Elżbieta Cherezińska - Turniej Cieni -- fragment

Page 1

ELŻBIETA CHEREZIŃSKA, TURNIEJ CIENI – fragment powieści

Hrabstwo Hampshire, wyspa Wight, lato 1845

Claude Wade, kiedyś arcyszpieg z Ludhijany, i Mohan Lal Kaszmiri, dawny munszi Alexandra Burnesa, spacerowali pomiędzy niewielkimi jabłonkami w sadzie zamykającym posiadłość Wade'a. - Odmiana Adams's Pearmain, niedawno wprowadzona do uprawy. - Wade czubkiem laski wskazał na zielone, niewielkie jabłka na gałęziach drzew. - Moja Jane mówi, że galaretki z tego się nie zrobi, ale hodowcy chwalą, że cydr wychodzi z nich dobry. - Pięknie tu - pochwalił ogród i posiadłość Mohan Lal. - Za pięknie - skrzywił się Wade - wyobraź pan sobie, że sama królowa Wiktoria tam, o tam - dźgnął laską powietrze za wzgórzami - rezydencję buduje. Robotników się nazjeżdżało. - Będzie pan miał sąsiedztwo z najwyższej półki. - E tam - zaskrzeczał Wade. Ależ on się postarzał na tej emeryturze - pomyślał o majorze Mohan Lal - a przecież ledwie przekroczył pięćdziesiątkę, ma młodziutką narzeczoną, planuje ślub. Mohan umiał zrozumieć Claude’a Wade'a. Każdy z nich, z ludzi, którzy najpierw kreowali politykę azjatyckiej "wielkiej gry", a potem w Afganistanie przeżyli piekło klęski, był na swój sposób uzależniony od wysokiej temperatury tamtych czasów i każdemu z trudem przychodziło odnalezienie się zwykłej rzeczywistości. Mohan Lal był w Anglii od roku, przypłynął z Indii, by szukać sprawiedliwości, czyli pieniędzy, które pożyczył od bankierów z Śikarpuru na wykup brytyjskich jeńców. Szło mu kiepsko, dyrektorzy kompanii potrafili być doskonale obojętni na jego żądania, prośby, a wreszcie błagania, choć czymże było jego osiemdziesiąt tysięcy rupii wobec milionów, jakimi obracali! - Jak książka? - spytał go Wade. - Wspomniałeś o mnie? - Naturalnie. - Dobrze czy źle napisałeś, co? I nie łżyj, chłopcze, bo prędzej czy później przeczytam! - Właściwie to będą dwie książki, sir. Jedna o moich podróżach z Burnesem, a druga, znacznie potężniejsza, to biografia Dosta Mohammada Chana. Obaj wiemy, że w przeszłości poglądy pana i Burnesa nie zawsze były zgodne, ale odkryłem, iż czas leczy rany.


ELŻBIETA CHEREZIŃSKA, TURNIEJ CIENI – fragment powieści - No więc dobrze czy źle, mów, bo się zdenerwuję. - Dobrze, sir Wade. Napisałem o panu dobrze. Pułkownik zatrzymał się nagle, bezceremonialnie wręczył swą laskę Mohanowi, a sam wyjął z kieszeni kraciastą chustkę i głośno wysmarkał nos. Potem powiedział: - To źle. Mogłeś napisać, jak było. Nie zależy mi. - Nieprawda, sir Wade. Wiem, jak bardzo panu zależy na tym, by rzucić w diabły emeryturę, ogród, sad, herbatkę o piątej i całą tę resztę. Mylę się? Niech pan powie, że się mylę. Patrzyli sobie w oczy. Mohan Lal oddał Wade'owi laskę i dokończył: - Ile dałby pan, pułkowniku, by znów wrócić do Wielkiej Gry? Claude Wade nagle wyprostował się, niemoc czyniąca jego oblicze starczym, zniknęła w jednej chwili. Syknął. - Dałbym wiele, ale nie wystawiaj mnie na próbę, munszi, bo wiesz, że tamta gra się skończyła. - Tamta, owszem. Ale nie nasza, pułkowniku. Powiedziałeś mi w Lahaur, że Witkiewicz pracował dla ciebie. - Tak było. - Wade zmrużył oczy i wyzywająco wysunął podbródek. - Pamiętasz, o co cię wtedy spytałem? - Tak. Ty, Mohanie Lalu Kaszmiri, masz w sobie coś, czego nie ma żaden ze znanych mi ludzi. Jesteś wierny swemu dawnemu panu nawet tyle lat po jego śmierci. - Tyle? - zakpił Mohan. - Nie minęło nawet pięć. Dla mnie to nic, jakby to było wczoraj. Ale nie odchodźmy od tematu. Spytałem cię, czy Witkiewicz pracując dla ciebie, pracował przeciw misji Burnesa, i odpowiedziałeś, że nie. Więcej nie mówiliśmy o tym, bo wino... - Tamtego wieczora popłynęło wiele wina. - Chcę wrócić do rozmowy. Powiedz, co takiego robił dla ciebie Witkiewicz? I jak to możliwe, że nie było to wbrew misji Burnesa. Przecież wszyscy wiemy, że pokonał Alexandra w Kabulu. - Uspokój się, munszi - głos Wade znów był władczy i opanowany, jak kiedyś. - Żeby zrozumieć tę grę, trzeba do niej podejść na zimno. Przejdźmy się w stronę klifu. Wyspa Wight na niewielkiej powierzchni splatała ze sobą krajobrazy najróżniejszych miejsc Anglii. Wybrzeża z wysokim, skalistym klifem, o który rozbijały się spienione,


ELŻBIETA CHEREZIŃSKA, TURNIEJ CIENI – fragment powieści wiecznie niespokojne fale, przechodziły we wrzosowiska, a te, im dalej w głąb lądu, tym bardziej zamieniały się w pokryte wysoką trawą łąki, kończące się nagle wyrastającą ścianą lasu. Rezydencje, takie jak Claude’a Wade'a, znajdowały się w osłoniętych wzgórzami niewielkich kotlinach, gdzie nie docierały morskie wiatry, pozwalając uprawiać najbardziej wymyślne ogrody. Wyszli z sadu pułkownika, minęli kamienny murek znaczący granice posiadłości i przez wrzosowisko ruszyli ku wybrzeżu. Chłodny, wilgotny wiatr smagnął ich po twarzach. - Jak ci wiadomo, munszi, pracowałem w Azji na długo przed tym, jak zjawił się tam Burnes z tobą przy boku. Wy dostaliście za zadanie zbadanie nurtu Indusu, wywiązaliście się świetnie, nie powiem. Potem rzucono was do kontaktów z nieocenionym maharadżą Randźitem Singhem, wiem, wiem, Burnes kochał alkohole, podobnie jak ten stary, cwany lubieżnik. Nie mam nikomu za złe. Później zlecono wam penetrację Afganistanu. Ja wiem, że z waszego punktu widzenia to była najważniejsza misja, ale musisz zrozumieć, że w tym samym czasie toczyła się gra o terytoria nie będące w centrum, nazwijmy to, oficjalnego zainteresowania. Krótko mówiąc, w zakresie mych obowiązków było także objęcie siecią wpływów Persji i Turcji. - Turcja była po wojnie właściwie całkowicie pod presją rosyjską! - Tak. I oficjalnie nikt by się nie przyznał, że jest inaczej. Ale jak wiesz, nasze koła rządowe, poza oficjalną polityką prowadzą własną, ukrytą, taką, która może się przydać w przyszłości. Naszym agentom w Turcji trudno było poruszać się niezauważenie, mieliśmy świadomość, że każdy ich krok jest śledzony przez Rosjan. Dlatego tę misję powierzono mnie, z dyskretnym pominięciem naszego rezydenta w Konstantynopolu. Mohan Lal poczuł, że robi mu się gorąco. Wiedział, że gra jest skomplikowana, więcej, wydawało mu się, że dobrze się w niej orientuje, a teraz uświadomił sobie, że Claude Wade, arcyszpieg z Ludhijany, z którego obaj z Burnesem naśmiewali się pokątnie, był w istocie bardziej cwany od nich wszystkich razem wziętych. Jak mogłem się aż tak mylić? - pomyślał Mohan. - Brałem Wade'a za napuszonego głupka, a sam nim byłem. - Od początku wiedziałem - ciągnął pułkownik - że aby osiągnąć sukces, nie mogę użyć Brytyjczyka. Teren był pełen "farbowanych" Azjatów. Pomyślałem, by zwerbować Rosjanina albo Persa. Ale Rosjanie to dziwni ludzie, nie rozumiem ich mentalności. Miałem kilku


ELŻBIETA CHEREZIŃSKA, TURNIEJ CIENI – fragment powieści Persów, lecz ich wyniki nie były zadowalające. Pers wiele obieca, a niewiele spełni, ot, taka nacja. I wtedy trafił mi się generał Izydor Borowski. - Ten, co poległ pod Heratem? - Ten sam. Żeglarz, pirat i nieprawdopodobny dowódca. W służbie szacha Persji dobrze poznał i Turcję. Ale Borowski, z racji na swe obowiązki w perskim wojsku, nie zawsze był dyspozycyjny. Gdy więc dowiedziałem się o Janie Witkiewiczu z orenburskiej Komisji Granicznej, miałem poczucie, że trafiłem na człowieka, którego szukałem. A po spotkaniu z nim byłem pewien. Jego kontakty w regionie były wręcz nieprawdopodobne! - Rozumiem, wszystko to prawda, ale wciąż pan kluczy, pułkowniku, nie mówiąc, co było celem pracy Witkiewicza. - Mapa - powiedział Wade i rozłożył ramiona, jakby chciał polecieć na coraz mocniej uderzającym morskim wietrze. Jego płaszcz załopotał jak żagiel. - Mapa? - Tak. Dokładna mapa wybrzeży Morza Czarnego i Azowskiego, od strony tureckiej po Krym i stronę rosyjską. Garnizony, porty, pozycje wojsk, drogi i możliwości transportu artylerii i kolumn wojska. Flota. Witkiewicz, dzięki swoim informatorom pośród kupców i koczowniczych plemion pędzących stada wielbłądów, miał przygotować precyzyjne mapy, dzięki którym moglibyśmy rozważać przyszły konflikt. Jego szanse i ewentualny przebieg. - Przyszły konflikt? - Mohan aż się zachłysnął. - Czy to ma coś wspólnego z wizytą cara w Londynie? - Och, nic nie rozchodzi się tak szybko, jak informacje poufne - roześmiał się kwaśno Wade. - Oczywiście, w niektórych kręgach. Owszem, to mogłoby mieć coś wspólnego z tą wizytą. Ale niestety! Wiem, że mapy powstały, Witkiewicz pokazał mi jedną z nich, uzgadnialiśmy przy tym szczegóły, jak mają być wykonane kolejne. Zabrał tę mapę do naniesienia poprawek, lecz, jak wszyscy wiemy, z wyjazdu do Petersburga nie wrócił. Wraz z jego śmiercią ślad po mapach zaginął. Albo hrabia Nesselrode trzyma je w swoim gabinecie, albo po Benckendorfie, przejął je nowy szef ich tajnej policji. Kto to wie? Szukano papierów Witkiewicza i nie odnaleziono… moim zdaniem rosyjskie służby położyły na nich łapę, a może i one same były przyczyną zabójstwa Witkiewicza? Wrzosowisko urwało się nagle, pod stopami zachrzęściły im kamienie. Wyszli na klif, pod nimi kłębiło się morze. Mohan Lal Kaszmiri długą chwilę milczał. Rozważał słowa


