17 minute read
Bomber
from HMP 82 HammerFall
by Michal Mazur
Uszate sowy w locie
Bobby Blitz Ellsworth z Overkill pytany, jak nazwałby swój zespół, gdyby Motörhead nie wydało nigdy swej trzeciej płyty, zwykł odpowiadać, że może Bomber? Nastała nowa epoka, przyszło młode pokolenie, aby obalić stary porządek i faktycznie, Bomber w końcu został założony. Akurat nie przez Amerykanów, a przez Szwedów, którzy dodatkowo deklarują, że niewiele mają wspólnego z Lemmy'm, gdyż on grał rock'n'roll, a oni więcej. O wybuchowych występach, dualizmie nocy, podziwianiu sów na wolności, pokonywaniu depresji dzięki irańskim prorokom oraz debiutanckiej płycie "Nocturnal Creatures", dowiecie się od młodziutkiego Antona Skölda - gitarzysty, wokalisty i założyciela Bomber.
Advertisement
HMP: Co dokładnie macie na myśli, gdy przedstawiacie Bomber jako głośny, dumny i piękny zespół? Anton Sköld: Myślimy, że ten opis dobrze pasuje do Bomber. Hałasujemy w najlepsze głośna perkusja wraz z ryczącymi na maksa Marshallami stanowią podstawę naszego brzmienia. Bez wątpienia jesteśmy z siebie dumni. A co do piękna... To rozumie się samo przez się, przecież prawda?
Ktoś z zewnątrz mógłby sobie pomyśleć, że Bomber pojawił się znikąd i znienacka, natytörhead, ale nigdy nie uważaliśmy ich za inspirację dla naszej twórczości. Może intensywność i postawa nie przejmowania się - tylko to nas łączy.
Zweryfikujmy przypuszczenie: nazwaliście się po tytule trzeciego albumu Motörhead, bo Overkill osiągnęło sukces, nazywając siebie po tytule ich drugiego? Może kogoś zaskoczę - nie chcę, żeby to było odebrane jako afront wobec wielkiego Motörhead - ale nazwa naszego zespołu nie ma z nimi nic wspólnego. O ile pamiętam, wymyśli-
chmiast zaznaczając swą obecność na heavy metalowej scenie za sprawą dobrego marketingu. Ale to nie tak - musieliście latami ciężko pracować nad własnymi pomysłami? Zdecydowanie. Zacząłem grać z naszym basistą Love Andersson'em w wieku około piętnastu lat. Od tego momentu konsekwentnie rozwijamy nasz styl. Max Huddén (gitarzysta i wokalista Bomber - przyp. red.) i Rasmus Grahn (perkusista i wokalista Bomber przyp. red.) od lat koncertują po całym świecie w ramach różnych zespołów i projektów. Wobec tego można spokojnie uznać, że nie jesteśmy gołowąsami. Działamy od lat.
Foto:Bomber
łem to sam, gdy miałem szesnaście lat. Nagle znikąd nawiedził mnie taki pomysł. Spodobało mi się, bo brzmi prosto i chwytliwie. Coś jak Kiss, przecież prawda? Love skomentował: "ale to utwór Motörhead", na co ja: "któż by się tym przejmował?". Zostaliśmy przy tym. Później zdarzyło nam się zagrać cover Motörhead.
A jednak? Ale tylko podczas PA, przed kilkoma koncertami. Często zespoły puszczają przez głośniki jakiś utwór zanim rozpocznie się właściwe intro. Iron Maiden np. zawsze "Doctor Doctor" z repertuaru UFO. Chodzi o to, żeby rozgrzać publiczność. My zrobiliśmy tak kilkukrotnie z "Bomber", po prostu żeby było fajnie. Ostatnio doszło do roszad w składzie Bomber: Rasmus przestawił się z gitary na perkusję, a Max przejął po nim funkcję gitarzysty. Jak do tego doszło? Ja i Rasmus zrobiliśmy sesję (pracując nad tym, co będzie "Zarathustrą", nowym singlem z naszego nadchodzącego albumu) tylko we dwójkę. On musiał grać na perkusji, bo nie było nikogo innego, kto by to robił. I byłem po prostu zdumiony tym, jak dobrze brzmieliśmy! Okazało się, że przez cały czas był perkusistą rockowym. I był głośny, naprawdę głośny. I dobry Boże, dotarło do mnie, jak on potrafi sprawić, że utwory się kołyszą - w tym momencie nie miałem już wątpliwości. Nie potrafię sobie wyobrazić, żeby jeden z najlepszych perkusistów w okolicy pojawił się w moich drzwiach, a ja bym mu powiedział: "nie, dziękuję". Zupełnym przypadkiem Max, doświadczony gitarzysta wielkich zespołów, takich jak Atlas Losing Grip, widział nasz koncert i najwyraźniej zachwycił się naszym występem. Zaczęliśmy rozmawiać i wkrótce został naszym nowym gitarzystą. Zawsze niechętnie przyjmuję nowych wiosłowych. Sam będąc całkiem niezłym gitarzystą prowadzącym, nie zadowoliłbym się nikim, kto nie byłby przynajmniej tak dobry jak ja. Na szczęście spotkałem jednego z najlepszych w okolicy.
Bomber przybierał formę zarówno power trio jak i kwartetu... Zaczynaliśmy jako power trio, w trzyosobowym składzie nagraliśmy EP "Arrival" (2017), ale już od czterech lat jesteśmy kwartetem. Zawsze zależało nam na podwójnym ataku gitarowym, nie wystarczała nam jedna gitara.
Żaden utwór z EP "Arrival" nie załapał się na LP "Nocturnal Creatures " . Na ile aktualne są te starsze numery? Dopiero okaże się, ile starszych utworów będziemy wykonywać na żywo, zwłaszcza że album "Nocturnal Creatures" (2022) stoi na zupełnie innym, lepszym poziomie. Jako trio byliśmy zupełnie inną kapelą, nie czuliśmy się zbyt pewni siebie, także te starsze kawałki napisane przez trzyosobowy Bomber brzmią stosunkowo kiepsko. Od tego czasu przeszliśmy jednak bardzo długą drogę rozwoju.
W jakich okolicznościach dołączyliście do Napalm Records? Wysłaliśmy demo z czterema utworami na ich skrzynkę mailową, tak jak robi to każdy inny zespół. Byliśmy pewni siebie, ale z drugiej strony musisz zdać sobie sprawę, że tysiące zespołów robi to samo każdego dnia. W ciągu 20 minut dostaliśmy maila z informacją, że im się podoba. Jeszcze tej samej nocy odbyliśmy długie, osobiste rozmowy telefoniczne z sze-
fostwem wytwórni. Napalm Records okazało prawdziwe zainteresowanie nami i pokochało naszą muzykę. To jest naprawdę niesamowite. Jesteśmy bardzo podekscytowani współpracą z tak profesjonalną wytwórnią.
Notka prasowa od Napalm Records wspomina o " wybuchowych występach na żywo w Szwecji i następującej po nich trasie po Niemczech" . Jak to było? Czy zauważyłeś jakieś różnice między szwedzką a niemiecką publicznością? Ta trasa była świetna! Pamiętam, jak przednio bawiłem się w Stralsundzie przed wyprzedanym domem. Każda publiczność jest inna. Wszystko zależy od tak wielu czynników. Zdobyliśmy cenne doświadczenie, grając dla różnej publiczności, liczącej od kilkuset osób do zaledwie garstki ludzi. Z mojej perspektywy, odczucia wobec krajów są bardziej kwestią nastawienia muzyków.
Słyszałem, że podobno borykaliście się z rozmaitymi trudnościami podczas nagrywania "Nocturnal Creatures "? Czy naprawdę było tak, że nikt Was nie wspierał w tych dążeniach? Nie dopingowała Was np. rodzina lub przyjaciele? Po tylu latach w biznesie nie potrzebujemy już dodatkowej motywacji. Czujemy, że skompletowaliśmy właściwy line-up. Od pierwszej sesji w tym składzie dzieje się coś wyjątkowego. Z czasem to uczucie w nas dojrzało. O ile w okresie nagrywania "Nocturnal Creatures" przechodziliśmy przez trudności związane z życiem prywatnym, to ani przez moment nie zawahaliśmy się co do naszej płyty.
Nazwa Bomber nie mogłaby być prostsza, jednak nie powiedziałbym tego samego o tytule "Nocturnal Creatures " . Numer tytułowy to zresztą tylko introdukcja, a nie regularny utwór. Tu nasuwa się pytanie: Lemmy zwykł zaczynać każde show deklaracją: "We play rock' n ' roll" . Czy Ty lubisz myśleć: "We play more than just rock' n ' roll"? Z całą pewnością tak. "Nocturnal Creatues" zabiera słuchacza w podróż w różne miejsca. Zawiera bardziej bezpośrednie numery typu
Foto:Bomber
"Zarathustra", ale także mroczniejsze i bardziej skomplikowane typu "Aurora". Nie chcemy ograniczać się do jednej, wybranej konwencji, tak jak robi to większość współczesnych zespołów metalowych. Dążymy do wskrzeszenia ducha lat siedemdziesiątych oraz wczesnych osiemdziesiątych, kiedy kompozytorzy byli znacznie bardziej skłonni do swobodnego podążania za natchnieniem.
Okładka "Nocturnal Creatures " wygląda mrocznie i depresyjnie, jednak wasza muzyka brzmi dla mnie raczej energicznie niż przerażająco. To raczej rock' n ' roll niż doom metal. Czy jest to wynikiem eksplorowania przez Was pewnych horrorowo-komediowych zagadnień? Poczekaj, aż usłyszysz następny singiel, możesz żałować tej etykietki "R'n'R"! Stay tuned! Konceptualnym tematem albumu jest noc i wszystko, co do niej należy. Noc to czas, kiedy wyobraźnia zaczyna działać i możemy naprawdę dać upust temu, co w nas żyje. Czasami noc oznacza dla nas strach, ale może też być sferą pocieszenia. Wykorzystaliśmy to jako autorzy piosenek, aby opowiedzieć historie o tym, co dzieje się pod osłoną nocy: od opowieści o duchach i gwiazdach nad nami, po historie o miłości i złamanym sercu. W zasadzie wszyscy jesteśmy Nocturnal Creatures, a to jest nasz album. Jeśli piosenka potrzebuje rock'n'roll'owego klimatu, to właśnie taki kreujemy. Ale jest też wiele naprawdę mrocznych i ciężkich utworów na tym albumie. Fani heavy metalu, szczególnie Iron Maiden, Def Leppard i wczesnego Judas Priest z pewnością będą zachwyceni.
Jaką intencją kierowaliście się, ukazując na okładce to ogromne ptaszysko? To był mój pomysł. Dopracowując koncept "Nocturnal Creatures", przeglądałem zdjęcia w rozmaitych czasopismach i w książkach (co często robię w poszukiwaniu inspiracji), aż znalazłem jedno, które przykuło moją uwagę. Kiedy zobaczyłam zdjęcie sowy uszatej (barn own) w locie, wiedziałam, że oto mamy zdjęcie na okładkę. Sowy zawsze mnie fascynowały - to takie piękne, a zarazem upiorne stworzenia. Mam nadzieję, że pewnego dnia uda mi się zobaczyć ją na wolności.
A co zainspirowało Ciebie, żeby śpiewać o irańskim proroku Zarathustra? Utwór "Zarathustra" można rozumieć na wielu płaszczyznach. Na poziomie osobistym jest to opowieść o walce z depresją. Użyliśmy mitu o Zarathustrze, aby opowiedzieć historię o wyniesieniu siebie ponad przeciętność i stanięciu na wysokości wynikającego stąd zadania. W wielu aspektach to jest to, czemu my w zespole poświęcamy się już od dłuższego czasu. Chodzi o pozbycie się zahamowań i przebrnięcie przez trudne chwile, by znów dostrzec w życiu to, co dobre ("Dance the night away"). Motto: "out of our way, we're a long time comin" traktujemy jako wyraz misji wyznaczonej dla zespołu i dla albumu. Minęło trochę czasu, ale teraz nasza kolej, więc przygotujcie się!
Wasze plany na przyszłość? Podbić świat, jeden utwór i jeden koncert naraz. Do zobaczenia w drodze.
Sam O'Black
Oddland to zespół pochodzący z fińskiego Turku, który założony został w roku 2003. Muzycy rozpoczynali, grając rock progresywny, lecz z czasem coraz śmielej sięgali po mocniejsze rozwiązania rodem z heavy metalu oraz różnych nowoczesnych odmian metalu. Choć jak sami podkreślają, nie do końca zależało im aby zostać zespołem metalowym. Dało to w rezultacie ciekawą muzyczną mieszankę, która chowa się właśnie pod terminem progresywnego metalu. Czy dokonania tej formacji są warte zapamiętania? To już kwestia waszych gustów i preferencji. Jednak wybór nie będzie łatwy, bo sama grupa jak ich najnowszy album "Vermilion" jest jednym z wielu propozycji z tej przeogromnej i ciekawej sceny. Zanim jednak sięgniecie po muzykę ze wspomnianej płyty, aby podjąć jakąś decyzję, przeczytajcie także ten wywiad.
HMP: Zaliczani jesteście do zespołów progresywnego rocka i metalu. Jednak lwią część waszej muzyki stanowi mocny, nowoczesny metal, taka dziwna mieszanka groove metalu, nu metalu i djent metalu. Co skłoniło was do sięgnięcia po nowoczesne brzmienia? Joni Palmorth: Gdy zaczynaliśmy w 2001 roku, byliśmy zespołem grającym rock progresywny. Potem powoli zaczęliśmy grać trochę ciężej, ale nie mogę powiedzieć, że to była świadoma decyzja, aby stać się zespołem metalowym. Wszyscy z nas od zawsze czuli więź z bardziej melancholijną muzyką, dla nas jest bardziej naturalnym, przekazywać przez muzykę mroczniejsze emocje. Nigdy nie czuliśmy potrzeby bycia zespołem metalowym, to wynite dwa umysły połączą się, tworzy się mieszanka tych gatunków i oczywiście powstaje nasz styl.
Mam wrażenie, że każdy dźwięk, każdy detal jest dla was bardzo ważny i jakakolwiek ich zmiana wprowadziłaby na albumie wręcz chaos. Mam rację? W pewnym sensie zawsze chodzi o detale. Bardzo skupiliśmy się na płynności utworów, a szczególnie na przejściach między poszczególnymi partiami. To są rzeczy, które zajmują najwięcej czasu podczas komponowania. Dzięki rozwijającym się rytmom i powtarzającym riffom utwory ewoluują, tu też liczą się szczegóły. Jeśli chodzi o produkcję i sound, to
kło z ewolucji zespołu.
Progres to też kontrasty, zderzenie różnych muzycznych światów. W wypadku Oddlant tym dysonansem są bardziej nastrojowe i melancholijne fragmenty, które sięgają do brzmień progresywnego rocka. Skąd pomysł, aby przeciwstawić sobie akurat te dwa muzyczne światy? Zawsze opisywaliśmy naszą muzykę jako "zderzenie pokręconych umysłów". Nasz perkusista Ville, miesza elementy klasycznego i nowoczesnego metalu z muzyką elektroniczną. Natomiast Sakke nasz wokalista i gitarzysta wnosi klimaty progresu, grunge'u i folku. Gdy
Foto:Oddland
jesteśmy wymagający, szukamy perfekcyjnego tonu dla każdego z instrumentów.
Część nowoczesna waszej muzyki niesie ze sobą bardzo mroczny klimat. Natomiast będące w kontrze fragmenty progresywne są bardziej melancholijne, ale czasami też pogodne i optymistyczne. Czy te nastroje współgrają z tematami, które poruszacie w swoich utworach? Nasze kompozycje, są zawsze jedną wielką całością, teksty, riffy i melodie, wszystko jest ze sobą zespolone. Zazwyczaj jak piszemy muzykę, to stoi za nią jakaś historia i nie mówię tu o tekstach, one często powstają na końcu, kiedy utwór ma już swój przekaz. Czasem zdarzy nam się napisać jedno słowo czy zdanie we wczesnym stadium tworzenia, coś, co świetnie pasuje do kompozycji. W tym gatunku bardzo ważne jest to, aby liryki były głębokie i dobrze napisane, słaby tekst, który poziomem nie dorównuje melodii, potrafi zepsuć każdy utwór. Chociaż Sakarii poświęca dużo czasu, nadając tekstom znaczenie, to traktuje swój wokal jak instrument, dba o artykulację, dobiera odpowiedni śpiew i klimat do każdego poszczególnego słowa i linijki. Prawie nigdy nie piszemy tekstów bez muzyki, wokale są tworzone tak, aby dobrze wkomponowały się w podkład i dopełniły całe dzieło. To jest niezwykle ważna warstwa, ponieważ jest odpowiedzialna za pierwsze wrażenie. Poświęcamy jej bardzo dużo pracy.
Pięć pierwszych utworów z
"Vermilion " to w zasadzie pięć części tytułowej suity. Czy łączy je wspólna opowieść? Definitywnie te pięć części ma ze sobą wiele wspólnego, zarówno muzycznie, jak i lirycznie. "Vermilion" to podróż z ciemnej i depresyjnej otchłani do odnalezienia w sobie światła, którym staje się połączenie z drugim człowiekiem. Te teksty pozostawiają słuchaczowi pewne pole do interpretacji.
Czy pozostałe trzy kompozycje są kontynuacją tematu z głównej suity? Czy można powiedzieć, że "Vermilion " to concept-album? Druga część albumu nieoficjalnie nazywa się "The Aftermath" i jest refleksją nad historią "Vermilion". Mówi o umyśle, który bezskutecznie szuka ukojenia i spokoju. Opowiada o poszukiwaniu balansu między ciemnością, a nadzieją i o tym, że nasze kruche życie, to jedyne co kiedykolwiek otrzymaliśmy. Ale tak, myślę, że można go nazwać concept-albumem, albo naszą najlepszą próbą w stworzeniu czegoś takiego (nasz poprzedni krążek "Origin", w zamyśle też miał być concept-albumem, ale nie udało nam się tego pokazać w utworach). Muzycznie "Vermilion" jest znacznie bardziej ujednolicony od naszych poprzednich wydawnictw. Tym razem chcieliśmy, aby utwory jeszcze płynniej się łączyły ze sobą. Płytę z pewnością trzeba przesłuchać "na raz".
W nowoczesnych odmianach metalu sola gitarowe nie stanowią znaczącego elementu kompozycji. Wy ten aspekt traktujecie poważnie i nie dość, że wasze sola są znakomicie wymyślone to, w dodatku zagrane są z pasją i perfekcją. Kto za nie odpowiada? Obydwaj nasi gitarzyści grają solówki, aczkolwiek niektóre z nich pisze nasz perkusista (Ville). Dla przykładu, solo z "Resonance" zostało zagrane przez Jussiego, ale skomponował je Ville. Solówki są znaczącym elementem w naszych utworach, nie piszemy ich tylko po to, żeby były. Często używamy ich jako łączników, tak było w przypadku "The Walls Of The Mid". Potrzebowaliśmy partii, która płynnie połączyłaby spokojny początek na pianinie, z późniejszą cięższą partią, rozwiązaniem było solo Sakke. Więc powiedziałbym, że solówki nie są tylko po to, by się popisać, chociaż okazyjny popis to nic złego.
Wokal Sakari Ojanena jest melodyjny, zwiewny, eteryczny, radosny, ale także taki zwyczajny i normalny. Bardzo pasuje do muzyki kapeli, ale w metalu - nawet tym nowoczes-
Foto:Oddland
nym - głos wokalisty musi mieć moc i charakter... Masz racje, to na wokal ludzie zwracają najwięcej uwagi, większość obecnych zespołów metalowych ma wokalistów z głosem o dominujących wysokich tonach, wielu z nich też growluje. Głos Sakariego, to rzecz, która wyróżnia nas na tle innych zespołów metalowych. Czasem zdarzy się nam wrzucić partie z growlem, jednak wolimy raczej bardziej melodyjne wokale. Sakari spędza dużo czasu, analizując każdą linijkę tekstu i dba o to, aby zaśpiewać każde słowo z odpowiednim feelingiem. My też nad tym pracujemy i cały czas staramy się wycisnąć z niego jeszcze więcej. Sakari to zajebisty wokalista.
Opisany sposób kreowania muzyki próbujecie oficjalnie wcielić w życie już trzeci raz. Z waszej perspektywy, na którym albumie udało się to wam najlepiej? Bez problemu mogę powiedzieć, że najbardziej jestem zadowolony z najnowszego wydawnictwa. Był to pierwszy raz, kiedy nie musieliśmy iść z nikim na kompromis. "Vermilion" był pierwszym albumem, który naprawdę zaplanowaliśmy. Wiedzieliśmy, jak chcemy, żeby brzmiał nawet przed rozpoczęciem nagrywania. Doszliśmy do wspólnego porozumienia, jak chcemy to zrobić i w jaki sposób zamierzamy to osiągnąć. Cała struktura albumu i utworów jest ambitniejsza od naszych wcześniejszych produkcji.
Czy nadal można mówić, że progresywny metal jest ciągle najbardziej kreatywnym odłamem heavy metalu? To nie jest takie proste. Teraz jest bardzo wiele zespołów, które łączą różne interesujące style i gatunki, nie wszystkie z nich to metal progresywny. Weźmy Zeal & Ardor, mieszają black metal i industrial z elementami bluesa, to bardzo niecodzienne połączenie. Warto też zadać sobie pytanie, czym w ogóle jest metal progresywny? Metal rozwinął się na tak wiele stron, że ciężko ustalić, czy coś jest progresywne, czy nie. Kreatywność nie musi oznaczać niestandardowych progresji, złożonych struktur czy dziwnego metrum. W mojej opinii tak zwana muzyka progresywna nie musi być kreatywna.
Jak powstaje wasza muzyka? Kto za nią odpowiada? Ile czasu potrzebujecie, aby ją wykreować i dopieścić każdy szczegół? "Vermilion" tworzyli wspólnie Sakari i Ville. Pięcioczęściową kompozycję "Vermilion" to w zasadzie kompozycja Villea, ale to z pomocą Sakke udało się złożyć ją w całość. Większość melodii wokalnych, tekstów i harmonii to też robota Sakke. Cała końcowa aranżacja to wspólna praca całego zespołu. Na poprzednich wydaniach reszta chłopaków brała większy udział w pisaniu i myślę, że to powróci przy okazji kolejnych albumów. Trudno powiedzieć ile czasu zajmuje komponowanie, Ville i Sakke cały czas piszą coś nowego, ale tylko trzecia część tego trafia w obieg do zespołu. Stworzenie pierwszych dwóch albumów zajęło nam trzy lata. "Vermilion" tworzyliśmy około roku, głównie za sprawą tego, że Sakke i Ville odnaleźli skuteczną metodę wspólnej pracy i wszystko przyspieszyło.
Nadal spotykacie się na próbach jako zespół? Czy wykorzystujecie możliwości internetu i poszczególne partie ćwiczycie we własnych domach? Regularne próby robiliśmy jeszcze przed "Treachery Of Senses", naszym pierwszym albumem. Mieliśmy około 18 lat, kiedy znaleźliśmy pierwsze porządne miejsce do prób. Wtedy spędzaliśmy tam każdy wolny wieczór. Teraz gramy więcej, kiedy zbliża się trasa albo przed wizytą w studiu. Kiedy jesteśmy w fazie pisania, nie spotykamy się zbyt często, każdy z nas ma możliwość, aby nagrywać i tworzyć u siebie w domu. Nie robimy prób online, wszyscy mieszkamy w jednym mieście, więc gdyby zaszła potrzeba możemy pograć na żywo.
Gdzie i z kim nagrywaliście "Vermilion "? Czy jesteście zadowoleni z rezultatów tej sesji? Wszystkie partie instrumentalne nagraliśmy sami, jedyną osobą spoza zespołu był nasz inżynier dźwięku Tommi Siniranta, pomógł nam z ustawieniem mikrofonów podczas nagrywania perkusji. To był pierwszy raz, kiedy wszystko zrobiliśmy sami, to dało nam wolność, mogliśmy wybierać to, co nam się podobało, czy to w przypadku brzmienia basu, gitar czy perkusji. Z pewnością tak samo zrobimy, nagrywając kolejny album. Carson Slovak i Grant McFarland niesamowicie zmiksowali gotowe nagrania, pomijając to, okazali się świetnymi kumplami, łatwo nam się z nimi pracowało. Jesteśmy niezwykle zadowoleni z postprodukcji, mamy wrażenie, że każdy instrument i całokształt brzmi lepiej niż kiedykolwiek Osiągnęliśmy zamierzony cel.
Wydaje was nowa wytwórnia Uprising! Records, jak znaleźliście się w ich stajni i co was przekonało do współpracy z nimi? Nasz menedżer Lars Larsen z Intromental nam o nich powiedział. Uprising!, złożyli nam propozycje, mimo że wytwórnia jest młoda, to ludzie, którzy w niej pracują to muzyczni weterani, ponadto mogą dystrybuować na cały świat z jedną z największych wytwórni SPV. Oczywiście sam kontrakt był bardzo zadowalający i poczuliśmy, że im na nas zależy. Jak na razie jesteśmy niezwykle zadowoleni ze współpracy. Otrzymaliśmy też kilka pozytywnych odpowiedzi z większych wytwórni, to zawsze podnosi na duchu, gdyż oni rzadko kiedy w ogóle odpowiadają. Ale tak jak mówiłem, jesteśmy naprawdę zadowoleni z tego, że staliśmy się częścią Uprising!, a oni pokazali, że zatrudniają kogoś dopiero wtedy, kiedy naprawdę mogą mu się poświęcić.
W dobie koronawirusa ciężko jest promować muzykę. Jak wy zaplanowaliście promocję "Vermilion "? Mamy trzy klipy, dwa z nich już wypuściliśmy, a trzeci będzie dostępny tuż przed wydaniem "Vermilion". Dodatkowo przygotowujemy reportaż z pobytu w studiu i planujemy jeszcze jedno wideo. Co więcej, potwierdzono nasz udział na dwóch letnich festiwalach i czekamy na potwierdzenie trasy, która niestety z powodu pandemii stoi pod znakiem zapytania, ale trzymamy kciuki, żeby wszystko wypaliło. Mamy też nasze single "Feed The Void" i "Unity" na wszystkich platformach streamingowych. W tych czasach bardzo ważne jest regularne umieszczanie nowej muzyki na Spotify, nie można zostać zapomnianym, szczególnie mniejsze zespoły jak nasz muszą o to dbać. W tym roku obchodzimy dziesiątą rocznicę wydania "Treachery Of Senses" i planujemy coś specjalnego, żeby to uczcić, ale skupimy się na tym później.
Nie przepadam za współczesnymi odmianami metalu, ale wasza muzyka przypadła mi do gustu. Jak myślicie wielu takich fanów jak ja, przekonacie do siebie najnowszym albumem? Dzięki! Nie nastawiamy się na tworzenie takiego modern metalu, chcemy po prostu tworzyć muzykę, którą kochamy i, która nam się podoba. Nasze inspiracje wybiegają poza jeden gatunek, mamy nadzieje, że owoce naszej pracy spodobają się różnym osobom. No cóż, miej otwarty umysł i spróbuj!
Ja w każdym razie będę czekał na wasz kolejną płytę, oby nie było to kolejne sześć lat czekania... Tym razem nie będzie trzeba tyle czekać, tak jak wspominałem, znaleźliśmy nową metodę pracy i już mamy bardzo dużo nowego materiału, wystarczy tylko wziąć się do pracy!