Wybór damy / Kitty Curran, Larissa Zageris

Page 1

RO

M

INT S AN

ERAKTYW

NY

KITTY CURRAN i LARISSA ZAGERIS



KITTY CURRAN LARISSA ZAGERIS

RO

M

AN

S

E INT

RAKTYWN

Y

przekład

ANNA KŁOSIEWICZ oraz OLGA SIARA


Tytuł oryginału My Lady’s Choosing. An Interactive Romance Novel © Kitty Curran i Larissa Zageris, 2018 First published in 2018 by Quirk Books, 215 Church Street, Philadelphia, PA 19106 quirkbooks.com Projekt Andie Reid Ilustracje Kitty Curran oraz depositphotos.com: MyStocks (s. 58); Mimomy (s. 141); AlexanderPokusay (s. 156); Mlnpvlv (s. 397); emiemi (s. 403) Grafika na okładce Alice Mollon Produkcja wydania oryginalnego John J. McGurk Przekład Anna Kłosiewicz oraz Olga Siara (s. 7–12, 41–43, 81–85, 160–161, 298–300) Redakcja Anna Hadała-Żołnik Korekta Pracownia 12A Polska adaptacja okładki i liternictwo tytułu Aleksandra Pieńkosz Skład, opaska i przygotowanie do druku Tomasz Brzozowski Grafika na opasce HayDmitriy / depositphotos.com Copyright © for this edition Insignis Media, Kraków 2022 Wszelkie prawa zastrzeżone ISBN 978-83-66873-98-8

Insignis Media, ul. Lubicz 17D/21–22, 31-503 Kraków tel. +48 12 636 01 90, biuro@insignis.pl, insignis.pl Facebook: @Wydawnictwo.Insignis Twitter, Instagram, TikTok: @insignis_media Druk i oprawa Drukarnia Abedik, abedik.com.pl Wyłączna dystrybucja Dressler Dublin sp. z o.o. dystrybucja@dressler.com.pl, dressler.com.pl


Wszystkim naszym bliskim



Uwaga! Droga ku prawdziwej miłości zawsze jest kręta; droga przez tę książkę również. Nie skazuj się na konsternację i niedolę, przewracając strony po kolei! A jeśli zboczysz i trafisz na niewłaściwy fragment albo pozwolisz, by twój wzrok zatrzymał się zbyt długo na wpisie sąsiednim względem przewidzianego, może się to okazać równie tragiczne w skutkach jak faux pas popełnione na balu. Konsekwencją będzie SK ANDAL! ZŁAMANE SERCE! ZRUJNOWANA REPUTACJA !

Mówiąc bez ogródek: nie oszukuj! Rozpocznij tę romantyczną podróż na pierwszej stronie i podążaj za wskazówkami pod każdym fragmentem. Zawiodą cię na rozległe szkockie wyżyny, tajemnicze wrzosowiska w mglistym hrabstwie Yorkshire i egzotyczne, pustynne równiny Egiptu. Każda decyzja może przynieść ci wieczną szczęśliwość albo strącić cię w otchłań rozpaczy, dlatego żadnej nie podejmuj pochopnie! Jeśli wybierzesz mądrze, czeka cię sukces towarzyski u boku fascynującej, dozgonnie wiernej i oddanej ci osoby o ponadprzeciętnej urodzie i uroku osobistym – miłości twojego życia. Natomiast przez nieroztropne decyzje możesz skończyć bez środków do życia, żebrząc o resztki w londyńskiej dzielnicy nędzarzy. Doprawdy, w sprawach sercowych wszystko jest możliwe. Zatem w drogę – bądź kowalem swojego miłosnego losu!


Dramatis personae TY – jesteś sobą. To znaczy: dziarską, choć pozbawioną grosza przy duszy wersją siebie z Londynu w epoce regencji. Jako liczące sobie dwadzieścia osiem wiosen dziewczę, które z równą wprawą maluje parawany, co wygrywa sonaty na fortepianie, masz nóż na gardle: musisz znaleźć odpowiednio majętną, dobroduszną lub zmysłową partię albo na zawsze pozostaniesz starą panną. LADY EVANGELINE YOUNGBLOOD to niezależna Kobieta z Przeszłością – i twoja najlepsza (czytaj: jedyna) przyjaciółka. Uwielbia intrygi, sprzeczki i eksperymenty; każdy jej ruch wywołuje skandal. Na polu szelmostw dotrzymuje kroku rozpustnikom brzydszej płci, o ile nie przysparza akurat ciotce lady Aurelii Craven zgryzoty opowieściami o swoich sprośnych wybrykach. Obiecuje, że uratuje cię przed staropanieństwem w ten czy inny sposób, skoro to dla ciebie tak ważne. Od dawna marzy o powrocie do Egiptu i przydałaby jej się towarzyszka podróży… SIR BENEDICT GRANVILLE jest zamożnym krewnym lady Craven. Dobrze wygląda, jest inteligentny i zarabia dziesięć tysięcy rocznie. W wojnie między matronami z londyńskiego towarzystwa, polującymi na mężów dla swoich córek, a kawalerami do wzięcia sir Granville broni się orężem ciętego dowcipu. Intelektem bije na głowę przynajmniej połowę półgłówków, z jakimi ma do czynienia. Równego sobie przeciwnika znajduje dopiero wtedy, gdy raczysz wyzwać go na pojedynek na słowa i półsłówka.


KAPITAN ANGUS MACTAGGART to krzepki Szkot, ma pretensje do całego świata, ale i złote serce. Nie interesują go frywolne gry towarzyskie, całe dnie poświęca opiece nad sierotami i wdowami po żołnierzach poległych na polu bitwy. Choć w tym muskularnym rudzielcu drzemią namiętności równie płomienne jak kolor jego włosów, Mac woli dobre uczynki od łóżkowych ekscesów. Jednak w żyłach tego honorowego żołnierza krąży gorąca krew szkockich górali, a miłość uczciwej kobiety mogłaby rozniecić w nim ogień, w którym będzie się wraz z nią spalał do końca życia. LORD GARRAWAY CRAVEN jest tak porywczy i gniewny, że ponoć nawet Lord Byron uważa go za niebezpiecznego szaleńca. Zdarza mu się wpadać w furię i znikać bez wieści na dłuższy czas (a potem paradować w rozchełstanych koszulach, by zademonstrować umięśnioną klatę). Syn lady Craven. Włada rodzinną posiadłością Hopesend Manor – czy mógłby zawładnąć również twoim sercem? Ów ponury brutal to dzika bestia, której nie sposób poskromić. Ale być może właśnie to was łączy…



P

rzesuń no tę nogę, dziewucho! – syczy lady Craven, szturchając cię laską. Siedzicie we dwie w jej dość sfatygowanym powozie w drodze na pierwsze wydarzenie towarzyskie, odkąd ponad rok temu najęłaś się jako jej dama do towarzystwa. Niestety, podobne zachowania nie są dla tej majętnej wdowy niczym nadzwyczajnym, więc z westchnieniem kulisz się na siedzeniu, żeby zajmować jeszcze mniej miejsca. Jak tak dalej pójdzie, kolejne dźgnięcie skaże cię na uprawianie miłości z drzwiami karety. – Przygnębiająca uroczystość. Zachodzę w głowę, dlaczego Evangeline zażądała naszej obecności – mamrocze lady Craven. – Cóż, w końcu to kwesta na rzecz wdów i sierot wojennych… – ryzykujesz uprzejmą odpowiedź, ale natykasz się na spojrzenie tak lodowate, że mrozi krew w żyłach. – Skąd pomysł, że interesuje mnie twoja opinia? – Wiesz, co dla ciebie dobre, więc natychmiast milkniesz, a lady Craven ciągnie swoją tyradę: – Doprawdy, niewiele masz oleju w głowie, zupełnie jak twój dziadek. Wstrętny człowiek! Nie mam pojęcia, na co liczyła twoja babcia, kiedy wychodziła za niego za mąż. Nie miał nawet majątku, który by za nim przemawiał! Śmiem twierdzić, że twój świętej pamięci ojciec był dokładnie taki sam, skoro nie uznał za stosowne zadbać o ciebie po swojej śmierci… Przebywając przez większość czasu w towarzystwie lady Craven, po mistrzowsku opanowałaś sztukę gryzienia się w język, ale okrutne słowa o twoim ukochanym tatku ubodły cię do żywego. Jednak to właśnie ta stara Smoczyca zapewnia ci środki do życia, więc nie masz wyboru: możesz tylko zagryźć zęby i wpić palce w znoszony materiał sukni, która wyszła z mody


12

Kitty Curran, Larissa Zageris

przynajmniej dwadzieścia lat temu – dawniej należała do lady Craven, a masz graniczące z pewnością podejrzenie, że wybrała dla ciebie ten strój, bo musztardowa żółć potwornie gryzie się z twoją cerą. – Gdyby nie sympatia, jaką wciąż darzę twoją świętej pamięci matkę, wyrzuciłabym cię na bruk! I cóż byś wtedy poczęła? Milczysz z udawaną pokorą. – Na pewno rozglądałabyś się za jakimś opiekunem! – kontynuuje wdowa. – W końcu tak bezwstydnie zastawiłaś sidła na sir Charlesa Burleya-Fanshawa. Osobiście wątpię, by ktokolwiek chciał spoufalać się z tak głupiutką gąską! Twoje pięści jeszcze mocniej zaciskają się na materiale spódnicy. Ów obmierzły sir Charles mógłby być twoim dziadkiem i tak naprawdę to on przejawiał zainteresowanie twoją osobą, rozglądając się za ładną, posłuszną i dużo młodszą narzeczoną. Czy jednak życie w małżeństwie bez miłości byłoby gorsze od tego, które wiedziesz teraz? Powóz dojeżdża do celu, a ty otrząsasz się na moment ze swoich ponurych rozważań. Może dziś jest ten wieczór, który odmieni twój los?

Czy eskortujesz swoją despotyczną chlebodawczynię na bal połączony z kwestą na rzecz Towarzystwa Ochrony Wdów i Sierot Wojennych? Wprawdzie to odrażająca kompania, ale bale są zawsze wspaniałą zabawą! Jeśli tak właśnie uważasz, przejdź do strony 81. A może porzucasz lady Craven i żeby jakoś przetrwać na tym okrutnym świecie, zaczynasz sprzedawać swoje młode ciało? Jeśli tak, odłóż tę książkę, bo w ciągu roku doprowadzisz się do ruiny i umrzesz na syfilis. Przykro nam. Wprawdzie to książka, w której sama decydujesz w sprawie własnych przygód, lecz młoda, niezamężna kobieta bez grosza przy duszy na początku XIX wieku ma dość ograniczone możliwości. Ale nie martw się, z czasem będzie lepiej! Zapraszamy na stronę 81.


Wybór damy

– Przykro mi, Kamalu, ale nie wiem, czy rzeczywiście powinnam tu zostawać. – Rozumiem – odpowiada Kamal żałośnie. Uśmiechasz się do niego łagodnie, by podnieść go na duchu, oboje udajecie, że wcale nie złamałaś mu tą odpowiedzią serca. – Ma pani jakieś plany, co dalej? – dopytuje ze szczerą troską. Obdarzasz go spokojnym spojrzeniem. – Tak się składa, że rzeczywiście mam.

Co zamierzasz teraz? Czy przyjmujesz posadę guwernantki u tajemniczego – i potencjalnie niebezpiecznego – lorda Cravena? Jeśli tak, przejdź do strony 14. A może masz już dosyć wszelkich niebezpieczeństw? A nuż ta stara Smoczyca lady Craven przyjmie cię z powrotem… I może na dokładkę zabierze cię na kilka następnych balów? Jeśli taka wersja bardziej ci odpowiada, przejdź do strony 391.

13


14

Kitty Curran, Larissa Zageris

Czekasz na dyliżans pocztowy, w którym wykupiłaś niedrogo miejsce na podróż nocą. Cały swój dobytek masz w tym jednym sakwojażu, serce podchodzi ci do gardła. Hopesend Manor, rezydencja twojego nowego pracodawcy, znajduje się gdzieś na odludziu pośród wrzosowisk Yorkshire. Z dala od wielkiego świata, z dala od Londynu, ale również, na co masz nadzieję, z dala od tego wszystkiego, co musiałaś znosić, gdy szukałaś miłości. Mimo siąpiącego deszczu starasz się nie drżeć z zimna. Tajemniczy lord to niezbyt znany w towarzystwie syn Smoczycy, zamożny człowiek, który postawił sobie za punkt honoru trzymać matkę na dystans, i to jak najmniejszym nakładem sił i funduszy. Wiesz również, że ten młody człowiek jest pogrążonym w rozpaczy wdowcem z synem na utrzymaniu i że nigdy nie ożenił się ponownie. – Parszywa pogoda, panienko. – Z cienia wyłania się sympatyczna, przystojna twarz woźnicy dyliżansu. – Ech, a panienka śliczna niczym kwiatek – dodaje mężczyzna niemal na jednym wydechu, a jego głos z wyraźnym akcentem z Yorkshire brzmi najzupełniej szczerze. – Całkiem przemoczony kwiatek, jak na tę chwilę, mój dobry człowieku – odpowiadasz z mimowolnym rozbawieniem. Mężczyzna odpowiada ci nieśmiałym uśmiechem, chociaż jego czekoladowobrązowe oczy spoglądają na ciebie z lekkim przestrachem. Pospiesznie zeskakuje z kozła i wynosi twoje bagaże z zajazdu „Pod Zaszlachtowanym Jagniątkiem”, przed którym na niego czekałaś, po czym pomaga ci wsiąść do powozu. Młodzieniec o miłej dla oka twarzy jest doskonale zbudowany i bardzo męski, a deszcz wyświadcza ci sporą przysługę, mocząc jego koszulę i kaftan, które opinają teraz jego ciało niczym druga skóra i oddają wreszcie sprawiedliwość jego sylwetce.


Wybór damy

– Mam nadzieję, że będzie panience… wygodnie. – Młody człowiek pociera kark nerwowo, zupełnie jakby zbierał się w sobie, by dodać coś nieoczekiwanego… Albo bardzo niestosownego. – Niech panienka posłucha, nie powinienem o tym mówić… – zdobywa się wreszcie na odwagę – ale jak żem wspomniał matuli, że odwożę młodą panienkę do Hopesend Manor, no więc ona strasznie się teraz zamartwia, panienko. Nie będę panienki zwodził. Hopesend Manor to nie jest dobre miejsce dla takiej miłej panienki. – Co to, u licha, ma niby znaczyć? – pytasz z bijącym szybciej sercem. – A tak żem tylko… bo ludzie w okolicy różne rzeczy gadają, panienko. Normalnie nie słucham takich bzdur, ale teraz… wszyscy wiedzą, że młode kobiety w Hopesend Manor źle kończą. Wiem, że to nie moja sprawa, ale chciałem tylko… chciałem tylko powiedzieć, że mieszkam w wiosce, gdyby kiedy potrzebowała panienka pomocy czy schronienia. – Och… dziękuję – udaje ci się wydusić, bo twoje myśli wciąż zaprząta nie tylko ta przestroga, ale również jego szerokie barki, kiedy opiera się z przejętą miną o drzwi dyliżansu. – Dziękuję, panie… – Mówią na mnie Teddy, panienko. Teddy Braithwaite, za pozwoleniem panienki. Gotów na każde panienki wezwanie. – Młody człowiek pospiesznie całuje twoją dłoń i przytrzymuje ją odrobinę zbyt długo, podczas gdy jego czekoladowobrązowe oczy wpatrują się w ciebie niemal namiętnie.

Najwyższa pora zmierzyć się z twoim gotyckim przeznaczeniem. Przejdź do strony 240.

15


18

Kitty Curran, Larissa Zageris

Nie ma nic gorszego niż podróż powrotna powozem do posiad­ łości stanowiącej przedmiot sporu dwóch mężczyzn – z których jednego o mało co nie pozbawiłaś życia, a drugiego dopiero co namiętnie pocałowałaś – by jeszcze mocniej nadszarpnąć twoje już i tak wystawione na szwank nerwy. Kiedy wybierałaś się na swój pierwszy bal w towarzystwie Smoczycy, nie miałaś pojęcia, że twoje życie wypełnią skandale, intrygi oraz zabójcze lampy w kształcie pewnych, ekhm, części ciała. Na pewno nigdy byś nie pomyślała, że historia z Benedictem zakończy się tak gwałtownie, zupełnie jakby ktoś przewrócił buteleczkę inkaustu na nieskalaną kartę z kremowego papieru. Benedict wygląda na równie wytrąconego z równowagi jak ty. Chyba uznał twoje wynikające ze zmęczenia milczenie – i wręcz bolesne pożądanie – za zdenerwowanie. – Do licha, kobieto, przecież go nie zabiłaś. Nie ma powodu się tak ekscytować. – Benedict poprawia się nerwowo na siedzeniu. – Niemal go zabiłam. – Żałujesz, że nie dokończyłaś sprawy? – Żałuję rozgardiaszu, jakiego narobiliśmy w eleganckich pokojach przybytku madame Crosby. – Jej eleganckie pokoje bywały już w gorszym stanie, możesz mi wierzyć – odpowiada Benedict z westchnieniem. – Ale i w znacznie lepszym. – Ku twojemu zadowoleniu w tej sprzeczce to ty masz ostatnie słowo, chociaż niepokoi cię fakt, jak bardzo byś teraz pragnęła, by jego miękkie, przemądrzałe wargi znów dotknęły twoich ust. Zastanawiasz się, czy on też nadal wraca myślami do tamtej chwili w samym środku awantury. W każdym razie wierci się teraz lekko w poszukiwaniu jak najwygodniejszej pozycji. Aż masz ochotę dotknąć


