WYDANIE SPECJALNE
SUPERBOHATEROWIE PRZYLECĄ DO POLSKI Batman i Spiderman na wystawie w Łodzi
SZKLARSKA PORĘBA
Z wizytą w magicznym zakątku Polski
IRLANDCZYK
Jak Netflix łączy siły z Martinem Scorsese SIERPIEŃ 2019
Mateusz Zardzewiały
E-ściema z e-hulajnogami
„Koncept” magazyn akademicki Wydawca: Fundacja Inicjatyw Młodzieżowych Adres: ul. Solec 81b; lok. 73A, 00-382 Warszawa Strona: www.FundacjaInicjatyw Mlodziezowych.pl www.gazetakoncept.pl
aledwie kilka miesięcy temu mogliście przeczytać na łamach naszej gazety tekst dotyczący hulajnóg napędzanych prądem, czyli kolejnej mody opanowującej polskie miasta. Teraz – u kresu lata – można przyjąć, że sezon powoli dobiega końca. A to daje doskonały pretekst do kliku refleksji na temat e-hulajnogowej mobliności. Przede wszystkim warto zadać sobie podstawowe pytanie: czemu ma służyć ten sprzęt? Wielu użytkowników odpowie pewnie, że po prostu zabawie. Jeśli tak, generalnie nie można wnosić większych zastrzeżeń – ostatecznie każdy bawi się tak, jak lubi. Co prawda e-hulajnogi złamały tu poczciwą zasadę: „moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka”. A wszystko przez to, że lawirując pomiędzy pieszymi, napsuły sporo krwi spacerowiczom, niektórych odsyłając wręcz do szpitala. W tym roku izby przyjęć regularnie zajmowały się e-hulajnogowymi rannymi – czy to ludźmi potrąconymi przez te dwukołowce, czy też samymi „jeźdźcami”, którzy przecenili własne możliwości. Jednak mam nadzieję, że te trudności można powoli uznać za rozwiązane. Ministerstwo Infrastruktury pracuje nad ustawowym uregulowaniem tej kwestii i już wiadomo, że hulajnogi zostaną przepędzone z chodników. Można więc wysunąć optymistyczną teorię, że tegoroczne problemy były wynikiem nie nadążającego prawa (a podobne kłopoty ma cała Europa). I że za rok będzie już lepiej. To tyle, jeśli chodzi o zabawę. Teraz przejdźmy do ekologii. Żyjemy w czasach, w których za dogmat przyjmuje się, że pojazdy napędzane prądem są mniej szkodliwe dla środowiska. Więc skoro elektryczny autobus
Z
E-mail: redakcja@gazetakoncept.pl Redakcja: Mateusz Zardzewiały (red. nacz.), Dominika Palcar, Wiktor Świetlik, Hubert Kowalski, Filip Cieśliński, Mateusz Kuczmierowski i inni Projekt, skład i łamanie: Shine Art Studio Korekta: Aleksandra Klimkowska
czy samochód jest dobry, to wydawać by się mogło, że e-hulajnoga jest wręcz genialna. Tymczasem niekoniecznie. Bo e-hulajnogi z miejskich wypożyczalni trzeba codziennie zbierać z całego miasta i zawozić do punktu ładowania. Oczywiście za pomocą jak najbardziej spalinowych samochodów. Do tego – jak podaje „Dziennik Gazeta Prawna” – maksymalny czas „życia” miejskich e-hulajnóg to w najlepszym wypadku kilka miesięcy. Rośnie przez to góra elektro-śmieci. A te trzeba eksportować (znów samochodami spalinowymi) do innych krajów, bo w Polsce nie ma zakładów, które zajmowałyby się utylizacją wykorzystywanych w takim sprzęcie akumulatorów litowo-jonowych. Na koniec wprost z Chin przypłyną do nas kolejne e-hulajnogi (nie zgadniecie – statek też zasilany jest paliwami kopalnymi!), by zastąpić te zużyte. Co więcej, eksperci wskazują, że e-hulajnogi najczęściej wybierane są jako środek lokomocji na krótkie dystanse – zastępują więc spacer, a nie samochód. To wszystko sprawia, że e-hulajnogi mają tyle wspólnego z ekologią, co krzesło z krzesłem elektrycznym. Ale nie mówmy tego zbyt głośno, niech orkiestra gra na Titanicu.
Aby poznać ofertę reklamową, prosimy o kontakt pod adresem: redakcja@gazetakoncept.pl Chcesz dystrybuować „Koncept” na swojej uczelni? -> PISZ: redakcja@gazetakoncept.pl
ZNAJDŹ NAS: @GazetaKoncept
Sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności - Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego ze środków Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018 – 2030
2 sierpień 2019
@FundacjaFIM /fundacja inicjatyw mlodziezowych
Marcin Malec
Czy staże mają jeszcze sens? Wizja stażu w dużej, międzynarodowej korporacji nadal kusi wielu studentów. To się jednak zmienia. Coraz częściej na uczelnianych korytarzach słychać szepty o zdobywaniu doświadczenia w start-upach, instytucjach publicznych, a nawet o zakładaniu własnych biznesów. Więc czy staże lub praktyki mają jeszcze rację bytu?
W
akacyjny staż w korporacji to od lat wymarzony początek drogi zawodowej dla wielu studentów uczelni ekonomicznych, ale także technicznych i humanistycznych. Korporacje z roku na rok coraz bardziej otwierają się na ambitnych, głodnych rozwoju ludzi. Jeszcze kilka lat temu wakacyjne staże były związane głównie z biznesem, a dziś kandydaci mogą wybierać spośród dziesiątek zróżnicowanych ofert – HR, logistyka, R&D czy AI. Zazwyczaj staże rozpoczynają się w lipcu i kończą we wrześniu, są to tzw. staże letnie. Nabory na te praktyki w niektórych korporacjach rozpoczynają się już w marcu. Stąd wskazówka numer jeden – o wakacyjnej pracy trzeba już myśleć znacznie wcześniej. Niemniej, z racji ogromnego zapotrzebowania na „świeżą krew” nie jest to regułą i zdarzają się również staże dwu- i jednomiesięczne. Więc jeśli przespaliście wiosnę, to
Wskazówka numer jeden – letniego stażu warto zacząć szukać już wiosną. nawet dziś jesteście w stanie znaleźć ciekawą opcję chociażby na wrzesień. Pytanie tylko… czy warto? Problem ze stażami miesięcznymi jest taki, że dla firm jest to dosyć nieopłacalne, a co za tym idzie, nie przykładają się często tak, jak do tych trzy- czy nawet dwumiesięcznych. Odpowiedź, dlaczego tak się dzieje, jest prosta – firma
musi ponieść za dużo inwestycji, a zwrot z tych inwestycji nie jest tak lukratywny jak w przypadku stażów długoterminowych. Dlatego warto zastanowić się nad tym, czy nie lepiej zaczekać rok i na spokojnie ruszyć od lipca. Chyba że masz na tyle elastyczny grafik zajęć, że możesz sobie pozwolić na pracę w ciągu roku akademickiego. Wtedy możliwości mnożą się jak szalone, bo nie ograniczasz się już tylko do wakacji.
STAŻ STAŻOWI NIERÓWNY
Niestety zdarza się, że staż dla firm to idealna okazja do tego, aby zlecić studentowi najgorszą robotę, której nikt w biurze nie chce się podjąć – kserowanie dokumentacji, czyszczenie archiwów, przeklejanie tabelek w Excelu. I jeśli zależy ci tylko na wpisie do CV lub pieniądzach, to wszystko gra. Warto jednak porządnie zastanowić się nad samą ideą stażu, bo szkoda stracić trzy miesiące na bycie gościem od „brudnej roboty”. Idealna praktyka to taka, gdzie masz swojego mentora, zaplanowany przez firmę rozwój oraz zapewnione zadania, które nie dość, że cię rozwiną, to jeszcze sprawią, że zakochasz się w swojej pracy. Wtedy te kilka miesięcy minie błyskawicznie, a w głowie pozostanie tylko myśl – czas już kończyć te studia i wracać do pracy, tym razem już na pełny etat. Tak wyglądałby staż w świecie idealnym. I o ile naprawdę zdarzają się takie firmy na rynku, o tyle jest to nadal ewenement. A szkoda, bo polscy studenci to elita nie tylko na tle Europy, ale i całego świata. Firmy
mają taki kapitał ludzki pod ręką, a marnują swoją szansę, bo albo nie ma czasu na obmyślenie formuły stażu, albo brak im pieniędzy, albo – co najgorsze – stażysta ma być tylko pionkiem, którego po trzech miesiącach zastąpi się nowym.
