4 minute read
O kominku ciepłe myśli
Skąd biorą się kominki? Zwykle z kominkowego salonu, gdzie w kulturalnych i – co teraz ważne – bezpiecznych warunkach można niektóre dotknąć lub zobaczyć „w akcji”. Z budowlanego marketu, gdzie i tak kupujemy większość materiałów wykończeniowych do domu. Od „złotej rączki”, czyli po prostu fachowca wszechstronnego, który wprawdzie salonu nie ma, ale wszystko umie i załatwia, poleconego przez sąsiada lub brata. Ze sklepu internetowego coraz częściej, ale zamówione online i dostarczone przez kuriera paczki ktoś musi zamienić w kominek. I tutaj możliwa jest zarówno ożywiona w czasach lockdownu opcja „zrób to sam”, jak też skorzystanie z pomocy „specjalisty” wspomnianego wyżej.
Wszystkie opisane warianty dotyczą finalnego etapu powstawania kominka, ale przecież od czegoś trzeba zacząć… gdzieś znaleźć inspirację. Zaczynało się więc od… podglądania sąsiada, który już był na etapie wykańczania, a jednym z urządzeń instalowanych był właśnie kominek. Czasami w efekcie takiego „kontaktu” powstawał kominek „taki sam”, a niekiedy nawet… droższy i bogatszy. A, jak! Zaczynało się od podpowiedzi projektanta lub projektantki, osoby zatrudnionej do ułatwienia ciężkiej pracy, jaką jest aranżacja własnego mieszkania lub domu. To on lub ona mieli ustalić, jaki kolor ścian ma być w sypialni, jakie płytki i kabina prysznicowa będą w łazience i jaki kominek będzie w salonie. Bo obowiązkowo kominek ma być! Niekiedy zaczynało się od przejrzenia Świata Kominków na lokalnych targach budowlanych.
Nasz magazyn, poza obecnością w kioskach i salonikach prasowych, od kilkunastu lat był także dostępny na prawie wszystkich krajowych imprezach, których namnożyło się wiele. Całe rodziny odwiedzały targi, aby z bliska zobaczyć nowoczesne rozwiązania, a często też znaleźć wykonawców. A jak już jesteśmy na targach, to ekspozycje firm kominkowych, których w kraju przybywało jak grzybów po deszczu, były jednymi z najchętniej odwiedzanych na tych imprezach.
Śmiało mogę powiedzieć, że okres od – powiedzmy – roku 1995 do roku 2015 to był CZAS KOMINKA. Każdy inwestor myślał o kominku i kominek był jednym z najbardziej pożądanych elementów wyposażenia domu, nr 1 na liście życzeń i marzeń. Panie odkrywały nową płomienną miłość, niekiedy nawet wzbudzając zazdrość swoich lekko zapomnianych partnerów. Panowie, dumni ze swoich gorących przyjaciół, przechwalali się nimi przed rodziną, znajomymi i kolegami z pracy… Liczyły się kilowaty, wymiary i kształty fasady, unoszone drzwiczki, tzw. gilotyna, i egzotyczne marmury obudowy.
Kominek stał się wyznacznikiem pozycji społecznej i ekonomicznej, a drewutnia – pełna dobrej jakości równo porąbanych szczap grabiny czy dębiny – wzbudzała większy podziw niż metaliczny lakier samochodu. Posiadanie kominka było również ekologiczne, a przygotowanie drewna do kominka – obok koszenia trawnika – stało się jednym z podstawowych hobby prawdziwego polskiego mężczyzny.
Z nostalgią wspominam moje 25 lat, kiedy prowadząc swoistą „agencję matrymonialną”, łączyłem w związki kominki i budowlanych inwestorów. Po latach muszę przyznać, że zdecydowana większość tych „gorących ” związków okazała się relacjami niezwykle trwałymi. I choć to wbrew korporacyjnym regułom, to z wieloma klientami kominkowymi utrzymuję do dzisiaj bliskie kontakty.
Było tak dobrze, tak pięknie i… początkowo niewinnie, gdy lokalnie rozpoczęły się działania tzw. antysmogowe. Nikt z kominkowej branży nie traktował tego jako zagrożenia, bo przecież kominki opalane odnawianym drewnem wydawały się nie do podważenia jako źródło ekologicznego i ekonomicznego ciepła oraz nieopisanej przyjemności. Oczywiście, również kominki, tak jak samochody, lodówki oraz żywność, podlegają ewolucji i są coraz bardziej ekologiczne. W wielu krajach, w tym w Niemczech czy Austrii, są wręcz nieodłącznym elementem strategii energetycznej.
Jednak w Polsce z niezrozumiałych do końca powodów (niektórzy nawet mówią wręcz o spisku), posługując się fałszywymi danymi, nieaktualnymi parametrami, a czasami zwyczajnym kłamstwem udało się zdeprecjonować drewno jako paliwo i obrzydzić kominki. Działania te prowadzone konsekwentnie, długofalowo i medialnie sprawiły, że stało się coś bardzo złego…
Już nie ruch drogowy, dymiące fabryki, spalany masowo węgiel, ale właśnie kominki i drewno stały się wrogiem publicznym. Polska branża kominkowa z dostawców przyjemności i ekologicznego ogrzewania została sprowadzona do roli trucicieli, a nawet współsprawców śmierci tysięcy ludzi…
Co najbardziej niepokojące, nie chodzi tutaj o „czyste powietrze” w sensie dosłownym, bo wszelkie fakty i pomiary temu przeczą, bo smog bywa nawet latem, a setki ton węgla dalej są importowane, sprzedawane i spalane.
To raczej jest „pranie mózgów” i czyszczenie ludzkiej pamięci z wszystkich pozytywnych informacji o korzyściach palenia drewnem i przyjemnościach posiadania udomowionego ognia. Działania te nie pozostały bez wpływu na lokalnych i centralnych decydentów, którzy wręcz bezkrytycznie „wycinają” kominki i drewno ze swoich programów, i na potencjalnych nabywców kominków. Nikt nie policzy, ile kominków nie powstało z tego powodu w ostatnich kilku latach, latach „walki” o tzw. czyste powietrze. W efekcie wiele osób pozbawionych pozytywnych skojarzeń (kominek-drewno-ciepło-bezpieczeństwo-przyjemność) nie przewiduje miejsca dla kominka w swoim domu. Coraz więcej deweloperów nie proponuje kominka swoim klientom. Coraz więcej architektów „zapomina” o kominie w nowych projektach. O kominkach przestało się rozmawiać w tzw. towarzystwie, bo podobno „trują” i są passe, i naraz przestały być ekologiczne! To nie jest film, to się dzieje tu i teraz!
Chociaż bardziej ekologiczne niż 20 lat temu, chociaż opalane odnawialnym i lokalnym drewnem, kominki znikają z projektów, znikają z polskich domów. Na szczęście nie wszyscy ulegli zafałszowanym emocjom i ogień w polskich domach wciąż się pali. Ogień przyjazny i ekologiczny.
Jednak trzeba być ostrożnym, aby kominki nie zniknęły całkowicie z naszych głów, gdzie w końcu wszystko co kominkowe ma swój początek. Nie słuchaj fałszywych proroków, którzy wieszczą koniec drewna i kominków, i nie ulegaj amnezji. Pomyśl ciepło o kominkach, a jeden z nich trafi do Twojego domu. Bo kominki powstają w… głowach.