12 minute read
HammerFall
from HMP 82 Wolf
by Michal Mazur
Za starzy, by umrzeć młodo
Zaryzykuję tezę, że dla większości interesujących się muzyką profesjonalny muzyk to taki ktoś, kto reprezentuje wysoki poziom muzycznego rzemiosła. Ludzie parający się dziennikarstwem muzycznym, choćby nawet amatorsko, potwierdzą jednak, że pewien element wymyka się powyższej definicji: umiejętność udzielania wywiadów. Wielu muzyków się z tym boryka, bo co mieli do powiedzenia, to powiedzieli już albumem. Są jednak również tacy profesjonaliści jak Joacim Cans z HammerFall. To kapitalny rozmówca, przy pomocy słów potrafiący fana utwierdzić w fanostwie, a ludzi obojętnych zaintrygować na tyle, żeby dali jego muzyce szansę. Gorąco zachęcam więc do lektury poniższego wywiadu niezależnie od tego, czy HammerFall lubicie bądź nie.
Advertisement
HMP: Cześć Joacim! Gdzie cię zastałem? Joacim Cans: Cześć, jestem teraz w domu. Nie ruszałem się stąd od jakichś osiemnastu czy dziewiętnastu miesięcy (śmiech). Trochę już jestem tym znudzony, jeśli mam być szczery.
Wyobrażam sobie, jaka to musi być dla ciebie radykalna zmiana. Jak więc sobie radzisz z nudą? Czytam dużo książek, oglądam dobre seriale, a przede wszystkim staram się utrzymać swój umysł na wysokich obrotach. Wszystkim jest teraz ciężko. Najgorsze, że nic nie możemy z tym zrobić. Pozostaje tylko szczepić się i troszczyć o zdrowie. się doczekać, aż nasi fani będą mogli wysłuchać całego albumu. Nim się ukaże, pewnie wrzucimy na YouTube'a jeszcze jeden lub dwa kawałki. Swoją drogą, pod tym względem postąpiliśmy inaczej niż dotychczas, bo jako pierwszy światło dzienne ujrzał utwór główny, bo tytułowy i singlowy, w dodatku w formie pełnoprawnego teledysku. Wcześniej na pierwszy ogień zawsze szedł jakiś mniej symboliczny, jako "tekstowy klip" (lyric video). Ponieważ jednak od tak dawna nie byliśmy w trasie, chcieliśmy dać naszym fanom coś wyjąt-
kowego. Zaczęliśmy więc nie od przystawki, tylko od razu przeszliśmy do dania głównego.
Przejdźmy do milszych kwestii. Dziękuję, że zgodziłeś się na ten wywiad. Heavy Metal Pages łączy z HammerFall długa historia, bo wyobraź sobie, że trafiliście na okładkę ósmego numeru naszego czasopisma w 2002 roku - prawie dwadzieścia lat temu! Niesamowite! To musiało być przy okazji "Crimson Thunder", prawda?
Dokładnie. Szmat czasu, a wy nadal trzymacie się mocno! Staramy się dawać z siebie sto procent (śmiech). To co mówisz… dwadzieścia lat, a przecież "Crimson Thunder" to nawet nie nasz debiut, tylko czwarty z kolei album! Minęło ćwierć wieku, a my tu siedzimy i rozmawiamy o tym samym: muzyce, którą piszemy, nagrywamy, wykonujemy na scenie, a ludzie nadal chcą nas słuchać. Jestem z tego niesamowicie dumny!
Tak jest, za chwilę będziecie obchodzić dwudziestopięciolecie ukazania się "Glory to the Brave " . Tymczasem wydajecie "Hammer of Dawn " , który jest waszym kolejnym bardzo dobrym albumem. Ukaże się on dopiero w lutym, ale czy spotkałeś się już z wczesnym odzewem (rozmawialiśmy 15 grudnia 2021 roku - przyp. red.)? Jak dotąd niewiele osób słyszało cały album, ale dotarło do mnie dużo pozytywnych komentarzy na temat utworu tytułowego. Wszystkie recenzje, które znam, jak na razie są dobre. Oczywiście, zawsze znajdzie się ktoś, kto powie z rozczarowaniem: "eee tam, brzmi jak HammerFall". Dokładnie! A ja na to: co w tym złego? To tak, jakbyś zamówił pizzę i narzekał, że smakuje jak pizza (śmiech). Za każdym razem spotykamy się z takimi głosami. Generalnie dotychczasowe recenzje są jednak zdecydowanie pozytywne. Nie mogę
Foto:TalleeSavage
Odrobina HammerFall, żeby czas w pandemii mijał szybciej? Dokładnie (śmiech)!
Wiem, jak trudno być sędzią we własnej sprawie i wyrokować na temat jakości swojego dorobku twórczego. Czy macie więc zaufanych ludzi, którzy powiedzą wam prosto z mostu, jeśli jakiś utwór… no, wymaga więcej pracy? Masz oczywiście rację, ale działamy inaczej. Jasne, puszczałem wczesne wersje nowych utworów swoim przyjaciołom, ale zawsze byli pijani, więc nie ufałbym ich ocenom (śmiech). Natomiast moja współpraca z Oscarem wygląda tak, że ślemy sobie nawzajem demówki. Mamy do siebie pełne zaufanie i wiem, że zawsze otrzymuję od niego maksymalnie dopracowany utwór, a nie zrobiony na odwal się. Czasem zasugeruję mu jakieś rozwiązanie, a wówczas on wprowadza zmiany. Pozostajemy w ciągłym dialogu. Podobnie kiedy ja zabieram się za pracę nad utworem, tworzę linie melodyczne i piszę teksty, to przesyłam mu swoje propozycje, a on wypowiada się na ich temat. W efekcie, kiedy prezentujemy gotowe kompozycje pozostałym członkom zespołu, to oni wiedzą, że po drodze rozważyliśmy wszystkie możliwe opcje. Czasami pod wpływem producenta wprowadzamy zmiany jeszcze na etapie produkcji i masteringu, ale to się tyczy brzmienia, a nie samej struktury utworu. Ta zawsze jest zawczasu maksymalnie dopracowana.
To, o czym mówisz, pokazuje, jak unikalna i niezastąpiona jest twoja relacja twórcza z
Oscarem. Zdecydowanie! Jesteśmy jak bracia. Jak sobie
pomyślę o minionych dwudziestu pięciu latach, to w tym czasie widywałem się z nim częściej niż z moją mamą lub siostrą. Może tylko z moją dziewczyną częściej jestem razem, ale jest blisko (śmiech).
Czy pandemia wpłynęła na prace nad "Hammer of Dawn "? Absolutnie! I to na różne sposoby. Przede wszystkim prace nad "Hammer of Dawn" ruszyły bardzo wcześnie. Oscar zaczął pisać
nowe utwory jeszcze kiedy ja nagrywałem wokale na "Dominion". To akurat wynika z tego, że jest bardzo kreatywnym człowiekiem, który nigdy nie bierze wolnego od muzyki. Kiedy jednak w lutym 2020 roku wróciliśmy z trasy promującej "Dominion", uświadomiliśmy sobie, że z powodu pandemii długo nie będzie nowych tras, koncertów, festiwali. Skupiliśmy się zatem na pisaniu nowego albumu. Linie melodyczne miałem gotowe już wiosną 2020 roku. Tymczasem nagrywać zaczęliśmy dopiero… na przełomie lata i jesieni 2021 roku. Miałem więc bardzo dużo czasu na wprowadzanie poprawek. Na tym etapie byłem swoim największym wrogiem (śmiech). Brałem pod lupę każdą nutę i zastanawiałem się, jak mógłbym ją zaśpiewać lepiej. W efekcie zawiesiłem sobie poprzeczkę tak wysoko, że kiedy weszliśmy do studia, to okazało się, że nie wyrabiam. Sam byłem sobie winien. Tak czy siak, moim zdaniem siła "Hammer of Dawn" tkwi
w szczegółach. Jest to maksymalnie dopracowany album! Co się tyczy tekstów, na trasie promującej "Dominion" obchodziłem swoje pięćdziesiąte urodziny. Było to zresztą w Polsce! Ten fakt oraz rychłe nadejście pandemii spowodowały, że pogrążyłem się w zadumie. Zacząłem myśleć, że przecież nie będę żyć wiecznie, mnie też czeka śmierć. Kiedy siedzisz w domu sam z takimi myślami, to zaczynasz wątpić w siebie. Właśnie stąd na "Hammer of Dawn" wziął się taki utwór jak "Too Old to Die Young". Mówi on o tym, że należy żyć na całego. Jestem już za stary, żeby umrzeć młodo i dołączyć do "klubu 27" (którego członkami są m.in. Jimi Hendrix, Jim Morrison i Kurt Cobain - przyp.red.). Pozostaje więc dawać z siebie wszystko i ciągnąć ten wózek tak długo, aż będziemy w stanie bądź będzie nam to sprawiać radość. Wracając do twojego pytania, pandemia wpłynęła również na wybór producenta wokali. Z Jamesem Michaelem współpracowałem przez dziesięć lat, tylko że ponieważ mieszka on w Los Angeles, nie wiedziałem, czy będę mógł do niego polecieć. Potrzebowaliśmy planu zapasowego, którym został Jacob Hansen. Z decyzją zwlekaliśmy do ostatniej chwili. Kiedy okazało się, że nie wpuszczą mnie do Ameryki, obraliśmy kurs na Danię. To była ogromna zmiana, bo nigdy nie pracowałem z Jacobem, a wokalistę łączy z producentem szczególna relacja wymagająca absolutnego zaufania. Musieliśmy więc dopiero poznać się i nauczyć się ze sobą pracować… Wybacz przydługą odpowiedź (śmiech). Krótka brzmi: tak, pandemia miała wpływ na prace nad "Hammer of Dawn".
Zdecydowanie wolę dłuższą odpowiedź (śmiech). Kontynuując wątek zmian, choć gracie w swoim stylu, to lubicie też zaskakiwać. Moim zdaniem najbardziej wyróżniającym się utworem na albumie jest "Not Today " . Brzmi on jak zapomniana klasyczna rockowa ballada. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem ten kawałek, ujął mnie on melancholijnym klimatem i tą piękną, smutną melodią (nuci). Uspokajam się słuchając go, choć w studiu kosztował
Foto:TalleeSavage
mnie dużo nerwów, bo śpiewam w nim bardzo wysoko. Co się tyczy tekstu, jest to kolejny utwór o śmierci. Mówi o człowieku, który zastanawia się, czy może nadeszła już jego kolej. Dochodzi jednak do wniosku: nie dzisiaj! Nadeszła jesień życia, liście opadają, ale musi poczekać, aż opadnie ostatni. Nie dzisiaj, ale może jutro.
Wspomniałem o klasycznym rocku. Czy stare szwedzkie zespoły, jak Trettio?riga Kriget, November lub Hoola Bandoola Band ukształtowały twój gust muzyczny? Tak, ale nie w młodości. Jeśli pamiętasz "(We Make) Sweden Rock" z albumu "Dominion", jest to nasz hołd złożony szwedzkim zespołom rockowym, które położyły fundament pod naszą potężną scenę muzyczną. W pierwszych linijkach tekstu wspominam właśnie o November: "I remember the day when the winter came / Back in nineteen-sixty-nine". Zima przychodzi w listopadzie, a November powstał w 1969 roku. Ten zespół był jednak chyba zbyt bluesowy, żeby mieć wpływ na muzykę, jaką gramy z HammerFall. Za to Hoola Bandoola Band to jedna z moich głównych inspiracji muzycznych, a ich wokalista Björn Afzelius jest dla mnie gwiazdą przewodnią, gdy idzie o komponowanie i pisanie tekstów! Na swoich solowych koncertach nawet wykonuję jego utwory.
Super, na przykład "Bläckfisken "? Jak najbardziej! Przy czym skupiam się głównie na jego karierze solowej, a nie utworach napisanych dla Hoola Bandoola Band.
A to się zgadaliśmy! Jego solowy debiut, "Vem är det som är rädd?" , to jedna z ozdób mojej płytoteki. Ciężko było go znaleźć. Wyobrażam sobie (śmiech).
Wróćmy jeszcze do "Hammer of Dawn " . Po dwudziestu pięciu latach nadal brzmisz świetnie! Dzięki, ale kiedy porównuję swoje wokale na "Glory to the Brave" z tymi z najnowszej płyty, to mam wrażenie, że śpiewają dwie różne osoby; ewentualnie ten sam człowiek, ale który dopiero z czasem naprawdę nauczył się śpiewać. Wydaje mi się, że przez pierwsze piętnaście lat byłem zbyt zachowawczy. Wiesz, mówiłem sobie: "nie, nie wezmę tych nut, bo są za wysokie". Albo: "nie, nie będę się forsował, bo jutro też mamy koncert". Pamiętasz może, że po wydaniu "Infected" zrobiliśmy sobie przerwę, po której wróciliśmy z "r(E)volution". W tym czasie wszystko się zmieniło. Na scenę zacząłem wychodzić z nastawieniem, że dam z siebie sto procent, gdyż każdy jeden koncert powinien być traktowany jak ten najważniejszy. Nie ważne, czy gramy dla setki osób czy siedemdziesięciu pięciu tysięcy - zawsze trzeba się na maksa przykładać. Ta zmiana w myśleniu wpłynęła także na moją pracę w studiu. Zamiast spędzać w kabinie wokalnej osiem godzin, jak to bywało wcześniej, powiedziałem producentowi, że ma mnie do dyspozycji na półtorej, może dwie godziny, ale za to w tym ograniczonym czasie dam z siebie absolutnie wszystko! Tak jest po dzień dzisiejszy. Wiesz, jestem bardzo wdzięczny losowi, że w wieku pięćdziesięciu jeden lat, a wkrótce pięćdziesięciu dwóch, nadal jestem w stanie śpiewać wysoko i udźwignąć cały koncert. Widziałem tyle przykrych sytuacji, jak wokaliści popularnych zespołów z lat 80. zażynali się na scenie, bo każda wysoka nuta sprawiała im fizyczny ból. To takie smutne, ale też nieuchronne: z wiekiem możliwości wokalne ulegają degeneracji.
Tak sobie myślę, przecież byłeś zawodowym sportowcem. Czy myślisz, że pływanie pomogło ci zwiększyć i zachować nieprzeciętną objętość płuc? Wiesz, przestałem zawodowo pływać w 1986 roku, czyli bardzo dawno temu. Za to w 2013 roku zacząłem biegać! Od tamtej pory każdego tygodnia przebiegam od dwudziestu do trzydziestu kilometrów. To na pewno bardzo mi pomogło utrzymać kondycję. Mam niski puls, mogę biegać na scenie nie tracąc tchu, a przede wszystkim mimo wieku śpiewać jak młodzik.
Poważnie podchodzisz nie tylko do roli wokalisty, ale także tekściarza. Zawsze dużo uwagi poświęcałeś metalowcom. Co twoim zdaniem czyni ich/nas wyjątkowymi? Powiedziałbym, że otwartość. Nie ważne, czy masz włosy długie czy krótkie, masz brodę czy jej nie masz - zostaniesz zaakceptowany. Prócz tego zespół heavymetalowy i metalowca
łączy wyjątkowa, bardzo bliska więź. Nie jest to przepaść, jak w przypadku gwiazd rocka i ich fanów. My nie gwiazdorzymy, bo sami jesteśmy fanami heavy metalu. Czasem, jak poznaję muzyków z innych zespołów, to autentycznie czuję się onieśmielony. Myślę sobie: "ja cię, to wokalista kapeli X"! HammerFall może sprzedawać więcej albumów i być headlinerem trasy, ale dla mnie to ten zespół jest prawdziwą gwiazdą. Więc tak, metalowców wyróżnia otwartość i bliskość. Na najnowszej płycie utworem "Brotherhood" składamy hołd naszym fanom, bo bez nich bylibyśmy nikim. Chociaż tytuł oznacza "bractwo", to płeć nie ma tu znaczenia, co odzwierciedla tekst: "We hear our brothers sing along / but our sisters carry on". Nie ważne, jak wyglądasz i jakiej jesteś płci - będziesz mile widziany w naszym metalowym gronie. Prócz tego, metal wyjątkowym czyni jego ponadczasowość. To muzyka, która narodziła się w podziemiu, trafiła do mainstreamu, potem znowu zeszła do podziemia. Nie jest to gatunek wyłącznie dla starych bądź młodych, lecz dla wszystkich. Tylko na koncert metalowy bez zażenowania pójdziesz ze swoim ojcem czy dziadkiem.
Potwierdzam, że widywałem na koncertach wielopokoleniowe rodziny i sam też bywałem w takim gronie (śmiech). Dokładnie! Nikt nie ma z tym problemu, a wręcz przeciwnie - to jest super.
Wasza muzyka idzie zresztą w sukurs przesłaniu metalowego braterstwa, bo niewiele rzeczy buduje taką więź między muzykami a widownią, jak wspólne śpiewanie. Zgadzam się! Od samego początku naszej muzyce przyświeca taki właśnie zamysł. Można powiedzieć, że studyjne wersje utworów HammerFall są niekompletne, bo brakuje im jednego elementu: widowni. Ta muzyka ma najwięcej sensu, kiedy zostanie zagrana na żywo, przy współudziale fanów. Wtedy staje się Powiedz, kiedy koncertujecie po całym świecie, to dostrzegacie różnice między fanami wywodzącymi się z różnych kultur? Tak. Generalnie, im dalej na południe jedziesz, tym ludzi stają się bardziej emocjonalni. Nie ważne, czy mówimy o Europie Południowej, czy Ameryce Południowej. Ludzie w Stanach Zjednoczonych bawią się na koncertach dobrze, ale Meksyk to już inna bajka, a co dopiero Kolumbia! Jeśli mam być szczery to my, ludzie Północy, jesteśmy trochę nudni. Mówię to jako Szwed: o ile zawczasu się nie napiję, to cały koncert będę stał z założonymi rękami (śmiech). Przy czym oczywiście zagorzali fani zawsze reagują ekstatycznie, niezależnie od tego, gdzie gramy.
Jesteś wokalistą, tekściarzem, ale też frontmanem. Jak postrzegasz tę rolę? Traktuję ją bardzo poważnie, bo uważam, że to na mnie spoczywa odpowiedzialność za nawiązanie więzi z publicznością. Zawsze wykorzystuję przerwy między utworami, żeby rozgrzać widzów, zaangażować ich emocjonalnie. Także w trakcie utworu czynnie zachęcam ich, żeby śpiewali razem ze mną. Powiem ci, że raz nawet wdałem się z tego powodu w werbalną przepychankę z jednym gościem z widowni. Ilekroć zapowiadałem kolejny utwór, on darł się, żebym nie gadał, tylko grał. W końcu kazałem mu się zamknąć, bo jak nie, to zejdę ze sceny i sam go uciszę. Interakcja na linii frontman - widownia to ważny element show, a nie żadne marnowanie czasu. Za każdym razem, kiedy gramy "Let the Hammer Fall" pytam się zgromadzonych, dla kogo to jest pierwszy koncert HammerFall, dla kogo drugi, dla kogo trzeci… Jest to swego rodzaju konkurs. W momencie, kiedy zaczynamy grać ten kawałek, wszyscy są zaangażowani! Koncert HammerFall to prawdziwe wydarzenie; nie tylko półtorej godziny muzyki, ale też show.
Foto:SandraMyhrberg(CameraLucida)
wego. Wkrótce ruszycie w trasę. Będziecie grać z Helloween, w dodatku z Kaiem Hansenem i Michaelem Kiske w składzie! Czy to dla was spełnienie marzeń? Przyjaźnimy się z prawie każdym członkiem Helloween. Z Gamma Ray graliśmy jeszcze w 1997 roku. "Crimson Thunder" nagraliśmy w studiu Andiego Derisa. Z Michaelem Kiske byłem na trasie świątecznej. W kontekście wspólnych koncertów z Helloween mówimy więc o bractwie kapel. Wracając do twojego pytania, to oczywiście, bardzo cieszymy się na wspólną trasę i wiemy, że nasi fani są równie podekscytowani. Polscy na pewno. Zwłaszcza, że w kwietniu zagracie w Katowicach (konkretnie 18 kwietnia 2022 roku w katowickim Międzynarodowym Centrum Kongresowym - przyp. red.)! Ten zestaw to kompletny heavymetalowy pakiet. Mistrzowie i uczniowie razem w trasie. Bardzo się cieszę, że jesteśmy w to zaangażowani. Zobaczyć ten siedmioosobowy skład Helloween na żywo to nie lada wydarzenie. Jeżeli z jakichś względów w przyszłym roku wybierzesz się tylko na jeden koncert - to powinien być ten!