ALTERNATYWY DLA PRAKTYK W KORPORACJACH
Na szczęście staże w korporacjach to nie jedyna droga do tego, aby wejść na rynek pracy. Dzięki dynamicznym zmianom przed młodymi adeptami stoi wiele możliwości. Jedną z najciekawszych opcji jest staż w start-upie, bo ten znacząco odbiega od tego, do czego przyzwyczaiły wszystkich globalne firmy. Praktyka w start-upie to bardzo wszechstronne pojęcie. Dzięki temu możesz dosłownie zahaczyć o wszystko. Zapewne będzie potrzebna pomoc przy organizacji wydarzeń, prowadzeniu social mediów, rozliczaniu faktur czy spotkaniach z klientami. Start-upy to bardzo małe zespoły, gdzie wszyscy robią wszystko. Taka forma stażu jest idealna dla osób chcących sprawdzić, w czym czują się najlepiej, co ich najbardziej kręci. W tym przypadku trzeba się jednak liczyć z tym, że start-upy nie oferują takich pensji czy benefitów jak korporacje. Coś za coś. Tak naprawdę najważniejsze jest to, żeby chcieć. Chcieć się rozwijać, uczyć i zdobywać doświadczenie. Czy to będzie staż w korporacji, czy praktyki w start-upie to sam fakt, że podjąłeś takie wyzwanie, jest już sukcesem. Reszta to już tylko kwestia czasu i determinacji. koncept 3
Kamil Kijanka
Batman i Superman to postaci, których nie trzeba przedstawiać. Kultowi bohaterowie amerykańskiego wydawnictwa DC Comics postanowili zrobić sobie przerwę od walki ze złem, by odwiedzić nasz kraj. Niebawem do Łodzi zawita niesamowita wystawa zatytułowana „Sztuka DC. Świt Superbohaterów”.
Superbohaterowie przylecą do Łodzi
N
iebawem miłośnicy komiksów z całej Polski będą mogli zobaczyć wyjątkową ekspozycję. Wytwórnia, która dała nam Batmana, Supermana, Aquamana, Jokera i wiele, wiele innych kultowych postaci, przyjedzie z wystawą do Polski. A na tej wystawie będziemy mogli podziwiać największe skarby DC Comics. Łódź będzie czwartym miejscem na świecie, gdzie zostanie przedstawiona ta wyjątkowa ekspozycja. Organizatorzy postarali się także o kilka dużych niespodzianek przygotowanych specjalnie z myślą o polskich fanach komiksów.
TROCHĘ HISTORII
DC Comics to jedno z największych wydawnictw komiksowych na świecie. Jego początki sięgają pierwszej połowy lat trzydziestych XX wieku. Należy do słynnego koncernu medialnego Warnera. Skrót DC wywodzi się od popularnej serii amerykańskich komiksów z tamtych lat – Detective Comics. Wszystko zaczęło się od Malcolma Wheelera-Ni4 sierpień 2019
cholsona – amerykańskiego pioniera komiksu, który w 1935 roku wystartował z własnym wydawnictwem National Allied Publications. Dwa lata później powstaje Detective Comics z inicjatywy Malcolma Wheelera-Nicholsona, Jacka Liebowitza i Harrego Donenfelda. W 1938 roku Malcolm Wheeler-Nicholson odszedł z firmy – oficjalnie ze względu na problemy finansowe. Tak oto jednak narodziło się wydawnictwo, które złotymi literami zapisało się w historii komiksów, i ani myśli zejść ze sceny. Przez tych kilka dekad wytwórnia znacząco odcisnęła swoje piętno w amerykańskiej popkulturze, tworząc takie postaci jak Aquaman, Wonder Woman, Flash, Zielona Latarnia czy – przede wszystkim – Batman i Superman. Co ciekawe, zarówno przybysz z planety Krypton, jak i naj-
Łódź będzie czwartym miejscem na świecie, gdzie zostanie przedstawiona ta wyjątkowa ekspozycja. słynniejszy człowiek-gacek, pierwszy raz ukazali się światu jeszcze przed wybuchem drugiej wojny światowej. Mimo upływu lat, cieszą się niesłabnącą popularnością, a ich przygody pojawiają się w coraz nowszych odsłonach. Największym rywalem DC Comics jest oczywiście Marvel. Początkowo to twórcy DC wydawali się być na piedestale. Wszystko za sprawą Supermana, który uważany jest dziś za pierwszego pełnoprawnego superbohatera w dziejach. Jego pojawienie się sprawiło, że Marvel
był w cieniu największego konkurenta na blisko trzydzieści lat. Dziś, ze względu na ogromny sukces adaptacji filmowych Marvela w ostatnich latach, szala przechyliła się na drugą stronę. Niemniej, w dalszym ciągu DC Comics to potężna marka, która może poszczycić się licznym gronem wiernych fanów.
KUMPLE ZE SZKOŁY
Rysownik Joe Schuster i pisarz Jerry Siegel byli kolegami ze szkoły średniej i to właśnie im zawdzięczamy powstanie Supermana. Pierwszy komiks z obrońcą Ziemian powstał w 1938 roku. Wtedy to czytelnicy poznali historię niemowlęcia, które po zniszczeniu rodzimej planety Krypton, zostało zesłane na Ziemię, jego nowy dom. Dalszą część historii zapewne znacie... Batman jest zaledwie rok młodszy od swojego słynnego kolegi, którego w ostatnich adaptacjach filmowych przedstawia się bardziej jako rywala niż towarzysza. Multimilioner Bruce Wayne zaczął walczyć o sprawiedliwość w przesiąkniętym przestępczością mieście Gotham w 1939 roku, dzięki współpracy Boba Kane’a i Billa Fingera. Nie tylko główny bohater, ale i antagoniści serii przygód o człowieku nietoperzu zyskali dużą sławę. Nie ma chyba osoby, która nie kojarzyłaby Jokera, Pingwina czy Człowieka Zagadki. Lata mijają, rodzą się kolejne pokolenia, a grono fanów ikon DC Comics tylko się powiększa. Do dziś można spotkać na każdym kroku miłośników obu herosów odzianych w koszulki, czapki i przeróżne gadżety z charakterystycznymi symbolami tych superbohaterów. Najstarsze komiksy z ich udziałem to dziś prawdziwe rarytasy. Egzemplarz pierwszego wydania z udziałem Supermana z 1938 roku został kilka lat temu sprzedany za 3,2 miliony dolarów. Dla porównania: w chwili premiery można go było kupić za… 10 centów.
ŁÓDŹ PRZYSTANIĄ HEROSÓW
„Sztuka DC. Świt Superbohaterów” to prawdziwa gratka dla fanów superbohaterskich klimatów. Ta multimedialna wystawa powstała z inicjatywy prawdziwych gigantów – DC Entertainment, Warner Bros i Art. Ludique Le Musee. Dwa pierwsze podmioty zna każdy nawet średnio zorientowany widz. Co do trzeciego, warto dopowie-
Najstarsze komiksy z ich udziałem to dziś prawdziwe rarytasy. Egzemplarz pierwszego wydania z udziałem Supermana z 1938 r. został sprzedany kilka lat temu za 3,2 miliony dolarów. dzieć, że jest to pierwsze muzeum w tak dużym stopniu poświęcone animacji, komiksom i japońskiej mandze. Dotychczas ekspozycja była wystawiana zaledwie w trzech miejscach na świecie – Londynie, Paryżu i najbogatszym regionie Zjednoczonych Emiratów Arabskich – Abu Dhabi. We wrześniu pojawi się w łódzkim EC1. Niezorientowanym warto wyjaśnić, iż EC1 to zrewitalizowany i rozbudowany kompleks pierwszej łódzkiej elektrowni, której powstanie przypada na 1907 rok. Obecnie stanowi doskonałe miejsce dla wydarzeń kulturalnych, takich jak wspomniana ekspozycja.
