Na tym cmentarzu jednak trochę straszy
Grób był zmasakrowany. Jak po uderzeniu meteorytu. Rozbita płyta walała się wokół szczątków pomnika. Tablica upamiętniająca zmarłego – Krzysztofa Zawadę pękła wpół. Świeże wiązanki, znicze o różnych, niekiedy fantazyjnych kształtach i kolorach poniewierały się na usypanym mlecznym kamieniem podwyższeniu. Poprzedniego dnia wszystko wyglądało inaczej. Dwóch policjantów, garbaty grabarz i świętobliwy proboszcz nachylili się nad odkrytym dołem. Z całej czwórki ksiądz najbardziej rzucał się w oczy, bo najmocniej kontrastował z krajobrazem ośnieżonych nagrobków i krzyży. Czarne płachty sutanny i płaszcza powiewały na wietrze. Podtrzymywał ręką chybotliwy biret. Wysoki i chudy jak tyczka posterunkowy pocierał co i rusz strapione czoło w przekonaniu, że ma właśnie do czynienia z najważniejszą sprawą w jego karierze. Sierżantowi zaś już nie przystało paradować amatorszczyzną. Starał się więc trzymać mimikę w twardych ryzach zawodowego... – Masz pan zatwardzenie czy co? – odezwał się grabarz, obserwując go od jakiegoś czasu. Sierżant udał, że nie słyszy. Posterunkowy udawać nie musiał. O ile przystoi użyć takiego stwierdzenia – zakopał się we własnych myślach. Tylko proboszcz dał niemy znak, że zbaczają z tematu – wychylił się mocniej, co uczyniła też pozostała trójka. Na samym dole najspokojniej w świecie spoczywała trumna wykonana z twardego dębowego drewna. Błyszcząca świeżością. Nowy krzyk mody. – Dobrze, że zamknięta – powiedział posterunkowy, przełykając ślinę. – Dobrze, że w ogóle jest – odparł proboszcz. Sierżant zdjął czapkę, podrapał się po głowie. – Bo co? Boi się ksiądz zombie? – Ubezpieczenia trumiennego, które musiałbym wypłacić poszkodowanemu – odparł rzeczowo duchowny. – To znaczy rodzinie poszkodowanego. – A ile się płaci za takie ubezpieczenie? – zapytał grabarz. – Nie interesuj się – uciął proboszcz. – A taki miał ładny pomnik – pokiwał głową posterunkowy. 1