nr 19 20 stycznia 2014 -05 lutego 2014 Znajdź nas na facebook.com
w tym numerze:
Historia
Bardziej niż normalne
Jeden z rektorów stwierdził, że sytuacja finansowa polskich uczelni jest tak zła, że pan rektor ma wizualne problemy z odróżnieniem profesora na korytarzach własnej szkoły od menela spod śmietnika str. 2
naciera!
foto Wikimedia.org/CC
Jeszcze niedawno osoby wybierające edukację humanistyczną były przekonywane, że jedyne co może ich czekać, to kariera nauczycieli lub archiwistów. I to raczej nie tych zarządzających szkołami czy archiwami, bo do tego potrzebna jest specjalistyczna wiedza Zainteresowanie historią, szczególnie własnego kraju, do dziś jest często przedstawiane jako wsteczne, nienowoczesne i nierokujące, a wręcz stwarzające groźbę infekcji szowinizmem czy innych skrzywień. Jeśli już, dopuszczane było tylko spojrzenie w przeszłość, które związane jest z poszukiwaniem wyłącznie mrocznych kart historii, prowadzące do wstydu, poczucia niższości, obniżania wartości własnej, swoich bliskich, społeczeństwa i kraju, w którym żyjemy. Wystarczy przejść się do pierwszego z brzegu kiosku z gazetami, wystarczy przejść się na mecz albo przejechać latem po Polsce, by zobaczyć, że ta linia przegrała z kretesem: tony gazet, dodatków historycznych, programów telewizyjnych, rekonstrukcje bitew na każdym kroku i jednocząca, wspólna duma z bohaterów zastępująca coraz częściej prymitywne pyskówki pomiędzy klubami, miastami, a nawet czasem uczelniami. Polacy chcą pamiętać własne dzieje, chcą być z nich dumni, chcą je zgłębiać. Jak dowodzi na naszych łamach Piotr Gursztyn to właśnie jest miara nowoczesności i postępu cywilizacyjnego: „Moda na wydawanie kupy pieniędzy na mundury i tworzenie grup rekonstrukcyjnych przyszła do nas – jak każda inna – z Zachodu. W tym aspekcie historia jest rozrywką ludzi bogatych, a nie biednych i ciemnych”. Innym, często podnoszonym argumentem jest ten, że „historia w Polsce przybiera postać komiksową”, zarzuca się jej tandetność czy brak należytego wniknięcia w temat. Tyle, że właśnie to jest dowodem triumfu historii. Fakt, że historia dziś odnosi triumfy zarówno na poziomie specjali-
Monika Toppich
W „Chce się żyć” Dawid Ogrodnik zagrał fenomenalnie, bez przekoloryzowań, bez nadmiernego patosu. Choć nie mówi w filmie ani słowa, widz ma wrażenie, że mówi wszystko, samym spojrzeniem i mimiką. str. 8 Gajewski kontra Różycki
Promocja kraju, wspaniała infrastruktura sportowa, rozwój sportów zimowych czy bezsensowne koszta, dewastacja przyrody i propagandowe wydmuszki – dwugłos o pomyśle na olimpiadę str. 10 w Zakopanem. Igor Zalewski
Szwagier już niedługo stanie się przestępcą. Robienie kiełbasy na działce będzie nielegalne, ale dodawanie chemicznych poprawiaczy jak najbardziej w porządku. str. 12
!
W środku krzyżówka
Wilk z wall street po polsku
stycznym, gdzie roi się od debat i publikacji, po kulturę masową, dostępną wszystkim. Historia nie dała się po prostu w Polsce zagnać do getta aul naukowych i nudnych imprez martyrologicznych, bo była zbyt ciekawa. Mówi o tym na łamach Konceptu
profesor Jerzy Eisler, jeden z historyków, którzy potrafią pisać równocześnie i mądrze, i ciekawie. I w końcu, co nie bez znaczenia, akademicka nauka historii ma ogromne walory w życiu codziennym. Pisze o tym Marcin Rosołowski: „Kogo pra-
codawcy chcieliby u siebie widzieć na stanowisku bardziej odpowiedzialnym, niż parzenie kawy? Właśnie osobę, która umie sama sprawnie poszerzać swoją wiedzę, która potrafi logicznie myśleć i której nie trzeba prowadzić za rękę”. Czytaj na str. 3-6
Blog zawiera lokowanie produktu Emilia Wiśniewska
W gąszczu reklam i artykułów sponsorowanych wybór dobrych, a nie tylko drogich kosmetyków nie jest łatwy. Stąd ogromna popularność blogerek wcielających się w króliki doświadczalne
i testujących na sobie kremy, perfumy czy szminki. Uważny i dociekliwy czytelnik zwróci jednak uwagę: jak to jest, że młoda dziewczyna recenzuje kosmetyki z wyższej półki. W końcu nie każ-
dego stać na marki luksusowe. Wiele firm kosmetycznych nawiązuje współpracę z blogerami, ponieważ to właśnie oni docierają do konsumentów. „Współpraca z blogerami to już powoli stan-
Narkomani, alkoholicy i seksoholicy traktujący swoich klientów jak frajerów, oszukujący małych i dużych, mający w nosie kontrolne instytucje państwa, szastający łapówkami. Degeneraci. Taki obraz świata inwestycji niesie „Wilk z Wall Street”. Czy rzeczywiście tak wygląda praca maklerów i czy tak wygląda ona też w Polsce? Rozmawiamy o tym z fachowcem, proszącym o zachowanie anonimowości specjalistą od inwestycji i byłym zarządzającym domami maklerskimi. str. 7
dard w produktowych kampaniach promocyjnych. To skuteczne narzędzie dotarcia do grup docelowych, dobra platforma do wymiany opinii o produkcie”. str. 8
foto Wikimedia.org/CC
3
2
starter było, jest, będzie Dwa razy większe zarobki po studiach technicznych Absolwenci kierunków technicznych zarabiają więcej i wciąż jest na nich zapotrzebowanie, ale to humaniści mają większe możliwości w wyborze zatrudnienia ze względu na bardziej ogólne wykształcenie – wynika z ostatnich badań rynku pracy, autorstwa m.in. Narodowego Banku Polskiego i firmy konsultingowej Sedlak & Sedlak. Młodzi inżynierowie zarabiają teraz w granicach 6-8 tys. zł. Natomiast po studiach humanistycznych zarobki są zwykle znacznie mniejsze i rzadko przekraczają 3-4 tys. zł. Jak wskazuje raport NBP, ok. 60 proc. osób, które po ukończeniu wyższej uczelni wchodzą na rynek pracy, znajduje zatrudnienie. Bezrobocie wśród absolwentów szkół wyższych wynosiło na koniec 2013 roku ok. 25 proc. Było jednak aż o połowę niższe niż w przypadku osób bez żadnego wykształcenia.
14 miliardów zł to dużo, czy niekoniecznie? O 1,5 mld złotych wzrosną wydatki na szkolnictwo wyższe w budżecie państwa na 2014 roku – poinformowało Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. W sumie, tegoroczne wydatki na szkolnictwo wyższe zaplanowano na kwotę ponad 14 mld zł. Ponad 11,6 mld zostanie wydane z budżetu resortu nauki, pozostałe pieniądze pozyskane zostaną z innych resortów: zdrowia, infrastruktury i rozwoju, kultury, spraw wewnętrznych, a także obrony narodowej.
Na samą naukę przeznaczonych zostanie ponad 6,5 mld zł, z czego ponad 5 mld zł z budżetu państwa, a 1,5 mld zł stanowić będą środki europejskie. Dodatkowo przewidziano ponad 950 mln zł na podwyżki dla pracowników uczelni. Dodatkowo w ramach Funduszu Nauk i Technologii Polskiej przewidziano wydatki rzędu 189 mln zł. Kilku ekspertów zauważa jednak, że realne wydatki (bez pieniędzy z UE i pod uwzględnieniu inflacji) na szkolnictwo wyższe z roku na rok spadają: w tym roku ich udział w całkowitych wydatkach budżetu państwa stanowić będzie 0,77 proc., kiedy jeszcze w 2005 roku był to 1 proc. Na naukę wydajemy zdecydowanie mniej niż wynosi średnia unijna.
Nie będzie stypendiów dla studentów I roku Rząd wycofał się z pomysłu stypendiów dla najlepszych studentów, którzy rozpoczną edukację w szkole wyższej. Miały być one przydzielane od 1 października 2014 r. (obecnie stypendia rektora dla najlepszych studentów są przyznawane dopiero od II roku). Pieniądze miały być rozdzielane na podstawie wyników maturalnych branych pod uwagę w trakcie uczelnianej rekrutacji. Pomysł jednak zablokowało Ministerstwo Finansów, wyliczając, że budżet musiałby wyłożyć w ciągu najbliższych kilku lat na stypendia dla pierwszych roczników ponad 377 mln złotych. - To było jedyne prostudenckie rozwiązanie, które zawierała proponowana przez ministerstwo nauki reforma – uważa Piotr Müller, przewodniczący Parlamentu Studentów RP. Jednocześnie rząd zdecydował, że uczelnie będą miały obowiązek sprawdzania prac dyplomowych – jeszcze przed ich obroną – z wykorzystaniem programu antyplagiatowego i ogólnopolskiego repozytorium pisemnych prac dyplomowych.