Wybór damy

jego dłoni i zganić za to, że jeszcze nie wpadł na najlepsze rozwiązanie swojego problemu. – Wie pan, jeśli po prostu zdejmiemy pokrycie z tego siedzenia i ułożymy je inaczej, oboje będziemy mogli wreszcie odpocząć w tym przeklętym powozie – mówisz. Odsuwasz go na bok i przestawiasz siedzenia tak, że ciasna sala tortur na kołach zamienia się w całkiem przyjemne posłanie. A potem, zanim zdążysz się nad tym zastanowić, przewracasz na nie swojego towarzysza i sama opadasz na niego. Czujesz teraz nagły żar i ucisk w okolicach spódnicy, najlepszy dowód na to, że towarzyszący ci mężczyzna zauważył zmianę położenia siedzeń. Och, i to jeszcze jak zauważył. Sięgasz po poduszkę i wsuwasz mu pod głowę, a on wygina ciało w łuk, by ci to umożliwić. Jednocześnie przyciska w ten sposób swoją naprężoną męskość do twojego okrytego suknią łona. Z ust wyrywa ci się nieoczekiwanie cichutki jęk zadowolenia. – Tak lepiej? – Starasz się, by twój głos brzmiał równo i rytmicznie jak jego z trudem powstrzymywane, niecierpliwe pchnięcia jego twardej jak skała męskości. – O wiele – odpowiada Benedict schrypniętym głosem, a zaraz potem jego usta są wszędzie. Całuje twoje wargi, płatki uszu, szyję, zupełnie jakby smakował skórkę zakazanego owocu, którego tak bardzo pragnie. – To nie przystoi – szepcze gdzieś w wycięcie twojego dekoltu, podczas gdy jego palce zręcznie rozprawiają się z najgorszym wrogiem, jakim jest stanik twojej sukni, aż wreszcie cała rozpływasz się pod dotykiem jego rozgorączkowanych dłoni. – Czy powinnyśmy? – rzucasz bez tchu z ustami tuż przy jego poradlonym czole, zanim wsuniesz palce w jego gęste, zmierzwione loki, by przyciągnąć jego twarz do swoich dopiero co uwolnionych z oków materiału piersi.

19


20

Kitty Curran, Larissa Zageris

– Mmmmf – mamrocze w odpowiedzi Benedict, zanim ostatecznie się odsunie. – Dobrze wiesz, że nie mogę ci odpowiedzieć, kiedy w ustach mam twoje cudowne piersi. – Nie sądzi pan chyba, że znalazły się tam bez powodu? Ochh… – Nagle całkiem tracisz ochotę na dalsze przekomarzanie się z nim, bo jego zwinny język zaczyna właśnie pieścić najpierw jeden, a potem drugi sutek. – A jakież to ma znaczenie, co właściwie sądzę? Co się w ogóle liczy? Cokolwiek się z nami stanie, oddajmy się tej chwili. Mamy dyskretnego woźnicę, powóz z łożem, siebie nawzajem i… – Przerywasz te jego rzewne rozważania, zręcznie rozpinając guziki jego spodni. – I TEN moment. Ptaszę szybujące po niebie nie zwraca pewnie uwagi na wasz powóz – niewielki cień przemykający przez leśne ostępy, oświet­ lone jedynie księżycowym blaskiem. Ale gdyby usłyszało ono twój krzyk, od razu wiedziałoby, że to dwie przeznaczone sobie


Wybór damy

istoty złączyły się wreszcie się w ekstazie. W chwili radości tym słodszej, że zaprawionej odrobiną goryczy, bo wraz z nadejściem poranka przyjdzie im się pewnie rozstać… już na zawsze.

Jesteś niczym spadająca gwiazda, która przecina nocne niebo. Przejdź do strony 228.

21


22

Kitty Curran, Larissa Zageris

Cała aż drżysz, serce podchodzi ci do gardła, zaś Mac kiwa jedynie głową i przyciska cię do siebie z całej siły. – Nigdy nie wiem, co powiedzieć na pożegnanie – rzuca ze śmiechem, który ma zamaskować napływające mu do oczu łzy. Całujesz go czule. – W takim razie nie będziemy nic mówić. – Nic a nic. Wymieniacie jeszcze ukłony, a potem Mac odchodzi. Obserwujesz jego oddalającą się sylwetkę, a z ust wyrywa ci się westchnienie… chociaż w głębi ducha wiesz przecież, że to najlepsze rozwiązanie. Twój czas tutaj dobiegł końca. Pora rozpocząć nowe życie.

Ale dokąd się teraz udasz? Jeśli chcesz mieć nieco łatwiejsze życie i planujesz jechać do rezydencji lorda Cravena, by uczyć tylko jednego podopiecznego i mieć nad głową dach, który nie grozi w każdej chwili zawaleniem, przejdź do strony 14. Jeżeli marzą ci się kolejne wyzwania oraz zwiedzanie świata w towarzystwie lady Evangeline, otwórz na stronie 247.


Wybór damy

Wszystkie wątpliwości znikają, gdy tylko wkraczasz na kairski suk. Nigdy wcześniej – nawet gdybyś żyła setki lat – nie widziałaś tylu intensywnych kolorów, nie słyszałaś tak osobliwych, fascynujących dźwięków, nie czułaś tak kuszących aromatów zamorskich przypraw co w tym właśnie momencie. – Och, Kamalu, tu jest cudownie! – Wzdychasz z zachwytem, na co twój towarzysz rozpromienia się w uśmiechu. – Dziękuję, panienko. To dla mnie wielka przyjemność móc zrobić choć tyle dla przyjaciółki lady Evangeline, tak hojnie wspierającej nasze muzeum; bez niej nasza placówka nie miałaby szansy się utrzymać. – Nie wiedziałam o tym! – odpowiadasz zaskoczonym tonem. – Chociaż zapewne mogłam się wcześniej tego domyślić. Mnie również lady Evangeline okazała wielką pomoc i życzliwość. – Muszę przyznać, że wcale mnie to nie dziwi – stwierdza Kamal. – Lady Evangeline zawsze otacza się wyłącznie czystym pięknem… – Nagle urywa z zakłopotaną miną. – Och… nie sądzę, żeby gustowała… to znaczy chciałam powiedzieć… – dukasz, ostatecznie jednak w ogóle nie kończysz zdania. Ruszacie zatłoczoną ulicą w niezręcznej ciszy, w końcu jednak ciekawość bierze w tobie górę. – No więc ta Delphine St. Croix… – odzywasz się – czy ona jest piękną kobietą? – Oczywiście! – zapewnia natychmiast Kamal. – To jedna z najcudowniejszych kobiet, jakie w życiu widziałem. – Och. – Czujesz się dziwnie zawiedziona. – Bardzo się z lady Evangeline przyjaźniły? – W rzeczy samej – przytakuje Kamal. – Choć dziwną stanowiły parę, lady Evangeline, szanowana mężatka z Anglii,

23


24

Kitty Curran, Larissa Zageris

i Delphine, córka francuskiego zdrajcy, porzucona przez niego. Ale przez długi czas były wręcz nierozłączne. – I co się stało!? – wyrywa ci się z ust. – To dla wszystkich zagadka, chociaż koniec ich przyjaźni zbiegł się w czasie z momentem, kiedy Delphine nieoczekiwanie zniknęła z przyzwoitego towarzystwa. Lady Evangeline i jej zmarły mąż wrócili do Anglii wkrótce po… – Nagle Kamal otwiera szeroko oczy. Skrzyżowanie, na którym właśnie się znaleźliście, nieoczekiwanie pustoszeje, pozostaje na nim już tylko czterech groźnie wyglądających opryszków, a na czele tej bandy stoi człowiek, któremu dopiero co zawierzyłaś swoje bezpieczeństwo. Jego chłodne zielonkawe oczy błyszczą teraz triumfująco. – Farouk?! – wykrzykuje Kamal. – Nie – odpowiada mężczyzna i zrywa z twarzy chustkę, odsłaniając oblicze równie piękne, co okrutne. – Tak naprawdę nazywam się Fabien. Fabien de Mangepoussey. Byliście zbyt zaprzątnięci swoimi błazeństwami, by zorientować się, że gdy najmowaliście mnie do jako strażnika, ja tak naprawdę przez cały ten czas pracowałem dla kogoś innego. Teraz moja misja dobiega końca. Farouk – czy raczej Fabien – robi krok w waszym kierunku, poruszając się z lekkością i gracją śmiertelnie niebezpiecznej pantery. – A ta młoda dama idzie ze mną.

Czy rzucasz się do zawziętej walki z opryszkami oraz ich przystojnym hersztem? Niech cię licho, jeśli poddasz się od razu niczym owieczka prowadzona na rzeź! Przejdź do strony 411. A może rzucasz się do ucieczki i pociągasz Kamala za sobą? Nie masz najmniejszej szansy, by rozprawić się ze złoczyńcami w pojedynkę, wątpisz też, by twój nowy przyjaciel egiptolog zdołał cokolwiek zwojować. Przejdź do strony 348.


Wybór damy

Dla niektórych taka chwila oznaczałaby wyzbycie się wszelkich pragnień poza tym jednym, by paść sobie nawzajem w objęcia i wybuchnąć płaczem. Jednak w twoim przypadku wkrótce przeradza się to we wzajemne pieszczoty z Cravenem i rozmowę w języku cielesnej miłości. Kiedy kończycie, książki leżą powywracane, butelka brandy zdążyła się stłuc, a wy oboje straciliście nieco włosów. Czujesz się jednak spełniona i z zadowoleniem myślisz, że oto znalazłaś wreszcie mężczyznę odpowiadającego ci pod względem seksualnym. A na dodatek śpi on właśnie obok ciebie spokojnie, skąpany w księżycowym blasku. Nie masz śmiałości zakłócać jego snu, dlatego ostrożnie wstajesz. Cicho wymykasz się na korytarz, podczas gdy w twojej głowie tłucze się jedynie myśl o resztkach dań pozostawionych na kredensie w bawialni. Posilisz się nieco, a potem zabierzesz trochę tych pyszności dla swojego kochanka. Oboje powinniście się pokrzepić, bo czeka was zapewne jeszcze cała noc miłosnych igraszek. A może również poranek. Z głową zaprzątniętą tymi przyjemnymi rozmyślaniami przemierzasz kolejne korytarze, aż wreszcie docierasz do głównego hallu. Wtedy do twoich uszu dolatuje szmer przywodzący ci na myśl szum przepływającego strumyka. To pewnie to słynne rozmarzenie szczęśliwych kochanków, o którym tyle słyszałaś. Z niewyraźnych szelestów wyławiasz jednak w końcu słowa: „Zrobiłem wszystko, czego ode mnie żądałaś, moja królowo”, i natychmiast wracasz do rzeczywistości. Uświadamiasz sobie, że stoisz dokładnie pod drzwiami bawialni, a dobiegający zza nich głos należy nie do kogo innego, jak do… tego przeklętego Manversa. Trzymaj się mocno, skarbie, czekają cię niełatwe chwile. Przejdź do strony 76.

25


28

Kitty Curran, Larissa Zageris

– Czyżbyś na skutek pożaru stracił zdrowe zmysły? Człowieku, nigdzie się nie wybieram – mówisz do Maca. – Całkowicie oddałam się… opiece nad sierotami. Zamierzam wytrwać przy tym postanowieniu, choćby się waliło i paliło, i żadna Constantina mnie nie obchodzi. Mac aż się wzdryga na dźwięk tego imienia, ale w jego jasnych oczach dostrzegasz podziw; mimowolnie śledzi też każdy twój ruch, gdy wsuwasz kartkę za nieco zbyt wydatny dekolt, gdzie pismo powinno być bezpieczne. Wreszcie zjawiają się strażacy. Robią wszystko, co w ich mocy, by ugasić płomienie, ale zniszczenia są nieodwracalne. Mac ewidentnie też podupada na duchu. – Ach – wzdycha teraz ze smutkiem. – Wcześniej miałem jedynie dom dla sierot, który nie był nawet prawdziwym domem. Teraz zostały mi już tylko sieroty i nic więcej. – Nie tak prędko, chłopcze! – Abercrombie dopiero teraz wraca od zajęć, którym w czasie pożaru poświęcał całą uwagę. – Właśnie wysłałem wiadomość do Szkocji. Mam tam w rodzinnych stronach starą ruderę, w której chętnie was ugoszczę. Co prawda ściany i spora część dachu wymagają napraw, już nie wspominając o tym, że to daleko od jedynego domu, jaki te biedactwa znają, ale… – Na pewno się nada! – rzucacie z Makiem zgodnie i wymieniacie uszczęśliwione spojrzenia, zaś wśród dzieci wybucha radosna i wyjątkowo głośna wrzawa. – W takim razie do dzieła! – usiłuje je przekrzyczeć Abercrombie. – Ja muszę jeszcze tu zostać i załatwić parę spraw, ale wy lepiej od razu ruszajcie z dziećmi w drogę. Abercrombie szybko się z wami żegna, a wtedy ty i Mac zabieracie się do przygotowań. – Madame Crosby z pewnością mogłaby nam podać pomocną dłoń – mówisz w pewnym momencie.


Wybór damy

– Lub też parę innych części ciała – odzywa się uroczy głosik. Kiedy się odwracasz, twój wzrok pada na dwie stojące nieopodal kobiety, których wygląd sugeruje, że to „profesjonalistki” z pobliskiego przybytku „Róża i Opium”. Niższa z nich kiwa ci głową i kontynuuje: – Jestem Jane, a to Gertie – wyjaśnia, wskazując towarzyszkę o bujnych jasnorudych włosach. – Tak żeśmy się zastanawiały… no bo ja to już od jakiegoś czasu chciałam wyjechać z Londynu, panienko, ale w naszej branży trudno tak po prostu odmienić swój marny los. – Ludzie uważają, że kobiety takie jak my nie zasługują na drugą szansę – dodaje Gertie, potakując ruchem głowy. – Ale jak tylko żem usłyszała, że panienka wyjeżdża z miasta, to żem sobie pomyślała, czy nie mogłaby nas panienka zabrać ze sobą. – Pomożemy przy sierotkach, panienko! – zapewnia Jane. – Jestem najstarsza z osiemnaściorga rodzeństwa, umiem sobie radzić z bandą rozwrzeszczanych bachorów! – To znaczy nie żebyśmy myślały, że wasi podopieczni to rozwrzeszczane bachory – zapewnia natychmiast Gertie, obrzucając przy tym przyjaciółkę gniewnym spojrzeniem. – Ale pomożemy się przecie nimi zająć… Nie żartuję, naprawdę wygląda panienka na zalataną. Kątem oka dostrzegasz Timmy’ego, który krzyczy na Dodgera, bo ten właśnie wpadł na handlarkę ostrygami, sprawiając, że skorupiaki posypały się na przechodniów i potoczyły po bruku. Ty i Mac wymieniacie z westchnieniem spojrzenia. – Byłoby wspaniale – mówi w końcu Mac. – Och, dziękujemy, panie kapitanie! – wykrzykują zgodnie Jane i Gertie. – Nie, to my wam dziękujemy – zapewniasz czym prędzej. – Nadal musimy jednak rozwiązać problem, jak przewieźć

29


30

Kitty Curran, Larissa Zageris

dwadzieścioro dzieci z Londynu do Szkocji. Nie wiecie przypadkiem, gdzie dałoby się wynająć jakiś wóz czy furmankę w rozsądnej cenie? – Znajdziemy nawet lepszą podwózkę, skarbie – odpowiada Gertie. – Da nam panienka kilka godzin, a przypomnimy się paru ludziom, że są nam winni przysługę, i na pewno będziemy mieć transport gratis! I już kilka godzin później rzeczywiście czeka na was wyścielona miękką słomą, porządna, choć może niezbyt okazała furmanka, na której powinni się zmieścić wasi podopieczni. – Świetnie się spisałyście! – chwalisz dziewczęta. – Mamy dla panienki coś jeszcze. – Jane wyciąga w twoją stronę zwiniętą w tobołek suknię z praktycznego, choć ewidentnie porządnego materiału. – Żeby miała się panienka w co przebrać. Spuszczasz wzrok na swoją osmoloną, ubłoconą suknię, która rzeczywiście nadaje się wyłącznie do wyrzucenia. Wychodzisz czym prędzej, żeby przebrać się w soczyście zieloną suknię, najwyraźniej stanowiącą skromny codzienny strój pań z „Róży i Opium”, a jednak delikatniejszą w dotyku i znacznie bardziej wydekoltowaną od jakiegokolwiek ubrania, które w życiu posiadałaś. Niezdarnie krzyżujesz ręce na piersi, ale w ten sposób tylko uwydatniasz swoje walory. Coś czy może raczej ktoś tylko pogłębia twoje zakłopotanie. Kiedy podnosisz oczy, podchwytujesz spojrzenie Maca, który wpatruje się w ciebie jak urzeczony, przesuwając spojrzeniem po twojej podkreślonej przez nowy strój figurze. Gdy tylko na niego spoglądasz, natychmiast odwraca wzrok, kiedy jednak pomagacie dzieciom wsiąść na furmankę, z satysfakcją zauważasz, że nie jest w stanie oderwać od ciebie oczu. Oczywiście to trochę niemądre z twojej strony, ostatecznie najęłaś się tu do pracy, a nie


Wybór damy

żeby prezentować swoje wdzięki przystojnym Szkotom. Dlatego starasz się skoncentrować na obowiązkach i wykonywać je ze stosowną skromnością i zręcznością. Nagle kątem oka dostrzegasz jakąś ciemną plamę, kiedy jednak odwracasz głowę, by przyjrzeć się dokładniej, postać znika w mroku spowijającym ulicę niczym przeklęta dusza, której przeznaczeniem jest błąkać się po ziemi przez całą wieczność i nigdy nie zaznać zbawienia. Ale to przecież bez znaczenia.

Czym prędzej ruszaj Great North Road do Szkocji! Przejdź do strony 363.

