Obywatele Decydują Poradnik działaczy obywatelskich
Obywatele Decydują
PROJEKT “OBYWATELE DECYDUJĄ” WSPÓŁFINANSOWANY PRZEZ SZWAJCARIE W RAMACH SZWAJCARSKIEGO PROGRAMU WSPÓŁPRACY Z NOWYMI KRAJAMI CZŁONKOWSKIMI UNII EUROPEJSKIEJ.
Obywatele Decydują Poradnik działaczy obywatelskich
Fundacja Rozwoju Turystyki i Kultury, Instytut Spraw Obywatelskich, Łódź 2014
Poradnik został przygotowany w ramach projektu „Łodzianie decydują”, realizowanego przez Fundację Rozwoju Turystyki i Kultury, we współpracy ze stowarzyszeniem Federacja Zielonych Grupa Krakowska oraz Instytutem Spraw Obywatelskich.
Autorzy: Marcin Gerwin, Krzysztof Izdebski, Borys Martela, Piotr Kowalczyk, Hanna Gill-Piątek. Redakcja i korekta: Piotr Kowalczyk Projekt i skład: Grafixpol Druk: Pro-Art
Autorami zamieszczonych fotografii są: Michał Henzler [s. 26], Joanna Erbel [s. 42], Klaudia Iwicka [s. 12]. Fotografia na okładce została opublikowana na licencji Creative Commons. Źródło: http://www.flickr.com/photos/ waagsociety/8864977481/in/photostream/
Wydawca: Instytut Spraw Obywatelskich (INSPRO)
Fundacja Rozwoju Turystyki i Kultury
ul. Pomorka 40, 91-408 Łódź
ul. Piotrkowska 50, 90-265 Łódź
tel./fax: 42 630 17 49
tel.: 42 632 40 44
biuro@inspro.org.pl
biuro@turystyka-kultura.pl
www.inspro.org.pl tt: @rafal_gorski
Publikacja na licencji Creative commons by-nc-nd 3.0
ISBN 978-83-936035-6-5 Publikacja bezpłatna – nie do sprzedaży. Wersja elektroniczna poradnika dostępna na stronie www.lodzianiedecyduja.pl.
Wesprzyj inicjatywę Łodzianie decydują! Zostań naszym Darczyńcą – Bank Spółdzielczy Rzemiosła w Łodzi, 11 8784 0003 0005 0010 0013 0001 Przekaż 1% swojego podatku – KRS 0000191928 Dołącz do zespołu Współpracowników INSPRO
Serdecznie dziękujemy za współpracę przy przygotowaniu poradnika wszystkim rozmówcom wywiadów zamieszczonych na kolejnych stronach oraz Pawłowi Tkaczykowi za udostępnienie swoich artykułów.
Wprowadzenie 6
Długi marsz
Poradnik Mieszkańcy zgłaszają projekty uchwał
12
Otoczenie prawne inicjatywy uchwałodawczej mieszkańców samorządu terytorialnego
26
Obywatelska inicjatywa uchwałodawcza receptą na wzrost uczestnictwa w życiu publicznym
42
Rozmowy Puszczykowo nie jest miastem aniołów
54
Róbmy partycypację!
70
Przechodzimy przyśpieszony kurs demokracji
84
Więcej indoktrynacji do demokracji
96
Biblioteczka
104
Noty o autorach
109
O INSPRO
114
Długi marsz Rafał Górski
Długi marsz
„Ważne sprawy w polityce wymagają czasu” – to słowa Birgitte Nyborg, głównej bohaterki duńskiego serialu politycznego pt. „Borgen”(„Rząd”). Dobrze oddają one charakter kampanii. Łodzianie decydują”, w ramach której pojawił się pomysł wydania tego poradnika.
Razem Wiosną 2009 roku wystartowaliśmy z działaniami mającymi na celu wzmocnienie obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej w Łodzi. Kilkanaście osób z różnych organizacji społecznych zdecydowało, że wspólnie powalczy o obniżenie wymaganej pod obywatelskimi projektami uchwał liczby podpisów – o zmniejszenie jej z sześciu tysięcy do tysiąca. Chcieliśmy zmienić zasady gry w łódzkiej polityce. Warto zaznaczyć, że reprezentowaliśmy organizacje, które różniły się między sobą ideowo i programowo. Mimo to postanowiliśmy działać razem dla dobra wspólnego ponad podziałami. Żeby wygrać, musieliśmy najpierw zebrać sześć tysięcy podpisów pod projektem uchwały, który zakładał… zmniejszenie progu podpisów. Zbiórka ta trwała od listopada 2009 do maja 2010 r. Były to bardzo długie miesiące. Miesiące wystawiania na próbę naszych charakterów, sprawdzania naszych kompetencji w pracy zespołowej i wykorzystywania doświadczeń zdobytych w trakcie wcześniejszej służby publicznej.
Beton W maju 2010 roku świętowaliśmy sukces związany ze złożeniem w Urzędzie Miasta Łodzi (UMŁ) sześciu tysięcy podpisów pod naszym projektem inicjatywy uchwałodawczej. Niestety Biuro Prawne UMŁ negatywnie zaopiniowało naszą uchwałę. Wykazało, że popełniliśmy szereg błędów formalno-prawnych – nie zawarliśmy daty, tytułu uchwały, czy projektodawcy, a zamiast „Rada Miejska w Łodzi” wpisaliśmy „Rada Miasta Łodzi”. Te i inne potknięcia wynikały z niedostatków naszej wiedzy i praktycznej znajomości zasad techniki prawodawczej. Rozumieliśmy swoje błędy. Jako zwykli obywatele liczyliśmy jednak na to, że zostaną one skorygowane
7
8
Obywatele Decydują
przez urzędników. Okazało się, że to niemożliwe. Że procedura składania obywatelskich inicjatyw uchwałodawczych była przyjazna, ale tylko dla mieszkańców dysponujących zespołem prawników. Nasze odwołania i ciągnąca się miesiącami wymiana pism skutkowały „zmęczeniem materiału”. Nadszedł czas ostrych napięć i tarć wewnątrz zespołu. Czas powolnego wykruszania się kolejnych społeczników. Efekt? Marsz naszej inicjatywy radykalnie zwolnił tempa…
Okno W latach 2011-2012 działaliśmy w oparciu o zasadę „jak nie drzwiami, to oknem”. Pamiętam, jak bardzo zależało mi na tym, żeby nie zawieść zaufania, jakim obdarzyli nas mieszkańcy, którzy podpisali się pod naszą uchwałą. Nawiązaliśmy relacje z członkami Komisji Statutowej Rady Miejskiej i razem z nimi szukaliśmy najlepszego rozwiązania. Był to czas spotkań, rozmów i konsultacji. W tym czasie kampania „Łodzianie decydują” żyła własnym życiem i „pączkowała”. W Szczecinie powstało nawet stowarzyszenie „Szczecinianie decydują”, zainspirowane naszymi działaniami… i nazwą. Rok 2013 był zaś czasem poszukiwania środków finansowych na dalsze działanie. Doszliśmy do ściany i spostrzegliśmy, że potrzebujemy funduszy, by ruszyć dalej – sama praca społeczna już nie wystarczała. Samochód nie pojedzie bez benzyny, szczególnie pod górkę. Na szczęście Pan Los był dla nas łaskawy. Pozyskaliśmy wsparcie w ramach Grantu Blokowego Szwajcarsko-Polskiego Programu Współpracy z nowymi krajami członkowskimi Unii Europejskiej.
Reaktywacja W styczniu 2014 roku ruszyliśmy z kopyta – z nowym paliwem i świeżą energią. Wykorzystaliśmy czas żniw dla polityki obywatelskiej, czyli okres przed wyborami samorządowymi. Wraz z członkami Komisji Statutowej stworzyliśmy zespół roboczy ds. zmian w Statucie Miasta. W toku intensywnych prac nad brzmieniem
Długi marsz
nowych przepisów, przy dużym wsparciu pracowników Biura Prawnego Urzędu Miasta, wypracowaliśmy gotowy projekt. Zmiany w stosunku do pierwszej wersji były diametralne. Nauczeni wcześniejszymi doświadczeniami, nie poprzestaliśmy na postulacie obniżenia progu wymaganych podpisów. Wprowadziliśmy do procedury uchwałodawczej wymóg analizy prawnej projektów obywatelskich przed rozpoczęciem zbiórki podpisów. Narzuciliśmy też urzędnikom i radnym Rady Miejskiej ścisłe terminy procedowania projektów. Ograniczyliśmy możliwość odrzucenia projektów obywatelskich bez podjęcia nad nimi dyskusji. W międzyczasie zbudowaliśmy szeroki sojusz poparcia dla kampanii, przekonując do niej radnych z różnych opcji politycznych. Mobilizowaliśmy również łodzian i sympatyków kampanii „Obywatele decydują” do wywierania wpływu na radnych. To oni wysyłali do samorządowców apele z prośbą o głosowanie za przyjęciem projektu naszej uchwały.
Wygrana 2 lipca 2014 roku, po pięciu latach batalii, zaprezentowałem historię kampanii „Łodzianie decydują” na sesji Rady Miejskiej w Łodzi. Miałem wrażenie, że tylko niewielka część radnych pamięta, że rozpoczęła się ona ponad pięć lat temu. Opisując kolejne lata naszej walki, czułem radość i dumę z kapitału społecznego, który wytworzyliśmy w tym czasie. Apelowałem, żeby samorządowcy uszanowali wolę sześciu tysięcy mieszkańców Łodzi, którzy w latach 2009-2010 podpisali się pod projektem uchwały. Po prezentacji nastąpiła burzliwa debata przedstawicieli wszystkich klubów i radnych niezrzeszonych. Część jej uczestników domagała się obniżenia liczby podpisów do trzech tysięcy. Ostatecznie jednak zwyciężyła rekomendowana przez nas propozycja: wszyscy obecni na sali radni zagłosowali za obniżeniem liczby podpisów pod obywatelską inicjatywą uchwałodawczą do tysiąca.
Co dalej? Po pierwsze – planujemy mobilizację obywateli, której celem jest przeko-
9
10
Obywatele Decydują
nanie Premiera do postawienia kropki nad i. Premiera, bo to właśnie Prezes Rady Ministrów zatwierdza zmiany w Statucie Miasta. Po drugie – zapraszam do lektury poradnika, szczególnie tych, którzy już zamieniają lub planują zamienić partiokrację w demokrację w swoich miastach. Zmieniają lub planują zmienić zasady gry w miejskiej polityce. Po trzecie – mam takie marzenie: Łodzianie Decydują, Szczecinianie Decydują, Warszawiacy Decydują, Opolanie Decydują, Torunianie Decydują, Zabrzanie Decydują, Chełmianie Decydują… Zapraszam do współpracy. Rafał Górski Kampanier INSPRO Łódź, 13 lipca 2014
PS. W tym miejscu dziękuję wszystkim osobom, z którymi szedłem na różnych etapach długiego marszu pod hasłem „Łodzianie decydują”. Tylko dzięki wam zwycięstwo było możliwe. Dziękuję!
Poradnik
Mieszkańcy zgłaszają projekty uchwał Marcin Gerwin
Mieszkańcy zgłaszają projekty uchwał
Gdy rada miasta lub gminy podejmuje decyzję o nadaniu nazwy ulicy, postawieniu pomnika lub gdy ustala zasady organizowania konsultacji społecznych, robi to w formie uchwały, którą przyjmuje większością głosów. Jak wygląda to od strony formalnej? Najpierw przygotowuje się projekt uchwały, który składa się do przewodniczącego rady. Następnie omawiany jest on na spotkaniach komisji, a na koniec zostaje poddany pod głosowanie na sesji rady. Z projektem uchwały może wystąpić grupa radnych (w niektórych miastach nawet jeden radny lub radna), komisja, prezydent miasta (burmistrz lub wójt gminy), klub radnych, a także sami mieszkańcy. Ta możliwość wystąpienia z własnym projektem uchwały określana jest jako inicjatywa uchwałodawcza. W każdym mieście czy w gminie wiejskiej szczegółowe rozwiązania dotyczące inicjatywy uchwałodawczej ustalane są lokalnie. Mogą się one różnić od siebie, gdyż w ustawie o samorządzie gminnym nie ma dziś żadnego punktu, który rozstrzygałby, jak powinien wyglądać ten proces. W tej kwestii każda gmina jest niezależna. Ten brak regulacji w ustawie sprawia jednak, że gdzieniegdzie pojawiają się wątpliwości, czy mieszkańcom można w ogóle przyznać prawo do inicjatywy uchwałodawczej. Niektórzy wojewodowie kwestionowali taką możliwość – zdarzało się nawet, że obywatelską inicjatywę uchwałodawczą blokowały wojewódzkie sądy administracyjne. W Ełku trzeba było stoczyć batalię prawną z wojewodą warmińsko-mazurskim i czekać na wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego, aby móc przyznać mieszkańcom prawo zgłaszania projektów uchwał, pomimo tego, że w wielu innych miastach w Polsce rozwiązanie to funkcjonuje od lat. Czy wątpliwości prawne, jakie zgłaszane są odnośnie możliwości wprowadzenia obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej, są uzasadnione? Zdaniem wojewody warmińsko-mazurskiego możliwość taką blokuje Konstytucja RP, gdyż zgodnie z art. 169 ust. 4, ustrój wewnętrzny jednostek samorządu terytorialnego określany jest w granicach ustaw – a skoro w ustawie nie ma mowy o obywatelskiej inicjatywie uchwałodawczej, to nie można jej wprowadzić. Czy jest tak w istocie? Czy system demokratyczny oznacza pozbawienie obywateli prawa do zgłoszenia własnej propozycji swoim przedstawi-
13
14
Obywatele Decydują
cielom w radzie miasta lub gminy wiejskiej? Bo choć każdy mieszkaniec i mieszkanka ma prawo zwrócić się do radnego czy radnej z propozycją dotyczącą tego, co warto usprawnić w mieście czy w gminie wiejskiej, to jednak zwykły wniosek nie jest tym samym, co inicjatywa uchwałodawcza. Wniosków nie poddaje się pod głosowanie na sesji rady – a taki jest właśnie sens zgłaszania projektów uchwał przez mieszkańców. Dlaczego więc obywatele, jako suweren, czyli władza zwierzchnia w swojej miejscowości, nie mogliby tego robić? Jak podkreślił w swoim orzeczeniu Naczelny Sąd Administracyjny, wspólnotę samorządową tworzą właśnie mieszkańcy, a ich prawo do „uczestnictwa w kierowaniu sprawami publicznymi jest jedną z demokratycznych zasad” 1. Natomiast zgodnie z ustawą o samorządzie gminnym, gminy same ustalają tryb pracy rady, określając tym samym, kto posiada inicjatywę uchwałodawczą. Jako ciekawostkę można dodać, iż w ustawie nie jest nigdzie napisane wprost, że radni mogą wnosić projekty uchwał. Przepisy wskazują jedynie, że może robić to wójt, burmistrz lub prezydent miasta. A przecież prawa radnych do wnoszenia projektów uchwał się nie kwestionuje. Dlaczego obywatelska inicjatywa uchwałodawcza jest ważna z perspektywy mieszkańców, skoro ze swoim pomysłem można zwrócić się do radnych lub do prezydenta miasta? Przede wszystkim warto wspierać aktywność mieszkańców, zachęcać ich do brania spraw we własne ręce, a inicjatywa uchwałodawcza jest bez wątpienia jednym z narzędzi, które taką aktywność umożliwiają. Nie ma, rzecz jasna, nic złego w tym, że zwracamy się ze swoimi pomysłami do naszych przedstawicieli – w istocie rola radnych polega między innymi na tym, by występować w imieniu mieszkańców z projektami uchwał. Inicjatywa obywatelska ma jednak istotne znaczenie praktyczne. Zgłoszenie się z pomysłem do radnych może oznaczać, że stanie się on od razu „polityczny”, w tym sensie, że ugrupowania konkurencyjne w radzie miasta mogą być przeciwne mu tylko dlatego, że zgłaszają to radni, z którymi się 1 Wyrok NSA z 21 listopada 2013 r., II OSK 1887/13, Centralna Baza Orzeczeń Sądów Administracyjnych, http://orzeczenia.nsa.gov.pl/doc/469F3F3669
Mieszkańcy zgłaszają projekty uchwał
nie lubią. To z kolei może skutkować tym, że pomysł zostanie odrzucony tylko ze względu na rywalizację pomiędzy ugrupowaniami lub wzajemną niechęć (demokracja przedstawicielska w praktyce jest czasem bardzo daleka od założeń teoretycznych). Lepiej jest więc przedstawić tę propozycję jako inicjatywę grupy mieszkańców, bez barw partyjnych czy klubowych, gdyż dzięki temu radni mogą spojrzeć na nią przychylniej. Zdarza się nawet, że to właśnie oni sugerują, by pomysł został przedstawiony przez mieszkańców jako projekt obywatelski. Nie bez znaczenia jest także, iż zwykle to pomysłodawca zna najlepiej szczegóły własnego projektu i jest najprościej, gdy sam lub sama przedstawia go radnym na spotkaniach komisji czy też później, na sesji rady. W praktyce inicjatywa uchwałodawcza mieszkańców stanowi narzędzie uzupełniające, niemniej dobrze byłoby, gdyby możliwość jej przedstawienia istniała. Aby jednak mieszkańcy mogli sami zgłaszać projekty uchwał, gdy zajdzie taka potrzeba, niezbędne jest stworzenie odpowiednich regulacji w statucie miasta czy gminy wiejskiej, dzięki którym będzie można to zrobić w możliwie najłatwiejszy i jednocześnie skuteczny sposób. Na co warto więc zwrócić uwagę?
Grupa inicjatywna Jedną z pierwszych kwestii do rozstrzygnięcia jest to, kto właściwie może się podpisać pod obywatelskim projektem uchwały? Kto konkretnie może nazwać się mieszkańcem danej miejscowości, a kto nie? Czy będzie to osoba, która jest zameldowana w danym mieście? Można być przecież zameldowanym w jednej gminie, a faktycznie mieszkać gdzieś indziej. Można również uznać za „mieszkańca” osobę, która ma czynne prawo wyborcze, a więc znajduje się w rejestrze wyborców. Do rejestru dopisuje się bowiem te osoby, które deklarują, że mieszkają w danym miejscu na stałe. Warto również ustalić, kto będzie zbierał podpisy pod projektem uchwały, a więc: kto będzie inicjatorem. W Sopocie z projektem uchwały może wystąpić „grupa inicjatywna”, w skład której wchodzi od 3 do 15 osób. W Warszawie z kolei jest to „komitet” liczący 5 osób. Nie wydaje mi się jednak, aby ta liczba musiała być sztywno określona. Nic nie stoi
15
16
Obywatele Decydują
na przeszkodzie, aby taka grupa liczyła 10 czy 12 osób, jeśli rzeczywiście pomysł wyszedł od większej grupy osób (na przykład od stowarzyszenia). Równie dobrze może być to jedna osoba, określana jako inicjator/inicjatorka. Najważniejsze, aby mieszkańcy wiedzieli, kto jest pomysłodawcą projektu uchwały, pod którym zbierane będą podpisy. Taka informacja powinna znaleźć się na stronie internetowej miasta czy też gminy wiejskiej. Dobrze byłoby, gdyby znalazła się również na karcie do zbierania podpisów. Niezbędne jest ponadto wskazanie osób do kontaktu z grupą inicjatywną lub inicjatorami. Osoby te mogą zostać określone jako pełnomocnik/ pełnomocniczka grupy inicjatywnej oraz jego zastępca/zastępczyni. Lepiej, gdy będą to dwie osoby niż tylko jeden pełnomocnik, gdyż dzięki temu, w przypadku jego wyjazdu lub zaistnienia innych okoliczności, nadal będzie kontakt z inicjatorami. Jest to ważne choćby dlatego, że rola grupy inicjatywnej nie kończy się na etapie zgłaszania pomysłu – powinna mieć ona również prawo wnoszenia poprawek do projektu uchwały, a także do ewentualnego wycofania go, gdyby zaszła taka potrzeba. Skład grupy i zasady, na jakich może ona wprowadzać zmiany, powinny być więc jednoznacznie określone. W Sopocie wnoszenie poprawek do projektu uchwały przez grupę inicjatywną lub wycofanie go wymaga zgody co najmniej 2/3 jej członków. Aby uniknąć wątpliwości prawnych dotyczących tego, czy inicjatorzy mogą wprowadzać zmiany w projekcie uchwały, warto także dodać zapis, w myśl którego udzielenie poparcia projektowi uchwały (podpisanie go) upoważnia grupę inicjatywną do pełnej reprezentacji w pracach uchwałodawczych, a w szczególności do wnoszenia poprawek do projektu oraz do ewentualnego wycofania go. Może się wydawać, że skoro jakaś grupa mieszkańców wychodzi z propozycją uchwały, to powinna ona być dopięta na ostatni guzik. Tymczasem pomysły na ulepszenie ich projektu mogą pojawić się dopiero w trakcie dyskusji na spotkaniu komisji rady miasta lub rozmów z mieszkańcami podczas zbierania podpisów. Poprawka może być także wynikiem kompromisu, który udaje się wypracować, na przykład podczas dyskusji z prezy-
Mieszkańcy zgłaszają projekty uchwał
dentem. Tak czy inaczej, możliwość dokonywania zmian w projekcie jest bardzo przydatna i powinna przysługiwać zarówno obywatelom, jak i radnym. Poprawka powinna jednak być zgodna z główną intencją projektu uchwały i nie zmieniać jej sensu. O tym, czy została zachowana zgodność poprawki z główną intencją pierwotnego projektu, może rozstrzygać komisja rady, która jest właściwa do danego tematu (takie rozwiązanie przyjęto w Sopocie). Istotne jest także, aby grupa inicjatywna miała gwarancję, że jej pełnomocnik będzie mógł przedstawić projekt na spotkaniu komisji oraz na sesji rady miasta. Wariant, w którym głos w sprawie obywatelskiego projektu uchwały może zabierać wyłącznie radny lub radna, jest nie do przyjęcia, gdyż jest przejawem nierównego traktowania.
Przygotowanie projektu Projekt uchwały, który zgłaszają mieszkańcy, powinien być przygotowany tak samo, jak projekt, który zgłaszają radni czy prezydent. Powinien mieć więc w nagłówku podstawę prawną, wskazywać – o ile jest to potrzebne – źródło finansowania (może być to ogólne sformułowanie o tym, że wydatki pokrywa się z budżetu miasta) i określać, kto jest odpowiedzialny za wykonanie uchwały. Dołącza się do niego również opinię prawną, aby potwierdzić, że jest on zgodny z prawem. Przeniesienie obowiązku sporządzenia opinii prawnej na mieszkańców może być dla nich sporym utrudnieniem – jeśli nikt nie zrobi im tego „po znajomości”, będą musieli zapłacić radcy prawnemu. Warto więc zapewnić obywatelom możliwość skorzystania z pomocy prawnika z urzędu miasta. Jak to jednak zrobić, aby mieszkańcy nie „zarzucili” prawników z urzędu swoimi pomysłami? W Sopocie zostało to rozwiązane w ten oto sposób: mieszkańcy mogą zwrócić się do przewodniczącego rady miasta z wnioskiem o sprawdzenie projektu uchwały od strony formalno-prawnej jeszcze zanim zaczną zbierać podpisy. Przewodniczący rady ma prawo im odmówić, jednak w takim przypadku musi podać mieszkańcom pisemne uzasadnienie odmowy. Nie przekreśla to jednak projektu – oznacza jedynie, że mieszkańcy muszą sami zadbać o pozyskanie opinii prawnej. Innym rozwiązaniem jest obowiązko-
17
18
Obywatele Decydują
we sprawdzanie projektu przez prawników z urzędu po zebraniu podpisów. Ryzykuje się jednak wówczas, że będą w nim błędy, które będą wymagały potem wprowadzania poprawek. Istnieje również możliwość, że inicjatorzy projektu nie będą zgadzali się z opinią prawną sporządzoną w urzędzie. Co wówczas? Negatywna opinia prawna nie powinna sprawiać, że przewodniczący rady odrzuca projekt. W Sopocie, korzystając z inicjatywy uchwałodawczej, zgłosiliśmy propozycję przyjęcia nowego regulaminu konsultacji społecznych. Pani mecenas z urzędu miasta zakwestionowała w swojej opinii wiele punktów, z czym nie zgadzaliśmy się i przedstawiliśmy inną opinię w tej sprawie. Opinii prawnych odnośnie naszej propozycji regulaminu konsultacji było wiele – my przedstawialiśmy pozytywne, natomiast urząd miasta argumentował, że projekt jest niezgodny z prawem. Pomimo tego jednak, po bardzo długim oczekiwaniu, projekt został poddany pod głosowanie.
Zbieranie podpisów Liczba podpisów, która wymagana jest pod obywatelskim projektem uchwały, ma kluczowe znaczenie odnośnie tego, czy mieszkańcy będą z niej realnie korzystać. Jeżeli będzie ona zbyt wysoka, wówczas będzie już na wstępnie zniechęcała mieszkańców do występowania z własnymi propozycjami. Gdy wprowadzano obywatelską inicjatywę uchwałodawczą w Gdańsku, mieszkańcy proponowali, aby do zgłoszenia projektu wystarczyło 200 podpisów. Część radnych uważała jednak, że powinno być ich tysiąc, lub nawet dwa tysiące. Na sesji rady miasta zabrał wówczas głos prezydent, Paweł Adamowicz i apelował o wprowadzenie najwyższego z zaproponowanych progów. Jak powiedział: „bariera podpisów musi być, bo będziecie mieli inflację projektów”. Zauważył także, że „wskaźnikiem obywatelskości jest przynależność do organizacji pozarządowych, czy frekwencja w wyborach, a nie liczba wnoszonych uchwał”. Ostatecznie przyjęto w Gdańsku próg 2000 podpisów. I bariera rzeczywiście jest, gdyż przez blisko cztery lata wniesiono jedynie dwa obywatelskie projekty (jeden z nich został przyjęty, a drugi odrzucony).
Mieszkańcy zgłaszają projekty uchwał
Warto mieć na uwadze, że inicjatywa uchwałodawcza to tylko zgłoszenie pomysłu, który rada może przyjąć lub odrzucić. To nie referendum, z którego ogłoszeniem automatycznie wiążą się koszty i którego wyniki są wiążące. Samo zgłoszenie projektu przez grupę mieszkańców w formie projektu uchwały nie oznacza, że należy ten projekt przyjąć. Jest to jedynie propozycja i dlatego nie jest konieczne zbieranie znacznej liczby podpisów. Powinny one służyć wyłącznie temu, by wykazać minimalne zainteresowanie jej tematem wśród mieszkańców. Jak zauważył prezydent Gdyni Wojciech Szczurek w wywiadzie dla Gazety Wyborczej: „pięciu radnych też może wnieść głupi projekt. Za przyznaniem mieszkańcom prawa do składania projektów uchwał kryje się przecież idea, aby ich zachęcić do większej aktywności obywatelskiej, a nie zniechęcić. Nie bójmy się tej aktywności mieszkańców. Obywatele muszą czuć, że są traktowani poważnie i mieć pewność, że ich głos zostanie poważnie wysłuchany”2. W Gdyni próg ustalono na zupełnie przyzwoitym poziomie 500 podpisów. Nie oznacza to jednak, że mieszkańcy, którzy zbiorą wymagane podpisy, są rzeczywiście traktowani poważnie. Pierwszy projekt obywatelski w Gdyni został odrzucony dwukrotnie: najpierw dlatego, że miał nieprawidłowo zatytułowane karty, na których zbierano podpisy, a następnie z powodu spięcia kart z projektem uchwały spinaczem, zamiast zszywaczem. Argumentowano, że projekt uchwały musi być „trwale połączony” z listą z podpisami. Kiedy więc mieszkańcy przynieśli już projekt spięty zszywkami, dowiedzieli się, że nie mogą to być te same podpisy, lecz że należy je zebrać od nowa. Tymczasem w Tomaszowie Mazowieckim, który liczy ponad 65 tysięcy mieszkańców, pod obywatelskim projektem uchwały wystarczy zebrać 50 podpisów. Rada miasta nie została wcale „zasypana” projektami, co więcej, pierwsze uchwały obywatelskie zostały przyjęte z życzliwością. Największą liczbę podpisów w Polsce trzeba zebrać w Warszawie – jest to aż 15 tysięcy. Mogłoby się wydawać, że skoro Warszawa jest największym miastem w Polsce, to liczba wymaganych podpisów, powinna być proporcjonalnie większa. To jednak tak nie działa. – Jak na inicjatywę społeczną, 15 tysięcy to przeogromna liczba – mówi 2 Pięciu radnych też może wnieść głupi projekt, Maciej Sandecki, Gazeta Wyborcza Trójmiasto, 28 maja 2010 r.