Najpiękniej studiuje się w Łodzi? Gmach Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego to najpiękniejszy polski obiekt akademicki – wynika z zakończonego rankingu "ArchiTOPTEN - Najpiękniejsze Polskie Uczelnie" zorganizowanego przez serwis infoarchitekta.pl. 10 zasługujących na szczególną uwagę budynków uniwersyteckich redakcja portalu wybrała z kilkudziesięciu polskich uczelni. Później czytelnicy portalu głosowali na najpiękniejszy. "Kształt paragrafu - znaku stanowiącego jednoznaczny kod prawa i wkomponowanie w ten symbol funkcji budynku sprawiło, że spotykamy się z mocą oddziaływania niezwykłej architektury" - czytamy w opisie. Drugie miejsce zdobył budynek Wydziału Matematyki i Nauk Informacyjnych Politechniki Warszawskiej, trzecie - Centrum Informacji Naukowej i Bibliotece Akademickiej Uniwersytetu Śląskiego i Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach. W pierwszej piątce znalazły się również gmachy: Instytutu Informatyki Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie oraz Aula Dydaktyczno-Widowiskowa Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu w Białymstoku.
starter 1. Uniwersytet Pekiński 2. Uniwersytet Tsinghua (też Chiny) 3. Uniwersytet Kapsztadzki (RPA) 4. Narodowy Uniwersytet Tajwanu 5. Bogazici University (Turcja) W czołowej 10-tce znalazły się jeszcze po dwie inne uczelnie z Chin i Turcji. A nasze? Proszę bardzo: 23. Uniwersytet Warszawski 41. Uniwersytet Jagielloński 64. Politechnika Warszawska 100. Uniwersytet Łódzki
40 mln dla młodych naukowców 40 mln zł przeznaczyło Narodowe Centrum Badań i Rozwoju dla młodych naukowców w 5. już edycji programu „Lider”. Na prowadzenie własnego projek-
Parlament Studentów wspiera studentów I roku
Parlament Studentów Rzeczypospolitej Polskiej jednoznacznie popiera ideę wprowadzenia stypendiów dla studentów pierwszego roku. Wspieranie najzdolniejszych maturzystów to istotny element podwyższania jakości kształcenia oraz budowania przyszłych elit polskiej nauki i gospodarki. Okazało się jednak, że rząd wycofał się z propozycji, które dotarły do PSRP w pakiecie projektu nowelizacji zaproponowanym przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Uwagi przedstawione przez PSRP zakładają, że dystrybucja środków na wskazane stypendia będzie odbywała się poza uczelniami tj. na poziomie krajowym. Parlament stanowczo sprzeciwia się natomiast Agencja Reuters opublikowała ran- włączeniu środków na stypendia dla studentów I roku do ogólnej puli Funking najlepszych uczelni krajów o gospodarkach wschodzących duszu Pomocy Materialnej. Wyraźnie i państw grupy BRICS (Brazylia, należy podkreślić, że taka sytuacja Rosja, Indie, Chiny i RPA). W randoprowadzi do zachwiania obecnekingu pojawiły się także polskie go systemu dystrybucji środków na szkoły wyższe. Oceniane były m.in. uczelniach. prowadzone badania, znaczenie Należy ponadto podkreślić, że Paruczelni w środowisku międzynaro- lament apeluje o przyznawanie stydowym, czy innowacyjność i współ- pendium o charakterze motywacyjpraca z przemysłem. Pierwsza piąt- nym dla studentów pierwszego roku na szczeblu centralnym w oparciu ka wygląda tak:
Polskie uczelnie daleko w tyle za… chińskimi i tureckimi
BARDZIEJ NIŻ NORMALNE Uzbierali na wynalazek 100 tys. USD To jest wyczyn! Student Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego i 2 doktorantów z Politechniki Warszawskiej uzbierali na Kickstarterze 100 tys. dolarów w niespełna 48 godzin. Co tak przyciągnęło start-upowych inwestorów? Wymyślona i zaprojektowana przez Polaków pierwsza w świecie maska wspomagająca sen polifazowy o nazwie Neuron. Ma ona umożliwiać podzielenie spania na kilka krótszych odcinków w ciągu doby zamiast jednego długiego wypoczynku nocnego. W wersji ekstremalnej cykl obejmuje 1,5 godziny snu
podstawowego (nocnego) i pięć krótkich drzemek po 20 minut. Z tego się nie śmiejemy, bo może czasami będziemy użytkować. Tym bardziej, że założona przez chłopaków firma Intelclinic, zdobyła niedawno tytuł najlepszego start-upu podczas konkursu LeWeb w Paryżu.
Profesor, czyli menel Niezwykłym spostrzeżeniem podzielił się rektor Uniwersytetu Opolskiego z uczestnikami świątecznego spotkania środowiska naukowego. Stwierdził on, że sytuacja finansowa polskich uczelni jest tak zła, że pan rektor ma wizualne problemy z odróżnieniem profesora na korytarzach własnej szkoły od menela spod śmietnika.
A nie jest rozwiązaniem tej kłopotliwej sytuacji organizowanie wykładów i ćwiczeń przy pojemnikach na śmieci?
Innowacja, czyli minikiwi
tu badawczego każdy z nich może otrzymać do 1,2 mln zł. Program ma wspierać współpracę młodych naukowców z przedsiębiorstwami i wspierać rozwój uczonych w samodzielnym planowaniu badań oraz kierowaniu własnym zespołem badawczym. O dofinansowanie mogą ubiegać się osoby do 35. roku życia, które posiadają stopień doktora, nie dłużej niż pięć lat i są autorami publikacji w renomowanych czasopismach naukowych bądź posiadają patenty i wdrożenia. Projekt badawczy może trwać do 36 miesięcy. W czterech poprzednich edycjach programu sfinansowano projekty badawcze 141 młodym naukowcom, którym przekazano łącznie 141 mln zł. Zgłoszenia do konkursu przyjmowane są do 3 marca.
Filozofia jest sexy?
o jednolite w skali kraju kryteria, bez podziału środków finansowych na poszczególne uczelnie. Takie rozwiązanie gwarantuje otrzymanie stypendiów dla studentów I roku najlepszym maturzystom, bez względu na uczelnię, jaką wybiorą. Parlament postuluje, aby wprowadzić dodatkowe kryteria przyznawania stypendium dla najlepszych studentów pierwszego roku, zbliżone do kryteriów obowiązujących studentów lat wyższych lub właściwych dla stypendium ministra za wybitne osiągnięcia, oparte na takich osiągnięciach jak np. zdobycie tytułu laureata w olimpiadach, konkursach naukowych/artystycznych oraz wysokich lokat w zawodach sportowych podczas nauki w szkole ponadgimnazjalnej. Rada Studentów PSRP będzie także chciała przygotować propozycje konkretnych rozwiązań, które mogłyby wspierać najlepszych maturzystów na I roku studiów. Władze Paramentu Studentów RP nie zostały poinformowane przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego o pomyśle wycofania się rządu z koncepcji wprowadzenia stypendiów dla studentów I roku. Był to jeden ze sztandarowych pomysłów dotyczących studentów w proponowanej nowelizacji. Parlament Studentów RP będzie zabiegał o wprowadzenie stypendiów dla studentów I roku, ale z uwzględnieniem przedstawionych wcześniej przez Radę Studentów PSRP uwag. Oficjalna reprezentacja studentów liczy na to, że minister Lena Kolarska-Bobińska pozytywnie ustosunkuje się do jej uwag, ponieważ wsparcie studentów I roku jest jednym z najistotniejszych elementów nowelizacji dotyczących studentów.
Uniwersytet w Białymstoku zdecydował o likwidacji studiów filozoficznych. To z kolei skutkowało listem do rządu blisko setki naukowców w obronie filozofii jako takiej. SytuBadacze ze Szkoły Głównej acja faktycznie wygląda dość dziwGospodarstwa Wiejskiego w Warnie, bo już niebawem może być więcej wykładowców-filozofów niż szawie wyhodowali i wprowadzistudentów wybierających ten kieruli do uprawy owoce minikiwi, wielkości winogrona. Poza rozmiarem, nek. Może prof. (filozofii) Magdalena od tradycyjnego kiwi, minikiwi różni Środa zostałaby twarzą akcji sposię tym, że jest ponoć bardziej aro- łecznej „Filozofia jest Sexy”? matyczne, można je zjadać w całości (razem ze skórką), a samą rośli- Apel do Czytelników nę hodować w Polsce! Zdaniem Drodzy! Na fali powszechnego entuzjazmu, poklasku, a wręcz euforii, też ekspertów, dzięki temu wynalazchcielibyśmy być bardziej gender. Niestety, ostatnio trafiliśmy w sklekowi, Polska awansuje w rankinpie tylko na Gingers, ale to chyba nie to. Jeśli macie jakieś pomysły, jak redakcja ma trafić na prawdziwą ścieżkę postępu i europejskości, to ślijgach innowacyjnych gospodarek o jakieś 120 pozycji. cie gołębie mailowe, bo frustracja nasza bywa już nie do okiełznania.
wiktor Świetlik
redaktor naczelny
Przeszłość jest praktyczna Zainteresowanie przeszłością ma – wbrew temu co mówią rozmaici ignoranci – mnóstwo zalet praktycznych i jedną zaletę podstawową: daje ogromną przyjemność Kilkanaście lat temu spędziłem rok w Londynie - chodziłem tam do szkoły, a na utrzymanie zarabiałem uprawiając typowe dla Polaków zawody, ze sławetnym zmywakiem włącznie. Większość czasu jednak byłem barmanem w, pochwalę się, najlepszych hotelach w Wielkiej Brytanii. Wydaje się, że do poprawnego pomieszania dżinu z tonikiem albo zalaniem lodu szkocką nie potrzeba nadmiernie rozbudowanej wiedzy humanistycznej, a jednak ta, którą posiadałem – nie nadmiernie usystematyzowana, ale zawsze jakaś tam – nader się przydawała, szczególnie w kosmopolitycznym środowisku branży restauracyjnej. Jeden z głównych menadżerów okazał się na przykład Chilijczykiem, miłośnikiem historii swojego kraju. Regularnie debatowaliśmy o chilijskim Piłsudskim O'Higginsie, kłóciliśmy się o Pinocheta, komunizm, kapitalizm, bolszewizm i prawa człowieka. I nie zgadzaliśmy się w niemal każdej sprawie. Zapewne w efekcie tego, pod koniec mojego pobytu facet proponował mi awans i “wewnątrzhotelową” karierę. Co prawda, nie skorzystałem i wróciłem do Warszawy, by być pismakiem, ale gdybym pozostał tam, to zapewne dziś byłbym ważnym menadżerem w jakimś wielkim angielskim hotelu i miał 140 w pasie albo jak John Cleese miałbym własny pensjonat w Kornwalii. Sprawę zaniedbałem, nie żałuję zresztą, ale zainteresowanie historią przydaje się w życiu. Potwierdzają to zresztą rozmaite publikacje dotyczące „smoltoku”, czyli zagajania podczas rozmowy. To zagajanie to 90 procent, ale to czy dobrze zagajamy, ma często gigantyczny wpływ na ścieżki kariery, kontrakty biznesowe, kontakty. Co ma współczesne malarstwo, filozofia klasyczna, historia renesansowych Włoch wspólnego z biznesem, zarządzaniem, karierą? Ano to, że są jednymi z ulubionych tematów elit, które podejmują decyzję biznesowe, i które najchętniej dokooptują do swojego świata osoby podobne do siebie. Może to i pretensjonalne, snobistyczne, może przypomina żonę żydowskiego milionera z „Ziemi Obiecanej”, dla której najważniejsze było, by obrazy w jej pałacu były porządnie „wywerniksowane” i się błyszczały, ale tak już jest. To były argumenty natury merkantylnej. A teraz najważniejszy argument natury praktycznej: żyjąc w kraju z taką przeszłością i nie interesując się nią, marnujemy to, █ co najciekawsze.
4
5
historia
historia
To obciach nie znać historii
Piotr gursztyn
publicysta, absolwent historii na UW
Nie wierzcie tym, którzy twierdzą, że historia jest nieważna lub jest kulą u nogi. To oszuści albo durnie. Jest zupełnie inaczej niż mówią To autentyczna obserwacja, a nie wymyślona anegdota: studentka humanistycznego kierunku nie wiedziała kim był Hermann Goering, nie słyszała nigdy o nim i nie potrafiła poprawnie wymówić jego nazwiska. Świadkiem tego jest niżej podpisany, a studentka chciała być dziennikarką. Może zresztą już jest, bo było to ze dwa lata temu. Wykładowcy nie raz przerzucają się podobnymi przykładami, ekscytując się „jacy to dzisiaj studenci głupi, nie to co my kiedyś”. Rzeczywiście żyjemy w społeczeństwie, gdzie maturzyści i studenci nie wiedzą kim był Tadeusz Mazowiecki. A jak coś słyszeli, to zdaje im się, że chodzi o faceta, który wprowadził stan wojenny. Z drugiej strony – mimo znaczącego spadku czytelnictwa – w księgarniach działy z książką historyczną są jednymi z najobszerniejszych. Kilka gazet, drukowanych jeszcze na papierze, dość skutecznie poprawiło swoje wyniki finansowe wydawaniem dodatków historycznych. Każdy z nich sprzedaje się w kilkudziesięciotysięcznych nakładach. Dzieje się to też w sytuacji, gdy co chwilę słychać mędrków potępiających owo rzekomo typowe dla Polski zapatrzenie w przeszłość. Narzekających, że nie patrzymy w przyszłość, tylko uprawiamy kult martyrologii, przegranych powstań, bogoojczyźnianej mitologii itp. itd. Na dodatek historii – jako przedmiotowi szkolnemu – groziła całkowita marginalizacja.
Bez historii nas nie ma
Mimo to wystarczy wywiesić na internetowej stronie dowolnego medium tekst np. o Powstaniu Warszawskim, stanie wojennym czy Holokauście, by okazało się, że jest to tekst z największą liczbą wejść internautów. I z największą liczbą ich komentarzy, gdzie w wyjątkowo gorący sposób ścierają się zwolennicy przeciwnych racji. Jak wytłumaczyć te sprzeczności? W przypadku Polski powód jest fundamentalny. Przeżywanie własnej historii jest zasadniczym spoiwem polskiej tożsamości narodowej. Właściwie, oprócz języka, nie ma innego tak mocnego spoiwa. Coraz słabszym spoiwem – z racji laicyzacji - jest religia. Nie jest spoiwem kultura, bowiem nie ma już kanonu, który obowiązywał jakieś trzy dekady temu. Wtedy człowiek z pretensjami do myślenia o sobie jako osobie kulturalnej musiał przeczytać sprecyzowaną listę książek i mieć wyrobione zdanie w szeregu określonych pojęć. Co roku pojawiało się kilka książek i filmów, które poznać musieli wszyscy, którzy uważali siebie za inteligentów. Dziś tego obowiązku w Polsce nie ma, choć np. we Francji taki nieformalny kanon nadal istnieje. Nie łączy też nas obyczaj – ani folklor, ani kuchnia, ani specyficzny sposób spędzania czasu. Nie jesteśmy jak Grecy czy Włosi. Można na to narzekać, ale nie zmienia to faktu, że ten – najczęściej nieuzmysłowiony – czynnik, historia jest jedyną więzią łączącą Polaków.
Amerykanie opublikowali około 40 tys. prac poświęconych wojnie secesyjnej w pierwsze sto lat od zakończenia tej wielkiej, ale nie największej wojny! Jak wiemy - nadal są autorzy i czytelnicy zainteresowani pisaniem i czytaniem prac dotyczących wojny secesyjnej
Przyszłością rządzi przeszłość
szości. Gdzieś przecież musimy szukać przesłanek. – Kto rządzi przeszłością, Poszerzanie własnej wiedzy o histo- w tego rękach jest przyszłość; kto rządzi rii jest też w Polsce elementem awansu teraźniejszością, w tego rękach jest przespołecznego. Oczywiście nie brakuje tro- szłość – napisał mądrze George Orwell. glodytów na szczytach drabiny społecznej, ale jeśli ktoś nie ma bogatych rodziHistoria znakiem bogactwa ców, to musi się uczyć. W tym i historii. Polskie zainteresowanie historią nie Łatwo sobie wyobrazić reakcję przeło- jest też większe od tego, które obserwużonych czy starszych kolegów, którzy jemy w krajach, które są dla nas wzosłyszą, że aplikant adwokacki lub sta- rem – czyli np. USA, Wielkiej Brytanii żysta w redakcji nie wie kim był Mazo- czy Niemczech. Stefan Korboński pisząc wiecki. To nie tylko docinki, czy złośliwe w latach 70. swoją historię polskiego uśmieszki. To też przyklejona do deli- państwa podziemnego miał wątpliwokwenta etykieta, że jest półgłówkiem, ści, czy jest sens znów pisać o czymś, który nie powinien zbyt prędko awan- o czym powstało już tyle książek. Argusować. Większość przedstawicieli pol- mentował, że warto, przywołując fakt, skich elit politycznych i intelektualnych że w tamtym czasie Amerykanie opublima szeroką wiedzę o przeszłości lub sta- kowali około 40 tys. prac poświęconych ra się udawać, że ją posiada. Wpadka wojnie secesyjnej. 40 tys. w pierwsze sto dwóch młodych polityków, którzy mieli lat od zakończenia tej wielkiej, ale nie luki w wiedzy na temat Powstania War- największej wojny! Jak wiemy - nadal szawskiego sporo ich kosztowała, choć są autorzy i czytelnicy zainteresowani oczywiście trudno jest wymierzyć takie pisaniem i czytaniem prac dotyczących wizerunkowe straty. wojny secesyjnej. Nie jest to kwestia snobizmu, ale Bibliografia dotycząca przeciętnego realnych korzyści w oddziaływaniu na niemieckiego czy angielskiego miasteczwyborców czy opinię publiczną. Tu mała ka jest kilkakrotnie większa od tej, która dygresja: nawet prowadzona od trzech dotyczy podobnej miejscowości w Polsce. pokoleń piekarnia czy związek pszcze- A ta jest i tak o wiele bogatsza niż bibliolarzy chwali się swoją historią. To dzia- grafia dotycząca miasteczka w Białoruła – my, odbiorcy takiego komunikatu, si, Ukrainie czy Rosji. Zatem zainteresoodczuwamy, że stykamy się z wytwór- wanie historią jest przejawem zacofania cami czegoś nieprzeciętnego, lepszego. czy wskaźnikiem rozwoju cywilizacyjW skali makro to oddziaływanie jest bar- nego? Także moda na wydawanie kupy dziej skomplikowane, ale bez przerwy pieniędzy na mundury i tworzenie grup jesteśmy poddawani perswazji zwią- rekonstrukcyjnych przyszła do nas – jak zanej z historią. Budowanie legend każda inna – z Zachodu. W tym aspekLecha Wałęsy, Tadeusza Mazowieckie- cie historia jest rozrywką ludzi bogago czy Lecha Kaczyńskiego ma wielkie tych, a nie biednych i ciemnych. znaczenie dla bieżącej gry politycznej. A w szerszym ujęciu można to sformuKtoś powie, że to oszustwo. Nie, taki łować tak – jeśli sami nie będziemy opisąd jest naiwnością. Przez wieki wszę- sywać własnej historii, to opiszą ją inni. dzie na świecie dokonania z przeszło- I nie będzie to opis taki, jaki chcieliby█ ści były podstawą do oceny teraźniej- śmy przeczytać.
