"Słowo Polskie" - dodatek nadzwyczajny

Page 1

Lwów, dnia 5 maja 1939 roku

SŁOWO POLSKIE do datek nadzw yczajny

MAKABRYCZNA ZBRODNIA WSTRZASNEŁA LWOWEM!

Trzyletni chłopiec został zamordowany w okrutny sposób. Czy nasze dzieci i wnuki mogą czuć się bezpiecznie? W nadzwyczajnym dodatku „Słowa Polskiego” więcej informacji o bestialskiej zbrodni, podejrzanych o jej popełnienie i śledztwie.


ZBRODNIA JAKIEJ LWÓW NIE WIDZIAŁ OD LAT Na podwórku przy ulicy Żółkiewskiej znaleziono potwornie zmasakrowane ciało małego chłopca. Kto stoi za tym okrutnym morderstwem?

B

łotniste podwórko zabudowane było z trzech stron. Od ulicy oddzielał je żelazny parkan, do którego dostępu bronili posterunkowi. Dokoła stały dwupiętrowe odrapane budynki z galeryjkami. Na szczęście większość mieszkańców spała. Podkomisarz Franciszek Pirożek uważnie zlustrował wilgotną czarną ziemię, aby nie zadeptać jakichś śladów. Potem podszedł do ustępu i otworzył drzwi. Smród odebrał mu oddech. Widok, jaki ujrzał w różowym świetle świtu, zaburzył mu jasność widzenia. Podkomisarz miał uczucie, jakby jego krtań stała się czopem blokującym oddech. Oparł się o otwarte drzwi. Nigdy czegoś takiego nie widział. Chore, kostropate, połamane dziecko. Nie więcej niż trzy lata. Kto zabił niewinnego chłopca? Czy nasze dzieci też są w niebezpieczeństwie? Całe miasto liczy na pomoc komisarza Edwarda Popielskiego, słynnego pogromcy Minotaura.

Czy był to rytualny mord? Zarówno charakter zbrodni, jak i miejsce porzucenia ciała wskazują na rytualne morderstwo. I choć policja kategorycznie temu zaprzecza, mieszkańcy Lwowa podejrzewają Żydów. Miały już miejsce pierwsze epizody przemocy wobec domniemanych sprawców morderstwa. Żydzi zamykają się w swych domostwach – powiedział nam jeden z policjantów. W komisariacie na Kurkowej zamknięto bezrobotnego z bańką nafty. Złapano go przy synagodze Złota Róża.

Miejsce okrutnej zbrodni

–2–

Kim jest Edward Popielski?

KOMENTARZE Doktór Iwan Pidhirny Uniwersytecki medyk sądowy, badał ciało dziecka:

E

dward Popielski – znany także jako Eduardo, lwowski policjant od zadań specjalnych. Urodzony 4 października 1886 r. Lubi nosić się wykwintnie, zanim włoży krawatkę, zastanowi się, czy zdobiące ją grochy dobrze harmonizują z pozostałymi częściami odzienia, lśniącym ceratowym kołnierzykiem i beżowym garniturem w niebieskie prążki. W świeżo ogolone policzki wciera krem, a łysinę zrasza wodą kolońską o zapachu piżma i żywicy. Nierzadko woń ta bywa zdradziecka. Oddech jego natomiast zazwyczaj pachnie tytoniem i alkoholem. Mieszka wraz z niezamężną kuzynką Leokadią, jest ojcem Rity i dziadkiem małego Jerzyka. Epileptyk, co okazuje się nie bez znaczenia. Sieje przestrach w lwowskich szynkach i wzbudza szacunek – a jeśli nie, to przynajmniej obawę – wśród lokalnych baciarów.

C

hłopcu metodycznie zadano trzydzieści nakłuć i cięć nożem. Ale nie były głębokie i żadne nie było śmiertelne. Jakiś szaleniec nakłuł to dziecko, poczekał, aż ujdzie z niego krew, i umył je. A ono cały czas żyło. Kłuł żelazem, stąd te obrzęki i brunatne stwardnienia na policzkach. To dziecko umarło w wyniku złamania kręgosłupa szyjnego! Rany i oparzenia są wcześniejsze może o dobę niż wewnętrzny wylew krwawy w szyi, jaki powstał po złamaniu chłopcu karku! Dzieciątko to żyło wiele godzin, zanim skręcono mu kark. Ten chłopczyk był torturowany!

oferta reklamowa

ŚWIADKOWIE POSTRONNI:

Aptekarz Adolf Aschkenazy znalazł ciało dziecka i powiadomił policję: Wyszedłem za potrzebą i znalazłem w ustępie coś strasznego…

Przodownik Józef Dułapa posterunkowy z III komisariatu był pierwszy na miejscu zbrodni: Straszna sprawa. Sprawa dla komisarza Popielskiego…

–3–


Kim jest Marek Krajewski?

Dlaczego Lwów?

Marek Krajewski

Na to pytanie Marek Krajewski odpowiedział przy okazji publikacji, pierwszej powieści, której akcja rozgrywa się poza granicami Wrocławia. Lwów to miasto bliskie sercu pisarza. Z Kresów pochodziła jego matka, dziadek pracował we Lwowie jako kelner, a sam Marek Krajewski pamięta z dzieciństwa, jak wuj snuł opowieści z gatunku niesamowitych, których głównym bohaterem było miasto. Wizyta na targach książki w 2007 r., kolejne odwiedziny na zaproszenie ważnych osób i nowe historie, zasłyszane tym razem od rodzimych lwowiaków erudytów, utwierdziły pisarza w przekonaniu, że Lwów, czasami występujący pod austriacką nazwą Lemberg, to wybór właściwy. Złożona, burzliwa i fascynująca historia miasta, które podobnie jak Wrocław uniknęło zniszczeń wojennych, pozwala na odtworzenie topografii, miejsc, folkloru i kolorytu lokalnego, a nawet języka, bo we Lwowie drypcie bajtlują przy bajgiełkach, baciary fasonu przy chajtrakach nie trzymają, a jeśli gościunio funiasty, że fest i się tarabani w kapowaniu, czym prędzej radzi się na chawiry, ali już. Przybytków maści wszelakiej w międzywojennym, jeszcze polskim mieście Lwowie nie brakuje, damy niekoniecznie damy, znajomość i posługiwanie się bałakiem bywają przydatne, a jak trzeba się odprężyć w okolicznościach nieco intymniejszych, zawsze można raz-dwa salonką do zaprzyjaźnionego Krakowa udać się na wyprawę. Z baciarami lepiej nie zadzierać, chyba że nosi się nazwisko Popielski.

»Erynie«

O eryniach:

L

wów, maj 1939 roku. W strasznych męczarniach ginie mały chłopiec. Wieść o rytualnym mordzie dokonanym przez Żydów obiega miasto. Wybucha panika. Czyje dziecko będzie następne? Całe miasto liczy na komisarza Edwarda Popielskiego. Jednak komisarz nie chce poprowadzić sprawy. Nie tym razem. Widmo zbliżającej się wojny i paraliżujący strach rządzą Lwowem, tylko jego przestępczy świat wciąż żyje według starych reguł. Każdy zna tu Popielskiego, który działa wyłącznie nocą. Nikt nie chce z nim współpracować. Nikt nie chce mu się narazić. Miasto przesiąknięte zbrodnią przesłonił cień bogiń zemsty.

Mściwe boginie, uosabiające gniew, zemstę i nienawiść, przejmują w najnowszej książce Marka Krajewskiego patronat nad poczynaniami lwowskiego stróża sprawiedliwości, komisarza Edwarda Popielskiego.

CZCIGODNI PATRONI

–4–

łożył zajęcie w siedzibie byłego Polizeipresidium przy Schuhbrücke 49. Jednak stało się to już w czasach, gdy pod tym adresem mieścił się Instytut Filologii Klasycznej i Kultury Antycznej. To tutaj przez czas jakiś Marek Krajewski oddawał się rekonstrukcji tekstów pisanych – i oto wracamy do porzuconego wątku – w języku nolens volens martwym. Dysertacja, na podstawie której zaczął być tytułowany doktorem powstała w 1999 r. i poświęcona została Prozodii greckich zapożyczeń u Plauta. Mimo klasy(cysty) cznego kroju, opisywany zdolny jest podjąć decyzje będące – jak twierdzi jego żona – „fantastycznymi rojeniami”, tj. porzucić szacowne zajęcie wykładowcy uniwersyteckiego i straceńczo oddać się zajęciu równie niszowemu, ze skutkiem wiadomym.

Rocznik sześćdziesiąty szósty, powity czwartego września w Breslau. Dziś mężczyzna to postawny, w sile wieku, nosi się jak może najschludniej, widywany zazwyczaj w niepoplamionym odzieniu i butach połyskujących.

