bezpłatna gazeta społeczna Nr 4 (27)/2021 grudzień 2021 ISSN 1509-636X
FOT. CC BY Brad, flickr.com/photos/brad_t/8081033513
Partner wydania
Niewidzialny truciciel
Pani Joanna mieszka w jednym z dużych blokowisk w Łodzi. Jej pasją są psy. Razem z Calvadosem i Tequilą trenują, ćwiczą, jeżdżą na wystawy i szkolenia. Kiedyś psy pomogły właścicielce znaleźć kluczyki do auta w szczerym polu. Podobnie jak wielu innych miłośników psów, pani Joanna nie wiedziała, jak ogromne zagrożenie dla jej czworonogów stanowi glifosat.… → s. 2
Tropiciele pestycydów
Glifosat? Temat niewygodny dla decydentów
Polakom należą się odszkodowania
Rozmowa z dr Arturem Miszczakiem o poszukiwaniu w żywności pozostałości pestycydów. → s. 6
Dlaczego? O tym w rozmowie z Karoliną Mądrawską, Marcin Bustowski, założyciel partii Przebudzeni Konsumenci, i jego walka z glifosatem. zwalczającą jego stosowanie. → s. 10 → s. 13
Aktywność Obywatelska
Wstępniak
Niewidzialny truciciel……... pod Twoim domem Od kilku lat słowo „glifosat” odmienianie jest przez wszystkie przypadki. Coraz większy opór społeczeństw na całym świecie poparty badaniami naukowymi skutkuje decyzjami kolejnych państw, miast, czy regionów o wprowadzeniu zakazu stosowania tej substancji. Dlaczego tak się dzieje i czy Polacy zdają sobie sprawę z zagrożenia? Glifosat jest najpopularniejszym składnikiem herbicydów na świecie. Swoją złą sławę zawdzięcza sile i skuteczności działania – zabija wszystkie rośliny i jest silnie toksyczny dla organizmów ludzi i zwierząt. Mylą się ci, którzy uważają, że ich zagrożenie nie dotyczy, bo nie są rolnikami i sami go nie wykorzystują. W Polsce zarejestrowano 92 środki ochrony roślin zawierające glifosat, a stosowany jest nie tylko w rolnictwie, lecz dosłownie wszędzie. Widzieliście na waszym osiedlu, w parku, na placu zabaw, chodniku, czy przy torach kolejowych pracowników spryskujących czymś tajemniczym powierzchnię ziemi? Na 99% był to glifosat! Wiedzieliście, że traktowane nim rośliny uprawne (np. zboża, gryka) trafiają później na Wasze talerze i do organizmów, zwiększając ryzyko zachorowań na nowotwory? Że można na butach wnieść go do domu prosto z trawnika i śmiertelnie zatruć czworonożnego pupila? Razem z Fundacją Ecorower zwracamy się do Was: nie dajmy się dłużej truć! Zachęcamy do lektury, dzielenia się pozyskaną wiedzą z bliskimi i przede wszystkim do brania spraw w swoje ręce. Przykłady oddolnego działania znajdziecie w tym numerze gazety. Możecie podpisać petycje lub zwrócić się bezpośrednio do nas – podpowiemy jak rozpocząć własną, lokalną kampanię przeciwko niewidzialnemu trucicielowi. Pora powiedzieć NIE dla glifosatu w Polsce! Przemysław Stańczak Koordynator kampanii Instytutu Spraw Obywatelskich „Chcę wiedzieć!”
grudzień 2021
Niewidzialny truciciel Pani Joanna mieszka w jednym z dużych blokowisk w Łodzi. Jej pasją są psy. Razem z Calvadosem i Tequilą trenują, ćwiczą, jeżdżą na wystawy i szkolenia. Kiedyś psy pomogły właścicielce znaleźć kluczyki do auta w szczerym polu. Podobnie jak wielu innych miłośników psów, pani Joanna nie wiedziała, jak ogromne zagrożenie dla jej czworonogów stanowi glifosat.…
Z panią Joanną spotykamy się przed jej blokiem. Wkrótce dołączają do nas kolejni mieszkańcy, których psy zatruły się glifosatem pod koniec maja br. Łącznie wiadomo o pięćdziesięciu zwierzętach, które ucierpiały w tamtym okresie na łódzkich Bałutach, choć z pewnością ta liczba jest niedoszacowana. Razem z mieszkańcami spacerujemy pomiędzy blokami i oglądamy wyżarte od chemii trawniki. W pobliżu jest plac zabaw i osiedlowe sklepy. Co chwila mijamy innych właścicieli psów. W mieszkaniu pani Joanna pokazuje nam wyniki prób wątrobowych swoich chartów. Wiele wskaźników znacząco odbiega od normy. Prawie pół roku zajęło zejście do normalnego poziomu. Koszty leczenia? Liczone w tysiącach. „To nie mogło być zatrucie. Przy zatruciu psy mają np. opuchnięte brzuchy, a nasze tego nie miały. Dopiero lekarz w przychodni powiedział, że przyczyną najprawdopodobniej są środki chwastobójcze” – wyjaśnia. Ale jak udało się ustalić, że zachorowania psów są ze sobą powiązane? Pani Joanna opowiada, że w tym samym czasie, kiedy chodziła do weterynarza, któregoś dnia jadąca z nią w windzie sąsiadka poprosiła o rady przy zatruciu psa. Skoro różne zwierzęta z jednego bloku mają te same objawy, to może nie jest to przypadek? Znajoma
FOT. CC BY-NC Tim Reckmann, flickr.com/photos/foto_db/48214864177
2
prawniczka zasugerowała, żeby znaleźć jak najwięcej osób w podobnej sytuacji. Pani Joanna sporządziła listę i zaczęła pytać sąsiadów o stan zdrowia ich czworonogów. Odzew całkowicie ją zaskoczył. W ciągu trzech dni udało się dotrzeć do pięćdziesięciu właścicieli psów, których zwierzęta w tamtym czasie poważnie zachorowały. „Kiedy w piwnicach wysypuje się trutkę na szczury, to zawsze jest tabliczka, żeby nie wchodzić i uważać na dzieci i zwierzęta. Jeżeli rozpryskuje się środki chwastobójcze, to nikt o tym nie informuje. Przez kilka dni nawet gołębie tutaj nie przylatywały” – skarżą się mieszkańcy, z którymi spacerujemy po okolicy. Na pierwszy rzut oka wszystko jest tu zupełnie normalnie. Co chwila mijamy właścicieli z ich czworonogami. Pobliski plac zabaw dla dzieci stoi jednak pusty. To dziwne, bo jest środek lata i inne tego typu obiekty wypełnione są przez rodziców z pociechami. Pani Joanna wspomina, że ten jeden był zamknięty po interwencji Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Roślin i Nasiennictwa (WIORiN-u). W pobliżu placu widać ślady działania silnego preparatu do niszczenia chwastów. Oprócz gołębi ze skwerku zniknęły również bezpańskie koty. Jedna z mieszkanek dokarmiała je regularnie.
Nie wszystkie zwierzęta da się odratować… Środki zawierające glifosat posiadają określone zasady stosowania. Są one dość rygorystyczne, choć nie ukrywajmy, że to wciąż silna trucizna. W ulotce dodawanej do standardowego opakowania środka zawierającego glifosat często można znaleźć informację: „Nie stosować środka ochrony roślin w parkach i ogrodach publicznych, na terenach sportowych, rekreacyjnych, szkół, przedszkoli, żłobków oraz placówek opieki zdrowotnej. Maksymalna dopuszczalna ilość dla osoby dorosłej wynosi…”. Należy jednak podkreślić, że normy dla osób dorosłych będą wyższe niż np. dla dzieci, czy zwierząt domowych. Co się stanie, kiedy ktoś wyleje całe opakowanie na niewielkim trawniku? Dla zwierząt, dla których naturalne jest obwąchiwanie nowych miejsc i zapachów, to jak wypicie szklanki benzyny przez człowieka. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że zawsze i wszędzie należy pilnować swoich pupili. To oczywisty brak wyobraźni – weźmy jako przykład Roundup, ten najczęściej stosowany środek zawierający glifosat jest bezbarwny, więc niełatwo zauważyć, że dany obszar został nim opryskany. W takich sytuacjach identyfikacja zagrożenia, nawet przez osobę dorosłą, jest
Aktywność Obywatelska
Nierówne starcie Zastanawiamy się, jak to w ogóle możliwe, że ktoś postanowił tak silny środek stosować praktycznie w samym centrum osiedla? Głosy mieszkańców wskazywały, że jest to skutek nieodpowiedzialnego działania spółdzielni mieszkaniowej. Kiedy skontaktowaliśmy się z jej przedstawicielami, usłyszeliśmy, że sprawy nie chcą komentować. W związku z tym prezes Instytutu Spraw Obywatelskich, Rafał Górski, wystosował pismo z prośbą o dostęp do informacji publicznej. Po kilku tygodniach przyszła odpowiedź – tak, na wskazanym terenie stosowano środek, którego składnikiem był glifosat. Walką o bezpieczeństwo na własnym osiedlu zajęli się sami mieszkańcy. Początkowo zwrócono się do spółdzielni z prośbą o zaprzestanie stosowania środków chwastobójczych. Apel mieszkańców niestety nie przyniósł oczekiwanego skutku. Wtedy zapadła decyzja o zebraniu podpisów pod petycją, która następnie trafiła do Urzędu Miasta Łodzi. Pojawiła się iskierka nadziei, że ktoś w końcu zainteresuje się losem chorych psów i stanie po stronie ich właścicieli. System niestety zawiódł – UMŁ początkowo skierował sprawę do Komisji Skarg i Wniosków, ale stamtąd została ona przekierowana do… spółdzielni mieszkaniowej Doły-Marysińska, czyli tej samej, która wcześniej sprawę całkowicie zbagatelizowała.
