e-PROFIT WSZYSTKO O e-BIZNESIE
Foto: Brand24.pl
Grudzień 2012
Sadowski + Wnukiewicz, czyli Brand24
Jak się robi internet? Wypełnić lukę finansowania
Dostarczyć inspiracji
Michał Bańka (PARP) o wspieraniu działalności innowacyjnej
Dariusz Sokołowski i Agnieszka Świtkowska o tym, co ich kręci
Każdy klient jest wartościowy
Podsumowań czas
Piotr Majcherkiewicz (Gruper.pl) o zakupach grupowych i handlu w sieci
Jaki był rok 2012 w InQbe? Ocena, analiza i prognozy na 2013
w numerze: Bańka • Brand24 • Nonoobs.pl • Majcherkiewicz • Kijanka •
12
2012
e-PROFIT w numerze:
Od Redakcji Życzeń czas
Felieton
Coż to był za weekend! Dla kogo zakupy grupowe?
Aktualności
Największy akcelerator biznesu na świecie teraz także w Polsce Sukces „Akademii E-biznesu”!
Dariusz Sokołowski i Agnieszka Świtkowska Dostarczyć inspiracji
Z naszej perspektywy Podsumowań czas Przedsiębiorcą być cz. 3
Rynkowe trendy
Bezpieczne pozycjonowanie z giełdą linków Nie da się ignorować mobile Dostarczyć inspiracji Każdy klient jest wartościowy Ofensywa e-commerce Sekrety udanej kampanii e-mailingowej
Michał Bańka Wypełnić lukę finansowania
Wywiad numeru Wypełnić lukę finansowania
Temat z okładki Jak się robi internet?
Warto wiedzieć
SQT – nie taki diabeł straszny! Sztuka bywania Prowizja od sukcesu, czyli jak ograniczyć ryzyko startu w e-commerce? Piotr Majcherkiewicz Każdy klient jest wartościowy
Startujemy – Oceniamy
Torba Kangura – odkrywanie miasta z dziećmi
Po godzinach Okiem CD Rollera
okładka 12/2012 Jak się robi internet? Foto: Brand24.PL
2 e-PROFIT
Od Redakcji Życzeń czas
Grudzień to czas, w którym trudno uciec od dwóch rzeczy: składania życzeń oraz prób podsumowania mijającego roku i prognozowania tego, co przyniesie kolejny. My również z punktu widzenia InQbe taką próbę podjęliśmy w artykule „Podsumowań czas”. Dla nas był to kolejny rok ciekawych inwestycji, spotkań z rożnymi pomysłodawcami i zbierania coraz większego know-how. Czy tegoroczne projekty, które nas urzekły, urzekną również klientów? Niebawem się przekonamy. Staraliśmy się spojrzeć na ten powoli mijający rok z punktu widzenia inwestora, ale również przez pryzmat projektodawców.
Marek Dornowski redaktor naczelny
WYDAWCA InQbe sp. z o.o. ul. Towarowa 1 10-416 Olsztyn tel. 89 532 06 06 mdornowski@inqbe.pl
Kontynuujemy również naszą serię „Przedsiębiorcą być”. Liczymy, że ten cykl artykułów pozwoli Wam dobrze przygotować się na to, jak w praktyce wygląda współpraca z inwestorem. Udało nam się również zdobyć kilka słów komentarza i podsumowanie bieżącej sytuacji ze strony Michała Bańki – dyrektora Departamentu Wsparcia Instytucji Otoczenia Biznesu PARP. Mocno polecamy tę rozmowę wszystkim tym, którzy poważnie myślą o własnym startupie. Chyba każdy z nas słyszał już o piosence Bitsy Boys Internety robie. W tym numerze gościmy Michała Sadowskiego i Karola Wnukiewicza, którzy opowiedzą nam o swoim biznesie i pomogą rozebrać na części pierwsze tekst „hymnu startupowców”. Niedawno zakończyły się konferencje Game Industry Trands i Social Enterprise 2012, a NoNoobs już intensywnie pracuje nad kolejnymi projektami. W tak zwanym międzyczasie Dariusz Sokołowski i Agnieszka Świtkowska znaleźli chwilę, by odpowiedzieć nam na kilka pytań dotyczących rynku gier, social media i nie tylko.
NIP 524 256 87 12 REGON 140440822 KRS 0000250743 www.inqbe.pl
W tym numerze znajdziecie też sporą dawkę wiedzy, poczynając od tego jak „bywać” na różnego rodzaju branżowych imprezach, a kończąc na branży SEO i wyjaśnieniu, czym różni się typowy SWL od giełdy linków.
Redakcja Marek Dornowski, Marta Przyłęcka Małgorzata Zawadzka, Tomasz Szulgo
Zbliżające się święta to również czas żniw w e-handlu. Uznaliśmy zatem, że to dobry czas, by porozmawiać z prezesem Gruper.pl o tym, co nowego dzieje się w branży zakupów grupowych.
Korekta ITEL Solutions Tomasz Łukiańczyk Projekt + skład IMOGEN Jarek Szymla
A skoro już o świętach mowa to w imieniu całego zespołu InQbe życzę Wam radosnych i spokojnych świat Bożego Narodzenia oraz wielu biznesowych i osobistych sukcesów w nowym 2013 roku. ■
Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Pragniemy, aby e-PROFIT był zawsze blisko nowych trendów w branży. Chcemy pisać o tym, co jest dla nas wszystkich interesujące i przydatne. Jeśli znacie ciekawy temat, o którym jeszcze na naszych łamach nie pisaliśmy, a sądzicie, że powinniśmy to zrobić, nie zwlekajcie i skontaktujcie się z nami. Czekamy na Wasze uwagi, sugestie i propozycje. Piszcie: mdornowski@inqbe.pl
e-PROFIT 3
Felieton w rozmiarze S
Dla kogo zak
Cóż to był za weekend! Sylwester Kozak wydawca serwisów E-biznes.pl Wystartowali.pl
Zakupy grupowe wdarły s nie tylko tego elektroniczn już minął. Entuzjazm równ przygód małych biznesó problemem tego rynku nie z tej formy promocji, ale że dostają co najwyżej to, z
Podwójne standardy ob Konkretnie – Startup Weekend Trójmiasto, który odbywał się od 9 do 11 listopada w Gdyni. W czasie 56 godzin siedem zespołów przedstawiło ciekawe projekty. Moim zdaniem najciekawszy był pomysł aplikacji mobilnej dla właścicieli restauracji, dzięki której usługa transportu jedzenia do klientów może zostać zlecona niezależnym kierowcom. Można powiedzieć, że takie iTaxi dla restauracji. Zespół ten niestety nie wygrał głównej nagrody, ale wierzę, że jeszcze o nim usłyszymy. Na łamach e-PROFIT mogliście wiele razy czytać przeróżne rady dla startupów. Podczas takiej imprezy jak Startup Weekend możecie starać się je wcielać w życie. Jest duża szansa, że wasz pomysł nikomu się nie spodoba, ale spokojnie. Dzięki takiemu wydarzeniu pomysł, który gdzieś tam skrywacie, będziecie mogli zrealizować. Poznacie ciekawych ludzi i co ważne – będziecie działać! I nie zostaniecie sami, będą Wami opiekować się mentorzy, którzy wskażą błędy i niedociągnięcia. Czasami nawet wywrócą Wasz pomysł do góry nogami i finalnie prezentować będziecie coś zupełnie innego niż zakładaliście. I o to chodzi! Jedyne co musicie poświęcić to dwa i pół dnia wytężonej pracy. Jeśli mnie zapytacie, czy warto – zdecydowanie odpowiem: TAK! Kolejny numer e-PROFIT ukaże się dopiero w styczniu, tak więc z okazji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku, życzę wszystkim czytelnikom samych ciekawych pomysłów na startupy, inwestorów, którzy zrozumieją Wasze potrzeby i klientów, którzy kupią Wasze usługi! Do dzieła! ■
4 e-PROFIT
Jednym z większych pro grupowych jest negaty standardami wykonania u z zakupów grupowych, by wszystko, aby tego klienta porządku dziennym. Klien obsługiwany normalnie, a dość, że nie może się do że solidnego napiwku z ni z dokonaniem rezerwacji. Również w innych branża umówienia się na konkre się, że firma prosi o poda informując, że w razie w wyznaczonym terminie skoro usługa nie została wy Takie postępowanie świad nie mają pojęcia, czym ta i jak go używać.
Przedsiębiorcy nie liczą
Nagminne jest ustalanie kr liczby ich do sprzedania. W zmuszony jest to obsłużen z kuponami przekracza mo „normalnych” klientów. Za to ustalenie realnych limitó Kolejną rzeczą jest pamięta chciała wykorzystać kupo ich terminu ważności. Na
...oraz XXL
kupy grupowe? Paweł Lipiec redaktor prowadzący Ecommerce.edu.pl Bloger WebFan.pl
się przebojem na rodzimy rynek handlu i to nego. Największy szał na ten model zakupów nież studziły skutecznie opowieści nieudanych ów z serwisami zakupów grupowych. Dziś e jest niechęć przedsiębiorców do korzystania niechęć konsumentów, którzy przekonali się, za co płacą.
bsługi
oblemów kupujących w modelu zakupów ywne doświadczenie związane z niskimi usługi. Znaczący odsetek firm, korzystających y w ten sposób pozyskać bazę klientów, robi a do siebie zrazić. Podwójne standardy są na nt, który przychodzi do restauracji z ulicy, jest a ten, który skorzystał z kodu zniżkowego, nie oprosić uwagi kelnera (bo przecież wiadomo, iego i tak nie będzie) to często ma problemy
ach normą jest konieczność wcześniejszego etny termin wykonania usługi. Często zdarza anie numeru kuponu już na etapie rezerwacji, gdyby klient się spóźnił lub nie pojawił e, kupon traci ważność. Niby jakim prawem, ykonana? dczy jedynie o tym, że usługodawcy kompletnie ak naprawdę jest system zakupów grupowych
pieniędzy
rótkich terminów ważności kuponów i wysokiej W efekcie przedsiębiorca w tym krótkim okresie nia ogromu klientów. Nierzadko liczba klientów ożliwości firmy, a do tego należy dodać jeszcze atem pierwsza rzecz, o której trzeba pamiętać, ów sprzedawanych zniżek. anie o ludzkiej naturze. Większość ludzi będzie ony tuż po zakupie oraz tuż przed końcem ależy w tych dwóch okresach nastawić się
na większe zainteresowanie i wytężoną pracę. Koniec końców należy również dokładnie policzyć, ile taka promocja będzie kosztować firmę, a następnie ten koszt zestawić z ilością możliwych do pozyskania nowych klientów, a na koniec zastanowić się, czy taki koszt pozyskania klienta jest do zaakceptowania. A skoro już wydajemy pieniądze na pozyskanie klienta, warto zadbać również o to, aby klient wyszedł od nas zadowolony. Jeśli stosowane są inne standardy obsługi, usługa jest wykonywana niedbale lub obsługa klienta jest niemiła to szanse na to, że ten klient wróci, są niewielkie. Co więcej, taki niezadowolony klient będzie wszystkich znajomych przestrzegał przed feralną firmą. Jeśli nie daj Boże trafisz na aktywnego internautę, jego opinia dotrze nie do kilkunastu znajomych, ale do kilkudziesięciu tysięcy potencjalnych klientów. Po wykonaniu usługi warto uzyskać od klienta „gwarancję” powrotu. Wystarczy wręczyć kartę stałego klienta czy talon na co piątą kawę gratis. W ostateczności dobrze postarać się chociaż o adres e-mailowy, aby móc samodzielnie wysłać ofertę i chociaż spróbować przekuć tego jednorazowego klienta w powracającego.
Serwisy nie dbają o wizerunek
Poza poziomem wiedzy, świadomości i jakości świadczenia usług przez klientów serwisów zakupów grupowych jest jeszcze inny problem. Same serwisy zakupów grupowych nie dbają o swój wizerunek wśród nabywców kuponów. Dla większości kupujących serwis nie jest jedynie pośrednikiem, ale również gwarantem rzetelności kontrahenta. To z Grouponem czy Citeamem kontaktuje się klient, który nie jest zadowolony z wykonania usługi lub ma inny problem z realizacją zniżki. Osoby, które sparzyły się upolowanymi zniżkami, częściej twierdzą, że są niezadowolone z okazji zdobytej na Gruponie niż z samego usługodawcy. Serwis w tej samej mierze co usługodawca traci wiarygodność i dobrą opinię. Nie bez powodu Allegro nie zostawia kupujących samym sobie, ale rozwija system zabezpieczeń i narzędzi ochronnych mających zmniejszyć liczbę nieudanych transakcji.
Dlaczego rynek nie zweryfikował tego modelu?
Przyczyna jest banalna. Większość z przedsiębiorców, którzy korzystają z tej metody promocji mają niskie wskaźniki powtarzalności zakupu w skali roku. Takie zakupy mają swoje konsekwencje. Jedną z nich jest konieczność ciągłego zdobywania nowych klientów. Jeśli nie kupuję czegoś co tydzień, co miesiąc, a raz do roku, raz na kilka lat to również dobra obsługa posprzedażowa odgrywa mniejszą rolę. W przełożeniu na Polskie warunki oznacza to bardzo często kompletny brak zachowania jakichkolwiek standardów. To po części wyjaśnia również, dlaczego ludzie nadal korzystają z takich serwisów. Niektórzy zniosą niższe standardy obsługi, gorszy towar, jeśli tylko będzie taniej lub gratis. ■
Aktualności
Największy akcelerator biznesu na świecie teraz także w Polsce Informacja prasowa Founder Institute, największy na świecie akcelerator biznesu, uruchamia niebawem w Warszawie lokalną edycję programu edukacyjnego dla przyszłych przedsiębiorców technologicznych. Founder Institute, posiadający swoją siedzibę w Krzemowej Dolinie, działa obecnie w 27 krajach i pomógł utworzyć ponad 650 firm technologicznych. Celem i zarazem misją jest „Globalizacja Doliny Krzemowej” oraz promowanie przedsiębiorczości technologicznej. Founder Institute Warsaw to czteromiesięczny program edukacyjny dla przyszłych przedsiębiorców, którzy pod okiem mentorów z całego świata poznają tajniki tworzenia firm technologicznych. Program adresowany jest do osób zainteresowanych uruchomieniem biznesu w szeroko rozumianej branży technologicznej (m.in. oprogramowanie, media cyfrowe, biotechnologia, cleantech, e-commerce, marketing, elektronika użytkowa). Udział w programie może wziąć każdy, kto chce utworzyć startup, nawet jeśli jego pomysł nie jest dojrzały. Program dedykowany jest zarówno dla osób, które już prowadzą projekt, jak i dla tych, którzy są w fazie planowania. Nie ma także barier związanych
Fot. Uczestnicy programu edukacyjnego Founder Institute
6 e-PROFIT
z wiekiem, średnia wieku absolwenta Founder Institute to 34 lata. Unikalną cechą programu, różniącą go od innych tego rodzaju przedsięwzięć, jest możliwość pogodzenia uczestnictwa w nim z dotychczasową pracą. Sesje odbywają się raz w tygodniu w godzinach wieczornych. Jeśli pracujesz w korporacji i masz pomysł na biznes technologiczny, a jednocześnie nie możesz sobie pozwolić na rezygnację z etatu do czasu utworzenia firmy i pozyskania finansowania, to ten program jest właśnie dla Ciebie, mówi Agnieszka Oleszczuk-Widawska z Founder Institute Warsaw. Founder Institute nie konkuruje tym samym z innymi akceleratorami, jednocześnie jest otwarty na współpracę z funduszami inwestycyjnymi, w których absolwenci programu będą poszukiwać finansowania dla swoich projektów. Wkrótce Founder Institute zorganizuje w Warszawie serie eventów informacyjnych. Pierwszym będzie Startup Ideation Bootcamp. Wydarzenie, na którym przyszli przedsiębiorcy, podczas trzy godzinnej sesji z mentorami, będą mogli zaprezentować i ulepszyć swój pomysł na biznes, a także znaleźć partnera biznesowego. ■
Aktualności
Sukces „Akademii E-biznesu”! Paweł Skowera Zakończyliśmy właśnie cykl konferencji na temat życia e-usługi i technologii B2B. Od końca września do pierwszych dni listopada odwiedziliśmy z „Akademią e-biznesu” wszystkie miasta wojewódzkie. Nie będę tu powtarzał liczb odnośnie uczestników, znajdziecie je obok – w modnej ostatnio formie infografiki. Gdyby ktoś dziś jeszcze miał ochotę zapoznać się z nagranymi materiałami, to znajdzie je na naszym kanale www.youtube.com/webgovpl. W tym krótkim tekście chciałbym podziękować wszystkim, którzy znaleźli trochę czasu i przyszli posłuchać prelekcji. Wygłaszali je ludzi, którzy na internetowym biznesie zjedli zęby. Wszystkich naszych prelegentów nie sposób tu wymienić, za co z góry przepraszam. Cieszę się, że w Akademii zorganizowanej przez PARP i portal Web.gov.pl zgodzili się wziąć udział tacy eksperci jak Grzesiek Sperczyński z TechnoBoard czy Tomek Karwatka z Divante. Jestem dumny z tego, że udało nam się ściągnąć na imprezy wielu ciekawych beneficjentów działania 8.1 PO IG (przepraszam, za kryptoreklamę :). Też wszystkich nie wymienię, ale nie mogę nie wspomnieć o Marcinie Deręgowskim (Artefakt.pl), Borysie Musielaku (Filmaster.com), Dominice Matczak (Treco.pl), czy Bartoszu Burku (JakDojade.pl). Sukces projektu nie byłby możliwy bez ich zaangażowania i wsparcia. Dzięki! To także Wasz sukces. Nade wszystko chciałbym raz jeszcze podziękować uczestnikom wszystkich konferencji zarówno tym, którzy pofatygowali się na miejsca ich organizacji, jak i tym, którzy śledzili nas na monitorach ze swojej kanapy. Chciałbym Was wszystkich zaprosić na II Forum E-biznesu „Ekspansja Zagraniczna”, które zrobimy 27 listopada w Centrum Konferencyjnym Stadionu Narodowego.
Foto:
Gdybyście mieli trochę czasu, to przemyślcie, czy nie warto posłuchać trochę o ekspansji zagranicznej. Będziemy na Was czekali. Szczegóły znajdziecie na portalu. ■
Z naszej perspektywy
Podsumowań czas Rozmawia Marek Dornowski
Grudzień to czas podsumowań i prognoz. Jaki był rok 2012, jakie perspektywy pojawiają się w nowym roku? O krótkie podsumowanie poprosiliśmy osoby, które zrobią to najlepiej przez pryzmat działalności InQbe.
Wojciech Przyłęcki prezes zarządu InQbe
Mówi się, że model zakupów subskrypcyjnych ma szansę się sprawdzić, chociaż niekoniecznie w obszarze kosmetyków, jak zakładał to projekt Kissbox.
Wojtku, gdy zapytałem Cię w grudniu zeszłego roku o życzenia na rok 2012, odpowiedziałeś – „żeby tylko nie było gorzej”. Jaki zatem był ten rok? Nie jest gorzej?
Zweryfikowaliśmy model zakupów subskrypcyjnych. Nie mogę powiedzieć, że ta weryfikacja wypadła negatywnie. Potencjał jest, ale podjęliśmy decyzję, by póki co nie finansować dalej tego projektu. Obecnie to wciąż dość ryzykowny biznes. To nie jest jeszcze ten właściwy moment.
Niestety, patrząc globalnie, to na pewno jest. Nie da się ukryć, że jesteśmy w dobie kryzysu. Mam nadzieję, że powoli na horyzoncie widać początek jego końca, ale póki co tu i teraz można powiedzieć, że pamiętamy lepsze czasy na rynku. Sytuacja makroekonomiczna nie pozostała bez wpływu na rynki finansowe, co po części jest przyczyną tego, czy inwestorzy dokonują dziś jakichś spektakularnych wyjść czy nie. To samo dotyczy również nas. Mniej naszych spółek zadebiutowało na rynku NewConnect, mniej też się na niego wybiera. Natomiast jeśli chodzi o sam dobór inwestycji InQbe, czyli ten podstawowy wskaźnik naszej skuteczności, to spokojnie mogę powiedzieć, że jesteśmy zadowoleni. Zrobiliśmy całkiem sporo interesujących inwestycji. Teraz z ciekawością czekamy, jak one będą sobie radzić na rynku, bo to jedyny weryfikator, czy potencjalnie dobra inwestycja, na którą się decydujemy, sprawdza się w praktyce. Do tej pory większość z naszych wcześniejszych inwestycji radzi sobie co najmniej przyzwoicie. Wróćmy do tegorocznych inwestycji. Jeszcze pewnie za wcześnie oceniać, czy to były dobre wejścia, ale czy te spółki rozwijają się tak, jak sobie to zakładałeś? Czasem nawet lepiej (śmiech). Dobrym przykładem jest spółka iFood, która nie tylko realizuje założony budżet, ale nawet go przekracza. Oczywiście nie zawsze jest tak pięknie, przykładowo nie zdecydowaliśmy się na drugą rundę finansowania projektu Kissbox.
8 e-PROFIT
Wracając jednak do wcześniejszego pytania, większość z naszych tegorocznych spółek jest w trakcie prac nad finalnym produktem bądź usługą, którą chcą sprzedawać, więc z oceną musimy niestety jeszcze trochę poczekać, ale obiecujemy sobie po nich dużo. Na rynku coraz częściej mówi się, że o ile na brak projektów narzekać nie można, o tyle na brak ciekawych to i owszem. Jak to wygląda z perspektywy InQbe? Rok 2012 zamkniemy podobną liczbą inwestycji co rok 2011. Biorąc więc pod uwagę wyłącznie wskaźnik naszych wejść, niewiele się zmieniło. Przyznaję natomiast, że rzeczywiście trzeba przejrzeć naprawdę wiele projektów, żeby natrafić na coś interesującego. To też jeden z powodów, dlaczego kilka wejść nastąpiło dopiero pod koniec roku. Co Twoim zdaniem przyniesie nowy 2013 rok? Z pewnością sytuacja makroekonomiczna w dalszym ciągu skutecznie będzie utrudniać spektakularne wyjścia z inwestycji. Będzie też miała wpływ na to, co dzieje się z naszymi spółkami, na to jak będą wyceniane. Tu bym się jakiegoś wielkiego przełomu nie spodziewał. Mamy zapytania o kilka naszych projektów, ale nie czujemy ogromnej potrzeby szybkiego wychodzenia z inwestycji. Spokojnie będziemy obserwować, co dzieje się na rynku, i kiedy nadejdzie jakieś ocieplenie. Natomiast jeśli chodzi o nasze nowe wejścia to z pewnością zrealizujemy zakładany wskaźnik inwestycji do końca 2013 roku. Dziękuję za rozmowę. ■
Z naszej perspektywy Tomasz Szulgo dyrektor inwestycyjny InQbe Tomku, wiem, że nie możesz zdradzać nam pomysłów, które trafiają na Twoje biurko. Czy możesz pokusić się o analizę jakości nowych projektów w stosunku do tego, co obserwowaliśmy w ubiegłym roku? Jeśli chodzi o jakość merytoryczną, to poziom w zasadzie się nie zmienił. Nadal możemy spotkać zarówno bardzo słabe, jak i bardzo dobre pomysły. Na łamach e-PROFIT niejednokrotnie przedstawiałem już swoją koncepcję tego, co powinno być ujęte w takim skrócie pomysłu, który do nas trafia do oceny. To na ile dany projekt spełnia te normy, jest dobrym odzwierciedleniem tego, czy pomysłodawca poważnie podchodzi do tematu. Wiadomo, że liczba projektów trafiających do Ciebie, różni się od tej, w które InQbe inwestuje. Jakie najczęstsze błędy w założeniach pomysłodawców powodują, że nie dajesz swojej rekomendacji dla danego projektu? Najważniejszą kwestią, na którą zwracam uwagę, to spójna logika całego pomysłu. Zacząć trzeba od przedstawienia argumentów własnych lub innych opiniotwórczych osób na temat potrzeby rynkowej. Jeśli tego brakuje, to już na starcie można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że nic z tego nie będzie. Można zdecydowanie powiedzieć, że brak logicznych wniosków w obszarze potrzeby rynkowej to pierwszy błąd i to z serii tych dyskwalifikujących. A inne błędy? Brak weryfikacji swojej konkurencji. Jestem zaskoczony nagminnością tego zjawiska. Przecież to jest jedna z pierwszych rzeczy, za które pomysłodawca powinien się zabrać. Tymczasem pomysłodawcy dziwią się, gdy w rozmowie przedstawiam informację o tym, że w sieci można już znaleźć podobne rozwiązania. Odkrycie tego, że dany pomysł ma konkurencję na rynku jest w zbyt wielu przypadkach dziwnym zaskoczeniem. Oczywiście na otoczenie konkurencyjne należy spoglądać z jak najszerszego kąta, a nie tylko szukać konkurentów dokładnie odzwierciedlających nasz planowany produkt czy usługę.
A pozytywy? Zdecydowanie można pochwalić projektodawców za to, że są w stanie sprawnie zdiagnozować kluczowe zasoby do swoich pomysłów. Potrafią patrzeć szeroko i przewidywać w tym zakresie. To ważne, bo jeszcze niedawno niedoszacowanie kosztów to – oprócz przeszacowania przychodów – był jeden z ich biznesowych grzechów głównych. Czy Twoim zdaniem kultura przedsiębiorczości w Polsce rośnie? Czy ludzie z którymi masz możliwość współpracować, to osoby które świadomie myślą o prowadzeniu własnego biznesu, czy raczej podchodzą do tego na zasadzie „nie zaszkodzi spróbować, jeśli nie wyjdzie, to trudno”? Tak jak wspomniałem wcześniej o motywacji danego pomysłodawcy łatwo się przekonać, czytając przesyłane projekty. Są takie, które opierają się na nadziei na łut szczęścia, ale coraz więcej jest też takich, które są logiczne w każdym calu, a projektodawcy skłonni są zainwestować w nie własne środki. Czy kultura przedsiębiorczości w Polsce rośnie? Dziś są na rynku środki na tego typu przedsięwzięcia, to są zdecydowanie lepsze warunki startu z własnym biznesem, niż w czasach gdy ja kończyłem studia. To z kolei jest istotnym determinantem propagowania i widocznym rozwojem przedsiębiorczości. Inną kwestią jest statystyka „przetrwania na rynku”. Jest coś, co zaskoczyło Cię w tym roku in plus? Nie wiem, jak to powiedzieć, by nie być posądzonym o autopromocję, ale cieszy mnie, że brand InQbe jest o wiele bardziej rozpoznawalny. Miło jest słyszeć pozytywne opinie na temat moich przemyśleń publikowanych w e-PROFICIE. No, chyba że to wynik bardzo dobrze odrobionej przez pomysłodawców pracy domowej z zakresu, jak dobrze podejść inwestora (śmiech). Czego byś życzył sobie i projektodawcom w nowym roku? Przede wszystkim realizacji ich zawodowych marzeń i radości z wykonywanej pracy. Mam nadzieję, że ta noworoczna „13” będzie dla wszystkich szczęśliwa. Dziękuję za rozmowę. ■
e-PROFIT 9
Z naszej perspektywy
Przedsiębiorcą być –
czyli krok po kroku na drodze do własnego startupu cz. 3 Marek Dornowski, InQbe
W drugiej części naszego cyklu opisywaliśmy moment przygotowania do pierwszego spotkania z inwestorem. W tym skupiamy się na najżmudniejszym, ale jednocześnie najistotniejszym elemencie, czyli przygotowaniu szczegółowego biznes planu dla Rady Inwestycyjnej.
Polityka InQbe w tym obszarze jest bardzo prosta. Każdy projekt, który przeszedł sito selekcji formalnej i wstępnie zakwalifikował się, by przyjrzeć się mu bliżej, trafił na biurko jednego z naszych ekspertów, którego zadaniem jest nadzorowanie prac nad przygotowaniem finalnego biznes planu. I tu dochodzimy do tematu wywołującego dużo pytań ze strony projektodawców. Przykładowe: Czy pomagacie przygotować biznes plan? Jak dzielimy się pracą w przygotowaniu biznes planu? Czy można Wam zlecić przygotowanie tego biznes planu? Odpowiedź na nie można sprowadzić do jednego wspólnego mianownika. To projektodawca przygotowuje biznes plan swojego projektu, rola eksperta InQbe sprowadza się jedynie (choć pewnie powinno się napisać „aż”) do nadzoru technicznego i merytorycznego. Technicznego, bo zależy nam, aby na kolejne części biznes planu nie czekać w nieskończoność i w miarę szybko mieć jasność, co do ostatecznej decyzji inwestycyjnej. Merytorycznego, bo nasz doradca zadaje pytania (najczęściej te z kategorii trudnych), na które z pewnością Rada Inwestycyjna będzie szukała odpowiedzi, przeglądając projekt. Dotyka więc kwestii, których nie powinno zabraknąć. Nie oznacza to oczywiście, że bawimy się w swego rodzaju metodologię edukacyjną w stylu „wiem, ale nie powiem, dopóki się sam nie domyślisz”. Nic z tych rzeczy. Nasi eksperci chętnie dzielą się swoimi uwagami, opiniami czy obawami. Projektodawca może je przyjąć, ale nie musi. Ostatecznie przecież, jeśli gotowy biznes plan nie spotka się z pozytywną oceną Rady Inwestycyjnej, to nie ma żadnych przeszkód, by projektodawca przedstawił go innemu inwestorowi. Ostatecznie to przecież on jest właścicielem pomysłu i całego planu.
10 e-PROFIT
Nie będziemy tu opisywać poszczególnych elementów, które powinny zostać uwzględnione w biznes planie, bo na ten temat napisano już wiele i nie ma sensu się powtarzać. Zapytaliśmy natomiast dyrektora Inwestycyjnego InQbe, Tomasza Szulgo, o błędy, które najczęściej popełniają projektodawcy współpracujący z InQbe. Wszystko sprowadza się do płynności finansowej, czyli czy wystarczy nam środków na prowadzenie i rozwój biznesu? Najczęściej projektodawcy popełniają trzy błędy. • Pierwszy to przeszacowanie przychodów. Oczywiście wiara we własny produkt czy usługę jest konieczna, ale zbyt często graniczy ona wręcz z naiwnością. • Druga kwestia to niedoszacowanie kosztów. I nie chodzi tu bynajmniej o to, że ktoś chce wpisać sobie w budżet zbyt małe wynagrodzenie, które w przyszłości może skutkować frustracją i spadkiem motywacji. Problem polega w zbyt płytkiej analizie tego, co może się zdarzyć. Czasem przecież pierwsza reklama może okazać się nieskuteczna, i trzeba ją powtórzyć, albo wyskoczyły nieprzewidziane wydatki, które uszczuplają nasz budżet. Wygląda to tak, jakby ktoś wybierał się w daleką podróż i nie sprawdził, czy bak i olej są odpowiednio zatankowane. • No i wreszcie założenie zbyt dużej dynamiki wzrostu. Czyli znów zbyt optymistyczne spojrzenie na perspektywy rozwoju biznesu, które rynek dość boleśnie weryfikuje. Te trzy elementy niosą ze sobą jedno zagrożenie, które jest niebezpieczne nawet dla najlepszych pomysłów. Nie przetrwamy na rynku jeśli nasz projekt nie zacznie przynosić odpowiednich pieniędzy. Potrzebna jest odrobina dystansu i dobre przygotowanie do negocjacji z inwestorem, o których już w kolejnym numerze. ■
Rynkowe trendy
Bezpieczne pozycjonowanie z giełdą linków Marcin Osiak – Seo Power Sp. z o.o.
Google skutecznie walczy z nieuczciwymi przedsiębiorcami, którzy poprzez wymianę linków sztucznie podnoszą wartość swojej witryny w wyszukiwarce. Wyszukiwarki co jakiś czas zmieniają algorytmy wyszukiwania, by sztucznie podbite strony ukarać, ponieważ popularne SWLe nie od dziś są „na czarnej liście Google”. A jak jest z giełdami linków?
Zgodnie z definicją zawartą na stronie Seo-platforma.pl: System wymiany linków jest systemem partnerskim, do którego może przystąpić każdy internauta będący właścicielem strony WWW lub osoba zarządzająca tą stroną. Podstawowym celem SWL jest umożliwienie jego członkom wymienianie się linkami. Jest to jedna z form zewnętrznego zaplecza pozycjonującego. Stosowanie SWL jest niezgodne z wytycznymi większości wyszukiwarek internetowych i może spowodować nałożenie kary na stronę uczestniczącą w programie wymiany linków. I słusznie – SWL to nic innego, jak sztuczne podbijanie swojej pozycji w wyszukiwarce i jawne oszukiwanie Google. Giełda linków działa zgoła inaczej. Jest to miejsce, w którym skupiają się wydawcy chcący zarobić na swojej stronie poprzez udostępnianie jej do linkowania i pozycjonerzy, którzy linki na stronach wydawców umieszczają. Wyszukiwarki fraz w taki sposób dobierają serwisy, żeby linki do stron znajdowały się na stronach pasujących tematycznie do witryn pozycjonowanych. A ideałem jest, gdy te linki znajdują się bezpośrednio w treści strony.
Dlaczego warto korzystać z giełdy linków Zdaniem Artura Pleskota, prezesa zarządu firmy Seo Power. Sp. z o.o, właściciela serwisu Linkolo.pl, który jako pierwszy wprowadził umieszczanie linków pozycjonerskich bezpośrednio w treści strony, giełda linków jest narzędziem bezpiecznym dla pozycjonerów.
Foto: sxc.hu
Jak działa giełda linków, a jak SWL
– Najważniejszą zaletą giełdy linków jest to, że pozycjoner nie musi posiadać własnej strony, na której będzie promował inne serwisy. Jest to jednocześnie największa różnica pomiędzy giełdą linków, a systemem wymiany linków. Giełdy linków działają w ten sposób, że pozycjoner umieszcza odnośniki w treści istniejących już witryn internetowych, które tematycznie są zbieżne z promowaną przez niego stroną – mówi Artur Pleskot. Koncepcyjnie bliżej nam do reklam kontekstowych typu AdKontekst, ponieważ linki prezentowane w treści wyglądają niemal identycznie jak reklamowe sprzedawane przez sieci. Samo założenie jednak jest inne niż linków reklamowych. Odnośniki w treści mają w naturalny sposób pomagać w podnoszeniu pozycji strony w rankingu wyszukiwarki bez obawy o to, że Google uzna te działania, za niezgodne z ich polityką – kończy Artur Pleskot. Używanie giełdy linków, jeśli jest robione świadomie i z rozwagą, jest bezpieczne. Mniej doświadczonym pozycjonerom witryn pomagają specjalne algorytmy wyszukiwania odpowiednich witryn do zakupu linków, a ci, którzy na pozycjonowaniu się znają nieco lepiej, aby być pewnym efektów mogą samodzielnie wyszukać i wybrać odpowiednie dla siebie serwisy. Czytelniku pamiętaj, giełda linków to nie SWL! ■
e-PROFIT 11
Rynkowe trendy Joanna Kusiakowska we współpracy z Magdaleną Górak, Profeina
Rynek reklamy ewoluuje
w zawrotnym tempie. Po szalonym rozkwicie social mediów przyszedł boom na mobile marketing.
Podstawowe pytanie dla marketera, który zamierza wykorzystać kolejny kanał, jest jednak niezmiennie takie samo: Czy na pewno jest to odpowiednie miejsce do realizacji konkretnych założeń marketingowych marki?
Nie da się ignorować
mobile
Rynkowe trendy
Dlaczego tak często aplikacje mobilne pobierane są zaledwie kilkadziesiąt, kilkaset razy? W zdecydowanej większości przypadków, dlatego że pomysł na ich stworzenie nie wynikał bynajmniej z przemyślanej strategii, nie był spójny z wizją marki, brakowało Big Idea. Wynikał raczej z chęci poeksperymentowania, z odgórnego przykazu by wykorzystać nowy kanał, by zabłysnąć innowacyjnością etc., etc. – Takie nieprofesjonalne podejście powoduje, że koszt dotarcia do konsumenta bywa absurdalnie wysoki – zauważa przytomnie Jakub Tutak z Digital Touch, agencji marketingu mobilnego. Takie często ad hocowe lub „prestiżowe” działania marki mają negatywny wpływ na postrzeganie brandu, albo nie mają żadnego, co przecież też nie powinno być celem marketera i jego agencji. W efekcie klienci nie doceniają kanału mobilnego jako ważnego w ich komunikacji. I opowieść moglibyśmy zakończyć, gdyby nie to, że tego kanału już nijak ignorować się nie da. W ciągu zaledwie roku odsetek użytkowników smartfonów w naszym kraju wzrósł dwuipółkrotnie – z 11% do 27%. Agencja Yellow Hat w czasie debiutu „iAM” – magazynu dla kobiet wyłącznie na tablety – szacowała, że w Polsce do końca roku w użyciu będzie nawet 600 tys. tabletów.
Na pierwszy rzut oka komunikacja w mobile nie różni się od komunikacji internetowej. Wydawać by się mogło, że jeśli smartfon lub tablet mają przeglądarkę, to można potraktować je tak, jak kolejny komputer podłączony do sieci. – Zaszedł proces podobny do tego, w którym cała masa aplikacji wcześniej desktopowych wyemigrowała do okna przeglądarki. Od encyklopedii, przez programy do fakturowania, aż do całych pakietów biurowych w chmurze. Przeglądarka w smartfonie, czy tablecie, nie jest jednak tak wygodna i precyzyjna jak jej komputerowa wersja. Kolejną różnicą jest też szybkość urządzenia przenośnego i transferu danych – zauważa Jakub Tutak. Te różnice mają bezpośredni wpływ na to, jak w praktyce tworzy się chociażby serwisy mobilne. Powinny one rozróżniać urządzenia mobilne i prezentować im lekkie wersje stron WWW. Foto: Łukasz Jach-Bartha i Jakub Tutak Źródło: Digital Touch
Przed przygotowaniem wersji mobilnej swojej strony firma powinna przemyśleć jej zawartość, bo użytkownik, korzystający ze smartfona, nie potrzebuje wszystkich informacji, które można znaleźć na pełnej wersji strony. Może potrzebować natomiast tych, których nie znajdzie na desktopowej witrynie. Kolejna różnica nie wynika z samej specyfiki kanału, ale ze sposobu jego wykorzystywania przez użytkowników. Użytkownika mobilnej witryny spotykamy najczęściej tam, gdzie nie ma on dostępu do komputera. Z punktu widzenia marketera interesujące są te momenty, gdy poszukuje on informacji „na mieście”, napotkał palącą potrzebę porównania produktów, ofert itp. Jest to zupełnie inna treść niż ta, której poszukuje konsument siedzący w wygodnym fotelu przed komputerem z myszką w dłoni i mnóstwem wolnego czasu w porównaniu do użytkownika korzystającego ze smartfona. Ale nawet tu konieczne jest rozróżnienie na dwa podstawowe typy użytkowników mobilnych. – Inaczej zachowują się użytkownicy tabletów i smartfonów, choć oba urządzenia wpadają do obszernego worka urządzeń mobilnych. Posiadacz tabletu chce przy jego użyciu miło spędzać czas na kanapie. Poczytać, pooglądać, pobawić się aplikacją. Z kolei podejście użytkownika smartfona jest zazwyczaj bardziej praktyczne – będąc w ruchu, chce szybko odszukać potrzebne informacje, sprawdzić połączenia, pogodę czy stan konta. To dlatego, wprowadzając na rynek nasz nowy magazyn dla kobiet iAM, zdecydowaliśmy się postawić w pierwszej kolejności na posiadaczy tabletów. Ich dzienne sesje z urządzeniem są znacznie dłuższe niż krótkie, choć wielokrotne, kontakty ze smartfonami. Dostarczamy użytkownikom na tablet treści, które na dłużej mogą przykuć ich uwagę – wyjaśnia Sławomir Szymański z firmy Yellow Hat, która we wrześniu wprowadziła tytuł „iAM” na rynek wydawniczy. – Często jadąc tramwajem, samochodem, czy zwyczajnie spacerując po mieście, trafiamy na billboard, reklamę na autobusie albo ciekawe logo na budynku. Staramy się je zapamiętać, by gdy tylko będzie to możliwe, sprawdzić ofertę lub firmę w internecie. Ale zanim dotrzemy do komputera, o ile w ogóle cała sprawa nie wyleciała nam
e-PROFIT 13
Rynkowe trendy
Fot: Łukasz Jach-Bartha i Jakub Tutak
Źródło: Digital Touch
z pamięci, trudno nam sobie przypomnieć, co to był za komunikat reklamowy… – opowiada Łukasz Jach-Bartha z Digital Touch. Komórka jest medium, które mamy ZAWSZE przy sobie i jesteśmy w stanie od razu sprawdzić to, co przykuło naszą uwagę.
akcji za pośrednictwem urządzenia trzymanego przez nią w dłoni. Na przykład do natychmiastowego zatelefonowania na wybrany numer, wysłania SMS-a, sprawdzenia lokalizacji najbliższej siedziby lub salonu sprzedaży, uruchomienia nawigacji, która nas doprowadzi do danego celu.
Inną charakterystyczną cechą dla kanału mobile jest jego wyjątkowo osobisty charakter. Dzięki temu komunikat marketingowy może (a nawet powinien) być inny.
– Znajoma korzystała z rozkładu komunikacji miejskiej na stronie przewoźnika. Kiedy stała się posiadaczką smartfona, natychmiast dodała stronę z rozkładem do ulubionych w przeglądarce mobilnej. Przewoźnik dość szybko dostosował swoją witrynę do smartfonów. Była zaskoczona, gdy wspólny kolega pokazał jej dedykowaną aplikację, która korzysta z tego samego źródła danych, co strona i jeszcze z kilku innych. Pozwala na wyszukanie połączenia, uwzględniając przesiadki, korki, bieżące położenie. Jest dostosowana do ekranu telefonu.
W przypadku komputera, strona do końca nie wie, czy aktualnie korzysta z niego kobieta, czy mężczyzna, główny użytkownik czy może sąsiad który wpadł na herbatkę. O użytkowniku aplikacji mobilnej możemy wiedzieć właściwie wszystko: dokładne miejsce pobytu, imię, nazwisko, wiek, zainteresowania, historia zakupów, rodzaj urządzenia. Komunikat może być idealnie sprofilowany. Pozostaje tylko owa fundamentalna kwestia, jaki komunikat i w jaki sposób dostarczyć. Z tego osobistego charakteru kanału mobile’owego wynikają pewne wskazówki dotyczące tego, jak należy konstruować komunikaty marketingowe dystrybuowane w tym kanale – mają zachęcać tę konkretną osobę do natychmiastowej
14 e-PROFIT
Potrafi też zapamiętać ulubione trasy i miejsca, a jej uruchomienie sprowadza się do jednego kliknięcia w ikonkę, zamiast oczekiwać na start przeglądarki, załadowanie strony i żmudne wpisanie danych. Aplikacja oczywiście jest darmowa. Ten przykład dość wyraźnie pokazuje przewagę dedykowanych aplikacji nad stronami WWW – wyjaśnia Łukasz Jach-Bartha z Digital Touch.
Rynkowe trendy I dodaje: Aplikacja wie, gdzie się znajdujemy, zapamiętuje ulubione miejsca i trasy, uruchamia się jednym kliknięciem. Ma też dostęp do pozostałych sprzętowych komponentów smartfonu: żyroskopu, aparatu, kamery, GPS, kompasu, nfc itd. Aplikacje mobilne otwierają zupełnie nowe możliwości przed marketerami. Pozwalają na rozwiązania, które jeszcze niedawno oglądaliśmy w filmach science-fiction – np. personalizowane reklamy, takie jak adresowane do głównego bohatera w filmie „Raport Mniejszości” – podkreśla Łukasz Jach-Bartha. Wśród marketerów aplikacje cieszą się wielkim powodzeniem. Mogą to być aplikacje użytkowe, wspierające lub ułatwiające korzystanie z naszego produktu. Jeśli jesteśmy producentem samochodów, możemy udostępnić aplikację wspomagającą samodzielną konserwację pojazdu i przypominającą o kolejnych przeglądach. Innym rodzajem jest aplikacja „sponsorowana”, za pomocą której można promować swoje produkty czy markę. Cudzysłów jest użyty celowo, gdyż sponsoring to tylko zasada działania. Przykładem może być aplikacja ze spisem norm dla hydraulików lub instalatorów. Z takiej aplikacji nasza grupa docelowa, bardzo dokładnie określona, z pewnością chętnie skorzysta, a my możemy ulokować w niej markę specjalistycznych narzędzi. Aplikacje rozrywkowe – są wręcz motorem rozwoju rynku smartfonów. – Wciągająca aplikacja z brandmate marki (interaktywną postacią, która żyje na pulpicie komputera w roli głównej) może zgromadzić rzesze graczy przed mobilnymi ekranami. Aplikacje tego typu są niewyczerpanym źródłem kontaktu użytkowników z marką lub produktem. Trudną – bo ryzykowną – kategorią są aplikacje stricte reklamowe. Są one niejako przedłużeniem kampanii i odgrywają rolę landing page w kampaniach internetowych. Użytkownik, klikając w banner czy reklamę kontekstową, pobiera aplikację, w której otrzymuje rozszerzony komunikat reklamowy. – Należy bardzo ostrożnie traktować takie działania. Aplikacja w odróżnieniu od stron internetowych, powinna pozostać na urządzeniu użytkownika jak najdłużej oraz – co jeszcze ważniejsze – być jak najczęściej używana. Z tego powodu tworzenie i publikowanie aplikacji, które konsument pobierze,
Fot: Sławomir Szymański Źródło: Yellow Hat
raz skorzysta, a następnie natychmiast usunie, mija się z celem i kosmicznie zwiększa koszt dotarcia do użytkownika – mówi Łukasz Jach-Bartha. Pozostaje jeszcze sprawa roli użytkownika. – Trudno wymagać od konsumenta, żeby na własny koszt i niejako z własnej inicjatywy pobierał reklamę produktu. Reklama dla konsumenta nie jest zazwyczaj pożądana. Jeżeli więc nasza marka nie posiada na tyle seksapilu, żeby znaleźć sobie użytkowników wśród fanów – nie ryzykujmy. Dodajmy wartość użytkową lub rozrywkową do programu, a obie strony będą zadowolone. W dobie mody na mobile nie jest sztuką sprzedanie mobilnego produktu marketerom. Sztuką jest dopasowanie przesłania danej marki do dostępnych kanałów i wybranie tych najefektywniejszych – mówi Sławomir Szymański z Yellow Hat. Pożądana sytuacja to taka, gdy pomysł wykreowany na potrzeby kanału mobilnego jest tak dobry, że udaje się go po odpowiedniej adaptacji zastosować w innych strefach. Takie doświadczenia coraz częściej mają agencje interaktywne, których pomysły dyktują działania w innych niż tylko internetowych mediach. Ich ciut młodsze siostry – agencje marketingu mobilnego – na pewno już niedługo będą mieć podobne ambicje. ■
e-PROFIT 15
Rynkowe trendy
Dostarczyć inspiracji Foto: NoNoobs.pl
Przeprowadzając kiedyś wywiad z człowiekiem znającym polski internet od podszewki, rozmawialiśmy o czasach, gdy On obejmował stery w jednym ze znanych polskich portali. W którymś momencie doszliśmy do wspólnej myśli, że te kilkanaście lat pomiędzy tworzeniem pierwszych portali w Polsce a tym, czym internet jest dziś, można śmiało porównać do czasów antycznych i XX wieku. W obu przypadkach przepaść w rozwoju jest kolosalna. Nie chodzi tu nawet o techniczny rozwój możliwości serwerów, czy zmiany w modelach biznesowych. Główną sprawą jest zmiana podejścia do tego, czym właściwie internet jest. Przecież to nie tylko alternatywna forma komunikacji, nie jest to też wyłącznie tańsza forma marketingu.
Rynkowe trendy A więc czym jest dziś internet? Przemysłem rozrywkowym? Zjawiskiem społecznym? Rzadko kiedy mamy czas, by bliżej się nad tym zastanowić. Są jednak osoby i firmy, które za swój cel stawiają sobie budowę platformy wymiany myśli i doświadczeń. Coś, co ma przyciągać energią i zarażać innowacyjnymi pomysłami. Do tej grupy z pewnością zaliczyć można Dariusza Sokołowskiego i Agnieszkę Świtkowską z firmy NoNoobs.pl. Rozmawia Marek Dornowski Ostatnio byliście dość zabieganymi ludźmi. Zacznijmy od Game Industry Trends. To już druga edycja tej konferencji w Polsce. Skąd takie zainteresowanie rynkiem gier z Waszej strony? Czy internet jako przemysł rozrywkowy to jest to, co Was kręci? D.S. Kręcą nas nowe projekty. Osobiście kontakt z grami mam od bardzo dawna. Miałem epizod dziennikarski jeszcze w Computer Studio, potem trochę takich tematów w Cyberze, wreszcie praca w Gram.pl. Jestem też graczem w World of Warcraft chociaż najnowszy dodatek raczej skutecznie zakończy moją przygodę z Azeroth. Na pewno zainteresowania miały wpływ, jednak teraz bardziej jestem zafascynowany tym, jak ten rynek się zmienia, jak dochodzą nowe trendy takie jak gamifikacja czy serious games, jak zmieniają się modele biznesowe. Niesamowite są też sukcesy polskich firm na tym rynku, takich jak CD Projekt, Techland czy City Interactive. Ważne jest to, że rośnie segment growy niezwiązany z rozrywką! Gamifikacja, serious games to zupełnie nowe rozdziały w rozwoju branży. Rynek growy jest szalenie interesujący dla nas i będziemy wkrótce robili kolejne Gity – uwaga – tematyczne też. A.S. Pytasz, dlaczego zainteresowaliśmy się rynkiem growym? – To gigantyczny biznes, a druga edycja GIT 2012 pokazała, że nie tylko nasze przewidywania, co do tego, że to obiecująca branża, się sprawdziły. Wokół rynku gier wyrasta gigantyczny biznes okołogrowy. Dzięki otwarciu na wiele platform sprzętowych rośnie gałąź gospodarki wykorzystującej nie tyle typowe gry, ale mechanizmy gier w tak wielu dziedzinach, że sami nawet nie jesteśmy w stanie zdefiniować do końca tego zjawiska. Czy wiesz, że elementy gamifikacji wdrażają do systemów nauczania niektóre polskie uczelnie? Zderzenie więc na konferencji GIT 2012 perspektywy tradycyjnych wydawców gier z tą, prezentowaną przez podmioty koncentrujące swoją działalność na internecie mobile itp.,wydało się nam interesujące.
W sieci dostępny jest też raport GIT 2012, który wraz z Wami przygotował Research NK, TNS. Jakie wnioski, które z niego płyną, uznalibyście za najistotniejsze? D.S. Najważniejszy wniosek jest taki, że grają praktycznie wszyscy. Bez względu na płeć, wiek czy miejsca zamieszkania. Drugim ważnym wnioskiem jest to, że coraz większa grupa płaci za granie w różnej postaci: kupując grę, płacąc abonament czy kupując wirtualne przedmioty. Wygląda na to, że ten rynek ma przed sobą świetlaną przyszłość. A.S. Na podstawie badania można stwierdzić, że niezmiennym liderem rynku gier w Polsce są gry przeznaczone na komputery osobiste. Tak samo pewny jest jednak również ich malejący udział w rynku. O ile w 2011 r. 84% internautów deklarowało korzystanie z takich gier, aktualnie jest to 67%. Połowa internautów pokochała granie w gry przez internet. Aż 53% z nich gra także na telefonach komórkowych i smartfonach. Spory wzrost odnotowaliśmy także w kategorii gier na serwisach społecznościowych. Gamifikacja to owszem modne pojęcie, ale czy Polski rynek dojrzał już do tego, aby zarabiać w tym obszarze? Czy poza grupą fanów, którzy stwierdzą – to jest świetne, znajdą się tacy, którzy będą chcieli za to zapłacić? D.S. Zdecydowanie tak, ponieważ gamifikacja jest na tyle uniwersalna, że można ją stosować praktycznie w każdej branży i firmy, niezależnie od jej wielkości. Najpierw wdrażana jest gamifikacja wewnątrz firm, która ma zwiększyć zaangażowanie pracowników. To w tej chwili największa liczba wdrożeń zarówno w Polsce, jak i za granicą. Dopiero w drugiej kolejności są wdrożenia zewnętrzne. Świetnie wyniki pokazują wdrożenia na witrynach mające na celu zwiększenie liczby odsłon, czasu oraz liczby logujących sie użytkowników. Podczas Game Industry Trends 2012 pokazaliśmy też szybko
e-PROFIT 17
Rynkowe trendy
Foto: NoNoobs.pl
rosnącą gamifilkację na uczelniach wyższych. Myślę, że z gamifikacją będzie wdrażana, oczywiście nie tak szybko jak w USA, ale sądzę, że znacznie szybciej niż w Europie. Patrząc na nasz dynamicznie rosnący rynek growy, ludzi, którzy rozumieją mechanikę gier, będzie tylko przybywać. Drugi temat, w który mocno się zaangażowaliście, to internet jako zjawisko społeczne, czyli wszystko, co można połączyć z Social Enterprise. A.S. Social Enterprise 2012 było pierwszą w Polsce konferencją poświęconą wykorzystaniu serwisów społecznościowych w biznesie. Traktowanie social mediów jako kolejnego medium reklamowego czy kanału PR (o czym słyszymy na konferencjach od kilku lat) to dla nas zdecydowanie za mało. Zależało nam na tym, aby pokazać zupełnie inną perspektywę. Social media stają się coraz częściej ważnym kanałem kontaktu firmy z klientami, pomagają sprzedawać produkty, pozyskiwać pracowników, angażować użytkowników w rozwój i ulepszanie produktów czy usług. Mogą również stać się niezwykle efektywnym kanałem upubliczniana informacji od niezadowolonych klientów czy pracowników. Myślę, że konferencja Social Enterprise pomogła
18 e-PROFIT
nam wszystkim zrozumieć, jak ważna jest dla firmy sensownie opracowana strategia obecności w serwisach społecznościowych, jak bardzo może to ułatwić rożnego rodzaju oprogramowanie, w jaki sposób uzyskiwać zwrot z inwestycji w socialowe relacje z ludźmi czy chociażby, jak reagować na kryzysy w SM. D.S. Koncepcja Social Enterprise zmienia podejście do obiegu informacji w firmach oraz wykorzystania zasobów ludzkich. Wyobraźmy sobie firmę przyszłości, gdzie komunikacja wygląda jak na Facebooku. Reputacja pracowników jest widoczna dzięki silnikowi gamifikacyjnemu, trwa crowdsourcing wewnętrzny, najlepsze pomysły szybko trafiają do decydentów w organizacji. Wszystko spaja zaawansowane oprogramowanie typu social enterprise. Według IDC wartość rynku oprogramowania w tym segmencie wzrośnie z 800 mln dol. w roku 2011 do 4,5 mld dol. w roku 2016! Microsoft kupił Yammera za 1,2 mld dol., a Salesforce.com Buddy Media, Chattera i Radiana6. Zbrojenia trwają. W reklamie jednego z dostawców CEO Burberry, Angela Ahrends mówi: jeśli nie będziesz social enterprise za 5 lat, to nie wiem, jak będzie wyglądał Twój biznes. Musimy wszyscy dobrze przygotować się do
Rynkowe trendy nadchodzącej rewolucji. Social Enterprise 2012 – skala zaangażowania firm w serwisy społecznościowe – do kogo kierujecie to badanie? D.S. To badanie skierowane jest przede wszystkim do firm. Po raz pierwszy dzięki współpracy z TNS Polska oraz Reserach.NK, którzy przeprowadzali badanie, udało się przepytać 100 firm największych oraz 100 firm średnich o to, w jaki sposób używają przestrzeni socialowej. Z badania dowiedzieliśmy się m.in., w jakim zakresie przedsiębiorstwa korzystają z możliwości prowadzenia działań promocyjnych, sprzedażowych czy crowdsourcingowych w sieci? Jakie kanały są najpopularniejsze, a jakie dotąd nie znalazły uznania w polskich firmach? Czy firmy traktują swoją obecność w social media jako działanie ad hoc, czy też śmiało i konsekwentnie budują tam swoją obecność? Czy korzystają przy tym z wsparcia oferowanego przez profesjonalne agencje, czy raczej decydują się na budowanie kompetencji wewnątrz własnej organizacji? Czy i w jakim zakresie wspierają się dostępnymi na rynku systemami informatycznymi, jak SocialCRM, systemy monitoringowe? W końcu, czy pokładane w mediach społecznościach nadzieje znalazły odzwierciedlenie w efektach? Wyniki badania publikujemy w bezpłatnym raporcie do pobrania ze strony www.socialenterprise.pl.
klasy social enterprise to domena jedynie największych graczy rynkowych często będących oddziałami firm amerykańskich. Ważnym wnioskiem jest jednak, że firmy zdają sobie z tego sprawę i będą inwestowały w nowoczesne narzędzia. Jakie plany rozwojowe macie na przyszły rok? D.S. i AS. W przyszłym roku mamy napięty grafik. Startujemy w lutym z Ecommerce Trends 2013, który robimy po raz pierwszy. Potem druga edycja Generation Mobile, organizowana wspólnie z Antyweb. Dalej Revenue Trends 2013, Internet CEE, Future Trends, Git 2013, Social Enterprise 2013 oraz dodatkowe niespodzianki. Na pewno będziemy eksplorować nowe tematy na styku biznesu i technologii, które mają szansę w najbliższym czasie stać się istotnymi dla biznesu w Polsce. Naszą ambicją jest dostarczać jak najlepszą wiedzę i inspirację dla firm, które dzięki temu mogą sie lepiej przygotować do coraz bardziej globalnego biznesowego starcia. Powodzenia i dziękuję za rozmowę. ■
Podzielicie się kilkoma wnioskami, które nasunęły się Wam po lekturze? A.S. Badanie potwierdziło nasze przypuszczenia, że w stosunkowo dużych firmach działania w social mediach to głownie domena działów marketingu. Własny profil w social mediach ma już co trzecia firma, a ulubionym przez nie serwisem jest Facebook. Jednak 56% firm nie wykorzystuje serwisów społecznościowych w działalności biznesowej. Ciekawe jest również to, że największe firmy wykorzystują SM jedynie do działań PR, natomiast mniejsze prowadzą za ich pośrednictwem równie często komunikację PR, ale i działania sprzedażowe. Ciekawym wnioskiem jest również to, że firmy z sektora MSP częściej niż duże firmy planują kontrolę swojej obecności w SM 24/7 i wykorzystanie narzędzi monitorujących. D.S. Z badania widać przede wszystkim, ile mamy jeszcze do zrobienia. Wszystkie firmy znają Facebooka, jednak już z innymi serwisami jest dość słabo. Wykorzystanie crowdsourcingu, social CRM, narzędzi
Foto: NoNoobs.pl
e-PROFIT 19
Piotr Majcherkiewicz – GRUPER.PL
Każdy klient jest wartościowy
Rynkowe trendy Grudzień to, mimo zimowej aury, gorący miesiąc w handlu. Słowo „prezent” odmienia się tu przez wszystkie przypadki i nikt nie ma wątpliwości, że święty Mikołaj jak mało kto zasługuje na to, by być patronem wszystkich handlowców. Niemniej jednak Polscy konsumenci, mimo że z roku na rok wydają coraz więcej, to coraz częściej oglądają dwa razy każdą wydawaną złotówkę, szukając najlepszych okazji do dobrych i tanich zakupów. W tych okolicznościach trudno się dziwić, że moda na zakupy grupowe dość szybko opanowała internet. Warto zastanowić się, czy to faktycznie tylko moda, czy może pewien trend będący trwałą odpowiedzią na potrzeby rynku? O zakupach grupowych i handlu w sieci rozmawiamy z prezesem portalu Gruper.pl – Piotrem Majcherkiewiczem. Rozmawia Marek Dornowski Zrobił Pan już zakupy świąteczne? P.M.: Jeszcze nie, jednak mam świadomość, że ta chwila nieuchronnie się zbliża. A planując takowe, rozpoczyna Pan od prześledzenia oferty dostępnej w formie „zakupów grupowych”? P.M.: Oczywiście, jako osoba kierująca jednym z 3 największych serwisów zakupów grupowych w Polsce, prawie każdy dzień rozpoczynam od przejrzenia aktualnych ofert – przede wszystkim na portalach grupowej sprzedaży, ale także w innych obszarach e-commerce. Na pewno będą one dla mnie źródłem inspiracji do wielu zakupów przedświątecznych. U nas już niedługo pojawi się specjalna zakładka poświęcona gwiazdkowym prezentom. Powinno to znacznie ułatwić zadanie osobom, które chcą kupić najbliższym coś atrakcyjnego, a zmagają się z ograniczonym budżetem lub po prostu nie mają pomysłu na podarunki. Prognozy mówiły o tym, że wartość biznesu największych graczy wzrośnie w 2012 r. o kilkadziesiąt procent. Udało się? P.M.: Wejściu zakupów grupowych do Polski towarzyszył prawdziwy boom. Naturalnym jest, że po okresie bardzo intensywnego rozwoju wzmacnianego przez efekt nowości przyszedł czas na stabilizację i weryfikację rynku. Dane z rynku zakupów grupowych wskazują, że wzrost wartości biznesu nie był taki jak prognozowany. Dla nas jest to przede wszystkim okres intensywnej pracy i nowych pomysłów. Wierzymy, że przyszłością e-handlu jest mobile commerce i w tym kierunku chcemy się rozwijać. Staramy się też na bieżąco reagować na ewoluujące potrzeby klientów i partnerów. Dlatego m.in. testujemy w tej chwili system personalizacji ofert, który pozwoli na lepsze dostosowanie naszej propozycji do potrzeb indywidualnych odbiorców. Swoją przewagę konkurencyjną pragniemy oprzeć również na dalszym Foto: Gruper.pl
wzroście jakości ofert i bezpieczeństwa zakupów naszych klientów. W tym celu m.in. wzmocniliśmy procedury związane z weryfikacją kontrahentów i zabezpieczeniem transakcji oraz rozszerzyliśmy współpracę z Krajowym Rejestrem Długów. Głównym celem w chwili obecnej powinno być budowanie silnej przewagi rynkowej poprzez dostarczanie nowych produktów i rozwiązań dedykowanych zarówno naszym użytkownikom, jak i kontrahentom. Trzeba wykorzystywać dotychczasową siłę i zaufanie odbiorców usług do budowania dojrzałego, wielowymiarowego biznesu będącego źródłem korzyści dla wszystkich zaangażowanych stron. Takie działania są doceniane przez rynek. Czy zakupy grupowe to sposób na kryzys, czy może kryją w sobie jakąś inną socjologiczną tajemnicę? P.M.: Zakupy grupowe są atrakcyjnym sposobem na oszczędności, kiedy w dobie kryzysu, konsumenci liczą każdą wydaną złotówkę. W czasach dekoniunktury oszczędzanie to przede wszystkim podejmowanie racjonalnych decyzji. Chcemy walczyć ze stereotypem, że klient płacący kuponem jest postrzegany przez sprzedawców jako „mniej wartościowy”. Nasi partnerzy cenią takich klientów i chcą o nich zabiegać. Model zakupów grupowych nie okazał się tylko chwilową modą. Świadczy o tym chociażby to, że w ciągu kilkunastu miesięcy serwisy oferujące kupony ze zniżkami stały się jednymi z najczęściej odwiedzanych stron branży e-commerce w Polsce. Jak podaje PBI, w październiku 2011 r. liczba użytkowników portali tego typu wyniosła ponad 6 mln. W grudniu 2010 r. słyszało o nich jedynie 29% respondentów. Rok później znajomość takich serwisów jak np. Gruper.pl wskazało aż 78% badanych. Ten model biznesowy to z jednej strony doskonały kanał sprzedaży dla firm, z drugiej jednak konkurencja i wymagania klientów są na tyle duże, że dla niektórych ten kanał się zamyka lub staje się po prostu nieopłacalny.
e-PROFIT 21
Rynkowe trendy P.M.: Rzeczywiście zakupy grupowe są atrakcyjnym kanałem sprzedaży dla przedsiębiorców. Przede wszystkim jednak są skutecznym narzędziem marketingowym, pozwalającym na dotarcie do szerokiego grona odbiorców stanowiącego grupę potencjalnych, lojalnych klientów danej firmy. Myślę, że główną barierą we współpracy firm oraz serwisów tego typu może być wciąż niedostateczna edukacja rynku. Szczególnie odnosi się to do roli, jaką odgrywa wspomniana współpraca w całościowej strategii biznesowej firmy. Inaczej będzie ona wyglądać w przypadku restauracji oferującej zniżki na sushi i odmiennie dla banku, który za pośrednictwem portalu proponuje różnorodne usługi finansowe. Dlatego też warto dokonać analizy sytuacji przedsiębiorstwa. Ważne jest, aby decyzja o podjęciu współpracy była przemyślana, co często podkreślamy w kontaktach z partnerami, którzy reprezentują różnorodne branże. Czy z perspektywy osoby zarządzającej biznesem jednego z większych graczy na rynku widzi Pan na nim pewne nisze, które z Waszego punktu nie są atrakcyjne, ale dla raczkujących startupów mogą okazać się strzałem w dziesiątkę i sposobem na zaistnienie? Z pewnością jedną z takich nisz są wszelkiego typu serwisy internetowe oferujące kupony zniżkowe, rabaty i bony zakupowe. Przewidujemy, że ich popularność będzie rosnąć w najbliższej przyszłości. W dzisiejszej sytuacji ekonomicznej szukanie oszczędności przez konsumentów staje się trendem i przejawem odpowiedzialności. Kolejnym obszarem, którego możliwości nie są jeszcze w pełni wykorzystywane przez rynkowych graczy, jest m-commerce. Oceniamy, że jest to trend, który w przyszłości będzie miał największy wpływ na rozwój rynku. Z pewnością segment ten oferuje szereg możliwości firmom dopiero wchodzącym na rynek. Dużo ostatnio rozmawialiśmy na naszych łamach na temat wpływu rozwoju rynku mobile na inne obszary e-biznesu. Jak wygląda ta sytuacja na rynku zakupów grupowych? P.M.: Rynek mobile to obszar z ogromnym potencjałem. Liczby mówią same za siebie. Szacuje się, że obecnie na świecie jest ponad miliard smartfonów. Co prawda w Polsce nie są one na tyle powszechne jak np. w Japonii, natomiast już teraz można zauważyć, że systematycznie rośnie liczba użytkowników korzystających z urządzeń mobilnych.
22 e-PROFIT
Według raportu Audytel dla Urzędu Komunikacji Elektronicznej, ich liczba w 2015 r. ma przekroczyć 7 mln. Dla e-biznesów takich jak portale zakupów grupowych to istotna informacja. Dzięki rozwiązaniom odpowiadającym potrzebom coraz bardziej mobilnych konsumentów wzrasta ich konkurencyjność. Czołowe serwisy w branży intensywnie pracują więc nad tym, aby znaleźć swoje miejsce na rosnącym rynku mobile. My również inwestujemy w nowoczesne rozwiązania technologiczne, które będą atrakcyjne zarówno z punktu widzenia klientów, jaki i współpracujących z nami partnerów. Już teraz mają oni możliwość np. korzystania z aplikacji przeznaczonej na smartfony, dzięki której znika konieczność drukowania listy kuponów. W dowolnej chwili i miejscu można uzyskać dostęp do potrzebnych informacji (np. liczba wykorzystanych kuponów) i kontrolować proces obsługi klientów. Użytkownicy portalu korzystający z aplikacji mobilnych również nie muszą drukować swoich voucherów. Aby je zrealizować, wystarczy zalogować się do aplikacji na swoim telefonie oraz okazać zamieszczony na nich QR kod. Dzięki takim rozwiązaniom można również śledzić pojawiające się oferty, a także dokonać zakupu wprost w komórki. W dalszym ciągu pracujemy nad kolejnymi projektami. Jednym z przykładów może być uruchomiona w lipcu tego roku aplikacja Bonbonier, która umożliwia wręczanie bonów podarunkowych za pośrednictwem Facebooka. Jaki będzie rok 2013 dla branży, pokusi się pan o krótką prognozę? P.M.: Kolejny rok w zakupach grupowych będzie przede wszystkim przebiegał pod hasłem polityki jakości, poprawy efektywności operacyjnej, personalizacji ofert, wprowadzaniem nowych narzędzi i udoskonalaniem metod pracy z partnerami. Jeszcze bardziej wzrośnie rola rozwiązań mobilnych, co możemy zauważyć już teraz, ponieważ serwisy oferują coraz więcej aplikacji, z których mogą korzystać zarówno klienci, jak i partnerzy serwisów. Z pewnością portale będą również poszukiwać nowych branż, aby nawiązać współpracę i urozmaicić ofertę. Przewagę konkurencyjną na rynku zapewnią sobie te serwisy, które nie tylko będą w stanie odpowiedzieć na zmieniające się potrzeby konsumentów i dynamicznego rynku e-commerce, lecz także zadbać o bezpieczeństwo transakcji. Dziękuję za rozmowę. ■
Maciej Sikorski
Ofensywa e–commerce Polska branża e-commerce rozwija się coraz dynamiczniej. Świadczy o tym nie tylko liczba nowo zakładanych przedsiębiorstw i liczba usług dostępnych online przyrastająca w tempie geometrycznym. Progres w dziedzinie nowych technologii poświadcza także fakt, że często za internetowymi projektami stoją poważni inwestorzy z dużym kapitałem. Na polskim rynku pojawiają się rodzime i zagraniczne firmy oferujące coraz bardziej wyspecjalizowane i innowacyjne usługi.
Foto: Archiwum autora
e-PROFIT 23
Rynkowe trendy Jeśli komuś z Was e-commerce nadal kojarzy się z e-sklepem sprzedającym przez internet bieliznę, to przygotowaliśmy szybki przegląd rynku. Pokazuje on, że dzisiaj pojęcie e-commerce to o wiele szersze zjawisko. Naszą analizę zaczęliśmy od branży finansowej. Kredyt – czyli po prostu kupno pieniądza. Jeżeli w sieci można kupić pieniądz, oznacza to, że ten kanał sprzedaży przekroczył kluczowy punkt zaufania w społeczeństwie. Przykład? Jednym z nowszych projektów w branży internetowo-finansowej jest serwis Kredito24.pl udzielający szybkich, niskich pożyczek klientom indywidualnym. Jeśli ktoś opiera model biznesowy na przysłowiowym Kowalskim, oznacza to, że musi zakładać wysoką dojrzałość rynku e-commerce. We wspomnianym przypadku pożyczkę przyznaje się na podstawie algorytmu, a o tym, czy klient ją otrzyma, decyduje komputer. O ile fakt stosowania przez instytucje finansowe systemów matematycznych do podejmowania decyzji kredytowych nikogo nie dziwi, o tyle przełożenie tego typu systemów na indywidualnego Kowalskiego musi oznaczać jedno – powszechność zastosowania. Oczywiście, mogą rodzić się obawy o bezpieczeństwo takich systemów, ale Sebastian Diemer, prezes Kredito24, rozwiewa je. Teoretycznie każdy system komputerowy może paść ofiarą hackerów. Czy będzie to sieć używana przez FBI, czy sieć bankowa, czy komputer domowy – wszędzie można się włamać. Trudno jednak sobie wyobrazić, że można oszukać system, który bada ok. 8000 różnych danych i zmiennych. To w praktyce po prostu niemożliwe. Kto jednak jest gotowy mentalnie do takiego „zakupu pieniądza w sieci”? Jak twierdzi prezes Kredito, naturalnymi klientami w tym obszarze e-commerce są przedstawiciele tzw. pokolenia Facebooka. Ludzie, którzy praktycznie żyją online. Czy zatem obecnie wystarczy konto w popularnym serwisie społecznościowym, by otrzymać minipożyczkę? Oczywiście nie. Mechanizm działa w ten sposób: firma, chcąc upewnić się, że klienci zapłacą za zamówiony towar, stosuje tzw. metodę punktacji jako weryfikację konsumentów. Polega ona na analizowaniu ogromnej ilości danych, m.in. pochodzących z serwisów społecznościowych. System bierze pod uwagę takie zmienne jak aktywność w serwisach społecznościowych, miejsce zamieszkania, zachowania zakupowe, używanie internetu czy telefonu
24 e-PROFIT
komórkowego. I tu pojawia się pytanie o kwestię wiarygodności i bezpieczeństwa danych w branży. Czy to miejsce na pomysły dla kolejnych startupów? Wszystko wskazuje na to, że klienci powinni przyzwyczajać się, że rozmaite instytucje gromadzą na ich temat coraz większą liczbę danych. U niektórych może to budzić obawy o ograniczanie prywatności, z drugiej jednak strony także osoby prywatne w coraz większym stopniu potrzebują (i poszukują) informacji i rzetelnych danych na temat firm. Chcąc wybrać uczciwego usługodawcę, dewelopera, sprzedawcę, biuro podróży czy nawet pracodawcę. W tym miejscu dochodzimy do obszaru e-commerce, gdzie towarem jest informacja. Dobrym przykładem startupu, który dostrzegł tu szansę na biznes dla siebie, jest Getinfo SA. To przedstawiciel coraz liczniejszej rzeszy innowacyjnych polskich firm z sektora e-commerce specjalizujących się w gromadzeniu, przetwarzaniu i analizowaniu danych gospodarczych. Raporty tego typu jednostek są dostępne zarówno dla klientów indywidualnych, jak i dla firm. Wartość dodana, którą dostarczają, to przede wszystkim zmniejszanie ryzyka gospodarczego w kontaktach B2B oraz weryfikacja i uwierzytelnianie zarówno partnerów biznesowych, jak i prywatnych w transakcjach gospodarczych. Klienci biznesowi szczególnie doceniają raporty wiarygodności kredytowej klientów oraz pomoc w dochodzeniu należności. Coraz częściej można zauważyć, że innowacyjne projekty cechują się tym, iż bywają silnie wyspecjalizowane i dedykowane do konkretnych grup odbiorców. Taki dedykowany e-commerce to szansa na wyróżnienie się, ale też konieczność zastosowanie zupełnie innej strategii marketingowej. Dobrym przykładem jest VIPMedica S.A. Jej celem jest stworzenie pierwszego w Europie programu lojalnościowego skierowanego bezpośrednio do środowiska medycznego. Innowacyjny serwis oferuje lekarzom różnych specjalności dostęp do ofert zakupowych związanych z branżą medyczną, ale też dostęp do ofert niemedycznych. Firma jest również organizatorem targów, szkoleń i imprez skierowanych dla przedstawicieli branży. Pieniądz, informacja, oferta dedykowana. Trzy proste przykłady pokazują, gdzie dzisiaj znajduje się e-commerce i jednocześnie wskazują wciąż nie do końca zagospodarowane trendy, które z punktu widzenia startupów, są ogromną szansą. ■
Rynkowe trendy
Sekrety udanej kampanii e–mailingowej Historia z pocztą elektroniczną zaczęła się od Raya Tomlinsona, który to za pomocą @ jako symbolu rozdzielającego użytkownika od hosta zapoczątkował przesyłanie wiadomości elektronicznych między użytkownikami różnych komputerów.
Piotr Chumicki prezes zarządu SITE S.A.
Od tej pory poczta elektroniczna stała się błyskawicznym sposobem komunikacji pomiędzy użytkownikami oddalonymi od siebie. Były to czasy, kiedy w Stanach królowały katalogi wysyłkowe i zamówienia telefoniczne. Ponieważ biznes lubi nowości, bardzo szybko e-mail stał się narzędziem promocji. Doświadczenie ostatnich 30 lat pozwoliło na sprecyzowanie i zbadanie zjawiska korespondencji. Foto: Piotr Ratuszyński
e-PROFIT 25
Rynkowe trendy Zacznijmy od tego, jak ludzie odbierają pocztę. Głównym punkt, na który zwracają uwagę, to nadawca. Jeśli mamy zbudowaną markę możemy zwyczajnie wysłać e-mail od naszej firmy X. Gdy dopiero zaczynamy bądź wysyłamy e-mail do bazy i nie wiemy dokładnie, jaka jest jej zawartość, warto skorzystać z nazwiska osoby prywatnej. Jeśli ludzie widzą kogoś znajomego, o wiele chętniej czytają temat wiadomości. Możemy na przykład w pole od wpisać: M. Kowalski czy J. Nowak. Ze względu na popularność nazwisk jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że odbiorca zna jakiegoś Kowalskiego czy Nowaka. Drugim w kolejności elementem, po odsianiu przez odbiorcę pola nadawcy, jest temat. Tutaj możemy wykazać się pomysłowością, ale chodzi przede wszystkim o wzbudzenie emocji. Może być to zainteresowanie np.: „Selekcjoner prezentuje strategię na mecz…”, również euforia: „Już wygrałeś! Potwierdź tylko adres”, ale także depresja: „Kryzys zniszczył zieloną wyspę”. Wywołanie jednej z emocji w dużo większym stopniu zainteresuje odbiorcę niż napisanie prostego: „Oferta na buty zimowe”. Zaprojektowanie prostego e-maila spełniającego te dwa punkty pozwoli znacznie podnieść współczynnik otwieralności wiadomości, który, niestety, odnosi się tylko do tych dwóch pól, a nie do treści, którą za chwilę zaprojektujemy. Właśnie przez to, że odbiorca musi wykonać tyle ruchów (zainteresowanie tematem => kliknięcie w e-mail => odczytanie przekazu => decyzja czy interesująca oferta) konwersje z e-mailingów są dużo niższe niż reklama w wyszukiwarkach. Następnym ważnym elementem jest treść. W tym miejscu trzeba zdać sobie sprawę z tego, czy potrafimy zaprojektować układ i grafikę do naszej wiadomości. Te elementy powodują, że wiadomość wygląda ciekawie, a także zwiększy się jej klikalność. O ile układ i treść można zrobić samemu w Wordzie, o tyle grafikę warto zlecić profesjonaliście, lokalnej agencji reklamowej, małej drukarni czy w serwisach typu Zlecenia.przez.net. Pozostając przy treści, zwracamy uwagę, aby wszystko było czytelne, a to co ma zostać kliknięte, rzeczywiście wyróżniało się od reszty szablonu. Zostaje nam teraz jeszcze okodować e-maila. Okodowanie pozwala nam na śledzenie procentu otwartych e-emaili i statystyk konwersji. Dobrym narzędziem jest Google Analytics. Z pomocą licznych w internecie tutoriali możemy łatwo okodować swoją wiadomość i stronę, na którą będą odbiorcy wchodzili.
26 e-PROFIT
Następnym ważnym krokiem jest przetestowanie naszej wiadomości. Aby przystąpić do wysyłki testowej próbnego e-maila, warto założyć testowe adresy e-mail w popularnych serwisach: Gmail.com, Poczta.o2, Poczta.wp.pl, Poczta.onet.pl, Interia.pl. Każdy z tych portali posiada inny mechanizm parsujący i wyświetlający wiadomości. Wysyłka testowego e-maila pozwala na sprawdzenie wyglądu, poprawności i ewentualną korektę przed wysyłką. Kiedy mamy już gotowy e-mail, pozostaje go rozesłać. Można to zrobić na wiele sposobów. Najprostszym jest zalogowanie się do skrzynki, w polu UDW/BCC wpisanie listy adresatów i wysyłka. Niestety, operatorzy systemów pocztowych najczęściej ograniczają nas do 1000 wysłanych e-maili dziennie. Jest to profilaktyka przed rozsyłaniem spamu. Warto w tym momencie rozejrzeć się za narzędziem do wysyłki. Mając własny serwer dedykowany, możemy skorzystać z dobrodziejstw, jakie daje nam smtp np. postfix, sendmail. Gdy tego nie mamy możemy skorzystać z oferty systemów do masowej wysyłki. Na rynku jest wiele narzędzi. Najmniej skomplikowane wydaje się być Freshmail.pl, o jakości tego systemu świadczyć może, że wykorzystuje je do wysyłki newsletterów taki potentat jak Puls Biznesu. Ciekawym i niedrogim narzędziem wydaje się być również Getresponse.pl. Gdy zależy nam na kompleksowości obsługi oraz dużej elastyczności wysyłek, np. poprzez generowanie własnych skryptów kampanii, warto przyjrzeć się temu, co daje nam Sare.pl. Większość systemów oprócz wysyłki oferuje opisane wcześniej funkcjonalności. Począwszy od redagowania wiadomości z użyciem szablonu przez gotowe systemy sprawdzania wyglądu po masową wysyłkę. Wszystkie opisane systemy oferują możliwość importowania baz e-mailowych oraz udostępniają narzędzia do zbierania nowych np. w postaci widgetu do zainstalowania na stronie. Innym argumentem przemawiającym za użyciem automatycznych systemów e-mailngowych jest doświadczenie w radzeniu sobie z politykami antyspamowymi odbiorców e-maili. Systemy te posiadają listę zaufanych adresów IP, z których e-maile rzadko trafiają do folderu spam, co niestety może się zdarzyć, gdy użyjemy swojego serwera dedykowanego. ■
Michałem Bańka –
dyrektor Departamentu Wsparcia Instytucji Otoczenia Biznesu PARP – o tajnikach inicjowania działalności innowacyjnej w Polsce.
Wypełnić lukę
finansowania e-PROFIT 27
Wywiad numeru Tysiące pomysłów, setki biznes planów, dziesiątki nowych firm, miliony przeznaczone na inwestycje w e-biznes – tak w największym skrócie można opisać to, jak wygląda rynek startupów w Polsce. Fakt, że inwestycja w bardzo szybko rozwijającą się branżę jak e-biznes to szansa na duży zysk, nie tłumaczy do końca dzisiejszej sytuacji. Owszem, inwestorzy z pewnością mocno przyglądaliby się branży, ale takiej podaży pieniądza prawdopodobnie byśmy nie doświadczyli, gdyby nie środki z Unii Europejskiej, a konkretnie z Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka, Działanie 3.1, czyli Inicjowanie działalności innowacyjnej. Możemy obserwować, jak wygląda realizacja tego Działania z punktu widzenia firm powstałych z jego środków, inwestorów poszukujących nowych inwestycji, czy też osób, które na bazie doświadczeń innych są właśnie w trakcie budowania własnych koncepcji biznesowych. My chcemy jednak spojrzeć na to zagadnienie z punktu widzenia instytucji, która nadzoruje całość prac związanych z wdrażaniem Działania 3.1 w Polsce. Gościmy na naszych łamach dr. Michała Bańkę – dyrektora Departamentu Wsparcia Instytucji Otoczenia Biznesu PARP.
Rozmawia Marek Dornowski Od samego początku idea Działania 3.1, czyli – mówiąc w pewnym skrócie – Inkubatory Przedsiębiorczości, miały swoich zwolenników i przeciwników. Dziś możemy oceniać ich działalność nie tyle na bazie przypuszczeń i prognoz, co pierwszych rezultatów ich prac. Jak w Pana odczuciu wygląda ta ocena? Jesteśmy w bardzo ciekawym momencie naszego Działania. Patrząc na realizacje założonych wskaźników, jest to półmetek współpracy z inkubatorami – z 600 zaplanowanych inwestycji, nasi beneficjenci zrealizowali już ponad 300. Innymi słowy na bazie innowacyjnych pomysłów 44 inkubatory stworzyły ponad 300 spółek. Jest to również moment, kiedy obserwujemy pierwsze wyjścia z inwestycji. Nasze spółki z sukcesem pozyskują kapitał w drugiej rundzie finansowania. Z drugiej strony, inkubatory wsparte w 2011 roku wypuszczają na rynek swoje pierwsze spółki. Obserwowanie tego procesu jest bardzo ciekawym doświadczeniem, ponieważ każdy z naszych Beneficjentów ma trochę inną wizję osiągania tego
28 e-PROFIT
ostatecznego rezultatu. Z tych obserwacji wyciągamy wnioski, które w przyszłości chcielibyśmy wykorzystać, proponując kolejne działania przyczyniające się do likwidowania Equity Gap. Zewnętrzna sytuacja ekonomiczna nie należy w tej chwili do najłatwiejszych. Czy kryzys finansowy, o którym tyle słyszymy, powinien być rozpatrywany jako zagrożenie dla tych młodych koncepcji biznesowych, czy raczej jako szansa na szybkie wybicie się internetowych pereł. Taki prawdziwy test oddzielenia ziarna od plew? Działanie 3.1 to szansa dla innowacyjnych przedsiębiorców w czasach kryzysu. Nasze inkubatory, wspierając ich rozwój w fazie preinkubacji, biorą na siebie spore ryzyko. Zapewniają finansowanie analiz i badań, które weryfikują potencjał biznesowy pomysłu i minimalizują szansę niepowodzenia. Wydaje mi się, że nasi przedsiębiorcy nauczyli się żyć obok kryzysu, a wielu z nich skutecznie z niego korzysta – to jest dobry czas na proponowanie innowacyjnych rozwiązań, które pozwalają na oszczędności, widoczne jest to zwłaszcza w branży e-biznesowej. Zresztą wielkie firmy firmy powstawały w czasach kryzysu. Spróbujmy podejść do tematu w sposób życzeniowy. Gdyby mógł Pan usprawnić jedną rzecz w całym mechanizmie wdrażania Działania 3.1, co by to było? Patrzymy na to w sposób bardziej kompleksowy. Działanie 3.1 przyczyniło się do wypełnienia luki kapitałowej w finansowaniu innowacji. Jednak mechanizm finansowania innowacji powinien być płynny od fazy seed, aż po wejście na giełdę i ekspansję zagraniczną, a innowacyjni przedsiębiorcy powinni mieć możliwość włączenia się w ten system na każdym etapie swojego rozwoju. Dzięki doświadczeniom z ostatnich lat, będziemy na to gotowi w kolejnej perspektywie finansowej. To, co chcielibyśmy wzmocnić w naszym Działaniu, to usprawnienie pozyskiwania ciekawych pomysłów ze środowisk naukowych i akademickich. Efekt synergii pomiędzy pomysłowością naszych naukowców a doświadczeniem biznesowym inkubatorów, może przynieść spektakularny sukces. Gdy przystępował Pan do wdrażania tego programu, z pewnością miał Pan w głowie jego potencjalne rezultaty. Jakie miał Pan oczekiwania związane z tym Działaniem? Parafrazując typowanie wyników sportowych, które trenerzy kupiliby w ciemno, jakich efektów Pan się spodziewał?
Wywiad numeru Należy pamiętać, że za oficjalnymi wskaźnikami stoją rezultaty, które mają realny wpływ na rynek startupów. Takim efektem ubocznym naszej współpracy z Inkubatorami jest wykształcenie sporej grupy osób, które w dofinansowanych projektach zdobyły ogromne doświadczenie i mogą przekazywać je dalej. Wytworzony w ten sposób know-how jest wartością nie do przecenienia. A dzisiaj (trzymając się sportowej terminologii), gdy jesteśmy po pierwszej połowie, czy Pana pierwotne oczekiwania spadły, czy może wręcz przeciwnie wzrosły, zgodnie z powiedzeniem: apetyt rośnie w miarę jedzenia? Oczekiwania PARP odnośnie Działania 3.1 nie uległo zmianie. Jego specyfika, nakładająca na Inkubatory obowiązek reinwestowania odzyskanych środków, przyczynia się do naszego głównego celu – stworzenia trwałego mechanizmu finansowania innowacyjnych startupów. Nasze działania zmierzają do stworzenia rozpoznawalnej marki, którą jest właśnie 3.1 i powstałe dzięki nim inkubatory startupów. Które z projektów sfinansowanych w ramach Działania 3.1 cieszą Pana najbardziej, z którymi wiąże Pan duże nadzieje, o których może Pan powiedzieć „warto było”? Nie wskazując konkretnych projektów, można powiedzieć, że dużą satysfakcję dają momenty, kiedy z mediów dowiadujemy się o kolejnych naszych spółkach, które znalazły inwestorów w drugiej rundzie finansowania, zdobywają nagrody w konkursach albo po prostu osiągają sukcesy na rynku. To daje poczucie, iż wykonuje się właściwie pracę na rzecz finansowania inwestycji na wczesnych etapach rozwoju. Statystyki nie są zbyt łaskawe. Podobno tylko jeden na dziesięć startupów ma szansę utrzymać się na rynku. Wygląda na to, że inwestycja w innowacje należy do grupy tych bardziej kosztownych. Moim zdaniem raczej nie jest tak źle. Myślę, że ok 70% startupów nie przeżywa 2 lat. Jednak nie uważam, że na te bankructwa patrzeć należy jedynie w czarnych barwach. Pamiętajmy, że założycielami startupów są często młodzi ludzie, bez doświadczeń w biznesie. To, co na pierwszy rzut oka wydawać się może porażką, okazuje się bezcenną lekcją, a nabyte doświadczenia zaprocentują przy kolejnym przedsięwzięciu. Mam nadzieję, iż w przypadku funduszy zalążkowych (inkubatorów) wskaźnik ten będzie jeszcze lepszy z uwagi na prace czynione przez inkubatory w fazie preinkubacji, kiedy to pomysłodawcy otrzymali intensywne wsparcie eksperckie. Foto: PARP
Dziękuję za rozmowę ■
e-PROFIT 29
Temat z okładki
Jak się robi internet? Sadowski + Wnukiewicz, czyli Brand24 Prawie 300 tys. wyświetleń na serwisie YouTube, flesze, wywiady obecność w ogólnopolskich stacjach biznesowych. Co należy zrobić, aby to osiągnąć? Możliwości jest pewnie wiele, a jedną z nich jest nagranie piosenki o tym, jak się robi internety w Polsce. Żeby nikt niewtajemniczony nie mówił… Chłopaki z Bitsy Boys (czyli autorzy przeboju Internety robie), to nie domorośli muzycy, którzy w poszukiwaniu inspiracji obili się o branżę startupową, ale przedsiębiorcy pełną gębą. Na co dzień faktycznie robią internet. Gościmy dziś na łamach e-PROFIT największych przedsiębiorców wśród polskich raperów i największych raperów wśród polskich przedsiębiorców – Michał Sadowski i Karol Wnukiewicz z Brand 24.
Rozmawia Marek Dornowski
30 e-PROFIT
Foto: Brand24.pl
Temat z okładki Michał, sukces jaki osiągnęła piosenka Internety robie przerósł chyba Wasze oczekiwania. Musicie się mocno tłumaczyć, dlaczego na co dzień zamiast promować trasę koncertową, zajmujecie się rozwojem własnego biznesu? K.W.: Tak, to prawda. Na początku myśleliśmy, że piosenkę obejrzy maksymalnie 1000 osób, głównie ludzie z branży, znajomi i członkowie rodziny. Nigdy nie podejrzewałbym, że będę współtwórcą przedsięwzięcia, które określa się już mianem viralu roku. Nie jesteśmy piosenkarzami tylko informatykami. Skończyliśmy informatykę na Politechnice Wrocławskiej i od tego czasu wspólnie prowadzimy internetowe przedsięwzięcia. Na tym znamy się najlepiej i to daje nam wielką przyjemność na co dzień, dlatego daleko nam do planów o trasie koncertowej. M.S.: Pierwszym sprawdzianem naszego klipu był przedpremierowy pokaz na Internet Beta. Mieliśmy plan, aby na wypadek braku jakichkolwiek oklasków, Karol siedzący wśród publiczności spróbował rozkręcić brawa, żeby nie było wstydu. Baliśmy się, że Karol wstanie sam i zacznie bić brawo krzycząc: łuuhuuuuu... po czym usiądzie wolno z powrotem, zdając sobie sprawę, że był jedyną osobą, która klaskała. Na szczęście dostaliśmy najdłuższe brawa, jakie kiedykolwiek spotkały mnie na najróżniejszych konkurencjach. Entuzjastyczna reakcja pozwoliła z optymizmem spoglądać w stronę docelowej premiery online, ale nikt z nas nie miał jeszcze bladego pojęcia, jak to się rozniesie.
M.S.: Najbardziej cieszy nas jednak, że Brand24 został doceniony zarówno przez branżę, jak i klientów. W niecały rok udało się pozyskać prawie 200 stałych klientów abonamentowych i bardzo dynamicznie rosnące (nie mieliśmy jeszcze miesiąca, który byłby słabszy od poprzedniego) przychody, które w pierwszych kwartałach 2013 przekroczą 100 tys. zł/mies. Brand24 został także jednym z laureatów w takich konkursach jak Aulery czy Ekomersy. Wielu osobom wydaje się, że głównym motywatorem naszej pracy są pieniądze. Tak nie jest. Jeśli miałbym wskazać jedną i główną przyczynę, dla której z przyjemnością zasiadam przed komputerem na kilkanaście godzin dziennie, to będzie nią właśnie bardzo ciepły odbiór tego, co robimy
Internety robię imponuję Tobie – no to zaimponujcie i powiedzcie, co zrobiliście dla rozwoju e-biznesu w Polsce, na czym polega Wasz projekt? K.W.: Nasz projekt nazywa się Brand24 i jest to narzędzie do monitoringu internetu, które szczególny nacisk kładzie na media społecznościowe. W najbardziej przystępny sposób można to określić „nasłuchiwaniem” opinii pojawiających się internecie na temat danej marki, produktu czy określonego zagadnienia. Brand24 stanowi również źródło analiz i raportów dających kompleksową wiedzę na temat klientów (internautów). Narzędzie pozwala na obserwację ich zachowań, śledzenie reakcji, a także związanych z nimi trendów. Celem Brand24 jest stworzenie nowego kanału komunikacji z klientami, którego wykorzystanie pozwoli m.in. na wsparcie sprzedaży, a także wzmocnienie pozytywnego wizerunku wybranej marki, produktu bądź usługi.
Foto: Ekomers 2012 w kategorii Debiut Roku
Skąd wziął się pomysł? Jak analizowaliście rynek, dlaczego uznaliście, że to może się udać? K.W.: Pomysł narodził się kilka lat temu, gdy tworzyliśmy serwisy społecznościowe, m.in. Patrz.pl, który w 2006 roku sprzedaliśmy do dużej spółki giełdowej. Potrzebowaliśmy wtedy narzędzia, które pozwoliłoby monitorować, co mówią o nas i naszych serwisach internauci na forach
e-PROFIT 31
Temat z okładki czy platformach społecznościowych. Jako że rynek nie oferował dobrego rozwiązania pasującego do naszych potrzeb, postanowiliśmy stworzyć własne rozwiązanie. A stąd prowadziła już szybka droga to tego, aby takie narzędzie stosować nie tylko do własnych celów, ale także sprzedawać komercyjnie. M.S.: Ponadto zawsze marzył nam się projekt oparty na modelu biznesowym SaaS promowanym przez naszych interentowych guru: chłopaków z 37 signals z Davidem Heinemeierem Hanssonem na czele. Fascynowała nas możliwość budowy zautomatyzowanego produktu, który sprzedawałby się bez konieczności udziału człowieka w procesie zakupowym. Dziś, prawie połowa naszych klientów to podmioty, które trafiły na stronę, zarejestrowały się, przetestowały produkt po czym zdecydowały się na zakup w oparciu o automatyczne płatności online. To naprawdę niesamowite uczucie, gdy o 23 dostaję na komórkę powiadomienie o nowym kliencie, który przykładowo wykupił abonament za 250 zł/mies., a którego nie widziałem, z którym nie rozmawiałem. Naturalnie cieszymy się zarówno z klientów, którzy rejestrują się za pośrednictwem naszego działu sprzedaży/obsługi klienta. Dzisiaj chyba można zaliczyć Was do tej grupy startupowców, którym się udało… Gdzie tkwił klucz do tego? Zbieg okoliczności, odpowiedni moment, pomysł, a może wszystko razem? M.S.: Wprawdzie nie stać nas jeszcze, żeby codziennie jeść sushi, ale rzeczywiście biznes rozwija się bardzo szybko. Kluczem do sukcesu jest dbałość o pozorne szczegóły – to jest zdecydowanie ważniejsze od samego pomysłu. Nie byliśmy ani pierwszym, ani pewnie nawet piątym narzędziem monitoringu internetu w Polsce. A mimo to udało stworzyć produkt innowacyjny, który inaczej niż do tej pory adresował problemy zarówno małych, jak i dużych firm. Druga sprawa to rzeczywiście odpowiedni moment. Rynek usług monitoringu jest wprawdzie bardzo młody, ale to dobrze, bo rozwija się z razem z nami, a w zasadzie to my możemy go kreować. Drugim ważnym elementem jest wyrazistość naszej marki, a także nas samych jako postaci pomagających w jej uczłowieczaniu. Klip Internety robie, czy nasze wideo pokazujące kulisy pozyskania inwestora (można sprawdzić na YT) to elementy, które pozwoliły nam i samemu Brand24 wyróżnić się na tle innych projektów internetowych.
32 e-PROFIT
Foto: Karol Wnukiewicz / Brand24.pl
Temat z okładki K.W.: Wiele pomysłów upada ze względu na ilość potencjalnego trudu i przeszkody. Sukces odnoszą z reguły osoby, które z uporem maniaka dążyły do realizacji swojego pomysłu, pomimo napotkanych trudności. Diabeł tkwi w szczegółach, zawsze! Skupię się na jednym czynniku, który często uważany jest za konieczny jako podstawę dobrze zaplanowanego biznesu – stworzenie misternego biznes planu. Nie chcę tu powiedzieć, że planowanie jest złe. Długodystansowe planowanie jest nierealne w przypadku e-biznesów opartych po części na modzie i trendach internetowych. Dyscyplina i wysiłek, które trzeba włożyć w stworzenie takiego planu, powinny służyć do tego, by przekonać się, czy rozumiesz, w jaki sposób dostosować biznes w przypadku zmian w przyszłości. Wróćmy do tekstu Waszego przeboju. Jestem ciekawy, jak poza zabawnymi rymami podchodzicie do tego, o czym śpiewacie. A tak poważniej, rozbierzmy Wasz tekst na części pierwsze. Zgoda? K.W.: Zgoda! M.S.: Śmiało. No to jedziemy: Pomysł to naprawdę niewiele, mam ich setki z moim przyjacielem. Jak to jest z tym pomysłem na startup. Dlaczego jeden warto pokazać inwestorowi, a pozostałych 99 lepiej nie wyjmować z szuflady? K.W.: Może zacznijmy od tego, że pomysłów nie trzeba od razu pokazywać inwestorowi, tylko rozpocząć ich realizowanie. Mam wrażenie, że niektórzy myślą, że jak mam pomysł, to już 3/4 sukcesu i dalej pomoże mi inwestor, który mi za to zapłaci. Nic bardziej mylnego! Pomysł to rzeczywiście naprawdę niewiele i liczy się jego rzetelnie przemyślana realizacja. Tak naprawdę do żadnego naszego dotychczasowego pomysłu nie potrzebowaliśmy inwestora na starcie. Projekty staraliśmy się realizować samodzielnie, we własnych domach, garażach i za własne pieniądze. Oczywiście pomagało nam wykształcenie informatyczne, dzięki któremu byliśmy w stanie stworzyć wiele rzeczy samodzielnie. Dopiero na późniejszych etapach przydawał się w naszym wypadku inwestor, kiedy koszty działalności przerastały nasze zasoby, a chcieliśmy również przeprowadzić szeroką promocję produktu. Na tym etapie wejście inwestora było koniecznie i ten właśnie moment uważam za właściwy ze względu na fakt, że mieliśmy nie tyle sam pomysł, ile działający już prototyp pokazujący zapotrzebowanie produktu na rynku.
M.S.: Systematycznie spotykam się z opowieściami o ludziach, którzy przyszli do inwestora z tekstem: mam genialny pomysł na miarę Skype lub Google, nie powiem wam o co chodzi, ale za 500 tys. zł sprzedam wam 30% udziałów. Nie szybciej jednak niż podpiszemy umowę. Mam alergię na takich kosmitów. Jeśli brakuje czasu na promocję, są agencje PR i inne opcje – nie uważacie, że to właśnie promocja a właściwie jej brak jest często największą słabością młodych startupów? K.W.: Twórcy projektów często uważają, że dobry produkt sam się sprzeda i nie przywiązują wagi do jego promocji. A to błąd! Każdy biznes potrzebuje siły napędowej w postaci działań promocyjnych. Trzeba się pokazać i trzeba to zrobić umiejętnie. Istnieją liczne agencje, które ze względu na dużą konkurencję na rynku oferują naprawdę świetne usługi wizerunkowe za stosunkowo niewielkie pieniądze. M.S.: Rzeczywiście często jest tak, że młodzi przedsiębiorcy koncentrują się na budowie produktu (co ze wszech miar popieram), zapominając totalnie o komunikacji. Projekt internetowy, jak każda marka, potrzebuje pochylenia się nad kwestiami związanymi z PR-em, marketingiem. Niezależnie czy firma operuje w modelu b2b, czy b2c – kwestie związane z promocją nie mogą pozostać na drugim planie. Cały tydzień na konferencjach tłumy szaleją rośnie audiencja – wiele osób uważa, że tych branżowych imprez jest za dużo i poza bawieniem się we własnym sosie niewiele więcej dają. Jakie jest Wasze zdanie, czy budując startup, warto jeździć po konferencjach? M.S.: W naszym przypadku każde wydarzenie branżowe ma naturalnie potencjał sprzedażowy. Dla nas obecność na wielu imprezach branżowych ma sens. W przypadku projektów, których odbiorcami nie jest sama branża – rzeczywiście rekomenduję wstrzemięźliwość w uczestnictwie w nadmiernej liczbie wydarzeń. Lepiej spędzać czas nad rozwojem produktu lub jego promocją w środowisku bardziej związanym z faktycznym odbiorcą. K.W.: Poruszony wcześniej temat promocji pochłania rzeczywiście sporo czasu. Nie ma tygodnia bez wyjazdu na konferencję czy spotkanie branżowe. O tym więcej powie Michał, który przejeżdża ponad tysiąc kilometrów tygodniowo.
e-PROFIT 33
Temat z okładki Gdy Antyweb nasz projekt poleca, niejednej sikorce zadrze się kieca. (…) Warto trzymać z blogerami sztamę, pomogą, doradzą, dorzucą reklamę – czy Waszym zdaniem blogi takie jak Antyweb są w stanie realnie wesprzeć rozwój projektu, czy to bardziej karmienie własnej próżności i lans? M.S.: Blogi mają ogromny i bardzo łatwo mierzalny wpływ na rozwój produktu lub jego sprzedaż. Lans traktuję jako jeden z elementów wspomnianego rozwoju produktu. Pojawienie się informacji o naszym skromnym projekcie na blogu Grześka Marczaka bardzo pomogło w starcie Brand24. Szczegółowe efekty naszej obecności na Antyweb opisałem nawet na moim blogu – porównując je przy okazji z efektami pojawienia się w tak zwanych mainstreamowych mediach. W naszym przypadku, efektywność mainstreamowych kanałów była daleko za blogosferą. K.W.: Ze względu na liczbę czytelników Antyweb jest swego rodzaju wyrocznią na polskim rynku e-biznesów i nie tylko. W momencie, gdy projekt uzyska pozytywną opinię i trafi na stronę, zyskuje świetną i darmową okazję do promocji. Jest to ten element marketingu, o którym rozmawialiśmy wcześniej. Mój ulubiony fragment: przemyśl model biznesowy, życie z reklamy nie ma mowy. Jeśli nie reklama to co? W którym kierunku będzie się teraz rozwijało najwięcej startupów – płatny kontent, freemium, mikropłatności? K.W.: W okresie bańki internetowej Web 2.0 w 2000–2001 roku istniało przeświadczenie, że wystarczy stworzyć serwis internetowy, który będzie miał dużo użytkowników i odsłon, a przychody się same pojawią. W tym oczywiście z reklamy displayowej. Rynek reklamy ze względu na stawki nie pozwala na utrzymanie biznesu internetowego, dlatego potrzebne jest źródło przychodów w postaci usługi, za którą zapłacą użytkownicy. W Brand24 płatny jest dostęp do narzędzia. W tym fragmencie piosenki pojawia się Rafał Agnieszczak, który jest tu dla mnie autorytetem. Trafił do Internety robie przez mój sentyment do niego, ponieważ potrafił już kilka lat temu zmonetyzować wyjątkowo trudną społeczność Fotka.pl. Wówczas gdy przeciętny młody internauta nie chciał płacić za dostęp czy usługę premium do serwisu internetowego. M.S.: Przyszłość leży w modelu SaaS. Jego główne zalety to skalowalność i coś, co z braku lepszego zwrotu ujmę
34 e-PROFIT
jako nastawienie na rentowność. Chodzi tu o działanie zgodne ze zdrowymi zasadami biznesu. Tworzę produkt, produkt rozwiązuje problem klienta, klient płaci za produkt. Niestety, nurt zwracania uwagi na przychody od pierwszych dni pracy nad projektem został w pewnym sensie zatracony. Wszędobylski model darmowych usług monetyzujących się w oparciu o reklamy sprawdza się jednak tylko w przypadku nielicznej grupy największych, najbardziej medialnych serwisów. Konkurencja jest tu nieporównywalnie większa do tej na rynku usług narzędziowych. Abonament jako stabilne źródło przychodów aplikacji internetowej będzie w najbliższych latach jednym z głównych kierunków rozwoju e-biznesu. Sieć monitoruj, poznaj klientów nigdy nie ignoruj. Jest coś takiego jak obraz statystycznego klienta w polskiej sieci? Jeśli tak, to jaki? Świadomy i wybredny czy goniący za każdą nowinką? K.W.: Rynek monitoringu internetu wciąż się buduje. Nie wszystkie firmy i marki są świadome tego, jakie korzyści niesie ze sobą nasłuchiwanie internautów, czyli de facto klientów. W związku ze stałym rozwojem sieci i powstających dzięki niej treści, internet staje się głównym polem walki o dobre imię firmy. Wymienić mogę tu 3 główne powody zagrożeń dla reputacji marki w internecie: popularność tego medium, wzajemne zaufanie jego użytkowników oraz łatwość manipulacji treściami. Dodatkowym utrudnieniem staje się fakt ogromnego wzrostu konkurencji niemal w każdej branży rynkowej. To często prowokuje nieczyste zagrania ze strony przeciwników biznesowych, co prowadzi oczywiście do wzrostu zagrożenia dla reputacji marki w sieci i konieczności jej monitorowania. W takiej sytuacji Brand24 jest nie tylko wartością dodaną dla działu marketingu firmy, lecz także rynkową koniecznością dla firmy czy marki. M.S.: Dbałość o klienta jest jednym z naszych znaków rozpoznawczych i staramy się tym podejściem zarażać innych przedsiębiorców. Osobiście dostaję palpitacji serca, kiedy wiem, że nie mogę klientowi odpisać na zapytanie szybciej niż po kilkunastu minutach. Ponieważ dużo podróżuję, często zdarza się, że zjeżdżam na pobocze i zaczynam komponować e-maila z odpowiedzią. Mam zawsze takie nieco głupawe wyobrażenie, że ktoś tam po drugiej stronie ekranu siedzi, patrzy w monitor i czeka
Temat z okładki na odpowiedź. Robię więc wszystko, co w mojej mocy, żeby otrzymał ją jak najszybciej. Podejście wydaje się naturalne, ale niestety nadal spora część podmiotów działających online nie działa w ten sposób. Wywiadu udziel znanej gazecie – no to w tym momencie sama świadomość, że rozmawiamy, napawa mnie dumą. K.W.: To nam uświadamia, że choć tekst piosenki został napisany w podróży, w pośpiechu i częściowo na kolanie, to został dobrze dobrany. M.S.: Teraz czekamy na Pudelka, „Panią Domu” i Koń Polski! No dobrze, to na koniec uchylcie rąbka tajemnicy odnośnie Waszych dalszych planów. Biznesowych i estradowych. K.W.: Niedługo uruchomiamy dwie wersje językowe – anglojęzyczną przeznaczoną na rynek amerykański oraz indonezyjską. W planach zatem ekspansja na zagraniczne rynki. To nieoficjalna wiadomość, ale przygotowujemy kolejną piosenkę, która powstanie właśnie w celu promocji naszej firmy zagranicą. Tam będziemy mogli pochwalić się naszym angielskim z domieszką lekkiego rosyjskiego akcentu. M.S.: Ja dodam tylko, że Internety robie to jedynie preludium do kolejnych klipów, które są już w produkcji. Kolejne klipy będą po angielsku, więc trzymajcie kciuki. Dzięki za rozmowę. K.W.: Dziękuję. M.S. Również bardzo dziękuję! ■
Michał Sadowski Foto: Ola Anzel
e-PROFIT 35
Warto wiedzieć
SQT
nie taki diabeł straszny!
Foto: sxc.hu Montaż: IMOGEN
36 e-PROFIT
Warto wiedzieć Trzy litery. Choć z pozoru niewinne, właścicielom wielu stron internetowych nie kojarzą się zbyt miło. SQT, bo o nim mowa, może nastręczyć wielu problemów, jeśli nie stosujemy się do zasad Google. Co zatem robić, aby nie podpaść SQT? Informacja prasowa Search Quality Team, opiera się na pracy ludzi. Są nimi pracownicy Google, którzy stoją – jak wskazuje nazwa – na straży jakości wyników wyszukiwania w Google. Jakość ta zależy od tego, czy analizowane strony są zgodne z regulaminem Google. SQT służy więc oddzieleniu wartościowych treści od tych, które można uznać za spam. Cel ten osiąga poprzez obniżenie pozycji w wynikach wyszukiwarki tych stron, których zawartość SQT uzna za nieprawidłową, bądź ich całkowite usunięcia z wyników wyszukiwania. – Praca zespołu SQT polega głównie na dogłębnej analizie struktury stron WWW pod kątem jakości oraz zgodności z normami ustanowionymi przez Google. SQT jest uzupełnieniem algorytmicznych metod oceny stron, działa jednak jako równoległy mechanizm – mówi Sebastian Kopeć, specjalista ds. pozycjonowania w firmie Procreate. – Tak samo jak robot Google, jeśli SQT stwierdzi, że dana witryna łamie regulamin, ma wiele możliwości ukarania jej. Takie kary za łamanie reguł pozycjonowania mogą być różne – od nałożenia filtra (obniżenie pozycji strony w wyszukiwarce w ramach jednej frazy) aż po zbanowanie (całkowite wykluczenie z wyników wyszukiwania) strony w najtrudniejszych przypadkach. Oczywiście, w im większym stopniu dana witryna nie przestrzega zasad, tym surowiej jest traktowana. W wielu przypadkach właściciele stron są powiadamiani o złamaniu regulaminu przez Centrum Wiadomości w Narzędziach Google. Nie jest to jednak obowiązek Google, trzeba więc cały czas pilnować zgodności swojej strony ze wskazówkami dla webmasterów. Jak zatem uniknąć konsekwencji wyciąganych przez SQT? Jeśli zajmujemy się pozycjonowaniem strony, musimy być na bieżąco z regulaminem Google i zmianami w algorytmach wyszukiwania. Należy także unikać klauzul niedozwolonych, które są istotne z punktu widzenia SEO. Jedną z powszechniejszych zabronionych praktyk jest korzystanie z linków nienaturalnych. Są to odnośniki, które zostały pozyskane sztucznie w celu podniesienia pozycji w SERP-ach. Dzielą się one na linki, które prowadzą do strony jako linki przychodzące oraz te, które występują na stronie w postaci systemu wymiany linków (SWL) emitującego linki. I właśnie w metodzie SWL tkwi podwójne niebezpieczeństwo. Nie dość, że jej zastosowanie grozi karą od Google, to może ona być
potężnym orężem konkurencji. W praktyce bowiem istnieje możliwość linkowania SWL stron konkurencji w celu wyeliminowania ich z SERP-ów. Jest to działanie nielegalne. Skuteczność takiego działania zależy od „historii” strony. Starsze domeny z dobrą historią, pozycjonowane za pomocą mocnych linków, obronią się same, gdyż Google zauważy, że domena ma wysoką renomę. Kary w wyszukiwarkach są nakładane również za ukrycie zawartości strony – czyli wprowadzenie na stronie treści, która pomaga ulokować stronę na wysokiej pozycji w wyszukiwarce, ale która jest niewidoczna dla internauty. Warto więc postawić na „konwencjonalne” pozycjonowanie, skupiając się na jakości witryny i jej treści oraz optymalizacji strony, czyli właściwej ekspozycji słów kluczowych. – Należy pamiętać o meta tagach, tytule strony, artykułach na stronie i ich unikatowości. Trzeba także zadbać o inne elementy optymalizacyjne: nagłówki czy opisy w obrazkach. Wszystko z rozwagą, aby nie podpadło to pod upychanie słów kluczowych (keyword stuffing) – wyjaśnia Sebastian Kopeć. Co zrobić, jeśli Google nałożyło już karę? Jeśli odbyło się to za pomocą robota (czyli nie SQT), to w większości wypadków sytuacja powinna wrócić do normy w ciągu kilku lub kilkunastu dni, jeśli usuniemy przyczynę nałożenia kary. Wystarczy usunąć ukryty tekst lub wyeliminować „złe” linki prowadzące do strony. W przypadku kary od SQT, oprócz usunięcia przyczyny nałożenia kary należy również wysłać prośbę o ponowne rozpatrzenie (reconsideration request). Można to zrobić za pomocą panelu narzędzi dla webmasterów Google. W niczym nie zaszkodzi zastosowanie tego rozwiązania również w przypadku kary otrzymanej automatycznie. W czasach zmian w algorytmie Google takie działanie może być pomocne. Niedozwolone działania pozycjonerskie mogą okazać się bardzo szkodliwe dla pozycji w wyszukiwarce. Najlepiej sięgnąć po usługi profesjonalnej firmy pozycjonującej. Pracują w niej specjaliści, którzy wiedzą, w jaki sposób efektywnie zadbać o stabilną pozycję w wyszukiwarce. – Nie możemy bowiem zapominać, że bezpieczeństwo naszej pozycji w Google to bezpieczeństwo naszej strony internetowej, a bezpieczeństwo naszej strony internetowej to bezpieczeństwo naszego biznesu – kończy Sebastian Kopeć. ■
e-PROFIT 37
Warto wiedzieć
Anita Kijanka
Sztuka bywania Wydarzeń o charakterze biznesowym przybywa jak grzybów po deszczu. Szczególnie jesień i wiosna obfitują w kolejne inicjatywy, po to by w lipcu i sierpniu praktycznie zniknąć z naszej świadomości. Każde spotkanie to możliwość poznania nowych osób, nawiązania relacji biznesowych czy towarzyskich, a także promocji produktu lub usługi wśród tych, którzy gdzieś indziej Twojej reklamy mogliby nie zauważyć. Dlatego bierzemy w nich udział, mimo że wiąże się to np. z wyjazdem do innego miasta. Gorąco zachęcam do jak najczęstszych spotkań i podaję kilka wskazówek, które pomogą się do nich przygotować oraz dobrze wypaść.
38 e-PROFIT
Warto wiedzieć Z punktu widzenia prelegenta Jeśli Twoja firma zostanie zaproszona do udziału w spotkaniu w charakterze prelegenta, masz świetną okazję, żeby zaprezentować swoją wiedzę i profesjonalizm. Jako seryjny organizator wydarzeń zachęcam do tego, by nie traktować takiej prezentacji jako reklamy swojego przedsiębiorstwa, nie opowiadać w superlatywach o jego sukcesach, ale pokazać siebie jako specjalistę w dziedzinie. Inaczej Twoje wystąpienie zostanie potraktowane jako spam. Jeśli zainteresujesz słuchacza, sam podejdzie do Ciebie po prezentacji i poprosi o informacje o firmie lub znajdzie je w sieci. Aby dobrze wypaść w takiej sytuacji przedstaw studium przypadku, w trakcie którego zaprezentujesz, dlaczego coś się udało, a dlaczego coś innego było porażką. Oczywistym jest, że każdy chce mówić o sukcesach i prezentować wszystko w pięknych barwach, ale kiedy powiesz, że coś Wam nie wyszło i wyjaśnisz dlaczego – na pewno zostanie odebrane to pozytywnie. W końcu najważniejsze jest uczyć się na błędach, wyciągać z nich wnioski tak, by w przyszłości same nam pomagały osiągać zamierzone cele.
Przygotowując się do prezentacji, dowiedz się, kto będzie Ciebie słuchał i ile masz czasu. Wspólnie z organizatorem dopracujcie obszar omawianych tematów, po to abyś nie powtarzał tego, co już było lub będzie mówione. Czasem dostaniesz wolną rękę i organizator umożliwi Ci zaproponowanie tematu. Nie wykorzystuj tego, a faktycznie się przyłóż. Ktoś mógłby się teraz zapytać, dlaczego mam nie robić prezentacji głównie o charakterze reklamowym? Przecież jestem sponsorem, partnerem wydarzenia, organizator się zgodził. Oczywiście – jesteś osobą myślącą i wiesz, co chcesz osiągnąć. Jednak wystąpienie, w którym będziesz dzielił się swoją wiedzą, spostrzeżeniami, przemyśleniami, pozwoli Ci na kreowanie wizerunku eksperta, specjalisty w danym temacie. A wszyscy przecież chcemy zatrudniać i pracować dla najlepszych. I na koniec – przećwicz swoją prezentację. Upewnij się, że wyrobisz się w czasie przewidzianym dla Ciebie. Jeśli będziesz mówił ciekawie, organizator pewnie pozwoli Ci zająć go więcej, jednak trzeba wziąć pod uwagę i to, że możesz go nie dostać, a to z kolei wiąże się z tym, że nie uda Ci się powiedzieć wszystkiego, co zaplanowałeś.
Z punktu widzenia uczestnika spotkania Niezależnie czy udział w wydarzeniu jest płatny, czy nie, tak naprawdę i tak za niego płacisz. Kosztuje Cię dojazd, czas, który spędzasz na nim, a mógłbyś skończyć projekt dla klienta lub pobyć z rodziną czy przyjaciółmi. Dlatego, tak jak prelegent powinien dobrze przygotować swoje wystąpienie, tak Ty powinieneś zastanowić się, co chcesz osiągnąć, uczestnicząc w nim. Dokładnie poznaj agendę wydarzenia. Przeanalizuj czy zaproponowane tematy naprawdę Cię interesują i mogą wnieść coś do Twojej pracy? A może chcesz porozmawiać z partnerami wydarzenia, bo masz dla nich ciekawy pomysł na współpracę? Mnie samej zdarzało się nie posłuchać prezentacji wcale, bo przyszłam na spotkanie wiedząc, że spotkam osoby, z którymi miałam kilka tematów do omówienia, a wcześniej żadne z nas nie miała na to czasu. Wydawać by się mogło, że analizowanie kto będzie, to nudne i niepotrzebne zajęcie – jednak mogę się założyć, że kiedy zaczniesz tak analizować swoje być czy nie być na evencie, od razu zwiększy się Twoja efektywność. Staraj się przychodzić już z konkretnym pomysłem na to, co ma dać Ci spotkanie, a zobaczysz, że będą one dla Ciebie nie Foto: sxc.hu
Montaż: IMOGEN
tylko towarzyskim, lecz także biznesowym sukcesem. Chcesz więcej – bywaj na wydarzeniach innych branż. Opowiadaj, dziel się wiedzą i rozdawaj wizytówki. Masz wtedy szansę poznać więcej nowych ludzi, którzy dowiedzą się o Twoim produkcie lub usłudze. ■
Warto wiedzieć
Prowizja od sukcesu,
czyli jak ograniczyć ryzyko startu w e-commerce? Bartosz Majewski Rynek usług dla e-commerce stał się w ostatnich latach bardzo konkurencyjny. Nieprzerwanie rośnie bariera wejścia, a jednocześnie funkcjonuje sporo niezagospodarowanej przestrzeni, nisz biznesowych. Analogicznie sytuacja wygląda na rynku e-sklepów, co skutkuje coraz większą presją na wyniki do obsługujących sklep agencji interaktywnych. Jednocześnie proces osiągania wyników staje się coraz bardziej złożony, bo na skutek rozmnożenia punktów styku i ich integracji sukces determinuje więcej czynników niż kiedyś. W tym rywalizacyjnym krajobrazie wielu usługodawców dla e-sklepów zaczyna konkurować na sposoby dotąd na tym rynku incydentalne: wydłuża terminy płatności, zaniża cenę usług, dorzuca gratisy. Nie wróżę im sukcesu. Jednocześnie rośnie grupa podmiotów, która stawia na kompleksowość oferty, inwestycje w kadry zwiększające poziom usług, fuzje i przejęcia czy szeroką działalność ewangelizującą rynek o dobrych praktykach. Ci mają większe szanse. Na szczególną uwagę zasługuje proces przechodzenia na modele efektywnościowe. Jego podstawą jest uzależnienie wynagrodzenia usługodawcy od efektów pracy np. w formie płatności za pozycje w wyszukiwarce czy wolumen pozyskanego ruchu (przy działaniach SEO) lub płatności od pozyskanego leada lub innej pożądanej przez klienta akcji. Np. My, jako pierwsza firma w Polsce, zdecydowaliśmy się budować duże, dedykowane sklepy bez opłat wstępnych, a następnie rozliczać się w modelu prowizyjnym za sprzedaż. Dla klientów jest on znacznie korzystniejszy od tradycyjnych modeli rozliczeniowych. W tym modelu około połowę kosztów początkowych startu w e-commerce ponosi usługodawca, a koszty ewentualnej porażki są znacznie mniejsze niż w modelu tradycyjnych rozliczeń. Nie bez znaczenia jest także to, że model
40 e-PROFIT
efektywnościowy jest korzystniejszy dla decydenta biznesowego. Każdy menedżer e-commerce chce pochwalić się przed swoim zarządem, że właśnie nie wydał kilkuset tysięcy złotych na sklep, który jednocześnie powstanie tak samo sprawnie jak zaplanowano. Dla klientów z rozwiniętą siecią placówek naziemnych kluczową zaletą tego modelu jest również gratisowy efekt ROPO. Po wybudowaniu e-sklepu konsumenci na skutek uzyskania precyzyjnych informacji produktowych w sklepie wolą realizować transakcję w tradycyjnym, naziemnym punkcie sprzedaży. Taka transakcja nie jest objęta prowizją usługodawcy. Coraz większa liczba klientów przed dokonaniem zakupu dokonuje rozeznania w sieci, a to oznacza niemały strumień nowych przychodów nieobarczony prowizją agencji. Jednak nie tylko firmy zyskują w tym modelu. Inwestycja kilkuset tysięcy złotych musi się zwrócić usługodawcy. Dlatego zakładamy współpracę o długim horyzoncie – około 5 lat.
Warto wiedzieć
Z doświadczenia wiemy, że długofalowe działania dają obu stronom najwięcej korzyści (nasi najwięksi klienci pracują z nami nieprzerwanie od 9 lat). Przede wszystkim znacznie łatwiej dojść do porozumienia z klientem, gdy również my jesteśmy sponsorem finansowym projektu. Np. tradycyjny detalista wchodzący w e-commerce często nie jest w stanie oszacować prawdziwej skali kosztów odpowiedniego dla niego wdrożenia, a następnie rozwoju sklepu. W efekcie czego ma zaplanowany zbyt mały budżet, co zmusza agencję do cięcia kosztów projektu z negatywnym skutkiem dla przychodów z kanału online.
Gdy agencja wchodzi w rolę sponsora projektu, może pozwolić sobie na większe ryzyko. Partnerstwo biznesowe z firmą nawiązane jest na zupełnie innym poziomie niż w tradycyjnych modelach, dlatego podejmuje znacznie bardziej agresywne działania, które inaczej nie byłyby możliwe. W ten sposób projekty, które powstają są bardziej progresywne, innowacyjne, odważne i rozwijają się prężniej. Dzieje się tak dlatego, że decydent biznesowy nie ryzykuje premią czy stanowiskiem w przypadku fiaska zbyt ryzykownego projektu. W efekcie decydent biznesowy nie musi zawsze przyjmować zachowawczych strategii działania. Dodatkowo z naszych modeli przychodowych, które zaczynają się wypełniać, wynika, że w ciągu pięciu lat prowadzenia tego typu projektów przychody agencji będą dwu-, trzykrotnie większe niż zwykle, przy nieco tylko większym nakładzie pracy. Czysta premia za ryzyko. Ze względu na wzrastającą konkurencję na rynku, a jednocześnie pojawienie się dużych, zasobnych w gotówkę podmiotów po stronie usługodawców e-commerce, jestem przekonany, że czeka nas sporo tego typu transakcji w najbliższych latach. Dziś szlak przecierają COBI oraz grupa ADe Line, jutro dołączą do nich następne odważne firmy. ■
Foto: sxc.hu
Montaż: IMOGEN
e-PROFIT 41
Startujemy – oceniamy
Torba Kangura – odkrywanie miasta z dziećmi Dawid Zaraziński Dzieci są wymagającymi partnerami. Potrafią szybko się nudzić, oczekują uwagi i kolejnych atrakcji. Mniej lub bardziej zmęczonym opiekunom pomóc może Torba Kangura. Torba Kangura to aplikacja dostępna w płatnej wersji premium i bezpłatnej wersji lite, która wyświetla reklamy. Aplikacja jest rozwijana przez firmę Geomobile. Od początku września dostępna jest w Google Play, wkrótce pojawić ma się wersja na iOS. Na rynku istnieje kilka serwisów informacyjnych dla rodziców, ich zawartość jest jednak dostępna jedynie na stronach WWW. Torba Kangura jest jedynym tego typu źródłem informacji na rynku aplikacji mobilnych. Jej przewagą jest starannie zweryfikowana baza danych i szczegółowe informacje, których dostarcza – przekonują twórcy. Baza miejsc w Torbie Kangura obejmuje obecnie Warszawę, Kraków, Wrocław i Łódź.
swoje ulubione miejsca lub dodawać informacje o nowych. Aplikacja wyświetla miejsca z danej kategorii najbliższe pozycji użytkownika lub najbliższe centrum miasta. Każde miejsce ma swoją kartę, na której znaleźć można szczegóły takie jak opis, informacja o udogodnieniach dla rodziców (np. przewijak), link do strony internetowej, dane adresowe. Po wybraniu miejsca aplikacja wskazuje drogę do niego. Danej pozycji wystawiać można komentarze i oceny – a całość może zintegrować się z Facebookiem. W aplikacji działa również kategoria „Skocz po pomoc”. Znaleźć tam można bazę danych kontaktowych lekarzy, aptek i placówek medycznych w okolicy użytkownika. Jest także możliwość posłuchania Radia Bajka wewnątrz aplikacji.
W Torbie Kangura zacząć należy od wybrania miasta oraz wieku dziecka, z którym spędzamy czas. Następnie wybrać można kategorię aktywności (skocz coś zjeść, baw się na powietrzu czy baw się pod dachem). Można przeglądać
Przyszłość aplikacji to przede wszystkim wersja na iPhone’a. A dalej: udostępnienie treści w nowych lokalizacjach (Rzeszów, Trójmiasto, Górny Śląsk, Poznań) oraz nowe kategorie tematyczne.
Nasza ocena
Fot: Ekrany aplikacji Torba Kangura Źródło: Geomobile
Torba Kangura zbiera plusy za swoją prostotę i jakość prezentowanych treści. Ta ostatnia ma chyba największe znaczenie – użytkownicy chcą mieć pewność, że danym prezentowanym w aplikacji, mogą zaufać. Biorąc pod uwagę komentarze i oceny w sklepie Google Play, nie jest chyba źle. Mam nadzieję, że twórcy nie skuszą się na szybkie zalewanie aplikacji dużą ilością treści (także tych pochodzących od użytkowników) i że rzeczywiście każdą pozycję będą samodzielnie sprawdzać. ■
42 e-PROFIT
Po godzinach
Okiem CD Rollera
Selah Sue (Collectors Edition) Jeżeli chcemy mówić o równouprawnieniu, to w ostatnich latach to zjawisko najłatwiej zaobserwować w muzyce. Można nawet postawić tezę, że współczesna muzyka jest zdominowana przez kobiety. Bardzo nas to cieszy! A dlaczego zobaczcie sami...
Robert T. Woźniakowski W listopadzie pojawił się wspaniały prezent dla fanów obdarzonej niesamowitym głosem belgijskiej wokalistki Selah Sue, którą zachwycił się sam Prince! Debiutancki materiał artystki, który do tej pory sprzedał się w ponad 600 tys. egzemplarzy, teraz dostępny jest w wersji poszerzonej o drugi dysk. Znalazło się na nim 11 piosenek. Są wśród nich kompozycje zupełnie nowe, jak chociażby Fade Away, którą Selah napisała wespół z Jerrym Wanderem, producentem legendarnego krążka The Score czy Break formacji The Fugees. Nowa płyta Belgijki przejmująco opowiada o depresji, z którą się zmagała. Znalazły się również na niej remiksy Raggamuffin – Bodyspasm, Crazy Vibes – AKS i Crazy Sufferin Style Blackjoy.
Źródło: materiały prasowe
Debiutancki krążek europejskiego odpowiednika Erykah Badu i Lauryn Hill – jak opisywano obdarzoną nietuzinkową urodą młodą Belgijkę, która naprawdę nazywa się Sanne Putseys – wywołał zachwyt krytyków. W Polsce krążek pokrył się złotem, kupiło go ponad 10 tys. nabywców. Rodzime rozgłośnie wielokrotnie prezentowały na antenie singlowe przeboje z This World, Raggamuffin i Crazy Vibes na czele. Większość piosenek Selah napisała sama, a pierwsze z nich skomponowała, akompaniując sobie na gitarze, w wieku 15 lat! Zdecydowanie CDRoller poleca tę pozycję i nadaje jej status obowiązkowej w kolekcji każdego fana muzyki... ■
e-PROFIT 43