S

tarannie wystrzyżony, bywa że z lekkim, kilkudniowym zarostem w rejonach mandibula hominum. Niewątpliwie miłośnik rozplanowanej konstrukcji, szkieletów – w znaczeniu fabularnym – stawia hipotezy i zakłada rozwiązania. Skłonny do świadomego popełnienia grzechu anachronizmu, najczęściej w okoliczności, gdy motywuje go do tego gra towarzyska lub nadużycie kulinarne. Tych dopuszcza się zarówno na własną rękę, jak i podczas spotkań autorskich, a także po nich, w imię zasady finis coronat opus. O skłonnościach retro omawianego zaświadcza zamiłowanie łączone z dyplomową profesją, którego ślady widnieją także na stronach książkowych pozycji. Te preferencje to pewien język, ale o tym za chwilę. W młodości chadzał wzdłuż szemranej Martin-Opitz-Strasse, kierując się w stronę nie mniej osławionej Zwingerstrasse. Aktywnie uczestniczył w międzypodwórkowych bitwach, by następnie, jak każdy dobry zły chłopiec, zasiadać do partii szachów z podobnymi sobie kolegami. Choć sam wspomina, że w celach zarobkowych wykonywał pracę choćby grabarza, ponad nekroobowiązki przed-

Eo ipso Procederowi, o którym mowa, zaczął się poświęcać na poważnie wraz z nadejściem roku 1991, kiedy to w upalne lipcowe popołudnie, w bibliotece Ossolineum, gdzie – ogólnie rzecz biorąc – pracował, dostał olśnienia i wpadł na pomysł, że może zostać pisarzem. Powzięta decyzja czekała na realizację kilka lat, kiedy to podczas wielkiej powodzi, jaka nawiedziła Wrocław, wyjechał z dziećmi i zamiast pisać doktorat, do którego popełnienia potrzebował materiałów, których zabrać zapomniał, napisał książkę. Wtedy to Marek Krajewski wstąpił – ducunt violentem fata, nolentem trahunt – na drogę kryminalną, prowadzącą od Śmierci w Breslau do Erynii we Lwowie. Po drodze przydarzyły się dwa skoki w bok na Aleję Samobójców po Róże cmentarne, przy współudziale Mariusza Czubaja, ale to zupełnie inne historie.

–5–


MAREK KRAJEWSKI »ŚMIERĆ W BRESLAU« W

mrocznym i posępnym Wrocławiu, gdzie w każdym zaułku złodzieje i mordercy czekają na ofiarę, rządzi przemoc i korupcja. Wysoko postawieni notable oddają się hazardowi i rozpuście, przekupna policja walczy o władzę. W mieście zarażonym doktryną hitlerowską pewien komisarz gustuje w dość nietypowej rozrywce. Grywa w szachy (według własnych zasad) z pięknymi roznegliżowanymi pannami. To Mock, którego z domu rozkoszy może wyciągnąć tylko kolejna zbrodnia.

Opinie czytelników: Na uwagę zasługuje główny bohater, radca kryminalny Eberhard Mock. Jako zastępca szefa policji ma do swojej dyspozycji sztab ludzi, dostęp do akt, a także inne środki - zarówno legalne, jak i nielegalne, by uzyskać potrzebne informacje. A i jego pragnienie rozwiązania zagadki wynika z nieco mniej szlachetnych pobudek niż chęć ukarania mordercy. Śmierć w Breslau polecam miłośnikom czarnego kryminału, a przede wszystkim miłośnikom Wrocławia... Choć i wielbiciele krwawych horrorów znajdą tu coś dla siebie. Nakanapie.pl Jaka jest Śmierć w Breslau? Taka jak miasto – mroczna i przerażająca. I niesamowicie wciągająca. Marek Krajewski jest wspaniałym narratorem. Fabuła jest opowiadana wartko, gdy akcja toczy się szybko i trochę wolniej, podczas przemyśleń i rozmów bohaterów. Rytm narracji wspaniale współgra z wydarzeniami. Dialogi są żywe, prawdziwe i soczyste, szczególnie gdy należy wziąć kogoś w „imadło”. Wrocław a.d. 1934, został wspaniale odtworzony. Nie mamy jednak wrażenia, że to historyczna dekoracja. Krajewski tchnął życie w to miasto tworząc wspaniałego bohatera.