Do sprawy w końcu został zaangażowany Wojewódzki Inspektorat Ochrony Roślin i Nasiennictwa. Doszło do kontroli, która miała wykazać, jaki środek został użyty na terenie osiedla. Mieszkańców czekała niemiła niespodzianka. WIORiN rzeczywiście zaprotokołował całą sprawę, a na spółdzielnię nałożył karę finansową – udało się wykazać, że spółdzielnia nie zapewniła odpowiednich szkoleń swoim pracownikom. Jednak całkowicie zignorowana została sprawa użytego środka. Jak się okazało, WIORiN ma możliwość zlecenia odpowiednich badań, ale ich kosztem obarczone są osoby, które zgłaszają nieprawidłowości. W przypadku pani Joanny kwota tysiąca złotych okazała się zaporowa. Wysoki koszt badania wynikał z braku informacji na temat stosowanego preparatu. Jeżeli jednak znany jest środek, który został użyty, wówczas trzeba liczyć się z wydatkiem około dwustu złotych. Nie jest to już tak wygórowana cena, a działając wspólnie z sąsiadami, można ten koszt podzielić między kilka osób. Postanowiliśmy skontaktować się z WIORiN-em. Rzeczywiście potwierdzono potrzebę uiszczenia opłaty za przeprowadzenie badań. Według pracowników WIORiN-u ważny jest też czas, który upłynął od ewentualnego użycia środków chwastobójczych. Wszystkie podejrzane sytuacje powinny być zgłaszane jak najszybciej po zaobserwowaniu. Zapytaliśmy również o podobne sprawy do naszej. Okazuje się, że zdarzają się one na terenie
•
• •
•
•
całego województwa, często w tym samym okresie – na przełomie maja i czerwca. Spółdzielnia mieszkaniowa zadeklarowała, że nie będzie więcej stosować środków chwastobójczych, a do ochrony roślin będzie wykorzystywać odpowiednie narzędzia. Ukarano również dozorczynię, która odpowiadała za wylewanie substancji (mieszkańcom udało się nawet udokumentować, w jakich warunkach przeprowadzana była cała procedura). Pytanie, czy to wystarczy? Trudno być optymistą
w tej sprawie, zważywszy, że spółdzielnia zdaje się całą sytuację traktować jako niepotrzebne zamieszanie, a nie realne zagrożenie dla życia ludzi i zwierząt. Z drugiej strony mieszkańcy wciąż obawiają się szkodliwych działań ze strony dozorczyni, zatrudnionej na tym terenie. „To takie pozostałości po epoce PRL-u” – komentuje sprawę pani Viola, jedna z mieszkanek, której psy również zatruły się pestycydami. „Nie wiem, czemu spółdzielni mieszkaniowej tak zależy na tym,
Podpisz petycje przeciwko stosowaniu glifosatu: • Głowno ecorower.pl/petycja instytutsprawobywatelskich.pl/petycja-do-prezydent-lodzi • Łódź instytutsprawobywatelskich.pl/glifosat • Polska FOT. CC BY-ND TheOneShot (Gunnar Marquardt), flickr.com/photos/81110186@N05/23172362900
utrudniona. Przypominamy, że chodzi o przestrzenie wspólne, sąsiadujące na co dzień z chodnikami, po których chodzimy, czy wspomnianymi placami zabaw. Priorytetem jest, żeby te miejsca były bezpieczne i wolne od trujących substancji. Im dłużej rozmawiamy z właścicielami chorych psów, tym bardziej nie możemy uwierzyć w to, co się stało. We wszystkich przypadkach powtarzają się te same objawy – choroby nerek, ciągnące się miesiącami zatrucia i wymioty, skurcze to najczęstsze symptomy zatrucia glifosatem. Jedna z mieszkanek opowiada o tym, że w pobliskiej przychodni przygotowano ją na najgorsze. Akurat ta historia doczekała się szczęśliwego finału dzięki poświęceniu i zaangażowaniu lekarzy z innego gabinetu weterynaryjnego. Jednak nie wszystkie psy miały tyle szczęścia. Jak się później okazało, ten sam problem powtarza się na łódzkim osiedlu od wielu lat. W zeszłym roku z powodu zatrucia odeszły dwa psy. W tym roku (stan na listopad 2021 r.) wiemy o potwierdzonym jednym przypadku. Mieszkańcy mieli już tego dość i wzięli sprawy w swoje ręce.
3
4
Aktywność Obywatelska
grudzień 2021
Co można z tym zrobić? O tym, że zatrucia czworonogów glifosatem nie są problemem wyłącznie lokalnym, wiemy od jednej z mieszkanek pechowego osiedla. Pani Magda przesyła nam kolejne linki do grup w mediach społecznościowych, gdzie użytkownicy dzielą się historiami podobnymi do tej, opisanej przez nas. Choć sprawa ma skalę lokalną, jak na dłoni widać na jej przykładzie wszystkie patologie, jakie niesie ze sobą stosowanie glifosatu. Po pierwsze, sytuacja pokazała, że glifosat nie jest tak nieszkodliwy dla organizmów, jak twierdzą jego zwolennicy. Pytanie, czy nawet przy bardzo restrykcyjnym stosowaniu warto ryzykować zatruciem na przykład własnego psa albo kota? Przypadek z Łodzi to kropla w morzu takich sytuacji. Opisana sytuacja dotyczy zatruć zwierząt, ale badanie dzieci z Jeleniej Góry wykazało, że glifosat odkłada się również w organizmach ludzi. Po co robić ze swojego zdrowia przestrzeń do eksperymentów dla wielkich korporacji? Finał historii można uznać za słodko-gorzki. Z jednej strony spółdzielnia zobowiązała się zmienić swoje praktyki na takie, które nie będą szkodzić mieszkańcom i ich zwierzętom, z drugiej przypadek z Bałut pokazał, jak trudna i skomplikowana jest walka o bezpieczne osiedla, wolne od rakotwórczych środków chwastobójczych. Trudno nie czuć rozgoryczenia, kiedy słucha się relacji opiekunów psów, którzy opowiadają o cierpieniach, jakich doznały ich zwierzęta. Znów okazało się, że urzędnicy nie są zainteresowani problemami zwykłych ludzi, dlatego bardzo ważna jest świadomość zagrożeń, jakie niosą ze sobą środki takie jak glifosat oraz jak skuteczna może być samoorganizacja sąsiedzka i obywatelskie działanie. Na pierwszy rzut oka historia z Łodzi wydaje się problemem typowo lokalnym, jednak powszechne stosowanie glifosatu w przestrzeniach miejskich może powodować kolejne zatrucia w każdym z miast. Dopiero wielotygodniowe starania mieszkańców sprawiły, że właściciele psów mogą odetchnąć z ulgą. Zasadnym jest w takim razie pytanie o to, czy nie powinno się całkowicie zakazać stosowania tak silnie trujących substancji?
Franciszek Strzelczyk
FOT. CC BY Aqua Mechanical, flickr.com/photos/aquamech-utah/24443679794
żeby wylewać te środki tuż przy krawężniku?”. Faktycznie trudno bronić takich działań, zwłaszcza że od lat mówi się o tym, jak ważne są zielone przestrzenie w mieście.
Aktywność Obywatelska
5
Glifosat i Roundup – Wiele osób, które dla wygody, żeby nie powiedzieć z lenistwa, stosuje Roundup w przydomowych ogródkach, nie zadaje sobie trudu, aby dowiedzieć się, czym on właściwie jest. Równie często nie czytamy etykiet, które „bałamucą” nas wszelkimi bio, eco, green, nie czytamy ulotek leków i innych.
Najwięksi ignoranci bezrefleksyjnie mówią, że na coś trzeba umrzeć. Słysząc o normach, które spełnia jakiś produkt żywnościowy czy leczniczy, zapominamy o kumulacji różnych wypełniaczy, poprawiaczy smaku, konsystencji, środkach konserwujących itp. Nawet jeśli gdzieś tam usłyszeliśmy, czy przeczytaliśmy, że to nie jest produkt organiczny, tak jak wyciąg z pokrzywy, czy skrzypu, to myślimy, że przecież nie będzie wielkiej szkody, gdy polejemy nim ścieżkę, podjazd do garażu, czy ziemną część nagrobka. Przecież zastosujemy go tylko w naszym ogródku. Czyżby? Krople cieczy mogą się przemieścić z wiatrem, a przede wszystkim z wodami gruntowymi i nie ulegną całkowitej biodegradacji. Glifosat – czynny składnik Roundupu – nie działa selektywnie tylko na chwasty. Niszczy nadziemne części wszystkich roślin. Jest śmiertelnym zagrożeniem dla zwierząt (w tym naszych domowych psów i kotów) oraz pszczół. Międzynarodowa Agencja Badań nad Rakiem uznała glifosat za substancję prawdopodobnie rakotwórczą. Niestety nasze Ministerstwo Rolnictwa, wzorem wielu krajów, nie zamierza zakazać stosowania glifosatu w uprawach. Czyżby nikt tam nie słyszał o wielomilionowych odszkodowaniach wypłacanych w USA przez Bayer, producenta Roundupu? Ale to za „wielką wodą”, tam społeczeństwo jest bardziej świadome swoich praw. Założyciel i lider Przebudzonych Konsumentów, Marcin Bustowski, zachęcał do robienia analiz moczu na zawartość glifosatu. Z jego inicjatywy i we współpracy z magistratem przeprowadzono badania wśród dzieci z jeleniogórskich szkół i nie-
stety we wszystkich przebadanych próbkach stwierdzono obecność tej substancji z przekroczoną normą referencyjną. Badania mają być kontynuowane w sąsiednich gminach, a moim zdaniem powinny być wykonane w całym kraju. Roundup i inne preparaty zawierające glifosat nie należą do tanich produktów, a jednak są kupowane zarówno do użycia na małych powierzchniach, jak i na wielohektarowe areały upraw. A przecież są inne preparaty selektywnie działające, a także zbliżone do naturalnych, na bazie np. oleju rzepakowego. Dlaczego więc rolnicy upierają się przy Roundupie i jemu podobnych? Gdy próbowałam kolportować na łódzkim targowisku przy ul. Dolnej ulotki pozyskane od pana Marcina, z pigułką wiedzy o glifosacie, spotkałam się z niechętną, a czasami wrogą reakcją sprzedawców, pośredników i samych producentów-rolników. Sądzę, że wynika to z niewiedzy i braku refleksji, a nie z premedytacji. Słyszy się czasami historie, że rolnicy uprawiają warzywa i owoce w skali makro dla odbiorców hurtowych, czyli do punktów skupu, natomiast na potrzeby własnej rodziny prowadzą uprawy ekologiczne. Nie wiem, czy nadal istnieje profesja agronoma, który mógłby być doradcą rolnika m.in. na temat zrównoważonego rolnictwa. Tak jak w wielu dziedzinach życia, także w produkcji rolniczej istnieje silne lobby producentów nawozów i środków ochrony roślin. Nasze pola kiedyś tętniły życiem, były pełne chabrów, odwiedzały je owady, ptaki… Dziś to w dużej mierze pryskane na potęgę monokultury uprawne. Niestety po krucjacie na Bałuckim Rynku – targowisku przy ul. Dolnej – przestałam mieć złudzenia, że „od rolnika” to na pewno zdrowe. Nadal tam kupuję, bo mam do tego miejsca sentyment, bo znam i lubię wielu sprzedawców, bo jest taniej niż w sklepach, bo wierzę, że mimo wszystko tej chemii u tzw. małorolnych jest jednak mniej, a przede wszystkim może banalnie, ale patriotycznie, zawsze popieram polskich producentów. Sama pochodzę ze wsi, gdzie mechanizacji było niewiele i z tego powodu praca na roli wymagała
FOT. ????????????????????????????????
czy te nazwy nie brzmią groźnie?
bardzo dużo wysiłku fizycznego, a do prac polowych angażowano również dzieci. Pamiętam stosowanie nawozów sztucznych, natomiast nierówna walka z chwastami odbywała się przy pomocy rąk i prostych narzędzi. „Ale to już było i nie wróci więcej”, to co dla współczesnych archaiczne, dla mnie było naturalne, zdrowe, blisko natury. Nigdy nie miałam w ręku opakowania Roundupu. Bardzo lubię prace w przydomowym ogrodzie. Grzebanie w ziemi mnie uspokaja i choć chwasty odrastają niczym głowa hydry, nie przyszłoby mi do głowy, żeby pójść na łatwiznę. Lektura
książki „Świat według Monsanto”, będącej reporterskim śledztwem Marie-Monique Robin, wstrząsnęła mną i otworzyła oczy na niewygodną prawdę dotyczącą m.in. glifosatu i GMO. Wspomniane wyżej ulotki od pana Marcina kolportuję w swoim miejscu pracy, które jest obiektem użyteczności publicznej, z nadzieją, że choć część czytelników nie sięgnie więcej po Roundup i „spółkę”, za to z większą świadomością będzie sięgać po jedzenie ze sklepowych półek i rynkowych straganów. Emilia Stanek
6
Aktywność Obywatelska
grudzień 2021
Tropiciele pestycydów Są jak detektywi, a ich broń to laboratoria, odczynniki, nowoczesne urządzenia. Badają próbki żywności. Sprawdzają, czy są w nich pozostałości pestycydów lub innych niedozwolonych substancji. O tej niezwykle ważnej pracy opowiada dr Artur Miszczak, kierownik Zakładu Badania Bezpieczeństwa Żywności.
