ISSN 2450-7512
SPECJALNIE DLA KONCEPTU: WICEPREMIER GOWIN O ZMIANACH W SZKOLNICTWIE WYŻSZYM
24
4
nr 42
MARZEC
O SYRII, KTÓREJ JUŻ NIE MA – JAGODA PIETRZAK
CZAS PATRIOTÓW
14
O ŻOŁNIERZACH WYKLĘTYCH – WOJCIECH MUCHA
12
PATRIOTYZM DZISIAJ – ANNA POPEK
WYGRAJ SESJĘ ZDJĘCIOWĄ– KONKURS NA „TWARZ KONCEPTU” (S29)
2016
BYŁO JEST BĘDZIE PROBLEMY Z ZALICZENIAMI? – Wpływają do mnie skargi od studentów, którzy informują o tym, że uczelnie celowo nie zaliczają im zajęć. Problem pojawia się nie tylko na uczelniach prywatnych, ale także publicznych – mówi Justyna Rokita, rzecznik praw studenta (RPS). Wiarygodnych danych brak, ale zjawisko ponoć nasiliło się w trakcie ostatniej sesji. – Problemem nie są wyśrubowane kryteria, ale słabsi studenci – odbijają piłeczkę przedstawiciele władz uczelni i wykładowcy. Do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego dotarły te informacje, ale na razie nie zamierza wszczynać żadnej kontroli.
STUDENT-WYNALAZCA Rozwiązanie pomagające w leczeniu trudno gojących się ran, mięsień pneumatyczny pomagający w rehabilitacji oraz lusterka, zwiększające bezpieczeństwo jazdy motocyklem – to przykłady wynalazków nagrodzonych w VI edycji Ogólnopolskiego Konkursu „Student-wynalazca”. Nagrodą główną dla 5 laureatów tegorocznej edycji konkursu będzie udział w kwietniowej, 44. Międzynarodowej Wystawie Wynalazków w Genewie. Sfinansowane będą koszty organizacji stoiska oraz podróży i pobytu młodych wynalazców w Szwajcarii. W tym roku do konkursu zgłoszono 60
wynalazków z 20 uczelni – nie tylko technicznych, ale też uniwersytetów, szkół medycznych i instytutów badawczych. Konkurs odbywał się pod patronatem MNiSW, Ministerstwa Rozwoju, Urzędu Patentowego, Narodowego Centrum Badań i Rozwoju oraz Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich.
ORYGINALNY POMYSŁ RESORTU NAUKI Konkurs na 3 zespoły ekspertów, które przygotują 3 konkurencyjne projekty nowej ustawy o szkolnictwie wyższym ogłosił wicepremier i minister nauki Jarosław Gowin. Każdy z zespołów na realizację projektu może otrzymać nawet 300 tys. zł. To nowatorskie podejście. - Tym razem, inaczej niż w poprzednich kadencjach, przepisy o szkolnictwie wyższym i nauce będą przygotowywane nie przez firmy badawcze, tylko przez przedstawicieli środowiska akademickiego – zapowiada Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Więcej czytaj w wywiadzie „Konceptu” z Jarosławem Gawinem (str. 8-9).
STUDENTOM OD � DO �� ZŁ ZA GODZINĘ Z wyników badań portalu Pracuj. pl wynika, że w 2015 r. ponad połowa polskich studentów podjęła pracę
zawodową w trakcie studiów. Z czego, niemal 50 proc. osób w wieku 22-25 lat znalazła robotę związaną z kierunkiem swoich studiów. Jak byli wynagradzani? W 2015 r. najczęściej ze studentami podpisywane były umowy o dzieło lub zlecenie (czyli tzw. śmieciówki), ze stawką wahającą się w widełkach: od 9 do 18 zł brutto za godzinę.
� PRZYSZŁOŚCIOWYCH ZAWODÓW Najnowsze zestawienia tzw. „zawodów przyszłości” różnią się oczywiście między sobą w zależności od tego, kto, gdzie i jak je opracowuje. Ale wybraliśmy siedem zawodów-pewniaków, które za 5-10 lat pozwolą dzisiejszym studentom przebierać w ofertach pracy jak w przysłowiowych ulęgałkach: Programista baz danych Broker informacji (czyli analityk danych dostępnych w sieci) Traffic manager (czyli analityk ruchu na stronach www) Terapeuta Opiekun medyczny Weterynarz Dietetyk
BARDZIEJ NIŻ NORMALNIE � � Nasi wojskowi mają problemy ze zdawaniem na uczelniach egzaminów, zwłaszcza tych językowych i lekarskich. Ale są zdeterminowani, by je zdawać w terminie. Na tyle są zdeterminowani, że zatrzymano właśnie 40 podejrzanych o wykorzystywanie sprzętu łączności między zdającymi, a podpowiadającymi. Cena za pomoc była wysoka – nawet 15 tys. zł. � Nawet 200 mln zł może trafić do uczelni publicznych i prywatnych na tworzenie nowych kierunków studiów. Warunek jest jeden: studia muszą
2 | KONCEPT |MARZEC 2016
odpowiadać potrzebom rynku pracy. Podpowiadamy zatem: akwizytor wietnamskich noży, pedicurzystka weterynaryjna, ale przede wszystkim magik ze specjalnością: wydawanie unijnej kasy w najbardziej czarodziejski sposób. � W tym roku obchody 200-lecia Uniwersytetu Warszawskiego. Mało kto wie, że na Krakowskim Przedmieściu, tam, gdzie dziś jest najstarsza część UW, w 1816 roku mieścił się bazar. A na nim…mięso, chleb i kartofle. Kraków ma bekę?
� A propos Krakowa…Tamtejsi naukowcy z AGH pracują nad algorytmem, który pozwoli kamerom wykryć w tłumie osobę trzymającą w ręce pistolet, nóż albo „inne niebezpieczne narzędzie”. Przy tym ostatnim „kryterium” otwiera się cała, wspaniała paleta możliwości! Dziecko, bułka, reklamówka, e-papieros… � Źródła: własne; naukawpolsce.pap.pl; gazetaprawna.pl; polsatnews.pl; polskieradio.pl;
SPIS TREŚCI
WSTĘPNIAK
Pokolenie „Wyklętych” TOMASZ GRZYWACZEWSKI
REDAKTOR NACZELNY „KONCEPTU”
Ś
mierć, tortury, przegrana walka. Ojczyzna, honor, niezmienne wartości. “Żołnierze Wyklęci” perfekcyjnie nie pasują do postmodernistycznej opowieści serwowanej nam przez europejskie salony. Opowieści o świecie zrelatywizowanym, odrzucającym własną tożsamość i historię, opierającym się na intelektualnych modach (ekologizmy, genderyzmy, itd.), kwestionującym zasady moralne. “Żołnierze Wyklęci” są tak staroświeccy, że powinni zostać z miejsca odrzuceni przez nowe pokolenia już nie tyle Polaków, co nieznających granic Europejczyków. A tymczasem BUM. Nagle okazuje się, że tysiące młodych ludzi utożsamia się z niezłomnymi partyzantami walczącymi z komunistycznym okupantem. Furorę robią patriotyczne
koszulki, muzyka, grupy rekonstrukcji historycznej. W całej Polsce tłumy biegną w maratonach „Tropem Wilczym” i biorą udział w rowerowych masach krytycznych upamiętniających “Wyklętych”. Ku zdumieniu co poniektórych mędrców wieszczących „koniec historii”, właśnie historia naszych bohaterów jest punktem odniesienia dla 20- i 30-latków. Jak pisze w swoim artykule Wojciech Mucha, “Wyklęci” stali się pomostem nad zerwaną przez komunistów ciągłością pokoleniową. To oni łączą stary i nowy świat. Dają nam poczucie przynależności do większej wspólnoty. Może właśnie w tym należy upatrywać przyczyn tego patriotycznego zrywu. W niepewnych czasach, gdy na naszych oczach rozpada się globalny porządek, szukamy jasnych i prostych wzorców. Bez pseudofilozoficznych miazmatów i PR-owego zakłamania. Potrzebujemy takich ludzi jak “Wyklęci”, ale i takich jak o. Paolo z klasztoru w Syrii, o którym opowiada w swoim reportażu Jagoda Pietrzak. Potrzebujemy autorytetów.
BYŁO JEST BĘDZIE BARDZIEJ NIŻ NORMALNIE P OKOLENIE „W YKLĘTYCH ”
2 3
TOMASZ GRZYWACZEWSKI
C ZAS
WILKÓW , CZAS PATRIOTÓW
4
WOJCIECH MUCHA
Ś RODA
U KORWINA
7
DAWID WILDSTEIN
N IE
MAM CZASU NA BRAK CZASU
G ORCZYŃSKA P ATRIOTYCZNE KINO ? TAK , ALE ZRÓBMY POLSKIEGO „ SNAJPERA ” ALEKSANDRA
ŁUKASZ ADAMSKI
Z NÓW
MOŻESZ WYGRAĆ DO NA DZIAŁANIA LOKALNE
10
E DUKACJA Z GIEŁDĄ : SZKOŁA I ZBA ZARZĄDZAJĄCYCH
TYS . ZŁ
GIEŁDOWA
MY WIEMY O PATRIOTYZMIE ? NIE BYLI DŁUŻEJ
„ WYKLĘCI ”
TADEUSZ M . PŁUŻAŃSKI
S YRIA ,
KTÓREJ JUŻ NIE MA :
10 10
12
ANNA POPEK
Ż EBY
9
11
FUNDUSZAMI I AKTYWAMI
CO
8
D EIR M AR M USA
JAGODA PIETRZAK
PSRP
13 14
Z PROPOZYCJĄ NOWELIZACJI KODEKSU DOBRE PRAKTYKI W SZKOŁACH WYŻSZYCH
16
OLIWIA SIWIŃSKA
Z YSKI
NA SMYCZY KONIUNKTURY
18 19
WŁODZIMIERZ DOLA
H ISTORYCZNA PREMIERA ! M ASA KRYTYCZNA POŚWIĘCONA PAMIĘCI ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH
20
MARTA RYBICKA
„A GAINST MODERN FOOTBALL ” – CZYLI BUNT KIBICÓW
21
MIKOŁAJ RÓŻYCKI
P RACUJEMY
INACZEJ
23
MARTYNA KOŚKA
N IE
BĘDZIE TRZĘSIENIA ZIEMI ,
ALE SKOK CYWILIZACYJNY
J AK DUŻO CZASU MARNUJESZ PRZED A PLIKACJA PRAWDĘ CI POWIE …
24
TELEFONEM ?
MONIKA WIŚNIOWSKA
U STAWA 2.0
26
SZANSĄ POLSKIEJ NAUKI I SZKOLNICTWA WYŻSZEGO KATARZYNA ZAWADA
U KRAINA ,
PATRIOTYZM I ROCK & ROLL
TOMASZ LACHOWSKI
P OCHWAŁA
KONCEPT MAGAZYN AKADEMICKI
UMIARKOWANEGO EGOIZMU
WIKTOR ŚWIETLIK
28 30 31
W YDAWCA : FIM, ADRES RED .: UL . S OLEC 81 B ; LOK . 73A, 00-382 W A - WA , R EDAKCJA : TOMASZ GRZYWACZEWSKI (RED. NACZ.), JAROSŁAW GAJEWSKI (ZAST. RED. NACZ.), OLGA KOŁAKOWSKA (SEKR. RED.), WIKTOR ŚWIETLIK, MATEUSZ ZARDZEWIAŁY, EMILIA WIŚNIEWSKA, M IKOŁAJ R ÓŻYCKI , M ARTA R YBICKA I INNI, P ROJEKT GRAFICZNY : JAN MAJDA, E- MAIL : REDAKCJA@GAZETAKONCEPT.PL, WWW.GAZETAKONCEPT.PL
ABY POZNAĆ OFERTĘ REKLAMOWĄ PROSIMY O KONTAKT POD ADRESEM: REKLAMA@GAZETAKONCEPT.PL OSOBY ZAINTERESOWANE DYSTRYBUCJĄ „KONCEPTU” NA UCZELNIACH, PROSIMY O KONTAKT POD ADRESEM REDACJA@GAZETAKONCEPT.PL
3
TEMAT NUMERU
Czas Wilków, Czas Patriotów WOJCIECH MUCHA
AUTOR JEST SZEFEM DZIAŁU PUBLICYSTYKA W „GAZECIE POLSKIEJ” I „GAZECIE POLSKIEJ CODZIENNIE”
Mordowano ich w majestacie komunistycznego prawa, ale i bez takich „błahostek”. Grzebano na śmietnikach, wysadzano w powietrze i skrytobójczo zabijano. Walczyli do końca – do śmierci. „Wyklęci”, „niezłomni” czy „wilki” - jak nazwał ich Zbigniew Herbert. Żołnierze polskiego podziemia niepodległościowego. Przez dekady skazani na zapomnienie. Dziś ta podziemna armia powraca.
II
wojna światowa zakończyła się dla Polski kolejną okupacją, zaakceptowaną de facto przez społeczność międzynarodową. Nasz kraj trafił w orbitę wpływów Związku Sowieckiego. Konsekwencją tego była konieczność przeprowadzenia przez komunistów błyskawicznej rozprawy z ruchem oporu, który nie godził się z nadchodzącą nieuchronnie powojenną rzeczywistością. „W chwili, gdy Pierwsza Armia Polska szturmuje Berlin, gdy Druga
Armia tuż przy boku Armii Czerwonej zdobywa przedpola Drezna, (…) tchórzliwi mordercy spod znaku AK zza węgła strzelają do polskiego oficera i robotnika, chłopa i urzędnika. Ofiarą padają członkowie partyj demokratycznych, resztki cudem ocalałych Żydów. Na modłę niemiecką nie szczędzi się kobiet ani dzieci. (…) Śmierć bandytom z AK i NSZ!” Powyższy cytat pochodzi z gazety „Jedność Narodowa”. Ukazał się tuż przed oficjalnym zakończeniem II wojny światowej, 28 kwietnia 1945 r. Polscy komuniści, którzy pod okiem i bagnetem swoich moskiewskich mocodawców instalowali nad Wisłą „demokrację ludową”, określali w ten sposób polskie wojsko, które przez całą II wojnę stawiało opór niemieckiemu i sowieckiemu totalitaryzmowi.
ZMIANA OKUPACJI O tym, jak tragiczna będzie walka z nowym okupantem, wiedzieli doskonale dowódcy Polskiego Państwa Podziemnego. Zapowiedź kolejnych lat przynosił już dramatyczny rozkaz o rozwiązaniu Armii Krajowej, wydany przez generała Leopolda Okulickiego 19 stycznia 1945 r.: „Żołnierze Armii Krajowej! Daję Wam ostatni rozkaz. Dalszą swą pracę i działalność prowadźcie w duchu od-
MUZYKA ULICZNY HIP HOP, ALE TAKŻE TEN FLIRTUJĄCY Z MUZYKĄ POWAŻNĄ, BALLADY, ŻOŁNIERSKIE PIEŚNI. WYBÓR MUZYKI STWORZONEJ NA CZEŚĆ ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH JEST OGROMNY. WARTO ZWRÓCIĆ UWAGĘ NA KRAKOWSKIEGO RAPERA TADKA Z JEGO ALBUMAMI „PRAWDA NIEWYGODNA” I „PRAWDA NIEWYGODNA 2”, „BURZA” ORAZ NAJNOWSZYM, MAJĄCYM PREMIERĘ NA PRZEŁOMIE MARCA I KWIETNIA 2016 ROKU KRĄŻKIEM „OSTATNI ROZKAZ”. GODNE UWAGI SĄ TAKŻE PŁYTY “MYŚMY REBELIANCI” ZESPOŁU DE PRESS ORAZ „PODZIEMNA ARMIA POWRACA” Z PIOSENKAMI PAWŁA PIEKARCZYKA, LESZKA CZAJKOWSKIEGO ORAZ JERZEGO ZELNIKA.
4 | KONCEPT | MARZEC 2016
zyskania pełnej niepodległości Państwa i ochrony ludności polskiej przed zagładą. (…) Postępująca szybko ofensywa sowiecka doprowadzić może do zajęcia w krótkim czasie całej Polski (…) oznacza to zmianę jednej okupacji na drugą, bardziej niebezpieczną, bo przeprowadzoną pod przykrywką Tymczasowego Rządu Lubelskiego, bezwolnego narzędzia w rękach sowieckich. (…) Walki z sowietami nie chcemy prowadzić, ale nigdy nie zgodzimy się na inne życie, jak tylko w całkowicie suwerennym, niepodległym i sprawiedliwie urządzonym społecznie Państwie Polskim”. Chwilę wcześniej powołano organizację wojskową „NIE”, która miała kontynuować walkę o niepodległość. Niestety, aresztowanie i zesłanie w głąb Związku Sowieckiego generała Emila Augusta Fieldorfa „Nila” sparaliżowało te działania. „NIE” przestała istnieć już 7 maja 1945 r. Niezależnie od tego, w latach 1945-1956 do walki z nowym okupantem przystąpiło - według różnych szacunków - nawet 200 tysięcy ludzi. Zrzeszeni w szeregu organizacji, z których najbardziej znane to: Narodowe Siły Zbrojne, Delegatura Sił Zbroj-
TEMAT NUMERU
KINO PRZEZ DŁUGIE LATA FILM OBCHODZIŁ Z DALEKA TEMAT PODZIEMIA NIEPODLEGŁOŚCIOWEGO. Z NIEZROZUMIAŁYCH POWODÓW – ŻYCIORYSY “WYKLĘTYCH” TO GOTOWE SCENARIUSZE KINOWYCH HITÓW. WYJĄTKIEM JEST DOSKONAŁY „GENERAŁ NIL” W REŻYSERII RYSZARDA BUGAJSKIEGO. FILM OPOWIADA HISTORIĘ GENERAŁA AUGUSTA EMILA FIELDORFA PS. „NIL”. W TYTUŁOWEJ ROLI ZNAKOMITY OLGIERD ŁUKASZEWICZ. OBECNIE NA EKRANACH KIN DŁUGO OCZEKIWANA „HISTORIA ROJA”, OBRAZ POKAZUJĄCY LOSY MIECZYSŁAWA DZIEMIESZKIEWICZA, KTÓRY PRZEZ 6 POWOJENNYCH LAT WALCZYŁ Z KOMUNISTAMI JAKO ŻOŁNIERZ NARODOWEGO ZJEDNOCZENIA WOJSKOWEGO. REŻYSERIA JERZY ZALEWSKI. KLIMATU DODA MUZYKA MICHAŁA LORENCA. TEATR CHWILĘ
JUŻ MAJĄ, ALE TO NIC NIE SZKODZI.
DWIE
SCENY FAKTU: „ŚMIERĆ W REŻYSERII RYSZARDA BUGAJSKIEGO ORAZ DRAMATYCZNA „INKA 1946” W REŻYSERII NATALII KORYNCKIEJ-GRUZ Z KAROLINĄ KOMINEK W ROLI DANUTY SIEDZIKÓWNY - NIEZŁOMNEJ SANITARIUSZKI ODDZIAŁU ZYGMUNTA SZENDZIELARZA „ŁUPASZKI”. WARTO. REALIZACJE TELEWIZYJNEJ ROTMISTRZA
nych na Kraj, Wolność i Niezawisłość, Narodowe Zjednoczenie Wojskowe czy Konspiracyjne Wojsko Polskie. W obliczu uznania przez świat komunistycznych władz, przystąpili do samotnej walki, licząc na mający niechybnie wybuchnąć kolejny światowy konflikt.
POLSKA W CIENIU CZERWONEJ GWIAZDY Ale ten konflikt coraz bardziej się oddalał. Postępowała jednocześnie instalacja systemu komunistycznego. Fałszowane, przeprowadzane w atmosferze terroru referendum ludowe w 1946 r. i wybory w lutym 1947 r. przypieczętowywały rządy komunistów. Jednocześnie rozszalał się terror wymierzony we wszystkich „wrogów ludu”. Za tych uznano nie tylko zbrojnych przeciwników nowych władz, ale także prywatnych przedsiębiorców, rolników niegodzących się na grabieżczą politykę kolektywizacji, wreszcie robotników, inteligencję i oczywiście Kościół katolicki. Codziennością były tortury, bezpodstawne zarzuty i pokazowe procesy polityczne, w których wydawano tysią-
ce wyroków śmierci. Na użytek nowych władz funkcjonowały nawet obozy koncentracyjne. Tak było np. z byłym niemieckim obozem Auschwitz-Birkenau III w Jaworznie. Ten komuniści przekształcili w Centralny Obóz Pracy, gdzie NKWD i ich polscy podwładni przetrzymywali np. rodziny „Wyklętych”, ale i Niemców, Ukraińców oraz polską młodzież antykomunistyczną czy „szkodników gospodarczych”.
Codziennością były tortury, bezpodstawne zarzuty i pokazowe procesy polityczne, w których wydawano tysiące wyroków śmierci. Na użytek nowych władz funkcjonowały nawet obozy koncentracyjne. Do walki z podziemiem niepodległościowym skierowano olbrzymie oddziały wojska, milicji i Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego – nowo utworzonej formacji, wzorowanej na sowieckim NKWD. To ostatnie zresztą czynnie
PILECKIEGO”
wspierało swoich nadwiślańskich uczniaków. Na terenie całego kraju dochodziło do bitew i potyczek. „Wyklęci” rozbijali więzienia (niejednokrotnie - jak więzienie św. Michała w Krakowie oddział majora Józefa Kurasia „Ognia” - bez jednego wystrzału), likwidowali sowietów, polskich komunistów i ich konfidentów. Rekwirowali „w imieniu Rzeczpospolitej” dobra z przedsiębiorstw i zakładów państwowych, dokonywali dywersji i sabotażu. Wszystko z myślą, aby jak najbardziej opóźnić dalszą komunizację kraju. „Walki +Wyklętych+ przyjmowały różne formy, ale chyba najbliżej im do partyzanckiej wojny szarpanej Powstania Styczniowego - potyczka, odskok, ucieczka przed obławą. Potem kolejny atak, zmiana terenu i odpoczynek w najdzikszej leśnej głuszy” – pisze Szymon Nowak w książce „Bitwy wyklętych”. Trudno się z tym nie zgodzić.
ZETRZEĆ Z POWIERZCHNI ZIEMI Postępujący terror i brak pomocy z zewnątrz sprawiały, że obława wokół podziemia coraz bardziej się zaciskała.
5
TEMAT NUMERU Część wojskowych dochodziła do wniosku, że walka staje się beznadziejna. Komuniści ogłaszali kolejne amnestie dla partyzantów, które wyciągały z lasu tysiące zrezygnowanych. „Amnestia to jest dla złodziei, a my to jesteśmy wojsko polskie” – powiedział do swojego podwładnego legendarny „cichociemny”, mjr Hieronim Dekutowski „Zapora” w 1947 r., kiedy po amnestii z lasu wyszło wielu żołnierzy. Sam „Zapora”, pomimo tych słów, również w końcu zdecydował się opuścić las i w obliczu zagrożenia postanowił uciekać z kraju. Wydany przez zdrajcę, po okrutnym dochodzeniu został skazany na śmierć i zamordowany w więzieniu na Mokotowie. Jego szczątki odnaleziono dopiero w 2013 roku w słynnej kwaterze „Ł” – „Łączce” na warszawskich Powązkach Wojskowych, gdzie do bezimiennych dołów trafiały setki bohaterów antykomunistycznego podziemia, w tym ci najsłynniejsi, już odnalezieni: Stanisław Kasznica, ostatni Komendant Główny Narodowych Sił Zbrojnych, Zygmunt Szendzielarz ps. „Łupaszka”, dowódca V Wileńskiej Brygady Armii Krajowej, ale także prawdopodobnie wciąż poszukiwani: generał August Fieldorf „Nil” i rotmistrz Witold Pilecki. Do dziś IPN-owi udało się ekshumować i zidentyfikować 40 z około 250 pogrzebanych na „Łączce” osób. Ekshumacje trwają także w wielu miejscach kraju, gdzie rozsiane są szczątki tysięcy bohaterów. Mordowano ich w majestacie komunistycznego prawa, ale i bez takich „błahostek”, grzebano na śmietnikach, wysadzano w powietrze i skrytobójczo zabijano. Żołnierzy przysięgających na Rzeczpospolitą hańbiono, a to chowając ich w mundurach Wehrmachtu (taki los spotkał np. podkomendnego „Zapory”, Stanisława Łukasika ps. „Ryś”), a to bezczeszcząc zwłoki w inny sposób.
STYL ŻYCIA TU POLE DO
POPISU JEST SZEROKIE.
WIELBICIELE BRONI I MUNDURÓW Z EPOKI POWINNI ZWRÓCIĆ UWAGĘ NA GRUPY REKONSTRUKCYJNE I STOWARZYSZENIA , KTÓRYCH PRZYBYWA W P OLSCE JAK GRZYBÓW PO DESZCZU . JEDNĄ Z NICH JEST NP. STOWARZYSZENIE HISTORYCZNE IM. „11 GRUPY OPERACYJNEJ NSZ” (HTTP://WWW.11GO.PL/). ODZIEŻ PATRIOTYCZNA I WOLNOŚCIOWA TO Z KOLEI „CODZIENNY ELEMENT TOŻSAMOŚCIOWY ”. POLECAM R ED IS B AD. POLSKA PRODUKCJA NA ŚWIATOWYM POZIOMIE .
6 | KONCEPT | MARZEC 2016
ZABIĆ PAMIĘĆ Przykładem może być los Józefa Franczaka. “Laluś” - uznany za ostatniego z Wyklętych, ukrywający się w miejscowości Majdan Kozic Górnych (dziś woj. lubelskie) - zginął na początku lat 60. (21 X 1963) w obławie ZOMO. Po śmierci jego ciało pozbawiono głowy, której rodzina poszukiwała aż do ubiegłego roku. Wtedy to śledczy z IPN odnaleźli czaszkę Józefa Franczaka w zbiorach Uniwersytetu Medycznego w Lublinie.
„powrót wyklętej armii”, odbywa się w dużej mierze dzięki pokoleniu 20-30-latków. A więc ludzi, którzy nie borykają się z ideologicznymi uwarunkowaniami z PRL. Ale w ślad za ową fizyczną eliminacją trwała wojna ideologiczna. Ze świecą szukać w wydawanych w Polsce Ludowej gazetach, literaturze czy filmie innych określeń „Wyklętych” niż „bandy leśne”, „faszyści” czy „mordercy z AK i NSZ”. Ten stan rzeczy utrzymywał się w zasadzie do końca PRL, a nawet już w III RP. Mieli zniknąć na zawsze. To się nie udało. Przy życiu uchowało się wielu bohaterów. O tych, którzy zginęli, pamiętały rodziny i towarzysze z konspiracji. Szukali ich historycy i wolontariusze – patrioci. Tak w wolnej Polsce rozpoczęła się walka o upowszechnienie tej pamięci. Po raz pierwszy określenie „Wyklęci” pojawiło się w 1993 r. za sprawą zorganizowanej przez Ligę Republikańską wystawy: „Żołnierze Wyklęci – antykomunistyczne podzie-
KIBICE TO CIEKAWA SPRAWA. ŻOŁNIERZE WYKLĘCI SĄ STAŁYM ELEMENTEM CHOREOGRAFII OPRAW PODCZAS MECZÓW PIŁKARSKICH. 1 MARCA – NARODOWY DZIEŃ PAMIĘCI ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH - TO OKAZJA, BY SIĘ O TYM PRZEKONAĆ. WYSTARCZY WYBRAĆ SIĘ NA NAJBLIŻSZY MECZ LIGOWY ROZGRYWANY W TYM OKRESIE . PODOBNIE JEST ZRESZTĄ PRZY INNYCH OKAZJACH – ROCZNICY WYBUCHU POWSTANIA WARSZAWSKIEGO, ŚWIĘTA NIEPODLEGŁOŚCI CZY PRZY OKAZJI PRZYPOMINANIA O ZBRODNIACH STANU WOJENNEGO.
mie zbrojne po 1944”. Do wydobycia bohaterów z dołów śmierci przyczyniło się powołanie Instytutu Pamięci Narodowej. Wreszcie do szerszego grona trafili także za sprawą kontrkultury. Ich postaci, jako przemilczane i „gumkowane” z historii, stały się atrakcyjne dla młodych ludzi. „Wyklęci” trafili na deski teatrów niezależnych, na płyty hip hopowe, ściany z graffiti i stadiony piłkarskie jako bohaterowie kibicowskich opraw.
MOST POKOLENIOWY Analizując ten fenomen można pokusić się o stwierdzenie, że obserwowany obecnie w całej Polsce „powrót wyklętej armii”, odbywa się w dużej mierze dzięki pokoleniu 20-30-latków. A więc ludzi, którzy nie borykają się z ideologicznymi uwarunkowaniami z PRL. W większości nie mają z tamtych czasów wspomnień ani bohaterów w stylu Hansa Klossa, „Czterech pancernych” czy właśnie walczących z bandami, opiewanych w literaturze bohaterów z KBW lub UB. Nie mają ani dysonansu poznawczego, ani mechanizmu wyparcia. Przy tym postaci „Wyklętych” jawią się jak celowo ukryte skarby. Nauka o nich jest jak ich odkrywanie, a przy tym jest znakomitą przygodą intelektualną. Nic dziwnego, że dziś nawet mieszkańcy mniejszych miejscowości upamiętniają swoich „lokalnych” bohaterów drugiej konspiracji tablicami, ulicami i pomnikami. Do zapomnianych, żyjących często w nędzy żołnierzy płynie strumieniem pomoc materialna, a co najważniejsze przekonanie, że ich walka nie zostanie zapomniana. Te relacje najmłodszych Polaków z najstarszymi bohaterami są swoistym mostem pokoleniowym nad zerwaną przez komunistów ciągłością.
SPORT PONAD 40 TYSIĘCY BIEGACZY W 160 MIEJSCOWOŚCIACH POLSKI, A TAKŻE W WILNIE I GRODNIE WZIĘŁO UDZIAŁ 28 LUTEGO 2016 R. W IV EDYCJI BIEGU „TROPEM WILCZYM - BIEG PAMIĘCI ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH”, KTÓRY JEST ORGANIZOWANY PRZEZ FUNDACJĘ WOLNOŚĆ I DEMOKRACJA. CELEM BIEGU JEST UPAMIĘTNIENIE OSTATNICH OBROŃCÓW WOLNOŚCI, WALCZĄCYCH NA ZIEMIACH POLSKICH JESZCZE PO ZAKOŃCZENIU II WOJNY ŚWIATOWEJ. SYMBOLICZNY DYSTANS BIEGU WYNOSI 1963 METRY, CHOĆ BIEGNIE SIĘ TAKŻE NA DŁUŻSZYCH TRASACH. LICZBA TA JEST NAWIĄZANIEM DO ROKU ŚMIERCI OSTATNIEGO ŻOŁNIERZA WYKLĘTEGO - JÓZEFA FRANCZAKA „LALKA”.
SPOŁECZEŃSTWO
Środa u Korwina DAWID WILDSTEIN
ZASTĘPCA REDAKTORA NACZELNEGO „FRONDY LUX”, DZIENNIKARZ, REPORTER
Gdy ogon zaczyna kręcić psem, a właściwie… gdy go pożera. Czyli słów kilka o mainstreamowej lewicy.
J
ednym z głównych postulatów PiS-u jest słynne 500+ na dziecko. Abstrahujemy tu od oceny samego projektu pod względem formalnym czy praktycznym, choć debata na ten temat jest oczywiście konieczna. Ale warto przy okazji zwrócić uwagę na sposób krytyki tego projektu przez najważniejsze autorytety współczesnej polskiej lewicy, począwszy od autorów związanych np. z Krytyką Polityczną, po np. Magdalenę Środę. Okazuje się, że najważniejsi reprezentanci tej opcji ideologicznej zrezygnowali, na rzecz politycznej praktyki, ze swoich ideałów. Przyjrzyjmy się wypowiedziom Magdaleny Środy na ten temat. Dowiadujemy się, że 500+ jest złe, ponieważ pomaga tradycyjnemu modelowi rodziny. Nie wspomaga zaś rodzin
postępowych, wyemancypowanych i nie- tradycyjnych. W jednym z wywiadów Magdalena Środa bez skrępowania przyznaje, że wie już dobrze, na co wydane będzie to 500 zł w przypadku biedniejszych rodzin. Na alkohol, i to jeszcze na alkohol z przemytu, bo ten „jest tani”. Przyznam szczerze, że gdyby nie „terminologia” ze słowami kluczami: emancypacja, nie- tradycja i postęp, byłbym pewien, że powiedział to jakiś wyjątkowo prymitywny korwinista. Bo właściwie czego się dowiadujemy? Że nie należy pomagać biedniejszym, wielodzietnym rodzinom, bo te nie pasują do idealnego systemu, bo będą wszystko wydawać, jak to biedni,
Nadal pozostaje nam czekać na prawdziwą lewicę. Zajmującą się człowiekiem tu i teraz, a nie czekając aż będzie on odpowiednio „postępowy” i jej godny. na alkohol. Ba, nie dość, że będą chlać, to jeszcze nielegalnie, bo skoro biedni, to przestępcy, z przemytu będą flaszki brać. Ilość prymitywnych stereotypów poraża. Pojawia się też inny problem. Bo właściwie kogo należy, zdaniem Środy, wspierać? Nie tradycyjne ale postępowe rodziny. Może idea piękna, ale tak się złożyło, że w tej wstecznej, niepostępowej Polsce takie rodziny to znikomy procent. I raczej są lepiej niż gorzej sytuowane. Tymczasem praw-
dziwa bieda tkwi gdzie indziej. Ale to logiczna konsekwencja wywodu profesor - lepiej tym nie pomagać, bo utrwali to tradycyjny model rodziny. I alkoholizm. I przemyt. W ten sposób lewicowa troska o człowieka i jego los, zwłaszcza w wymiarze ekonomicznym, zostaje przesunięta na nieistniejące jeszcze społeczeństwo idealnych, odpowiednio nie-tradycyjnych i trzeźwych rodzin. Wszystko to byłoby tylko zabawne, gdyby nie to, że w systemie demokratycznym lewica jest potrzebna. Mówię to z bólem, jako prawicowiec. Ale problem polega na tym, że poza byciem prawicowcem, jestem także demokratą. A tak się już układa ten system, że potrzebuje on wzajemnie równoważących się kontrapunktów, które, istniejąc w ramach określonych fundamentów, pilnują siebie nawzajem, nie pozwalając żadnej ze stron diady politycznej zamknąć się we własnym paradygmacie ideologicznym. Mówiąc bardziej po ludzku - część elektoratu, o którego względy zabiegają prawicowcy, uważa niektóre postulaty lewicowe za interesujące, co powoduje, że prawica uwzględnia je w swoich programach. Z konieczności więc tego typu rywalizacja wymusza na każdej ze stron poszerzenie horyzontu ideologicznego i, w mniejszym lub większym stopniu, pluralizm ideowy. Ale Nadal pozostaje nam czekać na prawdziwą lewicę. Zajmującą się człowiekiem tu i teraz, a nie czekając aż będzie on odpowiednio „postępowy” i jej godny. W końcu, nie reagującą jak pies Pawłowa na każdy postulat prawicy.
7
NZS
Nie mam czasu na brak czasu Studia. Wielu osobom kojarzą się z czasem nauki i zabawy. Cóż, ja nigdy nie myślałam jak większość. Czym więc są dla mnie studia? To – poza nauką – czas na rozwój, na spełnianie marzeń, na realizowanie hobby, ale także na działalność, która przygotuje do pracy. To odpowiedni moment, by dorosnąć i się usamodzielnić. Czy zatem studia polegają na łączeniu nauki, pasji, zabawy, zbieraniu doświadczeń i pracy? No cóż… Trochę tak jest. Ktoś by powiedział, że to niemożliwe, bo doba ma tylko 24 godziny. Jestem żywym przykładem na to, że się da! �
ALEKSANDRA GORCZYŃSKA
KOORDYNATOR OGÓLNOPOLSKA DS . PROMOCJI I WIZERUNKU WAMPIRIADY
K
iedy zaczęłam studia, wiedziałam, że muszę robić coś poza stricte studiowaniem. Sama nauka mnie nie satysfakcjonowała. Może dziwnie to brzmi, teoretycznie celem studiowania jest zdobywanie wiedzy. Niestety, trzeba powiedzieć wprost – czasy się zmieniły. W tej chwili idziemy na studia głównie po to, by potem mieć pracę. Wiedzy praktycznej raczej na studiach nie zdobędziemy, o czym mocno przekonałam się na własnej skórze. Dzisiaj student musi sobie jakoś poradzić z faktem, że pracodawca chciałby mieć absolwenta wyższej uczelni, najlepiej po dobrych, dziennych studiach, z doświadczeniem zawodowym i znajomością dwóch języków obcych. Jak to zrobić? Opowiem na swoim przykładzie. Dwa tygodnie po rozpoczęciu studiów zdecydowałam się na dołączenie do jakiejś organizacji studenckiej. Zachwycona bogatą ofertą i możliwo-
8 | KONCEPT | MARZEC 2016
ścią rozwoju, dołączyłam do Niezależnego Zrzeszenia Studentów. No i taki świeży studenciak poszedł na rozmowę z członkiem zarządu NZS. Akurat traf chciał, że był wakat na koordynatora dosyć nowego projektu - Prawie Kino Muzyczne, które było swego rodzaju „odnogą” większego projektu – Prawie Kina. Zgłosiłam się, ponieważ wiedziałam, że dzięki wzięciu takiej odpowiedzialności nie odpuszczę sobie po dwóch miesiącach działalności. Organizowałam spotkania ze znanymi osobami oraz projekcje filmowe. Wtedy łączyłam studia i naukę z NZSem i dużą ilością pracy nad projektami oraz obowiązkami, a do tego korzystałam z życia studenckiego. Dzisiaj się zastanawiam, jak udało mi się to wszystko ze sobą połączyć. Z czasem zaczęłam piąć się wyżej, uczyłam się zarządzania grupą ludzi, a także zaczęłam intensywnie działać w promocji, co bardzo mi się spodobało. Wtedy też zrozumiałam, że chciałabym iść w tym kierunku. Dzięki temu zdecydowałam się wybrać odpowiednią dla siebie specjalizację na studiach. Dołączyłam także do promocji krajowej NZSu, gdzie mogłam się jeszcze bardziej rozwinąć i realizować swoje pomysły.
Wiedziałam, że ważną częścią mojej edukacji są języki. Dlatego postanowiłam w wakacje wyjechać do Anglii do pracy i podszkolić swój język. Oprócz ciekawych doświadczeń, dało mi to dobry wpis do CV. Wszystko to doprowadziło do kilku ważnych punktów w moim życiu. W lipcu minionego roku zajęłam się promocją krajowego studenckiego projektu honorowego krwiodawstwa Wampiriada. Dodatkowo dzięki bogatemu CV dostałam się na dobry staż, na którym mam możliwość jeszcze bardziej się rozwinąć. A wszystko łączę z trzecim rokiem studiów i pisaniem pracy licencjackiej. Wszystkie te zajęcia są dla mnie istotne, ale nie zapominam o swoich pasjach – muzyce, tańcu, pisaniu. Trzy razy w tygodniu mam zajęcia taneczne, dodatkowo prowadzę bloga, którego systematycznie staram się rozwijać. Jednak nie zawsze było różowo. Choć obecnie codziennie wychodzę o 8 rano, a wracam o 21, udaje mi się łączyć studia, staż, pasję i życie towarzyskie. Jak ja to robię – nie mam bladego pojęcia. Wychodzę po prostu z założenia, że „jeśli chcesz – znajdziesz sposób, jeśli nie – znajdziesz powód”. I tego się trzymam. �
KULTURA lepiej poświęcić ją na wypracowanie własnego szablonu historycznego kina, które sprzedamy światu.
Patriotyczne kino?
Tak, ale zróbmy polskiego „Snajpera” ŁUKASZ ADAMSKI
KRYTYK FILMOWY TYGODNIKA
„ WSIECI ”
Po mojej recenzji długo oczekiwanego filmu „Historia Roja” o “Żołnierzach Wyklętych”, spadła na mnie lawina krytyki. Niejednokrotnie na forach prawicowych portali pojawił się czysty hejt, za który będący na moim miejscu Radek Sikorski wysłałby Romka pozwy pisać.
B
a, jeden z prawicowych publicystów raczył mnie na portalu SDP nazwać „adwokatem diabła”, który powinien - nie tylko Tomasz Lis jest mistrzem finezji - iść do diabła. Jako libertarianin i miłośnik „South Park” nikomu zabraniać krytyki mnie i mojej osoby oraz ego mojej osoby nie będę. A jednak reakcja na moją recenzję jest znamienna. Polityczną wymowę „Historii Roja” Jerzego Zalewskiego oceniam bardzo pozytywnie. Uważam, że jest to film dydaktyczny i powinien być pokazywany na lekcjach historii. Niestety artystycznie ten film kuleje. Jest niespójny narracyjnie, nierówno zagrany, chaotycznie wyreżyserowany. Jasne, że powstawał w bólach kilka lat, bez budżetu i wsparcia państwa. Jednak skoro ujrzał światło dzienne i ma masowemu widzowi pokazać, kim byli “Wyklęci”, podlega takiej samej krytyce jak inne filmy. Potrzebujemy kina historycznego. Musi to być kino nie tylko słuszne,
jak „Historia Roja”, ale również kino robione według najlepszych wzorców. Kino z nowoczesnym storytellingiem, zjawiskowe w formie, eklektyczne gatunkowo. Jednym słowem - musimy robić kino hollywoodzkie, choć wcale nie potrzebujemy na to wielkiego budżetu. Choć „Miasto 44” dowiodło, że potrafimy robić również takie kino, to możliwości polskiego przemysłu nakazywałyby raczej skierowanie się w stronę kina mniejszego, ale równie sugestywnego. Padł pomysł, by zainteresować Hollywood naszą historią. Natychmiast go wyśmiano w pewnych kręgach, a nie jest to chybiony postulat. Gruzini - z takimi gwiazdami jak Andy Garcia i Val Kilmer - pokazali światu agresję Rosji
Jeżeli chcemy sprzedać światu swoje bohaterstwo, musimy je opakować nie w hermetyczny polski kod kulturowy, ale w język zrozumiały na każdej szerokości geograficznej. na ich kraj. Chińczycy do swojego filmu historycznego zaangażowali Christiana Bale’a. Niemniej jednak o wiele prostszy w Hollywood jest lobbing, który polega na tym, by zainteresować konkretną gwiazdę jakimś aspektem naszej historii. Swoje filmy o Bałkanach i Izraelu zrobiły przecież Angelina Jolie i Natalie Portman. Zamiast tracić energię na dotarcie do kapryśnego Hollywood,
Oczywiście wzorem do naśladowania jest „Snajper” Clinta Eastwooda, który równocześnie skupia się na osobistym dramacie żołnierza, demonach wojny i opowiada o czystym patriotyzmie. A przy tym jest to kino uniwersalne, trafiające do widza międzynarodowego. Jeżeli chcemy sprzedać światu swoje bohaterstwo, musimy je opakować nie w hermetyczny polski kod kulturowy, ale w język zrozumiały na każdej szerokości geograficznej. Dlaczego nie zrobić filmu o torturowanym przez UB żołnierzu AK czy NSZ w duchu „Głodu” Steve’a McQueena? Takie skromne, małe kino nie potrzebuje wielkiego budżetu, a jego wymowa bywa bardziej piorunująca niż wielkich produkcji. Dlaczego nie pokazać alternatywnej historii zemsty na komunistach w klimacie „kina zemsty” Tarantino albo baletu śmierci Sama Peckinpaha? Powstała w zeszłym roku w Polsce „Hiszpanka” Łukasza Barczyka - film z hollywoodzkim aktorem Crispinem Gloverem na pokładzie kosztował 25 milionów złotych i był chyba największą wtopą finansową polskiej kinematografii. Wszystko przez zbyt odjechane wizjonerstwo Barczyka i fatalną, pełną bufonady promocję. Porażka „Hiszpanki” nie oznacza, że podobnych prób gatunkowego opakowywania polskiej historii nie powinniśmy podejmować. Można też szukać prowokacyjnego języka. Tegoroczny oscarowy, szokująco nakręcony węgierski „Syn Szawła” jest dobrym przykładem. Roberto Benigni był równocześnie wzruszający i zabawny w „Życie jest piękne”. Oba filmy nie wymagały wielkich środków finansowych, a zachwyciły świat. Uważam, że świat powinien zobaczyć film o Smoleńsku, pokazujący całościowo to mroczne wydarzenie z polskiej historii. Temat nadaje się znakomicie na krwiste kino sensacyjne albo klasyczny katastroficzny dramat w duchu filmu „Lot 93” Greengrassa. Polskie kino dopiero zaczyna być gatunkowe. Robimy w końcu horrory i kino akcji z prawdziwego zdarzenia. Polska historia jest zaś tak bogata we wręcz filmowe zwroty akcji, że nie będzie problemów ze znalezieniem odpowiednich tematów. Trzeba je jednak dobrze ugryźć. Inaczej zostanie nam upajanie się moralną racją przedstawioną w filmach typu „Historia Roja”, za którą nie pójdzie sukces komercyjny. Za dużo w tym narodzie było wyłącznie moralnych zwycięstw.
9
EKSPERCI
Znów możesz wygrać do 10 tys. zł na działania lokalne
J
uż po raz czwarty Banki Spółdzielcze Spółdzielczej Grupy Bankowej zapraszają wszystkich społeczników i osoby, które czują potrzebę zintegrowania się z sąsiadami, do wzięcia udziału w konkursie na inicjatywy lokalne. Jeśli masz pomysł co fajnego możesz zrobić w swojej okolicy, to koniecznie zajrzyj na stronę www. spolecznik20.pl do zakładki Spółdzielnia pomysłów! Aby wziąć udział w konkursie zgłoś projekt przez formularz na stronie, a następnie zbieraj głosy publiczności. Jeśli wejdzie do finałowej trzydziestki, to trafi pod obrady jury.
Autorzy trzech projektów, które zdaniem jury najlepiej spełniają założenia konkursu zostaną zaproszeni do podpisania umowy sponsorskiej na kwotę do 10 000 zł brutto. Grupa chętnych do pracy osób dysponując takimi środkami jest w stanie zrealizować naprawdę fajne projekty. Udowodnili to laureaci trzech poprzednich edycji, którzy organizowali warsztaty pieczenia chleba, sadzili tulipany na wspólnym skwerze, tworzyli świetlice i miejsca spotkań na świeżym powietrzu, a nawet budowali dom! Dołącz do grona Społeczników 2.0, inspiruj się i działaj. O tym, czy będzie nam się dobrze mieszkać w danym miejscu decyduje jego wygląd i relacje z ludźmi – a na to mamy ogromny wpływ, wystarczy zacząć robić coś dobrego.
*** Spółdzielcza Grupa Bankowa jest partnerem programu edukacyjnego Nowoczesne Zarządzanie Biznesem, w module „Nowy wymiar bankowości spółdzielczej”.
Moduł ma na celu prezentację podstawowych zagadnień dotyczących banków spółdzielczych w Polsce, specyfiki ich funkcjonowania oraz szczególnej pozycji na rynku bankowym. Słuchacze modułu mogą dowiedzieć się jakie są różnice pomiędzy bankami spółdzielczymi a innymi uczestnikami rynku bankowego – bankami komercyjnymi i SKOK-ami. Społeczna odpowiedzialność biznesu, wspieranie społeczności lokalnych i wspólnotowy charakter działania to główne idee przyświecające bankowości spółdzielczej. W ramach modułu uczestnicy zapoznają się z tematyką prowadzenia biznesu bankowego w oparciu o te idee, jak i z wyzwaniami, które stoją przed branżą w najbliższych latach.
W IĘCEJ
NA WWW . NZB . PL
Edukacja z Giełdą:
Szkoła Giełdowa
J
ednym z celów podejmowanych przez Fundację GPW zadań jest budowanie świadomości finansowej Polaków oraz wypełnienie luki w zakresie kształcenia i doskonalenia zawodowego kadr dla rynku finansowego. Upowszechnianie wiedzy z zakresu inwestowania w instrumenty finansowe możliwe jest dzięki realizowanemu przez Fundację GPW projektowi Szkoły Giełdowej. We współpracy z ośrodkami akademickimi, Fundacja GPW organizuje kursy dla początkujących inwestorów a także szkolenia, seminaria i konferencje dla wszystkich pozostałych zainteresowanych podmiotów i uczestników rynku kapitałowego. Wiele z działań edukacyjnych prowadzonych pod marką Szkoły Giełdowej wzbogacone jest wykładami i prelekcjami specjalistów z współpracujących z Giełdą instytucji rynku kapitałowego.
10 | KONCEPT | MARZEC 2016
WWW . GPW . PL / EDUKACJA
*** Fundacja Giełdy Papierów Wartościowych jest partnerem programu edukacyjnego Nowoczesne Zarządzanie Biznesem, w module „Oszczędzanie oraz inwestowanie długoterminowe”. Moduł ma na celu zachęcenie do długoterminowego oszczędzania i inwestowania poprzez zwiększenie świadomości na temat różnych form oszczędzania i inwestowania oraz korzyści płynących
z podejmowania tego typu działań. W szczególności moduł poszerza wiedzę uczestników z zakresu metod dywersyfikacji ryzyka przy oszczędzaniu, systemu emerytalnego w Polsce i na świecie, różnych form inwestowania, w tym także na giełdzie oraz różnych form ubezpieczeń.
W IĘCEJ
NA WWW . NZB . PL
EKSPERCI parlamentu, czy administracji centralnej. Zadaniem Izby jest monitorowanie prawa regulującego działalność branży, opiniowanie projektów ustaw, zgłaszanie opinii i postulatów środowiska, czy przygotowywanie ekspertyz. Nadrzędnym celem wszystkich tych działań jest tworzenie warunków dalszego rozwoju rynku zarządzania aktywami w naszym kraju w taki sposób, aby polskie produkty finansowe były konkurencyjne na wspólnym rynku europejskim. Izba gromadzi i publikuje informacje na temat rynku funduszy inwestycyjnych, współpracuje w tym zakresie z europejskimi i światowymi stowarzyszeniami o podobnym profilu. Udziela patronatu i uczestniczy w licznych konferencjach dotyczących rynku kapitałowego, prowadzi badania dotyczące oszczędzania wśród Polaków, wspiera ini-
Zadaniem Izby jest monitorowanie prawa regulującego działalność branży, opiniowanie projektów ustaw, zgłaszanie opinii i postulatów środowiska, czy przygotowywanie ekspertyz
Izba Zarządzających Funduszami i Aktywami Jednym z partnerów strategicznych Programu Nowoczesne Zarządzanie Biznesem jest Izba Zarządzających Funduszami i Aktywami, która wraz z Programem realizuje moduł dotyczący oszczędzania, inwestowania oraz ubezpieczeń społecznych, skierowany do środowiska akademickiego.
I
zba Zarządzających Funduszami i Aktywami została powołana 28 października 2004 roku. Jej utworzenie możliwe było dzięki wprowadzeniu nowej ustawy o funduszach inwestycyjnych z dnia 27 maja 2004 roku. Dzięki
umocowaniu ustawowemu Izba, jako organizacja branżowa ma znacznie większe możliwości prawne i formalne uczestniczenia w procesach legislacyjnych. Podstawowe statutowe cele Izby to reprezentowanie środowiska, wspieranie rozwoju rynku, upowszechnianie wiedzy dotyczącej gospodarki oraz funkcjonowania różnych form zarządzania aktywami, wyznaczanie standardów dotyczących działalności funduszy w Polsce. Ponadto, integracja środowiska podmiotów zajmujących się zarządzaniem aktywami – zarówno towarzystw funduszy inwestycyjnych jak i firm asset management, aby jak najlepiej reprezentować ich interesy wobec rządu,
cjatywy edukacyjne wśród młodzieży. Organizuje konkurs dla studentów na najlepszą pracę magisterską na temat funduszy inwestycyjnych, współpracuje z mediami przekazującymi również treści edukacyjne. Izba dodatkowo organizuje konkurs dla dziennikarzy zajmujących się tematyką funduszy inwestycyjnych - Konkurs o Fund Prix, którego celem jest wyróżnianie dziennikarstwa przestrzegającego zasad etyki i obiektywizmu, przekazującego pełną, rzetelną i przystępną informację na temat funduszy inwestycyjnych. W ten sposób Izba realizuje działania mające na celu popularyzowanie wiedzy o funduszach inwestycyjnych i wzbudzanie zainteresowania tą tematyką wśród osób młodych, uczących się. Pozostałymi partnerami strategicznymi modułu są: Związek Banków Polskich, Izba Gospodarcza Towarzystw Emerytalnych, Zakład Ubezpieczeń Społecznych, Fundacja Giełdy Papierów Wartościowych, Polska Izba Ubezpieczeń.
|
KONCEPT
|
11
LAJFSTAJL
Co my wiemy o patriotyzmie? ANNA POPEK
DZIENNIKARKA TVP
Jakoś tak się poukładało, że patriotyzm kojarzy nam się niemal wyłącznie z II wojną światową. Postawy bohaterów, brawurowe akcje, ucieczki, szlachetne wybory, życiowy spryt i waleczność wielokrotnie przywoływane były przy różnych okazjach, ale chyba najwięcej dobrego zrobił ostatnio serial „Czas honoru”.
M
yślę, że młode pokolenie przez wiele długich lat na sprawy związane z II wojną światową będzie patrzyło oczami bohaterów tego serialu, podobnie jak moje pokolenie przez jakiś czas widziało okres wojny przez pryzmat „Czterech pancernych”. Jak się później okazało - niesłusznie, ale kto nie kochał Janka Kosa? Być może się mylę, ale poza rzeczywistymi miłośnikami historii albo historykami nasza wiedza o jakimkolwiek okresie historycznym jest dość
12 | KONCEPT | MARZEC2016
powierzchowna. Znamy kilka dat, parę nazwisk, miejsca bitew, czasem historyczne granice państw. Gdy mieliśmy szczęście mieć dobrego nauczyciela historii, to znamy też przyczyny i skutki wielkich zmian historycznych. I tyle. I dopiero gdy historia stanie się częścią kultury popularnej, gdy coś sprawi, że będziemy czytać książki, oglądać filmy lub seriale z żywym zainteresowaniem i wypiekami na twarzy, wówczas stajemy się jej częścią, świadomymi uczestnikami. Czasem nie potrzeba wiele. Współpracuję od kilku lat z Fundacją „Ostoja przy Wiśle”, która organizuje dla uczniów gimnazjów i szkół średnich konkurs „Pamięć nieustająca”. Rzecz dotyczy historii lokalnej, opisania czegoś - zjawiska, miejsca, bohatera - związanego z regionem zamieszkania uczniów. Na konkurs napływa tysiące prac, wiele bardzo ciekawych, niektóre wybitne. Finał odbywa się rokrocznie w dawnym gmachu biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego przy Krakowskim Przedmieściu, a uczestnicy konkursu odwiedzają też Grób Nieznanego Żołnierza. Bardzo lubię te spotkania z młodzieżą. Ci młodzi ludzie - czasem niezwykle skromni, spokojni i jacyś tacy ujmujący w swoim zachowaniu - naprawdę bardzo pomysłowo realizują zadanie, którego podejmują się
dobrowolnie. Pokazują, że bohaterowie są wśród nas, mieszkają w domu obok albo nawet za ścianą. Czasem to właśnie prace wnuków bądź prawnuków odkrywają, kim byli ich dziadkowie, co niezwykłego zrobili, jak wyglądała ich historia. Trzeba być czujnym, trzeba rozmawiać, trzeba pytać, bo tylko w ten sposób poznaje się prawdę. Kiedyś na skutek takich pytań natrafiłam na prawdziwy skarb - na historię pana Kazimierza Piechowskiego, który w mundurze oficera niemieckiego, wraz z trzema kolegami, uciekł z obozu Auschwitz. Spotkałam go w końcu na uroczystościach w Tczewie - jest bowiem honorowym obywatelem tego miasta, choć mieszka na co dzień w Gdańsku. Od razu zwrócił moją uwagę - szczupły, wysoki, wyprostowany, o inteligentnych oczach. Pan Kazimierz - mężczyzna po osiemdziesiątce - ma poczucie humoru i wiele zapału, by opowiadać innym o rzeczywistości obozowej. Mnie najbardziej ciekawiło, co dawało mu siłę w obliczu śmierci. Na tak postawione pytanie odpowiedział, że we wszystkim pomogło mu przedwojenne harcerstwo i odwaga, którą właśnie tam w sobie wykształcił. Historia może dać nam wiele więcej niż nam się wydaje, a patriotyzm wyrasta przede wszystkim z poznawania własnej historii.
HISTORIA
Żeby nie byli dłużej
„Wyklęci” TADEUSZ M. PŁUŻAŃSKI
PUBLICYSTA , SZEF DZIAŁU OPINIE EXPRESSU ”
„ SUPER
Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, jako święto państwowe, obchodzimy od 2011 r. Obchodzimy je głównie dzięki dwóm osobom – śp. prezydentowi RP Lechowi Kaczyńskiemu i śp. prezesowi Instytutu Pamięci Narodowej Januszowi Kurtyce. Obaj nie wrócili z obchodów 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.
P
ierwszy marca 1951 roku komunistyczne władze zamordowały w więzieniu mokotowskim w Warszawie członków IV Zarządu Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Jego komendant płk Łukasz Ciepliński w grypsie z celi śmierci napisał: „Zrobili ze mnie zbrodniarza. Prawda jednak wkrótce zwycięży. Nad światem zapanuje idea Chrystusowa, Polska niepodległość – a człowiek pohańbioną godność ludzką – odzyska”. Ciepliński miał rację. Prawda i idea Chrystusowa zwyciężają. Bo Żołnierze Wyklęci, którzy do końca pozostali Niezłomni, wracają do świadomości Polaków. Szatański plan komunistów, aby zatrzeć po nich wszystkie ślady, wymazać ich z historii, nie powiódł się.
„MY CHCEMY POLSKI SUWERENNEJ” Nie tylko w grypsie komendanta WiN – organizacji będącej bezpośrednim kontynuatorem czynu i idei Armii Krajowej - kluczowe jest przesłanie o Zmartwychwstaniu Polski i Jej wiernych żołnierzy. Tak samo brzmiały ostatnie słowa innych bohaterów Niepodległej, skazanych przez Sowietów i ich polskich kolaborantów. Słowa przekazywane rodzinom czy współwięźniom. Mówili, że umierają za wolną Polskę i za wiarę w Boga. W jednej z homilii ks. prał. Józef Maj z kościoła św. Katarzyny na warszawskim Służewie, gdzie komuna też wykopała zbiorowe doły śmierci dla ofiar swojego reżimu, mówił: “Ich niezłomność bardzo często była podyktowana nie tylko walką o niepodległość,
ale także wiarą w Boga i wiernością Jego prawom”. „My chcemy Polski suwerennej, Polski chrześcijańskiej, Polski – polskiej! (…) Tak jak walczyliśmy w lasach Wileńszczyzny czy na gruzach kochanej stolicy – Warszawy – z Niemcami, by świętej Ojczyźnie zerwać pęta niewoli, tak dziś do ostatniego legniemy, by wyrzucić precz z naszej Ojczyzny Sowietów. Święcie będziemy stać na straży wolności i suwerenności Polski i nie wyjdziemy dotąd z lasu, dopóki choć jeden Sowiet będzie deptał Polską Ziemię” - tak cel powojennej walki przedstawiał kpt. Władysław Łukasiuk „Młot”, dowódca 6. Brygady Wileńskiej AK, legenda Podlasia.
ZACHOWAŁA SIĘ JAK TRZEBA „Dlatego więc piszę niniejszą petycję/ By sumą kar wszystkich – mnie tylko karano/ Bo choćby mi przyszło postradać me życie/ Tak wolę – niż żyć wciąż, a w sercu mieć ranę” – pisał w wierszu „Dla Pana Pułkownika Różańskiego” bohater KL Auschwitz rotmistrz Witold Pilecki (Mokotów, 14 maja 1947 r.). Rotmistrz Pilecki, maltretowany na Rakowieckiej, do końca pozostał wierny Polsce i Bogu. Za te ideały oddał życie 25 maja 1948 r., zamordowany sowieckim strzałem w tył głowy przez kata Mokotowa ubeka Piotra Śmietańskiego. Mój Ojciec – bliski współpracownik i kurier Witolda do gen. Andersa – nieprzypadkowo nazywał swojego dowódcę „świętym polskiego patriotyzmu”.
Żołnierze Wyklęci, którzy do końca pozostali Niezłomni, wracają do świadomości Polaków. Szatański plan komunistów, aby zatrzeć po nich wszystkie ślady, wymazać ich z historii, nie powiódł się. W Gdańsku ostatnim chwilom 17-letniej Danuty Siedzikówny z 5. Brygady Wileńskiej AK towarzyszył ks. Marian Prusak, ściągnięty przez ubeków z kościoła w Rumi. Dziś sanitariuszka „Inka” jest bohaterką młodzieży. Bo ona zachowała się jak trzeba – takie, ostatnie swoje słowa na tej ziemi kazała przekazać babci. My też zachowajmy się jak trzeba. Dziś taka postawa nic nie kosztuje.
„POLACY” Z NKWD? Łącznie z ogólnopolską organizacją WiN, w latach 1944 – 1956 o wolną Polskę walczyło ok. 200 tys. żołnierzy II
Rzeczpospolitej w różnych formacjach niepodległościowego podziemia – głównie zbrojnego. Ponad 20 tys. Żołnierzy Niezłomnych zginęło z bronią w ręku. Kolejne setki tysięcy trafiały do katowni NKWD, UB, Informacji Wojskowej czy obozów pracy. Tych, którzy nie poddali się drugiemu, sowieckiemu okupantowi - dowódców i żołnierzy, kapłanów, działaczy politycznych, a także harcerzy i uczniów - czekały represje, wieloletnie wyroki i śmierć. Do 1955 roku spośród ponad 8 tys. orzeczonych kar śmierci wykonano ok. 4,5 tys. To nie są ofiary wojny domowej – jak często do dziś się nam wmawia. Bo po 1945 roku żadnej wojny domowej nie było. Ona zakłada, że dwie strony konfliktu mają różne pomysły na Polskę, ale wspólny cel - Polskę właśnie. A tu mieliśmy nierówną walkę nielicznych w sumie niepodległościowców z potęgą sowieckiego imperium i służących mu polskich zdrajców. Polscy żołnierze walczyli przede wszystkim z funkcjonariuszami NKWD, którzy nie byli Polakami - naszymi braćmi, tylko wrogami i okupantami.
WARTOŚĆ WALKI Dziś walczymy o to, aby w końcu przestali być Żołnierzami Wyklętymi, byśmy mogli ich nazywać już tylko Żołnierzami Niezłomnymi. Aby przywrócić im należne miejsce w świadomości następnych pokoleń. Aby mogli spoczywać otoczeni czcią żołnierzy antykomunistycznego podziemia, żołnierzy II konspiracji niepodległościowej. Przede wszystkim niepodległa Rzeczpospolita musi ich wydobyć ze wszystkich bezimiennych dołów śmierci na terenie całej Polski. A dlaczego walczyli o Polskę? Dlaczego zostali przez komunę wyklęci? Bo idąc na wojnę – w większości we wrześniu 1939 r. - przysięgali na wierność Rzeczpospolitej. Wartości „Bóg, Honor, Ojczyzna” niezłomnie bronili do końca. Prof. Henryk Elzenberg napisał: „Wartość walki tkwi nie w szansach zwycięstwa sprawy, w imię której się ją podjęło, ale w wielkości tej sprawy”.
„KONCEPT” POLECA : T ADEUSZ P ŁUŻAŃSKI
„R OTMISTRZ P ILECKI I JEGO OPRAWCY ”, W YDAWNICTWO F RONDA , 2015
13
PODRÓŻE
Widok klasztoru z pobliskiego wzgórza
Syria, której już nie ma:
Deir Mar Musa Ten region Syrii jest pełen cierpienia, a Paolo Dall’Oglio jest młodym studentem arabskiego, kiedy w 1982 trafia do klasztoru Mar Musa. A właściwie do jego ruin – opuszczony od półtora wieku klasztor powoli znikał oddając swe kamienie na budulec okolicznym wioskom. Niezwykłe freski i ikony niszczały, dotknięte wiatrem i deszczem. Paolo, młody jezuita, szukał w górach wyciszenia. Kontemplacja właśnie tam zmieniła całkowicie bieg jego życia – i życia całej okolicy.
JAGODA PIETRZAK
REDAKTOR PORTALU PERON 4 . PL I MIGRUJĄCY PO ŚWIECIE KARTOGRAF
W
krótce po powrocie z Syrii Paolo zbiera archeologów, specjalistów od konserwacji fresków, gromadzi fundusze. Dziewięć lata później zaczyna się drugie życie monastyru pod przewodnictwem ojca Paolo. Mnisi i mniszki pochodzą z różnych odłamów chrześcijaństwa i różnych miejsc na świecie, lecz łączy je szczególna miłość do islamu. Poszczą w Ramadanie, przyjaźnią się z sufimi, odwiedzają się wzajemnie podczas ważnych świąt.
DRZWI Drzwi wejściowe są małe i bardzo niskie – mają może metr wysokości. Bardzo małe, bardzo stare, ciężkie i bo-
14 | KONCEPT | MARZEC 2016
gato zdobione. One, jak i połowa drzwi w klasztorze, uczą pokory co kilka chwil. Pochyl głowę! Dotarłyśmy tu w nieco niezwykłym czasie. Pierwszy września, wszyscy mnisi i mniszki są w zaprzyjaźnionym klasztorze na uroczystościach rozpoczęcia roku liturgicznego. Po dziedzińcu kręci się jednak kilkanaście osób - pracujący w klasztorze mieszkańcy okolicznych wiosek i podróżni. Do Deir Mar Musa może przyjechać każdy i ma prawo zostać jak długo chce. Mnisi i mniszki na tarasie z widokiem na pustynię witają herbatą i yerba mate każdego: żyda, chrześcijanina, muzułmanina. Wierzącego i niewierzącego. Reguły są dwie: jeśli nie uczestniczysz w modlitwie, zachowuj się tak, by nie przeszkadzać; przyjętą zwyczajowo zapłatą za gościnę jest pomoc w codziennej pracy. Późnym wieczorem wracają mnisi i nastaje radosne zamieszanie. Możemy
przyjrzeć się ich twarzom, by rozpoznać je następnego dnia przy wspólnym stole. Gdy ściągną habity, nie wiadomo kto jest tu stałym mieszkańcem, a kto przyjezdnym. Tu mszę odprawia miły brodaty pan, który poprzedniego wieczora gonił koty po dziedzińcu. Jest i Ojciec Paolo. Postawny, spokojny, zamienia z każdym kilka słów, wita nowo przybyłych osobiście. W trakcie rozmowy z mniszką wykrzykuje swoje niezadowolenie z czegoś. Normalny człowiek – nie żaden niedostępny święty.
DROGI Noce są ciepłe i długie, w niesamowitej scenerii pod rozgwieżdżonym niebem słychać rozmowy i śmiech. Drogi, jakimi każdy z nas tu trafił, są bardzo różne. Większość przyjechała na chwilę, ale jakoś nie mogą się zebrać. Jest Niemka, która pomieszkuje tu przez pół roku, z przerwami na wycieczki po Bliskim Wschodzie i egzaminy z arabskiego w Damaszku; Węgier, który chciał tylko zobaczyć sławne freski, a siedzi prawie tydzień; Włoch Antonio planuje zakończyć niedługo kilkumiesięczny pobyt próbując zdecydować ,czy życie mnicha jest dla niego odpowiednie. Mieszka on w innej części klasztoru niż podróżni, uczestniczy w projektach wspólnoty, dużo medytuje i jeszcze więcej się śmieje. Na przykład z nas kiedy mówimy, że my tylko na jedną noc, by kolejnego ranka zmienić plany.
BUTY Przed drzwiami buty. Na podłodze barwne dywany, zamiast ławek – poduszki. Świece, ciepłe światło lamp. W centrum ikonostas, a przed nim, na
PODRÓŻE takim stojaku jak zazwyczaj Koran, Biblia. W nawie drewniany regał wypełniony jej różnojęzycznymi wydaniami. W kącie gitara. Ściany pokrywają freski o mocnych kolorach, prostych liniach i dużej sile wyrazu. Spomiędzy nich wygląda kamień ścian. Podniszczone malowidła wyglądają niczym część natury. Sercem Mar Musy jest kościół, którego wystrój przypomina meczet. Raczej nie bywa pusty: ktoś zawsze tu przychodzi posiedzieć, poczytać, odpocząć, cicho zagrać na gitarze… Gdy nastaje pora modlitwy, wszyscy chętni, bez słowa, bez wezwania, zostawiają swoje dotychczasowe czynności i zbierają się w kaplicy. Mnisi i mniszki ubierają białe galabije. Msza jest po arabsku. Współgra tu liturgia różnych obrządków chrześcijańskich i islamu. Siedzimy na podłodze, blisko siebie, ramię w ramię. Po czytaniu Pisma, jest czas na… rozmowę. Toczy się spokojnie, czasem zapada cisza, taka na zamknięcie oczu i refleksję. Mnisi odpowiadają na pytania, trochę żartują między sobą. Jeśli nie znasz arabskiego, możesz mówić po włosku, francusku czy angielsku. Pytaj, proś, opowiadaj. Jeśli wolisz, możesz po prostu zamknąć oczy i położyć się. Komunia też jest niezwykła. A może właśnie jest zwykła, bo prosta: wino i codzienny arabski chleb okrążają kościół podawane z rąk do rąk.
KOZY I DOMY Mozaikę Syrii, jak i całego Bliskiego Wschodu, tworzy wiele kultur i religii: sunnici, szyici, alawici, druzowie, maronici, grekokatolicy, prawosławni… I tak, jak w prawdziwej mozaice, gdy zabraknie jakiegoś kawałka, powoli zacznie ona niszczeć.
Brakować zaczęło chrześcijan – emigrują za granicę całe rodziny. Wspólnota podjęła więc wysiłek poznania potrzeb miejscowych, aby móc zaoferować powody, nie tylko do pozostania tu, ale też do powrotu, aby sprawić, żeby żyło się lepiej. Klasztor pomagał w odnowie tradycyjnych domów i w budowaniu nowych, dla młodych rodzin, w ich lokalnych parafiach. Tworzył też kilka miejsc pracy i schronienie dla najbardziej potrzebujących. Mnisi wierzą w dawanie dobrego przykładu: hodują zwierzęta, uprawiają rośliny, rozwijają i wspierają ekologiczne rolnictwo i nowoczesne metody gospodarowania.
Mozaikę Syrii, jak i całego Bliskiego Wschodu, tworzy wiele kultur i religii: sunnici, szyici, alawici, druzowie, maronici, grekokatolicy, prawosławni… I tak, jak w prawdziwej mozaice, gdy zabraknie jakiegoś kawałka, powoli zacznie ona niszczeć. Na codziennym stole są robione przez nich sery, jogurty, przetwory… Do tego oliwa, arabski chleb, przyprawy. Pachną i smakują obłędnie. Wspólnota Mar Musy dba też o ekosystem kulturalny. Współpracuje z organizacjami i z miejscowymi, prowadzi liczne projekty z muzułmańskimi i chrześcijańskimi intelektualistami: w klasztornej bibliotece zgromadzono książki nie tylko o chrześcijaństwie i islamie, ale także prace z zakresu psychologii, socjologii, filozofii i antropologii.
Brat Boutros ze wspólnoty Deir Mar Musa
KONIEC Nastaje jednak taki czas, że Ci którzy przybywają do Mar Musy nie zamierzają oglądać fresków ani nieba ciężkiego od gwiazd. Bardzo interesują ich mnisi, a dokładnie to żeby zniknęli. Rozmowa też ich raczej nie interesuje, linia komunikacji to lufy karabinów. Klasztor jest atakowany kilkakrotnie, bo zamiast turystów zaczął przyjmować ludzi uciekających przed wojną. Ojciec Paolo Dall’Oglio nie patrzy obojętnie na sytuację w Syrii: występuje przeciwko reżimowi Asada, urządza spotkania ludzi z odmiennych frakcji, prowadzi dyskusje o tym jak budować pluralistyczną Syrię, a nie nową tyranię. Kościelni patriarchowie dają Dall’Oglio do zrozumienia, że nie będą go chronić. Musi wyjechać on, i wszyscy mnisi nie będący Syryjczykami. Zakładają klasztor w Iraku w Sulejmanji, by pomagać tam Syryjskim i Irackim uchodźcom. Ojciec Paolo mimo wilczego biletu od reżimu wielokrotnie wraca do Syrii by pertraktować, uspokajać, prosić, tłumaczyć. Wstawia się za zakładnikami, negocjuje z każdą ze stron. Mówią, że porwali go, kiedy poszedł na spacer. Trzy lata temu. Więcej nie wiadomo.
Operatorzy linowej windy towarowej stanowiącej alternatywę do wnoszenia ciężarów po stromych schodach.
Wnętrze kościoła w Deir Mar Musa
15
PSRP wem wyrażenia swojego formalnego sprzeciwu. Zwrócono również uwagę na potrzebę przygotowania uczelni w przypadku złożenia wniosku o odwołanie rektora.
Dobre praktyki wyborów prorektora do spraw studenckich W kwestii wyborów prorektora do spraw studenckich uczelnia winna wyraźnie uszanować specyfikę środowiska studenckiego i prawo elektorów studenckich do wyrażenia zgody na kandydowanie osoby wskazanej na ww. stanowisko. Kandydaci na prorektorów winni być przedstawiani wcześniej (oraz opiniowani). Dodatkowo parlament postuluje możliwość prowadzenia rozmów z kandydatem na prorektora do spraw studenckich bez udziału osób trzecich.
PSRP z propozycją nowelizacji Kodeksu Dobre praktyki w szkołach wyższych OLIWIA SIWIŃSKA
DYREKTOR BIURA PRASOWEGO PSRP , STUDENTKA DZIENNIKARSTWA NA UW
Parlament Studentów Rzeczypospolitej Polskiej zaproponował ponowne rozpoczęcie debaty wszystkich środowisk akademickich w celu wypracowania dobrych praktyk w szkołach wyższych z podkreśleniem zagadnień związanych z prawidłowym przeprowadzaniem procedur wyborczych. Efektem debaty miałaby być nowelizacja Kodeksu Dobre praktyki w szkołach wyższych.
Dobre praktyki wyborów rektora Propozycja parlamentu studentów to przede wszystkim dbałość o zasadę transparentności i pełnej jawności: czy to w kampanii wyborczej (postulowa-
16 | KONCEPT | MARZEC 2016
ne publiczne przedstawianie ustaleń dokonanych między środowiskami akademickimi czy formalne zobowiązanie kandydata na rektora do wypełnienia przedstawionych gwarancji), czy też w trybie ustaleń i decyzji (potrzeba prowadzenia rozmów przy większej liczbie przedstawicieli studentów). Ale to nie wszystko. Na etapie wyborów parlament postuluje potrzebę debaty z kandydatami na rektora oraz konfrontację programową. Tym samym zwraca uwagę na rzetelność i sprawdzalność postulatów wyborczych. Dodatkowo wnosi się o reprezentowanie studentów i doktorantów w odsetku gwarantowanym przez ustawę Prawo o szkolnictwie wyższym (20 proc.). Parlament studentów w propozycjach podkreślił też wciąż nienależyte starania uczelni dotyczące komfortu oddawania głosu. W ujęciu PSPR rektor winien pozostawać w stałym kontakcie z samorządem studenckim (nawet w przypadku braku poparcia ze strony przedstawicieli studentów), ten zaś powinien mieć pełną możliwość rozliczania i egzekwowania wszelkich obietnic wraz z pra-
Wg PSRP istotne jest również uzyskanie zgody większości przedstawicieli studentów i doktorantów na kandydowanie starającego się o stanowisko, a tym samym podkreślenie jego podmiotowości. Co więcej, elektorzy studenccy powinni mieć prawo do wyrażenia zgody na kandydowanie osoby przeznaczonej na każde stanowisko, którego zakres działania będzie miał oczywisty wpływ na sprawy studenckie. Takie same uprawnienia powinny mieć zastosowanie w przypadku prawa do zgłaszania wniosku o odwołanie prorektora o właściwym zakresie kompetencji. W ujęciu PSRP należy umożliwić przedstawicielom studentów oraz właściwym kandydatom wypracowanie katalogu spraw bezspornie mogących być uznanymi za studenckie.
Rola studentów i samorządów studenckich jako dobre praktyki w wyborach władz rektorskich W ostatnim punkcie parlament zwrócił uwagę na potrzebę uszanowania autonomii samorządu studenckiego. Za niedopuszczalną uznano ingerencję w niezależność trybu wyboru przedstawicieli studenckich, jak również niezależność regulaminu samorządu studenckiego. PSRP wnosi też o wyłączną kompetencję samorządu studenckiego w kwestii trybu wyboru oraz czasu trwania kadencji przedstawicieli studentów w organach kolegialnych uczelni oraz kolegiach elektorów. Parlament zauważył również potrzebę szerszej działalności samorządu studenckiego w uczelniach niepublicznych.
PRACA
– ogólnopolski projekt badawczy Organizatorzy projektu (Fundacja Inicjatyw Młodzieżowych oraz Parlament Studentów RP) zakończyli własnie etap badawczy, głównymi zagadnieniami nad którymi się skupialiśmy były problemy wchodzenia młodych ludzi na rynek pracy, rynek staży oraz współpraca uczelni z biznesem.
Finał projektu, 9 kwietnia 2016 podczas XXII Krajowej Konferencji PSRP. Bariery wejścia na rynek pracy
Na poniższych wykresach zobrazowano wyniki odpowiedzi na główne pytania badawcze. Najważniejszą barierą wejścia na rynek pracy jest dla młodych ludzi brak doświadczenia (48% wskazań), na kolejnych miejscach znajdują się: Zbyt wysokie wymagania pracodawców (24%) oraz Zbyt mała liczba staży (11%) i Brak wiedzy o rynku pracy (9%). Studenci zapytani o dobre praktyki pracodawców na rynku pracy wymieniają przede wszystkim Staże i praktyki organizowane przez firmy (12%), pozostałe działania zostały uznane za dużo mniej znaczące.
Dobre praktyki pracodawców
Nad tymi oraz pozostałymi zagadnieniami debatować będziemy na na XXII Krajowej Konferencji Parlamentu Studentów RP w Jastrzębiej górze w dniach 8-11 kwietnia. Po konferencji upublicznione zostaną wyniki wszystkich badań oraz materiały konferencyjne zawierające uwagi i zbiór propozycji do wdrożenia przez organy władzy państwowej, samorządowej oraz środowiska akademickie i pracodawców.
ORGANIZATORZY:
PARTNER GŁÓWNY
SPONSORZY
PATRONI MEDIALNI
PARTNERZY:
17
W RAMACH CYKLU :
„ GIEŁDA
JEST DLA LUDZI ”
PODRÓŻE
Zyski na smyczy
koniunktury WŁODZIMIERZ DOLA
PREZES FUNDACJI INCJATYW MŁODZIEŻOWYCH
To, że cykle gospodarcze kreują ceny i popyt na warszawskiej giełdzie - to każdy widzi. Nie każdy jednak w gąszczu danych i sprzecznych sygnałów widzi nadchodzącą hossę lub krach.
W
ykresy notowań głównych indeksów giełdowych to falująca linia wzrostów i spadków. Ten kształt przypomina, że kryzys czy prosperity to nie nadzwyczajne wydarzenie ale coś, co musiało się zdarzyć i zdarzać się będzie. Dynamika gospodarcza na giełdzie rządzi się prawem cykli, śledzonych, badanych i opisywanych od połowy XIX wieku. Dziś niejednokrotnie inwestorzy na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych rozwikłują kaprysy koniunktury i dekoniunktury, wpływającej na zyski, a w efekcie na wyceny i notowania spółek. Dokonują tego wspierając się teorią oraz dziesiątkami wskaźników i na tej podstawie próbują określić kiedy nadejdzie kolejny - nawet dość krótki - okres w którym warto będzie sprzedawać lub kupować akcje i na jak długo zagości na warszawskim parkiecie.
OD MAJA DO MIKOŁAJA Weterani inwestycyjny rozróżniają zazwyczaj trzy generalne duże cykle koniunkturalne, obserwowane przez lata. To cykl 50-60-letni (cykl Kondratiewa), cykl 8-9-letni (cykl Juglara) oraz cykl 3-4-letni (cykl Kitchina). A potem przewidywanie przyszłości w gospodarce i na giełdzie tylko się komplikuje. Dość powiedzieć, że przez lata statystycy dopatrzyli się dziesiątek pomniejszych, krótkotrwałych trendów, częściowo się wykluczających lub pojawiających się nieregularnie. Jak tłumaczą teoretycy
18 | KONCEPT | MARZEC 2016
oraz praktycy - związki między np. porą roku, nastrojami społecznymi czy cenami surowców, a notowaniami akcji są potwierdzone. Bywają także okresy, gdy relacje tych czynników wzajemnie na siebie oddziałują. Wyspecjalizowani w analizie gracze giełdowi nie zawsze doczekają się w spodziewanym czasie pomniejszych cykli giełdowych, nie tak sztywno powiązanych z koniunkturą, np. 4-letni cykl prezydencki (w którym dobry jest pierwszy i ostatni rok), rajd św. Mikołaja przed końcem roku czy majowe spadki (uknuto nawet hasło „sell in May and go away”). Ci, którzy chcą z precyzyjną dokładnością przewidzieć cztery główne okresy cyklu koniunkturalnego (depresja, ożywienie, szczyt, recesja) i na tej podstawie podejmować decyzje o inwestycjach w akcje, sięgają dużo głębiej niż do ogólnikowych haseł.
PODSTAWY W PKB Wytrawni analitycy u podstaw swych strategii inwestycyjnych na giełdzie, opartych na relacji wycen spółek w zależności od koniunktury, stawiają na kilka kluczowych wskaźników makroekonomicznych. Do tych najbardziej znaczących należą m.in. dane o PKB, produkcji przemysłowej, stopie bezrobocia, inflacji coraz bilansie handlowym. Wiele uwagi poświęca się również zmianom stóp procentowych, wpływających - wedle teorii - na kolejne fazy zmian w koniunkturze gospodarczej. Oczywiście, kluczowym wskaźnikiem pozostaje PKB. Informacje o PKB, łącznej wartości dóbr i usług finalnych wytworzonych w danym roku na terenie Polski mają odbicie w popycie na produkty wytwarzane bądź usługi świadczone przez przedsiębiorstwa. To z kolei wpływa na wypracowywane przez giełdowe spółki zyski. Dlatego też na dekoniunkturę i spadek PKB źle reagują np. giełdowe spółki z branży budowlanej, spożywczej czy bankowej, lepiej zaś radzą sobie np. spółki zajmujące się finansowaniem
ARTYKUŁ POWSTAŁ W RAMACH CYKLU
„ GIEŁDA
restrukturyzacji przedsiębiorstw lub te, mające większość rynków zbytu poza Polską. Warto jednak pamiętać, że często to same indeksy GPW wyprzedzają wahania PBK, wysyłając sygnały o kolejnej fazie koniunktury, potwierdzanej oficjalnie później właśnie przez m.in. publikowaną przez Główny Urząd Statystyczny stopę dynamiki zmian produktu krajowego brutto.
NIE TYLKO TWARDE DANE Analitycy giełdowi od lat szukają odpowiedzi na rynkowe zagadki jeszcze szerzej niż wokół PKB prześcigając się w wynajdywaniu wskaźników czy wręcz kompilacji kilkudziesięciu danych i trendów. Niektóre wskaźniki, tzw. wyprzedzające, wiążą się z psychologią. Do nich należą np. cykliczne badania nastrojów setek kluczowych menedżerów z danego rynku. Takim kierunkowskazem, dającym sygnały co do koniunktury, jest choćby dość popularny wskaźnik PMI, powstający na bazie ankietowych opinii kadry kierowniczej przedsiębiorstw, oceniającej zmiany produkcji, zamówień, zatrudnienia, zapasów czy cen. Są również dostępne na polskim rynku inne, odpłatne instrumenty, łączące m.in. sondaże wśród inwestorów, prognozy analityków branżowych i twarde dane z rynku. Oczywiście, wszystkie te wielopiętrowe coraz doskonalsze analizy dostępne dla indywidualnych inwestorów na GPW, przewidujące koniunkturę i jej wpływ na poziom notowań spółek, mogą okazać się bezużyteczne w sytuacjach wyjątkowych. Do nich zaliczyć można np. długofalowy zewnętrzny atak spekulacyjny na lokalny system finansowy -. Podobnie, dobrą koniunkturę załamać potrafi także zdarzenie losowe wywołujące panikę na rynku czy nieoczekiwane ruchy regulatora wobec zmian w otoczeniu politycznym. W takiej chwili do notesów inwestorów wraca stara prawda o tym, że stawianie prognoz jest nie lada sztuką.
JEST DLA LUDZI ” PRZY WSPÓŁPRACY Z FUNDACJĄ GPW
REKLAMA
Historyczna premiera! Obchody Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych to idealny moment by oddać głos zapomnianej historii i bohaterom, którzy tworzyli polskie powojenne podziemie niepodległościowe i antykomunistyczne. Z tej okazji “Wolne Dźwięki”, działające na rzecz upowszechniania polskiej literatury historycznej, wydały premierowego audiobooka “Klamra - mój ojciec” Zbigniewa Lazarowicza w interpretacji Juliana Mere, aktora m.in. warszawskiego Teatru Rampa. Audiobook można pobrać na stronie Fundacji www.WolneDzwieki.pl już od 5 zł! „Klamra” to jeden z bardziej znanych pseudonimów majora Adama Lazarowicza, podczas II wojny Światowej komendanta dębickiego pułku Armii Krajowej, wcześniej 17-letniego żołnierza wojny z bolszewikami oraz jednego z twórców kontynuatorki AK, antykomunistycznej organizacji „Wolność i Niezawisłość”. To poruszająca opowieć dorosłego już syna o ojcu, który poświęcił własne życie dla dobra kraju. Audiobook pokazuje nie tylko losy jednostki, ale jest też historią całego pokolenia tragicznie zmarłych ludzi, którzy po oficjalnym zakończeniu II Wojny Światowej nadal trwali w walce o wolność i niepodległość, stawiając opór sowieckim władzom. To między innymi upowszechnianiu ich pamięci służy działaność Fundacji. Wolne Dźwięki oddają głos historii - w serwisie internetowym, w formie audiobooków rozpowszechniane są eseje, wspomnienia, reportaże, biografie i powieści historyczne - zarówno klasyków takich jak Józef Piłsudski, Roman Dmowski, jak i tych mniej znanych, których burzliwe dzieje historii zepchnęły na margines życia literackiego. Wolne Dźwięki dają również głos auto-
O AUTORZE:
rom współczesnym: wśród dotychczas opublikowaych są Igor Janke, Bronisław Wildstein i Piotr Gajdziński. Projekt adresowany jest do wszystkich, których interesuje nowożytna historia Polski, a szczególnie jej przełomowe momenty: odzyskanie Niepodległości, II Wojna Światowa, ruch solidarnościowy, druga konspiracja, czy Żołnierze Wyklęci. Wolne Dźwięki swoje działania kierują do ludzi otwartych na odkrywanie nowych zjawisk historycznych i poszukiwanie tożsamości kulturowej. Często to ludzie młodzi, korzystający z nowoczesnych technologii, którzy mimo powszechnie panującego konsumpcyjnego stylu życia, w sposób świadomy budują własną przyszłość na fundamentach historii. Z myślą o nich Fundacja zdecydowała się na atrakcyjną i łatwo dostępną formę prezentowania dorobku wybitnych pisarzy w postaci audiobooków, by w nowoczesny sposób upowszechniać polską literaturę historyczną. Najgorętszym tytułem sezonu jest właśnie audiobook “Klamra - mój ojciec” Zbigniewa Lazarowicza w interpretacji Juliana Mere. Interpretacja lektorska Mere wzmacnia relacyjny język zdarzeń opisywanych przez Zbigniewa Lazarowicza, dając niezwykle emocjonującą mieszankę faktów i akcji, które składają się na osobistą tragedię bohatera. Wsłuchując się w głos lektora wyobrażamy sobie jak autor opowiada nam tę historię w intymnie poruszającej rozmowie. Realizatorzy świadomie oddali nam nagranie, mające pewne rysy, tak, jak rysą na historii Żołnierzy Wyklętych są lata milczenia i zapomnienia, na jakie skazała ich powojenna sytuacja polityczna Polski. “Klamra - mój ojciec” to audiobook nie tylko dla osób zainteresowanych historią najnowszą, ale dla wszystkich, którzy chcą zrozumieć zawikłaną sytuację Polski ostatnich dziesięcioleci. Niezwykłości audiobookowi dodaje fakt, że jest on częścią unikatowego projektu Wolne Dźwięki prowadzonego przez oragnizację non-profit, dla której zysk liczony jest w skali popularyzacji idei, a nie w pieniądzach. Dlatego audiobooki dostępne na stronie www. WolneDzwieki.pl są bezcenne, a o ich wartości użytkownik decyduje samo-
“K LAMRA - MÓJ OJCIEC ”, WYDAWCA : W OLNE D ŹWIĘKI , 2015 C ENA : OD 5 ZŁ dzielnie. Fundacja nie narzuca określonej wcześniej ceny audiobooka. To odbiorca decyduje, ile zapłaci, wspierając na miarę swoich możliwości działalność serwisu. Dzięki temu wsparciu Wolne Dźwięki są w stanie nagrywać kolejne istotne i zapomniane dzieła polskiej literatury historycznej, w tym wspomnienia innych “niezłomnych” jak Jan Podhorski, Antoni Szacki czy Henryk Trojańczyk. Oferta Wolnych Dźwięków, choć wciąż rozbudowywana, już teraz pozytywnie zaskakuje, choćby takimi pozycjami jak pierwsza polska powieść sensacyjno-przygodowa - “Zaklęty Dwór” Walerego Łozińskiego wydana jeszcze w 1864 r., a teraz na nowo mistrzowsko zinterpretowana w audiobooku przez Witolda Bielińskiego. Więcej na www.WolneDzwieki.pl *** Adam Lazarowicz ps. „Klamra „ (ur. 14 X 1902, zm. 1 III 1951) – uczestnik wojny polsko-bolszewickiej, podczas II wojny światowej komendant Obwodu Armii Krajowej Dębica, dowódca największej na Podkarpaciu bitwy partyzanckiej (na Kałużówce), po wojnie wiceprezes IV Zarządu Głównego Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość”. Aresztowany w końcu 1947 r., po trzyletnim okrutnym śledztwie skazany na śmierć, zamordowany 1 marca 1951 r. wraz z pozostałymi sześcioma członkami ZG WiN. Pogrzebany w do dziś nieznanym miejscu, prawdopodobnie na Łączce w Warszawie. W 2009 r. pośmiertnie odznaczony Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski. W 2013 r. awansowany do stopnia podpułkownika.
ZBIGNIEW LAZAROWICZ PS .
„ BRATEK ” ( UR . 27 IX 1925) – SYN ADAMA LAZAROWICZA PS . „ KLAMRA ”, ŻOŁNIERZ ZWZ / AK , W CZASIE AKCJI „ BURZA ” DOWÓDCA PLUTONU , PO WOJNIE DZIAŁACZ ANTYKOMUNISTYCZNEGO Z RZESZENIA „ WOLNOŚĆ I NIEZAWISŁOŚĆ ” ( JEDEN Z OSTATNICH ŻYJĄCYCH ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH ), INTERNOWANY W STANIE WOJENNYM ZA DZIAŁALNOŚĆ W PODZIEMNEJ SOLIDARNOŚCI , DZIAŁACZ RKS ,, S ” OOLNY ŚLĄSK ORAZ „ SOLIDARNOŚCI WALCZĄCEJ ”; ODZNACZONY M . IN . KRZYŻEM OFICERSKIM ORDERU ODRODZENIA POLSKI , KRZYŻEM WALECZNYCH , KRZYŻEM PARTYZANCKIM , KRZYŻEM WIN , KRZYŻEM SOLIDARNOŚCI WALCZĄCEJ I MEDALEM WOJSKA . W 2005 R . AWANSOWANY DO STOPNIA MAJORA .
19
Masa Krytyczna poświęcona pamięci Żołnierzy Wyklętych MARTA RYBICKA
FOTOGRAF , DOKUMENTALISTA , WSPÓŁPRACUJE Z AF FORUM
W niedzielę, 6 marca 2016 roku z placu Zamkowego w Warszawie, już po raz czwarty, ruszyła rowerowa „Masa Krytyczna” pamięci Żołnierzy Wyklętych. Tegoroczna edycja poświęcona była majorowi Hieronimowi Dekutowskiemu ps. „Zapora”.
19-kilometrowa trasa wiodła obok miejsc związanych z tragiczną historią bohaterów powojennego podziemia niepodległościowego i zakończyła się przy ul. Namysłowskiej 6 przy pomniku ku czci Pomordowanych w Praskich Więzieniach w latach 1944–1956.
20
SPORT
„Against modern football” – czyli bunt kibiców MIKOŁAJ RÓŻYCKI
POLITOLOG , PRACOWNIK FUNDACJI ROZWOJU SYSTEMU EDUKACJI
“Kolebką piłki nożnej był klub sportowy zawsze silnie związany ze społecznością lokalną. Teraz w wielkich ligach europejskich trudno jest nawet mówić o identyfikacji z barwami narodowymi” – te słowa wypowiedziane przez prezydenta FIFA Seppa Blattera dziesięć lat temu na konferencji w Dubaju w dużym stopniu oddają proces, jaki wydarzył się w ciągu ostatnich 25 lat.
O
dziwo, wypowiedział je człowiek, który jest jednym ze współodpowiedzialnych za taki stan rzeczy. Odkąd telewizja i korporacje zawładnęły najpopularniejszymi dyscyplinami sportowymi i zawodami, proste i czytelne reguły zostały wywrócone do góry nogami. Zszargano prawie każdą świętość i wieloletnie tradycje osadzone w kulturze danych krajów i społeczności. Po erze telewizyjnego sportu od razu wkroczyliśmy w erę internetu i jakakolwiek walka o zachowanie kluczowych elementów „poprzedniej epoki” nie ma już sensu. Dziś najważniejszy mecz ligi hiszpańskiej rozgrywa się w niedzielne południe (!), bo to dogodna pora transmisji dla… azjatyckiej
widowni. Dziś mecz o superpuchar włoskich rozgrywek (mecz pomiędzy mistrzem ligi i zdobywcą krajowego pucharu) rozgrywany jest w Pekinie. To wreszcie dziś święte dla Wielkiej Brytanii sobotnie wczesne popołudnie przegrało z kontraktem telewizyjnym, który wymusił rozciągnięcie ligowej kolejki na trzy dni, aż do poniedziałku wieczorem. Dla kilku kibicowskich generacji wyznacznikiem tygodniowe-
Kluby stały się spółkami, korporacjami, często zabawkami w rękach bogaczy z całego świata. Segregacja kibiców na różnych trybunach, ochroniarze, biznesowe loże i klienci, na których koncentruje się wielka uwaga klubowych managerów go funkcjonowania (w tym i dla autora tego tekstu) była „pucharowa” środa. Teraz rywalizacja w europejskich pucharach zaczyna się we wtorek i kończy w czwartek. Kluby stały się spółkami, korporacjami, często zabawkami w rękach bogaczy z całego świata. Segregacja kibiców na różnych trybunach, ochroniarze, biznesowe loże i klienci, na których koncentruje się wielka uwaga klubowych managerów - często z zerową kibicowską przeszłością, za to z doświadczeniem w korporacyjnej sprzedaży. To rzeczywi-
stość, w której liczą się akcjonariusze i marketingowe wskaźniki, a nie lokalna społeczność czy wspólnota. Celem jest zysk, a nie radość. Kibic jest klientem. A najlepiej jak jest turystą z dużym portfelem. Piłkarze i trenerzy rzadko kiedy realnie identyfikują się danymi barwami. Jednego dnia je całują, by tydzień później oznajmić na Facebooku, że podpisują kontrakt z kimś bogatszym. Coraz rzadszym zjawiskiem są grający wychowankowie, ludzie, którzy czują jakąś odpowiedzialność za klub, miasto czy kibiców. Anglicy powiadają, że jeżeli chcesz zobaczyć prawdziwy futbol i kibicowanie, to zapomnij o Premier League. Kup bilet w normalnej cenie na pierwszą czy drugą ligę. Tam są prawdziwi pasjonaci, którzy od 10. roku życia chodzą na stadion. Pasja i prawdziwe uczucia. Tego można dotknąć tylko wtedy, gdy jedzie się kilka godzin gdzieś w Polskę, żeby zobaczyć jak gra twoja drużyna. Albo gdy po całym tygodniu pracy i zajmowania się domem wstaje się rano w sobotę, by zagrać w rozgrywkach B-klasy lub osiedlowej amatorskiej ligi. Wydają swoje pieniądze, nie narzekają na niskie pensje i słabą bazę treningową. Trenują, grają, organizują piłki, sędziów, naszywki na stroje, wrzucają zdjęcia i relacje do internetu. Są miejsca w Polsce, gdzie takie granie ogniskuje uwagę i energię całej lokalnej społeczności. Bez względu na wiek czy wykształcenie. To Wisła Zakroczym, Odlew Poznań czy LZS Chrząstawa. O takich jak oni pisze i kręci video niestrudzony entuzjasta polskiego groundhoppingu, twórca i redaktor piekielnie poczytnego portalu kartofliska.pl – Jakub
21
c.d. str. 21
SPORT
Rzeźnikiewicz. Jego program „8 Liga Mistrzów”, pokazujący weekendowy przebieg najciekawszych zdarzeń z rozgrywek B-klasy (przedostatnia kategoria oficjalnych rozgrywek w Polsce), to prawdziwy majstersztyk, będący przez dłuższy czas popularniejszym od… oficjalnego kanału PZPN. Groundhopping to zjawisko, które narodziło się w latach 80. na zachodzie Europy. To podróżowanie, gdziekolwiek się da i chodzenie na mecze dowolnej dyscypliny. Dla części to turystyka stadionowa, ale dla niektórych to ucieczka od sportowej komercji i doświadczanie prawdziwych emocji, ludzi i miejsc. Oni utożsamiają się z hasłem „Against modern football”. Oddajmy głos Rzeźnikiewiczowi, który w wywiadzie dla portalu Weszlo.com parę tygodni temu powiedział: „Pytam każdego dziennikarza, który rząd by wybrali, gdyby mogli – pierwszy czy ostatni. Wszyscy mówią, że pierwszy. A ja nigdy. Wolę siedzieć na górze, żeby złapać cały stadion i wszystkie grupy kibicowskie”.
prawa ma wielką piaszczystą łachę. To boiska, gdzie linie maluje się samemu, a sędziemu daje się własną butelkę wody w przerwie, bo swojej zapomniał. Nikt nie narzeka, że rywalizować trzeba w czerwcowym skwarze albo
By nagrać jeden odcinek „8 Ligi Mistrzów”, przejeżdża w weekend kilkaset kilometrów. Nagrywa pasję, emocje, ludzi z krwi i kości, przebierających się w drużynowe stroje gdzieś na przystanku lub w samochodzie. Rejestruje Polskę jakże inną od tej z kolorowych okładek poniedziałkowych gazet czy billboardów zatruwających przestrzeń miasta. To boiska, które ludzie urodzeni w latach 80. pamiętają jeszcze doskonale. Na niektórych po ziemi grać da się tylko lewą stroną, bo
„–Dlaczego odrzucasz oferty z telewizji? - Miałem propozycje od kilku, ale nie chcę łączyć pasji z biznesem czy kontraktem. (…) Nie chcę łączyć wyjazdu na mecz z zarabianiem. To ma być radocha”. Kolejne credo ze wspomnianego wywiadu.