Z profesorem Jerzym Eislerem, dyrektorem Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej w Warszawie, rozmawia Jakub Biernat
Internet też uczy Czy młodzi Polacy interesują się historią? - Na tle okresu komunistycznego - gdy profesjonalne historyczne monografie i biografie drukowano w liczbie kilkuset tysięcy egzemplarzy i rozchodziły się one jak świeże bułeczki - sytuacja wygląda znacznie gorzej. W PRL historia zastępowała normalne, demokratyczne spory o współczesność. Polacy spierali się wtedy np. o rolę Stanisława Augusta czy Bolesława Śmiałego, a w rzeczywistości chodziło im o czasy współczesne. Po zmianie ustroju wszystko znormalniało – obecnie historyczne monografie wydawane są w nakładzie co najwyżej kilku tysięcy egzemplarzy. Wydaje się jednak, że ostatnio historia przechodzi do kontrofensywy? - Zawsze była mniejszość młodych ludzi bardzo zainteresowanych historią i większość, których historia męczy. Wśród nich pytanie o najprostsze nazwiska czy wydarzenie wywołuje popłoch. I na forum publicznym mylą Powstanie Warszawskie ze stanem wojennym, Okrągły Stół z Konstytucją III Maja. Na szczęście książki historyczne w pewnym stopniu zastąpił internet. Jednak ta internetowa wiedza najczęściej przybiera postać komiksową. Młodzi ludzie skupiają się raczej na obrazkach, konkretnych bohaterach i wydarzeniach, nie na szerszych procesach historycznych. Czy takie poznawanie ma sens? - To nie jest zła rzecz – ważne jest w ogóle pozytywne zainteresowanie. Dam przykład - mamy ogrom-
ny wysyp grup rekonstrukcyjnych. Część z tych ludzi bierze udział jedynie w przebierankach. Większość jednak nie tylko podnieca się mundurami, bronią i wysokimi butami. Te osoby starają się jak najwięcej dowiedzieć o okolicznościach i żołnierzach, w których rolę się wcielają. Czytają książki, oglądają filmy dokumentalne, szukają informacji w sieci. Nie jest tak, że w internecie nie ma niczego wartościowego. Oprócz chłamu jest sporo wiedzy kwalifikowanej. I w dobie spadku czytelnictwa klasycznego, zainteresowanie historią jest zasługą internetu. Polacy zaczęli też badać swoją lokalność – na Facebooku powstają masowo grupy zgłębiające historię swojej dzielnicy, miasteczka czy wsi. - To ogromna wartość. Ta regionalna historia ma to do siebie, że schodzi bardzo głęboko. O ile jakiś polityczny drań może się skryć przed osądem na poziomie państwa, to w historii lokalnej jego czyny na pewno wyjdą na wierzch. I gdy np. ktoś w PRL peł-
Przeszłość jest ciekawa, Koncept poleca: Elżbieta Cherezińska „Legion” (wyd. Zysk i sp-ka)
Nie da się ukryć, że historia polskiej literatury zna lepiej napisane powieści. Ale autorkę “Legionu” broni fascynująca historia, którą postanowiła opisać – losy Brygady Świętokrzyskiej NSZ i pieczołowitość, z jaką je odtwarza. nił funkcje partyjne czy administracyjne, to dzięki tym lokalnym historykom-amatorom jego zachowanie zostanie opisane, utrwalone i ocenione. Podobnie będzie z zapomnianymi bohaterami, którzy nieznani w skali kraju, przejdą do lokalnej historii. To ogromna wartość takiej amatorskiej i hobbystycznej historiografii. Do czego historia może nam się w ogóle jeszcze przydać w życiu codziennym? - A choćby dla samodoskonalenia. Powinniśmy czytać książki, by wiedzieć więcej. Historia może być ratunkiem na codzienne frustracje. Niestety, sytuacja na rynku jest tak zła, że absolwenci szkół wyższych przez lata nie mogą znaleźć pracy w zawodzie i pracują jako ekspedienci czy tragarze w hipermarketach. To nie nowość. Historyk dobrze wie, że pod tym względem zbliżamy się do przedwojennych standardów, gdy inteligenci dawali ogłoszenia, że przyjmą każdą pracę. W takiej sytuacji zgłębianie historii jest może być odskocznią od █ codziennej frustracji.
O ile jakiś polityczny drań może się skryć przed osądem na poziomie państwa, to w historii lokalnej jego czyny na pewno wyjdą na wierzch. I gdy np. ktoś w PRL pełnił funkcje partyjne czy administracyjne, to dzięki tym lokalnym historykom-amatorom jego zachowanie zostanie opisane, utrwalone i ocenione. Podobnie będzie z zapomnianymi bohaterami, którzy nieznani w skali kraju, przejdą do lokalnej historii. To ogromna wartość takiej amatorskiej i hobbystycznej historiografii Historia w żadnym z bogatych, zachodnich krajów nie jest obciachem. Na zdjęciu: duma Francji, całkowicie zrekonstruowana pod koniec 19. wieku twierdza Carcasonne
Patrick Bishop „Cel Tripitz” (Rebis)
Barwnie opisana historia polowania na dumę Adolfa Hitlera – pancernik „Tripitz”. Dla Churchilla „Trpitz” zaczął odgrywać rolę nieco podobną jak obrona Stalingradu dla Stalina, stał się obsesją. Świetna książka, po raz kolejny nasuwająca smutną refleksję, że najlepiej historię piszą Anglosasi.
Roman Bolczyk „Templariusze” (wyd. Ermat)
Historia owianego mitami zakonu odtworzona z godną pochwały pieczołowitością. Z książki Bolczyka dowiemy się między innymi, jak długą brodę nosił i co jadał templariusz, a zarazem zdecydowanie nie zanudzimy się przy jej czytaniu.
Włodzimierz Kwaśniewicz „Dzieje szabli w Polsce”, (wyd. Bellona)
Chyba żaden inny przedmiot nie jest tak symboliczny dla polskiej historii, szczególnie tej XVII-wiecznej, choć wielu szabli nigdy nie nazwałoby przedmiotem. Jaką drogę przeszła, jakie były jej rodzaje, jak nią walczono i czemu służyła (nie tylko jako oręż)?
Dariusz Malejonek i inni, “Panny wyklęte” (wytw. Fundacja Niepodległości)
Projekt muzyczny Malejonka z udziałem kilku świetnych wokalistek poświęcony Żołnierzom Wyklętym, a inspirowany historią Danuty „Siedzikówny” „Inki”, 17-letniej sanitariuszki rozstrzelanej przez komunistów w 1946 roku.
Tomasz Gomoła, “Warszawa 1935” (film animowany, Polska)
Technologia z przyszłości w służbie przeszłości. Animacja komputerowa wiernie odtwarzająca stolicę sprzed ośmiu dekad. Po jej obejrzeniu Plac Defilad, Świętokrzyska czy Marszałkowska już nigdy nie będą wyglądały tak samo.
Paweł Chochlew, “Tajemnica Westerplatte” (film fab. Polska)
„Tajemnica...” budziła spore kontrowersje zanim jeszcze ją nakręcono. Przestrzegano, że będzie wiadrem pomyj na polskich bohaterów. Wyszedł bardzo dobry film pokazujący wiarygodną i sugestywną wersję wydarzeń. Czyli bohaterskich Polaków i złych Niemców.
foto Wikimedia.org
Robin Jacob, “1066”, (film fab. Wielka Brytania)
Jak wyglądałby świat, gdyby nie było bitwy pod Hastings? Nie wiadomo, ale na pewno całkowicie inaczej. Losy ostatniego w historii podboju Wysp Brytyjskich opowiedziane może nieco zbyt sztampowo, ale mimo to barwnie i ponoć rzetelnie historycznie
6
7
praca i ekonomia
Marcin Rosołowski
specjalista ds. komunikacji społecznej, absolwent prawa UW
praca i ekonomia
Czas dla „frajerów” Dlaczego, przeglądając podobne CV absolwenta studium public relations i absolwenta historii wybrałbym tego ostatniego? Jeśli ktoś skończył historię na publicznej uczelni, to oznacza, że potrafi zmobilizować się do ciężkiej pracy Z roku na rok rośnie liczba Polaków z wyższym wykształceniem. Jesteśmy niezwykle dumni ze statystyk, które nie pokazują nic poza oczywistym zjawiskiem. Skoro w ostatnim ćwierćwieczu namnożyło się prywatnych wyższych uczelni, to ktoś je musi kończyć, a kilka semestrów płacenia czesnego musi w końcu przynieść efekt w postaci dyplomu. Ba, na wschód od nas jest jeszcze lepiej, bowiem na Ukrainie mniej więcej w ten sam, mało kłopotliwy, sposób można zostać doktorem. Nie wiem, jak jest z zatrudnianiem doktorów na tamtejszym rynku, ale w Polsce tytułem magistra już nikt nie zaimponuje. Gdzie te czasy, kiedy magiczne literki „mgr” z dumą umieszczano nawet na nagrobkach (kto nie wierzy, niech przejdzie się na partyjniackie kwatery na Powązkach Wojskowych)…
w żadnym wypadku filologia klasyczna. Traktowanie studiów wyższych jak zasadniczej szkoły zawodowej odbija się czkawką wielu absolwentom, którzy wierzą w magiczną moc dyplomu. Paradoksalnie zbyt wąsko sprofilowane wykształcenie, jeśli nie jest uzupełnione stażem zawodowym w renomowanych firmach
osób, które potrafią myśleć i których wiedza o świecie nie ogranicza się do przyswojonych z trudem terminów marketingowych. Dlaczego, przeglądając podobne CV absolwenta studium public relations i absolwenta historii wybrałbym tego ostatniego? Jeśli ktoś skończył historię na publicznej uczelni, to oznacza, że potrafi zmobilizować się do ciężkiej pracy. To naprawdę niełatwy kierunek, wymagający wielkiej samodyscypliny i – w odróżnieniu od mnóstwa zajęć na słabych uczelniach – logicznego myślenia. Historyk naturalnie musi także wyjść ze swą wiedzą poza sferę dat i faktów. Trudno zrozumieć koleje dziejów bez podstawowej znajomości kultury, sztuki, nauki. To studia, które gwarantują humanistyczne wykształcenie w ścisłym tego słowa
Ci, którzy uważali, że humanistom pozostaną już tylko archiwa przeliczyli się, dziś odbijają oni korporacje i biznes
Studia to nie zawodówka
foto Wikimedia.org
Ilość rzadko kiedy przechodzi w jakość. Skoro ukończenie jednej z Wyższych Szkół Dobrego Samopoczucia i Wolnego Czasu nie wymaga zbyt wiele oleju w głowie lub pracy, to pracodawcy siłą rzeczy zwracają uwagę nie na to, jaki kierunek się kończyło, ale gdzie się studiowało i co po tym studiowaniu pozostało. Następuje – powolne, ale zauważalne – spełnienie wieloletnich marzeń humanistów. W latach 90. studia, które nie przygotowywały do określonego, cenionego na rynku zawodu, były traktowane z pobłażaniem. Prawo? Świetnie, adwokat może zarobić ładny grosz. Marketing i zarządzanie? Wonderful! PR i reklama? Przepustka do bogatego życia. Tylko frajer mógł pójść na historię, filozofię i takie tam. No, filologia w ostateczności, bo zawsze to dobrze znać angielski, ale
znaczeniu – wyjście poza suchą znajomość nazwisk, dat i definicji. Kogo pracodawcy chcieliby u siebie widzieć na stanowisku bardziej odpowiedzialnym, niż parzenie kawy? Właśnie osobę, która umie sama sprawnie Historycy myślą poszerzać swoją wiedzę, która potraW wielu obszarach rynku pracy przy- fi logicznie myśleć i której nie trzeba szłość należy do humanistów – czyli prowadzić za rękę. Oczywiście, do tego bądź instytucjach, stanowi dzisiaj nie atut a barierę w znalezieniu dobrej pracy. Wyśmiewani frajerzy z historii zostawiają w tyle absolwentów marketingu mało znanych uczelni.
musi dojść odpowiednia wiedza z obszaru działalności firmy lub instytucji, nikt bowiem nie chce przyuczać do zawodu za własne pieniądze. Na pytanie, czy kandydat orientuje się w określonej dziedzinie, często pada odpowiedź: „nie, ale szybko się uczę”, pokazująca i brak kompetencji kandydata, i jego naiwną wiarę w to, że firma weźmie go na naukę i jeszcze mu za to zapłaci. Po krótkim zastanowieniu każdy dojdzie do wniosku, że jest to najgłupsza z możliwych odpowiedzi – ale ponieważ sugerują ją rozmaici eksperci od autoprezentacji, absolwent bez zdolności logicznego rozumowania powtarza ją bez mrugnięcia okiem. Dobrze wykształcony historyk – humanista, jak sądzę, takiego błędu by nie popeł█ nił…
W latach 90. studia, które nie przygotowywały do określonego, cenionego na rynku zawodu, były traktowane z pobłażaniem. Prawo? Świetnie, adwokat może zarobić ładny grosz. Marketing i zarządzanie? Wonderful! PR i reklama? Przepustka do bogatego życia. Tylko frajer mógł pójść na historię, filozofię i takie tam. No, filologia w ostateczności, bo zawsze to dobrze znać angielski, ale w żadnym wypadku filologia klasyczna
Samokształcenie, czyli jak nie dać się nabić w butelkę w gąszczu możliwości szkoleniowych Świat rozwija się w zawrotnym tempie. Jak grzyby po deszczu powstają ośrodki, firmy, w których można rozwijać swoje umiejętpsycholog ności czy pasje. Spośród zalewających nas społeczny ofert szkoleń, warsztatów, sesji coachingowych, trzeba wybrać te, które będą dla nas naprawdę przydatne i efektywne. O ile jednak ze szkoleniami sytuacja jest prostsza, o tyle z warsztatami i coachingiem to wyższa szkoła jazdy. Podczas szkoleń doskonalimy znane nam już umiejętności. Szkolenia najczęściej dotyczą wybranych obszarów z zakresu wykonywanej przez nas pracy. Może się zdarzyć, że wybierzemy szkolenie podnoszące nasze umiejętności i kwalifikacje w dziedzinie, która jest naszą pasją. Jednym z problemów, które mogą się pojawić i na które należy zwrócić szczególną uwagę jest to, jakie kwalifikacje ma oso-
Natalia Grządziel
ba prowadząca kurs. Niestety wspomniana na wstępie różnorodność firm niesie za sobą również różną jakość wykonywanej usługi szkoleniowej. Z warsztatami i sesjami coachingowymi jest o tyle trudniej, że tu pracujemy z samym sobą, z naszymi emocjami, motywacjami, z własnym doświadczeniem. Trenerzy warsztatów wychodzą z założenia, że poprzez praktykę zdobywamy nowe, potrzebne nam dla rozwoju umiejętności, które będziemy mogli wykorzystywać w codziennym życiu - zawodowym i prywatnym. Kilka miesięcy temu prowadziłam warsztat pt: ,,Serce i umysł w obronie przed manipulacją” przeznaczony dla ludzi młodych, którzy właśnie wkraczają w dorosłe życie. Po dwóch dniach dostaliśmy od uczestników informację zwrotną, w której dziękowali nam za rozszerzenie
wiedzy na temat manipulacji, jej symptomów i możliwości obrony. Przytaczam ten przykład, aby pokazać jak szerokie mogą być horyzonty warsztatowe. Dziś coraz częściej pojawia się słowo coaching, co ono dokładnie znaczy i co kryje się za określeniem sesja coachingowa? Najczęściej do coacha chodzimy, by rozwiązać problem. Z pozoru coaching wygląda jak zwykła rozmowa dwóch osób, podczas której jedna strona opowiada, druga słucha. Jednak jeśli dłużej się temu przyjrzymy, możemy zauważyć, że podczas takich sesji doświadczony coach doprowadza do tego, że sami dostrzegamy nowe rozwiązania, nowe drogi; zaczynamy inaczej patrzeć na sprawę, z którą do niego przyszliśmy. Dobry coach potrafi sprawić, że odnajdziemy w sobie potencjał, o którym zapomnieliśmy albo nawet nie wierzyliśmy, że
go mamy. Potrafi odkryć w nas to, co drzemie gdzieś głęboko ukryte, przyprószone niewiarą i niepewnością. No dobrze, a co dla tych, którzy nie lubią wspomnianych form zdobywania nowego doświadczenia, a chcą się rozwijać? Alternatywą jest samouctwo. Kształcenie w domu. Co zyskujemy? Rozwój, ciszę, spokój podczas nauki. Jesteśmy panem/panią swojego czasu, który poświęcamy na naukę. To jednak wymaga od nas ogromnej samodyscypliny i konsekwencji w realizacji założonego planu. Najlepiej określić cel, jaki chcemy osiągnąć oraz czas, jaki powinniśmy poświecić dla zrealizowania założeń. Nieważne bowiem, w jaki sposób chcemy się rozwijać, kto i kiedy będzie dla nas wsparciem. Ważne i cenne jest jedynie to, abyśmy nieustannie kształcili siebie i swoje kompetencje osobiste oraz zawodowe. █
Wilczki z Książęcej potrafią kąsać
Jedną ze scen otwierających „Wilka z Wall Street”, film do którego obejrzenia już nikogo nie trzeba namawiać jest ta, gdy początkującego maklera, bohatera granego przez Leonardo di Caprio starszy, doświadczony kolega z sukcesami bierze na lunch. Upijając się, jak co dzień, tłumaczy żółtodziobowi, że on, ani jego koledzy nie mają pojęcia o rzeczywistych procesach rynkowych, kursy akcji są nieprzewidywalne, a dobro klienta mają w nosie. Cyniczni narkomani i seksoholicy, szastający pieniędzmi niczym arabscy książęta albo gwiazdy rocka, podchodzący do swoich klientów z etyką ordynarnego złodzieja, w dodatku za grosz nie mający pojęcia o rzeczywistej ekonomii. Czy rzeczywiście tak wygląda świat maklerski. Zapytaliśmy zawodowca. - Są i wśród nas faceci, którzy rozbijają się luksusowymi samochodami, cumują jachty w Monte Carlo i szaleją po narkotykach. Jednak to wyjątki – uważa jeden z czołowych finansistów warszawskiej giełdy. Ma pan w swoim ferrari specjalny schowek na koks?
- Że co?! No wie pan, jak w amerykańskim filmie.. - Że niby każdy makler czy finansista z pierwszej ligi to gość godny scenariusza filmowego? Chyba jest pan po seansie „Wilka z Wall Street”... Owszem. Pan jest jednym z najzdolniejszych finansistów żyjących z giełdy, a więc wilkiem, rekinem, krezusem. A przy okazji szwarccharakterem, prawda? - Hollywood rządzi się swoimi prawami, amerykański rynek finansowy także. Zdziwię pana: moim kilkuletnim samochodem odwożę dzieciaki do szkoły. Koks? W domu mam piec gazowy. Żadnych jachtów, call girls, dzikich imprez, wolnej amerykanki? Przecież jest pan milionerem. - Jestem milionerem dlatego, że dobrze zarządzam swoim majątkiem, jak i majątkami moich klientów. Dobre zarządzanie to m.in. wyważanie ryzyka, dyscyplina, ciągłe pogłębianie wiedzy. Naćpany chciwus z lalą u boku to byłaby gwiazda jednego sezonu. Chciwość a la polonaise nie jest dobra, tu prawo Gordona Gekko nie sięga? - Chciwość jest jednym z motorów, także na warszawskiej giełdzie. Znam zarządzających funduszami i maklerów, którzy dostają za wyniki gigantyczne bonusy, liczone w milionach złotych rocznie. Tacy potrafią walczyć o wynik jak lwy. Po trupach. A potem te lwy wsiadają do szarych trabantów i jadą do swych potulnych żon na kolację przy świecach. - A dzieci?! (śmiech). Macie już jakiś świętych albo cho-
ciaż błogosławionych? - Naszym patronem jest syn Pepina Krótkiego, więc bierzemy tę kwestię wyjątkowo na poważnie (śmiech). Pepin Dłuższy? - Dobre nawet, powiem kolegom! A serio: Karol Wielki, władca co to nie gardził okrucieństwem, a kobiety kochał jak wino. Miał jakieś dwadzieścioro dzieci z kilkunastoma żonami, kochankami i konkubinami. A wiadomo, jaki patron... ...takie owieczki. - Są wśród nas faceci, którzy rozbijają się luksusowymi samochodami, cumują jachty w Monte Carlo i szaleją po narkotykach. Ja tylko mogę się przyznać do okazjonalnego pijaństwa, bo wiadomo, po dobrym kwartale jest co i za co świętować. A w pracy? Gdy już wytrzeźwiejecie? A może nie trzeźwiejecie? - Zgoda, w każdym z nas jest natura, namiastka wilka z Wall Street. Historia namiętności i biznesowych niejasności wokół byłego prezesa warszawskiej giełdy to jakiś papierek lakmusowy, przykład zepsucia, ale i realiów w tej branży. Pamiętajmy, że tu się pośredniczy w sprzedaży nieraz wielkich przedsiębiorstw. To nie sprzedawanie lodówek w Media Markcie. Do maklerki czy funduszy trafiają najlepsi, najambitniejsi, którzy widzieli „Wall Street” Stone’a i zobaczą „Wilka” Scorsese. Zobaczą i wzruszą ramionami. Bo skoro w świątyni maklerów tak wałkują, to w małej Polsce małe kombinacje są OK. A są ok? - Nie będę bawił się w moralistę. Występują takie przypadki jak np. ustawianie tzw. „spółdzielni” z innymi kolegami z innych biur maklerskich czy funduszy i wspólne granie na spadki bądź wzrosty. Do
tego wciskanie klientom szmelcu, papierów, które lada miesiąc trafią do syndyka. Wreszcie wykorzystywanie informacji poufnych ze spółek do prowadzenia własnych gier na giełdzie. Za to można trafić do paki? - Można, sam Gekko odsiedział swoje, ale w sequelu „Wall Street” wrócił do śmietanki finansjery jak po swoje. Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) nie jest dla nieuczciwych wystarczającym straszakiem? - Zawsze znajdą się ludzie pokroju szefów niesławnego Art-B, artystów biznesu. Przecież wystarczy założyć spółkę na Cyprze, na miejscowego słupa i przez nią rozgrywać swoje giełdowe partie. I nadzór za Chiny Ludowe nie dojdzie, kto za Cyprem stoi. A Cypr to żaden raj podatkowy, to członek Unii Europejskiej. Zresztą KNF to instytucja niegotowa na ciągły nadzór nad rynkiem, za mało jest tam ludzi, za dużo wewnętrznych procedur. To jest trochę taki ochroniarz, który reaguje gdy w centrum powiadamiania włącza się alarm, że do domu się włamali. Przyjeżdża taki po kwadransie i drapie się w głowę, bo już wszystkie cenne klejnoty wyniesione w pole. A jak się ktoś z naszych, tfu – waszych - zamachnie na bursztynową komnatę? - Nikt się nie zamachnie. Świat polskiej finansjery to pchełka w kontekście rekinów z Wall Street. Szczerze: Gordon Gekko czy wilk Jordan Belfort nie mogli uro█ dzić się w Polsce. Rozmawiał: Witold Skrzat
8
lajfstajl
Monika Toppich współpracownik fundacji "Nowe Media", studentka historii
Miłość do kosmetyków zgubiła już niejedną kobietę. Reklamy telewizyjne, prasowe, billboardy, wreszcie blogi… Zewsząd czai się pokusa. A kobiety – idealne konsumentki, pragnąc piękna ulegają i prowadzone przez wykwalifikowane osoby, że można uznawać je za wyrocznie i kopalnie wiedzy, dzięki którym uczymy się, że nie możemy wylewać na siebie litrów chemii”.
Blog zawiera lokowanie produktu?
Uważny i dociekliwy czytelnik zwróci jednak uwagę: jak to jest, że młoda dziewczyna recenzuje kosmetyki z wyższej półki. W końcu nie każdego stać na marki luksusowe. Wiele firm kosmetycznych nawiązuje współpracę z blogerami, ponieważ to właśnie oni docierają do konsumentów. „Współpraca z blogerami to już powoli standard w produktowych kampaniach promocyjnych. To skuteczne narzędzie dotarcia do grup docelowych, dobra platforma do wymiany opinii o produkcie. Blogosfera cieszy się większym zaufaniem konsumentów niż klasyczne narzędzia PR czy marketingowe. Komentarze, testy, recenzje produktów - zdecydowanie skuteczniej przemawiają do młodych kobiet, które od zawsze wyżej cenią poradę i polecenie danego produktu przez przyjaciółki, mamy czy koleżanki z pracy. Blogerki doskonale wpisują się w ten model, przejmując rolę klasycznej poczty pantoflowej” – mówi Karolina Szaflarska z agencji PR GlobalBrand Institute. Jak przyznają same blogerki, nieuczciwe recenzje zdarzają się niezwykle rzadko. „Zawsze miałam wolną rękę, jeśli chodzi o recenzje kosmetyków, które dostałam do przetestowania” – mówi Marta.
krzyżówka
Bez tego ani rusz!
Według blogowych ekspertek lepiej nigdy nie rozstawać się z balsamem do ust, kremem do rąk i korektorem rozświetlającym. Na nadchodzący sezon przygotujmy pomarańczową szminkę, natomiast w karnawale najmodniejsze kolory w makijażu to śliwka, brudne złoto █ i odcienie szmaragdu.
foto Wikimedia.org/CC
To z potrzeby piękna kupujemy masę kosmetyków i nigdy nie mamy dość. Jeszcze kilka lat temu dziewczyn piszących blogi o urodzie i kosmetykach było w Polsce w granicach 400-500. Dziś są tysiące. Zamieniają się w króliczki doświadczalne i testują na sobie kosmetyki, które później opisują na swoich blogach. Podobno bez ściemy - rzetelnie. Ale czy potrafią to robić? „Recenzje na blogach kosmetycznych są dosyć mało profesjonalne, bo dziewczyny, które je prowadzą opisują jedynie wygląd, zapach i konsystencję kosmetyku, a niestety nie znają jego składu, a co najgorsze - konserwantów, jakie kosmetyki zawierają” – ocenia Anna Dąbrowska, inżynier technologii chemicznej z Politechniki Warszawskiej. Jednak czytając opinie blogerek można mieć wrażenie uczciwie opisanego produktu, zarówno jego wad, jak i zalet. „Wolimy kupić coś polecanego przez kogoś, kto prowadzi bloga i jest, a przynajmniej powinien być, rzetelny. Ile razy same szukałyśmy opinii w internecie przed zakupem konkretnego produktu. Wiadomo, że skóra skórze nierówna i nie na każdym dany kosmetyk będzie działał cuda, a wręcz może mu szkodzić, natomiast bezstronna opinia jest pożądana i pozwala segregować kosmetyki gorsze od tych lepszych” – mówi Marta, autorka bloga „Welcome to My Make-Up World”. Jej opinię podziela Marta z bloga „Let’s Talk Beauty”: „Blogi urodowe to coś na kształt pisemnych babskich plotek - polecamy sobie nawzajem i odradzamy poszczególne mazidła, dzielimy
Służyć białemu panu Monika Toppich
współpracownik fundacji "Nowe Media", studentka historii
Historia to kraje, narody i prezydenci, czy też zwykli ludzie stojący z boku, na pozór tak niewiele znaczący? „Kamerdyner” nie odpowiada na to pytanie, ale podczas oglądania filmu zdecydowanie ciekawszy jest wątek głównego bohatera niż cała historia Stanów Zjednoczonych. Młody Cecil Gaines dorasta na plantacji należąc do „niższej” rasy czarnych robotników, którzy nie mają żadnych praw. Kiedy jeden z białych plantatorów gwałci jego matkę, a następnie zabija ojca, Cecli zostaje przeniesiony do domu plantatorów, gdzie uczy się służby i nazywany jest dosadnie „domowym czarnuchem”. W 1926 roku nie mogąc znieść sytuacji, opuszcza południe Stanów w poszukiwaniu lepszego życia.
Przecież on jest rośliną, niech go pani lepiej odda, są takie specjalne ośrodki... Ale on reaguje na to, co do niego mówię, jak przygotowuję obiad... Proszę pani, mój pies też się ślini, kiedy widzi, że robię obiad Kiedy Mateusz się urodził, lekarze wydali na niego wyrok – porażenie mózgowe – nie będzie chodził, mówił, nie będzie też świadomy tego, co go otacza. Wbrew brutalnej diagnozie rodzice Mateusza (w tych rolach Dorota Kolak i Arkadiusz Jakubik) nieustannie do niego mówią i pokazują mu zewnętrzny świat, dzięki któremu chłopiec rozwija się prawidłowo pod względem intelektualnym, choć nie jest w stanie w żaden sposób tego okazać. Rozpoczyna więc nierówną, wieloletnią walkę o możliwość komunikowania się z otoczeniem i poznawania świata. Nie jest to film łatwy i przyjemny, to trudne polskie kino, z mnogością wątków – każdy z bohaterów ma swoją własną historię i niemal wszystkie warte są opowiedzenia - akcja rozgrywa się na tle ważnych wydarzeń historycznych i przemian ustrojowych, a Mateusz siedząc na parapecie bacznie obserwuje otoczenie.
Emilia Reklamy kosmetyków kuszą niezwykle długi- się doświadczeniami. Ale oczywiście bez truWiśniewska mi rzęsami, wieczną młodością, lśniącymi wło- du można wskazać blogi na tyle specjalistyczne
Babskie ploteczki w sieci
Nie chce się żyć
Niesamowita pokora i oddanie pracy doprowadzają go do funkcji kamerdynera w Białym Domu. Służąc kolejnym prezydentom USA i ich rodzinom jest niemym świadkiem historii – konfliktów międzynarodowych i napięć na tle rasowym, które przez dziesięciolecia wstrząsają opinią publiczną. Widzi zmagania o prawa obywatelskie będąc bardzo blisko tych, którzy wydają decyzje, a jednak jest zupełnie bezsilny. Może tylko milczeć i służyć. Jednocześnie stara się być dobrym ojcem i mężem, jednak rodzina nie potrafi pogodzić się z jego poddańczą postawą. Choć gdyby się przyjrzeć dokładniej, można zauważyć, że Gaines prowadzi swoją własną, cichą walkę.
