Spis treści Marudzenie Helli 3 Poezja
Krystian Stefanowski głaskostopie 5 Marcin Sztelak Odpuszczenie 6 Marcin Sobiecki Widzenie 7 Lucyna Bełtowska Penelopa z Australii 8 Dorota Czerwińska Dzieło 9 Pod ścianą 10 Marcin Lenartowicz Domkard. 11 Artur Michał Kibiłda 10 minut i kończę kochanie 12 Incommunicado 13 nie widziałem Krzyku Muncha 13
2
Proza
Kuba Łaszkiewicz Jak nie być burakiem? 14 Lucyna Bełtowska Monę Lisę tanio sprzedam 16 Spowiedź Odysa 17
Stopka Redakcyjna 19
Herbasencja
Marudzenie Helli No i stało się. Zgrały nam się miesiące, co oznacza, że mamy już dwa lata obsuwy. A żeby było zabawnie, to maj z przed dwóch lat pamiętam bardzo dobrze, bo kolejny raz życie wywróciło mi się wtedy do góry nogami. I miałam wtedy baaardzo dużo wolnego czasu… Co ja z tym czasem wtedy zrobiłam? Dlaczego nie nadgoniłam Herbasencji? Tego akurat nie pamiętam. Ale gdzie ja bym wtedy pomyślała, że ledwie cztery miesiące później wszystko wywróci się znowu? I od tego czasu „słodka stabilizacja” to coś, co nie ma ze mną za wiele wspólnego. Aczkolwiek… jest fajnie. Trochę mi dydaktycznie ten wstępniak wstępniaka wyjdzie, ale podsumuję tak – ryzykujcie. Jeśli czujecie, że wasze życie utknęło w martwym punkcie i potrzebujecie zmiany, zmieńcie coś. Nawet, jeśli ta pierwsza zmiana nie wyjdzie Wam na dobre, to następne pójdą lżej. I tak, od zmiany do zmiany, może w końcu dotrzecie tam, gdzie naprawdę chcielibyście być? Ja jestem całkiem blisko, chociaż coraz bardziej rozumiem sens powiedzenia: nie ma drogi do szczęścia, to szczęście jest drogą. Ufff… Przyrzekam, że to nie był zaplanowane, samo przyszło. A teraz trochę o numerze. Skromny, ale bardzo mi miło, że część autorów jeszcze można u nas spotkać, a niektórzy nawet nadal chcą u nas debiutować. Po raz pierwszy, ale nie ostatni, przeczytacie u nas utwory Lucyny Bełtowskiej, czyli nebbi. I to od razu w prozie i poezji. Wśród wierszy znajdziecie też jeden z moich ulubionych spod pióra Artura Michała Kibiłdy – „nie widziałem Krzyku Muncha”. Przeszły mnie ciarki przy pierwszym czytaniu i przechodzą przy każdym kolejnym. I tak od dwóch lat. Na koniec oczywiście trochę o okładce, bo jestem pewna, że zwróciliście na nią uwagę. Zdjęcie, jak i widoczne na nim kubeczki są autorstwa Emilii Michniewicz. Jeśli wyglądają znajomo, to słusznie, bo kiedyś na naszej okładce gościł jej kubeczek ze steampunkową sową. Magia, prawda? A malunki Emilli znajdziecie nie tylko na kubkach. Serdecznie zapraszam Was na jej fanpage: www.facebook.com/MichniewiczArt/. Helena Chaos
Kwiecień 2017
3
Krystian Stefanowski (ks_hp) Znany w internetowym świecie literackim pod pseudonimem ks_hp. Urodzony w 1992 roku w Pyskowicach, obecnie zamieszkały w Krakowie w związku z rozpoczęciem studiów na kierunku informacja naukowa i bibliotekoznawstwo na UJ. Wiązał się z różnymi portalami literackimi. Pisze od paru lat, wyłącznie poezję. Słucha muzyki klasycznej oraz alternatywnej. Czyta powieści filozoficznopsychologiczne bezpośrednio dotykające natury człowieka. Ulubioną prozatorką jest Jeanette Winterson, poetką - Sylvia Plath. Nie uznając żadnych barier, marzy o Nagrodzie Nobla w kategorii literatury.
głaskostopie Krzyż w pionie, dopóki nie łupnie; różaniec w pełnym uśmiechu, światło bez tunelu. Słowo jak wypuszczony szerszeń - nad rzeką, pod platanem, w lekkim oddaleniu próbujemy łączyć rozmiary. Ostre głosy rozdzierają skórę - będziemy walczyć o wygładzenie, kiedy i nas dotkną burze i spirale wód. Kiedy ochłodzi się i pociemnieje oko; nie będę wtedy pytała, co robić, żeby osiągnąć horyzont: czarne sylwetki same położą się i wystrzelą jak drzewa, wyszczupleją i wtopią się. Nie patrz; a zima i tak zaskorupi skronie i nozdrza.
kiedy i nas dotkną burze i spirale wód. Kiedy ochłodzi się i pociemnieje
Kwiecień 2017
5
Marcin Sztelak (Marcin Sz) Urodzony w 1975 roku, obecnie mieszka we Wrocławiu. Interesuje się poezją i ogólnie literaturą, historią, szczególnie starożytną. Pisze od zamierzchłych czasów podstawówki, ale na ujawnienie zdecydował się około pięć lat temu. Członek Grupy Poetyckiej Wars, uczestnik II Warsztatów Poetyckich Salonu Literackiego w Turowie oraz XVIII Warsztatów Literackich Biura Literackiego we Wrocławiu. Jak na razie najpoważniejszym osiągnięciami są: wyróżnienie w XVII Konkursie Poetyckim im. Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej i VI Ogólnopolskim Konkursie „O Wawrzyn Sądecczyzny“, oraz wyróżnienie w III Ogólnopolskim Konkursie Poetyc-kim „O granitową strzałę”, wyróżnienie w VIII Ogólnopolskim Konkursie Literackim „O Kwiat Azalii”, wyróżnienie w VII Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Zdzisława Morawskiego, wyróżnienie w VII Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Władysława Sebyły. Wyróżnienie w V Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim „O granitową strzałę”, wyróżnienie w XIV Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim „O Lampę Ignacego Łukasiewicza” oraz IX Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim „Czarno na biały”, III nagroda w VIII Ogólnopolskim Konkursie na Prozę Poetycką im. Witolda Sułkowskiego. Zwycięzca XXI Otwartego Konkursu Literackiego „Krajobrazy Słowa“. Jego wiersze drukowano w tomikach pokonkursowych oraz almanachach. W grudniu 2012 roku został wydany jego debiutancki tomik pt. „ Nieunikniona zmiana smaku” (nakładem krakowskiego wydawnictwa Miniatura).
Odpuszczenie Panie Samobójco zapraszamy do stołu, niech pan spokojnie złoży głowę. Pękamy na pół, wzdłuż kręgosłupa wyrastają świeże pędy winorośli. Zbyt młode nie zrodzą owoców dopóki nie zapomnimy słów. Niemi spijemy soki z miast rozłożonych na żyznej glebie niczym narośl. W końcu słodycz rozsadzi skórę, aż do pożółkłych kości praprzodków. I w proch się nie obrócimy, rosnąc coraz wyżej, po ostateczne spełnienie. Panie Samobójco, nic nie szkodzi, że pan nie żyje — to na pewno nie zmienia smaku wina.
6
Herbasencja
Marcin Sobiecki (gryzak_uspokajajacy) Białostoczanin od urodzenia. Jestem aktywnym zawodowo farmaceutą, a hobbistycznie tatuchem dwójki rozkoszniaków. Pisanie to czas na powrót do samego siebie, z jednej strony relaks, z drugiej pewna summa przemyśleń z mijających dni. Nie silę się na nie, czasem wybucha samo, a co mnie łączy z poezją to jeszcze nie wiem. Dla przyjaciół - Soviet.
Widzenie Szerokie, przeszklone drzwi odbijają sylwetkę dość wiernie, tak, że można dostrzec siebie na przyciemnionych schodach, którymi cierpliwy pielęgniarz reagujący na sygnał podobny do tego w windzie. Ta, wznosi od razu na poziom drugi, jasny korytarz i maleńkie, wstrząsoodporne okienka. Za nimi ludzie o asymetrycznych buziach, może przez kaprys bo wciąż każą łykać wielobarwne diagnozy, a gdy nie chcą straszy powiastką o strychu ponad kukułczym lotem - tam, gdzie winda nie jeździ. Masz, dla odmiany skubnij tęczy kochanie - śmieje się, że aby zdobyć magnetyczny klucz potrzebuje jedynie przespać z odźwiernym, a mnie to wciąż boli i nawet bardziej, gdy na łopatce pękał tłuczek do mięsa. Wyszedłem lżejszy o torbę ciuchów, akwareli i słodyczy - za oczy kamer, gdzie walutą jest nadal zrolowany tytoń. Dziedziniec oddziału psychoz ostrych mości kilkanaście drzew, na każdym bieli się i blednie tak ludzko, namalowane serduszko.
bo wciąż każą łykać wielobarwne diagnozy, a gdy nie chcą straszy powiastką o strychu ponad kukułczym lotem
Kwiecień 2017
7
Lucyna Bełtowska (nebbia) Mieszkam w Krakowie, jestem kustoszem muzealnym, przez wiele lat (praktycznie całe dorosłe życie) pracującym w Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Maius. Na swoim koncie mam kilkadziesiąt muzealnych wystaw, krajowych i zagranicznych. Jedna z nich nagrodzona została przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Sybillą“, czyli ważnym wyróżnieniem w świecie kultury. Kilka lat temu „udekorowana“ zostałam Złotym Krzyżem Zasługi przez Prezydenta RP, za zasługi w dziedzinie kultury i nauki, a obecnie cieszę się tytułem „Twórca Roku 2018“ przyznanym mi przez Radę Dzielnicy XI Miasta Krakowa.
Penelopa z Australii Aliquando bonus dormitat Homerus (Horacy, Ars Poetica) Posiwiała Penelopa uroki antypodów ma za nic. Hoduje kangury, koale i psy dingo, już nie pruje wydzierganych nocami tkanin. I nogi ją bolą, nawet na parter wjeżdża windą. Ostatni sen o Odysie miała lat temu kilka - Terra Australis Incognita - nie ma złudzeń. Itaka, a nawet Wyspy Błogosławione, życia pomyłka kiedy czerwonym żarem spada na nią grudzień. Tylko tam, gdzie wiedzie szlak, pod sacrum Uluru, w rozedrganym powietrzu milczące cienie przeszłości, wpływając w krwioobieg, rozgrzeszają i uwalniają od bólu.
Hoduje kangury, koale i psy dingo, już nie pruje wydzierganych nocami tkanin. I nogi ją bolą, nawet na parter wjeżdża windą.
8
Herbasencja
Dorota Czerwińska (szara) Mieszkam i pracuję w Warszawie, moje miasto jest dla mnie ważne. Wiersze piszę od dziecka, ale kontakt z innymi twórcami nawiązałam całkiem niedawno, w necie. Tu też wypracowałam własny styl. Spełniam się w utworach zwięzłych, krótkich, wieloznacznych. Uwielbiam bawić się słowami. Mam duży szacunek do Ojczyzny, jestem zaciętym kibicem sportowym. Interesuje mnie każda dyscyplina, w której spełniają się nasi.
Dzieło Brodził przez wersy poeta przejęty. Tłoczył emocje, zwidy i obrazy, wybijał słowa, żeby dojść do puenty. Na łeb spadały gwiezdne firmamenty… Bóg pragnie wiedzieć, co się mogło zdarzyć, gdy szarpał wersy poeta przejęty. Wiersz ów posiadał marne fundamenty, ale kolejny tomik się zamarzył, więc brnął w cierpieniu wierszorób do puenty. Nie umiał prosto, a ostre zakręty wciąż zacierały kontury oazy! Spocił się bardzo poeta przejęty. Zanikał pomysł, to znów rytm przeklęty szarpał, przewracał i rozbijał frazy. Wybijał słowa, nim doszedł do puenty. Krytyk wypalił chyba cztery skręty (nie mógł na trzeźwo przebrnąć - bez urazy). Ostro popłynął, rolą swą przejęty, lecz nie wyłowił zatopionej puenty.
