WSTĘPNIAK D a m i a n Ja n B o r e c k i
Często zastanawiam się na czym powinniśmy się skupiać i jak odnaleźć to na czym nam zależy w całym tym przytłaczającym szumie informacyjnym. Możliwości jakie daje nam świat postmodernistyczny są wprost nie do ogarnięcia. Zaczynając od prozaicznego wyboru co oglądać wieczorem Suits czy House of Cards, a kończąc na wyborze ścieżki kariery zawodowej czy miejsca, w którym chcemy żyć. Informacja dociera do nas z każdej strony, a świat social mediów i ciągłego share’owania nie pomaga w skupieniu na własnych celach. Co chwilę coś nowego pojawia się na Tumblrze, Twitterze czy Instagramie. Rozkojarzenie sięga zenitu. Na szczęście w obliczu ciągłych zmian, wydarzeń i newsfeedów coraz częściej sięgamy po to, co proste i niebędące szwajcarskim scyzorykiem pełnym wodotrysków. Przytłoczeni toną bodźców zaczynamy odwracać się w stronę prostych rozwiązań. Czuję, że coraz więcej z nas to dostrzega i coraz więcej uwagi przykładamy do tego na co i dla kogo poświęcamy swój czas. Nie chcemy być sterowani
z zewnątrz, szukamy przestrzeni i wytchnienia. 45 numer HIRO poświęcamy więc minimalizmowi, trendowi, który jest naszą deską ratunku, pozwala odpocząć i skupić się na prostocie. Na okładce nowego numeru gościmy brytyjską wokalistkę Ellę Eyre, artystkę, która udowodniła, że na międzynarodowej scenie muzycznej jest jeszcze miejsce na pracowite, młode talenty. Muzycy z dobrze znanego Klaxons opowiadają jak po prawie 10 latach twórczości nadal udaje się im rozwijać swój ciężki do zaszufladkowania image. Nie możemy też przejść obojętnie obok artykułu na temat Allena Ginsberga, ikony i trzonu całego beat generation, który już ponad 50 lat temu zaczął buntować się przeciwko sterującemu nami systemowi. W tekście Ewy Korzeniowskiej przeczytamy o pojęciu i historii minimalizmu w sztuce, dzięki czemu pustka i przestrzeń nabiorą dla Was nowego znaczenia. Z kolei All black everything oddaje hołd modzie, w której prostota w ubiorze wcale nie musi oznaczać braku wyrafinowania i stylu. Nic dodać, nic ująć. Keep it simple.
hiro.pl
kontakt: halo@hiro.pl facebook.com/hirofree.fb W Y DAW NIC T WO In n a k o r p o r a c j a s p. z o.o. ul. Chmielna 7/14 00-021 Warszawa
O PR AWA G R AF IC ZNA Michał Dąbrowski michal.dabrowski@hiro.pl PR & M ARK E TIN G Ja k u b Wr ó b e l jakub.wrobel@hiro.pl
W Y DAWC A / RE DAK TO R NAC ZE LN Y Krz ysztof Grabań kris@hiro.pl
PRO M O C JA Dorota Iskrzyńska dorota.iskrzynska@hiro.pl
DY RE K TO R S TR ATE G IC ZN Y D a m i a n Ja n B o r e c k i damian.borecki@hiro.pl
INTE RNE T H e l e n a Ły g a s helena.lygas@hiro.pl
RE DAK TO R PROWADZ ĄC A Ju s t y n a Sz c z e p a n ik justyna.szczepanik@hiro.pl
NE W B U SINE SS K u b a Ru d k i e w i c z kuba@hiro.pl
RE K L A M A Anna Pocenta - dyrektor anna.pocenta@hiro.pl M a r t a St r o c z k o w s k a marta.stroczkowska@hiro.pl
WSP Ó Ł PR AC OW NIC Y Inez Ali, Bartłomiej Chabałowski, Przemek Dankowski, Kamil Downarowicz, Justyna Frąckiewicz, Karolina Kaim, Ewa Korzeniowska, Marta Kudelska, Paweł Kuhn, Piotr Łaziuk, Edmund Magdebursky, Hleb Mikhalchuk, Sandra Miller, Małgorzata Mitura, Magdalena Myrlak, Mateusz Panek, Justyna Rembiszewska, Sebastian Rerak, Magdalena Sękowska, Karolina Skrzyniarz, Jacek Sobczyński, Adam Tuchliński, Wiktor Zawisza, Grzegorz Zduniak, Alicja Zielińska, Wioleta Żochowska
HIRO 째45
5
SPIS TREŚCI
24.
Ella
Eyre
10 . MIŁO Ś Ć Z A MIA S T D O MINA 12 . K ULT UR AL NE Z AK ŁÓ CENIA 14 . RECENZ JE F IL M OW E 2 8 . W YMYŚL A MY KO Ł O NA N OWO 3 0 . 45 O BROTÓW NA MINU TĘ
Wywiad z jedną z największych nadziei współczesnej muzyki popularnej. Rozmawiamy o jej twórczości, planach oraz… Alexandrze McQueenie.
Nowa jakość, nowe rozdanie
34. 38.
System rozstawia nas po kątach
Skalpel. Ich nazwa mówi sama za siebie. Cięcie sampli to całe ich życie. Szczerze porozmawialiśmy z nimi o muzyce.
4 4 . RECENZ JE MUZ YC ZNE 4 6 . H ARPIE Z BRO NK SU 4 8 . RECENZ JE L ITER AT UR A 5 0 . C Y DROW E HIS TO RIE 5 2 . K AL ENDARIUM
Elliphant – skandynawski wulkan energii, który dosłownie rozniósł w pył Tauron Festival. Bezpośrednia, świadoma swojej wartości oraz zaskakująco szczera – takie kobiety lubimy.
All black everything
74.
Czerń to ulubiony kolor naszej redakcji. W artykule szukamy odpowiedzi, dlaczego jest tak popularna.
5 6 . JABKOWA RE WO LU C JA
86.
5 8 . S WATCH PRIME L INE MUNI CH 59. JAGER ART FAC TO RY 62 . A M O R VAC UI 6 6 . DE SIGN 6 8 . C Z YS TA F O R M A 7 2 . DA MN G O O D
Sneaker gra od kuchni Global Senior Head of Select and Lifestyle Footwear marki Puma. Brzmi poważnie, prawda? Yassine Saidi opowiedział nam o pracy marzeń, butach oraz inspiracjach.
Rzeczpospolita uliczna 76 . MUS T HAV E 78 . L IQ UID 9 4 . S TREE T W E AR TO LUDZIE 9 8 . M O N O I S TEREO 10 8 . B A JK A HIRO 110 . W YCH O DZĘ
88. Polska streetem stoi – taka jest prawda. Ponad 20 lat historii polskiej mody ulicznej w pigułce.
8
WSPÓ ŁC ZE SNE OBLIC ZE KOBIECOŚCI Tekst i zdjęcie: materiały prasowe
Najnowsza kompozycja BOSS MA VIE Pour Femme została stworzona z inspiracji silną, niezależną, żyjącą pełnią życia kobietą urzekającą urodą i wolnym, niczym nieskrępowanym duchem. Nic więc dziwnego, że ambasadorką kampanii stała się aktorka Gwyneth Paltrow, ukazując nowy wymiar kobiecości: „Jestem bardzo szczęśliwa mogąc brać udział w prezentacji nowego, damskiego zapachu od BOSS Parfums. Uwielbiam koncept BOSS MA VIE Pour Femme, w którym zapach symbolizuje chwilę odprężenia i afirmacji życia. Sama przeżywam na co dzień wiele takich chwil – myślę wówczas o tym, jak piękne jest życie.”. Co więcej nowym dyrektorem kreatywnym kobiecej linii marki Hugo Boss został tajwański projektant Jason Wu, ulubieniec Michelle Obamy, dawny krawiec ubranek dla lalek. Szył je pod szyldem Integrity Toys, najpierw jako Jason Wu Dolls, później w ramach brandu Fashion Royalty, w efekcie zostając nawet dyrektorem kreatywnym całego przedsiębiorstwa. Przy okazji zbliżającego się Paris
Fashion Week powrócił na chwilę do niewielkich formatów, tworząc lalkę trzymającą w dłoni papierowe pakunki pełne zakupów. Aktorce Wu zaprojektował smoking, podkreślający wyjątkowość kobiety BOSS, emanującej pewnością siebie, zmysłowej i nowoczesnej. Jednocześnie szykowny i wyrazisty, stanowiący połączenie precyzyjnej formy i kobiecych detali. Zapach BOSS MA VIE Pour Femme tworzy niezwykłą zapachową triadę wraz z BOSS NUIT Pour Femme i BOSS JOUR Pour Femme. Urzeka świeżą wonią kaktusa, zapewniając przy tym niezwykłą dawkę energii. Rozkwita subtelnym, zmysłowym aromatem łagodnej i różowej frezji, aksamitnych płatków jaśminu oraz pąków róży. Delikatna, kwiatowa aura potęguje uczucie kobiecości. Za najgłębszą nutę odpowiada drzewo cedrowe, kojarzące się z komfortem i odprężeniem. BOSS MA VIE Pour Femme to urzekający zapach, na jaki powinna pozwolić sobie każda nowoczesna kobieta.
WE WRZEŚNIU DO POLSKICH KIN WSZEDŁ ŚWIETNY DOKUMENT „EFEKT DOMINA”. JEST TO PORUSZAJĄCA HISTORIA ZWIĄZKU ROSJANKI I MIESZKAŃCA ABCHAZJI. OBRAZ NIE BEZ POWODU WYGRAŁ TEGOROCZNY KRAKOWSKI FESTIWAL FILMOWY. JEGO TWÓRCY ELWIRA NIEWIERA I PIOTR ROSOŁOWSKI OPOWIADAJĄ O KULISACH PRODUKCJI. Rozmawiał: Jacek Sobczyński Zdjęcie: Spectator
Jak wyglądała relacja pomiędzy głównymi bohaterami Nataszą i Rafaelem? Kiedy po raz pierwszy pojawiliście się w ich życiu z kamerą? Przez pierwszy rok koncentrowaliśmy się na mistrzostwach świata w domino, które odbywały się w Abchazji. Początkowo to o nich chcieliśmy nakręcić film. Wtedy też poznaliśmy Rafaela. Nataszy jeszcze nie było w Abchazji. Pierwszy raz zobaczyliśmy się z nią dopiero ostatniego dnia mistrzostw. Po tym krótkim spotkaniu stwierdziliśmy, że to są nasi bohaterowie. Powiedzieliśmy producentce, że to jest film, który chcemy zrobić a nie historię mistrzostw. Jak zareagowała producentka? Anna Wydra ma już doświadczenie w dokumentach i takie sytuacje po prostu się zdarzają. Materiałowi, który
M i ło ś ć zamiast domina przywieźliśmy z samych mistrzostw domino brakowało głębi, historii człowieka. Dlatego zaczęliśmy rozmawiać o Rafaelu. Co prawda Anna nie bardzo w niego wierzyła. W sumie my też mieliśmy spore wątpliwości, ale koniec końców zaryzykowaliśmy. Niezwykły przełom nastąpił, kiedy zobaczyliśmy Nataszę i Rafaela razem. Oni mają zupełnie inne temperamenty. Ona go mobilizuje, żeby ustosunkował się do roli Rosji oraz do jej sytuacji w tym kraju. W każdym razie wróciliśmy parę miesięcy później, żeby przekonać się czy nasze odczucia są prawdziwe. Filmowaliśmy Nataszę w szkole muzycznej. Między naszymi bohaterami fajnie się układało. Ona była optymistycznie nastawiona – i do kraju, i do decyzji, którą podjęła. W końcu zostawiła całą rodzinę w Rosji. Wtedy jeszcze miała w sobie dużo dobrej energii.
11
FILM W Y WIAD
Do czasu. Mnie osobiście najbardziej w filmie poruszyła scena kłótni, gdy Natasza w bardzo ostrych słowach wyrzuca Rafaelowi, co myśli o nim i o jego kraju. Jak to się stało, że kamera mogła to wszystko zarejestrować? Zanim doszło do kłótni miała miejsce między nimi bardzo długa rozmowa, która wyniknęła z tego, że pokazaliśmy obojgu nasz poprzedni film o różnicach kulturowych. Gdy go zobaczyli zaczęli głośno dyskutować o różnicach pomiędzy Abchazami i Rosjanami. Wtedy zaczęliśmy ich filmować, a kłótnia wyniknęła jakoś tak nagle. Cała sytuacja miała miejsce na samym początku, traktowaliśmy to jako rozgrzewkę, a tu od razu taka scena. Ciekawie było obserwować, że wręcz akademicka rozmowa zmieniła się w spór dotyczący podejścia Nataszy do Abchazji. Naszym zdaniem obecność kamery spowodowała, że te tematy w ogóle wypłynęły na powierzchnię. Nasza obecność zadziałała na zasadzie: ci ludzie są z zewnątrz i mogą na to spojrzeć z boku, może osądzić, może lepiej zrozumieć? Nastąpiło sprzężenie. Kamera nie tyle przeszkadzała, co wręcz ich stymulowała. Natasza wykorzystała ten moment. Sądzimy, że już wiele razy mówiła Rafaelowi takie rzeczy, ale przez obecność kamery mogło go to jeszcze bardziej zaboleć. Abchazja to specyficzny kraj na obrzeżach Europy. Tam mężczyzna decyduje o wielu rzeczach. Może wcześniej takie rozmowy były ucinane przez Rafaela? Dla mnie troszeczkę z Waszego filmu przebija lęk przed multikulturowymi związkami. Dobry trop czy to tylko moje przywidzenie? Nigdy nie patrzyliśmy na Efekt domina w ten sposób. Oczywiście, takie związki są trudne, szczególnie w kraju, w którym naród jest poniżany, a jego problemy są ignorowane przez większość świata. W Abchazji duma narodowa i potrzeba uznania jej za niepodległą, samodzielną republikę osiąga niebotyczny poziom. Wielokulturowy związek wymaga uważności i otwartości obydwojga. Niestety zarówno Rafael, jak i Natasza są w pewnych kwestiach zablokowani. On nigdy nie poświęciłby Abchazji dla tej relacji, a ona od zawsze uważa, że kultura rosyjska jest po prostu lepsza, bardziej zorganizowana. Z drugiej strony te dwa kraje są ze sobą od lat powiązane, więc to też nie jest tak, że nagle spotykają się ze sobą dwa absolutnie obce światy. Zaskoczyła mnie scena w autobusie wycieczkowym, w której pani przewodnik monotonnym głosem wymienia państwa, które napadły Abchazję. Czy mieszkańcy tego kraju upajają się byciem ofiarą? Abchazi dużo przeżyli i cieszą się, że zyskali suwerenność. 20 lat temu, po wojnie domowej cały świat o nich
zapomniał. Z jednej strony ematuuje z nich duma, że wciąż są, wciąż trzymają się dziarsko, z drugiej mają silnie rozwiniętą kulturę martyrologii. Można to porównać do podejścia Polaków, ich ciągłego otwierania ran, wspominania zwycięstw, radości z tego, że wciąż żyjemy. To dziwna kombinacja z jednej strony mówimy o stratach, z drugiej o sukcesach. Abchazi lubią stawiać się w pozycji zarówno ofiary, jak i zwycięzcy, zostali zaatakowani, a mimo to wygrali. Ta nuta męczeństwa jest także dobrze znana w Polsce. Jak Was przyjęli? Czy Natasza miała rację, mówiąc, że Abchazi nie lubią obcych? Jesteśmy inną kategorią obcych. Taką nadzieją na to, że opowiemy o losie mieszkańców i ktoś ich odwiedzi, dlatego jesteśmy tam bardzo mile widziani. Abchazi mają powojenny kompleks – kiedyś byli Riwierą bloku wschodniego, wszyscy tam przyjeżdżali. Teraz nikt wybitnie nie zapuszcza się w tamten region. Dlatego mieszkańcy cieszyli się, że przyjechaliśmy i robiliśmy o nich film. Czasem były krótkie spięcia w rozmowach na tle politycznym. Polska jest tam postrzegana jako mocny sojusznik Gruzji, z którą są od dawna skonfliktowani, więc czasem musieliśmy się tłumaczyć (śmiech). Z kolei trochę inaczej odbierano Nataszę, Rosjankę reprezentującą naród kolonizujący Abchazję, która przybyła tam, aby mieszkać i żyć. I jeszcze jedna scena, o którą chciałem zapytać. Pod koniec filmu poster z bohaterami wojennymi zostaje zalepiony reklamami mistrzostw świata w domino. To dlatego, że Abchazi chcą zapomnieć o przeszłości? A może łakną nowych herosów? Całą ta wojna jest bardzo mocno przez nich hołubiona. Chociaż na chwilę Abchazi chcieli otworzyć się na przyszłość, zapomnieć o traumach, bohaterach i męczennikach. To był tylko moment. Zresztą tak samo, jak ta impreza – kilkudniowy karnawał w Abchazji. Czy macie nadal kontakt z Rafaelem i Nataszą? Wiedzą o sukcesie filmu? Wiedzą wszystko. Dzielimy się z nimi nagrodami. Elwira jest matką chrzestną ich córki. Jesteśmy z nimi w stałym kontakcie. Rafael niestety nie mógł przyjechać na premierę. On może wyjeżdżać tylko do krajów, które uznały Abchazję za suwerenną republikę. Są to: Nikaragua, Wenezuela, Nauru i Rosja. Dowiedzieliśmy się też, że nasz film wygrał na festiwalu w Kosowie, a kilka tygodni temu na Golden Aprocot w Armenii. Cieszymy się, że tak dobrze funkcjonuje w krajach bloku wschodniego, zwłaszcza w tym dziwnym, niespokojnym czasie, kiedy trafia w nuty podziałów i wspólnej przeszłości.
12
FILM REL AC JA
Ku ltu raln e zakłócenia
Tekst: Marta Wróblewska Zdjęcie: Alex Smoke / Interference Festiwal
Pierwsze kino samochodowe w Trójmieście odbyło się pod znakiem przeglądu nominacji festiwalowych, na deser zaserwowano Holy Motors Léosa Caraxa. Co prawda Targ Węglowy w Gdańsku nie zamienił się na ten wieczór w typowy amerykański drive in, no ale było warto się tam udać! Zamiast popcornu i coca-coli serwowano tradycyjne polskie zapiekanki i napoje energetyzujące, ale to znakomity dowód na to, że pewne zjawiska można w atrakcyjny sposób przenosić na grunt polski, nadając im własny styl i klimat. Koncerty w Klubie 90B na terenie byłej Stoczni Gdańskiej zdecydowanie totalnie zawładnęły imprezowiczami. Ciężkie głośne brzmienia formacji King Midas Sound sprawiły, że stara hala stoczniowa drżała w posadach, a wraz z nią słuchacze. Podczas gdy artyści King Midas Sound intrygująco ukryci byli za gęstą zasłoną dymu, pozostałe gwiazdy wyraźnie eksponowały bardziej efektowną wizualną stronę swoich wystąpień, od harmonii dźwięku i obrazu w wykonaniu zespołu M.U.M.A. i Alexa Smoke’a, po performance audiowizualny Felixa Kubina, który niczym kosmiczny Zeus dyrygował muzyką i publicznością, dzierżąc w dłoniach czerwone pioruny. Dodatkową atrakcją wieczoru koncertowego w Hali 90B była instalacja Jump autorstwa Yacine’a Sebtiego, stworzona na bazie oprogramowania Max MSP. To ciekawe narzędzie pozwala na tworzenie interaktywnych instalacji, jak wspomniana Jump, aktywizowanych przez ruch odbiorcy i przetwarzających ten ruch w kreatywny sposób, dając zadziwiające efekty. Yacine Sebti przeprowadził także w ramach Festiwalu Interference warsztaty prezentując możliwości oprogramowania, na którym pracuje. Kto przegapił, niech żałuje.
ZA NAMI TRZY DNI NIEZWYKLE RÓŻNORODNYCH DZIAŁAŃ MUZYCZNYCH, FILMOWYCH I WARSZTATOWYCH. BEZ WĄTPIENIA FESTIVAL INTERFERENCE NIEZWYKLE UROZMAICIŁ OFERTĘ KULTURALNĄ GDAŃSKA. TO PIERWSZE NA TAK WIELKĄ SKALĘ SPOTKANIE ARTYSTÓW, PRODUCENTÓW I REALIZATORÓW KRÓTKICH FORM WIZUALNYCH W POLSCE. NIEZŁA DAWKA ARTYSTYCZNYCH „ZAKŁÓCEŃ”!
Formy wizualne zgodnie z ideą festiwalu pełniły rolę pierwszoplanową. Przez trzy dni pokazywano prace z całego świata nadesłane na konkurs Wolność formy. To spośród nich jury wyłoniło ostatecznych zwycięzców, zaprezentowanych w wyjątkowej oprawie wizualnej podczas uroczystej gali w Europejskim Centrum Solidarności. Czołówkę laureatów otworzył Krzysztof Skonieczny (ulubieniec publiczności) z klipem do piosenki Chleb zespołu Doroty Masłowskiej – Mister D., który zresztą występował na tejże gali, wykonując znane już publiczności kompozycje własne, a także prezentując brawurowy cover kultowego już przeboju legendarnego rapera Liroya pt. Scyzoryk. Składamy gratulacje wszystkim laureatów, a są nimi: Katarzyna Kijek i Przemysław Adamski, Lab Binaer (Martin Spengler), Roberto Zanata, Olga Beyga (nagroda HIRO dla młodego, wyróżniającego się twórcy [18-26 lat]), Damian Kocur oraz Bartosz Paduch. Wśród zwycięzców znalazł się również Józef Robakowski, który otrzymał Nagrodę Specjalną za całokształt twórczości i wyjątkową wrażliwość estetyczną. Ten uznany i szanowany artysta, pedagog, historyk sztuki, kurator i właściciel Galerii Wymiany podczas spotkania autorskiego w ramach festiwalu, opowiadał o istocie energii będącej kluczową cechą dobrego dzieła sztuki. Podczas prezentacji selekcji swoich najwybitniejszych prac Robakowski zaprosił słuchaczy na wędrówkę przez kilka dekad historii najnowszej sztuki awangardowej w Polsce, śledząc jej etapy, punkty zwrotne, najistotniejsze momenty, wspominając czołówkę jej twórców, jak również ich mistrzów. Jak sam Robakowski twierdzi, dobra sztuka jest jak uderzenie światłem i to tego światła polecał szukać w realizacjach prezentowanych podczas Festiwalu.
FILM REL AC JA
13
14
FILM RECENZ JE
Sin City 2: Damulka warta grzechu Jak sklasyfikować najnowsze dzieło Roberta Rodrigueza i Franka Millera? Kryminalny dreszczowiec w stylu neo-noir z elementami fantastyki i filmu rysunkowego? Koncert wizualno-emocjonalny, łechtający ludzką potrzebę obcowania ze złem? Adaptacja komiksu, równie wysmakowana wizualnie? Każdy wybierze co chce. Oczekiwania wobec tego filmu były ogromne, ale równie wielki jest kredyt zaufania, jakim cieszą się twórcy. Warto było czekać dziewięć lat. Film jest równie dobry, a może lepszy niż pierwsze Sin City. Także jest pełny zdystansowanej przemocy, symbolicznie białej krwi, choć skupia się głównie na kobietach – zarówno tych złych, jak i dobrych. Większość fabuły została zbudowana wokół postaci Avy Lord (doskonała Eva Green), ale trzeba zaznaczyć, że damulek jest znacznie więcej. Nancy Callahan (Jessica
reż.: Robert Rodriguez, Frank Miller dystrybucja: Kino Świat
Alba) nadal tańczy w swojej ukochanej spelunie i wciąż odwiedza grób Johna Hartigana (Bruce Willis). Właśnie on pośmiertnie przychodzi jej z pomocą, gdy nadchodzi czas zemsty na senatorze Roarku (Powers Boothe). Roark z kolei stanowi epicentrum świetnej opowieści o hardym pokerzyście Johnnym (Joseph Gordon-Levitt), postaci wypełnionej ludzkim dramatem. Te historie przenikają się tak, jakby Johnny potasował karty wyrwane z komiksów Millera. Najtrudniejsze było przełożenie obrazu Millera na język ekranu. Sin City było bardzo dobre wizualnie, ale Sin City 2: Damulka warta grzechu jest wręcz doskonałe. Prawdopodobnie dzięki wyidealizowanemu obrazowi kobiety. Nie tylko mężczyźni z rozkoszą obejrzą ten film. Zrobią to także kobiety. Przyjrzą się ciału Evy Green i z rozczulającą wściekłością uznają je za ideał.
9/10 Ale estetyka obrazu to niejedyny wyjątkowy element Sin City 2: Damulka warta grzechu. Rodriguez wie, że film jest nic niewart bez dobrej muzyki. Dlatego skomponował ścieżkę dźwiękową wraz ze stałym współpracownikiem, kompozytorem Carlem Thielem, a piosenkę przewodnią zaśpiewał sam Steven Tyler. Sin City 2: Damulka warta grzechu bez dwóch zdań spełnia pokładane w nim nadzieje. Oczywiście pod warunkiem, że idzie się do kina z odpowiednim nastawieniem, dystansem, zgodą dla wszechobecnej śmierci. Jeśli potraktuje się Damulkę… jak czarno-biały symbol, rodzaj okrutnej sztuki wizualnej, to nie można jej uznać za złą. Jest bardzo dobra. Jest warta śmierci. Jest warta zabijania. Jest warta pójścia do piekła. Amen. Paweł Kuhn autor bloga gdybymbylaktorem.pl
butiki swiss.com.pl
16
FILM RECENZ JE
10 000 km reż.: Carlos Marques-Marcet dystrybucja: Hagi Film Sp. z o.o.
6/10 Czy związek na odległość ma szansę przetrwać? Próbę odpowiedzi na to pytanie podejmuje najnowszy film 10 000 km. Debiut fabularny Carlosa Marquesa-Marceta z pewnością należy do ryzykowanych. W początkowej scenie poznajemy dwójkę głównych bohaterów Alex (Natalia Tena) i Sergia (David Verdaguer), parę z siedmioletnim stażem, zamieszkującą w Barcelonie. Wspólne plany kochanków zmieniają się, gdy Alex dostaje ofertę stażu w Los Angeles. Oboje muszą stawić czoła nowej rzeczywistości – rocznej rozłące. 10 000 km jest filmem niezwykle intymnym.
Kameralna narracja pozwala widzowi obserwować relacje pomiędzy głównymi bohaterami, skupiając się na ich mimice, gestach czy towarzyszących emocjach, jednak nie w bezpośredniej interakcji, a na ekranie monitora. Związek na odległość wymaga od bohaterów budowania wspólnego świata przy użyciu wideorozmów, czatu czy SMS-ów. Niestety próby dzielenia się tą nową codziennością zamiast zbliżać do siebie – oddalają. Film jest słodko-gorzką refleksją odnośnie związku na odległość, wnikliwym studium rozpadu bliskiej relacji. Niekwestionowanym
atutem filmu jest jego brak dosłowności. Sceny ucinane są w najmniej oczekiwanych momentach, zostawiając widzowi przestrzeń na własną interpretację. Montaż filmu przeplatany kadrami ze Skype’a, Google Maps czy Facebooka, początkowo drażni. Podobnie jak długie sceny pozbawione zwrotów akcji czy dramaturgii. Mimo pozornego niedopasowania niektórych kadrów i jednowątkowej, statycznej narracji, film warty jest uwagi. Reżyserowi udało się świeżym okiem spojrzeć na banalny motyw miłości na odległość. Wioleta Żochowska
jeśli chodzi o przyjaciół, to ma tak naprawdę tylko Giovanę. Choć łączy ich wręcz książkowa przyjaźń, Leo nie jest chyba do końca szczęśliwy. Tak naprawdę zaczyna odkrywać świat, gdy pojawia się Gabriel. Chodzi do kina, „ogląda” zaćmienie słońca, idzie na imprezę, na której prawie całuje się z psem i to nie z powodu nadmiaru alkoholu i... zakochuje się. W jego oczach to pierwszy od dłuższego czasu film o nastolatkach, który traktuje ich jak normalnych ludzi. Nie ma seksu z byle kim, narkotyków, dzikich imprez i innych elementów, z którymi ostatnio łączy się ten wiek.
To jest normalny, prawdziwy film o nastolatkach. Z typowymi problemami (od rodziców po znalezienie sobie własnego miejsca), nieporadnymi miłostkami i odrobiną absurdalnej młodzieńczej zazdrości oraz niezwykle subtelnie ujętym tematem, którego zwykle nie porusza się w takich filmach – homoseksualizmem. Na szczęście nie jest to kino zaangażowane, tylko zupełnie zwyczajna, momentami wzruszająca historia. W dodatku z zakończeniem, jakiego życzyłabym sobie częściej. Także w realnym życiu. Małgorzata Mitura
W jego oczach reż.: Daniel Ribeiro dystrybucja: Tongariro Releasing Sp. z o.o.
9/10 Ze wszystkich schorzeń dotyczących zmysłów chyba najgorzej jest być niewidomym. Natomiast ze wszystkich okresów w życiu najgorzej jest być niewidomym nastolatkiem. Wtedy każdy chce się wyszaleć, zobaczyć świat, eksperymentować i spróbować niemal wszystkiego. W wiek nastoletni wpisany jest oczywiście także bunt. Główny bohater Leo ma go w sobie aż nadto. Co z tego, że jest niewidomy i zamiast czegoś bardziej młodzieżowego uwielbia muzykę klasyczną? Jak każdy inny nastolatek ma przyjaciół, marzy o miłości, chce szaleć. Problem w tym, że
riskmadeinwarsaw.com
18
FILM RECENZ JE
Omar reż.: Hany Abu-Assad dystrybucja: Art House
7/10 Omar jest przerażony. Nie lękał się, gdy razem z palestyńskimi przyjaciółmi-bojówkarzami organizował dywersyjne akcje przeciwko izraelskim siłom, ale gdy został złapany ogarnął go paniczny strach. Nie tyle przez bólem fizycznym, co mentalnym. Wizja wiecznego osaczenia i, co najważniejsze, rozstania z ukochaną, która znajduje się po tej jaśniejszej stronie świata, przyprawia go o dreszcze. Choć władze dają mu możliwość wyjścia cało z sytuacji. Musi tylko zacząć z nimi
kolaborować i wsypać wspólników z bratem ukochanej w pierwszym rzędzie. Stąd właśnie lęk. I to w filmie Hany Abu-Assada czuć znakomicie. Konflikty na Bliskim Wschodzie mogły się już opatrzyć, ale chyba wciąż nie jesteśmy w stanie do końca ich zrozumieć. Wejść w skórę walczących, poznać ich motywacje, poczuć nienawiść do tych, z którymi walczą. To thriller nakręcony według wszelkich prawideł gatunku. Trzymający w napięciu, z zagmatwaną, ale logiczną fabułą
oraz zwrotami akcji. Każda postać jest uwikłana w szereg rzeczy, nikt tu nie jest jednoznacznie czarny ani biały, wszyscy coś ukrywają, plączą. Tak wygląda realnie odwzorowany świat bojówkarzy o wolność. Oglądając Omara widz czuje się sam niczym jeden z bojowników. Wiarygodne, bardzo dobrze poprowadzone i zagrane kino. Widać, że film nominowano do Oscara nie tylko za samo podjęcie trudnego tematu. Jacek Sobczyński
Małe stłuczki reż.: Aleksandra Gowin, Ireneusz Grzyb dystrybucja: Alter Ego Pictures Sp. z o.o
9/10 Asia i Kasia mieszkają oraz pracują razem. Przy pomocy starego, pomarańczowego opla opróżniają mieszkania zmarłych osób z bibelotów, które następnie sprzedają na pchlim targu. Kasia (Agnieszka Pawełkiewicz) jest lesbijką zakochaną we współlokatorce, a jej największym marzeniem jest rozbicie się o skały w rozpędzonym aucie (koniecznie amerykańskim). Z kolei Asia (Helena Sujecka) nie znosi ludzkiego dotyku, a w nocy śni o tym, że całuje się z borsukiem. Pewnego dnia poznaje Piotra (Szymon Czacki) zatrudnionego w fabryce pudełek. Gdy
mężczyzna traci pracę zaczyna pomagać dziewczynom przy opróżnianiu domów. Między bohaterami rozpoczyna się subtelna gra na pograniczu przyjaźni i erotycznej fascynacji. Drugi wspólny film reżyserskiego duetu to próba odejścia od dominującego w polskim kinie nurtu martyrologiczno-patriotycznego. I to odejścia spektakularnego w stronę rzadko spotykanego na naszej szerokości geograficznej realizmu magicznego. Twórcom udało się unieść tę konwencję. Pomogła im w tym muzyka Enchanted Hunters. Czyste kobiece wokale mieszają się
z dźwiękami fletu, cymbałków, gitary i brzdąkaniem na skrzypcach (Magdalena Penkalla nie używa smyczka). Małe stłuczki to film, gdzie niebagatelną rolę odgrywają estetyczne, pełne światła zdjęcia. Miła odmiana po końskiej dawce filmów portretujących biedę, opcjonalnie drugą wojnę światową, jaką zazwyczaj aplikują polscy twórcy. Oto opowieść doprawiona absurdalnymi, ale pozbawionymi maniery dialogami i groteskowym poczuciem humoru. Film niemal doskonały i jak na polskie kino szalenie nowatorski. Helena Łygas
20
FILM RECENZ JE
Serce Lwa reż.: Dome Karukoski dystrybucja: Aurora Films
7/10 Finlandia. Lider grupy neonazistów Teppo nie może znaleźć pracy ze względu na swoje wyroki sądowe. Przypadkowo na swojej drodze spotyka kelnerkę Sari. Zakochują się w sobie. Jego życie zmienia się w momencie, gdy dowiaduje się, że jego ukochana ma czarnoskórego syna. Mężczyzna chce za wszelką cenę udowodnić, że jego przekonania nie wpłyną na relacje rodzinne. Teppo opiekuje się chłopcem. Jednak Rhamadhani dokonuje wszelkich starań, aby udowodnić, że w mężczyźnie kryje się potwór, który może zaatakować w nieoczekiwanym
momencie. Stara się sprowokować nowego partnera matki do agresywnych zachowań. Podczas długiej nieobecności Sari chłopiec zaprzyjaźnia się z Teppo. Mężczyzna zaczyna prowadzić podwójne życie. Raz staje w obronie czarnoskórego chłopca, innym zaś bierze udział w rozróbach neonazistów, którzy torturują ludzi, stanowiących mniejszości narodowe. Ten, którego wszyscy się bali, teraz obawia się o bezpieczeństwo swojej rodziny. Teppo ukrywa chłopca, odpierając rasistowskie ataki. Sytuację pogarsza pojawienie się brata Teppo, który wprowadza w domu
rygorystyczne zasady wobec Rhamadhaniego. Miłość, fanatyzm i przesycenie nienawiścią. Serce Lwa nie jest kolejnym filmem o grupie łysych gości terroryzujących wszystkich wokół. To dająca do myślenia historia o dylematach i wewnętrznej przemianie. Skąd biorą się nienawiść i uprzedzenia? Być może z niewiedzy i zbyt pochopnego oceniania innych oraz ślepego podążania za wpajanymi wartościami i generalizowania. Teppo twierdzi: „Nie bronię rasy, lecz honoru”. Czy walka o „honor” wygra z miłością? Sandra Miller
mistrzostwa domina są szansą na zwrócenie uwagi świata na problemy Abchazji. Zniszczone wojną domową państwo, ludzie pozbawieni nadziei na lepsze jutro i wszechobecna bieda to codzienny dramat mieszkających tam ludzi. Długie, płynne ujęcia nadają melancholijny klimat całości. Znakomitym dopełnieniem filmu są dobrze przygotowane efekty dźwiękowe oraz muzyka. Szum morza, woda cieknąca z kranu czy dzieci śpiewające abchaskie pieśni narodowe niesamowicie potęgują realność przekazu. Poprzez ten dokument reżyserzy kontynuują serię filmów, które mają zwrócić uwagę ludzi na
dramaty innych narodowości. Elwira Niewiera zadebiutowała dokumentem Bulgarian stores, który również ukazywał problemy Bliskiego Wschodu. Z kolei Piotr Rosołowski znany jest z filmu Królik po berlińsku, który stworzył z Bartoszem Konopką. Alegoryczny dokument ukazuje życie tytułowych zwierząt po dwóch stronach muru berlińskiego. Jak widać zarówno Elwira Niewiera, jak i Piotr Rosołowski lubują się w dokumentach, podejmujących trudną tematykę naszpikowaną polityczno-kulturowymi „niuansami”. I dobrze. Przemek Dankowski
Efekt domina reż.: Elwira Niewiera, Piotr Rosołowski dystrybucja: Spectator
7/10 Czy miłość w kraju naznaczonym wojną domową ma szanse przetrwać? Zwłaszcza, gdy dotyczy Abchazji, której autonomii większość państw nie uznaje, a jej losy w dużej mierze zależne są od Rosji? Na to pytanie starają się odpowiedzieć Elwira Niewiera oraz Piotr Rosołowski, przedstawiając losy Nataszy i Rafaela w pełnometrażowym dokumencie Efekt domina. Ona jest śpiewaczką operową, która porzuciła życie w ukochanej Rosji dla mężczyzny swego życia. On jest dużo starszym od niej ministrem sportu nieuznawanej republiki. Rafael ma nadzieję, że organizowane przez niego światowe
22
FILM RECENZ JE
Porwanie Michela Houellebecqa reż.: Guillaume Nicloux dystrybucja: Gutek Film
7/10 Najbardziej absurdalna komedia ostatnich sezonów. Tytułowy bohater, grający samego siebie pisarz Michel Houellebecq, zostaje któregoś dnia porwany z własnego mieszkania na ostatnim piętrze bloku i wyniesiony w wielkim pudle przez tajemniczych bandziorów. Piszę „grający”, ponieważ Porwanie... to czysty mockument pełną gębą. Porywacze, wyglądający jak rekiny finansjery rodem z najgłębszych czeluści Stadionu Dziesięciolecia, sprawiają wrażenie gości, którzy potykają się o własne nogi. W dodatku
sam Houellebecq wygląda, jakby zupełnie nie przejął się swoim losem. Bez przerwy marudzi, żąda własnej zapalniczki i złośliwie budzi porywaczy w nocy, bo akurat wtedy zachciewa mu się kupę. Do kompletu dorzućmy jeszcze świetne, groteskowe scenki (filozoficzny dyskurs na uboczu autostrady) i unoszący się nad całością duch Beckettowskiej beznadziei. W sumie bohaterowie czekają na forsę, ale nie wiadomo, kiedy ona przybędzie. Houellebecq też czeka, lecz całkiem smakują mu frykasy serwowane
przez starszą panią, która łaskawie gości całą ferajnę pod swoim dachem. Skąd u niego takie zdolności aktorskie? A może to tak naprawdę zostało – przynajmniej w jakiś sposób – oparte na faktach? Po autorze Cząstek elementarnych można spodziewać się absolutnie wszystkiego. Zresztą „wszystko” w Porwaniu Michela Houellebecqa snuje się, wisi, a strzelba, która ma wypalić w ostatnim akcie, nie wypala. I jest jakby smutno, choć tak po prawdzie to bardzo śmiesznie. Jacek Sobczyński
Pewnego razu na Dalekim Wschodzie reż.: Hiner Saleem dystrybucja: Vivarto
6/10 Ogarnięty chaosem lud, brak szacunku do prawa oraz mylne rozumienie pojęcia honoru. To wszystko można powiedzieć o Kurdach, którzy po śmierci Saddama Husajna, w końcu mogą cieszyć się długo wyczekiwanym pokojem. Czy możliwe jest zatem wprowadzenie tam porządku i ładu? Tego zadania podejmuje się Baran (Korkmaz Arslan), który postanawia wyjechać do Qamarian, miejscowości dzielącej Turcję i Iran. Tam obejmuje stanowisko komendanta. Podobnie postępuje Govend (Golshifteh Farahani), która chce nauczać dzieci w szkole. Na miejscu okazuje się, że zasady życia oraz postępowania dyktowane
są przez miejscowego wielmożnego Aziza Agę. Scena powieszenia na sznurze, komendant z bronią jeżdżący konno oraz walka z miejscowymi rzezimieszkami. Wszystko to przypomina western. Jednakże tym razem, przenieśliśmy się na dziki wschód. Wrażenie to potęguje krajobraz wypełniony górami, stepami, rzekami oraz małą mieściną pośrodku. Obraz dopełnia typowa dla Kurdów muzyka, idealnie wprowadzająca w tamtejszy klimat. W filmie mamy bardzo wyraźnie zarysowane postaci. Z jednej strony Baran, którego postępowanie kontrastuje z zachowaniem Kurdów. Dzięki niemu dostrzec
można tragizm tych ludzi, którzy po odzyskaniu pokoju, stają się samozwańczymi dyktatorami prawa. Z drugiej strony Govend pokazująca, że nie każda tamtejsza kobieta pragnie tego, czego chce dla niej ojciec, nawet w imię honoru. Hiner Saleem po raz kolejny na tło zdarzeń wybiera Irak, kontynuując demonstrowanie światu nie tylko dramatyczne historie, ale także uciśnioną kulturę. Baran i Govenda podejmują walkę z bezprawiem i analfabetyzmem, jednak nie stają się bohaterami, lecz „wrogami publicznymi”. Kto wie? Być może jest to kolejna walka z wiatrakami. Przemek Dankowski
Modelka: Ella Eyre Zdjęcia: Karol Grygoruk / SHOOTME Stylizacja: Aśka Ciesielska, Kania Kamińska Stylizacja włosów: Jaga Hupało, Damian Witkowski / Jaga Hupało Born to Create Studio: Studio Las Asystenci studia: Damian Maleszewski Rafał Ejchorszt Producent: Ignacy Bochiński Specjalne podziękowania dla: Aldony Karczmarczyk / Van Dorsen Talents Jacentego Karczmarczyka / Van Dorsen Talents Michała Mima / Juicy Events Restauracji Skandal Restauracji Soto Sushi Aleksandry Sawickiej Universal Music Polska Puma Polska
Bluza: Jeremy Scott for Adidas Spodnie: Tally Weijl
25
MUZ YK A W Y WIAD
Ella
Eyre WIĘKSZOŚĆ KOJARZY TĘ BRYTYJSKĄ WOKALISTKĘ I KOMPOZYTORKĘ Z UTWORU „WAITING ALL NIGHT”, KTÓRY NAGRAŁA Z RUDIMENTAL. JEJ DEBIUTANCKA EP-KA „DEEPER” ZROBIŁA FURORĘ NA RYNKU MUZYCZNYM. TUŻ PRZED WYDANIEM NOWEGO ALBUMU ROZMAWIAMY Z ELLĄ EYRE O JEJ KARIERZE, KONCERTACH NA MAŁEJ SCENIE I WSPOMNIENIACH O ZMARŁYM PROJEKTANCIE ALEXANDRZE MCQUEENIE.
Rozmawiał: Kamil Downarowicz
Dopiero co zeszłaś ze sceny Orange Festival, jednego z największych festiwali muzycznych w Polsce. Jak było? To był pierwszy koncert, jaki kiedykolwiek grałam w Waszym kraju i nie wiedziałam do końca czego się spodziewać. Ale było naprawdę wspaniale i wszystko poszło ekstremalnie dobrze – lepiej niż oczekiwałam. Polacy są bardzo mili i pomocni, poczułam to, jak tylko przybyłam na miejsce… I ta publika na festiwalu czyste szaleństwo! Czułam wielką pozytywną energię dolatującą do mnie na scenę. Ludzie śpiewali, znali teksty! Kiedy tańczyłam, chętnie do mnie dołączali i świetnie się bawili. Widziałam to po nich. To był naprawdę udany występ. Mam nadzieję, że uda mi się wrócić do Was najszybciej, jak to będzie możliwe.
Grasz zarówno na festiwalach, jak i w mniejszych klubach muzycznych. W jakiej przestrzeni czujesz się najlepiej? Szczerze powiedziawszy czuję się dobrze wszędzie tam, gdzie dane mi jest zaprezentować swoją muzykę. Lubię zarówno festiwale, jak i kluby. Powody są różne. Na dużych, plenerowych imprezach wszystko jest… większe. Jest tam zawsze tak dużo pozytywnej energii, tyle różnego rodzaju ludzi, no i koncerty są po prostu obezwładniająco głośne! W klubach tego nie uświadczysz. Z drugiej strony znajdziesz w nich bardziej intymną atmosferę. Lubię grywać „pod dachem”, bo jestem bliżej publiczności. Widzę twarze zgromadzonych osób, ich emocje, mogę z nimi nawet porozmawiać. To dla mnie niezwykle ważne. Koncerty
26
MUZ YK A W Y WIAD
w klubach mają po prostu swój urok. Publiczność też o tym doskonale wie, dlatego warto zobaczyć swoich ulubionych artystów zarówno na wielkiej scenie, jak i na tej mniejszej. Niedawno brałaś udział w sesji fotograficznej dla magazynu Hiro w Studiu Las. Za obiektywem stanął Karol Grygoruk oraz Aldona Karczmarczyk. Jak Ci się podobało? Nie będę kłamała. To była jedna z moich najlepszych sesji w życiu! Poważnie! Opowiedz o tym. Cała „drużyna” Hiro była niezwykle profesjonalna i bardzo miła dla mnie. Znakomicie się bawiliśmy podczas sesji! Cały czas się śmiałam, atmosfera była bardzo przyjazna i poczułam się wyluzowana. Pamiętam też, że jedliśmy pyszne sushi i piliśmy szampana. Nie zawsze jesteś tak traktowany. Zakochałam się w ubraniach i biżuterii, które zostały dla mnie przygotowane na potrzeby sesji. To było dla mnie coś zupełnie nowego. Moim zdaniem fotografie są wyjątkowo udane i unikalne. Stałaś się sławna dzięki temu, że zaśpiewałaś w piosence Waiting All Night zespołu Rudimental. Jak wspominasz swój udział w nagrywaniu tego przeboju? To było niesamowite doświadczenie! Piosenka odniosła ogromny sukces, którego się absolutnie nie spodziewałam. Jestem tak bardzo szczęśliwa, że mogłam wziąć w tym udział. Nie zapomnę tego do końca życia. Wiem, że pracujesz teraz nad nowym solowym albumem. Czego możemy się po nim spodziewać? W ubiegłym roku współpracowałam z wieloma artystami i w pewnym momencie poczułam, że nadszedł czas, abym zrobiła w końcu coś w 100% swojego. Od początku do końca. Ludzie odkryli mnie głównie dzięki temu, że zaśpiewałam z Rudimental. Teraz będą mieli okazję poznać mnie z innej strony. Opowiem kilka nowych historii o sobie i swoim życiu. Kiedy ukaże się album? Tej jesieni. Niestety nie mogę podać dokładnej daty, chociaż już ją znam… Mam pewne kontrakty. Tytuł płyty też musi, póki co, pozostać tajemnicą.
Czy planujesz w międzyczasie zagrać wspólnie z jakimś zespołem bądź artystą? W najbliższej przyszłości na pewno nie. Chcę się skupić na swojej płycie i jej promocji. Pewnie pojadę też w większą trasę koncertową. Mam rozumieć, że na Twoim debiutanckim albumie także nie będzie gości? Dokładnie tak. Tym razem sobie to odpuściłam. Jednak muszę zaznaczyć, że uwielbiam współpracować z innymi artystami. Kto wie, może powrócę do tego w innym czasie, np. na drugiej płycie. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość, nie jestem zamknięta na żadną opcję. Powróćmy na chwilę do przeszłości. Jaka była Twoja pierwsza myśl, kiedy usłyszałaś, że znalazłaś się na drugim miejscu listy BBC Sound Of 2014? Byłam tym faktem kompletnie zaskoczona. Konkurowałam przecież w wieloma młodymi, utalentowanymi muzykami, których sama lubię i szanuję. Pamiętam, że w tamtym momencie swojego życia nie nagrywałam nic nowego, pojawiałam się jedynie gościnnie na płytach innych artystów czy zespołów. I nagle… wow… jestem druga w zestawieniu BBC Sound Of 2014! Środowisko dziennikarzy i krytyków muzycznych, które sobie wysoko cenię, zwróciło na mnie uwagę, to była niesamowita sprawa. Poczułam w sercu ciepło i wdzięczność. Czy miało to jakieś przełożenie na Twoją dalszą karierę? Raczej nie. Ale wiesz, takie sytuacje dają mocnego kopa do tego, abyś dalej robił, to co kochasz, bo jesteś w tym dobry. Nie wspominając o tym, że automatycznie wzrasta Twoja wiara w siebie. Pojawienie się na liście BBC sprawiło też oczywiście, że więcej ludzi usłyszało o kimś takim, jak Ella Eyre i o jej muzyce. Twoja matka była projektantką modową, która współpracowała m.in. ze zmarłym Alexandrem McQueen’em. Pamiętasz go? Co myślisz o jego projektach? No tak. Poznałam Alexandra, kiedy byłam małą dziewczynką i pamiętam go dość dobrze. Co mogę powiedzieć, był wyjątkowo dobrym, czarującym facetem, który robił niesamowite rzeczy w swojej pracy. Do dnia dzisiejszego jestem jego fanką. Wniósł do świata mody coś nowego
27
MUZ YK A W Y WIAD
Sukienka: Jeremy Scott for Adidas
i bardzo świeżego… W końcu pracował dla marki Gucci, to coś znaczy. Jego śmierć była wielka stratą nie tylko dla środowiska związanego z modą. Jeszcze jedno mnie bardzo ciekawi. Co jest tak niezwykłego w BRIT School, do której uczęszczałaś, że produkuje tylu znanych artystów: Jessie J, Adele, Katy B, Amy Winehouse, teraz Ty – ta lista jest imponująca. Trudno jest mi to zdefiniować. Jedno na pewno mogę stwierdzić – ludzie nie idą do tej szkoły, by stać się sławnym i zarabiać kupę pieniędzy. Te rzeczy to wypadkowe ich ogromnego talentu i ciężkiej pracy, którą wkładają w to, co robią. Ja i moi znajomi studiowaliśmy w BRIT School, bo po prostu kochaliśmy sztukę. Chodziło tylko o to. Chyba najlepszą rzeczą w BRIT School jest to, że wykładowcy zachęcają
do ciągłego rozwoju, do bycia odważnym, przekraczania swoich granic. Nieważne czy jesteś młodym artystą, czy naukowcem, potrzebujesz pozytywnych bodźców i zachęty do działania. Moja szkoła właśnie to mi zaoferowała. To i o wiele więcej. Niedawno podpisałaś kontrakt z dużą wytwórnią muzyczną. Nie obawiasz się, że Twoja wizja tworzenia muzyki może zostać przez ten fakt ograniczona? Ani trochę! Pracując z ludźmi z wytwórni, czuję się niezwykle komfortowo. Nikt niczego mi nie narzuca ani nie wywiera na mnie presji. Ci którzy mnie znają, wiedzą doskonale, że nigdy nie zrobię nic przeciwko sobie. Moi współpracownicy też zdają sobie z tego sprawę. Szanują to, co robię, a ja szanuję ich pracę i rady, których mi udzielają. To uczciwy układ.
28
WYMYŚLAMY KOŁO NA NOWO ...I WYCHODZI IM TO CAŁKIEM NIEŹLE. ZA SPRAWĄ OSTATNIEGO ALBUMU „LOVE FREQUENCY” LONDYŃCZYCY Z KLAXONS ZDOŁALI OSIĄGNĄĆ EKSPERCKI LEVEL W ŁĄCZENIU GITAROWEGO ŁOJENIA Z TANECZNĄ ELEKTRONIKĄ. NAWET JEŚLI GITARY NIE ZAWSZE BRZMIĄ U NICH JAK GITARY, A DEFINICJĘ „TANECZNOŚCI” MAJĄ SWOJĄ WŁASNĄ. O WSZYSTKIM, CO OSTATNIMI CZASY ROZGRYWAŁO SIĘ W OBOZIE FORMACJI ROZMAWIALIŚMY Z JEJ KLAWISZOWCEM, JAMESEM RIGHTONEM (W WERSJI DLA CZYTELNIKÓW KOLOROWYCH MAGAZYNÓW – „TYM GOŚCIEM, KTÓRY CHAJTNĄŁ SIĘ Z KEIRĄ KNIGHTLEY).
Rozmawiał: Sebastian Rerak Zdjęcia: Good Music Productions
Czujecie się odpowiedzialni za nu rave? Tak. Podoba mi się twoja szczerość. A Twoim zdaniem jesteśmy? Możliwe (śmiech). Mnie tylko bawi fakt, że coś, co było Waszym wewnętrznym dowcipem rozrosło się do rozmiarów całej subkultury. No tak, początek całego zamieszania to po prostu nasza trójka usiłująca założyć zespół. Mieliśmy pomysł na muzykę i żartobliwie nazwaliśmy ją nu rave, ale tak naprawdę od
początku byliśmy zespołem stricte gitarowym. Nie korzystaliśmy z elektroniki, automatu perkusyjnego czy sekwencerów. Nie układaliśmy piosenek siedząc na kanapie z laptopem, ale podkradaliśmy pewne rzeczy, które podobały nam się w kulturze rave. Tyle że na początku bardziej kręcił nas jej imprezowy styl bycia, a dopiero potem pojawiły się specyficzne rytmy czy takie „euforyczne” linie basu. Myślę, że w swoim czasie robiliśmy coś naprawdę wyjątkowego w skali całego świata. Nie wiem jednak czy można mówić o nu rave jako o określonym gatunku, bo nigdy nie zaistniała jednolita scena. Dziennikarze próbowali wrzucać nas do jednego worka z grupami typu CSS, od których jednak
29
MUZ YK A W Y WIAD
brzmieliśmy zupełnie inaczej. Na naszych koncertach zobaczysz zarówno ludzi tańczących, jak i rozkręcających mosh pit. Faktycznie jednak poszliśmy ostatnio bardziej w stronę „dance music”. Ostatni Wasz album Love Frequency z pewnością jest tym najbardziej tanecznym. Można wręcz odnieść wrażenie, że dopiero podczas pracy nad nim nauczyliście się obsługi pewnych narzędzi. Bo to prawda. Kiedy zakładaliśmy zespół, byliśmy raczej zieloni w kwestii wykorzystania elektroniki, co na swój sposób było nawet fajne. Dwa pierwsze albumy są dziełem stricte rockowego zespołu. Trasy koncertowe i współpraca z Rossem Robinsonem sprawiły jednak, że staliśmy się nieco bardziej wszechstronni. Wciąż usiłowaliśmy wpleść do naszej muzyki jakiś taneczny stuff, ale w naszym własnym rozumieniu „taneczności”. Podstawą jest znalezienie równowagi między chwytliwymi melodiami pop a dobrym bitem. Moim ideałem jest w tym względzie New Order, a więc zespół, który zawsze potrafił tworzyć taneczną elektronikę niepozbawioną prawdziwych emocji. Także w pogoni za tym ideałem zatrudniliśmy do współpracy nad Love Frequency naszych prywatnych bohaterów takich, jak Tom Rowlands z Chemical Brothers czy Erol Alkan. Czy rozróżnienie na muzykę „zespołową” i „producencką” ma sens? Takie hasła padały w recenzjach Love Frequency. Podobno przerzuciliście pomost między jedną a drugą. Moim zdaniem nie jest to album producencki, bo utwory pisaliśmy w taki sam sposób, jak zawsze. Pod pewnymi względami powstawanie Love Frequency przypominało debiut. Staraliśmy się postawić na produkcję zamiast uchwycić atmosferę występów na żywo, która to idea towarzyszyła nam na Surfing the Void. Więcej na ostatnim krążku syntezatorów, a poza tym bawiliśmy się brzmieniem gitary Simona, która często zupełnie nie brzmi jak rockowe wiosło. Między komponowaniem a nagrywaniem jest długa droga, ale jeśli masz dobrą melodię, kilka akordów i mocny riff, możesz tworzyć w dowolnym gatunku. Praca nad albumem trwała półtora roku, co było dla Was pewnym rekordem. Napisanie materiału zajęło wieki. To powolny, żmudny proces, którego częścią jest już samo myślenie o muzyce. Nawet gdy nic nie robisz, to... już coś robisz, ponieważ inspirację można znaleźć wszędzie, np. podczas wyjścia do
galerii. Przez cały ten czas każdy z nas modził coś na boku, nagrywał demówki itd. Poza tym trudno było zgrać się z naszymi producentami, bo w końcu chłopaki z The Chemical Brothers nie narzekają na brak zajęcia. Nie jesteśmy też zespołem, który nagrywa z kopa porcję surowego rock’n’rolla w stylu MC5. My jesteśmy na tyle uparci, by za każdym razem starać się na nowo wymyślić koło. W pewnym wywiadzie mówiliście, że pracując nad pierwsza płytą nie mieliście kasy, nie wychodziliście z domów i tylko pisaliście piosenki. Jak wiele zmieniło się do dzisiaj? Bardzo wiele. Jako dzieciaki poświęcaliśmy wszystko zespołowi, ale z czasem odkryliśmy, że poza nim też jest życie. Każdy z nas ma swoje zainteresowania i obowiązki, które oddzielamy grubą kreską od Klaxons. Pamiętam jak reżyser większości naszych klipów powiedział nam w czasach sesji Myths of the Near Future, że powinniśmy nagrywać wszystko, co dzieje się wokół nas, bo nie da się po raz drugi przeżyć tych dziewiczych doświadczeń. Działamy już prawie dziesięć lat, więc łatwo o rutynę, niemniej wciąż cieszy nas każdy koncert. Kiedy spotykamy dziś ludzi np. z The Horrors, możemy usiąść i porozmawiać jak dorośli ludzie. Podobno macie nadal problem z wyborem zespołów supportujących. Nikt nie pasuje do Waszej niepowtarzalnej wizji muzyki? Nie, nie jest tak źle (śmiech). Jeśli rozglądamy się za jakimś supportem, nie kierujemy się kryteriami stylistycznymi. Chcemy grać w towarzystwie dobrych ludzi, którzy robią coś interesującego. Jak dla mnie w kolejną trasę możemy jechać w towarzystwie grupy reggae. Ciekawie prezentujecie się też ostatnio na scenie. Biel to nowa czerń? Na to wygląda (śmiech). Te białe ciuchy to notabene pomysł Erola Alkana. Spotkaliśmy go na pewnym festiwalu w Chorwacji, gdzie mieliśmy akurat na sobie takie opalizujące ubrania robocze. „Wiecie co?” – zagaił – „Waszym następnym krokiem powinno być ubranie się całkiem na biało.”. Pomysł genialny w swej prostocie. Mogliście od razu iść w stronę uniformów rodem z Mechanicznej pomarańczy. Myśleliśmy o tym! Nadal chodzi nam po głowie, żeby się tak przebrać, łącznie z laseczkami i melonikami. Nie wiem tylko czy w ten sposób nie wystraszyliśmy kilku osób.
30
MUZ YK A R ANKING
45 obrotów na minutę JEŚLI SZUKASZ HIPNOTYZUJĄCEGO, ELEKTRONICZNEGO BRZMIENIA, KTÓRE DOSKONALE SPRAWDZI SIĘ ZARÓWNO NA PARKIECIE, JAK I W CZTERECH ŚCIANACH POKOJU, TO DOBRZE TRAFIŁEŚ. PREZENTUJEMY NAJLEPSZE MINIALBUMY, JAKIE WYSZŁY DO TEJ PORY W 2014 ROKU. TROCHĘ SYNTHPOPU, JAKIŚ ALTERNATIVE DANCE CZY HOUSE ROBIĄ ROBOTĘ. NIE MA CO ZAMULAĆ. PO PROSTU POSŁUCHAJ. Tekst: Mateusz Panek Zdjęcia: materiały promocyjne
2
THE NIGHTDAY
ZHU Sześć kawałków EP-ki utrzymanych jest w klimacie electro oraz house. Utwory bazujące na klubowym brzmieniu zachowują jednocześnie mroczny i drapieżny charakter. Znajdziemy tu również świetnie wykreowany dzięki syntezatorowi Vocoder wokal. Ten zabieg zdecydowanie potęguje poziom emocji. Idealnym przykładem jest Faded. Delikatny i spokojny głos nagle zmienia się w niski i mechaniczny jakby nie z tego świata, a wszystko to na tle wyrazistego brzmienia i mocnego beatu, porywającego w elektroniczny muzyczny trans. Amerykański producent muzyczny Zhu postanowił wydać swój debiut The Nightday anonimowo. Uważa, że odbiorcy niestety bardziej przywiązują się do samego wykonawcy niż jego dzieła. Fakt.
1
DO IT AGAIN
RÖYKSOPP & ROBYN
Norweski duet Röyskopp oraz szwedzka artystka Robyn połączyli siły nagrywając minialbum Do It Again. Już od utworu otwierającego Monument, gdzie melodyjna elektronika w magiczny sposób współgra z saksofonem, czuć idealne połączenie myśli artystycznej muzyków. Sayit to strzał w dziesiątkę. Rozwijające się z każdą sekundą dźwięki coraz mocniej pochłaniają. Brzmienia nabierają niesamowitej głębi, która emanuje hipnotyzującą energią. Takich kompozycji można było oczekiwać po skandynawskich mistrzach muzyki elektronicznej. Tytułowy utwór z pewnością sprawdzi się na klubowych parkietach. Na albumie można znaleźć klasyczne już dla tych wykonawców elementy synthpopu, alternative dance’u czy house’u.
31
MUZ YK A R ANKING
3
I AM NOT HUGO
HUGO Hugo we współpracy z Ruedim Toblerem, szwajcarskim producentem muzycznym oraz songwriterem Ale wydał Ep-kę I Am Not Hugo. Mimo że świetny głos wokalisty od razu kojarzy się z Woodkidem, to w przypadku całej reszty widać zdecydowane różnice. Utwory są lżejsze i łatwiej przyswajalne. Elektroniczne brzmienie, dobre teksty i refleksyjny wokal tworzą niesamowitą, nostalgiczną aurę skłaniającą do przemyśleń. I Am Not Hugo wręcz kuje w serce i to właśnie jej główny atut. Tę EP-kę można bez dwóch zdań nazwać bombą emocjonalną. Muzycy świetnie przekazują swoje myśli na wieloaspektowym poziomie. Każdy element płyty został dokładnie dopracowany. Pozycja ta zadowoli nawet najbardziej wybrednego słuchacza.
5
4
Szwedzka raperka Gnučči wydaje drugą EP-kę Psychohappy. Pozostając w klimacie debiutanckiego Oh My Goodness! z 2012 roku serwuje dużą dawkę energii. Już od samego intro słyszymy eksplozje wyrazistej i rytmicznej elektroniki. Szalenie zwariowane i mocne brzmienia przeplatają się z drapieżnym rapem. Gnučči w tekstach krytykuje miedzy innymi powszechny konsumpcjonizm. Równie niekonwencjonalne jak sama muzyka są teledyski. Szczególnie wideo do utworu Work!. Artystka powiela swoją postać, umieszczając się na tle tarczy zegara czy w płomieniach świeczek tortu. Przyjmuje również formę mrówek, idących po całym ekranie. Wiele różnych dziwactw i pomysłów w rytm dobrego beatu, który rozkręci każdą imprezę.
PHORIA Brytyjski zespół Phoria, w którego skład wchodzi: Trewin Howard, Jeb Hardwick, Ed Sanderson, Tim Douglas oraz Seryn Burden, prezentuje trzeci minialbum Display. Alternatywne brzmienie przedstawiono poprzez delikatną elektronikę. Utwory głęboko oddziałują na zmysły. Pełne harmonii kompozycje z wielowarstwową linią dźwiękową oraz łagodnym wokalem nadają całości magiczny, a zarazem mroczny klimat. Połączenie perkusji czy gitary z ponurymi dźwiękami syntezatora daje świetny rezultat. Znajdziemy tutaj również elementy muzyki indie i downtempo. Dodatkowym atutem jest kompleksowe podejście do całego materiału. Zarówno okładka, jak i teledysk do utworu Atomic reprezentują niezwykle spójną koncepcję.
PSYCHOHAPPY
GNUČČI
DISPLAY
6
ALTERNATE WORLDS
SON LUX Ryan Lott, bardziej znany jako Son Lux, prezentuje kolejną dawkę świetnej, alternatywnej muzyki. W EP-ce Alternate Worlds na nowo interpretuje swoje cztery utwory z albumu Lanterns. Tym razem kompozycje są bardziej drapieżne. Słuchając tytułowego kawałka można niemal poczuć mrok znajdujący się w niekonwencjonalnym świecie Son Luxa. Dźwięki są bardziej wyraziste, przez co mocniej oddziałują na emocje. Autor postanawia pozbyć się pozytywnych wibracji, jakie były w oryginalnych wersjach. Warto poznać te modyfikacje. Ewidentnie nie zaszkodziły utworom, a wręcz przeciwnie zmieniły je na lepsze. W Easy dodatkowo głosu użyczyła jedna z najbardziej rozpoznawanych wokalistek ostatniego czasu – Lorde.
32
7
MUZ YK A R ANKING
TO THE HILLS
LAUREL Młoda brytyjska wokalistka, autorka tekstów oraz producent muzyczny, która pod koniec 2013 roku zachwyciła utworem Fire Breather, nie spoczęła na laurach. Jej debiutancka EP-ka To The Hills robi wrażenie. Znajdują się na niej trzy premierowe utwory oraz dwa remiksy. W swoich piosenkach zachwyca melodyjnym brzmieniem i świetnym wokalem. Mimo młodego wieku wykazuje się dużą dojrzałością muzyczną. Tworzy przemyślane kompozycje, w których każdy z elementów jest idealnie dopracowany. W To The Hills czuć niezwykłą dawkę emocji. Trzeba przyznać, że jest świetna w ich muzycznym obrazowaniu. Dwa remiksy dotyczą tytułowego utworu To The Hill, które zmieniają jego charakter na elektroniczno-klubowy.
9
8
VARSITY
ASTR ASTR to nowojorski duet muzyczny składający się z multiinstrumentalisty Adama Pallina oraz wokalistki Zoe Silverman. Razem tworzą lekką elektronikę połączoną z popem. Ich pierwszym dziełem był Razor z 2013, jeden z sześciu utworów, znajdujących sie na tegorocznej debiutanckiej EP-cę Varsity. Otwierające We Fall Down od pierwszych dźwięków wpada w ucho. Operate natychmiast zrobił nie mały szum w internecie. To powiew świeżości, który z każdym odsłuchem wydobywa na nowo swój urok. Jeśli natomiast szukacie dźwięków idealnych podczas odpoczynku na plaży, posłuchajcie Blue Hawaii. EP-ka niesamowicie wciąga. Po skupieniu się na warstwach dźwiękowych gwarantuje za każdym razem niesamowite wrażenia.
BROODS
BROODS Georgia Nott i Caleb Nott, czyli rodzeństwo z Nowej Zelandii znane bardziej jako BROODS, jeszcze przed wydaniem debiutanckiego albumu Evergreen zaostrzyło apetyt EP-ką. Synthpopowe ballady skłaniają do rozmyślań. Caleb oferuje delikatną i przyjemną dla ucha elektronikę, w której odnajdziemy brzmienia w stylu indie. Jest to idealnym tłem dla emocjonalnego i nastrojowego wokalu Georgii. Już teraz przez wielu duet został okrzyknięty jednym z najgorętszych odkryć muzycznych tego roku. I nic dziwnego. Słuchając EP-ki nie można się nie zakochać. Szczególnie wartym uwagi jest utwór Coattails. Co ciekawe, za produkcje ich albumu odpowiada Joel Little, który również pracował nad sukcesem albumu Lorde.
10
GOLDEN FEATURES
GOLDEN FEATURES Pochodzący z Australii Golden Features to ukrywający się po złotą maską Tom Stell. Jego image jak również dokonania muzyczne wzbudzają coraz większe zainteresowanie. Autorski materiał artysty doczekał się w końcu wydania w postaci debiutanckiej EP-ki. Duża dawka wyrazistej elektroniki w stylu dance to cztery znajdujące się na minialbumie utwory. Charakteryzują się ciężką linią beatu i głębokim brzmieniem syntezatora. Usłyszeć możemy też różnorodne, sztucznie wygenerowane wokale wplatane w beat. To wszystko daje ostry zastrzyk świeżej, hipnotyzującej energii. Kawałki zachęcają do zerwania się z krzesła i skoku w tłum bawiących się ludzi. W utworze Tell Me dodatkowo można usłyszeć Nicole Millar.
34
MUZ YK A W Y WIAD
NOWA JAKOŚĆ, NOWE ROZDANIE
POLSKI DUET MARCINA CICHEGO I IGORA PUDŁO, KTÓRY ODNIÓSŁ NIEBYWAŁY SUKCES NA RYNKU MUZYCZNYM, W PAŹDZIERNIKU WYDAJE NOWY ALBUM. SKALPEL W REFLEKSYJNY SPOSÓB NAWIĄZUJE DO PRZESZŁOŚCI, BY PO CHWILI TELEPORTOWAĆ NAS W PRZYSZŁOŚĆ. JAK TO JEST BYĆ LEGENDĄ? CO WPŁYNĘŁO NA TWÓRCZOŚĆ ARTYSTÓW ORAZ JAK OCENIAJĄ SCENĘ MUZYCZNĄ? OTO NIEZWYKŁA PODRÓŻ, W KTÓREJ HIP HOP PRZEPLATA SIĘ Z ELEKTRONIKĄ. Rozmawiał: Jakub Wróbel Zdjęcie: materiały promocyjne
Jak to jest być legendą? Marcin: Pytanie powinno zostać skierowane raczej do Bruce’a Lee (śmiech). Osobiście nie czuję się żadną legendą. To słowo kojarzy mi się z przeszłością i czymś czego już nie ma, a my jeszcze występujemy. W zasadzie zaczęliśmy trochę na nowo. Igor: Legenda kojarzy mi się z tak zwaną mitologizacją, budowaniem jakiejś historii na podstawie zaledwie kilku faktów, tworzeniem rzeczywistości, która jest fikcyjna. Z naszej perspektywy cała nasza kariera wygląda inaczej niż ta przedstawiona w komentarzach. W takim razie jak ona wyglądała? Marcin: Wydaje mi się, że jesteśmy po prostu jednym z wielu zespołów obecnych na rynku, który gdzieś tam sobie funkcjonuje. Taka trochę wygrana na loterii bardziej w obiegu europejskim niż lokalnym. Igor: Udało nam się zainteresować swoją twórczością dobrą wytwórnię płytową. To był „molesta ewenement” w historii naszej muzyki, ale tak naprawdę nie ma w tym nic legendarnego ani dziwnego. Marcin: Byliśmy jednym z niewielu polskich zespołów, który wysyłał demówki do różnych zagranicznych wytwórni płytowych. Wtedy nie odbywało się to jeszcze drogą mailową. Wielu ludzi pytało nas, w jaki sposób podpisać kontrakt z zagraniczną wytwórnią. Co trzeba zrobić. Pamiętam też instruktarze w gazetach muzycznych odnośnie tego, jak opisać demówkę. Teraz może wydaje się to trochę śmieszne, ale tak właśnie było. Myślę, że po prostu zaczęliśmy działać w odpowiednim czasie. Robiliśmy to, co należało i to połączenie faktów dało złudzenie legendy.
Igor: Klątwą było nazywanie nas „pierwszym polskim zespołem w Ninja Tune”. Czekaliśmy z utęsknieniem aż jakiś drugi polski artysta tam się pojawi, żeby było nam lżej. Niestety. Być może jesteśmy pierwszym i ostatnim, zobaczymy. Mamy nadzieję, że nie… Zaczynaliście od wysyłania demówek. Teraz wystarczy mieć laptopa, „fruityloops” i w sumie już można nazywać się producentem. Jak wyglądały Wasze początki? Igor: Co prawda miałem komputer, ale nie był zbyt zaawansowany. Posiadał podstawową kartą muzyczną. Marcin miał wcześniej swoje studio nagrań. Było w nim parę urządzeń, które były wówczas ogólnie niedostępne. Marcin: W pewnym momencie mój tata – fan Beatlesów i ogólnie muzyki – okazyjnie kupił ośmiośladowy magnetofon szpulowy razem z mikserem, dzięki czemu mogłem zacząć nagrywać wielośladowo. Pamiętam, że dopiero po paru latach pojawił się komputer Atari. To było niesamowite, że nagle nie trzeba było już grać wszystkiego na taśmę, wystarczyło tylko zaprogramować komputer i stworzyć dzięki temu trochę inną jakość. W pewnym momencie ograniczeniem w tworzeniu muzyki jest wyłącznie wyobraźnia. Jeżeli ktoś ma jakiś pomysł na muzykę to powinien mieć do dyspozycji odpowiednie narzędzia, aby zrealizować swoją koncepcję. Igor grał i śpiewał w zespole punkrockowym, ja wyszedłem od szkółki pianinowej i gdzieś tam wsiąknęliśmy w elektronikę. Igor: Tak. Usiedliśmy do komputerów, gdy mieliśmy już spore doświadczenie muzyczne na różnych polach i to zapewne pomogło nam zrobić coś bardziej powiedziałbym „muzycznego” niż zwykłe beaty.
MUZ YK A W Y WIAD
Igor czy ten punk wpłynął na Waszą twórczość, czy jest to raczej rozdział zamknięty, który kiedyś tam sobie był i totalnie pozostał gdzieś za Wami? Igor: Myślę, że wystarczy posłuchać sobie jakiejś płyty zespołu Joy Division, a potem albumu zespołu Skalpel, żeby te związki znaleźć. W Skalpelu grają proste aranżacje perkusja, bas, klawisze i jakiś instrument dodatkowy – podobnie jak w muzyce nowofalowej przykładowo The Stranglers. Myślę, że aranżując utwory mam to gdzieś z tyłu głowy.
35
Igor: Ja byłem DJ-em występującym z wrocławskim raperem Tymonem. Hip hop jest bardzo ważny w mojej biografii. Pierwszą imprezę hip hopową we Wrocławiu zrobiłem w 1991 roku, od 1994 zajmowałem się już DJingiem zawodowo i z tego jakoś przeszedłem na tak zwane klejenie bitów.
Jak oceniacie wrocławską scenę hip hopową z perspektywy starych wyjadaczy? Marcin: O Wrocławiu zawsze mówiono, że ma silną scenę muzyki niezaJakie jeszcze zespoły bądź wykonawcy miały wpływ na Waszą twórczość? leżnej. Chyba wewnątrz wiru po prostu nie odczuwasz, że jesteś w wirze. Marcin: Z takich skrajności mogę podać z jednej strony zespół Helmet, który W dzielnicy, w której mieszkam jest bardzo dużo zespołów hip hopowych grał bardzo riffowo i minimalistycznie, dając tylko czystą energię w swojej włącznie z mainstreamową, Mesajah czy człowiekiem, który z Bednarkiem muzyce. Z drugiej strony może Sade. Potrafili przekazać pewną liryczność robi trochę muzyki. Także dużo się dzieje. My już jesteśmy chyba troszeczkę i melancholię w sposób, który mi się bardzo podoba. poza tym i utrzymujemy kontakty z naszymi „starszymi kolegami”. Igor: Zacząłem słuchać muzyki z pełnym zaangażowaniem mając 12 lat. Igor: W naszym pokoleniu była obecna pewna gorycz, poczucie niespełniePierwszy był zespoł The Beatles, potem pojawił się Pink Floyd, swego rodzania i brak satysfakcji z tego, co się robiło. Rzeczy, które powstawały były doju przełomem pozostał też Kraftwerk. Ale do rzeczy. Chciałem mówić o tym, bre, ale jakoś się nie przebiły. Może były „za dobre”, przeintelektualizowane że od 12 roku życia słucham muzyki, a pierwszą płytę albo posiadały teksty za daleko od ulicy. Nie wiadomo ze Skalpelem wydaliśmy, kiedy miałem 36 lat także to jakie są tego przyczyny. Tym bardziej cieszę się, że tenaprawdę długa droga i dziesiątki nawet nie zespołów, raz coś się dzieje, ktoś się wybija. To jest naprawdę miła ale stylów muzycznych miało na to wpływ. odmiana. Oczywiście mamy tę markę WhiteHouse, SŁUCHAJĄC czyli Magiera i Laska , którzy zrobili kolejną płytę. Też MUZYKI NIE Co jeszcze wpływało na Waszą twórczość? współpracuję z Magierą. Znamy się już od 20 lat i w tym WIDZĘ NASZEGO Marcin: Przełomem było pojawienie się punk rocka roku wydaliśmy razem płytę pod szyldem Evorevo, któNASTĘPCY, KTÓRY i tego konsekwencje… ra nazywa się Underpop. Magiera bardziej chciał wyjść Igor: Konsekwencje też w gatunkach elektroniczPOSZEDŁBY TĄ poza hip hop, ale ja chciałem zostać w tym gatunku. nych takich, jak synth pop, OND czy też soft sell, Jean Jeżeli jesteś ciekawy, co z tego wyszło, to posłuchaj SAMĄ DROGĄ Michelle Jarre etc. albumu. Jedyne co nam na tym krążku nie wyszło to I MOŻE DOBRZE, współpraca z raperami. Chcieliśmy z nimi zrobić kilka BO WTEDY BYŁBY Wasza muzyka jest ciepło przyjmowana w środofajnych rzeczy, ale namówić rapera do zrobienia jakieZWYCZAJNYM wiskach hip hopowych. Czy ten gatunek był obecny goś utworu to jest bardzo trudna rzecz. w Waszych inspiracjach? NAŚLADOWCĄ. Marcin: Generalnie uważamy się za zespół hip hopowy. Mówicie, że macie kontakt tą starą gwardią, a co się Dużo słuchaliśmy tego gatunku. W mojej pracy studyjdzieje z Sinym? Swojego czasu wydał fantastyczny nej często współpracuje z zespołami hip hopowymi, album, a potem słuch o nim totalnie zaginął. robiąc z nimi masteringi. Zawsze byliśmy z tym środowiskiem związani. Igor Marcin: Mamy z nim kontakt. Nadal jest związany z muzyką duszą, serbył jeszcze wydawcą magazynu Klan. Skalpel zaczynał tak naprawdę jako cem i ciałem, ale w dalszym ciągu jest ten sam problem, czyli brak możzespół hip hopowy. W archiwach posiadamy nagrania, które zupełnie nie liwości zaistnienia na rynku. Moim zdaniem robi zbyt awangardowy przypominają obecnej muzyki Skalpela. Są utworami hip hopowymi. materiał. Szkoda! Igor: Tak to prawda, mamy korzenie hip hopowe (śmiech). Igor: Zacznijmy od tego, że zamierzamy w wytwórni Black Audio wydać reedycję płyty W siną dal na podwójnym winylu, co też dowodzi, że jesteśmy Czy to są instrumentale, czy raczej utwory wokalne? z Sinym w kontakcie. Problem Sinego był taki, że nie znalazł odpowiednich Marcin: Jedynym utworem hip hopowym z wokalem był remix dla zespołu dla siebie beat makerów. Podsuwaliśmy mu różne propozycje, ale nic nie Gramatik Płaczę rymami. pasowało. Gdy z kimś były jakieś obiecujące początki współpracy to był Igor: Jest jeszcze kawałek rapera BluRum 13, który był na trasie z Dj Vadimem. olewany. Siny skończył Akademię Sztuk Pięknych we Wrocławiu i pracuje Taki utwór zrobiliśmy w studiu po ostatnim koncercie we Wrocławiu. Na zajako projektant grafik. W międzyczasie nagrał jeden utwór, który istnieje pleczu klubu Kolor było studio mojego kolegi, w którym mieliśmy taką szybw kilku wersjach. Jednak Siny jest poza obiegiem jako czynny twórca. ką sesję freestylową, a z tego powstał utwór. Również i on będzie wznowiony. Marcin: Moim zdaniem feedback nie przełożył się na dalszą chęć i motywację do aktywnego tworzenia. Marcin z różnymi muzykami hip hopowymi robisz masteringi. Czy mógłIgor: Siny był z nami na trasie, kiedy planowaliśmy pierwszy album byś zdradzić z kim współpracujesz? Skalpela. Był supportem koncertów także znamy się bardzo dobrze. Marcin: Uważam to za czynność czysto techniczną, ale jeśli padło pytanie to GrubSon czy całe Kurnik Studio. Z Rahimem robiłem różne rzeczy. Razem Pogadaliśmy trochę o hip hopie, a jak oceniacie rozwój szeroko pojętej scez Markiem Gruzińskim pod szyldem Blend Records byłem wydawcą płyty ny elektronicznej w Polsce? zespołu Grammatik EP+. Także ten hip hop ciągle się wokół mnie pojawia. Marcin: Jestem bardzo ciekawy czy twórczość Zamilskiej przetrwa próbę
36
czasu. Teraz jest bardzo pozytywnie oceniania. Przekonamy się czy jej działalność jest czymś, o czym się nie zapomina. Obecnie powstaje bardzo dużo zespołów elektronicznych, chociażby wrocławski Night Marks Electric Trio czy Siostry Archeo, które potrafiły znaleźć fajny sposób wyrażania siebie. Gdzieś tam nawet mainstreamowa Nosowska sporo zrobiła w kierunku elektroniki. Cieszy mnie to, że ten rodzaj muzyki jest zauważalny. Czy czujecie się mentorami muzyki elektronicznej? W sumie osiągnęliście największy sukces z polskich twórców tego gatunku. Marcin: Rzeczywistość toczy się wielotorowo i może każdy ma swoje 5 minut „sławy”, ale tak naprawdę to nie wiem, jakie ma to do końca znaczenie. Gdzieś tam jest ten całokształt, taka masa krytyczna, tocząca się, w jakimś kierunku, ale my jesteśmy chyba tylko cząstką, pierwiastkiem tej masy. Igor: Słuchając muzyki nie widzę naszego następcy, który poszedłby tą samą drogą i może dobrze, bo wtedy byłby zwyczajnym naśladowcą. Jeżdżąc z koncertami jako Igor Boxx po Polsce i spotykając różnych ludzi, wiem, że ważne było dla nich okazanie wyrazów uznania czy szacunku. To mnie cieszy, bo świadczy o tym, że zainspirowaliśmy wielu ludzi do tworzenia. Czy jest coś poza muzyką w czym odnajdujecie inspiracje do tworzenia? Igor: Inspiracje można czerpać z sztuk plastycznych czy samej historii sztuki. Często malarze i ogólnie artyści wizualni mają większą refleksyjność na temat tego, co robią. Potrafią też się genialnie wypowiedzieć na ten temat .To bywa inspirujące. Marcin: Przypomniało mi się jak z Igorem często przy piwie rozmawiałem o surrealizmie i dadaizmie oraz wykorzystywaniu gramofonów w muzyce. Na pewno surrealizm miał duży wpływ na to, co robimy. Igor: Definicja przedmiotu surrealistycznego zakłada, że jest nim każdy przedmiot, który został użyty wbrew jego pierwotnemu zastosowaniu. W tym momencie gramofon, który normalnie przeznaczony jest do odtwarzania muzyki staje się instrumentem muzycznym. To jest surrealne. Ostatnio czytam biografię Jerzego Nowosielskiego słynnego malarza i teologa. W tym roku wyszła również świetna podwójna biografia Beksińskich: Wiesława malarza oraz Tomasza, słynnego prezentera z Trójki. To są inspirujące historie. Zdarza się nam też wymieniać filmami dokumentalno-naukowymi z BBC za pośrednictwem kanału Youtube. Ten pierwiastek matematyczno-naukowy, porządku dźwięku w czasie jest dla nas bardzo ważny. Brzmi to bardzo ciekawe. Przechodząc do Waszego nowego albumu. Czego możemy się po nim spodziewać? Marcin: Dla nas jest to pewnego rodzaju nowa jakość, nowe rozdanie, w którym nie chcemy co prawda wyrzekać się naszych korzeni, ale pragniemy również zaprezentować nasze nowe oblicze. Jest to troszeczkę płyta refleksyjna, sięgająca w naszą przeszłość, ale też teleportująca w przyszłość, dlatego nadaliśmy jej tytuł Transit. Igor: Ten tytuł oznacza też pewne przejście z zespołu, który używał głównie sampli do produkcji hybrydowej, gdzie są zarówno sample, jak i programowanie instrumentów elektronicznych, granie na nich. To stanowi u nas pewną nowość, daje więcej możliwości, dzięki temu muzyka na albumie Transit jest bardziej różnorodna niż ta z poprzednich płyt, gdzie było słychać inspiracje jazzem i psychodelą. Tutaj też wychodzimy w niektórych piosenkach poza Polskę. Brzmieniowo płyta jest ewidentnie międzynarodowa. Marcin: Tak jak dwie płyty dla Ninja Tune były płytami importującymi naszą muzykę do Polski, tak Transit to próba eksportu tej twórczości zagranicę.
MUZ YK A W Y WIAD
Robimy to wszystko pod naszym szyldem, z polską, własną wytwórnią i staramy się z tym wyjść na świat, czyli działamy odwrotnie niż do tej pory. Czy ten album będzie dostępny również zagranicą, czy tylko na polskim rynku? Marcin: EP-ka jest już do nabycia w całej Europie. Bardzo nam zależy na tym, aby pokazać, że wydawanie muzyki w Polsce na rynek międzynarodowy jest możliwe. Igor: Tak. Będąc zagranicą przez te kilka lat trochę się nauczyliśmy. Wiemy, jakimi prawami rządzi się rynek muzyczny, jak to wygląda od strony wykonawcy i co trzeba zrobić, żeby wydać płytę o zasięgu co najmniej europejskim. Niedługo mamy zamiar uderzyć w stronę Japonii. Będziemy także pracować nad Stanami Zjednoczonymi. Czy macie w planach wydawanie też jakichś innych artystów? Marcin: Ciągle szukamy (śmiech). Na pierwszy ogień idzie chyba Siny. Potem archiwalia troszeczkę ukazujące nasze inne oblicza. Igor: Tak, teraz będziemy pracować nad wydaniem płyty Sinego W siną dal i Tymona Zmysłów 5 na winylu. Czyli możemy w sumie stwierdzić, że mamy do czynienia z powstawaniem nowego Ninja Tune? Marcin: Nie. Myślę, że wytwórnie takie jak Ninja Tune, Word i XL to już troszeczkę przeszłość. Rynek się przeformatował. Nikt już nie powtórzy tego, co one osiągnęły. Trzeba szukać innych kanałów dystrybucji, innych mediów, innych sposobów prezentowania muzyki. Igor: Tak, przy okazji kurczącego się wciąż rynku muzycznego nie można już sobie pozwolić na takie eksperymenty, pewne ryzyko, jakie podejmowały tamte wytwórnie. Zapewne takim ryzykiem też musiało być dla nich wydanie Skalpela, zespołu z dalekiego kraju, nieznanego, egzotycznego… Obecnie wytwornie prędzej wydają kogoś z jakimś dorobkiem, kierując się konkretnym biznesplanem, żeby inwestycja się powiodła. Jeżeli będziemy coś robić to przede wszystkim musi to być coś oryginalnego i bardzo dobrej jakości, żebyśmy mogli się skoncentrować na jakimś jednym wydawnictwie. Marcin: Tak samo zależy nam na takim polskim pierwiastku, żeby było to rozpoznawalne na świecie jako polskie. Igor: Słuchając producentów np. związanych z wytwórnią U Know Me Records czuć, że są świetni, prezentują światowy poziom, ale jednocześnie ich styl jest takim stylem międzynarodowym, który jest jakby nierozpoznawalny w sensie miejsca pochodzenia twórcy. Te utwory równie dobrze mogły powstać w Japonii, w USA czy we Francji. My chcemy usłyszeć coś bardziej oryginalnego, polskiego. Myślicie, że jest to w ogóle możliwe, żeby w Polsce wyklarował się taki zespół bądź wykonawca, twórca, producent. Marcin: Tak, jest to możliwe. Wydaje mi sie, że w tym momencie wystarczy dobrze śpiewać po polsku. Nie należy bać się polskości. W ogóle jestem wielkim fanem Waszej muzyki. Pamiętam, że dowiedziałem się o Was z magazynu hip hopowego Ślizg. Marcin: Ciekawa uwaga. W sumie to faktycznie pojawiliśmy się w mediach właśnie dzięki magazynom skateboardowo-kulturowym, jak Ślizg czy Hiro, a nie muzycznym. Tak mi sie teraz wydaje. Zabawna sprawa (śmiech).
38
MUZ YK A W Y WIAD
39
MUZ YK A W Y WIAD
DLA JEDNYCH JEJ ZDJĘCIE POWINNO ZNALEŹĆ SIĘ W SŁOWNIKU KOLOKWIALNEJ ANGIELSZCZYZNY POD HASŁEM „COOL”. INNI KRĘCĄ NOSEM, PRZEKONUJĄC, ŻE MUZYKA SZWEDKI JEST PROPOZYCJĄ DLA MAŁOLATÓW, KTÓRYM SWAG OKREŚLA ŚWIADOMOŚĆ. WOBEC ELLINOR OLOVSDOTTER TRUDNO BYĆ OBOJĘTNYM, ZWŁASZCZA KIEDY OTWORZY BUZIĘ, BY WYGŁOSIĆ JAKĄŚ STANOWCZĄ OPINIĘ. I BARDZO DOBRZE. BO NIE PAMIĘTAM WYWIADU, W KTÓRYM MOGŁEM PŁYNNIE PRZEJŚĆ Z ROZMÓWCĄ OD WYDEPILOWANEJ CI*KI DO PRZEŻYCIA RELIGIJNEGO.
Rozmawiał: Sebastian Rerak Zdjęcia: Karol Grygoruk / SHOOTME
Gratuluję wideoklipu do Only Getting Younger. Niezły schiz. Dzięki, choć to właściwie pierwszy mój klip, którego nie byłam pomysłodawcą. Fabuła jest dziełem reżysera – nie pamiętam nazwiska, ale warto sprawdzić jego prace, bo są naprawdę dobre. Jako syn dentysty miewał w dzieciństwie koszmary, w których lądował w gabinecie stomatologicznym rodem z horroru. Od dawna chciał więc już zrealizować podobny film i uwolnić się od tej wizji. Zostawiłam mu wolną rękę. To zabawne, bo nie planowałam realizacji klipu do Only Getting Younger – już wcześniej w sieci pojawiło się „lyrics video” z tym kawałkiem. Fajnie jednak, że ludziom się podoba i trafiają do mnie wyłącznie pozytywne opinie na jego temat. Sama nie byłam przekonana do teledysku wg cudzej koncepcji, ponieważ mam zawsze wystarczająco dużo własnych pomysłów.
Już sama idea klipu kładzie na łopatki: Elliphant i Skrillex rozkręcają epileptyczne rave party w makabrycznej klinice dentystycznej. Nawet dziś wieczorem idę ze Skrilleksem na imprezę? Skrillex jest dla mnie jak brat, bardzo mnie wspiera. Wystarczy jeden telefon, by namówić go do współpracy. Przyjechał więc do Szwecji i spędziliśmy tydzień w studiu. Zdążyłaś już jednak zamienić Szwecję na USA. Na dobre? Pewnie zabawię tu kilka lat, ale na pewno nie zostanę w Stanach do końca życia. Odkąd dostałam wizę, spędzam tu coraz więcej czasu. To znacznie ułatwia mi życie, bo mam na miejscu moją wytwórnię i większość ludzi, z którymi pracuję. Tak naprawdę nic nie trzymało mnie w Szwecji. Nie miałam tam żadnego chłopaka ani innych zobowiązań.
40
Ameryka traktuje Cię lepiej niż rodzinny kraj? Wszyscy mówią o Szwecji z dużym poważaniem i stawiają za wzór panujący w niej system, ale dla mnie to przede wszystkim miejsce pełne demonów przeszłości. Czułam, że ten kraj zabija we mnie kreatywność, więc w wieku szesnastu lat zaczęłam podróżować po świecie. Tak naprawdę większość dorosłego życia spędziłam poza Szwecją. Ameryka jest o tyle w porządku, że tutaj każdy może być panem własnego życia. Ludzie pracują na swój rachunek, podczas gdy w Szwecji rząd zajmuje się za Ciebie wszystkim, co bywa bardzo krępujące dla twórczych osób. Tutaj wszyscy doceniają moją pracę, widzą we mnie profesjonalistkę, podczas gdy w starym kraju uchodziłam za ekscentryka lub gwiazdkę pop. Nigdy w życiu nie sądziłam, że zawieje mnie do USA, ale póki co jestem zadowolona. Czuję, że wreszcie mam swój głos i znacznie większe możliwości. À propos podróży, czy to prawda, że przyjęłaś swój pseudonim podczas pobytu w Wielkiej Brytanii, gdzie towarzyszył Ci dubstepowy sound system? Poniekąd tak. Spędziłam w Anglii półtora miesiąca, bawiąc u przyjaciela poznanego w Bangkoku, który faktycznie prowadził sound system. Jeździłam z nim na różne dubstepowe imprezy i turnieje dla DJ-ów, co było naprawdę fajne. Jakoś krótko po powrocie z Wysp w mojej głowie pojawiła się idea stojąca za Elliphant. Możliwe, że nadal byłam wtedy natchniona duchem całej tej przygody. Wydajesz się hiperaktywną osobą. To pomaga czy przeszkadza? To może przeszkadzać i przeszkadzało mi przez połowę życia. Jako małolata nie mogłam się odnaleźć – wagarowałam i ukrywałam się przed całym światem dopóki nie odkryłam muzyki, a ta pozwoliła mi zrobić ze swojej energii dobry użytek. Osoby z pewnymi problemami czy to depresją, czy nadaktywnością, powinny wsłuchać się w wewnętrzny głos i odnaleźć swoje miejsce. Mnie się to udało, ale mam wielu przyjaciół, którzy stali się więźniami własnych wyborów. Pracują w biurze, w jakimś okienku czy na kasie, a po godzinach uciekają w alkohol, narkotyki czy przygodny seks, niszcząc jedynie swoją osobowość. Myślę, że każde twórcze zajęcie pozwala odzyskać równowagę. Świat byłby lepszym miejscem, gdybyśmy podejmowali decyzje w zgodzie z sumieniem. Niestety system rozstawia nas po kątach i każe odgrywać z góry zarządzone role. Mam wrażenie, że Twoje muzyczne poszukiwania wciąż trwają. Kolejne nagrania mogą jeszcze zaskoczyć? Na pewno. Długo pracowałam nad albumem w poczuciu, że jestem już blisko – wystarczy nagrać jeszcze cztery utwory i gotowe. Z longiem jest jednak ten problem, że powinno się napisać na niego jak najwięcej piosenek – z pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt, a następnie wybrać dwanaście najbardziej udanych. Teraz myślę więc raczej w kategoriach EP-ki, bo wiem, że jestem w stanie zrealizować świetną małą płytkę. Kolejna moja produkcja na pewno będzie sporym zaskoczeniem, zwłaszcza dla osób, które znają mnie tylko z Good Idea, a nie Down on Life czy Look Like You Love It. Nowe utwory są bardziej organiczne, a przy tym intymne i osobiste. Postaram się też, aby premierowa EP-ka była dostępna na całym świecie, bo z tym był spory problem w przypadku poprzednich wydawnictw.
MUZ YK A W Y WIAD
JAKO MAŁOLATA NIE MOGŁAM SIĘ ODNALEŹĆ – WAGAROWAŁAM I UKRYWAŁAM SIĘ PRZED CAŁYM ŚWIATEM DOPÓKI NIE ODKRYŁAM MUZYKI, A TA POZWOLIŁA MI ZROBIĆ ZE SWOJEJ ENERGII DOBRY UŻYTEK.
MUZ YK A W Y WIAD
41
42
MUZ YK A W Y WIAD
MUZ YK A W Y WIAD
43
Muszę zapytać Cię o jedną rzecz... Powiedziałaś swego czasu, że „moda jest jak ogolona ci*ka – ładna i przewidywalna”. Ciekawa opinia w ustach osoby, której styl chce naśladować wiele dziewcząt. Łał, jeśli tak uważasz, to bardzo mi miło! Szczerze mówiąc nigdy nie zastanawiałam się zbytnio nad swoim wyglądem. Nosiłam już hipisowskie kiecki, wieczorowe suknie i bluzy z kapturem. Dziś jako dorosła kobieta nie muszę niczego udowadniać ani nikogo prowokować. Zależy mi przede wszystkim na wygodzie. Nie zamierzam odsłaniać cycków ani przejmować się komentarzami na temat włosów pod pachami. Osobowość jest ważniejsza od ubrania, ale ludzie chyba całkiem o tym zapomnieli. Dwadzieścia lat temu moja mama była punkówą – nosiła ćwiekowaną ramoneskę i farbowała włosy na różne kolory. Jej styl był bronią w walce z systemem, ale też z rodzicami, bo musisz wiedzieć, że moi dziadkowie są strasznie konserwatywni – wiesz, ręce na kołderkę, zmyj naczynia i posprzątaj pokój. Dzisiaj dziewczyny wyskakują w punkowych ciuchach, ale czy ktokolwiek gorszy się jeszcze na widok niebieskich włosów? Moda jest martwa, czego najlepszym dowodem jest Lady Gaga paradująca w sukni z mięsa. Dlatego nie staram się być modna. Nie chcę nosić eleganckich kobiecych łaszków, a światu mody mam do powiedzenia: pieprz się! Pozwól, że zapytam też o tatuaż na Twoim przedramieniu. Podobno ma wyrażać ewolucję, a tę nazywasz swoją religią? Tak, jestem bardzo duchową osobą, choć nie wierzę w osobowego boga. Żadna religia nie przemawia do mnie i ogólnie jestem na bakier z wszelkimi instytucjami. Miałam jednak okazję odbyć kilka prawdziwie religijnych podróży, zwłaszcza do Azji, gdzie zetknęłam się z wieloma okropieństwami. Szczególnie ważny był dla mnie pobyt w Katmandu. W Nepalu trwała wtedy jeszcze wojna domowa – w mieście brakowało elektryczności i komunikacji. Spędzałam czas na ulicy, pijąc whisky, łykając jakieś piguły ze znajomymi i starając się przetrwać noc. Zaczepiały mnie miejscowe dzieci, domagając się wciąż pieniędzy lub jedzenia. Z początku chciałam im pomóc, ale potem ich natarczywość stała się irytująca. Wreszcie zrozumiałam, że najlepsze, co mogę im dać to zrozumienie – wspólna rozmowa, uścisk, przyjaźń... Właśnie to nazywam ewolucją – znalezienie pocieszenia. Życie nie jest ani dobre, ani złe. Jest sztuką podejmowania decyzji i ciągłą zmianą. Jedynym diabłem tego świata są moim zdaniem wszystkie te środki, które ludzie zażywają, aby odegnać strach i ból, by w konsekwencji popaść w zobojętnienie. Tymczasem bez strachu i bólu świat zatrzymałby się w miejscu. Rozgadałam się, ale dla mnie to bardzo ważne zagadnienie, mogłabym o nim opowiadać godzinami. Zakończymy więc w nieco lżejszym tonie. Czym jest Baltic Semen Armada? To po prostu moja ekipa. Elliphant nie ogranicza się wyłącznie do mojej osoby, jest projektem współtworzonym przez wielu ludzi, w tym także przyjaciół i fanów. Tak jak nie zastanawiam się długo nad tytułami płyt, tak i nazwa Baltic Semen Armada nie była szczególnie przemyślana. Ale i tak jest fajna (śmiech). Elli, dzięki wielkie za rozmowę i oby do zobaczenia w Polsce! Koniecznie! Muszę to powiedzieć: Polska jest dla mnie na absolutnym topie. Już wcześniej znałam kilku Polaków mieszkających w Szwecji, więc z dumą propsuję Wasz kraj i muszę znów zjawić się w nim jak najszybciej.
44
MUZ YK A RECENZ JE
SBTRKT
Alt-J
Fair Weather Friends
Wonder Where We Land
This Is All Yours
Hurricane Days
Sonic Records
Mystic Production
Warner Music Poland
8/10
6/10
6/10
Jest rok 2011 i scenami muzycznych festiwali trzęsie ubrany w afrykańską maskę producent z Londynu o ksywie SBTRKT. Tajemnicza postać przekonała do siebie publiczność na całym świecie, scalając undergroundowy basowy sound z łatwo przyswajalnym popem w jedną dobrą i przekonującą całość. Dzisiaj mało kto pamięta i docenia fakt, że to właśnie ów Brytyjczyk utorował drogę do sławy zespołom i artystom pokroju Jessie Ware, Banks czy AlunaGeorge. Powinni mu za to postawić co najmniej kilka dobrych piw. Teraz SBTRKT powraca z drugim w swojej karierze albumem studyjnym, kipiącym od gorących klubowych brzmień. W porównaniu do muzyki z debiutanckiego krążka mamy tu więcej przestrzeni, którą nasz zamaskowany koleżka wypełnia soulowym feelingiem i dystyngowanymi dźwiękami spod znaku R&B. Nad całością unoszą się delikatnie pulsujące linie basu wraz z wokalami zaproszonych do współpracy gości m.in. Ezry Koeing z Vampire Weekend, Denai Moore czy Jessie Ware. Co ciekawe, artysta zrezygnował nieco z charakterystycznej dla siebie kolorystyki, którą okraszał produkowane w przeszłości linie melodyczne. Teraz są one bardziej oszczędnie, ale i konkretniejsze. Dla mnie bomba. Kamil Downarowicz
Podobnie jak poprzednią płytę i tę rozpoczyna ponad 4,5 minutowe intro. Tym razem bardziej przypomina ono kanon. Krótkie frazy wokalne pozbawione konkretnych słów mieszają się z instrumentami, których liczba wzrasta z sekundy na sekundę niczym w Boléro Maurice’a Ravela. Nie brakuje orientalnych współbrzmień typowych dla zespołu. Niestety 13 utworów na This Is All Yours jednak trochę rozczarowuje. Na krążku ewidentnie brakuje porywających kompozycji jak afrykańskie Taro, „ciężki” rockowo-elektroniczny Fitzpleasure czy rockowa ballada Something good. Tym razem prócz kilku naprawdę ciekawych numerów wieje monotonią. Wyróżniają się pianistyczne Bloodflood part II, optymistyczny duet Warm Foothills i Leaving Nara. Ostatni z nich przepełniony wokalizą, dźwiękami syntezatora oraz grubym beatem połączonymi z delikatnymi nutami fortepianu i gitarą elektryczną, tworzy niezwykle urokliwy i wciągający utwór. Swym klimatem przypomina odrobinę twórczość Bon Iver. Melancholijne kompozycje tworzące płytę This Is All Yours sprawiają, iż album wydaje się być jednym niekończącym się utworem. Wiele na niej dobrego, jednak całość nie porywa Nela Sobieszczańska
Jedni nazwą ich podążającymi za modą hipsterami, inni z kolei stojącym na światowym poziomie bandem, eksplorującym w błyskotliwy sposób muzykę taneczną lat 80. Tak to już jest, kiedy brzmisz jak Kamp!, który wszedł w dobrą komitywę z Kings of Leon. I choć członkowie Fair Weather Friends odżegnują się od podobnych porównań, to kiedy zarzucamy Hurricane Days pewne skojarzenia pojawiają się w głowie automatycznie. Zwłaszcza, że masteringiem płyty zajął się Bartosz Szczęsny – producent występujący na co dzień w duecie Rebeka, odpowiadający m.in. za brzmienie The Dumplings i bliski kumpel Kamp!. Już promujący krążek singiel Fake Love znakomicie oddaje klimat tego, co można znaleźć na tym debiutanckim wydawnictwie. Żywe, energetyczne granie, utrzymane w lekko wakacyjnym klimacie, które z pewnością sprawdzi się zarówno na koncertach, jak i klubowych imprezach. Momentami naiwne, momentami zaskakująco dojrzałe kompozycje są skrupulatnie przemyślane od początku do końca i obliczone na efekt „wow”. Wszystko pięknie, tyle że doświadczony w bojach słuchacz wzruszy jedynie ramionami i powie „słyszałem coś takiego już milion razy”. I będzie mieć, niestety, rację. Kamil Downarowicz
W KINACH OD 22 SIERPNIA
DAVID VERDAGUER
NATALIA TENA („Gra o tron’’, „Harry Potter”)
SPECIAL JURY AWARD
BEST ACTORS
10.000 KM JEDEN ROK, DWA KOMPUTERY I KONTYNENT POMIĘDZY NIMI
/hagifilm
46
L I T E R AT U R A S Y LW E T K A
HARPIE Z BRONKSU ,,JA JESTEM SAMOTNY, NEAL, JESTEM SAM I CAŁY CZAS SIĘ BOJĘ. POTRZEBUJĘ KOGOŚ, KTO BĘDZIE MNIE KOCHAŁ, CAŁOWAŁ MNIE I SYPIAŁ ZE MNĄ I JA JESZCZE JESTEM DZIECKIEM, MAM UMYSŁOWOŚĆ DZIECKA.’’ – PISZE ALLEN GINSBERG DO NEALA CASSADY’EGO, SWOJEJ PIERWSZEJ MIŁOŚCI, OBIEKTU GŁĘBOKIEJ EROTYCZNEJ FASCYNACJI I NIEMEGO POETY BEAT GENERATION.
Tekst: Helena Łygas Zdjęcie: Michiel Hendryckx
Był 1947 rok. Studiujący na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku Ginsberg pisuje do wykładowców rozedrgane listy, w które grubymi nićmi wszywa intelektualne wtręty. Osiem lat później w The Six Gallery w San Francisco podpity winem czyta po raz pierwszy Skowyt. Genialny poemat przyczynia się do zburzenia skostniałego, okołoakademickiego podejścia do poezji, a także daje zielone światło twórcom, hamowanym dotychczas przez purytańską cenzurę Stanów Zjednoczonych lat 50. Jednak od początku. W 1926 roku na świat przychodzi młodszy syn pary nauczycieli z Paterson, niezbyt okazałego miasta w stanie New Jersey. Matka Naomi jest zapaloną marksistką, cierpiącą na nawracającą się chorobę psychiczną, co odciśnie trwałe piętno na Allenie. (Poeta poświęci jej opublikowany w 1961 roku Kadysz, poemat żałobny inspirowany kulturą żydowską, na kanwie której wyrósł i do której często nawiązywał w swej twórczości). Chłopiec pisze od wczesnej młodości, jednak jego styl dojrzewa powoli, czego Ginsberg jest najzupełniej świadom. Zdaje się jednak przeczuwać, że ma do powiedzenia więcej niż wskazują jego wczesne literackie próby. ,,Moje wiersze pozbawione są dosłowności, ponieważ brakuje jej moim myślom.’’ pisze w jednym z listów do Jacka Kerouaca. Z kolei prosząc o swego rodzaju audiencję Ezrę Pounda (co zabawne zwracając się do mistrza per Szanowny Poundzie) mówi o „atrofii talentu, letargu i 8 miesiącach w wariatkowie”. Gdy Skowyt i inne poematy ukazują się drukiem Ginsberg ma niespełna 30 lat. Wiersze uznawane za krzyk rozpaczy powojennego pokolenia są nade wszystko świadomym wyborem poetyckim dojrzałego twórcy.
Hipnotyczny rytm tytułowego poematu nie jest przypadkiem, a celowym zabiegiem. Autor starał się naśladować metrum bluesa. Być może Ginsberg pozostałby jednym z ledwo wiążących koniec z końcem awangardowych gryzipiórków, którzy znaleźli spokojną przystań w San Francisco późnych lat 50., gdyby nie proces o obrazę moralności wytoczony po publikacji Skowytu i innych poematów. Oskarżycieli raziło nie tyle dosadne słownictwo czy obrazy włóczących się ćpunów, co ostentacyjne teksty na temat homoseksualizmu Ginsberga, który bez ogródek pisze o zwierzęcym pożądaniu. Proces zakończył się uniewinnieniem Allena czy raczej jego dzieła. Ów sprawa sądowa była kamieniem milowym w wyzwoleniu literatury z karbów cenzury obyczajowej. Allen Ginsberg stał się legendą i nie sposób wyjąć go poza kontekst czasów, w których żył i roli, jaką odegrał. Pozostaje twarzą kontrkultury amerykańskiej, wraz z nieodłącznym Jackiem Kerouakiem nazywani są pierwszymi jaskółkami rewolucji obyczajowej 1968 roku. Legenda beatników przez szereg lat nie osuwała się w cień, choćby za sprawą politycznego zaangażowania Ginsberga, walczącego (raczej piórem niż na manifestacjach) o prawa gejów czy demistyfikację LSD i marihuany. Nie bez wpływu na tak długie utrzymywanie się poety na świeczniku była znajomość z Bobem Dylanem, Patti Smith czy Janis Joplin. Jego późniejsza twórczość, która zresztą nie doczekała się polskich tłumaczeń, niezależnie od faktycznej wartości pozostaje aspektem marginalnym. Na uwagę zasługuje niewątpliwie tomik The Fall of America: Poems of These States, w których znajdziemy wyraz bólu po śmierci Neala Cassady’ego (zmarł w 1968 roku w Meksyku na skutek
47
L I T E R AT U R A S Y LW E T K A
Allen Ginsberg Listy wydawnictwo Czarne
Zbiór listów, w opracowaniu Billa Morgana, sekretarza poety i badacza beat generation, to subiektywny wybór korespondencji, który rzuca nowe światło na życie Ginsberga. Nagle odbierany jako ideolog i rebeliant poeta staje się wrażliwym facetem, szukającym odpowiedzi na fundamentalne pytania poza powszechnie przyjętymi schematami. Publikacja jest także portretem intelektualisty, rozprawiającego z równym zacięciem o polityce i poezji, co o erotycznych podbojach i narkotykowych imprezach. Wybór listów, w których odnajdziemy reminiscencje kluczowych wydarzeń z życia poety można z powodzeniem potraktować jako aneks do biografii, a także nienachalne love story.
przedawkowania narkotyków zmieszanych z alkoholem), ale też sprzeciw wobec imperialistycznej polityki Stanów lat 70., wojny w Wietnamie czy reminiscencje lądowania Armstronga na Księżycu. Ginsberg, podobnie zresztą jak wszyscy beatnicy, został zjedzony i przetrawiony przez popkulturę. Chcemy oglądać go jako Jamesa Franco recytującego charyzmatycznie trzecią część Skowytu z jego hipnotycznym refrenem ,,I’m with you in Rockland’’ w znakomitym filmie Jef freya Friedmana i Roba Epsteina z 2011 roku. Więcej, pragniemy, żeby Allen na zawsze pozostał Carlem Marksem z powieści W drodze, włóczącym się wraz z przyjaciółmi po bezdrożach Stanów Zjednoczonych. Co ciekawe również ten utwór doczekał się swojej, niezbyt zresztą udanej, ekranizacji z Samem Rileyem, Kristen Stewart i Amy Adams w rolach głównych. Chcemy pamiętać Allena nie jako człowieka dojrzałego, ale urodziwego młodzieńca z przepięknych kompozycyjnie i pełnych emocji zdjęć brytyjskiego fotografa Harolda Chapmana, który portretował rezydującą w Paryżu lat 50. i 60. bohemę, w tym Ginsberga i Orlovskiego. To właśnie Peter Orlovsky jest człowiekiem, który zmienił życie poety – u jego boku, w opozycji do swoich przyjaciół po przysłowiowym piórze (Cassady’ego, Kerouaca czy Burroughsa) zaczął wieść bardziej uporządkowany i mówiąc eufemistycznie higieniczny tryb życia. Tak docieramy do love story, którą portretują ze wszystkimi wzlotami i upadkami listy poety. W 1954 roku Ginsberg przyjeżdża do San Francisco na zaproszenie Cassady’ego i jego żony Carolyn. Kobieta pewnej nocy nakrywa mężczyzn w niedwuznacznej sytuacji. Po karczemnej awanturze
Carolyn wywozi Allena na jeden z bulwarów i zostawia z dwudziestoma dolarami w ręku. Niedługo potem w pracowni Lavigne’a Ginsberg poznaje dwudziestoletniego Petera Orlovskiego, który jest zarazem kochankiem i modelem zaprzyjaźnionego artysty. To pierwsze spotkanie zostało szczegółowo opisane w liście do Kerouaca jako wybuch bezbrzeżnej fizycznej fascynacji i młodzieńcze zauroczenie. Warto napomknąć, że dwudziestoośmiolatek czuł się już wówczas staro, co podkreślał częstokroć w korespondencji. Znajomość z Peterem nie była jednak usłana różami. Z czasem zaczęła nastręczać problemów. Orlovsky dostawał napadów szału nie mogąc znieść zależności finansowej od partnera, a także estymy jaką cieszył się Ginsberg. Peter wszczynał też publiczne awantury i niejednokrotnie ośmieszał podupadającego na zdrowiu autora Skowytu. Usiłował pisać, zachęcany przez ukochanego, ale jego twórczość nigdy nie odbiła się szerszym echem, co również było zarzewiem konfliktów. Mimo wszystko mężczyźni byli razem aż do śmierci Ginsberga w 1997 roku. Fascynacja beatnikami to w istocie marzenie o ogólnie pojętej wolności: włóczeniu się bez celu, ćpaniu, które ma być szukaniem odpowiedzi, a nie imprezowym przytupem oraz wolnej miłości będącej poszukiwaniem a nie trendem. Ginsberg jest programowo niepoprawny, ale i szalenie naturalny. Nie ma w nim chęci szokowania, a jedynie nieskrępowana ekspresja – ,,(…) nie jestem też niczym więcej jak tylko wymiocinami, i już w nich utonąłem’’. Ginsberg wypluwa wnętrzności i podaje je nam na talerzu. I jest w tym cholernie dobry.
48
L I T E R AT U R A R E C E N Z J E
Pod znakiem Saturna
Susan Sontag Wydawnictwo Karakter Susan Sontag jest pisarką w Polsce wciąż niedocenianą. Dotąd wydane i przetłumaczone pojedyncze eseje – Notatki o kampie, Choroba jako metafora czy O fotografii, znane są głównie w środowisku akademickim. Mimo to twórczość amerykańskiej pisarki plasuje się w gronie najważniejszych dzieł kultury współczesnej, czyniąc z niej jedną z najbardziej wpływowych intelektualistek XX wieku. Pod znakiem Saturna to zbiór esejów, w których autorka z niezwykłą precyzją kreśli portrety bliskich jej artystów i myślicieli m.in. Waltera Benjamina, Paula Goodmana, Antonina Artauda czy Rolanda Barthesa. W zbiorze, oprócz obiektywnych analiz twórczości Leni Riefenstahl czy fenomenu wpływu faszyzmu na kulturę masową, znajdują się również interpretacje dorobku artystycznego Benjamina, Artauda, Canettiego oraz pełne wspomnień, osobiste przemyślenia autorki – eseje o Barthesie i Goodmanie. Wspólnym mianownikiem wszystkich tekstów jest szczególna relacja między etyką a estetyką
Zapomniane słowa
pod red. Magdaleny Budzińskiej Wydawnictwo Czarne Słowa miewają swój termin przydatności. Czasem zależy on od desygnatu, który wychodzi z użycia, a wraz z nim słowo go określające (jak na przykład zastępowany przez plastik ebonit). W Polsce Ludowej nie potrzebowano już „jegomościów”, a i „żydków” z wiadomych względów ciężko było uświadczyć. Nad takimi właśnie słowami pochylają się autorzy antologii. Nie jest to jednak zwykły słownik słów trącących przysłowiową myszką, a zbiór przedstawiający splecioną z wyrazami zbiorową pamięć. Mamy więc historie z dzieciństwa o wypożyczaniu pornoli na kasetach VHS czy ozdabianiu modeli samolotów kalkomaniami, ale też opowieści pokolenia przedwojennego, gdzie obiad jada się na „statkach”, a przez las przebiega „dukt”. Hasła opracowane przez Magdalenę Środę, Joannę Bator, Jacka Dukaja, Olgę Tokarczuk, Jerzego Bralczyka czy księdza Adama Bonieckiego nie przyjmują jednolitej formy. Pojawiają się tu zarówno poetyckie minifabuły celowo nastrzyknięte archaizmami, jak i gramatyczno-socjologiczne
// we współczesnej kulturze, zwłaszcza jej związki ze światem filmu, teatru, literatury czy filozofii. Kluczowym esejem, którego tytuł jest jednocześnie tytułem całego zbioru, jest ten poświęcony Benjaminowi. Sontag, przez pryzmat życiorysu pisarza, dokonuje wnikliwej analizy jego twórczości. Jak mawiał sam Benjamin „Przyszedłem na świat pod znakiem Saturna – gwiazdy o najwolniejszych obrotach, planety opóźnień i dróg okrężnych”. Sontag zauważa, że „saturniczny” temperament współgra z intelektualną naturą największych myślicieli, stając się nieodłącznym elementem procesu tworzenia. Co więcej, wydaje się, że pod znakiem Saturna tworzy sama autorka. Krytyczny styl pisania Sontag otwiera przed czytelnikiem przestrzeń na własną refleksję. Autorka, stawiając się w opozycji do powszechnie panującego dyskursu, polemizuje z nim. Wysuwa własne wnioski. Bez skrupułów porusza nawet kontrowersyjne tematy, dzięki czemu jej teksty są niezwykle inspirujące. Wioleta Żochowska
// rozprawy czy anegdoty. Przymiotnik „kostyczny” został opisany na przykładzie zachowania pana Bennetta (np. ojca Elisabeth z kultowej Dumy i uprzedzenia Jane Austen). Z kolei o słowie „jarosz”, czyli PRL-owskim ekwiwalencie wegetarianina, możemy dowiedzieć się, że prasłowiański trzon „jar” oznacza zboża czy szerzej – plony. Prócz wyrazów takich, jak „kukuruź”, „czuczeło” czy „bonie dydy” odnajdziemy tu słowa już nie pierwszej świeżości, choć nie do końca zapomniane. Zostały opisane ze względu na fonetyczny urok bądź szczególne wspomnienia autorów haseł. Dodatkową gratką jest także oprawa graficzna wydania, wykonana przez łódzki kolektyw Fajne Chłopaki, grafików znanych między innymi ze współpracy z marką Pan Tu Nie Stał. ,,Stare, ale jare” napisał Marek Zalewski o słowie „harmider” w antologii. To hasło może śmiało przyświecać publikacji, która zapewni dużo rozrywki nie tylko gramatycznym nazistom i nadgorliwym studentkom polonistyki. Helena Łygas
54. KRAKOWSKI FESTIWAL FILMOWY ZŁOTY RÓG W MIĘDZYNARODOWYM KONKURSIE DOKUMENTALNYM
54. KRAKOWSKI FESTIWAL FILMOWY NAGRODA STOWARZYSZENIA AUTORÓW ZDJĘĆ FILMOWYCH
54. KRAKOWSKI FESTIWAL FILMOWY ZŁOTY LAJKONIK W KONKURSIE POLSKIM
PRIX INTERRELIGIEUX COMPÉTITION INTERNATIONALE LONGS MÉTRAGES
EFEKT DOMI NA SCENARIUSZ I REZYSERIA ELWIRA NIEWIERA I PIOTR ROSOŁOWSKI
W KINACH OD 26 WRZESNIA
2014
Cydrowe historie SEZON LETNI DOPISAŁ W TYM ROKU WYJĄTKOWO. CODZIENNE UPAŁY I WAKACYJNA ATMOSFERA SPRZYJAŁY WSZYSTKIM UCZESTNIKOM PLAŻOWEGO ŻYCIA NAD BAŁTYKIEM. MIŁOŚNICY PÓŁWYSPU HELSKIEGO POKAZALI, ŻE WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO CYDROWEGO DOMKU, CZYLI NADMORSKIEJ STREFY ORZEŹWIENIA ZORGANIZOWANEJ PRZEZ HIRO I CYDR LUBELSKI.
Hiro spędziło wakacje na Mekka nadbałtyckich surferów Helu. Bez zająknięcia możeokazała się idealną miejscówką my stwierdzić, że Cydrowy na imprezy do białego rana, na Domek zyskał miano kultoktórych nie mogło oczywiście wego, a strefa była chętnie Tekst: materiały prasowe zabraknąć hipnotyzujących odwiedzana przez miejscoZdjęcia: Roger Wanke brzmień. W Cydrowym Domku wych surferów oraz wszystgościliśmy najlepszych Dj-ów. kich, którzy fale łapali do zielonej butelki. Cydrowy Domek to Tańczyliśmy w rytm wybity przez Praktyczną Panią i Jonny’ego niezwykłe miejsce, w którym przelano hektolitry jabłkowego Rhodesa. Wkręciliśmy się w kolaborację ze Świniami, czyli georzeźwienia, a czas płynął pośród elektronicznych brzmień, nialną rodzimą marką, uwielbianą przez surferów. Było gorąco pozwalających zrelaksować się na wygodnych leżakach. To się nie tylko na mikserze, ale też na parterze. Królem gier interaknazywa prawdziwy chillout. Wszystko kręciło się wokół dobrej cyjnych okrzyknięto kochanego przez wszystkich Twistera. To zabawy w słodko-kwaśnym wydaniu. Nie zabrakło interakcyjbyły naprawdę wykręcone wakacje! Niestety minęły w mgnienych gier, konkursów, sesji zdjęciowych i humorystycznych niu oka. Pożegnanie lata było kwaśne, jak niedojrzałe jabłko, akcji z jabłkiem na pierwszym planie. Oprócz jednak orzeźwiające niczym smak popijanego randomowych plażowiczów do Cydrowego przez ostatnie tygodnie lubelskiego nektaru. Domku wpadły też prawdziwe rekiny, które Codzienne melanże do białego rana będziemy w basenowej konkurencji wyłowiły najtwardwspominać krzycząc „Zielono mi!”. Z niecierplisze jabłuszka. Głównym hasłem projektu było wością odliczamy czas do następnych wakacji. „Wpadaj ziomku do Cydrowego Domku!”. Jeszcze tylko 9 miesięcy!
WYPATRUJCIE WIDEORELACJI Z DOMKU NA: facebook.com/hirofree.fb facebook.com/cydrowydomek
52
K ALENDARIUM
BAZAR BACK TO SCHOOL – TFH Butik i Tymbark 15.11, Warszawa Na przełomie sierpnia i września TFH BUTIK i TYMBARK zorganizowali jesienne edycje targów młodych polskich projektantów i marek, podczas których mogliśmy kupić ubrania, dodatki i biżuterię. Po zakupach odpoczywaliśmy w specjalnej strefie relaksu Tymbark, gdzie czekały na nas orzeźwiające napoje. Kolejna edycja już 15 listopada! facebook.com/TFHButik
ABCHAZJA – KRAJ NIEISTNIEJĄCY 22.09-04.10., Warszawa Fundacja Cultour prezentuje cykl wydarzeń Abchazja – kraj nieistniejący. Mieszkańcy Warszawy mogą przedpremierowo zobaczyć dokument Efekt domina Elwiry Niewiery i Piotra Rosołowskiego. Ponadto na uczestników czeka cała masa innych atrakcji, a wśród nich możliwość wzięcia udziału w „slajdowisku” z podróży po Abchazji i w panelu dyskusyjnym, poświęconym tematyce tego kraju. Natomiast fani dobrej zabawy mogą zagrać w… domino. Odwiedź Kino KC, klub Południk Zero, siedzibę Kultury Liberalnej oraz MiTo art.café.books, gdzie w dniach 22.09 – 4.10. odbędą się poszczególne wydarzenia. To świetna okazja, by poznać kulturę i historię Abchazji.
FESTIWAL FILMOWY PIĘĆ SMAKÓW 12.11.-20.11., Warszawa
Raid 2: Bardacha
Jeżeli jesteś fanem kina to nie możesz opuścić 8. Festiwalu Filmowego Pięć Smaków, który stanowi jedyny w Polsce przegląd kina z Azji Dalekowschodniej. W programie konkursowa sekcja Nowe Kino Azji, legendarnie przerażająca Noc Grozy oraz cykle: Queer Azja – przegląd obrazów podejmujących temat tożsamości płciowej i seksualnej i Na Dzikim Wschodzie – najlepsze azjatyckie westerny. Pięć Smaków to mocny program doceniony przez branżowy portal TWITCHFilm i nazwany przez nich jednym z 10. najlepszych festiwali 2013 roku na świecie. piecsmakow.pl
53
K ALENDARIUM
MASONERIA. PRO PUBLICO BONO 11.09.2014-11.01.2015, Warszawa W Muzeum Narodowym w Warszawie można zobaczyć wystawę poświęconą masonerii, jednemu z ważniejszych składników kultury polskiej i powszechnej. Blisko 500 dzieł prezentowanych w ośmiu muzealnych salach – zaaranżowanych na wzór drogi wtajemniczenia do loży – zilustruje historię, dorobek, jak i uniwersalne wartości prezentowane przez wolnomularstwo: wolność, braterstwo, solidarność, tolerancję oraz ideę samodoskonalenia jednostki i całych grup społecznych, w kontekście europejskim. Ekspozycji towarzyszą wydarzenia edukacyjne, których dokładny program dostępny jest na: mnw.art.pl
5. AMERICAN FILM FESTIVAL 21.10-26.10, Wrocław Chcesz obejrzeć to, co najlepsze? Koniecznie idź na 5. edycję AFF. W programie przeboje kina amerykańskiego z takich festiwali jak Cannes czy Sundance oraz klasyka kina (retrospektywa Orsona Wellsa). Zobaczymy najnowsze dzieło Swanberga, a także debiut wnuczki Francisa Forda Coppoli na podstawie Palo Alto, opowiadań Jamesa Franco. W dwóch sekcjach konkursowych: Spectrum oraz American Docs obejrzymy np. thriller Josephine Decker. Więcej informacji: americanfilmfestival.pl
DOMINIK RITSZEL VERSUS 16.09.-05.10., Warszawa Narracja jego prac budowana jest obrazem. Ritszel rejestruje, obserwuje, a czasem podgląda zastane i zaaranżowane sytuacje. Tworzy portrety psychologiczne grup i jednostek, usytuowane często w anonimowych przestrzeniach wypełnionych niepokojąca ciszą. Teraz w ramach Bank Pekao SA Project Room można zobaczyć jego nową pracę Versus. Grupa młodych wysportowanych mężczyzn, w nieokreślonym wnętrzu, zostaje poddana treningowi, który stanowi oś scenariusza filmu. W profesjonalnym sporcie bliskość fizyczna jest jedynie elementem konfrontacji opartej na sile zawodników. Kamera śledzi relacje między nimi, wychwytuje momenty skupienia, napięcia i wahania. Zajrzyj do CSW Zamek Ujazdowski.
54
W YDAR ZENIA REL AC JA
1FASHION 1 TH
JUŻ 22 PAŹDZIERNIKA BĘDZIE MOŻNA ZOBACZYĆ PREZENTACJĘ PIERWSZYCH KOLEKCJI NA WYBIEGU STUDIO, DESIGNERS AVENUE I OFF OUT OF SCHEDULE! PODCZAS XI EDYCJI FASHIONPHILOSOPHY FASHION WEEK POLAND ZOBACZYMY AŻ 35. PROJEKTANTÓW. NIE MOŻNA ZAPOMINAĆ TAKŻE O MŁODYCH I DIABELNIE ZDOLNYCH FOTOGRAFACH, KTÓRZY ZAPREZENTUJĄ SWOJE PRACE W RAMACH WYSTAWY YOUNG FASHION PHOTOGRAPHERS NOW. NADCHODZĄCY FASHION WEEK TO TAKŻE WYKŁADY W RAMACH PROJEKTU LET THEM KNOW I OCZYWIŚCIE STREFA ZAKUPÓW SHOWROOM.
PHILOSOPHY FASHION WEEK POLAND ŁÓDZ 22 – 26/10/14
Tekst i ilustracja: materiały promocyjne Wybieg OFF to awangardowa przestrzeń, dająca możliwość prezentacji projektantom łamiącym przyjęte do tej pory konwencje. Idealny środek na odnalezienie własnej estetyki w komercyjnym świecie. W prezentowanych kolekcjach widoczne są wpływy i przenikanie się różnych dziedzin sztuki: muzyki, fotografii sztuk wizualnych czy tańca. Podczas XI edycji zobaczymy zarówno nazwiska, które na stałe wpisały się w program OFF Out Of Schedule, jak i debiutantów. Po raz drugi zobaczymy kolekcję Pauliny Ptashnik, Romany Zwyrd., Moniki Gromadzińskiej i Kas Kryst. Jednak nie zabraknie początkujących projektantów, którzy dopiero rozpoczynają swoją przygodę z tygodniem mody. W tej grupie znajdą się między innymi: Acephala, The Puppies i Baiba Ladiga. Studio to nowa przestrzeń, rodzaj inkubatora dla projektantów. To właśnie tutaj już po raz drugi zobaczymy 7 kolekcji na sezon wiosna/lato 2015. Rozszerzenie projektu o scenę Studio daje możliwość prezentacji
kolekcji takim projektantom, jak: Klaudia Markiewicz, Edyta Pietrzyk, Iki, Julia Piotrowska, Karolina Marczuk, P/AGE, VASILIJE KOVAČEV. Podczas FashioPhilosophy Fashion Week Poland w ramach Designer Avenue, gdzie swoje pokazy mają czołowi, polscy projektanci, zobaczymy najnowsze trendy prêt-à-porter na sezon SS15. Tym razem na pewno nie zabraknie kreatywności i różnorodności w podejściu do mody. Zostanie zorganizowanych 20 pokazów takich marek, jak: Nanko, Confashion, Aleks Kurkowski, Magda Florczyk, Nah-Nu Katarzyna Skorek, Ranita Sobańska 4F, Aga Pou, Claudia Danna, Bajer Ola Bola, Jarosław Ewert, Odio i Jakub Pieczarkowski, Malgrau, Kędziorek, Katarzyna Łęcka, Natasha Pavluchenko, Łukasz Jemioł Basic, Michał Szulc Sold, Nenukko, Nuno Gama czy Dawid Tomaszewski. Takiego eventu nie można przegapić. Widzimy się 22 października na XI edycji FashionPhilosophy Fashion Week Poland w Łodzi. Zabawa potrwa aż 5 dni!
warszawa.promenada.com
Wi-Fi
®
ŻYJMY SPORTEM
Atrium PromenAdA | ul. ostrobramska 75c | Warszawa
Jabłkowa rewolucja JABŁKA SZTURMEM PODBIŁY LUBELSZCZYZNĘ. PROGNOZUJEMY, ŻE W CIĄGU NAJBLIŻSZYCH TYGODNI ICH EKSPANSJA OBEJMIE CAŁĄ POLSKĘ, A BYĆ MOŻE NAWET ŚWIAT. SUROWE, PIECZONE, WYCIŚNIĘTE DO OSTATNIEJ KROPLI, A NAJLEPIEJ W POSTACI CYDROWEGO ORZEŹWIENIA ZREWOLUCJONIZOWAŁY PODEJŚCIE DO WAKACJI. CHILLOUT NA LEŻAKU Z CYDREM LUBELSKIM TO JEST TO, CO ZIOMKI LUBIĄ NAJBARDZIEJ!
Tekst: materiały prasowe Zdjęcia: Roger Wanke
Tegoroczne wakacje upłynęły pod znakiem jabłka. Było słodko, soczyście i orzeźwiająco. Niepostrzeżenie wkradło się na letnie pikniki, plażowe imprezy, kawiarniane ogródki, pola namiotowe i koncerty, by pod koniec wakacji podbić cały Lublin, w którym odbyło się uroczyste ukoronowanie sezonu. Rozpoczęliśmy nową, polską tradycję: świętowania pierwszych zbiorów jabłek i degustacji pierwszego młodego cydru. Były tłumy ziomków, ponad tona najlepszych jabłek z lubelskich sadów, hektolitry świeżego soku wyciśniętego przez mobilną tłocznię, a równo o 19.00 pękła z hukiem ogromna beczka Młodego Cydru Lubelskiego rozbita przez Prezesa AMBRA S.A. Roberta Ogóra. Lubelskie Święto Młodego Cydru rozmachem i frekwencją dorównało największym wydarzeniom kulturalnym w kraju. Francuzi mają swoje Beaujolais Nouveau, a my Młody Cydr Lubelski. Ci, których ominęło w tym roku cydrowe szaleństwo niech zzielenieją z zazdrości, wbijając zęby w soczyste jabłko. My już naładowaliśmy baterie owocowym nektarem z pierwszych, wrześniowych zbiorów, by stawić czoła jesienno-zimowej szarudze. To będzie najbardziej zielona zima wszechczasów! Nie wierzysz? Zacznij chrupać jabłka (lub: #JedzJabłka), a sam się przekonasz. Wszystkim zamulającym niedowiarkom odpowiadamy #MyToZjemy!
Leżakowa strefa chilloutu – relaks w oczekiwaniu na wieczorny koncert
#P ijC yd r #MyToZjemy!
a
Punktualnie o 19.00 pękła becz ka Młodego Cydru Lubelskiego rozbita przez Prezesa AMBRA S.A. – pro ducenta Cydru Lubelskiego – Roberta Ogóra. Tak narodziła się nowa tradycja!
k abł dzJ #Je
Pomóż zrównoważyć nałożone na polskich sadowników embargo! Możesz jeść miesięcznie 14 jabłek więcej albo wypić 2 małe cydry tygodniowo! Jedna buteleczka cydru o poj. 330 ml to 0,4 kg najlepszych, polskich jabłek.
HIRO jest zawsze na najlepszych wydarzeniach!
Wielki finał wakacyjnej trasy koncertowej Spragnieni Lata z udziałem Natalii Przybysz i Tymona Tymańskiego
58
SWATC H PRI M E LINE M UNIC H OD PRAWIE 20 LAT SWATCH AKTYWNIE WSPIERA RÓŻNE INICJATYWY SPORTOWE OD ZWYKŁEGO KOLARSTWA PO SPEKTAKULARNY I DYNAMICZNY MOUNTAIN BIKE SLOPESTYLE. W TYM ROKU EMOCJE SIĘGAŁY ZENITU W MONACHIUM PODCZAS TRZYDNIOWYCH ZAWODÓW W DYSCYPLINACH MTB, FMX I BMX. BYŁO NAPRAWDĘ EKSTREMALNIE! Tekst i zdjęcia: materiały prasowe W 1995 roku producent szwajcarskich zegarków Swatch zaczął wspierać Trial Mountain Biking, czyli jedną z najbardziej widowiskowych dyscyplin kolarskich. Zawody górskiego trialu rowerowego to krótko mówiąc jazda po torze, na którym poustawiano przeszkody w rodzaju dużych kamieni, korzeni drzew czy progów skalnych. Ukończenie trasy wymaga niezwykłych umiejętności kolarskich. Całkowite panowanie nad rowerem oraz znakomite wyczucie równowagi to absolutna podstawa. Zawodnik ma za zadanie pokonać trasę w ustalonym czasie. Zwycięzcą zostaje osoba, która ukończy tor z jak najmniejszą liczbą punktów karnych. Jest to niezwykle emocjonująca dyscyplina. Nic dziwnego, że producent szwajcarskich zegarków postanowił ją aktywnie wspierać. Jednak to dopiero początek pasjonujących wydarzeń. Trzy lata później, czyli w 1998 roku, marka zaczęła organizować Swatch Dual World Series w ośmiu lokalizacjach na całym świecie. Kolejną aktywność Swatch przejawił w 2014 roku wspierając najbardziej spektakularną i energiczną dyscyplinę kolarstwa górskiego – Mountain Bike Slopestyle. Od lat marka wspomaga sporty ekstremalne z wielkim entuzjazmem. Nikogo zatem nie zdziwił fakt,
że w tym roku wystąpiła jako tytularny sponsor prestiżowej imprezy Swatch Prime Line Munich. Trzy dni niesamowitych rowerowych wyczynów miało miejsce w Parku Olimpijskim w Monachium. Od 18 do 20 lipca w ramach imprezy „Munich Mash” odbywały się niecodzienne atrakcje. Już samo spojrzenie na niestandardową konstrukcję ekstremalnego elementu toru, przeznaczonego do trików the loop, robiło wrażenie. Najlepsi zawodnicy, konkurujący w trzech niezwykłych dyscyplinach MTB, FMX i BMX oraz rozemocjonowany tłum to prawdziwie wybuchowa mieszanka. Czteroosobowe drużyny, w skład których wchodzą najbardziej znani zawodnicy MBT, ostatniego dnia walczyły ze sobą o miejsce w finale. W czołówce znalazł się wspierany przez markę Swatch, obecny mistrz świata FMB, Sam Pilgrim. Mieliśmy okazję wziąć udział w treningu Brytyjczyka, który zaprezentował na pętli swoje niezwykłe umiejętności. Uzyskane 720 podczas ostatniego skoku zapewniło mu drugie miejsce na podium Swatch Prime Line. W trakcie trwania finałów zobaczyliśmy wiele fantastycznych trików. Jednak największe wrażenie zrobiła na nas zafascynowana zawodami publiczność, dla której ten sport to część życia.
Naj le ps z e Prac e Ko n ku r s owe
Błażej Wilczyński (←) Maciej Polak (↓)
Maciej Polak (→)
Janusz Jurek (←) Adrian Sobolewski (↓)
Paulina Kowalik (→) Janusz Jurek(↓)
62
SZTUK A ART YKUŁ
A M O R V A C U I MINIMALIZM, ZENI PUSTK A
POJĘCIE PUSTKI W SZTUCE ZAZWYCZAJ KOJARZY SIĘ Z CZYMŚ STRASZNYM CZY NIEPOŻĄDANYM. EUROPA PRZEZ STULECIA CIERPIAŁA NA „HORROR VACUI”. PŁÓTNA BYŁY ZAPEŁNIONE POSTACIAMI, KOLORAMI, KAŻDY CENTYMETR OBRAZU SZCZELNIE POKRYTO BARWNYM TŁEM. MINĘŁO SPORO CZASU ZANIM PUSTA PRZESTRZEŃ ZYSKAŁA UZNANIE W ŚWIECIE SZTUKI.
Tekst i zdjęcia: Ewa Korzeniowska
63
SZTUK A ART YKUŁ
Początkowo w teorii sztuki zwracano głównie uwagę na harmonię, centralne ustawienie postaci, perspektywę czy barwę. Pusta przestrzeń była generalnie odbierana negatywnie, kojarzyła się z brakiem, smutkiem, melancholią. Nic dziwnego, że gdy Europejczycy poznali sztukę japońską i jej umiłowanie pustki oraz asymetrii, tak odmienne wartości estetyczne nie znalazły zbytniego uznania. Trzeba było czekać aż do XIX wieku i pojawienia się impresjonizmu, aby na nowo odkryto sztukę japońską. Kraj kwitnącej wiśni fascynował artystów i filozofów. Nie pozostało to bez wpływu na dalszy rozwój kierunków w sztuce. Już od momentu pojawienia się Kazimierza Malewicza i Pieta Mondriana stopniowo rosło zainteresowanie pustą przestrzenią w obrazie, jednak dopiero w latach 60. w Ameryce pojawił się kierunek, który na pierwszy rzut oka mógłby zostać nazwany nowoczesnym bratem japońskiej estetyki zen. Czy jednak podobieństwo jest wystarczającym kryterium porównania? Być może zen i minimalizm nie miały ze sobą zbyt wiele wspólnego? Minimalizmem (ang. minimal art) nazywamy kierunek w sztuce i architekturze zapoczątkowany w USA w pierwszej połowie lat 60. Trwał zaledwie do 1968 roku, jednak jego wpływ w pewnym stopniu nadal inspiruje artystów. Czym był de facto minimalizm? Czy takich artystów, jak: Dan Flavin, Donald Judd, Carl Andre, Robert Moriss, Eva Hesse czy Sol LeWitt, można nazywać minimalistami? Podobnie jak w przypadku impresjonistów tutaj także toczyła się długa i zażarta dyskusja odnośnie tego, jaka jest istota ów nurtu. Może jest to pewna wygodna iluzja, której używamy
dla ułatwienia prowadzenia dyskursu o sztuce? Sami twórcy minimal artu nie byli pewni, czy chcą być łączeni z takim zjawiskiem. Sol LeWitt uważany za teoretyka konceptualizmu i minimalizmu, rzeźbiarz i rysownik w artykule Paragraphs on Conceptual Art ironizował: „Ostatnio wiele się pisze na temat minimalizmu, ale nie spotkałem jeszcze nikogo, kto przyznałby się do uprawiania tego kierunku. […] Wydaje mi się, że jest to po prostu część tajemnego języka, którym posługują się krytycy między sobą na łamach magazynów poświęconych sztuce. Minimalizm jest najlepszy, bo przywodzi na myśl mini spódniczki i długonogie dziewczęta.”. Minimalizm powstał jako głos sprzeciwu wobec ekspresjonizmu abstrakcyjnego. Charakterystyczne dla niego było wygaszenie ekspresji, podporządkowanie się logice i odrzucenie przedstawień figuratywnych. Harmonia i redukcja zbędnych elementów, a także stosowanie brył geometrycznych przywodziło na myśl dokonania konstruktywistów oraz suprematystów. Podstawowym postulatem minimalizmu było konieczne istnienie idei obiektu. To idea tworzy sztukę: „Ten rodzaj sztuki nie jest teoretyczny ani nie służy ilustrowaniu teorii; jest intuicyjny, zaangażowany we wszystkie rodzaje procesów mentalnych oraz jest bezcelowy. Jest najczęściej niezależny od umiejętności warsztatowych i technicznych artysty. Celem artysty zaangażowanego w sztukę konceptualną jest stworzenie dzieła trafiającego do umysłu odbiorcy i z tego powodu chciałby (artysta) uczynić ją emocjonalnie obojętną” (Sol LeWitt, źródło: jw.). Dzieło, po wyjściu spod ręki artysty, staje się od niego niezależne. W związku z tym oglądający nie musi
64
SZTUK A ART YKUŁ
rozumieć koncepcji leżącej u jego podstawy. Stąd pojawia formie, nadawano przedstawieniu wyraz symboliczny. się możliwość wielości interpretacji, bo każdy będzie rozuRedukowano cechy indywidualne przedmiotu, wydobywamiał dzieło na swój własny sposób. jąc tym samym jego cechy uniwersalne. Ogród zen to także Odrzuca się tutaj pojęcie ekspresji i uczuciowe gesty artysty, dzieło konceptualne, otwarte, jednak wielość możliwych przekazującego swoje emocje. Obiekt jawi się widzowi jako interpretacji jest tu ograniczona przez tradycję mistrzów pusty i może zostać napełniony przez niego treścią. Formy zen. Jak pisze Agnieszka Kozyra w książce Estetyka Zen: stosowane przez Sola LeWitta, Donalda Judda czy Roberta „Niezależnie od tego, że pewne kompozycje kamienne mogą Morrisa łączy pewna powtarzalność trójwymiarowych elewydawać się abstrakcyjne, sam ogród »nie może wyrażać mentów. Wrażenie identyczności, modułowości oraz swoniczego«, gdyż wtedy zwyczajna perspektywa postrzegaista harmonia identyczności. Moriss twierdził, że „Prostota nia rzeczywistości zostałaby zgubiona”. Bez względu na to kształtu nie musi równać się prostocie doświadczenia”. czy zrozumiemy buddyjski przekaz, czy nie wrażenie esteObserwujemy nie tylko pustą przestrzeń „white cube’u” – tyczne pozostanie niezakłócone. brak tu jakichkolwiek dekoracji, jest tylko wyciszająca proObu kierunkom estetyce zen i minimalizmowi bliskie są jekcja form geometrycznych. Obiekty sprawiają wrażenie idea kontemplacji, umiłowanie prostoty i ograniczenie chłodnych, wykonanych z matematyczną precyzją. Użycie użycia środków wyrazu do niezbędnego minimum, a także surowych form i prostych materiastosowanie prostych, nieprzetwołów sprawia, że sam obiekt staje rzonych elementów, powtórzeń się pusty. Oglądający może zgłęoraz sekwencji. W obu ważną rolę „WYDAJE MI SIĘ, ŻE bić relacje między poszczególnyodgrywa także istnienie widza, mi częściami całości, przestrzenią, który swą obecnością dopełnia JEST TO PO PROSTU światłem i sobą samym. Rysuje dzieło. Obie tradycje różni stoCZĘŚĆ TAJEMNEGO się tutaj możliwość nawiązania do sunek do poznania rozumowego JĘZYKA, KTÓRYM japońskiej sztuki zen i rozumienia i relacji podmiot-przedmiot. Zen POSŁUGUJĄ SIĘ KRYTYCY przez nią pojęcia pustki. Choć zen wyraźnie odrzucał poznanie na MIĘDZY SOBĄ NA ma swoje źródła w odmiennych drodze intelektualnej na rzecz postawach filozoficznych. Można poznania intuicyjnego. Co prawŁAMACH MAGAZYNÓW zatem dociekać, co na pierwda Sol LeWitt mówiąc, że „Sztuka POŚWIĘCONYCH szy rzut oka łączy estetykę zen konceptualna nie ma wiele wspólSZTUCE. MINIMALIZM z minimalizmem. nego z matematyką, filozofią czy JEST NAJLEPSZY, BO Skoro wiadomo, jakie były poinnymi dyscyplinami umysłoPRZYWODZI NA MYŚL glądy minimalistów to warto wymi” oraz „Filozofia dzieła jest MINI SPÓDNICZKI chwilę się zastanowić się nad w nim zawarta implicite i nie jest głównymi elementami sztuki odzwierciedleniem żadnego sysI DŁUGONOGIE zen. Podstawowe jej założenia to temu filozoficznego” odżegnywał DZIEWCZĘTA.”. przekonanie o istotnej jedności się od pewnych konotacji, jednak wszechświata, którego każdy elebyła to sztuka skupiona na umyment był ważny w tworzeniu całośle i pojmowaniu intelektualnym. ści oraz buddyjskie pojęcie pustki. Artysta przestaje być twórcą i kreW przeciwieństwie do potocznego myślenia nie oznacza to, atorem, a staje się myślicielem. Co więcej, według LeWitta że jakaś rzecz nie istnieje. Wręcz przeciwnie chodzi tu o podw sztuce konceptualnej od początku tkwi pewna sprzeczkreślenie, że żaden byt nie istnieje jako samodzielny i samoność. Z jednej strony są to obiekty fizyczne, trójwymiarowe, istny. Wszystkie byty są ze sobą w relacjach. Uświadomienie stworzone z materiałów naturalnych i wytworzonych przez sobie tego faktu pozwala na wyrwanie się z samsary (kręgu człowieka, mają swoją fakturę, kolor i kształt. W tej formie wcieleń). Estetyka pustki najwyraźniej jest obecna w malarobiekty przyciągają nasz wzrok, oddziałują na zmysły, podstwie tuszowym, architekturze i sztuce ogrodów, czyli dzieczas gdy podstawową własnością sztuki konceptualnej jest dzinach najbardziej związanymi z przestrzenią. zaangażowanie mentalne. Obiekt fizyczny musi istnieć jako Sztuka jako metaforyczne ujęcie rzeczywistości pozwala medium, ale w taki sposób, aby nie odciągać oglądającego w zen na wyrażenie tego, co niewyrażalne. To poprzez konod tego, co ważne w obiekcie. templację artysta jest w stanie dostrzec prawdziwą naturę Zatem pojawia się tu zaskakujący paradoks: buddyzm rzeczy. Poprzez sztukę można wyrazić zmienność i nietrwachciałby rozpłynięcia się podmiotu, aby zrozumieć łość świata. Malarstwo tuszem stało się najpełniejszym wszystkie relacje takimi, jakimi są i odkryć pustkę rzeczy. wyrazem tych poszukiwań. Jego charakterystyczne cechy, Natomiast minimaliści chcieliby dążyć w pewnym sensie do czyli monochromatyczność, symboliczne treści i skromna unicestwienia przedmiotu tak, aby nie stał na przeszkodzie forma oddawały ducha filozofii zen. Zwracano się ku czystej poznania intelektualnego.
66
DESIGN
VINKEL MIRROR – ONENORDIC To jeden z kluczowych projektów znanej fińskiej firmy – onenordic. Koncepcja założyciela Joela Roosa jest prosta – produkcja najwyższej jakości mebli i akcesoriów, wykreowanych przez najlepszych nordyckich projektantów. Minimalistyczny design lustra sprawi, że już nigdy nie spojrzysz na swój pokój z tej samej perspektywy. VINKEL z pewnością doda oryginalności każdemu wnętrzu. Nie ma co się dwa razy zastanawiać!
SECTO DESIGIN Lampy tej firmy to idealne połączenie drewna i nowoczesnej technologii. Projekty ukazują genialne rzemiosło. Widać, że marka stara się spełnić nawet najbardziej wygórowane wymagania klientów. Świadczy o tym chociażby świetna jakość materiałów, z jakich zostały wykonane lampy Secto Desigin. Firma oferuje proste, oryginalne i wykonane z naturalnych materiałów projekty. Gratka dla fanów minimalistycznego, skandynawskiego wykończenia wnętrz. Marka została założona w 1995 roku. Obecnie prowadzi ją znany fiński designer Seppo Koho.
MAJAMOO Ten oryginalny projekt został przygotowany przez Jani Martikainen dla fińskiej firmy, tworzącej ponadczasowe dodatki do mieszkania. Majamoo rozwinęło technologię produkcji własnego, unikatowego drewna (Seamless Wood). Z niego wykonana jest większość minimalistycznych artykułów tego fińskiego brandu. Mottem firmy jest połączenie funkcjonalnego designu z wysokiej jakości materiałami. Nietuzinkowy stojak na serwetki to pomysł, który możesz wykorzystać na wiele sposobów.
67
DESIGN
DESIGN NA WYMIAR W kameralnym, warszawskim warsztacie powstają nowoczesne meble świetnej jakości. Wyróżnia je niezwykły design, niesamowita trwałość oraz funkcjonalność. Do ich wykonania jest wykorzystywany osprzęt renomowanych firm (Blum fgv Salice, gtv ). Firma tworzy zarówno meble ekonomiczne z płyt melaminowych, jak i z mdf-u, lakierowane włoskimi lakierami ICA, w wykończeniu matowym lub w połysku. Staranne, precyzyjne wykonanie oraz idealne wkomponowanie się w otoczenie stanowią niebagatelną zaletę tych projektów. kuchenne-warszawa.pl
FOTEL MICHAEL To idealne połączenie stylu nowoczesnego z tradycyjnym. Świetnie pasuje do różnego rodzaju pomieszczeń, od biura po pokój dzienny. Szerokie i głębokie siedzisko kontrastuje z piękną drewnianą podstawą. Spełnia on wszystkie zasady ergonomii i dzięki temu zapewnia komfort użytkowania i prawdziwą wygodę. Fotel dostępny w szerokiej gamie kolorystycznej. momastudio.pl
ROZSIĄDŹ SIĘ! W salonach Agata Meble pojawiły się fotele marki Elegante. Dostępne są w ponad 30. kolorach oraz w różnych materiałach obiciowych i skórach. Można nawet dobierać kolor nici do obszycia materiału. W produkcji została wykorzystana wysokoplastyczna pianka, która niweluje ryzyko powstawania odkształceń oraz pozwala odpowiednio dopasowywać się do kształtu ciała. No i ta kultowa podstawa w stylu retro. agatameble.pl
SOFA BELMONT Prezentujemy bardzo modernistyczny, minimalistyczny i prosty, a jednocześnie elegancki model. Sofa składa się z siedmiu głównych modułów, dzięki czemu jest także prosta w konstrukcji oraz nadaje się do ustawienia w każdym pomieszczeniu o praktycznie każdych wymiarach. Podstawa mebla wykonana jest z metalu, natomiast obicie zrobiono z eleganckiej tkaniny w różnych wersjach kolorystycznych i wypełniono elastyczną pianką, co gwarantuje wygodę użytkowania. momastudio.pl
68
MODA W Y WIAD
Cz ysta forma CHOMISAWA TO NIEZALEŻNA MARKA STWORZONA PRZEZ DANIELA CHOMICZA I DARIUSZA SAWANIEWSKIEGO. MINIMALISTYCZNE KROJE, NATURALNE BARWY I NAJWYŻSZEJ JAKOŚCI MATERIAŁY TO CECHY CHARAKTERYSTYCZNE ICH NAJNOWSZEJ KOLEKCJI, KTÓREJ PREZENTACJA NASTĄPI WŁAŚNIE W LISTOPADZIE. TUŻ PRZED JEJ PREMIERĄ UCHYLILI RĄBKA TAJEMNICY ODNOŚNIE SWOICH PROJEKTÓW. Zdjęcia: Bartek Szmigulski
Rozmawiała: Inez Ali
Model: Dominika Wycech Model: Marcin Ziółko - D'vision Model Makeup: Paulina Szlifirska Stylizacja: CHOMISAWA Produkcja: CS Fashion Group
Jak rozumiecie pojęcie minimalizmu? Dariusz: Czyste formy, proste kroje i fasony oraz jednolite kolory. Odnajdujecie się w nim? Dariusz: Tak oczywiście. Nasze kolekcje nie należą do wybitnie przeładowanych. Zazwyczaj są to proste kroje. Czasem ewentualnie wykorzystujemy materiały, które nie są gładkie, ale też nie szalejemy z printami. Daniel: Lubimy proste elegancko-sportowe formy. Jaki macie podział ról, jeżeli chodzi o wspólną pracę przy tworzeniu kolekcji. Dariusz: Wzajemnie się uzupełniamy. Daniel jest bardziej żywiołowy, a ja spokojny. Widać to po tym, jak robimy kolekcję, która jest wypośrodkowana. Natomiast jeżeli chodzi stricte o podział ról to wybór materiałów należy
do mnie. Wymyślam także kroje i fasony, które konsultuję z Danielem. Następnie wspólnie wybieramy konkretne sylwetki, wchodzące w skład kolekcji. Później Daniel ogrywa to PR-owo i marketingowo. Daniel: Często jest też tak, że kłócimy się i jeden z nas wychodzi, aby ochłonąć. Wtedy nie chcemy na siebie patrzeć. Wiadomo, przy każdej kolekcji zdarzają się spiny. Co wtedy? Kompromis czy któryś z Was musi położyć swój projekt? Daniel: Idziemy na kompromis (śmiech). Który etap tworzenia kolekcji jest najbardziej problematyczny? Daniel: Oczywiście kreacja. Do kolekcji wybieramy cztery podstawowe kolory. W tej będzie: czarny, szary, biały i brązowy. Często jest tak, że Dariusz przegląda dostępne materiały i mówi: „No kurczę, róż mi się
MODA W Y WIAD
podoba!”. Wtedy przypominam Dariuszowi, jakie mamy bazowe materiały. Często zaczyna się lekka spina, ale zawsze udaje nam się jakoś wszystko ze sobą pogodzić. Róż staje się małym elementem albo całkowicie z niego rezygnujemy. Czy trudno obecnie zaistnieć na polskim rynku mody? Daniel: Bardzo. Jest strasznie dużo marek modowych. Każdy chce być projektantem od aktorów, przez tancerzy, po piosenkarki. Nie trzeba do tego kończyć ASP, wystarczy mieć wizję i dobry plan jego realizacji. Każdy może zostać projektantem, ale nie każdemu dobrze to wychodzi. Jak długo pracujecie ze sobą? Dariusz: Znamy się od 7 lat. Daniel: Natomiast pracujemy ze sobą od trzech. Jakie materiały planujecie wykorzystać w najnowszej kolekcji? Dariusz. Na pewno będzie dużo wełny. Pojawi się też jedwab i skóry. Daniel: Przede wszystkim będą to naturalne materiały wysokiej jakości. Dariusz: Materiał jest dla nas bardzo ważny. Nie robimy rzeczy tylko na jeden sezon. Nasze kolekcje mają być ponadczasowe i powinny tworzyć spójną całość z poprzednimi. Zdradźcie nam, jakie będą fasony? Dariusz: Jeśli chodzi o płaszcze to w tej kolekcji mamy głównie luźne fasony. Wygodne, miękkie, otulające z dużymi kołnierzami. Ogólnie kolekcja będzie bardzo zróżnicowana. Jakie macie plany na przyszłość? W jakich rolach widzicie się za mniej więcej 2-3 lata? Dariusz: Chcemy kontynuować to, co teraz robimy. Chcielibyśmy otworzyć swoje butiki. Jesteśmy w Polsce, więc oczywiście chcemy się tu rozwijać. Nie ukrywamy, że naszym marzeniem jest posiadanie także butików zagranicą. Paryż, Mediolan, Londyn – brzmi idealnie (śmiech). Jednak wszystko przyjdzie z czasem. Trzeba być cierpliwym i realizować swoje cele stopniowo, krok po kroku. Czym lub kim jest inspirowana najnowsza kolekcja? Dariusz: Nie inspirowaliśmy się jedną rzeczą. Ostatnio bardzo nas interesowały kamienie. Kolekcja jest utrzymana w takiej kolorystyce, czyli szarości, biel, brąz, czerń. Dominują naturalne odcienie, proste formy bez mocnych printów. Całość będzie gładka i stonowana. Pracujemy nad jednym printem, ale nie wiemy jeszcze czy on w końcu wejdzie do najnowszej kolekcji, czy też nie.
69
Ile będzie projektów w kolekcji? Daniel: Trudno tak naprawdę powiedzieć. Dariusz: Cały czas dochodzi coś nowego. By wszystko tworzyło spójną całość musimy jeszcze dograć kilka projektów. Nie wiemy jeszcze jaka będzie ostateczna ich liczba. To też jest tak, że na pokaz przeważnie trzeba przygotować trochę więcej sylwetek niż do kolekcji sprzedażowej. Dużo czasu zajmuje wykończenie jednego projektu? Dariusz: Mamy genialną krawcową, która potrafi niemal wszystko. Niemal… (śmiech). Zawsze jak ja czy Daniel wymyślimy sobie coś, czego nie da się zrobić, to mówi „NIE, tak nie można” i wtedy wracamy do punktu wyjścia. Kombinujemy na nowo i tak na okrągło. Wiadomo, że forma i konstrukcja są bardzo pracochłonną rzeczą. By zrobić dobry model, który będzie się nadawał do noszenia, trzeba mieć niezłą wyobraźnię. Przenieść to na formę, a później na konkretną rzecz. Tutaj jest najwięcej pracy bo to, że ja sobie coś wymyślę, wyrysuję i wymarzę nie oznacza, że jest to możliwe do zrealizowania. Ważniejsza jest funkcjonalność czy design? Dariusz: Jedno musi iść w parze z drugim. Ubrania muszą być funkcjonalne. Staramy się, żeby to było dla ludzi, a nie tylko na wybieg. Do kogo kierujecie swoje projekty? Daniel: Długo się nad tym zastanawialiśmy. Z jednej strony warto byłoby wybrać sobie konkretnego klienta, ale z drugiej nie chcemy ograniczać się jakimś konkretnym kryterium, np. wiekiem. Powiedzmy, że łatwiej nam tworzyć dla osób pomiędzy 25 a 35 rokiem życia niż starszych. Jednak wtedy Pani w wieku 50 lat może poczuć się urażona, dlaczego nie może nosić naszych projektów. Jeśli będzie dobrze wyglądać w naszych ubraniach to my się będziemy z tego naprawdę cieszyć. Nie mamy obranej ścisłej granicy wiekowej co do naszego klienta. Jeśli ktoś chce nosić nasze rzeczy i lubi je nosić to świetnie! Oby jak najwięcej takich osób. Dariusz: Na razie skupiamy się na modzie damskiej i męskiej. Damska jest dla nas bazową częścią kolekcji, z kolei męską taką bardziej basicową. Na jesień/zima 2014 będzie więcej modeli dla panów. Polecamy płaszcze, kurtki i standardowo moda do noszenia na co dzień. Daniel: Może rzeczywiście z czasem stworzymy też kolekcję dla dzieci.
70
Gdyby 60-letnia kobieta chciała kupić Wasz projekt, w którym wyglądałaby strasznie. Pozwolilibyście na to czy odradzili zakup? Dariusz: Przede wszystkich staralibyśmy się dowiedzieć czego tak naprawdę potrzebuje ta pani. Następnie usiłowalibyśmy znaleźć coś odpowiedniego dla niej w czym wyglądałaby dobrze. Daniel: Rozmowa z klientem jest najważniejsza. Realizujemy wiele zamówień indywidualnych na specjalne okazje, jak: bale maturalne, śluby czy wesela. By powstał idealny projekt dostosowany do danej osoby w pierwszej kolejności musimy spotkać się z klientem. Dowiedzieć się co lubi, gdzie pracuje, jaki ma charakter. Zobaczyć, jak wygląda. Poznać jego osobowość na tyle, na ile się da. Wtedy można stworzyć coś idealnego dla tej osoby.
MODA W Y WIAD
Pani Kowalska czy Pan Nowak jest tak samo traktowana przez nas jak Doda czy Edyta Górniak. Wielu mężczyzn zgłasza się do Was po projekty indywidualne? Dariusz: Szczerze mówiąc Panowie rzadko się zgłaszają. Mieliśmy tak naprawdę kilku i były to głównie kurtki czy płaszcze. Mężczyźni raczej wolą kupować gotowe ubrania, coś co już jest, a nie dopiero powstaje. Daniel: To prawda. Są chyba zbyt wygodni, żeby puścić wodzę fantazji i stworzyć sobie w głowie jakiś ciekawy projekt. Mamy oczywiście jakieś maile z zapytaniem czy możemy coś tam moderować lub uszyć w innym kolorze, ale to są sporadyczne przypadki. Oczywiście jeśli projekt jest w naszej stylistyce to z chęcią się go podejmiemy. Trudno było zaistnieć na polskim rynku? Jak długo tworzyliście swoją pierwszą kolekcję? Daniel: Pierwsza kolekcja była robiona ręcznie. Były to barwione ciuchy. Poświęciliśmy dużo czasu na jej przygotowanie. Siedzieliśmy po nocach, gotując rzeczy w garnkach. Dariusz: Wszystko było barwione w różnych kolorach. Były też rzeczy malowane ręcznie farbami. Daniel: Przez co wiadomo były oryginalne, unikatowe. Pierwsza kolekcja cieszyła się ogromnym powodzeniem i zainteresowaniem nie tylko w Polsce, ale i zagranicą. Ku naszemu zdziwieniu ludzie zaczęli się do nas odzywać i tak się wszystko zaczęło.
Jak bardzo jesteście w stanie nagiąć się dla klienta z Waszą estetyką? Dariusz: Jeśli jakaś kobieta wybrałaby sobie coś, co byłoby nie w naszym charakterze, to wiadomo, że jest tyle marek i tylu projektantów dostępnych na rynku, że raczej nie poszlibyśmy na taki kompromis. Daniel: Wolelibyśmy zostać przy swojej stylistyce. À propos projektów indywidualnych. Z kim mieliście już przyjemność pracować? Pojawiły się jakieś znane postacie? Dariusz: Ubieraliśmy różnych klientów. Przeważnie są to osoby, które potrzebują eleganckiej kreacji na jakiś bal czy wystąpienie. Nie chcę tutaj zdradzać nazwisk, bo tak naprawdę nie o to tutaj chodzi. Daniel: Nie chcemy dzielić klientów na gwiazdy i nie. Do każdego mamy takie samo podejście. Co prawda dzięki temu, że Kinga Rusin założy nasza sukienkę więcej osób się o nas dowie, ale też bez przesady. Tak naprawdę
Jak oceniacie polski rynek mody? Dariusz: Nie chcemy o tym chyba gadać. Każdy ma swoją wizję, swój styl. To widać u każdego projektanta. Dawid Woliński robi bardzo kobiece rzeczy, Łukasz Jemioł ma minimalistyczne, proste formy. Maciej Zień robi wspaniałe kobiece projekty. Teraz jest mniej wieczorowych kreacji, ale wszystkie są w takim samym charakterze, jaki miały założony od samego początku. Każda marka i każdy projektant w Polsce ma wypracowany styl, który kontynuuje. Jest jakaś marka, którą szczególnie cenicie? Dariusz: Bardzo lubimy Givenchy, a ja osobiście ubóstwiam Balenciagę. Daniel: Ja jeszcze cenię Ricka Owensa. A z polskich? Daniel: Wiadomo, że polscy projektanci, którzy już się rozwinęli. Zdobyli sławę, mają swoje butiki, jak na przykład Łukasz Jemioł. Chcielibyśmy iść jego śladami. Taki mamy plan. Trzeba być cierpliwym i wszystko systematycznie układać. Dążymy do tego i myślę, że w końcu nam się to uda.
Oficjalny dystrybutor firmy:
WYPOSAŻENIE SALONÓW FRYZJERSKICH I KOSMETYCZNYCH ʇʇ
Konkurencyjne ceny
ʇʇ
Możliwość zakupu na raty
ʇʇ
Do każdego klienta podchodzimy indywidualnie
ʇʇ
Sporządzamy wstępne wyceny
www.meblefryzjerskie.net Zapraszamy do naszego lokalu ekspozycyjnego - ul. Północna 14, 55-110 Prusice Znajdujemy się przy drodze krajowej nr. 5 między Wrocławiem a Poznaniem (25 minut od Wrocławia)
www.facebook.com/meblefryzjerskie
+48 722 123 344 +48 693 663 277
72
DAMN GOOD
SINNERS 666 SWEATER www.sinstarclothing.com
UNIFORM WARES 100 www.woodwood.dk
HERNAN JACKET www.volcom.com
CUT TEE www.clwr.com
MONOCHROME PANEL VENT VEST www.blood-brother.co.uk
MAGAZINE www.suprafootwear.com
CHARCOAL MARL www.boxfresh.com
73
DAMN GOOD
NEO BOHO MINIMALIST CRESCENT LUCITE NECKLACE www.neimanmarcus.com
CONVERGING PANELS PULLOVER www.helmutlang.com
HOLLYWOOD DREAMS VEST www.sinstarclothing.com
Robert Friedman - SILK SHIRT www.mytheresa.com
NUDE MINIMALIST DRESS MM6 Maison Martin Margiela www.shoplesnouvelles.com
Deena & Ozzy Marta MINIMALIST BACKPACK www.urbanoutfitters.com
Redvalentino COTTON-BLEND SKIRT www.mytheresa.com
Tucker Howard JEAN www.acnestudios.com
ALL BLACK EVERYTHING CZERŃ JEST CHYBA NAJBARDZIEJ NIEJEDNOZNACZNYM ZE WSZYSTKICH KOLORÓW. MOŻE BYĆ KOJARZONA ZARÓWNO Z ŻAŁOBĄ, NIECZYSTOŚCIĄ, SKROMNOŚCIĄ ORAZ WYRZECZENIAMI (STĄD CHOĆBY KOLOR SUTANN), JAK I ELEGANCJĄ CZY WYRAFINOWANIEM. OD WIELU LAT KOCHANA PRZEZ PROJEKTANTÓW, KIEDYŚ ZAREZERWOWANA WYŁĄCZNIE DLA KLAS WYŻSZYCH, DZIŚ NOSZONA POWSZECHNIE. CO TAKIEGO W SOBIE MA, ŻE SIĘGA PO NIĄ CORAZ WIĘCEJ OSÓB?
Tekst: Małgorzata Mitura
MODA ART YKU Ł
75
Czerń jest kolorem tylko w języku potocznym. Kolor powstaje wtedy, gdy światło padające na powierzchnię obiektu odbija się od niego, wpada do oczu i prowadzi do wyobrażenia przedmiotu w mózgu, który następnie przetwarza całość w barwny obraz. Paradoksalnie czerń pochłania prawie całe padające na nią światło, czyli w zasadzie jest brakiem barwy. Czyżby ta sprzeczność sprawiała, że podświadomie chętnie po nią sięgają przedBez względu na to, jak tendencyjnie by to nie brzmiało, w modzie czarny stawiciele środowisk artystycznych? Choć warto zaznaczyć, że nie tylko stanowi trochę sacrum. Przykładu nie trzeba szukać daleko, wystarczy oni. Czerń ogólnie ma wielu zwolenników. Nie jest zarezerwowany dla koprzywołać określenie, że coś jest „nową czernią”. Co prawda to sformugokolwiek. Mogą go nosić ludzie w każdym wieku i o różnych zawodach, ot łowanie jest czystym nonsensem, bo czarny jest tylko jeden i jeszcze nie taki kolor-kameleon. ma koloru, któremu udałoby się go zastąpić. Właśnie: jeszcze. Wiele osób Czarny od innych barw odróżnia jeszcze jedna cecha: jest właściwie poodgraża się, że przestaną nosić czarny, gdy ktoś wymyśli kolor ciemniejzbawiony przekazu. Nie było tak zawsze. Zdaje się, że jego obecne umasoszy od niego. Może to trochę potrwać, więc warto zająć się teraz tym, co wienie jeszcze bardziej przyczyniło się do pozbawienia go specyficznego już jest. Cały boom na czerń w dużej mierze zapoczątkowała w latach znaczenia. Choć i pozostałe kolory nie wysyłają już tak jednoznacznego 20. XX wieku znana nawet największym modowym ignorantom – mała komunikatu, to cały czas kojarzą się z pewnymi czarna. Oto, ile potrafi zmienić jedna sukienka. stanami emocjonalnymi. Na przykład zieleń jest W 1926 roku amerykański Vogue ogłosił ją „forutożsamiana z nadzieją, z kolei czerwień z pożądem Chanel – sukienką, którą będzie nosić cały SKORO JESTEŚMY daniem. W naszej kulturze teoretycznie czerń świat”. Jak widać ówczesna redakcja nie pomyOCENIANI ZANIM powinna kojarzyć się z żałobą, ale powiedzmy liła się. Za sprawą tej osławionej sukienki ludzie sobie szczerze – już coraz mniej osób faktycznie powoli przestawali kojarzyć czerń z powojenną JESZCZE SIĘ ODEZWIEMY, po śmierci bliskiej osoby nosi ubrania wyłącznie żałobą, a zaczęli ją utożsamiać z szykownością TO POWINNO ZALEŻEĆ w tym kolorze. Nagle ów barwa, wyzbywszy się i kreatywnością. Wracamy zatem do punktu NAM NA TYM, ABY jasnego przekazu, stała się czystą kartką i doskowyjścia, czyli właśnie kreatywności, jaką – trochę WYGLĄDAĆ JAK nałym polem do popisu. paradoksalnie – rozbudza czerń. Mogłoby się wyNAJLEPIEJ. RACZEJ MAŁO Osoby noszące czerń podobno mówią, że lubią ją, dawać, że ów kreatywność potrzebuje barwnych bo jest łatwa. Trudno z tym się nie zgodzić. Mając obrazów, wzniosłych słów czy w ostateczności KTO BĘDZIE ZDAWAŁ SIĘ tylko czarne ubrania można właściwie podejść do innych wspomagaczy. Nagle okazuje się, że nie. NA PRZYPADEK W TEJ szafy i z zamkniętymi oczami wybrać cokolwiek. Czarny jest trochę jak gąbka: przyjmie wszystKWESTII. I TU WŁAŚNIE Szansa, że coś nie będzie do siebie pasować jest ko. Weźmie na siebie nawet najbardziej szalony POJAWIA SIĘ CZERŃ ZE bardzo mała. Jednak w ubiorze nie chodzi o to, pomysł i oddając mu trochę ze swojej (jak by nie SWOJĄ NEUTRALNOŚCIĄ żeby było łatwo, zwłaszcza dla osób zajmująpatrzeć) wykwintności pomoże osiągnąć zamiecych się modą. Nasza powierzchowność powinna rzony efekt. Zresztą, to się zaczyna już na etapie I WACHLARZEM nieść ze sobą przekaz. Skoro jesteśmy oceniani tkanin. Czarny wygląda dobrze zarówno na tiulu, MOŻLIWOŚCI. zanim jeszcze się odezwiemy, to powinno zależeć jak i na neoprenie, bawełnie czy choćby skórze. nam na tym, aby wyglądać jak najlepiej. Raczej I cały czas nie jest jednoznaczny i zostawia promało kto będzie zdawał się na przypadek w tej jektantowi pole do manewru. kwestii. I tu właśnie pojawia się czerń ze swoją neutralnością i wachlaJednak „high fashion” to jedno, a masowe zalewanie ulic czernią to już coś rzem możliwości. Rezygnując z koloru zyskuje się nieskończoną wręcz innego. Obecnie na modzie zna się „każdy”, bo to przecież taki „banalny” możliwość gry fakturą, warstwowością czy formą. Wracając jeszcze do kotemat! Ludzie chcą wyglądać „modnie” (kolejny banał) i szukając inspiracji loru, to – cytując Dianę Vreeland - „Kto mówi, że są tylko kolory? Są jeszcze trafiają na blogi albo portale społecznościowe. Tam króluje kilka popularodcienie!”. Wbrew pozorom czerń wcale nie jest taka nudna, jak się zdaje. nych nurtów, a wśród nich właśnie minimalizm, kojarzony głównie z bielą, Głównie dzięki swojej plastyczności i nieoczywistości. To jakiego nabierze szarością i czernią (błędnie!!!). Zaczyna się selekcja: biel jest trudna, bo wycharakteru, zależy wyłącznie od noszącej go osoby. Może być neutralny maga odwagi i zwraca uwagę, a szarość kojarzy się mimochodem z nudą, czy powściągliwy, a w jednej chwili po dodaniu na pozór błahego dodatku która nijak nie łączy się z modą. Drogą eliminacji, spośród branych pod – choćby zwykłego naszyjnika – stać się wyrafinowaną kreacją. Doskonale uwagę kolorów, zostaje tylko czerń. Koło się zamyka. sprawdza się zarówno w roli głównej, jak i na dalszym planie. Czy jakaś O czerni można powiedzieć wszystko, że jest oklepana, że się przejadła, inna barwa oferuje taki komfort? Nawet biały i szary, będące wydaje się że jej czas się kończy. Koniec końców ona i tak ostatecznie „udowodni”, że najbliżej czerni, nie dają tego przywileju. ma jeszcze wiele do „powiedzenia” i nie zamierza ustępować miejsca innemu kolorowi. Dzieje się tak, ponieważ czarny uzależnia, a noszenie go z czasem staje się naturalne jak oddychanie. Diane Pernet na spotkaniu podczas ostatniego Warsaw Fashion Film Festival na pytanie „Dlaczego kochasz modę?” odpowiedziała: „Dlaczego kocham modę? O Boże, to jakby zapytać, dlaczego kochasz własnego syna!”. I myślę, że z powodzeniem można sparafrazować tę wypowiedź i zamienić „modę” na „czerń”.
76
M U S T H AV E
MAVIA Miejsce, w którym kupisz autorską garderobę kuchenną. Świetnie skrojone i idealnie dopasowane apronessy, czyli fartuszki wyglądające jak sukienki, to absolutny must have i to nie tylko perfekcyjnej pani domu. Ręcznie szyte modele, wykonane z amerykańskiej bawełny, dostępne są w soczystych kolorach i ciekawych krojach. Pozwól, aby ten przełom w modzie kuchennej zawitał do twojego domu. Na hasło HIRO otrzymasz 15% rabatu na każdą zakupioną apronessę. www.mavia.pl
PODKŁAD IDEALNY Skin Foundation Stick od Bobbi Brown to aktualizacja słynnej formuły podkładu. Dzięki zawartej w niej wielowarstwowej, transparentnej bazie idealnie dopasowuje się do skóry. Nowa, kremowa i lekka tekstura tworzy perfekcyjne krycie, które zapewnia niezwykle gładkie i naturalne wykończenie. Poręczne opakowanie Skin Foundation Stick ułatwia utrzymanie świeżej i zdrowej skóry nawet w najtrudniejszych warunkach!
WSZYSTKO DLA BRODY
Gentl
emen
es ’s F in
t
www.beardshop.pl
W BeardShop znajdziesz wszystko, czego potrzebuje twoja brodata twarz do codziennej pielęgnacji od doskonałych naturalnych kosmetyków, przez olejki, balsamy i woski po przeróżne akcesoria. Teraz twój zarost może przyjemnie pachnieć, być miły w dotyku, idealnie przycięty, a wąs odpowiednio podkręcony. Gdybyś jednak musiał pozbyć się zarostu, to z BeardShop nawet golenie do zera może być przyjemne.
www.bobbibrowncosmetics.com
77
M U S T H AV E
COCA-COLA & OPI Popularność butelki lakieru marki OPI można porównać do kultowości Coca-Coli. Sama myśl o dwóch „szczęściach w jednej butelce” – soczystym kolorze lakieru i orzeźwiających bąbelkach – wyzwala endorfiny. W kolekcji znajdziemy dziewięć odcieni z grupy Coca-Coli, od klasycznej, po kolory dla Coke Light, Coke Zero, Cherry Coke, Vanilla Coke, a także dla napojów Sprite, Fanta Orange i Fanta Grape. www.opinails.pl
FREESTYLE HI GIRLS Oto buty, które są ucieleśnieniem modowej rewolucji. Łączą delikatność i kobiecość z pasją do ćwiczeń i fitnessu. Takie właśnie są nowe ambasadorki kultowego modelu Kamila Szczawińska i Ola Kowal. W sezonie jesień/zima 2014 pojawi się aż trzynaście wariantów kolorystycznych Freestyle Hi! To genialna kontynuacja serii butów, zapoczątkowanej przez pierwsze śnieżnobiałe tenisówki low-top, dzięki Joe i Jeffowi Fosterom.
STWÓRZ WŁASNE PERFUMY www.reebok.com Najmodniejsze perfumy tego sezonu to te skomponowane… przez ciebie! Mo61 to perfumeria przy ul.Mokotowskiej 61 w Warszawie, gdzie w szarym loftowym wnętrzu zanurzysz się w świat zapachów przywiezionych z Grasse – mekki świata perfum, miasta z filmu Pachnidło. Skomponuj swój idealny, spersonalizowany aromat pod bystrym okiem fachowców z Mo61! Gratka dla fanów nietuzinkowej woni.
WITTCHEN
www.mo61.pl
Mały, damski portfel z kolekcji marki WITTCHEN – Signature to jesienny niezbędnik w każdej torebce. Został bardzo starannie i estetycznie wykonany z najwyższej jakości skóry lakierowanej. Projekt wyróżnia charakterystyczne tłoczenia monogramu marki. Ten ekskluzywnie zapakowany model stanowi idealne połączenie wysublimowanego stylu z klasyczną elegancją. www.wittchen.com
JEAN-MICHEL BASQUIAT X KOMONO KOMONO – marka zajmująca się produkcją zegarków i okularów przeciwsłonecznych wypuściła serię sześciu zegarków, inspirowaną dziełami nowojorskiego artysty Jeana-Michela Basquiata. To właśnie twórczość tego pioniera street artu i graffiti pojawia się na paskach zegarków KOMONO. Na zdjęciu prezentujemy model KOMONO Winston Basquiat Pegasus. www.freshbrands.pl
ZDJĘCIA: Bartłomiej Chabałowski www.chabalowski.com MAKE UP, FRYZURY & STYLIZACJA: Marcin Kulak www.marcinkulak.com MODELKA: Lucyna Amszej www.division.pl
OPASKA: Halina Mrożek TOP: vintage SPÓDNICZKA: Jarosław Ewert PŁASZCZ: Elena Ciuprina
SKÓRZANY TOP: Elena Ciuprina PŁASZCZ: Jarosław Ewert SPÓDNICZKA: Lacoste ZAKOLANÓWKI: H&M BUTY: Bronx/Answear.com
KOŁNIERZ: Halina Mrożek
SUKNIA: Amelia Bjørn BRANSOLETY: Halina Mrożek OPASKA: Łucja Zając
TOP: Jarosław Ewert
100 95 75
25 5 0
86
Sneaker gra od kuchni YASSINE SAIDI TO CZŁOWIEK WYJĄTKOWY. IDEALNIE NADAJE SIĘ DO PRACY, KTÓRĄ WYKONUJE – PEŁNI FUNKCJĘ GLOBAL SENIOR HEAD OF LIFESTYLE FOOTWEAR AND SELECT W MARCE PUMA. O JEGO PRACY MARZY KAŻDY, KTO CHOĆ W MAŁYM STOPNIU INTERESUJE SIĘ MODĄ CZY KULTURĄ MIEJSKĄ. W WYWIADZIE OPOWIEDZIAŁ NAM O TYM, JAK NAPRAWDĘ WYGLĄDAJĄ JEGO OBOWIĄZKI. Tekst: Arkadiusz Skolak, Maciej Stępień, Radosław Marciniak Zdjęcie: Puma
Rozmawiamy na krótko przed drugą edycją warszawskiej imprezy Sneakerness. Wiemy, że niedawno byłeś też w Paryżu. Czy mógłbyś pokusić się o podsumowanie francuskiej edycji? Paryski Sneakerness był pierwszym tak dużym butowym eventem, który się odbył w stolicy Francji. Byłem bardzo miło zaskoczony zarówno poziomem przygotowania oraz organizacji imprezy, jak i pozytywnym odbiorem całego eventu przez ludzi, którzy się na nim pojawili. Sneakerness tylko potwierdził na jak wysokim poziomie kulturalnym i modowym stoi paryskie społeczeństwo. Według mnie to właśnie Paryż jest najbardziej wpływowym miejscem w Europie, jeśli mówimy o stylu i smaku.
Czy Twoim zdaniem Paryż staje się powoli europejską stolicą mody ulicznej? Oczywiście! Tak jak wspomniałem, wszystko potwierdził idealnie przygotowany Sneaekerness. Ponad rok temu jako Puma zaczęliśmy współpracę ze znanym na całym świecie paryskim brandem BWGH (Brooklyn We Go Hard), który jest prowadzony przez bardzo utalentowanego Davida Obadię. Styl i jakość wykonania produktów proponowanych przez Davida perfekcyjnie wpisują się w paryskie standardy. Wszystko jest proste i doskonale połączone kolorystycznie. Może to zabrzmieć jak reklama, dlatego że jestem 100% Francuzem, ale sami możecie się przekonać jak fantastyczne są te produkty.
87
STREET W Y WIAD
Obecnie w Polsce odnotowujemy spory wzrost zainteresowania Pumą i jej kategorią Select. Czy uważasz, że ta część Europy ma szanse na wykreować własny, unikatowy styl podobnie jak Niemcy, Skandynawia czy Francja? Możliwości, żeby zdefiniować swój styl są nieskończone. Możesz czerpać inspirację tak naprawdę z każdej rzeczy, która cię otacza, nieważne czy jest to region, kraj czy w szczególności miasto, w którym żyjesz… Najważniejsze to być sobą i szczęśliwie brnąć przez życie przesiąknięty swoimi ulubionymi rzeczami, dzięki którym czujesz sie wyjątkowo. Puma współpracuje z coraz większą liczbą influencerów. Czy mógłbyś pokrótce opisać, w jaki sposób dobieracie projektantów? Jak wygląda proces powstawania każdego projektu? Bardzo ważną rzeczą dla naszego brandu jest współpraca z artystami lub markami, których DNA jest podobne do naszego. Nigdy nie zaczniemy pracy nad projektem, jeśli nie jesteśmy do końca pewni czy pasuje do stylu i wizji naszej marki. Nie zapominajmy również, że jesteśmy marką performance’ową. Kiedy pracujemy nad kolaboracją czysto streetwearową bądź odnajdujemy porozumienie z naszymi modowymi partnerami, nie możemy zapomnieć, że każdy najmniejszy szczegół musi do siebie pasować i w stu procentach wpisywać się w dziedzictwo naszego brandu. Twoja praca to ciągła podróż. Jakie są Twoje ulubione miejsca na świecie? Jakie inspiracje przemycasz na co dzień w pracy? Nie ukrywam, że moim ulubionym miejscem jest Nowy Jork. Uwielbiam się tam wybierać i nieważne czy jest to podróż służbowa, czy prywatna. Każdy wyjazd jest zupełnie inny. Za każdym razem poznaję to miasto od nowa pojawiając się w miejscach, w których wcześniej nie byłem. Jest to inspirujące i ma bardzo duży wpływ na moje życie. Kilkakrotnie odwiedziłem też Seul w Korei Południowej. Zawsze byłem pod ogromnym wrażeniem stylu i kultury Koreańczyków. Jak poznałeś się z Ronniem Fiegiem? Czy możemy liczyć na dłuższą współpracę z tym projektantem? Z Ronniem poznałem się kilka ładnych lat temu, kiedy zacząłem pracę w Pumie. Rok wcześniej Fieg pracował nad modelem Disc i tak powstały COVE’y z przeprojektowanym na życzenie Ronniego toeboxem. Od tamtej pory pracowaliśmy wspólnie nad kilkoma ważnymi projektami. Według mnie najciekawszym z nich był launch kolekcji Coat of Arms
w Paryżu przygotowany z pomocą naszego wspólnego znajomego Francky’ego Bee. Wszyscy we trzech myślimy podobnie. Ronnie przełożył to myślenie na sukces swojej marki KITH. On teraz wyznacza trendy, za którymi podąża duża część sneakersowego światka. Jaki jest Twój ulubiony model Pumy? Od zawsze gram w tenisa, więc musi to być Becker. W branżowych kuluarach udało nam się zasłyszeć hasło Puma takes New York. Czy mógłbyś powiedzieć coś więcej na ten temat? Co pół roku dla Puma Select kreujemy specjalny magazyn, przedstawiający wszystkie osoby, z którymi będziemy współpracować w nadchodzącym sezonie, sesje zdjęciowe oraz wywiady, dzięki którym możecie bliżej poznać nasze gwiazdy. W wydaniu jesień-zima 2014 przenosimy się do Nowego Jorku, aby zerknąć z bliska na artystów, biorących udział w projektach. Wielkie Jabłko od bardzo dawna jest wpisane w historię naszej marki. W erze b-boyingu model Suede był noszony przez większość tańczących osób, rozgrywający New York Knicks – Walt „Clyde” Frazier, w latach 70. zdobył kilka tytułów mistrzowskich, grając w modelu Clyde. Tym hasłem chcieliśmy przedstawić, jak bardzo wpływowym elementem na rozwój naszej marki jest Nowy Jork. Z którym z dotychczasowych projektantów współpracowało Ci się najlepiej. Czy ktoś zaskoczył Cię nietuzinkowym podejściem do pracy? Każdy artysta lub brand, z którym współpracujemy zawsze wnosi coś nowego i przełomowego, na swój sposób zmieniając nasze podejście do planowanego projektu. Nikt nie jest taki sam. Każdą osobę doceniam za indywidualną wizję oraz wysublimowaną kreatywność. Powrót do modeli retro, kolaboracje czy reedycja tenisowych modeli. Czego możemy spodziewać się po Pumie w nadchodzących sezonach? Przykro mi, ale musicie uzbroić się w cierpliwość i poczekać. Na pewno Puma was nie zawiedzie. I tak wiecie już wystarczająco dużo ;) Dziękujemy za wywiad i mamy nadzieję, że będziemy mieć okazję spotkać się w Warszawie podczas Sneakerness. Dzięki za rozmowę!
R Z ECZ POSPOLITA <<ULICZ NA >> ZJAWISKO MODY ULICZNEJ BYŁO OBECNE W NASZYM KRAJU MNIEJ WIĘCEJ OD KOŃCA LAT 90., KIEDY TO NASTĄPIŁA EKSPANSJA KULTURY HIP HOPOWEJ I SKATEBOARDOWEJ. OBECNIE JESTEŚMY ŚWIADKAMI GIGANTYCZNEGO BOOMU, KTÓRY SPRAWIA, ŻE ULICA STAŁA SIĘ MODNA NIE TYLKO W ŚRODOWISKACH ŚCIŚLE Z NIĄ KOJARZONYCH, ALE TAKŻE W ZUPEŁNIE INNYCH I ZGOŁA ODMIENNYCH GRUPACH DOCELOWYCH.
Tekst: Jakub Wróbel Zdjęcia: Michał Zachwieja
89
STREET ART YKUŁ
Streetwear narodził się na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku. Od początku był związany z takimi wartościami, jak: silna potrzeba ekspresji przynależności do grupy, wolność, niezależność oraz delikatna negacja ogólnospołecznie przyjętych konwenansów. Inspiracją dla pierwszych stricte ulicznych projektów były ubrania robocze. Nurt Do It Yourself wyrósł z subkultury punkowej, kultury hip hopowej oraz odzieży sportowej. W szybkim czasie zyskał ogromną popularność w takich krajach, jak: Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Niemcy czy Japonia. Głównym nośnikiem popularyzacji tego stylu były oczywiście teledyski amerykańskich raperów, w których moda pełniła zawsze kluczową rolę. Do naszego kraju pierwsze symptomy streetwearu docierały już we wczesnych latach 90., jednak prawdziwy rozkwit nastąpił wraz z nadejściem końca XX wieku. POCZĄTKI: LATA 90.
W Polsce furorę robiły wtedy takie zespoły, jak: Molesta Ewenement, Warszawfski Deszcz czy Wzgórze Ya-Pa 3. Środowiska hip hopowe wreszcie mogły być dumne, że słuchają rapu w rodzimym języku, a albumy stają się coraz bardziej dostępne na rynku. W tym właśnie czasie na polskie ulice została wprowadzona moda uliczna. Na samym początku szczytem szyku były baggy jeansy legendarnej polskiej marki Lenar Design, flanelowe koszule oraz podniszczone buty przeznaczone do jazdy na deskorolce. Popularne „lenary” to jedne z ikon lat 90. Marka założona przez Ryszarda Lenara – wykładowcę warszawskiej Akademii Teatralnej – w bardzo szybkim czasie stała się lokalnym liderem produkcji szerokich spodni z obniżanym krokiem i dużymi tylnimi kieszeniami. Brand ten na stałe wpisał się do polskiej kultury hip hopowej dzięki szeregowi piosenek, w których powtarzał się motyw popularnych spodni. Jedną z najbardziej znanych jest utwór składu Ortega Cartel zatytułowany nie inaczej, jak właśnie Lenary. Pierwsze wersy brzmią: „Jestem z czasów, gdy radia na klatkach grały / Głośniki dudniły z okien, grzały asfalt szary / I miałem swoje lenary…” Jeżeli wychowywaliście się na dużych, wielkomiejskich osiedlach z pewnością pamiętacie chłopaków w baggy jeansach, czapkach Chicago Bulls i bluzach Fubu. W tamtym czasie stanowili oni nieodłączny element miejskiego krajobrazu. Wraz ze wzrostem popularności ulicznego stylu do Polski zaczęły napływać pierwsze sneakersy z Berlina oraz Stanów Zjednoczonych. Oczywiście najbardziej popularnym modelem były klasyczne Nike Air Force One. Jak rymował Smarki: „...u nas były wtedy tylko odrzuty z serii, / więc chłopaki odwiedzali, po te buty Berlin.”. Naturalna ewolucja zaowocowała powstawaniem nowych marek, z których największą sławę zdobyły takie brandy, jak: Mass Denim, Clinic, Metoda czy Prosto. Część z nich do tej pory odnosi na rynku duże sukcesy. Większość z nich była jednak skierowana do specyficznej grupy ludzi, związanych z muzyką hip hopową oraz deskorolką, co w tamtych czasach budziło negatywne skojarzenia wśród większości społeczeństwa.
sklepów wyspecjalizowanych w tego typu ubiorze rekompensowało, tak naprawdę, kilku ludzi w kraju, którzy albo posiadali rodzinę w Stanach Zjednoczonych, albo sami jeździli na zachód w celu zaspokojenia rosnącego popytu. Równolegle wykształciła się w naszym kraju stosunkowo mocna, jak na polskie warunki, scena związana ze sneakersami. To właśnie wtedy powstawały pierwsze fora zrzeszające sneakerheadów. Duży udział w szerzeniu i propagowaniu zajawki kolekcjonowania butów miał nieistniejący już serwis społecznościowy – grono.net, gdzie funkcjonowała legendarna grupa Street Kicks. To właśnie tam zwykli śmiertelnicy mogli mieć pierwszą styczność z osobami, na których 20 par butów w kolekcji nie robiło żadnego wrażenia. Powoli pojawiały się też polskie marki, które obecnie stanowią trzon polskiego streetwearu. Flagowym przykładem jest Turbokolor stworzone przez naszą dumę narodową w świecie street artu – Swanskiego. Wszystko wreszcie zaczynało nabierać kształtu oraz formy podobnej do tego, co działo się w tym czasie w Europie Zachodniej. Oczywiście nie można tutaj porównywać skali obydwu zjawisk chociaż zdarzały się w Polsce osoby, które wyjeżdżały na premiery butów do Amsterdamu czy Berlina. Byli też tacy, którzy mieli odwagę, by założyć markę odzieżową, odchodzącą od streetwearu, znanego z osiedli bloków w stronę bardziej wyszukanych, „poważnych”, zachodnich projektów.
TRZECIA FALA STOPNIOWA EWOLUCJA
Początek XXI wieku to czasy stopniowej akceptacji nowego stylu przez społeczeństwo oraz naturalnego upadku mniejszych i niedostosowanych do panujących trendów marek. Następnie przyszedł czas na przejęcie rynku głównie przez brandy sygnowane przez czołowych raperów polskiej sceny. Dodatkowo coraz większą popularność zdobywały zachodnie firmy typu Stussy czy Carhartt, które w latach 2005-2009 były dostępne w naszym kraju głównie dzięki popularnym serwisom aukcyjnym. Brak
Od 2009 roku możemy już śmiało mówić o nowej fali streetwearu, który obserwujemy obecnie na polskich ulicach. Początkowo dość niszowe zjawisko rozwinęło się znacznie szybciej niż można było się tego spodziewać. Polacy pokochali modę uliczną. W tym roku powstał także pierwszy sklep, który oferował zagraniczne marki na wysokim poziomie oraz był przedstawicielem iście zachodniego streetu. Swagger Lizard oferował w swoim asortymencie m.in. legendarny brand The Hundreds czy ubrania Rockwell – tworzone przez holenderskiego artystę o pseudonimie Parra,
90
STREET ART YKUŁ
streetwearu. Co więcej, to jeden z pierwszych przypadków, gdy sklep z Europy Środkowo-Wschodniej współpracował ze światową potęgą, jaką bez wątpienia jest nowojorska Mishka. W Krakowie stacjonuje również marka Intruz, która dzięki swoim wyjątkowym projektom stała się bardzo popularna na rynku japońskim. POLSKA STREETEM STOI
który umieszczał na bluzach i t-shirtach swoje wyjątkowe rysunki. Wtedy również stopniowo następował boom, którego efekty obserwujemy do dnia dzisiejszego. Powstawały interesujące polskie marki oraz sklepy, posiadające w swoim portfolio produkty na europejskim poziomie. To właśnie w latach 2009-2012 zaczęły odnosić sukcesy takie nazwy, jak: MISBHV, The Hive czy Hazel21. Dodatkowo na rynku pojawił się Asphalt Bikes, który jako pierwszy wprowadził do sprzedaży absolutnie klasyczne marki, które wytyczają trendy w świecie streetwearu. Gdy do Asphaltu spłynęła pierwsza dostawa Supreme, ludzie ustawiali się długiej kolejce, żeby dostać chociaż zapalniczkę tej marki. Nowa fala szczególnie mocno zakorzeniła się w Krakowie. Śmiało można powiedzieć, że właśnie to miasto jest obecnie polską stolicą mody ulicznej. Stamtąd pochodzą praktycznie wszystkie najważniejsze marki, które odniosły sukces zarówno w Polsce, jak i zagranicą. Mowa tutaj o wspomnianym wcześniej gigancie MISBHV, który jako jeden z nielicznych polskich brandów pojawił się na łamach prestiżowego portalu Highsnobiety.com, a także o polsko-czesko-amerykańskim Homie’s Wonderland czy Admirable. Pozostając przy tej ostatniej marce warto wspomnieć również o sklepie Urban Flavours, z którego wyewoluował ten brand. UF to autorzy kolaboracji z klasyczną amerykańską marką Mishka. Ta współpraca to jedno z największych osiągnięć w polskim świecie
Dodatkowo warto wspomnieć o wydarzeniach, które również można uznać za wskaźnik popularności mody ulicznej w Polsce. Na pierwszym miejscu trzeba wymienić Mustache. Targi w szybkim czasie rozrosły się do rozmiarów, o których organizatorzy podczas pierwszej edycji mogli jedynie śnić. Wprawdzie nie jest to stricte streetwearowy event, jednak wystawia się lub wystawiało się na nim większość największych polskich brandów. Warty wspomnienia jest również Warsaw Sneaker Market, który ma na swoim koncie dopiero dwie edycje. Postęp, jaki dokonał się pomiędzy pierwszym a drugim WSM zasługuje na wyróżnienie. Z małej giełdy odbywającej się przed wspomnianym wcześniej sklepem Asphalt Bikes stał się dużym wydarzeniem, przyciągającym tłumy ludzi. Dodatkowo należy docenić pracę, jaką wykonują ludzie związani z dystrybutorem Magic Town, którzy organizują cyklicznie duże targi o nazwie Swagger Hype Club Elements, dedykowane tylko i wyłącznie streetwearowi. Spoglądając na powyższy zarys widać, jak długą drogę przebył streetwear w naszym kraju. To, co dzieje się obecnie na rynku możemy uznać za ogromny sukces wszystkich tych, którzy tworzyli scenę mody ulicznej: od projektantów przez sneakerheadów po osoby związane ze street artem. Streetwear wyszedł z bloków i stał się symbolem każdego dużego miasta. Dodano do niego idee różnorodności oraz indywidualności, dzięki czemu tak szybko wpasował się w gusta młodych ludzi. Wystarczy wyjść na ulicę takich miast, jak: Kraków, Warszawa, Wrocław czy Poznań, żeby zobaczyć, że mamy do czynienia ze zjawiskiem na naprawdę szeroką skalę. Dodatkowo street przestał się kojarzyć tylko i wyłącznie z kulturą hip hopową. Teraz reprezentuje niemal całą kulturę miejską. Polska streetem stoi. To, co dzieje się w Berlinie, Londynie czy Nowym Jorku dzieje się również na ulicach polskich miast. Oczywiście nie na taką skalę jak w Niemczech, Anglii czy USA, jednak polskie marki wprowadzają coraz lepsze produkty, które wytyczają trendy, tworzą coraz lepsze materiały reklamowe, a polscy fani streetwearu wreszcie mają skąd czerpać wiedzę oraz zaopatrywać się w produkty, o których jeszcze kilka lat temu mogli jedynie pomarzyć.
92
25 lat Pumpów KIEDY W LATACH 90. ZAPYTAŁEŚ DZIECIAKA, KIM CHCIAŁBY ZOSTAĆ, KIEDY DOROŚNIE, W ODPOWIEDZI NAJCZĘŚCIEJ SŁYSZAŁEŚ „GRACZEM NBA”. WSZYSCY BOHATEROWIE TAMTEJ DEKADY MIELI CHARYZMĘ I STYL. NIEKTÓRZY MIELI TEŻ BUTY, KTÓRE ZMIENIŁY GRĘ NA ZAWSZE. Tekst i zdjęcia: materiały promocyjne
Naprawdę trudno uwierzyć, że pomarańczowe piłki na językach Reeboków po raz pierwszy pojawiły się aż ćwierć wieku temu, ale liczby nie kłamią. Premiera kultowego modelu Pumpów odbyła się 24 listopada 1989 roku. Na przełomie lat 80. i 90. firmy produkujące obuwie prześcigały się w innowacjach, prawie codziennie wprowadzając na rynek „rewolucyjne rozwiązania”, jednak dopiero pomysł Paula Litchfielda, młodego projektanta Reeboka, postawił na głowie świat sportowej i ulicznej mody.
Pumpy powstały z konieczności dopasowania kształtu butów do indywidualnej budowy stopy noszącej je osoby. Pomysł wydaje się niezwykle prosty. Kilkukrotne przyciśnięcie pompki na języku powoduje, że specjalne komory umieszczone wewnątrz buta wypełniają się powietrzem i idealnie dopasowują do kształtu stopy. Zanim z fazy prototypów udało się przejść do seryjnej produkcji minęło jednak kilka lat. Pierwszym sportowcem, który zaufał nowej formule był skrzydłowy Atlanta Hawks – Dominique Wilkins, rywalizujący
93
w 1989 roku w konkursach wsadów z Michaelem Jordanem. Wilkins rzucił z ekranu telewizyjnego zakamuflowane wyzwanie. Wszyscy wiedzieli, kim jest enigmatyczny Mike, do którego Dominique skierował słowa „Pump up and Air Out!” Mimo, że to koszykówka była najbardziej widowiskowym i popularnym sportem tamtych czasów, specjaliści w innych dyscyplinach również zaczęli korzystać z wygodnego i efektywnego systemu Pump. W 1990 roku do pompującego teamu dołączył m.in. Michael Chang gwiazda tenisowych kortów, który upodobał sobie model Reebok Pump Court Victory. Momentem, który trwale zapisał się w historii NBA, był występ Dee Browna na konkursie wsadów z 1991 roku. Zanim koszykarz Boston Celtics wykonał swój najsłynniejszy dunk, nazwany później no-look (dlaczego no-look? Spróbujcie wykonać wsad zasłaniając sobie oczy przedramieniem), schylił się i na oczach milionów napompował swoją parę czarnych Pump Omni Lite. Ten wsad zapewnił mu nie tylko wygraną w konkursie, ale też stałe miejsce w historii najlepszej ligi świata. Nie tylko świat sportu zachwycał się pompowanymi językami. W tym samym roku, w którym Brown wykonał swój najlepszy dunk, młody Macaulay Culkin, znany z głównej roli w filmie Kevin sam w domu, wystąpił w teledysku Black or white Michaela Jacksona właśnie w Pumpach. Modele Pumpów z tamtych lat do dziś wywołują dreszcze u prawdziwych sneakerheadów: Omni Lite, Omni Zone, Twilight Zone, AXT Mid, SXT Mid czy Aerobic Lite to tylko niektóre z nich. Kolejnym przełomem w historii pompowanych języków było pojawienie się modeli z serii Blacktop m.in. słynnych Pump Blacktop Battleground czy promodelu Shaquilla O’Neala wyposażonego w technologię Pump nazwanego Shaq Attack. Kreatywność inżynierów Reeboka osiągnęła nieznany wcześniej pułap w 1994 roku. Wtedy marka zdecydowała się na ryzykowny ruch – wypuszczenie na rynek modelu Insta Pump Fury. Intrygujący, futurystyczny projekt okazał się strzałem w dziesiątkę, a trójkolorowy, jaskrawy sneaker błyskawicznie stał się obiektem pożądania. Idea Pump została w tym modelu rozwinięta w bardzo pomysłowy sposób – po napompowaniu ten czarno-czerwono-żółty but opina stopę
w taki sposób, że sznurówki przestają być w ogóle potrzebne. Coraz mocniej widoczny w modzie ulicznej retro-basketowy trend, spowodował prawdziwy renesans Pumpów. Od kilku lat pojawiają się coraz to nowe modele, nawiązujące do sprawdzonych rozwiązań (często powstałe w wyniku ciekawych kooperacji), jak również wierne reedycje tych najbardziej klasycznych butów (choćby zeszłoroczny powrót Omni Lite). Z okazji zbliżającego się wielkimi krokami 25-lecia Pumpów Reebok Classic przygotował niezwykły prezent dla wszystkich miłośników stylowego obuwia sportowego. Pump Respect Pack to niepowtarzalna minikolekcja, w której ukażą się sztandarowe modele wyposażone w ten system. Reebok Pump AXT, Reebok Pump Omni Zone, Reebok Insta
Pump Fury, Reebok Pump Omni Lite, i Reebok Court Victory Pump powrócą w wersjach kolorystycznych wykorzystujących dobrze znane fanom marki barwy: czarny, czerwony i żółty. Czy szał pompowania ogarnie polskie ulice? Bardzo prawdopodobne. Przecież każdy chciałby chociaż przez chwilę polatać w świetle reflektorów jak Dee Brown prawie ćwierć wieku temu.
Modele Pump znajdziesz w sklepach Reebok: w Warszawie (Arkadia), Wrocławiu (Pasaż Grunwaldzki), Katowicach (C.H. Silesia), Krakowie (Galeria Kazimierz i Galeria Krakowska), Łodzi (Galeria Łódzka i C.H. Łódź), Zielonej Górze (C.H. Focus Park), Radomiu (Galeria Słoneczna), a także w Worldboxie oraz online na: www.worldbox.pl, www.basketzone.pl, www.sklepkoszykarza.pl, www.bludshop.pl.
94
STREET W Y WIAD
Streetwear to ludzie KONRAD WAWRZONKIEWICZ TO ZAŁOŻYCIEL LEGENDARNEGO POLSKIEGO SKLEPU SWAGGER LIZARD. MODĄ ULICZNĄ INTERESOWAŁ SIĘ JUŻ JAKO NASTOLATEK, CO ZAOWOCOWAŁO PÓŹNIEJ STWORZENIEM MIEJSCA, GDZIE EKSKLUZYWNIE MOŻNA BYŁO KUPIĆ UBRANIA TAKICH MAREK, JAK: ROCKWELL BY PARRA CZY THE HUNDREDS. W ROZMOWIE Z HIRO OPOWIEDZIAŁ NAM JAK KILKA LAT TEMU WYGLĄDAŁO ŚRODOWISKO KULTURY MIEJSKIEJ ORAZ CZYM DLA NIEGO JEST STREETWEAR. Rozmawiał: Jakub Wróbel Ilustracja: Michał Dąbrowski
Jak to było wprowadzać pierwsze znaczące, międzynarodowe marki streetwearowe do Polski? Bardzo fajne uczucie. Tego, co starałem się ściągnąć do Polski totalnie nie było w naszych sklepach. Co prawda coś tam się pojawiało np. niemiecki Kickz, który został otwarty w Bluecity chyba w 2005 roku. Jednak na więcej za bardzo nie można było liczyć. Zauważyliśmy, że moda się zmienia i ludzie szukają czegoś innego niż stricte hip hopowe marki. Stwierdziliśmy, że czas wypełnić tę lukę. Buty były już mniej więcej ogólnodostępne np. w sklepie Warszawska Nike. Co prawda wszystko było początkowo dość okrojone, no ale nie od razu Rzym zbudowano. Z czasem było coraz lepiej i stwierdziliśmy, że to odpowiedni moment, aby dorzucić do tego jakieś ciuchy. Wszystko urodziło się na i dzięki blogu Phat Fly Sneakers. Zaczęliśmy odzywać się do amerykańskich i ogólnoświatowych marek, część nam odpisała, część nie, wiadomo jesteśmy w Polsce, czyli powiedzmy na zadupiu Europy. Moim zdaniem od Was zaczęła się tzw. trzecia fala streetwearu w Polsce, czyli to z czym mamy do czynienia teraz. Pojawił się Swagger Lizard i polskie marki wzorowane na Stussy, na The Hundereds… No to jeszcze parę lat później, bo te marki zaczęły się tak
naprawdę pojawiać dwa, może ze trzy lata temu. My otworzyliśmy sklep w 2008 roku. W sumie było to niedługo po pojawieniu się firmy Turbokolor. Moim zdaniem to właśnie oni są wyznacznikiem trzeciej fali streetwearu w Polsce. Pomysły Pawła Swanskiego były świeże, przy pierwszej kolekcji po prostu szczęka opadała! Jakieś jeansy z nadrukiem krzyża, kurtki w seledynowych kolorach z gumowymi nadrukami. To wyglądało super. Jak wyglądało środowisko streetwearowe w latach 2004/2005? Na przełomie 2004/2005 środowisko dopiero raczkowało. Osób wiedzących co to jest streetwear było bardzo niewiele. Ludzie utożsamiali go z ciuchami hip hopowymi. Każdy kto znał się jakoś na butach równocześnie chodził w szerszych ciuchach, to było połączone tak samo jak koszykówka i hip hop. Buty były częścią zajawki, na którą najbardziej zwracało się uwagę. Wraz z pojawieniem się for internetowych, jak np. Phat Fly Sneakers, świadomość ludzi zwiększała się. Więcej osób zaczęło zwracać uwagę na modę miejską. Wielkie baggy jeansy i szerokie bluzy znudziły się, bardziej zaczęto dostrzegać stonowane rzeczy. Wszystko krążyło jednak wokół butów. Łatwiej było zgarnąć jakieś kiksy niż ciuchy… Może inaczej, dobre sneakersy były
STREET W Y WIAD
bardziej popularne niż dobre ciuchy. Każdy kombinował w swoulicach. Nie mówię o latach wcześniejszych. W Warszawie jest im rejonie ubierał się w skateshopie czy gdziekolwiek indziej. w tej chwili tylu dziwaków, że po prostu przestajesz zwracać Jednak buty zawsze musiały mieć albo 3 paski albo swoosha. uwagę na to, jak kto jest ubrany. Także nie dostałem w zęby za Wcześniej, za czasów pasjonowania się promodelami graczy to, że się wyróżniałem. Pod koniec lat 90., gdy były jeszcze bitwy NBA, Air Forcy były traktowane jak buty ortopedyczne. Mam subkultur to zdarzały się różne historie, ale później już raczej takiego znajomego, który podchwytywał ten styl francuski, nie. Osobiście nie przepadałem na początku za biegówkami, ale czyli właśnie szelesty, Air Maxy, Air Forcy itd., dla nas, małolanawet jeśli ktoś chodził w jakichś oldschoolowych adidasach tów, którzy woleli najnowsze produkcje firm obuwniczych, moi chłopaki w dresach to przyuważyli to raczej z ciekawości pydele retro były jeszcze nie do końca „atrakcyjne”. To było dla nas tali co to za buty niż mieli ochotę ci dowalić. Chyba, że chcieli ci za „świeże”, dopiero gdy człowiek napatrzył się na nie na boisku, je ściągnąć. w świadomości zaczęło coś krążyć i przychodziła myśl „w sumie nie wygląda to źle”. Zakładasz go na nogę i wyglądasz fajnie. Porozmawiajmy o tych latach wcześniejszych. Jak to wygląZaczyna ci się to podobać. Takich ludzi jednak można było bardało, gdy otwieraliście Swagger Lizzard? Co się wtedy nosiło? dzo rzadko spotkać. Często koleś, który szedł w kurtce varsity Wtedy nie było takiej różnorodności. Rzeczy Carhartta były i w jakichś fajnych nike’ach był wytykadostępne we Front-Line, który został ny palcami, bo się wyróżniał. Wiadomo otwarty przy placu Politechniki. Gdy polska, szara rzeczywistość. Trzeba otwierałem Swaggera to powiedzmy, że MAM NADZIEJĘ, ŻE było mieć gdzieś podejście innych osób, nie byłem jeszcze na tyle w temacie, żeby WYJDZIE JESZCZE aby tak się ubierać. Gdy pojechałem do ogarnąć co to i z czym to się przysłowioStanów, aby zarobić na studia, takiej sywo je. Poza tym ceny Carhartta były wyKILKA BRANDÓW, tuacji nie było. To kolebka kultury uliczsokie. Nie mówię, że my mieliśmy tanie KTÓRE BĘDĄ MIAŁY nej i każdy ma gdzieś to, jak wyglądasz, rzeczy, bo w Lizzardzie można było doNA SIEBIE POMYSŁ, bo to nie jest nic nowego. Tam ludzie po stać koszulki KIKSTYO po 350 zł. Nie ma KTÓRE BĘDĄ MIAŁY prostu się tak ubierają. To właśnie w USA co ukrywać, co drugi małolat nie mógł W ZANADRZU zachłysnąłem się ciuchami. Połowę hajsobie pozwolić na to, żeby kupić taki su, który zarobiłem, wydałem na ubraprodukt. Poza tym wtedy była mniejsza COŚ WIĘCEJ NIŻ nia i buty, drugą połowę przepuściłem świadomość streetwearu. Taka różnica CZCIONKA NA na ciuchy dla moich znajomych, którzy minipokoleń albo miałeś kumpli, choKONTRASTOWYM dopiero po powrocie oddawali mi piedzących w szerokich spodniach, albo TLE CZY PROSTE niądze. Gdy wylądowałem z powrotem typowych skejtów. Nie było takiego ZNAKI GRAFICZNE. w kraju, miałem jakieś pięćset dolarów streetwearu jak teraz, czyli że zakładasz przy sobie, reszta była w zakupach. wąskie spodnie, do tego pinrolle, koszulę, A w Polsce wiadomo znowu szara rzeczypięciopanelówkę itd. Nie było wtedy tawistość. Kiedyś szedłem na wydział, była kiej opcji. Po pierwsze w ogóle te rzeczy zima, ubrałem się trochę bardziej kolorowo niż większość warnie były dostępne, po drugie większość ludzi nie miała świadoszawiaków. Szła jakaś dziewczyna z aparatem, stanęła i zrobiła mości. Jedynie ci co interesowali się Tenisufkami, wtedy jeszcze mi zdjęcie. Zacząłem się zastanawiać o co chodzi. Spojrzałem Phat Fly Sneakers, zaczynali coś kumać, ale mimo wszystko nie na ludzi obok siebie, wszędzie szaro, a ja New Era na głowie, wybyło takiej dostępności, jak teraz. O zakupach przez internet sokie Air Forcy Carmelo Anthony, ewidentnie się wyróżniałem. można było pomarzyć. Nikt nie miał pojęcia o paypalu, e-bayu To była normalna opcja, chciałeś wyglądać fajnie, trzeba było czy sklepach zagranicznych. W tej chwili masz kartę kredytową, się przyzwyczaić, że ludzie będą się na ciebie inaczej patrzeć, to łączysz ją tylko z paypallem i kupujesz co chcesz w każdym sklesamo było z noszeniem pinrolli. pie na świecie. Kiedyś większość raczej wybierała rzeczy, które były dostępne na naszym rynku. Nie mówię o totalnych zajawW którym roku zaczęły się pojawiać pierwsze pinrolle? kowiczach, którzy byli w temacie od samego początku, ale to Nie wiem, chyba w 2008 roku. Teraz ¾ Warszawy biega były jednostki. Większość ludzi w Polsce nie miała zielonego w pinrollach, a na początku zakładała je garstka ludzi, którzy pojęcia skąd wziąć streetwearowe ciuchy dobrych, zagraniczogarniali buty. nych marek. Nie mówię już o cenach, które na początku dla takiego zwykłego małolata były po prostu kosmiczne. 2008 rok w ogóle można uznać za przełomowy. Oberwałeś kiedyś za to, jak wyglądasz? Mimo to odbiorcy się znajdywali? Raczej nie. W Warszawie ludzie troszeczkę inaczej do tego podTak. Nie powiem, żeby było łatwo, ale z czasem odbiorcy się znachodzą. Nie miałem nigdy problemów przez to, że miałem New leźli. To jest marketing, wszystko trzeba jakoś nakręcić, pokazać Erkę, pinrolle czy cokolwiek. Młodzi ludzie w tej chwili szybko ludziom, że można nosić coś innego niż wszyscy. Wtedy odbiorpodchwytują nowe tematy, chwila moment i pojawia się to na cy zawsze się znajdą, kwestia tego jak zareklamujesz produkt,
95
96
STREET W Y WIAD
jak go przedstawisz. Znaleźli się odbiorcy także dlatego, że tak jak mówiłem, nie było tego na polskim rynku. Była luka, którą idealnie udało nam się wypełnić. Obecnie mamy do czynienia z odmłodzeniem grupy odbiorców. Jest bardzo dużo dzieciaków, które już w podstawówce zaczynają chodzić w markach streetwearowych. Jak to oceniasz z perspektywy starego wyjadacza? Fajnie, że to się rozwija, jednak nie wróżę długiej przyszłości polskim nowym minimarkom. Sorry, ale robienie wszystkiego black&white to nie jest to. Rozumiem, że wypuszcza się na rynek to, co się najlepiej sprzedaje, ale moim zdaniem muszą być jakieś ograniczenia. Wiem, że są na takie ciuchy odbiorcy, ale bez przesady, to nie powinno tak wyglądać. Patrzę na kolekcję pięciu polskich firm i tak naprawdę jakby ich ciuchy leżały obok siebie to nie umiałbym powiedzieć, która firma co wypuściła. Jest kilka brandów, które robią swoje projekty od początku, chociażby wspomnę znowu o Turbokolor, oni mają zupełnie inne podejście. W każdej ich kolekcji widać, że idą swoją drogą, którą dawno temu sobie określili. Jedne rzeczy są lepsze, inne gorsze, ale to jest naprawdę kierunek, w którym powinna iść każda polska marka. Nie ściągać patentów z Hood By Air czy z jakichś innych zagranicznych marek tylko szukać swojego kierunku, swojej drogi. Na przykład The Hive też robi fajne projekty. Bazuje na szarościach, bielach i czerniach, ale podejście do grafik ma dość ciekawe. Można u nich znaleźć niestandardowe rzeczy i też widać, że mają pomysł na siebie i jakoś próbują to wprowadzić w życie. Stanowczo podziękuję za białe pasy na rękawach czy inne jakieś takie jazdy. No błagam, to nie o to chodzi. Czasem warto posiedzieć, pomyśleć, zatrudnić lepszego grafika, wypuścić naprawdę coś fajnego, co zwróci uwagę ludzi i to nie tylko małolatów z gimnazjum, ale też innych, normalnych osób, którzy cenią kulturę uliczną. Czy polski streetwear będzie się w ogóle rozwijał, czy raczej cały rynek zacznie się kurczyć? Co zrobią marki, gdy czerń przestanie się sprzedawać? No właśnie, co zrobią marki, które tworzą wyłącznie czarno-białe kolekcje, gdy takie projekty przestaną się sprzedawać? To dobre pytanie, ale chyba do nich. Moim zdaniem po prostu zabraknie im pomysłów, będą robić ciągle to samo aż w końcu wyginą, albo wypuszczą kolorową kolekcję, co znowu będzie całkowitym zaprzeczeniem uprawianego przez nich stylu. Fajnie jeśli marka wypuszcza kolekcje, które ze sobą współgrają, widać w nich jakąś ciągłość, a nie produkuje ciuchy taśmowo, jak leci. W sumie mamy w Polsce kilka fajnych marek, np. Hazel, który robi minikolekcje. Ostatnio są troszeczkę swag, uderzają w te czarno-białe projekty, ale robią to z pomysłem. Nie jest to jakieś strasznie nachalne. Widać, że nie jest to prosty projekt. Chłopaki
usiedli, przemyśleli, zobaczyli to może gdzieś, może sami zaprojektowali, nie wiem, ale zrobili spoko ciuchy i to nie w nachalny sposób, jak reszta polskich brandów. Nie wiem, w którą stronę pójdzie polski streetwear. Mam nadzieję, że wyjdzie jeszcze kilka firm, które będą miały na siebie pomysł, które będą miały w zanadrzu coś więcej niż boxlogo, czcionka na kontrastowym tle czy proste znaki graficzne. Czym w ogóle dla Ciebie jest streetwear? Po prostu miejskim stylem ubierania. Jakie są elementy streetwearu? Jakie cechy można wyróżnić? Nie lubię czegoś osadzać w ramach. Tak naprawdę streetwear to są ludzie, to jak pewne grono osób w danym miejscu się ubiera, łączą ich podobne zainteresowania i utożsamianie się z kulturą uliczną. Trudno to dokładniej zdefiniować. Większość kojarzy pojęcie streetwearu z hip hopem, koszykówką, graffiti, street artem itd. Wydaje mi się, że tam to trzeba kierować. Jacy ludzie noszą streetwear w Polsce? Według Ciebie, kim oni są? Mówmy o świadomych odbiorcach streetwearu. Prawdziwy streetwear to nie są rzeczy tanie. Mamy np. A.P.C., Givenchy też można teraz podciągnąć pod streetwear. Kim są ludzie, którzy go noszą? Moim zdaniem są to świadomi odbiorcy, którym po prostu ten styl odpowiada. Cenią sobie jakość wykonania rzeczy. No i mają zasobny portfel, bo nie oszukujmy się, to nie jest koszulka z H&M za 20 zł. Ponadto mają otwarte umysły, jakieś zainteresowania, etc. Streetwear ma wielu odbiorców, gimnazjaliści mogą w nim chodzić i ludzie po czterdziestce. Tak naprawdę to jest utożsamianie się z kulturą ulicy, modą, muzyką, sportem, sztuką i tym podobne. To wszystko się łączy. Co byś powiedział młodszym odbiorcom? Ubierajmy się świadomie, bo to są tylko ciuchy i aż ciuchy. Nie można się w tym zakręcić, bo wydawanie całej pensji na dwie pary spodni i buty jest bez sensu. Miałem inne podejście jak byłem młodszy. Prowadzenie sklepu może nauczyło mnie innego podejścia do tego tematu. Nie ukrywam, posiadanie fajnych rzeczy jest fajne, otwierasz garderobę, a tam sto par butów, to jest sztos, ale po pewnym czasie można się w tym zakręcić. Były zresztą koszulki „I’ve got 100 pair of shoes, 1000 vinyls, no wife, no house” także bądźmy świadomi tego, co kupujemy, tego, co wybieramy. Niech to nie będzie owczy pęd, że kolega ma koszulkę Supreme to ja też musze ją mieć, chociaż mojej matki na to nie było stać. Patrzmy też na swoje podwórko, wspierajmy też polskie marki. Szukajmy tylko tych, u których widać, że mają na siebie pomysł, a nie ściągają patenty z zagranicy i są tylko chwilowymi firmami, które zaraz nie będą wiedziały co ze sobą zrobić.
STREET W Y WIAD
S T R E ET FA S H ION C U LTU R E S NE A KE R S TR E N D S
97
98
SOCIAL ART YKUŁ
OBYCZAJE UPADŁY I NIE MAJĄ ZAMIARU WSTAWAĆ. UPADAŁY WŁAŚCIWIE JUŻ OD ZARANIA DZIEJÓW. GŁÓWNIE W OCZACH NOBLIWYCH MATRON I SĘDZIWYCH MĘŻÓW STANU. WYALIENOWANI Z MIĘDZYPOKOLENIOWEJ WSPÓLNOTY MILLENIALSI SUROWO OCENIAJĄ GŁÓWNIE SAMI SIEBIE I POPADAJĄ W SPIRALĘ OKOŁOSEKSUALNEJ HIPOKRYZJI. PRAGNĄŁ STABILIZACJI, JEDNOCZEŚNIE NIE BĘDĄC W STANIE DOCHOWAĆ WIERNOŚCI. Tekst: Helena Łygas
Już najsławniejszy z Karolów (i bynajmniej nie chodzi tu o Papieża Polaka) wiedział, że religia to opium dla mas. W postmodernistycznej rzeczywistości, gdzie dzień święty święci się raczej w piątek niż w niedzielę, miejsce Boga z powodzeniem może zastępować właśnie idea miłości – równie piękna, szlachetna, podnosząca na duchu i nadająca sens. Carrie Bradshaw, serialowa idolka wszystkich wielkomiejskich singielek (przecież nie starych panien) wypowiada w jednym z odcinków pamiętną kwestię – „I'm looking for love. Real love. Ridiculous, inconvenient, consuming, can’t-live-without-each-other love.” Miłość idealna to nieosiągalne marzenie, a wiara w platońskie połówki pomarańczy nie popłaca. Choćby dlatego, że lepsze jest wrogiem dobrego. Udowadnia to nie tylko tzw. życie, lecz także Sex w wielkim mieście. Jeśli już czekamy na grom z jasnego nieba i eksplozję co najmniej atomową, dlaczego miałyby nas zadowolić martwe naskórki codziennych uniesień. Śniadanie do łóżka i SMS-y czy
wzięliśmy szalik to zdecydowanie za mało, kiedy popatrzymy na Taj Mahal, ewentualnie DiCaprio tonącego wraz z Titanikiem w odmętach Atlantyku. Miłość to jedna z nielicznych nieobdartych z mistyki idei, którą oszczędził ząb czasu. Być może dlatego, że w obecnym kształcie jest konceptem dość nowym, sięgającym zaledwie początków społeczeństw industrialnych. Łączy ją z Bogiem jeszcze jedno – przynajmniej w nomenklaturze chrześcijańskiej – przykazania. A pierwszym przykazaniem miłości jest podobno wierność. DO DESKI GROBOWEJ (BĄDŹ DĘBOWEJ)
Poza miłością monogamia nierozerwalnie wiąże się jeszcze z innym pojęciem czy też raczej –- używając języka dyskursu publicznego – instytucją. Jest nią małżeństwo, czyli tym, co praktykują wasi rodzice, o ile jeszcze nie skoczyli sobie do gardeł. Od kilku dobrych
99
SOCIAL ART YKUŁ
dziesięcioleci zmienia się podejście do tej zacnej zalegalizowanej formy związku międzyludzkiego. Obecnie istnieje szansa, aby małżeństwo przestało być zalegalizowaną formą prostytucji, gdzie w zamian za usługi seksualne mężczyzna zapewnia kobiecie utrzymanie. Tak widziała je między innymi sufrażystka Victoria Woodhull. Niestety zazwyczaj małżeństwu bliżej raczej do niewolnictwa niż wspomnianej formy nierządu. Światowa armia przydomowych Izaur już nie tylko rozkłada nogi, ale też pierze, sprząta i gotuje, a to wszystko niemal zupełnie gratis. Za cenę jednego pierścionka nawet niekoniecznie z brylantem i przysięgi dotyczącej dozgonnej miłości i wierności. Nie możesz złapać króliczka „miłość”, złap chociaż męża. PIERWSZY SKOK W CHMURACH
W pakiecie „małżeństwo” teoretycznie dostaje się również wierność, o którą wcześniej w nie do końca usystematyzowany sposób trzeba zabiegać bądź udawać, że ma się ją gdzieś. Niezależnie od tego czy jesteśmy po tzw. słowie, czy po prostu na Facebooku mamy zaznaczony status „w związku”. Ładnie to czy brzydko przed powiedzeniem sakramentalnego „tak” na czymś jednak trzeba się uczyć. Najfajniej byłoby na błędach, ale częściej jednak wychodzi, że uczymy się na ludziach (pomijając już fakt, że niektórych z nich można by z powodzeniem wpisać w rubryczkę ”błąd” i to Caps Lockiem). Pięknie być dla kogoś najważniejszym na świecie, ale utrzymanie tego stanu przed dłuższy czas udaje się tylko nielicznym. W każdej poza miłością dziedzinie zasada kto pierwszy, ten lepszy wydałaby się nam pure nonsensem. Miłość, także w tym przypadku, rządzi się zupełnie innymi regułami. Kto pierwszy musi być najlepszy, a jeśli sądzisz inaczej jesteś potworem oraz świnią. Oczywiście bez serca, bez czci i wiary najpewniej też, a to właśnie między innymi wiara w ideę miłości platońskiej popycha ludzi do poszukiwań kogoś nowego, nieznanego, stworzonego specjalnie dla nas. W modelu idealnym i umiarkowanie krzywdzącym para przed rozpoczęciem poszukiwań rozstaje się w pokoju ściskając sobie ręce. Tyle, że ten model raczej się nie sprawdza. W każdym razie ani nie widziałam, ani nie słyszałam. Moja znajoma doradza zawsze wszystkim głodnym sercom i otwartym głowom model liany. Nie musisz być dziewczyną Tarzana, żeby go stosować. Jeśli twój związek chyli się ku upadkowi, rozglądaj się na boki uważnie, nie puszczając (się oraz liany, którą trzymasz). Randka z kimś nowym może wiele zmienić. Niekoniecznie rozbić związek. Czasem ma nawet szanse sprawić, że z większym oddaniem przylegamy do pnącza już schwyconego. ONE TEQUILLA, TWO TEQUILLAS, THREE TEQUILLAS... FLOOR
Inna para kaloszy jeśli na jedną jedyną noc (i to nawet nie w Bangkoku) skręciliśmy z duktu praworządności na manowce bądź w krzaki. Kolejnym fantazmatem w worku z miłością i jej podobnymi jest oczywiście prawda. Podobnie jak miłość sprawdza się wyłącznie jako szlachetna idea, do której należy dążyć. Jednak lepiej ją aplikować dopiero po konsultacji z lekarzem bądź farmaceutą. Co może dać wyznanie winy? Stawiałabym na łzy, rozpacz, smutek i złość. Zamiast wyzwolić ta piękna, szlachetna prawda szybciej spuści komuś łomot. I najpewniej nie będziecie to wy tylko ta druga
osoba. Podwójnie skrzywdzona. Żal za grzechy i mocne postanowienie poprawy wystarczą, spowiedź szczerą po chrześcijańsku można sobie darować. W takiej sytuacji chcemy ulżyć najczęściej swojemu sumieniu, a nie zadość uczynić poprzez mówienie sobie „wszystkiego”. Bo owo „wszystko” po prostu nie istnieje. Czy powiedziałaś mu, że jego matka jest ćwierćinteligentną biurwą i nie umie wychować nawet psa? A ty jej, że za bardzo się poci i drażnią cię jej gardłowe jęki? Przechodzenie do porządku dziennego nad rzeczami, których nie da się zmienić to umiejętność przydatna jak żadna inna. Gadki, że kłamstwo to grzech, kłamstwo to pech zostawmy w świecie dziecinnych rymowanek. SAMIEC ALFA I ŁATWA DZIEWCZYNA
Nasz gatunek, a szczególnie mężczyźni są biologicznie stworzeni do poligamii. Nie szukając daleko wskazuje na to choćby rozmiar ich jąder... Większość znanych mi samców funkcjonuje w binarnej i pełnej hipokryzji opozycji – uwielbienia dla „czystości” (bo już z dziewictwem bywa różnie) przy jednoczesnym imperatywie natychmiastowego zaspokojenia swoich potrzeb. Erotyczne seanse, po których wszyscy żyją długo i szczęśliwie (razem bądź osobno) rzadko jednak dochodzą do skutku. Winna jest przede wszystkim różnica oczekiwań czy też patrząc szerzej – brak świadomości tej różnicy. Mało która dziewczyna wychodzi w piątek z domu w poszukiwaniu seksu. Szybciej będzie starała się o zainteresowanie czy nowe znajomości. Załóżmy jednak, że widzimy P., która jest typem seksualnej predatorki i właśnie idzie na imprezę. P. ma duże libido i takiż stopień samoświadomości, słowem nie wierzy w szukanie miłości na parkiecie. Jakkolwiek tak zaserwowany sex appeal może przemówić do bardzo pewnych siebie mężczyzn, reszta będzie raczej trzymała się na dystans. Analogiczny typ męski zostanie natychmiast dostrzeżony przez kobiety, zaaprobowany i okrążony. Samiec alfa na horyzoncie, stado szaleje, staniki latają. Ale porzućmy na chwilę zaloty i sprawdźmy co z seksualną predatorką P. Dziewczynę jej pokroju możecie co najwyżej usłyszeć, że jest łatwa. Nie świadoma czy wyzwolona, po prostu łatwa. Nie żebym pochwalała swobodę seksualną bez umiaru. Wyróżniłabym też pewien dość zresztą smutny typ dziewczyn „puszczalskich”. I nie chodzi o liczbę przygód, ale o ich rodzaj. Dziewczyna „puszczalska” nie do końca lubi siebie, zazwyczaj nawet bardzo nie lubi. Ma ku temu rzeczywisty powód bądź też zgrabnie sobie go projektuje. Będzie sypiała z obcymi mężczyznami nie dlatego, że akurat ma na to ochotę, tylko żeby poprawić sobie leżącą (i kwiczącą w niebo głosy) samoocenę. Jej podbojom bliżej jest do ubojów rytualnych. Metaforycznie krwawych i dosłownie bezsensownych. Droga, jaką przebyły w ciągu ostatnich dwóch tysięcy lat nasze obyczaje, składa się głównie z potknięć i upadków. Cud, że w ogóle dotarliśmy do naszych czasów. Niekiedy jednak ma się wrażenie, że zamiast zgodnie ze znakami na niebie i na ziemi zawracać, przemy przed siebie nie patrząc na ograniczenia, ale przede wszystkim na innych. Indywidualizujcie się z rozentuzjazmowanego tłumu tak, żeby nikogo nie trzepnąć swoim ego po drodze. Pamiętajcie, że miłość, podobnie jak jej pierwsze przykazanie wierność, jest złożona znacznie bardziej niż cukry i zdania (razem wzięte!).
100
WHEELS
Volkswagen Golf BlueMotion Tekst: @annmisi Zdjęcie: materiały prasowe
Siódma generacja tego Volkswagena to najlepszy Golf w historii. Choć niepozorny i bez udziwnień zachwycił mnie już po przejechaniu pierwszych kilomertów. W środku cisza, luksus i precyzyjnie dopracowany każdy element. Jest subtelny, piękny i wygodny. Jazda nim to czysta przyjemność. Nowy Golf jest lżejszy o 100 kg. W zależności od silnika zużycie paliwa w porównaniu z poprzednikiem zmniejszyło się nawet o 23 procent. Przyszły Golf BlueMotion w znormalizowanym cyklu NEFZ będzie spalał tylko 3,2 l/100 km (emisja CO2 85 g/km). Już nie mogę się doczekać! Nowością w tym wydaniu jest silnik 1.4 TSI o mocy 103 kW/140 KM z automatycznym odłączaniem cylindrów (ACT). Średnie zużycie paliwa przez ten sportowy, a jednocześnie oszczędny silnik wynosi 4,7 l/100 km (109 g/km CO2). Nowy Golf jest też znacznie bardziej przestrzenny od poprzednich. Posiada więcej miejsca na nogi z tyłu i bardziej pojemny bagażnik, nawet o 30 litrów! To naprawdę dobra wiadomość dla tych, którzy w aucie mają drugą szafę. Uwielbiłam bezkluczykowy system otwierania i zamykania oraz uruchamiania silnika Keyless Access. Gdyby był mniej toporny mógłby spokojnie posłużyć za biżuterię. Teraz trochę o tym, czego nie widać. Systemy poprawiające bezpieczeństwo robią wrażenie nie tylko swoją nazwą.
W nowym Golfie znajdziecie hamulec multikolizyjny (seryjny) i proaktywny system ochrony pasażerów (PreCrash), tempomat z automatyczną regulacją odległości ACC i systemem Front Assist oraz funkcją awaryjnego hamowania w mieście, a także progresywny układ kierowniczy. Będziecie mieli również możliwość wyboru profilu jazdy za pomocą seryjnego ekranu dotykowego. Dla bardziej zamożnych Volkswagen przygotował nowy system Infotainment i En1tertainment z reagującym na zbliżenie ręki ekranem dotykowym. Siedem generacji Golfa nie tylko tworzyło historię sukcesów w zakresie techniki i ekonomii, lecz także w dziedzinie wzornictwa przemysłowego. Do rozpoznawalnych cech produktu Golfa należą typowe słupki C, długa linia dachu i typowa linia okien oraz charakterystyczny przód i tył z poprzecznymi elementami. Te detale czynią również nowego Golfa bardziej niepowtarzalnym i ponadczasowym niż większość innych samochodów kompaktowych. W momencie wprowadzania na rynek nowy Golf był oferowany w trzech liniach wyposażenia – Trendline, Comfortline i Highline. Nie ulega wątpliwości, że 29.130.000 egzemplarzy sprzedanych od 1974 roku do 31 lipca 2012 roku czyni Golfa jednym z najpopularniejszych samochodów na świecie, jakie kiedykolwiek były produkowane!
101
KOMFORT TO PODSTAWA BEZ WZGLĘDU NA TO CZY CO DRUGĄ NOC CIŚNIESZ W WATCH DOGS LUB BIOSHOCKA, CZY TEŻ SPĘDZASZ W PRACY NADLUDZKĄ LICZBĘ GODZIN EFEKT ZAWSZE BĘDZIE TEN SAM. CHOROBY OCZU I ZWYRODNIENIA KRĘGOSŁUPA TO CENA, JAKĄ WIELE OSÓB NIEZBYT CHĘTNIE ZAPŁACI ZA CIĄGŁE ŚLĘCZENIE PRZED KOMPUTEREM. JAK TEMU ZARADZIĆ? JAPOŃSKA FIRMA EIZO ZNALAZŁA NA TO SPOSÓB. JAKOŚĆ SPRZĘTU!
Warto również pamiętać o tym, Zaraz po przebudzeniu konieczże każda aplikacja wymaga innie musimy zadbać o nasz status nych ustawień obrazu, np. podw social media. Wertujemy fejczas pracy z tekstem korzystsa w poszukiwaniu informacji niejszy dla wzroku jest niższy o tym, co ciekawego dzieje się poziom jasności oraz biel zbliżou znajomych. Robimy sweet na odcieniem do kartki papieru. fotki i wrzucamy na Instagram. W przypadku monitorów EIZO Po kilkukrotnym przeciągnięciu użytkownik ma do dyspozycji gnatów, jeszcze w piżamie, wę5 trybów pracy FineContrast, drujemy do kompa. W tygodniu Tekst i zdjęcia: zapewniających właściwe ustaplan dnia niewiele różni się od materiały promocyjne wienia parametrów wyświetlaleniwych weekendów. Po prostu nia obrazów. Zmiany mogą być prywatnego laptopa zamieniadokonywane ręcznie lub automatycznie. Dodatkowo EIZO my na służbowego i mniej zabawne czynności, które jest stosuje w swoich monitorach panele LCD z matową powłonam dane wykonywać. Schemat działania niestety pozostaką, dzięki czemu nie czujemy się zdekoncentrowani tym, co je ten sam. Taki to los człowieka XXI wieku. odbija się w ekranie. Według badań naukowców z Uniwersytetu Kitasato Przy wielogodzinnej pracy należy także odpowiednio zaw Japonii 80% pracowników odczuwa dyskomfort poddbać o swój kręgosłup. Istotne jest nie tylko zachowanie praczas pracy przy komputerze. Jedną z przyczyn zmęczenia widłowej postawy, w czym pomagają ergonomiczne fotele, oczu jest migotanie obrazu. Wynika ono z niedoskonałości podkładki pod komputer, myszkę etc., ale również możlitechnologii regulacji jasności podświetlenia LED. EIZO, jako wość ustawienia ekranu w odpowiedniej pozycji. Idealnym pierwsza firma na świecie, zastosowała nową technolorozwiązaniem będzie tutaj seria EIZO EcoView, która zostagię kontrolującą system podświetlenia ekranu monitora. ła wyposażona w specjalną podstawę, umożliwiającą ustaDzięki temu zostaje zmniejszone migotanie obrazu, które wienie ekranu w najwygodniejszej dla użytkownika pozycji. może powodować permanentne bóle głowy. Kolejną przyReasumując, sprzęt najwyższej jakości potrafi czynić prawczyną zmęczenia oczu jest jasność ekranu, niedostosowana dziwe cuda. Dzięki niemu możemy uniknąć przekrwionych do aktualnych warunków oświetlenia, panujących w pooczu, strzykania w karku, bolącego krzyża i samopoczucia mieszczeniu. Zbyt jasny lub za ciemny monitor strasznie niczym siedemdziesięcioletni staruszek. Oczywiście namęczy wzrok. EIZO zadbał również o tę kwestię. Monitory wet EIZO nie zmniejszy pajączków na gałkach ocznych po EIZO z serii FlexScan EV w sposób automatyczny zmieniakolejnej zarwanej nocy, ale przynajmniej nie dostaniemy ją poziom jasności w zależności od oświetlenia, jakie jest po nich gigantycznej migreny. w otoczeniu, dzięki czemu nie musimy już nad tym czuwać.
102
J AW S D R O P
MESSAGE CLICK CLOCK Kto o poranku nie walczy z budzikiem od dodatkowe 5 min. snu? Od teraz pobudka może być mniej wkurzająca niż dotychczas. Napisz zabawną notkę, wpisz ją do urządzenia i ustaw zegar. Budzący cię codziennie alarm wyświetli zapisaną przez ciebie wiadomość. Message Click Clock w minimalistycznej obudowie jest łatwy do zaprogramowania i może przechowywać aż do 7 wiadomości.
VEHO VECTO SPEAKER & CHARGER Zapomnij o kiepskiej jakości dźwięku, marnym wykonaniu czy problemach z baterią. Veho Vecto to genialny bezprzewodowy głośnik i ładowarka w jednym. Ta przenośna bestia jest odporna niemal na wszystko! Wytrzyma wstrząsy, silne uderzenia i bliskie spotkanie z wodą. Ponadto podwójne sterowniki akustyczne połączone z potężnymi głośnikami zapewniają świetny dźwięk, a bateria wytrzymuje aż do 20 h zabawy.
MY KRONOZ SMART WATCH
firebox.com
Ten klasyczny zegarek z łatwością łączy się z telefonem za pomocą Bluetooth. Od teraz bez problemu odbierzesz połączenia prowadząc samochód czy podczas joggingu, wszystko za pomocą jednego ruchu nadgarstka. W tym prostym designie znajdziesz intuicyjne, boczne przyciski i poręczny alarm zbliżeniowy, który wibruje, gdy tylko telefon znajduje się poza 10-metrowym zasięgiem Bluetooth.
103
J AW S D R O P
LUCI INFLATABLE SOLAR LANTERN Niezwykle lekka, wodoodporna i przenośna lampa Luci Inflatable Solar Lantern to genialny gadżet dla ekomieszczuchów lub spontanicznych wczasowiczów. Działa dzięki zastosowaniu baterii litowo-jonowej i super wydajnych paneli słonecznych. Jedyne co musisz zrobić, to zostawić ją na słońcu (lub pod każdym innym światłem), by mogła się naładować. Odczekaj chwilę i voilà.
PRZENOŚNE ŹRÓDŁO ENERGII Jak uniknąć rozładowania sprzętu w najmniej oczekiwanym momencie? Warto mieć przy sobie bank energii TP-LINK TL-PB10400. Bardzo mocny akumulator, którego pojemność wynosi aż 10400 mAh, pozwala naładować nawet do 5 razy standardowego smartfona. TL-PB10400 posiada dwa porty USB (5V/2A oraz 5V/1A), umożliwiające jednoczesne podłączenie dwóch urządzeń.
IPAD ZABEZPIECZONY! Zabieraj swojego iPada zawsze i wszędzie. Masz obawy, że w ekstremalnych warunkach możesz go uszkodzić? Zaopatrz się w Smartskin Condoms for iPad, dzięki któremu idealnie zabezpieczysz swoje urządzenie. Bez względu na to czy wybierzesz się na wspinaczkę górską, w podróż łodzią podwodną, czy zamierzasz przejechać całą pustynię na wielbłądzie, twojemu iPadowi nic nie grozi.
ZIPPO HAND WARMER Zapomnij o zmarzniętych dłoniach. Zippo Hand Warmer dostarcza ciepła za pomocą konwersji krystalicznej. To pięknie zdobione Zippo może wyprodukować nawet dziesięć razy więcej energii niż jego konkurencyjne podgrzewacze. Wystarczy 12 ml paliwa, by ogrzać dłonie nawet przez 12 godzin.
LACIE X CHRISTOFLE SPHÈRE Musisz go mieć! Absolutnie, bezdyskusyjnie po prostu musisz! Nie ze względu na jego funkcjonalność a niesamowity design. Jeden tera idealnie starczy na podręczne archiwum najważniejszych plików. Ten zewnętrzny dysk twardy wyposażony jest dodatkowo w specjalny program zapewniający bezpieczeństwo danych.
104
CHCESZ SPEŁNIĆ SWOJE MARZENIA, ALE NIE WIESZ JAK SIĘ ZABRAĆ ZA ICH URZECZYWISTNIENIE? MASZ PASJĘ, ALE BRAKUJE CI KASY LUB NARZĘDZI, ABY JĄ REALIZOWAĆ? WEŹ UDZIAŁ W OGÓLNOPOLSKIEJ KAMPANII „IT’S YOUR LIFE JUST TAKE IT”. NA FINALISTÓW KONKURSU CZEKA AŻ 50 000 ZŁOTYCH. JEŚLI NADAL SIĘ ZASTANAWIASZ CZY ZGŁOSIĆ SIĘ DO PROGRAMU PRZECZYTAJ WYWIAD Z POMYSŁODAWCĄ KAMPANII „IT’S YOUR LIFE JUST TAKE IT” MICHAŁEM LESZKIEM. ZAISPIRUJ SIĘ! Wywiad i zdjęcia: materiały promocyjne
Skąd pomysł na konkurs pełen pasji? Jak pisał Richard Bach w swojej książce Iluzje „Najlepiej nauczysz innych tego, czego sam najbardziej powinieneś się nauczyć.” Sam przez wiele lat swojego życia szukałem drogi do życia pełnego radości, spełnienia i szczęścia. Nie była to dla mnie łatwa podróż. Poszukiwania były długie i wymagały ode mnie wiele samozaparcia, konsekwencji i determinacji w szukaniu siebie i swojego potencjału oraz rozwiązywaniu problemów narosłych przez lata zaniedbań. Wiele razy gubiłem kierunek. Natrafiałem na trudności, które wydawały się większe od moich możliwości. Dowiadywałem się rzeczy o samym sobie, których nigdy nie chciałem wiedzieć. Koniec końców po latach zmagań udało mi się pokonać własne słabości i ograniczenia, niejako na nowo rozpoczynając swoje życie, wypełniając je pasją i marzeniami, które obecnie realizuję. Z własnego doświadczenia wiem, że droga do realizacji celu jest niezwykle wyboista. Zdaje sobie sprawę również z tego, czego dokładnie potrzebujemy , by ją przebyć, a warto, ponieważ jest to podróż do osobistego szczęścia. Głęboko wierzę w to, że życie powinno być radością. Każdy z nas ma równe szanse na to, by zmienić swoje życie na lepsze. Bez względu na to, gdzie jesteśmy w danym momencie i jakimi dysponujemy zasobami możemy wykonać pierwszy krok, a za nim będą już kolejne. Co prawda na tej drodze każdy jest sam. Jedyne w jaki sposób można pomóc to zachęcić ludzi do działania oraz dać im skuteczne narzędzia, które mogą wykorzystać do realizacji swojego celu. Decyzję o zmianie muszą podjąć sami. Tak,
jak tworząc markę Krüger&Matz pragnąłem poprzez wyjątkowe produkty dać ludziom piękne i dostępne dla każdego narzędzia do lepszego życia, tak również tworząc akcję „It’s your life just take it” chciałem przekazać ludziom inspirację oraz narzędzia do zmiany swojego życia na lepsze i dzięki temu pomóc im na drodze, którą sam już pokonałem. Podczas trwania projektu osobiście poznałem naszych uczestników i przeprowadzałem z nimi wywiady. W najbliższym czasie wszystkie te materiały filmowe będziemy publikowali na naszym fanpage’u na Facebooku „It’s your life, just take it”. Gorąco zachęcam do polubienia tej strony. To właśnie nasi uczestnicy i ich historie mają być inspiracją do działania dla tych, którzy są dopiero na początku tej drogi. Tam również na fanów strony czeka codzienna dawka inspirujących cytatów i myśli, które przez lata wspomagały moją motywację i determinację w dążeniu do spełniania marzeń. Czy Krüger&Matz to spełnienie Twoich marzeń? Skąd pomysł na taki właśnie biznes i taką nazwę? Od strony zawodowej zdecydowanie tak. Zawsze mówię, że nie chodzę do pracy tylko spełniam swoje marzenia. Krüger&Matz jest efektem wielu lat mojego samorozwoju i ogromnej pasji do muzyki oraz możliwości, które otrzymałem od życia. W młodości miałem swój własny zespół rockowy., Byłem gitarzystą. Wtedy też mogłem grać na wzmacniaczu firmy Gallien-Krueger, który po latach, gdy dołączyłem do rodzinnej firmy Lechpol stał się dla mnie inspiracją zarówno przy
105
tworzeniu nazwy, jak i produktów o wysokiej jakości oraz wspaniałym designie. Jestem bardzo wdzięczny życiu za to, że mam możliwość spełniać się w biznesie w sposób, który przekłada moje pasje na produkty Krüger&Matz. Ta firma to mój świat, w który wkładam całego siebie i wszystkie wartości, które wyznaję i w które głęboko wierzę. Do tego właśnie świata zapraszam wszystkich. Do końca kampanii „It’s your life just take it” zostało jeszcze trochę czasu. Powiedz jak układa Ci się współpraca z Marceliną Zawadzką, która razem z Tobą odwiedza uczestników? Bardzo się cieszę, że to właśnie Marcelina Zawadzka została naszym Łowcą Pasji i wspiera nas we wszelkich zadaniach. Każdy wyjazd z nią to niesamowita przygoda. Marcelina jest pełną energii, bardzo otwartą i przyjaźnie nastawioną do ludzi osobą. Do każdego uczestnika podchodzi indywidualnie, niezmiernie angażuje się w poznanie ich pasji i życia. Mamy też podobne zainteresowania, którymi są sporty ekstremalne i motocykle. Co do tej pory było dla Ciebie największym zaskoczeniem? Chyba najbardziej zaskoczyło mnie to jak różny wpływ na ludzi mogą mieć ich pasje. Dla niektórych są wyjściem z trudnej sytuacji materialnej czy życiowej. Każdy ma inny motyw, ale właściwie wszyscy posiadają wspólny cel – chcą z pasji uczynić sposób na życie. Historie naszych uczestników są niezwykle barwne! Niektórzy zostają wierni swojej pasji nawet, gdy napotykają przeciwności losu. Taką historię opowiedziała nam Dominika, która kontynuuje jeżdżenie na crossie mimo tego, że miała wypadek, podczas którego złamała kręgosłup w trzech miejscach. Poznałem też Krzysztofa, który jest założycielem Fundacji Jednym Śladem, dzięki swojej pasji dba nie tylko o siebie i swój rozwój, ale również o innych pasjonatów jednośladów oraz wszystkich uczestników ruchu drogowego. Część osób pragnie, aby
ich zainteresowanie stało się sposobem na życie, mnie się to udało, dlatego cieszę się, że być może pomogę Damianowi, będącemu na początku tej drogi, a jego największym marzeniem jest skonstruowanie rakiety, która dotrze aż do umownej granicy kosmosu. Dużym zaszczytem było też spotkanie Łukasza, pierwszego polskiego zawodnika w Red Bull Air Race. Jestem bardzo zadowolony, że udało mi się zrealizować tę kampanię i poznać tyle wspaniałych osób, ich motywacje, a przy okazji pomóc im wszystkim i pokazać, że jeżeli bardzo się pragnie zrealizować swoje marzenia to wszystko jest możliwe. Niezależnie od okoliczności. Trzymam za wszystkich kciuki i jestem niezwykle ciekawy finału kampanii „It’s your life just take it”! Co dalej ? Czy są już plany na kolejną edycję ? W następnym roku planuję powiększyć projekt o dawanie ludziom nie tylko inspiracji i narzędzi, ale też wiedzy, która umożliwi im pokonywanie własnych słabości i ograniczeń. Więcej o tym będziemy mówili po finale tegorocznej edycji akcji, który zaplanowaliśmy na listopad. Pragnę, by akcja „It’s your life, just take it” była stałym elementem działań marki Krüger&Matz, abyśmy co roku mogli zachęcać do działania nowych ludzi i poznawać tych już zainspirowanych, którym pomożemy w realizacji ich marzeń. Tymczasem do końca września czekamy na zgłoszenia do obecnej edycji konkursu. Wszystkich tych, którzy chcą podzielić się ze światem swoją pasją, a przez to znaleźć się w gronie pozytywnie zakręconych i utalentowanych osób zachęcamy do odwiedzenia naszej strony www. Wgraj film lub zdjęcie, opisz swoją pasję i weź udział w konkursie. Na uczestników czekają nagrody w postaci słuchawek, tabletów i smartfonów Krüger&Matz. Z kolei pula 50 000 złotych na realizację swoich pasji zostanie rozdzielona pomiędzy autorów najlepszych zgłoszeń, jakie w drodze głosowania wybierze jury konkursu. Więcej informacji na www.itsyourlife.pl
106
Szukasz dobrej kawy? Na CoffeeDesk.pl znajdziesz wszystko, czego potrzebujesz! Chętnie zarazimy Cię naszą pasją! Sprawdź nas!
GOOD COFFEE IS GOOD! POWERED BY:
www.coffeedesk.pl OPOWIADANIE HISTORII O NAJDROŻSZEJ KAWIE ŚWIATA, POCHODZĄCEJ Z ODCHODÓW BIEDNYCH LUWAKÓW, JEST JUŻ PASSÉ. TERAZ JEŚLI CHCESZ ZABŁYSNĄĆ W TOWARZYSTWIE, MUSISZ WIEDZIEĆ, JAKA KAWA JEST NAPRAWDĘ DOBRA! ZNAJOMOŚĆ LOKALNYCH PALARNI, POSIADANIE DESIGNERSKIEGO SPRZĘTU DO ZAPARZANIA I ORYGINALNY KUBEK TO PODSTAWA. KONIEC Z BYLE ROZPUSZCZALNĄ LUB SYPANĄ Z HIPERMARKETU! DOWIEDZ SIĘ, JAK BYĆ Z KAWĄ NA CZASIE.
Kawiarniany bon ton Smaczna kawa musi być: ŚWIEŻO PALONA. Im świeższa tym lepsza. Powinna być palona maksymalnie 3 miesiące wcześniej. Jeśli na opakowaniu nie ma daty palenia, to najlepszy znak, że kawa jest stara. JASNO PALONA. Dosłownie czarne ziarna to spalone ziarna. Nie ma już w nich naturalnych smaków i aromatów kawy, dominuje gorycz i spalenizna. 100% ARABIKA. Arabika to lepszy gatunek kawy. Jej rywalka robusta to tańsza kawa niższej jakości, która niestety fatalnie smakuje.
Gdzie znaleźć dobrą kawę na mieście? ɾɾ
Landschaft, ul. Gimnazjalna 6, Bydgoszcz
ɾɾ
Retro Cafe, ul. Piwna 5/6, Gdańsk
ɾɾ
Wesoła Café, ul. Rakowicka 17, Kraków
ɾɾ
Pauza, ul. Kaszubska 6a/2, Koszalin
ɾɾ
Tektura, Kraków, ul. Krupnicza 7
ɾɾ
Owoce i Warzywa, Łódź, Traugutta 9
ɾɾ
Kofeina, Opole, ul. Kościuszki 31
ɾɾ
Brisman Bar Kawowy, ul. Mickiewicza 20, Poznań
ɾɾ
Lot Kury, Wrocław, ul. Ofiar Oświęcimskich 17
ɾɾ
Ministerstwo Kawy, ul. Marszałkowska 27/35, Warszawa
ɾɾ
Kofi Brand, Warszawa, ul. Mińska 25
ɾɾ
Forum, ul. Nowy Świat 6/12, Warszawa
Kopułka z suchej piany, warstwowe latte czy cynamonowa posypka nie są już godne zachwytu. Idealne espresso ze zmierzoną gramaturą i czasem ekstrakcji, czarna kawa parzona alternatywnie lub cold brew – to jest to, co teraz jest modne. Przede wszystkim jednak warto być świadomym konsumentem! Sprawdź, czy znasz najpopularniejsze napoje w kawowym menu. ESPRESSO [espresso]. Nie ekspresso, ponieważ nazwa nie pochodzi od ekspresu, ale od szybkości przygotowania kawy. Posiada zaledwie 30 ml i jest bardzo intensywne w smaku. Nie powinna jednak w nim dominować gorycz. Co ciekawe, ma stosunkowo małą ilość kofeiny. MACCHIATO [makiato]. Samo słowo macchiato najczęściej odnosi się do espresso z niewielką ilością mleka lub mlecznej pianki. Latte macchiato to po prostu latte z wyraźnie zarysowanymi warstwami mleka, espresso i pianki. CAPPUCCINO [kapuczino]. To po prostu espresso z podgrzanym i spienionym mlekiem. Mleczna pianka powinna być mokra, o konsystencji jogurtu, a nie sucha i pełna bąbli. Jeśli zależy Ci na bardziej wyrazistym smaku kawy, to zdecyduj się na cappuccino. LATTE [late]. Przede wszystkim latte będzie większe niż cappuccino, zazwyczaj jednak więcej jest w nim jedynie mleka. W dużej latte o pojemności 400 ml znajduje się najczęściej jedno espresso. AMERICANO. To espresso z dodatkiem wody. W gorszej wersji to przedłużone espresso, wtedy dominuje w nim gorycz. Jeśli lubisz czarną kawę. Koniecznie wypróbuj tę parzoną alternatywnie, za pomocą chemexa, aeropressu czy syfonu. Odpowiednio zaparzona będzie słodka i owocowa, bez nieprzyjemnej goryczy.
107
KeepCup
Nie pij dobrej kawy z byle czego! Czy to w domu, czy na wynos w KeepCupie kawa smakuje lepiej ;) Noś swój kubek zawsze ze sobą. Dzięki temu w niektórych kawiarniach dostaniesz kawę taniej, a ponadto oszczędzisz środowisku kilkudziesięciu papierowych kubków. KeepCupy występują (dosłownie!) we wszystkich kolorach, jakie znasz. Znajdziesz je zarówno w wersji szklanej, jak i plastikowej (ale BPA free!).
Chemex
To prawdziwa gwiazda filmowa! Grał już w Burlesque, Przyjaciołach, a nawet był jednym z gadżetów Jamesa Bonda. Masz rację, to tylko dzbanek, ale jego design i funkcjonalność doceniono na tyle, że został jednym z eksponatów Museum of Modern Art w Nowym Jorku. Idealnie sprawdzi się podczas spotkań ze znajomymi czy nieprzytomnych poranków, gdy potrzebujesz więcej niż jednego kubka kawy, aby się obudzić.
HARIO Siphon
To urządzenie rodem z laboratorium alchemika. Tak naprawdę jest proste i szybkie w obsłudze. Podgrzewamy wodę w dolnym naczyniu, a tajne procesy fizyko-chemiczne sprawiają, że przedostaje się ona do górnego naczynia. Dodajemy kawę, mieszamy i czekamy minutę. Po tym czasie wystarczy zgasić płomień, by gotowy napar zaczął przesączać się na dół przez papierowy filtr. W kilka minut otrzymujemy wyśmienitą kawę!
Cold brew HARIO Mizudashi
Kawa parzona na zimno. Oksymoron? Niekoniecznie. Kawę możemy zaparzyć także przy pomocy zimnej wody, jednak zajmie to zdecydowanie więcej czasu: od kilku do kilkunastu godzin. To urządzenie ułatwia cały proces. Wystarczy wsypać zmieloną kawę do sitka, zalać zimną wodą, zamieszać i wstawić do lodówki na kilka godzin. Cold brew jest delikatne w smaku, nie jest gorzkie i ma dużo kofeiny.
HARIO Młynek Mini Mill Slim
Żadne wspaniałe urządzenie nie pomoże, jeśli nie masz przy sobie świeżo zmielonej kawy. Ten poręczny młynek nie zajmuje dużo miejsca ani w domu, ani w bagażu. Dodatkowo jest ultra lekki. Dzięki ceramicznym żarnom wysokiej jakości idealnie radzi sobie z równym mieleniem. Stopień grubości możesz dowolnie regulować. Dodatkowo +10 do mięśni ramion!
Przepis na Aeropress od Mistrza Polski Aeropress 2011 Pawła Trzcińskiego
Aeropress
Dzięki temu prostemu urządzeniu i odrobinie gorącej wody masz świetną kawę zawsze przy sobie: w pociągu, samolocie, na kempingu. W tej wielkiej strzykawce wytwarza się ciśnieniem nawet kilku barów, więc otrzymujesz kubek smakowitej czarnej kawy o intensywnym smaku. Gdy już poznasz tę metodę na wylot, powinieneś koniecznie wystartować w Mistrzostwach Polski Aeropressu!
1.
Zakręć sitko wraz ze zmoczonym papierowym filtrem na pojemnik.
2.
Postaw pojemnik na dzbanku, kubku czy filiżance o odpowiedniej pojemności.
3.
Wsyp do pojemnika 17-18 g świeżo zmielonej, wysokiej jakości kawy.
4.
Pre-infuzja: wlej 30-40 ml wody i poczekaj 30 sekund.
5.
Pomieszaj dokładnie 3 razy.
6.
Dolej dodatkowe 230-250 ml wody.
7.
Wyciskaj około 30 sekund, bez dociskania ostatnich kropel naparu.
8.
Czas całkowity powinien wynosić 1:45-2:00.
B a m b o s z j e d n o n o g i e j s t o n o g i p r z y d u s i ł p o d p ł o m y k a f u t r e m z m i e r z w i o n y m p r z e z g o ł ą , o g i g a n t y c z n y c h r a m i o n a c h k o n f i d e n t k ę ( ( Ś M I E R Ć F R A J E R O M ! ) , k t ó r a s p a l i ł a t ę c z ę , p o p i j a j ą c n a p o j e m o w o c o w y m o p a l ą c y m J a n u s z a a r o m a c i e , p r z y p o m i n a j ą c y m m g l i s t e s p o j r z e n i e A r a g o r n a d ł a w i ą c e g o S I Ę k a s z l e m p r z e c i ą g ł y m M i k k e g o , k t ó r y m a s a k r o w a ł n i e p r z e r w a n i e o t a c z a j ą c e , z i e l o n e b o n u s y R T V .
FOLLOWUJ NAS NA INSTA:
110
FELIE TON
Wychodzę Wprawdzie nie uważam Janusza Korwin-Mikkego za janieistotna. Mam wrażenie, że co niektórych nie interesukikolwiek autorytet, ale muszę przytoczyć jedną jego wyje już nawet to, co dzieje się w naszym kraju. Niestety nie powiedź „tylko żyć i żreć”. Mam wrażenie, że ta sentencja trudno dojść do takiego wniosku, zwłaszcza po niedawnych stała się życiową filozofią większości społeczeństwa. 60% wydarzeniach. Sytuacja z OFE, w której partia rządząca Polaków w ogóle nie czyta książek. Zaledwie 11% rodadopuściła się perfidnej nacjonalizacji rodem z Polski lat ków zapoznaje się z lekturą minimum siedmiu publika40., przeszła zupełnie bez echa. W normalnym kraju, gdzie cji wydawniczych rocznie. Takie wyniki są zatrważające. obywatele są świadomi i zaangażowani w sprawy polityczLiteratura zawsze zaspokajała potrzebę narracji, sprytnie ne swojego państwa, takie działanie rządu wywołałoby falę przemycała wartości, wzmacniała tożsamości jednostmasowych protestów i palenia samochodów. U nas wszyscy ki oraz poszerzała jej horyzonty. Jak twierdzi dr Paweł przeszli obok tego obojętnie. Nikt nie pisnął ani słowa! Kuczyński z Collegium Civitas w dzisiejszych czasach ludzie Zresztą czemu się dziwić skoro jedyne źródła informacji to wolą oglądać seriale telewizyjtelewizyjne paplaniny i reportane niż czytać książki. I co mają że o tym, że pewnej starszej pani wynieść z tych pseudohitów? cały czas coś tłukło w mieszkaWeźmy pod lupę popularną niu. W jednym z programów puLUDZIE NIE CZYTAJĄ KSIĄŻEK. NIE produkcję, którą roboczo możblicystycznych mieliśmy świetny OGLĄDAJĄ WARTOŚCIOWYCH na nazwać Recept na egzystencję. przykład tego, jak wygląda dysFILMÓW. SZTUKA TO DLA NICH Oczywiście zobaczymy ją w krókusja w polskich mediach. Artur TOTALNA ABSTRAKCJA. SENSOWNE lestwie polskiej inteligencji – najZawisza z Ruchu Narodowego POGLĄDY BYŁY MODNE 50 LAT większej niepublicznej stacji TV spotkał się z Rafalalą (damn, co TEMU… OBECNIE MATURĘ ZDAJE w Polsce. W jednej z zapowiedzi za pseudonim). Rozmowa doTYLKO 67% PODCHODZĄCYCH nowego sezonu Jureczek dzwoni tyczyła tolerancji i wybryków DO EGZAMINU. CHCIAŁOBY SIĘ do Aneczki. Dziewczę odbiera tedrugiej z wymienionych osób. STANĄĆ NA SZCZYCIE WIEŻOWCA lefon. Juras zdziwiony, że telefon Po minucie sytuacja wyglądała I WYKRZYCZEĆ Z CAŁYCH SIŁ „CO TU Ani odbiera nie kto inny, jak Ania tak: prowadząca stoi w szoku, SIĘ DZIEJE?”. CZY TO JEST TEN TAK (ja już jestem wbity w fotel). Po mokry Artur Zawisza krzyczy MODNY OSTATNIO MINIMALIZM? czym wydziera się do słuchawki, coś o męskiej dziwce, Rafalala TOTALNE OBDARCIE SIĘ Z WIEDZY że musiał pilnie wyjechać, „chciał z pustą szklanką w ręku emaI JAKICHKOLWIEK WARTOŚCI WYŻod razu wrócić, ale CHRYSTE nuje dumą z powodu wyrwaSZYCH? JEŚLI TAK, TO JA WYCHODZĘ. ANKA”. Potem zapewnia, że nia homofobicznego chwastu. Tekst: Jakub Wróbel zaraz łapie samolot i będzie Przedstawiciel RN wyszedł ze w trymiga w Warszawie. Trailer studia, czemu się nie dziwię, nakończy się tak, że foka prawie tomiast dziennikarka próbowała dostaje orgazmu na wizji, ponieważ Juras lada moment będo końca programu przetłumaczyć bardzo zadowolonej dzie obok niej. Chociaż w sumie uniesienie spowodowane z siebie transseksualnej jednostce, że nie można wylewać jest chyba nowym telefonem, którym non stop wymachuje na ludzi wody. Inne programy wyglądają w sumie bardzo (taki naturalny product placement). Emocje, wartości, narpodobnie. Z jednym wyjątkiem: przynajmniej nikt niczym racja na najwyższym poziomie. Potem nie ma co się dziwić, w nikogo nie rzuca, a jedynym orężem są słowa. Tylko co że społeczeństwo kretynieje. z tego skoro i tak wszyscy przekrzykują się wzajemnie, a poZałożę się, że niewielu ludzi zapytanych na ulicy o aktualną ziom argumentów mogę porównać do redakcyjnych dyskusytuację na pograniczu Iraku i Syrii byłoby w stanie rzeczosji po wypiciu minimum pół litra wódki na głowę? wo opowiedzieć co tam się w ogóle dzieje. To nic, że mamy I jak ja mam to w ogóle podsumować? Zrobię to w najprostdo czynienia z ekspansją radykalnego islamu, proklamoszy sposób. Skręcenie w stronę umysłowego minimalizmu waniem nowego kalifatu oraz masowymi mordami ludnonazwałbym mentalną biedą lub intelektualną Kambodżą. ści cywilnej. Po co w ogóle o tym wiedzieć? Skoro polskie Naprawdę warto mieć do powiedzenia coś więcej niż pustą media o tym nie mówią to znaczy, że jest to rzecz zupełnie paplaninę. Naprawdę.
OFF OUT OF SCHEDULE
Zwycięża ten, kto przełamuje konwencje
Mazda3
Skacząc plecami do poprzeczki, a nie przodem, jak robiono przez dekady, Dick Fosbury przełamał konwencję i zdobył olimpijskie złoto w skoku wzwyż. Technologia SKYACTIV od Mazdy jest dowodem na to, jak niezwykłe rezultaty może przynieść łamanie utartych schematów. Przykładem jest silnik SKYACTIV-G, który z sukcesem konkuruje z turbodoładowanymi silnikami o zmniejszonej pojemności i porównywalnej mocy. Zapewnia on niezrównane osiągi i nadzwyczajną sprawność dzięki stopniowi sprężania 14:1, zastosowanemu po raz pierwszy na świecie w seryjnie produkowanych silnikach. Mazda. Przełamujemy konwencje. W zależności od wersji samochodu średnie zużycie paliwa oraz emisja CO2 wynoszą odpowiednio: od 5,0 do 5,8 l/100 km oraz od 118 do 135 g/km. Informacje dotyczące odzysku i recyclingu samochodów wycofanych z eksploatacji znajdziesz na www.mazda.pl