19
20
Obywatele Decydują
Joanna Erbel, pełnomocniczka komitetu, zbierającego popisy pod obywatelskim projektem uchwały w sprawie obniżenia cen biletów w komunikacji miejskiej. – Doświadczony zbieracz potrafi zebrać, w wersji optymistycznej, 30 podpisów na godzinę. Zakładając, że jest dobra pogoda, a sama akcja jest popularna. Oznacza to, że na zbieranie podpisów trzeba poświęcić kilkaset roboczogodzin. Okazało się, że w Warszawie problemy sprawiał sam formularz do zbierania podpisów (jest on załącznikiem do uchwały, więc mieszkańcy nie mogą go zmienić). – Osoba, która podpisuje się pod obywatelskim projektem uchwały, musi podać nie tylko ulicę i miasto, lecz także nazwę dzielnicy, w której mieszka – wskazuje Erbel. - Efekt tego był taki, że gdy przynieśliśmy za pierwszym razem 16 tys. podpisów, to aż 900 z nich zostało odrzuconych tylko ze względu na to, że nazwa dzielnicy nie została podana prawidłowo. W Warszawie zdarza się często, że ludzie nie wiedzą, w jakiej dzielnicy mieszkają, gdzie przebiegają granice dzielnic. A przecież podawanie nazwy dzielnicy jest całkowicie zbędne. To jednak jeszcze nie koniec kłopotów. – Niejasne jest również, co oznacza „adres zamieszkania” – zauważa aktywistka. - W Warszawie ludzie się często przeprowadzają i nie zmieniają przy tym zameldowania w urzędzie. Podpisując się, podają więc adres, pod którym aktualnie mieszkają. Tymczasem przy weryfikacji podpisów sprawdzany był adres, który znajduje się w rejestrze wyborców. Kiedy więc faktyczny adres zamieszkania nie zgadzał się z tym, co widniało w rejestrze, lub gdy ktoś pomylił numer mieszkania, cały podpis był odrzucany, gdyż przyjęto zasadę, że wszystkie kolumny muszą się ze sobą zgadzać. W Łodzi mieszkańcy mają do zebrania 6 tysięcy podpisów. Obecnie, korzystając ze sprzyjającej atmosfery w radzie miejskiej, udało im się zmniejszyć tę liczbę do tysiąca (choć zmiany w statucie nie zostały jeszcze zatwierdzone przez Prezesa Rady Ministrów). Radni przekonali się, że aktywność mieszkańców jest dla nich korzystna, na co wpłynęła w znacznej mierze popularność budżetu obywatelskiego w tym mieście. Proponowane są także inne zmiany. Oprócz konieczności zebrania bardzo dużej liczby podpisów, przeszkodą oka-
Mieszkańcy zgłaszają projekty uchwał
zało się sprawdzanie projektów pod względem formalnym, bez możliwości zrobienia poprawek – mówi Jarosław Góralczyk z Fundacji Normalne Miasto – Fenomen. – Drobne kwestie, jak nieprecyzyjne określenie „Rada Miasta” zamiast „Rada Miejska” sprawiły, że cały projekt obywatelski został odrzucony, pomimo tego, że podpisało się pod nim ponad 6 tysięcy mieszkańców. W Sopocie pod obywatelskim projektem uchwały potrzebne jest 200 podpisów, a i to czasem zbyt wiele. Jeżeli bowiem chodzi o jakąś drobną i mało spektakularną propozycję, jak zmiany w regulaminie konsultacji społecznych, wówczas zebranie nawet tak małej liczby podpisów może przebiegać powoli i wymagać sporego zaangażowania. Dla porównania – w Toruniu, który jest od Sopotu ponad pięć razy większy, wystarczą podpisy 150 mieszkańców. Może się także zdarzyć, że mieszkańcy zbiorą wystarczającą, jak im się wydaje, liczbę podpisów, jednak przy ich sprawdzaniu okaże się, że przy części z nich jest na przykład nieprawidłowo wpisany adres lub że nazwisko jest nieczytelne i sporo z nich zostanie odrzucone. Jeżeli okaże się, że liczba pozytywnie zweryfikowanych podpisów spadnie poniżej wymaganego progu, wówczas dobrze jest, gdy będą mieli dodatkowy czas na ich uzupełnienie (na przykład 14 dni). Czas na zebranie podpisów może być określony na przykład na pół roku lub na rok, dzięki czemu będzie wiadomo, że jest konkretny okres, w którym należy to zrobić. Ten czas nie może jednak być zbyt krótki, jak w przypadku referendów, kiedy czasem na zebranie wielu tysięcy podpisów są jedynie trzy miesiące. Na karcie do zbierania podpisów może być wymagane również podanie daty złożenia podpisu. Pozwala to zapobiec ponownemu wykorzystaniu tych samych podpisów (pod projektem o tym samym tytule, jednak z inną treścią), a także rozwiać wątpliwości dotyczące tego, czy osoba, która podpisała się pod projektem, była pełnoletnia.
Rozpatrywanie projektu Statut miasta lub gminy wiejskiej powinien określać również limit czasu potrzebnego na rozpatrzenie obywatelskiego projektu uchwały tak, aby mieszkańcy mieli pewność, że zostanie on poddany pod głosowanie. Termin, który wydaje się tu odpowiedni, to maksymalnie trzy miesiące.
21
22
Obywatele Decydują
Istotny jest tu sposób jego ujęcia w statucie – jeżeli bowiem zostanie to sformułowane w taki sposób, że projekt w przeciągu trzech miesięcy musi być rozpatrzony na sesji, oznacza to, że można porozmawiać o nim na posiedzeniu, a następnie zdjąć go z porządku obrad i odłożyć na kolejne trzy miesiące. Ze względu na to, lepiej jest więc, jeżeli ze statutu wynika jednoznacznie, że chodzi o poddanie projektu pod głosowanie. W Sopocie przewodniczący rady miasta niezwłocznie kieruje listę podpisów do prezydenta, który ma 21 dni na sprawdzenie, czy jest ich odpowiednio dużo. Występuje on również do prezydenta o zaopiniowanie projektu uchwały. Zgodnie ze statutem, przewodniczący rady jedynie zwraca się o opinię, co nie znaczy, że musi ją otrzymać. Dzięki takiemu sformułowaniu brak opinii prezydenta nie wstrzymuje prac nad uchwałą i nie przekreśla możliwości poddania jej pod głosowanie na sesji. – Myślimy także o takim rozwiązaniu, by przedstawiciel grupy inicjatywnej mógł wycofać projekt uchwały po przegłosowaniu poprawek, lecz jeszcze przed poddaniem projektu pod głosowanie na sesji – mówi Góralczyk. – Chodzi o to, że poprawki radnych mogą całkiem zmienić jego sens, jego podstawowe założenia. Pojawia się wtedy pytanie, czy nadal jest to jeszcze projekt zgłoszony przez mieszkańców czy raczej już projekt radnych, który tylko wygląda na obywatelski? Przed tym właśnie próbujemy się zabezpieczyć. W Sopocie takie zabezpieczenie już istnieje: grupa inicjatywna może wycofać projekt uchwały w każdej chwili, jednak nie później niż do czasu zarządzenia głosowania przez przewodniczącego obrad.
Inicjatywa uchwałodawcza w ustawie Z propozycją dopisania obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej do ustawy o samorządzie gminnym wystąpił niedawno prezydent Bronisław Komorowski. To dobry krok, warto jednak, aby dopracowane były wszystkie szczegóły. Celem ujęcia obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej w ustawie powinno być przede wszystkim zabezpieczenie interesu mieszkańców. Zdarza się bowiem, że radni czy prezydenci miast obawiają się aktywności obywateli i choć zgadzają się na zmiany w statutach, to dokonują ich w taki sposób, że mieszkańcy niechętnie korzystają z inicjatywy uchwa-
Mieszkańcy zgłaszają projekty uchwał
łodawczej. Ustawa powinna więc nie tylko potwierdzać, że narzędzie jest zgodne z prawem, lecz także bronić dobra mieszkańców przed autokratycznymi zapędami ich własnych przedstawicieli na poziomie lokalnym. Zgodnie z prezydenckim projektem ustawy, mieszkańcom ma przysługiwać inicjatywa uchwałodawcza we wszystkich sprawach, które nie są wprost zastrzeżone dla wójta, burmistrza czy prezydenta miasta (jak przygotowywanie uchwały budżetowej). Ponadto statut ma określać minimalną liczbę podpisów, która potrzebna jest do wystąpienia z inicjatywą uchwałodawczą – z zastrzeżeniem, że nie może ona przekraczać 15 procent uprawnionych do głosowania. To więcej niż potrzeba do ogłoszenia referendum lokalnego, dla którego wystarczy 10 procent. Ten próg powinien odpowiadać idei inicjatywy uchwałodawczej, a jest nią formalne zgłoszenie propozycji do rozpatrzenia. Mógłby on być związany z liczbą mieszkańców, by na przykład w miastach poniżej 100 tys. mieszkańców nie był on wyższy niż 500 podpisów, a w największych miastach nie przekraczał dwóch tysięcy. Przydatne byłoby ponadto zagwarantowanie w ustawie, że obywatelski projekt zostanie poddany pod głosowanie w przeciągu trzech miesięcy. Na dziś mamy natomiast jedynie sformułowanie, że powinien on zostać rozpatrzony przez radę bez zbędnej zwłoki. Prezydencki projekt zakłada, że statut ma określać uprawnienia wnioskodawców na etapie prac rady gminy nad projektem uchwały – to jednak nie to samo, co gwarancja, że ich pełnomocnik będzie mógł przedstawić projekt osobiście na sesji. Pomocne byłoby także jednoznaczne wskazanie tego, że wnioskodawcy mają prawo wnosić do projektu uchwały poprawki. Ujęcie obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej w ustawie powinno rozwiać wiele wątpliwości i miejmy nadzieję, że dzięki temu odejdą w zapomnienie wypowiedzi takie, jak ta przewodniczącego rady miasta Gdyni dla Gazety Wyborczej, który stwierdził, że „trudno zrównywać prawa legislacyjne radnych, wybieranych w wyborach i opłacanych, z prawami grupy mieszkańców”3. 3 Uchwały obywatelskie. Projekt Gdyni zbyt restrykcyjny?, Maciej Sandecki, Gazeta Wyborcza Trójmiasto, 8 czerwca 2010 r.
23
24
Obywatele Decydują
Dobrym pomysłem byłoby również zagwarantowanie mieszkańcom prawa wnoszenia poprawek do projektów uchwał, po zebraniu odpowiedniej liczby podpisów, bez względu na to, czy są to projekty uchwał radnych, prezydenta czy mieszkańców. Na dziś takie rozwiązanie funkcjonuje tylko w Sopocie, gdzie wystarczy do tego 25 podpisów.
Otoczenie prawne inicjatywy uchwałodawczej mieszkańców samorządu terytorialnego Krzysztof Izdebski
Otoczenie prawne inicjatywy...
Inicjatywa uchwałodawcza w samorządzie terytorialnym1 Sposób regulacji inicjatywy uchwałodawczej W ostatnim czasie na sile przybiera wciąż tocząca się dyskusja, dotycząca możliwości realizacji obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej – zaangażowały się w nią bowiem nie tylko organizacje pozarządowe, ale również sądy administracyjne. Debata owa polegała dotąd – i w jakiejś mierze polega do tej pory – na próbie rozstrzygnięcia rzekomego konfliktu między „demokracją przedstawicielską”, a „demokracją bezpośrednią”. Z jednej strony padają zarzuty o uprzedmiotowienie mieszkańców, z drugiej zaś – o chęć odebrania części władzy demokratycznie wybranym przedstawicielom społeczności. Co ciekawe, drugie z powyższych stanowisk wyrażają najczęściej nie radni, lecz pracownicy urzędów. Zwolennicy tego poglądu wskazują również na brak podstaw prawnych do wprowadzenia obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Olsztynie stwierdził wręcz, że: brak w ustawie o samorządzie gminnym regulacji dotyczących przyznania mieszkańcom prawa do wnoszenia pod obrady rady projektów uchwał ocenić należy jako wybór ustawodawcy i brak zgody na taką formę sprawowania władzy przez mieszkańców gminy. Pominięcie przez ustawodawcę tego środka oddziaływania przez mieszkańców na organ gminy powinno być traktowane jako świadome wyłączenie tej instytucji z uprawnień przysługujących mieszkańcom gminy, które nie zostało pozostawione regulacjom statutowym2.
Sędziowie pominęli jednak to, iż ustawa o samorządzie gminnym nie obdarzyła owym uprawnieniem również rad, klubów, czy grup radnych3. 1 Na potrzeby niniejszego opracowania posługiwać się będę przykładami zastosowania obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej, występującej na poziomie samorządu gminy oraz – wyjątkowo – miast na prawie powiatu. Wszystkie uwagi i oceny można odnieść do tej formy uczestnictwa w procesie decyzyjnym na wszystkich szczeblach samorządu. 2 Wyrok WSA w Olsztynie z dnia 17 października 2013 o sygn. akt II SA/Ol 171/13. 3 Ustawa o samorządzie gminnym przesądza pozytywnie wyłącznie o prawie inicjatywy uchwałodawczej wójta (art. 20 ust. 5 oraz art. 30 ust 2 pkt 1 ).
27
28
Obywatele Decydują
Przyjęcie wykładni językowej sprawia więc, że – zgodnie z obowiązującym prawem – jedynie wójt (burmistrz, prezydent) może inicjować proces legislacyjny w samorządzie, co nie odpowiada przecież powszechnej praktyce. Skoro zatem nikt nie podważa uprawnień rady lub jej komisji, dlaczego podważać uprawnienia mieszkańców? Istotna w tej kwestii staje się treść art. 169 ust. 4 Konstytucji RP4. Mówi on o tym, że ustrój wewnętrzny jednostek samorządu terytorialnego określają (w granicach ustaw) ich organy stanowiące (rady). To, co nie jest zabronione przez ustawę, może być więc w sposób autonomiczny określane przez odpowiednie organy uchwałodawcze. Zgodnie z normą, wyraźnie wskazaną w art. 3 ustawy o samorządzie gminnym5, o ustroju gminy (a więc również o sposobie procedowania uchwał) stanowi jej statut. Znajduje to potwierdzenie np. w wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego z dnia 8 lutego 2005 r.6, w którym stwierdzono: Statut gminy może normować wszystkie zagadnienia ustrojowe gminy nienormowane wyraźnie w ustawie, byleby nie był sprzeczny z jej przepisami.
Podkreślić trzeba, że poszerzenie statutu gminy o możliwość wnoszenia obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej jest zgodne z powszechnie obowiązującymi przepisami prawa (przy zastrzeżeniu, że istnieją obszary wskazane wyraźnie jako wyłączna kompetencja wójta, burmistrza, lub prezydenta). Naczelny Sąd Administracyjny (NSA) potwierdził to, orzekając: Przyznanie grupom mieszkańców inicjatywy uchwałodawczej, przy braku przepisów regulujących tę kwestię oraz w świetle wykładni systemowej ustawy o samorządzie gminnym i wspólnotowego charakteru jednostek samorządu terytorialnego, mieści się w granicach obowiązującego prawa, a tym samym prawa tego nie narusza7.
4 Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r. (Dz.U. 1997 nr 78 poz. 483 z późn. zm.). 5 Ustawa z dnia 8 marca 1990 o samorządzie gminnym (Dz. U. z 2001 r. Nr 142, poz. 1591 z późn. zm.). 6 sygn. akt OSK 1122/04. 7 Wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z 21 listopada 2013 r. o sygn. akt II OSK 1887/13.
Otoczenie prawne inicjatywy...
Na marginesie należy wskazać, że taką wykładnię NSA przyjął już prawie 20 lat temu8. To statut, jako akt ustrojodawczy, powinien regulować możliwość obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej. Dopuszczalne wydaje się przy tym, aby rozwiązania szczegółowe (techniczne) określone zostały w innej uchwale, ale z tym zastrzeżeniem, że muszą być one zgodne z postanowieniami statutu – tzn. nie wprowadzać dodatkowych ograniczeń. Prawo obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej a inicjowanie procedury przez inne podmioty Choć coraz więcej samorządów dopuszcza możliwość wnoszenia obywatelskich projektów uchwał, to jednak przykłady faktycznej realizacji tej idei są wciąż nieliczne. Dzieje się tak z różnych powodów. Po pierwsze, należy pamiętać że każdy proces legislacyjny jest dość skomplikowany. Jego przeprowadzenie wymaga opanowania specjalistycznej wiedzy, zarówno w zakresie merytorycznym (regulacja przedmiotu projektu uchwały), jak i technicznym (tzw. podstaw techniki legislacyjnej). Po drugie, tego rodzaju inicjatywa pociąga za sobą konieczność aktywizacji mieszkańców i przekonania przedstawicieli władzy, czyli zaangażowania zupełnie innych umiejętności. Po trzecie, osoby inicjujące procedurę uchwałodawczą nie dysponują na ogół zapleczem merytorycznym choćby porównywalnym z tym, którym dysponują organy wykonawcze gminy. Nie dysponują nim także rady, często uzależnione od wsparcia organizacyjnego i merytorycznego pracowników urzędu. Co zrobić, by zredukować ów deficyt wiedzy? Jak wskazują przedstawiciele doktryny, możliwe i wskazane jest, by inicjator procesu prawodawczego współdziałał z innym organem, posiadającym z mocy ustawy inicjatywę uchwałodawczą (w tej sytuacji: z organem wykonawczym i pracownikami podległego mu urzędu), w celu zapewnienia sobie pomocy merytorycznej bądź prawnej9. Należy również pamiętać o tym, że to radni będą decydować o przebiegu prac nad uchwałą i rozstrzygać o sukcesie 8 Wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z dnia 17 listopada 1995 r. (SA/Wr 2515/95). 9 A. Szewc, T. Szewc „Procedura uchwałodawcza w JST” [w:] „Wspólnota” nr 36/2009.
29
30
Obywatele Decydują
bądź porażce inicjatywy. To oni, uczestnicząc w procesie legislacyjnym na wszystkich etapach, posiadają wiedzę praktyczną dotyczącą jego przebiegu – od posiedzeń komisji, przez dyskusję, aż do momentu podjęcia decyzji na sesji plenarnej. Systematyczne współdziałanie z organem stanowiącym samorządu terytorialnego jest więc kolejnym – po opracowaniu projektu uchwały i zebraniu wymaganej liczby podpisów – krokiem, nastręczającym potencjalnych trudności. Propozycje tzw. ustawy prezydenckiej Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej wystąpił przed rokiem z inicjatywą ustawodawczą, przedkładając Sejmowi projekt ustawy o współdziałaniu w samorządzie terytorialnym na rzecz rozwoju lokalnego i regionalnego oraz o zmianie niektórych ustaw10. Projekt ów wprowadza m.in. pojęcie obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej, wyznaczając zakres jej regulacji w statutach gmin. Nowością są również propozycje rozwiązań możliwych do zastosowania w przypadku, gdy gmina nie uwzględnia takiego uprawnienia dla mieszkańców w swoim statucie. Prace nad projektem ustawy zostały tymczasowo wstrzymane. Warto jednak przyglądać się im uważnie, choćby dlatego, że proponowane postanowienia mogą mieć – w mojej ocenie – negatywne skutki dla powodzenia całego projektu wprowadzania demokracji bezpośredniej. Zaproponowana w art. 82-87 prezydenckiej ustawy procedura wydaje się w istocie pozbawiać mieszkańców możliwości realizacji inicjatywy uchwałodawczej. Jest to o tyle niepokojące, że ramy nowej ustawy mogą stanowić wzorzec dla tych samorządów, które nie uregulowały dotąd tej kwestii w statutach, lub też posłużyć innym za podstawę do zmiany regulacji już istniejących. Na niekorzyść obywateli. O jakich powodach do niepokoju mowa? Na przykład o określeniu minimalnej liczby osób, stanowiących grupę inicjatywną odpowiedzialną za przygotowanie projektu uchwały oraz dalsze zbieranie podpisów. Sugestia ustawodawcy, by owa liczba wynosiła 1% uprawnionych do głosowania mieszkańców gminy albo powiatu (ale nie mniej niż 100 osób), 10 Druk nr 1699
Otoczenie prawne inicjatywy...
jest w wielu przypadkach warunkiem prawie niemożliwym do spełnienia – dotyczy to nie tylko małych gmin wiejskich, lecz także dużych miast, takich jak Warszawa. Wątpliwym staje się nawet sens powoływania samej grupy inicjatywnej w sytuacji, gdy ta nie będzie posiadać realnej możliwości aktywnego udziału w toku całego procesu uchwałodawczego. Niezależnie jednak od zaangażowania osób skupionych w owej grupie, będzie ona musiała zmobilizować do poparcia projektu uchwały 15% uprawnionych do głosowania mieszkańców gminy lub powiatu (nie mniej jednak niż 600 osób). Jeśli wziąć pod uwagę, że średnia frekwencja w wyborach samorządowych w 2010 r. wyniosła niewiele ponad 35%11, można łatwo obliczyć, iż złożenie projektu uchwały wymaga zaangażowania połowy osób, które wzięły udział w wyborach. Wydaje się to rozwiązaniem niezrozumiałym – zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, iż ostateczną decyzję co do przyjęcia lub odrzucenia uchwały podejmuje rada gminy. Angażowanie tak dużej liczby mieszkańców, bez jakiejkolwiek gwarancji sukcesu inicjatywy, będzie działaniem nieracjonalnym. Regulacje dotyczące obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej powinny być określane jedynie przez statuty gmin, a więc na poziomie samorządowym. Postanowienia tych statutów powinny odzwierciedlać specyfikę danej wspólnoty lokalnej, a przede wszystkim zmierzać w kierunku realnych możliwości partycypacji mieszkańców w kształtowaniu otoczenia prawnego samorządu (a więc: prawa lokalnego).
W stronę obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej Działania ukierunkowane na wprowadzenie możliwości zgłaszania obywatelskich projektów uchwał Niezależnie od charakteru opisywanych wcześniej trudności, podstawową barierą w wielu przypadkach pozostaje zwykła niechęć radnych lub wójtów (burmistrzów, prezydentów) wobec możliwości wpisania inicjatywy uchwałodawczej w porządek ustrojowy samorządu. Gdzieniegdzie zdarza 11 http://wybory2010.pkw.gov.pl/att/2/pl/000000.html#tabs-1
31
32
Obywatele Decydują
się też, że choć przepisy ustrojowe dopuszczają istnienie takiej inicjatywy, to jednak ich kształt utrudnia (bądź uniemożliwia) jej realizację. Innymi słowy, mieszkańcy muszą niejednokrotnie brać sprawy we własne ręce i wpływać na decydentów. Istnieje wiele „społecznych” sposobów wywierania nacisku (demonstracje, pikiety, maratony listów, petycje…), warto jednak wziąć pod uwagę również skorzystanie z instrumentów, wyznaczanych przez przepisy prawa. Jedną z takich form oddziaływania jest (jak się wydaje) niedoceniana instytucja wniosku, o której mowa w art. 63 Konstytucji RP, a której uszczegółowienie znaleźć można w art. 241 i kolejnych Kodeksu postępowania administracyjnego (Kpa)12. Przedmiotem wniosku mogą być w szczególności sprawy ulepszenia organizacji, wzmocnienia praworządności, usprawnienia pracy i zapobiegania nadużyciom, ochrony własności, lepszego zaspokajania potrzeb ludności – wydaje się on więc najodpowiedniejszą formą dla wyrażenia postulatu wprowadzenia lub zmiany regulacji obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej. Przewagą tego środka wpływu na decydentów nad innymi jest to, że reprezentanci władz muszą się do przedstawionych w ten sposób postulatów ustosunkować – i to w ściśle określonym terminie. Choć i ten instrument nie daje gwarancji odniesienia sukcesu, to jednak dzięki niemu można dość szybko zapoznać się z opinią samorządu na konkretny temat i uzyskać urzędową deklarację rozstrzygnięcia propozycji zmiany. Zastosowanie trybu wnioskowego nie oznacza oczywiście, że należy ograniczyć się jedynie do działań na drodze formalnej. Wszelkie inicjatywy społeczne, towarzyszące złożeniu wniosku (a więc również manifestacje), zwiększają szansę na jego pozytywne rozpatrzenie. Wniosek można złożyć indywidualnie lub wspólnie z innymi osobami (bądź też w imieniu określonej grupy). Pismo kieruje się do tych organów, które są właściwe w sprawie, tzn. mogą skutecznie przesądzić o realizacji danych postulatów. Prawo do dokonywania zmian w statucie gminy ma przede wszystkim rada oraz organ wykonawczy, to one powinny być więc adresatami wniosku. Jak mówi art. 242 §2 Kpa, wniosek skierowany do rady (która jest ciałem kolegialnym) musi być rozpatrzony podczas se12 Ustawa z dnia 14 czerwca 1960 r. Kodeks postępowania administracyjnego.( Dz. U. z 2013 r. poz. 267 z późn zm.)
