Koncept nr 78

Page 1

fot. IPN

KRZYŻÓWKA W ŚRODKU str. 18

ŻOŁNIERZE WYKLĘCI Rozmowa z prof. Krzysztofem Szwagrzykiem

KORONAWIRUS ISSN 2450-7512 nr 78 MARZEC 2020

Epidemia z Chin

KULTURA

Sprawdź, co robić w domu!


ODKRYJ W SOBIE

LIDERA! Zdobądź kompetencje do bycia liderem

Poznaj swoje mocne strony

Naucz się prowadzenia projektów

Spotkaj ludzi do współpracy

HARMONOGRAM NAJBLIŻSZYCH SZKOLEŃ

Podziel się pomysłami i doświadczeniem

2020

W tych miastach zorganizujemy szkolenia: Wilno, Białystok, Szczecin, Poznań, Rzeszów, Lublin, Toruń, Słupsk, Bydgoszcz, Zielona Góra, Gdańsk, Wrocław, Warszawa

Organizator:

2 marzec 2020

Partnerzy strategiczni:


Mateusz Zardzewiały

„Koncept” magazyn akademicki Wydawca: Fundacja Inicjatyw Młodzieżowych Adres: ul. Solec 81b; lok. 73A, 00-382 Warszawa Strona: www.fim.edu.pl www.gazetakoncept.pl E-mail: redakcja@gazetakoncept.pl

Studia w czasach zarazy dy oddajemy w Wasze ręce bieżące wydanie „Konceptu”, świat stoi w obliczu kryzysu, jakiego nie obserwowaliśmy od lat. Epidemia koronawirusa (więcej na stronie 8) to bez wątpienia poważny problem medyczny. Jednak sytuacja jest na tyle dynamiczna, że jakiekolwiek dzisiejsze wnioski jutro będą już nieaktualne. Dlatego, póki co, jedynym wyjściem jest dostosowanie się do apeli władz i stałe monitorowanie zmieniającej się sytuacji na stronach rządowych. Jednak niezależnie od tego, jak i kiedy uda się zażegnać ten kryzys (bo historia gatunku ludzkiego uczy, że kiedyś z pewnością się uda), pozostaną z nami jego długofalowe skutki. A zgodnie z odwiecznym prawem dwóch końców kija, te mogą być również pozytywne. Wystarczy zaprząc do działania dyskretną mieszankę kreatywności i optymizmu. Wtedy dość szybko dostrzeżemy światełka w tunelu, które choć trochę poprawią nam humor w tych nieciekawych czasach.

G

I idąc tym tropem, najlepszą z rzeczy, jaką obserwujemy w tych dniach w Polsce, jest z pewnością odpowiedzialna postawa ogółu społeczeństwa. Pomijając pomniejsze wybryki (choćby incydentalne imprezy studentów „świętujących” odwołane zajęcia), Polacy zdają egzamin z dojrzałości obywatelskiej. Widać to po pustych ulicach (a piszę te słowa w piątkowy wieczór 13 marca, w którym pozbawiona epidemii CoVID-19 Warszawa z pewnością tętniłaby pełnią życia). Widać to również po oficjalnych statystykach policji, które dowodzą, że zdecydowana większość osób poddanych kwarantannie przestrzega reżimu odosobnienia. W takich warunkach nie pozostaje nam nic innego, jak znalezienie sposobu na wykorzystanie nadchodzących dni w możliwie najlepszy sposób. I niezależnie od tego, czy planujecie nadrabiać zaległości uniwersyteckie, czy raczej rozrywkowo-kulturalne, pamiętajcie o tym, że konieczność pozostania w domach może być świetnym pretekstem służącym do… czegokolwiek. A po garść inspiracji zapraszamy na naszą stronę internetową i profile w mediach społecznościowych. Do zobaczenia w lepszych czasach!

Redakcja: Mateusz Zardzewiały (red. nacz.), Dominika Palcar, Wiktor Świetlik, Hubert Kowalski, Filip Cieśliński, Mateusz Kuczmierowski i inni Projekt, skład i łamanie: Henryk Prokop Korekta: Aleksandra Klimkowska Media i dystrybucja: Dawid Alberski Druk prasowy wykonuje Drukarnia Kolumb z siedzibą w Chorzowie. Aby poznać ofertę reklamową, prosimy o kontakt pod adresem: redakcja@gazetakoncept.pl Chcesz dystrybuować „Koncept” na swojej uczelni? -> PISZ: redakcja@gazetakoncept.pl

ZNAJDŹ NAS: @GazetaKoncept

Sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018–2030.

@FundacjaFIM /fundacja inicjatyw mlodziezowych

koncept 3


Spis treści 5–7 3 // NA POCZĄTEK Rollercoaster

Mateusz Zardzewiały

24–25 // PODRÓŻE

Toruń – miasto Kopernika i pierników Kamil Kijanka

5–7 // WYWIAD NUMERU

Przesiewając ziemię na Łączce, dotykamy świętości

26–27 // EKOLOGIA

z prof. Krzysztofem Szwagrzykiem rozmawia Przemysław Harczuk

Magdalena Zając

8–9 // MEDYCYNA

8– 9

Koronawirus – epidemia z Chin

(P)oddaj się naturze!

28–29 // EDUKACJA Biegiem po wiedzę Hubert Kowalski

Karolina Chruścicka

10–13 // KULTURA

sKOŃczony amerykański sen

30–31 // GOSPODARKA

Czy to droga do dominacji Chin? Bartłomiej Nersewicz

Kamil Kijanka

Recenzje Mateusz Kuczmierowski

32–33 // SPORT

Wielkie pożegnanie Filip Cieśliński

14–18 // STUDENT NA RYNKU

19–21

Jakie są losy studentów na rynku pracy?

34 // FELIETON

Ariel Wojciechowski

Igor Zalewski

E-nauczenie, rewolucja czy ewolucja?

35 // FELIETON

Łukasz Samborski

Melina story

Prawda z nietoperza Wiktor Świetlik

19–21 // FOTOREPORTAŻ

Wenecki karnawał ze snu Joanna James

22 // FELIETON

Będąc młodym intelektualistą Jakub Greloff

23 // NOWOCZESNE ZARZĄDZANIE BIZNESEM

32–33 4 marzec 2020

Historia jednej tożsamości


Przemysław Harczuk

Przesiewając ziemię na Łączce,

dotykamy świętości

Żołnierze Wyklęci przez dziesięć powojennych lat prowadzili walkę w warunkach skrajnych. Podjęli ją bez przekonania, że wygrają. W imię zasad, wierności przysiędze. To przykład bohaterów, którzy poświęcili swe życie w walce dla Polski. Bez kalkulacji. W imię wartości, które wpoiła im II Rzeczpospolita. I oni tym symbolem wierności zasadom byli, są i pozostaną. Dla wszystkich Polaków, nie tylko dla młodego pokolenia, które uznało ich za swoich bohaterów – mówi prof. Krzysztof Szwagrzyk, historyk, wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej.


czas, jeszcze kilka lat temu, były to bardzo ograniczone badania realizowane przez kilkuosobowy zespół i rzeszę wolontariuszy. Państwo polskie tak naprawdę w sposób bardziej werbalny niż rzeczywisty realizowało swój obowiązek wobec Żołnierzy Wyklętych.

fot. IPN

Koncept: Od dekady 1 marca obchodzony jest Narodowy Dzień Żołnierzy Wyklętych. Jeszcze kilkanaście lat temu pamięć o bohaterach niepodległościowego podziemia zbrojnego nie była powszechna. Jak zmieniło się ich postrzeganie na przestrzeni tych lat? Prof. Krzysztof Szwagrzyk: Zmieniło się bardzo wiele. Gdy przypomnimy sobie realia lat 90., to w tamtym czasie pamięć o Żołnierzach Wyklętych, o tym, co zrobili dla Polski, była zarezerwowana jedynie dla wąskiej grupy historyków oraz rodzin bohaterów. Dziś, trzydzieści lat po upadku systemu komunistycznego, dziesięć lat po ustanowieniu Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych, historia żołnierzy niepodległościowego podziemia trafiła już do powszechnej świadomości Polaków. Myślę, że każdy wie, dlaczego 1 marca obchodzimy ten dzień. I myślę, że każdy wie, co oznacza termin Żołnierze Wyklęci. Mamy dziś powód do dumy, że Żołnierze Wyklęci powrócili, i są dziś istotnym elementem naszej pamięci historycznej. Żołnierze Niezłomni w okresie stalinowskim byli katowani i mordowani w więzieniach, potem chowani w bezimiennych grobach. Kierowany przez Pana zespół zajmuje się odnajdywaniem szczątków naszych bohaterów. Jaki był w ogóle początek tych prac? To długa historia. Zaczęła się od pierwszych prac poszukiwawczych w 2003 roku na Cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu. Wtedy pierwsza ofiara komunizmu została odnaleziona, zidentyfikowana genetycznie. Potem były inne prace realizowane przez Instytut Pamięci Narodowej na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie. Potem były ogromne prace na Cmentarzu Osobowickim, dzięki którym w latach 2011–2012 zidentyfikowano szczątki kil-

Teraz to się zmieniło? Dziś ta sytuacja jest zupełnie inna. W ramach Instytutu Pamięci Narodowej działa powołane specjalnie Biuro Poszukiwań i Identyfikacji, liczące ponad 60 osób. W ciągu tylko 2019 roku prowadziło prace w Polsce i poza jej granicami. Powiedział Pan o pochowaniu w bezimiennych grobach ofiar systemu komunistycznego. Ja chciałbym podkreślić, że słowo „pochowanie” wyjątkowo nie pasuje. Nie przystaje do procederu, który był stosowany przez komunistów. Bo im przecież nie o pochówek tych ludzi chodziło. A za każdym razem o działanie mordercy, który chce ukryć dowody swoich zbrodni. Za każdym razem komuniści chcieli, by po naszych bohaterach nie pozostał żaden ślad. Czemu władze komunistyczne tak bardzo bały się Żołnierzy Niezłomnych, że próbowały też zabić pamięć o nich nawet po ich śmierci? Odpowiedź na to pytanie jest prosta. Komuniści doskonale zdawali sobie sprawę z faktu, że to oni są ciałem obcym. Że gdyby nie poparcie sowieckie, w Polsce nie mieliby żadnego znaczenia. Mordując autentycznych bohaterów, mieli uzasadnioną obawę, że z chwilą, gdy lokalizacja grobów ofiar zostałaby powszechnie znana, te mogiły na pewno stałyby się miejscem kultu. W różny sposób Polacy oddawaliby pomordowanym honory. A ostatnią rzeczą, jakiej życzyliby sobie komuniści, byłby hołd składany ofiarom ich zbrodni. Coraz to nowi bohaterowie są odnajdywani, wciąż jednak jest wiele do zrobienia. Nadal nie udało się odnaleźć i zidentyfikować szczątków chociażby generała Augusta Emila Fieldorfa „Nila” czy rotmistrza Witolda Pileckiego? I wielu, wielu innych. Możemy mówić, że dotychczas w całej Polsce odnaleźliśmy szczątki ponad tysiąca osób, głównie Żołnierzy Wyklętych. A liczbę tych, którzy zostali straceni, zginęli w wyniku różnych działań aparatu bezpieczeństwa, zmarli w komunistycznych obozach i więzie-

Komuniści chcieli, by po Żołnierzach Wyklętych nie pozostał żaden ślad. kuset naszych bohaterów. To, co udało się osiągnąć we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku, było bezcennym doświadczeniem. Pozwalającym podjąć wyzwanie najważniejsze z ważnych. Czyli? Chodzi o trud działań poszukiwawczych, ekshumacyjnych, z czasem identyfikacyjnych na powązkowskiej Łączce. Udało się to uczynić. Potem przyszły badania w innych miejscach. Ale trzeba powiedzieć, że przez wiele lat, przez bardzo długi 6 marzec 2020

niach, szacować należy na nie mniej niż dwadzieścia tysięcy. Zestawienie tylko tych dwóch liczb pozwala określić, że w kwestii poszukiwań jesteśmy tak naprawdę dopiero na początku drogi. Drogi spełniania naszego obowiązku państwowego, ale też osobistego wobec naszych bohaterów. Na pewno oczekuje Pan, podobnie jak większość Polaków, że niebawem usłyszymy, kiedy odnalezione i zidentyfikowane zostaną szczątki rotmistrza Witolda Pileckiego, generała Fieldorfa „Nila”, ale także tak pięknych postaci naszego oporu zbrojne-


Wszyscy, którzy chcieliby być wolontariuszami przy pracach Instytutu Pamięci Narodowej, mogą wejść na stronę IPN, na zakładkę Biura Poszukiwań i Identyfikacji, tam znajdą wiadomości na temat wolontariatu. Tylko na jednym etapie prac na Łączce, realizowanym w 2017 roku, przez trzy miesiące działań pracowało z nami ponad 250 ochotników.

Dziś w dawnym więzieniu przy Rakowieckiej w Warszawie działa Muzeum Żołnierzy Wyklętych. Można na własne oczy zobaczyć miejsca, w których przetrzymywano, katowano i mordowano polskich patriotów. To historyczna decyzja ministerstwa sprawiedliwości sprzed kilku lat, skutkująca powołaniem Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL. Dzisiaj w miejscu, gdzie jeszcze niedawno funkcjonował areszt, nie ma już nikogo z osadzonych. A my możemy wejść i zobaczyć te przestrzenie, w których przetrzymywano poszczególnych bohaterów, wejść do cel, zejść schodami, którymi skazanych sprowadzano na miejsca egzekucji. Udać się pod ścianę straceń, gdzie dokonywano egzekucji w latach 50., ale też zejść do podziemi, gdzie również dokonywano egzekucji. Sądzę, że dla każdego Polaka powinno być to miejsce święte. Jeżeli jednak mówimy o Żołnierzach Wyklętych, trzeba znaleźć tę chwilę, by, będąc w Warszawie, pojechać na Rakowiecką, na Łączkę, bo są to miejsca szczególne. Od 28 lutego mamy w Warszawie nową placówkę, także wyjątkową, czyli Strzelecką 8. Na warszawskiej Pradze, w dawnej siedzibie NKWD? To pierwsza siedziba NKWD w Polsce, później funkcjonował tam Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. W tym budynku, który już dziś stanowi placówkę edukacyjną, w podziemiach można zobaczyć i odczytać setki napisów, które zostawili po sobie ludzie związani z polskim podziemiem niepodległościowym, Żołnierze Wyklęci. Ludzie, którzy nie mieli świadomości, może nawet stracili nadzieję, że te kazamaty kiedykolwiek opuszczą. Przypuszczali, że być może zostaną wywiezieni gdzieś na Wschód, na Syberię, być może zakatowani i po kryjomu pogrzebani. I te napisy na każdym, kto wejdzie do tej przestrzeni publicznej, robią szczególne wrażenie. A wśród tych napisów, wśród setek imion, nazwisk, dat, kalendarzy, które pozwalały im odmierzać ten czas uwięzienia, znajdujemy też odniesienia do Boga i Ojczyzny. A jednym z najbardziej wstrząsających jest wyryty na kilku cegłach napis: „Śmierć naszym wybawieniem”. Pamięć o Żołnierzach Niezłomnych próbowano wymazać. W pobliżu Łączki chowano z honorami komunistycznych dygnitarzy i zbrodniarzy… Wokół Łączki są kwatery zasłużonych dla władzy komunistycznej. Ludzi, których nazwiska są powszechnie znane i kojarzą się z terrorem okresu stalinizmu. Mówimy tu o grobie słynnej Julii Brystygierowej, szefowej Departamentu V Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Mó-

wimy o grobach sędziów, którzy wydawali wyrok śmierci na generała Fieldorfa, czy grobach szefów departamentu więziennictwa, którym podlegały wszystkie więzienia i obozy w Polsce w tamtym okresie. Łączka była do niedawna terenem, gdzie znajdowało się około 300 grobów ludzi związanych z władzą komunistyczną. Nie powiem, żeby leżeli tam wyłącznie oprawcy. Ale, co szczególnie bulwersujące, leżą tam ludzie związani bezpośrednio z Urzędem Bezpieczeństwa, którzy stosowali brutalne metody śledcze. Także prokuratorzy czy sędziowie wydający wyroki śmierci, w tym najbardziej znany sędzia Roman Kryże, posiadający w „dorobku” prawniczym ponad 700 orzeczonych i wykonanych wyroków śmierci. Nie był to przypadek, że tego człowieka pochowano potem z asystą wojskową, honorami, orkiestrą wojskową i w miejscu, w którym grzebano jego ofiary. Czy to, że akurat w tym miejscu zdecydowano się chować zasłużonych dla władzy ludowej komunistów, w tym zbrodniarzy, było planowanym działaniem? Fakt, że w roku 1982 podjęto decyzję o tym, że Łączka, czyli pole bezimiennych pochówków z lat 40. i 50., ma stać się terenem zasłużonych dla władzy ludowej, nie był przypadkowy. Była to ostatnia odsłona świadomego, realizowanego od lat 40. procesu zacierania pamięci o tym miejscu. Ślad po tym miejscu miał zaginąć. Na szczęście stało się inaczej. Kilka lat temu ekshumowaliśmy szczątki wszystkich zasłużonych dla władzy ludowej. Wydobyliśmy szczątki wszystkich naszych bohaterów, w tym Żołnierzy Wyklętych pochowanych na Łączce. W tej chwili dzień po dniu pracujemy nad tym, by przywrócić im imiona i nazwiska. Jakie przesłanie zostawili Żołnierze Wyklęci dla młodego pokolenia? Żołnierze Wyklęci przez dziesięć powojennych lat prowadzili walkę w warunkach skrajnych. Podjęli ją bez przekonania, że wygrają. W imię zasad, wierności przysiędze. To przykład bohaterów, którzy poświęcili swe życie w walce dla Polski. Bez kalkulacji. W imię wartości, które wpoiła im II Rzeczpospolita. I oni tym symbolem wierności zasadom byli, są i pozostaną. Dla wszystkich Polaków, nie tylko dla młodego pokolenia, które uznało ich za swoich bohaterów. Czy jest możliwość wolontariatu przy pracach Państwa zespołu? Wszyscy, którzy chcieliby być wolontariuszami przy pracach Instytutu Pamięci Narodowej, mogą wejść na stronę IPN, na zakładkę Biura Poszukiwań i Identyfikacji, tam znajdą wiadomości na temat wolontariatu, co trzeba uczynić, żeby w tych pracach móc wziąć udział. Tylko na jednym etapie prac na Łączce, realizowanym w 2017 roku, przez trzy miesiące działań pracowało z nami ponad 250 wolontariuszy z całego kraju, ale także z zagranicy. Polaków w różnym wieku: od kilkunastu, do ponad siedemdziesięciu lat. Oddali w ten sposób swój hołd Żołnierzom Wyklętym. I mieli poczucie, że przesiewając tę świętą ziemię na Łączce, dotykają świętości. koncept 7

fot. IPN

go przeciwko reżimowi komunistycznemu jak pułkownik Łukasz Ciepliński i inne osoby, które w IV Zarządzie WIN mu towarzyszyły. Robimy wszystko, by ten czas był możliwie nieodległy. Uważam, że to tylko kwestia czasu i odrzucam możliwość, że ich nie odnajdziemy i nie zidentyfikujemy.