Ten film to fenomenalny popis jednego aktora - Forest Whitaker jest bezkonkurencyjny, mimo że amerykańskie gwiazdy wzięły sobie chyba za punkt honoru, żeby znaleźć się w obsadzie „Kamerdynera”. Jednym problemem jest fakt, że próba opisania tak wielu lat historii USA okazała się nieudana - przez wiele ważnych wydarzeń twórcy po prostu przebiegli, przez co widz może odczuwać spory niedosyt. Być może jednak dzięki temu film spodoba się zarówno osobom lubiącym historię, jak i tym, którzy po prostu chcą obejrzeć dobrą produkcję i nieco się nad nią zastanowić. Bo jest się nad █ czym zastanawiać. Kamerdyner reż. Lee Daniels,USA 2013
Bez wątpienia jest to film jednego aktora. Dawid Ogrodnik zagrał fenomenalnie, bez przekoloryzowań, bez nadmiernego patosu. Choć nie mówi w filmie ani słowa, widz ma wrażenie, że mówi wszystko, samym spojrzeniem i mimiką. Wszyscy inni ludzie, muzyka, która tylko czasem odgrywa ważniejszą rolę, czy surowe zdjęcia pokazujące jeszcze bardziej surowy świat, są tylko tłem dla zmagań Mateusza, który w najbardziej kryzysowych momentach powtarza: „Dobrze jest”. Po wyjściu z sali kinowej chce się żyć, nagle uświadamiasz sobie, że przecież wszystkie problemy nie są aż tak istotne, gdy jest względne zdrowie, niezła praca i paru fajnych ludzi wokoło. Z drugiej strony nie chce się żyć, kiedy patrzy się na znieczulicę, która skazała Mateusza, niczym bohatera książki „Motyl i skafander” na życie przez ponad dwadzieścia lat w zamkniętym skafandrze komunikować z otoczeniem, słyszał tylko, █ własnego ciała. I choć rozumiał, starał się że przecież „jest rośliną”.
foto Youtube
Kosmetyki pod przykrywką
sami i pięknem nasyconych kolorów na ustach, studentka oczach… I jak tu nie dać się zwabić? Tylko skąd studiów wiadomo, której reklamie zaufać? Ponoć telepodyplomowych wizja kłamie – to może tej w prasie, internecie? SGH A może by tak przeczytać recenzję. Przecież na pewno ktoś już wypróbował kosmetyk, którego i ja potrzebuję. Blogi urodowe, tak jak modowe, przez ostatnie lata zyskały na popularności.
9
recenzja
Chce się żyć reż. maciej Pieprzyca, Polska 2013
10
sport
ZA I PRZECIW OLIMPIADZIE W ZAKOPANEM
absolwent UW i SGH, specjalista od marketingu sportowego
Oslo, Sztokholm, Lwów i kazachskie Ałmaty to potencjalni rywale Krakowa i Zakopanego w wyścigu, którego zwycięzca zorganizuje zimowe igrzyska w 2022 roku. Czy Polska znów stanie się areną wielkiej sportowej imprezy? Tak! I wbrew pozorom możemy na tym tylko zyskać! Po Euro 2012 aż 91 proc. Polaków deklarowało w badaniach chęć ponownego goszczenia podobnego wydarzenia. Stadiony, kilkuletnie skrócenie terminów budowy i renowacji dróg czy dworców, przełamanie administracyjnego „imposybilizmu”, zwiększenie liczby odwiedzających nas turystów to namacalne efekty, trudne do zakwestionowania. Okazało się, że da się „coś sensownego zrobić” ze stadionem X-lecia. W centrum Warszawy zamiast komunistycznej budowli stoi dziś jeden z lepszych obiektów sportowych na świecie. Dla Krakowa, Zakopanego i całej Małopolski takim symbolem może stać się zapowiadana od wielu lat przebudowa słynnej „zakopianki”. Nie dały jej rady rządy SLD, PiS, PO czy AWS. Ale niemoc przełamać może pozytywna decyzja MKOl.
Kurort plus marka
Nie można zapominać, że nasza oferta przygotowana jest wspólnie ze Słowakami. To duży atut i korzyść: to w tamtejszych Tatrach, posiadających już dobrą narciarską infrastrukturę rozegranych zostanie około 1/5 wszystkich konkurencji. Zatem my nie musimy budować stoków i wyciągów. Ponadto MKOl szuka nowych lokalizacji, bo jest kilka miejsc
w Europie, gdzie igrzysk jeszcze nie było. Tu, podobnie jak w przypadku Euro 2012, przeważyć mogą argumenty marketingowe, telewizyjne, sponsorskie. Polska i Słowacja to ciekawe rynki dla firm działających w obszarze sportów zimowych. Kraków i Zakopane to wbrew pozorom niezwykła kombinacja. Z jednej strony górski kurort oblegany od lat przez turystów, znany dobrze w Europie Wschodniej czy w Rosji. Z drugiej najbardziej rozpoznawalna polska turystyczna marka za granicą. Miasto, które o każdej porze roku przeżywa najazd odwiedzających, z dobrym lotniskiem i dworcem. Z doświadczeniem w organizacji największych pielgrzymek w tej części świata, wielkich koncertów i światowych festiwali. Z bagażem przemyśleń po Euro 2012, kiedy goszczono reprezentację Anglii, Włoch i Holendrów wraz z 300 tys. kibiców. Za chwilę to Kraków zorganizuje dużą część siatkarskich mistrzostw świata (2014) i Światowe Dni Młodzieży (2016). To także tam w tym roku oddana zostanie do użytku najnowocześniejsza hala sportowa w Polsce, która może przyjąć wszystkie konkurencje rozgrywane w trakcie igrzysk na lodzie.
Setki Małyszów
W wywiadzie dla portalu detalks.pl zastępczyni prezydenta Krakowa – Magdalena Sroka – stwierdziła, że „zimowe igrzyska olimpijskie jako marka sprawdzają się w promocji miasta (…) przez kilka lat wzbudza ono medialne zainteresowanie na całym świecie”. Trudno się z tym nie zgodzić. Skoro hala już będzie, a Kraków wielkiej promocji nie potrzebuje, to oszczędzamy spore kwoty. Do tej pory igrzyska najlepiej sprawdzały się w dużych miastach: Turyn 2006, Nagano 1998 czy Vancouver 2010. Kraków może być zatem kluczowym elementem naszej kandydatury. Euro 2012 i siatkarskie mistrzostwa świata 2014 to także źródło wskazania słabych stron i miejsc, gdzie poniesiono straty. Dzięki nim można będzie łatwiej wskazać czerwone punkty na mapie organizacji igrzysk. Aż 40 proc. kosztów organizacji to dotacja z MKOl (całość - jak szacuje polski komitet aplikacyjny - to około 5,5 mld zł), około 1 mld wydać trzeba na infrastrukturę, ale tu też sporo można współfinansować ze środków UE. Liczby, pieniądze, drogi, turyści – w tej układance nie możemy zapominać o najistotniejszym wątku: sportowym. Jeżeli nasza reprezentacja będzie słaba, to i zaintereso-
Skok cywilizacyjny? Skok, owszem - w przepaść Jarosław Gajewski
wicenaczelny "Konceptu"
Każda nacja ma swoje zady i walety. Pośród wielu naszych, powszechnych i charakterystycznych na poczet tego paszkwilnego tekstu wymienię tylko dwie: ułańską fantazję i nieziemską umiejętność odnajdywania dróg na skróty Oczywiście, obie mają swoje chwile chwały: z ułańskiej fantazji zrodził się mit bitnego Polaka (począwszy od odsieczy wiedeńskiej po hohoho, albo i dalej). Drogę na skróty poznajemy na własnej skórze goniąc obleśnie bogaty Zachód w rozwoju gospodarczym. Niestety, obie też mają swoje chwile obciachu. I tu dochodzimy do pomysłu organizacji w Polsce zimowych igrzysk olimpijskich w 2022 roku.
Tor bobslejowy, czyli zakopianka
Po co w Polsce zorganizować raz czy drugi puchar, czy mistrzostwa świata w kliku dyscyplinach zimowych (hokeju, snowboardzie, narciarstwie alpejskim, łyżwiarstwie figurowym, czy nawet curlingu) i przetrzeć się sportowo, logistycznie, ekonomicznie. Nieeee. My tam woli-
wanie Polaków igrzyskami będzie mniejsze. Olimpiada, bazując na błędzie popełnionym przed Euro 2012, kiedy turnieju nie wykorzystano jako koła zamachowego dla polskiego futbolu, może wywołać duży skok jakościowy i ilościowy w polskich sportach zimowych. Państwo nie będzie oszczędzać i wyłoży duże środki na bazę treningową, szkolenie młodzieży, popularyzację zimowych dyscyplin. Może uda się wskrzesić polski hokej? A może objawi się nowa Justyna Kowalczyk? W tej chwili tylko skoczkowie gwarantują nam emocje i medale. W sejmowych gabinetach i ministerialnych korytarzach już słychać o Narodowym Programie Sportów Zimowych. W 2022 roku możemy być regionalną sportową potęgą.
Fundacja Inicjatyw Młodzieżowych
Zakopianka zostanie na zawsze
Racjonalna organizacja, siły mierzone na zamiary, wydatki zgodne z możliwościami, zwiększenie w dłuższej perspektywie ruchu turystycznego, dobre wykorzystanie możliwości, jakie daje współpraca ze Słowakami, znalezienie tego, na czym da się zarobić. Jeżeli w 80 proc. spełnimy te wymagania, to igrzyska 2022 będą wielkim sukcesem Polaków. A droga łącząca Kraków z Zakopanem █ pozostanie już na zawsze.
Sondaż jest najważniejszy!
Wymachuje się sondażami opinii publicznej, że ok. 90 proc. Polaków chce organizacji w Polsce tych igrzysk. Ale przecież od czasów starożytnego Rzymu wszem i wobec wiadomo, że gawiedź zawsze chciała, chce i będzie chciała „chleba i igrzysk”. Poważne i dojrzałe traktowanie społeczeństwa wymagałoby zrobienia tego, co uczyniły takie kraje jak Szwajcaria, Norwegia i Niemcy. Czyli jeszcze przed zgłoszeniem oficjalnej aplikacji kraju, przeprowadzenia referendów wśród mieszkańców regionów, w których planowane jest zorganizowanie zimowej olimpiady A.D. 2022. Mieszkańcy Davos i Saint Moritz oraz Monachium powiedzieli „nie”, zatem władze Szwajcarii i Niemiec, szanując opinie swoich obywateli, wycofały się już na wstępie. Mieszkańcy Oslo zagłosowali na „tak” (choć przewaga była ledwie kilkuprocentowana), więc Norwegowie złożyli swojej papiery w MKOl-u. My złożyliśmy po jednym ogólnopolskim sondażu opłaconym przez rząd, a pomysł lokalnego referendum w Małopolsce jest przez Ministerstwo Sportu i władze Krakowa po prostu wyśmiewany.
my wszystko albo nic! Jak pić, to na całość, a nie sączyć drinki z palemką. Że będzie trzeba na prędce sklecić większość reprezentacji do poszczególnych dyscyplin (oprócz skoków zapewne i biegów), nie takie porażki już przeżywał polski kibic! Że „zakopianka” fragmentami jest węższa od toru bobslejowego, którego zresztą nie mamy? Oj tam, oj tam – się wygra, się będzie martwić. Po to ma być ta olimpiada, byśmy dokonali kolejnego skoku cywilizacyjnego, nie? Irytujące są zwłaszcza dwie rzeczy, obie dotyczą decydentów w Polsce. Jedna to traktowanie społeczeństwa przedmiotowo, albo jeśli ktoś woli bardziej dosadnie – jak stada baranów. A druga to podejście do zarządzania i ekonomii, albo jak ktoś woli bardziej dosadA koszty rosną, rosną, rosną nie – traktowanie społeczeństwa jak staPolska ma wydać na igrzyska 18 mld złoda dojnych krów. tych, 3 dołoży MKOl. Same koszty wszyst-
kich prac zrealizowanych do dnia wydania werdyktu pochłoną 150 mln zł. Wszyscy decydenci murem stojący za Krakowem 2022 podkreślają jak mantrę, że poprawi się infrastruktura, wybudowane zostaną drogi, obiekty, powiększone zostanie lotnisko w Balicach, powstaną nowe miejsca pracy, etc. Problem jednak w tym, co twardo udowodniło dwoje ekonomistów z Uniwersytetu w Oksfordzie. Allison Stewart i Bent Flyvbjerg wykazali, że koszt organizacji wszystkich igrzysk olimpijskich w latach 1960-2012, był średnio o 179 proc. wyższy od deklarowanego w zatwierdzonym kosztorysie. To by się nawet zgadzało, bo po co góral ma sprzedać hektar ziemi pod rozbudowę „zakopianki” za pół miliona złotych w normalnych czasach, kiedy będzie mógł sprzedać za 10 mln w okresie gorączki przedolimpijskiej?
Urzędnik nasz Pan
Kraj na dorobku, jakim jesteśmy musi planować i realizować inwestycje rentowne i efektywne, nawet te sportowe. Czy ktokolwiek z Was słyszał, żeby została przygotowana jakaś analiza SWOT tego przedsięwzięcia, opracowana przez speców od finansów i gospodarki? Rządzą wszystkim urzędnicy, którzy nie chcąc, albo nie potrafiąc profesjonalnie wypełniać swoich obowiązków na co dzień (patrz symboliczna niemoc w rozbudowie „zakopianki”), chwytają się krzykliwych okazji, by za o wiele większe pieniądze niż te, którymi dysponują w rocznym budżetach, stawiać obiekty jednorazowego użytku i realizować inwestycje przepłacone. O. I z tego właśnie, że na olimpiadzie tej zależy najczęściej tym, którzy są bardziej do dupy, a nie do rządzenia, wynika moje „nie”. █
Rozpoczęła się integracja branży pism uczelnianych Jakub Greloff
foto Wikimedia.org
Polska Małysza chce olimpiady Mikołaj Różycki
11
konferencja
Jak dostosować pismo do zmian zachodzących w polskich mediach? Jak przeprowadzić ciekawy wywiad? Jak realizować misję dziennikarską? Jak skutecznie przygotować kampanię społeczną? Jak dokonywać selekcji informacji i wyboru tematu? Odpowiedzi na te wszystkie pytania poznali uczestnicy Ogólnopolskiej Konferencji Gazet Akademickich i Studenckich. Fundacja Inicjatyw Młodzieżowych (FIM) po raz pierwszy zorganizowała wspólną branżową konferencję zarówno dla studentów, jak i dla pracowników nauki, skupionych wokół uczelnianych pism. Miała ona miejsce w Warszawie w dniach 14-15 grudnia. Program konferencji przygotował zespół znanych i cenionych dziennikarzy takich jak: Bogdan Rymanowski (TVN 24), Eliza Olczyk (Rzeczpospolita), Piotr Gursztyn (Do Rzeczy), Michał Szułdrzyński (Rzeczpospolita), Wiktor Świetlik (Koncept) czy Jacek Karnowski (wSieci). Trenerzy OKGAIS koncentrowali się na podnoszeniu kompetencji zarówno redaktorów, jak i wydawców pism. W programie znalazły się m.in. warsztaty polegające na rozwiązywaniu codziennych problemów uczelnianych redakcji. Podczas konferencji rozpoczęły się również konsultacje na temat konsolidacji branży prasy studenckiej i akademickiej. Przy realizacji przedsięwzięcia współpracowały: Parlament Studentów Rzeczypospolitej Polskiej, Samorząd Studentów Uniwersytetu Warszawskiego, a także Fundacja Rozwoju Systemu Edukacji, Santander Universidades i Proto. Konferencja zakończyła się rozdaniem certyfikatów zatwierdzonych przez Stowa█ rzyszenie Dziennikarzy Polskich.
wykład Bogdana Rymanowskiego z TVN
w konferencji wzięło udział 40 osób z całej Polski
12
finisz
igor zalewski
felietonista
lekcja zalewskiego
Europa kaput! Lubię Europę i dlatego bardzo się o nią martwię. Jest stara, gruba, zmęczona i wytatuowana. Ale chyba najgorsze jest to, że przestaje być sobą. Ano tak. Podobno Bruksela zakazuje wędzenia. Głupia
sprawa, bo akurat mój szwagier kupił sobie wędzarnię i zaczął wędzić. Przyznaję, fajne rzeczy mu wychodziły. Dobre na zakąskę, a nawet tak po prostu do niezdrowego jedzenia. No i niestety szwagier już niedługo stanie się
przestępcą, a wraz z nim całkiem spora grupa ludzi z Polski i nie tylko. Zabawne, że robienie kiełbasy na działce albo w ogrodzie u chłopa będzie nielegalne, ale dodawanie chemicznych poprawiaczy do pseudowędlin produ-
kowanych w fabrykach jest jak najbardziej w porządku. Wędzenie nie jest może istotą europejskości, ale wolności już tak. Tymczasem Bruksela uporczywie i konsekwentnie zakazuje coraz to więcej i bardziej. To mi pachnie Wschodem, i to tym Dalekim, a nie Europą. Ale szczerze mówiąc z zupełnie innego powodu zrozumiałem, że Europa nie ma przyszłości. Bo jednym z fundamentów naszego kontynentu jest – tak to nazwijmy – pruski militaryzm. Był to ewidentny wkład naszych sąsiadów do naszej europejskiej skarbnicy. Nie bez powodów, jak się jakiś naród okcydentalizował, to organizował swoją armię na sposób niemiecki. Turcy, a raczej młodoturcy sprowadzali sobie wojskowych instruktorów z Rzeszy, a podobnie postępowali Japończycy w epoce Meiji. Niemiecka armia, od czasów Fryderyka Wielkiego była gwarantem solidności, skuteczności i – przede wszystkim – absolutnie niezrównanej organizacji.
sy. Bez większych problemów, zupełnie naćpany, dostał się do Airbusa i tam najpierw odtańczył taniec na skrzydle, a potem bawił się guziczkami w kabinie pilotów. O mało nie uruchomił silników. Aha, w ten sposób rozpraszał ból, będący wynikiem porzucenia go przez dziewczynę. Turek imprezowa ł sobie w kanclerskim samolocie kilka godzin, a w czasie balangi rozebrał się do slipek i zalał wnętrze airbusa pianą z gaśnic przeciwpożarowych. Co ciekawe, w dość wczesnej fazie zabawy uruchomił specjalny sygnał alarmowy, ale najlepsza armia świata, ta, która podczas dwóch wojen światowych walczyła samotnie z prawie całą Ziemią, zareagowała bardzo ospale i odbiła samolot, kiedy bibka zmierzała już do końca. To oczywiście wygląda zabawnie, ale jest tragiczne. Pokazuje bowiem skalę upadku Europy i siłę letargu, w jakim jest pogrążona. Czy można sobie wyobrazić podobną sytuację w USA? Oczy-
Bruksela zakazuje coraz więcej, a to pachnie Wschodem - i to tym dalszym, a nie Europą No i kilka miesięcy temu stała się rzecz następująca. Na wojskowym lotnisku w Kolonii stał sobie niemiecki odpowiednik Air Force One. To znaczy Airbus A 319 kanclerz Angeli Merkel. To rzecz jasna najpilniej strzeżony niemiecki samolot. Tymczasem pewnego letniego wieczorku, bez większego problemu przeniknął do niego turecki kulturysta. Gdybyż był chociaż szpiegiem, który pokonał wszelkie zabezpieczenia dzięki misternemu planowi i ultranowoczesnej technologii. Lecz nic z tych rzeczy, był po prostu dość tępym osiłkiem, obficie zaopatrzonym w marihuanę i tabletki ecsta-
wiście gość zostałby zastrzelony w piętnastej sekundzie zajścia i w ogóle byśmy o nim nie usłyszeli. Albo siedziałby teraz w Guantanamo i też nie wiedzielibyśmy o jego istnieniu. Albo proszę sobie wyobrazić, że porzucony przez narzeczoną pijaczek włamuje się w 1943 roku do specjalnego pociągu Adolfa Hitlera „America” i urządza tam sobie libację z wegetariańską zakąską. Dość mało prawdopodobne, prawda? Jeśli taka historia przytrafia się dzisiaj Niemcom, tym od ordnungu i tradycji militarystycznych, to oznacza tylko jedno: █ Europa kaput.
Rozwiązanie krzyżówki z strony 9: „Niech to będzie wasz rok”
dwutygodnik akademicki Wydawca: FIM, adres redakcji: ul. Solec 81b; lok. 73A, 00-382 Warszawa, Redakcja: Wiktor Świetlik (red. nacz.), Jarosław Gajewski (zast. red. nacz.), Anita Sobczak (sekr. red.), Jakub Biernat, Mateusz Zardzewiały, Emilia Wiśniewska i inni, projekt graficzny: Piotr Dąbrowski, email: redakcja@gazetakoncept.pl, www.gazetakoncept.pl Aby poznać ofertę reklamową prosimy o kontakt pod adresem: reklama@gazetakoncept.pl Osoby zainteresowane dystrybucją „konceptu” na uczelniach, prosimy o kontakt pod adresem: redakcja@gazetakoncept.pl
Nasz „KONCEPT” jest monitorowany przez: