16 minute read

Voivod

Next Article
Bad Taste

Bad Taste

Advertisement

Moje podejście do muzyki zawsze było prog-jazzowe

Gdy w sieci pojawił się pierwszy singiel promujący najnowszą płytę Voivod, stało się jasne, że zespół jest w świetnej formie i stylistycznie nawiązuje do najlepszych albumów w karierze, "Nothingface" i "Dimension Hatröss". Premierę "Synchro Anarchy" wykorzystaliśmy, by zapytać założyciela prog-thrashowej, kanadyjskiej maszyny o wspomnienia związane z początkami grupy, pomysły na świętowanie nadchodzącego 40-lecia istnienia i uczucia towarzyszące dzieleniu sceny z Venom jako dwudziestolatek. Michel "Away" Langevin to jednak nie tylko ojciec jednego z najbardziej wpływowych zespołów w historii. To również znakomity rysownik, miłośnik cyberpunkowych filmów i jazzu, co miało przełożenie na obecność Voivod na festiwalu Monterey. Wszystko - łącznie z prawdą kryjącą się za pseudonimem - wyjawił nam w naszej rozmowie.

HMP: W jednym z ostatnich wywiadów wspomniałeś, że jednym z twoich największych lęków w latach 90. było popadnięcie w kompletne zapomnienie. Oczywiście tak się nie stało i zarówno jako artysta, jak i muzyk z Voivod, osiągnąłeś to, co chciałeś. Zastanawiam się więc czy masz dziś jakieś inne obawy? Michel "Away" Langevin: Myślę, że moim największym lękiem jest teraz brak możliwości koncertowania i pojechania w trasę po świecie, by grać muzykę Voivod dla naszych fanów i przyjaciół. Swoją drogą, w walce z moimi lękami zawsze pomagała mi gra na perkusji. Niestety obecnie nie mam na to za wiele czasu. Mimo wszystko nowy album mnie trodla nas bardzo ważny, głównie ze względu na wydanie nowej płyty oraz filmu, dokumentu "Voivod: We Are Connected". Dużo też pracowałem nad nowym wydaniem katalogu NCA. Chcielibyśmy również wydać na winylu album, który nagraliśmy z JasonemNewstedem w 2003r. Nadchodzące lata będą więc świetnym sposobem na świętowanie tej rocznicy. Czterdzieści lat z muzyką, kto by pomyślał! (śmiech)

Gdy dopiero zaczynaliście z Voivod, graliście sporo coverów klasyków jak Venom, Motorhead i Judas Priest. A potem sami staliście się jednym z najbardziej wpływowych zespołów thrash metalowych, nie tylko w

chę do tego zmusił (śmiech). Dużo nad nim pracowaliśmy.

Przez lata rozwijaliście swoje brzmienie i dużo eksperymentowaliście. W 2022 Voivod będzie świętować 40-lecie powstania, gratulacje! (śmiech) Dziękuję. Właściwie to tak oficjalnie Snake (Denis Bélanger) dołączył do nas w styczniu 1983 roku, więc nasza prawdziwa czterdziesta rocznica przypadnie na styczeń 2023r. Ale przyszły rok, 2022, również będzie

Foto:CatherineDeslauriers

Kanadzie, ale na całym świecie. Zastanawiam się które elementy muzyki zespołów, o których wspomniałam, popchnęły was w kierunku jeszcze cięższego grania, niż wasze inspiracje, mimo odwiecznej inspiracji progrockiem. Tak, oczywiście, dorastałem w latach 70. słuchając hard rocka, trochę punku i mnóstwa rocka progresywnego. Ale w 1980r. eksplodowała nowa fala brytyjskiego heavy metalu i przeczuwałem, że jest to początek czegoś wielkiego. Czułem, że to jest moja muzyka, moja i mojego pokolenia, z którą faktycznie mogę się utożsamić. Miałem wtedy około szesnastu lat. Wczesny Motorhead, Priest i Tank to wciąż najbardziej wpływowe brzmienia, jakie usłyszałem. Później bardzo spodobał nam się Venom, więc gdy zakładaliśmy Voivod, siedzieliśmy już w muzyce, którą można uznać za ciężką. Wszystko toczyło się wtedy bardzo szybko. W 1980r. pojawiło się Maiden, a już chwilę później Venom, z różnicą dwóch czy trzech lat! To samo w przypadku punk rocka, był Discharge, a zaraz potem GBH. Muzyka stawała się coraz cięższa w coraz szybszym tempie. Mieliśmy sporo szczęścia, znajdując się w odpowiednim momencie. Tworzył się akurat nowy gatunek metalu, który grali Metallica, Slayer, czy Testament, a w Europie Destruction, Kreator i Celtic Frost. To fascynujące, że mogliśmy tam wtedy być, mając po dwadzieścia lat w czasie eksplozji nowego typu muzyki i koncertować z tymi ludźmi. Na samych koncertach też bardzo dużo się działo.

