Hill Size Magazine listopad 2017

Page 1

Hill Size Magazine

Dawid K ubacki Presja zawsze będzie

Prz yjaci e le Stefan Kraft & Michael Hayboeck

Hill Size Magazine Magazyn o skokach narciarskich

Sara Ta k a n a s hi Nie skupiam siÄ™ na swoich wynikach

1

numer 6 / listopad 2017


zdjęcie: Jagoda Bodzianny

2

nr 06 | listopad 2017


Belka startowa

Już za chwilę, już za momencik... biały puch pokryje skocznie narciarskie, a reflektory skierują się na tych, którzy nadchodzącej zimy odegrają pierwszoplanowe role. Idole, bohaterowie, szaleńcy. Takich widzimy ich na szklanym ekranie. Podziwiamy za odwagę i sukcesy, czasem ganimy za buńczuczność. Czy w pucharowej zawierusze jest miejsce na przyjaźń? Stefan Kraft i Michael Hayboeck udowadniają, że można rywalizować na skoczni, a poza nią, grać w jednej drużynie. Choć niekoniecznie tej piłkarskiej. Jak mówi przysłowie, prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Takim dla norweskiej drużyny jest Jermund Lunder. Trener cudotwórca, który zrobi wszystko by jego zawodnicy i zawodniczki zawalczyli o olimpijskie medale. Zanim jednak znicz zapłonie w Pjongczang, proponujemy małą lekcję historii w Norweskim Muzeum Olimpijskim w Lillehammer. To miejsce szczególne dla fanów sportów zimowych, ale także dla bohaterek tego numeru. Spela Rogelj i Sara Takanashi są z olimpijskim obiektem za pan brat. To tam obie zadebiutowały w Pucharze Świata, a na początku grudnia zainaugurują kolejną edycję zmagań. Zima za pasem, a my wciąż żyjemy wspomnieniem letnich konkursów i sukcesów Dawida Kubackiego. Liczymy na to, że Król Lata zaprzyjaźni się z czołówką również w nadchodzących miesiącach. Nie pozostaje nam nic innego jak życzyć Wam sezonu pełnego emocji przeżywanych w gronie prawdziwych przyjaciół! Redakcja

Hill Size Magazine

3


Redaktor naczelny Przemysław Wardęga wardega@hillsizemagazine.com Z-czyni redaktora naczelnego Martyna Ostrowska ostrowska@hillsizemagazine.com Sekretarz redakcji Maria Grzywa grzywa@hillsizemagazine.com Projekt graficzny Aleksander Milejski Magdalena Gawlik-Łęcka Makieta magazynu Magdalena Piwowar Reklama reklama@hillsizemagazine.com Współpraca: Aneta Biedroń, Jagoda Bodzianny, Ewa Blaszk, Karolina Chyra, Klaudia Feruś, Ewa Knap, Natalia Konarzewska, Mikołaj Szuszkiewicz, Dominika Wiśniowska, Barbara Żur Wydawca Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości ul. Piękna 68, 00-672 Warszawa Adres i siedziba redakcji AIP VISTULA (Hill Size Magazine) ul. Stokłosy 3, 02-787 Warszawa Adres kontaktowy Hill Size Magazine Kręta 7/7, 50-237 Wrocław Zdjęcie na okładce Maria Grzywa

Partnerzy:

4

nr 06 | listopad 2017


spis treści

zdjęcie: Maria Grzywa

BELKA startowa ROZBIEG 6 | RED BULL 400 8 | RODZYNEK

PRÓG 10 | SKOK PO VLOG 12 | PRACUŚ

BULA 16 | SKOKI WEDŁUG MRUCZKA 18 | NAJLEPSZY SKOCZEK ARGENTYNY

ZESKOK 22 | KONTUZJE 24 | TRENER WSZECHMOGĄCY 28 | STEFAN KRAFT 32 | PRZYJACIELE

PUNKT K 36 | KRÓLOWA 38 | ROZMIAR NIE MA ZNACZENIA

HILL SIZE 42 | SUMMER GRAND PRIX 44 | ŚWIATŁA, KAMERA, AKCJA! 48 | NIGDY NIE MÓW NIGDY 50 | BESKYDY TOUR

SZPALER CHOINEK 52 | MATTI Nykänen 54 | NIEPOKORNY MISTRZ

ODJAZD 56 | SOCIAL MEDIA 58 | Skoczkowie i Hill Size

Hill Size Magazine

5


ROZBIEG

tekst i zdjęcia: Dominika Wiśniowska

Red Bull 400 Kiedy stopniał śnieg, a skoczkowie tymczasowo odwiesili narty na kołek, skocznie narciarskie na całym świecie zamieniły się w najbardziej ekstremalne trasy biegowe. Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się jak wyglądałyby skoki narciarskie bez wyciągu, zobaczcie Red Bull 400.

6

nr 06 | listopad 2017


Red Bull 400

Trenowałem bieganie, a powinienem wspinaczkę. Po pierwszych 100 metrach, kiedy ze sprintu przechodzi się we wchodzenie na czworaka, ściśnięta przepona daje o sobie znać. (...) Z samego biegu nie pamiętam dużo, byłem w amoku.

Red Bull 400 to morderczy wyścig w górę skoczni narciarskich. Pomysł na odwrotne wykorzystanie obiektów zrodził się w 2011 roku w Austrii. Bieg, a raczej czterystumetrowa wspinaczka po stromym wzgórzu, przez kolejne lata zyskała wielu sympatyków. W siódmej edycji cyklu rywalizowano na 14 skoczniach w Europie, Azji i Ameryce Północnej. Po raz pierwszy w historii, w połowie lipca rozegrano Mistrzostwa Świata w tej konkurencji. Najlepsi pokonują dystans w nie więcej niż 4 minuty na dużym obiekcie. Nieco dłużej zajmuje to na skoczniach mamucich, takich jak Letalnica w Planicy. Jedną z aren zmagań biegaczy Red Bull 400 było norweskie Trondheim. W wyścigu na Granåsen rywalizował Polak Antonio Rąpała. – Zawody Red Bull 400 były dla mnie i mojego zdrowia punktem zwrotnym. Chciałem wrócić do sportu mocno to akcentując. W styczniu 2017 roku podano terminy zawodów, wybrałem Trondheim. Miałem 5 miesięcy na spokojne przygotowania. Decyzji o starcie w zawodach takich jak Red Bull 400 nie można podjąć z dnia na dzień. Niezwykle istotny jest

Hill Size Magazine

przemyślany program treningowy. – Przygotowania zaczęły się na początku roku treningami ogólnorozwojowymi, aby przyzwyczaić organizm do aktywności. „Wielki powrót” poprzedziłem wizytą u kardiologa, gdzie poddałem się badaniom serca. Dostałem formalne zielone światło i ogólnorozwojowo trenowałem przez 1,5 miesiąca. Na 3 miesiące przed startem rozpocząłem bardzo intensywne treningi, które rozpisał mi mój trener. O dietę wówczas zadbała moja dziewczyna, która jako fanka zdrowego żywienia, testowała na mnie nowe metody. Do treningów 3-5 razy w tygodniu doszły regularne wizyty u fizjoterapeuty, który również prowadził mnie do samych zawodów. Wreszcie przyszedł wielki dzień startu. Niezwykle wymagający pod względem fizycznym bieg mógł sprawić problemy nawet najlepiej przygotowanym zawodnikom. – Trenowałem bieganie, a powinienem wspinaczkę. Po pierwszych 100 metrach, kiedy ze sprintu przechodzi się we wchodzenie na czworaka, ściśnięta przepona daje o sobie znać. Nie spodziewałem się, że będzie to takim utrudnieniem. Dodatkowo śliski od deszczu igielit komplikował zadanie.

Z samego biegu nie pamiętam dużo, byłem w amoku. Poza ekstremalnym tętnem dawałem radę. Na mecie dostałem puszkę Red Bulla i kubek wody. To drugie się przydało, to pierwsze to raczej opcja dla szaleńców. Chwilę odpocząłem i zacząłem schodzić ze skoczni. Emocje powoli opadały. Miejscami robiło mi się słabo. Po 30 minutach wszystko minęło i rozbolały mnie nogi. Z tym uczuciem szczęśliwy wróciłem do Polski. Dudniące serce i palący ból w udach nie powinny jednak odstraszyć śmiałków, którzy chcą zmierzyć się w ekstremalnym biegu. – Impreza jest świetna, należy koniecznie odwiedzić ją chociaż raz jako widz. Zachęcam do tego wszystkich. Każdy ma swoje tempo i można pokonywać dystans 400 metrów nawet w 15 minut. Warto sprawdzić siebie i zmierzyć się ze słabościami. Wcześniej należy zadbać o zdrowie i świadomie się przygotować. Już czekam na harmonogram przyszłych imprez. Na pewno dołączę, a przygotowania przedłużę do 7 miesięcy. 

7


rozmowa: Martyna Ostrowska zdjecie: Przemysław Wardęga

ROZBIEG

Rodzynek Ekspresyjna radość po udanych skokach to już niemal jego wizytówka. O igrzyskach olimpijskich, najważniejszym celu na sezon zimowy i kombinacji norweskiej opowiedział nam jedynak we francuskiej kadrze Vincent Descombes Sevoie.

Zbliżają się Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Korei. Do tej pory wystartowałeś w jednych, w Vancouver. Jakie cele stawiasz sobie przed turniejem w Pjongczang?

wiem, że przed nimi jeszcze wiele wyzwań – Mistrzostwa Świata w lotach czy Turniej Czterech Skoczni. Jeśli podczas tych konkursów pokażę się z dobrej strony, będę z dużo lepszym nastawieniem jechał do Korei. To właśnie igrzyska są moim najważniejszym celem na sezon zimowy.

mam wystarczająco potencjału, żeby osiągać bardzo dobre wyniki. Cieszę się z tego, w jakiej obecnie dyspozycji jestem i że udało mi się popchnąć cały proces do przodu. Mam nadzieję, że dobra passa będzie trwać.

– W Vancouver debiutowałem na igrzyskach i to był dla mnie świetny czas. Niesamowite uczucie rywalizoZnajdujesz więcej zalet czy wad wać podczas takiego turnieju. Każdy będąc jedynym skoczkiem w narosportowiec powinien doświadczyć Przed Soczi nie byłeś w najlepszej dowej kadrze Francji? tego w swojej karierze. Nie udało mi dyspozycji. Teraz prezentujesz się – To nie jest dla mnie łatwa sytuacja, się pojechać do Soczi, dlatego teraz ponieważ zawsze sam muszę się naprawdę dobrze i skaczesz na tym bardziej skupiam się na występie najwyższym poziomie. mobilizować do pokonywania kolejw Pjongczang. Staram się jak mogę – Tamten czas był dla mnie bardzo trud- nych barier. Nie dzielę z nikim moich i mam nadzieję zaprezentować mój ny. Najważniejszym było dla mnie jed- treningów, nie mam z kim porównajwyższy poziom w Korei. Zrobię nak, że udało mi się skupić na moich nywać prób na skoczni. Mój trener wszystko, aby osiągnąć szczytową celach i na tym, co chcę osiągnąć. Dało pomaga mi bardzo dużo, ale byłoby formę właśnie na igrzyska. Nie mogę mi to dużo motywacji do jeszcze cięż- wspaniale mieć kogoś z kim mógłbym się już doczekać tych zawodów, ale wspólnie trenować, także na siłowni. szej pracy. Wreszcie zacząłem czuć, że

8

nr 06 | listopad 2017


Vincent Descombes Sevoie

Nie udało mi się pojechać do Soczi, dlatego teraz tym bardziej skupiam się na występie w Pjongczang. Staram się jak mogę i mam nadzieję zaprezentować mój najwyższy poziom w Korei. Zrobię wszystko, aby osiągnąć szczytową formę właśnie na igrzyska.

Niestety w tym momencie nie ma więcej rywalizacji w najbliższym czasie. Zaczynałeś od kombinacji norweskiej. Skąd pomysł na zmianę? chłopaków skaczących na poziomie ka- Mam nadzieję, że młodsi skoczkowie dry narodowej więc muszę ze wszyst- dołączą do mnie i doczekamy się dru- – Nie było mi łatwo startować w zawokim radzić sobie sam. Na szczęście żyny z prawdziwego zdarzenia. dach kombinacji norweskiej, dlatego moje skoki w takcie lata, szczególnie zdecydowałem poświęcić się tylko weekend Pucharu Kontynentalne- Jak zareagowaliście na wiadomość skokom. Stosunkowo późno zacząłem trenować biegi narciarskie, co spowogo w Stams, były satysfakcjonują- na temat zdrowa Ronana Lamy Chappuis? ce. To dało mi dużo pewności siebie dowało, że nigdy nie byłem w nich przed zimą. – To był cios dla całego zespołu. dobry. Zawsze lepiej mi się skakało. Z Ronanem dużo razem współpraco- Sprawiało mi to również dużo więcej Widzisz skoczków, którzy waliśmy, praktycznie cały czas treno- radości. Kiedy wreszcie skupiłem się tylko na jednej dyscyplinie, upłynęło wkrótce mogą dołączyć do waliśmy wspólnie. Teraz muszę robić sporo czasu zanim udało mi się w pełni wszystko sam. Sytuacja nie jest łatwa kadry narodowej? – Mamy kilku chłopaków, którzy pre- i oczywiście zajmie to trochę czasu, przystosować moje ciało do skakania. zentują poziom zbliżony do Pucha- także mnie, żeby się do niej przyzwy- Teraz wiem, że było warto. ru Świata. Wskazałbym tutaj Paula czaić. Mam nadzieję, że jednak wszyst Brasme i Thomasa Roch Duplanda. ko ułoży się dla niego pomyślnie. Ta dwójka powinna otrzymać szansę występów w międzynarodowej

Hill Size Magazine

9


rozmowa i zdjęcia: Dominika Wiśniowska

próg

Skok po vlog

Nie samymi skokami skoczek żyje. Fotografia, motoryzacja czy sporty ekstremalne to tylko niektóre z pasji najlepszych zawodników świata. Joakim Aune, kiedy odkłada narty, chwyta za kamerę. Z młodym Norwegiem porozmawialiśmy o jego nowym hobby – vlogowaniu.

10

Jak to się stało, że zostałeś vlogerem?

– Pomysł na stworzenie vloga pojawił się półtora roku temu. Zawsze oglądałem więcej programów na YouTube niż w telewizji. Myśl o tym, że mógłbym mieć swój własny kanał była interesująca. Nie miałem żadnego sprzętu potrzebnego do nagrywania, ale wiedziałem czego potrzebuję. Tego lata powiedziałem sobie, że muszę zacząć nagrywać, choć wciąż nieco mnie to przerażało. Jak przygotowywałeś się do nakręcenia pierwszego vloga? Jak wygląda to teraz w porównaniu do początków?

– Tak naprawdę, nie przygotowuję zbyt wiele przed nakręceniem vloga. Sprawdzam swoje plany na weekend i próbuję być kreatywny. Szukam miejsc i nowych

sposobów na nakręcenie materiału. Mój pierwszy vlog powstał w Planicy. Przywiozłem ze sobą aparat, bo wiedziałem, że tamtejsza sceneria jest niesamowita. Ze względu na to, że byłem kontuzjowany i przeszedłem operację kolana, mogłem skakać tylko w jednej z dwóch serii treningowych. Wtedy zrodził się pomysł, żeby zacząć relację na Instagramie. Zanim zdążyłem się zorientować, śledziło ją 150 użytkowników. Moją pierwszą relację widziało około 500 osób i odbiór był tak pozytywny, że postanowiłem zrobić kolejny krok. Zacząłem się nagrywać i tworzyć własny vlog. Od tego czasu dostaje coraz więcej pozytywnych komentarzy, co bardzo dobrze wpływa na moją pewność siebie. Muszę za to podziękować moim przyjaciołom i fanom.

nr 06 | listopad 2017


Joakim Aune Jak wygląda proces tworzenia vloga, od przygotowań do opublikowania wideo?

– Ciągle myślę o nowych sposobach na nagrywanie lub kreatywną edycje filmu. Właściwie nigdy nie przygotowuję się do nagrywania, ale staram się zobaczyć różne rzeczy z innej perspektywy. Kiedy znajduję coś fajnego, po prostu dużo nagrywam i staram się to edytować na swój sposób. Jako vloger powinieneś wiedzieć, jak chcesz żeby wyglądała finalna wersja twojego filmu jeszcze zanim zaczniesz nagrywać. Pomysł na to, jak zedytujesz historię jest najważniejszy. Bez tego masz tylko dużo nagranego materiału, który nie zamieni się w nic szczególnego. Jakiego sprzętu potrzebuje początkujący vloger?

– Tak naprawdę nie potrzebuje zbyt wiele, choć oczywiście niektóre urządzenia pomogą i nagrywanie stanie się prostsze. Ja zaczynałem z Sony a5100, który zdecydowanie mogę polecić. Posiada on ruchomy ekran, a jakość wideo jest dobra i to za niewielką cenę. Kupiłem także GoPro HERO 5 BLACK, co umożliwiło mi tworzenie lepszego timelapse [pol. film poklatkowy – technika umożliwiająca pokazanie długich procesów w zaledwie kilka sekund – przyp. red.]. Poza tym używam jej do nagrywania ruchu albo filmowania pod wodą. To pozwala uzyskać różnorodność materiału na vlogu. Kolejny krok, jaki podjąłem to zakup drona DJI Mavic PRO. Teraz mogę nagrywać praktycznie z każdej możliwej perspektywy. Kupiłem też dobry, choć nieco kosztowny komputer oraz Adobe Premiere Pro do edycji. Najwięcej pracuje właśnie w tym programie. To istotne, żeby edycja szła gładko. Jeśli tak nie będzie, szybko się znudzisz lub zmęczysz, a potem poddasz, bo proces nie będzie szedł po twojej myśli. Jaka jest Twoja rada dla osób, które myślą o tym, żeby zacząć vlogować?