WIELKIE ATRAKCJE
Nie ma wątpliwości, że na zwiedzających będzie czekać wiele niespodzianek. W jednym miejscu zostaną zebrane i przedstawione największe diamenty ze skarbnicy DC Comics. Wszyscy zainteresowani będą mogli zobaczyć prawdziwe kostiumy wykorzystywane w najsłynniejszych produkcjach filmowych o Supermanie, Wonder Woman czy Batmanie, setki autentycznych szkiców i prac autorstwa największych rysowników amerykańskiego wydawnictwa czy gadżety znane z filmów Warner Bros. Dostępne będą prace takich mistrzów jak Frank Miller, Jim Lee, Bob Kane i Neal Adams. Wśród rekwizytów będzie można zobaczyć pelerynę Supermana z lat siedemdziesiątych, kiedy to w rolę Clarka Kenta wcielił się Christopher Reeve. Macie ochotę zobaczyć kostium Wonder Woman, który dumnie nosiła na planie filmowym Lynda Carter blisko pół wieku temu? Proszę bardzo. To oczywiście nie wszystko. Nie zabraknie również strojów Batmana – zarówno tych znanych z ekranizacji Tima Burtona, jak i Joela Schumachera, Christophera Nolana czy Zacka Snydera. Pojawią się także gadżety znane z innych produkcji, takich jak Aquaman i Liga Sprawiedliwości. Ekscytujące jest również to, że wystawa w Łodzi nie będzie jedynie wiernym odwzorowaniem widowisk z Abu Dhabi, Londynu i Paryża. Sala w EC1 licząca blisko tysiąc metrów kwadratowych
w całości ma być stylizowana w stylu komiksowego miasta Gotham. O skali przedsięwzięcia niech świadczy fakt, iż koszt transportu ekspozycji i zabezpieczeń wyniósł blisko 1,5 miliona złotych.
POLSKI WĄTEK
Dodatkowo łódzka ekspozycja zostanie poszerzona o elementy ukazujące polskie związki z DC Comics i Warner Bros. Dowiemy się czegoś więcej o rodakach współtworzących słynne wydawnictwo, przeczytamy o fikcyjnych postaciach ze świata DC, które w jakiś sposób związane są z naszym krajem. Ponadto przedstawiona zostanie historia słynnej wytwórni Warner Bros. Widzowie będą mogli również zapoznać się z historią rodu Kubertów – autorów historii obrazkowych z ramienia DC Comics, a także dowiedzieć się nieco więcej o „Blackshawk”. Z naszego punktu widzenia jest to bardzo ciekawy element wystawy. Jest to bowiem seria komiksów z mocnym polskim akcentem. Głównym bohaterem „Blackshawk” jest pilot z Polski, który po ataku Niemców w 1939 roku ucieka na Zachód, by kontynuować walkę z wrogiem jako dowódca międzynarodowego oddziału. Tytuł komiksu nawiązuje do nazwy sławnej eskadry lotniczej The Blackshawk Squadron z czasów drugiej wojny światowej, złożonej z pilotów wielu narodowości. To tylko jeden z wielu przykładów potwierdzających starania organizatorów, by wystawa usatysfakcjonowała nawet najbardziej zagorzałych polskich fanów. Wystawa „Sztuka DC. Świt Superbohaterów” będzie dostępna od 27 września 2019 roku i otworzy 30. Międzynarodowy Festiwal Komiksu i Gier Komputerowych. Jest to nie tylko największa tego typu impreza w Polsce, ale i jedna z największych w Europie. Od 2016 roku „EC1 Łódź – Miasto Kultury” jest jednym z głównym organizatorów MFKiGK. Trudno o mocniejsze rozpoczęcie wydarzenia niż tak wielkie przedsięwzięcie, którego będziemy świadkami w łódzkim EC1. Ekspozycja będzie dostępna dla zwiedzających do 2 lutego 2020 roku. koncept 5
Filip Cieśliński
Dlaczego lepiej kupić pralkę niż piłkarza Wchodząc do sklepu ze sprzętem AGD, sprawa wydaje się być stosunkowo prosta. Jeśli kupimy najtańszą pralkę z promocji, ta prawdopodobnie rozkraczy się dwa dni po wygaśnięciu gwarancji. Jeśli stać nas na tę z wyższej półki, zapewnimy sobie dobre osiągi i względny spokój. Ci, którzy chcą mieć coś trwałego i skutecznego, przejdą się do działu z pralkami najdroższymi i martwić będą musieli już tylko o sposób otwierania drzwiczek i to, czy pracujący bęben będzie hałasował na 65 czy 75 decybeli. Na piłkarskim rynku transferowym sprawa jest odrobinę bardziej skomplikowana. Dochodzi czynnik ludzki i nagle „pralka”, za którą wydałeś grube miliony, może zaspać po nocnej grze w „Fortnite”, czy w pełni świadomie dążyć do autodestrukcji. I to grubo przed końcem gwarancji.
F
enomen futbolu jako dyscypliny, w którą gra się w absolutnie każdym miejscu na świecie i ogląda wszędzie tam, gdzie dostępny jest sygnał telewizyjny czy Internet, rozwinął istniejący wokół tego sportu biznes do rozmiarów wręcz absurdalnych. Gdy wartość praw telewizyjnych do transmitowania spotkań najpopularniejszej piłkarskiej ligi świata – brytyjskiej Premier League – dochodzi do ponad 3 miliardów w skali roku, można zakładać, nawet nie posiadając piłkarskiej wiedzy, że 20 klubów, które otrzyma sporą część tych pieniędzy, może mieć poważny problem z rozsądnym ich spożytkowaniem. Gdy dorzucimy do tego kolejne miliony, które wpływają na klubowe konta w ramach kontraktów sponsorskich, czy poprzez samą sprzedaż biletów na mecze i piłkarskich gadżetów, 6 sierpień 2019
powinniśmy być przekonani, że to kasa, od której całym zarządom po prostu musiało odbić. I odbiło. Nie tylko zresztą w Wielkiej Brytanii.
GRUCHOT Z NAJWYŻSZEJ PÓŁKI
Gdy klub wyda na danego zawodnika sporo pieniędzy, a ten zupełnie się nie sprawdzi, portale branżowe nazywają go często transferowym niewypałem. To o tyle niefortunne sformułowanie, że akurat w tym przypadku motyw ognia pojawia się na każdym kroku. Po pierwsze – przepalone pieniądze klubu, który pełen wiary przelewał dolary na konto klubu „sprzedającego”. Po drugie – sam piłkarz, po serii gorszych występów i brutalnym spotkaniu oczekiwań z rzeczywistością, w mieście już jest prawdopodobnie spalony. Zostając przy tej nomenklaturze –
kibice płoną ze wściekłości i podczas meczów „grillują” delikwentów odpowiedzialnych za sprowadzenie do ich ukochanego klubu ów nieudacznika. Ogień jest tu więc nieunikniony. Ognia w swoim nowym klubie miał dać zresztą Neymar – najdroższy piłkarz na świecie, którego 2 lata temu za 222 mln euro pozyskało francuskie PSG. Wydając takie pieniądze w każdej innej branży, mogłoby przybić się na ścianę długą na kilkaset stron listę oczekiwań i spokojnie czekać, aż zakupiony produkt zacznie ją wypełniać. Tu jednak tak kolorowo nie było. I choć o losach Brazylijczyka w tym klubie nie można mówić jednoznacznie źle, bo sowicie przyczynił się do dwóch kolejnych krajowych mistrzostw i nastrzelał imponującą liczbę 51 goli w 58 meczach, to nie dał jednej z najbogatszych ekip na świecie niczego, co mogłoby usprawiedliwiać wydanie tak absurdalnej kwoty. Brazylijczyk w jednym z wywiadów przyznał niedawno, że najpiękniejszym momentem jego kariery był zwycięski mecz Barcelony (jego byłego klubu) z PSG (obecnym) 6:1, który w sensacyjnych okolicznościach dał Katalończykom awans do kolejnej fazy Ligi Mistrzów. Osoby, które decydowały o zapłaceniu za niego 222 mln euro, raczej nie mają powodów do zachwytu. Wracając do pralkowych porównań – sprawili sobie cudeńko, które przez dwa lata pobierało zdecydowanie za dużo prądu, a na koniec zalało lubianego sąsiada z dołu. I zafarbowało ulubioną koszulkę.