Czym zajmuje się Zakład Badania Bezpieczeństwa Żywności, którego jest Pan kierownikiem? To, co wykonujemy, fachowo nazywa się badaniem pozostałości środków ochrony roślin, a w praktyce chodzi o badanie pozostałości po opryskach, które wykonują rolnicy. Dbamy o to, aby nasza żywność była wolna od zanieczyszczeń pestycydami. Jako zakład wykonujemy takie badania od ponad 20 lat i spotykamy się z rozlicznymi problemami. Główna działalność zakładu jest związana z analityką, która nie mogłaby być wykonywana bez dostępu do odpowiedniej, niestety bardzo drogiej, aparatury. Dzięki niej możemy wykonywać odpowiednio szeroki zakres badań żywności. Problem polega na tym, że substancji chemicznych, które analizujemy, czyli pestycydów, jest dużo – grubo ponad tysiąc. Są wśród nich substancje zarejestrowane i niezarejestrowane, czyli wycofane z użycia – zarówno w Unii Europejskiej, jak i na świecie. Czasami trzeba sprawdzić towar, który przychodzi z zewnątrz, także spoza UE. Przy zastosowaniu wszystkich metod analitycznych potrafimy w tej chwili ocenić próbkę na ponad 500 różnych substancji, które są pestycydami i metabolitami tych pestycydów, a których zawartość trzeba mierzyć, bo tego wymaga prawo. Pracujemy w Instytucie Ogrodnictwa – Państwowym Instytucie Badawczym, który jest placówką badawczo-naukową, więc oczywiście prowadzimy prace przy realizacji różnego rodzaju projektów naukowych,
ale nasza główna działalność to przede wszystkim współpraca z ministerstwami: Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz Zdrowia. Jednym z większych realizowanych przez nas projektów są badania monitoringowe zlecane przez MRiRW, dotyczące sprawdzania prawidłowości stosowania środków ochrony roślin. Kontrolę faktycznie prowadzi Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa (PIORIN), która przesyła próbki pochodzące ze wszystkich upraw w Polsce. Celem jest weryfikacja, czy rolnicy prawidłowo stosują środki na swoich uprawach. Poza tym obsługujemy jeszcze jednostki certyfikujące w rolnictwie ekologicznym, czyli sprawdzamy żywność ekologiczną. Obsługujemy również eksporterów, którzy wysyłają towar do różnych krajów i chcą sprawdzić, czy będzie on spełniał wymogi. Tak w skrócie wygląda nasza działalność. Codziennie otrzymujemy jakieś próbki do badań: różnych warzyw, owoców, produktów świeżych, suszonych i przetworzonych. Część przychodzi od państwowych służb, na przykład z PIORIN-u lub Sanepidu, a część od prywatnych zleceniodawców. Często obsługujemy nawet działkowców, którzy narzekają, że ktoś im opryskał ogródek i chcą sprawdzić, jakim środkiem. W których produktach, czy też rodzajach żywności, które do Państwa trafiają, wykrywacie najwięcej pozostałości pestycydów? Czy można w ogóle określić taką grupę? To jest takie częste pytanie: „co jest najgorsze?”, „co jest najlepsze?”. Nie jest łatwo na nie odpowiedzieć. Jeśli wykonuje się wiele analiz, sytuacja wygląda w ten sposób, że za każdym razem, gdy sprawdzamy dane uprawy czy produkty, jest wśród nich jakaś grupa, w której naszymi metodami analitycznymi nie wykrywamy w zasadzie żadnych pozostałości. Występuje również pewien odsetek próbek, w których pestycydów jest bardzo dużo, bo ktoś użył za dużo środków. Na przestrzeni lat różne produkty miały swoje odmienne historie. Pamiętam, gdy kilkanaście lat temu
był boom na eksport czarnej porzeczki do Niemiec, i wówczas rzesze ludzi zaczęły ją uprawiać – nawet ci, którzy się na tym nie znali, ale chcieli zrobić interes życia. Wtedy zaczęło się masowe stosowanie różnych środków ochrony roślin, nawet na wszelki wypadek, żeby jak najwięcej tej czarnej porzeczki wyprodukować i sprzedać z dużym zyskiem. Opowiadałem później przez kilka lat na konferencjach, że to była najgorsza uprawa owoców, jaką kiedykolwiek widzieliśmy. Tam było zawsze najwięcej przekroczeń i bardzo dużo wykrywanych pestycydów, nawet takich, które straciły już zezwolenie na stosowanie na obszarze UE. Gdy rynek się nasycił i zostali już tylko profesjonalni producenci, sytuacja wróciła do normy. Później podobnie było z kapustą pekińską. W tej chwili widzimy, że koperek i koper ogrodowy często są skażone sporymi ilościami pestycydów. Gdy wzrosła cena pietruszki, od razu zaobserwowaliśmy w niej wzrost pozostałości środków ochrony roślin, gdyż ludzie chcieli jak najszybciej zarobić. Jest taka korelacja. Czy pamięta Pan, jaki produkt miał największe przekroczenie, ile wynosiło i jak to się miało do przyjętych norm? Na to pytanie również nie ma łatwej odpowiedzi. Dla kogoś z zewnątrz wydawałoby się, że sprawa jest prosta – trzeba porównać wykrytą zawartość danego pestycydu do obowiązującej normy. Pozostałości po środkach ochrony roślin najczęściej wykrywane są w ilościach poniżej 0,1 mg/kg, ale zdarzają się wyjątki. Wartości podane w obowiązujących normach (rozporządzenie (WE) nr 395/2005) nie są stałe i podlegają zmianom. Wynika to z periodycznie przeprowadzanych ocen potencjalnej szkodliwości danych pestycydów, przeprowadzanych przez Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA). Można tu przytoczyć przykład ostatnio wycofanego z użycia na obszarze UE, dotychczas bardzo szeroko stosowanego insektycydu – chloropiryfosu. Zanim go wycofano, jego norma dla jabłek wynosiła 0,5 mg/kg.
dr Artur Miszczak Po zastosowaniu zgodnym ze wskazaniami był wykrywany w ilościach 20–30% obowiązującej normy, czyli w okolicach 0,1 mg/kg. Obecnie, po jego wycofaniu ze względu na szkodliwość (zwłaszcza dla dzieci), norma została zmieniona na 0,01 mg/kg. Czyli wykrycie na poziomie 0,1 mg/kg w stosunku do normy 0,01mg/kg to dziesięciokrotne przekroczenie, które wyklucza wprowadzenie produktu z taką zawartością chloropiryfosu na rynek. Wielkość przekroczenia zależy od normy, która aktualnie obowiązuje, więc te same wyniki, które wcześniej nie stanowiły przekroczenia, nagle okazują się być dziesięć lub więcej razy za wysokie. Pestycydy, będące substancjami aktywnymi środków ochrony roślin, są chemicznie i przede wszystkim toksykologicznie substancjami o różnym znaczeniu dla naszego zdrowia oraz dla fauny i flory w otaczającym nas środowisku. Jeśli sprawdzimy próbkę na obecność 500 substancji, to do każdej z nich trzeba podejść indywidualnie. Niekiedy ciężko jest o jednoznaczną interpretację, zwłaszcza gdy mówimy o wykryciu pozostałości kilku substancji w jednej próbce. Norma może być bardzo rygorystyczna dlatego, że z jakiegoś powodu wycofano dany środek z użycia, albo producent nie zdecydował się przedłużyć jego rejestracji. Wówczas łatwo o wysokie przekroczenia, ale to, czy dana substancja w danym stężeniu jest trująca, czy nie, to już kwestia interpretacji wydanych przez toksykologów. Dlatego rzecz nie jest taka prosta, jak mogłoby się z pozoru wydawać. Jako laboratorium chemiczne mamy za zadanie prawidłowo oznaczyć (jakościowo i ilościowo) pozostałości pestycydów w próbkach i ewentualnie odnieść je do norm obowiązujących w specjalnym rozporządzeniu dotyczącym dopuszczalnej zawartości pestycydów w żywności. Nie decydujemy bezpośrednio o dalszym losie badanego produktu.
7 FOT. Artur Miszczak
Aktywność Obywatelska
W ciągu ostatnich lat glifosat stał się symbolem toksycznego pestycydu, na całym świecie walczy się z jego stosowaniem. Natomiast inne środki, również znajdujące się w powszechnym użytku, nie są znane z nazwy i dyskusja o ich potencjalnej szkodliwości nie przedostała się do debaty publicznej. Czy w żywności trafiającej na nasze talerze możemy znaleźć pozostałości groźniejszych dla zdrowia pestycydów? Gdzie glifosat mieści się na takiej skali? Wypowiem się tutaj jako niespecjalista, bo nie jestem toksykologiem. Po pierwsze, glifosat stał się taki rozpoznawalny między innymi dlatego, że wpisuje się w dyskusję nt. GMO. Wiele upraw kukurydzy i soi (w niektórych krajach, takich jak USA czy Brazylia – zdecydowana większość) jest związanych właśnie z glifosatem. Rośliny GMO, przynajmniej te pierwsze, miały gen odporności na glifosat i dlatego można było go stosować w ich uprawach. Koncern Monsanto powiązał swoje na-
siona GMO z glifosatem i stąd wywodzi się popularność tego środka. Jest to chyba najczęściej używany składnik czynny pestycydów, czy też herbicydów. Jest tani, skuteczny. W tym leży problem. Co do toksyczności: nie chodzi o to, na ile toksyczna jest pojedyncza cząsteczka preparatu, ale jak szeroko jest on stosowany. Mamy bardzo dużo zleceń badań np. od działkowców, którzy są poszkodowani ze względu na to, że sąsiad bezmyślnie spryskał glifosatem wszystko dookoła. Problemem jest więc stosowanie przez nieprofesjonalnych użytkowników. Czy naprawdę glifosat musi być tak szeroko dostępny? W mediach można natrafić na wskazówki dotyczące domowych metod oczyszczania żywności z pozostałości pestycydów, konsumenci się nimi wymieniają. Jakie ma Pan zdanie na ten temat? Na pewno nie można zbyć tego tematu jednym zdaniem. Fakty są takie, że UE jest obszarem, w którym nadzór nad pe-
stycydami i dbałość o konsumenta z poziomu Komisji Europejskiej są największe na świecie. Nawet rozmawiając na forach internetowych można zobaczyć, że konsumenci z USA czy z Australii często zazdroszczą nam tak szczelnego systemu. Jeśli chodzi o pozostałości pestycydów, to np. jabłka z USA w większości przypadków nie mogłyby trafić do sprzedaży w Europie, bo nie spełniają norm unijnych. Tam stosuje się często taką substancję – difenyloaminę – która zapobiega oparzeliźnie powierzchniowej jabłek, żeby dobrze wyglądały. U nas stosowanie tego środka jest od dawna zabronione, ponieważ uważany jest za rakotwórczy, natomiast w Stanach stosowany jest on podobno w 80% sadów. Jest również kilka pestycydów, które w USA zostały wycofane z użytku, zaś u nas nadal są stosowane. W Unii Europejskiej mamy system RASFF (System Wczesnego Ostrzegania o Niebezpiecznej Żywności i Paszach) i system wycofywania żywności z rynku. UE poprzez Komi-
sję Europejską nadzoruje i hamuje biznes przed działaniami, które prowadzą tylko do powiększania zysków. W USA jest inaczej, tam w większym stopniu rządzi biznes. Na przykład sprawy z glifosatem w tle rozwiązują bezpośrednio sądy. Teoretycznie konsument powinien mieć pewność, że jeśli dany środek ochrony roślin jest wprowadzany na rynek, to jest on gruntownie przebadany i nie powinien być szkodliwy nawet w niewielkich ilościach. Aczkolwiek ze względu na działania grup nacisku trudno w tym temacie o pewność – m.in. dlatego wprowadzany jest Europejski Zielony Ład, w ramach którego ma nastąpić redukcja stosowania pestycydów. A wracając do kwestii oczyszczania żywności domowymi sposobami: na pewno mycie owoców i warzyw jest konieczne, bo zmywamy różne zanieczyszczenia, jak choćby kurz, ale także część pestycydów. Zauważyłem dostępność na rynku różnych środków reklamowanych jako „oczyszczacze” z pestycydów. Producenci zachęcają w ten sposób
8
Aktywność Obywatelska
do kupowania różnego typu specyfików, które de facto nie są sprawdzone i nie mają certyfikacji, że faktycznie usuwają pestycydy z owoców czy warzyw. Istnieją różne rodzaje pestycydów: tak zwane powierzchniowe, wgłębne i systemiczne. Zmyć możemy jedynie te powierzchniowe, a i to tylko w pewnym stopniu. Aby skutecznie pozbyć się pestycydów z powierzchni owoców czy warzyw, musielibyśmy wymoczyć dany produkt w acetonie, alkoholu lub jakimś rozpuszczalniku organicznym, co z oczywistych względów nie wyszłoby nam na zdrowie. Chodzi o to, że na powierzchni każdego owocu, a nawet warzywa, znajduje się warstwa woskowa, która jest słabo rozpuszczalna w wodzie. Warstwa ta stanowi barierę ochronną dla każdej rośliny i to w niej najczęściej rozpuszczone są substancje pestycydowe, które są projektowane w taki sposób, żeby przylegać do rośliny i ją chronić. Dlatego aby pozbyć się ich w całości, musielibyśmy zlikwidować całą warstwę woskową z powierzchni danego obiektu, np. jabłka. Następnie mamy pestycydy wgłębne, które wnikają pod skórkę i w ten sposób chronią roślinę. Tych środków już nie zmyjemy. Istnieją również tzw. pestycydy systemiczne, które wnikają w całą tkankę rośliny i jeżeli są zastosowane, ich również w żaden sposób się nie pozbędziemy.
grudzień 2021 ułatwia im produkcję. Z kolei konsumenci protestują przeciwko stosowaniu pestycydów. Dla rolników bardzo wygodnie jest dosuszać zboża przed zbiorem za pomocą glifosatu, a my z tym walczymy. I tak jest cały czas. Europa na tle świata przoduje w wycofywaniu pestycydów z użytku, ale firmy agrochemiczne, które tutaj już nie mogą sprzedawać swoich produktów, wysyłają je tam, gdzie prawo jest bardziej liberalne. Być może tą sprawą zajmie się Komisja Europejska, ponieważ jeśli firmy europejskie wysyłają do innych części świata zabronione w Europie środki, ich pozostałości wracają do nas w żywności, którą importujemy. W naszym laboratorium dokładnie widzimy, że środki, które zostały wycofane z użycia, jeszcze przez 2–3 kolejne lata pojawiają się w różnych uprawach. Czy jako ekspert mógłby Pan doradzić naszym czytelnikom, w jaki sposób dokonywać świadomych wyborów konsumenckich i jak zagwarantować sobie, że żywność, którą pozyskujemy, jest bezpieczna? To zależy, jaki poziom bezpieczeństwa nas interesuje. Jeżeli cała produkcja żywności odbywałaby się zgodnie z prawem, nie byłoby na rynku niebezpiecznej żywności. Natomiast nie żyjemy w świecie idealnym i jest pewne prawdopodobieństwo, że w niektórych produktach mogą znaleźć się większe ilości pestycydów. W miejscach, w których żywność nie jest nadzorowana, czyli w wolnej sprzedaży, w małych sklepach, jest większe prawdopodobieństwo znalezienia się towaru, który będzie zawierał zbyt wiele pestycydów. Następny poziom bezpieczeństwa to rolnictwo ekologiczne. Towary z zielonym listkiem z natury są wolne od pozostałości chemicznych środków. Ostatnio kupiłem rodzynki ekologiczne, bo wiem z doświadczenia badawczego, że konwencjonalne często zawierają szereg pozostałości po różnych pestycydach. Na pewno istnieją luki do wypełnienia. Obecnie walczymy o ustanowienie certyfikatu, który w niektórych krajach już funkcjonuje (np. w Czechach i we Francji pod szyldem „No Pesticides”), gwarantującego, że dany produkt jest wolny od pozostałości środków ochrony roślin. To byłaby bezcenna informacja dla konsumenta, że produkt, po który sięga w sklepie – choć nie pochodzi z upraw ekologicznych – jest wolny od pozostałości pestycydów.
Czy Pana zdaniem obecne regulacje unijne w wystarczający sposób zabezpieczają dobro konsumentów? Myślę, że tak. Chociaż nikt nie jest nimi do końca zachwycony, bo każde prawo jest wynikiem kompromisu. Konsument chciałby bardzo dobrego, ekologicznego produktu bez żadnych chemicznych „dodatków”, a rolnik, producent żywności musi stosować odpowiednią ochronę, nawożenie itd. Łatwiej jest mu produkować z użyciem nawozów i pestycydów niż bez nich – i tutaj zawsze będziemy mieli konflikt interesów. Gdyby rolnicy zaprzestali stosowania środków ochrony roślin, plony byłyby mniejsze, a produkty droższe. Prawo w tym obszarze nieustannie się zmienia. Zgodnie z założeniami Europejskiego Zielonego Ładu mamy w Europie ograniczyć stosowanie środków ochrony roślin o 50%. Wie Pan, jaką burzę to wywołało? Oczywiście jako pierwsze zaprotestowały firmy agrochemiczne, które handlują tymi preparatami, bo to one stracą najwięcej. Przykładowo, ostatnio wycofuje się z użycia cały szereg preparatów grzybobójczych na bazie tiofanatu metylu. Niektórzy rol- Dziękuję za rozmowę. nicy stanowczo przeciwko temu protestują, nie zastanawiając się, czy stosowanie Rozmawiał Przemysław Stańczak danego środka jest bezpieczne, tylko czy
Jesteś eko? Dołącz do nas! Interesujesz się tematem negatywnego wpływu pestycydów (w tym glifosatu) na zdrowie i przyrodę? Leży Ci na sercu tradycyjne polskie rolnictwo i troska o środowisko naturalne? Obawiasz się konsekwencji utraty bioróżnorodności na Ziemi? Nie zgadzasz się z wizją „programowania” ludzi oraz eliminacji całych gatunków przy pomocy nowych GMO? A może należysz do świadomych konsumentów i chcesz wiedzieć, jak produkowana jest żywność, która codziennie trafia na Twój stół? Szukamy osób, które mają marzenia i chcą zmieniać świat! Możesz pisać lub tłumaczyć teksty, przeprowadzać wywiady, przygotowywać grafiki, robić risercze, sieciować nas z innymi itp. lub… po prostu wnieść swoją energię, pomysły i cegiełkę na rzecz dobra wspólnego! Oferujemy: • wolontariat, staż lub praktyki potwierdzone referencjami • możliwość udziału w szkoleniach, konferencjach, wydarzeniach lokalnych i ogólnopolskich • elastyczne godziny pracy i możliwość pracy zdalnej • współpracę z gronem zapaleńców Co Ci da współpraca z naszym zespołem? • Zdobędziesz doświadczenie pracy przy ogólnopolskiej kampanii obywatelskiej • Poznasz swoje mocne strony i nauczysz się wykorzystywać je w życiu • Zdobędziesz umiejętności potrzebne na rynku pracy Skontaktuj się i działaj razem z nami. Liczą się chęci i zaangażowanie! Napisz na: chcewiedziec@instytut.lodz.pl (temat wiadomości: współpraca z kampanią „Chcę wiedzieć!”)
Aktywność Obywatelska
9
„Chleb jak za dawnych lat”? Chodzi o coś więcej!
Przekoloryzowane? Zapewne. Niedorzeczne? Bynajmniej. Przynajmniej na laiku lektura założeń przyjętej rok temu przez Komisję Europejską Strategii „Od pola do stołu” sprawia wrażenie powrotu do rzeczy dawno już znanych, ale cynicznie lub naiwnie zarzuconych w czasach budowy nadwiślańskiego kapitalizmu. Transformacyjny wielki reset polegał wszak i na tym, by likwidować jak najwięcej z lokalnego przetwórstwa żywności. A procesy nowej akumulacji kapitału prowadziły do zjawiska dobrze znanego z dziejów kapitalizmu: przejmowania drobnego przetwórstwa, resztek infrastrukturalnej schedy po czasach PRL, przez dużych producentów żywności, którzy nadzór właścicielski i prawdę o transferach zysków zwykle bardzo drobnym drukiem ukrywają na opakowaniach za swojskimi, oswojonymi nazwami. […] Jeszcze w latach 90. mówiliśmy z wyższością o polskim pieczywie, zwykłym bochenku chleba z lokalnej piekarni, dostępnym wszędzie po normalnej cenie. Dziś chleb na kieszeń przeciętnego konsumenta to coś, czym naprawdę trudno się delektować. A opakowania? Pozwolę sobie na odrobinę boomerstwa: szklane i papierowe opakowania, które w oczach wielkomiejskich klientów dyskontów uchodzą za ostatni krzyk mody, miły eko dodatek do hiperkonsumpcji dla mnie są wspomnieniem z dzieciństwa i lat nastoletnich. Powitałem szklane i papierowe opakowania jak stare kapcie, które ktoś głupio i złośliwie, na długie lata przede mną schował. Kapitalistyczne mody i trendy są śmieszne
w swojej krótkotrwałości, udającej uniwersalne normy. Unia Europejska chce „sprawiedliwego, zdrowego i przyjaznego dla środowiska systemu żywnościowego”. Gorący przeciwnicy unijnej biurokracji nastroszą się w tym momencie. Nie bez powodu – coraz częściej słychać, że Zielony Ład ma być nową terapią szokową, która – jak zwykle – kosztowniejsza będzie dla mniej zamożnych społeczeństw wschodniej i środkowej Europy. O obawach zawsze warto mówić. Z drugiej jednak strony to dobrze, że ktoś jeszcze mówi o sprawach, które powinny być oczywiste: „Należy pilnie zmniejszyć zależność od pestycydów i środków przeciwdrobnoustrojowych, ograniczyć nadmierne nawożenie, wzmocnić rolnictwo ekologiczne, poprawić dobrostan zwierząt oraz odwrócić proces utraty różnorodności biologicznej”. I jeszcze jeden fragment, napisany naprawdę ludzkim językiem, z komunikatu Komisji Europejskiej, poświęconego strategii „Od pola do stołu”: „Chociaż około 20 proc. produkowanej żywności jest marnotrawione, wzrasta również otyłość. Obecnie ponad połowa dorosłych cierpi na nadwagę, co przyczynia się do dużej częstości występowania chorób dietozależnych (w tym różnych rodzajów nowotworów) i związanych z tym kosztów opieki zdrowotnej. Ogólnie rzecz biorąc, europejskie diety nie są zgodne z krajowymi zaleceniami żywieniowymi, a »środowisko żywnościowe« nie gwarantuje tego, by zdrowy wariant był zawsze najłatwiejszym wariantem. Gdyby europejskie diety
FOT. fancycrave1, pixabay.com/pl/users/fancycrave1-1115284
I o tym można by robić pasty: „mój stary jest fanatykiem lokalnej żywności”. Pół mieszkania zawalone dokumentacją i szpargałami, ile niegdyś w okolicy było zakładów przetwórczych, po których nie zostało ani śladu. Spółdzielnie mleczarskie, zakłady przetwórstwa owoców i warzyw, przedsiębiorstwa produkcji wód mineralnych – stary o wszystkim pamięta. Nie ma takiej imprezy rodzinnej, na której ze swoim najlepszym przyjacielem, wujem Stachem, nie popłaczą się na wspomnienie ojczystych soków, napojów, kompotów, mrożonek, suszonych owoców i warzyw, konfitur i dżemów. Będą gadać o smaku masła z lat 60. i świniobiciu z pamiętnego 1989 roku. Wpadniesz na starego z butelką Coca-Coli, najgorzej. Na rowerach pokażesz jakieś stare, wypatroszone gmachy z cegły: zaraz się dowiesz, jaką tam pyszną robili śmietanę. Raz stary śmiertelnie pokłócił się ze Stachem, bo ten mu zwinął album z opakowaniami po serkach topionych.
były zgodne z zaleceniami żywieniowymi, znacznie zmniejszyłby się ślad środowiskowy systemów żywnościowych”. […] Tak, żyjemy w świecie, gdy niemała część produkowanej żywności nie jest tak zdrowa, jakby być mogła. Tak, jemy i w jakiejś mierze szkodzimy tym samym sobie – tym bardziej, że niewielka tylko część populacji może sobie pozwolić na bycie bardzo świadomymi i bardzo wybrednymi konsumentami. […] Lokalne przetwórstwo, regionalne produkty po normalnych cenach – to jest przecież możliwe w cywilizowanym kapitalizmie. W takich realiach społeczno-gospodarczych, które nie sprowadzają filozofii produkcji i dystrybucji wyłącznie do zysku potentatów żywnościowego przemysłu. To jest również pytanie, czy pomysły takie jak „Od pola do stołu” umożliwiają odbicie choć części rynku z rąk globalnych producentów i przetwórców na rzecz lokalnych firm. To jest wreszcie pytanie o model rodzimego rolnictwa, które coraz częściej jest niestety na usługach wielkiego przemysłu żywnościowego. Coraz trudniej mieć złudzenia, że mniejsze, rodzinne gospodarstwa rolne mają szansę przetrwać bez mocnego wsparcia ze strony państwa. […] Krzysztof Wołodźko Cały tekst dostępny w Tygodniku Spraw Obywatelskich na stronie https://instytutsprawobywatelskich.pl/chleb-jak-za-dawnych-lat-chodzi-o-cos-wiecej/
Czytaj
10
Aktywność Obywatelska
grudzień 2021
Glifosat? Temat niewygodny dla decydentów „Nie chcę z nikim sporów. Chcę prawdy. Politycy nie szukają rozwiązania, lekarze nie szukają rozwiązania… – mówi o swojej walce ze stosowaniem glifosatu Karolina Mądrawska, sołtys i właścicielka kilkuhektarowego gospodarstwa, w którym ekologicznie uprawia zioła.
Jak to się stało, że zainteresowała się Pani tematem szkodliwości glifosatu? Od siedmiu lat zajmuję się tematyką upraw ekologicznych i wiem, że najlepszy surowiec to ten bez oprysku. Obecnie praktycznie nie ma roślin uprawnych, które nie są opryskane. Zaczęłam szukać informacji o pestycydach, aż trafiłam na temat glifosatu. W mediach pojawiały się wiadomości o jego rakotwórczych właściwościach, zatruciach ludzi itd. Co jakiś czas słyszy się, że konsumenci wygrywają sprawy sądowe z koncernami. Świadomi ludzie wiedzą, że glifosat jest szkodliwy, ale jak przychodzi co do czego, to wszyscy milczą na ten temat. Co skłoniło Panią do zaangażowania się w sprzeciw wobec stosowania preparatów zawierających glifosat? Jako sołtys zaangażowałam się w tę sprawę z troski o mieszkańców, ale również o moje wnuki i dzieci. Tuż przy moim domu Lasy Państwowe opryskały uprawę leśną środkiem na bazie glifosatu i dostałam wtedy namacalny dowód, że to się dzieje. Moja córka zadzwoniła na infolinię i zapytała, dlaczego takie kroki są podejmowane, skoro my się na to nie zgadzamy. Dostałyśmy odpowiedź z nadleśnictwa, że wszystko jest w porządku i jest to zatwierdzone – czyli dano nam do zrozumienia, że nasze zdanie się nie liczy. Sytuacja ta skłoniła mnie do tego, aby dalej zgłębiać temat i udowadniać urzędnikom, że obecne przepisy nie chronią ludzi. Jako sołtys wysłałam do okolicznych gmin listę pytań, a w międzyczasie przygotowywałam już pisma do posłów i senatorów.
Czy współpracowała Pani z kimś, czy działała sama? Nie miałam sojuszników, to była moja samodzielna akcja w Wielkopolsce. Mam podejrzenia, że mnóstwo rolników w tym województwie robi opryski, a w prawie każdym stosowanym preparacie jest glifosat. Jeszcze przed całą akcją jeździłam na różnego rodzaju szkolenia, m.in. do Warszawy czy Biedruska. Kiedy wspominałam, że jestem ekologiem, zielarzem ekologicznym i mam swoje gospodarstwo, to zawsze byłam odsyłana z kwitkiem. Uważam, że rolnicy są przez firmy nakłaniani do stosowania oprysków w jak największym zakresie. Co było głównym motywem przewodnim pism, które Pani wysyłała do urzędników i polityków? To były cztery krótkie pytania m.in.: kiedy zamierzają przestać truć Polaków oraz jaką kwotę przeznaczą na przebadanie dzieci pod kątem obecności w ich organi-
zmach glifosatu. W dobie Internetu każdy może znaleźć informacje na temat trucizny, jaką jest glifosat, i tego, że środek ten przenika do wszystkich żywych organizmów.
miesiące nie raczyło się pofatygować, żeby dać jakąkolwiek odpowiedź. Po upływie tego czasu zaczęłam dzwonić, upominać, pytać. Uznano mnie za osobę niegrzeczną, wręcz bezczelną, ale jaka mam być, skoro Jakie były efekty tamtej akcji? Ile osób się mnie lekceważy, a wraz ze mną lekcePani odpowiedziało? Czy ci, którzy od- waży się obywateli? A przecież jest mnópowiedzieli, podjęli jakieś kroki, żeby stwo dzieci, mnóstwo ludzi chorych przez przynajmniej wyjaśnić tę sprawę? opryski, na które Ministerstwo Rolnictwa Efekt nie spełnił moich oczekiwań. i Rozwoju Wsi dało przyzwolenie… Pierwsza odpowiedziała mi pani poseł Joanna Jaśkowiak z Poznania, obiecując Czy w związku z tą opieszałością decywspółpracę. Czekałam trzy miesiące na dentów planuje Pani bardziej stanowcze odpowiedź, żeby przekonać się, że urzęd- działania? nicy nie chcą się tym tematem zająć, jest Tak, niedawno do Prokuratury Okręgodla nich niewygodny. Zlekceważono mój wej w Poznaniu i Prokuratury Krajowej urząd sołtysa. Gdy ktoś pyta mnie jako zostały wysłane całe pakiety zgromadzosołtysa o cokolwiek w trybie dostępu do nych przeze mnie dokumentów. Takie informacji publicznej, to zawsze w ciągu same pakiety wysłałam również do CBŚ, miesiąca staram się rozwiązać sprawę. A je- Policji i Biura Rzecznika Praw Obywaśli nie potrafię się z nią uporać, to mówię telskich. Chcę zobaczyć, które instytucje otwarcie: proszę iść tutaj, proszę iść tam, zadziałają. Otrzymałam już pismo z CBŚ proszę skontaktować się z tą instytucją i tutaj odesłano mnie do Międzychodu, do itp. Aż 50 posłów i senatorów przez trzy Komendy Powiatowej Policji. Napisałam
Aktywność Obywatelska skargę do komendanta i będę dalej drążyć stem specjalistką, leśnikiem, a wtrącam się temat, nie pozbędą się mnie. Do kogo ja do gospodarki leśnej. Tutaj nie trzeba być mam się zwrócić, skoro CBŚ nie potrafi się wielkim specjalistą, żeby wiedzieć, że te takimi sprawami zająć, tylko odsyła mnie uprawy są niszczone. Opryskiwana jest np. do Komendy Powiatowej? Czekam teraz czeremcha, która niczemu nie zagraża, bo na odpowiedź Prokuratury Rejonowej sosna za chwilę tę czeremchę przerośnie. z Poznania, ale podejrzewam, że też będzie Wystarczyłoby ja wyciąć wykaszarką, a nie próba zamiecenia sprawy pod dywan. prowadzić opryski. Jak na Pani działania zareagowali sąsiedzi, mieszkańcy Pani wsi i okolicznych miejscowości? Czy spotkała się Pani z ostracyzmem w związku ze swoją aktywnością? Z sąsiadami nie ma problemu, bo mieszkamy w centrum Puszczy Noteckiej. Staram się być sołtysem na poziomie, który dba o mieszkańców. Jak już wspomniałam, wysłałam też pisma do pięciu okolicznych gmin. Prosiłam o odczytanie ich na sesjach rad gmin i przekazanie pieniędzy na badania dzieci, które w tych gminach mieszkają. Te działania nie są dla mnie. Uważam, że powinno się stworzyć mapę i udowodnić rządowi i korporacjom, jak zatrute pestycydami jest społeczeństwo w danym regionie. Nie dostałam odpowiedzi. Podejrzewam, że to zmowa milczenia. Obserwuję, co będzie dalej. Pewnie myślą, że w końcu odpuszczę ten temat; że coś tam sobie baba wymyśliła i próbuje na siłę coś udowodnić i zmieniać świat. A tego się nie da zrobić – tak słyszę. Przypuszczam, że w Pani gminie, Sierakowie, jak i w całej Polsce rolnicy stosują glifosat niekoniecznie zgodnie z jego przeznaczeniem i według instrukcji? Sieraków jest bardziej terenem leśnym niż rolniczym, ale w okolicy opryskuje się glifosatem maliny, pokrzywy, jeżyny. Rolnicy są w Międzychodzie i w Drawsku, gdzie już złożyłam pisma. Zlekceważono temat, a władze gmin w ogóle nie chciały ze mną rozmawiać. Ja nie chcę z nikim sporów. Chcę prawdy. Politycy nie szukają rozwiązania, lekarze nie szukają rozwiązania… Niby coś wiedzą, ale nie łączą faktów. Co możemy zrobić? Możemy cały czas przypominać, że takie zagrożenie istnieje – pisemnie, bo na oficjalne pismo muszą odpowiedzieć. Skoro nie dostałam odpowiedzi, mam prawo wystąpić do sądu, co też uczynię. Nie chodzi tylko o glifosat, ale również o fakt, że zignorowali urzędnika reprezentującego interesy mieszkańców. Czy próbowała Pani dowiedzieć się, po co w lasach stosowane są opryski? Zdecydowana większość terenów Lasów Państwowych to uprawy i one muszą być stabilną monokulturą – ma być sosna i tylko sosna. Często zarzuca mi się, że nie je-
Czy można zaryzykować stwierdzenie, że Lasy Państwowe nie chcą prowadzić zrównoważonego i ekologicznego zarządzania uprawami, ponieważ stosowanie oprysków jest łatwiejsze i szybsze? Ależ oczywiście, jest również tańsze. Aby wyciąć coś wykaszarką, trzeba zatrudnić ludzi. Znam ludzi, którzy pracują lub pracowali w lesie. Oni wiedzą o tym, że ich pracę zastąpiono glifosatem. Myślę, że pracownicy Lasów Państwowych mają świadomość, że zatruwają środowisko, a w konsekwencji działają na szkodę ludzi. Tylko że na pewnym etapie sama świadomość już nie wystarcza i trzeba zacząć przeciwdziałać. Na terenie jednej z łódzkich spółdzielni mieszkaniowych doszło do masowego zatrucia psów, został wezwany WIORiN (Wojewódzki Inspektorat Ochrony Roślin i Nasiennictwa). Winą obarczono dozorczynię, która dokonała oprysku bez żadnego zabezpieczenia ochronnego – WIORiN nałożył mandat karny na spółdzielnię mieszkaniową za złe przeprowadzenie instruktażu… Gdy pracownik nie jest przygotowany do wykonywania czynności opryskiwania, to jedna sprawa. Ale czy to zamyka temat? Wina leży po stronie zleceniodawcy, a nie podwykonawcy, który może nie zdawać sobie sprawy z konsekwencji. Jakiś czas temu na Facebooku natknęłam się na wpis sołtysa z Lipnicy. Ostrzegał on mieszkańców, że została opryskana ścieżka rowerowa i wyraził troskę o psy, ale zupełnie nie martwił się o ludzi, a to znaczy, że ma niekompletną wiedzę na temat szkodliwości glifosatu. Zgłosiłam sprawę na policję w Szamotułach. Policjant pytał mnie o dowody. Uważam, że jeśli ktoś się boi, gdyż na podstawie licznych dowodów naukowych wie o tym, że coś jest trujące i może negatywnie oddziaływać na ludzi i zwierzęta, to policja powinna się tym zainteresować. Prawo jest dla ludzi, a tu mamy do czynienia z „zabetonowaniem” – ktoś kiedyś postanowił, więc tak musi być. O ile mi wiadomo, nie można używać tego środka w parkach, na placach zabaw. A co ze ścieżką rowerową?! Przecież ona jest w ciągłym użyciu. Ludzie nie mają świadomości, nie chcą jej mieć. Chcą chodzić po ładnym chodniku – prze-
11
szkadza im kilka chwastów i każda „nieplanowana” roślinka. Na cmentarzach mamy podobny problem – wyleję litr glifosatu wokół grobu, niszcząc wszelką roślinność, żeby pokazać, jak dbam o pamięć bliskich. Bez refleksji, co z tym środkiem stanie się później, gdzie on przeniknie. Czy można założyć, że jedną z przyczyn tego zjawiska jest oddalanie się człowieka od natury i zatracanie wrażliwości na piękno przyrody? Myślę, że jest to związane z edukacją. Dzieci i młodzież nie uczą się o ekosystemach. Sama jestem tego dowodem. Przez lata nie zdawałam sobie sprawy, jak dużą siłę mają rośliny w leczeniu. Chociaż na co dzień miałam bliski kontakt z roślinami i stosowałam np. miętę, borówki, maliny itd., jednak nie miałam tej wiedzy, którą posiadam teraz. Większość chorób można wyeliminować właśnie ziołami, bez konieczności stosowania syntetycznych leków. Ludzie chcą np. posiadać ładny ogród z tujami, a tuja jest rośliną silnie trującą, z czego niewiele osób zdaje sobie sprawę. Rośliny te są ogólnodostępne w marketach i skutecznie reklamowane. Ludzie przy zakupie często inspirują się tym, co posiada sąsiad. A zarazem wycinane są pokrzywy i inne rośliny posiadające potężne właściwości lecznicze. Trudno w to uwierzyć, ale na polskim rynku już prawie nie ma dobrych ziół. Herbapol w dawnej formie nie istnieje, nie wiadomo, kto skupuje surowce zielarskie. To jest temat, nad którym trzeba się głęboko zastanowić: skąd się bierze surowiec zielarski na polskim ryn-
Karolina Mądrawska – od 32 lat mieszkanka Puszczy Noteckiej. Od trzech kadencji sołtys w sołectwie Marianowo. Ukończyła różne kursy, np. „Zielarz fitoterapeuta” , "Rolnictwo ekologiczne – kompendium dla rolników" oraz szkolenia, jest technikiem farmacji. Od siedmiu lat zajmuje się ekologiczną uprawą ziół. Pięć lat prowadziła gospodarstwo w unijnym systemie ekologicznym, lecz zaprzestała współpracy z ARiMR, ze względu na ograniczenie możliwości rozwoju przy gospodarstwie prowadzonym w takim modelu. ku? Zadaję to pytanie w różnych gremiach, ale nikt nie chce mi na nie odpowiedzieć. Co więcej: nie wiemy nawet, jaki jest przepływ ziół przez Polskę. W szkołach uczą nas, że mamy w Polsce 100 000 hektarów ziół. Jednak skąd pewność, że te zioła nie zostały opryskane, a ziemia nie została już
SKLEJAMY POLSKĘ
RZUTEM NA TAŚMĘ
12
Aktywność Obywatelska
grudzień 2021
wcześniej skażona? Zadaję ciągle trudne i niewygodne pytania. Jak słyszę, że zioła są dosuszane glifosatem, to co te zioła są warte? Zamiast leczyć, zabijają. Dlaczego nie ma systemu dotacji na badania laboratoryjne, tak aby obywatele mogli oddać surowiec (np. zielarski) czy produkt do badania i sprawdzić, jaka jest w nim zawartość pestycydów? Glifosat nie jest jedynym środkiem, którego pozostałości można znaleźć w roślinach suchych. Jest jeszcze endosulfan, środki na bazie fluoru – to są substancje, które są bardzo trujące. Monokrotofos to związek chemiczny silnie toksyczny dla ludzi i zwierząt, powodujący m.in. zaburzenia rytmu serca. Jego stosowanie zostało zakazane, czy jednak na pewno nie jest dostępny na tzw. czarnym rynku? A ile lat utrzymuje się w glebie? Z czego biorą się te zawały, zaburzenia krążenia i wiele innych chorób? Instytucje i osoby, które powinny edukować społeczeństwo w tym zakresie, nie robią praktycznie nic. Laboratoria posiadające akredytację Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, czy te będące w gestii PIORIN (Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa), przyjmują próbki do badań. Komercyjnie. Czy jest Pan w stanie zapłacić za zbadanie wody 650 zł? W przypadku zasadnego podejrzenia o trucie glifosatem dzieci pod blokiem zgłosi Pan sprawę do WIORiN-u, oni przyjadą i za zbadanie próbki z trawnika wystawią Panu rachunek na ponad 1000 zł. A co z żywnością czy popularnymi suplementami diety ze składników niewiadomego pochodzenia? Wykona Pan jedno, nawet kilka badań, i co dalej? Je-
Tak, ale nie wiadomo, jak poszczególne kraje zagłosują. Wszyscy mówią o ekologii, ale jak przychodzi co do czego, zwyciężają interesy. Rolnicy nie potrafią już uprawiać ziemi bez oprysków. Nie są w stanie, dopóki będą dopłaty unijne, a ministerstwo będzie dopuszczało do użytku ponad 90 środków na bazie glifosatu.
FOT. CC BY-NC campact, flickr.com/photos/campact/35634696650
Skąd czerpała Pani wiedzę, z jakich narzędzi można korzystać, prowadząc oddolną kampanię obywatelską? Nie przechodziłam żadnych kursów, nie brałam udziału w szkoleniach. Działam intuicyjnie. Jestem rolnikiem i chciałam uprawiać zioła. Miałam sześć hektarów ziemi, więc zaczęłam ją uprawiać, ale po swojemu, w duchu ekologii. Później skończyłam szkołę, jestem świeżo upieczonym technikiem farmacji; mam za sobą również kursy zielarstwa. Chciałam poznać swojego wroga. Widzę te absurdy, furtki prawne, i walczę o zmianę społeczną. Tu na miejscu staram się dbać o dobry surowiec zielarski i to jest moim głównym zadaniem. Nikt nie podejmuje ze mną współpracy, bo jestem niewygodna. Mimo to cały czas promuję region Puszczy Noteckiej. Protestowałam przeciwko budowie spalarni śmieci, dostałam nawet wyróżnienie od Prezydenta RP jako honorowego patrona konkursu „Sposób na Sukces”. Co nie zmienia faktu, że nikt nie podjął ze mną współpracy, nawet mój burmistrz.
dyny pewnik jest taki, że Pan zbankrutuje. Odpowiedzialność nie może spadać na konsumenta, rolnika, obywatela. Od tego jest państwo, aby nas chronić!
dziców dzieci zatrutych glifosatem. Zainteresowanie mediów było żadne i, szczerze mówiąc, zraziłam się. Istnieją oczywiście media branżowe, ale nie będą kąsać ręki, która je karmi.
Czy próbowała Pani zainteresować tematem glifosatu media i, ewentualnie, z jakim skutkiem? Nie, nie próbowałam. Byłam pod Ministerstwem Rolnictwa, jak był protest ro-
Serdecznie dziękuję za rozmowę i życzę Pod koniec przyszłego roku odbędzie Pani wytrwałości oraz sukcesów w działasię kolejne głosowanie nad dopuszcze- niach na rzecz naszego wspólnego dobra. niem stosowania glfosatu w Unii EuroRozmawiał Przemysław Stańczak pejskiej.
Walczymy o bezpieczną żywność! Czy wiesz, co jesz? Przeczytaj nasze raporty konsumenckie, w których analizujemy jakość żywności pod kątem obecności pozostałości rakotwórczego glifosatu. Wybieraj świadomie to, co trafia na Twój talerz! instytutsprawobywatelskich.pl/publikacje
Aktywność Obywatelska
13
Uważam, że Polakom należą się odszkodowania
Jest Pan najbardziej znanym w Polsce aktywistą, który walczy ze skutkami stosowania glifosatu. Dlaczego w ogóle zajął się Pan tym tematem? Ponieważ uważam, że Polakom należą się odszkodowania, które powinna wypłacić firma Bayer (koncern, który wykupił Monsanto – firmę, która wprowadziła na rynek glifosat) i w szczególności Skarb Państwa. W 2015 roku wraz z Marianem Zagórnym spotkałem się z Jarosławem Kaczyńskim, który obiecał utworzenie Agencji Bezpieczeństwa Żywności, co zostało wpisane do strategii zrównoważonego rozwoju przygotowanej przez polski rząd. Rząd miał wiedzę o problemach z bezpieczeństwem żywności w Polsce oraz zdawał sobie sprawę z problemów małych rodzinnych gospodarstw, produkujących żywność wyższej jakości niż ogólnodostępna na rynku. To później się zmieniło. Gdy poddałem się badaniom pod kątem obecności w organizmie glifosatu, otrzymałem wynik 2 nanogramy glifosatu przy normie 0,012 nanogramów. Tak naprawdę ten poziom w organizmach ludzkich powinien być zerowy. Przypominam, że za produkcję glifosatu i wprowadzenie go na rynek odpowiada ta sama firma, która wynalazła rakotwórczy środek DDT (nazwa handlowa to Azotoks – przyp. red.) i ukrywała jego kancerogenne właściwości. Obecnie, m.in. przez zasądzone w USA wysokie odszkodowania z tytułu nowotworów wywołanych u ludzi przez stosowanie glifosatu, firma powoli chce wycofywać glifosat z rynku. Tylko że to nie jest rozwiązanie problemu, bo kto wtedy będzie płacił odszkodowania pozostałym
ludziom? Gdzie jest nadzór Państwa? W 2018 roku Polska głosowała na forum UE za przedłużeniem licencji na stosowanie glfosatu we Wspólnocie o kolejne pięć lat, pomimo wcześniejszych deklaracji zablokowania takiej możliwości. Gdy w Stanach Zjednoczonych firma Bayer przystępuje do postępowania ugodowego na kwotę blisko 11 miliardów dolarów z grupą 100 tysięcy obywateli reprezentowanych przez kancelarię adwokacką, to świadczy o tym, że ten środek nie jest bezpieczny i związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy chorobami nowotworowymi a glifosatem (aczkolwiek dotyczy to również innych kontrowersyjnych substancji, takich jak fungicydy stosowane w rolnictwie) powinien być prześwietlony. Obecnie Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa nie spełnia swojej funkcji, czyli dbania o bezpieczeństwo Polaków. Według mnie około 50 procent środków ochrony roślin trafia do Polski tzw. drugim obiegiem, nielegalnie. W konsekwencji niewłaściwego wykorzystywania przez niewyszkolonych użytkowników między innymi w rolnictwie, przedostaje się później do płodów rolnych, a następnie do naszych organizmów. W Polsce brakuje systemu nadzoru nad jakością żywności. Producenci w zasadzie robią to, co chcą.
Podam przykład: w myśl obowiązujących przepisów kiełbasę wieprzową z dodatkiem 1 procenta wołowiny producenci nazywają wołową, co zwyczajnie wprowadza w błąd konsumentów. Jak to możliwe, że ramy legislacyjne w Polsce dopuszczają takie sytuacje? Niestety za taki stan rzeczy odpowiedzialne jest Państwo. W następstwie mamy „epidemię” nowotworów. Dlaczego, pomimo rosnącej wiedzy na temat szkodliwości glifosatu, w sytuacji, gdy na całym świecie wiele państw czy miast wprowadziło już zakaz jego stosowania, nikt nie łączy tych faktów? Czy tak trudno zlecić pacjentowi badanie na obecność glifosatu w moczu, którego koszt wynosi około 130 zł? Dlaczego w Polsce nie można wykonywać takich badań w ramach diagnostyki chorób? Powtarzam, powinniśmy monitorować związek przyczynowo-skutkowy i przyjrzeć się roli glifosatu w powstawaniu nowotworów, glejaka. O tym się nie mówi wprost, gdyż póki co brakuje badań potwierdzających, ale glifosat może być także odpowiedzialny za powstawanie chorób zawodowych. Bardzo dużo kwiaciarek choruje na glejaka, gdyż na co dzień mają bezpośredni kontakt z roślinami ozdobnymi pochodzącymi z upraw spryskiwanych glifosatem. W roku 2018 w Polsce na no-
Marcin Bustowski – prezes partii Przebudzeni Konsumenci.
wotwory zmarło ponad 100 tysięcy osób. Takie statystyki były „przewidziane” na rok 2035, więc siedemnaście lat wcześniej zmarło więcej Polaków, niż miało umrzeć. Po prostu mamy coraz słabsze systemy odpornościowe. Czy Covid-19 zebrałby takie żniwa? Dlaczego w tej sprawie się milczy? Był Pan inicjatorem akcji badania dzieci z karkonoskich szkół i klubów sportowych pod kątem obecności w ich moczu glifosatu. Dzięki temu temat glifosatu pojawił się nawet w mediach głównego nurtu. Czy wyniki badań były dla Pana i osób zaangażowanych w akcję zaskoczeniem?
FOT. CC BY-ND GLOBAL 2000 / Martin Aschauer, flickr.com/photos/global2000/33967598446
„Gdy w Stanach Zjednoczonych firma Bayer przystępuje do postępowania ugodowego na kwotę blisko 11 miliardów dolarów z grupą 100 tysięcy obywateli reprezentowanych przez kancelarię adwokacką, to świadczy o tym, że ten środek nie jest bezpieczny i związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy chorobami nowotworowymi a glifosatem powinien być prześwietlony” – zauważa Marcin Bustowski.
14
Aktywność Obywatelska
grudzień 2021
Dla mnie nie były żadnym zaskoczeniem. Podejrzewałem właśnie takie wyniki i to się potwierdziło. Przebadane dzieci z Kamiennej Góry, wszystkie, łącznie z dzieckiem wójta, miały glifosat w moczu, podobnie w Bolkowie, czy innych miejscowościach… Niestety działanie nie spotkało się z odzewem samorządowców, choćby wygospodarowania niewielkich kwot na kolejne badania (koszt przebadania 50 dzieci wyniósł około 6500 zł). W ich opinii nie zaistniało pojęcie profilaktyki. Również prezydent Jeleniej Góry nie podjął działań zmierzających do ustalenia powodów tak dramatycznej sytuacji. Wciąż nie wiemy, czy i jak glifosat znajdujący się w organizmie wchodzi w interakcje z lekami, szczepionkami itd. Przedstawiliśmy jedną stronę problemu, lecz nikt nie podjął rękawicy, aby zweryfikować związek przyczynowo-skutkowy. Na postawie powyższych faktów uważam, że w Polsce nie przestrzega się Konwencji o prawach dziecka, przyjętej przez ONZ. Nie myśli się o zapewnieniu przyszłym pokoleniom godziwych warunków do życia. W jakiej kondycji zostawimy im planetę? Jak dokładnie zareagowało miasto i samorządy na Waszą akcję? Oni wciąż nie wiedzą, co z tym zrobić… Według mnie prezydent Jeleniej Góry powinien zwrócić się do Ministerstwa Zdrowia, Dolnośląskiego Szpitala Specjalistycznego im. T. Marciniaka (szpital specjalistyczny we Wrocławiu), do wydziałów toksykologii itd. Przecież fakt mówiący o toksyczności glifosatu i jego właściwościach kancerogennych jest powszechnie znany. To niepojęte, że nikt nie drąży skały, aby poznać konsekwencje stosowania glifosatu. Glifosat stosowany jest wszędzie i przez wszystkich: w parkach, na chodnikach i placach zabaw, przy torach kolejowych, przez spółdzielnie mieszkaniowe, dozorców itd. Czy po podejmowanych działaniach edukacyjnych zauważył Pan jakieś reakcje instytucji, zmiany w tym zakresie? Pod siedzibą Sanepidu do odchwaszczania chodników zaczęto stosować sól, zamiast jak dotychczas, preparatów na bazie glifosatu. Zgłosił się Pan również do Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze. Co było treścią zawiadomienia? Zawiadomienie dotyczyło opieszałości urzędników państwowych zamiatających sprawę pod dywan, co zgodnie z Art. 231 Kodeksu Karnego podlega karze (chodzi
o zapis: „Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3” – przyp. redakcji). Wnioskowałem również o przebadanie moczu dzieci pracowników prokuratur i sądów. Otrzymałem odpowiedź, że na to nie ma środków, bo taki zakres nie został uwzględniony w badaniach profilaktycznych. Następnie wystosowałem kolejne pisma, żeby Prokuratura zwróciła się do Ministerstwa Sprawiedliwości o wyrażenie zgody na przeprowadzenie takich badań. Zapadła cisza… Władza wykonawcza w Polsce, której zadaniem jest m.in. dbanie o przestrzeganie Konstytucji RP przez obywateli, nie dba o własne zdrowie! Kolejna sprawa: mam postanowienie Prokuratury w sprawie dyrektora Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej we Wrocławiu, który odmówił wszczęcia postępowania karnego wobec stosujących glifosat niezgodnie z przeznaczeniem. W tym piśmie prokurator potwierdził dysfunkcjonalność tej instytucji: niedofinansowanie działań, brak systemu laboratoriów, niewystarczająca ilość przeprowadzanych kontroli… I co? I nic!
już u najmłodszych obywateli, od samego przedszkola. Tak samo u rodziców, którzy sami prowadzą swoje dzieci do barów typu fast food. To powinno być zakazane, takiego jedzenia nie powinno być w Polsce! Zanim powstała partia były strony na Facebooku: „Bezpieczny konsument” ma ponad 20 tys. polubień, grupa dyskusyjna „Polacy struci glifosatem” ponad 15 tys. członków. To pokazuje, jak bardzo poSłowem kluczem w Pańskich przeka- trzebne są działania edukacyjne. zach jest „konsument”. Co według Pana powinno charakteryzować świadomego Z jednej strony konsumenci się budzą, konsumenta? z drugiej zaś wciąż ustawiają się w kolejKonsumentem jest każdy z nas. Dlate- kach do fast foodów, a najlepiej sprzedago powołałem partię Przebudzeni Konsu- je się najniższej jakości, najtańsza żywmenci. Przebudzeni, bo wszyscy żyjemy ność z supermarketów… w letargu i musimy się z niego wyrwać. Polak jest mądry po szkodzie. To przysłoPartia jest alternatywą wobec obecnego wie nie traci na aktualności. Wielu zaczy„porządku” na scenie politycznej. W sta- na szerzej patrzeć po tym, jak… ustawi się tucie zapisane mamy dobro człowieka po- w kolejce do szpitala. Społeczeństwo jest nad dobro korporacji – tu mam na myśli zależne od mediów, podawane przez nie m.in. koncerny farmaceutyczne. Zadali- informacje przyjmuje jak prawdę objawiośmy konkretne pytanie szpitalowi w Jele- ną. Brałem udział w nagraniach reportażu niej Górze: u setki dzieciaków wykryliśmy dla TVN-u o chowie przemysłowym zwiew moczu glifosat, czy któreś ze szczepio- rząt – nigdy nie został i prawdopodobnie nek wchodzą z nim w reakcje chemiczne? nie zostanie wyemitowany. Pani redakNikt tego nie wie. Czy to nie temat do de- tor teraz nie odbiera ode mnie telefonów. baty publicznej? Jak mamy chronić nasze Rozmawiałem również z dziennikarzami dzieci? Generalnie budujmy świadomość z Polsatu i usłyszałem, że oni chętnie podDlaczego rolnicy stosują glifosat? Rolnicy szukają możliwości obniżenia kosztów produkcji. Każdy zabieg, który musiałby być wykonywany mechanicznie, zastępuje się zabiegiem chemicznym. Tylko że pojawiają się koszty ukryte, np. choroby nowotworowe. Rolnicy stali się instrumentem Big Pharmy. Instrumentem do trucia obywateli…
Aktywność Obywatelska
jęliby proponowane przeze mnie tematy, tylko nie ma zgody „z góry”. Media, bez względu na powiązania z tą, czy inną opcją polityczną, powinny być obiektywne i nie bać się niewygodnych faktów. Skoro tak się nie dzieje, to jak społeczeństwo ma się budzić? Sanepid może kontrolować żywność tylko pod kątem 63 środków konserwujących. Zgodnie z raportem NIK-u takich substancji mamy 330, ale firmy zajmujące się produkcją i sprzedażą takich środków, oferują ich aż 2500. Czyli reszta jest nie do wykrycia, a przecież trafia do naszych organizmów. Co zatem konsument może zrobić, aby uchronić siebie i swoich bliskich przed glifosatem w żywności? Moim zdaniem może działać tylko doraźnie, unikać najtańszych, przetworzonych produktów. Ale przecież nie o to chodzi, żebyśmy jeździli od rolnika do rolnika w poszukiwaniu bezpiecznej żywności. Zresztą, skąd mamy mieć pewność, że trafimy na uczciwego? Gdyby system kontroli jakości artykułów spożywczych funkcjonował tak, jak powinien, nagle okazałoby się, że norm nie spełnia i żywność od polskiego rolnika, i od tego z zagranicy.
gę kondycję społeczeństwa i mało wagi poświęcanej zrównoważonej diecie? Przebadaliśmy wielu sportowców: mistrzów Polski, świata, olimpijczyków. Większość była na tzw. dietach pudełkowych mających zapewnić optymalną dietę. U wszystkich wykryliśmy glifosat w moczu. Należałoby zadać pytanie Polskiemu Komitetowi Olimpijskiemu i innym instytucjom badającym zdrowie sportowców, czy analizowali kiedyś organizmy tych sportowców pod kątem obecności glifosatu. Istnieje system kontroli dopingu, ale nie istnieje system monitoringu glifosatu w organizmach. Powtarzam: nikt nie wiąże danych – liczby zachorowań na nowotwory z powszechnym stosowaniem glifosatu. Nie wiemy, czy istnieje tu korelacja. Dlaczego na onkologii pierwszym krokiem nie jest zbadanie poziomu tej substancji we krwi, a w przypadku wykrycia, zastosowanie detoksykacji? Jakie posiłki dostają dzieci przebywające w Centrum Onkologii Dziecięcej we Wrocławiu? Parówki i najtańsze pieczywo, w których z dużym prawdopodobieństwem znajdziemy glifosat. Polacy wciąż narzekają, że nie stać ich na żywność wysokiej jakości i o ile jest grupa, dla której naprawdę stanowi to wyzwanie ekonomiczne, to co powiedzieć o reszcie, która ma nowe smartfony, „markowe” ciuchy, samochody z salonu itd.? A czy stać ich później na leczenie konseOdpowiedzmy sobie na pytanie: kto tak kwencji przyjmowania takich pokarmów? naprawdę ustala normy na pozostałości To absurdalny brak łączenia kropek. pestycydów, antybiotyków, hormonów wzrostu w jedzeniu? Na jakiej podstawie Pesymiści mówią, że kampania antyglite normy mają takie wartości? Dlaczego fosatowa to walka z wiatrakami i jeśli rozwija się przemysłowy model rolnictwa? zostanie wycofany ten środek, w jego Sytuacja na rynku żywnościowym jest za- miejsce pojawi się kolejny legalny i trutrważająca! jący… Na tym zarabia się ogromne pieniądze Jaki model rolnictwa pozwoliłby zmie- i koncerny agrochemiczne doskonale to nić obecny stan rzeczy i zapewnić dosta- wiedzą. One są głównymi beneficjentami wy wartościowej i bezpiecznej żywności? tego systemu. Czy nasi dziadkowie stoTo trudne pytanie. Nie oszukujmy się, sowali te wszystkie środki obecne dzisiaj glifosat, podobnie jak inne składniki czyn- na rynku? Kampania, o której pan mówi, ne pestycydów, nie jest biodegradowalny. mimo że dla wtajemniczonych i zaangażoDostaje się do atmosfery, wód gruntowych wanych wydaje się masowa, tak naprawdę i nie uznaje granic – „tu kończy się uprawa nie dociera do społeczeństwa jako ogółu. konwencjonalna, a zaczyna ekologiczna”. Oczywiście, że w rolnictwie ekologicznym Co dalej, Panie Marcinie? stosuje się mniej środków ochrony roślin Potrzebna jest debata publiczna na szei innej „chemii”. Tylko że ten stan powi- roką skalę i we wszystkich mediach, w tym nien dotyczyć wszystkich upraw. Nasza w publicznych. Koniecznie z udziałem leflora bakteryjna nie radzi sobie z pozosta- karzy. Bardzo się cieszę, że powstaje niełościami pestycydów i stąd zachorowania zależne stowarzyszenie lekarzy, bo musimy na raka. przekazywać społeczeństwu prawdę. Ponadto w każdej gminie i powiecie temat Podobno zdrowie jest najważniejsze, powinien trafić na tapet. Nie tylko rolnitego najczęściej życzymy z okazji oko- cy stosują glifosat. Prywatni użytkownicy liczności rodzinnych, świąt, urodzin. leją go przy grobach, chcąc usunąć chwaCzy to nie paradoksalne biorąc pod uwa- sty, spółki wodne przy ujęciach wodnych
15
pryskają glifosatem w celu oczyszczenia terenu, PKP przy torach kolejowych, Lasy Państwowe… Pojemniki po środkach ochrony roślin trafiają do recyklingu i później z nich produkowane są opakowania żywności. Nikt tego nie sprawdza, nikt nie kontroluje, czy takie opakowania są bezpieczne pod tym kątem. Rząd obiecywał powołanie Państwowej Inspekcji Bezpieczeństwa Żywności mającej połączyć Inspekcję Weterynaryjną, Inspekcję Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, Państwową Inspekcję Ochrony Roślin i Nasiennictwa. Nowopowstała instytucja miała również przejąć część zadań Państwowej Inspekcji Sanitarnej, a także Inspekcji Handlowej. Od razu pojawiły się głosy sprzeciwu urzędników piastujących wysokie pozycje w wyżej wymienionych inspekcjach. Nie chcieli oddać stołków. A dlaczego Inspekcja Weterynaryjna przez 25 lat nie zbadała moczu zwierząt hodowlanych pod kątem pozostałości pestycydów? A ja zbadałem świnie. Otrzymaliśmy wynik 7,76 ng/ml, a więc poziom przekroczył dopuszczone wartości siedemdziesięciokrotnie. Później mięso pozyskane z takiego zwierzęcia w postaci schabowego czy wędliny trafia na nasze talerze. Ponury obraz rzeczywistości, ale przecież Pan walczy, a to znaczy, że widzi światełko w tunelu. Proponuję naszą rozmowę podsumować optymistycznym akcentem. Ma Pan rację, moim zdaniem realne są następujące rozwiązania: po pierwsze, powinniśmy powołać spółki akcyjne w ramach samorządów, utworzyć mobilne ubojnie i system umożliwiający zawieranie kontraktów pomiędzy rolnikami a laboratoriami. Po drugie, zapraszam do formacji politycznej Przebudzeni Konsumenci, która na pewno nie dogada się z żadnymi korporacjami. Po trzecie, rozwijajmy oddolną inicjatywę, która wprowadzi swoich posłów do parlamentu, gotowych nękać przedsiębiorców, żeby zachowali najwyższe standardy produkcji żywności. To konsument kreuje rynek, a nie odwrotnie. Nie możemy tolerować sytuacji, w której wielcy producenci stosują inne standardy np. dla Niemiec, a inne dla Polski. Skoro konsument godzi się na taką sytuację, to dostaje to, czego sobie życzy. Po czwarte, budujmy świadomość konsumencką. Chcesz być zdrowy, zacznij dbać o to, co jesz. Zmiany są możliwe! Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Przemysław Stańczak
16
Aktywność Obywatelska
grudzień 2021
Rys. Remek Dąbrowski, remekdabrowski.pl
Nr 4(27)/2021, grudzień 2021 Wydawca: Instytut Spraw Obywatelskich Redaguje zespół: Rafał Górski (red. nacz.), Małgorzata Jankowska (sekretarz red.), Przemysław Stańczak, Franciszek Strzelczyk, Michał Juszczak Skład i opracowanie graficzne: Piotr Świderek, Konrad Wójcik, Jan Worpus Adres redakcji: ul. Pomorska 40, 91-408 Łódź Kontakt: tel./fax: 42 630 17 49, e-mail: redakcja@instytut.lodz.pl Nakład: 10 000 egzemplarzy Partner wydania: Fundacja Ecorower
Przygotowano w ramach projektu „Glifosat. Dialog obywatelski” realizowanego przez Fundację Ecorower. Projekt dofinansowany ze środków Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich NOWEFIO na lata 2021–2030.