NAPISZ ARTYKUŁ I WYGRAJ iPADA!
DWUTYGODNIK AKADEMICKI w tym NUMERZE:
JAKUB BIERNAT
Nie wiesz kiedy popełniasz „akt piractwa” w internecie? Koniecznie przeczytaj artykuł Jakuba Biernata, a także rozmowę z doktorem Krzysztofem Siewiczem specjalizującym się w prawnych aspektach przetwarzania informacji STR.4-5 MAJA SMOK
Buty z czerwoną podeszwą to jeden z najsłynniejszych przykładów modowych „zapożyczeń”. I tu powraca zasada: jeśli nie stać mnie na sukienkę za ponad tysiąc złotych - kupię ją za kilkaset. A nawet taniej STR. 6
CZAS
Plagiatorstwo naukowe i dziennikarskie przypomina często świat przyrody, gdzie duży drapieżnik zjada małe zwierzę. W świecie piractwa komputerowego jest odwrotnie
PIRATÓW Nie ma dnia, by system Antyplagiat zainstalowany na 160 polskich uczelniach nie znalazł pracy, która tylko udaje autorskie dzieło studenta lub naukowca, a w rzeczywistości jest efektem użycia trzech komputerowych klawiszy: Ctrl, C i V. Przyzwolenie na „ściąganie” to w Polsce problem, na temat którego dyskutuje
się od niedawna. Zdaniem niektórych zaczyna się na poziomie klasówek i egzaminów wstępnych, a prowadzi do tego, że środowiska naukowe przymykają oczy na plagiaty w pracach habilitacyjnych. A samo plagiatorstwo przenosi się do innych
branż. Standardem w niektórych mediach ogólnopolskich jest tzw. zawłaszczanie newsów. To metoda wykorzystująca mechanizmy znane z przyrody, gdzie zazwyczaj większy drapieżnik zjada mniejsze zwierzę. Trzymając się tego modelu, duże media „odkrywają” coś, co przed nimi w y s z p er a ł ambitny
WIESŁAW CHEŁMINIAK
Czy można zawsze potępiać tych, co „poszli w bój bez broni“? Robotnicy w Poznaniu w 1956, Trójmieście 1970, wreszcie cały ruch „Solidarności“ to było pójście “w bój bez broni“. Nikt nie potępia tych wybuchów. W przypadku powstania styczniowego dobrze też jest je poznać, aby móc potem wyrokować. STR. 7
RAPER - PATRIOTA Kiedyś, jako współtwórca krakowskiej Firmy znany był z ostrych społecznych utworów, koncertów w więzieniach i krytyki organów ścigania. Dziś zajmuje się tematami, które chciano wypchnąć z polskiej historii i które wciąż nie mogą znaleźć miejsca w świadomości historycznej Polaków. Jest jednym z organizatorów krakowskich obchodów święta żołnierzy wyklętych na przełomie lutego i marca. Dzięki niemu nauczyciele dowiadują się kim był rotmistrz Pilecki, licealiści uczą się historii, a ich rodzice poznają historię obrony Grodna w 1939 roku przed Sowietami. - Postaci takie jak rotmistrz Pilecki wpływają na mnie w życiu codziennym. Kiedy ktoś chamsko się zachowa, bardziej staram się w nim zobaczyć drugiego człowieka, z jego problemami, frustracjami. Inaczej patrzę na tych, z którymi sie nie zgadzam - mówi Tadeusz „Tadek” Polkowski, autor albumu „Niewygodna prawda”. STR. 8-9
ZNAJDŹ NAS na facebook.com
NR 7 14-25 LUTEGO 2013
bloger lub ustalił lokalny dziennikarz. Antyplagiatorzy winą obarczają też internet i cywilizację „piractwa komputerowego”. Ale czy tak jest? Internet to w plagiatowej zarazie miecz obosieczny. Właśnie dzięki archiwalnym zasobom naukowym w sieci, tytuł doktora straciła Annette Schavan, minister oświaty w niemieckim rządzie. Na początku roku jej plagiat ujawniła grupa internautów, która pracę doktorską Schavan prześwietlała kilka miesięcy. Zupełnie innym problemem je s t k we s t i a kopiowania w kulturze mówiąc inaczej, problem internetowego „ściągania” darmowych treści. Obecne przepisy nijak nie przystają do rzeczywistości, a czasy wymagają zmiany myślenia i nowej definicji plagiatu i oryginału, a także tego, jak jeden i drugi może być wykorzystywany. W latach 80. producenci muzyki pozywali do sądu producentów sprzętu grającego za sprzedawanie dwukasetowych magnetofonów z funkcjami ułatwiającymi przegrywanie. Pewnie wtedy, nawet w najczarniejszych snach, nie przewi-
dywali oni, że za parę lat z własnego domu będzie można mieć dostęp do prawie całej dyskografii i filmoteki świata. Gdyby teraz poważnie wziąć się za tak zwanych „piratów” nie starczyłoby sędziów, policji i więzień, żeby prawo egzekwować. Co trzeci Polak korzysta z „darmowych” wytworów kultury w internecie. Gdyby ująć rzecz w slogany, to po jednej stronie mamy „pazerne koncerny”, które nie chcą się podzielić wytwarzanymi przez siebie w nadmiarze dobrami i sprzedają je po zawyżonych cenach, a po drugiej „piratów”, którzy zawartość kradną i rozpowszechniają, jednak głównie nie zarabiając na tym. Pomiędzy nimi stoi szara strefa dostawców zawartości, którzy zarabiają na ruchu w necie niezależnie czy jest on legalny, czy nie legalny - głównie na reklamach lub płatnych kontach przyspieszających transfer. Sprawa jest trudna, bo kultura od zawsze żywiła się sobą. Dlatego dziś istnieją dwa rodzaje zagrożeń. Z jednej strony kompletna anarchia, zniechęcająca twórców i obniżająca jakość kultury. Z drugiej strony uzyskanie tego samego efektu przez zamknięcie dźwięków, obrazów, słów, projektów przemysłowych i kreacji ze świata mody w świecie patentów, zakazów i płatnych licencji. Jak tego uniknąć? █
STR. 3-7
BONIEK CZYLI BOŻYSZCZE JAROSŁAW HEINZE
Boniek od zawsze był jak czynny wulkan zarówno na boisku, jak i poza nim. Czasami szybciej mówił niż myślał. Arogancki i uparty. SB-ecy, którzy w 1986 roku (pod przykrywką działaczy sportowych) towarzyszyli polskiej reprezentacji pod-
czas Mundialu w Meksyku pisali o nim, że ma „negatywny wpływ na atmosferę wśród zawodników”, bo wykłóca się o wyższe premie dewizowe dla piłkarzy, a tak w ogóle to na boku załatwia sobie „obuwniczy” kontrakt z Adidasem.
Ale Boniek znał swoją wartość – na boisku nigdy nie odpuszczał, dawał z siebie wszystko. Na tle innych graczy wyróżniał się czymś deficytowym dla tego środowiska - elokwencją i błyskotliwością wypowiedzi. █ STR. 11
DOŁĄCZ DO AKCJI „KONCEPTU” - „naukowy Nobel dla Polaka” i zgłoś swojego kandydata (wraz z uzasadnieniem na stronę maszynopisu) do redakcji konceptu na adres: redakcja@gazetakoncept.pl
2
STARTER BYŁO, JEST, BĘDZIE
Najlepsi zagraniczni studenci to…
Za co uczelnie nie mogą pobierać opłat?
Colett Neumann z Niemiec, Alona Nad z Ukrainy, Hon Hong Huat z Malezji i Abnoos Moslehi z Iranu to najlepsi zagraniczni studenci uczący się w Polsce. Zwyciężyli w trzeciej edycji konkursu „Interstudent 2012”. W konkursie mogli wziąć udział studenci zagraniczni studiujący w polskich uczelniach na studiach licencjackich, magisterskich i doktoranckich. Warunkiem udziału były dobre wyniki w nauce oraz aktywność w środowisku studenckim (kul-
Jeden z parlamentarzystów zapytał w swojej interpelacji resort nauki, za co uczelnia może i za co nie może pobierać dodatkowych opłat od studentów. Okazało się, że aby nie było żadnych wątpliwości stworzono katalog bezpłatnych usług edukacyjnych. I tak zarówno uczelnie publiczne, jak i niepubliczne nie mogą pobierać opłat za: rejestrację na kolejny semestr lub rok studiów, egzaminy, w tym egzamin poprawkowy, egzamin komisyjny, egzamin dyplomowy, wydanie
Rzecznicy praw studenckich w każdym województwie?
dziennika praktyk zawodowych, złożenie i ocenę pracy dyplomowej oraz wydanie suplementu do dyplomu. Uczelnia ma natomiast prawo do pobieranie odpłatności za powtarzanie przedmiotu lub też powtarzanie semestru bądź roku.
Jak łączyć naukę z biznesem tak jak robią to mistrzowie z Michigan?
Studenci poprawią Wikipedię ŁYK REALIÓW BIZNESOWYCH, Studenci warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej, będą poprawiali artykuły w największej internetowej encyklopedii. Jednym z celów tej akcji jest integracja studenckich kół naukowych z różnych uczelni, które mogą współpracować przy tym projekcie. Studenci z kół naukowych chcący wziąć udział w projekcie mają do dyspozycji specjalną roboczą wersję Wikipedii - OpenWiki do umieszczania testowych artykułów przed ich akceptacją i ostateczną publikacją. Artykuły trafią do Wikipedii po akceptacji pracowników naukowych, opiekunów koła naukowego. Organizatorzy projektu współpracują już ze Stowarzyszeniem Wikimedia Polska, które ma prawo do zgłaszania poprawek do proponowanych artykułów. Studenci korzystają też z pomocy zawodowej korektorki, która zadba o stylistyczną stronę artykułów. Już dwa lata temu akcję poprawiania haseł w polskiej wersji Wikipedii przeprowadzili studenci Politechniki Warszawskiej, m.in. wykładowcy Instytutu Automatyki i Informatyki Stosowanej oraz członkowie koła naukowego studentów zarządzania projektami. Warto wiedzieć, że w polskiej wersji tej encyklopedii znajduje się blisko milion haseł.