KARUZELA POMYŁEK
Ruchy na piłkarskim rynku transferowym znów wymakają się tutaj jednak z jakichkolwiek klasycznych, handlowych porównań. Co robiłby bowiem cwany sprzedawca, wiedząc, że sprzedał nam takiego
Dna tej spirali niestety nie widać. Pieniądze przepływające przez klubowe konta będą coraz większe, więc i zawodnicy kupowani przez czołowe ekipy będą coraz drożsi.
klamota za fortunę? W najgorszym scenariuszu zacierałby ręce z satysfakcją, w najlepszym – może i trochę współczuł, ale z całą pewnością nie narzekał. W piłkarskiej rzeczywistości FC Barcelona, która zarobiła na Neymarze 222 mln euro, ma obecnie więcej powodów do rozpaczy, niż celebrowania złotego interesu sprzed lat. Żeby wiedzieć, dlaczego, trzeba sprawdzić, co stało się z tymi pieniędzmi. Neymar został piłkarzem klubu 3 sierpnia 2017 roku. 22 dni później 125 mln z zarobionej fortuny PSG Barcelona wydała na skrzydłowego Borussii Dortmund Ousmanę Dembele. Niespełna pół roku później kolejne 145 mln (czyli resztę zarobioną na Neymarze i 40-milionowy wkład własny) przelała na konto Liverpoolu. W drugą stronę powędrował Philipe Coutinho. Dwa rewelacyjne produkty w zamian za jeden? To, nawet za taką dopłatą, brzmi bardzo dobrze. Niestety – to piłka nożna, a nie centrum handlowe. Latem 2019 roku, odpowiednio dwa lata po transferze Dembele i pół-
tora roku po transferze Coutinho, obaj panowie bynajmniej nie zbliżyli się do bycia bohaterami pomników postawionych pod Camp Nou – legendarnym stadionie katalońskiej drużyny. Dembele na boisku raczej nie imponował. Długie miesiące spędził zresztą lecząc urazy. Zasłynął za to z aktywności wykonywanych z dala od murawy. Pewnego dnia spóźnił się na trening, bo przez całą noc grał ze znajomymi w konsolowego „Fortnite’a”. Ostatnio pogłębił kontuzję, bo zamiast udać się do lekarza, postanowił zrobić sobie wycieczkę do Senegalu. Do tego dał się przyłapać na nietrzymaniu diety i spożywaniu alkoholu w trakcie sezonu. Co więcej, nie widzi w tym nic złego. – Co w tym złego, iż od czasu do czasu zjem sobie hamburgera? – dziwił się pewnego razu.
GDYBY BYŁA TO PRALKA, TO CÓŻ… DALIŚCIE SIĘ OSZUKAĆ. BARDZO OSZUKAĆ. Niewiele lepiej ma się sytuacja
z Coutinho. Na boisku było jeszcze słabiej. I mimo że poza nim Brazylijczyk jest zdecydowanie bardziej profesjonalny, Barcelona postanowiła tego lata bez żalu oddać go do Bayernu Monachium. I to w takiej desperacji, że ostateczne warunki ewidentnie nie są zbyt dobre dla katalońskiego klubu. Niemiecki klub zapłacił 8,5 mln euro za wypożyczenie piłkarza, opłaci też jego roczną pensję, a potem… Brazylijczyk prawdopodobnie wróci do Hiszpanii i znów będzie problemem dla Blaugrany. W kontrakt wpisano możliwość wykupienia go za 120 mln euro, czyli zwrotu niemal wszystkich zainwestowanych przez Barcelonę pieniędzy. Po tak słabym okresie w grze Coutinho tylko naiwniak mógłby wierzyć, że oszczędny zazwyczaj Bayern wyłoży za niego takie pieniądze. Patrząc na to, że cała powyższa trójka znajduje się w TOP5 najdroższych piłkarskich transferów w historii, można zastanawiać się, czy to kwestia krążącego we wszechświecie pecha, czy może nastawienia: „mam miliony, kibice naciskają, więc musze je wydać!” Każdy, kto zajrzał do sklepu z AGD tuż po wypłacie, w towarzystwie drugiej połówki przypominającej jak bardzo potrzebna jest w domu nowa pralka, wie, o czym mówię.
ZASADA DOMINO
Dna tej spirali niestety nie widać. Pieniądze przepływające przez klubowe konta będą coraz większe, więc i zawodnicy kupowani przez czołowe ekipy będą coraz drożsi. Na rynku będzie brakować sprawdzonych marek, za które można wydać fortunę, więc wielomilionowe przelewy wysyłane zaczną być za nastolatków. To zresztą już się dzieje – tego lata Atletico Madryt wygrało wyścig o najdroższy transfer, wykładając 126 mln euro za 19-latka Joao Felixa. Brak sportowego sukcesu, jak ten Realu Madryt z zeszłego sezonu, będzie się próbować zasypać pieniędzmi. „Królewscy” wydali latem na nowych graczy 303 mln euro, bijąc tym samym rekord wszechczasów. Czy wpłynęło to na jakość ich gry? Trudno stwierdzić. W pierwszym meczu nowego sezonu nikt z nowych graczy nawet nie pojawił się na boisku. Wygląda po prostu na to, że są gorsi od dotychczasowych piłkarzy Realu… koncept 7
Piotr Gutowski
mLegitymacja studencka – uczelnie zwiększają mobilność powstał w dialogu z: http://istotnie.pl/mlegitymacja-studencka-uczelnie-zwiekszaja-mobilnosc
Najnowszy projekt nowelizacji Rozporządzenia Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 27 września 2018 r. w sprawie studiów to obok szeregu innych zmian, przede wszystkim wprowadzenie możliwości i zapewnienie podstaw prawnych do wdrożenia zupełnie nowego instrumentu, jakim jest mLegitymacja studencka. Jest to tak bardzo istotne z punktu widzenia, już nie tylko studentów, ale wszystkich uczestników systemu szkolnictwa wyższego, ponieważ dotyczy zmian wyraźnie zwiększających mobilność i innowacyjność obsługi studentów. 8 sierpień 2019
T
ego typu decyzje zawsze należy doceniać, a ponadto dają one nadzieję na to, że w niedalekiej przyszłości resort nauki pochyli się nad wypracowaniem kolejnych narzędzi wprowadzających polskie uczelnie do cyfrowego świata z prawdziwego zdarzenia (np. cyfrowe podpisywanie decyzji w sprawie stypendiów naukowych, składanie wniosków stypendialnych oraz prowadzenie teczki studentów jedynie w formie cyfrowej). Niestety każda, choćby najmniej zauważalna nowość opierająca się na rozwiązaniach z użyciem najnowszych technologii to w polskich szkołach wyższych wciąż rzadkość. Odbija się to na po-
ziomie obsługi wszelkich interesariuszy uczelni, którego jakość cały czas pozostawia wiele do życzenia, zwłaszcza biorąc pod uwagę przerośniętą biurokratyzację, która pomimo upływu lat, cały czas ma się całkiem dobrze. Zanim jednak przejdziemy do omawiania tego, czym mLegitymacja w rzeczywistości jest, należy przypomnieć, jaką funkcję pełni obecna już od lat legitymacja studencka wydawana w formie elektronicznej karty procesorowej. Otóż znana każdemu studentowi plastikowa karta stanowi potwierdzenie posiadania statusu studenta, za jej pomocą posiadacz może udowod-
nić swoje uprawnienie m.in. do zniżek w komunikacji miejskiej oraz przejazdów środkami publicznego transportu kolejowego i autobusowego (wobec treści Rozporządzenia Ministra Infrastruktury i Budownictwa z dnia 20 kwietnia 2017 r. w sprawie rodzajów dokumentów poświadczających
prostego i innowacyjnego narzędzia, z którego będą mogli korzystać za pomocą telefonu komórkowego lub innego urządzenia mobilnego, dzięki czemu będą w stanie udowodnić swój status studenta w bardzo bezpieczny (mLegitymacja ma być trudna do podrobienia), prosty i szybki sposób, z wykorzystaniem najbardziej powszechnych Ministerstwo robi wyraźny krok urządzeń wykorzystyw przyszłość, uwzględniając postęp wanych praktycznie przez wszystkich stutechniczny oraz upowszechnienie dentów. mLegitymacja osobistych urządzeń mobilnych. ma stanowić tym samym jeden z tzw. „mDokumentów” przechowywanych uprawnienia do korzystania z ulgowych na urządzeniu mobilnym przy użyciu przejazdów środkami publicznego dedykowanej aplikacji zapewnianej transportu zbiorowego), restauraprzez Ministra Cyfryzacji. cjach, kinach, centrach kultury itp. Co do samych procedur, mLegiDodatkowo może ona łączyć w sobie tymacja studencka może być wydana funkcje zarówno samej legitymacji, na wniosek studenta, któremu najak i karty bibliotecznej czy karty dano numer PESEL i tylko na czas miejskiej. Cały czas zdarza się, że ważności wydanej studentowi elekstudent nie ma legitymacji przy sobie tronicznej legitymacji studenckiej, i w konsekwencji nie ma możliwoz zastrzeżeniem, że potwierdzenie ści udowodnienia przysługujących legitymacji na kolejny semestr będzie mu uprawnień. Na mocy noweliwymagało ponownego wydania zacji rozporządzenia ten problem mLegitymacji studenckiej. Uczelnia ma zniknąć i wystarczyć ma samo będzie także zobowiązana do jej posiadanie telefonu komórkowego, unieważnienia w kilku przypadkach: z którym wszyscy nie rozstajemy się • w przypadku utraty ważności praktycznie nigdy. elektronicznej legitymacji studenckiej; • w przypadku przeniesienia się MLEGITYMACJA STUDENCKA studenta do innej uczelni; Na wstępie należy zaznaczyć, • na wniosek studenta, w szczeże Ministerstwo robi wyraźny krok gólności w przypadku jej utraty w przyszłość i uwzględniając postęp na skutek uszkodzenia, niepotechniczny oraz upowszechnienie prawnego działania lub utraty osobistych urządzeń mobilnych, urządzenia mobilnego, w któzapewnia studentom obsługę ich rym była przechowywana. spraw na zupełnie innym poziomie Ponownie wydawana będzie innowacyjności i funkcjonalności niż w przypadku potwierdzenia ważnodotychczas. Zaproponowane zmiany ści elektronicznej legitymacji stuprzewidują bowiem dwa rodzaje denckiej, stwierdzenia w niej błędów legitymacji studenckiej. Dotychczas lub omyłek, a także unieważnienia. funkcjonująca legitymacja w dalszym ciągu będzie wydawana w formie elektronicznej karty procesorowej, WERYFIKACJA MLEGITYMACJI nowością jest natomiast umożliwieJak natomiast ma wyglądać sam nie wydawania legitymacji w formie proces weryfikacji posiadacza mLegidokumentu elektronicznego przetymacji i tym samym udowodnienia chowywanego i okazywanego przy posiadania szeregu prawa przynaużyciu publicznej aplikacji mobilnej leżnych każdemu studentowi? Otóż – mLegitymacja studencka. Ma resort nauki przewiduje trzy etapy ona stanowić swoiste uzupełnienie kontroli ważności przedstawianej standardowej wersji legitymacji mLegitymacji: w sytuacjach, kiedy student z jakich• weryfikacja na podstawie okazakolwiek względów nie ma jej przy nia – podstawowy i znany nam sobie. Mając na uwadze powyższe, wszystkim sposób sprawdzenia, mLegitymacja ma przede wszystkim czy legitymująca się osoba posłuna celu zapewnienie studentom guje się ważnym, w tym przy-
padku cyfrowym, dokumentem. Ten etap sprowadza się do okazania mLegitymacji na żądanie osoby uprawnionej (np. kontroler biletów) na ekranie telefonu lub innego urządzenia mobilnego. Jak podkreślają projektodawcy, kontrolujący oceni prawdziwość mLegitymacji m.in. na podstawie jej elementów dynamicznych (hologramu, flagi państwowej Rzeczypospolitej Polskiej), które pozwalają na stwierdzenie, że okazana treść nie stanowi statycznego obrazu, lecz jest faktycznie generowana przez aplikację urządzenia mobilnego; • weryfikacja integralności i pochodzenia – ten sposób weryfikacji mLegitymacji wymaga już posiadania przez kontrolującego odpowiedniej aplikacji mobilnej – mWeryfikator – udostępnianej przez Ministra Cyfryzacji. Otóż kontrolujący za pomocą ww. aplikacji ma prawo pobrać na swoje urządzenie mobilne udostępnianą mLegitymację i sprawdzić integralność oraz pochodzenie udostępnionej mLegitymacji studenckiej na podstawie certyfikatów, którymi ten „mDokument” będzie opatrzony; • weryfikacja on-line – trzeci i ostatni etap kontroli mLegitymacji, który podobnie jak weryfikacja integralności i pochodzenia mLegitymacji wymaga użycia dedykowanej aplikacji. Za jej pomocą osoba uprawniona do kontroli może sprawdzić w centralnym rejestrze prowadzonym przez Ministerstwo Cyfryzacji, czy pobrana mLegitymacja studencka nie została unieważniona przez uczelnię.
WYGLĄD MLEGITYMACJI
Nowa legitymacja musi oczywiście mieć ustaloną formę graficzną. Ministerstwo przygotowało wzory ważnej oraz nieważnej mLegitymacji studenckiej oraz opis wymaganych dla tego typu dokumentu elementów informacyjnych, funkcjonalnych, takich jak hologram i flaga państwowa Rzeczypospolitej Polskiej, które będą pozwalać na weryfikację autentyczności. Wspomniany wyżej zbiór danych, przedstawiony w formie graficznej i opisowej, będzie warunkował sposób, w jaki mLegitymacja studencka będzie prezentowana na ekranie urządzenia mobilnego studenta. koncept 9
Bartłomiej Nersewicz
Scorsese wraca do korzeni Wybitne dzieła z gatunku kina gangsterskiego piastują od lat bardzo wysokie miejsca w rankingach najpopularniejszych serwisów poświęconych kinematografii jak Filmweb czy IMDb. Ojca Chrzestnego, Chłopców z ferajny, Donnie’go Brasco czy Człowieka z blizną nie wypada przedstawiać.
„Słyszałem, że malujesz domy” to spowiedź dokonana u kresu dni przez mafijnego zabójcę Franka Sheerana. Brandta w książce „Słyszałem, że malujesz domy” – wciągającej opowieści mafijnego mordercy na zlecenie. Zawiera ona dość materiału, by nakręcić kilka sezonów serialu… A skoro o tym mowa, jedynym man10 sierpień 2019
kamentem może okazać się właśnie fakt współpracy z Netflixem, filmu bowiem nie zobaczymy w kinach: premierę będzie miał 7 września 2019 r. w popularnym serwisie streamingowym. Być może sceptycyzm jest przesadzony, ale proszę o wskazanie kultowej produkcji Netflixa, która nie jest serialem. Oby tylko zachowano odpowiedni balans płci, koloru skóry i orientacji seksualnej wśród bohaterów.
O CZYM?
„Słyszałem, że malujesz domy” to spowiedź dokonana u kresu dni przez mafijnego zabójcę Franka Sheerana. Możliwa stała się po jego przedterminowym zwolnieniu z więzienia w 1991 r., kiedy były prokurator, adept przesłuchań i dziennikarz Charles Brandt, działając w myśl zasady „pozwólmy mu mówić”, zdołał wydobyć na światło dzienne znaczną część faktów na temat działalności mafii i związków zawodowych sprzed kilku dekad. Można powiedzieć, że jest to opowieść o ważnych wydarzeniach w historii XX-wiecznej Ameryki z zabójstwem Kennedy’ego i inwazją w Zatoce Świń w tle, w których znaczną rolę odgrywały te organizacje i ich liderzy. Dwóch z nich to – jak twierdzi w książce Sheeran – najwięksi ludzie, jakich poznał w życiu: boss rodziny Bufalino Russell Bufali-
no i legendarny przywódca związku zawodowego Teamsterów Jimmy Hoffa. Pech chciał, że ten drugi zaginął w 1975 r. w niewyjaśnionych okolicznościach, a do jego likwidacji przyznał się po dwudziestu latach jego zaufany przyjaciel Frank „Irlandczyk” Sheeran.
IRLANDCZYK
Frank „Irlandczyk” Sheeran urodził się w katolickiej, irlandzko-szwedzkiej rodzinie. Dorastał w latach Wielkiego Kryzysu, przez co szybko nauczył się dbać o siebie. Ułatwiały to wysoki wzrost, zwinność i silny cios. Sheeran prawdopodobnie mógłby zostać bokserem, bramkarzem, futbolistą, kierowcą, a nawet tancerzem, gdyby nie to, że przez II wojnę światową znalazł się w jednostce piechoty walczącej na Sycylii, Południu Francji czy wyzwalającej obóz w Dachau. Mało tego, spędził rekordowe 411 dni w boju, co przyprawiało o zawrót głowy najbardziej doświadczonych weteranów. Siedział w okopach, szturmował je, zabijał jeńców, oglądał śmierć wielu przyjaciół. Odcisnęło to piętno na jego psychice, wyzbyło poczucia moralności i uformowało twardego jak kamień cywila. Zupełnym przypadkiem, kiedy po wojnie pracował jako kierowca, naprawą jego samochodu zajął się Russell Bufalino, któremu Irlandczyk
Cytaty pochodzą z Ch. Brandt, Słyszałem, że malujesz domy, Świat Książki.
P
odobnie jak plejady wybitnych aktorów pokroju Roberta De Niro czy Ala Pacino, która często swoją pozycję zawdzięcza właśnie tym produkcjom. Wśród reżyserów prym wiedzie Martin Scorsese, który tej jesieni uraczy widzów nowym obrazem. Amerykański reżyser wróci tym samym do swojej strefy komfortu, czyli mrocznego klimatu ulicznych porachunków, który przyniósł mu największy rozgłos i uznanie. W nowym filmie zobaczymy grono weteranów (wszyscy grubo po 70-tce) – m.in. wracający z filmowej emerytury – Joe Pesci, Robert De Niro (dziewiąty wspólny film ze Scorsese), Al Pacino (debiut u Scorsese) czy Hearvy Keitel. Budżet opiewający na ok. 200 mln dolarów zwiastuje pełen rozmach. W sukurs idzie też historia na podstawie wydarzeń opisanych przez Charlesa
Sheeran trafił na stworzoną przez Rudy’ego Giulianiego listę dwudziestu sześciu najważniejszych członków mafii, jako jedna z zaledwie dwóch osób pochodzenia innego niż włoskie. z czasem przypadł do gustu dzięki swojej przydatności w rozwiązywaniu problemów, niezłomności i żelaznym zasadom (nie było mowy, aby kogokolwiek „zakapował”). Bywanie w towarzystwie Russa, wykonywanie jego zleceń lub wspólne kolacje z żonami spowodowały radykalny wzrost respektu na ulicy, a także przypływ wrogów przychodzących wraz z sukcesem. Pomimo sympatii i zaufania, jakim obdarzył go Bufalino, Sheeran z racji niewłoskiego pochodzenia nie mógł zgodnie z tradycją zostać członkiem rodziny. Miał status taki, jaki sobie wypracował, nie przysługiwał mu stopień żołnierza, capo czy consigliere. Dość powiedzieć, że „trafił na stworzoną przez Rudy’ego Giulianiego listę dwudziestu sześciu najważniejszych członków mafii, jako jedna z zaledwie dwóch osób pochodzenia innego niż włoskie. Na liście znajdowali się między innymi bossowie rodzin Bonnano, Genovese, Colombo i Luchese, rodzin z Chicago i Milwaukee, jak również rozmaici bossowie niższego szczebla. Sheeran był przestępcą z wyrokiem i człowiekiem od mokrej roboty; o jego odwadze i niezachwianym charakterze krążyły legendy; był też ojcem czterech córek i ukochanym dziadkiem”. Zawsze bliska była mu idea działalności na rzecz ludzi pracy, toteż wpadł na pomysł rozwijania „kariery” w ramach związku Teamsterów pod skrzydłami Hoffy. Rozmowę kwalifikacyjną zaaranżował telefonicznie Bufalino i przebiegała ona tak: – Słyszałem, że malujesz domy – to były pierwsze słowa, jakie powiedział do mnie Hoffa. Farbą jest krew, która podobno rozbryzguje się po ścianach i podłodze, kiedy się kogoś zastrzeli. – Sam załatwiam też roboty stolarskie – odpowiedziałem. Zwrot ten odnosi się do robienia trumien i oznacza, że samemu pozbywasz się ciał.
JAMES R. HOFFA
Ten życiorys stanowi na swój sposób spełnienie amerykańskiego snu o karierze od robotnika do przywódcy trzęsącego całym krajem związku zawodowego kierowców ciężarówek (Teamsterów), którego popularność porównywalna była z tą wypracowaną przez Elvisa Presleya czy Beatlesów. „Jimmy Hoffa pracował w Detroit na rampie w firmie
Kroger Food Company przy załadunku i rozładunku świeżych warzyw i owoców”. Ciężka i niepewna praca za marną płacę doprowadziła do tego, że pewnego upalnego popołudnia, kiedy do rozładunku podstawiona została ciężarówka z truskawkami z Florydy, Hoffa dał znak do strajku, czym rozpoczął swoją karierę najsłynniejszego w dziejach USA przywódcy związkowego, a strajkujący wówczas robotnicy przeszli do historii jako Truskawkowi Chłopcy. Było to zwycięstwo, które umożliwiło powstanie związku zawodowego w tym przedsiębiorstwie na rok. Po tym okresie Jimmy zaangażowany został przez oddział Teamsterów z Detroit do werbowania nowych członków, by w ramach związku solidarnie walczyć o poprawę bytu swoich rodzin. Z relacji Sheerana wynika, że to właśnie rodzina i związek były największymi świętościami dla Hoffy. 14 października 1957 r. Hoffa został przewodniczącym Międzynardowego Związku Teamsterów. Ich strajk był w stanie sparaliżować cały kraj. Śmiertelny wróg Hoffy prokurator Bobby Kennedy nazywał Teamsterów „najpotężniejszą, obok rządu Stanów Zjednoczonych, instytucją w kraju”. Skuteczność działania gwarantowała współpraca z siecią gangsterów z całego kraju. Ci zaś mogli liczyć chociażby na znaczny przypływ gotówki dzięki piramidzie finansowej funduszu emerytalnego Teamsterów, zarządzaną przez Hoffę. Później, kiedy przez proces i pobyt w więzieniu wciąż niesłychanie ambitny Hoffa zaczął zbyt dużo mówić, stał się niewygodny dla dotychczasowych sojuszników.
Corleone. Raport senackiej komisji McClellana wymieniał Russella Bufalino jako „jednego z najbardziej bezwzględnych i potężnych szefów mafii w Stanach Zjednoczonych”. Boss starej daty i takich samych metod, którego ostrożność w końcu i tak nie uchroniła przed więzieniem. Paradoksalnie miał on swój udział w zapoznaniu opinii publicznej z faktem istnienia gęstej sieci powiązań w niemal każdej publicznej dziedzinie życia USA, za którą stał syndykat złożony z wielu rodzin mafijnych pochodzenia włoskiego, irlandzkiego czy żydowskiego, zorganizowany na wzór struktury wojskowej. Bufalino współorganizował spotkanie głów rodzin z całego kraju w 1957 r. w Apalachin, które za sprawą policyjnego nalotu i licznych aresztowań spowodowało zmianę polityki rządu USA w stosunku do gangsterów. Do tamtej pory dyrektor FBI J. Edgar Hoover zapewniał, że mafia nie istnieje, i rzucał większość zasobów FBI do tropienia komunistów. Odtąd, dzięki informacjom pochodzącym z podsłuchów, organizację zaczęto nazywać La Cosa Nostra.
RUSSELL „MCGEE” BUFALINO
„Terytorium przestępczej działalności Russella Bufalino obejmowało Pensylwanię poza obrębem Filadelfii, północ stanu Nowy Jork, w tym Buffalo. Dochodziły do tego udziały w interesach na Florydzie i w Kanadzie, częściach Nowego Jorku oraz północnego New Jersey. Istotą jego pozycji i potęgi był jednak szacunek, jakim darzyła go każda rodzina mafijna w kraju”. McGee szacunek ten zawdzięczał też rozwadze i unikaniu rozgłosu (w przeciwieństwie do Hoffy). Potępiał też narkotyki, co czyni z niego wedle relacji Sheerana pierwowzór Dona koncept 11
Szklarska Poręba,
czyli wakacje z Duchem Gór
12 sierpień 2019
Hubert Kowalski
Brama Rohanu? Wejście do Mordoru? Tak właśnie reaguje wielu turystów, którzy po raz pierwszy zobaczą Śnieżne Kotły w Karkonoszach. I trudno się dziwić, bo ten cud natury rzeczywiście przypomina obrazy z filmów i książek fantastycznych. Tak jest w górach niedaleko Szklarskiej Poręby – miasta szkła, minerałów i Ducha Gór.
S
zklarska Poręba to miasto i gmina, które, choć liczy tylko nieco ponad 6 tys. mieszkańców, to powierzchnią odpowiada dużo większym ośrodkom. Wszystko za sprawą wzgórz, na których położone są poszczególne części Szklarskiej Poręby: Biała Dolina, Szklarska Poręba Górna, Marysin, Szklarska Poręba Średnia, Szklarska Poręba Dolna. Oprócz tego administracyjnie częścią Szklarskiej Poręby są Jakuszyce. Okolice miasta znajdują się w Karkonoskim Parku Narodowym, który utworzono już w 1959 roku, aby chronić przyrodnicze walory Karkonoszy. Posiada on 112 km szlaków turystycznych pieszych, występują w nim także kilkunastokilometrowe szlaki narciarskie.
MIASTO SZKŁA I MINERAŁÓW
Nazwa miejscowości wywodzi się od szklarskich poręb, które powstawały w wyniku wyrębu lasu, gdzie następnie zbudowano osadę. Historia miasta sięga XIII wieku, kiedy Bernard Zwinny, książę lwówecki, podarował zakonowi Joannitów ze Strzegomia ziemie obejmujące obszar obecnej Szklarskiej Poręby, ze względu na wydobywane tam złoto i kamienie szlachetne. Następnym właścicielem został rycerz Gotsche Schoff. Jego ród Schaffgotschów władał tymi ziemiami przez kilkaset lat. W XIV wieku w mieście pojawiły się pierwsze huty szkła, które później stały się wizytówką tej okolicy. Karkonosze były silnie penetrowane przez poszukiwaczy złota i kamieni szlachetnych, co wiązało się z obecnością m.in. licznych minerałów w górach. Do Szklarskiej Poręby przybywali przede wszystkim Walończycy, którzy pochodzili z terenów obecnej Belgii i północnej Francji. Trudnili się oni wydobyciem bogactw naturalnych, m.in. złota i srebra. W Sudetach znaleźli złoża złota i kamieni szlachetnych oraz
kwarcu. Do dziś w okolicach Szklarskiej Poręby można znaleźć m.in.: ametysty, kryształy górskie, granaty, szafiry, cyrkony itp., które można zakupić w mieście np. w postaci biżuterii. Większą część swojej historii miasto znajdowało się w granicach Niemiec i nosiło nazwę Schreiberhau, co wiązało się z faktem, iż w XIX wieku miejscowość stała się kolonią artystów. Zanim natomiast miasto oficjalnie nazwano Szklarską Porębą, nazywało się ono Pisarzewcem. Dziś Szklarska Poręba nawiązuje zarówno do tradycji szklarstwa, jak i do wydobycia dóbr naturalnych. W mieście znajduje się wiele muzeów, które przedstawiają historię okolicy oraz karkonoską przyrodę. Turyści mogą zwiedzić m.in.: Karkonoskie Centrum Edukacji Ekologicznej, Muzeum Ziemi Skały, Starą Chatę Walońską, Leśną Hutę oraz Muzeum Mineralogiczne, gdzie znajdują się kamienie szlachetne itp. Oprócz muzeów w mieście znajduje się wiele innych typowo turystycznych atrakcji, np. park linowy oraz tor bobslejowy. Szklarska Poręba to również raj dla smakoszy. W kurorcie tym mieści się mnóstwo restauracji z tradycyjną kuchnią polską oraz czeską. Góralsko-chłopski wystrój lokali tworzy niepowtarzalną atmosferę Karkonoszy. Szklarska Poręba to także raj dla miłośników sportów zimowych. W mieście znajduje się bowiem Ski Arena, czyli zespół nartostrad położonych na stokach Szrenicy oraz Łabskiego Szczytu, a także wyciąg krzesełkowy na Szrenicę.
NA ŚNIEŻNE KOTŁY I Z POWROTEM
Jak w Karkonosze, to oczywiście na szlak! Wędrówka na Śnieżne Kotły rozpoczęła się z okolic Hotelu Diament, który znajduje się przy ul. Kilińskiego w Szklarskiej Porębie. Właśnie tam zaczyna się leśny szlak, który prowadzi do schroniska PTTK „Pod Łabskim Szczytem”. Szlak ten
przebiega przez piękny las, pnie się lekko w górę, co nie sprawiało większych trudności turystom, którzy mogli podziwiać górskie potoki. Na niektórych odcinkach droga prowadziła przez spore kamienie. Przejście przez nie wymagało nieco więcej wysiłku i skupienia, aby nie nabawić się kontuzji. Po nieco ponad godzinnej wędrówce wśród drzew zaczęły pojawiać się większe prześwity i groźnie wyglądające skały, które tworzyły naturalne tarasy widokowe na Karkonosze. Po krótkim marszu pod górę wyszliśmy z lasu, docierając do wyczekiwanego schroniska „Pod Łabskim Szczytem”, gdzie zaplanowany był krótki postój. Później skierowaliśmy się ku Łabskiemu Szczytowi i Śnieżnym Kotłom. Szlak prowadził już przez otwartą przestrzeń, gdzieniegdzie była widoczna kosodrzewina. Wąska droga prowadziła ku górze, przez
W okolicach Szklarskiej Poręby można znaleźć m.in.: ametysty, kryształy górskie, granaty, szafiry i cyrkony. co była ona bardziej męcząca niż odcinek leśny, jednak trud wędrówki był rekompensowany przez piękny widok na góry. Ciągnąca się ścieżka prowadziła do widocznego z daleka budynku, którym jest radiowo-telewizyjna stacja przekaźnikowa, znajdująca się tuż przy Śnieżnych Kotłach. Ostatnim odcinkiem przed stacją jest droga prowadząca przez bardzo wietrzną grań, która prowadzi do tarasów widokowych nad malowniczą przepaścią. Stąd w dole widać Śnieżne Kotły, które składają się z cyrków lodowcowych, a ściany są poprzecinane kilkoma żlebami. Poniżej wylotów żlebów znajdują się stożki usypiskowe, czyli piargi. Na koncept 13
malowniczego wodospadu Kamieńczyk, który jest jednym z najpopularniejszych miejsc w Karkonoszach. Mijając wodospad, kierowaliśmy się dalej w dół, z powrotem do Szklarskiej Poręby. Na terenie miasta znajduje się również wodospad Szklarki. Jest on usytuowany na wysokości 520 m n.p.m. i ma 13,3 m wysokości. Jego wody spadają, charakterystycznie zwężając się ku dołowi i skręcając się spiralnie.
