W dzisiejszej Polsce w jeszcze większym stopniu niż na Zachodzie, wszyscy którzy mają dostęp do środków masowego przekazu czy jakiekolwiek znaczenie w życiu politycznym, wydają się być jednomyślni co do celu i kierunku zmian, czyli do kształtu „dobrobytu”. Spory toczą się jedynie wokół ich kolejności, tempa, skuteczności ich przeprowadzania czy tak zwanych kosztów społecznych, a raczej ich rozłożenia. W żargonie politycznych i intelektualnych „elit” zawsze jest to prawdziwie wolny rynek, prawdziwa demokracja i rozwój gospodarczy. Przekładając to na pragnienia przeciętnego wyborcy można by – używając języka potocznego – podsumować te „programy” słowami: Żeby było tak, jak na Zachodzie.