Kwiecień 2017
9
Pod ścianą Płynie we mnie krew Żyda: Tuwima, Freuda, Korczaka - po zawodzie psubrata. Wasze ciemne ulice, moje zaś kamienice rozsypały się klawo z przedwojenną Warszawą. Getto dużo ma chleba. Stanie w ustach jak kamień, gdy ujawnię te dane spłynie ze mnie krew Żyda… lecz dla Jahwe go wydam.
Wasze ciemne ulice, moje zaś kamienice rozsypały się klawo z przedwojenną Warszawą.
10
Herbasencja
Marcin Lenartowicz (unplugged) Urodzony w Babilonie w roku kota - Astygmatyk i Pochodnia Boża. Poeta, sporadycznie próbujący ubrać Erato w strukturę prozy. Od lipca 2012 roku recenzent działu poezja na portalu Herbatka u Heleny, gdzie się zadomowił.
Domkard. Nie waż się popadać w nieważkość. Jakby to wszystko było mniej ważne od poziomu wód gruntowych, w które obrócę się wkrótce - przymarznę językiem do krótkich zdań - jak lina, jak szpilka. Jak sufit podparty moim ciężarem lżejszym o buty.
Z cyklu: Karma. Jagoda Mornacka.
przymarznę językiem do krótkich zdań - jak lina, jak szpilka.
Kwiecień 2017
11
Artur Michał Kibiłda (aklark) Urodzony w Toruniu w 1972 roku. Absolwent University of London (kierunek: Metodyka Badań Historycznych). Wyjechał za granicę, aby wyrwać się z bloku, choć tęskni do Krakowa.
10 minut i kończę kochanie pies przebiega przez ulicę jakby gdzieś miał urojenia o non omnis moriar właściciela samochodu rozmawiającego przez telefon ze swoją ukochaną/ym nie słyszę nie oceniam obserwuję zza szyby ciepłego pubu przelew uczuć do kasjerek na ulicach-klonach sieją kawiarnie non-GMO jak pieniądze w bankach na wiecznie posiadanie na grzechów odkupienie rano w aptece pan da jakiś płyn - panda panda to nie miłe zwierzątko ale żebrak wołający na pustyni i chyba tyle zrozumie po całym dniu walki o burczącym żołądku że ona nie ma ani grosza bo fryzury z tego zakładu musi starczyć na całe popołudnie i jedną noc w dyskotece – oby ocalał ten pies wtedy non omnis moriar-ty i twoje zbawcze plany na podsłuchu MI5 są wszyscy tak twierdzi gość z sąsiedniego stolika ale on stosuje mowę zależną od punktu widzenia tabletki
na ulicach-klonach sieją kawiarnie non-GMO jak pieniądze w bankach na wiecznie posiadanie
12
Herbasencja
Incommunicado W śpiworach pod sklepami budzi się życie. Walka przechodniów z grawitacją skończona. Reklamy zarzynają wyobraźnię. Co robić nad ranem, kiedy źrenice stoją na baczność? Nie mam drobnych na ugaszenie sumienia. Sytuację ratuje czerwona morda autobusu z mrugającymi oczami w kierunku przeciwnym do wskazówek na tarczy rozkładu. Siadam na górnym piętrze, aby zobaczyć więcej. Kołuję wokół nieznanych miejsc. Nie jestem ptakiem (zbyt dobrze znam zimno bruku) tylko pasażerem - żeby chociaż na gapę… Policja sprawdzi tożsamość i być może wrócę do miejsca, z którego wyszedłem.
nie widziałem Krzyku Muncha zatoka niemrawo kołysze barki zimno i ciemno spokrewnione jak grudzień ze śmiercią matki nie można przespać tego krajobrazu stać w cieniu kiedy wiatr wypycha na plażę spokojnie przed burzą w moim domu mówi matka sinooka w tym norweskim miasteczku gdzie fale liżą podeszwy pytając o łokcie
zimno i ciemno spokrewnione jak grudzień ze śmiercią matki
Kwiecień 2017
13
Kuba Łaszkiewicz (lennon) Zasadniczo to ja chyba najmłodszy tu jestem. Rocznik 2001, uczę się w gimnazjum i jestem wybitnie gnębiony we wszelakich przedmiotach ścisłych, więc jak ktoś się pyta, to mówię, że jestem humanistą. Gram na gitarze, xboksie i nerwach, czytam książki i je recenzuję. Gry komputerowe również. W zasadzie to od niecałych dwóch lat zajmuję się pisaniem recenzji i felietonów, czego efekty można zobaczyć na zkamerawsrodksiazek.pl i bezlagow.pl. Uwielbiam klasycznego rocka i uważam się za wielkiego fana Pink Floyd oraz Kultu. Jeśli chodzi o dziewczyny, to lubię starsze i najlepiej rude.
Jak nie być burakiem?
miniatura
8 marca. Wiecie, co to za dzień? Wiecie, drodzy panowie, co dzisiaj trzeba robić? No pewnie, że Liga Mistrzów. Zapraszam przed telewizory. W zasadzie nie przepadam za piłką nożną i w sumie nawet nie jestem pewny, czy dzisiaj jest jakiś mecz, ale wiem, że na pewno jest Dzień Kobiet. Co roku wyzwanie jest proste - nie wyjść na buca albo ignoranta. Z chłopakami z klasy już kilka dni temu obmyśliliśmy plan całego przedsięwzięcia. Otóż, mieliśmy kupić “naszym” dziewczynom kwiaty i zaśpiewać jakąś piosenkę. Padło na “Baśkę” Wilków z odpowiednio zmienionym tekstem. I tak oto postanowiliśmy, że Kasia miała dobry gust, Hania rysowała cudnie i tak dalej. Dzisiaj wstałem o szóstej, a nieco przed siódmą spotkałem się z Antkiem w umówionym miejscu w parku, by następnie pójść do kwiaciarni, odebrać kwiaty i pójść z nimi do szkoły możliwie tak szybko, żeby żadna z dziewczyn nie zdążyła w niej być i zauważyć towaru. Misterny plan, nie? Antek się trochę spóźnił, czego się w sumie spodziewałem, bo nigdy nie należał do najpunktualniejszych, więc musieliśmy iść nieco szybciej niż przewidzieliśmy to wcześniej, w efekcie czego, jako osoba o bardzo średniej kondycji fizycznej, po wejściu do szkoły byłem niesamowicie zmęczony. Ale to pikuś, bo czego się nie robi dla niebycia burakiem. Prawdziwy problem pojawił się, kiedy okazało się, że szatnie są zamknięte, nauczycieli też chyba nie było i w sumie zastaliśmy szkołę pustą. Nie wiedzieliśmy, co zrobić z kwiatami, a musieliśmy szybko coś wykombinować, bo jeśli któraś z przychodzących wcześniej dziewczyn by nas przyuważyła, to dupa blada, a nie niespodzianka. Kiedy na horyzoncie dostrzegliśmy pierwszą tego dnia szatniarkę, podbiegliśmy do niej i wyjaśniliśmy sytuację. Widać było, że chciała pomóc, ale szybko okazało się, że gdybyśmy zostawili kwiaty w szatni, byłyby one wystawione na pastwę gimnazjalistów, nie ma tam bowiem żadnego strzeżonego przez panie sprzątające kąta, gdzie możnaby to wiadro ukryć. Do szkoły zaczęli przychodzić pierwsi uczniowie, a my nadal nie mieliśmy pomysłu, jak wykonać zadanie, pozostając w trybie in koguto. Do pokoju nauczycielskiego iść nie mogliśmy, bo nauczycielkom też chcieliśmy wręczyć kwiaty. Jedyna opcja, jaka nam pozostała, to męski kibel, czyli prawdopodobnie najbrudniejsza i najbardziej śmierdząca część naszej szkoły. Mieliśmy szczerą nadzieję, że te kwiatki tam nie zwiędną.
14
Herbasencja
Pozostał podstawowy problem: mieliśmy ukryć to wiadro aż do trzeciej lekcji. W związku z tym doszliśmy do wniosku, że przynajmniej jeden z nas musi mieć kwiaty na oku, żeby nikt ich nie zniszczył ani nie obszczał. Ciężka sprawa. Jakieś dziesięć minut przed dzwonkiem na pierwszą lekcję nakazałem Antkowi, aby strzegł roślinek, a sam pobiegłem, by poprosić kilku chłopaków z klasy o wsparcie. Szybko ustaliliśmy misterny plan. Mieliśmy się zmieniać co dziesięć-piętnaście minut w pilnowaniu kwiatków. Wyglądało to następująco: jakieś dziesięć minut po dzwonku jeden z chłopaków mówi, że pilnie musi do toalety. Wychodzi z klasy i zmienia Antka, który wpada do klasy, przepraszając za spóźnienie. Po jakimś czasie chłopak wraca, a minutę później ktoś inny pyta, czy może iść się załatwić, bo bardzo pilnie musi i już nie wytrzymuje. I tak przez całą lekcję, a na przerwie, z racji wzmożonego ruchu, do toalety idzie dwóch albo trzech ziomków. I wiecie co? Udało się, chociaż nie da się ukryć, że zarówno nauczyciele, jak i dziewczyny wyczuwali, że coś jest nie tak, ale w końcu nie domyślili się, o co chodzi. Poza tym chyba mają nas za jeszcze większych idiotów, bo te trzy lekcje wyglądały naprawdę komicznie. Kilka razy plan był na granicy nieudania się, ale za każdym razem w końcu udało się przekonać nauczyciela, że to chyba jakiś paskudny rodzaj grypy żołądkowej czy coś w tym rodzaju. Dotrwaliśmy w niepokoju do godziny wychowawczej. Udało się - kwiatki nie zwiędły ani nikt ich (chyba) nie oblał moczem. Zaśpiewaliśmy dziewczynom piosenkę, daliśmy badyle zarówno koleżankom, jak i wychowawczyni. Byliśmy z siebie bardzo dumni. Ale - jak to za każdym razem w takich wypadkach bywa - kilka dwupiersiastych istot oznajmiło, że żółte kwiaty to się kładzie na grobie i że wiocha, że jesteśmy takimi burakami. No i cały misterny plan… a szkoda gadać.
Do pokoju nauczycielskiego iść nie mogliśmy, bo nauczycielkom też chcieliśmy wręczyć kwiaty. Jedyna opcja, jaka nam pozostała, to męski kibel, czyli prawdopodobnie najbrudniejsza i najbardziej śmierdząca część naszej szkoły. Mieliśmy szczerą nadzieję, że te kwiatki tam nie zwiędną.
Kwiecień 2017
15
Lucyna Bełtowska (nebbia) Mieszkam w Krakowie, jestem kustoszem muzealnym, przez wiele lat (praktycznie całe dorosłe życie) pracującym w Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Maius. Na swoim koncie mam kilkadziesiąt muzealnych wystaw, krajowych i zagranicznych. Jedna z nich nagrodzona została przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego „Sybillą“, czyli ważnym wyróżnieniem w świecie kultury. Kilka lat temu „udekorowana“ zostałam Złotym Krzyżem Zasługi przez Prezydenta RP, za zasługi w dziedzinie kultury i nauki, a obecnie cieszę się tytułem „Twórca Roku 2018“ przyznanym mi przez Radę Dzielnicy XI Miasta Krakowa.
miniatura
Monę Lisę tanio sprzedam
Kiedy wykradał mnie z Luwru nie bałam się. Nuda muzealnych sal była tak wielka, iż z trudem – przecież jestem dobrze wychowaną damą - maskowałam ziewanie. Ziewanie, które z dnia na dzień stawało się coraz trudniejsze do opanowania. Powiedział, że nazywa się Leonardo Vincenco. Ładnie - Leonardo, Leonardo - wspomnienia napłynęły gorącą, wzburzoną falą. Zaufałam mu. Zamieszkaliśmy przy wąskiej ulicy, niedaleko Place du Tertre. To budziło moją nadzieję na dobrą zabawę. Dookoła, przy stromych uliczkach Montmartre, w równie ciasnych mieszkaniach jak nasze, gnieździło się wielu artystów. Po głowie chodziły mi myśli o szalonej, namiętnej miłości, a jeżeli taka - w ich czasach - była rzadkością, to przynajmniej o rozkosznym skoku w bok. Przecież był Włochem. Jakżeż się myliłam! Ten Leonardo nie był artystą. Zamiast wspólnego przesiadywania w zadymionych kawiarniach, pełnych pokus i niezaznanych - mój Boże... to naprawdę już minęło kilka wieków? - rozkoszy, zamknął mnie, czy muszę to wyznać – o wstydzie i poniżeniu – w odrapanej walizce z podwójnym dnem. Śmierdziała cebulą i zjełczałą oliwą. Nie zaznałam smaku szmaragdowozielonego absyntu. Nie widziałam wyuzdanego kankana w Moulin Rouge. Nie poznałam Guillaume`a, chociaż jego „La chanson du mal-aime” znałam na pamięć. Czyż nie siadywał przed moim wizerunkiem ten anemiczny młodzian i - ciągle od nowa, do siebie? do mnie? do nieznajomej? już sama nie wiem - szeptał słowami tego wiersza? Tylko jemu, jedynemu prezentowałam mój - jak mówią tajemniczy półuśmiech - a nie z trudem tłumione ziewnięcie. To jego wina! Obudził moje „tęsknice”, chociaż pewnie sam o tym nie wiedział.
16
Herbasencja
A biednego, niewinnego Apollinaire`a aresztowali. Z mojego powodu, a także ciągali na posterunek policji - równie niewinnego - jego przyjaciela Pabla Picassa. Paradoks. Ech, życie! Po dwóch latach mój Leonardo... a jaki tam z niego Leonardo, tak naprawdę to był zwyczajny Vincenzo Peruggia. I tyle. Gdybyż trafił mi się, dajmy na to, Perugino! Po dwóch latach „walizkowego aresztu” pojechaliśmy do Włoch. Łudziłam się; wolność, niebo nad Toskanią, może nawet moja ukochana Florencja, spaghetti, campari, caffe corretto... Zamiast tego, upokarzające targi i obrażające moją niewieścią wstydliwość... badania! Jednak z tej niefortunnej przygody, wyniosłam pewną korzyść. W Luwrze - nareszcie - po wieloletnim pomieszkiwaniu na wspólnej ścianie, dano mi odpowiednią do mojej pozycji, urodzenia i wymagań oprawę.
Spowiedź Odysa
miniatura
A po Kalipso, pani ciemności z wyspy Ogygia, nie wziąłem do łoża żadnej innej - boginki, nimfy czy zwykłej ziemianki. Pozwoliłem, by nieco utemperowała mój charakter. To prawie nic za ofiarowaną nieśmiertelność. Musiałem zyskać więcej czasu, aby jakoś uporządkować swoje sprawy; Kirke i Penelopa domagały się coraz wyższych alimentów. - Telemach jest już dużym chłopcem, wymagającym, wstydzi się swojego starego smartphona. Przecież wszyscy moi zalotnicy mają już te, no wiesz... najnowszej generacji. Chyba rozumiesz, jak on się czuje? – Donosiła moja ślubna w coraz bardziej natarczywych SMS-ach. Kirke, szalona, delikatna i namiętna nimfa Kirke! Po powiciu naszego syna, Telegonosa, już nie była – niestety – taka wiotka, rozumiecie; cellulit, rozstępy, rozregulowane hormony i... te sprawy. Ona nie ograniczała się do SMS-ów - jednak Penelopa miała więcej klasy – uparta Kirke, dzień w dzień, jakby nie miała nic do roboty, wisiała na telefonie - pampersy coraz droższe, a mały sika jak koń. Wydaje ci się, że na mojej niewielkiej wysepce można je tanio kupić? Po tym nieszczęsnym Ajaixicie szaleje inflacja - wywrzaskiwała jak pierwsza lepsza przekupka. Zastanawiające, jak to po porodzie potrafią się zmienić. Alimenty! Ich wysokość i częstotliwość spędzały mi sen z powiek. Ale bezsenne noce były upojne. Każdej z nich moja temperamentna bogini odkrywała i uczyła nowych odmian miłości. A myślałem, że w tej materii wiem już wszystko - wolniej, głębiej, celebruj, terra incognita, amat victoria curam - szeptała, nie wiedzieć czemu, po łacinie. Nawet ciąża nie była przeszkodą w naszej miłosnej ekwilibrystyce. Dziwne jest to, że dzisiaj mało kto pamięta naszych synów: Nausitusa i Nausinusa. A przecież świat bez ich wynalazków i odkryć byłby kaleki. Nausitus to prapraprzodek kapitana Nemo, twórca pierwszej łodzi podwodnej, ojciec chrzestny wszystkich: – Nautilusów, Turtleyów, Hunleyów i innych U-Bootów.
Kwiecień 2017
17
Nausinus zaś, genialny, a wymazany z podręczników do matematyki, trygonometryczny goniometra - jego to: sinus i cosinus. Z nich jestem dumny! Jakoś wiązałem koniec z końcem. Do czasu, kiedy pewnego poranka otrzymałem e-maila: W związku z poniesionymi wysokimi kosztami dwóch przyjęć weselnych, żądamy niezwłocznego uiszczenia załączonych faktur. Ponieważ, nie dostaliśmy obowiązkowych (w tych okolicznościach) prezentów, równocześnie domagamy się przeniesienia na nas praw własności do wyspy Ogygis. Z poważaniem Telemach i Telegonos No nie! Tego było już za dużo! Nie byłem, nie jestem bezgrzeszny, ale żeby dwaj przyrodni bracia żenili się z moimi byłymi, a swoimi macochami - Telemach z Kikre, a Telegonos z Penelopą - taka krzyżówka, to coś chyba nie halo! Nie na darmo mój dziadek, Autolykos syn Hermesa, nadał mi imię - Odyseusz, czyli Gniewny. Dosyć tego dobrego! Kiedy z wymówką w oczach spojrzałem w kierunku Olimpu, kątem oka zauważyłem, że planetoida trojańska, nr (1143)1930 BH, jest wolna. Przeniosłem się tam z tą - diabła wartą nieśmiertelnością. Homer? I ta cała jego Odyseja? To tylko misternie utkana konfabulacja. ApoKalipso – niech wali się świat.
Kirke, szalona, delikatna i namiętna nimfa Kirke! Po powiciu naszego syna, Telegonosa, już nie była – niestety – taka wiotka, rozumiecie; cellulit, rozstępy, rozregulowane hormony i... te sprawy.
18
Herbasencja
Stopka redakcyjna Profile autorów:
Aklark http://www.herbatkauheleny.pl/profile.php?lookup=853 gryzak_uspokajajacy http://www.herbatkauheleny.pl/profile.php?lookup=624 ks_hp http://herbatkauheleny.pl/profile.php?lookup=95 lennon http://herbatkauheleny.pl/profile.php?lookup=650 Marcin sz http://www.herbatkauheleny.pl/profile.php?lookup=70 nebbia http://www.herbatkauheleny.pl/profile.php?lookup=801 szara http://herbatkauheleny.pl/profile.php?lookup=602 unplugged http://herbatkauheleny.pl/profile.php?lookup=57
Skład:
Agata Sienkiewicz
Fotografia na okładce:
Emilia Michniewicz www.facebook.com/MichniewiczArt
Wszystkie teksty zamieszczone w „Herbasencji“ są własnością ich autorów i podlegają ustawie o prawie autorskim. Jeśli chcesz je w jakiś sposób wykorzystać, musisz najpierw poprosić autora o zgodę. „Herbasencja“ jest darmowym magazynem portalu www.herbatkauheleny.pl, możesz go ściągać, rozprowadzać i czytać bez żadnych obaw ;)
w w w . h e r bat kau h e l e n y . pl
Kwiecień 2017
19