaw, wartości, aktywności społecznej, stosunku do rodziny czy wiary polskiego studenta w wieku między 19 a 24 rokiem życia, z socjologiem Karolem Leszczyńskim z Uniwersytetu Warszawskiego – badaczem polskiej migracji do Wielkiej Brytanii i szefem projektu „Start na rynku pracy” – rozmawia Mikołaj Różycki. Mikołaj Różycki: Jaki jest dzisiejszy student? Czy bardzo różni się od tego sprzed 20 czy 15 lat? Karol Leszczyński: Nie ma w naukach społecznych jednej odpowiedzi na pytanie o zmiany w jakiejś grupie, zwłaszcza gdy mówimy o tak długiej perspektywie. W ciągu ostatnich 20 lat zmieniło się wiele, niemal każdy element naszego życia. W 1998 roku nie byliśmy w NATO ani w Unii Europejskiej, nie było Erasmusa, nie podróżowaliśmy tak łatwo, a co za tym idzie – młodzi nie rozważali, czy

na wakacje albo majówkę „wyskoczyć” do jakiegoś „ciepłego kraju”. Same studia były w większości jednolite, bez podziału na licencjat i magisterskie. Mieliśmy dwa poważne kryzysy gospodarcze, ten z 2000 roku oraz drugi z 2008 roku, znacząco wpływające na rynek pracy, a przez to i na postawy studentów wobec pracy oraz ich wymagania wobec studiów. Do tego dochodzi jeszcze rzadko podnoszona kwestia zmiany pokoleniowej, tzn. dzisiaj na studiach są ludzie, którzy nie mają prawa pamiętać PRL-u i trudnych początków lat 90. Kilkukrotnie zwiększył się też odsetek studiujących. Na ile może się w przyszłości zmienić hierarchia wartości młodych ludzi w wieku od 19 do 24 lat? Będą mniej czy bardziej nastawieni na założenie rodziny? Trudno jest prognozować, dzisiaj wiele wskazuje na to, że raczej z biegiem czasu będziemy mniej chętni do założenia rodziny, młodzi ludzie będą szli w kierunku indywidualizmu i niebrania na siebie wielu zobowiązań. Chociaż akurat w Polsce wartości rodzinne są bardzo głęboko zakorzenione, to jednak jesteśmy pod wpływem kultury amerykańskiej „Kalifornikacja”, o której śpiewają Red Hot Chilli Peppers, powoduje właśnie te „nierodzinne” tendencje. Ważny jest wskaźnik dzietności, który jest bardzo niski,

8 | koncept | luty 2018

wiele osób podkreśla, że to efekt biedy, ale w żadnym kraju cywilizacji zachodniej nie przekracza on wielkości 2,14 – czyli 214 dzieci na każde 100 kobiet. Wartość taka pozwala na trwanie społeczeństwa, ale gdy wskaźnik ten jest niższy, jest nas po prostu coraz mniej. Nawet najbogatsze kraje zachodu wspomagane wysoką dzietnością imigrantów go nie przekraczają. To ponura prognoza na przyszłość. Może nastąpi jakiś zwrot. A może wpłynie na to upadek systemu emerytalnego. Badania społeczne mówią, iż tylko co dziesiąty młody człowiek formalnie przynależy do jakiejś organizacji – czy to oznacza, że młodzi w Polsce są mniej aktywni niż ich rówieśnicy zza granicy? Czy są mniej aktywni niż kiedyś? Pytam, bo sam będąc wychowawcą harcerskim, nigdy w ankiecie czy badaniu nie określiłbym się mianem wolontariusza. Po prostu działaliśmy, coś robiliśmy. Przynależność do organizacji to jeszcze nie wolontariat. Mogę być członkiem klubu sportowego albo związku zawodowego. Jeśli porównujemy to do mitycznego „kiedyś” to studenci, czyli spodziewana przyszła inteligencja, są mniej aktywni niż ich rówieśnicy przed II wojną światową. W późniejszych latach studenci nie byli już tak bardzo zaangażowani. Wiele osób też nie uświadamia sobie, czym jest odpowiedź na to pytanie. Są członkami związków zawodowych, ale nie traktują tego jako przynależność do organizacji. Podobnie jest z Kościołem – wiele osób w krajach, gdzie silny lub dominujący jest protestantyzm, uznaje członkostwo w Kościele jako członkostwo w organizacji. W Polsce jest zupełnie inaczej. Czy jest możliwość, że studenci w mniejszym stopniu będą wybierać emigrację zarobkową? Informatycy nie wyjeżdżają masowo – przez charakter swojej pracy i unikalność kompetencji znajdują zatrudnienie w Polsce. Nie widzę wielu możliwości zatrzymania emigracji np. do Niemiec, gdzie pensje są kilkukrotnie wyższe. Emigracja towarzyszy Polsce od XIX wieku i początku rewolucji przemysłowej. Czego najbardziej obawiają się studenci: bezrobocia, niskich zarobków, niemożności zaspokojenia aspiracji czy może braku bezpieczeństwa, np. międzynarodowego? Niemożności zaspokojenia aspiracji i trudnej rozmowy o tym z samym sobą – to będzie problem kolejnych dziesięcioleci.


TEMAT NUMERU

Afrykańskie marzenia O tym, jak żyje się młodym ludziom we współczesnej Afryce, o chęci opuszczenia rodzinnych stron i jednoczesnej tęsknocie za domem z Harouna Dolo, studentem University of Bamako, malijskiego uniwersytetu w stolicy Mali, rozmawia Agnieszka Madys. Agnieszka Madys: Przedstaw się nam, powiedz coś o sobie, czy aktualnie mieszkasz w Mali? Harouna Dolo: Tak, mieszkam w Mali. Mam 26 lat i jestem studentem Wydziału Humanistycznego na Uniwersytecie w Bamako. Studiuję językoznawstwo. Mój dom rodzinny jest w miejscowości Sanga. Czy masz rodzeństwo? Ono również się uczy? Mam trzy siostry i pięciu braci. Niektórzy studiują, inni nie. Z sióstr studiuje tylko jedna. Czy wynika to z faktu dyskryminacji kobiet na Uniwersytecie w Bamako? Nie, absolutnie nie. Na Uniwersytecie jest dużo kobiet, zarówno na kierunkach humanistycznych, jak i inżynierskich. U nas typowo żeńskim kierunkiem jest architektura. Nie wiem dlaczego, ale jest tam dużo kobiet. Nie ma żadnej dyskryminacji na Uniwersytecie ani ze względu na płeć, ani na religię. A jaką religię wyznaje Twoja rodzina? U nas jest tak, że każdy ma prawo wyboru. Jeden brat może być muzułmaninem, inny chrześcijaninem, a jeszcze kolejny animistą.

Czy Ty chciałbyś wyjechać z Mali do Europy? Nie. Nie chcę wyjeżdżać do Europy. Chcę zostać tutaj w kraju i pracować dla niego. To jest mój obowiązek. A gdybyś dostał zaproszenie, odmówiłbyś? Nie. Jeśli mnie zaprosisz, to na pewno przyjadę (śmiech). Co wtedy byś robiłbyś w Europie? Chciałbym nauczać dzieci. Chciałbym dzielić się z nimi swoim doświadczeniem z Afryki, opowiadać o tym kontynencie. Chciałbym, żeby go poznały. Poza tym, gdybym wyjechał do Europy, mógłbym zdobyć doświadczenie, którym dzieliłbym się w swoim kraju. Tak jak Ty to teraz robisz. Nauczyłaś się wielu rzeczy w Polsce i teraz możesz nam o tym opowiedzieć. Też byś tak chciał? Tak, gdybym tylko miał okazję. A czy Twoi znajomi, przyjaciele wyjeżdżają z Afryki? Tak, znam dwie osoby, którym udało się opuścić Afrykę.

Czy w Twojej rodzinie ktoś opuścił Afrykę i wyjechał do Europy? Tak. Mojemu kuzynowi się to udało. Wyjechał dawno temu. Pamiętam, że najpierw pojechał na Wybrzeże Kości Słoniowej, ale potem wrócił, bo tęsknił za rodziną. Chciał zobaczyć rodziców i pomóc im finansowo. Potem wyjechał do Włoch i nigdy więcej go nie widziałem.

Udało się? Opowiedz o tym. Pojechali do Europy. Nie była to podróż na zaproszenie, wiesz, o czym mówię. Musieli najpierw przejść przez Saharę. To bardzo niebezpieczna podróż. Często trwa nawet kilka miesięcy. W pierwszej kolejności trzeba mieć pieniądze. Rodzina zazwyczaj tak dużych nie posiada. Na początku więc jedzie się do Bamako, aby tam zgromadzić i zaoszczędzić pieniądze. Następnie trzeba przedostać się do Algierii. Zazwyczaj dobrze opłacony kierowca cię

Od lewej kuzyn Harouna Dolo, Agnieszka Madys, Harouna Dolo. Fot.: Lucjan Buchalik, ze zbiorów własnych Agnieszki Madys.

Dom rodzinny Harouna Dolo w miejscowości Sanga, na masywie Bandiagara w Mali. Fot.: Agnieszka Madys.

Gdybym wyjechał do Europy, mógłbym zdobyć doświadczenie, którym dzieliłbym się w swoim kraju. Tak jak Ty to teraz robisz. tam zawiezie. Z Algierii należy przejechać do Libii – też zazwyczaj opłaconym samochodem. A dalej przepłynąć przez Morze Śródziemne. Dużo osób umiera podczas pierwszego etapu podróży, na lądzie, a o nich się nigdzie nie mówi. Żaden etap tej podróży nie jest łatwy. To wszystko jest nielegalne. Czy takie osoby mają jakieś dokumenty? Tak. Paszporty. Nie mają jednak wiz. Otrzymanie wizy jest w Afryce bardzo skomplikowane, dlatego że jest to dokument rządowy i na dodatek bardzo drogi. Dlaczego młodzi ludzie chcą wyjeżdżać? Teraz jest w Afryce bardzo źle. Kiedyś przyjeżdżało do nas dużo białych. Teraz ich nie ma. To byli turyści. Z działalności turystycznej utrzymywało się wiele rodzin. Teraz turystyka nie przynosi już pieniędzy, trzeba więc żyć z uprawy ziemi. Dlatego tak dużo osób chce wyjechać. Dla pieniędzy, nie dla przyjemności. Czy twój Uniwersytet w Bamako pomaga jakoś w wyjazdach do Europy? Macie możliwość wymiany, praktyk, są jakieś programy? Nie. Uniwersytet nie organizuje żadnych wymian ani staży. Wszystko trzeba zorganizować sobie samemu. To bardzo trudne. Co o Europie myślą Twoi rodzice? Rozmawiałeś z nimi o ewentualnym wyjeździe? Jeśli miałbym możliwość wyjechania do Europy, to na pewno w trakcie urlopu wracałbym do rodziców, żeby pomóc im finansowo. Oni wiedzieliby, że mi się udało i na pewno dodawaliby mi otuchy. Jestem tego pewien.

Najstarsza siostra oraz matka z najmłodszym bratem Harouna Dolo w domu rodzinnym. Fot.: Agnieszka Madys.

9


WYWIAD NUMERU

Armia może się od studentów uczyć O Legii Akademickiej bez głupawych kaprali, studentach podrzucających armii genialne pomysły i Billu Gatesie, który obawia się konkurencji ze strony młodego pokolenia, z byłym dowódcą GROM-u i generałem dywizji Romanem Polko rozmawia Mateusz Zardzewiały. Mateusz Zardzewiały: Ministerstwo Obrony Narodowej reaktywowało Legię Akademicką pod postacią programu wojskowego szkolenia studentów. Jak pan, jako były dowódca jednostki specjalnej GROM, ocenia tę inicjatywę? Gen. Roman Polko: Jakiś czas temu rozmawiałem na ten temat z ówczesnym wiceministrem obrony narodowej Michałem Dworczykiem i muszę przyznać, że przekonał mnie do tego pomysłu, mimo że początkowo podchodziłem z dystansem do inicjatywy przywrócenia Legii Akademickiej.

Szkolenia Legii Akademickiej muszą być po prostu fajne, atrakcyjne. To nie może być siermiężne wojsko. Jakie argumenty pana przekonały? Na przykład to, że całość pomysłu była spójna, a sama inicjatywa jest realizowana na podstawie dobrych wzorców. Jest też dedykowana tym, którzy rzeczywiście chcą coś zrobić dla ojczyzny. Będzie to budowanie wśród młodzieży prawdziwie patriotycznych postaw, a nie patriotyzmu na pokaz. A jak zapatruje się pan na Legię Akademicką od strony militarnej? Z pewnością ma ona znaczenie, ponieważ działania bojowe prowadzone w naszych czasach to już nie jest żołnierz biegający po polu walki z maczugą – wystarczy spojrzeć na strukturę armii czy też nowy obszar działań jakim jest cyberprzestrzeń. A ludzie, którzy kończą uczelnie wyższe posiadają umiejętności potrzebne współczesnej armii, najprostszym przykładem są tu informatycy. Ostatnio

10 | koncept | luty 2018

resort obrony poszukiwał informatyków, oferując im zarobki na poziomie 2,2 tys. zł. Więc tutaj rezerwiści – nawet pracując weekendowo – będą mieć większy poziom profesjonalizmu niż zawodowi żołnierze-informatycy, ponieważ pensja na poziomie 2,2 tys. zł oznacza wśród informatyków negatywną selekcję. Patrząc z boku, można pomyśleć, że Legia Akademicka to takie Wojska Obrony Terytorialnej, tylko złożone ze studentów. Czy może się mylę? W tym przypadku diabeł tkwi w szczegółach. W LA chodzi o przeszkolenie wojskowe, a to w naszej tradycji kojarzy się raczej negatywnie, ponieważ w słusznie minionych czasach do wyszkolenia studentów często wysyłano oficerów, którzy nie nadawali się do dowodzenia albo którzy mieli już odejść do rezerwy. Przez to ówczesny poziom szkolenia studenckiego nie był wybitny, odstawał od normalnych standardów obowiązujących w armii. Tym razem całe przedsięwzięcie ma być budowane na dobrych wzorcach, a wojsko chce także skorzystać z tego, co studenci mogą przekazać armii. Bo po zniesieniu obowiązkowego poboru, armia, która nie będzie budować więzi ze społeczeństwem, będzie się od tego społeczeństwa odrywać. Tym bardziej, że już minęły czasy, kiedy to armia dyktowała warunki rozwoju technicznego. Teraz inspiracje czerpie się od różnego rodzaju firm czy właśnie od studentów. Moi przyjaciele ze Stanów Zjednoczonych, którzy zajmują się budowaniem horyzontów czasowych – czyli tego, co wyjdzie w 2050 roku – często zwracają się o pomoc właśnie do studentów. Dlaczego? Ponieważ studenci myślą out of the box, czyli poza schematami i potrafią podrzucać całkiem sensowne – a nawet wręcz genialne – pomysły.