Otoczenie prawne inicjatywy...
sji. Samodzielne odrzucenie i stwierdzenie niezasadności wniosku przez przewodniczącego rady należy uznać za złą praktykę. Przewodniczący nie pełni bowiem funkcji organu – on jedynie organowi przewodniczy i organizuje jego pracę. Wynika to bezpośrednio z treści art. 19 ust. 2 ustawy o samorządzie gminnym. Rozstrzygnięcie wniosku leży w gestii rady. Zgodnie z art. 244 w zw. z art. 237§1 Kpa, organ ma miesiąc na udzielenie odpowiedzi (art. 245 Kpa daje możliwość przedłużenia terminu załatwienia wniosku do 2 miesięcy). W przypadku przekroczenia tego terminu wnioskodawcom przysługuje zażalenie bądź skarga, o której mowa w art. 227 Kodeksu. We wniosku o wprowadzenie lub modyfikację zapisów o obywatelskiej inicjatywie uchwałodawczej, powinno się powołać na podstawy prawne (np. poprzez przywołanie tezy wyroku NSA z 21 listopada 2013 r.) oraz wskazać zalety takiego rozwiązania, odnosząc się do podobnych praktyk w innych gminach. Wniosek nie musi zawierać propozycji konkretnych rozwiązań w zakresie regulacji inicjatywy, ale dobrze byłoby przynajmniej zarysować w nim wizje dotyczące postulowanej ilości niezbędnych podpisów, terminów rozpatrzenia projektu przez radę lub zakresu współdziałania mieszkańców z przedstawicielami urzędu. Przykłady regulacji inicjatywy uchwałodawczej w polskich samorządach Mimo tego, że w ostatnich latach wzrasta zainteresowanie formami bezpośredniego wpływu mieszkańców na działania samorządu terytorialnego, liczba gmin, które umożliwiają realizację obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej jest stosunkowo niewielka. Dla przykładu, w trakcie monitoringu przeprowadzonego w ramach kampanii Fundacji Batorego „Masz głos, masz wybór”, ustalono, że w województwie podlaskim zaledwie 6 jednostek samorządu terytorialnego na 133 (gminy, powiaty, samorządy województw) posiada stosowne regulacje w tym zakresie13. Sytuacja w innych wojewódz-
13 J. Ruszewski. Monitoring podlaskich jednostek samorządu terytorialnego w zakresie istnienia w statutach jednostek, inicjatywy uchwałodawczej składanej przez mieszkańców [dokument niepublikowany, udostępniony przez autora]
33
34
Obywatele Decydują
twach wygląda podobnie14. Co więcej, nawet rozwiązania już istniejące z trudem można poddać ocenie, choćby z uwagi na to, że na ich podstawie projekty uchwał były kierowane do władz incydentalnie lub wcale. W skali kraju zwraca uwagę przede wszystkim zróżnicowanie liczby głosów, potrzebnej do poddania projektu pod głosowanie. W gminie Kosakowo (woj. pomorskie), zamieszkanej przez ok. 9000 mieszkańców (w tym ponad 6000 z prawem głosu), wymagane jest zebranie 500 podpisów15. Tymczasem w gminie Kętrzyn (woj. warmińsko-mazurskie), przy podobnej liczbie mieszkańców, projekt trafi na sesję rady decyzją 70 z nich16. Niektóre gminy wymagają, aby projekt uchwały spełniał szereg określonych w statucie warunków, a więc by zawierał: tytuł, podstawę prawną, postanowienia merytoryczne, określenie źródła finansowania (w miarę potrzeby) oraz określenie organu odpowiedzialnego za wykonanie uchwały i złożenia sprawozdania (jak w gminie Kłodawa17). W statucie przywołanej wcześniej gminy Kosakowo znalazł się zapis o tym, że postanowienia projektu mają być zaprezentowane w formie paragrafów, a sam projekt musi posiadać zwięzłe uzasadnienie. Ten sam statut nakłada również na wyznaczonych przez wójta pracowników urzędu zobowiązanie do pomocy mieszkańcom w przygotowaniu projektów uchwał. Ciekawe rozwiązanie przyjęto również w Rabie Wyżnej – w tej gminie projekt przygotowuje zawsze wójt (bez względu na to, kto był jego inicjatorem), a grupa mieszkańców (minimum 25) zgłasza jedynie przewodniczącemu rady propozycję uregulowania w uchwale określonej sprawy18. Przykładem dobrej praktyki jest gmina Kętrzyn, w której projekt złożony przez mieszkańców nie musi nawet zawierać wszystkich elementów formalno-merytorycznych, jest bowiem opracowywany pod tymi względami przez właściwą komórkę urzędu. Warto w tym kontekście zwrócić uwagę na art. 14 Z badań przeprowadzonych przez Fundację im. Stefana Batorego wynika, że jest to i tak możliwe w zaledwie co dziesiątym samorządzie. Źródło: http://www.maszglos.pl/wp-content/uploads/2012/01/Bez-prawa-do-proponowania.pdf [Dostęp 29 maja 2014 r.] . 15 Uchwała Nr XVII/100/2011 Rady Gminy Kosakowo z dnia 24 listopada 2011 r. 16 Uchwały Nr IX/36/2007 Rady Gminy Kętrzyn z dnia 30 maja 2007 r. w sprawie Statutu Gminy Kętrzyn 17 Uchwała nr XXX/223/09 Rady Gminy Kłodawa z dnia 25 lutego 2009 r. w sprawie uchwalenia statutu Gminy Kłodawa 18 Uchwała nr LIII/458/2010 rady gminy Raba Wyżna z dnia 4 listopada 2010 r. w sprawie: uchwalenia Statutu Gminy Raba Wyżna
Otoczenie prawne inicjatywy...
30 ust. 2 pkt 1 ustawy o samorządzie gminnym, zgodnie z którym jednym z zadań wójta jest przygotowywanie projektów uchwał rady gminy. Zdaniem niektórych przedstawicieli doktryny oznacza to, że wójt ma obowiązek przygotowania projektu uchwały – niezależnie od podmiotu ją inicjującego19. Czasem pojawia się również wymóg opatrzenia projektu opinią adwokata bądź radcy prawnego w zakresie jego zgodności z prawem (np. w Poznaniu20). Wydaje się to niepotrzebne, choćby z uwagi na to, że w toku procedury uchwałodawczej tak czy owak przechodzi on weryfikację (jak każdy inny projekt). Ostateczną odpowiedzialność za zgodność uchwały z przepisami powszechnie obowiązującego prawa ponosi rada, nadzorowana w tym zakresie przez właściwego wojewodę. To w jej interesie (oraz pośrednio organu wykonawczego) leży sprawdzenie tego, czy zaproponowane rozwiązania mogą zostać wprowadzone w życie. W proces uchwałodawczy, z oczywistych względów, zaangażowani są radni i urzędnicy (w tym skarbnik). Dlaczego oczekiwać więc tego, by to sami obywatele weryfikowali poprawność projektu pod względem formalno-merytorycznym? Ich ustalenia nie mają wszak charakteru wiążącego, za to proces ów może doprowadzić do „zawieszenia w próżni” toku inicjatywy uchwałodawczej. Zwłaszcza, że sam projekt, nawet w przypadku przyjęcia go pod obrady, może być w każdej chwili zmodyfikowany, co i tak wymaga od urzędników monitorowania jego zgodności z prawem. Wiele z przyjętych rozwiązań ma ponadto charakter zbyt szczegółowy – z jednej strony dzięki temu można uregulować sprawę w sposób kompleksowy, z drugiej zaś – istnieje zagrożenie popadnięcia w „kazuistykę”, która może zniechęcać mieszkańców do podejmowania działań. Pozytywnym aspektem tej szczegółowości jest jednak np. precyzyjne określenie terminów rozpatrzenia projektu, zarówno w toku jego opiniowania przez organ wykonawczy, jak i w momencie podjęcia działań przez radę (patrz: Gdańsk21). 19 R. Budzisz, Doskonalenie modelu organu wykonawczego gminy w prawie polskim, Warszawa 2010, s. 154 20 uchwała nr LXXX/1202/V/2010 rady miasta Poznania z dnia 9 listopada 2010 r. w sprawie uchwalenia Statutu Miasta Poznań 21 uchwała nr LI/1431/10 rady miasta gdańska z dnia 26 sierpnia 2010 r. w sprawie uchwalenia Statutu Miasta Gdańska
35
36
Obywatele Decydują
Realizacja inicjatywy uchwałodawczej Zakres przedmiotowy uchwał Jak wspomniano na początku, jednym z największych wyzwań wydaje się nie tyle przekonanie decydentów do wprowadzenia instytucji inicjatywy uchwałodawczej, ile zrealizowanie tego uprawnienia w praktyce. Pierwszy problem dotyczy samego określenia tego, co jest uchwałą rady gminy. Zdaniem przedstawicieli doktryny, forma uchwały jako sposób wypowiadania się rady w sprawach wynikających z przepisów materialnego prawa administracyjnego jest jedynym sposobem uzewnętrzniania stanowiska rady, nawet jeśli wprost nie wynika to z przepisu prawa22.
Pamiętać jednak należy, że każda uchwała powinna zawierać podstawę prawną – jej brak jest traktowany jako niezgodny z wyrażoną w art. 7 Konstytucji RP zasadą praworządności, a więc jako rażące naruszenie prawa. Co może stać się przedmiotem obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej? Z pewnością to co określa się jako zadania własne gminy. Art. 7 ustawy o samorządzie gminnym wymienia cały szereg takich zadań, zaczynając od spraw związanych z infrastrukturą, pomocą społeczną i edukacją, a kończąc na promocji gminy. Na powyższy przepis można jednak powoływać się tylko wtedy, gdy istnieje do tego podstawa, zawarta w prawie materialnym. Ciekawym przykładem (choć niekoniecznie wartym naśladowania) może być złożenie przez mieszkańców Dąbrowy Białostockiej projektu uchwały w sprawie zwiększenia liczby punktów sprzedaży napojów alkoholowych. Kompetencje decyzyjne rady gminy w tym zakresie zostały ujęte wprost w ustawie o przeciwdziałaniu alkoholizmowi i wychowaniu w trzeźwości23. W Katowicach, z inicjatywy mieszkańców, debatowano nad uchwałą dotyczącą ulg dla rodzin wielodzietnych, co z kolei należy do obszaru zadań 22 A. Wierzbica [w:] B. Dolnicki (red.) Ustawa o samorządzie gminnym. Komentarz, Warszawa 2010, s. 221 23 z dnia 26 października 1982 r. o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi (Dz. U. z 2012 r. poz. 1356 z późn. zm.)
Otoczenie prawne inicjatywy...
gminy określanych w ustawie o pomocy społecznej24. Ważne jest, aby uchwała dotyczyła tych zadań, które należą do właściwości danej jednostki samorządu terytorialnego25 – przedmiotem uchwały rady gminy nie może być np. zgoda na remont drogi wojewódzkiej. Sam zakres tematyczny projektów może być bardzo szeroki, choć oczywiście w niektórych statutach istnieją pewne ograniczenia. Na przykład w Łebie ustalono, że obywatelska inicjatywa uchwałodawcza nie może dotyczyć bezpośrednio spraw przedstawicieli samorządu, takich jak: ustalanie wynagrodzenia, wysokość diet, powoływania, odwoływania, czy wyboru tychże. Technika legislacyjna w praktyce – tworzenie projektu uchwały Ustawa o samorządzie gminnym nie precyzuje tego, jakie elementy powinna właściwie zawierać uchwała – reguluje jedynie sposób jej przyjmowania. Te z elementów, które zawarto we wspomnianych wyżej regulacjach statutowych, są określone dość ogólnikowo. Należy więc odwołać się do §143 załącznika do Rozporządzenia Prezesa Rady Ministrów z dnia 20 czerwca 2002 r. w sprawie „Zasad techniki prawodawczej”. Paragraf ten mówi, że w odniesieniu do aktów prawa miejscowego (a zdaniem przedstawicieli doktryny – w odniesieniu do każdej uchwały26) stosuje się odpowiednie przepisy, dotyczące techniki tworzenia innych wskazanych aktów prawnych. Anna Wierzbica wskazuje, że uchwała powinna zawierać tytuł, przepisy merytoryczne oraz przepisy o wejściu uchwały w życie (§14 ust. 1 załącznika)27. Tytuł powinien zawierać: oznaczenie rodzaju aktu, nazwę organu wydającego uchwałę, datę, czy określenie przedmiotu uchwały (§120 ust. 1 załącznika). Powinien więc brzmieć na przykład tak: „Uchwała nr VI/54/2003 rady miasta Żagania z dnia 27 lutego 2003 r. w sprawie Statutu Gminy Żagań o statusie miejskim”. Tekst uchwały powinien rozpoczynać przepis ustawy, zawierający upoważnienie do jej (uchwały) podjęcia. Zgodnie z §124 załącznika, podsta24 Ustawa z dnia 12 marca 2004 r. o pomocy społecznej (Dz. U. z 2013 r. poz. 182 z późn. zm) 25 A. Szewc, T. Szewc, Uchwałodawcza działalność organów samorządu terytorialnego, Warszawa 2010, s. 121 26 J. Kunert, Zasady techniki prawodawczej w procesie stanowienia prawa miejscowego, Sam. Teryt. 2008, nr. 1-2 27 A. Wierzbica, op. cit.
37
38
Obywatele Decydują
wową jednostką redakcyjną i systematyzacyjną uchwały jest paragraf („§”), który można dzielić na ustępy, następnie na punkty i w dalszej kolejności litery. Projekt musi zawierać również uzasadnienie (§131 ust. 1 załącznika). Co do treści, należy przyjąć, iż nie powtarza się w niej przepisów ustaw, ratyfikowanych umów międzynarodowych i rozporządzeń. Naruszenie tej zasady techniki prawodawczej stanowi przede wszystkim nieuprawnione wejście prawodawcy miejscowego w sferę kompetencji zastrzeżonych wyłącznie dla ustawodawcy28.
Oczywiście są to jedynie przykładowe zasady, w oparciu o które tworzone powinny być projekty uchwał. Pamiętać należy również m.in. o zasadach logiki prawniczej w konstruowaniu poszczególnych norm oraz o tajnikach wykładni przepisów prawa. Jak widać, profesjonalne przygotowanie projektu wymaga doświadczenia w tym zakresie. Doświadczenia, bez którego osiągnięcie celu może być trudne, lub wręcz niemożliwe. Stąd postulat o stworzenie przez decydentów pola do współpracy mieszkańców z wyspecjalizowanym legislatorem, a jeszcze lepiej – z odpowiednimi pracownikami urzędu gminy. Meandry procedury (kwestie pozostałe) Ze wszystkiego, co napisano dotąd, można wysnuć wniosek, iż obywatelska inicjatywa uchwałodawcza nie jest wolna od kwestii spornych i problemów. Jednym z nich jest kwestia usprawnienia całego procesu z jednoczesnym zachowaniem podstawowych zasad partycypacji społecznej. W wielu samorządach, które zawarły stosowne regulacje w swoich statutach, procedura realizacji inicjatywy uchwałodawczej jest dwuetapowa. Pierwszy etap to działania grupy inicjatywnej, której wielkość ustala statut danej gminy. To ona faktycznie inicjuje cały proces i to ona – po tym, gdy projekt zaopiniują właściwe organy – rozpoczyna zbieranie podpisów od mieszkańców. Przypomina to kalkę z procedury zaangażowania mieszkańców w związku z przeprowadzeniem referendum lokalnego. Szczegółowo 28 Wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z dnia 5 kwietnia 2013 r. II GSK 2114/11.
Otoczenie prawne inicjatywy...
określona w ustawie z dnia 15 września 2000 o referendum lokalnym29 kolejność działania, zakłada właśnie podjęcie formalnych czynności przez stosunkowo nieliczną grupę mieszkańców (powiadomienie o zamiarze przeprowadzenia referendum) i przystąpieniu tejże – po spełnieniu wymaganych prawem warunków – do dalszych działań, polegających głównie na zebraniu wymaganej liczby podpisów (faktyczne zainicjowanie działania). Nie wydaje się, by powielanie procedury typowej dla odmiennej instytucji demokracji bezpośredniej, było w tym przypadku dobrym pomysłem. O ile w przypadku referendum grupa inicjatywna ma jasno określoną rolę, to w przypadku tematu niniejszego tekstu owa rola jest dość wyeksponowana. Można powiedzieć wręcz, że w tym przypadku inicjatywa uchwałodawcza obywateli zmienia się w istocie w inicjatywę uchwałodawczą grupy inicjatywnej (która uzyskuje poparcie mieszkańców dla swoich pomysłów). Wydaje się to prowadzić do biurokratyzacji całej procedury i w konsekwencji – do nierównego traktowania uczestników procesu uchwałodawczego. Warto bowiem przypomnieć, że do tego schematu nie muszą stosować się inne podmioty inicjujące proces prawodawczy w samorządzie. Dlatego właśnie uważam rozwiązanie zaproponowane w tzw. ustawie prezydenckiej za nieuzasadnione i przeciwskuteczne. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Olsztynie podsumował to dość trafnie, uznając niezgodność z prawem niektórych postanowień statutu miasta: Skoro lokalny prawodawca zdecydował się przyznać prawo inicjatywy uchwałodawczej określonej grupie mieszkańców – co najmniej 150 osób, to projekt tej konkretnie grupy powinien wszczynać postępowanie w sprawie tego projektu, którego przebieg, poza uwzględnieniem właściwych cech, charakterystycznych dla podmiotu inicjującego postępowanie, takich jak np. reprezentacja, czy sprawdzenie posiadania czynnego prawa wyborczego przez osoby podpisujące projekt, nie powinien odbiegać zasadniczo od procedury nadania biegu projektom uchwał przygotowanych przez pozostałe uprawnione podmioty. (…) Nie ma podstaw do wyodrębniania grupy inicjatywnej i określania procedury, której wyczerpanie dopiero warunkuje nadanie biegu projektowi uchwały 29 Dz. U. z 2013 r. poz. 706.
39
40
Obywatele Decydują
pochodzącej od grupy co najmniej 150 mieszkańców posiadających czynne prawo wyborcze (…)30.
Kompromisowe w tej materii wydają się zapisy statutu miasta Sopot31 – tam grupa inicjatywna może być stosunkowo niewielka, zaś jej członkowie mają prawo m.in. do wnoszenia poprawek do projektu uchwał mieszkańców. Jednak, przy pełnym zrozumieniu dla potrzeby szybkiego podejmowania decyzji i „negocjacji” z radnymi w toku pracy nad dokumentem, można wyrażać poważne wątpliwości co do tego, czy ostateczny kształt uchwały będzie zgodny z tym, co poparli świadomie mieszkańcy.
Kształt inicjatywy uchwałodawczej: postulaty Za przyszły kształt inicjatywy uchwałodawczej odpowiadają zarówno decydenci, jak i obywatele. Uregulowanie tej instytucji w ramach statutów gmin otwiera szereg nowych możliwości – z łatwością można wyobrazić sobie istnienie takiego jej modelu, który przy jednoczesnym poszanowaniu energii mieszkańców zadba o wysoką jakość zgłaszanych przez nich projektów. Co zrobić, by do tego doszło? Po pierwsze: ustalić na rozsądnym poziomie liczbę wymaganych podpisów. Nie może być ona określana na podstawie dowolnej oceny lub odniesienia się do przykładów gmin podobnej wielkości (nieważne, czy idzie o „procenty” czy o liczbę podpisów). Wspólnoty samorządowe różnią się od siebie choćby średnim poziomem frekwencji wyborczej czy zakresem zaangażowania obywateli w działania organizacji pozarządowych i w życie społeczne jako takie. Jeśli mówi się, że jednym z celów obywatelskiej inicjatywy jest pobudzenie aktywności, to tym bardziej nie można wymagać, żeby pod projektem uchwały podpisało się tylu mieszkańców, ilu np. głosowało w wyborach samorządowych. 30 Wyrok WSA w Olsztynie z 23 stycznia 2014 o sygn. akt II SA/Ol535/13 31 Uchwała Nr XI/115/2011 rady miasta Sopot z dnia 9 września 2011 r. w sprawie uchwalenia Statutu Miasta Sopotu
Po drugie, niezbędnym jest zwiększenie roli wójta w całym procesie oraz zakresu jego odpowiedzialności za poprawne opracowanie projektu uchwały. Jeszcze przed rozpoczęciem zbierania podpisów powinno zostać potwierdzone, że projekt spełnia wymogi formalno-prawne (ergo: nie może być już odrzucony z „przyczyn technicznych”), tak, by późniejszy proces prawodawczy obfitował jedynie w spór o racje polityczne. Radni muszą zrozumieć, że praca nad projektami zgłaszanymi przez mieszkańców jest najprostszą drogą do spełnienia oczekiwań wyborców. Po trzecie i najważniejsze: potrzebujemy dobrej edukacji prawnej na każdym szczeblu oświaty. Bez spełnienia tego postulatu nie ma co liczyć na autentyczne zaangażowanie mieszkańców w materii, która zwyczajnie ich przerasta.
Obywatelska inicjatywa uchwałodawcza receptą na wzrost uczestnictwa w życiu publicznym? Borys Martela
Obywatelska inicjatywa uchwałodawcza...
Wprowadzenie obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej to coraz częstszy postulat środowisk prodemokratycznych. W ostatnich latach wiele grup działających lokalnie domagało się przyznania mieszkańcom prawa do tego, by mogli oni samodzielnie, bez konieczności liczenia na pośrednictwo radnych, składać swoje propozycje uchwał1. Podejmowano również starania, by podobne rozwiązanie wprowadzić powszechnie, we wszystkich gminach i miastach w Polsce. Ten ostatni wysiłek już niedługo może zakończyć się sukcesem, bowiem z propozycją wpisania tego narzędzia do ustawy o samorządzie gminnym wystąpiła Kancelaria Prezydenta RP, Bronisława Komorowskiego. Pomimo tego, że część przedstawionych propozycji ustawowego uregulowania obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej wydaje się dyskusyjna (zob. np. artykuł Krzysztofa Izdebskiego w tym tomie), to istnieje ogromna szansa na to, że obywatelska inicjatywa uchwałodawcza już wkrótce stanie się normą w polskim samorządzie. To duże osiągnięcie, biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze kilka lat temu mówiono o kontrowersjach dotyczących legalności stosowania podobnego mechanizmu na gruncie polskiego prawa2. Póki co jednak, potencjał obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej w Polsce wciąż nie jest w pełni wykorzystany. Po pierwsze dlatego, że w stosunkowo niewielu jednostkach samorządu terytorialnego (JST) obywatele mają w ogóle możliwość inicjowania powstawania prawa lokalnego poprzez składanie projektów uchwał do rady. Po drugie zaś, nawet jeśli takie uprawnienie zagwarantowano im w statutach niektórych samorządów, to korzysta się z tego w umiarkowanym stopniu. Rzadko pisze się o tym, dlaczego tak się dzieje. Większość tekstów dotyczących obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej skupia się albo na samej idei pogłębiania demokracji bezpośredniej na poziomie lokalnym, albo też na opisie procedur obowiązujących w poszczególnych samorządach. Znacznie mniej uwagi poświęca się badaniu dostępności tego narzędzia na poziomie lokalnym, a jeszcze mniej – jego faktycznemu wykorzystaniu. 1 Podobne próby wspierane były m.in. w ramach akcji „Masz głos, masz wybór” prowadzonej przez Fundację im. Stefana Batorego oraz partnerów. Więcej informacji na stronie: www.maszglos.pl. 2 H. Izdebski, Podstawy prawne wprowadzenia instytucji inicjatywy uchwałodawczej mieszkańców do statutów jednostek samorządu terytorialnego, Warszawa 2013. (http://www.isp.org.pl/decydujmyrazem/uploads/filemanager/Inicjatywauchwaodawczaekspertyzaprof.Izdebskiego.pdf).
43
44
Obywatele Decydują
Tymczasem, choć kwestie związane z konkretnymi rozwiązaniami proceduralnymi są bez wątpienia istotne, to wydaje się, że samo usprawnienie regulacji nie wystarczy do tego, by mieszkańcy chcieli się zaangażować w proces stanowienia prawa lokalnego. Bez próby odpowiedzi na pytanie o to, dlaczego tak mało projektów uchwał było do tej pory zgłaszanych nawet w samorządach, w których było to relatywnie łatwe, nie będziemy w stanie przewidzieć, czego po obywatelskiej inicjatywie uchwałodawczej możemy spodziewać się w przyszłości. W tekście będę skupiał się przede wszystkim na zapewnionej w statutach poszczególnych JST możliwości zgłaszania projektów przez samych mieszkańców. Pominę przy tym inne rozwiązania z niektórych samorządów, takie jak obdarzanie inicjatywą uchwałodawczą jednostek pomocniczych (osiedli, dzielnic, czy sołectw). Praktyka i kontrowersje wokół obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej w Polsce Trudno jednoznacznie stwierdzić, w ilu samorządach mieszkańcy mają zagwarantowane prawo do przedkładania radom projektów uchwał. Dostępne dane mają w znacznej mierze charakter szacunkowy, a podawane liczby bywają dość rozbieżne. Według ogólnopolskiego monitoringu losowo wybranych biuletynów informacji publicznej gmin i miast, który przeprowadziła Fundacja im. Stefana Batorego w sierpniu 2013 roku, jedynie 11 procent JST umocowało obywatelską inicjatywę uchwałodawczą w swoich statutach3. Wyższe szacunki przedstawia Grzegorz Makowski, który w swoim artykule powołuje się na wyniki badań ilościowych stanu partycypacji publicznej, przeprowadzonych przez Instytut Spraw Publicznych (ISP) w projekcie „Decydujmy razem”. Według zaprezentowanych tam danych, blisko 41 procent gmin uregulowało w swoich statutach obywatelską inicjatywę uchwałodawczą4. Za tak dużą dysproporcję w szacunkach może częściowo odpowiadać 3 Kkż/Serwis Samorządowy PAP, Miej inicjatywę. Ograniczony wpływ mieszkańców na miejscowe prawo, depesza z dn. 10.09.2013 (http://www.samorzad.pap.pl/depesze/demo/128548/Miej-inicjatywe--Ograniczony-wplywmieszkancow-na-miejscowe--prawo). 4 G. Makowski, Obywatelska inicjatywa uchwałodawcza – prawo i praktyka [w:] A. Olech (red.), Dyktat czy uczestnictwo? Diagnoza partycypacji publicznej w Polsce, tom I, Warszawa 2012, s. 298.
Obywatelska inicjatywa uchwałodawcza...
inna operacjonalizacja terminu. W badaniu ISP, w pytaniu o występowanie inicjatywy uchwałodawczej, uwzględniono bowiem również rozwiązania pozwalające na zgłaszanie projektów uchwał przez jednostki pomocnicze (osiedla lub sołectwa). Jak twierdzi Makowski, jest to „dość często spotykane rozwiązanie”5, jednak niekoniecznie musi to oznaczać, że mieszkańcy badanych gmin również mają podobne uprawnienia. Jak pokazują powyższe dane, określenie dokładnej liczby samorządów, w których mieszkańcy mogą składać do rad projekty uchwał, jest trudne. Bez wątpienia jednak podobne gminy stanowią w naszym kraju mniejszość. Pomysł wprowadzenia obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej w większej liczbie samorządów trafia na duży opór władz, zarówno wykonawczych, jak i stanowiących. Część wójtów, burmistrzów i prezydentów, jak również i samych radnych, z dużym zaangażowaniem broni swojej uprzywilejowanej pozycji w procesie inicjowania tworzenia aktów prawa lokalnego. Argumenty, które są przy tej okazji wysuwane, są na ogół podobne, bez względu na to, o którą gminę chodzi. Przedstawiciele władz odwołują się najczęściej do idei demokracji przedstawicielskiej, twierdząc, że mieszkańcy wybierają swoich reprezentantów właśnie po to, by nie musieć samodzielnie tworzyć prawa lokalnego. Zawsze mogą się wszak zwrócić do jednego z radnych i przekonać go o słuszności swojego pomysłu. Pojawiają się również stwierdzenia o niskim zainteresowaniu obywateli podobnym uprawnieniem albo wręcz przeciwne – że wprowadzenie obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej w danej JST doprowadzi do paraliżu prac rady gminy, która zostanie zarzucona ogromną liczbą projektów6. Środowiska społeczników przeciwstawiają się temu rozumowaniu, odwołując się do nadrzędnych wartości związanych z obywatelską aktywnością. Dowodzą, że demokracja nie polega jedynie na udziale w wyborze naszych reprezentantów, lecz na aktywnym i nieprzerwanym uczestnictwie w życiu politycznej wspólnoty. Obywatelska inicjatywa uchwałodawcza jest zaś jednym z tych narzędzi demokracji bezpośredniej, które są w stanie 5 Ibidem, s. 291. 6 Zob. np. K. Włodkowska, Obywatele nie gryzą [w:] „Gazeta Wyborcza”, wyd. lokalne w Trójmieście z dn. 27.05.2010, s. 2 oraz D. Steinhagen, Uchwała jak scyzoryk [w:] „Gazeta Wyborcza”, wyd. lokalne w Częstochowie z dn. 2.07. w2011, s. 2.
