Moja europejska rodzina. Pierwsze 54000 lat / Karin Bojs

Page 1



K

A

R

I

N

B

O

J

S

MOJA EU ROPEJSK A RODZI NA Pierwsze 54 000 lat

przekład z języka angielskiego

Urszula Gardner konsultacja naukowa

dr Małgorzata Bonar


Tytuł oryginału My European Family. The First 54,000 Years Copyright © Karin Bojs, 2017 English language translation © Fiona Graham, 2017 All rights reserved. The moral law of the authors has been asserted. First published in Sweden in 2015 by Albert Bonniers Forlag, as Min Europeiska Familj by Karin Bojs. English edition published in the United Kingdom in 2017 by Bloomsbury Publishing. Published by Agreement with Kontext Agency, Sweden and Book/lab Literary Agency, Poland Bloomsbury Sigma. An imprint of Bloomsbury Publishing Plc. 50 Bedford Square, London WC1B 3DP, UK / 1385 Broadway, New York, NY 10018, USA www.bloomsbury.com bloomsbury and the Diana logo are trademarks of Bloomsbury Publishing Plc. Przekład z języka angielskiego © Urszula Gardner, 2018 Konsultacja naukowa dr Małgorzata Bonar Redakcja Bożena Sęk Korekta Marcin Piątek Projekt oryginalnej okładki © Alice Marwick Grafika DNA na okładce iStock.com/saemilee Okładka polskiego wydania, skład i przygotowanie do druku Tomasz Brzozowski Copyright © for this edition Insignis Media, Kraków 2018 Wszelkie prawa zastrzeżone ISBN 978-83-65743-94-7

Insignis Media, ul. Lubicz 17D/21–22, 31-503 Kraków tel.  +48 12 636 01 90, biuro@insignis.pl, www.insignis.pl Facebook: @Wydawnictwo.Insignis Twitter, Instagram, Snapchat: insignis_media Druk i oprawa Drukarnia Pozkal, www.pozkal.eu Wyłączna dystrybucja Firma Księgarska Olesiejuk www.olesiejuk.pl Wydrukowano na papierze Ecco Book Cream 60 g, vol. 2.0 dostarczonym przez firmę Antalis Poland Sp. z o.o., www.antalis.pl


Dla Anity i Görana, po których odziedziczyłam wszystkie swoje geny.



Spis treści Wstęp. Pogrzeb. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9 CZĘŚĆ PIERWSZA. ŁOWCY

Troll sprzed 54 000 lat. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2 Neandertalczycy z Lipska.. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 3 Fleciści. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 4 Pierwsi na europejskiej scenie.. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5 Mamuty z Brna. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 6 Kromaniończyk . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7 Pierwszy pies. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 8 Doggerland. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9 Koniec epoki lodowcowej. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 10 Ciemna skóra, niebieskie oczy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 11 Klimat i lasy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 12 Czy jestem Laponką?. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13 Pojawienie się ceramiki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 14 Pierwsi rolnicy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1 Mały

15 18 40 50 61 67 85 93 101 119 127 133 145 151

CZĘŚĆ DRUGA. ROLNICY

............................................... 16 Przez morze na Cypr. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 17 Pierwsi piwowarzy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 18 Wyprawy rolników na zachód. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 19 Siedziby wzniesione na grobach zmarłych. . . . . . . . . . . . 20 Starcia w Pilźnie i w Moguncji. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 21 Siew i wschód słońca. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 15 Syria

159 161 173 190 199 208 216


się rolników w Skanii.. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 23 Ötzi: Człowiek Lodu. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 24 Szwedzki region Falbygden. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 25 Geny łowców i rolników. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 22 Pojawienie

223 229 235 253

CZĘŚĆ TRZECIA. INDOEUROPEJCZYCY

ogier. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 27 Sekwencja DNA wskazuje na związki ze Wschodem. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 28 Topory bojowe. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 29 Kultura pucharów dzwonowatych, Celtowie i Stonehenge. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 30 Dysk z Nebry. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 31 Naskalni rytownicy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 32 Żelazo i dżuma. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 33 Czy w moich żyłach płynie krew wikingów?. . . . . . . . . . 34 Matki.. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 35 Dziedzictwo Hitlera i Stalina. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 26 Pierwszy

263 281 297 306 313 319 335 342 363 377

Wiosna i drzewo. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 387 Pytania i odpowiedzi na temat DNA. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 392 Przypisy redaktora naukowego polskiego wydania.. . . . . . . . . . . . 400 Bibliografia, polecane lektury i wskazówki dla podróżników. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 406 Podziękowania.. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 446


WSTĘP

Pogrzeb

M

oja matka Anita Bojs zmarła, zanim ukończyłam niniejszą książkę. Na nabożeństwo żałobne przyszło wiele osób, znacznie więcej, niż sobie wyobrażałam w najśmielszych marzeniach. Jednakże w głównej mierze byli to przyjaciele i znajomi, członków rodziny pojawiło się tylko paru. Wszyscy krewni zmieścili się w jednej kościelnej ławce na przedzie: mój brat i ja, nasi partnerzy i troje odświętnie ubranych wnucząt. Był akurat początek lata, w parku obok kościoła położonego w göteborskiej dzielnicy Vasastaden kwitły fioletowe lilaki. Odśpiewaliśmy wszyscy psalm „Den blomstertid nu kommer” *, a po nim „Härlig är jorden” **. Ten drugi wybrałam, ponieważ zawiera dwa wersy, które moim zdaniem działają szczególnie kojąco: „Wieki przychodzą i mijają, po pokoleniu nastaje pokolenie”. Gdy nadeszła pora na mowę pogrzebową, zwróciłam się bezpośrednio do wnucząt Anity. Pragnęłam, aby z dumą wspominały swoją babkę i jej korzenie – wbrew okolicznościom. Poznały babkę, kiedy była już starszą i doświadczoną przez życie kobietą. Pożegnała się z dobrze zapowiadającą się karierą w wieku pięćdziesięciu kilku lat, po tym jak wcześniej spadły na nią kłopoty, takie jak choroba, rozwód i uzależnienie, o rozmaitych konfliktach nie wspominając. Właśnie dlatego postanowiłam opowiedzieć wnuczętom Anity, jak i pozostałym osobom zgromadzonym w kościele, o pierwszej połowie jej życia. Mówiłam zatem o uczennicy, która zbierała same * Den blomstertid nu kommer (Nadchodzi kwiecia czas) – popularny XVII-wieczny szwedzki psalm. (Wszystkie przypisy dolne pochodzą od tłumacza). ** Härlig är jorden (Ziemia chwały) – inny szwedzki psalm (297), pochodzący z XIX wieku.


10

K A R I N B OJ S   M OJ A E U R O P E J S K A R O D Z I N A

dobre oceny, i o studentce, która dostała się na Karolinska Institutet * pomimo swojej płci i ubogiego pochodzenia. Mówiłam o skromnych warunkach, w jakich się wychowywała, mieszkając w lokalu nad niewielką wiejską szkołą, w której uczyła jej matka, a moja babka Berta. Choć w ich domu się nie przelewało, zawsze był pełen ludzi, muzyki, sztuki i literatury, a jedyny głód, który Anita odczuwała, był głodem wiedzy. Pozwoliłam sobie zacytować jej słowa z pamiętnika, który znalazłam podczas porządków. ŚCIŚLE TAJNE – taki napis widniał na okładce, nakreślony dziecięcą ręką. W pamiętniku tym zawarła wspomnienia z letnich wakacji spędzonych w regionie Värmland w domu swojej babki, a mojej prababki Karoliny Turesson. Znajdował się on czterdzieści kilometrów od granicy z Norwegią. Choć w owym czasie szalała druga wojna światowa, nie sposób się tego domyślić z opisów wspólnych zabaw z kuzynami na pomoście krystalicznie czystego jeziora Värmeln. Ja sama nigdy nie spotkałam ani mojej babki, ani prababki po kądzieli. Z powodu licznych napięć panujących w rodzinie w ogóle bardzo rzadko widywałam się z krewnymi. Być może dlatego tyle czasu poświęcałam na rozmyślanie, kim byli i skąd się wywodzili moi przodkowie. Pragnęłam dowiedzieć się o nich jak najwięcej, odkąd skończyłam dziesięć lat. Na szczęście miałam okazję zobaczyć kilka razy moich dziadków po mieczu: Hildę i Erica. Wizyty u nich wspominam miło po dziś dzień. Wciąż mam w pamięci przyjemny zapach, jaki unosił się w ich domu w Kalmarze. Na wszystkich ścianach, drzwiach i nawet meblach wisiały obrazy – niektóre namalowane przez Erica. Oboje moi dziadkowie uwielbiali opowiadać historie ze swojego dzieciństwa, jednakże prawie nigdy nie cofali się dalej w przeszłość. Dopiero jako osoba dorosła zdołałam przy pomocy genealogów ustalić przodków Berty, Hildy i Erica. W młodości uważałam, że nie wypada się interesować historią własnej rodziny, że coś takiego * Karolinska Institutet – uniwersytet medyczny pod Sztokholmem.


W stęp  P o g rze b

11

przystoi tylko nudziarzom i kujonom. Z czasem nabrałam większego szacunku dla poszukiwań genealogicznych. I rozumiem już, czemu wiele kultur na całym świecie obraca się tak ściśle wokół antenatów. Tam gdzie nie ma tradycji pisanej, członkowie wspólnoty są w stanie wyrecytować swoich przodków nawet do dziesiątego pokolenia wstecz, to znaczy mniej więcej tyle samo, ile podają wyjątkowo skuteczni szwedzcy genealodzy. Biblia także jest źródłem zawiłych genealogii, z których najstarsze spisano przed ponad trzema tysiącami lat, przy czym wcześniej były długo przekazywane ustnie. Dziś znacznie łatwiej jest prześledzić swoje pochodzenie niż w czasach biblijnych. Powiedziałabym nawet, że najnowsze odkrycia naukowe uczyniły poważny przełom w tej mierze. Pół wieku temu pierwsi badacze zaczęli porównywać grupy krwi i określone markery genetyczne, aby móc ustalić pokrewieństwo między ludźmi oraz zakres migracji w czasach historycznych. W owym czasie cząsteczka DNA była znana od zaledwie kilku lat, a wystarczająco rozległą wiedzę na jej temat miała bardzo wąska grupa badaczy. Dopiero w 1995 roku poznano cały genom jednej małej bakterii 1. Wszakże od tamtej pory postęp w genetyce znacząco przyśpieszył. W gruncie rzeczy biotechnologia rozwija się dziś nawet szybciej niż informatyka, aczkolwiek nowinki dotyczące komputerów, telefonów i internetu są w oczach opinii publicznej bardziej widoczne. Informatycy znają prawo Moore’a, według którego – mówiąc w uproszczeniu – wydajność jednostki centralnej podwaja się co dwa lata. Tymczasem zdolność mapowania sekwencji DNA zwiększa się jeszcze szybciej! Od paru lat można zanalizować cały materiał genetyczny człowieka w ciągu kilku godzin. Naukowcy są nawet w stanie poddać analizie DNA ludzi, którzy nie żyją od dziesiątków, a w jednym czy dwóch przypadkach także od stu tysięcy lat 2. Badanie, które przed dekadą czy dwiema kosztowałoby miliony, obecnie można przeprowadzić 1 Wszystkie przypisy oznaczone w tekście numerami pochodzą od redaktora naukowego i znajdują się na s. 400.