Wasza pierwsza wielka trasa z 1985r. była właśnie z Venom. Pamiętasz uczucie, które towarzyszyło ci, gdy dzieliłeś scenę z zespołem, który ukształtował twoją własną muzykę? Ten koncert to czyste szaleństwo! Cro-Mags, Voivod i Venom. Line-up był aż przeładowany (śmiech). Nawet w atmosferze wyczuwało się coś ciężkiego. To był okres mniej więcej przed powstaniem cross-overu, więc skinheadzi walczyli tam z metalowcami, którzy z kolei walczyli z grupą zwykłych gości niepotrafiących odnaleźć się w moshpicie. Tej nocy sporo się wydarzyło, ale moim najjaśniejszym wspomnieniem jest to, jak miło przyjęli nas wtedy członkowie Venom. Byli naprawdę bardzo cool. No i oczywiście goście z Cro-Mags.

Z perspektywy czasu, jak postrzegasz swój progres w grze na perkusji i którą płytę Voivod uznajesz dziś za szczyt swoich możliwości? Myślę, że jestem zadowolony ze swoich umiejętności mniej więcej od czasów nagrywania "Nothingface". Na pierwszych czterech albumach jestem jeszcze w stanie usłyszeć pewne niedociągnięcia i pomyłki w mojej grze, a na "Nothingface" wreszcie osiągnąłem poziom, który miałem nadzieję osiągnąć jako nastolatek.

Pomówmy teraz o tekstach na nowej płycie. Zawsze miały tendencję, by być nieco katastroficzne, nie baliście się też mówić głośno o niebezpieczeństwach związanych ze złym zagospodarowaniem naszej planety. Ten katastrofizm wydaje się szczególnie ważny szczególnie teraz, w okresie pandemii i zmian klimatycznych, w związku z tym, co wszyscy przeżywamy. Czy mimo że skupialiście się na pesymistycznych motywach, spodziewaliście się, że w ogóle dożyjecie takich czasów, gdy to wszystko staje się prawdą? Cóż, muszę przyznać, że sama pandemia wzięła mnie z zaskoczenia. W przeszłości, szczególnie, gdy byłem dzieckiem, najbardziej przerażały mnie działania wojenne i rozwój zaawansowanej technologii. Oczywiście, w przypadku Voivod, wszyscy dorastaliśmy w okresie zimnej wojny, co też nie pozostawało bez wpływu. Dużo rozmawialiśmy na przykład o katastrofach nuklearnych. Ale nie oczekiwałem, by miało się to stać powracającym

koszmarem. W latach 80. dużo mówiło się o Czarnobylu, dziś to raczej Fukushima. Oczywiście dyskutowaliśmy też o kwaśnych deszczach czy globalnym ociepleniu. W latach 90. ktoś powiedział mi, że to trochę retro motyw, by śpiewać w Voivod o broni nuklearnej, ale dziś wracamy przecież na ten front, wystarczy spojrzeć na Iran czy Koreę Północną. Ten mo-tyw jest więc jak najbardziej obecny i nadal mnie przeraża. Pandemia była z kolei czymś, czego się zupełnie nie spodziewałem. Nasza rzeczywistość przypomina materiał na science-fiction. W pewnym sensie estetyka sci-fi zawsze była powiązana z Voivod.

Który utwór z nowej płyty niesie, według ciebie, najmocniejsze i najważniejsze przesłanie? Cóż, ten album jest bardzo mroczny. Są na nim klasyczne kawałki z nieco mistycznym przesłaniem, że dzisiejszy świat należy budować według starej zasady: jeśli chcesz żyć w lepszym świecie, musisz dać coś od siebie. To one najbardziej do mnie przemawiają.

W nowym singlu,

"Planet Eaters " , można usłyszeć frazy: " we are the planet eaters, we need to spend some time away from Earth" . Czy to faktycznie nieuniknione, czy widzisz jeszcze nadzieję dla ludzkości? To naprawdę trudne pytanie, bo w zależności od tego, skąd czerpiesz informacje, moment, w którym nasza planeta nie będzie nadawać się już do zamieszkiwania, przypadnie na 2050, a inne źródła podają, że nadejdzie dużo wcześniej. Naprawdę się zastanawiam, co i kiedy się w końcu wydarzy. Obawiam się, że Ziemia w większości nie będzie ogólnodostępna i tylko wybrani będą mogli sobie pozwolić na godne życie. Pytanie brzmi - dokąd oni wszyscy pójdą? (śmiech). Żyjemy w naprawdę dziwnym świecie.

Do "Planet Eaters " , powstał świetny teledysk oparty na twojej sztuce, we współpracy z Pierrem Menetrierem, który jest też autorem fanowskiego teledysku do "Nothingface " , oparty na możliwościach Amigi. Jesteś zaznajomiony z demosceną i innymi wizualizacjami tworzonymi na starych komputerach? Widzisz ich powiązania z estetyką Voivod i twoimi pracami? O, tak. Pierwsza praca, jaką wykonałem na komputerze, powstała w 1984r., wydaje mi się, że był to Apple II, a program, jeśli dobrze pamiętam, nazywał się Mouse Paint. Ale wszystko rozwinęło się w okresie wydania "Dimension Hatröss", gdy kupiłem Commodore Amigę. Wtedy mocno wszedłem w świat grafiki cyfrowej. Teledysk do "Nothingface", o którym wspomniałaś, który pojawił się w sieci w tym roku, powstał tak naprawdę w 1991r. i tak, to nie było oficjalne wideo, tylko dzieło fana. Pierre zrobił go, gdy chodził jeszcze do szkoły. Gdy go zobaczyłem, uznałem, że jest fenomenalny! Niewiarygodne, że udało mu się zrobić coś takiego na początku lat 90. Niestety, Pierre stracił master tego teledysku, został ponownie odkryty właśnie w tym roku jego przyjaciel znalazł kopię na kasecie VHS. Nie jest to więc pierwsza generacja, ale i tak da się stwierdzić, że koleś jest bardzo utalentowany. Kiedy przyszedł czas na teledysk do nowego singla, od razu się z nim skontaktowałem. Rezultat rozwala mózg. Tak. Co więcej, zagraliśmy też koncerty, nazwane Hypercube Sessions, transmitowane on-line, podczas których graliśmy materiał z "Dimension Hatröss" i zapytałem Pierre'a, czy mógłby wykonać animacje na potrzeby tych eventów, które moglibyśmy wyświetlać w tle na ścianach. To wspaniały artysta i jestem pewny, że będę się z nim kontaktować w sprawie przyszłych projektów. Od razu widać, że naprawdę rozumie świat Voivod i to, co on reprezentuje.

Wracając jeszcze do "Planet Eaters " , stwierdziłeś, że ma klimat "Nothingface " i "Dimension Hatröss " . Czy komponując materiał na całe "Synchro Anarchy " również mieliście w głowie te dwa klasyczne albumy? Nie, właściwie to nie mieliśmy na myśli niczego konkretnego. Wydaje mi się, że główny element, który miał wpływ na brzmienie "Synchro Anarchy" to fakt, że gdy komponowaliśmy materiał, musieliśmy to robić zgodnie z zasadami zachowania dystansu społecznego. Musiałem więc programować perkusję, co sprawiło, że zacząłem eksplorować nowe rozwiązania i nowe rytmy. Poza tym, gdy Chewy składał kawałki w całość, bo to głównie on aranżuje nasze numery, ja próbowałem złożyć coś z fragmentów piosenek, których nie wykorzystaliśmy. Na początku robiliśmy to wyłącznie komputerowo i po prostu udostępnialiśmy sobie pliki. Staraliśmy się łączyć ze sobą te kawałki, które miały to samo metrum czy BPM. Później zacząłem jednak zestawiać za sobą takie, które nie miały ze sobą nic wspólnego. Myślę, że to właśnie ten zabieg mógł dać efekt czegoś w stylu "Nothingface"/ "Hatröss". Kiedyś nie mieliśmy problemu, by szybko zmieniać kierunek i nie przejmowaliśmy się, że łączymy ze sobą zróżnicowane partie czy przechodzeniem pomiędzy nimi. Czasem brzmi to zaskakująco, ale bardzo prog-rockowo, co uwielbiam.

Miło widzieć, jak pozujesz do zdjęć promocyjnych w koszulce Van der Graaf Generator. W jednym z wywiadów wspomniałeś, że twoim największym marzeniem jest stać się niezależnym artystą tak jak twój bohater, Peter Hammill. Dlaczego jest twoim bohaterem? Van der Graaf Generator to mój ulubiony zespół wszech czasów, więc naturalnie Peter Hammill jest moim bohaterem. Nie tylko jako muzyk, ale też autor tekstów. Co więcej, w bardzo wczesnym stadium swojej kariery zdecydował, że chce być niezależnym artystą, stworzyć swoją własną wytwórnię i produkować własne albumy. W pewnym sensie jest więc prawdziwym outsiderem, ale takim, który odniósł sukces. Udało mi się go w końcu spotkać - to było trzy albo cztery lata temu, na rozdaniu Prog Magazine Visionary Award, w Shakespeare Theatre w Londynie. Też poszedłem tam odebrać jakąś nagrodę. Peter Hammill rozmawiał ze mną po francusku, co było naprawdę miłe. Kiedyś wysłałem mu nasz album, "Nothingface" i pamiętał ten fakt, co też mnie ucieszyło.

Jako Voivod inpisrujecie się nie tylko metalem, co wydaje się w tym gatunku bardzo ważne, ale również jazzem czy właśnie rockiem progresywnym. Nie zdziwiła mnie więc wasza obecność na Monterey Jazz Festival, tym bardziej, że organizatorzy okazali się być waszymi fanami. Jakie dostrzegasz powiązania między pozornie odległymi metalem a jazzem, przestrzeń na improwizację, zmiany dynamiki jak w "Mind Clock" jednym z waszych nowych kawałków, czy coś jeszcze innego? Słuchałem naprawdę dużo awangardowego jazzu i w kwestii gry na perkusji, jazz i progrock najwięcej mnie nauczyły. Magma, Van der Graaf Generator, King Crimson, Terry Bozzio grający z Frankiem Zappą… To wszystko mnie ukształtowało. Moje podejście do muzyki zawsze było bardzo prog-jazzowe. W przypadku festiwalu Monterey, myślę, że nasz line-up, ja, Rocky i Chewie, zbliżył się do nurtu fusion, nazwałbym to fusion metalem, co naprawdę kocham. Było to dla mnie wyzwanie, ale podobało mi się, że w pewnym sensie wróciliśmy do grania prog-rocka. Na dodatek zostało to bardzo dobrze przyjęte, na przykład "The Wake" się podobał, co zachęciło nas, by iść tą ścieżką i dodało nam odwagi. Jazz i metal łączy techniczna strona tej muzyki. Nie jestem tego pewien, ale takie jest moje odczucie.

Na "Synchro Anarchy " bardzo podobało mi się też brzmienie basu. Wiem, że inspirują was też różne oblicza punku: crust czy hardcore, co słychać właśnie w tym przypadku. Z drugiej strony jest właśnie progresywne, techniczne oblicze, coverowaliście m.in. Pink Floyd czy King Crimson. Nie planowaliście, żeby na nowej płycie również znalazł się jakiś cover, albo z punkowej, albo z prog-rockowej strony? Może planujecie wykonać jakiś na koncertach? Czasem zdarza nam się grać "Silver Machine" od Hawkwind. Początkowo graliśmy go z zamiarem tribute'u dla Lemmy'ego, który zachorował, a później zmarł w okresie, gdy nagrywaliśmy EPkę "Post Society". Oczywiście "Astronomy Domine" zajmuje stałe miejsce w naszych setliastach, bo ludziom podoba się, gdy go gramy. Moim osobistym marzeniem jest zagrać kiedyś cover Van der Graaf Generator, być może "Scorched Earth", "Lemmings", lub coś na tyle dystopijnego, by pasowało do świata Voivod.

Oczywiście w riffach nadal da się usłyszeć wpływ Piggy ' ego. Czy Chewy czuje się zainspirowany jego stylem gry, a może czuje presję związaną z wejściem na jego miejsce? Nie wydaje mi się, żeby Chewy czuł presję, ale w kwestii grania i komponowania wiele nauczył się od Piggy'ego, gdy był jeszcze nastolatkiem i dopiero zaczynał grać na gitarze. Zarówno on, jak i Rocky, zanim dołączyli do zespołu, byli wielkimi fanami Voivod, cenili wszystkie ery: lata osiemdziesiąte, dziewięć-

dziesiąte, lata z Jasonem Newstedem… Wydaje mi się, że w grze Chewy'ego można więc usłyszeć każdą z tych dekad z jego własnym twistem w stylu fusion metalu, o którym już ci opowiadałem. Mamy obecnie futurystyczne brzmienie, tworzą je wszystkie te składniki, a Snake i ja, jako starzy punkowcy (śmiech), dorzucamy do tego jeszcze thrash metal, co ma ostateczny wpływ na riffy.

Piggy miał też swój wyjątkowy sposób komponowania riffów, podobno denerwował się też na magazyny, które drukowały złe wersje tabulatur, bo nie mogły ich rozgryźć (śmiech). Chewy gra jednak jego kawałki na żywo bez żadnych problemów, na przykład na potrzeby trasy "Returning to Morgoth" , zastanawiam się, czy sam do tego doszedł, czy pokazaliście mu patenty Piggy ' ego, lub istniejące nuty/taby jego autorstwa? presji? Wcześniej wspomniałem, że gra na perkusji pozwala mi radzić sobie z moimi lękami, ale tak, rysowanie również pomaga. Trochę trudno to wyjaśnić, ale wygląda to tak, jakbym przenosił swoje lęki na kartkę papieru. W momencie, gdy znajdują się na papierze, są już w mniejszym stopniu w mojej głowie. Wciąż rysuję więc moje koszmary. To dziwna sytuacja, bo zdarza się okres, w którym ich nie miewam, lub wcale nie śnię. W moich snach nie ma również słońca, zawsze panuje w nich noc. Lubię - i zawsze to lubiłem - zaraz po przebudzeniu przypomnieć sobie, co mi się śniło, również koszmary, żeby natychmiast je naszkicować, na kartce albo moim iPadzie.

Świetną wiadomością było wydanie twoich prac w formie książkowej, mam na myśli "Worlds Away: Voivod and the Art of Mi-

Chewy uczy jazzu na uczelni wyższej, więc ma ogromną muzyczną wiedzę. Sam tworzył też książki z tabami Voivod i rozpisał nasze klasyczne albumy. Jestem pewien, że zrobił to bardzo dokładnie. Ale tak, pamiętam sytuację, która miała miejsce z tabami do "Nothingface". Nikt nie konsultował się wtedy z Piggym. Pamiętam, jak powiedział mi, że przekombinowali. Wszystko rozpisano tam trudniejsze, niż było w rzeczywistości. Pokazywał mi: "patrz, napisali tu, żeby użyć pięciu palców w kilku różnych miejscach na gryfie, podczas gdy ja używam tylko jednego!" (śmiech). Tak, dużo na to narzekał. Wracając do Chewy'ego, jest bardzo utalentowany, jeśli chodzi o trankrypcje ze słuchu. Rozpisał naszą EPkę "The End of Dormancy", a także partie na kwintet dęty na potrzeby festiwalu jazzowego. W przypadku "The Wake" jest też autorem partii na kwartet smyczkowy. Zachowuje przy tym wielką oryginalność. Dla publiczności na Monterey Festival to było coś, a sam, dzięki kwintetowi dętemu, czułem się, jakbym grał w zespole Magma.

Przejdźmy do twojej sztuki. Zacząłeś rysować ze względu na koszmary, które śniły ci się w dzieciństwie. Czy nadal inspirują cię sny? Uważasz rysowanie zaraz po przebudzeniu za dobrą formę artystycznej eks-

Foto:CatherineDeslauriers

chel Langevin " . Jak wyglądała twoja współpraca z kultowym dziennikarzem muzycznym Martinem Popoffem, który współtworzył tę książkę? Praca nad nią była świetną zabawą! Wydaje mi się, że to był 2002, albo może 2001 rok, kiedy Voivod grało przed Motorhead w Toronto, Martin przyszedł na ten koncert i zaczęliśmy rozmawiać o zrobieniu wspólnej książki, ale udało nam się do tego zabrać dopiero w 2008r. To był ogrom pracy, trzeba było zeskanować chyba z dwa tysiące rysunków (śmiech). Mam jeszcze inny egzemplarz, też od wydawców ze Spider Press, ale nazywa się "Worlds Away: Voyage", który jest kontynuacją "Worlds Away…". Są tam wyłącznie prace, które powstawały w trasie, gdy tylko zaczęliśmy koncertować po naszej reaktywacji w 2008r. aż do końca trasy promującej "The Wake" w 2019r, gdy graliśmy z GWAR. Dużo rysuję w podróży, lubię przekładać na papier swoją wersję miasta, w którym się aktualnie znajduję po całym dniu spacerowania i zwiedzania. Najczęściej powstają na podkładce w pokoju hotelowym. Mam takich drobnych rysunków bardzo, bardzo dużo. Na szczęście w okresie pandemii miałem sporo czasu, by w końcu je poskanować. ukształtowała ciebie i Voivod, ale mnie zastanawia coś innego - filmy. Mam wrażenie, że wizualny aspekt Voivod jest równie ważny co wasze kawałki, wystarczy podać przykład wizualizacji z "Synchro Anarchy " czy Hypercube Sessions. Na jednym ze starych zdjęć Voivod masz na sobie koszulkę z "Eraserhead" Davida Lyncha, reżysera też powiązanego częściowo z industrialnym, mrocznym klimatem. Myślisz, że ta estetyka pasuje do Voivod, czy może wskazałbyś innego filmowca? Muzyka Voivod świetnie sprawdziłaby się jako soundtrack do filmu opartego na dystopii. Byliśmy też wielkimi fanami wczesnych filmów cyberpunkowych, jak "Mad Max" czy "Blade Runner", czy też "Wideodrom" Cronenberga. Wydaje mi się, że Voivod pasowałby do nowego podejścia do filmów w tym stylu.

Na zakończenie chciałam poruszyć kwestię twojego scenicznego pseudonimu, Away, który jest z tobą od początku Voivod. Podobno wziął się od faktu, że cały czas spóźniałeś się na próby. Zastanawiam się, czy jesteś dziś bardziej punktualnym człowiekiem? (śmiech) (śmiech) Wiesz, właściwie to nie z lenistwa, to był okres, gdy chodziłem do szkoły, a później poszedłem na studia i musiałem jakoś pogodzić to z próbami. Większość chłopaków z zespołu rzuciła szkołę. W okresie "War and Pain" studiowałem ścisły kierunek, więc miałem sporo pracy domowej, do której musiałem siąść zaraz po powrocie z uczelni, przed próbą, więc zdarzało mi się wcale na nich nie pojawiać. Tak więc nazwali mnie Away (śmiech). Również z powodu moich odrealnionych rysunków. Gdy wydaliśmy "War and Pain", zauważyłem, jak duży wpływ miała ta płyta na tworzącą się nową scenę, bo nie nazywaliśmy tego wtedy thrash metalem. Poczułem się bardziej komfortowo, bo uwierzyłem, że to może się naprawdę udać. Potencjalny rozwój kariery nie był wcale taki oczywisty, bo mieszkaliśmy w północnym Quebeku i mówiliśmy po francusku, więc wcześniej wydawało mi się to raczej niemożliwe. Gdy album odniósł, w pewnym stopniu, sukces, dało mi to pewność siebie na tyle, że zacząłem zastanawiać się nad odłożeniem szkolnych spraw na bok i pełnym zaagnażowaniem w Voivod. Pamiętam pewną okropną kolację, podczas której musiałem powiedzieć rodzicom o mojej decyzji. "Mamo, tato, rzucam studia, żeby grać w zespole heavy metalowym!". (śmiech). Ale później dla wszystkich stało się oczywiste, że właśnie ze względu na metal musimy przeprowadzić się do Montrealu. Zrobiliśmy to w 1985r.

Bardzo dziękuję ci za poświęcony czas. Gratuluję świetnego "Synchro Anarchy " i życzę powodzenia w promocji albumu na trasach koncertowych. Przesłuchałam go z przyjemnością, to idealne połączenie waszych inspiracji i poprzednich płyt. To wielka ulga móc usłyszeć coś takiego, więc cieszę się, że tak uważasz. Do samego końca nie byliśmy pewni, co myśleć o tej płycie! (śmiech). Również bardzo ci dziękuję. Do usłyszenia.

Iga Gromska

This article is from: