Anita Sobczak
Ważne jest też, żeby uleganie modom nie było bezrefleksyjne, żeby mieć świadomość, że coś robimy. Jeśli poddajemy się pewnej modzie, miejmy poczucie, że to jest nasz wybór. Dopóki to jest nasza decyzja, nasz wybór, to człowiek jest uratowany – mówi dziennikarka Dorota Gawryluk w rozmostr.5 wie z Anitą Sobczak Emilia Wiśniewska
Rapujące dziewczyny są coraz bardziej widoczne na ogólnopolskiej scenie, temat kobiecego rapu pojawia się częściej, a kobiety nie są tylko dodatkiem do męskich grup, nie robią chórków. To indywidualne artystki, z pomysłem na str. 8 siebie i własną muzykę Wiktor Świetlik
Lojalnie trzeba uprzedzić, że to nie jest książka na dwa wieczory. Polkowski wręcz trochę jakby prowokacyjnie rzuca wyzwanie pokoleniu internetu nie mogącemu skupić się na jednym wątku dłużej niż przez kilka minut, do którego i literatura zaczęła się dostosowywać str. 10 Igor Zalewski
Staliśmy się – nawet nie zdając sobie z tego sprawy – biernymi oglądaczami. Co do mnie, wolałem gości, którzy jarali fajki. Zwłaszcza w knajpie. Dlatego postuluję, żeby włączanie telewizora w restauracji groziło karą pozbawienia str. 11 wolności do lat dwóch Witold Skrzat
Najdziwniejsze polskie mody
W Polsce na 100 gospodarstw domowych przypada 50 psów. To rekord Europy, którego niezbite dowody każdego dnia zalegają na chodnikach i trawnikach. Cóż z tego, że Polacy dzierżą kolejny regionalny rekord – 40 procent z nas mieszka w blokach - skoro nic tak nie pasuje do ciasnego mieszkania jak meblościanka i kundelek? Oczywiście, dzięki mnogości ras, moda na czworonożnych przyjaciół miewa różnorakie odcienie: zamożniejsi idą w wyszukane, dobrze zbudowane typy z zachodnioeuropejskich hodowli. str. 4
Znajdź nas na facebook.com
Niewolnicy
mody
Moda jest tyranem, od którego nikt nie jest w stanie uciec – napisał w XVII wieku francuski poeta Etienne Pavillon i jego słowa są czterysta lat później wyjątkowo aktualne, także nad Wisłą. Z modą jest trochę jak z używkami. Podstawowe pytanie brzmi: czy to one nami kierują, czy my potrafimy je wykorzystywać tylko tam, gdzie się nam przydają. Mówiąc inaczej, sukces może dziś odnieść ten, kto stanie się osobistym, prywatnym dyktatorem mody. Będzie z niej czerpał korzyść, samemu pozostając poza jej wpływem i będąc zdolnym iść własną ścieżką. W XX wieku ta umiejętność panowania nad trendami, lepienia ich na własny użytek, czy wręcz odwracania, była cechą najwybitniejszych artystów, kreatorów, ludzi zdolnych łamać konwenanse, a także wybitnych przywódców w rodzaju Martina Luthera Kinga czy Jana Pawła II, ale niestety również wielkich manipulatorów i zbrodniarzy. Jednak w przypadku zdecydowanej większości społeczeństwa to moda jest dyktatorem. Niekiedy łagodnym i racjonalnym. Czasem wręcz pożytecznym, gdy nakazuje nieuprawiającym do tej pory sportu ludziom zacząć biegać po parkach albo rzucać palenie. Niekiedy bywa jednak kapryśnym tyranem, każącym podejmować decyzje sprzeczne z naszym interesem, charakterem, rozsądkiem. Dwieście lat temu Niemcy opanowała passa samobójstw z miłości, będących efektem kopiowania uniesień
książkowego młodego Wertera, bohatera Goethego. Sto pięćdziesiąt lat później wybitny amerykański pisarz Philip K. Dick o swoich licznych przyjaciołach, którzy zmarli od przedawkowania narkotyków mawiał, że padli ofiarami mody. Ofiarami mody dosłownie stają się tysiące młodych kobiet, wręcz dziewczy-
Moda jest dyktatorem. Niekiedy łagodnym i racjonalnym. Ale często bezwzględnym, nakazującym ludziom działać wbrew ich interesom
nek, które próbują się upodobnić do bardzo szczupłych modelek w stylu osławionej Twiggy. Dzisiejsze ofiary mody trawią majątki, ale nierzadko i zdrowie w klinikach chirurgii plastycznej. To jedna z najbardziej opłacalnych, ale i oderwanych od rozsądku, nie mówiąc o sztuce medycznej, działalności.
W ciągu ostatnich lat na świecie podejmowano rozliczne próby przekonania ludzi do zerwania z modami. Niektóre, jak moda na noszenie się „no logo” stawały się modne, stając się swoimi własnymi karykaturami. Zaczęły nieco przypominać niektóre protesty działaczy ekologicznych, którzy oblewali farbą kobiety chodzące w futrach niepomni, że sami mają skórzane buty, paski i portfele. Autorką projektu takiego słynnego społecznego rozprawienia się z modą narzucaną przez kreatorów marek była kilka lat temu dziennikarka Naomi K lein. Bł yskotliw ie opisała między innymi na przykładzie firmy Tommy Hilfiger, jak „brandyzacja” zniewala i ogłupia społeczeństwa zachodnie. Niestety jej projekt „globalnego” rozwiązania problemu śmieszył swoją infantylną naiwnością nawet lewicowców. Trzeba posłuchać rapera Tadka i „żyć samodzielnie”: - Byłam ostatnio w Budapeszcie i wiecie co, w metrze zauważyłam, że nikt nie używa iPhona. Boże, jac y lud zie tam są szczęśliwi – stwierdziła ostatnio z zazdrością jedna z moich znajomych. Ostatecznie nad Wisłą też mamy wybór. Wystarczy go zauważyć po to, by być szczęśliwym, a ostatecznie o to w tym wszystkim chyba chodzi? Mam nadzieję, że ten numeru „Konceptu” Wam w tym pomoże. Miłej lektury. █ str. 3
foto flickr.com
w tym numerze:
nr 13 28 maja-10 czerwca 2013
Jak Niemcy przygotowywali się do udanego podboju Anglii Mikołaj Niemcy w latach 2000- nych jakościowo akademii. nikę, szybkość i kreatyw- jących nadzieję młodych Różycki 2004 dużo czasu poświęcili Pierwszym „produktem” tej ność. Co roku fala młodych i stosunkowo tanich piłkana poznanie metod i systemów kształcenia piłkarzy w Hiszpanii, Portugalii czy Holandii. Wyciągnęli wnioski i przenieśli rozwiązania na własny grunt. Dodatkowo kluby 1 i 2 ligi zobowiązane są do prowadzenia bardzo zaawansowa-
szkoły są tacy piłkarze jak Mesut Ozil, Mario Goetze czy Sami Khedira. Niemiecka piłka zawsze kojarzyła się z genialną taktyką, doskonałym przygotowaniem fizycznym i grą do 90 minuty. Dziś dołożono do tego niezawodną tech-
lub bardzo młodych zalewa rozgrywki Bundesligi. A w niej obcokrajowcy stanowią około 40 proc. graczy i systematycznie ten udział pewnie będzie spadać. Oprócz szkolenia, kluby mają świetny system scoutingu. Polega on na wyszukiwaniu roku str. 10
rzy na całym świecie. Najlepsi w tej robocie są działacze Borussii Dortmund - w 2010 roku za kilkaset tysięcy EUR sprowadzili z Japonii Shinji Agawę, by 2 lata później za 20 mln EUR sprzedać go do Manchesteru United. str. 9
Dołącz do akcji „Konceptu” - „Naukowy Nobel dla Polaka” i zgłoś swojego kandydata (wraz z uzasadnieniem na stronę maszynopisu) do redakcji konceptu na adres: redakcja@gazetakoncept.pl
foto Agencja Reporter
www.gazetakoncept.pl
dwutygodnik akademicki
3
2
starter było, jest, będzie Na podstawie wyników egzaminów maturalnych najlepszym studentom pierwszego roku będą przyznawane stypendia rektora – wynika ze zmiany ustawy „Prawo o szkolnictwie wyższym” przyjętej 21 marca przez rząd, która będzie obowiązywać prawdopodobnie od 1 stycznia 2014 roku. Obecnie świadczenia te przysługują dopiero od drugiego roku i są przekazywane za osiągnięcia zdobyte w trakcie studiów. Powstanie też lista ostrzeżeń, na podstawie której kandydat będzie mógł sprawdzić, czy uczelnia, którą wybrał kształci zgodnie z prawem. Aby sprawdzić jak kształcą uczelnie, resort nauki będzie prowadził monitoring losów zawodowych absolwentów na podstawie danych z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Tym samym uczelnie nie będą zobowiązane już do prowadzenia własnych badań dotyczących ścieżek kariery ich absolwentów.
Letnia propozycja dla ambitnych i ciekawych świata Jesteś młodym człowiekiem ciekawym świata i procesów w nim zachodzących? Masz szeroki wachlarz zainteresowań od internetu i nowych technologii począwszy, przez gospodarkę i sprawy obywatelskie aż na historii Polski skończywszy? Jeśli tak, Szkoła Rycerska to projekt właśnie dla Ciebie! Celem projektu jest zainspirowanie i przygotowanie uczestników do świadomego wyboru i prowadzenia osobistego rozwoju edukacyjnego i zawodowego, a zarazem przedstawienie młodym, ambitnym Polakom konkretnych narzędzi do realizacji ich celów życiowych. Letnia Szkoła Rycerska jest skierowana do osób w przedziale wiekowym 18 – 24 lata. Kurs rozpoczyna się 30 sierpnia, a kończy 8 września 2013 roku. Aby wziąć udział w Szkole Rycerskiej należy wypełnić i wysłać elektroniczny
formularz zgłoszeniowy, dostępny na stronach internetowych projektów: Dla Dam: Piękna Szkoła Rycerska: http://piekna.szkolarycerska.pl Dla Rycerzy: Letnia Szkoła Rycerska: http://letnia.szkolarycerska.pl. Zgłoszenia można przesyłać do 21 czerwca. Letnia Szkoła Rycerska została objęta honorowym patronatem przez Rodzinny Związek Czartoryskich herbu Pogoń Litewska; patroni medialni to dwutygodnik akademicki „Koncept” i portale: Rebelya.pl oraz Kuznica.zhr.pl.
wiktor Świetlik
Ranking „Idealni Pracodawcy 2013” W tym roku w badaniu opracowanym przez firmę Uniwersum wzięło udział ponad 25,5 tys. polskich studentów. Wynika z niego, że aż 70 proc. z Was chciałoby pracować w Polsce - to wyższy odsetek w porównaniu do innych krajów. Oto „Idealni Pracodawcy 2013” w trzech głównych grupach studenckich:
redaktor naczelny
Biznes 1. Ernst & Young 2. Google Poland 3. PKO Bank Polski
Inżynieria 1. Skanska Grupa 2. Budimex 3. KGHM Polska Miedź S.A.
Chodakiewicz: niemożliwe może być możliwe
aromatyczną kawę i przepyszne ciasta znajdziecie tylko w kawiarniach W Biegu Cafe
z tym kuponem
rabat 10%*
możliwość organizowania imprez Warszawa: - Pl. Zbawiciela (Mokotowska 19), - Świętokrzyska 18, - Mercedes Cafe (Gottlieba Daimlera 1), - Plac Trzech Krzyży 10/14, - Arkadia Al. Jana Pawła II 82, - Atrium Tower, Al. Jana Pawła II 25 Wrocław: - Arkady Wrocławskie (Powstańców Śl. 2-4), - Sky Tower (Powstańców Śl. 95).
Łódź: - Manufaktura (Karskiego 5), - Piotrkowska (Piotrkowska 69), - Pasaż Łódzki (Jana Pawła II 30). Sopot: - Promenada Sopocka (Bohaterów Monte Casinno 63)
Poznań: - Stary Browar Półwiejska 42
* rabat naliczany tylko przy okazaniu kuponu
www.wbiegucafe.pl
- Należy podchodzić do rzeczywistości z dużą dozą optymizmu, humoru i dystansu, dzięki którym nawet niemożliwe staje się możliwe – uważa historyk, prof. Marek Jan Chodakiewicz z The Institute of World Politics w Waszyngtonie, który 14 maja wziął udział w spotkaniu z warszawskimi studentami w ramach cyklu „OTWÓRZmy OCZY”. Rozmówca wskazywał na złożoność pojęcia „Polak” wskazując na to, że Polakiem jest ten, kto się nim czuje oraz poczuwa do polskich obowiązków. Z jednej strony widzi rodaków dumnych, z drugiej tych, którzy, mimo polskiego obywatelstwa, Polski się wstydzą. Ponadto gość spotkania zwracał uwagę na rolę i miejsce naszego kraju we współczesnym świecie. - Choć mamy pierwszy, dłuższy od wielu lat okres wolności, to nie zostało wiele zrobione, co pozwoliłoby Polsce uzyskać odpowiedni poziom podmiotowości, by stać się równorzędnym partnerem dla sojuszników z USA, Wielkiej Brytanii czy innych państw zachodnich – uważa Chodakiewicz. Ostatnie przed letnią przerwą spotkanie z cyklu „OTWÓRZmy OCZY” odbędzie się 11 czerwca w Warszawie, w sali kurialnej przy Floriańskiej 3. Gościem spotkania będzie prof. Jan Szyszko, z którym będzie można porozmawiać o niezależności energetycznej Polski, pakiecie klimatycznym oraz żywności modyfikowanej genetycznie.
IT 1. Google Poland 2. Microsoft 3. IBM Polska
16 najuczciwszych uczelni 16 uczelni wyższych i trzy wydziały otrzymało w czwartek w Warszawie certyfikaty „Uberrima Fide” za wzorcowe przeciwdziałanie zjawisku plagiatowania prac dyplomowych. Studenci i uczniowie nagminnie komponują teksty z fragmentów już gotowych – uważa prezes firmy Plagiat. pl dr Sebastian Kawczyński. Nagrodzone uczelnie i wydziały kontrolują powstające u nich prace licencjackie i magisterskie pod kątem niesamodzielności. Komputerowy system porównuje tekst pracy z zasobami internetu oraz publikacji, którymi wymieniają się szkoły. Następnie wskazuje fragmenty, które pokrywają się z innymi tekstami lub są z jakiegoś innego powodu podejrzane. W tym roku certyfikaty „Uberrima Fide” (z łac. „w najbardziej uczciwy sposób”) otrzymały: Akademia Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie, Akademia Pomorska w Słupsku, Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Gorzowie Wielkopolskim, Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Nowym Sączu, Społeczna Akademia Nauk w Łodzi, Stargardzka Szkoła Wyższa Stargardinum, Szczecińska Szkoła Wyższa Collegium Balticum, SGGW w Warszawie, SGH w Warszawie, Śląski Uniwersytet Medyczny w Katowicach, Uczelnia Łazarskiego w Warszawie, Uniwersytet Ekonomiczny w Poznaniu, Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie, Warszawski Uniwersytet Medyczny, Wyższa Szkoła Pedagogiczna ZNP w Warszawie, Wyższa Szkoła Pedagogiki i Administracji im. Mieszka I w Poznaniu. Certyfikaty otrzymały też: Wydział Informatyki i Zarządzania Wyższej Szkoły Informatyki i Umiejętności w Łodzi, Wydział Nauk Społecznych Uniwersytetu A. Mickiewicza w Poznaniu, Wydział Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego.
źródła: własne; www.gazetaprawna.pl; www.students.pl; www.dlastudenta.pl
Pochwała obciachowców Sokrates, Jezus, Galileusz, Einstein mogli dla większości współczesnych sobie ludzi być „obciachowcami”, świrami, „jechać wiochą”, a nawet „trącić sucharem”. Podobnie przeciwnicy komunizmu lub nazizmu w czasach królowania tych ideologii. Piętnowanie czegoś jako „obciachowego” to po prostu często broń motłochu i kierujących nim manipulatorów przeciwko tym, którzy są w stanie iść pod prąd. Jednym z najbardziej iry tujących natręctw, którego moje pokolenie doświadczało chyba w większym stężeniu było zjawisko określane przez profesor Jadwigę Staniszkis jako „stosowanie kategorii obciachu”. Pokolenie ludzi dorastających na gruzach dopiero co upadłego przaśnego PRL, zapatrzonych w Zachód, ale bardzo słabo go znających, krytykowało wszystko, co wydawało się nienowoczesne - choć wyobrażenia o nowoczesności były nader niejasne i raczej prymitywne. „Obciach” perfekcyjnie służył do wykluczania kogoś z grupy, sprzedawania kitu. Obciachowy mógł być zależnie od sytuacji ktoś noszący krótkie lub długie włosy, słuchający jakiegoś rodzaju muzyki, chodzący do kościoła, albo nawet czytający książki. Był taki moment w połowie lat 90., kiedy obciachem było kształcenie się. Obciach jest rodzajem ostracyzmu, kierowanym przeciwko temu, co ma być wsteczne, prowincjonalne, niemodne, nieprzystające. Standard tego co obciachowe, a co nieobciachowe wyznacza większość. A kto wyznacza standard większości? O tym dalej.
Słuszny gwizd
Obciach zapewne towarzyszył ludziom od zawsze, bo przecież towarzyszy też wilczym czy pawianim stadom. Osobniki nie socjalizujące się, odstające od grupy, zachowujące się inaczej niż pozostałe mają przed sobą dwie drogi. Mogą albo zostać przez grupę wykluczone, albo zostać przywódcą stada. Niestety, jak wiadomo, to ostatnie stanowisko zawsze jest dość deficytowe. Stygmatyzowanie, wykluczanie, nakładanie ostracyzmu na pewne zachowanie to nic nowego pod słońcem. U Homera i w starożytności skazywali się na niego przede wszystkim tchórze. W społecznościach spełniał funkcję porządkową. Wkraczał w sfery, których nie obejmowało prawo, by zwalczać złe, szkodliwe, nieakceptowane zachowania. Na obciach narażał się ktoś porzucający dzieci, nadużywający alkoholu, obmawiający innych. Na obciach była szczególnie wyczulona młodzież, bo najbardziej reaguje ona na mody oraz antymody i stosowanie „obciachu” spełniło pożyteczną rolę w Polsce w okresie PRL-u. Obciachowi dla studenckich kontrkultur byli zetempowscy lizusi władzy, partyjni karierowicze. Kiedy do Polski docierali Beatlesi i zachodni rock, znane były „skandaliczne” zachowania młodzieży, która w Opolu gwizdała na hołubionego przez władze PRL Jerzego Połomskiego i innych krajo-
wych gwiazdorów. Może ciut niekulturalnie gwizdać na starszego pana, ale za tym ówczesnym zapatrzeniem w znienawidzony przez mainstream Zachód było przecież domaganie się wolności. Obciachowym było Polsce, już od wczesnych podstawówek, donosicielstwo. Na świecie nie jest to wcale regułą i zapewne ma związek z naszą historią. Ale wystarczy wspomnieć słowa Kurta Vonneguta, który pisał, że ludzie od zawsze dzielili się na dobrych i złych. Ci źli to ci, którzy donoszą.
W służbie motłochu
Nietrudno zauważyć, że ten strażnik przyzwoitości musiał szybko i często przeradzać się w bat używany przez motłoch przeciwko wszystkiemu, co było od niego inne lub nad niego wyrastało, albo był po prostu bronią zbyt surową. Reymonotowa Jagna w „Chłopach”, zagubiona emocjonalnie wiejska dziewczyna, najpierw naraża się na obciach, potem ostracyzm, a w końcu brutalne wygnanie. Jeszcze gorzej kończy poboczna bohaterka „Faustusa” Tomasza Manna, która funkcjonuje w pozornie liberalnym środowisku kulturalnych elit Republiki Weimarskiej. Po tym jak zachodzi w ciążę, wstyd i groźba ostracyzmu doprowadzają ją do samobójstwa. Dla młodych Niemców lat 30. obciachowcami byli ludzie odrzucający nazizm, podobnie jak dla licznych zachodnich środowisk intelektualnych obciachem był antykomunizm. W swoich wspomnieniach profesor Richard Pipes opisuje środowiskowe glanowanie na najlepszych amerykańskich kampusach tych naukowców, którzy nie przejawiali dostatecznej fascynacji ZSRR.
Skuteczność obciachu
Obciach zyskał swoją nową moc w czasach coraz to bardziej dominującej kultury masowej i rozwoju coraz to bardziej wysublimowanych metod manipulacji społecznej. W wydaniu prostym działa to banalnie. Firma X, albo dajmy na to N inwestuje gigantyczne pieniądze w reklamę butów z udziałem gwiazd koszykówki. Dzieciaki uwielbiające grać w koszykówkę chcą tylko butów firmy N. Szybko nieposiadanie butów N staje się obciachowe. Ze strachu przed wstydem kupują je także te dzieci, które nie grają w kosza albo tak naprawdę mają w nosie jaką metkę noszą. Dla świętego spokoju. Bo najważniejszym sojusznikiem obciachu jest kompromis. Jednak w wydaniu politycznym czy społecznym obciach przybiera już dużo konkretniejsze formy. To telewizyjni gwiazdorzy, dziennikarze, celebryci, showmani
W intelektualnych środowiskach Zachodu obciachem bywał brak wiary w geniusz Włodzimierza Iljicza nierzadko opłacani lub mianowani przez politycznych dysponentów wskazują społeczeństwu, które traktują jak motłoch co ma być dla niego dobre, modne, a co naraża go na wstyd. Tym właśnie się różni zresztą motłoch od świadomego społeczeństwa, że jest manipulowalny, sterowalny, poddaje się łatwo bezrozumnym modom lub emocjom. Nie miejmy wątpliwości, większość tych społecznych kreatorów tak traktuje ludzi. By zacytować gwiazdora publicznej telewizji i naczelnego jednego z tygodników: ludzie nie są głupi, są jeszcze głupsi. Trudno nie wierzyć, niewątpliwie ci ludzie, z którymi on ma kontakt tacy są. Zresztą on i jego koledzy sami nie są inni. Przez całe życie walczą o to by nie wypaść, by sami nie stać się obciachowymi. Dlatego przypominają allenowskiego Zeliga, który zawsze przystosowuje się do czasów i miejsca, w którym się znajdzie, a z wiekiem jest im coraz trudniej - co rodzi frustrację. Ich mentorstwo i „jangsterstwo” zaczynają przypominać słowa utworu Dezertera o podstarzałych młodzieżowcach: „Zgredzi w garniturach, zapleśniałe baby śpiewają o problemach, których my nie znamy”. Jak widać, świat się aż tak bardzo przez
foto Wikimedia.org
Student dostanie stypendium
koncept główny
tych 30 lat nie zmienił pod tym względem. Ale jest jednak spora grupa ludzi, po której nominacje na obciachowców spływają i idą oni swoją ścieżką. By wybić się ponad tłum trzeba się czasem do niej zaliczyć. █
Szybko nieposiadanie butów N staje się obciachowe. Ze strachu przed wstydem kupują je także te dzieci, które nie grają w kosza albo tak naprawdę mają w nosie jaką metkę noszą. Dla świętego spokoju. Bo najważniejszym sojusznikiem obciachu jest kompromis
4
temat numeru
Co sezon targają nami kolejne trendy i mody. Część z nich szybko ginie w otchłani codzienności. Poniższe zestawienie pokazuje tę część, która została z nami niczym uporczywe plamy po keczupie. I po latach dodaje kolorytu. Ostatnie kilkanaście lat przyniosły dziesiątki trendów, mód, nurtów. Niejednokrotnie osiągały one ogólnopolską skalę, niczym obecnie bieganie czy odchudzanie. Nie raz, nie dwa zdarzały się Polakom zrywy tak modne, że aż zabawne. Niektóre inspirowane były sprytnym marketingiem, inne do dziś jeszcze żerują na ułomnościach słowiańskiej duszy. Część, jak choćby skarpety do sandałów czy volkswagen golf w garażu nie przeminą zapewne przez następne dekady. Poniżej przedstawiamy subiektywne zestawienie narodowych trendów i mód, które poruszały/poruszają wyobraźnię, ale niekoniecznie idą w parze ze zdrowym rozsądkiem.
Kopana i Copacabana
Dlaczego nie piłka nożna a „kopana”? Zdaniem co starszych sportowych speców, piłka nożna w Polsce
skończyła się w drugiej połowie lat 90. Potem nastali kopacze. A i tak przed każdym meczem o stawkę media w Polsce ogarnia futbolowa ekstaza, podobnie jak miliony przed telewizorami. No i marketingowa maszynka się kręci. Nieważne, że już naście razy przerabialiśmy scenariusz o tym jak to kolejny bramkarz ma zatrzymać Anglię, po czym wraca z kilkoma golami w worku. Polacy z masochistyczną lubością wciąż mamią się, że nowe stadiony, ładniejsze stroje i bardziej opaleni futboliści zamienią nas w drugą Brazylię. Efekt? Po ostatnim meczu z Ukrainą kibice nie szli fetować na rozgrzaną Copacabanę. Nieliczni udali się na skuty lodem nadwiślański brzeg zapić resztkę smutku.
Złoty Boss
Tak, za komuny nasi lali Włochów w piłkę, ale i przywozili z wyjazdowych meczów zachodnie ciuchy – na handelek w czasach szarzyzny. W kraju, w którym z luksusem ogółowi kojarzyła się głównie marka Pewex, szalone lata 90. tylko wysublimowały gusta. Uwielbiamy więc zamieniać się w tablice reklamowe marek odzieżowych, ale głównie tych rozpoznawalnych przez szersze masy. Podróbki? Nie ma sprawy. Wysyp „lewych” torebek Louis Vuitton to już klasyka, podobnie jak kultowe reklamówki z wytłoczonym złotymi literami „Hugo Boss” i wszędobylski Hilfiger. Ostatnio obiektem westchnień nad Wisłą jest marka Ralph Lauren. Czyżby dlatego, że założył ją syn przedwojennych, żydowskich imigrantów z Pińska? Niekoniecznie. Po prostu nowa kolekcja ubrań tej firmy ma o połowę większego konika w logo.
Niemiecka mobilność
foto Wikimedia.org
A precyzyjniej mówiąc – audi, w logo którego są cztery pierścienie. Kuszą one oko i umysł niczym klejnot w hitowej powieści Tolkiena. Tyle że tu, żeby zdobyć upragnione cacko, nie
Paulo Coelho - wzorzec literackiego marketingowego lansu
trzeba nastawiać karku. Wystarczy 5, 10, 20 tysięcy złociszy i masz pan audicę jak się patrzy: niebitą, pierwszy właściciel, garażowaną, teściowa do marketu w niedziele nim jeździła. Co takiego jest w audi? Na pewno legenda, renoma niemieckiej motoryzacji, genialna strategia reklamowa, dobra jakość i niezły design. A pod maską? Volkswagen, w końcu to marka należąca do tego koncernu. I to daje naszym rodakom nieco wytchnienia: bo jak ktoś ma golfa trójkę, to niemal jakby audi miał.
Milusińskie rekordy Europy
Sam golf niczego sobie – przy dobrych wiatrach na tylnej kanapie i ze trzy owczarki niemieckie się wcisną. To ważna informacja, w końcu w Polsce na 100 gospodarstw domowych przypada 50 psów. To rekord Europy, którego niezbite dowody każdego dnia zalegają na chodnikach i trawnikach. Cóż z tego, że Polacy dzierżą kolejny regionalny rekord – 40 procent z nas mieszka w blokach - skoro nic tak nie pasuje do ciasnego mieszkania jak meblościanka i kundelek? Oczywiście, dzięki mnogości ras moda na czworonożnych przyjaciół miewa różnorakie odcienie: zamożniejsi idą w wyszukane, dobrze zbudowane typy z zachodnioeuropejskich hodowli. Ambitniejsza ciżba wybiera cokolwiek wyglądającego lepiej niż zabiedzone sarenki u płotu - miniaturowe pinczery i ratlerki. Właściwie wybrany milusiński potrafi i zioła kupić (vide Kora) i znakomicie zastępuje dziecko. Choć w najlepszych psich przedszkolach też brakuje miejsc.
Gra w klasy
Nie, nie chodzi o literackie arcydzieło Cortázara a o trwający od kilku lat szał na portale społecznościowe. Najpierw była Nasza Klasa - w szczytowym momencie konta tam miało nawet 9 mln Polaków. Wkrótce okazało się, że Pan Gąbka jest nieco siermiężny i że dla ludzi przed 40-tką Nasza Klasa to jednak obciach, taki kundelek przy yorku, popłuczyny dla absolwentów wiejskich podstawówek, opium dla córek rolników. Winny takiemu postrzeganiu polskiej społecznościówki był pachnący Kalifornią Facebook. Dziś to fejsik jest internetowym domem dla 10 mln Polaków – tam są sweet focie, statusy, narzekania na długą zimę. A i rolnicy się nie zawiodą. Wciąż dziesiątki tysięcy Polaków gra bowiem w FarmVille, polegający m.in. na wirtualnej uprawie ogórków. Ostatnie wieści dla fejsika nie są najlepsze – spece z USA twierdzą, że portal przestaje być trendy. To co jest trendy?!
Brazylijskie źródło
W erze przedfejsowej jak w lustrze przeglądaliśmy się w literaturze światowego formatu. Gdy niektórzy wciąż tkwili w „Krzyżakach”, co bardziej światli obywatele zaczytywali się w autorze z Ameryki Południowej. Nie, to znów nie Cortázar. To ktoś większy – Paulo Coelho. Dowód? Nie tylko setki tysięcy sprzedanych w Polsce książek i legendy o tym, jak to Paulo m.in. posługiwał w warszawskim barze. To przede wszystkim sentencje, po lekturze których nie będziemy tacy sami. Warto przypomnieć najbardziej światłe przykłady, ku pamięci, jako że w ostat-
nich latach magia Coelho przestała działać na nadwiślański lud. A więc: „Bądź niczym bijące źródło, nie zaś jak staw, w którym zawsze stoi ta sama woda”, „Jedynie człowiek szczęśliwy może promieniować szczęściem wokół” i na deser jeszcze „Usta zamykają się wtedy, gdy mają do powiedzenia coś ważnego”.
Tango z mango
Wyobraźcie sobie początek lat 90. Internet w powijakach, Coelho jeszcze mało znany, audi drogie jak diabli. Ale jest telewizja, a w niej – telezakupy, szczytowe stadium pomiędzy reklamą a marketingiem bezpośrednim, uprawianym przez panie sprzedające kosmetyki i magiczne syropy czy panów zachwalających cudowne garnki. Kilkanaście lat temu telezakupy rozpoczęły swoje dziesięć minut w polskiej historii. Tony chińskich produktów, prezentowanych przez uśmiechniętych ludzi na ekranie szły jak woda. W końcu któż nie potrzebował wówczas wielofunkcyjnej tarki, zestawu ceramicznych noży czy odchudzających klapek? Wszystko obowiązkowo w promocji plus szare mydło/śliwkowe powidła gratis. TVN na fali popularności telewizyjnych zakupów wyłożył 13 milionów euro na kanał Mango TV. Tenże ostatnio podgryza kryzys, ten sam, który zakręcił kurek z pieniędzmi dla sprzedawców kołder z merynosa, garnków z potrójnym dnem i kosmicznych odkurzaczy. I tylko prześmiesznego, chałupniczego dubbingu żal.
Poczekalnia pełna dresów
Oczywiście, powyższe zestawienie ma swoje wyraźne braki oraz ułomności. W poczekalni zostały takie zjawiska i mody jak m.in. chodzenie w dresach (od łobuzów przez raperów po hipsterów), blogopisarstwo, wakacje w Egipcie/Tunezji, tablety czy popularność telewizyjnych tasiemców o prawdziwym życiu szarych ludzi. Nie załapało się także tzw. zawieszanie kawy czyli kupowanie dwóch napitków i zostawianie jednego dla osoby, której nie stać na latte ze Starbucksa. Być może selekcja była zbyt ostra, jednak jak mawiał klasyk Coelho: „największym dramatem człowieka jest konieczność wyboru, bo oczywiście wola█ łoby się mieć wszystko”.
Uwielbiamy zamieniać się w tablice reklamowe marek odzieżowych, ale głównie tych rozpoznawalnych przez szersze masy. Podróbki? Nie ma sprawy. Wysyp „lewych” torebek Louis Vuitton to już klasyka, podobnie jak kultowe reklamówki z wytłoczonym złotymi literami „Hugo Boss” i wszędobylski Hilfiger
Mody kreują przede wszystkim telewizje i środowiska, które chcą coś sprzedać. Pieniądze odgrywają tu niebagatelną rolę. Producenci kreują mody, żeby zarobić. Tak było, jest i będzie. Z Dorotą Gawryluk rozmawia Anita Sobczak (PAP)
Ofiarą mód padają
zakompleksieni Jakiej modzie uległa pani ostatnio? - Nie pamiętam, żebym jakiejś uległa. Ale nie, przypomniało mi się. Jeszcze przed urodzeniem mojej córki uległam modzie żywieniowej. Nie chodziło o odchudzanie, ale o zmianę stylu życia, nawyków żywieniowych. To była dieta białkowa - dałam się na tyle ogłupić, że piekłam ohydne, niesmaczne ciasta używając tylko białek z jaj, bez żółtek. Ale na szczęście dość szybko się opamiętałam. Pomyślałam, że tak przecież być nie może. To dlaczego ludzie wciąż ulegają nowym modom? Często jest tak, że z jednej się leczymy a wpadamy w pułapkę następnej. - Z głupoty, nudów, próżności, z tego, że jest nam za dobrze, z tego, że mamy za dużo wolnego czasu. Powszechnie uważa się, że dziś ludzie są niezwykle zapracowani. A prawda jest taka, że pralki, zmywarki i inne urządzenia, których nie miały nasze matki czy babki pozostawiają nam sporo wolnego czasu. Paradoksalnie mamy go więc więcej niż ludzie mieli kiedyś i szukamy wrażeń. Niebagatelną rolę odgrywa też internet... - To prawda. Ludzie bez ustanku wymieniają się informacjami i doświadczeniami. Mody według mnie biorą się też z kompleksów. Z własnego doświadczenia wiem, że leczenie kompleksów polega właśnie często na uleganiu jakiemuś trendowi. Chcemy się upodobnić do kogoś, mieć to co on, robić coś podobnego. Myślimy, że może poczujemy się lepiej, kiedy sprawimy sobie coś takiego
jak ktoś z otoczenia. U mnie taki narzekać, tylko działać z głową. stan trwa na szczęście chwilę, szybko próbuję się otrząsnąć. Powinniśmy w ogóle walczyć z modą? - Ważne jest, żeby uleganie Może w czasach, w których modom nie było bezrefleksyjjakoś niezbyt liczymy się z drugim człowiekiem moda ne, żeby mieć świadomość, że coś robimy. Jeśli poddajemy się na posiadanie czegoś lub pewnej modzie, miejmy poczuzachowywanie się w okrecie, że to jest nasz wybór. Dopóki ślony sposób w danym środowisku daje poczucie przy- to jest nasza decyzja, nasz wybór, to człowiek jest uratowany. Jeśli należności do wspólnoty. - Może rzeczywiście mody to idzie za modą zupełnie na oślep, też jakiś sposób na poczucie się to jest już po nim. częścią jakiejś większej społeczności. Białe kozaczki - widzia- Jak więc się ratować? łam, że teraz są modne i pomy- Trzeba zacząć od zaakceptowaślałam, że nigdy bym takich nie nia siebie i refleksji, jakie mamy włożyła. Ale może za jakiś czas, kompleksy, z czego one wynikają, żeby się poczuć częścią środowi- do jakiego świata chcemy przyska kobiet, zdecyduje się je sobie należeć, co nam imponuje. Jak kupić? Wydaje mi się jednak, że znajdziemy więcej czasu, żeby się to droga donikąd. Pozorne roz- zastanowić nad sobą, pochylić, to wiązanie naszych problemów. może dojdziemy do bardziej konstruktywnych wniosków. Są też pozytywne mody. Na bieganie na przykład, której Bo bywa, że mody nas niszczą. ja uległam. - Na bieganie, czytanie dzieciom. I to dosłownie. Np. moda na bycie Ale zwykle mody, które się do nas chudą, szczupłą jest autentycznie przyklejają są raczej związane ze wyniszczająca dla organizmu. stylem życia, podglądactwem, Trzeba uważać, by jakaś moda próbą naśladownia innych osób. nie stała się naszym bogiem, I niestety są to puste mody. Oczy- żeby nie było tak, że nic nas już wiście zdarza się też autentyczna nie interesuje, tylko ta moda. pasja. Sama znam osoby, które Jeśli ona jest tylko dodatkiem, np. kochają piękne przedmio- to jest też niewinnym grzeszty i moda na jakiś rodzaj przed- kiem - tym bardziej, że częmiotu tylko potwierdza, że dana sto jest tak, że jej za jakiś czas osoba ma dobry gust. Generalnie żałujemy, że daliśmy się omamić jednak mody wiele nas kosztują, jakiemuś trendowi. Teraz panuje a niczego nam nie dają. moda na e-papierosy, które mają zastąpić papierosy i pomóc w ich rzuceniu. Mój mąż też ma taką Kreatorzy mód - kto to taki? - Przede wszystkim telewizje fajkę, a ja się zastanawiam, czy i środowiska, które chcą coś oby na pewno ona mu pomaga, sprzedać. Pieniądze odgrywa- czy wręcz przeciwnie. I czy gdyją tu niebagatelną rolę. Produ- by rzucił papierosy od razu, nie cenci kreują mody, żeby zarobić. wyszłoby mu to bardziej na zdro█ Tak było, jest i będzie. Nie ma co wie.
Jeszcze przed urodzeniem mojej córki uległam modzie żywieniowej. Nie chodziło o odchudzanie, ale o zmianę stylu życia, nawyków żywieniowych. To była dieta białkowa - dałam się na tyle ogłupić, że piekłam ohydne, niesmaczne ciasta używając tylko białek z jaj, bez żółtek. Ale na szczęście dość szybko się opamiętałam. Pomyślałam, że tak przecież być nie może.
foto Agencja Reporter
Polski Coelho jeździłby audi Witold Skrzat
5
rozmowa
6
7
ekonomia
ekonomia
Po co nam think-tanki Czym think-tanki odróżniają się od klasycznych instytucji naukowych? JAN FILIP STANIŁKO - Think-tank nie jest instytucją naukową, bo nie bierze udziału w konkursie na ilość publikacji i cytowań. Powinien pełnić funkcję pomostu między polityką, nauką i mediami tak, by wiedzę naukową można było zastosować. Zajmuje się więc specyficznie rozumianą inżynierią społeczną. Ważna jest też rola komunikacyjna - pomoc w spotykaniu się specjalistów z różnych, często odległych dziedzin. Daje im to możliwość wyjścia z tzw. silosów wiedzy. W pierwszym kroku zakłada to przezwyciężenie problemu braku wspólnego języka – co jest bardzo częste w polskim kontekście.
foto Agencja Reporter
Instytut Sobieskiego ma konserwatywno-liberalny profil, istnieją też podobne instytucje o lewicowym charakterze - co robią pracownicy takich instytucji, gdy wyniki prowadzonych przez nich badań odbiegają od „linii” ideologicznej instytucji? - To zależy od charakteru przywództwa w instytucji – w tych zhierarchizowanych pracownicy wykonują polecenia w bezwzględny sposób. My jesteśmy raczej konfederacją – obowiązuje u nas pluralizm poglądów np. w kwestiach ekonomicznych. Jedni chcą więcej państwa w gospodarce, inni wręcz odwrotnie i często spieramy się o to jakie rozwiązania będą najlepsze. To zapobiega skostnieniu. Inna sprawa to szanse na wprowadzenie tych rozważań przez polityków – i to jest największy ogranicznik. Politycy muszą mieć pomysły sformatowane pod swój sposób myślenia i swoje polityczne zaplecze. Think-tank musi przedstawić jasną propozycję, żeby mogła być wdrożona politycznie.
W trzeciej dekadzie niepodległości naszą rolą jest stworzenie instytucjonalnych metod przekazywania interesów obywateli do polityki i ucierania stanowisk. Kluczowe dla rozwoju Polski są polityki: demograficzna, przemysłowa i energetyczna
Podczas polskiej transformacji wiele rozwiązań przyjmowano bez dokładnej analizy następstw. Czy to z braku intelektualnej bazy polityków, czy ze złej woli? Po latach okazało się, że w wielu przypadkach Polacy na tym stracili. - Polska transformacja przebiegała w warunkach bankructwa naszego kraju. Nie było nazbyt dużej swobody działania. Globalne instytucje doradcze - takie jak Bank Światowy - podsuwały nam recepty zwane umownie „Konsensusem Waszyngtońskim”. Polegał on na uznaniu, że istnieje uniwersalna recepta na wzrost oparta o ścisłą dyscyplinę budżetową, niskie podatki oraz znoszenie barier handlu międzynarodowego i przepływów finansowych. W dużym skrócie zaowocowało to przyjęciem przez
pierwszy solidarnościowy rząd terapii szokowej i jednostronnym otwarciem na rynek UE. Politycy bez większych oporów stali się sługami makroekonomistów nie zważając na interesy społeczne czy gospodarcze. Polscy politycy nie chcieli lub nie mieli kogo zapytać o efekty reform. Ten brak zaplecza doradczego widać było np. w reformie emerytalnej. Bank Światowy proponował stworzenie OFE – Polska przyjęła te rozwiązania, których - z kilkoma wyjątkami - nie zastosowano w krajach dojrzałych, nawet w liberalnych USA. Okazało się po latach, że każdy system emerytalny jest piramidą, w której młodzi tak czy inaczej płacą na starych i nikt nic lepszego nie wymyślił. Polscy politycy spoglądali wtedy raczej na zagranicznych doradców, a wewnątrz kraju brakowało instytucji, które mogłyby zabrać głos w dyskusji. Dopiero teraz, po dwóch dekadach od 1989 r. dorobiliśmy się mechanizmów, które pozwalają nam krytycznie analizować zalecenia przychodzące z zewnątrz.
Czy zatem teraz polskie think-tanki mają możliwość wpływania na kształt reform? - W obecnej sytuacji politycznej prawo w Polsce tworzy administracja publiczna. Posłowie PO mają statutowy zakaz zgłaszania poprawek do projektów ustaw przychodzących z rządu, które stanowią ok. 90 proc. uchwalanego prawa. Administracja zazwyczaj cierpi na brak kompetencji albo nie dostrzega wszystkich aspektów i potrzebuje konsultacji. Ostatnio rząd przygotował ustawodawstwo związane z sektorem energetycznym i trzeba przyznać, że w długi i mozolny sposób wypracowywano rozwiązania radząc się wielu instytucji krajowych. I think-tanki mają w takiej sytuacji coraz większą możliwość wpływania na tego typu projekty. Problem leży zatem gdzie indziej. Wśród obecnie rządzących brakuje polityków, którzy mają odwagę zaryzykować i wziąć na swoje barki wprowadzenie dobrych pomysłów w życie. Dobre projekty ustaw często są psute na wczesnym etapie – tak jak to miało miejsce w przypadku prawa dotyczącego łupków.
Trzeci już kongres „Polska Wielki Projekt” organizowany przez Instytut był próbą całościowego spojrzenia na wyzwania stojące przed Polską. Czy te problemy są zauważane przez inne instytucje analityczne? - Tworzymy i prezentujemy diagnozy poszczególnych dziedzin życia i są one podzielane przez inne strony sporu politycznego – jednak dyskretnie. Niestety Polska w wiodących mediach jest podzielona na tę „racjonalną” i „oszalałą”. W efekcie bardzo ciężko przebić się przez medialny przekaz i udowodnić, że ta rzekomo „oszalała” strona ma do powiedzenia coś nierzadko bardziej racjonalnego.
Czy zatem jest możliwe zawarcie w Polsce prorozwojowego i ponadpolitycznego kompromisu – takiego jak w powojennych Niemczech między pracodawcami, pracownikami i poszczególnymi partiami politycznymi? Polityka niemiecka, oprócz okresu nazizmu, zawsze opierała się na konsensusie. Nam również potrzebny jest konsensus elit, ale Polska wychodzi ze stanu cywilizacyjnej zapaści nieporównywalnej z Niemcami. W Polsce toczy się spór pomiędzy tymi elitami, które wierzą w siłę państwa narodowego i tymi, które dziedziczą kolonialne przekonania o jego słabości i pokładają wiarę w strukturach zewnętrznych. Mimo to widać, że pola zgody z biegiem czasu powoli się wyłaniają. Sprawę przyśpieszył też wielki kryzys. Jako instytucja prowadzimy „cichy” dialog z różnymi środowiskami, by ustalić możliwe punkty kompromisu. Największe problemy wynikają z logiki sceny partyjnej opartej na dramatycznej polaryzacji. Bez przełamania tej sytuacji żadne działania think-tanków nie pomogą. W trzeciej dekadzie niepodległości naszą rolą jest stworzenie instytucjonalnych metod przekazywania interesów obywateli do polityki i ucierania stanowisk. Kluczowe dla rozwoju Polski są polityki: demograficzna, przemysłowa i energetyczna. Tworzenie ich to najlepszy test tego czy jesteśmy w stanie dogadać się na █ poziomie narodowych elit.
Weź IKO na wakacje i ciesz się wygodą płacenia! Zbliżają się wakacje, czyli czas odpoczynku i wygody. Ponieważ telefon zabieramy ze sobą najczęściej, warto pamiętać, że telefonem z aplikacją IKO (nowoczesnym rozwiązaniem płatniczym od PKO Banku Polskiego) klienci mogą dokonywać transakcji w kilkudziesięciu tysiącach terminali płatniczych, w prawie 2,7 tys. bankomatów PKO Banku Polskiego, a także w wielu sklepach internetowych. Płacić i wypłacać telefonem można nawet w najmniejszych wakacyjnych miejscowościach. Okres wakacji to również dobry moment na skorzystanie z funkcji czeków, które są idealnym sposobem na bezpieczne przekazanie pieniędzy najbliższym, nawet tym, którzy nie mogą, albo po prostu nie korzystają jeszcze z aplikacji IKO. Dziewięciocy-
frowym kodem można zapłacić w sklepach przyjmujących płatności IKO lub po wyborze opcji „Wypłata IKO” wypłacić gotówkę z bankomatu PKO Banku Polskiego. Aby rozpocząć korz ystanie z IKO, nie trzeba wiele – w ystarczy konto w PKO Banku Polskim i telefon z dostępem do internetu. Potem należy zainstalować aplikację na swoim telefonie (najwygodniej zrobić to zamawiając smsa z odpowiednim linkiem w systemie bankowości elektronicznej) i dokończyć aktywację, wiążąc IKO ze swoim kontem osobistym. Następnie można już z łatwością wyszukać punkty, w których można dokonywać transakcji mobilnych, korzystając z funkcji geolokalizacji w aplikacji. Przed wycieczką wakacyjną można również obejrzeć mapę w serwisie informa-
cyjnym www.pkobp.pl/poi i sprawdzić gdzie w okolicy pobytu da się skorzystać z aplikacji IKO. Płatności mobilne PKO Banku Polskiego funkcjonują na rynku już od dwóch miesięcy. W tym czasie aplikację aktywowało prawie 30 tysięcy klientów. Na razie z aplikacji mogą korzystać posiadacze rachunku w PKO Banku Polskim. Dla osób, które nie mają konta w banku, ale chciałyby przetestować działanie płatności mobilnych, uruchomione zostało specjalne SUPERKONTO z IKO. Można je założyć do 15 października przez internet lub w oddziale, a bank nie pobierze opłaty za jego obsługę i prowadzenie, jeśli klient aktywuje aplikację IKO. IKO rozwija się z tygodnia na tydzień. Dwa miesiące po
starcie aplikacja jest dostępna już na większość telefonów komórkowych, w tym na urządzenia starszego typu sprzed ery smartfonów. Klienci korzystający z IKO najczęściej wypłacają telefonem gotówkę z bankomatów, ale popularne są także transakcje w sklepach i przelewy na numer telefonu. Modele telefonów, na których IKO jest najczęściej aktywowane, to iPhone, Samsung Galaxy S III, Samsung Galaxy S II oraz Sony Xperia J. Aplikację można ściągnąć jednak nie tylko na smartfony z Androidem i iOS. IKO jest dostępne również na Blackberry i Nokie z systemem Symbian, a w perspektywie czasu aplikacja zostanie udostępniona również dla posiadaczy urządzeń korzystających z syste█ mu Windows Phone.
Koncept dostępny na urządzeniach mobilnych z systemem Android! wkrótce na urządzeniach Apple i BlackBerry
pobierz tu fotokod bądż na stronie www.gazetakoncept.pl
Instytut Sobieskiego
ośrodek analityczny utworzony w 2005 roku. Instytut prowadzi działalność wydawniczą i ekspercką. Przygotowuje z własnej inicjatywy komentarze i ekspertyzy dotyczące głównych obszarów swojej działalności. Jest organizatorem wielu międzynarodowych i krajowych debat. Instytut koncentruje się na tematyce finansów publicznych, stosunków międzynarodowych, energetyce, transporcie publicznym. Instytut jest wydawcą konserwatywnego kwartalnika.
wszelkie uwagi prosimy kierować na e-mail: redakcja@gazetakoncept.pl
artykuł sponsorowany
Z Janem Filipem Staniłko – ekspertem zajmującym się ekonomią polityczną, członkiem zarządu Instytutu Sobieskiego, publicystą rozmawia Jakub Biernat (TV Biełsat)
9
8
historia
sport
wiktor Świetlik
„Ślady krwi” Jana Polkowskiego mają pewną cechę wspólną z wydaną przed dekadą wybitną powieścią „Madame” Antoniego Libery. Łączy je nie tylko polska przeszłość, świetny styl, silnie wyczuwalne własne i rodzinne doświadczenie autora. Wydawałoby się, że i Libera, i Polkowski powinni swoje pierwsze powieści wydać dużo wcześniej. Pierwszy jest w końcu wybitnym krytykiem literackim, drugi świetnym poetą, autorem licznych tomików. A jednak Libera na swoją pierwszą powieść czekał pół wieku, Polkowski jeszcze dłużej, bo 60 lat. W obydwu przypadkach otrzymaliśmy dzieła perfekcyjne, kapitalnie skonstruowane. Będące w jakimś stopniu sumą książek, które obaj panowie powinni napisać w ciągu swojego dotychczasowego życia. „Ślady krwi” to pod wieloma względami najbogatsza książka ostatnich lat. Po pierwsze, ze względu na bogactwo miejsc akcji. Główny bohater, zgorzkniały emigrant, wiedziony swoimi dziwactwami nieco przypadkowo wpada na tory, którymi mknęły pociągi historii miażdżąc jego kraj i krwawymi śladami znacząc przeszłość, a zarazem decydując o jego przyszłości. Harsynowicz podąża w przeciwnym kierunku, badając trasę tych pociągów, starając się odtworzyć przeszłość, z której on sam jest skonstruowany, i z której skonstruowana jest polska przeszłość. Przeszłość, która choć zapomniana, czy często wręcz skazywana na zapomnienie, nadal jest elementem naszego kodu kulturowego. Ale wraz z Harsynowiczem i Polkowskim przenosimy się nie tylko w wydarzenia, które naznaczyły krwawe ślady: rzeź wołyńską, wkroczenie Armii Czerwonej na ziemie polskie, a także do współczesnej Warszawy, z jej mroczną stroną odzianą w eleganckie garnitury – dawnymi oficerami komunistycznych służb specjalnych. Dużo ciekawszy, i to jest największa siła Polkowskiego, jest nie czysty opis, a jego język. Wraz ze zmieniającymi się czasami nakładają się różne style. „Ślady krwi” kipią od odwołań i w gruncie rzeczy od erudycji i spostrzegawczości czytelnika zależy ile z nich zaczerpnie, czy wyłapie Mackiewicza, Mickiewicza, Asnyka, Prusa, Gombrowicza, Konwickiego, Kaczmarskiego, czy zrozumie grę ich twórczością. W scenę rzezi wołyńskiej wplecione jest grzybobranie nawiązujące do szlacheckiej sielanki z „Pana Tadeusza” (to cisza przed burzą) – tej sceny czytelnicy „Śladów krwi” nie zapomną do końca życia. Polkowski zależnie od czasów, w które prowadzi Harsynowicza zmienia styl, choćby wtedy gdy drwi z komunistycznej nowomowy. Momentami jest zjadliwie ironiczny, momentami poruszający. To w końcu poeta, wie jak grać na duszy czytelnika. Z tej semantycznej i stylistycznej pozornej wieży Babel wyłania się bohater i nasza przeszłość. Zarazem lojalnie trzeba uprzedzić, że to nie jest książka na dwa wieczory. Polkowski wręcz trochę jakby prowokacyjnie rzuca wyzwanie pokoleniu internetu, nie mogącemu skupić się na jednym wątku dłużej niż przez kilka minut, do którego i literatura zaczęła się dostosowywać. Oto choćby opis profesorskiego gabinetu lekarskiego: Art deco z końca lat sie-
demdziesiątych – dębowa okleina, mulista, pokraczno-biurokratyczna, elegancja szczebla wojewódzkiego, chmary brzęczących jarzeniowych os. Południowa, oszklona ściana daje latem przedsmak piekła. Niewielu potrafi dziś tak pisać, tak w każdym słowie przekazywać znaczenia. I w tym przejawia się kolejne wyzwanie, które jest wyczuwalne w stylu autora „Śladów krwi”. Wielu polskich dziennikarzy, celebrytów, prezenterów, podróżników, którzy tak masowo zasypują EMPiKi, także próbkami mierzenia się z historią (włącznie z niżej podpisanym), nigdy nie trafi na półkę, gdzie znajduje się proza poety Polkowskiego. Tym bardziej warto spędzić nad Polkowskim trochę więcej czasu, wsłuchać się, skupić na każdym kęsie, odkryć bogactwo treści i smaków. To lepsze niż połykanie w wielkich ilościach tandetnej pulp-fiction, która przeleci przez nas jak zestaw █ z fast-fooda.
Mikołaj Różycki specjalista od marketingu sportowego, absolwent SGH i UW
W scenę rzezi wołyńskiej wplecione jest grzybobranie nawiązujące do szlacheckiej sielanki z „Pana Tadeusza” (to cisza przed burzą) – tej sceny czytelnicy „Śladów krwi” nie zapomną do końca życia
Słynne słowa legendarnego angielskiego napastnika Gary’ego Linekera o tym, że „piłka nożna to gra dla 22 facetów, którą i tak wygrają Niemcy” stały się nieaktualne w pierwszych latach XXI wieku. Jak doszło do tego, że na Wembley w tegorocznym finale Ligi Mistrzów zagrają dwaj niemieccy giganci, eliminując po drodze w imponującym stylu hiszpańskich herosów: Real i Barcelonę? Powodów jest sporo, ale dopiero teraz okazały się tak widoczne.
Katharsis po kryzysie jako jedyni w piłkarskiej Europie
Jak pisał jeden z redaktorów portalu marketingsportowy.pl, Niemcy wyciągnęli daleko idą-
Co łączy śmierć Przemyka z Twoim życiem? Stanisław Nieudol ność w y m ia r u rza Przemyka, maturzysty, syna rzeczywistości, z której po 20 Małolepszy sprawiedliwości, kompro- opozycyjnej poetki, zatłuczone- latach wciąż się nie możemy mitacja – to najczęściej używane określenia w odniesieniu do sprawy zabójstwa Grzego-
go przez milicjantów na komendzie MO. Czy to na pewno adekwatne określenia? Przed kilkoma miesiącami umorzono śledztwo w sprawie „mataczenia w sprawie śmierci Przemyka”. Po zabiciu maturzysty w 1983 roku, peerelowskie organy bezpieczeństwa rozpoczęły zakrojoną na ogromną skalę operację tuszowania autentycznego przebiegu pobicia i kierowania podejrzeń na fałszywy trop. Ostatecznie oskarżono sanitariuszy udzielających skatowanemu pierwszej pomocy. W tej operacji brały udział dziesiątki milicjantów i esbeków, szantażujących świadków, tworzących wokoło nich całe gry operacyjne w wyniku czego żyli sterroryzowani do końca PRL. To kolejne po Przemyku, jego rodzinie i sanitariuszach ofiary. Operację kierowania oskarżenia w fałszywym kierunku koordynował osobiście ówczesny szef MSW generał Kiszczak. Od strony propagandowej konsultował ją Jerzy Urban, ówczesny rzecznik rządu i główny propagandzista komunistycznych władz. W sprawie Przemykam zarówno tej dotyczącej jego śmierci jak i zacierania dowodów nie udało się skazać nikogo, a nieoficjalnie mówi się o naciskach i przeszkodach podczas śledztwa, na które natrafiano. Ta historia to nie tylko „wpadka prokuratury”, To ponury obraz popeerelowskiej
W Bundeslidze nie ma szejków śpiących na ropie i bawiących się w futbol i nie ma też finansujących piłkę państwowych spółek lub rosyjskich oligarchów. Są za to najzdrowsze finanse w całej Europie
wyrwać. Kraje takie jak Czechy czy Niemcy rozliczyły komunistycznych zbrodniarzy i ujawniły zbrodnie aparatów bezpieczeństwa zapewniając sobie transparentność życia publicznego, a co za tym idzie mniejszą korupcję, szybsze reformy i modernizację. Dzięki temu dziś są oni szczęśliwsi, mają większe poczucie równości szans, współdecydowania o swoim kraju, sprawiedliwości, bezpieczeństwa. Polsce nie było to dane. Wszystko to widać w sprawie Przemyka. Przedstawiana jest ona często jako prehistoria, a przecież wielu ze sprawców to dziś krewcy sześćdziesięciolatkowie wiodący wygodne życie na wysokich, wczesnych emeryturach wielokrotnie przekraczających pensję przeciętnego Polaka. Generał Kiszczak w luksusowych warunkach przeżywa jesień życia w kraju, w którym więzienia zapełniają ludzie, którzy jechali po kilku piwach na rowerze albo nie spłacili alimentów. Jerzy Urban, kiedyś nazywany „Goebbelsem stanu wojennego” stał się po latach pieszczochem części salonów politycznych. W maju tego roku w Niemczech aresztowano dziewięćdziesięciotrzyletniego byłego wartownika z obozu koncentracyjnego. Niemal po 70 latach od zakończenia wojny! Niestety, w Polsce szanse choć na namiastkę takiej sprawiedliwo█ ści są nikłe.
ce wnioski po wpadkach sportowych z minionych lat, ale przede wszystkim po bankructwie w 2002 roku imperium medialnego Leo Kircha. To jego stacja SAT 1 i platforma cyfrowa Premiere finansowały większość budżetów klubów pierwszej i drugiej ligi. Sytuacja na przełomie XX i XXI wieku przypominała to, co obserwujemy np. w Anglii: rosnące z roku na rok ceny za prawa do pokazywania ligowych meczów i pieniądze trafiające w olbrzymiej części do klubów. Tam jeszcze nikt nie powiedział “sprawdzam”, ale w Niemczech przerobiono na własnej skórze życie na kredyt i ponad stan, gdy plany finansowe uwzględniają tylko wzrosty nakładów. Uzależnione kluby, którym odcięto
kroplówkę, musiały szybko się przeorientować i wdrożyć inny model zarządzania. Parę z nich, w tym wychwalana dziś Borussia Dortmund, było blisko dna. Dziś wszyscy zachwycają się modelem prowadzenia działalności przez niemieckie kluby, jak i zrzeszającą je DFL – Niemiecką Ligę Piłkarską. Przysłowiowa niemiecka precyzja i dokładność, oglądanie każdego euro, stawianie długofalowych celów, wykorzystanie i połączenie dostępnych zasobów powodują, że zarządzanie i marketing jest tam na niedoścignionym dla wielu poziomie.
Hegemonia bez petrodolarów
W Bundeslidze nie ma szejków śpiących na ropie i bawiących się w futbol, jak ma to miejsce chociażby w Anglii czy w Paryżu. Nie ma też finansujących piłkę państwowych spółek lub rosyjskich oligarchów. System licencyjny uniemożliwia posiadanie przez jeden podmiot lub osobę więcej niż 50 proc. udziałów w klubie. Niemieckie kluby mają najzdrowsze finanse w całej Europie: Bayern Monachium to jedyny klub z europejskiej czołówki, który przynosi zyski, sam się finansuje i prawie nie ma kredytów. Raport dostępny na stronie ligi za 2012 rok przynosi niesamowite, jak na świat sportu, dane: obroty klubów rosną w tempie 7 proc. rocznie i przekroczyły po raz pierwszy łącznie 2 mld EUR przy jednoczesnym obniżeniu wydatków na transfery o kilkanaście procent. 14 na 18 klubów osiągnęło dodatni bilans, zatrudniają bezpośrednio lub pośrednio 16 tys. osób, a niemiecki budżet otrzymał od nich 800 mln EUR w podatkach.
Tak się wykorzystuje wielką imprezę
Na potrzeby organizacji MŚ 2006 zmodernizowano lub zbudowano w Niemczech od nowa stadiony w 12 miastach, z których tylko Lipsk i Berlin nie miały silnych piłkarskich tradycji. W przeciwieństwie do Portugalii, RPA i niestety częściowo Polski, stadiony te (jak i pozostałe) zapełniły się rekordową liczbą fanów. To najwyższa w Europie ligowa frekwencja widzów na stadionach stanowi o sile i stabilizacji przychodów klubów, przyciąga sponsorów, nęci stacje telewizyjne i zachęca działy marketingu do jeszcze lepszego dbania o widza/ klienta. Ale, co warto podkreślić, ten sukces opiera się na dwóch fundamentach: stosunkowo niższych niż w innych topowych ligach cenach oraz przeznaczeniu na sprzedaż całoroczną tylko 50 proc. biletów. W porównaniu do Anglii, gdzie ponad 90 proc. miejsc sprzedaje się w ten sposób, to kosmiczna różnica. Ponadto ligowi włodarze pozwalają na wydzielanie miejsc stojących, co pozwala na niewchodzenie w konflikty z grupami kibicowskimi i daje przestrzeń zarówno dla „ultrasów”, jak i „pikników”. Warto rzucić okiem na mapę dostępną na stronie www.bundesliga.de/de/ stadien/: nazwy obiektów związane są z m.in.: firmą Allianz, Mercedesem, Signal, Veltins, Grundig, Bayer czy Esprit. Jak widać dla
sponsorów to duże projekty, które muszą dawać korzyści.
Szkolenie i scouting na najwyższym poziomie
Ale nie mniej ważna jest infrastruktura szkoleniowa. Niemcy w latach 2000-2004 dużo czasu poświęcili na poznanie metod i systemów kształcenia piłkarzy w Hiszpanii, Portugalii czy Holandii. Wyciągnęli wnioski i przenieśli rozwiązania na własny grunt. Dodatkowo kluby 1 i 2 ligi zobowiązane są do prowadzenia bardzo zaawansowanych jakościowo akademii. Pierwszym „produktem” tej szkoły są tacy piłkarze jak Mesut Ozil, Mario Goetze czy Sami Khedira. Niemiecka piłka zawsze kojarzyła się z genialną taktyką, doskonałym przygotowaniem fizycznym i grą do 90. minuty. Dziś dołożono do tego rewelacyjną technikę, szybkość i kreatywność. Co roku fala młodych lub bardzo młodych zalewa rozgrywki Bundesligi. A obcokrajowcy stanowią w niej około 40 proc. graczy i systematycznie ten udział pewnie będzie spadać. Oprócz szkolenia, kluby mają świetny system scoutingu. Polega on na wyszukiwaniu rokujących nadzieję młodych i stosunkowo tanich piłkarzy na całym świecie. Najlepsi w tej robocie są działacze Borussii Dortmund - w 2010 roku za kilkaset tysięcy EUR sprowadzili z Japonii Shinji Agawę, by 2 lata później za 20 mln EUR sprzedać go do Manchesteru United. Chyba na szczęście dla nas Polska jest uważnie monitorowana przez niemieckich szperaczy. Taki Łukasz Piszczek w 2004 roku w wieku 19 lat został wypatrzony przez berlińską Herthę. A co dla polskiej piłki wynika z supremacji Bundesligi, której wszyscy przedstawiciele po raz pierwszy w historii awansowali w tym roku do fazy pucharowej obu klubowych europejskich rozgrywek (Liga Mistrzów, Liga Europejska)?
Co z tego ma nasza liga?
Niemcy zawsze były pożądanym kierunkiem dla naszych graczy. Dziś oprócz dużych, jak na polskie warunki, zarobków na pewno przyciąga ich poziom sportowy, pewność otrzymywanych wynagrodzeń i możliwość sportowego rozwoju. Co by nie mówić, to Lewandowski i Piszczek zrobili tam olbrzymi skok, weszli „na zupełnie inny poziom”. Polskie kluby mają skąd czerpać wzorce, robi to chociażby Legia, podpatrująca kiedyś Bayer, czy ostatnio gliwicki Piast. O poznańskim Lechu od dawna mówi się, że to „bundesliga”. Od kilku lat to do Niemiec przechodzą za spore pieniądze nasi piłkarze. Ostatniej zimy to Bayer Leverkusen sfinansował de facto rok spokojnego działania Górnikowi Zabrze płacąc 2 mln EUR za 18-letniego Arkadiusza Milika. A wspomniany już Lech od 2010 roku zarobił na swoich snajperach – Lewandowskim i Rudnevsie – ponad 7 mln EUR. Bez przelewów od niemieckich księgowych nasza piłka byłaby dużo uboższa.
To dziś gonią ich inni
Trudno dziś wyrokować na ile trwała będzie supremacja niemieckich klubów. W sporcie, a zwłaszcza piłce nożnej wszystko zmienia się bardzo szybko, a epoki trwają po 4-5 lat. Ale teraz menedżer Bayernu Monachium nie powtórzy słów z 2009 r. po wysoko przegranym meczu w ćwierćfinale Ligi Mistrzów z Barceloną, że tylko 1 może 2 jego graczy dorównywało poziomem Katalończykom. Dziś po zakończeniu rywalizacji na tym samym etapie rozgrywek bilans bramkowy █ 0-7 jest upokarzający dla Barcelony.
foto Agencja Reporter
Wyzwanie Polkowskiego
Jak Niemcy (jednak) zdobyli Anglię…
10
lajfstajl
Emilia Wiśniewska
studentka studiów podyplomowych SGH
Czy hip-hop i rap to typowo męska bajka? Na polskiej scenie hip-hopowej od kliku lat za mikrofonami bujają się dziewczyny. Jak się ma polska damska nawijka? Sista Flo to raperka o bardzo ciekawej barwie głosu, którą poznałam kilka lat temu jako zwykłą dziewczynę - koleżankę z pracy i absolwentkę mojego Wydziału Polonistyki UW. Kiedy pierwszy raz z nią rozmawiałam, zapytałam: – Aneta śpiewasz? Dobry masz głos. Odpowiedziała tajemniczym uśmiechem. Minęło trochę czasu i okazało się, że miałam rację. Aneta Sista Flo to dojrzała muzycznie raperka. Dzięki niej odkryłam żeńską stronę hip-hopu. Dziś widzę, że gros hip-hopowego świata to właśnie kobiety i dziewczyny. Choć hip-hop i rap to od lat w Polsce środowisko zdominowane przez mężczyzn, dziewczyny radzą sobie dobrze. – WdoWa, Paresłów, Gonix czy Lilu to najbardziej rozpoznawalne kobiety w rapie. Zdecydowanie jest nas więcej, lecz nie zawsze łatwo jest zostać zauważoną – mówi McIllo. Wiele raperek nie chce uznać i nie widzi podziału na damski i męski rap. - Najważniejszy jest sam rap. Muzyka nie ma płci. Jest tylko i wyłącznie styl danego artysty. Nie jestem żadną wojującą feministką, nawijam o uniwersalnych kwestiach. Oczywiście, kobiety mają inną wrażliwość, ton głosu, inaczej patrzą na pewne sprawy. Tego się nie da przeskoczyć – to trzeba umieć obrócić w siłę – mówi Sista Flo. - Podstawowy błąd przy analizowaniu tego zjawiska, to myśl o tym, że jest nas mało – dodaje Gonix.
„Za każdym winklem czai się raperka” (Madifa)
Rapujące dziewczyny są coraz bardziej widoczne na ogólnopolskiej scenie, temat kobiecego rapu pojawia się częściej, a kobiety nie są tylko dodatkiem do męskich grup, nie robią chórków. To indywidualne artystki, z pomysłem na siebie i własną muzykę – swój rap. Część z nich zostaje w undergroundzie, inne, ujrzawszy światło dzienne, zostają w mainstreamie. Tych mocno rozpoznawalnych raperek jest mało.
Można kozacko nawijać nosząc szpilki połowa sukcesu - potrzebne są jeszcze bity i dobry mix oraz master, by prezentacja była godna uwagi. Tego najbardziej brakuje – ocenia McIllo. Jak w wielu dziedzinach biznesu, liczy się idea, oryginalny pomysł na siebie i swój artyzm, ale bez techniki i wytrwałej pracy niewielu zajdzie daleko. Jak niestety zauważa Sista Flo: „Słuchasz dziesiątej osoby, a masz wrażenie, że to ciągle ta sama. Coraz ciężej o oryginalność”. - Hip-hop jest bogatą kulturą, w której jest dużo miejsca na indywidualizm – dodaje Gonix. Dlatego warto zawalczyć o miejsce w kulturze ulicznych rytmów.
Rok 2013 – damska nawijka dochodzi do głosu!
M ó w i Sista Flo: - Faktycznie – bardziej znane można policzyć na palcach jednej ręki. Jednak underground pęka w szwach od kobiecego rapu na bardzo wysokim poziomie.
„Bity, dobry mix oraz master – tego najbardziej brakuje” (McIllo)
Undergorund przepełniony, jednak jak z niego wyjść? Co takiego
11
finisz
mają raperzy, czego brakuje raperkom? - Aby kobieta w hip-hopie została pochwalona za swoje dokonania, musi sprostać szeregowi wymagań: musi mieć nienaganny styl, flow, poruszać ciekawe tematy, nie może być za bardzo kobieca, bo zostanie nazwana „pustą szmatą”, ale „chłopczycą” też być nie może. Dobrze jeśli potrafi śpiewać, ale najważniejsze – musi być ładna. Nie dziwi więc chyba, że tak mało lasek było w stanie jakoś się
przez te ograniczenia i - co ważne - ciasne horyzonty myślowe przebić – ocenia Sista Flo. Tradycja tego stylu, powrót do korzeni hip-hopu i rapu, a także wiedza – jak mówiła Mi-La w jednym z wywiadów, to ważna kwestia w tworzeniu własnej muzyki, swojego wkładu w kulturę hip-hopu. Jest wiele raperek na różnych poziomach, na różnych etapach rozwoju muzycznego i twórczego, części brakuje pomysłu, części być może dobrego warsztatu. - Dobry wokal i flow to
Kobiety w hip-hopie w tym roku mają szansę zawojować polski rynek muzyczny. – Tak się składa, że w tym roku światło dzienne ujrzy kilka płyt wydanych nakładem pełnoprawnych wydawnictw. Jest już płyta Guovy, niebawem ukaże się płyta Mi-Li, na jesieni – album Gonix. Nad swoim kolejnym materiałem pracuje WdoWa, Lilu właśnie wypuściła razem z DJ-em DBT mixtape. Prężnie działają także raperki undergroundowe: ja, Madifa, McIllo, Ryfa, RazyDwa, Zyga i inne. Ten rok może być rokiem przełomu jeśli chodzi o rap w kobiecym wydaniu – mówi Sista Flo. Raperki wzajemnie się wspierają w tworzeniu klipów, są koleżankami. Ta kultura to zażyłość i wspólne realizowanie marzeń. Ze strony panów z branży raperki słyszą wiele ciepłych słów. Zostały dobrze powitane w tym, jak dotąd, męskim gronie. Swoją drogą ciekawe czy któryś z raperów, znający swoją siłę i wartość, podejmie wyzwanie i nagra płytę razem z jedną z nich. – Oprócz Wdowy, Paresłów, Gonix czy Lilu mamy również McIllo i Monę. Jest Mi-la, Sista Flo, Rena, Guova, Ryfa Ri, zespół Razy Dwa, Jaya, Stark Funkee Nati, Zyga, KaWu… and the list go on. To są dziewczyny, które nagrywają płyty, koncertują i działają na rzecz naszej pięknej kultury – podsumowuje Gonix. Rok 2013 należy do polskich raperek i ma szansę rozpocząć nową erę w muzyce hip-hop i rap. Kto nie wierzy, niech posłucha utworu „Supermoce” raperek Gonix, Madifa (Roma), McIllo, Dore (Paresłów) – „Supermoce, superstyle, super wszystko, bądź gotowy – kobiety uratują hip-hop!”. Bo █ łączy je flow!
lekcja zalewskiego Ekrany poważnie grożą twojemu zdrowiu i życiu igor Żyjemy w czasach, w których jest chcąc nasze spojrzenia ześlizgiwały było mowy. W końcu zaczęliśmy pie jest szczytem obciachu i wsiur- ale zmuszanie do słuchania tych pierzalewski coraz więcej zakazów. Wszystkie się ku grającym pudłom. I tak mie- się kłócić. Ja oskarżałem żonę, że skości. Tłumaczy się w jednym tylko dół ludzi, którzy przyszli na kolację w trosce o nas. Mam jednak wrażenie, że zakazuje się nie tego, czego trzeba. Oczywiście główna ofiara to papierosy, których nie można już palić w knajpach, a nieszczęśni palacze są wpychani do przezroczystych, ciasnych klatek, które pełnią rolę nowoczesnych pręgierzy. No dobra, sam nie palę, więc nie będę kruszył kopii o fajki. Ale skoro już bawimy się w takie zakazywanie, to mam postulat: wyp… ierniczmy z miejsc publicznych wszelkie telewizory i ekrany. Jeśli bierne palenie szkodzi płucom, to bierne oglądanie mózgowi i relacjom towarzyskim. Ostatnio wpadliśmy z żoną na szybki obiadzik. Mieliśmy też pogadać o tym i owym, ale niestety nie dało się. Za moją żoną wisiał telewizor, dokładnie naprzeciwko moich oczu. A za mną, dokładnie naprzeciwko oczu mej ukochanej wisiał… Tak, zgadliście, telewizor. Byliśmy w pułapce. Nie sposób było pogadać, chcąc nie
liśmy farta, bo w knajpie ustawio- woli telewizor ode mnie, ona mnie wypadku – gdy leci jakiś bardzo ważny był akurat jakiś kanał muzyczny, o to samo. ny mecz i ludzie chcą w knajpie kibicować. Ale puszczanie ludziom do sashimi Niesiołowskiego albo Palikota to zbrodnia. Równie dobrze można było b y p o d aw a ć w sosjerce środek na wymioty. Ten telewizor a la sushi jest taki wielki, że widzę tytuły oraz paski we wszelkich kolorach nawet z zew nątrz. Ostatnio Monia nie TVN 24 – postrach wszystkich W „suszarni”, która serwuje japoń- ka Olejnik przesłuchiwała Grzegoromantycznych kolacji. Ale to było szczyznę w moim bloku TVN 24 rza Schetynę, a wielki nagłówek jedynie szczęście w nieszczęściu. leci na okrągło. W związku z tym głosił: „Jaka będzie przyszłość rząTępo patrzyliśmy w ekrany ponad mam prostą zasadę – nigdy tam nie du Tuska?”. Trudno mi uwierzyć, że swoimi głowami. O rozmowie nie jem. Wieszanie telewizora w knaj- w ogóle kogoś to może interesować,
W „suszarni”, która serwuje japońszczyznę w moim bloku TVN 24 leci na okrągło. W związku z tym mam prostą zasadę – nigdy tam nie jem. Wieszanie telewizora w knajpie jest szczytem obciachu i wsiurskości.
ze znajomymi, to już czysty sadyzm. A jednak trend ma się dobrze. Nie zauważyłem, żeby ludzie protestowali przeciw telewizorom w restauracjach. Nie, raczej głupawo się im przypatrują i chłoną. Chłoną też w innych miejscach. Swoje telewizje mają duże sieci supermarketów. Ekraniki pojawiły się w środkach komunikacji miejskiej. Skądinąd oferta telewizji tramwajowej jest zabawna. Jedna z reklamówek od prawie trzech lat zachęca do organizowania w tramwajach eventów oraz wesel. Naprawdę, chciałbym poznać pannę młodą, która marzy o weselu w tramwaju. Musiałaby to być nietuzinkowa postać. Staliśmy się zatem – nawet nie zdając sobie z tego sprawy – biernymi oglądaczami. Co do mnie, wolałem gości, którzy jarali fajki. Zwłaszcza w knajpie. Dlatego postuluję, żeby włączanie telewizora w restauracji groziło karą pozbawienia wolności do lat dwóch. Bo dla zdrowia to █ znacznie gorsze od nikotyny.
krzyżówka
recenzja Biały album w szarej rzeczywistości dziennikarz prasy lokalnej
Dziś Związek Producentów Audio Video może przyznać artyście Złotą Płytę za sprzedanie 15 tysięcy albumów. Debiutancki longplay Perfectu z roku 1981, zwany białym albumem, rozszedł się w liczbie 58 razy większej! Co w muzyce grupy tak bardzo pociągało młodych słuchaczy, że album ze skąpą okładką, wypełnioną
jedynie logo zespołu na białym tle, rozszedł się w prawie 900 tysiącach egzemplarzy? Jak wspomina Bogdan Olewicz, autor tekstów, w szpetnej szarości lat 80. muzykom udało się powołać do życia rockową kapelę z prawdziwego zdarzenia, z perfekcyjnie wyrzeźbionym niepokornym repertuarem. Niepokorne były muzyka i teks-
ty. O zadziornych kompozycjach Hołdysa Olewicz mówił, że wchodziły od pierwszego słuchania jak nóż w masło. Co do tekstów, zawarli umowę: miały nie odbiegać od potocznej mowy, stronić od „komercyjnych szlagwortów” i słowa „kocham”. Piosenka o niewinnie brzmiącym tytule „Ale wkoło jest wesoło”
czy inne utwory, takie jak „Bla, bla, bla”, „Obracam w palcach złoty pieniądz” i „Chcemy być sobą”, wtedy stawały się hymnami zbuntowanego pokolenia. Występom Perfectu, jak wspomina Olewicz, towarzyszyła atmosfera rockowej symbiozy i przemożna chęć wyśpiewania wszystkich songów na całe gardło. Reedycja krążka trafiła do skle-
pów pod koniec marca tego roku. Audiofile mają też okazję kupić ją na winylu. To okazja, by przekonać się, że zagrane z rockowym pazurem utwory z lat 80., po latach nadal roz█ sadzają energią. Perfect - „Perfect” (reedycja), Agencja Muzyczna Polskiego Radia, 2013
Rozwiązanie krzyżówki: „Podróżuj z głową”
Rafał Jaworski
dwutygodnik akademicki, Wydawca: FIM, adres redakcji: ul. Solec 81b; lok. 73A, 00-382 Warszawa, Redaktor naczelny: Wiktor Świetlik, projekt graficzny: Piotr Dąbrowski, email: redakcja@gazetakoncept.pl, www.gazetakoncept.pl Aby poznać ofertę reklamową prosimy o kontakt pod adresem: reklama@gazetakoncept.pl
Nasz „KONCEPT” jest monitorowany przez: Osoby zainteresowane dystrybucją „konceptu” na uczelniach, prosimy o kontakt pod adresem:
redakcja@gazetakoncept.pl
12
finisz
BZ WBK Santander prasa 286x388 1
21/5/13 15:44