12

K A R I N B OJ S   M OJ A E U R O P E J S K A R O D Z I N A

w cenie poniżej stu dolarów 3. Dzięki niższym kosztom technologia przestała być zarezerwowana wyłącznie dla środowisk naukowych. Od niedawna DNA stało się narzędziem wykorzystywanym również przez osoby fizyczne pragnące ustalić swoją genealogię. Drobne różnice w genomie umożliwiają zidentyfikowanie nieznanych wcześniej dalekich kuzynów, a także krewnych, którzy żyli bardzo dawno temu – w ostatniej epoce lodowcowej, a nawet przed nią. Na przestrzeni minionych osiemnastu lat pilnie śledziłam przemiany zachodzące w genetyce, głównie jako dziennikarka naukowa najpopularniejszego chyba dziennika w Szwecji, noszącego tytuł „Dagens Nyheter” (Wieści Codzienne). Byłam świadkiem rewolucji, do której doszło w tej dziedzinie nauki, a także początków jej stosowania w kryminologii, w badaniach medycznych i biologicznych, ostatnio zaś także w archeologii i historii. Niniejsza książka próbuje połączyć dwa odmienne wątki: najnowsze odkrycia dotyczące prehistorii Europy oraz dzieje mojej rodziny. Zbierając materiały, odwiedziłam dziesięć krajów, przeczytałam kilkaset opracowań naukowych i przeprowadziłam rozmowy z około siedemdziesięcioma badaczami. Obecnie potrafię już wypatrzyć nici łączące moją prababkę po kądzieli Karolinę, moją babkę po mieczu Hildę i mego dziadka po mieczu Erica z wydarzeniami, które rozegrały się w czasach prehistorycznych. Większość z tych nici jest wspólna dla mnie i znacznej części europejskiej populacji. Zacznijmy od tego, co zdarzyło się nad Jeziorem Tyberiadzkim pięćdziesiąt cztery tysiące lat temu.


CZĘŚĆ PIERWSZ A

Ł OWC Y Annika wydała na świat Märtę, która wydała na świat Karin. Karin była matką Anniki, która z kolei została matką Karin. Córka Karin nosiła imię Kajsa. Kajsa wydała na świat Karolinę. Karolina urodziła Bertę, ta zaś Anitę. Anita wydała na świat Karin.



ROZDZIAŁ 1

Mały Troll sprzed 54 000 lat

K

obieta, która miała stać się moją przodkinią, raźno schodziła ze zbocza. Zmierzała ku rozpościerającemu się w dolinie jezioru, znanemu nam dziś jako Jezioro Tyberiadzkie. W jej czasach woda pokrywała znacznie większy teren niż obecnie – zbiornikowi temu dzisiejsi geologowie nadali z powodu jego wydłużonego kształtu obrazową nazwę „jezioro Lisan” (arab. lisan oznacza język). Oczywiście nigdy się nie dowiemy, jak ów wielki zalew nazywała wspomniana wyżej kobieta wraz z towarzyszami. Była młoda i smukła, miała czarne kręcone włosy i ciemnobrązową skórę. Nie nosiła nic poza splecionym sznurkiem na biodrach, z którego zwisały pokolorowane na czerwono i zielono muszelki kołyszące się w rytm jej kroków. Szyję kobiety okalał rzemyk z kościanym amuletem przedstawiającym małego ptaka, który znalazł schronienie pomiędzy nagimi piersiami. Brzuch kobiety wypełniało nasienie mężczyzny, którego dopiero co spotkała na szczycie góry. Mężczyzna ów był mniej więcej jej wzrostu, aczkolwiek zdawał się znacznie mocniej zbudowany i cięższy. Bardzo możliwe, że ją zaatakował, w którym to wypadku nie miała szans się przed nim obronić. Jego twarz znacznie się różniła od twarzy znanych kobiecie ludzi: nos był większy i szerszy, a szczęki jakby wysunięte do przodu. Mężczyzna miał brązowe oczy jak ona, lecz jego skóra była jaśniejsza, a włosy proste. Przede wszystkim jednak zwracał na siebie uwagę zapachem, który poczuła, kiedy ją naszedł. Woń była nieprzyjemna, obca. Mimo że ci dwoje tak bardzo się od siebie różnili, w jej brzuchu zaczęło się rozwijać nowe życie. Kobieta i jej towarzysze nadal


16

K A R I N B OJ S   M OJ A E U R O P E J S K A R O D Z I N A

trzymali się brzegu jeziora Lisan, jednakże do nastania zimy przenieśli się kilkadziesiąt kilometrów dalej na południe, bliżej swoich dawnych terenów. Na skraju klifu postawili prymitywne wiatrochrony, w nadziei że dziwne istoty, na które się natknęli w nowej ojczyźnie, zostawią ich w spokoju. Mieli dla nich nawet nazwę: Inni albo Trolle. Pewnego dnia spadł lodowaty deszcz. Ziemia była ogołocona z kwiatów, które porastały ją wiosną, tu i ówdzie na brzegu dało się tylko zobaczyć osty. Gdy na kobietę przyszła jej pora, zaczął się długi i trudny poród, który o dziwo przeżyli oboje: matka i dziecko. Na świat przyszedł chłopiec, zdumiewająco duży i krzepki. Moja przodkini owinęła go w wyprawioną skórę gazeli i ułożyła ostrożnie na posłaniu z suchej trawy. Trzy dni później szamanka odprawiła rytuał. Podczas gdy pozostali członkowie grupy siedzieli wokół ogniska i zawodzili melodyjnie, ona tańczyła do upadłego, aż nawiązała kontakt z bogami. Wróciwszy z zaświatów, miała wiele do powiedzenia na temat przyszłości nowo narodzonego chłopca. Przepowiedziała, że urodzi mu się wielu potomków, którzy rozpierzchną się po całym świecie, aż do najdalszych zakątków ziemi. Zwracając się wprost do świeżo upieczonej matki, dodała:  – Bogowie dadzą ci siły, abyś mogła go wychować, i przyjdzie taki dzień, kiedy ktoś go nazwie synem bogów. Szamanka nieczęsto wieszczyła tak wyjątkową przyszłość nowemu członkowi grupy, jednakże w tym wypadku nie można jej odmówić mądrości. Widziała, że moja przodkini potrzebuje motywacji, jeśli ma sobie poradzić z utrzymaniem syna przy życiu. A było to ważne o tyle, że ta grupa ludzi nie mogła sobie pozwolić na utratę choćby jeszcze jednego dziecka, i tak już bowiem jej przyszłość w nowej ojczyźnie stała pod znakiem zapytania. Tak się szczęśliwie złożyło, że chłopiec rósł zdrowo. Miał dobry apetyt – najpierw zajadał się matczynym mlekiem, a następnie włókienkami mięsa i roślin. Gasił pragnienie wodą ze strumieni, nigdy


R ozdział 1  M a ły T ro l l sprzed 5 4 0 0 0 l at

17

jednak nie skarżył się nawet na ból brzucha. Tylko z wyglądu nie przypominał innych dzieci… Skórę miał jaśniejszą, a brodę małą, niemal nieistniejącą. W oczy rzucały się jego potężne łuki brwiowe. Włosy, kiedy mu urosły, okazały się proste, nie kręcone. Członkowie grupy nazywali go za plecami matki Małym Trollem i choć robili to z czułością, żywili pewne domysły co do jego pochodzenia. Po jakimś czasie zdecydowali się wrócić w górzysty rejon na północy, mimo że Inni nadal tam przebywali. Region nazywany przez nas obecnie Galileą oferował ludziom dogodne warunki życia z obfitością zwierzyny, w tym gazeli i turów. Grupa mojej przodkini znalazła sobie przytulną jaskinię z wapienia, która służyła za idealne schronienie zimą. Tylko z rzadka pojawiał się w okolicy jakiś Inny, a i to zawsze daleko. Zaledwie przy jednej czy dwu okazjach zbliżył się na odległość głosu. Wtedy okazało się, że Inni mają odmienny sposób mówienia – taki, że nie sposób ich w ogóle zrozumieć. Do tego nosili proste, niczym nie ozdobione stroje. Mały Troll długo zwlekał, zanim wypowiedział swoje pierwsze słowo, a i potem niespecjalnie się rwał do opowiadania historyjek, jak pozostałe dzieci. W niczym im jednak nie ustępował, jeśli chodzi o posługiwanie się krzesiwem, oprawianie skór i rzeźbienie w drewnie. Po prostu trzeba mu było pokazać, co ma robić. W owym czasie zimy stały się szczególnie zimne, mokre i srogie. Dzieci chorowały na potęgę, wiele z nich zmarło. Jednakże Mały Troll kwitł i stawał się coraz silniejszy. Grupa dobrze się nim opiekowała. Wszyscy poświęcali mu dużo uwagi, jak to mieli w zwyczaju w stosunku do każdego, kto się czymś wyróżniał. Poza tym – choć nikt nigdy nie wyraził tego na głos – obawiali się, że ktoś przyjdzie i zabierze go. Kilka lat później moja przodkini zmarła, do samego końca nie pisnąwszy ani słowa na temat mężczyzny, na którego natknęła się na szczycie góry tamtej wiosny, gdy kwiecie porastało zbocza czerwonym kobiercem. Małemu Trollowi zaś istotnie urodziło się wielu potomków, którzy rozpierzchli się po całym świecie, aż do najdalszych zakątków ziemi.


ROZDZIAŁ 2

Neandertalczycy z Lipska

W

iększość dzisiaj żyjących ludzi ma wśród swoich przodków jednego lub dwóch Małych Trolli. Pewna część naszego genomu pochodzi od Innych – gatunku obecnie zwanego neandertalczykiem. Część ta wynosi nieco mniej niż dwa procent w wypadku Europejczyków takich jak ja, czyli tyle samo co w sytuacji, gdyby moja praprababka miała dziadka neandertalczyka. Całkiem jakby Mały Troll spłodzony przez neandertalczyka był moim praprapradziadkiem. Co oczywiście nie jest prawdą. Mój praprapradziadek żył w dziewiętnastym wieku. Z kolei wymieszanie genów człowieka neandertalskiego (Homo neanderthalensis) i człowieka współczesnego (Homo sapiens) nastąpiło znacznie wcześniej – pięćdziesiąt cztery tysiące lat temu 4. Jednakże cechy neandertalczyków przetrwały w nas przez tysiąclecia ze względu na niewielkie rozmiary ówczesnej populacji. Wystarczyło kilka przypadków krzyżowania się międzygatunkowego, ażeby powstały trwałe zmiany. Ba, niektóre cechy przypisywane neandertalczykom okazały się bardzo przydatne i zwiększyły szanse ludzi na przeżycie i przekazanie swoich genów następnym pokoleniom. Najpewniej do kontaktów seksualnych z neandertalczykami doszło na Bliskim Wschodzie – w tym korytarzu, przez który musieli przejść wszyscy ludzie w drodze z Afryki do innych części świata. Niewykluczone, że sceną była właśnie Galilea, gdzie antropolodzy znaleźli dowody koegzystowania Homo sapiens i Homo neander­ thalensis. Inna hipoteza mówi, że stało się to nieco dalej na północ, na ziemiach dzisiejszego Libanu.


R ozdział 2  N eanderta l c z yc y z Lipska

19

W regionie tym neandertalczycy pojawili się pierwsi, gdyż to ich przodkowie opuścili Afrykę kilkaset tysięcy lat przed nami. Ślady neandertalczyków w Euroazji ciągną się od Półwyspu Iberyjskiego na zachodzie po Syberię na wschodzie. Do jednego z pierwszych odkryć doszło w XIX wieku w Niemczech, w dolinie Neandertal – stąd wzięła się nazwa „neandertalczyk”. Od odkrycia poczynionego w Neandertalu * aż do drugiej połowy XX wieku większość antropologów była przekonana, że dzisiejsi Europejczycy są wnukami neandertalczyków, by użyć przenośni. Nauka stała na stanowisku, że wykształciliśmy się tu, w Europie, długo odosobnieni od innych archaicznych gatunków człowieka, czemu zawdzięczamy nasz charakterystyczny wygląd: jasną skórę i proste włosy. Wierzono, iż historia Azji i Afryki przebiegła innym torem; przykładowo Azjaci mieli pochodzić od innego archaicznego gatunku, człowieka pekińskiego (Homo erectus pekinensis) oraz od człowieka jawajskiego (Homo erectus erectus). Teoria ta, zwana hipotezą multiregionalną, jest mylna, lecz nie można zaprzeczyć, że zawiera kilka ziaren prawdy, które zostały ujawnione dzięki badaniom DNA.

Svante Pääbo, urodzony w Szwecji naukowiec zajmujący się badaniem kopalnego DNA, rzucił chyba najwięcej światła na początki naszego gatunku. Obecnie jest jednym z najbardziej szanowanych badaczy na świecie, a stoi na czele – mającego swą siedzibę w Lipsku – Zakładu Genetyki na Wydziale Antropologii Ewolucyjnej w Instytucie Molekularnej Biologii Komórki i Genetyki im. Maxa Plancka (niem. Max-Planck-Institut für molekulare Zellbiologie und Genetik; MPI-CBG), którego jest współzałożycielem. Pracując nad niniejszą książką, dwukrotnie złożyłam wizytę w Instytucie Maxa Plancka. Mieści się on w specjalnie zaprojektowanym przestronnym budynku, tonącym w świetle, które wpada * Odkrycie w Neandertalu miało miejsce w 1856 r.


20

K A R I N B OJ S   M OJ A E U R O P E J S K A R O D Z I N A

przez przeszklone ściany. W głównym atrium znajduje się zbiornik wodny otoczony żywymi roślinami. Tuż przy wejściu można zobaczyć wysoką na cztery piętra ściankę wspinaczkową, skonstruowaną zgodnie z wytycznymi Svantego Pääbo i używaną przez młodych naukowców do treningów przed wyprawami do Afryki mającymi na celu badanie małp zamieszkujących korony drzew. Obok ścianki stoi fortepian wykorzystywany podczas prób chóru. Jedno i drugie dobrze ukazuje wyjątkowy charakter tej placówki. Naukowcy tu pracujący zajmują się dyscyplinami tak od siebie różnymi, jak psychologia, paleontologia i lingwistyka, natomiast ich nadrzędnym celem jest zrozumienie, w jaki sposób powstał człowiek współczesny. Jednakże u podstaw działania tej placówki leży biologia molekularna i genetyka. Laboratorium, w którym pozyskuje się próbki kopalnego DNA, zlokalizowane jest w piwnicy, co ma zapobiec kontaminacji. To właśnie tutaj Svante Pääbo wraz z młodszymi od siebie kolegami usiłuje udoskonalić metody analiz. Choć do tej pory na całym świecie powstało wiele konkurencyjnych ośrodków, lipska placówka pozostaje nadal liderem. W czasie gdy złożyłam drugą wizytę, opublikowano wyniki badań DNA odkrytego w Hiszpanii człowieka archaicznego sprzed czterystu tysięcy lat, czyli z okresu znacznie poprzedzającego wyłonienie się neandertalczyka 5. Svante Pääbo prowadzi nowatorskie badania, dzięki którym opracowywane są kolejne metody analiz, a wiedza stale ulega poszerzeniu. Niemniej pozostaje faktem, że zasłynął on najbardziej z badań neandertalczyka i że właśnie drobiazgowe analizy neandertalskiego DNA uczyniły go znanym w oczach opinii publicznej. Gdy przekroczyłam próg gabinetu Svantego Pääbo, pierwszy rzucił mi się w oczy szkielet neandertalczyka wciśnięty pomiędzy biurko i sofę. Był to odlew wykonany na podstawie oryginalnych kości wydobytych w trakcie wykopalisk. W przeciwieństwie do niskiego i potężnego neandertalczyka Svante Pääbo był wysoki i chudy, o pociągłej wąskiej twarzy.


R ozdział 2  N eanderta l c z yc y z Lipska

21

Światowa prasa poświęciła wiele kolumn jego badaniom oraz niezwykłemu pochodzeniu – albowiem urodził się jako nieślubny syn Sune Bergströma, noblisty i wiceszefa Karolinska Institutet. Sam Svante Pääbo napisał interesującą autobiografię „Neandertalczyk: w poszukiwaniu zaginionych genomów” *, w której skupia się najbardziej na swojej matce, estońskiej uchodźczyni i chemiczce żywności Karin Pääbo. Kiedy miał trzynaście lat, zabrała go w podróż do Egiptu, gdzie zafascynował się mumiami. I tak rozpoczęła się jego kariera badacza. Dorastał w Bagarmossen, południowej dzielnicy Sztokholmu, uczył się rosyjskiego w Militärhögskolan (Instytucie Językowym Szwedzkich Sił Zbrojnych) na jednym z bardziej wymagających kursów, po czym zaczął studiować egiptologię i język koptyjski na uniwersytecie w Uppsali. Po paru latach porzucił wybrany kierunek i rozpoczął przygodę z medycyną. Cztery lata później zainteresował się molekularną biologią komórki. W swojej pracy zajmował się białkami wirusów. Równolegle w tajemnicy starał się wyizolować DNA z liczących tysiące lat mumii. Jego przełożony o niczym nie miał pojęcia, dopóki w prasie naukowej nie ukazał się pierwszy artykuł Svantego Pääbo. Publikacja miała miejsce w Niemieckiej Republice Demokratycznej, ponieważ stamtąd właśnie pochodziły mumie, które badał. Dopiero później wyszło na jaw, że to, co Svante Pääbo wziął za sensacyjne DNA mumii, tak naprawdę było tylko zanieczyszczeniem pozostawionym przez osoby mające z nią do czynienia w czasach nowożytnych. Przynajmniej jednak wyznaczył kierunek badań. Uzmysłowił ludziom, że DNA może przetrwać tysiąclecia. Na Zachodzie nikt nie zwrócił uwagi na artykuł opublikowany w NRD. Jednakże już następnego roku Svante Pääbo miał na koncie swoją drugą publikację, tym razem w brytyjskim „Nature”. Ta wzbudziła duże zainteresowanie środowiska naukowego. W efekcie * Svante Pääbo, Neandertalczyk: w poszukiwaniu zaginionych genomów, przeł. Anna Wa­w rzyńska, Warszawa 2015.


22

K A R I N B OJ S   M OJ A E U R O P E J S K A R O D Z I N A

Svante Pääbo otrzymał list od Allana Wilsona z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley (pot. Cal). Wilson, który był podówczas światowej sławy ewolucjonistą i genetykiem, pytał, czy może przyjechać i pracować pod okiem „profesora” Svantego Pääbo. Tymczasem Pääbo, który ledwie przekroczył trzydziestkę i wciąż pisał doktorat, nie miał nawet własnego laboratorium. Postanowiono więc, że to on uda się do Kalifornii i tam podejmie pracę w laboratorium Wilsona, gdzie niedawno zaczęto prowadzić badania DNA mające na celu odsłonięcie prehistorii człowieka. Już w 1987 roku obaj opublikowali wyniki wspólnych badań, udowadniając, że wszyscy żyjący dzisiaj ludzie wywodzą się z Afryki. Naszą przodkinią była kobieta żyjąca w Afryce dwieście tysięcy lat temu, powszechnie znana jako „mitochondrialna Ewa”. Imię oczywiście jest odwołaniem do biblijnego mitu o stworzeniu. Mitochondria to drobne organelle komórkowe zawierające pewną ilość DNA. Na początkowym etapie wszystkie analizy DNA ludzkiego genomu były przeprowadzane na DNA mitochondrialnym (mtDNA), a to dlatego, że analizuje się je znacznie łatwiej od DNA jądrowego (nDNA), ponieważ mitochondriów mogą być w komórce tysiące, lecz jądro komórkowe jest zawsze tylko jedno. Istnieje wszakże pewne ograniczenie związane z użyciem mtDNA, mianowicie takie, że w tym wypadku daje się prześledzić dzieje człowieka tylko w linii żeńskiej, albowiem mitochondria dziedziczy się wyłącznie po matce. Zatem już w 1987 roku genetyka stała na wystarczająco wysokim poziomie, aby dało się wytropić mitochondrialną Ewę, chociaż używane wtedy metody wydają się wedle dzisiejszych standardów niewyobrażalnie mozolne. Młodzi pracownicy naukowi z laboratorium Wilsona odwiedzali szpitale w całej Kalifornii, ażeby zbierać łożyska położnic pochodzących z całego świata. Następnie pracowicie izolowali DNA z tych łożysk i obliczali wyniki za pomocą prymitywnych jeszcze komputerów. Linda Vigilant, która obecnie jest żoną Svantego Pääbo, należała do grupy ówczesnych doktorantów Allana Wilsona. Kilka lat później


R ozdział 2  N eanderta l c z yc y z Lipska

23

powtórzyła wspomniane wyżej badanie. Komputery nadal były tak mało wydajne, że same obliczenia zabrały tydzień. Jednakże metodologia badań DNA nie stała w miejscu. Pewien kalifornijski badacz ** opracował technikę kopiowania DNA, znaną jako PCR (ang. polymerase chain reaction, pol. reakcja łańcuchowa polimerazy), za którą po paru latach otrzymał Nagrodę Nobla. Dzięki tej metodzie naukowcy mogli wykorzystywać do badań pojedyncze włosy zamiast całych łożysk. W celu zapewnienia różnorodnego materiału genetycznego światowe środowisko antropologów zaangażowało się w zbieranie próbek i w ten sposób potwierdzono wyniki pierwszego badania. Około dwustu tysięcy lat temu w Afryce żyła kobieta, której potomkami wszyscy jesteśmy 6. Można ją więc określić mianem naszej pramatki.

Rys. 1. Pramatki z Afryki. Mitochondrialna Ewa, która żyła w Afryce ok. 200 000 lat temu, stała się przodkinią wszystkich żyjących dziś ludzi. Ok. 60 000 lat temu jedna z linii jej potomków opuściła Afrykę i później rozprzestrzeniła się na całym świecie. * Chodzi o biochemika nazwiskiem Kary Mullis (ur. 1944); do samego odkrycia doszło w 1983 r., a Nagroda Nobla w dziedzinie chemii została mu przyznana w 1993 r.


24

K A R I N B OJ S   M OJ A E U R O P E J S K A R O D Z I N A

Kilka lat później, w 1995 roku, amerykańscy badacze opublikowali wyniki badań dotyczących męskiego odpowiednika mitochondrialnej Ewy, znanego jako „Y-chromosomalny Adam”. Postęp w metodologii badań DNA oraz coraz sprawniejsze komputery umożliwiły porównanie chromosomu Y u mężczyzn z całego świata. Chromosom Y, który zawiera znacznie więcej DNA niż mitochondrium – jest to tak zwane Y-DNA – jest przekazywany wyłącznie w linii męskiej, tak więc dzięki niemu można prześledzić dzieje człowieka w linii męskiej. Wyniki badań ujawniły, że wspólny męski przodek wszystkich ludzi – nasz praojciec – żył w Afryce także przed około dwustu tysiącami lat 7. Wątpliwości straciły rację bytu. Hipotezę multiregionalną zarzucono. Wszyscy badacze zgodzili się co do tego, że Homo sapiens wywodzi swe początki z Afryki. Dalsze lata przyniosły kolejne szybkie postępy w metodologii badań DNA. Svante Pääbo z zespołem nauczył się poddawać analizie próbki materiału genetycznego liczącego sobie tysiące lat. Z czasem, dzięki badaniom skamieniałości zwierząt, wyeliminował ryzyko kontaminacji. Sztuka polegała na tym, by pozbyć się kurzu, bakterii i wszelkich śladów pozostawionych przez ludzi w trakcie manipulowania skamielinami. Svante Pääbo otrzymał propozycję przenosin z Kalifornii do Monachium, do tamtejszego instytutu zoologii, gdzie wywarł wielki wpływ na swoich dwóch doktorantów. Obaj młodzi naukowcy nauczyli się od niego, jak unikać kontaminacji: co wieczór po skończonej pracy naświetlali swoje laboratorium ultrafioletem, co rano zaś stawiali się w nim bezpośrednio, nie robiąc sobie przystanków w innych laboratoriach. Oczywiście przedsiębrali też masę innych środków ostrożności. Latem 1997 roku Svante Pääbo opublikował wyniki analizy najsłynniejszego na świecie neandertalczyka, tego samego, którego szkielet odkryto w dolinie Neandertal i od niej ochrzczono. Wyniki te były znacznie bardziej miarodajne niż uzyskane przed dwunastu


R ozdział 2  N eanderta l c z yc y z Lipska

25

laty podczas badania starożytnej mumii. Analiza mtDNA wykazała niezbicie, że neandertalczycy nie mogą być przodkami dzisiaj żyjących Europejczyków. Nie jesteśmy zatem wnukami neandertalczyków, a przynajmniej nie pochodzimy od nich bezpośrednio w linii żeńskiej. Jeśli już, należałoby zbadać nasze związki z dwiema grupami kuzynów, z którymi mieliśmy wspólne początki, aczkolwiek o wiele wcześniej w dziejach. Badanie to okazało się przełomowe. Svante Pääbo zyskał status gwiazdy w świecie naukowym – zwłaszcza w Niemczech, gdzie neandertalczycy byli traktowani wyjątkowo, odkąd odkryto ich tamże w XIX wieku.

Z przykrością muszę wyznać, że przegapiłam doniesienia o tym rewolucyjnym badaniu. Ledwie kilka miesięcy wcześniej rozpoczęłam pracę w redakcji „Dagens Nyheter” na stanowisku redaktora działu naukowego i jeszcze nie miałam czasu zagłębić się w lekturę wszystkich periodyków naukowych, które powinnam śledzić. Byłam też wciąż zbyt mało ważna, aby informowano mnie z wyprzedzeniem o istotnych konferencjach prasowych i zapraszano na nie. Jednakże już parę tygodni później poznałam Svantego Pääbo przy okazji odbywającego się w Oslo seminarium na temat nowych metod badań DNA. Podczas wspólnej kolacji poczułam, jak budzi się we mnie zainteresowanie tą dziedziną nauki. Od tamtej pory wielokrotnie rozmawiałam ze Svantem Pääbo, jak również słuchałam jego wykładów, by potem relacjonować na łamach „Dagens Nyheter” wyniki jego badań ogłaszane w wiodących periodykach naukowych. Po początkowym okresie analiz mtDNA Svante Pääbo zajął się analizą nDNA, które – jak wspomniałam wyżej – jest znacznie trudniejszym obiektem badań. Niemniej udana analiza nDNA pozwala wyrobić sobie szersze pojęcie, gdyż mitochondria po pierwsze zawierają najwyżej parę tysięcznych procent całościowego DNA w komórce, a po drugie są przekazywane wyłącznie w linii żeńskiej.


26

K A R I N B OJ S   M OJ A E U R O P E J S K A R O D Z I N A

Reszta DNA, zlokalizowana w jądrze komórkowym, pochodzi od obojga rodziców. Wstępne mapowanie genomu w oparciu o nDNA, którego wyniki Svante Pääbo wraz z zespołem opublikował w 2009 roku, potwierdziło fakt ustalony dzięki pierwszym analizom mtDNA: neandertalczycy nie są przodkami żyjących dzisiaj ludzi. Jeśli już, można ich uważać za naszych genetycznych kuzynów. Wkrótce jednak pojawiły się nowe dane. Analizy przeprowadzone za pomocą bardziej wyrafinowanych metod przyniosły niespodziewane rezultaty. Nawet Svante Pääbo był zdumiony. W maju 2010 roku badacz ten wraz ze swymi współpracownikami opublikował wyniki wyczerpujących analiz, które wskazywały na to, że Homo neanderthalensis i Homo sapiens krzyżowały się ze sobą. Cechy odziedziczone po neandertalczykach żyją w nas nadal, tak więc neandertalczycy nie wyginęli całkowicie. Od tamtej pory metodologia badań kopalnego DNA rozwinęła się jeszcze bardziej, dzięki czemu ich wyniki są równie czytelne jak w wypadku analizy DNA mojego czy czytelnika. Wnioski, które z nich wyciągnięto, są następujące. Okazuje się, że neandertalczycy są jednak naszymi przodkami, aczkolwiek odpowiadają za nie więcej niż dwa procent naszego genomu. Gdy człowiek anatomicznie współczesny opuścił Afrykę, aby udać się w inne części świata, minął po drodze Bliski Wschód, w tym region dzisiejszego Izraela zwany Galileą. Okolica ta była już wtedy zamieszkana przez neandertalczyka. Oczywiste więc, że przez pewien czas neandertalczycy i ludzie anatomicznie współcześni żyli na tym samym terytorium. Zdarzało się, że osobniki z jednej i drugiej grupy uprawiały ze sobą seks, w wyniku czego rodziło się potomstwo zdolne do wydania na świat kolejnego pokolenia zdrowych dzieci. Żyjący dzisiaj ludzie, którzy wywodzą się z Azji, Australii i obu Ameryk, noszą w swoim genomie nieco więcej DNA neandertalczyka aniżeli Europejczycy. W wypadku wymienionych kontynentów


R ozdział 2  N eanderta l c z yc y z Lipska

27

jest to ponad dwa procent, podczas gdy w wypadku mieszkańców Europy – niecałe dwa procent. Wynika to zapewne z dalszego krzyżowania się człowieka anatomicznie współczesnego z neandertalczykami, do którego dochodziło na wschodzie, w azjatyckiej części Euroazji. Co więcej, nasi przodkowie, którzy zdecydowali się powędrować do Azji, a potem dotarli do Nowej Gwinei i Australii, po drodze krzyżowali się z jeszcze jednym gatunkiem człowieka archaicznego, mianowicie z tak zwanym denisowianinem *. Dzisiejsi mieszkańcy Nowej Gwinei mają w swym genomie nawet sześć procent DNA denisowian (w wypadku Chińczyków liczba ta wynosi niecałe sześć procent). Cechy odziedziczone po neandertalczykach dają się nawet zauważyć u Afrykanów – także u tak rodzimych ludów jak Jorubowie z Afryki Zachodniej czy Mbuti z Demokratycznej Republiki Konga. Wszakże ilość DNA neandertalczyka jest w tym wypadku tak znikoma, że da się ją wytłumaczyć niewątpliwymi na przestrzeni dziejów powrotami pojedynczych Europejczyków i Azjatów na Czarny Ląd. Istnieją obecnie firmy, które mają w swej ofercie płatne testy umożliwiające – wedle zapewnień – ustalenie odsetka neandertalskiego czy denisowiańskiego DNA w genomie. Svante Pääbo uważa je jednak za niemiarodajne, ponieważ margines błędu jest tak duży, że wynik praktycznie nie ma sensu. Patrząc wstecz, badacz ten żałuje, że wraz z zespołem nie opatentował takiego rodzaju testu, gdyż mógłby wtedy zagwarantować wyższe standardy. Można założyć, że dla dziecka żyjącego przed pięćdziesięcioma czterema tysiącami lat na Bliskim Wschodzie korzystne było posiadanie niektórych cech neandertalczyka. Osobniki takie prawdopodobnie były zdrowsze i odporniejsze na infekcje. Nasi przodkowie, którzy opuścili Afrykę i przedostali się na Bliski Wschód, nie byli liczni; ich grupa zapewne liczyła kilkadziesiąt, góra kilkaset jednostek. Po kilku pokoleniach kojarzenia krewniaczego w obrębie takiej * Odkrycie denisowian przypada na przełom pierwszej i drugiej dekady XXI w.


28

K A R I N B OJ S   M OJ A E U R O P E J S K A R O D Z I N A

małej grupy musiały się pojawić osobniki o obniżonej odporności 8. Kojarzenie krewniacze odbywa się z niekorzyścią dla systemu immunologicznego, zatem czymś pozytywnym jest wzbogacenie populacji o „świeżą krew”. Amerykański immunolog Peter Parham zidentyfikował w ludzkim genomie grupę genów odpowiadających za odporność i najwyraźniej odziedziczonych po neandertalczykach. Właśnie te geny dopomogły Małemu Trollowi i jego potomkom w przeżyciu pięćdziesiąt cztery tysiące lat temu. Obecnie te same geny są prawdopodobnie odpowiedzialne za to, że system odpornościowy zdaje się przewrażliwiony i w efekcie czasami „głupieje”, zwiększając ryzyko chorób autoimmunologicznych, takich jak stwardnienie rozsiane (SM) czy cukrzyca typu pierwszego. Naukowcy zidentyfikowali dwa odziedziczone po neandertalczykach geny, które mają wpływ na zdolność przyswajania tłuszczy dostarczanych z pożywieniem. W obecnych czasach posiadanie jednego z tych genów zwiększa ryzyko zachorowania na cukrzycę typu drugiego. Choroba ta jest ściśle powiązana z nadwagą, która stanowi obecnie poważny problem. Oczywiście pięćdziesiąt cztery tysiące lat temu sytuacja wyglądała inaczej. Pierwsi anatomicznie współcześni Europejczycy korzystali na tym, że ich organizm był w stanie przyswoić jak najwięcej tłuszczy, gdyż to zapobiegało śmierci głodowej. Svante Pääbo wraz ze swoim zespołem także zidentyfikował kilka genów, które ludzie odziedziczyli po swych neandertalskich przodkach. Wszystkie mają coś wspólnego z keratyną, która jest budulcem włosów i skóry, a występują zarówno u Azjatów, jak i u Europejczyków – aczkolwiek w różnych wariantach i konfiguracjach. Na razie wciąż pozostaje zagadką, w jaki sposób geny te wpływają na nasze włosy i skórę. Gdyby wszakże ktoś zapytał mnie o zdanie, powiedziałabym, że proste włosy zawdzięczamy właśnie neandertalczykom. Sam Svante Pääbo woli nie spekulować na temat wyglądu neandertalskich włosów i skóry. Ostatnimi czasy opracowano wprawdzie


R ozdział 2  N eanderta l c z yc y z Lipska

29

kilka testów genetycznych, które pozwalają snuć przypuszczenia na temat koloru skóry, oczu i włosów neandertalczyków. Przykładowo pewien zespół badawczy z Hiszpanii twierdzi, że w genomie jednego neandertalczyka został zlokalizowany gen determinujący rudą barwę włosów. Niemniej Svante Pääbo uważa te badania za niemiarodajne i powstrzymuje się od publikowania podobnych wyników. W trakcie rozmowy z nim drążyłam ten temat, dowodząc, że kwestia koloru oczu, włosów i skóry neandertalczyków może zainteresować opinię publiczną. Dzięki tego typu informacjom bylibyśmy w stanie wyobrazić sobie, co czuli nasi przodkowie, kiedy napotkali neandertalczyków. Wszakże Svante Pääbo nie dał się przekonać. Udało mi się tylko z niego wyciągnąć jeden jedyny fakt, który jak dotąd nie został opublikowany, mianowicie: żaden z neandertalskich genomów, które Svante Pääbo miał okazję przebadać, nie determinował rudej barwy włosów. A neandertalczyk odnaleziony w syberyjskiej jaskini i przebadany najbardziej zaawansowaną metodą najprawdopodobniej miał ciemne włosy. Mój rozmówca znacznie chętniej wypowiadał się na temat osiemdziesięciu siedmiu genów, które są obecne w genomie niemal wszystkich żyjących dzisiaj ludzi i zostały także odkryte u neandertalczyka. Najbardziej znanym i najlepiej poznanym z nich wszystkich jest gen noszący nazwę FOXP2. W Wielkiej Brytanii żyje rodzina, której kilkoro członków z różnych pokoleń cierpi na zaburzenia mowy. U wszystkich tych osób uszkodzony jest wspomniany gen, który najwyraźniej wpływa na ludzką zdolność mówienia 9. Co ciekawe, gdy porównać ten gen u myszy i u szympansa, różnica jest naprawdę niewielka i ogranicza się do jednego miejsca. W wypadku szympansa i neandertalczyka różnica ta dotyczy dwóch miejsc. Natomiast gen FOXP2 występujący u ludzi żyjących dzisiaj i u neandertalczyków niczym się nie różni. Jednakże Svante Pääbo z zespołem zdołał odkryć pewną rozbieżność. Było ją tak trudno znaleźć, ponieważ znajduje się poza genem, chociaż wyraźnie wpływa na jego ekspresję.


30

K A R I N B OJ S   M OJ A E U R O P E J S K A R O D Z I N A

Zespół badawczy z Lipska wyhodował w laboratorium eksperymentalną linię myszy, które zmodyfikowano, dodając im ludzki gen FOXP2. Myszy te nie tylko wydają inne piski niż ich pobratymcy, ale też mają lepszą pamięć. Różnica dotyczy szczególnego rodzaju pamięci, który psycholodzy nazywają „pamięcią proceduralną”, a która jest wykorzystywana przy nauce jazdy na rowerze czy tańca – najpierw trzeba przemyśleć każdy ruch, później jednak mamy je już przyswojone, „pod ręką” (a raczej w móżdżku). Potrafimy wykonywać ruchy automatycznie, nie musząc o nich myśleć. Tak samo jest z nauką mówienia. Wniosek z tego jest taki, że neandertalczycy też ze sobą w jakiś sposób rozmawiali, na pewno jednak nie tak jak my.

Svante Pääbo stara się trzymać metody badawczej i nie popuszczać wodzy wyobraźni. Wszakże istnieje ktoś, kto nie ma podobnych zahamowań, gdy chodzi o wyobrażanie sobie pierwszych spotkań ludzi anatomicznie współczesnych z neandertalczykami. Osobą tą jest amerykańska autorka Jean M. Auel. Jej cykl „Dzieci Ziemi”, który rozpoczyna „Klan Niedźwiedzia Jaskiniowego” *, sprzedaje się w milionowych nakładach. Pierwszy tom, wydany jeszcze w 1980 roku, opisuje, jak sierota Ayla trafia pod opiekę innej rasy ludzi. Kiedy dziewczynka dorasta, zaczyna ją regularnie gwałcić syn przywódcy klanu, w wyniku czego na świat przychodzi dziecko będące w połowie Homo neanderthalensis, w połowie Homo sapiens, co w biologii nazywa się hybrydą (albo inaczej mieszańcem). Jeśli chodzi o hybrydyzację (inaczej krzyżowanie), można powiedzieć, że Jean M. Auel była prekursorką i że wyprzedziła rozwój genetyki o trzydzieści lat. Kiedy pisała swoją książkę, nauka nie znała takiego fenomenu w odniesieniu do człowieka prehistorycznego. Mieliśmy tylko poszczególne szkielety, pojedyncze kości i garść zębów, które zdaniem części badaczy należały do form przejściowych. * Jean M. Auel, Klan Niedźwiedzia Jaskiniowego, przeł. Jan Jacuda, Poznań 1993.


R ozdział 2  N eanderta l c z yc y z Lipska

31

Poza tym Jean M. Auel – choć nie można jej odmówić bujnej wyobraźni – pomyliła się w wielu sprawach. Przykładowo opisała Homo sapiens jako mającego jasną skórę i jasne włosy, Homo neanderthalensis zaś jako śniadego i ciemnowłosego. Tymczasem wtedy, gdy dochodziło do spotkań między osobnikami obu tych gatunków, było najpewniej na odwrót. Jakkolwiek spojrzeć, człowiek anatomicznie współczesny dopiero co opuścił Afrykę, podczas gdy neandertalczyk rozwijał się w Europie oraz w niektórych częściach Azji od setek tysiącleci. A jak wiadomo, jasna skóra zwiększa szanse na przetrwanie na półkuli północnej, zwłaszcza na większych szerokościach geograficznych. Stworzony przez Jean M. Auel język migowy neandertalczyków oraz ich rygorystyczny system społeczny przyczyniają się do interesującej lektury, a także zmuszają do myślenia. Nie da się zaprzeczyć, że autorka posiłkowała się odkryciami z dziedzin takich, jak archeologia, antropologia i botanika. Niemniej należy pamiętać, że książki Jean M. Auel to fikcja literacka, nie nauka z prawdziwego zdarzenia. Zdecydowana część ich zawartości to czysta fantastyka. Jednym z powodów, dla których cykl „Dzieci Ziemi” tak dobrze się sprzedał (zwłaszcza wśród młodzieży), były liczne tak zwane momenty. Jednakże – choć sceny seksu wydają się wyraziste i szczegółowe – nie można im odmówić niewinności. Seks, który odbywa się za zgodą obu stron, zwany jest „przyjemnością”. Oczywiście stosunki intymne pomiędzy główną bohaterką a neandertalczykiem nie należą do przyjemności, gdyż w gruncie rzeczy to seria brutalnych gwałtów. Na przestrzeni minionych dwóch lat, kiedy opowiadałam przyjaciołom i znajomym o pisanej książce, najczęściej padało pytanie, jak naprawdę wyglądały kontakty seksualne pomiędzy osobnikami różnych gatunków człowieka archaicznego. Większość tych, którzy pozwalają sobie na spekulacje, opowiada się za gwałtem – podobnie jak ja. Jednakże taki scenariusz wywołuje poruszenie u wielu osób. Niektórzy twierdzą, że nie godzi się snuć przypuszczeń na tematy,


32

K A R I N B OJ S   M OJ A E U R O P E J S K A R O D Z I N A

których nauka nigdy nie rozstrzygnie. Jedna z moich bliskich przyjaciółek zarzuciła mi, że przedstawiam ludzkość w złym świetle.  – A może młody neandertalczyk i młoda kobieta z gatunku Homo sapiens zakochali się w sobie? Przecież to równie prawdopodobne – dodała. Z kolei pewna młodziutka studentka zwróciła się do swego wykładowcy tymi słowy:  – Skoro zdecydowali się mieć razem dzieci, musieli znać się od dłuższego czasu. I ona, jak wiele osób, oparła swoje rozumowanie na własnych doświadczeniach i poglądach dotyczących seksu i moralności. Wspomniany wyżej wykładowca to Jean-Jacques Hublin, dyrektor Zakładu Ewolucji Człowieka na Wydziale Antropologii Ewolucyjnej w Instytucie Molekularnej Biologii Komórki i Genetyki im. Maxa Plancka w Lipsku. Otóż skłania się on ku teorii, że kontakty pomiędzy Homo neanderthalensis i Homo sapiens były przelotne i trwały co najwyżej minuty, wynikały zaś z desperacji. Gabinet Jeana-Jacques’a Hublina mieści się pod gabinetem Svantego Pääbo i także jest zdominowany przez neandertalczyka. Jego okaz ma jednak nieco ciała na kościach – to gipsowe popiersie ukazujące starannie zrekonstruowaną muskulaturę. Popiersie powstało jeszcze w latach 20. XX wieku na podstawie dostępnych wówczas informacji, a mimo to generalnie nie odstaje od obecnego stanu wiedzy. Patrząc na tę szerokonosą twarz z wysuniętymi do przodu szczękami, silniej uświadomiłam sobie przepaść dzielącą neandertalczyków od nas. We wstępie, w którym opisałam ciężarną kobietę z Galilei, przyrównałam neandertalczyków do trolli zaludniających skandynawskie opowieści ludowe. Ale nie dlatego, że moim zdaniem historie o trollach wzięły się z trwającego czterdzieści tysięcy lat współistnienia neandertalczyka i Homo sapiens. Po prostu takie spotkanie z potężnym trollem w miarę łatwo sobie wyobrazić. Neandertalczycy byli do nas bardziej podobni niż dzisiejsze szympansy, a jednak różnice musiały być znaczne 10.


R ozdział 2  N eanderta l c z yc y z Lipska

33

–  Bynajmniej nie myślę, że Homo sapiens i Homo neanderthalen­ sis dogadywali się szczególnie dobrze. Wyobrażam sobie raczej, że na ogół starali się nie wchodzić sobie w drogę – powiada Jean-Jacques Hublin. Jego dyscyplina naukowa, paleontologia, zajmuje się odtwarzaniem wydarzeń sprzed tysięcy lat w oparciu o skamieniałości. Badania takie wiążą się nieuniknienie z dużą dozą niepewności. Najsłynniejsi paleontolodzy różnią się w opiniach na temat podobieństw łączących Homo sapiens i Homo neanderthalensis, a także na temat tego, jak wyglądały spotkania przedstawicieli obu gatunków. Tam gdzie nie ma jednomyślności, przytaczam zdanie Jeana-Jacques’a Hublina. Jego pozycja w Instytucie Maxa Plancka jest wyjątkowa. Współpracując ściśle z genetykami, prymatologami, archeologami i antropologami, może na bieżąco uaktualniać informacje, które uzyskał z badania prehistorycznych kości. Najstarszych znalezisk poza Afryką, dotyczących człowieka anatomicznie współczesnego, dokonano na terenie Izraela. Wiek skamieniałości szacuje się na sto dwadzieścia tysięcy lat. Jednakże Jean-Jacques Hublin podkreśla, że ci archaiczni ludzie wcale nas blisko nie przypominali. Najprawdopodobniej wymarli, nie pozostawiając potomków. Dopiero pięćdziesiąt pięć tysięcy lat później kolejna fala ludzi opuściła Afrykę (bądź Półwysep Arabski). Oni byli już niemal tacy sami jak my pod względem budowy układu kostnego i umiejętności. Izraelscy badacze znaleźli czaszkę jednego z tych ludzi w jaskini Manot w zachodniej Galilei. Ci anatomicznie współcześni ludzie po opuszczeniu Afryki (bądź Półwyspu Arabskiego) najpierw doświadczyli spotkania z neandertalczykami. Neandertalskie szczątki znaleziono bowiem zaledwie czterdzieści kilometrów na wschód od jaskini Manot, w jaskini Amud położonej w górach nad Jeziorem Tyberiadzkim. Jean-Jacques Hublin podkreśla, jak rzadko była zaludniona w tamtych czasach Europa i Azja. Nowo przybyły Homo sapiens występował nielicznie, Homo neanderthalensis przeżywał kłopoty


34

K A R I N B OJ S   M OJ A E U R O P E J S K A R O D Z I N A

jako gatunek. Obie populacje raczej nie mieszały się w miejscach takich jak wodopoje, co najwyżej ich przedstawiciele obserwowali się nawzajem. Dochodziło między nimi do sporadycznych kontaktów seksualnych. Dzięki nim na świecie pojawiły się hybrydy (mieszańce), którym udało się przeżyć. Wkrótce potem neandertalczycy wymarli. Jean-Jacques Hublin uważa, że stało się tak z naszego powodu. Neandertalczycy zniknęli najpierw na Bliskim Wschodzie, a następnie na Kaukazie, na Syberii i w Europie. Wyparliśmy neandertalczyków dzięki lepszym metodom polowania i większej mobilności bądź zwyczajnie ich wybiliśmy. Część badaczy przedstawia inne hipotezy, na przykład taką: udało nam się przetrwać okresy chłodu i erupcji wulkanicznych, ponieważ lepiej sobie radziliśmy z igłą i nitką, szyjąc ciepłe okrycia ze skór upolowanych zwierząt. Zdaniem Jeana-Jacques’a Hublina wszystkie te tłumaczenia to tylko wymówki. Neandertalczycy przeżyli niejedno zlodowacenie, wielkie i małe, na przestrzeni setek tysięcy lat 11. Czasem ich populacja zmniejszała się drastycznie, lecz zawsze wraz z ociepleniem następowało jej odrodzenie. Przynajmniej tak było, dopóki myśmy się nie pojawili. Jean-Jacques Hublin twierdzi, że przeróżne alternatywne wyjaśnienia mają nas oddalić od prawdy, ta zaś jest taka, że wytępiliśmy cały gatunek człowieka. Neandertalczycy żyli w Europie i Azji od setek tysięcy lat. A potem pojawiliśmy się my i przejęliśmy pałeczkę. (Są jeszcze co najmniej dwa przykłady wyplenienia gatunku człowieka archaicznego przez Homo sapiens: w wypadku denisowian oraz podobnych do Pigmejów Homo floresiensis z indonezyjskiej wyspy Flores). O ile poszczególne osobniki Homo neanderthalensis były od nas silniejsze fizycznie, o tyle przewyższaliśmy je pod innymi względami. Zakłada się, że posiadaliśmy lepiej rozwiniętą zdolność mowy dzięki genowi FOXP2 12, o czym pisałam wyżej. Język umożliwił nam stworzenie bardziej zwartej i rozleglejszej wspólnoty. Znaleziska w postaci muszelek i rzadkich kamieni dowodzą, że Homo sapiens kontaktował się na odległość pięciuset kilometrów, podczas


R ozdział 2  N eanderta l c z yc y z Lipska

35

gdy neandertalczycy prowadzili wymianę artefaktów na znacznie mniejsze dystanse. Jedno czy dwa znaleziska sugerują, że neandertalczycy grzebali swoich zmarłych. Wszakże szympansy również czasami zakrywają zmarłe osobniki gałęziami i liśćmi. Środowisko naukowe kwestionuje, i to gorąco, twierdzenie, że neandertalczycy wkładali do grobów kwiaty, czego miałoby dowodzić odkrycie w Iraku 13. Z kolei wszyscy są zgodni co do tego, że liczne wykopaliska poświadczają grzebanie zmarłych przez Homo sapiens, w tym wyposażanie ich w dary grobowe. Kolejną znaczącą i wyraźną różnicą jest to, że ludzie anatomicznie współcześni grali na instrumentach muzycznych i wytwarzali dzieła sztuki figuratywnej. Być może znalazłoby się kilka prostych wzorów utworzonych z linii, które wyryli neandertalczycy w Hiszpanii czy nawet przedstawiciele wcześniejszych archaicznych gatunków człowieka na Jawie. Niemniej nie ulega kwestii, że sztuka figuratywna, ukazująca zwierzęta, ludzi i wymyślone postaci, pojawiła się wraz z pokazaniem się na scenie Homo sapiens. Najstarszych znalezisk instrumentów muzycznych oraz dzieł sztuki figuratywnej (czyli artefaktów o charakterze nieutylitarnym) dokonano w Europie. Natomiast testy genetyczne ujawniły, że moje przodkinie (w linii żeńskiej) znalazły się wśród pierwszych anatomicznie współczesnych ludzi, owych muzyków i artystów, którzy po raz pierwszy podbili Europę.

Rok po moim pierwszym spotkaniu ze Svantem Pääbo udałam się w podróż służbową na Islandię celem zbierania dalszych materiałów do niniejszej książki. Odwiedziłam tam firmę Íslensk erfðagreining (ang. DeCODE Genetics) w Rejkiawiku, gdzie rozmawiałam z jeszcze jednym pionierem badań DNA, neurologiem nazwiskiem Kári Stefánsson. W owym czasie absorbowało go otwarcie placówki badawczej pod wyżej wymienioną nazwą, i to aż z dwóch powodów.


36

K A R I N B OJ S   M OJ A E U R O P E J S K A R O D Z I N A

Po pierwsze Islandia jest wyspą, na której ludzie żyją w stosunkowej izolacji od reszty świata. Po drugie wielu Islandczyków interesuje się genealogią. Niektórzy potrafią prześledzić dzieje swojej rodziny aż do IX w. n.e., kiedy to na wyspie pojawili się pierwsi ludzie. Gdy się spotkaliśmy, Kári Stefánsson był wysokim blondwłosym i uderzająco eleganckim mężczyzną po pięćdziesiątce. Prowadzenie z nim wywiadu okazało się ciekawym przeżyciem, przed czym przestrzegali mnie koledzy dziennikarze. Kári Stefánsson ma bowiem zwyczaj zachowywać się impertynencko, dopóki nie porzuci przekonania, że dziennikarz nie dorasta mu do pięt; dopiero wtedy zmienia taktykę, staje się przyjacielski i otwarty. Na szczęście udało mi się przejść jego test. Później spędzałam z nim długie godziny w gabinecie i przyglądając się wiszącemu na ścianie obrazowi o tematyce marynistycznej, wysłuchiwałam snutych przez niego planów. Zaprezentował mi nowy program komputerowy utworzony w oparciu o wyczerpujące informacje, które wiele kobiet spisywało w pocie czoła z islandzkich ksiąg parafialnych. Wystarczyło nacisnąć kilka klawiszy, by na ekranie pojawiło się drzewo genealogiczne sięgające wielu stuleci wstecz, dzięki czemu można było prześledzić więzy pokrewieństwa łączące jedną osobę z innymi islandzkimi rodzinami. Być może brzmi to trywialnie dzisiaj, ale jak na 1998 rok była to prawdziwa sensacja. Pracownicy Íslensk erfðagreining wprowadzili informacje ze wszystkich drzew genealogicznych i uzupełnili je o analizy DNA wykonane wielu Islandczykom. Równolegle w Islandii toczyła się zażarta debata, jakie w tym wypadku należy zastosować reguły etyczne i prawne. Jedną z najczęściej poruszanych kwestii było to, w jakim zakresie firma powinna mieć dostęp do materiału biologicznego zapewnianego przez służbę zdrowia. Koniec końców debata ucichła, a firmie przyznano szerokie uprawnienia, aczkolwiek nie bez pewnych ograniczeń. Nie wdając się w szczegóły, regulacje prawno-etyczne stały się ostrzejsze w porównaniu z wolnoamerykanką pierwszych badań DNA w latach 80. i 90. XX wieku.


R ozdział 2  N eanderta l c z yc y z Lipska

37

Od utworzenia swojej placówki badawczej Kári Stefánsson wraz z zespołem dokonał wielu liczących się odkryć naukowych, w tym dotyczących mutacji, które mają wpływ na ryzyko wystąpienia danej choroby. Patrząc ze stricte naukowego punktu widzenia, jego praca jest pasmem sukcesów: Kári Stefánsson i współpracownicy niemal co miesiąc publikują artykuł w jednym z głównych periodyków medycznych. Niestety od strony biznesowej sytuacja nie przedstawia się tak różowo. Mimo że Íslensk erfðagreining została powołana do istnienia jako firma komercyjna, nigdy nie przyniosła dochodu. W 2009 roku zbankrutowała i została przejęta przez zainteresowane podmioty z amerykańskiego sektora biotechnologicznego. Zanim do tego doszło, firma zaczęła sprzedawać przez internet testy genetyczne osobom fizycznym, aby trochę zarobić. Kupiłam jeden z nich – na owe czasy był to najbardziej kompleksowy test na rynku dostępny dla osób fizycznych. Obejmował sto „pozycji” w moim genomie, a kosztował prawie dwa tysiące dolarów. Powodem, dla którego zdecydowałam się na tak duży wydatek, było to, że zbierałam materiał do pisanej wtedy książki pod tytułem „Vikten av gener” (Waga genów), która ukazała się w 2011 roku. Pragnęłam się dowiedzieć, jaka będzie moja reakcja na wiadomość, że ryzyko wystąpienia danej choroby wynosi u mnie tyle a tyle. Okazało się, że dane nie wywarły na mnie większego wrażenia. W niektórych przypadkach ryzyko było nieco wyższe, a w niektórych nieco niższe. Przykładowo ryzyko wystąpienia u mnie pewnych rodzajów nowotworu jest nieco wyższe od średniej. Jednym z nich jest rak skóry, na co – przy jasnej cerze i jasnych włosach – równie dobrze mogłam wpaść sama. Dowiedziałam się również, że mogę trawić laktozę (czyli pić świeże mleko), co jest powszechne wśród Europejczyków z północy, lecz niespotykane u mieszkańców innych części świata. To także nie była dla mnie żadna rewelacja – od dawna miałam świadomość, że trawię laktozę.


38

K A R I N B OJ S   M OJ A E U R O P E J S K A R O D Z I N A

Ale było jeszcze coś, co szczerze mnie zafascynowało i na co sama nigdy bym nie wpadła. Otóż odkryłam, że zaliczam się do haplogrupy U5. Pracownicy Íslensk erfðagreining przebadali moje mtDNA, czyli dziedziczone wyłącznie w linii żeńskiej z pokolenia na pokolenie w niemal niezmienionej formie. Jednakże zdarza się, że mtDNA ulega nieznacznym mutacjom i zaczyna się różnić u poszczególnych osobników, to znaczy u matek i córek. Takie wariacje (haplogrupy) można zgrupować w jedno drzewo genealogiczne, którego konary wyrastają ze wspólnego pnia. Mówiąc innymi słowy, owe konary i gałęzie wszystkie mają jedną przodkinię. Właśnie to pozwoliło badaczom w latach 80. XX wieku prześledzić dzieje gatunku ludzkiego aż do naszej pramatki Ewy, która żyła w Afryce dwieście tysięcy lat temu. Tymczasem ja teraz dowiedziałam się, że pochodzę od jednej z jej córek, którą naukowcy ochrzcili symbolem U5. Mogłabym również powiedzieć, że jestem potomkinią „Urszuli”, bo tak też czasami nazywa się kobietę, u której po raz pierwszy wystąpiła rzeczona mutacja. Nazwa wzięła się z książki *, którą w 2001 roku opublikował brytyjski genetyk Bryan Sykes z myślą o popularyzacji swojej dziedziny nauki. Pozycja ta była ostro krytykowana nawet przez współczesnych Sykesowi badaczy. Od jej publikacji w genetyce zaszły liczne zmiany, tak więc treść książki obecnie jest jeszcze mniej aktualna, niż była w 2001 roku. Ponieważ jednak podoba mi się imię Urszula, będę go dalej używać. Przekazując mi wyniki, badacze poinformowali mnie, że mutacja typowa dla haplogrupy U5 była już obecna w europejskiej populacji prehistorycznych łowców. To oznacza, że kobieta zwana Urszulą żyła w epoce lodowcowej i zaliczała się do pierwszych przedstawicieli Homo sapiens, którzy pojawili się w Europie. Przekazałam nowiny dwom krewnym, które dzielą ze mną ­mtDNA, a one natychmiast puściły wodze fantazji.  – Zawsze lubiłam piesze wycieczki – powiedziała jedna z nich. * Mowa o książce Siedem matek Europy, przeł. Krzysztof Kurek, Warszawa 2002.


R ozdział 2  N eanderta l c z yc y z Lipska

39

–  To jasne, że pochodzimy od łowców – oznajmiła druga, która wiele czasu poświęca na polowania. Wyjaśniłam im, że przynależność do haplogrupy U5 ma niewiele – albo zgoła nie ma nic – wspólnego z tym, jakie cechy przejawiamy. Mitochondria bowiem zawierają zaledwie parę tysięcznych procent całościowego DNA w komórce, a cechy dziedziczne zdążyły się wielokrotnie rozmyć od czasu, gdy nasza przodkini Urszula po raz pierwszy postawiła stopę w Europie.

Rys. 2. Haplogrupa U5 rozprzestrzenia się wśród łowców epoki lodowcowej. Jedna z córek mitochondrialnej Ewy, znana jako U, żyła najpewniej na Bliskim Wschodzie. Podczas epoki lodowcowej jej potomkowie rozprzestrzenili się po Europie, Azji i Afryce Północnej.

Fakty to jedno, a uczucia drugie. Dzięki zdobytej wiedzy mogę rozmyślać o swojej matce, babce i prababce, a potem wyobrażać sobie tysiące pokoleń kobiet przed nimi. W moim wypadku przenosi mnie to w czasie wstecz aż do epoki lodowcowej, kiedy to ludzie grali na najstarszych na świecie fletach, tworzyli słynne malowidła naskalne, wyrabiali kościane igły i udomawiali psy. Właśnie dlatego postanowiłam wybrać się w podróż i zobaczyć, jakie życie wiedli moi przodkowie.


ROZDZIAŁ 3

Fleciści

G

dy przybyłam na Jurę Szwabską, był akurat słoneczny wrześniowy dzień, a porośnięte drzewami łagodne zbocza lśniły wszystkimi odcieniami żółci i czerwieni. Towarzyszył mi młody archeolog z uniwersytetu w Tybindze. Przy wejściu do jaskini Hohle Fels dołączył do nas miejscowy przewodnik Rainer Blumentritt, starszawy mężczyzna, który w swej młodości odkrył jedną z okolicznych jaskiń i od tamtej pory ściśle śledził postępy prac zawodowych arecheologów. Pierwsi Europejczycy także pojawili się na Jurze Szwabskiej wczesną jesienią. Szukali schronienia przed zimą w tutejszych jaskiniach krasowych i polowali na renifery, które nabrały ciała przed wielką migracją. Zaledwie kilka kroków za progiem jaskini rozpościera się przedsionek, który owi ludzie zajmowali. Wydaje się ciasny, gdy wziąć pod uwagę, że zamieszkiwało go od dwudziestu do trzydziestu osobników. Rozglądając się, doszłam do wniosku, że przy tej liczbie warunki na pewno nie były komfortowe, a każdemu przypadało bardzo mało miejsca. Jednakże towarzyszący mi młody archeolog wyjaśnił, że dzięki ograniczonej przestrzeni jaskinia była ciepła i przytulna. Właśnie dlatego, że jej mieszkańcy pozostawali ściśnięci, mogli cieszyć się wzajemnym ciepłem pośród mroźnej zimy epoki lodowcowej. Pracujący w jaskini Hohle Fels archeolodzy zdejmowali ziemię warstwa po warstwie, odsłaniając dno aż na kilka metrów. Najniżej odkryli ślady neandertalczyków. Dalej przez kilka centymetrów nie było żadnych pozostałości świadczących o obecności ludzi. Dopiero bliżej powierzchni znajdowały się liczne ślady człowieka


R ozdział 3  F l e c i ś c i

41

współczesnego, takiego jak ja czy czytelnik. Najbardziej starożytna warstwa należała do kultury, którą archeolodzy nazywają kulturą oryniacką 14 (rozpoznaje się ją dzięki charakterystycznym narzędziom kamiennym). Najaktualniejsze szacunki wieku takich znalezisk wskazują, że kultura oryniacka pojawiła się w Europie Środkowej mniej więcej czterdzieści trzy i pół tysiąca lat temu. Jej najstarsze ślady pochodzą z Austrii (stanowisko archeologiczne Willendorf). Znaleziska pozyskane na Jurze Szwabskiej niemal dorównują im wiekiem. Stanowisko archeologiczne Hohle Fels obejmuje nie tylko jaskinię, w której mieszkali niegdyś ludzie. Mój towarzysz przygotował mnie na obejrzenie „katedry epoki lodowcowej”, by użyć jego określenia. W rzeczy samej – wewnętrzna komora zrobiła na mnie większe wrażenie, niż się spodziewałam. Wnętrze jaskini nagle się poszerza, tworząc komorę przypominającą jako żywo środek średniowiecznej katedry. W ściennych niszach płoną słabe światła. Oczywiście elektryczne, lecz ja wyobrażałam sobie, że blask niewiele się różni od tego, który dawały pochodnie używane przez prehistorycznych ludzi. Młody archeolog z Tybingi zaczął mnie oprowadzać po wielkiej komorze. W pewnej chwili wspięliśmy się na skalną półkę i z zachwytem potoczyliśmy wzrokiem wokół siebie, czując się jak w amfiteatrze. Nagle doleciały nas czyste dźwięki fletu. Miejscowy przewodnik włączył nagranie, które rozległo się z głośników. Akustyka w komorze jest wyjątkowa. Na własne uszy przekonałam się, jak mogły wyglądać ceremonie odprawiane przez moich przodków. Flet, którego dźwięki można usłyszeć na tym nagraniu, jest rekonstrukcją wykonaną z kła mamuta. Do dziś można kupić kość mamucią pozyskiwaną z syberyjskich mamutów zakonserwowanych w wiecznej zmarzlinie – i jest to całkowicie legalne. Niemieccy archeolodzy natknęli się na fragmenty aż ośmiu fletów, które były rozsiane w jaskini Hohle Fels, jak również w pobliskich jaskiniach Geißenklösterle i Vogelherd. W muzeum mieszczącym


42

K A R I N B OJ S   M OJ A E U R O P E J S K A R O D Z I N A

się w miasteczku Blaubeuren można wysłuchać muzyki granej na żywo na zrekonstruowanych fletach. Cztery z nich są wykonane z kości ptasich skrzydeł i wydają głuche dźwięki, które przypominają te powstające przy dmuchaniu w szyjkę butelki. Kości łabędzich skrzydeł pozwalają uzyskać wyższą tonację, a z kolei przy wykorzystaniu kości sępich skrzydeł brzmienie jest głębsze. Zrobienie fletu z pustej w środku ptasiej kości może wydawać się niespecjalnie skomplikowane – wystarczy zdobyć kość, przyciąć ją i nawiercić tak, aby dziurki powstały w określonej odległości od siebie. Tymczasem te cztery flety z kości mamuta mogą się równać czystością brzmienia z fletem wykonanym ze srebra, co wydaje się niepojęte. Wyrzeźbienie jakiegokolwiek instrumentu muzycznego z materiału równie twardego jak mamucia kość wymaga niesłychanych umiejętności. Trzeba przełamać kieł mamuta na dwoje, wydrążyć go w środku, a następnie połączyć z powrotem obie połówki w taki sposób, by miejsce styku było szczelne. Przedstawiciele kultury oryniackiej stosowali zapewne żywicę w charakterze kleju. Po rozmieszczeniu dziurek można sobie wyobrazić, jak brzmiała grana przez nich muzyka. Nie ulega wątpliwości, że ludzie śpiewali i tańczyli od zarania dziejów, także na długo przed tym, zanim po raz pierwszy opuścili Afrykę. Jednakże najstarszym namacalnym tego dowodem są flety z jaskini Hohle Fels. Naukowcy ze Słowenii utrzymują, że odkryli jeszcze starsze kości z wywierconymi dziurkami, lecz ich zdaniem były to instrumenty muzyczne wykonane przez neandertalczyków 15. Odkrycie to owiane jest kontrowersją. Zdecydowana większość badaczy pozostaje wobec niego sceptyczna i twierdzi, że otwory w słoweńskich kościach powstały w sposób naturalny, na przykład wskutek ugryzienia hieny. Wszyscy jednak zgadzają się co do tego, że przedstawiciele kultury oryniackiej żyjący na Jurze Szwabskiej grali na flecie.


R ozdział 3  F l e c i ś c i

43

*** Nie tylko znali muzykę, ale też tworzyli posążki. Archeolodzy badający Jurę Szwabską odkryli około pięćdziesięciu figurynek wykonanych z kości i kamienia. Największą z nich jest znaleziona w jaskini Hohlenstein-Stadel kościana figurka człowieka-lwa mająca lwią głowę i ludzkie ciało. Mierzy ona około trzydziestu centymetrów wysokości, a jej wiek szacuje się na niemal czterdzieści tysięcy lat. Przeprowadzone badania wykazały, że jej twórca – który musiał być uzdolnionym i doświadczonym rzeźbiarzem – pracował nad nią przez sześć tygodni codziennie od świtu do zmierzchu. W jaskini Hohle Fels, tej przypominającej katedrę, archeolodzy odkryli mniejszą figurkę człowieka-lwa, która mierzy tylko dwa i pół centymetra wysokości, a przy tym jest prymitywniejsza. Inne znaleziska z tego samego stanowiska archeologicznego obejmują między innymi posążki, które przedstawiają niewielkiego ptaka wodnego, najprawdopodobniej nura, oraz szczególnie dobrze wyposażoną kobietę. Ta ostatnia figurka, starsza nawet od człowieka-lwa, została okrzyknięta „Wenus z Hohle Fels”. Opatrzono ją ogromnymi piersiami, a zewnętrzne narządy płciowe zaznaczono wyraźnie głęboką szczeliną między nogami. W wypadku nomadów, którzy nieustannie zmieniali miejsce zamieszkania, nie dziwią niewielkie rozmiary artefaktów artystycznych, które musiały być lekkie i wygodne w przenoszeniu. Nie wiemy dokładnie, jakim celom te artefakty służyły, jednakże nie trzeba wielkiej wyobraźni, by dostrzec związek pomiędzy nimi a szamanizmem, badanym od półtora wieku przez etnologów wśród ludów takich, jak Lapończycy (ang. Sami, szw. Samer) w Szwecji, nomadzi na Syberii, rdzenni Amerykanie czy Buszmeni z Afryki Południowej (ang. San; szw. Sanfolket). Lew jaskiniowy był największym i najgroźniejszym drapieżnikiem, z jakim nasi przodkowie żyjący na Jurze Szwabskiej mieli do czynienia. Z pewnością na równi się go obawiali, jak podziwiali jego


44

K A R I N B OJ S   M OJ A E U R O P E J S K A R O D Z I N A

siłę i szybkość. Istnieje wiele opisów ceremonii, w których szamani przybierają zwierzęcą postać za pomocą masek. Łatwo sobie wyobrazić, że jednym z ich ulubionych zwierząt był właśnie lew jaskiniowy. Ptactwo wodne także odgrywa istotną rolę w szamanizmie, a to dlatego, że porusza się swobodnie między trzema płaszczyznami świata: wzbijając się w powietrze, dosięga nieba; chodząc po ziemi, zachowuje się jak człowiek; nurkując na głębinie, dociera do świata podziemnego. Z kolei posążki kobiet o obfitych piersiach (tak zwane „paleolityczne Wenus”) występowały w Europie i na Syberii na przestrzeni trzydziestu tysięcy lat trwania epoki lodowcowej. Bardzo możliwe, że były wykorzystywane do kobiecych obrządków związanych z płodnością i narodzinami. Tak przynajmniej uważa Jill Cook, kuratorka wystawy w londyńskim British Museum zatytułowanej „Sztuka epoki kamienia”. Nicholas Conard, profesor archeologii na uniwersytecie w Tybindze, który nadzoruje wykopaliska prowadzone w jaskini Hohle Fels, ma na ten temat nieco inne zdanie. Przypisuje takim kobiecym posążkom szersze znaczenie, wiążące się z płodnością w ogóle, w tym natury i dzikich zwierząt, które podówczas były zwierzyną łowną człowieka. Uważa nawet, że Angela Merkel, kanclerz Niemiec z ramienia Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej, powinna nosić kopię posążka Wenus z Hohle Fels zawieszoną na szyi. Jak dotąd pani kanclerz nie skorzystała z tej rady; zapewne wyraziste genitalia figurki są nazbyt wyzywające jak na kręgi, w których się obraca. Część artefaktów sztuki figuratywnej znalezionych na Jurze Szwabskiej znacznie przekracza wiekiem wszystko, co znaleziono gdziekolwiek indziej na świecie. Oczywiście istnieją motywy niefiguratywne starsze o dziesiątki tysięcy lat od posążków odkrytych na Jurze Szwabskiej, takie jak zygzaki wyryte na kamieniu w jaskini Blombos w RPA, których wiek szacuje się na siedemdziesiąt pięć tysięcy lat. Niemniej to figurki znalezione w jaskiniach na południu Niemiec dowodzą, że czterdzieści tysięcy lat temu w Europie


R ozdział 3  F l e c i ś c i

45

żyli ludzie, którzy potrafili odzwierciedlić zarówno istoty znane z natury, takie jak ptactwo wodne, jak i byty wyobrażone, takie jak człowiek-lew. Wynika z tego, że dysponowali umysłem nie różniącym się od naszego. Profesor Conard wysunął prowokacyjną raczej hipotezę, że sztuka figuratywna wyłoniła się w tym samym czasie, gdy pierwsi ludzie dotarli na tereny dzisiejszych Niemiec. Według niego to właśnie nowe wyzwania, takie jak zimny klimat i rywalizacja z neandertalczykami, wyzwoliły zdolności, które do tej pory pozostawały uśpione. Profesor Conard przyznaje, że ludzie odkryli sztukę figuratywną także w innych miejscach na świecie, lecz ci ze Szwabi uczynili to pierwsi. Ma on pełną świadomość, że jego teoria jest kontrowersyjna. I zapewnia, że wycofa się z niej, jak tylko archeolodzy znajdą w jakimś innym kraju artefakty sztuki figuratywnej – czy to posążki, czy instrumenty muzyczne – które będą poprzedzać znaleziska ze Szwabii. Tymczasem nie da się wykluczyć, że zarówno najstarsze posążki, jak i najstarsze flety zostały znalezione właśnie w Niemczech z tego powodu, że to tam archeolodzy prowadzą badania najdłużej. Sama tak uważałam, kiedy poznałam osobiście profesora Conarda w Tybindze jesienią 2013 roku. Rok później stało się jasne, że profesor Conard może się mylić. Międzynarodowa grupa badaczy opublikowała informacje o malowidłach naskalnych z indonezyjskiej wyspy Celebes (indonez. Sulawesi), z których najstarsze – jak się okazuje – liczą sobie czterdzieści tysięcy lat, czyli niemal tyle samo co malowidła naskalne z europejskich jaskiń oraz najstarsze posążki ze Szwabii. Gdy zwróciłam się do profesora Conarda z prośbą o komentarz, przyznał, że ludzie mieszkający na drugim końcu świata byli w stanie tworzyć artefakty sztuki figuratywnej równie wcześnie w historii jak mieszkańcy jaskiń w Szwabii. Zaznaczył przy tym, że sztuka figuratywna wyłoniła się w Szwabii i Indonezji równolegle, w której to opinii jest obecnie odosobniony pośród światowych naukowców


46

K A R I N B OJ S   M OJ A E U R O P E J S K A R O D Z I N A

specjalizujących się w ewolucji człowieka. Większość badaczy uważa, iż sztuka i muzyka były częścią naszego bagażu już wtedy, gdy opuszczaliśmy Afrykę przed pięćdziesięcioma pięcioma tysiącami lat. Kultura towarzyszy nam od owego czasu bez względu na kierunek naszych wędrówek – czy to na wschód, czy to na zachód. Mimo wszystko wierzę, że profesor Conard nie myli się co do jednego – mianowicie to dzięki sztuce figuratywnej i muzyce nasi praprzodkowie zdołali trzymać się razem i przetrwać. Myślę jednak, że działo się to zarówno w Afryce, jak i w Europie oraz wszędzie tam, gdzie występował człowiek. Kreatywność i uzdolnienia artystyczne są kluczowe dla naszego przeżycia i jako takie zapisane w naszym genomie – na dobre i na złe.

Wyrażanie się poprzez sztukę, muzykę i opowieści stanowi jedną z głównych sił napędowych człowieka. Było tak w epoce lodowcowej i jest tak obecnie. A jednak niektórzy z nas płacą wysoką cenę za to, że różne talenty występują w ludzkiej populacji. Zdolności takie, jak malowanie, granie na instrumentach czy opowiadanie historii, po części są dziedziczne. Z kolei rodziny, w których roi się od utalentowanych osób, często są obciążone chorobami psychicznymi, takimi jak schizofrenia czy cyklofrenia (inaczej psychoza maniakalno-depresyjna). Obie te jednostki chorobowe dotykają około jednego procenta populacji we wszystkich krajach, w których są badane. Obydwie też w wielkim stopniu rzutują na życie człowieka. Krewni schizofreników są zazwyczaj utalentowanymi malarzami lub muzykami. Niestety nie dotyczy to samych chorych, których zdolności są mocno ograniczone przez chorobę. Z kolei osoby chorujące na zaburzenia afektywne dwubiegunowe (jeszcze inna nazwa cyklofrenii) zazwyczaj sprawdzają się w zawodach wymagających kreatywności, tak samo jak członkowie ich rodzin. Jednym z pierwszych badaczy, który zaobserwował tę zależność, był islandzki naukowiec Jon Love Karlsson, który w 1970 roku


R ozdział 3  F l e c i ś c i

47

opublikował wyniki swoich przełomowych badań. Aczkolwiek jego metoda badawcza pozostawia wiele do życzenia z punktu widzenia dzisiejszych standardów, ponieważ oparł się na dobrze udokumentowanych informacjach genealogicznych, które – jak wspomniałam w poprzednim rozdziale – w wypadku Islandii są chyba najbardziej miarodajne na całym świecie. Dane te skonfrontowano z kartami medycznymi pacjentów leczonych w rejkiawickim szpitalu psychiatrycznym oraz z islandzką wersją „Who’s who”. Karlsson był zdania, że ryzyko schizofrenii wynika z działania dwóch genów. Późniejsze badania DNA wykazały – co wiemy już z całą pewnością – że wystąpienie schizofrenii jest uzależnione od setek genów, i to w połączeniu z nieznanymi czynnikami środowiskowymi. Niemniej Karlssonowi udało się potwierdzić związek między kreatywnością i chorobami psychicznymi, co też poświadczają wyniki nowszych i obszerniejszych badań przeprowadzonych zgodnie z obecnymi standardami. Wiele genów odpowiedzialnych za choroby psychiczne pojawia się jako mutacja przy tworzeniu nowego życia. Ten przełomowy wniosek zrewolucjonizował badania nad schizofrenią oraz kilkoma innymi chorobami psychicznymi. Mutacje mają nie mniejsze znaczenie podczas badań DNA dla celów genealogii i śledzenia historii gatunku ludzkiego. Gdy wie się, ile nowych mutacji pojawia się u niemowlęcia, można wyliczyć szybkość, z jaką przebiegała ewolucja człowieka. Można jak gdyby włączyć stoper i ustalić tempo ewolucji. Pierwszego przełomu na tym polu także dokonano w Islandii. W 2012 roku, dzięki nowym metodom analizy DNA, grupa islandzkich naukowców była w stanie porównać genom rodziców i dzieci z siedemdziesięciu ośmiu rodzin. Wyniki tych badań pozwoliły potwierdzić teorię, że dzieci spłodzone przez ojców w starszym wieku są bardziej zagrożone ryzykiem zachorowania na schizofrenię. Powodem takiego stanu rzeczy jest to, że plemniki starszych mężczyzn zawierają więcej mutacji. Islandczykom udało


48

K A R I N B OJ S   M OJ A E U R O P E J S K A R O D Z I N A

się również ustalić liczbę mutacji, z jakimi rodzi się każde niemowlę. Średnio jest to trzydzieści ze strony matki i trzydzieści ze strony ojca, gdy jest po trzydziestce. Kiedy mowa o sześćdziesięcioparolatku, liczba mutacji wzrasta do około sześćdziesięciu. Lipski zespół Svantego Pääbo próbował policzyć tempo mutacji w zupełnie inny sposób. Jego członkowie porównywali DNA kopalnych szkieletów z DNA ludzi żyjących obecnie. Do niedawna bardzo trudno było pogodzić wyniki badań Islandczyków z szacunkowymi danymi, jak DNA zmienia się w trakcie ewolucji. Różne metody analiz przynosiły odmienne wyniki. Całkiem jakby stopery obu grup naukowców odmierzały czas w innym tempie. Wszakże jesienią 2014 roku zespół Svantego Pääbo opublikował wyniki analizy DNA liczącego sobie czterdzieści pięć tysięcy lat osobnika, którego szczątki znaleziono na zachodzie Syberii w rejonie ust’iszymskim nad rzeką Irtysz. Jest to najstarszy człowiek anatomicznie współczesny, którego genom poddano analizie, i jako taki świetnie się nadaje do wyskalowania osi czasowej. Mimo wszystko pozostaje pewna doza niepewności, głównie dlatego, że nie wiemy, w jakim wieku byli nasi praojcowie i nasze pramatki, kiedy rodziły im się dzieci. Obecnie jednak wyniki badań przeprowadzonych obiema metodami pasują do siebie znacznie lepiej. Można założyć, że każdy człowiek rodzi się z około trzydziestoma nowymi mutacjami zarówno ze strony ojca, jak i ze strony matki. Zdarza się, że owe mutacje pojawiają się w pechowych miejscach, przez co są odpowiedzialne za choroby takie, jak schizofrenia czy cyklofrenia. A zatem częściową winę za zachorowania na te choroby psychiczne ponoszą całkowicie nowe mutacje. Zarazem w genomie każdego człowieka znajdują się geny odziedziczone wprost od rodziców, dziadków po kądzieli i po mieczu, jak również dalszych przodków, i nawet te, które odpowiadają za niekorzystne dla nas choroby psychiczne, stanowią trwałą część ludzkiego genomu. A przecież zmniejszają szanse przeżycia, w wypadku schizofrenii zaś znacząco obniżają prawdopodobieństwo posiadania dzieci.


R ozdział 3  F l e c i ś c i

49

Jedynym wytłumaczeniem ciągłego istnienia tych genów jest to, że zapewniają one także jakieś korzyści. Pewnym pocieszeniem dla osób, w których rodzinie występuje choroba psychiczna, niech będzie fakt, że skłonność do psychoz ma oprócz złych również dobre strony. Choroby psychiczne niewątpliwie upośledzają, nierzadko też są wielkim ciężarem zarówno dla chorego, jak i dla jego otoczenia. Ale zarazem niosą ze sobą dar talentu – w postaci kreatywności i dodatkowej energii, które w historii gatunku ludzkiego odegrały rolę nie do przecenienia. W gruncie rzeczy bowiem to im zawdzięczamy nasz rozwój. Ja przynajmniej tak chcę to widzieć.

CIĄG DALSZY W PEŁNEJ KSIĄŻCE…

bit.ly/mojaeuropejskarodzina


Fascynująca podróż po Europie w czasie i przestrzeni. Nowatorskie, a zarazem osobiste spojrzenie na geny i genetykę, które odsłania zdumiewające pradzieje pewnej rodziny oraz dowodzi wspólnej historii wszystkich europejskich narodów.

Karin Bojs dorastała w niepełnej rodzinie, co niezwykle silnie odczuła w dniu pogrzebu matki. Aby ukoić ból po stracie, postanowiła dowiedzieć się czegoś więcej o sobie i swoich korzeniach. Wykorzystała w tym celu możliwości, jakie daje nowoczesna genetyka. Dzięki archiwom oraz badaniom genetycznym prześledziła dzieje swojej rodziny zarówno w okresie historycznym, jak i przedhistorycznym. Odbyła podróż po wielu krajach, podczas której dowiedziała się wiele o swoich przodkach i odkryła, że prawie wszyscy ludzie są ze sobą w jakimś stopniu spokrewnieni. W badaniach pomagali jej liczni naukowcy: genetycy i antropolodzy. Moja europejska rodzina to pełna zdumiewających faktów książka, którą czyta się jak najlepszą powieść.

Karin Bojs (ur. 1959) to szwedzka autorka i dziennikarka, była redaktor działu naukowego „Dagens Nyheter”. Mieszka w Göteborgu. Jej książka Min europeiska familj: De senaste 54 000 åren w 2015 roku została uhonorowana szwedzką nagrodą literacką Augustpriset w kategorii „literatura faktu”. patron medialny

cena 39,99 zł w tym 5% VAT


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.