22 | KONCEPT | MARZEC 2016
ośmiu na jedenastu, bo już nie mieliśmy trzech zawodników”. Albo: „Raz mieliśmy walkower, bo byliśmy po weselu kolegi i przyszło nas tylko siedmiu”. Cytaty te pochodzą z bardzo dobrego dokumentalnego filmu „Biało-Czerwo-
Liczy się gra, duma z reprezentowania drużyny, wsi, osiedla czy dzielnicy. Naprawdę warto zobaczyć, jak w sobotnie czy niedzielne przedpołudnia wyglądają małe miasteczka, wiejskie boiska czy miejskie orliki. listopadowym deszczu. Liczy się gra, duma z reprezentowania drużyny, wsi, osiedla czy dzielnicy. Naprawdę warto zobaczyć, jak w sobotnie czy niedzielne przedpołudnia wyglądają małe miasteczka, wiejskie boiska czy miejskie orliki. To kapitalna okazja na uchwycenie przekroju całej lokalnej społeczności, dowiedzenia się ze strzępków wychwytywanych rozmów, czym żyje. Tam z reguły nikt nie nakłada masek, nie przyjmuje fałszywych ról.
Radocha, pasja. W zawodowym sporcie nigdy nie usłyszymy: „Graliśmy w
ni z Chrząstawy” w reżyserii Adriana Pawłowskiego. Jego krótką zajawkę na YouTubie wybrano prawie pół miliona razy. Podróżowanie, odkrywanie, zdzieranie kolejnych warstw ukrytych pod czymś pozornie nieciekawym – groundhopperowi blisko w tym do poszukującego prawdy i inspiracji artysty. Bo czym to się różni od tego, co zrobił ostatnio Filip Springer, który z radiową Trójką objechał całą Polskę „powiatową” w poszukiwaniu architektonicznych perełek? Na koniec oddajmy głos polskim groundhopperom, którzy z dziennikarzem Przeglądu Sportowego podzielili się taką refleksją: „W Polsce największą atrakcją dla zagranicznych groundhopperów jest… klatka dla kibiców przyjezdnych w Pruszkowie. (…) Warto też wybrać się na Dolny Śląsk na A-klasowy obiekt Skałki Stolec, gdzie za siedzenia służą wkopane opony samochodowe”.
PRACA
Pracujemy inaczej MARTYNA KOŚKA
PRAWNIK , WSPÓŁPRACUJE Z PORTALEM OBSERWATORFINANSOWY . PL
W połowie lutego zaczęły obowiązywać znowelizowane przepisy Kodeksu pracy, których podstawowym celem jest ograniczenie nieuzasadnionego stosowania umów o pracę na czas określony.
czas określony lub gdy suma dotychczasowych umów przekroczy 33 miesiące), umowa o pracę na czas określony automatycznie przekształci się w umowę na czas nieokreślony. To „podwójne limitowanie” powinno położyć kres sytuacjom, w których ludzie latami pracowali w oparciu o umowy na czas określony, które dają mniejsze prawa (i mniejsze poczucie bezpieczeństwa) niż umowy bez górnej granicy obowiązywania.
D
Należy uściślić, że do limitu nie wlicza się umowa na okres próbny, w rezultacie okres zatrudnienia na umowie na czas określony wyniesie maksymalnie 3 lata (3 miesiące umowy próbnej i 33 miesiące umowy na czas określony).
PODWÓJNE LIMITOWANIE
Od zasady ograniczania stosowania umów na czas określony przewidziane są wyjątki. Dotyczą one m.in. umów na zastępstwo, umów dotyczących wykonywania pracy dorywczej lub sezonowej oraz umów zawartych na okres dłuższy niż 33 miesiące ze względu na obiektywne przyczyny leżące po stronie pracodawcy. Ta ostatnia sytuacja oznacza, że pracodawca może zawrzeć z tym samym pracownikiem więcej niż trzy umowy (lub jedną czy dwie na okres dłuższy niż 33 miesiące), ale musi istnieć rzeczywisty powód, z którym w razie kontroli zgodzi się inspektor Państwowej Inspekcji Pracy.
otychczas było tak, że umowy na czas określony z tym samym pracodawcą mogły być zawierane praktycznie w nieskończoność, a pracownik nie mógł zmusić firmy do zawarcia umowy na czas nieokreślony. Wprawdzie przepisy zawierały zastrzeżenie, że trzecia umowa na czas określony z mocy prawa stawała się umową na czas nieokreślony, jednak pod warunkiem, że odstępy czasowe pomiędzy następującymi po sobie umowami nie przekraczały jednego miesiąca. Aby obejść ten warunek, firmy zawierały, między drugą a trzecią umową, miesięczną umowę zlecenia i już nie były obligowane do przekształcania umowy w taką na czas nieokreślony.
Po wejściu w życie zmian, taki manewr nie będzie już możliwy. Pracodawcy będą mogli z jedną osobą zawrzeć maksymalnie trzy umowy o pracę na czas określony, nieprzekraczający łącznie 33 miesięcy. Po przekroczeniu jednego z tych limitów (a więc z chwilą zawarcia czwartej umowy na
NIE KONIEC ZMIAN Zmieniają się także przepisy dotyczące wypowiadania umów na czas określony. Jak było dotychczas? Umowę taką można było wypowiedzieć tylko w sytuacji, gdy została zawarta na co najmniej 6 miesięcy, a w jej treści
zawarto określone postanowienie. Bez względu na okres zatrudnienia, okres wypowiedzenia wynosił zaledwie 2 tygodnie. Oznacza to, że zarówno pracownik, który w danej firmie przepracował rok, jak i ten, który spędził tam 5 lat, mieli okres wypowiedzenia tej samej długości. Ustawodawca uznał, że skoro w umowach na czas nieokreślony długość terminu wypowiedzenia różnicuje się w zależności od stażu pracy, to rozwiązanie to należy przeszczepić także do umów na czas określony. Od wejścia w życie znowelizowanych przepisów prawa pracy, okres wypowiedzenia będzie taki sam jak w przypadku umów o pracę na czas nieokreślony, a więc: 2 tygodnie, jeżeli pracownik był zatrudniony krócej niż 6 miesięcy; 1 miesiąc, jeżeli pracownik był zatrudniony co najmniej 6 miesięcy; 3 miesiące, jeżeli pracownik był zatrudniony co najmniej 3 lata. W nowelizacji pojawiła się jeszcze jedna nowość: wypowiedzieć można każdą umowę o pracę na czas określony, bez względu na to, na jaki czas została zawarta i czy odpowiedni zapis pojawił się w umowie. Wszystkie te zmiany znacząco przybliżają sytuację osób zatrudnionych w oparciu o umowę na czas określony do tych, którzy cieszą się etatem na czas nieokreślony. Pozostają jeszcze, co oczywiste, różnice, ale niezależnie od tego, zmiany powinny ucieszyć tych, którzy są objęci umowami na czas określony.
23
WYWIAD
Nie będzie trzęsienia ziemi, ale skok cywilizacyjny O sytuacji polskich studentów, zmianach w szkolnictwie wyższym i uczelniach �lagowych, z vicepremierem Jarosławem Gowinem, rozmawiali Włodzimierz Dola i Tomasz Grzywaczewski. „K ONCEPT ”: Czy nasze szkolnictwo wyższe potrzebuje trzęsienia ziemi? J AROSŁAW G OWIN : Nie, tym bardziej że przechodziło takie trzęsienie w latach 2011-2014. Teraz potrzebujemy szybkiego i radykalnego odbiurokratyzowania szkolnictwa wyższego, a także głębokich, systematycznych korekt całego systemu. Ale na realizację tego drugiego celu dajemy sobie trzy lata. To muszą być przemyślane działania. Dlatego przyjęliśmy nowatorski tryb procedowania. Obejmuje on trzygrantowy konkurs na napisanie konkurencyjnych założeń nowej ustawy, a na wiosnę przyszłego roku zorganizowanie Narodowego Kongresu Nauki. Chcemy, aby nowe rozwiązania były efektem oddolnych debat oraz konkurencji pomiędzy różnymi ideami, a nie narzuconymi urzędniczymi wizjami.
24 | KONCEPT | MARZEC 2016
Czy obecni i przyszli studenci powinni przygotować się na płatne studia? Pan swego czasu był zwolennikiem takiego rozwiązania. PiS natomiast zawsze opowiadał się za darmową wyższą edukacją. Odpowiem krótko: nie! Nie ma mowy o opłatach za studia. Konstytucja w tej kwestii jest jednoznaczna: państwo ma obowiązek zagwarantować każdemu obywatelowi bezpłatny dostęp do wyższej edukacji. W tym miejscu pozwolę sobie na nieco sarkastyczną dygresję i jako wolnorynkowiec zapytam: co to znaczy „bezpłatne studia”? Bo przecież, jak mawiają Amerykanie, nie ma darmowych lunchów - jest tylko pytanie, kto za nie zapłaci. De facto więc my wszyscy ponosimy koszty bezpłatnych studiów. Obecnie istnieje jednak szeroki i trwały konsensus społeczny, że należy utrzymać takie
rozwiązanie. I my tego zmieniać nie będziemy. Jaki ma Pan pomysł na to, żeby „bomba” demograficzna nie uderzyła w polskie szkolnictwo wyższe? W ostatnich latach mamy przecież do czynienia z gwałtownym zmniejszeniem liczby studentów. Przez ostatnie ćwierć wieku mieliśmy w obszarze edukacji zjawiska pozytywne i negatywne. Do plusów na pewno możemy zaliczyć znaczne zwiększenie w naszej populacji odsetka osób z wyższym wykształceniem. Jednak ceną za to było umasowienie studiów i obniżenie ich jakości. Niż demograficzny trzeba postrzegać nie jako zagrożenie, ale jako szansę na przezwyciężenie tego zjawiska. Dzisiaj finansowanie uczelni jest zbyt silnie związane z liczbą studentów, co wymusza pogoń za nowymi słuchaczami. Dlatego pracujemy nad nowymi rozwiązaniami. Na pewno nie odejdziemy całkowicie od kryterium liczebności, bo choćby przykład Francji pokazuje, że postawienie tylko na wyniki badawcze skutkuje obniżeniem poziomu nauczania. Tam żacy zaczęli zwyczajnie przeszkadzać wykładowcom. My chcemy powiązać liczbę nowych studentów z ich jakością, ocenianą na podstawie wyników maturalnych. Mówiąc wprost: najlepszym uczelniom ma się opłacać przyjmować mniej, ale lepszych studentów. Musimy stworzyć ośrodki akademickie kształcące na światowym poziomie. Jeżeli tego nie zrobimy, to spora część elit intelektualnych każdego rocznika będzie wyjeżdżała studiować za granicą i będziemy je bezpowrotnie tracili.
WYWIAD Jeżeli mówimy o oporze środowiska akademickiego przed potencjalnymi zmianami, to co z kontrowersyjnym pomysłem odejścia od habilitacji?
To już się dzieje. Co zrobić, żeby młodzi, wykształceni, znający języki nie uciekali za granicę? To niestety zjawisko jak najbardziej realne i trwające przynajmniej od wejścia Polski do Unii Europejskiej. Ale antidotum na to nie jest wypędzenie młodych Polaków z uczelni i sprawienie, że staną się ciemni, nieokrzesani i bez szans na zatrudnienie w nowoczesnym świecie. Musimy stworzyć im takie warunki zawodowe, żeby chcieli pozostać w ojczyźnie nie tylko z pobudek patriotycznych, przywiązania do rodziny i korzeni, ale przede wszystkim ze względu na szanse, jakie oferuje im nasze państwo. W tym celu przede wszystkim należy przyspieszyć tempo rozwoju gospodarczego. Mam tutaj na myśli tzw. plan Morawieckiego, którego jestem gorącym zwolennikiem. Premier Morawiecki w swych wystąpieniach podkreśla konieczność skoku inwestycyjnego i innowacyjnego Polski. Naszym zdaniem uczelnie powinny być włączone w proces modernizacji kraju jako podmiot kreujący te zmiany. Czy Pana zdaniem jest to możliwe? Rola wyższych uczelni jest tutaj kluczowa. Jedną bowiem z pułapek spowalniających nasz wzrost gospodarczy jest bardzo niska innowacyjność polskiej gospodarki. Musimy zbudować zdrową współpracę pomiędzy światem nauki a biznesu. Do wykorzystania mamy 50 mld zł przeznaczonych na badania w kluczowych sektorach. Jedyną metodą przejścia od gospodarki odtwórczej, czyli imitacyjnej, do samodzielnej jest oparcie jej na polskiej nauce. Oczywiście, przedsiębiorcy mogą kupować zagraniczne technologie, ale to jest działanie krótkowzroczne. Potencjał
innowacyjny musi zostać uruchomiony wewnątrz kraju. Dlatego zamierzamy z jednej strony postawić na rozwój placówek badawczych, a z drugiej stworzyć system zachęt - w tym podatkowych – do nawiązywania współpracy biznesu z ośrodkami naukowymi. Jest Pan autorem pomysłu stworzenia w Polsce tzw. uczelni flagowych, nazywanych „uniwersytetami badawczymi”. Czym dokładnie miałyby charakteryzować się takie placówki? Mam świadomość, że pomysł ten odbierany jest jako bardzo kontrowersyjny i przez to wywołujący wiele emocji w środowisku akademickim. W takim razie pozwoli Pan, że na chwilę odwrócę role i zadam pytanie: czy nie jest Pan zawstydzony faktem, że najlepsze polskie uczelnie w rankingach światowych znajdują się w czwartej setce? Zdecydowanie. Nawet krótko pisaliśmy o tym w lutowym numerze Konceptu. Właśnie. A czy nie byłby Pan w takim razie dumny, gdyby najlepsze polskie uczelnie weszły do pierwszej setki takich rankingów? A to jest jeden z celów skoku cywilizacyjnego, jaki niesie ze sobą plan Morawieckiego. Nie miejmy jednak złudzeń: nie będzie to kilkadziesiąt ośrodków, a co najwyżej kilka. I właśnie te uczelnie powinny być finansowane na odmiennych zasadach, bo one kształcić będą przyszłe elity, a jednocześnie poświęcać będą czas na zaawansowane badania naukowe. Droga do ukształtowania się takich flagowych uczelni jest trudna i wymaga wypracowania konsensusu wewnątrz środowiska akademickiego. I temu właśnie służy – powtarzam - nowatorski tryb przygotowywania nowej ustawy.
Na razie mamy inny problem: zbyt niski poziom prac naukowych. A jednocześnie wiemy, że dla świetnie zapowiadających się młodych uczonych droga zawodowej kariery jest zbyt długa. Usamodzielnienie się naukowe następuje po 40. roku życia, czyli później niż w krajach zachodnich. Gdyby to zależało tylko ode mnie, to stworzyłbym dwa poziomy doktoratu. Pierwszy, tradycyjny, będący wstępem do habilitacji oraz drugi, gdy doktorat jest równorzędny habilitacji. Takie rozwiązanie skracałoby drogę kariery, nie obniżając jednocześnie poziomu naukowego. Natomiast niezależnie od habilitacji chcemy uruchomić ścieżkę wdrożeniową - żeby doktoraty można było robić w oparciu o praktyczne rozwiązania, a nie tylko teoretyczne prace. Odmiennym tematem jest dydaktyka. Na pewno i Pan, i wszyscy Wasi Czytelnicy spotkaliście się z sytuacją, gdy wybitny naukowiec jest dydaktycznym beztalenciem i odwrotnie: ktoś o stopniu doktora może być wspaniałym wykładowcą. Takie osoby są dzisiaj całkowicie niedoceniane. Dlatego pracujemy nad rozwiązaniami umożliwiającymi zdobycie tytułu profesora w oparciu o wybitne osiągnięcia dydaktyczne. Jednym z problemów polskiej nauki jest obumieranie humanistyki. Czy potrzebne jest odrodzenie kierunków humanistycznych przy jednoczesnym położeniu nacisku na budowanie wspólnoty i świadomości narodowej? Na naukę nie powinniśmy patrzeć tylko przez pryzmat gospodarki. Nauka ma również ogromne znaczenie w kształtowaniu tożsamości narodowo-kulturowej. Niestety, współczesna humanistyka zdominowana jest przez mody intelektualne, które deprecjonują znaczenie takich kategorii jak patriotyzm, obiektywna prawda, tradycja judeochrześcijańska. Oczywiście, szanuję zasadę autonomii uczelni i autonomii nauki, ale jednocześnie każde państwo ma prawo prowadzenia w tym zakresie własnej polityki. Dlatego nie ograniczając wolności badań, na pewno będziemy promować te dotyczące dziedzictwa kulturowego Polaków. Na przykład fenomenu Rzeczpospolitej Obojga Narodów jako prototypu Unii Europejskiej czy tradycji szlacheckiego republikanizmu, w której odnajduję wiele elementów mogących posłużyć za antidotum na wypaczenia współczesnej demokracji.
25
RECENZJA
Jak dużo czasu marnujesz przed telefonem?
Aplikacja prawdę ci powie… MONIKA WIŚNIOWSKA
DZIENNIKARKA I PASJONATKA MEDIÓW SPOŁECZNOŚCIOWYCH
Instagram, Facebook, YouTube – ile cennych godzin pochłaniają każdego dnia? Aplikacja Quality Time poda dokładne dane. Musisz się jednak zastanowić, czy chcesz poznać prawdę.
N
owy rok i kolejne postanowienia – przejdę na dietę, zacznę biegać, nauczę się języka obcego… Znasz to? Może warto do listy wiosennych postanowień dołączyć ograniczenie czasu spędzanego przed ekranem smartfona? Pomoże w tym aplikacja Quality
KRZYŻÓWKA
26 | KONCEPT | MARZEC 2016
Time, która pokazuje jak długo i jak często użytkownik korzysta z telefonu i znajdujących się w nim aplikacji.
CYFROWA DIETA Twórcy nazywają swoją aplikację cyfrową dietą i trudno kwestionować prawdziwość tego stwierdzenia. Jeśli jednak nie chcesz od początku przyznawać się do rozpoczętej diety, możesz pominąć rejestrację (dostępna jest opcja logowania przez Facebooka albo mailowo) i dyskretnie wystartować z elektronicznym detoksem. Quality Time pokazuje zarówno ogólny czas spędzony przed ekranem telefonu danego dnia, jak i dokładny podział na poszczególne zainstalowane w nim aplikacje. Przeglądałeś Instagram 20 razy,
YouTube 5 razy i to wszystko przez 2 godziny? Dzięki tej aplikacji dowiesz się dokładnie, ile czasu pochłaniają technologiczne nowinki, a nawet ile razy odblokowywałeś telefon!
WARTO SIĘ OGRANICZAĆ Dla wszystkich uzależnionych od technologii mam jeszcze jedną nowinkę – aplikacja pozwala ustawić maksymalny dopuszczalny czas korzystania z różnych funkcjonalności, później będziesz mógł uruchomić tylko wybrane z nich. Być może jest to wskazówka, która pozwoli rozpocząć technologiczną abstynencję i spotkać się ze znajomymi w realu
27
MNISW
Ustawa 2.0
szansą polskiej nauki i szkolnictwa wyższego KATARZYNA ZAWADA
RZECZNIK PRASOWY MINISTERSTWA NAUKI I SZKOLNICTWA WYŻSZEGO
„Uczelnie muszą być przestrzenią wolności. Nauka rozwija się tam, gdzie jest wolność. Tam, gdzie jest wolność, rozwija się także proces prawdziwego formowania elit społecznych, formowania młodego pokolenia” – te słowa wicepremiera Jarosława Gowina wyznaczają kierunek prac nad nową ustawą o szkolnictwie wyższym.
W
icepremier Jarosław Gowin 29 lutego br. ogłosił rozpoczęcie konkursu Ustawa 2.0 - założenia systemu szkolnictwa wyższego. Jest to konkurs dla polskich akademików i naukowców na założenia do nowej ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym. Potrzebę prac nad nową ustawą minister Jarosław Gowin zasygnalizował już podczas posiedzenia Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP) w Katowicach. Wicepremier Gowin podkreślał wtedy, że obecna ustawa „była nowelizowana tyle razy, że jest już właściwie nieczytelna”. Po raz pierwszy w Polsce ustawa o szkolnictwie wyższym przygotowana zostanie na podstawie założeń opracowanych przez środowisko akademickie. Ministerstwo nauki i Szkolnictwa Wyższego przygotuje granty dla trzech zespołów, które wykonają konkurencyjne projekty założeń do ustawy. W ramach nowej ustawy planowane jest uruchomienie trzech ścieżek kariery. Wicepremier Jarosław Gowin wielokrotnie podkreślał, że oprócz tej tradycyjnej, naukowo-dydaktycznej powinny powstać ścieżki dydaktyczna i wdrożeniowa. Przed pracownikami naukowymi otworzą się tym samym nowe możliwości.
28 | KONCEPT | MARZEC 2016
U STAWA 2.0 : 3 ZESPOŁY KONKURSOWE 6 KLUCZOWYCH OBSZARÓW TEMATYCZNYCH 900 TYS . ZŁOTYCH NA GRANTY Osoby zainteresowane udziałem w konkursie będą miały dwa miesiące, by stworzyć zespoły badawcze i przygotować ogólny projekt nowych przepisów. Propozycje muszą w ścisły sposób odnosić się do zakresu tematycznego opublikowanego przez MNiSW. Wśród tematów znalazły się: m.in. system szkolnictwa wyższego, ustrój jednostek w systemie szkolnictwa wyższego i zarządzanie nimi czy system oceny jakości. Obecna ustawa nie spełnia należcie swojej funkcji. Środowisko akademickie od lat podkreśla rozrastającą się biurokrację, polscy badacze protestują przeciwko obowiązkowi wypełniania dziesiątek formularzy i sprawozdań. Na ten problem wskazuje również Rada Główna Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Kwestie, z którymi boryka się środowisko akademickie są nie tylko powszechne, ale i – co chyba najgorsze – długotrwałe. Sytuacji polskich pracowników naukowych nie poprawiły przeprowadzane przez ostatnie lata reformy, które w założeniu miały sprawić, że polska nauka będzie znajdzie się na światowym poziomie. Wprowadzaniu nowych standardów towarzyszyła wizja: najlepsze polskie uczelnie zajmują wysokie pozycje w światowych rankingach, kolejne dołączają do wyścigu, a ośrodki
ZAŁOŻENIA PRZYGOTOWANE PRZEZ NAUKOWCÓW SZEROKIE ŚRODOWISKOWE KONSULTACJE NOWE ŚCIEŻKI ROZWOJU KARIERY NAUKOWEJ
badawcze konkurują z europejskimi i światowymi jednostkami. Niestety, skutek reform okazał się zupełnie odwrotny od zamierzonego. Zamiast wywindować uniwersytet i naukę do góry, zmiany pociągnęły je w dół i pogrzebały pod stosem papierów. Dlaczego? Reformy, mimo konsultacji, przygotowane zostały w urzędowym laboratorium, przy równoczesnym pominięciu głosu środowiska. Próbowano pogodzić rozmaite, często sprzeczne interesy: dbanie o jakość kształcenia a kwestię sprawozdawczości, współpracę ministerstwa z uczelniami bez ograniczania ich autonomii, czy w końcu walkę z bezrobociem u źródeł, a więc dostosowanie szkół wyższych do rynku pracy przy jednoczesnym zachowaniu ideałów uniwersytetów. Nie osiągnięto jednak zamierzonego efektu. Rozbrzmiewające wciąż na nowo dyskusje o problemach szkolnictwa pokazują tylko, że bez nowej ustawy sytuacja będzie coraz gorsza. Ostatnie parę lat pokazało też, w jaki sposób ją przygotować. Środowisko naukowe zmobilizowało się do działania, ma wiele pomysłów, które powinny wejść w życie. Środowisko jest gotowe, by walczyć o swoją przyszłość. Co należy zrobić w takiej sytuacji? Słuchać. A potem działać.
29
Ukraina, patriotyzm i rock&roll TOMASZ LACHOWSKI
PRAWNIK MIĘDZYNARODOWY, REDAKTOR NACZELNY „STOSUNKÓW MIĘDZYNARODOWYCH”
Dziś na Ukrainie front walki o niepodległość kraju przebiega nie tylko gdzieś na wschodzie, pod Donieckiem, ale także w umysłach i sercach Ukraińców. Czy zwycięży idea „jednej Ukrainy”? Pomóc w tym niewątpliwie może swoiste odrodzenie kultury ukraińskiej.
O
statnia obywatelska inicjatywa, popularnej także w Polsce grupy muzycznej Kozak System, polegająca na zabronieniu niekontrolowanego przepływu rosyjskich produktów artystycznych (takich jak muzyka, czy seriale) na rynek ukraiński, jest znakomitym przyczynkiem do dyskusji na temat roli kultury jako składnika tożsamości Ukrainy. Lider kapeli, Iwan Lenio, od razu dodaje, że nie chodzi tu o dyskryminację ludności rosyjskojęzycznej (co podnoszą przeciwnicy inicjatywy), tylko postawienie tamy przed bezwolnym promowaniem propagandy rosyjskiego agresora i okupanta. Bez wątpienia, to właśnie napięcie pomiędzy
30 | KONCEPT | MARZEC 2016
PODRÓŻE
„starym”, czyli przekazem medialnym w rosyjskim stylu, a „nowym”, proukraińskim (i po ukraińsku) oraz prozachodnim rozumieniem świata, stanowi dziś poważny problem dla przekształcającej się „pomajdanowej” Ukrainy.
ŻÓŁTO-BŁĘKITNY ŚWIAT To właśnie na Majdanie podczas Rewolucji Godności, odrodził się kult Tarasa Szewczenki i rozpoczęła się moda na wszystko co patriotyczne – ukraińskie. Pomalowane w narodowe barwy Ukrainy mosty, przystanki, czy latarnie. Dziewczęta i chłopcy ubrani w tradycyjne ludowe wyszywanki. Wreszcie, rozkwit ukraińskiej – narodowej – muzyki. Istny żółto-błękitny świat. Oczywiście ten stan rzeczy zaobserwować można przede wszystkim na zachodzie – we Lwowie, Iwano-Frankiwsku, czy Czerniowcach, ale należy też zauważyć, że i pozostałe części kraju w niemałym stopniu dały się uwieść patriotycznemu uniesieniu. Przystrojone wiankami z kwiatów młode Ukrainki spotkać można także na ulicach rosyjskojęzycznej Odessy, czy od zawsze na styku kultur stołecznego Kijowa. Jak długo jednak może potrwać ten narodowy zryw naszych wschodnich sąsiadów?
MUZYKA DLA DONBASU Potrzeba zaznaczenia „czegoś swojego” w oderwaniu od radzieckiej spuścizny królującej wciąż w telewizji, czy stacjach radiowych, jest dziś bardzo silna. W forpoczcie ukraińskości są już od dawna takie kapele jak wspomniany zespół Kozak System, a także Haydamaky, Tartak, Druha Rika, Placz Jeremiji, czy legendarny Skriabin. Nie wolno w tym miejscu zapominać także o ubóstwianym w całej Ukrainie Światosławie Wakarczuku i jego Okeanie Elzy, czy nawet humorystycznym składzie
Dzidzio. Wszyscy ci artyści w mniejszym lub większym stopniu odwołują się do tradycyjnej muzyki znad Dniepru, wykorzystują ludowe, tradycyjne teksty, choć aranżują je na ogół w nowoczesny sposób. Prezentowane piosenki, zwłaszcza Kozak System, Haydamaków, czy zespołu Tartak są często bezpośrednimi politycznymi manifestami wiary w Ukrainę oraz – po prostu - okazaniem wsparcia dla chłopców bijących się o wolność i niezależność kraju z prorosyjskimi separatystami w Donbasie. Wizyty wskazanych kapel w strefie ATO, czy granie przed tradycyjnie rosyjskojęzyczną publicznością w Mariupolu, Charkowie, czy Dniepropietrowsku, to tak naprawdę - całkowicie oddolne – promowanie „miękkiej siły” kultury ukraińskiej.
MOSKAL JEDNOCZY UKRAINĘ Rzecz tylko w tym, by z jednej strony rzeczywiście przełamać schemat myślenia tzw. „sowków” (ludzi wciąż psychicznie zakorzenionych w ZSRR), ale z drugiej, nie dawać pożywki dla wszystkich mówiących o „nacjonalistach – banderowcach”, czy „faszystowskiej juncie”, jakoby rządzącej dziś w Kijowie. Pozytywnym przykładem stał się ostatnio pierwszy, patriotyczny (a jakże!), ukraiński serial „Ostatni Moskal”, rozgrywający się w sielskiej, huculskiej scenerii Karpat. Tytułowy „Moskal”, choć obcy pośród ukraińskiej wsi, zdobywa jednak sympatię mieszkańców karpackiego sioła, a nawet serce jednej z Hucułek. Pierwszy sezon serialu wyprodukowanego przez telewizję „1+1” spowodował, że ulice miast zachodniej i wschodniej Ukrainy podczas transmisji pustoszały. I pomyśleć, że to - o ironio – znów Moskal zjednoczył Ukraińców. Na szczęście tym razem nie ten z Kremla.
z cyklu:
„ ŚWIETLIK PODPROGOWY ”
FELIETON
Pochwała umiarkowanego egoizmu WIKTOR ŚWIETLIK
DYREKTOR CENTRUM MONITORINGU WOLNOŚCI PRASY SDP
W znakomitym zbiorze esejów pod tytułem „My, reakcja” dziennikarz Piotr Semka pisze o emocjach antykomunistów w latach 1944 – 1956. Co w tym wyjątkowego?
T
yle książek wszak było o polskim komunizmie. Po pierwsze, wyjątkowe jest to, że antykomunistami byli niemal wszyscy, którzy nie byli komunistami. W totalitarnym systemie nie trzeba było być straceńcem z bronią w lesie, działaczem mikołajczykowskiego PSL albo współpracować z zachodnim wywiadem, by stać się wrogiem systemu, czyli antykomunistą. Wystarczyło bronić swojej własności, modlić się, prowadzić prywatny sklep, a nawet ściągnąć wzór modnej sukienki z paryskiego żurnala. W świecie, gdzie wszystko miało być podporządkowane polityce - muzyka, sport, wypoczynek, rodzina - każdy, kto chciał żyć inaczej, po swojemu, zaczynał też uprawiać wrogą państwu politykę. Po drugie, co dużo ciekawsze, Semka zwraca uwagę na inną, bardzo istotną sprawę. W polskiej historii, filmie, książkach, kulturze, publicystyce - wszystko kręci się wokoło stalinowskich sprawców. A czemu zbrodniarz
Jakub Berman był, jaki był? A co przeżywała krwawa prokurator Helena Wolińska i co formowało jej postawę? A czemu pisarze, którzy wysługiwali się systemowi, się mu wysługiwali? A co kierowało tatą tego czy tamtej, że został zbrodniarzem? I co jego dziecko w ławie europarlamentarnej albo klubie byłych premierów dziś myśli o tym? W tym wszystkim, w tej nieskończonej epopei cierpień i rozterek polskich stalinistów znikły zupełnie ich ofiary, czyli w gruncie rzeczy cała reszta Polaków zmuszona do życia w chorym świecie. Nawet kiedy się mówi o tych ostatnich, naszych dziadkach, pradziadkach, to wszystko przez pryzmat, soczewkę jakichś właśnie nieszczęśników, którzy zostali
Mam wrażenie, że ten problem – postrzegania siebie przez pryzmat innych, niekoniecznie oprawców - jest i dziś aktualny. „ukąszeni” ideologicznie, zbłądzili albo dosięgło ich inne nieszczęście, w wyniku którego wspierali jeden z najbardziej zbrodniczych ustrojów świata. Semka łamie tę zasadę. I okazuje się, że tylko to pozwala pokazać prawdziwą skalę polskiego oporu wobec komuny. Masowego, powszechnego. Zaczynającego się w lesie, prowadzącego poprzez wsie, organizacje studenckie, zakłady pracy, domy, sklepy. Uczciwie można było to
opisać tylko koncentrując się na „nas”, a nie na „nich”. Mam wrażenie, że ten problem – postrzegania siebie przez pryzmat innych, niekoniecznie oprawców - jest i dziś aktualny. Co myśli o nas Zachód, a co Rosjanie, a rynki - czy nas cenią, co napisali w Wall Street Journal, a co w Die Welt, a który helikopter kupić, żeby nas najlepiej świat widział, a jak zareagowano w USA na doniesienia o współpracy Wałęsy? To autentyczne dylematy polskich mediów z ostatniego czasu. Zupełnie jakby nas nie było, tylko jakieś odbicia. Słynny coach Stephen Covey takie podejście - zastępowanie etyki charakteru, etyką wizerunku - uważał za pierwszy krok ku temu, by zmarnować życie. Bo tak pracuje się tylko nad swoim obrazem, a nie nad sobą. Profesor Andrzej Nowak, o którego książce niedawno tu pisałem, tłumaczył mi kiedyś, że Rosjanie czują się często trochę jak małpa, która ciągle się przegląda się w lustrze Zachodu, puszy się, robi groźne miny, straszy, nie znosi lustra, ale nim żyje. A Chińczycy? Czemu oni nie mają z tym problemu? Bo oni przyglądają się sami sobie, interesują sobą, a całą resztę świata uważają za małpy. Nie namawiam oczywiście do tego, by sąsiadów traktować jak małpy, ale myślę, że skupiać powinniśmy się chyba najpierw na sobie. W końcu nawet biblijne przykazanie miłości nakazuje kochać innego aż tak bardzo jak siebie samego, a nie zamiast siebie. I chyba tego najlepiej się trzymać.
31