45
46
Obywatele Decydują
zaktywizować mieszkańców oraz wpłynąć na ich upodmiotowienie. Powyższy spór jest jednak interesujący przede wszystkim ze względu na to, że obnaża wyobrażenia, jakie obie grupy aktorów mają na temat lokalnych społeczności. Zauważalna jest również utrzymująca się różnica zdań w kwestii nadrzędnych wartości w samorządzie. Tak jak w wynikach badań ilościowych, tak i podczas debat na temat obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej widać, że tam, gdzie strona społeczna akcentuje znaczenie demokracji i samorządności, władza woli podkreślać rolę efektywności gwarantującej skuteczne zarządzanie7. Gdy jednak przychodzi do opisu stanu faktycznego, okazuje się, że zarówno obawy przedstawicieli organów samorządu, jak i nadzieje aktywistów, są mocno przesadzone. Ani inicjatywa uchwałodawcza nie doprowadziła do paraliżu prac żadnej JST, ani też nie ma na razie zbyt mocnych dowodów na to, że jej wprowadzenie faktycznie przyczynia się w znacznym stopniu do wzrostu aktywności obywatelskiej. Jak pisze Makowski, analizy w ramach wspomnianego już badania ilościowego w projekcie „Decydujmy razem”, wykazały tylko słaby związek między stosowaniem inicjatywy uchwałodawczej mieszkańców a wartością indeksu. Korelacje dały co prawda wynik pozytywny, ale nieistotny statystycznie. Oznacza to, że – ogólnie rzecz biorąc – tam, gdzie do organów stanowiących wpływały projekty uchwał przygotowywane przez mieszkańców (niezależnie od trybu), tam wartość indeksu partycypatywności była ogólnie wyższa. Nie sposób jednak stwierdzić na podstawie danych, którymi dysponujemy, czy i w jakim stopniu mechanizm obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej rzeczywiście przyczynia się do większego zaangażowania mieszkańców w lokalne życie publiczne8.
Warto również uwagę zwrócić na fakt, że nawet w gminach, w których inicjatywę obywatelską wprowadzono, narzędzie to stosowane jest stosunkowo rzadko. Na potrzeby artykułu skontaktowałem się z biurami rad kilku 7 Por. A. Urbanik, Warsztaty dialogu społecznego: w stronę pogłębionego procesu [w:] B. Lewenstein (red.), Lokalny dialog obywatelski. Refleksje i doświadczenia, Warszawa 2011. 8 G. Makowski, op. cit., s. 302.
Obywatelska inicjatywa uchwałodawcza...
gmin, w których mieszkańcy mają prawo do zgłaszania projektów uchwał. Specjalnie wyselekcjonowałem te samorządy, w których liczba podpisów potrzebnych do tego, by wystąpić z inicjatywą nie jest wysoka, a więc bariery związane z uczestnictwem obywatelskim w tej formie nie są zbyt wygórowane. Niektóre z doświadczeń nie napawają jednak optymizmem. W Kaliszu obywatelska inicjatywa uchwałodawcza została wprowadzona do statutu w 2004 roku. Przedstawienie projektu uchwały wymaga zebrania co najmniej 200 podpisów. To stosunkowo niedużo, jak na miasto zamieszkałe przez ok. 100 tys. mieszkańców. Pomimo to, w obecnej kadencji samorządu, do rady nie wpłynął żaden obywatelski projekt uchwały. W Szczecinie, gdzie mieszkańcy mają prawo zgłaszania swoich projektów uchwał od lipca 2008 roku, przez prawie sześć lat zgłoszono ich jedynie osiem, z czego pięć zostało przyjętych przez radę miejską. Z kolei w Słupsku od 2007 roku wpłynęły cztery projekty, z czego uchwalono dwa. Stosunkowo najwięcej projektów wśród badanych gmin wpłynęło w Toruniu, gdzie inicjatywa uchwałodawcza obowiązuje już od 1991 roku. Zainteresowanie tym mechanizmem zmieniało się w czasie i pod względem liczby projektów, które wpłynęły do rady, przedstawia się następująco: w latach 1990-1994 – żaden projekt; w latach 1994-1998 – 2 projekty; w latach 1998-2002 – 20 projektów; w latach 2002-2006 – 11 projektów; w latach 2006-2010 – 13 projektów; w latach 2010-2014 – 7 projektów. Z 53 projektów rada miasta przyjęła 11, zaś 14 odrzuciła. Pozostałe zostały wycofane przez wnioskodawców, bądź odrzucone ze względu na brak uzupełnienia błędów formalnych. Co ciekawe, aż 24 projekty zgłoszone przez obywateli w ciągu ponad dwudziestu lat dotyczyły zwiększenia liczby punktów sprzedaży alkoholu. Wśród innych propozycji mieszkańców, pojawiły się m.in. kwestie związane z potrzebą uregulowania działalności taksówkarzy (liczby wydawanych licencji i maksymalnych stawek za przejazd), zmian studium lub planów zagospodarowania przestrzennego, czy też prośby o nadanie nazw ulicom lub skwerom.
47
48
Obywatele Decydują
Zdaniem przewodniczącego rady miasta w Toruniu, spadek liczby obywatelskich projektów uchwał w minionej kadencji wynika ze wzrostu popularności konsultacji społecznych, czy podejmowania pomysłów mieszkańców zgłaszanych na spotkaniach przez władze. Pomimo mniejszego zaangażowania w obecnej kadencji, zainteresowanie obywateli inicjatywą uchwałodawczą w Toruniu i tak jest dość duże na tle innych gmin. Tym bardziej, jeśli weźmiemy pod uwagę wyniki badań zrealizowanych w ramach projektu „Decydujmy razem”. W momencie jego realizacji, „tylko w dwóch samorządach na 79 gmin, które mają uregulowaną w statucie obywatelską inicjatywę uchwałodawczą, w roku poprzedzającym badanie zgłoszono przynajmniej jeden taki projekt uchwały”9. Próba wytłumaczenia stosunkowo małego zainteresowania W literaturze przedmiotu zwraca się uwagę na to, że prawo do zgłaszania projektów uchwał przez mieszkańców może pozytywnie wpłynąć na stan demokracji lokalnej. Podkreśla się rolę obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej w zwiększaniu aktywności społecznej, usprawnieniu komunikacji pomiędzy obywatelami a władzą, ulepszaniu diagnozy problemów lokalnych czy w procesie wzrostu responsywności administracji10. Wszystko to oczywiście może być prawdą, pod warunkiem, że nie jest to tylko martwy zapis w statucie. Niestety, jak wskazywałem w poprzedniej części artykułu, ze względu na ograniczony sposób wykorzystania tego narzędzia, wszystkie powyższe zalety pozostają w dużej mierze jedynie potencjalne. Powodów, dla których obywatelska inicjatywa uchwałodawcza nie jest obecnie wykorzystywana w dużym stopniu – nawet tam, gdzie to umożliwiono – jest co najmniej kilka. Jedną z przyczyn może być niedostateczna wiedza mieszkańców o możliwości składania projektów uchwał do rad. Aby ludzie skorzystali z danego narzędzia partycypacji, nie wystarczy zapisać go w statucie. Potrzebne są również działania wspierające, obejmujące m.in. szeroką kampanię informacyjną, edukacyjną i promocyjną. Podobnych kampanii w wielu gminach i miastach brakuje. Wydaje się jednak, że może istnieć 9 Ibidem, s. 279 10 P. Jać, Obywatelska inicjatywa uchwałodawcza [w:] A. Maszkowska, K. Sztop-Rutkowska (red.), Partycypacja obywatelska – decyzje bliższe ludziom, Białystok 2013, s. 147.
Obywatelska inicjatywa uchwałodawcza...
sporo ważniejszych przyczyn tego, że obywatelska inicjatywa uchwałodawcza jest dla sporej liczby mieszkańców mało atrakcyjnym modelem działania. Zaangażowanie się w tego rodzaju proces wymaga bowiem znacznego wysiłku, który wcale nie musi przełożyć się na oczekiwany efekt końcowy. Bez względu na konkretne rozwiązania przyjęte w poszczególnych JST (np. dotyczące liczby niezbędnych podpisów), przygotowanie projektu uchwały zawsze angażuje spore pokłady wiedzy, czasu i zasobów organizacyjnych. Po pierwsze, taki projekt musi spełniać dokładnie te same warunki, co inne propozycje aktów prawa lokalnego. To zaś oznacza konieczność ujęcia pomysłu obywatelskiego w precyzyjne ramy i przedstawienia go jako dokumentu, który będzie zawierał m.in. podstawę prawną, uzasadnienie oraz szczegółowe i realne propozycje zapisów postulowanych zmian. Dla dużej części mieszkańców samodzielne przygotowanie podobnego projektu jest niezwykle trudne. Wymaga bowiem ponadpodstawowej wiedzy nie tylko na temat merytoryki proponowanych rozwiązań, ale również zadań JST, czy zasad tworzenia aktów prawa miejscowego. Krótko mówiąc – obywatelska inicjatywa uchwałodawcza jest zaawansowanym narzędziem dla obeznanych jednostek albo środowisk, które dysponują już sporym zapleczem eksperckim (lub przynajmniej mają możliwość skorzystania z niego) oraz zasobami ludzkimi pozwalającymi zebrać wystarczającą liczbę wymaganych podpisów poparcia. Sprawia to, że bardziej prawdopodobne jest, iż na podobny krok zdecydują się środowiska większe i dobrze zorganizowane. Tak było w Słupsku, gdzie w 2008 roku rada miasta uchwaliła, wspierany przez Stowarzyszenie Aktywne Pomorze, Centrum Inicjatyw Obywatelskich oraz redakcję „Głosu Pomorza”, projekt utworzenia dróg rowerowych na terenie miasta. Dzięki szeroko zakrojonej kampanii społecznej udało się przyjąć w radzie tzw. „uchwałę rowerową”, zakładającą wypracowanie przez miasto koncepcji przygotowania sieci dróg rowerowych oraz określenia standardu ich budowy we współpracy ze środowiskami rowerowymi. Zdarza się też, że część obywatelskich inicjatyw uchwałodawczych zgłaszają partie, które albo nie mają swojej reprezentacji w radzie, albo chcą wykorzystać ten mechanizm do zbudowania szerszego poparcia dla wła-
49
50
Obywatele Decydują
snych propozycji. Do takiej sytuacji doszło na przykład w Łodzi w 2014 roku, kiedy przedstawiciele Twojego Ruchu przygotowali obywatelski projekt uchwały zmieniającej decyzję rady miejskiej w sprawie nazwania jednego ze skwerów imieniem Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Partia miała co prawda w radzie miejskiej dwójkę radnych, lecz stanowili oni mniejszość niezdolną do tego, by podejmować jakiekolwiek decyzje. Stąd pomysł zaangażowania w akcję samych łodzian. Choć zebranie sześciu tysięcy wymaganych podpisów nie gwarantowało niczego więcej niż rozpatrzenie projektu przez radę, to cała akcja została potraktowana jako możliwość nagłośnienia sprawy i zdobycia sympatii części elektoratu przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi. Oczywiście przygotowanie poprawnego projektu uchwały i zebranie odpowiedniej liczby podpisów nie wystarczy do tego, by uchwała została przyjęta. Ostateczną decyzję podejmuje wszak rada gminy. Jak można było zobaczyć na przykładzie różnych polskich miast wymienianych wcześniej, wiele projektów obywatelskich odrzuca się podczas głosowania. Niepewność co do ostatecznego rezultatu to kolejny czynnik, który może sprawiać, że narzędzie to nie za bardzo kusi obywateli. Konieczność poświęcenia znacznego czasu i zasobów w powiązaniu z niepewnością efektu sprawiają, że wiele środowisk, nawet jeśli zdaje sobie sprawę z szans wprowadzenia własnej uchwały, rezygnuje z tego na rzecz innych metod działania, np. uczestnictwa w budżecie obywatelskim. To ostatnie rozwiązanie jest w Polsce coraz popularniejsze. Od czasu, kiedy miasto Sopot wprowadziło pierwszy miejski budżet partycypacyjny (BP) w 2011 roku, ogólnokrajowa skala tego procesu wzrosła w sposób nieprawdopodobny. Według ostatnich szacunków z 2014 roku11, już ponad 80 JST udostępniło mieszkańcom podobne narzędzie. Zaskakiwać może jednak nie tylko szybkość rozprzestrzeniania się BP w Polsce12, ale również ogromne społeczne zainteresowanie tym sposobem angażowania 11 W. Kębłowski, Budżet partycypacyjny w Polsce: ewaluacja, Warszawa 2014 [w przygotowaniu]. 12 Pomijam w tym miejscu kwestię dotyczącą jakości poszczególnych procesów. Z dyskusją na ten temat można zapoznać się np. w następujących pozycjach: W. Kębłowski, Budżet partycypacyjny. Krótka instrukcja obsługi, Warszawa 2013; M. Gerwin, 8 kryteriów budżetu obywatelskiego (http://www.sopockainicjatywa.org/2013/01/31/8-kryteriow-budzetu-obywatelskiego ); B. Martela, Budżet partycypacyjny w Polsce – wdrożenie i perspektywy, „Władza sądzenia” nr 2/2013 (http://wladzasadzenia.pl/2013/2/budzet-partycypacyjny-w-polsce-wdrozenie-i-perspektywy.pdf).
Obywatelska inicjatywa uchwałodawcza...
się w sprawy publiczne. Już w pierwszych latach funkcjonowania BP, skala uczestnictwa obywatelskiego związanego ze zgłaszaniem wniosków, była naprawdę imponująca, zaś frekwencja w głosowaniu na propozycje mieszkańców – w zależności od miasta – sięgała od kilku do nawet 30 procent uprawnionych13. Na tak dużą frekwencję nie można liczyć w przypadku większości konsultacji społecznych, choć te organizowane są na poziomie lokalnym od znacznie dłuższego czasu. Bez wątpienia współdecydowanie o środkach publicznych poruszyło wyobraźnię mieszkańców różnych miast w sposób nieporównywalny z tym, jak oddziałują na nich inne możliwości uczestnictwa obywatelskiego. Przyczyny, dla których tak się stało, leżą w mechanizmie nieobecnym zarówno w konsultacjach, jak i w obywatelskiej inicjatywie uchwałodawczej. Chodzi tu przede wszystkim o decydujący wpływ na decyzje (mieszkańcy sami wskazują, na co zostaną wydane środki pochodzące z budżetu ich JST), jak również o możliwość rozwiązywania konkretnych, zauważalnych problemów. Trudno dziwić się temu, że dla wielu obywateli bardziej interesująca od przygotowywania projektów uchwał (dotyczących na ogół dość ogólnych kwestii), jest szansa zadecydowania o budowie boiska w pobliżu szkoły, posadzenia nowych drzew, naprawy chodnika, czy też sfinansowania dodatkowych zajęć pozalekcyjnych. Zakończenie Obywatelska inicjatywa uchwałodawcza jest bez wątpienia narzędziem potrzebnym. Dotychczasowe doświadczenia związane z wykorzystaniem tego mechanizmu pokazują jednak, że pogłoski o jego aktywizującym i pobudzającym do uczestnictwa obywatelskiego charakterze są mocno przesadzone. Koszty związane ze zgłoszeniem projektu uchwały przez mieszkańców oraz niepewność co do ostatecznego efektu (rada gminy albo uchwałę przegłosuje, albo odrzuci) sprawiają, że wiele osób szukać będzie innych sposobów na to, by wpływać na swoje otoczenie. Wydaje się, że bez względu na to, ile podpisów potrzebnych będzie w poszczególnych samorządach do zgłoszenia projektu uchwały, czy też na 13 W. Kębłowski, Budżet partycypacyjny w Polsce…, op. cit.
51
52
Obywatele Decydują
to, jakie uprawnienia zostaną zagwarantowane autorom w trakcie dyskusji nad projektem w radzie, narzędzie to pozostanie jednak dla wielu zbyt skomplikowane i niedostępne. Korzystać zaś z tej możliwości będą nadal przede wszystkim środowiska już dobrze zorganizowane. Miejmy więc nadzieję, że takich grup z każdym rokiem będzie przybywać.
Rozmowy
Puszczykowo nie jest miastem aniołów z Gabrielą Ozorowską rozmawia Piotr Kowalczyk
Puszczykowo nie jest ...
Od początku uważaliśmy, że z każdym trzeba rozmawiać. A tym bardziej z władzą, którą sami wybieramy. Jeśli dano nam żyć w czasach, w których wolno nam wywierać wpływ na władzę, to musimy z tego korzystać. Na kłótni niczego się nie zbuduje. To destrukcja, a nam zależało na rozwoju. – mówi Gabriela Ozorowska, prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Puszczykowa
Szukając punktu zaczepienia dla naszej rozmowy, powinniśmy zacząć od spojrzenia w przeszłość. Na waszej stronie internetowej można przeczytać, że „początkiem Stowarzyszenia Przyjaciół Puszczykowa było spontaniczne spotkanie grupy mieszkańców na swobodnej dyskusji o aktualnej sytuacji w mieście”. Jak wyglądała ta dyskusja? Kto w niej uczestniczył?
To był październik 1999 roku. Przyszło wtedy około dwudziestu osób. Różni ludzie, różnych zawodów, w różnym wieku. Wśród nich byli radni pierwszej kadencji, a więc członkowie i twórcy Komitetu Obywatelskiego w Puszczykowie. To my [ówcześni radni – przyp. P.K] przygotowywaliśmy pierwsze wybory parlamentarne w czerwcu ’89 roku i dlatego nie godziliśmy się na taką rzeczywistość. Byliśmy niezadowoleni z ówczesnego sposobu rządzenia miastem. Z arogancji władzy, z zawłaszczania przestrzeni publicznej. Mieszkańcy zgłaszali nam swoje niezadowolenie jako tym, którzy od początku zaangażowali się w zmiany. Jako radni w tej pierwszej kadencji obiecywaliśmy ludziom coś zupełnie innego, tymczasem minęło dziesięć lat, a wiele problemów pozostało nierozwiązanych – choćby problem dialogu władzy z mieszkańcami. Mieszkańcami, którzy przecież to miasto utrzymują. Decyzje dotyczące na przykład planu zagospodarowania nie tylko nie były konsultowane – stawiano nas po prostu przed faktem dokonanym. Uchwała o konsultacjach społecznych powstała w Puszczykowie dopiero w 2005 roku. Mogliśmy uczestniczyć w sesjach Rady, ale nie mogliśmy doprosić się nawet o to, by te odbywały się w godzinach
55
56
Obywatele Decydują
popołudniowych, kiedy ludzie wracają z pracy. Kiedy zabieraliśmy głos na sesji, byliśmy autentycznie wyśmiewani. A kiedy zgłaszaliśmy jakieś własne propozycje, dotyczące na przykład zmiany – w naszym odczuciu, złej lokalizacji stacji benzynowej, chcieliśmy się w tej sprawie spotkać, burmistrz odpowiadał tylko: „nie widzę takiej potrzeby”. Stwierdziliśmy więc, że aktywni ludzie, którym zależy na tym mieście, muszą się zorganizować. I zacząć informować mieszkańców. To pierwsze spotkanie było pani inicjatywą?
Nie, kilku osób jednocześnie, w tym członków byłego Komitetu Obywatelskiego w Puszczykowie i trojga radnych. Nie było wtedy w Puszczykowie żadnej organizacji pozarządowej?
Nie. Owszem, był związek emerytów, było harcerstwo. Ale takiej nastawionej na działalność obywatelską – nie. A nam od początku zależało właśnie na tym, na budowaniu demokracji lokalnej i społeczeństwa obywatelskiego. Nie byliśmy już u władzy, mieliśmy swoje zajęcia – koleżanka była pediatrą, inny kolega był ekonomistą, inny prawnikiem – ale jako ludzie z doświadczeniem w Komitecie Obywatelskim, mieliśmy już zacięcie społeczne. To przecież w ramach Komitetu prowadziliśmy komisję charytatywną, czy wydawaliśmy własny biuletyn informacyjny. Stwierdziliśmy więc, że skoro władza nie chce z nami rozmawiać, musimy się tym wszystkim zająć sami. Co chcieliście osiągnąć?
Chcieliśmy znaleźć partnera do rozmów na temat naszego miasta. Chcieliśmy, żeby Puszczykowo rozwijało się, ale w sposób zrównoważony. Żeby było nowoczesne i jednocześnie zachowało swój unikatowy charakter. Sama jestem poznanianką, urodzoną i wychowaną w centrum Poznania. Puszczykowo zawsze było miejscem moich wakacji dziecięcych, weekendów z rodzicami, wyjazdów do Pracowni Fiedlera, i tak dalej. Uważaliśmy, że walorem tego miejsca jest jego specyficzny klimat, piękne położenie w centrum Wielkopolskiego Parku Narodowego, atrakcyjne dla turystyki i rekreacji. Kiedy razem z koleżeństwem, jako prawnik, tworzyłam nowy
Puszczykowo nie jest ...
statut miasta po zmianach ustrojowych ’89 roku, podkreślaliśmy w jego preambule te specyficzne walory miasta, do których chronienia powinny być zobowiązane władze samorządowe i obywatele. I podczas tego spotkania doszliście do tego, co powinno być zrobione?
Doszliśmy do tego, że jeśli nie stworzymy tak zwanej grupy nacisku i nie będziemy kontaktować się z mieszkańcami, to nic nie zrobimy. Nie mieliśmy już mandatu radnych. Nie decydowaliśmy o niczym, a władza nie chciała rozmawiać. Wiedzieliśmy już, że powołamy stowarzyszenie. Już na tym spotkaniu była mowa o tym, że musimy znów zacząć wydawać biuletyn, jak za czasów Komitetu Obywatelskiego. I wrzucać go do każdej skrzynki, żeby mieszkańcy mieli dostęp do niezależnego od samorządu źródła informacji. W ówczesnej radzie miasta było trzech „opozycyjnych” radnych, którzy również pojawili się na naszym spotkaniu – postanowiliśmy, że to oni będą tymczasową „redakcją” i tymczasowym „zarządem” do czasu zarejestrowania stowarzyszenia w KRS-ie. Reprezentowaliście po części dawną elitę władzy, ale kiedy zaczynaliście działalność, w Urzędzie panowała ekipa wam nieprzychylna.
Tak, tak było. Pomimo tego, ktoś jednak tę ekipę wybrał w demokratycznym głosowaniu. Burmistrz lub radni mogli zawsze powiedzieć: „to my reprezentujemy wolę mieszkańców, a nie wasze stowarzyszenie”. Zarzucić wam, że jątrzycie i podburzacie ludzi.
Tak, mieliśmy świadomość tego, o czym pan mówi. Ale coraz więcej ludzi do nas dzwoniło. Przysyłało listy. Pytali nas, dlaczego władza robi to, a nie tamto, dlaczego marnotrawi pieniądze, dlaczego podejmuje takie decyzje… Pisali do was?
Tak. Byliśmy ludźmi znanymi, radnymi z pierwszej, przełomowej kadencji. Nadal nam ufano. Koleżanka jako pediatra na co dzień przyjmo-
57
58
Obywatele Decydują
wała dzieci, których rodzice pytali: „pani doktor, czemu dzieje się to i to?”. Spotykaliśmy się z ludźmi, czy to na spacerze, czy to po kościele, czy to w sklepie. Słyszeliśmy, że są niezadowoleni. Pytali nawet: „po co nam ta demokracja, skoro na nic nie mamy wpływu?”. Czuli się ignorowani. Może nie wszyscy, ale ci, którym zależało na mieście, zadawali dużo pytań. Podam przykład: niektórzy mieszkańcy twierdzili, że kanalizacja, do której wszyscy mieli się dokładać, jest zbyt droga. To byli ludzie, którzy znali się na rzeczy i wiedzieli, jak to funkcjonuje. Wywołaliśmy wtedy burzę, sprowadziliśmy zewnętrznych ekspertów. Ci eksperci potwierdzili że kanalizacja jest za droga, że powinna z racji położenia miasta być grawitacyjna i że jest za dużo pomp, które zawyżają koszty. I myśmy doprowadzili wtedy do spotkania burmistrza z mieszkańcami, żeby nam wytłumaczył dlaczego ta inwestycja jest tak droga, dlaczego ten system, a nie inny. Spotkania były niezwykle burzliwe, spowodowaliśmy nawet kontrolę wojewódzką. Doprowadziło to do tego, że z kilkunastu pomp burmistrz się wycofał, co znacznie obniżyło koszt inwestycji. Czyli stowarzyszenie rozpoczęło działalność jako wspólnota protestu? Organizacja chroniąca obywateli przed władzą?
Przed władzą, która – choć demokratycznie wybrana – nie rozmawia z obywatelami. A kiedy zaczęliście ciążyć bardziej w kierunku inicjatywy obywatelskiej, pojmowanej jako włączanie się w proces sprawowania władzy?
Przede wszystkim usiłowaliśmy zawsze przedstawiać własną propozycję. Nie krytykować w czambuł. W przypadku lokalizacji stacji benzynowej, która miała wyrosnąć na skarpie krajobrazowo-przyrodniczej, prosiliśmy burmistrza i radnych o spotkanie, chcąc znaleźć inne miejsce dla tej stacji. Uważaliśmy wręcz, że należy przeprowadzić ankietę wśród mieszkańców, ponieważ w bliskim sąsiedztwie Puszczykowa były dwie stacje benzynowe i że niekoniecznie potrzeba kolejnej właśnie w naszym mieście. Oczywiście, jeśli większość mieszkańców by tego chciała – proszę bardzo. Ale to my musieliśmy się tym zająć, bo chociaż stacja miała być na granicy z Wielko-
Puszczykowo nie jest ...
polskim Parkiem Narodowym, to jego dyrekcja w ogóle nie zabrała głosu w tej sprawie! Pomagały nam tylko organizacje ekologiczne z Poznania i komisje ochrony środowiska na szczeblu wojewódzkim. Burmistrz nie chciał rozmawiać, nie przyszedł na wizję lokalną, bo „nie widział takiej potrzeby”. Co mogliśmy zrobić? Mając już wtedy własną gazetę, mogliśmy to tylko upublicznić. Zrobiliśmy zdjęcia z wizji lokalnej i poinformowaliśmy, że nasze wątpliwości nie zostały rozwiane. No tak, ale to znów obrona przed władzą. Macie jednak na koncie działania prospołeczne, proobywatelskie. Jak to się stało, że zaczęliście zachęcać ludzi do udziału w życiu publicznym, a nie tylko bronić ich?
Po pierwsze, przekazywaliśmy informacje na łamach niezależnego „Kuriera Puszczykowskiego”1 o tym, co dzieje się w lokalnej polityce, inwestycjach, oświacie, kulturze… Odbieraliśmy telefony i listy od mieszkańców, dowiadując się, z czego są zadowoleni, a z czego nie. To dało ludziom poczucie, że są poważnie traktowani. Po drugie, włączyliśmy ich w projekt poprawy estetyki miasta, organizując konkurs ogrodów, który cieszył się ogromnym powodzeniem – organizowaliśmy go przez siedem lat. Zawsze były nagrody i impreza dla mieszkańców, co nas integrowało. Zachęcaliśmy do dbania o najbliższe otoczenie – przez kilka lat sprzątaliśmy gminny las, łączyliśmy to z majówkami sąsiedzkimi. Przychodziły całe rodziny z dziećmi. Robiliśmy to wspólnie z władzami miasta. My odpowiadaliśmy za sprzątanie, a miasto odbierało zebrane worki ze śmieciami. Walczyliśmy o ten las, bo gmina chciała tu zrobić „teren inwestycyjny”. Zbieraliśmy podpisy, jeszcze nie będąc stowarzyszeniem, zapraszaliśmy radnych na wizje lokalne. Ta batalia trwała kilka lat i skończyła się w WSA wyrokiem korzystnym dla nas: teren ten został zapisany w planie zagospodarowania przestrzennego jako las – a w lesie nie można przecież budować. Oczywiście przegrał burmistrz, bo trudno było wykazać złą wolę ze strony mieszkańców, którzy sami dbali o ten kawałek ziemi. Wie pan, my od samego początku wiedzieliśmy, że jeśli mamy być siłą, to musimy się przyczyniać do kształtowania opinii publicznej, wpływania na otoczenie pod każdym 1 http://issuu.com/puszczykowo
59
60
Obywatele Decydują
względem. Sami, własną pracą, dawaliśmy przykład działania dla dobra wspólnego – dla miasta. Dlatego współpracujecie z Fundacją Batorego w ramach akcji „Masz głos, masz wybór”?
