Toruń, Akademickie Centrum Kultury i Sztuki „Od Nowa” NUMER 7/9
18 - 25 marca
KLAMROWA GAZETKA FESTIWALOWA
TWARZĄ W TWARZ Wracając kilka lat temu nocnym autobusem w mieście Bydgoszcz, poruszaliśmy z przyjacielem poważne kwestie. Mówiliśmy o osobowości, bo zarówno nasz stan jak i godzina wskazywały na to, że możemy tylko to poczynić. Wojtek - czyli mój serdeczny przyjaciel, powiedział „Grzegorz ja mam w sobie 36% kobiety.” Znając jego poetycką duszę zacząłem poszukiwać sensu jego wypowiedzi. Lecz jak się okazało, przyszła ona do mnie po dwóch latach. Marek Kościółek poddał rozważaniom kwestię samego siebie. Poprzez tworzenie zewnętrznej zbroi można przybrać konkretne cechy danej płci. Dociekanie, rozważanie nad własną psychiką i tożsamością, to stało się istotną rolą w spektaklu. To Face przesączone jest nie tylko kwestią relacji damsko -męskiej, nie tylko porusza tematy związane z jakąkolwiek relacją w społeczeństwie. Przede wszystkim traktuje o osobie jako indywiduum, stanowi niezwykłe pochylenie się nad psychiką ludzką. Spektakl z minimalistyczną scenografią przeniósł mnie w świat miliona barw. Choć na scenie
królowała czerń i niebieski kolor docierający z bocznych reflektorów, to widziałem w nim całą paletę barw, wszystkie możliwe kolory, które mieszały się ze sobą ukazując coraz to ciekawsze i żywsze formy. Połączeniami były relacje, barwami stany emocjonalne, paletą przestrzeń, w której wszystko się odbywało. W spektaklu przedstawiono całe spektrum relacji. Jedne z nich to relacje ogólne, koleżeńskie czy przyjacielskie - czyli takie które nie są dyktowane płcią i seksualnością. Są one kreowane przez pryzmat rywalizacji tej zdrowej, motywującej jak i negatywnej, destrukcyjnie wpływającej na jednostkę. Drugi typ to relacje damsko-męskie nacechowane wspomnianą seksualnością i naznaczone dominacją przyodzianą w garnitur. Ostatnia i najważniejsza kwe-
1
24 MARCA, 2017
stia tyczy się relacji z samym sobą, sztuka nasuwa konkretne pytania o naturę ludzką, o konsekwencje, determinację. Wszystko to jest zachowane w duchu intymności. A odbywało się komicznie, dzięki Bogu, bo podejście do kwestii bytu jednostki należy potraktować z odpowiednim dystansem. Był on idealnie wyważony. Na spotkaniu z zespołem zabrakło mi jednego głosu: To jest nawiązanie do komedii slapstickowej! Duża ilość ruchu, przerysowane postacie, przeżywanie groteskowo niebezpiecznych przygód - o tym traktowała amerykańska komedia i taką retoryką posługiwał się spektakl Marka Kościółka. Spektakl przepełniony gestem i ruchem. Każdy z nich był wykonywany z niesamowitą precyzją. Przez blisko godzinę obserwowaliśmy jak Lena Wit-
kowska i Mateusz Zadal reagują na siebie wzajemnie. Każde dotknięcie, gest, ruch, mimika wpływały na kolejny. Wyglądało to niczym mistrzowski mecz tenisowy, reakcje były sprawne i szybkie jak uderzenie rakietą tenisową i trajektoria lotu piłki. To Face jest zderzeniem twarzą w twarz. Zderzeniem ze sobą, ze swoimi słabościami, jest to forma pytania o kondycję współczesnego człowieka. Wszystko to skrywa się pod zbroją. Aktorzy perfekcyjnie odwzorowali zamianę ról, komizm rodem z filmów Macka Senneta spotęgował ukryte cechy. Utarte schematy postrzegania człowieka, z którymi zrywa spektakl Teatru Krzyk, niejednokrotnie zawężają pole widzenia. Patrząc na postać przez jeden pryzmat konwencji i schematów możemy pominąć to, co fascynujące – 36% spojrzenia twarzą w twarz. Grzegorz Kaźmierski
„CO TERAZ?” Następny dzień Klamry jest już za nami. Co za tym idzie, kolejna dawka spektakli i kolejna dawka emocji. Ktoś mógłby powiedzieć, że po tylu wydarzeniach
nie zobaczy już za wiele nowego. Nic bardziej mylnego. Otóż szóstego dnia Festiwalu widzowie mieli okazję zobaczyć teatr nieco z innej strony, to znaczy zapoznać się ze wspaniałą sztuką improwizacji. Co prawda warsztat ten do najłatwiejszych form nie należy, jednak toruńska grupa improwizacyjna „Teraz” ćwiczy się w tym nie od dzisiaj i muszę przyznać, że jej członkowie dobrze radzili sobie na scenie. Kto jak kto, ale zespół ten zna się na tym co robi. Jak sami przyznają, form improwizacyjnych jest o tyle dużo, że wciąż można odkryć coś nowego. Poszczególne elementy mogą się łączyć, co daje spektrum różnych możliwości. Tym razem grupa ta zdecydowała się pokazać jedną z tradycyjnych technik długiej formy improwizowanej zwaną „Herman”. Inspirację czerpali nie tylko z rzucanych słów od publiczności, ale także z własnych, osobistych przeżyć. I jak to na spektaklach improwizowanych bywa, nikt nie wiedział co się mogło wydarzyć, także aktorzy. A z tak osobliwego połączenia powstała garść niezwykłych sytuacji. W ten sposób widzowie zobaczyli m.in. agresywną kaczkę Faustynę, gadającą papugę z tipsami, czy też pewnego bardzo schematycznego kelnera. Był to ciąg 2
absurdalnych sytuacji, do których aktorzy musieli nie tylko się przystosować, ale i stworzyć z nich jakąś puentę. Czy udźwignęli postawione sobie brzemię? Odpowiedź jest niejednoznaczna. Ich spektakl miał swoje gorsze i lepsze momenty. Okoliczności, w których znajdowali się bohaterowie nie zawsze były jasne. Nie mogę też powiedzieć, że wszystkie skecze wywołały u mnie salwy śmiechu. Muszę za to przyznać, że nie każdy aktor odważyłby się stanąć na scenie nie mając wcześniej przygotowanego tekstu. Grupa „Teraz” nie miała z tym najmniejszego problemu, a różne zwariowane pomysły przychodziły im od ręki. Tak więc podsumowując ten spektakl, powiedziałbym że jest kwestią danej chwili. Nikt nigdy nie wie jak potoczy się jakiś dialog, czy jak zareaguje konkretna osoba. Nic nie pokazuje tego lepiej jak improwizacja, a mało kto czuje się w tym tak dobrze jak toruńska grupa „Teraz”. Nie każdy daje od razu odpowiedź, a oni nie boją się pytać: „co zagrać, co teraz?” Kamil Syryczyński
OKIEM STAŁEGO BYWALCA. ROZMOWA Z BOGUMIŁĄ PRZEPERSKĄ
Grzegorz Kaźmierski: Jak wspomina Pani pierwsze edycje Klamry? Bogumiła Przeperska: Z wielkim sentymentem. Kojarzą mi się z dużą determinacją organizatorów. Zespoły teatralne, które się prezentowały, miały podniesioną poprzeczkę. Teatr potrzebuje
nizatorzy czasami muszą siać jakiś ferment, muszą coś dołożyć do głównego nurtu, czymś zaskoczyć. To jak świeża krew, nie zaszkodzi odbiorcy, który ma konkretną wizję swojego uczestnictwa w imprezie. Wywiad przeprowadził: Grzegorz Kaźmierski
oprawy, światła, pewnej atmosfery, klimatu, a pierwsze edycje były surowe. Jestem zwierzęciem teatralnym, dlatego przyjmowałam to bardzo dobrze. W tamtym czasie w Toruniu rozgrywało się wiele rzeczy związanych z teatrem i dla mnie było ważne to, że powstaje jeszcze jedno miejsce, które próbuje pociągnąć nowy wątek. G.K.: Czy jest jakiś spektakl, który szczególnie zapadł Pani w pamięci? B.P.: Z całą pewnością spektakle Teatru Cinema zapadły mi w pamięć. To właśnie dzięki Klamrze można było śledzić poczynania tej niezwykłej grupy twórców i ich reżysera Zbyszka Szumskiego. Widzieliśmy podczas kolejnych edycji festiwalu cały zestaw ich spektakli od Nie mówię tu o miłości czy Kabaretu Olbrzymów po wiele innych. Do tego należy dodać cenne spotkania z reżyserem. G.K.: Przejdźmy do nagrody publiczności. Czy zderzyła się Pani z werdyktem z którym kategorycznie się Pani nie zgadzała? B.P.: Zdarza mi się nie zgadzać z werdyktem publiczności i w moim jednostkowym doświadczeniu nie jest to żaden ewenement. Myślę, że po prostu publiczność czasami nie jest w stanie zauważyć pewnych drobnych rzeczy. Klamra nie ma cha-
rakteru konkursu, nie ma grona jurorów pochylających się nad spektaklami aby pokazywać co i dlaczego nagradzamy. G.K.: Co według Pani zmieniło się na lepsze, a co na gorsze w Klamrze na przestrzeni lat? B.P.: Na pewno warunki wystawiania spektakli są na profesjonalnym poziomie. Widać, że rzeczywiście wszystko to, czego twórcy spektaklu potrzebują jest spełnione, zrobione z wielką starannością. Jeśli chodzi o formułę festiwalu, nie widzę wielkiego przełomu czy zmian od strony programu lub koncepcji artystycznej. Jeżeli natomiast widzę, że coś się zmienia i ewoluuje, to jest to publiczność. Wydaje mi się, że kiedyś bardziej żyła Klamrą. To było tylko oglądanie przedstawień ale też spotkanie tej grupy z widowni. Teraz intensywność tego spotkania jest jakby mniejsza. Trochę brakuje mi pewnego rodzaju zaangażowania emocjonalnego, zaciekawienia i większej obecności ze strony młodszego pokolenia. G.K.: W tym momencie mamy do czynienia z sytuacją, w której na Klamrze nie ma już tylko spektakli – zaczęło się pojawiać również kino, koncerty, wystawy. Czy nie uważa Pani, że taka formuła festiwalu może negatywnie wpływać na odbiór sztuki teatralnej? B.P.: Nie sądzę. Myślę, że orga3
Z KOLEŻANKAMI PO FACHU Codzienne klamrowe informacje rozprzestrzeniane są nie tylko dzięki naszej gazetce. Obok niej, równie istotnym punktem komunikacji jest klamrowe studio festiwalowe. W dzisiejszym dniu postanowiliśmy porozmawiać z dziennikarkami studia: Agatą Kowalską i Karoliną Szyperską. Dziewczyny zajmują się m.in. prowadzeniem wywiadów z artystami, które dzięki współpracy telewizji UMK możemy odnaleźć w pzestrzeni internetowej. Monika Sieklucka: Jak zaczęłaś swoją współpracę z klamrowym studiem festiwalowym? Karolina Szyperska: Swoją pracę ze studiem zaczęłam w sumie od początku wolontariatu w Od Nowie. Złożyło się akurat, że w roku w którym zaczęłam moją współpracę z klubem, dziewczyny które wcześniej zajmowały się studiem skończyły już swoją przygodę z Od Nową. Jako, że ja z Agatą byłyśmy jedynymi studentkami dziennikarstwa, Justyna zaproponowała właśnie nam przejęcie telewizji. A my się zgodziłyśmy, nie wiedząc jeszcze co tak naprawdę nas czeka. M.S.: Co należy do Twoich obowiązków? Agata Kowalska: Moje obowiązki skupiają się wokół samego wy-
wiadu. Najpierw muszę zaprosić rozmówcę do studia. Zwykle się zgadzają, ale nie zawsze. Wtedy alternatywnie proszę innego artystę biorącegu udział w spektaklu. Potem już tylko zadaję tej osobie pytania przed kamerą. Pytania układam wczesniej, raczej nie idę na żywioł, gdyż mój stres by mi na to nie pozwolił. Oprawieniem wywiadu w całość mającą, kolokwialnie mówiąc „ręce i nogi”, zajmuje się nasza koleżanka z UMK TV, a następnie wstawia go na nasz kanał na YouTube. Ja muszę tylko udostpenić go na facebookowym fanpage’u Klamry. M.S.: Jakie są wyzwania w prowadzeniu wywiadów z artystami? A.K.: Pierwszym, z jakim musiałam się zmierzyć, był przede wszystkim stres. Bałam się rozmawiać z ludźmi tworzącymi coś tak niecodziennego jak właśnie teatr alternatywny. Poza tym, sami artyści czasem też stawiają nam wyzwania. Czasem nie chcą zgodzić się na wywiad, tłumacząc się zmęczeniem. Jak sie zgodzą, niekoniecznie chcą rozmawiać. Największy problem miałam w ubiegłym roku z Porywaczami Ciał, kiedy pan Maciej nie chciał odpowiadać na wcześniej przyREDAKTOR NACZELNY: Grzegorz Kaźmierski
ZESPÓŁ REDAKCYJNY: Iza Radtkowska, Monika Sieklucka, Monika Muchlado, Natalia Wójcik, Bartek Zaleśkiewicz, Kamil Syryczyński, Paweł Kostrzewa
gotowane pytania. Nie miałam wtedy jeszcze doświadczenia w prowadzeniu wywiadów, ale musiałam improwizować. K.S.: Największym wyzwaniem jest znalezienie wspólnego języka z artystami. Jeszcze trzy lata temu nie wiedziałam nic o teatrze, dziś jestem w nim zakochana, a to wszystko dzięki Klamrze i ludziom, z którymi przeprowadzam wywiady. Potrafią zarazić skutecznie swoją pasją. M.S.: Czy w trakcie pracy przydarzyły Ci się jakieś niecodzienne, warte zapamiętania sytuacje? K.S.: Raczej nie. Najwięcej kłopotu sprawiają oczywiście martwe materie... W tym roku na przykład podczas pierwszego wywiadu z Panem Leszkiem Mądzikiem sprzęt po prostu przestał działać i musiałam z całych sił starać się zatrzymać Pana Leszka w studio przez pół godziny, mimo że ten usilnie próbował już wrócić do domu. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze i wywiad ukazał się kolejnego dnia. Drugiego dnia festiwalu podczas rozmowy z WTR nagle przestała działać kamera i trzeba było nagrywać od początku. Z ludźmi nie ma tego problemu, bo aktorzy/ reżyserzy zwykle zgadzają się na
udział w wywiadzie, chyba tylko raz nam odmówiono. M.S.: Który z wywiadów wspominasz z największym sentymentem? A.K.: Trudno mi stwierdzić. W jakimś stopniu, z każdego coś zapamiętałam, z każdego wyciągałam jakieś wnioski, które pomagały mi potem w dalszej pracy. Na pewno mogę powiedzieć, że każdy kolejny wywiad, zbliża mnie coraz bardziej do tak wymagającej sztuki jaką jest teatr altenatywny i pomaga mi ją lepiej zrozumieć. Poza tym to jest wspaniałe uczucie, kiedy mogę bezpośrednio zapytać artystę co działo się w jego umyśle kiedy tworzył dany spektakl. K.S.: Każdy wywiad jest dla mnie bardzo ważny i każdego z moich gości wspominam z ogromnym sentymentem. Są to ludzie niezwykli, którzy w ciągu 10 minut rozmowy są w stanie przekazać mi wiele wiedzy i zarazić teatrem alternatywnym. Dlatego nie potrafię wybrać jednego szczególnego wywiadu, gdyż każdy jest dla mnie wspaniałą podróżą w świat teatralnych wrażeń. Wywiad przeprowadziła: Monika Sielucka
FESTIWAL DOFINANSOWANY ZE ŚRODKÓW:
PATRONAT MEDIALNY:
KOREKTA: Monika Sieklucka KOORDYNACJA: Magdalena Szymańska ZDJĘCIA: Paula Gałązka
SKŁAD: Daria Murawska
WYDAWCA: ACKiS „Od Nowa”
PARTNERZY FESTIWALU:
Kod dostępu do wersji rozszerzonej: https://www.facebook.com/skt.umk/
4