Tarnogórskie zaułki zdjęcia Krzysztof Miller wiersze Jan Drechsler
Katowice 2015
4
zdjęcia Krzysztof Miller wiersze Jan Drechsler
Tarnogórskie zaułki
Katowice 2015
Zdjęcia: Krzysztof Miller Wiersze: Jan Drechsler Projekt okładki: Piotr Kocybik i INNI Opracowanie graficzne: Łukasz Kobiela i Piotr Kocybik
Projekt wspófinansowany przez gminę Tarnowskie Góry.
© Jan Drechsler i Krzysztof Miller
Zdjęcia na stronach 8, 30 i 62 są własnością Muzeum w Tarnowskich Górach. Wydawca: Stowarzyszenie Pokolenie 40-059 Katowice, ul. Drzymały 9/4 www.pokolenie.org.pl ISBN: 978-8363711-06-1 Druk: DTL Porąbka
Tarnogórskie zaułki
4
5
6
7
8
9
Domy nocą Wybałuszając oczy na wieczory, W umierających dni powszechne mroki, Spod rynien mruczą swe senne nieszpory W bosko zależnej aury alotropii. Poprawią zdobny firanek makijaż, Zalotnie mrugną innym kamienicom, Cień rzucą lampom o wysmukłych szyjach, Które się kłócą z nocą – ulicznicą. Czasami fajkę zapalą nad dachem Lub poczęstują papierosem Księżyc, On sypnie gwiazdy jak z klepsydry piachem, Obłok nad miastem szary grzbiet napręży. Mieszkańców połkną jakby na wieczerzę, Śpiącym wymyślą fanaberii spektakl, Same zmęczone nie mogą poleżeć, Muszą więc stojąc kolejną noc przetrwać.
10
11
Zmierzch Miasto o zmierzchu robi się rude Jak wypłoszona z dziupli wiewiórka, Z uścisków mroku umyka cudem Po chmur pierzastych sinych ażurkach… Prężą się ciała drzew przytulonych, W gałęziach plotki uliczne szepcąc… Oczka puszczają zalotne domy, Gawrony modły wieczorne skrzeczą… Auta wiosłują ulicy rzeką, W niebyt wtapiają obłoczki modre. Mruczą opony, których protektor Głaszcze satyny asfaltu kołdrę. Jeszcze nie wieczór z twarzą upiorną, A już się kończy dnia koncert życzeń, I tylko niebu zasnąć nie wolno, Choć też zmęczone ziewa Księżycem…
12
13
14
Fotografia z młodości Promienie słoneczne grały z wiatrem w berka W oknach wystawowych i na szarych murach, Kiedy szlifowałeś Krakowskiej trotuar, Zmierzch spod kapeluszy dachów chłodno zerkał. Mijałeś dziewczynę z włosem pląsającym, Na moment tak bliska – nigdy niepoznana. Fryzurą w rytm wiatru tańczyła kankana, Jak eksplozja w kwiatach zapachów kwitnących. Chwila uwieczniona w zmysłach fotografii, Młodości nieświętej eteryczny zapis, Namiętności echem obsesji wołanie. Marzenie z pamięcią kochać się potrafi, Marzenie miłości nigdy nie okłamie, A prawdziwie święta bywa tylko pamięć.
15
16
17
18
Parowóz Przymrużając oczy, w głębi wspomnień szukam Dawnych dźwięków dworca, melodii przebrzmiałych… Całe stada tonów w świecie wielce małym… Gdy parowóz gwizdał, trąbił, piszczał, stukał. W marszach cielsk stalowych przyciężkawe ruchy – Rytm im wybijała święta Katarzyna… Ostry sygnał pary przy czarnych kominach, Górne „c“ hamulców, buforów gong głuchy… Dziś parowóz stoi… pomnik? Tony złomu? Nie wystuka rytmu, nie świśnie nikomu, Nawet gdyby tysiąc diabłów w niego wlazło! Milczy, czasem piśnie nocą po kryjomu, Że w rytmie techniki ktoś mu zrobił na złość…! I dźwiękiem nostalgii sunie snem przez miasto.
19
20
Pociąg do Poznania „Tu stacja Tarnowskie Góry, osobowy Pociąg do Poznania przez Lubliniec, Kluczbork…“ Słyszę to przy dworcu porą raczej późną, A wtenczas przychodzą pomysły do głowy… Zostawić to miasto pojechać, uciekać, I wysiąść w Poznaniu, udać się gdzieś dalej, Nie wiem, co mnie trzyma? Tu kochać i szaleć, Czy z uczuć huśtawką na obczyźnie przepaść? Bladość światła latarń obejmuje mój cień Kiedy ja odejdę, czy on także pójdzie? Wątpliwości kładą cienie na zamiarach. Tuż obok przechodzą nieznajomi ludzie, Więc zamiast narzekać, że prawda jest szara, Pociąg do poznania miasta złapię zaraz.
21
Aromaty młodości Bujam w aromatach ulicy z młodości… Świeżym chlebem, bułką oddycham piekarnią, Słodkością lizaków nozdrza się nakarmią – Sprzed lat wspomnieniami nie zamierzam pościć. Tuż obok młyn stoi. Pachnie bielą mąka… O czymś zapomniałem!… Jasne, o wędzarni, Nie można nostalgii bez kiełbas nakarmić, Ich zapach i szynek wśród domów się błąka. Co dalekie w czasie – bliskie sercu, miłe… Do serca jest łatwo wchodzić przez żołądek, Do czasu wejść można przez zapachu wątek… Od tamtej historii niejedno zwędziłem, Zwykle się upiekło, cóż losy zawiłe Rodziły tak wiele ulotnych pamiątek.
22
Wymarzona postać Ktoś jest ci bliski na odległość wzroku, Aby go dotknąć rusz głową niemrawą, Wymyśl go nawet z tłumu pustki wokół, Zamiast spoglądać przed siebie dziurawo. Wyrzeźb zarysy postaci z powietrza Jedynie z grubsza, tylko wycinkowo. Będziesz ją stale myślami ulepszać, Bawić się w stwórcę wyglądu budową. W końcu powstanie z istnienia niebytu, Jak ją pragnąłeś w rysach wymyślanych, Niczym boginka wyłoniona z mitów, Efemeryczna jak z fantazji piany. Choć wdzięku pełna, lecz nieożywiona. Daleka ludzkiej istocie faktycznej, Chcesz w nią tchnąć życie? Lecz pamiętać to masz – Tchniesz nieostrożnie – twe marzenie zniknie.
23
Moja ulica Bezbarwnie barwna droga do wszędzie, Szlak edukacji, zabaw i grzeszków, Rynsztok tajemnic, gdzie na zakręcie Żadnych nie było życiowych przeszkód. Tu na przystanku autobus sapał, Kiedy brzemienny, w czarnych oparach Ruszał do przodu na koniec świata, Ludzkie pragnienia przewieźć się starał. Niejeden wolno puszczony kundel I kot niejeden spod auta uciekł. Innym niestety już był trudniej… Niech spoczywają… smutny był skutek… Tu się kłóciłem, tu przyjaźniłem I może więcej chowałem uciech… Wszystko pamiętam, było tak miłe, A pozostało mi w sercu kłucie.
24
Podwórko marzeń Półcień wtulony w fresk zacieku Ściany rzeźbionej czasu dłutem. Tynk tu odpada już od wieków, Jak kalendarza kartek smutek. W sercu podwórka życie kwitnie, Na grupie pokrzyw węża powój, A zawias cienko jak na brzytwie Graniem zakłóca drętwy spokój. Pies zdążył wygryźć do krwi ogon, Gołębie trawią chleb rzucany, Przeciąg firany wyrwał kokon Oknem na oścież rozgadanym. Tu trąci zupą z głodnej sieni W podwórku niezbyt dużych pragnień, Żeby coś w wizerunku zmienić, Niechby się stało trochę ładniej.
25
Boży palec Ulic linie papilarne Na połaci Ziemi marnej– Ślad Bożego palca dany… Stwórca rzekł, że będzie tutaj W srebronośnych skałach kuta Pańska łaska dla wybranych… Wydrążyli skarbów pokład Przez caliznę, która mokra I od wody, i od potu… Tarnogórskie dzieje przodków Srebrno ołowiane pośród Błogosławieństw i kłopotów…. Żywot gwarków dawno ustał, Echem chłodnym szlocha pustka, Skarbnik swe przelewa żale… A wśród dachów nieba fragment Jak cień losów, jak błysk pragnień Został tylko Boży palec…
26
27
28
29
Tarnogórskie wieże Wieża ratuszowa jaka święta dzisiaj! W złotej aureoli słonecznie ościstej…! I niebo bez skazy, pewnie przeszło czyściec, Tłumek duchów świętych w tej scenerii przysiadł. Nimbem otoczona kościołów dostojność – Fara, św. Anna i ewangelicki, Reszta tarnogórskich wież świątynnych wszystkich W rysach czystej aury w niebo patrzą prosto. Czy jasność nad miastem jest naszą fortuną, A świętość przetworzy darmo daną łaską Spadającą znikąd bezmyślnie i łatwo? Czekam kiedy blaski odwrotnie wyfruną, Od ludzi na niebo chociaż wątłą strugą, Choć poświatę dając miejskich wież obrazkom.
30
31
32
33
Zakłamarki Miasta lustruję zakłamarki, Ulice przepływam jak demon, Staram się spinać dziejów kartki, Co tu i ówdzie luzem leżą. Połączyć to, co było niegdyś, Szaleństwo, śmiech, powroty późne I zamki, które w gruzach legły, Bo budowane z cegły luźnej. Do bram ludzkiego wnętrza stukam, Nieśmiało proszę o jałmużnę, Lecz litość jest niezmiernie krucha, Miasto niczego nie jest dłużne. Wciąż wrażeń bałamutnych chciwy, Ale zmęczony tą gonitwą, Na ławce legnę jak półżywy, O mieście sen zakłamię szybko.
34
35
36
37
38
Tarnogórskie aniołki Niegrzeczne aniołki tarnogórskich knajpek… Fruwające oczka z wina przełykaniem, Lub gorzkawo z lekka na chmielowej pianie Roztańczone kiedyś… gdzież teraz je znajdę?… Czy w ogóle były?… Chętne zbawić duszę Kuszeniem do szczęścia, które wieczór zmienia W chwile skołowania jak nastrój w podcieniach, Gdy promienie słońca grają w berka z kurzem. Myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem Wobec dat zgrzeszyłem dawnych kalendarzy, Wiek za pokutę pozwala mi wiek… marzyć! Myślami zapewne nikogo nie zranię, Uczynkiem zaniedbam, mową się nie najem Wstydu… wobec anielsko grzecznych miraży.
39
Tarnogórskie łóżko Spracowane miasto do snu ułożone Mości się w pościeli satynowej, miękkiej, We wzorkach gwiaździstych ulicznych oświetleń, Nim zaśnie, przeczyta swej historii stronę. O ludziach, zdarzeniach zdań prawdziwych kilka, Że Tarnowskie Góry żyją, chociaż nieraz Dzień zamiast zasypiać, w cichości umiera Jak miłość, jak człowiek, jak pieśń, co zamilkła… Jest wieczór, jest późno, ciał niebieskich statki Wpłynęły na nieba przepastne odmęty I Księżyc – kwiat nocy nad obłokiem zakwitł. Chcesz szeptać modlitwy do tutejszych świętych, Z miastem wypoczywać, niczym się nie martwić, Śnić o lepszym jutrze w marzeniach zaklętym.
40
41
Liścionosz Poprzez aurę wiatrem wystrzępioną, Kryjąc w czapce dredy mgły splątane, Szedł październik – jesienny liścionosz, Wieści dawał na liściach spisane… Że się kasztan utopił w kałuży, Że dąb stary żołędzie rozsypał, Że się wieczór leniwie wydłużył, A noc nie chce się wyspać do syta. Przekazywał przestrogę wiewiórkom, Że niedługo orzechów zabraknie, I instrukcję rozsiewał tę krótką, Kiedy mają odlecieć żurawie. Przypominał, że czas na inwencję, Na liryczny wysilić się pomysł, Odwiedzając z odzieżą konfekcję, Zaopatrzyć swój wiersz w kalesony.
42
Miłość zaniedbana Cichutko w kąciku z piskiem szarej myszy, Kucnęła z łzą w oku, bez sił do rozpaczy – Miłość zaniedbana z byle jakich przyczyn, Nie widząc niczego, w przeszłość sercem patrzy. Jak mucha skrzydłami powieką trzepocze, Bezsilna w zdradzieckim utkaniu pająka. Z Księżycem rozmawia w nieprzespane noce Albo z własnym cieniem bezmyślnie się błąka… Wiatrem przegoniona wraz z zeschłymi liśćmi Opadnie bezsilnie w kałuży ocean. Niczym okręt widmo portu już nie wyśni, W połatane żagle wspomnień nie pozbiera. Może się załamać, lecz żyć trzeba dalej. Pod ścianą w kościele chłodnym klęknie biedna, Wyszepce modlitwę przy konfesjonale Za tego, co miłość okrutnie zaniedbał.
43
44
45
46
Jestem stąd Ja jestem stąd, jak fruwający kamień, Lekki jak ptak, za moment ciężko spadnę. Rzeźbił mnie deszcz, więc tego nie ukrywam, Że śliny cios jedynie po mnie spływa. Ja jestem stąd, jak słońca oddech pierwszy, Jak zgrabny rytm wśród chropowatych wierszy, Jak głodu smak, jak biedy połykanie, Jak drogi grzech, gdy miłość nie chce tanieć. Ja jestem stąd, jak daty krwią pisane, Jak gniewu błysk w krzywdzie zapamiętanej, Ciało mam stąd i stąd jest twarda dusza, Ja jestem stąd i proszę mnie nie ruszać! Ja jestem stąd jak główne wady wszystkie, Jak dziecka płacz, z młodości bardzo bliskiej, Nie wierzysz mi, to spotkasz się z krytyką, Zapewne sam pochodzić musisz znikąd.
47
Blues o moim mieście Blues o moim mieście śląskim aż do bólu, Spacerem przepływa wśród ceglastych murów. Na rogu przystanie w kieszeni pogrzebie, Kupi flaszkę piwa – gdzie mu będzie lepiej? Chwilę porozmawia głosem chropowatym Z grupką bezrobotnych smutnych i kudłatych, Trochę poprzeklina robotę na czarno, Dobrze, że się jeszcze oddycha za darmo. Zagra im nadzieję na starej gitarze O śląskiej krainie miłości i marzeń, Co daleko gorsze od niewielkich pragnień, A co sercu bliższe, gdy się oczy zamknie. Blues o moim mieście śląskim rzeczywiście Żyje po bożemu niczym większość istnień, Choć się nie przyłączy do zysku gonitwy, Nie będzie na Śląsku bezrobotnym nigdy.
48
49
Tarnogórski wieczór Rozgarniam mrok ulic – senności poemat, Wieczór ciemną różą ponad miastem zakwitł, Czuję w chłodnym tchnieniu, że czegoś jest brak mi, W bruku tarnogórskim kryją się wspomnienia… Szpecąca, lecz piękna legendą królewską, Znikła stara kuźnia, ot niby rudera… Gmach loży masońskiej zapomniany teraz, Widzę go w łzy błysku przy nostalgii zmierzchu… Nie chę psuć nastroju, sarkać i bajdurzyć… Wieczór robi swoje, a wzrok już mniej sprawny Widzi jaśniej przeszłość niż dzisiaj krok trafny… Życie ponoć krótkie, lecz strasznie się dłuży, Cóż, że ktoś coś zepsuł, budynek wyburzył!? Piękna nie wymaże z pamięci lat dawnych.
50
Spacer jak kiedyś Twarze z tamtych włóczęg po błędów trójkącie, Jak ćmy przyfruwają do rynkowej płyty, Ciągną mnie do „Miłej“, następnie „Pod lipy“, Może któraś liczy, że w „Sedlaczku“ siądzie… A może, gdyby tak w kinach repertuar Miał dobry kryminał, horror albo western, Mógłbym frunąć dalej przez młodości przestrzeń… Oj, gdyby się bilet dostało akurat…! No cóż, życie płynie niczym woda w sztolni, Trudno, pierwsza młodość w kolejną się zmienia… Jakże myśmy byli w tamtych latach zdolni! Łatwiej było kiedyś piwo wypić w sieniach, Czy w „Pstrągu z miłości niechcianej się zwolnić, Niż teraz wytrzepać spod czaszki wspomnienia…
51
52
Woda tarnogórska Chmura niczym wilczyca karmiąca drzewa, Wznoszące ramiona w podzięce za bezmiar Hojności życiodajnych soków, gdy rzewna Konewka niebiańska ziemski raj podlewa. Woda wszędobylska wsiąka w glebę sycząc – Dla jednych dar niebios, przekleństwo dla innych, Od wieków jest duchem złym podziemi płynnym, Gór Tarnowskich zmorą, niedolą górniczą. Gwarków nie karmiły jak drzewa – obłoki, Gdy w ciemniach wilgotnych jęli srebro dłubać, Niejedną łzę z pleców musieli wypocić. Żywot ludzki krótki, a historia długa, Lecz woda płynąca z góry i na boki Mogłaby część smutków krainy wypłukać.
53
Wieczór nad Dramą Zmierzch swoją kochankę – noc pieści z czułością… Zagubiony w myślach, chaszczach i marzeniach Wracasz. Mrok zarośla w duchy pozamieniał, Uroku nadał dzikim wrochemowym włościom. Ku Dramie idąc porośniętym zboczem Łowisz uchem szelest – rzeka smętnie roni Skarg szmer, że przybrzeżny korzeń dzierży w dłoni Fal niesforne pęki splątane w warkocze. Coś łamie spokoju ciało ciemno modre…! Ciche niczym pstrąga skrzelem w Dramie oddech Gdy nad łuną miasta rozściela się popiel… Czyżby coś straszyło w rzeki grząskim rowie?… Nie to tylko żaba w wodę płetwą kopie, Szkoda, przypuszczałeś, że jest to Utopiec.
54
55
56
57
Wczesna wiosna tarnogórska Z Rynku rzutem okiem wzdłuż Krakowskiej, Kilka wspomnień właśnie przefruwało, Gdy dostrzegłem na chodniku wiosnę, Anemiczną, bladą jeszcze małą… Tarnogórska, młoda wiosna wczesna, Jak z nią szukać natchnienia i muzy?… Myśleć o niej musiałem wnet przestać – Chłodek w nogę dotkliwie mnie ugryzł. Skąd się znalazł na słonecznym Rynku, Jak przez spodnie znalazł sobie dostęp? Może sam się z resztek śniegu wykluł, Może zima poszczuła nim siostrę? Naglę patrzę, a wiosna z tym chłodem, Niczym pies uwiązanym na smyczy Z przechodniami zniknęła za rogiem Przy ratuszu w Gliwickiej ulicy. I dlaczego mnie fakt ów zaskoczył? Nic dziwnego w tym nie ma, na Boga Przecież wiosna zazwyczaj tak kroczy Ze swym chłodem, co gryzie po nogach!
58
Po drugiej stronie światła Co jest po drugiej stronie światła, Przenicowany blask promieni? Coś ukrytego w jasnych faktach, Czy czarna dziura w gwiazd galerii? Po drugiej stronie światła sensu, Jak pod plasterka cienkim cieniem Może się świat zupełnie zepsuł I znajdujemy nieistniene? Nie mam pojęcia tak zupełnie, Czy ciemność w masie swej ponurej Stanowi przeciwstawną głębię, Do której wchodzi blask pod skórę… Jasności staram się nie gmatwać, Istotną wartość jej szacuję… Wiem, że po drugiej stronie światła Dusza życiorys opłakuje.
59
60
61
Druga młodość Wiatr w kalendarz dmucha siłą bezlitosną, Wiele dat młodości w zapomnienie poszło, Stado lat przeżytych wyfrunęło w nicość, Niedobitki marzeń błagają o litość… Szanse zmarnowane nie powrócą pewnie, Można łbem bić w ścianę, lamentować rzewnie, Nie pomogą modły, nic się nie odstanie, Nie zmieni przeszłości pokutny różaniec… Dojrzałego życia nudne lata długie Ubarwić ma wizja o młodości drugiej, Ciesząc się z trzymaniem słodszej opcji w dłoniach, Która w większej dawce mdli jak ajerkoniak. Lecz nostalgia mija, serce już nie łzawi, Dobrze wtenczas chłodne pytanie postawić: Na co druga młodość dla starego durnia, Kiedy nawet z pierwszej skorzystać nie umiał.
62
63
Melodyjna wiosna Płynę z melodiami po Tarnogórskich Górach, Wyfruwają z oktaw wiosennych nut wróble, Wątłe struny krzaków wiatr beztrosko skubie I faluje w słońcu ulic partytura. U stóp kamienicy, z tynkiem mocno zwarty Zakwitł stary grajek z gitarą zmurszałą. Wplątał strun zadrgania w symfoniczną całość W harmonijne ciepło wstrzelił ludzkie takty. Jest mi śpiewająco, czuję zjednoczenie Z dźwiękami natury i człowieczych rytmów, Mogą mnie w wiosenną filharmonię przenieść. Chce się w aurze dźwięków głośnych, bliskich szeptu Chwalić wieczną wiosnę berżeretki tchnieniem, Jak klucz wiolinowy całe życie być tu.
64
65
Jak jemioła A może wpadnę na pomysł… Zwinięty w zielony kłębek Zaczarowanej jemioły, W topoli wysoko siędę. Na kształt magicznego oka Demona, nie Boga przecież, Spoglądać będę z wysoka Wrośnięty na drzewa grzbiecie. Ssać cudze soki beztrosko, Bez przerwy w kondycji jędrnej I czuć się istotą boską, Nie robiąc nic – patrzeć w przestrzeń. Dyskretnie milczący próżniak, Chociaż zielony kompletnie, Mógłbym się wtedy wyróżniać, Że wiem i widzę coś lepiej.
66
Dzień błogosławiony Błogosławiony każdy dzień, co rano Słońcem rozśmiesza mgłą brodate mroki, Ptasią modlitwę jutrznią wyśpiewaną Wprost z nuty boskiej w horyzont szeroki. Błogosławione niech będzie południe Błyskami dzwonów spod serca dudnieniem Na pola płodne, na ulice ludne, Aniołem Pańskim z modlitwą wytchnienie. Błogosławione popołudnia chwile, Zapachem kawy przepędzona senność Lub ukradkowy ziewnięcia przywilej, Moment oddechu przepleciony drzemką, Błogosławione wieczoru lenistwo, W smaku kolacji życia powonienie, Ciemności nocy przychodzącej bliskość, Co, chwalić Boga, śmiercią jeszcze nie jest.
67
68
69
Artyzm mrozu Mrozu na szybach fotografie, Zniewolone piękno wilgoci, Jakby abstrakcja aury natchnień, Srebrny refleksu światła odcisk… Landszafty pędzla mistrza chłodów – W dziwy zaklęta akwarela… Może reliefy w warstwach lodu, Jakie nam mróz zapragnął sprzedać? Co przedstawiają arcydzieła, Czy są to gwiezdne konstelacje? Artyzmu niepojęty nieład Lub ot, coś żeby było ładnie?… A może to lodowy eden, Gdzie mrozu bóg bałwana sklecił? Rozwikłać problem ten mam biedę… Myślę, a śnieg za oknem leci…
70
71
Krzysztof Miller Urodzony w 1953r. w Tarnowskich Górach absolwent wydziału operatorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Teatralnej i Telewizyjnej w Łodzi (1980r). Autor zdjęć do filmów fabularnych, dokumentalnych. Współpracownik ARTE, ZDF, Bayerischer Rundfunk, Canal+, Discovery oraz Telewizji Polskiej. Członek Stowarzyszenia Filmowców Polskich oraz Związku Polskich Artystów Fotografików.
Jan Drechsler Urodzony w 1956 roku w Tarnowskich Górach, aktualnie mieszka w Zbrosławicach. Z zawodu wyuczonego i wykonywanego jest lekarzem weterynarii, absolwentem Wydziału Medycyny Weterynaryjnej Akademii Rolniczej we Wrocławiu (obecnie Uniwersytet Przyrodniczy). Jest literatem, autorem poezji, tekstów piosenek i dużych form scenicznych. Jest pomysłodawcą i współzałożycielem Tarnogórskiego Kabaretu Literacko Muzycznego, który działa od 2006r. Sam jest autorem treści zarówno humorystycznych, jak i refleksyjnych, a przede wszystkim tekstów piosenek o różnorodnej tematyce i nastrojach. Poza tym zajmuje się tworzeniem szopek szytych ze sznurka, które prezentowane były na wielu wystawach indywidualnych i zbiorowych.