ELŻBIETA CHEREZIŃSKA, TURNIEJ CIENI – fragment powieści Claude’a Wade'a. Przyjechał do niego z obietnicą powrotu do gry, teraz zmagał się z tym, czy słowa dotrzymać. Opowieść pułkownika trzymała się kupy. Szkoda, że przez tyle lat była tajemnicą. Może inaczej potoczyłyby się sprawy w Kabulu, gdyby Burnes wiedział, że Witkiewicz nie musi być jego wrogiem? Może nie zginąłby rozszarpany przez tłum na strzępy? Mohan westchnął. Tamto po prostu się wydarzyło, wciąż żywe i palące wspomnienie było już czasem przeszłym. Nie zapominając o nim, trzeba zrobić krok naprzód. - Poznałem Witkiewicza w Kabulu, podczas ciągnących się tygodniami negocjacji z Dostem - odezwał się Mohan po chwili. - Bywałem w jego mieszkaniu w haweli Sami Chana. Nieraz rozmawiałem z jego zaufanym ordynansem, Kirgizem o imieniu Aman. A Alexander wspaniałomyślnie przysłał Witkiewiczowi jedną ze swych tancerek, dziewczynę o imieniu Nudhar. - O tak. Afgańskie tancerki, to były czasy! - Te czasy nieoczekiwanie wróciły, pułkowniku. W Szkocji, gdzie pojechałem odwiedzić rodzinę Alexandra Burnesa, konkretnie w hotelu w Edynburgu, spotkałem Amana i Nudhar - spokojnie odpowiedział Mohan Lal. Claude Wade stanął jak wmurowany. Złapał go za rękaw. - Jesteś pewien, munszi? Nie przewidziało ci się? - Mam pamięć do twarzy i słuch. Usłyszałem głos Nudhar w hotelowym atelier. Była od stóp do głów spowita w zasłony, ale nie mam wątpliwości, że to ona, nikt inny. Natomiast Aman w angielskim garniturze i turbanie był trudny do przeoczenia. Dowiedziałem się od obsługi hotelu, że przebywa tam jako sułtan Aman Kasar Abu Sa'id Senguł, Nudhar zaś, pod imieniem Halima, występuje jako jego żona. - Rozmawiałeś z nimi?! - Nie. Wyjechali tego samego dnia. Ktoś mógł dać im znać, że się rozpytywałem o nich. Moja uroda też nie należy do iście brytyjskich. Aman i Nudhar mogli się domyślić, zwłaszcza że udzieliłem kilku prasowych wywiadów. W „Timesie” ukazały się moje zdjęcia. - To nie jest zbieg okoliczności. Dawny ordynans i kochanka w Wielkiej Brytanii? Może Aman ocalił papiery Witkiewicza i teraz jeździ po kraju, szukając tego, kto zlecił ich powstanie? Chce oddać, albo sprzedać, a nie wie komu. Chryste! A jak trafią w niepowołane ręce? - Pan zapłacił Witkiewiczowi za nie?


ELŻBIETA CHEREZIŃSKA, TURNIEJ CIENI – fragment powieści - Nie. Mieliśmy się rozliczyć, gdy dostarczy wszystko. - Na ile wyceniliście tę współpracę? Claude Wade rozłożył ręce. - Witkiewicz nie chciał pieniędzy. Ilekroć pytałem, mówił, że to bez znaczenia, że rozliczymy się później. Dziwne, co? Te mapy, gdyby trafiły w nasze ręce, byłyby bezcenne. - Naprawdę ani grosza? - Tak. Przy ostatnim spotkaniu wspomniał, że w rozliczeniu chce parę koni. Nazwał je jakoś dziwnie. Rumaki achełtekińskie. - Achełtekińskie? Co to za konie? - Nie zdążyłem rozpytać handlarzy - wzruszył ramionami Wade - a potem przyszła wiadomość, że nie żyje, więc już nie było po co szukać dziwacznych koni. Może ich wcale nie ma, wymyślił je sobie, by mieć pretekst, że nie bierze zapłaty? Nie wiem. Dzisiaj to bez znaczenia. - Kto wie? A jeśli Aman zażąda tej samej ceny co jego pan? - Munszi! Mapy są warte fortunę! Zapłacimy za nie, ile tylko sobie zażyczy! Z mapami w ręku możemy obaj wrócić do gry. Nie będzie drzwi, które się przed nami nie otworzą! policzki Claude’a Wade'a płonęły. - Pułkowniku - twardym głosem powiedział Mohan Lal - ja nie mam ani grosza. Mam osiemdziesiąt tysięcy rupii długu w hinduskich bankach. Bankierzy z Śikarpuru wiszą nade mną, niczym topór kata nad skazańcem. I moją ceną za wejście do spółki jest spłata tych zobowiązań. - Synu - klepnął go w plecy Wade - nie wyobrażaj sobie, że ja zapłacę za mapy z własnej kieszeni. Jak już będziemy znali cenę, udam się po pieniądze do pewnego źródła. Do człowieka, który przed laty zlecił mi misję sporządzenia map. - Wade przygładził rozwiane morskim wiatrem siwe włosy. Zapatrzył się gdzieś przed siebie. - Twój udział w ich zdobyciu będzie dla niego wart pociągnięcia za sznurki wiodące do drzwi dyrektorów kompanii. Transakcja wiązana. Spłacą twoje długi, a ja wrócę z emerytury na pierwszą pozycję! Mohan wciągnął w płuca ożywcze, morskie powietrze. Tego potrzebował. Gdy rozpoznał Amana i Nudhar w Edynburgu, wiedział, że to ważne, ale dopiero teraz zrozumiał, że to przełom w jego życiu. Pozostawało ich odnaleźć, co przy egzotycznej urodzie obojga nie powinno być trudne. I mieć nadzieję, że naprawdę przywieźli do Anglii mapy.


ELŻBIETA CHEREZIŃSKA, TURNIEJ CIENI – fragment powieści - Czy pański przyjaciel jest godny zaufania? Naprawdę mogę się spodziewać, że spłaci hinduskich bankierów? - Spodziewać się po nim można wszystkiego - nerwowo zaśmiał się pułkownik Wade ale powiem uczciwie, nie jest moim przyjacielem. - Kto to taki? Jest członkiem obecnego rządu? - To dawny generał z wojen napoleońskich. O tym, jak stracił ramię na polu bitwy, chodzą w wojsku legendy. - FitzRoy Somerset? - niemile zdziwił się Mohan Lal. - Ależ on nie ma dzisiaj znaczących wpływów. Ponoć to Somerset stał za mianowaniem nieszczęsnego Williama Elphinstone'a na głównodowodzącego naszymi siłami w Kabulu, sam przyznasz, pułkowniku, że była to koszmarnie zła decyzja, przypłaciliśmy ją... - Przestań, munszi. Somerset wydał mi polecenie przygotowania map za aprobatą swego politycznego mentora, księcia Wellingtona. To Żelazny Książę był wówczas ministrem spraw zagranicznych i to do niego, oczywiście za pośrednictwem Somerseta, zwrócimy się z ofertą na wykup map. Claude Wade odetchnął chłodnym, niemal słonym powietrzem. Rozumiał lęk Mohana Lala, ale sam go nie podzielał. Mapy były dzisiaj takim skarbem, iż gdyby okazało się, że Somerset nie zapłaci za nie wystarczająco dużo, Wade bez najmniejszych skrupułów przedstawi ofertę komuś innemu. Zwłaszcza teraz, gdy Wielka Loża przyjęła go w poczet swych członków, gdy krok po kroku zaczynał poznawać ludzi, w których rękach spoczywają losy świata.


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.