Co studenci mogliby przekazać wojsku? Ale to właśnie ja od nich chciałbym usłyszeć propozycje! Kiedy prowadzę zajęcia z młodzieżą akademicką, pierwszym pytaniem jakie zadaję jest to, w jaki sposób, myśląc kategoriami terrorystów, przeprowadziliby w swoim regionie akt terroru. I przedstawiają mi dużo oryginalnych pomysłów, związanych bardzo często z ich konkretnym regionem oraz wiedzą, indywidualnymi doświadczeniami zawodowymi. To bardzo ciekawa kwestia. Jak pan, jako specjalista, ocenia te pomysły studentów wcielających się w terrorystów? Mają one ręce i nogi? Przede wszystkim są wyjściem poza standardy, które widziałem jako urzędnik samorządowy i państwowy, a które polegają na przerysowywaniu starych schematów na nowe instrukcje i nowe wzorce. To wpadanie w pułapkę konforemności – robimy po nowemu, ale najlepiej tak jak już wcześniej było. A studenci rzeczywiście nie tylko potrafią wyjść poza te schematy, ale też zmuszają do tego innych. I gdy przedstawiali mi swoje pomysły na akty terroru, to momentami nie było wiadomo, kto tu kogo uczy, bo sam dowiadywałem się od nich o wielu rzeczach. Bo oni, zdobywając wykształcenie inżynierów, techników, menadżerów, a często również mając już za sobą pierwsze doświadczenia zawodowe, widzieli swoim krytycznym okiem więcej niż zasiedziali urzędnicy czy nawet oficerowie odpowiedzialni w danym regionie za kwestie bezpieczeństwa. Może opowiem jeszcze ciekawą historię spoza Polski. Zapraszam! Kiedy pytano Billa Gatesa o to, kogo się najbardziej obawia jako potencjalnej konkurencji, to twórca Microsoftu odparł,


WYWIAD NUMERU

Armia nie walczy już maczugami, ale intelektem. żołnierskiego ekwipunku, tylko po prostu trzeba być sprytniejszym od potencjalnego wroga. Porozmawiajmy teraz językiem korzyści – jak zachęciłby pan studentów do zaangażowania się w Legię Akademicką? Jeśli muszę kogoś zachęcać, to już lepiej niech da sobie święty spokój. Prywatnie zawsze wyznawałem zasadę, że gdy ktoś nie ma w sobie żadnej pasji, to po co ma się motywować? Żeby psuć pozostałym dobrą atmosferę, niszczyć klimat? Prawda jest taka, że ludzi, którzy chcą coś zdziałać, nie trzeba do tego zachęcać, ponieważ oni mają to coś w sobie. I trzeba tylko stworzyć im warunki do tego, żeby mogli się wykazać i coś konkretnego zrobić. A zapewniam pana, że takich ludzi, którym się chce, nie brakuje. Tylko jest jeden warunek – szkolenia Legii Akademickiej muszą być po prostu fajne, atrakcyjne. To nie może być siermiężne wojsko, stalowe hełmy, trampki (bo butów akurat zabrakło) i czołganie się w okopie pod okiem jakiegoś głupiego kaprala. To musi być szkolenie przemyślane, dostosowane poziomu studentów tak, żeby widzieli w nim korzyść.

że nie boi się innych korporacji, z którymi musi rywalizować, tylko najbardziej obawia się właśnie jakiegoś młodego studenta, który przyjdzie z genialnym pomysłem i złamie monopol jego marki, wypierając ją z rynku. Bo tak właśnie jest, że ludzie, którzy obierają konkretne kierunki studiów zgodnie ze swoją pasją i już podczas edukacji budują zgrane zespoły, będą zadziwiać. Bo takie są drogi rozwoju i bez

świeżej krwi, bez apetytu, żeby zrobić coś nowego, armia będzie ulegała degradacji. Stąd też ten kontakt z intelektualną elitą Polski, którego dziś armia potrzebuje bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Ponieważ tak jak mówiłem, armia nie walczy już maczugami, ale intelektem. Zresztą z tego samego powodu kobiety odgrywają coraz większą rolę w wojsku – już nie ma potrzeby dźwigania ciężkiego,

Jakie miejsce widzi pan dla studentów? Jak już będzie się ściągało tych młodych ludzi, to trzeba będzie im pokazać nowe techniki i technologie wojskowe, ale też skorzystać z ich wiedzy i umiejętności. Nastąpiła robotyzacja pola walki, a mamy inżynierów i techników, którzy pracując w różnego rodzaju korporacjach, realizują programy, które z punktu widzenia wojska mogłyby okazać się bardzo przydatne. Jeden z moich znajomych, prof. Piotr Moncarz, pracownik uniwersytetu Stanforda, zajmuje się takimi programami informatyzacji dla armii amerykańskiej. Teraz mówi, że jego zespół już przeszedł na robotyzację pola walki i mocno współdziała właśnie ze studentami. I to jest dobry kierunek myślenia, w którym wojsko nie jest głupie, tylko korzysta z intelektu swoich podwładnych.

11


KULTURA

Droga do Oscarów NATALIA MITUNIEWICZ

autork a bloga www.skrawkikina.com

Wyścig oscarowy oficjalnie rozpoczyna się już na początku września na największym na świecie festiwalu filmowym, czyli Toronto International Film Festival w Kanadzie. To tam od lat pokazywane są wszystkie prapremiery najbardziej wyczekiwanych filmów sezonu i pojawiają się pierwsze recenzje i spekulacje.

T

o właśnie w Toronto wyłania się szeroki peleton filmów, które będą liczyć się w oscarowej stawce. Kolejnym etapem tej drogi jest jesienno-zimowy okres rozdawania przeróżnych filmowych nagród. Jak właściwie prognozować Oscary? Swoje statuetki przyznają wszystkie

12 | koncept | luty 2018

stowarzyszenia: aktorzy, scenarzyści, reżyserzy, producenci, autorzy zdjęć, krytycy z różnych miast i organizacji, stowarzyszenia filmów niezależnych, filmów różnych grup etnicznych, różnych kontynentów. Najważniejszym wydarzeniem przed Oscarami jest wieczór rozdania Złotych Globów, czyli nagród międzynarodowego stowarzyszenia dziennikarzy. Przez dekady ich wybory pokrywały się z gustem członków Akademii niemal jeden do jednego. Zliczając skrupulatnie wszystkie te nagrody, można śmiało obstawiać wyniki oscarowej nocy.

Christophera Nolana. To film, który rzeczywiście zachwyca zarówno rozmachem realizacyjnym, jak i sposobem opowiadania historii. Jednak silnym konkurentem może być film o znacznie skromniejszym budżecie – „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri”.

NAGŁY ZWROT AKCJI Ale czy Akademia może zaskoczyć? Przez lata wyrobiła sobie opinię dość zachowawczej, jeśli zaskakiwała to w sposób raczej negatywny. Stało się tak na przykład w2006 roku, kiedy nie odważyła się nagrodzić wybitnej „Tajemnicy Brokeback Mountain” Anga Lee, mimo że film Tajwańczyka statuetkę za najlepszy film roku wydawał się mieć w kieszeni. W tym roku raczej takich zaskoczeń nie będzie. W stawce prym wiodą filmy wielkich studiów produkcyjnych i uznanych reżyserów. Pewniakiem wydaje się „Dunkierka”

Pamiętajmy, że tegoroczna gala odbywać się będzie w cieniu największego od lat skandalu w Hollywood, czyli afery seksualnej związanej z najbardziej wpływowym producentem w historii tego przemysłu – Harveyem Weinsteinem. Człowiekiem, któremu oprócz Boga i Billy’ego Wildera, dziękowano po wygraniu statuetki najczęściej, a który przez lata molestował dziesiątki kobiet związanych z filmem i był kryty przez dużą część ludzi z branży. Ta głośna sprawa na pewno będzie częścią wielu wystąpień oscarowej nocy.

Tegoroczna gala odbywać się będzie w cieniu największego od lat skandalu w Hollywood.


KULTURA

Filmy, które najbardziej liczą się w tegorocznym wyścigu po Oscary: „DUNKIERKA” reż. Christopher Nolan Najsłynniejsza w dziejach wojen ewakuacja wojsk. Alianci złapani w niemiecką pułapkę muszą uciekać z plaż Normandii, by nie stracić swoich żołnierzy. Nolan pokazał tę ucieczkę w sposób spektakularny: z lądu, morza i powietrza. Oprócz możliwej wygranej w kategorii najlepszy film, dużą szansę na Oscara ma sam Nolan za najlepszą reżyserię. „CZWARTA WŁADZA” (The Post) reż. Steven Spielberg Thriller polityczny. Historia dwójki wydawców dziennika „The Washington Post” – Katherine Graham (Meryl Streep) i Bena Bradlee (Tom Hanks), którzy stają na czele bezprecedensowego starcia amerykańskiej prasy z najwyższymi władzami, walcząc o prawo do ujawnienia szokujących tajemnic, przez cztery dekady ukrywanych przez najwyższe władze USA. Szansę na statuetkę mają zarówno główni aktorzy, jak i reżyser. „KSZTAŁT WODY” (The Shape of Water) reż. Guillermo del Toro Film wygrał już jedną bardzo ważną nagrodę – Złote Lwy na festiwalu w Wenecji. To baśń dla dorosłych, której akcja rozgrywa się u szczytu zimnej wojny w Stanach Zjednoczonych około roku 1962. Elisa (w tej roli Sally Hawkins) wiedzie samotną egzystencję, a całą noc pracuje w pilnie strzeżonym laboratorium rządowym. Jej życie zmienia się na zawsze, gdy odkrywa, że w laboratorium przeprowadzany jest otoczony ścisłą tajemnicą eksperyment, który zaważyć może na przyszłych losach świata. Na statuetkę może liczyć Sally Hawkins, Guillermo del Toro oraz Alexandre Desplat za przepiękną muzykę do filmu. „THE FLORIDA PROJECT” reż. Sean Baker Przedstawiciel kina niezależnego. Film opowiada historię młodej matki i córeczki mieszkających w tanim motelu na przedmieściach Disneylandu. Ich życie wydaje się beztroskie i kolorowe, ale tylko na pozór. Reżyser opowiada o ludziach żyjących na marginesie społeczeństwa, których codzienne kilka dolarów dzieli od bezdomności.

Dużą szansę na statuetkę ma Willem Dafoe za odbiegającą od jego emploi rolę ciepłego zarządcy motelu. „LADY BIRD” reż. Greta Gerwig Świetnie przyjęty debiut reżyserski gwiazdy kina niezależnego. To historia Christine „Lady Bird” (Saoirse Ronan), która ze wszystkich młodzieńczych sił sprzeciwia się matce. Kobiecie silnej, wyrazistej, o jasno sprecyzowanych poglądach. Bunt tytułowej Lady Bird to tak naprawdę walka z samą sobą, bowiem jej niezależność jest lustrzanym odbiciem charakteru matki. Szanse oscarowe mają odtwórczynie obu głównych ról. „TAMTE DNI, TAMTE NOCE” (Call Me by Your Name) reż. Luca Guadagnino Włochy, lato 1983 roku. Elio, błyskotliwy siedemnastolatek o amerykańsko-włoskim pochodzeniu, spędza wakacje w willi, komponując muzykę, czytając książki i flirtując z przyjaciółką. Jednak wielu rzeczy musi się jeszcze nauczyć jeśli chodzi o miłość. Pewnego dnia do willi przybywa Oliver, młody amerykański stypendysta. W pięknych krajobrazach Elio i Oliver odkrywają siłę wzajemnego przyciągania. Młodziutki aktor Timothée Chalamet zbiera doskonałe recenzje za rolę Elio, ale w szranki przyszło mu stanąć z takimi tuzami Hollywood jak Tom Hanks, Daniel Day-Lewis czy Denzel Washington. „TRZY BILLBOARDY ZA EBBING, MISSOURI” reż. Martin McDonagh Małe miasteczko na amerykańskiej prowincji. Od morderstwa córki Mildred Hayes (w tej roli Frances McDormand) upłynęło kilka miesięcy, a lokalna policja nadal nie wpadła na trop sprawcy. Zdeterminowana kobieta wynajmuje trzy tablice reklamowe na drodze i maluje na nich prowokacyjny przekaz skierowany do szefa policji. Reżyser słynie z prawdziwie czarnych komedii, ale tutaj największą szansę na nagrodę ma doskonała w swej roli Frances McDormand oraz równie perfekcyjny scenariusz. O statuetkę może także powalczyć Sam Rockwell za drugoplanową rolę męską, a i sam film może okazać się czarnym koniem.

„THE DISASTER ARTIST” reż. James Franco Czy film może być tak zły, że aż staje się kultowy? Tak stało się z niezapomnianym „dziełem” prawdziwego wyrzutka Hollywood – Tommy’ego Wiseau – „The Room” z 2003 roku. Historię jego powstawania postanowił sfilmować i zarazem wcielić się w główną rolę James Franco. Swój film oparł na bestsellerze przyjaciela Wiseau, będącego przy nim podczas jego walki o zaistnienie w branży filmowej. I właśnie za ten adaptowany scenariusz, oprócz głównej roli, James Franco ma największą szansę na nagrodę. „BLADE RUNNER 2049” reż. Denis Villeneuve Powrót do „Łowcy androidów”, od którego minęło 30 lat, to faworyt w nagrodach technicznych: za efekty specjalne, scenografię czy rzeczywiście przepiękne zdjęcia. Ten film to przede wszystkim wizualna uczta. „CZAS MROKU” (Darkest Hour) reż. Joe Wright Gary Oldman być może w końcu odbierze jakże zasłużoną statuetkę. Po raz kolejny zmienia się nie do poznania, dając prawdziwy popis swojego aktorskiego kunsztu, tym razem w roli Winstona Churchilla. „Czas mroku” opowiada o kulisach podjęcia przez angielskiego premiera decyzji o zaangażowaniu wojsk angielskich w II wojnę światową. „JESTEM NAJLEPSZA. JA, TONYA” reż. Craig Gillespie W 1994 r. światem amerykańskiego łyżwiarstwa figurowego wstrząsnął brutalny napad na obiecującą zawodniczkę, Nancy Kerrigan. Jeszcze bardziej wstrząsające okazały się doniesienia, jakoby za atakiem stali bliscy Tonyi Harding, łyżwiarki konkurującej z Nancy, a być może i ona sama. Film koncentruje się właśnie na losach oskarżonej o napaść Tonyi i może przynieść statuetki dwóm aktorkom: Margot Robbie za tytułową rolę oraz wcielającej się w jej matkę Allison Janney. *** Kto w tym roku zabierze ze sobą Złotego Ludzika? Wszystko rozstrzygnie się 4 marca 2018 roku, kiedy to odbędzie się już 90. ceremonia wręczenia nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej.

13


HISTORIA

Sarmacki Grand Tour, czyli staropolski Erasmus? JAN ROJEWSKI

dziennik arz i poe ta. Publikował m.in. w „Polit yce” i „Rzeczpospolite j”. L aureat Nagrody im. Rafał a Wojaczk a

W czerwcu ubiegłego roku program Erasmus skończył 30 lat, jednak idea pobierania nauki poza miejscem zamieszkania jest znacznie starsza.

W

ciągu ostatnich trzech dekad Europa zmieniła się nie do poznania. Zniknął Związek Radziecki, a byli członkowie Układu Warszawskiego wstępowali do Unii Europejskiej i NATO. Pojawiły się możliwości studiowania poza granicami Polski, zarówno z programu Erasmus, do którego Polska dołączyła w 1998 roku, jak i na własną rękę (o różnych skutkach takich prób opowiadają dwa rozdziały z reportażu Ewy Winnickiej zatytułowanego „Angole”). Od tego czasu liczba wyjeżdżających, choćby na jeden semestr, studentów systematycznie się zwiększa. Jak wskazują badania, Erasmus nie tylko przynosi efekty w postaci znoszenia różnic kulturowych czy językowych. W ciągu trzydziestu lat trwania programu jego niezamierzonym skutkiem były narodziny aż miliona dzieci z rodzin mieszanych. Współcześni Europejczycy jako cel podróży najczęściej wybierają ciepłe kraje położone na południu kontynentu. Hiszpania, Portugalia, a ostatnio także Turcja stały się najpopularniejszymi kierunkami studenckiej migracji. Mogłoby to być zaskoczeniem dla ich rówieśników urodzonych na początku XVIII wieku. Ci najchętniej wybraliby się do Italii, Francji lub jednego z księstw Rzeszy Niemieckiej. PODRÓŻE KSZTAŁCĄ Powyższy truizm zdaje się aktualny mniej więcej od czasów, kiedy Herodot z Halikarnasu odwiedził Persję. Niniejszy tekst nie ma na celu wymieniania wielkich podróżników, którzy niewątpliwie pod

14 | koncept | luty 2018

wpływem podróży zmieniali swoje życie i „uczyli się” w tempie wykładniczym. Przypadki Jana z Kolna, który miał ponoć dotrzeć do wybrzeży Ameryki przed Krzysztofem Kolumbem, czy Michała Boyma, który w XVII wieku stawał się prekursorem sinologii jako poseł papieski na dworze dynastii Ming, stanowiły raczej odstępstwa od reguły w swoich czasach. Zinstytucjonalizowane wyjazdy w celu pobierania nauki przypadły na czasy późniejsze. „Grand Tour” – termin oznaczający ‘wyjazdy naukowe’, został po raz pierwszy użyty w 1670 roku w dziele Richarda Lasselsa „The voyage of Italy”. Idea była prosta – według protoplastów Grand Touru dzieła Tytusa Liwiusza mógł zrozumieć tylko ten, kto sam odwiedził Rzym. Młodzian, odwiedzając północne Włochy i Francję, miał uczyć się sztuki

Młodzian, odwiedzając północne Włochy i Francję, miał uczyć się sztuki rządzenia i poznawać europejskich arystokratów. rządzenia i poznawać europejskich arystokratów. Nabierać ogłady, tak aby następnie przenosić dobre wzorce do domu i wykorzystywać je w polityce. Miały temu służyć konkretne instrukcje, które nastolatek (początkowo w Grand Tourze brały udział osoby od 16 do 20 roku życia) otrzymywał od rodziców. Na przykład Stanisław Herakliusz Lubomirski kazał swoim synom uczyć się szczególnie: matematyki, geografii, mechaniki ogólnej (chodziło o budowę maszyn oblężniczych), historii i budownictwa świeckiego. Znaczące wydaje się, że wśród instrukcji Lubomirskiego nie znalazło się słowo o handlu, co dobrze oddaje agrarny charakter Rzeczpospolitej przełomu XVII i XVIII wieku. Wypełnianie obowiązków młodzieńca nadzorować

miał ktoś na kształt współczesnego tutora, dziś będącego opiekunem zagranicznych studentów. Zresztą to określenie funkcjonowało już w XVII wieku. Bogatsi poza tutorem zabierali w podróż służących, lekarza, a nawet rysownika. Idea podróży edukacyjnych znajdowała tak zwolenników, jak i przeciwników. Wśród staropolskich orędowników Grand Touru znaleźć można Mikołaja Reja czy Andrzeja Frycza Modrzewskiego. Używali oni argumentów, które do dziś mogłyby służyć jako pochwała „Erasmusa”. „Nie wadzi mu się też czasem (młodzieńcowi – przypis red.) i do cudzych krajów przyjechać, a zwłaszcza tam, gdzie są ludzie pomierni, trzeźwi, obyczajni, a iż się rozumem i uczciwymi naukami parają” – pisał Rej. Inne argumenty podawał Hieronim Baliński, który w 1598 roku sugerował, że gdy młodzieniec zakończy nauki w kraju w 12 roku życia, powinien udać się do Niemiec, aby tam: „piwa i wina przywykał do przyszłych czasów”. Z kolei Krzysztof Opaliński, poeta i wojewoda poznański, w swojej satyrze „Na złe ćwiczenie i rozpasaną edukację młodzi” atakował: „Wysyłać go gdzie daleko w cudzoziemskie kraje/ Po co proszę? Aby się tam z małpą ożenił” i zaraz dalej dodawał: „Nauczy się tańcować, nauczy pilnować / Cudzych żonek i z nimi w dyszkursy się wdawać”. WYDATKI WIECZNEGO STUDENTA Możemy się śmiać z poglądów i kołtuństwa żyjącego w pierwszej połowie XVII wieku Opalińskiego, ale w jakiś pokrętny sposób przewidział on zwrot, który w Grand Tourze dopiero miał się dokonać. W XVIII wieku podróże zaczęły gubić walor edukacyjny (peregrinatio academica), a ich celem coraz rzadziej zostawały uczelnie. Ciężar przesuwał się w stronę rozrywki, a z możliwości wyjazdu korzystali coraz starsi „studenci”. Celem podróży z czasów, „kiedy Europa mówiła po francusku” musiał być Paryż. Polskich (i europejskich) arystokratów interesowała nie tyle Sorbona, co królewski dwór, bale i koneksje, które można było przy tej


HISTORIA

okazji wyrobić. Na popularność Paryża nie wpływało polskie ciążenie ku Saksonii za panowania dynastii Wettynów. Owszem można było zatrzymać się w Lipsku, skąd pochodziła ceniona na całym świecie porcelana, ale był to wyłącznie przystanek na drodze do ówczesnej stolicy świata. Poszerzał się także zakres podróży arystokratów. Dobrze świadczy o tym przypadek Jana Potockiego, autora „Rękopisu znalezionego w Saragossie”. Pisarz podróżował po Hiszpanii, Maroku, Turcji, Egipcie, Italii, Anglii, Holandii, walczył z piratami berberyjskimi, był posłem Sejmu Wielkiego, a na dziesięć lat przed śmiercią udało mu się (wraz z poselstwem) odwiedzić Chiny. Arystokraci angielscy coraz większą uwagę poświęcali „przesiąkaniu włoską sztuką”, a ich osiemnastowieczne podróże zaważyły na kształtowaniu się przyszłego kolonialnego gustu Brytyjczyków. W dobrym tonie było przywieźć z wyprawy jakąś pamiątkę, którą można by było postawić na terenie posiadłości. Na popularność „antyków” niewątpliwie wpłynęło rozpoczęcie prac archeologicznych w Pompejach w 1748 roku. Saskie ślady dalekich podróży odnajdywać można w diariuszach, listach, a nawet testamentach. Popularność Grand Touru sprawiała, że zarówno uboższa szlachta,

jak i raczkujące mieszczaństwo decydowało się posyłać potomków w świat (najczęściej jako współtowarzyszy zamożniejszych kolegów). Dowodem tych podróży są pieczołowicie wykonywane listy wydatków. Pieniądze wydawano na odzież, cła, wizyty w teatrach, ale także, co nie powinno dziwić, na alkohol, kawę i słodycze. Podobnie jak dziś, dawały się we znaki różnice ekonomiczne między wschodem, a zachodem kontynentu, a przyprawiające rodziców o ból głowy wydatki mogły się zakończyć poleceniem zakończenia podróży.

się poniekąd symbolem europejskiego zachwytu orientem. Pełnymi garściami z imaginarium świata Wschodu czerpał także Juliusz Słowacki (tu warto zwrócić

W STRONĘ ORIENTU Dla Anglików czasy Grand Tourów zakończyły się wraz z zajęciem przez wojska napoleońskie północnej Italii, zaś dla Polaków wraz z nastaniem finis Poloniae, choć w skali europejskiej większe znaczenie dla zmiany charakteru podróży miało upowszechnienie się kolejnictwa. Nie oznacza to, że Europejczycy porzucili dalekie wojaże. Francuski dyplomata i myśliciel François-René Chateaubriand w latach 1806-1807 odbył podróż przez Włochy i Grecję, aż do Ziemi Świętej. Niedługo później podobną trasę pokonał George Byron, rzucając się w wir greckich walk narodowowyzwoleńczych i stając

uwagę na trasę, którą krążąc po Europie, wykonuje Kordian), a straszy od niego o czterdzieści lat inny Paryżanin i poeta, Arthur Rimbaud, porzucił pisanie dla podróży obejmującej Jawę, Sumatrę, Egipt i Abisynię. Podczas niej zainteresował się metalurgią, hydrauliką, mineralogią, a w wolnym czasie zaczytywał się w podręcznikach budowy parostatków. Świat zwiększył się, dając podróżnikom możliwość nieskrępowanego docierania do najdalszych zakątków, i zmniejszył zarazem, mieszcząc się na ekranie komputera. Tymczasem idea podejmowania nauki z dala od domu niewzruszenie trwa.

Wśród staropolskich orędowników Grand Touru znaleźć można Mikołaja Reja czy Andrzeja Frycza Modrzewskiego.

15


MNiSW

Piotr Müller – nowy minister dla studentów

na możliwie najwyższym, światowym poziomie. Jestem dumny, że mogę realnie uczestniczyć w reformowaniu polskiego szkolnictwa wyższego.

Panie ministrze, jak się pan czuje w nowej roli? Piotr Müller: Nie ukrywam, że objęcie funkcji wiceministra to dla mnie ogromny zaszczyt, ale przede wszystkim jeszcze większa odpowiedzialność i kolejne wyzwania. Wierzę jednak, że dotychczasowe wieloletnie doświadczenia w pracy na rzecz środowiska akademickiego, przygotowały mnie do pełnienia tej roli. No właśnie. Wcześniej był pan doradcą wicepremiera Jarosława Gowina, a także dyrektorem Biura Ministra Nauki. Na studiach przewodniczył pan najpierw Samorządowi Studenckiemu Uniwersytetu Warszawskiego, a później Parlamentowi Studentów RP, działał pan w Młodych dla Polski, był pan ekspertem Polskiej Komisji Akredytacyjnej. Wygląda to na bardzo świadome budowanie ścieżki kariery. Od kiedy wiedział pan, że szkolnictwo wyższe to pana konik? Rzeczywiście, przez aktywną działalność w samorządzie studenckim od pierwszego roku studiów, zacząłem interesować się szkolnictwem wyższym w szerszym kontekście. Lata współpracy z całym środowiskiem akademickim – studentami, doktorantami, pracownikami uczelni, zarówno tymi naukowo-dydaktycznymi, jak i administracyjnymi – sprawiły, że wyspecjalizowałem się w tym zakresie. Ostatnie dwa lata to okres wzmożonej pracy nad reformą szkolnictwa wyższego i nauki, którą współtworzyłem w ramach zespołu legislacyjnego. Widząc ogromny potencjał polskiego środowiska akademickiego, postawiłem sobie za cel, by wprowadzane przez nas zmiany umożliwiły studentom studiowanie i prowadzenie badań w Polsce

16 | koncept | luty 2018

Został pan wiceministrem w chyba najgorętszym czasie dla resortu nauki, już za chwilę projekt reformy nauki i szkolnictwa wyższego trafi do parlamentu. Proszę zdradzić szczegóły, jak przebiegały prace nad ustawą legislacyjnej kuchni? Od samego początku prac nad reformą kluczowy jest realny dialog ze środowiskiem akademickim. To blisko dwa lata debat, konferencji, przyjmowania opinii i uwag. To tysiące spotkań, rozmów i dyskusji. Konkurs na założenia do ustawy, dziewięć konferencji programowych, Narodowy Kongres Nauki, konsultacje społeczne – to tylko niektóre z etapów prac nad reformą. Środowisko akademickie aktywnie włączyło się do współtworzenia projektu – cieszy zwłaszcza ogromny udział studentów w pracy nad reformą, którzy wykorzystali szansę na tworzenie nowego prawa i zmianę otaczającej ich rzeczywistości. A gdyby miał pan krótko podsumować – jakie są trzy najważniejsze zmiany, które wprowadza Konstytucja dla Nauki? Reforma jest systemowa, a zatem szeroka. Ciężko wybrać trzy najważniejsze zmiany, ponieważ działania prowadzone są wielotorowo i mają za zadanie uwolnić potencjał polskiej nauki i polskiego szkolnictwa wyższego. Wierzę, że dzięki nowym regulacjom to się uda. Jeśli miałbym wskazywać trzy, to wskazałbym te, które spotkały się z największą aprobatą środowiska – przebudowa modelu kształcenia doktorantów, unikalny pakiet rozwiązań dla zrównoważonego rozwoju w Polsce oraz liczne rozwiązania projakościowe i prorozwojowe, dające znaczące możliwości samym uczelniom, aby rozwinąć skrzydła w ramach swoich potrzeb – tutaj wyraźnie trzeba podkreślić, że ustawa zwiększy autonomię organizacyjną uczelni, a co za tym idzie pozwoli realizować ambitne projekty. Projekt był poddany szerokim konsultacjom społecznym, a etap konsultacyjny trwał blisko cztery miesiące. Czy pod ich wpływem wprowadziliście jakieś zmiany do ustawy?

Tak jak już mówiłem – u podstaw reformy leży dialog. Organizujemy konsultacje na skalę nigdy wcześniej niespotykaną w polskim życiu publicznym. Mimo że słuchamy uwag i opinii, niemożliwe jest uwzględnienie wszystkich – zwłaszcza tych sprzecznych ze sobą. Nasza rola polega na wyborze najlepszych rozwiązań, które realnie poprawią system. W wyniku konsultacji społecznych zauważyliśmy potrzebę jeszcze większego wsparcia uczelni regionalnych. Od początku stawialiśmy na zrównoważony rozwój szkolnictwa wyższego, jednak głosy ze środowiska sprawiły, że wprowadzimy szerszy niż planowany pierwotnie pakiet narzędzi dla uczelni regionalnych. Patrząc wstecz, jak pan myśli, co pana najbardziej ukształtowało? Czy jest jakaś osoba, która miała decydujący wpływ na pana życie, karierę? Miałem szczęście poznać na swojej drodze wiele osób, które były dla mnie inspiracją. Niezwykle podziwiam i szanuję mojego tatę, który był więźniem politycznym w czasie PRL i szefem podziemnych struktur NSZZ „Solidarność” na Pomorzu Środkowym. Mój tata jest dla mnie wzorem dążenia do celu oraz woli walki pomimo niesprzyjających okoliczności. Etos publiczny wszczepił mi również mec. Piotr Andrzejewski, wieloletni senator, u którego zdobywałem pierwsze polityczne szlify. Natomiast bardzo wiele nauczyła mnie działalność na studiach – w samorządzie studenckim i organizacjach studenckich. Tam zdobyłem wiele doświadczenia organizacyjnego, zrozumiałem jak ważne jest odpowiednie motywowanie współpracowników, ale też ponosiłem pierwsze ważne porażki, które pomogły mi wyciągnąć właściwe wnioski. Poznałem też wspaniałych ludzi, którzy są obecnie moimi przyjaciółmi. Serdecznie zachęcam do takiej aktywności. Jest ona niezwykle ważna i bezcenna. Tego czasu nie da się już bardzo często nadrobić w życiu zawodowym. Na koniec bardziej prywatne pytanie – ile godzin dziennie spał dyrektor, a ile będzie spał wiceminister? (śmiech) Myślę, że zdecydowanie za mało. Naukowcy zalecaliby większą dawkę snu. Pewnie teraz tego snu będzie jeszcze mniej (śmiech). Trzymamy kciuki za pana pracę w MNiSW. Rozmawiała: Redakcja.


PRACA

Praca i nauka – jak to pogodzić? MONIKA WIŚNIOWSKA

Specjalistk a ds. PR i content marke tingu, dziennik ark a „Konceptu”

Sama wiedza teoretyczna i dobre stopnie na uczelni to dla wielu pracodawców zdecydowanie za mało. Konieczne staje się doświadczenie zawodowe, które pokazuje, że dana osoba potrafi zdobytą wiedzę wykorzystać w praktyce i zna realia rynku, na którym ma się poruszać.

O

czywiście są zawody, w których wcześniejsze zdobycie doświadczenia jest niemożliwe – osoba rozpoczynająca medycynę nie zacznie od razu leczyć ludzi, a początkujący filolog nie przetłumaczy skomplikowanych tekstów prawniczych. Niemniej jednak jest wiele branż, w których można zacząć pracę niemal od razu na początku studiów. CZTERY POWODY, DLA KTÓRYCH WARTO 1. Zdobywasz doświadczenie i praktyczną wiedzę. Na niektórych kierunkach zdarza się, że wykorzystywane są mało aktualne podręczniki albo przedstawiane są skomplikowane rozwiązania, których nikt nie wykorzysta w realnej sytuacji zawodowej. Dzięki podjęciu pracy zdobywasz również umiejętności biznesowe albo po prostu od razu w praktyce wykorzystujesz zdobytą wiedzę. 2. Weryfikujesz kierunek. Ile znasz osób, które po pięciu latach studiów i rozpoczęciu pracy w zawodzie stwierdziły, że jednak nie jest to kierunek

dla nich i w zasadzie zmarnowały sporo czasu? Prawdopodobnie przynajmniej kilka. Dzięki podjęciu pracy/praktyki w docelowej dziedzinie dużo wcześniej odpowiesz sobie na pytanie, czy tym właśnie chcesz się zajmować. Zawsze można zmienić specjalizację czy wydział. 3. Zwiększasz szanse na dobre stopnie. Praca w danej dziedzinie wymusza regularne zdobywanie praktycznej wiedzy. Jak opowiada Ania, specjalistka ds. HR, kiedy poszła na kierunkowe studia magisterskie, okazało się, że zadania, które innym studentom zajmowały całe ćwiczenia ona robiła w pół godziny, bo miała z nimi styczność w codziennej pracy. 4. Zarabiasz. Biedny student? Nic z tych rzeczy! Dzięki pracy nie tylko wcześniej się usamodzielnisz i zyskasz uznanie rodziców, ale również będziesz mógł sobie pozwolić na życie na zdecydowanie wyższym poziomie, niż większość osób, które tyko studiują. Jak komentuje Krzysiek, informatyk, dopiero dzięki pracy mógł

Żeby nie marnować czasu na dojazdy, coraz więcej osób decyduje się na pracę zdalną. sobie pozwolić na samochód czy sprzęt, o którym zawsze marzył. I nie musiał czekać do ukończenia studiów, bo zaczął pracować zaraz po maturze. I JAK TO ZROBIĆ? 1. Studia zaoczne. To najłatwiejsza i najwygodniejsza opcja pogodzenia studiów i pracy. Dzięki temu, że uczysz się w weekendy, możesz pracować w zwykłym trybie od ponie-

działku do piątku, a to z kolei sprawia, że możesz wybierać spośród wielu interesujących ofert pracy. Są dwa główne minusy takiego rozwiązania: brak części wolnych weekendów oraz kwestie finansowe – studia zaoczne są płatne, a to oznacza, że trzeba na nie wygospodarować czasem dość spore środki.

Zawsze można zmienić specjalizację czy wydział. 2. Praca zdalna i zadaniowy czas pracy. Na wielu kierunkach zajęcia nie zajmują więcej niż 20 godzin tygodniowo. Oznacza to, że pozostaje sporo czasu, który można przeznaczyć na pracę. Żeby jednak nie marnować go na dojazdy, coraz więcej osób decyduje się na pracę zdalną. Jest to szczególnie popularne w działach IT, dziennikarstwie, tłumaczeniach czy w zarządzaniu mediami społecznościowymi (a poszukuje się coraz więcej takich osób!). Dzięki takiemu rozwiązaniu możesz pracować również na uczelni pomiędzy zajęciami czy we własnym pokoju. W ustalonym z pracodawcą czasie rozliczasz się po prostu z wykonanych zadań. 3. Praca na część etatu. To dobre rozwiązanie jeśli masz np. dwa dni wolne albo wszystkie zajęcia odbywają się w godzinach porannych. Wówczas pozostałą część dnia/tygodnia możesz przeznaczyć na pracę. Godzenie pracy i nauki ma wiele korzyści, choć oczywiście zawsze odbywa się to kosztem wolnego czasu czy studenckich imprez. Warto jednak przeprowadzić własny rachunek zysków i strat i wybrać opcję, która zaprocentuje w przyszłości.

17


TOMASZ GRZYWACZEWSKI GRANICE MARZEŃ O PAŃSTWACH NIEUZNAWANYCH

Książka Tomasza Grzywaczewskiego zabiera nas w inny wymiar, do równoległej rzeczywistości, w której Abchazja wygrywa z Pendżabem w finale piłkarskich mistrzostw świata (tyle że organizatorem turnieju nie jest FIFA , ale CONIFA), pieniądze są z plastiku i przypominają żetony do wózków w markecie (to w nieuznanym Naddniestrzu), a nieistniejąca oficjalnie granica (pomiędzy nieuznaną Osetią Południową a resztą Gruzji) dzieli faktycznie na pół wioski i pastwiska. Poradzieckie parapaństwa istnieją już trzecią dekadę i nic nie wskazuje na to, by miało się coś zmienić. Przeciwnie, do starych dołączyły ostatnio tak zwane republiki ludowe w ukraińskim Donbasie. Blisko granic Polski i UE rozciągają się Dzikie Pola XXI wieku. Warto je poznać.  Wojciech Górecki

CZARNE.COM.PL


ŚWIAT

Ten szalony Duterte KORDIAN KUCZMA

dok tor nauk polit ycznych, pracownik PAP, ekspert Forum Inicjat yw Bezpieczeńst wo-Rozwój-Energia (FIBRE), publicysta „Sk arpy Warszawskie j”

W 2017 r. nie brakowało dramatycznych momentów, kiedy wielu wydawało się, że dzieli nas kilka dni od zagłady atomowej. Korea Północna pozostaje mieczem Damoklesa wiszącym nad światem, jednak nie jest to jedyne zarzewie konfliktów na Dalekim Wschodzie.

P

ekin, chcąc polepszyć swoje położenie strategiczne w basenie Morza Południowochińskiego, rości sobie pretensje do archipelagu Wysp Paracelskich i Spratly. Wyciągają po nie ręce także m.in. Filipiny, których prezydent Rodrigo Duterte nie ma arsenału Kim Dzong Una, ale także cechuje go nieokiełzany temperament i zamiłowanie do szukania nowych wrogów... POLITYKA W GENACH Siedemdziesięciodwuletni szef państwa na Pacyfiku długo budował swoją pozycję. Jego ojciec osiągnął rangę gubernatora, a wuj – burmistrza metropolii Cebu. Sam Duterte od 1988 r. z dwiema krótkimi przerwami pełnił tę samą funkcję w liczącym ponad milion mieszkańców mieście Davao. Udało mu się sprawować tam władzę tak długo przede wszystkim dzięki bezpardonowej skutecznej walce z przestępczością i narkomanią. Już wtedy, nie mogąc pogodzić się ze zniesieniem kary śmierci, wzywał obywateli do linczowania dealerów i ich klientów. Nie zrezygnował z tego po objęciu prezydentury w czerwcu 2016 r. O skali tej plagi na Filipinach świadczy fakt, że już w ciągu dwóch pierwszych miesięcy jego rządów zginęło 1 800 osób oskarżonych o kontakt ze środkami odurzającymi. Duterte zjednywał sobie wyborców także takimi gestami jak rezygnacja ze służbowych limuzyn, co nie musiało być dla niego jako fana szybkich motocykli poważnym wyrzeczeniem. Najstarszemu prezydentowi w historii Filipin daleko do statecznego patriarchy. Obejmując urząd, oświadczył rodakom

niczym Churchill: „Nie będzie lekko, ale i tak chodźcie za mną”. Szybko zdążył urazić Australijczyków niewybredną wypowiedzią na temat ich rodaczki zamordowanej przez porywaczy w Davao w 1989 r., USA – oskarżeniami o celowe prowokowanie konfliktów na Bliskim Wschodzie, a katolików – poparciem dla legalizacji związków jednopłciowych. Antyklerykalizm Duterte jest wynikiem molestowania seksualnego przez amerykańskiego jezuitę, którego doświadczył jako nastolatek. Mówi o sobie, że kieruje się dewizą: „Nie obchodzi mnie, czy trafię do piekła, dopóki moi ludzie żyją w raju”. Jego wizerunek, poglądy i retoryka przypominają osławionego wenezuelskiego przywódcę Hugo Cháveza. ISLAMSKIE ZAGROŻENIE Filipiny od lat 70. XX w. borykają się z problemem muzułmańskich rebeliantów. W południowej części kraju w trakcie walk o jej autonomię lub niepodległość zginęło ponad 120 tysięcy ludzi. Na domiar złego wyspa Mindanao stała się azylem dla terrorystów uciekających z baz utraconych przez Państwo Islamskie na Bliskim Wschodzie. Od maja do października w mieście Marawi trwały walki między dżihadystami i siłami bezpieczeństwa. Do

1 226 – tyle ofiar śmiertelnych

pociągnęły za sobą walki z islamistami w południowych Filipinach w 2017 r.

najtrudniejszych wyzwań stojących przed oddziałami państwowymi było odbijanie meczetów z przetrzymywanymi zakładnikami. Dopuszczenie się przez żołnierzy świętokradztwa utrudniłoby dialog z mieszkańcami po stłumieniu rebelii. Bitwa o Marawi pochłonęła życie 974 fanatyków, 165 mundurowych i 87 cywili.

„Nie obchodzi mnie, czy trafię do piekła, dopóki moi ludzie żyją w raju”. Czas pokaże, czy Mindanao doczeka się specjalnego statusu. Na razie Duterte uzyskał zgodę parlamentu na przedłużenie stanu wojennego na wyspie o kolejny rok. Ma to pomóc nie tylko w pościgu za uciekinierami z Marawi, ale również w walce z komunistycznymi bojówkami – inną długoletnią zmorą Filipin. Opozycja obawia się, że antyislamska konfrontacja to poligon prezydenta przed wprowadzeniem dyktatury. Trudno powiedzieć, na ile jest to realna groźba – powstrzymanie fundamentalistów byłoby trudne bez wsparcia USA i Chin. Być może doświadczone w minionym roku trudności będą dla kontrowersyjnego polityka nauczką, że w obliczu poważniejszych zagrożeń nie warto angażować się w prestiżowe spory z silniejszymi od siebie. Przeciwnicy Duterte powinni zaś przede wszystkim wystrzegać się kontaktów z narkotykami, aby nie podzielić losu bohaterów horroru „Noc oczyszczenia”...

Duterte i Trump w Manili, 13 listopada 2017 r.

Duterte z partnerką Cielito Avancena i córką Veronicą

Rodrigo Duterte podczas konferencji na temat walki z handlem narkotykami w lipcu 2016 r.

19


EDUKACJA EKONOMICZNA

Czym banki spółdzielcze wyróżniają się w XXI wieku? Czy w dobie globalizacji, komercji, pogoni za pieniądzem bankowość spółdzielcza, z definicji nienastawiona jedynie na zysk, ma jeszcze rację bytu? Istniejące w Polsce banki spółdzielcze codziennie udowadniają, że tak.

Z

acznijmy od tego, czym jest bank spółdzielczy. To jedna z form prawnych działalności banku przewidziana w polskim prawie bankowym (pozostałe formy to spółka akcyjna i przedsiębiorstwo państwowe). Bank spółdzielczy, jak sama nazwa wskazuje, jest spółdzielnią prowadzącą działalność bankową. Banki spółdzielcze od innych, wskazanych wcześniej, instytucji finansowych odróżnia przede wszystkim nadrzędny cel ich funkcjonowania. Jest nim bowiem realizacja celów właścicieli, czyli spółdzielców, zaspokajanie potrzeb finansowych klientów, a działalność komercyjna, czyli maksymalizacja zysków, jest drogą do tego celu (a nie celem samym w sobie) i powinna tę misję nadrzędną uwzględniać. OFERTA SKROJONA NA MIARĘ Do kluczowych cech tego typu banków, zdefiniowanych przez Europejskie Stowarzyszenie Banków Spółdzielczych*, należy bliskość. W Polsce zarejestrowanych jest ponad 500 banków spółdzielczych, z których prawie połowa jest zrzeszona w grupie SGB-Bank S.A. Jej placówki można * www.eacb.coop/en/cooperative-banks/key-values.html

20 | koncept | luty 2018

znaleźć w dużych miastach: w Warszawie, Poznaniu, Łodzi, Szczecinie, Wrocławiu, Rzeszowie, Częstochowie, Gdyni, a także w średnich i małych miejscowościach. Dzięki temu, że są obecne w mniejszych ośrodkach, gdzie swoich oddziałów nie mają banki komercyjne, są o wiele bliżej swoich klientów, ich lokalnych problemów i potrzeb. Możliwe jest to dzięki temu, że pracownicy banków spółdzielczych na ogół lepiej znają swoich klientów, niż ma to miejsce w przypadku dużych instytucji finansowych, w kontakcie z którymi jesteśmy bardziej anonimowi. Dzięki temu oferta, jaką przygotowują dla klientów, może być lepiej dopasowana do ich preferencji i możliwości finansowych. W bankach komercyjnych, szczególnie tych będących częścią zagranicznych, dużych grup kapitałowych, aż tak indywidualne dopasowanie oferty często nie jest możliwe, ze względu na sztywne, ściśle określone procedury wewnętrzne, których wszystkie oddziały i pracownicy muszą przestrzegać. Jeżeli zatem nie możesz liczyć na uzyskanie kredytu czy pożyczki w banku komercyjnym – której potrzebujesz np. na rozkręcenie swojej pierwszej firmy czy na pokrycie wydatków związanych ze studiami – ze względu na brak odpowiedniej w mniemaniu takiej instytucji historii kredytowej, poszukaj pomocy w banku spółdzielczym w miejscowości, z której pochodzisz lub w której mieszkasz. Pracownikom tego typu banków, będącym bliżej lokalnych społeczności, łatwiej jest bowiem stwierdzić, że twoja historia kredytowa, która dyskwalifikuje cię w banku komercyjnym, nie powinna przekreślać cię jako potencjalnego kredytobiorcy i że poradzisz sobie ze spłatą zobowiązania. Mają również większą swobodę w zaproponowaniu ci takiego produktu finansowego, jakiego naprawdę potrzebujesz i takich warunków np. spłaty pożyczki, które twój studencki budżet udźwignie.

ŚRODKI WRACAJĄ DO LOKALNYCH SPOŁECZNOŚCI Banki spółdzielcze są również bardziej elastyczne w swoim działaniu w porównaniu z instytucjami finansowymi będącymi spółkami akcyjnymi. Wszystkie kluczowe decyzje podejmowane są bowiem przez ich członków, bez konieczności np. konsultacji z zagraniczną centralą. Dzięki temu banki spółdzielcze mogą reagować szybciej na potrzeby swoich klientów, a także warunki panujące na rynkach lokalnych, na których działają. DZIAŁALNOŚĆ NIE TYLKO KOMERCYJNA Misja banków spółdzielczych, jak zostało to już podkreślone, nie koncentruje się tylko i wyłącznie na pomnażaniu zysków, ale też na rozwoju lokalnych środowisk. Stąd instytucje te wspierają także różnego rodzaju przedsięwzięcia o charakterze nie tylko biznesowym, ale i społecznym, kulturalnym, a nawet sportowym. Przekazują darowizny na rzecz szkół, ośrodków opieki medycznej czy instytucji kulturalno-oświatowych. Przedstawiciele banków spółdzielczych uczestniczą również w różnego rodzaju programach edukacyjnych. Na wielu uczelniach w kraju, być może również na twojej, biorą udział w wykładach na temat idei spółdzielczości, jej funkcjonowania w XXI wieku, ale także na temat szeroko pojętej ekonomii i zarządzania finansami. Mimo że bankom spółdzielczym trudniej jest walczyć z konkurencją ze strony wielkich instytucji komercyjnych, zdołały wypracować silną pozycję na polskim rynku finansowym. Obecnie jest ich w kraju przeszło pół tysiąca i mają ponad 4 tys. placówek. To jednak ciągle dużo mniej niż w krajach Europy Zachodniej, takich jak Niemcy, Austria, Francja czy Holandia. ***

SGB jest partnerem programu edukacyjnego Nowoczesne Zarządzanie Biznesem w module „Nowy wymiar bankowości spółdzielczej”. Więcej: www.nzb.pl oraz www.facebook.com/NowoczesneZarzadzanieBiznesem


EDUKACJA EKONOMICZNA

Bezgotówkowo znaczy szybciej, taniej i bezpieczniej Ograniczenie ilości gotówki w gospodarce zmniejsza szarą strefę i zwiększa wpływy podatkowe do budżetu.

W

edług danych OECD koszt obsługi gotówki w polskiej gospodarce wynosi 1 proc. naszego PKB. „To jest 17 mld złotych” – mówił Tadeusz Kościński, wiceminister w Ministerstwie Przedsiębiorczości i Technologii, w wywiadzie dla PAP. Ta kwota obejmuje produkcję banknotów, liczenie, przewożenie i przechowywanie. Jak kosztowne jest używanie gotówki pokazuje przykład ZUS. Aż 1/3 świadczeń emerytalnych i rentowych jest wypłacana w formie gotówkowej. W 2015 roku koszt wypłacenia tych świadczeń wyniósł 221 mln złotych – takie dane podała Justyna Galbarczyk z Departamentu Finansów Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w wywiadzie dla agencji Newseria. Przelewy elektroniczne do pozostałych świadczeniobiorców są praktycznie bezkosztowe dla urzędu. Duży udział gotówki w obrocie gospodarczym ułatwia też niestety funkcjonowanie szarej strefy. Obrót gotówkowy jest równoznaczny bowiem z anonimowością transakcji. Znaczna ich część nie jest rejestrowana. To oznacza, że można ukryć je przed fiskusem. Do budżetu państwa nie wpływają wtedy należne kwoty z podatku od towarów i usług VAT ani z podatku dochodowego PIT. SZARA STREFA TO NAWET 430 MLD ZŁOTYCH „Szara strefa może stanowić w Polsce aż 22,2 proc. PKB, czyli ok. 430 mld złotych” – informuje dziennik „Rzeczpospolita”, powołując się na szacunki prof. Friedricha Schneidera z Uniwersytetu Johannesa Keplera w Linzu. Jeśli nawet ta kwota jest nieco mniejsza, bo trudno oszacować coś, co jest ukryte, to i tak wyraźnie widać, że wprowadzenie obrotu bezgotówkowego, który z natury rzeczy jest widoczny dla fiskusa da ogromne korzyści państwu. Ograni-

czenie szarej strefy oznacza wielomiliardowe zwiększenie wpływów do budżetu z tytułu należnych podatków. KONSUMENCI I HANDLOWCY TEŻ KORZYSTAJĄ NA OBROCIE BEZGOTÓWKOWYM Gotówka to także koszty dla konsumentów. Jeśli trzymamy ją w domu, a nie na lokacie bankowej, to tracimy na oprocentowaniu. Co prawda banki oferują teraz bardzo niskie oprocentowanie lokat, ale taka sytuacja nie będzie trwała wiecznie. Kiedy pojawi się inflacja jedyną skuteczną obroną przed utratą wartości pieniądza będzie umieszczenie gotówki na koncie bankowym, a potem, nie tylko dla wygody, ale i dla bezpieczeństwa, korzystanie z niej drogą elektroniczną. Z punktu widzenia gospodarki i banków gotówka leżąca u obywatela pod poduszką nie pracuje. Pieniądze ulokowane w bankach mogą być natomiast wykorzystane do rozwijania akcji kredytowej dla firm i konsumentów. A jak to wygląda z punktu widzenia handlowca, który przyjmuje płatności od klientów? Jeszcze niedawno powszechnym zjawiskiem było nieprzyjmowanie płatności kartą od konsumentów. Liczyła się tylko gotówka. Powodem była wysoka opłata interchange, jaką ponosili sprzedawcy akceptujący płatności kartami. – „Dziś sprzedawca może zapłacić mniej niż 0,5 proc. prowizji od kwoty transakcji robionych przez klientów kartą. Jeśli doliczyć do tego opłatę za zakup lub wypożyczenie terminala do płatności, to koszty akceptacji kart dla większości małych firm będą niższe niż 100 zł miesięcznie. Można zatem śmiało powiedzieć, że przyjmowanie płatności kartą kosztuje

Kongres Edukacji Finansowej i Przedsiębiorczości 2018 to forum dyskusji, wymiany doświadczeń i nawiązywania współpracy pomiędzy wszystkimi kluczowymi podmiotami odpowiedzialnymi za realizację zadań wynikających z edukacji ekonomicznej, w tym szerzenia wiedzy z zakresu m.in. oszczędzaniaa, bezpiecznych instrumentów finansowych, inwestowania, przedsiębiorczości i cyberbezpieczeństwa wśród różnych grup społecznych.

dziś przedsiębiorcę mniej niż obsługa gotówkowa” – wylicza dr Przemysław Barbrich ze Związku Banków Polskich. Ponieważ coraz więcej klientów woli płacić kartą niż gotówką, to wprowadzenie we własnym sklepie terminala do płatności bezgotówkowych daje możliwość pozyskania nowych klientów. Co ważne, klienci robiący zakupy przy użyciu karty płatniczej kupują zwykle więcej niż klienci płacący gotówką. Wynika to z psychologii i konstrukcji kart płatniczych, które umożliwiają zadłużanie się konsumentów. KARTY ZBLIŻENIOWE ZAMIAST GOTÓWKI I W KIOSKU RUCHU, I W KAWIARNI Zalety pieniądza elektronicznego spowodowały, że gotówka zaczyna pełnić w gospodarce funkcję środka do regulowania głównie niewielkich należności. Potwierdziły to międzynarodowe badania konsumentów „Finansowy barometr ING – społeczeństwo bezgotówkowe” zaprezentowane przez IPSOS w czerwcu 2017 roku. Okazuje się, że gotówki używamy najczęściej do drobnych płatności (do 40 zł) oraz do tzw. wydatków na mieście, np. do zakupu biletu autobusowego, ciastka w kawiarni oraz drobnych zakupów w sklepie. Większe wydatki oraz te, które możemy opłacić zdalnie (np. czynsz, prezent), najczęściej opłacamy elektronicznie. „Cenimy sobie wygodę, jaka się z tym wiąże i nie mamy większych obaw o bezpieczeństwo takich transakcji” – piszą autorzy badania. ***

Projekt sektorowy „Bankowcy dla Edukacji”, którego celem jest dostarczenie uczniom, studentom, osobom dorosłym, pracownikom bankowym i seniorom praktycznej wiedzy dotyczącej ekonomii, finansów, bankowości, cyberbezpieczeństwa i obrotu bezgotówkowego, realizowany jest przez Warszawski Instytut Bankowości.

II edycja Kongresu odbędzie się

15 marca 2018 r.

na PGE Narodowym w Warszawie. Więcej szczegółów i rejestracja: www.kef.edu.pl.

21


FOTOREPORTAŻ

MARTA RYBICKA FOTOGRAF DOKUMENTALNY, WSPÓŁZAŁOŻYCIEL HORIZON AGENCY I MT REPORTERZY

22 | koncept | luty 2018

WYSPA TUTI Wyspa Tuti jest wyspą w Sudanie, gdzie Biały Nil i Nil Błękitu zlewają się, by utworzyć główny Nil. Jest otoczona przez „Trzy Miasta”: Chartum (stolicę Sudanu), Omdurman


FOTOREPORTAŻ

(największe miasto w Sudanie) i Północny Chartum (znane jako Bahri, przemysłowe centrum Chartumu). Wyspa swoim kształtem przypomina księżyc. Jest terenem pokrytym łąkami, polami uprawnymi i gajami lipowymi, na którym znajduje się mała wioska, założona w XV wieku.

Jeszcze do niedawna na wyspę można było się dostać jedynie starymi promami, które sporadycznie przepływały przez rzekę, teraz natomiast otwarto nowoczesny most wiszący, który łączy ląd z wyspą. Wyspa Tuti jest głównie terenem rolniczym, z ogromną liczbą farm,

na których rolnicy wciąż wykorzystują „ręczne” metody upraw. Stąd Chartum otrzymuje większość zapasów owoców i warzyw. Będąc na wyspie, można poczuć, że czas się tam na dobre zatrzymał.

23


PODRÓŻE

Autostopem przez kraj paradoksów MONIKA PIETRASIK

STUDENTKA DZIENNIKARSTWA I KOMUNIKACJI SPOŁECZNEJ NA UNIWERSYTECIE ŚLĄSKIM W KATOWICACH, MANIACZKA AUTOSTOPU

Polka i Węgierka – podobno duet idealny – dwie dwudziestojednolatki z dwudziestokilgramowymi plecakami, namiotem i ogromną ciekawością świata, które chcą przemierzyć ponad kilkanaście tysięcy kilometrów i dotrzeć autostopem do Iranu. Brzmi naiwnie? Historia nieco ponadprzeciętna, na przekór wszystkim i wszystkiemu...

K

rajobraz momentalnie się zmienia. Nasz samochód na czele z ormiańską armią wręcz wtapia się w niebotycznie wysokie góry. Zielona roślinność, która pokrywała skały, szybko

24 | koncept | luty 2018

zanika. Wyciągamy z plecaka chusty, zakładam na siebie dodatkową luźną bluzę z długim rękawem. Podchodzimy do bramki. Szczegółowe pytania irańskiego celnika wywołują u nas dodatkowy stres i zdenerwowanie. „Jak będziecie podróżować po Iranie?” – pyta. Z aktorską miną i fałszywym przekonaniem odpowiadam, że autobusami. Choć wiem, że moje kłamstwo jest wypisane na twarzy. MELON, RYŻ I CHAŁWA Wioskę Abjane odwiedziłyśmy przypadkowo, bo początkowo nie miałyśmy jej na naszej liście, jednak dzisiaj wiemy, że takie niespodzianki w drodze są najlepsze. Wieś położona jest w prowincji Natanz, która nie bez przyczyny nazywana jest żywym, czerwonym muzeum Iranu. Przez wielu nazywana jest także „drzwiami do historii Iranu”. A ta historia związana jest z najazdem arabskim. Z powodu pojawienia się wroga wielu wyznawców zoroastryzmu uciekało w rejony gór i pustyń i tak wśród niesprzyjających warunków naturalnych powstał ten region.

Domki na tym obszarze zbudowane są z czerwonej gliny. Każda mieszkanka Abjane ma na sobie chustę, najczęściej we florystyczne wzory, oraz czarną spódnicę za kolana. Powoli się ściemnia, dlatego też rozkładamy nasz namiot gdzieś pomiędzy ,,rozsypanymi”, małymi domkami i zasypiamy. Nasz sen nie trwa długo, bo nagle słyszymy dobiegający z zewnątrz głos mężczyzny, który mówi do nas coś po persku. Odsuwamy szybko zamek. Przed sobą widzimy postać starszego, drobnego mężczyzny w okularach. „Wejdźcie do domu, tutaj jest niebezpiecznie!” – mówi. Odpowiadamy, że jesteśmy turystkami i chcemy tylko przespać się w namiocie. Słyszymy kobiecy głos dobiegający z okna. Robi się ogromne zamieszanie. Nasi wybawiciele w kilka minut przenoszą nasz namiot na balkon glinianego domku i stawiają na tarasie, na perskim, wzorzystym dywanie. Jeden z mieszkańców pobliskiego domu, o imieniu Mustafa, przybiega z melonem i ryżem. Zahfra, gospodyni posiadłości, stawia przed nami gorącą herbatę. Mówią, że możemy spać w środku, odpowiadamy żartobliwie, że namiot na tak pięknym dywanie nam w pełni wystarczy. Rano budzimy się przy zapachu chrupiącego chleba „lawasz”, białego sera oraz konfitury. W kuchni czeka już kolejny gość. Kobiety ubierają nas w tradycyjne stroje. Nasze irańskie babcie zapewniły nam opcję all inclusive. Nie bez przyczyny irańska gościnność uznawana jest za jedną z najlepszych na świecie. CZASEM SŁOŃCE, CZASEM DESZCZ Po tak niesamowitych przeżyciach, ciężko nam wyjechać z wioski, jednak czas nas goni. Dzisiaj chcemy dostać się do Kaszan. Na kolejne auto czekamy kilka


PODRÓŻE minut. W Iranie większość kierowców lubi się bawić w taksówkarzy, dlatego trzeba powtarzać każdemu kierowcy z osobna: majanee, salawati, to znaczy ‘bez pieniędzy’. My dla ułatwienia sprawy mamy zapisane te sentencje po persku na kartonie. Kierowca pomógł wyciągnąć nasze plecaki z auta, a potem zapytał: „Money? Money?”. Pokazujemy mu jeszcze raz kartkę i przypominamy, że miało to wyglądać inaczej. Chcemy odejść, a on łapie mnie za plecak i nie chce puścić. Próbuję się wyrwać, jednak dalej mnie mocno trzyma. W końcu kierowca dzwoni po służby. Próbuje się ze mną sprzeczać w języku perskim, wzywa Allaha, a mi dosłownie puszczają nerwy. Widzę przed sobą czterech policjantów. W irańskim prawie za złamanie niektórych przepisów nadal popularne są kary cielesne w postaci batów. W zależności od popełnionej zbrodni stosuje się ich określoną liczbę, na przykład za spożywanie alkoholu należy się „tylko” 80 uderzeń. Po kilku godzinach sprowadzono tłumacza. Wreszcie mogę opowiedzieć całą zaistniałą sytuację. Dodatkowo mamy dowód w postaci naszego sponiewieranego kartonu i kartek z perskimi zwrotami. Policjanci są nieco zdezorientowani. Mężczyźni spisują dane z naszych paszportów i ostrzegają, że jeśli sytuacja się powtórzy, będziemy musiały ponieść poważniejsze konsekwencje, dlatego też radzi używać tylko i wyłącznie transportu publicznego. My wychodzimy zza żelaznych drzwi i łapiemy kolejnego stopa. NIE TAKI DIABEŁ STRASZNY Prawdopodobnie Kaszan zostało założone już w VIII wieku na rozkaz żony kalifa Bagdadu. Według chrześcijańskiej tradycji to właśnie z tego miasta wyruszyli Trzej Królowie, kierując się do Betlejem.

Wraz z Mokhsenem zwiedzamy tutejsze łaźnie oraz domy kupieckie. Nasz gospodarz zaskakuje nas fantastyczną propozycją udania się na wesele jego kuzynki. Z wielką radością przyjmujemy zaproszenie. Wyciągam z plecaka swój „najelegantszy zestaw”, czyli jeansy z dziurą na kolanie i groszkową bluzkę. Para młoda nie zezwoliła na robienie zdjęć. Kobiety i mężczyźni celebrują wydarzenie w osobnych pomieszczeniach. Sala jest pięknie udekorowana. Irańskie wesele to spora inwestycja. Dla większości kobiet w Iranie znalezienie małżonka to kwestia nadrzędna, bo każda marzy o prawdziwej miłości i założeniu rodziny. Panna młoda z perfekcyjnym makijażem ubrana jest w białą, ozdobioną kryształami suknię. Wszyscy o nas wypytują i wcale się nie dziwię, bo wyglądamy jak podrzutki. Impreza trwa do pierwszej w nocy i kończy się kolacją. Przed wyjazdem zdążyłyśmy usłyszeć wiele ostrzeżeń związanych z naszą autostopową podróżą do Iranu. Niektórzy nawet określali nasz pomysł jako istne szaleństwo, głupotę i brak odpowiedzialności. Po raz kolejny dochodzę do wniosku, że podróże są po to, aby przełamywać stereotypy. Iran jest często mylony z Irakiem, powszechnie demonizowany przez media. Kraj na ogół niedoceniany. To miejsce nieskażone turystyką, pełne ludzi o złotych i szlachetnych sercach. Na koniec chciałabym przytoczyć wypowiedź jednego z moich irańskich przyjaciół, który powiedział: „Proszę cię, powiedz swoim rodakom, że my jesteśmy dobrymi ludźmi, normalnie żyjemy i kochamy obcokrajowców. Chcemy, abyście odwiedzali naszą piękną krainę i poznali jej wszystkie barwy oraz smaki. To nasz obowiązek, zesłany od Boga”. I taką wiadomość na koniec Wam dzisiaj przekazuję.

MIGAWKI Z IRANU 1. Do dziś pamiętam te spektakularne wieczory spędzone ze zbiorem moich ulubionych opowiadań – „Księgą tysiąca i jednej nocy”. - „Mamo, czy jak dorosnę, to też tam polecę na latającym dywanie?” – pytałam. Mama wtedy powtarzała: „Jeśli będziesz się pilnie uczyła, polecisz na nim dokąd tylko zechcesz”. Potem z troską całowała moje czoło i w ciszy odchodziła, a ja odliczałam noce i dnie, kiedy w końcu tam dotrę… 2. W Islamskiej Republice Iranu obowiązuje prawo szariatu, co oznacza, że przepisy prawa są podporządkowane religii muzułmańskiej i regulują życie codzienne obywateli. 3. W perskim słowniku słowo „autostop” nie istnieje. Ludzie kompletnie nie wiedzą, co to znaczy, zatem każdemu z osobna trzeba tłumaczyć, na czym właściwie to polega. 4. W Iranie byłyśmy na perskim weselu, prowadziłyśmy samochód, grałyśmy w siatkówkę w hidżabie, odwiedziłyśmy komisariat, odkryłyśmy zagadki teherańskiego metra, spróbowałyśmy NIELEGALNEGO alkoholu domowej roboty i poznałyśmy smak perskiej kultury.

facebook.com/kilometrywspomnien www.instagram.com/pietrasikmonika

25


EDUKACJA EKONOMICZNA

Przedsiębiorczy Żak Poznaj cykl artykułów ekonomicznych w „Koncepcie”! • • • • • • • • • • • •

Gdy mało staje się dużo… czyli oszczędzanie się opłaca Różne oblicza patriotyzmu gospodarczego Ryzyka kryptowaluty Moja przyszłość finansowa, czyli o emeryturach i nie tylko Pewnym krokiem na rynek pracy Jak zapanować nad domowym budżetem Przedsiębiorczość w pigułce, czyli o działalności gospodarczej słów kilka Bezpieczeństwo na finansowej drodze Funkcje i zadania NBP Głowa z kredytem czy kredyt z głową? Pieniądz wczoraj i dziś System bankowy i jego funkcje, czyli o tym, że banki są przydatne

Organizator:

26 | koncept | luty 2018


EDUKACJA EKONOMICZNA

Cykl artykułów: Gdy mało staje się dużo… czyli oszczędzanie się opłaca

Rola planowania i analizy codziennych wydatków GRZEGORZ KOWALCZYK

Student dziennik arst wa i medioznawst wa

Odpowiednie zarządzanie swoimi finansami nie jest łatwe. Nie wystarczy przecież dobrze zarabiać – konieczne jest również umiejętne wydawanie zgromadzonych środków. A do tego niezbędny jest racjonalny plan wydawania pieniędzy.

A

naliza codziennych wydatków odgrywa kluczową rolę w prowadzeniu domowego budżetu. Dzięki niej możliwa jest nie tylko redukcja niepotrzebnych kosztów, ale również oszczędność własnego czasu. Co więcej, samodyscyplina wypracowana w wyniku kontrolowania swoich wydatków może okazać się nie do przecenienia zarówno w dalszym życiu zawodowym, jak i osobistym. Nie da się jej nauczyć z dnia na dzień – kluczowa jest systematyczność. Najłatwiej rozpocząć od niewielkich zakupów i kwot, którymi operujemy na co dzień. W ten sposób, nie tylko szybciej przyzwyczaimy się do praktyki planowania, ale również zyskamy wprawę, która okaże się bezcenna przy nabywaniu dóbr o strategicznym charakterze z punktu widzenia naszego domowego budżetu. Nawyk dobrze przeprowadzonej analizy wydatków przed codziennymi zakupami znacznie skróci czas ich robienia, dzięki czemu można go będzie poświęcić na odpoczynek bądź poszerzanie własnych horyzontów. PRZEDE WSZYSTKIM ROZSĄDEK Jedną z największych bolączek współczesnych konsumentów są zakupy dokonywane w instynktowny, bezrefleksyjny sposób. Coraz bardziej wyszukane triki specjalistów od marketingu powodują, że pod wpływem nagłego przypływu emocji nabywamy produkty, które w dłuższej perspektywie okazują się całkowicie

nieprzydatne bądź niewspółmierne jakościowo do poniesionych kosztów. Dlatego w swoich planach przede wszystkim określ, na co chcesz wydać pieniądze – sprecyzuj swoje wymagania względem nabywanego dobra lub usługi. Konieczne jest zatem przeanalizowanie właściwości danego produktu, a także wzięcie pod uwagę różnic w cenie i specyfice towarów konkurencyjnych. Gdy nie jesteś w stanie tego zrobić, skonsultuj swoją decyzję z kimś zaufanym, np. członkiem bliskiej rodziny, który miał podobne doświadczenie, przyjacielem znającym się na danej tematyce lub doradcą finansowym. Spojrzenie z szerszej perspektywy pomaga podjąć właściwe działanie. Promocje to kusząca okazja do zaoszczędzenia, jednak należy pamiętać, że część z nich ma na celu po prostu wymusić na nas podjęcie decyzji pod presją czasu czy otoczenia. Niekiedy „okazyjna cena” jest niewiele mniejsza od standardowej. Lepiej zatem podchodzić ostrożnie do tego typu ofert, zwłaszcza gdy wymagają związania się długotrwałą umową. Trzeba zachować przy tym zdrowy rozsądek. Bardzo często promocje to możliwość nabycia dóbr, na które w normalnych warunkach po prostu nie byłoby nas stać. Dlatego odpowiednie wykorzystanie takich dni jak „Black Friday”, po uprzednim zaplanowaniu wydatków, może okazać się strzałem w dziesiątkę. TRZEBA MIEĆ CO WYDAWAĆ Zapoznanie się ze specyfikacją obserwowanego dobra zajmuje dużo czasu, jednak w obliczu naprawdę kluczowych wydatków warto się poświęcić. Dzięki temu pozyskamy wiedzę o produkcie, który planujemy kupić i porównamy jakość podobnych towarów. Należy przy tym mierzyć siły na zamiary. Choćby najbardziej szczegółowe planowanie zakupu mieszkania, przy braku stabilnego zatrudnienia, może spowodować frustrację i skutecznie zniechęcić do podejmowania trudu analizy wydatków w przyszłości. Oczywiście, ważnym aspektem jest również dążenie do zmaksymalizowania swoich dochodów – to niezbędne do kre-

owania coraz większych i ambitniejszych planów finansowych. Gdy już ocenisz, co naprawdę jest Ci potrzebne i czego oczekujesz, warto dokonać wstępnego szacunku wydatków. Zastanów się, jaką część domowego budżetu jesteś w stanie przeznaczyć, aby nie martwić się o środki na uregulowanie innych zobowiązań, takich jak rachunki czy czynsz. Warto też pamiętać o pozostawieniu sobie pewnej rezerwy na wypadek nagłych wydatków. Gdy nie możesz określić przybliżonej kwoty planowanej inwestycji, skorzystaj z wyceny znajdującej się w Internecie albo skorzystaj z tzw. porównywarki internetowej. ZAKUP TO NIE KONIEC Gdy nawet coś się nie uda i zakup nie będzie odpowiednio zaplanowany, nie należy się zniechęcać. Chyba każdy konsument podjął kiedyś nieracjonalną decyzję, której później żałował. Wszystkich zakupowych wpadek nie da się wyeliminować nawet przy bardzo szczegółowej analizie zysków i strat. Z tego powodu proces zakupowy nie kończy się zaraz po nabyciu produktu. Tak jak korporacje po zakończeniu swoich projektów dokonują ewaluacji, tak i w domowym budżecie każdy znaczący wydatek powinien zostać oceniony pod kątem swojej przydatności. To najważniejszy element dobrego planowania. Dzięki temu w przyszłości możliwe będzie wyeliminowanie błędów i uniknięcie rozczarowań. Koniecznie zanotuj swoje spostrzeżenia – będziesz mógł do nich wrócić przy następnych zakupach, a także wyciągnąć wnioski, by jeszcze ulepszyć swoje decyzje zakupowe. Na początku może wydawać się to czasochłonne i zbędne, jednak z czasem korzystnie odbije się na domowych finansach. Analiza wydatków zwiększa możliwości finansowe i pozytywnie wpływa na rozwój cech osobistych. Pamiętajmy, że wydawanie samo w sobie nie jest złe. Trzeba to jednak robić w racjonalny i wolny od emocji sposób. Nie należy bać się inwestycji, które ułatwią nam życie i przyczynią się do rozwijania zainteresowań czy kompetencji przydatnych na rynku pracy. Po dobrze dokonanej analizie zysków i strat nie można bać się ponoszenia kosztów. Unikanie wydawania pieniędzy za wszelką cenę to ślepa uliczka, która zamiast dawać nowe możliwości ogranicza je do minimum.

27


EDUKACJA EKONOMICZNA

Sposoby pomnażania drobnych oszczędności MONIKA WIŚNIOWSKA

Specjalistk a ds. PR i content marke tingu, dziennik ark a Konceptu

Ziarnko do ziarnka, a zbierze się miarka – mówi stare przysłowie. Nie zawsze trzeba dysponować sporą gotówką i mieć do dyspozycji armię doradców finansowych, żeby skutecznie oszczędzać pieniądze. Może się okazać, że wystarczy do tego odrobina determinacji i wytrwałości w realizacji określonego celu.

S

amokontrola to słowo-klucz, ponieważ to dzięki niej można oszczędzać małymi krokami. Łatwiej jest po prostu wpłacić pieniądze na lokatę i zaczekać aż przyniosą zysk, do którego bank zobowiązał się w umowie, trudniej jest samodzielnie się kontrolować i drobnymi krokami osiągnąć założony cel jakim może być na przykład regularne odkładanie określonej kwoty. Jak to zrobić? Można zamiast wydać pieniądze na nieprzemyślany zakup, przesłać je na konto oszczędnościowe lub zwykłe, które będzie służyło za „magazyn” oszczędności. Może się okazać, że kwota uzbierana w ten sposób, pozwoli na realizację planów, na które wcześniej nie wystarczało środków, jak choćby wymarzony wyjazd. NAGRODY Jednym z lepszych sposobów motywowania się do tego, żeby oszczędzać, jest system nagród. Powiedzmy, że przysłowiowy Jan z jednej strony marzy o nowym komputerze, a drugiej strony sporo pieniędzy wydaje na papierosy. Zakładając, że paczka kosztuje 15 zł, a Jan pali jedną dziennie, wynosi to średnio aż 450 zł na miesiąc. Jeśli Jan rzuci palenie, oprócz oczywistej satysfakcji i korzystnego wpływu takiej decyzji na zdrowie, Jan będzie w stanie zaoszczędzić, tylko w ten sposób, rocznie aż 5 400 zł, czyli bez innych wyrzeczeń czy kredytów będzie w stanie kupić bardzo dobry komputer. System nagród pomaga nam reali-

28 | koncept | luty 2018

zować założone cele, ponieważ jasno pokazuje, że dzięki rezygnacji z jednej rzeczy i gromadzeniu małych kwot, można pozwolić sobie na dużą nagrodę. Może to być cokolwiek, na czym bardzo ci zależy, a do tej pory miałeś trudności z realizacją tego planu – czy to zakup sprzętu, czy egzotyczna wycieczka, czy remont w mieszkaniu. AUTOMATYZACJA Osoby, które mają problem z dokładnym realizowaniem swoich planów finansowych, powinny spróbować prostej automatyzacji, jaką jest uznanie środków przeznaczonych na oszczędności za jeden z elementów obowiązkowych opłat. Tak samo, jak płacisz za mieszkanie czy Internet, tak samo możesz zlecić przelewanie co miesiąc konkretnej kwoty na konto oszczędnościowe. Przy takim scenariuszu koniecznie pamiętaj o dwóch kwestiach – raz przelane pieniądze, muszą na koncie pozostać – nie wolno ich ruszać z byle powodu. A po drugie – kwota, którą co miesiąc planujesz zaoszczędzić, powinna być realna, a pozostałe fundusze muszą wystarczyć na zwykłe, codzienne potrzeby. PRZEMYŚLANE ZAKUPY Choć sklepy możemy znaleźć niemal na każdym rogu, wciąż wielu z nas ma

tendencję do kupowania zdecydowanie większej liczby różnych produktów, niż rzeczywiście jest mu to potrzebne. Wkładamy do koszyka różne rzeczy dlatego, że jest promocja, że ktoś znajomy już to ma albo „być może się przyda”. Kupujemy owoce i warzywa, chcąc wreszcie zacząć odżywiać się zdrowo, po czym po kilku dniach wyrzucamy znaczną ich część, ponieważ nikt z domowników nie miał na nie ochoty. Dobrym przykładem jest również kupowanie kolejnych ubrań mimo, że szafa pęka w szwach albo sprzętu elektronicznego, „bo znajomi go bardzo polecali”, który później wyląduje w szufladzie. Dzięki przemyślanym i rozważnym zakupom unikniesz marnowania żywności i wyrzucania rzeczy (np. ubrań, które właściwie nie były używane), a także zaoszczędzisz sporo pieniędzy. SAMOCHÓD CZY KOMUNIKACJA Choć fanów czterech kółek nie brakuje, poruszanie się samochodami – szczególnie po większych miastach – sporo kosztuje. Spalanie paliwa jest spore ze względu na korki, za parkingi trzeba płacić, a finalnie oszczędność czasowa jest niewielka, ponieważ często okazuje się, że dzięki buspasom dojazd autobusem wcale nie zajmuje więcej czasu. Przesiadka – przynajmniej częściowa – do komunikacji miejskiej pozwoli na znaczne oszczędności w naszym budżecie, jest również proekologiczna. Małe kwoty mogą uzbierać się w sporą pulę pieniędzy, która będzie środkiem do realizacji celów. Warto przemyśleć swoje zobowiązania i ponoszone wydatki, a później ustalić priorytety i podziwiać efekty swoich działań.