ŹRÓDŁO: www.students.pl; www.wp.pl; www.lca.pl; www.rp.p
FOTO Wikipedia
Może już niedługo przy każdym urzędzie marszałkowskim będzie działał rzecznik ds. studenckich lub rada studencka. Minister nauki i szkolnictwa wyższego Barbara Kudrycka wystosowała list w tej sprawie do marszałków województw. Powołany rzecznik ds. studentów lub społeczna rada studencka zajmowałyby się m.in. polityką stypendialną, inwestycjami w infrastrukturę szkół wyższych, wspieraniem praktyk studenckich oraz programami studiów związanymi ze specyfiką poszczególnych regionów Polski.
turalna, społeczna, ekologiczna, sportowa, działania na rzecz wielokulturowości). Czwórkę tegorocznych laureatów jury wyłoniło spośród 55 zgłoszeń. Ukrainka Alona Nad zwyciężyła w kategorii „Studia doktoranckie”. Uczy się na Wydziale Górnictwa i Geoinżynierii Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. W dziedzinie „Studiów magisterskich” najlepszy okazał się student Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego Hon Hong Huat z Malezji. W kategorii „Studia licencjackie” zwyciężyła Colett Neumann, która studiuje na drugim roku studiów nauczycielskich na Uniwersytecie Zielonogórskim. Nagrodę specjalną jury za działalność integracyjną i wybitne osiągnięcia naukowe otrzymała Abnoos Moslehi, która studiuje na Uniwersytecie Warszawskim. - Szukałam studiów psychologicznych w Europie. Nic nie wiedziałam o Polsce, ale pomyślałam: dlaczego nie – przyznała Iranka.
3 PLAGIAT NASZ POWSZEDNI KONCEPT GŁÓWNY
CZYLI WARSZTATY DLA STUDENTÓW UCZELNI TECHNICZNYCH Warsztaty organizowane przez IAESTE Polska (The International Association for the Exchange of Students for Technical Experience), „Case Week” to seria szkoleń, które odbędą się między 15, a 30 kwietnia 2013 r. na ośmiu uczelniach w całej Polsce: Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, Politechnice Gdańskiej, Politechnice Poznańskiej, Politechnice Śląskiej w Gliwicach, Politechnice Warszawskiej, Politechnice Wrocławskiej, Uniwersytecie Łódzkim i Uniwersytecie Medycznym w Łodzi. W ciągu tych kilku dni, przedsiębiorcy z całego kraju przeprowadzą darmowe warsztaty dla studentów uczelni technicznych. Szkolenia realizowane są w formule „case studies” – nie ma więc mowy o teoriach, ani czasu na akademickie dyskusje. Prowadzący przy-
gotowuje konkretny problem, którego rozwiązaniem zajmują się uczestnicy. Mogą to być problemy, które znajdują się na porządku dziennym w firmie, a czasem są to kwestie, których dana firma jeszcze nie rozwiązała. Będzie też czas na indywidualne konsultacje z przedstawicielami biznesu podczas których studenci uczestniczący w warsztatach dowiedzą się o swoich mocnych/słabych stronach i otrzymają praktyczne wskazówki mogące przydać się w efektywnym łączeniu nauki z rozwojem zawodowym. Studenci chcący wziąć udział w „Case Week 2013” muszą złożyć swoją aplikację w dniach 4-24 marca. Więcej szczegółów znajduje się na internetowej stronie projektu: www.caseweek.iaeste.pl ŹRÓDŁO: www.students.pl; www.iaeste.pl
PARLAMENT STUDENTÓW RP O ZMIANACH W SZKOLNICTWIE WYŻSZYM Parlament Studentów Rzeczyposposzenie na uczelniach przyspieszenia 7 PSRP domaga się również utwolitej Polskiej wydał opinię do założeń wydawania decyzji stypendialnych. rzenia listy ostrzeżeń publicznych, nowelizacji ustawy Prawo o szkol5 Zdaniem PSRP wciąż brakuje jedwskazującej uczelnie, którym cofnictwie wyższym przedstawionych noznacznej interpretacji przepisów nięto zezwolenia do prowadzenia przez Ministerstwo Nauki i Szkolnidotyczącej zachowania praw studanego kierunku studiów lub które ctwa Wyższego wskazując szereg sładenta do 31 października w roku, otrzymały negatywną ocenę Polskiej bości projektu. w którym skończyło się studia. To Komisji Akedytacyjnej. Powstanie Czego zdaniem PSRP w projekistotne choćby ze względu na umotakiej listy pozwoli maturzystom cie brakuje? wy zlecenia. na uzyskanie informacji o najgor1 PSRP popiera pomysł, by już stu6 Choć od 1 października 2011 r. szych uczelniach i podjęcie decyzji denci I roku mogli otrzymywać styuczelnie mają obowiązek zawieo pominięciu jej w rekrutacji. pendia motywacyjne. Parlament rania umów określających warun- Prace nad ustawą będą trwały przez █ uważa jednak, że system ich przyki odpłatności za usługi edukacyj- najbliższe kilka miesięcy. znawania powinien być jednolity ne również ze studentami studiów dla całej Polski. Kryteriami mogłystacjonarnych, to jednak, by w pełby być wyniki ogólnopolskich olimni zabezpieczyć prawa studentów INFO O PSRP: piad, konkursy, sukcesy sportowe. tytuł zawodowy lub studiujących runku studiów (np. dla grupy 15 PSRP proponuje zobowiązanie mini- Parlament Studentów Rzeczypospolitej Parlament sprzeciwia się opieraniu jednocześnie na kilku kierunkach. procent studentów). stra do wydania rozporządzenia Polskiej reprezentuje interesy studentów kryteriów o wyniki rekrutacji czy Zdaniem Parlamentu ci studenci 4 Na podstawie doświadczeń studenokreślającego warunki, jakim odpo- z całego kraju, reprezentuje środowisko matury, a także włączeniu świadczepowinni mieć taki sam dostęp do tów, którzy zwracają się z prośbą wiadać powinny umowy student- studenckie przed organami państwa nia w uczelniane mechanizmy stystypendiów rektora jak pozostali. o pomoc do Parlamentu zapropono-uczelnia. Parlament Studentów RP oraz opiniuje akty prawne dotyczące pendialne. Zdaniem PSRP świad- 3 Nie doregulowano kwestii uprawwano, by minister miał możliwość od wielu lat zwraca również uwa- studentów. Przedstawiciele Parlamentu czenia powinny być przyznawane nień do bezpłatnego studiowania wydawania rozporządzeń wymuszagę na konieczność doprecyzowa- stale uczestniczą w pracach na poziomie centralnym (na przydrugiego kierunku studiów. Parjących na uczelnianych regulaminia wszystkich opłat, które mogą organów władzy publicznej – m.in. kład przez ministerstwo). lament Studentów RP proponuje, nach doprecyzowanie przyznawania być pobierane od studentów przez komisjach Sejmu i Senatu, zespołach 2 Brakuje zmian regulacji dotyczących by wprowadzić dodatkowe (obok pomocy materialnej. Chodzi o zabezuczelnie. Byłoby to zabezpieczenie ministerialnych. Przewodniczący PSRP tzw. stypendiów rektora otrzymywastypendium rektora) kryterium pieczenie w szczególności terminów przed wykorzystywaniem przez nie- jest z mocy prawa członkiem Prezydium nych przez studentów posiadających średnią ocen na danym roku i kiewypłacania stypendiów oraz wymuktóre uczelnie luk w obecnej ustawie. Polskiej Komisji Akredytacyjnej.
WITOLD SKRZAT
- Nie uważam, żeby to było wielkie przestępstwo, ale powiem mu, że postąpił troszkę nie halo – tak Roman Kotliński, poseł Ruchu Palikota skomentował ostatnio fakt, że promowany przez niego licealista splagiatował petycję w sprawie usunięcia krzyży ze szkoły. To „troszkę nie halo” czyli plagiatowanie, przypisywanie sobie nie swoich
Krakowski naukowiec nie jest w tej opinii odosobniony. — Porównaliśmy prawie 35 tys. tekstów jednego z wydawców z okresu styczeń 2009 — styczeń 2010 z tekstami na innych serwisach w sieci. Wyszło, że zapożyczenia dla niemal 7 tys. utworów wydawcy przekroczyły 20 proc. pierwotnego tekstu. W przypadku prawie tysiąca tekstów zostały
ny dziennikarz. Niektóre redakcje do takich perełek dodają jednak czasem źródło inspiracji tematem lub pochodzenia materiału filmowego czy zdjęciowego. To źródło to...”internet” właśnie. Gra muzyka? Niekoniecznie. - Mechanizm plagiatu od wieków jest ten sam. Ci mniej zdolni, ale wciąż ambitni kradną pomysł y z dol-
Przywozi je do Polski i „komponuje” – śmieje się Krzysztof Skiba.
OSZUKAĆ PROGRAM
Dowodem na skalę plagiatowej plagi jest biznesowy sukces spółki Plagiat.pl. Od kilku lat firma ta rozwija się całkiem prężnie, niczym spółki windykacyjne w czasie kryzysu. Nic dziwnego – z jej programu
wymiar plagiaInternet i nowe technologie nadały nowy j pracy środowisk torskiej pladze. Ale bez uczciwej, mrówczemputerowy nie naukowych, nawet najlepszy program ko powstrzyma zarazy.
y n pa m co e t & s copy pa
t e k s t ó w, myśli, w ypowiedzi czy nawet zdjęć to plaga ostatniej dekady. - Internet wiele tu popsuł, także pod kątem kulturowym. Studentom wydaje się, że można z niego czerpać bez końca jako z anonimowego źródła. A zły przykład idzie m.in. także z mediów, które niespecjalnie przejmują się tym, skąd biorą newsy – przyznaje prof. Wiesław Godzic, medioznawca, jak i promotor dziesiątek prac naukowych rocznie.
one wykorzystane w więcej niż 70 proc. — mówił niedawno „Pulsowi Biznesu” Sebastian Kawczyński, prezes Plagiat.pl, zajmującego się wykrywaniem naruszeń prawa autorskiego m.in. w internecie.
BYĆ JAK MADONNA
Standardem w niektórych mediach ogólnopolskich jest tzw. zawłaszczanie newsów. To metoda wykorzystująca mechanizmy znane z przyrody, gdzie zazwyczaj większy drapieżnik zjada mniejsze zwierzę. Trzymając się tego modelu, duże media „odkrywają” coś, co przed nimi wyszperał ambitny bloger lub ustalił lokal-
niejszych – uważa Krzysztof Skiba, lider zespołu Big Cyc. Skiba jak z rękawa sypie przykładami polskich artystów, którzy na fali popularności np. Madonny, Rihanny czy Radiohead zaczęli kopiować nie tylko muzyczne pomysły gwiazd, ale i ich strategię marketingową czy okładki płyt. Tu przykład idzie z góry. - Krąży nawet taka anegdota o jednym ze znanych polskich kompozytorów, który wykreował już niejeden przebój. Tenże pan zanim zacznie komponować, kupuje w amerykańskim sklepie muzycznym 100-200 płyt z muzyką tamtejszych niszowych zespołów.