Karolina Chruścicka

Koronawirus – epidemia z Chin

Od momentu pojawienia się pierwszych informacji o koronawirusie świat został zalany ogromem informacji i niestety wiele z nich ma niewiele wspólnego z prawdą. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) 11 marca 2020 roku uznała, że mamy do czynienia z epidemią o zasięgu światowym, czyli pandemią. Jest to zagrożenie zdrowotne na poziomie globalnym i zarazem najwyższy stopień alertu wydawany przez WHO. Wirus dopadł już wszystkie kontynenty. W praktyce oznacza to, że zaleca się podejmowanie restrykcyjnych decyzji na poziomie państwowym dotyczących podróży czy życia obywatelskiego, czyli to, co możemy obserwować w naszym kraju. Ma to kluczową rolę w powstrzymaniu pandemii lub spowolnieniu jej rozwoju.

O

mówienie obecnej sytuacji epidemiologicznej w Polsce wymaga jednak najpierw wyjaśnienia, czym jest koronawirus 2019-nCoV. Jak sama nazwa wskazuje, wirus ten należy do rodziny koronawirusów (coronaviridae), które mogą występować u wielu gatunków ssaków. Wiele z nich wywołuje choroby także u ludzi – łagodne przeziębienie czy poważniejszy ciężki ostry zespół oddechowy (SARS). Wirus 2019-nCoV wywołuje chorobę o umiarkowanej ciężkości, a zakażenie dotyczy układu oddechowego. Jeszcze niedawno nie było terminu określającego to schorzenie. Nazwa COVID-19 została ogłoszona przez WHO i obowiązuje oficjalnie na całym świecie. „CO” oznacza koronę (ang. corona), „VI” – wirus (ang. virus), „D” – chorobę (ang. disease), a liczba 19 wskazuje rok pojawienia się wirusa – 2019 (Corona-Virus-Disease-2019). Różnica między koronawirusem 2019-nCoV a COVID-19 jest taka, że koronawirus to czynnik wywołujący chorobę, a COVID-19 to

8 marzec 2020

choroba, czyli zespół objawów spowodowanych przez ten czynnik. Na zespół ten składają się (od łagodnych do umiarkowanych objawów) zakażenia układu oddechowego. Są to najczęściej gorączka, kaszel, duszność, bóle mięśni, zmęczenie, które pojawiają się między 2. a 14. dniem po zakażeniu. Brzmi znajomo? Niestety, symptomy są o tyle niespecyficzne, gdyż wyglądają jak typowe przeziębienie lub grypa, które są dość częste w sezonie jesienno-zimowym. Jak w takim razie je od siebie odróżnić? Do zachorowania przede wszystkim jest konieczne zakażenie, czyli: ▶ BEZPOŚREDNI KONTAKT Z OSOBĄ CHORĄ. ▶ PODRÓŻOWANIE DO OBSZARU OBJĘTEGO WIRUSEM W CIĄGU 14 DNI PRZED POJAWIENIEM SIĘ OBJAWÓW. ▶ PRACA W OŚRODKACH, GDZIE PRZEBYWALI CHORZY.

Skoro objawy są o umiarkowanym nasileniu i wielu z nas, jeśli nie wszyscy, doświadczyło ich w swoim życiu, to czy rzeczywiście mamy się czego obawiać? U większości osób choroba będzie przebiegała łagodnie, jednak u 15–20% pacjentów może mieć ciężki przebieg w postaci śródmiąższowego zapalenia płuc prowadzącego do problemów z oddychaniem. Do zgonu dochodzi u 2–3% chorych. Najcięższy przebieg obserwuje się głównie u osób starszych, z obniżoną odpornością oraz osób z chorobami przewlekłymi (astma, cukrzyca, choroby serca). Dla porównania, z powodu grypy w sezonie umiera 0,1–0,5% chorych, a śmiertelność w epidemii wywołanej wirusem SARS w latach 2002– 2003 była na poziomie około 7%. Sposób rozprzestrzeniania wirusa jest wciąż badany przez WHO. Na chwilę obecną uznaje się, że choroba może roznosić się między ludźmi poprzez małe kropelki z nosa lub ust podczas kaszlu lub wydychanego powietrza przez osoby z COVID-19. Kropelki lądują na przedmiotach i powierzchniach wokół. Inni zarażają się poprzez dotyk, a następnie przeniesienie ich na swoje oczy, usta czy nos lub poprzez wdychanie aerozoli pochodzących z kaszlu czy wydychanych przez chorych. Dlatego tak ważne jest, aby przeby-


Porównując dzisiejszą sytuację do epidemii zespołu ostrej ciężkiej niewydolności oddechowej z lat 2002–2003 wywołanej przez koronawirus SARS, wydaje się, że nie mamy dużych powodów do obaw. wać w odległości 1–1,5 m od siebie. Ryzyko złapania COVID-19 od osoby bezobjawowej jest wciąż badane. Jednak wiadomo już, że wiele chorych doświadcza jedynie łagodnych objawów, szczególnie podczas wczesnych etapów choroby. Dlatego możliwe jest zarażenie się od osoby, która ma tylko lekki kaszel i ogólnie czuje się dobrze. Może wśród Waszych rozmów padło pytanie o przesyłki z Chin? Jak na razie nie ma żadnych dowodów na to, żeby koronawirus mógł rozprzestrzeniać się w ten sposób. Czas dostarczenia przesyłek jest zbyt długi, żeby wirus mógł przetrwać poza organizmem człowieka i zarazić osobę odbierającą. Dotychczas wszystko wskazuje na to, że konieczny jest bezpośredni kontakt. Mimo że 13 marca zostało zarejestrowane w Polsce nowe wskazanie chlorochiny jako leku wspomagającego leczenie COVID-19, to

niektórych chorób zakaźnych. Jednak samo noszenie maski nie gwarantuje ochrony przed zakażeniem, zawsze musi być one połączone z powyższymi zaleceniami. WHO zaleca racjonalne korzystanie z maseczek. Oznacza to, że powinny z nich korzystać osoby mające objawy chorobowe lub opiekujące się chorymi z podejrzeniem zakażenia. Wiemy już, jak zadbać o siebie i innych, jednak co w przypadku, gdy zachorujemy? Czy mamy od razu pędzić na SOR i oczekiwać pomocy? Najważniejsze to nie panikować i stosować się do zaleceń. Jeśli w ciągu ostatnich 14 dni wróciłeś z kraju, w którym występuje koronawirus, i masz takie objawy jak: gorączka, kaszel, duszności lub miałeś kontakt z osobą, u której potwierdzono zakażenie – bezzwłocznie powiadom telefonicznie stację sanitarno-epidemio-

U większości osób choroba będzie przebiegała łagodnie. Najcięższy przebieg obserwuje się głównie u osób starszych oraz osób z chorobami przewlekłymi. wciąż nie mamy jeszcze szczepionki czy w pełni skutecznego leczenia. Nie oznacza to jednak, że nie możemy nic zrobić, by uchronić siebie i innych. Oto kilka najważniejszych wskazówek: ▶ UNIKAJ BLISKIEGO KONTAKTU Z OSOBAMI CHORYMI (>1 M), W SZCZEGÓLNOŚCI Z OBJAWAMI PRZEZIĘBIENIOWYMI. ▶ PRZESTRZEGAJ HIGIENY RĄK – MYJ JE CO NAJMNIEJ 20 SEKUND WODĄ Z MYDŁEM I NIE DOTYKAJ UST, OCZU I NOSA NIEUMYTYMI DŁOŃMI. ▶ ZASŁANIAJ UST PODCZAS KASZLU ZGIĘCIEM W ŁOKCIU LUB JEDNORAZOWĄ CHUSTECZKĄ. ▶ ZOSTAŃ W DOMU, JEŚLI MOŻESZ, ZAMKNIĘCIE SZKÓŁ, SKLEPÓW I DELEGOWANIE PRACY DO DOMU MA SENS TYLKO WTEDY, JEŚLI WSZYSCY BĘDZIEMY SIĘ DO TEGO STOSOWAĆ. ▶ OGRANICZ KONTAKTY Z OSOBAMI STARSZYMI.

Zapewne wielu z Was zastanawiało się również nad noszeniem maseczek ochronnych. Owszem, pomagają one w ograniczaniu

logiczną lub zgłoś się do oddziału zakaźnego, lub oddziału obserwacyjno-zakaźnego, gdzie określony zostanie dalszy tryb postępowania medycznego. Na stronie www.gov. pl/koronawirus jest wykaz stacji sanepidów, oddziałów zakaźnych, wszystkie bieżące informacje na temat sytuacji w Polsce, statystyki przypadków. A przede wszystkim jest to rzetelne źródło wiedzy na temat samego wirusa i choroby. Sytuację epidemiologiczną na świecie można również na bieżąco śledzić na stronie WHO, która codziennie wstawia nowy raport odnośnie do zachorowania i nowych zgonów. Sytuacja w Polsce rozwija się dynamicznie. 14 marca 2020 roku mamy 93 potwierdzone przypadki COVID-19. 526 osób hospitalizowanych oczekujących na wyniki testów. 4413 osób objętych kwarantanną. 20340 osób objętych nadzorem epidemiologicznym. A czym w ogóle jest kwarantanna i jakich zaleceń należy przestrzegać? Nakłada ją państwowy inspektor na 14 dni od styczności z osobą chorą lub wjazdu na teren Polski. W czasie

kwarantanny nie wolno opuszczać określonego miejsca i trzeba udzielać inspekcji sanitarnej informacji o stanie zdrowia. W razie jego pogorszenia należy natychmiast powiadomić sanepid przez telefon i zgłosić się do oddziału zakaźnego. Nie należy zgłaszać się do lekarza rodzinnego ani na SOR! Ogólne zasady są następujące: ▶ POZOSTAĆ W DOMU. ▶ ODIZOLOWAĆ SIĘ OD CZŁONKÓW GOSPODARSTWA DOMOWEGO, W TYM ZWIERZĄT ▶ NOSIĆ MASKĘ OCHRONNĄ. ▶ CZĘSTO MYĆ RĘCE. ▶ ZASŁANIAĆ USTA PODCZAS KASZLU I KICHANIA CHUSTECZKĄ. ▶ NIE UŻYWAĆ PRZEDMIOTÓW WSPÓLNYCH Z DOMOWNIKAMI. ▶ ODKAŻAĆ CZĘSTO DOTYKANE POWIERZCHNIE – KLAMKI, KRANY, TELEFONY. ▶ OBSERWOWAĆ SIĘ POD KĄTEM WYSTĄPIENIA OBJAWÓW.

Ministerstwo Zdrowia informuje, że za nieprzestrzeganie kwarantanny grozi mandat karny w wysokości 5 tys. zł. Działania profilaktyczne mają największy sens, gdy tempo pojawiania się nowych zachorowań nie jest duże. Kierunek działań, zmierzający do zatrzymania ludzi w domach, jest najlepszym podejściem w obecnej sytuacji. Najważniejszym celem jest spowolnienie liczby zachorowań, aby zapewnić chorym odpowiednią opiekę. Jednak to, czy profilaktyka zadziała, jest tylko w naszych rękach. Musimy ograniczyć spotkania towarzyskie, wyjścia do sklepów i innych skupisk ludzkich, dbać o własną higienę, rozpoznawać objawy alarmowe, jeśli mamy podejrzenie, że ktoś z naszego otoczenia może być źródłem zakażenia. Nie wiemy, jak długo potrwa ta epidemia. Wciąż mamy niewiele informacji na temat tego wirusa, czy nabywa się trwałą odporność, oraz kiedy i czy zostaną wynalezione leki lub szczepienie ochronne. Wszyscy musimy stanąć na wysokości zadania, być ostrożni, wyrozumiali i mili dla siebie nawzajem. Pozostaje nam mieć nadzieje, że za kilka miesięcy ta sytuacja będzie całkowicie opanowana, a my będziemy mogli odetchnąć z ulgą. koncept 9


fot. Netflix

Kamil Kijanka

sKOŃczony amerykański sen Pod koniec stycznia ukazał się szósty, ostatni sezon „Bojacka Horsemana”. Tym samym zakończono jedną z najważniejszych produkcji pod szyldem „Netflix originals”. Przygody człowieka-konia bez wątpienia były czymś więcej niż zwykłą kreskówką. Nie dziwią liczne reakcje fanów, niemogących pogodzić się z faktem, że w 2020 roku żegnamy się z Bojackiem Horsemanem. Jak w przypadku tego serialu można było się spodziewać – zafundowano nam iście słodko-gorzki finał.

W

szystko zaczęło się w 2014 roku, kiedy to na platformie Netflix pojawił się pierwszy sezon „Bojacka” – serialu stworzonego przez parę licealnych przyjaciół, Lisę Hanawalt i Raphaela Boba-Waksberga, a wyprodukowanego przez The Tornate Company i ShadowMachine Films. Wtedy to poznaliśmy tytułowego bohatera – podstarzałego gwiazdora, który – delikatnie rzecz ujmując – najlepsze lata kariery ma już za sobą. Antropomorficzny człowiek-koń zyskał popularność jeszcze w latach dziewięćdziesiątych, za sprawą „Rozbrykanych” – amerykańskiego sitcomu, w którym to grał jedną z głównych ról. Od tych przysłowiowych „pięciu minut sławy” upłynęło jednak wiele czasu i… alkoholu, który Bojack wlewał w siebie, próbując choć przez chwilę zapomnieć o gromadzącym się rozczarowaniu. Lata mijały, a wraz z nimi perspektywy wyjścia na prostą tylko się oddalały. Horseman staczał się coraz bardziej, a propozycje kolejnych ról jakoś się nie 10 marzec 2020

pojawiały. Jego życie, przyćmione przez używki i nieodpowiedzialne związki, uciekało przez palce. Każdy kolejny dzień był w zasadzie kalką poprzedniego. W końcu przyszedł

i upadków w serialu możemy zobaczyć wiele. Poznać możemy chociażby kotkę Princess Carolyn – ambitną, skupioną na pracy menedżerkę gwiazd, Todda Chaveza – niezbyt

Bohaterowie serialu nie są pozbawioni głębi, a ich osobowości ewoluują wraz z kolejnymi sezonami. taki moment, w którym główny bohater postanowił coś zmienić. Jednak, jak to w takich chwilach bywa, do głosu dochodziły wówczas błędy przeszłości, skutecznie utrudniające wyjście na prostą. Tak mniej więcej można streścić historię Bojacka Horsemana i tło, od którego zaczyna się akcja serialu. Nie jest to jednak zwykła opowieść o sfrustrowanym, zapomnianym aktorze z nałogami. To osobista tragedia człowieka (konia) z depresją, który pod płaszczem cynizmu próbuje ukryć swoją wrażliwość, a konsekwencje złych życiowych wyborów ciągną się za nim w nieskończoność. Takich historii pełnych wzlotów

rozgarniętego i leniwego dzikiego lokatora Bojacka, Diane Nguyen – pochodzącą z Wietnamu pisarkę charakteryzującą się brakiem wiary w siebie czy psa Peanutbuttera – uwielbianego aktora, który zdaje się częściej działać, niż myśleć. Jakkolwiek irracjonalnie to brzmi, postaci te nie są pozbawione głębi, a ich osobowości ewoluują wraz z kolejnymi sezonami.