EDUKACJA EKONOMICZNA

Możliwości i korzyści oszczędzania MONIKA WIŚNIOWSKA

Specjalistk a ds. PR i content marke tingu, dziennik ark a „Konceptu”

Jeśli właśnie postanowiłeś oszczędzać, oznacza to, że znajdujesz się całkiem wysoko na drabinie finansowej samoświadomości, ponieważ wciąż zdecydowanie bardziej popularne jest wzięcie kolejnego kredytu, niż systematyczne odkładanie określonych kwot. Dlaczego jednak warto oszczędzać i jak zabrać się za to z głową?

S

tatystyczny Polak nie oszczędza. Jak wynika z ubiegłorocznych badań przeprowadzonych przez Związek Banków Polskich i TNS: „35 proc. społeczeństwa nie jest w stanie miesięcznie nic zaoszczędzić, taki sam procent oszczędza 250 zł, zaś 3 proc. Polaków gromadzi powyżej 500 zł”. 3 procent to niewiele. Zdecydowanie łatwiej jest wziąć kolejną szybką pożyczkę, niż dobrowolnie i regularnie odkładać określoną kwotę. Zapewne, jeśli zadasz znajomym pytanie czy wiedzą, że finansując większość swoich zakupowych pomysłów za pomocą kredytu, sporo do tego dopłacają, usłyszysz, że tak. I mimo tej świadomości, kupią pewnie nowy sprzęt ze sporą marżą naliczaną przez banki... DLACZEGO WARTO OSZCZĘDZAĆ? Odpowiedzi na to pytanie jest wiele i być może do każdego przemówi inny argument: 1. Realizujesz swoje zakupowe plany znacznie taniej. Wystarczy przejrzeć oferty kredytowe, żeby zorientować się, że chcąc otrzymać kwotę 20 tys., trzeba będzie spłacić 23 tys. albo zdecydowanie więcej. A to oznacza, że przy rezygnacji z kredytu w twojej kieszeni zostaje kilka tysięcy na inne wydatki; 2. Tworzysz „poduszkę finansową” – w życiu zdarzają się lepsze i gorsze momenty, również pod względem finansowym. Takie sytuacje, jak choroba czy utrata pracy, mogą skutecznie zaburzyć normalne funkcjonowanie domowego budżetu. Dzięki odłożonym funduszom

zdecydowanie łatwiej jest poradzić sobie z nieprzewidzianymi wydatkami lub chwilowym brakiem pensji. Idealnym scenariuszem byłoby posiadanie odłożonej równowartości kilku pensji, aczkolwiek już stworzenie „zapasu” na 2-3 miesiące pozwoli na spokojny sen w przypadku groźby utraty pracy; 3. Jesteś gotowy na niespodziewane wydatki – trafiasz na wyjątkową okazję, która więcej się nie powtórzy? Posiadając oszczędności, nie musisz przejmować się tym, czy w danym momencie uda ci się uzyskać kredyt albo pożyczyć środki od rodziny czy znajomych; 4. Zmniejszasz liczbę kredytów albo minimalizujesz je zupełnie i w trudniejszym momencie nie zostajesz z dużym zobowiązaniem w postaci konieczności spłaty wysokich rat. Niestety wiele osób opiera swoje finansowe funkcjonowanie na złudnym przekonaniu o pewności zatrudnienia, tymczasem zdarzają się różne sytuacje, które mogą spowodować utratę części albo całości dochodów. Nietrudno wyobrazić sobie dobrze zarabiającą osobę, na której konto co miesiąc wpływa 5 tys. zł. Taka osoba zaciągnęła zobowiązania w wysokości 2 tys. zł, co normalnie pozwoliłoby jej na swobodne życie. Jednak w sytuacji utraty pracy, takie zobowiązanie może okazać się bardzo trudne do spłaty. MOJA EMERYTURA? Wydawać by się mogło, że perspektywa emerytury jest jeszcze bardzo odległa – w końcu od momentu studiów czy rozpoczęcia kariery zawodowej do jej zakończenia minie jeszcze wiele lat. Aby zaraz po przejściu na emeryturę nasze oszczędności faktycznie stanowiły istotny kapitał, trzeba o nich pomyśleć odpowiednio wcześniej. W sieci można znaleźć rozmaite prognozy dotyczące tego, jak – pod względem wysokości wynagrodzenia – będzie wyglądała nasza przyszła emerytura. Bez względu na to, czy zdaniem eksperta X będzie ona wynosiła 30 proc. aktualnej pensji, czy też 20 proc. – żadna z tych opcji nie brzmi kolorowo. Wyobraź sobie – jeśli dziś zarabiasz 3 tys. zł netto („na rękę”), twoja emerytura będzie tylko częścią tej kwoty. Co wtedy? Z czego utrzymać mieszkanie, kupić leki czy jedzenie? Warto więc z odpowiednim wyprzedzeniem pomyśleć o planie B. – Indywidualne Konto Emerytalne (IKE) – dobrowolna forma oszczędzania,

a dochody, jakie z niej uzyskamy, są zwolnione z podatku dochodowego. Wysokość wpłat na konto w III filarze jest jednak ograniczona – Zgodnie z obwieszczeniem Ministra Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej z dnia 26 października 2017 r. w sprawie wysokości kwoty wpłat na indywidualne konto emerytalne w roku 2018 limit wpłat na IKE wynosi 13 329 zł. – Indywidualne Konto Zabezpieczenia Emerytalnego (IKZE) – od 2011 roku możemy zacząć gromadzić oszczędności na dodatkowym koncie, oprócz funkcjonującego IKE. Aby nas – przyszłych emerytów – zachęcić do przystąpienia do IKZE zastosowano preferencyjne rozwiązania podatkowe. – Nieruchomości – taki sposób inwestowania oszczędności cieszy się coraz większym powodzeniem, szczególnie w dużych miastach. Dla wielu młodych osób mieszkanie, za które aktualnie spłacają kredyt hipoteczny, może stać się dobrym zabezpieczeniem emerytalnym, kiedy już zakończą się raty kredytu. Należy jednak pamiętać, że nie zawsze inwestycje w nieruchomości przynoszą takie zyski, jakich oczekujemy. Podstawowym czynnikiem ryzyka jest duża kapitałochłonność oraz niska płynność nieruchomości. Każdą decyzję należy bardzo dobrze przemyśleć, aby „życiowa inwestycja” nie przysporzyła nam niepotrzebnych i często nieprzewidzianych problemów. Bez względu na to, na jaką formę oszczędzania finalnie się zdecydujesz, warto zacząć o tym myśleć jak najwcześniej. Jeśli zaczniesz oszczędzać dopiero za 20 albo 30 lat, może się okazać, że masz już za mało czasu na zgromadzenie właściwego kapitału emerytalnego.

29


EDUKACJA EKONOMICZNA

Postanowienie noworoczne: liczę na siebie AGATA WOŹNIAK

Studiowanie to nie tylko czas nauki, ale coraz częściej także pracy. A na pewno to lata wkraczania w prawdziwe, poważne, dorosłe życie. I dlatego opłaca się już na studiach zaplanować swoją finansową przyszłość. Ponieważ zawsze, nawet po najwspanialszej karierze, na końcu czeka nas emerytura.

N

asz system emerytalny to tzw. trzy filary. Pierwszy jest obowiązkowy – to świadczenia wypłacane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Jest on ściśle związany ze składkami wpłacanymi przez pracowników i pracodawców. Drugi filar to otwarte fundusze emerytalne (OFE), które są obowiązkowe dla wszystkich urodzonych po 31 grudnia 1968 roku. I jest jeszcze trzeci filar, dobrowolny, obejmujący Indywidualne Konta Emerytalne (IKE), Indywidualne Konta Zabezpieczenia Emerytalnego (IKZE) i Pracownicze Programy Emerytalne (PPE). Ale możliwości zabezpieczenia przyszłej emerytury jest więcej. Od czego zacząć myślenie o finansowej przyszłości? Przede wszystkim od silnego postanowienia, że nie ma tolerancji dla nieprzemyślanych wydatków. PO PIERWSZE – RACJONALNE I OSZCZĘDNE WYDATKI Oszczędzanie nie polega bowiem jedynie na odmawianiu sobie przyjemności i odkładaniu pieniędzy. To przemyślana strategia na wiele lat, której celem jest pogodzenie konieczności gromadzenia oszczędności z możliwością korzystania z różnych usług i dóbr konsumenckich. Na przykład przy wyborze usług telefonicznych czy internetowych warto poszukać najlepszej, odpowiadającej naszym potrzebom, relatywnie najtańszej oferty. Czas poświęcony na porówny-

30 | koncept | luty 2018

wanie różnych taryf i warunków proponowanych przez dostawców zapewni nam wygodę korzystania z racjonalnej oferty. I jednocześnie pozwoli, by w ten sposób zaoszczędzone środki wpłacać na konto oszczędnościowe. Podobny model powinien dotyczyć właściwie każdej podejmowanej decyzji. Czy to będzie wynajęcie mieszkania, wybór sklepu, w którym robimy codzienne sprawunki, czy zakup korzystnego biletu komunikacji miejskiej – zawsze warto porównać różne warianty, miejsca i oferty, dowiedzieć się o ewentualnych możliwościach rabatów czy ulg. I wówczas jest duża szansa, że ze środków, którymi dysponujemy na miesięczne utrzymanie jednak będzie można coś odłożyć. PO DRUGIE – KONTO W BANKU, A MOŻE I LOKATA Konto w banku, na które regularnie będziemy wpłacać nasze pieniądze to popularna i bezpieczna forma oszczędzania. Zapewnia ono swobodę dysponowania posiadanymi środkami, co oznacza, że w każdej chwili można wypłacić dowolną kwotę. I można oczywiście robić to również on-line. Jest jeszcze jedna dobra informacja. Już w tym roku na polskim rynku finansowym pojawi się możliwość zakładania rachunku podstawowego, czyli konta bankowego, którego prowadzenie jest darmowe i na którym bezpłatnie można zrealizować pięć płatności w ciągu miesiąca oraz korzystać z karty. Nowe rozwiązanie wejdzie w życie w sierpniu. Rachunek to zdecydowanie dobra forma rozpoczęcia wieloletniego procesu

oszczędzania. Bowiem nawet odkładając 100 zł miesięcznie przez 10 lat (tj. łącznie 12 000 zł ), przy rocznej stopie oprocentowania rachunku oszczędnościowego 2 proc. i miesięcznej kapitalizacji odsetek, poziom naszych oszczędności wyniesie po 10 latach 13 035 zł. Natomiast jeśli nie zależy nam na swobodnym dostępie i możemy pozwolić sobie na „zablokowanie” jakiejś sumy, to wówczas lepiej wybrać np. bankową lokatę terminową. Mogą być to lokaty krótko- albo długoterminowe, określające wysokość minimalnej i maksymalnej wpłaty. Niekiedy wymagane jest też założenie rachunku oszczędnościowego w danym banku. Wartość dziesięcioletniej lokaty w wysokości 1 000 zł, oprocentowanej na 4 proc. z roczną kapitalizacją odsetek wyniesie 1 375 zł. PO TRZECIE – BEZPIECZNE OBLIGACJE I RYZYKOWNE AKCJE Bezpieczną i stabilną formą oszczędzania są również krótko- i długoterminowe obligacje Skarbu Państwa. To także skuteczna ochrona przed inflacją, ponieważ oprocentowanie tych papierów zapewnia zysk. Ich wykup i oprocentowanie są gwarantowane przez rząd.


EDUKACJA EKONOMICZNA

Jeśli natomiast masz więcej czasu i możesz na bieżąco śledzić notowania giełdowe, możesz zainwestować w akcje lub obligacje korporacyjne. Jeśli koniunktura będzie sprzyjała, to oczywiście zyski mogą być znaczne. Ale trzeba pamiętać, że ryzyko również może być wysokie. Na giełdzie można wiele stracić. Stąd bezpieczniejszą formą jest inwestowanie poprzez fundusze inwestycyjne. Wówczas ewentualne straty są dywersyfikowane, przez co nie będą tak bolesne. PO CZWARTE – IKE, IKZE I PPE Coraz więcej Polaków korzysta z możliwości odkładania na swoją przyszłą emeryturę na kontach IKE i IKZE. Indywidualne Konta Emerytalne zapewniają ulgę dla oszczędzających, jeśli wypłacą oni zgromadzone środki po 60. roku życia. Wówczas bowiem nie zapłacą tzw. podatku od zysków kapitałowych, wynoszącego 19 proc. To odczuwalny zysk. Limity wpłat na IKE są określane co roku, a w 2017 roku była to kwota 12 789 złotych. Inne bonusy, oprócz zgromadzonych oszczędności, zapewnia Indywidualne Konto Zabezpieczenia Emerytalnego. Otóż jest to i ulga podatkowa, i zachęta podatko-

wa. Pierwsza z nich to możliwość odpisania rocznej składki na IKZE od dochodu – czyli obniżamy w ten sposób podstawę opodatkowania. Druga to – podobnie jak w przypadku IKE – brak opodatkowania zgromadzonych środków wypłacanych po 65. roku życia podatkiem od dochodów kapitałowych. Jeśli spełni się warunki związane z IKZE, to przy wypłacie należy zapłacić zryczałtowany podatek w wysokości 10 proc. od całości wypłaty. Limit wpłat na IKZE w 2017 roku to 5 115,60 złotych. W zakresie wyboru formy inwestowania w IKE/IKZE jest duża różnorodność i swoboda. Można albo po prostu trzymać gotówkę na koncie, albo wybrać np. jednostki funduszy inwestycyjnych, albo kupować akcje. Wtedy potrzebne jest jednak konto maklerskie w ramach IKE. Jeśli jesteś już studentem-pracownikiem, to masz do wyboru jeszcze Pracownicze Programy Emerytalne. To również dobrowolna forma oszczędzania na przyszłą emeryturę. Funkcjonuje tylko w tych firmach, na których pracodawca zdecydował o jego utworzeniu i finansowaniu. Na podstawie odpowiednich umów finansowana przez pracodawcę składka podstawowa wraz z ewentualną

składką dodatkową zadeklarowaną przez pracownika trafia do wybranej instytucji finansowej, która zarządza tymi środkami do czasu ich wypłaty. Środki zaoszczędzone w ramach PPE powiększone są o zyski z inwestycji, po osiągnięciu przez uczestnika programu wieku emerytalnego 60 lat i bez względu na płeć mogą być spożytkowane w dowolny sposób. Mają one stanowić dodatkowe źródło dochodów przyszłego emeryta, pozwalając mu na utrzymanie dotychczasowego standardu życia, mimo zastąpienia wynagrodzenia z pracy świadczeniem emerytalnym. Wypłata następuje na wniosek uczestnika i może być dokonana w formie wypłaty jednorazowej albo ratalnej. Po osiągnięciu przez uczestnika wieku 70 lat wypłata następuje obligatoryjnie, chyba że uczestnik nadal pracuje u pracodawcy prowadzącego program. Więcej informacji można znaleźć na stronie internetowej Rzecznika Finansowego (rf.gov.pl). Możliwości zadbania o przyszłą emeryturę jest jak widać bardzo dużo. Ale początek musi być jeden – nauczmy się oszczędzać, by móc inwestować w swoją bezpieczną przyszłość.

31


PODRÓŻE

Tajemnica Przełęczy Diatłowa

Konkluzja? Uczestnicy wyprawy byli „dobrze przygotowani i zaopatrzeni, ale zboczyli z planowanej trasy i zginęli na skutek siły natury, której nie byli w stanie przezwyciężyć”. Najwyraźniej partyjne interesy były ważniejsze, niż rzetelne wyjaśnienie wszystkich okoliczności.

Diatłowcy wyruszający z wioski Wiżaj, 26 stycznia 1959 roku. Fot.: Jurij Kriwoniszenko.

PIOTR LESZCZYŃSKI

organizator wyprawy „Przełęcz Diatłowa 2018”

Tragiczna śmierć studentów w 1959 roku, do której doszło zimą na terenie Uralu północnego w Rosji, od początku wzbudza ogromne zainteresowanie zwykłych ludzi, dziennikarzy, producentów filmowych, badaczy, a nawet rosyjskich polityków.

W

ystarczy wspomnieć osobę Borysa Jelcyna, który w 1955 roku ukończył tę samą uczelnię, na której studiował Igor Diatłow – lider ówczesnej sekcji turystycznej Uralskiego Państwowego Technicznego Uniwersytetu (obecnie Uralski Uniwersytet Federalny w Jekaterynburgu). Polityk twierdził, że musi dowiedzieć się co, tak naprawdę, wydarzyło się na osławionej przełęczy. SIEDEM ODCINKÓW NA YOUTUBIE PREZENTUJĄCYCH MIĘDZY INNYMI: 1. Szczegółową rekonstrukcję szlaku przebytego przez ekspedycję Diatłowa. 2. L okalizacje, w których odnaleziono namiot oraz ciała wszystkich studentów. 3. Odwiedziny Fundacji Grupy Diatłowa. 4. Wywiady z badaczami tragedii z Rosji. 5. Wywiady z lokalną społecznością. 6. Analizę możliwych hipotez zdarzeń. 7. Wejście na górę Chistop [Чистоп] (1.290 m). 8. W ejście na górę Otorten [Отортен] (1.234 m). 9. O dwiedzenie formacji Manpupuner [Мань-Пупу-нёр].

32 | koncept | luty 2018

SENSACYJNA WYPRAWA Możliwe, że wykorzystując status polityczny i swobodny dostęp do utajnionych akt sprawy, osiągnął swój cel. A my, zwykli Kowalscy czy Nowakowie, wciąż nie mamy pewności co do przyczyn i okoliczności śmierci grupy Diatłowa. Dlaczego ta historia jest tak interesująca, a nawet fascynująca? Z kilku powodów. Po pierwsze, niemal wszyscy uczestnicy ekspedycji mieli ze sobą aparaty fotograficzne i prowadzili dzienniki podróżnicze, w związku z czym ich ostatni pochód został dobrze udokumentowany. Po drugie, uczestnikami marszu nie były przypadkowe osoby, a wysportowana studencka elita, która idealnie wpisywała się w ideologię propagandy Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich z okresu zimnej wojny. Wreszcie po trzecie, ekspedycja została zorganizowana na cześć XXI zjazdu Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, który miał miejsce między 27 stycznia a 5 lutego 1959 roku w Moskwie. To zwiększyło jej rangę i skupiło na niej uwagę wielu osób. Co natomiast wykazało śledztwo kryminalne? Sprawa została bardzo szybko zamieciona pod dywan i zamknięta 28 maja 1959 roku.

POLAK UDOWODNI! Ze względu na ogromne zainteresowanie wyprawą i to, jak ciekawą kartą historii Rosji jest tak zwana „tragedia na przełęczy Diatłowa”, została zorganizowana zbiórka funduszy na realizację trzyosobowej, pogłębionej ekspedycji badawczej. Akcja na polakpotrafi.pl potrwa do 18 marca 2018 roku. Głównym celem ekspedycji badawczej jest zebranie ogólnodostępnych materiałów z kluczowych lokalizacji na przełęczy Diatłowa. Projekt rekonstrukcji szlaku grupy Diatłowa obejmuje podróż na Ural w Rosji do obwodu świerdłowskiego. Docelowa trasa rozpoczyna się od miejsca, z którego wyruszyła grupa Diatłowa – Jekaterynburga (dawniej Świerdłowska) – i przebiegać będzie aż do miejsca feralnych zdarzeń. W tym czasie przeprowadzone zostaną rozmowy z lokalnym społeczeństwem, Rosjanami zajmującymi się badaniem tej

Na www.polakpotrafi.pl do 18 marca trwa zbiórka funduszy na realizację projektu.

sprawy oraz autorami książek i przedstawicielami Fundacji Diatłowa. Noclegi odbędą się w tych samych lokalizacjach, w których nocowali Diatłowcy, a przeloty dronem i panoramiczne ujęcia istotnie wzbogacą zebrane materiały. Łącznie 300-kilometrowy marsz w dzikiej tajdze z dala od cywilizacji potrwa 10 dni, a cała wyprawa – 20. Dla wszystkich wspierających projekt przewidziane są Częściowo odkopany przez grupę poszukiwawczą namiot liczne nagrody Diatłowców. 26 lutego 1959 roku. Fot.: Wadim Brusnicyn. takie jak: gry komputerowe, plakaty, koszulki, kubki, e-booki, prelekcje czy nawet wspólna wycieczka w góry.


KULTURA

Wyprzedzając to, co świadome. Wywiad z Henry David’s Gun W dwa lata po debiutanckim „Over the fence... and far away” wydali właśnie swój kolejny album – „Tales from the Whale’s belly”. O tym mrocznym albumie, piosenkach czarnych jak smoła i o organiczności w muzyce z wokalistą formacji Henry David’s Gun, Wawrzyńcem Dąbrowskim, rozmawia Alexandra Kozowicz. Alexandra Kozowicz: Wszystkie swoje płyty nagrywacie na tzw. „setkę”? Dziś zespoły rzadko decydują się na taką formę pracy w studiu. Wawrzyniec Dąbrowski: Staramy się nie nadużywać technologii produkcyjnych, ale nie jest też tak, że zupełnie z nich nie korzystamy. Szukamy drogi wypośrodkowanej. Wierzymy, że przy wspólnym nagrywaniu „na setkę”, w jakiś magiczny sposób w muzyce zapisuje się energia obecna między członkami zespołu. To dlatego nagrywacie swoje płyty we wnętrzach wiejskiego, drewnianego domku? Ważna jest dla nas bliskość natury. Stawiamy na naturalność, analogowe brzmienia i w zdecydowanej większości, akustyczne instrumenty. Na naszych płytach usłyszycie czasem skrzypnięcie krzesła czy niefortunne przesunięcie ręki po gryfie. Nie cyzelujemy za wszelką cenę. Być może dzięki temu tworzymy muzykę, o której lubimy myśleć, że jest prawdziwa. Użyłabym określenia – „organiczna”. Ta „organiczność”, bliskość natury jest ściśle związana z protoplastą zespołu, z amerykańskim filozofem i pisarzem – Henrym Davidem Thoreau, twórcą idei „obywatelskiego nieposłuszeństwa”, który w XIX wieku wpadł na eksperymentalny pomysł zaszycia się w leśnej chacie i życia z pracy własnych rąk. Napisał wówczas książkę zatytułowaną „Walden, czyli życie w lesie”...

Zależy nam, żeby nie przesadzić – jeśli w procesie nagrywania „przedobrzymy” z ilością efektów, pogłosów i instrumentów, których nie zmieścimy potem na scenie, to ludzie na koncertach poczują się rozczarowani i oszukani, bo nie będziemy w stanie na żywo odtworzyć atmosfery z płyty. Trochę tych warstw brzmieniowych na scenie jednak macie – oprócz twoich wokali, także ukulele, gitarę, pianino... Byłoby łatwiej, gdybyśmy mieli tego mniej! (śmiech) Ale z drugiej strony dzięki temu się nie nudzimy! Zwłaszcza, że zdarza wam się grać na tzw. house gigach. Fajnie jest zagrać na dużych scenach, które są przystosowane do takich projektów jak nasz. Ale chyba najbardziej lubię właśnie takie kameralne przestrzenie, koncerty w czyichś mieszkaniach – dlatego z Henry David’s Gun wyewoluował mój solowy projekt – Henry No Hurry! Każdy koncert jest rodzajem spotkania i to spotkanie jest najpełniejsze, gdy nie ma wyraźnej granicy między sceną a widownią. Gdy kończymy grać, to schodząc ze sceny, nie uciekamy do garderoby, tylko

od razu wychodzimy do ludzi. Impreza zmienia się w domówkę, zaczynamy ze sobą rozmawiać, poznawać się, dowiadywać czegoś o miejscu, w którym żyją słuchacze. Organiczność waszego projektu to także fakt, że staracie się mieć kontrolę nad większością rzeczy związanych z wydaniem płyty. Czy to czasochłonne? Powiedziałbym, że zabójczo czasochłonne! Niezdrowe. Dobrze byłoby być może oddać to komuś, ale jestem control freakiem, chciałbym mieć nad wszystkim kontrolę, bo gdy raz puści się stery, to projekt może zacząć dryfować w niebezpiecznym kierunku... Śpiewając w języku angielskim, masz poczucie, że płyniesz tam gdzie chcesz? Śpiewanie w tym języku wiąże się z obraną przez nas stylistyką, wypadkową brzmień amerykańskich i skandynawskich. Próbowałem śpiewać po polsku i... brzmiało to trochę eklektycznie. Jak śpiewanie flamenco po niemiecku. Są projekty, w których śpiewam wyłącznie po polsku. Ale nie w Henry David’s Gun. „Tales from the Whale’s belly”, wasz nowy album, jest od poprzedniego zdecydowanie mroczniejszy. Dlaczego? Zaczynając prace nad drugą płytą, każdy z nas miał dobry moment w swoim życiu – wszystko nam się układało. Tylko te nowe utwory, które tworzyliśmy wypływały takie... czarne jak smoła. Nie do końca wiadomo dlaczego. To jest coś, co mnie fascynuje w procesie twórczym. Owocem pracy jest coś, co wychodzi z naszej nieświadomości, wyprzedzając być może to, co świadome. Napisany utwór zaczyna się często rozumieć dopiero później, kiedy się dojrzeje, wypełni się.

Która stała się biblią dla ekologów i ekoentuzjastów. Pisał bez patosu, a jego przemyślenia stały się dla nas inspiracją. Stąd wziął się pomysł na mój pseudonim (Henry David – przy. red). „Gun” w nazwie zespołu to spluwa jego idei, z którymi czujemy duży związek. W tworzeniu muzyki nie odcinamy się zupełnie od współczesnej techniki. Każde narzędzie jest dobre tak długo, jak długo wie się, jak się nim posługiwać i zna się cel, któremu ma służyć.

33


FELIETON

Full bajer WIKTOR ŚWIETLIK

dyrek tor centrum monitoringu wolności prasy sdp

Pamiętacie z dzieciństwa barona Munchausena? Faceta, który był w krainie liliputów i olbrzymów, a i w jednej, i w drugiej znakomicie sobie poradził dzięki wrodzonej odwadze i sprytowi, a wszystko opowiadał swoim znajomym. Kiedy rozglądam się dookoła, także po świecie dziennikarskim, mam czasem wrażenie, że jestem otoczony przez Munchausenów.

J

eden jest geniuszem fizyki jądrowej i byłym mistrzem wszech sportów. Druga przez dwie dekady wciela w życie wyłącznie zasady moralne na poziomie niedostępnym dla innych. Trzeci jest geniuszem biznesu. Czwarty patriotyzm wyssał z mlekiem matki i nigdy pewnych rzeczy nie pisał. A ja ich znam od lat. I wiem jak było naprawdę. Problem w tym, że oni już wierzą w to, co mówi się o nich teraz.

34 | koncept | luty 2018

Wyobraźcie sobie faceta, który przez cały czas przekonuje innych, że jest siłaczem. Robi to na tyle sugestywnie, że wszyscy mu wierzą. Tak naprawdę jest przeciętnym gościem, nie ćwiczy, ale rozwinął do perfekcji budowanie wizerunku siebie jako takiego drugiego Pudziana o nieprawdopodobnej krzepie. Z czasem zaczął sam w to wierzyć. Aż pewnego dnia trzeba rozładować ciężarówkę z workami cementu, porcją przekraczającą siły przeciętnego budowlańca, ale przecież nie naszego siłacza. Teraz ma do wyboru zaliczyć kompromitację albo uszkodzić sobie kręgosłup. Niestety to drugie jest bardziej prawdopodobne, bo przecież sam uwierzył w swoją własną ściemę. Na tym właśnie polega różnica między etyką charakteru, a etyką osobowości, którą opisał słynny amerykański coach – Stephen Covey. Ta pierwsza rządziła mniej więcej do początku dwudziestego wieku. Ludzie, w tym politycy, liderzy, wybitni artyści, w większym stopniu skupiali się na pracy nad sobą niż na lansie. I w większym stopniu rozliczali się przed samymi sobą. Potem do gry weszły agencje PR i nowoczesna socjotechnika. Z czasem jeszcze media społecznościowe, w których na dobrą sprawę każdy staje się postacią publiczną. I zaczął się czas lansu. Ludzie, od premierów po kelnerów, zaczęli skupiać się na tym, jak widzą ich inni, a nie jacy są w rzeczywistości.

W krótkoterminowej perspektywie daje to wspaniałe efekty. W dłuższej – prowadzi do depresji, chorób cywilizacyjnych, kłopotów wychowawczych. Bo także rodzice zaczęli lansować swoje dzieci, budować ich wizerunek zamiast skupiać się na tym jakie one są naprawdę. Znakomity przykład triumfu etyki osobowości mamy dzisiaj wśród rozmaitych artystów, muzyków rockowych, aktorów. W środowiskach tych modne stało się dziś mówienie, że w Polsce panują dyktatura i faszyzm, nie ma wolności słowa. Oczywiście artyści owi ogłaszają to za pomocą największych telewizji albo na koncertach organizowanych – a jakże – przy pomocy publicznych pieniędzy. Mówimy o ludziach raczej już w średnim wieku, takich w okolicach rocznika Kuby Wojewódzkiego, więc z reguły idzie to w parze z historiami, że teraz trzeba walczyć jak to było za komuny, za dyktatury Jaruzelskiego. Otóż okazuje się, że z tą walką polskich artystów, szczególnie rockmanów, z komuną było co najmniej różnie. W książce

Znakomity przykład triumfu etyki osobowości mamy dzisiaj wśród rozmaitych artystów, muzyków rockowych, aktorów. „Partia z piosenką, piosenka z Partią” Karolina Bittner opisała jak naprawdę wyglądały te relacje. Różnie, artyści częściej byli po prostu narzędziem propagandy. Było tak, że w komisji weryfikującej muzyków po stanie wojennym był niejaki Zbigniew Hołdys, dla starszych Polaków wielki gwiazdor, dziś wielki „buntownik”, a zespoły rockowe grały na koncertach organizowanych po to, by odciągnąć ludzi od manifestacji antykomunistycznych. Bywało różnie, ale środowiska artystyczne na pewno wykazały się dużo mniejszą odwagą niż górnicy, hutnicy, szwaczki czy inżynierowie. Dziś ci poustawiani gwiazdorzy, którzy majątki nierzadko zbili właśnie za głębokiej komuny, plują na całą resztę, że śmią brać pięćset plus, kiedy oni walczą o „wolność i demokrację”. Złośliwie można by powiedzieć, że każdy ma takich „niezłomnych” na jakich sobie zasłużył. Czy to oznacza, że nawet choć nieco nie można się lansować? W końcu bez forteli i bohaterskich gawęd o sobie nie mielibyśmy pana Zagłoby. Myślę, że po prostu warto z tym uważać. Bo zawsze jakiś gryzipiórek wygrzebie, ktoś ma lepszą pamięć niż inni albo po prostu sami siebie nabierzemy, udając, że jesteśmy kimś innym niż w rzeczywistości.



PODEJMIJ WYZWANIE W LEGII AKADEMICKIEJ www.LegiaAkademicka.mil.pl

fot. DWOT

@LegiaAkademickaMON #WytrwajWLA


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.