Jeszcze jako radni od samego początku lat 90-tych byliśmy zapraszani na szkolenia w Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej i Fundacji im. Stefana Batorego. Akcja „Masz głos, masz wybór” polega na tym, żeby podnosić świadomość obywatelską, zachęcać do aktywności społecznej, zacieśniać współpracę obywateli z samorządem. O to też nam chodziło: żeby mieszkańcy chodzili na wybory, żeby wybierali mądrze, żeby uczestniczyli w sesjach Rady Miasta (których porę udało nam się w końcu przełożyć na późniejszą) i żeby nawiązywali dialog z władzą.. Zawsze piszemy o wyborach i zachęcamy do udziału w każdych z nich. Samorządowych, parlamentarnych, prezydenckich, europejskich… Przed drugimi wyborami do Parlamentu Europejskiego zrobiliśmy fantastyczny konkurs dla szkół podstawowych i gimnazjalnych, który przeszedł nasze oczekiwania. Konkurs plastyczny i literacki „Jak zachęcisz rodziców do głosowania w wyborach do Parlamentu Europejskiego?”. Laureaci-uczniowie, przeszli samych siebie. W Puszczykowie od lat jest niesamowicie wysoka frekwencja i nie skłamię, jeśli powiem, że mamy w tym swój udział. Chcieliście promować dialog z władzą, choć z samorządem mieliście złe doświadczenia…
Tak. Od początku uważaliśmy, że z każdym trzeba rozmawiać. A tym bardziej z władzą, którą sami wybieramy. Jeśli dano nam żyć w czasach, w których wolno nam wywierać wpływ na władzę, to musimy z tego korzystać. Na kłótni niczego się nie zbuduje. To destrukcja, a nam zależało na rozwoju. Bez dialogu nie da się nic zrobić. Nie kusiło was takie wycofanie się? „Skoro oni nas szykanują i śmieją się z nas, to my się od nich odetniemy i będziemy wypisywać złośliwości w gazecie”?
Nie, choć czasem bywało bardzo gorąco. Tak, jak po wyborach w 2010
Puszczykowo nie jest ...
roku. Z panią burmistrz piątej kadencji mieliśmy świetne porozumienie przez wszystkie cztery lata jej rządów. Każdy temat był rozważany publicznie, były konsultacje społeczne np. na temat budowy rynku, zagospodarowania publicznej przestrzeni rekreacyjnej po sprawy socjalne. Ona rozumiała trzeci sektor, bo sama się z niego wywodziła. Kiedy przegrała wybory, zrobiło się nieprzyjemnie. Część ludzi, patrząc z niezadowoleniem na nowe władze, mówiła nam wtedy: „dajcie sobie spokój, zwińcie sztandar, z tymi ludźmi się nic nie zrobi”. A my na to: „chwileczkę, my nie robimy tego dla dobrego samopoczucia władzy, tylko dla mieszkańców i nie możemy ich zawieść”. Najważniejsze jest miasto. Postanowiliśmy dalej robić swoje, ale nie odwracać się od nikogo. Minął jakiś czas i okazało się, że – ku naszemu miłemu zdziwieniu, to właśnie obecny burmistrz podpisał nam zgodę na budowę placu zabaw w ramach inicjatywy lokalnej. Mogę powiedzieć, że teraz traktuje nas po partnersku. Może się do nas przekonał? To świetnie. Ale jak przezwyciężaliście niechęć władz samorządowych do was?
Zasada była prosta: robić swoje. Skupiać się na drobnych zadaniach, na tym, co wykonalne. Tak jak na początku, w 1999 roku – nie obrażaliśmy się. W każdym „Kurierze…” zamieszczaliśmy uwagi krytyczne dotyczące decyzji samorządu w naszym odczuciu niekorzystnych dla miasta. Nie krytykanckie, tylko krytyczne. Zawsze przedstawialiśmy swoje rozwiązania i alternatywy. Wyrażaliśmy swoje zdanie, publikowaliśmy listy mieszkańców. Pisaliśmy otwartym tekstem, ale nigdy agresywnie. I myślę, że kropla drąży skałę, pewni ludzie się jednak tego uczyli i swoje postawy zmieniali. Puszczykowo nie jest miastem aniołów, bo żadne miasto nie jest miastem aniołów, ale właśnie dlatego o pewnych rzeczach trzeba rozmawiać otwarcie. Działać dla dobra naszej miejscowości konsekwentnie i ponad podziałami. W swoim statucie wspominacie o „mechanizmach społecznego nadzoru” nad strukturami władzy oraz o „podejmowaniu interwencji” w przypadku lekceważenia obywateli. Jak wyglądają takie interwencje?
61
62
Obywatele Decydują
To zależy. Jeśli sprawa jest poważna, zwracamy się do wyższych instancji kontrolnych. Do wojewody, Regionalnej Izby Obrachunkowej, nawet do Najwyższej Izby Kontroli. Ale przede wszystkim, najpierw piszemy do urzędu, żeby wyrazić nasz niepokój. Bardzo szybko dostajemy odpowiedź, muszę powiedzieć, że liczą się z nami, no i jest przecież kpa... Ale czasem jest to odpowiedź bzdurna, z którą się nie zgadzamy. W ostatnim takim przypadku, kiedy chodziło o zakupienie budynku rynku, gdy mieliśmy podejrzenie o marnotrawienie publicznych środków, pisaliśmy do odpowiednich urzędów, najpierw jednak do Komisji Rewizyjnej Rady Miasta. A jeśli sprawa nie wymaga od razu takich kroków?
Upubliczniamy ją w gazecie, razem z tą korespondencją, o której mówiłam. Żeby jak najwięcej ludzi wiedziało, jak postępuje samorząd (sami przecież uczestniczymy w sesjach i komisjach). Czasem dodajemy komentarz redakcyjny, a czasem zostawiamy rzecz do oceny czytelnikom. Mieszkańcy dowiadują się o wszystkim albo przez gazetę, albo przez blog Zielone Puszczykowo2. Jeśli to nie skutkuje, zbieramy podpisy, które wręczamy radnym na sesji. Tak było ostatnio, w sprawie projektu budowy wielkiego marketu w centrum miasta. Dowiedziałam się o tym od mieszkanki Puszczykowa, która zadzwoniła do nas z taką informacją i powiedziała, że to się okolicznym mieszkańcom nie podoba. Ja powiedziałam jej tylko: „musicie się jak najszybciej zorganizować, bo to leży w waszym interesie”. I ona sama, tylko z pomocą sąsiadki obeszła okolicę i zebrała w krótkim czasie dwieście pięćdziesiąt podpisów. Zaniosła je do burmistrza i zwróciła się do nas o wsparcie. Czyli od razu do Urzędu…
Tak. Zwykle w tej kadencji reakcja brzmi: „przyjęliśmy do wiadomości”, ale my staramy się zawsze wrócić do sprawy w wolnych głosach przewidzianych na sesji rady.. I robimy to, z kulturą, ale stanowczo, z determinacją. Rozmawiamy z Urzędem nie z pozycji wroga, tylko z pozycji partnera. Pracowaliśmy ciężko na to partnerstwo i dlatego nadal stawiamy na dialog. 2 http://issuu.com/puszczykowo
Puszczykowo nie jest ...
To była nasza dewiza od początku: rozmawiać tak długo, aż dojdzie się do porozumienia. Myślę, że wydawanie niezależnej gazety też odgrywa tu swoją rolę, bo chociaż nikogo tam nie opluwamy, to jednak świadomość tego, że możemy napisać praktycznie wszystko, doprowadza samorząd do trochę innego myślenia. A poza tym wszystkim – robimy dobre rzeczy dla miasta i władza to widzi. Jeśli ktoś robi dobrą robotę, to niewygodnie potępiać go za to publicznie. Jesteśmy po prostu wiarygodni, nasze czyny o nas świadczą. Jeśli wybudowaliśmy ten plac zabaw i rekreacji, to przecież dla miasta, nie dla siebie, nie dla stowarzyszenia, tylko dla mieszkańców. Podnieśliśmy im jakość życia – dzieciom i seniorom korzystającym w tej okolicy z zabawy i odpoczynku. To widać, że nikt z nas nie myśli tylko o sobie. Na przestrzeni wszystkich tych lat zbieraliście podpisy, pisaliście artykuły, pobudzaliście ludzi do działania. Czy jest coś, co moglibyście robić lepiej? Co wciąż was martwi?
Najbardziej martwi nas brak młodych ludzi, którzy mogliby kontynuować naszą pracę. Czasem pytamy ich, czy nie chcieliby się tym zająć, w końcu tyle więcej energii, pomysłów, inne spojrzenie na świat… a oni pytają: „za ile?”. To nas podłamuje. Świadomość że to, co wypracowaliśmy z takim trudem, może nie przetrwać. Brakuje nam sił, czujemy się trochę wypaleni po tych 15-tu latach. A jeśli chodzi o to, co można zrobić lepiej… z każdej akcji wyciągamy wnioski. Zawsze można zrobić lepiej, tylko że to się wie po czasie. Co miesiąc robimy otwarte spotkania z mieszkańcami. Mamy salę organizacji pozarządowych, sporadycznie przychodzą tam nawet obecni radni. Na tych spotkaniach słyszymy o wielu problemach miasta – że ktoś wyburza zabytkowy budynek, albo że wycina piękne drzewa. Wydaje mi się, że jak na nasze możliwości i tak reagujemy dosyć szybko. Ale przydałby się nam taki „lotny reporter”, który miałby dość czasu, żeby reagować na każde zgłoszenie. Bo my nie jesteśmy w stanie być wszędzie. Brakuje „świeżej krwi”? Jaka jest średnia wieku członków stowarzyszenia?
Około czterdziestu-czterdziestu pięciu lat. Może pięćdziesięciu. Mamy
63
64
Obywatele Decydują
tylko trzy młode osoby. Jest na przykład historyk po studiach, który pisze piękne teksty o historii Puszczykowa do „Kuriera…”. Teraz został radnym, ale przyprowadził dwójkę młodych ludzi. Mamy też sztab wolontariuszy, którzy roznoszą „Kurier…” – przede wszystkim młodzież. uczniowie starszych klas, albo studenci. A wracając do poprzedniego pytania: czy jest coś, co wam się nie udało?
Nie udała nam się do końca agitacja społeczna, wezwanie mieszkańców do większego zaangażowania w sprawy miasta. Mimo spotkań, mimo pisania, mimo apelowania, niewiele się zmienia, albo zmienia się bardzo powoli. Mnóstwo ludzi zgłasza się do nas z problemami, ale kiedy my prosimy ich „ale przyjdźcie z nami, zróbcie to z nami, będzie nas więcej”, to już jest problem. Część ludzi wciąż uważa, że nie ma na nic wpływu. Jak wspominałam, niektórzy rozczarowali się ostatnimi wyborami i wręcz namawiają nas, żebyśmy dali sobie spokój. A wcześniej działali nawet w stowarzyszeniu. Wcześniej też był problem z angażowaniem ludzi?
Zawsze był. Może teraz, po tych wyborach, nasilił się, ale był zawsze. Jak staracie się to przezwyciężać?
Naszym uporem. I konsekwencją w działaniu. Robimy swoje, pracujemy nad gazetą, organizujemy spotkania, zapraszamy ludzi. Oni wtedy chętnie przychodzą, chętnie zgłaszają swoje problemy, ale mówią: „wy się tym zajmijcie”. Stowarzyszenie załatwi, stowarzyszenie pójdzie, stowarzyszenie napisze… I tak to wygląda, jakby się od nas uzależnili. Dlatego coraz częściej odmawiamy. Mówimy: „to świetny pomysł, ale zróbcie to sami”. I co, robią to sami?
Nie. Od razu słyszymy, że „nie mamy czasu”. My też nie mamy go aż tyle, ani tyle siły. Z tego powodu odrzucamy też czasem propozycje współpracy płynące z góry, gdzieś ze struktur województwa, czy powiatu – to zbyt czasochłonne i pracochłonne projekty. Ale korzystamy ze szkoleń,
Puszczykowo nie jest ...
ciągle się doskonalimy. Ostatnio na temat konsultacji społecznych a tutaj – w Łodzi – na temat budżetu obywatelskiego, o który chcielibyśmy zabiegać w Puszczykowie. Jak wygląda finansowanie wydawanej przez was gazety?
To największa bolączka stowarzyszenia. Gazeta od lat jest bezpłatna, dlatego jest w niej sporo reklam. Największą trudnością jest wydawanie numeru co miesiąc i jednocześnie zabieganie o reklamodawców. Zwykle wystarcza to na pokrycie kosztów druku i składu, ale często dokładamy do interesu z naszych składek. Kiedy dostajemy parę groszy z „jednego procenta”, to przeznaczamy je na nasze wydawnictwa – pocztówki z Puszczykowa, broszurki z naszą architekturą, a do gazety dokładamy się sami. Musimy to robić, „Kurier…” musi się ukazywać – inaczej ludzie nie mieliby gdzie wyrazić swoich uwag i nie byliby w ogóle informowani. Czasem oczywiście zastanawiamy się nad tym, dlaczego tak bardzo fatygujemy się za mieszkańców, ale ktoś musi. Przecież misją stowarzyszenia jest budowanie społeczeństwa obywatelskiego. Nie możecie przejść na format internetowy?
Oj nie. To u nas nie przejdzie. Zbyt wielu jest starszych ludzi, którzy nie mają w ogóle do czynienia z internetem. Ale mamy też własną stronę internetową3 i można tam czytać i o nas i o bieżących ważnych wydarzeniach, które dzieją się stale, a „Kurier” wychodzi raz na miesiąc. Co sprzyjało wam najbardziej, kiedy zaczynaliście działalność?
Niezadowolenie społeczne. Frustracja z powodu złego zarządzania miastem, marnotrawienia pieniędzy publicznych, złego zagospodarowania przestrzeni publicznej. No i przychylność mieszkańców, bo o przychylności samorządów raczej trudno mówić. Samorząd jest raczej zadowolony z tego, że ma „u siebie” prężnie działającą organizację. Zdarzało im się co prawda w tej kadencji publicznie pochwalić nas na sesji, ale zdarzyło im się też przyjąć oświadczenie kończące się tezą o tym, że stowarzyszenie działa 3 http://www.puszczykowo.info.pl/
65
66
Obywatele Decydują
na szkodę miasta. Bo ośmieliliśmy się „donieść” na władze do wojewody, choć nasze pismo było zwykłą skargą obywatelską, do której każdy ma prawo. Wracając: sprzyjają nam przede wszystkim mieszkańcy, którzy co prawda rzadko chcą działać społecznie na własną rękę, ale zawsze do nas przychodzą. U nas i z nami mogą swobodnie porozmawiać o sprawach miasta. Czasami przychodzą także radni i jest ożywiona dyskusja. Takie spotkania otwarte organizujemy raz w miesiącu w stałych terminach. Dzwonią do was jak na pogotowie zaufania… [śmiech] Nie powinni najpierw dzwonić do Urzędu Miasta?
W niektórych przypadkach nie ufają Urzędowi, zwłaszcza ostatnio. Kiedy na jednej z ulic wycinano topole, mieszkańcy uznali, że to na pewno „pod supermarket”, więc nawet do Urzędu nie dzwonili. Doświadczenie mówiło, że władze raczej sprzyjają inwestorom. Potem okazało się jednak, że nie ma żadnej afery, drzewa były chore i należało je wyciąć. Zdobyłam nawet niezależne ekspertyzy, żeby to potwierdzić. Rozumiałam to, ale uważałam że burmistrz powinien był poinformować obywateli z wyprzedzeniem o tym, dlaczego tak piękne wieloletnie drzewa są ścinane. Powiedziałam burmistrzowi, żeby nie robił tak w przyszłości. Ludzie nie lubią być stawiani przed faktem dokonanym, chcą wiedzieć wcześniej, dlaczego tak ma być. To podstawa zaufania i partycypacji w zarządzaniu. Bo większość po prostu nie ma do władzy zaufania. Większość, która wybrała tych radnych, nie ma do nich zaufania?
Wybrali ich, ale się rozczarowali. O jakiej przyszłości dla Puszczykowa marzycie?
Marzymy o większej aktywności obywateli. Przyszedł czas na zmianę pokoleniową, nie tylko w stowarzyszeniu. Chcielibyśmy, żeby młodzi ludzie, zaangażowani społecznie, częściej zasiadali w radzie. I żeby ekipa u władzy realizowała politykę zrównoważonego rozwoju, nie zapominając o tym, że specyficzny charakter naszego miasta ma swój walor turystyczny, co przekłada się na zyski finansowe dla nas wszystkich. Potrzebne są
Puszczykowo nie jest ...
pensjonaty i kwatery, ale nie pięciogwiazdkowe hotele, wielkie parkingi i supermarkety. To ma być świat przyjazny turyście, przy czym powinien być również przyjazny mieszkańcom. Nie taki, który dla inwestora zrobi wszystko. Puszczykowo nie jest terenem „inwestycyjnym” dla zakładów produkcyjnych. Zgodnie ze Studium Uwarunkowań i Zagospodarowania Przestrzennego tutaj mogą się tutaj rozwijać nieuciążliwe usługi. Specyfika Puszczykowa, miasta-ogrodu, determinuje jego rozwój w kierunku miejscowości rekreacyjno-turystycznej, to jest miasto w otulinie Wielkopolskiego Parku Narodowego. Na seminarium „Łodzianie decydują”, którego była pani gościem, rozgorzała dyskusja o budżecie obywatelskim. Marzy się pani takie rozwiązanie w Puszczykowie?
Przygotowujemy się do tego. Ci, którzy mają startować w następnej kadencji, wpisali sobie budżet obywatelski do programu wyborczego. Chcemy mieć wpływ na wydatki miasta i będziemy to popierać. Na pewno przekażemy nasze doświadczenia wszystkim zainteresowanym i będziemy pomagać, edukować. W ramach akcji „Masz głos…” będziemy organizować spotkania z kandydatami… ...tak, jak teraz to robicie.
Mało tego! Mamy zwyczaj zwracania się do obecnych radnych z prośbą o to, żeby sami ocenili własną pracę podczas minionej kadencji. Żeby podsumowali, co im się udało, co się nie udało i dlaczego. Niektórzy robią to z własnej woli, ale tych, którzy tego nie robią, oceniamy my. Z perspektywy uczestników sesji. Oczywiście nie wszystkim się to podoba. Raz dwójka takich ocenionych przez nas radnych poczuła się urażona i w trybie wyborczym podała nas do sądu. Byli tak pewni siebie i aroganccy, że naprawdę baliśmy się przegranej. Ale sędzia stanęła na stanowisku, że każdy wyborca ma prawo ocenić swoje władze sam – tak, jak je widzi – jeśli nikogo nie obraża. Nasza ocena nie była łamaniem prawa. No i wygraliśmy. Dlaczego w takim razie, pomimo przeciwności, konfliktów, procesów,
67
68
Obywatele Decydują
utraty nerwów i braku korzyści osobistych, warto działać społecznie?
Nie ma się korzyści osobistych, ale ma się poczucie, że przyczynia się do rozwoju swojego miasta i ocalenia go przed różnymi dziwnymi pomysłami. Dlaczego warto działać? Z miłości do swojej wspólnoty. Do miejsca, w którym się mieszka. Jeśli przyjechałby pan do Puszczykowa i popatrzył na kwitnące ogrody, wiedząc, że nie ma tu smrodu spalin, szpecących miasto budynków i innych nietrafionych inwestycji, to i panu dodałoby to sił. Tak jak nam. Nas to uskrzydla, daje satysfakcję. My z radością z Poznania wracamy do Puszczykowa – z tego hałasu, gwaru i pędu. Do zielonych ogrodów i lasów.
Róbmy partycypację! z Łukaszem Prykowskim rozmawia Piotr Kowalczyk
Róbmy partycypację!
(…) Jest w Łodzi sporo aktywistów i organizacji, które nie tylko proponują dobre rozwiązania dla polityki miejskiej, ale również potrafią zabrać głos w sytuacjach trudnych. To napędza skutecznie do podejmowania decyzji, do wprowadzania zmian. Obywatelski impuls zapewnia równowagę. – mówi Łukasz Prykowski, Pełnomocnik Prezydenta Miasta Łodzi ds. Współpracy z Organizacjami Pozarządowymi, współtwórca kampanii „Łodzianie Decydują”
Jakie to doświadczenie: stanąć po drugiej stronie barykady?
Nie traktuję tego w ten sposób, postrzegam to cały czas jako możliwość działania. Mój cel się nie zmienił, cały czas chcę działać dla dobra mieszkańców, organizacji, szerzyć ideę partycypacji obywatelskiej, tak samo, jak przy „Łodzianach…”. Tyle że innymi środkami. Wcześniej byłeś działaczem, tworzyłeś na przykład obywatelski monitoring konsultacji społecznych. Nie postrzegałeś tej propozycji pracy w urzędzie jako podejrzanej? Takiego „a zatrudnijmy go, przestanie się czepiać”? [śmiech]
Startowałem w konkursie, więc nie było tak, że ktoś do mnie zadzwonił i powiedział, że mam pracę [śmiech], po prostu postanowiłem spróbować. Oczywiście miałem sporo dylematów związanych z podjęciem tej pracy. Wiedziałem, że nie będę już mógł działać w „Łodzianach…”, że muszę przejść na stronę urzędu, że nie mam doświadczenia w pracy w administracji. Nie wiedziałem też, czy będę miał możliwości realizacji swoich pomysłów. Ale suma summarum się zdecydowałem i nie żałuję. Widzę teraz, że inne są możliwości działania wewnątrz, a inne na zewnątrz. Trudno przestawić się na taki tryb pracy?
To oczywiście zależy od tego, od czego w urzędzie jesteś, jakie masz kompetencje, jakich masz przełożonych i tak dalej. Ja miałem świadomość, że muszę zrobić coś nowego, koordynować współpracę z organizacjami,
71
72
Obywatele Decydują
wprowadzać nowe standardy – wiedziałem więc, że nie będzie to praca typowo urzędnicza. I to było dla mnie interesujące. Chyba bym się do końca nie odnalazł, gdybym miał wykonywać pracę typowego urzędnika. W tej chwili mam możliwość pracy na rzecz ulepszenia systemu współpracy miasta z NGO, mogę poznawać mechanizmy i to jest dla mnie ciekawe i satysfakcjonujące. Nie czuję, że robię coś tak zupełnie innego niż wcześniej. Czujesz się nadal społecznikiem?
Nigdy nie określałem się jako społecznika, nie próbowałem się identyfikować z tym tak bardzo. Wiele osób zrobiło znacznie więcej ode mnie, jeśli chodzi o sprawy społeczne, a też różnie były nazywane. Ale mogę powiedzieć, że wszystkie wartości, które towarzyszyły mi wtedy, mam w sobie do dzisiaj, mam podobne cele, motywacje i chęci. I to, co robisz teraz, nie przeszkadza w ich realizacji?
Nie. Oczywiście jestem świadomy tego, że w urzędzie mogę zrobić inne rzeczy, niż na zewnątrz, że mam inne możliwości oddziaływania niż w organizacji. Muszę działać bardziej od środka, od strony rozmów, godzenia różnych punktów widzenia w różnych wydziałach, rekomendowania jakichś rozwiązań. Aczkolwiek uważam, że tak samo silne musi być oddziaływanie ze strony społecznej, która proponuje rozwiązania, mówi głośno, partycypuje, domaga się zmian. Mówisz o innych środkach oddziaływania. Jak bardzo różne są one od tych, które stosują organizacje?
Choćby takie, że jeśli coś mi się nie podoba, to nie zrobię protestu, czy konferencji prasowej, ani monitoringu urzędu, w którym pracuję [śmiech]. Choćby ze względów etycznych, nie mówiąc już o charakterze mojej pracy. We wrześniu miną trzy lata twojej pracy dla urzędu. Co udało ci się przez ten czas osiągnąć?
Trochę niezręcznie jest mówić o osiągnięciach, bo nie chciałbym się jakoś chwalić, zwłaszcza że pewne rzeczy robię wspólnie z różnymi partne-
Róbmy partycypację!
rami. Udało się zrobić kilka rzeczy: miałem udział w tworzeniu procedury dla budżetu obywatelskiego, największego obecnie narzędzia partycypacyjnego w Łodzi, co dało dużo satysfakcji. Były jeszcze inicjatywy związane z Łódzką Radą Działalności Pożytku Publicznego, która wcześniej nie działała, a teraz możemy różne rzeczy wspólnie wypracowywać. Co jeszcze… Różnego rodzaju rekomendacje odnośnie kryteriów konkursowych, kryteriów użyczeń lokali, inicjatywy takie jak Fundusz Innowacji Społecznych (pilotaż grantów na innowacyjne projekty dla organizacji pozarządowych). Aktualnie uczestniczymy w projekcie „Model Współpracy Miasto-NGO”. W jego ramach robiony był tzw. indeks współpracy – badanie jakości współpracy z NGO przy wydziałach urzędu, powstały też standardy dla Centrum Obywatelskiego. Stworzyliśmy też ostatnio metodologię stosowania regrantingu w jednym z konkursów. Warto wspomnieć jeszcze o komisjach dialogu obywatelskiego, czyli o ciałach doradczych przy wydziałach, które ja uważam za kluczowe dla rozwijania współpracy między urzędem a organizacjami. Dzięki temu organizacje mogą działać tam, gdzie się czują najmocniej i myślę, że to bardzo przyszłościowa rzecz. Jak myślisz, co doprowadziło do tego, że miasto po tylu latach dostrzegło wreszcie organizacje pozarządowe jako partnera i dało im taką przestrzeń instytucjonalną?
Myślę, że kluczowym czynnikiem jest zmiana władz. O tym świadczy nie tylko współpraca z organizacjami, ale i wprowadzanie różnych narzędzi obywatelskich np. konsultacji społecznych, budżetu obywatelskiego, inicjatywy lokalnej. Angażowanie obywateli zaczęło rozwijać się w dobrym kierunku i dostrzeżono pozytywne efekty tego procesu. Coraz więcej osób w urzędzie się do tego przekonuje, widzi że to usprawnia jakość zarządzania miastem. Jest to też ogromna zasługa nacisku zewnętrznego. To bardzo dobrze, że jest w Łodzi sporo aktywistów i organizacji, które nie tylko proponują dobre rozwiązania dla polityki miejskiej, ale również potrafią zabrać głos w sytuacjach trudnych. To napędza skutecznie do podejmowania decyzji, do wprowadzania zmian. Obywatelski impuls zapewnia równowagę, to ta forma oddziaływania z zewnątrz, która jest konieczna. Nie ukrywaj-
73
74
Obywatele Decydują
my też tego, że wiele rozwiązań, związanych na przykład z konsultacjami społecznymi, pojawiało się oddolnie – że to ludzie z organizacji proponowali wprowadzenie takich właśnie elementów w zarządzaniu miastem. Porozmawiajmy więc o tych organizacjach. W kampanii „Łodzianie Decydują” byłeś zaangażowany od początku. Czy łatwo było kilkunastu różnym środowiskom społeczników dogadać się, żeby zrobić coś razem?
To zależy, na którym etapie. Łatwo było na samym początku. Wiedzieliśmy, że coś nie działa, i że coś z tym trzeba zrobić. Skrzyknęliśmy się, ale już w momencie konkretnej pracy, na przykład przy zbieraniu podpisów, czy przygotowywania pewnych działań, zobaczyliśmy, że pewne rzeczy zaczęły szwankować. Że było mniej zaangażowanych, mniej chętnych do podjęcia się zobowiązań… W końcu okazało się, że większość podpisów zebrały właściwie trzy-cztery organizacje i że to wszystko nie jest już równomierne. Proces uzgadniania różnych spraw był coraz trudniejszy, pojawiały się kłótnie, niektórzy zaczęli zarzucać innym, że próbują wylansować na kampanii swoją organizację, powstała atmosfera podejrzliwości. Ale ostatecznie udało się pewne rzeczy zamknąć, doprowadzić proces do końca, przynajmniej jeśli chodzi o zbieranie podpisów i złożenie ich. Późniejsze losy są już znane… No tak, trochę to trwało. Ale co było odpowiedzialne za wewnętrzną erozję tego środowiska? Dlaczego tak się dzieje?
To złożona kwestia. Chodzi o osobowość rożnych ludzi, o chęć współpracy, zrozumienie idei partnerstwa: robimy coś razem, ale każdy z nas powinien dołożyć coś od siebie, żeby popchnąć kampanię do przodu. Dla kogoś z zewnątrz wydaje się to bardzo dziwne – to przecież organizacje stojące po stronie obywateli, odwołujące się do solidaryzmu. A tymczasem przy większym projekcie nie potrafią solidaryzować się ze sobą.
Myślę, że zawsze w trudnych projektach muszą pojawiać się nieporozumienia, a przynajmniej mogą. Im więcej osób, tym więcej niedopowiedzeń. Pewnych rzeczy można było spokojnie uniknąć, oczywiście. Nie
Róbmy partycypację!
chciałbym wracać do tamtych czasów pod tym względem, ale wydaje mi się, że to było ważne doświadczenie, które pokazało, na czym powinna polegać współpraca przy projektach partnerskich. Że każdy powinien coś zrobić dla dobra wspólnej sprawy, a nie czekać na innych, albo podejrzewać ich o to, że próbują ugrać własny interes. Nie tędy droga. Co zapisało się na plus, a co na minus w pierwszych latach kampanii?
Plusem był ferment społeczny. Wiele osób nas zauważyło, dostrzegło potrzebę takiej kampanii. Dostaliśmy wiele sygnałów, że to ciekawy pomysł. Zainteresowali się tym mieszkańcy, otarło się to o osoby związane z władzą, kandydujące później w wyborach. Pojawiła się świadomość tego, że wpływ mieszkańców na procesy decyzyjne w Łodzi powinien wzrastać. Start był na pewno odpowiedni. A jakie były minusy? Brak doświadczenia. Z obecnej perspektywy widzę na przykład brak umiejętności dyskusji z przedstawicielami samorządu. Robiliśmy to trochę w oderwaniu, zbieraliśmy podpisy, ale na tamtym etapie nie podejmowaliśmy dyskusji na przykład z przewodniczącymi klubów. Czas pokazał, że taka współpraca i taka dyskusja jest konieczna. Że decyzje zapadają przecież w administracji. Czyli za mało było komunikacji z waszej strony?
Tak, ale… nie wiem, czy podjęcie takich kroków uchroniłoby nas przed odrzuceniem tej uchwały, bo tu wychodził brak doświadczenia w innych sprawach. Jako „Łodzianie…” współtworzyliśmy również na przykład regulamin konsultacji społecznych w formie projektu uchwały. I robiąc to, nie przewidzieliśmy takiego zapisu, żeby ten regulamin był konsultowany z mieszkańcami. Dzisiaj to się wydaje logiczne i niezbędne, a na tamtym etapie jakoś… nie pomyśleliśmy o tym [śmiech]. I to jest normalne, musimy wyciągać wnioski na przyszłość, po to, żeby pewne rzeczy robić lepiej. Co było największą przeszkodą w działaniach „Łodzianie Decydują”?
Wydaje mi się, że brak gotowości większej grupy ludzi do zaangażowania się. W pewnym momencie zostało raptem kilka osób, które chciały działać dalej. Trudność w porozumieniu się różnych organizacji – do tego
75
76
Obywatele Decydują
stopnia, że efekty aktywności niektórych osób były niszczone. Ci, którzy mieli ochotę albo czas, mówili w końcu, że mają dość konfliktowej komunikacji. Trudno było nam też pozyskać jakieś osoby z zewnątrz, może dlatego, że mało do ludzi wychodziliśmy. Nie organizowaliśmy takich dyskusji, nie zapraszaliśmy mieszkańców, zamknęliśmy się w wąskiej grupie tematów. Można to było zrobić lepiej, ale często brakowało rąk do pracy. Czego nauczyły cię działania w ramach tej kampanii?
Sporo. Na przykład konieczności sprawdzenia oczekiwań wszystkich partnerów, kiedy robi się coś w grupie. Konieczności wymagania pewnych deklaracji dla lepszego porozumienia. Tylko partnerstwo, w którym ktoś wywiązuje się ze swoich zobowiązań, ma sens. Dostrzegłem różne punkty widzenia na sprawy miejskie, dzięki temu, że w naszym zespole były rożne osobowości, od których można się było nauczyć nawet takich rzeczy, jak prowadzenie spotkań, albo ich moderacja. To, co wprowadzał Rafał [Górski – przyp. P.K.] było ciekawym doświadczeniem, jeśli chodzi o ułożenie naszej pracy. Mieliśmy sprawozdania, deklaracje obowiązków, cały system porządkowania pracy takiej nieformalnej grupy. Była to też dla nas pierwsza próba oddziaływania na politykę miejską i na prawo lokalne, więc uczyliśmy się współpracy z administracją. Dzięki temu wyszliśmy na przykład do grupy roboczej, która zajmowała się konstrukcją konsultacji społecznych i pracowaliśmy wspólnie. Jak się poczułeś po pierwszej porażce projektu?
Rozczarowany. Poczułem, że sporo poszło na marne. Miałem poczucie, że przy odrobinie dobrej woli projekt można było procedować dalej i byłem trochę zły na to, że tak się nie stało. Ale później od razu pojawiła się próba szukania rozwiązań. Pomyśleliśmy: skoro nie udało się z podpisami, to może przez radnych? A skoro inicjatywa miała być apolityczna, to powinni być to radni różnych opcji. Wtedy pojawił się pomysł negocjacji z klubami radnych. I pomysł, żeby wprowadzić projekt uchwały przez Komisję Statutową.
Róbmy partycypację!
A jak oceniasz ostatnie wydarzenia? Zwycięstwo projektu w Radzie Miejskiej, wszyscy radni „za”?
Bardzo się cieszę. Przede wszystkim gratuluję ekipie INSPRO, która do tego doprowadziła. Były przecież głosy od klubów, żeby inicjatywy w obecnym kształcie nie przyjmować, że radni zaakceptują próg trzech tysięcy podpisów, a nie tysiąca. Biorąc pod uwagę obecnie panujący klimat w Radzie i odrzucanie różnych projektów, które według mnie są w tym mieście niezbędne, to wprowadzenie takiego narzędzia jak obywatelska inicjatywa uchwałodawcza jest sporym sukcesem. Cieszę się, że zaangażowali się w to radni z Komisji Statutowej, bo bez nich nie byłoby tej możliwości. Teraz pozostaje zobaczyć, jak inicjatywa uchwałodawcza będzie sprawdzać się w praktyce. Myślisz że te ułatwienia przełożą się na to, że mieszkańcy złożą więcej projektów uchwał? Czy taka zmiana wystarczy?
Na pewno nie wystarczy. Jest jeszcze czynnik związany z poziomem wiedzy, świadomości mieszkańców, poziomem obywatelskiego zaangażowania, które jest konieczne do tego, żeby ktoś taki projekt w ogóle chciał przygotować. Na pewno jest sporo grup, które mogą wykorzystać ten mechanizm i proponować różne rozwiązania. Jestem ciekawy, na ile przyjęte rozwiązania przełożą się na decyzje Rady Miejskiej i jaki będzie poziom uchwalania obywatelskich inicjatyw. Doświadczenie pokazuje, że różnie z tym bywa. Ciekawi mnie, czy nie dojdzie do tego, że zwykli mieszkańcy będą musieli podejmować negocjacje z różnymi klubami. Mówi się, że narzędzie inicjatywy uchwałodawczej jest dość skomplikowane i trudno z niego korzystać. Że nie będzie ono atrakcyjne dla wielu mieszkańców, a więc jego wprowadzenie nie załatwi jeszcze niczego w kwestii partycypacji. Zgadasz się z takim poglądem?
To narzędzie załatwia pewną część, ale nie wszystko. Radni przyzwyczaili się do tego, że to oni wnoszą projekty uchwał – być może potrwa to jakiś czas, nim oswoją się z nową sytuacją. Mogą też zanegować projekt, który w ich opinii służy tylko grupie mieszkańców, ale nie służy miastu. Wiadomo, że samo zebranie podpisów i przedłożenie uchwały nie czyni
77
78
Obywatele Decydują
wzorcowej partycypacji. Czynią ją rozwiązania wypracowane w różnych grupach interesów i to jest najtrudniejsze. Jedną z takich grup są właśnie radni. Jeden z nich, Maciej Rakowski, podczas dyskusji nad projektem uchwały powiedział wręcz, że nie rozumie sensu inicjatywy. Że jeśli jakaś grupa mieszkańców nie potrafi przekonać swojego radnego, by w ich imieniu złożył projekt, to ich inicjatywa „nie ma szans powodzenia”.
To jest oczywiście partiokratyczne podejście – w tej sytuacji mieszkaniec powinien chodzić za radnym, przekonywać go i być od niego uzależnionym. A w tym, co proponują „Łodzianie…” chodzi o to, żeby odwrócić sytuację. Żeby pokazać, że to mieszkańcy są suwerenem, który sprawuje władzę i podejmuje decyzje. Argument radnego zaprzecza tej idei. No tak. Ale nie zmienia to faktu, że inicjatywa uchwałodawcza to narzędzie wymagające wiedzy o technice legislacyjnej i innych mechanizmach i nawet przy pomocy prawnika z urzędu wydaje się mało zachęcające. Za to taki budżet obywatelski jest banalny w obsłudze – klikasz i masz.
Na wszystko potrzeba czasu. Tak samo było z budżetem obywatelskim i konsultacjami społecznymi. Ważne jest na razie, żeby przedstawiciele organów gminy – czyli w tym przypadku radni – dostrzegli naturalność tego narzędzia. Mam nadzieję, że za parę lat nikt nie zada takich pytań jak na ostatniej sesji, ani nie powie, że „obywatel może przyjść do radnego”. Oczywiście że może, ale nie możemy udawać, że to jedyna i najwłaściwsza ścieżka. Prezydent Komorowski proponuje uregulowanie inicjatywy uchwałodawczej w ramach ogólnokrajowej ustawy. Co o tym sądzisz? Już autorzy naszej publikacji wydają się podzieleni co do zasadności wprowadzania takiej ustawy.
To zależy od różnych szczegółów. Uważam, że sama regulacja jest potrzebna, ale nie jestem zwolennikiem tego, żeby narzucać zbyt dużo samorządom. Bo jeśli w jakichś samorządach nie ma woli do tego, by angażować obywateli w procesy decyzyjne, to nie uda się tego wprowadzić zapisem
Róbmy partycypację!
ustawowym. Wręcz przeciwnie – wprowadzi się instytucję fasadową, prowizoryczną. Myślę, że każdy samorząd powinien do tego dojrzeć. Być może powinien być jednak określony pewien standard inicjatywy uchwałodawczej: definicja terminu, określenie minimalnego progu procentowego mieszkańców, którzy mogą złożyć taki projekt, i tak dalej. Tak, żeby dany samorząd wiedział, na jakich zasadach może wprowadzić inicjatywę uchwałodawczą. Że nie może żądać kilkudziesięciu tysięcy podpisów i dać mieszkańcom miesiąca na ich zebranie. Żeby była zagwarantowana możliwość korekty. W takim razie, jak myślisz, co jest skuteczniejszym narzędziem partycypacyjnym? Budżet obywatelski, inicjatywa uchwałodawcza, czy może coś innego?
Wszystkie są tak samo potrzebne i nie rozpatrywałbym tego w ten sposób. Inne zalety ma budżet, a inne inicjatywa uchwałodawcza. Ta druga nie daje mieszkańcom sprawstwa bezpośredniego, bo nie gwarantuje im, że ich projekt zostanie przegłosowany – co jest obecne w przypadku budżetu. Są jeszcze inne narzędzia które mogłyby być stosowane. Na przykład panel obywatelski czy referendum lokalne dające mieszkańcom możliwość wypowiadania się np. na temat ważnych inwestycji w mieście. Oczywiście takie narzędzia trzeba wprowadzać z głową, bo tutaj też głosowanie niczego nie rozwiązuje. Musi być dyskusja, debata, zaangażowanie ludzi, którzy mają pewną wiedzę. Jeśli mówimy o budżecie obywatelskim, to oczywiście jest z nim związanych też sporo dylematów i można pomyśleć o tym, żeby można było na przykład wskazywać również projekty, które są niepotrzebne. Żeby ludzie oprócz wskazywania inicjatyw wartych realizacji mogli się też jakimś sprzeciwić. Sztandarowy projekt zeszłorocznego budżetu – woonerf na 6 Sierpnia – już budzi kontrowersje i kłótnie. Są też eksperci, którzy uważają, że obywatele o pewnych sprawach decydować nie powinni, że nie są kompetentni1.
Na pewno konflikty społeczne są nieuniknione, w końcu pracujemy na 1 Tego rodzaju opinię wyraziły środowiska urbanistyczne, sprzeciwiając się budowie woonerfu na ulicy, która – zdaniem Architekta Miasta – miała być trasą przelotową do powstającego właśnie dworca kolejowego. (przyp. red.)
79
80
Obywatele Decydują
żywym organizmie. Pracujemy z ludźmi, którzy mają rozbieżne interesy. Podstawową umiejętnością jest praca na tych konfliktach i proponowanie metod, które doprowadziłyby do ich rozwiązania. Natomiast co do tego, co mówisz o ekspertach, to nie zgadzam się z tym. Myślę, że procesy partycypacyjne powinny być na tyle podparte możliwością zdobycia rzetelnej wiedzy eksperckiej, żeby mieszkańcy mogli się z nią zapoznać, podejmując decyzje. Proces ma być również edukacyjny. Mieszkaniec zna swoje potrzeby, ale może nie zdawać sobie sprawy, że przestrzeń śródmiejską należy na przykład wyciszać, albo uspokajać, i jak to się przekłada na przykład na funkcjonowanie przedsiębiorstw, które w niej działają. W dyskusji wszyscy eksperci powinni przedstawić swoją wizję, a ostateczny głos powinien należeć do mieszkańców. Mieszkańców, którzy tylko wtedy będą chcieli angażować się w sprawy miejskie, gdy będą mieli możliwość podejmowania decyzji. Jeśli eksperci będą decydować za nas, nie będzie mowy o społeczeństwie obywatelskim. Na podstawie tego, co widzisz, jak myślisz, czy mieszkańcy Łodzi chętnie włączają się w procesy partycypacyjne?
Ja uważam, że chętniej. Jest coraz więcej pozytywnych sygnałów. Widać coraz więcej zaangażowania i chęci do podejmowania decyzji. Sama frekwencja w budżecie obywatelskim zarówno etapie składania wniosków, jak i głosowania pokazuje, że proces idzie w dobrą stronę. Co nie znaczy, że nie trzeba go wciąż udoskonalać. Powiedziałeś, że z obecnej perspektywy inaczej postrzegasz wczesne działania „Łodzian…” jeśli chodzi o komunikację z urzędem, z lokalnymi politykami. Gdybyś wtedy miał dzisiejszą wiedzę, co byś zmienił?
Rozmawiałbym z urzędnikami, umawiałbym spotkania, zorganizowałbym debatę, zaprosił przedstawicieli urzędu, radnych, rozmawiał więcej na spotkaniach indywidualnych. Budowałbym relacje interpersonalne z tymi osobami, żeby tworzyć atmosferę zaufania. Jeśli zaufamy sobie nawzajem, to nikt nie pomyśli, że chcemy odebrać sprawstwo Radzie Miejskiej [śmiech], ale że chcemy wypracować jakiś system, działać wspólnie na rzecz demokracji. Dzięki temu wysyłamy komunikat, że możemy być za chwilę partnerami.
Róbmy partycypację!
A jakie uprzedzenia są najtrudniejsze do pokonania, jeśli idzie o taką współpracę?
Są różne uprzedzenia i to wzajemne, zarówno dotyczące urzędników, jak i organizacji pozarządowych. Ze strony urzędników mogą być przekonania np. o tym, że organizacje są zainteresowane tylko pieniędzmi, że myślą tylko o tym, jak uzyskać środki z miasta. Że tylko krytykują, że nic im nie pasuje. Za to organizacje mogą postrzegać urzędników dość stereotypowo – że nic nie robią, że zajmują się tylko papierami, że szukają tylko dziury w procedurach, żeby móc zablokować jakąś inicjatywę, że nie są zaangażowani w swoją pracę… Oczywiście takie rzeczy też się zdarzają. Są organizacje, które nie rozliczają dotacji, albo robią przekręty z „jednym procentem”, są urzędnicy, którzy mogą blokować inicjatywy społeczne, ale myślenie takimi kategoriami to pułapka. Z takim nastawieniem nie posuniemy się dalej w partnerstwie. Jakie wyzwania w kwestii partycypacji stoją przed Łodzią w kolejnych latach?
Na pewno wzmacnianie budżetu obywatelskiego. Coroczna ewaluacja procesu, dokąd on zmierza i jak powinien się rozwijać. Może warto pomyśleć o jakichś priorytetowych obszarach w jego ramach? Może o dyskusji nad projektami? Na razie wyzwaniem jest bardziej świadome głosowanie – tak, żeby ludzie podejmujący decyzję mogli zapoznać się ze wszystkimi projektami, a nie z tytułami i krótkimi opisami. Może warto rozważyć preselekcję projektów przez samych mieszkańców? Zwoływać wnioskodawców na spotkania, jak w Warszawie? Trzeba też wzmacniać wszystkie pozostałe narzędzia – konsultacje, inicjatywę uchwałodawczą. Jakie warunki muszą zostać spełnione, żeby mieszkańcy, radni i urzędnicy mogli wypracować coś wspólnie?
Wiem, że to może brzmieć sztampowo, ale wszystkie strony muszą czuć, że są partnerami w dyskusji. Że są traktowane podmiotowo, że uzyskują informacje zwrotne, że współpracują na bazie jasnych kryteriów i że jest to transparentne. Taki obywatel, czy przedstawiciel NGO jest wtedy
81
82
Obywatele Decydują
w stanie zaufać samorządowi. Jeśli będziemy dostrzegać, że zależy nam na tym samym, to wtedy łatwiej osiągniemy porozumienie. Ważne jest też, żeby „robić” tę partycypację – im więcej robimy, tym więcej się uczymy. Nie możemy teoretyzować, musimy działać. Przyglądać się temu, co wyszło, co nie wyszło, wyciągać wnioski.
Przechodzimy przyśpieszony kurs demokracji z Grzegorzem Justyńskim rozmawia Piotr Kowalczyk
Przechodzimy przyśpieszony kurs demokracji
Bardziej cieszyłby mnie festiwal ciasta zrobiony przez parafię niż wielkie projekty społeczne (…). Powinniśmy starać się o odbudowanie ducha lokalności wśród mieszkańców, bo o wielu miejscach mówi się dziś, że życie toczy się gdzieś indziej. – mówi Grzegorz Justyński, dyrektor Biura ds. Partycypacji Społecznej Urzędu Miasta Łodzi
Piotr Kowalczyk: jak pan ocenia zaangażowanie mieszkańców Łodzi w życie miasta?
Grzegorz Justyński: Trzeba zastanowić się nad tym, co jest miernikiem tego zaangażowania. Zwykle angażujemy się bardziej w coś, co dotyczy nas bezpośrednio. Ale czy to może być miarą mojej aktywności? Osobiście spojrzałbym na to inaczej: mogę mówić o tym, że myślę prospołecznie, kiedy interesuję się czymś, co jest ponad moim interesem. Jeśli decyduję się zabrać głos w sprawach dotyczących nie tylko mojego podwórka. Nie wiadomo jednak wciąż, jak to zmierzyć. Dostrzegam dużą potrzebę przeprowadzenia badań w tym zakresie. Ale tak subiektywnie, według pana?
Gdybym miał się opierać tylko na wynikach, to powiedziałbym, że budżet obywatelski pokazał, że łodzianie chcą decydować o swoim mieście. I to nie tylko o najbliższych sobie sprawach. Jeśli popatrzymy na to, które pomysły zdobyły najwięcej głosów, to zobaczymy, że były to projekty przewidujące korzyści dla całego miasta – i ja oceniam to bardzo pozytywnie. Od czego zależy to, czy chcemy angażować się społecznie?
To zależy od wielu czynników. Na przykład od miejsca zamieszkania. W przypadku budżetu obywatelskiego pokazała to dobitnie ilość wniosków złożonych przez mieszkańców poszczególnych terenów. W Śródmieściu było mniejsze zainteresowanie, bo mieści się tutaj dużo biur i firm, a więc tkanka społeczna jest rozproszona. Innymi czynnikami mogą być
85
86
Obywatele Decydują
na przykład gęstość nasycenia danej okolicy stowarzyszeniami, siła liderów społecznych i obecność pewnych tradycji. To wszystko decyduje o całokształcie zainteresowania mieszkańców takimi działaniami. Sam uważam jednak, że nie trzeba oczekiwać cudów i dążyć do przekonania wszystkich do aktywności – to nigdy się tak naprawdę nie uda i zawsze będą ludzie, którzy wolą się nie angażować. Tak jak zawsze będą ci, którzy aktywności potrzebują. Ważne jest to, żeby przekonać tych, którzy są pomiędzy. Sprawić, by to właśnie oni uwierzyli, że warto się z czymś zapoznać, dowiedzieć się czegoś, otworzyć na coś, posłuchać innych argumentów i… oddać głos. Mamy przyjąć do wiadomości, że istnieją ludzie, którzy nie chcą mieć wpływu na rzeczywistość wokół siebie?
Tak bym nie powiedział. Gdybyśmy zapytali tych ludzi, to też pewnie by tak nie powiedzieli. Stwierdziliby raczej, że nie widzą w tym większego sensu, że to nic nie da. Taka postawa pewnej rezygnacji, czy nawet dystansowania się od toczącego się szybko życia, zawsze będzie istniała. Można działać na różne sposoby: prosić o pomoc urzędników, wnosić petycje, albo robić coś oddolnie. Mam wrażenie, że z tym ostatnim nadal jest problem. Robimy coś, ale często spontanicznie, incydentalnie. Zawiązujemy wspólnotę protestu, a kiedy protest się kończy, rozchodzimy się.
O taką incydentalność jest często łatwiej. Ale znam różne przypadki. Wiem też o takich, kiedy taka grupa przekształciła się w coś na kształt stowarzyszenia. Nie wartościowałbym tego. Uważam, że to naturalna sytuacja. Czasem, jeśli udaje się zmienić nawet postawę mentalną – „chociaż nie robię tego aktywnie, to chcę o tym coś wiedzieć” – to i tak już sporo. Jak wynika z wielu badań (w tym również moich), łatwiej podtrzymać i ożywić taką wspólnotę w mniejszych miejscowościach, w których ludzi wciąż spajają pewne nieformalne więzi. Wydaje się więc, że w dotkniętym atrofią takich więzi mieście lepiej sprawdzi się inicjatywa sformalizowana, nastawiona na konkretny cel.
Zgadza się, to jest problem dużych miast. Ale widzę też jakąś szansę na
Przechodzimy przyśpieszony kurs demokracji
powrót do lokalności. Żyjąc w dużym mieście, można przecież funkcjonować jednocześnie w małej społeczności. Żeby mieć poczucie sensu i dobrze spędzonego czasu nie trzeba przecież w kółko jeździć do Manufaktury, siadać na rynku i czekać, aż coś się zdarzy. Myślę o takim odbudowaniu lokalnej struktury na poziomie osiedla czy też dawnej dzielnicy1. O tym, żeby ludzie chcieli tam przebywać, żeby tę swoją energię pożytkowali gdzieś bliżej siebie. To jest właśnie zależne od tej tkanki, od tego, czym dysponujemy, ile mamy takich miejsc, gdzie możemy się poznać, jak silne są rady osiedli, jacy są liderzy, na czym możemy się oprzeć. Ta tkanka czeka… Czeka, ale na co? Na działania ze strony magistratu?
Nie, nie. Ja przyjmuję inną perspektywę: my wspomagamy, ale nie pchamy się na siłę. Możemy sugerować pewne rozwiązania i możemy je wspierać. Jeśli ktoś chce coś zorganizować, to my, jako urząd, możemy coś zaproponować, tak jak zaproponowaliśmy szkołom i domom kultury udostępnienie swoich lokali podczas głosowania na budżet obywatelski. Trzeba podchodzić do tego indywidualnie, wspierać, ale niekoniecznie – administrować. Urząd nie powinien pchać się tam, gdzie nie jest potrzebny zwłaszcza, że są ludzie, którzy po prostu nie będą mu ufać. Mamy wiele takich doświadczeń, a nieufność bierze się z wielu rzeczy. Na przykład z czego?
Na przykład z potrzeby upraszczania rzeczywistości. Często nie wiemy, jakie są przyczyny, ale potrzebujemy jakiejś racjonalizacji. I tłumaczymy to sobie najczęściej nieudolnością albo biurokracją. Może część mieszkańców myśli, że ci, którzy działają, załatwiają tylko coś dla siebie? Że realizują tylko swoje interesy?
To też z czegoś się bierze. My w swojej pracy nie skupiamy się akurat na tej grupie mieszkańców – choć i oni mogą liczyć na rzetelną informację, bo, kto wie, być może w jakiś sposób zmieni to ich podejście? To ważne, żeby pokazać 1 W Łodzi zniesiono administracyjny podział na dzielnice, lecz w świadomości mieszkańców odgrywa on nadal znaczącą rolę, stanowiąc istotny punkt odniesienia.
87
88
Obywatele Decydują
takiemu komuś, dlaczego spośród różnych rozwiązań wybrano właśnie to. Nie uważam oczywiście, że można przekonać wszystkich zadeklarowanych nieprzekonanych – taka grupa zawsze będzie istnieć, ale w naszym interesie jest to, żeby była jak najmniej liczna. Moim zdaniem lepiej po prostu coś zrobić. Zamiast przekonywać kogoś na siłę, lepiej powiedzieć mu: „dobrze, szanuję pana zdanie, proszę to obserwować dalej”. Widać to w przypadku budżetu obywatelskiego – ta grupa zmniejszy się, kiedy projekty zostaną zrealizowane i będzie widoczny ich efekt. Trzeba przekonywać, pokazując skutki. Jeżeli ktoś dostrzeże prostą zależność pomiędzy tym, że zagłosował, a tym, że kilka miesięcy później powstał skatepark, to nie potrzebuje już lepszej motywacji. My mówimy tak: jeśli chcesz się przekonać, złóż wniosek. Jeśli nie chce ci się składać wniosku, to chociaż zagłosuj i zobacz, co się stanie. Czy myśli pan, że dzięki nowym pomysłom partycypacyjnym mieszkańcy chętniej współpracują z urzędem?
Tak, na przykładzie Łodzi widać, że to się zmienia z roku na rok. Ale niezależnie od tego, czy są jakieś nowatorskie projekty czy nie – to jest związane ze zmianami w samym urzędzie. Pracuję w samorządzie od ponad dwudziestu lat i widzę to. A co takiego zmieniło się w samym urzędzie?
Na przykład dostęp do informacji, przejrzystość procedur, współpraca z różnymi organizacjami, bardzo wiele rzeczy. Z własnego odczucia wiem, że relacja urząd – mieszkaniec zmieniła się bardzo na korzyść. Załóżmy, że obywatel przychodzi do was ze swoim pomysłem, ale wydaje się być w tym wszystkim zagubiony. Jak możecie mu pomóc?
Zasada jest taka, że staramy się ustalić, kto zajmuje się daną kwestią, żeby ten mieszkaniec nie był później odsyłany od drzwi do drzwi. Wskazać konkretną osobę, która rzeczywiście może udzielić mu pomocy. Urząd nie istnieje przecież sam dla siebie, ma charakter służebny względem mieszkańca, tyle tylko, że nie wszystko leży w gestii administracji samorządowej.
Przechodzimy przyśpieszony kurs demokracji
W jaki sposób więc Biuro przyczynia się do współpracy z obywatelami?
Przede wszystkim zapewniamy dostęp do informacji o możliwościach partycypowania w procesach, które są istotne dla miasta. Od dwóch lat prowadzimy własny portal Łódź Aktywnych Obywateli2, gdzie zamieszczamy wszystko to, co może zainteresować zarówno organizacje pozarządowe, jak i mieszkańców. Rozwieszamy plakaty, jak ostatnio przy konsultacjach. Pojawiamy się tam, gdzie powstaje problem – rozmawiamy z ludźmi w ich okolicy, w miejscu dobrze im znanym, na przykład w szkole. Nie organizujemy dużych zebrań w urzędzie. Dzielimy je natomiast tematycznie – jednego dnia rozmawiamy o pomocy społecznej, drugiego dnia o problemach osób niepełnosprawnych, a jeszcze innego o dzieciach i młodzieży. Spotkania są organizowane przez różne jednostki urzędu – my, jako biuro, koordynujemy je, pomagamy, nadajemy wszystkiemu pewną formę. W ostatnim czasie pięćdziesięciu urzędników wzięło udział w warsztatach dotyczących tego, jak powinny przebiegać takie konsultacje. Czyli jest to dla urzędników nowa wiedza?
Tak. Boom na konsultacje mamy dopiero od trzech, czterech lat. Trzeba zrozumieć, jak to wygląda z tej strony: urząd wciąż musi zajmować się sprawami bieżącymi, a organizacja konsultacji dotąd do nich nie należała. Obowiązków przybywa. Nie każdy to lubi i nie każdemu się to podoba. Tym bardziej, że czasem bardzo sumiennie przygotowujemy się do konsultacji, a później przychodzi na nie raptem piętnaście osób. Wtedy pojawia się frustracja, bo w końcu zwykle to nam zarzuca się, że nie pytamy mieszkańców o zdanie i że nie chcemy rozmawiać. Szczerze mówiąc, nie jestem czasem pewien, czy powinniśmy zawsze się konsultować. Może częściej powinniśmy rozmawiać. Niekoniecznie trzymać się ściśle procedur i traktować wszystko tak samo, bo tak każe regulamin konsultacji. Powinniśmy prowadzić dialog. Wiadomo, że różne sprawy w różnym stopniu absorbują uwagę. Najbardziej popularnymi konsultacjami były te dotyczące likwidacji szkół – wiadomo dlaczego. Za to sprawy dotyczące 2 http://aktywniobywatele.uml.lodz.pl/
89
90
Obywatele Decydują
np. hałasu czy ochrony środowiska nie angażują ludzi w takim stopniu. W jaki sposób biuro współpracuje z organizacjami pozarządowymi?
To jest osobna gałąź naszej działalności. Mamy pełnomocnika prezydenta kompetentnego w tym zakresie. Podstawowym narzędziem jest program współpracy z organizacjami pozarządowymi, który zresztą zmienia się, bo te organizacje wiedzą już dziś, o czym mogą rozmawiać z urzędem i na co mogą liczyć. Jest też Rada Działalności Pożytku Publicznego, działają komisje dialogu obywatelskiego. To wszystko służy przede wszystkim wsparciu tego, co organizacje już robią, a co wpisuje się w pewne działania miasta. Jeśli ktoś zajmuje się na przykład zagospodarowaniem wolnego czasu dzieci i młodzieży i dowiaduje się, że miasto organizuje takie projekty, to może wziąć udział w konkursie i otrzymać pomoc strukturalną. Może także skorzystać z różnych zasobów: zorganizować szkolenie, uzyskać pomoc w promocji… Jakie błędy najczęściej popełniają obywatele i organizacje pozarządowe w komunikacji z urzędnikami?
Zazwyczaj formalne – takie jak brak wymaganych dokumentów albo niewystarczająca ilość podpisów. Zdarza się też, że ludzie nie zawsze trafiają pod właściwy adres, między innymi po to umieszczamy informacje na stronach, ale i tak czasem musimy przekierowywać takie osoby. Ale to nic strasznego – niewiedza jest czymś naturalnym. Oczywiście bardziej dziwiłbym się potknięciom organizacji pozarządowych niż mieszkańców. Myśli pan, że obecny stan komunikacji urzędu z mieszkańcami jest zadowalający?
Myślę, że jesteśmy stale w procesie zmian na lepsze. Od pewnego czasu przymierzamy się do wykorzystania innych, dodatkowych, bardziej bezpośrednich narzędzi komunikowania. Chcemy stworzyć forum dialogu, które da możliwość zebrania szeregu różnych opinii. Jest w tej sprawie odzew środowiska informatycznego, które dostrzega w tym rynek dla siebie, to są bardzo interesujące rzeczy, tyle że… jeszcze nas na nie nie stać..
Przechodzimy przyśpieszony kurs demokracji
A odwracając to pytanie – jakie widzi pan błędy urzędników w kontaktach z mieszkańcami i organizacjami pozarządowymi?
Na pewno zbytni pośpiech – czasem nie staramy się dowiedzieć, czego dotyczy sprawa i zbyt szybko ją oceniamy. Najczęściej przez nawał pracy i brak czasu, ale jednak. Jeśli przychodzi ktoś do nas z konkretną sprawą, to musimy dowiedzieć się, o co tak naprawdę mu chodzi, dotrzeć do meritum tej sprawy, a nie zawsze mamy czas, żeby kogoś wysłuchać. Naszym problemem – nie błędem – jest czas i cierpliwość. Tego czasem po prostu brakuje. Najszerzej dostępnym narzędziem partycypacyjnym jest dziś w Łodzi budżet obywatelski. Jakie są jego największe zalety?
Na przykład to, że w bardzo krótkim czasie powstaną nowe rzeczy – i to rzeczy, które nie zrodziły się za biurkiem, ale u samych mieszkańców. Tu chodzi o małe sprawy, o drobiazgi, które są łatwe w realizacji, a działają motywująco na ludzi. Czasem bywa, że zastanawiamy się, jak zamknąć koszty jakiegoś przedsięwzięcia w trzech milionach albo mówimy, że może lepiej by było zrobić coś za 500 tysięcy, ale za to łatwiejszego w koncepcji i realizacji. A tak, mając 3 miliony, możemy zrobić sześć projektów za 500 tysięcy. W tej chwili budżet obywatelski jest bardzo trendy i wszędzie się o nim rozmawia. A co zrobić, żeby był nie tylko popularniejszy, ale i skuteczniejszy?
Są różne opcje dla budżetów obywatelskich. Jedną z nich jest wprowadzenie takiego systemu, który pozwala zagłosować nie tylko na za, ale i przeciw projektom. Podam przykład: w fazie planowania projektu podwórca przy ul. 6. Sierpnia przychodziły do nas głównie osoby, które były tym zainteresowane. Ci, którzy byli przeciwni, „odezwali się” dopiero wtedy, gdy projekt został skierowany do realizacji. Wtedy zaczęły pojawiać się argumenty, na przykład o utrudnionym dostępie do hotelu. Opcja głosowania przeciw projektom powinna zaktywizować również tych mieszkańców – tylko co będzie wtedy decydować o tym, czy dany pomysł przejdzie dalej? Co, jeśli znajdą się tacy, którzy zagłosują przeciw jakiejś inicjatywnie, bo – w ich mniemaniu – pogrzebie ona szanse ich własnego pomysłu? To
91
92
Obywatele Decydują
trudne i skomplikowane, ale zarazem ciekawe, jako obraz działania demokracji. Była też taka propozycja, aby głosowanie było jedynie pierwszym etapem, po którym projekt miałby zostać przedyskutowany przez grono ekspertów. Spotkało się ono jednak z krytyką, bo niektórzy uznali, że to wypacza ideę budżetu obywatelskiego. Można jeszcze skonstruować budżet w taki sposób, aby wprowadzić ograniczenia co do rodzaju projektów.
Tak, to jest kolejny pomysł, którzy trzeba rozważyć. W niektórych miastach dokonuje się podziałów na część „miękką” i „twardą”, na wydatki pomocnicze i kluczowe dla miasta. Spotkałem się również z pomysłem „podziału na branże” – w taki sposób, by środki były rozdzielane na zadania typowe dla każdej z nich. Pojawiają się przecież głosy, że można w ogóle przegiąć. Na ostatnim seminarium „Łodzianie decydują” Jan Herbst powiedział mniej więcej: „nie można przecież wszystkiego konsultować z obywatelami, gdzieś musi być granica”. Zastanawiam się, na ile budżet obywatelski i konsultacje staną się skutecznym sposobem podejmowania decyzji, a na ile – kiełbasą wyborczą, kolejnym wymogiem dopisywanym do listy obietnic.
Ja to widzę inaczej. Uważam, że skala dostępu do informacji i skala ułatwień z tego wynikających pozwolą nam poznać odpowiedź na to pytanie. Ludzie będą dobrze poinformowani i sami będą na tej podstawie podejmować decyzje. Administracja państwowa wysuwa poważne propozycje dotyczące nowego kształtu relacji urząd – mieszkaniec. Urząd ma stać się polem dialogu i to jest teraz najważniejsze zadanie, jakie przed nami stoi. W takim razie, co powinien robić urząd, aby ludzie nie czuli się wykluczeni z procesu podejmowania decyzji? Jak powinien docierać do potencjalnych beneficjentów działań?
Przede wszystkim powinien wiedzieć, gdzie są ci beneficjenci. Nie traktować na przykład konsultacji jako czegoś, co jest przeznaczone dla wszystkich, a więc dla nikogo. To, jak konsultujemy, powinno być sprofilowane
Przechodzimy przyśpieszony kurs demokracji
pod kątem samych zainteresowanych. Po prostu trzeba wyjść do ludzi. Tworzyć pole dialogu, nawet dla tych, którzy są konsultacjom przeciwni, bo twierdzą, że nic, o czym była na nich mowa, nie jest realizowane. Zdarzają się w końcu projekty, które musimy z pewnych względów odrzucić – i o tym też trzeba mówić. Odrzucić?
Oczywiście nie wygląda to w ten sposób, że wydajemy decyzję typu „odpowiedź negatywna” i już. Tłumaczymy, dlaczego tak jest i razem wypracowujemy jakieś wyjście z danej sytuacji. Poza tym losy każdego wniosku są upublicznione, można się dowiedzieć na jakim etapie jest nasz projekt i kto się nim zajmuje, można przyjść i uczestniczyć na żywo w pracach komisji, która się nim zajmuje. Mówi się też, że wybór projektu przez mieszkańców jest „wiążący” dla samorządu. Wiążący, ale nie prawnie…
Także i prawnie. W prawie istnieje takie pojęcie jak umowa społeczna. Jest to deklaracja woli zarówno organu wykonawczego jak i organu uchwałodawczego samorządu lokalnego. A formułą zastosowaną do realizacji tej umowy są konsultacje. Radni teoretycznie mają obowiązek przegłosować taki wniosek. Ale nie można ich do tego zmusić.
Nie, oczywiście, że nie. Poprzez ten mechanizm deklaracji społecznej wszystkich stron, zobowiązano się do tego, że jeśli mieszkańcy wybiorą dane projekty, to właśnie one będą skierowane do Rady. W tym sensie to przyrzeczenie jest wiążące, ale w momencie gdy któryś z radnych podniesie rękę przeciw, to nie ma żadnej możliwości, żeby go zdyscyplinować. Jak ważne są takie narzędzia partycypacyjne jak budżet obywatelski czy inicjatywa uchwałodawcza dla kształtowania postawy zaangażowania i uczestnictwa mieszkańców?
Z pewnością pomagają. Warto przypomnieć, że one nie pojawiły się
93
94
Obywatele Decydują
jako pomysł urzędu, ale wyniknęły z pewnej presji społecznej, ze społecznej potrzeby uczestniczenia. Urząd nadał temu tylko pewne ramy instytucjonalne. Można jednak spytać o to, na ile te narzędzia są użyteczne dla normalnego mieszkańca, niezwiązanego z żadną organizacją. Potrzeba czasu, żeby to ocenić. Przechodzimy w naszym kraju przyspieszony kurs ekonomii, demokracji, a teraz partycypacji i wszystko chcemy zamknąć w 3-4 lata. A przecież takie rzeczy nie dzieją się z roku na rok. Jesteśmy wciąż na początku drogi. Musimy nie tylko wybrać odpowiednie metody, ale przede wszystkim – pokazać efekt. Czym są jednostki pomocnicze biura?
Można powiedzieć, że jest to najniższy szczebel administracji lokalnej. Ten, który jest najbliżej obywatela. Tak się stało na przestrzeni lat, że rady osiedli i rady mieszkańców przekształciły się właśnie w taki organizm, jak jednostki pomocnicze. Realizują one swoje zadania na terenach 36 łódzkich okręgów. Są to zadania własne oraz zadania inwestycyjne, które są wybrane w drodze konkursu. Odgrywają dużą rolę w tym, o czym rozmawiamy, czyli w procesie uczestnictwa obywatelskiego. To bardzo dobra baza. Jakie są pana marzenia dotyczące rozwoju demokracji uczestniczącej w Łodzi?
Moim marzeniem jest to, aby ludzie byli zadowoleni z miejsca, w którym żyją i żeby czuli się za to miejsce odpowiedzialni. Wiadomo, że ludzie dobrze się czują w różnych rolach. Zawsze będziemy mieć liderów i ludzi, którzy oglądają telewizję leżąc na kanapie. Ale chyba chciałby pan, żeby tych liderów było więcej?
Stawiałbym raczej na jakość. Bardziej cieszyłby mnie festiwal ciasta zrobiony przez parafię niż wielkie projekty społeczne. Z całym szacunkiem do wielkich przedsięwzięć, które są bardzo potrzebne, ale liderów łączyłbym jednak z działaniami lokalnymi. Powinniśmy starać się o odbudowanie ducha lokalności wśród mieszkańców, bo o wielu miejscach mówi się dziś, że życie toczy się gdzieś indziej.
Przechodzimy przyśpieszony kurs demokracji
Wielu badaczy uważa, że próba odbudowania takiej lokalności jest bardzo trudna jeżeli mieszkańcy nie otrzymają wsparcia odgórnego.
Oczywiście, że ta pomoc jest potrzebna. Duże inwestycje koniec końców zawsze się obronią, bo znajdą sponsorów, natomiast poczucie społecznej przynależności, jakie wyraża się w małych, lokalnych działaniach, jest po prostu bezcenne. Dyskutujemy cały czas o demokracji w wydaniu obywatelskim, bezpośrednim. Tymczasem na świecie coraz częściej mówi się o kryzysie takiego podejścia, wskazując na zalety rządów eksperckich. Bo w końcu państwo czy gmina to skomplikowany organizm, a szary Kowalski „nie zna się, jeszcze popsuje”. Dlaczego w takim razie warto dziś wspierać właśnie ideę oddolności i partycypacji obywatelskiej?
Choćby po to, żeby zacząć się znać. Zdobyć wiedzę, nie bać się po nią sięgać i w konsekwencji dokonywać świadomych wyborów. Jeśli nawet ktoś jest ekspertem, który ma mnie reprezentować, to ja muszę wiedzieć, o czym on mówi. Mieć świadomość tego, jak to wszystko działa. To osiągamy dzięki uczestnictwu. Na obecnym etapie najważniejszą dla mnie rzeczą jest odbudowanie zaufania mieszkańców do administracji publicznej. Chodzi o możliwość tego bezpośredniego kontaktu, kiedy na konsultacjach siedzą obok siebie „zwykły” mieszkaniec i urzędnik – i ten obywatel może dowiedzieć się u źródła, jak jest skonstruowany budżet , jakimi rządzi się prawami i co w jego ramach w ogóle można zrobić, a czego nie. To jest właśnie wiedza, którą uzyskują mieszkańcy między innymi dzięki procesom partycypacyjnym.
95
Więcej indoktrynacji do demokracji z Grzegorzem Makowskim rozmawia Hanna Gill - Piątek
Więcej indoktrynacji do demokracji
Brakuje nam edukacji (…). Praktyka szwankuje, bo nikt nas nie uczy tego, jak czytać konstytucję, jak używać prawa, po co to wszystko. Jestem załamany tym, co się dzieje na poziomie edukacji szkolnej. Czysta faktografia bez wychowania do realnego życia w społeczeństwie (…). U nas ze szkół wychodzą inwalidzi społeczni. – mówi Grzegorz Makowski, socjolog, Członek Rady Centrum Badania Opinii Społecznej
Hanna Gill-Piątek: Pola, na których działasz, są bardzo różne. Od kiedy i dlaczego zająłeś się demokracją bezpośrednią?
Grzegorz Makowski: Czy ja wiem…? Zależy, co uważamy za demokrację bezpośrednią. Jedni uważają za nią wyłącznie referenda, inni mówią, że to bzdura i że to tylko jakiś tam dodatek do demokracji przedstawicielskiej. Od 2006 roku zacząłem się zajmować takim zagadnieniem jak dialog obywatelski. Z grubsza, jest to udział obywateli w procesach decyzyjnych, za pośrednictwem różnych form organizacji – głównie organizacji pozarządowych. Można powiedzieć, że to był dla mnie wstęp do demokracji bezpośredniej. Dialog obywatelski ma jakąś formalną definicję?
Chyba nie ma jakiejś ścisłej klasyfikacji. Jest to, ogólnie rzecz biorąc, europejski koncept wywodzący się od idei dialogu społecznego. Kiedyś określało się tą nazwą wszystkie relacje pomiędzy kluczowymi aktorami w gospodarce – pracodawcami, pracownikami i decydentami. Później, kiedy ta koncepcja rozwijała się w Europie, mniej więcej od lat 50-tych, po wojnie zaczęto dostrzegać również innych aktorów – jak organizacje pozarządowe. Dostrzeżono, że nie występują oni co prawda wyłącznie w rolach pracownika czy pracodawcy, ale w polu ich zainteresowania znajdują się polityki publiczne. Nie jest to po prostu deliberacja, nie jest to zupełnie bezpośredni udział indywidualny w decyzjach publicznych. Tylko pewna forma oddolnie formowanego przedstawicielstwa poprzez na przykład zrze-
97
98
Obywatele Decydują
szenia, organizacje, ruchy społeczne. W Europie pojęcie dialogu ewoluowało. W Europejskim Komitecie Ekonomiczno-Społecznym (EKES) już od lat 80-tych istnieje komórka zajmująca się tą tematyką. Do Polski dialog obywatelski przywędrował wraz z akcesją do UE. Ówczesne rządy zostały postawione przed koniecznością szerszego dopuszczenia obywateli do konsultowania dotąd wewnętrznie ustalanych polityk. Nagle „odkryto” wtedy organizacje pozarządowe. W 2003 r. udało się uchwalić ustawę o pożytku, która jako projekt była wałkowana od lat 90-tych. Pojawiły się rożne ciała, dokumenty, które posługiwały się pojęciem dialogu obywatelskiego. Wtedy też i ja zacząłem się tym zajmować. Kiedy patrzymy na historię, to raczej dobre rzeczy nigdy nie działy się same – jak na przykład w przypadku praw pracowniczych, wywalczonych wiek temu. To upodmiotowienie obywateli w sprawowaniu władzy pewnie też nie pojawiło się ot tak, była jakaś głębsza przyczyna.
Jak wspomniałem, w przypadku dialogu obywatelskiego, zaistnienie tej koncepcji w Polsce było pochodną wejścia do UE. Jeśli zaś chodzi o coś szerszego, nazwijmy to, upodmiotowieniem obywateli, to pewne procesy czy zmiany dokonywały się dużo wcześniej. Choćby reforma samorządowa. W zamyśle był to krok w stronę podzielenia się z obywatelami władzą i odpowiedzialnością. W praktyce wyszło to oczywiście trochę inaczej i po kilkunastu latach ci obywatele w samorządach wcale nie są tak upodmiotowieni, jakbyśmy tego sobie życzyli. Ale moim zdaniem i tak nie jest źle. Mamy chociażby całkiem dobre ramy prawne, ustrojowe. Konstytucja z 1997 roku daje Polakom bardzo szerokie możliwości udziału w sprawach publicznych – również na poziomie lokalnym. Jesteśmy w awangardzie. Jeśli więc ktoś oceniałby Polskę po ustroju czy aktach prawnych, mógłby się spodziewać, że to kraj kwitnącej samorządności?
Tak. Tylko że tego się nie wykorzystuje. Twórcy Konstytucji, czy reformy samorządowej z lat 90-tych mieli z pewnością dobre intencje. Mamy wiele instytucji – inicjatywę ustawodawczą, szeroki katalog organizacji społecznych wymienionych wprost w Konstytucji, zasadę pomocniczości,
Więcej indoktrynacji do demokracji
mnóstwo różnych elementów, których nie ma w innych krajach. Można z nich korzystać, tylko chęci nam brak. Inna sprawa, że nie wszyscy o tym wiedzą. Na przykład ustawa o działalności pożytku publicznego nie działa zgodnie ze swoim celem, którym była operacjonalizacja konstytucyjnej zasady pomocniczości. Jej twórcy chcieli, żeby obywatele zrzeszeni w organizacjach społecznych mieli większe możliwości włączania się w rozwiązywanie problemów ich społeczności. Ustawa stworzyła dwa tryby zlecania zadań publicznych – wspierania i powierzanie. Tymczasem, niemal po 10 latach od wejścia w życie tej ustawy od organizacji realizujących różne zadania publiczne w samorządach wciąż wymaga się wkładu własnego. Czyli że organizacje pozarządowe dopłacają do wykonania tego, co powinien zrobić samorząd. Jest to kompletne odwrócenie zasady pomocniczości. Jeśli władza samorządowa jest przekonana, że jakaś organizacja zrzeszająca obywateli jest w stanie lepiej zrealizować jakieś zadanie, powinna powierzyć to jej, czyli przekazać jej całość środków niezbędnych, do wykonania tego zadania. Tymczasem zarówno na poziomie samorządów jak i ministerstwa wiele osób nie rozumie tej zasady i wspiera realizację zadań publicznych przez organizacje, przekazując tylko część środków. Najlepsze zapisy prawa nie pomogą, kiedy mamy do czynienia z głębokim kryzysem więzi. Jesteśmy społeczeństwem o bardzo niskim stopniu wzajemnego zaufania, a badania pokazują, że jedyną wspólnotą, której ufamy, jest rodzina. Wiejskie wspólnoty oparte są o tradycję, natomiast w miastach nic nas już nie łączy.
W miastach jest z tym najgorzej, bo dochodzi do tego upolitycznienie samorządów. Pojawiają się więc głosy, że demokracja bezpośrednia w takim społeczeństwie rodzi różne zagrożenia, jest podatna na populizm. Takie zdania pojawiły się na przykład w niedawnej dyskusji o referendach.
Strachy na lachy. To demiurgiczny typ myślenia, zakładający że najpierw musimy społeczeństwo wychować i nauczyć, a potem dać kijek do ręki. Nie wierzę, że da się zaprojektować cokolwiek sensownego w takiej logice.
99
100
Obywatele Decydują
Czyli ufasz, że nie należy się bać przekazywania społeczeństwu większego wpływu?
Uważam, że najważniejsze, to zapewnić ludziom dobre podstawy działania. I my takie podstawy, nienajgorsze, mamy. Mamy dobrą Konstytucję, inne instrumenty prawne – mamy na czym bazować. Brakuje nam edukacji. Problemem nie jest tu „dać lub nie dać”, bo de facto chodzi o dobre wykorzystanie istniejących już możliwości. Często w kontekście referendów i zagrożeń z nimi związanych przywołuje się u nas przykład Szwajcarii. Dla mnie jest on bezużyteczny, bo to inne społeczeństwo, które wypracowało swój model w zupełnie innych uwarunkowaniach historycznych. My też mamy już swój model, tylko nie do końca sobie zdajemy z tego sprawę. Praktyka szwankuje, bo nikt nas nie uczy tego, jak czytać konstytucję, jak używać prawa, po co to wszystko. Jestem załamany tym, co się dzieje na poziomie edukacji szkolnej. Czysta faktografia bez wychowania do realnego życia w społeczeństwie. Brakuje nam czegoś w rodzaju pozytywnej indoktrynacji. Indoktrynacji dla demokracji. Gdybym szukał innych modeli, to raczej w tym obszarze. Mam rodzinę w Stanach, dzieci uczą się tam w szkołach zupełnie inaczej, wszystko jest zorientowane na współpracę. Te dzieci wychodzą w świat z o wiele większą motywacją do porozumiewania się, ustalania, kooperowania z innymi. Są przygotowani do życia we wspólnocie. U nas ze szkół wychodzą inwalidzi społeczni. A żeby nie narzekać hurtem na szwankujące społeczeństwo: mamy jednak wiele inicjatyw, zarówno na poziomie centralnym, ustawodawczych, jak i lokalnym, uchwałodawczych. Te podpisy najczęściej lądują w koszu. Więc może jednak szwankują władze?
Nie tylko. Problemem jest bardzo słaba frekwencja w wyborach samorządowych. Przez to często wybierany jest byle kto. Największą grupą radnych są urzędnicy i nauczyciele. W samorządach tworzy się publiczno-administracyjna brudna wspólnota, która często reprezentuje tylko własne interesy. Ale to wynika to z bierności, niechęci, braku zastanowienia, kogo my, wyborcy, właściwie posyłamy do tych rad. Potem, jeśli inicjatywa
Więcej indoktrynacji do demokracji
uchwałodawcza nie wychodzi, de facto należy mieć pretensje do obywateli, którzy wybierali tak a nie inaczej, lub którzy do wyborów wcale nie poszli. Mimo to są miasta, jak Katowice, gdzie inicjatywa całkiem dobrze się sprawdza. Jest dużo takich miejsc. Ale „Stop podwyżkom cen biletów” w Warszawie nie bardzo wyszło. Setki innych inicjatyw w całej Polsce trafia na mur niezrozumienia i ląduje w koszu. Co moglibyśmy tu poprawić? Może dobry byłby tu wzór Europejskiej Inicjatywy Obywatelskiej (EIO), która wspiera inicjatorów i chroni ich przed łatwym odrzuceniem?
EIO to doskonałe narzędzie, które jest zresztą efektem działania wspomnianego wcześniej EKES-u. Inicjatywa pozwala Europejczykom na bezpośrednią interakcję z unijną władzą. Ma też duże znaczenie edukacyjne. Ale wracając na poziom krajowy: w samorządach to rady mają kompetencje do zmiany statutu. Powinno więc zadbać o to, żeby obywatelskie inicjatywy uchwałodawcze były odpowiednio zabezpieczone w lokalnych konstytucjach. Tymczasem regulacje w tym zakresie są bardzo różne. Mimo to jestem przeciwny, by narzucać standardy ustawowo. Standard powinien się poprawiać w wyniku wymiany doświadczeń między samorządami. Jedne powinny przypatrywać się drugim. Przykładowo, w niektórych gminach obywatelskich projektów uchwał nie dotyczy zasada dyskontynuacji. Projekty uchwał obywatelskich, które nie przeszły, nie trafiają do zmielenia z końcem kadencji, ale przechodzą na kolejną. To dobry standard – ale niech się sam upowszechni, niech inni dostrzegą w tym korzyść. Radni nie mają w tym żadnego interesu.
Bo go nie umieją dostrzec. Gdyby radni potrafili wykorzystać to w komunikacji z mieszkańcami, mogliby na tym budować swój kapitał polityczny. Natomiast kiedy się myśli w ramach swojego wąskiego interesu urzędniczo-nauczycielskiego, to oczywiście wszelkie inicjatywy obywatelskie traktuje się wrogo.
101
102
Obywatele Decydują
Co jest Twoim zdaniem lepsze, referendum lokalne czy inicjatywa?
Z punktu widzenia produktywności na pewno inicjatywa. Trzeba napisać projekt, lobbować, zebrać poparcie. To wymaga wysiłku, przekonywania drugiej strony, ale też kontaktu z ludźmi i budowania wspólnoty wokół jakiegoś celu. Referenda są bardziej automatyczne, nie wymagają takiego poziomu współpracy i interakcji. Co musiałoby się zmienić, żeby było lepiej? Teraz, bo postulat lepszej edukacji jest dość futurystyczny.
Obchodzimy ćwierćwiecze wolności, a zmarnowaliśmy 10 zaniedbując edukację obywatelską w szkołach. To jest całe pokolenie. Tymczasem nic samo się nie zrobi. Jest mała ewolucja w dobrą stronę, ale należałoby to przyspieszyć. Konieczna jest kompleksowa reforma w tym zakresie. Druga rzecz: powinniśmy się sami bardziej zmobilizować do udziału w życiu naszych wspólnot samorządowych – zarówno jako wyborcy jak i wybierani. Inaczej zurzędniczenie rad będzie narastać. Z drugiej strony aktywny radny ani nie utrzyma się za dietę, ani nie dorobi, bo nie ma kiedy. Najłatwiej w takiej sytuacji osiąść w urzędzie. Więc może to jest powód tych wyników?
Być może. Natomiast upadła cała nadzieja pokładana w organizacjach pozarządowych, które miały stać się inkubatorem obywatelskości wspierających lokalną samorządność. Z tych badań wynika dobitnie, że są one bardzo wyalienowane. Są jednak teraz różne oddolne ruchy, które idą do samorządów. Kraków, Poznań, Toruń, Gdańsk.
Tak, ale to powolne zmiany. Coś tam się ruszyło w ostatnich latach, jak choćby związki samorządowe, czy fenomen budżetów partycypacyjnych. Niektórzy strasznie je krytykują, że to zasłona dymna dla uspokojenia lokalnych aktywistów. Jednak przy tych wadach jest to doskonałe narzędzie demokracji i dobrze, że się to tak upowszechniło. Budżety partycypacyjne pełnią też doskonałą rolę edukacyjną.
Więcej indoktrynacji do demokracji
Co jest zatem skuteczniejsze: zbieranie podpisów pod inicjatywą uchwałodawczą czy może po prostu start w wyborach samorządowych?
Długofalowo – edukacja. Nie wiem, jak to zrobić, ale że trzeba to zrobić, wiadomo. Są ekspertyzy, wszystkie dane leżą i czekają, aż ktoś się tym zajmie. To zadanie dla rządu. Czasem kiedy na to patrzę, zaczynam mieć teorie spiskowe, że ktoś chce nas tu trzymać w ciemnogrodzie obywatelskim [śmiech]. Krótkofalowo – ci bardziej aktywni powinni na pewno wchodzić do rad. Ci, którzy z różnych względów nie chcą tego robić, powinni korzystać z inicjatywy. Tu da się zauważyć, że często po stronie obywatelskiej, a zwłaszcza po stronie organizacji pozarządowych, jest dużo fochów. Nie będę współpracował z samorządem, bo to bandyci i złodzieje. To też jest postawa do zmiany. Jakkolwiek samorząd w wielu miejscach jest betonowy czy przeżarty kumoterstwem, ale można ten beton rozmiękczyć.
103
Biblioteczka
Biblioteczka
Budzisz R., Doskonalenie modelu organu wykonawczego gminy w prawie polskim, Warszawa 2010 Gerwin M., 8 kryteriów budżetu obywatelskiego http://www.sopockainicjatywa.org/2013/01/31/8-kryteriow-budzetu-obywatelskiego Izdebski H., Podstawy prawne wprowadzenia instytucji inicjatywy uchwałodawczej mieszkańców do statutów jednostek samorządu terytorialnego, Warszawa 2013, http://www.isp.org.pl/decydujmyrazem/uploads/filemanager/ Inicjatywauchwaodawczaekspertyzaprof.Izdebskiego.pdf Jać P., Obywatelska inicjatywa uchwałodawcza [w:] A. Maszkowska, K. Sztop-Rutkowska (red.), Partycypacja obywatelska – decyzje bliższe ludziom, Białystok 2013 Kębłowski W., Budżet partycypacyjny w Polsce: ewaluacja, Warszawa 2014 [w przygotowaniu] Kębłowski W., Budżet partycypacyjny. Krótka instrukcja obsługi, Warszawa 2013 Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 r. (Dz.U. 1997 nr 78 poz. 483 z późn. zm.) Kunert J., Zasady techniki prawodawczej w procesie stanowienia prawa miejscowego, „Sam. Teryt.” 2008, nr. 1-2. Makowski G., Obywatelska inicjatywa uchwałodawcza – prawo i praktyka [w:] A. Olech (red.), Dyktat czy uczestnictwo? Diagnoza partycypacji publicznej w Polsce, tom I, Warszawa 2012 Martela B., Budżet partycypacyjny w Polsce – wdrożenie i perspektywy, „Władza sądzenia” nr 2/2013, http://wladzasadzenia.pl/2013/2/budzetpartycypacyjny-w-polsce-wdrozenie-i-perspektywy.pdf Sandecki Maciej, Pięciu radnych też może wnieść głupi projekt, „Gazeta Wyborcza, Trójmiasto”, 28 maja 2010 Sandecki M., Uchwały obywatelskie. Projekt Gdyni zbyt restrykcyjny?, „Gazeta Wyborcza Trójmiasto”, 8 czerwca 2010 Serwis Samorządowy PAP, Miej inicjatywę. Ograniczony wpływ mieszkańców na miejscowe prawo, depesza z dn. 10.09.2013, http://www.samorzad. pap.pl/depesze/demo/128548/Miej-inicjatywe--Ograniczony-wplywmieszkancow-na-miejscowe--prawo
105
106
Obywatele Decydują
Steinhagen D., Uchwała jak scyzoryk [w:] „Gazeta Wyborcza”, wyd. lokalne w Częstochowie z dn. 2.07.2011 Szewc A., Szewc T., Uchwałodawcza działalność organów samorządu terytorialnego, Warszawa 2010 Szewc T., Procedura uchwałodawcza w JST [w:] „Wspólnota” nr 36/2009 Urbanik A., Warsztaty dialogu społecznego: w stronę pogłębionego procesu [w:] B. Lewenstein (red.), Lokalny dialog obywatelski. Refleksje i doświadczenia, Warszawa 2011 Ustawa z dnia 8 marca 1990 o samorządzie gminnym (Dz. U. z 2001 r. Nr 142, poz. 1591 z późn. zm.) Ustawa z dnia 14 czerwca 1960 r. Kodeks postępowania administracyjnego (Dz. U. z 2013 r. poz. 267 z późn zm.) Wierzbica A. [w:] B. Dolnicki (red.) Ustawa o samorządzie gminnym. Komentarz, Warszawa 2010 Włodkowska K., Obywatele nie gryzą [w:] „Gazeta Wyborcza Trójmiasto”, 28 maja 2010
Noty o autorach
Noty o autorach Marcin Gerwin Z wykształcenia politolog. Autor rozprawy doktorskiej „Idea i praktyka kształtowania zrównoważonego rozwoju jako wyzwanie współczesnych przemian globalnych”. Problematykę globalizacji i demokratycznego dostępu do zasobów podejmował również w książce Żywność i demokracja. Wprowadzenie do suwerenności żywnościowej. Wraz z Mają Grabkowską założył Sopocką Inicjatywę Rozwojową – nieformalny twór, powstały po to, by realizować w przestrzeni miejskiej różnego rodzaju projekty ekologiczne oraz by ułatwić mieszkańcom współdecydowanie o sprawach miasta. Krzysztof Izdebski Ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Specjalizuje się w dostępie do informacji publicznej. Od 2007 roku zaangażowany w projekty Stowarzyszenia Sieć Obywatelska – Watchdog Polska, wspierającego organizacje strażnicze. Prowadzi szkolenia z zakresu dostępu do informacji w ramach Pozarządowego Centrum DIP. Jest współautorem internetowego kursu na temat dostępu do informacji publicznej oraz publikacji dotyczących etyki organizacji strażniczych. Stale się kształci – uczestnicząc w konferencjach, sprawach sądowych i rozwiązując przypadki napływające do Pozarządowego Centrum Dostępu do Informacji Publicznej. Pełni rolę eksperta w projekcie „Akademia Umiejętności Legislacyjnych dla NGO” Instytutu Prawa i Społeczeństwa, fundacji założonej w 2009 roku – prawniczego think tanku. Borys Martela Miejski aktywista, badacz, freelancer, moderator, czasem trener. Związany z licznymi organizacjami i sieciami obywatelskimi, m.in. z łódzkim klubem Krytyki Politycznej, Fundacją Pole Dialogu oraz Kongresem Ruchów Miejskich. Wiceprzewodniczący Stowarzyszenia Topografie, Prezes Fundacji Miejski Kolektyw. Na co dzień mieszka w Łodzi, gdzie stara się tworzyć nowe możliwości uczestnictwa obywatelskiego. Był zaangażowany
109
110
Obywatele Decydują
we wprowadzenie i realizację łódzkiego budżetu partycypacyjnego w 2013 i 2014 roku. Czasem pisze o konsultacjach, ale woli zajmować się nimi w praktyce. Łukasz Prykowski Absolwent geografii. Pełnomocnik Prezydenta Miasta Łodzi ds. współpracy z Organizacjami Pozarządowymi. Z inicjatywami obywatelskimi związany od 2004 roku, kiedy rozpoczął współpracę z Centrum Promocji Inicjatyw Obywatelskich OPUS. Współtworzył pierwszą koalicję „Łodzianie decydują”. Był członkiem Stowarzyszenia Liderów Lokalnych Grup Obywatelskich i przewodniczącym Łódzkiej Rady Działalności Pożytku Publicznego. Jako pracownik Urzędu Miasta odpowiada za kreowanie polityki informacyjnej miasta wobec NGO. Zależy mu na tym, aby organizacje pozarządowe stały się równoprawnym partnerem dla miasta. Gabriela Ozorowska Mieszkanka Puszczykowa, radna Rady Miasta w pierwszej kadencji. Zaprawiona w bojach działaczka obywatelska. Współzałożycielka i obecna prezeska Stowarzyszenia Przyjaciół Puszczykowa, które powstało w 1999 roku, aby połączyć rozwój miejscowości z zabezpieczeniem jej unikalnego położenia w sąsiedztwie Wielkopolskiego Parku Narodowego. W ramach Stowarzyszenia realizowane są m.in. projekty: „Przez jawność do demokracji”, konkurs ogrodów, „Czyste Puszczykowo”, „Dworzec w Puszczykówku – wspólna sprawa”. Regularnie uczestniczy ono w akcji „Masz głos, masz wybór” Fundacji Batorego. Stowarzyszenie wydaje również własną niezależną gazetę – „Kurier Puszczykowski”. Grzegorz Justyński Dyrektor Biura ds. Partycypacji Urzędu Miasta. W Biurze odpowiedzialny m.in. za: rozwijanie współpracy z organizacjami pozarządowymi oraz wspieranie ich działalności; prowadzenie działań zapobiegających nierównemu traktowaniu i wykluczeniu społecznemu, w szczególności na rzecz mniejszości narodowych i etnicznych; koordynowanie i nadzór spraw z za-
Noty o autorach
kresu konsultacji społecznych; prowadzenie spraw związanych z wdrożeniem budżetu obywatelskiego. Jako wykładowca na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego w Katedrze Zarządzania Miastem i Regionem prowadził zajęcia dotyczące organizacji pozarządowych. Grzegorz Makowski Doktor socjologii, absolwent Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. Laureat nagrody I-go stopnia im. Floriana Znanieckiego, przyznawanej przez Polskie Towarzystwo Socjologiczne za najlepszą pracę dyplomową z dziedziny nauk społecznych. Wykładowca socjologii problemów społecznych i kultury konsumpcyjnej w Collegium Civitas. Członek Rady Centrum Badania Opinii Społecznej. Był specjalistą ds. realizacji badań w SMG/KRC Media Poland A Millward Brown Company i koordynatorem programu „Przeciw Korupcji” w Fundacji im. Stefana Batorego. W „Batorym” zajmował się również inicjatywą „Masz głos, masz wybór”, której celem jest zwiększanie świadomego uczestnictwa mieszkańców w życiu samorządowym. Jest autorem licznych publikacji poświęconych współpracy między państwem a obywatelami. Piotr Kowalczyk Absolwent Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Łódzkiego, jeden z przywódców protestu przeciw likwidacji instytutowej biblioteki. Współpracownik serwisu badawczego QUALIO. W swojej pracy badawczej analizował rolę Lokalnych Grup Działania w procesie aktywizacji społeczności wiejskich i w szerzeniu idei partycypacji. Jako redaktor/ korektor współpracował m.in. z łódzkim periodykiem „Tygiel Kultury”. Prywatnie miłośnik kryminałów, podróży, whisky i dziwnej muzyki.
Hanna Gill-Piątek Wcześniej koordynatorka Świetlicy Krytyki Politycznej w Łodzi, działaczka społeczna i polityczna, graficzka. Studiowała grafikę i malarstwo na ASP w Łodzi. W latach 2005-2008 liderka lokalnych stowarzyszeń war-
111
112
Obywatele Decydują
szawskich. Razem z Joanną Rajkowską poprowadziła „Marsz Tyłem” w Poznaniu (Malta 2010). Współautorka książki Bieda. Przewodnik dla dzieci (2010). Felietonistka Krytyki Politycznej. Obecnie związana z Biurem ds. Rewitalizacji Urzędu Miasta Łodzi. Rafał Górski Prezes Instytutu Spraw Obywatelskich i Grupy INSPRO sp. z o.o. Absolwent: studiów doktoranckich na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego, Politechniki Łódzkiej, Akademii Coachingu oraz Studium Menedżerskiego Mini MBA. W działalność dla dobra wspólnego zaangażowany od 1996 roku. Specjalizuje się w dobrym zarządzaniu i wprowadzaniu zmian w każdych okolicznościach. W pracy wykorzystuje idee, metody oraz narzędzia pochodzące z różnych światów, m.in. biznesu, organizacji społecznych, sportu, zakonów, wojska i przyrody. W czasie wolnym kształtuje swoje ciało, umysł i ducha, przygotowując się do „Selekcji” – gry terenowej opartej na testach do jednostek specjalnych typu GROM i Delta Force.
INSPRO
O INSPRO
Instytut Spraw Obywatelskich (INSPRO) jest organizacją pozarządową działającą na rzecz dobra wspólnego od 2004 roku. Specjalizujemy się w prowadzeniu kampanii obywatelskich.
Naszym marzeniem jest społeczeństwo, w którym obywatele są zaangażowani w życie publiczne, dbają o dobro wspólne, mają świadomość swoich praw i obowiązków, potrafią ze sobą współpracować. INSPRO realizuje swoje inicjatywy w oparciu o mobilizację obywateli oraz interdyscyplinarny zespół społeczników i ekspertów. Współpracujemy z organizacjami z kraju i zagranicy, m.in. z NSZZ „Solidarność”, Kongresem Ruchów Miejskich, Ogólnopolską Federacją Organizacji Pozarządowych, Centrum Zrównoważonego Rozwoju, Uniwersytetem Warszawskim, Wojskową Akademią Techniczną, Transport & Environment, Deutscher Fundraising Verband, Food & Water Watch, Alpen Initiative. W ramach inicjatyw INSPRO m.in. prowadzimy kampanie obywatelskie, organizujemy konferencje i debaty, inicjujemy happeningi i pikiety, występujemy w programach radiowych i telewizyjnych, animujemy zbiórki podpisów pod petycjami, prowadzimy serwisy internetowe, organizujemy wystawy objazdowe i pokazy filmowe, szkolimy i doradzamy, wykorzystujemy nowe media (Facebook, Twitter, Google+, YouTube), przygotowujemy i kolportujemy materiały promocyjno-informacyjne (virale, ulotki, plakaty, naklejki, newslettery, spoty radiowe i telewizyjne ), prowadzimy dialog parlamentarny, robimy badania i analizy, wydajemy raporty i publikacje książkowe.
Inicjatywy INSPRO Tiry na tory W ramach kampanii mobilizujemy obywateli i decydentów do działań na rzecz polityki transportowej przyjaznej ludziom i środowisku. Postulujemy, by więcej towarów w Polsce przewożono koleją. Jesteśmy za obowiązywa-
115
116
Obywatele Decydują
niem zasady: „Użytkownik płaci”, co wymaga uwzględnienia w cenie benzyny kosztów zewnętrznych, np. kosztów leczenia ofiar wypadków, hałasu, spalin. Chcemy, by Polska zastosowała się do zaleceń Komisji Europejskiej, zgodnie z którymi stosunek wydatków na kolej i na drogi powinien być jak 40 do 60. Więcej informacji: www.tirynatory.pl Miasto w ruchu Inicjatywa koncentruje się na angażowaniu mieszkańców w debatę nad celami i sposobem wdrażania polityki transportowej w ich miastach. Pokazujemy, jak duży wpływ ma ta polityka na jakość codziennego życia. Mobilizujemy obywateli do działań na rzecz komunikacji pieszej, uspokajania ruchu samochodowego, obrony likwidowanych linii tramwajowych, rozwoju sieci komunikacji rowerowej, tworzenia stref wolnych od samochodów i bus-pasów, walki z niekontrolowanym rozlewaniem się miast (tzw. urban sprawl). Więcej informacji: www.miastowruchu.pl Dom to praca Zachęcamy do aktywności obywatelskiej kobiety, które pracują w domach na rzecz swoich rodzin. Naszym celem jest zmiana wizerunku pracy domowej i osób ją wykonujących. Praca ta zasługuje na docenienie, ponieważ jest tak samo istotna jak praca zarobkowa – to w domu kształtują się postawy obywatelskie. Uważamy, że monetarna wartość pracy domowej powinna być uwzględniana w PKB, a osoby wykonujące ją na pełen etat powinny być objęte systemem emerytalnym, poprzez podział na pół składki współmałżonka. Więcej informacji: www.domtopraca.pl Centrum Wspierania Rad Pracowników Celem inicjatywy jest stworzenie warunków sprzyjających powstawaniu i rozwojowi rad pracowników w polskich przedsiębiorstwach. Rady pracowników spełniają podwójne zadanie – z jednej strony działają na rzecz
O INSPRO
polepszenia warunków pracy i dostępu do informacji, z drugiej – stwarzają pracownikom przestrzeń do wspólnego działania w imię wspólnych interesów firmy i załogi. Rady pracowników pomagają w budowaniu zaufania i kapitału społecznego w zakładach pracy oraz kształtowaniu postaw obywatelskich. Więcej informacji: www.radypracownikow.info Naturalne geny Celem kampanii jest mobilizowanie konsumentów i rolników do obrony ich praw związanych z wytwarzaniem i sprzedażą żywności, np. prawa do obowiązkowego znakowania produktów, które zawierają organizmy modyfikowane genetycznie (GMO). Uważamy, że żywność znajduje się w samym centrum walki o przyszłość demokracji. Tylko oddolny, prężny ruch konsumencki może zapobiec monopolizacji produkcji żywności przez międzynarodowe koncerny. Monopolizacji, która może prowadzić do utraty suwerenności państw. Więcej informacji: www.naturalnegeny.pl, www.chcewiedziec.pl Obywatele decydują Celem kampanii jest zwiększanie uczestnictwa obywateli w życiu publicznym. Chcemy, żeby partie oddały obywatelom część władzy i odpowiedzialności. Działamy na rzecz wzmocnienia referendów krajowych i lokalnych. Opowiadamy się za usprawnieniem narzędzi demokracji uczestniczącej jakimi są obywatelska inicjatywa ustawodawcza i inicjatywa uchwałodawcza mieszkańców. Promujemy dobre praktyki w dziedzinie partycypacji obywatelskiej. Ponadto szukamy nowych, innowacyjnych rozwiązań, mających na celu pobudzanie aktywności obywatelskiej. Więcej informacji: www.obywateledecyduja.pl Centrum KLUCZ Inicjatywa ma na celu rozwój przedsiębiorczości społecznej w województwie łódzkim, w szczególności zaś wsparcie organizacji społecznych w procesie ekonomizowania się. Ekonomizacja, czyli wypracowanie środków
117
118
Obywatele Decydują
własnych, jest sposobem na budowanie niezależności finansowej oraz suwerenności. Temat jest szczególnie ważny dla tych organizacji, których nikt nie chce sponsorować ze względu na ich kontrowersyjne cele i metody działania, np. takich, które zamiast naprawiać skutki problemów zapobiegają przyczynom ich powstawania. Więcej informacji: www.centrumklucz.pl. Obywatele KOntrolują Prowadzimy obywatelską kontrolę procesu poszukiwania i wydobycia gazu łupkowego w Polsce. Naszym celem jest ochrona wody pitnej oraz ziemi przed chciwością korporacji i głupotą urzędników. Domagamy się wprowadzenia moratorium na eksploatację gazu z łupków, do czasu przeprowadzenia rzetelnych konsultacji społecznych. Ważny jest dla nas zarówno głos zwolenników, jak i przeciwników gazu łupkowego – chcemy skonfrontować go z wynikami niezależnych, wiarygodnych ekspertyz naukowych. Więcej informacji: www.obywatelekontroluja.pl Kuźnia Kampanierów Celem inicjatywy jest wspieranie społeczników mających ambicje wygrywania kampanii obywatelskich na rzecz dobra wspólnego. Kuźnię tworzymy na trzech fundamentach: wartościach, postawie i wiedzy. Dzięki inicjatywie aktywiści uczą się, sieciują, wzmacniają swój potencjał. Inspirację, doświadczenia i wiedzę czerpiemy z różnych źródeł, m.in. z inicjatyw obywatelskich, biznesu, wojska, zakonów, ze sportu, świata nauki i z przyrody. Motto Kuźni Kampanierów: „Jeśli ktoś ma prowadzić kampanie, musi po prostu chcieć narozrabiać.” Więcej informacji: www.kampanierzy.pl Obywatele Rozliczają Obywatele Rozliczają to wspólna inicjatywa INSPRO oraz Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. W ramach inicjatywy prowadzimy portal internetowy, którego celem jest sprawdzanie, czy politycy realizują składane obietnice. Mówimy politykom:
O INSPRO
„dość pustych obietnic i zwodzenia”. Publicznie wypowiadane zobowiązania są odnotowywane w bazie na portalu, a ich realizacja jest regularnie sprawdzana z użyciem obiektywnych kryteriów. Chcemy w ten sposób podnieść jakość debaty publicznej i jakość życia obywateli. Więcej informacji: www.obywatelerozliczaja.pl
Wesprzyj nas INSPRO działa dzięki wsparciu finansowemu darczyńców prywatnych i publicznych oraz dzięki działalności gospodarczej. Pozyskujemy środki z różnych źródeł, ponieważ tylko zdywersyfikowany budżet pozwala nam na zachowanie suwerenności w realizacji misji. Szczególnie ważne jest dla nas wsparcie od adresatów naszych działań – obywateli. Możesz nam pomóc na wiele sposobów: Zostań Darczyńcą INSPRO. Możesz wpłacić wybraną kwotę bezpośrednio na nasze konto w banku lub skorzystać z formularza do wpłat przez Internet. Nasz numer konta to: Bank Spółdzielczy Rzemiosła w Łodzi, 11 8784 0003 0005 0010 0013 0001. Pamiętaj, że kwotę darowizny możesz odliczyć od podstawy swojego opodatkowania! Przekaż nam 1% podatku wpisując numer KRS 0000191928 do odpowiedniej rubryki w swoim rozliczeniu podatkowym składanym co roku do Urzędu Skarbowego. Zostań wolontariuszem INSPRO. W tym celu wystarczy, że napiszesz do nas na adres zespol-insprownia@inspro.org.pl lub przyjdziesz do naszego biura. Jeśli jesteś właścicielem firmy, napisz do nas na adres marlena.zacharek@inspro.org.pl. INSPRO współpracuje z firmami społecznie odpowiedzialnymi, każdorazowo dopasowując zakres i formę współpracy do oczekiwań partnera. Jeśli nie możesz nam aktualnie pomóc, powiedz o działaniach INSPRO swojej rodzinie, znajomym i przyjaciołom. Skuteczność wielu naszych działań zależy od poparcia możliwie wielu obywateli. W ten sposób również przyczyniasz się do realizacji naszych wspólnych celów.
119
120
Obywatele Decydują
O Grupie INSPRO Naszą misją jest dostarczanie liderom biznesu, organizacji społecznych i administracji publicznej wiedzy, narzędzi i kontaktów do budowania kapitału społecznego. Dziś odnoszą największe sukcesy liderzy, którzy obok inwestycji w kapitał ludzki (np. szkolenia pracowników) i kapitał fizyczny (np. nowoczesne maszyny) inwestują również w kapitał społeczny. Wiemy jak tworzyć przestrzeń, w której ludzie ufają sobie i współpracują. W rezultacie otrzymujesz wyniki, o których inni mogą tylko pomarzyć. Dzięki nam firmy, organizacje pozarządowe i miasta działają efektywniej i szybciej się rozwijają. Grupa INSPRO Sp. z o.o. została założona przez Instytut Spraw Obywatelskich (INSPRO) – organizację, która posiada 10 lat doświadczeń w rozwijaniu kapitału społecznego. W naszej ofercie znajdziesz: • Audyty rowerowe BYPAD – narzędzie, dzięki któremu polityka transportowa miasta i regionu jest przyjazna mieszkańcom. Więcej informacji: www.bypad.pl. • Szkolenia dla rad pracowników – dostarczają wiedzy i rozwiązań służących współpracy członków rady pracowników z pracodawcą. Więcej informacji: www.radypracownikow.info • Szkolenia dla organizacji społecznych – pomagają fundacjom i stowarzyszeniom efektywniej pozyskiwać fundusze na realizację celów społecznych. Więcej informacji: www.centrumklucz.pl
Kreujemy zaufanie, współpracę i zyski
www.grupainspro.pl
Poradnik „Obywatele Decydują” to świadectwo długiej, pięcioletniej batalii o wzmocnienie społeczeństwa obywatelskiego w Łodzi. Batalii zakończonej ogromnym sukcesem mieszkańców – proponowane przez nich zmiany jednomyślnie poparli wszyscy łódzcy radni. „Obywatele Decydują” to historia, którą chcemy się z Tobą podzielić – abyś i Ty mógł stać się jej częścią. Wprowadzenie zmiany społecznej nigdy nie jest efektem przypadku lub szczęścia. Owszem, „szczęście” jest potrzebne, korzystne „zbiegi okoliczności” także są mile widziane, ale to co tak naprawdę stoi za każdą dużą zmianą, to wizja, maszyneria oraz praca wielu ludzi na przestrzeni lat. Dobrze się do tego wcześniej przygotować. Nastawiamy się na maraton, bo wiemy na podstawie naszych kilkunastoletnich doświadczeń społecznikowskich, że wprowadzanie w polskich warunkach oddolnej zmiany społecznej najczęściej nie ma nic wspólnego ze sprintem – mówi Rafał Górski, Prezes Instytutu Spraw Obywatelskich. Bogatsi o doświadczenia oraz wiedzę zdobyte w naszym łódzkim maratonie, chcemy się nimi dzielić z innymi. Poprosiliśmy o to również współpracujących z nami ekspertów - teoretyków oraz praktyków partycypacji. W przygotowanej przez nas publikacji znajdziecie wywiady przeprowadzone mi.n. z Grzegorzem Justyńskim (dyrektorem Biura ds. Partycypacji Społecznej Urzędu Miasta Łodzi), Marcinem Gerwinem (Sopocka Inicjatywa Rozwojowa) czy Borysem Martelą (Stowarzyszenie “Topografie”). Przed Tobą lektura poradnika stworzonego przez Obywateli dla Obywateli. Bo to Obywatele Decydują!
ISBN 978-83-936035-6-5 Publikacja bezpłatna
Wydane w ramach