31


32

Kitty Curran, Larissa Zageris

Sala balowa przypomina istny ocean dobrze urodzonych i elegancko odzianych ludzi, a lady Evangeline porusza się wśród tego tłumu z wprawą godną zaprawionego w bojach żeglarza. – Dla mnie jesteś przede wszystkim przyjaciółką – mówi lady Evangeline. – Dlatego właśnie teraz uraczymy się pyszną brandy. Kiedy docieracie wreszcie na drugi kraniec sali balowej, z dala od ciekawskich oczu i jeszcze dalej od wciąż zgiętego wpół Cada, twoja towarzyszka wyjmuje z ozdobnej torebeczki piersiówkę, pociąga z niej solidny łyk, po czym podsuwa ją tobie. – Pij – rzuca ponaglającym tonem. Masz wprawę w słuchaniu poleceń, a to konkretne wykonujesz wręcz ochoczo. Upijasz odrobinę, po czym otwierasz usta, by zadać przyjaciółce pytanie, jednak lady Evangeline przytyka swój zgrabny paluszek do warg, by cię powstrzymać. – Proszę – mówi. – Co prawda wolałabym, żebyś nie zaprzyjaźniała się równie blisko z trupami, jakie kryją w szafach moi krewni, jednak wygląda na to, że tego wieczora masz okazję podziwiać istny danse macabre. – Danse macabre na dwie lewe nogi, ani chybi – odpowiadasz. Obie wybuchacie tłumionym chichotem, szybko jednak przywołujecie się do porządku. – W rzeczy samej – przytakuje lady Evangeline. – Aczkolwiek muszę przyznać, że nigdy nie przepadałam za błazeństwami Cada. Zawsze uważałam go za młodzieńca nieco zbyt żywiołowego i znajdującego ujście dla tej energii w poczynaniach nielicujących z dobrym wychowaniem, natomiast jego dzisiejsze wybryki budzą mój… niepokój. – Młoda dama marszczy swoje piękne brwi z zatroskaną miną. – A więc ty również uważasz, że jego twierdzenia są bezpodstawne? – pytasz. – Właśnie tak – odpowiada lady Evangeline z namysłem. – A i tak wytrąciło mnie to z równowagi.


Wybór damy

– To tak jak mnie – przyznajesz. – Benedict ciągle przyprawia mnie o ból głowy, natomiast nie widzę powodu, dla którego miałby zostać wyrzucony z własnego domu na podstawie oszczerstw swojego przyrodniego brata. Sądzisz, że w tym, co mówi Cad, może się kryć ziarno prawdy? Lady Evangeline milczy przez dłuższą chwilę, ale w końcu się odzywa: – Ojciec Cada i Benedicta nigdy nie opowiadał zbyt wiele o swoim romansie, czy może raczej teraz powinnam powiedzieć: o małżeństwie z panią Caddington, dlatego przez długi czas wiedziałam o całej sprawie jedynie tyle, że było w niej coś niestosownego. Niezbyt przyjemnego, niczym zapaszek stęchłych perfum. – Jak to? – dziwisz się, otwierając szeroko oczy. – No cóż, Rafe jest z nich najstarszy. Nikt nie wie dlaczego, ale ich zmarły ojciec na pewien czas odsunął od siebie panią Caddington i ożenił się z matką Benedicta, naprawdę ze wszech miar godną szacunku damą. Niestety wkrótce… – Co się stało? – popędzasz ją niecierpliwie. – Wkrótce baronet znów znalazł się pod urokiem pani Caddington. Zdołał wytrzymać z dala od niej zaledwie kilka lat. A mała Henrietta jest tego rezultatem. – Ale skoro byli małżeństwem, czemu w ogóle ją zostawił? Może chodziło o jakiś skrywany skandal, mroczny sekret z przeszłości pani Caddington, który sprawił, że baronet na pewien czas stracił do niej serce? – W głowie kłębią ci się teraz dziesiątki możliwości. – Nie sądzę, żeby to było coś takiego – odpowiada lady Evangeline. – Ich związek zaczął się, kiedy była już znaną aktorką, ale jeśli nie liczyć jej zajęcia, o ile mi wiadomo, była po prostu cieszącą się powszechnym poważaniem wdową. Jej pierwszy mąż zmarł przed laty podczas podróży po Europie.

33


34

Kitty Curran, Larissa Zageris

– Jego śmierć była podejrzana? Nie chcę rzucać oszczerstw na panią Caddington, niech spoczywa w spokoju, ale może zadbała o to, by jej pierwszego męża… spotkało coś złego, żeby móc się cieszyć życiem w objęciach drugiego? – Twój umysł tak zaprząta ta wysnuta właśnie intryga, że nie udaje ci się powściągnąć języka, dopóki nie jest za późno. – Och, lady Evangeline, ja… Lady Evangeline obrzuca cię zdumionym, ale też pełnym uznania spojrzeniem. – Nie, nie przepraszaj, moja droga. To cudownie móc obserwować, gdy taki bystry umysł jak twój zabiera się do pracy. Mimo wszystko uważam, że w tym przypadku się myli. Pani Caddington nie dała się nigdy poznać jako kobieta zdolna do występku, sama pamiętam ją jako dobrą, a przy tym lojalną i życzliwą osobę. Chociaż to prawda, że wyruszyła wówczas w podróż jako mężatka, a wróciła, będąc wdową. Oszołomiona wpatrujesz się w zamyśleniu we wzór brokatowych kotar, ozdabiających ten zakątek sali balowej. Wzrok płata ci figle, masz wrażenie, że dostrzegasz w splotach tkaniny coś, co nie może być prawdą. Domyślasz się odpowiedzi, choć masz przecież jedynie dziesiątki pytań. – To pewnie było trudne doświadczenie: sprowadzić jego ciało z powrotem do domu, by złożyć je do grobu – mówisz ze współczuciem, na co lady Evangeline rzuca ci dziwne spojrzenie. – Ależ ona wcale nie sprowadziła jego ciała z powrotem, to byłoby zbyt kłopotliwe. Jej małżonek został pochowany na miejscu. To znaczy na kontynencie. – Cóż za tragedia – wzdychasz, choć serce bije ci szybciej na myśl o mogącej się kryć za tym faktem intrydze. – A wiadomo, gdzie konkretnie?


Wybór damy

– Ona nigdy… to znaczy nikt się nigdy nawet nie zająknął na ten temat. – Lady Evangeline na moment zawiesza głos, choć przecież nie ma tego w zwyczaju. – A może wcale nie został pogrzebany – słyszysz swój własny podekscytowany głos. – Może nieodżałowany mąż nieodżałowanej pani Caddington wcale nie zmarł w czasie podróży po Europie. Może… – oczy aż ci rozbłyskują, podobnie jak oczy lady Evangeline – może zwyczajnie zniknął.

Jesteś taka fajna i mądra, a w ogóle to aż miło na ciebie popatrzeć. Czy rozglądasz się triumfalnie po sali i kłujesz swoją wspaniałością w oczy kogoś, kto sobie na to zasłużył? Przejdź do strony 123. A może wolisz raczej przejść od razu do sedna sprawy? W takim razie czas jest tu najważniejszy! Przejdź do strony 164.

35


36

Kitty Curran, Larissa Zageris

Gniewnie przemierzasz wąwóz, nie jesteś w stanie odegnać zazdrosnych myśli dotyczących i tajemniczej Constantiny, i uroczej Fiony. Chociaż doskonale zdajesz sobie przecież sprawę, że nie ma powodów, dla których mężczyzna równie przystojny, krzepki, życzliwy i zwyczajnie tak dobry jak Mac miałby żyć niczym pustelnik aż do chwili waszego pierwszego spotkania. Poza tym przecież to tylko twój pracodawca, nic więcej. A jedna namiętna noc w przydrożnym zajeździe niczego tu nie zmienia. Gniewnym ruchem stopy miażdżysz kępkę wrzosu, a razem z nią, taką przynajmniej masz nadzieję, te niedorzeczne rojenia. Musisz wziąć się w karby, zanim w swoim rozgorączkowaniu zrobisz coś niemądrego. Szybki spacer dla opanowania rozbuchanych emocji, byś ze spokojną głową znów mogła spojrzeć Macowi w twarz, to chyba w tej sytuacji najlepsze rozwiązanie. Wybierasz wyjątkowo malowniczą ścieżkę, która biegnie brzegiem cudownego jeziora. Z westchnieniem uświadamiasz sobie, że serce wreszcie ci się uspokaja. To był naprawdę doskonały pomysł. Nie zwalniasz kroku niczym kompletnie odrodzona kobieta, wkrótce jednak znów musisz się zmierzyć ze swoimi rozpalonymi emocjami i pragnieniami w osobie samego Maca, na którego natykasz się pośród zielonych pastwisk. Ten dobry człowiek nie ma na sobie koszuli i ubrany jedynie w kilt ćwiczy właśnie rzut kłodą. Patrzysz na jego silne, zręczne palce obejmujące modrzewiowy pal i zastanawiasz się, czy jakakolwiek kobieta na świecie czuła się zazdrosna o kawałek drewna. Ogarnia cię jakieś niesamowite, zachwycające drżenie, które przenika całe twoje ciało, gdy obserwujesz, jak Mac wykonuje rozbieg i wyrzuca grubą, nieprawdopodobnie długą kłodę w górę, a ta szybuje majestatycznie w powietrzu, by wylądować


Wybór damy

drugim końcem na ziemi. Kiedy pień uderza o ziemię, zawodnik otrzymuje maksymalną liczbę punktów od twojego serca… oraz z lekka wilgotnych dolnych rejonów. Mac odwraca się w twoją stronę – może wyczuł czyjąś obecność, a może jego ciało tak mu podpowiada. Mina Maca zdradza, że i on pragnąłby kontynuować tamtą wspólną noc w przydrożnym zajeździe, co tylko podsyca twoje pożądanie. Jak by to było, gdybyś mogła objąć udami to mocarne ciało, którego każdy ruch zabierałby cię ku jeszcze nieodkrytym bezmiarom rozkoszy? – Co cię tu sprowadza, panna? – Jego głos wyrywa cię z rozmarzenia, rumienisz się lekko na myśl, że cię zauważył. Unosisz podbródek i starasz się mówić spokojnie, musisz stłumić w sobie to pragnienie, by Mac chwycił cię w ramiona tak, jak przed chwilą tamtą kłodę. – Właśnie wracam z wioski, kupiłam trochę potrzebnych dzieciom rzeczy… od pańskiej starej znajomej. Mac uśmiecha się ciepło, a tobie serce aż ściska się w piersi. – Och, od Fiony Buchanan? Co u niej i tego bęcwała, za którego wyszła? – Całkiem zgodne z nich stadło – odpowiadasz przez ściś­ nięte gardło, odwracając wzrok od napiętych mięśni jego torsu, by twoja determinacja nagle nie osłabła. – Chociaż Fiona nadal doskonale cię pamięta. – Panna, czyżbyś była zazdrosna? – rzuca Mac. Ale chociaż jak najbardziej ma rację, a może właśnie dlatego, czujesz się oburzona równie zuchwałym przypuszczeniem. – Ależ skąd! – obruszasz się. – Zamieniłyśmy jedynie kilka słów w miłej atmosferze, to wszystko! A teraz przepraszam, ale mam mnóstwo pracy, więc zostawię pana samego, żeby mógł pan dalej rzucać sobie tymi patykami.

37


38

Kitty Curran, Larissa Zageris

Z policzkami wciąż płonącymi ci rumieńcem czym prędzej ruszasz do zamku. Jesteś zbyt zagniewana, by dostrzec niewyraźną postać tuż przy wejściu, która niemal zastępuje ci drogę.

Nie jesteś zazdrosna, ależ skąd. Przejdź do strony 206.


Wybór damy

Nie zamierzasz ustępować pola. – Nigdy z tobą nie pójdę, nigdy, słyszysz? – Gwałtownie wciągasz powietrze w płuca, kiedy złowrogie ostrze kaleczy twoją skórę, a po szyi zaczyna ci spływać strużka krwi. Mimo wszystko starasz się jednak powstrzymać dreszcz przerażenia. – Zachowujesz się niemądrze, ma chère – słyszysz groźny szept Delphine. – Niektórzy powiedzieliby pewnie… zbyt niemądrze, by żyć! – Twoja przeciwniczka odrzuca swoją uroczą główkę do tyłu i wybucha śmiechem, który brzmi złowrogo, bo brak w nim choćby iskierki radości. Skoro jednak Delphine nie skupia na tobie całej uwagi, masz wreszcie szansę. Czym prędzej uskakujesz i chwytasz leżący obok nieprzytomnego opryszka bułat, a potem obracasz się na pięcie w stronę przeciwniczki. – Rzuć nóż! – rozkazujesz, a Delphine nieruchomieje. – Doskonała robota! – za twoimi plecami rozlega się pełen podziwu głos. Wzdłuż kręgosłupa przebiega ci dreszcz, a kątem oka dostrzegasz już lady Evangeline, zbliżającą się do was ze złotym pistolecikiem wycelowanym w dawną zdradliwą kochankę, która wpatruje się w nią teraz wściekłym wzrokiem. – Ty… ty nie wiesz, co to lojalność! – wykrzykuje Delphine. – Kochałabym cię do samego końca, nadal cię kocham! Ale ty przedkładasz tę nudną petite anglaise nad kobietę, która zrobiłaby dla ciebie wszystko! Piękne oczy Evangeline wzbierają łzami, ale brzmi pewnie: – To koniec, Delphine – mówi. – Zdradzając mnie, dokonałaś wyboru. Myślałam nawet, że już nigdy nie zdołam nikogo pokochać, jednak się myliłam. – Teraz odwraca się w twoją stronę. – Ty mi to uświadomiłaś, moja droga. Więc niezależnie od tego, co się teraz wydarzy, jestem ci winna podziękowania.

39


40

Kitty Curran, Larissa Zageris

– Lady Evangeline! – wzdychasz. – NIE ! – wykrzykuje Delphine, a potem, chociaż obie z lady Evangeline jesteście przecież uzbrojone, rzuca się naprzód z nożem, gotowa do zadania śmiertelnego ciosu. Ostrze połyskuje groźnie w promieniach słońca. – Nigdy do tego nie dopuszczę! Nigdy, dopóki żyję… Rozlega się odgłos wystrzału, przez chwilę masz wrażenie, że to lady Evangeline strzeliła i zabiła dawną ukochaną. Potem jednak ze zdumieniem dostrzegasz mieszaninę rozpaczy i ulgi malującą się na jej twarzy, kiedy wpatruje się szafirowymi oczyma w postać kilka metrów od was. Podążając za jej spojrzeniem, odwracasz się w kierunku znajomej, rysującej się ostro na tle oślepiającego słońca sylwetki z pistoletem w dłoni. – Fabien! Ale dlaczego!? – wołasz, a on zwraca na siebie swoje zielonkawe oczy, jeszcze bardziej udręczone niż zwykle. – Ponieważ nie pozwoliłaś jej mnie zabić – wyjaśnia w końcu. – Po prostu spłacam dług wdzięczności. Zanim zdążysz cokolwiek powiedzieć, skłania przed tobą głowę, przez kilka pełnych napięcia sekund wpatruje ci się w oczy, po czym wskakuje na grzbiet wielbłąda i znika wśród piasków pustyni, zupełnie jakby był jedynie ułudą. Na widok klęski swojej zleceniodawczyni ostatni z najętych przez Delphine rzezimieszków rzucają się do ucieczki, jak na plugawe kanalie przystało, zaś twój oddział dzielnych jak lwice wojowniczek zaczyna wiwatować. Nie zwracasz na to jednak specjalnej uwagi, bo lady Evangeline wciąga cię już do jednego z porzuconych namiotów bandy Delphine i zaczyna cię całować, namiętnie, choć czule, podczas gdy wasze ciała splatają się w jedno, zupełnie jakby od początku było wam to przeznaczone. No, moje drogie, nareszcie! Przejdź do strony 170.


Wybór damy

W tym momencie mija cię biegiem kobieta zalana łzami. Oczywiście, dama uciekająca przed niemiłym towarzyszem to na balu rzecz zrozumiała, choć odrobinę nietypowa. Jednak ta konkretna dama uciekająca przed tym konkretnym mężczyzną w tym konkretnym momencie jest w podobnym wieku co ty, ale jest (niestety!) ładniejsza od ciebie i (znów niestety!) bardziej elegancko ubrana, i podejrzewasz, że jej łzy mają więcej wspólnego z przystojnym rudzielcem w mundurze wojskowym, którego właśnie opuściła w pośpiechu, niż z jakąkolwiek wojną z bliższej lub dalszej przeszłości. – Hola, panna – woła za nią, kręcąc głową z frustracją rudy przystojniak, którym okazuje się nie kto inny jak kapitan Angus „Mac” MacTaggart, Szkot, którego lady Evangeline zaoferowała się przedstawić ci chwilę wcześniej. – Nie przyszedłem tu zajmować się… ach, mniejsza z tym! Jestem tu w celach dobroczynnych. Mac jest muskularny i barczysty w odróżnieniu od otaczających go smukłych arystokratów. Jego ciało wie, czym jest żywiołowa aktywność, a ty drżysz z rozmarzeniem, pragnąc poczuć ją na własnej skórze. Zielonobrązowe oczy Szkota mają kolor górskiego wąwozu nad wrzosowiskiem, a kwadratowa szczęka z wrażliwymi, subtelnymi wargami nadaje mu dziwnie smutny wygląd. Mac to wcielenie szkockiej męskości. Dopiero po mocnym kopniaku w goleń, wymierzonym przez lady Evangeline, odrywasz wzrok od jego szlachetnego oblicza. – Kapitan MacTaggart! Wprost marzę, aby przedstawić panu moją bliską przyjaciółkę… – Lady Evangeline wskazuje na ciebie, ale Mac przerywa jej, choć w jego tonie nie ma arogancji: – Takie ceremonie nie są w moim stylu, panna, tyle o mnie wiedz.

41


42

Kitty Curran, Larissa Zageris

Jego akcent sprawia, że samogłoski sączą mu się z ust zupełnie jak porter po ściankach kufla. Teraz zwraca się do lady Evangeline: – I pioruńsko mi przykro, że wywołałem scenę na balu. Chcę po prostu zbierać datki na inne panny i ich dzieci, na rodziny, które straciły mężczyzn w tej potwornej wojnie. Niech mi Maryja Panna wybaczy, zapominam się i bywam nieco obcesowy. Staram się nad tym panować, w końcu rozmawiam ze słabszą płcią, a nie z żołnierzami na polu bitwy. Te wdowy szukają ramienia, na którym mogłyby się wypłakać, lady Evangeline, i niestety, proszę mi wybaczyć, ale mam wrażenie, że posuwają się nieco… cóż… za daleko. W czasie tej pobrzmiewającej szkockim akcentem przemowy Mac posyła ci spojrzenia, a dokładniej całą serię spojrzeń, z których odczytujesz wyraźne zainteresowanie. Oczywiście rzuca je w chwilach, gdy nie jest zajęty pocieraniem męskich skroni męskimi dłońmi i splataniem owych męskich dłoni nerwowo, by dać ujście tętniącej w nich męskiej energii. Czułość i opiekuńczość, jakie biją z jego obleczonej mundurem umięśnionej postaci, poruszają cię do głębi. Zsuwasz z nadgarstka złotą bransoletkę i wręczasz ją Macowi. – To niewiele – wyjaśniasz – ale należała do mojej matki. Dla pana ważniejsze będzie jednak to, że jest ze szczerego złota, więc może przynieść sporą sumę na pana szczytny cel. Lady Evangeline milczy, oniemiała twoją wielkodusznością. I dobrze się składa. Dzięki temu możesz poczuć ciepło szorstkich dłoni Maca na własnych dłoniach, gdy ujmujecie je sobie (i bransoletkę) w taki sposób, jakbyście składali obietnicę czegoś, czego zamierzacie dotrzymać do końca waszych dni. Wasze spojrzenia krzyżują się na chwilę i dostrzegasz, że w oczach Szkota lśnią z trudem powstrzymywane łzy.


Wybór damy

– Dziękuję, panna – udaje mu się wyszeptać. Ściska twoją rękę tak, jakby marzył tylko o tym, żeby przyciągnąć cię bliżej, i widzisz, jak wzrusza go twoja dobroć i odwaga. – Dziękuję z całego serca.

Jeśli nie poznałaś jeszcze Benedicta, przejdź do strony 298. Jeśli poznałaś już Benedicta, przejdź do strony 160.

43


44

Kitty Curran, Larissa Zageris

Starając się uspokoić oddech, zmierzasz na paluszkach w kierunku głównej sali wystawowej muzeum. Nagle tuż nad twoim ramieniem pojawia się coś włochatego, a z ust o mało nie wyrywa ci się okrzyk przerażenia, na szczęście jednak orientujesz się, że to tylko kot wskoczył na gzyms i teraz szturcha cię głową. – Grzeczny kotek – mamroczesz, głaszcząc zwierzaka po łepku. W końcu prostujesz ramiona i ruszasz dalej z misją zdobycia czegoś do jedzenia. Może Kamalowi udało się choć trochę uprzątnąć gruzowisko. Wyrzucając sobie w duchu tchórzostwo, które kazało ci się bać takiego małego kota, przestępujesz próg sali… i zatrzymujesz się w pół kroku uwięziona w żelaznym uścisku czyjegoś ramienia. Ciężka dłoń zakrywa ci usta, zanim zdążysz krzyknąć. – Tylko patrzcie, kogo my tu mamy – słyszysz szepczący ci wprost do ucha głos. – Madame St. Croix się ucieszy. Udaje ci się spojrzeć w górę, prosto w znajome zielonkawe oczy. Nie… to niemożliwe. Teraz, kiedy szal nie zasłania już dłużej jego twarzy, ze zdumieniem odkrywasz, że strażnik, który tak cię wcześniej wystraszył, ma rysy piękne i bezwzględne niczym piaski Sahary. – Farouk?! – usiłujesz powiedzieć, chociaż szorstka, silna dłoń nadal zatyka ci usta. Wychodzi z tego coś w rodzaju: ­„Fmmrk?!". Mężczyzna najwyraźniej cię jednak rozumie. – Nie – rzuca cicho. – Tak naprawdę nazywam się Fabien. Fabien de Mangepoussey. A ty idziesz ze mną. – Nie! – Nie masz siły krzyczeć, kiedy na próżno usiłujesz wyzwolić się z jego żelaznego uścisku. W tym momencie inny potężnie zbudowany mężczyzna, którego nigdy wcześniej nie widziałaś, otwiera prowadzące na zewnątrz drzwi i groźnie kiwa


Wybór damy

głową. Farouk/Fabien odpowiada mu skinieniem, a potem unosi cię, zupełnie jakbyś ważyła nie więcej niż szmaciana lalka, i nie przejmując się twoimi wściekłymi kopniakami i młóceniem rękami, rusza do wyjścia. Z ust wyrywa ci się kolejny zduszony okrzyk, kiedy dostrzegasz Kamala, leżącego bez czucia na podłodze, Fabien w ogóle się tym jednak nie przejmuje, przyciska cię jedynie mocniej do siebie. – Nie zwracaj na niego uwagi. Ten imbécile był zbyt zaprzątnięty swoimi durnymi starociami, by zorientować się, że pracuję dla kogoś innego pod samym jego nosem. – Porywacz uśmiecha się do ciebie ponuro. – Nie martw się, skarbie, może jeszcze żyje. Może. – Jego towarzysz parska zduszonym chichotem. Ta myśl sprawia jednak, że zaczynasz wyrywać się ze zdwojoną siłą. Zielonkawe oczy Fabiena błyskają groźnie, po jego przystojnej smagłej twarzy przemyka wyraz zniecierpliwienia. – Nie utrudniaj, chérie. Madame Delphine St. Croix już na ciebie czeka, a ja bardzo nie chciałbym jej zawieść. Przy tych słowach bezceremonialnie przerzuca cię przez grzbiet czekającego tuż za drzwiami wielbłąda. Zaraz potem ruszacie w drogę i oddalacie się od miasta. Rozpaczliwie usiłujesz się uwolnić… na próżno.

Przejdź do strony 70.

45


46

Kitty Curran, Larissa Zageris

Nie zamierzasz wychodzić, zamiast tego oferujesz swoje serce i duszę Cravenowi, który przyjmuje twój dar z radością. Padacie sobie w objęcia. Wschód słońca zastaje was przy posłaniu śpiącego Alexandra. Pierwsze promienie oświetlają portret uroczej dziewczynki, stanowiącej wierną kopię Alexandra. Dziwne, obraz wisi w tak widocznym miejscu, a przecież mogłabyś przysiąc, że wcześniej go tam nie widziałaś. Dziewczynka uśmiecha się słodko, zupełnie jakby chciała podziękować. Mały Alexander budzi się i chwyta cię za rękę. – Śniła mi się Helena. Powiedziała, że jest już spokojna, teraz, kiedy ten zły człowiek zniknął. – Wzdłuż kręgosłupa przebiega ci dreszcz, przepełnia cię szczęście. – Kocham cię, skarbie – mówi Craven. Zdaje się teraz zupełnie innym człowiekiem. Spędzacie razem radosny czas, a jesienią wspólnie wyprawiacie młodego panicza Alexandra do szkoły. W nim też zaszła ogromna zmiana, nabrał pewności siebie. Mimo to… Craven co prawda sprawia wrażenie zadowolonego, może nawet szczęś­ liwego, nadal nie prosi cię jednak o rękę. Co więcej, kiedy napomykasz o przyszłości, zazwyczaj pogrąża się w zadumie. Czasami rzuca jedynie: „Muszę ci coś powiedzieć… ale nie potrafię”. Sama nie wiesz, jak miałabyś go prosić o wyjaśnienia w tej sprawie czy też w kwestii jego dziwnych zniknięć, które zdarzają się regularnie każdego miesiąca. Spędzacie wiele cudownych dni, ciesząc się wzajemnym towarzystwem i cielesnymi przyjemnościami… W końcu jednak uznajesz, że najwyższa pora wziąć sprawy w swoje ręce. Zapada wieczór, na niebie świeci już księżyc w pełni. Uśmiechasz się do siebie. Właśnie tej nocy zmusisz Cravena, by stawił czoła ostatnim ze swych demonów, rozprawił się z nimi raz na


Wybór damy

zawsze. Najpierw jednak kochacie się, doświadczając wszechogarniającej ekstazy, komunii ciał i dusz. Już po wszystkim leżycie spleceni na podłodze biblioteki, twoje ciało wciąż zdaje się płonąć rozkoszą spełnienia. Craven kładzie klasycznie piękną posągową dłoń na twojej lewej piersi, którą ostatnio ochrzcił mianem „Greckiej Urny”, palcami drugiej muska prawą pierś, od jakiegoś czasu zwaną przez niego „Nadmorskim Grobem”. Jego dłonie są równie spragnione jak jego serce, och, jakże łapczywie błądzą po twoim ciele w poszukiwaniu zaspokojenia. – Sprawiasz, że czuję się nie tylko kobietą, ale i dziką bestią – wzdychasz, obsypując pocałunkami jego owłosiony tors. Lord Craven wydaje z siebie pomruk, który można by uznać za śmiech, który wymknął się niestrudzonemu odkrywcy, badającemu językiem topografię twojego ciała. – Wobec twoich wdzięków jestem równie bezradny jak w obliczu księżyca w pełni – mruczy cicho z ustami zatopionymi w miękkim futerku skrywającym twoje łono. Twoja kobiecość natychmiast odpowiada na dotyk jego warg. Wspomniany księżyc, dotąd skrywający się za grubą warstwą chmur, wyłania się zza nich gwałtownie z energią równą niemal tej przenikającej teraz twoje ciało. Gdy tylko pasmo lunarnego blasku pada na eterycznie blade ciało lorda Cravena, ten wydaje z siebie okrzyk, zupełnie jakby ktoś przeszył go ostrzem. – NIE ! – Odpycha cię gwałtownie na stos poduszek z malowanego jedwabiu, a ty zaczynasz się zastanawiać, czy nie umieścił ich tam zawczasu, by złagodzić twój upadek na podłogę biblioteki, gdyby zdjęła go ochota zaszaleć z tobą pod wpływem jakiegoś zbłąkanego księżycowego promienia.

47


50

Kitty Curran, Larissa Zageris

Podczas gdy Benedict otwiera tajemne korytarze w twoim umyśle, Cad robi to samo z twoim ciałem. Doskonale wiesz, jak kochałby cię Benedict: rozsądnie i z szacunkiem, a powstrzymywana żądza wybuchałaby w rzadkich chwilach namiętności, niczym spadające gwiazdy, które przemykają czasem po nocnym niebie stosownego zachowania, zachowywanych pozorów i zawsze zapiętych guzików rozporka. A co, jeśli ty pragniesz rozgwieżdżonego nieba? Jeśli chcesz być co noc oślepiana ogniem namiętności? I czemu w ogóle miałabyś wychodzić za Benedicta, skoro tak naprawdę pragniesz jedynie jego ciała? Dlaczego twoim obowiązkiem jest dobre zamążpójście, byś mogła wreszcie wieść dobre życie, czemu musisz ofiarować kwiat swej kobiecości wyłącznie jednemu mężczyźnie, raz na zawsze? To świat Benedicta uczynił z ciebie żebraczkę błagającą o miłość i miejsce w społeczeństwie. To jego świat postrzega cię jako kiepską partię, która potrzebuje wybawcy, by móc po prostu wieść normalne życie. To Benedict zdecydował, że trzeba cię ratować z rąk Cada, i nie poświęcił ni chwili, by dowiedzieć się, czego tak naprawdę pragniesz. Współczujesz mu i go pożądasz, ale ta aura wykluczenia otaczająca Cada też trąca jakąś czułą strunę w twej duszy. Wyczuwasz łączące was pokrewieństwo. Może nie czułabyś się prymitywnie jak zwierzę, gdybyś wychowywała się bezpiecznie na łonie rodziny jako ukochana, hołubiona córeczka, która została wprowadzona w wielki świat, by kiedyś stać się bezcennym klejnotem w koronie jakiegoś młodego mężczyzny. Tak się jednak twoje życie nie potoczyło. Twoim przeznaczeniem jest ciężka harówka, podczas gdy inni mogą błyszczeć. Skąpana w cieniu, rzucasz jednak światło na innych. – Wiesz, czego chcesz, moja droga. – Cad śmieje się chrapliwie, zmysłowo; jego skóra połyskuje od potu. Oczywiście jest


Wybór damy

głupcem, skoro uważa, że ten naprędce sklecony plan pozwoli mu upokorzyć Benedicta. Nie da się zburzyć fortecy, drapiąc jej mury pazurami, potrzeba więcej finezji i wyczucia. Obserwowania, czekania, planowania. Drobiazgowych przygotowań. Przypominasz sobie jego język pieszczący twoje piersi, jego pocałunki i wybrzuszenie w jego spodniach. Ma tak piękne rysy, że kiedy pada na nie blask księżyca, aż wstrzymujesz oddech. Taka twarz jak jego oznacza szerokie perspektywy. Taki umysł jak twój oznacza, że świat, który dotąd wydawał się zamknięty, staje przed tobą otworem. – Pani. – Benedict wpatruje ci się prosto w oczy ze smutkiem. Jest inteligentny, to prawda, ale mimo że czasem inteligencja idzie w parze z dowcipem, wiesz, że w jego przypadku towarzyszy jej raczej surowość. Gdyby tylko był na tyle beztroski co jego zabawny, zapalczywy i przystojny przyrodni brat, potrafiłabyś sobie wyobrazić sobie życie u jego boku. Jednak oboje wiecie, że jest zbyt spętany konwenansami, by mógł się okazać mężczyzną, którego potrzebowałaś. I którego mogłabyś pragnąć. – Przybyłem ci na ratunek, zanim dotarłem do domu, Henrietta zdążyła już wyznać całą prawdę. Tytuł baroneta znowu należy do mnie, a ona uciekła z Samem. Oczywiście oboje prag­ ną teraz krwi Cada. Ale wszystko jakoś się ułoży. – Głos mu się łamie, bo przecież wie już, jaką decyzję podjęłaś. – Benedikcie, tak mi przykro. – Delikatnie całujesz go na pożegnanie. – Potrafiłbym cię uszczęśliwić, ty głuptasie – szepcze w odpowiedzi, wciąż z ustami na twoich wargach. – Być może – reagujesz równie cicho. – Ale nigdy nie byłbyś w stanie ofiarować mi wolności. – No cóż. – Benedict nabiera głęboko powietrza do płuc w rozpaczliwej próbie zapanowania nad nerwami, aż zaczynasz

51


54

Kitty Curran, Larissa Zageris

– Co ty wyrabiasz, panna? – rzuca Mac głosem przesyconym pożądaniem. W odpowiedzi zsuwasz suknię z ramion, odsłaniając swoje pagórki, niziny i wreszcie na sam koniec bujny, kuszący las porastający twoje dolne rejony. – Chodź – szepczesz, twój głos ledwie przebija się przez szmer kropel. – Woda jest tak cudownie ciepła. Mac błyskawicznie zrzuca ubranie, twoim oczom ukazuje się jego zarośnięty rudawymi włosami tors, a zaraz potem zaczynacie całować się z taką samą czułością, z jaką woda obmywa wasze ciała. Podczas gdy Mac przemierza językiem śródlądowy ocean twoich ust, jego dłonie niczym nieulękli żeglarze wędrują po mapie twego ciała, odkrywając w imię rozkoszy zupełnie nowe lądy. A kiedy jego język wyznacza nową trasę wzdłuż twojej szyi, aż po piersi, nie możesz się już doczekać, by dotarł jeszcze dalej. Mimo wszystko coś nadal zaprząta twoje myśli i nie pozwala ci cieszyć się w pełni tą wspólną podróżą. Wcześniej musisz poznać odpowiedź na jedno pytanie. – Kim jest… – udaje ci się wyszeptać mimo zalewających cię fal rozkoszy – Constantina? Mac nieruchomieje na chwilę, zbyt zaskoczony, by się odezwać. – To największa… tragedia mojego życia. – Ukochana, którą straciłeś? – pytasz. Nie ma sensu kluczyć, szczerość będzie tu najlepszym rozwiązaniem. – Nie – odpowiada Mac tak po prostu smutno, posępnie. – Kobieta, którą zabiłem. Uciekasz? W końcu to morderstwo! A więc ten liścik mówił prawdę! Przejdź do strony 117. A może trwasz przy boku Maca? Każdy z nas zrobił kiedyś w życiu coś, czego żałuje, a poza tym nadal jesteś, no cóż, odrobinę wilgotna po waszej schadzce. Przejdź do strony 212.


23 ciągi dalsze w pełnej książce! Zamów już dziś! bit.ly/wybor-damy


56

Curran, Larissa Zageris riposty. PikantneKitty flirty. Błyskotliwe Namiętne intrygi ocierające się o skandal. Mężczyźni w kiltach. I wiele, wiele więcej!

Bohaterką tego niezwykłego romansu… jesteś ty! Tak – właśnie ty! I to ty już za chwilę dokonasz wielu nieoczywistych i ekscytujących wyborów, dzięki którym przeżyjesz mnóstwo przygód i znajdziesz upragnioną miłość! Przenosisz się do XIX wieku. Jesteś bez grosza przy duszy, nie brak ci jednak odwagi. Czujesz, że twoja przyszłość u boku wymarzonej połówki jest na wyciągnięcie ręki. Co postanawiasz? • Czy przewracasz zalotnym ruchem stronę, by już po chwili flirtować z dowcipnym baronetem – sir Benedictem Granville’em? • A może szukając prawdziwej i namiętnej miłości, odkrywasz ją na stronach o pracowitym, kochającym konie szkockim góralu – kapitanie Angusie MacTaggarcie? • Chyba że bardziej intryguje cię związek z przyzwoitym niegdyś człowiekiem, a teraz szaleńcem i skandalistą? Musisz zatem tak pokierować swoim losem, by przejść do rozdziałów, w których występuje niezdrowo podniecający lord Garraway Craven… • A co powiesz na beztroską lekturę tej książki u boku uduchowionej i żądnej przygód lady Evangeline Youngblood jako jej… „towarzyszka podróży”? Uważaj! Bądź gotowa na jeszcze inne, niespodziewane koleje losu! Na swej drodze spotkasz ubogie sieroty, przerażające wilkołaki, zawiłe intrygi, dawno rozdzielonych kochanków, skradzione egipskie artefakty i wiele tajemnic. Najważniejsze jednak, że każdy zwrot akcji w tym zachwycającym romansie następuje na twoje życzenie!

cena 44,99 zł w tym 5% VAT


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.