Wrocław, maj 1933 roku. Wstrząsająca zbrodnia. Zmasakrowane zwłoki dwóch kobiet. Tajemnicze zdanie napisane krwią ofiar. I wszędzie skorpiony. Idealna sprawa dla Eberharda Mocka.

EBERHARD MOCK

O »ŚMIERCI W BRESLAU« ZA GRANICĄ:

E

berhard Mock – jest panną, lecz tylko zodiakalną. Faktycznie bowiem to mężczyzna niczego sobie, łacinnik kształcony na uniwersytecie, nie niski, nie wysoki, brunet z gęstym, falującym włosem, pokaźną samarą o tendencjach do powiększania się. Urodził się 18 września 1883 roku w Waldenburgu, czyli Wałbrzychu. Matka zginęła w czasie pierwszej wojny światowej. Mały Ebi posiadał w swoim wałbrzyskim mieszkaniu psa boksera. Żonaty dwukrotnie – z Sophie, młodszą i urodziwą, o skłonnościach zbliżonych do jego własnych, choć nie wyjawionych zawczasu; i z Karen – nieco starszą od Eberharda, Dunką z Kopenhagi, o której zbyt wiele nie wiadomo, poślubioną bardziej z rozsądku niźli namiętności. W swojej długiej i barwnej karierze poznaje niezliczoną ilość prostytutek, i one też pozostają mu bliskie. Triumfuje w ich ramionach, ponieważ przymiotów mu nie brakuje, również jednak z racji posiadania zalotnego trzyzgłoskowego imienia i krótkiego nazwiska, do tego z męską kadencją. Skłonności Mock ma wiele i są one różne, z największym oddaniem gustuje jednak w alkoholu, jedzeniu i wdziękach upadłych jejmości. Potrafi być brutalny w stosunku do piękniejszej połowy ludzkości, zawsze taki jest w konfrontacji z alfonsami i ściganymi przezeń przestępcami. Działa wedle prawidła „cel uświęca środki”. Czasami ktoś mu pomaga – raz jest to niejaki Anwaldt, czasami Wirth lub Zupitza, niekiedy Smolorz, w myśl zasady: każdy Holmes ma swojego Watsona, a Marlowe – Randalla. Wszystko w zależności od czasu akcji i tytułu książki. Przechodzi całą ścieżkę policyjnej kariery, zaczynając od stanowiska radcy kryminalnego, kończąc na tych najbardziej dystyngowanych. W dzisiejszym Wrocławiu wspomina się o postawieniu mu pomnika. Umiera w noc koloru noir 21 listopada 1960 r. w Nowym Jorku, mieście, gdzie wszystko jest możliwe.

„Krajewski potrafi zadbać o szczegóły – tak jak Mankell – ale jego wyrafinowany styl zaintryguje też fanów Eco i Akunina. Prawdziwie erudycyjna powieść. Klaustrofobiczna atmosfera. Śmierć w Breslau dołącza do kanonu w stylowy, inteligentny i oryginalny sposób”. Financial Times „Breslau jest w równym stopniu bohaterem tej powieści, co galeria gotyckich postaci, które się przez nią przewijają”. Daily Telegraph „Niebywale wiarygodny kryminał. Magiczną atmosferę zawdzięcza odtworzeniu klimatu Wrocławia z czasów, kiedy był jeszcze niemieckim miastem”. The Times „Książka przywodzi na myśl malarstwo George’a Grosza. Śmierć w Breslau to nie tylko intrygująca tajemnica, ale także historia utraconej ojczyzny. Mistrzostwo”. The Guardian

DLA POLIGLOTÓW:

O Eberhardzie Mocku czytać można także w innych językach: angielskim czeskim duńskim francuskim hiszpańskim niderlandzkim litewskim

oferta reklamowa

www.stacjakultura.pl

–6–

–7–

niemieckim rosyjskim słowackim szwedzkim ukraińskim włoskim


A K Y Z C Z S : E A R C D E L M O O P K « I K N Ś A O N Ł Z » MI O W T C I N W WYDA GORĄCE KRYMINAŁY KUBAŃSKIE

Leonardo Padura Gorączka w Hawanie

Leonardo Padura Wichura w Hawanie

Leonardo Padura Trans w Hawanie

NORWESKA KRÓLOWA KRYMINAŁU

Karin Fossum Nie oglądaj się

Karin Fossum Kto się boi dzikiej bestii

Karin Fossum Za podszeptem diabła

–8–

Karin Fossum Utracona


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.