Antyplagiat, w yk r ywającego kradzież cudzych tekstów w pracach naukowych, korzysta już ponad 160 uczelni w Polsce. I nie ma dnia, by system nie znalazł pracy, która tylko udaje autorskie dzieło studenta, a w rzeczywistości jest efektem użycia trzech komputerowych klawiszy: Ctrl, C i V. - Antyplagiat spowodował, że studenci zaczęli bardziej uważać na przywoływanie źródeł i nie
mogą już bezkarnie kopiować obronionych przez kogoś innego prac. Jednak jednocześnie jest mnóstwo nowych technik, oszukujących program – zaznacza prof. Wiesław Godzic. Wciąż ponad 250 uczelni nie kontroluje prac naukowych pod kątem kradzieży treści. Stąd nietrudno jest uwierzyć w anegdotę o tym, że praca o Web 2.0, napisana przez znajomego Sebastiana Kawczyńskiego została splagiatowana ponad 20 razy. Skąd to wiadomo? Znów dzięki internetowi, w którym można znaleźć tysiące prac naukowych, także tych sprzed kilku dekad.
MINISTER JAK ANIOŁ
Internet to w plagiatowej zarazie miecz obosieczny. Właśnie dzięki archiwalnym zasobom naukowym w sieci, tytuł doktora straciła Annette Schavan, minister oświaty w niemieckim rządzie. Na początku roku jej plagiat ujawniła grupa internautów, która pracę doktorską Schavan prześwietlała kilka miesięcy. - Nie przesadzajmy. W latach 80. robienie przypisów na maszynie do pisania było bardzo uciążliwe – tak część partyjnych kolegów rozgrzeszała panią minister. Ciekawe jak wyglądałaby linia obrony Michała Anioła. Właśnie okazało się, że artysta projektując kulę wieńczącą kopułę zakrystii bazyliki we Florencji, mocno inspirował się pracą starszego kolegi. I to nie byle kogo, bo... Leonarda da Vinci. - Pamiętajmy też, że w sztuce już wszystko było, więc łatwo wpaść na pomysł podobny do idei kogoś innego – tłumaczy jednak Piotr Bazylko, kolekcjoner sztuki jak i współautor bloga ArtBazaar. Swoje robi też czas: po wiekach rewelacje o zapożyczeniu Michała Anioła często traktujemy ze wzruszeniem ramion. Jak mawiał pewien anglikański pastor: oryginalność to tylko niewykryty plagiat. Choć to, zdaniem naukowców, jedynie część prawdy. - W środowisku akademickim rada na plagiat jest tylko jedna. Wszystko jest w rękach promotorów. Tam gdzie nie ma dobrej, regularnej pracy promotorów ze studentami, tam jest plagiat – kwituje prof. Godzic. A jak pracy ze studentami nie ma, to jest, cytując wspomniane█ go posła , „nie halo”.
5 4 „PIRACTWO” T O POCZĄTEK NOWEJ, NIEUNIKN IONEJ ERY KONCEPT GŁÓWNY
Większości ludzi wydaje się, że nowe wynalazki ułatwią nam życie i przyniosą powszechne szczęście. Nic podobnego. Postęp techniczny zawsze rodzi wygranych i przegranych, a każdy, nawet najlepszy wynalazek, zawsze narusza czyjeś interesy. Tak dzieje się również w przypadku masowego dostępu do internetu
O tym, że dla niektórych nawet najlogiczniejsze udogodnienia stanowią zagrożenie przypomina legendarna anonimowa broszurka z 1900 roku pt. „Kanalizacja miasta Warszawy jako narzędzie judaizmu i szarlatanerii w celu zniszczenia rolnictwa polskiego oraz wytępienia ludności słowiańskiej nad Wisłą”. Owa broszurka niezbicie udowadniała, że wybudowanie nowoczesnego systemu odprowadzania ścieków spowoduje upadek rolnictwa, powszechny głód, bo
zabraknie nawozu produkowanego przez warszawiaków. Nie trudno się domyślić, że publikację inspirowali i pewnie opłacili przedstawiciele pewnego odłamu biznesu wywozu nieczystości, dla których wiekopomny projekt ówczesnego włodarza Warszawy Sokrata Starynkiewicza oznaczał wyrok plajty.
drobnych rzemieślników - niszczycieli maszyn przemysłowych, które odbierały im pracę. Rewolucja transportowa - kolej i samochody skutecznie wykończyły stadniny koni, fabryki powozów, zakłady kowalskie, dostawców siana i owsa, znacznie przetrzebiły zastępy zamiataczy ulic oraz sklepy z koniną. Tu protesty też na nic się nie zdały. Tego procesu nie REWOLUCJA SZARAKÓW dało się zatrzymać. Najczęściej było Wiek wcześniej w Wielkiej Bry- tak, że wynalazki uderzały w pierwtanii pojawił się ruch luddystów - szej kolejności po kieszeniach naj-
mniej wykwalifikowanych. Rzadziej uderzały w całe gałęzie przemysłu i powiązane z nimi grupy interesu które miały ambicje, by niekorzystne zmiany przystopować. O ile industrializacja dobijała szaraków i karmiła rekiny, to dokładnie na odwrót stało się z internetem. Dzięki niemu pojawiły się serwisy wymiany plików i portale zamieszczające pliki audio i video w trybie on-line. Nagle w gruzach legł w marę efektywny, istniejący od 100 lat system międzynarodowych praw autorskich. I nagle swoje dochody w szybkim tempie zaczął tracić przemysł filmowy i fonograficzny, do którego dołączyli wydawcy, po tym gdy w sklepach pojawiły się tanie czytniki e-książek. Kopiowanie i udostępnianie treści w internecie stało się tak masowe, że nagle okazało się, że znaczna cześć populacji to piraci nielegalnie kopiujący treści, za które dotychczas trzeba było płacić. Gdyby trzymać się orto-
doksyjnych reguł większość z nas powinna zostać ukarana. Przypomnijmy, że w sferze nieformalnej rozumianej jako wymiana książek, muzyki i filmów w postaci cyfrowej za pośrednictwem internetu, bierze udział co trzeci Polak. Z drugiej strony, gdyby nie to, mogłoby się wkrótce okazać, że stajemy się narodem odciętych od kultury troglodytów.
RABUSIE I BOGACZE
Oczywiście, gry w ciuciubabkę kopistów z twórcami kultury nie przyszły z erą internetu. Sam pomysł międz ynarodowych praw autorskich powstał w XIX w., gdy sprytni wydawcy zaczęli drukować bestsellery za granicą tuż po oficjalnej premierze, by nie płacić właścicielowi praw. W latach 80. z kolei producenci muzyki pozywali do sądu producentów sprzętu grającego za sprzedawanie dwukasetowych magnetofonów z funkcjami ułatwiającymi przegrywanie. Pewnie wtedy,
Rozmowa z doktorem Krzysztofem Siewiczem specjalizującym się w prawnych aspektach przetwarzania informacji, pracownikiem Centrum Otwartej Nauki ICM UW, adiunktem w Katedrze Prawa Informatycznego WPiA UKSW i współpracownikiem Fundacji Nowoczesna Polska w ramach projektu „Prawo kultury”.
FOTO Marta Grabiec CC
KULTURA TO NIE TYLKO PIENIĄDZE
JAKUB BIERNAT: Czy kopiowanie i rozpowszechnianie muzyki, filmów i książek w internecie jest naruszeniem praw autorskich? KRZYSZTOF SIEWICZ: - Nie, o ile internet wykorzystujemy wyłącznie dla skopiowania utworów rodzinie i znajomym. Jest to wtedy dozwolony użytek osobisty. Prawo autorskie przewiduje opłaty od urządzeń i nośników służących do kopiowania wprowadzone pod hasłem „rekompensowania twórcom strat wynikłych z dozwolonego użytku”. Nie jest to grzywna, lecz opłata, a zatem objęte nią czynności nie mogą być nielegalne. Ta interpretacja jest jednak atakowana m.in. jako naruszająca słuszne interesy twórców. Ale przecież nie można z góry przesądzić, że kopiowanie zawsze narusza interesy twórców. Niektóre badania pokazują, że najwięcej na kulturę wydają aktywnie kopiujący. Mogą też np. istnieć twórcy, którzy więcej zyskają ze wskazanych wyżej opłat niż z dystrybucji tradycyjnymi kanałami. Co z korzystaniem z serwisów, dzięki którym pliki są pobierane lub oglądane i słuchane przez tysiące użytkowników nie mających ze sobą nic wspólnego? - Administratorzy takich serwisów opierają zwykle swoją działalność na tzw. bezpiecznej przystani, czyli przepisie, który wyłącza odpowiedzial-
ność usługodawcy przechowującego dane na czyjeś zlecenie. Ich odpowiedzialność jest wtedy uzależniona od wiedzy o naruszeniach popełnianych przez użytkownika i tego czy gdy dowiedzą się o tym, zablokują dostęp do danych. W tej sytuacji roz-
nizmy dające uprawnionym możliwość wyboru pomiędzy dochodzeniem odpowiedzialności na drodze prawnej a uczestniczeniem w przychodach serwisu (np. z reklam). Mówię tu o rozwiązaniach takich jak ContentID w serwisie YouTube.
Internet daje możliwość współtworzenia kultury każdemu
powszechniającym utwory nie jest administrator, a użytkownik. I to on narusza prawo udostępniając je osobom spoza kręgu rodzinnego, o ile nie dysponuje zgodą (licencją) właściciela praw autorskich. Generalnie jednak w takiej sytuacji decyzja co do dalszych kroków leży po stronie właściciela utworu. W niektórych serwisach wprowadzono mecha-
Naturalnie właściciel utworu, który dowiedział się o umieszczeniu jego utworów w serwisie przez użytkowników może też nic nie robić. Czyli pojawiają się rozwiązania legalizujące udostępnianie utworów w Internecie? - Systemy takie jak ContentID dotyczą wyłącznie relacji pomiędzy administratorem serwisu i upraw-
nionym do utworu. Użytkownik nie może traktować samego istnienia takiego systemu jako automatycznej zgody na umieszczenie utworów w serwisie. Jakiś czas temu umowę z Google (administratorem YouTube) podpisał ZAiKS, organizacja reprezentująca m.in. autorów utworów muzycznych. Umowy nie ujawniono, ale można zakładać, że im więcej muzyki zostanie udostępnione w tym serwisie, tym więcej pieniędzy otrzymają jej autorzy od ZAiKSu. Organizacja powinna zatem wydać zezwolenie na powszechne umieszczanie w YouTube reprezentowanych przez nich utworów, ale taki krok według mojej wiedzy nie został poczyniony. Istnieją natomiast twórcy, którzy udostępniają swoje utwory wraz z szerokim zezwoleniem na ich dalsze wykorzystanie na wolnych licencjach tzw. Creative Commons - CC. Daje to użytkownikom nie tylko możliwość legalnego dzielenia się nimi, ale też rozwijania w oparciu o nie własnej twórczości. A przecież współtworzenie kultury nie jest możliwe bez wykorzystania zastanego, cudzego dorobku. To moim zdaniem kluczowa wartość, jaka powinna przyświecać dyskusjom o kształcie prawa autorskiego w XXI w. Nie można skupiać się tylko na zapewnianiu uprawnionym wynagrodzenia i wąskim rozumieniu legalnego rozpowszechniania.
Internet daje możliwość uczestniczenia i tworzenia kultury każdemu, a nie tylko wąskiej grupie osób, jak to miało miejsce dotychczas. Czy w Polsce miały miejsce przypadki ukarania osób za rozpowszechnianie cudzych utworów? - Nie mam wiedzy o tym, aby takie wyroki zapadały, ale wiem, że uprawnieni składają wnioski o ściganie nielegalnego rozpowszechniania utworów w serwisach internetowych. Niekiedy ma to na celu jedynie uzyskanie danych użytkownika, a nie doprowadzenie do jego ukarania. Powstał kontrowersyjny model biznesowy polegający na tym, że dane te są następnie wykorzystywane do wysłania użytkownikom propozycji ugody, w której uprawniony oferuje wycofanie wniosku o ściganie w zamian za zapłatę określonej sumy. Okazuje się, że wielu użytkowników przystaje na to, nawet jeżeli zarzuty są całkowicie bezzasadne. Przy masowej wysyłce takich propozycji ugodowych, nawet gdy opiewają one na dość niskie sumy, można osiągnąć całkiem niezły „zwrot z inwestycji” bez konieczności doprowadzania postępowań karnych do końca. Aparat państwowy jest tu wykorzystywany nie do karania, a do wydobywania danych użytkowników, których nie można łatwo uzyskać na drodze █ prywatnej.
nawet w najczarniejszych snach, nie przewidywali oni, że za parę lat z własnego domu będzie można mieć dostęp do prawie całej dyskografii i filmoteki świata. Jeśli teraz poważnie by się wziąć za tak zwanych „piratów”, nie starczyłoby sędziów, policji i więzień, żeby prawo egzekwować. Gdyby rzecz zredukować do sloganów, to po jednej stronie mamy „pazerne koncerny”, które nie chcą się podzielić wytwarzanymi przez siebie w nadmiarze dobrami i sprzedają je po zawyżonych cenach, a po drugiej “piratów”, którzy zawartość kradną i rozpowszechniają, jednak głównie nie zarabiając na tym. Pomiędzy nimi stoi szara strefa dostawców zawartości, którzy zarabiają na ruchu w sieci niezależnie czy jest on legalny, czy nielegalny głównie na reklamach lub płatnych kontach przyspieszających transfer. Znany jest też podział na kraje. Bardziej rozwinięte i dominujące kulturowo, jak USA, są rzecznikami wprowadzenia umów regulujących kopiowanie treści - widać to było przy okazji afery Wikileaks, gdy przedstawiciele amerykańskiej dyplomacji lobbowali za rozwiązaniami korzystnymi dla Hollywood. Z drugiej strony krajom biedniejszym i mniej rozwiniętym wcale nie zależy na zacieśnianiu regulacji, które mogą pognębić ich gospodarki i obywateli. Sprawa jest poważna, bo internet jest powszechny - jak pokazują badania choćby w Polsce korzysta z niego ponad 50 proc. z nas. Dlatego twórcy porozumienia ACTA usiłowali wprowadzić je niejako po cichu - wplatając regulacje dotyczące internetu w paragrafy dotyczące m.in. produkcji podróbek leków i innych. Nie udało się. ACTA stało się symbolem zniewolenia internetu - choć na jego utrąceniu zyskali również ci, którzy nie wytwarzają, a jedynie dystrybuują dobra karmiąc się tym jak klasyczne pasożyty. Pojawiły się więc podejrzenia, że wystąpienia społeczeństwa nie odbyły się bez inspiracji komercyjnie zainteresowanych.
Czy ludzkość aż tak bardzo ucierpi, gdy zamiast kilkudziesięciu tysięcy szmirowatych filmów rocznie, na świecie powstanie ich w ciągu roku kilkaset, ale będzie je łączył wysoki poziom artystyczny. Wizja lekkiego rozmontowania przemysłu rozrywkowego nie musi wcale być koszmarem
sta. Czy prasa upadnie? Czy też uda się wprowadzić płatność za artykuły w sieci? Czy upadnie przemysł filmowy - czy też filmy zaczną być finansowane poprzez np. crowdfunding (finansowanie społecznościowe) i wpływy z seansów kinowych? Czy muzycy przestaną tworzyć albo będą to robić jedynie charytatywnie lub żyć z koncertów? Najbardziej należy obawiać się chyba o książki, bo te kopiować będzie najłatwiej, a czytelnictwo w naszym kraju i tak utrzymuje się na makabrycznie niskim poziomie. Trzeba jednak pamiętać, że w końcu sztuka niezgorzej się miała, gdy praw autorskich nie było. Powstaje też pytanie, czy ludzkość aż tak bardzo ucierpi, gdy zamiast kilkudziesięciu tysięcy szmirowatych filmów rocznie, na świecie powstanie ich w ciągu roku kilkaset, ale będzie je łączył wysoki poziom artystyczny. Wizja lekkiego rozmontowania przemysłu rozrywkowego nie musi wcale być koszmarem. Może sztuka wróci POWRÓT DO KORZENI? do korzeni i choć trochę oddzieli się Pytanie, czym się skończy ta wol- od rynku oraz spełniania wymagań ność kopiowania w internecie. Na masowej publiczności. Byleby prze█ razie przyszłość jest bardzo mgli- trwali prawdziwi twórcy.
Gdyby rzecz zredukować do sloganów, to po jednej stronie mamy „pazerne koncerny”, które nie chcą się podzielić wytwarzanymi przez siebie w nadmiarze dobrami i sprzedają je po zawyżonych cenach, a po drugiej „piratów”, którzy zawartość kradną i rozpowszechniają
Dzisiejsi piraci to grupa w największym stopniu korzystająca z dóbr kulturowych - filmu, muzyki, ksiażek
FOTO Agencja Reporter
JAKUB BIERNAT
KONCEPT GŁÓWNY
6
LAJFSTAJL
(ZA)POŻYCZONA SUKIENKA, CZYLI KANIBALIZM W ŚWIECIE MODY MAJA SMOK
Jedne są bardziej spektakularne. Inne wręcz niedostrzegalne w codziennym życiu. Plagiaty, czy jakkolwiek inaczej by je nazwać, znaleźć można wszędzie. Są po prostu odpowiedzią na zapotrzebowanie konsumentów. Ci ostatni kupując buty oparte na projekcie znanego twórcy, ale dużo tańsze, czy telefon przypominający ten najdroższej marki, ale nim nie będący, nie snują przy kasie rozważań nad tymi zagadnieniami. Naturalnie plagiaty nie dotyczą wyłącznie wspomnianych dziedzin. Zdarzają się w przemyśle, nowych technologiach czy w modzie. Ale z czym właściwie mamy do czynienia w modzie? Czy firmy plagiatują, podpatrują, inspirują się czy zapożyczają pewne elementy? A może bez względu na to, jaką nazwę nadać takiej działalności i tak ostatecznie okaże się plagiatem?
CZERWONE PODESZWY NA CZERWONYM DYWANIE... I NIE TYLKO
FOTO Agencja Reporter
Na początku lat 90. dom mody Christian Louboutin rozpoczął sprzedaż butów z charakterystyczną czerwoną podeszwą. Ceny oryginalnych „Louboutin’ów” zaczynają się od tysiąca euro. Prawdziwy boom miał początek kilka lat temu. Na czerwonych dywanach królowały czerwone podeszwy. Wiele pań marzyło o takich cudeńkach, ale nie każdą było stać na taki wydatek. Nic więc dziwnego, że pomysł postanowiły wykorzystywać inne marki, często sieciówki. Była wśród nich ZARA, której w 2008 roku Christian Louboutin wytoczył proces. Sąd nie przyznał mu wówczas racji, argumentując, że projektant nie ma prawa wyłączności na robienie butów z takimi podeszwami. Opatentował więc swój pomysł i w ubiegłym roku wygrał proces z domem mody Yves Saint Laurent. Sąd uznał, że czerwona podeszwa jest znakiem rozpoznawczym Louboutin’a i ma on prawo d o
Szpilki z czerwoną podeszwą dziś wolno robić tylko jednej firmie
j e j ochrony. A le zanim do tego doszło czerwone podeszwy wykorzystało też wielu innych producentów. Zapewne z korzyścią. I tu wracamy do kwestii cen. Oczywistym jest, że kobieta, której nie stać
BIAŁE DACHY JAK CZERWONE PODESZWY?
Problemy związane z wykorzystywaniem wzorów wcześniej zastosowanych przez innych, nie dotyczą wyłącznie mody. Charakterystyczny biały dach samochodu kojarzył się chyba przede wszystkim z Mini Cooperem, ale trudno jednoznacznie stwierdzić, kto zastosował go pierwszy. Faktem jest, że z czasem kolejne marki, np. Skoda, zaczęły wykorzystywać ten pomysł, a ponieważ nikt go nie opatentował (jak Louboutin swoje podeszwy), stał się dość popularny. Dlaczego? Być może dlatego, że kojarzy się z droższą marką, na którą nie każdy może sobie pozwolić.
na buty za kilka tysięcy złotych, kupi NAŚLADUJĄCY podobne za złotych kilkaset. Są natuPRZERÓSŁ NAŚLADOWANEGO? ralnie panie wyznające zasadę „jeśli nie Nie od dziś wiadomo, że koreański pierwotny projektant, to żaden”, ale są Samsung ściga się z amerykańskim one w zdecydowanej mniejszości. Apple’m i że wzoruje się na konkurencie. I oto pod koniec ubiegłego roku (ZA)POŻYCZONE SUKIENKI, Samsung sprzedał ponad 60 milioCZYLI KTO KOGO KOPIUJE nów komórek z grupy Galaxy. W tym Buty z czerwoną podeszwą to oczy- samym czasie Apple sprzedał 47,8 mln wiście nie jedyny przykład modowych iPhonów. „zapożyczeń”. Wspomniana już ZARA “Wśród wszystkich firm, które przez często wzoruje się na projektantach hau- lata uparcie próbowały kopiować sukte couture. I tu powraca zasada: jeśli nie ces iPhone’a Samsung wyróżniał się stać mnie na sukienkę za ponad tysiąc najbardziej. Firma ta wykorzystazłotych - kupię ją za kilkaset. A nawet ła w swoich urządzeniach zmodyfitaniej. Przykładem mogą być dwie sieci kowany system od Google - AndroPromod i Camaieu. Trudno oprzeć się id. W połączeniu z kopiowaniem, wrażeniu, że oferowane przez te marki mniej czy bardziej udanym, wygląubrania są w podobnym stylu. Kto od du iPhone’a zaowocowało to wojną kogo „ściąga”? Promod to marka nieco patentową, którą musiało wytoczyć droższa i dłużej obecna na rynku (od Apple” – przypomina Michał Czar1975 roku, podczas gdy Camaieu od necki, właściciel firmy Mobiler, zaj1984), więc można założyć, że „zapo- mującej się m.in. tworzeniem aplikażyczającym” jest Camaieu. Czy zatem cji mobilnych. w modzie wszystko już było? Czy po proSamsung w swoich pierwszych stu łatwiej wykorzystać wzory, które telefonach tak mocno skupił się na z powodzeniem sprzedaje konkurencja? kopiowaniu, iż wyglądały one niemal Małgorzata Graś – Godzwon, histo- identycznie jak telefon z logo jabłka. ryk sztuki i projektantka wnętrz i ogro- Jednak gdy Apple nie dopuszczało, by dów nie sądzi, by w jakiejkolwiek dzie- powstawało wiele wersji tego samego dzinie życia wszystko już było. „Dopóki urządzenia (iPhone miał tylko jeden rodzą się kolejni zdolni ludzie, dopóty wygląd, jeden wymiar i 2 odmiany są w stanie tworzyć nowe rzeczy. Cza- pojemności pamięci), Samsung „zalał” sem są to kroki milowe jak w przypad- rynek najrozmaitszymi odmianami ku twórczości Picassa i kubistów, a cza- telefonów opartych o system Androsem drobne kroki czy usprawnienia id. Dziś na całym świecie istnieje tyle jak zaprojektowanie drobnej zmiany różnych odmian telefonów Samsunga, w przedmiocie użytkowym, która uła- że podobno sami pracownicy tej firmy twia jego używanie pewnej wykluczo- nie są w stanie wymienić nazw wszystnej wcześniej grupie ludzi (np. niewi- kich modeli. To jednak spowodowadomym). W obydwu tych przypadkach ło, że klient ma szeroki wybór. Oczypotrzeba pracy kreatywnego umysłu” wiście istotna jest też cena. iPhone od – wyjaśnia. „Modowe zapożyczenia” samego początku nie był tani (średuznaje za plagiaty, czyli - jak mówi - nia cena to ok. 3000 złotych) przez zbyt dosłowne inspiracje. „Naśladow- co stał się dość ekskluzywny. Natonictwo, plagiaty oczywiście zawsze były miast u Samsunga najprostsze wersje i będą, bo dużo łatwiej jest naśladować telefonów z Androidem można kupić niż tworzyć. za 400-500 złotych, a topowe mode- Dużo więcej jest wśród nas naśla- le za ok. 2500 złotych. dowców niż prawdziwych artystów, więCzy trudno dziś o nowe pomysły cej odtwórców niż twórców. W sztuce i producenci są skazani na kopiowanie też mamy pojęcie awangardy (pionie- konkurencyjnych rozwiązań? “Niekorów) i ariergardy (epigonów). Jak widać niecznie” – mówi właściciel Mobilera ten proces ma już dość długą historię i wskazuje, że wciąż pomiędzy „zapow dziejach świata” – tłumaczy Graś życzeniami” pojawiają się jeszcze nowe █ – Godzwon. propozycje.
BIĆ SIĘ, CZY SIĘ NIE BIĆ WIESŁAW CHEŁMINIAK
Takie ujęcie sprawy czyni z filmu kolejny głos w odwiecznej dyskusji „bić się, czy się nie bić?”. Racje nie zostały jednak rozdzielone równo. Ekranowy major łatwo się rozkleja. W dodatku jest człowiekiem chorym. Czy to możliwe, by panikarzowi powierzono obronę tak prestiżowej placówki? Chochlew sugeruje, że wyższa szarża nie miała żadnych złudzeń co do wyniku starcia z III Rzeszą. Ukrywała jednak prawdę przed żołnierzami, aby ci nie stracili ducha bojowego. W rezultacie „załoga śmierci” walczyła do upadłego, wierząc w rychłe nadejście odsieczy. Obawiam się, że rzeczywistość była bardziej okrutna – nasi wodzowie sami uwierzyli w mocarstwową propagandę, tworzoną na użytek maluczkich. Intuicja podpowiada, że poświęcenie zwykle graniczy z fanfaronadą, patos z trywialnością, a realizm z tchórzostwem. W tym sensie wizja Chochlewa jest bliska prawdy, może nie o Westerplatte, lecz █ o wojnie w ogóle.
Dla legendy Westerplatte nie ma żadnego znaczenia, czy obroną dowodził major Sucharski, czy kapitan Dąbrowski Rzadko się zdarza, aby polski film miał tak intensywną, a przy tym całkowicie darmową kampanię reklamową. O „Tajemnicy Westerplatte” zaczęło być głośno latem 2008 roku, gdy wyszło na jaw, że Paweł Chochlew, scenarzysta i reżyser w jednej osobie wymyślił sceny odległe od poetyki szkolnych akademii. Czy żołnierze Września mogli hasać na golasa, rozstrzeliwać dezerterów i oddawać mocz na portret marszałka Śmigłego-Rydza? Oczywiście, że nie mogli – orzekła patriotyczna większość. Media prześcigały się w publikowaniu oświadczeń i kontroświadczeń, z satysfakcją donosząc o pustkach w kasie producenta filmu i strajku aktorów. Sprawą zainteresowały się najwyższe czynniki, bo o ile historia Polski mało kogo obchodzi, to polityka historyczna kręci prawie wszystkich. Mając w pamięci te awantury wybrałem się do kina z duszą na ramieniu. Tymczasem czeka-
7
RECENZJA
NIEBIESKO
ło mnie miłe zaskoczenie. Film Chochlewa nie jest ani zły, ani skandalizujący, choć większość inkryminowanych scen pozostała w scenariuszu. Wojacy zamiast konterfektu marszałka obsikują plakat „Silni, zwarci, gotowi”. W kategoriach technicznych „Tajemnica Westerplatte” też się broni. Nikt przy zdrowych zmysłach nie oczekiwał zresztą batalistyki na miarę „Szeregowca Ryana”. Nawet zastępstwo Michała Żebrowskiego wyszło na dobre, bo ile razy można oglądać dekonstrukcję twardziela w wykonaniu Bogusława Lindy? Osią fabuły jest psychologiczny pojedynek kapitana Franciszka Dąbrowskiego z majorem Henrykiem Sucharskim. Chochlew przyjął wersję, że obroną Wojskowej Składnicy Tranzytowej faktycznie kierował ten pierwszy. Sucharski chciał stawić jedynie symboliczny opór i po 12 godzinach poddać się Niemcom, by „przerwać rzeź”.
KRZYŻÓWKA
TAJEMNICA WESTERPLATTE reż. Paweł Chochlew, obsada: Michał Żebrowski, Robert Żołędziewski, Piotr Adamczyk, Borys Szyc
8
ROZMOWA
BUNT PRZECIWKO A NALFABETYZMOWI
WIKTOR ŚWIETLIK
Z raperem Tadeuszem „Tadkiem” Polkowskim rozmawiamy o utworach ostro krytykujących policję, występach za murami więzień, lekturach, a przede wszystkim o przywracaniu świadomości Polaków wyklętych patriotów i bohaterskich kart z historii Polski, które próbowano z niej wyrwać WIKTOR ŚWIETLIK: Jak to się dzieje, że raper do tej pory znany z ostrych społecznych kawałków nagrywa płytę poświęconą polskiej historii najnowszej - partyzantom, którzy walczyli z komunizmem, dowódcy „Kedywu” generałowi Augustowi „Nilowi” Fieldorfowi, Danucie „Ince” Siedzikównie, bohaterom narodowym straconym przez komunistów, a także pisze utwór o rotmistrzu Witoldzie Pileckim, jednym z największych herosów drugiej wojny światowej, który celowo dostał się do Auschwitz i ujawnił plan zagłady? TADEUSZ „TADEK” POLKOWSKI: Pod wpływem lektury, wielu lektur, w tym ostatnim przypadku, biografii Pileckiego. Czytałem o nim, o tym jak on podchodził do ojczyzny i ludzi. O jego poświęceniu dla nich ponad wszelkimi podziałami etnicznymi czy narodowościowymi. O jego braku nienawiści wobec wroga i niesamowitym heroizmie. To powinna być lektura obowiązkowa w szkołach. Podobnie grypsy Łukasza „Pługa” Cieplińskiego, komendanta Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” z celi śmierci, choćby ten najbardziej poruszający, do syna. Mam wrażenie, że ich postaci wywierają na mnie wpływ w życiu codziennym. Kiedy ktoś mnie trąci ramieniem, chamsko się zachowa, bardziej staram się w nim zobaczyć drugiego człowieka, z jego problemami, frustracjami. Inaczej patrzę na tych, którzy mnie obrażają albo gruntownie się z nimi nie zgadzam. Tym, którzy się zachwycają twoimi obecnymi historycznymi tekstami wypomina się niekiedy, że Firma kiedyś głosiła hasło JP… Rejestrowane i przedstawiane jako „Jestem Porządny”.
9
ROZMOWA
Ale interpretowane jako „Jebać Policję”, przeciwko czemu nadmiernie nie protestowaliście… Kiedyś policja pobiła kolegę - facet był przykuty do kaloryfera, a ośmiu policjantów się na nim wyżywało. Takich rzeczy dotyczył nasz sprzeciw. Dotyczył także systemu, w którym gnoi się porządnych ludzi. Znajdujesz nić łączącą tamtą antysystemowość z tym, co robisz obecnie? Moje wartości się nie zmieniły. Jestem wierny sobie. To przede wszystkim antysystemowość, odwołanie się do potrzeby pewnych podstawowych zasad w relacjach między ludźmi - uczciwości, lojalności. W „Jednej prawdzie” rapowaliśmy „JP propaganda przeciwko kurwom, przeciwko pełnym zjebanych głosów urnom, przeciw pseudowolności, pseudodemokracji, przeciw podróbom rzeczy, o które walczyli Polacy”, a „Honor i Ojczyznę” nagrałem w 2004 roku. Jedno i drugie jest kwintesencją hiphopu - sprzeciwu wobec tych rzeczy w otaczającej rzeczywistości, które nam się nie podobają. Spotykasz się z ostracyzmem albo atakami? Reakcje są bardzo różne. Często zmieniają się pod wpływem przesłuchania płyty. Dziennikarka jednej z gazet zrobiła ze mną wywiad o historii. Był dość ostry. Mówiłem jej, że nie wydrukują, ale to porządna, idealistycznie nastawiona dziewczyna, więc odpowiadała, że wydrukują, bo przecież u nich nie ma cenzury, że miała zgodę na wywiad... …no i nauczyła się, że zgoda na wywiad, nie oznacza zgody na jego publikację? - Było ciekawiej. Wywiad początkowo rzeczywiście zablokowano, ale ona w końcu wywalczyła, by wydrukowano tekst o mnie i mojej płycie. Było tam o bohaterach, że
spędzam dużo czasu z dzieckiem, że staram się mu przekazać bliskie mi wartości. Redaktor naczelny tej gazety z kolei dostał za pośrednictwem tej dziennikarki moją płytę. Podobno po kilku dniach wpadł do pracy zaaferowany i stwierdził, że słucha płyty w drodze do domu, pracy, puszcza dzieciom. To dobrze, że są tacy ludzie - potrafiący przełamywać swoje uprzedzenia, weryfikować szablony, plotki. „Gazeta Wyborcza” pisała, że ocierasz się o poetykę spotykaną dotychczas tylko w kapelach skinheadzkich. - Takie głupoty to druga strona medalu. Dokładnie była mowa o „niszowych kapelach skinheadzkich”. Nasuwa się pytanie o to, które kapele skinheadzkie są mainstreamowe, a które niszowe (śmiech). To kompletne bzdury, szkoda tego komentować. Tradycja, do której się odwołuję na swojej płycie nie jest faszystowska, a polska, patriotyczna, antytotalitarna. Ale jak ktoś świadomie kłamie i celowo miesza patriotyzm z faszyzmem, to ciężko z tym w ogóle dyskutować. Jeśli opowiadanie o ludziach takich jak rotmistrz Pilecki, który wyniósł światu prawdę o Auschwitz, jest dla redaktora „Gazety Wyborczej” elementem poetyki skinheadzkiej, to raczej ciężko go będzie przekonać. Kiedy zaczyna się ten moment, gdy zaczynasz odkrywać historię, wchodzisz w nurt patriotyczny? W pewnym momencie mojego życia zaczynam czytać i jestem oczarowany polską historią. Co powoduje, że zaczynasz czytać? Przerażenie tym, że nie czytam. Przerażenie własnym wtórnym analfabetyzmem. Jest pozycja rewolucyjna w twoim życiu, przełomowa? Ważny był zbiór esejów Anny Zechenter „KGB gra w szachy” poświęconych spuściźnie i kontynuacji polityki sowieckiej. Potem wchodziłem w to głębiej, także w „twardszą” literaturę naukową, z którą oczywiście musiałem trochę powalczyć, przebijać się przez hermetyczny język. Ale było warto. „Niewygodna prawda” właśnie tak powstała. Czytam. Coś mi siada na mózgu. Powstaje tekst. Jak powstały „Kresy” - moim zdaniem najbardziej poruszający utwór z płyty, poświęcony obronie Grodna przed bolszewikami we wrześniu
1939 roku, także wydarzeniu niespecjalnie dziś pamiętanemu? Między innymi pod wpływem wspomnień nauczycielki z Grodna, aresztowanej przez NKWD czy relacji AK-owców z Grodna. Staram się też spotykać z takimi ludźmi i ich słuchać. Stąd wzięła się choćby historia z „Kresów”, gdzie kobiety odwiązują umierające dziecko od sowieckiego czołgu. Zresztą ten patent z żywymi tarczami z dzieci przywiązanych do czołgów Sowieci stosowali prawdopodobnie częściej. Problem polegał na tym, że artylerzyści walący po tych czołgach z dużej odległości tego nie widzieli i zabijali lub okaleczali niekiedy być może własne dzieci. Wywodzisz się z rodziny o korzeniach solidarnościowych, twój ojciec jest poetą, w latach 80. był znanym opozycyjnym publicystą. To chyba nie było bez znaczenia dla faktu, że sięgnąłeś po te, a nie inne lektury? Na pewno ważne było to, co znajdowałem na półkach w domu. Choćby Józefa Mackiewicza czy Sergiusza Piaseckiego lub wspomnienia kumpli dziadka z AK. Ale równie ważna była w tym przypadku rodzina, którą tworzę. Tak naprawdę przełomem dla mnie były narodziny mojego dziecka. Jeśli chcę mu przekazać pewne wartości, wychować, to muszę coś więcej wiedzieć o pochodzeniu tych wartości. Chcę być dobrym rodzicem, a poza tym, szczerze mówiąc, nie chciałem, żeby dziecko się mnie wstydziło - nieoczytanego, głupiego. Obrażasz statystyczną większość… To prawda, że niestety ponad połowa Polaków nie czyta ani jednej książki rocznie. No więc ja właśnie nie chciałem być już dłużej fragmentem tej statystyki. To przerażające, że duża część otaczających nas ludzi czyta tylko kolorowe broszurki albo nalepki na napojach gazowanych. Takimi ludźmi bardzo łatwo manipulować. Przy utworze „Dla Emigracji” współpracował Bosski Roman z Firmy. A jak Popek, bardzo rozpoznawalna postać z Firmy, przyjął to, że zamiast o policyjnej przemocy, dziewczynach i ulicznych zasadach zacząłeś pisać o historii? Dobrze. To nie jest w końcu zbyt wylewny w chwaleniu człowiek, a wiem, że często opowiada ludziom z dużą dozą szacunku o tej płycie, chociaż sam oczywiście
przyznaje, że nie mógłby w tym uczestniczyć, bo nie ma wiedzy na ten temat, to nie jego klimat. I w dawnej Firmie, i dziś w tym co robisz przewija się wątek zakładów odosobnienia, graliście w więzieniach i poprawczakach. W utworze o młodziutkiej „Ince” Siedzikównie, zamordowanej przez komunistów sanitariuszce V Brygady Wileńskiej AK, padają słowa „widzę twoją twarz, gdy mijam zakłady karne”… Generał „Nil” w młodości został przeniesiony karnie do innej szkoły, bo przewodził bandzie kolegów o podejrzanej reputacji. A potem został jednym z największych bohaterów okresu wojennego. Myślę, że po prostu już w gimnazjum wykazał zdolności przywódcze, hart ducha. Po latach przejawiał te same cechy w więziennych karcerach, a także na Syberii, gdzie zapamiętano go z tego, że dzielił się ostatnim papierosem i kromką chleba. Takich ludzi powinno się wyławiać i odpowiednio kształtować, a nie skreślać na wstępie, jak to ma często miejsce dziś. Jeszcze barwniejsze były losy Sergiusza Piaseckiego, który omal nie został stracony za napad na pociąg, spędził lata w więzieniu, gdzie stał się wybitnym pisarzem, a w czasie wojny zapisał bohaterską kartę kierując między innymi egzekucjami zdrajców. Ale czy ludzie łapią dlaczego hiphopowiec, który gra w więzieniach, dziś interpretuje Baczyńskiego i wchodzi w skład komitetów organizujących obchody? Rozmawiałem kiedyś ze świętej pamięci Jerzym Scheurem, prezesem Fundacji „Polska się Upomni”. Chciałem do końca się przedstawić, że jestem twórcą hiphopowym postrzeganym tak, a nie inaczej. A on powiedział, żeby się nie przejmować. Że patriotyzm nie jest zarezerwowany dla jakiś poszczególnych grup społecznych. W końcu jeśli taka płyta ma trafić do zakładu dla nieletnich, ma wywrzeć na nich jakiś pozytywny wpływ, to musi to być ktoś, kto potrafi do nich dotrzeć, znać ich, być dla nich autentyczny. Podobno jako Firma w pewnym momencie dostaliście niepisany zakaz grania w więzieniach… Tak. Ale dziś dyrektor zakładu karnego mówi mi, że puścił moją płytę swojemu ojcu, a ten ze łzami w oczach powiedział, że nie wiedział, że tego doczeka. A nie jest tak, że z rapera, który powinien wyrażać siebie, przeradzasz się w nauczyciela? Nie popadasz w nadmierną dydaktykę, nie skupiasz się za bardzo na niesieniu „kaganka oświaty”? Przecież wyrażam siebie, swoje emocje, swo-
je lektury, swoje fascynacje. A jeśli kogoś jestem w stanie nimi zarazić, to świetnie. Jak choćby nauczycielkę historii, która dowiedziała się dzięki mojej płycie o rotmistrzu Pileckim i zaczęła o nim uczyć. Z całym szacunkiem, ale z tego wynika, że nie powinna uczyć historii… To twoja ocena. Ale chyba lepiej jeśli ona teraz nadrobi braki i przekaże wiedzę uczniom, niż jeśli w szkołach będą tylko tacy nauczyciele, którzy do końca życia
będą uczyć historii w stylu PRL, albo nie będą uczyć jej wcale, do czego przecież polska szkoła zmierza. Dużo jest osób takich, które „dowiedziały się” dzięki tobie? Statystyk nie prowadzę, ale kiedy na przykład małolat mi dziękuje, mówi, że dzięki mnie odkrył nowe zainteresowania i napisał pracę z polskiego, to jest to ogromna satys█ fakcja. I to się zdarza.
„Tadek” z żoną i synem w muzeum AK w Krakowie obok podpułkownika Tadeusza Bieńkowicza, odznaczonego Virtuti Militari za rozbicie więzienia niemieckiego w Lidzie w 44 roku
„TADEK” NA NARODOWYM DNIU PAMIĘCI „ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH” W KRAKOWIE Już 24 lutego w podwarszawskim Garwolinie „Tadek” Polkowski będzie uczestniczyć w „Niedzielnym popołudniu z Ziutkiem”, koncercie zorganizowanym przez Fundację Sztafeta poświęconym pamięci Józefa „Ziutka” Szczepańskiego, autora „Pałacyku Michla”,” Czerwonej zarazy” i innych wierszy z okresu Powstania Warszawskiego, które stały się inspiracją m.in. dla Tomasza Budzyńskiego, Andrzeja Dziubka, Małgorzaty Godlewskiej i Weroniki Kowalskiej. Koncert odbędzie się w CSIK, przy ul. Nadwodnej 1 o godz. 15.
Po raz kolejny „Tadka” można będzie usłyszeć kilkukrotnie w Krakowie podczas obchodów święta poświęconego pamięci żołnierzy walczących z sowieckim okupantem i komunistycznym aparatem represji. Od 2011 roku Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” jest obchodzony 1 marca jako święto państwowe, ale krakowskie obchody rozpoczną się już 23 lutego. 25 lutego o godz. 19. w Rotundzie odbędzie pod patronatem Muzeum Armii Krajowej oraz IPN-u kolejny koncert „Wspomnij Ziutka”. Podczas koncertu wystąpi między innymi Paweł Kukiz oraz zespół
DePress. Kolejny punkt uroczystości to spotkanie poświęcone historii majora Józefa Kurasia „Ognia”, na które organizatorzy zapraszają 27 lutego do sali wystawowej Auditorium Maximum Uniwersytetu Jagiellońskiego. W czwartek 28 lutego o godzinie 19.00 „Tadek” będzie jednym z wykonawców w Filharmonii Krakowskiej przy Zwierzynieckiej w akompaniamencie, chórów i orkiestry, podczas dużego koncertu i widowiska audiowizualnego. Główne obchody święta będą miały miejsce we właściwy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”, czyli 1 marca.
Rozpocznie je msza święta odprawiona o godz. 16 w Bazylice Mariackiej w intencji walczących o wolną Polskę. W Parku im. H. Jordana zostaną wygłoszone przemówienia, Apel Pamięci oraz oddana zostanie salwa honorowa. Pod pomnikami Danuty Siedzikówny „Inki”, gen. Augusta Fieldorfa „Nila”, rtm. Witolda Pileckiego, gen. Leopolda Okulickiego zostaną złożone kwiaty i zapalone znicze. Obchody 1 marca zakończy koncert „Tadka” oraz Adama „PIHa” Piechockiego, który odbędzie się o godz. 20. w Muzeum Armii █ Krajowej.
INKA - fragment utworu Widzę siłę w Twoich oczach, która naród Polski niosła Widzę w Tobie odwagę, chociaż nie jesteś dorosła Widzę w Tobie wielki honor, ojczyznę i Boga Chociaż pętlą się zaciska, krwawa wojenna pożoga Kiedy sen przychodzi, spotykam Cię Ineczko Nie strzelajcie do niej, to przecież jeszcze dziecko Chcę Cię uratować, lecz to już są snu ostatki Mordercy Polaków, ręce precz od małolatki (…) Twoje oczy się nie boją, są wesołe i płomienne Chcę się ogrzać przy tym ogniu, żeby poczuć się bezpiecznie Widzę siłę w Twoich oczach, widzę siłę nadzwyczajną Chociaż w rękach Ciebie mają, słabości w Tobie nie znajdą Ref. Patrzę w Twoje oczy, choć to zdjęcie biało czarne Widzę Twoją twarz, gdy mijam zakłady karne Partyzantko uśmiechnięta, jednocześnie jak ze skały Co ja mogę zrobić? nagram dla Ciebie kawałek (2x) DANUTA „INKA” SIEDZIKÓWNA po tym jak gestapo zamordowało jej matkę, w wieku 15 lat wstąpiła do Armii Krajowej. Była sanitariuszką w V Brygadzie Wileńskiej AK Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, która walczyła najpierw na Wileńszczyźnie z hitlerowcami, a potem na terenach obecnej wschodniej i północnej Polski z komunistami. Inka została zamordowana latem 1946 roku. Choć wcześniej ją torturowano, do końca odmawiała składania zeznań i wydania swoich kolegów z oddziału. W chwili śmierci nie miała skończonych 18 lat. Jej ostatnimi słowami był okrzyk „niech żyje Polska, niech żyje Łupaszko”.
11
SPORT
BONIEK CZYLI „BELLO DI NOTTE” JAROSŁAW HEINZE
Był świetnym piłkarzem, ale kiepskim trenerem. Jakim będzie szefem największego i najbogatszego związku sportowego w Polsce?
Dopiero 25 lat po zakończeniu piłkarskiej kariery przez Zbigniewa Bońka można powiedzieć, że pojawił się polski zawodnik, który ma szanse dorównać talentem, sławą i osiągnięciami dzisiejszemu prezesowi Polskiego Związku Piłki Nożnej. Jednak Robert Lewandowski (bo o nim mowa) to zupełnie inny homo sapiens – cichy, spokojny, nie wadzi nikomu. Boniek od zawsze był jak czynny wulkan, zarówno na boisku, jak i poza nim. Czasami szybciej mówił niż myślał. Arogancki i uparty. SB-ecy, którzy w 1986 roku (pod przykrywką działaczy sportowych) towarzyszyli polskiej reprezentacji podczas Mundialu w Meksyku pisali o nim, że ma „negatywny wpływ na atmosferę wśród zawodników”, bo wykłóca się o wyższe premie dewizowe dla piłkarzy, a tak w ogóle to na boku załatwia sobie „obuwniczy” kontrakt z Adidasem. Ale Boniek znał swoją wartość – na boisku nigdy nie odpuszczał, dawał z siebie wszystko. Na tle innych graczy wyróżniał się czymś deficytowym dla tego środowiska - elokwencją i błyskotliwością wypowiedzi.
WŁOSKIE BOŻYSZCZE
Piłkarsko przełomowy był dla niego rok 1982. W Polsce od kilku miesięcy trwał przybijający swymi restrykcjami i beznadzieją stan wojenny. A Zbigniew Boniek, wówczas piłkarz łódzkiego Widzewa i już reprezentant Polski, podpisuje kosmiczny w dziejach polskiej piłki nożnej kontrakt z Juventusem Turyn – Włosi wyłożyli za niego blisko 2 mln dolarów. To spora kwota jak na ówczes-
ne czasy, nawet w przypadku najlepszych drużyn Europy. Ale latem tego roku, w trakcie Mistrzostw Świata Espana’82, Boniek udowadnia, że wart jest tych, albo nawet większych pieniędzy. Ustrzelony przez niego w meczu z Belgią hat-trick i styl, w jakim strzelał te bramki, na stałe zapisał się w historii polskiego futbolu. W Juventusie szybko się uczył – języka i gry na miarę jednego z najlepszych klubowych zespołów świata. Stworzył zgrany i masakryczny dla przeciwników duet z Michelem Platinim. Najważniejszymi golami zdobytymi przez Polaka w rozgrywkach klubowych były te strzelone w 1984 i 1985 roku. W pierwszym „Zibi” zdobył zwycięskiego gola w finale Pucharu Zdobywców Pucharów, w którym „Biała Dama” pokonała FC Porto 2:1. Rok później Boniek trafił również dwukrotnie w meczu o Super puchar Europy, w którym „Juve” pokonało Liverpool 2:0. Z racji tego, że wszystko, co najlepsze
wychodziło mu podczas meczów rozgrywanych wieczorem przy świetle jupiterów, włoscy komentatorzy sportowi nadali mu – dość dziwaczny jak na piłkarza - przydomek „Bello di Notte” (Piękność Nocy). Karierę piłkarską skończył w 1988 roku, w wieku 32 lat, będąc już zawodnikiem innego włoskiego klubu – AS Romy. Zamarzyła mu się praca trenera. Podstawy miał, bo skończył w międzyczasie szkołę trenerską. Będąc bożyszczem w piłkarskich Włoszech nie miał problemu z ofertami. Miał jednak inny problem, który często dotyka dobrych pił-
Niebawem minie pół roku, jak został szefem polskiej piłki. Najistotniejsze decyzje, jakie dotąd podjął, miały charakter głównie wizerunkowy – nie będzie budowy nowej siedziby PZPN, obniżka cen biletów na mecze reprezentacji, nie biorę kasy za prezesowanie
karzy. Nie zawsze się sprawdzają na ławce trenerskiej. Wystarczy wspomnieć, że już dwa lata po zakończeniu kariery, z US Lecce (1990) spadł do drugiej ligi. Sytuacja powtórzyła się rok później z AS Barii. Potem jeszcze, bez powodzenia, prowadził dwa kluby Serie B i jeden trzecioligowy. – Trenerka nie jest dla mnie. Nie chcę się codziennie zamartwiać kto, gdzie i w czy ogóle ma grać – tłumaczył kilka lat później w jednym z wywiadów.
BONIEK W SKŁADZIE PORCELANY
Zdecydowanie lepiej Zbigniew Boniek poradził sobie w biznesie. Był jednym z pierwszych, którzy handlowali na polskim rynku prawami do transmisji meczów. W przeciwieństwie do większości jego kolegów z czasów reprezentacji, nie przemija wartość marketingowa jego nazwiska. Przed i w trakcie Euro 2012 był wraz Marco van Bastenem i Louisem Figo twarzą piwa „Tyskie”. Grzegorz Lato, czy Andrzej Szarmach mogli tylko pomarzyć o takich zleceniach – reklamowali co najwyżej produkty sprzedawane w TV Mango. I może właśnie ten celebrycki sznyt Bońka miał istotne znaczenie przy wyborze nowego prezesa PZPN jesienią ubiegłego roku. Związku, którego wizerunek za prezesury Laty sięgnął bru-
ku. To, że to reklamodawcy mają coraz więcej do powiedzenia nie tylko w polskiej, ale i europejskiej piłce, wiedzą ci, którzy znają ten „przemysł” od kuchni. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że jednym z głównych powodów organizacji przez Polskę i Ukrainę zeszłorocznego Euro była chęć zdobycia przez potężne koncerny ogromnych, nienasyconych jeszcze w przeciwieństwie do Niemiec, Francji, czy Hiszpanii - rynków zbytu. Sam Boniek w sprawie własnego kontraktu reklamowego potrafi zachować się jak słoń w składzie porcelany. Będąc wciąż twarzą jednej z firm bukmacherskich ani myśli zawiesić tę współpracę twierdząc, że jest obywatelem Włoch, a poza tym pozwala mu to na komfort pracy za darmo w PZPN (Lato co miesiąc pobierał z kasy Związku ok. 50 tys. zł). Problem w tym, że od czasów tzw. afery hazardowej, w Polsce zabroniona jest w ogóle reklama i promocja bukmacherki w sporcie. Boniek ma zdanie na ten temat. - Mam nadzieję, że będziemy wreszcie normalnym krajem i bukmacherzy będą mogli zostawiać tu wielkie pieniądze, zatrudniać ludzi do reklamy, być sponsorami tytularnymi lig czy wspierać kluby. Ustawa jest chora. Z tego powodu, że się dwóch gości spotkało na cmentarzu, nie powinien cierpieć cały polski sport – przekonywał niedawno.
UTALENTOWANE TOWARZYSTWO
Niebawem minie pół roku, jak został szefem polskiej piłki. Najistotniejsze decyzje, jakie dotąd podjął, miały charakter głównie wizerunkowy – nie będzie budowy nowej siedziby PZPN, obniżka cen biletów na mecze reprezentacji, nie biorę kasy za prezesowanie. Ale może tak trzeba i tylko tego brakowało. Kasa jest, sponsorzy są, wszystko się kręci. Zapewne jest coś w tym, co się mówi o piłkarzach Juve za czasów Zbigniewa Bońka. Zdecydowana większość z nich dobrze odnalazła się w życiu, bo to były bystre i utalentowane chłopaki. Zoff, Prandelli, Gentile, Tardelli – z sukcesem trenowali nie tylko drużyny Serie A, ale też reprezentacje. Bettega był wieloletnim dyrektorem sportowym w Turynie. Platini – wiadomo, szefuje UEFA. Boniek rozpoczął swoją przygodę z PZPN-em. A jeden z ich boiskowych kolegów został nawet wziętym malarzem. Czyż nie utalentowane towarzystwo? █
FOTO Agencja Reporter
SPORT
12
FINISZ
LEKCJA ZALEWSKIEGO
BABY ZMĘŻNIAŁY, A CHŁOPY ZBABIAŁY IGOR ZALEWSKI
Czy Polska jest krajem cywilizowanym? Chyba nie do końca. Nad Wisłą kobiety są bowiem wciąż bite przez facetów. Natomiast we Francji – która jest przecież istnym wzorcem z Sevres wyrafinowania i cywilizacyjnej ogłady – to babki tłuką mężczyzn. Przynajmniej na wyższych szczeblach społecznej drabiny. Jakiś czas temu wpadły mi w ręce francuskie badania opinii publicznej, poświęcone przemocy w rodzinie, czy szerzej – w związkach, bo z tymi rodzinami to teraz różnie bywa (ostatnio jechałem z taksówkarzem, który mi opowiadał, że jego wnuczka jest starsza od jego córki). Dane były dość interesujące, bowiem wynikało z nich, że niziny społeczne (robotnicy, rolnicy oraz emigranci) tłuką się tradycyjnie. To znaczy zły patriarchalny mąż terroryzuje swoją zastraszoną, nieszczęsną żonę. Im wyżej jednak w społecznej hierarchii, tym bardziej płcie zamieniają się miejscami. Burżuje, menadżerowie, wolne zawody, intelektualiści oraz rentierzy znęcają się nad sobą zgodnie
z duchem czasów: kobiety raczej biją, a nie są bijane. Oczywiście zabawne byłoby wiedzieć, dlaczego panie chłoszczą panów, czego jednak badania nie ujawniły. Raczej nie chodzi
zów – a znam ich słabo – powodem przemocy domowej w wykonaniu kobiet mogło być dobranie przez głowę rodziny niewłaściwego sera do wytrawnego gewurztraminera z Alzacji. Te z błękitną
przez baby jest doskonałą ilustracją większego procesu, polegającego na wymianie społecznych ról między płciami. W niby konserwatywnej Polsce widzimy, jak kobiety wypierają mężczyzn z tradycyjnie zarezerwowanych dla n i c h p ól . Coraz częściej są szefami, choć jeszcze publicystkami polit y c z ny m i . Ale przede wszystkim przejmują mę sk ie c e c h y : o d p o r ność na ból, odwagę, decyzyjność, skłonność do ryzyka. Acz pewnych rzeczy nie są w stanie przeskoczyć: odróżnienie prawej strony od lewej wciąż bywa problemem. W tym samym czasie faceci zdecydowanie babieją. I to już nawet nie chodzi o rosnący odsetek gejów, ale podążający
Brak wojen oraz obowiązkowej służby wojskowej rozmiękczył mężczyzn w sposób przerażający. W tym samym czasie, coraz twardsze dzięki porodom i miesiączkom kobiety krok po kroku umacniały pozycje o zabawy erotyczne z użyciem pejczyków i takich tam gadżecików, bo nadsekwańscy socjologowie rejestrowali swą czułą naukową maszynerią okrzyki prawdziwego bólu, a nie jęki rozkoszy zmieszane z rzężeniem zmasakrowanych pośladków. Na ile znam Francu-
pleśnią wprost haniebnie do niego nie pasują, czego puścić płazem nie można. Acz, nie można wykluczyć, że niektóre kobiety po prostu lubią znęcać się nad facetami, znajdując przyjemność z poczucia fizycznej przewagi nad silną płcią. Samo zjawisko bicia chłopów
za nim tłum heteryków i metroseksualistów, którzy jęczą z powodu zadrapania na paluszku, hamletyzują długie minuty przy wyborze gatunku piwa (wódki już oczywiście nie piją), poddają się jak Włosi w Afryce i potrafią wydać 300 złotych na fryzjera. Zdecydowanie, brak wojen oraz obowiązkowej służby wojskowej rozmiękczył mężczyzn w sposób przerażający. W tym samym czasie, coraz twardsze dzięki porodom i miesiączkom kobiety krok po kroku umacniały pozycje w świecie stworzonym niegdyś przez abdykujących (obecnie) mężczyzn. Smutne, ale jak pokazują francuskie badania prawdziwi mężczyźni przetrwają jedynie na społecznych nizinach, a w końcu zupełnie znikną. W ostateczności trafią do więzień za bicie żon. Wykształceni i bogatsi będą niewieścieć coraz bardziej, acz mam nadzieję, że mojego trzyletniego teraz syna przyszła żona lać jeszcze nie będzie. Natomiast wnuk już na bank nie będzie mógł bezboleśnie zostawiać skar█ petek w salonie.
KARTKA OD MELLERA ANDRZEJ MELLER
MAHAKUMBHMELA 2013 Mahakumbhmela chciałem zoba- z dnia na dzień się zagęszcza. Są czyć od lat. Musiałem długo cze- tu też ludzie, którzy przyjeżdżają kać. To największe zgromadze- na cały festiwal. Do takich nalenie ludzkie na świecie odbywa żą sadhu, czyli święci mężowie, się raz na 12 lat. Zawsze nad Gangesem w czterech różnych lokalizacjach. W tym roku od 14 stycznia hinduiści z całych Indii i świata przybywają do Allahabadu w stanie Uttar Pradesh, aby poprzez kąpiel w świętej rzece zmyć z siebie grzechy. Festiwal zakończy się 10 marca, ale jego kulminacja nastąpi za parę dni, bo 10 lutego. Wtedy do lodowatej Gangi mającej swój j początek w Himalajach wej- W tegoroczne ma ela hm dą miliony ludzi. W 2001 Kumb roku w rzece wykąpało się według szacun ł zia ud iąć wz około 75 milionów ludzi, ków w nó lio mi 0 10 do w tegorocznej Kumbhmepielgrzymów. la ma według szacunków wziąć udział do 100 milio- Aż trudno sobie wyobrazić taki nów pielgrzymów. Aż trudwie no sobie wyobrazić taki tłum, tłum, jednak yyb prz zi lu lud jednak wielu ludzi przybyna ę ng Ga d na wa wa nad Gangę na chwilkę, by le by , kę chwil byle by dotknąć wody, obmyć , twarz. Przed chwilą płynąłem dotknąć wody arz tw ć obmy łódką z panem z Andra Pradesh na południu. Przejechał 2000 km, zanurzył się w świętej wodzie i prosto z brzegu asceci, którzy porzucili rodzipojechał na dworzec, by wsiąść ny, zaszyli się w himalajskich piew pociąg do domu. Jak widać czarach, gdzie medytują, palą Hindusi wierzą, że warto. haszysz i ćwiczą jogę. Na Kumbh Dzięki tej olbrzymiej rotacji idą piechotą miesiącami, żyjąc tłum nie jest problemem, choć z datków od ludzi, którzy uwa-
żają ich za świętych i niewątpliwie cenią. Pewnie ciekawi Was, jak można ogarnąć logistycznie taką impre-
całe miasto namiotowe. Nie chcę skłamać, ale sadzę, że namiotów jest tu kilkadziesiąt lub
zę? Prz yznam, że się obawiałem gdzie się tu podziać, bo jasne, że miejsc w hotelach nie ma. Po przyjeździe okazało się, że nad brzegami Gangesu i Jamuny, czyli drugiej świętej rzeki ustawione jest
kilkaset tysięcy. Dużych, wieloosobowych namiotów. W ogóle Kumbh wydaje się być świetnie zorganizowany. My zatrzymaliśmy się u krysznowców poleconych przez koleżankę. Okazało się to strzałem w dziesiątkę.
Rozwiązanie krzyżówki z strony 7: „DOPINGUJ SIĘ KONCEPTEM”
DWUTYGODNIK AKADEMICKI, Wydawca: FIM, adres redakcji: ul. Solec 81b; lok. 73A, 00-382 Warszawa, Redaktor naczelny: Wiktor Świetlik, projekt graficzny: Piotr Dąbrowski, email: redakcja@gazetakoncept.pl. Aby poznać ofertę reklamową prosimy o kontakt pod adresem: reklama@gazetakoncept.pl
Krysznowcy dbają o porządek, jest sterylnie czysto jak na Indie, jest ochrona policyjna, która nie wpuszcza nikogo z zewnątrz, no i braciszkowie prowadzą wyśmienitą stołówkę wegańską, gdzie można jeść do syta dwa razy dziennie i jest to wliczone w cenę noclegu - 30 PLN. Moje obaw y dot yczące Kumbhmela dotyczyły także bezpieczeństwa, jako że podróżuję z kobietą. Krążą legendy o złodziejach grasujących tu i polujących na białych. Dlatego przed chwilą zdałem dokumenty i karty kredytowe do sejfu. Ale są inne problemy. W czasie paru Kumbhmeli zadeptano wielu pielgrzymów. Dziś rozmawiałem z guru krysznowców dr. Prayagiem Narayanem Misrą, dla którego jest to piąty festiwal w życiu. Opowiadał jak w latach 50. XX wieku w wyniku paniki na Kumbh w Allahabadzie zadeptano 10 tysięcy ludzi, a władze podały społeczeństwu oficjalną liczbę 300. Teraz na każdym roku stoi policja uzbrojona po zęby, pogotowie, strażacy i wydaje się, że wszystko jest pod kontrolą. Zresztą za parę dni się to okaże, o czym nie omieszkam Was █ powiadomić.
Nasz „KONCEPT” jest monitorowany przez: OSOBY ZAINTERESOWANE DYSTRYBUCJĄ „KONCEPTU” NA UCZELNIACH, PROSIMY O KONTAKT POD ADRESEM:
redakcja@gazetakoncept.pl