DUCH GÓR
dnie Kotłów znajdują się trzy jeziorka polodowcowe – Śnieżne Stawki. Z tarasu widokowego rozpościera się piękny widok na górę Wielki Szyszak, na którym niegdyś znajdował się pomnik Wilhelma I Hohenzollerna, cesarza niemieckiego. Ze Śnieżnych Kotłów skierowaliśmy się nieco w dół, szeroką drogą, która przebiega wzdłuż granicy polsko-czeskiej, mijając słupki i tablice graniczne. To bardzo przyjemny odcinek ze względu na piękne widoki na polskie i czeskie góry, które można podziwiać na niczym nieosłoniętym szlaku. Po dłuższym odcinku prowadzącym w dół dotarliśmy w okolice Szrenicy. Wybraliśmy wąski i prowadzący w górę szlak, który wiódł przez kosodrzewinę, ponad którą widoczny był duży budynek schroniska na Szrenicy. Po nieco męczącym wejściu na szczyt mogliśmy podziwiać widok m.in. na Łabski Szczyt i Wielki Szyszak. Następnie udaliśmy się w dół, w kierunku schroniska PTTK „Na Hali Szrenickiej”, który był idealnym miejscem na obiad po trudach górskiej wędrówki. Z hali poszliśmy ponownie w dół, na powrót wchodząc na leśny szlak prowadzący do Szklarskiej Poręby. Ścieżka, która prowadziła przez kamienie, sprawiała trud nieco zmęczonym turystom, jednak jednocześnie ujmowała zapachem lasu oraz przepływającymi gdzieniegdzie potokami. Szlak prowadzi do 14 sierpień 2019
Według ponad 1000-letniej legendy całymi Karkonoszami władał Duch Gór, którego nazywano m.in. Liczyrzepą, Rubenzalem, a także Karkonoszem. Był on przedstawiany m.in. jako stary, lecz muskularny mężczyzna z brodą albo poruszający się na dwóch nogach potwór z porożem na głowie. Według najbardziej znanej legendy Duch Gór zakochał się bez pamięci i porwał do swojego zamku córkę świdnickiego księcia. Księżniczka, chcąc uśpić jego czujność, kazała mu na polu liczyć rzepy, co pozwoliło jej uciec do ukochanego narzeczonego. Z upływem lat Duch Gór stał się inspiracją dla wielu artystów, a następnie symbolem Szklarskiej Poręby. Na tamtejszym Skwerze Radiowej Trójki znajduje się jego pomnik, który odlano z brązu na wzór rysunku wykonanego przez kartografa Helwiga z 1561 roku. Szklarska Poręba i Karkonosze to okolice, w których każdy znajdzie coś dla siebie. To raj dla miłośników górskich wypraw, którzy poszukują leśnych szlaków i pięknych widoków na graniach. To również świetne miejsce dla tych, którzy nie preferują aktywnego wypoczynku, lecz szukają spokojnych miejsc z widokiem na góry. Takie na pewno znajdą w licznych restauracjach karkonoskich. Zimą Szklarska Poręba staję się natomiast rajem dla miłośników sportów zimowych. W Karkonoszach bez wątpienia niczego nie brakuje. Do zobaczenia u Ducha Gór!
Wiktor Świetlik
Polityczne targowisko Byliście kiedyś na arabskim albo azjatyckim targowisku, gdzie handlarze łapią was za ręce, mówią do was my friend i za wszelką cenę chcą opędzlować swój towar? Przez najbliższy czas tak właśnie będą zachowywać się politycy. Co z tym zrobić?
reguły nie zamierzam was zanudzać polityką i chyba jakoś mi się to udaje. Przyznam zresztą szczerze, że miewam jej po kokardę. Ale co zrobić, kiedy właśnie jesteście bombardowani programami, namowami, agitacjami, a także fake newsami i kłamstwami z każdej strony, bo trwają wybory? Coś więc o polityce napiszę, ale tej amerykańskiej. W jednym z filmów dokumentalnych o Donaldzie Trumpie pewien człowiek, dziś prezydentowi raczej niechętny, przyznaje, że jakąkolwiek Trump podejmuje decyzję, to jedno jest pewne – z reguły przyniesie ona pieniądze. Coś w tym chyba jest. Nie ukrywajmy, amerykański prezydent to średnio sympatyczny facet – zdaje się, że bardzo kocha siebie i bywa z niego kawał buraka, z drugiej jednak strony... Donald Trump pojechał na wiec w stanie New Hempshire. Niby stan nieduży, ale ważny dla polityki amerykańskiej. Nie dość, że głosuje w wyborach prezydenckich w USA najwcześniej ze wszystkich, to tak się składa, że wyniki głosowań w nim są identyczne jak w całych Stanach. To taki kraj w pigułce, więc i politycy mówią tam to, co chcieliby powie-
Z
dzieć całej Ameryce. Dlatego już ponad rok przed wyborami Trump odwiedził tamtejszych lokalsów. Powiedział im nie mniej, nie więcej, a to, że nawet jeśli go nie lubią, to będą musieli na niego zagłosować. A to dlatego, że jego konkurent, kimkolwiek by był, zatrzyma wzrost gospodarczy, podniesie podatki, nie będzie tak twardo negocjował z Chinami. Niemal w tym samym czasie Trump zaczął rozpatrywać całkiem sporą transakcję, a dokładnie możliwość zakupu Grenlandii od Danii. Kiedyś, już w latach 60., Amerykanie tego próbowali, ale im nie wyszło. Taki zakup dałby USA gigantyczne potencjalne bogactwo w postaci złóż surowców tam się znajdujących. Jakby już teraz Stany Zjednoczone nie były dość bogate. Czy więc – nie wiedząc, na kogo głosować – będąc Amerykaninem, zagłosowałbym na Trumpa? Czym bym się kierował? Jedni politycy mówią to, inni co innego. Jedni mówili,
Nie wiecie, czym się kierować przy wyborach? Kierujcie się portfelem! że Trump to ruski szpieg, inni, że ruska jest jego konkurentka Hillary Clinton. Tak jest ze wszystkim. Jak wybrać? Ja bym – nie mając ustalonych poglądów – kierował się portfelem i interesem własnym. Gdybym był przedsiębiorcą, chciałbym rozwoju i niskich podatków, zatem to byłby mój wybór. Gdybym był z pochodzenia Meksykaninem chcącym sprowadzić do USA swoją rodzinę, nie głosowałbym na Trumpa na pewno. Może więc warto tak na sprawę spojrzeć i u nas. Dać sobie spokój z całą sieczką medialną, emocjami na grupach społecznościowych, robotą ekspertów od wizerunku i czarnego PR-u i najzwyczajniej w świecie przeanalizować, czyje rządy mi i moim bliskim bardziej będą się opłacały. Jak to sprawdzić? Łatwo, przyszłości nie znamy, ale przeszłość całkiem nieźle, szczególnie tę najnowszą. koncept 15
dołącz do klubu
i działaj lokalnie zespół aktywizacja
wartości
społeczność
przedsiębiorczość
edukacja
liderzy kompetencje Więcej na www.KlubLideraRP.pl
Organizator
Projekt dofinansowany ze środków Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich