Koncept nr 22

Page 1

jesteśmy dostępni na 30 uczelniach!

nr 22 24 marca 2014 -7 kwietnia 2014 Znajdź nas na facebook.com

w tym numerze: Bardziej niż normalne

Pytanie godne najtęższych głów i najgorętszych debat filozoficznych: co jest bardziej na bakier z prawem – policja swobodnie penetrująca kampusy, czy spożywanie procentów w miejscu str. 2 publicznym? Wiktor Świetlik

Nagle okazało się też, że kompletnie nie wiadomo, w jakim stanie jest obronność i w jakim stanie jest nasza edukacja wojskowa str. 3

foto Marcin Makowski/Monolith Films

Czy jesteśmy gotowi? - No dobra, zabawa się skończyła. Pobawiliśmy się, segregując śmieci, roztkliwiając się nad glutenem, płacząc nad dziurą ozonową, paradując na paradnych paradach z piórami w tyłku, fajnie było, a teraz Wowa Putin przypomniał nam, na czym polega prawdziwe życie. Jesteś słaby, to giniesz – tych słów nie napisał żaden z wojskowych, miłośników armii ani konserwatywnych dziennikarzy. To Marcin Meller, publicysta znany z raczej liberalnych poglądów i umiłowania liberalnego, miejskiego trybu życia. Chyba dobrze oddają one stan ducha dużej części polskich elit, które dziś odkrywają, że fakt, iż będziemy starali się „być jak najbardziej europejscy”, w żaden sposób nie pomoże nam w obliczu zagrożenia militarnego. Okazało się także, że w polityce i historii, inaczej niż w niektórych bajkach, niewymienianie nazwy potwora i niepatrzenie na niego, wcale nie sprawia, że się on nie pojawi. W tej sytuacji w oczywisty, skrajnie mocny sposób powraca

wypadku w pozycji ustalonej. Pozornie „pacyfistyczne” społeczeństwa zachodnie kształcą struktury obrony terytorialnej i obrony cywilnej, dziś w Polsce kojarzące się raczej z peerelowskimi absurdami niż potrzebą czasu. Więcej optymizmu dają w dzisiejszym „Koncepcie” Mikołaj Różycki i Barbara Acher-Chandy. Pierwszy wymienia organizacje harcerskie i paramilitarne w Polsce, w tym... grupy rekonstrukcyjne. To w sumie ogromna rzesza młodych ludzi, mogących w naturalny sposób stać się liderami nowego społeczeństwa, mającego lepszą świadomość, że inaczej niż w raju w świecie doczesnym wolność i bezpieczeństwo wymagają bycia uzbrojonym i przygotowanym. Druga autorka wskazuje na konieczność symbiozy nauki z biznesem, a uważa się, że główną lokomotywą może tu być przemysł obronstr. 4-5 ny. █

Przesłanie bohaterów „Kamieni na szaniec” dziś okazuje się dużo bardziej aktualne niż ktokolwiek spodziewałby się jeszcze dwa miesiące temu. O szkoleniu wojskowym i gotowości do walki młodych Polaków do tej pory rozmawialiśmy jako o archaicznym nudziarstwie. Tym brutalniejszy może być powrót do rzeczywistości, który może nam zafundować nadchodzący burzliwy czas pytanie o stan przygotowania kraju, a co za tym idzie, kondycję naszej edukacji obronnej, począwszy od przysposobienia obronnego, poprzez tworzenie zrębów obrony terytorialnej, aż po edukację elit wojskowych. Doktor Dominik Smyrgała, ekspert od bezpieczeństwa narodowego piszący na łamach tego numeru

„Konceptu” nie stawia nadmiernie optymistycznej diagnozy. Dzisiejsza Polska to kraj ludzi rozbrojonych. Posiadanie broni kojarzy się z posiadaniem psychopatycznych zdolności i dostępne jest nielicznym. Efektem przysposobienia obronnego w szkołach jest fakt, że duża część ich absolwentów nie jest w stanie ułożyć ofiary

Nie warto być hipsterem Niestety nie każdy wie, że nadal aktualne jest przysłowie „Jak cię widzą, tak cię piszą”. Coraz częściej widuję w teatrze, a nawet – o zgrozo! – w operze, osoby w dżinsach, kobiety w sandałkach

z gołymi stopami, mężczyzn w trampkach i T-shircie założonych do garnituru… Owszem, to styl „street fashion” – ale bycie hipsterem nie popłaca. Nie wiemy jak ubrać się na spotka-

nie biznesowe, chcemy być trendy i cool, ale może lepiej być po prostu eleganckim? Kreowanie własnego ja poprzez styl ubierania się jest dobrym pomysłem. I mimo że o gustach się nie dysku-

tuje, to jednak kopiowanie i jednoczesne zatracanie elegancji jest nudne, a w niektórych przypadkach wręcz █ nie do przyjęcia.

str. 8

Monika Toppich

„Zniewolony” nie jest filmem na spokojne weekendowe popołudnie z paczką popcornu. Jeśli ktoś chce go zobaczyć, musi być świadomym konsekwencji - trudno po nim iść na romantyczną randkę str. 8 Igor zalewski

O mandacie w Brukseli marzy każdy polityk i dla jego zdobycie jest gotów wypić na wizji własny mocz albo zrobić każde inne możliwe świństwo czy bzdurę str. 12

!

W środku krzyżówka

Na co nam ta cała liga?

A jednak co tydzień w sezonie rytuał powtarza się: psioczymy, wyśmiewamy, ale karne 100 tys. ludzi maszeruje na stadiony, by z trybun oglądać polską kopaninę. Kolejne kilkaset tysięcy ślęczy przed telewizorami, oglądając zmagania ukochanych klubów, dziennikarze z wypiekami na twarzy zaczerniają papier i serwisy internetowe. A więc - choć utytłana w błocie i obita na klepisku, piłka na Polaków wciąż działa niczym kokaina. Co zrobić, co zmienić, by choć czasem zamiast kaca po meczu była euforia? Jak uzdrowić polską piłkę ligową? str. 11


2 było, jest, będzie starter

„Wsparcie w starcie” – studenci ruszyli po kasę Pierwszych 20 studentów i absolwentów uczelni dostało już 1,1 mln zł pożyczek z pilotażowego programu ministerstwa pracy „Wsparcie w starcie”, którym zarządza Bank Gospodarstwa Krajowego. Na rozpatrzenie czeka kolejnych 108 wniosków. Jakie biznesy będą rozkręcane za pozyskane pieniądze? Oto kilka przykładów. Absolwentka ASP, a zarazem blogerka kulinarna, zainwestuje 40 tys. zł w swój internetowy i tradycyjny sklep ze zdrową żywnością. Student ostatniego roku Politechniki Lubelskiej dostał 60 tys. na założenie pracowni projektowej. Absolwentka Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku 60 tys. przeznaczy na otwarcie gabinetu stomatologicznego. Z kolei absolwent Politechniki Krakowskiej 52 tys. zł przeznaczy na firmę oferującą live streaming. Program „Wsparcie w starcie” adresowany jest do studentów i absolwentów uczelni. Mogą oni dostać pożyczkę do 60 tys. zł na start biznesu i 20 tys. zł na zatrudnienie pracownika. Okres spłaty to 7 lat. Oprocentowanie pożyczki to 0,69 proc. w skali roku. Dodatkowy atut - spłatę można zawiesić nawet na rok. Teraz program działa wprawdzie tylko w 3 województwach: świętokrzyskim, małopolskim i mazowieckim, ale za kilka miesięcy hulać ma w całej Polsce.

Pula dodatkowych stypendiów dla studentów z Ukrainy - Dziękuję za to, co robicie, za wasze wysiłki we wspieraniu Ukrainy. Naukowcy z Ukrainy

patrzą dziś z nadzieją na dalszą współpracę z Polską – powiedział były już ambasador Ukrainy Markijan Malski przy okazji spotkania z minister nauki prof. Leną Kolarską-Bobińską, która z kolei poinformowała, że polski rząd uruchomił interwencyjną pulę stypendiów, przeznaczonych dla studentów ukraińskich, relegowanych ze swoich uczelni. - Gdyby zaszła taka uzasadniona konieczność, jesteśmy gotowi do przedefiniowania zasad przyznawania tych stypendiów – zadeklarowała Kolarska-Bobińska. W trakcie spotkania dyskutowano też o tym, jak polskie środowisko naukowe może szerzej wspierać Ukrainę w kształceniu ekspertów np. od polityki i prawa europejskiego, zarządzania czy administracji publicznej, a także jak wzmocnić polsko-ukraińską współpracę badawczą. W naszym kraju studiuje ponad 14 tysięcy studentów z Ukrainy, ok. 3 tysięcy z nich korzysta ze wsparcia m.in. zwolnień z opłat na studia i różnego rodzaju stypendiów. Redakcja „Konceptu” nie śmie nawet sądzić, że spotkanie było efektem naszego apelu opublikowanego w poprzednim numerze, ale cieszy każdy konkret w pomocy dla ukraińskich studentów i młodych naukowców.

mii Technicznej, która na zlecenie ministerstwa obrony będzie kształcić od października studentów na kierunkach kryptografii, bezpieczeństwa systemów IT i cyberzagrożeń. Specjaliści od bezpieczeństwa informatycznego podkreślają bowiem, że Polska nie dysponuje własnymi rozwiązaniami w tej dziedzinie, a wszystkie systemy służące np. szyfrowaniu, czy cyberbezpieczeństwu kupowane są przez nas z zagranicy. – Musimy mieć własne rozwiązania, żeby nikt nie mógł naszych systemów wojskowych podsłuchać, przejąć, zakłócić bądź wyłączyć – uważają przedstawiciele Narodowego Centrum Kryptologii. Sygnatariusze wspomnianej umowy dodają, że choć wyniki pracy kryptologów służą głównie obronności, to szybko zasilają również sferę cywilną, związaną m.in. z bezpieczeństwem bankowości i gospodarki. - Dzisiaj wszystko wycieka, więc trzeba sobie radzić za pomocą kryptografii. Ważne dane trzeba kodować i tak zabezpieczać, żeby utrudnić dotarcie do nich hakerom – uważa rektor Politechniki Warszawskiej, prof. Jan Szmidt. Absolwenci tych „wrażliwych” specjalizacji z obszaru IT od lat nie mają żadnych problemów ze znalezieniem atrakcyjnych ofert pracy.

240 mln zł Polska chce kształ- na projekty cić więcej speców od badawcze Centrum Nauki przecyberbezpieczeń- Narodowe znaczy 240 mln zł na finansowanie projektów badawczych stwa i szyfrów w ramach konkursów: OPUS, Uniwersytet Warszawski oraz Politechniki: Warszawska i Wrocławska podpisały umowę z Narodowym Centrum Kryptologii. Wymienione ośrodki akademickie utworzą wspólne laboratoria i opracują programy badawcze. Celem jest powstanie „narodowych innowacji technologicznych w obszarze bezpieczeństwa”. Tym samym, „cywilne” uczelnie dołączą do Wojskowej Akade-

PRELUDIUM i SONATA. - Jesteśmy nastawieni na finansowanie badań podstawowych, które ukierunkowane są na zrozumienie, jak świat funkcjonuje, jak funkcjonują ludzie i społeczeństwa. Warto odważnie uprawiać naukę, bo dzięki temu posuwamy świat do przodu – podkreśla dyrektor NCN prof. Andrzej Jajszczyk. W konkursie OPUS - który każdego roku cieszy się naj-

większą popularnością - udział może wziąć każdy badacz, niezależnie od posiadanego stopnia, dorobku czy doświadczenia naukowego. Finansowany może być m.in. zakup lub wytworzenie aparatury badawczej niezbędnej do przeprowadzenia badań. Budżet OPUS-a to 180 mln zł. PRELUDIUM skierowany jest do osób rozpoczynających karierę naukową, które nie uzyskały jeszcze stopnia naukowego doktora. Na realizację konkursu przeznaczono kwotę 30 mln zł. Okres realizacji badań nie może przekraczać 12 miesięcy, a wysokość finansowania pojedynczego projektu musi mieścić się w przedziale od 50 do 150 tys. zł. W SONACIE wnioskodawcą może być badacz ze stopniem naukowym doktora, uzyskanym nie wcześniej niż 5 lat przed datą złożenia wniosku. Naukowcy mogą się ubiegać o środki finansowe na stworzenie rozwiązania umożliwiającego prowadzenie innowacyjnych badań lub zakup nowoczesnej aparatury. Wśród wnioskodawców SONATY zostanie rozdysponowane 30 mln zł. Termin składania wniosków na wszystkie konkursy upływa 17 czerwca.

Obcokrajowcu, studiuj inżynierię u nas! Podczas Konferencji Rektorów Polskich Uczelni Technicznych podpisano porozumienie w sprawie wspólnego szukania kandydatów na studia za granicą. Dokładnie 13 polskich uczelni technicznych zaangażowało się w program „Study engineering in Poland”. Swoimi specjalnościami chcą przyciągnąć studentów z zagranicy. Podpisanie porozumienia przez rektorów uczelni technicznych jest wynikiem corocznego spadku liczby kandydatów na studia. Problem dotyczy przede wszystkim studiów niestacjonarnych, a polibudy potrzebują dodatkowych pieniędzy, bo dotacje, które otrzymują, nie wystarczają na bieżącą działalność naukową.

BARDZIEJ NIŻ NORMALNE Pakuje powietrze Walijska uczelnia My też mamy w puszki i zarabia na Mauritiusie swojej atuty Dajcie spokój stażom, grantom i robocie na „śmieciówkach”. Pewien francuski student zarabia kokosy sprzedając powietrze ze swojej rodzinnej wioski w puszkach. Zgarnia 5 euro za sztukę, a za limitowaną wersję nawet pięć razy więcej. Sukces inicjatywy nie bierze się jednak z niepowtarzalnej jakości powietrza w wiosce, tylko z tego, że francuska nazwa wioski bardzo przypomina pewną część ciała. I nie są to plecy. „Powietrze z………..” – resztę nazwy produktu dopowiedzcie sobie sami.

No wątpimy, by ktoś przebił walijski Uniwersytet Aberystwyth w skuteczności pozyskiwania studentów z zagranicy. Otóż w ramach podnoszenia atrakcyjności studiów, władze uczelni otworzą swoją placówkę naukową na… Mauritiusie (Ocean Indyjski). – To idealne miejsce, żeby przyciągnąć zagranicznych studentów, którzy nie są w stanie podróżować do Wielkiej Brytanii – tłumaczą władze walijskiego uniwersytetu. Czeka nas zatem radykalna zmiana lidera w geografii emigracyjnej młodych Polaków.

Polskie uczelnie też są bardzo atrakcyjne dla obcokrajowców. Problem w tym, że część z nich nie przyciąga ofertą kształcenia, ale ofertą wiz otwierającą bramy europejskiej strefy Schengen – alarmuje Polska Komisja Akredytacyjna. Polega to na tym, że szkoła wyższa za I semestr pobiera od zagraniczniaka czesne. Student otrzymuje wizę i dalej wędruje w świat. Uczelnia zyskuje pieniądze, poprawia statystyki, a cudzoziemiec ma zgodę na pobyt w UE. Jak widać polski wkład w budowanie Europy multi-kulti jest większy niż nam się powszechnie przypisuje.

3

starter

To dopiero zagwozdka Studenci kampusu w pewnym dużym mieście Polski skarżą się, że na terenie miasteczka uniwersyteckiego grasują patrole policji. I spisują tych żaków, którzy wieczorem raczą się np. piwem w pięknych okolicznościach przyrody. A kiedyś było to nie do pomyślenia. Pytanie godne najtęższych głów i najgorętszych debat filozoficznych: co jest bardziej na bakier z prawem – policja swobodnie penetrująca kampusy, czy spożywanie procentów w miejscu publicznym? Źródła: własne; naukawpolsce.pap. pl; gazeta.pl; gazetaprawna.pl; fakt.pl; kataloguczelni.pl; natablicy.pl; rp.pl

Dziewczyny szturmują uczelnie techniczne Już 37 proc. osób noszących indeksy uczelni technicznych w Polsce stanowią dziewczyny. Jeszcze 6 lat temu, odsetek ten wynosił 30 proc. – wynika z raportu „Kobiety na politechnikach 2014". Od roku akademickiego 2007/08 liczba kobiet na publicznych uczelniach technicznych wzrosła o blisko 24 tys., a liczba mężczyzn spadła o niemal 8 tys. Uczelnie, na których nastąpił największy wzrost w liczbie kobiet w ostatnich latach to m.in. Politechnika Świętokrzyska (wzrost o 58,8 proc.), Politechnika Poznańska (o 38,5 proc.), Politechnika Warszawska (31,3 proc.). - W toku studiów dziewczyny radzą sobie znakomicie. Jeden fakt wydaje mi się tu znaczący. Studenci każdej uczelni otrzymują stypendia ministra. Na naszej uczelni przez co najmniej pięć lat stypendia te otrzymywały studentki. Tylko raz zdarzyło się, że otrzymał je mężczyzna - mówi rektor politechniki Częstochowskiej prof. Maria Nowicka-Skowron. Kulminacyjnym punktem akcji „Dziewczyny na politechniki!” będzie Ogólnopolski Dzień Otwarty Tylko Dla Dziewczyn, który odbędzie się 3 kwietnia. Tego dnia kobiety pracujące na uczelniach, a także studentki i absolwentki, spotkają się z uczennicami, aby opowiedzieć im o swojej ścieżce kariery i zawodowych fascynacjach. Zaproszą dziewczyny do zwiedzania laboratoriów i zorganizują warsztaty. Osoby (płci żeńskiej, ofkorz), które chcą wziąć udział w wydarzeniu, mogą zarejestrować się na stronie: www. dziewczynynapolitechniki.pl

Studenci upominają się o Żołnierzy Wyklętych Niezależne Zrzeszenie Studentów Uniwersytetu Warszawskiego jest inicjatorem ogólnopolskiej akcji „Upominamy się o Was”. Jej celem jest wymuszenie na władzach różnego szczebla, przywrócenia Żołnierzom Wyklętym należnego miejsca w przestrzeni publicznej. Chodzi m.in. o zmiany nazw ulic (wiele nosi imiona katów Żołnierzy Wyklętych), zlikwidowanie pomników ich oprawców, przywrócenie pamięci o Żołnierzach Wyklętych w szkołach i na uczelniach. Do tej pory, zorganizowano m.in. otwarte spotkania z artystkami grupy „Panny Wyklęte”, seminaria o Żołnierzach Wyklętych w BUW-ie, w kilku kampusach wywieszono banery akcji „Upominamy się o Was”. Organizatorzy inicjatywy zapraszają wszystkich chętnych (z całej Polski) do współpracy i podzielenia się własnymi pomysłami na kolejne przedsięwzięcia związane z przywracaniem pamięci o Żołnierzach Wyklętych.

wiktor Świetlik

redaktor naczelny

Powrót do reala Jak się okazało, wojna możliwa jest nie tylko w relacjach CNN albo w „Medal of Honor”, ale dzisiaj i tutaj Kiedyś zapytałem znajomego oficera, który brał udział w misji wojskowej w Afganistanie, jak to jest znaleźć się po raz pierwszy w miejscu, gdzie ostrej amunicji używa się na poważnie. Na ile różni się od sytuacji znanej z ćwiczeń, strzelnic, manewrów, teoretycznych lekcji. - Nie ma jednej małej rzeczy, która byłaby taka sama. Psychicznie trzeba się wszystkiego uczyć na nowo. Okazuje się, że wszystko do tej pory było na niby – odparł. Ta relacja bardzo przypomina sytuację, w jakiej znaleźli się dziś w Polsce rządzący i społeczeństwo, w tym – może przede wszystkim – edukacja. Zobaczyliśmy, że wojsko utrzymujemy nie tylko po to, by mogło pełnić funkcje pomocnicze w misjach w dalekich krajach. Nagle okazało się, że w naszych czasach i naszym rejonie możliwe, i bardzo prawdopodobne, są wojny toczone nie tylko w ramach „Medal of Honor” albo „Call of Duty” lub poprzez przelewy finansowe czy ataki hakerskie, ale

wojny najprawdziwsze, gdzie trzeba coś zrobić z wrogimi czołgami, snajperami, helikopterami. Takie jak ta, w którą momentami przeradza się sytuacja na słonecznym, ale nie tak dalekim Krymie. Jeszcze kilka lat temu tam podróżowałem, na każdym kroku spotykając znajomych z Polski - kupujących w Jałcie badziewne figurki trzech panów, którzy kie-

dyś dzielili świat, decydując o życiu i śmierci milionów ludzi, i fotografujących się w Bakczysaraju z Tatarami, którzy opowiadali o swojej – przeszłej przecież – traumie okupacji i prześladowań. Dziś na Krymie prawdziwi żołnierze oblegają prawdziwych żołnierzy w ich bazach, są prawdziwi zabici i ranni, wojskowi na rozkaz polityków znowu decydują o losach rodzin, w powietrzu wiszą prześladowania, a świat modli się, by na tym się skończyło. Nagle okazało się, że ci z naszych żołnierzy, którzy byli na misjach, mają dużo większą wartość nie tylko dla historyjek prasowych, ale dla

obronności. Nagle okazało się też, że kompletnie nie wiadomo, w jakim stanie ta obronność jest i w jakim stanie jest nasza edukacja wojskowa. Nagle ludzie, do których do niedawna pasowałaby raczej koszulka z pacyfą pytają się o stan polskich F16. Nagle okazało się też, że pytanie „czy byłbyś gotów...” z rozmaitymi rozwinięciami łącznie z tym najważniejszym „narażać życie za kraj” przestało być tylko intelektualną zabawą. Na łamach tego i przyszłych numerów „Konceptu” będziemy starali się stawiać diagnozę, czasem bolesną, ale szczerą, stanu przygotowania obronnego Polski. █ Oby była ona coraz lepsza.


4

temat numeru

specjalista ds. bezpieczeństwa narodowego, Collegium Civitas

Czy polska szkoła dobrze kształci przyszłych obrońców kraju?

Nie bójmy się broni Po upadku komunizmu w Polsce edukacja wojskowa i szerzej ujmując, świadomość zagadnień bezpieczeństwa, przeżywały kryzys. Za sprawą rosyjskiej agresji na Krym wydaje się on kończyć, a z całą pewnością dochodzi do przewartościowania postaw wobec obu zagadnień. Oto bowiem wróciło ryzyko wybuchu konfliktu zbrojnego, w którym Siły Zbrojne RP musiałyby bronić bezpieczeństwa, a być może nawet integralności terytorialnej państwa Dotychczasową beztroskę w myśleniu o wojskowości i bezpieczeństwie w pewnym stopniu można uznać za naturalną. Służba wojskowa w PRL kojarzyła się głównie ze straconymi latami życia, komunistyczną indoktrynacją i falą. Wojsko Polskie nie miało dobrej opinii, choć w rankingach zaufania społecznego zawsze zajmowało wysokie miejsce.

Elita lotnicza amerykańskiej Air Force Academy świętuje zakończenie uczelni. Kiedyś to Polacy układali do dziś obowiązujące regulaminy szkolnictwa wojskowego USA, dziś sami musimy spojrzeć na wzorce Amerykańskie

Wstąpienie do NATO i rozpad systemu dwubiegunowego dodatkowo wzmocniły poczucie bezpieczeństwa. Utrzymywanie 400-tysięcznej armii było już niepotrzebne, do tego w warunkach kryzysu gospodarczego lat 90. było to zwyczajnie niemożliwe i nieracjonalne. W czasach pokoju tak wielka armia to same straty dla gospodarki, nie tylko ze względu na koszty, ale

także odciąganie od rynku pracy młodych ludzi w sile wieku. Podobne trendy występowały nie tylko w Polsce, ale także w innych krajach Europy Zachodniej. Składało się to wszystko na ogólną tendencję do zmniejszania liczebności i profesjonalizacji sił zbrojnych, a co za tym idzie, zarzucenie koncepcji armii z poboru. Stawała się ona coraz bardziej armią ekspedycyjną, której zdolności kształtowano pod kątem uczestniczenia w misjach bojowych NATO i innych, a mniej siłą zdolną bronić terytorium państwa. W przypadku Polski, jej uzupełnieniem miały być Narodowe Siły Rezerwowe, ale ich powoływanie i organizacja stale napotyka na kłopoty.

Nieprzysposobienie obronne

dowej służby w policji lub wojsku coraz częściej brała się z przesłanek ekonomicznych i społecznych. Pewność zatrudnienia i wcześniejsze przywileje emerytalne w niespokojnych czasach stanowiły poważną atrakcję dla młodych ludzi. Skromy wymiar przedmiotu „edukacja dla bezpieczeństwa” w szkołach gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych (1 godzina tygodniowo), przy bardzo szerokim zakresie materiału (obrona cywilna, pierwsza pomoc, prawo międzynarodowe, topografia, elementy przeszkolenia wojskowego) raczej nie daje wielkich szans na skuteczność nauczania. Co zasługuje na uwagę, na uczelniach wyższych wróciły tradycje przedwojennych Legii Akademickich (Warszawa, Kraków, Lublin), na niektórych można ukończyć nieobowiązkowe zajęcia z przysposobienia obronnego. Teoretycznie absolwenci szkół wyższych podlegają obowiązkowemu przeszkoleniu wojskowemu, w praktyce jednak większość jest przenoszona do rezerwy.

Nie mogło się to nie odbić na edukacji wojskowej. Spadła liczba uczelni wojskowych, generalnie nielubiane przysposobienie obronne w szkołach średnich traktowano po macoszemu, w końcu zastępując edukacją dla bezpieczeństwa, kolejne roczniki poborowych były całoRozbrojony ściowo przenoszone do cywila. Pojawiła nie znaczy bezpieczny się wprawdzie pewna liczba szkół średW szerszym kontekście zauważalna jest nich o profilu mundurowym, ale motywa- codzienna „praktyka zniechęcania” obycja młodych ludzi do rozpoczęcia zawo- wateli do myślenia o obronności i bezpie-

Po lewej PL-O1 Concept, oby na konceptach i prototypach się nie skończyło

FOTO Jakub Biernat

Dr Dominik Smyrgała

czeństwie, przejawiająca się choćby restrykcyjnym traktowaniem użycia broni w samoobronie. Wprawdzie w Polsce samo posiadanie broni (np. do celów sportowych) nie jest specjalnie trudne, ale liczne wyroki skazujące osób napadniętych, które broniąc swojego życia lub mienia zastrzeliły bądź postrzeliły napastników, była deprymująca. Swoje zrobiły także manipulatorskie w przebiegu dyskusje nad przejawami nadużywania broni palnej w USA. Nie wnikano głębiej w sytuację społeczną tego państwa, ani też nie brano pod uwagę tego, że ustawodawstwo w zakresie posiadania broni jest tam niejednolite (ze względu na jego definiowanie na poziomie stanowym). Tymczasem im liberalniejszy w zakresie posiadania broni stan, tym mniej tam tego typu przestępstw. Z drugiej strony, nie wspomina się o uzbrojonych po zęby europejskich społeczeństwach, takich jak choćby Niemcy, czy Finlandia i Szwajcaria, gdzie liczba przestępstw popełnionych z użyciem broni jest znacząco niższa niż w Polsce. W efekcie polskie społeczeństwo jest jednym z najbardziej rozbrojonych w Europie, liczba sztuk broni per capita jest znacząco niższa niż w sąsiednich Czechach czy Niemczech. W tym pierwszym kraju, którego populacja stanowi mniej niż jedną trzecią populacji Polski, ogólna liczba sztuk broni posiadanej przez obywateli jest dwukrotnie wyższa niż w naszym kraju.

Pobór, technologie, atom

W Polsce powoli zaczynają się już debaty nad reformą sił zbrojnych, która poza rewolucją w uzbrojeniu miałaby polegać także na zmianach organizacyjnych. Daje się zauważyć w niej trzy główne obozy: pierwszy to zwolennicy powrotu do armii z poboru, drugi – powołania obrony terytorialnej, wreszcie trzeci – inwestycji w nowoczesne technologie wojskowe i zwiększenie potencjału odstraszania sił zbrojnych RP, niekiedy wręcz z postulatem zdobycia technologii nuklearnej. Ta dyskusja wymaga szczegółowych analiz i dobrego przefoto Wikipedia

5

temat numeru

myślenia podejmowanych decyzji, jednak z całą pewnością można zacząć już od reform w systemie edukacji wojskowej oraz zmiany prawodawstwa dotyczącego posiadania broni oraz jej użycia. Kilka tygodni temu ze stosowną inicjatywą ustawodawczą wystąpiło stowarzyszenie Ruch Obywatelski Miłośników Broni ROMB. Reforma szkolnictwa mogłaby się dokonać na kilka sposobów, począwszy od zwiększenia wymiaru edukacji dla bezpieczeństwa w szkołach, z poważnym rozliczaniem osiągniętych efektów kształcenia. Warto rozszerzyć działalność Legii Akademickich na pozostałe ośrodki uniwersyteckie w Polsce oraz wzmocnić ich pozycję w strukturze uczelni. Być może wprowadzić efektywne obowiązkowe przeszkolenie wojskowe w czasie studiów lub bezpośrednio po ukończeniu szkoły średniej lub zawodowej tak, aby unikać perturbacji gospodarczych związanych z zaburzeniami na rynku pracy w przypadku wprowadzenia służby z poboru. Można podejrzewać, że obawy związane z utratą szansy na dobre zatrudnienie, prowadziłyby do powrotu znanego z PRL i późniejszych czasów procederu masowego unikania służby wojskowej.

Wojny istnieją

Tak czy inaczej, przed specjalistami z zakresu nauk o bezpieczeństwie oraz przed wojskowymi stoi niebagatelne zadanie przygotowania reformy systemu szkolenia tak, aby sprostał on nowym wyzwaniom pojawiającym się w środowisku międzynarodowym. Niezależnie od tego, czy ktoś ma prorosyjskie, czy proukraińskie poglądy, jedno jest pewne: wojna (bo choć na szczęście ofiar na razie niewiele, ale przecież mamy do czynienia ze zbrojną agresją jednego państwa na drugie) zawitała do granic Rzeczypospolitej i toczą ją między sobą dwa państwa ościenne. Prawdopodobieństwo konfliktu zbrojnego w bezpośrednim sąsiedztwie RP z udziałem jej Sił Zbrojnych, bądź wręcz na terytorium Polski, wzrosło znacząco i nie można wobec tego faktu pozostać obojętnym również na polu kształcenia. █

Na kogo możemy liczyć Mikołaj Różycki instruktor Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej, publicysta Konceptu

Zdyscyplinowani, sprawni, mobilni, świetnie radzący sobie w lesie i w przestrzeni miasta. Bezbłędnie kierują ludźmi, obsługują mapę i kompas, potrafią przeżyć wiele dni w lesie, znają historię i mają poczucie służby oraz odpowiedzialności za państwo. Nieobca jest im znajomość sprzętu wojskowego, duża część z nich w stopniu lepszym niż zawodowy policjanci posługuje się bronią palną. Mowa nie o polskich żołnierzach po misji w Afganistanie, lecz o Polkach i Polakach z organizacji harcerskich i grup rekonstrukcyjnych. Na tle rówieśników to prawdziwa „creme de la creme” – jakże cenna grupa, a jakże niedoceniana przez

szeroko rozumiane państwo i opinię publiczną. W każdym poważnym kraju to na nich opiera się w dużym stopniu wojsko, obrona cywilna i inne struktury mające chronić obywateli. Dziś, gdy realnie konflikt zbrojny jest dość blisko naszych granic, stanowią niesamowicie cenny kapitał, który podlegałby szybkiej mobilizacji wojskowej. A dowódcy raczej by się mile rozczarowali. Przyjrzyjmy się na kogo moglibyśmy jako Polska liczyć w sytuacji realnego zagrożenia. Co ważne, większość z przedstawionych poniżej organizacji młodzieżowych to spadkobiercy i kontynuatorzy ruchów sprzed 1918 roku i okresu XX-lecia międzywojennego.

Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej: druga co do wielkości organizacja harcerska, stan liczebny na koniec 2011 roku to 15 tysięcy osób. Związek Harcerstwa Polskiego: największa organizacja harcerska, liczba członków na koniec 2012 roku to 92 tysiące osób. Związek Strzelecki „Strzelec”: składa się z różnych regionalnych i lokalnych oddziałów, szacowana liczebność w 2010 roku to około 3 tysiące osób. Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”: około 44 grup/towarzystw z całej Polski; liczy około 8 tysięcy osób (stan z 2010 roku). Royal Rangers to nowa skautowa organizacja w Polsce, będąca częścią dużej światowej federacji. W Polsce liczy 35 jednostek w kraju, ma bardziej paramilitarny charakter niż inne skautowe organizacje, a liczy w sumie kilkaset osób. Federacja Skautingu Europejskiego „Skauci Europy”: organizacja ogólnopolska, licząca około 3 tysięcy członków. Stowarzyszenie Harcerskie: najmniejsza z harcerskich organizacji, działa głównie w Warszawie i na Mazowszu. Liczebność to około 400 osób. ASG (Air Soft Gun): czyli grupy paramilitarne ćwiczące w oparciu o sprzęt będący repliką prawdziwej broni. Ponadto rekonstruktorzy zajmujący się okresami historycznymi, gdzie posługiwano się bronią palną – razem można ostrożnie szacować na kilkadziesiąt tysięcy osób. (na podstawie artykułu Łukasza Michalika z portalu figeneration.pl) Demografia, style wychowania dzieci przyjmowane przez rodziców, ogólne tendencje kulturowe i cywilizacyjne niestety raczej nie będą sprzyjać rozwojowi tych organizacji. ASG mają mniejszą podbudowę ideową i wychowawczą, dlatego też łatwiej przyciągają chętnych, zwłaszcza młodych. Być może warto rozważyć powrót do filozofii, jaka towarzyszyła działaniom państwa

w XX-leciu międzywojennym, gdy wspierano organizacje młodzieżowe i wychowawcze, nadając im masowy charakter. Ostatnie wydarzenia na granicy ukraińsko-rosyjskiej mogą być otrzeźwiającym, zimnym prysznicem dla naszych polityków i liderów społecznych. W pewnym stopniu doszliśmy jako państwo do ściany, od której można się tylko odbić. Oby w dobrym kierunku. █


6

ekonomia i praca Przyjazna ekonomia dla studentów i absolwentów uczelni wyższych w Polsce

Już teraz zadbaj o swoją emeryturę Mariusz Staniszewski, dziennikarz specjalizujący się w tematykach gospodarczej, politycznej i motoryzacyjnej. Publicysta tygodnika „Do Rzeczy” i redaktor naczelny kwartalnika „Rzeczy Wspólne”. Wcześniej kierował działem politycznym w „Rzeczpospolitej”, był publicystą i redaktorem m.in. „Dziennika-Gazety Prawnej” i dziennika „Polska” Już dziś wydatki na emerytury i renty stanowią najpoważniejszą część wydatków państwa – 30 proc. – a przecież jesteśmy obecnie w szczytowej sytuacji demograficznej. Mamy najwyższy w historii współczynnik osób czynnych zawodowo do niepracujących. Z każdym kolejnym rokiem będzie przybywało emerytów kosztem pracujących. Ponieważ już dawno jako społeczeństwo zatraciliśmy zdolność do zastępowalności pokoleń, liczba osób wchodzących na rynek pracy będzie maleć. Zmniejszy się liczba pracujących, a rozrośnie się armia emerytów i rencistów. W tej sytuacji albo zmieni się system emerytalny np. na tzw. kanadyjski, w którym wszyscy mają równe, ale niskie emerytury, albo rząd będzie zmuszony do obniżania świadczeń – tak stało się w Estonii, a obecnie do podobnych operacji przymierzają się rządy w Hiszpanii i Portugalii. Wybór drogi ograniczenia wydatków na świadczenia w rzeczywistości prowadzi do tego samego, czyli do tego, że emeryci znajdą się w trudnej sytuacji. Receptą na nadciągający kryzys miało być podniesienie wieku emerytalnego, ale przyjęte zmiany nie rozwiążą w pełni problemu. Aby w rzeczywistości system świadczeń stał się wydolny Polacy musieliby przechodzić na emerytury w wieku lat 70. To jednak byłby jedynie zapis księgowy, bo znaczna część osób w tym wieku i tak nie będzie już w stanie pracować. W tej sytuacji pokolenie dzisiejszych dwudziesto-, trzydziestolatków – jak żadne inne wcześniej – musi mieć świadomość, że jest zdane przede wszystkim na siebie. Państwowe emerytury mogą być w rzeczywistości jedynie dodatkiem do tego, co obywatele uzbierają sobie przez całe życie. Dziś możemy już być niemal pewni, że zlikwidowane zostaną OFE, więc pieniądze, jakie w nich odkładamy, staną się pustym zapisem księgowym w ZUS. Konieczne jest więc oszczędzanie na

Pokolenie dzisiejszych dwudziesto-, trzydziestolatków – jak żadne inne wcześniej – musi mieć świadomość, że jest zdane przede wszystkim na siebie. Państwowe emerytury mogą być w rzeczywistości jedynie dodatkiem do tego, co obywatele uzbierają sobie przez całe życie własny rachunek. Sposobów może być – Nieruchomości. W kraju, w któkilka. rym półtora miliona ludzi nie może sobie pozwolić na mieszkanie, nama– Prywatne fundusze emerytal- wianie do inwestycji w nieruchomone. Są pewną inwestycją, ale wymagają ści jest pewną ekstrawagancją. Warto wieloletniej konsekwencji w odkładaniu jednak planując zakup mieszkania czy pieniędzy. To często bardzo trudne przy domu, myśleć o nim w kategoriach lokastosunkowo niskich dochodach i sta- ty kapitału. W przyszłości z pewnością le rosnących wydatkach. Zaletą z pew- rozwinie się w Polsce rynek odwróconością będą ulgi podatkowe, które będą nej hipoteki, czy rozwiązania kapitazachętą do tego rodzaju inwestycji. łowego, w którym instytucja finansowa zobowiąże się do wypłacania nam – Samodzielne inwestycje kapita- emerytury, a po naszej śmierci przejłowe. W większości przypadków spo- mie nieruchomość. Dla osób o wyższych kojne, długoterminowe inwestowanie zarobkach wyjściem byłoby kupienie w papiery wartościowe przynosi duże dodatkowego, niewielkiego mieszkania, zyski. Akcje i obligacje są dobrą loka- którego wynajem byłby stałym dodattą kapitału, która z czasem może oka- kiem do świadczenia przekazywanego zać się strzałem w dziesiątkę, ale jed- przez państwo. Tu zaletą jest fakt, że nak również porażką. Ten rodzaj lokat w dużej mierze może to być inwestycja ma w sobie w wiele z gry. na kredyt. Kupując mieszkanie jeszcze

7

ekonomia i praca

w okresie aktywności zawodowej, może się okazać, że zobowiązania wobec banku mogą być spłacane w dużej mierze z czynszu za wynajem. – Lokata. Oczywiście najprostszym sposobem oszczędzania jest odkładanie pieniędzy w banku. To jednak – pomijając takie niebezpieczeństwa, jakie spotkały mieszkańców Cypru – wiąże się z innym ryzykiem. Po pierwsze zawsze będzie pokusa wydania tych pieniędzy na bieżące wydatki. Po drugie lokata jest świetnym sposobem zabezpieczenia przyszłości pod warunkiem, że mamy zagwarantowane zdrowie. W sytuacji nagłej choroby lub utraty zdolności do pracy, pieniądze z lokaty rozejdą się bardzo szybko – polisa czy posiadanie nieruchomości zapewniają jednak długoterminowe uzyskiwanie dochodów. Wyboru sposobu zabezpieczenia przyszłości każdy rozpoczynający życie zawodowe Polak musi dokonać sam. Od początku powinien jednak pamiętać, że musi sam się opodatkować, by w przyszłości móc cieszyć się spokojem.

Cykl powstaje we współpracy z Narodowym Bankiem Polskim w ramach programu edukacji ekonomicznej

Romans konieczny Barbara Acher -Chanda

antropolog kultury, dziennikarka

Z nauką i biznesem jest jak z zakochaniem – albo obie strony przypadną sobie od razu do gustu, albo nie ma o czym mówić. I tak jak w miłości bywa, nierzadko na romans pieniędzy z wiedzą czasem trzeba długo czekać Nauka ma dwa cele. Pierwszym jest jej rozwój – osiąganie postępu wiedzy naukowej. Drugim – wsparcie dla gospodarki, dostarczenie jej absolwentów, ekspertów, niezbędnych ekspertyz, a także zasilenie jej innowacyjnymi rozwiązaniami, które w rękach przedsiębiorców przeobrażą się w przynoszące zysk nowe produkty i usługi. W wersji idealnej powinno to wyglądać tak, że naukowcy dostają granty, żeby rozwijać naukę i dokonywać przełomowych odkryć, po czym wyniki swoich prac oferują gospodarce, która jest nimi zachwycona. Problem w tym, że w Polsce to tak nie działa. Zwykle główną przeszkodą jest brak odpowiednich tematów – ciekawych naukowo, a jednocześnie z potencjałem rynkowym. Biznes, który potrzebuje innowacyjnych produktów dla swoich klientów nie może się porozumieć z naukowcami, którzy mogliby odpowiedzieć na jego potrzeby. - Rzeczywiście, jest pewnego rodzaju nieufność tych dwóch światów, związana z historyczno-kulturowymi uwarunkowaniami – uważa Jacek Brzozowski, ekspert Pracodawców RP. - Ponieważ przez ostatni czas ta współpraca nie wychodziła dobrze, polski biznes jest uzależniony od polskiej nauki w mniejszym stopniu niż ma to miejsce w krajach wysoko rozwiniętych. Tak samo jest z nauką. Mamy wiele sygnałów ze strony przedsiębiorców, że

czasami nie widać wystarczającej motywacji ze strony nauki, żeby ta współpraca miała sens – dodaje.

Co ja robię tu?

Na szczęście w Polsce rośnie pokolenie naukowców, które zaczyna rozumieć potrzebę dostosowania się do oczekiwań gospodarki. Przybywa też firm, które w profesjonalny sposób podejmują się swatania obu stron. Żeby pomóc porozumieć się obu stronom Marek Kuźbicki założył sześć lat temu Pro-science.eu, prywatną firmę, która zajmuje się łączeniem interesów naukowców i przedsiębiorców. - Cierpmy na kompleks, że u nas nie ma dobrych rozwiązań. Z mojej perspektywy wygląda to inaczej – uważa. – Osiągnięcia naukowe mamy, tylko nie wiemy co z nimi robić. Jego zdaniem wielu polskich naukowców kończy zbyt wcześnie swoje prace, kiedy nie są ciekawe dla biznesu. Przykład? - Mamy metodę, która działa w laboratorium, ale zastosowanie tego w biznesie wymaga dodatkowych badań, dodatkowych nakładów, których uczelnia nie chce ponieść. Tymczasem, jak twierdzi specjalista, te technologie wymagają pewnego opakowania, dopiero wtedy mają jakąś wartość. Właśnie w tym pomagają naukowcom pracownicy Pro-science.eu. - Przychodzą do nas naukowcy, szukający partnera, który pomoże im się

odnaleźć w biznesie, tacy, którzy chcą sprzedać swoje odkrycia, a także ci, którzy myślą o założeniu firmy - wylicza Marek Kuźbicki. – Często zgłaszają się do nas ludzie biznesu, którzy potrzebują rozwiązania swojego problemu, ale nie są w stanie sobie sami poradzić z administracją na uczelni. Według szefa Pro-science.eu kluczem do sukcesu relacji nauka-biznes są ludzie pośrednicy, mający zajmować się transferem technologii. Istotne są ich kontakty, umiejętność dojścia do naukowców, łączenia różnych języków, wczuwania się w oczekiwania obu stron. - Powinni być raczej biznesmenami niż etatowymi pracownikami. Ich wynagrodzenie powinno zależeć od efektów pracy - mówi.

Małżeństwa powinny być wiecznie

Podobne wnioski ma też Dariusz Laska, dyrektor założonego w 2011 roku Centrum ds. Badań Naukowych i Współpracy z Gospodarką przy Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. - Naukowcom mówimy jasno: prowadź badania, a my weźmiemy na siebie wszystkie formalności i kontakt z przedsiębiorcami – mówi w skrócie o swojej działalności. Po dwóch latach działalności praca zatrudnionych w nim brokerów innowacji oraz specjalistów od transferu technologii zaczęła przynosić wymierne efekty – sprzedane licencje wynalazków. Brokerzy działają na dwa sposoby. Część z nich to wolni strzelcy, którzy starają się sprzedać biznesowi technologie z katowickiej uczelni. Pozostali to swego rodzaju coachowie, którzy są blisko naukowców, zachęcając ich do prorynkowego myślenia. - Jestem optymistą i wierzę, że można pogodzić świat nauki i biznesu. Tylko nie możemy się ograniczać do bycia wyłącznie centrum transferu technologii. Musimy patrzeć szeroko: zaczynając od wspólnej pracy nad jakimś projektem, a kończąc na współpracy w ramach staży pracowników naukowych w przedsiębiorstwach, realizacji wspólnych studiów podyplomowych firmowanych marką uniwersytetu oraz przedsiębiorstwa, udostępniania aparatury badawczej, czy uniwersyteckich pomieszczeń, a także znajdując skuteczne sposoby motywacji dla świata nauki i gospodarki – twierdzi Dariusz Laska. - Musimy także tworzyć dodatkowe mechanizmy prawne, uskuteczniające naszą współpracę takie jak powoływanie spółek celowych uczelni, czyli spółek kapitałowych, które w imie-

niu uczelni z inwestorami będą komercjalizować wynalazki – dodaje.

Koreański wzorzec

Jednym z najnowszych pomysłów jest rozwiązanie Ośrodka Przetwarzania Informacji - Państwowego Instytutu Badawczego, podległego Ministerstwu Nauki i Szkolnictwa Wyższego, gdzie gromadzi się dane o prawie każdym polskim naukowcu, jego projektach badawczych i wykorzystywanej na uczelniach aparaturze badawczej. - Rola naszego instytutu ma polegać na znalezieniu właściwych osób po stronie nauki, które będą chciały i będą w stanie zrealizować projekty dla przedsiębiorców lub wspólnie z nimi – tłumaczy Agnieszka Gryzik, doradca dyrektora ds. badań i zarządzania w OPI. – Nie chodzi tu o sprzedaż rozwiązania naukowca, ale o realizację projektu, którego oczekuje firma. Założenie jest proste. Przychodzi biznesmen z problemem i mówi: potrzebuję specjalisty, który mi to wymyśli. OPI dopasowuje naukowców, zespoły badawcze z polskich uczelni i instytutów, które będą w stanie nie tylko użyć głowy, ale i współpracować ze zleceniodawcą. W odróżnieniu od obecnych rozwiązań m.in. Ośrodków Transferu Technologii, działających zazwyczaj przy określonych uczelniach i dla naukowców z konkretnej uczelni, OPI niezbędnych specjalistów będzie szukało w całej Polsce. Właściwie dobrani partnerzy i jasno przedstawione potrzeby oraz możliwości obu stron pozwolą urealnić ryzyko związane z pracą nad oczekiwanymi efektami. Ośrodek ma również monitorować postępy naukowców, pomagając obu stronom w dojściu do porozumienia, a także szukać rozwiązań alternatywnych, gdyby przyjęte założenia i wybory specjalistów miały się okazać nietrafione. Jaki efekt daje skuteczne połączenie sił nauki i biznesu, pokazuje historia Korei Południowej, Izraela czy choćby Doliny Krzemowej. Zaczęły tam powstawać produkty i usługi, które skutecznie napędzają gospodarkę tych państw. W Polsce na razie można o takich wynikach tylko pomarzyć. Mimo to Marek Kuźbicki jest optymistą: wierzy, że za jakiś czas w Polsce też będzie można zobaczyć efekty umiejętnego kojarzenia biznesu z nauką. Mam nadzieję, że idziemy w kierunku, kiedy obie strony będą miały świadomość, że mają sobie coś do zaoferowania. Na to, żeby powstał polski Google trzeba czasu. I braku komplek█ sów w stosunku do Zachodu.

Skąd biorą się dotychczasowe problemy w relacjach nauka-biznes? Jest kilka powodów, dla których trudno nawiązać współpracę ludziom nauki i biznesu. Oto najczęściej wymieniane: 1. Problemem numer jeden jest nieprzystawalność celów. Ze względu na obowiązującą na uczelniach ścieżkę kariery dla naukowców, bardziej liczą się punkty uzyskane za publikacje czy udział w konferencjach niż zrealizowane wdrożenia. W swojej pracy dążą do ideału, nieustannie ulepszają swoje odkrycia. Tymczasem przedsiębiorcom zależy na czasie, bo od terminowego zakończe-

nia projektu i jego wdrożenia wraz z oczekiważone przez nich pieniądze nie pójdą na marne. 5. Problem piąty to mentalność – brak gotowości nymi efektami może zależeć powodzenie całe- 3. Problem trzeci to zbytni formalizm i nierynkoze strony środowiska akademickiego do pozygo biznesu. we podejście do tematu, kłopoty z realną wycetywnego postrzegania cech przedsiębiorczych ną wynalazku ze strony uczelni, obawa przed u samych naukowców - to z jednej strony. Z dru2. Problem drugi to ryzyko, naturalnie wpisane w powstawanie zarówno innowacyjnych rozoskarżeniami o niegospodarność, konieczność giej – wśród przedsiębiorców pokutuje przekonawiązań, jak i nowego biznesu. Z obawy przed wzięcia odpowiedzialności przez uczelnię za nie, że lepiej kupić gotowe technologie z Zachodu koniecznością zwrotu funduszy przeznaczonych efekty współpracy z kontrahentem z zewnątrz. niż inwestować w nowe, lepsze, ale wymagana badania, uczelnie wpisują jako przewidywane jące jeszcze rozwinięcia rozwiązania krajowe. To wszystko przekłada się na asekurantyzm. efekty prac takie cele, które z pewnością zostaną 4. Kolejną przeszkodą jest brak doświadczenia 6. Problem szósty to brak szukania w rozwiązaosiągnięte. To nie sprzyja rozwijaniu skrzydeł. biznesowego u osób mających łączyć naukę niach opracowywanych przez naukowców rynz potencjalnymi inwestorami, a także często kowego zastosowania. Naukowcy pozostawiaRyzyko jest też po stronie zlecających badania, niemotywujący sposób ich wynagradzania. ją często swoje odkrycia w fazie laboratoryjnej. którzy chcieliby mieć jakieś gwarancje, że wło-


9

8

lajfstajl

sylwetka

Kontratak profesora Kieżuna

Emilia Wiśniewska

studentka studiów podyplomowych SGH

wiktor Świetlik

Glamour, trendy, stylish i must have – jeśli nie wiesz o co chodzi, to jesteś passé! Dziś chodzi o to, aby być modnym. Nieważne czy na topie są wąsy, noszenie brody, lordsów czy pikowanej garderoby. Coraz częściej jednak ślepo podążając za modą, ludzie robią sobie krzywdę, a co gorsza... wszyscy wyglądają tak samo Jeśli nie wiesz jak się ubrać, to jesteś gimbazą i robisz obciach. Przecież trendy kreuje ulica. Dziś wśród panów, szczególnie tych młodszych, modne jest noszenie brody – co ciekawe, przyjęła się lepiej niż noszenie wąsów. Do tego wielkie okulary, fajna marynarka lub

redaktor naczelny

foto W.Świetlik

foto Wikimedia

H&M najlepszy?

ła, że lubi mieć coś oryginalnego, czego nikt niektórych przypadkach wręcz nie do przyjeszcze nie ma – dlatego… chodzi do H&M. jęcia. Strojem wyrażamy również szacunek Pozostawmy to bez komentarza. do innych osób. Idąc na egzamin zakładamy ubrania o stonowanych barwach, schludne, Street fashion tak aby zrobić jak najlepsze wrażenie – osoNiestety nie każdy wie, że nadal aktualne by poważnej i godnej zaufania. Dlaczego jest przysłowie „Jak cię widzą, tak cię piszą”. więc w innych sytuacjach młodzi ludzie o to Coraz częściej widuję w teatrze, a nawet – o nie dbają? zgrozo! – w operze, osoby w dżinsach, kobiePrawdopodobnie rację miała autorka bloty w sandałkach z gołymi stopami, mężczyzn ga FFR – zbyt szerokie koło zatoczyła bieda w trampkach i T-shircie założonych do garni- umysłu. I mimo że odniosła się do modowych turu… Owszem, to styl „street fashion” – ale obciachów, jakie pokazuje na swoim blogu, to bycie hipsterem nie popłaca. Nie wiemy jak niestety brak pomysłu na siebie, pokazuje braubrać się na spotkanie biznesowe, chcemy ki w horyzontach modowych naszych nastobyć trendy i cool, ale może lepiej być po pro- latków. Definiujemy siebie przez to, jak wygląstu eleganckim? damy. I nie trzeba być koniecznie glamour, Kreowanie własnego ja poprzez styl ubiera- ani mieć w swojej szafie must have sezonu. nia się jest dobrym pomysłem. I choć o gustach Ważniejsza jest własna twórczość i kreatywsię nie dyskutuje, to jednak kopiowanie i jed- ność – zamiast kopiowania i ślepego dążenia █ noczesne zatracanie elegancji jest nudne, a w do „modowego ideału”.

Co to znaczy być niewolnikiem? Monika Toppich

dziennikarka, studiuje historię

Wyobraź sobie: prowadzisz stabilne życie, masz szczęśliwą rodzinę, dwójkę wspaniałych dzieci i ładny dom. W jednym momencie zdarza ci się zaufać niewłaściwym ludziom. Budzisz się w kajdanach, nikogo nie obchodzi, jakie życie wiodłeś wcześniej. Teraz jesteś niczym więcej jak narzędziem, własnością – niewolnikiem. Solomon Northup zarabia na życie grą na skrzypcach, jest znany, poważany i wiedzie ustabilizowane życie u boku żony. Przez chęć zarobienia niezłych pieniędzy na dodatkowych koncertach, wyjeżdża z rodzinnego miasta, zostaje porwany i sprzedany jako niewolnik. Nikogo nie obchodzi to, kim był wcześniej. Solomon trafia do świata, w którym jedynym prawem jest wola białego pana, a jedynym

wymiarem sprawiedliwości – bat. Człowiek, który wcześniej grywał na wystawnych przyjęciach, trafia na plantację bawełny, stając się własnością ludzi pozbawionych skrupułów i jakichkolwiek zahamowań moralnych. Dla nich niewolnictwo jest czymś normalnym, dla niego koszmarem, który trwa przez 12 lat. „Zniewolony” to kolejny z serii amerykańskich filmów o rzeczach „ważnych i wzniosłych”. Nie tak dawno w kinach mogliśmy oglądać „Kamerdynera” i trudno zaprzeczać, że filmy te są w jakich sposób podobne, nie tylko dlatego, że traktują o losie czarnoskórych Amerykanów. W obu filmach głównym bohaterem jest tragiczna postać, która pró-

buje sobie poradzić z otaczającą ją rzeczywistością. „Zniewolony” jest jednak zdecydowanie bardziej brutalny, okrucieństwo białych plantatorów jest pokazane dosłownie. Film bez wątpienia daje do myślenia i pozwala z satysfakcją zdać sobie sprawę z tego, że takie problemy zachodnia cywilizacja na szczęście ma już za sobą. Pewnie robiłby jeszcze lepszy efekt, gdyby nie to, że jest niesamowicie przeciągnięty. Nie wiem, czy twórcy tak bardzo byli zachwyceni zachodami słońca na planie filmowym, ale widza zaczyna to męczyć przynajmniej od drugiej godziny filmu. Nie wspominając już o przesadzonych scenach, gdzie Solomon po prostu patrzy w jedno miejsce… Trudno zaprzeczyć, że Chiwetel Ejiofor w roli

Solomona odwalił kawał dobrej roboty, krytycy chwalą też Lupitę Nyong'o, która z wielkim zaangażowaniem zagrała Patsey. Bawi natomiast rola Brada Pitta, który pojawia się w kilku scenach tylko po to, by wygłaszać wzniosłe morały o tym, że niewolnictwo powinno być zniesione. Film zachwycił komisję oscarową, można się z nimi zgadzać lub nie – moim zdaniem warto obejrzeć „Zniewolonego”, żeby mieć własne zdanie na jego temat. Ale z całą pewnością nie jest to film na spokojne weekendowe popołudnie z paczką popcornu. Jeśli ktoś chce go zobaczyć, musi być świadomym konsekwencji - trudno po nim iść na romantyczną randkę. █ Zniewolony, USA 2014, reż. Steve McQueen

Witold Kieżun to człowiek z krwi i kości, przerastający bohaterów „Czasu Honoru”. Wielki polski bohater narodowy, jeden z najwybitniejszych polskich naukowców, przenikliwy intelektualista. Za swoją odwagę, uczciwość i dociekliwość płacił wysoką cenę, także w naszych czasach Piętnasty dzień Powstania Warszawskiego. Oddział specjalny Armii Krajowej po cichu przedostaje się na teren browaru na Woli, bronionego przez elitarną dywizję SS Hermann Goering. Jednym z żołnierzy AK jest Teofil. To jedynak wychowywany po śmierci ojca przez matkę, która jest dla niego miłością i autorytetem absolutnym. Dziś niepokoi się o jej los, bo w Powstaniu stracili kontakt. Nagle przed lufą pojawia się przeciągający się esesman. Teofil ciągnie za spust, trafiony Niemiec wyrzuca ręce do góry i krzyczy przed śmiercią „Mutter” - „Mamo!”. Po akcji ostatnie słowa Niemca nie dają młodemu Polakowi spokoju. Rusza do księdza i się spowiada. Przecież tamten też miał matkę i ona straciła syna. - Bóg przebaczy – odpowiada ksiądz i tłumaczy, że Niemiec zginął w ramach walki dobra ze złem. Tym razem dobro zwyciężyło. Ta historia została opisana w krótkim tomie opowiadań „Niezapomniane twarze”. Wydarzyła się naprawdę. Teofil to autor tomu – Witold Kieżun, dziś sędziwy profesor mieszkający na warszawskiej Ochocie, bohater orderu Virtuti Militari, były doradca rządu kanadyjskiego i ważny ekspert ONZ w Afryce. Postać przez wiele ostatnich lat przemilczana, także przez środowisko polskich naukowców, za sprawą swojego największego grzechu – Kieżun za często miał rację i była to racja niewygodna. Co pewien czas w polskich mediach pojawiają się rozważania na temat modeli patriotyzmu. Wynika z nich często, że mamy do czynienia z czymś w rodzaju dwóch jego rodzajów, sobie przeciwstawnych i oczywiście reprezentowanych przez innych ludzi. Jest oto jeden patriotyzm czasu wojny, dziś archaiczny, nieaktualny, w warunkach pokoju przyjmujący formę, wedle określenia reżysera Kazimierza Kutza, „patriotyzmu budy jarmarcznej”. Jest też drugi patriotyzm, należyty, pochwalany, pokojowy; to ten „nieafiszujący się”, a zredukowany do segregowania śmieci, odprowadzania podatków i uczestniczenia w życiu lokalnym, o ile nie przybiera form pierwszego patriotyzmu. Życiorys Witolda Kieżuna pokazuje, że miłość do ojczyzny jest jedna, a bohater-

sweter z dzianiny i wąskie, kolorowe spodnie-rurki. Wśród dziewcząt panuje przekonanie, że przedziałek na środku głowy, czerwone usta, kurtka-parka ze skórzanymi wstawkami oraz sportowe neonowe buty załatwią „stylish look”, niczym z New York Fashion Week. Niestety ograniczenie horyzontów modowych spowodował boom na sieciówki. Młodzi ludzie przeglądając strony internetowe, blogi modowych, samozwańczych trendsetterów, sugerują się danym stylem. Najsmutniejsze, że zanika wśród nich zarówno zdrowy rozsądek, jak i elegancja, czy po prostu dobry smak tego, co nazywają modą. Nie szukam winnych, ale jednak to tzw. hipsterzy zapoczątkowali modę na okulary-kujonki i łączenie eleganckich strojów z ubraniami i elementami sportowymi. Niedawno organizowano konferencję, na zaproszeniu napisano: „dress code – glamour”. A zatem – jak powinni się ubrać goście? Jak widać nie tylko w przebieraniu się jest moda, ale i w naszym słownictwie oraz zachowaniu. Modne słówka, takie jak glamour, trendy czy stylish, są chętnie używane przez młode osoby. Każdy chce być ciekawą postacią, mieć wyjątkową osobowość, chce się wyróżniać, być oryginalnie ubrany. Ale powtarzając utarte schematy, staje się nudny. Dlaczego? Bo wszyscy robią to samo. A bycie kreatywnym nie boli! Być może wielu młodych ludzi zapomina, że poprzez to, co nosi i jak się zachowuje - kreuje własną markę. Może rację ma raper skandując: „Reprezentuj zawsze swe nazwisko”… Wydawałoby się, że znani styliści i blogerzy modowi służą pomocą… Nic bardziej mylnego. Wystarczy spojrzeć jak ubiera się Tomasz Jacyków albo Joanna Horodyńska, która od czasu do czasu łapie się na fokus Faszyn from Raszyn… Ostatnio jedna z vlogerek powiedzia-

Jedno z najsłynniejszych powstańczych zdjęć - Witold Kieżun z ckm w ręce po zdobyciu Komendy Głównej Policji w pierwszych dniach powstania

stwo w czasie walki wprost powinno przekładać się na ciężką pracę w czasie pokoju. Kieżun to bohater niemalowany. Wilnianin, który jako dziecko przeniósł się do Warszawy. W dorosłość wchodził już podczas niemieckiej okupacji. Bardzo szybko związał się z ruchem oporu i legendarnym pułkiem Baszta, jego wojennymi losami można by obdzielić kilku bohaterów „Czasu Honoru”. Dopóki nie wybuchło Powstanie, brał już udział w wielu akcjach, podczas jednej z nich przestrzelono mu dłoń, przechowywał podziemny arsenał. Jak wspominał, nigdy nie ruszał się bez pistoletu i granatu dymnego. W Powstaniu walczył w oddziale do zadań specjalnych Harnaś. Wziął do niewoli 14 Niemców. Jeszcze w sierpniu otrzymał krzyż walecznych, a na tydzień przed upadkiem Powstania został osobiście odznaczony przez generała Bora-Komorowskiego orderem Virtuti Militari. Ten order z kolei zawiódł go do słynnej katowni NKWD na Montelupich w Krakowie, a stamtąd do straszliwego sowieckiego obozu śmierci na pustyni Kara-Kum w Turkmenistanie. Większość jego więźniów zmarła, a Kieżun, człowiek potężnego wzrostu, siły i zdrowia, znalazł się w stanie tak ciężkim, że stwierdzono zgon. Jak się okazało, Bóg darował mu drugie życie. Po stalinowskich katowniach Kieżun studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie zaprzyjaźnił się ze Zbigniewem Herbertem. Jednak jego prawdziwym intelektualnym ojcem był profesor Tadeusz Kotarbiński, współtwórca prakseologii – teorii sprawnego działania. Ze sprawnym, efektywnym i działającym na korzyść ogółu działaniem i oporem przeciwko niemu Kieżun miał się boksować najpierw w Narodowym Banku Polskim, a potem przez kolejne pół wieku na kilku kontynentach. W 1980 roku już jako profesor wyjechał do USA i Kanady. Potem ONZ skierowało go do postkolonialnego, afrykańskiego Burundi, gdzie tworzył administrację. W Afryce Wschodniej zetknął się z postkolonializmem w najczystszej postaci – ata-

Dziś bezkompromisowy, dla wielu niewygodny naukowiec kiem dużego kapitału na struktury państw, wykupem za łapówki najważniejszych gałęzi przemysłu, destrukcją społeczeństw, która po kilku latach zaowocowała krwawymi wydarzeniami w Rwandzie. Na przełomie lat 80. i 90. inwestorzy zachodni w Afryce zaczęli chwalić Polskę – „tu zaczyna się rozmowę od 100 tys. dolarów łapówki, a w Polsce od 20 tys”. Kieżun zaczął alarmować Warszawę, oszołomioną złotymi receptami ekonomisty z USA profesora Jeffreya Sachsa i zafascynowaną napływem zagranicznych towarów i inwestycji. Stwórzmy zabezpieczenia, przygotujmy się, policzmy dobrze swój majątek, zwróćmy zagrabione mienie dawnym właścicielom - mówił. Potem alarmował jeszcze wielokrotnie. Krytykował ostro reformę samorządową i administracyjną, tworzącą – na co dziś zwraca się uwagę coraz częściej – pokrywające się urzędy. Proponował rozwiązania kanadyjskie – sam był doradcą rządu kanadyjskiego podczas reform administracji. Za to ostatnie spadły na niego gromy ze strony części polskich środowisk naukowych. Pewnego dnia, gdy był w zespole doradczym u premiera Buzka, ktoś go porwał. Dwóch mężczyzn wsiadło do jego samochodu, zagroziło pistoletem i kazało jechać do lasu. W trakcie drogi Kieżun przekonał ich, że z jego zabójstwa będą mieli więcej kłopotu niż korzyści, które im obiecano. Wysadzili go w lesie, a samochód odwieźli do Warszawy. Zawiadomiona o tym policja zdroworozsądkowo poradziła, by nie pchał nosa w trudne tematy.

Mogło być inaczej

Witold Kieżun, "Patologia transformacji", wyd. Poltext

- Przestań gryźć te palce – kilkakrotnie usłyszałem od żony podczas lektury tej książki. Żeby było jasne nie jest to ani kryminał ani fabularyzowana literatura faktu, choć jak najbardziej do faktów się odnosi. Diagnoza polskiej transformacji uderza dziesiątkami przykładów i pieczołowitością analizy. Kieżun nie tylko opisuje jak doszło do tego, że polskie pań-

foto Wikimedia

Nie warto być hipsterem

Ze swoją biografią i mądrością Witold Kieżun nie jest dziś powszechnie znanym Polakom autorytetem naukowym czy moralnym, przynajmniej nie tak, jak choćby Władysław Bartoszewski. Kieżun jest zbyt niewygodny. Nie można go przypisać do żadnej partii, nie można nim zawładnąć. Nie funkcjonuje na żadnym z warszawskich salonów towarzyskich czy politycznych. Wydawało się, że pisany już mu będzie los niewygodnego za życia bohatera, który z cienia wychodzi dopiero po śmierci, kiedy to, wedle słów Zbigniewa Herberta, „kornik napisze uładzony życiorys” i wtedy już bezpiecznie będzie można stawiać mu pomniki. Wcześniej jednak okazało się, że rzeczywistość brutalnie zaczęła przyznawać profesorowi rację, a do jego domu zaczęli pielgrzymować dziennikarze, z niżej podpisanym włącznie. Pomimo sędziwego wieku profesor Kieżun wciąż uderza swoją siłą. Potężny mężczyzna sprawnie radzi sobie przy pomocy nieodłącznej laski, sypiąc z pamięci danymi statystycznymi, analizami, argumentami. Jak zawsze imponuje przenikliwością połączoną z ogromną kulturą osobistą i szacunkiem dla polemistów – postawą dość zapomnianą w dzisiejszej Polsce. Nie da się ukryć, że profesor Witold Kieżun nie jest dziś optymistą wobec przyszłości, widzi Polskę jako przyszły niezbyt ubogi kraj neokolonialny, przyklejony do bogatych i korzystających z niego Niemiec. Ale może fakt, że książki Kieżuna z wypiekami na twarzy czyta dziś także wielu młodych naukowców i dziennikarzy sprawi, że choć ta █ ostatnia diagnoza się nie sprawdzi.

Proza na odtrutkę stwo za bezcen wyzbyło się swojego majątku kosztem losu milionów obywateli. Nie tylko opisuje mechanizm według którego polskie elity, czasem przekupione, ale przede wszystkim niedoświadczone, nie mające pojęcia o ekonomii poddały się dogmatom podsuwanym przez Czarodziejów z Krainy Oz zza Oceany. Kieżun także pokazuje, że mogło być inaczej.

Witold Kieżun, "Niezapomniane twarze", wyd. Poltext,

Leży przede mną książka znakomita i chyba całkowicie zignorowana przez polską krytykę. Sto kilkadziesiąt stron olśniewająco czystej, eleganckiej, sprawnej polskiej prozy nie znalazło uznania w oczach aptekarzy i trucicieli naszej literatury. (…) Proza Witolda Kieżuna, nasycona wszystkimi zapachami, smakami, kolorami tej ziemi, mimo szczupłej objętości sprawia wra-

żenie ogromnego, apokaliptycznego fresku z narodowej Kaplicy Sykstyńskiej. (…) Ze spokojnym sumieniem polecam „Niezapomniane twarze” każdemu, niezależnie od tego, z jakiej warstwy społecznej pochodzi czy też jaką szkołę pięknego pisania ceni najbardziej. To fragmenty recenzji Zbigniewa Herberta do zbioru nowel Witolda Kieżuna. Czegóż trzeba więcej?


11

recenzja

sport

Kokaina tonie w błocie

„Kamienie” dobre, ale nie zawsze prawdziwe

Przemysław Wielu młodych ludzi ucie- ne jeszcze w szkole, były mi. Cieszyła zatem moż- go w zestawieniu z fil- wypadają dobrze, a uka- lekarzy. Rzut okiem na Zyra szyły pierwsze doniesienia bowiem dla nich doskona- liwość powrotu do tych mową papką, dostępną zana historia nie raz zmu- film Glińskiego pozwaczłonek Rady o ekranizacji „Kamieni na łą ilustracją młodzieńczej bohaterów. Część widzów obecnie w repertuarach sza widza do uronienia kin można uznać za nie- łzy. Sceny z tortur wbiFundacji Inicjatyw Szaniec”. Przygody Zoś- pasji, odwagi, przyjaźni czekał jednak zawód. Film Roberta Glińskie- zły. Debiutujący aktorzy jają w fotel. Na spotkaMłodzieżowych ki, Alka i Rudego, czyta- i życia zgodnego z ideałaniach z widzami reżyser stwierdził, że chciał zrobić film, który rozpocznie dyskusję o wartościach. Podkreślił jednak, że historię zmienił, by postaci na ekranie nie były papierowe, a dzisiejsza młodzież kupiła przekaz. W związku z tym film kłóci się z jedną z podstawowych wartości – prawdą. Młodzi bohaterowie obecni na ekranie są ukazani jako grupka wyrostków, których działania często wynikają z porywczego usposobienia, a nie postaw patriotycznych, akcje bywają niezaplanowane. Przywódca Grup Szturmow ych – char yzmatyczny Tadeusz Zawadzki „Zośka” ukazany jest jako niesympatyczny buc bez większych motywacji ideowych i kręgosłupa moralnego. Częstą kinową praktyką jest wcześniejsze poznanie środowiska, problemu czy człowieka, który ma być ukazany na ekranie. Znani aktorzy spędzili sporo czasu poznając Indian, bokserów, gangsterów,

la stwierdzić, że sposób życia harcerzy nie został zgłębiony podczas przygotowań. Pogoda ducha, karność i posłuszeństwo czy w końcu czystość i abstynencja, wpisane w zbiór harcerskich zasad, obce są bohaterom filmu. Przekazy pisemne ukazują ich zachowania w zupełnie innym świetle. Jak tłumaczy producent Mariusz Łukomski, dodanie na przykład scen wskazujących na relacje łóżkowe głównych bohaterów i ich sympatii miało na celu odczarowanie fałszywych mitów na temat Rudego i Zośki. Łukomski podkreślił, że młodzież nie kupiłaby obrazu młodego człowieka żyjącego zgodnie z harcerskimi ideałami. Reżyser podsumowując dyskusję nad filmem stwierdził, że tworząc film chciał ukazać historię bez patosu. Zastanawia fakt, że w tym celu sięgnął po dzieło (ze wszystkich dotyczących czasu wojny) najbardziej patetyczne. Powstał więc film, który miała kupić młodzież. █ Kupujecie?

Kamienie na szaniec, 2014, reż. Robert Gliński

witold skrzat

Polska piłka ligowa co sezon udowadnia, że może być jeszcze gorzej. A my ją i tak bez wzajemności kochamy. Co zrobić, by do gamy futbolowych uczuć dołączyła też duma? Zacznijmy z grubej rury, od klasyka. Bill Shankly, legendarny trener FC Liverpool: „Niektórzy przekonują, że futbol to sprawa życia i śmierci. Nic bardziej mylnego. Piłka nożna to coś znacznie poważniejszego”. Na dobrą sprawę, patrząc na wyniki naszych kopaczy nie tylko na międzynarodowym, ale i krajowym podwórku, powinniśmy dawno uznać Shankly’ego za pomyleńca i dać sobie z kopaną spokój. Tym bardziej, że wyniki polskich ligowych drużyn pokazują, że to nie tylko w piłkarzach znad Wisły tkwi problem. Tak właściwie, to problem w polskiej piłce nie tkwi. Nie ma raka, który ją toczy. Bo cała piłka biało-czerwona to obraz nędzy i rozpaczy, gdzie jedynie co jakiś czas można się natknąć na zdrowe tkanki. - Ot, produkt czekoladopodobny – drwił ostatnio jeden z publicystów na łamach „Rzeczpospolitej” i tak uchodząc za optymistę, bo przecież dojrzał w naszym futbolu cukier, podczas gdy wielu czuje tam tylko gorzki smak rozczarowania. A jednak co tydzień w sezonie rytuał powtarza się: psioczymy, wyśmiewamy, ale karne 100 tys. ludzi maszeruje na stadiony, by z trybun oglądać polską kopaninę. Kolejne kilkaset tysięcy ślęczy przed telewizorami, oglądając zmagania ukochanych klubów, dziennikarze z wypiekami na twarzy zaczerniają papier i serwisy internetowe. A więc choć utytłana w błocie i obita na klepisku, piłka na Polaków wciąż działa niczym kokaina. Co zrobić, co zmienić, by choć czasem zamiast kaca po meczu była euforia? Jak uzdrowić polską piłkę ligową?

:(

System error

Spece od lat powtarzają to samo: trzeba zmienić lekarza. Bo ten obecny bierze koperty pod stołem, stosuje przestarzałe terapie, a do tego sam jest chory. Mowa oczywiście

o działaczach piłkarskich, dla których piłka to sprawa ważniejsza niźli życie – dla nich piłka to pieniądz. Dlatego z teorii są świetni – zakładają, że piłka nożna to nie misja a przede wszystkim biznes. Po latach dokładania do interesu nauczył się od nich tego nawet największy piłkarski marzyciel nad Wisłą czyli Bogusław Cupiał, prezes Wisły Kraków. W ostatnich latach Cupiał, przyciśnięty do muru gorszą koniunkturą w biznesie, dramatycznie obciął budżet klubu. I co? I okazało się, że gra on równie słabo co w czasach, gdy w Wiśle płacono najlepiej na lokalnym rynku. Jednak wciąż wielu podobnych Cupiałowi piłkarskich właścicieli zakłada, że w rok, no góra w dwa, przebije się z drużyną do Ligi Mistrzów. Wystarczy wpompować w drużynę z 50 mln zł, kupić kilku grajków zza granicy i już szykować się do pojedynków w fazie grupowej z FC Barceloną. A jednak raz po raz okazuje się, że i taki system nie działa.

Burdy w operze

Dlaczego pieniądze w futbolu to nie wszystko? Dobrze mówi o tym Dariusz Mioduski, była prawa ręka Jana Kulczyka, od niedawna właściciel Legii Warszawa. - Na szybko nic się nie da zrobić. Inwestowanie w piłkę to proces długofalowy, to konsekwentny rozwój całej struktury biznesowej. Traktuję klub jak biznes o tyle, że nie zamierzam do niego dokładać. Ma się sam finansować i z roku na rok mieć coraz wyższy budżet. Ma rosnąć do góry w zrównoważony, przewidywalny sposób. Jak Bayern Monachium, który swoją potęgę budował nie przez lata a dekady – uważa właściciel 80 proc. akcji Legii. Ktoś powie, że od strony biznesowej coś drgnęło – mamy przecież choćby kilka wspaniałych stadionów, które powstały przy okazji Euro 2012. I owszem, areny imponują – tyle, że na meczach ligowych zapełniane są w średnio około 50 proc. W sumie to nie dziwota: kto chciałby iść do pięknej opery posłuchać ryków pijanych amatorów i jeszcze obejrzeć ich bójkę z częścią widowni?

Piwko z Messim

Koniec końców, marudzenie nad wyraz widocznymi niedociągnięciami futbolu spod flagi biało-czerwonej sprowadza się do konstatacji, że mogą być najlepsze stadiony, najlepsi działacze, ale kopaczy to najlepszych nie znajdziemy. Wszyscy na krajowym podwórku czekoladopodobni, ci czekoladowi wyjechali dawno na Zachód. Zgoda, jednak pamiętajmy, że grupie 16-19 latków mamy wielu dobrze

1974 - Grzegorz Lato w meczu z Brazylią. Dobra liga to dobra reprezentacja. Jak długo jeszcze mamy zadawalać się fotkami sprzed 40 lat?

Wystarczy wpompować w drużynę z 50 mln zł, kupić kilku grajków zza granicy i już szykować się do pojedynków w fazie grupowej z FC Barceloną. A jednak raz po raz okazuje się, że i taki system nie działa rokujących grajków. Gdy ledwie zabłysną, w mediach pojawiają się hurraoptymistyczne teksty wpasowujące młodych kopaczy do najlepszych niemieckich i hiszpańskich klubów. Mija rok, dwa i medialne, rozpieszczone gwiazdy zamiast grać w Monachium, co najwyżej popijają piwo z Bawarii. Optymista skontruje w takiej chwili: kluby nie dają rady, ale idzie nowe. Np. szkółka

foto Marcin Makowski/Monolith Films

zawsze może być gorzej

Pełna treść komunikatu jednego z małopolskich komisariatów: „Mieszkaniec gminy Książ Wielki, zgłosił, że został ofiarą cyberprzemocy”. Wypada tylko wyrazić nadzieję, że obdukcję zrobił na czas.

Na przejściu granicznym z Białorusią, w jednym z samochodów zza wschodniej granicy, policjanci znaleźli 6 kilogramów czarnego kawioru. I to bardzo rzadkiego, bo pochodzącego z zagrożonych wyginięciem ryb „jesiotrokształtnych”. Białorusin dostał nie tyl-

foto Wikipedia.com

10

ko mandat za przemyt, ale odpowie też za złamanie ustawy o ochronie przyrody. Jakby tego było mało, w bagażniku znajdowało się też 6, tyle, że litrów alkoholu bez etykiet (bimbru, po prostu). Mężczyzna tłumaczył policjantom, że wszystko to wiózł w prezencie znajomemu z Polski. Jak my łączymy się w bólu z tym polskim znajomym…

w bagażniku samochodu 43-letniego Polaka. A to już nielegalne, bo chodzi o „ochronę gatunków dzikiej fauny i flory” i bez zezwolenia nie można. Na nic zdały się utyskiwania mężczyzny, że „kremy przywiózł z Ukrainy dla teściowej”. Jeśli teściowa też jest pod ochroną, to za jednym razem facet stał się recydywistą.

Też bagażnik w roli głównej - oto funkcjonariusze Straży Granicznej w Krościenku znaleźli 10 tubek kremu zawierającego ekstrakt z pijawek lekarskich

W pewną marcową noc całą policję w Wieliczce postawił na nogi dramatyczny telefon. Roztrzęsiona kobieta alarmowała, że dwóch mężczyzn, któ-

Barcelony w Warszawie - ta da nowy impuls. Tyle, że szkółkę prowadzi prywatna, obrotna firma znad Wisły, licencjonująca znak słowno-graficzny od katalońskiej potęgi. A jej szarą eminencją jest… działacz sportowy, który niedawno w atmosferze skandalu stracił stanowisko w stołecznym ratuszu. I w sprawie przyszłego polskiego Messiego chyba █ wszystko jasne.

:)

rych poznała na imprezie, zabrało jej telefon, pobiło i teraz przetrzymuje siłą w jakimś nieznanym jej pomieszczeniu. Policja stanęła na uszach, żeby szybko dotrzeć do kobiety. I po 3 godzinach się udało. Spała pijana we własnym łóżku i następnego dnia tłumaczyła, że „nie pamięta, jakie wykonywała połączenia, do kogo i w jakiej sprawie dzwoniła”. Dobrowolnie poddała się karze. Zakaz posiadania telefonu przez kilka lat? Źródła: wiesci.info.pl; radiobiper.info; małopolanin.pl


15

FINISZ

12

LEKCJA ZALEWSKIEGO finisz REQUIEM DLA POCZTY lekcja zalewskiego (ELEKTRONICZNEJ) Szczerozłota pompka

IGOR ZALEWSKI igor felietonista zalewski

felietonista

Ileż to już śmierci przeżył człowiek w życiu. Widziałem śmierć pagera, Z tymbankowego Parlamentem Europejczeku (podobno nieskim to jeszcze zabawna rzecz jest. Kiedobitki żyją w zacofanej dy dziesięć kasety lat temu pierwszy raz Ameryce), video i wypostartowali w nich Hills. polscyApolityżyczalni Beverly teraz cy, moich trzebaoczach było urządzać łapanki na kona prywatny na kandydatów. o mandaadres mailowy. I Teraz to kona w bólu. cieMuszę w Brukseli marzy wyznać, każdy polize skruchą że tyk isię dlado jego zdobycia jest gotów sam tego trochę przyczyniwypićOdkąd na wizji własnyna mocz albo łem. wlazłem Facebozrobićprawie każde inne świńoka, cała możliwe komunikacja stwo czymikrokosmosie bzdurę. w moim dokonuje sięTak, przez diabelski portal spow ten 2004 roku nikt nie chciał łecznościowy. Konto na Wirtualtam iść. Daleko, jeździć trzeba nej zniosło to z godnością, w tePolsce i we w te, komu by się tam bowiem dlanie mnie oknem na chciało. było Ale to było jeszcze świat w sprawach zawodowych. najgorsze. Najgorsza była wizja Niestety, teraz Zepchnięcia mam firmowy marginalizacji. na adres no i… odwrócidalszy mailowy, plan. Odsunięcia, od rzeczy łem się odważnych małpy zczyli literkami wp naprawdę polskiego jeszcze bardziej. A zwtedy pocztąnaprawjest jak tu i teraz. Dlatego zdę ogrodem – zaniedbasz chwitrzeba było polityków na zmuszać lę, potem trzeba w pocie czoła do akandydowania. „Wiesz, tylko walczyć chwastami, którewrórosna jednąz kadencję. Potem ną ciszbłyskawicznie. do Sejmu”. No i moja dali poczta zarasta szybteraz Ci, którzy się ubłagać, spamem, co jeszcze znieko stwierdzili, że bardziej złapali Pana chęca mnie do jej odwiedzania. Nie Boga za nogi. Ale – bardzo sprytnie – nie chwalili się tym zbytnio. Wieści o wspaniałościach bruksel-

KRZYŻÓWKA krzyżówka

dość, że prawie nikt znajomy nie pisze, to jeszcze piszą setki niesko-strasburskich znajomych. Moje powoli biednedocierakonto, ły do Polski. Niby było wiadomo, nie wiedzieć kiedy, stało straszże w europarlamencie można sporo zarobić, ale gołe parlamentar-

na przykład powiększenie penisa aż o 6 i pół centymetra. Nawet nie opisuje to co Marek zapytałem zonę, o tymMigalski myśli, ale w wychodzącej właśnie książce uciekła przerażona i nigdy nie wró„Parlament Antyeuropejski”), bo też PE to instytucja szczodra i kto

liwym śmietniskiem, na który ne pensje były jedynie wierzchołwywala sięlodowej. różne trujące odpakiem góry Z Parlamentu dy. Najwięcej oczywiście dostaję Europejskiego dawało się wyciągofert z Groupona i Grupera, czy niż też nąć znacznie więcej kasy w rok, Grubera i Gruperfuhrera – już mi z ascetycznego i bidnego polskiesię to trochę miesza. Ale są i Polciego Sejmu przez całe stulecie. kawsze oferty. Zaproponowano mi scy deputowani szybko opanowali rozmaite techniki wypompowywania pieniędzy (bardzo zabaw-

ciła tematu. Więcsensem chyba jednak wie,do czy głównym jej istsobie Natomiast nienianie niepowiększę. jest płacenie europejgdybym chciał zadbać o jurność skim politykom za to, żeby nic nie irobili mieći dali pewność, zawsze będę świętyże spokój brukselgotowy do akcji, mogę zawsze skim biurokratom. odpowiedzieć na któryś z kilkuW każdym razie w 2009 roku nastu listów, w których oferuje mi tajemnica jeszcze nie do końca się wydała. Ci, których ubłagano na jedną kadencję, gremialnie

się nabycie (bez recepty) wszelkich możliwych środków na pobudzepostanowili się poświęcić raz jesznie erekcji. Viagra, cialis, kamagra cze i znowu dali się „zmarginali(także w żelu) czekają w przeróżzować”. W ich ślady szłofirmach jednak nych coraz więcej rodzimych i w y s tdziałaarczy czy, do któtylko, żebym rych docierały nacisnął enter, inforastrzępy już kurierzy macjipędzić, o brukbędą lukbyselskich zdążyć przez wsi euc sz oar cn yhm, c z -. sn toi seubnokt y iem Gdyby byłonyc h nie eme akurat r y t u rz akim ch –i podróżach nic prostszego. Maa m p o n ajd lzgłoszenia od szych zakątportali randkach globu kowych, op łac a internych netowych biur przez europejmatrymonialskiego podatnych, a także tajemniczych samanika (oczywiście biznes klasą). rytan, sobie No aktórzy teraz –chcą, terazżebym to już każdy pociupciał samotnymi chciałby doztej Brukseli. matkaNastąmi okolicy, które z braku pił zgremialny szturm naojców listy dzieci, są spragnione seksu. wyborcze. Nikt nie chce jużMiło, być że ktoś myśli i o mnie, iza o tych biedpolskim premierem, to każdy nych, niezaspokojonych eurodeputowanym, bokobietach. ten dużo więcej zarabia, nic nie robi, no i po dwóch kadencjach ma taka

Chcą, żebym sobie pociupciał z samotnymi Z Parlamentu Europejmatkami z okolicy, które skiego dawało się wyzciągnąć braku ojców dzieci, znacznie więcej są spragnione seksu. Miło, kasy w rok, niż z asceże ktoś myśli i o mnie, tycznego i bidnego poliskiego o tych Sejmu biednych, niezaprzez całe spokojonych kobietach stulecie

Te urocze wokółerotyczne propozycje byłyby nawet do zniesieemeryturę, że jeszcze wnuki z niej nia, ale niestety na moją pocztę pożyją. Ale naprawdę jest acoś uparli się teżtak ubezpieczyciele, to jeszcze oprócz pieniędzy. Polska już jest najcięższy kaliber namolpolityka, tutejsza, banki, tak obniżyności. No ita oczywiście które ła loty i tak wyprała się jakienieustannie proponują miz kredygokolwiek sensu, że czmychnięcie ty. Ostatnio te gwiazdkowe. Jeddo Brukseli nie jest już marginanych i drugich internetowych lizacją, lecz wyzwoleniem. uszczęśliwiaczy jest od choleParlament EuroryOczywiście, i ciut, ciut więc zalewają mój pejski jest bynajmniej adres znie impetem – jak toprzesykiedyś cony sensem. To instytucja pusta określono w reklamie środków do protez zębowych ipielęgnowania – szczerze mówiąc – dość niedo– wodospadu. rzeczna. Ale dla przeciętnego polZ tym, że jest to wodospad skiego posła trafienie tutaj ściejawi ków,jak które budzi żywcem moje obrzydzenie się wzięcie do pardo biednej, starej i wiernej poczlamentarnego nieba. I to niebo, ty. Owszem, ten i ównawet anachropotrafi rozmiękczyć najniczny znajomek nie jest jeszcze większych eurosceptyków. Znaobecny na fejsie, od wielkiejomy MEP (czyli więc member of pargo dzwonuprzytoczył napisze dotaki mniedialog, maila. liament) Ale ciodbył dziwacy tak nieliczni, jak jaki z są politykiem dość kobiety, z którymi się napić niechętnym Uniimożna Europejskiej. wódki. A zresztą kiedyśtym i oniwiękprze– Im dłużej tu jestem, flancują się jakieś medium sposzym eurosceptykiem się staję łecznościowe. wtedy moja poczta – powiedziałIów znajomy. A na umrze. W zapomnieniu, od zatruto ten drugi: „Ja mam zupełnie cia spamem. odwrotnie. Im częściej patrzę█ na wyciąg z konta, tym bardziej █ kocham Europę.”

Nasz „KONCEPT” jest monitorowany przez:

Rozwiązanie krzyżówki z strony 15: „Wykładowcy też mają fejsa”

dwutygodnik akademicki, Wydawca: FIM, adres redakcji: ul. Solec 81b; lok. 73A, 00-382 Warszawa, Redakcja: Wiktor Świetlik (red. nacz.), Jarosław Gajewski (zast. red. nacz.), Anita Sobczak (sekr. red.), Jakub Biernat, Mateusz Zardzewiały, Emilia Wiśniewska i inni, projekt graficzny: Piotr Dąbrowski, email: redakcja@gazetakoncept.pl, www.gazetakoncept.pl Abymonitorowany poznać ofertę przez: Nasz „KONCEPT” jest reklamową prosimy o kontakt pod adresem: reklama@gazetakoncept.pl OSOBY ZAINTERESOWANE DYSTRYBUCJĄ „KONCEPTU” NA UCZELNIACH, PROSIMY O KONTAKT POD ADRESEM: redakcja@gazetakoncept.pl dwutygodnik akademicki, Wydawca: FIM, adres redakcji: ul. Solec 81b; lok. 73A, 00-382 Warszawa, Redakcja: Wiktor Świetlik (red. nacz.), Jarosław Gajewski (zast. red. nacz.), Anita Sobczak (sekr. red.), Jakub Biernat, Mateusz Zardzewiały, Emilia Wiśniewska i inni, projekt graficzny: Piotr Dąbrowski, email: redakcja@gazetakoncept.pl, www.gazetakoncept.pl Aby poznać ofertę reklamową prosimy o kontakt pod adresem: reklama@gazetakoncept.pl Osoby zainteresowane dystrybucją „konceptu” na uczelniach, prosimy o kontakt pod adresem: redakcja@gazetakoncept.pl

Rozwiązanie krzyżówki z strony 12: „Bagnety krymskie”


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.