Hill Size Magazine

– Przede wszystkim na początku kup tani aparat albo nagrywaj swoim telefonem. Próbuj edytować i staraj się znaleźć własny sposób na vlogowanie. Radziłbym również śledzić inne kanały na YouTube, żeby zobaczyć jak to wygląda z perspektywy innych ludzi i podglądnąć ich sposoby na edycje. Musisz też znaleźć temat dla swojego kanału. Mój jest o sporcie i podróżach. Inni vlogują o grach komputerowych, muzyce czy makijażu. Jest wiele różnych opcji i możliwości, ale to ważne, żebyś odnalazł swój własny styl i trzymał się go. Próbuj edytować swoje filmy w taki sposób, żeby ludzie chcieli zobaczyć więcej. Długie i nudne vlogi, bez akcji i historii są nie do przyjęcia. Lepiej stworzyć wideo, które będzie krótkie, a precyzyjne i naprawdę interesujące. To jest klucz do zdobycia widzów!

jak to będzie wyglądało w zimie, ponieważ to pierwszy sezon od kiedy vloguję. Zachęcam wszystkich do subskrypcji i śledzenia mojego kanału, żeby zobaczyć co z tego wyniknie. Myślę, że mam niezwykłe możliwości. Będąc sportowcem mogę pokazywać wszystko od środka. Masz już jakieś ciekawe pomysły na nagrania w trakcie sezonu?

– Postaram się robić krótkie wideo od kulis, żeby pokazać wam jak wygląda życie skoczka narciarskiego z mojej perspektywy. Chciałbym, żeby więcej ludzi mogło się przekonać jak to jest. Teraz mam szansę pokazać wam całą historię. Obserwujcie mój Instagram i subskrybujcie kanał na YouTube, a będziecie gotowi na zimę! 

Myślisz, że wciąż będziesz w stanie regularnie publikować, kiedy zacznie się sezon zimowy?

– W trakcie sezonu może być trudno tworzyć nowe nagrania, bo nie mamy zbyt wiele czasu między podróżami i zawodami. Wciąż jednak mam nadzieję, że uda mi się nagrywać i informować o tym, co się dzieję nie poświęcając zbyt wiele czasu na edycję wideo. Będę próbował tworzyć dobre vlogi, ale nie mogę pozwolić, żeby miało to negatywny wpływ na poziom mojej energii i na skoki. Niemniej w okolicach końca sezonu i Wielkanocy na pewno będę mieć więcej czasu na tworzenie ciekawych nagrań. Mam świetne plany na następne lato, ale ciężko mi teraz powiedzieć

11


próg

rozmowa: Ewa Knap zdjęcia: Maria Grzywa

Pr a c u ś

Skoki na szklanym ekranie? Nie, dziękuję. Dawid Kubacki to zawodnik, który zamiast gadać woli skakać, a jego ciężka praca nie poszła na marne. Skoczek z Szaflar zdominował letnie konkursy nie wygrywając tylko tych, w których nie wystartował. Pewnie ich nawet nie widział, bowiem skoków w telewizji oglądać nie lubi.

12

nr 06 | listopad 2017


Dawid Kubacki Zdominowałeś rywalizację w Letnim Grand Prix. To dla Ciebie duża niespodzianka?

– Nie da się ukryć, że zwycięstwa trochę mnie zaskoczyły. Wiedziałem, że moje skoki są na wysokim poziomie, ale nie przypuszczałem, że uda mi się wygrać wszystkie konkursy, w których wezmę udział. To bardzo mnie cieszy, bo moja dyspozycja potwierdza, że tegoroczne lato przepracowałem bardzo solidnie. W ostatnich sezonach zmieniłeś styl skakania. Co konkretnie zmodyfikowałeś?

– Wszystko miało miejsce w ciągu ostatnich dwóch-trzech lat. Najwięcej zmiePresja nie pomaga. Ważne, niło się, kiedy zacząłem żeby umieć sobie z nią pracę z trenerem Maciejem poradzić. Jeśli chodzi o mnie… Maciusiakiem. Celem było zachowanie jak największej Tłumaczę sobie, że ona może prędkości po wyjściu z probyć, ale gdzieś z boku. gu. W naszym żargonie nazwalibyśmy to skakaniem „do przodu”. Udział klatki W ostatnich konkursach otrzymywałeś piersiowej przy odbiciu powinien być wysokie noty za styl. To efekty zmian? jak najmniejszy, bo wtedy nie traci – Całkiem dobre noty dostawałem już się szybkości w powietrzu. Już wtedy zeszłej zimy. To efekt pracy nad poprafajnie się to sprawdziło. Z trenerem wą stylu, którą rozpocząłem dwa i pół Stefanem Horngacherem, po małych roku temu. Mam świadomość, że ta pramodyfikacjach, kontynuujemy pracę ca ciągle trwa i do doskonałości jeszcze nad tymi elementami. Pierwotnie zbyt sporo mi brakuje. mocno zbierałem się górą ciała i nieraz było tak, że wychodziłem wysoko, ale Czy te elementy, które zmieniłeś nie wystarczało prędkości. Stąd brały wykonujesz odruchowo, czy musisz się krótsze skoki. Teraz, po kolejnych je kontrolować? zmianach, jest zarówno dość wysoko- – W tej chwili to dzieje się już automaści po odbiciu, jak i została zachowana tycznie. Wiadomo, że pierwsze skoki na prędkość, która pozwala odlatywać w skoczni czy nawet treningi „na sucho” drugiej części skoku. z nowymi rzeczami, wymagały ode mnie sporej kontroli. Po kilku miesiącach wszystko stało się naturalne.

Hill Size Magazine

Błąd, który powodował, że znosiło Cię na prawą stronę też udało się wyeliminować?

– Ląduję już coraz bliżej osi skoczni, ale ciągle mam tendencję do lekkiego skręcania. Cały czas muszę się pilnować i pracować również nad tym elementem. Jak oceniasz najnowszą zmianę wprowadzoną przez FIS, czyli zniesienie prekwalifikacji dla najlepszych dziesięciu skoczków Pucharu Świata?

– Uważam to za błąd, bo po tych zmianach czołowa dziesiątka straci swój prestiż. Moim zdaniem, powinno się wprowadzić nagrodę lub dodatkowe punkty do klasyfikacji generalnej za zwycięstwo czy zajęcie czołowych miejsc i w ten sposób zachęcić czołówkę do udziału w kwalifikacjach. Po zakończeniu poprzedniego sezonu nie mieliście długich wakacji. Zdążyłeś odpocząć?

– Nie było dłuższej przerwy, ale mieliśmy kilka krótszych. Dzięki temu utrzymujemy względną świeżość i jesteśmy odpowiednio wypoczęci. Przy czym najlepiej odpoczywasz?

– Tak naprawdę to wszystko zależy od chwili. Zajmuję się modelarstwem i często korzystam z tego hobby, żeby się wyciszyć. Kiedy pracuję w modelarni lub gdy jestem na lotnisku, to moja głowa odpoczywa od skoków i wszelkich innych problemów. Czasami zdarza mi się, że praca nad modelami tak mnie zaabsorbuje, że dopiero około północy zdaję sobie sprawę, że siedzę tam już od piętnastej. Tak mnie to pochłania, ze niejednokrotnie zapominam o kolacji. Lubię też inne formy odpoczynku. Wyjście do kina czy restauracji z dziewczyną.

13


Kibicuję Polakom! Jeżeli mam okazję oglądać jakieś zawody, gdzie startują reprezentanci Polski, to trzymam za nich kciuki. Dla mnie to naturalne i tak się to u mnie odbywa. Z drugiej strony nie mam też ulubionej dyscypliny, którą bym notorycznie oglądał, śledził i bardzo kibicował.

Zwyczajne obijanie się przed telewizorem też nie jest mi obce (śmiech). Wracasz myślami do wydarzeń zeszłego sezonu?

– Zdarza się, ale bardzo rzadko. Przypominam sobie wtedy wszystkie dobre strony tych konkursów, bo to utrwalanie pozytywnych wzorców. Grafik mamy dosyć napięty i czasu na wspominki nie jest wiele. Żyję z dnia na dzień i skupiam się na tej pracy, którą mam aktualnie do wykonania. Jakie znaczenie ma dla Ciebie medal z Lahti?

– Medal ma dla mnie bardzo dużą wartość sentymentalną. Pozwala powrócić do mnóstwa pozytywnych emocji, które były związane z jego zdobyciem. Przypomina mi też o ciężkiej pracy, która była potrzebna do osiągnięcia takiego sukcesu. To pozwala mi być ciągle zmotywowanym i skoncentrowanym na tym, co jeszcze przede mną. Czy po zdobyciu drużynowego Mistrzostwa Świata i finale Letniego Grand Prix odczułeś wzrost popularności?

– Szczerze mówiąc, to niespecjalnie. Wiadomo, że jest większe zainteresowanie,

14

ale też nie dzieje się tak, że telefon dzwoni całymi dniami. Mogę więc w spokoju skupić się na treningach. Jesteś rozpoznawalny? Zdarza się, że ktoś Cię rozpozna i poprosi o autograf?

– Zdarzają się takie sytuacje. Na szczęście w 99% przypadków są bardzo miłe: ktoś rozpozna, ktoś zapyta, czy można zrobić zdjęcie albo poprosi o autograf. Nie są to jednak częste sytuacje. Inna sprawa, że ja też nie mam czasu, żeby chodzić po miejscach publicznych, gdzie jest na tyle dużo ludzi, żeby ktoś mógł mnie rozpoznać. Czasem słyszę za plecami: <<O, to ten! To ten!>>. Ludzie myślą, że tego nie słychać, ale słychać (śmiech). Takie reakcje to też znak, że ktoś docenia naszą pracę. Nie jest tak, że skaczemy, a jesteśmy zupełnie anonimowi. W czasie Letniego Grand Prix rozdawałeś mnóstwo autografów, nie tylko w Wiśle, ale także w Austrii czy Niemczech. Jesteś coraz bardziej popularny także za granicą?

– Rzeczywiście już od jakiegoś czasu widać, że coraz więcej osób prosi o zdjęcia i autografy. I to jest bardzo miłe. Tylko niestety czasami zdarzają się nieprzyjemne sytuacje z naszej

strony. Po skoku mamy mało czasu i nie możemy go w całości poświęcić kibicom. Musimy szybko udać się do szatni, żeby Kacper [Skrobot – przyp. red.] zdążył przygotować narty. Potem trzeba się jeszcze przebrać, przeanalizować skok i przygotować do kolejnego. Czasem zdarzają się też nieprzyjemności ze strony kibiców. Nie każdy potrafi zrozumieć, że kiedy znajdujemy się na skoczni, to jesteśmy w pracy i musimy się pilnować. Nie mam wpływu na to, że ktoś nie potrafi zrozumieć, że czas dla kibiców jest po zawodach. Wtedy chętnie podchodzę, rozdaję autografy i robię zdjęcia. Wiem, że bez kibiców nie było by nas zawodników. A sam jesteś kibicem?

– Jak najbardziej kibicuję, ale nie jestem fanem jakiegoś konkretnego sportu czy klubu. Kibicuję Polakom! Jeżeli mam okazję oglądać jakieś zawody, gdzie startują reprezentanci Polski, to trzymam za nich kciuki. Dla mnie to naturalne i tak się to u mnie odbywa. Z drugiej strony nie mam też ulubionej dyscypliny, którą bym notorycznie oglądał, śledził i bardzo kibicował. Nawet skoków narciarskich. Nieraz chłopaki się ze mnie śmiali, że kiedyś nawet skoków nie oglądałem i nie rozpoznawałem zawodników z Pucharu

nr 06 | listopad 2017


Świata. Zawsze wychodziłem z założenia, że wolę iść poskakać niż to skakanie oglądać w telewizji. Popularność wiąże się z mediami. Jak czujesz się przed kamerami? Lubisz występować publicznie?

– Nie mam żadnych obiekcji, kiedy trzeba występować przed kamerą. Już na tyle długo jestem w tym sporcie, że po prostu jestem obeznany z kamerami i wywiadami. Towarzyszy mi to na co dzień, więc jest to dla mnie normalna sytuacja. To jest całkiem przyjemne. Jeśli ludzie chcą, żebym udzielał wywiadów, to znaczy, że doceniają to, co robię na skoczni. Zdarzyło się, że dziennikarz wyprowadził Cię z równowagi?

– Zdarzyło się. Opowiesz coś więcej?

– Po swoim skoku udzielałem wywiadu. Pan dziennikarz w połowie mojego zdania, stwierdził, że: <<Dobra, będziemy kończyć, bo muszę iść nagrać tamtego!>>. Akurat szedł Kamil albo Piotrek. Pamiętam, wtedy się wkurzyłem i pomyślałem: „O, ty ...!”. Był to brak profesjonalizmu ze strony tego dziennikarza, bo jeżeli miał inne priorytety do nagrywania, to mógł mnie w ogóle nie pytać.

Hill Size Magazine

Obawiasz się presji przed startem sezonu zimowego?

– Jestem świadomy, że zewnętrzna presja może wzrosnąć, ale ja sam sobie takiej presji nie narzucam. Latem do każdego konkursu podchodziłem bez kalkulowania. Zimą chcę trzymać się tego samego systemu. Wierzę też w to, że jestem dobrze przygotowany psychicznie. Pracuję cały czas z panią psycholog i to mi bardzo pomaga. Czasami w sporcie mówi się o tzw. pompowaniu balonika. Docierają do Was spekulacje mediów i głosy kibiców?

– Jak najbardziej docierają, bo wiadomo, że kiedy jest się w kadrze i startuje w zawodach, nie da się być obok tego i nie wiedzieć, co się dzieje. I tu znowu dużą rolę odgrywa praca z psychologiem. Chodzi o to, żeby presję przyjąć, zaakceptować, ale żeby nie miała ona wpływu na działanie. Presja nie pomaga. Ważne, żeby umieć sobie z nią poradzić. Jeśli chodzi o mnie… Tłumaczę sobie, że ona może być, ale gdzieś z boku. Nie uciekam od niej, bo wtedy jest to tylko udawanie. Muszę skoncentrować się na swoich zadaniach i nie zwracać na nią uwagi. Ona nie pomoże mi dobrze skoczyć. Pomóc może mi tylko koncentracja na tym, co mam zrobić na skoczni.

Faworytom skacze się ciężej?

– Pod względem psychologicznym, na pewno jest trudniej. Człowiek jest cały czas pod presją, wszyscy patrzą na każdy jego skok. Trzeba nauczyć się radzić sobie z tym obciążeniem. Nie jest to łatwe, ale pokazuje klasę zawodnika. Wszystko zależy od dobrego przygotowania psychologicznego. Jeśli człowiek zacznie się przejmować, zacznie zadawać sobie pytania – czy tak, czy inaczej? – to wprowadza niepewność w skoki. Trzeba być przekonanym, że się potrafi i tej myśli trzymać się na wszystkich zawodach. Na zawodach dopinguje Cię Twój Oficjalny Fanklub. Obecność kibiców pomaga?

– Taki fanklub to bardzo fajna sprawa. Pojawiają się na większości konkursów, kibicują mi i wspierają. To ważne w sporcie. Dają mi dodatkowego kopa do działania. Miło mieć świadomość, że ktoś z dołu jednak dmucha mi pod narty (śmiech). Kibicom podczas konkursu towarzyszy sporo emocji i pozytywnej energii, a ja mogę czuć się ich autorem.

15


bula

tekst: Aneta „Mruczek” Biedroń zdjęcia: Maria Grzywa

skoki według mruczka vol.2 Na zewnątrz ponuro, leje i siąpi. Większość z nas przeprosiła się już z kocykiem i farelką. Dzieci wróciły do szkoły. Niektórym udało się trafić do właściwej klasy, a inne usłyszały, że jeszcze dwa lata kiblują w podstawówce. Pewnym jest, że w tym roku nie będzie Matury, bowiem Janek zawiesił narty na kołku. Będziemy tęsknić, lecz nie martwcie się – skoki nie lubią pustki. W dniu ogłoszenia rezultatów kolejnych burzliwych posiedzeń komisji FIS fani skoków powinni profilaktycznie dostawać coś na uspokojenie. Z roku na rok bowiem wypociny, będące wynikiem owych debat, przypominają bardziej gagi Monty Pythona niż rozsądne decyzje dotyczące rozwoju dyscypliny. Podczas gdy Igrzyska w Pjongczang zbliżają się niczym Buka do Doliny Muminków, rzucając zimny cień i przyprawiając o dreszcze atletów, władze FIS postanowiły po raz kolejny „wzbogacić” zimowy program. Działacze z klapy Raw Air wyciągnęli wnioski i... stworzyli kolejnego transformera pod nazwą Willingen Five. Skoro skoczne trendy nacjonalistyczne mają się świetnie i zataczają coraz szersze kręgi, dlaczego każdy kraj, ba, każda skocznia, nie miałyby mieć własnego „tour”. Jeśli wrzuci się to do jednego worka z napisem „Puchar Świata” i podciągnie pod klasyfikację generalną, to nikt nie zauważy. Sportowcy nie będą bardziej zmęczeni, bo startują tylko w Pucharze

16

nr 06 | listopad 2017


Felieton

Świata. A mogą nawet wygrać dodatkowe pieniążki! Jak tak dalej pójdzie to niedługo w skokach, jak w łyżwiarstwie lub tenisie, trzeba będzie składać deklaracje startów w sezonie. Albo się rozdwoić. Innym nowym tworem jest Turniej Beskidzki. Ten jednak dla odmiany, zamiast w trabanta, ma szansę zmienić się w Ferrari. Stary pomysł w nowej odsłonie wypadł znakomicie, zbierając dobre opinie od skoczków, skoczkiń i widzów. Organizacja po czeskiej stronie była znakomita, chapeau bas dla naszych południowych sąsiadów. Po stronie polskiej, jak to po stronie polskiej – tak poprawnie, że aż sztywno. Kto nie był, niech jedzie za rok... o ile turniej się odbędzie. Sezon letni to wszak jakaś dziwna istota, w kanonie plasowana między Yeti a Nessie, bo przecież nie ma takich dużych armatek śnieżnych, żeby dało się skakać latem! Nadzieja w tym, że co dwa kraje, to nie jeden. W Polsce niedługo będzie gdzie skakać! „Nowy sezon, nowa ja” już niedługo

Hill Size Magazine

będzie mogła ogłosić skocznia w Zakopanem, która w końcu doczekała się renowacji. Nawet jeśli Podhale da ciała, to mężnie wyzwaniu przyjęcia 8 tysięcy kibiców sprosta Malinka. Oczywiście najpierw trzeba będzie w miejscu parkingu i wzdłuż rozbiegu postawić trybuny. I machnąć dziurę w górze, bo którędyś trzeba poprowadzić obwodnicę na skocznię. Dla chcącego nic trudnego. Pan Prezes pociągnie. Asfalt. Lato to oczywiście czas okienek transferowych. Przenoszą się asystenci, przenoszą trenerzy, a potem przenoszą zawodników do innych kadr i konkursów. Hitem Letniego Pucharu Kontynentalnego miał być wielki come back Gregora Schlierenzauera. O ile organizatorzy cieszyli się bardzo, o tyle sam zainteresowany tego entuzjazmu nie podzielał. Podczas gdy w drodze na zawody jego koledzy z kadry dokazywali nagrywając harce i swawole, by potem zamieścić je w sieci i nabijać cenne lajki, „Schlieri”

minę miał nietęgą. Mimo, że powrót „do korzeni” po licznych kontuzjach fizycznych i psychicznych Austriakowi wyszedł raczej na dobre. Żeby była główna, musi być golizna, a żeby tekst o skokach był poczytny, musi być Kamil Stoch. Polscy fani zapewne po sezonie letnim mają potężne niedobory naszego czołowego zawodnika, lecz niedługo będą mogli zacząć się suplementować. Wieść igelitowa niesie, iż nasz mistrz lata nie zmarnował, w końcu porządnie się wyspał i w Planicy nawet „porządził” na zgrupowaniu. Jeśli kroku dotrzyma mu Dawid Kubacki, który w sezonie letnim nie znalazł godnych rywali i zgarnął wszystkie możliwe nagrody, o zimę możemy być spokojni! Do usłyszenia w następnym numerze! 

17


bula

rozmowa: Mikołaj Szuszkiewicz zdjęcia: archiwum prywatne Andrésa Noworyty

Andrzej, najlepszy skoczek Argentyny Rok 1919. Młoda Polska otrzepuje kurz po trudach zaborów. W Zakopanem powołuje się Polski Związek Narciarski, a późniejszy mistrz nart Stanisław Marusarz obchodzi szóste urodziny. Ale pod Giewontem dzieje się jeszcze coś ważnego. Na świat przychodzi człowiek, który jak nikt inny zasłuży się dla skoków narciarskich. Dokona tego trzynaście i pół tysiąca kilometrów od stolicy Tatr.

18

nr 06 | listopad 2017


Andrzej Noworyta Za miłość do tego miasta, które przyjął jako własne, za zaangażowanie dla swoich sąsiadów i na rzecz sportu, z inicjatywy rodziny i z poparciem Stowarzyszenia Cerro Catedral, ulica El Alto, przy której żył z rodziną przez dziesięciolecia, nosić będzie imię Andrésa Romana Noworyty. [decyzja rady miasta San Carlos de Bariloche]

W październiku 2017 roku włodarze miasta San Carlos de Bariloche przyjmują wniosek o zmianę imienia jednej z ulic. Andrzej, a w zasadzie, po ponad 60 latach spędzonych w Argentynie, Andrés Noworyta, dokładnie sześć lat po śmierci zostaje godnie uhonorowany. Wniosek złożyła wiceprzewodnicząca rady miasta, Viviana Gelain. Nie tylko urzędniczka – także instruktorka narciarstwa w miejscowym Club Andino Bariloche. Przez lata – młodsza koleżanka Noworyty ze stoków. Zanim Andrzej Noworyta staje się Andrésem, przebywa długą drogę.

Narciarz. Żołnierz. Imigrant Chyba każdy zakopiański nastolatek czuje się na nartach tak, jakby urodził się z nimi na nogach. Nie inaczej jest z Andrzejem. Świetnie szusuje na dwóch deskach, uwielbia też śmigać na łyżwach. Wiele lat później powie na łamach prasy, że „Narciarstwo to sztuka równowagi”. Krótko po tym, kiedy kończy 20 lat, sport schodzi w jego życiu na drugi plan. We wrześniu 1939 roku ucieka do Francji, gdzie na początku kolejnego roku dołącza do polskiej marynarki wojennej. Wie, że walka za ojczyznę to jego obowiązek. W czerwcu trafia do obozu internowania w Szwajcarii, skąd przez okupowaną przez Niemców Francję brawurowo

Hill Size Magazine

ucieka do Hiszpanii, przemierzając Pireneje. Na Półwyspie Iberyjskim zostaje internowany po raz kolejny, wreszcie trafia do Wielkiej Brytanii. Od 1943 roku jest żołnierzem Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, aż do ich rozwiązania cztery lata później. Wojna wreszcie się kończy. Wielu polskich żołnierzy w Anglii staje przed decyzją, która może zaważyć o całym ich późniejszym życiu. Do wyboru powrót do stalinowskiej Polski Ludowej lub poszukiwanie lepszego życia gdzieś indziej. Jednym z krajów, które chętnie przyjmują imigrantów jest Argentyna. Andrzej ląduje w Buenos Aires. Jest tam przez kilka dni. Jeśli od urodzenia jest się związanym z górami, trudno żyć w wielkim, płaskim jak stół mieście. Podobnie jak choćby były dowódca słynnego batalionu „Zośka” Ryszard Białous, Noworyta wybiera się w Andy. W San Carlos de Bariloche znają narty. W 1931 roku grupa przyjaciół, niemieckich imigrantów, założyła tam Club Andino, stowarzyszenie propagujące turystykę górską. Gdy Andrzej Noworyta zadomawia się w tym andyjskim kurorcie, od razu angażuje się w życie lokalnej społeczności. Bierze nawet udział w pracach nad elewacją neogotyckiej katedry. Pomaga też Białousowi w budowie tartaku. Ale, co najważniejsze, w Andach

ma okazję poczuć się jak dawniej w Tatrach i popisywać się swoimi umiejętnościami sportowymi. Baza narciarska pod wzgórzem Catedral staje się jego drugim domem – najpierw w przenośni, po latach decyduje się tam faktycznie zamieszkać. Nie przeszkadza mu, że po zakupy musi chodzić 18 kilometrów.

Skoczek nie do pokonania Imigrant z Polski staje się czołowym narciarzem Argentyny. Startuje w zawodach, uczy jeździć innych. Każdy, kto pamięta wyczyny Noworyty, nie może wyjść z podziwu nad jego brawurą. Zrządzenie losu sprawia, że niedługo po nim do Bariloche trafia trzech wywodzących się z Europy doświadczonych narciarzy biegowych. To Bruno Pértile, Francisco Jerman i Juan Flere. Dzięki nim narciarstwo na wzgórzu Catedral dostaje porządnego kopa. Miejscowa młodzież zaczyna się garnąć do biegania pod okiem specjalistów. Pértile wie jednak, że narciarstwo klasyczne to przecież nie tylko biegi. Wie o tym też Noworyta, krajan wicemistrza świata w skokach. W 1950 roku, pod kierunkiem Pértile, powstaje pierwsza w Argentynie skocznia narciarska. Trudno dziś stwierdzić, jak duża była to skocznia. Prawdopodobnie sporo mniejsza od tych używanych przez czołowych

19


Andrés był nie do pokonania na skoczni. [Carlos Nestor Lopez Arroy, komentarz do artykułu o Noworycie na stronie elcordillerano.com.ar]

Wspaniały narciarz. Nie bał się skakać. On i Bruno Pertile byli jednymi z niewielu, którzy praktykowali tę dyscyplinę na wzgórzu Catedral. Jego skoki będzie pamiętać wielu. Był odważny, nie ma wątpliwości.

wyczynowców świata. Przez lata 50. Noworyta i Pertile próbują zachęcić Argentyńczyków do uprawiani karkołomnej dyscypliny. Zdjęcie frunącego Polaka pojawia się nawet w lokalnej gazecie. Ale historia andyjskich skoków okazuje się jedynie epizo[Roni Monrás, przewodnik górski, wspomnienie dem. Niedzielni narciarze Noworyty na stronie barilochense.com] zwyczajnie boją się wzbijać w powietrze. Ci którzy myślą o nartach trochę poważniej, wybierają zjazdy i biegi. Jedna z kilku na świecie skoczni umiejscowionych na południe od równika w końcu staje się bezużyteczna. Dzięki temu Andrés Noworyta może zostać zapamiętany jako jeden z kilku. Przekorny los. Ale choć przestaje skakać, nie przestaje być narciarzem i nauczycielem tego sportu. W latach 70., już jako doświadczony instruktor, jest świadkiem ważnych wydarzeń dla narciarskiej historii Bariloche – wizyty Torbjørna Yggesetha,

20

norweskiego mistrza skoków, nadania homologacji FIS tamtejszej trasie zjazdowej, wreszcie – kongresu Międzynarodowej Federacji Narciarskiej, po raz pierwszy zorganizowanego na półkuli południowej. Z początkiem kolejnej dekady wyjeżdża do Kanady, gdzie ma rodzinę. Niedługo potem, pierwszy i jedyny raz od wybuchu wojny, odwiedza ojczyznę. Po czterdziestu latach tęsknoty znowu widzi Krupówki, Wielką Krokiew, ukochany Giewont. Do drugiej ojczyzny, tej argentyńskiej, wraca z Toronto po dziesięciu latach.

Żył pasją Przyprószony siwizną, choć wciąż wysportowany Andrés chętnie startuje w zawodach oldboyów, ba, sam angażuje się w organizację Carrera de la Historia – imprezy, podczas której narciarze występują w historycznych strojach i mają okazję powspominać jak to drzewiej bywało. W wieku 74 lat otrzymuje od ministerstwa turystyki w rządzie prowincji Río Negro tytuł zasłużonego instruktora. – Zawsze wolałem myśleć o tym jako o towarzyszeniu ludziom

nr 06 | listopad 2017


Byłem jednym z tych szczęśliwców, którzy jako grupa nastolatków w 1955 roku, uczyli się jeździć na nartach pod okiem Andrésa Noworyty. (…) To wspaniałe wspomnienia. Przez te dwa miesiące, jako prowadzący naszą grupę, nieustannie zarażał nas entuzjazmem do tej wspaniałej aktywności sportowej. [Raimundo Runge, komentarz do artykułu o Noworycie na stronie elcordillerano.com.ar]

przy wspólnej jeździe na nartach, a nie tylko jako o nauce sportu – mówi o swojej pracy w wywiadzie dla „El Ciudadano”. W 1999 roku dziennik „La Nación” opisuje styl jazdy 80-letniego „byłego mistrza skoków” określeniem delicioso. Przez dekady spędzone w Argentynie Andrés kojarzony jest z dwoma atrybutami. Oprócz dwóch desek jest to gitara. Kiedy już schodzi ze stoku, wieczorami czaruje swoją grą uczniów, przyjaciół i rodzinę. W wolnych chwilach pochłania też wiedzę ze starych książek historycznych. Dochowuje się gromadki dzieci. Córka Noworyty, Patsy nie posiada się z radości, kiedy dostaje wiadomość z prośbą o rozmowę na temat taty. – Jestem bardzo wdzięczna, że interesuje was historia mojego ojca. To był niesamowity i kochany człowiek – pisze w pierwszej wiadomości. Podobnie cieszy się jej siostra Hania. Obie całe życie mieszkają w Bariloche. Dwaj synowie Noworyty, Stan i Andrés junior, wybrali Kanadę. – Tata zaszczepił w nas miłość do nart – mówi Patsy. Sama szkoli adeptów białego sportu w Club Andino Bariloche.

Hill Size Magazine

– Był człowiekiem wielu talentów. Założył pierwsze w mieście lodowisko i nauczył całe pokolenie grać w hokeja. Rzeźbił w drewnie. Raz spędził 200 godzin na wykonaniu rzeźby Chrystusa z olbrzymiego pnia, którą potem podarował przyjacielowi – opowiada druga z córek. I dodaje: – Wszystko, co robił w swoim życiu, robił pełen pasji. I z pasją walczył o Polskę. Polakiem pozostał na zawsze. I choć był wdzięczny życiu za wszystkie chwile w Argentynie, zawsze brakowało mu jego Tatr.

*** Pionier skoków na wzgórzu Catedral umiera w 2011 roku w wieku 92 lat. Jego prochy spoczywają na Cementerio del Montañés, cmentarzu położonym na wzgórzu López, obok innych zasłużonych andyjskich górali. Pamięć o wspaniałym narciarzu chce przekazać przyszłym pokoleniom syn, który otrzymał imię po ojcu. Za sprawą Andrésa Noworyty juniora powstaje film dokumentalny „Pichón de los Andes”.

Gołąb Andów. Głównie o wojennych losach ojca, które mogłyby posłużyć za scenariusz w Hollywood. – To była prawdziwa postać – pisze we wspomnieniu Andrzeja Noworyty jego przyjaciel z klubu, Roni Monrás. Pisze tak o chłopaku z Zakopanego, który zapamiętany zostanie jako najlepszy argentyński skoczek narciarski. Podziękowania dla córek Andrésa Noworyty, Alexandry (Hani) i Patsy za udostępnienie materiałów dotyczących ojca i podzielenie się wspomnieniami na jego temat. Źródła: elcordillerano.com.ar, barilochense.com, rionegro.com.ar, aadides. org, lanacion.com.ar,, batalionzoska.pl, El Ciudadano, YouTube: trailery filmu Pichón de los Andes 

21


tekst i zdjęcia: Aneta Biedroń

ZESKOK

Kolano cz. II

Choć temat kolana był już kiedyś poruszany, postanowiliśmy do niego wrócić i przedstawić z nieco innej perspektywy. Tym razem skupimy się na samym centrum kolana i leżących w nim strukturach – więzadłach krzyżowych przednim i tylnym. Brzmi znajomo, prawda?

Nihil novi Nie bez powodu. Uszkodzenia więzadeł krzyżowych to jedne z najbardziej pospolitych kontuzji w sporcie, niezależnie czy jest to piłka nożna, skoki czy lekkoatletyka. W tym roku takiego urazu, niestety po raz wtóry, nabawił się Severin Freund. Dla Niemca oznacza to pięć miesięcy żmudnej rehabilitacji i najprawdopodobniej nieobecność na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Pjongczang. Innym mocno pechowym zawodnikiem z rzeczonym problemem jest Kenneth Gangnes, u którego

22

trzykrotnie doszło do naruszenia więzadeł krzyżowych. Nie sposób nie wspomnieć przy tej okazji Gregora Schlierenzauera, którego kolana wielokrotnie wołały o pomoc ortopedyczną. Pierwszy raz Austriak zerwał więzadła w czasie treningu na małej skoczni w Stams niefortunnie upadając przy lądowaniu. Konsekwencje drobnego błędu ciągnęły się za nim latami, w końcu doprowadzając do ośmiomiesięcznej przerwy od skoków. Gdyby komuś było mało znanych nazwisk, przywołać do tablicy można

jeszcze Manuela Poppingera, Roberta Kranjca, Sarę Hendrickson...

Uraz na całe życie W dawnych czasach taka diagnoza była dla sportowca wyrokiem, który skutkował zawieszeniem ekwipunku na kołku i zmianą planów na przyszłość. Na szczęście technologie medyczne poczyniły na tym polu ogromne postępy i dziś powrót do pełnej sprawności jest możliwy. No właśnie, czy aby na pewno? Jak nietrudno wywnioskować, raz uszkodzone więzadła krzyżowe łatwo mogą ulegać ponownej

nr 06 | listopad 2017


Zdjęcia: Aneta Biedroń

Kontuzje

Uszkodzenia więzadeł krzyżowych to jedne z najbardziej pospolitych kontuzji w sporcie, niezależnie czy jest to piłka nożna, skoki czy lekkoatletyka. kontuzji. Zszycie specjalnym szwem z zastosowaniem dedykowanych nici, nowoczesne kotwice do łączenia tkanek, przeszczepy i biowchłanialne śruby – szerokie spektrum innowacyjnych metod ma gwarantować odzyskanie pełnej sprawności kolana. Pamiętajmy jednak, że u sportowców obciążenia, którym poddawany jest staw, są nawet setki razy większe niż te obserwowane u zwykłego śmiertelnika. Kluczowe tu jest właściwe przygotowanie do zabiegu oraz odpowiednia rehabilitacja, co wcale nie jest takie oczywiste.

się niestabilność i brak „kontroli” nad stawem. Podobnie jak w wielu innych przypadkach, im szybciej atleta zostanie poddany zabiegowi, tym lepsze jego rokowania. Zdarza się niestety (zbyt często), iż kontuzja zostanie zaniedbana. Z własnego doświadczenia: znam osobę, która niemal rok chodziła z zerwanym ACL. Objawy były tak mało dokuczliwe, że wizyta u lekarza wydawała się wręcz niestosowna. Patologię wykryto zupełnie przypadkowo. Podobnie jeśli więzadło jest jedynie naderwane, a dolegliwości niemal nieistniejące, może dojść do zaniedbania, a w przyszłości do wystąpienia dużo poważniejszego urazu lub nawet uszkodzenia stawu.

Czas to zdrowie

Cierpliwość jest cnotą

Zerwaniu więzadeł, głównie przedniego, często towarzyszy charakterystyczny „trzask” w kolanie. Więzadła krzyżowe są dość bogato unaczynione, dlatego kolejnym częstym objawem jest powstawanie krwiaka śródstawowego, który może powodować ból i dawać uczucie rozpierania. Często pojawia

Zakładamy jednak, że operacja się udała i do pracy wkracza rehabilitant. Więzadło nie kość, ma pracować, a nie być nieruchome (oczywiście początkowa stabilizacja jest konieczna). Zabiegi zaczyna się od stopniowego przywrócenia ruchomości w kolanie i odzyskania prawidłowego zakresu ruchów oraz wzmocnienia mięśni. Brzmi niewinnie? W rzeczywistości jest to bardzo bolesna część rehabilitacji, bowiem podrażnione tkanki potrafią dać do wiwatu. Kolejny etap to ćwiczenia z przyrządami,

jak np. poduszka sensomotoryczna. Mają one stymulować czucie głębokie, równowagę oraz poprawiać stabilność. Po około 5-7 tygodniach rozpoczyna się powrót do właściwej formy. To najbardziej newralgiczny moment całego procesu, bowiem chwila niecierpliwości czy nadmiernego optymizmu może doprowadzić do ponownego zerwania więzadła. Intensywność treningu powinna być zwiększana stopniowo, bez pośpiechu, z uwzględnieniem rozgrzewki, rozciągania oraz prawidłowego schładzania mięśni. Jest to jednak mozolne i długotrwałe, a kto chce tracić cenne dni sezonu? Każdy sportowiec chciałby jak najszybciej wrócić do gry i nie odstawać od zdrowych kolegów. Niektórzy eksperci twierdzą, iż rekonwalescencja powinna trwać nawet 24 tygodnie, ale jak pozbawić swojego podopiecznego możliwości startów na tak długo? Wprowadzenie dodatkowego treningu technicznego, równowagi oraz ćwiczeń plyometrycznych (dynamiczne przejście z gromadzenia do uwolnienia siły, np. wyskok w górę) pomagają wzmocnić mięśnie stabilizujące staw i zwiększyć szybkość reakcji. Dzięki temu sportowiec instynktownie będzie w stanie dostosować swoją pozycję do sytuacji potencjalnego ponownego uszkodzenia więzadeł.

Chcielibyście by w tym dziale został poruszony interesujący was temat? Prześlijcie nam wasze sugestie! 

Każdy sportowiec chce jak najszybciej wrócić do gry i nie odstawać od zdrowych kolegów.

Hill Size Magazine

23


ZESKOK

rozmowa: Martyna Ostrowska zdjęcia: Dominika Wiśniowska / Przemysław Wardęga

T r e n e r

W sz e chmog ą c y Kiedy Kenneth Gangnes trzykrotnie zrywał więzadła krzyżowe w kolanie, pomagał mu w powrocie do pełnej sprawności. Spod jego skrzydeł wyfrunęli dwaj rekordziści świata i trzecia zawodniczka ostatniego sezonu. Nie jest lekarzem, szamanem ani cudotwórcą. Dla Norwegów jest kimś dużo więcej. Przedstawiamy Wam Jermunda Lundera, Trenera Wszechmogącego.

Masz ogromne doświadczenie trenerskie. Pracowałeś z grupami męskimi, żeńskimi, a także z dziećmi. Jak bardzo różni się praca z poszczególnymi drużynami?

– Powiedziałbym, że praca z chłopakami i dziewczynami niewiele się różni. Spotkałem się ze zdaniem, że praca z kobietami to coś zdecydowanie innego. Dla mnie osobiście to ten sam schemat, co z drużynami męskimi. Zawsze miałem szczęście do dziewczyn, z którymi przychodziło mi trenować. Wszystkie były bardzo zaangażowane i chętne do pracy. Trenowały tak ciężko jak panowie, a czasem nawet i mocniej. Jedyną rzeczą, jaką udało mi się zauważyć to fakt, że dziewczyny zachowują się zupełnie inaczej niż chłopcy w kwestiach budowania pewności siebie. Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale podejrzewam, że to typowa dla kobiet i mężczyzn przypadłość. Nie ma znaczenia czy chodzi o sport, szkołę czy życie w ogóle. Kiedy chłopcy robią coś naprawdę dobrze ich pewność siebie

24

od razu wzrasta. Kiedy dziewczyny spisują się wyśmienicie, bądź osiągną jeden ze swoich celów, nic się nie zmienia. Ich pewność siebie jest zawsze nieco niższa, niż u płci przeciwnej. Może problem wynika z tego, że dziewczyny często za dużo myślą...

– Część z nich tak, ale chłopcy też często napotykają ten problem. Niektórzy z nich są jednak nieco prościej ułożeni. Mam na myśli to, że więcej robią, a mniej o tym myślą. Oczywiście zdarzają się też dziewczyny z taką umiejętnością wyłączenia się. Nie ma na to jednej reguły. Z drugiej jednak strony, kiedy pracowałem z drużyną żeńską zdałem sobie sprawę, że zawsze dużo więcej pracy poświęca się w takiej grupie na rozwinięcie pewności siebie. To długa droga dla nich samych, aby uwierzyły, że są wystarczająco dobre. Maren Lundby powiedziała, że treningi z reprezentacją skoczków były dla niej bardzo pomocne, ponieważ

wspólne zajęcia dały możliwość zobaczenia, jak inni wykonują pewne zadania i założenia treningowe.

– Zawsze bardzo dobrze dla sportowca jest trenować z kimś, kto prezentuje wyższy poziom. Nie ma znaczenia, czy to grupa męska czy żeńska. Jeśli trenujesz z kimś, kto jest od ciebie lepszy, zawsze uda ci się coś podpatrzeć i przenieść na swój sposób trenowania. Jestem przekonany, że treningi z chłopakami pomogły Maren, ale także oni mogli się od niej sporo nauczyć. Sposobu w jaki przygotowuje się do treningu, jak trenuje i jak pracuje nad detalami technicznymi. Każdy miał okazję podpatrzeć coś wartościowego. Czy praca z dziećmi pokazuje duży kontrast względem pracy z dojrzałymi sportowcami?

– To zupełnie inny rodzaj pracy. Kiedy pracujesz z dziećmi, musisz być przygotowanym na to, że trzeba je więcej instruować, pokazywać jak wykonywać pewne zadania. Wszystko krok po

nr 06 | listopad 2017


Jermund Lunder kroku. Dorastając mogą więcej z tych poleceń wykonywać samodzielnie. Póki są naprawdę młodzi, musisz być dla nich kimś w rodzaju przewodnika. Mamy pewien pomysł, aby stworzyć system, w którym będziemy przekazywać zawodnikom mniej instrukcji, a w naszej pracy pojawi się więcej komunikacji i dyskusji, również pomiędzy samymi zawodnikami. Nie wiemy, jak skoki będą wyglądały za dwa-trzy lata, ale musimy myśleć przyszłościowo. Rozwój dyscypliny jest w rękach trenerów i samych zawodników. Kiedy chcesz osiągać coraz wyższy poziom, musisz być otwarty na nowe pomysły. To twoja odpowiedzialność, aby mieć otwarty umysł i szukać różnorodnych dróg, aby pomóc swoim zawodnikom w osiągnięciu ich celów. Musisz być też bardziej cierpliwy...

– Nie do końca. Musisz być tak samo cierpliwy jak z dojrzałymi zawodnikami (śmiech).

Zerwanie więzadła krzyżowego w kolanie [ang. ACL – Anterior Cruciate Ligament] przydarzyło się Kennethowi nie raz, ale trzy razy w bardzo krótkim odstępie czasu. Jaka była Twoja rola jako trenera w tym ciężkim dla niego okresie?

– Jedną z najważniejszych rzeczy w takim przypadku jest wyjaśnienie zawodnikowi, że wciąż jest zdolny do powrotu. Musi znać twój punkt widzenia i być pewnym, że jesteś przekonany o jego sile. Musisz sprawić, że znów uwierzy w to, że wciąż może ciężko pracować. Zarówno trener, jak i skoczek muszą ufać, że osiągnięcie poziomu sprzed kontuzji jest możliwe. Dla mnie i Kennetha rzeczą najważniejszą było odtworzenie miłej i motywującej atmosfery pracy. Kiedy jesteś zmuszony pojawiać się samemu na siłowni dwa razy dziennie, musisz mieć u swojego boku kogoś, komu możesz zaufać. Kiedy wraca motywacja i sportowiec ponownie czuje, że poświęcenie jest tego warte, to twój mały sukces jako trenera.

Jakie było Twoje największe trenerskie wyzwanie, odkąd związałeś się ze skokami narciarskimi?

– To nie jest łatwe pytanie, ale pierwszą rzeczą jaka przyszła mi na myśl jest współpraca z Kennethem Gangnesem, kiedy dochodził do sprawności po kontuzjach. To był jeden z najcięższych okresów. Jeśli mówisz, że w sporcie coś jest naprawdę trudne, powinieneś najpierw spojrzeć na niego i jego reakcję na to, co się stało. Kenneth jest osobą niesamowicie zmotywowaną, wkładającą całe serce w sport, który uprawia. Nieważne, co się dzieje, on zawsze pracuje na sto procent. Nawet w czasie, kiedy kontuzja uniemożliwiała mu starty w zawodach i pełny trening, był zmotywowany i gotowy do pracy, żeby powtarzać nudne zadania podczas rehabilitacji. Tak, zdecydowanie to była najcięższa część mojej pracy do tej pory.

Hill Size Magazine

– Kiedy był młodszy, był obiecującym sportowcem. Bardzo szybko osiągnął poziom kadry narodowej. Oczywiście z punktu widzenia Norwegów, ponieważ nasz system szkolenia jest nieco inny niż np. w Austrii i Niemczech. Ten pułap w naszym kraju sportowcy osiągają nieco później. Mimo tego, Kennethowi udało się to zrobić i nie było to dla nikogo niespodzianką. Był silny fizycznie odkąd tylko zaczął skakać jako dziecko. Po pierwszej kontuzji napotkał na problemy, z którymi nigdy wcześniej nie musiał sobie radzić. Możemy jedynie podejrzewać, że zerwanie więzadła spowodowało pewne zniszczenia w kolanie i sprawiło, że skakanie po powrocie było nieco większym wyzwaniem niż wcześniej. Nie tylko fizycznie, ale również mentalnie. Myślę, że w przypadku Kennetha zadziałała obawa, że już nigdy nie będzie skakał na swoim najwyższym poziomie. Dla niego to była największa motywacja, która pozwoliła mu uwierzyć, że drzemie w nim jeszcze wielki potencjał. Kiedy w Hinzenbach kolano zostało zmasakrowane po raz drugi, Kenneth był jeszcze bardziej zmotywowany. Starał się osiągnąć najwyższy poziom i zrobił to. Sezon po tej kontuzji pokazał, na co go stać. Myślę, że teraz jest podobnie. Dlaczego dzieje się tak, że w Norwegii zawodnicy osiągają swój szczytowy poziom stosunkowo późno w porównaniu do skoczków z Austrii czy Niemiec?

Z medycznego punktu widzenia to prawie niemożliwe, aby powrócić do profesjonalnego uprawiania sportu po trzech tego typu kontuzjach. Czy Kenenth posiada jakieś szczególne cechy, które wyróżniają go na tle innych zawodników?

– Głównym powodem takiego stanu rzeczy jest fakt, że nasi młodzi zawodnicy do 16 roku życia trenują głównie w klubach lokalnych. Dopiero później zaczynają uczęszczać do sportowych gimnazjów, gdzie mogą połączyć naukę i uprawianie sportu. Oznacza to, że nie mamy profesjonalnego systemu szkolenia dla najmłodszych zawodników. Treningi prowadzą głównie rodzice bądź garstka trenerów

25


ZESKOK z miejscowych klubów. Dopiero kiedy adepci skończą 16 lat mają możliwość rozpoczęcia profesjonalnych treningów. Upływa nieco czasu zanim przyzwyczają się do codziennych zajęć. Później kilka lat zajmuje im dogonienie międzynarodowego poziomu, czyli głównie tego, który prezentują Austriacy i Niemcy. Jesteśmy dwa albo nawet trzy lata do tyłu w porównaniu do tych nacji. Z drugiej jednak strony, patrząc na wyniki Mistrzostw Świata Juniorów, nie jesteśmy dla nich jedynie tłem. Nieustannie staramy się zapełnić tą lukę. Przez długi czas współpracowałeś z Tomem Hilde, który aktualnie nie prezentuje swojego najlepszego poziomu. Wiesz, dlaczego tak się dzieje?

– Odkąd wyprowadził się z Lillehammer do Oslo, nie widziałem go trenującego. Domyślam się, że problem spowodowany jest pewnymi zmianami w ciele skoczka. Tom nie jest już najmłodszym zawodnikiem, co powoduje, że praca jego ciała też się zmienia. Kiedy był dzieckiem był chudy i bardziej gibki. Teraz musi zmagać się z licznymi problemami. Być może wynikają one z pewnych zmian w strukturze ciała. To może być jedna z przyczyn, dla których nie pokazuje takich skoków, na jakie kiedyś było go stać. Czy może mieć to pewien wpływ na technikę?

– To zawsze może mieć wpływ na technikę skoczka. Kiedy pewne części ciała zmieniają się, balans i czucie lotu również ulega zmianie. Dla niektórych zawodników te zmiany są pozytywne, dla innych niestety idą one w drugą stronę. Tak jest na przykład, kiedy zawodnik rośnie. To jedyne wytłumaczenie,

26

Jedną z najważniejszych rzeczy w takim przypadku jest wyjaśnienie zawodnikowi, że wciąż jest zdolny do powrotu. (...) Dla mnie i Kennetha rzeczą najważniejszą było odtworzenie miłej i motywującej atmosfery pracy. Kiedy jesteś zmuszony pojawiać się samemu na siłowni dwa razy dziennie, musisz mieć u swojego boku kogoś, komu możesz zaufać. Kiedy wraca motywacja i sportowiec ponownie czuje, że poświęcenie jest tego warte, to twój mały sukces jako trenera. które przychodzi mi na myśl. Naturalne zmiany sprawiły, że Tom zaczął napotykać na coraz to nowe przeszkody. Kiedy znajdziesz ich przyczynę i starasz się ją zwalczyć, bardzo ważny jest element psychologiczny. Musisz poradzić sobie z tymi przemianami także w swojej głowie. Będąc młodym skoczkiem, Tom nie przejmował się za bardzo. Był zawsze szczęśliwym chłopakiem, który skakał i czerpał z tego wiele radości. To nagle spowodowało, że trafił do Pucharu Świata. Być może dlatego, teraz problem tkwi bardziej w kwestii mentalnej, a nie tylko fizycznej. To jednak tylko moje przypuszczenia.

Czy zawodnicy mogą pracować nad polepszeniem balansu ciała? Ze swoimi podopiecznymi próbowałeś różnych form treningu, między innymi jogi.

– To również bardzo indywidualna kwestia. Dla niektórych zajęcia z jogi to dobra sprawa, dla innych zupełnie nie działa. Zaczęliśmy trenować jogę ze sportowcami, którzy mieli problemy z sprawnością ruchową i elastycznością. Czasami wdrażamy takie pomysły do pracy z niektórymi grupami. Później część zawodników kontynuuje te formy treningu, a Ci którzy tego nie czują, zaprzestają.

Pracowałeś z wieloma grupami, ale także z różnymi trenerami. Czy jest ktoś, kto miał szczególny wpływ na rozwój Twojej trenerskiej kariery?

– Pracowałem jako asystent Miki Kojonkoskiego i to był czas, kiedy naprawdę dużo nauczyłem się o skokach narciarskich. Byłem wtedy jeszcze młodym i mało doświadczonym trenerem. Bardzo go podziwiałem. To naprawdę twardy facet. Z pokorą przyjmowałem wszystkie jego nauki i wskazówki. Nauczyłem się wiele, ale prawda jest taka, że staram się wyciągnąć coś nowego ze współpracy z każdym trenerem.

To raczej indywidualna sprawa każdego zawodnika, jak reaguje na takie sytuacje...

Wykonałeś kawał dobrej roboty z Kennethem Gangnesem, pracowałeś z Tomem Hilde. Kiedy w grudniu 2016 roku Joachim Hauer i Johann Andre Forfang zmagali się z pewnymi problemami, zgłosili się właśnie do Ciebie. Jesteś trenerem-ratownikiem?

– Zmiany w budowie ciała wprowadzają wiele zamieszania w technice skoczka. Jak sportowiec zareaguje to oczywiście sprawa indywidualna. Ciężko udzielić tu jednej odpowiedzi, ponieważ każdy jest nieco inny.

– Przez cały czas byłem trenerem lokalnym, ale także wiele podróżowałem w ciągu tych wszystkich lat. W przypadku Joachima i Johanna odezwał się Alexander Stoeckl. Poprosił, abym wraz

nr 06 | listopad 2017


Jermund Lunder

z Christianem Meyerem przygotował małe zgrupowanie dla tej dwójki, która w tamtym okresie nie mogła znaleźć dobrej dyspozycji. Byłem wtedy na miejscu, w Lillehammer, więc nie było to trudne do zorganizowania. Chętnie pomogłem, ale oczywiście nie zawsze mogę rozwiązać wszystkie problemy. Moja rola sprowadzała się do mierzenia ich skoków, kiedy skakali w Lillehammer. To nie była długotrwała pomoc, ale na szczęście okazała się skuteczna, szczególnie dla Johanna. Współpraca z Kennethem nadal trwa. Masz jakiś złoty środek na to, jak pracować ze sportowcem po tak fatalnej kontuzji?

– Bez wątpienia mogę powiedzieć, że nasza praca przynosi tak dobre efekty, ponieważ codzienny trening sprawia nam wiele radości. Mamy świetną atmosferę w zespole i zawsze fajnie jest wspólnie pojawić się na siłowni. W ciągu tygodnia dużo łatwiej trenować wciąż te same elementy kiedy w grupie jest dużo śmiechu i żartów. Pracujemy na profesjonalnym poziomie i wykonujemy naszą pracę najlepiej jak potrafimy. Jednocześnie staramy się podtrzymywać przyjacielską atmosferę. Swoją grupę treningową prowadzę razem z Thomasem Lobbenem. To naprawdę zabawny gość. Kiedy uda ci się stworzyć grupę ludzi, którzy oprócz ciężkiej pracy są w stanie razem żartować i śmiać się, to znaczy, że wykonujesz swoje zadanie należycie. Bardzo często trenujemy razem, co oznacza, ze spędzamy w tej samej grupie większość swojego życia. Musimy dbać o dobre wibracje. To właśnie one kreują wyniki.

Hill Size Magazine

Zbliżają się Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pjongczang. Obstawisz, kto z norweskiej drużyny, może pokusić się o medal w Korei?

– To nie jest łatwe znaleźć się w czołówce podczas tak dużej imprezy. Jeszcze trudniejsze, jeśli nigdy wcześniej nie stałeś na podium w żadnych zawodach. Uważam, że Daniel Andre Tande skaczący na swoim najwyższym poziomie, Johann Andre Forfang i być może Kenneth Gangnes, jeśli jego ciało będzie w pełni sprawne, są w stanie zawalczyć o coś naprawdę dużego podczas Igrzysk. W Soczi Anders Fannemel był w czołowej piątce. Pokazał się z najlepszej strony, kiedy najbardziej się to liczyło. To daje nadzieję na świetny wynik. Mamy także Roberta Johanssona. To świeżak, ale cały czas pnie się w górę. Zdecydowanie istnieje kilka opcji, ale najważniejsze dla nas jest, aby każdy z zawodników pokazał swoje najwyższe umiejętności. Musimy też wziąć pod uwagę wszystkie reguły dotyczące sprzętu, kombinezonów itd. Nie wiemy, kto i jak się do nich przystosuje. Ci, którzy zrobią to najlepiej, dodając świetną dyspozycję, będą najszczęśliwsi w Korei.

prędkości i lądować jak najdalej. To powoduje sytuację, w której tracisz nieco z siły odbicia. Dla nich liczy się jednak to, że mogą poczuć, jak latają. Tracą, ale jednocześnie zyskują. Mamy również skocznię w Vikersund. Każdego roku podczas zawodów Pucharu Świata na tym obiekcie występuje wielu naszych przedskoczków. Sprawia to, że Norwegowie mogą oddać naprawdę dużo próbnych skoków na mamuciej skoczni. Najlepszym przykładem jest tutaj Anders Fannemel. Kiedy oddawał swój pierwszy skok na mamucie był przedskoczkiem. Dobrze wiemy, co stało się parę lat później. Tak samo było z Robertem Johanssonem. Oni mają więcej prób na mamutach, niż zawodnicy z innych krajów. Można stwierdzić, że to poniekąd część norweskiej mentalności?

– Tak, dokładnie tak jest. Norwegowie zawsze maniakalnie podchodzili do lotów narciarskich. Niektóre nacje czują się lepiej przy niższych prędkościach i nie aż tak dalekich skokach. My nie mamy zahamowań, jeśli chodzi o loty. Lecimy tak daleko, jak to tylko możliwe. Zawsze byliśmy za dalekmi skokami. 

Dlaczego Norwegia ma tylu wybitnych lotników?

– Kiedy skoczkowie są młodzi bardzo szybko zmieniają skocznie na coraz większe. Staramy się zatrzymać ich nieco dłużej na mniejszych obiektach, aby dłużej popracować nad poprawnym odbiciem. Taki stan rzeczy ma również swoje historyczne podłoże. Norwegowie od zawsze chcieli skakać na największych skoczniach, rozpędzać się do coraz większych

Tuż po zamknięciu szóstego numeru Hill Size Magazine, Kenneth Gangnes odniósł kolejną kontuzję lewego kolana. Uraz prawdopodobnie wykluczy Norwega z rywalizacji w sezonie olimpijskim. Zawodnikowi życzymy szybkiego powrotu do zdrowia!

27


rozmowa: Martyna Ostrowska zdjęcia: Przemysław Wardęga

ZESKOK

Mistrz kibic przyjaciel Zawsze miły, uśmiechnięty, nie da się go nie lubić. Stefan Kraft to chłopak do tańca i do różańca. Kibic Bayernu Monachium i wielki fan talentu Roberta Lewandowskiego. Rozkochał w sobie rzesze kibiców, a także... żonę Adama Małysza.

28

Jakie to uczucie znaleźć się wśród pięciu zawodników w historii, którzy wywalczyli podwójne złoto mistrzostw świata?

– To niesamowite, ciężkie do opisania. Po zakończeniu poprzedniego sezonu miałem poczucie, że te liczby nie są dla mnie ważne. Oczywiście to miłe być częścią pewnej historii, ale nigdy nie celowałem w tego typu statystyki. W tamtym momencie po prostu cieszyłem się, że byłem najlepszy. Dopiero kilka miesięcy później zdałem sobie sprawę z tego, co osiągnąłem. Zdobyć te same trofea, co jeden z najlepszych skoczków na świecie, a jednocześnie mój idol Adam Małysz, to

coś specjalnego. Kiedy szum związany z zakończeniem sezonu nieco ucichł, zorientowałem się, że wyrównałem wynik człowieka, który zawsze był dla mnie wzorem do naśladowania. To cudowne. Piękne chwile w Lahti, sukces w turnieju Raw Air, a na końcu Planica i odbiór Kryształowej Kuli. Brzmi imponująco...

– To fascynujące, że udało mi się to wygrać. Sezon był perfekcyjny. Wszystko szło po mojej myśli, może za wyjątkiem Turnieju Czterech Skoczni, kiedy byłem chory. Mimo tego na koniec zimy byłem bardzo szczęśliwy. Mam 24 lata i prawie

nr 06 | listopad 2017


Stefan Kraft

wszystkie możliwe tytuły w mojej dyscyplinie. To niesamowite. Jesteś wciąż bardzo młodym sportowcem. Jakie cele stawiasz sobie przed kolejnym sezonem?

– Nie będę oryginalny. Pierwszy z nich to oczywiście osiągnięcie najlepszej dyspozycji na Igrzyska Olimpijskie w Korei. To mój najważniejszy cel. W Soczi byłem piątym skoczkiem w drużynie i nie miałem szans na występ w konkursach. Był zawód, ale teraz jestem w optymalnym dla sportowca wieku i czuję, że forma nadchodzi. Zdobycie tytułu

Hill Size Magazine

mistrza olimpijskiego to wielkie osiągnięcie dla każdego sportowca. Postaram się przygotować najlepiej jak potrafię i wierzę, że to wystarczy do zdobycia medalu. Zmieniłeś dużo w treningach przed zimą?

– Moje treningi przed zeszłym sezonem pokazały, że jestem na dobrej drodze, więc nie zmieniałem wiele. Nie oznacza to, że nie próbujemy urozmaicać naszych metod treningowych. Zawsze szukamy czegoś nowego. W trakcie lata ćwiczyliśmy jogę, próbowaliśmy alternatywnego fitnessu i pewnych ćwiczeń

typowych dla lekkoatletów. Dołożyliśmy sporo nowości. To bardzo wartościowe, ponieważ każdy nowy element może okazać się cenny w najbliższych tygodniach. We wrześniu i październiku treningi wyglądały podobnie jak co roku. Musieliśmy wykonać założenia treningowe na siłowni oraz na skoczni. Od tego głównie zależy jak dobrze nasza dyspozycja będzie wyglądała w zimie. Jest coś co wciąż Cię motywuje?

– Nie zdobyłem medalu na mistrzostwach świata w lotach, więc wciąż mam pewne ambicje z tym

29


ZESKOK związane. Igrzyska to także wielka motywacja do ciężkiej pracy. Będę również próbował obronić tytuł najlepszego skoczka w sezonie. Peter Prevc i Severin Freund skakali niesamowicie w trakcie zwycięskich sezonów, ale później napotykali nieco trudności. Myślę, że to naprawdę trudne zadanie zdobyć Puchar Świata dwa razy z rzędu. Chciałbym jednak, aby kolejny sezon był dla mnie udany. Może powtórzę wyczyn z zeszłego roku. Wciąż mam wiele do udowodnienia i to był też powód, dla którego nie pojawiłem się na wielu spotkaniach, na które otrzymywałem zaproszenia. To bardzo miłe, ale muszę cały czas skupiać się przede wszystkim na treningach. To żadna tajemnica, że przyjaźnisz się z Michaelem Hayboeckiem. To niespotykana sytuacja w sporcie, szczególnie tak indywidualnym jak skoki narciarskie.

– Myślę, że to najlepsza rzecz jaka nas spotkała. Spędzamy razem dużo czasu.

30

Od połowy listopada do końca marca podróżujemy razem, dzielimy hotelowe pokoje i trenujemy w jednej grupie. W takiej sytuacji wyśmienicie jest mieć kogoś, z kim nie tylko możesz przemieszczać się z miejsca na miejsce, ale także porozmawiać i pożartować. Kiedy cały czas mieszkamy w hotelach, to trochę nużące. Mając dobre towarzystwo jest dużo raźniej. Razem się wygłupiamy i staramy się mobilizować. Dużo się nawzajem uczymy.

proste. Ostatniej zimy, kiedy wygrywałem konkurs, a Michael nie był w swojej najlepszej dyspozycji, wciąż potrafił cieszyć się z moich osiągnięć. Uważam, że o to właśnie chodzi w przyjaźni. Zawsze wiemy, że możemy na siebie liczyć. Wspieramy się, gdy jest dobrze, ale także kiedy nie wszystko idzie po naszej myśli. Nie ma nic pomiędzy. Po zawodach zawsze wspólnie sprawdzamy wideo z naszych skoków i próbujemy udzielać sobie wskazówek. Takie sytuacje umacniają nasza przyjaźń.

Wyobraź sobie sytuację: miałeś udany dzień na skoczni, byłeś na podium, wszystko poszło po Twojej myśli. Twój kolega nie spisał się tak dobrze. Wracacie do hotelu i...

Jak zostaliście przyjaciółmi?

– To czasem się zdarza. Skoki narciarskie to nieprzewidywalny i bardzo indywidualny sport. Dwa lata temu to Michael radził sobie lepiej. Ostatni sezon należał do mnie. Najlepiej dla nas byłoby, gdybyśmy oboje spisywali się wyśmienicie, ale to nie takie

– Przez długi okres czasu byliśmy w tej samej drużynie na Puchar Kontynentalny. To były nasze pierwsze spotkania. Przyjaźń zaczęła się na dobre, kiedy dołączyliśmy do JumpandReach. Michael powiedział mi, że znalazł grupę marketingową, która chciałaby współpracować również ze mną. Dużo rozmawialiśmy o tym, jak JaR funkcjonuje. Dałem się przekonać. Wtedy też udaliśmy się do

nr 06 | listopad 2017


Ostatniej zimy, kiedy wygrywałem konkurs, a Michael nie był w swojej najlepszej dyspozycji, wciąż potrafił cieszyć się z moich osiągnięć. Uważam, że o to właśnie chodzi w przyjaźni. Zawsze wiemy, że możemy na siebie liczyć. Wspieramy się, gdy jest dobrze, ale także kiedy nie wszystko idzie po naszej myśli. Nie ma nic pomiędzy. mojej rodzinnej miejscowości, a Michael ze swojej. To było bardzo fajne przedsięwzięcie. Piłka nożna to nasza wielka pasja. Zawsze gramy w formie rozgrzewki przed treningami czy zawodami. Spotkałeś Roberta Lewandowskiego podczas Pucharu Świata w Oberstdorfie. Jak to wspominasz?

– To było wspaniałe! Zastanawiałem, czy to naprawdę on stoi obok mnie po drugim skoku w konkursie. Lewandowski jest w tym momencie najlepszym graczem ofensywnym na świecie. Mam nadzieję, że będę miał jeszcze szansę go spotkać. Może uda się zamienić kilka słów.

naszego ówczesnego trenera kadrowego Alexandra Pointnera, z prośbą o dzielnie pokoju hotelowego w trakcie całego sezonu. Trafiliśmy do tej samej grupy, jesteśmy w podobnym wieku. Nasza przyjaźń zrodziła się dość naturalnie. Teraz trzymamy się razem nie tylko na skoczni. Spędzacie ze sobą dużo czasu – treningi, Puchar Świata, spotkania z kibicami, ale także życie prywatne. Nie jesteście czasem sobą zmęczeni?

– Oczywiście, że jesteśmy. Zawsze w kwietniu (śmiech). Wtedy zdecydowanie potrzebujemy odpocząć od siebie. Lubicie piłkę nożna. Michael jest fanem Barcelony, Ty kibicujesz Bayernowi Monachium. Często się kłócicie w związku z tym?

– Dużo rozmawiamy o piłce nożnej. Czasem także żartujemy. Tego lata graliśmy w piłkę nożną. Ja reprezentowałem drużynę z

Hill Size Magazine

Po udanej zimie nie masz dużo wolnego czasu. Kiedy wreszcie znajdziesz chwilę dla siebie, jak najchętniej ją wykorzystujesz? Odważę się założyć, że może być to coś związanego z tańcem...

– Taniec? (śmiech). Chętnie tańczę, ale nie zdarza się to zbyt często. Kiedy wychodzę z przyjaciółmi, lubię potańczyć i dobrze się bawić. Spędzanie czasu z rodziną i znajomymi to dla mnie najlepsze wykorzystanie kilku wolnych chwil. Lubimy grać w kręgle. W Salzburgu mamy świetne kręgle połączone z dyskoteką. Nie mam wiele czasu dla najbliższych, więc kiedy tylko mogę, spędzam z nimi czas. To dla mnie bardzo ważne. Słyszałam historię o tym, jak pewnego razu wysłałeś swoją kartkę z autografem do żony Adama Małysza – Izabeli.

– To prawda! Wszystkie listy od kibiców przychodzą do mojej mamy. Ona zajmuje się odpisywaniem i wysyłką autografów. Pewnego razu pokazała mi list od

Izabeli. To było naprawdę niesamowite, ponieważ Adam to mój idol. Spotkałem go wiele razy na skoczni, mógł po prostu poprosić o kartkę (śmiech). Powiedziałeś, że Adam to jeden z Twoich idoli. Jakie to uczucie być rekordzistą na jego skoczni?

– To dla mnie coś szczególnego. Adam Małysz, Noriaki Kasai, Janne Ahonen – oni zawsze przychodzą mi na myśl, kiedy słyszę skoki narciarskie. To świetni sportowcy, ale także bardzo wartościowi ludzie. Teraz, kiedy Adam Małysz gratuluje mi po wygranym konkursie, czuję się wyróżniony. To dla mnie bardzo dużo znaczy. Skakanie w jednych zawodach z Noriakim to także wielki zaszczyt. Wyobrażasz sobie, że możesz być dla kogoś idolem?

– Mam nadzieję, że tak jest. Wiele razy słyszałem, że moja osobowość jest dobrze odbierana przez innych. Staram się być otwarty na ludzi, pomagać im, być łatwym w obejściu. Chcę cieszyć się sportem, który uprawiam i to dla mnie duża radość, jeśli inny zawodnik chce mnie o coś zapytać. Chciałbym także być idolem dla młodszych pokoleń. Wyobrażasz sobie skakanie tak długo jak Noriaki Kasai?

– Nie! (śmiech). Nie wydaje mi się, abym był w stanie to zrobić. Chciałbym założyć rodzinę i spędzać z nią czas. Myślę, że to niecodzienna sytuacja, kiedy ktoś skacze mając ponad 40 lat... 30-35 lat dla skoczka zupełnie wystarczy. 

31


zdjęcia: Maria Grzywa / JumpandReach

PRZYAJCIELE Ciężko mi odpowiedzieć. Oboje byliśmy w wojsku, więc raczej zawsze jesteśmy na czas.

Ste

Kt

zawsze si

Postawiłbym na siebie. Lubię pospać nieco dłużej. Michael jest starszy, więc nie potrzebuje aż tyle snu (śmiech).

lubi

Na początku naszej znajomości to ja dużo więcej żartowałem. Michael cały czas starał się jak mógł i teraz idzie mu naprawdę dobrze. W trakcie tych kilku lat, które spędziliśmy razem, dużo się ode mnie nauczył (śmiech).

Powiedziałbym, że to ja. Zdarzyło mi się uczęszczać na lekcje tańca, ale nie wydaje mi się, abym kiedykolwiek wystąpił w programie telewizyjnym tego typu. Bardzo lubię tańczyć, ale tylko podczas imprez i dla zabawy.

Obstawiłbym siebie, ale to Michael kilkakrotnie zapraszał mnie do siebie i muszę przyznać, że gotowanie idzie mu świetnie. Teraz i ja musze go zaprosić! Może zorganizujemy nawet jakiś konkurs?

Kiedy jeździmy na treningi lub zgrupowania to zawsze Michael prowadzi. On bardzo to lubi, a ja dobrze czuję się w roli pasażera. Przed Turniejem Czterech Skoczni mieliśmy konkurs jazdy na lodzie zorganizowany przez jednego ze sponsorów i wtedy to ja byłem górą.

Oboje jesteśmy najlepsi w naszej drużynie (śmiech). Ciężko stwierdzić, który z nas jest w tym lepszy. Na pewno kiedy gramy na PlayStation górą jest Michi.

32

nr 06 | listopad 2017

l

l

jest kie

w


Stefan Kraft i Michael Hayboeck

e f a n K r a f t i M ich a e l H ayb o e c k

to: Oboje jesteśmy zawsze punktualni.

się spóźnia:

bi długo spać:

cały czas żartuje:

To na pewno ja! Naprawdę powiedział, że on jest w tym lepszy?

lepiej tańczy:

lepiej gotuje:

st lepszym erowcą:

Stefan lubi spać dłużej, ponieważ jest nieco młodszy. Ja jako starszy kolega nie potrzebuję już tak dużo snu. Może to faktycznie oznacza, że narzekam nieco więcej (śmiech).

Zależy, jaki to rodzaj tańca. Kiedy idziemy na imprezę i jest okazja do freestyle’u, Stefan jest zdecydowanie lepszy.

Bez wątpienia to Stefan jest lepszym kucharzem!

Stawiam na siebie, ponieważ za każdym razem kiedy gdzieś jedziemy, ja prowadzę. W większości przypadków Stefan woli, żebym ja usiadł za kierownicą. To chyba oznacza, że idzie mi całkiem nieźle.

lepiej gra w piłkę nożną:

Hill Size Magazine

Uważam, że oboje jesteśmy dobrymi graczami, na pewno najlepszymi w naszej kadrze. Pomiędzy naszą dwójką wskazałbym jednak na siebie.

33


Piłka nożna. Zaczynałem przygodę ze sportem od piłki nożnej. Kiedy miałem 11 lat spróbowałem jednak skoków i dużo bardziej mi się podobało. Uczucie adrenaliny było niesamowite. Mieliśmy świetną grupę, w której byli także moi znajomi. Decyzja była oczywista.

Andi Wellinger. To świetny i mądry chłopak. Lubi pożartować, dobrze się dogadujemy.

1) Je

2) Najl przyjacie spoza

David Alaba. Spotkałem go kilka razy. To świetny facet.

3) Ulu

4) Mistrzostwa czy igrzyska

Jedno i drugie.

Planica! To magiczne miejsce ze wspaniałą atmosferą. Kiedy jedziemy tam na zakończenie sezonu, wszystko wydaje się łatwiejsze i fajniejsze. No i oczywiście loty, które kocham. Tam nawet jeśli skok się nie uda, to i tak wylądujesz na ponad setnym metrze. To niesamowite.

Adam Małysz

34

nr 06 | listopad 2017

5) Ul

z dzi


Stefan Kraft i Michael Hayboeck

eśli nie skoki to...

ajlepszy el-skoczek, spoza Austrii:

Gra w golfa albo piłka nożna.

Chłopaki z Norwegii. W trakcie lata gramy razem w golfa i zawsze dobrze się bawimy. To równi goście. Nie spotykamy się zbyt często, ale kiedy już mamy okazję, to jest to super spędzony czas.

ubiony piłkarz:

istrzostwa świata ska olimpijskie:

Ulubiona skocznia:

6) Idol dzieciństwa: Hill Size Magazine

Jestem fanem Barcelony, więc to musi być Messi.

Igrzyska olimpijskie.

Planica, a zaraz za nią Bischofshofen. To moja rodzima skocznia w Pucharze Świata. Lubię tam rywalizować, ponieważ zawsze wspiera nas spora grupa kibiców.

Andi Goldberger

35


rozmowa i zdjęcia: Aneta Biedroń

punkt k

K r ó lowa Sara Takanashi to jedna z najbardziej rozpoznawalnych i utytułowanych skoczkiń świata. Na swoim koncie zgromadziła rekordową liczbą triumfów w Pucharze Świata i Letnim Grand Prix. Choć ma dopiero dwadzieścia lat, jest sportowcem kompletnym, który wie, że dostajesz to, na co sobie zapracujesz. Niesamowita dziewczyna z Kraju Kwitnącej Wiśni opowiedziała nam o swoim życiu i przygotowaniach do Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pjongczang. Jesteś obecnie najlepszą skoczkinią na świecie. Jak przygotowujesz się do startów?

– Jestem wdzięczna za określenie mnie mianem najlepszej skoczkini, ale nie uważam, żebym zasługiwała na ten tytuł. Mam przed sobą jeszcze długą drogę. Muszę więcej trenować fizycznie i technicznie, aby być jeszcze lepszą. Coraz więcej uwagi poświęcam także psychologicznej części sportu. To głównie nad tymi aspektami pracuję z moimi trenerami. Lato wykorzystaliśmy na testowanie różnorodnego sprzętu, jak choćby nowych nart. Wszystko, aby jak najlepiej przygotować się do zimowych igrzysk olimpijskich. Możesz pochwalić się wspaniałą serią 14 kolejnych zwycięstw w Letnim Grand Prix oraz ponad 50 wygranymi w Pucharze Świata. Czy czujesz presję zwycięstwa przed kolejnymi startami w zawodach?

– Nie czuję żadnej presji związanej z moimi wynikami. Przyjemnie jest

36

wygrywać, ale liczy się udział. Wszystko ma swoje ciemne i jasne strony. Chcesz, żeby wszystko szło dobrze i dlatego trenujesz. Sama wyznaczyłam sobie pewne cele i dążę do ich osiągnięcia. Poza tym nie skupiam się na swoich wynikach. Staram się po prostu wyeliminować błędy. Skoki kobiet wydają się być dyscypliną popularną w Japonii. Jak to odbierasz?

– Nie sądzę, żeby skoki były popularne. Mam jednak nadzieję, że ich czas nadejdzie. Japonia ma wiele dyscyplin sportowych, w których chciałaby odnosić więcej sukcesów. Skoki nie mają u nas zbyt wielu fanów, ale z roku na roku zyskują na rozgłosie. Byłabym bardzo dumna, gdyby moje osiągnięcia i zdolności wpłynęły na ich popularyzację w kraju. Byłaś pierwszą sportsmenką, która pojawiła się na okładce japońskiej edycji magazynu „Women’s Health”. Jakie to było dla Ciebie doświadczenie?

nr 06 | listopad 2017


Sara Takanashi

Wiele zawodniczek wystąpiło na igrzyskach, czy w Pucharze Świata. Mam zaszczyt być jedną z nich i chcę zachować to pozytywne nastawienie, by móc dalej skakać. Różnice między kobietami i mężczyznami w skokach są wciąż dość znaczne. Wierzę jednak, że pewnego dnia będziemy tak dobre i popularne jak oni! – Nie jestem pewna, czy do końca dobre (śmiech). Sportowcy rzadko mają okazję pojawić się na pierwszych stronach gazet, więc jestem za to wdzięczna. Zgodziłam się na sesję, ponieważ uznałam to za świetną okazję do promowania skoków kobiet w Japonii. Wróćmy do tematu Igrzysk – jak idą przygotowania?

– Latem testowałam nowe typy nart i dużo trenowałam. Chciałam się odpowiednio przygotować do sezonu zimowego i popracować nad techniką. Zanim rozpoczniemy rywalizację, planuję przetransportować część sprzętu bliżej domu i na nowo zmierzyć się z testowanymi nartami. Dla zawodników to najważniejszy czas w sezonie, dlatego chcę dużo ćwiczyć i zawczasu mieć wszystko przygotowane. Świetnie radzisz sobie w startach indywidualnych, ale miałaś też okazję rywalizować w konkursie mikstów. Lubisz skakać z kolegami?

– Tak! Atmosfera jest zupełnie inna niż podczas zawodów indywidualnych. Występy obok innych doświadczonych sportowców to prawdziwa satysfakcja. Fakt, że jest ktoś, na kim będę mogła polegać to prawdziwa ulga. Presja jest dużo mniejsza. Jest wielu wspaniałych skoczków, którzy mi pomagają. Czasem ja mogę wspomóc ich. To naprawdę świetne doświadczenie.

Hill Size Magazine

Wspieracie się mimo znacznej różnicy wieku. W drużynie skaczesz ze starszym o 25 lat Noriakim Kasai. Traktuje cię po ojcowsku?

– Ja tego tak nie odbieram. Zawsze widzę w nim legendę skoków narciarskich. Ma dużo więcej doświadczenia niż ja, więc podziwiam go i staram się od niego jak najwięcej nauczyć. Masz zamiar kontynuować karierę tak długo jak on?

– Chcę skakać tak długo, jak tylko się da, ale wątpię, żebym dała radę powtórzyć jago wyczyn. Kto zachęcił cię do uprawiania skoków narciarskich?

– Tata i brat, którzy również trenowali skoki. To taki rodzinny interes! Co zazwyczaj robisz, kiedy masz wolne od treningów?

– Jestem studentką, więc uczęszczam na zajęcia na uniwersytecie. To szkoła sportowa. Nie znaczy to, że łatwo pogodzić mi naukę i trening. Na szczęście jest wiele osób, które mi pomagają. Daję rade. Japońscy skoczkowie często wspominają, że w czasie sezonu bardzo rzadko mogą wrócić do domu. Jak Ty sobie z tym radzisz?

– Mój tata pracuje w Japonii jako trener, więc z racji wykonywanego zawodu, możemy spotykać się częściej. Mamę i brata widuję rzadko, ale zawsze wspierają

mnie jak potrafią najlepiej. Każdą wolną chwilę staramy się spędzać razem. W trakcie sezonu dużo podróżujesz. Co lubisz w tym najbardziej?

– Lubię obserwować ludzi. Mamy wielu fanów z całego świata, a każdy z nich dopinguje nas w inny sposób. Naprawdę lubię na nich patrzeć. Sądzę, że w Europie skoki są dużo bardziej popularne niż w Japonii. Zdecydowanie więcej osób przychodzi na zawody. Miło jest skakać, gdy tak wiele kibiców na wspiera. Początki skoków kobiet nie były łatwe, jednak sytuacja się zmieniła i teraz z łatwością możecie rywalizować z mężczyznami.

– Wiele zawodniczek wystąpiło na igrzyskach, czy w Pucharze Świata. Mam zaszczyt być jedną z nich i chcę zachować to pozytywne nastawienie, by móc dalej skakać. Różnice między kobietami i mężczyznami w skokach są wciąż dość znaczne. Wierzę jednak, że pewnego dnia będziemy tak dobre i popularne jak oni! Czy jest coś, co chciałabyś powiedzieć polskim fanom?

– Od dłuższego czasu w Polsce nie zostały rozegrane żadne zawody kobiet i ten fakt bardzo mnie smuci. Chciałabym do was przyjechać i pokazać moim fanom parę dobrych skoków. Byłabym wtedy bardzo szczęśliwa! 

37


tekst i zdjęcia: Dominika Wiśniowska

punkt k

Rozmiar nie ma znaczenia

W ciemnym zaułku jednej z nowojorskich ulic świadek koronny i były członek mafii, Frank Tagliano, spotyka się z policją, aby uzgodnić warunki współpracy. – Nie mogę zostać w Stanach, tu nie jest bezpiecznie – mówi Frank. Policjant proponuje świadkowi zamieszkanie na słonecznych Bahamach, jednak Tagliano odmawia. Mafioso ma inną propozycję: Lillehammer! Policjant nie ukrywa zaskoczenia, na co Frank z oburzeniem odpowiada: – Nie widziałeś Igrzysk w ‘94?! Lillehammer wita nas nienajlepszą pogodą i uderzającą ciszą, którą na chwilę tylko przerywa kolorowy autobus z licealistami świętującymi zakończenie szkoły. Pustka jednak nie dziwi. Miasteczko leżące w okręgu Oppland liczy nieco ponad 25 tys. mieszkańców i daleko mu do tętniącej życiem metropolii. Co zatem sprawia, że stało się ono miejscem szczególnym na sportowej mapie Norwegii? Żeby odpowiedzieć na to pytanie musimy przenieść się w czasie aż do roku 1994.

Miłośnicy pięciu kółek Zapewne wiele osób przecierało oczy ze zdumienia, kiedy w 1988 roku niewielkie norweskie Lillehammer zostało wybrane na organizatora igrzysk olimpijskich. – Jeżeli spojrzymy na listę gospodarzy olimpiady to Lillehammer jest miejscem bardzo nietypowym. Historia zna tylko kilka przypadków, kiedy organizacja spoczęła na małych miastach. Zdecydowanie brak takich przykładów po roku 1994. To niecodzienna sytuacja, żeby miasteczko, które ma około 20 000 mieszkańców

38

zorganizowało igrzyska olimpijskie, które przyciągnęły w ten region niemal 2.5 miliona ludzi w trakcie dwóch tygodni. Nie wiem jak tego dokonali, ale się udało – mówi Sebastian Kuhn, który jest naszym przewodnikiem po Norweskim Muzeum Olimpijskim. Olimpijska wystawa jest częścią Maihaugen, jednej z turystycznych wizytówek Lillehammer. Ekspozycja przedstawia całą historię igrzysk olimpijskich zarówno letnich jak i zimowych, od starożytnych aż do współczesnych. Nietrudno jednak zauważyć, które Igrzyska są dla Norwegów najistotniejsze: – To wynika z naszej tradycji i norweskiej tożsamości narodowej. Zima jest zdecydowanie ważniejsza. To nie przypadek, że muzeum poświęcone igrzyskom olimpijskim znajduje się właśnie w Norwegii. Idea rywalizacji olimpijskiej jest Norwegom niezwykle bliska. Najlepiej świadczy o tym fakt, że twórca nowożytnych igrzysk baron Pierre de Coubertin został uhonorowany najwyższym norweskim odznaczeniem narodowym. – Coubertin uważał, że sport jest dobry dla człowieka nie

tylko pod względem fizycznym, ale także psychicznym. Sądził, że ludzie uprawiający sport uczą się wzajemnego szacunku. Traktował rywalizację sportową jako coś, co pobudza w ludziach to, co najlepsze i jest właściwą droga do ich

nr 06 | listopad 2017


Lillehammer

zjednoczenia. Uważał sport za element konieczny do wzajemnego zrozumienia oraz lepszej komunikacji pomiędzy narodami i kulturami.

Nie igraj z ogniem Muzeum posiada imponującą kolekcję w pełni oryginalnych zniczy olimpijskich. Mało kto jednak wie, że historia ognia olimpijskiego na zimowych igrzyskach również zaczęła się w Norwegii. Pierwsza „zimowa” sztafeta z olimpijskim płomieniem dotarła na Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Oslo w 1952 roku. Wbrew tradycji ogień ten nie pochodził z Olimpii, ale z Norwegii, a konkretnie z regionu Telemark. To tam znajdował się dom Sondre Norheim’a uznawanego za ojca narciarstwa klasycznego i twórcę wiązań, które umożliwiły między innymi skakanie na nartach. Ogień olimpijski powrócił do Norwegii ponad 40 lat później. Jest dwunasty lutego 1994 roku. W Lillehammer trwa niezwykle spektakularna ceremonia otwarcia XVII Zimowych Igrzysk Olimpijskich. W mroźny wieczór, w towarzystwie trzydziestopięciotysięcznej publiczności, na belce startowej skoczni Lysgårdsbakken zasiada Stein Gruben. Dwudziestosiedmioletni wówczas skoczek przejmuje od poprzedniego członka sztafety znicz olimpijski. Chwila skupienia, głęboki wdech i Gruben rusza po rozbiegu z olimpijskim ogniem w dłoni. – Skok był bardzo krótki, tuż za bulę. Podczas próby ceremonii otwarcia skoczek, który miał oddać skok ze

Hill Size Magazine

zniczem miał wypadek i doznał kontuzji. Stein Gruben był jego zastępcą, więc miał zaledwie kilka prób przed skokiem otwarcia. Organizatorzy powiedzieli mu, żeby był bardzo ostrożny – wspomina Sebastian Kuhn. Po niepewnym locie Stein Gruben bezpiecznie ląduje w okolicach 70. metra. Na szczęście, znicz wciąż płonie. – Wprowadzenie ognia olimpijskiego na arenę w ten sposób było niezwykle ryzykowne, ale też bardzo spektakularne. Imponujący skok podczas ceremonii otwarcia nie był jedynym sukcesem norweskich skoczków podczas tych igrzysk. W muzeum podziwiać można kombinezon Espena Bredesena, który dla swojego kraju wywalczył srebro na dużej skoczni i złoto na normalnym obiekcie. Niestety w konkursie drużynowym gospodarze musieli uznać wyższość Niemiec, Japonii i Austrii. W składzie srebrnej drużyny Kraju Kwitnącej Wiśni, obok Takanobu Okabe i Masahiko Harady, znalazł się dwudziestodwuletni… Noriaki Kasai! Na kolejne srebro na igrzyskach olimpijskich Japończyk musiał czekać aż 20 lat, do Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Soczi.

W cieniu Sarajewa W starożytności podczas igrzysk olimpijskich w całym kraju ogłaszano zawieszenie broni. W tym szczególnym czasie nie mogły toczyć się żadne wojny. Tworząc współczesną idee olimpizmu, Pierre le Coubertin miał nadzieję zakorzenić te tradycje także w nowożytnej

Europie. – W przeddzień wybuchu pierwszej wojny światowej Coubertin stworzył symbol igrzysk olimpijskich – koła olimpijskie. Baron spodziewał się, co nastąpi. Miał nadzieję, że olimpijskie koła będą symbolem jedności wszystkich części świata. Na tydzień przed otwarciem Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Lillehammer pocisk moździerzowy uderzył w targ Markale zabijając 68 osób. Sarajewo, które dziesięć lat wcześniej było gospodarzem zimowej olimpiady, stało się centrum najbardziej brutalnego i krwawego konfliktu zbrojnego w Europie od zakończenia drugiej wojny światowej. Świat sportu nie mógł przejść obojętnie wobec tego, co działo się na Bałkanach. Wielotysięczna publiczność zgromadzona na trybunach Lysgårdsbakken zamilkła, kiedy ówczesny przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Juan Antonio Samaranch wzywał w swoim przemówieniu: „Proszę przestańcie walczyć. Proszę przestańcie zabijać. Rzućcie broń!”. Z inicjatywy Komitetu Organizacyjnego Igrzysk w Lillehammer powstała organizacja Olympic Aid. Celem jej działalności była pomoc dzieciom mieszkającym na terenach dotkniętych konfliktami zbrojnymi. W akcje pomocy dla Sarajewa zaangażowali się również sportowcy. Norweski łyżwiarz szybki, multimedalista Johann Olav Koss, przeznaczył ponad 30 000 dolarów na cele Olympic Aid i gorąco zachęcał swoich kolegów do włączenia się w dzieło pomocy.

39


punkt k CIEKAWOSTKA Wśród norweskich pamiątek z letnich igrzysk olimpijskich w muzeum odnaleźć można polski ślad. Bartosz Piasecki – norweski szermierz polskiego pochodzenia zdobył srebrny medal na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie w 2012 r. – Szermierka to sport bardzo nietypowy dla Norwegów. W kraju mamy tylko sześć klubów szermierczych, więc ten medal był dla wszystkich ogromnym zaskoczeniem. Ze względu na finałową walkę Bartosza przesunięto główne wydanie wiadomości. Był to pierwszy taki przypadek w historii norweskiej telewizji.

Na igrzyskach w Lillehammer po raz pierwszy w historii wystartowała reprezentacja Bośni i Hercegowiny. W jej składzie znalazło się 10 sportowców. Czterech z nich: dwóch Muzułmanów, Serb i Chorwat wspólnie wystartowało w jednym bobsleju stając się symbolem tego, że pomimo konfliktu, integracja wszystkich mieszkańców byłej Jugosławii jest możliwa. – Życie składa się z drobiazgów, a ten drobiazg jest bardzo ważny dla Sarajewa. Chcę tu być, żeby pokazać ludziom, że nie jesteśmy potworami, że jesteśmy normalnymi ludźmi, którzy wciąż wierzą w swój kraj – powiedział Igor Boras, Chorwat, członek bośniackiej drużyny bobsleistów. Trybuny Lysgårdsbakken zamilkły ponownie w dniu zamknięcia XVII Zimowych Igrzysk Olimpijskich. Kiedy zgasł olimpijski znicz, czterdzieści tysięcy osób na znak solidarności z Bałkanami wzniosło w górę zapalone latarki z inskrypcją Remember Sarajevo.

Najlepsze zimowe igrzyska Ponad dwadzieścia lat temu małe, norweskie miasteczko dokonało niemożliwego organizując igrzyska olimpijskie, które Przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Juan Antonio

40

Samaranch uznał za „Najlepsze zimowe igrzyska olimpijskie w historii!”. Lillehammer nie ma jednak zamiaru ciągle żyć wspomnieniem tamtego wydarzenia. – W roku 2016 byliśmy gospodarzem Zimowych Igrzysk Olimpijskich Młodzieży. Był to pierwszy krok, do tego żeby igrzyska wróciły do miasta. Dyskusja na temat ponownej organizacji zimowych igrzysk olimpijskich toczy się tutaj nieustannie. Współcześnie największym problemem miast w wyścigu o organizację tej prestiżowej imprezy jest brak infrastruktury oraz negatywny stosunek obywateli. Dla Lillehammer żadne z powyższych nie jest przeszkodą. – Ostatnim razem, kiedy Oslo zgłosiło swoją kandydaturę do organizacji igrzysk, Lillehammer również było częścią planu. Niektóre z dyscyplin miały być rozgrywane na tutejszych obiektach. Tor bobslejowy, który znajduje się w Lillehammer jest jedynym torem w całej Skandynawii. Ze względu na środowisko naturalne wybudowanie takiego obiektu w nowym miejscu jest bardzo trudne, dlatego też bez względu na to czy igrzyska odbywałyby się w Oslo czy w Trondheim to tutaj rywalizowaliby

nr 06 | listopad 2017


Lillehammer

bobsleiści. Najważniejsza arena łyżwiarstwa szybkiego znajduje się w położonym niedaleko Hamar. Wybudowanie takiej hali jest niezwykle kosztowne, dlatego prawdopodobnie to miejsce także byłoby wykorzystane podczas igrzysk. Norwegowie są nieco sceptyczni w kwestii organizacji olimpiady ze względu na koszty takiego przedsięwzięcia, jednak mieszkańcy Lillehammer odnoszą się do tej idei z entuzjazmem. Lillehammer nie jest areną zmagań najlepszych sportowców tylko od święta. Stadion Birkebeineren, co roku gości najlepszych biegaczy podczas zawodów Pucharu Świata, a Lysgårdsbakken to jeden z czterech obiektów, na których skoczkowie rywalizują w ramach turnieju Raw Air. W Kristins Hall, które w trakcie igrzysk było miejscem treningu najlepszych hokeistów świata, dziś swoje mecze rozgrywa lokalna drużyna hokejowa. Stadion biegowy, lodowisko, skocznia i ogromna Håkons Hall jest też miejscem codziennego treningu najlepszych norweskich narciarzy. – Budowanie wielkich obiektów sportowych tylko na jedną imprezę jest wbrew idei zrównoważonego rozwoju. Lillehammer

Hill Size Magazine

znakomicie radzi sobie pod tym względem. Wszystkie areny, które powstały na Zimowe Igrzyska w 1994 roku wciąż są w codziennym użytku.

Było pięknie Nie ma lepszego miejsca, żeby poczuć ducha zimowych igrzysk olimpijskich. W Lillehammer igrzyska to nie tylko sport, skocznia czy trasy narciarskie. Po ponad dwudziestu latach miasteczko wciąż żyje olimpijskimi wspomnieniami, a charakterystyczne pięć kół znajdziemy tu wszędzie, od baru w centrum aż po szpital i urzędy. Wspomniany we wstępie Frank Tagliano to główny bohater norwesko-amerykańskiego serialu Lilyhammer, którego akcja rozgrywa się w olimpijskim miasteczku. Były członek mafii przeprowadza się do Norwegii jako świadek koronny. Dlaczego nowojorczyk wybiera na swój nowy dom Lillehammer?: – Nie widziałeś Igrzysk w 94’?! Były piękne! Czyste powietrze, świeży i biały śnieg! Trudno się dziwić. Lillehammer jest tak samo magiczne dziś, jak było ponad dwadzieścia lat temu. Kiedy Noriaki Kasai zdobywał na Lysgårdsbakken swój pierwszy olimpijski medal, pochodzący z Lillehammer Robert Johansson miał zaledwie

cztery lata. Dziś obaj przygotowują się do XXIII Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pjongczang. Może to najwyższy czas, żeby Lillehammer po raz kolejny udowodniło światu, że rozmiar nie ma znaczenia i jest gotowe zorganizować kolejne najlepsze igrzyska w historii? 

41


hill size

42

zdjęcia: Maria Grzywa


summer grand prix photostory

Hill Size Magazine

43


hill size

44

nr 05 | lipiec 2017


tekst: Dominika Wiśniowska zdjęcia: Przemysław Wardęga

Światła, kamera, akcja! Z filmami i serialami najczęściej jest tak, że im więcej części czy sezonów, tym gorzej. Fabuła się rozciąga, wątki mieszają, a ulubieni bohaterowie odchodzą. Fani skoków narciarskich mają jeden serial, na którego nowe odcinki czekają z niecierpliwością. Najgorętsza premiera listopada – Puchar Świata w skokach narciarskich. Panie i Panowie, prosimy o wyłączenie telefonów komórkowych, zaczynamy seans!

Hill Size Magazine

W poprzednich odcinkach… Miniony sezon to moda na sukces Stefana Krafta. Młody Austriak zgarnął wszystko, co się dało: dwa złota na Mistrzostwach Świata w Lahti, triumf w Raw Air i Kryształową Kulę. Jedyne, w czym podopieczny Heinza Kuttina nie zabłysnął to Turniej Czterech Skoczni. Tu musiał uznać wyższość Kamila Stocha, z którym zresztą stoczył fascynującą walkę o ostateczny triumf w Pucharze Świata. Choć indywidualnie kilka tytułów przeszło Polakom koło nosa, drużynowo nie było na nich mocnych. Fantastyczna czwórka Horngachera stawała na podium każdego konkursu drużynowego. Punktem kulminacyjnym było fińskie Lahti. Jeśli złoto mistrzostw świata było daniem głównym, to znakomitą przystawkę zgotował Piotr Żyła niespodziewanie zdobywając brązowy medal na dużej skoczni. Jak mogliśmy się przekonać, Wiślanin odnajduje się w każdej roli. Choć na co dzień jest mistrzem komedii, w Lahti wzruszył nas bardziej niż finałowa scena Titanica. Jak w każdej dobrej produkcji, tak i w poprzednim sezonie nie zabrakło dramatów. Co prawda chłopaki nie płaczą, ale dwóm się zdarzyło i to na największych pucharowych imprezach. W styczniu Daniel Andre Tande zaprzepaścił wygraną w Turnieju Czterech Skoczni w finałowym występie w Bischofshofen. Dwa

miesiące później Andi Wellinger zepsuł swój ostatni skok w Raw Air, co przepłacił triumfem w turnieju. Gdy emocje po norweskim tournée opadły przyszedł czas na wielki finał. W Planicy świętował Stefan Kraft, który dwoma zwycięstwami przypieczętował znakomity występ w całym sezonie. Ostatni klaps, nagrody wręczone, przemówienia wygłoszone, a po hucznym after-party wszyscy udali się na zasłużone urlopy.

Spin-off W przerwie pomiędzy jedną a drugą zimą, FIS funduje kibicom spin-off w postaci Letniego Grand Prix. Tego lata główna rola przypadła Dawidowi Kubackiemu. Brad Pitt polskich skoków wygrał pięć z dziewięciu letnich zawodów. Prawdziwej gwieździe nie przystoi grać ról drugoplanowych, dlatego w pozostałych czterech konkursach polski Terminator po prostu nie wystartował. W Hakubie i Niżnym Tagile na pierwszy plan wysunęli się Junshiro Kobayashi i Anze Lanisek. Ten pierwszy nie był zbyt gościnny na własnym terenie wygrywając oba japońskie konkursy, a drugi ustrzelił dublet w Rosji. Lekkie i przyjemne kino letnie uznaje tylko happy endy. W Hinzenbach do rywalizacji powrócił Dawid Kubacki. Podopieczny Stefana Horngachera

45


hill size

wygrał zarówno konkurs w Austrii, jak i finałowe zawody w niemieckim Klingenthal i zgodnie został mianowany „Królem Lata”. Czy Polak powalczy o główną rolę także w zimie? Przekonamy się niebawem!

Spoiler Ciekawscy, którzy nie mogą doczekać się premiery musieli puścić w obieg kilka spoilerów. Na pierwszy ogień poszły zmiany wprowadzone przez FIS. Koniec z przywilejem prekwalifikacji oznacza więcej emocji dla kibiców i mniej odpoczynku dla skoczków. Unikniemy też niespodziewanych zwrotów akcji w Turnieju Czterech Skoczni, bo żaden z czołowych zawodników nie będzie mógł zrezygnować ze startu w kwalifikacjach. Opinii na temat słuszności decyzji FIS-u jest wiele. Fakty są jednak takie, że w przyszłym sezonie główni bohaterowie mogą zamienić się miejscami z drugoplanowymi, a to może być niesłychanie emocjonujące. Żadna dobra produkcja hollywoodzka nie może obejść się bez płci pięknej. Skoczkinie wielokrotnie już udowadniały, że są gotowe na wszystko, dlatego w tym sezonie wreszcie doczekały się własnego

46

mini-turnieju. Czterodniowa rywalizacja została zaplanowana na początek grudnia, a w finale najlepsza trzydziestka zaprezentuje się na dużym obiekcie. Tydzień później aniołki skoków narciarskich udadzą się do Hinterzarten na pierwszy w historii konkurs drużynowy.

Ciężko sobie wyobrazić, że po letnich sukcesach Dawida Kubackiego i złocie drużyny w Lahti, nie zagramy pierwszoplanowych ról także w Pjongczang. Kamil Stoch: Powrót króla? A może przyczajony Żyła, ukryty Kot? Nowy sezon to nie tylko zmiany w kalendarzach i regulaminach. Jak w każdym poważnym serialu, prędzej

czy później, powracają starzy bohaterowie. Tym razem obsadę ponownie wzbogaci Kenneth Gangnes. Rocky Balboa skoków narciarskich nie odpuszcza i powraca na skocznie po raz kolejny, po trzeciej już kontuzji kolana. Skoro o urazach mowa, to klątwa spadła tym razem na Severina Freunda. Zerwane więzadła wykluczyły Niemca z walki o medale na Mistrzostwach Świata w Lahti. Kiedy już wydawało się, że kryzys został zażegnany, kolana znowu dały o sobie znać i uniemożliwiły Freundowi występ na Igrzyskach Olimpijskich w Pjongczang. Mimo wyjątkowego pecha, niezłomny zawodnik już zapowiada walkę o start na Mistrzostwach Świata w Seefeld.

Trailer Cztery skocznie, sześćdziesiąt pięć lat historii i jedna nagroda. Już w styczniu po raz 66. skoczkowie powalczą w Turnieju Czterech Skoczni. Jak co roku, na swoim terenie najgroźniejsi będą Austriacy i Niemcy. Choć przed sezonem kadra tych drugich przypominała raczej ostry dyżur, pod koniec lata powrócił Andreas Wellinger. Pod nieobecność Severina Freunda, to dwudziestodwulatek ma poprowadzić niemiecką reprezentację do

nr 06 | listopad 2017


zimowych sukcesów. Serię austriackich zwycięstw w TCS przerwali Peter Prevc i Kamil Stoch, ale podopieczni Heinza Kuttina nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Kto tym razem? Może będący nieco w cieniu swojego utytułowanego przyjaciela Michael Hayboeck? Niecały miesiąc po Turnieju Czterech Skoczni zawodnicy przeniosą się na zdecydowanie większy obiekt. Skokowy Top Gun, czyli mistrzostwa świata w lotach to kino akcji tylko dla kibiców o mocnych nerwach. Duże prędkości na progu i niesamowite odległości są znakiem rozpoznawczym Norwegów, głównych faworytów tej imprezy. Choć z Tomem Cruisem równa się (przynajmniej wzrostem) tylko Anders Fannemel, to pretendentów do złota wśród podopiecznych Alexandra Stoeckla jest wielu. W planach norweskich lotników zamieszać mogą Słoweńcy. Nie od dziś wiadomo, że wychowani na planickiej Letalnicy zawodnicy, z kompanią braci Prevców na czele, żadnego mamuta się nie boją. O ile loty narciarskie to nie zawsze polska bajka, igrzyska olimpijskie są naszą specjalnością! Ciężko sobie wyobrazić, że po letnich sukcesach Dawida

Hill Size Magazine

Kubackiego i złocie drużyny w Lahti, nie zagramy pierwszoplanowych ról także w Pjongczang. Kamil Stoch: Powrót króla? A może przyczajony Żyła, ukryty Kot? Konkurencja nie śpi, a jeśli śpi to śni o olimpijskich medalach. Czy po raz kolejny przebudzi się Harry Potter skoków narciarskich Simon Ammann? Ostatni period sezonu rozpoczniemy w Norwegii. Dla jednych Igrzyska Śmierci, dla innych Szybcy i wściekli. Turniej Raw Air, który jeszcze w poprzednim sezonie wydawał się być mission impossible w napiętym kalendarzu Pucharu Świata, ponownie sprawdzi formę i wytrzymałość najlepszych skoczków. Zmagania zakończy konkurs na King Kongu wśród narciarskich skoczni Vikersundbakken. Czy kolejny rekord świata jest możliwy? Na ostateczne rozstrzygnięcia będziemy musieli poczekać do marca. Finał sezonu, prawdziwa wojna bohaterów, tradycyjnie zostanie rozegrany w słoweńskiej Planicy. Czy panowanie w Pucharze Świata odzyska Kamil Stoch? A może czeka nas ciąg dalszy zwycięstw Stefana Krafta? Grono superbohaterów jest szerokie, ale rolę tytułową może odegrać tylko jeden. Który? Przekonamy się za cztery miesiące.

Premiera Gra o Kryształową Kulę i pozostałe trofea tego sezonu po raz pierwszy w historii będzie miała swoją premierę w Wiśle na skoczni im. Adama Małysza. Tłumy szalonych fotoreporterów i dziennikarzy, wszędobylscy paparazzi i tysiące fanów. Wszyscy zjechali do Hollywood polskich skoków narciarskich, żeby po raz pierwszy od miesięcy podziwiać największe gwiazdy dyscypliny i przekonać się na własne oczy, jak potoczą się losy głównych bohaterów. Czerwony dywan, blask reflektorów i kurtyna idzie w górę! Całym show, niezmiennie od lat zarządza on. Hofer, Walter Hofer. 

47


rozmowa: Aneta Biedroń zdjęcie: Maria Grzywa

hill size

Nigdy nie mów nigdy Spela Rogelj to jedna z najbardziej rozpoznawalnych słoweńskich skoczkiń. Sympatyczna i zawsze uśmiechnięta. Potrafi się jednak nieźle zdenerwować, a wtedy jak sama przyznaje, lepiej się do niej nie zbliżać. Pochodzi ze sportowej rodziny, ale to jej determinacja i upór sprawiły, że mamy okazję oglądać filigranową blondynkę w zawodach Pucharu Świata.

48

Jak oceniasz swoje występy na początku sezonu?

– Jestem dość zadowolona. Wprowadziliśmy kilka zmian w mojej pozycji najazdowej i jak na razie to rozwiązanie sprawdza się całkiem dobrze. Treningi przynoszą pozytywne efekty. Czy zdecydowałaś się na jakieś modyfikacje planu treningowego, wprowadzenie dodatkowego treningu siłowego czy doskonalenie techniki?

– Nie, właściwie program nie różni się od tego z lat ubiegłych. Na pewno włączyliśmy więcej treningu psychologicznego, pracuję więcej nad sferą mentalną. Kiedy trenuję na skoczni staram się uspokoić i skupić na tym, co mnie czeka. Próbuję myśleć o technice skoku, co mogłabym poprawić i zrobić lepiej następnym razem. Ile jeszcze brakuje do osiągnięcia tej najwyższej formy? Przed Tobą Igrzyska...

– Pjongczang to mój najważniejszy cel! W czasie treningów ciągle testujemy nowe możliwości związane z nartami i kombinezonami. Chcę być w pełni gotowa na zimę. Zobaczymy, jak sytuacja się rozwinie. Czuję się dość pewnie, jednak wciąż widzę rzeczy, które muszę poprawić.

Mogłabyś nam zdradzić, jakie narty wybrałaś?

– W tym sezonie będę skakać na nartach firmy Fisher. Skakałam już na nich podczas sezonu letniego we Frenstacie i Courchevel. Które elementy treningu najbardziej lubisz, a które najchętniej byś omijała?

– W kwietniu zawsze ciężko jest zmusić się do powrotu na siłownię i wznowienia treningu siłowego. Uwielbiamy być na zewnątrz, więc ćwiczenia w zamkniętym pomieszczeniu są trudne. Jeśli skoncentrujesz się na swoim celu i będziesz uparcie do niego dążyć, łatwiej jest wszystko znieść. Poza tym, lubię trening siłowy, ponieważ jestem przyzwyczajona do ciężkiej pracy. Nie lubię skakać w lecie, o tej porze roku wolę robić coś innego. Skoki wolę zimą. Jak zaczęła się twoja przygoda ze skokami narciarskimi?

– Mój ojciec był skoczkiem. Często oglądaliśmy zawody, a raz widziałam dziewczyny skaczące w Planicy. Wtedy powiedziałam tacie, że też chcę spróbować. Na początku nie chciał się zgodzić. Odkąd się urodziliśmy, zarzekał się, że jego dzieci nie będą skakać, bo takie życie jest zbyt trudne. Odpowiedziałam mu wtedy: <<Nigdy nie mów nigdy!>>. Razem z bratem męczyliśmy go przez miesiąc, bo naprawdę chcieliśmy spróbować. Od tamtej pory trenuję skoki i sprawia mi to ogromną radość. Czy twój brat wciąż skacze?

– Nie, zakończył przygodę ze skokami. Za to jeden z moich kuzynów aktualnie trenuje skoki narciarskie. Czy możemy liczyć na to, że pewnego dnia rodzina Rogelj będzie równie popularna jak rodzina Prevców?

– Ciężko powiedzieć! (śmiech) Mój kuzyn aktualnie nie skacze zbyt dobrze.

nr 06 | listopad 2017


Spela Rogelj Jesteś osobą aktywną w media społecznościowych, masz bliski kontakt ze swoimi fanami.

– Rzeczywiście dużo publikuję na swoim fanpage’u. Jeśli brakuje mi czasu, wyręcza mnie w tym siostra. Czasem nawet odpowiada na wiadomości, ale zawsze o wszystkim mnie informuje. Jestem ze wszystkim na bieżąco. Uważam, że dobre relacje z fanami są bardzo ważne. Wszyscy jesteśmy ludźmi, mamy swoje zwyczajne życie, nie jesteśmy tylko sportowcami. Bycie sobą i życie w zgodzie z ludźmi jest dla mnie niezwykle ważne. Próbował już lotów na mamucie, więc może znajdzie w sobie siłę, by pracować jeszcze ciężej i zrobić postępy. Marzę o tym, żebyśmy pewnego dnia razem wystartowali w Pucharze Świata. Którą ze skoczni lubisz najbardziej? Czy jest to Lillehammer, na której wygrałaś zawody Pucharu Świata w 2014 roku?

– Nie, wcale nie! Lubię tamto miejsce, ale samą skocznię już niekoniecznie. Jestem zwolenniczką skoczni starego typu. Odpowiada mi obiekt w czeskim Frenstacie, ale nie jestem w stanie wskazać jednego ulubionego. Medal w Pjongczang jest możliwy?

– Igrzyska Olimpijskie w Korei to mój główny cel, ale ciężko snuć jakiekolwiek plany na przyszłość. Chciałabym, aby moje skoki ponownie dawały mi szanse znalezienia się na podium Pucharu Świata. Wiem, że mnie na to stać. Muszę się bardzo starać, słuchać trenerów i robić to, co uważam za najlepsze dla siebie. W sezonie macie niewiele okazji do startów. Jak oceniasz aktualną sytuację w skokach kobiet?

– Wszystko zmierza ku dobremu. Dziewczyny bardzo ciężko pracują i z każdym kolejnym rokiem trudniej jest wywalczyć miejsce na podium.

Hill Size Magazine

Zwiększa się też liczba startujących zawodniczek, każdego roku do naszego grona dołączają nowe twarze. Aktualnie skoki kobiet stoją na wysokim poziomie, ta dyscyplina bardzo się rozwinęła. Spoglądając na początki i to, co jest teraz, widać wyraźną różnicę. Poczyniłyśmy ogromne postępy i dzięki temu nasza dyscyplina stała się bardziej interesująca dla sponsorów. Chciałabym, żeby w przyszłości na igrzyskach startowało więcej kobiet, a w harmonogramie pojawiła się większa liczba konkursów drużynowych. Pierwszy zostanie rozegrany w tym roku, więc zobaczymy, jak sobie w nim poradzimy. Dla nas to wszystko rozwija się bardzo powoli. Wierzę jednak, że za kilka lat będziemy miały znacznie więcej zawodów, również tych rozgrywanych na dużych obiektach, a nawet na mamutach. Jak wyglądałby Twój wymarzony kalendarz Pucharu Świata Kobiet?

– Na pewno miałby więcej konkursów! Dodałabym zawody drużynowe, ponieważ mamy naprawdę silny zespół. Byłaby to kolejna okazja na świetny występ. I więcej lotów?

– Tak, ale pod warunkiem, że byłyby poprzedzone treningami na dużych skoczniach.

Zatem – kim jest Spela Rogelj poza skokami?

– Jestem sobą! Uwielbiam spędzać czas z moją rodziną i psem. W trakcie sezonu mało bywam w domu, dlatego kiedy tylko mi się to udaje, wolny czas przeznaczam dla najbliższych. Przeważnie jestem w dobrym humorze, ale kiedy jestem zła, to lepiej się do mnie nie zbliżać! (śmiech) Rodzina jest dla mnie wszystkim. Latem często gram w siatkówkę plażową. Lubię jeździć na rowerze, ale nie mogę robić tego zbyt często, to zalecenie od trenera. Czy myślisz już o przyszłości i o tym, co będziesz robić po zakończeniu kariery?

– Często sama zadaję sobie to pytanie. Na pewno nie chcę być trenerem, to nie jest moja pasja. Chciałabym pomagać młodszym dziewczynom, ale nie w ten sposób. Prawdopodobnie będę pracować w firmie ojca. Już teraz trochę pomagam, ale tata chciałby, żebym zaangażowała się jeszcze bardziej. Gdybyś mogła życzyć sobie czegokolwiek, co by to było?

– Trudne pytanie! Prawdopodobnie życzyłabym sobie wygrania klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. 

49


hill size

50

zdjęcia: Aneta Biedroń / Maria Grzywa


BESKYDY TOUR photostory

Hill Size Magazine

51


szpaler choinek Finlandia 17.07.1963

Matti Nykänen Cztery Kryształowe Kule

Cztery złote i jeden brązowy medal igrzysk olimpijskich

Pięć złotych, jeden srebrny i trzy brązowe medale mistrzostw świata

Jeden złoty, jeden srebrny i trzy brązowe medale mistrzostw świata w lotach

Dwa zwycięstwa, dwa drugie i jedno trzecie miejsce w Turnieju Czterech Skoczni

Złoty medal mistrzostw świata juniorów

Dwa złote i jeden brązowy medal mistrzostw świata weteranów

Czterdzieści sześć indywidualnych zwycięstw w Pucharze Świata

52

nr 06 | listopad 2017


zdjęcie: Natalia Konarzewska

Hill Size Magazine

53


tekst: Klaudia Feruś zdjęcia: Natalia Konarzewska

szpaler choinek

Niepokorny mistrz Od czasów jego hegemonii na światowych skoczniach minęły lata. Wielu fanów skoków narciarskich wciąż uważa, że jest on bezapelacyjnie najlepszym skoczkiem w historii, a suma jego sportowych osiągnięć jest imponująca i praktycznie nie do „przeskoczenia”. Oczywiście są skoczkowie, którzy częściej sięgali po złote medale mistrzostw świata albo triumfowali w klasyfikacji generalnej Turnieju Czterech Skoczni, ale to co oferuje „pakiet Nykänen” jest jedyne w swoim rodzaju.

54

Cztery złote i jeden srebrny medal igrzysk olimpijskich, pięć mistrzostw, jedno srebro i dwa brązowe krążki mistrzostw świata w skokach i pięć medali mistrzostw świata w lotach narciarskich, cztery zwycięstwa w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata i dwukrotny triumf w Turnieju Czterech Skoczni to tylko niektóre z jego najważniejszych osiągnięć. Pomimo tak imponującej kariery o Finie było równie głośno, a może nawet i głośniej, z powodu skandali jakie wywoływał. Problemy z alkoholem i używkami, praca w klubach nocnych ze striptizem, agresywne zachowanie czy w końcu kilka wyroków sądowych (między innymi za napady z nożem w ręku i próby zamordowania swoich żon) sprawiły, że Matti nawet po zakończeniu kariery nie schodził z pierwszych stron gazet. Były mistrz stał się ulubieńcem brukowców. W książce „MATTI the biography of Matti Nykänen” na temat problemów swojego rywala wypowiedział się były niemiecki skoczek Jens Weissflog. – Matti Nykänen, najlepszy skoczek w historii, nie mógł unieść życia po sporcie. Kiedy na to patrzę, kiwam głową bez zrozumienia.

Jestem zszokowany, a wręcz poruszony, kiedy myślę o jego życiu poza sportem. (…), Zadaję sobie pytanie za pytaniem: Dlaczego trenerzy, którzy przecież mieli wykształcenie i wiedzę psychologiczną, nie spróbowali mu pomóc, popracować nad nim i wyprowadzić go z tego wszystkiego? Czy zawinił system? A może Nykänen nie był w stanie słuchać? Dlaczego nie został przez nikogo skonfrontowany z wartościami? Nie da się ukryć, że Matti Nykänen nie jest odosobnionym przypadkiem mistrza, który nie był w stanie odnaleźć się w życiu prywatnym. – Problemy, z którymi zmierzyć musiał się Nykänen dotyczą praktycznie wszystkich topowych sportowców, którzy kończą swoje kariery i zrywają <<z nienaturalnym światem>>. Matti musiał przeorganizować sam siebie. Ustalić nowe cele w życiu. (…) Sportowcy są w zwyczaju stawać przed wyzwaniami. Są przyzwyczajeni do tego, że często dochodzą do celu i osiągają limity niemożliwe dla innych. Reorganizacja dotyczy zarówno profesjonalnych, jak i prywatnych aspektów życia. Istnieją setki przykładów gwiazd sportu, które

nr 06 | listopad 2017


Księgarnia Problemy, z którymi zmierzyć musiał się Nykänen dotyczą praktycznie wszystkich topowych sportowców, którzy kończą swoje kariery i zrywają <<z nienaturalnym światem>>. (...) Istnieją setki przykładów gwiazd sportu, które upadły po zakończeniu kariery i nie poradziły sobie ze zwyczajną codziennością. upadły po zakończeniu kariery i nie poradziły sobie ze zwyczajną codziennością. W książce pełno jest przykładów obrazujących postać staczającego się Fina. Jego trudny charakter wcale nie objawił się po zakończeniu kariery. Skłonności do niekontrolowanych zachowań towarzyszyły mu od najmłodszych lat. Już u małego Mattiego zauważono wyraźne objawy ADHD. Pomimo tego, że jako dziecko był w stanie skoncentrować się na treningu, w momencie gdy coś nie szło po jego myśli, wybuchał. Niepokorny był także na skoczni, o czym świadczy jego styl w locie. Nykänen nigdy nie przywiązywał wagi do lądowania czy sposobu prowadzenia nart w locie. – Tak samo jak jego trudny charakter, styl skoku również nie należał do eleganckich. Był on wręcz agresywny, wulgarny. Jego lądowania były bardzo słabe, a eksperci zwykli o nich mawiać <<niezdarne, nieudolne>>. Podczas nich skoczek wydawał się nawet nieobecny. Jedną z przyczyn mocnej krytyki sędziów był też fakt, że Nykänen zwykł prowadzić narty z jednej strony, a ciało z drugiej, co mogło dawać mu przewagę przy wietrze z przodu. Chociaż nota końcowa i lokata zależały zarówno od odległości, jak i not za styl, to najczęściej wygrywał ten, który po prostu skoczył najdalej. Sam Nykänen mawiał, że nie obchodzi

Hill Size Magazine

go jak wyglądają jego skoki. Fina nie interesowało, co do powiedzenia mają jego rywale. Praktycznie z nimi nie rozmawiał, co mógł tłumaczyć nieznajomością języków obcych. – Nykänen nie zwraca uwagi na to co mówią jego rywale. Nie zna więcej niż dwóch słów w obcym języku. Żyje w swoim własnym świecie, z nuklearnym wręcz temperamentem i wybuchowością. Nie można powiedzieć, że jest częścią bractwa, społeczności skoczków narciarskich – mawiali ludzie z jego otoczenia. Biografia Matti Nykänena nie jest typową opowieścią o geniuszu, który w sportowej rywalizacji zdobył wszystko, co mógł. Nie jest też książką, w której główny bohater staje się wyidealizowanym idolem tłumów. Nie należy do łatwych pozycji, mimo tego, polecam ją każdemu kibicowi. To opowieść o cenie, jaką zawodnicy często muszą zapłacić za sukces i rozpoznawalność. To także próba, w mojej opinii zupełnie nieudana, wybielenia się przed kibicami. Nykänen

w biografii nie przyznaje się do swoich błędów, a wręcz szuka sobie usprawiedliwienia tłumacząc się ze swojego zachowania. Niestety jego zeznania często są sprzeczne. Pokazuje to, że mistrzowie, których podziewamy i oklaskujemy na sportowych arenach, zupełnie tak jak my, rzadko są ludźmi bez skazy. „MATTI the biography of Matti Nykänen” dostępna jest na stronie amazon.com za około 13 USD.

55


przygotowała: Maria Grzywa

odjazd

Słoweńcy trenowali na Teneryfie Słoweńska kadra A wraz ze sztabem szkoleniowym udała się na Teneryfę, gdzie skoczkowie szlifowali formę przed nadchodzącym sezonem zimowym. Jak widać na załączonym obrazku świetne humory dopisywały, tak samo jak pogoda. facebook.com/prevcpeter

Kamil Stoch w team Visa Visa to wieloletni partner igrzysk olimpijskich. Co cztery lata ogłaszana zostaje drużyna złożona ze sportowców prezentujących najwyższe wartości. Przed igrzyskami w Pjongczang do ekipy dołączył najlepszy polski skoczek Kamil Stoch. W Visa Team znaleźli się także: Noriaki Kasai, Sara Takanashi i Sarah Hendrickson. facebook.com/kamilstochofficial; visa.pl

Nowe szaty polskich skoczków Kadra polskich skoczków wzięła udział w sesji zdjęciowej dla Vistuli. Tym razem wybór padł na garnitury i inne eleganckie części garderoby. Jak powiedział Dawid Kubacki “problem pod tytułem ‘nie mam się w co ubrać’ mamy z głowy”. facebook.com/dawid.kubacki.official

56

nr 06 | listopad 2017


Social media Andreas Wellinger mistrzem Niemiec Na początku października w Oberwiesenthal rozegrano Mistrzostwa Niemiec. Krajowy tytuł wywalczył Andreas Wellinger. Tuż za nim uplasował się Karl Geiger, a trzeci był Fabian Seidl. facebook.com/andreas.wellinger.skispringen

Norweskie nadzieje medalowe Daniel Andre Tande i Kenneth Gangnes byli gośćmi jednego z norweskich programów rozrywkowych. Jako pretendenci do olimpijskich medali, podopieczni Alexandra Stoeckla pokazali, że są gotowi na wszystko! Jak zapewnił Daniel na Instagramie, wąż był prawdziwy. instagram.com/daniel_a24

Killian Peier najlepszy w Szwajcarii Podczas gdy Simon Ammann samotnie szlifował formę w koreańskim Pjongczang, na jego domowym podwórku odbyły się mistrzostwa kraju. Pod nieobecność mistrza olimpijskiego, najlepszy okazał sie Kilian Peier, który minimalnie wyprzedził Gregora Deschwandena. Podium uzupełnił Andreas Schuler. W konkursie seniorów udział wzięło tylko 15 zawodników. Cieszy natomiast fakt, że w zawodach dla juniorów i młodzików było ich dwukrotnie więcej. facebook.com/swissskijumpteam

Hill Size Magazine

57


zdjęcia: Martyna Ostrowska

ODJAZD SKOCZKOWIE

I HSM

58

nr 06 | listopad 2017


#StayStrongKenneth Hill Size Magazine

59


wyniki konkursu

Pierwsza nagroda: Agnieszka Krzak Wyróżnienie: Paulina Gurgul Serdecznie gratulujemy! W oczekiwaniu na kolejne konkursy obserwujcie nasze portale społecznościowe:

   60

nr 06 | listopad 2017


#goodluck Hill Size Magazine

61


ODJAZD

62

nr 06 | listopad 2017


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.