TRUDNE POCZĄTKI

W internecie można przeczytać wiele opinii, że „Bojack Horseman” zyskuje z każdym kolejnym odcinkiem. Moim zdaniem jest to słuszne


stwierdzenie. Najtrudniej przebrnąć przez pierwszy sezon. Nie znaczy to wcale, że na początku było nudno. W moim odczuciu twórcy po prostu nie do końca wiedzieli, w którym kierunku pójść, albo celowo podjęli pewne ryzyko. Jakie? Na rozwinięcie wątków postaci przewijających się przez serial potrzeba było zwyczajnie czasu. Podobnie

nej, by wrócić na szczyt. A nawet jeśli tzw. druga szansa się pojawi, nie zawsze będziemy potrafili z niej skorzystać. Doskonale przekonał się o tym Bojack, którego każda kolejna próba powrotu kończyła się jeszcze większym rozczarowaniem. Nawet największe gwiazdy są tylko ludźmi, pełnymi wad i słabości. Serial doskonale to obrazuje, a także

Bojack ujawnia brutalność amerykańskiego showbiznesu, a także problemy gwiazd tego światka, takie jak narkotyki, nadużycia seksualne, dyskryminacja czy nepotyzm. jak w przypadku historii samego Bojacka. Dopiero po poznaniu głównego bohatera, jego przeszłości i zrozumieniu istoty problemu z jego perspektywy, można przekonać się, że mamy do czynienia z serialem ambitnym, pełnym wielowymiarowych postaci, a sama produkcja to coś więcej niż zlepek historyjek uczłowieczonych zwierząt. Takie podejście mogło spowodować jednak, że nieco bardziej niecierpliwa grupa widzów zwyczajnie zakończy swoją przygodę z tą animacją po pierwszym sezonie.

ŚMIECH PRZEZ ŁZY

Serial, choć często raczy nas żartobliwymi scenami, wielokrotnie porusza istotne i niezwykle poważne kwestie. Ujawnia brutalność amerykańskiego showbiznesu, a także problemy gwiazd tego światka, takie jak narkotyki, nadużycia seksualne, dyskryminacja czy nepotyzm. Sława i pieniądze szczęścia nie dają, a aktorzy będący na piedestale bardzo szybko mogą z niego spaść. Wtedy też może się okazać, że brakuje pomocnej dłoni, potrzeb-

przedstawia kilka życiowych prawd. Niektóre z nich widać gołym okiem, inne zależą od naszej własnej interpretacji. Na pewno mówi o tym, że każdy dokonany wybór niesie ze sobą konsekwencje. (Uwaga, spoilery!) Bojack był otoczony przez grupę życzliwych mu osób, a także sam próbował zebrać się w garść. Za każdym razem jednak plany krzyżowały demony przeszłości, które odzywały się w najmniej odpowiednim momencie. Tak było chociażby z Herbem – przyjacielem Horsemana, dzięki któremu zaczęła się jego kariera aktorska. Po pewnym czasie koń stanął przed moralnym wyborem – wstawić się za kolegą lub zachować posadę. Bojack wolał kontynuować karierę. To niestety jeden z wielu błędów, jakie popełnił główny bohater. Podstarzały aktor nie tylko okazał się nielojalnym przyjacielem i egoistą; niewiele brakowało, a Bojack wykorzystałby nieletnią dziewczynę. Ponownie wepchał w szpony nałogu Sarę Lynn, z którą grał wiele lat wcześniej w „Rozbrykanych”, co ostatecznie doprowadziło do jej śmierci. Co gorsza, mimo tak dużego bagażu

doświadczeń i grzechów Horsemana, nie da się go całkiem nie lubić. Owszem, koń często daje się poznać z jak najgorszej strony, jako cham, cynik i frustrat. Z drugiej strony daje jednak powody, by mu współczuć, a słynne powiedzenie, że „dobrymi chęciami jest wybrukowane piekło”, w jego przypadku się sprawdza. Antybohater i tragiczna postać w jednym. Należy pamiętać, że droga Bojacka do sławy była wyboista. Samo dzieciństwo bohatera nie należało do łatwych, co z pewnością odcisnęło na nim swoje piętno. Nie jest to oczywiście usprawiedliwienie dla jego wszystkich wyborów. To po prostu luźna uwaga do tego, że życie nie jest czarno-białe, a częstokroć każda sprawa ma swoje drugie dno. Life is brutal.

OSTATNI SEZON

31 stycznia na platformie Netflix pojawiły się ostatnie odcinki finałowego sezonu. Sama decyzja portalu o tym, że szósty sezon będzie ostatnim, wzbudziła masę kontrowersji. Twórcy przekonywali, że mają koncepcje jeszcze na co najmniej dwa sezony. Jak potoczyłyby się dalsze losy Bojacka? Niestety, tego się nie dowiemy. Jak to zwykle z finałami bywa, tak i ten pozostawił sporo niedosytu. Jedne wątki zostały poprowadzone klarownie, drugie – dały więcej pytań niż odpowiedzi. I z wieloma pytaniami bez odpowiedzi pozostawiają nas autorzy finałowego sezonu. Liczę, że Netflix zrekompensuje nam tę stratę i udostępni kultowych „Rozbrykanych”. Być może i one pozwolą nam przetrwać chandrę związaną z finałem serialu, podobnie jak przez wiele lat pomagały tytułowemu Bojackowi Horsemanowi. koncept 11


Mateusz Kuczmierowski

Recenzje

WSPANIAŁA PANI MAISEL SEZON 1, PROD. USA, 8 ODCINKÓW PO OK. 50 MINUT

J

oel Maisel prowadzi życie, o którym w 1958 roku większość osób marzy. Nie wystarczy mu jednak wielki apartament, praca w centrum Manhattanu ani dwójka zdrowych dzieci. Wieczorami, ze wsparciem pięknej żony, próbuje swoich sił jako komik. Jeden nieudany występ w klubie wystarczy, aby roztrzaskać jego ego. Jakby na fali przedwczesnego kryzysu wieku średniego, młodzieniec, któremu zbyt wiele już podano na tacy, ewakuuje się ze swojego zaprojektowanego przez rodzinę życia. Zaczynający nowe życie z sekretarką Joel nie jest głównym bohaterem tej historii. Na skutek jego działań dosłownie i w przenośni na scenę wchodzi jego żona, pani Maisel (Rachel Brosnahan). Miriam (lub też

„Midge”) zawsze była bardzo zabawna. Gdy zszokowana, rozgoryczona oraz pijana trafia na klubową scenę, zamienia swój dramat w monolog i rozbawia publiczność do łez. Jej talent dostrzega stłamszona przez życie managerka klubu Suzie, która wkrótce namawia Midge na rozpoczęcie kariery jako komik. W tych pruderyjnych czasach wielu rzeczy nie można mówić na głos, zwłaszcza jeśli jest się kobietą, dlatego noc w areszcie to jedynie pierwsza z wielu przeciwności, które czekają na te bohaterki. Wspomniany klub to Gaslight, prawdziwy nowojorski lokal, w którym karierę zaczynał chociażby Bob Dylan, a ważnym bohaterem epizodycznym jest Lenny Bruce, jeden z najbardziej wpływowych komików

w historii. Oprócz świata komedii serial skupia się na portretowaniu życia mniejszości bogatych Żydów. Zmiany w życiu Midge zmuszają do rozwoju jej neurotycznych rodziców, w tym profesora matematyki Abe’a, w którego wciela się aktor znany z roli detektywa Monka Tony Shalhoub. Inny osadzony w sercu Manhattanu serial, „Mad Men”, również ukazywał ewolucję bohaterów w czasach zmian społecznych. Pozostawił po sobie niszę, którą świetnie wykorzystują twórcy „Wspaniałej Pani Maisel” z pomocą szczodrego finansowania Amazonu. Pokazują więcej lokacji niż twórcy „Mad Mena” i od początku prowadzą swoją historię z dużym rozmachem, często wykorzystując długie, płynne ujęcia. Mają pewnego asa w rękawie: opowieść o prowokujących niegdyś komikach nie jest sama w sobie szokująca i nieprzystępna dla współczesnego widza. „Wspaniała Pani Maisel” od początku posiada unikalny, urokliwy ton. Aby w pełni go docenić, trzeba polubić melodramatyczne i obyczajowe elementy, dzięki którym historia, i tym samym kariera bohaterki, w naturalny sposób rozwijają się na przestrzeni sezonów. Oczywiście serial o profesjonalnych komikach nie mógłby się udać, gdyby nie był po prostu zabawny, a na szczęście to wychodzi twórcom bez problemu.


został szybko włączony przez Franka Sinatrę do jego repertuaru. Sinatra regularnie wykonywał ten utwór na żywo, musiało jednak minąć kilka lat, zanim przestał wskazywać duet Lennon & McCartney jako autorów kompozycji, którą nazywał jedną z najwybitniejszych piosenek miłosnych wszech czasów. Harrison od początku stanowił trzon grupy i odgrywał znaczną rolę jako jej najbardziej uzdolniony gitarzysta, a także odpowiadał za ¼ utworów na albumach. Niemniej chociażby na słynnym „Sierżancie Pepperze” jest mniej obecny, gdyż w tym czasie zajmował się studiowaniem muzyki indyjskiej. Ponadto

Harrison miał inny styl pracy niż podejmujący szybkie i genialne decyzje ulubieniec producenta George’a Martina McCartney. Harrison potrzebował za to np. ponad sto razy wykonać z grupą utwór „Not Guilty”, aby wydać go dopiero 11 lat później na solowym albumie. W ten sposób do czasu rozpadu grupy muzykowi uzbierało się dużo niedokończonych kompozycji, a wraz z nimi niespełnione ambicje. Kiedy już miał studio całe dla siebie, pofolgował swoim tendencjom. Większość piosenek na albumie ma charakter religijno-miłosny, czyli mogą dotyczyć miłości zarówno do Boga, jak i kobiety. Najważniejszy singiel, hymn „Here me Lord”, ma nietypowy dla muzyki popowej wyłącznie przekaz religijny i zawiera odwołania do kilku wyznań. Samo brzmienie płyty także odróżnia od nagrań grupy. Po dziś dzień bombastyczna, symfoniczna produkcja Phila Spectora budzi kontrowersje, dlatego fani liczą, że przy okazji 50. rocznicy jej wydania, czyli w 2020 roku, doczekają się surowych, akustycznych wersji. Nowe wydanie pewnie nie przepisze historii jak oryginalne „All Things Must Pass”, ale dziś talent Harrisona pozostaje doceniony.

Widzowie pokochali „Lśnienie” Kubricka, ale King nie wybaczył filmowi odstępstw od swojego dzieła. A kontynuację oparł na wątkach, których Kubrick nie eksponował. Jej bohaterem jest Danny Torrance, niegdyś chłopiec zimujący w hotelu Overlook, a dziś straumatyzowany dorosły (Ewan McGregor). Po latach alkoholizmu spokojnie żyje, pomagając pacjentom hospicjum. Ten ascetyczny żywot kończy się, gdy nastoletnią, potężną telepatkę i znajomą Danny’ego Abrę, zaczyna ścigać gang wampirycznych istot, pragnących ucztować na jej energii. Przewodzi im Rose, interesująca postać, dzięki

odgrywającej ją Rebeccę Ferguson. Takiego sequela nie nakręciłby Stanley Kubrick. Flanagan postanowił jednak pogodzić ze sobą sprzeczne źródła. „Doktor Sen” jest zgodny z zakończeniem filmowego „Lśnienia”, ponadto wykorzystuje jego inne elementy. W retrospekcjach i finale powraca hotel Overlook taki, jak pieczołowicie zaprojektował go Kubrick. Poza tym tempo i struktura filmu są zupełnie inne. Cała wspomniana mitologia zostaje wyłożona na przestrzeni pierwszych dwóch godzin filmu (w wersji reżyserskiej ekranizacja trwa aż 181 minut). Podzielona na sześć rozdziałów wielowątkowa, fantastyczna historia toczy się w tempie powieści lub serialu i zawiera jedynie elementy horroru. Filmowy budżet był potrzebny, żeby zrealizować chociażby ciekawe ujęcia lotu i obracających się domów, a także ponownie ożywić słynny hotel. To odwzorowanie nie jest kompletne chyba jedynie przez cyfrowe zdjęcia filmu Flanagana. Jako serial „Doktor Sen” sprawdziłby się świetnie. Jako film zaskakuje spokojnym tempem i komiksową grozą, warto jednak docenić sposób, w jaki Flanagan nie idzie na skróty.

ALL THINGS MUST PASS GEORGE HARRISON, UNIVERSAL MUSIC POLSKA

D

la młodego pokolenia George Harrison to poważny kandydat na ulubionego Beatlesa. Szczególnie atrakcyjna jest historia o tym, jak nazywany „cichym” Harrison przez większość istnienia zespołu pozostawał w cieniu kolegów, następnie napisał jedne z najciekawszych kompozycji na ostatni album grupy, a wkrótce po jej rozpadzie wydał trzypłytowe „All Things Must Pass”, największy bestseller wśród nagrań eksbeatlesów. Dziś napisany przez Harrisona „Here Comes The Sun” to najpopularniejszy utwór The Beatles na Spotify. Inny utwór Harrisona z „Abbey Road” Beatlesów, „Something”,

DOKTOR SEN REŻ. MIKE FLANAGAN, PROD. USA, 152 LUB 181 MIN (WERSJA REŻYSERSKA)

M

ike Flanagan pozyskał rzeszę fanów dzięki serii udanych horrorów, dlatego jego angaż przy ekranizacji „Doktora Sna” został dobrze przyjęty. Samo ogłoszenie filmu, który de facto stanowić miał kontynuację kultowego i ikonicznego „Lśnienia” Stanleya Kubricka, zapewne zostałoby uznane za korporacyjną obrazę dla sztuki, gdyby nie poprzedzało go wydanie książkowej kontynuacji przez autora oryginału Stephena Kinga, któremu na tym etapie kariery chyba wolno już wszystko. „Doktor Sen” był od początku zaplątany w dziwną sieć powiązań.

koncept 13


Ariel Wojciechowski

Jakie są losy studentów na rynku pracy? Przez pryzmat historii i zmian w szkolnictwie wyższym spróbujemy odpowiedzieć na pytania, które z perspektywy studenta mogą mieć istotny wpływ na przyszłe życie zawodowe. Poruszymy również temat uczenia się przez całe życie jako niezbędnego dziś elementu do prowadzenia własnej kariery i budowania pozycji na rynku pracy. Koncept: Panie Rektorze, znamy klasyczną funkcję, do jakiej były powoływane szkoły wyższe. Od tego czasu świat niebywale się zmienił. Czym dziś jest szkoła wyższa? Jaką rolę pełni wobec społeczeństwa? Prof. Wiesław Banyś: Wolę mówić o „uniwersytecie” niż o „szkole wyższej”, bo ta nazwa nie tylko jest bardziej akademicka i mniej urzędowa, ale też lepiej podkreśla specyfikę edukacji wyższej. Czym jest dzisiaj uniwersytet? Zaczyna powoli być wszystkim (lub, jak kto woli, „tworem hybrydowy”, zwłaszcza takim, który jest – jeszcze – nazywamy klasycznym). Mówiąc uniwersytet, mam na myśli nie tylko uniwersytety klasyczne, ale także uczelnie innego typu (politechniki, uczelnie medyczne, etc.). Wszystkie te instytucje mają trzy główne role do spełnienia w społeczeństwie, które, notabene, były już wskazane, choć z różną mocą, w Wielkiej Karcie Uniwersytetów z 1988 roku. Pierwsza, to tworzenie i szerzenie nowej wiedzy; druga, to kształcenie studentów. Zaś trzecia, to społeczna odpowiedzialność uniwersytetów, która szczególnie dzisiaj, w naszych turbulentnych czasach, staje się niezwykle ważna i jest bardzo wyraźnie i mocno podkreślana. Poza szeroko rozumianą współpracą z otoczeniem społeczno-gospodarczym, już przysłowiowym wyjściem poza akademicką „wieżę z kości słoniowej”, kładzie się nacisk m.in. na odpowiednie ogólnorozwojowe kształcenie studentów na przyszłych świadomych i odpowiedzialnych obywateli. Nie da się dobrze realizować tych zadań bez autonomii instytucjonalnej uniwersytetów i indywidualnej uczonych. To jest w konsekwencji nasza wspólna odpowiedzialność, by dbać o autonomię i wolność poglądów oraz tworzyć warunki do rozwoju młodych ludzi w pluralizmie poglądów i koncepcji. W 2018 roku mieliśmy 1 230 300 studentów na 392 uczelniach. Do rekordowych 2 000 000 studentów oraz 457 uczelni trochę brakuje i zauważalna jest tendencja spadkowa. Jednak czy na ten moment to 14 marzec 2020

dalej nie za dużo? Jak to wpływa chociażby na takie podstawowe kwestie jak wartość dyplomu czy jakość kształcenia? Dobrych uczelni nigdy nie jest za dużo. Nadrzędną wartością była, jest i będzie jakość badań naukowych i jakość kształcenia. Jeżeli uczelnie spełniają te wartości i wypełniają swoją rolę – to jest to właściwy kierunek. Trudno powiedzieć, czy jest to za dużo, czy za mało. Tu regulatorem powinny być, z jednej strony, poziom badań naukowych i kształcenia oraz różnorodność oferty, i z drugiej strony – zapotrzebowanie na taką ofertę. Różnorodność zawsze jest bogactwem, z którego można czerpać. Jeśli uczelnia posiada wysoki poziom kształcenia i badań, to może być spokojna o swój los, ponieważ zawsze będzie mieć kandydatów na proponowane studia. Z tego też po części wypływa wartość dyplomu. By ta wartość była pełna, należy dołożyć niemniej ważny czynnik, a mianowicie wkład indywidualny, intelektualny, a także charakterologiczny osoby, która uzyska dyplom. Dopiero z takim zestawem cech, wiedzy, kompetencji i umiejętności absolwent, będący jednocześnie najlepszym ambasadorem uczelni, którą kończy, startuje z dużymi możliwościami na rynku pracy. Przejdźmy do tematu głównego naszej rozmowy. Dziś przez wszystkie przypadki odmieniamy hasło: studenci na rynku pracy. Dyskutujemy o jak najlepszym przygotowaniu absolwentów do podjęcia pracy zawodowej. Czy uczelnia jest w stanie sama przygotować studenta do wejścia na rynek pracy? Ta odmiana przez przypadki tego hasła i tocząca się od wielu już lat dyskusja pokazuje złożoność tematu. Na szczęście mamy już do dyspozycji narzędzie ELA (Elektroniczne Losy Absolwentów) stworzone na zlecenie Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, które pozwala dość precyzyjnie przeanalizować losy absolwentów uczelni i ich zatrudnienie, gdyż źródłem informacji są między innymi dane Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.


ST

N

Dane z 2017 roku pokazują, że w przypadku absolwentów jednolitych studiów magisterskich czas znalezienia pierwszej pracy po obronie dyplomu wynosi średnio niecałe 3 miesiące, a na pierwszą umowę o pracę czeka się niecałe 3,5 miesiąca. W przypadku absolwentów studiów II stopnia – odpowiednio – niecałe 1,5 miesiąca i niecałe 2 miesiące. Ta sytuacja ma zapewne także związek z generalną sytuacją gospodarczą Unii Europejskiej, która od kilku lat notuje okres najniższego w historii bezrobocia. Według Eurostatu poziom zatrudnienia absolwentów w wieku 20–34 lata z lat 2016–2019 wyniósł 85,5 proc. Polska na tym tle ma dobrą pozycję z wynikiem 88,9 proc. (podobny wynik ma też np. Rumunia, ale lepiej wyglądają m.in. Czechy, Węgry, Litwa, Łotwa i Estonia, choć różnica między nimi a Polską nie jest duża, bo mniejsza niż 1 pkt proc.). Bezpośrednie przygotowanie do zatrudnienia na rynku pracy jest zróżnicowane ze względu na specyfikę uczelni. Większym wskaźnikiem zatrudnienia będą mogły pochwalić się np. uczelnie medyczne czy techniczne, zaś w uniwersytetach klasycznych ten wskaźnik będzie generalnie niższy. Nieubłaganie zbliżającym się wyzwaniem dla uczelni jest w perspektywie kilku czy kilkunastu lat przygotowanie młodych ludzi do kształcenia w obszarach, których dziś jeszcze nie ma, i umiejętności adaptacji do wymagań przyszłości. Jedno jest natomiast pewne: wykształcenie ma znaczenie i im wyższy jego poziom, tym większa szansa na zatrudnialność. W jaki sposób połączyć kilkuletnie studia, które przewidują określone efekty uczenia się, z tak szybko zmieniającym się rynkiem pracy i oczekiwaniami pracodawców? Czy w Pana ocenie podział na studia I i II stopnia pozwala na odpowiednie przygotowanie studenta do rozpoczęcia pracy zawodowej już po ukończeniu I stopnia studiów? Temu miały służyć reformy kształcenia związane z procesem bolońskim. Kształcenie w jednolitym pięcioletnim cyklu na wszystkich kierunkach nie przystaje już do wymagań i potrzeb współczesnego świata i liczba jednolitych magisterskich kierunków studiów jest ograniczona i związana ściśle z ich specyfiką i wymaganiami programowymi. W Polsce, i nie tylko, I stopień studiów nie jest jeszcze do końca rozpoznawalny. Ten podział miał na celu zwiększyć mobilność studentów zarówno podczas studiów w jednej uczelni, jak i między uczelniami. Niewątpliwie jest jeszcze dużo do zrobienia np. w świadomości absolwentów i przedstawicieli otoczenia społeczno-gospodarczego, aby oba stopnie były uznawane za generalnie dające odpowiednie do swojego cyklu wykształcenie do zatrudnienia. Dzisiaj, niestety, często licencjat traktowany jest jako wykształcenie niepełnowartościowe. Nie jest możliwym, aby wszystkie umiejętności i kompetencje zmieścić w efektach

UD E N T

A R NKU Y

uczenia się, chociażby ze względu na ograniczony czas studiów. Z jaką dodatkową ofertą edukacyjną wychodzą naprzeciw studentom uczelnie? Tu prym wiodą przede wszystkim kursy i studia podyplomowe. One uzupełniają ofertę programową w obrębie studiów stacjonarnych oraz pozwalają kandydatom podjąć specjalistyczną, krótkoterminową ścieżkę dokształcenia. To kandydat wybiera sobie konkretny kurs czy studia podyplomowe, które podniosą jego kompetencje i pomogą zdobyć lepszą pozycję na rynku pracy. Ważną kwestią w tym względzie jest weryfikowanie oferty i wybieranie instytucji, które gwarantują wysoką jakość. Przyszłościowo to właśnie te formy będą tym, co studenci, absolwenci, ale również pracodawcy będą sobie najbardziej cenić, i warto na bieżąco śledzić ofertę kursów i studiów podyplomowych. Ta dodatkowa oferta uczelni powinna być szeroko promowana przez liczące się firmy i korporacje. Włączanie do oferty benefitów pozapłacowych możliwości samodoskonalenia się pracowników zapewni nie tylko podniesienie jakości i efektywności firmy, ale także zwiększy poziom satysfakcji z pracy pracownika. E-learning w Polsce wciąż traktowany jest jako nowoczesne narzędzie, którego boi się część wykładowców. Czy istnieje możliwość, aby tradycyjny wykład był efektywnie wspierany przez e-narzędzia? I kiedy na polskich uczelniach staną się one konkurencją dla płatnej oferty na rynku? E-learning, który rzeczywiście w Polsce nie do końca się przyjął, to już jest standard w dobrych ośrodkach zagranicznych. Dziś uzupełnia się go też o tzw. MOOC (Massive Open On-line Courses), które są dostępne nie tylko dla studentów i absolwentów, ale dla wszystkich zainteresowanych. Idea wywodząca się z Harvardu i MIT jest coraz szerzej promowana, np. za pomocą świetnych wykładów w ramach TED i TEDx. Te rozwiązania powinny być naturalnym elementem programów studiów. Cieszę się, że w Polsce mamy pierwsze działania wdrażające nowoczesne formy kształcenia na rynku akademickim. Takim projektem jest NAVOICA realizowana przez Fundację Młodej Nauki, czyli pierwsza polska platforma z ogólnodostępnymi kursami MOOC. Cała oferta jest dostępna online, wspólnie z wymienionymi wcześniej kursami i studiami podyplomowymi jest doskonałym narzędziem do nabywania nowych kompetencji w perspektywie kariery zawodowej. Dla dzisiejszego pokolenia wchodzącego w świat uniwersytecki narzędzia cyfrowe i związki świata cyfrowego z rzeczywistym są czymś oczywistym i uniwersytety na te oczywistości także odpowiadają. Jednak w całym tym cyfrowym galopie nie możemy zapominać o relacjach międzyludzkich, które są fundamentalną wartością, nie tylko na uniwersytetach. Żadne e-narzędzie nie zastąpi kontaktu uczonego i studenta i to jest ta wartość, która jest najcenniejsza i ponadczasowa. koncept 15


Rozmawiamy z Profesorem Wiesławem Banysiem, Wiceprzewodniczącym Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Rektorem Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach (2008–2016), Przewodniczącym Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich (2012–2016), członkiem Zarządu European University Association (2015–2019) na temat dzisiejszej roli uczelni. Czy ukończenie zwiększających swoją popularność studiów dualnych, łączących zdobywanie wiedzy z praktycznymi umiejętnościami przyszłego zawodu, jest gwarancją zdobycia pożądanej pracy i wysokich zarobków? Bez wątpienia studia dualne, które są realizowane głównie na uczelniach o profilu praktycznym, są formą kształcenia potrzebną i właściwą. Docenianą również przez przedstawicieli otoczenia społeczno-gospodarczego, którzy współpracują z uczelniami przy realizacji tych studiów. Ale w przypadku kształcenia, w jakiejkolwiek formie, takich gwarancji zasadniczo nie da się udzielać, jeśli chce się być w pełni obiektywnym i uczciwym. Sylwetka absolwenta składa się bowiem nie tylko z tego, co oferuje uczelnia w swoich programach, ale także z innych elementów, o których mówiliśmy wyżej, w tym także tego, z jakim zaangażowaniem do procesu kształcenia podchodzi student – tak więc odpowiedzialność za sukces spoczywa tutaj na obu stronach. Czy dziś student, który uczęszczał jedynie na obowiązkowe zajęcia, i na sam koniec, jako absolwent, odbierze dyplom potwierdzający nabyte przewidziane programem studiów efekty uczenia się, może być pewnym swojej pozycji na rynku pracy? Taka pewność jest niebezpieczna, bo dobrze wiemy, co kroczy przed upadkiem. Zawsze musimy mieć pewien dystans do tego, co oferuje nam nawet najlepsza uczelnia. Natomiast z dużym prawdopodobieństwem możemy przyjąć, że kończąc z wyróżnieniem kierunek, na który jest duże zapotrzebowanie, możemy być spokojni o naszą karierę zawodową. Mottem przewod-

16 marzec 2020

nim powinna być jakość studiowania i to na to powinien być położony największy nacisk przez wszystkich przedstawicieli środowiska akademickiego, bo jest w naszym wspólnym interesie, by kształcić młodych ludzi potrafiących wziąć później odpowiedzialność za przyszłość swoją, najbliższych i całego społeczeństwa. Czy uważa Pan, że działalność studencka np. w samorządzie, kołach naukowych, organizacjach studenckich rzeczywiście podnosi rynkową wartość absolwenta czy jedynie pozwala mu podczas studiów nabyć dodatkowe umiejętności, które może wykorzystać w przyszłej pracy? Myślę, że to drugie. Pracodawca przede wszystkim zwraca uwagę na to, jakie umiejętności i kompetencje posiada kandydat na pracownika, jaką uczelnię kończył, a mniej na to, w jakiej formule je nabył. Szeroko pojęta aktywność studencka to świetne miejsce do nabywania tzw. kompetencji miękkich, których faktycznie generalnie nieco brakuje, i rozwijania swojej osobowości. Umiejętności zarządzania, współpracy w grupach oraz realizacji celów wykraczają poza zwykłą wiedzę, a są tym komponentem praktycznym, który jest niezwykle ceniony wśród pracodawców. Ze względu chociażby na ograniczenia czasowe nie jesteśmy w stanie ująć w pełni w programie studiów zajęć z zakresu tych kompetencji, dlatego tu otwiera się przestrzeń dla samorządów i organizacji studenckich, które w ramach swoich działań mogą wyposażać studentów dodatkowo w odpowiednie umiejętności. To oczywiście nie zamyka tematu, nad którym jako środowisko akademickie pracujemy, jak, w miarę możliwości, przeformatować programy, tak, by znaleźć miejsce dla zajęć z zakresu kompetencji miękkich.


Łukasz Samborski

E-nauczenie,

rewolucja czy ewolucja? C zy wiesz, że prawie każdy, kto korzysta z komputera, ukończył jakiś rodzaj e-learningu? Być może nazywało się to szkoleniem internetowym, nauką online lub szkoleniem komputerowym, ale wszystko to można zaliczyć do kategorii e-learningowej. E-nauczanie to szybko rozwijająca się branża, której początki możemy prześledzić od lat 80. XX wieku, a nawet znacznie wcześniej (w formie kształcenia na odległość i kursów telewizyjnych). W szerokim ujęciu można do e-learningu zaliczyć wykorzystywanie urządzeń elektronicznych (komputerów, tabletów lub telefonów) do dostarczania odbiorcom treści edukacyjnych lub szkoleniowych. E-learning oferuje wiele korzyści, których nie zapewniają bardziej tradycyjne opcje szkolenia, takie jak warsztaty lub wykład. Na przykład: •

może być działaniem asynchronicznym lub synchronicznym: tradycyjnie e-learning jest asynchroniczny, co oznacza, że ​​ nie ma z góry określonego czasu na naukę. Każdy może pracować w swoim własnym tempie i nie spieszyć się, aby zrozumieć poszczególne treści. Bardziej synchroniczny e-learning jest obecnie oferowany przez opcje konferencji internetowych lub czatów. Wspaniałą rzeczą w e-learningu jest to, że daje możliwość wyboru dogodnej opcji;

ma zasięg globalny: e-learning może być umieszczony na platformie online i łatwo dostępny dla ludzi na całym świecie. Nie ma potrzeby drogich podróży lub spotkań w wielu strefach czasowych. Sprzyja to studiowaniu w innych krajach bez konieczności przeprowadzki i pozwala na korzystanie z doświadczeń uczelni zagranicznych; obejmuje wiele urządzeń, w tym urządzeń mobilnych: kursy online mogą działać na komputerach, a także na urządzeniach mobilnych, takich jak smartfony i tablety. Oznacza to, że kursy e-learningowe mogą być wykorzystywane w każdym miejscu i w każdej chwili;

jest oparty na potrzebach: oprogramowanie do tworzenia e-learningu jest tak łatwe w użyciu, że każdy może stworzyć, opublikować i udostępnić kurs w ciągu kilku godzin, umożliwiając zapewnienie ludziom zasobów i szkoleń, do których mają prawo dostępu, kiedy tego potrzebują;

jest bardziej efektywny: dzięki e-learningowi możesz opracować kurs, który można rozsyłać elektronicznie do tysięcy, zamiast organizować osobiście odrębne sesje szkoleniowe i wykładowe;

obniża koszty: wszystkie powyższe czynniki prowadzą do

oszczędności kosztów dla organizacji, które korzystają z kursów e-learningowych, w celu zastąpienia niektórych tradycyjnych szkoleń prowadzonych przez instruktorów oraz dla odbiorców (np. koszty dojazdów);

pozwala na stałą jakość i treść: za pomocą jednego kursu e-learningowego możesz konsekwentnie przekazywać tę samą wiadomość wszystkim uczącym się. Podczas szkolenia stacjonarnego przesłanie, wyposażenie i inne warunki mogą się znacznie różnić w zależności od miejsca, co może mieć wpływ na wyniki kursu.

Mimo wielu zalet, e-nauczanie posiada kilka wad, wśród których jedną z najważniejszych jest brak bezpośredniego kontaktu z innymi osobami uczestniczącymi w procesie edukacji. Odpowiedzią na ten problem jest tzw. blended-learning zwany również mix-learningiem i hybryd-learningiem, który łączy w sobie klasyczną edukację z metodami e-learningowymi. Czym jest blended-learning? Systemem łączącym klasyczne metody nauczania stacjonarnego z innowacyjnymi sposobami wykorzystywanymi w nauczaniu zdalnym, który znacząco wpływa na wzbogacenie procesu edukacyjnego. Szkolenia mieszane to odpowiedź na społeczną potrzebę ciągłego i nieograniczonego dostępu do informacji i konieczność kształcenia się przez całe życie.

koncept 17


KRZYŻÓWKA

dwie strony postanawiają wymienić między sobą określone kwoty wraz z należnymi odsetkami w różnych walutach na określony czas.

POZIOMO:

2. Sposób ustalenia jednolitej ceny danego dobra lub usługi w oparciu o mechanizm inny niż rynkowy.

17. Efekt … to efekt dystrybucyjny wynikający z nierównomiernych zmian w podaży pieniądza, a więc tego, że np. nowe pieniądze trafiają do gospodarki różnymi kanałami.

3. Opłata … to należność pobierana przez bank wydający kartę płatniczą od agenta rozliczeniowego przy każdej transakcji przy użyciu karty.

19. Efekt … to negatywny wpływ na podaż kredytu, jaki wywołuje restrykcyjna polityka pieniężna.

7. Zakup instrumentu finansowego lub posiadanie tego instrumentu finansowego na właściwym rachunku.

PIONOWO:

1. System, w którym kraje nim objęte rezygnują ze swoich walut narodowych na rzecz wspólnej waluty.

9. Rodzaj czeku, który wystawiany jest przez bank lub inną instytucję finansową na standardową kwotę (np. 100 złotych) w różnych walutach.

4. … cenowe – relacja cen artykułów sprzedawanych przez dany podmiot (np. kraj) do cen towarów kupowanych przez niego.

11. Stopa … służy do obliczania ceny, po jakiej bank centralny przyjmuje do redyskonta spełniające określone warunki weksle od banków komercyjnych.

5. … fraudowy to proces przypisywania potencjalnym lub istniejącym klientom prawdopodobieństwa popełnienia nadużycia, fałszerstwa lub celowego złamania umowy.

13. … gospodarki – zjawisko gospodarcze; w wyniku poprawy sytuacji gospodarczej następuje duży wzrost popytu konsumpcyjnego i inwestycyjnego.

6. Okres obowiązywania umowy ubezpieczenia, w czasie którego ochrona ubezpieczeniowa jest ogra-

15. … walutowy to umowa, w której

niczona lub jeszcze nie obowiązuje. 8. Akord … to system wynagradzania, w którym płaca jest uzależniona od ilości wykonanej pracy. 10. Przepływy … to wzajemne świadczenie między dwoma podmiotami. 12. … repo to transakcja finansowa polegająca na sprzedaży papieru wartościowego i jednoczesnym zobowiązaniu się do jego odkupu w ustalonej dacie w przyszłości. 14. Naczynie służące do przechowywania pieniędzy, zwykle używane do oszczędzania. 16. … walutowa – forma sztywnego systemu kursu walutowego danego kraju, wykorzystywana najczęściej do walki z hiperinflacją. 17. Duopol … to sytuacja, gdzie na rynku działa dwóch oligopolistów, którzy jednocześnie ustalają ilości wytwarzanego produktu w celu maksymalizacji swoich zysków. 18. … deflacyjna – brak równowagi rynkowej, wyrażający się istnieniem nadwyżki globalnej podaży nad globalnym popytem.

1 2 16

3 4

5

7

11

6

1 2

8

10

11

12

10

9

17

15

12

4

13

8

14 3

15

13

5

17

6

18

16

9

14

7

19

Rozwiązanie: 1

18 marzec 2020

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17


Wenecki karnawał ze snu

Joanna James

Karnawał w Wenecji to najbardziej znana impreza tego typu w Europie. Żadne miasto na Starym Kontynencie nie ma tak długiej i bogatej tradycji świętowania ostatnich dni przed rozpoczęciem Wielkiego Postu. Nazwa Carnevale oznacza po prostu pożegnanie jedzenia mięsa. koncept 19


1

2

20 marzec 2020

3


4

1. Na każdym kroku można natknąć się na osoby w przebraniach, a czasem przyłapać je w intymnej sytuacji wytchnienia pomiędzy pozowaniem do kolejnych zdjęć. 2. Wiele kostiumów nawiązuje do historycznych postaci lub tradycyjnych strojów karnawałowych. Na zdjęciu maska w stylu dottore della peste, czyli lekarza zarazy, pochodząca z czasów epidemii dżumy w Europie. 3. Stroje są zawsze dopracowane w najmniejszym szczególe do tego stopnia, że nie mogą ominąć czworonożnych towarzyszy. Przebrane w kostiumy dopasowane do właścicieli pieski to popularny widok na ulicach i placach miasta. 4. Przez kilkanaście dni ulice Wenecji zalane są ludźmi poprzebieranymi w piękne, a czasem spektakularne kostiumy. Niektóre ze strojów powstają cały rok i wymagają długiego planowania oraz pochłaniają ogromne fundusze. Wszyscy przebrani z dumą prezentują swoje dzieła i chętnie pozują do zdjęć zachwyconych turystów.


Niezbędnik intelektualisty Jakub Greloff

Będąc młodym intelektualistą

aką rolę pełni piękno w życiu intelektualisty? Jeśli rzeczywiście piękno ma zbawić świat, a tak ujął to Dostojewski, to nie ma chwili do stracenia, czas zwrócić się w tę stronę. Czym jest piękno? Czy można uczynić je stałym elementem życia? Gdzie go szukać? Czy nas zmieni? A może i cały świat? Chodzi o piękno, które nas otacza, czyli dobra widzialne. Ale jest też coś więcej, piękno niewidzialne. Oba wymiary piękna przy odrobinie naszej wrażliwości mogą być połączone jak naczynia. Jak artysta i natura: on odmalowuje jej barwy na płótnie, a ona przemienia jego wnętrze i inspiruje do twórczego działania. Wyspiański wyraził to w słowach: „Dzieło, kompozycja, pomysł, rzut – idea, chwila, moment twórczy – ból – męka – rodzenie – chwile przed skończeniem – omdlenie – energia – siła – dopełnienie – – wyczerpanie. Sen – – dokonane jest”. Obraz [eikōn] uobecnia to, co nieobecne, zapowiada lub przypomina. Daje poczucie dostępu do odległej rzeczywistości. Wskazuje na świat przedstawiony a zarazem na świat wartości. Piękno widziane odbija się w nas i wywołuje echo. Pod znaczeniem literalnym i dosłownym odkrywamy dostęp do kolejnych

J 22 marzec 2020

warstw sensu. Uwidacznia się relacja przedstawienia i rzeczy przedstawionej, ze śladami pamięciowymi i z całym naszym intelektem. Jeśli można byłoby sfotografować stan swojej egzystencji i się mu przyjrzeć, czy dojrzelibyśmy tam piękno? Dawać czy brać? Być czy mieć? Wstać i iść czy stać i czekać? Przebaczyć czy żywić urazę? Żałować czy się za siebie nie oglądać? Być wdzięcznym innym czy sobie? Kochać drugiego czy siebie? Doświadczenie piękna udziela odpowiedzi. Przywołuje marzenia o niewinności i pojednaniu. Nadzieja zaczyna działać w naszej egzystencji, pełni funkcję formatywną. Ricoeur pisał, że „zmieniając wyobraźnię, człowiek zmienia egzystencję”. Moc tych słów podpowiada, że warto przeprowadzić rewolucję w dziedzinie kierujących nami obrazów. Sztuka, jeśli nie jest spotkaniem z pięknem, nie jest sztuką. Muzea sztuki współczesnej obliczone na prowokacje. Produkcje serialowe na popularnych platformach pełne brutalności, zła i chaosu. Newsy i płytkie spoty wypełniają wolne chwile, zastępując nam głębsze wzbogacenie. Z bodźcami obrazów jest jak ze zrównoważoną dietą, podczas której unika się ciężkich, niestrawnych potraw. Nowoczesność przyniosła zapomnienie o sensie; czas, by przyniosła odnowę i znalezienie właściwych miar. Piękno jest w stanie nas do głębi poruszyć. A to poruszenie może zapoczątkować coś nowego. Może otworzyć nas na poszukiwania i chęć odkrycia nowych możliwości człowieka. Bez piękna trudno żyć. Odkrywanie piękna to prawdziwa sztuka. Piękno nie musi być tylko od święta. Czy mogłoby w jakiś sposób towarzyszyć nam w naszym codziennym otoczeniu? Piękno w konkrecie? Możemy je dostrzec w rodzinie, w której przychodzimy na świat, w rodzicielstwie, w zdumiewającej naturze i harmonii przyrody, w zauroczeniu, w więzi przyjaźni, w prawach nauki, w zgodnym małżeństwie, w pojednaniu, w pracy, w podróżach, w dziełach sztuki, w literaturze, w palecie barw, w doskonałych proporcjach, w rzeczach prostych, małych i skromnych, w wyzwaniach i wysiłkach. Doświadczenie piękna jest tak prawdziwe i dobroczynne, że nas niejednokrotnie wzrusza. Verum, bonum et pulchrum – przedsionki wieczności i nieskończoności. „Forma też jest przesłaniem” – dostrzegł McLuhan. Środek przekazu sam jest przekazem. Ma znaczenie nie tylko to, co chcemy przekazać innym, ale i jak. Intuicyjnie każdy z nas czuje, że w najważniejszych chwilach życia powinno towarzyszyć nam piękno, że warto się o nie starać i na nie się zdobyć.


Historia jednej tożsamości Poznajcie Jacka. Ma 29 lat, żonę Kasię i córkę. Jacek jest przedsiębiorcą i prowadzi firmę świadczącą usługi remontowo-budowlane. Kilka lat temu kupił mieszkanie na kredyt. Zdarzało mu się kupić coś na raty. W banku ma otwartą linię kredytową dla swojej firmy, korzysta z kart kredytowych jako Jacek i jako przedsiębiorca. Czy BIK coś wie na jego temat?

O

czywiście, bo Biuro Informacji Kredytowej to największy w kraju zbiór danych kredytowych i pożyczkowych. Skoro więc Jacek ma kredyty jako klient indywidualny i jako przedsiębiorca, to wszystkie informacje na temat jego zobowiązań i tego, czy terminowo je spłaca, są w BIK-u. Bo Jacek jest jednym z ponad 24 mln Polaków, których historia kredytowa jest w BIK-u. Jak to możliwe? Łatwo to wytłumaczyć. Cały sektor bankowy przekazuje do BIK regularnie informacje o udzielonych kredytach, pożyczkach, kartach kredytowych czy poręczeniach. BIK jest więc centralnym elementem systemu wymiany informacji kredytowej i gospodarczej w Polsce. Systemu, który tworzy ponad 700 instytucji. Jeśli więc Jacek będzie chciał wziąć kolejny kredyt czy pożyczkę, na pewno bank sprawdzi jego dotychczasową historię kredytową w BIK-u, ponieważ jest zobowiązany do rzetelnej oceny zdolności kredytowej. Po co? Żeby zminimalizować ryzyko udzielenia kredytu, który nie zostanie spłacony. Ta analiza chroni bank, ale również chroni Jacka przed nadmiernym zadłużeniem.

my odpowiedzialność za decyzje, które podejmujemy, ale coraz częściej zdarza się, że ktoś podszywa się pod nas, niszcząc to, na co pracuje się latami. Internet każdego dnia przynosi informacje takie jak „Ukradli mi tożsamość, co zrobić…”, „Ukradł dowód osobisty i wziął na niego kredyt”. Zjawisko kradzieży danych osobowych i wyłudzeń staje się codziennością. Jacek jest rozsądny, ale większość z nas dzieli się swoimi danymi na prawo i lewo. Gdy trafią w niepowołane ręce, stają się kluczem do wyłudzenia pieniędzy, które ktoś musi spłacać. I tu wróćmy do BIK-u, który w prosty sposób może ochronić każdego z nas przed wyłudzeniem kredytu, zrobieniem na nasze konto zakupów na raty czy podpisaniem jakiejkolwiek umowy. Dzięki temu, że BIK współpracuje ze wszystkimi bankami, z największymi firmami pożyczkowymi i Biurem Informacji Gospodarczej InfoMonitor, może informować nas każdorazowo, kiedy ktoś pyta o naszą historię kredytową w BIK-u, w związku z próbą zaciągnięcia zobowiązania na nasze dane. Wystarczy skorzystać z Alertów BIK.

NIE UKRADNĄ MU TOŻSAMOŚCI

JAK DZIAŁA ALERT?

Jacek jest odważny, ale nie ryzykuje. Wie, że wszystko, co robi, buduje jego dobrą reputację i wiarygodność. Oczywiście niewłaściwe decyzje, kontakty, biznesy mogą ten idealny wizerunek nadszarpnąć. A o to nie jest trudno w dzisiejszych czasach. Ponosi-

o niego do BIK-u. Z Alertu dowie się, jaka instytucja pyta o niego, czyli gdzie najprawdopodobniej dochodzi do wyłudzenia i pod jaki numer powinien zadzwonić. BIK natychmiast przekaże informację do tejże instytucji o kwestionowaniu zapytania. Ktoś może zapytać, czy ten system rzeczywiście ma szansę zadziałać. Tak, bo cały sektor bankowy składa zapytania do BIK-u, nawet największe firmy pożyczkowe. Do tego dochodzą wszystkie zapytania o Jacka, jakie trafią do Biura Informacji Gospodarczej InfoMonitor. Tak więc Alert BIK może ochronić go nie tylko przed wyłudzeniem kredytu czy pożyczki, ale też np. wyłudzeniem abonamentu komórkowego. To w pełni zautomatyzowana ochrona działająca 24/h, 7 dni w tygodniu.

Co stałoby się, gdyby ktoś np. ukradł Jackowi jego dowód osobisty i chciał wyłudzić kredyt czy pożyczkę na jego konto? Jak zadziała Alert? Jacek otrzyma powiadomienie sms lub e-mail od razu, kiedy bank bądź firma pożyczkowa wyśle zapytanie koncept 23


Kamil Kijanka

Toruń

– miasto Kopernika i pierników Toruń to bez wątpienia jeden z najbardziej znanych i interesujących punktów na turystycznej mapie Polski. Obok naszego najsłynniejszego astronoma, zdecydowanej większości kojarzy się przede wszystkim z kultowymi piernikami. Z pewnością uważa się je za znak firmowy miasta. Powodów, by odwiedzić to miejsce, jest jednak znacznie więcej.

fot. Ola Zaparucha

T

oruń to po Bydgoszczy największe miasto w województwie kujawsko-pomorskim. Położone między Wisłą i Drwęcą liczy ponad dwieście tysięcy mieszkańców. Ten ważny ośrodek akademicki, handlowy i gospodarczy może poszczycić się niezwykle ciekawą historią i bogatą ofertą rozrywkową. Na terenie miejscowości odbywa się co roku wiele festiwali, wydarzeń sportowych i kulturalnych. Coś dla siebie znajdą tutaj zarówno miłośnicy zabytków oraz historii, osoby wrażliwe na sztukę, jak również turyści nastawieni na odpoczynek i rekreację.

OŚRODEK KRZYŻACKI

Nie bez powodu miasto kojarzy się także z Krzyżakami. W I połowie trzynastego wieku zakon osiedlił się na tych terenach i rozpoczął działania kolonizacyjne. W 1233 roku Toruń uzyskał prawa miejskie i stawał się coraz ważniejszym ośrodkiem handlowym. W 1280 roku wstąpił do Związku Hanzeatyckiego, co przyczyniło się do dalszego rozwoju gospodarczego. To tu doszło do podpisania porozumienia w 1466 roku, znanego jako II pokój toruński. W jego wyniku zakończono słynną polsko-krzyżacką wojnę trzynastoletnią. Po pokonaniu zakonu, Toruń przeszedł oficjalnie pod skrzydła polskich władców, choć jeszcze w trakcie trwania działań wojennych zyskał od Kazimierza IV Jagiellończyka szereg przywilejów. Do dziś zachowały się jednak ślady obecności Krzyżaków na tym obszarze. Podziwiać można ruiny zamku, jednego z pierwszych

wybudowanych przez zakon na prawym brzegu Wisły. Największe zniszczenia warowni dokonali sami mieszkańcy Torunia, w trakcie wojny polsko-krzyżackiej. Zachowały się jednak jej fragmenty – mury czy wieża, w której przechowywano proch strzelniczy. Według jednej z legend, we wnętrzu zamku skrywał się ziejący ogniem smok. Nieopodal znajduje się również młyn używany w czasach krzyżackich.

ZABYTKI I ATRAKCJE

Odwiedzając Toruń, można przeżyć prawdziwą lekcję historii na własnej skórze. Zwiedzanie warto zacząć od ratusza staromiejskiego, którego początki sięgają przełomu XIII i XIV wieku. Wzniesiony w stylu gotyckim, przez lata ulegał licznym przebudowom. Jest to jedna z największych i najlepiej zachowanych tego typu budowli wykonanych z cegły w Europie. Przez kilka stuleci ratusz stanowił ważny ośrodek

Na terenie Torunia, oprócz wspomnianych ruin warowni krzyżackiej, znajduje się także zamek Dybowski. Jego budowę rozpoczęto w I połowie XV wieku z inicjatywy Władysława Jagiełły. Był siedzibą starostów królewskich i to tu ustanowiono słynne statuty nieszawskie. W trakcie swojego istnienia zamek ulegał na zmianę licznym zniszczeniom i przebudowom, będąc pod ostrzałem Krzyżaków, Szwedów czy Rosjan. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych na tym terenie przeprowadzono kompleksowe działania archeologiczne, dzięki czemu można na własne oczy zobaczyć pozostałości XV-wiecznej budowli. Podczas zwiedzania można dostrzec pozostałości średniowiecznych murów obronnych, szczególnie na obszarze Starego Miasta. Ponadto w dobrym stanie zachowały się baszty: Gołębnik, Koci Łeb, Monstrancja oraz bramy: Mostowa, Klasztorna, Żeglarska. Na uwagę zasługuje także Dwór Mieszczański. Jego początki

W Toruniu na turystów czeka szereg astronomicznych atrakcji. administracyjny. Wokół jego powstania krąży interesująca legenda. Budynek miał powstać na wzór kalendarza. Co to znaczy? Wieża symbolizuje rok, bramy – cztery pory roku, dwanaście sal – miesiące, a okna – liczbę dni w roku. Bardziej wytrwałych zachęcam do sprawdzenia, czy legenda jest prawdziwa. Warto również wybrać się na szczyt wieży staromiejskiego ratusza, z którego rozciąga się przepiękny widok na całe miasto.

sięgają XV wieku i wielce prawdopodobne, że do jego budowy wykorzystano elementy tamtejszego zamku krzyżackiego, zaraz po jego zniszczeniu. Niegdyś w budowli tej sezonowo mieszkali członkowie Bractwa św. Jerzego. Jednym z najważniejszych symboli Torunia jest znajdujący się w południowo-wschodniej części pięknego staromiejskiego rynku pomnik Mikołaja Kopernika. Spogląda na torunian w tym miejscu od 1853


Toruń jest jednym z najważniejszych ośrodków kulturalnych w północnej Polsce. nej. Oczywiście, ośrodek jest również wykorzystywany w celach turystycznych. Zwiedzający mogą skorzystać z usług wykwalifikowanego przewodnika, który szczegółowo opisze charakter pracy astronoma, największe dokonania w tej dziedzinie czy wytłumaczy fascynujące i tajemnicze zagadnienia związane z kosmosem i teorią ewolucji wszechświata. Warto zaznaczyć, że nie jest to jedyna astronomiczna atrakcja turystyczna. Wszyscy spragnieni pogłębienia wiedzy o kosmosie powinni wybrać się również do Planetarium im. Wła-

to można poznać tajniki ich produkcji czy zrobić je samodzielnie. Z inicjatywy mieszkańców powstała również Piernikowa Aleja Gwiazd, poświęcona najbardziej zasłużonym osobom związanym z Toruniem.

WYDARZENIA KULTURALNE

Toruń jest jednym z najważniejszych ośrodków kulturalnych w północnej Polsce, dlatego też nie powinien dziwić szeroki wachlarz festiwali i imprez. Do najważniejszych należy zaliczyć odbywający się od

1991 roku Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Kontakt”, Międzynarodowy Festiwal Filmowy „Camerimage”, który powrócił do Torunia w 2019 roku, czy Toruński Festiwal Nauki i Sztuki. Miasto oferuje szereg wydarzeń muzycznych, a wiele z nich związanych jest z kultowym studenckim klubem „Od Nowa”. To tu odbywają się m.in. Jazz Od Nowa Festival, Toruń Blues Meeting czy Afryka Reggae Festival. Co roku w tym miejscu odbywa się również koncert pamięci lidera Republiki Grzegorza Ciechowskiego, którego początki muzyczne związane są właśnie z tym klubem. Przed budynkiem znajduje się tablica pamiątkowa poświęcona charyzmatycznemu wokaliście. Miasto angażuje się również w Święto Muzyki, organizuje Dni Torunia, juwenalia i – jak można się domyślić – Święto Piernika. Toruń to miasto z duszą, które turystów zachęca nie tylko swoim pięknem, ale i bogatą ofertą kulturalną. Mieszkańcy dostrzegają jego potencjał, co potwierdza urozmaicona i dobrze rozwinięta baza noclegowa. Bez względu na to, czy jesteś artystyczną duszą, miłośnikiem historii, melomanem czy łasuchem – wszystko, czego potrzebujesz, znajdziesz, wybierając się w podróż do Torunia. Po intensywnym zwiedzaniu warto odetchnąć i wybrać się na specjalny taras, z którego rozciąga się cudowny widok nadwiślańskiej panoramy. Znajduje się on na wyspie zwanej Kępą Bazarową. W sezonie letnim można się tam dostać łodzią turystyczną. Oczywiście, zagryzanie piernika podczas podziwiania okolicy, jest wręcz zalecane.

koncept 25

fot. Mateuszgdynia

dysława Dziewulskiego, znajdującego się w Zespole Staromiejskim. Nie sposób wyjechać z Torunia bez zakupu słynnych miejscowych pierników. Dziś są traktowane jako symbol miasta i trudno się temu dziwić. Przysmak ten był bardzo popularny właśnie w miastach hanzeatyckich, do których to przez pewien czas zaliczał się Toruń. Dawniej pierniki postrzegano jako towar luksusowy, przekazywany władcom i najwyższym dostojnikom podczas różnych uroczystości. Uwagę przykuwał nie tylko smak, ale i doskonałość wykonania. Pierniki toruńskie były (i są!) nie tylko smaczne, ale i wyglądają jak prawdziwe dzieła sztuki. Przez wieki miasto kujawsko-pomorskie zapracowało na swoją renomę związaną z tymi wypiekami. Wszystkim łasuchom polecam wycieczkę do nowoczesnego Żywego Muzeum Piernika, w którym

fot. Pko

fot. DerHexer

roku. Pomnik powstał w Berlinie, w pracowni cieszącego się ogromną sławą rzeźbiarza Fryderyka Tiecka. Studenci toruńskiego Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika co roku przybywają w to miejsce w dniu urodzin swojego patrona, a prezydent miasta zaprasza tu na rozmowę najzdolniejszych uczniów miejscowych szkół. Jeden z najsłynniejszych Polaków w historii, wybitny astronom, który „wstrzymał słońce, ruszył Ziemię”, urodził się właśnie w tym mieście i mieszkał w nim przez niemal dwadzieścia lat. Dziś ulica św. Anny, przy której znajdował się rodzinny dom astronoma, nosi nazwę Mikołaja Kopernika, a sam budynek pełni rolę muzeum. W mieście znajduje się także największe w kraju Obserwatorium Astronomiczne, które na co dzień służy studentom Wydziału Fizyki, Astronomii i Informatyki Stosowa-


Magdalena Zając

(P)oddaj się naturze! Trudno oczekiwać, że cofniemy się do epoki kamienia łupanego i porzucimy rozwój technologiczny na rzecz uprawy roli z wykorzystaniem pierwotnych narzędzi, aczkolwiek, bijąc się w piersi, warto przyznać, że odeszliśmy od przyrody i tego, co oferuje nam środowisko naturalne, na rzecz wirtualnych uciech niewymagających wyjścia ze swojego pokoju.

K

iedyś to było lepiej! To jedno z najczęściej wypowiadanych przez rodziców czy też dziadków zdań do szewskiej pasji doprowadza przedstawicieli młodego pokolenia. Początkowo słowa te wzbudzają frustrację, jednak z każdym kolejnym razem stają się niczym nielubiany, ale często emitowany radiowy hit, który trzeba zaakceptować. Dzisiejszy sześciolatek bez najmniejszego problemu potrafi naśladować ruchy lemura, narysować tukana, odróżnić leniwca od oposa i odpowiedzieć na pytanie, dlaczego pingwiny w rzeczywistości nie żyją na Madagaskarze. Niemałym problemem jest jednak dla niego wskazanie, kto jest dzieckiem krowy lub konia, odnalezienie na obrazku kury lub wyjaśnienie, skąd się bierze mleko. Od przyrody bliskiej, która znajduje się na wyciągnięcie ręki i nie ma nic wspólnego z egzotyką, coraz bardziej oddala się współczesny człowiek, który zdecydowanie bardziej od wyjazdu na wieś ceni sobie wakacje na greckiej wyspie, a robiąc cotygodniowe zakupy, znacznie chętniej sięgnie po kiwi lub papaję, aniżeli po jabłko czy śliwkę.

JESZCZE FARMA CZY JUŻ ZOO?

Przyroda daleka staje się niesamowicie bliska nawet dla najmłodszych, którzy mają wprawdzie nielimitowany dostęp do kanałów z bajkami, aczkolwiek ich ulubionymi bohaterami nie jest już oswojony Reksio czy łąkowy Krecik, ale zwierzęta, które w Polsce znaleźć można w najlepszym przypadku w ZOO. Coraz częstszym pomysłem ich właścicieli jest przygotowywanie specjalnych wiejskich zagród, w których najmłodsi, zanim wyruszą na spotkanie ze słoniem lub nosorożcem, będą mogli nakarmić 26 marzec 2020

kozę lub podejrzeć życie królików. Ekologiczna alienacja dosięga jednak nie tylko przedszkolaków, bowiem studencka znajomość roślinności lub ptaków zasiedlających tereny, na których żyjemy, pozostawia wiele do życzenia. Wujek Google często staje się ostatnią deską ratunku, gdy ze strony młodszego rodzeństwa padają niewygodne pytania dotyczące tego, jak nazywa się chory ptak leżący na

czy lasów, stających się z każdym kolejnym dniem obszarem coraz bardziej zagrożonym rychłym zniknięciem z powierzchni Ziemi.

TEORETYCZNY OBÓZ PRZETRWANIA Rodzice, zaniepokojeni czasem, który dzieci spędzają przed ekranem, zaczynają podejmować kroki związane z ich aktywizacją. Zajęcia

Naturalny krajobraz coraz częściej kojarzy nam się z tym, co widzimy przez okno samochodu w czasie podróży, podczas których rzadko znajduje się czas przeznaczony na obcowanie z prawdziwą naturą. tarasie lub do czego wykorzystuje się rośliny rosnące w ogródku. Współcześnie młodzi ludzie cierpią na deficyt doznań. Przyczyną tego jest towarzyszący im na co dzień nadmiar bodźców. Korzystanie z kilku sprzętów elektronicznych jednocześnie, pobieżne zapoznawanie się z medialnymi informacjami i żonglowanie uwagą nie jest czymś obojętnym dla naszego mózgu, który przestawia się na tryb maksymalnego selekcjonowania informacji i ich upraszczania, odbierając w ten sposób niejako zdolność do krytycznego myślenia. W związku z tym, że na ekranie komputera lub telewizora (dzięki zastosowaniu odpowiednich efektów) nawet przyroda wygląda znacznie bardziej atrakcyjnie, nie mamy już ochoty na korzystanie z naturalnych dobrodziejstw, czego skutkiem jest zespół deficytu natury. To niedawno powstałe pojęcie, na które zwraca uwagę Richard Louv, autor książki „Ostatnie dziecko lasu”, niesie za sobą szereg konsekwencji wynikających z unikania natury. Być może jesteśmy jednym z ostatnich pokoleń, które ma nielimitowany i darmowy dostęp do jezior, gór, łąk

terenowe lub obozy przetrwania są jednak w rzeczywistości wierzchołkiem góry lodowej. Opiekunowie odpowiedzialni za latorośle w czasie zajęć na świeżym powietrzu są jednak niejako zmuszani – zarówno przez system, jak i samych rodziców – do tego, aby ich podopiecznym w czasie określonej aktywności nie spadł nawet włos głowy. Próżno więc mówić o poszukiwaczach przygód zdzierających łokcie i kolana w leśnych chaszczach. Poza teoretyzowaniem survivalu drugą zmorą jest kryminalizacja dziecięcej zabawy na łonie natury, czyli dostrzeganie niebezpieczeństw na każdym kroku, które pomimo tego, że w większości istniały także wówczas, gdy dorastali nasi pradziadkowie, to jednak nie były czymś, co brano pod uwagę, gdy dziecko wyruszało na łono natury, uciekając od nudy.

DZIECI Z PUDEŁKA

Problemem dzieci, które dorastały w szklarniowych warunkach pod bacznym okiem nadopiekuńczych rodziców, jest nieprawidłowe działanie zmysłów. Zaburzona zdolność


dostrzegania rzeczywistego ryzyka, przewrażliwienie na punkcie różnych sygnałów prowadzi do tego, że nie umiemy skupić się na przyrodzie, będąc w jej otoczeniu. Tego otoczenia potrzebuje każdy z nas, bowiem już od najdawniejszych czasów niezwykle ceniono prozdrowotne właściwości przebywania w bezpośredniej bliskości środowiska naturalnego. Jak donoszą eksperci, przyroda działa na człowieka niesłychanie uspokajająco i przyspiesza proces re-

ale także coraz częstszym widokiem na polskich ulicach. Brak ruchu staje się nie tylko zagrożeniem dla dziecięcego zdrowia fizycznego, ale także psychicznego, bowiem możliwość obcowania z dziką przyrodą i otwartymi przestrzeniami jest niezbędna do tego, aby wyzwalać młodzieńczy potencjał twórczy. Niestety lekcje na świeżym powietrzu wciąż pozostają marzeniem przyszłości większości nauczycieli na każdym szczeblu edukacji. To właśnie dlatego inteligencja

Być może jesteśmy jednym z ostatnich pokoleń, które ma nielimitowany i darmowy dostęp do jezior, gór, łąk czy lasów. konwalescencji. Nieustannie rosnące zapotrzebowanie na leki, zwłaszcza antydepresanty oraz te, które przepisuje się dzieciom uznanym za nadpobudliwe, jest jednym ze skutków braku kontaktu z naturą pozwalającą między innymi na obniżenie poziomu stresu. Badacze odkryli również, że obecność zwierząt domowych ma bardzo duży wpływ na przeżywalność i powrót do zdrowia pacjentów po zawale, co pokazuje, że unikanie środowiska naturalnego może dosłownie i bezpośrednio okazać się zabójcze dla człowieka. Otyłe dziecko, którego ojcem jest KFC, a matką McDonald, nie jest już tylko symbolem pędzącej w pogoni za postępem amerykańskiej rodziny,

przyrodnicza wciąż jest spychana na margines, a dzieci ciekawe świata, próbujące samodzielnie zbierać rozmaite doświadczenia, często otrzymują etykietę nieposłusznych i nadpobudliwych. Naturalny krajobraz coraz częściej kojarzy nam się z tym, co widzimy przez okno samochodu w czasie podróży, podczas których rzadko znajduje się czas przeznaczony na obcowanie z prawdziwą naturą. O globalnym ociepleniu wiemy znacznie więcej, aniżeli o zagrożeniach związanych z wyginięciem dobrze nam znanych polskich roślin, zaś biologia molekularna coraz bardziej wypycha z uniwersytetów zoologię i jej subdyscypliny. Jeśli ten

kryzys środowiskowy, mający źródło przede wszystkim w ludzkiej ignorancji, nie zostanie zahamowany, już za kilkadziesiąt lat populacje dobrze nam znanych zwierząt dramatycznie się skurczą, a ich siedliska zostaną zastąpione kolejnymi betonowymi płytami. Dla dzieci mieszkających w miastach możliwość podglądania leśnych zwierząt będzie jeszcze mniej atrakcyjna niż obecnie, co w połączeniu z niedochodowością tego typu dzikich miejsc, na których nie da się zbyt wiele zarobić, i strachem przed cudami natury, doprowadzi do oddania miejsc niezbędnych do życia w ręce budowniczych centrów wirtualnej rozrywki. Pojawiające się niemalże wszędzie hasła ekologów dotyczące obrony planety w pewien sposób znieczuliły nas na to, co dzieje się wokół. Planeta wszakże wciąż pozostaje pojęciem abstrakcyjnym, podobnie jak globalne ocieplenie i katastrofa ekologiczna. Jednakże zagrożone wyginięciem kozice tatrzańskie, które – jak się okazuje – nie są na wieki wpisane w tatrzański krajobraz, dzieci nieodróżniające kury od indyka i nieświadome tego, że mleko nie bierze się ze sklepu, to jednak zagrożenia niezwykle realne, które – jeśli nie poczynimy zdecydowanych kroków w odwrotnym kierunku niż dotychczas – już wkrótce mogą się ziścić. koncept 27


Hubert Kowalski

Biegiem po wiedzę

Nie ma wątpliwości, że aktywność fizyczna pozytywnie wpływa na pracę mózgu, usprawnia pamięć, a dodatkowo uodparnia na stres. Olbrzymi wpływ na naszą naukę ma również odpowiednia dieta. Jaki jest związek trybu życia z edukacją?

N

aukowcy nie mają wątpliwości, że ewolucja człowieka była ściśle związana z jego aktywnością fizyczną. Wzrost tej aktywności i pojawiające się w związku z tym coraz bardziej skomplikowane zadania przyczyniły się z kolei do rozwoju mózgu i możliwości poznawczych. Eksperci podkreślają, że ruch powoduje powstawanie nowych neuronów. Momentem przełomowym było przejście człowieka na zbieracko-łowiecki tryb życia, co wiązało się z wykształceniem się dwunożności. To z kolei ułatwiło współpracę w grupie, lepsze nawigowanie w terenie i dodatkowo pobudziło rozwój mózgu. Powstało więc coś w rodzaju samonapędzającego się mechanizmu. Rozwijający się mózg wzmagał bowiem aktywność fizyczną, natomiast ruch pobudzał dalszy rozwój umysłowy.

POWRÓT NA DRZEWO?

Obecnie nikt nie ma wątpliwości co do występowania wyżej opisanego mechanizmu. Wszystkie badania pokazują jednak, że aktywność ruchowa ludzi spada, co wiąże się ze zmianą trybu życia. Siedzące zajęcia powodują, że człowiek większość dnia pozostaje bez ruchu. Z drugiej jednak strony naukowcy wskazują, że w przeszłości problemem była nadmierna aktywność, która przyczyniała się do marnowania zasobów energetycznych, co również często negatywnie odbijało się na zdrowiu. Wskazane jest zatem także oszczędzanie energii i racjonalne jej wykorzystywanie. Nie ma jednak wątpliwości, że bierny tryb życia ogranicza neuroplastyczność mózgu, zatem źle wpływa m.in. na pamięć. 28 marzec 2020

SPORT – NAJLEPSZY ANTYDEPRESANT

Obecnie największym problemem są choroby cywilizacyjne i zmaganie się z permanentnym stresem. Należy pamiętać, że pierwotnie stres mobilizował organizm do walki czy ucieczki. Współczesne wymagania społeczne powodują jednak, że sytuacje stresowane prawie nas nie opuszczają, co bardzo negatywnie odbija się na naszym zdrowiu. Co

sportowcem, żeby cieszyć się dobrym zdrowiem i mieć szansę na skuteczne poszerzanie swojej wiedzy. Chodzi bowiem o prostą, lecz jednocześnie regularną aktywność. Pozytywnie na działanie naszego mózgu wpływają nawet długie spacery na świeżym powietrzu. Dostęp do powietrza jest bowiem niezbędny, aby nasz organizm był odpowiednio dotleniony, co również przekłada się na kondycję mózgu. Warto jednak pamiętać, że

Pamiętajmy, że istnieje życie poza biblioteką. istotne, badania wykazały, że osoby regularnie uprawiające sport mają mniej pobudzoną korę nadnerczy, która wydziela kortyzol – hormon stresu. Organizm osoby aktywnej fizycznie zdecydowanie lepiej radzi sobie w sytuacjach stresogennych. Co więcej, deficyt neuroplastyczności mózgu przyczynia się do licznych zaburzeń psychicznych, głównie do depresji, z którą zmaga się coraz więcej młodych ludzi. Już dawno zaobserwowano natomiast zdecydowanie korzystny wpływ aktywności ruchowej na poprawę nastroju. Wielu ekspertów mówi nawet, że pozytywne skutki wzmożenia aktywności chorego na depresję podczas jego leczenia są porównywalne ze stosowaniem leków i psychoterapii. Co więcej, naukowcy w swoich badaniach idą jeszcze dalej, twierdząc, że współczesna rezygnacja z aktywnego trybu życia jest bezpośrednio związana ze wzrostem zachorowań na depresję.

NIE TRZEBA BYĆ WYCZYNOWCEM Eksperci są zgodni co do tego, że nie trzeba być wyczynowym

osiągnięcie dobrej kondycji psychofizycznej będzie możliwe dopiero po pewnym czasie regularnych treningów. Zbawienne może być nie tylko bieganie, ale także jazda na rowerze, ćwiczenia na siłowni, pływanie czy taniec.

JEDZ Z GŁOWĄ

Trzeba pamiętać, że ogromny wpływ na kondycję naszego mózgu, a w efekcie na pamięć ma nasza dieta. Jadłospis osoby uczącej się musi być przede wszystkim urozmaicony. Co istotne, głównym źródłem energii powinny być produkty pełnoziarniste. Warto pamiętać także o żywności zawierającej magnez wzmacniający układ nerwowy, co z kolei zmniejsza stres. W nauce pomogą nam również owoce i warzywa, a także ryby. Pamiętajmy więc, że samo siedzenie w książkach nie jest dobrym sposobem na zaliczenie egzaminów. Siedzący tryb życia i zła dieta zdecydowanie oddalą nas od skutecznej nauki i negatywnie odbiją się na naszym zdrowiu. Pamiętajmy więc, że istnieje życie poza biblioteką.


Zanim sesja zaskoczy studentów… czyli

poradnik efektywnej nauki 1. Notuj kreatywnie! „Koncept” nr 73 2. Mnemotechniki – jak poprawić pamięć? „Koncept” nr 74 3. Pokonaj prokrastynację – jak nie odkładać wszystkiego na później? „Koncept” nr 75 4. Techniki szybkiego czytania „Koncept” nr 76 5. Smartfon studenta – przegląd aplikacji pomocnych w nauce „Koncept” nr 77 6. Styl życia a edukacja 7. Znów to samo, czyli skuteczne powtarzanie materiału „Koncept” nr 79 Cykl edukacyjny „Konceptu”

koncept 29


Bartłomiej Nersewicz

Czy to droga do dominacji Chin?

Nowy Jedwabny Szlak odgrywa kluczową rolę w stopniowym, wielopłaszczyznowym wzroście chińskiej potęgi. Projekt ten trzeba traktować niezwykle poważnie, gdyż prawdopodobnie przemebluje on znany obecnie ład światowy. Warto przyjrzeć się bliżej tej strategii, jej genezie, dotychczasowemu przebiegowi oraz potencjalnym skutkom.

N

a początku należy zdać sobie sprawę, w jakich warunkach funkcjonują dzisiejsze Chiny. Wbrew pozorom otoczenie to zdecydowanie mniej różni się od swoich historycznych wzorców, niż ma to miejsce w przypadku państw zachodu, gdzie zatriumfowała demokracja. Już na starcie rodzi to szereg przewag, bo pozwala na stabilne rządy oraz wytyczanie długofalowych celów bez konieczności troszczenia się o sondażowe słupki czy zatwierdzenie budżetu na inwestycje. Chiński modus operandi jest w dużej mierze odwieczny, tylko niegdysiejsi cesarze zostali zastąpieni przez przewodniczących ChRL. W przeszłości Chiny w przeciwieństwie do Hiszpanii, Portugalii czy Wielkiej Brytanii skoncentrowane były raczej na rodzimym podwórku i priorytet stanowiło utrzymanie i konsolidacja własnego terytorium, a nie zamorskie podboje i eksploatacja nowych lądów. To właśnie wzrost potęgi morskiej i kontrola najważniejszych szlaków morskich, w myśl zasad geopolityki, wiedzie do „panowania nad światem”. Na tej regule swój potencjał opierała wpierw Wielka Brytania, a w tej chwili Stany Zjednoczone. Nowy Jedwabny Szlak jest projektem zakładającym transport intermodalny, ale w największym stopniu lądowy, co będzie stanowić novum w relacjach gospodarczych. Jeśli dodamy do tego ogrom skali tego przedsięwzięcia i liczbę państw w nim partycypujących, otrzymamy gruntowną przebudowę status quo. 30 marzec 2020

Chiński model ustrojowy stanowi wierną kopię rozwiązań wprowadzonych kilkadziesiąt lat temu w Singapurze, gdzie głowa państwa zmienia się raz na trzy dekady. Mimo tego światowe media nie przypinają Singapurowi łatki dyktatury, gdyż jest to bliski sojusznik Stanów Zjednoczonych. W skali mikro panuje tam zaś faktyczna wolność gospodarcza, co w połączeniu z trwałością systemu zapewnia dynamiczny rozwój – a to dobitnie obserwujemy na przykładzie Chin, których rola w światowej gospodarce rośnie w zawrotnym tempie. Na początku XXI wieku udział Państwa Środka w globalnym PKB wynosił 9%, natomiast dziś stanowi już ponad 19%.

CZEGO BOJĄ SIĘ CHINY?

Priorytetową, a zarazem newralgiczną kwestią dla Chin jest utrzymanie kontroli nad Morzem Południowochińskim. Pozycja Państwa Środka na tym obszarze jest istotna z perspektywy gospodarki, gdyż to w tym miejscu przebiega ogromna część światowego handlu, w tym 50% transportowców ropy nafto-

noczone wcielają ją w życie pośrednio poprzez dozbrajanie sojuszników tj. Koreę Południową, Filipiny czy Tajwan. Dzieje się to na dużą skalę, przykładowo zainstalowany w Korei Płd. System antyrakietowy THAAD pozwala przechwytywać i niszczyć pociski balistyczne.

GLOBALIZACJA PO CHIŃSKU

Jak zostało powiedziane wcześniej – Chiny przez długi czas nie pretendowały do roli światowego hegemona i bardziej koncentrowały się na swoim poletku. Asumptem do radykalniejszych zmian stał się kryzys gospodarczy z lat 2008–2009 i to jak Chiny go przetrwały, a zrobiły to wzorcowo, skracając dystans dzielący je od Stanów Zjednoczonych. Jednocześnie Stany Zjednoczone zaczęły same zbaczać z kursu, który uprzednio wyznaczyły swoim firmom. Kursu polegającego na globalizacji. Za jej punkt kulminacyjny przyjąć można rok 2008, wówczas indeks cen kontenerowców Baltic Dry Index przekroczył 10 tys. pkt. Obserwatorzy zgodnie przyznają, że znaczący zwrot chińskiego

Na początku XXI wieku udział Państwa Środka w globalnym PKB wynosił 9%, natomiast dziś stanowi już ponad 19%. wej, a w dodatku pod powierzchnią morza znajdują się spore złoża ropy i gazu, natomiast tereny przyległe zamieszkiwane są przez około 100 mln ludzi. Zainteresowanie i obecność sił amerykańskich w regionie nie może zatem dziwić. Stany Zjed-

podejścia do postrzegania swojej roli w ładzie globalnym dokonał się za sprawą dojścia do władzy przewodniczącego Xi Jinpinga w 2012 r. Korekta dotychczasowego kursu polegała na odrzuceniu dwóch zasad promowanych od lat siedemdzie-


siątych przez inicjatora chińskich reform – Denga Xiaopinga. Mowa o – w przypadku spraw wewnętrznych – kolektywnym przywództwie, które czyniło ciałem decyzyjnym kilkuosobowe grono najważniejszych członków Biura Politycznego Komunistycznej Partii Chin. W wyniku tego Xi Jinping scentralizował w swoich rękach jeszcze więcej władzy. Natomiast w stosunkach zewnętrznych

JEDEN PAS, JEDNA DROGA

Nowy Jedwabny Szlak cechuje się ponadnarodowym charakterem. Obejmuje Azję Centralną, Południowo-Wschodnią i Południową (droga morska), Pakistan w najbliższym sąsiedztwie Chin. Nie ogranicza się jednak tylko do sąsiadów, bo obejmuje też regiony tranzytowe – Europę Wschodnią i Środkową, Kaukaz Południowy, Turcję, Bałkany, Bliski

Kryzys gospodarczy z lat 2008–2009 Chiny przetrwały wzorcowo, skracając dystans dzielący je od Stanów Zjednoczonych. położono kres brakowi zaangażowania Chin w sprawy międzynarodowe. Zaowocowało to ogromnym otwarciem na świat i podejmowaniem wielowymiarowej współpracy np. w stosunkach z sąsiadami w ramach ASEAN czy też Szanghajskiej Organizacji Współpracy, a już najpełniej w inicjatywie Nowego Jedwabnego Szlaku promowanej pod hasłem „Jeden Pas, Jedna Droga”. Sam Xi Jinping w ostatnim czasie zaliczył multum wizyt w innych państwach. Wielkie cele wymagają rzecz jasna wielkiej narracji i dlatego elity polityczne Chin stworzyły cały szereg haseł stanowiących oprawę dla swoich ambicji: „odrodzenie wielkiego narodu chińskiego”, „nowy typ stosunków między mocarstwami”, „wzajemnie korzystna współpraca”, „azjatycki sen” czy „chiński sen” to tylko niektóre ze sloganów oddających to, jak Chiny postrzegają swą globalną rolę. Szczególnie „relacje nowego typu” lub „przyjaźń, szczerość, wzajemność i dostępność” mogą budzić konsternację.

Wschód. Odrębna w tej układance pozostaje kwestia Rosji i Indii. Celem całości jest stworzenie drogi transportowej i połączeń infrastrukturalnych do Unii Europejskiej, a niekiedy wymienia się nawet Amerykę Łacińską. Jest to bowiem projekt na dekady. Dowodzi chińskiej otwartości i odejścia od regionalizmu na rzecz globalizmu. Składy kolejowe już teraz docierają do Europy (w tym Polski), ale jeszcze nie na taką skalę, jakiej wszyscy by się spodziewali. Odrodzenie się transportu kolejowego uzupełnia brakujące ogniwo i alternatywę dla szybkiego i drogiego transportu lotniczego i wolniejszego, choć tańszego frachtu morskiego. Naturalnie próżno szukać w projekcie obecności USA czy Japonii, chociaż Wielka Brytania zgłosiła chęć partycypowania. Chiny chcą tym samym pokazać, że rzeczywistość, w której to Stany Zjednoczone troszczą się o wszystko, nie jest bezalternatywna. Skorzystać mogą na tym

państwa na swój sposób do tej pory pominięte tj.: Pakistan, Bangladesz czy Kambodża. Reguły i normy, na jakich Chiny chcą opierać współpracę z partnerami przy realizacji projektu, nie są do końca jasne i prezentowane są w zawoalowanej formie, którą cechuje niechęć do instytucjonalizacji. Mowa o sloganach typu „wzajemnie korzystna współpraca”. Można spodziewać się, że każdorazowo chińska polityka w stosunku do danego partnera będzie „szyta na miarę”. Finansowego wsparcia dla inwestycji związanych z Nowym Jedwabnym Szlakiem udziela bank AIIB – Azjatycki Bank Inwestycji Infrastrukturalnych, którego powołanie jest dowodem poważnego, instytucjonalnego podejścia. Wzorowany jest na zachodnich instytucjach finansowych powstałych na podstawie systemu z Bretton Woods. Kapitał założycielski sięga 100 mld dolarów. Funkcjonuje też uzależniony od Pekinu Fundusz Jedwabnego Szlaku dysponujący kwotą 40 mld dolarów. Z całą pewnością dochodzić będzie do przyznawania dodatkowych funduszy. Koncepcja Nowego Jedwabnego Szlaku dowodzi zmian, jakie zaszły w Chinach w ostatnich latach. Zdano sobie przede wszystkim sprawę z niemożności odseparowania się od reszty świata i postanowiono zacząć zmieniać go na swój sposób. Tym samym rywalizacja ze Stanami Zjednoczonymi o światową hegemonię będzie się zaostrzać. „Obyś żył w ciekawych czasach” mówi chińskie przysłowie.

koncept 31


fot. Keith Allison

Filip CIeśliński

Wielkie pożegnanie W wieku 36 lat Marcin Gortat zdecydował się zakończyć karierę sportową. Jeden z trzech Polaków, który kiedykolwiek zagrał w najlepszej koszykarskiej lidze świata, podczas 12 lat spędzonych na jej parkietach zdołał zostawić po sobie wyraźny biało-czerwony stempel.

O

d ostatniego meczu Marcina Gortata w NBA i zwolnienia go z Los Angeles Clippers minął już ponad rok. Sprawdzanie rezultatów Polaka każdego poranka i czytanie notek o jego kolejnych występach były dla wielu stałym dodatkiem do kawy. Powrót do starego, szarego świata koszykówki, w której brakuje biało-czerwonego rodzynka, pozostawia poczucie, że nie wykorzystaliśmy wystarczająco czasu, w którym można było cieszyć się jego występami. Bądźmy jednak spokojni – Gortat da nam jeszcze niejedną okazję, by go podziwiać.

WIELKI KONIEC

– Nadszedł czas, by po roku nieobecności na parkietach NBA zakończyć karierę. Jestem dumny z tego, co osiągnąłem, jestem dumny, że byłem tak długo w tej lidze i przetrwałem, ale myślę, że nie wypadało już dłużej zwodzić kibiców i ludzi, którzy oglądali mnie przez wiele lat – poinformował Marcin Gortat. I zrobił to z pompą – podczas 32 marzec 2020

organizowanego przez siebie balu charytatywnego, odbywającego się w nocy z 15 na 16 lutego w Beverly Hills. Śpiewała mu Edyta Górniak. Na sali byli Piotr Adamczyk, Adam Kownacki czy Andrzej Fonfara. Z oświadczeniem Gortata zgrała się telewizja CNN. O jego decyzji dotyczącej zakończenia kariery informowała na żółtym pasku. Od tej wiadomość serwis informacyjny zaczął legendarny prezenter Wolf

kariera go wykończyła. – Mówi się, że NBA polega na kozłowaniu piłki, bieganiu od kosza do kosza – opowiadał. – W pierwszych rzędach siedzą przed tobą modelki, aktorzy, ludzie, którzy cię podziwiają. Tak faktycznie jest. Ale ci ludzie nie wiedzą, co tracimy. Nie pamiętam, kiedy spędzałem święta Bożego Narodzenia przez ostatnie 12 lat. Gdy wy mieliście święta, ja grałem mecz. Gdy świętowaliście urodziny, ja szedłem na siłownię. Gdy

W Polsce Gortat niewątpliwie stał się symbolem koszykówki. W Stanach Zjednoczonych jest jednak przede wszystkim symbolem polskości. Blitzer. – Właśnie usłyszeliśmy, że Marcin Gortat przechodzi na sportową emeryturę. Odchodzi po wspaniałej karierze w NBA – mówił z przejęciem. Na sam koniec dodał po polsku: „Dziękuję!”. Rozlewającą się wokół wdzięczność i błyskawicznie rodzącą się tęsknotę za występami Polaka w NBA sam Gortat przekuł na… ulgę. Jeszcze podczas pożegnalnego, jak się okazało, balu nie ukrywał, że sportowa

razem spędzaliście sylwestra, ja wracałem samolotem z meczu. Mam 36 lat. Jestem wysoki, może nie najprzystojniejszy, a czuje się, jakbym miał 50 lat – przyznał. – Dziś z powrotem odzyskuję wolność.

WIELKI SPORTOWIEC

Marcin Gortat miał być piłkarzem. Do 18. roku życia stał na bramce w ukochanym ŁKS-ie Łódź. Po


wejściu w pełnoletniość rzucił piłkę w biało-czerwone łaty w kąt i postanowił sprawdzić, jak poradzi sobie na tle kolegów grających na sąsiednim boisku w koszykówkę. Efekt zachwycił wszystkich, choć początkowo Gortat miał bardzo wiele do nadrobienia. – O koszykówce miałem blade pojęcie, a moim głównym atutem była nieprzeciętna, jak na faceta mojego wzrostu, sprawność fizyczna. Oraz wiara w to, że mogę być dobrym zawodnikiem, którą rozpalili we mnie trenerzy – mówił. Skazany na sport był od urodzenia. Jego ojciec to wojskowy, dwukrotny brązowy medalista igrzysk olimpijskich. Mama reprezentowała Polskę w siatkówce. Bliskość tej

dobrym, ale nigdy wybitnym. Mój czas w wieku 36 lat w NBA minął bezpowrotnie.

WIELKA FORTUNA

12 lat spędzonych na parkietach NBA wystarczyło, by Gortat stał się niezwykle bogatym człowiekiem. Jego majątek oszacowano wtedy na 400 mln zł. Swojego bogactwa nigdy z resztą nie ukrywał. – Jeśli twój problem to za mało pieniędzy, zmień to. Haruj więcej, wstawaj wcześniej, kładź się później. Jeśli uważasz, że masz za mało, to zapie…laj, żeby podpisać większy kontrakt – dorzucił w rozmowie z Wirtualną Polską.

Marcin Gortat miał być piłkarzem. Do 18. roku życia stał na bramce w ukochanym ŁKS-ie Łódź. historii do genotypu Roberta Lewandowskiego (ojciec judoka, mama siatkarka) nie powinna dziwić. W krwi obu tych, bodaj najwybitniejszych, polskich sportowców ostatnich lat po prostu płynął sport. Do idealnej kombinacji genów i naturalnej sprawności dodać trzeba było ciężką pracę. Zapału do niej Gortatowi nigdy nie brakowało. Od kiedy tylko zabrał się za koszykówkę, przesiadywał całe dnie na siłowni. Sam wydarł swoją pierwszą poważną szansę – w 2003 roku trafił do RheinEnergie Kolonia. Jechał tam, jak twierdzi, ze szczoteczką do zębów i grą Diablo 2. Niesamowita wytrwałość doprowadziła go do gigantycznego bogactwa – i mowa tu nie tylko o stanie konta, ale przede wszystkim sportowych doświadczeniach z najwyższej półki. Gortat do NBA trafił oficjalnie 28 czerwca 2005 roku. W II rundzie draftu, z numerem 57. wybrało go Phoenix Suns. Potem przeszedł drogę przez Orlando Magic i znów Phoenix, aż po Washington Wizards i Los Angeles Clipers. Łącznie rozegrał 806 meczów w sezonie regularnym i 86 w fazie play-off, w tym jeden w finale NBA. Zapytany, czemu nie zostanie na parkiecie jak Vince Carter do 42. czy Dirk Nowitzki do 40. roku życia, odpowiedział z pokorą: Dlatego, że są to legendarni i wybitni koszykarze. Chciałbym siebie też tak nazwać, ale byłoby to zbyt wielkie zakłamanie i wprowadzenie kibiców w błąd. Byłem zawodnikiem dobrym, bardzo

Zabezpieczył się jednak, by jego historia nie była kolejną o koszykarzu-multimilionerze, który po skończeniu kariery błyskawicznie roztrwoni majątek i wyląduje na bruku, tak znanej w kontekście gwiazd NBA. Odkrył też sposób na to, jak swoje bogactwo zmienić w coś dobrego i ponadczasowego.

WIELKI PATRIOTA

W Polsce Gortat niewątpliwie stał się symbolem koszykówki. W Stanach Zjednoczonych jest jednak przede wszystkim symbolem polskości. Przez cały swój pobyt za oceanem robił wszystko, by o naszej ojczyźnie usłyszano we wszystkich amerykańskich domach. To dzięki niemu legendy NBA Shaquille O’Neal i Charles Barkley oblewali się wodą z okazji polskiego śmigusa-dyngusa na antenie amerykańskiej telewizji TNT. Ten pierwszy wcześniej został zresztą świetnie wyedukowany przez Gortata w tematach polskiej tradycji i kuchni. Doszło do tego, że w odcinku serii „Inside the NBA” były gwiazdor Los Angeles Lakers zajadał pierogi i kiełbasę, które popijał polskim piwem. Inny gwiazdor, Tom Chambers, zwiedzał z Gortatem (i operatorem kamery) polonijny sklep mięsny w Phoenix. Największym projektem Gortata jest jednak „Noc polskiego dziedzictwa”, którą zorganizował już dziewięć razy. Dotychczas odbywała się ona w formie corocznej imprezy organizowanej wokół koszykarskiego

spotkania drużyny Gortata. Polegała ona na przybliżeniu amerykańskim obywatelom polskiej kultury, historii, języka i zwyczajów. Nie brakowało podczas niej patriotycznych akcentów i znakomitych gości – ambasadorów, aktorów, muzyków, sportowców i najważniejszych polityków. Gortatowi zależy na eksponowaniu polskiej wojskowości i piękna naszych kobiet. To festiwal dumy z narodowych barw. Tegoroczna, dziewiąta edycja, odbyła się w formie wspomnianego już balu. W „Polskich Nocach” nigdy nie chodziło bowiem wyłącznie o zabawę.

WIELKI CZŁOWIEK

Legendarny Dirko Nowitzki otworzył w Dallas swoją ulicę. Gortat został niedawno zapytany przez Super Express, czy zrobi coś podobnego w Łodzi. – Marcin Gortat tworzy coś, za co będzie zapamiętany. Dla mnie otwieranie ulicy jest miłe i sympatyczne czy prestiżowe. Jednak wolę otworzyć 5 szkół sportowych dla 1000 uczniów. Sprawia, że mam wpływ na to, jak ta młodzież się rozwija. Jest to ważniejsze niż nazwa ulicy – powiedział. Świadectwo tej postawy daje od lat. Jednym z najważniejszych pomysłów na „emeryturę” Gortata jest skupienie się w pełni na działalności jego fundacji. „Mierz Wysoko” powstała, gdy Marcin grał jeszcze w Niemczech. Na wielkie wody wyprowadził ją jednak, dopiero będąc w USA. – Mam dług do spełnienia, bo ktoś kiedyś wyciągnął do mnie pomocną dłoń – przyznaje Gortat. Fundacja od 12 lat organizuje jednodniowe obozy dla najmłodszych adeptów koszykówki i mecz: Gortat Team vs Wojsko Polskie. Współpracuje też z czterema szkołami sportowymi: w Łodzi, Krakowie, Poznaniu i Gdańsku. Jest również zaangażowana w projekt Narodowego Centrum Koszykówki 3x3 w Gdańsku. Gdy w 2017 roku, promując grę NBA 2K18, wraz z firmą CENEGA stworzył swój własny model butów, postanowił wystawić go na aukcję, a zarobione na niej pieniądze przeznaczyć na cele charytatywne. Kilkanaście lat wcześniej, rozpoczynając koszykarską drogę, miał problem ze znalezieniem jakiejkolwiek pary, która pasowałaby na jego olbrzymie stopy (rozmiar 52!). Historia zatoczyła koło, a on zostawił po sobie ślady, które prowadzą na sam szczyt. Po nich prowadzi droga do prawdziwej Wielkości. koncept 33


Igor Zalewski

Melina story ramach zachwycania się polską prowincją byłem ostatnio w pewnej małej miejscowości. Bardzo mi się tam podobało, ale jedna rzecz niebywale mnie zaskoczyła. Otóż nie było tam sklepu nocnego. Skłoniło mnie to do rozważań, czy funkcjonuje tam jakaś melina. A to z kolei przywołało wspomnienia. Otóż w bloku, w którym spędziłem dzieciństwo i wiek pacholęcy, istniała tak zwana meta. Czyli – wyjaśniając młodzieży – miejsce, w którym można było nielegalnie nabyć alkohol. Meliny istniały dlatego, że nie istniały sklepy nocne. Ale też dlatego, że sprzedaż napojów wyskokowych była w smętnych latach 80. reglamentowana. Mówiąc prościej – wódka była na kartki. Kto zużył swój przydział, nie pił. Chyba że odwiedził melinę. Była jeszcze jedna opcja ratunkowa – Pewex. Czyli sklep, w którym kupowało się nie za złotówki, które były nic nie warte, lecz za wraże, kapitalistyczne dolary. Ewentualnie bony, które były – jakże u licha wyjaśnić ten absurd? – takimi PRL-owskimi niby-dolarami. W Peweksach kartki nie obowiązywały, toteż przed świętami albo szczególnie popularnym imieninami sklepy dewizowe wypełniały się ludźmi spragnionymi Żytniej lub Wyborowej. Ale Peweksy były w dużych miastach. W Otwocku, jak już się karkowe wypiło, a dalej suszyło, trzeba było iść na metę. Jedną z nich prowadziła nasza sąsiadka. Broń Boże, nie była jakąś żulicą. Przeciwnie. Byłą wdową na rencie, która wychowywała samotnie córkę, ciężko pracowała i dorabiałam sprzedając potrzebującym wódkę (inny alkohol w tych czasach nie był zbyt popularny, jakoś nie wyobrażam sobie, by ktoś na melinie poszukiwał merlota). Była więc de facto przedsiębiorcą, który korzystał z pokaźnej niszy na rynku.

W

34 marzec 2020

Ta zaradna kobieta – nazwijmy ją panią Haliną – znalazła się po pewnym czasie na celowniku Milicji Obywatelskiej. Na wszelki wypadek nie przechowywała więc towaru w swoim mieszkaniu. Była bardzo zaprzyjaźniona z moim dziadkiem. Przez lata budziły mnie ich poranne kawy i omawianie wydarzeń politycznych. Dziadek opowiadał, co mówiła Wolna Europa, a pani Halina relacjonowała, co się działo na osiedlu. Znała bowiem wszystkich i wiedziała wszystko. A że mieszkała pół piętra pod nami, lokalizacja tajnego składziku z trunkiem narzucała się sama. Jako że dzieci są wścibskie, dość szybko odkryłem, że za wersalką dziadka pręży się zazwyczaj z tuzin butelek Żytniej albo Bałtyku. Dziadek za kołnierz nie wylewał, ale na pewno nie w takich ilościach. Dość szybko skojarzyłem fakty i nie dziwiły mnie nocne wizyty pani Haliny, która wpadała na chwilę do pokoju dziadka, a potem szybko z niego wychodziła czymś objuczona. Proceder – używając żargonu programów zwalczających spekulację – trwał latami. System był bardzo prosty i skuteczny. W razie zagrożenia sąsiadka była czysta, a że magazyn znajdował się tuż pod ręką, spragniony klient w potrzebie nie musiał długo czekać. W razie nieobecności dziadka ja wpuszczałem panią Halinę, więc miałem swój drobny wkład w prowadzenie meliny. Działała ona prężnie od jakiegoś 1983 roku – przynajmniej wtedy odkryłem jej istnienie – a wykończył ją ostatecznie dopiero Leszek Balcerowicz. Karki zniesiono, pojawiły się sklepy nocne, meliny wymarły jak dinozaury. Jakiś czas temu, podczas rodzinnego zgromadzenia, wspomniałem z sentymentem metę pani Haliny. Opowiedziałem o alkoholowej sztamie, jaką mieli sąsiadka i dziadek. I nagle zauważyłem, że moja rodzona matka otwiera usta ze zdumienia. – Halina trzymała u nas wódkę? – spytała z niedowierzaniem. – I handlowała alkoholem?! A ja przez lata wykłócałam się z ludźmi, którzy twierdzili, że u niej jest melina! Przysięgałam, że to bzdury! To zdumiewające, jak bardzo jesteśmy ślepi na to, co mamy pod samym nosem.


Wiktor Świetlik

Prawda z nietoperza Powiedz mi, jaki masz stosunek do koronawirusa, to powiem ci, kim jesteś. Niestety, diagnoza często będzie ponura, i to w przypadku osób fizycznie doskonale zdrowych. d kilku dni czuję się jak w piosence Kazika, który śpiewał: „Niosę torby do domu, nie przeszkadzam nikomu, nie chcę się narażać. W mieście zaraza. Lekarze się zjechali, księża porozgrzeszali. Napawa ich odrazą. W mieście zaraza”. Oczywiście za kilka dni, kiedy ten felieton do Was trafi, pewnie wreszcie potwierdzi się, że kornawirus jest już w Polsce; a może nawet zbierze pierwsze ofiary i nie będzie już tak wesoło. Póki co jednak jeszcze nie ma potwierdzenia, choć jest duże prawdopodobieństwo, że chińskie paskudztwo jest już w Polsce. Ale zanim się tu znalazło, już zdążyło mnie dopaść dwa razy. Pierwszy raz trzy tygodnie temu na amerykańskim lotnisku, kiedy spędziłem z rodziną kilka godzin w potwornej kolejce, w dusznej hali, bez wody, bo bracia zza Oceanu musieli dokładnie sprawdzić, że przyjezdni jedli ostatnio raczej schabowe niż chińskie nietoperze. Drugi raz kiedy próbowałem naprawić chiński telefon, który niedawno sobie kupiłem. Modny model, robi śliczne zdjęcia, szkoda, że przycisk włączania nie działa. Jak się rozładuje, to mogiła. Naprawa gwarancyjna to kilka tygodni czekania, a telefon potrzebny mi teraz, więc powędrowałem do nieautoryzowanego serwisu, a tam facet rozkłada ręce: to prosta naprawa, taka gumka do wymiany, ale gumek nie ma, bo części z Chin nie ma. Jest koronawirus zamiast części. Nie tylko mnie dopada. Wczoraj wiózł mnie taksówkarz przez środek Warszawy. Piątkowy wieczór, nie najgorsza pogoda; przynajmniej na Nowym Świecie, w okolicy „pawilonów”, powinien być tłumek. Ale międzynarodowe towarzystwo, które tam na co dzień przyciąga, tym razem odstrasza. Taksówkarz mówił, że tak źle nigdy pod koniec karnawału nie było. Jeszcze nie miał tak złego tłustego czwartku ani ostatków. Ludzie się pochowa-

O

li w mieszkaniach. To ciekawa forma paniki, taka cicha, niepozorna. Ludzie nie biegają, nie krzyczą, nie tratują się nawzajem. Po prostu zamykają się w domach. Potem jest tylko gorzej, na zdjęciach z niektórych miejsc we Włoszech widać puste półki sklepowe. Ale zaraza, a raczej zagrożenie nią (w Polsce, gdy to piszę) ma też pewne zalety. Pokazuje, z kim mamy do czynienia, szczególnie w sferze publicznej. Oto jeden z polityków, ten, co takie rzeczy zawsze wygaduje, ogłosił, że koronawirus w sumie jest pożyteczny. Zabija słabsze

Części z Chin nie ma. Jest koronawirus zamiast części. jednostki, przede wszystkim starsze, a więc dochodzi do selekcji naturalnej gatunku. Pan Janusz zapomniał, że sam ma grubo po siedemdziesiątce, a fakt zachowania jurności do późnego wieku niekoniecznie musi ochronić tego darwinistę społecznego. Inny z polityków, ten najbardziej nowoczesno-liberalno-lewicowy wesołek, ogłosił, że ze swoim „mężem”, także politykiem, pojedzie na wczasy do Chin, bo chwilowo tam jest tanio. Potem, jak się zrobiła wokół tego wrzawa, stwierdził, że te Chiny to taka miejscowość na Śląsku. Najważniejsi politycy w kraju pokłócili się, czy dozownik z mydłem wciska się kciukiem, łokciem czy nadgarstkiem. Inni zaczęli snuć teorie spiskowe. To władza ukrywa istnienie w Polsce wirusa albo i samego wirusa, by go rozsiać w odpowiedniej dla siebie chwili. No i oczywiście wszystkiemu winni Azjaci. Pewien Azjata relacjonował mi, że spotkały go tego typu nieprzyjemności. Kłopot w tym, że facet jest… Turkiem. Ignorancja, małość, wariactwo i podłość nie potrzebują wielkiej zarazy, by się objawić, wystarczy zagrożenie nią, obawa, którą można wykorzystać, dać upust swoim fobiom. Mam nadzieję, że ten cały koronawirus nas jakoś w miarę minie. Ale nie on pierwszy i nie ostatni pokazuje nam lustro, wcale nie krzywe, w którym niektórzy powinni się przejrzeć i poważnie nad sobą zastanowić. koncept 35



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.