Koncept nr 64

Page 1

KRZYŻÓWKA W ŚRODKU!

ZAWODY PRZYSZŁOŚCI CO NAS CZEKA NA RYNKU PRACY?

ŻYCIE NA SAHARZE Codzienność Tuaregów

EDUKACJA ZA GROSZE Lista przydatnych kursów

ISSN 2450-7512 nr 64 PAŹDZIERNIK 2018


Klub Lidera Rzeczypospolitej to ogólnopolski projekt zrzeszający młodych, którzy chcą działać na rzecz lokalnego społeczeństwa.

W ramach klubu członkowie podejmują działania, które są odpowiedzią na potrzeby w ich środowisku.

Cele klubu: Zrzeszanie liderów, przywódców, którzy pragną mieć realny wpływ na swoje otoczenie

Budowanie kapitału intelektualnego i kapitału ludzkiego

Podejmowanie działań, które przyczyniają się do aktywizacji lokalnego społeczeństwa

Świadome podnoszenie kompetencji na podstawie postaw i zachowań przedsiębiorczych

Promowanie wartości dobra wspólnego i działanie na rzecz społeczeństwa

Edukacja społeczno-ekonomiczna młodych ludzi

Więcej na www.KlubLideraRP.pl

Organizator

Projekt dofinansowany ze środków Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich


Mateusz Zardzewiały

„Koncept” magazyn akademicki

Zajęcia zaczynamy z opóźnieniem, ale skończymy je wcześniej

Wydawca: Fundacja Inicjatyw Młodzieżowych Adres: ul. Solec 81b; lok. 73A, 00-382 Warszawa Strona: www.FundacjaInicjatyw Mlodziezowych.pl www.gazetakoncept.pl E-mail: redakcja@gazetakoncept.pl Redakcja: Mateusz Zardzewiały (red. nacz.), Dominika Palcar, Wiktor Świetlik, Monika Wiśniowska, Tomasz Lachowski, Marcin Malec i inni. Projekt, skład i łamanie: Shine Art Studio Korekta: Mirosława Lenart

aździernik to chyba najbardziej radosny miesiąc roku. Przynajmniej dla studentów. Lublin, Kraków, Warszawa i kilka innych miast weszło właśnie z przytupem w kolejny semestr. A najbliższe tygodnie to jeszcze względna beztroska. Do sesji jest tak dużo czasu, że wielu studentów wciąż nawet nie wie, gdzie dokładnie mieści się ich kampus. I nawet nie śmiem tego krytykować, w końcu na studiach najpiękniejsze są chwile spędzone poza aulą ‒ dlatego angażujcie się w działalność organizacji studenckich, czytajcie „Koncept” i czyńcie swoje wydziały wesołymi punktami na uniwersyteckiej mapie. Mam nadzieję, że podobnie wesołe usposobienie będzie cechować również Waszych profesorów. Niechby mieli tak dobry humor i pełne dystansu podejście jak jeden z naukowców wykładających na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Jako że punktualność nie należała do jego mocnych stron, często wpadał na własne zajęcia solidnie spóźniony. Jednak zawsze uspokajał żaków sakramentalnym zdaniem: „Tak, wiem, wykład zaczynam z opóźnieniem. Ale w zamian za to skończę go wcześniej!”. Więc skoro już wychodzicie wcześniej, to macie nieco wolnego czasu. W tym wydaniu „Konceptu” podpowiadamy Wam, jak możecie go konstruktywnie wykorzystać ‒ znajdziecie tu listę darmowych kursów, dzięki którym staniecie się jeszcze lepszymi studentami! Mamy też coś dla pesymistów, którzy już w czasie pierwszych zajęć przekreślą swój kie-

P

Druk prasowy wykonuje Drukarnia Kolumb z siedzibą w Chorzowie. Aby poznać ofertę reklamową, prosimy o kontakt pod adresem: redakcja@gazetakoncept.pl Chcesz dystrybuować „Koncept” na swojej uczelni? -> PISZ: redakcja@gazetakoncept.pl

runek. Jeśli okaże się, że studia, które wybraliście, nie są jednak tym, o czym marzyliście, możecie zajrzeć do naszego tekstu o zawodach przyszłości i wybrać coś nowego. Oczywiście zastrzegamy sobie pełne prawo do pomyłek i to pamiętajcie, że co złego, to nie my. Czyli robimy dokładnie to, co przeważająca część piłkarzy występujących w polskich klubach. Po kompromitacji na mistrzostwach świata w Rosji okazało się, że z tym sportem może być jeszcze gorzej – o czym szerzej piszemy w bieżącym wydaniu magazynu. Przy czym marazm cechujący zawodników występujących na co dzień w naszej lidze nie powinien udzielać się studentom. Jednak w dzisiejszym świecie wielu żaków, oprócz zajęć na uczelni, ma na głowie jeszcze całą gamę pobocznych spraw: pierwsze obowiązki zawodowe, życie rodzinne i towarzyskie, potrzeby kulturalne i inne mniej lub bardziej angażujące historie. Jak w tym wszystkim znaleźć zdrową równowagę? Co robić, by nie wypalić się przedwcześnie? Mówiąc wprost: jak znaleźć czas na życie? Na to pytanie również poszukamy wspólnej odpowiedzi. Zapraszam do lektury!

ZNAJDŹ NAS: @GazetaKoncept @FundacjaFIM /fundacja inicjatyw mlodziezowych

koncept 3


Spis treści

6

3 // NA POCZĄTEK

Zajęcia zaczynamy z opóźnieniem, ale skończymy je wcześniej Mateusz Zardzewiały

5 // WSPOMNIENIE

Królowa jest tylko jedna – niesamowita Aretha Franklin

20-21

24 // WIB

6-9 // TEMAT NUMERU

Nie wpadnij w sieci

10 // PZU

Bezpieczna podróż z PZU Wojażer

11-13 // WYWIAD NUMERU

25-27 // FOTOREPORTAŻ Pocztówka z Gruzji Marta Caban

28-29 // ŚWIAT

Życie z tyczką w ręku

Błękitni ludzie Sahary – siła tradycji i walka o swoje

Jerzy Chwałek

Agnieszka Madys

14-19 // EDUKACJA EKONOMICZNA

30-31 // SPORT

Dawno, dawno temu… historia pieniądza

Kryzys polskiej piłki Filip Cieśliński

Monika Wiśniowska

Wehikułem czasu po historii pieniądza Monika Wiśniowska

Gdy płacisz cyferkami czyli o obrocie bezgotówkowym Mikołaj Różycki

4 październik 2018

Bartłomiej Nersewicz

Portfel Studenta 2018 raport Związku Banków Polskich

Mikołaj Różycki

32-33

Chuligan wolności

Kamil Kijanka

Zawody przyszłości

28-29

22-23 // KULTURA

32-33 // ISTOTNIE

Jak znaleźć czas na życie? Sara Burchert

34 // MSWiN

Skarb dla kolekcjonera ‒ z wizytą w Centrum Pieniądza NBP

Zapewnimy uczelniom kompleksowe wsparcie na każdym etapie wdrażania reformy

Mikołaj Różycki

Wiceminister Piotr Müller

20-21 // EDUKACJA

35 // FELIETON

Agnieszka Niewińska

Wiktor Świetlik

Wiedza nie musi słono kosztować

Koń polityczny


Kamil Kijanka

Królowa

jest tylko jedna – niesamowita Aretha Franklin

J

TRUDNE DZIECIŃSTWO

Na świat przyszła 25 marca 1942 roku w Memphis. To tu przez wiele lat mieszkał Elvis Presley. Dzieciństwo przyszłej gwiazdy estrady nie należało do najprzyjemniejszych. Wychowaniem dziewczynki zajmowała się głównie babcia. Jej rodzice – pastor i pianistka – nie byli udanym małżeństwem, dlatego też gdy Aretha miała sześć lat, zdecydowali się na

KRÓLOWA WCHODZI NA TRON

separację. Zanim to nastąpiło, rodzina Franklin miała przenieść się do oddalonego o ponad 700 mil Detroit. To jej matka postanowiła opuścić rodzinę, a cztery lata później zmarła na zawał serca. Aretha przeszła przyspieszony kurs dorastania. Nie zaznawszy rodzinnego ciepła i prawdziwej miłości, ukojenia szukała w objęciach obcych mężczyzn. W wieku 12 lat pierwszy raz została mamą…

Rok 1967 stanowił przełom w życiu Arethy Franklin. Wtedy to wydała album „I Never Loved a Man (The Way I Love You)”. Piosenkarka została nagrodzona dwiema statuetkami Grammy, pierwszymi z osiemnastu w karierze. Koniec lat 60. napędził popularność wokalistki z Detroit, która coraz częściej była nazywana królową soulu. Uwielbiane do dziś „Think”, „I Say a Little Prayer”, „Ain’t No Way” czy „Call Me” umacniały pozycję mistrzyni. W 1972 r. Franklin powróciła do korzeni, wydając „Amazing Grace”, album w klimacie muzyki gospel. Płyta została oceniona bardzo pozytywnie. Niestety, kolejne lata przyniosły pasmo wielu rozczarowań. Był to okres, w którym coraz większą popularność zdobywała muzyka disco. Aretha niezbyt dobrze czuła się w takich klimatach i wolała pozostać przy stylistyce bliższej jej własnym upodobaniom.

MUZYKA LEKIEM NA CAŁE ZŁO

POWRÓT NA SZCZYT

Była dla muzyki soul tym, kim dla popu był Michael Jackson. Postacią wyjątkową. Wspaniałą. Niesamowitą. Jej śmierć zakończyła pewien etap w historii muzyki. Poznajcie życiorys jednej z najlepszych piosenkarek naszych czasów. est 13. dzień sierpnia. Amerykańskie media wypuszczają niepokojące wieści. Słynna piosenkarka Aretha Franklin jest śmiertelnie chora. Jej stan określany jest jako bardzo ciężki, a o modlitwę prosi towarzysząca jej rodzina i przyjaciele. O tym, że żywa legenda soulowej sceny boryka się z problemami zdrowotnymi, mówiło się między wierszami od dawna. Były to jednak tylko spekulacje. Prawda okazała się bardzo brutalna. Amerykanka od kilku lat walczyła z rakiem trzustki. Po zaskakującej informacji na temat stanu zdrowia artystki przyszła jeszcze gorsza wiadomość. Jedna z najjaśniejszych gwiazd muzyki soul zmarła w swoim domu w Detroit dożywszy 76 lat.

więc wykreować Franklin na gwiazdę muzyki pop. Pomimo że przygoda z Columbią nie należała do najbardziej udanych, Aretha z wdzięcznością i szacunkiem wspominała okres współpracy z byłym wydawcą. Nie spodziewała się, że najlepsze miało dopiero nadejść.

Talent muzyczny zdradzała już od najmłodszych lat. Samodzielnie, ze słuchu, nauczyła się grać na fortepianie. Kiedy ojciec zdobywał coraz większą popularność jako pastor po przeprowadzce do Detroit, ona śpiewała podczas prowadzonych przez niego nabożeństw. Pierwsze kroki stawiała w chórze baptystów. W wieku 14 lat podpisała kontrakt z wytwórnią J.V.B Records i nagrała debiutancki krążek – „Songs of Faith”. Cztery lata później związała się ze słynnym Columbia Records i coraz bardziej ciągnęło ją w kierunku nurtów jazzowych. Problem polegał na tym, że nie przekładało się to na sukces komercyjny, który stanowił nadrzędny cel wydawnictwa. Wytwórnia próbowała

Aretha Franklin przypomniała o sobie w 1980 r., kiedy to wystąpiła w znakomitym filmie „Blues Brothers”. Zaśpiewała tam dobrze znany „Think” i wystąpiła obok takich gwiazd muzyki, jak Ray Charles i James Brown. Lista jej wszystkich sukcesów jest ogromna. Była pierwszą kobietą wprowadzoną do Rock and Roll Hall of Fame i zdobyła w sumie 18 nagród Grammy. Nie lubiła wpuszczać fanów do swojego prywatnego życia. Wiadomo, że doczekała się czterech synów. Była matką chrzestną Whitney Houston. Legendarna wokalistka została pochowana 31 sierpnia na cmentarzu w Woodlawn. Na ceremonii pogrzebowej zaśpiewali Stevie Wonder, Faith Hill i Jennifer Hudson. koncept 5



ZAWODY PRZYSZŁOŚCI

Mikołaj Różycki

Pisanie o przyszłości jest bezpieczne, bo zawsze można prawie bezkarnie przestrzelić prognozę i się pomylić. Spróbujmy zatem zobaczyć, co może czekać nas w perspektywie najbliższych lat w kontekście zmian na rynku pracy. Czy już się martwić? A może zacząć szykować się na nową rzeczywistość?

ak twierdzi spora część świata nauki i biznesu – jesteśmy w przededniu kolejnej rewolucji, tym razem prowadzącej nas w świat automatyzacji, sztucznej inteligencji, robotyzacji i pełnego zanurzenia w internecie. To rodzić będzie zasadnicze zmiany prawa, stosunków społecznych i sposobów pracy. Które czynniki są kluczowe? Choćby sytuacja międzynarodowa na świecie: konflikty zbrojne i handlowe. Ważna będzie też polityka państwa, stawiająca na konkretne kierunki strategiczne: renesans przemysłu, rozwój średnich miast, produkcja rolna, wspieranie poszczególnych branż. Te kierunki określone są chociażby w Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju, kluczowym projekcie premiera Mateusza Morawieckiego. Nie mniej ważną rolę odegrają procesy społeczne i demograficzne, co w polskich realiach oznacza zmniejszenie się liczby ludności.

J

CO WYNIKA Z TEJ UKŁADANKI

Wnioski, jakie można wyciągnąć wskazują, że przyszłość należy do osób znających języki obce, zwłaszcza te popularne w Azji czy w Afryce. Ci ludzie mogą liczyć na pracę w firmach, które będą tam coraz bardziej aktywne biznesowo. Szeroko rozumiany rynek usług dla osób starszych, a także tych wymagających opieki, ma dobre perspektywy: do Polski już niedługo może wkroczyć zjawisko tzw. srebrnej ekonomii, rozpoznane dotychczas w bogatych krajach Europy czy w Japonii. Liczba osób w wieku emerytalnym będzie tak duża, że staną się jedną z najważniejszych grup konsumenckich.

GLOBALNE TENDENCJE

Portal www.hrpolska.pl omówił niedawno szczegółowo raport „Future of Skills. Employment in 2030” (przygotowany przez fundację Nesta, grupę edukacyjną Pearson oraz eksperta z Oxford Martin School). Wymienia się w nim cztery główne kategorie umiejętności, które będą niezbędne w pracy. Są nimi: kompetencje interpersonalne, społeczne, systemowe oraz poznawcze. Inne kluczowe, ważne umiejętności według autorów to: aktywna nauka i słuchanie, jasne komunikowanie się, monitorowanie i ocena wyników, szybkie reagowanie, zarządzanie czasem, finansami i ludźmi, negocjowanie i perswazja. Nauki ścisłe, przyrodnicze i medyczne, języki obce oraz – co ciekawe – edukacja to według prognoz branże z dobrymi perspektywami na rynku pracy. Autor artykułu wymienia także szeroko rozumianą komunikację medialną i marketingową, ekonomię i rachunkowość, bezpieczeństwo, programowanie i konstrukcję urządzeń i maszyn. Z kolei analiza opracowana przez firmę Fortinet i Gartner, którą szczegółowo omawia koncept 7


portal businessinsider.com.pl w tekście „Zawody przyszłości, rozwój technologii a rynek pracy”, akcentuje fakt, że rozwój technologii przyniesie nieznane nam dziś zawody. Kto 15 lat temu słyszał o redaktorze mediów społecznościowych czy coachu? Dziś zupełnie nas to nie dziwi. Tak samo w przyszłości, gdy usłyszymy od naszych dzieci czy młodszego rodzeństwa, że pracują jako szkoleniowcy robotów czy kontrolerzy ruchu powietrznego dronów, to pewnie bardzo się nie zdziwimy. Są tacy, którzy twierdzą, że nawet 70 proc. dzisiejszych przedszkolaków będzie pracowało w zawodach, których nazw jeszcze nie znamy.

70%

dzisiejszych przedszkolaków będzie pracowało w zawodach, których nazw jeszcze nie znamy.

CZŁOWIEK I ROBOT

Warto przytoczyć jeden z raportów Białego Domu z 2016 roku. Jego autorzy zakładają, że najszybciej miejsca pracy znikną w rolnictwie i szeroko rozumianym drogownictwie oraz w sektorze telekomunikacyjnym i bankowym. Cytowano byłego szefa grupy CITIBANK, największej struktury bankowej świata, który uważa, że około 30 proc. miejsc pracy w sektorze bankowym może zniknąć w ciągu najbliższych pięciu lat. Chodzi o całe zaplecze administracyjne czy księgowych. Pracujący tam ludzie wykonują czynności, które sztuczna inteligencja jest w stanie szybko i skutecznie zastąpić. To, co istotne, to fakt, że w rozwoju sztucznej inteligencji i automatyzacji kluczowy jest czynnik ludzki. To człowiek wymyśla i tworzy, nadzoruje i kontroluje maszyny. Miejsc pracy dla ludzi to potrafiących z pewnością nie zabraknie. Jak i dla tych, którzy biegli będą w dziedzinie cyberbezpieczeństwa. Jolanta Malak, regionalna dyrektor sprzedaży Fortinet w Polsce, twierdzi, że „w ciągu najbliższych kilku lat w skali globalnej powstanie w tym obszarze kolejnych pięć lub sześć milionów nowych miejsc pracy” (źródło: businessinsider.com.pl). Uczeni z Uniwersytetu Oksfordzkiego i Yale są zdania, że roboty nie zastąpią ludzi tam, gdzie konieczne są umiejętności menedżerskie. Ich zdaniem roboty nie będą potrafiły podejmować strategicznych decyzji, budować relacji czy wymyślać nowych rozwiązań. To zrobi tylko człowiek. Generalnie powodów do zmartwień nie powinni mieć ci, którzy dochody opierać będą na działalności, gdzie potrzebna jest kreatywność – mowa o fotografach, marketingowcach, redaktorach internetowych, grafikach, projektantach, reżyserach, ale także, paradoksalnie, o rzemieślnikach. Ci ostatni w pewnych niszach przeżywają swoisty renesans.

PEWNA JEST… NIEPEWNOŚĆ

Ciekawe dane przynosi także raport „Workforce of the future: The competing forces shaping 2030”, opracowany na podstawie projektu badawczego PwC oraz Instytutu Nauk Ścisłych i Cywilizacji im. Jamesa Martina przy Saïd Business School w Oksfordzie (na bazie odpowiedzi uzyskanych od 10 000 respondentów z Chin, 8 październik 2018

86%

respondentów uważa, że nowe technologie i automatyzacja nie zastąpią kompetencji ludzkich. Indii, Niemiec, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych). Otóż 86 proc. respondentów uważa, że nowe technologie i automatyzacja nie zastąpią kompetencji ludzkich. Aż 73 proc. badanych optymistycznie postrzega rynek pracy przyszłości, ale 37 proc. respondentów obawia się jednak automatyzacji pracy. Jeżeli zestawimy te informacje z danymi, które zebrano w badaniach przeprowadzonych w ostatnich latach na studentach w ramach programu „Start na rynku pracy”, to mamy do czynienia z zasadniczym rozminięciem się oczekiwań młodych ludzi, a czekającą na nich przyszłą rzeczywistością. – 75 proc. studentów wiąże pracę ze swoim kierunkiem studiów – mówi w rozmowie z „Konceptem” Karol Leszczyński, wieloletni kierownik programu. – Aż 30 proc. z nich zakłada, że pracować będzie w dużej firmie, a 22 proc. jeszcze nie ma na ten temat wyobrażenia. Paradoksalnie, być może bliżsi prawdy są ci ostatni.


Jakub Gontarek, w Konfederacji Lewiatan odpowiada za obszary edukacji, szkolnictwa wyższego oraz kształcenia ustawicznego, a także rynku pracy w kontekście oczekiwanych przez pracodawców kompetencji i procesów wspierających kształcenie pracowników.

„Koncept”: – Jakie profesje mogą zniknąć, a jakie pojawić się na polskim rynku pracy w pięcioletniej i dwudziestoletniej perspektywie? – Bardzo trudno odpowiedzieć, jakie zawody znikną, a jakie się pojawią. Przed powstaniem Facebooka nikt nie przypuszczał, że pojawią się eksperci od kampanii w mediach społecznościowych. Podobnie będzie z zawodami, które powstaną za 10, 20 lat jako odpowiedź na postęp technologiczny. Pewne jest to, że będziemy używać języków, także programowania, do komunikacji, więc kompetencje językowe będą potrzebne. Podobnie będzie z umiejętnościami miękkimi związanymi z pracą w grupie, zarządzanie grupą, umiejętności przywódcze czy wystąpienia publiczne. Obszarem kompetencyjnym, który systematycznie będzie zyskiwać na znaczeniu, są umiejętności techniczne, grupa STEM – Science, Technology, Engenigeeng, Maths. Obserwuje się wzrost znaczenia umiejętności związanych ze sztuką. Eksperci twierdzą, że połączenie kompetencji technicznych i artystycznych – STEAM – to przyszłość. Dzięki temu możliwe jest spojrzenie na wyzwania związane z wdrażaniem technologii w inny, kreatywny sposób. Trzecim obszarem są kompetencje związane z transformacją cyfrową i rosnącą rolą sztucznej inteligencji, robotyzacją czy automatyzacją. Dlatego też ważne będą umiejętności związane z logiką, metodami wnioskowania czy algorytmiką, które są i będą coraz częściej wykorzystywane do optymalizowania procesów i zastępowania powtarzających się czynności. Nadal istotne także będą umiejętności związane z zaspokajaniem codziennych, ale zindywidualizowanych potrzeb ludzi. Dlatego zawody rzemieślnicze, za którymi kryje się mistrzostwo, będą nadal istotne. Tylko te czynności i profesje, które są powtarzalne, znikną. koncept 9


Jeśli planujesz wyjazd, pamiętaj o dobrym ubezpieczeniu podróży. Dzięki polisie PZU Wojażer łatwo zapewnisz sobie kompleksową ochronę i upragniony spokój już od pięciu złotych dziennie. Ubezpieczenie turystyczne można kupić w każdej chwili przez internet. Wystarczy 5 minut.

Bezpieczna podróż z PZU Wojażer D

obra polisa turystyczna to podstawowy element wyposażenia każdego urlopowicza. Zgubiony bagaż, wypadek, choroba – w podróży wszystko może się zdarzyć – dlatego warto wcześniej pomyśleć o ubezpieczeniu, które w razie nieprzewidzianych zdarzeń pomoże wybrnąć z kłopotów bez ponoszenia dużych kosztów. Polisa PZU Wojażer adresowana jest przede wszystkim do osób podróżujących za granicę. Ubezpie-

Polisa gwarantuje pokrycie kosztów m.in. leczenia szpitalnego i ambulatoryjnego, transportu medycznego w miejscu pobytu, usługi transportowej do kraju. czenie zapewnia organizację pomocy medycznej i pokrycie jej kosztów, m.in. leczenia szpitalnego i ambulatoryjnego, transportu medycznego w miejscu pobytu, usługi transportowej do kraju oraz ewentualnego poszukiwania ubezpieczonego. 10 październik 2018

Gwarantuje także usługi assistance w razie wypadku lub nagłej choroby, np. wsparcie tłumacza w związku z udzielaną pomocą medyczną, wizytę bliskiej osoby, opiekę nad dziećmi lub osobami niesamodzielnymi, zmiennika kierowcy. W pakiecie ubezpieczenia za 5 zł dziennie znajduje się również ubezpieczenie NNW oraz OC w życiu prywatnym. Dodatkowo polisę można rozszerzyć o ubezpieczenie bagażu podróżnego, a także zabezpieczyć się od innych ryzyk, np. jazda na nartach lub uprawianie sportów wyczynowych. Turyści mogą dokupić również dodatkowe ubezpieczenie do Wojażera – Kontynuację leczenia po podróży. Kontuzje, niestety, nie są rzadkością, dlatego warto się dobrze zabezpieczyć. W razie nieszczęśliwego wypadku lub nagłego zachorowania na wyjeździe, po powrocie do Polski będzie można skorzystać z leczenia, badań ambulatoryjnych, rehabilitacji bądź operacji chirurgicznej. W ramach dodatkowej opcji PZU zorganizuje i pokryje koszt leczenia ubezpieczonego w Polsce, jeśli zgłosi taką potrzebę do Centrum Pomocy w ciągu 14 dni po powrocie z podróży,

podczas której doszło do kontuzji czy nagłego zachorowania. Przy nagłej chorobie ubezpieczony może liczyć na cztery konsultacje lekarskie oraz zabiegi ambulatoryjne i badania diagnostyczne. Ponadto ubezpieczony

W ramach dodatkowej opcji PZU zorganizuje i pokryje koszt leczenia ubezpieczonego w Polsce, jeśli zgłosi taką potrzebę do Centrum Pomocy. sam może wskazać placówkę z sieci PZU Zdrowie i określić, kiedy chce skorzystać z konsultacji lekarza. Wyjazd w towarzystwie najbliższych nam osób to gwarancja niezapomnianych chwil i wspomnień, do których będziemy wracać na długo po powrocie z urlopu. Pamiętajmy jednak, że w trakcie podróży mogą nas spotkać liczne zagrożenia, które bardzo szybko pozostawią złe wrażenie po wyprawie. Szczegółowe informacje dotyczące oferty dostępne są na stronie pzu.pl


Życie z tyczką w ręku


Jerzy Chwałek: – Bezpośrednio po mistrzostwach Europy w Berlinie powiedziałeś, że zrobiłeś wszystko, co było możliwe, w tym stojącym na kosmicznym poziomie konkursie. Czy z perspektywy czasu, jaki minął, uważasz, że mogłeś zrobić coś więcej albo inaczej, i jednak wskoczyć na podium? Piotr Lisek: – Jako ambitny sportowiec zawsze będę miał w głowie to, czy mogłem zrobić coś więcej. Ale dzisiaj też uważam, że byłem przygotowany do mistrzostw na 110 procent i nie mam sobie kompletnie nic do zarzucenia. To było wspaniałe uczestniczyć w tych mistrzostwach, tak udanych dla reprezentacji Polski, i w konkursie tyczki, chyba najlepszym w historii. – Konkurs zdominowali dwaj młodzi zawodnicy, Armand Duplantis (19 lat) i Timur Morgunow (22 lata), którzy wskoczyli do grona 6-metrowców. Czy to oznacza, że podniosą oni bardzo poziom tej konkurencji w najbliższych latach, czy po prostu zdarzył się konkurs, w którym oni mieli swój wielki dzień. – Takie konkursy się nie zdarzają, bo nie było wcześniej w historii zawodów, gdzie rywalizowano na takich wysokościach. Natomiast poziom tej konkurencji w ostatnich latach idzie bardzo do góry. Obecnie pokonanie 5,70 m, co jest wysokim skakaniem, na arenie światowej mało co daje. Trzeba skakać 5,80–5,90, ażeby być najlepszym na świecie, to jeszcze wyżej. Będziemy teraz dokładnie przyglądać się Szwedowi i Rosjaninowi, bo pobić wyniki, jakie osiągnęli w Berlinie, nie będzie im łatwo. Zobaczymy, jak będą się rozwijały ich kariery – oby jak najlepiej. Jesteśmy przyjaciółmi na skoczni, nikt nie jest zawistny. Pomagamy sobie i myślę, że robimy na skoczniach niezły show. – Duplantis zaczął treningi tyczkarskie pod okiem ojca, gdy skończył zaledwie... cztery lata. Czy to może oznaczać, że wiek zawodników rozpoczynających treningi w tej konkurencji może się obniżyć? – Były przypadki zawodników, którzy zaczynali wcześniej i im nie wyszło, a innym, co widać po Duplantisie, to się udaje. Może tak jest, gdy szkolenie dzieci zacznie się trochę wcześniej? Będzie to na plus, bo moja konkurencja rozwija wszystkie elementy motoryki. – W jakim wieku zacząłeś treningi tyczkarskie? – Późno, bo gdy miałem już 15 lat. I nie nazwałbym tego treningami, ale bardziej zabawą w skok o tyczce. Po trzech latach przerodziło się to w poważne treningi i posiadłem już wiedzę, o co idzie gra w skoku o tyczce. Wcześniej jako dziecko uprawiałem skok wzwyż, biegałem na długich dystansach i to też przygotowało mnie do treningów tyczkarskich.

Do mistrzostw Europy byłem przygotowany na 110 procent i nie mam sobie kompletnie nic do zarzucenia. To było wspaniałe uczestniczyć w tej, tak udanej dla reprezentacji Polski, imprezie.

Kiedyś przed zawodami zostało nam w kieszeni ostatnie 20 złotych. Wydaliśmy je na pizzę i colę, i mieliśmy zero w portfelu. Następnego dnia Ola zajęła II miejsce w zawodach i ja też. Jakieś pieniążki z tego powodu wpadły i mogliśmy dalej żyć.

– Przeciętny kibic lekkoatletyki widzi lekkoatletów podczas startu na stadionie, a tych najlepszych jeszcze podczas dekoracji. Jak spędzacie czas przed i po zawodach? – Z reguły PZLA stara się, żebyśmy na takie imprezy jak mistrzostwa Europy lecieli jednym samolotem albo jechali razem autokarem. To łączy, i czuje się atmosferę radości, że jesteśmy razem i reprezentujemy Polskę. Mam kontakt z zawodnikami innych konkurencji, spotykamy się, jemy razem posiłki. Oprócz tego, że przyjaźnię się z kolegami ze skoczni, to mam świetny kontakt z Konradem Bukowieckim czy Pawłem Wiesiołkiem. Gdy jest czas, ale to zdarza się rzadko, to wyskakujemy na miasto coś zjeść albo wypić kawę. – W Berlinie była okazja do świętowania po siedmiu złotych medalach dla Polski? Był jakiś tort albo szampan? – Jako tyczkarz mam trochę pecha. Po mistrzostwach jest zwykle bankiet kończący zawody, ale z ostatnich ośmiu imprez mistrzowskich byłem na nim chyba tylko raz. Zwykle po konkursie muszę się zająć tyczkami, żeby nie zginęły albo trafiły do właściwego samolotu. Oczywiście po dużych zawodach – najlepiej wygranych – siadamy razem, żeby się zrelaksować, pośmiać, wypić lampkę szampana, bo sportowcy nie żyją całkiem w celibacie. Często jesteśmy utożsamiani ze zwierzęcą zabawą, ale to trochę złudne. Po zawodach rozmawiamy o normalnych, przyziemnych sprawach. Po mistrzostwach w Berlinie szybko się spakowałem i wróciłem do Szczecina. Nawet celowo ominąłem bankiet, bo chciałem jak najszybciej wrócić do żony, gdyż w domu jestem tak rzadko. – Lekkoatleci nie zarabiają tak dużych pieniędzy, jak piłkarze czy tenisiści. Od jakiego momentu kariery odczułeś wymierne korzyści finansowe? – Niestety, lekkoatletyka jest trudną dyscypliną pod względem finansowym, szczególnie na początku kariery. Mam to szczęście, że jestem już na takim poziomie sportowym i udaje nam się żyć ze sportu, ale moja żona też pracuje. Możemy spokojnie żyć od pierwszego do pierwszego każdego miesiąca i nie martwić się o fundusze, ale nie są to takie kokosy, jak niektórym się wydaje. Na poziomie juniorskim jest bardzo ciężko, bo sam to przeżyłem. Nie było mnie stać, żeby jeździć na wszystkie obozy. Gdy miałem 17–18 lat i trener powiedział, żebym pojechał na obóz do Włoch, to mama zrobiła wszystko, żeby tak było. Z perspektywy czasu wiem, że odmawiała sobie wielu rzeczy z myślą o mnie. Bardzo mi pomagała na początku mojej kariery i dała całe swoje serduszko. Nigdy we mnie nie zwątpiła, choć wielu nie dawało mi szans i mówiło, że nie dam rady utrzymać się ze sportu. Skoro nie miałem pieniędzy, to nie trenowałem w żadnych markowych strojach, ale to nie było mi potrzebne do szczęścia. Staram się odwdzięczać mamie za to, co dla mnie zrobiła.


– Jaki był przełomowy moment kariery? – Jeśli chodzi o finanse, to chciałem jak najszybciej odciąć się od pępowiny i stać się samodzielny. Było tak, że czasami wolałem przebiedować, niż prosić kogoś o pomoc. Gdy miałem 18 lat, to nie brałem pieniędzy od mamy, ale starałem się żyć ze stypendium. Pamiętam sytuację, że gdy byłem już razem z Olą (była tyczkarka), ale nie byliśmy jeszcze małżeństwem, to zostało nam przed zawodami w kieszeni ostatnie 20 złotych. Wydaliśmy je na pizzę i colę, i mieliśmy zero w portfelu. Następnego dnia Ola zajęła II miejsce w zawodach i ja też. Jakieś pieniążki z tego powodu wpadły i mogliśmy dalej żyć, ale co się najedliśmy stresu, to nasze. – Dla polskiej lekkoatletyki nastały chyba dobre czasy. Czy pod względem finansowym też będzie łatwiej młodym zawodnikom? – Czas pokaże, ja nie potrafię się na ten temat wypowiedzieć. Myślę, że minister sportu i turystyki Witold Bańka, były lekkoatleta, jest bardzo odpowiednią osobą na tym stanowisku. Wcielił w życie sporo projektów, programów dotyczących nie tylko lekkoatletyki, żeby młodym sportowcom było łatwiej na starcie. – Skończyłeś starty w sezonie letnim. Przez ile dni nie będziesz musiał brać tyczki do ręki? – Dwa albo trzy tygodnie. Teraz załatwiam prywatne sprawy, na które nie było czasu w sezonie. Planujemy wspólny wyjazd z żoną gdzieś w Polskę na kilka dni, a później stopniowo powrót do treningów. – Planujecie z trenerem Marcinem Szczepańskim coś w nich zmieniać, skoro nie udało się zdobyć medalu w mistrzostwach Europy? – Myślę, że kurs, który obraliśmy wspólnie z trenerem, jest dobry, skoro z roku na rok idziemy po kilka centymetrów do przodu z wynikami. Coraz trudniej będzie poprawiać moje życiówki, bo jednak ta granica gdzieś jest, to jednak nie będziemy zmieniać sprawdzonych metod treningowych. Wydaje mi się, że sezon był udany mimo braku medalu w Berlinie, bo skakałem najrówniej z czołówki . W oficjalnych zawodach najczęściej pokonywałem wysokość 5,80, bo aż dziewiętnaście razy. Lavillenie – 18, Kendricks – 15, a Duplantis 13. – Jaki zatem cel na następny rok? – Najważniejszą imprezą będą mistrzostwa świata w Dausze, które odbędą się późno, bo dopiero w październiku i nie wiem, czego się spodziewać. Choć moja stabilna forma przez większość tego sezonu rokuje optymistycznie i jeśli go powtórzę, to będę się cieszył. Małymi krokami zbliżam się do skoczenia wysokości 6 metrów na otwartym stadionie, więc czemu nie zrobić tego w przyszłym sezonie.

Lekkoatletyka jest trudną dyscypliną pod względem finansowym, szczególnie na początku kariery.

Czuje się atmosferę radości, że jesteśmy razem i reprezentujemy Polskę.

Piotr Lisek jest jednym z czołowych polskich lekkoatletów. Jego znakiem rozpoznawczym jest charakterystyczny okrzyk bojowy, którym mobilizuje się przed każdym skokiem. Znakami jakości są medale mistrzostw Europy i świata zdobywane w ostatnich trzech latach oraz rekordy Polski – 5,94 na powietrzu (pobity w tym roku) oraz 6,00 w hali. Podczas tegorocznych mistrzostw Europy w Berlinie, tak udanych dla Polaków, Lisek zajął „dopiero” 4. miejsce głównie dlatego, że młodzi tyczkarscy kosmici – Szwed Armand Duplantis i Rosjanin Timur Morgunow, na najważniejszej imprezie sezonu błysnęli życiową formą. Wygrał Duplantis (6,05) przed Morgunowem (6,00). Lisek skoczył 5,90. koncept 13


Cykl: Pieniądz wczoraj, dziś

Monika Wiśniowska

Ta opowieść zaczyna się bardzo dawno temu, w czasach kiedy ludzie nie potrafili jeszcze czytać ani pisać. Nie było miast ani dróg. Wtedy ludzie ich nie budowali, przemieszczali się z miejsca na miejsce w poszukiwaniu pożywienia. Nie gromadzili zapasów, ponieważ cały ich dobytek stanowiło to, co byli w stanie ze sobą zabrać. Ówcześni ludzie nie potrzebowali pieniądza, bo nie zajmowali się handlem.

Dawno, dawno temu…

historia pieniądza K

iedy jednak plemiona przeszły do osiadłego stylu życia, ich rzeczywistość kolosalnie się zmieniła. Żyło im się bardziej bezpiecznie – znajdowane albo budowane schronienia pozwalały im się ukryć przed dzikimi zwierzętami. Posiadanie domostw pozwalało im także na gromadzenie pożywienia, a także robienie innego rodzaju zapasów. Naturalną konsekwencją osiadłego trybu życia była także specjalizacja w zakresie pracy – jedni członkowie społeczności mogli zająć się np. uprawą ziemi, inni zbieractwem, a jeszcze inni hodowlą zwierząt. Przy takim podziale zadań poszczególne grupy wytwarzały tylko określony rodzaj produktów. Aby skutecznie je rozdzielać i zaspokajać potrzeby poszczególnych osób, wytworzył się system handlu wymiennego – rolnik oddawał część swoich plonów za mięso otrzymane od hodowcy zwierząt. Obie strony były zadowolone. Wymiana barterowa, czyli po prostu wymiana towaru za towar to najprostsza forma wymiany handlowej. Taka wymiana miała jednak wiele wad, które ludzie zaczęli dostrzegać – jeśli chcę tylko trochę zboża i owoców, nie chcę za to przecież oddawać całej owcy – tak można podsumować dylematy ówczesnych ludzi. Towary, które były używane do transakcji barterowych, bardzo trudno było wycenić i określić ich rzeczywistą wartość. 14 październik 2018

W tym właśnie momencie na scenę dziejów wkracza pieniądz. Ale nie tak od razu! Pierwszy pieniądz to właściwie odpowiedź na ogromną potrzebę konkretnego określenia wartości wzajemnych umów. Ówcześni ludzie zrozumieli, że aby skutecznie handlować, niekoniecznie trzeba używać w tym celu tylko produktów, które sami wytwarzają. Kiedy pojawiła się wymiana handlowa pomiędzy osadami, potrzeba podróży w celu wymiany produktów jeszcze bardziej utrudniała sytuację. Wyobraź sobie, że aby kupić trochę owoców, musisz zabierać ze sobą do sąsiedniej osady owcę! Dla ówczesnych ludzi też było to problematyczne, dlatego z pewnością zastanawiali się nad tym, jak mogą poradzić sobie w takiej sytuacji. Potrzebowali czegoś, co będzie mniejsze, lżejsze i łatwiejsze w transporcie. Czegoś, co dodatkowo pozwoli im łatwiej ustalać wartość konkretnych produktów. Tamten pieniądz nie wyglądał jak pieniądz, który znamy. Osiadłe plemiona, podobnie jak my dzisiaj, lubiły świecidełka, rzeczy piękne i niezbyt często spotykane. Ich zachwyt budziło złoto, rzadkie kamienie czy muszle. I to właśnie one stanowiły pierwszą formę pieniądza – płacidło. Był to ogromny postęp względem wcześniejszej wymiany towarów, ale nie było to lekarstwo na wszystkie problemy. Do

popularnych form płacideł należała ponadto broń, futra zwierząt czy przyprawy (te proste, jak np. sól albo przyprawy sprowadzane z dalekich krain), które miały sporą wartość. Ówczesny pieniądz spełniał już jedną ze swoich podstawowych funkcji – był środkiem tezauryzacyji czyli służył do przechowywania majątku, umożliwiał oszczędzanie i gromadzenie zapasów. Był też miernikiem wartości rozmaitych usług i produktów np.: złota i innych dóbr materialnych (nieruchomości, dzieł sztuki, antyków, biżuterii). Pojawiało się wciąż mnóstwo pytań i niejasności – co zrobić, kiedy jedna muszla albo grudka złota jest większa od drugiej? W jaki sposób ustalić, ile grudek złota warta jest ta krowa, a ile muszli musi zapłacić ktoś, kto chce kupić inną krowę? Ile nowych siekierek wart jest ten byk? O wartości tego typu przedmiotów może świadczyć fakt, że już w „Iliadzie” pojawia się wzmianka o tym, że zbroja kosztowała 9 wołów. Z kolei znane u nas powiedzenie „słono za coś zapłacić” to poniekąd pochodna używania soli jako środka płatniczego. Rozwiązaniem w tamtych czasach stało się mierzenie i ważenie, a końcu formowanie i odlewanie gotowych sztab kruszców, przez co można było dokładnie zmierzyć i (co chyba najważniejsze) ustandaryzować ich wartość. Pieniądz nie miał jednak łatwego „życia”. Sztabki bywały ciężkie


i nieporęczne. Wystarczy wyobrazić sobie kupców, którzy wtedy nie mieli jeszcze do dyspozycji samochodów czy wydajnego transportu i tylko dzięki sile zwierząt mogli przemieszczać się na znaczne nieraz odległości. Co więcej – sztabki, poza głównym problemem związanym z ciężarem, miały ogromną wartość – utrata jednej z nich mogła być poważnym problemem dla kupca. Dlatego z czasem sztabki zaczęto dzielić i tworzyć z nich mniejsze części, które nie były aż tak wartościowe, a ponadto były zdecydowanie łatwiejsze w transporcie. Monety zostały „wynalezione” w różnych kręgach cywilizacyjnych – można powiedzieć, że były naturalną konsekwencją rozwoju handlu. Wybijanie monet było również wyrazem suwerenności władcy (jak na przykład w Lidii, której ostatnim władcą był Krezus – jego imię jest utożsamiane z bogactwem) lub a także tożsamości politycznej (Polis greckie). W Lidii (w rejonie dzisiejszej Turcji) w VII i VI w p.n.e. pojawiły się monety, na których widać wizerunki lwa i byka. Na rewersie monety pozostało znaczne wgłębienie, które jest odzwierciedleniem nie najlepszej jeszcze techniki tworzenia tych monet. Podobna historia potoczyła się w zupełnie innej części świata – w Indiach i Chinach. Mieszkańcy Indii, kilka wieków p.n.e. używali monet w postaci cienkich prostokątnych blaszek srebrnych. Natomiast w Chinach drobne monety wykonane z brązu znano już na początku pierwszego tysiąclecia przed naszą erą. Wczesne chińskie monety odlewano w kształcie narzędzi, np. motyk, a także inspirowane były zwierzętami oraz architekturą, np. moneta w kształcie mostu. W roku 221 p.n.e. cesarz wprowadził monety okrągłe z kwadratowym otworem pośrodku. Monety upowszechniły się z czasem w najpotężniejszych miastach i państwach ówczesnego świata – takich jak Grecja, Rzym oraz Kartagina – stały się nieodłącznym elementem cywilizacji. Służyły jako środek płatniczy, nimi wymierzano wysokość podatków, one służyły do wymiany handlowej. Pieniądz mocno zadomowił się jako element naszego życia, codziennego oraz gospodarczego, dlatego okazał się trwalszy niż rzymskie imperium! Przetrwał zawirowania historyczne i towarzyszył ludziom przez kolejne stulecia. Początki polskiego mennictwa to panowanie Bolesława Chrobrego, któ-

ry jako pierwszy władca wybijał polskie denary. Na denarach bitych przez Bolesława Chrobrego pojawia się napis „Princes Polonie”. Ciekawostką może być fakt, iż moneta ta ukazana jest na odwrocie banknotu 20 zł. Chrobry nakazał też bicie monety, która mogła mieć związek ze zjazdem gnieźnieńskim. Pod koniec panowania Bolesława Chrobrego na polskich monetach zaczęto umieszczać napis „rex”. Denary bili też następni polscy władcy, między innymi Bolesław Śmiały i Bolesław Krzywousty. W drugiej połowie XIV wieku pojawiła się gruba moneta srebrna: grosz krakowski, który został wprowadzony przez Kazimierza Wielkiego. Znajdowały się na niej napisy „Kazimirus Primus – Dei gratia Rex Polonie” („Kazimierz Pierwszy – z bożej łaski król Polski”) oraz „Grossi Cracovienses” („Grosz krakowski”). Na rewersie grosza wybito orła w koronie. Grosz wywodzi się z łaciny od „grubego denara” (denarius grossus). W średniowieczu grosze bito w wielu krajach Europy, a do 2001 r. posługiwano się nimi również w Austrii (Groschen). W Europie wzrastało zapotrzebowanie na monetę dobrej jakości i o dużej wartości, dlatego też powstały grosze. Dopiero z czasem grosz stał się punktem odniesienia dla innych monet (w tym licznie występujących wielokrotności oraz frakcji grosza). Za panowania Zygmunta Augusta w roku 1564 istniała moneta zwana półkopkiem. W praktyce została wyemitowana z myślą o systemie monetarnym Litwy. Faktycznie odpowiadała ona nominalnie złotemu polskiemu, lecz nie miała tej samej wartości (było to 30 groszy litewskich, które różniły się wartością od polskich). Złotego polskiego wprowadził Zygmunt Stary w 1528 r. jako jednostkę obrachunkową. Pierwszą monetą, którą można uznać za złotego polskiego de facto było 30 groszy z czasów Jana Kazimierza (XVII w.). Pierwsze pieniądze papierowe wiążą się z powstaniem kościuszkowskim, kiedy to w 1794 roku wprowadzono bilety skarbowe, które były też złotymi polskimi. Pieniądze papierowe emitowane były też przez rząd Księstwa Warszawskiego, który nadał im miano biletów kasowych. W trakcie rozbiorów złoty polski został zastąpiony walutami państw zaborczych, jednak w Królestwie Polskim w latach 20. oraz 30. złoty funkcjonował. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r. przez

krótki czas funkcjonowała marka polska. Emisję złotego rozpoczęto ponownie w 1924 roku. Jednego złotego wymieniano za 1,8 mln marek polskich. Przeprowadzenie tej operacji, jak również licznych reform ekonomicznych było w znacznej mierze zasługą ówczesnego premiera Władysława Grabskiego. Po II wojnie światowej powrócił złoty, jednak jego wartość była w znacznej mierze zależna od waluty radzieckiej. W 1950 roku postanowiono zrównać wartość nowego złotego z rublem po bardzo niekorzystnym kursie, co w praktyce oznaczało obniżenie wartości pieniądza o dwie trzecie. Z czasem inflacja zaczęła rosnąć, co spowodowało konieczność wprowadzania coraz większych nominałów banknotów, aż do początku lat 90. Wówczas do portfeli Polaków trafiły banknoty o nominałach ‒ 1 i 2 miliony. Denominacja przeprowadzona w 1995 roku ustabilizowała sytuację. 1 stycznia rozpoczęto wielką operację wymiany pieniądza. Jednego nowego złotego wymieniano za 10 000 starych złotych. W XX wieku pieniądz znów kompletnie zmienił swój wygląd i idąc z duchem czasu, stał się… plastikowy! Pojawiły się wtedy karty płatnicze, które jeszcze bardziej ułatwiły płatności. Nie musimy już nosić ciężkich sztabek złota, garści monet albo podatnych na uszkodzenia dokumentów. Pieniądz może być z nami niemal wszędzie i zmieści się bez problemu w kieszeni!

koncept 15


Monika Wiśniowska

Wehikułem czasu po historii pieniądza

Złote monety, drogocenny pierścionek, wartościowy koń albo krowa dająca mleko – formy wymiany towarów różniły się od siebie znacząco na przestrzeni wieków. Ważna była jedynie wzajemna rekompensata i zadowolenie sprzedającego i kupującego.

P

owstanie pieniądza można określić jako naturalny czynnik ewolucji. Kluczową zmianą dla pierwotnych społeczeństw było przejście z koczowniczego do osiadłego stylu życia. Umożliwiło to gromadzenie i wytwarzanie większej ilości pokarmu, ponieważ w przeciwieństwie do ciągłych wędrówek osiadły tryb życia i budowa trwałych domostw pozwalała na gromadzenie nadwyżek żywności w postaci zapasów. Z czasem pewne jednostki albo grupy osób zaczęły się specjali-

Najprostszą formą handlu była wymiana barterowa ‒ czyli towar za towar. zować – niektórzy zajmowali się tylko polowaniem, inni zaś rolnictwem albo zbieractwem. Wytworzone towary musiały być w jakiś sposób rozdzielane między członków danej społeczności albo poza nią. Najprostszą formą handlu była wymiana barterowa ‒ czyli towar za towar. Wtedy to narodziła się najdawniejsza forma pieniądza – tzw. płacidła – czyli towary, które zarówno miały wartość handlową, jak i konsumpcyjną. Mogły to być przedmioty o pełnej wartości użytkowej, jak broń czy skóry, ale również takie, które miały jedynie częściową wartość użytkową, jak muszle czy perły. W Chinach popularną formą płacidła był jedwab. Cyrkulacja to jedna z podstawowych cech pieniądza ‒ za pomocą pieniądza możemy

16 październik 2018

nabywać dobra i usługi. Innymi słowy za pomocą pieniądza towar zmienia właściciela. Nabywca płaci właścicielowi (wykonawcy) danego towaru (usługi) cenę wyrażoną w jednostce danego pieniądza. Umowy barterowe były jednak problematyczne i nie zawsze efektywne ze względu na rozwijający się handel dalekosiężny. Dlatego coraz popularniejszą formą pieniądza stawały się cenne metale – złoto, srebro, a także kamienie szlachetne. Miały mnóstwo zalet – łatwo było je transportować i jako przedmioty wartościowe stały się powszechnie akceptowalne. Pojawiające się w obiegu bryłki kruszców były jednak często nieregularnej wielkości i przybierały różne kształty – jedne były znacznie większe od innych, co powodowało trudności przy określeniu ich wartości. Aby uniknąć tego problemu, złotnicy zaczęli im nadawać kształt sztabek, aby zaświadczyć o ich wadze i wielkości. Sztabki były jednak dość znacznych rozmiarów i nie nadawały się do zapłaty za mniejsze zakupy, dlatego złotnicy zaczęli je dzielić na mniejsze części – zwykle miały one okrągły kształt. Z czasem na okrągłych kawałkach kruszców zaczęły się pojawiać podobizny władców czy wizerunki zwierząt, jak było to w przypadku monet lidyjskich. Ówczesne monety lidyjskie były wytwarzane ze stopu złota i srebra. Kolejnym etapem ewolucji pieniądza było wprowadzenie pieniądza papierowego – początkowo o jego

wartości decydowała możliwość wymiany na monety kruszcowe, czego można było dokonać w bankach. Był to więc rodzaj depozytu. To rozwiązanie było szczególnie wygodne dla kupców, ponieważ banknoty były niezwykle łatwe w transporcie i przechowywaniu. Wraz z powstaniem banków pojawił się obrót bezgotówkowy – posiadacze określonych środków deponowali je w bankach, które zapewniały ich środkom bezpieczeństwo. Z kolei rozwój technologiczny i komputeryzacja większości dziedzin naszego życia spowodowała rozpowszechnienie się pieniądza elektronicznego, –a wraz z nim rozwój kart płatniczych czy przelewów elektronicznych, z których korzystamy obecnie. Co ciekawe, choć karty płatnicze i inne rodzaje płatności bezgotówkowych cieszą się ogromną popularnością w codziennym użytku, to monety kolekcjonerskie zbierane przez osoby, dla których jest to pasja są równie popularne. Takie osoby zwykle chcą własną kolekcję przekazać swojej rodzinie albo liczą na zysk ze sprzedaży w przyszłości. Przed zakupem monety w celach kolekcjonerskich warto wziąć pod uwagę przynajmniej trzy elementy: nakład monety, prezentowana tematyka oraz jej stan. Pieniądze są odzwierciedleniem historii człowieka, były świadkami ważnych wydarzeń w dziejach państw i społeczeństw. Dobrze zbudowana kolekcja może być miniaturową lekcją historii.


Mikołaj Różycki

Gdy płacisz cyferkami,

czyli o obrocie bezgotówkowym

N

a przestrzeni wieków granice, ustroje, waluty ulegały zmianie w Polsce często – ale fakt zastępowania obrotu „żywym” pieniądzem na rzecz bezgotówkowego to stosunkowo nowe zjawisko. Warto pamiętać, że obrót bezgotówkowy jest jednym z kluczowych składników obiegu pieniądza – zwanego cyrkulacją. Obieg pieniądza to nic innego (za Encyklopedią PWN) jak zbiór wszystkich operacji, które powodują przemieszczanie się pieniądza, związanych z wymianą towarów i usług oraz regulowaniem wszelkich zobowiązań (np. płac, innych wynagrodzeń, podatków, ubezpieczeń). Nie używając gotówki, nie wyłączamy się z obiegu pieniądza. Obieg bezgotówkowy ze względu na formy obrotu pieniądza można rozróżniać na: a) transakcyjny, czyli ten między podmiotami gospodarczymi ‒ np. wydatki na materiały i produkty; b) dochodowy, czyli między podmiotami gospodarczymi i osobą fizyczną ‒ np. płace; c) między podmiotami gospodarczymi i budżetem państwa ‒ np. podatki; d) między budżetem i ludnością ‒ np. zasiłki, płace, dopłaty dla rolników.

POLSKIE REALIA

Transakcje handlowe odbywają się także bezgotówkowo. Za pomocą przelewów czy urządzeń, takich jak telefon komórkowy czy karty płatnicze. Według raportu Narodowego Banku Polskiego z lutego 2017 r. pt. Postawy Polaków wobec obrotu bezgotówkowego, trzy z siedem transakcji w Polsce to płatności bezgotówkowe. Dla porównania w Wielkiej Brytanii wskaźnik obrotu bezgotówkowego wynosi prawie 50 proc., ale już w krajach skandynawskich 80 proc. Ponadto innym cie-

kawym wątkiem wychwyconym przez badaczy jest fakt, że respondenci po prostu wolą gotówkę. 19 proc. badanych Polaków (zgodnie z metodologią „poziomu zaawansowania bezgotówkowego NBP”) korzysta prawie tylko z narzędzi bezgotówkowych w codziennym życiu, zaś aż 29 proc. kwalifikuje się do określenia jako średnio zaawansowani użytkownicy (definicja: posiadanie konta, kanałów transakcji bezgotówkowej i korzystanie z nich, przewaga transakcji bezgotówkowych). Na drugim biegunie są ci, którzy w ogóle nie posiadają rachunku bankowego, a wciąż jest w ich naszym kraju sporo: 17 proc. Warty zaznaczenia jest fakt, że respondenci w Polsce po prostu wolą płacić gotówką. Płacimy bezgotówkowo dzięki technologii. Polskie banki, firmy, dostawcy usług finansowych i transakcyjnych są jednymi z najlepszych, najbardziej zaawansowanych w Europie. Według danych zawartych w raporcie firmy Mastercard Polska wyprzedza na przykład Niemcy w liczbie transakcji „zbliżeniowych”. Firmy i banki inwestują swoje środki w rozwój infrastruktury płatniczej i prace badawcze. Potrafimy sprzedać know-how i rozwiązania również za granicę. Banki i przedsiębiorstwa mocno stawiają na budowanie przewagi konkurencyjnej. Jak pisał w kwietniu 2017 r. „Puls Biznesu”, badania przeprowadzone w tym samym roku przez Mastercard dowodzą, że „…ponad 60 proc. Polaków chce mieć możliwość płacenia kartą w każdym punkcie handlowym, bez wyjątku. Uważają, że to wygodniejsze i oszczędza czas, który teraz tracą na stanie w kolejkach”. Według raportu ARC z 2015 roku dot. płatności bezgotówkowych 61% preferuje płatności zbliżeniowe przy kwocie do 10 zł, a tylko 31% gotówkę. 69 % preferuje gotówkę w płatnościach do 1 zł. Wygoda, szybkość, swoboda w decydowaniu, kiedy dokonujemy transakcji, lżejsze kieszenie i chudszy portfel – to korzyści, jakie odnosimy

jako konsumenci. Ograniczanie szarej strefy i kombinowania na podatkach to argumenty, jakie stoją za tym, że szeroko rozumiane państwo wspiera

Obrót bezgotówkowy jest jednym z kluczowych składników obiegu pieniądza – zwanego cyrkulacją. obrót bezgotówkowy. To także podstawowy element biznesu, zwłaszcza handlu i usług, opartego tylko na transakcjach on-line i Internecie. Według danych NBP w Polsce mamy dziś ponad 700 tys. terminali – urządzeń umożliwiających dokonanie płatności bezgotówkowej. Koszty ich wykorzystania, także w wyniku sporej konkurencji, znacznie spadły i dziś

nawet w kioskach z gazetami możemy zapłacić kartą. A terminali ma być jeszcze więcej. Wszystko zatem wskazuje, że za kilka lat prawie wszędzie będziemy mogli zapłacić nie mając przy sobie gotówki. Zmiany dotyczyć będą również urzędów – już teraz praktycznie wszędzie honorowane są płatności kartą. koncept 17


Mikołaj Różycki

Skarb dla kolekcjonera

‒ z wizytą w Centrum Pieniądza NBP W piękne czerwcowe przedpołudnie zostaliśmy zabrani w prawie dwugodzinną podróż do przestrzeni warszawskiego Centrum Pieniądza NBP im. Sławomira S. Skrzypka. Dowiedzieliśmy się, ile złota jest w polskim złotym, czym płacili Egipcjanie oraz kto mógł bić własny pieniądz. Próbowaliśmy podnieść kilkunastokilogramową sztabę złota, sprawdzić, czy aby nie mamy fałszywych banknotów w portfelu, a także obejrzeć wnętrze bankowego skarbca. Zapytaliśmy też o ofertę dla studentów i grup studenckich. Zapraszamy do lektury wywiadu z Adamem Skrętą ‒ pracownikiem Zespołu ds. Edukacji CP w Narodowym Banku Polskim.

Redakcja: Po co powstało Centrum, co możemy tu zobaczyć? Adam Skręta: Naszym najważniejszym celem jest edukacja ekonomiczna. Chcemy pokazywać historię światowego i polskiego pieniądza oraz bankowości. Od czasów starożytnych i czasów pierwszych monet z różnych cywilizacji, przez średniowiecze, nowożytność, aż po współczesność. Kilkanaście sal tematycznych prowadzi nas chronologicznie od pierwszych pieniędzy zwanych „płacidłami”, których jednym z przykładów są muszle kauri ‒ aż do miejsca, gdzie zobaczymy wnętrze i mechanizm funkcjonowania bankomatu. Redakcja: W jaki sposób pozyskujecie państwo eksponaty? Czy są kupowane na aukcjach? Adam Skręta: Bazujemy w dużym stopniu na tych obiektach, które Narodowy Bank Polski posiadał w swoich zbiorach, zanim powstało Centrum Pieniądza NBP im. Sławomira S. Skrzypka. W zakresie użyczania obiektów współpracujemy z muzeami z całego kraju, mamy także pewien budżet na zakup numizmatów na aukcjach czy licytacjach. Z uwagi na to, że NBP co roku emituje nowe monety i banknoty okolicznościowe, zbiory regularnie uzupełniane są o bieżące eksponaty. Otrzymujemy także darowizny m.in. od osób fizycznych oraz banknoty i monety z banków centralnych z różnych, często bardzo egzotycznych zakątków świata. Obdarowują nas potomkowie osób, które pracowały w przedwojennym Banku Polskim i zasłużyły się polskiej bankowości lub ekonomii. Redakcja: Czy można jasno wskazać, kto pierwszy wymyślił pieniądz? Adam Skręta: Naszą podróż po Centrum rozpoczynamy właśnie od przestrzeni Antyk, średniowiecze, nowożytność. W zasadzie każda cywilizacja niezależnie od szerokości geograficznej musiała w jakiś sposób rozwiązać problem środka płatniczego. Monety wcale 18 październik 2018

nie są takim starym wynalazkiem, jak może się nam wydawać. Pierwsze były właśnie płacidła, czyli odpowiednik późniejszych monet i banknotów, które akceptowała cała społeczność. Mogły mieć one różne formy, często dość egzotyczne: począwszy od muszel kauri, stosowanych powszechnie w Azji, przez ogromne kamienne kręgi i krzyże katangijskie używane w Afryce. Płacidłem mogło być tak naprawdę wszystko. Co ciekawe, mamy przykłady wielkich starożytnych cywilizacji, które długo radziły sobie bez pieniądza. Egipt dawał sobie bez nich radę aż do czasów dynastii Ptolemeuszy, czyli III w. p.n.e. Wcześniej Egipcjanie nie posługiwali się w obiegu gospodarczym monetami, lecz po prostu towarami pierwszej potrzeby: zbożem oraz… piwem. Spichlerze pełniły rolę banków, wysoki poziom piśmiennictwa umożliwiał funkcjonowanie systemu cen, jak i księgowości. Pierwsze pieniądze w starożytnych Chinach inspirowane były przyrodą czy architekturą. Mamy w naszych zbiorach metalowe mrówki, które pełniły właśnie rolę środka płatniczego. To także oni jako pierwsi wprowadzili pieniądz papierowy. Oczywiście odbiega on wyglądem od dzisiejszych banknotów. Redakcja: A jak to wyglądało w Polsce? Adam Skręta: Na terenach dzisiejszej Polski popularne były skóry zwierząt, nawet do czasów przed pierwszymi Piastami. A na Pomorzu był to na przykład bursztyn. Stosowano także zboże, a nawet srebro niemające jeszcze kształtu monety. W pierwszych wiekach naszej ery wymianę handlową z naszym regionem prowadzili Rzymianie. Napływ monet wynikał również z faktu najmowania się mężczyzn do służby wojskowej, za co otrzymywali żołd w rzymskich monetach. Redakcja: A ile złota jest w polskim złotym? Adam Skręta: Tak naprawdę to nie ma go wcale… Pierwotnie złoty polski stanowił jednostkę obrachunkową, służącą do obliczania


Redakcja: Który eksponat jest szczególnie ciekawy, unikatowy nawet na świecie? Adam Skręta: Mamy na ekspozycji monetę, która uważana jest przez specjalistów z całego świata za jedną z pierwszych. To Hemihekta datowana na VII w. p.n.e., mająca niewielkie rozmiary, wybita w starożytnym państwie Lidia na terenach dzisiejszej Turcji. Zainspirowali się nią Grecy. Jednym z władców Lidii był… Krezus, którego stać było na bicie monet ze złota. Starożytni Grecy jako jedna z pierwszych cywilizacji zaczęła używać monet na szeroką skalę. Od nich to się w Europie zaczęło. Przenosząc się do XVII w., możemy wspomnieć o nietypowej miedzianej monecie ze Szwecji, która waży aż 20 kilogramów. Fakt ich stosowania stał się jednym z powodów wprowadzenia przez Szwedów pieniądza papierowego – notabene uczynili to jako pierwsi w Europie. Redakcja: Za którą monetę moglibyśmy otrzymać dziś dużo pieniędzy? Adam Skręta: Są takie numizmaty, które z racji na rzadkość występowania na rynku są dużo warte i cieszą się szczególnym zainteresowaniem. Jest nim na przykład Portugał, duża złota moneta warta dziesięć dukatów, ważąca około 35 gramów. Była ona używana raczej przez wyższe warstwy społeczne. Jeżeli na aukcji numizmatycznej pojawia się dobrze zachowany egzemplarz, to może osiągnąć wartość nawet ponad 800 tys. złotych. Redakcja: Czy pewne procesy mające miejsce w starożytności, średniowieczu i renesansie, a związane z pieniądzem, można zaobserwować nawet dziś? Adam Skręta: Aż do początku XX wieku można mówić o systemie pieniężnym opartym na kruszcu. Wartość pieniądza wynikała po prostu z zawartości cennego metalu, najczęściej złota lub srebra, z którego został zrobiony. Monety ważono czy sprawdzano ich twardość, by się upewnić, że są warte tyle, ile powinny. Proszę zauważyć, że jednym z kluczowych atrybutów każdego władcy była możliwość bicia własnego pieniądza. Bez tego trudno było mówić o suwerenności. Warto też pamiętać, że pieniądze fałszowano praktycznie od samego początku ich istnienia. To nie jest bolączka tylko naszych czasów. Redakcja: Czy w dobie pieniądza elektronicznego trudniej jest uchwycić pewne treści odwiedzającej państwa młodzieży?

www.nbp.pl

dużych sum związanych z wypłatą na przykład żołdu dla armii, utrzymaniem dworu, wydatkami państwowymi. W tej formie pojawił się w XVI w. Jeden polski złoty równy był trzydziestu groszom. Dopiero w XX w. zaczęto przeliczać go na sto groszy.

Adam Skręta: Jestem pozytywnie zaskoczony, że dzieci czy młodzież rozumieją istotę pieniądza, często na przykładzie omawianych już płacideł. Potrafią same wskazać inne przykłady pierwszych pieniędzy, znajdują błyskawicznie ich zastosowanie, kontekst geograficzny czy kulturowy. Podzielę się też pewnym spostrzeżeniem. Kiedyś zajmowałem się grupą gimnazjalną, by przybliżyć zagadnienia związane z systemem bankowym i bankowością centralną. Zdawałoby się, że ta problematyka może nie być szczególnie atrakcyjna dla tej grupy wiekowej. Ale młodzi zadawali pytania na poziomie niemal akademickim i byli bardzo wymagającą i dociekliwą grupą. Redakcja: Jaką ofertę macie państwo dla studentów czy organizacji akademickich? Adam Skręta: Mamy ofertę dedykowanych warsztatów i zajęć dla każdej grupy wiekowej. Studentów zachęcamy do skorzystania z wykładu, który przybliża postać i działalność Władysława Grabskiego – reformatora z okresu międzywojennego. Jesteśmy otwarci na różne formy współpracy, także na przyjęcie i oprowadzenie grup zagranicznych. Redakcja: Czy inne banki centralne prowadzą podobne placówki do naszego Centrum? Adam Skręta: Tak, i co ciekawe stanowią one często jedynie pewien dodatek do tych instytucji. Zagraniczni goście są mile zaskoczeni ogromną przestrzenią, jaką zajmuje ekspozycja Centrum Pieniądza NBP. Można śmiało powiedzieć, że w naszej części Europy jesteśmy prekursorami. Kilkanaście multimedialnych sal tematycznych prezentujących tak liczne tematy związane z pieniądzem i szeroko rozumianą gospodarką to pewne novum. O sukcesie naszej placówki świadczy bardzo duże zainteresowanie ze strony gości indywidualnych, grup osób dorosłych oraz szkolnych, co mocno nas cieszy. Serdecznie zapraszamy czytelników „Konceptu” do naszego Centrum oraz na stronę internetową www.nbp.pl/CentrumPieniadza.

Organizator:


Agnieszka Niewińska

Wiedza

nie musi słono kosztować

C

hcesz szlifować umiejętności językowe, doskonalić technikę biegania czy zacząć tańczyć salsę czy kizombę? Jedną z opcji jest zapisanie się na komercyjny kurs za setki czy tysiące złotych. Co jeśli twój studencki budżet i tak jest już napięty? Nie musisz rezygnować z pasji i zdobywania nowych umiejętności. W miastach akademickich nie brakuje oferty darmowych spotkań, które zrekompensują ci kursy, na które w tym semestrze nie możesz sobie pozwolić. Do wyszukiwania takich inicjatyw pomocne będą portale społecznościowe. Facebook pozwala m.in. na wyszukiwanie wydarzeń w twoim mieście, a nawet w twojej dzielnicy w zależności od wybranych przez ciebie zainteresowań. Możesz też polubić i obserwować fanpage’e, które wybierają darmowe inicjatywy w twoim mieście. Couchsurfing proponuje wydarzenia w pobliżu twojego miejsca zamieszkania czy pobytu. Warto też dołączyć do platformy Meetup.com. To międzynarodowy serwis, który łączy ludzi o podobnych zainteresowaniach, chcących zdobywać nowe umiejętności, dzielić się wiedzą w określonej dziedzinie. To meet up with somebody to z angielskiego spotkać się z kimś. Na Meetup. com znajdziesz setki spotkań w zależności od interesującej cię tematyki. Możesz założyć też własne spotkanie, czyli meet up i zaprosić na nie pozostałych użytkowników. W większości to spotkania, które nie wiążą się z ponoszeniem dodatkowych kosztów, choć wybierając się na takie spotkanie, sprawdź, czy jest w nim mowa o kosztach. Wybraliśmy dla ciebie przykładowe inicjatywy w kilku akademickich miastach. Terminy bywają ruchome, więc sprawdź kalendarz najbliższych spotkań w Internecie.

20 październik 2018

KRAKÓW

W twoim studenckim budżecie zabrakło funduszy na kurs języka obcego, programowania czy naukę tańca? To nie musi być stracony semestr. Podpowiadamy, jak znaleźć miejsca, w których poszerzysz swoją wiedzę i zdobędziesz nowe umiejętności za darmo lub za symboliczne 5 zł.

Language Exchange Krakow Wymiana językowa, konwersacje. Artefakt Café | Sétka Sztuki Dajwór 3 Krakau Mitte. Let’s practice German – Meet up Spotkania dla chcących szlifować język niemiecki. Od poziomu B2. Informacja o miejscu spotkania tylko po dołączeniu do grupy na Meetup.com GDG Kraków – Meet up Społeczność użytkowników i deweloperów technologii Google. Spotkania odbywają się w różnych miejscach Krakowa Erlang User Group Krakow – Meet up Spotkania entuzjastów – język programowania Erlang. Trzeci wtorek miesiąca. Erlang Solutions, Stefana Batorego 25 Krakow Bitcoin Meet up Spotkania entuzjastów kryptowaluty Bitcoin. Większość wydarzeń jest darmowa. Różne lokalizacje spotkań


ŁÓDŹ

Czwartkowe Spotkania Social Media Poznań Spotkania w różnych lokalizacjach, dla chcących poszerzać i dzielić się wiedzą z zakresu Social Media. Spotkania także w innych miastach. Szukaj wydarzenia na Facebooku

Oko-ŁO LITERATURY – Meet up Grupa organizuje spotkania literacko-filmowe, wycieczki po ciekawych miejscach, nagrywa podcasty i wystawia spektakle teatralne Let’s Play Billiards Spotkania dla chcących doskonalić grę w bilard. Cotton Club, aleja Politechniki 9A. Potrzebne są drobne na opłacenie stołów

WROCŁAW

OpenCoffee Łódź – Meet up Dyskusje na tematy technologiczno-startupowe. Co dwa tygodnie w piątek o godz. 8 rano przy kawie i śniadaniu. Przędza, Piotrkowska 107

TRÓJMIASTO

Open Coffee Poznan Grupa dla przedsiębiorców, startuperów. Restauracja Eatalia Gołębia 6 W drugi wtorek miesiąca o godz. 9.00

Trójmiasto Java User Group – Meet up Grupą łączącą ludzi z pasją do programowania i dzielenia się wiedzą i doświadczeniem na temat Javy. Sztuka Wyboru, Słowackiego 19, Gdańsk Language Exchange Club Gdansk (Trojmiasto) Znajdziesz tu spotkania językowe, jak również partnera do prywatnych konwersacji Gdynia WordPress Meet up Grupa skupia twórców i pasjonatów WordPressa. Gdynia Sokrates Cafe Klub dyskusyjny. Sugerowana darowizna w wysokości 5 zł na wynajem lokalu. Hackerspace Trójmiasto, aleja Wojska Polskiego 41, Gdańsk

WARSZAWA

POZNAŃ

Toastmasters Mentoring Workshop in English Nauka przemawiania i komunikacji po angielsku. Ratajczaka 5/7, aula 107 Każdy poniedziałek o godz. 19

Free Language Exchange Konwersacje, wymiana językowa. Rozmowy przy polskim, angielskim, włoskim, niemieckim francuskim i hiszpańskim stoliku. San Escobar Bar, Świętokrzyska 18 Let’s play Chess Spotkania dla miłośników szachów, którzy chcą doskonalić umiejętności. Koszt organizacji 5 zł, cafe Krucza 23, Krucza 23/31 Free Salsa Dance Class and Latino Party San Escobar Bar, Świętokrzyska 18 Agile Book Club – Meet up Dyskusje o literaturze. Biuro Viacom, Mokotowska 19

Train your speech/ For englishspeaking/spanishspk Wrocławska wymiana językowa użytkowników Couchsurfing

Kawka o eCommerce – Meet up Spotkania dla zainteresowanych e-biznesem. Mindspace, Koszykowa 61

Wroc.py – Meet up Grupa miłośników języka Python. Spotkania w każdy pierwszy wtorek miesiąca w różnych lokalizacjach

Jesienne zajęcia – Biegacze na Piątkę Dla mieszkańców dzielnicy Bielany. Zajęcia z trenerami ‒ przeznaczone dla zaczynających przygodę z bieganiem, jak i zaawansowanych. Spotkania w środy 19‒20.30 na skrzyżowaniu ul. Marymonckiej i Dewajtis

Comedy Wrocław – Meet up Grupa dla zainteresowanych stand-up comedy – widzów, twórców, stawiających pierwsze kroki w tej dziedzinie

koncept 21


Bartłomiej Nersewicz

A

ndrzej Bobkowski przyszedł na świat w austriackim Wiener Neustadt w 1913 r. w rodzinie wysokiego oficera i szlachcianki obracającej się w kręgach inteligencko-artystycznych. Stanowiło to dość wybuchową mieszankę wojskowego drylu i kawiarnianej bohemy, ale gwarantowało małemu Jędrkowi staranne wykształcenie obfitujące w kontakt z teatrem, literaturą, sportem, językami obcymi. Rodzina często zmieniała miejsce pobytu. Okres wkraczania w dorosłość spędził u ciotki w Krakowie, gdzie za pierwszym razem nie został dopuszczony do matury. Było to spowodowane różnicą priorytetów. Wolał prowadzić życie towarzyskie nad Wisłą, przemierzać Kraków rowerem i sklejać modele samolotów, aniżeli się uczyć. Incydent przypłacił karą w postaci wakacyjnej pracy na kolei. Druga próba, rok później, obyła się już bez strącenia poprzeczki. Ukończywszy studia ekonomiczne na SGH w 1938 r., przyszły pisarz potajemnie ożenił się z Barbarą Birtusówną, bowiem rodzina sprzeciwiała się związkowi z gorzej ustosunkowaną dziewczyną, zwłaszcza że wśród krewnych Andrzeja były takie tuzy, jak np. sanacyjny wiceminister i zięć Ignacego Mościckiego – Aleksander Bobkowski, stryj młodego buntownika. W kilka miesięcy później Bobkowski udał się do Francji, która miała stanowić przystanek w drodze do Argentyny. Plan pokrzyżował wybuch wojny. By związać koniec z końcem, imał się rozmaitych zajęć – prowadził pralnię, pomagał rodakom w Biurze Polskim, pracował w fabryce amunicji. Kiedy wkroczyli Niemcy, pracowników tejże fabryki ewakuowano na południe, a Bobkowski, zaopatrzywszy się w rowery, wyruszył wraz z Tadziem, warszawskim szoferem, w drogę powrotną do Paryża, gdzie została Basia. Podróż, wiodąca przez południową Francję, trwała dwa miesiące i stanowiła najbarwniejszą część dziennika, który cały czas prowadził. Opisywał w nim wojenne lata 1940–44, został on później wydany przez paryską „Kulturę” jako „Szkice piórkiem” (1957) – opus magnum Bobkowskiego.

STOSUNEK DO...

Chociaż dziennik traktuje o wojnie, jego lektura rozpiera czytelnika chęcią do czerpania z życia garściami. Doskonała, nieprzeintelektualizowana proza, będąca pochwałą indywidualizmu, otwartość na każdy detal 22 październik 2018

„Wierzę w koty i w rum, i w słońce, i w zielone drzewa, i w wolność. Chcę mieć prawo zdechnąć z głodu, jeżeli sobie nie dam rady”

Chuligan wolności czynią z niej apoteozę teraźniejszości, radości chwili i wolności, które sączą się z każdej strony „Szkiców”. Słońce, oślepiające słońce, w dole wije się Garonna. Wdycham zapach rozgrzanych łąk i przymykam oczy, bo wypolerowany asfalt lśni jak lustro. Denerwują mnie miasta. Mijam je szybko i z ulgą oddycham przy wyjeździe. Wspaniałe, zwierzęce uczucie rozkoszy, w której cała uwaga koncentruje się na szybkości, drogowskazach, jedzeniu i znalezieniu noclegu. Mam wrażenie, że jeszcze nigdy w życiu nie miałem wszystkiego do tego stopnia, tak absolutnie gdzieś – i pewnie dlatego jest mi tak dobrze. Bobkowski czynił trafne, prorocze, spostrzeżenia, interpretując rzeczywistość i antycypując rozwój wydarzeń, np. podział kontynentu żelazną kurtyną. Wierzył jedynie w taki ustrój czy system, który pozwalałby (nie kazał) człowiekowi żyć naprawdę. Reżim żadnej ideologii nie byłby w stanie włożyć jego myśli w obcęgi. Najgorsze

przechowywał tam, gdzie Niemcy ani żadni socjaliści, którymi pogardzał, nie mieli dostępu – w głowie.

FRANCJA, POLSKA, WOJNA

Bobkowskiego można by nazwać frankofilem. Jego diariusz zawiera jednak tyle samo zachwytu co oburzenia, niechęci, a nawet rozpaczy spowodowanej postawą Francuzów wobec okupanta i tym co obecnie reprezentuje podziwiana przez niego cywilizacja. Przeszłość wybudowała na tej ziemi cudowny pomnik, idealne miejsce do życia, teraźniejszość bije w ten monument młotem. To jeszcze resztki tego, co było – i to może jest najsmutniejsze. To, co inni przeczuwali, za czym podświadomie tęsknili, Francuzi umieli wcielić i rzucić przed oczy w formie jasnej, zrozumiałej dla KAŻDEGO, życiowej. Nie chcieli „nadludzi” – chcieli człowieka, i może dlatego ich wpływ był tak głęboki, tak ostro przeorał kulturę świata.


i nie ginie jak szanujący się Polak (nie przyjęto go do wojska z uwagi na powiązania rodzinne). Oni (Francuzi) są jak człowiek bogaty, który żeby nie widzieć, ile przegrał, to zawsze znajdzie oparcie, my jak nędzarz, który wszystko postawił na jedną stawkę, przegrał wszystko i ma do odrobienia wszystko.

ZMIERZCH EUROPY, GWATEMALA

Potem szli dalej siłą rozpędu. Wojna poprzednia ich wyczerpała. Co dali światu po tamtej wojnie? Już znacznie mniej niż im się zdawało. Rozkład? Komentując wypowiedzi kolaborującego rządu Petaina i zachowania, z jakimi spotyka się na co dzień u Francuzów, szydzi bezwarunkowo, szydzi i cierpi zarazem. Jest to emanacja obrzydliwej w jego mniemaniu postawy, która sprowadziła cały naród „na kolana”. Armia zdobywcza zachowuje się bez zarzutu, nie widziałem ani jednego pijanego Niemca, ustępują kobietom miejsca w metrze, pozorami oswajają Francuzów i przygotowują ich do kolaboracji. Francuzi także zachowywali się bez zarzutu, wzorowo wręcz. Jako „pokonana” strona telefonicznie uprzedzali Niemców o poddaniu się, jeszcze zanim ci się zjawili. Opinię ratowały jednostki, tj. nieliczni urzędnicy wykazujący ludzkie odruchy, gdy trzeba było pomóc lub coś załatwić. Zanurzając się w lekturze „Szkiców

piórkiem”, z dużą dozą prawdopodobieństwa odczujemy zazdrość spowodowaną absurdalnie tanimi: oliwkami, serami, winem, melonami, figami, śliwkami, gruszkami i wszystkim, czego potrzeba do szczęścia podczas biwaku pod gołym niebem na Lazurowym Wybrzeżu albo w Alpach. Trwa to w najlepsze, w kraju toczonym chorobą duszy, który nigdy nie będzie już taki jak przed wojną. Pogoń za pełnią życia. Pojedynek ze szczęściem w Monte Carlo. Rozkoszowanie się każdą chwilą, każdym dniem, słońcem, wodą, papierosem po posiłku i przed snem. W drugą rocznicę wybuchu wojny konstatuje, że jeszcze nigdy w życiu nie czuł się tak dobrze i jest w pełni szczęśliwy. Większość z dziewięciu lat spędzonych we Francji, czasu, który go ukształtował, nie jest okresem materialnej prosperity dla niego i Basi, a często walką o zaspokajanie najbardziej elementarnych potrzeb. Kombinowaniem jak związać oba końce. Nieraz myśli wędrują w stronę Polski, za którą dać się zabić według niego to żadna sztuka. Jednocześnie żałuje, że nie walczy

Z Europy, mając sto dolarów w kieszeni, uciekli z Basią do Gwatemali. Była to ucieczka przed spisanym w sferze jego wartości na straty dusznym Starym Kontynentem. To, przed czym uciekał, zastało go również w Ameryce Południowej. Mowa oczywiście o wpływach komunizmu. Ucieczka była jednak tylko środkiem do celu i uniezależniała go od europejskich instytucji-urzędów, które czyniły z jednostki odwiecznego petenta, a taką postawę trudno było przełknąć Bobkowskiemu jako jednostce pełnej wewnętrznego anarchizmu. Szukał nowego spojrzenia, umożliwiającego dostrzeżenie szczegółów, niewidocznych z bliska. Z perspektywy czasu decyzji o wyjeździe nie żałował. Uważał, że gdy cel jest zbyt trudny albo mglisty, nie patrzy się, jak się idzie, i idzie się głupio.

ZA OCEANEM

Zostawił także inne dzienniki, np. z podróży transatlantykiem Jagiełło, opowiadania i bardzo bogatą epistolografię. Listy do matki, stryja Aleksandra, Jerzego Giedroycia, z którym pomimo wielu różnic serdecznie się przyjaźnił, oraz wielu innych osób w Polsce i na emigracji. Pisał regularnie do paryskiej „Kultury”. Warunki życia w Gwatemali z początku były bardzo trudne, jednak z czasem otworzył swój własny interes – sklep hobbystyczny z modelami samolotów. Zainteresował modelarstwem młodzież, która widziała w nim autorytet także w innych dziedzinach. Brał udział w modelarskich zawodach za granicą. Do Polski już nigdy nie wrócił. Zmarł w 1961 r. na raka mózgu pogodzony ze śmiercią. Basia nawet wtedy została z nim w Gwatemali.


Portfel Studenta 2018 raport Związku Banków Polskich Nieco ponad 1900 zł – to miesięczny budżet przeciętnego polskiego studenta. Na blisko połowę budżetu zarabia sam, chce oszczędzać i chętnie korzysta z nowoczesnej bankowości – to wnioski z raportu opublikowanego z okazji rozpoczęcia roku akademickiego. Jest jednak ambitny – na blisko połowę budżetu zarabia sam, chce oszczędzać i chętnie korzysta z nowoczesnej bankowości – to najważniejsze wnioski płynące z najnowszej edycji raportu opublikowanego przez Związek Banków Polskich z okazji

rozpoczęcia roku akademickiego 2018/2019. Jak wskazuje ZBP, pomimo niewysokich w skali Europy dochodów, polscy studenci starają się również odkładać pieniądze. Zarówno młodsi (20-24 lata), jak i starsi (25-32 lata), najchętniej oszczędzają na podróże – odpowiednio 67% i 65% wskazań. Dalsze pozycje są już zróżnicowane w zależności od wieku. Młodsi studenci najchętniej, oprócz wyjazdów, zbierają na sprzęt elektroniczny (42%), ale również na szczęście dość

poważnie na tym etapie myślą o zakupie mieszkania (44%). Niezmiennie jedną z największych części miesięcznych wydatków studenta w Polsce stanowią koszty związane z zakwaterowaniem. Dane przywołane przez autorów raportu wskazują, że blisko 80% studentów w Polsce przeznacza na wynajem nie więcej niż 1000 złotych. Ponadto najwięcej, bo 35% badanych, dzieli mieszkanie z dwoma współlokatorami. Co piąty student (22%) mieszka na co dzień z trójką osób, a pozostałe 10% może już liczyć na znacznie liczniejsze towarzystwo po powrocie z wykładów. Pełna wersja raportu na stronie www.zbp.pl/raporty

PAMIĘTAJ! • Chroń swoją tożsamość. • Zabezpiecz swój sprzęt programem antywirusowym. • Aktualizuj oprogramowanie. • Twórz różnorodne hasła dostępu i zmieniaj je co jakiś czas. • Nie skanuj i nie wysyłaj dokumentów pocztą tradycyjną, a tym bardziej elektroniczną. • Nie wyrzucaj dokumentów do kosza, aby nie można ich było odczytać. • Nikomu nie udostępniaj danych z karty płatniczej. • Nie korzystaj z niezabezpieczonych sieci internetowych, szczególnie do dokonywania płatności elektronicznych.

24 październik 2018

Internet, a zwłaszcza social media to przestrzeń, w której jesteśmy obecni non stop – i to niekoniecznie będąc akurat online. Często jesteśmy nieświadomi, jak może ucierpieć nasz wizerunek, jeżeli o niego odpowiednio nie zadbamy. Również w relacjach zawodowych z pracodawcą. Często jesteśmy przy tym nieświadomi, jak może ucierpieć na tym nasz wizerunek, jeżeli o niego odpowiednio nie zadbamy. Przekonać się mogą o tym chociażby osoby poszukujące pracy. Nierzadko potencjalny pracodawca właśnie przez zapoznanie się z profilem danej osoby w internecie wyrabia sobie opinię o kandydacie. Dlatego też zastanówmy się, czy faktycznie wszystkie informacje o nas powinny być dostępne dla każdego i za darmo w internecie. Z pewnością lepiej, gdyby np. zdjęcia oglądali tylko bliscy znajomi, a nie rekruter z wymarzonej firmy. Zagrożenia czekające na internautów bywają jednak poważniejsze. Codziennie na świecie generowanych jest 28 miliardów e-maili o charakterze spamu, a jeden na 1000

nosi znamiona tzw. phishingu. – Phishing to jest taka metoda wyłudzania od klientów haseł dostępu i różnych danych osobowych dla wykorzystania ich w celach przestępczych. Na przykład do zalogowania się w sposób nielegalny do czyjegoś internetowego konta bankowego, dokonania przelewu, bądź dostania się do danych kart kredytowych lub płatniczych – tłumaczy Marek Kulczycki, prezes Zarządu Nest Bank. Jak wynika z danych Komisji Europejskiej, Polacy są jednymi z najmniej ostrożnych w Internecie. Aż 83% z nas używa tego samego hasła do różnych kont, a 57% nie instaluje oprogramowania antywirusowego. Nasza tożsamość to nie tylko informacje zapisane w dowodzie osobistym. To także informacje, które zostawiamy o sobie w Internecie, na dysku twardym komputera czy np. w telefonie. Pamiętajmy też o wydrukowanych dokumentach, takich jak bankowe wyciągi czy formularze CV, które często wyrzucamy zamiast dokładnie zniszczyć.

Tekst powstał na podstawie filmów edukacyjnych „Bankowcy dla Edukacji”

Nie wpadnij w sieci


Pocztówka z Gruzji

Marta Caban

Batumi ech Batumi..., Batumi Miasto zwykle tętniące życiem, w listopadzie zamienia się w scenografię zaczerpniętą z norweskiego filmu. Opuszczone kamieniste plaże i spokój morza emanują zimnem i nostalgią za minionym latem.


 Monastyr, Mccheta Gruzja to kraj wspaniałych ludzi, ciekawej historii, pysznego jedzenia, wybornego wina, a przede wszystkim zjawiskowych widoków...

 Wucet, Kutaisi.


 Sklep, Achalciche. Patrząc przez „witryny” sklepowe, ma się wrażenie jakby czas zatrzymał się na ZSRR, różnicą jest jedynie ilość produktów na półkach

 Pasy, Tbilisi. Gruzja to idealne miejsce dla zwolenników polityki wolnego handlu. Sprzedać i kupić można wszystko i wszędzie.

 Hello Stalin, Przydrożny Bar gdzieś w Gruzji Pomimo sytuacji politycznej w kraju kult Stalina nadal jest żywy. W niektórych miejscach wygląda on dumnie zza zasłony, w innych można go zobaczyć stojącego na półce gdzieś pomiędzy wazonem z kwiatami a rodzinnymi zdjęciami. Stosunek Gruzinów do dyktatora jest bardzo skrajny, od nienawiści po uwielbienie.


Agnieszka Madys

Błękitni ludzie Sahary – siła tradycji i walka o swoje

T

uaregowie to berberskojęzyczny lud pasterski, który bytuje w centralnej oraz południowej Saharze, a także na obszarach strefy Sahelu w Mali, Burkina Faso, Nigrze i Algierii. Nomadyczne plemiona tuareskie zamieszkują regiony o niezwykle trudnych warunkach życia. Pustynne i bezwodne obszary, na których panuje bardzo wysoka, dochodząca do 50 stopni C temperatura i zupełny brak opadów, uniemożliwiają wzrost i rozwój roślinności. W związku z tym Tuaregowie trudnią się hodowlą pokaźnych stad bydła, zbieractwem roślin oraz łowiectwem. W kulturze tuareskiej ogromną wartość mają wielbłądy. Feliks Gross pisze: „Dla Tuarega wielbłąd jest jego życiem, dzięki niemu może on wędrować zgodnie z własną wolą po pustyni, gdzie nie ma studni, a gdzie pastwiska są dobre. Wielbłąd jest jego radością, pozwala mu dowieść swych wartości, jest przedmiotem obawy, gdy jest chory bądź gdy zaginął po zerwaniu pęt, gdy trzeba dniami podążać po jego śladzie, aby go pochwycić. Wielbłąd jest również bogactwem, skalą wartości, prezentem urodzinowym i małżeńskim; to zwierzę szlachetne. Wielbłądy odgrywają w życiu Tuaregów istotną rolę społeczną,

Obecnie karawany tuareskie zostały wyparte przez terenowe samochody z napędem 4x4… uważane są za środek obiegowy, dostarczają surowców niezbędnych w codziennym życiu, świadczą o statusie społecznym i oczywiście stanowią doskonały środek transportu. Niegdyś Tuaregowie chętnie byli wynajmowani na przewodników karawan oraz wielbłądników. Wynajmowali także własne wielbłądy, a za transportowane z ich użyciem towary otrzymywali od kupców wynagrodzenie. Dodatkowo kupiec, który wynajmował wielbłąda lub przewodnika, zobowiązywał się do ży28 październik 2018

wienia go w trakcie wspólnej podróży. Niektóre grupy kupców nawiązywały długoterminowe sojusze z wielbłądnikami i przewodnikami tuareskimi i tylko z nimi wiązały ich transakcje handlowe. Obecnie karawany tuareskie zostały wyparte przez terenowe samochody z napędem 4x4…

HODOWLA PODSTAWĄ GOSPODARKI

Podstawą życia Tuaregów jest hodowla pasterska, która do dziś stanowi trzon tuareskiej gospodarki. Tuaregowie hodują rozmaite gatunki zwierząt: wielbłądy, kozy czy owce. Istotnym elementem gospodarki plemiennej Tuaregów od zawsze było też rzemiosło. Większość potrzebnych przedmiotów wykonują sami, a ich wytwarzaniem najczęściej trudnią się kobiety. Tuaregowie szczycą się w szczególności zapierającą dech w piersiach biżuterią, ręcznie wyrabianą od setek lat. Jest elegancka i mistyczna, skrywa w sobie pustynne tajemnice i zagadki. Powstaje ze srebra, agatu oraz hebanu, a także stopów srebra z innymi metalami, które nazywane są tuareskim srebrem. A srebro to surowiec bardzo ceniony przez Tuaregów. Co ciekawe, do produkcji biżuterii nie wykorzystują złota, ponieważ sądzą, że krąży na nim klątwa – noszenie złotej biżuterii ma sprowadzać nieszczęście. Tuaregowie wykonują talizmany, które mają za zadanie zabezpieczać przed złem i gwarantować wszelką pomyślność. Głównym motywem każdej tuareskiej biżuterii jest trójkąt, który ma unicestwiać moce „złych spojrzeń”. Trójkąt symbolizuje także kobiecą płodność.

SZATA ZDOBI TUAREGA

Tuaregowie noszą błękitne szaty. To właśnie one przyczyniły się do określania ich mianem Błękitnych ludzi. Do barwienia szat wykorzystują indygo – ciemnobłękitny barwnik, który występuje zarówno naturalnie, jak i jest syntetyzowany chemicznie. Obecnie stosowany jest na masową skalę do barwienia materiałów tekstylnych.

Timbuktu to legendarne miasto Tuaregów. Usytuowane jest w północnej części Mali, nad rzeką Niger. Przez wiele lat stanowiło epicentrum wymiany handlowej między mieszkańcami Afryki Subsaharyjskiej (na południe od Sahary) a Afryką Północną. Z uwagi na fakt, że położenie miasta czyniło je trudno dostępnym, pojawiło się wiele legend i mitów dotyczących Timbuktu. Wynikało to również z faktu, że miasto przez wieki było niedostępne dla niewiernych. Wstęp do niego mieli jedynie muzułmanie, szczególnie tuarescy. Miasto bowiem założone zostało przez Tuaregów i pełniło funkcję osady sezonowej. Timbuktu wpisane jest na listę obiektów światowego dziedzictwa UNESCO i opatrzone jest statusem obiektu zagrożonego.

KEL TAMASHEQ

Tuaregowie mówią o sobie Kel Tamasheq, co oznacza mówiący językiem tamaszek lub w innej interpretacji: ludzie wolni. Faktycznie owa wolność i niezależność to cechy charakterystyczne tej hermetycznej grupy. Tuaregowie od dawien dawna walczyli o uszanowanie swojej odrębności kulturowej i uzyskanie własnego niezależnego państwa. Walki o niezależność w 2012 r. zintensyfikowały się, a Tuaregowie zagarnęli północne tereny państwa malijskiego, tworząc na ich obszarze niezależne terytorium pod nazwą Azawad. W latach 2012–2013 w Mali toczyła się wojna domowa, w której Tuaregowie walczyli o utrzymanie własnego obszaru, nieustannie podkreślając swoją odrębność kulturową. Konsekwencje okazały się szczególnie drastyczne. Wojna domowa zagroziła bowiem bezpieczeństwu i stabilizacji w całym regionie. W październiku 2017 r. pojechałam do Mali, by przyjrzeć się panującej tam sytuacji z bliska. Wyraźnie dało się odczuć wewnętrzne niepokoje i napięcia. Drogi nagminnie kontrolowane są przez lokalne służby bezpieczeństwa, a ludzie nie czują się tam bezpiecz-


nie. W graniczącym z Mali Burkina Faso funkcjonuje tuareski obóz dla uchodźców, wspierany i finansowany przez tamtejszy rząd. Udało mi się porozmawiać z szefem obozu, który mieszka w nim już od 20 lat. Poinformował mnie, że obecnie sytuacja mieszkańców obozu jest bardzo trudna. Brakuje żywności i podstawowych środków chemicznych. Na jednego mieszkańca przypadają 4 kg ryżu miesięcznie oraz 4 tys. CFA w gotówce, co stanowi równowartość

1

W latach 2012–2013 w Mali toczyła się wojna domowa, w której Tuaregowie walczyli o utrzymanie własnego obszaru, nieustannie podkreślając swoją odrębność kulturową. 24 polskich złotych. Życie codzienne w obozie, mimo ciężkich warunków, toczy się normalnie. Zawierane są związki małżeńskie, rodzą się dzieci, które otrzymują podwójne obywatelstwo (malijskie i burkińskie) i uczą się w szkołach na terenie obozu.

2

ZMIANY

Obecnie Tuaregowie nie mają szans, aby żyć tak jak kiedyś. Czas wymusza zmiany również i na tej społeczności. Wielu Tuaregów prowadzi obecnie osiadłe życie w miastach, gdzie zajmują się handlem. Tuaregowie, którzy niegdyś kierowali pustynnymi karawanami, dzisiaj nierzadko prowadzą jedynie karawany z turystami. Jednak najbardziej wytrwali w dalszym ciągu przemierzają pustynne szlaki, kierując karawanami solnymi. Bowiem sól w Afryce od wielu lat jest towarem powszechnie pożądanym. Na północy Mali obecnie nie jest bezpiecznie. Grasują tam uzbrojeni terroryści, którzy napadają i rabują. Sytuacja w tym regionie jest bardzo dynamiczna. Aktualnie stacjonują tam wojska francuskie, a w sierpniu bieżącego roku na drugą kadencję zaprzysiężony został prezydent Boubacar Keita, który nawiązał współpracę z Chinami. Należy mieć nadzieję, że napięcia etniczne z Tuaregami zostaną w końcu zażegnane, sytuacja w kraju zacznie się poprawiać, a turyści powrócą do tego pięknego, bogatego kulturowo państwa Afryki Zachodniej.

4

1. Mali. Architektura malijska. Fot. Agnieszka Madys 2. Agnieszka Madys podczas spotkania z szefem obozu dla uchodźców tuareskich w Burkina Faso. Fot. Lucjan Buchalik 3. Indygo, naturalny barwnik używany w Mali do barwienia tkanin na kolor niebieski. Fot. Agnieszka Madys

3

4. Lokalna ludność w Mali napełniająca wodą ze studni plastikowe kanistry. Fot. Agnieszka Madys koncept 29


Filip Cieśliński

Kryzys polskiej piłki Przez lata polscy fani piłki odbijali się od ponadczasowego stwierdzenia, że „w Europie nie ma już słabych drużyn”. Szybko stało się ono obiektem drwin. Jednak teraz w Europie są już takie drużyny. Te polskie.

30 październik 2018

K

iepski występ reprezentacji na mistrzostwach świata w Rosji był bolesnym policzkiem. Jasne jest, że drużynie nie brakowało potencjału na to, by w umysły kibiców wryć się czymś ambitniejszym niż tylko legendarnym już „niskim pressingiem” i statusem najsłabszej drużyny całej imprezy. Gdy spojrzało się jednak na głośne nazwiska w kadrach naszych mundialowych przeciwników i przypomniało czasy, gdy Biało-Czerwoni o wyjazdy na mistrzostwa się nawet nie ocierali, pesymizm nieco ustępował. Popisy na rosyjskim mundialu można było wrzucić do szuflady z napisem „wpadki”, oddalonej o kilka rzędów od teczki przeznaczonej na „totalne kompromitacje”. Polski futbol zadbał jednak o to, byśmy w krainie optymizmu nie zaczęli się urządzać. Wspomniana teka musi pęcznieć. 31 lipca, niespełna trzy tygodnie po zakończeniu mundialu, mistrz Polski, Legia Warszawa, odpadł z walki o udział w Lidze Mistrzów ze słowacką dru-


żyną. Niedługo później pożegnał się też z grą w Lidze Europy, okazując się słabszy od drużyny F91 Dudelange z Luksemburga ‒ czyli kraju, który w europejskim rankingu krajowym UEFA zajmował wówczas 48. miejsce, ustępując jedynie państwom takim jak Irlandia Północna, Walia, Wyspy Owcze, Gibraltar, Andora, San Marino

Polski futbol zadbał jednak o to, byśmy w krainie optymizmu nie zaczęli się urządzać. i Kosowo. 7 września legionistów postanowiła bowiem przebić nasza reprezentacja do lat 21, jak gdyby chcąc pokazać, że nie tylko z klubowym futbolem jest u nas kiepsko. Polska młodzieżówka ledwo zremisowała w Lublinie z Wyspami Owczymi. Wcześniej z tym rywalem punkty straciła zresztą też na wyjeździe. Jak to możliwe, że w kraju, który ma tyle mieszkańców co Piaseczno, są w stanie wyselekcjonować równie dobrą grupę młodzieży co w całej Polsce? Na znalezienie odpowiedzi będziemy mieć trochę czasu, bo choć popisy Lewandowskiego i Zielińskiego skutecznie mydlą nam oczy, futbolowa rzeczywistość będzie nam regularnie przypominać, że z polską piłką jeszcze nigdy nie było tak źle.

ALE TO JUŻ BYŁO... (I BĘDZIE JESZCZE WIĘCEJ)

„Nic tak nie pociesza okrutnie we własnym nieszczęściu jak widok cudzego nieszczęścia” ‒ pisał we wstrząsającym „Innym świecie” Gustaw Herling-Grudziński. Zasada z sowieckiego łagru w Jercewie sprawdza się też na polu znacznie bardziej prozaicznym ‒ jak to przeznaczone dla piłkarskiego fana. Szukając pocieszeń po kompromitacjach naszych drużyn na arenie międzynarodowej, kibic rozgląda się wkoło, a gdy u sąsiadów nie znajduje szansy, by wykrzyczeć wyzwalające: „oni mają gorzej”, zaczyna zagłębiać się w historię. Nic nie może oczyścić bardziej niż znalezienie dowodu, że kiedyś byliśmy w jeszcze gorszym położeniu. A mieliśmy już w krajowej piłce równie smutne czasy. Porażka Legii Warszawa z Dudelange nie jest pierwszą wtopą polskiej drużyny z Luksemburczykami. By znaleźć inną, musimy się jednak cofnąć o niemal sześć dekad. Wtedy to, w 1959 r., ŁKS Łódź przegrał dwumecz z tamtejszym

Jeunesse Esch 2:6. Kibice stołecznego klubu mogą więc odetchnąć. Ich pupile nie są najgorsi w historii. Jest też pocieszenie dla tych, którzy aż tak zagłębiać w historię się nie chcą. W 2001 r. Pogoń Szczecin przegrała w Pucharze UEFA z Islandczykami, którzy wówczas nawet nie śnili o występach na najważniejszych piłkarskich turniejach. Dwa lata później GKS Katowice uległ drużynie z Macedonii, a w 2004 r. Wisła Kraków odpadła z klubem z Gruzji. Polskie drużyny na arenie międzynarodowej w oficjalnych spotkaniach przegrywały też z klubami z Estonii czy Litwy. W każdym z tych przypadków pogromcy czołowych polskich ekip przypominali bardziej półamatorskie zbiorowiska kumpli niż dobrze zorganizowane drużyny piłkarskie. Rękawy, w które możemy otrzeć kibicowskie łzy, wystają więc z każdej półki. Jest jednak pewne ale...

ZATRACENI W SAMOZACHWYCIE

Wszystkie wymieniane wyżej wtopy pochodzą, jakby się wydawało, z innego etapu ewolucji polskiej piłki nożnej. Gorzką pigułkę łatwiej było przełknąć, gdy wśród naszych ligowców nie mieliśmy bocznych obrońców zarabiających 800 tys. euro rocznie, a każdy ekstraklasowy klub nie kasował z tytułu praw telewizyjnych średnio 2,1 mln w europejskiej walucie (żądając, przy okazji nowej umowy, jeszcze więcej). Teraz, spoglądając na pięknie opakowane rozgrywki i słysząc o kolejnych pękających barierach finansowych, piłkarski kibic łapie się za głowę tuż po pierwszym gwizdku. Za ekonomicznym rozwojem nie poszedł ten piłkarski. Gdy my pudrowaliśmy piłkarskie nosy, w Luksemburgu i na Wyspach Owczych prawdopodobnie po prostu grano w piłkę. Kto wyszedł na tym lepiej? Legia Warszawa sezon 2016/17 również zakończyła, wygrywając ekstraklasowe zmagania. Niedługo potem, podobnie jak w tym roku, błyskawicznie zakończyła swój udział w europejskich pucharach. Wtedy zbyt mocni okazywali się kolejno – mistrz Kazachstanu (FC Astana) i Mołdawii (Sheriff Tyraspol). Honoru polskiej piłki nie ratowały też inne drużyny. Z udziałem w europejskich pucharach polskie kluby pożegnały się w tym roku 2 sierpnia. W ubiegłym ‒ 24 sierpnia. To najgorsze wyniki w historii (i raczej nie usprawiedliwia nas fakt, że w poprzednim tysiącleciu

międzynarodowe rozgrywki klubowe rozpoczynały się później). Hasło: „Europa nam odjechała” jeszcze nigdy nie wydawało się brzmieć tak wiarygodnie.

KRAJOBRAZ PO MASAKRZE

Bramkarz Dudelange, Jonathan Joubert, ostatnie lata kariery piłkarskiej łączy z normalną pracą na etat. Ligowi rywale tej drużyny zarabiają miesięcznie po pół tysiąca euro na głowę. I zazwyczaj też łączą piłkarską przygodę z regularną pracą. Trener luksemburskiej ekipy wcześniej prowadził drużynę w szóstej lidze niemieckiej.

Z udziałem w europejskich pucharach polskie kluby pożegnały się w tym roku 2 sierpnia. W ubiegłym ‒ 24 sierpnia. To najgorsze wyniki w historii. Legii zwycięstwo miał dać król strzelców poprzedniego sezonu ekstraklasy – kupiony z Wisły Kraków Carlitos. Hiszpan do Polski trafił z hiszpańskiej trzeciej ligi. W naszej ekstraklasie nie miał sobie równych. Gdy trafiał do Legii, ekipa mistrza Polski była prowadzona przez Deana Klafuricia, wcześniejszego asystenta Romeo Jozaka, który przed pojawieniem się przy Łazienkowskiej bez większych sukcesów prowadził drużyny kobiece. Po porażce Wojskowych Krzysztof Stanowski, redaktor naczelny serwisu weszło.com, przedstawił swój autorski „przepis na naprawę polskiego futbolu”. Apelował w nim o to, by prezesi pozwolili dłużej pracować trenerom, inwestowali w wychowanków i mądrzej wydawali pieniądze. Tradycyjnie z planami naprawczymi wygra jednak raczej chęć poszukiwania winnych. Najlepiej – jak najdalej od swojego podwórka. Za to zadanie zabrał się już zresztą prezes Legii Dariusz Mioduski, obierając na celownik... Stanowskiego. Przez jakiś czas cała piłkarska Polska zaczęła mówić nie o kompromitujących porażkach, a o procesie, który miał zostać wytoczony dziennikarzowi za tekst traktujący o problemach finansowych stołecznego klubu. Tematów zastępczych, jak w polityce, będzie zresztą pewnie jeszcze wiele. Aż do przyszłorocznego sierpnia… koncept 31


Jak znaleźć czas na życie? Ostatnimi czasy pracujemy coraz więcej, a nieustająca dostępność pod telefonem, i teoretycznie bezbolesna komunikacja na portalach społecznościowych powoduje, że bodźce stają się wszechobecne i wypełniają przestrzeń osobistą.

B

adania z 2016 roku pokazały, że Polacy zajmują siódme miejsce na liście najdłużej pracujących narodów. Trudnością są również zawody, w których czas pracy nie jest ściśle określony i regulowany, a więc tym trudniej oddzielić w nich aktywność zawodową od czasu wolnego. Choć jesteśmy narodem zapracowanym, to okazuje się, że 30% z nas nie czuje, że jest w stanie efektywnie wywiązywać się ze swoich obowiązków. Badania przeprowadzone w 2017 roku wykazały, iż 75% respondentów pracuje dziennie dłużej niż standardowe osiem godzin, odczu-

wając w ciągu dnia znużenie, a także budząc się z poczuciem zmęczenia. Co możemy z tym zrobić? W latach 80. XX wieku popularność zaczęła zdobywać teoria work-life balance. Skłania ona ku zachowywaniu równowagi między życiem zawodowym i prywatnym, tak, by efektywnie wykorzystywać czas poświęcony na każdą z tych sfer. Źródeł popularności tej idei można poszukiwać w często spotykanym zjawisku wypalenia zawodowego, problemów na tle psychicznym czy też potrzebie czasu na samorealizację poza miejscem pracy. Kolejne przyczyny rozwoju tego typu koncepcji leżą w przemianach społecznych, jakie możemy obserwować w ostatnich dziesięcioleciach. Są to między innymi wejście kobiet na rynek pracy, fakt, że dłużej żyjemy, musimy poświęcać czas często nie tylko na wychowanie dzieci, ale również opiekę nad rodzicami. Ponadto dorastamy w przekonaniu, że poza aktywnością zawodową warto rozwijać zainteresowania i pasje, które niekoniecznie idą z nią w parze, więc brak czasu na te aspekty naszego życia skutecznie wprowadza w przekonanie, że coś jest nie tak.

LEKARSTWO

„Work-life balance” miało być lekarstwem na bolączki kurczącego się czasu, jednak ta teoria znalazła się

Work-life balance miało być lekarstwem na bolączki kurczącego się czasu, jednak ta teoria znalazła się w ogniu krytyki. w ogniu krytyki. Krytykowano między innymi sugestię podziału czasu, nie energii, na dwie sfery, które w dzisiejszych czasach wydają się niemożliwe do oddzielenia. Tu pojawia się pytanie: czy work-life balance realnie odnosi się właśnie do wytworzenia pewnej jasnej i, co chyba ważniejsze, stałej struktury swojego dnia? Bo choć „balance” przyjęło się jako równowaga, to oznacza ono również „balansowanie”, czyli według Słownika Języka Polskiego między innymi przechylanie się w różne strony w dążeniu do osiągnięcia równowagi. Z kolei sama równowaga może być rozumiana jako „stabilny układ przeciwstawnych sił, wartości”, co wiedzie nas ku przekonaniu, że równoważenie wcale nie ma oznaczać oddzielania i zrównywania, wydzielania równych części, z których każda przeznaczona powinna zostać na konkretną sferę życia. Na kanwie popularności tej idei pojawiło się wiele innych, takich jak np. work-life integrity, work-life rhythm czy quality of work life.

ODDZIELAĆ?

Czym więc miałaby być pierwsza z wyżej wymienionych, czyli integracja życia zawodowego z życiem prywatnym? Wiele osób dostrzega, iż oddzielenie dwóch światów jest niemożliwe: zarówno w pracy poświęcamy część czasu na życie prywatne,


Sara Burchert

jak i w życiu prywatnym musimy być przygotowani na nagły telefon czy ważnego e-maila. Dlatego propagatorzy tej koncepcji skupiają się na stawianiu sobie celów i ich realizacji, niekoniecznie w ramach sztywno wyznaczonych godzin. Dominujące w tej wizji aspekty to określenie własnych celów, zdefiniowanie sukcesów, śledzenie postępów w każdej ze sfer, efektywność i kontrola własnych działań. Trudno nie zgodzić się z przekonaniem, że wiele osób czerpie przyjemność z tego, co robi, jednak pytaniem otwartym pozostaje, czy jak zakładano w teorii work-life balance, nadmierne obciążenie nawet samego siebie obowiązkami zawodowymi może doprowadzić do wypalenia zawodowego, a także, czy wszyscy są w stanie obiektywnie sprawować kontrolę nad procesem realizacji celów?

Nasz rytm życia powinien odpowiadać nie tylko naszym biologicznym uwarunkowaniom, powinniśmy być przygotowani na okresy bardziej intensywne oraz mniej i potrafić się do nich dostosować. Rytm dnia również może być różny w zależności tak od naszej wydajności, jak i obowiązków. Zdaniem zwolenników tej teorii nie powinniśmy próbować niczego balansować, a raczej płynąć z nurtem potrzeb i obowiązków, jakie spotykamy na swojej drodze. Quality of Work Life skupia się głównie na kilku aspektach: jakości życia, zdrowia i środowiska pracy, czasie pracy, który powinien być dostosowany do potrzeb oraz wypłacie, która powinna odpowiadać obowiązkom i być zrównoważeniem osobistych potrzeb oraz interesów firmy. Koncepcja ta zakłada wykonywanie

DOBRY RYTM

Propagatorzy tej koncepcji skupiają się na stawianiu sobie celów i ich realizacji, niekoniecznie w ramach sztywno wyznaczonych godzin.

Innym nurtem, jaki pojawił się w naukach o zarządzaniu, jest work-life rhythm. Zakłada on podział energii na życie prywatne i zawodowe, zarządzanie nakładami, a nie czasem, wykorzystywanie czasu, kiedy jesteśmy najbardziej efektywni, zamiast zestandaryzowanych godzin pracy.

badań jakościowych i określanie na ich podstawie możliwości, wykorzystywanie informacji od pracowników do ulepszania stylu i organizacji pracy, poszukiwanie szans rozwoju. Choć work-life balance cieszy się dużą popularnością w badaniach naukowców, firmy chętnie określają swoją politykę zatrudnienia jako sprzyjającą tej idei, a pracownicy chętnie korzystają z wielu udogodnień, nie sposób nie dostrzec głosów krytycznych, które można odnieść do wszystkich tych koncepcji. Benefity, jakie firmy wprowadzają, by odpowiedzieć na potrzeby współczesnego pracownika, często określane są jako substytuty wyższej pensji czy godnych warunków pracy. W ten sposób już od wielu lat określa się karnety sportowe, pokoje relaksu czy choćby wyjazdy szkoleniowo-integracyjne, jak i zorganizowane zajęcia dla rodzin/ partnerów. Wiele osób jednak bardzo ceni sobie takie inicjatywy ze strony swoich pracodawców, a z psychologicznego punktu widzenia – poczucie bycia potrzebnym, czy dostrzeganie naszych potrzeb przez pracodawcę może pozytywnie wpływać na efektywność i zapobiegać wypaleniu zawodowemu.

koncept 33


Wiceminister Piotr Müller: Ustawa zachowuje wszystkie dotychczasowe prawa i wprowadza kolejne prostudenckie rozwiązania.

Zapewnimy uczelniom kompleksowe wsparcie na każdym etapie wdrażania reformy Redakcja: – To już pewne – Konstytucja dla Nauki weszła w życie 1 października 2018 r. Panie Ministrze, podsumujmy raz jeszcze – jakie są najważniejsze zmiany, które wprowadza ustawa? Piotr Müller: – Reforma zmienia przede wszystkim zasady organizacji i ustroju uczelni, wzmacnia ich autonomię, zwiększa samodzielność w gospodarowaniu środkami finansowymi, kładzie nacisk na podniesienie poziomu badań naukowych oraz jakości kształcenia studentów i doktorantów. Jej celem jest uwolnienie potencjału polskiej nauki. Przebudowuje system stopni i tytułów w taki sposób, by zachęcić naukowców do prowadzenia badań interdyscyplinarnych. Wierzę, że dzięki reformie wzrośnie znaczenie polskiej nauki na arenie międzynarodowej i prestiż polskich uczelni na świecie. Udało się przy tym zagwarantować znaczny wzrost nakładów na szkolnictwo wyższe i naukę, bez którego żadna, nawet najlepsza reforma nie miałaby szansy powodzenia. Już przyszłoroczny budżet szkolnictwa wyższego i nauki zostanie zwiększony co najmniej o 700 mln zł. Dodatkowo w projekcie budżetu na 2019 r. przewidziano kolejne 650 mln na podwyżki płac.

Uczelnie mogą w każdej chwili zwracać się do ministerialnego helpdesku z pytaniami. 34 październik 2018

– Czy MNiSW wesprze uczelnie we wdrażaniu reformy? – Tak, jest to dla nas priorytet. Ministerstwo na każdym etapie zapewni uczelniom kompleksowe wsparcie we wdrażaniu zmian wynikających z wprowadzenia ustawy. W drugiej połowie września wydamy przekrojową publikację – Przewodnik po reformie szkolnictwa wyższego i nauki, a także zorganizujemy szkolenia dla rektorów, prorektorów, kanclerzy i kwestorów szkół wyższych. W późniejszym terminie zorganizujemy w różnych miastach szkolenia w ramach projektu Liderzy w zarządzaniu uczelnią. Będą to szkolenia dotyczące regulacji zawartych w ustawach, dostosowywane do indywidualnych potrzeb poszczególnych grup akademickich. Zależy nam, by pracownicy uczelni dobrze znali nowe przepisy, szkolenia mają pomóc w rozwianiu ewentualnych wątpliwości. Ponadto uczelnie mogą w każdej chwili zwracać się do ministerialnego helpdesku z pytaniami, którymi zajmuje się powołany specjalnie w tym celu zespół. Staramy się odpowiadać na nie jak najszybciej.

– A co jeśli student lub doktorant ma pytanie na temat reformy? Do kogo może się z nim zwrócić? – Na wszelkie pytania od studentów i doktorantów, które spływają do nas za pośrednictwem skrzynki e-mail czy poprzez media społecznościowe, staramy się w miarę możliwości odpowiadać i publikować odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania. Tutaj chciałbym zachęcić do obserwowania strony www.konstytucjadlanauki.gov.pl, gdzie można je znaleźć (zakładka „Pytanie i odpowiedzi” – red.). – Panie ministrze, a która z wprowadzanych zmian na pewno ucieszy studentów? – Po pierwsze, ustawa zachowuje wszystkie dotychczasowe prawa i wprowadza kolejne prostudenckie rozwiązania. Utrzymuje m.in. zasadę bezpłatności studiów stacjonarnych w uczelniach publicznych, zapewnia studentom stabilny system pomocy materialnej i przewiduje skuteczniejsze mechanizmy ochrony praw studenta (m.in. zakaz podnoszenia w trakcie studiów opłat pobieranych od studentów w uczelniach niepublicznych i publicznych i wprowadzenie kar finansowych za łamanie przepisów przez uczelnie). Studentów, którzy myślą o karierze naukowej, powinien z kolei ucieszyć wprowadzany wraz z Konstytucją dla Nauki nowy model kształcenia doktorantów oparty na interdyscyplinarnych szkołach doktorskich. Każdemu doktorantowi uczelnia będzie wypłacała stypendium. Pierwsi doktoranci rozpoczną kształcenie w szkołach doktorskich już 1 października 2019 r. Konstytucja dla Nauki w znaczący sposób poprawia jakość prowadzenia studiów, m.in. kładzie nacisk na interdyscyplinarność i elastyczne ścieżki kształcenia, wprowadza kształcenie dualne oraz zapewnia studentom kierunków praktycznych lepsze i dłuższe praktyki. Ustawa gwarantuje także szerokie uprawnienia samorządu studenckiego oraz aktywny udział studentów w organach decyzyjnych uczelni – co dla mnie, jako byłego przewodniczącego Parlamentu Studentów Rzeczypospolitej Polskiej, jest szczególnie ważne.


Wiktor Świetlik

Podczas pogrzebu amerykańskiego senatora i weterana wojennego Johna McCaina były prezydent George W. Bush podał byłej prezydentowej Michelle Obamie tabletkę od bólu głowy. rzynajmniej tak oficjalnie tłumaczono potem, wydaje się, że szczerze, bo pani Michelle później nie zachowywała się, jakby była pod wpływem dopalaczy. Kilka osób nad Wisłą, i nie tylko, się zdziwiło. Jak to republikanin demokratce, tej komunistce, lewaczce? Powinien na nią napluć. Albo: taka inteligentna kobieta wzięła tabletkę od takiego faszystowskiego troglodyty, chama, agresora? Powinna go co najwyżej z liścia, pewnie zresztą chciał ją otruć. Te reakcje dość dobrze opisują kondycję ludzkości, chyba nie tylko nad Wisłą, uwzględniając, jakiego amoku część Ameryki doznała z powodu prezydenta Trumpa. Spotkałem znajomych zza Oceanu. Ludzi, którzy jeszcze niedawno przekonywali mnie, że nie lubią rozmawiać o polityce, w ich towarzystwie to nie przystoi, pochodzą ze stanu wielorasowego i wieloreligijnego, więc poglądy polityczne traktuje się trochę jak rzecz intymną. Teraz jest już wszystko inaczej. Jest straszny Trump i muszą się zjednoczyć, walczyć, to już nawet ważniejsze niż baseball. Za kilka lat Trump już nie będzie prezydentem, będzie podawał cukierki Hillary Clinton i oboje się będą cynicznie śmiali z frajerów, którzy teraz z rozszerzonymi źrenicami muszą zająć się nagle polityką, z której nic nie rozumieją, ale sytuacja do tego dorosła, by wykrzyczeli swój hejt. Nie wiem, czy tam jest jeszcze gorzej niż u nas pod tym względem, ale u nas zrobiło się niewesoło. Niedawno byłem na wyścigach konnych. W trakcie jednej z dekoracji właściciel konia, który zajął któreś tam miejsce, krzyknął z dumą i agresją: od PiS-u nie wezmę! Problem w tym, że nagrodę fundował zagraniczny biznesmen, który nie za bardzo zapewne odróżnia polskie partie. Ale właściciel konia miał swoją chwilę, więc błysnął. Popularny serwis szacho-

P

Koń polityczny Miło czasem spędzić rodzinną uroczystość, nie będąc zadręczanym przez nawiedzoną na punkcie polityki kuzynkę.

wy całkiem zniechęcił mnie do siebie publikowaniem nieustannie haseł politycznych, a to, że taki polityk to, że taki tamto. Wsadźcie sobie swój kurnik, za przeproszeniem, w ucho panowie założyciele, bo jak człowiek chce późnym wieczorem pograć z innym człowiekiem gdzieś z daleka, to na pewno nie ma ochoty dodatkowo dowiadywać się, że rozsadza was nienawiść. Czy ludzie się w związku z tym mają nie zajmować polityką? Kiedyś robotnicy z całej Polski zainteresowali się polityką, zjednoczyli się i stworzyli Solidarność. Trzydzieści pięć lat wcześniej chłopi, a za nimi mieszkańcy miasteczek i miast próbowali przeciwstawić się komunistom masowo, przeciwko nim głosując na partię premiera Mikołajczyka. Choć komuniści pofałszowali wybory i wygnali Mikołajczyka, to wiedzieli już, że z Polakami łatwo im nie pójdzie. No to – ktoś powie – chyba dobrze, że teraz chociaż część społeczeństwa, po obu stronach, się aktywizuje? Moim zdaniem nie zawsze dobrze. Myślę, że jest bardzo łatwo sprawdzić, czy taka aktywność ma sens, czy jest bezmyślnym akcesem do agresywnej sekty. Jeśli ludzie łączą się, by zbudować most, wywalczyć wolność zrzeszania się, wolne soboty, możliwość decydowania o swoim losie, to ma to sens. Ale miło czasem spędzić rodzinną uroczystość, nie będąc zadręczanym przez nawiedzoną na punkcie walki z „mizoginistycznymi męskimi szowinistami” kuzynkę feministkę albo obejrzeć mecz, nie będąc męczonym polityką przez kolegę, który nieustannie faszeruje się gazetą, w której kampania wyborcza już w tytule trwa codziennie. Aktywność jest super. Ale jak jedyną zasadą aktywności jest marnowanie życia poprzez wspólne dawanie wyrazu nienawiści do tego czy innego, lewego czy prawego polityka albo partii, bo jest demonem, Hitlerem, Stalinem, naczelnym wrogiem demokracji lub nawet człowieczeństwa, to z reguły lepiej iść do kina, pobiegać albo pójść na piwo i pogadać o miłości lub choćby o seksie. koncept 35


MATERIAŁ MARKETINGOWY

To jest życie! Pomożemy Ci wziąć je we własne ręce. Zadbaj o ochronę tego, co ważne. Majątek, życie, zdrowie, oszczędności. Umów się z Agentem 801 102 102 pzu.pl Opłata zgodna z taryfą operatora


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.