3 minute read
A miało być normalnie...
Normalność to pojęcie nieokreślone, a jednocześnie każdemu dobrze znane. Normalność dla każdego z nas oznacza bowiem to, co uważamy za typowe, najbardziej powszechne i ogólnie akceptowane. Brzmi nieatrakcyjnie? Ale za taką normalnością tęskniliśmy przez ostatnie dwa lata i – niestety – nadal możemy tylko tęsknić.
Typowe, powszechne, ogólnie akceptowane, takie, jakie powinno być… Tak mniej więcej normalność opisują słowniki. Wieje trochę nudą i rutyną, czyż nie? A jednak świat zorganizowany według określonych zasad, o którym wiemy, jak się w nim poruszać, czego się po nim spodziewać, był przedmiotem naszych marzeń przez ostatnie dwa lata. Gdy zamknięto nas w domach, okazało się, że brakuje nam zwykłego, normalnego życia. Codziennego wychodzenia do pracy, odwożenia dzieci do szkół i przedszkoli, zwykłych firmowych spotkań.
Szczęśliwi byli ci, których pandemiczne ograniczenia nie dotknęły zbytnio. Do nich należeli między innymi pracownicy firm budowlanych. Praca na otwartej, wolnej przestrzeni, wspólnie z określoną grupą osób z dnia na dzień zyskała nową wartość – w okresach lockdownu umożliwiała prawie normalne funkcjonowanie branży. Dzięki temu pandemia nie wpłynęła jakoś znacząco na kondycję firm budowlanych. Mimo to, budowlanka – tak jak wszyscy – czekała w blokach startowych na ogłoszenie powrotu do normalności. I tak jak wszyscy, normalności się nie doczekała. Plany i dążenia jednego człowieka zrujnowały dotychczasowy ustrój świata. O normalności nikt już nie mówi: ani politycy, ani celebryci, ani zwykli ludzie. A chaos spowodowany wojną na Ukrainie branża budowlana znosi o wiele gorzej niż pandemię. Deweloperzy wstrzymują budowy, klienci odkładają inwestycje, firmy upadają… Z drugiej strony, jest w tym trochę winy samej budowlanki. Deweloperzy w czasie pandemii budowali na potęgę, choć wiadomo było, że obniżka stóp procentowych jest tymczasowa, że łańcuchy dostaw są zerwane, że sygnały o przegrzaniu rynku są coraz wyraźniejsze… Na galopie, jaki zaserwowali branży, w sektorze MSP cierpi teraz przede wszystkim wykończeniówka, która z deweloperami współpracowała. Trochę na własne życzenie przestoje i upadłości dotknęły również branżę PV. Przedstawiciele firm tak straszyli inwestorów nowymi zasadami rozliczeń z zakładami energetycznymi, że wraz zakończeniem edycji programu Mój Prąd 3.0 pojawiły się trudności z nowymi zleceniami. Na szczęście pojawiają się oznaki, że zainteresowanie własną mikroinstalacją PV powraca. Mimo drożejących kredytów na brak zleceń nie narzekają murarze i dekarze. W ich przypadku największym problemem (już od lat) są trudności z pozyskaniem do firmy wykwalifikowanych pracowników. Prawdziwe żniwa rozpoczynają się za to na rynku pomp ciepła, który w Polsce notuje największe przyrosty w skali światowej. To między innymi dzięki programowi Czyste Powietrze i Moje Ciepło, choć widmo zakazu sprzedaży kotłów na gaz też robi swoje. Zakaz ma wejść w życie wraz z końcem 2029 roku, ale kryzys weryfikuje nie tylko pomysły na prowadzenie własnej działalności gospodarczej. Teraz w UE nawet ten okropny węgiel wraca do łask. Gdy nic nie jest normalne i „trybi” inaczej niż dotychczas, także i my weryfikujemy nasze poglądy. Cenimy sobie wydania Fachowca Lubelskiego w wersji papierowej, ale nasz magazyn póki co będzie ukazywał się wyłącznie w wersji elektronicznej.
Elżbieta Amborska, ela@ihz.pl